9610

Szczegóły
Tytuł 9610
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9610 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9610 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9610 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

James Blish Dzie� Statystyka Wiberg by� korespondentem zagranicznym �New York Timesa" od czternastu lat, z czego dziesi�� po�wi�ci� r�wnolegle swej osobliwej specjalno�ci. Dwukrotnie w zwi�zku z ni� odwiedza� Angli�, sp�dziwszy tam w sumie osiemna�cie tygodni (jak mo�na si� spodziewa�, by� precyzyjny w takich sprawach). Efektem drugiego pobytu by� szok, jakiego dozna� w domu Edmunda Gerrarda Darlinga. Kontrol� Populacji utworzono dopiero dziesi�� lat temu, po straszliwej �wiatowej kl�sce g�odu w roku 1980, i odt�d Anglia niewiele si� zmieni�a. Jad�c z Londynu autostrad� M-4, zobaczy� ponownie wysokie bloki osiedli, kt�re wypar�y Zielony Pas, otaczaj�cy niegdy� miasto, podobnie jak to mia�o miejsce w Westchester County w stanie Nowy Jork, Arlington w Wirginii, Evanston w Illinois czy Berkeley w Kalifornii. Od czasu jego pierwszego pobytu wybudowano niewiele nowych osiedli - w ko�cu przy stabilnej populacji nie by�o takiej potrzeby - aczkolwiek wi�kszo�� z nich wskutek pospiesznej budowy nie rokowa�a zbyt d�ugiego �ywota. Podobnie miasteczko Maidenhead, ustabilizowane na dwadzie�cia tysi�cy mieszka�c�w, wygl�da�o tak jak w�wczas, gdy przeje�d�a� t�dy po raz ostatni w drodze do Oxfordu (sk�ada� wtedy podobna wizyt� specjali�cie od erozji brzegowej, Charlestonowi Shackletonowi, kt�ry para� si� r�wnie� literatur�). Tym razem jednak musia� zboczy� z autostrady przy Maidenhead Thicket i znalaz� si� nagle w�r�d krajobrazu, jakiego obecnie nie spodziewa� si� ujrze� nawet w marzeniach, a ju� z pewno�ci� nie mi�dzy Londynem a Reading. Droga mog�ca pomie�ci� zaledwie jeden samoch�d, g�sto zaro�ni�ta po bokach drzewami, zaprowadzi�a go do ronda, przez kt�re nawet dziecko zdo�a�oby splun�� na drug� stron�, gdyby po�rodku nie sta� omsza�y trzymetrowy obelisk, upami�tniaj�cy pierwsza wojn� �wiatowa. Naprzeciwko le�a� cel jego podr�y - Shurlock Row - wioska, kt�ra zdawa�a si� sk�ada� wy��cznie z ko�cio�a, pubu oraz pi�ciu czy sze�ciu sklepik�w. W pobli�u musia� by� r�wnie� staw z kaczkami, sk�d� bowiem dolatywa�o ciche kwakanie. �Phygtle", siedziba powie�ciopisarza, znajduj�ca si� na High Street, by�a chyba jedynym budynkiem na tej ulicy. By�a to du�a dwupi�trowa willa w wiejskim stylu, z dachem krytym strzecha, bia�ymi �cianami i d�bowymi belkami pomalowanymi na czarno. Nad strzecha, najwyra�niej �wie�o po�o�ona, by�a umieszczona druciana siatka s�u��ca do odstraszania ptak�w. Reszta zdawa�a si� pochodzi� z szesnastego wieku i tak te� zapewne by�o. Wiberg zaparkowa� morrisa i pomaca� wewn�trzn� kiesze� marynarki, sprawdzaj�c, czy znajduje si� w niej stereotypowe wspomnienie po�miertne Associated Press. Us�ysza� cichy, uspokajaj�cy szelest. Nie wyjmowa� kartek - zna� ich tre�� na pami��. To w�a�nie przes�ana poczt� tydzie� temu