940

Szczegóły
Tytuł 940
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

940 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 940 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

940 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Pi�sudski Moje pierwsze boje Wst�p Sobotni wiecz�r 21 lipca 1917 r. sp�dzi� Pi�sudski w warszawskim mieszkaniu Micha�a Sokolnickiego. Byli te� obecni Kazimierz Sosnkowski i Artur �liwi�ski. Grano w winta i spotkanie przeci�gn�o si� do drugiej rano. Jak wspomina Sokolnicki, "nastr�j by� psi, humory by�y niemo�liwe i jedynie Komendant trzyma� si�". O godzinie 5 rano, w niedziel�, policja niemiecka aresztowa�a Pi�sudskiego w jego mieszkaniu. Aresztowano r�wnie� Sosnkowskiego. Tego samego dnia przewieziono ich do wi�zienia w Gda�sku. Tu ich rozdzielono i spotka� si� mieli dopiero po roku w twierdzy magdeburskiej. W�adze niemieckie poda�y do prasy informacj�, �e by�y brygadier Legion�w aresztowany zosta� za pos�ugiwanie si� sfa�szowanym dokumentem podr�nym. Ta pr�ba nadania sprawie charakteru kryminalnego nie powiod�a si� i ju� 3 sierpnia "Deutsche Warschauer Zeitung" stwierdzi�a, �e Pi�sudski mia� prawid�owy dokument. Aresztowanie by�o jednak konieczne, by uchroni� kraj od wewn�trznych zaburze�. Pi�sudski i Sosnkowski stali na czele Polskiej Organizacji Wojskowej, kt�rej stanowisko sta�o si� ostatnio gro�ne dla spokoju kraju i bezpiecze�stwa wojskowego na ty�ach walcz�cych armii sprzymierzonych. By�a to ju� argumentacja polityczna. Pi�sudski spodziewa� si� aresztowania, cho� wci�� jeszcze liczy�, �e uda si� doprowadzi� do porozumienia politycznego z w�adzami niemieckimi. Na kr�tko przed aresztowaniem przygotowa� dla gubernatora Hansa von Beselera memoria�, kt�ry zawiera� ofert� wsp�pracy w tworzeniu wojska polskiego, formu�uj�c r�wnocze�nie warunki tej wsp�pracy: polskie dow�dztwo, werbunek w r�kach polskich, przysi�ga polskiej instytucji politycznej. Ale to wszystko ju� nie interesowa�o w�adz niemieckich. Idea tworzenia armii polskiej u boku pa�stw centralnych, kt�ra leg�a u podstaw deklaracji cesarzy proklamuj�cej Kr�lestwo Polskie 5 listopada 1916 r., nie wytrzyma�a pr�by �ycia. Polacy potraktowali apele werbunkowe nader wstrzemi�liwie i werbunek zako�czy� si� ca�kowitym fiaskiem. Rewolucja lutowa i obalenie caratu w Rosji zmieni�y ca�kowicie sytuacj�. Proklamowanie prawa Polski do niepodleg�o�ci przez Piotrogrodzk� Rad� Delegat�w Robotniczych i �o�nierskich, a w kilka dni p�niej, wprawdzie z ograniczeniami r�wnie� i przez rosyjski Rz�d Tymczasowy stawia�o pod znakiem zapytania sens dalszego wsp�dzia�ania Polak�w z pa�stwami centralnymi. Rewolucja rosyjska bowiem przekre�li�a programy orientacyjne, czyli programy wsp�dzia�ania z jednym z zaborc�w przeciw innemu. Obalenie caratu oznacza�o, �e pozosta�o ju� tylko dw�ch zaborc�w: Niemcy i Austro-W�gry. Granice tworzonego pod ich auspicjami Kr�lestwa Polskiego mia�y zosta� okre�lone dopiero po wojnie, ale nie by�o oczywi�cie mowy - co zosta�o wyra�nie stwierdzone - o w��czeniu do� zabor�w austriackiego i pruskiego. Pi�sudski doskonale rozumia�, �e wiosn� 1917 r. sytuacja uleg�a diametralnej zmianie. Dlatego te� doprowadzi� do kryzysu przysi�gowego i rozbudowywa� Polsk� Organizacj� Wojskow�, nadaj�c jej coraz wyra�niej charakter antyniemiecki. Wci�� jeszcze jednak nie pali� wszystkich most�w, czego �wiadectwem wspomniany memoria� do Beselera. Oferta Pi�sudskiego by�a ju� jednak dla w�adz niemieckich nie do przyj�cia. Mo�na j� by�o rozwa�a� jeszcze jesieni� 1918 r., cho� w�a�nie w�wczas przyj�to inn� metod� post�powania, ale latem 1911 r. warunki, kt�re stawia� Pi�sudski, nie nadawa�y si� do dyskusji. Rewolucja rosyjska stwarza�a realnie dla pa�stw centralnych szanse zawarcia pokoju na wschodzie, a na pewno znacznie zmniejsza�a znaczenie frontu wschodniego. Armia polska, gdyby nawet powsta�a, nie mog�a by� oczywi�cie u�yta na froncie zachodnim. Po obaleniu caratu nie mog�a by� r�wnie� u�yta na froncie wschodnim. W nowej sytuacji oddzia�y polskie mog�y spe�nia� jedynie funkcje pomocnicze na terenach polskich okupowanych przez pa�stwa centralne. Znaczniejsza rozbudowa liczebna tych oddzia��w, kt�rych lojalno�� by�a nader w�tpliwa, mog�a wi�c stwarza� jedynie k�opoty. Nie mo�na te� by�o dalej tolerowa� istnienia POW. W tej sytuacji aresztowanie Pi�sudskiego i internowanie go w Magdeburgu by�o nieuniknione. Tym bardziej, �e na odbywaj�cym