9477

Szczegóły
Tytuł 9477
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9477 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9477 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9477 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zygmunt Bauman DWA SZKICE O MORALNO�CI PONOWOCZESNEJ � -V.. : I. Ponowoczesne wzory osobowe........................................................... 7 �ycie nowoczesne jako pielgrzymka................................................................ 10 Epizodyczno�� i niekonsekwencja.................................................................... 14 Spacerowicz........................................................................................................... 21 W��cz�ga................................................................................................................ 27 Turysta.................................................................................................................... 30 Gracz....................................................................................................................... 33 Sp�jno�� nieosi�galna, przeto upragniona..................................................... 36 II. Moralno�� bez etyki............................................................................. 41 Spo�ecze�stwo jako zmowa milczenia............................................................. 44 Oko w oko z chaosem........................................................................................ 50 Tkanie zas�ony...................................................................................................... 54 Przek�ucie zas�ony................................................................................................ 58 Zerwanie zas�ony.................................................................................................. 64 Moralno�� ujawniona.......................................................................................... 70 Prawa etyczne, standardy moralne................................................................... 75 I. PONOWOCZESNE WZORY OSOBOWE Chronicznym atrybutem �ponowoczesnego" stylu �ycia wydaje si� by� * niesp�jno��, niekonsekwencja post�powania, fragmentaryzacja i epizodyczno�� rozmaitych sfer aktywno�ci jednostek. Przedstawione tu rozwa�ania zawieraj� charakterystyk� czterech wzor�w �ponowoczesnej" osobowo�ci: spacerowicz�w, w��cz�g�w, turyst�w i graczy. Aczkolwiek wyst�powa�yby one i w dawniejszych epokach, charakter �ponowoczesny" nadaj� im dwie okoliczno�ci: (1) fakt, �e obecnie sta�y si� one �norm�" zachowa� w �yciu codziennym - kiedy� ich rola by�a marginalna, (2) wsp�wyst�puj� naraz w �yciu tych samych ludzi i w tych samych fragmentach �ycia, podczas gdy w czasach �przed-ponowoczesnych" ich obecno�� w �yciu jednostek by�a dysjunktywna - by�y one przedmiotem wyboru; teraz nie wybiera si� ich, ani te� nie trzeba wybiera�. Po prostu s�. Wieloznaczno�� tej sytuacji daje poczucie wolno�ci, ale ma r�wnie� strony negatywne. �Poriowoczesno��" stanowi pewien etap rozwoju jednostek i ^tosjank�w spo�ecznych. Jako problem �osobowo��" pojawi�a si� wraz z nowoczesnym uk�adem spo�ecznym. Sowa Minerwy, powfada� Hegel, rozpo�ciera skrzyd�a o zmierzchu; zjawiska dostrzega si�, gdy kontury ich zaczynaj� ju� zaciera� si� w ciemno�ci; ich dawna obecno�� bije w oczy wtedy dopiero, gdy nagle czujemy ich brak. M�wi�c �ci�lej, zjawisk nie zauwa�a si�, nie wyodr�bnia z ca�okszta�tu rzeczywisto�ci, nie nadaje si� im nazwy, nie podejmuje si� sporu o ich poprawne okre�lenie - p�ki nie przysparzaj� one k�opotu; jak d�ugo �s�" po prostu, a nie �staj� si�" i nic nie musimy robi�, by �si� sta�y". Postrzegamy zjawiska wtedy tylko, gdy staj� si� dla nas �problemem" - gdy wymagaj� koncentracji uwagi i �wiadomego wysi�ku i gdy wiemy lub s�dzimy, �e od tego wysi�ku zale�y, czy i jakie b�d�. Postrze-�enie zjawiska nast�puje po sformu�owaniu problemu, sam za� problem jest odblaskiem zadania, jakie sobie stawiamy. Nie dziw wi�c, �e o osobowo�ci g�ucho w literaturze przed-nowoczes-nej; nie by�a przecie� w tamtych czasach osobowo�� �zadaniem". Z wyj�tkiem �eglarzy, kupc�w, mnich�w w�drownych czy �o�nierzy, ma�o kto zapuszcza� si� w�wczas poza rogatki miasteczka czy graniczne miedze wsi, w jakich up�ywa�o �ycie od urodzenia do �mierci - zawsze na widoku tych samych ludzi i z tymi samymi lud�mi w zasi�gu wzroku. Dla wi�kszo�ci ludzi ich miejsce w �wiecie by�o okre�lone na tyle dok�adnie, �e nie wpada�o im do g�owy, by mogli je w�asnym sumptem zmieni� - tym bardziej, �e nikt i nic nie wymaga�o, by czynili je przedmiotem swych zabieg�w. Wszystko to zmieni�o si� gruntownie wraz z zamieszaniem spowodowanym przez raptowny wzrost ruchliwo�ci i �anonimowo��" bytu w konglomeratach miejskich, w jakich (by u�y� termin�w Durkheima) �g�sto�� moralna" nie towarzyszy�a �g�sto�ci fizycznej". Obcy obracali si� tu w�r�d obcych; w t�umie, jak wiadomo, �atwo si� ukry�, ale te� trudno znale�� swoje miejsce - przez wszystkich uznane, nie podawane w w�tpliwo��, zapewnione na przysz�o��. Cz�owiek jawi� si� drugim ludziom tylko fragmentem w�asnej osoby, tylko fragmenty owych drugich znaj�c z ogl�du; co gorsza, od zdarzenia do zdarzenia jedni �drudzy" zast�powali innych �drugich", tak �e ka�da aprobata, jakkolwiek cz�stkowa, by�a ograniczona miejscem i czasem, by� mo�e wi���ca dla jednych �drugich", ale bynajmniej nie dla innych. Wreszcie anonimowo�� sprzyja oszustwu - a ju� w ka�dym wypadku pozbawia pewno�ci, �e si� ofiar� oszustwa nie pad�o: gdy spotkania s� ulotne, �atwo �stroi� si� w cudze pi�rka", udawa� �e si� jest kim� innym ni� si� jest naprawd�; i jak wtedy odr�ni� prawd� od udawania? I co to w og�le znaczy, �e si� �jest kim� naprawd�"? St�d i�cie nowoczesne rozr�nienie �powierzchni" i �g��bi", �zjawiska" i �istoty", �wra�enia" i �prawdy". Mi�dzy jednym a drugim cz�onem ka�dej z tych opozycji by�a teraz pustka, nad jak� cz�owiek poszukuj�cy zaufania godnej orientacji w �wiecie musia� przerzuci� most w�asnymi si�ami. Ale te� nie tylko o zgadywanie cudzych tajemnic chodzi�o. Wsz�dobylska obecno�� obcych by�a nieustannie powtarzan� lekcj� pogl�dow� ulotno�ci w�asnej osobowo�ci. Je�li tak �atwo o pozory i o pomylenie