9428
Szczegóły |
Tytuł |
9428 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9428 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9428 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9428 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dorota Terakowska
W krainie kota
Co godzin� wiadomo�ci
Radio podaje co godzin� wiadomo�ci.
Spikerzy wiedz� wszystko; niemo�liwe,
Zdawa�oby si�, �eby ka�da godzina
Zabija�a, krad�a i oszukiwa�a. A jednak
Tak jest, godziny jak lwy po�eraj�
Zapasy �ycia. Rzeczywisto�� przypomina
Sweter przetarty na �okciach. Kto
S�ucha wiadomo�ci, nie wie, �e
W pobli�u, po ogrodzie mokrym od deszczu
Spaceruje ma�y szary kot i bawi si�,
Mocuje z twardymi �odygami traw.
Adam Zagajewski
(z tomiku List. Oda do wielo�ci, 1982)
ROZDZIA� PIERWSZY
�oko�o trzeciej zbudzi�a mnie nagl�ca my�l: Musz� i�� do ogrodu, wykopa� ten korze� i zje��.
Spojrza�am na m�a: spa�, po�wistuj�c lekko przez nos. Mia� typowy jesienny katar. Za oknem noc rozpo�ciera�a bury, wilgotny p�aszcz. Si�pi�o. Mimo to wsta�am cichutko z ��ka i boso, tylko w kusym podkoszulku, wymkn�am si� z domu na dw�r.
Nie wiem sk�d, ale wiedzia�am, �e TO ro�nie w lewym g�rnym rogu, tu� przy p�ocie. Nie mia�am latarki, ale wystarczy�o, �e wymaca�am na� d�oni�. By�a mokra, szorstka, a zgnieciona w r�ce, wydziela�a ostry, �wie�y zapach. Wiedzia�am, �e nie wolno jej wyrywa�, gdy� uszkodzi�abym korze�. Czu�am, �e musz� wygrzeba� go z ziemi r�kami, a nie na przyk�ad motyk�. Delikatnie. Niemal z czu�o�ci�. Gdy podnosi�am go do ust, by� jeszcze ci�gle oblepiony glin�. Gryz�c, czu�am na j�zyku drobinki ziemi. Korze� mia� cierpki smak niedojrza�ej marchewki. Na� wyrzuci�am przez p�ot, do ogrodu s�siad�w. Potem wr�ci�am do ��ka i natychmiast zasn�am.
Rano my�la�am, �e to mi si� �ni�o. Ale m�j m��, kt�ry w�a�nie wsta�, �eby i�� do pracy, patrz�c, jak przeci�gam si� leniwie w ��ku, nagle powiedzia�:
��No wiesz, Ewa�! Ja rozumiem, �e kobiety w ci��y maj� kaprysy i ogarnia je lenistwo, ale jak mog�a� wej�� do ��ka z tak brudnymi nogami?!
Odrzuci�am ko�dr� i spojrza�am: stopy mia�am oblepione zasch�ym b�otem. Na podkoszulku te� by�y �lady b�ota. Czy�by nocna wyprawa do ogrodu wcale mi si� nie �ni�a? By�a faktem?
�zaczn� jednak od pocz�tku. Cztery miesi�ce temu nabra�am podejrze�, �e jestem w ci��y. By�a w�a�nie niedziela, wi�c wyj�tkowo wsta�am z ��ka wcze�niej ni� m��, zrobi�am �niadanie, a gdy je zjad�am, natychmiast pobieg�am do �azienki i zacz�am rzyga� jak kot. Gdy powtarza�o si� to przez kilka porank�w, powiedzia�am do Adama:
��Chyba jestem w ci��y! � i oboje spojrzeli�my na siebie z radosnym u�miechem.
M�j m�� jest lekarzem, wi�c wiedzia�am, �e b�d� pod najlepsz� opiek�. Pos�usznie odstawi�am papierosy, ograniczy�am kaw� do jednej fili�anki, jad�am lekkie potrawy, du�o owoc�w i warzyw. Bra�am regularnie wszystkie przepisane przez Adama witaminy. Biega�am te� co dzie� wok� ogrodu �agodnym k�usem, a wieczorami wpada�am na osiedlowy basen, �eby pop�ywa�. Wi�c nie brakowa�o nam (mnie i Dziecku) niczego � ani odpowiedniej diety, ani ruchu, ani spokoju. Ani minera��w, witamin i diabli wiedz� czego jeszcze�
Sk�d zatem tamtej nocy, w czwartym miesi�cu ci��y, obudzi�o mnie nagl�ce pragnienie wyj�cia do ogrodu, wygrzebania z mokrej ziemi jakiego� korzenia i schrupania go, razem z trzeszcz�cymi pod z�bami drobinami ziemi? I dlaczego, u licha, nie powiedzia�am o tym m�owi?! Przecie� zawsze m�wi� mu WSZYSTKO! Jeste�my fantastycznym wprost ma��e�stwem, ju� od 5 lat, i do tej nocy nie mieli�my przed sob� �adnych tajemnic. A jednak po�arcie tego korzenia � inaczej tego nazwa� nie mo�na, bo gryz�am go jak oszala�a z g�odu! � musia�o pozosta� moim sekretem. Tak czu�am.
Przez nast�pne miesi�ce m�j brzuch wolniutko dojrzewa�, jak owoc latem; w piersiach, kt�re ju� wyczekiwa�y Dziecka, czu�am ucisk gromadz�cego si� mleka, i wpad�am w stan �agodnej szcz�liwo�ci. Zapomnia�am o tamtej nocy, o ub�oconych nogach, o grzebaniu r�kami w ci�kiej od wilgoci ziemi, i tym, �e to na pewno nie by�o NORMALNE. Je�li owo wspomnienie b��dzi�o niekiedy gdzie� w mojej pami�ci, to wk�ada�am je mi�dzy sny.
Rodzi�am pod koniec zimy, zwyczajnie, bez komplikacji i specjalnego b�lu, cho� gdyby go w og�le nie by�o, czu�abym si� rozczarowana. Uwa�a�am, �e prawdziwe Dziecko musi przyj�� na �wiat w prawdziwych b�lach. Ten b�l by� tak bliski i dawa� rado��, a nie cierpienie. Trwa� r�wno trzyna�cie godzin i trzyna�cie minut. Liczy�am.
��Dlaczego ty zawsze i we wszystkim musisz by� inna ni� pozosta�e kobiety? � spyta� mnie z rozczuleniem Adam, patrz�c na Dziecko. Obmyte ze �luzu i krwi, spowite w bia��, bawe�nian� pieluszk�, niemowl� po raz pierwszy patrzy�o na mnie z obj�� m�a, a ja patrzy�am na nie. Nad czo�em mia�o k��b mocno skr�conych w�os�w w kolorze jaskrawej marchewki, sk�r� nienaturalnie jasn�, jak przysta�o na rudzielca, a na nosie pojedynczy i mocno odcinaj�cy si� od t�a � br�zowy pieg. W dodatku spogl�da�o na mnie jednym okiem przejrzy�cie b��kitnym, jak niebo na tanim oleodruku, a drugim zielonym, jak trawa wiosn� w naszym ogrodzie.
��Bo�e� � wyj�ka�am, trac�c oddech. � Czy POZA TYM jest normalne?!
��Ale� tak� � uspokoi� mnie m��. � To jest ch�opiec i on w og�le jest normalny. I bardzo �adny. Nie martw si�. Dorastaj�c, zgubi te rude w�oski i wyrosn� mu nowe, ciemniejsze. A takie emaliowoniebieskie oczy maj� wszystkie niemowl�ta, i one tak�e z wiekiem �ciemniej�. Mo�e nawet b�d� br�zowe?
��Ale ono ma jedno oko b��kitne, a drugie zielone � powiedzia�am dr��cym g�osem.
��Bzdura � orzek� Adam, przygl�daj�c si� w skupieniu oczom Dziecka, kt�re tymczasem �ypn�o na mnie okiem zielonym, to b��kitne za� skierowa�o na niego.
��W dodatku ma zeza! � doda�am histerycznie.
��Wi�kszo�� niemowl�t ma zeza, bo nie panuj� nad akomodacj� wzroku. To te� mija z wiekiem � o�wiadczy� spokojnie m�j m�dry, nie tylko medycznie, m��.
Mia� racj�. Dziecko by�o normalne. Normalnie p�aka�o, a raczej dar�o si� z ca�ej si�y w p�ucach, w dodatku g��wnie nocami. Normalnie jad�o, na og� z du�ym apetytem. Normalnie macha�o r�czkami i n�kami, i gdy k�ad�am je na brzuszku, obraca�o na wszystkie strony ciekawsk� g��wk�. Normalnie robi�o w pieluchy siusiu i kupk�. Wszystko mia�o normalne, poza kolorem w�os�w i dwoma kolorami oczu � jednak m�j kochany m�� albo w og�le tego nie widzia�, albo te� uwa�a� to za normalne. I w ten spos�b, bardzo normalnie, min�o dwana�cie dni.