odbitka szczotkowa sta�a si� powodem jego podr�y. Wspomnienie nie mog�o by� opublikowane przed up�ywem roku, ale chodzi�y s�uchy, �e Darling jest chory, co zawsze stanowi�o przyzwoity, naturalny pretekst do odwiedzin. Wysiad� z samochodu i zapuka� do frontowych drzwi, stylizowanych na wiejskie wrota. Otworzy�a mu pulchna, rumiana dziewczyna w stroju pokoj�wki, kt�rej wygl�d �wiadczy� o gorliwym kontakcie z woda i myd�em. Poda� swoje nazwisko. - Ach tak - pan Wiperg, sir Edmund oczekuje pana - powiedzia�a z silnym akcentem irlandzkim. - Mo�e woli pan zaczeka� w ogrodzie? - Ch�tnie - odrzek�. Dziewczyna najwidoczniej by�a nowym nabytkiem, pisarz bowiem nie mia� tytu�u szlacheckiego, byt natomiast kawalerem Orderu Zas�ugi, co jest odznaczeniem o wiele wy�szym. Podobno jednak Darling nie przywi�zywa� wagi do takich b�ahostek, wi�c postanowi� jej nie poprawia�. Pokoj�wka poprowadzi�a Wiberga przez ogromn� jadalni� z niskim belkowanym sufitem i kominkiem z r�cznie wypalanej ceg�y ku oszklonym drzwiom werandy. W ogrodzie, zajmuj�cym blisko p�akrow� powierzchni�, ros�o mn�stwo kwitn�cych krzew�w, g��wnie r�anych, a w�r�d nich wi�y si� �wirowane alejki. By�o tam r�wnie� kilka starych jab�onek i grusz, a nawet drzewo figowe. Na powierzchni wydzielonej pod warzywnik sta�a ma�a szopa ogrodnicza. Ca�o�� os�ania�o od drogi oraz s�siad�w wiklinowe ogrodzenie i wiecznie zielony �ywop�ot. Najbardziej jednak zainteresowa� Wiberga murowany domek go�cinny czy te� przybud�wka dla s�u�by, na ty�ach ogrodu. W tym w�a�nie domku pracowa� Darling w czasach, gdy jego rodzina zamieszkiwa�a jeszcze will�. Pierwotnie dach przybud�wki by� spadzisty, kryty dach�wk�, p�niej jednak g�rna jego cz�� zosta�a wyr�wnana i za�o�ono tam s�ynne ma�e obserwatorium astronomiczne. �Ta okolica - pomy�la� Wiberg musia�a by� tak samo okropna, nim urodzi� si� Darling, ale dla Darlinga nie mia�o to wi�kszego znaczenia. By� mi�o�nikiem wiedzy (nazywa� j� najwspanialszym, najbardziej widowiskowym sportem �wiata) i zbudowa� to obserwatorium nie w celach badawczych, lecz tylko dlatego, �e lubi� patrze� w gwiazdy". Wiberg zerkn�� przez okno, nie dostrzeg� jednak �lad�w obecno�ci pisarza, widocznie tylko pokoj�wka korzysta�a teraz z tego pomieszczenia. Westchn��. Nie by� cz�owiekiem szczeg�lnie wra�liwym - nie m�g� sobie na to pozwoli� - ale bywa�y chwile, �e nawet on czu� si� przyt�oczony swoj� profesj�. Podj�� na nowo w�dr�wk� po ogrodzie, wdychaj�c zapach r� i lak�w. Lak�w nie widywa� nigdy w Stanach, mia�y ostr�, egzotyczn� wo�, z lekka przypominaj�c� zapach kwitn�cego tytoniu lub te� - jak sobie wyobra�a� zi� u�ywanych przy balsamowaniu zw�ok w staro�ytnym Egipcie. Znowu zjawi�a si� pokoj�wka. Poprowadzi�a go raz jeszcze przez jadalni�, nast�pnie przez ogromny obstawiony ksi��kami hall w kszta�cie litery L, z kominkiem z polerowanego kamienia przy g��wnych schodach. Na g�rze znajdowa�a si� sypialnia mistrza. Gdy Wiberg zbli�a� si� do drzwi, pokoj�wka zawo�a�a: - Prosz� uwa�a� na g�ow�, sir! - ale