9530
Szczegóły |
Tytuł |
9530 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9530 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9530 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9530 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Timothy Zahn
Gambit pionka
DO: Biuro Dyrektora Rodau 248700, Instytut Bada� Obcych Cywi�lizacji,
Clars
NADAWCA: Biuro Dyrektora Eftisa 379214, Instytut Gier, Var 4
TEMAT: 30 roczny raport, przekazany 12 Tai 3829
DATA: 4 Mras 3829
Szanowny Panie Rodau,
Wiem, �e jest pan przeciwny przysy�aniu uzupe�nie� po zako�czeniu
analizy raportu, mam jednak nadzieje, �e zrozumie pan moje intencje ze
wzgl�du na wyj�tkowo�� tego przypadku. W naszym ostatnim rocznym
sprawozdaniu jest zawarta jedynie kr�tka wzmianka o odkrytej przez nas
ostatnio rasie - Ludziach. Dane, kt�re od tego czasu zgromadzili�my mog�
okaza� si� wa��ne i s�dz�, �e pana zainteresuj�.
Za��czam film z opracowaniami i wynikami. Zagadkowo�� tego problemu
polega na niepokoj�cej niezgodno�ci z typowymi wzo�rami. Jest to rasa na
dosy� niskim poziomie, pod pewnymi wzgl�dami nawet prymitywna. U
wi�kszo�ci badanych sprowadzenie tutaj przez Transfer wywo�a�o
przera�enie, a nawet histerie. Jed�nak�e zdziwi�a mnie psychiczna i
emocjonalna odporno�� tego gatunku niespotykana u innych ras prymitywnych.
Prawie ka��dy z nich opanowa� strach i przyst�pi� do gry I Stopnia. W
czasie gry wykazywali si� wyobra�ni�, zr�czno�ci� i agresywno�ci�,
niezwyk�� u tak m�odego gatunku. Wskazuje to na podobie�stwo miedzy Lud�mi
a Chianis. My�l�, �e w�a�nie wyst�pienie tych analogii odwiod�o mnie od
od�o�enia danych a� do nast�pnego raportu. Ludzie nie stanowi� dla nas
zagro�enia ze wzgl�du na niemo�no�� masowego opuszczania swojej planety.
Jednak�e, gdyby okazali si� chocia� w jednej dwunastej tak niebezpieczni
jak Chianis, b�dziemy musieli dzia�a� szybko.
W zwi�zku z tym prosze o pozwolenie na natychmiastowe przej�cie do Fazy
III (szczeg�owy plan w za��czniku). Zdaj� so�bie spraw�, �e jest to
posuniecie niedozwolone w przypadku gatunk�w na tym etapie rozwoju, ale
uwa�am za konieczne wy�pr�bowanie zdolno�ci Ludzi w kontek�cie innych ras
o wi�k�szych zdolno�ciach. Prosz� o jak najszybsze przekazanie mi swo�jej
decyzji.
��cze wyrazy szacunku
Eftis
DO: Biuro Dyrektora Eftisa 379214, Instytut Gier, Var 4
NADAWCA: Biuro Dyrektora Rodau 248700, IBOC, Clars
TEMAT: Uzupe�nienie 30. rocznego raportu
DATA: 34 Forma 3829
Szanowny Panie Eftis,
Dzi�kuje panu za zwr�cenie naszej uwagi na Ludzi Dobrze wy�pe�ni� pan
sw�j obowi�zek.
Jestem, podobnie jak pan, zainteresowany i zaniepokojony tym gatunkiem
i zgadzam si� w zupe�no�ci z pa�sk� propozycj� rozpocz�cia Fazy III. Jak
zwykle ta�my z upowa�nieniem dotr� zapewne za kilka tygodni, ale -
nieoficjalnie - udzielam panu zezwolenia na rozpocz�cie przygotowa�.
Popieram r�wnie� pa�sk� sugestie, by przeciwnikiem tych Ludzi by�a rasa o
rozwini�tym systemie komunikacji mi�dzygwiezdnej: Olyt albo Fiwalic. Z
pa�skiego sprawozdania wynika, �e Olyci zaczynaj� odnosi� si� z niech�ci�
do naszych bada�, lecz nie powinien si� pan tym przejmowa�, gdy� wyniki
bada� wykazuj� jasno, �e nie stano�wi� oni dla nas �adnego zagro�enia.
Prosz� o dalsze przekazywanie informacji na ten temat, szczeg�l�nie
je�li odkryje pan w tej nowej rasie kolejne cechy analogiczne do cech
Chianis.
Z powa�aniem Rodau
L�ni�ca, nieprzejrzysta mg�a, kt�ra otacza�a go od pi�ciu minut
znikn�a r�wnie nagle jak powsta�a i Kelly McClain zobaczy�, i� znajduje
si� w pokoju, kt�rego nigdy przedtem nie widzia�. Rozejrza� si� powoli i
ostro�nie. Serce bi�o mu mocno. Wi�kszo�� strachu wykrzycza� ju� z siebie
w ci�gu pierwszych chwil niewo�li, ale czu�, �e znowu ogarnia go panika.
Opanowa� si� z trudem. Jasne by�o, �e nie jest ju� w swoim biurze w
atomowym labora�torium uniwersytetu, ale poddanie si� przera�eniu nie
sprowa�dzi�oby go tam z powrotem.
Siedzia� w p�kolistej wn�ce, zwr�cony twarz� w stron� niewiel�kiego
pokoju. Jego w�asne krzes�o i trzy czwarte biurka odby�y wraz z nim te
niezwyk�� wycieczk�. �ciany pozbawione jakich�kolwiek ozd�b, sufit i
pod�oga pomieszczenia by�y zrobione z rudawego metalu. W prawym i lewym
jego ko�cu zauwa�y� p�y�ty, kt�re wygl�da�y na odsuwane drzwi.
Uzna�, �e niewiele przyjdzie mu z siedzenia cicho w nadziei, �e zniknie
ta przedziwna sceneria. Poczu�, �e zn�w mo�e utrzyma� si� na nogach, wiec
wsta� i przecisn�� si� przez w�sk� szczelin� miedzy biurkiem a �cian�
wn�ki. Zwr�ci� uwag� na to, �e biurko jest przeci�te r�wno, prawdopodobnie
przez bia�� mg�� lub co� co w niej by�o. Najpierw podszed� do p�yty po
prawej stronie, ale je�li to rzeczywi�cie by�y drzwi, to i tak nie mia�
poj�cia jak je otworzy�. Ogl�dziny po lewej stronie r�wnie� nie da�y
�ad�nych rezultat�w.
- Hej ! - krzykn��. - Czy kto� mnie s�yszy?
Gruby g�os odpowiedzia� mu tak nagle, �e a� podskoczy�.
- Witaj Cz�owieku - us�ysza�. - Witaj w Instytucie Gier Stryfkar na
Var-4. Mam nadziej�, �e podr� odby�a si� pomy�lnie? Instytut gier? Kelly
przypomnia� sobie fragmenty artyku��w, kt�re widzia� w r�nych
czasopismach, wiadomo�ci z ostatnich mie�si�cy o ludziach porwanych do
centrum gier przez istoty poza�ziemskie. Dla rozrywki przegl�da� niekt�re
z nich i zauwa�y� podobie�stwo miedzy r�nymi opowiadaniami: za ka�dym
ra�zem brano dwoje ludzi i kazano im ze sob� gra� w dziwn� gr�, a potem
odsy�ano do domu. Wtedy Kelly uwa�a� te wiadomo�ci za typowe sensacyjne
bzdury.
Wynika�o z tego, �e jest to po prostu kawa�. Tylko jak oni zrobili t�
mg��?
Na razie nie pozostawa�o mu nic innego, jak tylko w��czy� si� do
zabawy.
- Och, podr� mia�em �wietn�. Chocia� troch� nudn�.
