9468
Szczegóły |
Tytuł |
9468 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9468 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9468 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9468 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
VICTORIA HOLT
Indyjski Wachlarz
Tytu� orygina�u The India Fan
(t�um. Ewa Horodyska)
2003
Anglia i Francja
Wielki Dom
Odk�d si�gn� pami�ci�, fascynowa� mnie wielki dom Framling�w. By� mo�e zacz�o si� to w�wczas, gdy w wieku dw�ch lat zosta�am uprowadzona przez Fabiana Framlinga i sp�dzi�am tam dwa tygodnie. By� to dom pe�en cieni i tajemnic, co odkry�am w trakcie poszukiwania wachlarza z pawich pi�r. W d�ugich korytarzach, w galerii, w cichych pokojach za ka�dym zakr�tem czai�a si� przesz�o��, kt�ra wywiera�a wp�yw na czas tera�niejszy i zaciera�a go - cho� nigdy do ko�ca.
Lady Harriet Framling od niepami�tnych czas�w sprawowa�a niepodzieln� w�adz� nad nasz� wiosk�. Kiedy pow�z, ozdobiony herbem Framling�w, przeje�d�a� drog�, wie�niacy z szacunkiem ustawiali si� po obu stronach i sk�adali niskie uk�ony, a kobiety dyga�y g��boko. M�wiono o niej szeptem, jak gdyby w obawie, �e wymieniono jej imi� nadaremnie; w moich dzieci�cych wyobra�eniach by�a r�wna kr�lowej i druga po Panu Bogu. Nic zatem dziwnego, �e gdy jej syn Fabian nazwa� mnie sw� niewolnic�, nie zg�osi�am - maj�c zaledwie sze�� lat - �adnego sprzeciwu. My, prostaczkowie, musieli�my us�ugiwa� Wielkiemu Domowi na wszelkie mo�liwe sposoby.
Wielki Dom - znany w okolicy po prostu jako Dom, zupe�nie jakby wszyscy inni mieszkali w jaskiniach - zwa� si� Framling. Nie Framling Hali ani Framling Manor, lecz po prostu Framling, z akcentem na pierwszej sylabie, co nadawa�o nazwie bardziej imponuj�ce brzmienie. Posiad�o�� nale�a�a do tej rodziny od czterystu lat. Lady Harriet pope�ni�a mezalians, jako �e by�a hrabiank�, a to - jak wyja�ni� mi ojciec - oznacza�o, i� nie jest tylko prost� lady Framling, lecz lady Harriet. Nie nale�a�o o tym zapomina�, zw�aszcza �e wy�wiadczy�a �ask� prostemu baronetowi, zostaj�c jego �on�. Nie �y� ju�, biedaczysko. Dosz�y mnie jednak s�uchy, �e nieustannie wypomina�a mu swe wy�sze urodzenie i cho� przyby�a do naszej wioski dopiero po �lubie, uzna�a rz�dzenie nami za sw�j obowi�zek.
Ku wielkiemu utrapieniu lady Harriet ma��e�stwo przez d�ugie lata pozostawa�o bezdzietne. Najprawdopodobniej zasypywa�a Wszechmog�cego gorzkimi skargami z powodu tego niedopatrzenia; i nawet niebiosa nie mog�y wiecznie lekcewa�y� lady Harriet, gdy� w wieku lat czterdziestu, po pi�tnastu latach od dnia �lubu, urodzi�a Fabiana.
Jej rado�� nie mia�a granic. Lady Harriet �wiata poza ch�opcem nie widzia�a. Sta�o si� dla niej oczywiste, �e jej syn musi by� doskona�y. Wszystkie osoby ni�szego stanu powinny zaspokaja� ka�d� zachciank� malca; s�u�ba potwierdza�a, �e sama lady Harriet kwituje jego dzieci�ce wybryki pob�a�liwym u�miechem.
Cztery lata po narodzinach Fabiana przysz�a na �wiat Lawinia. Jako dziewczynka, zajmowa�a w hierarchii ni�sz� pozycj� ni� brat, lecz by�a c�rk� lady Harriet, a zatem istot� stoj�c� znacznie wy�ej ni� reszta spo�eczno�ci.
Zawsze fascynowa� mnie ich widok, gdy kroczyli g��wn� naw� ko�cio�a - przodem sz�a lady Harriet, dalej Fabian, a za nimi Lawinia. Obserwowa�am z nabo�nym podziwem, jak zajmuj� miejsca w �awce i kl�kaj� na czerwono-czarnych dywanikach z wyhaftowan� liter� F, daj�c pozosta�ym wiernym sposobno�� obejrzenia niezwyk�ego zjawiska, jakim by�a lady Harriet zginaj�ca kolana w obliczu Wy�szej Pot�gi - co wynagradza�o wszelkie niedogodno�ci nabo�e�stwa.
Wpatrywa�am si� w ni� zadziwiona, zapominaj�c, �e jestem w ko�ciele, i dopiero szturchni�cie Polly Green przywo�ywa�o mnie do porz�dku.
Dw�r Framling�w g�rowa� nad wiosk�. Zbudowano go na szczycie niewielkiego wzniesienia, co sprawi�o, �e zdawa� si� czujnie wypatrywa� najdrobniejszych oznak grzechu. Zamek, kt�ry sta� tam ju� za czas�w Wilhelma Zdobywcy, przebudowano w nast�pnych stuleciach, tak i� prawie nic nie przetrwa�o z epoki pretudorowskiej. Przej�cie wiod�o przez str��wk� z wie�yczkami na dolny dziedziniec, gdzie ro�linno�� pieni�a si� na murach, a krzewy w donicach ros�y bujnie i malowniczo. Na dziedzi�cu sta�y �aweczki, widoczne z okien o szybach oprawnych w o��w - ciemnych i tajemniczych. Zawsze wyobra�a�am sobie, �e za tymi oknami kryje si� jaki� obserwator, kt�ry donosi o wszystkim lady Harriet.
Przez nabijane �wiekami drzwi wchodzi�o si� do sali bankietowej o �cianach obwieszonych portretami dawno zmar�ych Framling�w - tych porywczych i tych �agodnych. Sufit by� wysoki i sklepiony; d�ugi i wypolerowany st� pachnia� woskiem i terpentyn�, a na �cianie nad ogromnym kominkiem rozpo�ciera�o ga��zie drzewo genealogiczne. W jednym ko�cu sali znajdowa�y si� schody wiod�ce do kaplicy, w drugim za� drzwi do dalszych pomieszcze�.
Moje dzieci�ce lata up�yn�y w przekonaniu, �e ca�a wioska kr��y niczym planeta wok� wspania�ego, gorej�cego s�o�ca, jakim by�a rezydencja Framling�w.
Nasz dom, tu� obok ko�cio�a, by� asymetryczny i hula�y po nim przeci�gi. Cz�sto s�ysza�am, �e ogrzanie go kosztuje maj�tek. Oczywi�cie w por�wnaniu z dworem Framling�w wydawa� si� ma�y, lecz pomimo rozpalonego kominka w salonie, ogrzewaj�cego tak�e kuchni�, wej�cie w zimie na pi�tro kojarzy�o mi si� z wypraw� za kr�g polarny. Ojciec nie zwraca� na to uwagi. �ycie codzienne niewiele go obchodzi�o. Duchem przebywa� w staro�ytnej Grecji i bli�si mu byli Aleksander Wielki i Homer ni� parafianie.
O matce nie wiedzia�am prawie nic, poniewa� mia�am zaledwie dwa miesi�ce, gdy zmar�a. Zast�pi�a j� Polly Green, ale dopiero kiedy sko�czy�am dwa lata i zd��y�am si� ju� zapozna� ze sposobem post�powania Framling�w. Polly mia�a zapewne oko�o dwudziestu o�miu lat, gdy si� u nas zjawi�a. By�a wdow� i zawsze marzy�a o dziecku, wi�c zaj�wszy miejsce mojej matki, traktowa�a mnie jak w�asn� c�rk�. Trudno o lepszy uk�ad. Pokocha�am Polly i ona niew�tpliwie obdarzy�a mnie mi�o�ci�. W trudnych chwilach szuka�am pociechy w jej czu�ych obj�ciach. Gdy poparzy�am si� gor�cym puddingiem, gdy upad�am i otar�am sobie kolana, gdy �ni�y mi si� w nocy gobliny i rozw�cieczone olbrzymy - bieg�am do Polly. Nie wyobra�a�am sobie �ycia bez Polly Green.
