9650
Szczegóły |
Tytuł |
9650 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9650 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9650 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9650 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janet Dailey
Przyrodnie siostry
Cz�� pierwsza
1
1 romienie s�o�ca przebija�y si� przez g�stwin� li�ci d�bu i muska�y stary nagrobek z marmuru zdobi�cy rodzinny gr�b Lawson�w. Wok� raz jeszcze zebrali si� uczestnicy ceremonii pogrzebowej, a po�wi�cona ziemia mia�a przy-j�� doczesne szcz�tki kolejnego Lawsona. W Huston chowano dzi� Roberta Deana Lawsona juniora, nazywanego przez wszystkich Deanem.
Abbie Lawson nie mog�a si� pogodzi� z nag�� �mierci� ojca. Policja orzek�a, �e to by� wypadek. W drodze z lotniska jecha� zbyt szybko i nie dostrzeg� zakr�tu. Abbie wiedzia�a, �e ojciec wraca� z podr�y handlowej do Los Angeles. Zgin�� na miejscu, zapewniono j� i jej matk�-jak gdyby dzi�ki temu �atwiej by�o si� pogodzi� ze strat�.
Abbie nigdy nie czu�a si� tak blisko zwi�zana z oj cem j ak w�a�nie teraz. Przez ca�e �ycie walczy�a o jego mi�o�� i zawsze siej ej wydawa�o, �e dzieli ich co�, co tylko Dean m�g� wyja�ni�. Ci�gle czu�a jaki� dystans nie do pokonania. Z pewno�ci� lubi� swoj� c�rk�, ale czyj� kocha�?
Zamy�lona oderwa�a wzrok od zamkni�tej, przystr�j onej ��tymi r�ami trumny i popatrzy�a po zgromadzonych uczestnikach uroczysto�ci. Nie by�o ich wprawdzie tak wielu, j ak przed dziewi�tnastu laty na pogrzebie jej dziadka, ale R.D. Lawson senior nale�a� przecie� do pionier�w przemys�u naftowego. By� tym, kt�ry w ci�kich latach odbudowy po wojnie domowej jeszcze pomno�y� rodzinny maj�tek.
�mia�y, kuty na cztery nogi, bardzo pewny siebie - takim Abbie pami�ta�a swojego dziadka. Mia�a osiem lat, kiedy umar�. S�dz�c po kr���cych anegdotach, musia� by� fascynuj�c� osobowo�ci�, ale r�wnie� cz�owie-
kiem, kt�remu nie brakowa�o surowo�ci. Si�a przebicia by�a niezb�dn� cech� m�czyzny w pionierskich dniach przemys�u naftowego.
Lawsonowie nie byli jednak milionerami naftowymi w �cis�ym znaczeniu tego okre�lenia. Pieni�dze przyni�s� im raczej patent na szlam wiertniczy -p�ynn� substancj� pompowan� do otworu wiertniczego w celu rozmi�kczenia ziemi, oczyszczenia otworu i utrzymywania sta�ego ci�nienia. W ko�cu lat dwudziestych, po wieloletniej pracy na wydajnych teksa�skich polach naftowych, Lawson senior wprowadzi� na rynek w�asn� mieszank� tego szlamu i stworzy� obracaj�ce milionami przedsi�biorstwo.
Po �mierci dziadka oraz sprzedaniu firmy przez ojca Abbie pozycja rodziny w Houston uleg�a zmianie. Lawsonowie nie nale�eli ju� do wielkich �wiata przemys�u naftowego. Jednak Dean, mimo swoich obowi�zk�w adwokata i odnosz�cego sukcesy hodowcy koni, nadal piel�gnowa� wieloletnie kontakty z by�ymi partnerami w interesach, tak wi�c rodzina wci�� jeszcze liczy�a si� w towarzyskich kr�gach miasta. Dlatego tak�e dzi� przyby�a na pogrzeb stosowna liczba prominent�w.
Dziwne, �e w takich chwilach w og�le si� rej estruje podobne sprawy, pomy�la�a Abbie. Nagle ockn�a si� z rozmy�la�, poniewa� k�tem oka dostrzeg�a jaki� ruch i odwr�ci�a si�. Stoj�ca obok niej matka ociera�a pod woalk��zy. Jednak zaintrygowa� j� i wywo�a� uczucie niepokoju widok m�odej kobiety stoj�cej w pobli�u grobowca, kobiety, kt�ra wydawa�a jej si� zdumiewaj�co znajoma. Podobie�stwo by�o tak uderzaj�ce, �e Abbie poblad�a z wra�enia. Wytr�cona z r�wnowagi nie mog�a oderwa� od niej oczu.
- M�dlmy si� - zaintonowa� ksi�dz. - O Panie, zgromadzili�my si�, by doczesne szcz�tki Twego s�ugi Deana Lawsona...
Abbie przys�uchiwa�a si�, nie rozumiej�c s��w. Nadal by�a odurzona widokiem m�odej kobiety. To niemo�liwe, to nie mo�e by� prawda, my�la�a. Ta druga opu�ci�a g�ow�. Lekki powiew poruszy� bujne, po�yskuj�ce, kasztanowe w�osy okalaj�ce jej twarz. By�y w dok�adnie takim samym odcieniu jak w�osy Abbie. Jeszcze bardziej wyprowadzi� j�jednak z r�wnowagi kolor oczu nieznajomej: promienny b��kit kr�lewski. Jej dziadek nazywa� go �b��kitem Lawson�w" i stale z dum� podkre�la�, �e oczy Lawson�w s� �bardziej b��kitne ni� teksa�skie chabry".
Abbie mia�a szczeg�lne uczucie -jakby w wadliwym lustrze widzia�a lekko zniekszta�cone w�asne odbicie. Mimowolnie dotkn�a swoich w�os�w, jak gdyby chcia�a si� upewni�, czy ci�gle jeszcze s� g�adko spi�te w elegancki w�ze� i nie spadaj �j ej swobodnie na ramiona jak w�osy nieznajomej. Kim ona mog�a by�?
Pytanie to nurtowa�o j � a� do chwili, gdy wymruczane ch�rem �amen" zasygnalizowa�o koniec uroczysto�ci pogrzebowych. Stoj�cy dotychczas
w bezruchu t�um zacz�� si� przemieszcza� i Abbie straci�a nieznajom� z oczu.
Kiedy ksi�dz zbli�a� si� do niej, by z�o�y� kondolencj e, Abbie troskliwie po�o�y�a r�k� na ramieniu matki, kieruj �c si� instynktem opieku�czym, kt�ry odczuwa�a wobec nadwra�liwej Babs Lawson. Takjak dlajej ojca, r�wnie� dla Abbie przyzwyczaj eniem sta�o si� izolowanie matki od wszelkich nieprzyj em-no�ci. Babs nie by�a stworzona do problem�w. Post�powa�a tak, jakby ich w og�le nie by�o, w nadziei, �e dzi�ki temu znikn� ze �wiata. Abbie natomiast odziedziczy�a dum� i nieugi�to�� Lawson�w i rzecz� oczywist� by�o dla niej stawianie czo�a wszystkim sytuacj om - tak j ak teraz. Nie mog�c usun�� z pami�ci wizerunku tej kobiety, przebiega�a oczami po twarzach stoj�cych wok� ludzi i tylko jednym uchem s�ucha�a wyraz�w wsp�czucia duchownego. Obca kobieta, tak do niej podobna, nie mog�a przecie� nagle znikn��. Gdzie� musia�a by�.
Szukaj�c pomocy, odruchowo zwr�ci�a si� do Benedykta Jab�o�skiego, jak czyni�a to przez prawie ca�e swoje �ycie. Ben by� ubrany w tweedo-wy garnitur, kt�ry mia� zapewne tyle samo lat co on. Czapk� z ma�ym daszkiem trzyma� w r�kach. Jego g�ste, zwykle niesforne siwe w�osy by�y g�adko zaczesane do ty�u i wygl�da�y niemal porz�dnie. Wiek pozostawi� g��bokie �lady na jego twarzy, jednak wci�� jeszcze bi�a od niego si�a i wra�enie solidno�ci. Nic nie mog�o go wyprowadzi� z r�wnowagi. Nie by�o to dziwne, je�eli si� wiedzia�o, co prze�y� podczas wojny w ojczystej Polsce pod okupacj� niemieck�, a potem pod Sowietami.
Ben nale�a� do rodziny od kiedy Abbie mog�a si�gn�� pami�ci�. Przyby� do nich zapewne w�wczas, kiedy jej dziadek zapocz�tkowa� hodowl� koni arabskich. Od tej pory by� dla Abbie jakby drugim ojcem. ��czy�a ich nie tylko wsp�lna mi�o�� do koni. By� r�wnie� cz�owiekiem, kt�ry zawsze stara� si� jej pom�c. Ju� jako dziecko zwraca�a si� do niego ze swoimi problemami i pytaniami.
