9436

Szczegóły
Tytuł 9436
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9436 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9436 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9436 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

���������������������������� � Juliusz Verne Dziesi�� godzin polowania Tytu� orygina�u francuskiego: Dix heures en chasse �T�umaczenie: ANDRZEJ ZYDORCZAK Ilustracje: Damian Christ �Opracowanie graficzne: Andrzej Zydorczak � Andrzej Zydorczak �� �Wst�p �(pochodzi z wydania broszurowego) � ddajemy dzisiaj do r�k czytelnik�w opowiadanie, kt�re powsta�o w oparciu o rzeczywiste zdarzenie jakie prze�y� Juliusz Verne, ale oczywi�cie upi�kszone nieco przez pisarza. Poniewa� nie dotarli�my do tej pory do bardziej szczeg�owego opisu, mo�emy tylko powiedzie� [na podstawie niezbyt pewnych �r�de�], �e by�a to odpowied� na czyje� wyst�pienie i Verne wyg�osi� je na posiedzeniu Akademii w Amiens. Je�eli dotrzemy do szerszych informacji, natychmiast zamie�cimy je w �Nautilusie�. We Francji ukaza�o si� po raz pierwszy 19-20 XII 1881 w Journal d�Amiens, Moniteur de la Somme [Przegl�d Amiens. Monitor departamentu Somme], na stronach 2-3 pod tytu�em Dix heures en chasse. Simple boutade [Dziesi�� godzin polowania. Zwyk�y dowcip] Wydanie ksi��kowe ukaza�o si� w p� roku p�niej, razem z powie�ci� Zielony promie�, z jedn� ilustracj� G�d�ona Barila. Pierwsze, i do tej pory jedyne wydanie polskie ukaza�o si� nak�adem i drukiem Jana Czai�skiego w Gr�dku, w roku 1887, pod tytu�em Dziesi�� godzin polowania: skromna facecja, z niewielkimi pomini�ciami i skr�tami. � � I � ywaj� ludzie, kt�rzy zupe�nie nie lubi� my�liwych i, by� mo�e, w�a�ciwie maj� racj�. Czy�by dlatego, �e ka�dy d�entelmen czuje wstr�t do zabijania w�asnymi r�kami zwierzyny przed jej zjedzeniem? Czy te� nie b�dzie to raczej dlatego, �e tak zwani my�liwi z wielk� przyjemno�ci� przy lada okazji, a tak�e bez powodu, opowiadaj� o swych czynach bohaterskich? Sk�aniam si� ku temu ostatniemu argumentowi. Ot� przed dwudziestu laty ja sam sta�em si� winny pierwszego z tych wyst�pk�w. Polowa�em! Tak, polowa�em!� Dlatego, aby si� ukara�, zamierzam sta� si� winnym drugiego, opowiadaj�c szczeg�owo moje przygody na polowaniu. Gdyby przynajmniej ta szczera i zgodna z prawd� opowie�� mog�a wzbudzi� na zawsze wstr�t w moich bli�nich do biegania po polach w towarzystwie psa, z torb� na plecach, z �adownic� u pasa i z fuzj� na ramieniu! Lecz musz� przyzna�, �e na wiele nie licz�. Mimo to, na los szcz�cia, zaczynam. � II � aki� filozof orygina� powiedzia� kiedy�: �Nie miejcie nigdy ni domu na wsi, ni powozu, ni koni ani te� teren�w �owieckich! Zawsze znajd� si� przyjaciele, kt�rzy si� tym wam przys�u��.� Wskutek wprowadzenia tej tezy w �ycie i ja zosta�em nak�oniony do uczynienia pierwszych krok�w jako my�liwy na terenach nale��cych do departamentu Somme, mimo �e nie by�em ich posiadaczem. Je�li si� nie myl�, dzia�o si� to w ko�cu sierpnia 1859 roku. Rozporz�dzenie prefektury w�a�nie na nast�pny dzie� naznacza�o pocz�tek otwarcia sezonu �owieckiego. W naszym miasteczku Amiens nie by�o nawet najubo�szego sklepikarza, ani najn�dzniejszego rzemie�lnika, kt�ry by nie posiada� jakiejkolwiek flinty i nie rozbija� si� z ni� po przedmie�ciach. Nic wi�c dziwnego, �e co najmniej od sze�ciu tygodni z niecierpliwo�ci� oczekiwano tego oznaczonego dnia. � Rutyniarze, ci, kt�rzy twierdzili, �e kiedy� nadejdzie ta chwila, jak r�wnie� strzelcy trzecio- i czwartorz�dni, biegli w�tej sztuce, kt�rzy to zabijaj� nie mierz�c, i niezgrabiasze, kt�rzy znowu mierz� a nigdy nie zabijaj�, wreszcie partacze, nie mniej diligents1 ni� my�liwi di primo cartello,2 przygotowywali si� do rozpocz�cia sezonu, wyposa�ali, czynili zapasy, wprawiali si�: jak marzyli, to tylko o przepi�rkach, jak rozprawiali, to tylko o zaj�cach, jak �nili, to tylko o kuropatwach! �ona, dzieci, rodzina, przyjaciele � wszyscy poszli w niepami��! Polityka, sztuka, literatura, rolnictwo, handel � wszystko ust�pi�o wobec zaj�� zwi�zanych z�owym wielkim dniem, w kt�rym mia� nast�pi� pokaz tych fanaberii, kt�re nie�miertelny Joseph Prudhomme3 zwyk� nazywa� �barbarzy�sk� rozrywk��. Ot� zdarzy�o si�, �e w�r�d moich przyjaci� z Amiens, znalaz� si� jeden zapalony my�liwy, przystojny ch�opak, chocia� urz�dnik. Uda�o mu si� te� dziwnym zbiegiem okoliczno�ci uzyska�, pod pretekstem reumatyzmu, o�miodniowy urlop w chwili rozpocz�cia si� pory polowania. Przyjaciel ten nazywa� si� Br�tignot. Na kilka dni przed pami�tn� dat� Br�tignot przyszed� mnie odwiedzi�, mnie, kt�ry nigdy nie my�la�em o z�ych rzeczach. ��Nigdy nie polowa�e�? � zapyta� tonem wy�szo�ci, obejmuj�cym dwie cz�ci �yczliwo�ci przeciw o�miu cz�ciom lekcewa�enia. ��Nigdy, Br�tignot � odpowiedzia�em � i nie my�l� wcale by� ��Bardzo dobrze, wi�c wybierz si� ze mn� na otwarcie polowania � rzek� Br�tignot. � W gminie H�rissart mamy do dyspozycji dwie�cie hektar�w, gdzie roi si� od zwierzyny! Mam prawo przyprowadzi� ze sob� jednego go�cia. A wi�c zapraszam ci� i zabieram ze sob�! ��Ale� � zacz��em niepewnie. ��Nie posiadasz fuzji? ��Nie, Br�tignot, i nigdy �adnej nie mia�em. ��To nic wielkiego! Wypo�ycz� ci jedn� strzelb� � co prawda z bagnetem � ale