- Bardzo szybko przystosowa�e� si� do naszej sytuacji - powie�dzia�
g�os i Kelly'emu zdawa�o si�, �e wyczu� w nim nutk� zdzi�wienia. - Nazywam
si� Slaich, a ty?
- Kelly McClain. Nie�le pos�ugujesz si� naszym je�ykiem jak na obcego -
a sk�d jeste�?
- Ze Stryfu. Nasz komputer t�umacz�cy jest bardzo dobry i zebra�li�my
dane od kilku twoich rodak�w.
- Tak, s�ysza�em o tym. Po co ci�gniecie ludzi a� tutaj, gdziekol�wiek
to �tutaj" jest, �eby grali w jakie� gry? A mo�e to tajemnica pa�stwowa?
- Nie. Chcemy si� o was czego� dowiedzie�. Gry s� jedn� ze sto�sowanych
przez nas metod psychologicznych.
- Dlaczego nie spr�bujecie z nami po prostu porozmawia�? Albo dlaczego
nas nie odwiedzicie? - Bardzo chcia� wierzy� nadal, �e jest to tylko �art,
ale by�o to coraz trudniejsze. Ten g�os - inny ni� g�os komputera, ale
zupe�nie nie przypominaj�cy g�osu cz�owie�ka - wywo�ywa� -w nim
nieprzyjemne uczucie, �e wszystko, co m�wi jest prawd�. Czu� jak zimny pot
zbiera mu si� na czole.
- Rozmowy nie wystarczaj� do zbadania tego, o co nam chodzi �wyja�ni�
rzeczowo Slaich. - A je�li chodzi o odwiedzenie Ziemi, to Transfer ma
ograniczone zdolno�ci, a nie posiadamy statk�w, kt�re mog�yby pokona� tak�
odleg�o��. Nie chcia�bym polecie� na Ziemie sam.
- Dlaczego? - napi�cie Kelly'ego wzros�o maksymalnie, nape�niaj�c go
szale�cz� odwag�. - Chyba nie wygl�dasz a� tak okrop�nie. Poka� mi si�,
natychmiast.
- Dobrze - odpar� obcy bez wahania i fragment l�ni�cej, �ciany przed
Ke�lym pociemnia�. Nagle pojawi� si� w tym miejscu tr�j�wymiarowy obraz -
dwuno�na i dwur�czna zjawa z kosz�marnego snu. Kelly wstrzyma� oddech,
kiedy niekszta�tna g�owa zwr�ci�a si� w jego stron�. Otw�r w kszta�cie
litery X zacz�� si� porusza�.
- No i jak, Kelly? Bardzo si� r�ni� od ludzi?
- Ja... ja... ja. - j�ka� si� Kelly, nie mog�c wydusi� z siebie s�owa,
koncentruj�c ca�� wole na opanowaniu reakcji �o��dka. Stoj�ce przed nim
stworzenie by�o prawdziwe - �aden mistrz charakte�ryzacji nie m�g�by
zmieni� cz�owieka w co� takiego. A poza tym kolorowe hologramy takich
rozmiar�w i w takiej ostro�ci bod� mo�liwe dopiero za kilkadziesi�t lat...
na Ziemi.
- Przepraszam, zdaje si�, �e ci� przestraszy�em - powiedzia� Slaich
siegaj�c do ma�ej konsoli, kt�rej Kelly przedtem nie zau�wa�y�. Wida� by�o
jak mi�nie poruszaj� si� w naciskaj�cej guzik sze�ciopalczastej d�oni.
Obraz znikn�� i �ciana odzyska�a sw�j kolor.
- Mo�e chcia�by� co� zje�� i odpocz�� - zaproponowa� gruby g�os. Drzwi
po lewej stronie Kelly'ego odsun�y si�, ods�aniaj�c nie�wielki pok�j. -
B�dziemy mogli zacz�� dopiero za kilka godzin. Zawo�amy ci�.
Kelly, nie mog�c wydoby� z siebie g�osu, kiwn�� g�ow� i wszed� do
pokoju. Drzwi zamkn�y si�. W po�owie pomieszczenia sta�o przy �cianie
normalnie wygl�daj�ce ��ko. Kelly'emu uda�o si� do niego dotrze�, zanim
nogi odm�wi�y mu pos�usze�stwa. D�ugo le�a�, cicho �kaj�c, z twarz�
wtulon� w poduszk�. G�upio mu by�o, �e zachowuje si� jak dziecko - zawsze
stara� si� by� twardy i nieugi�ty - ale gdy chcia� si� opanowa�, jego
samopo�czucie jeszcze bardziej si� pogarsza�o. Wreszcie podda� si�,
mu�sia� jako� wyrzuci� z siebie napi�cie.
Po jakim� czasie uspokoi� si� i zn�w m�g� w miar� logicznie my��le�.
Obr�ci� si� na bok, nie�wiadomie przybieraj�c pozycje embrionu, patrzy� na
rdzaw� �cian� i my�la�.
Wygl�da�o na to, �e przynajmniej na razie nic mu nie zagra�a. Z
artyku��w wynika�o, �e obcy rzeczywi�cie chcieli tylko przepro�wadzi�
swoje badania psychologiczne, a potem odsy�ali uczestni�k�w do domu.
Wszystko, co sta�o si� do tej pory zdawa�o si� to potwierdza� - na pewno
zarejestrowali jego reakcje na s�owa i nag�e pojawienie si� Slaicha.
Wstrz�sn�� si� na wspomnienie tej obcej fizjonomii. Poczu� kie�kuj�c�
z�o��. Nawet je�li by� to test psychologiczny; nigdy nie wybaczy
Slaichowi, �e nie przygoto�wa� go jako� na ten szok.
W ka�dym razie, najwa�niejsze jest zachowanie spokoju i granie roli
pos�usznego przedmiotu bada�, tak by m�c wr�ci� do domu bez wi�kszych
k�opot�w. A je�li uda mu si� to zrobi� z godno�ci�, tym lepiej.
Nie zauwa�y� nawet, kiedy zasn��. Obudzi� si� z przera�eniem na d�wi�k
czyjego� g�osu.
- Tak?
- Ju� czas - poinformowa� go komputer. - Prosz� przej�� z poko�ju
odpoczynkowego do sali test�w.
Kelly usiad� rozgl�daj�c si� doko�a. Jedyne drzwi w tym pokoju to te,
kt�rymi wszed�, sala test�w musi wi�c znajdowa� si� za dru�gimi drzwiami w
pokoju z wn�k�.
- Sk�d jest m�j partner? - zapyta� kieruj�c si� do wyj�cia. - Czy
zabieracie z Ziemi przypadkowych ludzi?
- Zwykle nastawiamy Transfer na miejsca, gdzie koncentruj� si� �r�d�a
rozszczepieniowe albo termoj�drowe, je�li takie istniej� �odpar� Slaich. -
Jednak�e wyszed�e� z fa�szywego za�o�enia. Twoim przeciwnikiem nie b�dzie
Cz�owiek.
Kelly stan�� w drzwiach jak sparali�owany: Nast�pny szok.
- Rozumiem. W ka�dym razie dzi�kuje za ostrze�enie. Hm... kim on jest?
- Olyt. Jego gatunek jest na nieco wy�szym poziomie ni� tw�j, Olyci
za�o�yli pot�ne pa�stwo o�miu planet w siedmiu gwiezd�nych uk�adach.
Badamy ich dok�adnie, mimo �e najbli�szy ich �wiat znajduj� si� w
odleg�o�ci trzydziestu lat �wietlnych od In�stytutu.
Kelly z wysi�kiem ruszy� znowu w stron� drugich drzwi.
- Czy z tego wynika, �e jeste�my s�siadami? Nie powiedzia�e� mi jak
daleko st�d jest Ziemia.
- Oko�o czterdziestu o�miu lat �wietlnych st�d i trzydziestu sze��ciu
od Olyt�w. Stosunkowo niedaleko.