si� w pocz�tkach czerwca w Piotrogrodzie zje�dzie Zwi�zku Wojskowych Polak�w wybrano go honorowym przewodnicz�cym. Obawa przed tym, �e Pi�sudski przedostanie si� - co nie by�o zn�w tak trudne - do Rosji i tam tworzy� b�dzie armi� polsk�, mia�a wp�yw na decyzj� o internowaniu. W sensie politycznym okaza�a si� ta decyzja nies�ychanie dla Pi�sudskiego korzystna. Przede wszystkim likwidowa�a ona impas polityczny, w kt�rym znalaz� si� po wybuchu rewolucji rosyjskiej. Aresztowanie stanowi�o znakomite wyj�cie z coraz bardziej dwuznacznej i niepopularnej koncepcji wsp�pracy z Niemcami. Pi�sudski stawa� si� ofiar� prze�ladowa�, symbolem walki z okupantami. Obok carskich wi�zie� wpisywa� w sw�j �yciorys i wi�zienia pruskie. Ka�dy tydzie�, ka�dy miesi�c pobytu w Magdeburgu przynosi� mu wzrost popularno�ci, kreowa� go na przyw�dc� narodu. Nie odbywa�o si� to oczywi�cie bez szerokiej i konsekwentnej akcji propagandowej, prowadzonej z olbrzymim rozmachem przez jego zwolennik�w, ale akcja ta dawa�a pomy�lne rezultaty w�a�nie dlatego, �e trafia�a na grunt podatny, �e odwo�ywa�a si� do powszechnych emocji. Fakt, �e Pi�sudski by� izolowany, �e nie mia� �adnej mo�liwo�ci politycznego dzia�ania, r�wnie� - wbrew pozorom - dzia�a� na jego korzy��. Nie m�g� bowiem anga�owa� si� w dora�ne gry polityczne, nie m�g� wi�za� si� z powo�an� przez okupant�w we wrze�niu 1917 r., jako najwy�sza w�adza w Kr�lestwie, Rad� Regencyjn� z jej kolejnymi rz�dami, z Polsk� Si�� Zbrojn�. W miar� jak wszystkie te przedsi�wzi�cia kompromitowa�y si� w oczach spo�ecze�stwa, wzrasta� kapita� polityczny Pi�sudskiego. Czas pracowa� dla niego. Owe kilkana�cie miesi�cy niemieckiego wi�zienia stworzy�y mu pozycj�, jakiej nigdy jeszcze nie posiada�. Nie oznacza to jednak, �e by�y to dla� miesi�ce �atwe. Gdy go aresztowano, Aleksandra Szczerbi�ska, p�niejsza jego �ona, by�a w ci��y. C�rka Wanda urodzi�a si� w lutym 1918 r. Telegram Aleksandry, zawiadamiaj�cy, �e por�d przebieg� szcz�liwie, przetrzymano kilka tygodni. Wi�kszo�� list�w nie dochodzi�a. Odm�wiono pro�bie Pi�sudskiego, by go zwolniono na s�owo honoru, na kr�tki cho�by czas, dla za�atwienia spraw osobistych. Nie wyra�ano tak�e zgody na przyjazd do� kogokolwiek z rodziny. R�wnie� i fizycznie �le znosi� wi�zienie. W zimie musiano mu zezwoli� na k�piele zdrowotne w Magdeburgu. W�a�nie w wi�zieniu uko�czy� lat pi��dziesi�t, a w owych czasach by� to ju� wiek powa�ny. Warunki w magdeburskiej twierdzy nie by�y jednak z�e. Pi�sudski mieszka� w niewielkim, pi�trowym, drewnianym domku, zajmuj�c dwa pokoje na pi�trze. M�g� spacerowa� po ogrodzie a posi�ki przynoszono mu z restauracji. W jednym z list�w do Aleksandry opisa� sw�j rozk�ad dnia. Wstawa� o wp� do �smej. O �smej jad� �niadanie, p�niej spacerowa� po ogrodzie, czyta� "Magdeburgische Zeitung" i tak schodzi� czas do obiadu, kt�ry przynoszono o wp� do pierwszej. Po obiedzie sam sobie zaparza� herbat� i czyta� lub pisa�. Kolacj� jada� o wp� do si�dmej, potem stawia� pasjanse, a o dziesi�tej k�ad� si� spa�. Ten tryb �ycia zmieni�o przeniesienie w sierpniu 1918 r. do twierdzy magdeburskiej Kazimierza Sosnkowskiego. Najbli�szy wsp�pracownik z okresu legionowego sta� si� dobrym partnerem do dyskusji i szach�w. Zel�a� te� wi�zienny re�im i pozwolono im nawet na odbywanie spacer�w po Magdeburgu. W twierdzy magdeburskiej rozpocz�� Pi�sudski pisanie wspomnie� legionowych. Jak stwierdza w pisanej p�niej przedmowie do "Moich pierwszych boj�w", zamierza� opisa� trzy sytuacje, w kt�rych podj�cie decyzji by�o szczeg�lnie trudne i ryzykowne: przemarsz 1 pu�ku Legion�w w dniach 9-11 listopada 1914 r. pomi�dzy wojskami rosyjskimi i austriackimi do Krakowa (Ulina Ma�a), walki tego� 1 pu�ku na Podhalu w okresie od 23 listopada do 13 grudnia 1914 r. (Limanowa-Marcinkowice) oraz bitw� pod Kostiuchn�wk�, toczon� si�ami trzech brygad legionowych od 4 do 7 lipca 1916 r. Tego trzeciego zamierzenia nie zrealizowa�, opisuj�c zamiast bitwy pod Kostiuchn�wk� obron� przez 1 pu�k Legion�w odcinka Wis�y od Boles�awia do uj�cia Dunajca w dniach 16-26 wrze�nia 1914 r. (Nowy Korczyn-Opatowiec). Dwa pierwsze szkice uko�czy� w Magdeburgu (Ulina Ma�a uko�czona zosta�a 7 wrze�nia 1918 r. - w wydaniach przedwojennych b��dna data 7 wrze�nia 1917 r.), za� Nowy Korczyn-Opatowiec ko�czy� ju� w Sulej�wku. Wszystkie trzy epizody dotycz� dowodzonego przez Pi�sudskiego 1 pu�ku Legion�w. Wszystkie trzy dotycz� pierwszych