9406

Szczegóły
Tytuł 9406
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9406 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9406 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9406 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tracy Hickman StarCraft: Nim nadejdzie ciemno�� StarCraft: Speed of Darkness Prze�o�y�a: Izabela Matuszewska Wydanie oryginalne: 2002 Wydanie polskie: 2004 Od wydawcy polskiego: Pragniemy podzi�kowa� panu Szymonowi Soko�owi za bezinteresown� pomoc, jakiej udzieli� przy wydaniu tej ksi��ki. Wspania�ym m�czyznom i kobietom z U.S.S. Carl Vinson (CVN-70). Niech B�g idzie z wami, kiedy przemierzacie pla�� i wynagrodzi was spokojnym morzem w drodze powrotnej do domu. Vis per mare. Rozdzia� 1 Upadek Z�ociste... Tak nazywa� owe rzadkie, doskona�e dni, kt�re rozgrzewaj� dusz� z�otym blaskiem rado�ci. Z�ocisty dzie� przepe�nia spok�j. Niekt�re dni by�y szare, ci�kie od o�owianych chmur i deszczu, przecinane jaskrawymi b�yskami p�on�cej bieli i hukiem grzmot�w. Inne wibrowa�y zimnym b��kitem nad kopu�ami i dachami inkrustowanymi mrozem. By�y nawet czerwone dni � wieczorne niebo odmalowywa�y wtedy py�em wiosenne wiatry, zanim ziemi� sku�y zielone uprawy. Niekt�re dni wyd�u�a�y si� a� do p�nej nocy i okrywa�y niebo aksamitnym, kobaltowym kocem. Lubi� te jesienne wieczory, kiedy m�g� porzuci� sw�j �wiat i wpatrywa� si� w bujn� ciemno��. Wyobra�a� sobie, �e B�g poprzek�uwa� kopu�� nocy, aby prze�wieca�o przez ni� jego �wiat�o. Kiedy by� dzieckiem, przygl�da� si� uwa�nie gwiazdom w nadziei, �e uda mu si� zajrze� na drug� stron� i cho� przez mgnienie oka uchwyci� obraz stw�rcy. Do dzi� mia� zwyczaj patrze� w niebo, chocia� sko�czy� dziewi�tna�cie lat i uwa�a�, �e jest zbyt dojrza�y na takie rzeczy. Ka�dy dzie� widzia� w innych kolorach, ka�dego do�wiadcza� we wszystkich odcieniach, ka�dy te� pozostawia� �lad w jego pami�ci i sercu. �aden dzie� jednak nie m�g� si� r�wna� ze z�ocistym. To by� kolor �an�w pszenicy faluj�cych na �agodnych wzg�rzach wok� ojcowskiego gospodarstwa. Z�ociste by�o ciep�o s�o�ca na twarzy. Z�ocisty by� blask, kt�ry wype�nia� dusz�. Z�ocisty by� kolor jej w�os�w i d�wi�k g�osu. � Ardo, znowu marzysz � szepn�a weso�o. � Wracaj do mnie. Jeste� za daleko. Otworzy� oczy. By�a z�ocista. � Jestem tutaj, Melani � u�miechn�� si�. � Nieprawda. � Wyd�a wargi. To by�a niezawodna bro�, kiedy chcia�a postawi� na swoim. � Znowu poszed�e� marzy� i zostawi�e� mnie sam�. Przewr�ci� si� na bok i podpar� g�ow� r�k�, �eby lepiej widzie� Melani. By�a tylko rok m�odsza. Ardo mia� dziewi�� lat, kiedy jej rodzina przylecia�a w kolejnym transporcie uchod�c�w religijnych, kt�rzy spadli z nieba, aby do��czy� do innych �wi�tych w Helaman. Zje�d�ali si� tu ze wszystkich niemal planet Konfederacji. Gwiezdni pionierzy mimo woli. W�r�d pierwszych wyj�tych spod prawa przez Lig� Zjednoczonych Pot�g na Ziemi w trzydziestym pierwszym znalaz�y si� grupy najgorliwszych wyznawc�w. To by�a stara �piewka dla m�czennik�w i �wi�tych. W ci�gu ca�ej historii ludzko�ci ci, kt�rzy nie rozumieli ludzi wierz�cych, przep�dzali ich z miejsca na miejsce, z jednego domu do drugiego. Zostan� przewiezieni na inn� planet�, do innego uk�adu � to zaczyna�o brzmie� jak bolesna powt�rka na lekcjach dziedzictwa. Tym razem zapakowano wygna�c�w do pechowych transport�w projektu ATLAS. Po katastrofie przedsi�wzi�cia ci, kt�rzy prze�yli, zacz�li rozpaczliwie szuka� swych braci i si�str. Kiedy wreszcie przywr�cono po��czenia mi�dzy �wiatami, patriarchowie wybrali na sw�j dom planet� zwan� Bountiful. Wkr�tce potem na kosmodromie Zarahemla zacz�y l�dowa� orbitalne transportowce. Nowo przyby�e rodziny rozje�d�a�y si� do odleg�ych osad. Arthur i Keti Bradlawowie z c�rk� byli jedn� z pi�ciu rodzin, kt�re przylecia�y tego dnia. Ardo towarzyszy� ojcu, kiedy wraz z innymi mieszka�cami wyszed� powita� przybysz�w i pom�c im w osiedleniu si� w Helaman. Niewiele zosta�o mu w pami�ci po tamtej Melani. Mia� przed oczami mglisty obraz patykowatego dziewcz�tka, niezdarnego, onie�mielonego i samotnego. Po raz pierwszy zwr�ci� na ni� baczniejsz� uwag�, kiedy w czternastym roku �ycia �patykowate dziewcz�tko� przeobrazi�o si� nie do poznania i wybuch�o nagle w jego �wiadomo�ci niczym motyl wy�aniaj�cy si� z poczwarki. Rysy Melani cechowa�o naturalne pi�kno (patriarchowie krzywo patrzyli na makija� i malowanie cia�a). Ardo by� wielkim szcz�ciarzem, �e pierwszy zacz�� si� z ni� spotyka�. Dusz� i sercem zatraci� si� w jej przejrzystych niebieskich oczach. Aureola d�ugich b�yszcz�cych w�os�w igra�a �agodnie z ciep�ym wietrzykiem i unosi�a si� nad polami pszenicy. Wiatr ni�s� dalekie buczenie m�yna i delikatny zapach pieczonego chleba. Z�ocisty. � Mo�e i chodz� marzy�, ale nigdy nie zostawiam ci� samej � powiedzia� Ardo z u�miechem. Pszenica szele�ci�a wok� koca, na kt�rym le�eli. � Powiedz mi, dok�d chcesz i��, a zabior� ci� ze sob�. � W�a�nie teraz? � Jej �miech by� jak s�oneczny blask. � W twoje marzenia? � Jasne! � Ardo podni�s� si� na kolana. � Dok�d tylko zechcesz, mi�dzy gwiazdy. � Nie mog� nigdzie i�� � u�miechn�a si�. � Mam po po�udniu sprawdzian z hydroponiki u siostry Johnson. Poza tym � doda�a, powa�niej�c � czemu w og�le mia�abym gdzie� chodzi�? Wszystko, czego chc�, jest tutaj. Z�ocisty. Kto by m�g� odej�� w taki z�ocisty dzie�? � W takim razie nigdzie nie id�my � powiedzia� z zapa�em. � Zosta�my tutaj i... pobierzmy si�. � Pobra� si�? � zapyta�a zmieszana, ale przygl�da�a mu si� badawczo. � M�wi�am ci, �e mam dzisiaj sprawdzian z hydroponiki. � M�wi� powa�nie. � Ardo przymierza� si� do tego od d�u�szego czasu. � Sko�czy�em szko��, na agradzia�kach taty sprawy id� ca�kiem dobrze. Zamierza przekaza� mi dwadzie�cia hektar�w na samym ko�cu p�l. To najwspanialsze miejsce, jakie mo�na sobie wymarzy�, prawie na samym dnie kanionu. Nad rzek� jest tam taki zak�tek, gdzie... gdzie... Melani? Ale dziewczyna o z�ocistych w�osach przesta�a go s�ucha�. Usiad�a, zmru�y�a niebieskie oczy i patrzy�a w stron� miasta. � Ardo, syrena! Wtedy i on us�ysza�. Dalekie zawodzenie to si� wznosi�o, to opada�o nad