mo�esz z osiemdziesi�ciu krok�w po�o�y� ka�dego zaj�ca. ��Pod warunkiem �e go trafi� � zauwa�y�em. ��Oczywi�cie! B�dzie w sam raz dla ciebie! ��Zbytek uprzejmo�ci, Br�tignot! ��Zapewne te� nie b�dziesz mia� psa?! ��Och, nie b�dzie potrzebny, gdy b�d� mia� strzelb�! Mia�bym dodatkowe zaj�cie! Przyjaciel Br�tignot spojrza� na mnie wzrokiem na po�y s�odkim, na po�y kwa�nym. Nie lubi� bowiem ludzi, kt�rzy �artuj� sobie ze spraw zwi�zanych z polowaniem. To rzecz �wi�ta! Jednak�e wkr�tce rozchmurzy� si�. ��A wi�c pojedziesz? � spyta�. ��Je�eli ci na tym zale�y� � odpowiedzia�em bez entuzjazmu. ��Ale� tak! Oczywi�cie! Trzeba przynajmniej raz w �yciu to zobaczy�. Wyruszymy w sobot� wieczorem. Licz� na ciebie� Ot� w taki spos�b zosta�em wpl�tany w ow� awantur�, kt�rej fatalne wspomnienie ci�gle mnie prze�laduje. Przyznaj�, �e przygotowania wcale nie wzbudzi�y we mnie niepokoju. Spa�em wy�mienicie. Jednak�e, je�li mam powiedzie� prawd�, z�era� mnie troch� demon ciekawo�ci. Czy istotnie otwarcie sezonu �owieckiego jest tak interesuj�ce? W�ka�dym razie przyrzekam sobie je�eli nie dzia�a� tak jak oni, to przynajmniej obserwowa� z zainteresowaniem my�liwych i polowanie. Je�eli zgodzi�em si� wzi�� strzelb� do r�ki, potrafi� zachowa� twarz wobec Nemrod�w,4 do kt�rych grona zaprosi� mnie przyjaciel Br�tignot. Jednak�e musz� powiedzie�, �e jakkolwiek Br�tignot po�yczy� mi strzelb�, ro�ek na proch5 i woreczek na �rut, pozostawa�a sprawa torby my�liwskiej. Nale�a�o zatem dokupi� t� rzecz, bez kt�rej my�liwy nic nie znaczy. Szuka�em okazji. Nadaremnie! Na torby by� niesamowity popyt. Wszystkie rozchwytano. Zmuszony by�em kupi� zupe�nie now�, ale postawi�em wyra�nie warunek, �e b�d� m�g� j� zwr�ci� z powrotem, ze strat� pi��dziesi�ciu procent, gdy ju� nie b�dzie potrzebna. Sprzedawca z u�miechem spojrza� na mnie i zgodzi� si�. U�miech jego nie wydawa� si� by� zbyt dobr� dla mnie wr�b�. �Zreszt�, kto wie?� � pomy�la�em. O pr�no�ci! �III � wyznaczonym dniu, w przeddzie� otwarcia sezonu �owieckiego, o sz�stej wieczorem, stawi�em si� na spotkanie, kt�re Br�tignot wyznaczy� mi na placu P�rigord. Tam, jako �smy z kolei, nie licz�c ps�w, wsiad�em do dyli�ansu. Br�tignot i jego towarzysze polowania � nie �mia�em zalicza� si� jeszcze do nich � wygl�dali wspaniale w tradycjonalnym rynsztunku. Wy�mienite okazy, nadaj�ce si� do bada�: jedni powa�ni w oczekiwaniu na jutrzejszy dzie�, inni weseli, gadatliwi, ju� przetrzebili, spustoszyli s�owami wszystkie zapasy gminy H�rissart. By�o tam p� tuzina wy�mienitych strzelb stolicy Pikardii,6 lecz trudno mi by�o ich rozpozna�. Dlatego te� m�j przyjaciel Br�tignot musia� prezentowa� mnie tym osobom wed�ug og�lnie przyj�tych zasad. Najpierw przedstawi� mnie jakiemu� panu Maximonowi, wysokiemu chudzielcowi, naj�agodniejszemu z ludzi w codziennym �yciu, ale okrutnemu, skoro tylko w d�oni poczu� strzelb�, jednemu z tych nami�tnych my�liwych, kt�ry to � tak si� m�wi � wola�by raczej zastrzeli� jednego wi�cej spo�r�d swych towarzyszy, ni� powr�ci� z polowania z niczym. Maximon nie m�wi� wcale, zaj�ty g��bokimi my�lami. Obok tej powa�nej osoby siedzia� Duvauchelle. Jaki� kontrast! Duvauchelle, gruby, ma�y, mi�dzy pi��dziesi�tym pi�tym a sze��dziesi�tym rokiem �ycia, g�uchy tak, �e nie s�ysza� nawet huku w�asnej broni, ale za to z wielk� zaciek�o�ci� poddaj�cy w w�tpliwo�� wszystkie niepewne strza�y. On to w�a�nie dwa razy strzela� z nienabitej strzelby do martwego ju� zaj�ca, na skutek jednej z tych wpadek my�liwych, kt�re p�niej przez p� roku rozbawia�y towarzystwo w klubach i w restauracjach. Musia�em wytrzyma� tak�e mocny u�cisk r�ki Matifata, wielkiego gaw�dziarza o wyczynach my�liwskich. O tym tylko umia� rozprawia�. A jakich on u�ywa� wykrzyknik�w! Jakich onomatopei!:7 krzyk kuropatwy, gon8 psa, huk strzelby! Paf! Paf! Paf! � Trzy paf dla dubelt�wki! Dalej, jakich gest�w! R�ka, kt�r� wykonywa� ruch �rubowy, na�laduj�c zygzakowaty bieg zwierzyny, zginaj�ce si� nogi, zaokr�glaj�cy si� grzbiet dla oddania pewniejszego strza�u, lewe rami� napr�aj�ce si�, podczas gdy prawe powraca�o do piersi, stanowi�c podpor� dla broni! Upadaj�ce dzikie zwierz�ta w�ochate i pierzaste! Ile� zaj�cy zabitych zaraz po opuszczeniu legowiska! Ani jednego nie chybi�! Ja tak�e, siedz�c w k�ciku, mog�em by� zabity tymi gestami. Lecz tym, kt�rego naprawd� warto by�o pos�ucha�, by� Matifat rozmawiaj�cy ze swoim przyjacielem, Pontclou�m � byli oni jak dwa palce jednej r�ki � co nie przeszkadza�o im obci��a� si� winami o ile tylko jeden z nich wszed� w parad� drugiemu. ��Tyle w zesz�ym roku zabi�em zaj�cy � m�wi� Matifat, podczas gdy trz�s�cy si� pow�z toczy� si� w kierunku H�rissart � �e nie potrafi�em ich si� policzy�! �Doprawdy, to tak jak ja!