Przyjecha�a z Londynu, miasta, kt�remu - jej zdaniem - nie dor�wnywa�o �adne miejsce na �wiecie. �Dla ciebie zagrzeba�am si� na prowincji�, mawia�a. Gdy zwraca�am jej uwag�, �e zagrzeba� mo�na kogo� tylko pod ziemi� na cmentarzu, marszczy�a brwi i odpowiada�a: �No c�, na jedno wychodzi�. Pogardza�a wsi�. �Same pola, gdzie nie ma co ze sob� zrobi�. Co innego Londyn�. I opowiada�a o miejskich ulicach, na kt�rych zawsze �co� si� dzia�o�, o placach targowych o�wietlanych noc� naftowymi latarniami, straganach z pi�trz�cymi si� stertami owoc�w i warzyw, starych ubra� i wszystkiego, �co tylko ci przyjdzie do g�owy�; i o kramarzach pokrzykuj�cych na sw�j charakterystyczny spos�b. �Pewnego pi�knego dnia zabior� ci� tam i sama zobaczysz�.
Polly jako jedyna z nas nie darzy�a lady Harriet zbyt wielkim szacunkiem.
- No bo kim ona w ko�cu jest? - pyta�a. - Niczym si� nie r�ni od innych. Chyba �e tytu�em przed nazwiskiem.
Nie zna�a l�ku. Potulne dyganie by�o obce jej naturze. Nie kuli�a si� pod �ywop�otem, gdy pow�z przeje�d�a� drog�. Kroczy�a naprz�d, �ciskaj�c mocno moj� d�o� i nie rozgl�daj�c si� na boki.
Polly mia�a siostr�, kt�ra mieszka�a z m�em w Londynie.
- Biedna Eff - powtarza�a. - On nie jest wart z�amanego szel�ga.
Nigdy nie m�wi�a o szwagrze inaczej ni� �on�, zupe�nie jakby nie zas�ugiwa� na imi�. By� leniwy i Eff wszystko musia�a za niego robi�.
- Gdy si� z nim zar�czy�a, powiedzia�am jej: �Nie b�dziesz mia�a lekkiego �ycia, jak si� za niego wydasz, Eff�. Ale czy ona mnie kiedykolwiek s�ucha�a?
Uroczy�cie kr�ci�am g�ow�, poniewa� zna�am odpowied�.
A zatem w czasach dzieci�stwa Polly stanowi�a o�rodek mojego �ycia. Wielkomiejskie maniery odr�nia�y j� od nas, wie�niak�w. Ilekro� kto� usi�owa� przypu�ci� atak, krzy�owa�a ramiona i przybiera�a wojownicz� postaw�, onie�mielaj�c przeciwnik�w. Zwyk�a mawia�, �e �w niczym niczego nie mo�na jej zarzuci�, a gdy zauwa�y�am - wprowadzona przez guwernantk�, pann� York, w zawi�o�ci angielskiej gramatyki - �e podw�jne przeczenie r�wna si� twierdzeniu, odpowiedzia�a kr�tko: �Ej�e, chcesz mi dopiec?�.
Bardzo kocha�am Polly. By�a moj� i tylko moj� sojuszniczk�; razem stawia�y�my czo�o lady Harriet i reszcie �wiata.
Zajmowa�y�my pokoje na pi�trze plebanii. S�siednie sypialnie; tak by�o od dnia jej przyjazdu i �adna z nas nie pragn�a zmiany. Bliska obecno�� Polly nape�nia�a mnie spokojem i b�ogo�ci�. Na poziomie strychu mie�ci� si� jeszcze jeden pok�j. Polly rozpala�a tam mi�y, ciep�y ogie� na kominku i w zimie opieka�y�my chleb i kasztany. Wpatrywa�am si� w p�omienie, a Polly opowiada�a mi o �yciu w Londynie. Wyobra�a�am sobie stragany, Eff i Jego�, a tak�e ma�e mieszkanie Poi�y oraz jej m�a marynarza. Wyobra�a�am sobie Poi�y czekaj�c� na niego, na t� chwil�, gdy zjawi si� w swych workowatych spodniach, bia�ej czapce z napisem �HMS Triumphant� i z bia�ym p��ciennym workiem na ramieniu. Jej g�os dr�a� lekko, gdy m�wi�a o ton�cym statku.
- Nic nie zosta�o - ko�czy�a. - Nic, co by mi go przypomina�o. �adne male�stwo.
Zwraca�am jej uwag�, �e ciesz� si� z tego, bo gdyby mia�a �male�stwo�, nie by�abym jej potrzebna. Odpowiada�a mi szorstko, ze �zami w oczach.
- Ej�e, sp�jrz no tylko na mnie. Chcesz wzruszy� staruszk�?
Mimo to tuli�a mnie w ramionach.
Z naszych okien wida� by�o cmentarz - rozchwiane stare nagrobki, pod kt�rymi spoczywali ludzie zmarli dawno temu. Odczytuj�c napisy, zastanawia�am si�, jacy byli za �ycia. Niekt�re kamienie le�a�y od tak dawna, �e napisy niemal si� zatar�y.
Nasze obszerne pokoje mia�y okna po obu stronach. Z jednej widzia�o si� cmentarz, z drugiej za� wiejskie b�onia ze stawem i �awkami, na kt�rych gromadzili si� staruszkowie, rozmawiaj�c lub przesiaduj�c w milczeniu i wpatruj�c si� w wod�, zanim pocz�apali do gospody na kufel piwa.
- Z jednej strony �mier� - pokazywa�am Polly - a z drugiej �ycie.
- �mieszna z ciebie dziewuszka - odpowiada�a po ka�dej tego rodzaju dziwacznej uwadze.
W sk�ad naszego gospodarstwa domowego wchodzi� ojciec, ja, moja guwernantka - panna York, Polly, pani Janson - kucharka i gospodyni oraz Daisy i Holly, fertyczne siostry, zajmuj�ce si� porz�dkami. Dowiedzia�am si� p�niej, �e obecno�� guwernantki zawdzi�cza�am matce, kt�ra przeznaczy�a sw�j posag na moje wykszta�cenie - najlepsze, jakie mo�na otrzyma�, cho� wymaga�o najwi�kszych wyrzecze�.
Kocha�am ojca, lecz Polly odgrywa�a w moim �yciu wa�niejsz� rol�. Ilekro� widzia�am go krocz�cego przez cmentarz w drodze z ko�cio�a na plebani�, w bia�ej kom�y, z modlitewnikiem w r�ku i rozwianymi siwymi w�osami, odczuwa�am g��bok� potrzeb� zapewnienia mu opieki. Wydawa� si� taki bezbronny, niezdolny do troszczenia si� o siebie, i� trudno by�o go sobie wyobrazi� w roli duchowego pasterza naszej trz�dki - zw�aszcza gdy nale�a�a do niej lady Harriet. Musia�y�my mu przypomina� o posi�kach i o wk�adaniu czystych ubra�; nieustannie gubi� okulary, kt�re odnajdywa�y si� w nieoczekiwanych miejscach. Wchodzi� do pokoju i zapomina�, po co tam wszed�. Na ambonie tryska� elokwencj�, wi�kszo�� parafian jednak z pewno�ci� nie rozumia�a aluzji do klasyk�w i staro�ytnych Grek�w.
- Zapodzia�by gdzie� w�asn� g�ow�, gdyby nie mia� jej przytwierdzonej do karku - zauwa�y�a Polly typowym dla siebie na po�y ciep�ym, na po�y wzgardliwym tonem. Darzy�a go jednak sympati� i w razie potrzeby broni�a z pomoc� ca�ej swej barwnej retoryki, niekiedy zdecydowanie odmiennej ni� nasza.
Przygod�, z kt�rej tak niewiele zapami�ta�am, prze�y�am w wieku dw�ch lat. Zna�am j� ze s�yszenia i czu�am, �e co� mnie ��czy z Wielkim Domem. Gdyby wtedy by�a ze mn� Polly, nigdy by do tego nie dosz�o; i przypuszczam, �e w�a�nie w�wczas m�j ojciec doszed� do wniosku, �e powinnam mie� opiekunk�, kt�rej mo�na zaufa�.
To, co si� wydarzy�o, odzwierciedla charakter Fabiana Framlinga i obsesyjn� mi�o�� jego matki.
Fabian mia� w�wczas oko�o siedmiu lat, Lawinia by�a o cztery lata m�odsza, ja za� urodzi�am si� rok po niej. Pozna�am szczeg�y dzi�ki przyja�ni ��cz�cej nasz� s�u�b� ze s�u�b� Framling�w.
