9450

Szczegóły
Tytuł 9450
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9450 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9450 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9450 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KARL EDWARD WAGNER MROCZNA KRUCJATA (Dark Crusade) Prze�o�y�a Dorota �ywno PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1991 Tytu� orygina�u Dark Crusade Ilustracja Robert Chmielewski Opracowanie graficzne Bogdan Dams Krzysztof Izdebski Redaktor Olaf Szewczyk Redaktor serii Janusz M. Piszczek Copyright � 1976 by Karl Edward Wagner For the Polish edition Copyright � by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL Gda�sk 1991 Wydanie I ISBN 83-85276-11-4 Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca Krak�w Zam. 2856/91 Druk z dostarczonych diapozytyw�w ,, Westchnienie nieszcz�snego �o�nierza Sp�ywa krwi� po �cianach Pa�acu." William Blake, �Londyn" Bobowi Hexfordowi � Nie b�dziemy wi�cej w��czy� si� Noc� o tak p�nej porze... PROLOG � Tu nie znajdziesz schronienia. � Co takiego?! �cigany m�czyzna odwr�ci� si� gwa�townie i nieufnie przyjrza� si� cieniom. Tam, w ciemnym za�omie przypory muru sta�a posta� w czarnych szatach, kt�rej nie dostrzega� jeszcze przed chwil�, kiedy na uginaj�cych si� nogach, chwiejnym krokiem zmierza� ku mrocznym murom prastarej wie�y. Z g��bi ciemnych ulic, kt�rymi ucieka�, dochodzi�y krzyki i odg�osy zbrojnego po�cigu. W czarnej ciszy pod wie�� s�ycha� by�o tylko jego ochryp�y, przyspieszony oddech i ciche kapanie krwi s�cz�cej si� z ramienia. M�czyzna wzni�s� niezdarnie miecz w kierunku, z kt�rego dochodzi� g�os. � Nie znajdziesz tu schronienia � powt�rzy� m�czyzna w czarnych szatach. � Nie w Legowisku Yslsla. Ko�cista r�ka wysun�a si� ruchem w�a z fa�d ciemnej szaty i wskaza�a na czarn� kamienn� wie��, wznosz�c� si� w bezgwiezdne niebo. Ranny wojownik, �ledz�c �w gest, spojrza� w g�r� na mroczny masyw opuszczonej wie�y. Ludzie powiadali, �e jest starsza ni� miasto Ingoldi. Starsza nawet ni� forteca Ceddi, kt�rej zniszczone od wiatru fortyfikacje niegdy� stanowi�y ca�o�� z czarn� wie��. Opuszczona obecnie wie�a stanowi�a przedmiot niezliczonych ponurych legend. Tej jednak nocy stra�e z pochodniami i wyci�gni�tymi mieczami sprawi�y, �e ziej�ce wej�cie do niej i zaro�ni�te paj�czynami spiralne schody zdawa�y si� mi�ym schronieniem. � Co ty wiesz, starcze! � warkn�� �cigany m�czyzna. � Tylko to, �e stra�e, kt�re sz�y po �ladach twojej krwi nie zawahaj� si� przeszuka� wie�y. Nie ujdziesz im w Legowisku Yslsla i tylko paj�ki i nietoperze b�d� os�ania� plecy dzielnego Orteda w czasie jego ostatniej walki. Wojownik uni�s� nieco barki masywne jak u byka. � A wi�c znasz mnie, starcze. � W ca�ym Shapeli znana jest s�awa Orteda. A ca�e Ingoldi m�wi o tym, jak wraz ze swymi wilkami, wpad�e� dzi� w pu�apk�, kiedy o�mieli�e� si� wkroczy� do miasta, by z�upi� Targ Cech�w. Bandyta za�mia� si� gorzko. � Nikt spo�r�d prostego ludu Shapeli nie podni�s�by r�ki przeciw nam � a zdradzi� mnie jeden z moich w�asnych ludzi. Podszed� bli�ej do postaci w czarnej szacie. � Znam ci�, starcze � jeste� kap�anem Sataki, s�dz�c po twej czarnej sutannie i z�otym medalionie. My�la�em, �e Satakijczycy, odci�ci od reszty pospolitego �wiata, nie opuszczaj� zakurzonych sal Ceddi. � Nie zapomnieli�my �wiata poza murami Ceddi � odrzek� kap�an. � Ani te� nie jeste�my przyjaci�mi tych, kt�rzy uciskaj� biednych, by gromadzi� ziemskie bogactwa. W s�katych palcach szarpi�cych za okrwawiony r�kaw by�a zaskakuj�ca si�a. � Chod�. Udzielimy ci schronienia w Ceddi. � Czy to kolejna pu�apka? Ostrzegam ci� � nie do�yjesz tej chwili, by cieszy� si� upragnion� nagrod�! � Nie b�d� g�upcem. Gdybym pragn�� twej �mierci, m�g�bym ju� dawno podnie�� alarm. Chod�. Niemal ju� nas dogonili. W pobli�u jest droga na drug� stron� muru. Nie maj�c nic do stracenia, Orted podda� si� sile d�oni ci�gn�cej go za r�kaw. Kap�an cofn�� si� w cie� wie�y, prowadz�c go przez zasypany gruzem dziedziniec ku zrujnowanemu murowi. W k�cie muru p�yta dziedzi�ca obr�ci�a si� wok� osi w d�, a schody prowadzi�y jeszcze ni�ej. Kap�an schodzi� pewnie; zaniepokojony w�dz bandyt�w pod��y� za nim. Niewiele wiedziano o Satakijczykach, lecz kr���ce w�r�d ludu pog�oski o tym pradawnym kulcie nie by�y przyjemne. Jednak�e pochodnie by�y bardzo blisko, a groty strza� tkwi�ce w jego barku i boku wysysa�y ze� resztki si�. Kiedy wszed� w g��b mrocznego i pos�pnego korytarza, wej�cie cicho zawar�o si� za nim. Orted odwr�ci� si�, by zobaczy� czyja r�ka je zamkn�a. Zauwa�y� szybki ruch kap�ana za swoimi plecami. A potem nie czu� ju� niczego. Po jakim� czasie wr�ci�o mu czucie. Bola� go ty� czaszki. Jego nagie cia�o dotyka�o zimnego kamienia. Ko�czyny by�y wyci�gni�te i unieruchomione. Otworzy� oczy. Nad nim, rozci�gni�ty w mroku, unosi� si� nagi m�czyzna. Orted potrz�sn�� g�ow�, walcz�c z b�lem i zawrotami g�owy. Mg�a, przes�aniaj�ca mu wzrok, znikn�a. Spojrza� w czarne lustro zawieszone wysoko na suficie. To on by� tym nagim m�czyzn�. Le�a� rozci�gni�ty na okr�g�ej p�ycie z czarnego kamienia, z kostkami i nadgarstkami przywi�zanymi rzemieniem. Jego ko�czyny spoczywa�y w kamiennych wy��obieniach, a w lustrze rozpozna� pier�cie� znak�w wyrytych na obwodzie kr�gu. By� taki sam jak ten na z�otym medalionie, kt�ry nosi� kap�an � avella�ski krzy� z kr�giem starszych glif�w. Lecz to on le�a� teraz na tym krzy�u, kt�ry by� o�tarzem Sataki. Orted zakl�� w�ciekle i szarpn�� wi�zy. Nawet gdyby nie by� ranny, by�oby to bezskuteczne. Odziane na czarno kr���ce wok� o�tarza postacie spogl�da�y na niego z g�ry, a ich twarze, jak pozbawione wyrazu plamy, gin�y w cieniu kaptur�w. Orted krzycza� do nich z w�ciek�o�ci�: � Gdzie jeste�, ty parszywy, skurwysy�ski k�amco?! Czy to jest schronienie, jakie obiecywa�e�?! Dlaczego nie zostawi�e� mnie stra�om � to by�aby godniejsza �mier�! � To by�aby bezu�yteczna �mier� � zadrwi� znajomy g�os. � Trudno znale�� ofiary w tych ponurych czasach, a moich braci jest niewielu i s� zbyt starzy. Od miesi�cy nie mogli�my zwabi� do Ceddi �adnego g�upca, kt�rego znikni�cie nie by�oby zauwa�one. Pomimo, �e jeste� zbrodniarzem i rabusiem, tw�j ostatni czyn, �mia�y Ortedzie, przyniesie po�ytek. Od wielu lat nie