9489

Szczegóły
Tytuł 9489
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9489 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9489 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9489 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Kontrola nad mediami Noam Chomsky Pocz�tki historii propagandy Zacznijmy od pierwszej wsp�czesnej operacji propagandowej, przeprowadzonej przez rz�d. Sta�o si� to za czas�w administracji Woodrowa Wilsona. Gdy wybrano go prezydentem w 1916 roku, jego program g�osi�: ,,Pok�j bez zwyci�stwa'' By�o to w �rodku Pierwszej Wojny �wiatowej. �wczesne spo�ecze�stwo by�o nastawione wyj�tkowo pacyfistycznie i nie widzia�o �adnego powodu, by anga�owa� si� w wojn� w Europie. Poniewa� administracja Wilsona by�a zdecydowana na udzia� w wojnie, musia�a jako� temu zradzi�. Stworzono wi�c rz�dow� komisj� propagandow� - tak zwan� Komisj� Creela. Uda�o si� jej w ci�gu sze�ciu miesi�cy przemieni� pacyfistyczne spo�ecze�stwo w histeryczn�, pa�aj�c� ch�ci� walki zbiorowo��, pragn�c� zniszczenia wszystkiego, co niemieckie, rozrywania Niemc�w na strz�py, przyst�pienia do wojny i ocalenia �wiata. By�o to znaczne osi�gni�cie, kt�re prowadzi�o do kolejnych. W tym samym czasie oraz p�niej, po wojnie, wykorzystano identyczne techniki do wywo�ania histerycznej obawy przed tak zwanym Czerwonym Zagro�eniem. Umo�liwi�o to skuteczne zniszczenie zwi�zk�w zawodowych oraz likwidacj� tak niebezpiecznych problem�w jak wolno�� prasy i my�li politycznej. Cieszy�o si� to znacznym poparciem medi�w i establishmentu przemys�owego, kt�re w istocie organizowa�y promowa�y wi�kszo�� tych dzia�a�, co walnie przyczyni�o si� do ich sukcesu. Po�r�d tych, kt�rzy aktywnie i entuzjastycznie partycypowali w tym procesie, byli ,,post�powi'' intelektuali�ci, osoby z kr�gu Johna Deweya. Byli oni bardzo dumni, co wida� na podstawie ich �wczesnego pi�miennictwa, i�, jak to okre�lali, ,,bardziej inteligentni cz�onkowie spo�ecze�stwa'' - czyli oni sami - zdo�ali pchn�� niech�tn� zbiorowo�� do wojny przez wzbudzenie w niej strachu i szermowanie fanatycznymi sloganami. Wykorzystano w tym celu szeroki wachlarz �rodk�w. Sfabrykowano na przyk�ad liczne opowie�ci o pope�nianych przez Hun�w okrucie�stwach, o obrywaniu przez nich r�czek belgijskim niemowl�tom, o wszelkiego rodzaju okropno�ciach, na kt�re nadal mo�na natkn�� si� w podr�cznikach historii. By�y to bez wyj�tku wymys�y brytyjskiego ministerstwa propagandy, kt�re postawi�o sobie za cel - jak okre�la�o to na swoich tajnych naradach - ,,kontrolowanie my�li ca�ego �wiata''.Co bardziej istotne, pragn�o ono r�wnie� kontrolowa� my�lenie co bardziej inteligentnych cz�onk�w ameryka�skiego spo�ecze�stwa, kt�rzy szerzyliby dalej wysma�an� przez nie propagand� i pchn�li pacyfistyczne pa�stwo w obj�cia wojennej histerii. Zamiar ten uda�o si� zrealizowa�, i to nadzwyczaj skutecznie. P�ynie st�d nauka: pa�stwowa propaganda, wspierana przez wykszta�cone klasy, gdy nie mo�na si� jej sprzeciwi�, mo�e przynie�� olbrzymie rezultaty. Nauk� t� przyswoili sobie Hitler i wielu innych, wcielaj�c j� w �ycie po dzi� dzie� ! Demokracja widz�w Inn� grup�, pozostaj�c� pod wra�eniem tych sukces�w, byli liberalni teoretycy Partii Demokratycznej i czo�owi przedstawiciele medi�w - na przyk�ad Walter Lippman, nestor ameryka�skich dziennikarzy, wiod�cy komentator polityki wewn�trznej i zagranicznej oraz czo�owy teoretyk demokratycznego liberalizmu. Je�eli zajrzy si� do jego essej�w zebranych, natrafi si� na podtytu�y w rodzaju: ,,Post�powa teoria liberalnej my�li demokratycznej'' ( ,,A Progressive Theory of Liberal Democratic Thought''). Lippman zasiada� we wspomnianych komisjach propagandowych i zdawa� sobie spraw� z ich osi�gni��. Dowodzi�, �e ,,rewolucja w sztuce demokracji'', jak to okre�la�, mo�e zosta� wykorzystana do ,,fabrykowania przyzwolenia'' - czyli zapewniania dzi�ki nowym technikom propagandowym zgody spo�ecze�stwa na to, na co nie mia�o ono ochoty. Lippman by� zdania, �e jest to dobra, ba niezb�dna koncepcja. Niezb�dna, poniewa� ,,dobro og�lne ca�kowicie umyka opini publicznej'', jak to sformu�owa�. Mo�e je zrozumie� i d��y� do niego jedynie wyspecjalizowana klasa odpowiedzialnych jednostek, do�� inteligentnych, by poj��, jakie s� rz�dz�ce �wiatem mechanizmy. Teoria ta zak�ada, �e jedynie niewielka elita - spo�eczno�� intelektualist�w, o kt�rej m�wili zwolennicy Deweya - jest w stanie poj�� dobro og�lne, czyli to, na czym zale�y nam wszystkim i co ,,umyka opini publicznej''. Pogl�dy tego rodzaju lansowane by�y od stuleci. Jest to r�wnie� typowo leninowskie stanowisko. W istocie cechuje si� ono bliskim powinowactwem do leninowskiej koncepcji, �e czo��wka rewolucyjnych intelektualist�w powinna przej�� w�adz� pa�stwow�, wykorzystuj�c w tym procesie si�� ludowych bunt�w, a nast�pnie pop�dzi� g�upie masy ku przysz�o�ci, dla kt�rej poj�cia s� one zbyt ciemne i niekompetentne. Teoria liberalnej demokracji i marksizm i leninizm s� bardzo bliskie w swych ideologicznych za�o�eniach. Uwa�am to za jedn� z przyczyn, dla kt�rych r�nym ludziom przez lata by�o �atwo przechodzi� od jednego stanowiska do drugiego bez poczucia istotnej zmiany. By�a to tylko kwestia oceny, gdzie tkwi� korzenie w�adzy. Mo�e dojdzie do ludowej rewolucji, kt�ra wyniesie nas na szczyty; mo�e nie, i b�dziemy zmuszeni do wsp�pracy z istniej�c� w�adz�, czyli spo�eczno�ci� kapitalistyczn�. Tak czy inaczej, b�dziemy dzia�a� identycznie: pogania� g�upie masy w stron� �wiata, kt�re s� niezdolne zrozumie� go na w�asn� r�k�. Lippman popar� swoje wywody szczeg�owo opracowan� teori� post�powej demokracji. Twierdzi�, i� we w�a�ciwie zorganizowanej demokracji istniej� klasy obywateli. Na czo�o wysuwa si� klasa, pe�ni�ca czynn� rol� w prowadzeniu spraw publicznych. S� to ludzie, kt�rzy analizuj�, wykonuj�, podejmuj� decyzje i kieruj� dzia�aniem system�w: politycznego, ideologicznego i ekonomicznego. Jest to niewielki odsetek populacji. Naturalnie, ka�dy, kto wysuwa takie idee, zawsze nale�y do tej niewielkiej grupy, i m�wi o tym, co nale�y zrobi� z pozosta�ymi obywatelami. Ci pozostali - nie nale��ca do owej niewielkiej grupki zdecydowana wi�kszo�� spo�ecze�stwa, to wed�ug okre�lenia Lippmana ,,zdezorientowane stado'' ( ,,bewildered herd'' ). Musimy chroni� si� przed gniewem i