polami. Potrz�sn�� g�ow�. � Zawsze j� w��czaj� w po�udnie. � Ale to nie jest po�udnie, Ardo. W tej samej chwili zasz�o s�o�ce. Ardo porwa� si� na r�wne nogi i spojrza� na pociemnia�e niebo. Na widok wyd�u�aj�cego si� cienia p�yn�cego po ��tych polach pszenicy oczy rozszerzy�y mu si� ze strachu. Od zachodniego kra�ca szerokiej doliny zbli�a�y si� ku nim rycz�ce ogniste kule, a za nimi pe�z�y ogromne pi�ropusze dymu. Schyli� si� i poderwa� Melani na nogi. My�la� gor�czkowo. Musz� biec, znale�� schronienie... Ale gdzie? Melani krzykn�a. Ardo uzmys�owi� sobie, �e nie maj� dok�d uciec, �e nie ma w pobli�u bezpiecznego miejsca, gdzie by si� mogli ukry�. Skulili ramiona, bo zdawa�o si�, �e kule ognia s� tu�-tu�. P�omienie przes�oni�y niebo. Niebawem w�ciek�y ryk ognia og�uszy� wycie syreny ostrzegawczej. Mrok zasnu� ca�� dolin�. Na niebie pozosta�o pi�� gigantycznych smug dymu, d�ugie palce wyci�ga�y si� nad g�owami Arda i Melani i si�ga�y w stron� zabudowa� Helaman. Nagle kule zawirowa�y, wznios�y si� nad miastem i spad�y niszcz�c� furi� p�omieni na pola Segarda Yohansena, p�tora kilometra za centrum osady. Ardo zadr�a�, mo�e ze strachu, a mo�e z emocji � w ka�dym razie zbudzi� si� z odr�twienia. Z�apa� Melani za r�k� i poci�gn��. � Chod�! Musimy zd��y� do miasta, zanim zamkn� bramy! Szybko! Melani nie trzeba by�o wi�cej ponagla�. Ruszyli p�dem. * * * Nie pami�ta�, jak si� dostali do miasta. Z�ocisty dzie� zamieni� si� w brudnobr�zowy i szarza� od dymu zasnuwaj�cego niebo. By� to przyt�aczaj�cy kolor � siny i zimny. Zdawa� si� zupe�nie nie na miejscu. � Musimy znale�� mojego wujka Arta � Ardo us�ysza� swoje w�asne s�owa. � Ma sklep na terenie warowni. Chod�! Szybko! Z trudem przeciskali si� przez centrum, kt�re wype�nia�o si� uciekinierami z innych rejon�w miasta. Kiedy� Helaman by�o tylko wysuni�t� plac�wk� obronn� na niezamieszkanych terenach Bountiful. W samym �rodku sta� obwarowany fort. Od tamtej pory jednak osada rozros�a si� daleko poza obr�b tej pierwotnej warowni. W obecnych czasach ponad dziesi�� tysi�cy ludzi uznawa�o Helaman za sw�j dom. I teraz w�a�nie wszyscy oni cisn�li si� na teren fortecy, szukaj�c schronienia za obronnymi murami. Po drugiej stronie potwornie zat�oczonego placu wida� by�o szyld �Art Metalowe�. Nagle od strony muru rozleg� si� terkot broni maszynowej. Potem powietrze rozdar� huk dw�ch pot�nych eksplozji, a nast�pnie zn�w serie z karabin�w. T�um na placu zawrza�. Ardo wyczuwa� strach st�oczonych ludzi. Zewsz�d dobiega�y wo�ania, jedne przera�liwe, inne uspokajaj�ce. Z g�ry sp�yn�a g�sta zas�ona dymu. � Ardo, prosz�! � powiedzia�a Melani. � Ja... Gdzie p�jdziemy? Co zrobimy? Rozejrza� si� dooko�a. Czu� w ustach smak paniki, kt�ra wisia�a w powietrzu. � Musimy si� przedosta� na drug� stron� placu. � Zakas�a�. � Robili�my to przecie� setki razy � doda�, widz�c wyraz oczu Melani. � Ale, Ardo... � Odleg�o�� jest ta sama, tylko troch� wi�cej ludzi, to wszystko. Popatrzy� w te pi�kne b��kitne oczy, w kt�rych wzbiera�y �zy. �cisn�� j� mocno za r�k�. � Nie martw si�. Jestem przy tobie. Byli mniej wi�cej w po�owie drogi, kiedy rozp�ta�o si� piek�o. Za murami wybuch�a �ciana p�omieni. Szkar�atny blask roz�wietli� k��by dymu wisz�ce z�owieszczo nad miastem. Krwawoczerwona �una zelektryzowa�a przera�ony t�um. Krzyki, wo�ania i piski zbi�y si� w jedn� kakofoni� d�wi�k�w. Z przera�liwego jazgotu Ardo wy�owi� kilka zrozumia�ych zda�. � Gdzie s� wojska Konfederacji? Gdzie s� marines? � Nie k��� si� ze mn�! Zabieraj dzieci! Trzymajcie si� razem! � To nie mog� by� Zergi! Niemo�liwe, �eby wdar�y si� tak g��boko na terytorium Konfederacji... Zergi? Ardo s�ysza� pog�oski o tych stworach, ale uwa�a� je za bajki dla niegrzecznych dzieci i wywrotowc�w, kt�rych Konfederacja stara�a si� trzyma� z dala od zewn�trznych kolonii. Nie pami�ta� nawet wszystkich opowie�ci, kt�re szeptano sobie trwo�nie na ucho. Tymczasem te koszmarne bajki najwyra�niej stan�y w�a�nie przed nimi w jak najbardziej realnej postaci. W rozmy�lania Arda wdar� si� inny g�os. � Ardo, boj� si�. � Rozszerzone oczy Melani zasz�y mg��. � Co to jest? Co si� dzieje? Nie potrafi� jej odpowiedzie�. Otworzy� usta, ale nie wysz�o z nich ani jedno s�owo. Tyle rzeczy chcia� jej w tej chwili powiedzie�. Tyle rzeczy... kt�rych nie powiedzia� i �a�owa� tego przez wszystkie nast�pne lata. Nie wydoby� z siebie ani jednego s�owa. Zab�ys�o �wiat�o. Ardo poczu� na plecach gor�co. Odwr�ci� si� i zas�oni� sob� Melani. Fragment wschodniego muru run�� na ziemi�. Stary parapet, poci�gni�ty z zewn�trz w d�, na oczach ludzi zamieni� si� w kup� gruzu. Wygl�da�o to tak, jakby przez wyrw� w obwarowaniu nap�yn�a wielka, ciemna fala. Po chwili Ardo zacz�� w tej zamazanej masie rozr�nia� szczeg�y: po�yskuj�ca czerwono-fioletowa skorupa, zakrwawione ogromne szpony rozpruwaj�ce bezw�adne ludzkie cia�o, wygi�te w�owate cielska pe�zn�ce po strzaskanych kamieniach muru. To przechodzi�o ludzkie wyobra�enia... Prawdziwy koszmar spad� na Bountiful. Zbity t�um zgromadzony na placu rykn�� z przera�enia i rzuci� si� do ucieczki, byle dalej od wyrwy w murze. Nie by�o jednak dok�d ucieka�, bo z przeciwnej strony fale zerga�skich hydralisk�w te� przelewa�y si� nad szczytem muru i spada�y na ulice jak czarne krople odra�aj�cej mazi. Chwil� p�niej stwory rozczapierzy�y ostre szpony i na podobie�stwo kobry rozpostar�y szerokie kaptury. Wypr�y�y si� w g�r� ostre ogony i z karbowanych sk�rnych kieszeni w ramionach potwor�w wystrzeli�y w stron� t�umu �mierciono�ne kolce. Ci, kt�rzy od zachodu stan�li twarz� w twarz z przera�aj�cymi hydraliskami, rzucili si� gwa�townie wstecz i zderzyli z fal� uciekaj�c� z przeciwnej strony. Ardo us�ysza� za plecami zduszony j�k Melani. � Nie mog�... nie mog� oddycha�... T�um napiera� na nich z obu stron. Ardo rozgl�da� si� rozpaczliwie za drog� ucieczki. Nagle k�tem oka dostrzeg� w g�rze jaki� ruch. Nad murem przelatywa� p�katy, bulwiasty kszta�t, co�, co przypomina�o m�zg odarty z ko�ci i cia�a, z kt�rego zwisa�y, niczym trzewia, nitkowate drgaj�ce odn�a. Stw�r kierowa� si� w stron� �rodka placu. Ardo s�ysza� opowie�ci, �e Zergi