pozor�w z rzeczywisto�ci�, je�li pozory zmienia� si� mog� od jednej sytuacji do drugiej - jak odpowiedzie� na pytanie �kim jestem ja sam"? Pytanie to, zauwa�my, jest tak�e na wskro� nowoczesne. Nie mia�oby ono sensu w warunkach, gdy �jest si� kim si� jest" bezproblemowo, w spos�b oczywisty i niepodwarzalny, bez potrzeby - a i mo�liwo�ci - wyboru. Pytamy si� tu /� to�samo��, a poj�cie �to�samo�ci" ma sens o tyle tylko, o ile to�samo�� 'mo�e by� inna ni� jest, i o ile jej bycie tak� jak� jest - jest kwesti� stara� i dowodu. Pytanie o to�samo�� wyrasta z odczucia chybotliwo�ci istnienia, jego �manipulowalno�ci", �niedookre�lenia", niepewno�ci i nieostateczno-�ci wszelkich form, jakie przybra�o. Wynika ono tak�e z doznania, �e w tych warunkach wyb�r jest konieczno�ci�, a wolno�� jest losem cz�owieka. To�samo�ci nie dostaje si� ani w prezencie, ani z wyroku bezapelacyjnego; jest ona czym�, co si� konstruuje, i co mo�na (przynajmniej w zasadzie) konstruowa� na r�ne sposoby, i co nie zaistnieje w og�le, je�li si� jej na kt�ry� ze sposob�w nie skonstruuje. To�samo�� jest zatem zadaniem do wykonania, i zadaniem przed jakim nie ma ucieczki. Jak zauwa�y� Paul Ricoeur, kwestia to�samo�ci (l'identite) zawiera dwa �ci�le zwi�zane problemy: 1'ipseite (odr�bno�� w�asnej osoby od innych, jej cechy wyj�tkowe, kt�re t� odr�bno�� konstytuuj�), i la memete (ci�g�o�� osoby, trwanie jej cech charakterystycznych mimo up�ywu czasu i na przek�r zmiennym okoliczno�ciom �ycia). Oba problemy sta�y si� przedmiotem nieustaj�cej troski cz�owieka nowoczesnego, przejawianie tej troski sta�o si� nieodzownym warunkiem �ycia w �wiecie nowoczesnym, za� powodzenie lub pora�ka poczyna� t� trosk� pobudzonych uros�o do rangi g��wnego miernika �ycia pomy�lnego. Jak wyja�ni� Georg Simmel, w powodzi zwiewnych dozna� zwraca si� cz�owiek ku sobie samemu w nadziei znalezienia trwa�ego punktu oparcia - ja�� jest ostatni� szans� przystani. Nie dziw, �e sta�a si� to�samo�� ogniskiem niepokoju, a schizofrenia - owa patologiczna radykalizacja �normalnej" to�samo�ciowej niepewno�ci - zaj�a pierwsze miejsce w�r�d dolegliwo�ci psychicznych uznanych za plag� �ycia nowoczesnego. Refleksje filozoficzne nad sytuacj� jednostki ludzkiej zmuszonej do poszukiwania w�asnej to�samo�ci oscylowa�y mi�dzy dwoma pogl�dami. Wczesne ich odmiany, reprezentowane przez Kartezjusza, Kanta, czy filozof�w francuskiego O�wiecenia, przedstawi�y to�samo�� jako co� co wypada cz�owiekowi p_d k r_yj�j istnieje �istota cz�owieka", co do kt�rej wi�kszo�� ludzi, mylona z�udnymi pozorami bytu, pozostaje w b��dzie. Trzeba si� do owej istoty przedrze� przez g�szcz z�udnych dozna� codziennych wiod�cych na fa�szywe tropy. Rozum jest jedynym godnym zaufania przewodnikiem przez kniej�; je�li mu pom�c w wyciszeniu pasji, owych przewodnik�w samozwa�czych - podst�pnych i spychaj�cych na manowce -oka�e si�, �e wbrew wszelkim pozorom �istota cz�owieka" wsp�lna jest wszystkim ludziom, �e pod pow�ok� r�norodno�ci kryje si� �cz�owiek jako taki" (pogl�d ten, rzec mo�na, �dekonstruowa�" poj�cie to�samo�ci jednostkowej, przedstawiaj�c wielorako�� i zr�nicowanie osobowo�ci ludzkich jako produkt b��dnej lub patologicznej organizacji warunk�w �ycia; pseu-doproblem, jaki przestanie gn�bi� ludzi w spo�ecze�stwie zorganizowanym wedle wskaza� rozumu). P�niejsze odmiany refleksji filozoficznej, reprezentowane np. przez Nietzschego, Heideggera czy Sartre'a, j;zyni�y to�sa-mu��jcwesti� wynalazku raczej ni� odkrycia: je�li istnieje jaka� �istota cz�owieka", fo~n;T tym tylko ona polega, �e jednostka ludzka musi sw� to�samo�� budowa� niejako ab ovo, przez wyb�r i decyzj�, podporz�dkowuj�c ca�okszta�t wysi�k�w �yciowych �projektowi" naczelnemu - �yj�c �ycie wedle wymaga� tego projektu i w ten spos�b, dzie� po dniu, buduj�c mozolnie zr�by swej to�samo�ci. Bez wzgl�du na r�nice obie odmieny refleksji filozoficznej zgodne by�y co do sprawy zasadniczej: to�samo�� nie jest cz�owiekowi dana z g�ry, trzeba jej szuka�, i proces �yciowy jest w�a�nie pasmem owych poszukiwa�, procesem w toku kt�rego do to�samo�ci si� w ten lub inny spos�b dochodzi (albo i nie). To za�o�enie filozoficzne korenspondowa�o �ci�le z do�wiadczeniem codziennym spo�ecze�stwa w jakim jedynie cz�onkowie warstw szczytowych i najni�szych wrzucani byli od urodzenia w sytuacje praktycznie nie poddaj�ce si� zmianom - gdy wi�kszo��, cz�onkowie �warstw �rednich" zawieszonych w rozleg�ej przestrzeni mi�dzy biegunami spo�ecznej skali, stawali u progu �ycia bez pewno�ci czy dotr� do celu, jaki przed ni� postawili. �ycie nowoczesne jako pielgrzymka Pod wp�ywem hipotezy Maxa Webera o �powinowactwie wybi�rczym" mi�dzy etyk� protestanck� a mentalno�ci� kapitalistyczn� przyj�o si� uwa�a� posta� pielgrzyma, do jakiej odwo�ywali si� regularnie w swych kazaniach moralnych pisarze puryta�scy, za metafor� losu cz�owieka nowoczesnego. Istotnie, sylwetka pielgrzyma zdawa�a si� by� skr�towym i uog�lniaj�cym zarazem opisem cech g��wnych �ycia cz�owieka nowoczesnego; opisem, jaki chwyta� bezb��dnie �docelowo��" owego �ycia i nawyk oceny ka�dego fragmentu �ycia i ka�dego �yciowego dokonania z punktu widzenia tego, czy zbli�aj� one czy oddalaj� moment dotarcia do celu. �Jeste�my wszyscy pielgrzymami przez �ycie" - powtarzali kaznodzieje protestanccy. �ycie jest pielgrzymk�; jak w ka�dej pielgrzymce, miejsce dotarcia jest z g�ry wyznaczone, cho� z regu�y pielgrzymi nie byli tam jeszcze nigdy i nie maj� dok�adnego wyobra�enia o tym, jak owo miejsce wygl�da. Zwolennicy nauk Kalwina przekonani byli o tym, �e to, co ich czeka u kresu pielgrzymki, zosta�o ju� przez Boga okre�lone, i nic ani nikt nie mo�e wyroku Bo�ego zmieni�. P�tnictwo jest losem, nie wyborem dokonanym z rachuby. Nie jest ono sposobem przypodobania si� Bogu, zarobienia na lepsze potraktowanie, na orzeczenie bardziej przychylne. Na d�ugo przed pocz�tkiem pielgrzymki p�tnicy zostali ju� podzieleni na wybranych i pot�pionych, i nie ma na ziemi instancji do�� pot�nej, by mog�a �w podzia� skorygowa�. Niewiele wi�c do cz�owieka nale�y; nie ma po co zdziera� sobie nerwy i szamota� w poszukiwaniu sposob�w przechytrzenia losu; pasje niczego nie odmienia, s� bezu�yteczne, s� strat� czasu i dowodem lekcewa�enia woli Bo�ej b�d� braku ufno�ci