tygodni i miesi�cy wojny. By� to dla Pi�sudskiego okres - w sensie politycznym - szczeg�lnie trudny. Jego koncepcje le��ce u podstaw dzia�alno�ci w latach poprzedzaj�cych wojn� leg�y w gruzach. Nale�y po�wi�ci� im nieco uwagi, by lepiej zrozumie� "Moje pierwsze boje". Genezy koncepcji Pi�sudskiego poszukiwa� nale�y zar�wno we wnioskach wyci�gni�tych z przebiegu rewolucji 1905 roku, jak i przewidywaniach rozwoju sytuacji mi�dzynarodowej. Pi�sudski i najbli�si jego wsp�pracownicy liczyli, �e wielki ruch mas uda si� przekszta�ci� w powstanie antyrosyjskie w Kr�lestwie. By�oby to powstanie odmienne od Xix-wiecznych w�a�nie udzia�em mas, a przede wszystkim klasy-robotniczej, jako si�y podstawowej. Zak�adano, �e program rewindykacji narodowych, wyra�aj�cy si� w ha�le walki o niepodleg�o�� Polski, niejako automatycznie zdominuje program rewindykacji spo�ecznych. Cele rewolucji na ziemiach polskich i w Rosji by�y wi�c - zdaniem Pi�sudskiego - odmienne. Dla Polak�w celem by�o nie obalenie caratu i przeobra�enie stosunk�w spo�ecznych, ale jedynie zrzucenie jarzma zaborczego. Przy tym za�o�eniu odmienno�ci cel�w wsp�dzia�anie z rosyjskim ruchem rewolucyjnym nie by�o konieczne. Sp�r o cele rewolucji podzieli� Polsk� Parti� Socjalistyczn� na tzw. "m�odych" i "starych", i w rezultacie zako�czy� si� roz�amem w 1906 r. "Starym", czyli dzia�aczom skupionym wok� Pi�sudskiego, nie uda�o si� przekszta�ci� rewolucyjnego ruchu mas w antyrosyjskie powstanie. Kl�ska rewolucji 1905 r. - zdaniem Pi�sudskiego - spowodowana zosta�a zachwianiem proporcji pomi�dzy si�� moraln� a si�� fizyczn� proletariatu. Rewolucja przegra�a, bo nie umia�a walczy� z wojskiem. Konieczne jest wi�c zdobycie tej umiej�tno�ci. "Nauk� t� - pisa� Pi�sudski w lutym 1908 r. w "Robotniku" - musz� z przesz�o�ci wysnu� wszyscy, kt�rzy stawiaj� sobie ten czy inny cel polityczny. Bez wzgl�du bowiem, czy kto obni�y swe wymagania w Polsce nawet do utrzymania manifestu cesarskiego, nadaj�cego Rosji konstytucj�, czy te� d��y� b�dzie do zdobycia konstytuanty lub zupe�nej niepodleg�o�ci kraju - ka�dy musi zrozumie�, �e bez poparcia swych d��e� walk� z przemoc� fizyczn� caratu nie zdo�a celu swego osi�gn��". Innymi s�owy, przygotowania do walki zbrojnej le�� w interesie wszystkich si� politycznych, poza ugodowcami. W kilka miesi�cy p�niej, w przededniu akcji bezda�skiej, pisa� Pi�sudski w dramatycznym li�cie do Feliksa Perla: "Ostatni� moj� ide�, kt�rej nie rozwin��em jeszcze nigdzie, jest konieczno�� w naszych warunkach wytworzenia w ka�dej partii, a tym bardziej naszej, funkcji si�y fizycznej, funkcji, �e u�yj� tak niezno�nego dla uszu humanitaryst�w okre�lenia (histeryczne panny, nie znosz�ce drapania po szkle, ale znosz�ce pranie ich po pysku), funkcji przemocy brutalnej". Owa funkcja si�y fizycznej - przypomnijmy - wytwarzana ma by� w ka�dej partii. St�d krok ju� tylko do koncepcji koordynacji owych si� fizycznych, do wsp�dzia�ania w ich przygotowaniu i wykorzystaniu. To geneza Zwi�zku Walki Czynnej, za�o�onego w 1908 r., i p�niejszych organizacji strzeleckich. Na kszta�towanie si� tej koncepcji istotny wp�yw mia�y zmiany w sytuacji mi�dzynarodowej. Jesieni� 1908 r. dochodzi do ostrego przesilenia mi�dzynarodowego w zwi�zku z w��czeniem do Austro-W�gier Bo�ni i Hercegowiny. Wydawa�o si�, �e wojna, w kt�rej po jednej stronie znajd� si� Austro-W�gry i Niemcy, a po drugiej Rosja, jest kwesti� dni. Kryzys za�egnano, ale u�wiadomi� on, �e w Europie ukszta�towa� si� nowy uk�ad si�, w kt�rym zaborcy znale�li si� w przeciwstawnych blokach militarno-politycznych. Wojna pomi�dzy tymi blokami stawa�a si� realn� i nieodleg�� perspektyw�. Oznacza�o to, �e niezale�nie od tego, gdzie si� wojna rozpocznie, toczy� si� b�dzie na ziemiach polskich, a tym samym sprawa polska ponownie powr�ci na scen� polityczn�. Powstawa�o wi�c pytanie: co wobec tej perspektywy winno czyni� spo�ecze�stwo polskie? Zdaniem Pi�sudskiego przygotowywa� si� do czynnego udzia�u w nadchodz�cych wydarzeniach, do wykorzystania szans, kt�re niesie przysz�o��. W 1910 r. opublikowa� prac� pt. Geografia militarna Kr�lestwa Polskiego, w kt�rej analizowa� rosyjski plan wojenny, polegaj�cy - jego zdaniem - na oparciu si� na prawym brzegu Wis�y. "G��wna pot�ga wroga - stwierdza� - wraz z wszystkimi urz�dzeniami skoncentrowana jest na prawym brzegu, nasze si�y, przynajmniej w pocz�tku ruchu - na lewym. Wsch�d jest ufortyfikowany, zach�d - nie. Wsch�d posiada koleje strategiczne, na zachodzie kolei jest mniej i nie posiadaj� one tego znaczenia strategicznego". Wnioski nasuwa�y si� same. Plan rosyjski nie przewiduje obrony cz�ci Kr�lestwa po�o�onej na lewym brzegu Wis�y. W tym rejonie, os�onowe oddzia�y rosyjskie b�d� mia�y jedynie za zadanie umo�liwienie sprawnego przeprowadzenia poboru i ewakuacji. Na ten w�a�nie teren, w chwili wybuchu wojny, wkrocz� szkolone w Galicji oddzia�y strzeleckie. Spowoduje to albo wybuch antyrosyjskiego powstania, albo przynajmniej masowy nap�yw ochotnik�w. Owe kadrowe oddzia�y b�d� lawinowo rozrasta� si� w bataliony i pu�ki. Kadr� oficersk� i podoficersk� stanowi� b�d� strzelcy - materia� �o�nierski da Kr�lestwo. Powstaj�ca w ten spos�b armia polska nie odegra - rzecz jasna - w starciu milionowych armii istotnej roli militarnej. Ale dla decyzji w sprawie polskiej jej istnienie b�dzie mia�o bardzo du�e znaczenie. Szczeg�lnie, je�li uda si� oddzia�om polskim wkroczy� do Warszawy przed wojskami pa�stw centralnych. Powo�anie w�wczas rz�du polskiego w Warszawie stworzy polityczny fakt dokonany, kt�ry pa�stwa centralne b�d� musia�y w jaki� spos�b zaakceptowa�. Plan Pi�sudskiego opiera� si� wi�c na trzech za�o�eniach: (1�) �e uda si� w Galicji przygotowa� kadry przysz�ej armii i uzyska� zgod� na wkroczenie ich w momencie wybuchu wojny do Kr�lestwa, (2�) �e Kr�lestwo odpowie masowym nap�ywem ochotnik�w i (3�) �e linia obrony rosyjskiej przebiega� b�dzie Wis�� i Narwi�. By�o to oczywi�cie r�wnanie z trzema niewiadomymi i rozwi�zanie go przynie�� mog�a tylko przysz�o��. Wystarcza�o, by jedno z tych za�o�e� okaza�o si� b��dne, i plan ten musia� si� zawali�. Ale planowanie polityczne zawsze zawiera znaczn� liczb� niewiadomych. Rzecz tylko w stopniu prawdopodobie�stwa. W tym wypadku stopie� �w wydawa� si� do�� wysoki. Realizacja tego planu rozpocz�a si� o �wicie 6 sierpnia 1914 r., gdy z krakowskich Oleandr�w ruszy�a do Kr�lestwa kompania kadrowa. W kilka godzin p�niej Pi�sudski o�wiadczy� na posiedzeniu Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodleg�o�ciowych, �e w Warszawie utworzy� si� Rz�d Narodowy, kt�remu si� podporz�dkowuje, zobowi�zuj�c r�wnocze�nie zebranych do zachowania przez trzy dni tajemnicy. Owe trzy dni potrzebne by�y na przygotowanie i wydrukowanie odezwy Rz�du Narodowego. Odezw� napisa� Leon Wasilewski, a piecz�� z or�em przygotowa� Stanis�aw Siedlecki. Wydrukowano j� - oczywi�cie konspiracyjnie - w krakowskiej Drukarni Ludowej. Odezwa sk�ada�a si� z trzyzdaniowego tekstu podpisanego "Rz�d Narodowy" i datowanego "Warszawa 3 sierpnia", w kt�rym informowano o powstaniu Rz�du Narodowego i o mianowaniu przeze� J�zefa Pi�sudskiego "Komendantem polskich si� wojskowych" oraz z kr�tkiego tekstu podpisanego "Komendant G��wny Wojska Polskiego J�zef Pi�sudski", informuj�cego, �e kadry armii polskiej wkroczy�y na ziemie Kr�lestwa Polskiego, zajmuj�c je w imieniu Rz�du Narodowego. "Z dniem dzisiejszym - stwierdzono w zako�czeniu - ca�y Nar�d skupi� si� winien w jednym obozie pod kierownictwem Rz�du Narodowego. Poza tym obozem zostan� tylko zdrajcy, dla kt�rych potrafimy by� bezwzgl�dni". �w Rz�d Narodowy nigdy nie istnia�. By�a to od pocz�tku do ko�ca mistyfikacja dokonana przez Pi�sudskiego. By�a ona logiczn� konsekwencj� jego plan�w. Tworz�ca si� armia polska musia�a mie� zaplecze polityczne w postaci Rz�du Narodowego. Gdyby uda�o si� jej wkroczy� do Warszawy, powo�anie tego rz�du by�oby spraw� prost�. Plany jednak za�ama�y si� przy pr�bie realizacji. Nie tylko nie wybuch�o antyrosyjskie powstanie w Kr�lestwie, ale i nie nast�pi� masowy nap�yw ochotnik�w do wkraczaj�cych oddzia��w strzeleckich. Przyjmowani byli oboj�tnie, je�li nie wr�cz z niech�ci�. Dla tych m�odych ch�opc�w, kt�rzy gotowi byli z�o�y� Ojczy�nie najwy�sz� ofiar�, by� to straszliwy szok. B��dne te� okaza�y si� przewidywania Pi�sudskiego dotycz�ce rosyjskich plan�w wojennych. Przede wszystkim, wbrew przewidywaniom Pi�sudskiego, Warszawa, jako wa�ny w�ze� kolejowy (poza wszystkimi innymi jej funkcjami) odgrywa�a w planach tych bardzo du�� rol�. Poza tym dow�dztwo rosyjskie, przygotowuj�ce ofensyw� na kierunku Lw�w-Krak�w, nie mog�o oczywi�cie ods�ania� swej prawej flanki. Oznacza�o to konieczno�� obrony lewobrze�nej cz�ci Kr�lestwa i tym samym przekre�la�o nadzieje Pi�sudskiego, ju� nie tylko na wkroczenie do Warszawy, ale i na opanowanie znaczniejszej