Ten powa�ny m�czyzna, kt�ry rzadko si� �mia�, spojrza� teraz na ni� przelotnie i odczyta� jej gesty tak samo trafnie jak ruchy �rebi�t, kt�rymi si� opiekowa�.
- Co si� sta�o? - zapyta� z twardym, polskim akcentem.
- Widzia�e� kobiet�, kt�ra sta�a przedtem ko�o nagrobka?
- Nie. Kto to by�?
- Nie wiem. - Abbie zmarszczy�a czo�o i znowu powiod�a wzrokiem po zgromadzonych. Wiedzia�a, �e si� nie pomyli�a. Nieobecna duchem, wyg�adza�a sw�j czarny kostium od Chanel. Zdecydowana odszuka� nieznajom�, odwr�ci�a si� do Bena i powiedzia�a:
- Ben, zosta� przy matce.
Dobrze.
Abbie, nie namy�laj�c si�, zostawi�a matk� sam� i ruszy�a przez t�um przyby�ych na pogrzeb. �ciska�a d�onie, kiwa�a g�ow�, wys�uchiwa�a wyraz�w wsp�czucia, zmusza�a si� do lekkich u�miech�w, p�g�osem udziela�a stosownych odpowiedzi, nie przerywaj �c przy tym poszukiwa�.
Ju� chcia�a zrezygnowa�, kiedy zobaczy�a nieznaj orn� st�j �c� na skraju t�umu. Znowu uderzy�o j�niezwyk�e podobie�stwo. Kobieta rozmawia�a z siwow�os� Mary Jo Anderson, sekretark� ojca, kt�ra od lat w�a�ciwie samodzielnie prowadzi�a jego praktyk� adwokack�.
Zszokowana i speszona Abbie wlepi�a w nie wzrok. Co Mary Jo mia�a z ni� wsp�lnego? Czy zna�a t� osob�?
Kto� mocno obj �� j ej rami� i us�ysza�a niski, m�ski g�os:
- Miss Lawson? Wszystko w porz�dku?
- S�ucham? - Zaskoczona Abbie patrzy�a na wysokiego, ciemnow�osego m�czyzn�. Wci�� trzyma� j� za rami�.
- Zapyta�em, czy wszystko w porz�dku. - Jeden koniec ciemnych w�s�w uni�s� si� w lekkim u�miechu, kiedy m�czyzna patrzy� na ni� uwa�nie przymru�onymi oczami.
- Ja... czuj� si� dobrze - powiedzia�a, pr�buj�c doj�� do siebie. Wydawa� j ej si� znaj omy.
Z przechylon� na bok g�ow� spogl�da� na ni� z niedowierzaniem, zanim j�pu�ci�.
- Wcale pani tak nie wygl�da. Prawd� m�wi�c, przed chwil� wygl�da�a pani okropnie, miss Lawson.
Jego s�owa sprawi�y, �e Abbie skupi�a na nim ca�� uwag�. Jednocze�nie nasili�o si� wra�enie, �e ju� go gdzie� spotka�a.
- Ale� nie, nic mi nie jest. Dzi�kuj� za pa�sk� troskliwo��... - przerwa�a, poniewa� nie wiedzia�a, jak si� do niego zwraca�.
- Wilder. MacCrea Wilder. -Nazwisko nic jej nie m�wi�o. Chyba to wyczu�, bo doda�: - Ostatniej wiosny widzieli�my si� w biurze pani oj ca.
Nagle sobie przypomnia�a. Widzia�a go siedz�cego w du�ym sk�rzanym fotelu w prywatnym biurze ojca. Przypomnia�a sobie r�wnie�, jak bardzo go zdenerwowa�o jej nie zapowiedziane wtargni�cie. Wtedy mia� na sobie koszul� khaki z rozpi�tym ko�nierzem i podwini�tymi r�kawami. Pami�ta�a, �e zwr�ci�a uwag� na jego muskularne r�ce, g�adk�, opalon� sk�r� i szerokie ramiona.
Ale by�o co� jeszcze. Abbie, marszcz�c czo�o, pr�bowa�a to sobie przypomnie�.
- Ropa naftowa! - Z aromatem tytoniu fajkowego ojca zmiesza� si� zapach p�l naftowych. - Rozmawia� pan z moim oj cem o ropie naf- towej.
10
- Po�rednio. Pochlebia mi, �e pani to jeszcze pami�ta.
- Tak? - Nie wygl�da�o na to, �eby komplementy wywiera�y na nim wra�enie.
- Ja natomiast przypominam sobie, �e tego dnia uprawomocni� si� pani rozw�d i chcia�a pani to uczci� ze swoim ojcem...
- Ach, pami�ta pan to j eszcze? - Abbie nie lubi�a wspomina� swego ma��e�stwa z Christopherem Johnem Atwellem. Trwa�o sze�� lat - sze�� katastrofalnych lat. Potem wyst�pi�a o rozw�d, wprowadzi�a si� z powrotem do domu rodzic�w i wr�ci�a do panie�skiego nazwiska. W jej �yciu by�y pewne sprawy, kt�rych �a�owa�a. Ale koniec jej ma��e�stwa do nich nie nale�a�.
Spojrza�a na MacCre� Wildera z rozbudzonym na nowo zainteresowaniem, zdumiona, �e tak dobrze j� pami�ta�. Po raz pierwszy od otrzymania wiadomo�ci o �mierci ojca czu�a, �e znowu budzi si� w niej �ycie.
MacCrea spojrza� na trumn� z mosi�nymi okuciami.
- Chcia�bym pani powiedzie�, j ak mi przykro z powodu �mierci oj ca. Abbie nie podoba�o si�, �e przeszed� do oklepanych zwrot�w, a ona
do tak samo oklepanych odpowiedzi.
- Dzi�kuj � za pa�skie wsp�czucie.
Jeszcze nie odszed�, a ju� �a�owa�a, �e musz� si� rozsta�, ale nie by�o czasu na zastanawianie si� nad tym. Abbie znowu ruszy�a przez t�um, poszukuj�c wzrokiem nieznajomej i zadaj�c sobie pytanie, kim ona mog�a by�.
Rachel Farr obserwowa�a Abbie z pewnej odleg�o�ci. Dok�adnie odnotowa�a, z jak� gracj� i pewno�ci� siebie porusza�a si� w�r�d zgromadzonych na pogrzebie. Upa� i wilgotno�� powietrza nawet w najmniej szym stopniu nie dokucza�y j ej tak, j ak dawa�y si� we znaki Rachel. Na upa� by�a przygotowana, ale nie na tak� wilgo�.
Spojrza�a na czerwon� r��, kt�r� trzyma�a w r�ku. Jedwabiste p�atki ju� wi�d�y. Chcia�a po�o�y� j� na trumnie Deana, ale ba�a si� uczyni� ten prosty gest.
Poprzedniego wieczoru nie odwa�y�a si� p�j�� do zak�adu pogrzebowego, a dzisiaj podczas mszy za zmar�ego zosta�a przed ko�cio�em, bo obawia�a si� reakcji rodziny. W ko�cu uda�a si� za procesj� luksusowych limuzyn na cmentarz po�o�ony na obrze�ach miasta.
Ca�y czas my�la�a o tym, �e nikt by jej nie zawiadomi� o �mierci Deana, gdyby nie jego sekretarka. Tygodnie, a nawet miesi�ce by up�yn�y, zanim by si� o tym dowiedzia�a. Kiedy pr�bowa�a wyrazi� pani Anderson swoj� wdzi�czno��, wyczu�a, �e jej pojawienie si� by�o dla niej nieprzyjemne.
To nie sprawiedliwe. Ona tak�e kocha�a Deana. Jego rodzina powinna zrozumie�, �e r�wnie� ona ponios�a strat� i mia�a prawo do smutku. Przemo-
11
g�a si� i z wysoko podniesion�g�ow�podesz�a do otwartego grobu. Trumny jeszcze nie opuszczono. Rachel zatrzyma�a si� obok i z wahaniem po�o�y�a na niej czerwon� r��. Kwiat wygl�da� tak ubogo i niestosownie, �e zbiera�o jej si� na p�acz. Mrugaj�c, pr�bowa�a powstrzyma� �zy i zanim si� odwr�ci�a, w ge�cie ostatniego po�egnania musn�a palcami brzeg trumny.
Kiedy podnios�a wzrok, zobaczy�a oddalon� o kilka krok�w Abbie, spogl�daj�c� na ni�podekscytowanym i uwa�nym wzrokiem. Przez u�amek sekundy Rachel chcia�a uciec, jakby czu�a si� winna. Potem jednak zebra�a ca�� odwag�, wysun�a hardo szcz�k� i ruszy�a w tym samym momencie co Abbie.
Spotka�y si� w po�owie drogi. Abbie przem�wi�a pierwsza.
- Kim pani jest? Czyj a pani� znam?