po�wi�cali�my Sataki duszy tak silnej jak twoja. Nie zwa�aj�c na przekle�stwa wi�nia rozpocz�to czarnoksi�skie inwokacje. Bandyta wy� z w�ciek�o�ci i szarpa� wi�zy � lecz ani jego krzyki nie przerwa�y cichego �piewu, ani nogi nie potrafi�y wyzwoli� si� z p�t. Orted, cz�owiek niewierz�cy, wo�a� Thoema, Vaula, wszystkich innych bog�w, kt�rych imiona zna�. Kiedy nie odpowiedzieli, banita b�aga� o pomoc Thro'elleta Siedmiookiego, Ksi�cia Tlouvina albo Sathonysa i innych w�adc�w demon�w, kt�rych imion lepiej nie wymienia�. Je�li nawet us�yszeli, nie wzruszy�o ich to. � Nasz b�g jest du�o starszy od tych, kt�rych b�agasz nadaremno! � szepn�� drwi�co kap�an, maluj�c mu na piersi znak Sataki przy pomocy p�dzla umoczonego we krwi p�yn�cej z jego ran. W powietrzu unosi� si� dym gorzkos�odkiego kadzid�a. Narkotyczne opary st�pia�y jego zmys�y, t�umi�c rozpaczliw� ch�� uwolnienia si�. Jednostajny, tajemniczo brzmi�cy za�piew kap�an�w oddala� si� i cich�. Odbicie w czarnym lustrze zamaza�o si�... Nie. Spod lustra wyp�yn�a czarna mg�a, zasnuwaj�c je ca�unem p�przejrzystej substancji. Wtedy Orted wrzasn��, wygi�wszy cia�o w �uk, nie zwa�aj�c na zwyk�y b�l ran, byle dalej od o�tarza. Co� by�o mu wydzierane... Kr�g kap�an�w umilk� i cofn�� si� w oczekiwaniu... Lecz to, na co czekali, nie wydarzy�o si� � i nawet najstarsze anna�y ich pradawnego kultu nie ostrzeg�y ich przed niespodziewanym. Tysi�c mglistych macek sp�yn�o z kr�gu czarnego szk�a. Jak czarne paj�cze nici zsun�y si� w d�, by oplata� wygi�t� na o�tarzu posta�. Po mackach przemkn�� ledwie widoczny cie� CZEGO� i poch�on�� nieszcz�snego cz�owieka. O�tarz i ofiara ca�kowicie znik�y w wij�cej si� masie ciemno�ci. Ci spo�r�d widz�w, kt�rzy nie uciekli lub nie umarli ze strachu, nie potrafili okre�li�, jak d�ugo cie� si� utrzymywa�. Skuleni w pokornych pozach, ukryli twarze w fa�dach swych szat. Tak jak istniej� imiona, kt�rych m�drzej jest nie wypowiada�, tak s� wizje, kt�rych lepiej nie ogl�da�. Po pe�nej grozy ciszy, jaki� g�os rozkaza� im: � Podnie�cie si� i sta�cie przede mn�! Unosz�c przel�knione twarze, kap�ani Sataki ujrzeli niepoj�te zjawisko. I. CZ�OWIEK, KT�RY NIE RZUCA� CIENIA By� trzeci dzie� Targu Cech�w w Ingoldi. Miasto, kt�re znajdowa�o si� na skrzy�owaniu szlak�w handlowych, przecinaj�cych ten region las�w tropikalnych, by�o idealnym miejscem dorocznego jarmarku. Rzemie�lnicy z ca�ego Shapeli zje�d�ali si� tu, by pokaza� swe dzie�a oczom przebieg�ych kupc�w z krainy las�w i dalszych okolic, wysmaganym wiatrem �eglarzom, kt�rych kupieckie statki p�ywa�y po zachodnim Morzu Wewn�trznym; ciemno opalonym je�d�com, kt�rych karawany przemierza�y trawiaste r�wniny po�udniowych kr�lestw na granicy Shapeli, gdzie puszcza zmienia�a si� w sawann�. Nawet dla tych, kt�rzy nie byli ani rzemie�lnikami, ani kupcami, Targ Cech�w by� wielkim wydarzeniem � �wi�tem i wytchnieniem od trud�w wiejskiego �ycia. Ci, kt�rzy mogli uda� si� w podr�, wyruszyli z niezliczonych miast i osad na siedmiodniowy karnawa� w Ingoldi. W kramach i pawilonach, z woz�w i pod pospiesznie wzniesionymi zadaszeniami na ca�ym Placu Cech�w i w zat�oczonych ulicach prowadz�cych do placu, kupuj�cy i sprzedawcy targowali si� o ceny dar�w lasu. Cenne futra i wyroby ze sk�ry, pi�knie tkane p��tna bawe�niane i lniane, mocne skrzynie z twardego tropikalnego drewna, w kt�rych mo�esz bezpiecznie umie�ci� swe zakupy na czas podr�y, albo delikatny grzebie� z hebanu i �mijowej sk�ry do ozdobienia w�os�w twojej pani. Zastawy sto�owe z cyny i miedzi, wypalanej glinki i dmuchanego szk�a, drewniane tace i srebrne talerze. Wspania�a bi�uteria ze srebra i z�ota, szmaragd�w i opali � a do tego, by jej strzec, haki z twardego drewna i strza�y z �elaznymi grotami, no�e i miecze, kt�rych ostrzazrobiono z prawdziwej carsultyalskiej stali � na Thoema, przysi�gam, �e to prawda! Karczmy i ustawione napr�dce winiarnie dostarcza�y spragnionemu t�umowi piwa, wina, w�dki i bardziej osobliwych trunk�w. Uliczni handlarze sprzedawali �wie�e owoce i inne produkty, albo ostro przyprawiony gulasz i kebaby z rusztu pieczone na poczekaniu nad w�glem drzewnym. Tu� pod bokiem tolerancyjnej stra�y miejskiej, rzezimieszki i oszu�ci kr��yli w�r�d t�umu w poszukiwaniu ofiar. Przedsi�biorcze, ochryp�e prostytutki z przylepionym u�miechem stara�y si� odci�gn�� rzemie�lnik�w i kupc�w od bie��cych interes�w. Akrobaci, mimowie i uliczni �piewacy swoimi wyczynami powi�kszali jeszcze panuj�ce w t�umie zamieszanie. Targ Cech�w by� mieszanin� jaskrawych kolor�w, egzotycznych zapach�w, ostrych d�wi�k�w i straszliwego t�oku. Ca�e Ingoldi pogr��one by�o w �wi�tecznej atmosferze, a nieudana pr�ba z�upienia Targu Cech�w, podj�ta poprzedniego dnia przez Orteda i jego band� rabusi�w, by�a ju� tematem, kt�ry ma�o kogo interesowa�. Jednak dla dowodz�cego stra�� miejsk� kapitana Fordheira sprawa wci�� mia�a wielkie znaczenie. To �ucznicy Fordheira zmienili wczoraj starannie zaplanowany najazd Orteda w krwaw� rze�. Jeden z cz�onk�w bandy, skuszony nagrod� wyznaczon� za g�ow� s�ynnego przest�pcy, zdradzi� kapitanowi stra�y przemy�lne plany swego herszta. Ingoldi by�o sennym, szeroko rozbudowanym miastem, kt�re po wiekach pokoju rozros�o si� poza obszar mur�w obronnych, rozebranych p�niej na materia� budowlany. Gdy Targ Cech�w si�ga� szczytu, skupia�y si� tu niezliczone fortuny w pieni�dzach i kosztownych, �atwych w transporcie towarach � a strzeg�a ich tylko nieliczna stra� miejska. To by� �mia�y pomys�, ale prosty lud by� przychylny zuchwa�emu bandycie i nie popar�by najemnej stra�y ani bogatych kupc�w. Po co nara�a� si� bandyckiej stali, �eby broni� z�ota, kt�re nigdy nie b�dzie twoje? Wyje�d�aj�c na Plac Cech�w Orted s�dzi�, �e ma setk� ludzi ukrytych w t�umie. Wzrok donosiciela by� jednak ostry jak z�b �mii i tylko mniej ni� po�owa ludzi Orteda by�a jeszcze na wolno�ci w chwili, gdy przyw�dca z reszt� swojej bandy rozpocz�� szar�� w�sk� ulic� Kupieck�. Nagle wozy rzemie�lnik�w nale��cych do cechu okaza�y si� barykadami, a sklepy na pi�trach kry�y �ucznik�w. Dla wszystkich, z wyj�tkiem niewielu, starcie zmieni�o si� w nag�� rze�. Ku niezadowoleniu Fordheira, sam Orted do tej pory mu si� wymyka�. Kiedy pu�apka zamkn�a si�, Fordheir ujrza�, jak w�dz bandyt�w, dwukrotnie