chwytaj� kolonist�w i porywaj� ze sob�. Los tych ludzi musia� by� gorszy od �mierci. �zy nap�yn�y mu do oczu. Nie by�o dok�d ucieka�. Nie m�g� zrobi� absolutnie nic. Nagle zwierzchnik szybuj�cy nad t�umem zadr�a� i zatoczy� si� w powietrzu. Bok potwora rozerwa�o kilka eksplozji, a zaraz potem Zerg wybuchn�� jedn� wielk� kul� ognia. Hydraliski, kt�re wpada�y w�a�nie na teren warowni, zatrzyma�y si� niepewnie. K��by dymu wisz�cego nad miastem rozdar� klin pi�ciu konfederacyjnych wraith�w. Ryk silnik�w prawie ca�kowicie zag�usza� krzyki przera�onego t�umu. Dwudziestopi�ciomilimetrowe lasery my�liwc�w wystrzeli�y rytmicznymi seriami. Piloci zatoczyli �uk i skierowali pulsuj�ce b�yskawice na Zergi przedzieraj�ce si� przez skruszony mur. Nagle jeden z wraith�w z�ama� szyk i chwil� p�niej eksplodowa� pod gradem strza� miotanych z ziemi przez rozw�cieczone hydraliski. Zergi, kt�re wdar�y si� na plac warowni, naciera�y bezlito�nie na t�um. Jednych zabija�y, innych, wyci�gni�tych najwyra�niej na chybi� trafi�, wlok�y gdzie� za sob�. Zagoni�y ofiary w �lepy zau�ek i teraz zbiera�y krwawe �niwo, poczynaj�c od brzeg�w st�oczonej ci�by i coraz g��biej w jej �rodek. Tymczasem z nieba pociemnia�ego od dymu spad�a na napastnik�w druga eskadra wraith�w, za ni� za� lotem nurkowym mkn�� w kierunku placu konfederacyjny desantowiec. Odrzut z silnik�w spowodowa� na ziemi istny huragan. Drzewa zgi�y si� wp�. Przez ryk silnik�w nie by�o s�ycha� niczego. Ludzie wok� Arda potoczyli si� na ziemi�, zas�aniaj�c si� przed w�ciek�ymi porywami powietrza. Desantowiec zawis� nad placem i opu�ci� ramp� transportow�. Ardo zamruga�. Przez tumany kurzu zobaczy� w �rodku niewyra�n� sylwetk� �o�nierza Konfederacji machaj�cego ku nim r�k�. Zobaczyli to r�wnie� wszyscy inni zgromadzeni na placu i w oszala�ym p�dzie rzucili si� do rampy. Niepowstrzymany ludzki nurt porwa� Arda ze sob�. D�o� Melani wy�lizn�a mu si� z r�ki. � Melani! � wrzasn��. Pr�bowa� walczy� z naporem oszala�ego t�umu. Jego g�os zgin�� w huku silnik�w desantowca. � Melani! Wreszcie zobaczy� j� daleko za sob�. Zergi naciera�y teraz ze zdwojon� zaciek�o�ci�, rozjuszone faktem, �e statek Konfederacji pozbawia je �upu. Ardo os�upia�, widz�c, jak �atwo i szybko potwory wdzieraj� si� w t�um i zostawiaj� po sobie krwawe pok�osie. Jeszcze chwila i dopadn� Melani. M��ci� r�kami na o�lep, przepycha� si� pod pr�d uciekaj�cych kolonist�w. Wrzasn�� ze wszystkich si�. Trzy hydraliski z�apa�y Melani jednocze�nie i zacz�y j� ci�gn�� na bok. � Ardo, b�agam! � �ka�a. � Nie zostawiaj mnie samej! Bezmy�lny t�um wepchn�� go w g��b desantowca. Szpony zerga�skich bestii zadzwoni�y o kad�ub statku. Pilot nie m�g� ju� d�u�ej czeka�. Statek zareagowa� natychmiast. Poderwa� si� w g�r� i umkn�� przed Zergami, uwo��c Arda od jego domu, jego ca�ego dotychczasowego �ycia, jego mi�o�ci. Nie zostawiaj mnie samej! Ostatnie s�owa Melani dudni�y Ardowi w g�owie, w duszy, coraz g�o�niej i g�o�niej, jakby mia�y mu rozsadzi� czaszk�. �wiat zabarwi� si� na czarno i pozosta� taki na d�ugo. Rozdzia� 2 Mar Sara � Dobra, wy t�uste po�cie mi�sa! Trzymajcie si� za ty�ki! To b�dzie d�ugie spadanie. Szeregowy Ardo Melnikov nawet nie spojrza� na sier�anta wywrzaskuj�cego komendy. Facet by� tylko �czap�� � czasowo pe�ni�cym obowi�zki dow�dcy � na czas tego lotu. Po wyl�dowaniu prawdopodobnie wi�cej go nie zobaczy. Lepiej po prostu nie wchodzi� mu w drog�, dop�ki nie ustal� sk�adu nowego plutonu Arda na t� misj�. Krzyki czapy ledwo si� przebija�y przez ryk silnik�w desantowca i grzmot powietrza o kad�ub opadaj�cego statku. Sier�ant mia� w sobie co� takiego, co po prostu wyklucza�o inny spos�b bycia ni� to gro�ne spojrzenie i podniesiony g�os. Niewa�ne, on ma ich tylko nia�czy�, dop�ki nie stan� na ziemi. Tam b�dzie czeka� kto�, kto im obrzydzi �ycie jeszcze skuteczniej. Ardo potrz�sn�� ramionami, �eby oderwa� plecy od �ciany samolotu. Wn�trze desantowca zawsze przypomina�o rozgrzan� metalow� puszk�, ale nigdy tak bardzo, jak w czasie pikowania przez atmosfer�. Temu za� konkretnemu statkowi du�o brakowa�o nawet do przeci�tnego standardu ch�odzenia. Ardo czu� pod �opatkami rosn�c� mokr� plam�. Sk�ra przykleja�a mu si� do sztucznego tworzywa na �cianach, po twarzy sp�ywa�y krople potu i kapa�y na ubranie. Poprzeczka unieruchamiaj�ca skutecznie kr�powa�a wszelkie ruchy, kt�re mog�yby przynie�� ulg� od dokuczliwej wilgoci zbieraj�cej si� pod za�amaniami munduru. A jakby tego by�o ma�o, desantowiec za�adowano po same brzegi, �o�nierzy upakowano rami� przy ramieniu, wr�ga przy wr�dze. Jeszcze gorszy od gor�ca by� coraz silniejszy smr�d, z kt�rym gazowe skrubery nie dawa�y sobie rady. Nie by�o na czym oka zatrzyma�, poza jednakowymi, oboj�tnymi twarzami pozosta�ych rekrut�w siedz�cych naprzeciwko. Nie by�o czego s�ucha�, opr�cz warczenia sier�anta i huku powietrza za plecami. Nie by�o co robi�, poza czekaniem i pogr��aniem si� we w�asnych my�lach... a tego Ardo pragn�� unikn�� za wszelk� cen�. Dr�czy�y go my�li czyhaj�ce gdzie� na granicy �wiadomo�ci. Czasem mia� wra�enie, �e nawiedzaj� go duchy ukryte w jego w�asnej g�owie. Nie znika�y, kiedy zamyka� oczy, nawet w najwi�kszym ha�asie nie ton�y na d�ugo. By�y bole�nie wyraziste i pi�kne, a zarazem okropne i druzgoc�ce. Czeka�y sobie cichutko i cierpliwie, przyczajone w jakim� zakamarku �wiadomo�ci i tylko wyt�ywszy wol�, potrafi� je Ardo trzyma� na wodzy. Niekiedy, w chwilach nadmiernej pewno�ci siebie s�dzi�, �e ujarzmi� te widma, �e je wygna� ze swojego �ycia raz na zawsze, ale wtedy podmuch wiatru przynosi� zapach dojrzewaj�cej trawy lub zaoranej ziemi, albo mign�� Ardowi przed oczami kolor jasnego miodu, albo dobieg� z oddali roze�miany szept, i wszystkie upiory wraca�y z now�, jeszcze bardziej obezw�adniaj�c� si��. Na sam� my�l o tym p�aka�by krwawymi �zami. Gdyby m�g�. Teraz pragn�� tylko walczy�. Potrzebowa� tego, to by�a jedyna rzecz, kt�ra naprawd� trzyma�a upiory z daleka. M�g� si� wtedy koncentrowa� tylko na misji i jej celach... no, w ka�dym razie na tych drobnych zadaniach, o kt�rych dow�dca uznawa� za stosowne ich informowa�. Wielka strategia