9444
Szczegóły |
Tytuł |
9444 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9444 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9444 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9444 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
2
KRZYSZTOF W�JCICKI
ROZMOWY Z KSI�DZEM
HILARYM JASTAKIEM
CZʌ� II
3
Imprimatur
Copyright by K. W�jcicki
4
TU M�WI DIABE�
Krzysztof W�jcicki: Odwo�anie ksi�dza ze stanowiska dyrektora Caritasu w ko�cu
1948 roku i powierzenie nowo powsta�ej parafii pod wezwaniem Naj�wi�tszego Serca
Pana Jezusa by�o czytelnym i zrozumia�ym, a nade wszystko bardzo taktycznym gestem
ksi�dza Biskupa Ordynariusza. Naciski nasila�y si�, wymy�lnym szykanom funkcjonariuszy
UB nie by�o ko�ca. Wzmaga�y si� r�wnie� ataki komunistycznej prasy. Je�li
uzmys�owimy sobie atmosfer� prowadzonej przez Stalina zimnej wojny, wytwarzan�
sztucznie psychoz�, tropienie szpieg�w i agent�w imperializmu, proklamacj� ateizmu
jako doktryny pa�stwowej, d��enie do opanowania wszystkich dziedzin �ycia spo�ecznego,
to �atwiej b�dzie nam zrozumie�, �e nadchodz�ce lata nie by�y �atwe dla tych,
kt�rzy mieli odwag� my�le� inaczej. Wiadomo by�o, �e komunistyczna w�adza uczyni
wszystko, aby wyeliminowa� wp�yw Ko�cio�a na spo�ecze�stwo. Rok 1949 to swoiste
preludium do wielkiej akcji.
Ks. Hilary Jastak: (Z politowaniem kiwaj�c g�ow�). A wszystko zacz�o si� tak niewinnie,
bo od konieczno�ci rejestracji wszystkich stowarzysze� dzia�aj�cych w ko�ciele
i sk�adania meldunk�w z wszelkiej dzia�alno�ci. Najpierw �mieszy�o mnie to, potem
zacz�o denerwowa�. Zw�aszcza, gdy w gr� wchodzi�y wydarzenia bez precedensu.
Wczesn� wiosn� 1949 roku, ju� jako proboszcz poszed�em do Szko�y Podstawowej nr
1, by w my�l wskaza� Episkopatu uzgodni� terminy rekolekcji. No i c� si� okaza�o?
Naruszy�em wolno�� sumienia!
K. W.: Czyjego?
Ks. H. J.: Dzieci i nauczycieli...
K. W.: A ju� my�la�em, �e Ludwika Wary�skiego, drugiego � po Marii Konopnickiej
patrona tej szko�y.
Ks. H. J.: (�miej�c si�). Dzieci, nauczycieli oraz kierownika Wydzia�u do Spraw Wyzna�,
kt�ry zarzuca� mi, �e usi�owa�em zmusi� (dwa ostatnie wyrazy ksi�dz akcentuje ze
szczeg�lnym naciskiem), dzieci do udzia�u w rekolekcjach, i �e w tym celu wkroczy�em
demonstracyjnie i w dodatku w sutannie na teren pierwszej szko�y �wieckiej w Gdyni.
W my�l ju� w�wczas, w lipcu 1949 roku, wprowadzonego dekretu, za �zmuszanie do
udzia�u w praktykach religijnych� grozi�a kara pozbawienia wolno�ci. Na razie obowi�zywa�
tylko przepis prawa konstytucyjnego, dok�adnie artyku� 70 wzbraniaj�cy zmuszania
do udzia�u w czynno�ciach religijnych.
I zn�w wezwania, przes�uchania, wyja�nienia... To by�o naprawd� denerwuj�ce. A gdy
zorientowa�em si�, �e do tego jestem bezustannie i nachalnie inwigilowany, postanowi�em
broni� si�.
K. W.: W jaki spos�b? Czy by�a jakakolwiek szansa?
Ks. H. J.: Przepis dekretu uj�ty by� co najmniej dziwacznie, w oparciu o �amanie naczelnej
zasady: �lex retro, non agit�. Prawo nigdy nie dzia�a wstecz! Zatem szansa by�a
niewielka. By�a jednak nadzieja. (Ksi�dz wygodnie sadowi si� na krze�le, zapowiada si�
d�u�sza opowie��). Mieszka�em w�wczas w domu J�zefa Skwiercza na rogu �wi�toja�skiej
i Zygmuntowskiej, na trzecim pi�trze wraz z matk�, bratem � ksi�dzem Edmun
5
dem i pomoc� domow� Mart� Kulas, rodem z Tuszk�w spod Ko�cierzyny. W bliskim
s�siedztwie, na plebanii Ko�cio�a Naj�wi�tszej Marii Panny mieszka� ksi�dz Gracjan
Bieli�ski, m�j dawny kolega kursowy z lat studi�w w Pelplinie, �wi�cenia otrzyma� po
wojnie, a od 1 stycznia 1949 roku zast�pi� mnie na stanowisku dyrektora Caritasu. Jednocze�nie
by� wikariuszem naszej parafii. Od jesieni 1949 roku zauwa�yli�my, �e jacy�
dziwni ludzie depcz� nam po pi�tach. Chodz� dos�ownie krok w krok. Od wyj�cia z
domu nie spuszczaj� nas z oka. Za ka�dym z nas w�drowa� �cie�. Z tej przyczyny postanowili�my
chodzi� do ko�cio�a razem i razem wraca� do domu. Gdy tylko kt�ry� z
nas szed� indywidualnie, natychmiast zaczyna�y si� nieprzyjemne zaczepki �naganiaczy�.
Nasilenie inwigilacji da�o si� zauwa�y� w pa�dzierniku tego� roku. Pewnego dnia
panowie w ceratach odczekali, znale�li stosowny moment, podeszli na ulicy, gdy ksi�dz
Gracjan by� sam. Wm�wili mu, �e maj� akta jego sprawy z czas�w, gdy by� jeszcze
wikarym w Grudzi�dzu, kiedy to zdaniem Urz�du Bezpiecze�stwa pope�ni� przest�pstwo
natury moralnej, kt�re teraz ma zosta� podane do publicznej wiadomo�ci. Ksi�dz
Gracjan by� zdruzgotany. K�amstwo i potwarz! Za�ama� si� biedak psychicznie. Obawia�em
si�, �e pope�ni jaki� b��d. I nie pomyli�em si�. Sam znalaz� doj�cie do UB. Pozna�
funkcjonariusza, kt�ry za znaczn� kwot� obieca� wyci�gn�� akta sprawy. A prosi�em,
by nie wdawa� si� w �adne umowy z czynnikami rz�dowymi. Um�wili si� w sopockim
Grand Hotelu. Tam rozegra�a si� ca�a sprawa. Ze strony ubek�w by�a to i�cie
koronkowa robota. W chwili, gdy ksi�dz Gracjan przekazywa� pieni�dze, a ubek teczk�
z aktami niewiadomego zreszt� pochodzenia, bocznymi drzwiami weszli dwaj panowie
w ciemnych kapeluszach. �lady przest�pstwa le�a�y na stole. �Zaufany� ubek zameldowa�
o przekupstwie.
K. W.: To przecie� gotowy scenariusz filmu.
Ks. H. J.: Ale to jeszcze nie koniec. Nie chodzi�o bynajmniej o jakie� niedorzeczne
przest�pstwa ksi�dza, lecz o to, by podpisa� deklaracj� o wsp�pracy z Urz�dem Bezpiecze�stwa.
No i ksi�dz Gracjan wpad� tak g��boko, �e nie mia� wyj�cia. Podpisa�. I od
razu przedstawiono mu zadania: przekazywa� na bie��co wszystkie dane o mojej
skromnej osobie, sk�ada� raporty z mojej dzia�alno�ci, donosi� o wszystkim co robi�, a
co mo�na by by�o uzna� za nielegalne. Na szcz�cie ksi�dz Gracjan opowiedzia� mi o
wszystkim. Nie komentowa�em zdarze�. Postanowi�em go wybroni�. Odt�d ju� wsz�dzie
chodzili�my razem. Ksi�dz Biskup Ordynariusz w Pelplinie, kt�remu przedstawi�em
ca�� spraw� uzna�, �e umowa o wsp�pracy z UB zosta�a wymuszona przez zastosowanie
terroru psychicznego i fizycznego, a co za tym idzie nie mo�e nikogo zobowi�zywa�
ani prawnie, ani moralnie. Ksi�dz Biskup przeni�s� natychmiast ksi�dza Bieli�skiego
do parafii w Czersku, w wojew�dztwie bydgoskim (zmiana rewiru UB), gdzie
proboszczem by� ksi�dz Franciszek Drost, wujek ksi�dza Gracjana, jowialny kanonik.