Drzwi po przeciwnej stronie pokoju otworzy�y si�, kiedy Kelly zbli�y�
si� do nich. Skoncentrowa� si� i przeszed� przez pr�g. Sala gier by�a ma�a
i do�� ciemna jedyne �r�d�o �wiat�a stanowi�y jarz�ce si� czerwone
konsole. �rodek pokoju zajmowa� st� z du��, skomplikowan� plansz� do gry.
Poza tym by�y tam jeszcze tylko dwa krzes�a, jedno przedziwnej
konstrukcji. Przed drzwia�mi, po przeciwnej stronie pokoju sta� obcy.
Tym razem Kelly by� lepiej przygotowany na szok i id�c w stron� sto�u
odczuwa� przede wszystkim ciekawo��. Olyt by� o p� g�owy ni�szy od niego,
jego szczup�e cia�o pokrywa�o co� przypomina�j�cego wielkie, bia�e �uski.
Dwie nogi i dwie r�ce zaopatrzone by�y w szpony. D�ugi pysk by� uzbrojony
w du�� ilo�� z�b�w, czarne oczy osadzone g��boko pod krzaczastymi brwiami.
Wyo�bra�cie sobie bia�ego, bezogoniastego aligatora ubranego w ob�szerny
sk�rzany worek, beret i szeroki pas...
Przy stole stan�li niemal r�wnocze�nie. Z bliska plansza okaza�a si�
by� mniejsza, od obcego dzieli�o go niewiele ponad dwie d�u�go�ci r�k.
Kelly ostro�nie podni�s� otwart� d�o�, maj�c nadzieje, �e ten gest
zostanie w�a�ciwie zrozumiany.
- Witaj. Jestem Kelly McClain, cz�owiek.
Obcy nie cofn�� si�, ani nie rzuci� Kelly'emu do gard�a. Wyci�gn��
przed siebie r�ce, skrzy�owawszy nadgarstki i Kelly zauwa�y�, �e m�g�
chowa� pazury jak kot. Stw�r poruszy� ustami wydaj�c dziwne d�wi�ki. Kilka
sekund p�niej niewidoczny g�o�nik poda� t�umaczenie.
- Witam ci�. Jestem Tlaymasy z Olyt�w.
- Usi�d�cie, prosz� - wyda� polecenie Slaich. - Mo�ecie zacz��, jak
tylko ustalicie zasady gry.
Kelly otworzy� szeroko oczy. - Jak to?
- Gra nie ma ustalonych regu�. Zanim zaczniecie, musicie sami
zdecydowa�, jaki b�dzie cel i spos�b gry.
Tlaymasy odezwa� si� znowu: - O co chodzi?
- Chcemy zbada� wzajemne oddzia�ywanie Olyta i Cz�owieka �odpar�
Slaich. - Z pewno�ci� inni przedstawiciele twojego gatun�ku opowiadali ci
o tym eksperymencie.
Kelly zmarszczy� brwi. -
Ju� kiedy� brali�cie udzia� w czym� takim?
- W ci�gu ostatnich szesnastu lat ponad stu dwudziestu o�miu
przedstawicieli mojej rasy trafi�o tutaj - poinformowa� go Olyt. Kelly
�a�owa�, �e nie potrafi odgadn�� co oznacza wyraz twarzy obcego. G�os
komputera brzmia� oboj�tnie, ale same s�owa kry�y w sobie oburzenie. -
Niekt�rzy m�wili o tej grze bez zasad. Jed�nak�e moje pytanie dotyczy�o
stawki.
- Ach. Jak zwykle tutaj: zwyci�zca mo�e wr�ci� do domu. Kelly'emu serce
zabi�o mocniej.
- Chwileczk�. A sk�d si� wzi�a ta zasada?
- Og�lne regu�y ustalamy my - odpar� stanowczo Slaich. - Tak, ale... A
co b�dzie z tym, kt�ry przegra?
- Zostaje, �eby zagra� z innym przeciwnikiem.
- A je�li odmowie udzia�u w grze?
- To jest r�wnoznaczne z przegran�.
Kelly skrzywi� si�, ale nic nie m�g� na to poradzi�. Z godno�ci�,
pomy�la� ch�odno i zabra� si� do ogl�dania planszy.
Wygl�da�o na to, �e mo�na j� by�o zastosowa� w co najmniej kilkunastu
r�ni�cych si� znacznie grach. By�a kwadratowa, z dwo�ma rz�dami
pieciokolorowych kwadrat�w dooko�a obwodu, w jednym wz�r powtarza� si�, w
drugim pola by�y u�o�one przy�padkowo. Wewn�trz by�a szachownica, z
narzuconymi na ni� wsp�rodkowymi ko�ami i rozchodz�cymi si� promieni�cie
li�niami. Po jednej stronie planszy le�a� stos prze�roczystych kr���k�w i
zestaw podn�k�w do nich, po drugiej stronie by�y pionki r�nych
rozmiar�w, kszta�t�w i kolor�w, a tak�e karty, wielostronne kostki i jaki�
przyrz�d z ma�ym ekranem.
- Wygl�da na to, �e jeste�my nie�le wyposa�eni - powiedzia� do Olyta,
kt�ry r�wnie� przygl�da� si� temu zestawowi. - My�l�, �e mo�emy zacz�� od
wybierania p�l. Proponuje czerwone i - czy to jest niebieski? - te
kwadraty. - Wskaza� na szachownic�.
- Dobrze - zgodzi� si� Tlaymasy. - Teraz musimy ustali� w co gramy. Czy
znasz Cztery Warstwy?
- Nie s�dz�, ale mo�e u nas jest co� podobnego. Opisz mi, jak si� w to
gra.
Tlaymasy zacz�� wyja�nia�, demonstruj�c niekt�re ruchy pion�kiem w
kszta�cie motyla.
- My�l�, �e mog� spr�bowa� - powiedzia� Kelly. - Oczywi�cie masz du��
przewag�, bo gra�e� w to ju� przedtem. Zgadzam si� pod dwoma warunkami:
pierwszy, o ataku na trzecim i czwar�tym poziomie trzeba uprzedzi� jeden
ruch wcze�niej.
- To wyklucza mo�liwo�� zaskoczenia - sprzeciwi� si� Tlayma�sy.
- W�a�nie. Ale znasz gr� na tyle dobrze, �e chyba mo�esz ust�pi� mi w
tym jednym, prawda?
- Dobrze. A drugi warunek?
- Najpierw zagramy dla wprawy. Innymi s�owy, druga gra zade�cyduje, kto
poleci do domu. Czy mo�e tak by�? - doda� patrz�c w g�rny r�g sali.
- Ka�da zasada, na kt�r� obaj si� zgodzicie b�dzie obowi�zuj�ca -
odpowiedzia� Slaich.
Kelly spojrza� na swego przeciwnika. - Tlaymasy?
- Dobrze. Zaczynajmy.
Kelly przekona� si�, �e nie by�a to trudna gra, chocia� na samym
pocz�tku pope�ni� b��d i przez reszt� gry musia� si� broni�. Nie�trudno
by�o rozszyfrowa� Tlaymasy'ego i pod koniec Kelly potra�fi� ju�
przewidzie� nast�pny ruch Olyty
- Interesuj�ca gra - zauwa�y� Kelly, kiedy zebrali figury z plan�szy i
przygotowywali si� do drugiej partii. - Czy jest u was popu�larna?
- Dosy�. W staro�ytno�ci u�ywano jej do �wiczenia logicznego my�lenia.
Jeste� gotowy?
- Tak - odpowiedzia� Kelly. Czu�, �e zasycha mu w ustach. Tym razem
Kelly'emu uda�o si� unikn�� b��d�w, kt�re pope�ni� na pocz�tku poprzedniej
rozgrywki i w miar� jak plansza pokry�wa�a si� figurami, jego pozycja
sta�a si� r�wnie mocna jak Tlay�masy'ego. Pochylony nad szachownic�
walczy� o utrzymanie pozycji, staraj�c si� przewidzie� ka�dy nast�pny
ruch.