Pani Janson, nasza kucharka i gospodyni, kt�ra wspaniale pracowa�a, zaprowadzi�a na plebanii dyscyplin� i utrzymywa�a wszystko w jakim takim porz�dku, opowiedzia�a mi ca�� histori�.
- Najdziwniejsza rzecz, o jakiej s�ysza�am - oznajmi�a. � To by�a sprawka m�odego panicza Fabiana. Jego lordowska mo�� daje im wszystkim do wiwatu... od pocz�tku tak by�o. Dla lady Harriet jest �smym cudem �wiata. Wielmo�na pani nie pozwala, by kto� mu si� sprzeciwia�. Ma�y Cezar, oto, kim jest. Je�li jego zachcianki nie zostan� spe�nione, wpada w furi�. Ciekawe, co b�dzie, kiedy podro�nie. No wi�c, ma�y ksi��� czuje si� znudzony. Zachcia�o mu si� czego� nowego i wymy�la sobie, �e zostanie ojcem. A skoro tego pragnie, to tak ma by�. S�ysza�am, �e cokolwiek zechce, to dostanie. A co� takiego nikomu nie wyjdzie na dobre, m�wi� szczerze, panno Druzyllo.
Zrobi�am odpowiednio zaaferowan� min�, poniewa� bardzo chcia�am us�ysze� dalszy ci�g.
- Ty by�a� wtedy w ogrodzie. Niedawno nauczy�a� si� dobrze chodzi� i bardzo ci si� to podoba�o. Nie powinni byli ci� zostawi� samej. To ta May Higgs, p�ocha dziewczyna. Oczywi�cie przepada�a za dzie�mi, ale wtedy spotyka�a si� z Jimem Fellingsem, no i on w�a�nie przyszed�. Jak si� rozchichota�a, tak niczego nie zauwa�y�a. Panicz Fabian postanowi� zabawi� si� w ojca, a ojciec musi mie� dziecko. Zauwa�y� ci� i uzna�, �e si� nadajesz. No i zabra� ci� do domu. By�a� jego dzieckiem, a on zamierza� zosta� twoim ojcem.
Pani Janson popatrzy�a na mnie, wspar�szy si� pod boki. Parskn�am �miechem. Ca�a ta historia wyda�a mi si� bardzo �adna i zabawna.
- No i co dalej, pani Janson? Co si� p�niej sta�o?
- Wielkie nieba, ale� si� rozp�ta�a awantura, kiedy znikn�a�! Nikt nie mia� poj�cia, gdzie si� mog�a� podzia�. I wtedy lady Harriet pos�a�a po twego ojca. By� kompletnie oszo�omiony, biedaczysko. Zabra� z sob� May Higgs. P�aka�a i obwinia�a siebie za to, co si� sta�o, zreszt� s�usznie. Wiesz, tak mi si� wydaje, �e od tego dnia co� si� popsu�o mi�dzy ni� a Jimem Fellingsem. Uwa�a�a, �e to wszystko przez niego. A rok p�niej wysz�a za Charliego Claya.
- Prosz� opowiedzie�, jak tata przyszed� po mnie do Wielkiego Domu.
- Ale� si� rozp�ta�a burza! Co tam burza, istne tornado. Panicz Fabian wpad� w sza�. Za nic nie chcia� ci� odda�. By�a� jego dzieckiem, sam ci� znalaz�. Zamierza� pozosta� twoim ojcem. Os�upieli�my wszyscy, gdy proboszcz wr�ci� bez ciebie. Zapyta�am go: �Gdzie dziecko?�, a on na to: �Zostanie w Wielkim Domu jeszcze dzie�, mo�e dwa�. By�am wstrz��ni�ta. �Przecie� ona jest taka ma�a!�. Odpar�: �Lady Harriet zapewni�a mnie, �e otoczy j� troskliw� opiek�. Zajmie si� ni� piastunka panny Lawinii. Nie stanie si� jej �adna krzywda. Na sam� my�l o utracie Druzylli Fabian dosta� takiego ataku w�ciek�o�ci, i� lady Harriet zacz�a si� obawia�, �e zrobi sobie co� z�ego�. Powiedzia�am pastorowi: �Niech ksi�dz zapami�ta moje s�owa, ten ch�opak � cho� jest synem samej lady Harriet - �le sko�czy�. Nie dba�am o to, czy moje s�owa dotr� do lady Harriet. Musia�am powiedzie�, co my�l�.
- A wi�c sp�dzi�am w Wielkim Domu dwa tygodnie?
- Co do dnia. Podobno to by� naprawd� komiczny widok, jak panicz Fabian si� tob� zajmowa�. Wozi� ci� po ogrodzie w spacerowym w�zeczku panienki Lawinii. Sam karmi� ci� i ubiera�. S�ysza�am, �e wygl�da�o to doprawdy �miesznie. Zawsze lubi� twarde ch�opi�ce gry, a tu nagle zmieni� si� w mam�. By�by ci� przekarmi�, gdyby nie niania Cuffley. Przynajmniej raz ostro mu si� sprzeciwi�a, a on ust�pi�. Musia� ci� naprawd� polubi�. Kto wie, ile by to trwa�o, gdyby nie przyjecha�a lady Milbanke ze swoim synem Ralphem, o rok starszym od panicza Fabiana. Ralph �mia� si� z niego i m�wi�, �e to tak, jakby bawi� si� lalkami. To, �e lalka jest �ywa, nie mia�o znaczenia. Tak mog� si� bawi� tylko dziewczynki. Niania Cuffley powiedzia�a, �e panicz Fabian bardzo si� zdenerwowa�. Nie chcia�, �eby� odesz�a, ale chyba uzna� opiek� nad dzieckiem za zaj�cie niegodne m�czyzny.
Przepada�am za t� opowie�ci� i wielokrotnie domaga�am si� jej powtarzania.
Tu� po tym wydarzeniu zjawi�a si� Polly.
Ilekro� dostrzega�am Fabiana - zazwyczaj z daleka - spogl�da�am na niego ukradkiem i widzia�am oczyma duszy, jak troszczy si� o mnie. To by�o zabawne; zawsze si� z tego �mia�am. Mia�am przy tym wra�enie, �e przygl�da� mi si� w szczeg�lny spos�b, cho� zazwyczaj udawa�, �e mnie nie widzi.
Nasza pozycja spo�eczna - pastor znajdowa� si� na tym samym szczeblu co lekarz i adwokat, cho� naturalnie g��boka przepa�� dzieli�a nas od wy�yn zajmowanych przez Framling�w -powodowa�a, �e od czasu do czasu zapraszano mnie na podwieczorek do panny Lawinii.
Zaproszenia te nie sprawia�y mi szczeg�lnej przyjemno�ci, lecz zawsze by�am podekscytowana, wchodz�c do Domu. Przed owymi podwieczorkami prawie go nie zna�am. Widzia�am tylko du�� sal�, poniewa� kiedy� podczas dobroczynnego festynu zacz�o pada� i pozwolono nam schroni� si� przed deszczem w �rodku. Nigdy nie zapomn� dreszczu emocji, kt�ry poczu�am, id�c po schodach i mijaj�c zbroj�, zapewne przera�aj�c� po zmroku. By�am pewna, �e ta zbroja �yje i �mieje si� z nas ukradkiem.
Lawinia by�a wynios�a, apodyktyczna i bardzo pi�kna. Przypomina�a tygrysic�: mia�a p�owe w�osy, a w jej zielonych oczach zapala�y si� z�ote iskierki; pi�kne bia�e z�by b�yska�y spod w�skiej g�rnej wargi. Drobny nos by� leciutko zadarty, co dodawa�o jej twarzy pikanterii. Najpi�kniejsze wydawa�y si� jednak jej bujne, faluj�ce w�osy. Tak, by�a bardzo poci�gaj�ca.
Wyra�nie pami�tam pierwsz� wizyt�. Towarzyszy�a mi panna York. Powita�a nas panna Etherton, guwernantka Lawinii, i mi�dzy obiema nauczycielkami natychmiast nawi�za�a si� ni� porozumienia.
Zaprowadzono nas na podwieczorek do obszernego pokoju lekcyjnego o �cianach wy�o�onych boazeri� i witra�owych oknach. Sta�y tam du�e szafy, kryj�ce - jak si� domy�la�am - tabliczki, o��wki i zapewne ksi��ki. Przy d�ugim stole niew�tpliwie odrabia�y lekcje poprzednie pokolenia Framling�w.
