9632
Szczegóły |
Tytuł |
9632 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9632 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9632 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9632 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Alina i Czes�aw Centkiewiczowie
Okrutny biegun
A biegun przyci�ga jak magnes
Spali� za sob� wszystkie mosty!* [*Opracowane wed�ug ksi��ki autor�w pt. �Fridtjof, co z
ciebie wyro�nie?�]
- L�d, kt�ry moi poprzednicy uwa�ali za najwi�ksz� przeszkod� w dotarciu do
bieguna p�nocnego, stanie si� moim sprzymierze�cem. Nie b�d� przedziera� si� si��,
zaniesie mnie tam pot�ny pr�d morski, ten sam, kt�ry gna kr� i pola lodowe od brzeg�w
Syberii, poprzez biegun ku brzegom Grenlandii - mocny g�os Fridtjofa Nansena ni�s� si�
daleko po wielkiej sali Kr�lewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie.
- Przypadkowe znalezienie przy brzegach tej wyspy przedmiot�w nale��cych do
uczestnik�w ameryka�skiej wyprawy De Longa na statku Jeannette, kt�ry zaton�� przed paru
laty, zmia�d�ony przez l�d, na drugim kra�cu P�nocnego Oceanu Lodowatego, ko�o Wysp
Nowosyberyjskich, jest dla mnie jeszcze jednym nieodpartym dowodem istnienia takiego
pr�du. Przedmioty te dryfowa�y z kr� ponad pi�� tysi�cy kilometr�w. Tak w�a�nie i ja
pragn��bym dryfowa�. Pozwol� statkowi memu - rozwodzi�em si� ju� d�ugo nad jego budow�
- wmarzn�� w lodowe pole i wraz z nim dotr� do celu. Przemy�la�em dok�adnie, jak
zbudowa� m�j statek, co uczyni�, �eby l�d zamiast druzgota�, wypycha� go na powierzchni�.
Nie twierdz� stanowczo, i� pr�d morski zaniesie mnie na sam biegun, to oka�e przysz�o��.
Mo�e przep�yn� gdzie� w pobli�u? Ale czy doprawdy dla nauki tak wa�ne jest osi�gni�cie
tego w�a�nie punktu materialnego? S�dz�, �e wa�niejsze jest raz na zawsze sko�czy� z
olbrzymi� bia�� plam� na mapie �wiata, pozna� wreszcie, zbada� samo serce Arktyki. I to
b�dzie moim celem.
Nim umilk� g�os Nansena, w przepe�nionej t�umami sali czcigodnej �Alma Mater�
spraw polarnych ca�ego �wiata zawrza�o jak w ulu.
- Doktor Nansen nie jest pierwszym, kt�ry marzy o dotarciu do bieguna p�nocnego.
Wielu z nas na tej sali pr�bowa�o daremnie marzenie to wprowadzi� w czyn, wielu
przyp�aci�o je �yciem - uni�s� si� do�wiadczony angielski marynarz, admira� Nares. - Ja
dobrze wiem, co znaczy dryf statku skutego w l�d. Wiem wi�cej! Przetrzyma�em dwa
przymusowe zimowania, szcz�liwy, �e uda�o mi si� prze�y� je i zawr�ci� spod 83� Nord. To
piek�o! I ku przestrodze m�odych, niedo�wiadczonych marzycieli raz jeszcze o�wiadczam:
Nie pr�bujcie, biegun p�nocny jest; nieosi�galny!
- Brak w�r�d nas, niestety, nieod�a�owanego Karla Weyprechta - zabra� g�os kto�
inny. - On tak�e, pe�en zapa�u, nie szcz�dzi� si�, by przedosta� si� do bieguna. I uleg� jak inni.
Po zmia�d�eniu przez l�d statku Tegetthoff Austriacy ponad sto dni w�drowali pieszo po
krach, ci�gn�li na saniach szalupy, p�yn�li mi�dzy bry�ami lodu, z kt�rych ka�da zagra�a�a
�yciu, cierpieli g��d, nieraz prze�ywali w�asn� �mier�. Nie potrzebuj� chyba przypomina�
zebranym, co Weyprecht o�wiadczy� po powrocie: �Nale�y zabroni� wszelkich wypraw do
bieguna tak d�ugo, p�ki bezsilnych na P�nocnym Oceanie Lodowatym statk�w morskich nie
b�dzie mo�na zast�pi� statkami powietrznymi�. Czy�by doktor Nansen o tym nie pami�ta�?
- A tragedia wyprawy tego nieszcz�snego De Longa?
- I potworne m�ki, jakie wycierpieli Kane, Hayes czy Hall? Czy� nie by�y
wystarczaj�c� przestrog�?
- Jak mo�na dobrowolnie wyrzec si� sterowania statkiem w�r�d lod�w? To czyste
szale�stwo, to wyzwanie rzucone losowi! - podnios�y si� podniecone g�osy.
- Nie rozumiem, jak plan doktora Nansena m�g� znale�� gdziekolwiek zach�t� lub
poparcie - wybuchn��, nie panuj�c d�u�ej nad sob�, ameryka�ski admira� Greely. - O ile mi
wiadomo, ten m�odzieniec, niech mi wybaczy ostre s�owa, nie ma �adnego do�wiadczenia.
Podr�y na nartach przez Grenlandi�, jakkolwiek zapewne nielekkiej, w �adnym przypadku
nie mo�na przyr�wna� do ekspedycji polarnej. �aden z po - wa�nych ludzi zebranych na tej
sali nie wierzy chyba w realno�� pomys�u doktora Nansena! Wyprawy podbiegunowe i tak
ju� do�� poci�gn�y za sob� tragicznych ofiar, �eby obarcza� je jeszcze ci�arem tego
niepowa�nego projektu - w g�osie m�wi�cego zabrzmia�a histeria. - Ten projekt jest
absurdem, gorzej - samob�jstwem!
W sali zapanowa�a cisza. Jedni spogl�dali na Nansena z pe�nym sympatii smutkiem.
Podoba� si� im ten m�ody,. nieul�k�y cz�owiek.
Nieodrodny potomek wiking�w nie zdawa� si� przywi�zywa� wagi do s�owa
�niemo�liwe�. Pokaza� ju�, to prawda, co potrafi, na Grenlandii.. Czemu� jednak upiera� si�,
by wprowadzi� tyle zmian do metod wypr�bowanych przez wieki w wielkich polarnych
wyprawach? Na czym opiera� swe �mia�e zamiary? Jak m�g� nara�a� siebie i swoj� za�og� na
straszny, nieznany los, przecz�c wszystkiemu, co uznane? Inni, liczniejsi, nie ukrywali swojej
niech�ci.
- Zobaczymy, co powie ten ��todzi�b, jak powr�ci, przekroczy� ledwie trzydziestk�!
C� on mo�e wiedzie�! - szeptali pomi�dzy sob�, rzucaj�c z�o�liwe spojrzenia na �mia��,
otwart� twarz Nansena.
- Je�li w og�le kiedy� wr�ci - podpowiadali inni zawistnie.
*
Jak oskar�ony sta� przed areopagiem surowych s�dzi�w. Z dumnie podniesion� g�ow�
wys�uchiwa� s��w, z kt�rych ka�de go kamienowa�o. Rozejrza� si� uwa�nie po sali. Czy� nie
ci sami ludzie przed jego wypraw� na Grenlandi� w 1888 ciskali mu w twarz podobne
zarzuty? Zdecydowa� w�wczas przej�� w poprzek ca�� wysp�, zbada� jej wn�trze, przekona�
si�, czy pokryta jest lodem, czy te� - jak mniemali pod�wczas najznakomitsi uczeni - bujn�
ro�linno�ci�. Wszystko pod�wczas w jego planie by�o zaprzeczeniem tego, co uznane. I ca�y
ekwipunek wykonany pod has�em: �niczego nie pozostawia� przypadkowi�, i sama koncepcja
wyprawy.
Jego poprzednicy rozpoczynali marsz od zachodnich wybrze�y Grenlandii,
zamieszkanych przez Eskimos�w, pr�buj�c daremnie dotrze� do wschodnich, bezludnych.
Nara�ali si� nieuchronnie na konieczno�� powrotu, na dwukrotne przemierzenie nieznanego
wn�trza wyspy. On postanowi� post�pi� odwrotnie. Rozpocz�� marsz od wybrze�y
pustynnych, bezludnych, trudno dost�pnych, a zako�czy� go w zamieszkanych. Plan sw�j,
zuchwa�y na poz�r, opar� na przes�ankach psychologicznych. Nie pozostawi� za sob�
zaplecza, spali� za sob� wszystkie mosty, nie mie� odwrotu, prze� naprz�d za wszelk� cen�,
do zwyci�stwa. Cofn�� si� - znaczy�oby marnie zgin��. C� mog�o by� lepsz� podniet� ni�
postawienie si� w sytuacji bez wyj�cia, ni� pobudzenie odwiecznego instynktu samoobrony?