Trzynastego dnia, oko�o godziny trzynastej, m�� jak zwykle by� w pracy, czyli w szpitalu, a ja, te� jak zwykle, �piewaj�c g�o�no i fa�szywie rockowy przeb�j, miesza�am na kuchence zupk� dla Dziecka. Za oknem �wieci�o s�o�ce i wydawa�oby si�, �e to ju� wiosna, gdyby nie �nieg, kt�ry wci�� le�a� na parapetach okien, w ogrodzie i nadal ci�gle sypa� du�ymi, mokrymi p�atkami.
W rytm nuconej melodii miesza�am energicznie t� zupk� (wszystkie zupki maj� to do siebie, �e lubi� si� przypala�, tak jak mleko zawsze wylatuje z garnka), gdy nagle us�ysza�am za sob� G�OS DZIECKA:
��Kot � powiedzia�o Dziecko g�osem cienkim, srebrzystym i stanowczym. Odwr�ci�am si� jak oparzona i spojrza�am na nie. Le�a�o sobie w noside�ku, ustawionym na dw�ch krzes�ach ko�o sto�u w kuchni. Mia�o leniwy i spokojny wyraz twarzyczki. I na pewno nic nie m�wi�o. Albowiem trzynastodniowe niemowl�ta nie m�wi�.
Ju�, ju� mia�am odwr�ci� si� z powrotem w stron� kuchenki, gdy Dziecko spojrza�o na mnie uwa�nie, jednym zielonym, a drugim b��kitnym okiem, i powt�rzy�o:
��Kot.
M�wi�c, nie otwiera�o ust, ale przecie� doskonale s�ysza�am jego g�os! Tym razem, wbi�am w nie oczy i tkwi�am tak nieruchomo, mimo nasilonego sw�du przypalaj�cej si� zupy.
��Kot topi si� w beczce z deszcz�wk� � powiedzia�o Dziecko tym razem ca�ym, zbudowanym poprawnie zdaniem. Nadal nie otwar�o przy tym ust, wr�cz przeciwnie, mia�o je po niemowl�cemu zaci�ni�te, w swojskim grymasie z�o�ci, jaki przybiera, gdy zbyt d�ugo le�y w mokrym pampersie lub gdy chce je��, a ja mu nie daj�. Zatem mia�o zaci�ni�te usta, ALE M�WI�O!
��Kot! � powiedzia�o d�wi�cznie po raz trzeci, ale tym razem z gniewem. � Kot topi si� w beczce z deszcz�wk�!
Nagle zrozumia�am. Zrozumia�am nie to, �e M�WI, cho� nie powinno, ale CO m�wi. I tak jak wtedy, tamtej nocy, gdy co� zmusi�o mnie, abym pomkn�a do ogrodu i zjad�a jaki� korze�, tak teraz te� wiedzia�am, �e musz� natychmiast p�dzi� do beczki z deszcz�wk�. Ale nie mog�am zostawi� w kuchni samego Dziecka�!
��Przecie� skoro M�WI, r�wnie dobrze mo�e samo WYJ�� z noside�ka � pomy�la�am irracjonalnie. Tyle �e to wszystko by�o irracjonalne!
Porwa�am Dziecko w ramiona i pobieg�am jak wariatka do mokrego, tym razem od �niegu, ogrodu. Beczka z deszcz�wk� znajdowa�a si� dok�adnie z drugiej strony domu i bli�ej by mi by�o do niej przez taras ni� tylnym wyj�ciem z kuchni, ale ja ju� utraci�am zdolno�� logicznego my�lenia. Wiedzia�am tylko, �e W BECZCE Z DESZCZ�WK� TOPI SI� KOT. Musi si� topi�, skoro tak powiedzia�o mi trzynastodniowe niemowl�, kt�re nawet nosa w tym dniu nie wychyli�o do ogrodu!
�bieg�am, potykaj�c si�, przez za�nie�ony ogr�d, bo na go�ych nogach mia�am jedynie zsuwaj�ce si� ci�gle klapki. Kto, na Boga, my�la�by w tej sytuacji o wk�adaniu but�w! Nie mia�am te� czasu zastanawia� si�, gdzie pod �niegiem tkwi� wystaj�ce resztki wiosennych klomb�w, a gdzie �cie�ki, wi�c trzy razy r�bn�am z ca�ej si�y na mokr� i zimn� ziemi�, pami�taj�c jednak, �eby za ka�dym razem unie�� Dziecko w g�r�. Tym bole�niej uderza�am o przykryte �niegiem zamarzni�te grudy.
Dopad�am w ko�cu beczki, kt�ra sta�a sobie spokojnie obok tarasu. Sta�a tak od dw�ch lat, od czasu gdy Adam wymy�li�, aby zam�wi� j� u bednarza, postawi� ko�o rynny i gromadzi� w niej deszcz�wk� na suche lato. By�a sporo wy�sza ni� ja, wi�c g��boka najmniej na dwa i p� metra. I nie powinno w niej by� nic pr�cz roztopionego �niegu. Tymczasem s�ysza�am dziwny, nieregularny plusk�
��O Bo�e� � powiedzia�am, rozgl�daj�c si� rozpaczliwie. Musia�am wspi�� si� na beczk�, ale nie wiedzia�am, co zrobi� z Dzieckiem. Zw�aszcza, �e Dziecko mia�o na sobie tylko kus� koszulin� i cienkiego pampersa. Tymczasem niepokoj�cy, a zarazem coraz bardziej rozpaczliwy plusk w wielkiej drewnianej beczce nasila� si�. CO�, ton�c, resztkami si� walczy�o o �ycie�
Nie mia�am czasu. Po�o�y�am Dziecko na mi�kkim �niegu � by�o jakie� plus dwa stopnie Celsjusza � i zacz�am wspina� si� po �liskich wypuk�o�ciach beczki. Mia�am nadziej�, �e jest pe�na, bo wtedy ten jaki� Kot � je�li ju� nie uton��! � p�ywa�by na samym wierzchu. Niestety, gdy wreszcie si� wspi�am, ujrza�am, i� beczka jest nape�niona raptem w jednej trzeciej. A na powierzchni resztek jesiennej deszcz�wki i stopionego zimowego �niegu, chlapi�c �apami, lecz w absolutnym milczeniu, bez jednego miaukni�cia � rzeczywi�cie p�ywa� Kot! Wygl�da� ju� na bardzo wyczerpanego. Spojrza�am na niego, a on na mnie � i z wra�enia spad�am na ziemi�
Koty umiej� p�ywa�, tylko bardzo tego nie lubi�. Kot przep�ynie rzek� i wydrapie si� na brzeg. Ale nie przep�ynie wielkiej beczki i nie wylezie z niej, gdy� ma ona �liskie, oblodzone, wygi�te ku �rodkowi wn�trze i w dodatku od powierzchni wody do kraw�dzi liczy sobie najmniej p�tora metra.
Spojrza�am na Dziecko: le�a�o spokojnie na zimnym �niegu, w kusej, ju� przemakaj�cej koszulinie, machaj�c go�ymi n�kami. Lec�ce z nieba p�atki �niegu topi�y si� na jego ciep�ym brzuszku, a na rudych w�oskach utworzy�y puchow� czapeczk�. Pampers te� by� mokry, cho� z innego powodu. Nie mia�am czasu. B�yskawicznie zacz�am zn�w wspina� si� na beczk�, a potem, balansuj�c chwil� na jej g�rnym skraju, wskoczy�am z chlupotem do �rodka. Kot � z ogromnym refleksem � natychmiast wpi� si� pazurami w moje go�e nogi i wspi�� si� po mnie jak po drzewie. Zawy�am z b�lu, z najwi�kszym wysi�kiem oderwa�am go od siebie i pod�wign�am w g�r�. Stoj�c w lodowatej wodzie na czubkach palc�w i wyci�gaj�c wysoko r�ce z mokrym, ci�kim zwierzakiem, mierzy�am mniej wi�cej tyle, ile beczka. �Jezu, on wa�y chyba z dziesi�� kilo�� � pomy�la�am. Na szcz�cie zwierz�, gdy tylko dosi�g�o �apami szczytu beczki, natychmiast zeskoczy�o na ziemi�. Teraz to ja tkwi�am w rozpaczliwie zimnej, si�gaj�cej mi do p� uda wodzie, zastanawiaj�c si�, jak z powrotem wspi�� si� na g�r�. R�ce mia�am os�abione od szarpania si� z Kotem, ale by�am wysportowana, wi�c czyni�am pr�by: trzymaj�c si� skraju beczki, r�wnocze�nie z ca�ej si�y podci�ga�am do g�ry nogi. Wyczyn dziecinnie �atwy dla ma�py, ale nie dla cz�owieka.