ju� trafiony, strzaska� drewnian� krat� w oknie jednego ze sklep�w. W jaki� spos�b ranny rozb�jnik przemkn�� obok �ucznik�w, a potem wpad� w kr�ty labirynt zau�k�w i ciasnych podw�rek, gubi�c si� w zamieszaniu wywo�anym panik� t�umu. �cigano go przez ca�e popo�udnie i wiecz�r, ale jakim� cudem Orted umkn��. Fordheir skrzywi� si�, przypominaj�c sobie, jak �lad krwi znik� w niewyja�niony spos�b w pobli�u prastarych mur�w Ceddi. Bandyta by� tam ju� niemal w jego r�kach, ale kto� mu pom�g�. By� mo�e jego ludzie, co oznacza�oby, �e Orted bez w�tpienia jest ju� daleko od Ingoldi � chyba �e kto� z miasta udziela mu schronienia. Fordheir od dawna zastanawia� si� nad przyczyn� popularno�ci tego przest�pcy. Orted by� bohaterem dla prostego ludu � zuchwa�ym rabusiem, kt�ry okrada� tylko ich pan�w. Fordheir uwa�a� to za dobry �art; c� za zysk z rabowania biednych? Poza tym zna� go na tyle dobrze, aby zdawa� sobie spraw� z okrucie�stwa i nieromantyczno�ci jego czyn�w. Kapitan Fordheir za�, wraz ze swoj� stra�� miejsk�, by� tylko pogardzanym najemnikiem, op�acanym przez kupc�w i arystokracj�, aby pilnowa� porz�dku w Ingoldi. Za �miesznie nisk� pensj�, kt�ra sprawia�a, �e bez �ap�wek nie mo�na by�o utrzyma� siebie i swojego sprz�tu, stra� miejska chroni�a do�� skutecznie obywateli Ingoldi przed sob� nawzajem. Mieszka�cy miasta gardzili ni�, a posiadacze ziemscy g�o�no domagali si� wyja�nienia tajemniczej ucieczki Orteda. By�o to do�� � rozmy�la� Fordheir, kt�rego jasne w�osy by�y coraz rzadsze, a stawy sztywniejsze ze staro�ci � aby zat�skni� do czas�w m�odo�ci i nieko�cz�cych si� wojen na pograniczu po�udniowych kr�lestw. Lecz starzej�cy si� najemnik musi robi� to, co mu pozosta�o. Zm�czony, przeci�gn�� si� w siodle, poruszaj�c palcami st�p w ciasnych butach. Wraz z dwudziestoma konnymi stra�nikami wje�d�a� powoli do miasta po kilku godzinach bezowocnych poszukiwa� w okolicach Ingoldi. Wy�aniaj�ce si� z lasu, nie wyr�niaj�ce si� niczym szczeg�lnym miasto ze swymi ostrymi dachami, krzywymi kominami i kopu�ami posiad�o�ci bogaczy, by�o widokiem mi�ym dla oczu. Mroczne mury Ceddi wyr�nia�y ponur� fortec� na tle �wi�tuj�cego Ingoldi. To by�a bezsenna noc i d�ugie popo�udnie. Zm�czone stawy Fordheira by�y obola�e, czu� kwa�no�� w �o��dku, a humor mia� mocno zwarzony. Niech�tnie przyzna�, �e pozwoli� bandycie si� wymkn��. C�, dobry posi�ek, dzban piwa i pos�anie w koszarach poprawi� nieco nastr�j. Galopem zbli�a� si� do nich je�dziec. Fordheir pozna� po ciemnozielonej koszuli i spodniach z czerwonym pasem wzd�u� nogawki, �e je�dziec jest jednym z jego ludzi. Zastanawia� si�, co sk�oni�o tego stra�nika do po�piechu. Je�dziec dysza� ci�ko, kiedy �ci�ga� wodze konia. � Porucznik Anchara rozkaza� mi odnale�� pana, kapitanie. Grupa Satakijczyk�w przemawia do t�umu. Anchara obawia si�, �e mog� by� k�opoty. Fordheir zakl��. � Ci przekl�ci kap�ani o zasuszonych g�bach nie maj� do�� rozumu, �eby nie wychodzi� ze swojej sterty kamieni w czasie Targu Cech�w. To ju� nie nasz k�opot, je�li t�um rozszarpie ich na kawa�ki. � Nie o to chodzi � powiedzia� stra�nik z nut� niepokoju w g�osie. � Porucznik Anchara s�dzi, �e t�um jest po ich stronie. � Na jaja Thoema! Jednego dnia bandyci, a nast�pnego gromada zidiocia�ych fanatyk�w! Czy Anchara naprawd� s�dzi, �e to my musimy ich rozp�dzi�! Przecie� ma tam ludzi � dlaczego ich nie u�yje?!� Nie wiem, panie kapitanie. Ale wyra�nie co� si� szykuje. Porucznik Anchara twierdzi, �e widzia� paru ludzi Orteda w szeregach w�r�d kap�an�w. � Porucznik Anchara?! Czemu nie spyta Tappera, czy to ludzie Orteda? W ko�cu za to p�acimy temu ma�emu gadowi! � Donosiciel znikn��, panie. � G�os stra�nika brzmia� �a�o�nie. Fordheir splun�� z odraz�. � Jed�my wi�c szybko. Zobaczymy co to za bezsensowna sprawa! Prowadz�c swych ludzi ulicami w stron� Placu Cech�w, Fordheir stara� si� znale�� jaki� sens w tym ostatnim wydarzeniu. O ile wiedzia�, Satakijczycy raczej nie opuszczali swojej rozsypuj�cej si� twierdzy i nie wtr�cali si� do spraw �wiata. Od czasu do czasu szeptano, �e zagini�cie bezdomnego dziecka lub pijanego �ebraka jest dzie�em Satakijczyk�w, ale nikogo nie obchodzi�o to a� tak bardzo, by pyta� o to w fortecy. Tradycja m�wi�a, �e ich kult czci� jakiego� demona z dawnego �wiata, i �e Ceddi (co podobno znaczy �O�tarz") zosta�a wzniesiona na kamieniach jeszcze starszej fortecy, z kt�rej pozosta�a tylko wie�a Yslsla. Wiadomo by�o, �e to prastary kult, obecnie niemal zapomniany. Religijny fanatyzm wypali� si� kilka wiek�w temu, gdy herezja Dualist�w podsyci�a p�omienie, kt�re zniszczy�y wielkie Cesarstwo Serrantho�skie. W dzisiejszych czasach mieszka�cy Wielkiego Pomocnego Kontynentu, czuj�cy potrzeb� czczenia jakiego� boga, zwykle oddawali cze�� Thoemowi, Vaulowi albo jakiemu� b�stwu b�d�cemu kombinacj� ich cech, a Sataki i Yslsl by�y imionami obcymi ka�dej znanej religii. Rzadko widziani kap�ani w czarnych szatach nie cieszyli si� zaufaniem mieszka�c�w miasta i niewielu ludzi odwa�y�oby si� zbli�y� do Ceddi po zmierzchu. O ile nie wiedziano niemal nic na temat tego kultu, o tyle kr��y�y o nim nieprzyjemne pog�oski i domys�y. Na Placu Cech�w panowa� �cisk, jak zawsze za pami�ci Fordheira. Szeroki na ponad dziewi��dziesi�t metr�w brukowany plac by� tak zat�oczony, �e przej�cie przeze� by�o wysi�kiem. W t�umie mo�na by�o wyczu� nastr�j rosn�cego podniecenia. Przepychaj�c si� si�� do miejsca, gdzie porucznik Anchara czeka� z nast�pnym oddzia�em stra�y, Fordheir doszed� do wniosku, �e nie podoba mu si� ta atmosfera. Zbyt wielu ludzi zaprzesta�o zwyk�ych zaj�� na targu i skierowa�o si� ku ma�ej grupie kap�an�w w czarnych szatach zajmuj�cych sceniczne podwy�szenie w pobli�u �rodka placu. Z tej odleg�o�ci Fordheir nie s�ysza� s��w, ale szmer w�r�d t�umu nie wr�y� nic dobrego. �ci�gaj�c wodze konia, porucznik u�miechn�� si� do niego nerwowo. � Mam nadziej�, �e nie przeszkodzi�em ci, panie, w niczym wa�nym... Fordheir potrz�sn�� jasnow�os� g�ow�. � Nie przeszkodzi�e�. Anchara s�u�y� pod jego dow�dztwem w dawnych czasach w kr�lestwach po�udniowych, Fordheir ceni� rozs�dek towarzysza i teraz sam poczu� l�k. � Od jak dawna to trwa? � Mniej wi�cej godzin� temu zauwa�y�em, �e grupka kap�an�w wspi�a si� na jedn� ze scen i zacz�a prawi� swoje