mo�liwo�ci� stratowania przez zdezorientowane stado. W demokracji realizowane s� dwie funkcje. Klasa wyspecjalizowana, czyli ludzie odpowiedzialni, pe�ni� funkcj� wykonawcz�, czyli my�l� o dobrze publicznym, planuj� je oraz je rozumiej�. Zdezorientowane stado r�wnie� ma swoj� rol� w demokracji. Wed�ug twierdze� Lippmana, jest to rola widz�w, a nie uczestnik�w dzia�ania. Funkcja stada jest jednak rozleglejsza, bowiem m�wimy o demokracji. Od czasu do czasu pozwala si� mu poprze� tego czy innego cz�onka klasy wyspecjalizowanej. Innymi s�owy t�umowi pozwala si� powiedzie�: ,,Chcemy, by� ty - lub ty - by� naszym przyw�dc�''. Dzieje si� tak dlatego, �e �yjemy w ustroju demokratycznym, a nie pa�stwie totalitarnym. Okre�la si� to jako wybory. Po wyra�eniu poparcia dla tego czy innego cz�onka klasy wyspecjalizowanej, t�umowi pozwala si� jednak na usuni�cie si� w t�o i stanie na powr�t widzami, a nie uczestnikami dzia�ania. Tak w�a�nie powinna wygl�da� prawid�owo funkcjonuj�ca demokracja. Podej�cie takie jest w pewnym sensie logiczne. Kryje si� za nim nawet swego rodzaju og�lna zasada moralna. Imperatyw ten zak�ada, i� masy s� zbyt naiwne, by poj�� funkcjonowanie �wiata. Gdyby pr�bowa�y partycypowa� w podejmowaniu dotycz�cych ich decyzji, powodowa�yby tylko k�opoty. Wobec tego dopuszczenie ich do decydowania by�oby czym� niew�a�ciwym i niemoralnym. Nale�y poskramia� zdezorientowane stado, a nie pozwala� mu na w�ciek�e tratowanie wszystkiego, co popadnie. Mniej wi�cej taka sama logika zak�ada, �e niew�a�ciwe jest pozwolenie trzylatkowi na samodzielne przechodzenie przez ulic�. Nie daje si� mu takiej swobody, poniewa� trzylatek nie wie, jak korzysta� z tej wolno�ci. Na tej samej zasadzie nie mo�na pozwoli� zdezorientowanemu stadu na wsp�uczestniczenie w dzia�aniu --wywo�a�oby to tylko k�opoty. Potrzebne jest wi�c narz�dzie do poskromienia zdezorientowanego stada. Jest nim nowa rewolucja w sztuce demokracji: ,,fabrykowanie przyzwolenia''. Konieczny jest podzia� �rodk�w przekazu, szkolnictwa i kultury popularnej. Musz� one uczy� przedstawicieli klasy politycznej i decydent�w pewnego zno�nego poczucia rzeczywisto�ci, chocia� oczywi�cie musz� jednocze�nie wpaja� w�a�ciwe warto�ci. Trzeba pami�ta�, �e kryje si� za tym nie wyra�ona przes�anka. Przes�anka ta - kt�r� musz� skrywa� przed sob� nawet odpowiedzialne osoby - dotyczy sposobu, w jaki uzyskali oni pozycj�, umo�liwiaj�c� im podejmowanie decyzji. Oczywi�cie, dzieje si� tak dlatego, �e s�u�� oni ludziom, dysponuj�cym prawdziw� w�adz� ! Jest to bardzo w�skie grono. Je�li klasa wyspecjalizowana zbli�y si� do niego i stwierdzi: ,,mo�emy s�u�y� waszym interesom'', w�wczas zostanie wci�gni�ta do pe�nienia wykonawczej roli. Nale�y to jednak utrzymywa� w tajemnicy. Znaczy to, �e nale�y cz�onkom tej klasy wpoi� przekonania i doktryny, s�u��ce interesom dysponent�w prywatnie posiadanej, rzeczywistej w�adzy. Otrzymujemy wi�c oddzielny system edukacyjny, nakierowany na klas� wyspecjalizowan�, czyli ludzi odpowiedzialnych. Nale�y podda� ich dok�adnej indoktrynacji, obejmuj�cej warto�ci i interesy przedstawicieli prywatnej w�adzy oraz reprezentuj�cego ich kompleksu pa�stwowo-korporacyjnego. Uwag� reszty zdezorientowanego stada nale�y w zasadzie zaj�� czym� innym - nie dopu�ci�, by mog�o narobi� k�opot�w. Zadba�, by jego cz�onkowie pozostali praktycznie wy��cznie obserwatorami dzia�a�, jedynie sporadycznie wyra�aj�cymi poparcie dla tego czy innego prawdziwego przyw�dcy, spo�r�d kt�rych pozwala si� im dokona� wyboru. Podobny punkt widzenia rozwija�o wielu ludzi. Prawd� m�wi�c, jest on do�� konwencjonalny: na przyk�ad czo�owy wsp�czesny teolog i komentator polityki zagranicznej Reinhold Niebuhr, czasami nazywany ,,teologiem establishmentu'', guru George Kennana, intelektualist�w spod znaku Kennedy'ego i innych, stwierdzi�, i� ,,racjonalizm to bardzo rzadka umiej�tno��''. Cechuje si� nim jedynie w�skie, ograniczone grono ludzi. Wi�kszo�� kieruje si� po prostu emocjami i impulsami. Ci z nas, kt�rzy s� racjonalistami, musz� tworzy� niezb�dne iluzje i obdarzone silnym �adunkiem emocjonalnym nadmierne uproszczenia, by naiwni prostaczkowie nie zbaczali zbytnio z nale�nego kursu. Podej�cie takie sta�o si� znacz�cym elementem wsp�czesnej nauki politycznej. W latach dwudziestych i trzydziestych Harold Laswell, wsp�tw�rca nowoczesnych zasad, okre�laj�cych zasady spo�ecznej komunikacji, jeden z wiod�cych reprezentant�w ameryka�skich nauk politycznych, wyja�nia�, i� nie powinni�my ulega� ,,demokratycznym dogmatyzmom'', zak�adaj�cym, �e obywatele s� najlepszymi znawcami swoich interes�w. Jest przecie� inaczej - to my znamy si� najlepiej na dobrze publicznym. Dlatego te� zwyk�a moralno�� nakazuje nam dopilnowanie, by nie mieli oni okazji do realizacji swoich niew�a�ciwych koncepcji. Jest to proste w strukturze, kt�r� okre�la si� obecnie pa�stwem totalitarnym lub re�imem militarnym. Dzier�y si� pa�k� nad g�owami obywateli i korzysta z niej, je�eli wychyl� si� poza przewidziane granice. Mo�liwo�� tak� jednak traci si�, im bardziej spo�ecze�stwo staje si� wolne i demokratyczne, dlatego te� nale�y uciec si� do technik propagandowych. Logika jest oczywista: propaganda jest dla demokracji tym, czym pa�ka dla pa�stwa totalitarnego ! Jeszcze raz powt�rzmy: jest to dobre i rozs�dne, poniewa� zdezorientowane stado nie potrafi poj�� dobra publicznego. Zrozumienie go po prostu przekracza jego mo�liwo�ci. Public relations USA by�o pionierem sektora ,,public relations''. Celem tego przemys�u jest ,,kontrolowanie umys�u spo�ecze�stwa'', jak okre�lali to jego liderzy. Nauczyli si� oni wiele dzi�ki triumfom Komisji Creela, skutecznemu wywo�aniu widma Czerwonego Zagro�enia i jego konsekwencjom. Sektor ,,public relations'' uleg� w owym okresie gigantycznej ekspansji. W latach dwudziestych przez jaki� czas uda�o si� mu wywo�a� w spo�ecze�stwie niemal ca�kowite pos�usze�stwo wobec dominacji biznesu. Dominacja ta by�a tak doszcz�tna, �e sta�a si� obiektem dochodze� komisji Kongresu w latach trzydziestych. Z nich w�a�nie pochodzi znaczna cz�� naszych informacji. ,,Public relations'' to olbrzymi przemys�. Obecnie wydatki w nim si�gaj� oko�o biliona dolar�w rocznie. Przez ca�y czas chodzi tu o kontrolowanie umys�u spo�ecze�stwa. W latach trzydziestych, podobnie