W pewnej chwili Tlaymasy pope�ni� zasadniczy b��d, ods�aniaj�c jedno
skrzyd�o swej armii na podw�jny atak. Kelly ruszy� pe�n� par� i w czterech
nast�pnych ruchach zagarn�� sze�� pionk�w przeciwnika - niszcz�cy cios.
Nag�y, g�o�ny syk. Kelly a� podskoczy�. Podni�s� wzrok znad sto�u i
triumfalny u�miech znikn�� z jego twarzy. Olyt patrzy� na niego, w
otwartej paszczy wida� by�o rz�dy ostrych z�b�w. Obie r�ce mia� na stole i
Kelly widzia� wysuwaj�ce si� i chowaj�ce na prze�mian pazury.
- Uhm... czy co� jest nie w porz�dku? - zapyta� ostro�nie, napi�ty i
przygotowany do obrony.
- Zdenerwowa�em si� moim g�upim posuni�ciem. Ju� mi przesz��o. Grajmy
dalej.
Kelly kiwn�� g�ow� i ponownie spojrza� na plansze, ale jego en�tuzjazm
min��. W ferworze gry niemal zapomnia�, �e gra o bilet do domu. Nagle
okaza�o si�, �e mo�e gra r�wnie� i o �ycie. Wy�buch Tlaymasy'ego u�wiadomi
mu w ma�o subtelny spos�b, �e Olyt nie pogodzi si� �atwo z przegran�.
Gra trwa�a nadal. Kelly stara� si� jak m�g�, ale nie potrafi� si�
sku�pi�. W dziesi�ciu ruchach Tlaymasy nadrobi� wcze�niejsz� strat�. Kelly
rzuca� na niego ukradkowe spojrzenia, zastanawiaj�c si�, czy obcy nie
zaplanowa� sobie tego od pocz�tku. Z pewno�ci�, sam b�d�c wi�niem na
obcej planecie, nie rzuci�by si� na nie�go... a mo�e? Gdyby, na przyk�ad,
honor wa�niejszy by� dla niego a� �ycie, a honor ten nie pozwala�by mu
przegra� z kim� z innej planety?
Na czo�o Kelly'ego wyst�pi�y kropl� potu. Nie mia� dowodu na to, �e
Tlaymasy rozumuje w ten spos�b..: ale, ale nie mia� te� powo�du s�dz�c, �e
tak nie jest. Odruch obcego na pewno nie nale�a� do serdecznych i
przyjacielskich.
Nietrudno by�o mu podj�� decyzje. Ostro�no�� nigdy nie zaszko�dzi - a
kilka dodatkowych dni w tym miejscu nie bodzie a� tak strasznym
prze�yciem. Z premedytacj� Przeprowadzi� �mia�y atak na si�y Tlaymasy'ego,
musia�by mie� niezwyk�e szcz�cie, �eby mu si� powiod�o.
Niezwyk�e szcz�cie rzadko si� trafia. Jeszcze siedem ruch�w i Tlaymasy
wygra�.
- Gra sko�czona - rozleg� si� g�os Slaicha. - Tlaymasy, wr�� do sali
Transferu i przygotuj si� do opuszczenia Instytutu. Kelly Mc Clain, wr��
do pokoju odpoczynkowego.
Olyt, wsta� i skrzy�owa� nadgarstki pozdrawiaj�c Kelly'ego, po czym
odwr�ci� si� i znikn�� za drzwiami. Kelly odetchn�� z ulg� i ruszy� do
swojego pokoju.
- Nie�le gra�e�, jak na pierwszy raz - dobieg� go g�os Slaicha.
- Dzi�kuj� - burkn�� Kelly. Teraz, kiedy nie mia� ju� przed sob� k��w i
szpon�w Tlaymasy'ego, zacz�� si� zastanawia�, czy dobrze zrobi� rezygnuj�c
z wygranej. - Kiedy mam znowu grac?
- Za oko�o dwadzie�cia godzin. Transfer trzeba b�dzie przesta�wi� po
podr�y Olyta.
Kelly ju� mia� wej�� do pokoju odpoczynkowego.
- Dwadzie�cia godzin? - powt�rzy� zatrzymuj�c si�. - Chwilecz�k�.
Zwr�ci� si� w stron� wn�ki, w kt�rej sta�o jego biurko - ale zaledwie
zrobi� dwa kroki, kiedy buchn�y przed nim czerwone iskry. - Ej ! -
wrzasn��, gdy uderzy�o w niego gor�ce powietrze. �A to co takiego?
- Nie wolno ci podchodzi� do urz�dzenia transferuj�cego. - G�os Slaicha
zabrzmia� ostro.
- Bzdura! Przecie� nie b�d� przez ca�y dzie� d�uba� w nosie. Chce wzi��
ksi��ki z mojego biurka.
Przez chwil� panowa�a cisza, a potem Slaich powiedzia� znowu swoim
spokojnym g�osem:
- Rozumiem. My�l�, �e na to mo�na si� zgodzi�. We� je.
Kelly skrzywi� si� i powoli podszed� do wn�ki. Wybuch nie po�wt�rzy�
si�. Otworzy� doln� szuflad� biurka i wyci�gn�� trzy ksi��ki, kt�re zawsze
tam trzyma�, �eby poczyta� sobie w wolnej chwili. Z drugiej szuflady wzi��
kilka czasopism i po namy�le jeszcze kilka d�ugopis�w i notes. Cofn�wszy
si� na �rodek pokoju wyci�gn�� sw�j �up.
- Widzisz? Zupe�nie nieszkodliwe. Ani jednej bomby neutrono�wej.
- Wr�� do swojego pokoju. - Slaich nie by� tym rozbawiony. Emocje gry
sprawi�y, �e Kelly zapomnia� o obiedzie i kolacji. Teraz jednak pusty
�o��dek da� mu zna� o sobie. Zgodnie z in�strukcjami Slaicha zam�wi� i
wzi�� posi�ek z automatu w �cianie. Posi�ek by� md�y, ale syc�cy i Kelly
czu� jak w miar� jedzenia wraca mu dobry humor. Potem wybra� jedn� z
ksi��ek i wyci�g�n�� si� na ��ku. Ale nie od razu zacz�� czyta�. Patrzy�
w sufit i rozmy�la�.
Nie m�g� mie� �adnych w�tpliwo�ci, �e to co si� z nim dzia�o, nie by�o
�artem. Nie m�g� teraz mie� nadziei, �e uda mu si� uciec. Jedyne wyj�cie z
tych pomieszcze� prowadzi�o przez Transfer, kt�rego mechanizm, ukryty za
metalowymi drzwiami pewnie i tak by� niezrozumia�y. Na to, �e Stryfkar
zamierza� odes�a� go do domu mia� tylko s�owo Slaicha, a poniewa�
dotrzyma� s�owa da�nego innym ludziom, Kelly nie mia� powodu, by mu nie
wierzy�. To prawda, �e zasady gry by�y tym razem inne, ale Tlaymasy
sugerowa�, �e Stryfkar ju� kilka razy przeprowadza� taki ekspe�ryment z
Olytami i zwalnia� ich zgodnie z planem. A wiec pozo�stawa�o pytanie, czy
Kelly wygra nast�pn� gr�.
Zmarszczy� brwi. Nigdy nie by� szczeg�lnie dobrym graczem, cz�sto
wygrywa� w szachy, ale tylko czasami w inne gry, kt�rych zna� niewiele. A
jednak dzisiaj by� zadziwiaj�co bliski wygranej. I to w dodatku w grze z
obcym, kt�rego rasa za�o�y�a pa�stwo o�miu planet. Mog�o to by� bez
znaczenia, oczywi�cie, Tlaymasy te� m�g� by� kiepskim, graczem. Ale
musia�by by� kompletnym idiot�, �eby zaproponowa� gr�, w kt�rej nie by�
dobry. A poza tym, trzeba zwr�ci� uwag� na reakcje Slaicha, jasne by�o, �e
Stryfkar nie spodziewa� si�, �e Kelly'emu p�jdzie tak dobrze. Czy mia�o to
znaczy�, �e Kelly, przeci�tny gracz, by� lepszy od �wiet�nego obcego?