�i wtedy, gdy prawie zrealizowa�am �w akrobatyczny wyczyn, us�ysza�am dziki wrzask. Nie, to nie wrzeszcza�o Dziecko. Wrzeszcza�a � od razu rozpozna�am ten g�os! � nasza w�cibska s�siadka zza p�otu. Od trzech lat, czyli od czasu, gdy zamieszkali�my w tym domku i w jej s�siedztwie, uwa�ali�my j� za osob� g��boko niezr�wnowa�on�, nachalnie ciekawsk� i pr�buj�c� wtr�ca� si� do naszego prywatnego �ycia. Uwa�a�a nas pewnie za ludzi patologicznie uchylaj�cych si� od tak zwanych dobros�siedzkich stosunk�w.
Ot� ta w�a�nie s�siadka sta�a teraz za p�otem i patrz�c na le��ce w �niegu Dziecko, dar�a si� jak op�tana. Z wra�enia spad�am znowu na dno beczki, do lodowatej wody.
��Niemowl�! O Bo�e! Biedne niemowl�! Go�e! Na �niegu! Prawie zasypane! O Jezu! A to kocisko go dusi! Ludzie! Ratunku! � dar�a si� s�siadka.
��Prosz� natychmiast si� uspokoi�! � wrzasn�am z g��bi beczki, ale s�siadka wystraszy�a si� jeszcze bardziej. S�dz�, �e beczka zmienia�a m�j g�os na g�uchy i dudni�cy. S�ysz�c mnie, lecz nie widz�c, s�siadka zareagowa�a jeszcze bardziej nerwowo. Teraz wydawa�a z siebie nieartyku�owane, histeryczne j�ki:
��Aaaaaaaaa! Ooooooooo! Iiiiiiiiiiiii!
Zdwoi�am wysi�ki i uda�o mi si� ponownie podci�gn�� na r�kach, a nawet zaczepi� jedn� nog� o skraj beczki. I znowu najpierw zobaczy�am za p�otem g�ow� s�siadki, jak zwykle przyozdobion� kolorowymi wa�kami papilot�w. �Czy ona nigdy ich nie zdejmuje?� � pomy�la�am idiotycznie, walcz�c z w�asnymi nogami i beczk�. S�siadka, ubrana w gruby, pikowany szlafrok, wzrokiem wariatki wpatrywa�a si� w moje le��ce spokojnie na �niegu p�go�e Dziecko. Tu� ko�o Dziecka siedzia� ogromny, ociekaj�cy wod� Kot i my� si� r�owym j�zyczkiem.
�To, co on robi, to krety�stwo, bo jest nie tylko umyty, ale wr�cz wyk�pany� � pomy�la�am logicznie, a tymczasem s�siadka na widok mojej g�owy, dw�ch r�k i jednej nogi, wynurzaj�cych si� z beczki, wyda�a z siebie kolejny wrzask. Na szcz�cie o tej porze wi�kszo�� mieszka�c�w naszego osiedla by�a w pracy.
Wydoby�am si� z mokrej pu�apki i bior�c go�e Dziecko w mokre obj�cia, powiedzia�am do s�siadki:
��Zamiast wrzeszcze�, mog�a pani przele�� przez p�ot i otuli� Dziecko tym swoim obrzydliwym szlafrokiem�
S�siadka dopiero teraz dosz�a do siebie na tyle, aby przypomnie� sobie, �e nas nie znosi. Wi�c po prostu odwr�ci�a si� i poruszaj�c z godno�ci� wielkim ty�kiem, w r�owym, pikowanym jak ko�dra szlafroku, podrepta�a do swego domu.
Ja do mojego bieg�am jak na skrzyd�ach, my�l�c tylko o tym, co zrobi�, �eby Dziecko unikn�o zapalenia p�uc. Ju� zapomnia�am, �e powinnam martwi� si� o co� ca�kiem, ale to ca�kiem innego: o to, �e moje trzynastodniowe niemowl� M�WI, w dodatku pe�nymi zdaniami i bez otwierania ust.
Bieg�am, a tu� obok, ocieraj�c si� mokr� sier�ci� o moje nogi, bieg�o to ogromne, cudem uratowane kocisko. Wpadli�my zdyszani do ciep�ej kuchni, gdzie kocisko od razu przylgn�o do kaloryfera, a ja natychmiast zacz�am zdejmowa� z Dziecka mokr� koszulk� i pampersa. Potem, sama ci�gle mokra i szcz�kaj�ca z�bami, wytar�am je r�cznikiem i przebra�am w suche ubranko. Dopiero teraz zobaczy�am � i poczu�am! � spalon� na w�giel zupk�, stoj�c� w garnuszku na ci�gle pal�cym si� gazowym palniku. Zgasi�am gaz i zaj�am si� sob�. Ju� sucha i ubrana w dres, w grubych skarpetach na przemarzni�tych stopach, przygrza�am mleko dla ca�ej tr�jki: Dziecka, Kota i siebie. Po namy�le w�o�y�am do mleka aspiryn�: dwie dla mnie, �wiartk� dla Dziecka i po��wk� dla Kota.
Nakarmi�am Dziecko gotowym, awaryjnie trzymanym w lod�wce �arciem z puszki, Kotu da�am resztk� naszej wczorajszej pieczeni, sama z dzikim apetytem po�ar�am wielk� kanapk� i, o dziwo, poczu�am si� ca�kiem normalnie, a nawet rze�ko. Dziecko wpakowa�am do ��eczka i przykry�am po uszy puchow� ko�derk�. Gdy zaci�ga�am zas�ony w oknie, zobaczy�am, �e Kot � na szcz�cie ju� suchy � starannie uk�ada si� na poduszce w pobli�u twarzyczki Dziecka.
��Oooch! � zawo�a�am p�g�osem, przywo�uj�c w pami�ci wszystkie straszliwe opowie�ci o kotach i niemowlakach, jakimi raczy�y mnie r�ne wiekowe osoby, i jakie wci�� opowiadaj� o wiele m�odsi nasi znajomi. By�o tam i o kotach, kt�re pazurami wydrapuj� dzieciom oczy, gdy� podnieca je widok mrugaj�cych powiek. By�o o poruszaj�cej si� grdyce, kt�r� kot bierze za mysz i rzuca si� niemowl�ciu do gard�a, rozrywaj�c je na strz�py. By�o wreszcie o kotach, kt�re specjalnie k�ad� si� dzieciom na piersiach i dusz� je w�asnym ci�arem. A w dodatku TEN Kot, Ucz�c na oko, wa�y� co najmniej dziesi�� kilo, a zatem dwa i p� raza wi�cej ni� moje Dziecko.
Ledwo to wszystko sobie przypomnia�am, gdy Dziecko powiedzia�o, nie otwieraj�c ust, za to patrz�c na mnie intensywnie b��kitnym okiem, gdy� zielonym ogl�da�o Kota:
��Nigdy nie powtarzaj takich okropnych k�amstw o kotach. Przyrzekasz?
��Przyrzekam � odpar�am bezwiednie. Kot tymczasem wymo�ci� sobie miejsce w ciep�ym zak�tku ko�o buzi Dziecka, po czym zn�w na mnie spojrza�. I dopiero wtedy dostrzeg�am, �e on tak�e ma jedno oko jadowicie niebieskie, a drugie po�yskuj�ce szmaragdow� zieleni�.
Po raz pierwszy bli�ej mu si� przyjrza�am. By� to naprawd� ogromny kocur, o wyj�tkowo pi�knym, tr�jkolorowym futrze: bia�o�czarno�rudym. Gdy tak przygl�da�am mu si� z mieszanymi odczuciami � i Dziecko, i Kot prawie jednocze�nie zasn�li. Kot przy tym pomrukiwa� jak spory elektroluks.
��Mamy kota � powiedzia�am Adamowi, gdy wr�ci� z pracy.
��To dobrze. Dzieci lepiej chowaj� si� ze zwierz�tami � powiedzia� ku memu zdumieniu. My�la�am, �e zaprotestuje i zacznie m�wi� o bakteriach, wirusach i odzwierz�cych chorobach. Widocznie jednak nie zna�am ci�gle w�asnego m�a�
Kot, ju� wyspany, wylaz� akurat z dziecinnego pokoju 1 mrucz�c, zacz�� ociera� si� o nogi Adama.
��Ca�kiem �adny ten Kot � orzek�, g�aszcz�c go po tr�jkolorowym futrze. � Troch� za du�y jak na zwyk�ego dachowca � doda� po namy�le. W tym namy�le brzmia�a pochwa�a.
Podczas kolacji ze �miechem opowiedzia� mi, do jakiego stopnia odszajbowa�o naszej w�cibskiej s�siadce.