we wszechmoc i dobro� Boskich wyrok�w. W tym w�a�nie zdewaluowaniu emocji upatrywa� Weber g��wnie powinowactwo etyki kalwinistycznej z trybem �ycia sprzyjaj�cym rozwojowi kapitalizmu. Punkt docelowy pielgrzymki wyznacza jedyny cel �ycia, przekszta�caj�c wszystko co si� czyni w narz�dzia celowi temu s�u��ce; zgodno�� narz�dzi i celu zosta�a zawczasu zagwarantowana i p�tnikowi nie pozosta�o nic innego, jak pod��a� za swym powo�aniem i troskliwie, trze�wo dobiera� tras� najkr�tsz� i najpewniejsz�. By� zatem B�g Kalwina przepisem na �ycie racjonalne, na rz�dy rozumu nad emocjami, na zwierzchnictwo celu nad �rodkami. Ale dopatrzy� si� Weber innego jeszcze zwi�zku mi�dzy mentalno�ci� nowoczesn� a protestanck� koncepcj� �ycia jako pielgrzymki: �B�g Kalwina domaga� si� od wiernych nie pojedynczych dobrych uczynk�w, lecz �ycia wype�nionego dobrymi pracami zespolonymi w sp�jny system". Nie mo�na ju� grzeszy� i pokutowa� na przemian, r�wnowa�y� wczorajszych zaniedba� dzisiejsz� zdwojon� gorliwo�ci�. W �yciu pielgrzyma nie ma miejsca na kroki, kt�re do celu nie zbli�aj�, nie ma te� w nim czyn�w oboj�tnych: wszystko albo s�u�y celowi, albo jest bezu�yteczne, pozbawione sensu - a wi�c z punktu widzenia cz�owieka racjonalnego i �wiadomego swego powo�ania godne jednoznacznego pot�pienia. Czas po�wi�cony uciechom i rozrywkom jest pusty, a opr�nianie czasu z tre�ci wyznaczo- 11 10 nych przez cel pielgrzymki jest post�pkiem zdro�nym i nie daj�cym si� uzasadni� (co na jedno wychodzi). Weber opisywa� model pielgrzyma tak, jak go widzieli kaznodzieje Reformacji - a wi�c w postaci wmontowanej w �wiatopogl�d �arliwie religijny. Porady czy ��dania �wiadomego przyj�cia postawy p�tniczej odwo�ywa�y si� tu do wiary w przeznaczenie i pokory wobec bo�ych wyrok�w. Dostrzeg� jednak Weber �atwo��, z jak� da si� oddzieli� model pielgrzyma jako wz�r �ycia cnotliwego i pomy�lnego od pierwotnej religijnej otoczki. Raz przyj�ty, upowszechniony i przekszta�cony w nawyk (a tym bardziej - gdy jest ju� narzucany, jako jedyna sensowna strategia, przez warunki �yciowe �dojrza�ej" nowoczesno�ci), model ten nie musi by� wspierany przez pobo�n� postaw� i religijne wierzenia tych, co si� do� stosuj�. W nowej, �wieckiej ju� postaci, model pielgrzyma s�u�y� mo�e znakomicie - i istotnie s�u�y - za wz�r strategii �yciowej cz�owieka nowoczesnego. W wersji �wieckiej celem pielgrzymki nie jest ju� zbawienie duszy ani spe�nienie wyrok�w Boskich (cho� zauwa�my od razu, �e troska o ��ycie pozagrobowe" nie znika ca�kowicie; dba�o�� i nie�miertelno�� w �wieckim tego s�owa znaczeniu - przez �odci�ni�cie trwa�ego �ladu" w pami�ci ludzkiej za pomoc� dokona� bardziej d�ugotrwa�ych ni� �ycie jednostkowe, lub za pomoc� wysi�k�w na rzecz narodu, klasy, partii czy innej grupy lub �sprawy", kt�re prze�yj� ka�dego ze swych cz�onk�w lub or�downik�w - pozostaje w epoce nawoczesnej wa�kim motywem w obiorze strategii �y-� - ciowej). Jest nim natomiast �spe�nienie powo�ania" - urzeczywistnienie potencja�u, uczynienie zado�� mo�liwo�ciom zawartym w uposa�eniu przyrodzonym; innymi s�owy, w�a�nie konsekwentna i do ko�ca doprowa- - dzona konstrukcja to�samo�ci. I cel tea,_jak to u pielgrzyma, okre�la dob�r �rodk�w; �ycie polega na troskliwym planowaniu trasy, trze�wej rozwadze � nad wymogami podr�y, racjonalnej kalkulacji koszt�w i wydajno�ci metod transportu. Jak i pierwotna, religijna wersja, tak i wersja �wiecka zak�ada pielgrzymk� przez teren wprz�dy ju� kartograficznie uporz�dkowany, o dro- * gach wyposa�onych w s�upy milowe i drogowskazy. Mo�na traktowa� �ycie jako pielgrzymk� tylko w �wiecie uporz�dkowanym: w spo�ecze�stwie o wzgl�dnie sztywnej, od jednostki niezale�nej strukturze, tzn. w zbiorowo�ci o sprofilowanym i nieelastycznym rozk�adzie prawdopodobie�stwa - takiej zbiorowo�ci przestrzenno-czasowej, w jakiej zaj�cie pewnych zdarze� jest bardziej mo�liwe ni� zaj�cie innych. Spos�b, w jaki prawdopodobie�stwa zosta�y ukartowane, musi te� by� w zasadzie poznawalny; ta lub inna jednostka mo�e pomyli� si� w ocenie szans i wychodzi� z fa�szywych za�o�e�, ale wiedza poprawna, s�u��ca rzeteln� podstaw� dla dzia�ania, jest mo�liwa do uzyskania. Tylko w takim trwa�ym i potencjalnie przejrzystym uk�adzie mo�na planowa� �ycie z tak� doz� zaufania i determinacji, z jak� p�tnik kre�li tras� swej pielgrzymki. Mo�na planowa� w�asne �ycie w takim tylko �wiecie, w jakim podstawowe zr�by uk�adu poddane s� w�asnym (niezmiennym, niezale�nym i �obiektywnym") prawom i nie ulegaj� zmianie od tego, jaki to plan jednostka sporz�dza i realizuje dla w�asnego post�powania. Takim w�a�nie jawi� si� ludziom �wiat nowoczesny (powt�rzmy raz jeszcze: mowa tu nie o wszystkich ludziach - wy��czamy z rozwa�a� �szczyty", kt�rym szlak �yciowy zdawa� si� by� zapewniony, a wi�c wysi�ek planowania zb�dny, i �do�y", dla kt�rych szansa wp�ywu na odmian� w�asnego losu by�a r�wnie znikoma co dla planktonu i wszelkie planowanie �ycia zdawa�o si� bezskuteczne. Przeno�nia �pielgrzyma" chwyta jedynie sytuacj� �warstw �rednich"). �ycie w�asne ukazywa�o si� jako teren wolno�ci i wyboru -- ale takiej wolno�ci, jaka zasadza�a si� na dobrej znajomo�ci tego, co konieczne i nieuniknione; i takiego wyboru, jaki wspiera� si� na sta�ych relacjach czyn�w i nast�pstw, �rodk�w i cel�w. Do takich w�a�nie ludzi kierowa� Hegel sw� s�ynn� definicj� wolno�ci jako �poznanej konieczno�ci", a Durkheim sw� obserwacj�, �e obezw�adniaj�cego nacisku nieub�aganych norm spo�ecznych nigdy nie odczujemy bole�nie, o ile ich nie z�amiemy. Pielgrzymk� by�o �ycie jako ca�o��, i ta okoliczno�� wyznacza�a skal� planowania. Plan by� na �ycie - Sartre'owski �projekt", kt�ry milcz�co zak�ada� mo�liwo�� wysi�ku ci�g�ego, sp�jnego i konsekwentnego, podporz�dkowanego na przestrzeni �ycia jednemu, raz obranemu i niezmiennemu odt�d celowi. Nastawienie na sp�jno�� i konsekwencj� zak�ada�o z kolei, �e czyny pozostawiaj� trwa�y �lad - �osi�gni�cia" - i �e �lady te kumuluj� si� podobnie jak oszcz�dno�ci gromadzone pod materacem czy na koncie bankowym. To�samo�� zaprojektowan� mo�na budowa� pi�tro po pi�trze, tusz�c �e dokonania wczorajsze pos�u�� solidnym fundamentem dla dokona� jutrzejszych. Przy tych za�o�eniach osi�gni�cia dzisiejsze licz� si� na tyle tylko, na ile