by�o ju� o sekund� za p�no, zawadzi� czubkiem g�owy o poprzeczna belk�. Z g��bi sypialni dolecia� chichot. - To jeszcze betka - us�ysza� m�ski g�os. - Kto� cholernie nieostro�ny wchodzi� tu kiedy� z dzieckiem na r�ku. Uderzenie nie by�o zbyt silne i Wiberg od razu o nim zapomnia�. Edmund Gerrard Darling, w kraciastym szlafroku, spoczywa� podparty poduszkami w ogromnym �o�u i zapewne na piernatach, bowiem jego szczup�e cia�o zdawa�o si� w nim ton��. W�osy mia� nadal g�ste, tylko czo�o wy�sze ni� na ostatniej fotografii, zamieszczonej na ok�adce ksi��ki.Twarz wci�� jeszcze by�a patrycjuszowska, ale wskutek choroby rysy jej zgrubia�y, przez co nabra�a nieco �agodniejszego wyrazu, nie bardzo pasuj�cego do cz�owieka, kt�ry jako krytyk przez blisko sze��dziesi�t lat bezlito�nie dar� pasy ze swych koleg�w, wytykaj�c im brak podstawowej znajomo�ci literatury angielskiej, nie m�wi�c ju� o innych. - Ciesz� si� bardzo, �e mog� pozna� pana. To dla mnie prawdziwy zaszczyt - powiedzia� Wiberg wyci�gaj�c notatnik. - Chcia�bym odp�aci� panu tym samym - odpar� Darling, skinieniem r�ki wskazuj�c na fotel. - Niestety od dawna ju� spodziewa�em si� pa�skiej wizyty. Pewne pytanie tkwi w mym m�zgu jak �wiek i b�d� ogromnie zobowi�zany, je�li odpowie mi pan na nie od razu, zak�adaj�c oczywi�cie, �e wolno panu to uczyni�. - Prosz� si� nie kr�powa�. Ostatecznie ja r�wnie� przyszed�em tu, aby zadawa� pytania. C� to takiego? - Czy jest pan - spyta� pisarz - tylko forpoczta kata, czy te� katem we w�asnej osobie? Wiberg zmusi� si� do u�miechu. - Obawiam si�, �e nie rozumiem pytania. W gruncie rzeczy zrozumia� je a� za dobrze. Nie rozumia� tylko, w jaki spos�b Darling zdoby� dostateczne informacje, by na to wpa��. Przez ca�e dziesi�� lat g��wna tajemnica Popkonu by�a strze�ona nadzwyczaj surowo. - Je�li nie odpowie pan na moje pytanie, b�d� czu� si� zwolniony z obowi�zku odpowiedzi na pa�skie - rzek� Darling. - My�l�, �e nie zaprzeczy pan, i� ma pan w kieszeni wspomnienie po�miertne o mnie? Z tym podejrzeniem Wiberg spotyka� si� w swej praktyce tak cz�sto, �e odpowiedzia� na nie g�adko, zachowuj�c pozory absolutnej szczero�ci. - Jasne, �e mam. Niew�tpliwie orientuje si� pan, i� wielkie dzienniki, jak na przyk�ad �Times", czy wielkie koncerny prasowe przechowuj� w swych kartotekach - tak na wszelki wypadek - wspomnienia po�miertne o wybitnych lub ciekawych, �yj�cych jeszcze ludziach. Trzeba je cz�sto uaktualnia�, to jest samo przez si� zrozumia�e. A ka�dy reporter, wysy�any w celu przeprowadzenia wywiadu, sam przygotowuje si� najpierw na podstawie tych kartotek, co te� jest normalne. - Zaczyna�em kiedy� jako dziennikarz - odpar� Darling. - St�d te� wiem, i� wielkie dzienniki nie maj� zwyczaju wysy�a� swoich g��wnych korespondent�w zagranicznych z misj� godn� pocz�tkuj�cych reporter�w. - Nie ka�dy, z kim przeprowadza si� wywiad, jest laureatem nagrody Nobla. A gdy ten kto� w dodatku liczy sobie osiemdziesi�t lat i z wiarygodnych �r�de� wiadomo, �e jest chory, wywiadu, kt�ry mo�e