Lawinia i ja obrzuci�y�my si� do�� nieprzyjaznymi spojrzeniami. Zanim wysz�am z domu, Polly udzieli�a mi instrukcji: �Pami�taj, �e nie jeste� gorsza ni� ona. A mo�e nawet lepsza�. Wci�� maj�c w uszach te s�owa, potraktowa�am Lawini� raczej jako przeciwniczk� ni� potencjaln� przyjaci�k�.
- Zjemy podwieczorek w pokoju lekcyjnym � powiedzia�a panna Etherton - a potem mo�ecie si� lepiej pozna�.
Pos�a�a pannie York niemal konspiracyjny u�miech. Najwyra�niej obie czeka�y na chwil� wytchnienia od swych podopiecznych.
Lawinia poprowadzi�a mnie do �aweczki w wykuszowym oknie i usiad�y�my tam.
- Mieszkasz w tej okropnej starej plebanii - zauwa�y�a. - Fuj!
- To bardzo mi�y dom - odpar�am.
- Nie taki jak nasz.
- Mimo to jest mi�y.
Lawinia wydawa�a si� zgorszona moim sprzeciwem i poczu�am, �e nie nawi��emy kontaktu tak �atwo, jak panna York z pann� Etherton.
- W co si� zwykle bawisz? - spyta�a.
- Och... w zgadywanki z moj� niani� Polly i z pann� York.
Czasami wyobra�amy sobie, �e jedziemy w podr� dooko�a �wiata i wymieniamy wszystkie miejsca, przez kt�re prowadzi nasza droga.
- Co za nudna gra!
- Wcale nie.
- A w�a�nie, �e tak - o�wiadczy�a tonem ucinaj�cym dalsz� dyskusj�.
Pokoj�wka w wykrochmalonym czepku i fartuszku wnios�a podwieczorek. Lawinia podbieg�a do sto�u.
- Nie zapominaj o go�ciu - powiedzia�a panna Etherton. - Druzyllo, zechcesz usi��� tutaj?
Podano chleb z mas�em i d�emem truskawkowym oraz ciasteczka z kolorowym lukrem.
Panna York nie spuszcza�a ze mnie oczu. Najpierw chleb z mas�em. Si�ganie od razu po ciastka by�oby przejawem z�ego wychowania. Lawinia jednak nie przestrzega�a zasad i wzi�a sobie ciasteczko. Panna Etherton spojrza�a przepraszaj�co na pann� York, kt�ra uda�a, �e niczego nie zauwa�a. Gdy zjad�am kromk� chleba, pocz�stowano mnie ciastkami. Wybra�am jedno - z niebieskim lukrem.
- To ostatnie niebieskie - odezwa�a si� Lawinia. � Chcia�am je zje��.
- Lawinio! - upomnia�a j� panna Etherton.
Lawinia nie zwr�ci�a na ni� uwagi. Wpatrywa�a si� we mnie, najwyra�niej oczekuj�c, �e oddam jej ciastko. Przypomnia�am sobie nauki Polly i nie zrobi�am tego. Podnios�am je z namys�em z talerzyka i odgryz�am k�s.
Panna Etherton wzruszy�a ramionami i spojrza�a na pann� York.
Nie by� to zbyt przyjemny podwieczorek.
Przypuszczam, �e obydwie guwernantki odczu�y znaczn� ulg�, gdy wreszcie dobieg� ko�ca i mog�y zosta� same, poleciwszy nam, aby�my posz�y si� pobawi�.
Ruszy�am za Lawinia, kt�ra powiadomi�a mnie, �e b�dziemy si� bawi�y w chowanego. Wyj�a z kieszeni pensa i powiedzia�a: �Rzucimy monet�. Nie zrozumia�am, co ma na my�li. �Zagramy w or�a i reszk� - wyja�ni�a.
Wybra�am or�a.
Podrzuci�a monet� i z�apa�a j� w d�onie tak, �e nie mog�am nic zobaczy�.
- Wygra�am - oznajmi�a. - To znaczy, �e ja wybieram. Ty si� chowasz, a ja szukam. Id�. Licz� do dziesi�ciu...
- Gdzie...? - zacz�am.
- Gdziekolwiek.
- Ale ten dom jest taki du�y... �e nie wiem.
- No pewnie, �e jest du�y. To nie twoja g�upia plebania. � Popchn�a mnie. - Id� ju�. Zaczynam liczy�.
Oczywi�cie, by�a panienk� Lawinia z Wielkiego Domu, o rok starsz� ni� ja. Wykazywa�a du�� swobod� i obycie, a ja wyst�powa�am w roli go�cia. Dowiedzia�am si� od panny York, �e go�cie cz�sto musz� si� pogodzi� z kr�puj�cymi sytuacjami i robi� rzeczy, na kt�re nie maj� ochoty. Nale�a�o to do ich obowi�zk�w.
Opu�ci�am pok�j, w kt�rym Lawinia kontynuowa�a z�owrogie odliczanie. Trzy, cztery, pi��... Brzmia�o to jak uderzenia dzwonu pogrzebowego.
Pobieg�am przed siebie. Odnosi�am wra�enie, �e dom si� ze mnie wy�miewa. Jak mog�am ukry� si� w tym miejscu, je�li zupe�nie go nie zna�am?
Przez chwil� porusza�am si� na o�lep. Natkn�am si� na jakie� drzwi, kt�re otworzy�am. Prowadzi�y do niewielkiego pokoju. Sta�y w nim krzes�a z oparciami obszytymi niebiesko-��t� szyde�kow� koronk�. Moj� uwag� przyci�gn�� sufit, na kt�rym wymalowano t�uste amorki w�r�d ob�ok�w. Dalej znajdowa�y si� drugie drzwi, a za nimi korytarz.
Nie by�o gdzie si� schowa�. Nie wiedzia�am, co robi�. Mo�e powinnam wr�ci� do pokoju lekcyjnego, odszuka� pann� York i powiedzie�, �e chc� do domu? �a�owa�am, �e nie ma przy mnie Polly. Ona nigdy nie pozostawi�aby mnie na �ask� i nie�ask� panienki Lawinii.
Musia�am spr�bowa� wr�ci� t� sam� drog�. Cofn�am si� - jak s�dzi�am - po w�asnych �ladach. Dotar�am do drzwi, spodziewaj�c si�, �e lada chwila zobacz� t�uste amorki na suficie, lecz by�o to zupe�nie inne pomieszczenie. Znalaz�am si� w d�ugiej galerii z rz�dami obraz�w na �cianach. Na samym jej ko�cu sta�o podium z klawesynem i poz�acanymi krzes�ami.
Boja�liwie przyjrza�am si� portretom. Mia�am wra�enie, �e spogl�daj� z nich �ywi ludzie, pe�ni pretensji, i� o�mieli�am si� wkroczy� na ich terytorium.
Czu�am, �e ten dom szydzi ze mnie, i �a�owa�am, �e nie ma tu Polly. By�am bliska paniki. Doznawa�am niepokoj�cego wra�enia, �e nigdy nie wydostan� si� z tej pu�apki i do ko�ca �ycia b�d� si� b��ka�a, szukaj�c drogi na zewn�trz.
Na ko�cu galerii znajdowa�y si� drzwi. Przesz�am przez nie i zobaczy�am przed sob� nast�pny d�ugi korytarz. Stan�am u st�p schod�w. Mia�am do wyboru: i�� dalej albo wr�ci� do galerii. Wesz�am po stopniach; prowadzi�y do nast�pnego korytarza i nast�pnych drzwi.
Otworzy�am je zuchwale i znalaz�am si� w ciasnym, mrocznym pomieszczeniu. Pomimo wzbieraj�cego l�ku poczu�am narastaj�c� fascynacj�. Ten pok�j mia� w sobie co� obcego. W oknach wisia�y ci�kie brokatowe zas�ony i dziwnie tam pachnia�o. Dowiedzia�am si� p�niej, �e kadzid�em i olejkiem sanda�owym. Rze�bione drewniane sto�y pyszni�y si� mosi�nymi ornamentami. Na widok tego ekscytuj�cego miejsca zapomnia�am o strachu. Na gzymsie kominka sta� wachlarz. By� przepi�kny: mia� cudowny odcie� b��kitu i zdobi�y go du�e czarne plamy. Rozpozna�am je, gdy� widzia�am wcze�niej pawie na ilustracjach. By� to wachlarz z pawich pi�r. Zapragn�am go dotkn��. Wspi�am si� na palce i zdo�a�am musn�� pi�ra. By�y bardzo mi�kkie.