��Wyobra� sobie, gdy wraca�em do domu, sta�a przy p�ocie i usi�owa�a mi wm�wi�, �e ty k�pa�a� si� dzi� w beczce z deszcz�wk�, a nasze Dziecko tarza�a� w �niegu, w ogrodzie! �eby zmy�la� takie brednie�!
Za�mia�am si� r�wnie weso�o jak on i� nie sprostowa�am. Co gorsze, w og�le nie powiedzia�am, �e nasze niespe�na dwutygodniowe Dziecko m�wi pe�nymi zdaniami, nie otwieraj�c przy tym ust. I wiem, dlaczego tego nie zrobi�am: bo on by mi nie uwierzy�. Natomiast m�g�by doj�� do wniosku, �e cierpi� na poporodow� depresj�, i chcia�by mnie leczy�. Tymczasem ja by�am ca�kiem, ale to ca�kiem zdrowa, tak fizycznie, jak psychicznie, i tylko wok� mnie dzia�o si� co� nienormalnego. Jednak nikt przy zdrowych zmys�ach, a ju� zw�aszcza m�j bardzo logicznie my�l�cy m��, nie uwierzy�by, �e mam m�wi�ce i widz�ce � to, czego nie wida�! � Dziecko. Wszyscy orzekliby, �e jest na odwr�t: normalne, dobrze rozwijaj�ce si� niemowl� ma szalon� matk�.
�wi�c kolacja up�yn�a nam jak zawsze sympatycznie, niczym nie zm�cona, pe�na rodzinnego ciep�a � i tylko ja z zadum� spogl�da�am na ogromnego Kota, siedz�cego teraz ko�o kominka. Kot grza� si� w blisko�ci ognia i jednym okiem, tym b��kitnym, popatrywa� w nasz� stron�, a drugie, jarz�ce si� zieleni�, wbi� nieruchomo w pal�ce si� i trzaskaj�ce weso�o polana.
ROZDZIA� DRUGI
Nasze Dziecko Uczy�o ju� prawie dwa miesi�ce � i ci�gle nie mia�o imienia. M�wili�my na nie po prostu �Dziecko�. Na og� zgodni we wszystkim, tym razem nie mogli�my z Adamem doj�� do porozumienia. Ka�de imi� albo mnie, albo jemu wydawa�o si� nie do�� �adne, za ma�o wyraziste lub zbyt udziwnione. Oboje byli�my zwolennikami imion prostych, nie wydumanych. A w�a�nie wszechw�adnie panowa�a moda na imiona rodem z aktualnych seriali telewizyjnych lub film�w.
��Gdy pomy�l� o tych nieszcz�snych dzieciach, kt�re mia�y pecha urodzi� si�, gdy w telewizji sz�a Dynastia! Te biedne dziewczynki, do ko�ca �ycia nosz�ce imi� Alexis lub Cristle� � wzdraga� si� m��, odrzucaj�c ka�dy kolejny m�j pomys� na imi� dla Dziecka, cho� �aden nie mia� nic wsp�lnego z jakimkolwiek serialem. Za to, przedk�adaj�c ksi��ki nad telewizj� czy kino, bezwiednie podawa�am imiona bohater�w g�o�nych powie�ci.
��Do��! � o�wiadczy� Adam pewnego dnia i bezdyskusyjnie zarz�dzi�: � Nasz syn b�dzie mie� najprostsze, a zatem naj�adniejsze imi�, jakie w og�le istnieje na �wiecie. JAN�
��Jan� � skrzywi�am si�.
��Janek � zmi�kczy� i zabrzmia�o to nieco lepiej. Kandydat do imienia zachowywa� si� ca�y czas jak najnormalniejsze w �wiecie niemowl�. Nocami albo si� dar�, albo cichutko spa� przytulony do wielkiej g�owy tajemniczego kocura. W dzie�, gdy by�o ch�odno, oboje � i Dziecko i Kot � le�eli sobie na kocyku przed kominkiem. Kot zaczepia� Dziecko grub� �apk�, chowaj�c starannie pazury, a Dziecko usi�owa�o go dosi�gn��, za�miewaj�c si� gard�owo.
Od czasu gdy wsp�lnie uratowali�my Kota od tragicznej �mierci, Dziecko nigdy nie powiedzia�o ani s�owa, co, nie kryj�, przyj�am z ulg�.
�bo to wszystko tylko mi si� zdawa�o � orzek�am w duchu. � To Kot, ton�c, wys�a� do mnie jaki� silny, telepatyczny impuls. Telepatia jest w ko�cu zjawiskiem naukowo udowodnionym! Przecie� to si� zdarza. Podobno nawet ro�liny kul� si� z l�ku, gdy wyci�ga ku nim r�k� cz�owiek, do kt�rego czuj� niech��. Biologowie twierdz�, �e wr�cz wida� to pod mikroskopem. Dlaczeg� by Kot, ton�c, nie m�g� wys�a� do mnie telepatycznego sygna�u? A mnie, idiotce, zacz�o si� wydawa�, �e to m�wi Dziecko� cho� przecie� doskonale wiem, �e niemowlaki, kilkunastodniowe czy nawet dwumiesi�czne, w og�le nie m�wi�! Nigdy! I ONO te� nie m�wi. Jest ca�kowicie normalne! Spokojna g�owa, nie ma si� czym niepokoi�, zw�aszcza �e nie powiedzia�o ani s�owa od paru tygodni�
A zatem zapad�a decyzja: Dziecko b�dzie nosi� imi� Jan. Janek. Skoro tak, to nale�a�o t� decyzj� uprawomocni�. M�� mia� wolne przedpo�udnie, wsiedli�my wi�c w samoch�d, stawiaj�c na tylnym siedzeniu noside�ko z Dzieckiem, i wyruszyli�my do miasta, odleg�ego o trzydzie�ci minut jazdy, gdzie mie�ci�y si� wszystkie wa�ne urz�dy.
Mieli�my szcz�cie. W urz�dzie, w kt�rym wypisywano akty urodzenia, w og�le nie by�o kolejki. Przyj�� nas sympatyczny starszy pan, kt�ry na widok naszej tr�jki (Dziecko nie�li�my w noside�ku) rado�nie si� za�mia�:
���liczna, fantastyczna rodzinka� Jak z obrazka! � zawo�a� z zapa�em, wywo�uj�c w nas odruch zdziwienia. Nie przywykli�my do a� tak wylewnej serdeczno�ci nieznanych urz�dnik�w. I wtedy m�� leciutko mnie tr�ci�, r�wnocze�nie wskazuj�c na co� dyskretnym ruchem. Na biurku, obok stosu opas�ych akt i wielkiego, odrobin� staro�ytnego komputera, sta�a wysoka szklanka z jasnym, pieni�cym si� perli�cie napojem. Nadal nie wiedzia�am, o co chodzi, ale gdy urz�dnik za�mia� si� r�wnie perli�cie jak �w p�yn, bez �adnego powodu � zrozumia�am, w czym rzecz. Urz�dnicy pa�stwowi na og� wypijaj� w pracy mn�stwo szklanek pod�ej herbaty. Ten jednak pi� szampana!
��Och, patrz� pa�stwo na moj� szklank� � za�mia� si� znowu i upi� solidnego �yka. � To szampan � wyja�ni� takim tonem, jakby nam zdradza� wielk� tajemnic�. � Obchodz� dzisiaj trzydziestolecie pracy i niewdzi�czni koledzy oraz szefowie zapomnieli! Po prostu zapomnieli! Nie dosta�em ani dyplomu, ani zwi�d�ego kwiatka, nie m�wi�c ju� o pami�tkowym zegarku ze stosownym, wygrawerowanym napisem: �Drogiemu i niezapomnianemu koledze za trzydzie�ci lat wsp�lnej pracy�. Nic! Nawet �ycze� nie dosta�em! � i urz�dnik znowu za�mia� si� rado�nie. � Wszyscy zapomnieli. A ja tymczasem specjalnie dzi� ubra�em nowy garnitur, nowiutk� bia�� koszul� i nowy, drogi krawat� A oni nic! Wi�c poszed�em do najbli�szego sklepu i kupi�em butelk� najdro�szego szampana. Jak jubileusz, to jubileusz. Oni zapomnieli, ale ja nie. Powinien by� szampan, wi�c jest szampan. Tyle �e go sam wypij�, im za�� (tu wskaza� ruchem g�owy na s�siednie drzwi) im za� nie dam ani kropelki! A mo�e pa�stwo napij� si� ze mn�? B�dzie mi niezwykle mi�o i uroczysto�� nabierze, �e tak powiem, w�a�ciwego charakteru.
Napili�my si�. Niedu�o. Adam prowadzi�, a ja karmi�am. Za to urz�dnik wypi� ca�� szklank� i ponownie j� nape�ni�.