moszcz� one drog� do urzeczywi- 12 13 sinienia projektu ca�o�ciowego - nie s� celem samym w sobie, zyskiem do natychmiastowej konsumpcji, lecz inwestycj� na przysz�o��; a warto�� wk�adu kapita�owego mierzy si� dochodami, jakie obiecuje przynie��. Realizacj� projektu postrzega si� jako obcinanie kupon�w z �ycia sp�dzonego na inwestowaniu. Chwila, gdy mo�na przej�� od wyrzecze� do spo�ywania ich owoc�w, gdy ko�czy si� etap inwestycji i mo�na zacz�� zjada� zainwestowany kapita�, jest zawsze tak samo odleg�a, jako �e odsuwa si� nieustannie; z wyj�tkiem tych niewielu, kt�rym �poszcz�ci�o si�", i tych nieco liczniejszych, kt�rzy na d�ugo przed ko�cem uznali gonitw� za wiecznie umykaj�cym celem za nie wart� zachodu, cel pielgrzymki by� zawsze w przysz�o�ci. Wszystko to, rzecz jasna, pod trzema warunkami: �e ow� (nieznan� jeszcze) �przysz�o��" mo�na sobie wyobra�a� na kszta�t (znanego) czasu tera�niejszego; �e przyj�� wolno, i� cel po��dany dzisiaj b�dzie r�wnie godny po��dania jutro; i �e uprawnienia, jakie zgromadzone ju� osi�gni�cia oferuj� dzi�, b�d� te� honorowane jutro - �e �wk�ady kapita�owe nie ulegn� dewaluacji". Ot� �aden z tych warunk�w nie jest spe�niony w uk�adzie spo�ecznym okre�lonym jako �ponowoczesny" (mo�na te� to twierdzenie odwr�ci�, i powiedzie�, �e nazywamy �ponowoczesnym" taki uk�ad spo�eczny, w jakim wspomniane warunki nie s� spe�nione). A je�li warunki te nie s� spe�nione, wz�r pielgrzyma traci atrakcyjno�� jako prototyp sensownej strategii �yciowej. Epizodyczno�� i niekonsekwencja Nieobecno�� struktur spo�ecznych, jakie wyznacza�yby raz na zawsze (to znaczy, praktycznie bior�c, na okres realizacji �projektu �yciowego") ramy tego, co mo�liwe, ale zarazem by�yby wsparciem dla wysi�k�w skierowanych na realizacj� kt�rejkolwiek z obranych mo�liwo�ci, jest bodaj najdobitniejsz� cech� wyr�niaj�c� byt ponowoczesny. M�wi�c �ci�lej, ramy, z jakimi ka�de poczynanie �yciowe musi si� liczy� i na jakie mo�e liczy�, nie znikn�y - nie s� jednak trwa�e, jak niegdy� by�y. Up�yw czasu przesta� jak gdyby by� procesem ci�g�ym. Zamiast linii ci�g�ej - zbi�r epizod�w, kt�re wprawdzie nast�puj� po sobie, ale z r�wnym powodzeniem mog� by� pomy�lane jako zachodz�ce obok siebie; ich kolejno�� chronologiczna nie ma w sobie nic z konieczno�ci; nie okre�la te� ona ich tre�ci ani nie determinuje ich przebiegu. Innymi s�owy, niewiele z jednego epizodu dla innego epizodu wynika. Ka�dy epizod jest poniek�d samoistny; jest ca�o�ci� zamkni�t�, rozpoczynaj�c� si� jak gdyby w sytuacji �wolno�ci ca�kowitej", i nie pozostawiaj�c� po sobie nieodwracalnych nast�pstw - to znaczy pozwalaj�c� tak�e i nast�pnym epizodom �zaczyna� od pocz�tku". Dobrze oddaje charakter ponowoczesnego �ycia format serialu telewizyjnego: w ka�dym odcinku pojawiaj� si� te same osoby (z dodatkiem paru �wyst�p�w go�cinnych" -postaci bez przesz�o�ci, ale i bez przysz�o�ci, kt�re pojawiaj� si� znik�d po to tylko, by odegra� przydzielon� im rol� i znikn�� bezpowrotnie), ale ka�dy odcinek opowiada zdarzenie, kt�re w ramach odcinka zaczyna si� i ko�czy; wszystko, co zdarzeniu nadaje sens i dla jego zrozumienia jest potrzebne, zawarte jest w jednym odcinku - nie jest wi�c wa�ne, w jakim porz�dku odcinki s� ogl�dane, jako �e znajomo�� jednych nie jest warunkiem rozumienia innych. Kurcz� si� wi�c horyzonty czasowe dzia�ania. Ka�dy stan osi�gni�ty jest tymczasowy, �do czasu" - �a tam si� zobaczy". Ma�o kto liczy� mo�e na to, �e raz zdobyty zaw�d s�u�y� mu b�dze do ko�ca �ycia - zawody pojawiaj� si� i znikaj�, umiej�tno�ci wczoraj zdobyte dzi� staj� si� bezu�yteczne. Zmienia si� te� sens praktyczny �do�wiadczenia" gromadzonego w toku wykonywania zawodu: kompetencje nie daj� si� kumulowa�, i wraz ze zmian� technicznego wyposa�enia, zanikiem dawnych i wy�anianiem si� nowych funkcji nawyki ju� zdobyte staj� si� obci��eniem raczej ni� tytu�em do dalszych post�p�w zawodowych. Prace nie s� do�ywotnie, i rzadko kiedy d�ugofalowe. Trudno zak�ada�, �e pracowa� si� b�dzie i awansowa� w tej samej instytucji przez ca�y czas trwania �ycia zawodowego. Gwarancje sta�o�ci zatrudnienia wywalczone przez ruch zwi�zkowy w toku ery nowo�ytnej ma�o gdzie jeszcze obowi�zuj�. Zatrudnienie jest z regu�y dorywcze i wym�wienie pracy nast�pi� mo�e w ka�dej chwili: ulotno��, dora�no�� ka�dego stanowiska i zadania wbudowana jest w pragmatyk� zatrudnienia i w oczekiwania z nim ��czone. JDw� istotne nast�pstwa wynikaj� z tej sytuacji dla problemu Jo�samo-�ci. Z jednej strony, wykonywana bie��co funkcja ma nik�� warto�� dla samookre�lenia - dzi� ona jest, jutro jej nie b�dzie, ijnierzenie to�samo�ci pozycj� zawodow� rozsadza racz�) ni� cementuje Ricoeurowsk� 15 14 memete (ci�g�o��) osobowo�ci. Z drugiej strony, inne _ni�_dawniej cechy ^sprzyjaj� sukcesom �yciowym: mleKonsekwencja w post�powaniu, uparte trzymanie si� z g�ry obranego "�eTu,\wytrwa}a specjalizacja, gromadzenie kwalifikacji o zdecydowanym profilu -Nleczl elastyczno�� zainteresowa� i szybko�� ich zmiany, gi�tko�� przystosowawcza, gotowo�� do uczenia si� i .umiej�tno�� zapominania tego, co ju� wysz�o z u�ycia. Kontekst ponowo-�ytny forytuje wi�c, rzec mo�na, brak �ci�le okre�lonej to�samo�ci; im mniej dok�adnie to�samo�� jest zdefiniowana, tym lepiej dla jej posiadacza. Najlepiej wiedzie si� osobnikom, kt�rych swobody ruchu nie kr�puje precyzyjna specjalizacja, kt�rzy nie maj� zwyczaju koncentrowania uwagi zbyt d�ugo na jednym przedmiocie, nie przywi�zuj� si� nadmiernie do spraw, jakimi wypada im si� zaj�� w tej czy innej chwili i zachowuj� dystans i wstrzemi�liwo�� emocjonaln� wobec tego, czym si� w ka�dym momencie zajmuj�. Osobowo�� i�cie ppnowoczesna wyr�nia si� brakiem to� sH mo�ci. Jej kolejne wcielenia zmieniaj� si� r�wnie szybko i gruntownie, co obrazy w kalejdoskopie. Nie inaczej przedstawia si� sytuacja w dziedzinie stosunk�w mi�dzyludzkich. Zaanga�owania mi�dzyludzkie nabieraj� tej�e plastyczno�ci co zaw�d czy praca; zwi�zk�w mi�dzyosobowych nie zawiera si� na og� z my�l�, �e trwa� b�d� �a� �mier� nas rozdzieli". Coraz cz�ciej si� zdarza, �e zamierza si� ich tymczasow�� z g�ry, i oblicza si� je na tak d�ugo tylko, jak trwa� b�dzie zadowolenie z nich czerpane. Zwi�zki nie zaopatrzone w klauzul� wym�wienia, zwi�zki jakich nie mo�na zerwa�, nawet