� � pomy�la�em. ��A ja, Matifat! � odpar� Pontclou�. � Pami�tasz jak ostatnio poszli�my polowa� w okolice Argoeuvres? Tam by�y kuropatwy! ��Jeszcze widz� pierwsz�, kt�ra mia�a szcz�cie znale�� si� na drodze lotu mego �adunku �rutu! ��A ja drug�, kt�rej pi�ra by�y tak oskubane, �e nie zosta�o z niej nic pr�cz sk�ry na ko�ciach. ��A ta, kt�rej m�j pies nie m�g� znale�� w bru�dzie, gdzie z ca�� pewno�ci� upad�a! ��A ta, do kt�rej strzela�em z pewno�ci� z ponad stu krok�w? Jestem przekonany, �e j� ustrzeli�em! ��A ta nast�pna? Odda�em dwa strza�y: paf! paf! paf! Kr��y�em w lucernie, lecz na nieszcz�cie m�j pies zachowywa� si� jak ot�pia�y! ��Albo to stado, kt�re w�a�nie nadlecia�o w chwili, kiedy ponownie �adowa�em moj� fuzj�? Brr! Brr! Ach, jakie� to by�o polowanie moi przyjaciele, jakie polowanie! W rezultacie, jak mi si� zdaje, wszystkie te kuropatwy ubijane przez Pontclou�go i Matifata nigdy nie znalaz�y si� w ich torbach. Ale nie �mia�em odezwa� si�, poniewa� po prostu czu�em si� onie�mielony w towarzystwie tych ludzi, bardziej uczonych w tej dziedzinie ode mnie. Wszelako, je�li sz�o o�pud�owanie, to do licha i ja to doskonale umia�em! Je�li idzie o innych my�liwych, zapomnia�em ich nazwisk. Je�eli jednak nie myl� si�, jeden z nich znany by� pod przezwiskiem Baccara,9 poniewa� na polowaniu �ci�gle strzela�, a�nigdy nic nie zabija��. Doprawdy nie wiem, ale kt� mi zar�czy, �e i ja te� nie zas�u�� sobie na podobne przezwisko? Jed�my jednak! Rozpiera mnie ambicja i chcia�bym tak przyspieszy� czas, �eby to ju� by�o jutro! �IV � o �jutro� w ko�cu nadesz�o. Ale jak� te� noc sp�dzili�my w ober�y w H�rissart! Jeden, jedyny pok�j dla o�miu os�b! Liche ��ka, w kt�rych mo�na by�o niezgorzej polowa�, ani�eli na polach samej gminy. Ohydne paso�yty po bratersku dzieli�y si� miejscem z psami le��cymi przy ��kach i�drapi�cymi si� tak zawzi�cie, �e a� trz�s�a si� pod�oga! A ja jeszcze naiwnie spyta�em si� naszej gospodyni, starej Pikardyjki ze sztywnymi, rozczochranymi w�osami, czy w sypialni nie ma pche�! ��Sk�d�e! � odpowiedzia�a. � Wcze�niej zjad�yby je pluskwy! Wobec takiego stwierdzenia postanowi�em spa� w ubraniu na ko�lawym krze�le, kt�re j�cza�o za ka�dym poruszeniem si�. Kiedy wreszcie nasta� dzie�, czu�em si� kompletnie wyko�czony. Naturalnie, przebudzi�em si� pierwszy. Br�tignot, Matifat, Pontclou�, Duvauchelle i ich towarzysze jeszcze spali g��bokim snem. Pragn��em jak najpr�dzej znale�� si� na r�wninie, tak jak wszyscy niedo�wiadczeni my�liwi, kt�rzy chc� wyj�� ze �witem, nie zjad�szy przedtem �niadania. Ale moi mistrzowie, budz�cy si� kolejno jeden po drugim, powstrzymali moje zniecierpliwienie neofity.10 Ci spryciarze wiedzieli, �e o brzasku kuropatwy, maj�ce skrzyd�a jeszcze zwil�one ros�, z trudem daj� si� podej�� i kiedy wreszcie wzlec� w powietrze, nie zdecyduj� si� powr�ci� na tokowisko.11 Dlatego te� nale�a�o czeka� dop�ki wszystkie �zy jutrzenki nie zostan� osuszone przez s�o�ce. Wreszcie, po obfitym �niadaniu i wypiciu po�egnalnego kielicha, opu�cili�my, drapi�c si�, ober��. Nast�pnie skierowali�my si� na r�wnin� maj�c� by� miejscem polowania. W chwili, kiedy docierali�my do jej obrze�y, Br�tignot, wzi�wszy mnie na stron�, powiedzia�: ��Strzelb� trzymaj jak nale�y, uko�nie, z luf� skierowan� w ziemi� i postaraj si� nikogo nie zabi�. ��Staram si�, jak mog� � odpowiedzia�em, nie chc�c si� do niczego zobowi�zywa� � ale na zasadzie wzajemno�ci, nieprawda�? Br�tignot wzruszy� pogardliwie ramionami � oto byli�my przecie� na polowaniu � polowaniu swobodnym � ka�dy post�powa� pod�ug swego widzimisi�. Okolica H�rissart jest do�� odpychaj�ca. W�a�ciwie jest to zupe�ne pustkowie, nie odpowiadaj�ce nadanej mu nazwie.12 Ale zdawa�o si�, �e je�eli nawet nie obfituje w zwierzyn� bardziej ni� Mont-sous-Vaudrey,13 to �knieje� b�d� �pe�ne zaj�cy�, jak m�wi� Matifat, i �e mo�na ich b�dzie nat�uc �na kopy�, jak dodawa� Pontclou�. Maj�c w perspektywie mo�liwo�� oddawania pi�knych strza��w, wszyscy ci dzielni ludzie byli w doskona�ych humorach. Wreszcie ruszyli�my. Pogoda by�a prze�liczna. Rzadkie promyki s�o�ca przebija�y, tu i �wdzie, poranne k��by mg�y zasnuwaj�cej horyzont. Zewsz�d rozlega�y si� krzyki, wrzaski, �wierkania, gdakania. By�y to g�osy ptak�w wzlatuj�cych w�niebo jak wirop�atowce,14 kt�rych spr�yna zwolni si� niespodziewanie. Kilka razy, nie mog�c si� powstrzyma�, szybko wycelowa�em z mojej fuzji. ��Nie strzelaj! Nie strzelaj! � wo�a� do mnie przyjaciel Br�tignot, kt�ry, nie odwracaj�c g�owy, obserwowa� mnie jednak bacznie. ��Dlaczego, czy� nie s� to przepi�rki? ��Nie! To skowronki! Nie strzelaj! Nie potrzeba dodawa�, �e Maximon, Duvauchelle, Pontclou�, Matifat i dwaj inni patrzyli na mnie jako� spod oka. Potem bardzo rozumnie oddalili si� ze swoimi psami, kt�re ze opuszczonymi ku ziemi nosami pocz�y tropi� w lucernach, trawach, koniczynach, poruszaj�c szybko ogonami jakby na znak pyta�, na kt�re nie wiedzia�em, co odpowiedzie�. Pomy�la�em, �e ci panowie nie �yczyli sobie pozosta� w strefie bardzo niebezpiecznej, zagro�onej przez nowicjusza, kt�rego fuzja mog�aby powa�nie zagrozi� ich piszczelom. ��Do licha! Trzymaj swoj� strzelb� jak nale�y! � powt�rzy� Br�tignot w chwili, kiedy si� oddala�. ��C� znowu! Przecie� nie trzymam jej gorzej od innych � odrzek�em, troch� zdenerwowany tym ci�g�ym upominaniem. Po raz drugi Br�tignot wzruszy� ramionami i zboczy� nieco w lewo od drogi. Poniewa� nie wypada�o mi pozosta� z ty�u, przyspieszy�em kroku. �V � op�dzi�em moich towarzyszy, ale �eby ich nadaremnie nie przera�a�, trzyma�em strzelb� na ramieniu, kolb� do g�ry. Jaki wspania�y widok przedstawiali ci zawodowi �owcy w�strojach my�liwskich: bia�e kurtki, sztruksowe spodnie, lu�ne trzewiki z �wiekami