��A teraz wypiszemy akt urodzenia. Prosz� poda� imiona uroczych rodzic�w oraz imi� uroczego potomka� To c�reczka? Synek? W ka�dym razie �liczne! � powiedzia� z emfaz� i na wyrost, r�wnocze�nie wstaj�c i zagl�daj�c do noside�ka. Wtedy si� wzdrygn��. Spod czapeczki �uroczego potomka� wyziera� k��b jaskrawo marchewkowych w�os�w, on sam za� spojrza� mu prosto w twarz jednym okiem. Tym zielonym. Drugim patrzy� na mnie.
Urz�dnik bez s�owa ponownie usiad� przy biurku, wyj�� urz�dowy druk i zacz�� go wype�nia�. Szampan apetycznie musowa� w szklance, wi�c jubilat co chwila wychyla� spory �yk.
��Imiona rodzic�w?
��Adam i Ewa.
��P�e�, imi� dziecka, data i miejsce urodzenia�
M�� wyrecytowa� wszystkie dane i zako�czy� wynikiem zawartego przez nas kompromisu, czyli imieniem naszego synka.
��Jan.
��Jak? � zachichota� urz�dnik.
��Jan. Janek.
��By� ostatnio taki serial? � zdziwi� si� urz�dnik.
��Nie � odpar� m�j m��. � To znaczy, mam nadziej�, �e nie � poprawi� si� zaraz.
��Pa�stwa zdrowie! Ale ostatnio modni s� And�elika i Patryk � zachichota� i dorzuci�: � W s�siednim pokoju od r�ki mog� wpisa� dziecko do paszportu kt�rego� z rodzic�w�
Pomys� uznali�my za po�yteczny. W ko�cu zawsze mo�e si� zdarzy�, �e nagle b�dziemy musieli gdzie� wyjecha�. Zatem po�egnali�my mi�ego urz�dnika i w s�siednim pokoju, gdzie r�wnie� nie by�o kolejki, jaka� starsza, ubrana na szaro dama skrupulatnie przepisa�a dane z aktu urodzenia do mojego paszportu.
Ju� po chwili akt wr�ci� do m�a, kt�ry z�o�y� go na p� i schowa� do portfela. Z�apali�my za uchwyty noside�ka i zadowoleni pobiegli�my do samochodu.
��Istniejesz teraz tak�e oficjalnie, masz na imi� Janek i w dodatku wpisano ci� do paszportu! Mo�esz podr�owa�, gdzie chcesz � oznajmi�am Dziecku z triumfem, gdy nasze auto rusza�o spod urz�du. Dziecko �ypn�o na mnie zielonym okiem, bo b��kitnym spogl�da�o na trzymany przeze mnie paszport. Otwar�am go na odpowiedniej stronie, aby porozkoszowa� si� oficjalnym dowodem istnienia naszego Dziecka, i� I znieruchomia�am z wra�enia.
��Poka� mi ten akt urodzenia � za��da�am od m�a.
��Przecie� prowadz� A na ulicy jest w�ciek�y ruch � powiedzia� z wyrzutem. � Dam ci go w domu.
��Daj teraz � powt�rzy�am z naciskiem.
W moim g�osie by�o co�, co nakaza�o m�owi przytrzyma� kierownic� jedn� r�k�, podczas gdy drug� wyj�� portfel. Akt urodzenia tkwi� w przegr�dce na dokumenty. Wyj�am go tak gwa�townie, �e o ma�y w�os rozdar�abym na p�.
�no tak. W akcie, rzecz jasna, by�o wpisane to samo imi� co w moim paszporcie. W dodatku i tu, i tam wypisano go czarnym, eleganckim tuszem i pi�knym, kaligraficznym pismem: Jonyk. JONYK.
��J�o�n�y�k � przeliterowa�am powoli.
���e co? � spyta� m��. � Co ty m�wisz?
��Czytam imi� naszego Dziecka. Jonyk � powt�rzy�am cierpliwie i nagle zacz�am chichota� tak, jakbym to ja wypi�a sama butelk� szampana.
��Jaki Jonyk? Co ty wygadujesz? � zdziwi� si� Adam, ale zaniepokojony zahamowa�, bior�c ode mnie akt urodzenia i m�j paszport. W obu dokumentach sta�o jak byk: p�e� � m�ska, imi� � Jonyk.
��Ten pijany drab�! ten ochlapus�! ten upity analfabeta�! � m�j m�� wydobywa� z siebie kolejne inwektywy, nie mog�c ze z�o�ci doko�czy� zdania. Oboj�tne zreszt�, co chcia� powiedzie�, to fakt pozostawa� faktem. Akt urodzenia mo�na by�o, od biedy, natychmiast poprawi�, mimo �e jego tre�� zosta�a ju� wpisana w opas�e ksi�gi urz�du. Ale m�j paszport? Paszport musz� wymienia�! D�uga i nudna procedura�.
��Dajmy temu spok�j � powiedzia�am. � Niech na razie b�dzie Jonyk. Gdy znajdziemy chwil� wolnego czasu, to p�jdziemy, wyja�nimy nieporozumienie i wymienimy dokumenty. A teraz jed�my do domu, bo jestem g�odna.
M�� nagle te� zachichota�. Z jego tak d�ugo i z trudem wymy�lanego �najprostszego imienia w ca�ym �wiecie� zrobiono dziwacznego Jonyka. W �yciu nie s�ysza�am o takim imieniu!
��To widocznie z serialu, kt�ry dopiero b�dzie � znowu zachichota�am i ju� po chwili za�miewali�my si� oboje. Dziwne, ale gdy obejrza�am si� na tylne siedzenie, le��cy w noside�ku Jonyk robi� wra�enie, jakby te� si� �mia�.
Ledwo otwarli�my drzwi domu, od razu, na samym Progu, powita� nas Kot.
��Kotyk � powiedzia�am. � Skoro jest Jonyk, co potwierdzaj� nawet urz�dowe dokumenty, to mo�e by� i Kotyk. W ko�cu do tej pory nie wymy�lili�my �adnego imienia dla kota. Co to za kot, kt�ry nie ma imienia?!
��Kotyk � zgodzi� si� m��, a Kotyk �ypn�� na niego zielonym okiem. To b��kitne utkwi� we mnie. Ciekawe, ale to b��kitne zawsze wydawa�o mi si� mniej przyjemne ni� zielone. Cho� r�wnocze�nie to zielone � i u Dziecka, i u Kotyka � wydawa�o mi si� mniej normalne.
Kotyk z Jonykiem najedli si� i zaraz zaj�li ulubione miejsce przed kominkiem. To znaczy, ja po�o�y�am tam Dziecko, a Kotyk od razu do niego przylaz�. Oboje z lubo�ci� wpatrywali si� w ogie�.
��Jutro rano mam w szpitalu wa�n� i trudn� operacj� � powiedzia� nagle m��. � Ca�a nadzieja w tym, �e Janek� tfu� Jonyk� nie, nie! nigdy si� nie przyzwyczaj�! ca�a nadzieja w tym, �e Dziecko nie b�dzie si� drze� i da mi si� wyspa�.
��Do wieczora daleko � o�wiadczy�am i zaj�am si� przygotowaniem obiadu.
A jednak by�o bli�ej, ni� s�dzi�am, gdy� zaraz po obiedzie zaj�li�my si� wiosennymi porz�dkami w ogrodzie � by� ju� koniec kwietnia! � i czas zlecia� nam niezwykle szybko. Jonyk spa� sobie w w�zeczku, ustawionym w s�onecznej plamie na �cie�ce, a wok� w�zka, te� �api�c pierwsze s�oneczne ciep�o, �azi� Kotyk, z wypr�onym grzbietem i dumnie podniesionym ogonem. Wykarmiony resztkami naszych obiad�w i specjalnie dokupywan� w�tr�bk�, Kotyk wa�y� ju� chyba z dwana�cie kilogram�w i by� najwi�kszym kocurem, jakiego kiedykolwiek w �yciu widzia�am.
��Jak to w�a�ciwie by�o z tym Kotykiem? � spyta� m��, mocno zasapany od przekopywania ziemi. � Przyb��ka� si� do ogrodu czy jak? Bo ju� nie pami�tam�
��A wiesz, �e ja te� nie pami�tam? Chyba wietrzy�am pok�j na parterze i on wskoczy� przez okno. By� ca�y mokry, jakby go kto� topi�� Nie, nie� To by�o inaczej� Psiakrew, nie pami�tam! A mo�e ten Kot zwyczajnie wszed� przez drzwi? I wcale nie by� mokry? � stwierdzi�am po namy�le, g��boko wierz�c w to, co m�wi�. W tajemniczy spos�b bowiem � tak jak w�wczas, w tamt� jesienn� noc, gdy �apczywie po�era�am wygrzebany z ziemi korze� � ulecia�o mi z pami�ci wszystko: s�owa, kt�re Dziecko wypowiedzia�o, nie m�wi�c, Kot topi�cy si� w beczce z deszcz�wk�, a tak�e fakt, �e by� �wiadek tego dziwnego wydarzenia � nasza s�siadka. Co dowodzi�o, �e jednak mia�o ono miejsce! Zatem KTO� musia� mi powiedzie�, �e w beczce topi si� kot. Sama z siebie przecie� bym nie polecia�a do ogrodu! Ale dziwn� opowie�� s�siadki Adam wzi�� za kolejny dow�d, �e ta kobieta jest wariatk�. Tymczasem � przynajmniej tym razem � to ona by�a normalna. Ona, a nie� A nie kto?