cz�ci Kr�lestwa. W rezultacie oddzia�y Pi�sudskiego dotar�y zaledwie do Kielc, a i st�d wkr�tce zosta�y wyparte. W�adze austriackie, za kt�rych przyzwoleniem oddzia�y strzeleckie wkroczy�y do Kr�lestwa, rych�o przekona�y si�, i� ca�a akcja okaza�a si� fiaskiem. Nie wybuch�o antyrosyjskie powstanie, nie zdo�ano przeszkodzi� mobilizacji do armii rosyjskiej, nie dokonano �adnych dzia�a� dywersyjnych. Innymi s�owy, �adnych korzy�ci z punktu widzenia w�adz wojskowych. Z punktu widzenia za� w�adz politycznych sytuacja by�a nie do przyj�cia. Zapad�a wi�c decyzja o likwidacji ca�ej imprezy i wcieleniu strzelc�w do Landsturmu. Zakomunikowano j� Pi�sudskiemu 12 sierpnia z 24-godzinnym terminem. By�a to dla� ca�kowita kl�ska. Nic dziwnego, �e - jak m�wi� w�wczas - "w �eb sobie strzeli, je�li decyzje austriackie wejd� w �ycie". Wali�y si� wszystkie plany, bez sensu okazywa�y si� lata przygotowa�. Uratowali Pi�sudskiego politycy galicyjscy, przede wszystkim konserwaty�ci. Pomi�my tu omawianie rozm�w i narad poprzedzaj�cych utworzenie 16 sierpnia w Krakowie Naczelnego Komitetu Narodowego, opartego na porozumieniu wszystkich polskich stronnictw galicyjskich, bo stanowi to odr�bne zagadnienie. NKN zapowiedzia� utworzenie dw�ch Legion�w Polskich, jednego w zachodniej, drugiego we wschodniej Galicji. Na czele Legionu Zachodniego stan�� genera� Rajmund Baczy�ski, a oddzia�y Pi�sudskiego przekszta�cone zosta�y w 1 pu�k pod jego dow�dztwem. W sensie politycznym by�y Legiony czym� zupe�nie innym ni� akcja strzelecka Pi�sudskiego. By�y one ochotnicz� formacj� walcz�c� u boku jednego z zaborc�w. Pi�sudski doskonale rozumia� ow� dwuznaczno�� sytuacji i od samego pocz�tku stara� si� konsekwentnie podkre�la� samodzielno�� i odr�bno�� 1 pu�ku czy, p�niej, I Brygady. �w brak subordynacji wobec austriackich dow�dc�w, tak wyra�nie eksponowany w "Moich pierwszych bojach", mia� by� w�a�nie �wiadectwem niezale�no�ci. Podobnie zreszt� jak wielokrotnie podkre�lana odmienno�� cel�w. Obrona Wis�y na lewym brzegu (Nowy Korczyn-Opatowiec) wynika nie tyle z za�o�e� militarnych, co z ch�ci utrzymania si� w Kr�lestwie. Ryzykowny manewr marszu do Krakowa (Ulina Ma�a) powodowany jest obaw�, �e towarzyszenie zgodnie z rozkazem wojskom austriackim oznacza� mo�e opuszczenie ziem polskich. Podhala�skie plany obrony do ostatniego �o�nierza (Limanowa-Marcinkowice) z punktu widzenia militarnego pozbawione by�y sensu. We wszystkich tych wypadkach dla Pi�sudskiego decyduj�ca jest motywacja polityczna. Swoistym paradoksem jest, �e owe decyzje polityczne podejmuje dow�dca pu�ku. Ale niczym wi�cej w tym czasie nie dysponuje. Skoro motywy decyzji maj� charakter polityczny, a nie wojskowy, nic dziwnego, �e i w realizacji elementy wojskowe schodz� niejako na plan dalszy. Pi�sudski, jako dow�dca pu�ku, pope�nia� b��dy do�� elementarne. Brak ubezpieczenia, brak patroli, marna ��czno��, podejmowanie decyzji bez stara� o niezb�dne informacje - to grzechy podstawowe. Pisze o nich z ujmuj�c� szczero�ci�, s� to bowiem dla� sprawy trzeciorz�dne. Jedynie Sosnkowski, jego nieodst�pne alter ego, co pewien czas wymusza stosowanie si� do regu� wojskowych. Pi�sudski dowodz�c pu�kiem my�li kategoriami strategicznymi, kategoriami wodza naczelnego. Sukces wojskowy jest dla� celem tylko o tyle, o ile mo�na przeku� go w sukces polityczny. Dla dow�dcy pu�ku ten typ my�lenia mo�e by� zab�jczy, ale Pi�sudski nie zamierza� by� dow�dc� pu�ku. Pisa� Pi�sudski "Moje pierwsze boje" z pami�ci, pozbawiony dokumentacji. Ale chyba nie tylko to spowodowa�o, �e bardziej interesuje go klimat wydarze�, w�asna psychika ni� dok�adny, suchy opis. 1�) Innymi s�owy, pisa� t� ksi��k� bardziej pisarz ni� wojskowy. Ale dlatego w�a�nie wspomnienia owe (cho� dotycz� drobnych przecie� epizod�w) przetrwa�y pr�b� czasu. S� one oczywi�cie, jak ka�dy tekst literacki, kreacj� 2�). S� �r�d�em wiedzy nie tyle o Pi�sudskim opisywanym, co o Pi�sudskim pisz�cym. O Pi�sudskim z Magdeburga i Sulej�wka. W tworzeniu, w rozbudowywaniu legionowej legendy odegra�y one du�� rol�. Mia�a ta legenda legitymowa� d��enie obozu belwederskiego do w�adzy. Konsolidowa� ten ob�z i pozyskiwa� mu zwolennik�w. Sam Pi�sudski przywi�zywa� do tego wielk� wag�. W przem�wieniu wyg�oszonym 1 sierpnia 1925 r. na Iv Zje�dzie Legionist�w m�wi�: "Przy takim sta�ym fa�szowaniu i reklamiarstwie mo�na fa�szowa� prawd� i ostrzegam was, leguny. Pracujcie nad prawd� historii