oddzielaj�cymi podeszw� od przyszwy, p��cienne onuce okrywaj�ce po�czochy z we�ny, lepsze od po�czoch z lnu czy bawe�ny, poniewa� nie powoduj� otar� � takich, jakie wkr�tce zapewne ujrz� u siebie. Ja nie wygl�da�em tak dobrze w moim nieco przypadkowym rynsztunku, ale nie mo�na wymaga� od pocz�tkuj�cego my�liwego garderoby starego hipokryty. Nie wiedzia�em tak�e zupe�nie nic o rozpoznawaniu zwierzyny, podczas gdy w rejonie by�o jej pe�no: przepi�rki, kuropatwy, derkacze, nast�pnie zaj�ce styczniaki, kt�re moi towarzysze nazywali trzy-czwarte i o kt�rych ci�gle rozprawiali; potem m�ode zaj�czki, nast�pnie zaj�czyce. Trzeba o nich co� wiedzie�, nim zdo�a si� je rozpozna�. ��Nale�y r�wnie� unika� � powiedzia� m�j przyjaciel Br�tignot � strzelania do kotnych samic zaj�ca. To niegodne my�liwego! Kotne albo nie � do diab�a, jak to jestem w stanie rozpozna� � ja, kt�ry nie odr�niam kr�lika od domowego kota � nawet w potrawce! Na koniec Br�tignot, kt�remu szczeg�lnie zale�a�o na tym, abym go nie skompromitowa�, dorzuci�: ��Teraz udziel� ci ostatniej rady, kt�ra mo�e mie� du�e znaczenie w przypadku, gdy b�dziesz strzela� do zaj�ca. ��Je�eli tylko przebiegnie w pobli�u � zauwa�y�em ironicznie. ��Z pewno�ci� przebiegnie � odpowiedzia� ch�odno Br�tignot. � No, dobrze, przypominam ci, �e dzi�ki swej budowie zaj�c pr�dzej biegnie pod g�r�, ani�eli na d�. Trzeba na to uwa�a�, ustalaj�c kierunek strza�u. ��Jak to dobrze, �e mnie uprzedzi�e� o tym, drogi przyjacielu � odpar�em. � Zapami�tam t� uwag� i obiecuj�, �e z niej skorzystam. W g��bi duszy jednak my�la�em, �e nawet je�li zaj�c b�dzie bieg� w d�, prawdopodobnie pobiegnie szybciej ni� mordercza o�owiana kula, maj�ca go zatrzyma� w biegu! ��Na polowanie! Naprz�d! � zawo�a� w�wczas Maximon. � Nie przyjechali�my tutaj, aby uczy� nowicjuszy! Straszny cz�owiek! Nie o�mieli�em si� jednak odezwa�. Przed nami, jak okiem si�gn��, wzd�u� i wszerz ci�gn�a si� rozleg�a p�aszczyzna. Psy posz�y przodem. Ich panowie rozproszyli si�. Stara�em si�, w miar� mo�liwo�ci, nie straci� ich z widoku. Dr�czy�a mnie bowiem pewna my�l: czy moi towarzysze, z natury dowcipnisie, nie zechc� mi wyp�ata� kilku figli, wykorzystuj�c m�j brak do�wiadczenia. Mimo woli przypomnia�a mi si� zabawna historia pewnego nowicjusza, kt�remu przyjaciele kazali strzela� do kr�lika zrobionego z�kartonu, a sami, siedz�c na ty�kach w g�stych zaro�lach, drwi�co wyb�bnili mu marsz tryumfalny! Ja po takim oszustwie umar�bym chyba ze wstydu! Tymczasem my�liwi kr��yli na chybi� trafi� w rozmaitych kierunkach na �ciernisku, poprzedzani przez psy, z zamiarem dotarcia do rysuj�cego si� o trzy lub cztery kilometry wzniesienia, kt�rego grzbiet porasta�y ma�e drzewa. Wszyscy oni, przyzwyczajeni do chodzenia po gruncie b�otnistym i po uprawnej roli, wkr�tce wyprzedzili mnie tak, �e pozosta�em z ty�u. Nawet Br�tignot, kt�ry pocz�tkowo zwalnia�, aby nie pozostawi� mnie samego na �asce losu, uniesiony my�liwskim instynktem pospieszy� za nimi. �Wcale nie mam ci tego za z�e, m�j przyjacielu. Tw�j instynkt, silniejszy ni� twoja przyja��, uni�s� ci� mimowolnie!� � pomy�la�em. Wkr�tce te� znikn�li mi z oczu moi towarzysze, tak, �e tylko ich g�owy rysowa�y si� jeszcze nad zaro�lami jak pikowe asy! Ju� przesz�o dwie godziny up�yn�y od czasu, jak opu�cili�my ober�� w H�rissart, a nie pad� jeszcze ani jeden strza�. Mo�na sobie by�o wyobrazi�, jak b�d� narzeka�, gdera�, w jakich b�d� z�ych humorach, je�eli po powrocie ich torby my�liwskie b�d� tak puste, jak w chwili wyj�cia! Lecz kt�by pomy�la�, �e mnie wypadnie odda� tego dnia pierwszy strza�! Wstydz� si� powiedzie�, w jakich okoliczno�ciach si� to sta�o. Mam to wyzna�? Oto nie nabi�em jeszcze fuzji! Nieopaczno�� nowicjusza? Nie, to sprawa ambicji! Boj�c si� okaza� bardzo niezr�cznym, postanowi�em zosta� sam, aby dokona� tej operacji. Zostawszy wi�c sam, bez �wiadk�w, otworzy�em ro�ek na proch, wsypa�em �adunek do lewej lufy i przytrzyma�em go przybitk�15 z papieru, nast�pnie na wierzch nasypa�em dobr� miark� �rutu � wi�cej ni� trzeba. Kto wie, o��w jest ci�kim i m�g�by nie wylecie�!? Nast�pnie przybija�em, przybija�em prawie do z�amania stempla16 i wreszcie � o lekkomy�lno�ci ludzka! � za�o�y�em kapiszon na kominek,17 kt�ry przed chwil� w�o�y�em. To samo powt�rzy�em z praw� luf�. Ale w�a�nie kiedy przybija�em �adunek nast�pi�a eksplozja! Pad� strza�!� Ca�y impet uderzenia tylko co musn�� moj� twarz! Zapomnia�em opu�ci� kurek na kapiszon w lewej lufie, a ten, spadaj�c, spowodowa� wystrza�. Oto przestroga dla nowicjuszy! O ma�o co nie uwieczni�em otwarcia sezonu �owieckiego w departamencie Somme tym �a�osnym wypadkiem. A gdyby tak � taka my�l przysz�a mi do g�owy � w chwili, gdy zosta� oddany ten nieostro�ny strza�, na kierunku strza�u znalaz�oby si� jakie� zwierz�, to bez w�tpienia zosta�oby po�o�one trupem!� By�a to, by� mo�e, jedyna moja okazja, kt�ra wi�cej si� ju� nie powt�rzy! �VI � ymczasem Br�tignot i jego koledzy dotarli do skupiska drzew. Zatrzymali si� tam i dyskutowali, co nale�a�oby zrobi�, aby odwr�ci� ci���ce fatum. Dotar�em do nich wkr�tce, nabiwszy przedtem ponownie fuzj�, tym razem z wielk� ostro�no�ci�. Pierwszy odezwa� si� do mnie Maximon, lecz tonem pogardliwym, jaki tylko przys�uguje mistrzowi: ��Pan strzela�? � spyta�. ��Tak, to jest� Tak! Ja strzela�em! ��Kuropatwa? ��Kuropatwa. Za nic w �wiecie nie opowiedzia�bym przed takim areopagiem18 o mojej niezr�czno�ci. ��A gdzie ta kuropatwa? � pyta� dalej Maximon, dotykaj�c pustej torby ko�cem swojej strzelby. ��Przepad�a! � odpowiedzia�em bezczelnie. � C� pan chce? Nie mia�em psa! O, gdybym go mia�!