Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 959 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
francois saga
witaj smutku
Pa�stwowe Wydawnictwo "Iskry"
Warszawa 1957
$ca�o�� w jednym tomie
PWZN
Print 6
Lublin 1999
`pa
Przedruku dokonano
na podstawie pozycji
wydanej przez Pa�stwowe
Wydawnictwo "Iskry"
Warszawa 1957
Prze�o�y�y:
Anna Gosty�ska
i Jadwiga Ol�dzka
Redakcja techniczna
wersji brajlowskiej:
Marianna �ydek
Piotr Kali�ski
Sk�ad, druk i oprawa:
PWZN Print 6 sp. z o.o.
20_218 Lublin, Hutnicza 9
tel.�8�fax:
0_81 746_12_80
e-mail:
[email protected]
`st
`gw2
�egnaj mi smutku� Dzie� dobry smutku� To ty wpisany w kwadrat sufitu� To
ty wpisany w najdro�sze oczy� Nie jeste� niedol� jedynie� Je�eli ci� wargi
zgn�bionych� G�osz� u�miechem� Dzie� dobry smutku� Kochanku cia� powabnych�
Dominanto mi�o�ci� Kt�rej urok urasta� Jak bezcielesny potw�r� G�owo z
nadziei wyzuta� Smutku o pi�knej twarzy.�
`rp
P. Eluard
(La vie immediate)
Prze�o�y�a
Joanna Kulmowa
`rp
`tc
Cz�� pierwsza
`tc
`ty
1
`ty
Waham si� nazwa� pi�knym, powa�nym s�owem "smutek", to obce mi dot�d
uczucie, kt�rego �agodna, bolesna gorycz dr�czy mnie nieustannie. Jest ono
tak wy��czne, tak egoistyczne, �e nieomal wstydz� si� go, a uczucie smutku
wydawa�o mi si� przecie� zawsze godne szacunku. Nie zna�am go do niedawna.
Zna�am raczej nud�, �al, rzadziej wyrzuty sumienia. Teraz co� jak gdyby
rozsnuwa si� wok� mnie, niby mi�kka, denerwuj�ca jedwabna zas�ona, i
oddziela mnie od innych.
Tamtego lata mia�am siedemna�cie lat i czu�am si� zupe�nie szcz�liwa. Ci
"inni" to by� m�j ojciec i Elza, jego kochanka. Musz� od razu wyja�ni�
sytuacj�, kt�ra mo�e wydawa� si� fa�szywa. Ojciec przekroczy� w�a�nie
czterdziestk� i by� wdowcem od pi�tnastu lat. By� to cz�owiek m�ody
jeszcze, pe�en �ywotno�ci, o du�ych mo�liwo�ciach. Gdy dwa lata temu, po
uko�czeniu szko�y, wr�ci�am do domu, nietrudno mi by�o zrozumie�, �e ojciec
ma kochank�. O wiele trudniej by�o pogodzi� si� z tym, �e zmienia� je co
p� roku. Lecz niebawem i do tego przywyk�am: urok osobisty ojca, nowy i
�atwy tryb �ycia i moje w�asne sk�onno�ci wp�yn�y na to w niema�ym
stopniu. By� to cz�owiek lekkomy�lny, zdolny do interes�w, zawsze
wszystkiego ciekaw i szybko si� wszystkim nu��cy, z du�ym powodzeniem u
kobiet. �atwo mi by�o kocha� go, i to czule, bo by� dobry, wspania�omy�lny,
weso�y i mia� dla mnie du�o uczucia. Nie wyobra�am sobie lepszego i
bardziej zajmuj�cego przyjaciela. W pocz�tkach owego lata by� nawet a� tak
delikatny, �e zapyta� mnie, czy nie mam nic przeciwko temu, by sp�dzi�
wakacje z jego obecn� kochank�, Elz�. Ze swej strony mog�am tylko namawia�
go do tego, gdy� wiedzia�am, �e nie mo�e �y� bez kobiety i �e zreszt� Elza
nie b�dzie nam przeszkadza�a. By�a to du�a, ruda dziewczyna, troch�
prymitywna i jednocze�nie pozuj�ca na dam�, kt�ra statystowa�a w kabaretach
i w barach na Champs-Elysees. By�a sympatyczna, do�� prosta i bez
specjalnych pretensji. Zreszt� za bardzo cieszyli�my si� z ojcem na ten
wyjazd, by stwarza� sobie jakie� przeszkody.
Ojciec wynaj�� na Riwierze du��, bia��, �liczn� will�, o kt�rej
marzyli�my od pierwszych ciep�ych dni czerwca. Sta�a ona na cyplu g�ruj�cym
nad morzem, a sosnowy lasek zas�ania� j� od drogi. W�ska �cie�ka bieg�a w
d� do ma�ej, z�otawej zatoczki, otoczonej brunatnymi ska�ami, o kt�re
rozbija�y si� fale morskie.
Pierwsze dni by�y zachwycaj�ce. Sp�dzali�my na pla�y ca�e godziny,
obezw�adnieni upa�em, a cia�a nasze nabiera�y stopniowo zdrowego, z�otego
koloru. Tylko Elza opala�a si� na czerwono i ob�azi�a bole�nie ze sk�ry.
Ojciec, robi�c skomplikowane ruchy nogami, usi�owa� pozby� si� zacz�tk�w
brzuszka, tak nie licuj�cych z jego usposobieniem Don Juana. Od �witu
k�pa�am si� w morzu. Woda by�a przezroczysta i �wie�a. Zanurza�am si� w
niej i p�awi�am wykonuj�c szereg nieskoordynowanych ruch�w, aby zmy� z
siebie wszelkie �lady i ca�y kurz Pary�a. Wyci�ga�am si� jak d�uga na
pla�y, bra�am w r�k� gar�� piasku i pozwala�am mu przecieka� przez palce
��tawym, �agodnym strumieniem. "Ucieka jak czas - m�wi�am sobie. - Jaka
prosta my�l! Jak przyjemnie jest mie� nieskomplikowane my�li". By�o
przecie� lato.
Sz�stego dnia pobytu zobaczy�am po raz pierwszy Cyryla. P�yn�� ma��
�agl�wk� wzd�u� wybrze�a i wywr�ci� si� w�a�nie przed nasz� zatoczk�.
Pomog�am mu si� pozbiera�. Za�miewali�my si� oboje i powiedzia� mi, �e ma
na imi� Cyryl, �e jest studentem prawa i sp�dza wakacje w s�siedniej willi,
z matk�. Mia� smag�� szczer� twarz po�udniowca, w kt�rej by�o co�
zr�wnowa�onego i opieku�czego, co mi si� podoba�o. Zazwyczaj unika�am
student�w. Byli brutalni, zaj�ci tylko sob�, a zw�aszcza swoj� m�odo�ci�,
znajduj�c w niej zawsze temat do dramatu lub pretekst do nudy. Nie lubi�am
m�odzie�y. O wiele bardziej interesowali mnie przyjaciele ojca, m�czy�ni
pod czterdziestk�, kt�rzy prawili mi komplementy i s�odkie s��wka i
okazywali czu�o�� ojca i czu�o�� kochanka.
Ale Cyryl mi si� podoba�. By� wysoki i chwilami pi�kny t� urod�, kt�ra
budzi zaufanie. Chocia� nie podziela�am niech�ci mego ojca do brzydoty, co
cz�sto sk�ania�o nas do przestawania z lud�mi ograniczonymi, odczuwa�am
wobec os�b zupe�nie pozbawionych fizycznego wdzi�ku pewien rodzaj
za�enowania, niepokoju. Ich rezygnacja z ch�ci podobania si� wydawa�a mi
si� jak�� nieprzyzwoit� u�omno�ci�. Bo czeg� innego chcieli�my ni� podoba�
si�? Do dzi� nie wiem, czy ta ch�� powodzenia kryje w sobie nadmiar si�
�ywotnych, pragnienie zaborczo�ci czy te� potajemn� niewypowiedzian�
potrzeb� upewnienia si� o w�asnej warto�ci, uznania dla samego siebie.
Cyryl odje�d�aj�c zaproponowa� mi, �e nauczy mnie �eglowa�. Wr�ci�am na
kolacj� tak zaj�ta my�l� o nim, �e prawie nie bra�am udzia�u w rozmowie.
Zaledwie zauwa�y�am zdenerwowanie ojca. Po kolacji wyci�gn�li�my si� jak co
wiecz�r w fotelach na tarasie. Niebo by�o usiane gwiazdami. Wpatrywa�am si�
w nie z cich� nadziej�, �e ju� teraz - przed czasem - zaczn� spada�,
tworz�c �wietliste smugi. Ale by� dopiero pocz�tek lipca i gwiazdy tkwi�y
nieruchomo w g�rze. W �wirze pokrywaj�cym taras �piewa�y koniki polne. By�o
ich chyba tysi�ce. Pijane ksi�ycem i upa�em, wydawa�y te dziwne d�wi�ki po
ca�ych nocach. Wyt�umaczono mi kiedy�, �e pocieraj� tylko o siebie
skrzyde�ka, ale ja wola�am wierzy�, i� �w �piew dobywa si� z ich
gardzio�ek, podobnie jak instynktowne miauczenie kot�w w marcu. By�o nam
dobrze. Tylko drobne ziarenka piasku, kt�re dosta�y si� pod bluzk�, nie
pozwala�y mi zapa�� w s�odk� drzemk�. Wtedy w�a�nie ojciec chrz�kn�� i
wyprostowa� si� na le�aku.