sami, bo to, co historyk znajdzie, b�d� referaty, atramenty, no i brudy. Niechybnie, �ycie nie jest romansem, ale te� nie powinno by� i ka�u�� b�ota, w kt�rym my by�my siebie, czy te� nasze dzieci, jak w lusterku ogl�dali. Dlatego was ostrzegam, jak ongi� wy�cie mnie ostrzegali! I ostrzegam was tak, jak gdyby historia przysz�o�ci, przysz�o�ci by� mo�e niedalekiej". W grupach kombatanckich historia zawsze spe�nia rol� szczeg�lnie wa�n� - w tym wypadku mia�a jeszcze zadanie dodatkowe, mianowicie zast�pi� mia�a brak wyra�nego, sprecyzowanego programu na przysz�o��. Z programu takiego �wiadomie rezygnowano r�wnie� i z tego powodu, �e musia�by on prowadzi� do polaryzacji �rodowiska kombatanckiego. Chodzi�o za� o jak najsilniejsze jego zintegrowanie. Nale�a�o wi�c na plan pierwszy wysuwa� czynniki ��cz�ce to �rodowisko, utrwala� w nim przekonanie, �e sw� ofiarno�ci� zdoby�o mandat do odpowiedzialno�ci za losy pa�stwa. S�u�y�o temu przeciwstawianie czynu zbrojnego, podj�tego przez garstk�, bierno�ci przyt�aczaj�cej wi�kszo�ci spo�ecze�stwa polskiego, kt�re pora�one by�o lojalizmem i pos�usze�stwem zaborcom. Ta opozycja: garstka szlachetnych i zdeprawowana, a w ka�dym razie niezdolna do czynu reszta, odwo�ywa�a si� do tradycji romantycznej i by�a emocjonalnie bardzo no�na. Do tej w�a�nie tradycji si�gano buduj�c legend� legionow� i legend� Wodza. Rozbudowywano t� legend� w okresie, gdy euforia wywo�ana odzyskaniem niepodleg�o�ci ju� opad�a, a twarda rzeczywisto�� rozwiewa�a z�udzenia, �e sam fakt istnienia w�asnego pa�stwa rozwi��e nabrzmia�e kwestie spo�eczne, narodowo�ciowe i ekonomiczne. Literatura pi�kna, kt�ra jak czu�y sejsmograf notowa�a owe nastroje, owocuje w tym w�a�nie czasie dzie�ami stanowi�cymi gorzki rozrachunek zawiedzionych nadziei. "Przedwio�nie" jest przyk�adem najbardziej znamiennym, ale przecie� nie jedynym. Romantyczna legenda Legion�w i Wodza samotnego w obliczu Dziej�w, legenda tych, kt�rzy niezrozumiani i odrzucani przez wsp�czesnych zdobyli si� na czyn, kt�rego racje potwierdzi�a historia, by�a nader u�yteczna w bie��cej walce politycznej. Ci, kt�rych czyn przyni�s� Polsce niepodleg�o��, mieli moralne prawo broni� tej niepodleg�o�ci, gdy zagro�ona by�a przez w�asne spo�ecze�stwo. Historia im w�a�nie przeznaczy�a t� misj�, mimo �e teraz, tak jak i w�wczas, gdy wybuch�a wielka wojna, byli w mniejszo�ci. W przygotowaniu przewrotu majowego legenda legionowa odegra�a olbrzymi� rol�. "Moje pierwsze boje" nie by�y tylko wspomnieniami z przesz�o�ci. By�y r�wnie�, a mo�e przede wszystkim, argumentem w walce politycznej. Andrzej Garlicki Przypisy 1�) W 1 pu�ku, a p�niej w I Brygadzie, stosunki i atmosfera r�ni�y si� zasadniczo od panuj�cych w armii austriackiej. Wynika�o to oczywi�cie z ochotniczego charakteru Legion�w, ale owe odr�bno�ci by�y te� �wiadomie kultywowane jako czynnik integruj�cy. Okre�li to p�niej Pi�sudski jako budowanie swoistego "getta legionowego". I Brygada - na co zwraca� przed laty uwag� Henryk Jab�o�ski - mia�a charakter inteligencki. Jej popularno�� r�wnie� "tkwi�a w tym, �e �wiadomie czy pod�wiadomie ten dziwny tw�r naszej historii Xix i Xx w. - tzn. inteligencja polska, prze�ywa�a w I Brygadzie sw�j wiek heroiczny. Tam znajdowa�y uj�cie jej sny o w�asnym pa�stwie i o swej w tym pa�stwie roli, tam prze�ywa�a na jawie marzenia o wielko�ci i s�awie, o Polsce jakiej� nierealnej, nie maj�cej ni granic, ni gruntu, bo wyros�ej z marze� patriotycznych, ale artystycznych, ksi��kowych, niczym niemal z �yciem szerokich rzesz narodu nie zwi�zanych" (H. Jab�o�ski - Z dziej�w obozu legionowo-peowiackiego, "Dzieje Najnowsze" 1947, t. I, s. 41�). 2�) Interesuj�ce na ten temat rozwa�ania w ksi��ce W�odzimierza W�jcika (Nadzieje i z�udzenia. Legenda Pi�sudskiego w polskiej literaturze mi�dzywojennej, Katowice 1998, s. 18-84�). Przedmowa Latem 1917 r. zosta�em aresztowany w Warszawie przez w�adze okupacyjne niemieckie i wywieziony w g��b Niemiec. Przez pewien czas przewo�ono mnie z wi�zienia do wi�zienia, nieraz trzymaj�c w najgorszych warunkach, by wreszcie, po kilku tygodniach, osadzi� w twierdzy magdeburskiej, gdzie po roku i kilku miesi�cach doczeka�em si� powstania Pa�stwa Polskiego. W Magdeburgu, ku wielkiemu memu zdziwieniu, wywy�szono mnie nagle do wysokiej rangi genera�a i trzymano, �e tak powiem, z odpowiednim dla takiej szar�y szacunkiem. Miejscem mego pobytu by�a cytadela dawnej, starej fortecy