Nansen nie ust�pi�. Pierwszy w dziejach �wiata przeszed� od kra�ca do kra�ca
po�udniow� Grenlandi� przywo��c bezcenne wyniki obserwacji i pomiar�w.
W tej samej sali Kr�lewskiego Towarzystwa Geograficznego nie szcz�dzono mu
w�wczas pochwa�, otrzyma� najwy�sze odznaczenia. Ci sami ludzie, kt�rzy go chcieli
zakrzycze�, pe�ni podziwu i uznania wr�czali mu z�ote medale w uznaniu zas�ug. Pokaza�, co
potrafi. S�dzi�, �e zyska� ju� sobie raz na zawsze ich zaufanie. Gorzka pomy�ka. Dzisiaj zn�w
nie znalaz� si� nikt, kto rzuci�by mu s�owo zach�ty, doda� otuchy, kto powiedzia�by mu
�wierz�.
Z gorycz� rozejrza� si� po pobru�d�onych zmarszczkami twarzach zebranych. Prze�yli
w Arktyce piek�o, to prawda. Wiedzia� o tym. Ale czy� sami wielokrotnie nie zawinili,
usi�uj�c uparcie przeciwstawia� w�t�� �upin� statku przemo�nej sile morskich pr�d�w,
walczy� z lodem? Czy powinien zabiera� g�os cho�by taki admira� Greely, kt�rego wyprawa
nie bez racji zwana by�a Czarn� Kart� Arktycznych Kronik? Czy� tragedii swej wyprawy, w
kt�rej g��d i rozpacz dyktowa�y ludziom wilcze, nieub�agane prawa, nie potrafili przypisa�
w�asnym, niewybaczalnym b��dom? Lekkomy�lno�ci, nieumiej�tno�ci post�powania z
lud�mi, wrodzonej niech�ci do Eskimos�w, kt�rej nie zdo�a� przem�c. Jak m�g� ten cz�owiek
zarzuca� innym brak do�wiadczenia lub lekkomy�lno��?
- Jestem g��boko wdzi�czny moim czcigodnym przedm�wcom za cenne uwagi, jakie
pos�ysza�em pod moim adresem - odpowiedzia� sk�aniaj�c � szacunkiem g�ow� - panowie
pozwol� jednak, �e raz jeszcze spr�buj� wprowadzi� w �ycie moj� zasad�: spali� za sob�
wszystkie mosty i na zarzuty odpowiedzie�... czynem!
*
D�ugie miesi�ce po powrocie do kraju Nansen tkwi� w poszukiwaniu odpowiedzi - jak
zbudowa� statek, kt�ry potrafi�by stawi� czo�o pot�dze lodu. Niestrudzony w pomys�ach,
wprowadza� wci�� zmiany w pierwotnym projekcie, konstruowa� nowe modele, odrzuca� te,
kt�re go wci�� nie zadowala�y, szuka� nowych rozwi�za�. I wreszcie jedno uzna� za
najlepsze.
Tr�jmasztowy szkuner by� kr�tki, znacznie kr�tszy od tych, jakie wyp�ywa�y ju� na
podb�j bieguna p�nocnego. Na pierwszy rzut oka przypomina� bardziej przys�owiow� bali�
ni� jacht dalekomorski. Chlub� Nansena by� silnik o mocy dwustu dwudziestu koni
mechanicznych, wielka nowo�� w �wczesnych latach. Zamiast ostrych za�ama� po raz
pierwszy w dziejach budownictwa okr�towego zastosowano mi�kkie �uki, by l�d podczas
ataku nie m�g� nigdzie znale�� punktu oparcia. Zaokr�glony, jajowaty kad�ub mia� chroni�
statek przed zmia�d�eniem.
- Napieraj�ca kra ze�li�nie si� po burtach i wyniesie statek w g�r� - m�wi� Nansen,
kt�ry sam zajmowa� si� wszystkim. I programem naukowym i zgromadzeniem instrument�w
do pomiar�w oraz obserwacji. Nie mniejsz� wag� przywi�zywa� do zaopatrzenia wyprawy w
�ywno��. Po d�ugich naradach z lekarzami i tu postanowi� p�j�� w�asn� drog�. Zamiast
solonego, w�dzonego i suszonego mi�sa, kt�re �atwo ulega�o zepsuciu, zabra� �ywno�� w
hermetycznie lutowanych puszkach blaszanych. Wielokrotnie poddawa� badaniom
laboratoryjnym przeznaczone na wypraw� produkty, sprawdzaj�c skrupulatnie nie tylko
stopie� wyja�owienia, ale tak�e i jako��.
Nigdy jeszcze wyprawa polarna nie wyp�ywa�a na podb�j bieguna p�nocnego tak
wszechstronnie przygotowana dzi�ki pomys�owo�ci i rozumowi jednego cz�owieka. Nigdy
�adna nie by�a takim wyzwaniem dla uznanych powszechnie tradycji polarnych, �adna nie
przywi�zywa�a takiej wagi do bada� naukowych.
Przysz�y gor�czkowe dni: gromadzenie sprz�tu, wyka�czanie r�nych szczeg��w
wn�trza, za�adunek ekwipunku i zapas�w �ywno�ci na pi�� lat.
Ci�ko przysz�o Nansenowi pozostawi� �on�, paromiesi�czn� c�reczk�, dom,
wszystko, co ukocha� i co opuszcza� na d�ugo. Kt� m�g� wiedzie�, czy nie na zawsze?
Dzie� rozstania byt dla mnie najci�szy, jaki prze�y�em dot�d - zapisa� w pami�tniku. -
Ale je�li cz�owiek stawia przed sob� cel, straci�by sw� godno�� od celu tego odst�puj�c.
Pozostaje mu tylko i�� naprz�d.
I s�owo �naprz�d� uwieczni� w nazwie swego statku - Fram.
Chrzest polarny Frama - wej�cie w lodowe zwaliska wr�t Morza Karskiego rozwia�o
obawy Nansena. Wbrew ponurym przepowiedniom do�wiadczonych i uznanych autorytet�w
�ci�ty dzi�b i wzmocnione burty zda�y egzamin. Nieforemny szkuner prze�lizgiwa� si�
zr�cznie mi�dzy parametrowej grubo�ci p�ytami, wynoszony przez nie w g�r�, ilekro� grozi�y
zwarciem lodowych kleszczy.
Na p�noc od Wysp Nowosyberyjskich w pobli�u miejsca tragedii Jeannette De
Longa, Fram wmarz� w wielkie lodowe pole i wraz z nim we wrze�niu rozpocz�� biegunowy
dryf.
Pierwsza noc polarna przesz�a niespodziewanie szybko. Na wygodnym statku, kt�ry
zwyci�sko odpiera� ataki lodu, t�tni�o �ycie. Niewielka za�oga, zaledwie trzynastu ludzi,
prowadzi�a systematycznie obserwacje i pomiary, trenowa�a na nartach, przygotowuj�c si� do
marsz�w badawczych, reszt� czasu po�wi�caj�c pracom fizycznym.
*
...Pod 79� Nord wszyscy trzymamy si� doskonale. �aden z nas nie jest blady,
wyn�dznia�y, nie ma zapadni�tych policzk�w, zwyk�ych cech polarnych podr�nik�w. A� mnie
czasem wstyd bierze. Do�� zajrze� do jakichkolwiek opis�w, �eby przekona� si�, ile
wycierpieli tu inni...
...Noc polarna nie wywiera na mnie zgubnego wp�ywu. Przeciwnie, odm�odnia�em
chyba. Nigdy nie czu�em si� zdrowszy - notuje Nansen.
Ciemno�ci z wolna ust�powa�y, ale mrozy wiosenne wi�za�y wci�� mocno p�yty
lodowe w jedn� tward� jak granit ska��. Z�ocista tarcza ka�dego dnia d�u�ej kr��y�a po niebie,
a� wreszcie o p�nocy zawis�a wysoko nad horyzontem. Nieprzerwane �wiat�o polarnego dnia
rozbudzi�o energi�, praca wrza�a na Framie, ludzie prze�cigali si� w pomys�ach przer�nych
ulepsze�. I nikt nie obejrza� si� nawet, kiedy min�o par� kr�tkich letnich miesi�cy, podczas
kt�rych najbardziej we znaki dawa�o si� �b�oto polarne� - mokry, grz�ski, pe�en ka�u� i wody
�nieg. I zn�w �wiat�a zacz�o szybko ubywa�, s�o�ce z ka�dym dniem zapada�o ni�ej, noce
stawa�y si� mro�niejsze, kana�y wodne �ci�o szkliwo m�odego lodu, ostrymi podmuchami
zad�y wichury zimowe, nabrzmia�e �niegiem.