Mia�a t� sam� intonacj� g�osu co Dean. Rachel by�a o ponad dziesi�� centymetr�w wy�sza od Abbie, ale to wcale nie dawa�o jej uczucia przewagi. Czu�a si� raczej niezr�cznie i nieporadnie.
- Jestem Rachel Farr z Los Angeles.
- Z Los Angeles? - Abbie jeszcze bardziej �ci�gn�a brwi. - Tatu� w�a�nie stamt�d wraca�, a wi�c...
- Wiem. - To, �e Abbie nie mia�a poj�cia, kim ona jest, wywo�a�o w Rachel rozgoryczenie. - Dean zawsze m�wi�, �e jeste�my do siebie bardzo podobne. Mia� racj�.
- Kim pani j est? Pod Abbie ugi�y si� kolana.
- Jestem jego c�rk�. Przestraszona Abbie cofn�a si�.
- Niemo�liwe! Jajestemjego c�rk�, jego jedynym dzieckiem.
- Nie, pani jest...
Abbie nie chcia�a jednak s�ucha� tego potwornego k�amstwa.
- Nie wiem, kim pani j est i co pani tu robi - powiedzia�a przyt�umionym g�osem -je�eli jednak pani natychmiast nie zniknie, postaram si�, by kto� pani w tym pom�g�.
12
Kac
achel, p�acz�c, przeciska�a si� przez t�um. Gorzko �a�owa�a, �e przysz�a na pogrzeb. To by� b��d - ogromny b��d.
Czego innego mog�a jednak oczekiwa�? Czy mog�a si� spodziewa�, �e Abbie j� obejmie i po wita jak utracon� siostr�? Czy mog�a mie� nadziej�, �e teraz wreszcie stanie si� cz�onkiem rodziny, mieszkank� River Bend?
Rachel ju� od dawna mia�a zwyczaj poszukiwania w gazetach i magazynach informacji o swoim ojcu, kt�rego tak rzadko widywa�a. Co robi�, kiedy nie by� u niej ? Gdzie �y�? Jak �y�? Zdj �cia River Bend, domu Lawson�w, ukazywa�y si� w czasopismach, najcz�ciej w specjalistycznych magazynach dla mi�o�nik�w koni arabskich, ale tak�e w magazynach towarzyskich. Rachel widzia�a niezliczone fotografie Abbie na wspania�ych arabach, najcz�ciej razem z Deanem, kt�ry dumnie trzyma� cugle.
Ogl�da�a zdj�cia rodzinnej siedziby w wiktoria�skim stylu oraz �ony Deana i c�rki na wystawnych przyj�ciach i balach. O debiucie Abbie czyta�a na kolumnach towarzyskich housto�skich gazet. Pi�kna i ch�odna Abbie -tak do niej podobna, �e a� bola�o. Niezno�na by�a my�l ojej podr�ach z Deanem do Anglii, do Europy i na �rodkowy Wsch�d. Ona sama nie by�a ze swoim ojcem dalej ni� w Disneylandzie i w Catalinie.
�wiadomo��, �e Abbie zawsze mia�a Deana dla siebie, przez ca�e �ycie budzi�a w niej zawi��. By� na miejscu, by wieczorami zanosi� j� do ��ka. By� z ni� w ka�de �wi�to, w ka�dy dzie� Bo�ego Narodzenia, gdy wstawa�a z ��ka. Towarzyszy� jej przy ka�dej wa�nej okazji, podczas gdy Rachel po �mierci swojej matki mog�a uwa�a� si� za szcz�liw�, je�eli widzia�a go cztery razy w roku. By�o oczywiste, z kim wola� by� i kogo kocha�. Rachel cz�sto zadawa�a sobie pytanie, czy kiedykolwiek by�a dla niego kim� wi�cej ni� przykrym ci�arem, niepo��dan� komplikacj�.
B�l i rozgoryczenie, kt�re, jak s�dzi�a, uda�o si� jej przezwyci�y�, wr�ci�y znowu. Po uko�czeniu uniwersytetu pr�bowa�a urz�dzi� sobie �ycie bez Deana. Dosta�a dobr� prac� w du�ej firmie reklamowej w Los Angeles. Mia�a przed sob� wielce obiecuj�c� przysz�o�� w zawodzie grafika. Dzi� jednak ponownie si� otworzy�y wszystkie stare rany. B�l tkwi� g��boko -g��biej ni� przedtem.
Sz�a wzd�u� parkingu w poszukiwaniu wypo�yczonego samochodu. Kiedy go odnalaz�a, zatrzyma�a si� obok niej elegancka, d�uga, czarna limuzyna. Wyskoczy� z niej kierowca w liberii i otworzy� tylne drzwi. Nieobecna duchem Rachel przygl�da�a si�, j ak z limuzyny wysiada siwow�osy m�czyzna.
13
Po kilku s�owach rozmowy z szoferem podszed� do Rachel. M�g� mie� czterdzie�ci pi�� lat - tyle samo co Dean i tak j ak u Deana w k�cikach oczu rysowa�y mu si� ma�e zmarszczki, kiedy si� u�miecha�.
- Jak si� pani czuj e? - zapyta� z lekkim u�miechem.
Ciep�o i szczero�� jego g�osu �wiadczy�y, �e pytanie by�o czym� wi�cej ni� tylko grzeczno�ciowym zwrotem. Rachel przestraszy�a si�, kiedy w nast�pnej sekundzie wymieni�a z nim u�cisk d�oni.
- Dzi�kuj�, dobrze.
Szybko wytar�a �zy z policzk�w. Musia�a okropnie wygl�da� z zaczerwienionymi i zap�akanymi oczami, jednakjego dobroduszne spojrzenie �wiadczy�o, �e by� zbyt taktowny, by co� takiego zauwa�y�.
- Uroczysto�� ju� si� sko�czy�a, prawda? - zapyta�. - Bardzo mi przykro, �e si� sp�ni�em, ale...
Przerwa�, marszcz�c czo�o.
- Przepraszam pani�, ale pani nie j est Abbie...
- Nie. -Zrani�o j�to, �e niechc�cy powi�kszy� dystans mi�dzy nimi.
- Jest pani zapewne c�rk� Caroliny - us�ysza�a, kiedy ju� si� odwr�ci�a, by odej��. Zatrzyma�a si�. �zy wdzi�czno�ci nap�yn�y jej do oczu. Przynajmniej onjedenj�rozpozna�, on jeden wiedzia�, jak ci�kiej straty dozna�a.
- Pan... zna� moj� matk�?
- Tak. - Pe�en zrozumienia u�miech wyczarowa� zmarszczki w k�cikach oczu. - Pani ma na imi� Rachel, je�li si� nie myl�?
- Tak. - Po raz pierwszy tego dnia u�miechn�a si�. By�a tak przyt�oczona wra�eniami, �e wi�cej nie zdo�a�a z siebie wydoby�. -A jak pan si� nazywa?
- Przepraszam. My�la�em, �e pani mnie zna. Jestem Lane Canfield.
- Pan Canfield. Tak, Dean cz�sto i ch�tnie o panu m�wi�. Bardzo pana ceni�.
O Lanie Canfieldzie m�wiono, �e nale�y do niego p� Teksasu, a o-drugiej po�owie nie warto nawet m�wi�. Rachel czyta�a, �e jego maj�tek by� ogromny, a udzia�y bardzo r�norodne, od nieruchomo�ci poprzez luksusowe hotele po instalacje petrochemiczne.
- Ja te� go ceni�em - odpar�. - Dean by� interesuj�cym cz�owiekiem i wiernym przyjacielem. Wielu ludziom b�dzie go bardzo brakowa�o.
- Tak - skin�a g�ow�.
- Wci�� pani mieszka w Los Angeles? - ostro�nie skierowa� rozmow� na mniej dra�liwe tematy.
- Tak. W�a�nie mnie odwiedzi�. Jego samolot wystartowa� z op�nieniem i zapewne chcia� je nadrobi� w drodze do domu... kiedy zdarzy� si� wypadek.
14
Do domu, do Abbie, do c�rki, kt�r� kocha�.
- Zostanie pani d�u�ej w Houston? Mo�e powinni�my p�j�� razem do restauracji? My�l�, �e Dean popar�by ten pomys�, nie s�dzi pani? Gdzie pani mieszka?
- W Holiday Inn - odpar�a bezwiednie Rachel.
- Jutro do pani zadzwoni�. Dobrze.
Rachel po�egna�a si� i zr�cznie manewruj�c samochodem, wyjecha�a na ulic�. Lane spogl�da� za ni� w zamy�leniu. Podobie�stwo mi�dzy ojcem i c�rk� by�o uderzaj�ce. Rachel by�a wysoka i szczup�a jak Dean i odziedziczy�a jego g�ste ciemne w�osy oraz promienne, niebieskie oczy. Uczuciowa i wra�liwa - tak, by�a do Deana bardzo podobna.