by� ju� ostatnim, nie zaleca si� byle ��todziobowi. Je�li chce pan traktowa� to po prostu jako uaktualnienie wspomnienia po�miertnego, nie mog� panu w tym przeszkodzi�. Na pewno jest w tym co� niesamowitego, ale przecie� pan wie r�wnie dobrze jak ja, �e w ten spos�b mo�na okre�li� znaczn� cz�� pracy dziennikarza. - Wiem, wiem - mrukn�� gniewnie Darling. - I w tej sytuacji, mimo �e pan z taka skromno�ci� stara� si� tego nie podkre�la�, fakt, i� w�a�nie panu powierzono t� misj�, powinienem przyj�� jako dow�d uznania dla mojej osoby. H�? - No c� - odrzek� Wiberg - tak, sir, mo�na by to i tak uj��. �ci�le bior�c, zamierzam to uj�� dok�adnie w ten spos�b. - Bzdura! Wiberg wzruszy� ramionami. - Jak ju� wspomnia�em, nie mog� przeszkodzi�, by widzia� pan t� spraw� w �wietle, jakie panu odpowiada. Bardzo jednak �a�uj�. - Nie powiedzia�em, �e widz� to w innym �wietle. Powiedzia�em: bzdura! Pa�skie t�umaczenie jest w du�ej mierze prawdziwe, ale r�wnocze�nie wykr�tne, wprowadzaj�ce w b��d. Mia�em nadziej�, �e przedstawi mi pan konkretne fakty, do czego, wydaje mi si�, mam prawo. Zamiast tego uraczy� mnie pan porcj� banalnej paplaniny, jak� zbywa si� trudnych klient�w. Wiberg, coraz bardziej zaniepokojony, odchyli� si� na oparcie fotela. - Prosz� mi wi�c wyja�ni�, co uwa�a pan za konkretne fakty? - Nie zas�uguje pan na to, ale by�oby nonsensem ukrywa� przed panem co�, co jest panu dobrze wiadome. To dok�adnie pokrywa si� z tym, co chcia�em, aby pan wiedzia� o mnie - odpar� Darling. - No wi�c dobrze, pozosta�my chwilowo przy prasie. Si�gn�� do kieszonki na piersiach i wyj�� papierosa, potem dotkn�� przycisku na szafce nocnej. Natychmiast zjawi�a si� pokoj�wka. - Zapa�ki - powiedzia�. - Sir, doktor... - Do diab�a z doktorem, teraz ju� wiem, kiedy umr�, i to z dok�adno�ci� do jednego dnia. Nie przejmuj si�, moja ma�a, nie r�b takiej zmartwionej miny, po prostu przynie� mi zapa�ki, a wracaj�c rozpal w kominku. Dzie� by� ciep�y, ale mimo to Wiberg z przyjemno�ci� popatrzy� na maty ogienek rozb�yskuj�cy za krat� kominka. Darling zaci�gn�� si� i spojrza� z uznaniem na papieros. - Swoj� drog�, ta statystyka to cholerny nonsens - odezwa� si�. - Moja uwaga ma zreszt� bezpo�redni zwi�zek z przedmiotem naszej rozmowy. Gdy przekroczy pan sze��dziesi�tk�, panie Wiberg, stanie si� pan niemal fanatykiem nekrolog�w. Najpierw zauwa�y pan, �e przenosz� si� do wieczno�ci bohaterowie pa�skiego dzieci�stwa, z kolei niekt�rzy pa�scy przyjaciele, potem zacznie si� pan niepostrze�enie interesowa� zmar�ymi lud�mi, kt�rych pan nie zna� lub te� nic dla pana nie znaczyli, a wreszcie nawet takimi, o kt�rych nic pan nie s�ysza�. Rozrywka raczej w niezbyt dobrym gu�cie, gdy cz�owiek z pewn� satysfakcj� powtarza sobie: �C�, on umar�, ale ja wci�� jeszcze �yj�". Oczywi�cie, je�li ma pan jakie takie sk�onno�ci do introspekcji, mo�e to obudzi� w panu coraz wi�ksz� �wiadomo�� rosn�cego osamotnienia w �wiecie. I je�li nie zr�wnowa�y tego odpowiednie bogactwo ducha, zacznie pan coraz bardziej l�ka� si� �mierci. Szcz�liwie, jedna