jak w trakcie Pierwszej Wojny �wiatowej, wy�oni�y si� wielkie problemy. Dosz�o do wielkiego kryzysu, pojawi�y si� silne organizacje pracownicze. W istocie w 1935 roku robotnicy wygrali pierwsz� powa�n� kampani� legislacyjn�: Ustawa Wagnera przyzna�a im prawo do zrzeszania si�. Powodowa�o to dwa powa�ne problemy. Po pierwsze, demokracja funkcjonowa�a wadliwie: zdezorientowane stado pocz�o odnosi� sukcesy prawodawcze, a tak przecie� nie powinno by�. Drugi problem polega� na tym, i� ludzie zyskiwali mo�liwo�� organizowania si�. Ludno�� powinna wszelako by� zatomizowana, wyalienowana i posegregowana. Nie powinna zak�ada� organizacji, poniewa� w�wczas mog�aby przesta� by� widzem wydarze�. Je�li dostatecznie wielu ludzi o ograniczonych �rodkach mo�e ��czy� si� w celu zaistnienia na arenie politycznej, mogliby sta� si� rzeczywistymi uczestnikami wydarze�, a to by�oby naprawd� gro�ne. Prywatny przemys� podj�� szerokie starania, by zapewni�, i� b�dzie to ostatnie zwyci�stwo legislacyjne dla pracownik�w i pocz�tek ko�ca demokratycznego odchylenia w postaci prawa do tworzenia masowych organizacji. Zamiar si� powi�d�. Okaza�o si�, �e by�o to ostatnie zwyci�stwo legislacyjne dla �wiata pracy. Od tej chwili - chocia� liczba cz�onk�w zwi�zk�w zawodowych wzros�a na jaki� czas w trakcie Drugiej Wojny �wiatowej i zacz�a spada� dopiero p�niej - skuteczno�� dzia�a� zwi�zk�w stale mala�a. Nie by�o to przypadkiem. Sta�o si� tak dzi�ki spo�eczno�ci biznesu, kt�ra w�o�y�a mn�stwo pieni�dzy, uwagi i pomy�lunku, by poradzi� sobie z tym problemem poprzez przemys� ,,public relations'', organizacje w rodzaju Okr�g�ego Sto�u Narodowego Stowarzyszenia Producent�w i Biznesman�w ( National Association of Manufacturers and Business Roundtable ) i tak dalej. Spo�eczno�� ta przyst�pi�a natychmiast do obmy�lania sposobu zapobie�enia takim demokratycznym dewiacjom. Chrzest bojowy nast�pi� w rok p�niej, w 1936 roku. W Johnstown w Dolinie Mohawk w zachodniej Pensylwanii dosz�o do wielkiego strajku Bethelem Steel. Kapitalizm wypr�bowa� now� technik� niszczenia ruchu pracowniczego, kt�ra okaza�a si� nadzwyczaj skuteczna. Nie chodzi�o tym razem o �amanie kolan i rzucanie do akcji band osi�k�w, bowiem metody te nie sprawdza�y si� ostatnio najlepiej. Dokonano tego subtelniejszymi i bardziej skutecznymi metodami propagandowymi. Postanowiono znale�� spos�b na zwr�cenie spo�ecze�stwa przeciwko strajkuj�cym, na przedstawienie ich jako element�w niszczycielskich, szkodliwych dla og�u i zagra�aj�cych dobru publicznemu. Dobro publiczne to to, co s�u�y ,,nam'': biznesmanom, pracownikom, gospodyniom domowym. Wszyscy ci ludzie to ,,my''. Chcemy by� razem i cieszy� si� warto�ciami w rodzaju harmonii, amerykanizmu ( ameryka�skiego stylu �ycia ) czy wsp�lnej pracy. Z drugiej strony mamy z�ych strajkuj�cych, kt�rzy sprawiaj� k�opoty, podwa�aj� nasze wysi�ki, niszcz� harmoni� (1) i gwa�c� ameryka�ski styl �ycia. Musimy ich powstrzyma�, by m�c nadal �y� razem. Kierownicy przedsi�biorstw i ci, kt�rzy zamiataj� pod�ogi, maj� te same interesy. Mo�emy wszyscy pracowa� wsp�lnie na rzecz ameryka�skiego stylu �ycia w harmonii, darz�c si� wzajemn� sympati� - tak w zasadzie prezentowa� si� �w przekaz. Do�o�ono mn�stwa wysi�k�w, �eby go zaprezentowa�. Chodzi�o przecie� o spo�eczno�� kapitalist�w, kontroluj�c� �rodki masowego przekazu i dysponuj�c� wielkimi zasobami. I istotnie, przynios�o to doskona�e rezultaty. P�niej nazwano nawet t� metod� ,,formu�� Mohawk Valley'' i wielokrotnie wykorzystywano j� do �amania strajk�w. Okre�lano j� jako ,,naukow� metod� przerywania strajk�w''. Okaza�a si� ona bardzo skuteczna w mobilizowaniu opini spo�ecznej po stronie md�ych, pozbawionych tre�ci poj�� w rodzaju ,,ameryka�skiego stylu �ycia''. Kt� m�g�by wyst�powa� przeciwko niemu ? Albo harmonii ? Kto m�g�by si� jej sprzeciwia� ? Lub, by u�y� bardziej wsp�czesnego poj�cia, kto m�g�by by� przeciwko ,,popieraniu naszych wojsk'' ? Kto mia�by ochot� sprzeciwia� si� noszeniu ��tych wst��eczek ? Nadaj� si� do tego wszystkie has�a, o ile s� ca�kowicie pozbawione tre�ci. Zastan�wmy si�, co znaczy�oby, gdyby kto� zada� wam pytanie: ,,czy popieracie mieszka�c�w Iowa'' ? Czy kto� z was m�g�by odpowiedzie�: ,,tak, popieram ich'' lub ,,nie, nie popieram ich''? To nie jest nawet pytanie. Nic nie znaczy, i o to chodzi. W sloganach ,,public relations'' w rodzaju ,,popierajcie nasze wojska'' liczy si� w�a�nie to, �e nic nie znacz�. Ich wa�ko�� jest dok�adnie taka, jak pytanie, czy popiera si� obywateli Iowa. Oczywi�cie, kryje si� w tym jednak sens. Prawdziwe pytanie brzmi: ,,czy popieracie nasz� polityk� ?'' Nie nale�y jednak dopuszcza�, by ludzie zastanawiali si� nad tak sformu�owanym pytaniem. O to, i tylko o to chodzi w dobrej propagandzie. Jej celem jest stworzenie sloganu, przeciwko kt�remu nikt nie mo�e si� opowiedzie� i po kt�rego stronie stan� wszyscy, poniewa� nikt nie wie, co on w�a�ciwie oznacza. W istocie nie znaczy nic, lecz jego zasadnicza warto�� polega na tym, i� odwraca on uwag� od pytania, rzeczywi�cie maj�cego sens: ,,czy popierasz nasz� polityk� ?'' O tej jednak kwestii nie wolno m�wi�. Niech wi�c ludzie dyskutuj� o poparciu dla wojska. Oczywi�cie nie mog� ich nie popiera�. Samo to stwierdzenie oznacza zwyci�stwo propagandy ! Podobnie jest z ameryka�skim stylem �ycia i harmoni�. Jeste�my wszyscy razem, ��czmy si�, my puste slogany, by zapewni�, �e nie pojawi� si� dooko�a �li ludzie, zak��caj�cy nasz� harmoni� gadaniem o walce klasowej, prawach i tym podobnych kwestiach. Jest to bardzo skuteczne podej�cie. Stosuje si� je po dzi� dzie�. Oczywi�cie, zosta�o ono starannie przemy�lane. Pracownicy przemys�u ,,public relations'' nie dzia�aj� w nim dla zabawy. Jest to ich zaw�d. Staraj� si� oni wpaja� w�a�ciwe warto�ci. W istocie maj� nawet koncepcj�, jak powinna wygl�da� demokracja: winien by� to system, w kt�rym szkoli si� klas� wyspecjalizowan�, by s�u�y�a panom - tym, kt�rzy s� w�a�cicielami spo�ecze�stwa. Reszt� spo�ecze�stwa nale�y za� pozbawi� jakichkolwiek form organizacji, bowiem organizowanie si� przyczynia tylko k�opot�w. Ludzie powinni wysiadywa� w odosobnieniu przed telewizorami i pozwala� na wbijanie im do g��w przekazu, brzmi�cego: jedynym celem w �yciu jest posiadanie wi�kszej ilo�ci d�br, trzeba �y� tak jak