Dyrektorem okr�gu Caritas Gdynia zosta� mianowany ksi�dz Pawe� Miotk, wikariusz z
Ko�cierzyny. Po zlikwidowaniu Caritasu zosta� przeniesiony do Rekownicy pod Ko�cierzyn�,
jako proboszcz. (Ksi�dz oddycha g��boko, odchyla do ty�u g�ow�. Po kr�tkiej
przerwie wraca do opowie�ci). A jak by�o z ksi�dzem �ucjanem Dambkiem, proboszczem
z Witomina, moim serdecznym przyjacielem? Ubowiec grozi� mu odbezpieczonym
pistoletem, z kt�rego zgin��by niechybnie, gdyby nie przytomno�� umys�u. (Ksi�dz
ze zdziwieniem kr�ci g�ow�, jakby po tylu latach trudno by�o w to uwierzy�). To by�o w
po�owie listopada 1949 roku, kiedy przybieg� do mego mieszkania zdyszany i przera�ony.
W nerwowym szoku pr�bowa� opowiada�. Wezwano go do Inspektoratu Szkolnego
w Urz�dzie Miasta, w sprawie nauki religii, na godzin� 17.00, a wi�c poza czasem pracy
urz�du. Sprz�taczka wpu�ci�a go, gdy pokaza� wezwanie. Wtedy pojawi� si� cz�o
6
wiek w ceracie. Wyj�� pistolet, wyprowadzi� ksi�dza na ulic� i za��da� wej�cia do samochodu.
Ksi�dz �ucjan by� na tyle przytomny, �e zacz�� ratowa� si� ucieczk�. Wybieg�
na �wi�toja�sk�, wo�aj�c o pomoc. W b�yskawicznym tempie dobieg� do naszego
mieszkania. By� w tak g��bokim szoku, �e przez tydzie� nie wychodzi� na ulic�. Obowi�zki
w parafii witomi�skiej sprawowa� w jego zast�pstwie m�j brat, ksi�dz Edmund.
Ksi�dz �ucjan pod moj� kuratel� wyg�asza� p�omienne kazania w ko�ciele NSPJ. Ko�czy�
si� Rok Ko�cielny, wi�c tematem przewodnim w niedziel� by� S�d Ostateczny.
Ksi�dz �ucjan g�osi� te kazania z tak g��bokim prze�yciem, jakby chcia� dotrze� do
owych prze�ladowc�w i przestrzec ich przed konsekwencjami ich czyn�w i rozliczeniem,
jakie nast�pi na S�dzie Bo�ym. W nied�ugim czasie decyzj� Ksi�dza Biskupa
ksi�dz Dambek zosta� przeniesiony do parafii Rybno ko�o Dzia�dowa. Po pa�dzierniku
1956 roku powr�ci� na Wybrze�e. Obj�� parafi� w Swarzewie, po swoim bracie, ksi�dzu
Antonim, kt�ry przeszed� na emerytur�.
K. W.: Ksi�dz pra�at pozosta� w Gdyni...
Ks. H. J.: I zn�w zacz�y si� wezwania, nakazy, instrukcje. Comiesi�czna ewidencja
ksi�y zatrudnionych w parafii, dane personalne: pochodzenie, obywatelstwo, informacje
o rodzicach, przesz�o�� wojenna, przynale�no�� do organizacji podziemnej itd. I tak
bez ko�ca. Wezwania pocz�tkowo by�y nieformalne. A ja znam prawo! W ka�dym wypadku
okre�lony musi by� charakter oraz cel wezwania. Wezwa� mo�na w charakterze
�wiadka, obwinionego lub w charakterze strony. I tego tylko trzeba si� by�o trzyma�.
Ale zrobi�o mi si� jako� dziwnie, kiedy na kolejnym kwicie przeczyta�em: �Wzywa si�
obywatela w sprawie o znaczeniu pa�stwowym�.
K. W.: W tym uk�adzie stosunk�w Pa�stwo � Ko�ci�...
Ks. H. J.: No w�a�nie. To dziwne, prawda? I�� � nie i��, no, ale skoro sprawa takiej
wagi... id�.
K. W.: I co si� okaza�o?
Ks. H. J.: Tyle zabieg�w (ksi�dz zaczyna si� �mia�), by z�o�y� mi propozycj� wsp�pracy
z Urz�dem Bezpiecze�stwa.
K. W.: Zreszt� nie po raz pierwszy.
Ks. H. J.: O tak, r�ne czynili podchody. Ju� w lutym 1949 roku, w czasie rozprawy w
s�dzie wejherowskim, przeciwko proboszczowi Arnoldowi Goetzemu z Redy, oskar�onemu
przez prokuratora Jana Kwiatkowskiego o pobicie na terenie jego parafii �wiadka
Jehowy. I to na skutek kazania wyg�oszonego przez ksi�dza proboszcza. To by� pierwszy
pokazowy proces, kt�ry udowodni� mia�, �e polski kler �amie prawo. Obron� prowadzi�
adwokat Tadeusz Burdecki, prezes Caritasu, a ja zosta�em delegowany przez
Biskupa Ordynariusza jako przedstawiciel Kurii z obowi�zkiem notowania. W czasie
przerwy na korytarzu podesz�o do mnie dw�ch ubek�w. Pokazali legitymacje i za��dali,
abym razem z nimi wyszed� z s�du. Odm�wi�em stanowczo, ale naciski i perswazje
by�y tak silne, �e na sal� wr�ci�em dopiero z pomoc� mojego opiekuna wuja Wojciecha
Alberta Rolbieckiego z Wejherowa, kt�ry ca�y ten incydent widzia� i m�g� odpowiednio
zareagowa�. W czasie kolejnej przerwy zosta�em przez tych samych funkcjonariuszy
wylegitymowany i pocz�stowany pogr�kami w stylu �obym tylko tego nie �a�o
7
wa��. Nie wiedzia�em czego mia�bym �a�owa�, wi�c zg�osi�em spraw� do s�du za po�rednictwem
adwokata. Us�ysza�em w�wczas z ust prokuratora, �e funkcjonariusze UB
mog� legitymowa� ka�dego i ka�dego zatrzyma� na 48 godzin. Leon Bieszk, pomocnik
sekretarza s�du, wyprowadzi� mnie z sali najpierw bocznymi drzwiami, a znajoma Rolbieckiego
przyjecha�a po mnie taks�wk�, kt�r� wr�ci�em do domu. �Ubowcy� daremnie
czekali na mnie w holu s�du. To oczywi�cie by�o mniej szokuj�ce wobec wyroku.
Ksi�dz Arnold Goetze zosta� skazany na kilka lat wi�zienia i ci�kich rob�t w kamienio�omach
pod Szczecinem, w kt�rych przeby� p�tora roku. Wszystko zacz�o wygl�da�
naprawd� gro�nie. Nazajutrz zjawi� si� u mnie pan Leon Dorsz, przedstawiciel rodu
Kaszub�w, w�a�ciciel domu przy Skwerze Ko�ciuszki, w kt�rym mieszka� prokurator
Kwiatkowski. Spe�niaj�c jego polecenie, przyszed�, by poinformowa� mnie, �e je�li nie
zgodz� si� na wsp�prac� z UB, czeka� mnie b�d� bardzo ci�kie chwile. O tym
wszystkim zawiadomi�em Kuri�. Biskup o�wiadczy�, �e nie ma mowy o jakichkolwiek
uk�adach. Takie by�o zreszt� stanowisko Episkopatu Polski.
K.W.: Niekt�rzy jednak ulegli presjom. Odnosz� wra�enie, �e specjalnie szukano ksi�y
o s�abszej konstrukcji psychicznej...
Ks. H. J.: ...albo maj�cych jakie� obci��enia z czas�w okupacji. Byli to tak zwani
�ksi�a patrioci�. Dajmy temu pok�j. Amor omnia vincit.
K. W.: To sielska my�l Wergiliusza.
Ks. H. J.: Przecie� modlimy si� za �naszych winowajc�w�, prosz�c, aby i nam odpuszczono.
Prawdziwa wojna rozgorza�a na pocz�tku 1950 roku.
K. W.: Wybuch�a sprawa Caritasu.
Ks. H. J.: Zakrojona na szerok� skal� dzia�alno�� charytatywna Caritasu podlega�a organizacyjnie
Ko�cio�owi. Pomoc� obj�te by�y wszystkie diecezje i parafie na terenie
ca�ego kraju. Obszar n�dzy i ub�stwa by� naprawd� rozleg�y. Okr�gi Caritasu dokonywa�y
podzia�u dar�w, g��wnie od Polonii ameryka�skiej w oparciu o prawo Ewangelii i
mi�o�� bli�niego. Partyjna prasa donios�a o rzekomych nadu�yciach. Pom�wienie pad�o
najpierw we Wroc�awiu przeciwko administratorowi Archidiecezji Wroc�awskiej ksi�dzu
Milikowi, a potem z w�ciek�o�ci� czerwonego kura rozszerzy�o si� na ca�� Polsk�.