P�nym wieczorem, gdy k�ad�am do ��eczka �wie�o wyk�panego i wysmarowanego oliwk� Jonyka � nagle zacz�� si� drze�. Dar� si� tak d�ugo i tak g�o�no, �e Adam, jedz�cy coraz bardziej nerwowo kolacj�, powiedzia�:
��No nie, on w og�le nie da mi zasn��! A ta operacja nie tylko zaczyna si� skoro �wit, bo o si�dmej rano, ale jest w dodatku bardzo powa�na! Zlokalizowany t�tniak u siedemnastolatka� Od mojej sprawnej r�ki zale�y �ycie tego ch�opca� Musz� si� wyspa�, do diab�a! Dlaczego wszystkie niemowlaki p�acz� zawsze wtedy, gdy nie powinny?
���pij spokojnie � uspokoi�am go. � Zamknij drzwi sypialni i dla wyg�uszenia wrzask�w Jonyka powie� na nich koc. Ja p�jd� spa� na kanap� w pokoju dziecinnym. Gdy b�d� przy nim w nocy, to mo�e si� uspokoi.
Uspokoi� si�. Przysun�am ��eczko do kanapy i spu�ci�am z jednej strony odgradzaj�c� nas siatk�. Noc by�a jasna, ksi�ycowa i przez du�e okno dziecinnego pokoju, mimo zas�on, wpada� lunatyczny blask. Gdyby kto� nam si� teraz przypatrzy�, musieliby�my zabawnie wygl�da�: tu� ko�o buzi Jonyka, z prawej strony, le�a� ogromny Kot i ponad g��wk� Dziecka �ypa� w moj� stron� zielonym okiem. W �rodku le�a� Jonyk, patrz�c w sufit szeroko otwartymi oczami, a z lewej strony le�a�am ja.
Bezwiednie wyci�gn�am r�k� w stron� Dziecka, zapominaj�c, �e dwumiesi�czny niemowlak jeszcze nie umie poda� swojej. Ale on umia�. Umia�, gdy� nagle na moim serdecznym palcu poczu�am zaciskaj�ce si� malutkie paluszki.
�To jest tylko nieu�wiadomiony odruch� � przypomnia�am sobie wyk�ady mego m�a na temat rozwoju niemowlak�w. Niemowl�ta, gdy im si� podaje jaki� przedmiot, bezwiednie zaciskaj� na nim r�czk�. Teraz tym przedmiotem by� m�j palec. Unios�am g�ow� i zobaczy�am, �e druga pi�stka Jonyka zaciska si� na grubej �apie Kotyka. Ju� chcia�am si� roze�mia�, gdy nagle us�ysza�am, jak Jonyk m�wi:
��NO TO LECIMY�
ROZDZIA� TRZECI
Lecieli�my. Ja, Jonyk i Kotyk, trzymaj�c si� mocno za r�ce� za r�ce? Dziecko malutk� pi�stk� obejmowa�o z ca�ej si�y m�j serdeczny palec, a drug� �ciska�o grub� �ap� Kotyka. I naprawd� lecieli�my, bo czu�am to po ruchu powietrza. Nie, to by� pot�ny, mocny wir! Huragan! Cyklon! I na jego skrzyd�ach, w mrocznej, gro�nej ciemno�ci, lecieli�my w nieokre�lon� przestrze�. Tak, gdy� sk�d� wiedzia�am, �e wok� nas rozci�ga si� pot�na, niesko�czona przestrze�.
�Wszech�wiat?� � pomy�la�am.
G�sty mrok wok�, gdy ju� oswoi�am si� z tym, �e naprawd� lecimy, okaza� si� nie a� tak strasznie mroczny. Teraz dostrzeg�am, lec�c, �e mijamy ciemniejsze i ja�niejsze punkty. Te ja�niejsze przypomina�y gwiazdy, za to niekt�re z ciemnych mia�y czer� tak niewyobra�alnie g��bok�, �e musia�y to by� przeczuwane przez astronom�w, cho� nigdy nie dostrze�one, s�awne czarne dziury.
�Wess� nas i zatrzymaj� na zawsze� � pomy�la�am z l�kiem, lecz Dziecko uspokajaj�co �cisn�o m�j palec.
Nie wiem, jak wygl�da�am, lec�c, ale Jonyk sprawia� wra�enie, �e p�ynie, tyle �e nie w wodzie, lecz w pr�ni. Za to Kotyk prezentowa� si� wprost fantastycznie: jego g�ste futro falowa�o, ogonem za� porusza� jak �aglem na wietrze. I chyba ur�s�. Gdyby stan�� na tylnych �apach, by�by r�wny mi wzrostem. Podejrzewa�am te�, �e tylko on zna drog�
� drog�? Przecie� tu nie by�o �adnej drogi! A jednak� Bardzo wyra�nie czu�am, �e lecimy KU CZEMU� i �e to co� jest coraz bli�ej. Gnaj�cy nas huragan zacz�� s�abn�� i wyda�o mi si�, �e wraz z nim �agodnie skr�camy w jakim� okre�lonym kierunku. I rzeczywi�cie: po chwili wp�yn�li�my do w�skiego, czarnego jak bezgwiezdna noc tunelu, kt�ry po kilkunastu minutach � a mo�e godzinach?! � wprowadzi� nas do niewielkiej sali.
Sala mia�a nie wi�cej ni� pi��dziesi�t metr�w kwadratowych, prawie tyle, ile nasz living room, lecz jej sufit znajdowa� si� tak wysoko, �e w og�le go nie widzia�am. A mo�e go nie by�o? W komnacie nie by�o te� �adnych mebli, jej cztery �ciany za� by�y czterema gigantycznymi, kryszta�owo czystymi lustrami.
Teraz Kotyk uwolni� swoj� �ap� z pi�stki Dziecka i zacz�� obchodzi� lustra, uwa�nie im si� przygl�daj�c. Dziecko za� p�ywa�o � ta�czy�o? � po komnacie, interesuj�c si� wszystkim naraz i ca�kowicie zdaj�c si� na Kotyka. Ja sta�am na �rodku tego tajemniczego pomieszczenia i z niepokojem obserwowa�am poczynania zwierzaka. Ju� wiedzia�am, �e to on jest naszym przewodnikiem i � opiekunem. Od niego zale�y, co si� z nami stanie w tym nieznanym miejscu.
Kotyk wolno, lecz czujnie obchodzi� wszystkie �ciany komnaty. Cztery lustra wydawa�y si� by� zwyczajnymi, cho� ogromnymi zwierciad�ami. Odbija�y po prostu nas: ta�cz�ce Dziecko, mnie �ledz�c� Kotyka i samego Kotyka, �a��cego pozornie bez celu wzd�u� zwierciadlanych �cian.
Nagle jedno z luster rozjarzy�o si� i obraz uleg� zmianie. Ju� nie by� odbiciem komnaty, lecz ukazywa� jak�� bezkresn� przestrze�. W tej przestrzeni migota�y jasne plamy r�nej wielko�ci i ciemnia�y mroczne, g�ste punkty. Zrozumia�am, �e lustro pokazuje kosmos. A w ka�dym razie t� sam� przestrze�, z kt�rej wp�yn�li�my do tunelu. Kotyk, zniech�cony, spojrza� leniwie na obraz i min�� go, kieruj�c si� ku kolejnej lustrzanej �cianie.
Po chwili rozjarzy�a si� i ona. Zobaczy�am, �e Dziecko utkwi�o w niej zaciekawione niebieskie oko, bo tym zielonym spogl�da�o ju� na �cian� trzeci�. Trzecia by�a jednak ci�gle martwa. Za to w tej drugiej rysowa� si� jaki� kszta�t. Powoli, nies�ychanie wolno, jakby walcz�c z niepoj�tymi przeszkodami, �w kszta�t przybiera� znajomy mi zarys. Wpatrzy�am si� � i pomy�la�am, �e chyba widz� gigantycznego, �wietlistego Ptaka. My w tr�jk� byli�my najwy�ej wielko�ci jego jednego pazura�
I nagle skojarzy�o mi si� zdanie, kt�re wypowiedzia� zaprzyja�niony z nami ksi�dz filozof, gdy ja i Adam dyskutowali�my z nim o r�nej mocy wiary, jaka jest udzia�em zar�wno zwyk�ych ludzi, jak i pe�nomocnik�w Boga na ziemi. Ksi�dz powiedzia� w�wczas, u�miechaj�c si� ze smutn� zadum�:
��� bo niekt�rzy maj� ptaka, kt�rego bior� za Ducha �wi�tego.