przekl�te kazania. Kilku ludzi pr�bowa�o przep�dzi� ich krzykami, ale je�li przyjrzysz si� z bliska, zobaczysz, �e wok� sceny stoi kr�g bardzo paskudnie wygl�daj�cych drab�w. Dosz�o do kilku b�jek, nic wielkiego, i zastanawia�em si� w�a�nie jak sobie z tym poradzi� i czy w og�le warto, kiedy rozpozna�em kilka twarzy w tym kordonie. Cholerny Tapper za��da� pieni�dzy i zmy� si�, jakby gonili go wszyscy diabli, wi�c nie mog�em by� pewien, ale m�g�bym przysi�c, �e tamten wysoki dra� z kolczykami w uszach to jeden z tych, kt�rych wskaza� nam palcem. Fordheir przygl�da� si� uwa�nie kordonowi bandycko wygl�daj�cych stra�nik�w. Ich brudne i �le dobrane stroje mia�y jedn� cech� wsp�ln� � ka�dy z nich nosi� szerok� opask� z czerwonego materia�u z wymalowanym czarnym tuszem znakiem �X" w okr�gu. Fordheir jak przez mg�� przypomnia� sobie, �e to znak Sataki. � Masz racj� � rzek�. � Wygl�daj� zbyt zb�jecko jak na stra� grupy pomylonych kap�an�w. Ciekawe, sk�d wzi�li pieni�dze �eby ich wynaj��? � M�g�bym przysi�c, �e niekt�rzy z nich to ludzie Orteda. � Mo�emy to sprawdzi�. Od jak dawna ludzie ich s�uchaj�? � C�, tak jak powiedzia�em, na pocz�tku ludzie usi�owali ich wygwizda�, ale szybko si� uciszyli. Potem stoj�cy w pobli�u chcieli dowiedzie� si�, co by�o powodem awantury. Kilku odesz�o, ale wi�kszo�� zosta�a i t�um rozrasta� si� w miar�, jak nast�pni przychodzili zobaczy�, co si� dzieje. Jest taki �cisk, �e nikt nie mo�e doj�� do kram�w. � W takim razie trzeba ich rozp�dzi� � zadecydowa� Fordheir, przypominaj�c sobie, kto mu p�aci. Ob��kana przemowa czarno odzianych kap�an�w zbli�a�a si� do punktu kulminacyjnego. Z tej odleg�o�ci Fordheir niewiele s�ysza�. Cz�sto powtarza�o si� s�owo �prorok" i zwroty: �nowa epoka", ��wiat odrodzony w ciemno�ci", �prorok zes�any przez Sataki", �ten, kt�ry nas poprowadzi". Uwag� Fordheira przyci�gn�� wysoki kap�an, milcz�cy, nieporuszony, owini�ty w obszerny p�aszcz z kapturem. Na p�aszczu z czarnego jedwabiu widnia� znak Sataki. Wyszyty zosta� w taki spos�b, i� pas glif�w otacza� tors kap�ana, a avella�ski krzy� przebiega� przez pier� i plecy, tak �e jego g�owa by�a w �rodku owego znaku �X". S�owa i gesty innych kap�an�w stopniowo kierowa�y si� prawie wy��cznie w stron� ich milcz�cego brata. Podniecony t�um skupi� uwag� na tajemniczej postaci. Nagle beznami�tna przemowa kap�an�w urwa�a si�. Fordheir us�ysza� ich okrzyk: � Patrzcie! Oto Prorok z O�tarza! Dramatycznym gestem milcz�cy kap�an zrzuci� peleryn�. Anchara sapn�� i wskaza� r�k�:� Na Thoema! Widzisz to!? Fordheir zobaczy�. Wszyscy zobaczyli. W majestacie p�boga Orted stan�� przed nimi. Trudno by�o nie rozpozna� tej lwiej g�owy z mas� br�zowych w�os�w i g�adko ogolonej twarzy � chocia� wygl�da� schludniej, ni� by�o to w jego zwyczaju. Podparty pod boki, odziany w obcis�e spodnie i koszul� z czarnego jedwabiu o lu�nych r�kawach, wydawa� si� postaci� nadnaturalnych rozmiar�w. Na jego szerokiej piersi b�yszcza� w p�nopopo�udniowym s�o�cu z�oty symbol Sataki. Spojrzenie jego gorej�cych, czarnych oczu przesun�o si� po setkach twarzy w t�umie i zdawa�o si� przygl�da� ka�dej z osobna. Nie rzuca� cienia. � Zablokujcie wszystkie drogi wychodz�ce z placu � rozkaza� Fordheir. � I po�lijcie je�d�ca do koszar, �eby sprowadzi� tylu ludzi, ilu zdo�a. Nie rozumiem co si� tu dzieje, ale Orted nie jest g�upcem. Ponuro zastanawia� si� nad szansami wbicia klina zbrojnych w t�um na przepe�nionym placu. � Sprowad�cie �ucznik�w � m�wi� dalej. � Nie mo�emy ryzykowa�, �e ucieknie w t�um. � Panie kapitanie � g�os Anchary brzmia� niespokojnie. � Wygl�da na to, �e on nie rzuca cienia. � Wiem. Po chwili pocz�tkowego zamieszania na Placu Cech�w zapad�a cisza, gdy� ludzie rozpoznali przyw�dc� bandyt�w. �wi�teczny nastr�j zosta� przyt�umiony przez atmosfer� zdumienia i wyczekiwania. W tej ciszy Orted przem�wi� miarowym tonem, a jego dono�ny g�os brzmia� wyra�nie. � Ja jestem tym, kt�ry niegdy� by� Ortedem, zwanym przez innych ludzi bandyt� i wyrzutkiem spo�ecze�stwa. Nie jestem ju� tym cz�owiekiem. B�g zst�pi� we mnie i jego wola jest moj� wol�, a moje s�owa s� jego s�owami. S�uchajcie mnie, bowiem ja jestem Orted Ak-Ceddi, Prorok Sataki! �wiat Jasno�ci jest skazany na zag�ad� i Bogowie �wiat�a zgin� wraz z nim, a Dzieci �wiat�a zostan� zniszczone przez ich upadek. Przed Jasno�ci� by�a Ciemno��, przed �adem by� Chaos. Jasno�� i �ad s� kruchymi nieprawid�owo�ciami w naturalnym porz�dku Kosmosu. Nie mog� d�ugo trwa�. Bogowie Ciemno�ci i Chaosu s� du�o starsi i znacznie pot�niejsi. Przed ich m�dro�ci� i si�� bogowie-uzurpatorzy musz� ust�pi�. Wojny, jakie oni tocz�, nie mieszcz� si� w granicach ludzkiego zrozumienia, ale zbli�a si� czas, gdy zwyci�zca dokona podboju, a pokonany zostanie unicestwiony, Bliski jest ju� dzie�, kiedy mrok poch�onie nasz �wiat, kiedy podrz�dne b�stwa ludzi zostan� zniszczone, a wraz z nimi ich �wi�tynie i g�upcy, szukaj�cy w nich schronienia... Wieczorny mrok zapada� nad placem, podkre�laj�c dramatyzm ponurych s��w cz�owieka, kt�ry nie rzuca� cienia. Fordheir wyczuwa� strach, jaki pad� na przej�tych s�uchaczy. G�os owego m�czyzny brzmia� hipnotycznie i zniewalaj�co. Fordheir poczu�, jak i w jego my�li wkrada si� uczucie beznadziejno�ci. � Istnieje tylko jeden spos�b na zbawienie. Ciasno zbity t�um czeka� w absolutnej ciszy. � Dzieci Jasno�ci przepadn� wraz ze swymi bogami, ale Bogowie Ciemno�ci ocal� tych wszystkich, kt�rzy ich czcz�. Nasz �wiat odrodzi si� w Ciemno�ci i odrodz� si� r�wnie� ci wszyscy, kt�rzy zaprzysi�gn� Jej swe dusze. Dla Dzieci Ciemno�ci nastanie nowa era. B�d� one mia�y sw�j udzia� w zdobyczach zwyci�zcy. Zaznaj� czystej wolno�ci Chaosu i same b�d� �y� jak bogowie. �adna rozkosz nie b�dzie im zabroniona, �adne pragnienie nie zostanie niezaspokojone. Pokonani bogowie b�d� ich niewolnikami, upad�e boginie ich na�o�nicami, a Dzieci Jasno�ci b�d� jako py� pod stopami Dzieci Ciemno�ci! Radosne okrzyki zacz�y rozbrzmiewa� echem po Placu Cech�w. Orted Ak-Ceddi zaczeka�, a� podniecone wo�ania wzmog� si�, a potem uni�s� r�ce nakazuj�c cisz�. � Sataki, najwi�kszy z Bog�w Ciemno�ci, wst�pi� we mnie i rozkazuje mi powiedzie� wam, �e on, Sataki, niemal ca�kiem zapomniany przez ludzko��, nie zapomnia� o niej. Sataki wybaczy� ludzko�ci