K. W.: Nie omijaj�c Gdyni.
Ks. H. J.: (Chwyta si� obiema r�kami za g�ow�). W �Dzienniku Ba�tyckim� ukaza�o si�
o�wiadczenie i to na pocz�tku roku, jednego z �ksi�y patriot�w�. (Ksi�dz wstaje od
sto�u, po chwili przynosi opas�y folia�. Otwiera w stosownym miejscu, jakby ca�� zawarto��
zna� na pami��).
K. W.: (Czytam zakre�lony czerwon� kredk� akapit). �Nie jest ju� dzisiaj tajemnic�, �e
rzeczy przeznaczone dla najbiedniejszej ludno�ci Wybrze�a, a ofiarowane przez Poloni�
ameryka�sk�, dosta�y si� do niegodnych r�k ksi�dza Jastaka, dyrektora Caritasu gdy�skiego�.
Ks. H. J.: Nazwisko autora paszkwilu � dobrze znanego mi konfratra prosz� uprzejmie
pomin��. Swego czasu by�a to g�o�na sprawa. Odda�em j� nawet do Biskupiego S�du
8
Duchownego w Pelplinie, ale poniewa� �winowajca� przeprosi� mnie i to w obecno�ci
ksi�dza biskupa, sufragana diecezji che�mi�skiej Bernarda Czapli�skiego, przeto pomi�my
jego nazwisko. Naprawd�, bardzo prosz�. (Na twarzy ksi�dza maluje si� skupienie
i powaga, pojawiaj� si� rysy prawdziwej pokory, bez kt�rej nie ma przebaczenia).
�wczesny oficja� S�du Duchownego w Pelplinie infu�at ksi�dz Franciszek Sawicki rado�nie
i z pochwa�� przyj�� moj� decyzj� za�atwienia w spos�b ugodowy tej przykrej
sprawy. Drugi natomiast ksi�dz � patriota, z�o�y� o�wiadczenia, �e w przysz�o�ci wyja�ni
przyczyny, dla kt�rych odczyta� paszkwil swego konfratra na mitingu w Gda�sku,
jak dot�d niczego nie wyja�ni�.
K. W.: Wertuj� poszarza�e karty �Dziennika Ba�tyckiego�. Tendencyjne tytu�y ociekaj�
k�amstwem. �By� ju� najwy�szy czas sko�czy� ze skandalem w Caritasie. Caritas zosta�
skompromitowany przez swoich kierownik�w�. �Brak mi s��w pot�pienia dla ob�udnej
opieki Caritasu�. �Kobiety Oruni pot�piaj� z�odziejsk� polityk� Caritasu w Polsce�.
�Pracownicy cukrowni w Pelplinie pot�piaj� haniebne machinacje kierownictwa Caritasu�.
Wobec tej nagonki diecezjalny dyrektor Caritasu w Gda�sku ksi�dz �urawski,
zdo�a� umkn�� przed �ubowcami� i w sobie tylko wiadomy spos�b wyjecha� do Szwecji.
Ks. H. J.: W �lad za innymi poszed� �G�os Wybrze�a�. W ten spos�b mo�na za�atwi�
ka�dego w ka�dym czasie. Dzisiaj r�wnie�. Wiem co� o tym. W obecnej konstelacji
politycznej mamy tego rozliczne dowody r�wnie� w Gdyni. Niejednego cz�owieka zas�u�onego
i rzetelnego, wyka�cza si� takimi w�a�nie metodami podsycanymi nagonk�
prasow�.
K. W.: I zn�w �Dziennik Ba�tycki� zakre�lony na czerwono: �Okaza�o si�, �e nie tylko
we Wroc�awiu, lecz r�wnie� w Gdyni, dary, dziesi�tki skrzy�, trafia�y do r�k ksi�nej
Lubomirskiej i innych hrabi�w i baron�w, kt�rzy w Polsce Ludowej nie mog� �y� wi�cej
z ch�opa polskiego (...)�. �Mo�e ks. dyrektor Jastak da swemu kap�a�skiemu sumieniu
odpowied�. Mo�e nam ksi�dz Jastak odpowie, gdzie podzia�y si� lekarstwa dla chorych?�.
Autor ten sam.
Ks. H. J.: Wyj�tkowo uparty. Nie mog�em doczeka� si� niedzieli. Przez dwie doby
przygotowywa�em kazanie, nie chc�c niczego pomin��. Pragn��em zapewni� wszystkich,
z tego �wi�tego miejsca, od o�tarza, �e w moim kap�a�skim sumieniu jestem najspokojniejszy
i gotowy odpowiada� za czyny przed lud�mi i przed Najsprawiedliwszym
Bogiem.
K. W.: Tymczasem sprawa Caritasu nabiera�a tempa.
Ks. H. J.: Biskupi polscy przys�ali do wszystkich parafii w ca�ym kraju o�wiadczenie w
sprawie Caritasu, z poleceniem odczytania, w niedziel� 12 lutego 1950 roku. By� to
uroczysty protest z pro�b� o zmian� post�powania, skierowany na r�ce Prezydenta Rzeczypospolitej
Polskiej Boles�awa Bieruta.
K. W.: Agenta KGB.
Ks. H. J.: Wobec rozsiewanych nieprawdziwych wiadomo�ci, godz�cych w dobre imi�
zas�u�onej instytucji Caritasu Episkopat Polski z ksi�dzem Kardyna�em Sapieh� na
czele nie m�g� pomin�� milczeniem olbrzymich jej zas�ug dla spo�ecze�stwa polskiego.
Zw�aszcza, �e do istoty religii chrze�cija�skiej nale�y dzia�anie w imi� mi�osierdzia.
9
Ale przede wszystkim chodzi�o o bezprawie, jakiego dopu�ci�y si� komunistyczne w�adze,
wprowadzaj�c przymusowy �wiecki zarz�d Caritasu. Dla ca�ej Polski oznacza�o to
po prostu jego likwidacj�. Episkopat oczekiwa� odwo�ania bezprawnych pom�wie� i
zarz�dze�. W przeddzie� odczytania listu biskup�w z ambon wszystkich ko�cio��w w
Polsce, na terenie parafii pojawili si� funkcjonariusze Urz�du Bezpiecze�stwa z oficjalnym
zakazem. A ja mia�em ju� za sob� kilka wezwa� do prokuratury. Zlekcewa�y�em
pogr�ki, ale by�em pewien, �e tym razem nie odpuszcz�. List Episkopatu mimo zagro�e�
odczyta�em z ambony. O n�kaj�cych mnie, poni�aj�cych i wyczerpuj�cych przes�uchaniach
prowadzonych przez prokurator�w: Eugeniusza Bia�kowskiego, Jana Miklasa
i J�zefa Czerniaka oraz Prokuratur� Generaln� poinformowa�em telefonicznie Kuri�
Biskupi� w Pelplinie. Kanclerz Kurii � ks. Stefan Trzci�ski poleci� mi wszystko dok�adnie
opisa� w li�cie do Biskupa Ordynariusza. Nie szcz�dzi�em szczeg��w. Zawsze
by�em zdania, �e z�o nawet najmniejsze zawsze trzeba dusi� w zarodku. A to by� przecie�
jawny atak. Tak wi�c zmuszony by�em poinformowa� o metodach pracy UB w
Gdyni i o prze�ladowaniach pracownik�w Caritasu, zw�aszcza Jana Skudlarskiego, kierowcy
Caritasu, kt�rego UB osadzi�o w wi�zieniu i przez trzy doby nak�ania�o do podpisania
protoko�u stwierdzaj�cego, �e lekarstwa otrzymane w darach polonijnych sprzedawa�em
w aptekach. Skudlarski nie podpisa�, mimo represji i twierdze�, �e ja ju� dawno
gnij� w wi�zieniu. Podobnie indagowano i terroryzowano innych etatowych pracownik�w
Caritasu, W�adys�awa Kaszubowskiego, Bogumi�a J�zefowicza, Jana Chmielewskiego,
Mari� Konke, Ma�gorzat� Nowc. Na szcz�cie tych represji unikn�a Jadwiga
Lademan, gdy� przedtem wyjecha�a na wie� pod Ko�cierzyn�. Styl pracy funkcjonariuszy
nazwa�em �szata�skimi metodami�. Por�wnania z diab�em, kt�ry dzia�a potajemnie
i po ciemku, a tak�e przez zaskoczenie, nasuwa�y si� same. �Szatani w ludzkiej sk�rze
zmuszaj� do fa�szywych zezna� � pisa�em w li�cie, kt�ry zawi�z� do Pelplina w pami�tn�
niedziel� ksi�dz Stanis�aw Laudy, prymicjant. Nie zasta� jednak biskupa ordynariusza
Kazimierza J�zefa Kowalskiego, kt�ry wyjecha� do Torunia. Przekaza� list ksi�dzu
rektorowi J�zefowi Grochockiemu. Tak, czy inaczej, m�j list tego dnia trafi� do r�k
biskupa, kt�ry przeczyta� go w obecno�ci najbli�szych, po czym schowa� do brewiarza.