nie wchodzi�a w zakres zainteresowa� Arda. To nie jego sprawa, on ma robi� tylko to, co mu kazano i my�le� przy tym w miar� mo�liwo�ci jak najmniej. I w pe�ni mu to odpowiada�o. Nawet nie wiedzia�, co to za �wiat, w jaki w�a�nie nurkuj�. Ryk desantowca stopniowo cich�. Statek wytraca� energi� w atmosferze planety. Silniki robi�y teraz wszystko, �eby upodobni� samolot do ptaka w locie. Ardo zachichota� na my�l o tym por�wnaniu. Kwantradyn APOD-33 by� jaskrawym dowodem na to, �e wszystko mo�e lata�, je�eli zaopatrzy si� to w odpowiednio mocny silnik. I niewa�ne, jak si� lata. Oczywi�cie Ardo mia� za sob� wiele treningowych skok�w, kt�re niczym si� od siebie nie r�ni�y i wcale nie pr�bowa� ich sobie przypomina�. Po co roztrz�sa� co� tak bolesnego, jak to, �e si� nadal �yje i my�li? Lepiej skupi� si� na czym� innym... czymkolwiek innym. Zacz�� si� przygl�da� twarzom �o�nierzy siedz�cych wok� niego. Kto wie, mo�e nadejdzie chwila, kiedy kt�ry� z nich uratuje mu �ycie... albo narazi je na niebezpiecze�stwo. Naprzeciwko siedzia�a kobieta, kt�ra robi�a wra�enie �wietnej kandydatki na kt�r�� z tych opcji, nie m�g� tylko rozstrzygn�� na kt�r�. Kr�tko ostrzy�one blond w�osy stercza�y schludnym je�ykiem na do�� kszta�tnej g�owie. Twarz mia�a �ci�gni�t�, nad wystaj�cymi ko��mi policzkowymi b�yszcza�y oczy o odcieniu stali. Okna duszy. Okna duszy tej kobiety by�y otwarte, a jednak nie przepuszcza�y ani promienia �wiat�a; wpatrywa�y si� bez wyrazu w jaki� daleki punkt za plecami Arda. Takie oczy mog�yby zmrozi� nurt rzeki w �rodku lata, pomy�la� Ardo. Je�li chodzi o reszt�, m�g� si� tylko domy�la�, bo kobieta mia�a na sobie ci�ki, zasilany skafander bojowy, starannie skrywaj�cy wszelkie cechy fizyczne jego w�a�cicielki, ujawniaj�cy za to co innego � szlify oficerskie � a to dla szeregowca zawsze oznacza zagro�enie. To pierwsza rzecz, jakiej si� uczy szeregowiec � unika� oficer�w, a ju� na pewno nie wdawa� si� z nimi w swobodne rozmowy. Ardo pami�ta� pewnego szeregowca, kt�ry wszed� w zbyt poufa�e stosunki z dow�dc� oddzia�u. Sko�czy� z dziur� w miejscu, gdzie przedtem mia� g�ow�. Kobieta nie odezwa�a si� ani s�owem od momentu, kiedy weszli na pok�ad desantowca... I jej milczenie b�dzie mile widziane a� do ko�ca podr�y, pomy�la� Ardo. Odzywaj si� tylko, kiedy ci� pytaj�. Nie pro� si� o k�opoty. Jej przynajmniej jest ch�odno, my�la� z zazdro�ci�. Zasilane kombinezony mia�y wbudowany system samoch�odzenia, a przew�d startowy skafandra kobiety pod��czony by� do magistrali statku. Ardowi przesz�o przez my�l, �e ch��d pani oficer prawdopodobnie nie ko�czy si� na powierzchni sk�ry. Pewnego dnia on te� posi�dzie wszystkie trudne umiej�tno�ci potrzebne do noszenia CMC-300, a mo�e nawet najnowszego modelu 400? Oczywi�cie daleki jest jeszcze ten dzie�, ale o ile� lepiej b�dzie nosi� skafander bojowy ni� kilka warstw nietrwa�ych ubra� i przydzia�owej bielizny! Je�eli uda mu si� prze�y� do�� d�ugo, �eby dorobi� si� w�asnego kombinezonu, jego szanse wzrosn� niepomiernie. A na razie mo�e przynajmniej zorganizuj� im jakie� �wiczenia w pos�ugiwaniu si� broni�, bo jak dot�d nie mia� okazji nauczy� si� nawet tego. Statek wype�niony by� takimi samymi ��todziobami jak on. Ka�dy mia� taki sam przydzia�owy, t�py wyraz twarzy �o�nierza Konfederacyjnych Si� Bezpiecze�stwa, ka�dy zgodnie z obowi�zkiem ocieka� konfederacyjnym potem pod konfederacyjnym mundurem polowym. Uwag� Arda zwr�ci� jeden, wyj�tkowo pot�ny szeregowiec. Facet by� niewiarygodnie wielki. Ludzie z obs�ugi naziemnej mieli problem, �eby go przypi�� pasami, a on za� ani na chwil� nie przestawa� psioczy�. Ardo zastanawia� si�, jakim cudem uda�o im si� znale�� mundur, kt�ry wszed� na tego ciemnosk�rego olbrzyma. Kiedy� na ziemi Liga Zjednoczonych Pot�g kwalifikowa�a takich ludzi jako �wyspiarzy m�rz po�udniowych�. Mia� szerok� twarz o kanciastych rysach i pe�nych wargach. D�ugie w�osy tworzy�y czarn� grzyw� sp�ywaj�c� mu z czo�a naturalnymi falami na ramiona i kark. By� jednym z tych hurra-postrzele�c�w, co to maj� jedn� my�l przewodni� � �wydr� im serca i zjem na �niadanie!�. Ka�dy chcia�by wiedzie�, �e kto� taki jest got�w skoczy� za nim w ogie�... i nikt by nie chcia� skaka� w ogie� za nim. � No dobra, sadzajcie ten z�om na ziemi! � Olbrzym odrzuci� w ty� g�ow� i roze�mia� si�, b�yskaj�c weso�o oczami. � Mam tu kilku klient�w do ukatrupienia! Upieczecie mi na ruszcie jakiego� Zerga. A mo�e m�zgi zje�� na surowo? To powiedziawszy, zn�w wybuchn�� zbyt g�o�nym �miechem i z ca�ej si�y klepn�� po udach swoich s�siad�w. Obaj marines skrzywili si� z b�lu i a� �zy im stan�y w oczach. � Zjemy ich sobie na obiad, co? Wielka zerga�ska uczta. Ha! Postawcie tylko t� skorup� na ziemi, bo za chwil� sam j� otworz�! Pilot w zamkni�tej kabinie nie m�g� co prawda s�ysze� tego ��dania, ale najwyra�niej sam si� pali�, �eby wype�ni� zadanie. Desantowiec obr�ci� si� nieznacznie wok� osi. Ardo wiedzia�, �e by� to rutynowy manewr przed l�dowaniem. Warkot silnik�w przeszed� w cichsze zawodzenie, a� wreszcie, kiedy statek usiad� ci�ko na ziemi, zamilk� z j�kiem. Pani porucznik nie traci�a ani minuty. Zanim jeszcze poprzeczka podnios�a si� do ko�ca, kobieta uwolni�a si� od przewodu zasilaj�cego i pas�w i jednym sprawnym ruchem �ci�gn�a z p�ki nad g�ow� sw�j worek. Sz�a w stron� rampy, kiedy ta dopiero zacz�a si� powoli opuszcza�. Nawet niecierpliwy wyspiarz nie zdo�a� wyprzedzi� szybkiej pani oficer, chocia� wyra�nie nie m�g� si� doczeka� bitwy, kt�r� mia� tu nadziej� znale��, a je�li nie, to z pewno�ci� wywo�a�. Ardo si� nie spieszy�. Poprawia� mundur, odkleja� od sk�ry przepocony materia�. Nagle wiatr dmuchn�� do �rodka nad otwart� ramp� i w mgnieniu oka suche roz�arzone powietrze z zewn�trz niczym piec wymiot�o z komory wilgo�. Ardo �ci�gn�� z p�ki sw�j worek i razem z innymi skierowa� si� niespiesznie do wyj�cia. � Ruszcie dupy, panienki � warkn�� czapa. � Nie b�dziemy tu stercze� ca�y dzie�. Powietrze by�o przegrzane i suche. Ostry, gor�cy wiatr omi�t� Arda ze wszystkich stron i ca�y pot wyparowa� z niego prawie w tej samej chwili, w kt�rej ch�opak postawi� nog� na asfalcie