Abbie jak lunatyczka przeciska�a si� przez zwarty t�um. Szuka�a matki, �eby nam�wi� j� do odej�cia. Nie mog�a dopu�ci�, by matka zobaczy�a t� kobiet�, kt�ra twierdzi�a... Wszystko jedno, co twierdzi�a. Ju� sam pomys� by� �mieszny i absurdalny. To musia�a by� j aka� wariatka.
W samochodzie, kt�ry w ��wim tempie posuwa� si� po w�skiej, zapchanej innymi autami drodze, spojrza�a ukradkiem na matk�. Babs, jakj� wszyscy nazywali, by�a dok�adnym przeciwie�stwem Deana. Niezwykle gadatliwa, mog�a przeskakiwa� z tematu na temat i godzinami papla�, nie m�wi�c przy tym nic konkretnego. Ca�e jej �ycie by�o jednym nie ko�cz�cym si� pasmem przyj��. Przyj��, na kt�rych r�wnie ch�tnie wyst�powa�a w roli go�cia, jak i gospodyni.
Abbie cz�sto mia�a wra�enie, �e nie by�o chyba dwojga ludzi, kt�rzy tak by si� od siebie r�nili jak jej rodzice. A jednak Babs uwielbia�a Deana i sama nie podejmowa�a �adnej, nawet b�ahej decyzji. Jej wiara w niego by�a niewzruszona. Wszystko, co robi�, by�o doskona�e.
Nie wszystko, pomy�la�a Abbie i przypomnia�a sobie spory toczone za zamkni�tymi drzwiami. Ostry g�os matki, �kanie, w�ciek��, zdecydowan� i zarazem bolesn� min� oj ca, kiedy wychodzi�. Matka zawsze w�wczas zostawa�a w pokoju, czasem ca�ymi godzinami. Potem poj awia�a si� blada, wyczerpana i niezwykle ma�om�wna. Najwcze�niejsze wspomnienia by�y mgliste, Abbie mia�a jednak wra�enie, �e w tych sprzeczkach zawsze chodzi�o o to samo - i �e zawsze mia�y one zwi�zek z cz�stymi wyjazdami ojca w interesach do Kalifornii. Kiedy� zaproponowa�a matce, by towarzyszy�a mu do Los Angeles. By�a ju� w�wczas studentk� uniwersytetu.
- Dlaczego zostaj esz sama w tym ogromnym domu? - argumentowa�a. - By�aby to dla ciebie idealna okazja, �eby podr�owa� razem z tatu-siem.
Jeszcze dzi� pami�ta zduszone, ale �elazne �nie" matki.
15
-Nienawidz� Kalifornii - doda�a Babs z niezwyk�� gorycz�.
- Ale przecie� nigdy tam nie by�a�.
- I nigdy nie pojad�.
Babs zmieni�a nagle temat i Abbie poczu�a, �e dalsze naciskanie by�oby bezsensowne. Matka nie chcia�a o tym rozmawia�, to by�o oczywiste. Teraz Abbie zadawa�a sobie pytanie, j aka mog�a by� tego przyczyna.
Ta Rachel powiedzia�a, �e pochodzi z Los Angeles, przypomnia�a sobie Abbie. To oczywi�cie czysty przypadek - tak samo, jak uderzaj�cy b��kit jej oczu. Z nag�ym uczuciem niesmaku Abbie zmarszczy�a czo�o, prze�ladowana wspomnieniem, j ak patrzy� na ni� oj ciec, kiedy my�la�, �e nie jest obserwowany. Z cieniem skruchy i b�lu, z trosk�i �alem. Oczami, kt�re by�y tak samo b��kitne, jak jej - i jak oczy tej Rachel.
Zawsze s�dzi�a, �e ojciec tak siej ej przygl�da, poniewa� chcia�by, �eby by�a ch�opcem. Kt�ry bowiem m�czyzna nie �yczy�by sobie syna, kt�remu m�g�by przekaza� nazwisko rodowe i tradycj�? Stara� si� j� kocha�, a ona rozpaczliwie pr�bowa�a zdoby� jego mi�o��, co nigdy do ko�ca jej si� nie uda�o. A mo�e wyobra�a�a sobie co� przeciwnego? Mo�e wcale nie chodzi�o o to, �e marzy� o synu? Mo�e by� zwi�zany z inn� kobiet�? Czy Rachel Farr by�a owocem tego zwi�zku? Czy by�o to rzeczywi�cie tak niedorzeczne, jak z pocz�tku s�dzi�a?
W jej pami�ci pojawia�y si� strz�py wspomnie�, kt�re dot�d mo�na by�o lekcewa�y� jako zwyk�y splot okoliczno�ci. Przypadkowo us�yszane fragmenty k��tni rodzic�w, systematyczne loty Deana do Los Angeles, cztery, pi�� razy w roku, spos�b, w jaki zwyk� si� jej przygl�da�, tak jak gdyby widzia� kogo� innego - rzeczy, kt�rych nigdy nie traktowa�a j ako poj edyn-czych element�w tej samej uk�adanki, zacz�y si� teraz uk�ada� w logiczn� ca�o��. Czy tylko gra� rol� kochaj �cego m�a i oj ca? Czy przez te wszystkie lata ukrywa� w Los Angeles drugie dziecko?
�wiat Abbie stan�� nagle na g�owie i zadr�a� w posadach. Wszystko, w co wierzy�a, co uwa�a�a za prawdziwe, sta�o si� w�tpliwe. Przez wszystkie te lata my�la�a, �e zna oj ca. Teraz mia�a uczucie, �e zawsze by� obcy. Czy kiedykolwiek rzeczywi�cie kocha� jej matk�-alboj�, swoj�c�rk�?
- Abbie, popatrz! - zawo�a�a matka. Abbie zdr�twia�a, przekonana, �e matka dostrzeg�a Rachel Farr. - To przecie� Lane Canfield!
Abbie podnios�a g�ow� i zobaczy�a, �e na parkingu Rachel �egna si� z Lane'em Canfieldem i wsiada do swojego samochodu. Matka mog�a widzie� ju� tylko jej plecy. Dlaczego najlepszy przyjaciel ojca rozmawia� z Rachel Farr? S�dz�c po jego zachowaniu, zna� j�. Je�eli zgadza�o si� to, co twierdzi�a Rachel, to Lane zosta� zapewne we wszystko wtajemniczony. Wniosek ten nasun�� si� z j eszcze wi�ksz� si��, kiedy Abbie przypomnia�a
16
sobie, �e ojciec powierzy� Canfieldowi rol� wykonawcy swojego testamentu.
- To Lane. - Matka nacisn�a d�wigni� automatycznie opuszczaj�c� szyb�. Do samochodu wdar� si� skwar czerwcowego popo�udnia. - Lane! Lane Canfield!
Lane, us�yszawszy swoje nazwisko, odwr�ci� si� i podszed� do niej, by si� przywita�.
- Babs, bardzo mi przykro, �e nie mog�em przyj �� wcze�niej. By�em za granic� i dopiero wczoraj dotar�a do mnie informacja o... o wypadku. Wtedy wr�ci�em tak szybko, jak tylko by�o to mo�liwe. - Uj�� serdecznie i ciep�o jej d�o�.
- Najwa�niejsze, �e jeste�. Pojedziesz chyba z nami do domu?
- Oczywi�cie. Przepraszam na chwil�.
Wyda� swojemu kierowcy kilka polece� i wsiad� do ich samochodu. Abbie zauwa�y�a, j ak badawczo j ej si� przygl�da�, j ak rej estrowa� ka�dy szczeg� jej wygl�du i bez w�tpienia por�wnywa� z Rachel. Wydawa�o si�, �e podobie�stwo obu kobiet nie dziwi�o go w najmniej szym stopniu - naj -wyra�niej nie by�o dla niego nieoczekiwane.
- Lane, zostaniesz na obiedzie? B�d�Ramseyowie i Colesowie, a tak�e obieca�o wpa�� par� innych os�b. Ch�tnie widzieliby�my ci� dzi� u nas -powiedzia�a Babs natarczywym tonem.
- Bardzo ch�tnie. - Lane z trudem koncentrowa� uwag� na wdowie po Deanie, ci�gle jeszcze atrakcyjnej, czterdziestoo�mioletniej kobiecie. -Niestety, nie b�d� m�g� d�ugo zosta�. Jeszcze dzi� musz� wr�ci� do miasta. Interesy.
- Rozumiem - g�os Babs zadr�a�. Przez chwil� wydawa�o si�, �e wybuchnie p�aczem, ale dzielnie zapanowa�a nad emocjami i zwr�ci�a si� do Abbie: - Lane by� �wiadkiem na naszym �lubie. Ale to ju� przecie� wiesz.
- Tak, mamo.
Babs westchn�a melancholijnie.