W nieprzerwanym ��wim dryfie, kre�l�c p�tle i zygzaki, nieraz zawracaj�c z drogi
Fram dotar� wreszcie do 82� Nord. Za�oga uroczy�cie �wi�ci�a ten rekord polarnej �eglugi,
ale Nansen z trudem ukrywa� zaw�d. Tego wieczora wybiega� my�l� daleko poza d�wi�cz�cy
weso�ym rozgwarem statek. Daleko, a� po biegun p�nocny. Od wielu tygodni dr�cz�ce
powolnego dryfu walczy� ze sob�. Czy� nie czas wreszcie odwa�nie, po m�sku spojrze� w
twarz rzeczywisto�ci, zda� sobie spraw� z tego, �e kapry�ny pr�d morski nie przeniesie
szybko wyprawy przez biegun? Czas ucieka�. Czeka�? Tak, ale jak d�ugo? Pi�� lat, siedem,
mo�e wi�cej?
Monotonia dryfu m�czy, dra�ni cz�owieka czynu, jakim jest Nansen. Nieraz
wprawdzie powtarza� sam, nieraz ju� pisa�, �e celem jego nie jest wy��cznie punkt
astronomiczny zwany biegunem, lecz otaczaj�ce, pe�ne tajemnic obszary, na kt�re nikt dot�d
nie zwraca� uwagi, nie przeprowadza� bada�. Tak, ale biegun ci�gnie niczym magnes, jest tu�,
� kilka stopni geograficznych zaledwie. Czy�by flaga norweska nie mia�a nigdy za�opota� na
nim, pierwsza w dziejach �wiata?
Je�eli statek nie dop�ynie do bieguna p�nocnego, mo�e dotrze tam pieszo cz�owiek?
Nikt nigdy dot�d nie odwa�y� si� dobrowolnie zej�� ze statku, jak rozbitek pozosta� na �asce i
nie�asce arktycznej przyrody. Wspomnienia tragicznych przej�� Austriak�w, Amerykan�w,
Anglik�w cisn� si� natarczywie do g�owy, wyobra�nia podsuwa pe�ne grozy obrazy.
Zuchwa�a my�l o biegunie dr�czy jednak, odp�dza sen, nie daje spokoju. Czy marsz do
bieguna by�by szale�stwem? Nic nie jest bardziej obce Nansenowi ni� zapalczywe porywanie
si� z motyk� na s�o�ce, nic nie jest mu bli�sze ni� rozumna odwaga. I ta odwaga przewa�a.
Zamkni�ty godzinami w swej kabinie �l�czy nad �mudnymi obliczeniami, liczy, kre�li,
rozwa�a wszelkie mo�liwo�ci, stara si� przewidzie� wszelkie trudno�ci na tym nie przebytym
nigdy dot�d przez nikogo szlaku. I wreszcie ulega pokusie.
Wtajemniczony w zuchwa�e zamiary stary druh Sverdrup pochwala je w pe�ni, wierzy
�lepo w Nansena, zrozpaczony, �e nie mo�e mu towarzyszy� w biegunowym marszu. Jako
kapitan musi pozosta� na Framie, przej�� ci�ar �dalszego dryfu, prowadzi� nadal obserwacje
i pomiary.
D�ugo Nansen rozwa�a, kogo zabra� ze sob� w nieznane. Wyb�r jego pada wreszcie
na palacza Johansena. M�ody, silny, pe�en zapa�u, budzi zaufanie, ma�om�wny, to tak�e zaleta
w tym samotnym marszu w nieznane.
- Zastan�w si� dobrze - przestrzega go. - 1 tym razem pal� za sob� wszystkie mosty.
W drodze powrotnej z bieguna nie odnajdziemy Frama, dryf zniesie go gdzie� dalej. Dok�d?
Nikt tego nie wie. Od chwili zej�cia ze statku b�dziemy zdani wy��cznie na w�asne si�y.
Obliczy�em wszystko, co mo�na by�o przewidzie�, sporz�dzimy tu na statku najl�ejsze, jak
mo�na, sanie, kajaki, namioty, wiem ju� jakie, przygotowa�em projekty, zabierzemy �ywno��
w specjalnych opakowaniach, ani grama zb�dnego, najlepsze psy, ale... ostatnie s�owo b�dzie
mie� Arktyka. Mo�emy nigdy nie wr�ci�, pami�taj!
- Id� - s�yszy lakoniczn� odpowied� i patrz�c na rozb�ys�e zapa�em oczy Johansena,
wie, �e jego wyb�r by� trafny i Nielekko przysz�o Nansenowi po�egnanie i z lud�mi, i z tym
statkiem, w kt�rym tyle pok�ada� nadziei. Czy ujrzy go jeszcze kiedy�? Czy spotka tych
oddanych, wiernych, bli�szych mu ni� bracia? Chwilami wydaje mu si�, �e pope�nia zdrad�
schodz�c z pok�adu. Odrzuca t� my�l natr�tn�. W zamian na kart� stawia swoje �ycie. I to go
usprawiedliwia przed w�asnym sumieniem.
*
Po dwudziestu czterech dniach marszu, kolejny pomiar astronomiczny wykaza�, �e
doszli zaledwie do 86� Nord. Tak daleko na p�noc nikt jeszcze nie dotar� - to prawda, ale do
bieguna pozosta�o czterysta pi��dziesi�t kilometr�w... Kt� lepiej ni� Nansen rozumia�, �e to
kilometry nie do przebycia... Narastaj�ce znu�enie, brak �ywno�ci w drodze powrotnej...
Upiera� si� czy...
Ci�ko prze�ywa Nansen pierwsz� w �yciu pora�k�. Postanowi� nigdy nie cofa� si� z
raz obranej drogi - teraz musi zdoby� si� na odwag� odwrotu. Przewa�a rozs�dek.
...I�� dalej nie spos�b. By�oby to szale�stwem. Zawracamy...
S�owa te notuje Nansen w dzienniku podr�y dziwnie odmiennym od reszty stron
pismem. Nietrudno zrozumie�, ile kosztuje go ta decyzja.
*
Odwr�t jest ci�szy ni� marsz naprz�d. S�o�ce dnia polarnego zwyci�a l�d, cienka
skorupa pokrywaj�ca stopnia�y �nieg raz po raz p�ka pod ci�arem sa�. Jeden z ludzi
zaprz�ga si� w�wczas do nich, dopomagaj�c nielicznym ju� psom, drugi popycha z ty�u.
Ka�dy krok to wysi�ek, nie tylko p�ozy, ale i narty grz�zn� w polarnym b�ocie. Szczeliny w
lodzie coraz szersze, jak bia�e rozwarte paszcze ziej� g��bi�. Po dwudziestu czterech
godzinach mozolnego �atania podartych kajak�w kana�y wodne zwieraj� si�. Teraz ju� tylko
w saniach nadzieja.
Po dwudziestu tygodniach ci�kiej, pe�nej niespodzianek i przyg�d w�dr�wki po
lodowych polach, w�r�d g�stwiny toros�w, wodnych kana��w Norwedzy docieraj� wreszcie z
ulg� do skalistych wybrze�y nieznanej wysepki. Stan�y im chronometry, nie mog� obliczy�
wsp�rz�dnych geograficznych, nie wiedz�, gdzie si� znale�li.
Brn�c na o�lep, szukaj�c w tym bia�ym labiryncie jakiego� przej�cia do wysp
archipelagu Ziemi Franciszka J�zefa, kierowa� si� musz� instynktem.
Z ka�dym dniem szybciej zapada zmrok, z ka�dym przybli�a si� widmo nocy
polarnej. I�� dalej nie spos�b, trzeba za�o�y� obozowisko, gdzie popadnie, i pr�bowa�
przetrwa� w nim jako� zim�. Brak drzewa dryftowego, brak belek czy desek ze zmia�d�onego
naporem statku. Odci�te sanie, kajaki podziurawione jak sito zr�bami zastrug, strz�py
we�nianego koca zamiast �piwora i po�atany g�sto namiot to ca�e bogactwo Nansena w
przededniu arktycznej zimy. Gro�nej i nieub�aganej. Budulca nie brak, bia�y jest, twardy
niczym ska�a, �liski i mro�ny nie nadaje si� jednak na budow� eskimoskiego igloo. Ze ska�y,
z przemarzni�tych grud ziemi, ze �niegu i lodu buduj� polarnicy ni to ziemiank�, ni sza�as
kamienny, na metr g��boki i na metr wystaj�cy ponad ziemi�. Czym j� dr���? Po�amanymi
nartami, k�em morsa przymocowanym przemy�lnie do bambusowego dr��ka, jakim�
kawa�kiem ko�ci zast�puj�cym �opat�. Do wydzierania g�az�w z przemarzni�tej ziemi s�u��
najlepiej dwie pary silnych ramion, silnych, nawyk�ych do fizycznej pracy. I niez�omna wola
przetrwania.