gdy motywy ich zawi�zania utraci�y moc, wydaj� si� r�wnie sprzeczne z rozs�dkiem, jak podpisanie czeku bez wpisania sumy, na jak� opiewa, odczuwane s� jak gwa�t zadany niezbywalnej autonomii podmiotu. Anthony Giddens uku� termin_j?ii�oj�_\ffi^�bie�na" (confluent love) dla okre�lenia postaci, jak� coraz cz�ciej i coraz powszechniej przybieraj� dzi� intymne stosunki mi�dzyludzkie. Romansu, powiada Giddens, nie uto�samia si� dzi� ze sta�o�ci� uczu�; mi�o�� wsp�bie�na k��ci si� z wizj� �mi�o�ci jedynej i niepowtarzalnej", �mi�o�ci na wieki", jaka w�a�ciwa by�a mi�o�ci romatycznej, b�d�cej wzorem idealnym dla zwi�zk�w intymnych ery nowo�ytnej. Zawiera si� dzi� zwi�zki nie �po to aby", nie z my�l� o tym, aby s�u�y�y one czemu innemu ni� one same - ale gwoli korzy�ci, jakie ma si� nadziej� wydoby� ze zwi�zku samego: gwoli satysfakcji, jak� dostarczy� ma partner w toku intymnego obcowania. Mi�o�� wsp�bie�na jest wedle Giddensa emocjonalnym aspektem �czystego stosunku", tzn. stosunku, kt�ry jest swoim w�asnym celem i kt�rego nie obci��aj� funkcje instrumentalne wobec jakichkolwiek innych dziedzin �ycia. By�oby wiec bezsensowne domaganie si�, by mi�o�� taka, a tym bardziej zwi�zek, kt�remu przesta�a ona towarzyszy�, trwa�y d�u�ej ni� satysfakcje, jakich dostarczaj� sobie nawzajem partnerzy. Wsp�bie�na mi�o�� nie ma �adnych innych racji poza zadowoleniem, jakiego przysparza patnerom. �Oczyszczenie" stosunku mi�osnego wynik�o w znaczym stopniu z oddzielenia seksu od reprodukcji (dzi�ki wsp�czesnej, niemal niezawodnej technologii antykoncepcyjnej, stosunki seksualne s� wolne od obaw, �e mog� one poci�gn�� za sob� zobowi�zania d�ugofalowe). Giddens powiada o ^seksie,,_plastycznym" - plastycznym z tego w�a�nie powodu, �e nie wi��e si� ju� z prokreacj�, zak�adaniem rodziny ani zaci�ganiem obowi�zk�w wobec os�b trzecich. Stosunki uzasadniane przez spodziewan� satysfakcj� cielesn� czy psychiczn� r�ni� si� radykalnie od takich, jakich wymiary czasowe wyznacza�a perspektywa opieki nad potomstwem i stad�em ma��e�skim. Nadzieja spe�nienia powoduje ich zawi�zanie, i nic nie sprzeciwia si� ich rozwi�zaniu z chwil� nasycenia lub zawodu. Rozstawa� si� mo�na bez �alu i wzajemnych rekryminacji. (Wszystko to, rzecz jasna, dotyczy �wzoru kulturowego", kt�ry rzadko kiedy przystaje szczelnie do do�wiadcze� tych, kt�rzy usi�uj� �y� wedle jego wskaza�; odleg�e od rzeczywisto�ci jest szczeg�lnie za�o�enie �wzajemno�ci", na jakim wspiera si� powy�szy opis. O ile powstanie zwi�zku wymaga na og� obop�lnej zgody, dla wypowiedzenia wystarczy z regu�y decyzja jednej ze stron; wolno�� nie jest r�wno mi�dzy partner�w podzielona. Pisz� o tym obszernie w rozdziale czwartym Etyki Ponowo�ytnej). Rozpad �projektu �yciowego" na kalejdoskop samoistnych epizod�w, niepowi�zanych ani przyczynowo ani logicznie, rezonuje z r�wnie kalejdoskopow� ponowoczesn� kultur� �nieustaj�cego karnawa�u", kt�ra zast�puje kanon kulturowy korowodem kr�tkotrwa�ych m�d. Arena publiczna jest terenem zaciek�ej konkurencji mi�dzy or�downikami spraw, wierze� i towar�w, a stawk� w zmaganiach jest nieodmiennie rozg�os: w tym �wiecie �istnie�" to tyle, co by� zauwa�onym, a miernikiem wa�ko�ci, namacalno�ci istnienia jest ilo�� widz�w i s�uchaczy, i �lad odci�ni�ty w ich �wiadomo�ci. W�r�d kakofonii krzykliwych ofert uwaga publiczna jest najbardziej deficytowym z d�br, a jej przyk�ucie do oferowanego do- 16 17 bra cho�by na kr�tk� chwil� jest celem g��wnym, by� mo�e jedynym nawet, reklamy - najbardziej wsz�dobylskiego i natr�tnego z kulturowych przekaz�w. W sukces przekazu wbudowana wi�c by� musi od pocz�tku obietnica przemijania, jako �e pojemno�� uwagi jest ograniczona i trzeba zwolni� w niej miejsce dla przekaz�w nast�pnych. Kultura ponowoczesna jest, rzec mo�na, nieustann� pr�b� generaln� �mierci, codzienn� lekcj� pogl�dow� gietrwa�o�ci wszechrzeczy. i. powszechnego przemijania - ale te� i �mier� sam� konstruuje ona jako epizod bez trwa�ych konsekwencji, jako �tymczasowe wybycie", jako stan �do odwo�ania"; przedmioty fascynacji, bo�yszcza t�um�w, s�awa i rozg�os nie umieraj�, lecz (jak powiada Baudrillard) �znikaj�". W odr�nieniu od �mierci, znikni�cie nigdy nie jest ostateczne, �na wieki wiek�w". Rzeczy od�o�one zostaj� do lamusa, z kt�rego w ka�dej chwili, gdy b�dzie po temu ch�� lub potrzeba, mo�na je b�dzie wydoby�, odkurzy�, przewietrzy�, i umie�ci� tam, sk�d niegdy� je usuni�to, czyli na widoku publicznym, w ognisku publicznej uwagi. Jest wi�c raczej kultura ponowoczesna nieustaj�c� demonstracj� nie tyle nieodwo�alno�ci �mierci, co nieostateczno�ci przemijania. A skoro przemijanie nigdy nie jest na zawsze i z regu�y do odwo�ania - rzeczy i czyny trac� wa�ko��, jak� im niegdy� przypisywano. Wszystko staje si� nieco na niby; byt jest czym� pomi�dzy parad� przebiera�c�w a zabaw� w chowanego. Nic, co si� zaczyna, nie b�dzie trwa�o wiecznie, ale i nic nie ko�czy si� tak naprawd� bezapelacyjnie. Nie trzeba wi�c tego, co si� czyni, traktowa� zbyt na serio: wyrz�dzone szkody zawsze da si� naprawi�, to o czym si� zapomnia�o mo�na przywr�ci� do �ycia przywo�uj�c je z niepami�ci. Zawsze zreszt� mo�na zacz�� od pocz�tku, albo pr�bowa� gdzie indziej, albo przy�o�y� si�y do czego innego. A nade wszystko - pow�d�, nadmiar, przerost informacji, komunikat�w, d�wi�k�w i oraz�w o �adunku semantycznym, kt�rego odcyfrowa�, a ju� tym bardziej wch�on�� i przyswoi�, nie ma czasu: hypertelia Baudril-larda, excroissance - niepowstrzymany rozrost rzeczy, puchni�cie bytu przez nic ju� nie regulowane, nie znaj�ce �naturalnych" limit�w, samona-p�dowe i samoprzyspieszaj�ce si� na podobie�stwo kom�rek rakowych, kt�rych rozrost i pomna�anie si� niczemu ju� nie s�u�y poza w�asnym trwaniem. �Nikt ju� nie panuje nad s�owem" - pisa� Tadeusz Konwicki w Kalendarzu i Klepsydrze. �S�owa lej� si� z ust rozwrzeszczanych t�um�w, z g�o�nik�w radiowych i telewizyjnych, z milion�w ksi��ek i gazet, z magnetofon�w i adapter�w, z wiec�w i ko�cio��w, z nielegalnych druk�w i z kosmosu. Ogromne rzeki zatrutych s��w p�yn� znik�d donik�d. Wielkie chmury martwych s��w unosz� si� do stratosfery. Niebotyczne g�ry kamieniej� z �u�lu spalonych s��w. S�owo jest �mieciem. S�owo jest najta�szym opakowaniem plastykowym. S�owo jest k�opotliwym