Uczyni� to, mimo �e prosi�em w li�cie, aby go po przeczytaniu zniszczy�. Tym bardziej,
�e ze sposobu prowadzenia przes�uchania przez prokurator�w i ubowc�w wynika�o nazbyt
jasno, �e w domu biskupa b�dzie przeprowadzona wkr�tce rewizja. O tym wszystkim
informowa�em w li�cie. Kiedy pod wiecz�r biskup wr�ci� do Pelplina, dom jego by�
ju� otoczony. Prokurator wojew�dzki Jan Miklas wesp� z pracownikami Urz�du Bezpiecze�stwa
przeprowadzili wnikliw� rewizj�. Zabrano wiele dokument�w, w tym r�wnie�
m�j list. Po dw�ch dniach wezwano mnie znowu do prokuratury w Gdyni poza
godzinami urz�dowania, bo na 17.00. To by�a wypr�bowana metoda. Bez �wiadk�w.
Pi�� godzin czeka�em na Miklasa. Czekaj�c, rozpami�tywa�em wydarzenia ostatnich
dni. ��cznie z anonimowymi telefonami.
Dzwoni. Podnosz� s�uchawk�.
� Halo... Cisza. S�ysz� tylko oddech.
� Halo, kto m�wi?
� Tu m�wi diabe�. Wpad�e�. Przera�liwe, przeci�g�e syczenie. Tu m�wi diabe�! I znowu
cisza. Jaki czort, pomy�la�em.
� Umrzesz, umrzesz � us�ysza�em g�uche, sugestywne sapanie.
� Wpad�e�, umrzesz. Ostatnie g�oski przeci�gane nad miar� przypomina�y syk w�a.
(Ksi�dz na�laduje te odg�osy z odpowiedni� akcentacj� i naciskiem).
� Teraz to �wi�ty Bo�e nie pomo�e. I �miech. Suchy, z�o�liwy �miech. Taki rechot.
Zrobi�o mi si� na pocz�tku dziwnie. Nie, to nie by� strach, ale bardzo nieprzyjemne
10
uczucie. I gdy po raz kolejny us�ysza�em �Tu m�wi diabe�� zebra�em si� w sobie i
krzykn��em do s�uchawki:
� Diabe�? Jak ty� diabe�, to id� do piek�a. (Ksi�dz �mieje si� charakterystycznie).
Ale wtedy nie by�o mi do �miechu. Przypomnia�em sobie, ile� to razy wzywano mnie
do prokuratury w charakterze podejrzanego. Tyle przes�ucha�, tyle wyja�nie� i... nic.
Prokurator J�zef Czerniak o�wiadczy� mi w ko�cu, �e sprawa zostaje zamkni�ta i �e on
aktu oskar�enia nie z�o�y, mimo nacisk�w ze strony w�adz bezpiecze�stwa. Wreszcie
pojawi� si� Miklas. Z daleka wymachiwa� listem zarekwirowanym u biskupa. Wyra�nie
triumfowa�, mia� dow�d rozpowszechniania przeze mnie �fa�szywych� wiadomo�ci o
organach �cigania. Powiedzia� z triumfem, �e biskup jest w areszcie domowym w Pelplinie.
Nast�pnie wr�czy� mi postanowienie prokuratora w Gda�sku o tymczasowym
aresztowaniu. (Ksi�dz wertuje segregator). O, prosz� bardzo, z pe�nym uzasadnieniem.
K. W.: �Hilary Jastak jest podejrzany o przest�pstwo z artyku�u 22 Ma�ego Kodeksu
Karnego i 156 Kodeksu Karnego pope�nione w ten spos�b, �e dnia 10 lutego 1950 r.
rozpowszechnia� fa�szywe wiadomo�ci, mog�ce wyrz�dzi� istotn� szkod� interesom
Pa�stwa Polskiego, odno�nie metod stosowanych rzekomo przez w�adze bezpiecze�stwa.
Zastosowanie aresztu jest uzasadnione, gdy� zachodzi obawa matactwa�.
Ks. H. J.: (Kiwa g�ow�, jest wyra�nie roz�alony). Uzasadnienie prokuratora wystarczy�o,
by wyda� to postanowienie 15 lutego 1950 roku. (Ksi�dz wyra�nie o�ywia si�).
Ale ja za��da�em nakazu aresztowania z piecz�tk� Prokuratury Generalnej, bo istnia�y
takie przepisy. Tego Miklas nie wytrzyma�. Zadzwoni� po goryla. Zacz��em stawia�
czynny op�r, ale wobec przemocy i wykr�conych r�k � nie mia�em szans. Goryl si��
sprowadzi� mnie na d�. Przypomnia� mi si� pocz�tek wojny i esesman, kt�ry zerwa� mi
koloratk�. Teraz r�wnie� by�em w sutannie, tak haniebnie zbezczeszczonej. Scen� t�
obserwowali sekretarz s�du Bruno Richter oraz Pozorski. Wyczuwa�em, �e chcieli mi
pom�c, ale byli bezsilni. Mimo i� by�o par� minut przed p�noc�, na ulicy ko�o budynku
czuwa�a moja matka J�zefa i W�adys�aw Krenski, przyjaciel domu oraz kilku parafian.
Na ich oczach zosta�em wepchni�ty przez ubowc�w do samochodu. Do Gda�ska p�dzili�my
pustymi ulicami. Funkcjonariusze Komendy Milicji Obywatelskiej w Gda�sku
zdziwili si�, gdy zobaczyli �przest�pc� w sutannie. Nie przeszkadza�o im to jednak w
rutynowych dzia�aniach. C�, czynili swoj� powinno��. Dwaj energiczni milicjanci zaprowadzili
mnie do celi. Po drodze przypomina�em im sceny z Pisma �wi�tego o prze�ladowaniu
Chrze�cijan.
K. W.: �B�ogos�awieni, kt�rzy cierpi� prze�ladowanie dla sprawiedliwo�ci, albowiem
do nich nale�y Kr�lestwo Niebieskie�. To fragment kazania na g�rze. �B�ogos�awieni
jeste�cie, gdy wam ur�gaj� i prze�laduj� was i gdy z mego powodu m�wi� k�amliwie
wszystko z�e na was. Cieszcie si� i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie.
Tak bowiem prze�ladowali prorok�w, kt�rzy byli przed wami�.
Ks. H. J.: Tak, to jest nowe przykazanie. Takie jest prawo mi�o�ci, kt�re da� nam Pan.
�Mi�ujcie waszych nieprzyjaci� i m�dlcie si� za tych, kt�rzy was prze�laduj��. (Ksi�dz
zamy�la si� g��boko i po chwili dodaje). �Podnios� na was r�ce i b�d� was prze�ladowa�.
Wydadz� was do wi�zie� oraz z powodu mojego imienia wlec was b�d� do kr�l�w
i namiestnik�w. B�dzie to dla was sposobno�� do sk�adania �wiadectwa�. Protestowa�em
przy ka�dej rozmowie. Odmawia�em przyjmowania posi�k�w. �Pan tak butnie si�
stawia� � Pan nie ksi�dz. To takie dla nich charakterystyczne. A przecie� Pismo �wi�te
m�wi, �e �pokora niebiosa przebija� � poucza� mnie funkcjonariusz w wysokich butach.
11
(Ksi�dz zaczyna si� �mia� wewn�trznym, t�umionym �miechem, trz�s� mu si� ramiona).
On mnie chcia� nauczy� pokory! A tymczasem postawiono mi nowe zarzuty � op�r
w�adzom porz�dkowym. A� wreszcie przewieziono mnie na Okopow� do wi�zienia
UB. Gdy oddawa�em sznurowad�a, pasek, �a�cuszek z medalikiem, (abym si� nie powiesi�),
oddzia�owy zwany przez wi�ni�w �Grzechotnikiem� bawi� si� d�ugim rze�nickim
no�em. W pewnym momencie ostrze nakierowa� na moj� pier�. Zadr�a�em, ale
by�em przygotowany na najgorsze. W chwili, gdy n� mia� mnie ju� dotkn��, �Grzechotnik�
momentalnie zmieni� kierunek i ugodzi� w blat krzes�a, na kt�rym wisia� sznur.
Jednym ruchem przeci�� sznur na p�, daj�c do zrozumienia, �e b�d� nim zwi�zany.
Zastraszenie, psychoza... W jednoosobowej celi, do kt�rej prowadzi� mnie oddzia�owy
kr�tymi korytarzami, by�o ju� trzech wi�ni�w. Jeden z nich � in�ynier Jelnicki ze
stoczni gda�skiej, podejrzany o sabota�. To by� bardzo ci�ki zarzut. Drugi � Edward
Wr�blewski � akowiec, dzia�aj�cy w czasie okupacji w lubelskiem, najbardziej maltretowany,
cz�sto w nocy wraca� do celi z podbitymi oczami i kawa�kami drewna pod paznokciami.