stacji kosmicznej. Nigdy w �yciu nie oddycha� takim �arem. Rozejrza� si� ponuro dooko�a. Wst�pili do piek�a. �wiat dooko�a by� rdzawoczerwony od piasku, kt�ry zabarwia� tu ka�dy dom i ka�dy pojazd, bez wzgl�du na jego pierwotny kolor. Wra�enie pog��bia� jeszcze p�omienny �wit, kt�ry w�a�nie zaczyna� rozja�nia� niebo nad kosmodromem... ... Albo raczej nad tym, co z niego zosta�o. Prawie po�owa z siedmiu wie� kontrolnych, rozrzuconych na obrze�ach rozleg�ego terenu, sta�a w p�omieniach, z dw�ch innych zosta�y tylko mury z kup� gruzu na szczycie. Dymi�y si� tak�e inne zabudowania stacji kosmicznej, a g�ste czarne k��by dymu wznosi�y si� tak�e kilkana�cie kilometr�w dalej, gdzie le�a� g��wny o�rodek miejski kolonii. W tym momencie Ardo us�ysza� g�osy � a� nadto dobrze znane g�osy. Od strony miasta wiatr ni�s� krzyki rozpaczy, cierpienia i paniki. Odwr�ci� si� gwa�townie. Na ko�cu l�dowiska, nieopodal ostatniej p�yty postojowej kordon marines otacza� konfederacyjne sektory lotniska. Za nimi k��bi� si� t�um. Fala wspomnie� spad�a na Arda z niepowstrzyman� si��. Znowu sta� na zat�oczonym placu kolonijnej warowni. W g�owie s�ysza� krzyki, wo�ania... jej wo�ania... Nie zostawiaj mnie samej! � �ka�a. Kto� popchn�� go z ty�u z ca�ej si�y. Ardo polecia� do przodu, ale trening zrobi� swoje. Przetoczy� si� g�adko na plecach i b�yskawicznie poderwa� z powrotem na nogi z r�kami uniesionymi do obrony. � Czego tu sterczysz, g�wnozjadzie? � warkn�� sier�ant. � Na co czekasz? Na delegacj� powitaln�? Szoruj do koszar, a potem na �wiczenia! Potrzebuj� was tu natychmiast! Ardo nienawidzi� koszar z ca�ego serca. Budzi�y w nim odraz�. By�o w nich co�, co wstrz�sa�o nim do g��bi, nawet na d�wi�k samego s�owa. Mimo oszo�omienia wiedzia�, �e nie powinien tego m�wi�... � Panie sier�ancie, ja nie mog�... Jeszcze nie sko�czy�, kiedy zn�w le�a� na ziemi. � Witaj na Mar Sarze, �o�nierzu. A teraz zabieraj si� do koszar! Ale ju�! Ardo podni�s� swoje rzeczy i pobieg� za grup�, kt�ra sz�a w kierunku zabudowa� na obrze�u p�yty asfaltowej. Czu� si�, jakby p�yn�� pod pr�d strumienia. Wszyscy inni na terenie bazy biegli w przeciwn� stron� � w stron� punkt�w za�adunku. � Wygl�da na to, �e mamy tu by� oddzia�em sprz�taj�cym � mrukn�� do siebie, staraj�c si� nie my�le� o tym, co ma za chwil� nast�pi�. Wbi� oczy w ziemi� i nie spojrza� na koszarowe modu�y � podobne do puszek, przeno�ne konstrukcje � nawet wtedy, kiedy wchodzi� do �rodka. Podni�s� wzrok dopiero na szczycie rampy w wej�ciu do ciasnej koszarowej sali uzbrojenia. Nadal im towarzyszy� sier�ant czapa, na ka�dym kroku roztaczaj�c nad nimi swoj� czu�� trosk�. � Dobra, ch�opcy i dziewcz�ta, wiecie, co macie robi�. Zostawi� sprz�t, rozbiera� si� i zaraz z powrotem do mnie! Ardo poczu� md�o�ci. Najbardziej w �wiecie nienawidzi� koszar, a najbardziej w koszarach nienawidzi� w�a�nie tego, co za chwil� b�dzie musia� zrobi�. Nieraz pr�bowa� sobie wmawia�, �e to tylko cz�� zadania, kt�re mu zlecono, ale to nie zmniejsza�o uczucia wszechogarniaj�cej odrazy. Pos�usznie pomaszerowa� z innymi do przyleg�ej izby zakwaterowania. Jak byd�o na zsuwni rze�niczej, pomy�la� i wzdrygn�� si�. Znalaz� wolne ��ko. Ktokolwiek �mieszka�� tu przed nim i nazywa� to miejsce domem, musia� je opuszcza� w po�piechu. Na pod�odze ko�o ��ka i na pos�aniu wala�y si� najr�niejsze �mieci. Czapa, czekaj�cy na nich przy wej�ciu, z ca�� pewno�ci� nie pochwali�by takiego niechlujstwa. Ardo westchn�� ci�ko i zacz�� �ci�ga� z siebie przepocon� koszul�. Stara� si� nie patrze� na innych. Byli w�r�d nich m�czy�ni i kobiety � armia Konfederacji ochoczo pozwala�a, aby gin�li dla niej przedstawiciele obu p�ci. Ardo zawsze si� wstydzi� rozbiera� przy obcych, nawet m�czyznach, a co dopiero m�wi� o kobietach. By� m�ody i niedo�wiadczony i za ka�dym razem, kiedy musia� si� podporz�dkowa� bezceremonialnym rozkazom zwierzchnik�w, prze�ywa� to g��boko i bole�nie, czym zreszt� nieraz ju� wzbudza� weso�o�� pozosta�ych marines. Kiedy wraca� do sali uzbrojenia, przeszed� go dreszcz. Chocia� powietrze by�o suche i gor�ce, po plecach sp�ywa� mu zimny pot. Zrobi�o mu si� niedobrze na my�l o tym, co ich teraz czeka. Aby si� odpr�y�, zacz�� zerka� na innych �o�nierzy. Pewnie sam by si� przed sob� nie przyzna�, �e w du�ym stopniu kierowa�a nim zwyk�a ch�opi�ca ciekawo��. Wi�kszo�� oddzia�u stanowili m�czy�ni, zdecydowan� wi�kszo��. Chwil� przedtem Ardo zastanawia� si� nawet, jak b�dzie wygl�da�a pani porucznik, kiedy zdejmie sw�j kombinezon bojowy, ale z niejakim zdziwieniem stwierdzi�, �e nie ma jej w�r�d zgromadzonych marines. Czy�by zosta�a zwolniona z tego poni�aj�cego rytua�u? Obok czapy stali dwaj stra�nicy z paralizatorami, mi�dzy nimi za� otwarte drzwi prowadzi�y do ciemnego pomieszczenia. Ardo zamkn�� oczy i pr�bowa� si� uspokoi�. Sier�ant wyczytywa� nazwiska z podr�cznego wy�wietlacza. � Alley... Bounous... Dudnienie w g�owie nie pozwala�o Ardowi my�le�. � Mellish... Melnikov... Na d�wi�k swego nazwiska ruszy� przed siebie, ale po chwili stan��. Stopy po prostu odm�wi�y zrobienia cho�by jednego kroku wi�cej w stron� przera�aj�cego ciemnego wej�cia. Nie m�g� oderwa� oczu od korytarza, kt�ry ci�gn�� si� za nimi. Po obu stronach sta�y rz�dy cylindrycznych pojemnik�w wype�nionych niebieskozielonym p�ynem. � Melnikov, co do diab�a... Zaraz go wpakuj� do jednej z tych rur i wtedy zacznie si� koszmar. � Melnikov! To by�o jak trumna... koszmar w trumnie. Nie m�g� si� ruszy� z miejsca. Stra�nicy byli na to przygotowani. Podeszli do niego i jak najbrutalniej wepchn�li go w ciemno��. * * * Spada� bez ko�ca. Nie mia� poj�cia, jak si� tu znalaz�. Czy w og�le tu jest, czy mo�e jest gdzie� indziej... i mo�e jest kim� innym? Usi�owa� si� skupi� na obrazach i wspomnieniach, kt�re przep�ywa�y mu przed oczami, ale nie wiedzia�, jak je uchwyci�. Rozpaczliwie wysila� pami��, �eby ich dosi�gn��, �eby przyjrze� im si� z bliska, ale kiedy chcia� je przytrzyma�, rozpada�y si� jak b�belki powietrza pod wod�. B�belki powietrza... Oddycha� wod�. D�ugi przezroczysty cylinder wype�nia�a ciecz, kt�r� mo�na by�o oddycha�. Stara� si� by� dzielny, naprawd� bardzo