- Mam dla was nowin�. Przyjedzie nowy go�� - powiedzia�.
Z rozpacz� przymkn�am oczy. Za dobrze nam by�o, za spokojnie, to nie
mog�o d�ugo trwa�!
- Kto? Powiedz pr�dko! - krzykn�a Elza, zawsze ��dna nowin z wielkiego
�wiata.
- Anna Larsen - powiedzia� ojciec i odwr�ci� si� do mnie.
Patrzy�am na niego, zbyt zdziwiona, by zareagowa� na t� wiadomo��.
- Prosi�em j�, �eby przyjecha�a do nas, gdy zm�czy j� praca w domu m�d, i
w�a�nie... w�a�nie przyje�d�a.
Nie przysz�oby mi to nigdy do g�owy. Anna Larsen by�a dawn� przyjaci�k�
mojej biednej matki i rzadko widywa�a ojca. Niemniej jednak, gdy przed
dwoma laty wr�ci�am z internatu, ojciec, kt�ry nie bardzo wiedzia�, co ze
mn� robi�, pos�a� mnie do niej. W ci�gu tygodnia ubra�a mnie gustownie i
nauczy�a dobrych manier. Wzbudzi�a we mnie nami�tny podziw dla siebie,
kt�ry zr�cznie skierowa�a na pewnego m�odego cz�owieka ze swego otoczenia.
Zawdzi�cza�am jej wi�c moje pierwsze eleganckie stroje i moj� pierwsz�
mi�o��. Przy swoich czterdziestu dwu latach by�a kobiet� poci�gaj�c� i
wytworn�. Twarz jej, pi�kna i dumna, mia�a wyraz znu�onej oboj�tno�ci. Ta
oboj�tno�� to jedyna rzecz, jak� mo�na jej by�o zarzuci�. Anna by�a
uprzejma i daleka. Bi�a z niej jaka� uparta si�a woli i spok�j serca, kt�ry
onie�miela�. Nie s�ysza�o si�, by mia�a kochanka, chocia� by�a rozwiedziona
i niezale�na. Zreszt� obracali�my si� w r�nych �rodowiskach. Ona spotyka�a
si� z lud�mi m�drymi, dobrze wychowanymi, dyskretnymi, a my z osobami
ha�a�liwymi, ��dnymi rozrywek, bo ojciec wymaga� od ludzi jedynie tego,
�eby byli �adni lub zabawni. Mam wra�enie, �e Anna pogardza�a troch� ojcem
i mn�, bo przywi�zywali�my zbyt du�� wag� do zabaw i b�ahostek - jak
pogardza�a wszelkim brakiem umiaru. Spotykali�my si� tylko na przyj�ciach
dla za�atwiania interes�w, ona prowadzi�a bowiem salon m�d, a ojciec
zajmowa� si� reklam�. ��czy�o nas jeszcze wspomnienie o matce i moje
starania, �eby si� z ni� spotyka�, bo cho� mnie onie�miela�a, podziwia�am
j� bardzo. Ten nag�y przyjazd wydawa� si� poza tym niefortunny, gdy si�
pomy�la�o o obecno�ci Elzy i zna�o wymagania towarzyskie Anny.
Elza zadawa�a mn�stwo pyta� dotycz�cych pozycji Anny w �wiecie i posz�a
spa�. Gdy zosta�am sama z ojcem, siad�am u jego st�p na schodach. Pochyli�
si� ku mnie i po�o�y� mi r�ce na ramionach.
- Dlaczego jeste� taka chuda, male�ka? Wygl�dasz jak dziki kotek.
Chcia�bym, �eby moja c�rka by�a �adn�, t�u�ciutk� blondynk� o porcelanowych
oczach i...
- Nie o to chodzi! - przerwa�am. - Dlaczego zaprosi�e� Ann�? Dlaczego
zgodzi�a si� tu przyjecha�?
- Mo�e dlatego, �eby zobaczy� twego starego ojca. Nigdy nic nie wiadomo.
- Ty nie jeste� typem m�czyzny, kt�ry mo�e interesowa� Ann� -
odpowiedzia�am. - Jest na to zbyt inteligentna i za wysoko si� ceni. A
Elza? Czy pomy�la�e� o Elzie? Czy ty mo�esz sobie wyobrazi� rozmowy Anny z
Elz�? Bo ja nie!
- Nie pomy�la�em o tym - przyzna�. - To straszne doprawdy! Cecylko, moje
dziecko, a gdyby�my tak wr�cili do Pary�a?
�mia� si� cicho, g�adz�c mi kark. Odwr�ci�am si� i spojrza�am na niego.
Wok� jego ciemnych, b�yszcz�cych oczu tworzy�y si� ma�e, �mieszne
zmarszczki, k�ciki ust unios�y si� w g�r�. Przypomina� fauna. Zacz�am si�
�mia� z nim razem, jak zwykle, gdy �ci�ga� sobie na g�ow� jakie� k�opoty.
- M�j stary druhu! - powiedzia�. - Co ja bym pocz�� bez ciebie?
I ton jego g�osu brzmia� tak przekonywaj�co, tak czule, �e poj�am, i�
rzeczywi�cie by�by nieszcz�liwy.
Do p�nej nocy m�wili�my o mi�o�ci i jej komplikacjach, kt�re ojciec
zreszt� uwa�a� za wyimaginowane. Odrzuca� systematycznie takie poj�cia jak
wierno��, g��bia uczu�, obowi�zek. T�umaczy� mi, �e s� one ja�owe i
kr�puj�ce. Gdyby to m�wi� kto inny, by�abym oburzona. Ale zna�am go.
Wiedzia�am, �e u niego nie wyklucza�o to ani czu�o�ci, ani przywi�zania.
Uczucia te okazywa� tym �atwiej, �e wiedzia�, i� s� one przemijaj�ce, i
chcia�, by takie by�y. To mi odpowiada�o: mi�o�� nag�a, gwa�towna i
nietrwa�a. Nie by�am w wieku, w kt�rym wierno�� poci�ga. Spotkania,
poca�unki, znudzenie - to by�y moje mi�osne do�wiadczenia.
`ty
2
`ty
Anna mia�a przyjecha� najwcze�niej za tydzie�. Korzysta�am z tych
ostatnich dni prawdziwych wakacji. Wynaj�li�my will� na dwa miesi�ce, ale
wiedzia�am, �e z chwil� przyjazdu Anny zupe�na swoboda b�dzie ju�
niemo�liwa. Anna nadawa�a sprawom kszta�t, a s�owom sens, kt�rych my z
ojcem najch�tniej unikali�my. Narzuca�a prawid�a dobrego smaku i w�a�ciwego
zachowania i trudno by�o nie wyczu� tego w jej nag�ym odmykaniu si� w
sobie, w milczeniu pe�nym urazy, w s�owach. By�o to interesuj�ce i m�czy�o
jednocze�nie, no i w ko�cu upokarza�o, bo czu�am, �e mia�a racj�.
W dniu jej przyjazdu zdecydowali�my, �e ojciec z Elz� wyjad� po ni� na
dworzec do Frejus. Odm�wi�am stanowczo mego udzia�u w tej wyprawie. Ojciec,
chc�c jako� ratowa� sytuacj�, �ci�� wszystkie mieczyki w ogrodzie, by
ofiarowa� je Annie, gdy tylko wysi�dzie z poci�gu. Poradzi�am mu tylko, by
bukietu nie nios�a Elza. Po ich wyje�dzie, o trzeciej, zesz�am na pla��.
Upa� by� niezno�ny. Wyci�gn�am si� na piasku i ju� prawie usypia�am, gdy
obudzi� mnie glos Cyryla. Otworzy�am oczy, niebo by�o bia�e, nasycone
upa�em. Nie odpowiedzia�am Cyrylowi, nie mia�am ochoty rozmawia� z nim ani
z nikim. By�am jak przygwo�d�ona do piasku ca�� si�� tego gor�cego lata,
ramiona ci��y�y mi, w ustach zasycha�o.
- Umar�a� czy co? - zapyta�. - Z daleka wygl�dasz jak samotny rozbitek.