Trzeci � ucze� �redniej szko�y z Grab�wka. M�wili na niego �M�ynek�. By�
oskar�ony o przynale�no�� do �M�odej Polski�. M�g� mie� 16, mo�e 17 lat.
K. W.: Jak w tym towarzystwie odnalaz� si� kap�an?
Ks. H. J.: (Milknie na d�u�sz� chwil�. Odpowiedzi� jest cisza). W s�siedniej celi siedzia�
samotnie Zygmunt Augustowski, przedwojenny adwokat, a w czasie wojny rotmistrz
Czwartego Pu�ku U�an�w Zanieme�skich z Wilna. O dzia�alno�ci tego pu�ku
pisze Henryk Smaczny w Ksi�dze Kawalerii polskiej 1914�1947. Porozumiewali�my
si� z Augustowskim alfabetem Morse�a, delikatnie pukaj�c w �cian�. Po kilku dniach
wszyscy z�yli�my si� i to bardzo. Ca�a tr�jka ch�tnie odmawia�a wsp�lne modlitwy
zw�aszcza, �e nadszed� okres Wielkiego Postu. Najbardziej �al by�o mi �M�ynka�. Taki
m�ody... i zamiast beztroski szkolnej, prze�ywa� musia� wi�zienie. Zrobi�em figury z
chleba i gra�em z �M�ynkiem� w szachy. Chleb przys�a� mi do wi�zienia jaki� anonimowy
dobroczy�ca.
K. W.: Czy w wi�zieniu by� ksi�dz jeszcze przes�uchiwany?
Ks. H. J.: G��wnie w nocy. Z trzaskiem otwiera�y si� drzwi. Ostre uderzenie �wiat�a.
Zrywali si� wszyscy. W po�piechu wyprowadzano mnie. B�yskawicznie narzuca�em
sam lub przy pomocy wsp�wi�ni�w sutann�, u�o�on� wzorowo w �kostk�. Nie rozstawa�em
si� z sutann�, aby wszyscy funkcjonariusze wiedzieli, �e maj� do czynienia z
kap�anem. W wi�ziennych przes�uchaniach bra� niejednokrotnie udzia� prokurator Miklas.
Nalegali, abym zdj�� sutann�, odda� do magazynu cywilnej odzie�y i da� sobie
spok�j, tu w wi�zieniu, gdzie nie jestem ksi�dzem, tylko wi�niem. Przypomnia�em
sobie koloratki p�ywaj�ce po Wi�le... � Nie! Wy macie na sobie mundury w s�u�bie
PRL, a ja mam mundur w s�u�bie u Boga! I jak dot�d nie jestem skaza�cem, lecz jedynie
bior� udzia� w �ledztwie. Pytali dos�ownie o wszystko, si�gaj�c do czas�w m�odo�ci
i okupacji, AK i tajnego nauczania. Ale g��wnie chodzi�o o Caritas i o wymuszanie
potwierdzenia nieprawid�owo�ci, malwersacji i kradzie�y. Nie podpisywa�em �adnych
protoko��w, gdy� by�y to setki k�amstw, oszczerstw, pom�wie�. Nie podpisywa�em,
wi�c oni pytali bez ko�ca. Imi�, nazwisko, zaw�d... i tak w k�ko. �eby nie by�o nudno
podochocali si� w�dk� i piwem, zabawiali rewolwerem, okr�caj�c go dooko�a palca.
Stan zamroczenia przes�uchuj�cych nie wr�y� niczego dobrego. Wiedzia�em, �e b�dzie
�le, je�li nie podpisz� �adnej deklaracji. Zdawa�em sobie spraw�, �e to w�a�ciwie mo�e
by� koniec. Luf� pistoletu dotykali moich plec�w. Jednak sumienie nie pozwala�o mi na
12
z�o�enie podpisu. Odmawia�em kategorycznie. Gdy us�ysza�em �ty, ca�y st�d nie wyjdziesz�
zacz��em w duchu odmawia� egzorcyzmy, kt�re w takich chwilach polecali
odmawia� biskupi. Umia�em je na pami��. I o dziwo! Jakby r�k� odj��. �ledczy, prokuratorzy,
funkcjonariusze UB uspokajali si�. Niezauwa�alnie czyni�em znak krzy�a w
powietrzu i powtarza�em: �Egzorcyzmujemy ciebie, wszelki nieczysty duchu, wszelka
szata�ska mocy, wszelkie napa�ci piekielnego przeciwnika, wszelki legionie, wszelki
zborze i sekto diabelska, w Imieniu i Mocy Pana naszego Jezusa Chrystusa, wykorze�
si� i uciekaj z Ko�cio�a Bo�ego (...) Id� precz szatanie, wynalazco i nauczycielu wszelkiego
oszustwa, wrogu ludzkiego zbawienia�.
K. W.: Jednak�e kap�a�ska pos�uga ksi�dza pra�ata nie ogranicza�a si� tylko do odprawiania
egzorcyzm�w nad �szatanami w ludzkiej sk�rze�.
Ks. H. J.: By� to okres Wielkiego Postu i moi wsp�wi�niowie zaproponowali zorganizowanie
rekolekcji. Nauki g�osi�em ex abrupto. Spowiada�em. Po drugiej stronie
znajdowa�a si� cela �e�ska. Nawi�zali�my kontakt. Okaza�o si�, �e za �cian� siedzia�y
trzy kobiety: jaka� aktorka, pani Imbery � �ona rozstrzelanego konsula w�gierskiego
oraz jej matka. One r�wnie� pragn�y si� wyspowiada�.
K. W.: Chyba nie przy pomocy alfabetu Morse�a?
Ks. H. J.: To by�a rzecz absolutnie i najzupe�niej powa�na. Edward Wr�blewski gwo�dziem
wyj�tym z pryczy wydrapa� w �cianie, tu� przy pod�odze otw�r na szeroko��
dw�ch cegie�, kt�ry sta� si� wi�ziennym konfesjona�em. Le��c pod prycz�, s�ucha�em
spowiedzi. Udziela�em sakramentu pojednania, udziela�em rozgrzeszenia. Kwietniowe,
wielkotygodniowe dni przepe�nione by�y modlitwami i rozwa�aniem o zwyci�stwie nad
�mierci�.
K. W.: W kwietniu 1950 roku zosta�o podpisane porozumienie Pa�stwo � Ko�ci�.
Ks. H. J.: Pami�tny rok 1950. W styczniu odebrano Ko�cio�owi Caritas, w marcu skonfiskowano
dobra ko�cielne zakonne i biskupie, w kwietniu dosz�o do podpisania porozumienia
mi�dzy rz�dem i Episkopatem Polski.
K. W.: W sprawach wiary, moralno�ci i jurysdykcji ko�cielnej rz�d uzna� w�adz� papiesk�,
natomiast w innych sprawach Ko�ci� zobowi�za� si� kierowa� �polsk� racj� stanu�.
Tak wi�c porozumienie wydawa�o si� kompromisem obustronnym. Prymas Wyszy�ski
decyduj�c si� na ten eksperyment wykaza� wiele odwagi i roztropno�ci.
Ks. H. J.: Tak, te okoliczno�ci oraz brak dowod�w o dokonanym przest�pstwie zadecydowa�y
o moim zwolnieniu. Pewnego kwietniowego dnia zosta�em wezwany do bardzo
eleganckiego gabinetu szefa UB. Zgromadzi�o si� tam oko�o 7 os�b z prokuratorem
Miklasem na czele. O�wiadczono mi w�wczas urz�dowo i oficjalnie, �e zostan� zwolniony
z wi�zienia, gdy� powsta�y nowe okoliczno�ci w stosunkach Ko�ci� � Pa�stwo.
To porozumienie � tak to interpretowali � zobowi�zuje ca�e polskie duchowie�stwo do
wsp�pracy z przedstawicielami w�adzy pa�stwowej i w zwi�zku z tym b�d� musia� go
przestrzega� na r�wni z innymi. Je�li za� chodzi o moje �przest�pstwo� polegaj�ce na
kolportowaniu fa�szywych wiadomo�ci o aparacie bezpiecze�stwa i stawianiu czynnego
oporu � to wszystko wspania�omy�lnie mi przebaczaj�. Pozostaje tylko do spe�nienia
jeden warunek. Podpisanie deklaracji, i� nie b�d� nikogo informowa� o tym, co dzia�o
13
si� w prokuraturze, w Urz�dzie Bezpiecze�stwa i w wi�zieniu. Odm�wi�em kategorycznie.
Uzna�em, �e dzia�y si� tu rzeczy, o kt�rych kap�an ma obowi�zek m�wi�, przestrzega�,
pi�tnowa�.