Je�li to by�a prawda, to w zasadzie nie istnia� �aden problem.
Kimkolwiek b�dzie jego nast�pny przeciwnik, nie powinien mie� �trudno�ci z
pokonaniem go, szczeg�lnie je�li wybior� gr� znan� obydwu graczom. Gdyby
ten nowy nie by� Olytem, m�g�by wybra� Cztery Warstwy. �atwo by�o nauczy�
si� w ni� gra�, swoj� drog� b�dzie m�g� wprowadza� j� na rynek po powrocie
do domu. Nie zbije na tym fortuny, bo produkcja rozmaitych gier kwitnie,
ale zawsze co� nieco� zarobi.
Z drugiej strony,.. po co si� tak spieszy�?
Kelly poruszy� si� niespokojnie, bo wpad� mu do g�owy szalony pomys�.
Je�li naprawd� by� lepszy ni� wi�kszo�� obcych, to wynika�o z tego, �e
m�g� wr�ci� do domu kiedy tylko zechce, po prostu wygrywaj�c kt�r�� z
kolejnych gier. Je�li rzeczywi�cie tak jest to dlaczego nie mia�by zosta�
jeszcze tydzie� i nauczy� si� innych gier z innych �wiat�w?
Im d�u�ej o tym my�la�, tym bardziej mu si� ten pomys� podoba�. Wi�za�o
si� to wprawdzie z pewnym ryzykiem ale nie da si� go unikn��, je�li si�
chce zarobi� grubsz� fors�. Ryzyko nie mog�o by� zbyt du�e - to w ko�cu
tylko psychologiczny eksperyment.
- Slaich? - zawo�a� w stron� metalowego sufitu.
- Tak?
- Je�li przegram w nast�pnej grze, to co si� stanie?
- Zostaniesz tutaj a� wygrasz lub do chwili zako�czenia do��wiadcze�. �
Wiec nie bodzie ukarany lub co� w tym rodzaju, je�li ci�gle b�dzie
przegrywa�. Jego zdaniem, Stryfkar wymy�li� sobie ma�o skomplikowany
eksperyment. Ludzie, na ich miejscu, prawdo�podobnie wykombinowaliby co�
bardziej wyszukanego. Czy�by to mia�o znaczy�, �e ludzie byli lepszymi
strategami ni� rodacy Slaicha?:
Interesuj�ce pytanie, ale Kelly nie mia� na razie zamiaru si� tym
zajmowa�. Wystarczy�o mu, �e znalaz� mo�liwo�� manewrowa�nia w tej �ci�le
okre�lonej sytuacji. Ustalone przez nich zasady by�y, wed�ug niego,
stworzone po to, by je nagina� do w�asnych plan�w.
A je�li ju� chodzi o zasady... Kelly od�o�y� ksi��k�, zeskoczy� z ��ka
i podszed� do rozk�adanego sto�u. Najpierw obowi�zek, po�tem przyjemno��,
powiedzia� sobie stanowczo. Wzi�� d�ugopis i notes i zacz�� rysowa�
plansze do Czterech Warstw i wypisywa� regu�y gry..
DO: Biuro Dyrektora Rodanu 2487010, IBOC, Clars
NADAWCA: Biuro Dyrektora Eftisa 379214, Instytut Gier, Var4
TEMAT: Ludzie
DATA: 3 Lysmo 3829
Szanowny Panie Rodau,
Nasze badania ujawni�y niepokoj�ce aspekty sprawy Ludzi i je�ste�my
coraz mocniej przekonani, �e natkn�li�my si� na nast�p�n� ras� Chiani.
Szczeg�y zostan� przes�ane po zako�czeniu ana�lizy, ale chcia�em
poinformowa� pana o tym, �eby da� panu jak najwi�cej czasu na
przygotowanie ataku, je�li uzna pan takie posuniecie za stosowne.
Zgodnie z pozwoleniem, rozpocz�li�my trzeci� Faz� bada� osiem dni temu.
Nasz Cz�owiek gra� z przedstawicielami czterech ras: Olyt, Fiwalic,
Spromsa i Thim-fra-chee. Za ka�dym razem wybie�rano gr� ze �wiata nie
nale��cego do ludzi, z drobnymi modyfikacjami wprowadzanymi przez
Cz�owieka. Tak jak mo�na si� by�o tego spodziewa�, Cz�owiek niezmiennie
przegrywa� - ale w ka�dym przypadku mia� wyra�n� przewag� a� do ostatnich
kil�ku ruch�w. Nasz specjalista Slaich 898661 ju� wcze�niej sugero�wa�, �e
Cz�owiek mo�e specjalnie przegrywa�, ale poniewa� cho�dzi o jego honor i
wolno��, Slaich nie potrafi wyja�ni� takiego zachowania. Jednak�e w
rozmowie z 1 Lysmo (nagrania za��czo�ne) Cz�owiek sam potwierdzi� nasze
podejrzenie, �e motywem mo�e by� cho� materialnego zysku. Wykorzystuje
nasze badania w celu zapoznania si� z grami swoich przeciwnik�w,
namierza�j�c wprowadzi� je z korzy�ci� na rynek w swoim �wiecie.
Z pewno�ci� zauwa�y� pan podobie�stwo do psychiki Chiani: ��dza
korzy�ci, nawet je�li wi��e si� to z ryzykiem, i za�o�enie, �e w�asne
zdolno�ci wystarcz� do uwolnienia si�, kiedy tylko zech�ce. Jak wiemy z
historii, te w�a�nie cechy Chiani doprowadzi�y do ich nieprawdopodobnych
podboj�w. Nale�y r�wnie� podkre�li�, �e ten Cz�owiek nie post�puje jak
kto�, kto przeszed� wojskowe lub inne taktyczne szkolenie, trzeba wi�c
uzna� go za przeci�tne�go przedstawiciela rasy.
O ile dalsze badania nie ujawnia cech wykluczaj�cych rozw�j w tym, co
Chiani kierunku, s�dz�, �e powinni�my wzi�� pod uwa�g� konieczno�� jak
najszybszego zniszczenia tej rasy: Ze wzgl�du na konieczno�� zbadania
maksymalnych zdolno�ci strategicz�nych rasy- i ze wzgl�du na niech��
przedmiotu bada� do wsp�pracy - jeste�my zmuszeni wprowadzi� silniejszy
bodziec. Wyni�ki dalszych do�wiadcze� powinny wiele wyja�ni� i zostan�
panu wystane natychmiast.
Z powa�aniem Eftis
Drzwi odsun�y si� i Kelly wszed� do sali test�w, patrz�c z
cie�kawo�ci� z kim te� przyjdzie mu wsp�zawodniczy� tym ra�zem.
Przy�mione czerwone �wiat�o wskazywa�o na to, �e znowu bodzie to kto� z
planety o czerwonym s�o�cu i kiedy wzrok Kel�ly'ego przyzwyczai� si� do
p�mroku, zobaczy�, �e do sto�u pod�chodzi przypominaj�cy aligatora Olyt.
- Witam - powiedzia� Kelty, wyci�gaj�c przed siebie skrzy�owa�ne r�ce,
tak jak widzia� przy pierwszej grze. - Jestem, Kelty McClain, cz�owiek.
Olyt pozdrowi� go w ten sam spos�b.
- Jestem ulur Achranae, Olyt.
- Mi�o mi ci� pozna�. Co znaczy ulur?
- To jest m�j tytu�. Dowodz� siedmioma statkami wojennymi. Kelly
prze�kn�� �lin�. Wojskowy. Dobrze, �e nie spieszy�o mu si�, �eby wygra� i
wr�ci� do domu.