U�miechn�am si�. Usiad� obok, a mnie serce zacz�o wali� ci�ko, g�ucho,
bo siadaj�c dotkn�� niechc�cy mego ramienia. Wiele razy w ci�gu ostatniego
tygodnia moje wspania�e popisy p�ywackie zbli�a�y nas w wodzie do siebie,
splata�y razem, nie budz�c we mnie najmniejszego niepokoju. Ale dzi� ten
upa�, ta oci�a�o��, ten niezr�czny gest wystarczy�y, by co� si� jakby we
mnie za�ama�o. Obr�ci�am g�ow� w jego stron�. Patrzy� na mnie. Zaczyna�am
go poznawa�: by� zr�wnowa�ony i przyzwoitszy mo�e, ni� jest si� na og� w
jego wieku. Dlatego nasza sytuacja - ta dziwna tr�jka - razi�a go. By� zbyt
dobry lub zbyt nie�mia�y, by mi o tym powiedzie�, lecz wyczuwa�am to z
niech�tnych, pe�nych urazy spojrze�, jakie rzuca� memu ojcu. Chcia�by
pewnie, �ebym si� tym przejmowa�a. Ale ja nie przejmowa�am si� wcale, a
jedyn� rzecz�, jaka dr�czy�a mnie w tej chwili, by� jego wzrok i gwa�towny
niepok�j w�asnego serca. Pochyli� si� ku mnie. Przypomnia�am sobie ostatnie
dni tego tygodnia, moj� ufno�� i spok�j u jego boku, i gdy te pe�ne, troch�
ci�kie wargi zbli�y�y si� do mej twarzy, zrobi�o mi si� czego� �al.
- Cyrylu - powiedzia�am - byli�my tacy szcz�liwi...
Poca�owa� mnie delikatnie. Spojrza�am w niebo. Potem nie widzia�am ju�
nic pr�cz czerwonych b�ysk�w rozpryskuj�cych si� pod zaci�ni�tymi
powiekami. Upa�, odurzenie, smak poca�unk�w, westchnienia przeci�ga�y si� w
d�ugie minuty. D�wi�k klaksonu sp�oszy� nas jak z�odziei. Bez s�owa
zostawi�am Cyryla i wr�ci�am do domu. Zdziwi� mnie ten szybki powr�t:
poci�g Anny nie m�g� jeszcze przyj��. Niemniej ujrza�am j� w chwili, gdy
wysiad�szy z w�asnego auta wchodzi�a na taras.
- Ale� to pa�ac �pi�cej Kr�lewny! - zawo�a�a. - Jak�e� ty si� opali�a,
Cecylko! Ciesz� si�, �e ci� widz�.
- Ja te� si� ciesz�, �e pani� widz� - odpowiedzia�am. - Jedzie pani
prosto z Pary�a, prawda?
- Wola�am przyjecha� samochodem. Zreszt� jestem �miertelnie zm�czona.
Zaprowadzi�am j� do przeznaczonego dla niej pokoju. Otworzy�am okno w
nadziei, �e dojrz� �agl�wk� Cyryla, ale ju� jej nie by�o.
Anna usiad�a na ��ku. Zauwa�y�am, �e ma podkr��one oczy.
- Ta willa jest czaruj�ca! - powiedzia�a z westchnieniem. - A gdzie� pan
domu?
- Pojecha� z Elz� na dworzec po pani�.
Postawi�am w�a�nie walizk� na krze�le i odwracaj�c si� do Anny dozna�am
wstrz�su. Wyraz jej twarzy zmieni� si� nagle, usta dr�a�y.
- Elza Mackenbourg? Przywi�z� tu Elz� Mackenbourg?!
Nie zna�am odpowiedzi. Patrzy�am na ni� w os�upieniu. Ta twarz, kt�r�
widzia�am zawsze tak spokojn�, tak opanowan�, wydana w ten spos�b na pastw�
mego zdumienia... Wpatrywa�a si� we mnie poprzez obrazy, jakie nasuwa�y jej
moje s�owa; na koniec dostrzeg�a mnie i odwr�ci�a g�ow�.
- Powinnam was by�a uprzedzi� - powiedzia�a. - Ale tak si� �pieszy�am, by
wyjecha�, taka by�am zm�czona...
- A teraz... - podj�am machinalnie.
- Co teraz? - spyta�a.
Wzrok jej by� pytaj�cy, pogardliwy. Nic si� przecie� nie sta�o.
- Teraz przyjecha�a pani - powiedzia�am g�upio, pocieraj�c w zak�opotaniu
r�ce. - Bardzo si� ciesz�, �e pani tu jest, naprawd�. Zaczekam na dole.
Je�li chcia�aby pani napi� si� czego�, to prosz� tylko powiedzie�...
B�kaj�c co� pod nosem wycofa�am si� z pokoju i zesz�am po schodach. Nie
wiedzia�am, co o tym wszystkim my�le�. Co znaczy ten wyraz, ten zmieniony
g�os, to nag�e za�amanie? Usiad�am na le�aku i zamkn�am oczy. Stara�am si�
przypomnie� sobie twarz Anny: powa�n�, spokojn� czy ironiczn�, ale zawsze
mocn� w wyrazie, koj�c�. Odkrycie tej twarzy tak wra�liwej na b�l wzrusza�o
mnie i irytowa�o r�wnocze�nie. Czy Anna kocha�a mego ojca? Czy to mo�liwe,
by go kocha�a? Nic w nim nie odpowiada�o jej gustom. By� s�aby,
lekkomy�lny, czasami tch�rzliwy. Ale mo�e to tylko zm�czenie podr�,
zastrze�enia natury moralnej? Sp�dzi�am ca�� godzin� na snuciu hipotez.
O pi�tej przyjecha� ojciec z Elz�. Obserwowa�am go, gdy wysiada� z auta.
Stara�am si� dociec, czy Anna mo�e go kocha�. Szed� ku mnie szybko, z g�ow�
lekko odchylon� do ty�u, u�miechaj�c si�. Pomy�la�am, �e to bardzo mo�liwe,
�e Anna go kocha. Kt� m�g�by mu si� oprze�?
- Anna nie przyjecha�a! - krzykn��. - Mam nadziej�, �e nie wypad�a z
poci�gu.
- Jest w swoim pokoju - odpowiedzia�am. - Przyjecha�a samochodem.
- Nie? To wspaniale! Musisz jeszcze tylko zanie�� jej na g�r� ten bukiet.
- Kupi�e� mi kwiaty? - zabrzmia� g�os Anny. - To bardzo mi�o z twojej
strony.
Schodzi�a ze schod�w na jego spotkanie, wypocz�ta, z u�miechem na ustach,
w sukni, na kt�rej nie zna� by�o �lad�w podr�y. "Zesz�a na d� dopiero
s�ysz�c nadje�d�aj�cy samoch�d - pomy�la�am ze smutkiem. - Mog�a zrobi� to
wcze�niej i porozmawia� ze mn�, cho�by o egzaminie, kt�ry zreszt� obla�am".
Ta ostatnia my�l pocieszy�a mnie.
Ojciec poszed� do Anny, poca�owa� j� w r�k�.
- Sp�dzi�em kwadrans na peronie, z tym bukietem w r�ku i g�upim u�miechem
na ustach. Ale chwa�a Bogu, �e ju� jeste�, Anno! Czy znasz Elz�
Mackenbourg?
Odwr�ci�am oczy.
- Musia�y�my si� chyba spotka� - odpowiedzia�a Anna wyj�tkowo uprzejmie.
- Dosta�am wspania�y pok�j. To bardzo mi�o z twej strony, Rajmundzie, �e�
mnie zaprosi�. By�am naprawd� bardzo zm�czona.
Ojciec promienia�. W jego poj�ciu wszystko uk�ada�o si� dobrze. Du�o
m�wi�, odkorkowywa� butelki. A ja widzia�am zn�w na przemian to rozpalon�
twarz Cyryla, to twarz Anny, obie pe�ne nami�tno�ci, i zastanawia�am si�,
czy wakacje b�d� takie przyjemne, jak to zapowiada� ojciec.
Ta pierwsza kolacja by�a bardzo weso�a. Ojciec z Ann� m�wili o wsp�lnych
znajomych, nielicznych co prawda, lecz interesuj�cych. Bawi�am si� do
momentu, gdy Anna o�wiadczy�a, �e wsp�lnik ojca jest ograniczony. Cz�owiek
ten du�o pi�, ale by� sympatyczny i w jego towarzystwie sp�dzili�my z ojcem
niezapomniane wieczory.
Zaprotestowa�am:
- Lombard jest zabawny. Sama by�am �wiadkiem, jak bawi� towarzystwo.
- Przyznasz jednak, �e jest ograniczony i nawet jego humor...
- To nie jest mo�e ten rodzaj inteligencji, kt�ry si� potocznie nazywa
inteligencj�, ale...
Przerwa�a mi z min� pob�a�liw�:
- To, co nazywasz rodzajem inteligencji, to tylko kwestia pewnej
dojrza�o�ci.