K. W.: Kolejny szanta�...
Ks. H. J.: Absolutnie tak. I to jaki bezczelny. Oni mi przebacz�, gdy ja z�o�� podpis
pod deklaracj� o wsp�pracy i zagwarantuj� milczenie na temat wi�ziennej tragedii.
Siedzia�em bez ruchu, obserwuj�c, do czego mog� si� posun��. Sytuacja g�stnia�a z
minuty na minut�. W ko�cu prokurator przerwa� cisz�. � Skoro ksi�dz nie chce podpisa�,
to my podpiszemy protokolarnie, zobowi�zuj�c tym samym ksi�dza. Oni mnie zobowi�zuj�...
(Ksi�dz �mieje si� z przekor� i odcieniem ironii). Wobec tego zastosowano
kolejne ograniczenie wolno�ci. Odt�d przez p� roku nie wolno mi by�o opuszcza�
Gdyni, dwa razy w tygodniu musia�em zg�asza� si� w komendzie MO. By�em pod �cis�ym
nadzorem.
K. W.: Niez�omna postawa ksi�dza pra�ata odnios�a okre�lony skutek. (Ksi�dz patrzy
na mnie uwa�nie, jakby nie domy�la� si� o co chodzi). W postanowieniu o uchyleniu
�rodka zapobiegawczego z 14 kwietnia 1950 roku uj�ta jest godno�� ksi�dza, czego nie
ma w postanowieniu o aresztowaniu.
Ks. H. J.: To drobny szczeg�.
K. W.: �Prokurator S�du Apelacyjnego w Gda�sku w sprawie ksi�dza Hilarego Jastaka:
zwa�ywszy, �e w stosunku do podejrzanego odpada potrzeba stosowania �rodka
zapobiegaj�cego uchylaniu si� od s�du, gdy� �ledztwo zosta�o zako�czone i odpada
obawa matactwa, postanowi� zastosowany wobec ksi�dza Hilarego Jastaka postanowieniem
z dnia 15 lutego 1950 roku �rodek zapobiegaj�cy w postaci aresztu, uchyli�.
Podpisa� prokurator Jan Miklas.
Ks. H. J.: Pozostali towarzysze niedoli opu�cili mury wi�zienne dopiero w czerwcu.
Interweniowa�em nieustannie o ich szybsze uwolnienie. Interweniowa� r�wnie� biskup
Zygmunt Choroma�ski, sekretarz Episkopatu Polski.
K. W.: Jak przyj�to ksi�dza w parafii, w ko�ciele...
Ks. H. J.: Te pierwsze chwile by�y bardzo gorzkie. Mia�em poczucie osamotnienia.
Moje mieszkanie przy �wi�toja�skiej 23 w domu J�zefa Skwiercza opustosza�o. Znikn�o
z niego prawie wszystko to, co s�u�y�o normalnej egzystencji. Ubrania, naczynia,
sztu�ce. Nie mia�em nawet zegarka. Wszystko wymiecione. Dom jak martwy.
K. W.: A ludzie? Wierni, parafianie, znajomi...
Ks. H. J.: Stara�em si� zachowa� spok�j. Bada�em nastroje i temperatur�. Dla ludzi
stara�em si� by� bardzo uprzejmy, ale bacznie ich obserwowa�em.
K. W.: A kazania, na kt�re wszyscy czekali, homilie zw�aszcza niedzielne, czy nawi�zywa�y
do wi�ziennych cierpie�?
14
Ks. H. J.: By� to okres wielkanocny, wi�c mog�em bez trudno�ci odnale�� tematyczne
analogie. Rzecz jasna m�wi�em w�a�nie to, czego mi zabroniono w wi�zieniu. Nie aby
si� chwali�, ale by przestrzec, �e oni zdolni s� do wszystkiego, a mimo to �duszy zabi�
nie mog��. Generalnie w parafii zasta�em sytuacj� dramatyczn�. Okaza�o si�, �e trzy dni
po wtr�ceniu mnie do wi�zienia, aresztowano moj� matk�. A tak�e cz�onk�w Zarz�du
Caritasu Boles�awa Or�owskiego i Jadwig� Rekowsk� � matk� czterech c�rek i jednego
syna � przysz�ego ksi�dza Janusza. Urz�d Skarbowy podczas mojej nieobecno�ci na�o�y�
domiar w wysoko�ci kilku pensji, nie dor�czaj�c mi decyzji i nie daj�c �adnej mo�liwo�ci
odwo�ania. Dokonano r�wnie� zaj�cia w kancelarii parafialnej przedmiot�w
niezb�dnych do sprawowania funkcji ko�cielnych, oraz ca�ego sprz�tu biurowego.
Czu�em si� osaczony.
K. W.: Wi�zienie nie pozbawi�o ksi�dza pra�ata wrodzonej energii i stanowczo�ci. Po
uwolnieniu, z ca�kowit� determinacj� przyst�pi� ksi�dz do walki z Urz�dem Bezpiecze�stwa
o uwolnienie aresztowanych, z administracj� pa�stwow� o zniesienie egzekucji i o
zwrot bezpodstawnie zarekwirowanych przedmiot�w.
Ks. H. J.: Najpierw zaj��em si� aresztowanymi. Uruchomi�em dost�pne mi si�y i �rodki,
��cznie z interwencj� sekretarza Episkopatu Polski � ksi�dza biskupa Zygmunta Choroma�skiego,
kt�rego zna�em jeszcze z czas�w okupacji, kiedy umo�liwi� mi swoj�
�yczliw� i pe�n� zaufania postaw� otrzymanie pracy duszpasterskiej w charakterze wikariusza
Archidiecezji Warszawskiej. Zreszt� poprzedniego lata ksi�dz biskup przebywa�
tradycyjnie w Or�owie na letnim wypoczynku u si�str El�bietanek. Mia�em okazj�
go�ci� go w Gdyni, gdzie pozna� moj� matk� i brata, ksi�dza Edmunda. Po miesi�cznych
zabiegach uda�o si� uzyska� zwolnienie ca�ej tr�jki. Ponad rok trwa�a walka o
zwrot zarekwirowanych matce przedmiot�w. Najbardziej zale�a�o nam na maszynie do
szycia marki Singer, kupionej jeszcze w Ko�cierzynie od Antoniego Abrahama. Z czasem
wr�ci�o te� wyposa�enie kancelarii parafialnej. Gorzej by�o z lud�mi. Nie cieszyli
si� d�ugo odzyskan� wolno�ci� i mo�liwo�ci� mieszkania w Gdyni. Wysiedlenie!
(Ksi�dz z naciskiem akcentuje ka�d� sylab�). To by�a metoda r�wnie szata�ska, jak
aresztowanie. Wysiedlono ca�� rodzin� Rekowskich, wcze�niej odbieraj�c im sklep przy
ulicy �wi�toja�skiej. Wysiedlono W�odzimierza Tokarskiego, zajmuj�cego si� spo�ecznie
w Caritasie, ksi�gowo�ci�. Wysiedlono r�wnie� Tadeusza Burdeckiego, adwokata,
kt�ry zosta� przyj�ty do pracy w Pelplinie, jako notariusz w S�dzie Biskupim. Marta
Kulas mieszkaj�ca z nami w domu J�zefa Skwiercza, pomagaj�ca w prowadzeniu gospodarstwa
domowego, dozna�a w czasie aresztowania takiego szoku, �e przez trzy
miesi�ce musia�a przebywa� na leczeniu w szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych
w Kocborowie. M�j brat ksi�dz Edmund �cigany przez UB r�wnie� opu�ci� szybko
Gdyni� i wr�ci� do Chylic pod Warszaw� jako kapelan Zgromadzenia Si�str Zakonnych.
K. W.: Zgodnie z my�l� Jezusa daj�cego swoim uczniom wskaz�wki na czas prze�ladowa�:
�Gdy was prze�ladowa� b�d� w tym mie�cie, uciekajcie do innego�. Ksi�dz pra�at
jednak nie uciek�. Pozosta� wierny Gdyni, wytrwale walcz�c z �diab�em w ludzkiej sk�rze�.
Ks. H. J.: Taki m�j los...
K. W.: A kontakty ze wsp�wi�niami... Czy kogo� z wi�zienia uda�o si� ksi�dzu p�niej
spotka�?
15
Ks. H. J.: O, tak. Przyzna� musz� �e sytuacja wi�zienna ��czy, a wsp�lne cierpienie
jednoczy. Jako pierwsza przyby�a do mnie pani Imbery � �ona konsula w�gierskiego,
kt�rej w wi�zieniu udzieli�em sakramentu pojednania, przez dziur� w murze. Przysz�a
do mnie i o�wiadczy�a, �e zdecydowa�a si� wst�pi� do klasztoru.