� Dalej! �mia�o! Z takim tupetem ju� nic mi nie brakuje, aby sta� si� prawdziwym my�liwym! Nagle przes�uchanie, kt�remu by�em poddawany, zosta�o gwa�townie przerwane. W tym momencie, o oko�o dziesi�� krok�w od nas, pies pana Pontclou�go wystraszy� przepi�rk�. Bezwiednie, instynktownie, jakby od niechcenia z�o�y�em si� do strza�u i� paf! � jak m�wi Matifat. Jaki� jednak policzek otrzyma�em, �le opar�szy bro� o rami�! By� to jeden z tych policzk�w, to prawda, po kt�rym od nikogo nie mo�na ��da� satysfakcji! Po moim strzale nast�pi� zaraz drugi. To strzela� Pontclou�. Przepi�rka upad�a, podziurawiona, a pies przyni�s� zwierzyn� swemu panu, kt�ry w�o�y� j� do torby. Nie wy�wiadczono mi nawet tej satysfakcji, przypuszczaj�c cho�by przez chwil�, �e mog�em mie� jaki� udzia� w tej masakrze. Ale nie odezwa�em si�, poniewa� nie chcia�em nic m�wi�. Wiadomo, �e z natury jestem nie�mia�y w towarzystwie ludzi, kt�rzy wiedz� wi�cej ode mnie. S�owo daj�, ten pierwszy sukces wzm�g� apetyty tych ludzi g�odnych niszczenia zwierzyny. Pomy�lcie! Po trzech godzinach polowania jedna przepi�rka na siedmiu my�liwych! Nie, to niemo�liwe, aby na bogatych terenach H�rissart nie by�o przynajmniej jeszcze jednej i, je�li dojdzie do ponownego zabijania, wypadnie po mniej wi�cej jednej trzeciej przepi�rki na wojownika. Min�wszy k�p� drzew, znale�li�my si� na fatalnym gruncie zaoranych p�l. Na m�j gust bruzdy zmuszaj�ce do wykonywania m�cz�cych krok�w i kawa�y gleby, w kt�re grz�z�y nogi, wcale mi nie odpowiada�y. Bardziej wol� asfalt bulwar�w. Ju� od dw�ch godzin towarzystwo wraz ze zgraj� ps�w nadaremnie kr��y�o po polu. Jaka� gwa�towna porywczo�� objawia�a si� z byle powodu � z�orzeczono na pniak, o kt�ry si� potkni�to, na psa, kt�ry wpad� pod nogi. Kr�tko m�wi�c, te oznaki jednoznacznie wskazywa�y na wielkie rozdra�nienie my�liwych. Nareszcie o jakie� czterdzie�ci krok�w od nas wznios�o si� nad polem buraczanym stado kuropatw. Nie �miem twierdzi�, �e mo�na to by�o nazwa� stadem, poniewa� jego stan liczebny by� zredukowany do minimum. Rzeczywi�cie, sk�ada�o si� ono z dw�ch kuropatw! Niewa�ne! Strzeli�em w t� chmar� ptactwa, a tu� po moim strzale pad�y dwa nast�pne. To panowie Pontclou� i Matifat pozwolili wreszcie jednocze�nie przem�wi� swoim fuzjom. Jeden z tych biednych ptak�w spad�. Drugi polecia� najspokojniej dalej, przenosz�c si� za du�e wzniesienie terenu, po�o�one o jaki dobry kilometr od tego miejsca. Ach, nieszcz�sna kuropatwo, jakiej to k��tni sta�a� si� przyczyn�! Jaka wymiana zda� mia�a miejsce mi�dzy Matifatem a�Pontclou�m! Ka�dy z nich pretendowa� do miana sprawcy twej �mierci. Jakie z�o�liwe riposty! Jakie� ubli�aj�ce niedom�wienia! Jakie godne po�a�owania aluzje! A epitety! Spekulant!� Zagarnia wszystko tylko dla siebie!� Do diab�a z cz�owiekiem nie maj�cym za grosz honoru!� Ostatni raz polujemy razem! I jeszcze wiele innych obelg, ca�kowicie w gu�cie pikardyjskim, kt�rych moje pi�ro skre�li� nie mo�e. Prawd� by�o, �e strza�y tych dw�ch pan�w pad�y jednocze�nie. By� wprawdzie trzeci, kt�ry je poprzedzi�, lecz nie by�o o�czym dyskutowa�, bo czy� mo�na by�o przyj��, �e to ja str�ci�em kuropatw�? Wyobra�cie sobie � jaki� tam nowicjusz! Dlatego te� nie zamierza�em wtr�ca� si� do k��tni mi�dzy Pontclou�m a Matifatem, cho� mia�em szczer� ch�� pogodzenia ich. A �e nie protestowa�em, to tylko dlatego, i� z natury jestem nie�mia�y.� Dalszy fragment tej frazy ju� znacie. �VII � reszcie, ku wielkiej uciesze naszych �o��dk�w, nadesz�o po�udnie. Zatrzymali�my si� u st�p skarpy, w cieniu starego wi�zu. Fuzje i pr�ne, niestety, torby z�o�ono na boku. Nast�pnie zabrano si� do jedzenia, aby podreperowa� nieco si�y, tracone od czasu wyjazdu na bezu�ytecznym bieganiu. Po prawdzie by� to smutny posi�ek! Tyle skarg, co k�sk�w jedzenia! Straszna kraina! Zwierzyn� wytrzebili k�usownicy! Nale�a�oby ich powiesi� na drzewach z napisami odstraszaj�cymi na piersiach! Polowanie sta�o si� niemo�liwe! Mo�e nale�a�oby zakaza� na jaki� czas polowa�? Tak! Nie! Potem nast�pi�a ca�a litania skarg my�liwych, kt�rzy od �witu nic nie upolowali! Nast�pnie rozpocz�a si� dyskusja mi�dzy Pontclou�m a Matifatem na temat �miedzowej� kuropatwy, b�d�cej przedmiotem sporu. Wmieszali si� w ni� tak�e inni. S�dzi�em nawet, �e dojdzie do r�koczyn�w. Wreszcie po up�ywie godziny wszyscy ruszyli dalej � ob�arci i opici � je�li mo�na tak powiedzie�. By� mo�e po obiedzie p�jdzie lepiej! C�by to by� za prawdziwy my�liwy, kt�ry nie zachowa�by odrobiny nadziei i nie czeka� chwili, kiedy kuropatwy znowu si� zwo�aj�, aby sp�dzi� noc w gronie rodzinnym! Ponownie rozstawili�my si�. Psy, warcz�c prawie tak jak my, pod��a�y przodem. Ich panowie wrzeszczeli na nie tak strasznie, �e jak �ywo przypomina�o to wydawanie komend w marynarce angielskiej. Niezdecydowanie pod��a�em za nimi. Zacz�o ogarnia� mnie wielkie