Zwi�z�o�� i dosadno�� tego sformu�owania zachwyci�y mnie. Niekt�re zdania
stwarzaj� subtelny intelektualny klimat, kt�ry mnie oczarowuje, nawet je�li
nie rozumiem ich dok�adnie. Powiedzenie Anny wzbudzi�o we mnie ch��
posiadania ma�ego notesu i o��wka. Powiedzia�am jej to. Ojciec wybuchn��
�miechem.
- No, przynajmniej nie jeste� zawzi�ta!
Nie mog�am by� zawzi�ta, bo Anna nie by�a z�o�liwa. Czu�am, �e jest na to
zbyt oboj�tna; s�dy jej nie mia�y tej �cis�o�ci i ostro�ci w�a�ciwej
ludziom z�o�liwym. By�y za to tym bardziej przyt�aczaj�ce.
Owego pierwszego wieczora Anna zdawa�a si� nie dostrzega� rozmy�lnego lub
nie�wiadomego roztargnienia Elzy, kt�ra uda�a si� prosto do pokoju ojca.
Anna przywioz�a mi pulower ze swojej pracowni, ale nie pozwoli�a
podzi�kowa� sobie za prezent. Podzi�kowania nudzi�y j�, a poniewa� moje nie
dor�wnywa�y nigdy entuzjazmowi, jaki wzbudza� upominek, nie wysila�am si�
zbytnio.
- Uwa�am,, �e ta Elza jest bardzo mi�a - powiedzia�a Anna, zanim wysz�am.
Patrzy�a mi w oczy bez u�miechu. Szuka�a w nich my�li, kt�r� chcia�a za
wszelk� cen� wymaza� z mojej pami�ci, odwracaj�c m� uwag� od swej niedawnej
reakcji.
- Tak, owszem, to czaruj�ca... hm... dziewczyna... bardzo mi�a -
wyj�ka�am.
Roze�mia�a si�, a ja posz�am spa� bardzo zdenerwowana. Usn�am z my�l� o
Cyrylu, kt�ry ta�czy� mo�e w�a�nie z dziewcz�tami w Cannes.
`cp2
Zdaj� sobie spraw�, �e zapominam o najwa�niejszym: o istnieniu morza, o
jego nieustannym rytmie, o s�o�cu. Nie wspominam te� czterech lip na
dziedzi�cu mego internatu na prowincji, ich zapachu... Ani u�miechu ojca na
peronie, gdy przed dwoma laty sko�czy�am szko��, tego u�miechu pe�nego
zak�opotania, bo nosi�am warkocze i ubrana by�am w brzydk�, ciemn�
sukienk�. I jego wybuchy rado�ci w samochodzie, rado�ci nag�ej,
triumfuj�cej, gdy� przypomina�am go z oczu i z ust i mia�am sta� si�
najmilsz� i najwspanialsz� z jego zabawek. Wszystko by�o dla mnie nie znane
jeszcze, obce. To on mia� mi pokaza� Pary�, luksus, dzi�ki niemu mia�am
pozna� �ycie z naj�adniejszej i naj�atwiejszej strony. My�l�, �e wi�kszo��
�wczesnych przyjemno�ci zawdzi�cza�am pieni�dzom: przyjemno�� szybkiej
jazdy samochodem, posiadania nowej sukni, kupowania p�yt, ksi��ek, kwiat�w.
Jeszcze dzi� nie wstydz� si� tych �atwych przyjemno�ci; mog� je zreszt�
nazwa� "�atwymi" tylko dlatego, �e m�wiono mi, i� s� �atwe. Szkoda mi
raczej i �a�uj�, �e martwi�am si� i wpada�am w przygn�biaj�ce nastroje.
Pragnienie szcz�cia, szukanie przyjemno�ci najbardziej odpowiadaj� mojemu
usposobieniu.
Mo�e za ma�o w �yciu czyta�am? W internacie czyta si� tylko buduj�ce
dzie�a. W Pary�u nie mia�am czasu czyta�. Gdy wychodzi�am z wyk�adu,
przyjaciele ci�gn�li mnie do kina, dziwi�c si�, �e nie znam nazwisk aktor�w
filmowych, lub na tarasy kawiarni, na s�o�ce. Delektowa�am si�
przyjemno�ci� mieszania si� z t�umem, wypicia czego� w kawiarni, lubi�am
by� przy kim�, kto patrzy� mi w oczy, trzyma� za r�k�, a potem uprowadza�
daleko od tego t�umu. Szli�my ulicami a� do domu. Tam pod drzwiami
ca�owali�my si�: poznawa�am s�odki smak poca�unk�w.
Wspomnienia te nie kojarz� si� �ci�le z �adnym imieniem. Jan, Hubert,
Jacek... imiona znane wszystkim m�odym dziewczynom! Wieczorami doro�la�am.
Wychodzili�my z ojcem na przyj�cia, na kt�rych nie mia�am nic do roboty,
przyj�cia bardzo r�ne, gdzie bawi�am si� i bawi�am innych moj� m�odo�ci�.
Po sko�czonym wieczorze ojciec odwozi� mnie do domu i najcz�ciej
odprowadza� potem jak�� przyjaci�k�. Nie s�ysza�am, kiedy wraca�.
Nie chc� nasuwa� przypuszczenia, �e afiszowa� si� w jaki� spos�b swymi
przygodami. Po prostu nie ukrywa� si� przede mn� lub, m�wi�c �ci�lej, nie
usprawiedliwia� zdawkowymi czy k�amliwymi s�owami cz�stych wizyt kt�rej� z
przyjaci�ek lub jej wprowadzania si� na dobre... na szcz�cie nie na
d�ugo. Tak czy owak nie mog�abym pozostawa� d�ugo w nie�wiadomo�ci co do
rodzaju stosunk�w, jakie ��czy�y ojca z tymi "go��mi", jemu za� zale�a�o
zapewne na tym, by nie straci� mego zaufania, tym bardziej �e unika� tym
samym uci��liwych wysi�k�w obmy�lania k�amstw. By�a to �wietna metoda.
Zarzuci� mu mo�na jedynie to, �e jego cyniczny i zblazowany stosunek do
mi�o�ci nie pozostawa� bez wp�ywu na mnie. Przy moim wieku i do�wiadczeniu
jednak mog�o mnie to raczej bawi� ni� poci�ga�. Powtarza�am sobie z
upodobaniem lapidarne sformu�owania, mi�dzy innymi nast�puj�ce Oskara
Wilde'a: "Grzech jest jedyn� barwn� plam� we wsp�czesnym �wiecie". Z
absolutnym przekonaniem uwa�a�am to zdanie za w�asne, z o wiele wi�kszym -
wydaje mi si� - przekonaniem, ni� gdybym je stosowa�a w praktyce. S�dzi�am,
�e mog�abym si� na nim wzorowa�, czerpa� z niego natchnienie; idea�em
wydawa�o mi si� �ycie bezecne i pod�e.
`ty
3
`ty
Nazajutrz rano obudzi�y mnie uko�ne promienie s�o�ca, padaj�ce na moje
��ko i zalewaj�ce je swym ciep�em, i wyrwa�y z dziwnych i pogmatwanych
sn�w, w kt�rych si� szamota�am. Niezupe�nie jeszcze rozbudzona, pr�bowa�am
usun�� r�k� z twarzy to natr�tne ciep�o, lecz po chwili zaniecha�am tego.
By�a dziesi�ta. Zesz�am w pid�amie na taras, gdzie zasta�am Ann�
przegl�daj�c� gazety. Zauwa�y�am, �e by�a �wietnie, cho� nieznacznie
umalowana. Nigdy chyba dot�d nie pozwoli�a sobie na prawdziwy urlop.
Poniewa� nie zwraca�a na mnie uwagi, wzi�am kaw� i pomara�cz� i siad�am
spokojnie na schodku, delektuj�c si� porann� przyjemno�ci�: nadgryza�am
pomara�cz�, s�odki sok rozp�ywa� mi si� w ustach, potem �yk parz�cej kawy i
zn�w �wie�o�� owocu.
S�o�ce grza�o mi w�osy i wyg�adza�o �lady po�cieli na sk�rze. Za pi��
minut p�jd� si� k�pa�. Drgn�am na d�wi�k g�osu Anny.
- Nic nie jesz, Cecylka?
- Rano wol� tylko napi� si� czego�, bo...
- Musisz przyty� ze trzy kilo, �eby jako tako wygl�da�. Masz zapadni�te
policzki i jeste� tak chuda, �e mo�na ci �ebra policzy�. Id�, przynie�
sobie jakie� kanapki.
B�aga�am j�, �eby nie zmusza�a mnie do jedzenia kanapek.
W�a�nie zaczyna�a mi t�umaczy�, �e to jest konieczne, gdy zjawi� si�
ojciec w swoim wspania�ym szlafroku w grochy.
- C� za uroczy widok! - zawo�a�. - Dwie opalone dziewczynki siedz�ce na
s�o�cu i rozprawiaj�ce o kanapkach!
- Niestety, tylko jedna dziewczynka - odpowiedzia�a �miej�c si� Anna. -
Jestem w twoim wieku, m�j drogi.