- Czy pami�tasz jeszcze, Lane, jak nasz samoch�d nie chcia� zapali�? Dean musia� si� godzin� m�czy� z silnikiem. Chcieli�my przecie� poj echa� tym samochodem w nasz� podr� po�lubn�...
- Brakowa�o wtedy chyba paru cz�ci - odpar� Lane. Pami�ta� dok�adnie, jak razem z przyjaci�mi uczynili samoch�d Deana niezdolnym do jazdy.
- Nic dziwnego - powiedzia�a Babs ze �miechem, kt�ry wci�� j eszcze dzia�a� zara�liwie. - Chyba da�e� nam wtedy w�asny samoch�d.
- Tak - potwierdzi� Lane i j ego my�li wr�ci�y do tego dawno ju� minionego dnia.
2 - Przyrodnie siostry J y
3
'o River Bend, kt�re z tej okazji l�ni�o biel�, go�cie przybywali na d�ugo przed maj �c� si� odby� w ogrodzie ceremoni� za�lubin. Okaza�y dom rodzinny, ogrodzenie z artystycznie powycinanych sztachet, przyozdobiona ornamentami weranda - wszystko, co nale�a�o do tej posiad�o�ci, czy to stodo�a, czy ogrodzenie, b�yszcza�o �wie�� farb�. Nie oszcz�dzano na wydatkach - nawet mech hiszpa�ski na drzewach spryskano srebrnym proszkiem. Nie by�o �adnych w�tpliwo�ci, �e R.D. Lawson z ca�ego serca aprobowa� o�enek swego syna Deana z Barbar� Ellen Torrence, pochodz�c� ze starej teksa�skiej rodziny. Torrence'owie uchodzili za rodzin� arystokratyczn�, mimo �e mieli spore d�ugi na skutek krachu gie�dowego w 1929 roku.
River Bend, po�o�one nad Brazos River, nieca�e trzydzie�ci kilometr�w na po�udniowy zach�d od centrum Houston, otoczone by�o z trzech stron ziemi�uprawn� i polami ry�owymi, r�wninn� preri�, na kt�rej tylko gdzieniegdzie sta�y zabudowania farmerskie lub pojedyncze drzewa. Ale na stu akrach nale��cych do River Bend ros�y grube i wysokie d�by, orzeszniki i topole. Tworzy�y one nad rzek� g�ste lasy z wysoko stercz�cymi olbrzymimi drzewami, poro�ni�tymi delikatnymi jakkoronka splotami dzikiego wina.
Oddalony od g��wnej drogi, niemal zupe�nie skryty za drzewami, sta� g��wny budynek, wspania�y wiktoria�ski dom z czternastoma pokojami. Kiedy� stanowi� serce tysi�cakrowej plantacji, kt�r� za�o�y� w ko�cu lat dwudziestych ubieg�ego wieku Bartholomew Lawson, plantator bawe�ny z po�udniowych stan�w.
River Bend prosperowa�o prawie p� wieku. Dopiero po wojnie secesyjnej i zniesieniu niewolnictwa wszystko si� zmieni�o. W latach rekonstruk-cji du�e cz�ci plantacji trzeba by�o sprzeda� w celu sp�acenia zaleg�ych podatk�w i d�ug�w. Kiedy R.D. przyszed� na prze�omie stuleci na �wiat, w posiadaniu rodziny znajdowa�o si� ju� tylko trzysta akr�w z dawnej plantacji. Dom s�u�y�jako stodo�a, a otaczaj�cy go trawnik i zagajnik orzesznik�w -jako pastwisko dla byd�a i �wi�. R.D. mieszka� z rodzicami w domu przeznaczonym dla nadzorcy i jego rodziny.
W wieku pi�tnastu lat R.D. pracowa� ju� na polach naftowych. W tym czasie mo�na tam by�o zrobi� wielkie pieni�dze. Najpierw pracowa� przy samych otworach wiertniczych, dopiero potem trafi� na platform�, gdzie nadzorowa� sprz�t wiertniczy. W ci�gu kilku lat wykonywa� wszystkie mo�liwe zaj�cia przy wie�y wiertniczej.
18
By�y to dzikie i nieposkromione lata boomu naftowego. Rozpocz�cie eksploatacji �r�d�a ropy naftowej wymaga�o w�wczas niewielkiego kapita�u i niewielkiej wiedzy fachowej. Przy poszukiwaniu teren�w na pr�bne odwierty zdawano si� na �lepy przypadek, poniewa� jedyn� pewn� metod� stwierdzenia, czy w danym miejscu znajdowa�a si� ropa naftowa, by�o po prostu wiercenie. R.D. wielokrotnie pr�bowa� zdoby� pieni�dze, by rozpocz�� wiercenia na w�asn� r�k�. Spotka� j ednak zbyt wielu poszukiwaczy ropy naftowej, kt�rzy w jednym roku zgarniali pieni�dze po to, by w nast�pnym znowu je straci� na paru nie trafionych odwiertach. Jedynymi, kt�rzy obok wielkich towarzystw naftowych stale zarabiali pieni�dze, byli producenci materia��w i urz�dze�.
R.D. skierowa� wi�c sw�j �uwag� na stosowany przy wierceniach szlam wiertniczy. Po sze�ciu latach pracy na polach naftowych pozna� dok�adnie jego r�norodne funkcje. Szlam nie tylko rozmi�kcza� warstw� ska�, przez kt�r� przechodzi�o wiert�o, nie tylko wydobywa� z odwiertu urobek i chroni� otw�r przed zawaleniem si�. Je�eli mia� odpowiedni ci�ar w�a�ciwy, w�wczas wywiera� wi�kszy nacisk na gaz, na rop� naftow� czy na ka�d� formacj � wodn� i zapobiega� w ten spos�b erupcj i �r�d�a.
R.D. zacz�� eksperymentowa� z r�nymi mieszankami i dodatkami. W 1922 roku sporz�dzi� wreszcie mieszank�, kt�ra przynios�a mu sukces. W tym samym roku, w wypadku podczas jazdy konnej, zgin�� jego ojciec.
R.D. stan�� teraz w River Bend przed trudn� decyzj�. Jego matka, Abi-gail Louise Lawson, zwana Abbie Lou, nie mog�a sama prowadzi� farmy, a na pomoc nie mogli sobie pozwoli�. Zdecydowany uczyni� to, co nale�y, pozosta�, by dalej gospodarowa� w River Bend i kontynuowa� tradycj� przodk�w. O�eni� si� z Helen, dziewczyn� z s�siedztwa i rok po �lubie przyszed� na �wiat Robert Dean Lawson junior. R.D. powinien by� teraz szcz�liwy: mia� syna, urocz� �on�, dom i farm�, z kt�rej dochody wystarcza�y na �ycie. Trzy lata usi�owa� sobie wm�wi�, �e nie powinno si� wymaga� wi�cej, a jednak szlam wiertniczy pozosta� dla niego niedoko�czonym tematem.
Abbie Lou Lawson dostrzega�a niezadowolenie syna. Pewnego wieczoru wyst�pi�a z propozycj�, kt�ra stwarza�a mo�liwo�� realizacji jego marzenia. Oko�o dwustu akr�w ziemi uprawnej postanowiono sprzeda�, a reszta mia�a zosta� w posiadaniu rodziny. Utrzymanie starego domu by�o tak kosztowne, �e nikt by go nie kupi�, a sto akr�w ��ki przynosi�oby niewielki zysk. Doch�d ze sprzeda�y mia� by� przeznaczony na utrzymanie, ale tak�e zapewni� kapita� umo�liwiaj �cy rozpocz�cie produkcji szlamu. Ona sama chcia�a prowadzi� ksi�gi, tak jak to ju� robi�a na farmie.
19
Plan ten zrealizowano w ci�gu kwarta�u. R.D. opatentowa� wynalazek i zacz�� sprzedawa� swoje wyroby, w�druj�c po polach naftowych i odwiedzaj�c prowadz�cych wiercenia. Na pocz�tku jego rewolucyjne pomys�y spotka�y si� z niewielkim zainteresowaniem. Sytuacj� pogorszy� j eszcze krach na gie�dzie i �mier� jego �ony. Kilka razy by� ju� bliski rezygnacji, ale matka nie dopu�ci�a do tego. Zach�ca�a go do rozbudowy przedsi�biorstwa, do urz�dzenia laboratorium, zajmuj�cego si� badaniem nowych produkt�w i urz�dze�, oraz do zatrudnienia przedstawicieli sprzedaj�cych firmowe produkty i informuj�cych poszukiwaczy ropy naftowej o sposobie ich u�ywania. Nawet je�eli �wiat prze�ywa� faz� depresji gospodarczej, to przemys� naftowy nie by� ni� dotkni�ty. Nie min�o nawet dziesi�� lat, kiedy na li�cie p�ac Lawsona znalaz�o si� siedemdziesi�t os�b. R.D. zacz�� kupowa� mniejsze firmy, przejmowa� ich patenty, czterokrotnie powi�kszy� swoje przedsi�biorstwo i nagle sta� si� wielokrotnym milionerem.