jej zaniedbanie, bowiem rozumie, �e ludzko�� zbyt d�ugo by�a zwodzona przez fa�szywych bog�w. Zadecydowa� te�, �e ludzko�� zostanie wyprowadzona ze stanu nie�wiadomo�ci, aby tysi�ce mog�y bra� udzia� w triumfie Ciemno�ci. Sataki wybra� mnie, Orteda Ak-Ceddi, na swego Proroka i nakaza� poprowadzi� ludzko�� ku nowej epoce! � Ludzie s� na stanowiskach, panie kapitanie � szepn�� Anchara, podje�d�aj�c blisko i nerwowo �ci�gaj�c wodze konia. � Ulice s� otoczone, ale je�li mot�och nas zaatakuje... Fordheir poczu� skurcz �o��dka. � Nie udaj�, �e rozumiem to, co si� tutaj dzieje � powiedzia� pos�pnie. � Ale znam nasze obowi�zki. Niech �ucznicy b�d� przygotowani do strzelania na rozkaz. Je�li b�dziemy mogli sko�czy� z tym, zrobimy to. Orted Ak-Ceddi zn�w uni�s� r�ce nakazuj�c cisz�. � Sataki ka�e mi jeszcze powiedzie�, �e jego wol� jest, aby ca�a ludzko�� czci�a jego imi� i jego o�tarz. Dzie� ostatecznego zwyci�stwa jest bliski i Sataki nakazuje, aby Dzieci Ciemno�ci zniszczy�y Dzieci Jasno�ci, tak jak Bogowie Jasno�ci i �adu s� unicestwiani przez Bog�w Ciemno�ci i Chaosu. Oto wi�c jego s�owa: Ka�dy cz�owiek musi wybra� � Sataki albo �mier�! Wszystkim, kt�rzy b�d� czci� jego imi�, Sataki ofiaruje bogactwa i rozkosze tego �wiata, i obietnic� wiecznego majestatu w nadchodz�cym wieku! Wszystkim, kt�rzy nie oddadz� czci jego imieniu, Sataki ze�le tylko �mier� na tym �wiecie i wieczne poha�bienie w nowym wieku! Odbierze ich dobra i maj�tek, i rozdzieli sprawiedliwie pomi�dzy swych wyznawc�w! A jedynym prawem b�dzie: S�u� Sataki i czy�, co chcesz! A jedynym rozkazem b�dzie: s�u� Sataki albo zginiesz! T�um ogarn�a w�ciek�o��. Tam, gdzie odczucia ludzi nie zgadza�y si� z tre�ci� beznami�tnej przemowy Proroka, wybucha�y walki. Fordheir stwierdzi�, �e sprawy wymykaj� si� spod kontroli i porzuci� nadziej�, �e po cichu aresztuje bandyt� zmienionego w fanatyka. Da� rozkaz �ucznikom, kt�rzy zbli�yli si� na tyle, na ile pozwala� zbity t�um. Deszcz strza� przelecia� obok podium, gro��c niebezpiecze�stwem stoj�cym blisko. P� tuzina pocisk�w trafi�o Orteda Ak-Ceddi. Masywna posta� zachwia�a si� pod uderzeniem, lecz �elazne groty odbi�y si� od jego torsu. W�r�d t�umu rozleg�y si� wrzaski i w�ciek�e krzyki. Prorok utrzyma� si� na nogach. � Ma pod ubraniem dobr� kolczug� � podziwia� Anchara. � Chcecie mnie zabi�, g�upcy! � rycza� Prorok. Nagle zerwa� z piersi poszarpan� strza�ami koszul�. � Stal nie mo�e przeszy� cia�a, kt�re dotkn�� Sataki! Orted Ak-Ceddi nie nosi� kolczugi. Na jego nagim ciele nie by�o wida� �lad�w ran, starych ani nowych. � Kolejne czary! � szepn�� Anchara. � Stal� nie mo�na walczy� z czarami! � Dowiemy si� tego! � warkn�� Fordheir. � Przygotowa� si� do natarcia! �ucznicy zawahali si�, oszo�omieni tym, co ujrzeli. Krzyk Orteda ni�s� si� ponad wrzaw� t�umu. Prorok wzni�s� ramiona triumfuj�co: � Widzicie jak Sataki chroni swego Proroka! Tak b�dzie chroni� i nagradza� wszystkich, kt�rzy mu s�u��! Wybierzcie teraz � Sataki albo �mier�! B�dziecie mu s�u�y�? � Sataki! � rykn�� t�um. � Sataki! � odkrzykn�� Prorok. � SATAKI! � ryk by� coraz g�o�niejszy i zmienia� si� w �piew. � �mier� niewiernym! � rozkaza� Orted w�r�d wrzawy. Wskaza� na �ucznik�w: � �mier�! � �mier�! � za�piewa� t�um. Widz�c gro��ce im niebezpiecze�stwo, �ucznicy usi�owali wycofa� si� do g��wnych si� oddzia�u stra�y. Za p�no. �cisk by� zbyt wielki, gdy mot�och zaatakowa� ich rzucaj�c kamieniami i maczugami. �ucznicy strzelali z bliska w rozw�cieczon� mas� cia�. By�o wiele cel�w, ale �ucznik musi naci�gn�� ci�ciw�, a strza�� mo�e wypu�ci� z ograniczon� szybko�ci�, i tak... Fordheir wyci�gn�� sw� d�ug� szabl�. Poczu� md�o�ci z powodu nag�ej rzezi. Przemoc zaw�adn�a zat�oczonym placem, wybucha�y niezliczone pojedyncze starcia. Pierwsze kramy i pawilony ju� run�y, przewr�cone przez rabuj�cy mot�och. Orted Ak-Ceddi zach�ca� go ze swojego podium. � Czy zdo�amy ich rozproszy�? � zastanawia� si� porucznik Anchara. Mniej ni� setka konnych przeciw ��dnemu krwi t�umowi? Kapitan Fordheir wiedzia�, �e w normalnej sytuacji okoliczno�ci sprzyja�yby jemu, ale tym razem? � Wyci�gnijcie szable � rozkaza�. � Naprz�d, oczy�ci� plac. Stra� ruszy�a st�pa, nacieraj�c na tysi�ce podburzonych ludzi. Gasn�ce �wiat�o s�o�ca pada�o na ich ponure twarze i ostre jak brzytwy szable. Powita�y ich w�ciek�e rozgniewane twarze. � Rozejd�cie si�! Opu��cie plac! T�um zawaha� si� i cofn�� przed gro�b� stali i ko�skich kopyt, zacie�niaj�c i tak ju� st�oczone szeregi. Kilku rabusi�w rzuci�o si� do ucieczki w stron� zau�k�w. Wtedy zabrzmia� rozkaz, dono�ny jak sygna� tr�bki: � ZA SATAKI! UDERZAJCIE I ZABIJAJCIE! � SATAKI! � odpowiedzia� mot�och jak echo. � �MIER�! Polecia�y maczugi, kamienie i par� strza�. W gniewnie wzniesionych pi�ciach pojawi�a si� bro� i no�e. � Naprz�d! Szable ci�y rozw�cieczone twarze. Kopyta uderza�y wij�ce si� cia�a. Pierwszy szereg za�ama� si� przed konnymi. Zakrwawieni i zmia�d�eni ludzie padali na bruk, lecz nacisk z ty�u zmusza� mot�och do bezlitosnego parcia naprz�d. Byli zbyt ciasno zbici by ucieka�, a �cisk by� zbyt wielki, by stra� mog�a manewrowa�. Stra� miejska przebija�a si� w g��b rozszarpuj�cej wszystko masy ludzi, a jej ociekaj�ce szkar�atem szable wznosi�y si� i opada�y z mordercz� sprawno�ci�. Mimo to, t�um wci�� par� do przodu, przerywaj�c szeregi konnych samob�jczymi wypadami, chwytaj�c jak w pu�apk� ma�e grupki je�d�c�w. Otoczyli ich zewsz�d. Konie pada�y z r�eniem, przynosz�c swym je�d�com straszliw� �mier�. Kolejne siod�a pustosza�y pod ciosami kamieni i no�y. Jak skorpiony walcz�ce z armi� mr�wek, stra�nicy zabijali i zabijali, i sami padali w trakcie walki. W miejscu, gdzie wir rzezi by� s�abszy, gdzie t�um wola� pl�drowa� kramy jubiler�w ni� stawia� czo�a b�yszcz�cej stali, przegrupowa�a si� resztka stra�y miejskiej. Pozosta�o ich niespe�na dwudziestu, wszyscy wyczerpani i poranieni. Otacza� ich wyj�cy mot�och � mordercze bestie zjednoczone wyzwolon� przez Proroka wrodzon� ludziom ��dz� przemocy. Porucznik Anchara by� na p� o�lepiony ci�ciem nad okiem. Mechanicznie zawi�zywa� banda� na g�owie. � Czy mo�emy im si� wyrwa�? � zapyta� ot�pia�ym tonem. Fordheir spojrza� w stron� odleg�ych ulic, gdzie ju� rozszala�y si� grabie�e i mordy, i na wir oszala�ych cia� k��bi�cy