si� stara�, ale w ko�cu za ka�dym razem wpada� w panik�, wrzeszcza� i zachowywa� si� tak upokarzaj�co. Ich to zreszt� nie obchodzi�o. Widywali to tysi�ce razy. Si�� zacisn�li mu na g�owie obejmy, a potem wepchn�li do pojemnika i zakr�cili pokryw�. � Ten trzeba b�dzie wyregulowa� � us�ysza� s�owa jednego z nich. Wstrzymywa� oddech jak najd�u�ej... Najd�u�ej jak m�g� wytrzyma�... co? Co mia� wytrzyma�? O czym my�la�? Po co my�la�? W�osy w kolorze dojrza�ej pszenicy ta�czy�y w letnim s�o�cu. Niekt�re dni by�y z�ociste... Uderzy� d�o�mi o przezroczyst� �cian� cylindra i z p�uc ulecia�y mu resztki powietrza. Nagle w��czono obejm� i m�zg Arda eksplodowa� milionem okruch�w. Okruchy wirowa�y dooko�a. B�belki okruch�w. Szko�a stosowania kombinezon�w bojowych. Jak m�g� zapomnie�? Jego instruktor by� wys�u�onym �o�nierzem. Mia� na imi� Carlyle. Ca�ymi tygodniami pracowali nad doskonaleniem techniki. A mo�e to by�y miesi�ce? Kombinezon bojowy by� jak stary przyjaciel. Mia� taki jeden chyba przez ca�e �ycie... Kombinezon bojowy. Gdzie to by�o? I kiedy? Na seminariach? Wtedy brat Gabittas wyk�ada� o upadku staro�ytnych i o grzechu dumy. Pok�j p�ynie z duszy. Radosna �wiadomo�� g�osu bo�ego przemawiaj�cego do ka�dego cz�owieka. � Nie zabijaj � m�wi, ale wyci�ga przed klas� gaussa AGR-14. � Trzymaj, Ardo � m�wi brat. Podchodzi do ch�opca siedz�cego prawie na samym ko�cu klasy. Ch�opiec nie uwa�a� na lekcji. M�czyzna wciska mu w r�ce o�miomilimetrowy karabin. � Wykorzystuj to przeciwko innym � m�wi, kiedy Ardo bierze bro�. Ch�opiec odp�ywa w b�belku powietrza, ale nadal ma w r�ku bro�, g�adk� i kusz�c�. System magnetycznego przyspieszania pocisku do pr�dko�ci ponadd�wi�kowych o niewiarygodnej kinetycznej zdolno�ci ra�enia, wykorzystuj�cej najr�niejsze rodzaje �adunk�w � od zubo�onego uranu, do naboj�w przeciwpiechotnych nabijanych stal�. To inny stary przyjaciel z dawnych czas�w. Karabin wywraca si� na lew� stron� i wybucha. Potem jego kawa�ki zlewaj� si� na powr�t, tym razem uk�adaj� si� w twarz ojca. � Zawsze b�dziesz moim synem � m�wi staruszek. Po policzku p�ynie mu �za. Za jego plecami w �wietle zachodz�cego s�o�ca rozci�ga si� rodzinna agrafarma. � Niewa�ne, dok�d pojedziesz ani co zrobisz, zawsze b�dziesz moim synem. Jestem? B�d�? * * * Czu� si� ju� teraz lepiej. Z pocz�tku, kiedy wyszed� ze zbiornika resocjalizacyjnego, by� troch� zdezorientowany, ale teraz ju� my�la� jasno. Zawsze czu� si� lepiej, kiedy mia� na sobie sw�j kombinezon. By� to starszy model CMC-300, ale Ardowi to nie przeszkadza�o. Od lat u�ywa� trzysetki i naprawd� si� z ni� z�y�. Sta� �ci�ni�ty rami� przy ramieniu z innymi marines. W przedsionku byli te� firebaci i oficerowie zawodowi. Sprawdzi� przew�d zasilaj�cy, kt�ry ��czy� gaussa z kombinezonem. Kocha� ten karabin, to by�a jego ulubiona bro�. W ko�cu u�ywa� jej prawie tyle samo lat co kombinezonu. Spojrza� w g�r�. W�a�nie czerwone �wiat�o nad �luz� zmieni�o si� na zielone i drzwi otworzy�y si� samoczynnie. Marines rykn�li gromkim okrzykiem. Mimo to Ardo nie lubi� opuszcza� koszar. Kocha� je tak samo jak sw�j karabin i kombinezon. Rozdzia� 3 Wied�ma Razem z reszt� �o�nierzy Ardo wybieg� z koszar na �wiat ogarni�ty panik� i chaosem. Oddzia�y marines otacza�y konfederacyjny sektor stacji kosmicznej, odgradzaj�c kordonem jednostki i statki wojskowe. Maszeruj�c szybko po p�ycie l�dowiska, Ardo widzia� tysi�ce kolonist�w napieraj�cych na szpaler �o�nierzy. M�czy�ni, kobiety, dzieci � zbici w jedn� wrzeszcz�c� ludzk� mas� � walczyli rozpaczliwie o drog� ucieczki z planety. Dalej, na terenie cywilnej cz�ci kosmodromu, panowa� stan kompletnej anarchii. Wzd�u� ca�ego pola manewrowego oko�o stu statk�w walczy�o o prawo do startu albo czeka�o na wyniesienie na orbit�. Mniej wi�cej dwa razy tyle kr��y�o niespokojnie za zewn�trznym markerem, migocz�c b�yszcz�cymi kad�ubami w jaskrawym �wietle s�o�ca. W bez�adnym ruchu maszyn wyczuwa�o si� desperacj�. Wygl�da�o na to, �e kontrol� lot�w zarzucono tu ca�kowicie. Statki pr�bowa�y startowa� i l�dowa� wedle woli. Kilka czeka�o w powietrzu, wisz�c nieruchomo nieopodal terminalu i szukaj�c miejsca na wyl�dowanie, ale ogarni�ty panik� t�um nie chcia� albo nie m�g� zej�� im z drogi. Na ca�ym terenie stacji kosmicznej wala�y si� porozrzucane kawa�ki co najmniej sze�ciu p�on�cych wrak�w. Nie odstrasza�o to jednak pilot�w maszyn, kt�re by�y jeszcze w powietrzu. Niczym �my do �wiat�a przyci�ga�a ich wizja zawrotnych okup�w, kt�rych mogli bezkarnie ��da� za wpuszczenie na pok�ad. W obawie o siebie i swoje statki pragn�li jak najszybciej dosta� si� na lotnisko, a potem jeszcze szybciej odlecie�. Skoro ka�dy tak usilnie pr�buje si� st�d wydosta�, czemu Konfederacja zada�a sobie tyle trudu, �eby nas tu �ci�gn��? � zastanawia� si� Ardo. Czu� coraz bardziej dojmuj�ce lodowate zimno w okolicy �o��dka. Nie znam tych ludzi. Nie mam nawet poj�cia, na jakiej planecie jestem! Co ja tu robi�? Sam nie wiedzia�, jak i kiedy p�dzi� ju� w stron� swojego przydzielonego desantowca razem z dwoma innymi oddzia�ami marines. Ka�dy �o�nierz z osobna wiedzia�, gdzie ma si� zameldowa�, tak wi�c ich oddzia� wy�oni� si� nagle z ca�ego rozgardiaszu jakby przyci�gany czarodziejskim magnesem. Przed Ardem bieg�a pani porucznik, ta sama, kt�ra lecia�a z nim poprzedniego dnia, a obok truchta� zwalisty wyspiarz w najwi�kszym kombinezonie, jaki Ardo w �yciu widzia�. To by� ci�ki skafander bojowy CMC-660 z generatorami plazmowymi zamontowanymi na plecach. A wi�c ciemnosk�ry olbrzym jest firebatem � pomy�la� Ardo � jednym z tych �miotaczy plazmy�, kt�rzy bywaj� r�wnie niebezpieczni dla wrog�w, co dla w�asnych dow�dc�w. Dalej biegli inni, w�r�d nich technik ubrany tylko w lekki mundur polowy. A ten si� dok�d wybiera? Na wakacje? Ryk orbitali podnosz�cych si� co chwila z r�nych p�l wzlot�w nie ostudzi� bynajmniej zapa�u pilota ich desantowca. Nie zag�uszy� te� jego przenikliwego krzyku. � Do mnie, panie i panowie, starzy i m�odzi! � jazgota� g�osem jarmarcznego przekupnia pilot. � Chod�cie zobaczy� najwi�ksze widowisko we wszech�wiecie! Patrzcie, jak koloni�ci