Ojciec pochyli� si� i wzi�� j� za r�k�.
- Zawsze tak samo szczera - powiedzia� czule i spostrzeg�am, �e powieki
Anny zatrzepota�y, jakby od nieoczekiwanej pieszczoty.
Skorzysta�am z tej chwili, aby si� wymkn��. Na schodach natkn�am si� na
Elz�. Wida� by�o, �e dopiero co wsta�a z ��ka. Mia�a opuchni�te powieki, a
nie umalowane wargi odcina�y si� blado�ci� od czerwonej, spieczonej na
s�o�cu twarzy. Omal jej nie zatrzyma�am i nie powiedzia�am, �e Anna jest na
dole, �e ma �wie�� i wypiel�gnowan� twarz i �e na pewno opali si� stopniowo
i bez uszczerbku dla urody. Omal jej nie ostrzeg�am. Ale na pewno by to �le
zrozumia�a. Mia�a dwiadzie�cia dziewi�� lat, o trzyna�cie mniej ni� Anna, i
w jej oczach by� to najwi�kszy atut.
Wzi�am kostium k�pielowy i pobieg�am do zatoczki. Ku mojemu zdziwieniu
ujrza�am ju� tam Cyryla. Siedzia� w swojej ��dce. Z powa�n� min� ruszy� na
moje spotkanie. Wzi�� mnie za r�ce i powiedzia�:
- Chcia�em ci� przeprosi� za wczoraj...
- To by�a moja wina - odpowiedzia�am.
Nie czu�am najmniejszego zak�opotania i dziwi� mnie. jego uroczysty ton.
- Mam sobie bardzo za z�e... - zacz�� znowu, spychaj�c �agl�wk� na wod�.
- Naprawd� nie ma powodu - powiedzia�am weso�o.
- W�a�nie �e jest.
Siedzia�am ju� w ��dce. Cyryl sta� po kolana w wodzie, opieraj�c si�
r�kami o kraw�d� �agl�wki jak o barier� w s�dzie. Zrozumia�am, �e nie
wejdzie do ��dki, p�ki nie powie wszystkiego, i patrza�am na niego z ca��
niezb�dn� w tej sytuacji uwag�. Zna�am dobrze jego twarz, umia�am ju� w
niej czyta�. Pomy�la�am sobie, �e Cyryl ma dwadzie�cia pi�� lat, �e uwa�a
si� mo�e za uwodziciela, i to mnie roz�mieszy�o.
- Nie �miej si� - powiedzia�. - Wiesz, bardzo by�em z�y na siebie wczoraj
wieczorem. Nic ci� nie broni przede mn�. Tw�j ojciec, ta kobieta,
przyk�ad... Gdybym by� ostatnim �ajdakiem, by�oby to samo. R�wnie dobrze
mog�aby� mi uwierzy�...
Nie by� nawet �mieszny. Czu�am, �e by� dobry, �e got�w by� mnie kocha� i
�e ja te� chcia�am go pokocha�. Zarzuci�am mu r�ce na szyj� i przytuli�am
policzek do jego twarzy. Mia� szerokie ramiona i muskularne cia�o.
- Mi�y jeste�, Cyrylu - szepn�am. - B�d� ci� lubi�a jak brata.
Z gniewnym okrzykiem obj�� mnie ramionami, wyci�gn�� z ��dki i trzyma�
tak w powietrzu, przytulon�, z g�ow� opart� na jego ramieniu. W tej chwili
kocha�am go. W �wietle poranka mia� cia�o takie z�ociste, by� taki mi�y,
taki �agodny jak ja, taki opieku�czy. Gdy usta jego szuka�y moich, zacz�am
dr�e� z rozkoszy tak jak on. W poca�unku naszym nie by�o ani wstydu, ani
wyrzut�w sumienia, tylko wzajemne g��bokie poszukiwanie, przerywane
szeptami. Wyrwa�am mu si� i pop�yn�am do ��dki, kt�r� tymczasem unios�y
fale. Zanurzy�am twarz w wodzie, aby od�wie�y� j�, och�on��. Woda by�a
zielona. Ogarn�o mnie uczucie szcz�cia i zupe�nej beztroski.
O wp� do dwunastej Cyryl odjecha�, a na �cie�ce ukaza� si� ojciec ze
swoimi paniami. Szed� mi�dzy nimi podtrzymuj�c je, podawa� na przemian r�k�
to jednej, to drugiej, z wdzi�kiem i swobod� tylko jemu w�a�ciw�. Anna
mia�a na sobie sw�j p�aszcz k�pielowy. Pod obstrza�em naszych spojrze�
zdj�a go spokojnie i po�o�y�a si� na piasku. Mia�a cienk� tali� i
wspania�e nogi. Jedynie lekko zwiotcza�e cia�o zdradza�o jej wiek. Bez
w�tpienia by� to wynik lat piel�gnacji i starania. Mimo woli spod
uniesionych brwi rzuci�am ojcu spojrzenie pe�ne aprobaty. Ku mojemu
wielkiemu zdziwieniu nie odwzajemni� go, przymkn�� oczy.
Biedna Elza by�a w op�akanym stanie. Smarowa�a si� od st�p do g��w oliw�.
Nie przysi�g�abym, czy za tydzie� ojciec... Anna odwr�ci�a g�ow� w moj�
stron�.
- Cecylko, dlaczego wstajesz tutaj tak wcze�nie? W Pary�u wylegiwa�a� si�
w ��ku do po�udnia.
- Musia�am pracowa� - odpowiedzia�am. - To mnie wyka�cza�o.
Anna nie u�miechn�a si�. U�miecha�a si� tylko wtedy, gdy mia�a na to
ochot�, nigdy konwencjonalnie jak wszyscy.
- A tw�j egzamin?
- Oblany! - odpar�am �ywo. - Oblany na ca�ego!
- Musisz go bezwarunkowo zda� w pa�dzierniku.
- Po co? - wtr�ci� si� ojciec. - Ja nigdy nie mia�em dyplomu, a wcale
nie�le mi si� powodzi.
- Ty mia�e� z czym zacz��, mia�e� jakie� pieni�dze - przypomnia�a Anna.
- Moja c�rka znajdzie sobie zawsze m�czyzn, kt�rzy si� o ni� zatroszcz�
- powiedzia� z godno�ci� ojciec.
Elza roze�mia�a si�, ale szybko spowa�nia�a napotkawszy nasze spojrzenia.
- Cecylia powinna pracowa� w czasie tych wakacji - powiedzia�a Anna i
przymkn�a oczy na znak, �e uwa�a temat za wyczerpany.
Rzuci�am ojcu spojrzenie pe�ne rozpaczy. Odpowiedzia� mi zak�opotanym
u�mieszkiem. Widzia�am ju� siebie �l�cz�c� nad tomami Bergsona, czarne
linijki druku skaka�y mi przed oczami, a z dala dobiega� �miech Cyryla...
Ta my�l nape�ni�a mnie przera�eniem. Podczo�ga�am si� do Anny i zawo�a�am
j� cichutko. Otworzy�a oczy. Pochyli�am ku niej b�agaln�, pe�n� niepokoju
twarz. Wci�gn�am jeszcze bardziej policzki, aby nada� sobie wygl�d
przepracowanej intelektualistki.
- Anno - poprosi�am - nie zrobi mi pani tego. Nie ka�e mi pani przecie�
pracowa� podczas tych upa��w. Na wakacjach mog�abym si� tak poprawi�...
Przez chwil� patrzy�a na mnie uwa�nie, po czym u�miechn�a si� tajemniczo
i odwr�ci�a g�ow�.
- Powinnam ci "to" zrobi�... mimo tych upa��w, o kt�rych m�wisz. Znam ci�
przecie�, Cecylko. Dwa dni b�dziesz na mnie z�a, ale zdasz egzamin.
- S� rzeczy, do kt�rych nie mo�na si� przyzwyczai� - o�wiadczy�am z
powag�.
Rzuci�a mi rozbawione i zuchwa�e spojrzenie. Wyci�gn�am si� z powrotem
na piasku, pe�na niepokoju. Elza rozprawia�a o jakich� zabawach na
wybrze�u. Ale ojciec nie s�ucha� jej. Z wierzcho�ka tr�jk�ta, kt�ry
tworzy�y ich cia�a, wpatrywa� si� w profil Anny, w jej ramiona nieruchomym,
natarczywym spojrzeniem, kt�re tak dobrze zna�am. Jego d�o� otwiera�a si� i
zamyka�a na piasku ruchem mi�kkim, regularnym, nieustannym. Pobieg�am do
wody i zanurzy�am si� w niej j�cz�c z �alu za wakacjami, kt�re mog�y by�, a
kt�rych nie b�dzie. Mieli�my wszystkie elementy dramatu: uwodziciela,
kobiet� z p�wiatka i kobiet�, kt�ra wie, czego chce. Na dnie morza
spostrzeg�am �liczn� muszelk�, r�owo-b��kitny kamyczek. Da�am nurka, by j�
wy�owi�. �ciska�am j� w d�oni, delikatn� i g�adk�, a� do obiadu. "To b�dzie
moja maskotka - postanowi�am. - Nie rozstan� si� z ni� przez ca�e lato".