�ciany wznosili, uk�adaj�c kamienie jeden na drugim, szpary jak najszczelniej zatykali
mchem, porostami, kawa�kami sk�ry morsa. Najbardziej martwili si� o dach.
- Z czego? - rozk�ada� bezradnie r�ce palacz.
- Tylko ze sk�ry morsa.
- Nie �ci�gniesz, diabelnie twarda, n� si� jej nie ima. A ci�ka... nie ud�wigniesz.
Nansen nie lubi� s�owa �niemo�liwe�, rzadko si� z nim godzi�. - Grunt to dobrze
umeblowana g�owa - powtarza ch�tnie i dzie� w dzie� daje dowody pomys�owo�ci, kt�ra im
obu ocala �ycie.
Kt�rego� dnia uda�o si� upolowa� tu� przy brzegu dwa wielkie morsy, wagi p�torej,
dwie tony ka�dy. Nansen bez namys�u po pas zanurzy� si� w lodowatej wodzie, wywijaj�c
no�em. Johansen struchla� na ten widok.
- W morzu chcesz je oprawia�? Zwariowa�e�?!
- Jedyny spos�b. Musz� zdoby� sk�r� na dach, w�a� do wody, we dw�ch nam szybciej
p�jdzie. Nie marud�!
Praca by�a potwornie ci�ka. Cia�o kostnia�o w lodowatej, pokrytej kr� wodzie,
zesztywnia�e mi�nie odmawia�y pos�usze�stwa, przesi�k�e t�uszczem i krwi� ubrania przez
ca�� zim� cuchn�y straszliwie. Ale dom mia� dach.
Czas nagli�, wiatry d�y coraz mro�niejsze, z ka�dym dniem ni�ej opada� s�upek rt�ci
w termometrze, ka�da godzina by�a teraz cenna. Nie bez dumy patrzy� Nansen na dzie�o ich
r�k. Skalna ziemianka przypomina�a do z�udzenia domki, jakie Eskimosi wznosz� na
zachodnich wybrze�ach Grenlandii, tam je widzia� ko�cz�c marsz na prze�aj wyspy. Nawet
lampy z kawa�k�w blachy nape�nione t�uszczem morsa, z knotem sporz�dzonym z banda�a,
s�u��ce zarazem do o�wietlenia i ogrzania, wykonali Norwedzy wzoruj�c si� na pomys�ach
tych ludzi najbardziej przystosowanych do �ycia we wrogim klimacie.
*
Mrozy i �nie�ne zawieje przez d�ugie dni i tygodnie trzyma�y Norweg�w w
zamkni�ciu w ciasnej, zadymionej norze. Byli szcz�liwi, �e chroni�a ich przed wiatrem i
�niegiem. Godzinami le�eli bezczynnie w �piworze, spali przewa�nie lub drzemali, bo c�
innego mogli robi�? o czym jeszcze m�wi�? Powiedzieli ju� sobie wszystko, co mieli do
powiedzenia. Przesz�o�� oddali�a si� niepowrotnie, przysz�o�� by�a jednym znakiem
zapytania. Nic si� nie dzia�o w ich �yciu, jakby czas nagle stan��. Tak samo wiatr wy� - j�cza�
w nocy i w dzie� czarny jak noc. I tak samo dzwoni�a w uszach przera�aj�ca cisza zimy.
Nie szcz�dzili trudu buduj�c ten schron, poutykali pracowicie wszystkie szpary, a
przecie� ka�dy silniejszy podmuch przeci�ga� mro�nym tchnieniem przez izdebk�. P�on�ca
bez przerwy ca�ymi tygodniami i miesi�cami lampa kopci�a pokrywaj�c �ciany grub� warstw�
lepkiej sadzy. Pr�ba zbudowania komina z nied�wiedzich sk�r, a tych mieli pod dostatkiem,
spe�z�a na niczym. Nansen nie uzna� si� jednak za pokonanego i spr�bowa� wymurowa�
komin z lodu. Na pr�no. Pod wp�ywem ciep�a komin zamienia� si� w rynn�...Ze �cian
�cieka�y strumyki i �o�e nasze przypomina�o ka�u�� - notuje. Odchodzi go nawet ochota do
pisania. Bo i o czym? A zreszt� ka�de dotkni�cie papieru pozostawia na nim t�uste, czarne
�lady brudnych palc�w. Brud, kt�rego nie spos�b unikn��, stanowi dodatkow� udr�k�.
Od czasu do czasu opanowywa�a ich t�sknota za czysto�ci�. Wtedy, w nag�ym
przyp�ywie energii, zeskrobywali pociemnia�y od sadzy szron ze �cian, wyrzucali z pos�a� nie
oczyszczone dostatecznie z resztek mi�sa sk�ry, kt�re zaczyna�y gni� i cuchn��. Brud z
koszul zeskrobywali no�em, potem par� godzin je gotowali, po dok�adnym wy��ciu suszyli
d�ugo. Mycie r�k gor�c� wod� wytapian� mozolnie z �niegu nie dawa�o �adnych wynik�w.
Szcz�cie, �e g��d nie dokucza, obok ziemianki pi�trz� si� zwa�y ubitych mors�w,
mi�sa nied�wiedziego i t�uszczu.
...D�onie najlepiej zmywa� ciep�� krwi� nied�wiedzia zmieszan� z sad�em! - notuje
Nansen.
Ka�dy z nas po kolei przez tydzie� kucharzowa�. By�o to jedynym urozmaiceniem
monotonii naszego �yda i jedyn� miar� up�ywu czasu.
Ranek zaczyna� si� niezmiennie od roso�u z nied�wiedziny, wiecz�r ko�czy� tym
samym mi�sem, por� obiadow� obaj starali si� przespa�. Na deser wy�awiali ch�tnie palcami
z blaszanej lampy ulubiony przysmak, skwarki z t�uszczu morsa.
I tak dzie� po dniu, tydzie� po tygodniu, miesi�c po miesi�cu.
Samotne �wi�ta Bo�ego Narodzenia obchodzili w�drowcy uroczy�cie. Wyr�bali z
pod�ogi l�d, zeskrobali ko�uch t�ustej sadzy ze �cian, uprz�tn�li odpadki mi�sa i zas�ali
pos�anie �wie�ymi sk�rami nied�wiedzi. Wywr�cone na drug� stron� koszule musia�y
zast�pi� czyste.
...niczym klej przylepia�y si� wci�� do cia�a... za ka�dym niemal poruszeniem,
przesi�kni�te brudem i t�uszczem szorowa�y sk�r�, tak �e w ko�cu miejscami zmienia�a si� w
ran�.
Z godn� podziwu pogod� ducha, kt�ra stanowi jego si��, w przededniu Nowego Roku
Nansen notuje:
...I ten pami�tny rok 1895 dobiega ko�ca. Dziwny byt, ale jeszcze nie najgorszy... W
kraju bij� ko�cielne dzwony, g�osz� kres starego roku... Nasz jedyny dzwon to mro�ny wicher,
co unosz�c si� nad lodami �wiszcz� i wyje w�ciekle, wznosi tumany �niegu, zmiata je ze ska�
tu� nad naszymi g�owami... S�ysz� w dali �oskot lodowca. Skoro tylko mr�z przybierze na sile,
w jego olbrzymim, u�pionym cielsku szczelina p�ka po szczelinie. Grzmi i huczy wtenczas niby
strza�y armatnie, od kt�rych wstrz�sa si� niebo i ziemia.
...Johansen chrapie, jakby wt�rowa� tym odg�osom. Ciesz� si�, �e nie mo�e go widzie�
matka. Zap�aka�aby gorzko, biedna, z rozpaczy na widok swego syna wychudzonego,
obro�ni�tego, w brudnych �achmanach, z twarz� powleczon� t�ustymi plamami sadzy...
...Jeste�my sami, opuszczeni, o setki mil od wszystkiego, co bliskie i drogie... chorzy z
t�sknoty.