w�a�nie pokazywana ameryka�ska rodzina z klasy �redniej, lub: trzeba wyznawa� tak sympatyczne warto�ci jak harmonia czy ameryka�ski styl �ycia. Nic innego w �yciu si� nie liczy. Mo�e przychodzi� ci do g�owy, i� w �yciu powinno chodzi� o co� jeszcze, ale poniewa� ogl�dasz telewizj� w samotno�ci, indywidualnie, musisz doj�� do wniosku: ,,oszala�em, bo przecie� nie pokazuj� nic innego''. Poniewa� za� nie zezwolono na organizowanie si� - jest to absolutnie nieodzowne - nigdy nie zdo�asz dowiedzie� si�, czy rzeczywi�cie oszala�e�. Tak jednak musisz podejrzewa�, bowiem jest to naturalne w twojej sytuacji. Tak wygl�da stan idealny. W celu osi�gni�cia tego idea�u podejmuje si� gigantyczne wysi�ki. Oczywi�cie, kryje si� za nimi okre�lona koncepcja - poj�cie demokracji, kt�re om�wi�em wcze�niej. Zdezorientowane stado mo�e stwarza� problemy, dlatego musimy zadba�, by nie wpad�o w sza� i nie zacz�o tratowa�. Powinno ogl�da� puchary pi�karskie, seriale komediowe lub pe�ne przemocy filmy. Co jaki� czas nale�y pobudzi� je do wykrzykiwania pozbawionych znaczenia slogan�w w rodzaju ,,popierajcie nasze wojska''. Nale�y utrzymywa� je w znacznym l�ku, bo je�li nie b�dzie nale�ycie si� ba� najrozmaitszych diab��w, mog�cych zniszczy� je od �rodka, z zewn�trz czy sk�dkolwiek, mog�oby zacz�� my�le�, co by�oby bardzo niebezpieczne, stado nie ma bowiem kwalifikacji do my�lenia. Dlatego te� nale�y odwraca� jego uwag� i spycha� je na margines. Jest to jedna z koncepcji demokracji. Wracaj�c do spo�eczno�ci kapitalistycznej: istotnie, Ustawa Wagnera z 1935 roku stanowi�a ostatnie prawne zwyci�stwo �wiata pracy. Po wybuchu kolejnej wojny nast�pi� schy�ek zwi�zk�w zawodowych, podobnie jak kultury najbogatszego od�amu klasy robotniczej, naj�ci�lej powi�zanego ze zwi�zkami. Wszystko to nale�y do przesz�o�ci - stali�my si� spo�ecze�stwem zarz�dzanym w zdumiewaj�co du�ym stopniu przez przedstawicieli �wiata biznesu. Jest to jedyne zindustrializowane spo�ecze�stwo pa�stwowego kapitalizmu, pozbawione normalnej umowy spo�ecznej, jak� znajdujemy w por�wnywalnych spo�ecze�stwach. Jak mniemam, poza Po�udniow� Afryk� jest to jedyne spo�ecze�stwo industrialne, pozbawione pa�stwowej opieki zdrowotnej. Nie ma powszechnej zgody na utrzymanie chocia�by minimalnych standard�w, zapewniaj�cych prze�ycie tym od�amom spo�ecze�stwa, kt�re nie potrafi� podporz�dkowa� si� jego regu�om i na w�asn� r�k� pozyskiwa� dobra. Zwi�zki zawodowe praktycznie nie istniej�. Tak samo jest z innymi formami ruch�w masowych. Nie istniej� partie ani organizacje polityczne. Zaw�drowali�my daleko na drodze ku idea�owi, przynajmniej pod wzgl�dem strukturalnym. Media stanowi� korporacyjny monopol i wszystkie prezentuj� ten sam punkt widzenia. Dwie g��wne partie stanowi� jedynie frakcje partii ( klasy ) kapitalist�w. Wi�kszo�� ludzi nie zawraca sobie nawet g�owy g�osowaniem, poniewa� wydaje si� to bezcelowe. Spo�ecze�stwo zosta�o zmarginalizowane, a jego uwag� rozprasza si� w nale�yty spos�b. Taki przynajmniej jest cel dzia�ania. Wiod�ca posta� przemys�u ,,public relations'', Edward Bernays, w istocie wywodzi si� z Komisji Creela. By� jej cz�onkiem, przyswoi� sobie jej nauki i kontynuowa� dzia�alno��, okre�lan� przez niego jako ,,fabrykowanie przyzwolenia'' i uwa�an� za ,,esencj� demokracji''. Ci, kt�rzy s� w stanie produkowa� przyzwolenie, maj� po temu zasoby i si�� - czyli przedstawiciele �wiata biznesu - to w�a�nie ci, na kt�rych pracujecie. Manipulowanie opini� Konieczne jest r�wnie� zap�dzanie ludno�ci, by wyra�a�a poparcie dla mi�dzynarodowych awantur. Spo�ecze�stwo zwykle jest nastawione pacyfistycznie, tak jak by�o w trakcie Pierwszej Wojny �wiatowej. Nie widzi powodu, by anga�owa� si� w zagraniczne awantury, zabijanie i torturowanie. Trzeba je wi�c do tego zagna�. A�eby tak si� sta�o, nale�y je przestraszy�. Sam Bernays odni�s� znaczny sukces w tym wzgl�dzie. On w�a�nie kierowa� kampani� propagandow� dla United Fruit Company w 1954 roku, gdy Stany Zjednoczone zdo�a�y obali� kapitalistyczno-demokratyczny rz�d Gwatemali i zainstalowa�y w jego miejsce aparat terroru szwadron�w �mierci, utrzymuj�cy si� po dzi� dzie� u w�adzy dzi�ki sta�ym zastrzykom ameryka�skiej pomocy i zapobiegaj�cy zaistnieniu tam jakichkolwiek demokratycznych odchyle�. Konieczne jest r�wnie� nieustanne wbijanie ludziom do garde� program�w polityki wewn�trznej, kt�rym spo�ecze�stwo si� sprzeciwia, bowiem nie ma �adnej przyczyny, by popiera�o szkodz�ce mu pomys�y. To r�wnie� wymaga intensywnej propagandy. Byli�my �wiadkami, �e dzia�o si� tak wielokrotnie w ci�gu ubieg�ych dziesi�ciu lat. Programy Reagana by�y przyt�aczaj�co niepopularne. Nawet oko�o dw�ch trzecich tych, kt�rzy g�osowali na Reagana, mia�o nadziej�, �e jego koncepcje polityczne nie zostan� zrealizowane. Je�eli przyjrze� si� poszczeg�lnym programom, na przyk�ad zbrojeniom, obci�ciu wydatk�w na cele socjalne itp., niemal ka�demu sprzeciwia�a si� zdecydowana cz�� spo�ecze�stwa. Dop�ki jednak zwykli obywatele s� zepchni�ci na margines, nie maj� szans organizowa� si� ani wyra�a� swoich przekona� - ci, kt�rzy twierdz�, i� przedk�adaj� wydatki socjalne nad zbrojeniowe, i kt�rzy tak odpowiadali w sonda�ach ( co czyni�a przyt�aczaj�ca wi�kszo�� ), zak�adali, �e jedynie im przychodz� do g�owy tak szalone pomys�y. Nie mieli szans us�ysze�, �e inni my�l� to samo. Nie dopuszczano, by mogli sobie to u�wiadomi�. Dlatego te�, nawet je�li cz�owiek tak my�la� i potwierdza� to w sonda�u, zak�ada�, �e jest jakim� dziwakiem. Poniewa� nie ma szans nawi�zania kontaktu z innymi lud�mi, podzielaj�cymi i popieraj�cymi takie pogl�dy oraz pomagaj�cymi je wyartyku�owa�, nie ma sposobu, by nie czu� si� kim� odbiegaj�cym od normy, zwichrowanym. W tej sytuacji mo�na jedynie pozosta� na uboczu i nie zwraca� uwagi na to, co si� dzieje. Mo�na ogl�da� w zamian co� innego, na przyk�ad puchary futbolowe. Stan idealny uda�o si� osi�gn�� do pewnego stopnia - jednak nie do ko�ca. Istniej� instytucje, kt�rych nie uda�o si� zniszczy� - na przyk�ad wci�� dzia�aj� ko�cio�y. Znaczna cz�� aktywno�ci dysydent�w w USA ma miejsce w�a�nie w ko�cio�ach z tego prostego powodu, �e zdo�a�y si� osta�. Kiedy wyjedzie si� do jakiego� europejskiego kraju, by wyg�osi� przemow�, jest bardzo prawdopodobne, �e stanie si� to w hali zwi�zku