Wszystko to zawdzi�cza� kobiecie, kt�ra w niego wierzy�a, Abigail Louise Lawson. A teraz jego syn Dean �eni si� z dziewczyn� Torrence'�w.
Drzwi do pokoju syna by�y na wp� otwarte. Schodz�c na parter, R.D. zatrzyma� si�, kiedy w �rodku dostrzeg� Deana. By� on w ka�dym calu takim d�entelmenem, jakiego wymarzy� sobie jego ojciec. �wiadomy niedoskona�o�ci swej w�asnej og�ady i braku formalnego wychowania, R.D. postanowi�, �e j ego syn b�dzie mia� lepiej. Min�y surowe czasy pionierskie - kiedy interes przypiecz�towywano u�ciskiem d�oni. Dlatego po Uniwersytecie Teksa�skim wys�a� Deana jeszcze na studia prawnicze do Harvardu. Od uko�czenia przez ch�opca dziesi�tego roku �ycia R.D. zawsze przez ca�e lato zatrudnia� go w firmie, by dok�adnie pozna� jej funkcjonowanie, i od samego pocz�tku nie pozostawia� �adnych w�tpliwo�ci, �e pewnego dnia jego syn przejmie przedsi�biorstwo.
Dean, siedz�c niedbale na por�czy wy�cie�anego fotela, swobodny i odpr�ony mimo uroczystego garnituru, u�miecha� si� do by�ego kolegi ze studi�w Lane'a Canfielda, kt�ry mia� by� �wiadkiem na jego �lubie. Dean by� wysoki - chocia� nie tak jak R.D. - i przystojny. Mia� niebieskie oczy Lawson�w i g�ste, czarne w�osy. G�adka, �wie�a twarz zdradza�a cz�owieka, kt�ry nie zazna� w �yciu �adnych trosk. R.D. stale zadawa� sobie pytanie, czy nie dawa� ch�opcu za du�o, czy nie za bardzo u�atwia� mu �ycie. Potem jednak przypomina� sobie, jak wiele wymaga� od Deana ka�dego lata, kiedy wi�kszo�� jego koleg�w mog�a si� wyszumie�.
Gdyby R.D. m�g� co� w nim zmieni�, to �yczy�by sobie, �eby Dean mia� co� z dynamiki Lane'a Canfielda. Lane przej�� kierownictwo znajduj�cego si� w posiadaniu rodziny zak�adu petrochemicznego w Texas City i sam zdo�a� wyprowadzi� przedsi�biorstwo z zad�u�enia. M�wiono, �e my-
20
�li o ekspansji. Dean jak dot�d nie dowi�d�, �e ma podobn� si�� przebicia, ale te� nie mia� jeszcze mo�liwo�ci, by si� wykaza�. To si� zmieni dopiero wtedy, gdy wejdzie do kierownictwa przedsi�biorstwa - po miodowym miesi�cu.
R.D. zapuka� kr�tko i wszed�.
- No, j ak ch�opcy - zapyta� - denerwuj ecie si�?
- Tato, wypij z nami lampk� szampana za koniec moich kawalerskich czas�w - powita� go Dean ze �miechem. - To pomaga na zdenerwowanie.
Tr�cili si� kieliszkami i wypili po �yku, a potem R.D. podni�s� sw�j do g�ry.
- My�l�, �e powinni�my wypi� za to, by znowu kobieta wnios�a �ycie do tego domu.
- Brawo - zgodzi� si� z nim Lane i zastanowi� si� w duchu, czy nie�mia�o�� Deana tylko sobie uroi�, czy te� nie.
Od momentu zj awienia si� oj ca zachowanie Deana uleg�o zmianie. Przedtem dowcipkowali i wyg�upiali si�, by da� uj�cie zdenerwowaniu przed �lubem. Dean by� niespokojny i pali� papierosa za papierosem. Ledwie jednak wszed� jego ojciec, wszystko to natychmiast znik�o. Dean spu�ci� przy�bic� i zacz�� zachowywa� si� z rezerw� i dystansem. Mimo �e Lane nigdy nie porusza� tego tematu, by�o dla niego jasne, �e Dean czu� si� przy swoim ojcu onie�mielony. Zastanawia� si�, czy R.D. kiedykolwiek to zauwa�y�...
Dean mia� podobne my�li. W obecno�ci ojca nie czu� si� pe�nowarto�ciowym m�czyzn�. Wci�� stara� si� sprosta� jego oczekiwaniom, ale najcz�ciej mu si� to nie udawa�o. Dopiero przy Babs po raz pierwszy poczu�, �e co� znaczy. Uwa�a�a go za kogo� szczeg�lnego. I za to j�kocha�.
Swego ojca te� kocha� - ale �wiadomo��, �e nie spe�nia jego oczekiwa� bardzo mu ci��y�a. Synem, jakiego powinien mie� R.D., by� raczej Lane. Wczoraj ojciec pokaza� Deanowi jego nowe biuro, po�o�one bezpo�rednio obok swojego. Wygl�da� na rzeczywi�cie zadowolonego, �e nadchodzi dzie�, w kt�rym Dean ca�kowicie po�wi�ci si� firmie. Dean nie m�g� go rozczarowa�. W g��bi duszy wiedzia� jednak, �e nie by� stworzony na szefa firmy produkuj �cej szlam wiertniczy, tak samo, j ak nie by� urodzonym adwokatem. Jak�e cz�sto �yczy� sobie, by R.D. jemu, a nie m�odemu Polakowi powierzy� stadnin� w River Bend, je�eli ju� koniecznie chcia� mu co� powierzy�. Dean darzy� konie prawdziw� mi�o�ci� i tylko t� cech� mia� wsp�ln� z ojcem.
Zacz�o si� od tego, �e R.D. na si�dme urodziny podarowa� mu konia. Mia� to by� rzekomo arab, ale nie by�o co do tego pewno�ci. By� jednak r�czy, a cechuj�ca go mieszanka temperamentu, �agodno�ci i imponuj�cej zaci�to�ci wywiera�a silne wra�enie. Wiedziony ciekawo�ci�R.D. zacz��
21
bada� pochodzenie wa�acha i odkry�, �e to rzeczywi�cie arab czystej krwi. Ponownie obudzi�o si� w nim pochodz�ce z wczesnych lat dzieci�cych zainteresowanie ko�mi arabskimi i nieca�e p� roku po si�dmych urodzinach Deana do River Bend przyby�y cztery dalsze konie: trzy �rebice i j eden �rebak. R.D., kt�ry w og�le nie planowa� zaj�cia si� hodowl�koni, po�kn�� ju� bakcyla. Argumentowa�, �e w ten spos�b sensownie b�dzie m�g� wykorzysta� sto akr�w ��ki. Ponadto by�y to przecie� tylko cztery konie, nie licz�c oczywi�cie wa�acha, nale��cego do Deana. Nie zdawa� sobie w�a�ciwie sprawy, �e jego pi�� koni stanowi�o osobliwo��, bo na pocz�tku lat trzydziestych w Stanach Zj ednoczonych nie by�o ��cznie nawet tysi�ca koni arabskich czystej rasy.
Kiedy przyjaciele RD. widzieli delikatne konie z pi�knymi g�owami, wy�miewali go. Teksas by� krajem koni �wier�rasy. Obok tych kr�pych, naszpikowanych mi�niami zwierz�t jego w�asne wygl�da�y filigranowo i bezu�ytecznie. Aby broni� swoich arab�w, R.D. wystawia� je do zawod�w we wszystkich klasach. Mog�y wykazywa� na nich swoj� wielostronno�� i wytrwa�o��. Kaza� te� je�dzi� na nich Deanowi, by pokaza�, �e mimo temperamentu by�y �agodne jak baranki i przyjazne wobec dzieci.
Dean uwielbia� te wyst�py, uwielbia� tak�e konie. By�y jego najlepszymi przyjaci�mi i towarzyszami zabaw. Tego, �e potrafi� je�dzi� konno, dowodzi�y liczne nagrody. Konie arabskie by�y dziedzin�, w kt�rej nie musia� sta� w cieniu ojca. W rzeczywisto�ci wiedzia� o nich wi�cej ni� R.D.
Z biegiem lat stado koni w River Bend rozros�o si� z pi�ciu do trzydziestu pi�ciu zwierz�t. W kr�gach hodowc�w araby z River Bend cieszy�y si� opini�jednych z najlepszych. Dean wiedzia�, �e potrafi�by uczyni� z River Bend czo�ow� stadnin� arab�w w kraju, a by� mo�e nawet na �wiecie, gdyby tylko R.D. da� mu tak� szans�.