Potem rozejrza�am si� po pokoju. Dostrzeg�am drzwi i podesz�am do nich. Mo�e tam znajd� kogo�, kto wska�e mi drog� powrotn� do sali lekcyjnej i panny York.
Otworzy�am drzwi i zajrza�am ostro�nie.
Czyj� g�os zapyta�:
- Kto tam?
Wesz�am i odpowiedzia�am:
- Druzylla Delany. Przysz�am na podwieczorek i zgubi�am si�.
Ruszy�am naprz�d. Ujrza�am fotel z wysokim oparciem i siedz�c� w nim staruszk�. Nogi mia�a przykryte pledem, co wskazywa�o, �e jest chora. Obok sta� stolik zarzucony papierami, kt�re wygl�da�y jak listy.
Zerkn�a na mnie, ale nie spu�ci�am oczu. To nie moja wina, �e si� zgubi�am. Nie powinno si� traktowa� go�ci w ten spos�b.
- Po co do mnie przysz�a�, moja ma�a? - spyta�a piskliwym g�osem. By�a bardzo blada i dr�a�y jej r�ce. Przez chwil� wydawa�o mi si�, �e widz� ducha.
- Ja tylko bawi�am si� w chowanego i zab��dzi�am.
- Podejd� bli�ej, dziecko.
Spe�ni�am jej �yczenie.
- Nigdy ci� wcze�niej nie widzia�am - o�wiadczy�a.
- Mieszkam na plebanii. Przysz�am do Lawinii na podwieczorek i zacz�y�my si� bawi� w chowanego.
- Nikomu nie wolno mnie odwiedza�.
- Przepraszam.
Pokr�ci�a g�ow�.
- Czytam jego listy - powiedzia�a.
- Dlaczego pani to robi, skoro to pani� doprowadza do �ez? - spyta�am.
- By� cudownym cz�owiekiem. Los nam nie sprzyja�. To ja zawini�am. Zabi�am go. Powinnam by�a wiedzie�. Dosta�am ostrze�enie...
Pomy�la�am, �e nigdy nie zdarzy�o mi si� widzie� kogo� r�wnie dziwnego. Zawsze wyczuwa�am w tym domu co� niezwyk�ego.
Oznajmi�am, �e musz� wraca� do sali lekcyjnej.
- Nie b�d� wiedzieli, gdzie si� podzia�am. Poza tym jestem go�ciem i to chyba niegrzecznie myszkowa� po cudzym domu, prawda?
Wyci�gn�a r�k� z palcami podobnymi do szpon�w i pochwyci�a m�j przegub. Otworzy�am usta, by wezwa� pomoc, lecz w tej samej chwili otworzy�y si� drzwi i do pokoju wesz�a jaka� kobieta. Zdumia� mnie jej wygl�d. Nie by�a Angielk�. Mia�a bardzo ciemne w�osy i czarne, g��boko osadzone oczy; ubrana by�a w co�, co - jak si� p�niej dowiedzia�am - nosi�o nazw� �sari�. Ciemnoniebieski odcie� jej stroju, taki jak wachlarza, bardzo mi si� spodoba�. Poruszaj�c si� z wdzi�kiem, zapyta�a �piewnie:
-Ojej, panno Lucyllo, co si� dzieje? Kim jeste�, ma�a?
Wyja�ni�am, kim jestem i sk�d si� tu wzi�am.
- Och, panna Lawinia... zachowa�a si� bardzo, bardzo niegrzecznie. Zabawa w chowanego! - Unios�a ramiona. - W tym domu... a ty odnajdujesz pann� Lucyll�. Nikt tu nie przychodzi. Panna Lucylla woli samotno��.
- Bardzo przepraszam, nie chcia�am przeszkadza�.
Poklepa�a mnie po ramieniu.
- O nie, nie... to ta niegrzeczna panienka Lawinia. Nadejdzie dzie�... - Zacisn�a wargi i z�o�y�a r�ce, wpatruj�c si� w sufit. - Ale musisz wr�ci�. Poka�� ci drog�, chod� ze mn�.
Uj�a moj� d�o� i �cisn�a j� krzepi�co. Popatrzy�am na staruszk�. �zy sp�ywa�y powoli po jej policzkach.
- Ta cz�� domu nale�y do panny Lucylli - us�ysza�am. - Mieszkam z ni�. Jeste�my tutaj... a zarazem nie tutaj. Rozumiesz?
Nie rozumia�am, lecz mimo to skin�am g�ow�.
Wr�ci�y�my przez galeri�, a potem przez pokoje, kt�rych wcze�niej nie widzia�am, i niebawem dotar�y�my do sali lekcyjnej.
Jaka� kobieta otworzy�a drzwi. Panna York z pann� Etherton by�y poch�oni�te rozmow�. Lawinii nigdzie nie widzia�am. Wzdrygn�y si�, gdy mnie zobaczy�y.
- Co si� sta�o? - spyta�a panna Etherton.
- Bawi�y si� w chowanego. Ta ma�a panienka... nie zna domu. Zab��dzi�a i trafi�a do panny Lucylli.
- O, bardzo przepraszam - powiedzia�a panna Etherton. - Lawinia powinna lepiej zadba� o go�cia. Dzi�kuj� ci, Aiszo.
U�miechn�am si� do niej. Podoba� mi si� jej �agodny g�os i �yczliwe, ciemne oczy. Odwzajemni�a m�j u�miech i z gracj� odesz�a.
- Mam nadziej�, �e Druzylla... ehm - zacz�a panna York.
- O, nie. Panna Lucylla mieszka osobno ze swoimi hinduskimi s�u��cymi. Mieszka�a w Indiach, wie pani. Rodzina ma powi�zania z Kompani� Wschodnioindyjsk�. Panna Lucylla jest...troch� dziwna.
Obie guwernantki spojrza�y na mnie i domy�li�am si�, �e wola�yby porozmawia� na ten temat w cztery oczy. Zwr�ci�am si� do panny York:
- Chcia�abym wr�ci� do domu.
Zrobi�a niepewn� min�, lecz panna Etherton u�miechn�a si� do niej ze zrozumieniem.
- No c� - uleg�a moja guwernantka - istotnie chyba ju� czas.
- Je�li musicie... - zawt�rowa�a panna Etherton. - Nie wiem, doprawdy, gdzie te� si� podzia�a panna Lawinia. Powinna po�egna� go�cia.
Lawinia odnalaz�a si� przed naszym wyj�ciem. Podzi�kowa�am jej ch�odnym tonem.
- To bardzo niem�drze z twojej strony, �e zab��dzi�a�. No ale nie bywa�a� przecie� w takich domach jak ten.
Tu wkroczy�a panna Etherton.
- Nie ma zapewne drugiego takiego domu, Lawinio. No c�... ch�tnie was tu jeszcze zobaczymy.
Wysz�y�my razem z pann� York. Szepn�a do mnie przez zaci�ni�te usta:
- Nie zamieni�abym si� z pann� Etherton... a podobno ch�opak jest jeszcze gorszy.
Wtem przypomnia�a sobie, z kim rozmawia i oznajmi�a, �e bardzo mi�o sp�dzi�a czas.
Nie mog�am si� z ni� zgodzi�, lecz dla mnie by�a to z pewno�ci� niezapomniana wizyta.
Cho� nie pali�am si� do nast�pnych odwiedzin, dom Framling�w coraz bardziej mnie fascynowa�. Ilekro� przechodzi�am obok, my�la�am o dziwacznej starszej damie i jej towarzyszce. Po�era�a mnie ciekawo��, gdy� by�am z natury dociekliwa; to mnie ��czy�o z Polly.
Czasami, kiedy ojciec nie by� zaj�ty, schodzi�am do jego gabinetu. Robi�am to zazwyczaj tu� po podwieczorku. Czu�am si� niemal jak przedmiot, na przyk�ad okulary, o kt�rych cz�sto zapomina�. Rozgl�da� si� za nimi, gdy ich potrzebowa�, a o mnie przypomina� sobie z poczucia obowi�zku.
Jego roztargnienie mia�o w sobie co� rozczulaj�cego. Zawsze odnosi� si� do mnie �agodnie i by�am pewna, �e cz�ciej by o mnie my�la�, gdyby nie poch�ania�a go wojna troja�ska.
Rozmowa z nim przypomina�a gr� - ojciec stara� si� podj�� jaki� klasyczny temat, ja za� usi�owa�am go sprowadzi� na inny tor.