si� wok� nich. Czu� b�l w ka�dym stawie i t�skni� za dzbanem piwa. � Nie s�dz� � odrzek�. � Na ka�dego cz�owieka przychodzi czas �mierci. Wydaje mi si�, �e przyszed� i na nas. II. CZ�OWIEK, KT�RY BA� SI� CIENI W Sandotneri w po�udniowych kr�lestwach, w�lizn�� si� przez otwarte drzwi gospody �Pod Czerwonymi Dachami" cz�owiek o chudej twarzy. Natychmiast odwr�ci� si�, wyci�gn�� d�ug� szyj� i rozejrza� si� po ulicy, kt�r� przed chwil� opu�ci�. Ludzie zajmowali si� swoimi interesami w upale i kurzu p�nego popo�udnia. Ukradkiem odwr�ci� si� ponownie, by zerkn�� na tych, kt�rzy szukali schronienia przed s�o�cem w g��wnej sali gospody. Ko�cist� d�oni� otar� pot z wychud�ej twarzy, w kt�rej b�yszcza�y podkr��one i zapadni�te oczy �ciganego cz�owieka. Spojrza� pytaj�co na ober�yst�, kt�ry pokr�ci� g�ow�. Potem, rozejrzawszy si� po sali po raz ostatni, wystraszony wpad� na schody i znikn�� na g�rze. � Wygl�da, jakby ba� si� w�asnego cienia � zauwa�y� jeden z pij�cych przy barze. Ober�ysta popatrzy� na niego znacz�co. � Bo on si� boi. � Jak to? Gospodarz wzruszy� ramionami. Ober�a �Pod Czerwonymi Dachami" nie by�a lokalem, w kt�rym sprawy go�ci bardzo interesowa�yby obs�ug�, ale... � Boi si� w�asnego cienia. Zamyka drzwi na zasuw�, jak tylko s�o�ce si� obni�y i nie wychodzi, p�ki nie nastanie dzie�. W jego pokoju jest jasno jak za dnia � nie wiem, ale musi spala� pi��dziesi�t albo i wi�cej �wiec w ci�gu nocy. � Pali �wiece przez ca�� noc? � Aha. Wok� jego ��ka. Pali si� ich naraz dziesi�� albo pi�tna�cie. I trzy lampy oliwne. Mam cholerne szcz�cie, �e jeszcze wszystkiego nie podpali�. Wyrzuci�bym go, ale dobrze p�aci. � Wi�c czego on si� boi? � Cieni. � Cieni? � Tak powiedzia� pewnego poranka, staczaj�c si� tu na d� pijany w sztok i szukaj�cy jeszcze w�dki. �Cienie", powiedzia�. � Ale to �wiat�o wywo�uje cienie. � Nie, �wiat�o pozwala ci zobaczy�, jakie s� ich zamiary. Gospodarz postuka� si� w �ysiej�c� g�ow�. � On tak twierdzi? � Widywa�em ju� takich � wtr�ci� si� kto� inny. � Co� ich prze�laduje. Zazwyczaj to co� bierze si� z fajki albo ze zbyt wielu kufli wypitych przy d�ugich opowie�ciach. � Odsun�� swoje piwo. � Czasami bior� si� sk�din�d � powiedzia�a posta� w czarnych szatach, kt�rej wej�cia nikt nie zauwa�y�. Przera�ony m�czyzna bieg� korytarzem, trzymaj�c w pogotowiu ci�ki, spi�owy klucz. Ober�a �Pod Czerwonymi Dachami" by�a jedn� z niewielu w tej cz�ci miasta posiadaj�cych pokoje, do kt�rych drzwi wyposa�one by�y w takie zamki. Koszt by� wi�kszy, ale niekt�rym nie �al by�o wydatku. Przestraszony m�czyzna mia� wi�c pewne poczucie bezpiecze�stwa, kiedy otwiera� niezr�cznie zamek i w�lizgiwa� si� do swojego pokoju. Zamkn�� drzwi i j�kn�� cicho ze strachu na widok czekaj�cego m�czyzny. Wygl�d jego go�cia nie uspokaja� obaw. Z pewno�ci� dwa razy masywniejszy od chudego gospodarza, nie mie�ci� si� na jedynym w pokoju krze�le. Jego masywna sylwetka emanowa�a niemal zwierz�c� si��. Figura mog�a nale�e� do jakiej� wielkiej ma�py odzianej w czarne sk�rzane spodnie i kamizel� bez r�kaw�w. Na brutalnej twarzy, okolonej si�gaj�cymi do ramion rudymi w�osami i brod� koloru rdzy, malowa�a si� jednak zimna inteligencja. Na grubym karku przybysz mia� zawi�zan� szarf� z czerwonego jedwabiu, a nad prawym barkiem wystawa�a r�koje�� carsultyalskiego miecza przypi�tego pasem otaczaj�cym masywn� pier�. W spojrzeniu dzikich niebieskich oczu kry� si� zawiastun nag�ej �mierci, gdyby wielk� lew� d�oni� si�gn�� po bro�. W szepcie przestraszonego m�czyzny zabrzmia�a jednak ulga: � Kane! Ogromny cz�owiek uni�s� ci�k� brew. � Co si� z tob� dzieje, Tapper? Jeste� nerwowy jak kot u rze�nika. Chyba nie zrobi�e� jakiego� g�upstwa...? Tapper pokr�ci� g�ow�. � Nie, nic si� nie sta�o, Kane. � Wynaj��em ci�, poniewa� powiadaj�, �e jeste� odwa�nym cz�owiekiem � w g�osie Kane'a zabrzmia�a gro�ba. � A ty zachowujesz si� jak cz�owiek bliski za�amania. � To nie ta sprawa. Kane. To co� innego. � Wi�c co? Balansuj� zbyt blisko przepa�ci, by ryzykowa� wszystko z powodu kogo�, kto nie potrafi podo�a� swojemu zadaniu. Tapper nerwowo pokiwa� g�ow�, oblizuj�c spierzchni�te wargi. Mo�e ju� czas, �eby ucieka�. Gdyby uda�o mu si� dotrze� do wybrze�a... � Nic mi nie jest � twierdzi� zawzi�cie. � Na Thoema, Kane! Ty nie wiesz, co to znaczy�o wydosta� si� z Shapeli. Satakijczycy s� wsz�dzie � nic nie mo�e si� im sprzeciwi�! Umkn��em z Ingoldi na wiele godzin zanim wymordowali stra� i z�upili miasto. Uciek�em z Brandis tej samej nocy, kiedy otoczyli miasto i spalili. Ledwo uszed�em z rzezi w Emleoas nak�adaj�c opask� Satakijczyka i przy��czaj�c si� do grabie�y � w drodze do granicy min��em to, co zosta�o z najemnik�w genera�a Cumdellera. Prorok zgromadzi� pod swym sztandarem dziesi�tki tysi�cy ludzi, Kane. Kiedy maj� do wyboru albo przy��czy� si� do pl�druj�cych, albo zgin�� w popio�ach, nie musz� nawet wys�uchiwa� przemowy tego diab�a, �eby zaprzysi�c swoje dusze Sataki! � Pomi�dzy Sandotneri, a lasami Shapeli s� setki mil sawanny � przypomnia� mu sucho Kane. � Nie s�dz�, by Orted Ak-Ceddi szuka� ci� tutaj. Tapper drgn��, spogl�daj�c na towarzysza k�tem oka, jakby chcia� sprawdzi�, czy uwaga Kane'a by�a czym� wi�cej ni� drwi�cym �artem. Chocia� fakt, �e Tapper zdradzi� by�ego wodza bandyt�w, nie by� powszechnie znany w po�udniowych kr�lestwach, Kane by� niewiarygodnie dobrze poinformowany. Wystraszony m�czyzna wzdrygn�� si�, pr�buj�c st�umi� wspomnienia przera�aj�cych tygodni ucieczki. Mroczne macki Sataki si�ga�y daleko. Hordy Proroka stale naje�d�a�y miasta wsz�dzie tam, gdzie Tapper szuka� schronienia. A noce... Noce by�y najgorsze. Z�oto z nagrody nie starczy�o na d�ugo ani te� pieni�dze, kt�re wpad�y mu w r�ce p�niej. A potem przedosta� si� z Shapeli na teren kr�lestw po�udniowych, gdzie nie dotar� jeszcze cie� Mrocznej Krucjaty. Dla z�odzieja i zab�jcy zawsze by�o tu z�ota pod dostatkiem. Do��, by dotrze� do wybrze�a i zap�aci� za przepraw� na Po�udniowy Kontynent albo jeszcze dalej. Po�udniowe kr�lestwa by�y nazw� geograficzn� zawieraj�c� wi�cej przesady ni� prawdy. Na po�udnie od puszcz Shapeli, Wielki P�nocny Kontynent skr�ca� na zach�d � tworz�c szeroki rejon sawanny wok� Morza Wewn�trznego na p�nocy i Po�udniowej Cie�niny na po�udniu � a potem na pomoc, obok