magdeburskiej, a w�a�ciwie jeden z jej zak�tk�w - zabudowanie, kt�re, jak si� o tym mog�em przekona� z tablic zawieraj�cych przepisy zachowania si� w celach, nosi�o zabawn� nazw�: "Sommeroffiziersarreststube". Mia�o to najoczywi�ciej oznacza�, �e w tym zabudowaniu odsiadywali swoj� kar� aresztu za te czy inne przewinienia oficerowie garnizonu magdeburskiego, lecz zarazem nazwa ta wskazywa�a, �e zabudowanie to nie jest przeznaczone dla takiego u�ytku w zimie. Przetrzymano mnie tam wprawdzie przez ca�y czas zimy z 1917 na 1918, lecz nie mam zreszt� z tego powodu do Niemc�w specjalnych pretensji. Bywa�o i zimno, lecz nie mog� powiedzie�, aby si� nie starano, nieraz i bardzo gorliwie, o usuni�cie tych brak�w. Przypuszczam, �e wybrano dla mnie to miejsce dlatego, �e w nim naj�atwiej mo�na by�o wykona� surowe nakazy z g�ry: zupe�nego izolowania mnie od ca�ego �wiata. Mieszka�em zreszt� wcale wygodnie. Do rozporz�dzenia mia�em na pierwszym pi�trze trzy cele: pok�j sypialny, co� w rodzaju pokoju, w kt�rym mog�em kogo� przyj��, a co w mojej sytuacji mog�o mnie tylko do �miechu pobudza�, i trzeci - pok�j jadalny. Wszystkie trzy cele, dzie� ca�y otwarte, wychodzi�y na ogr�dek, w kt�rym by�o kilka drzew owocowych i troch� niewielkich krzew�w czy ro�lin. Za ogr�dkiem by� wielki wa� ziemny dawnej fortecy, poros�y muraw�, wy�szy znacznie od domu. Na dole, w parterowych celach, mieszkali podoficerowie przeznaczeni do pilnowania mnie i ordynansi, kt�rych systematycznie co pewien czas mi zmieniano. W ogrodzie sta� �o�nierz uzbrojony jako sta�a warta. Ca�y ogr�d by� oddzielony od reszty �wiata, czyli od ogromnego podw�rza cytadeli, wysokim, szczelnym parkanem zbitym z desek. Do �wiata zewn�trznego prowadzi�a furtka, za kt�r� sta� inny posterunek, wydzielony z fortecznego odwachu. Jakby dla pocieszenia mnie i uhonorowania, powiedziano mi od razu, �e w tym w�a�nie gmachu przele�a� i przesiedzia� przez d�u�szy czas genera� belgijski, dow�dca twierdzy Liege, ranny przy jej obronie. Na razie wolno mi by�o spacerowa� w ogrodzie przez trzy godziny dziennie, potem przestano mnie w tym kr�powa� i mia�em prawie ca�y dzie� do zmierzchu otwarte drzwi z g�rnego pi�tra do ogrodu. W tych warunkach przesiedzia�em rok ca�y zupe�nie samotnie i dopiero w po�owie sierpnia 1918 r. przyby� jako towarzysz niedoli wi�ziennej gen. Sosnkowski, z kt�rym pozosta�em a� do zwolnienia mnie w listopadzie 1918 r. Do �ycia wi�ziennego, jak mi si� zdaje, by�em urodzony. Bardzo �atwo znosz� samotno��, nie odczuwaj�c, jak inni, ca�ego jej ci�aru i umiej�c �agodzi� prac� my�low� najci�sz� stron� �ycia wi�ziennego - t�sknot�. Nie ma bowiem w�tpliwo�ci, �e ka�dego wi�nia przyt�acza� musi t�sknota do wolno�ci, do swobody ruch�w, do takiego stanu, gdzie nie ma tylu zakaz�w, ogranicze�, skazuj�cych cz�owieka na monotonno�� d�ugiego szeregu dni, sp�dzanych zawsze jednakowo, zawsze w tych samych warunkach. Dla ludzi tak skrupulatnie izolowanych, jak ja by�em odci�ty od �wiata w Magdeburgu, �ycie staje si� ci�arem prawie nie do zniesienia. Dla mnie musia�o to by� tym ci�szym, �e wyrwany zosta�em z �ycia tak pe�nego zmian i tak bogatego co dzie� w inne wra�enia. �y�em �yciem wojennym, w kt�rym nerwy ludzkie przyzwyczajaj� si� do wiecznego ruchu, do codziennej, a koniecznej zmiany zaj�cia, do koniecznej, a codziennej, przemiany samego siebie w coraz to nowy instrument walki, kt�ry pracuje coraz to innym wysi�kiem woli, nerw�w, umys�u czy serca. Cisza wi�c wi�zienna i niezwyk�a, bo niemiecka, monotonia dni by�a doskona�ym gruntem dla �r�cej nieraz t�sknoty do barwnej i pe�nej ruchu wst�gi �ycia wojennego. Zupe�na izolacja przy tym nie dozwoli�a mi nawet wiedzie�, co si� sta�o lub co si� dzieje z kolegami i przyjaci�mi, z kt�rymi si� zbrata�o w ci�kiej i twardej, lecz tak niezwykle uroczej i tak bratersko prze�ytej pracy wojennej, odbytej w mojej Pierwszej Brygadzie legionowej. Nieraz te� w d�ugich, samotnych przechadzkach po ogr�dku wyrasta�y mi, jak �ywe kwiaty, wspomnienia o niedawnych prze�yciach. Cisn�y i �udzi�y one jak fantomy oaz na pustyni, gdy podsuwa�y mi pod oczy mi�e twarze przyjaci�, gdym w uszach s�ysza� nieledwie ich �miechy obok huku armat i grzechotu karabin�w graj�cych sw� muzyk� wojenn�. Dla z�arcia trawi�cej mnie t�sknoty zmusza�em siebie do analizy swego post�powania jako dow�dcy. Bawi�em si� w krytyk� czy to siebie. czy to swych podw�adnych, by oczy przesta�y