- Ciekawe. No c�, zaczynamy? Achranae usiad�.
- Sko�czmy szybko te szarad�.
- Co rozumiesz przez s�owo szarada? - zapyta� Kelly ostro�nie, zajmuj�c
swoje miejsce. Nie by� ekspertem, je�li chodzi o uczucia Olyt�w, ale m�g�
przysi�c, �e ten by� z�y.
- Nie zaprzeczaj - warkn�� obcy. - Widzia�em twoje imi� w spra�wozdaniu
i wiem jak gra�e� na polecenie Stryfkaru z innym przedstawicielem mojej
rasy. Obserwowa�e� go jak kr�lika do��wiadczalnego zanim pozwoli�e� mu
wygra� i wr�ci� do domu. Nie podoba nam si� spos�b w jaki traktujecie nas,
zabieraj�c tak...
- Ej ! Chwileczk�, ja nie pracuj� dla nich. Ludzi te� tak zabieraj�.
My�l�, �e to jakie� do�wiadczenia psychologiczne.
Olyt wlepi� w niego w�ciek�y wzrok, milcz�c przez chwil�.
- Je�li naprawd� w to wierzysz, to jeste� g�upcem - powiedzia�
wreszcie, ju� spokojniejszy. - No dobrze, zaczynajmy.
- Zanim to zrobicie, musz� powiedzie� wam o wa�nej zmianie w zasadach -
wtr�ci� si� g�os Slaicha. - Zagracie w trzy r�ne gry, nie w jedn�, za
ka�dym razem ustalaj�c regu�y. Ten, kto wygra dwie lub wiecej wr�ci do
domu. Drugi straci �ycie.
Min�o troch� czasu, zanim dotarto do nich znaczenie jego s��w.
- Co? - wrzasn�� Kelly. - Nie mo�ecie tego zrobi�!
Po drugiej stronie sto�u Achranae zasycza� przeci�gle. Ods�oni�te
pazury drapa�y lekko blat sto�u.
- Tak zosta�o ustalone- odpowiedzia� oboj�tnym g�osem Slaich.
�Zaczynajcie.
Kelly spojrza� bezradnie na Achranae.
- Nie b�dziemy grali o �ycie. To barbarzy�ski pomys�, a my jeste��my
istotami cywilizowanymi.
- Cywilizowanymi. - Niespodziewanie g�os Slaicha by� pe�en po�gardy. -
Ludzie potrafi� wys�a� statki zaledwie poza granic� at�mosfery i ty
uwa�asz si� za istot� cywilizowan�? A tw�j przeciw�nik jest niewiele
lepszy.
- Rz�dzimy przestrzeni� o �rednicy pi�tnastu lat �wietlnych �Achranae
przypomnia� spokojnie Slaichowi.
Kelly doszed� do wniosku, �e wprawdzie Olyci szybko wpadali w gniew ale
te� r�wnie szybko ten gniew im mija�.
- Te twoje osiem gwiazd to nic w por�wnaniu z naszymi czter�dziestoma.
- Kr��� pog�oski, �e Chiani mieli zaledwie pi��, kiedy was
zaata�kowali.
G�o�nik zamilk� z�owieszczo.
- Kto to s� Chiani? - zapyta� Kelly. Mia� ochot� wyszepta� to pyta�nie.
- S�ysza�em, �e by�a to ma�a liczebnie, ale brutalna i agresywna rasa,
kt�ra o ma�o co nie podbi�a Stryfkaru wiele lat temu. Tak przynajmniej
m�wili nam handlowcy, ale nie wiem czy to praw�da.
- Prawda czy nie, uderzy�e� we w�a�ciw� strun� - powiedzia� Kelly. -
Jak uwa�asz, Slaich? Ma racje?
- Macie zaraz zacz�� - rozkaza� Slaich, ignoruj�c pytanie Kel�ly'ego.
Kelly spojrza� na Achranae, �a�uj�c, �e nie potrafi odgadn�� wy�razu
jego twarzy. Czy Olyci potrafi� blefowa�?
- Powiedzia�em, �e nie b�dziemy grali o �ycie.
W odpowiedzi znajome czerwone iskry buchn�y tu� przed jego twarz�.
Instynktownie odepchn�� si� od sto�u, przewracaj�c si� wraz z krzes�em do
ty�u. R�bn�� si� tak, �e zobaczy� gwiazdy, fik�n�� kozio�ka i wyl�dowa� na
brzuchu na pod�odze. Ostro�nie uni�s� g�ow� i zobaczywszy, �e czerwony
meteor zgas�, z trudem podni�s� si� na nogi. Achranae sta� z dala od sto�u
w pozycji obronnej.
- Je�li nie b�dziecie gra�, to zginiecie obydwaj. - G�os Slaicha by�
spokojny niemal oboj�tny, ale Kelly'emu ciarki przelecia�y po plecach.
Achranae mia� racj�: to nie by�o zwyk�e do�wiadczenie psychologiczne.
Stryfkar szuka� potencjalnego wroga i zar�wno Olyci, jak ludzie trafili
jako� na jego list�. Nie mieli �adnej szansy ucieczki. Patrz�c na Achranae
Kelly bezradnie wzruszy� ramio�nami.
Wygl�da na to, �e nie mamy wielkiego wyboru, nieprawda�? Otyt powoli
wyprostowa� si�.
- Chyba nie.
- Poniewa� te zawody s� tak istotne dla nas obydw�ch - zacz�� Kelly,
kiedy ponownie usiedli - proponuj�, �eby� ty wybra� pier�wsz� gr�, a ja
wprowadz� do niej zmiany. W drugiej grze od�wrotnie. Oczywi�cie za ka�dym
razem zmiany b�dzie musia�a zaakceptowa� strona przeciwna.
- To wydaje si� uczciwe. A trzecia gra?
- Nie wiem. Om�wimy j� p�niej, dobrze?
Opracowanie pierwszej gry, razem z poprawkami zaj�o prawie godzin�.
Achranae u�y� trzech dodatkowych przezroczystych kr��k�w i ich podn�k�w
do zbudowania tr�jwymiarowego pola gry: sama gra przypomina�a Okr�t
Wojenny z elementami sza�ch�w i Monopolu,. a nawet pokera. Zadziwiaj�ce,
ale taka mie�szanka by�a ca�kiem niez�a i gdyby nie wysoko�� stawki, o
kt�r� grali, Kelly z pewno�ci� dobrze by si� bawi�. Jego wk�ad w
usta�lenie zasad polega� na niewielkiej zmianie kszta�tu pola - co, jak
s�dzi�, musia�o zmieni� ustalon� taktyk� przeciwnika - i na wprowadzeniu
poj�cia atu.
- Proponuje te�, �eby�my najpierw zagrali na pr�b� - powiedzia�.
Olyt spojrza� na niego bacznie ciemnymi oczyma. - Po co?
- Dlaczego nie? Nigdy w to przedtem nie gra�em, ty te� nie przy: takich
zasadach. Dzi�ki temu prawdziwa gra b�dzie uczciwa. Bardziej honorowa. Tak
samo zrobimy przy drugiej i trzeciej grze.
- Aha, to sprawa honoru? - obcy przekrzywi� g�ow w prawo. �Dobrze.
Zaczynamy.
Nawet ze zmianami gra - Niebieski Marsz, jak nazwa� j� Achra�nae - nie
by�a obca Olytowi i wygra� j� bez trudu. Kelly podejrze�wa�, �e �wiczenia
w Niebieskim Marszu by�y obowi�zkowym zaj�ciem w akademii wojsk
przestrzennych Olyt�w.
- Czy ten Stryf powiedzia� prawd�, �e nie macie komunikacji
mi�dzygwiezdnej? - zapyta� Achranae, kiedy ponownie ustawili pionki.