odpadkiem wsp�czesnej cywilizacji". Podobny los czeka inne d�wi�ki - muzyczne, gdy �oceany d�wi�k�w wylewaj� si� codziennie na nasze g�owy", gdy �setki tysi�cy zespo��w muzycznych rz�poli od rana do rana, huczy radio, rz�zi telewizja, j�cz� g�o�niki"; �Muzyka r�wnie� zap�aci swoj� cen�. Za co? Za ca�okszta�t". A i los obraz�w nie r�ni si� od losu d�wi�k�w: �Ta ogromna, kosmiczna tragedia spotka�a ju� dawno malarstwo, kt�re skona�o pod niebotycznymi g�rami neon�w, wystaw sklepowych, telewizor�w, plakat�w, elewacji dom�w, kwietnik�w, sztucznych s�o�c i nieprawdziwych ksi�yc�w". Jak w tym wszystkim odr�ni� postrze�enia wa�ne od b�ahych, trwa�e od ulotnych - jak wysup�a� prawd� spod warstw stroj�w jarmarcznych, postanowi� co str�j, a co przebranie, co jest czego udawaniem? A jeszcze, zanim do tych pyta� dojdzie - jak poszatkowa� szum na d�wi�ki, jak wy�uska� obraz z powodzi kolor�w, wykroi� zdania z potok�w s��w? Wraz z nat�eniem ha�asu ro�nie pr�g wra�liwo�ci, i ka�dy nast�pny przekaz musi by� g�o�niejszy od poprzedniego, ka�dy obraz jaskrawszy, ka�dy szok dotkliwszy. I tak wci�� po wznosz�cej si� spirali - a� szum og�uszy, wizja o�lepi, wstrz�s sparali�uje. Festyn znacze� ko�czy si� bezsensem - gdy wszystko chce znaczy�, nie znaczy nic (�odrobina wi�cej seksu mo�e Ci� wyzwoli�" - powiada Baudrillard - �ale gdy seks jest wsz�dzie nie ma go w og�le. Uniwersalny dyskurs seksualny unicestwia efekt"). Wewn�trz nasycenia czai si� pr�nia - zmys�owa, znaczeniowa, emocjonalna. W tak skonstruowanym �wiecie nie ma ju� miejsca dla pielgrzyma, bo nie ma ju� celu ostatecznego �yciowej w�dr�wki - �celu nad cele", celu kt�ry wszystkie inne cele przekszta�ca w �rodki, a wszystkie przystanki �yciowe redukuje do roli punkt�w etapowych. �ycie jest w tym �wiecie, jak i dawniej, w�dr�wk� - ale teraz jest to w�dr�wka bez wyznaczonego z g�ry kierunku. Czas jest rzek� bez koryta, potokiem kt�ry ��obi sw� tras� p�yn�c, niepewny zlewiska do jakiego zmierza. Czas nie jest, jak niegdy�, wektorem - jest p�dem bez strza�ki kierunkowej. Szlaku nie mo�na planowa� zawczasu, je�li z dnia na dzie� sie� dr�g si� zmienia, a na ruchomych skrzy�owaniach ustawia si� coraz to nowe, i coraz mniej czytelne, drogowskazy. Mo�na co najwy�ej szlak ju� prze- 18 19 byty odtwarza� ogl�daj�c si� za siebie - lecz i wtedy nie zobaczy si� linii prostej b�d� kr�tej, ale zmierzaj�cej wyra�nie w jednym raczej ni� innym kierunku. Czas przysz�y musi by� niesp�jny przy braku planu generalnego w�dr�wki, ale i w czasie przesz�ym nie spos�b dopatrze� si� sp�jno�ci. Jawi si� on raczej oczom jako zbi�r epizod�w, paciork�w, jakie niza� mo�na na sznurek biograficznej chronologii w dowolnym porz�dku; ka�da kolejno�� wyda si� r�wnie logiczna lub r�wnie pozbawiona logiki. Za Guattarim, Deleuze, Meluccim przyj�o si� u�ywa� dla okre�lenia w�drowcy ponowoczesnego przeno�ni koczownika. O tyle, o ile staje ona w opozycji do metafory pielgrzyma, przeno�nia ta uwypukla najistotniejsz� bodaj ze zmian, jakie ponowoczesno�� wnios�a do sytuacji �yciowej cz�owieka: zanik �celu ostatecznego" �yciowej w�dr�wki, wzoru osobowego, jaki przy�wieca� m�g�by wysi�kom od pocz�tku do ko�ca drogi �yciowej i o jakim mo�na by powiedzie�, �e si� go obra�o �na zawsze". Sama przez si� wszak�e, jako typ idealny ponowoczesnego �ycia, metafora koczownika jest u�omna i myl�ca. Koczownicy nie obieraj� trasy na chybi� trafi�; nie uk�adaj� jej z dnia na dzie�, od odcinka do odcinka, pod wp�ywem ca�kiem ostatnio zaistnia�ych okoliczno�ci i bez wyobra�enia o tym, na jak d�ugo si� w kolejnym miejscu postoju zatrzymaj�. Przeciwnie: ��czy koczownik�w z pielgrzymami (a zatem r�ni od ludzi ponowoczesnych) sztywno�� i nie-odmienno�� trasy, na kt�r� raz wkroczyli. W�dr�wka ma tu sw�j nieust�pliwy rytm i raz na zawsze ustalony rozk�ad czasowy, ka�dy jej etap posiada trwa�e i nieelastyczne znaczenie, nast�pstwo etap�w jest zdeterminowane i wobec wszelkiej manipulacji oporne. Od antropolog�w wiemy, �e zak��cenie rytmu cyklicznej w�dr�wki (gdy si� na przyk�ad uniemo�liwi koczownikom popas na terenach obj�tych ich tras� tradycyjn�) ma skutki katastrofalne dla kultury jako ca�o�ci; okazuje si� wtedy, jak dalece szlak przywi�zany jest do terenu i jak ma�o nadaje si� on do przeniesienia w inne okolice czy cho�by zmodyfikowania t�tna czasowego. Ale sztywno��, trwa�o�� i sens z g�ry ustalony i wi���cy to w�a�nie te cechy, kt�rych nieobecno�� uderza przy ka�dej pr�bie uchwycenia specyfiki warunk�w ponowoczesnych. Warunki te nie nadaj� si� wi�c do opisu w kategoriach typowych dla koczowniczego sposobu bycia. Trzeba szuka� inych metafor - inne typy zachowa� wypada uzna� za wzory kulturowe ponowoczesnego �ycia. �aden z tych typ�w nie odda chyba wszystkich cech ponowoczesnego bytu; jest na to ponowoczesno�� zbyt skomplikowana i za ma�o sp�jna. Wymyka si� ona wszelkim pr�bom redukcji - tym w�a�nie r�ni si� ona przecie� od �klasycznej" nowoczes- no�ci, �e nie mo�na si� w niej doszuka� �stosu pacierzowego", �g��binowej" struktury, �g��wnego ogniwa" czy wzoru dominuj�cego, a wi�c takich w�a�nie sk�adnik�w, kt�rych widoczno�� pozwala�a pos�u�y� si� jedn� tylko metafor� dla oddania ca�okszta�tu �ycia nowoczesnego. Zamiast jednego, trzeba nastawi� si� w przypadku ponowoczesno�ci na kilka wzor�w - nie w tym jednak celu, by odda� rozmaito�� sposob�w �ycia obieranych odpowiednio do preferencji osobistych czy grupowych, ale po to, aby ukaza� niesp�jno�� wewn�trzn� sposobu, jaki jest w warunkach ponowoczesnych udzia�em wszystkich ludzi i ka�dego cz�owieka z osobna. Wielo�� typ�w sygnalizuje analityczn� �nieczysto��" bytu, jego niesp�jno��, rozchwianie, chroniczn� wieloznaczno��, niekonsekwencj�, charakterystyczn� dla� sk�onno�� do zbierania w jeden nurt wzor�w, kt�rym nie �atwo �y� ze sob� w zgodzie. Spacerowicz O spacerowiczu (fldneur) pisa� wiele i soczy�cie Walter Benjamin, i g��wnie pod jego wp�ywem obraz ten osiad� na dobre w opisach i analizach nowoczesnej kultury miejskiej; dla wielu badaczy sta� si� spacerowicz symbolem koronnym nowoczesnej egzystencji. Benjamin zaczerpn�� obraz spacerowicza z rozwa�a� autora Kwiat�w Z�a, Charlesa Baudelaire'a, nad malarstwem obyczajowym Constantina Guy, przedstawiaj�cym uchwycone na �ywo scenki uliczne. Baudelaire