Zawsze pyta�, jak mi idzie nauka i czy lubi� moj� guwernantk�. Odpowiada�am, �e radz� sobie nie�le i �e panna York wydaje si� zadowolona z moich post�p�w. Kiwa� g�ow� z u�miechem.
- Uwa�a, �e jeste� troch� zbyt impulsywna - m�wi� - ale ma o tobie dobre zdanie.
- Mo�e my�li, �e jestem impulsywna, bo sama taka nie jest.
- To niewykluczone. Musisz si� jednak wystrzega� pochopnych dzia�a�. Przypomnij sobie Faetona.
Nie bardzo wiedzia�am, kim by� Faeton, lecz gdybym o to zapyta�a, ojciec rozpocz��by d�ug� opowie��, a potem przeszed� do innych postaci z odleg�ych czas�w, kiedy to ludzie zmieniali si� w krzewy laurowe i inne ro�liny, a bogowie przybierali posta� �ab�dzia lub byka, zalecaj�c si� do �miertelniczek. Takie post�powanie wydawa�o mi si� nader dziwaczne i wprost nie do wiary.
- Ojcze - zagadn�am - czy wiesz co� o pannie Lucylli Framling?
Jego oczy nabra�y roztargnionego wyrazu. Si�gn�� po okulary, jak gdyby dzi�ki nim m�g� lepiej widzie� wspomnian� dam�.
- Lady Harriet raz o niej wspomina�a... To kto� z Indii, jak przypuszczam.
- By�a z ni� hinduska s�u��ca. Widzia�am t� star� dam�. Na trafi�am na ni�, gdy si� zgubi�am podczas zabawy w chowanego. Ta Hinduska zaprowadzi�a mnie do panny York. To by�o ekscytuj�ce.
- S�ysza�em, �e Framling�w co� ��czy z Indiami. Chyba chodzi o Kompani� Wschodnioindyjsk�.
- Ciekawe, dlaczego panna Lucylla zamkn�a si� w bocznym skrzydle domu.
- Straci�a ukochanego, jak mi si� zdaje. To bardzo smutne. Przypomnij sobie Orfeusza, kt�ry zst�pi� do krainy cieni, by odnale�� Eurydyk�.
Tajemnica panny Lucylli Framling poch�on�a mnie do tego stopnia, �e pozwoli�am ojcu wygra� t� rund�. Reszt� popo�udnia zdominowa� Orfeusz i jego wyprawa do krainy cieni po ma��onk�, kt�r� utraci� tu� po �lubie.
Pomimo niefortunnego pocz�tku moja znajomo�� z Lawini� rozwija�a si� dalej i cho� k�ad� si� mi�dzy nami cie� antypatii, dziewczynka budzi�a moje zainteresowanie - nie tyle zreszt� ona sama, ile dom, w kt�rym wszystko mog�o si� zdarzy�. Przekraczaj�c jego pr�g, czu�am zawsze, �e czeka mnie jaka� przygoda.
Opowiedzia�am Polly o zabawie w chowanego i o spotkaniu ze staruszk�.
- Ech - zniecierpliwi�a si� - to mi dopiero mi�a panienka. Nie umie podejmowa� go�ci, ot co. A nazywa siebie dam�.
- Powiedzia�a, �e plebania jest ciasna.
- Niechby spr�bowa�a wnie�� w�giel na g�r� po tych schodach!
Parskn�am �miechem. Polly zawsze mia�a na mnie dobry wp�yw.
- Ty masz w sobie sto razy wi�cej z ma�ej damy ni� ona, bez dw�ch zda� - o�wiadczy�a. - Po prostu musisz stawi� jej czo�o. Powiedz kilka s��w do s�uchu, a je�li to si� jej nie spodoba, nic nie szkodzi. Tak sobie my�l�, �e mog�abym ci� zabra� w jakie� mi�e miejsce, gdzie bawi�aby� si� lepiej ni� w tym starym gmaszysku. Ju� czas postawi� na nim krzy�yk, jakby mnie kto pyta�.
- Och, Polly, to naprawd� wspania�y dom!
- Szkoda, �e ci, co w nim mieszkaj�, nie potrafi� si� przyzwoicie zachowa�.
Wchodz�c do Wielkiego Domu, my�la�am zawsze o Polly. Powtarza�am sobie, �e nie jestem gorsza od Framling�w. Lepiej si� uczy�am. Pods�ucha�am niechc�cy pani� Janson, jak m�wi�a komu�, �e panna Etherton ma nieustanny k�opot z panienk� Lawini�, kt�ra nie chce przychodzi� na lekcje i przez to jest op�niona w nauce w stosunku do innych dzieci. Wiedzia�am, kim s� owe �inne dzieci�, i poczu�am dum�. Warto by�o o tym pami�ta� w obecno�ci Lawinii. Ponadto moje maniery okaza�y si� lepsze ni� jej, cho� mo�e celowo zachowywa�a si� w nieodpowiedni spos�b. Przebywa�am ju� w towarzystwie Lawinii dostatecznie d�ugo, by wiedzie�, �e jest z natury buntowniczk�.
Dzi�ki napomnieniom Polly, by odp�aca� pi�knym za nadobne, nie zachowywa�am si� tak niepewnie, jak za pierwszym razem.
M�j ojciec nieustannie powtarza�, �e wszelka wiedza jest dobrem i nigdy jej nie za wiele. Panna York przyznawa�a mu racj�. Istnia�a jednak dziedzina wiedzy, kt�rej wcale nie pragn�am pozna�.
Poniewa� lady Harriet odnosi�a si� przychylnie do mojej przyja�ni z Lawini�, musia�am podtrzymywa� nasz� znajomo��. La-winia uczy�a si� je�dzi� konno i lady Harriet orzek�a, �e mog� uczestniczy� w tej nauce. Ojciec by� zachwycony, wi�c zacz�am towarzyszy� Lawinii podczas przeja�d�ek. Kr��y�y�my po padoku pod czujnym spojrzeniem Joego Cricksa, g��wnego stajennego.
Lawinia polubi�a konn� jazd� i dobrze j� opanowa�a. Demonstrowanie, jak dalece przewy�sza mnie pod tym wzgl�dem, sprawia�o jej wielk� przyjemno��. Wykonywa�a brawurowe manewry i nie s�ucha�a polece�. Nieszcz�sny Joe Crieks niejeden raz najad� si� strachu; a Lawinia wkr�tce za��da�a zwolnienia z lon�y.
- Je�li panienka chce dobrze pokierowa� wierzchowcem - t�umaczy� Joe - to grunt, �eby si� go nie ba�. Niech ko� wie, kto tu rz�dzi. Z drugiej strony... s� r�ne niebezpiecze�stwa.
Lawinia potrz�sn�a p�owymi lokami. Ch�tnie to robi�a. Mia�a wspania�e w�osy i w ten spos�b zwraca�a na nie uwag�.
- Dobrze wiem, co robi�, Crieks - oznajmi�a.
- Nie m�wi�, �e nie, panno Lawinio. M�wi� tylko, �e musi panienka uwa�a� na konia. Mo�e panienka wie, co robi, ale te zwierz�ta �atwo si� denerwuj�. Czasami strzela im do �b�w co�, czego si� cz�owiek nie spodziewa.
Lawinia jednak w dalszym ci�gu robi�a po swojemu, powodowana �mia�o�ci� i przekonaniem, �e wszystko wie lepiej.
- B�dzie z niej dobra amazonka - oceni� Joe Crieks. - To znaczy, je�li nie przeszar�uje. Panna Druzylla jest spokojniejsza. Wci�gnie si� z czasem... i mo�e by� naprawd� niez�a.
Bardzo lubi�am te lekcje, kr��enie po padoku, emocje pierwszego galopu, dreszcz towarzysz�cy pierwszemu cwa�owi.
Pewnego popo�udnia jak zwykle odprowadzi�y�my konie do stajni. Lawinia zsiad�a i rzuci�a wodze stajennemu. Ja zawsze zatrzymywa�am si� na chwil�, �eby poklepa� wierzchowca i zagada� do niego, tak jak nas uczy� Joe. �Nie zapominajcie - t�umaczy� - �e je�li b�dziecie konia dobrze traktowa�, to on si� wam odwzajemni. Konie s� jak ludzie. Musicie o tym pami�ta�.
Ze stajni ruszy�am przez trawnik w stron� domu. Mia�am zje�� podwieczorek z Lawinia w pokoju lekcyjnym. Panna York ju� tam siedzia�a, wiod�c mi�� pogaw�dk� z pann� Etherton.