zawodowego. W Stanach jest to niemo�liwe, poniewa� po pierwsze zwi�zki ledwie egzystuj�, a je�li ju�, nie s� organizacjami politycznymi. Ko�cio�y si� jednak utrzyma�y, dlatego te� przem�wienia s� cz�sto wyg�aszane w�a�nie w nich. Tydzie� solidarno�ci z Ameryk� �rodkow� odby� si� g��wnie z inicjatywy ko�cio��w - dlatego, �e istniej�. Zdezorientowanego stada nigdy nie udaje si� do ko�ca poskromi�, dlatego te� trzeba toczy� z nim ci�g�� walk�. W latach trzydziestych buntowa�o si�, ale uda�o si� je pokona�. W latach sze��dziesi�tych nast�pi�a kolejna faza dysydencji. Klasa wyspecjalizowana wymy�li�a na to okre�lenie: ,,kryzys demokracji''. Uznano, �e demokracja w latach sze��dziesi�tych wesz�a w faz� kryzysu. Polega� on na tym, i� znaczne od�amy spo�ecze�stwa zacz�y si� organizowa�, przejawia� aktywno�� i stara� si� wej�� na aren� polityczn�. W tym miejscu musimy odwo�a� si� do dw�ch wspomnianych koncepcji demokracji. Wed�ug s�ownikowej definicji, oznacza to post�p demokracji. Przewa�y�a jednak opinia, �e jest to problem, kryzys, kt�remu nale�y zaradzi�. Spo�ecze�stwo nale�a�o wp�dzi� z powrotem w stan apatii, pos�usze�stwa i bierno�ci, kt�ry jest dla niego w�a�ciwy i nale�ny. Trzeba by�o co� zrobi�, by za�egna� ten kryzys, jednak starania te okaza�y si� nieskuteczne. Na szcz�cie kryzys demokracji �yje i ma si� dobrze, chocia� nie jest w stanie skutecznie wp�ywa� na polityk�. Mo�e jednak wp�ywa� na opinie, wbrew temu, co s�dzi wielu ludzi. Po ko�cu lat sze��dziesi�tych zrobiono wiele, by odwr�ci� przebieg tego schorzenia lub je pokona�. Jeden z jego aspekt�w uzyska� nawet techniczne okre�lenie: ,,syndrom wietnamski''. Termin ten zacz�� si� pojawia� oko�o roku 1970 i bywa� okazjonalnie definiowany. Reaganowski intelektualista Norman Podhoretz okre�li� go jako ,,chorobliwy op�r przed zastosowaniem si�y zbrojnej''. Owe chorobliwe zahamowania przed stosowaniem przemocy to nastawienie znacznej cz�ci spo�ecze�stwa. Ludzie po prostu nie byli w stanie zrozumie�, po co trzeba mordowa� i torturowa� mieszka�c�w innych kraj�w czy przeprowadza� naloty dywanowe. Poddanie si� spo�ecze�stwa takim chorobliwym zahamowaniom jest bardzo niebezpieczne, co dobrze zrozumia� Goebbels - stanowi to bowiem czynnik ograniczaj�cy przy wdawaniu si� w mi�dzynarodowe awantury. Konieczne jest, jak to okre�li� niedawno z niejak� dum� Washington Post, ,,wpojenie obywatelom respektu dla cn�t wojskowych''. Jest to wa�ne stwierdzenie. Je�li chce si� mie� akceptuj�ce przemoc spo�ecze�stwo, stosuj�ce si�� na skal� �wiatow�, by zrealizowa� cele wewn�trznej elity, konieczne jest wpojenie w�a�ciwego szacunku dla cn�t militarnych, a nie chorobliwych zahamowa� przed u�ywaniem przemocy. Na tym w�a�nie polega syndrom wietnamski i wiadomo, �e trzeba si� z nim upora�. Opis zamiast rzeczywisto�ci Konieczna jest r�wnie� ca�kowita falsyfikacja historii. Kolejny spos�b na pokonanie owych chorobliwych opor�w, to przedstawienie faktu, i� kogo� napadamy by go zniszczy�, jako bronienie si� przed gro�nymi agresorami, potworami itd. Po wojnie w Wietnamie do�o�ono niezmiernych wysi�k�w, by przerobi� jej histori�. Zbyt wiele os�b zacz�o zdawa� sobie spraw�, co si� naprawd� dzieje - w��cznie z wieloma �o�nierzami i m�odymi lud�mi, bioracymi udzia� w ruchu pokoju i innych. By�o to niepo��dane, nale�a�o wi�c upora� si� z tymi nieprawomy�lnymi ideami i przywr�ci� wzgl�dn� normalno�� - to znaczy doprowadzi� do uznania, �e to, co robili�my, by�o s�uszne i szlachetne. Skoro bombardowali�my Wietnam Po�udniowy, czynili�my to dlatego, �e bronili�my go przed kim� - czyli przed Po�udniowymi Wietnamczykami, poniewa� nikogo innego tam nie by�o. Skupieni wok� Kennedy'ego intelektuali�ci ochrzcili to ,,obron� przed wewn�trzn� agresj� w Wietnamie Po�udniowym''. Sformu�owania tego u�y� r�wnie� Adlai Stevenson. Trzeba by�o zadba�, by sta�o si� ono oficjalnym i dobrze rozumianym obrazem rzeczywisto�ci i starania te okaza�y si� skuteczne. Gdy dysponuje si� absolutn� kontrol� nad mediami i systemem szkolnictwa, a �wiat nauki jest konformistyczny, mo�na z powodzeniem lansowa� taki przekaz. Jedn� ze wskaz�wek powodzenia tych dzia�a� stanowi wynik bada�, przeprowadzonych przez Uniwersytet Massachusetts, dotycz�cych postaw spo�ecznych, wobec obecnego kryzysu w Zatoce - postaw i pogl�d�w, b�d�cych rezultatem ogl�dania telewizji. Jedno ze stawianych pyta� brzmia�o: ,,Ilu - w Twojej ocenie - zgin�o Wietnamczyk�w w czasie wojny Wietnamskiej ?'' Wsp�cze�ni Amerykanie szacowali przeci�tnie, i� by�o to 100.000 ludzi. Oficjalna liczba wynosi dwa miliony. Rzeczywista - prawdopodobnie trzy do czterech milion�w. Prowadz�cy te badania autorzy sformu�owali s�uszne pytanie: co pomy�leliby�my o niemieckiej kulturze politycznej, gdyby obywatele tego kraju, pytani obecnie o ilo�� ofiar Holokaustu, odpowiadali, �e by�o ich oko�o trzystu tysi�cy ? Co mog�oby nam to powiedzie� o niemieckiej kulturze politycznej ? Autorzy nie rozwin�li tego wniosku, mo�na si� jednak o to pokusi�. Co nam to m�wi o naszej kulturze ? Wcale sporo. Prze�amywanie chorobliwych opor�w przed stosowaniem si�y militarnej i innych demokratycznych odchyle� jest konieczne. W tym konkretnym przypadku si� to uda�o. Powiod�o si� r�wnie� w ka�dym innym wypadku. Mo�na wybra� dowolny problem: �rodkowy Wsch�d, mi�dzynarodowy terroryzm, Ameryka �rodkowa, cokolwiek - prezentowany spo�ecze�stwu obraz �wiata wykazuje najodleglejsze z mo�liwych podobie�stwo do rzeczywisto�ci. Prawda jest pogrzebana pod wielopi�trowymi konstrukcjami k�amstw. Z tego punktu widzenia by� to oszo�amiaj�cy sukces w zapobieganiu zagro�eniu demokracj�. Osi�gni�to go w warunkach wolno�ci, co jest tym bardziej zdumiewaj�ce. Nie �yjemy w kraju totalitarnym, w kt�rym mo�na by to �atwo osi�gn�� si��. Sukcesu tego dopi�to w warunkach wolno�ci. Je�eli chcemy zrozumie� nasze spo�ecze�stwo, musimy zastanowi� si� nad tymi faktami. S� one wyj�tkowo wa�ne dla ka�dego, kogo obchodzi, w jakim spo�ecze�stwie �yje. Kultura dysydencji Mimo wszystkich opisanych zjawisk, kultura dysydencji przetrwa�a i znacznie si� rozros�a od lat sze��dziesi�tych. W owym okresie przede wszystkim kultura ta rozwija�a si� bardzo powoli. Protesty przeciwko wojnie w indochinach rozpocz�y si� dopiero w kilka lat po rozpocz�ciu przez Stany Zjednoczone bombardowa� w