nada� Guyowi miano �malarza nowoczesnego �ycia" - maj�c na my�li nie tyle tematyk� jego p��cien, ile spos�b postrzegania tego, co przedstawia�y. Zdaniem Baudelait�, wyra�a�y te obrazy i�cie nowoczesny spos�b widzenia �wiata - perspektyw� spojrzenia, typ do�wiadcze� i prze�y� spacerowicza, przechodnia w�r�d przechodni�w, wmieszanego w t�um miejski. Oto na jednym obrazie m�czyzna k�ania si� nadchodz�cej kobiecie, na innym obrazie inny m�czyzna patrzy w �lad oddalaj�cej si� kobiety. Ten, kto zamrozi� ich ruchy i unieruchomione utrwali� na p��tnie, nie wie sk�d nadeszli i dok�d odejd�. Nie wie, czy by� �wiadkiem pocz�tku czy ko�ca przygody, czy spotkanie, jakie wpad�o mu w oko b�dzie, czy nie b�dzie mia�o dalszego ci�gu; mo�e by�o to pozorowane jako przypadkowe, ale skrz�tnie zaplanowane spotkanie tajnych kochank�w; mo�e pa- 21 20 ra um�wi�a si� na pierwsz� schadzk�, a mo�e natkn�li si� na siebie niespodzianie dawni kochankowie i o�y�o w nich na chwil� wspomnienie � dawno wygas�ych emocji. Ludzie utrwaleni na p��tnie nie maj� historii, .ani przysz�o�ci. S� powierzchniami bez g��bi; to, co �na �wierzchu", widoczne, co przeznaczone dla ogl�du, nie ods�ania, lecz ukrywa przed wzrokiem przechodnia to, co istotne i wa�ne. Ktokolwiek ich obserwuje, skazany jest na niewiedz�, kt�r� wype�nia� mo�e tylko domys�ami. Niewiedza jest jego przekle�stwem, ale te� i szans�: skoro sens tego, co widzi, jest niedopowiedziany i niesprawdzalny, przechodzie� mo�e pu�ci� wodze fantazji. Ma on niemal nieograniczon� wolno�� interpretacji. Mo�e histori� tych, kt�rych dostrzeg� tylko po to, by za chwil� zn�w straci� z oczu, pisa� dowoli, uk�ada� na wszystkie sposoby. Horyzont w�asnej wyobra�ni jest jedyn� granic� jego swobody. Ruchliwa ulica miejska pe�na jest nieopowiedzianych historii, nienapisanych scenariuszy. To, co si� dzieje, jest pos�usznym tworzywem w d�oniach przemy�lnego rze�biarza ludzkich los�w. Wszystko widz�cy, ale sam n i e widziany, ukryty w t�umie, ale do t�umu nie nale��cy, spacerowicz ma prawo czu� si� panem stworzenia. Jest re�yserem sztuk, w kt�rych przechodnie, nie wiedz�c o tym i nie protestuj�c, s� aktorami. Jego decyzje w niczym nie zmieniaj� los�w tych, kt�rym wyznaczy� rol� w swych sztukach, a wi�c �adne skrupu�y czy obawy nie musz� kr�powa� polotu jego fantazji. Ale te� wie �w �re�yser z urojenia" od pocz�tku, �e sztuka jest sztuk�, �e wszystko co si� w niej odbywa, dzieje si� na niby; a i na tym polega urok owej gry bez konsekwencji, w�adzy bez obowi�zk�w. Jest wi�c spacer miejski prze�yciem wolno�ci, wolno�ci pe�nej, od woli czy kaprys�w innych ludzi niezale�nej - ale te� wolno�ci wyobra�alnej, umownej, bezz�bnej, nie pozostawiaj�cej �lad�w na kszta�cie �wiata. Wolno�ci, jaka rodzi si� z niewiedzy i wspiera na bezsile. Wolno�ci, kt�rej warunkiem jest nask�rkowo�� kontaktu, obop�lna zgoda na to, by nie zrywa� opakowa� i nie zapuszcza� wzroku poza to, co wystawiono na pokaz. W �wiecie spacerowicza cz�owiek cz�owiekowi jest ekranem - ale T) te� i niczym wi�cej. Mo�na powiedzie�, �e ka�da kolejna przechadzka miejska spacerowicza jest kolejnym potwierdzeniem pe�ni i pustki wolno�ci (i ich wzajemnego uwarunkowania); jest pr�b� kostiumow� niewa�ko- �ci bytu i powierzchowno�ci, epizodyczno�ci codziennych form wsp�byto-wania. Benjamin obra� paryskie Arkady - ci�gi eleganckich sklep�w wabi�cych pon�tnymi witrynami zamo�nych mieszka�c�w stolicy, pokryte dachami, aby uniezale�ni� wizyty od kaprys�w pogody - za prototyp wybiegu, jakie miasto nowoczesne oferuje spacerowiczom. Tu w�a�nie, w troskliwie stworzonych po temu warunkach, l�g�y si� wzory zachowania, kt�re mia�y si� sta� typowe dla �ycia w nowoczesnym mie�cie; tu w�a�nie uczy� si� spacerowicz traktowa� �wiat jako teatr, ulic� jako scen�, przechodni�w jako aktor�w mimo woli, siebie jako re�ysera sztuk bez prolog�w i rozwi�za�, a �ycie jako gr�, w kt�rej nikt nie jest tym, kim si� by� zdaje, w kt�rej ka�dego mo�na postrzega� na r�ne sposoby i w kt�rej r�nice mi�dzy prawd�, udawaniem i domys�em zacieraj� si� - ale te� s� nieistotne i nikogo szczeg�lnie nie frapuj� ani trapi�. I tu w�a�nie zasmakowa� spacerowicz w takim traktowaniu �wiata i w�asnej w tym �wiecie roli. Wz�r kulturowy spacerowicza ukszta�towa� si� w spo�ecze�stwie nowo;. czesnym - by� wytworem tej opisanej precyzyjnie przez Georga Simmcla anonimowo�ci, jak� stworzy�o g�sto zaludnione miasto, w kt�rym wsp�yj� na co dzie� ludzie sobie obcy, nie znaj�cy si� nawzajem i nie maj�cy ani nadziei, ani ch�ci na przezwyci�enie wzajemnej obco�ci. Ale te� pod dachami paryskich Arkad, na Kurfiirstendam czy przedwojennej Marsza�kowskiej by�y przechadzki zaj�ciem dla wybranych - ludzi o du�ej ilo�ci wolnego czasu i dochodach, jakie �ycie w zwolnionym tempie, ��ycie od niechcenia", �ycie jako kolekcjonowanie wra�e�, czyni�y mo�liwym. Nie by�, i nie m�g� by� w�wczas spacerowicz wzorem powszechnym (cho� waga jego by�a niewsp�mierna do cz�stotliwo�ci: by� on wzorem kulturowym elity, a wi�c do�wiadczenie ukszta�towane w toku jego praktykowania by�o tyglem, w jakim warzy�o si� to, co okre�lamy mianem kultury nowoczesnej w znaczeniu kultury duchowej i artystycznej). Warunki ponowoczesnc natomiast wyr�niaj� si� upowszechnieniem wzoru spacerowicza. Z tym, �e jak to z regu�y bywa w podobnych przypadkach, wz�r poddany upowszechnieniu przeobra�a si� w toku umasowienia i zmienia nie do poznania. Zaj�cie uprawiane przez wybranych zosta�o udost�pnione niemal wszystkim - ka�demu, kto ma nieco got�wki i czasu na zbyciu. Sta�o si� to za spraw� producent�w i sprzedawc�w towar�w, kt�rzy dopatrzyli si� 23 22 w zami�owaniach spacerowicza w�asnej szansy: je�li tylko deptaki miejskie okoli si� sklepami wystawiaj�cymi towary dost�pne dla �zwyk�ych ludzi" (shopping mali - nazwa nadana konstrukcjom realizuj�cym �w pomys� -t�umaczy si� dos�ownie jako �deptak dla zakup�w", lub �promenada nabywc�w"), �zwyk�y cz�owiek" b�dzie m�g� zakosztowa� przyjemno�ci spacerowicza i nie omieszka tego uczyni�. Mo�liwos'ci dla handlu odkryj� si� ogromne. To nie potrzeby b�d� sprowadza� klienta do sklepu, lecz znacznie bardziej od potrzeb ch�onne i rozci�gliwe pragnienia estetyczne. Klienci powal� masowo, i nie po to tylko, by �za�atwi� spraw� i po�egna�", ale