zachodniego wybrze�a Morza Wewn�trznego, gdzie prerie wznosi�y si� ku g�rom Altanstand. Za ich skalist� granic� wi�ksza cz�� kontynentu rozci�ga�a si� na jakie� cztery tysi�ce mil, dochodz�c wreszcie do P�nocnego Morza Lodowego. Wieki temu Halbros-Serrantho pr�bowa� zjednoczy� t� p�nocn� cz�� l�du, ale Cesarstwo Serrantho�skie le�a�o teraz w gruzach, a jedyn� inn� pr�b� zaw�adni�cia ca�ym Wielkim Pomocnym Kontynentem by�a, zapomniana ju� niemal ca�kowicie, nieszcz�sna wojna Ashertiri z Carsultyalem w czasach odleg�ych pocz�tk�w gatunku ludzkiego. Kr�lestw po�udniowych mo�e by� pi��dziesi�t albo sto, w zale�no�ci od zawartych ma��e�stw, spadk�w, aneksji i secesji, przymierzy i wojen domowych. Rozrzucone po obszarze dw�ch i p� tysi�ca mil spalonej s�o�cem sawanny, uparcie niezale�ne dziedziczne posiad�o�ci stale toczy�y boje o prawa do terytorium i wody. Zaci�te wojny graniczne i dworskie intrygi by�y u�wi�con� tradycj� w po�udniowych kr�lestwach. Cz�owiek taki jak Tapper m�g� wzbogaci� si� w ci�gu jednej nocy. Albo zgin�� w ci�gu jednej chwili. Tapper nadal niespokojnie przygl�da� si� go�ciowi. Z�oto, kt�rego potrzebowa�, wymaga�o jednak podj�cia pewnego ryzyka, a wystraszony cz�owiek zna� mroczniejszy l�k ni� tylko obawa przed niebezpiecze�stwem politycznej konspiracji. Ze strachem zauwa�y�, �e za okr�g�ymi szybkami okna niebo ju� pociemnia�o. � Jak tu si� dosta�e�? � zapyta� zaniepokojony. Za oknem, bez okiennicy, ale solidnie zamkni�tym na zasuw�, by�o pi�� metr�w do ulicy w dole. � Po prostu wszed�em � odpowied� Kane'a na niewiele si� zda�a. Kane niecierpliwie marszczy� czo�o, podczas gdy drugi m�czyzna kr�ci� si� po pokoju, zapalaj�c �wiece od jarz�cych si� nieustannie lamp oliwnych. Malutki pokoik cuchn�� �ojem, sadz� i strachem. � Nie lubisz ciemno�ci � zauwa�y� sarkastycznie Kane. � Nie, nie lubi�. Cieni te�. � Szpieg, kt�ry boi si� ciemno�ci! � szydzi� Kane. � Zdaje mi si�, �e pope�ni�em b��d, kiedy zaufa�em ci na tyle, aby�... � Nic mi nie jest, m�wi� ci! � upiera� si� Tapper. � Zaj��em si� swoj� cz�ci� zadania! Kane u�miechn�� si�. � Och, doprawdy? Niech zobacz�. � Masz z�oto? � Oczywi�cie. Powiedzia�em przecie�, �e p�ac� dobrze za u�yteczne informacje. Kane wyci�gn�� ci�k� sakiewk� zza paska. Zabrz�cza�a, kiedy podrzuci� j� w szerokiej d�oni. � W porz�dku. Znasz ryzyko, na jakie si� nara�am � mrukn�� Tapper, siadaj�c na kraw�dzi ��ka. � Obaj si� nara�amy. Co masz dla mnie? � C�, prawd� jest, �e Esketra przyjmuje potajemnie Jarvo w swoich komnatach � zacz�� Tapper. � O czym wiedzia�em wynajmuj�c ci�. � Nie, tylko przypuszcza�e�. Chcia�e�, �ebym dowiedzia� si�, w jaki spos�b Jarvo przechodzi ze swojego domu do pa�acu, tak �e nie widzi go �aden z twoich ludzi. � No i...? � Dowiedzia�em si� tego. � Za t� informacj� zap�ac�. � Mia�e� racj� domy�laj�c si�, �e musia�o to by� jakie� tajne przej�cie � powiedzia� Tapper. � Reszty te� si� dobrze domy�li�e�. � Esketra ma map�!� Esketra mia�a j�! � Tapper wyszczerzy� si� w u�miechu. Wyci�gn�� zza pazuchy z�o�ony w czworo pergamin. � A� do dzisiejszego popo�udnia. Kane rzuci� mu sakiewk�. � Dostaniesz wi�cej, je�li oka�e si�, �e to jest to, czego si� spodziewa�em. � To jest to, czego szuka�e�! � dumnie zapewni� go Tapper, podaj�c po��k�� kartk�. � Ca�� histori� i map� dosta�em od jednej z jej pokoj�wek � kt�ra r�wnie� b�dzie potrzebowa�a twojego z�ota. Nie mog�c widywa� si� z Jarvo kiedy chcia�a, bez nara�ania si� na kompromitacj�, Esketra dobra�a si� do tajnych papier�w Owrinosa i skrad�a star� map� ukrytych przej�� w pa�acu. Znalaz�a przej�cie ze swoich komnat, pod murami, a� do kr�lewskich krypt w �wi�tyni Thoema. Jarvo kaza� wykopa� tunel ��cz�cy jego dom z piwnicami budynku po przeciwnej stronie ulicy. Kiedy ma ochot�, wymyka si� twoim obserwatorom i p�dzi do �wi�tyni � stamt�d do komnat Esketry przez star� sie� korytarzy. Esketra zatrzyma�a t� map� na wypadek, gdyby zgubi�a si� w labiryncie, a potem nigdy nie mia�a ochoty podejmowa� ryzyka, �eby j� odnie��. Pokoj�wka skrad�a j�. Kane niecierpliwie rozwin�� prastary pergamin. Dokument by� dok�adnie tym, czego oczekiwa� � architektonicznym planem Pa�acu Sandotneri z zaznaczonym szczeg�owo systemem tajnych pokoi i ukrytych przej�� w tej ogromnej kamiennej budowli. Ka�dy pa�ac ma swoje tajne korytarze, a ich budowniczowie cz�sto gin�li z powodu swej wiedzy. By� to sekret �ci�le strze�ony, przekazywany przez ojca nast�pcy tronu. Czasami konstrukcja pa�acu jest tak skomplikowana, �e wymaga wykonania mapy, takiej jak ta, kt�r� teraz uwa�nie studiowa� Kane. � Doskonale! � pochwali� z�odzieja. � B�dziesz jednak musia� dopilnowa� aby j� odniesiono, zanim kto� zauwa�y jej brak. Ja zrobi� kopi�. � Zwr�cenie jej b�dzie dodatkowym ryzykiem. � Za kt�re dostaniesz zap�at�. Po�lij na d� po pi�ro i papier. Skopiuj� j� natychmiast.Kane czeka� cierpliwie na przybory do pisania. Rzadko zdarza�o mu si� takie szcz�cie. Owrinos by� obecnym kr�lem Sandotneri i ziem, do kt�rych miasto zg�asza�o prawa w�asno�ci. Jego zdrowie by�o jednak coraz s�absze, a brak m�skiego potomka mia� spowodowa� wkr�tce oddanie tronu kuzynowi. O prawo sukcesji do tronu walczy�y zaci�cie dwie pot�ne ga��zie kr�lewskiego rodu, kt�rych zwolennicy byli popularnie nazywani Czerwonymi i Niebieskimi. Kane, cudzoziemski najemnik, kt�ry doszed� do stopnia genera�a w kawalerii Sandotneri, gor�co popiera� Czerwonych. Jarvo, kt�ry twierdzi�, �e jest dalekim krewnym Owrinosa, by� zdecydowanym zwolennikiem Niebieskich, kt�rych to od�am zyskiwa� ostatnio presti�. By� on r�wnie� za�artym wrogiem Kane'a od czasu, gdy Owrinos w dow�d uznania dla b�yskotliwych posuni�� cudzoziemca w ostatnich kampaniach mianowa� go genera�em, pomijaj�c Jarvo. W przypadku tej intrygi, Kane m�g� liczy� tylko na skompromitowanie Jarvo i Niebieskich przez ujawnienie zwi�zk�w m�odszego oficera z Esketr� � zdemaskowanie ich jako pr�by uzyskania przez Niebieskich wp�yw�w poprzez uwiedzenie c�rki Owrinosa. Ale najwi�ksz� nadziej� Kane'a, opart� na pewnych informacjach i starannych dedukcjach, by�o pozyskanie dokumentu takiego jak ten, kt�ry le�a� przed nim na stole. Kane skupi� si� na kopiowaniu po��k�ego pergaminu, podczas gdy Tapper niespokojnie kr��y� po pokoju i wpatrywa� si� w �wiece. Wielkie palce Kane'a pos�ugiwa�y si� pi�rem i atramentem znacznie zr�czniej, ni� mo�na by si� spodziewa� po najemniku. Oczyma duszy Kane widzia� tajne przej�cia pe�ne jego ludzi, ukryte drzwi otwieraj�ce si� nagle, by wpu�ci� zab�jc�w... Nag�e walenie do drzwi przerwa�o jego marzenia o zamachu stanu. Kln�c, poderwa� si� jednym skokiem. By� tak skupiony, �e nie zauwa�y� ukradkowego zbli�ania si� ludzi na korytarzu za drzwiami ani z�owieszczego przycichni�cia ha�as�w t�umu na dole. Drzwi zadr�a�y od nast�pnego ciosu. Ludzie na zewn�trz nie zatroszczyli si� o pozwolenie na wej�cie. Kane uchyli� nieco okno. W dole na ciemnej ulicy, m�czy�ni z niebieskimi szarfami zawi�zanymi na szyjach patrzyli w g�r� i wskazywali w jego kierunku. Drzwi znowu zadr�a�y. By�y to solidne drzwi, ale ludzie na zewn�trz u�ywali tarana. � Kane, co zrobimy? � Sied� cicho! � warkn�� Kane. � Poradzimy sobie blefuj�c. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na map� i niemal uko�czon� kopi�, wrzuci� je do kominka i przy�o�y� �wiec�. Stary pergamin �atwo si� spali� i Kane ju� rozgrzebywa� popio�y, gdy zamek ust�pi� i drzwi z hukiem otworzy�y si�. Uzbrojeni Niebiescy wpadli do pokoju i ujrzeli Kane'a stoj�cego z d�ugim ostrzem w lewej d�oni. � S�ucham? � spyta� Kane spokojnym tonem. Przepychaj�c si� mi�dzy swymi lud�mi, pu�kownik Jarvo wyst�pi� na �rodek pokoju. Na dziewcz�co urodziwej twarzy oficera malowa� si� triumfalny u�miech. Pi�kny, b��kitny p�aszcz powiewa� imponuj�co wok� jego posrebrzanej kolczugi. O g�ow� ni�szy od Kane'a, mierz�cego ponad metr osiemdziesi�t, Jarvo mia� szerokie bary i grube ko�czyny, ale kr�pa sylwetka kontrastowa�a z wdzi�kiem jego ruch�w. � Generale Kane, aresztuj� ci� pod zarzutem zdrady stanu i konspiracji. I tego cz�owieka tak�e � doda�, wskazuj�c na Tappera. � Oddaj miecz. Na wp� wyci�gni�ta bro� Tappera upad�a na pod�og�. Klinga Kane'a nawet nie drgn�a. � Co to za gra, Jarvo? � warkn��, stoj�c plecami do �ciany. � Je�li chcesz mojego miecza, wiesz, jak go wzi��. Jarvo rzuci� mu jadowite spojrzenie, przypominaj�c sobie za p�no, �e powinien by� przyprowadzi� �ucznik�w. � To bezcelowe, Kane. Przegra�e�. Trzydziestu moich ludzi otacza gospod�. � Czy my�lisz, �e ja przyszed�em sam? � powiedzia� drwi�co Kane. � Moich pi��dziesi�ciu czeka na m�j znak. � Blefujesz, Kane � powiedzia� Jarvo z przekonaniem, kt�rego nie czu�. Mimo wszystko Kane zaplanowa� sw� eskapad�, podczas gdy przybycie Jarvo by�o pochopnym czynem zrodzonym z nieprzemy�lanej decyzji. Brn�� jednak dalej z pewno�ci� siebie. � Widziano jak tw�j cz�owiek rozmawia� poufnie z jedn� ze s�u��cych Esketry. Czyni� to ukradkiem; podejrzewano, �e pokoj�wka skrad�a co� nale��cego do swej pani i przekaza�a mu to � ale kiedy zacz�li�my j� przes�uchiwa�, przyzna�a si� do dziwnego rodzaju kradzie�y. Twoj� szczurz� nor� zauwa�ono ju� wcze�niej i kiedy zawiadomiono mnie, �e widziano jak wchodzi�e� do gospody �Pod Czerwonymi Dachami", nie marnowa�em czasu i kaza�em j� otoczy�. Kane popatrzy� na Tappera, udaj�c zdumienie. � Chcesz powiedzie�, �e ten cz�owiek odbiera� skradzione klejnoty? C�, przyznaj�, �e jego propozycja sprzedania mi pi�knego wisiorka ze szmaragdem za tak nisk� cen� wydawa�a mi si� podejrzana. Jednak cena wymaga�a, abym przynajmniej obejrza� klejnoty... � Kane, gra si� sko�czy�a � stwierdzi� zm�czonym g�osem Jarvo. � Oczywi�cie, gdybym rozpozna�, �e bi�uteria nale�y do Esketry... � Kane, ta dziwka powiedzia�a nam wszystko, kiedy wy�amano jej stawy na torturach. � Jednak Jarvo wiedzia�, �e chocia� sam kontakt by� obci��aj�cy, pokoj�wka wiedzia�a tylko o udziale Tappera. Kane by� do�� pot�ny, aby wykr�ca� si� bezczelno�ci� i mog�o mu si� to uda�. Co wi�cej, jego w�asne potajemne zwi�zki z Esketr� skompromitowa�yby go, gdyby zosta�y ujawnione. Jarvo wskaza� na kominek i popi�, kt�rym by� ubrudzony but Kane'a. � Widz�, �e przedmiot kradzie�y ulecia� w mrok nocy, ale wci�� mamy z�odzieja, kt�ry z�o�y zeznania. � Oczywi�cie � zgodzi� si� Kane. � A moi ludzie i ja dopilnujemy, �eby zosta� bezpiecznie ulokowany w wi�zieniu i przes�uchany. � Zajm� si� tym � obieca� Jarvo. Kane potrz�sn�� g�ow�. � Z ca�� szczero�ci�, pu�kowniku Jarvo, z powodu twojej otwartej niech�ci i powagi zarzut�w mi stawianych, musz� domaga� si�, abym wraz ze swoimi lud�mi bra� udzia� w pilnowaniu wi�nia. � Marnujemy czas, generale. � Jarvo chcia�by zachowa� tak lodowaty spok�j jak jego przeciwnik. Mimo nienawi�ci, jak� czu� do tego cudzoziemca, Jarvo widzia� w Kanie wiele cech, kt�re sam chcia�by posiada�. Kiedy�, w chwili spokoju pomy�la�, �e m�g�by nawet polubi� Kane'a, gdyby tak mu nie zazdro�ci�. � St�j blisko przy mnie, Tapper � ostrzeg� Kane. � Obawiam si�, �e ci ludzie nie chc� pozwoli�, aby� by� uczciwie s�dzony. Wystraszony m�czyzna us�ucha�; wiedzia�, �e Kane mo�e zabi� go jednym pchni�ciem miecza, ale by� pewny, �e i Niebiescy nie oka�� mu lito�ci. Jarvo waha� si�. Nie chcia� stawia� wszystkiego na jedn� kart�, poganiaj�c Kane'a. Podczas tej wymuszonej, szytwnej sceny zaskwiercza�a gasn�ca �wieca. Tapper z niepokojem patrzy� na ostatni� smu�k� bia�ego dymu. Jarvo przypomnia� sobie dziwne doniesienia szpieg�w. � Tu jest strasznie jasno � zauwa�y�. � Z pewno�ci� mo�emy si� oby� bez tylu �wiec. Da� znak jednemu ze swoich ludzi, kt�ry ostro�nie zabra� si� do gaszenia �wiec w pokoju � uwa�aj�c na miecz Kane'a, bowiem wszyscy tutaj znali jego mistrzostwo w pos�ugiwaniu si� broni�. � Kane... � szepn�� Tapper dr��cym g�osem. � Wszystko w porz�dku � zamrucza� Kane. � Jestem tutaj. � Kane, ty nie wiesz... � Tapper ucich� �a�o�nie. Szybkie spojrzenie Kane'a obiecywa�o natychmiastow� �mier� przy pierwszym g�upim posuni�ciu. Jarvo wyszczerzy� si� w u�miechu. � I te wszystkie lampy. Z pewno�ci� trzy to za du�o na taki ma�y pok�j. Nast�pny Niebieski zgasi� dwie lampy oliwne. Zosta�a ju� tylko jedna, pal�ca si� na parapecie okna obok Kane. Tapper kuli� si� obok niej, j�cz�c cicho.� Chod� porozmawia� ze mn�, Tapper � prosi� �agodnym tonem Jarvo. � Na korytarzu jest do�� �wiat�a. � Zosta� tutaj! � ostrzeg� Kane. Zda� sobie spraw�, �e b�dzie musia� wkr�tce zabi� Tappera. Waha� si�, a� do tej pory, bowiem nie chcia� ko�czy� brutalnie swych starannie u�o�onych plan�w, gdyby tylko m�g� uratowa� sytuacj�. Lamp