z moich wieloletnich pasji jest nauka, a zw�aszcza matematyka. Po przeczytaniu mn�stwa nekrolog�w w nowojorskim �Timesie", w Londy�skim �Timesie", a tak�e w kilku innych du�ych dziennikach, kt�re �ledzi�em z pocz�tku dorywczo, potem za� bardzo pilnie, zacz��em u�wiadamia� sobie ca�e serie zbieg�w okoliczno�ci. Czy dot�d wszystko dla pana jasne? - Sadz�, �e tak - odpar� ostro�nie Wiberg. - O jakie zbiegi okoliczno�ci panu chodzi? - Mog� przytoczy� konkretne przyk�ady, ale my�l�, �e wystarczy aspekt og�lny. Aby doszuka� si� takich zbieg�w, trzeba czyta� zar�wno pomniejsze nekrologi, jak i takie, kt�rym towarzysza nag��wki w gazetach oraz uroczyste wspomnienia po�miertne. I nagle znajduje pan, powiedzmy, dzie�, w kt�rym umiera zadziwiaj�co du�a liczba lekarzy. Kiedy indziej zn�w - prawnik�w. I tak dalej... Po raz pierwszy zwr�ci�em na to uwag� w dniu katastrofy lotniczej, w kt�rej zgin�o niemal ca�e kierownictwo du�ego ameryka�skiego przedsi�biorstwa budowy maszyn. To mnie uderzy�o, poniewa� nigdy dotychczas firmy ameryka�skie nie pozwala�y podr�owa� tym samym samolotem wi�cej ni� dwom mened�erom. Tkni�ty podejrzeniem, przebieg�em wzrokiem pomniejsze nekrologi i stwierdzi�em, �e by� to w og�le fatalny dzie� dla in�ynier�w. I jeszcze jedna zaskakuj�ca zbie�no��: niemal wszyscy zgin�li w r�nych wypadkach podczas podr�y. Katastrofa samolotu by�a tym nieszcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci, kt�ry pozwoli� mi odkry� co� wygl�daj�cego na autentyczny szablon. Zacz��em prowadzi� zestawienie. Odkry�em jeszcze sporo innych wsp�zale�no�ci. Na przyk�ad, w tego typu wypadkach gin� cz�sto ca�e rodziny i c� si� wtedy okazuje? �e �on� cz�sto ��cz� z m�em nie tylko wi�zy ma��e�skie, ale r�wnie� zawodowe. - Interesuj�ce... i troch� niesamowite - zgodzi� si� Wiberg. - Ale, jak ju� pan zauwa�y�, to tylko oczywisty zbieg okoliczno�ci. Tak ma�a pr�bka... - Nie jest to ma�a pr�bka, je�li obserwacje prowadzi si� od dwudziestu lat - przerwa� Darling. - I absolutnie nie wierz� tu w jakiekolwiek zbiegi okoliczno�ci, wyj�wszy mo�e pierwsz� katastrof� lotnicz�, kt�ra popchn�a mnie do �ledzenia tej sprawy. W tej chwili zreszt� nie jest to ju� kwestia wiary. Prowadz� dok�adne zapisy, co jaki� czas dzwoni� do centrum obliczeniowego przy uniwersytecie londy�skim i podaj� im moje liczby - oczywi�cie nie t�umacz�c programistom, co oznaczaj�. Moje ostatnie obliczenia za pomoc� testu chi-kwadrat by�y w�a�nie w toku, gdy odebra�em pa�ski telegram z pro�ba o pozwolenie odwiedzenia mnie. Otrzyma�em istotno�� punktu zero zero zero jeden w pi�cioprocentowym przedziale ufno�ci. To znacznie wi�ksze prawdopodobie�stwo ni� to, jakie zdo�ano kiedykolwiek przedstawi� w akcji antynikotynowej, a przecie� mieli�my ca�e regimenty medycznych os��w, ba, nawet ca�e rz�dy zachowuj�ce si� tak, jak gdyby te liczby oznacza�y realne zjawisko gdzie� od 1950 roku. Zajmuj�c si� t� spraw� prowadz� dodatkowa kontrol�. Przysz�o mi na my�l, �e wiek mo�e tu by� czynnikiem odgrywaj�cym istotna