Ten z lustra, przez sw� niezwyk�� �wietlisto��, przypomina� co� wi�cej ni� zwyk�ego ptaka� Jego pojawieniu si� towarzyszy�a zagadkowa jasno��; zdawa�o mi si� te�, �e s�ysz� odleg�� i niezwyk�� muzyk�. Ale by� mo�e by�o to tylko z�udzenie. Ka�dy kto by Go ujrza�, pomy�la�by� Nie, nie wiem, co by pomy�la�. Wiem, co my�la�am ja. �e to nie jest tylko Ptak�
Kotyk sta� w ogromnym napi�ciu, wpatruj�c si� w lustro i najwyra�niej maj�c nadziej�, �e Ptak uka�e si� w ca�ej okaza�o�ci. �Przecie� koty poluj� na ptaki� � pomy�la�am z niepokojem, lecz zaraz uzna�am t� my�l za g�upi�. W �lepiach Kotyka, wlepionych w niewyra�ny kszta�t, nie jarzy� si� instynkt walki, ale� mi�o��? Uwielbienie? Obraz, cho� drga� i zmienia� nat�enie �wiat�a, nie przybra� jednak wyrazistszej postaci. Ci�gle by� zaledwie szkicem, obrysem, �wietlist� kresk��
Bez zdumienia ujrza�am, �e Jonyk wyci�gn�� ku Ptakowi r�czki i p�yn�� w stron� lustra. Pe�en napi�cia Kotyk by� ju� przy nim i grub� �ap� dotkn�� powierzchni zwierciad�a, jakby chcia� sprawdzi�, czy da si� przez ni� przenikn��. I w�wczas sta�o si� co�, co przyprawi�o mnie o niezrozumia�y b�l: obraz zm�tnia� i znikn��. Poczu�am g��boki i dotkliwy �al.
Kotyk opu�ci� du�y �eb. W jego �lepiach dostrzeg�am t�sknot� za �wietlistym Ptakiem. Moje Dziecko, te� wyra�nie rozczarowane, odp�yn�o ku �rodkowi komnaty. Kotyk westchn�� jak cz�owiek, a nie kot, i przeszed� do trzeciego lustra. To trzecie w�a�nie zacz�o si� rozjarza�, a mnie udzieli�o si� napi�cie, z jakim zwierz� i Dziecko czekali, co si� w nim uka�e. Ale w Dziecku wyczuwa�am g��wnie zaciekawienie, za to w Kotyku niepok�j; jakby z g�ry zna� obrazy, kt�re mog� ukaza� si� w lustrach, i obawia� si�, co nas czeka � z�a czy te� dobra niespodzianka. Przypomnia�o mi si�, jak w muzeum w Luwrze sz�am ku �cianie pe�nej obraz�w, my�l�c, i� zaraz ujrz� s�odkie niebo Rafaela, a zobaczy�am straszliw� wizj� piek�a Hieronimusa Boscha.
�w trzecim lustrze �wiat�o i kszta�ty nabiera�y coraz wi�kszej mocy. W pewnej chwili wyda�o mi si�, �e obraz, kt�ry rodzi� si� z kolorowych punkcik�w, przypomina� tali� kart! Pomy�la�am, �e s� to karty do tarota � i nie wiem, sk�d to wiedzia�am, gdy� nigdy nie interesowa�am si� wiedz� magiczn�. A teraz nagle mia�am �wiadomo��, �e tarot to nie jest taka ot, zwyk�a gra, jak kierki, bryd� czy makao. Tarot to M�WI�CE KARTY; decyduj�ce o naszym Losie. Karty do tarota to magia�
Te, kt�re wy�ania�y si� z lustra, by�y w dodatku kartami� �ywymi. Nie, to przecie� nie by�y karty! Teraz by�y to r�ne postacie i figury. Osoby i rzeczy. A Kotyk odsun�� si� od lustra, jakby szklana �ciana go oparzy�a. Im bardziej obraz nabiera� wyrazisto�ci, tym bardziej Kotyk stara� si� znale�� jak najdalej i w�drowa� ku czwartej �cianie. Tymczasem obraz w trzecim lustrze nasyci� si� barwami i sta� si� r�wnie prawdziwy jak ja, Dziecko i Kot.
W centrum trzeciego lustra sta�a teraz Cesarzowa. Sk�d wiedzia�am, �e to jest Cesarzowa? Z diamentowej korony na miedzianych w�osach? Z bogatej sukni i purpurowego p�aszcza, kt�ry sp�ywa� jej z ramion? Z majestatu, jaki od niej bi�? Przecie� r�wnie dobrze mog�a by� Ksi�niczk� czy Kr�low�, lub nawet zwyk�� kobiet�, przebran� na kostiumowy bal. Ja jednak mia�am pewno��, �e to Cesarzowa.
Tu� ko�o Cesarzowej sta� Cesarz, lecz mimo ozdobnego stroju i wysokiej postury wywiera� mniejsze wra�enie ni� jego ma��onka. Wyczu�am, �e w cesarskiej parze to ona rozdaje karty. Najbli�ej cesarskiej pary znajdowa� si� Mag. Pozna�am go od razu po czarnym ubiorze i obszernej pelerynie, kt�r� szczelnie si� owin��. Mimo kaptura na g�owie, mo�na by�o dostrzec chorobliw� wr�cz blado�� jego nieprzyzwoicie chudej twarzy. Czarny Mag, pomy�la�am, symbolizuje zatem z��, czarna, magi�. I natychmiast zdziwi�am si�, sk�d o tym wiem. Przecie� nigdy nie interesowa�am si� magi�!
Wok� tej tr�jki t�oczyli si� dworzanie, przynajmniej dwudziestu. A wszyscy razem wpatrywali si� w nas z mieszanin� ciekawo�ci i � niech�ci. Tymczasem lustrzana �ciana powoli przestawa�a by� obrazem, czym� na kszta�t gigantycznego telewizora, a stawa�a si� rzeczywisto�ci�. Dziel�ca nas szklana przegroda najwyra�niej znika�a�
Kotyk, ca�y dr��c, oddali� si� i pe�en niecierpliwo�ci sta� ju� przed czwart� �cian�, w rozpaczliwym napi�ciu na co� czekaj�c. Na powr�t Ptaka? Ale czwarte lustro by�o matowe i martwe. Ba, ono nie odbija�o nawet nas!
��Do�� tego � powiedzia�a nagle Cesarzowa. � Jak d�ugo mamy na was czeka�? My, w�adcy tej krainy, mamy czeka� na swych poddanych? Doprawdy, nie przywykli�my do czekania� Z Lustrzanej Komnaty wiedzie tylko jedna droga i prowadzi do nas. Szukanie innych jest niebezpieczne. Chyba wiesz o tym, Kocie?
Cesarzowa wykona�a d�oni� niewielki gest. Paru dworzan post�pi�o naprz�d i� bez �adnych przeszk�d znale�li si� w komnacie! Zanim zdo�a�am zareagowa�, dworzanie ju� schwycili Kotyka, Dziecko i mnie, i oto stali�my w tr�jk� raptem dwa metry od Cesarzowej. To znaczy, ja nie tyle sta�am, ile szamota�am si� z dworzaninem, kt�ry trzyma� moje Dziecko.
��Oddaj je! � wo�a�am z oburzeniem. � Jestem jego matk�! Jakim prawem w og�le go dotykasz?!
��Czy�by� by�a kr�low� w swojej krainie, �e m�wisz do moich dworzan takim tonem? � spyta�a drwi�co Cesarzowa.
��Tak, jestem kr�low�, a moje kr�lestwo jest r�wnie du�e jak twoje � odpar�am po namy�le. �Czemu nie? Mo�e wtedy, w�r�d tych koronowanych g��w, b�d� mia�a wi�ksze szans�?� � pomy�la�am, zdziwiona swoj� bezczelno�ci�. � Jestem kr�low�, a to jest m�j syn, Jonyk. I m�j Kot � dorzuci�am po chwili.
��Wasza Dostojno��, bezczelno�� tej niby�kr�lowej przekracza wszelkie granice � powiedzia� nagle Mag, lecz Cesarzowa u�miechn�a si� pob�a�liwie.
��Mo�e w twoim �wiecie jeste� kr�low� i by� mo�e niemowl�, kt�re ta�czy�o w lustrzanej komnacie, jest twoim synem, lecz ten Kot by� i jest NASZYM KOTEM � powiedzia�a i p�g�osem zagadn�a Maga: � Ciekawe, �e ten Kot ci�gle �yje�?