Po�udniowym Wietnamie. Kiedy ruch dysydencki powsta�, by� zrazu bardzo w�ski i obejmowa� g��wnie student�w i m�odzierz. Jeszcze nim nasta�y lata siedemdziesi�te, ten stan rzeczy uleg� znacznym zmianom. W latach osiemdziesi�tych nast�pi� jeszcze wi�kszy rozkwit ruch�w solidarno�ciowych, co stanowi nowe i wa�ne zjawisko w historii przynajmniej ameryka�skiej, o ile nie �wiatowej dysydencji. By�y to ruchy nie tylko protestuj�ce, lecz cz�sto anga�uj�ce si�, czasem nawet blisko, w �ycie cierpi�cych ludzi poza granicami kraju. Wyci�gn�y one st�d wiele nauk i wywar�y znaczny cywilizacyjny wp�yw na Ameryk� ,,g��wnego nurtu'' ( mainstream ). Wszystko to przynios�o bardzo du�e zmiany. Ka�dy, kto by� zaanga�owany w tego rodzaju dzia�alno��, musi zdawa� sobie z tego spraw�. Orientuj� si�, �e przem�wienia, jakie wyg�aszam obecnie w najbardziej reakcyjnych cz�ciach kraju - �rodkowej Georgii, wschodnim Kentucky itp. - by�yby nie do pomy�lenia nawet w okresie najwi�kszego rozkwitu ruchu pokojowego, nawet przed najbardziej aktywnymi uczestnikami tego ruchu. Obecnie mo�na wyg�asza� je wsz�dzie. Ludzie zgadzaj� si� z nim lub nie, lecz przynajmniej wiedz�, o co chodzi, wobec czego istnieje pewna wsp�lna p�aszczyzna porozumienia. Wszystko to stanowi oznaki wspomnianego cywilizuj�cego wp�ywu, wbrew propagandzie, wbrew wszelkim wysi�kom w celu kontrolowania my�li i fabrykowania przyzwolenia. Mimo wszystko ludzie nabieraj� zdolno�ci i ch�ci my�lenia na w�asn� r�k�. Wzr�s� sceptycyzm wobec w�adzy, zmieni�o si� nastawienie wobec bardzo wielu kwestii. Proces ten jest powolny, niemal jak cofanie si� lodowca, lecz dostrzegalny i istotny. Inna rzecz, czy dokonuje si� dostatecznie szybko, by wp�yn�� znacz�co na to, co dzieje si� na �wiecie. Wystarczy jeden znajomy przyk�ad: os�awiona bariera mi�dzy p�ciami. W latach sze��dziesi�tych postawa wobec takich kwestii jak ,,cnoty militarne'' czy chorobliwe opory przed u�yciem si�y zbrojnej by�y mniej wi�cej takie same w�r�d kobiet i m�czyzn. Nikt, ani m�czy�ni, ani kobiety, nie doznawali owych chorobliwych zahamowa� na pocz�tku lat sze��dziesi�tych. Ich reakcje by�y identyczne. Wszyscy uwa�ali, �e stosowanie przemocy w celu st�umienia oporu innych narod�w by�o s�uszne. W ci�gu kolejnych lat sytuacja ta uleg�a zmianie. Chorobliwe zahamowania sta�y si� coraz powszechniejsze w�r�d wszystkich grup spo�ecze�stwa. Ujawni�a si� jednak coraz wi�ksza, obecnie bardzo istotna rozbie�no�� mi�dzy m�czyznami i kobietami. Wed�ug ankiet, si�ga ona 25%. Co si� sta�o ? Ot� to, i� powsta� przynajmniej na po�y zorganizowany ruch masowy, zrzeszaj�cy kobiety - ruch feministyczny. Zorganizowanie si� przynios�o skutki. Organizacja oznacza odkrycie, �e nie jest si� samym, �e inni podzielaj� twoje pogl�dy. Pozwala to na umocnienie si� w swoich przekonaniach, na u�ci�lenie swoich pogl�d�w i my�li. Ruchy te maj� bardzo nieformalny charakter, nie s� organizacjami cz�onkowskimi, kreuj� jednak atmosfer�, wp�ywaj�c� na interakcje mi�dzyludzkie. Wywar�o to bardzo wyra�ny efekt. Na tym polega niebezpiecze�stwo demokracji: je�eli pozwoli si� na powstawanie organizacji, je�eli ludzie nie tkwi� ju� przez ca�y czas przyklejeni do telewizor�w, to mog� im zakie�kowa� w g�owach najrozmaitsze dziwaczne pomys�y, na przyk�ad chorobliwe opory przed stosowaniem si�y zbrojnej. Trzeba z tym walczy� - jednak jeszcze si� to nie uda�o. Parada wrog�w Zamiast m�wienia o poprzedniej wojnie, chcia�bym zaj�� si� nast�pn� - czasem bowiem przydaje si� by� przygotowanym, a nie tylko reagowa�. W USA dokonuje si� obecnie bardzo charakterystyczny proces. Nie jest to pierwszy kraj, w kt�rym mia� on miejsce. Narastaj� wewn�trzne problemy - mo�e wr�cz katastrofy - spo�eczne i ekonomiczne. Nikt u w�adzy nie wykazuje najmniejszej ochoty, by im jakkolwiek przeciwdzia�a�. Je�eli przyjrze� si� programom wewn�trznym administracji z okresu ostatniego dziesi�ciolecia - w��czam tu opozycj� demokratyczn� - brak by�o powa�nych propozycji rozwi�zania ca�ego baga�u problem�w: zdrowia, edukacji, bezdomno�ci, bezrobocia, przest�pczo�ci, gwa�townego rozrastania si� kryminogennych populacji, upadku centr�w miejskich i wi�ziennictwa. Wszystkim wiadomo o tych problemach, jednak staj� si� one coraz powa�niejsze. Tylko w ci�gu dw�ch lat pe�nienia urz�du przez George'a Busha kolejne trzy miliony dzieci znalaz�o si� poni�ej granicy n�dzy, zad�u�enie niebotycznie ro�nie, spadaj� standardy edukacji, p�ace realne wi�kszo�ci spo�ecze�stwa si�gn�y mniej wi�cej poziomu ko�ca lat pi��dziesi�tych - i nikt nic z tym nie robi. W tych okoliczno�ciach konieczne jest odwr�cenie uwagi zdezorientowanego stada: je�li zorientuje si�, co si� dzieje, mo�e mu si� to nie spodoba�, skoro przede wszystkim jego to dotyczy. Pokazywanie puchar�w futbolowych i komedii sytuacyjnych mo�e okaza� si� niewystarczaj�ce, trzeba wi�c wywo�a� w nich strach przed wrogami. W latach trzydziestych Hitler wzbudzi� w spo�ecze�stwie l�k przed �ydami i Cyganami. Trzeba by�o ich zmia�d�y�, by si� obroni�. My r�wnie� mamy podobne sposoby. W ci�gu ostatniego dziesi�ciolecia co rok czy dwa kreuje si� jakie� wielkie monstrum, przed kt�rym musimy si� broni�. Dawniej mieli�my na podor�dziu potwor�w, z kt�rych stale mogli�my korzysta�: Rosjan. Zawsze mo�na by�o odwo�a� si� do konieczno�ci obrony przed Rosjanami. Poniewa� trac� oni atrakcyjno�� jako przeciwnik, i coraz trudniej wykorzystywa� ich w tej roli, nale�a�o wynale�� jakich� nowych wrog�w. W istocie ludzie niesprawiedliwie krytykowali George'a Busha, i� nie jest zdolny wyrazi� ani wyartyku�owa� tego, co nami kieruje. Jest to niesprawiedliwa ocena. Przed mniej wi�cej po�ow� lat osiemdziesi�tych nawet podczas snu mo�na by�o odtwarza� p�yt�: ,,Rosjanie nadchodz� !'' Poniewa� jednak p�yta si� zdar�a, Bush musia� wynale�� now�, podobnie jak uczyni� aparat reaganowski w latach osiemdziesi�tych. Przysz�a wi�c kolej na mi�dzynarodowy terroryzm, op�tanych Arab�w i nowego Hitlera Saddama Husseina. Wszyscy oni oczywi�cie chcieli zawojowa� �wiat. Pojawiali si� jedni po drugich, bo tak by� musia�o, by przestraszy� i sterroryzowa� spo�ecze�stwo, by ludzie bali si� podr�owa� i kryli si� z trwogi jak zaj�ce pod miedz�. W�wczas odnosi�o si� wspania�e zwyci�stwo nad Grenad�, Panam� lub inn� bezbronn� armi� kraiku z Trzeciego �wiata, kt�r� mo�na by�o roznie�� na strz�py, nawet jej si� dok�adnie nie przygl�daj�c. Dokonywano tego, i przynosi�o to ulg�. Uratowali�my si� w ostatniej chwili. Jest to jeden ze sposob�w uniemo�liwiania zdezorientowanemu stadu zrozumienia, co si� naprawd� wok� niego i z nim dzieje, kontrolowania go i odwracania jego uwagi. Nastepnym naszym przeciwnikiem b�dzie najprawdopodobniej Kuba. B�dzie to wymaga�o kontynuowania nielegalnej wojny ekonomicznej, zapewne r�wnie� przed�u�ania niespotykanej kampanii mi�dzynarodowego terroryzmu. Najjaskrawszym przejawem tej ostatniej by�a podj�ta za czas�w administracji Kennedy'ego Operacja G� Ksi�ycowa ( Moongoose ) oraz dalsze wymierzone przeciwko Kubie dzia�ania. Nic nie daje si� nawet odlegle z ni� por�wna�, mo�e z wyj�tkiem wojny przeciwko Nikaragui, o ile mo�na nazwa� j� terroryzmem - Trybuna� Mi�dzynarodowy zakwalifikowa� j� raczej jako agresj�. Stale dochodzi do ideologicznej ofensywy, podczas kt�rej kreuje si� jakie� chimeryczne monstrum, a nast�pnie rozpoczyna si� kampanie jego zniszczenia. (1) Oczywi�cie, nie mo�na jej podejmowa�, je�li grozi�oby to rzeczywi�cie gro�nym oporem. By�oby to zbyt ryzykowne. Je�eli jednak z g�ry si� wie, �e wroga mo�na zgnie�� na miazg�, mo�na do tego przyst�pi�, a p�niej odetchn�� z ulg�. Now� kampanie planuje si� od do�� dawna. W maju 1986 roku ukaza�y si� pami�tniki wypuszczonego z kuba�skiego wi�zienia Armando Valladeresa. �rodki masowego przekazu natychmiast potraktowa�y je jako sensacj�. Pozwol� sobie przytoczy� par� przyk�ad�w. Relacj� Valladeresa media obwo�a�y ,,ostatecznym opisem olbrzymiego systemu tortur i wi�zie�, przy u�yciu kt�rego Castro karze i niszczy polityczn� opozycj�. Inspiruj�ca i niezapomniana opowie�� o bestialskich wi�zieniach, nieludzkich torturach'', ,,zapis przemocy w pa�stwie, rz�dzonym przez kolejnego z ludob�jc�w naszego stulecia, kt�ry - jak dowiadujemy si� wreszcie z tej ksi��ki - stworzy� nowy despotyzm, kt�ry zinstytucjonalizowa� tortury jako mechanizm spo�ecznej kontroli w piekle - czyli Kubie czas�w Valladeresa''. Tak pisa�y w przedrukowywanych recenzjach z Washington Post i New York Times. Castro zosta� scharakteryzowany jako: ,,dyktatorski zbir. Jego okrucie�stwa zosta�y opisane w tej ksi��ce tak wyczerpuj�co, �e jedynie najbardziej lekkomy�lny i maj�cy najzimniejsz� krew zachodni intelektualista m�g�by stan�� w obronie tego tyrana'' - Washington Post. Pami�tajmy, �e jest to relacja tego, co przydarzy�o si� jednemu cz�owiekowi. Zg�d�my si�, �e zawiera wy��cznie prawd�. Nie kwestionujmy, co dzia�o si� z cz�owiekiem, kt�ry, jak twierdzi, by� torturowany. Podczas ceremonii w Bia�ym Domu z okazji Dnia Praw Cz�owieka Ronald Reagan wyr�ni� go za dzielno�� w znoszeniu potworno�ci i sadyzmu krwawego kuba�skiego tyrana. Valladaresa mianowano nast�pnie reprezentantem USA przy Komisji Praw Cz�owieka ONZ, gdzie pe�ni� dla Stan�w s�u�b� sygna�ow�: broni� rz�d�w Salwadoru i Gwatemali przed oskar�eniami o zbrodnie tak straszliwe, �e wszystko, co przeszed� on sam, wydaje si� drobiazgiem. Tak w�a�nie toczy si� ten �wiat. Selektywno�� percepcji By�o to w maju 1986 roku. Ciekawe zdarzenie, m�wi�ce wiele o fabrykowaniu przyzwolenia. W tym samym miesi�cu pozostali przy �yciu cz�onkowie Grupy Praw Cz�owieka z Salwadoru ( przyw�dcy zostali wymordowani ju� wcze�niej ) zostali aresztowani i poddani torturom. Wsr�d aresztowanych by� ich lider, Hector Anaya. Wtr�cono ich do wi�zienia La Esperanza ( Nadzieja ). Podczas pobytu w wi�zieniu kontynuowali oni prac� na rzecz praw cz�owieka. Jako prawnicy, w dalszym ci�gu zbierali zeznania. W wi�zieniu by�o 432 wi�ni�w. Cz�onkowie grupy uzyskali od 430 z nich zaprzysi�one relacje o torturach, kt�rym ich poddawano: stosowaniu pr�du elektrycznego i innych okrucie�stwach. W jednym przypadku tortury prowadzi� szczeg�owo scharakteryzowany, umundurowany major armii USA. Jest to niezwykle obrazowe i dok�adne �wiadectwo, zapewne wyj�tkowe je�li chodzi o szczeg�owo�� opisu tego, co dzia�o si� w celach tortur. Stusze��dziesi�ciostronicowy raport o prze�yciach wi�ni�w przemycono na zewn�trz, razem z ta�m� wideo, na kt�rej utrwalono zeznania ludzi, dotycz�ce tortur, jakim byli poddawani w wi�zieniu. Raport by� p�niej rozpowszechniany przez Ekumeniczn� Grup� Robocz� Marin County. Prasa og�lnonarodowa odm�wi�a zaj�cia si� nim. Stacje telewizyjne nie chcia�y pokazywa� ta�my. Ukaza� si� artyku� w lokalnej gazecie Marin County, San Francisco Examiner, i to chyba wszystko. Nikt inny nie chcia� tkn�� si� tych materia��w. By� to czas, gdy niejeden z ,,lekkomy�lnych i maj�cych najzimniejsz� krew zachodnich intelektualist�w'' pia� peany na cze�� Jose Napoleona Duarte i Ronalda Reagana. Anayi nie oddano �adnych ho�d�w. Nie zaproszono go na ceremoni� z okazji Dnia Praw Cz�owieka. Nie dosta� �adnej nominacji. Zosta� uwolniony przy wymianie wi�ni�w, a nast�pnie zamordowany, prawdopodobnie przez popierane przez USA s�u�by bezpiecze�stwa. Ukaza�o si� na ten temat bardzo niewiele informacji. Media nigdy nie postawi�y pytania, czy ujawnienie okrucie�stw w Salwadorze, miast przemilczenia ich i zatajania ich istnienia, nie ocali�oby mu �ycia. M�wi to co nieco o sposobie dzia�ania dobrze funkcjonuj�cego mechanizmu fabrykowania przyzwolenia. W por�wnaniu z relacj� Herberta Anayi z Sawadoru, pami�tniki Valladaresa wydaj� si� tak mizerne, jak mysz wobec s�onia. Trzeba by�o jednak wykona� okre�lone dzia�anie, przybli�aj�ce nas ku kolejnej wojnie. Spodziewam si�, �e b�dziemy s�yszeli o nich jeszcze wi�cej, a� nast�pi kolejna operacja. (1) Teraz kilka uwag o ostatniej wojnie - wreszcie si� ni� zajmijmy. Zaczn� od bada� Uniwersytetu Massachusetts, o kt�rych wspomnia�em wcze�niej. Zawiera�y one kilka ciekawych wniosk�w. W badaniu pytano, czy zdaniem ankietowanych Stany Zjednoczone winny interweniowa� zbrojnie w przypadku nielegalnej okupacji lub powa�nego naruszenia praw cz�owieka. Gdyby USA kierowa�y si� tym stanowiskiem, winni�my zbombardowa� Salwador, Gwatemal�, Indonezj�, Damaszek, Tel Awiw, Kapsztad, Turcj�, Waszyngton oraz ca�y rz�d innych pa�stw i miast. Wsz�dzie tam dopuszczono si� nielegalnej okupacji, agresji lub ra��cego pogwa�cenia praw cz�owieka. Je�eli znacie fakty, zwi�zane z podanymi wy�ej przyk�adami - na kt�rych powtarzanie nie mamy