znu�enie. Torba, tak pusta jak by�a przedtem, uciska�a mi nerki. Fuzja by�a niezwykle ci�ka i �a�owa�em, �e nie jest to laska. Ro�ek na proch i �adownic� z rado�ci� powierzy�bym jednemu z m�odych wie�niak�w, kt�rzy towarzyszyli mi z ironicznymi u�miechami na twarzy, pytaj�c si�, ile to ju� u�mierci�ym kuchanych czw�ron�g�w. Jednak, uniesiony mi�o�ci� w�asn�, nie o�mieli�em si� tego zrobi�. Min�y jeszcze dwie godziny, dwie m�cz�ce godziny. Przeszli�my na piechot� przesz�o pi�tna�cie kilometr�w. To, co objawi�o mi si� w spos�b oczywisty na tej wyprawie, to �e ja pr�dzej si� znu�� ni� przepi�rki. Nagle da�o si� s�ysze� jakie� fru-fru, kt�re przerwa�o moje rozmy�lania. Tym razem by�o to spore stadko kuropatw wzlatuj�cych nad krzakami. Og�lna strzelanina! Ogie� wed�ug uznania! Pad�o oko�o pi�tnastu strza��w � w ka�dym razie wed�ug moich oblicze�. Jaki� krzyk rozleg� si� zza dym�w! Spojrza�em� W tej chwili ponad krzakami ukaza�a si� czyja� g�owa. By� to wie�niak z prawym policzkiem wyd�tym jakby trzyma� orzechy w g�bie. ��Wspaniale! Wypadek! � zawo�a� Br�tignot. ��Tego jeszcze brakowa�o! � doda� Duvauchelle. Jedyne, co im przysz�o na my�l, to: �Przest�pstwo zranienia w wyniku strza�u bez intencji spowodowania �mierci�, jak m�wi kodeks my�liwski. I ci ludzie, pozbawieni serca, podbiegli do ps�w, kt�re przynios�y dwie, tylko zranione kuropatwy, i uderzeniami obcas�w dobili nieszcz�sne ptaki! �yczy�em im bardzo, �eby nie spotka�o ich kiedy� to samo! W tym czasie miejscowy, z wyd�tym policzkiem, nie mog�c nic m�wi�, sta� nadal w tym samym miejscu. ��Czego w�a�ciwie chce ten poczciwiec? � spyta� protekcjonalnie Maximon. ��Dalib�g! Dosta� paroma ziarenkami o�owiu w policzek! � odpowiedzia�em za niego. ��Ba! To drobnostka! � wypali� Duvauchelle. � Drobnostka! � Kiedy� kiedy� � zacz�� wie�niak, jednocze�nie pragn�c podkre�li� strasznym grymasem donios�o�� rany. ��Lecz kt� by� tak niezr�czny i uszkodzi� tego biedaka? � spyta� Br�tignot, kt�rego spojrzenie wyra�nie na mnie spocz�o. ��Strzela� pan? � zwr�ci� si� do mnie Maximon. ��Tak! Strzela�em� jak wszyscy! ��A wi�c sprawa rozstrzygni�ta! � zawo�a� Duvauchelle. ��Jest pan tak samo kiepskim my�liwym jak Napoleon I � doda� Pontclou�, kt�ry nienawidzi� cesarstwa. ��Ja!? Ja!� � krzykn��em. ��To mog�e� by� tylko ty � doda� ostro Br�tignot. ��Zdecydowanie ten pan jest niebezpiecznym cz�owiekiem � stwierdzi� Matifat. ��Gdy jest si� nowicjuszem � dorzuci� Pontclou� � odrzuca si� wszystkie przychodz�ce zaproszenia. Po tym stwierdzeniu wszyscy odeszli. Zrozumia�em. Zranienie wie�niaka przypisano mnie. Nie by�o rady. Wydoby�em sakiewk� i da�em dziesi�� frank�w temu biednemu wie�niakowi, kt�rego prawy policzek przybra� natychmiast dawniejszy kszta�t. Z ca�� pewno�ci� wypcha� go orzechami. ��Co, teraz lepiej? � spyta�em. ��Och, nie! Tu! Tu! Nuwe udyrzynie! � odpowiedzia�, wydymaj�c lewy policzek. ��O, nie! Do�� mam ju� jednego policzka � powiedzia�em i odszed�em. �VIII � odczas gdy ja w ten spos�b radzi�em sobie ze sprytnym Pikardyjczykiem, inni ju� si� oddalili. S�ysza�em jednak dobrze, jak m�wili, �e nie jest bezpiecznie przebywa� w pobli�u takiego jak ja niezdary i najzwyklejsza w �wiecie ostro�no�� ka�e schodzi� mu z drogi. Nawet sam Br�tignot, surowy acz niesprawiedliwy, opu�ci� mnie, jakbym by� jettatore,19 mog�cym rzuca� urok. Wszyscy wkr�tce znikn�li na lewo, za ma�ym laskiem. Prawd� m�wi�c, wcale si� tym nie smuci�em. Przynajmniej teraz b�d� odpowiedzialny jedynie za swoje czyny! Zosta�em wi�c sam, zupe�nie sam po�r�d tego nieko�cz�cego si� pola. C� zatem, wielki Bo�e, nale�a�o zrobi� z ca�ym tym ekwipunkiem z�o�onym na mych barkach? Nie by�o ani jednej przepi�rki, do kt�rej mo�na by strzeli�. �adnego zajunca, jak m�wi� wie�niacy pikardyjscy, kt�ry, u�ywaj�c s�owa z �argonu my�liwskiego, ko�owa�by! Lepiej mi by�o spokojnie siedzie� w swoim gabinecie, czyta�, pisa� lub nawet nic nie robi�! Szed�em bez celu. Przemierzaj�c te zaorane pola, wybiera�em najch�tniej udeptane �cie�ki. Maszerowa�em dwadzie�cia minut, potem odpoczywa�em dziesi��. W promieniu pi�ciu kilometr�w �adnego zabudowania, �adnej wie�y rysuj�cej si� na horyzoncie. By�o to zupe�ne odludzie, a tylko co jaki� kawa�ek sta� s�up z oszuka�czym napisem gro��cym intruzom: POLOWANIE ZABRONIONE. Zabronione? Z ca�� pewno�ci� nie by�o tu �adnej zwierzyny �ownej, nawet nie by�o jej �lad�w! Tak ci�gle id�c, ze strzelb� przewieszon� przez rami�, pow��cz�c nogami, marzy�em i filozofowa�em. Na m�j gust s�o�ce za wolno zachodzi�o za horyzont. Czy�by jaki� nowy Jozue,20 zawieszaj�c prawa kosmografii,21 zatrzyma� je na tej dziennej drodze, ku najwi�kszej przyjemno�ci mych szalonych kompan�w? Czy w ko�cu po tym �a�osnym dniu, rozpoczynaj�cym sezon �owiecki, nie nadejdzie noc? �IX � ecz istniej� tak�e granice wszystkiego � nawet teren�w, na kt�rych jest zabronione polowanie. Zobaczy�em lasek, ograniczaj�cy r�wnin�. Jeszcze jeden kilometr i dotr� do niego. Szed�em wi�c dalej, nie wstrzymuj�c ju� kroku. Szybko przeby�em ten kilometr i dotar�em do skraju lasku. Z oddali, z bardzo daleka, rozbrzmiewa�y detonacje, jak bukiet fajerwerk�w w dniu 14 lipca.22 �Morduj�! � pomy�la�em. � Z ca�� pewno�ci� nic nie zostawi� na przysz�y rok!