Nie rozumiem, jak to si� sta�o, �e jej nie zgubi�am, bo gubi� wszystko.
Trzymam j� teraz w r�ku, r�ow� i ciep��, i chce mi si� p�aka�.
`ty
4
`ty
Co mnie w nast�pnych dniach najwi�cej dziwi�o, to niezwyk�a uprzejmo��
Anny w stosunku do Elzy. Mimo niezliczonych g�upstw, kt�re wyplata�a Elza
usi�uj�c zab�ysn�� w rozmowie, Anna nie rzuca�a nigdy �adnego z owych
kr�tkich, jej tylko w�a�ciwych zda�, kt�re o�mieszy�yby biedaczk�.
Pochwala�am w duchu jej cierpliwo�� i szlachetno��, nie zdaj�c sobie
sprawy, �e by�o w tym du�o wyrachowania. Ojciec znu�y�by si� szybko takimi
z�o�liwymi gierkami. A tak by� jej nawet wdzi�czny i nie wiedzia� sam, jak
to okaza�. Wdzi�czno�� by�a tu zreszt� tylko pretekstem. Niew�tpliwie
odnosi� si� do Anny z du�ym szacunkiem, jakby do drugiej matki swojej
c�rki, zachowywa� si� tak, jakby powierza� mnie stale jej opiece i czyni�
j� w pewnym stopniu odpowiedzialn� za to, jaka jestem. Chcia� j� przez to
zbli�y� do siebie i zwi�za� �ci�lej z nami. Ale niekt�re jego spojrzenia i
gesty by�y spojrzeniami i gestami skierowanymi do kobiety, kt�rej si� nie
zna i kt�rej si� po��da. To by�y te same spojrzenia, na kt�rych
przychwytywa�am czasami Cyryla, co budzi�o we mnie r�wnocze�nie ch��
unikania go i prowokowania. By�am widocznie wra�liwsza na to ni� Anna.
Okazywa�a ona w stosunku do ojca oboj�tno�� i spokojn� uprzejmo��, co
nape�nia�o mnie zaufaniem. Zaczyna�am wierzy�, �e pomyli�am si� owego
pierwszego dnia, nie dostrzega�am, �e ta niedwuznaczna uprzejmo��
podnieca�a ojca. A zw�aszcza to milczenie... Milczenie tak naturalne, tak
dystyngowane. Stanowi�o ono jaskrawy kontrast z bezustann� paplanin� Elzy.
Biedna Elza!... Nie domy�la�a si� naprawd� niczego, by�a tryskaj�ca �yciem
i zbyt gadatliwa, a �wie�o�� jej ucierpia�a mocno na skutek brzydkiej
opalenizny.
Pewnego dnia jednak pochwyci�a widocznie i zrozumia�a spojrzenie ojca;
zauwa�y�am, �e przed obiadem szepn�a mu co� do ucha. Przez chwil� mia�
min� zdziwion� i zak�opotan�, potem z u�miechem skin�� g�ow�. Przy
poobiedniej kawie Elza wsta�a, podesz�a do drzwi, odwr�ci�a si� do nas i
przybieraj�c poz� omdlewaj�c�, dobrze zaobserwowan�, jak my�l�, u
hollywoodzkich gwiazd filmowych, spyta�a tonem, w kt�rym zawiera�y si� ca�e
wieki francuskiej galanterii:
- Idziesz, Rajmundzie?
Ojciec podni�s� si�, zaczerwieni� si� z lekka i poszed� za ni� m�wi�c co�
o dobroczynnym wp�ywie poobiedniej sjesty. Anna nawet nie drgn�a. Papieros
�arzy� si� w jej nieruchomej d�oni. Czu�am, �e musz� co� powiedzie�...
- Ludzie uwa�aj�, �e poobiednia sjesta to prawdziwy wypoczynek, ale mnie
si� wydaje, �e tak nie jest...
Urwa�am, u�wiadomiwszy sobie natychmiast dwuznaczno�� tego zdania.
- Prosz� ci�, przesta�! - powiedzia�a sucho Anna.
Nie dostrzeg�a nawet dwuznaczno�ci moich s��w, uwa�a�a je po prostu za
niesmaczne. Spojrza�am na ni�. Nada�a swej twarzy wyraz spokoju i
oboj�tno�ci, kt�ry mnie wzruszy�. By� mo�e w tej chwili piekielnie
zazdro�ci�a Elzie. Zapragn�am j� pocieszy�. Przysz�a mi do g�owy cyniczna
my�l, kt�ra wprawi�a mnie w zachwyt. Wszystkie moje cyniczne pomys�y
nape�nia�y mnie zawsze pewno�ci� siebie i dawa�y osza�amiaj�ce wra�enie, �e
spiskuj� sama z sob�. Nie mog�am si� powstrzyma�, by nie wypowiedzie� tej
my�li na g�os:
- Niech pani we�mie pod uwag�, �e jak si� ma tak spalon� sk�r� jak Elza,
taka sjesta nie jest chyba upajaj�ca ani dla niej, ani dla niego.
Lepiej by by�o, gdybym si� w og�le nie odezwa�a.
- Nie cierpi� uwag tego rodzaju! - powiedzia�a Anna. - W twoim wieku to
wi�cej ni� g�upie, to smutne.
Zdenerwowa�am si� nagle.
- �artowa�am przecie�, przepraszam pani�. Jestem pewna, �e w gruncie
rzeczy s� oboje bardzo zadowoleni.
Zwr�ci�a ku mnie udr�czon� twarz. Przeprosi�am j� natychmiast. Przymkn�a
oczy i zacz�a m�wi� g�osem cichym, �agodnym.
- Masz zbyt uproszczone poj�cie o mi�o�ci. Mi�o�� to nie jest przecie�
szereg wra�e� zupe�nie ze sob� nie zwi�zanych.
Pomy�la�am, �e wszystkie moje mi�o�ci by�y takie w�a�nie. Nag�e
wzruszenie na widok czyjej� twarzy, pod wp�ywem gestu, poca�unku... Radosne
chwile bez �adnego zwi�zku - to by�y moje wspomnienia o mi�o�ci.
- A mi�o�� to co innego - m�wi�a Anna. - To nieustanna czu�o��,
serdeczno��, t�sknota... Nie jeste� w stanie tego zrozumie�.
Zrobi�a nieokre�lony ruch r�k� i wzi�a gazet�. Wola�abym, by wpad�a w
z�o��, by przesta�a by� tak beznadziejnie oboj�tna wobec mojego braku
uczuciowo�ci. Pomy�la�am sobie, �e ma racj�, �e �yj� jak zwierz�tko,
zale�na od cudzych kaprys�w, �e jestem s�aba i godna po�a�owania. Czu�am
dla siebie pogard� i uczucie to by�o nies�ychanie przykre, bo nie by�am do
niego przyzwyczajona, nie oceniaj�c dot�d w�asnej osoby ani ze z�ej, ani z
dobrej strony. Posz�am do siebie na g�r�, by pomarzy� troch�. Le��c w
mi�kkiej po�cieli s�ysza�am wci�� s�owa Anny: "Mi�o�� to co innego... to
t�sknota..." Czy ja kiedykolwiek za kim� t�skni�am?
Nie przypominam ju� sobie dobrze, co zasz�o podczas najbli�szych dw�ch
tygodni. Jak ju� wspomnia�am, nie chcia�am widzie� nic okre�lonego, nic
niepokoj�cego. Pami�tam dok�adnie kolejno�� wydarze� w ci�gu tych wakacji,
bo,po�wi�ci�am im ca�� moj� uwag�. Ale te trzy tygodnie, te trzy tygodnie w
sumie szcz�liwe... Kt�ry to by� dzie�, gdy ojciec bez skr�powania zacz��
wpatrywa� si� w usta Anny? Gdy niby �artem wypomina� jej g�o�no, �e
traktuje go oboj�tnie? Gdy ju� powa�nie por�wna� subteln� inteligencj� Anny
z naiwn� g�upot� Elzy? �r�d�em mego spokoju by�a niem�dra my�l, �e ojciec i
Anna znali si� przecie� od pi�tnastu lat i �e gdyby si� mieli kocha�, to
mogli to zrobi� wcze�niej. M�wi�am sobie: "Gdyby to nawet mia�o nast�pi�,
ojciec b�dzie zakochany trzy miesi�ce, a Anna zachowa z tego par� gor�cych
wspomnie� i troch� upokorzenia". A przecie� zdawa�am sobie spraw�, �e Anna
nie jest kobiet�, kt�r� mo�na w ten spos�b porzuci�. Zreszt� by� przecie�
Cyryl i o nim stale my�la�am. Cz�sto wieczorami je�dzili�my razem na
dansingi do Saint-Tropez, gdzie ta�czyli�my w takt omdlewaj�cych d�wi�k�w
klarnetu, szepcz�c sobie mi�osne s�owa, kt�re nazajutrz zapomina�am, lecz
kt�re owego. wieczora wydawa�y si� takie s�odkie. W dzie� je�dzili�my
�agl�wk� wzd�u� wybrze�a. Czasami towarzyszy� nam m�j ojciec. Ceni� on
bardzo Cyryla, zw�aszcza od czasu, gdy ten pozwoli� prze�cign�� si� w
crawlu. Nazywa� go "swoim ma�ym Cyrylkiem", a Cyryl tytu�owa� go "panem",
lecz zastanawia�am si� cz�sto, kt�ry z nich by� w gruncie rzeczy
dojrzalszy.