walcz� o �ycie! Patrzcie, jak na waszych oczach upadaj� rz�dy! B�dziecie �wiadkami czyn�w, jakich nie widzia� dot�d cywilizowany �wiat. T�dy! T�dy! Biegli w�a�nie w stron� desantowca, gdy nagle od strony kordonu marines dobieg� terkot automatycznego gaussa. Po twarzy Arda przebieg� skurcz. Stara� si� nie my�le� o tym, co to mog�o znaczy�. � Cutter! � zawo�a�a ostro porucznik, kiedy dobiegli do rampy statku. � Jestem � odezwa� si� zwalisty wyspiarz. � Zapakuj te niedowarzone koty na statek. Masz pi�� minut! � Jej rozkazuj�cy g�os przedar� si� nawet przez zgie�k rozruch�w, kt�re wybucha�y na cywilnej cz�ci lotniska. � Mamy robot� do wykonania. Poprzydzielam ich, jak dotrzemy na miejsce. � Tak jest! S�yszeli�cie pani� porucznik! W szeregu zbi�rka! Niewielka grupa marines ustawi�a si� w rz�dzie. Cutter przeszed� wzd�u� szeregu, sprawdzaj�c, czy wszyscy maj� odpowiedni ekwipunek. Pilot desantowca w tym czasie opar� si� o rozp�rk� podwozia i wyszczerzy� z�by w u�miechu. � Dobra, panienki! � Cutter najwyra�niej �wietnie si� bawi�. � Zajmijcie miejsca na pok�adzie. Jazda! Ardo podni�s� sw�j worek i ruszy� w stron� rampy, podejrzliwie zerkaj�c na kad�ub statku i wymalowany tam wyj�tkowo efektowny przyk�ad sztuki dziobowej. �Wied�ma Walkiria�? � Tak jest, przyjacielu � powiedzia� pilot, bardzo z siebie zadowolony. � M�wi�, �e jak raz dosi�dziesz walkirii, nigdy wi�cej nawet nie spojrzysz na inn�. Trafi�e� pod w�a�ciwy adres, kolego... albo niew�a�ciwy, je�li rozumiesz, do czego pij�. Pilot by� chudy i mia� najbardziej niewiarygodn� fryzur�, jak� Ardo w �yciu widzia�. Wok� g�owy niczym kolce stercza�y promieni�cie jaskrawob��kitne k�pki, mi�dzy kt�rymi sk�ra by�a wygolona do �ysa. Zdawa�o si�, �e ko�ciste cia�o m�czyzny dos�ownie emituje z siebie odn�a w postaci r�k i n�g. Ca�o�� wygl�da�a jak strach na wr�ble w skafandrze lotniczym z figlarnym u�miechem na twarzy, kt�ry z obu stron robi� p� obrotu dooko�a g�owy. � Tegis Marz, ch�opcy. Zapami�tajcie to nazwisko. B�d� waszym anio�em �mierci, tam na pograniczach. Do us�ug. Gdyby�cie czego� potrzebowali, na przyk�ad, �eby kto� wam uratowa� ty�ek, to w�a�nie mnie macie wzywa�. � Ja tam nie wchodz�. Ten wrak to przekl�ta pu�apka. Tegis odwr�ci� si� w kierunku g�osu, kt�ry dochodzi� gdzie� z ko�ca kolumny. To by� technik. Ardo nie przypomina� sobie, �eby go widzia� w transporcie na planet�. Facet musia� tu by� d�u�ej. � Nie chc� nawet patrze� na tego gruchota! � powiedzia� m�czyzna w mundurze. By� g�adko wygolony, kr�tko ostrzy�ony i tak wypucowany, �e patrz�c na niego, mia�o si� wra�enie, jakby przy ka�dym kroku d�wi�cza� niczym najczystszy kryszta�. � Kupa z�omu, kt�ra nie kwalifikuje si� nawet, �eby j� nazwa� kup� z�omu! Tegis oderwa� si� od rozp�rki i zabulgota� z�owrogo. � Ty n�dzna psia �ygowino! Ten statek to prawdziwe cacko. W ca�ej flocie nie ma takiego drugiego. � Zgadza si�, a to dlatego, �e wszystkie inne s� chocia� z grubsza ponaprawiane! � Odszczekasz to, Marcus! � Jak ci si� przy�ni, Tegis. � Wchodzisz na ten statek w tej chwili! � Za nic w �wiecie, cho�by to by� ostatni transport odlatuj�cy z tej dziury. B�d� mia� wi�ksze szans� prze�ycia, jak skocz� z czubka ska�y i pomacham r�kami. Kiedy w ko�cu doro�niesz, Tegis, i sprawisz sobie prawdziwy statek? Z w�ciek�ym rykiem Tegis rzuci� si� na technika. Obaj potoczyli si� na ziemi� i zacz�li si� ok�ada� pi�ciami. W tumanach czerwonego py�u dwaj m�czy�ni zamienili si� w jedno k��bowisko r�k i n�g. Para ulicznych kot�w w ciemnym zau�ku nie wykrzesa�aby z siebie tyle zacietrzewienia. Ardo sta� os�upia�y. Ca�a ta scena by�a po prostu �mieszna. W ko�cu do akcji wkroczy� Cutter i rozdzieli� obu bojownik�w. � Panie Jans, zdaje mi si�, �e porucznik powiedzia�a wyra�nie, �eby� si� pan pakowa� na pok�ad razem z rynsztunkiem. My�1�, �e w�a�nie nadszed� odpowiedni moment, �eby to zrobi�. Poczerwienia�y technik nie przestawa� wymachiwa� r�kami w stron� pilota. Cutter potrz�sn�� nim z ca�ej si�y, a� biedakowi z�by zadzwoni�y. � Masz inne zdanie? � wycedzi� wyspiarz. Marcus Jans przesta� si� szarpa�. � Nie... raczej nie. Cutter odwr�ci� si� z kolei do Tegisa. Pilotowi z w�ciek�o�ci jeszcze si� trz�s�y na g�owie czubki b��kitnych kolc�w. � A pan, panie kapitanie, nie powiniene� przypadkiem siedzie� teraz za sterami statku? � Taa... � zabulgota� Marz. � I to piekielnie dobrego statku. � W takim razie, z ca�ym szacunkiem, panie kapitanie, mo�e by� pan poszed� go popilotowa�? To rzek�szy, Cutter ods�oni� w u�miechu tyle z�b�w, jakby mia� zamiar po�kn�� �ywcem ka�dego, kto si� z nim nie zgodzi. � Przylecia�em tu, bo mam tu co� do zrobienia i nie �ycz� sobie, �eby mi kto� stawa� na drodze. A w�a�nie w tej chwili ty mi stoisz na drodze... panie kapitanie. Pod Tegisem ugi�y si� nogi. � Eee... to ja p�jd� poderwa� w g�r� t� wspania�� maszyn�. � Bardzo prosz�. Dzi�kuj� panu uprzejmie � powiedzia� Cutter i pu�ci� obu m�czyzn, odpychaj�c ich w przeciwnych kierunkach. Lekko chwiejnym krokiem, wpatruj�c si� z nag�ym zainteresowaniem w ziemi� pod nogami, obaj kombatanci oddalili si� do swoich obowi�zk�w. Ardo westchn�� g�o�no. � A ty co, �o�nierzu? � zapyta� Cutter, po raz pierwszy zwracaj�c na Arda swoje ciemnobr�zowe oczy. � Mo�e ty masz zamiar stawa� mi na drodze? � Nie, prosz� pana � odpowiedzia� Ardo, �a�uj�c g��boko, �e tak szybko zwr�ci� na siebie uwag� ciemnosk�rego wyspiarza. � Zdecydowanie stoj� z boku. Olbrzym znowu u�miechn�� si� szeroko, a w tym u�miechu by�o co� szata�sko figlarnego i zarazem niebezpiecznego. � Nie, przyjacielu, nie jestem �adnym �panem�. � Wyci�gn�� wielgachn� d�o� w r�kawicy. � Starszy szeregowy Fetu Koura-Abi. Ale wszyscy m�wi� na mnie Cutter. � Starszy szeregowy Ardo Melnikov � odpowiedzia� Ardo, ciesz�c si� w duchu, �e system aktywnej reakcji w jego w�asnej r�kawicy zamortyzowa� u�cisk monstrualnej d�oni, kt�ry musia� by� mia�d��cy. � Mi�o mi. � K�amiesz. � Cutter zn�w ods�oni� z�by w u�miechu, kt�ry jednak tym razem nie by� tak przyjazny. � Troszeczk� � powiedzia� Ardo. Olbrzym odrzuci� g�ow� w ty� i wybuchn�� gromkim �miechem. � To ju� by�o wystarczaj�co szczere! �ap