- Co? A, tak - odpowiedzia� z roztargnieniem Kelly, poch�oni�ty my�lami
o posuni�ciach w nast�pnej grze. - Nie mamy prawie wcale statk�w
kosmicznych.
- Dziwne, bo tak szybko pojmujesz zasady taktyki wojny prze�strzennej.
- Machn�� r�k� z ukrytymi pazurami. - I szkoda, bo nie b�dziecie mogli si�
broni�, je�li Stryfkar postanowi was znisz�czy�.
- My�l�, �e nie, ale po co mieliby to robi�? Nie stanowimy dla nich
�adnego zagro�enia.
Achranae wskaza� na plansz�.
- Je�li jeste� przeci�tnym przedstawicielem, to wydaje mi si�, �e twoi
rodacy maj� niezwyk�e zdolno�ci taktyczne i odznaczaj� si� agresywno�ci�.
Te cechy czyni� z was cennych sprzymierze�c�w i niebezpiecznych
przeciwnik�w dla ka�dej kosmicznej rasy.
Kelly wzruszy� ramionami.
- W takim razie powinni stara� si� nas przekona�.
- To ma�o prawdopodobne. Stryfkar s�yn� ze swojej dumy i nie uznaj�
�adnych sprzymierze�c�w. Spos�b w jaki nas traktuj� odzwierciedla ich
stosunek do obcych.
Kelly zauwa�y� z niepokojem, �e w Olycie znowu zacz�a wzbie�ra�
w�ciek�o��. Zmiana tematu wydawa�a si� konieczna.
- No tak. Zaczniemy? Achranae zasycza� po swojemu: - Dobrze.
Kelly od pocz�tku nie mia� �adnych szans. Stara� si� jak m�g�, ale
wida� by�o, �e Olyt potrafi my�le� tr�jwymiarowo lepiej ni� on. Kilka razy
straci� pionka tylko dlatego, �e nie przyszed� mu do g�owy zupe�nie
oczywisty ruch, kt�ry powinien by� zrobi�. Zlany potem pr�bowa� opanowa�
si�, po�wi�ca� wi�cej czasu na ka�de posuni�cie. Ale to nic nie pomog�o.
Achranae nieub�aganie zaci�ska� p�tl� i, ju� by�o po wszystkim.
Kelly odchyli� si� do ty�u, oddychaj�c g��boko. W porz�dku, m�wi�
sobie, m�g� spodziewa� si�, �e przegra w grze, w kt�rej obcy mia�
przewag�, bo zna� j� lepiej. Ale nast�pna b�dzie inna, do Kellego b�dzie
nale�a� wyb�r broni...
Achranae przerwa� mu rozmy�lania:
- Czy ju� zdecydowa�e�, w co b�dziemy grali?
- Poczekaj chwil�,. dobrze? - burkn�� Kelly, obrzucaj�c obcego niezbyt
przyjemnym spojrzeniem. - Daj mi si� zastanowi�.
To nie by�a �atwa sprawa. Kelly najlepszy by� w szachach, ale Achranae
ju� udowodni�, �e jest �wietnym strategiem, przynaj�mniej w grach
wojennych. A wi�c wybranie szach�w by�oby ryzykowne. W grach karcianych
wiele zale�y od szcz�cia, a w tej drugiej grze Kelly powinien zapewni�
sobie jak najwi�ksz� szans� wygranej. Gry literowe nie wchodzi�y w
rachub�. Warca�by, to zbyt proste. A mo�e...
A mo�e jaka� gra sportowa?
- Slaich? Czy mo�emy dosta� jaki� dodatkowy sprz�t? Potrzebny by mi by�
d�u�szy st�, rakietki i jakie� spr�yste pi�eczki.
- Gry kt�re wymagaj� sprawno�ci fizycznej ze wzgl�du na sw�j charakter
nie mog� by� zastosowane w takim wsp�zawodnic�twie - odpar� Slaich.
- Nie mam nic przeciwko temu - odezwa� si� Achranae. Kelly spojrza� na
niego zdziwiony. - Powiedzia�e�, �e mo�emy wybie�ra� gry i zasady, a tym
razem wybiera Kelly McClain.
- Zajmujemy si� psychologi� - odpar� Slaich. - Nie interesuj� nas wasze
mi�nie. Macie wybra� gr�, do kt�rej wystarczy sprz�t, kt�ry jest przed
wami.
- To poni�aj�ce!
- Nie, w porz�dku, Achranae - wtr�ci� Kelly, wstydz�c si�, �e
zaproponowa� co� takiego. - Slaich ma racj�, to nie by�oby zupe�nie
uczciwe. Nie post�pi�em honorowo proponuj�c to. Przepra�szam.
- To nie twoja wina - powiedzia� Olyt. - Wstydzi� powinni si� ci,
kt�rzy nas tu �ci�gn�li.
- Tak - zgodzi� si� Kelly, spogl�daj�c ponuro na sufit. Obcy do�brze to
uj��. Achranae nie by� jego wrogiem, tylko partnerem grze. Prawdziwym
wrogiem by� Stryfkar. �wiadomo�� tego niewiele zmieni�a jego sytuacj�.
Chrz�kn��.
- Dobrze, Achranae, my�l�, �e jestem got�w. Ta gra nazywa si� szachy...
Olyt szybko poj�� zasady i ru�chy, tak, �e Kelly zastanawia� si� czy
obcy nie maj� podobnej gry. Na szcz�cie, wygl�da�o na to, �e ruchy
skoczka s� dla nie�go zupe�n� nowo�ci� i Kelly mia� nadzieje, �e zmniejszy
to troch� taktyczne mo�liwo�ci partnera. Achranae wysun�� propozycje �eby
pionki mo�na by�o cofa�. Kelly zgodzi� si� i za�brali si� do gry pr�bnej.
Okaza�a si� trudniejsza ni� Kel�ly si� spodziewa�. Ruch pionk�w w ty�
sprawia� mu spore k�opo�ty, g��wnie dlatego, �e jego umys� ci�gle
eliminowa� tak� mo�liwo��. W o�miu ruchach straci� obydwu go�c�w i
jedne�go z cennych skoczk�w, a kr�lowa Achranae grozi�a mu w ka�dej
chwili.
- Interesuj�ca gra - zauwa�y� Olyt kilka posuni�� p�niej, kiedy
Kelly'emu uda�o si� uciec przed druzgoc�cym atakiem. �Czy uczy�e� si� tego
w specjal�nej szkole?
- Nie - odpowiedzia� Kelly za�dowolony z chwili wytchnie�nia. - Po
prostu bra�em dla roz�rywki z przyjaci�mi. Dlaczego pytasz?
- Zr�czno�� w grze jest odzwierciedleniem zdolno�ci do radze�nia sobie
z prawdziwym niebezpiecze�stwem. S�dz�c z twojej gry, masz spore
zdolno�ci.
Kelly wzruszy� ramionami.
- My�l�, �e to nasza cecha narodowa.
- Ciekawe. U nas tego typu umiej�tno�ci nabywa si� w czasie d�ugiej
nauki. - Achranae wskaza� na szachownice. - Mamy po�dobn� gr�, gdybym nie
studiowa� jej kiedy�, przegra�bym w kil�ku ruchach.
- Taak - mrukn�� Kelly. By� prawie pewien, �e dotychczasowe sukcesy
Achranae nie by�y wy��cznie wynikiem szcz�cia, ale mia� cich� nadzieje,
�e si� myli. - Wr��my do gry, co?
Kelly wygra� w ko�cu, ale tylko dlatego, �e Achranae straci� kr�low� i
Kelly'emu uda�o si� wykorzysta� ten b��d bez wi�kszych strat.
- Czy jeste� gotowy, �eby zacz�� w�a�ciw� gr�? - zapyta� Achra�nae,
kiedy sprz�tali plansze.
Kelly skin�� g�ow�, ze �ci�ni�tym gard�em. Tym razem wiele mia��o
zale�e� od wyniku:
- My�le, �e tak. Do dzie�a.