K. W.: Czy by�o to nawr�cenie?
Ks. H. J.: Niezbadane s� wyroki Boskiej Opatrzno�ci. Jej m�� zosta� rozstrzelany. Matka,
z kt�r� siedzia�a zmar�a po opuszczeniu wi�zienia. Zmar�o r�wnie� jej jedyne dziecko.
Zosta�a sama i reszt� �ycia zapragn�a odda� Bogu. Podarowa�em jej mszalik z dedykacj�.
Wystawi�em r�wnie� odpowiednie za�wiadczenie, na podstawie kt�rego zosta�a
przyj�ta do Si�str Sercanek w Krakowie. Zgromadzenie to aktualnie obs�uguje
Ojca �wi�tego w Rzymie. Pisz�c z klasztoru siostra Orencja, bo takie przybra�a imi� z
powodu umi�owania modlitwy, wyra�a�a zadowolenie. Mia�em z ni� bardzo o�ywiony
kontakt. Znalaz�a drog� �ycia. By�a szcz�liwa, cho� w pierwszych latach w klasztorze
spe�nia�a najni�sze pos�ugi wyznaczone jej przez prze�o�on�. Ale c�, od kilku lat ju�
si� nie odzywa. Niedawno dowiedzia�em si�, �e zmar�a.
K. W.: A pozostali towarzysze niedoli?
Ks. H. J.: Konspiracyjny kontakt nawi�za�em z Edwardem Wr�blewskim i z jego rodzin�
w S�upsku, dla kt�rej organizowa�em pomoc materialn�. Nie by�y to �atwe czasy
dla tych, kt�rzy powr�cili z lasu. Z in�ynierem Jelnickim nie uda�o mi si� skontaktowa�.
Pozna�em �on�, kt�rej po wyj�ciu z wi�zienia przekaza�em wiadomo�ci o m�u,
ale ona przyjmowa�a je z rezerw�. Mo�e z obawy przed podst�pem, a mo�e z powodu
rodzinnego rozdarcia. Natomiast �M�ynek� z M�odej Polski pojawi� si� dopiero po 30
latach, w sierpniu 1980 roku. I rzecz naprawd� dziwna: po pa�dzierniku 1956 roku zaprosi�
mnie na towarzyskie spotkanie w swoim domu w Oliwie prokurator J�zef Czerniak.
Na spotkaniu obecny by� tak�e prokurator Bia�kowski. Trudno w to uwierzy�,
ale... odezwa�o si� w nich sumienie. T�umaczyli si� ze swojej postawy w czasie �ledztwa.
Trzy lata p�niej, gdy zosta�em pozwany przed kolegium do spraw wykrocze� za
organizowanie zbi�rki pieni�nej na budow� ko�cio�a, J�zef Czerniak, jako obeznany z
prawem podj�� si� mojej obrony, doprowadzaj�c do umorzenia sprawy. Czy� to nie
dziwne losy... Jakie� 10 lat temu odwiedzi�a mnie jego �ona Danuta. M�� zmar� w latach
70., jak si� wyrazi�a �w goryczy z powodu doznanych krzywd i zawodu�. Dowiedzia�em
si� r�wnie� od Stefana Urbana, fotografa z Gdyni, �e chleb jaki otrzyma�em w
wi�zieniu przys�a�a siostra prokuratora Miklasa � Helena Gwiazda, szwagierka Urbana.
Miklas spowodowa� przes�uchanie w�asnej siostry i zabroni� jej przesy�ania czegokolwiek
do wi�zienia. Ale taka przemoc dzia�a�a tylko do czasu. Miklas nie wytrzyma� z
samym sob�. Zgin�� w dramatycznych okoliczno�ciach w Warszawie, po powrocie ze
szkolenia w Zwi�zku Radzieckim.
K. W.: Mo�e tam dopiero zrozumia� na czym polega�y jego b��dy pope�nione w Polsce.
Ks. H. J.: Na pewno zrozumia�. Z okazji spotka� z moimi parafianami m.in. Genowef�
i Janem Zab�ockimi wyra�a� si� pozytywnie o mojej zdecydowanej postawie, kt�r� pochwala�.
Pojawi� si� tak�e, cho� dopiero w latach 70, po kilku amnestiach adwokat Augusty�ski,
kt�rego w ko�cu z celi �mierci wypuszczono na wolno��. Odwiedzi� mnie ze
swoim przyjacielem z kres�w, ojcem Nestorowskim, kapucynem z Gda�ska.
16
K. W.: Ksi�dz pra�at na pe�ne odzyskanie swobody osobistej czeka� musia� blisko p�
roku.
Ks. H. J.: Jak ju� m�wi�em, mia�em zakaz opuszczania miasta i nakaz zg�aszania si�
dwa razy w tygodniu na posterunku MO. To by�o nie tyle uci��liwe, co upokarzaj�ce.
Jak ka�de ograniczenie.
K. W.: Zw�aszcza gdy konieczne sta�y si� wyjazdy zwi�zane z prac� naukow� ksi�dza,
zwie�czon� tytu�em magistra, a nast�pnie doktora teologii moralnej.
Ks. H. J.: Tak, w pa�dzierniku 1950 roku zosta�em przyj�ty na III rok studi�w w Uniwersytecie
Warszawskim, na Wydzia� Teologii Katolickiej, kt�rego dziekanem by� ks.
prof. Jan Czuj. On te� prowadzi� seminarium homiletyczne. Wyje�d�a�em wi�c z Gdyni
prawie co tydzie� na dwa lub trzy dni. Do podj�cia dalszych studi�w nak�ania� mnie
jeszcze w czasie okupacji ksi�dz dr Tadeusz Jachimowski generalny dziekan AK, wybitny
kap�an oraz wyk�adowca homiletyki w Wy�szym Seminarium Duchownym w
Warszawie. To on wprowadzi� mnie w szeregi tworz�cego si� w�wczas ruchu oporu,
sugeruj�c jednocze�nie, �e gdy po wojnie powstanie wolna Polska, podj�� mam w dziedzinie
homiletyki dalsze studia. Sam zgin�� w czasie powstania warszawskiego, gdy
opatrywa� rannych. R�wnie� biskup Kazimierz J�zef Kowalski aprobowa� t� my�l i
zgodzi� si� na moje studia. Z racji nowych obowi�zk�w w parafii nie mog�y one mie�
charakteru stacjonarnego, st�d konieczno�� dojazd�w do Warszawy.
K. W.: Pozna� ksi�dz pra�at �rodowisko warszawskie. Z ksi�dzem Prymasem na czele.
Prymas Wyszy�ski z�o�y� duszpastersk� wizyt� w Gdyni, w Parafii NSPJ dok�adnie w
trzeci� rocznic� uwolnienia ksi�dza pra�ata.
Ks. H. J.: Zgadza si�. To by�o w Niedziel� Dobrego Pasterza, 19 kwietnia 1953 roku.
(Ksi�dz milknie, kiwa g�ow�, wyra�nie usi�uje przypomnie� sobie szczeg�y tamtych
dni). Tak... u nas by� na wiosn�, w drug� niedziel� po Zmartwychwstaniu, a jesieni�
tego� roku zosta� aresztowany. Na trzy d�ugie lata. (Odruchowe spojrzenie ksi�dza przez
okno, na ulic� Armii Krajowej i komentarz wypowiedziany z emfaz�). Diab�y w ludzkiej
sk�rze. No tak, tu m�wi diabe�... ech, stare dzieje.
K. W.: Warto je chyba przypomnie�, zwa�ywszy, �e wizyta kardyna�a Wyszy�skiego
mia�a i ma dla Gdyni znaczenie historyczne.
Ks. H. J.: O tak, to jak wizyta kr�la.
K. W.: Owszem, bywali w Gdyni kr�lowie. Zygmunt III Waza w drodze powrotnej ze
Szwecji, jego syn W�adys�aw IV, szukaj�c odpowiedniego miejsca na port. Prochy monarchy
przewiezione z Wilna spocz�� mia�y w Bazylice Morskiej na Kamiennej G�rze.
Jan III Sobieski, starosta che�mi�ski, w drodze z letniej rezydencji w Kolibkach do Rzucewa
i Pucka, ale to oczywi�cie dygresje.
Ks. H. J.: Wyznaczaj� stosowny, historyczny kontekst.
K. W.: Uwa�am, �e z najwy�sz� wnikliwo�ci� powinni�my tropi� �lady i tak przecie�
nik�ych tradycji gdy�skich...
17
Ks. H. J.: Zgoda. Zgoda...
K. W.: Znamienne i jak�e znacz�ce w tym wzgl�dzie wydaj� si� dwa fakty. W 1923 roku
Gdyni� odwiedza ksi�dz kardyna� Edmund Dalbor, Prymas Polski, kt�ry dwa lata p�niej
doprowadzi� do zawarcia konkordatu mi�dzy Stolic� Apostolsk� a Rzeczpospolit�
Polsk�.