Kt�rego� popo�udnia poszli�my na herbat� do matki Cyryla. By�a to starsza
dama, spokojna i u�miechni�ta, kt�ra opowiedzia�a nam o swoich k�opotach
wdowy i matki. Ojciec wyrazi� jej wsp�czucie i wypowiedzia� pod jej
adresem szereg komplement�w, rzucaj�c Annie spojrzenia pe�ne wdzi�czno�ci.
Musz� przyzna�, �e nigdy nie przychodzi�o mu do g�owy, �e jego wysi�ki
mog�yby p�j�� na marne. Anna obserwowa�a to wszystko z uprzejmym u�miechem.
Po powrocie o�wiadczy�a, �e starsza pani jest czaruj�ca. Wpad�am w z�o�� i
zacz�am przeklina� wszystkie starsze panie tego typu. Ojciec i Anna
patrzyli na mnie z pob�a�liwym i rozbawionym u�miechem, kt�ry wyprowadzi�
mnie zupe�nie z r�wnowagi.
- Pani nie zdaje sobie sprawy, �e ona jest z siebie zadowolona! -
krzycza�am - �e jest zachwycona swoim �yciem, bo jej si� wydaje, �e
spe�ni�a swe obowi�zki i...
- Ale� tak jest - przerwa�a Anna. - Spe�ni�a to, co nazywamy obowi�zkami
�ony i matki.
- A jej obowi�zki kurwy? - spyta�am.
- Nie znosz� ordynarno�ci - uci�a Anna- nawet paradoksalnej.
- To nie jest �aden paradoks. Wysz�a za m�� jak inne kobiety, z ochoty
lub dlatego, �e taki jest zwyczaj. Mia�a dziecko. Wie pani przecie�, sk�d
si� bior� dzieci, prawda?
- Zapewne mniej dobrze ni� ty - odpowiedzia�a ironicznie Anna - ale mam
pewne o tym poj�cie.
- No i wychowa�a to dziecko. Oszcz�dzi�a sobie zapewne k�opot�w i
cierpie� nie zdradzaj�c m�a. Mia�a takie �ycie, jakie ma tysi�c innych
kobiet, i szczyci si� tym, rozumie pani? Spe�ni�a swoj� rol� �ony i matki w
�rodowisku drobnomieszcza�skim i nie kiwn�a palcem, �eby j� zmieni�.
Chwali si�, �e nie zrobi�a tego lub owego, a nie, �e dokona�a czegokolwiek.
- To wszystko nie ma wielkiego sensu - wtr�ci� ojciec.
- To oszukiwanie samego siebie! - krzykn�am. - Cz�owiek m�wi sobie:
"Spe�ni�em m�j obowi�zek" - bo nic nie zrobi�. Gdyby, urodzona w swoim
�rodowisku, zosta�a prostytutk�, mia�aby przynajmniej jak�� zas�ug�.
- Twoje pogl�dy s� bardzo nowoczesne, ale niewiele warte - powiedzia�a
Anna.
By�a to mo�e prawda. M�wi�am, co my�la�am, ale s�ysza�am to ju� od
innych. Niemniej zar�wno moje �ycie, jak i �ycie ojca opiera�o si� na tej
teorii i Anna zrani�a mnie wyra�aj�c si� o niej z pogard�. Mo�na by�
przywi�zanym nawet do rzeczy b�ahych, lecz Anna nie uwa�a�a mnie za istot�
my�l�c�. Poczu�am nag��, gwa�town� potrzeb� wyprowadzenia jej z b��du. Nie
przypuszcza�am, �e tak szybko b�d� mia�a okazj� po temu i �e potrafi� j�
wykorzysta�. Zreszt� przyznawa�am, �e mo�e za miesi�c b�d� mia�a na te
sprawy pogl�d wr�cz odmienny, �e moje przekonania ulegn� zmianie. Czy�
mog�am by� wtedy wielkoduszna?
`ty
5
`ty
A potem, kt�rego� dnia, wszystko si� sko�czy�o. Pewnego ranka ojciec
zdecydowa�, �e wieczorem pojedziemy do Cannes zabawi� si� i pota�czy�.
Przypominam sobie rado�� Elzy. Mia�a ona nadziej�, �e w dobrze jej znanej
atmosferze nocnych lokali odzyska sw�j dawny blask uwodzicielskiego wampa.
Przy�mi�a go bowiem ostatnio niefortunna opalenizna i nasz niemal samotny
tryb �ycia. Wbrew moim oczekiwaniom Anna nie sprzeciwia�a si� temu
"wypadowi w �wiat"; wydawa�a si� nawet do�� z niego zadowolona. Tote� bez
�adnego niepokoju posz�am zaraz po kolacji na g�r�, by w�o�y� wieczorow�
sukni�, jedyn� zreszt�, jak� posiada�am. To ojciec mi j� wybra�. Uszyta
by�a z ekscentrycznego materia�u, na, pewno zbyt ekscentrycznego dla mnie,
gdy� ojciec m�j, czy to z upodobania, czy z przyzwyczajenia, ubiera� mnie
wyzywaj�co. Zasta�am go na dole. Wygl�da� ol�niewaj�co w nowym smokingu.
Zarzuci�am mu r�ce na szyj�.
- Jeste� najpi�kniejszym m�czyzn�, jakiego znam!
- Z wyj�tkiem Cyryla - powiedzia� bez przekonania. - A ty jeste�
najpi�kniejsz� dziewczyn�, jak� znam.
- Z wyj�tkiem Anny - dorzuci�am, r�wnie� bez przekonania.
- Poniewa� nie ma ich jeszcze i poniewa� o�mielaj� si� kaza� nam czeka�,
chod� pota�czy� z twoim starym, zreumatyzowanym ojcem.
Opanowa� mnie dawny cudowny nastr�j, poprzedzaj�cy wszystkie nasze
eskapady. M�j ojciec nie mia� w sobie naprawd� nic ze starego ojca. Ta�cz�c
z nim, wch�ania�am znany mi zapach wody kolo�skiej, ciep�a, tytoniu.
Ta�czy� rytmicznie, z przymkni�tymi oczami, z szcz�liwym u�mieszkiem na
ustach, kt�rego, podobnie jak ja, nie m�g� opanowa�.
- Musisz nauczy� mnie ta�czy� be-bop - powiedzia� zapominaj�c o swoim
reumatyzmie.
Przerwa� taniec, aby machinalnie powita� komplementem nadchodz�c� Elz�.
Schodzi�a wolno ze schod�w. Ubrana by�a w zielon� sukni�. U�miecha�a si�
zblazowanym u�miechem kobiety �wiatowej, tym swoim u�miechem z kabaretu.
Zrobi�a, co si� da�o, ze swymi wysuszonymi w�osami i sk�r� spieczon� na
s�o�cu, ale mimo tych wysi�k�w rezultat nie by� ol�niewaj�cy. Na szcz�cie
nie zdawa�a sobie chyba z tego sprawy.
- Jedziemy?
- Nie ma jeszcze Anny - powiedzia�am.
- Skocz na g�r�, zobacz, czy jest gotowa - powiedzia� ojciec. - Ju� czas
jecha� do Cannes. Nim tam zajedziemy, b�dzie dwunasta.
Wesz�am po schodach, pl�cz�c si� w mojej d�ugiej sukni, i zapuka�am do
drzwi Anny. Zawo�a�a, �e mog� wej��. Zatrzyma�am si� na progu. Mia�a na
sobie sukni� przedziwnego jasnoszarego koloru, prawie bia��, w kt�rej
skupia�o si� �wiat�o jak o �wicie w odcieniach fal morskich. Tego wieczoru
by�a uosobieniem ca�ego uroku dojrza�o�ci.
- Cudowna! - zawo�a�am. - Ach, Anno, co za suknia!
U�miechn�a si� do lustra, u�miechem, jakim obdarza si� kogo� na
po�egnanie.
- Ten szary kolor uda� si�, co? - spyta�a.
- To pani si� uda�a! - odpowiedzia�am z zachwytem.