by nakarmi� do woli oczy widowiskiem, czyni�c to, sami stan� si� widowiskiem dla siebie nawzajem, niep�atnymi aktorami nieko�cz�cego si� przedstawienia, atrakcj�, jaka sama siebie przyci�ga... Na poz�r, tylko o swoistej demokratyzacji wzoru tu mowa. Ale poz�r to tylko. Je�li spacerowicze �pi�knych dzielnic" dawnego Pary�a czerpali rado�� z zawiadywania spektaklem, jaki sami, w wyobra�ni swojej, re�yserowali - nowe �pi�kne dzielnice" deptak�w zakupowych same s� produktem drobiazgowej re�yserii. Od chwili przekroczenia progu zaczarowanej krainy zakup�w spacerowicz nowego typu poddaje si� woli, kt�rej istnienia nie podejrzewa, a kt�ra realizuje si� poprzez pragnienia w nim rozbudzone. Presja zewn�trzna objawia si� jako pop�d wewn�trzny; zale�no�� jako wolno��. Nic dooko�a nie dzieje si� przypadkowo, cho� wszystko udaje spontaniczno��; nic nie jest puszczone samopas, cho� wszystko schlebia odkrywczej �y�ce spacerowicza; to spacerowicz jest troskliwie prowadzonym za r�k� aktorem w wielkim spektaklu nabywania towar�w, cho� przez ca�y czas dzia�a on w b�ogim prze�wiadczeniu, �e to towary w�a�nie s� tu po to, by pod��a� potulnie za polotem jego wyobra�ni. Dost�p do rozkoszy spacerowicza dnia wczorajszego uzyska� spacerowicz nowego typu za cen� ubezw�asnowolnienia. W spektaklu dla mas i przez masy granym na zakupowym deptaku, nie jego jest scenografia, nie jego scenariusz, nie jego re�yseria. Najzapobiegliwsi nawet i drobiazgowi z zakulisowych re�yser�w publicznych wybieg�w nie panuj� jednak nad tym, kogo zwabiony przez nich spacerowicz w swych w�dr�wkach napotka, na jak� scen� natrafi. Jest wi�c i na najtroskliwiej zaprojektowanym sklepowym deptaku miejsce na zdarzenia nieoczekiwane, na niespodziank� i niek�aman� przygod�. Ten mankament znika, gdy deptakiem dla spaceru staje si� teren, na kt�rym - jakby si� zdawa�o - spacerowicz osi�ga szczyt suwerenno�ci i swobody: jego w�asny dom mieszkalny. Mowa tu, rzecz jasna, o telewizji. Du�ski socjolog Hennig Bech uku� celne poj�cie^,telemiasta" (telecity), sygnalizuj�ce przej�cie przez ekran telewizyjny, umieszczony wewn�trz prywatnego mieszkania, funkcji, jakie pe�ni� teren miejski na zewn�trz domu. To � w�a�nie ekran sta� si� g��wnym, najcz�ciej i najch�tniej ucz�szczanym, wybiegiem ponowoczesnego spacerowicza. Rozszerzy�o to niezmiernie obszar w�dr�wek: najwi�kszy nawet �deptak zakup�w" nie dor�wna ch�onno�ci� ekranowi telewizyjnemu. Usadzony wygodnie w fotelu i zbrojny jedynie w przyrz�d do zdalnego regulowania, mo�e telewidz przenosi� si� w mgnieniu oka z polinezyjskiej wioski do nowoczesnego biurowca Wall Street, z dworu �redniowiecznego ksi�cia do wn�trza szybuj�cej w kosmosie rakiety. Odleg�o�� w czasie i przestrzeni nie jest ju� przeszkod�. Skala dozna� dost�pnych za po�rednictwem ekranu zapiera dech rozmachem i szybko�ci� zmiany obraz�w. �ycie twarz� w twarz z ekranem jest nieustaj�c� przygod� - to, co by�o niegdy� zdarzeniem od�wi�tnym, sta�o si� codzienno�ci�. Ale te� i przygody, z chwil� gdy sta�y si� chlebem codziennym, zmieni�y charakter. To nie widz je teraz wyczarowuje pot�g� swej wyobra�ni. Docieraj� one do rozpartego w fotelu spacerowicza w stanie gotowym, zapi�te na ostatni guzik - upakowano ju� w nie z g�ry ca�� fantazj� niezb�dn� dla ich wykoncypowania. Nad ich przygotowaniem trudzi�y si� sztaby specjalist�w, w ich realizacj� w�o�ono g�ry pieni�dzy - gdzie�by domoros�ej wyobra�ni i cha�upniczym zasobom widza konkurowa�? Nie tylko widz zreszt� przegrywa w konkurencji. W�tki i obrazy jawi� si� na ekranie wypolerowane, wycyzelowane, dopracowane do ostatniego szczeg�u - doskona�e w stopniu, na jaki nieuporz�dkowana, ba�aganiarska rzeczywisto�� wspi�� si� nie potrafi i nie usi�uje. To, co pojawia si� na ekranie, jest - by u�y� okre�lenia Jeana Baudrillarda - �bardziej rzeczywiste ni� rzeczywisto��". Narzuca si� ono widzowi z wi�ksz� ni� rzeczywisto�� sama moc� oczywisto�ci i perswazji. Role si� teraz odwracaj�: to, co narodzi�o si� jako reprezenta-c j a rzeczywisto�ci sta�o si� standardem i miar� dla rzeczywisto�ci, jak� rzekomo nadal reprezentuje. Ma�o kt�ra rzeczywisto�� potrafi tym standardom sprosta� - a wi�c tym gorzej dla niej. �Rzeczywisto��" (cokolwiek 25 24 to s�owo mog�oby w nowych warunkach znaczy�) usuwa si� na plan dalszy, chowa w cieniu przedstawie� o sobie, traci samoistne kontury, wtapia we w�asn� reprezentacj�. Nic nie jest tak naprawd� rzeczywiste, zanim nie zosta�o utrwalone na ta�mie video. Aby upewni� si� co do realno�ci zdarze� rodzinnych i prze�y� intymnych, ogl�damy je, zapisane na ta�mie, na ekranie telewizora. Nie jest ju� jasne, co jest rzeczywisto�ci�, a co jej obrazem; co jest �naprawd�", a co �na niby". Ale i jasno�� nie zdaje si� tak, jak dawniej potrzebna: nie tylko nie potrzebowa� jej przecie�, ale i nie chcia� niegdysiejszy spacerowicz, wybiera� si� on na swe eskapady, aby przed ni� uciec (wyby� na chwil� ze �wiata, w jakim jasno�� ta by�a wymogiem), a teraz �wszyscy jeste�my spacerowiczami", i jeste�my nimi na co dzie�, i wsz�dzie. Zmaganie si� rzeczywisto�ci z kunsztem telewizyjnej inscenizacji ma�o ma szans na powodzenie. To teraz rzeczywisto�� sama jawi si� na kszta�t i podobie�stwo �wiata, jaki na co dzie� wy�ania si� z telewizyjnego przerobu. A �wiat ten, powt�rzmy, jest �wiatem spacerowicza (czy te� raczej skrojonym, przez ekspert�w, na jego miar�). A wi�c w tym �wiecie uk�adaj� si� w rz�dzie, a nie w szeregu, obok siebie, a nie jeden za drugim, zasklepione w sobie epizody - monady do�wiadczenia, bez przesz�o�ci i bez dalszego ci�gu, pojawiaj�ce si� nie wiadomo sk�d i znikaj�ce w lamusie (zawsze tymczasowej) niepami�ci, nie odcisn�wszy �ladu na tym, co zosta�o w polu widzenia. S� to epizody wzajem wymienne, zast�powal-ne - a �aden z nich nie zdaje si� �bardziej nieodwo�alny" i �mniej do naprawienia" od drugiego. Jak wybra� mi�dzy nimi? Jak je por�wnywa�? Uszeregowa�? Odr�ni� �donios�e" od �b�ahych"? Je�li kryteria po temu istniej�, coraz trudniej doszuka� si� ich w epizodach samych. Jest wi�c �wiat z epizod�w z�o�ony rajem dla spacerowicza: gigantyczny pojemnik po brzegi wype�niony b�yskotkami - bra� i przebiera�, chwyta� co bardziej b�yszczy, co wzrok przykuwa, co przyjemnie obejrze�, do ucha przy�o�y�, w r�ku popie�ci