rol�. Test chi-kwadrat wykaza�, �e tak nie jest. Nie ma to �adnego zwi�zku z wiekiem. Natomiast nie ulega w�tpliwo�ci, �e zgony s� dobierane wed�ug rodzaju zatrudnienia lub zawodu. - Hmm. Za��my, czyni�c zado�� wymogom dyskusji, �e tak si� rzeczywi�cie dzieje. Czy mo�e pan zasugerowa�, w jaki spos�b? - W jaki spos�b, to �aden problem - odpar� Darling. - Wykluczone, aby to by�o zjawisko naturalne, poniewa� si�y przyrody, jak na przyk�ad dob�r naturalny, nie wykazuj� a� tak kr�tkiego okresu, jakim jest sto lat. W�a�ciwe zatem pytanie powinno brzmie�: dlaczego? I mo�e na nie istnie� tylko jedna odpowied�. - Jaka mianowicie? - Polityka. - Prosz� mi wybaczy�, sir - powiedzia� Wiberg - ale przy ca�ym szacunku, jaki �ywi� dla pana, pomys� ten wydaje mi si�, hmm, nieco paranoidalny. - Ca�kiem paranoidalny, a jednak zgodny z prawda. Zauwa�y�em, �e ani razu go pan nie zakwestionowa�, To politycy s� paranoikami, nie ja. - Jaki m�g�by by� po�ytek z takiej polityki lub te� jak m�g�by go sobie kto� wyobra�a�? Pisarz zza szkie� okular�w spojrza� g��boko w oczy Wiberga. - Og�lno�wiatowa Kontrola Populacji - odezwa� si� - dzia�a oficjalnie ju� od dziesi�ciu lat, a nieoficjalnie chyba od dwudziestu. I dzia�a skutecznie - populacja w chwili obecnej jest ustabilizowana. Wi�kszo�� ludzi wierzy - i tak im si� podaje - �e Popkon zajmuje si� wy��cznie przymusowa regulacja urodzin. Nie zastanawiaj� si� nad tym, �e utrzymanie prawdziwie stabilnej populacji wymaga r�wnie� rygorystycznie planowanej gospodarki. Po wt�re, nie zastanawiaj� si� nad tym a tego im si� ju� nie podaje, przeciwnie, fakty, z kt�rych mogliby co� wywnioskowa� s� utrzymywane w tajemnicy, �e przy obecnym stanie wiedzy mo�emy regulowa� jedynie liczb� urodzin. Nie mo�emy natomiast pokierowa� ni� pod wzgl�dem jako�ciowym. Oczywi�cie, jeste�my w stanie decydowa� o p�ci dziecka, to prosta sprawa. Nie mamy jednak wp�ywu na to, by sta�o si� ono w przysz�o�ci architektem, niewykwalifikowanym robotnikiem czy te� po prostu najzwyklejszym ba�wanem. A w ca�kowicie sterowanej gospodarce zawsze nale�y przestrzega�, by na ka�dym etapie istnia�a �ci�le okre�lona liczba architekt�w, robotnik�w i ba�wan�w. Poniewa� nie mo�na tego dokona� za pomota regulacji urodzin, trzeba zastosowa� regulacj� zgon�w. Inaczej m�wi�c, gdy stwierdza pan nieekonomiczna nadwy�k�, powiedzmy, pisarzy, zgarnia pan j� niczym szumowiny z roso�u. Oczywi�cie stara si� pan ograniczy� to �szumowanie" do najstarszych, poniewa� jednak nie da si� przewidzie� okresu, w jakim wyst�pi taka nadwy�ka, wiek tych najstarszych w momencie �szumowania" jest zbyt zr�nicowany, by m�g� mie� znaczenie statystyczne. Zapewne jest to dalej maskowane pewnymi posuni�ciami taktycznymi, jak nadawanie wszystkim zgonom charakteru wypadk�w, pozorny brak zwi�zku mi�dzy nimi, co poci�ga za sob� cz�sto likwidacj� kilku m�odszych cz�onk�w danej kategorii i pozostawienie kilku starszych dla zachowania pozor�w. Oczywi�cie, u�atwia to znacznie historykom prowadzenie zapis�w. Je�li wiadomo, �e - jako wynik polityki �mier� danego pisarza zosta�a zaplanowana na konkretny dzie� lub te� co� ko�o tego, nie ma obawy, �e zabraknie ostatniego z nim wywiadu lub aktualnego wspomnienia po�miertnego. I taki lub inny pretekst - na przyk�ad zwyk�a wizyta lekarza u ofiary - mo�e sta� si� zwiastunem jej bliskiej �mierci. I tu wracamy, panie Wiberg, do mego pierwszego pytania. A wi�c, czy jest pan Anio�em �mierci, czy te� na razie jego zwiastunem? Zapad�a cisza, tylko ogie� strzela� g�o�no w kominku. Wreszcie Wiberg odezwa� si�: - Nie mog� panu powiedzie�, czy pa�ska hipoteza jest s�uszna, czy nie. Jak pan sam zasugerowa� na pocz�tku naszej rozmowy, gdyby nawet to by�a prawda, nie wolno mi jej wyjawi� z prostych logicznych powod�w. Mog� tylko doda�, �e ogromnie podziwiam bystro�� pa�skiego umys�u - i bynajmniej nie jestem ni� zaskoczony. Ale raz jeszcze dla dobra dyskusji posu�my to logiczne rozumowanie o krok dalej. Za��my, �e sytuacja wygl�da tak, jak j� pan przedstawi�. Za��my dalej, �e zaplanowano pana do... �odszumowania"... mniej wi�cej za rok od tej chwili. I na koniec, za��my, �e pocz�tkowo mia�em by� wy��cznie osoba przeprowadzaj�c� z panem ostatni wywiad, nie za� katem. Czy ujawnienie mi pa�skich wniosk�w nie zmusi�oby mnie do wzi�cia na siebie roli kata? - Owszem, mog�oby si� tak zdarzy� - odrzek� Darling z zadziwiaj�c� pogoda ducha. - Przewidzia�em i takie konsekwencje. Moje �ycie by�o niezwykle bogate, a obecna choroba tak mi si� uprzykrzy�a, �e odebranie mi jednego roku �ycia - zw�aszcza gdy wiem, �e jestem chory nieuleczalnie - nie wydaje mi si� przera�aj�c� strat�. Z drugiej strony, nie sadz�, bym w tej sytuacji wiele ryzykowa�. Pozbawienie mnie �ycia o rok wcze�niej spowodowa�oby pewne zachwianie matematycznej ci�g�o�ci w systemie. Niewielkie wprawdzie, ale biurokraci nienawidz� jakichkolwiek odchyle� od ustalonej procedury, bez wzgl�du na ich znaczenie. Tak czy siak, nic mnie to nie obchodzi. Natomiast my�l� o panu, panie Wiberg. Tak, tak, prosz� mi wierzy�. - O mnie? - spyta� niespokojnie Wiberg. - A to dlaczego? Nie by�o w�tpliwo�ci, �e w oku Darlinga zamigota� zn�w z dawn� �ywo�ci� z�o�liwy b�ysk. - Jest pan statystykiem. Mog�em to �atwo wywnioskowa� ze sposobu, w jaki reagowa� pan na moj� statystyczna terminologi�. Ja z kolei jestem matematykiem-amatorem nie ograniczaj�cym si� w swych zainteresowaniach do proces�w statystycznych. A jednym z moich konik�w jest geometria rzutowa. �ledzi�em statystyk� ludno�ci, liczby zgon�w i tak dalej, ponadto sporz�dza�em wykresy. I dlatego wiem, �e czternasty kwietnia przysz�ego roku b�dzie dniem mojej �mierci. Nazwijmy go dla upami�tnienia Dniem Pisarza. C� dalej, panie Wiberg? Wiem r�wnie�, �e nadchodz�cy trzeci listopada mo�na by nazwa� Dniem Statystyka. A my�l�, �e nie jest pan w zbyt bezpiecznym wieku. Prosz� mi powiedzie�: jak pan stawi temu czo�a? H�? Jak pan stawi temu czo�a? Niech�e si� pan odezwie, panie Wiberg, niech pan co� powie! Pa�ski czas r�wnie� dobiega ko�ca! przek�ad : El�bieta Zychowicz