� I wtedy � tak to si� dzieje na tym bo�ym �wiecie � nasz�a mnie my�l, �e wi�cej szcz�cia b�d� mia� pod drzewami, ni� na otwartej przestrzeni. Zawsze mo�na spotka� tam na wierzcho�kach drzew �agodne wr�ble, kt�re w najlepszych restauracjach, elegancko nabite na ro�en, s� podawane go�ciom pod nazw� skowronk�w! Szed�em wi�c kolejnymi przecinkami le�nymi, maj�cymi doprowadzi� mnie do g��wnego traktu. Doprawdy, jaki� demon polowania zaw�adn�� waszym s�ug�! Nie nios�em ju� d�u�ej strzelby na ramieniu, lecz nabi�em j� starannie i trzyma�em w pogotowiu, rzucaj�c na wszystkie strony badawcze spojrzenia! Nic! Wr�ble bez w�tpienia rozezna�y si� w zamiarach paryskich restaurator�w i nie opuszcza�y ukrycia. Raz czy dwa strzeli�em, ale poruszy�em tylko kilka listk�w na drzewach. Stanowczo nie mog�em pozwoli� sobie na strzelanie do li�ci! By�o ju� oko�o pi�tej. Wiedzia�em, �e za czterdzie�ci minut musz� powr�ci� do gospody, gdzie podadz� nam obiad przed ponownym zaj�ciem miejsca w powozie, kt�ry ludzi i zwierz�ta, �yj�cych i zabitych, wszystkich razem pomieszanych dowiezie do Amiens. Szed�em wi�c dalej, pod��aj�c g��wn� przecink� zakr�caj�c� w kierunku H�rissart, spogl�daj�c jednocze�nie doko�a czujnym wzrokiem. Nagle zatrzyma�em si� Serce zabi�o mi gwa�towniej. O pi��dziesi�t krok�w, w k�pie krzak�w, mi�dzy je�ynami i krzewami niezawodnie co� przebywa�o� To co� by�o czarniawe, z srebrnym obrze�eniem i jaskrawoczerwonym punktem, jakby p�on�c� �renic�, patrz�c� na mnie. Niew�tpliwie by�o to ukrywaj�ce si� w tym miejscu stworzenie pokryte sier�ci� lub pierzem, lecz jakie � tego nie mo�na by�o stwierdzi�. Waha�em si� mi�dzy zaj�cem, przynajmniej roczniakiem, a ba�ancic�. Ech! Dlaczego nie? To w�a�nie szczeg�lnie wywy�szy�oby mnie w oczach towarzyszy, je�li powr�ci�bym z ba�antem wype�niaj�cym torb�! Zbli�y�em si� wi�c ostro�nie, trzymaj�c bro� gotow� do strza�u. Wstrzyma�em oddech. Tak by�em podniecony! Podniecony jak Duvauchelle, Maximon i Br�tignot razem wzi�ci! Kiedy wreszcie dotar�em na odpowiedni� odleg�o�� � oko�o dwudziestu krok�w � ukl�kn��em na ziemi, aby odda� pewniejszy strza�. Otwarte szeroko prawe oko, zamkni�te dobrze lewe, muszka prawid�owo u�o�ona w szczerbince � wymierzy�em i da�em ognia. ��Trafiony! � zwo�a�em, wyprowadzony z r�wnowagi. � Tym razem nie da si� zaprzeczy�, �e to by� m�j strza�! Rzeczywi�cie, zobaczy�em na w�asne oczy fruwaj�ce pi�ra� lub bardziej k�aczki sier�ci. Nie maj�c psa, sam podbieg�em do krzaka i rzuci�em si� na nieruchome zwierz�, nie daj�ce �adnego znaku �ycia. Podnios�em je� To by�a� czapka �andarma, otoczona srebrn� obw�dk� i z kokard� barwy czerwonej, kt�r� wzi��em za oko! Na szcz�cie nie znajdowa�a si� na g�owie w�a�ciciela w chwili, gdy do niej strzela�em! �X � tej chwili podnios�o si� jakie� cia�o schowane w trawie. Pozna�em z przera�eniem niebieskie spodnie z czarnymi lampasami, ciemn� bluz� ze srebrnymi guzikami, pas i ��ty �andarmski pendent,23 kt�re m�j nieszcz�sny strza� pobudzi� do ruchu. ��Czy strzela pan teraz do czapek �andarmskich? � spyta� mnie tym tonem, tak charakterystycznym dla przedstawicieli w�adzy. ��Zapewniam, panie �andarmie!� � odpowiedzia�em, be�kocz�c. ��A do tego trafi� pan dok�adnie w kokard�! ��Panie �andarmie� my�la�em� �e to jaki� zaj�c! Z�udzenie! Naprawd�, got�w jestem zap�aci�. ��Doprawdy!? Czapka �andarma jest bardzo droga, zw�aszcza, je�li nie ma si� pozwolenia na ten strza�! Zblad�em, a ca�a krew uciek�a mi z serca, bowiem by�a to bardzo dra�liwa kwestia. ��Posiada pan pozwolenie? � spyta� �andarm. ��Pozwolenie? ��Tak, pozwolenie! Pan chyba dobrze wie, co to jest pozwolenie? Tylko nie to! Nie mia�em pozwolenia! Nie uwa�a�em za stosowne na jeden dzie� polowania wyrabia� go sobie. Ale postanowi�em odpowiedzie� tak, jak wszyscy odpowiadaj� w takiej sytuacji: � Zostawi�em je w domu. Pogardliwy u�mieszek niedowierzania przemkn�� po twarzy przedstawiciela prawa. � Jestem zatem zmuszony spisa� protok� � powiedzia� �agodnie, jak cz�owiek przeczuwaj�cy otrzymanie korzy�ci. � Dlaczego? Jutro, dobry panie �andarmie, prze�l� panu to zezwolenie i� ��Oczywi�cie, rozumiem � odpowiedzia� �andarm � lecz zmuszony jestem spisa� protok�. ��A wi�c dobrze, niech pan spisuje, kiedy jest pan tak nieczu�y na pro�by nowicjusza! �andarm, kt�ry stanie si� wra�liwy, nie b�dzie ju� �andarmem. Tote� ten wyci�gn�� z kieszeni notatnik oprawiony w ��t� sk�r�. ��Jak si� pan nazywa? � spyta�. Ot� wiedzia�em bardzo dobrze, �e, b�d�c w tak ci�kich tarapatach, nale�y z ca�� pewno�ci� siebie poda� nazwisko jakiego� znajomego. Gdybym wtenczas mia� zaszczyt by� cz�onkiem Akademii w Amiens, by� mo�e nie zawaha�bym si� poda� nazwiska jednego z moich koleg�w. Ale w�wczas zadowoli�em si� wymienieniem nazwiska jednego z moich starych przyjaci� z Pary�a, wielce zdolnego pianisty. Niew�tpliwie w�tej chwili ten biedny ch�opak, poch�oni�ty zapewne �wiczeniami z czwartym palcem nie domy�la� si�, �e spisano przeciwko niemu protok� na okoliczno�� pope�nienia przest�pstwa na polowaniu! �andarm starannie zapisa� nazwisko tej ofiary, jego zaw�d, wiek i adres. Nast�pnie poprosi� mnie grzecznie, abym odda� mu swoj� strzelb�, co te� spiesznie uczyni�em, poniewa� dzi�ki temu mia�em mniej do niesienia. Poprosi�em go, aby