czasu - zdajecie sobie doskonale spraw�, �e agresja Saddama Husseina i jego okrucie�stwa nie wyr�niaj� si� niczym szczeg�lnym. Nie s� nawet najdrastyczniejsze. Dlaczego nikt nie przedstawi� takiego wniosku ? Przyczyna jest prosta: nikt o tym nie wie. W dobrze funkcjonuj�cym systemie propagandowym nikt nie powinien wiedzie�, o czym m�wi�em, kiedy wspomina�em o powy�szych przyk�adach. Je�eli zadacie sobie trud sprawdzenia, zobaczycie, �e przyk�ady te s� jak najbardziej odpowiednie. Przypomnijcie sobie jeden z nich z�owieszczo zbli�ony w czasie do okresu, kt�rym si� zajmujemy. W lutym, w trakcie w pe�ni rozwini�tej kampanii bombardowa�, rz�d Libanu za��da� od Izraela przestrzegania Rezolucji 425 Rady Bezpiecze�stwa ONZ, w kt�rej wezwano Izrael do natychmiastowego i bezwarunkowego wycofania wojsk z Libanu. Rezolucja ta pochodzi z marca 1978 roku. Nast�pi�y po niej dwie kolejne, w kt�rych powt�rzono wezwania do natychmiastowego i bezwarunkowego wycofania si� Izraela z Libanu. Izrael si� im oczywi�cie nie podporz�dkowa�, poniewa� Stany Zjednoczone wspieraj� jego okupacj� ! Po�udniowy Liban nadal obj�ty jest terrorem. W wielkich celach tortur dziej� si� tam przera�aj�ce rzeczy. Region ten wykorzystuje si� jako baz� do atak�w na pozosta�� cz�� Libanu. W ci�gu trzynastu lat od inwazji na Liban, zbombardowano Bejrut, zgin�o oko�o 20 tysi�cy ludzi ( w 80% cywil�w ), szpitale uleg�y zniszczeniu, nast�powa�y kolejne akty terroru i rabunku. Wszystko w porz�dku, bo popiera to USA ! To tylko jeden z przyk�ad�w. W �rodkach masowego przekazu nie widzi si� �adnych materia��w na ten temat, nie s�yszy si� dyskusji, czy Izrael i USA powinny przestrzega� Rezolucji 425 Rady Bezpiecze�stwa ONZ i innych. Nikt te� nie wzywa� do zbombardowania Tel Awiwu, chocia� wed�ug przekona� dw�ch trzecich spo�ecze�stwa, powinni�my to zrobi�. Przecie� dosz�o do nielegalnej okupacji i ra��cego pogwa�cenia praw cz�owieka ! To tylko jeden przypadek. S� o wiele gorsze. Indonezyjska inwazja na Timor Wschodni poci�gn�a za sob� oko�o 200 tysi�cy ofiar. Wszystkie pozosta�e przyk�ady bledn� w por�wnaniu z Timorem. Indonezja cieszy si� jednak solidnym poparciem USA i w dalszym ci�gu otrzymuje pomoc dyplomatyczn� i militarn� ze strony Ameryki. Kolejne przyk�ady mo�na by mno�y�. Wojna w Zatoce Dowodzi to, w jaki spos�b dzia�a skuteczny system propagandowy. Ludzie wierz�, �e u�ywamy si�y przeciwko Irakowi i Kuwejtowi, poniewa� naprawd� przestrzegamy zasady odpowiadania si�� na nielegaln� okupacj� i naruszanie praw cz�owieka. Nie zdaj� sobie sprawy, co oznacza�oby zastosowanie tej zasady wobec post�powania samych Stan�w Zjednoczonych. Jest to nader spektakularny sukces propagandy. Zajmijmy si� bli�ej kolejn� spraw�. Je�eli przyjrze� si� bli�ej traktowaniu wojny w mediach od sierpnia, mo�na zauwa�y� uderzaj�cy brak kilku g�os�w. Istnieje przecie� na przyk�ad dzielna i nader istotna iracka opozycja demokratyczna. Oczywi�cie, dzia�a ona na emigracji, poniewa� jej cz�onkowie nie prze�yliby w kraju. Mieszkaj� oni przede wszystkim w Europie. S� to bankierzy, in�ynierowie, architekci - ludzie tego pokroju, s� wykszta�ceni, potrafi� si� wypowiada�, i nie wahaj� si� tego czyni�. W lutym zesz�ego roku, gdy Saddam Hussein by� nadal ulubionym partnerem handlowym i przyjacielem George'a Busha, przedstawiciele irackiej opozycji - jak wynika z ich �r�de� - przybyli do Waszyngtonu z petycj� o poparcie dla ich ��da� zaprowadzenia w Iraku parlamentarnej demokracji. Spotka�o ich totalne lekcewa�enie, poniewa� Stany Zjednoczone nie by�y tym zainteresowane. Nie nast�pi�a jakakolwiek reakcja, kt�r� mog�oby zaobserwowa� spo�ecze�stwo. Od sierpnia istnienie opozycji by�o nieco trudniej zignorowa�. W sierpniu nagle zwr�cili�my si� przeciwko Saddamowi Husseinowi, po tym, jak przez wiele lat go faworyzowali�my. Pod r�k� by�a iracka opozycja demokratyczna, kt�ra na pewno by�a w stanie przedstawi� swe wnioski w tej sytuacji. Jej cz�onkowie na pewno z zadowoleniem przygl�daliby si� �amaniu na kole tortur i �wiartowaniu Saddama Husseina, kt�ry wszak mordowa� ich braci, torturowa� siostry i wyp�dzi� ich samych z kraju. Walczyli przeciwko jego tyranii przez ca�y czas, gdy cieszy� si� gor�cym poparciem Ronalda Reagana i George'a Busha. Co si� sta�o z g�osem opozycji ? Przyjrzyjcie si� og�lnonarodowym mediom, by zorientowa� si�, czy czego� mo�na by�o dowiedzie� si� od sierpnia do marca o irackiej opozycji demokratycznej. Nie znajdziecie ani s�owa. Nie dlatego, �e nie by�a ona w stanie wyartyku�owa� swoich ��da�. Przedstawi�a ona o�wiadczenia, propozycje, wezwania i ��dania. Je�eli bli�ej w nie wnikniecie, stwierdzicie, �e nie spos�b odr�ni� ich od postulat�w ameryka�skiego ruchu pokojowego. Opozycja by�a przeciwko Saddamowi Husseinowi i wojnie przeciwko Irakowi. Jej cz�onkowie nie chcieli, by ich kraj zosta� zniszczony. Pragn�li jedynie pokojowego rozwi�zania i doskonale wiedzieli, �e jest ono mo�liwe. Nie us�yszeli�my ani s�owa o irackiej opozycji demokratycznej. Je�eli chcecie si� czego� o niej dowiedzie�, si�gnijcie do prasy niemieckiej czy brytyjskiej. I tam nie znajdzie si� wiele, prasa ta jest jednak poddana mniejszej kontroli ni� nasza, dzi�ki czemu mo�na si� czego� w og�le dowiedzie�. Jest to spektakularny sukces propagandy: po pierwsze to, i� zupe�nie wyeliminowano g�osy irackich demokrat�w, a po drugie, �e nikt nie zwr�ci� na to uwagi. To r�wnie� jest ciekawe. Spo�ecze�stwo musi by� poddane g��bokiej indoktrynacji, skoro nie zauwa�y�o, �e nie s�yszy g�os�w irackiej opozycji demokratycznej, nie zadaje sobie pytania ,,dlaczego'' i nie znajduje najoczywistszej odpowiedzi: poniewa� iraccy demokraci my�l� niezale�nie. Ich postulaty s� zgodne z wnioskami mi�dzynarodowego ruchu pokoju i dlatego si� je pomija. Zajmijmy si� pytaniem o przyczyny wojny. Podawano je i owszem. Jeden z powod�w brzmia�: nie mo�na nagradza� agresor�w, a inwazj� nale�y udaremni� szybkim u�yciem si�y. Taki oto pow�d wojny nam podano; praktycznie nie s�ycha� by�o �adnego innego. Czy by�a to wystarczaj�ca przyczyna, by wszcz�� wojn� ? Czy USA przestrzega zasady, i� nie mo�na nagradza� agresor�w, a inwazj� nale�y udaremni� szybkim u�yciem si�y ? Nie b�d� obra�a� waszej inteligencji powtarzaniem fakt�w, jednak sytuacja ma si� tak, i� oczytany nastolatek jest