si� za swoje rzeczy. Chc� jak najszybciej wysi��� gdzie�, gdzie b�d� m�g� co� pu�ci� z dymem. Podoba�o ci si� przedstawienie? Ardo podni�s� swoje rzeczy i ruszy� w stron� rampy. � Co takiego? A, m�wisz o pilocie i techniku? � Jasne � odpar� Cutter, jedn� r�k� bez najmniejszego wysi�ku przerzucaj�c przez rami� sw�j worek. � To taka frajda patrze� na braterskie b�jki. Ja sam najlepiej wspominam lata, kt�re sp�dzi�em z bra�mi. Ardo odwr�ci� si� w jego stron�. � Chcesz powiedzie�... ci dwaj s�... � Przecie� to oczywiste. � Cutter u�miechn�� si� i szturchn�� Arda w plecy z tak� si��, �e ch�opakowi tchu w piersi zabrak�o. � Ta sama krew zawsze da o sobie zna�. Nagle Cutter si� wzdrygn��, a przez jego twarz przebieg� cie� jakiej� mrocznej my�li. Potem wrzasn�� niespodziewanie, z�apa� Arda za uchwyt mocuj�cy he�mu i przyci�gn�� go do siebie. � Dlatego tu jestem, Melnikov. Tam, na peryferiach s� moi bracia. Pracuj� na farmach wodnych gdzie� na tej kupie piachu. Znajd� ich, s�yszysz, Melnikov? A jak nie, to pomszcz� ich ogniem z samego dna piek�a. Rozumiesz mnie? Chcesz mi wchodzi� w drog�, Melnikov? Ardo spokojnie odwzajemni� roziskrzone spojrzenie. Oko za oko, pomy�la�. A potem: Kochaj tych, kt�rzy ci� nienawidz�. � Ardo � powiedzia� spokojnie. Cutterowi zadrga�y policzki. � �e co? � Mam na imi� Ardo. Je�li pozwolisz, b�d� do ciebie m�wi� Cutter, bo obawiam si�, �e nie zapami�ta�em twojego pe�nego nazwiska. Cutter rozlu�ni� u�cisk. Lekki u�miech zamajaczy� mu na wargach. � Jasne, Ardo. Podobasz mi si�. Mo�esz do mnie m�wi� Cutter, przyjacielu. No to jak? Mam nadziej�, �e stoisz po mojej stronie, co? Jasne, byle jak najdalej, pomy�la� Ardo. � W ca�ej rozci�g�o�ci, Cutter � powiedzia� na g�os. W tym momencie zamrucza�y uk�ady hydrauliczne desantowca i rampa zacz�a si� podnosi�. Cutter pu�ci� Arda, zn�w wyszczerzy� z�by w swoim wszechstronnym u�miechu kota z Cheshire i cofn�� si� pod przeciwleg�� �cian�. W�a�nie mocowa� si� ze swoj� uprz꿹 desantow�, kiedy wr�ci�a pani porucznik. � No dobra, s�uchajcie mnie � powiedzia�a dono�nym altem. � Jestem porucznik L.Z. Breanne. Przejmuj� nad wami dowodzenie na czas tej misji. � Ho, ho, ho! Co wy na to, ch�opaki? Dostali�my misj�! Porucznik Breanne ci�gn�a dalej beznami�tnym i rozkazuj�cym g�osem. � Nie mamy wiele czasu. Poda�am ju� pilotowi wsp�rz�dne desantowania, b�dziemy na miejscu mniej wi�cej za trzydzie�ci minut. Pi�tna�cie dni temu najdalej wysuni�te kolonijne stacje zacz�y po kolei milkn��. Pierwsze ekipy wys�ane do zbadania tej sprawy zagin�y. Nast�pna grupa zwiadowcza przed dziesi�cioma dniami potwierdzi�a, �e planeta zosta�a zainfekowana przez Zergi... � Ch�opaki, Zergi! � u�miechn�� si� Alley. � Przepraszam pani�, ale co to w�a�ciwie takiego te Zergi? � zapyta� Mellish. � Nowy gatunek obcej formy �ycia. Na razie niewiele o nich wiemy... � Wnie�cie ruszt! � zagrzmia� Cutter. Breanne zby�a go milczeniem. � Czymkolwiek te stworzenia s�, w obliczu planetarnej inwazji Konfederacja postanowi�a ewakuowa� swoje plac�wki z Mar Sary i wycofa� wojska na ty�y... � Oho � prychn�� Marcus � Konfederacja podaje �ty�ki�! Oddzia� gruchn�� �miechem. � Do�� tego, Jans, bo osobi�cie zapakuj� twoje resztki do worka. Porucznik Breanne nie �artowa�a, i nikt na pok�adzie nie mia� co do tego najmniejszych w�tpliwo�ci. � Nasze zadanie sk�ada si� z trzech etap�w. Po pierwsze utrzyma� pozycje w bunkrze na trzy-dziewi��-dwa-siedem i stamt�d os�ania� ewakuacj� si� konfederacyjnych. Po drugie zbada� ruchy jednostek nieprzyjaciela poza baz�. I po trzecie znale�� ma�� b�yskotk�, kt�r� dow�dztwo zgubi�o po drodze. To wszystko. � Pani porucznik � odezwa� si� Cutter. � Co to za... b�yskotka? � Dowiecie si�, kiedy j� dostan�, Cutter � odpar�a Breanne. � Na pok�adzie znajdziecie przeno�ne skanery do swoich kombinezon�w. Urz�dzenia dostrojono tak, �eby wyszuka�y w�a�ciwy cel. Nie wiem, jaki to cel, a was to tym bardziej nie obchodzi, ale kiedy to co� znajdziemy, to b�dzie nasza przepustka do wyjazdu z tej planety. Wi�cej wam powiem, kiedy zdob�dziemy bunkier i umocnimy si� na pozycji. To wszystko. Porucznik Breanne wr�ci�a na miejsce i przypi�a sw�j ekwipunek desantowy. Ardo zn�w znalaz� si� twarz� twarz z t� kobiet�, kt�ra tym razem by�a jego dow�dc�. Silniki statku nabiera�y obrot�w. � Przepraszam, pani porucznik � odezwa� si� Ardo. � O co chodzi, �o�nierzu? � Breanne przeszy�a go zimnymi, stalowymi oczami. � M�wi�a pani, �e jeste�my tu po to, �eby os�ania� ewakuacj� personelu i wyposa�enia Konfederacji, tak? � Tak. To cz�� naszej misji � odpowiedzia�a Breanne, przekrzykuj�c coraz g�o�niejszy ryk silnik�w. � A co z kolonistami? � zapyta� Ardo. � Czy b�dziemy r�wnie� ubezpiecza� ewakuacj� kolonist�w? Nawet je�li Breanne mia�a gotow� odpowied�, nie zada�a sobie trudu, �eby jej udzieli�. Mo�e silniki wy�y za g�o�no, a mo�e po prostu nie wiedzia�a, co ma powiedzie�. Ardo usadowi� si� ponownie w uprz�y i z niepokojem pomy�la� o p�godzinnej podr�y. Zamkn�� oczy i w wyobra�ni zobaczy� ruiny portu kosmicznego nikn�ce szybko w dole. M�g�by przysi�c, �e przez ryk silnik�w, od kt�rego dr�a� kad�ub statku, s�ysza� wo�ania tysi�cy zrozpaczonych ludzi, pr�buj�cych ratowa� si� ucieczk� z zaka�onej planety. Zdawa�o mu si�, �e w t�umie przera�onych kolonist�w widzi twarz Melani. Rozdzia� 4 Littlefield Lecia� nad �wiatem z rdzy. Rdzawe by�y stoki dalekich g�r, rdzawe turnie w�ynaj�ce si� w ziemi� poszarpanymi zboczami. Nawet przedmie�cia osady pokrywa�a warstwa rdzy. Jeszcze kilka dni temu w tych domach mieszkali ludzie, a wszechobecny py�, kt�ry unosi� si� nad ca�ym tym spieczonym �wiatem, mieszka�cy kolonii pracowicie utrzymywali w ryzach. Teraz niego�cinna planeta na powr�t przejmowa�a we w�adanie to, co jej wydarto. Wszystkiego tego Ardo dowiedzia� si�, a nawet do�wiadcza� za po�rednictwem swojego kombinezonu, pod��czonego do g��wnej magistrali zasilaj�cej desantowca. P�yn�� z niej nieprzerwany strumie� danych, kt�re mo�na by�o konfigurowa� w dowolny spos�b. Ardo prze��czy� system sensorowy na odbi�r zewn�trzny i w mgnieniu oka ca�y statek wok� niego znikn��. Prze��cznik wewn�trznych wy