*
Pierwszy po d�ugiej zimie nied�wied� by� zapowiedzi� nadchodz�cej wiosny. Nim
pierwszy nie�mia�y pas �wiat�a zaja�nia� nad horyzontem, w zaro�ni�tej brudem ziemiance
zacz�y si� gor�czkowe przygotowania do wymarszu w nieznane. W mosi�n� rurk� prymusa,
bezu�ytecznego z powodu braku nafty, w�o�y� Nansen notatk� o losach swej wyprawy - od
chwili opuszczenia Frama do dnia 17 maja 1896 roku. Dzie� ten by� dniem wymarszu z
zimowiska. Rurk� zawiesi� na drucie, tu� pod sufitem izdebki, podobnie jak to uczyni� przed
trzystu laty Willem Barents na Nowej Ziemi.
I zn�w rozpocz�a si� zaciek�a walka cz�owieka z naje�onym torosami terenem, walka
z przestrzeni�. A czasem i z samym sob�, z w�asnym znu�eniem, nieraz l�kiem czy wreszcie
zniech�ceniem. Odwyk�e podczas ca�ej zimy od wysi�ku nogi z trudem wdra�a�y si� do
uci��liwego marszu.
Posuwamy si� naprz�d, idziemy, p�yniemy, ale dok�d? - powtarza nieraz w zapiskach
z tego okresu Nansen i wida�, jak bardzo dr�czy go niepewno��.
Przypadkowe spotkanie z uczestnikami angielskiej wyprawy na p�wyspie Flora,
spotkanie niewiarygodne w tym arktycznym pustkowiu - k�adzie wreszcie po pi�tnastu
miesi�cach kres biegunowej tu�aczce.
Po trzyletniej nieobecno�ci w kraju jedyn� trosk�, jaka przy�miewa rado�� i ci��y
niczym brzemi� nie do ud�wigni�cia, jest Fram. - Czemu dot�d jeszcze nie powr�ci� z
polarnych m�rz? Jaki los spotka� wiernych towarzyszy? Nansen odp�dza my�l o katastrofie.
Czy s�usznie uczyni� opuszczaj�c statek? Wyrzuty sumienia nie pozwalaj� prze�ywa�
szcz�liwych chwil. Czy mia� prawo? Udr�ka trwa siedem nie ko�cz�cych si� dni,
bezsennych nocy. �smego ranka nieprzytomny z rado�ci odbiera depesz�:
- FRAM DOTAR� DZI� DO PORTU W DOBRYM STANIE STOP WSZYSCY
ZDROWI STOP P�YN� NATYCHMIAST TROMSO STOP WITAM W KRAJU
SYERDRUP -
...Prze�ywam jeden z najszcz�liwszych dni mego �ycia - notuje Nansen. - Teraz
dopiero, kiedy wiem, �e starzy druhowie �yj�, mog� zacz�� si� cieszy�.
A cieszy� si� jest z czego. Powitalnym uroczysto�ciom nie ma ko�ca. Norwegia
przyjmuje tych, w kt�rych powr�t ju� zw�tpi�a, jak bohater�w narodowych. Nansen jest dla
niej wcieleniem wszystkich najlepszych cech wiking�w, stawia go za wz�r m�stwa i
wytrzyma�o�ci.
...Nasza stara, droga ojczyzna wydaje si� by� dumna z naszego dziel�, a przecie�
dokonali�my tylko tego, co postawili�my sobie za cel - pisa� wzruszony.
- Szcz�liwym zako�czeniem dryfu swego statku wmarzni�tego w lodowe pole nasz
znakomity go�� doktor Fridtjof Nansen dowi�d� niezbicie, �e jego �mia�y pomys�, szczerze,
po przyjacielsku, przez nas tu, w Londynie, krytykowany przed kilku laty, okaza� si�
s�uszny... Na obszary polarne pad�o nowe �wiat�o. Zagadnienia powstawania lod�w
polarnych, g��bi oceanu, temperatury przedstawiaj� si� zgo�a inaczej, ni� dot�d s�dzili�my.
Dryf Frama i piesza wyprawa Nansena i Johansena, kt�rzy dotarli tak daleko jak nikt na
p�noc Ziemi, s� bez precedensu w historii poznania �wiata... O doktorze Nansenie
nale�a�oby powiedzie�, �e por�wna� go mo�na chyba tylko z nim samym - zagai� swe
przem�wienie admira� Nares.
Najwi�ksza w Londynie sala, do kt�rej Kr�lewskie Towarzystwo Geograficzne
zaprosi�o Norwega, ledwie zdo�a�a pomie�ci� wielotysi�czny t�um. Przedstawiciele dworu
kr�lewskiego, rz�du, korpus dyplomatyczny w komplecie, z ca�ego �wiata zaproszeni
naukowcy, polarnicy, prasa. Grzmot oklask�w powita� ukazanie si� na trybunie wynios�ej
sylwetki Nansena.
Prasa pe�na by�a teraz artyku��w o biegunowej wyprawie. Dawni przeciwnicy nie
szcz�dzili s��w pochwa�y, przymiotniki: �wspania�y�, �najwi�kszy�, �niezwyk�y�,
�nieoceniony� powtarza�y si� do znudzenia na szpaltach wszystkich pism.
*
Znu�ony rozgwarem triumfalnych przyj��, Nansen marzy tylko o powrocie do
spokoju i pracy. Opr�cz publikacji wynik�w naukowych w niezwykle kr�tkim czasie
pojawiaj� si� dwa tomy wspomnie� pt. �Fram na morzu polarnym�, w kt�rych wsp�lnie ze
Sverdrupem opisuje dryf statku i sw�j marsz po lodzie. Prac� t� po�wi�ca wiernemu
przyjacielowi - �onie - tej, kt�ra nada�a statkowi imi� i mia�a odwag� czeka�.
W �wiecie nauki wielk� sensacj� wywo�uje og�oszenie pi�ciu tom�w wynik�w
trzyletniej obserwacji i pomiar�w przeprowadzanych w czasie biegunowego marszu oraz
podczas dryfu Frama. Uczeni ca�ego �wiata k�rnentuj� je �ywo, zdaj�c sobie spraw�, jak
wiele zmian wprowadzi� im przyjdzie do dotychczas przyj�tych poj�� z zakresu meteorologii,
hydrologii, hydrobiologii i glacjologii.
Nansen nadal zadziwia wszystkich niewyczerpan� energi� i pracowito�ci�.
Mianowany profesorem prowadzi wyk�ady zoologii na Uniwersytecie w Christianii, w
poszukiwaniu wci�� nowych rozwi�za� sp�dza d�ugie godziny w swym laboratorium
przeprowadzaj�c do�wiadczenia, pisze wiele i og�asza nieustannie powa�ne prace naukowe.
Analizuj�c wyniki trzyletnich, prowadzonych bez przerwy obserwacji na Framie opracowuje
podstawowe dzie�o o hydrologii p�nocnych m�rz, uzasadnia konieczno�� systematycznych
bada� polarnych, zgadza si� wreszcie podj�� trud organizacji nowych wypraw. �mia�e plany,
jak zawsze, przygotowuje niezwykle szczeg�owo, staraj�c si� wyj�� naprzeciw
nieprzewidzianym przeszkodom, by im zawczasu sprosta�. Pogr��ony w dalekich sprawach
tajemnic Arktyki do�� p�no zdaje sobie spraw� z wrzenia, jakie ogarnia ca�y kraj.
Nigdy dot�d nie zajmowa� si� polityk�, nie poci�ga�y go rozgrywki poszczeg�lnych
partii, obce mu by�o to �k��bowisko nie zawsze czystych spraw� - jak mawia�. Czy m�g�
s�dzi�, �e kiedykolwiek do ciszy jego pracowni wtargnie polityka, �e zburzy �ad i porz�dek,
kt�re tak bardzo ceni�, �e oderwie go od rozpocz�tych r�kopis�w, od ton�cych we mgle
wybrze�y nieznanych arktycznych l�d�w i ka�e zapomnie� o bia�ych szlakach? Zapomnie� o
wszystkim, co dotychczas stanowi�o tre�� jego pracowitego �ycia.
Niczym sztormowa wichura na mostek kapita�ski do pracowni Fridtjofa Nansena
wtargn�a historia.
*
Rok 1905 nie by� rokiem �atwym. Udr�czona narastaj�c� wci�� zale�no�ci� od
Szwecji, z kt�r� od lat dziewi��dziesi�ciu zwi�za�a j� unia personalna, Norwegia coraz
energiczniej zaczyna�a domaga� si� niepodleg�o�ci. Sk��cona wewn�trznie, zaczyna�a
nieporadnie. Jedni, jak to zwykle bywa, woleli, by wszystko zosta�o �po staremu�, inni,
l�kliwi, domagali si� na pocz�tek drobnych, nieznacznych ust�pstw ze strony Szwecji, reszta
widzia�a wybawienie w ca�kowitym zerwaniu kr�puj�cych swobod� wi�z�w. Nansen stan��
bez wahania na czele tych ostatnich. On, kt�ry niech�tnie czytywa� gazety, wype�nia� je teraz
swymi artyku�ami, on, kt�ry nie lubi� przemawia�, przemawia� godzinami, w p�omiennych
s�owach wzywaj�c Norweg�w do opami�tania.