W domu byli go�cie. To si� cz�sto zdarza�o, lecz nas nie dotyczy�o. Bardzo rzadko widywa�y�my lady Harriet, za co by�am niewypowiedzianie wdzi�czna.
Musia�am min�� otwarte okno bawialni i k�tem oka dostrzeg�am kilka os�b oraz pokoj�wk�, podaj�c� herbat�. Przemkn�am po�piesznie, odwracaj�c oczy. Potem przystan�am, by zerkn�� na t� cz�� domu, w kt�rej najprawdopodobniej mieszka�a panna Lucylla. I wtedy dobieg� mnie z bawialni czyj� g�os:
- Kim jest to niepozorne dziecko, Harriet?
- Och, masz na my�li c�rk� pastora? Bywa tu do�� cz�sto. Dotrzymuje towarzystwa Lawinii.
- Jak�e one si� r�ni�! No, ale Lawinia jest taka �liczna.
- O, tak... Widzisz, w naszej okolicy trudno znale�� kogo� odpowiedniego... Odnosz� wra�enie, �e to ca�kiem mi�e dziecko. Tak uwa�a guwernantka, a Lawinia powinna od czasu do czasu mie� jakie� towarzystwo. Nie bardzo jest w czym wybiera�, musimy si� wi�c zadowoli� tym, co mamy.
Wpatrzy�am si� w przestrze�. To ja by�am tym niepozornym dzieckiem. To ja znalaz�am si� tutaj z braku kogo� lepszego. Dozna�am wstrz�su. Wiedzia�am, �e moje w�osy maj� nieokre�lony br�zowy odcie�, s� proste i niesforne... zupe�nie inne ni� p�owe loki Lawinii. Moje oczy w og�le nie mia�y koloru; by�y jak woda, niebieskawe, kiedy ubra�am si� na niebiesko, zielonkawe, gdy na zielono, i bezbarwne przy br�zach. Wiedzia�am, �e mam szerokie usta i zupe�nie zwyczajny nos. Czyli na tym polega�o bycie niepozorn�.
A Lawinia, oczywi�cie, jest pi�kna.
W pierwszym odruchu chcia�am wej�� do pokoju i za��da� natychmiastowego powrotu do domu, gdy� bardzo mnie to wszystko rozstroi�o. Czu�am w gardle tward� gul�, ale nie p�aka�am. P�acz towarzyszy� u mnie nieco mniej intensywnym emocjom. Zosta�am g��boko zraniona i wydawa�o mi si�, �e rana nigdy si� nie zagoi.
- Sp�ni�a� si� - powita�a mnie Lawinia.
Niczego jej nie t�umaczy�am. Wiedzia�am, jaka by�aby reakcja.
Popatrzy�am na ni� raz jeszcze. Nic dziwnego, �e mog�a si� niegrzecznie zachowywa�. By�a taka �adna, �e ludziom nie przeszkadza�o jej post�powanie.
Polly, rzecz jasna, zauwa�y�a moje przygn�bienie.
- Ej�e, mo�e by� mi powiedzia�a?
- O czym, Polly?
- Dlaczego wygl�dasz jak kto�, kto zgubi� suwerena, a znalaz� �wier�pens�wk�.
Nie mog�am d�ugo udawa� przed moj� opiekunk�, �e nic si� nie sta�o, wi�c opowiedzia�am jej o wszystkim.
- Jestem niepozorna, Polly. To znaczy, brzydka. I zapraszaj� mnie tylko dlatego, �e nikogo lepszego nie mog� znale��.
- W �yciu nie s�ysza�am podobnych bredni! Nie jeste� brzydka. Jeste�, jak to si� m�wi, interesuj�ca, a to o wiele lepiej na d�u�sz� met�. Je�li nie chcesz wi�cej chodzi� do tamtego domu, ju� ja o to zadbam. P�jd� do pastora i powiem, �e koniec z wizytami. Z tego, co s�ysz�, niewiele stracisz.
- Czy ja naprawd� jestem taka niepozorna?
- Owszem. Mniej wi�cej tak, jak tort urodzinowy ze �wieczkami.
Musia�am si� u�miechn��.
- Masz buzi�, kt�ra ka�e ludziom zatrzyma� si� i popatrze� na ciebie drugi raz. Ta ca�a Lawinia, czy jak jej tam, wcale nie jest taka �adna, kiedy stroi fochy, a robi to cz�sto. Co� ci powiem. Jak tak dalej p�jdzie, nied�ugo b�dzie mia�a kurze �apki wok� oczu i zmarszczki na ca�ej twarzy. I powiem ci jeszcze jedno. Kiedy si� u�miechasz, rozja�nia ci si� ca�a buzia. Jeste� naprawd� �liczna, daj� s�owo.
Polly podnios�a mnie na duchu i zapomnia�am o swojej brzydocie, a poniewa� Wielki Dom zawsze mnie fascynowa�, stara�am si� nie my�le� o tym, �e zapraszano mnie tam wy��cznie dlatego, �e nikogo lepszego nie by�o pod r�k�.
Od czasu do czasu, cho� z rzadka, zdarza�o mi si� widywa� Fabiana. Ilekro� go zobaczy�am, przypomina�y mi si� dni, gdy odgrywa�am rol� jego dziecka. Z pewno�ci� wszystko pami�ta�, poniewa� mia� siedem lat, kiedy to si� zdarzy�o.
Przewa�nie przebywa� w szkole i cz�sto sp�dza� wakacje z kolegami. Owi koledzy odwiedzali Wielki Dom, lecz prawie nas nie zauwa�ali.
Pewnego razu - chyba na Wielkanoc - Fabian przyjecha� do domu. Zaledwie zjawi�y�my si� tam z pann� York, lun�� deszcz. Po podwieczorku obydwie z Lawinia pozostawi�y�my guwernantki oddaj�ce si� zwyk�ej pogaw�dce. Zastanawia�y�my si� w�a�nie, co robi�, gdy drzwi si� otworzy�y i wszed� Fabian.
Bardzo podobny do siostry, tyle �e znacznie dojrzalszy i wy�szy, sprawia� wra�enie o wiele starszego, zw�aszcza �e by�am o rok m�odsza ni� Lawinia, cztery lata m�odsza od brata. Musia� zatem mie� dwana�cie lat, a poniewa� jeszcze nie uko�czy�am siedmiu, wydawa� mi si� prawie doros�y.
Lawinia uwiesi�a si� u jego ramienia, jakby chcia�a oznajmi�: �Oto m�j brat. Wracaj sobie do panny York, ju� nie jeste� mi potrzebna�.
Popatrzy� na mnie dziwnie - wiedzia�am, �e pami�ta tamto wydarzenie z przesz�o�ci. By�am dzieckiem, kt�re uzna� za swoje. Epizod ten musia� wywrze� wra�enie nawet na kim� tak �wiatowym jak Fabian.
- Zostaniesz ze mn�? - poprosi�a Lawinia. - Podpowiesz, co mamy robi�? Pomys�y Druzylli s� takie niem�dre. Ona lubi r�ne wymy�lne zabawy. Panna Etherton twierdzi, �e Druzylla umie o wiele wi�cej ni� ja... z historii i tak dalej.
- Niewiele potrzeba, �eby wiedzie� wi�cej ni� ty � zauwa�y� Fabian.
Gdyby powiedzia� to ktokolwiek inny, wpad�aby w furi�; teraz jednak tylko zachichota�a rado�nie. Odkry�am ze zdumieniem, �e istnieje na �wiecie kto�, do kogo Lawinia czuje szacunek, nie licz�c oczywi�cie lady Harriet, kt�r� wszyscy darzyli respektem.
- Historia... - odezwa� si� z namys�em Fabian. - Lubi� histori�. Rzymian i tak dalej. Mieli niewolnik�w. Ju� wiem, w co si� pobawimy.
- Och, Fabianie... naprawd�?
- Tak. Ja b�d� rzymskim cezarem.
- Kt�rym? - spyta�am.
Zastanawia� si� przez chwil�.
- Juliuszem... albo mo�e Tyberiuszem.
- On by� okrutny dla chrze�cijan.
- Nie musisz by� chrze�cija�sk� niewolnic�. B�d� cezarem, a wy moimi niewolnicami i poddam was pr�bie.
- Mog� zosta� kr�low�... albo cezarow� czy kim� tam, kogo oni mieli - oznajmi�a Lawinia. - A Druzylla zostanie nasz� niewolnic�.