Ks. H. J.: Chodzi�em w�wczas do szko�y powszechnej w Ko�cierzynie.
K. W.: W Gdyni asystowa� kardyna�owi Dalborowi legendarny Kr�l Kaszub�w Antoni
Abraham, cz�stuj�c Prymasa tabak� ze s�awnego rogu. Dok�adnie 30 lat p�niej Gdyni�
odwiedza kardyna� Stefan Wyszy�ski. Honorow� asyst� pe�ni ks. dr Hilary Jastak...
Ks. H. J.: ...cz�stuj�c Prymasa tabak� z tego samego rogu. (Serdeczny �miech). Tak,
tak, to stare dzieje. Stefan Wyszy�ski bywa� w Gdyni przed wojn� jako kleryk z W�oc�awka,
ale powojenna wizyta Prymasa, to ju� ca�kiem inna historia.
K. W.: Zawdzi�czamy j� ksi�dzu pra�atowi.
Ks. H. J.: Zale�a�o mi na tym. Pragn��em tej arcypasterskiej wizyty dla mojej parafii i
dla ca�ego miasta. Historia ta zaczyna si� o wiele wcze�niej. Latem 1952 roku Ksi�dz
Prymas, jako Ordynariusz wszystkich diecezji zachodnich odzyskanych po II wojnie
wizytowa� diecezj� gda�sk�. W sopockiej �Gwie�dzie Morza� udziela� mia� sakramentu
bierzmowania. Poprosili mnie, ksi�dz proboszcz dr W�adys�aw ��ga i jego dwaj
wikariusze Brunon Go�embiewski i J�zef Wal�g, kt�rzy byli g��wnymi organizatorami
wizyty Kardyna�a w Sopocie, bym wypo�yczy� z mojego ko�cio�a tron biskupi, god�o
ksi�dza Prymasa, flagi i inne paramenty ko�cielne. Po�yczy�em z rado�ci�. Dlatego te�
jedynym kap�anem z Gdyni, jak i z ca�ej diecezji che�mi�skiej, zaproszonym na t� uroczysto��
by�em w�a�nie ja. W czasie uroczystej kolacji nie�mia�o powiedzia�em, �e
Gdynia �zazdro�nie� patrzy na pobyt ksi�dza Prymasa w Gda�sku i Sopocie. W�wczas
Stefan Wyszy�ski odpowiedzia�: �zapro�cie mnie a ch�tnie przyjad�. (Na twarzy ksi�dza
pojawia si� promienny u�miech). Mnie dwa razy nie trzeba powtarza�. Nazajutrz
pojawi�em si� w Pelplinie, u Biskupa Ordynariusza, a nast�pnie za jego aprobat� i z
jego polecenia w Warszawie w sekretariacie Prymasa. Po pewnym czasie nadesz�a odpowied�
o planowanym przyje�dzie ksi�dza Prymasa do Gdyni, w�a�nie w Niedziel�
Dobrego Pasterza, 19 kwietnia 1953 roku. Rozpocz�li�my intensywne przygotowania
do tego wielkiego dnia. Przygotowa�a si� r�wnie� strona przeciwna.
K. W.: Tu m�wi diabe�.
Ks. H. J.: (Charakterystyczny �miech). Instancje partyjne i w�adze bezpiecze�stwa wywiera�y
nacisk na biskup�w che�mi�skich � ordynariusza � biskupa Kazimierza J�zefa
Kowalskiego, sufragana � biskupa Bernarda Czapli�skiego, jak i na moj� skromn� osob�.
Przewodnicz�cy Rady Parafialnej doktor Jan Bederski znany i ceniony lekarz, bardzo
powa�any i szanowany cz�owiek powzi�� wiadomo�� o planowanym zamachu na
Prymasa Polski, w�adze UB przestrzega�y i sugerowa�y jednocze�nie, by Prymas nie
przyje�d�a� do Gdyni g��wn� tras� przez Gda�sk, lecz niejako dla zmylenia uwagi zamachowc�w
� le�n� drog� przez Wejherowo. Po wielu dyskusjach i sporach, mimo
wszystko nie przyj�li�my tej koncepcji. Ostatecznie zdecydowa� g�os Prymasa. Posta
18
nowi� jecha� g��wn� drog�, uzasadniaj�c, �e ma do tego pe�ne prawo. I z pewno�ci�
mia� racj�. Szosa le�na, bardziej oddalona i rzadziej ucz�szczana ju� intuicyjnie wydawa�a
si� mniej bezpieczna.
K. W.: Diab�y w ludzkiej sk�rze...
Ks. H. J.: Pr�bowano odci�gn�� m�odzie�, organizuj�c atrakcyjne wycieczki, tak, aby
nie mog�a wzi�� udzia�u w spotkaniu z Prymasem Polski.
K. W.: Istnia�o wszak od trzech lat podpisane porozumienie Pa�stwo � Ko�ci�.
Ks. H. J.: W�wczas wszyscy rozumieli�my, �e jest brak jakichkolwiek gwarancji ze
strony wiaro�omnych w�adz. Lecz rado�� z powodu wizyty Prymasa by�a tak wielka, �e
zapomnieli�my o trudach codzienno�ci. Nadszed� w ko�cu ten oczekiwany i wymodlony
dzie� przyjazdu ksi�dza kardyna�a dr. Stefana Wyszy�skiego, Prymasa Polski. Najdostojniejszego
Go�cia przywita� u bram ko�cio�a dr Jan Bederski. Nast�pnie po liturgicznym
powitaniu wprowadzono go do ko�cio�a. Nast�pnego dnia, w Niedziel� Dobrego
Pasterza odby�y si� g��wne uroczysto�ci. Ksi�dz Prymas na ka�dym nabo�e�stwie
przeznaczonym dla poszczeg�lnych stan�w � dzieci, m�odzie�y, niewiast i m�czyzn
wyg�asza� kazania zar�wno w �wi�tyni, jak i na placu przyko�cielnym i przyleg�ych
ulicach.
K. W.: Czy pami�ta ksi�dz pra�at o czym m�wi� Prymas? Co porusza� w kazaniach, na
co zwraca� uwag�? Do jakiej symboliki odwo�ywa� si�?
Ks. H. J.: (Przymyka oczy, odchyla do ty�u g�ow�). Na w�a�ciw� postaw� wobec czynnik�w
d���cych do zdemoralizowania spo�ecze�stwa. Pami�tam, jak dzieciom pokaza�
10 palc�w i przedstawi� 10 zasad na podstawie przykaza� bo�ych. �A przecie� wszystko
co robicie, robicie r�koma, przy pomocy waszych 10 palc�w. U�ywajcie r�wnie� do
pomocy dziesi�ciu bo�ych przykaza�. Okre�la� zadanie ojc�w i matek w tamtym pod�ym
czasie. Pami�tam... m�wi� mocno, konkretnie, podkre�la� nieprzejednan� postaw�
chrze�cijanina wobec narastaj�cych w pa�stwie tendencji komunistycznych. Te bardzo
silne i �mia�e kwestie wywo�ywa�y gromkie brawa. �Nie dajcie si� zwie��!� � powtarza�.
Pochwala� twardo�� ludu kaszubskiego, by� zadowolony, �e si� tu znalaz�. Operowa�
symbolik� morza, morskiej nawa�nicy, okr�tu, jako symbolu ojczyzny, kt�rej grozi
katastrofa, zag�ada, je�li zmieni kurs i nie b�dzie zmierza� do prawdziwej przystani. Na
nasze zawo�anie �My trzymamy z Bogiem� odpowiada�: �Trzymajcie�! Trzymajcie ten
ster, nie zbaczajcie z raz obranego kierunku. W godzinach popo�udniowych Jego Eminencja
dokona� po�wi�cenia tablicy pami�tkowej ku czci ksi�y naszego miasta zamordowanych
przez hitlerowc�w w czasie okupacji. Tablica do dzi� widnieje na frontonie
ko�cio�a parafialnego. Pami�tam, kiedy po zako�czeniu uroczysto�ci w ko�ciele i odprowadzeniu
naszego Go�cia do nowo wybudowanej plebanii, oddanej w stanie surowym,
t�umy wiernych wznosi�y nieustanne okrzyki: �Niech �yje Prymas�, a nast�pnie:
�Chcemy widzie� Prymasa�. (Ksi�dz skanduje okrzyki, wybijaj�c rytm r�k�). Najwi�kszym
zaskoczeniem dla wszystkich by�o wyj�cie Jego Eminencji na balkon plebanii od
strony ulicy 3 Maja. Dzi�kowa� za wiwaty i pami�tam to dok�adnie, wyrazi� sw�j podziw
dla m�odzie�y, kt�ra wspi�a si� na s�upy, drzewa i dachy okolicznych zabudowa�.
K. W.: M�odzie� nie skorzysta�a wi�c z atrakcyjnych i darmowych wycieczek.
19
K