- Je�eli od razu nie zdob�dziemy si� na odwag�, jakiej wymaga sytuacja, stracimy
szacunek dla nas samych...Nar�d, kt�ry zadowala si� s�owami, gdzie idzie o jego wolno��,
b�dzie po�miewiskiem ca�ego �wiata. Je�li politykom naszym brak tej odwagi, my, zwykli
obywatele, powinni�my przej�� ich zadanie...
...P�rodki nigdy do niczego nie doprowadzi�y, postawmy spraw� od razu jasno i
twardo. Czy�by�my si� l�kali? Czy�by Norwegii nie sta�o odwagi? A je�eli nawet tak, to
pami�tajmy, �e pierwszym obowi�zkiem cz�owieka, godnego miana cz�owieka, jest l�k
przezwyci�a�. Szwecja liczy na nasz� chwiejno��, na walk� partii mi�dzy sob� -
odpowiedzmy jej zespoleniem ca�ego narodu. Spalmy za sob� wszystkie mosty wa�ni i
niezgody. A wtedy droga przed nami jedna - naprz�d!
Do spraw swego narodu Nansen - wielki polarnik umiej�cy patrze� w przysz�o�� -
stosuje te same zuchwa�e na poz�r tylko, a w rzeczywisto�ci g��boko przemy�lane zasady,
jakimi kierowa� si� na p�nocnych morzach.
Wyzwanie: �Czy�by Norwegii nie sta�o odwagi?� niczym smagni�cie biczem
podrywa nar�d, kt�ry od wiek�w szczyci� si� odwag�.
Napotykaj�c niespodziewany op�r ze strony chwiejnych dot�d ludzi, Szwecja
postanawia ukr�ci� go zbrojnie. Wzrasta napi�cie, na granicy zaczynaj� gromadzi� si� gojowi
do walki. Si�y nier�wne. Po jednej stronie kilkadziesi�t tysi�cy regularnego wojska, po
drugiej zaledwie cztery tysi�ce ochotnik�w norweskich: rybak�w, �owc�w, kt�rzy �ci�gaj� z
g�r, z fiord�w, z m�rz w obronie wolno�ci.
Do bratob�jczej walki Nansen, w kt�rym Norwegowie widz� swego duchowego
przyw�dc�, nie mo�e dopu�ci�.
- Do godziwego pokoju musi znale�� si� godziwa droga - o�wiadcza i spieszy do
Londynu, by tam, rzucaj�c na szal� wag� swego nazwiska, dzia�a� na arenie
mi�dzynarodowej, pr�bowa� przekona� przedstawicieli wielkich mocarstw o konieczno�ci
wp�yni�cia na Szwecj�, szukania jakiego� ugodowego za�atwienia sprawy.
Instynkt badacza zaprawionego do walki podsun�� najw�a�ciwsz� drog�. Wszystkie
drzwi staj� otworem przed s�awnym polarnikiem, kt�ry walczy o prawa swej pokrzywdzonej
ojczyzny. Ambasadorzy wielkich mocarstw, Anglii, Rosji, Niemiec i Francji, ch�tnie
wys�uchuj� jego argument�w, przychylaj� si� do pr�b. Zebrania, konferencje, narady...
Londyn, Pary�, Kopenhaga. Pod naciskiem �wiatowej opinii Szwecja rezygnuje ze swych
roszcze� i odwo�uje wojska z granicy, przyznaj�c Norwegii pe�n� niepodleg�o��.
Pierwsza wielka polityczna walka Nansena ko�czy si� zwyci�stwem. C� za ulga
powr�ci� do domu, w kt�rym czekaj� �ona i dzieci, prace naukowe, wszystko, co stanowi dla
niego sens i cel �ycia. Ale w �yciu Nansena nie ma miejsca na spok�j.
*
Tego ranka, jak co dnia, monotonnie dzwoni� o szyby jesienny deszcz, za oknami
wisia� mokry opar mg�y. Dyskretne pukanie do drzwi przerwa�o cisz� m�con� skrzypieniem
pi�ra po papierze. Polarnik niech�tnie podni�s� g�ow� znad biurka, na kt�rym pi�trzy� si� stos
zapisanych kartek przyci�ni�tych ogromnym k�em morsa.
- Prosz� - powiedzia� z rezygnacj�, nie odrywaj�c oczu od r�kopisu.
Go�cie byli niezwykli. I niezwyk�a rozmowa.
- W imieniu ca�ego narodu prosimy, �eby pan, nasz bohater narodowy, zechcia� zosta�
kr�lem Norwegii - us�ysza�.
D�ugo t�umaczy� zawiedzionym wys�annikom Stortingu, czemu nie m�g� przyj�� tego
zaszczytu. Czy zrozumieliby, gdyby im wyzna�, �e jego zdaniem kr�lem mo�e by� ka�dy? �e
zamian� wype�nionego prac� naukow� �ycia na udr�k� pustej reprezentacji uwa�a�by za
osobist� kl�sk�? D�ugo nie chcieli s�ysze� o odmowie, d�ugo ponawiali pro�by, ust�pili
wreszcie, kiedy zgodzi� si� obj�� w Londynie stanowisko ambasadora Norwegii, czuwa� nad
pierwszymi krokami m�odego, niezale�nego pa�stwa. O ma�ym, ubogim, skalistym kraiku
niewiele wiedziano pod�wczas na arenie mi�dzynarodowej, kt� nie zna� jednak nazwiska
Nansena?
- To nie potrwa d�ugo, najwy�ej par� miesi�cy - zapewniali go delegaci.
- Zostan� tak d�ugo, jak b�dzie potrzeba - us�yszeli w odpowiedzi. Z ci�kim sercem
opu�ci� kraj rodzinny i t� pracowni�, w kt�rej dojrzewa�y plany nowych bada� polarnych.
- Musisz ponie�� t� ofiar�, nikt jak ty nie obroni Norwegii - us�ysza� z ust �ony i by�
jej wdzi�czny, �e go rozumia�a.
*
W Londynie przyj�to Nansena z entuzjazmem zaprawionym pocz�tkowo odrobin�
zazdro�ci. Dziwny to by� bowiem ambasador, do �adnego innego niepodobny. Nie
imponowa�y mu niczyje bogactwa ani tytu�y szlacheckie mo�nych, w�r�d kt�rych si�
nieustannie obraca�, niewiele czyni� sobie tak�e z zawi�o�ci protoko�u dyplomatycznego,
�wiadomy wagi swego imienia, a zarazem ujmuj�co prosty.
Jak ongi� przed areopagiem zaci�tych przeciwnik�w polarnych w Kr�lewskim
Towarzystwie Geograficznym, tak i dzi� umia� kategorycznie powiedzie� �nie� lub do
upad�ego broni� spraw s�usznych. Jego postawa zyska�a szybko sympati� i szacunek. Jedni
widzieli w nim wci�� wybitnego badacza polarnego i naukowca, kt�ry dowi�d� s�uszno�ci
swej racji, inni cenili jego zalety polityka. I ci nawet, co mu zazdro�cili, pozostawali pod
urokiem osobistym tego wyr�niaj�cego si� urod�, postaw� i wdzi�kiem �wie�o upieczonego
dyplomaty. Znakomity sportowiec, �wietny tancerz i gaw�dziarz, kt�ry kilkoma zdaniami
potrafi� wyczarowa� przed zas�uchanym audytorium tajemniczy �wiat lodu i rozpali�
wyobra�ni�, ponad rozgwar bankiet�w przek�ada� jednak cisz� swego gabinetu pe�nego map i
r�kopis�w polarnych. Tam w listach do �ony dawa� wyraz t�sknocie za ciep�em domowego
ogniska, tam powraca� wci�� my�l� do Arktyki, z kt�rej wygna� go obowi�zek s�u�enia
ojczy�nie, tam w chwilach wolnych pisa� nadal wspomnienia z podr�y.