��Koty, Wasza Dostojno��, maj� twardy �ywot, lecz Nauczyciel m�g� lepiej si� spisa� � powiedzia� Mag.
��Nie o to ci� pyta�am � odpar�a ozi�ble Cesarzowa. � Oddajcie tej kr�lowej jej Dziecko � wyda�a rozkaz dworzanom.
Natychmiast przytuli�am Jonyka do siebie, w ch�ci bronienia go, cho� nie sprawia� wra�enia, �e si� boi. Nawet si� do mnie nie przytuli� po niemowl�cemu, ale obraca� g��wk� na wszystkie strony, wodz�c dooko�a zaciekawionymi oczami � zielonym i b��kitnym. Tymczasem Cesarzowa spyta�a niecierpliwie:
��Czy jest tu gdzie� Jod?
Dworzanie rozsun�li si� i spo�r�d ich barwnego t�umu wyodr�bni�am chudego, wysokiego starca o mocnej, �ylastej budowie, kt�ry mimo wieku wyda� mi si� niezniszczalny.
��Jestem, o Pani � powiedzia� i wysun�� si� przed dworzan, kilka krok�w od Cesarzowej. Cesarz u�miechn�� si� do niego w serdecznym b�ysku oczu, jakby go zna� i lubi�.
��Jod, to ty by�e� odpowiedzialny za zaj�cie si� tym bezczelnym, k�amliwym Kotem? Wszak wiesz, �e powzi�li�my podejrzenie, i� bra� udzia� w porwaniu ksi�cia? � spyta�a Cesarzowa, marszcz�c gniewnie brwi i patrz�c z niezadowoleniem to na Joda, to na swego cesarskiego ma��onka. Chyba nie spodoba�a si� jej sympatia, okazywana tak jawnie starcowi.
��Tak, Pani. Gdy wyda�a� rozkaz, aby znikn�� na zawsze sprzed twoich oczu, postanowi�em go utopi�. Jak zapewne wiesz, koty nie cierpi� wody. Zatem wrzuci�em go do wielkiej kadzi z deszcz�wk�. Je�li mimo to nadal �yje, uratowa� go chyba cud� � odpar� Jod z niezm�conym spokojem.
��Cud lub Gimel, gdy� ten Kot na pewno jest jej s�ug� � wtr�ci� si� nie pytany Mag, i Cesarzowa po raz wt�ry spojrza�a na niego gniewnie. Ale jej spojrzenie zaraz pow�drowa�o ku Kotu, i w tych pi�knych, czarnych oczach dostrzeg�am zimn� nienawi��.
��Jeste� fa�szywym i bezczelnym oszustem. Przyczyni�e� si� do tragedii naszego syna. A teraz dla sobie tylko wiadomych interes�w zwodzisz nas od wielu miesi�cy. Wmawiasz nam, �e go uratujesz i przyprowadzasz coraz to innych ochotnik�w. Wszyscy okazali si� niewiele warci, jak ty i twoje obietnice� � zacz�a Cesarzowa twardym g�osem, ale Kotyk, ku memu zdumieniu, o�mieli� si� jej przerwa�:
��By�em i jestem Kotem syna Waszej Cesarskiej Mo�ci. Wasza Wysoko�� dobrze wie, �e urodzili�my si� w tym samym dniu, o tej samej godzinie i �e Los zwi�za� nas ze sob� na zawsze. Wasz syn kocha mnie, a ja jego. Staram si� ze wszystkich si�, aby mu pom�c. I b�d� tak d�ugo pr�bowa�, a� uda mi si� go znale��. Zaprzestane ratowa� go dopiero w chwili mej �mierci, cho� i to nie jest pewne, gdy� nigdy nie wiadomo, co naprawd� jest �mierci�, zw�aszcza w przypadku kot�w takich jak ja�
Wcale nie zdziwi�am si�, �e Kotyk umie m�wi�. Ju� w og�le nic mnie nie dziwi�o. Nagle poczu�am, �e jestem przygotowana na ka�d�, nawet najbardziej nieprawdopodobn� niespodziank�. Dwumiesi�czne Dziecko, kt�re m�wi, Kot, kt�ry i m�wi, i my�li, i maszeruje na tylnych �apach; niezwyk�a podr� w kosmosie, cesarski dw�r� Wszystko to wydawa�o mi si� naturalne i chcia�am tylko wiedzie�, czy ufa� powinnam Cesarzowej � czy jemu. Cesarzowa m�wi�a, �e to niesamowite zwierz� jest oszustem, lecz ono zaklina�o si�, �e kocha jej syna, kt�rego spotka�o jakie� nieszcz�cie. Ale je�li ten Kot jest fa�szywy, jak wszystkie koty � co g�osi zdroworozs�dkowa cz�� mieszka�c�w ziemi? No bo w jakim celu �ci�gn�� nas tutaj, nara�aj�c na nieznane niebezpiecze�stwa? By�aby to prawdziwie wredna kocia robota. I czego ten Kot od nas chce�?
Cesarzowa tymczasem zn�w zabra�a g�os:
��Czy to s� ochotnicy numer siedem? � spyta�a ostro Kotyka.
��Tak � odpar�, patrz�c na Cesarzow� b��kitnym okiem, a zielonym zerkn�� na mnie i Jonyka. Ju� chcia�am zaprzeczy�, �e nie jestem �adnym ochotnikiem, a tym bardziej nie mo�e nim by� dwumiesi�czny niemowlak, gdy Cesarzowa zawo�a�a:
��Sze�cioro nas zawiod�o! Sze�cioro przyprawi�o nas o cierpienie, stwarzaj�c nadziej�, kt�rej nie ma! Tych sze�cioro przyprowadzi�e� ty, Kocie, bo liczy�e�, �e zgarniesz nagrod� lub ocalisz swoje marne �ycie. Gdy� podejrzewamy, �e to w�a�nie ty macza�e� swoje pazury w znikni�ciu naszego syna. Wszyscy wok� nie w�tpi�, �e jeste� s�ug� Gimel, a nie naszym czy naszego syna. Tamtych sze�cioro przegra�o, mimo �e byli ksi���tami lub szlachetnymi rycerzami, a do pomocy mieli uzbrojone s�ugi. Pi�cioro z nich wycofa�o si� w por�, sz�sty zgin�� w niewiadomych okoliczno�ciach. A teraz, g�upi Kocie, przyprowadzasz mi niemowl� i s�ab� kobiet�, kt�ra twierdzi, i� jest kr�low�, cho� ubrana jest jak �ebraczka� Szydzisz sobie ze mnie?! Skoro tak, robisz to ostatni raz! Natychmiast zaku� ich w dyby! Potem pomy�limy, co z nimi zrobi�!
Najpierw zamar�am, a potem chcia�am, wraz z Dzieckiem, rzuci� si� do ucieczki. Ale dok�d?! Gdzie mia�am ucieka�? Nigdzie nie widzia�am drugiej strony zwierciadlanej �ciany. Zapomnia�am nawet, w kt�rym kierunku jej szuka�. Wsz�dzie wok� roztacza�a si� nieznana mi przestrze�, b�d�ca cz�ci� r�wnie nieznanego miasta. A tymczasem ju� otoczyli nas cesarscy dworzanie, pilnuj�c, aby�my nie uciekli. Spoza nich wysun�li si� uzbrojeni giermkowie, kt�rych wcze�niej nie dostrzeg�am. I dos�ownie w przeci�gu kilkunastu sekund od wydania przez Cesarzow� rozkazu � ja, Dziecko i Kotyk zostali�my schwytani w mocny i bolesny u�cisk obcych d�oni!
Cesarzowa wraz z dworem szybko oddala�a si�, giermkowie za� powlekli nas w przeciwn� stron�. Tylko starzec o imieniu Jod przystan�� na moment, spogl�daj�c ku nam wzrokiem, w kt�rym wydawa�o mi si�, �e dostrzegam wsp�czucie i sympati�. Ale mog�o to by� tylko z�udzenie.
Po chwili m�cz�cego przemarszu nieznanymi, opustosza�ymi uliczkami znale�li�my si� na wielkim placu, otoczonym bogatymi budowlami, nad kt�rymi g�rowa� ogromny, uderzaj�co pi�kny zamek. Ale dla mnie mia� on w sobie co� z�owieszczego. Jednak nie mia�am czasu bli�ej mu si� przyjrze�, gdy� moj� uwag� przyku�y charakterystyczne, znajduj�ce si� na placu d�bowe dyby. Nie pomog�a szarpanina ani moje wrzaski (Kotyk ca�y czas milcza� i nawet nie miaukn��). Jonyka wydarto mi z obj�� i ju� po chwili ka�de z nas trojga tkwi�o w oddzielnych dybach