Sko�czy� oczywi�cie studia prawnicze, zda� egzamin adwokacki i od wczoraj by� wiceprezesem firmy. Tytu�y jednak nie mia�y dla niego znaczenia. Nie czu� si� ani adwokatem, ani mened�erem. By� je�d�cem i hodowc� koni. Zadawa� sobie pytanie, czy kiedykolwiek zdo�a u�wiadomi� to R.D.
Ma�e podw�rko domu nadzorcy, utrzymanego w tym samym stylu co dom rodzinny, cho� mniejszego i prostszego, otoczone by�o sztachetowym p�otem. Guzowaty, poskr�cany ze staro�ci pekanowiec z li�ciast� koron� dawa� os�on� przed teksa�skim s�o�cem. Zaprz�g parskaj �cych siwk�w, ci�gn�cy przystr�j ony bia�ymi kwiatami pow�z, zatrzyma� si� na w�skiej drodze przed domem. Cia�a koni b�yszcza�y j ak ufarbowany na kolor ko�ci s�oniowej jedwab, z kt�rym kontrastowa�y hebanowe kopyta.
Benedykt Jab�o�ski obrzuci� je ostatnim taksuj�cym spojrzeniem, zanim zeskoczy� z miejsca obok wo�nicy - ch�opca stajennego ubranego na
22
t� okazj� we frak i cylinder. Wyprostowany przeszed� przez bram� i g�o�no zastuka� do drzwi domu. Otworzy� mu przysadzisty m�czyzna w ciemnym garniturze.
Ben chrz�kn�� nerwowo.
- Czekamy na pann� m�od�.
M�czyzna zauwa�y� przystrojony pow�z i odwr�ci� si�.
- Berty Jeanne, pow�z zaj echa� - krzykn��. - Jeste�cie gotowe?
W tylnej sypialni Babs Torrence obr�ci�a si� nerwowo, by przejrze� si� w lustrze.
- Mamo, to ju� tak p�no? Czy jestem gotowa? Niczego nie zapomnia�am?
- Wygl�dasz zachwycaj�co, kochanie. Absolutnie zachwycaj�co. Berty Jeanne Torrence obejrza�a dziewczyn�, zanim zawo�a�a do m�a:
- Arthur, kochanie, powiedz, �e zaraz b�dziemy gotowe. Tylko si� nie denerwuj. Wiesz przecie�, �e robisz si� wtedy czerwony.
Babs nie s�ysza�a tego wszystkiego, z zatroskaniem patrz�c na swoje odbicie w lustrze. Satynowa suknia, oryginalny Dior, by�a uosobieniem kobieco�ci, z wysokim, koronkowym ko�nierzem i dekoltem w kszta�cie serca. Materia� przylega� �ci�le do talii, czyni�c j�jeszcze bardziej kruch�, by swobodnie opa�� a� do ziemi.
- Mamo, gorset jest za ciasny. Jak wezm� g��bszy oddech, to p�knie.
- Skarbie, je�eli masz jeszcze miejsce na g��boki oddech, to nie jest za ciasny.
W drzwiach pojawi� si� ojciec.
- Berty Jeanne, chod� ju�.
- Jeste�my gotowe.
Babs wybieg�a pospiesznie z podniesion� sp�dnic�, ca�uj�c po drodze ojca w czerwony policzek.
- Pospiesz si�, tatku. Nie mo�emy si� sp�ni�.
Na zewn�trz, zatrzyma�a si� i z podziwem przyjrza�a przystrojonemu powozowi. Widok dziewiczych, bia�ych kwiat�w przywo�a� w jej pami�ci bal, kt�ry otwiera� sezon debiutantek w Houston. By� to bal, na kt�rym spotka�a Deana, najprzystojniejszego m�odego m�czyzn� tego wieczoru. Kiedy zaprosi� j� do ta�ca, nie mog�a uwierzy� w swoje szcz�cie... Dopiero po drugim ta�cu odkry�a, �e to by� ten Dean Lawson. Wtedy przesta�a si� ju� troszczy� o to, �e rodzice chcieli dla niej dobrej partii. By�a zakochana.
Kiedy pow�z zajecha� i Babs wysiad�a, powita� j� aplauz go�ci. Na trawie sta�y rz�dy krzese� i ogromne wazy z bia�ymi azaliami i ��tymi r�ami. Bia�y dywan prowadzi� do o�tarza, zbudowanego w ukwieconym pawi-
23
�onie. Orkiestra smyczkowa gra�a marsza weselnego, przy kt�rego d�wi�kach Babs u ramienia ojca kroczy�a do o�tarza. Pod nogi sypano jej p�atki ��tych r�. Mia�a wra�enie, �e unosi siew chmurach.
Ceremonia za�lubin by�a tylko przygrywk� do wspania�ego przyj�cia w ogrodzie. Po rytualnym krojeniu weselnego tortu m�odzi wznie�li toast. Nast�pnie pozowali fotografom, po czym wmieszali si� mi�dzy go�ci. Babs wisz�c na ramieniu Deana rozkoszowa�a si� nowym statusem ksi�niczki u boku swego ksi�cia. Kiedy wszystkich pytaj �cych o ich wsp�ln� przysz�o�� odsy�a�a do niego, Dean wydawa� si� rosn��.
- Cokolwiek zechce Dean. T� decyzj � pozostawiam Deanowi. Musi pan o to zapyta� Deana -to s�owa bardzo przyjemnie brzmia�y w jego uszach.
Nad River Bend zapada� ju� zmierzch, kiedy Dean i Babs, obsypywani przez go�ci obficie ry�em, biegli do swego samochodu. Do samochodu, kt�ry nie chcia� zapali�, co u stoj�cych wok� wywo�ywa�o salwy �miechu. Dean musia� wys�ucha� wszystkich mo�liwych rad, kt�re ignorowa�. Wreszcie Lane zlitowa� si� nad nowo�e�cami i da� Deanowi kluczyki do swego samochodu, dzi�ki czemu mogli wreszcie odjecha�. Noc po�lubn� sp�dzili w apartamencie hotelowym w Houston, po czym nast�pnego dnia udali si� poci�giem do Nowego Jorku.
24
4
K,
kiedy w polu widzenia pojawi�y si� bia�e p�oty otaczaj�ce River Bend, Lane dozna� przez moment osza�amiaj �cego uczucia, �e dos�ownie w j ednej chwili zosta� przeniesiony w przesz�o��. Mia� wra�enie, �e pod roz�o�ystymi koronami drzew pas�y si� te same konie i widzia� te same jedwabiste cia�a
0 metalicznym po�ysku br�zu, miedzi, srebra i z�ota. Za nimi spodziewa� si� dojrze� ciasno ustawione samochody i ca�� chmar� go�ci weselnych.
Pami�ta� jeszcze, jak po wyruszeniu Deana i Babs w podr� po�lubn� odwr�ci� si� i zobaczy� przed sob�R.D., kt�ry w zamy�leniu spogl�da� za samochodem.
- Nie rozumiem jej - powiedzia�, ale szybko i z naciskiem doda�: -Lubi� t� dziewczyn�. Je�eli jednak nadal b�dzie si� tak bezradnie i g�upio zachowywa�a, to wkr�tce sama uwierzy, �e jest bezradna i g�upia. Szkoda, �e nie zna�a mojej matki. To by�a kobieta! - stwierdzi� i poklepa� Lane'a po plecach. -Zapraszam, przyj�cie jeszcze sienie sko�czy�o.
Lane uzna� wtedy t� charakterystyk� Babs za nies�usznie dyskredytuj �-c�. Jednak po ponad trzydziestu latach Babs ci�gle jeszcze nie pozby�a si� swojej bezradno�ci. Nadal sprawia�a wra�enie ma�ej dziewczynki potrzebuj�cej opiekuna. Babs, kochaj�ca przyj�cia i pi�kne suknie. Lane zastanawia� si�, czy R.D. mia� racj�. Czy Babs gra�a pewn� rol�, kt�ra sta�a si� rzeczywisto�ci�?
Limuzyna zatrzyma�a si� przed domem. Lane poczeka�, a� kierowca pomo�e wysi��� Babs, zanim wysiad� sam. Od stajni dobiega�o przenikliwe, wyzywaj�ce r�enie ogiera. Lane u�wiadomi� sobie, jak dawno runie by�. Tam, gdzie kiedy� sta�a stodo�a, by�a du�a stajnia, granicz�ca z zagrodami i budynkami gospodarczymi, kt�re zajmowa�y teraz dwukrotnie wi�ksz� powierzchni�. Wszystkie nowe budynki mia�y takie same dwuspadowe dachy
1 kopu�y, jak dom rodzinny. W pewnym oddaleniu, wzd�u� wysokiego ogrodzenia, paradowa� kasztanowy ogier z wygi�tym w �uk karkiem i dumnie wyci�gni�tym ogonem. Podni�s� wysoko pi�knie uformowan� g�ow� i chwyta� niesione przez wiatr zapachy. To zapewne on tak wyzywaj�co r�a�.
- To Nahr El Kedar.