do��czy� do tego tak�e torb� my�liwsk�, worek na o��w, ro�ek na proch i dokona� konfiskaty w ca�o�ci. Ku memu �alowi, nie wykaza� jednak �adnego zainteresowania. Pozosta�a jeszcze sprawa czapki. Mia�a zosta� natychmiast zako�czona zap�at� z�otymi monetami, ku zadowoleniu obu umawiaj�cych si� stron. � To oburzaj�ce! � powiedzia�em. � Ta czapka jest mocno zu�yta! � Czapka jest prawie nowa! � odpowiedzia� �andarm. � Kupi�em j� jakie� sze�� lat temu od pewnego brygadiera odchodz�cego ze s�u�by! I po za�o�eniu jej na g�ow� zgodnie z regulaminem, dostojny �andarm, ko�ysz�c biodrami, uda� si� w swoj� stron�, a ja w swoj�. Godzin� p�niej dotar�em do gospody i ani s�owa nie powiedzia�em o mej niemi�ej przygodzie, starannie ukrywaj�c fakt braku skonfiskowanej strzelby. Wypada stwierdzi�, �e moi towarzysze przynie�li w siedmiu jedn� przepi�rk� i dwie kuropatwy. Je�li chodzi o Pontclou�go i�Matifata, to w czasie dyskusji pok��cili si� na �mier�, a mi�dzy Maximonem i Duvauchellem dosz�o do walki na pi�ci z powodu zaj�ca, biegaj�cego w tej chwili na wolno�ci. �XI � aki to by� szereg emocji, jakich dozna�em podczas tego pami�tnego dnia. By� mo�e zabi�em przepi�rk�, by� mo�e zastrzeli�em kuropatw�, by� mo�e nawet zrani�em wie�niaka, ale z pewno�ci� podziurawi�em czapk� �andarma! Za polowanie bez zezwolenia wytoczono proces komu� innemu, zamiast mnie! Oszuka�em w�adz� urz�dow�! Czy mo�e przytrafi� si� jeszcze wi�cej pocz�tkuj�cemu my�liwemu na pocz�tku kariery takiej jak Andersona i Pertuiseta?24 Wyobra�am sobie jak musia� by� bardzo niemile zaskoczony m�j przyjaciel pianista, kiedy otrzyma� pozew do stawienia si� w s�dzie poprawczym25 w Doullens! Wiedzia�em, �e nie by� on w stanie udowodni� swego alibi. Na skutek tego zosta� skazany na szesna�cie frank�w grzywny i koszty dodatkowe o�podobnej wielko�ci. Spiesz� jednak doda�, �e jaki� czas p�niej otrzyma� poczt� przekaz z dopiskiem �zwrot�, opiewaj�cy na trzydzie�ci dwa franki, kt�ry wynagrodzi� jego wydatki. Nie dowiedzia� si� nigdy, kto mu go przes�a�, lecz ha�ba s�dzenia za wyst�pek i figurowania w kartotece s�dowej cz�sto znajdowa�a odbicie na jego twarzy. �XII � ie lubi� my�liwych, podobnie jak ja rozprawiaj�cych o�swym debiucie, a szczeg�lnie kiedy przedstawiaj� swe przygody z polowania. Ot� ja, przed chwil�, opowiedzia�em swoje. Zechciejcie mi wybaczy�. To si� ju� wi�cej nie powt�rzy! Wyprawa ta by�a dla pisarza jednocze�nie pierwsz� i ostatni�, lecz zachowa� on wspomnienie, przypominaj�ce uraz. Tote� za ka�dym razem, kiedy spotyka jakiego� my�liwego, pod��aj�cego za swoim psem ze strzelb� na ramieniu, nigdy nie zapomni �yczy� mu dobrego polowania � m�wi si�, �e przynosi to pecha! � � � Przypisy � 1 diligents (ang.) � pilni, zaanga�owani. 2 di primo cartello (w�.) � pierwszej wody. 3 Joseph Prudhomme � uosobienie zamo�nego mieszcza�stwa francuskiego za monarchii lipcowej 1830-48, typ o grubym brzuchu i gromkim g�osie, kt�rym wypowiada frazesy i�komuna�y; tw�rc� tej postaci by� francuski karykaturzysta Henry Monnier; napisa�: Wielko�� i upadek Josepha Prudhomme, Pami�tniki pana J. Prudhomme�a 4 Nemrod � zapalony, zagorza�y my�liwy (od prawnuka Noego, wielkiego �owcy i za�o�yciela miast). 5 ro�ek � dos�ownie Verne u�y� s��w: �przedmiot w kszta�cie gruszki�. 6 stolicy Pikardii � to jest miasta Amiens. 7 onomatopeja � wyraz d�wi�kona�ladowczy. 8 gon � g�os goni�cych ps�w, ujadanie. 9 baccara (fr.) � bakarat, hazardowa gra karciana; tu: osoba nie maj�ca szcz�cia. 10 neofita � tu: nowicjusz. 11 tokowisko � miejsce, gdzie odbywaj� si� zaloty godowe (toki) niekt�rych ptak�w. 12 h�riss� (fr.) � naje�ona. 13 Mont-sous-Vaudrey � miasteczko w departamencie Jury (Francja). 14 wirop�atowce � dawniej: zabawki nap�dzane �mig�em. 15 przybitka � nak�adka z grubego kartonu lub woj�oku, s�u��ca do ustalenia po�o�enia �adunku prochowego w �usce lub lufie oraz do jej uszczelnienia w chwili strza�u. 16 stempel � tu: przyrz�d do ubijania prochu w lufie, rodzaj kijka zako�czonego zgrubieniem lub kulk�. 17 kapiszon na kominek � w dawnej r�cznej broni palnej na kominek zamka (rurka, otw�r ��cz�cy zamek z luf�) nak�ada�o si� kapiszon, czyli rodzaj sp�onki mosi�nej lub miedzianej, wykonanej w kszta�cie miseczki, zawieraj�cej mas� paln� wybuchaj�c� po uderzeniu kurka i zapalaj�c� proch w lufie. 18 areopag � grono os�b rozstrzygaj�cych w spos�b autorytatywny jakie� sprawy. 19 jettatore (fr.) � czarownik, szaman. 20 Jozue � nast�pca Moj�esza, w�dz Izraelit�w, kt�rego czyny opisuje tzw. Ksi�ga Jozuego; wg tej Ksi�gi Jozue, podczas bitwy z Gabaonitami, rozkazuje s�o�cu i ksi�ycowi stan�� w miejscu na niebie, aby mo�na by�o zada� wrogom ostateczn� kl�sk� przed zapadni�ciem zmroku. 21 kosmografia � dawny dzia� astronomii, stanowi�cy zbi�r og�lnych wiadomo�ci z zakresu astronomii, a tak�e geografii, geologii i meteorologii. 22 14 lipca � narodowe �wi�to Francji, upami�tniaj�ce dzie� zburzenia Bastylii. 23 pendent � pas zak�adany przez rami� do noszenia na nim broni bia�ej, np. szabli. 24 Andersona i Pertuiseta � s�awni my�liwi; Eugene Pertuiset zosta� uwieczniony na obrazie Maneta �Pertuiset �owca lw�w�. 25 s�d poprawczy � s�dz�cy czyny uznane za wyst�pki. � http://jv.gilead.org.il/zydorczak/polow.htm