Rzucaj�c wielostronn� kostk� ustalili, �e Olyt we�mie bia�e pion�ki.
Achranae zacz�� pionkiem spod kr�la, na co Kelly odpowiedzia� ru�chem,
kt�ry jak mgli�cie pami�ta� nazywano obron� sycylijsk�. Obaj grali
ostro�nie: w pierwszych dwudziestu posuni�ciach od�pad�y tylko dwa pionki.
Spocony mimo klimatyzacji Kelly obser�wowa� jak przeciwnik stopniowo
przechodzi do ataku, podczas gdy on sam broni� si� jak m�g�.
Druzgoc�cy atak, obrona i posz�o nast�pnych osiem pionk�w ...a Kelly
straci� wie��.
Dr��c� r�k� odgarniaj�c kosmyk w�os�w, Kelly oddycha� ci�ko,
przygl�daj�c si� szachownicy. Bez w�tpienia by� w tarapatach. Achranae
opanowa� �rodek, a jego kr�l by� lepiej chroniony. Co gorsza, obcy
opanowa� ju� ruchy skoczka, a Kelly ci�gle mia� k�o�poty z Pionkami. Gdyby
Olyt wygra� i tym razem...
- Jeste� zdenerwowany?
Kelly ockn�� si� i spojrza� na przeciwnika. Tylko... - Dr�a� mu g�os. -
Tylko troch�.
Mo�e przerwiemy, b�dziesz m�g� si� lepiej skoncentrowa� �zaproponowa�
Achranae.
Ostatnia rzecz, kt�rej sobie �yczy� Kelly, to lito�� obcego. Nic mi nie
jest - odpar� niecierpliwie.
W takim razie, ja chcia�bym troch� odpocz��. Czy mo�e tak by�?
Kelly patrzy� na niego. Znaczenie s��w Achranae dociera�o do niego
powoli. Jasne, �e Olyt nie potrzebowa� odpoczynku; jeszcze po�owa gry i
b�dzie w domu. Poza tym, Kelly wiedzia� jak wygl��da wytr�cony z r�wnowagi
Olyt; a u Achranae nie by�o najmniej�szych oznak gniewu. Nie, danie
Kelly'emu szansy, �eby si� uspok�oi�, mog�o przynie�� korzy�� tylko
cz�owiekowi... i spojrzawszy Olytowt prosto w oczy Kelly zrozumia�, �e
Achranae w pe�ni zda�je sobie z tego spraw�.
Tak - odezwa� si� wreszcie Kelly. - Przerwijmy na troch�. Mo�e godzin�?
Zgoda. - Achranae wsta� i skrzy�owa� r�ce. - B�d� gotowy kied�y tylko
zechcesz.
Sufit nad ��kiem Kelly'ego by� zupe�nie g�adki, bez najmniej�szej
rysy. Ale pok�j odbija� si� w nim o wiele gorzej ni� mo�na si� by�o
spodziewa�. Kelly zastanawia� si� nad tym, ale tylko przez chwil�. Mia�
wa�niejsze zmartwienia.
Mo�e to dziwne, ale szachy przesta�y ju� by� jego g��wnym problemem.
Prawda, �e nie by� w najlepszym po�o�eniu, ale odpoczynek doskonale mu
zro�bi� i ju� wymy�li� kilka obiecu�j�cych posuni��. Je�li tylko nie
straci g�owy, ma du�� szans� zmiany sytuacji. I tu w�a�nie zaczyna� si�
dylemat...: bo je�li mu sie to uda, to nast�pi trzecia gra. Gra, w kt�rej
albo on, albo Achranae b�dzie musia� prze�gra�.
Kelly nie chcia� umrze�. By�o wiele wznios�ych powod�w, dla kt�rych
powinien �y� �cho�by dlatego, �e nikt inny na Ziemi nie wiedzia�, jakie
nie�bezpiecze�stwo kryje si� za tymi �grami" - a poza tym po prostu nie
chcia� umiera�. Jaka�kolwiek by by�a ta trzecia gra, wiedzia�, �e b�dzie
walczy� ze" wszystkich si�.
Jednak�e... Kelly poruszy� si� niespokojnie. Achranae r�wnie� nie
zas�ugi�wa� na �mier�. I jego zmuszono do tego szalonego pojedynku, a
ponadto celowo odrzuci� szan�s� wygranej. Mo�e kierowa� si� nie tyle
uczciwo�ci�, co sztyw�nymi zasadami post�powania zgodnie z honorem, tego
Kelly ni�gdy si� nie dowie. Ale to nie ma znaczenia. Je�li wygra w szachy,
b�dzie to zawdzi�cza� Olytowi.
Trzecia gra...
Co by�oby najuczciwsze? Wymy�lenie gry, w kt�r� �aden z nich przedtem
nie gra�? Wtedy wrodzone umiej�tno�ci Kelly' ego i wyuczone Achranae
dawa�yby im r�wne szanse. Z drugiej stro�ny, dla Stryfkaru by�aby to
jeszcze jedna mo�liwo�� obserwowa�nia ich sposobu dzia�ania, a Kelly nie
mia� ochoty na wsp�prace z gn�bicielami. Wiedzia� te�, �e Achranae my�li
podobnie. Ciekawe od jak dawna Stryfkar porywa� Olyt�w i dlaczego
po�zwalali na to. Kelly uzna�, �e pewnie nie mieli poj�cia, gdzie znajduje
si� ten Instytut Gier - zastosowanie Transferu utrudnia tra�fienie na �lad
porywaczy. Ale uniemo�liwienie Stryfkarowi zdo�bycia nowych danych by�o
zwi�zane z ca�kowitym zdaniem si� na �ut szcz�cia, czego Kelly nie m�g�
zaakceptowa�.
D�wi�k, mimo �e si� go spodziewa�, przestraszy� go.
- Ju� czas - oznajmi� bezbarwny g�os Slaicha. - Masz wr�ci� do sali
test�w.
Kelly skrzywi� si�, wsta� i podszed� do drzwi. Mo�e Achranae co�
wymy�li�.
- Czy jeste� w lepszym nastroju do gry? - zapyta� Achranae kie�dy zn�w
usiedli naprzeciw siebie.
- Tak - kiwn�� g�ow� Kelly. - Dziekuj�, �e zaproponowa�e� prze�rw�.
Naprawd� by�a mi potrzebna.
- Wyczu�em, �e honor nie pozwala ci prosi� o ni�. - Obcy wska�za�
szachownice. - Teraz tw�j ruch.
Teraz, kiedy by� ju� opanowany, Kelly bez trudu nadrobi� straty i
ponownie przeszed� do ataku. Widz�c, jak Olyt przywi�zuje du�� wag� do
kr�lowej, Kelly zastawi� pu�apk�, wysuwaj�c swoj� kr�low� na przyn�t�.
Achranae da� si� na to z�apa� i... Kelly wygra� w pi�ciu ruchach.
- �wietne posuniecie - powiedzia� Olyt z podziwem. - Zupe�nie si� nie
spodziewa�em tego ataku. Mia�em racje: twoje taktyczne umiej�tno�ci s�
niesamowite. B�dziecie kiedy� naprawd� wspa�nia�ym gwiezdnym mocarstwem.
- Zak�adaj�c, �e w og�le kiedy� wyjdziemy poza swoj� planet� �odpar�
Kelly sprz�taj�c plansze. - Na razie sami jeste�my pionka�mi w grze.
- Ka�dy z was raz wygra� - odezwa� si� Slaich. - Czas wybra� ostatni�
gr�.
Kelly prze�kn�� �lin� i spojrza� na Achranae napotykaj�c jego r�wnie
pytaj�cy wzrok.
- Masz jaki� pomys�? - zapyta�,
- Nic konkretnego. Najbardziej uczciwa by�aby gra, w kt�rej wy�grana