Z dwutomowego dzie�a �We mgle P�nocy� przebija �le ukrywany �al cz�owieka,
kt�ry wie, �e czas pracuje przeciw niemu. Kilka miesi�cy, jakie mia� pocz�tkowo pozosta� na
plac�wce dyplomatycznej, przeci�ga si� na lata, a ka�dy rok oddala go od zagadnie�
arktycznych. Nansen czuje, �e schodzi z tej niezwyk�ej, jedynej w swoim rodzaju sceny
polarnej jako wielki aktor, �e pozostaje tylko widzem. Obszary Dalekiej P�nocy zaludniaj�
si� wci�� nowymi postaciami odkrywc�w. Ci�ko jest zadowoli� si� rol� doradcy. Nie
szcz�dzi jednak cennych wskaz�wek w�oskiej wyprawie ksi�cia di Savoia, kt�ra wyp�ywa na
podb�j bieguna p�nocnego, gor�co zach�ca m�odego Amundsena do zuchwa�ej wyprawy nie
przetartym Szlakiem P�nocno - Zachodnim, �ledzi uwa�nie heroiczn� walk� o biegun
Amerykanina Peary�ego.
- Ten dotrze do celu, odrzuci� od siebie wszystko, co mog�o mu stan�� na
przeszkodzie - powtarza bez goryczy. A mo�e t� gorycz ukrywa g��boko w sercu?
Po trzech latach pracowitego �ycia w Londynie z pe�nym poczuciem wype�nionego
obowi�zku ��da zwolnienia z plac�wki dyplomatycznej. Na terenie mi�dzynarodowym
uczyni� wi�cej, ni� od niego ��dano, teraz inni mog� bezpiecznie przej�� jego funkcje.
Trudno doczeka� mu chwili powrotu do domu, do rodziny, kt�rej brak tak bole�nie
odczuwa, do ksi��ek, do swego laboratorium, do wyk�ad�w. Pragn��by jak najszybciej
nadrobi� te lata stracone, �le list za listem do �ony, depesze, za depesz�. Powr�t op�nia si�
jednak, wci�� jakie� nowe wa�ne sprawy zatrzymuj� go w Londynie. Niecierpliwie liczy dni i
godziny. Nie spodziewa si� ciosu najci�szego, jaki m�g� go spotka�. �mierci powiernika i
przyjaciela pe�nego zawsze zrozumienia i oddania - �mierci �ony. Razem z ni� umiera to
wszystko, do czego t�skni�, do czego d��y� przez d�ugie lata rozstania. I po raz pierwszy w
�yciu staje bezradny wobec tragedii, jaka go spotka�a, i tej samotno�ci, jakiej nie mo�e
sprosta�.
*
Wiele czasu minie, nim po d�ugiej chorobie rzuci si� zn�w w wir pracy; szuka w niej
zapomnienia. Z ci�kim sercem rezygnuje z plan�w ponownej ekspedycji na polarne wody,
wie, �e musi teraz osieroconej gromadce dzieci zast�pi� matk�. Ka�dego lata jednak wyp�ywa
na Morze Grenlandzkie, gdzie podczas bada� hydrologicznych wprowadza wci�� nowe,
w�asnego pomys�u, ulepszenia instrument�w naukowych.
W gorzkich chwilach rezygnacji wielkim prze�yciem staje si� podr� na Syberi�. Tu
od decyzji Nansena, od jego zdania zale�e� b�d� zn�w sprawy najwy�szej wagi - kupcy
angielscy i rosyjscy pragn� zasi�gn�� jego porady w sprawie mo�liwo�ci otwarcia regularnej
�eglugi przez wiecznie skute lodem wody Morza Karskiego, rozwi�za� t� drog� coraz
bardziej pal�c� spraw� wywozu olbrzymich bogactw naturalnych Syberii.
P�yn�c wzd�u� p�nocnych wybrze�y Azji, polarnik ze wzruszeniem powraca do
wspomnie� sprzed lat dwudziestu, do zuchwa�ych plan�w podboju bieguna, przemierza
tysi�ce, dziesi�tki tysi�cy kilometr�w statkiem, szalup� i kolej�, rozstawnymi ko�mi, od
Murma�ska po W�adywostok, od P�nocnego Oceanu Lodowatego po Ocean Spokojny. Na
bezdro�ach Syberii poznaje ludzi, z kt�rymi �atwo mu odnale�� wsp�lny j�zyk, gdy�
podobnie jak on ludzie ci nie rzucaj� s��w na wiatr i umiej� zamiary przekuwa� w czyn.
...Ci�ko mi rozsta� si� z t� surow� przyrod� o wielkich prostych liniach, bez
zak��ce�. Pokocha�em ten bezkresny kraj, pot�ny jak morze, z jego rozko�ysanymi bujn�
traw� stepami i g�rami, kt�re zdaj� si� ci�gn�� bez ko�ca, i zastyg�ym w l�d brzegiem
oceanu, i pust�, woln� tundr� i pe�n� tajemnic tajg� - pisa� w swej ksi��ce �Poprzez Syberi�,
kraj przysz�o�ci�. Nie wiedzia� jeszcze, jak wiele zdo�a w tej przysz�o�ci zdzia�a�, dzi�ki temu,
�e ludzi Rosji zna� i da� si� im pozna�.
- Nie! - odpowiada lakonicznie w kilka lat p�niej Nansen na alarmuj�c� depesz�
sekretarza Ligi Narod�w wzywaj�c� go do natychmiastowego przybycia do Genewy w
sprawie wielkiej wagi.
- Nie! - powtarza, odrzucaj�c drug�.
- Nie, po stokro� nie! - broni si� sam przed sob�, przed w�asnym sumieniem. Po tych
straszliwych kilku latach po�ogi pierwszej �wiatowej wojny, jaka przetoczy�a si� przez
Europ�, pragnie od�egna� si� od wszystkiego, co odrywa go od pracy naukowej. Jest szefem
delegacji Norwegii w Lidze Narod�w, nie odm�wi�, ale to, o co go teraz b�agaj�, wykracza
daleko poza zakres jego dzia�ania. Wierzy�, jak nikt, w Lig� Narod�w i jak nikt szybko
zrozumia�, �e si� zawi�d�. Chcia�by wreszcie po�wi�ci� si� ca�kowicie swym pracom,
pozostawi� po sobie trwa�y �lad w wiedzy o morzach i l�dach polarnych. Wie, �e tu nie czeka
go zaw�d, �e jego wysi�ki nie p�jd� na marne. Teraz, kiedy nie jest za p�no, kiedy umys�
jeszcze sprawnie dzia�a. Czy� nie wype�ni� swego obowi�zku wobec kraju? Czy nie wyrzek�
si� i umi�owanej Arktyki, i s�awy odkrywcy, i tych ostatnich nie zm�conych �a�ob� lat
domowego szcz�cia? Dobiega ju� sze��dziesi�tki, niech�e dzia�aj� inni, m�odsi, niech�e
teraz chocia� b�dzie mu wolno po�wi�ci� ostatek �ycia w�asnym zami�owaniem. Niech�e
wolno b�dzie odgrodzi� si� od nie zagojonych wci�� ran, jakie pozostawi�a po sobie wojenna
zawierucha.
Jedn� z najci�szych, wie o tym, jest sprawa je�c�w wojennych, rozrzuconych od
Pacyfiku po Atlantyk. Ju� dwa lata min�y od zako�czenia wojny, a oni wci�� jeszcze czekaj�
z dala od swych dom�w, od rodzin, bez nadziei na powr�t do normalnego �ycia. Bo i kt� im
ten powr�t zapewni? Nie podo�a zadaniu Mi�dzynarodowy Czerwony Krzy� ani instytucje
charytatywne ca�ego �wiata. Czeg� wi�c ��da si� od niego, Nansena? Powo�ana do wielkich
pokojowych zada� Liga Narod�w opr�cz szumnych hase� i olbrzymiego, ci�kiego aparatu
administracyjnego jest od pocz�tku swego istnienia nieudolna, bezsilna i zak�amana. Nie, po
stokro� nie!
*
Rozpatruj�c w Genewie w 1920 pal�ce zagadnienie repatriacji, ka�dy z delegat�w
rozumie konieczno�� rozplatania tego gordyjskiego w�z�a, �aden nie czuje si� na si�ach
wysuni�cia cho�by jednej konkretnej propozycji.
- Skoro nawet Nansen odmawia, kt�ry� z nas podo�a? - wzdychaj� i tym kr�tkim
stwierdzeniem uwalniaj� si� przed w�asnym sumieniem od odpowiedzialno�ci.
Nie wszyscy jednak zrezygnowali, co nieust�pliwsi zjawiaj� si� niespodziewanie w
domu Nansena, ponawiaj� b�agania, podsuwaj� tekst uchwa�y powzi�tej przez zgromadzenie
Ligi Narod�w.
...Nale�a�oby zwr�ci� si� do kogo�, kto cieszy si� og�lnym szacunkiem i uznaniem
ca�ego �wiata, kogo�, kto znany jest z niepospolitych zdolno�ci organizacyjnych i wielkiego
rozumu...
- Prosz� o cyfry. Ilu jest je�c�w wojennych w chwili obecnej? - pada w odpowiedzi
suche pytanie.