By�y to pierwsze s�owa Abbie od chwili, gdy opu�cili cmentarz.
- Swego czasu pom�g� pan ojcu sprowadzi� tego konia zza granicy. Pami�ta pan j eszcze?
- To tak dawno, �e prawie zapomnia�em.
25
Prawie dwadzie�cia lat, j e�li nie myli�a go pami��. Jego udzia� w tej sprawie ograniczy� si� do skontaktowania Deana z pewnymi lud�mi na Bliskim Wschodzie, kt�rzy u�atwili mu za�atwienie formalno�ci wywozowych.
- Chcia�by go pan zobaczy�?
W spojrzeniu, kt�rym go obrzuci�a, by�o co� wyzywaj�cego. Nie czekaj�c na jego zgod�, ruszy�a w kierunku zagrody. Lane pod��y� za ni� bez sprzeciwu. Zauwa�y�, �e patrzy na ni� z g�ry. A by�a przecie� tego samego wzrostu... Nagle dostrzeg� swoj�pomy�k�. Tego samego wzrostu, co on, by�a Rachel.
- Na cmentarzu widzia�am, j ak pan z ni� rozmawia�.
Ta uwaga Abbie, pod��aj�ca dok�adnie za tokiem jego my�li, zaszokowa�a go.
- Ona si� chyba nazywa Rachel Farr. - Spojrza�a na niego. - Twierdzi, �e tatu� by� jej ojcem. Czy to prawda?
Lane'owi wcale nie odpowiada�a ta sytuacja. Jednak jakiekolwiek k�amstwo by�oby bezsensowne.
- Tak.
Abbie sz�a zdecydowanie dalej, ale zacz�a zdradza� wewn�trzne poruszenie, kt�re stara�a si� opanowa�.
- Ale dlaczego...
Jeszcze nie u�wiadomi�a sobie w pe�ni naiwno�ci swego pytania, kiedy przerwa�a.
- Zawsze my�la�am, �e moi rodzice byli ze sob� szcz�liwi.
Kiedy jednak dok�adniej si� nad tym zastanowi�a, zrozumia�a, jak niewiele mieli ze sob� wsp�lnego. Ojciec po�wi�ca� si� ca�kowicie hodowli koni, kt�ra interesowa�a matk� tylko o tyle, o ile wi�za�y si� z ni� okazje towarzyskie. A ich rozmowy... Matka m�wi�a tylko o przyj�ciach, sukniach, dekoracj ach wn�trz, plotkach i pogodzie. Je�eli rozmowa przybiera�a powa�ny obr�t, przestawa�a w niej uczestniczy�. To by�a typowa Babs -weso�a, czaruj�ca i powierzchowna. Wszyscy j� lubili.
Abbie nigdy nie mog�a zwraca� si� do matki ze swoimi dzieci�cymi problemami, cho�by by�y nie wiadomo jak banalne. Chcia�a czego� wi�cej ni� jedynie zdawkowej odpowiedzi:
- Nie martw si�. Wszystko b�dzie dobrze.
Cz�sto niemo�liwe by�o r�wnie� zwr�cenie si� do ojca. Tak dosz�o do tego, �e Abbie zacz�a szuka� wsparcia u Bena.
Czego jej ojciec szuka� u kochanki? Kogo� do rozmowy, kobiety, kt�ra potrafi�a go wys�ucha� i zrozumie�? Kogo�, kto by� czym� wi�cej ni� dekoracyjn� ozdob�wisz�c�ujego ramienia? Kogo�, kto pobudza� go zar�wno intelektualnie, jak i seksualnie? Abbie natychmiast przestraszy�a si� tej my-
26
�li. Nawet gdyby matka rozczarowywa�a go pod pewnymi wzgl�dami, to nie mia� prawa szuka� innej. Zdradzi� j�. Zdradzi� ich wszystkich.
Dotar�a do masywnego bia�ego ogrodzenia. Ciemny, kasztanowy ogier, z b�yszcz�c� jak maho� sier�ci� podszed� do niej, parskaj�c i potrz�saj�c g�ow�, by wyci�gn�� potem szyj � nad najwy�sz� belk� i wystawi� do Ab-bie pi�knie rze�bion� g�ow�. Sta� cierpliwie, szare chrapy tuli� do jej d�oni, a jego ciemne oczy iskrzy�y si� zainteresowaniem. Nastawione uszy lekko zakrzywia�y si� do wewn�trz, a� niemal styka�y si� ich ko�ce, a rozszerzone nozdrza ukazywa�y r�owe wn�trze. Pi�knie uformowana czaszka nie pasowa�a do ca�ej sylwetki.
- Jak na swoje dwadzie�cia dwa lata Kedar jest w formie godnej pozazdroszczenia - powiedzia�a Abbie, wdzi�czna za kr�tkie odwr�cenie uwagi.
- Tak, wygl�da wspaniale.
- No tak, nogi nie s�bez zarzutu, ale jego g�owa jest niewiarygodnie pi�kna, a tatu� zawsze przecie� zwraca� uwag� na g�owy. Je�eli ko� arabski mia� pi�kn� g�ow�, cztery nogi by�y spraw� uboczn�. A wszystkie araby z hodowli egipskiej s� znane ze swych klasycznych g��w, dlatego wszystkie nasze konie pochodz�bezpo�rednio z linii Ali Paszy Sherifa... z wyj�tkiem tamtej dwulatki - Abbie wskaza�a na srebrnobia�� klacz stoj�c� przy ogrodzeniu pastwiska.
- Jej matka by�a ostatnim koniem wyhodowanym przez dziadka. Nie chcia�am, by tatu� siej ej pozby�, kiedy po �mierci dziadka sprzedawa� wszystkie inne konie. W ubieg�ym roku podarowa� mi t� klacz.
- Po ojcu odziedziczy�a pani zami�owanie do koni.
- Tak, pewnie. Nie mia�am j ednak innego wyj �cia, j e�eli w og�le chcia�am by� z nim razem.
Abbie natychmiast po�a�owa�a tej gorzkiej uwagi mi�dzy innymi dlatego, �e tylko cz�ciowo odpowiada�a prawdzie. Przez ca�e �ycie konie by�y j ej przyj aci�mi i towarzyszami zabaw. Lubi�a prac� przy arabach, lubi�a by� razem z nimi nie tylko ze wzgl�du na ojca, lecz tak�e ze wzgl�du na zadowolenie, jakiejej to dawa�o.
- Matka przez ca�y czas musia�a o tym wiedzie� - wr�ci�a znowu do tematu, kt�ry najbardziej j �interesowa�. - Dlaczego si� z tym pogodzi�a?
- My�l�, �e... u�o�yli si� w tej sprawie.
- Moja matka ma talent do ignorowania wszystkiego, co chocia�by w najmniejszym stopniu jest nieprzyjemne - zauwa�y�a nieco cynicznie Abbie. Odpowied� Lane'a wyja�nia�a jednak pewne sceny z jej dzieci�stwa, widok matki, kt�ra zamyka�a si� na ca�e godziny i wychodzi�a ze swego pokoju z zaczerwienionymi i opuchni�tymi oczyma, kiedy ojciec udawa� siew �podr� w interesach" do Kalifornii. Z ostatnich lat Abbie mog�a sobie jednak przypo-
27
mnie� tylko tyle, �e po j ego wyj azdach matka zawsze by�a niezwykle milcz�ca.
- Kto wiedzia� o jego... aferze?
- Pocz�tkowo plotkowano, ale to si� z czasem uspokoi�o.
- A ta kobieta... co si� z ni� sta�o?
- Przed kilku laty umar�a. Rachel od siedemnastego roku �ycia w�a�ciwie musia�a sobie radzi� sama.
- Przypuszczam, �e zosta�a uwzgl�dniona w testamencie tatusia, prawda?
- Wydaje mi si� to prawdopodobne.
- A je�eli nie, to b�dzie mog�a zaskar�y� testament i za��da� nale�nej jej cz�ci maj�tku? - Abbie da�a upust obawom, kt�re dr�czy�y j� w czasie d�ugiej jazdy z cmentarza. River Bend by� jej domem. Posiad�o�� od pokole� nale�a�a do rodziny Lawson�w. Rachel nie ma do niej �adnego prawa.
- To zale�y od tego, jak sformu�owany jest testament. Mo�e by� tak, �e Dean przewa�aj�c� cz�� maj �tku zapisa� �onie. Albo te� utworzy� trust i zapewni� jej do�ywotnie korzystanie z maj�tku oraz przewidzia�, �e po jej �mierci przejdzie na jego spadkobierc�w.
- Spadkobierc�w? Je�eli ju� w liczbie mnogiej, to w�a�ciwie powinno by� chyba spadkobierczynie - poprawi�a go sztywno.
- Abbie, przed otwarciem testamentu nie powinni�my stwarza� problem�w.
- Lane, ja nie jestem taka jak moja matka. Nie uciekam przed ni