Popatrzy�a na mnie i poci�gn�a mnie za ucho. Oczy jej by�y
ciemnob��kitne. Widzia�am, jak rozja�ni�y si� u�miechem.
- Jeste� mi�a dziewczynka, chocia� czasami m�cz�ca.
Przepu�ci�a mnie przodem, nie robi�c �adnych uwag o mojej sukni, co mnie
ucieszy�o i dotkn�o jednocze�nie. Anna zesz�a pierwsza. Widzia�am, jak
ojciec szed� jej na spotkanie. Zatrzyma� si� u st�p schod�w, z nog� na
stopniu, z twarz� zwr�con� ku niej. Elza te� patrza�a na Ann�. Przypominam
sobie dok�adnie t� scen�: na pierwszym planie, przede mn�, opalony kark,
idealnie pi�kne ramiona Anny, troch� ni�ej ol�niona twarz ojca, jego
wyci�gni�ta r�ka - a w oddali sylwetka Elzy.
- Anno - powiedzia� ojciec - jeste� niezr�wnana!
U�miechn�a si� mijaj�c go i wzi�a sw�j p�aszcz.
- Spotkamy si� na miejscu - powiedzia�a. - Pojedziesz ze mn�, Cecylko?
Pozwoli�a mi prowadzi� w�z. W nocy droga by�a tak pi�kna, �e jecha�am
wolno. Anna milcza�a. Zdawa�a si� nawet nie s�ysze� ha�a�liwych d�wi�k�w
radia. Gdy na zakr�cie wymin�� nas otwarty samoch�d ojca, nie drgn�a
nawet. Czu�am, �e jestem niejako poza gr�, �e nast�pi co�, na co nie b�d�
mia�a �adnego wp�ywu.
W kasynie dzi�ki manewrom ojca zgubili�my si� szybko. Odnalaz�am Elz� w
barze. By�a tam z jednym ze swoich znajomych z Ameryki Po�udniowej, na p�
ju� pijanym. Zajmowa� si� teatrem i mimo �e si� upi�, by� wci��
interesuj�cy dzi�ki pasji, z jak� m�wi� o swoim zawodzie. Sp�dzi�am z nim
blisko godzin� i by�o bardzo przyjemnie. Ale Elza nudzi�a si�. Zna�a par�
g�o�nych nazwisk aktor�w, ale sama praca w teatrze nie interesowa�a jej.
Nagle zapyta�a mnie, gdzie jest ojciec, tak jakbym ja mog�a wiedzie� co� na
ten temat, i odesz�a. Amerykanin wydawa� si� przez chwil� tym zasmucony,
ale szybko pocieszy� si� nowym kieliszkiem whisky. Nie my�la�am o niczym i
by�am w cudownym nastroju, gdy� pi�am z nimi tylko z uprzejmo�ci. Sytuacja
sta�a si� jeszcze zabawniejsza, kiedy chcia� zata�czy� ze mn�. W ta�cu
musia�am trzyma� go wp� i uwa�a�, �eby nie depta� mi po nogach, co
wymaga�o niema�o energii. Bawili�my si� tak �wietnie, �e gdy Elza szarpn�a
mnie za rami� i gdy zobaczy�am jej tragiczn� min�, mia�am ochot� pos�a� j�
do wszystkich diab��w.
- Nie mog� ich znale�� - powiedzia�a.
�wiec�ca twarz, z kt�rej star� si� puder, wyra�a�a przera�enie, rysy jej
by�y �ci�gni�te. By� to �a�osny widok. Ogarn�a mnie nagle w�ciek�o�� na
ojca. Jego brak taktu przechodzi� wszelkie poj�cie.
- Ja wiem, gdzie oni s� - odpowiedzia�am z u�miechem, jak gdyby sz�o o
rzecz najnaturalniejsz� w �wiecie, kt�ra nie powinna jej niepokoi�. -
Poczekaj tu na mnie, zaraz wr�c�.
Pozbawiony podpory moich ramion, Amerykanin pad� w obj�cia Elzy i wydawa�
si� z tego zadowolony. Pomy�la�am ze smutkiem, �e ma ona obfitsze kszta�ty
od moich i �e nie mog� mie� o to do niej �alu. Kasyno by�o du�e; obesz�am
je dwukrotnie, bez rezultatu. Gdy i poszukiwania na tarasach okaza�y si�
bezskuteczne, pomy�la�am o samochodzie.
Trwa�o chwil�, nim odnalaz�am go w parku. Siedzieli w nim oboje.
Podesz�am od ty�u i dostrzeg�am ich przez szyb�. Zbli�one do siebie profile
by�y skupione i dziwnie pi�kne w �wietle reflektora. Patrzyli na siebie i
chyba cicho rozmawiali; widzia�am, �e wargi ich porusza�y si�. Mia�am
ochot� odej��, ale pomy�la�am o Elzie i otworzy�am drzwiczki samochodu.
R�ka ojca spoczywa�a na ramieniu Anny; zaledwie mnie dostrzegli.
- Dobrze si� bawicie? - spyta�am uprzejmie.
- Co si� sta�o? - odpowiedzia� ojciec zirytowany. - Co ty tu robisz?
- A wy? Elza szuka was wsz�dzie od godziny.
Anna wolno i jakby z �alem zwr�ci�a g�ow� w moj� stron�.
- Wracamy do domu. Powiedz jej, �e czu�am si� zm�czona i �e ojciec mnie
odwi�z�. Jak b�dziecie mia�y do�� zabawy, wr�cicie moim wozem.
Dygota�am z oburzenia, brak�o mi wprost s��w.
- Jak b�dziemy mia�y do�� zabawy! Chyba nie zdajecie sobie sprawy, �e to
obrzydliwe!
- Co jest obrzydliwe? - spyta� ze zdziwieniem ojciec.
- Przywozisz sobie nad morze rudego kociaka. Na s�o�ce, kt�rego ona nie
znosi. I kiedy ju� zupe�nie oblaz�a ze sk�ry, rzucasz j�. O, to zbyt
wygodnie! Co ja mam powiedzie� Elzie?
Anna zwr�ci�a si� ku niemu, z min� znu�on�. Ojciec u�miecha� si� do niej,
nie s�ucha� mnie wcale. By�am u szczytu zdenerwowania.
- Ja jej... ja jej powiem, �e m�j ojciec znalaz� inn�, z kt�r� b�dzie
spa�, i �e ona, Elza, mo�e si� wynosi�, tak?
Us�ysza�am gniewny okrzyk ojca i r�wnocze�nie poczu�am policzek
wymierzony mi r�k� Anny. Cofn�am gwa�townie g�ow�. Anna sprawi�a mi b�l.
- Przepro� w tej chwili! - rozkaza� ojciec.
Sta�am nieruchomo przy drzwiczkach samochodu, tysi�ce my�li k��bi�o mi
si� w g�owie.
Zawsze zbyt p�no u�wiadamiam sobie, jak powinnam si� zachowa� chc�c by�
wytworn�.
- Chod� tu! - powiedzia�a Anna.
Ton jej nie by� gro�ny, wi�c zbli�y�am si�. Pog�aska�a mnie po twarzy i
powiedzia�a �agodnie, spokojnie, jak gdybym by�a ma�ym g�uptasem:
- Nie b�d� niedobra. Bardzo mi przykro z powodu Elzy. Ale ty masz
przecie� do�� taktu, aby jak najlepiej t� spraw� za�atwi�. Jutro
porozmawiamy. Czy bardzo ci� boli?
- Ale� nie - odpowiedzia�am uprzejmie.
Ta serdeczno�� po moim wybuchu z�o�ci rozczuli�a mnie tak, �e chcia�o mi
si� p�aka�. Patrzy�am, jak odje�d�ali, w g�owie mia�am zupe�n� pustk�.
Jedyn� pociech� by�a dla mnie my�l o moim takcie, kt�ry mia�am za chwil�
okaza�. Wr�ci�am wolno do kasyna, gdzie odnalaz�am Elz� z uczepionym jej
ramienia Amerykaninem.
- Anna �le si� poczu�a - powiedzia�am niefrasobliwie. - Ojciec musia� j�
odwie�� do domu. Napijemy si� czego�? - Patrzy�a na mnie bez, s�owa.
Szuka�am w my�lach jakiego� przekonywaj�cego argumentu.
- Mia�a md�o�ci - wyja�ni�am. - Zniszczy�a sobie ca�� sukni�. Okropno��!
Prawdziwo�� tego szczeg�u wyda�a mi si� nieodpartym dowodem, ale Elza
zacz�a cichutko, �a�o�nie p�aka�. Patrzy�am na ni� bezradnie.
- Cecylio, och, Cecylio, byli�my tacy szcz�liwi!
P�aka�a coraz �a�o�niej. Amerykanin pop�aka� si� tak�e i powtarza� raz po
raz:
- Byli�my tacy szcz�liwi, tacy szcz�liwi...
W tej chwili nienawidzi�am Anny i ojca. Zrobi�abym wszystko, �eby
przerwa� p�acz bied