- Ty te� b�dziesz niewolnic� - zdecydowa� Fabian, ku mej rado�ci, a przera�eniu siostry. - Wyznacz� wam zadania, na poz�r niewykonalne, aby was wypr�bowa� i sprawdzi�, czy jeste�cie godne zosta� moimi niewolnicami. Powiem: �Przynie�cie mi z�ote jab�ka Hesperyd�... czy co� w tym rodzaju.
- Sk�d je we�miemy? - wtr�ci�am. - To grecki mit, ojciec mi go opowiada�. One naprawd� nie istniej�.
Lawini� zacz�a niecierpliwi� paplanina niepozornej istoty z zewn�trz.
- Wyznacz� ka�dej z was zadanie do wykonania, a je�li zawiedziecie, spadnie na was m�j gniew.
- Byleby to nie by�a wyprawa do krainy cieni i sprowadzanie zmar�ych czy co� w tym rodzaju - zastrzeg�am.
- Takiego rozkazu nie wydam. Zadania b�d� trudne... lecz wykonalne.
Za�o�y� ramiona na piersi i zamkn�� oczy, jakby pogr��ony w my�lach. Nast�pnie przem�wi� jak wyrocznia, o kt�rej niekiedy wspomina� m�j ojciec.
- Ty, Lawinio, przyniesiesz mi srebrny kielich. Ten, na kt�rym s� wyryte li�cie akantu.
- Nie - zaprotestowa�a Lawinia. - On stoi w nawiedzonym pokoju!
Nigdy nie widzia�am jej tak wstrz��ni�tej i zdumia�o mnie, �e brat potrafi� st�umi� bunt w zarodku. Odwr�ci� si� ku mnie.
- A ty przyniesiesz mi wachlarz z pawich pi�r. Gdy moje niewolnice powr�c�, wypij� wino z kielicha i ka�� si� wachlowa� wachlarzem z pawich pi�r.
Moje zadanie nie wydawa�o si� zbyt trudne. Wiedzia�am, gdzie znale�� wachlarz. Zd��y�am ju� lepiej pozna� dom i umia�am trafi� do pokoi panny Lucylli. Mog�am z �atwo�ci� w�lizn�� si� tam, zabra� wachlarz i przynie�� go Fabianowi. I to tak pr�dko, �e zas�u�� na pochwa��, zanim nieszcz�sna Lawinia zbierze odwag�, by wej�� do nawiedzonego pokoju.
Pospiesznie ruszy�am w drog�. Ogarn�o mnie radosne podniecenie. Obecno�� brata Lawinii przypomina�a mi o uprowadzeniu i o tym, �e mieszka�am w Wielkim Domu dwa tygodnie, zupe�nie jakbym nale�a�a do rodziny. Chcia�am zadziwi� Fabiana szybko�ci�, z jak� wykonam wyznaczone zadanie.
Dotar�am wreszcie do drzwi pokoju. A je�li tam jest Aisza, ta Hinduska? Co jej powiem? �Przepraszam, czy mog� wzi�� wachlarz? To taka zabawa, a ja jestem niewolnic��.
U�miechn�aby si� zapewne i odrzek�a �ojej� tym swoim �piewnym tonem. Z pewno�ci� by�aby rozbawiona i sk�onna do ust�pstw; nie wiedzia�am jednak, jak zareagowa�aby starsza dama. Ale ona siedzia�a przecie� w s�siednim pomieszczeniu, okryta pledem, i p�aka�a nad przesz�o�ci�, wyzieraj�c� ku niej z list�w.
Ostro�nie uchyli�am drzwi. Poczu�am mocny zapach drewna sanda�owego. Wsz�dzie panowa�a cisza. A na kominku dostrzeg�am wachlarz.
Wspi�am si� na palce, zdj�am go i wybieg�am z pokoju.
Fabian popatrzy� na mnie ze zdumieniem.
- Ju� go znalaz�a�? - Za�mia� si� g�o�no. - Nigdy bym nie przypuszcza�. Sk�d wiedzia�a�, gdzie jest?
- Widzia�am go wcze�niej. Wtedy, kiedy bawi�am si� w chowanego z Lawinia. Wesz�am do tamtego pokoju przypadkiem, bo zab��dzi�am.
-Widzia�a� moj� cioci� Lucyll�?
Kiwn�am g�ow�. Nie odrywa� ode mnie oczu.
- Dobrze si� spisa�a�, niewolnico - powiedzia�. - Teraz mo�esz mnie powachlowa�, gdy b�d� oczekiwa� kielicha nape�nionego winem.
- Naprawd� chcesz, �eby ci� wachlowa�? Tu jest do�� ch�odno.
Zerkn�� w stron� okna, od kt�rego troch� ci�gn�o. Po szybie sp�ywa�y krople deszczu.
- Kwestionujesz moje rozkazy, niewolnico? - spyta�.
- Nie, o panie - odpar�am zgodnie z regu�ami gry.
- Zatem wykonaj polecenie.
Wkr�tce potem wr�ci�a Lawinia z kielichem. Pos�a�a mi jadowite spojrzenie, gdy� wykona�am zadanie wcze�niej ni� ona. Odkry�am, �e zabawa mi si� podoba.
Kielich zosta� nape�niony winem. Fabian wyci�gn�� si� na sofie. Stan�am za nim, dzier��c wachlarz z pawich pi�r. Lawinia ukl�k�a, wznosz�c kielich.
K�opoty nie da�y na siebie d�ugo czeka�. Us�yszeli�my podniesione g�osy i szybkie kroki. Rozpozna�am g�os Aiszy. Do pokoju wpad�a panna Etherton, a tu� za ni� panna York.
To by�a dramatyczna chwila. Pojawi�y si� inne osoby, kt�rych nie zna�am i wszystkie patrzy�y na mnie. Zapad�a g��boka cisza, a potem panna York podbieg�a do mnie.
- Co� ty zrobi�a? - zawo�a�a.
Aisza na m�j widok wyda�a cichy okrzyk.
- To ty! Ty go wzi�a�. Ojej, ojej... A wi�c to ty.
Zrozumia�am, �e m�wi� o wachlarzu.
- Jak mog�a�? - spyta�a panna York. Widz�c moj� oszo�omion� min�, doda�a: - Zabra�a� wachlarz. Dlaczego?
- To... to by�a tylko zabawa - wyj�ka�am.
- Zabawa! - powt�rzy�a panna Etherton. - Wachlarz... � Jej g�os dr�a� z emocji.
- Przepraszam... - zacz�am.
Wtem wesz�a lady Harriet: Wygl�da�a niczym bogini zemsty i nagle poczu�am, �e kolana uginaj� si� pode mn�. Fabian podni�s� si� z sofy.
- O co tyle ha�asu? - powiedzia�. - By�a moj� niewolnic�. To ja kaza�em jej przynie�� wachlarz.
Dostrzeg�am wyraz ulgi na twarzy panny Etherton i zachcia�o mi si� �mia�. M�g� to by� �miech nieco histeryczny, jednak �miech.
Oblicze lady Harriet z�agodnia�o.
- Och, Fabianie! - wyszepta�a.
- Ale wachlarz... - zacz�a Aisza. - Wachlarz panny Lucylli...
- Ja jej kaza�em go przynie�� - powt�rzy� Fabian. - Nie mia�a wyboru, musia�a mnie us�ucha�. Jest moj� niewolnic�.
Lady Harriet wybuchn�a �miechem.
- No c�, sama widzisz, Aiszo. Odnie� wachlarz pannie Lucylli. Nic z�ego mu si� nie sta�o i sko�czmy na tym. � Odwr�ci�a si� do syna. - Lady Goodman pyta w li�cie, czy nie chcia�by� sp�dzi� cz�ci letnich wakacji u Adriana. Co ty na to?
Fabian nonszalancko wzruszy� ramionami.
- Pom�wimy o tym? Chod�, m�j drogi. Powinni�my jej jak najspieszniej odpowiedzie�.
Ch�opak wyszed� za matk�, obrzuciwszy wzgardliwym spojrzeniem zebrane towarzystwo, kt�re tak bardzo si� przej�o b�ahostk�, za jak� uzna� po�yczenie wachlarza.
Incydent, jak mi si� zdawa�o, dobieg� ko�ca. Wszyscy ogromnie si� przej�li, poniewa� wachlarz by� z jakiego� powodu wa�nym przedmiotem, lecz lady Harriet wraz z Fabianem ca�kowicie zlekcewa�yli jego znaczenie.
Aisza odesz�a, trzymaj�c ostro�nie wachlarz, jakby by� jak�� niez