- Oko�o trzystu tysi�cy w Zwi�zku Radzieckim, oko�o dwustu w Austrii, w
Niemczech, w... Brak dok�adnych danych.
- Gdzie s� zgrupowani, na jakich obszarach? Nazwy miejscowo�ci? Milczenie.
- Jakie Liga Narod�w przewiduje �rodki transportu dla tej olbrzymiej masy ludzi?
- Dotychczas �adnych, ogromne trudno�ci.
- Sk�d zamierzacie czerpa� fundusze na cele repatriacji?
- Dotychczas znik�d... Astronomiczne kwoty: eksperci Ligi Narod�w obliczyli, i�
potrzeba po dwie�cie dolar�w na g�ow�.
- Kto podejmie si� interwencji u rz�d�w pa�stw zainteresowanych, kt�re w tylu
wa�kich sprawach nie znalaz�y dot�d wsp�lnego j�zyka, kto, pytam? Jakie b�dzie mie�
uprawnienia?
Milczenie.
- Czy w�adze radzieckie wyrazi�y ju� zgod�?
- Nikt dot�d z nimi nie wszczyna� pertraktacji... Republika Radziecka nie jest
cz�onkiem Ligi Narod�w.
W krzy�owym ogniu rzeczowych pyta� niknie resztka nadziei. Delegaci milkn�. Bo i
c� maj� Nansenowi odpowiedzie�? Z czym przyszli tutaj, pragn�c zwali� na jego barki
ci�ar ponad si�y, ��daj�c, by podj�� zadanie, przed kt�rym cofa si� wielka pokojowa
organizacja? Co przynie�li? Strz�py niepewnych informacji, �adnego planu dzia�ania,
najmniejszej nadziei na zapewnienie �rodk�w finansowych. Pustk�, absolutn� pustk�, w
kt�rej wszystko trzeba by dopiero stworzy�, od pocz�tku do ko�ca.
Patrz�c na pofa�dowane g��bokimi bruzdami czo�o Nansena zrezygnowani pos�pniej�.
Sprawa przegrana.
- Jedna wielka niewiadoma, jeden mur przeszk�d! Tak jak pana wyprawa na biegun
p�nocny, profesorze! - rzuca wreszcie odwa�nie delegat brytyjski Noel Baker. On jeden, z
dawien dawna gor�cy wielbiciel Nansena, nie traci nadziei, on jeden wyczuwa, �e ten w�a�nie
bezmiar trudno�ci rozbudza w Norwegu instynkt walki, tak jak ongi� tam, na morzach
skutych lodem, spowitych mg��, kt�ra kryje wci�� nowe przeciwno�ci. Wierzy tak�e, �e
donios�o�� humanitarnego zadania porwie opornego. I nie myli si�.
Nansen przyjmuje - depeszuje z triumfem do Genewy po wielogodzinnych
rozmowach.
I raz jeszcze pustoszeje pracownia polarnego badacza. Raz jeszcze czeka� b�d� jego
powrotu w domu, w Lysaker, r�kopisy nie doko�czonych dzie� o tajemnicach w�d
P�nocnego Oceanu Lodowatego. Raz jeszcze rozpoczyna si� zajad�a walka z
przeciwno�ciami. Wi�ksze s� i ci�sze do przezwyci�enia ni� te w dalekiej Arktyce. Ale
ogrom zadania nie przera�a Nansena. Te cechy charakteru, kt�re pozwoli�y mu dokonywa�
wielkich odkry� w walce z podbiegunow� przyrod�, zdaj� egzamin i tu, w innych
szeroko�ciach geograficznych.
- To potrwa najwy�ej dwa, trzy miesi�ce, wska�e pan nam tylko, jak dzia�a�,
profesorze, reszty dokonamy sami - zapewniaj� gor�co delegaci. Im bardziej jednak
zag��biaj� si� razem z nim w k��bowisko trudno�ci, tym mniej wierz� w to, co m�wi�.
Najci�szy etap, rozmowy w Moskwie, przebiega wbrew obawom nadspodziewanie
g�adko. �wczesny minister spraw zagranicznych Cziczerin zastrzega jednak kategorycznie na
ka�dym kroku, �e pertraktuje z Fridtjofem Nansenem, nie z Lig� Narod�w. Inne sprawy raz
po raz utykaj� na martwym punkcie, ale polarnik nie nale�y do tych, kt�rzy si� poddaj�. W
ci�gu sze�ciu zaledwie miesi�cy oko�o dwustu tysi�cy je�c�w powraca do dom�w. W dwa
lata p�niej repatriacja ponad p�milionowej rzeszy jest zako�czona.
...Brakowa�o wszystkiego... - podaje za��cznik do protoko�u z Trzeciego Posiedzenia
Ligi Narod�w - ale geniusz Nansena wszystko wywalczy�. Nie by�o statk�w do transportu
je�c�w, on je zdoby� mimo olbrzymich trudno�ci, on przezwyci�y� nieufno�� Republiki
Radzieckiej, kt�ra wzbrania�a si� pertraktowa� z Lig� Narod�w... Wiedz�c, �e
Mi�dzynarodowy Komitet dysponuje na cele repatriacji nader ograniczonymi kredytami,
Nansen zdoby� fundusze i obni�y� przewidziane przez wybitnych ekspert�w koszty z dwustu
dolar�w na g�ow� na osiem... Dokona� dziel�, kt�re przejdzie do historii ludzko�ci jako jedna
z najpi�kniejszych jej kart. Dzie�o, kt�re zawiera �adunek tego bohaterstwa, jakie cechowa�o
walk� Nansena z lodem Grenlandii i jego piesz� w�dr�wk� z bieguna p�nocnego... dzie�o,
kt�re jest dowodem, czego dokona� mo�e ludzka dobro� wspomagana przez niez�omn� wol�.
- Par� naprz�d, niczym sztormowa wichura mia�d��c na swojej drodze przeszkody -
zamiast je okr��a�, �ama� opory - zamiast je �agodzi�, spieszy�, wiedzia�, �e tylko w ten
spos�b osi�gnie cel - powie p�niej jeden z wybitnych m��w stanu.
*
Zadanie wykonane, Nansen z ulg� powraca do domu, do swych prac. Tyle jeszcze jest
do zrobienia na polarnych obszarach, na tyle pyta� nie ma dot�d odpowiedzi. C� z tego, �e
biegun p�nocny zdobyty? Odkrycie Peary�ego niewiele nowego wnios�o do nauki. My�l o
badaniach podbiegunowych krain nie opuszcza Nansena. Wci�� jeszcze marzy o wyp�yni�ciu
na arktyczne wody, ale lekarze stawiaj� kategoryczny sprzeciw. Nadszarpn�� si�y, musi si�
wreszcie zacz�� szanowa�.
Kiedy w par� miesi�cy p�niej przyjaciele zjawiaj� si� w Lysaker odwiedzi� chorego,
nie wierz� w�asnym oczom. Nansen pakuje walizy: Czy zn�w na wypraw� polarn�? Nie! Do
Genewy. W odpowiedzi na ich protesty, wymownym gestem wskazuje stos depesz
Mi�dzynarodowego Czerwonego Krzy�a pi�trz�cy si� na biurku, na �cian�, kt�ra przez d�ugie
lata biela�a mapami nie tkni�tej ludzk� stop� Antarktydy i poci�tej szlakami biegunowych
wypraw Arktyki. Ich miejsce zaj�a teraz inna. Bije z niej, jak na alarm, czerwona, gruba
krecha, kt�r� obwiedziony jest wielki obszar Powo��a. Stamt�d w �wiat biegn� rozpaczliwe
sygna�y SOS. Przebogate tereny nawiedzi�a kl�ska straszliwej posuchy, milionom ludzi grozi
g��d. Mi�dzynarodowy Czerwony Krzy� b�aga o pomoc, sam nie podo�a.
I jak�e tu odm�wi�?
*
Nansen rzuca si� w wir walki z g�odem, nie mog�c uwierzy�, �e kto� pozostaje wobec
niej oboj�tny. Ale daremnie apeluje, jego p�omienne s�owa trafiaj� w pr�ni�. Liga Narod�w
uparcie odmawia, obwarowuje si�, zas�ania wzgl�dami politycznymi, �lepa teraz i g�ucha na
wszelkie zakl�cia. Kiedy na trybunie pojawia si� raz po raz wynios�a sylwetka Norwega,
delegaci wiedz�, �e przyjdzie im wys�ucha� wielu gorzkich s��w prawdy. Jedni wychodz�
ostentacyjnie z sali, inni zostaj�, by nie dopu�ci� do udzielenia pomocy bolszewikom. Przed
morzem niech�ci, czasem zaciek�ej nienawi�ci, jakie