widzie�, uszy s�ysze�, serce bi� mocniej, by m�c te prawie zmys�owe wra�enia zamkn�� w rozmy�lania analityczne. D�ugo, d�ugo pracowa�em my�l� jedynie. Wtedy zacz��em odczuwa�, jak nieraz w poprzednich ju� moich wi�ziennych prze�yciach, �e zaczynam �y� jakim� nierealnym �yciem, jak�� prac� g�owy jedynie, tak �e zamiera� zaczyna normalna praca organizmu. Zdecydowa�em si� zerwa� z tym i, zrobiwszy dla pr�by gimnastyk� woli przez zaniechanie na dwa tygodnie palenia, przyszed�em do przekonania, �e najprostszym sposobem pozbycia si� ci�aru t�sknoty jest pr�ba rzucenia wspomnie� na papier. Mie� pi�ro w r�ku i jego mechaniczn� prac� zwi�za� siebie �ci�lej z �yciem, chocia� tak ubogim we wra�enia, lecz jednak�e realnym! I wtedy przysz�y mi na my�l moje niegdy�, z czas�w przedwojennych, dziesi�cioletnie studia nad zjawiskiem wojny w �wiecie. Dziesi�� lat w�era�em si� w istot� pracy dowodzenia, w �ywiole - jak m�wi Clausewitz - niebezpiecze�stwa, w �ywiole niepewno�ci, w �ywiole wreszcie - jak ja okre�lam - wiecznych sprzeczno�ci nie do rozwik�ania, rozcinanych jak gordyjski w�ze� mieczem decyzji, mieczem rozkazu. Pami�tam, gdym szed� na wojn� w sierpniu 1914 r., postanowi�em sobie bacznie obserwowa� zjawiska wojny, bacznie analizowa� samego siebie, by sobie samemu rozwi�za� mn�stwo w�tpliwo�ci, odpowiedzie� na mn�stwo pyta� pozosta�ych w duszy i w g�owie z okresu studi�w nad ksi��kami. Teraz, w Magdeburgu, zdecydowa�em si� spr�bowa�, czy p�jdzie mi �atwo ziszczenie dawnych marze�, bym m�g� szczerze i spokojnie zilustrowa� sob� samym prawd� o istocie dowodzenia, prawd� o duszy dow�dcy, uginaj�cej si� pod ci�arem niebezpiecze�stw, niepewno�ci i sprzeczno�ci. Walczy z nimi, bo s� one �ywio�em wojny, ka�dy �o�nierz. Dow�dca niesie pr�cz tego ci�ar odpowiedzialno�ci za swych podw�adnych, a na policzku swoim czu� musi piek�cy wstyd upokorzenia, gdy mu praca dowodzenia si� nie uda, a za niepowodzenie krwi� p�ac� inni. "�mieszne ongi� marzenia - m�wi�em sobie - mo�esz teraz w wi�zieniu urzeczywistni�, gdy przezwyci�ysz lenistwo do pi�ra". Tak� by�a geneza le��cych przed czytelnikiem wspomnie� moich z pracy dowodzenia w r. 1914. Zdecydowa�em wtedy od razu, �e wybior� dla opisu trzy najci�ej przeze mnie prze�yte prace w I Brygadzie. Momenty, w kt�rych ja, szafuj�cy niezwykle ostro�nie krwi� podw�adnych, unikaj�cy nieraz rozmy�lnie pracy dla s�awy, by nie p�aci� za ni� za drogo, umia�em, czy musia�em, zaryzykowa� ca�ym nieledwie przeze mnie dowodzonym oddzia�em, stawiaj�c na kart� i siebie jako dow�dc�. Najci�sze moje prace dowodzenia: Ulina Ma�a, Marcinkowice i Kostiuchn�wka. Zdo�a�em sko�czy� tylko Ulin� Ma�� i Marcinkowice. By�em tak zm�czony i prze�yciem, i prac�, w kt�rej bezwiednie obok prostego opisu oddawa�em t�sknot� do wszystkiego, co jest Polsk�: do drogi b�otnistej, do wsi zapad�ej, do ludzi, krajobrazu i drogich mi koleg�w, �e zdecydowa�em nie pr�bowa� na razie najci�szych wspomnie� o najci�szej bitwie, o bitwie w�r�d bor�w i b�ot Polesia wo�y�skiego. Lecz pi�ro si� rozp�dzi�o. Wspomnienia swawolne pobieg�y w inn�, milsz� nieco stron�, w stron� prze�y� pierwszych prawie wra�e� wojny, pierwszych, jeszcze nie�mia�ych wobec siebie s�mego pr�b dowodzenia, gdy rozmach szeroki my�li zwalczany by� usilnie przez nie�mia�o�� i niepewno�� siebie. Tam bitwy niekrwawe z kawaleri� rosyjsk� dawa�y pierwsze wra�enia muzyki bojowej, pierwsze wra�enia wczucia si� w �ywy teren, obok pierwszych pr�b �mia�ego manewru z gr� trzema rodzimymi rzekami: Wis��, Nid� i Dunajcem. Wobec tego zacz��em opisywa� swoje ta�ce obok tych rzek we wrze�niu 1914 pod tytu�em Nowy Korczyn-Opatowiec. Prac�, prawie do ko�ca ju� doprowadzon�, przerwa�o przybycie do magdeburskiej twierdzy gen. Sosnkowskiego. Odt�d t�sknota sta�a si� l�ejsz�, a pi�ro zosta�o w k�t rzucone dla niesko�czonych rozm�w i wiecznych szach�w. Ust�py o Nowym Korczynie i Opatowcu nie zosta�y zako�czone. W ten spos�b moje zamiary uprzednie nie urzeczywistni�y si�. I dlatego musia�em w�o�y� troch� pracy, aby teraz do druku odda� rzeczy bardziej sko�czone. Zmiany, kt�re wprowadzi�em, s� bardzo niewielkie. Konieczno�� ich wynika�a st�d, �e musia�em pracowa� w Magdeburgu w specjalnych warunkach, narzuconych mi przez wi�zienie. Po pierwsze wi�c nigdy nie mog�em by� pewny, czy wszystko, co spod pi�ra mego wyjdzie, nie b�dzie mi w jakiej� chwili odebrane, mo�e na zawsze. Z tego powodu, przyzwyczajony za m�odu do przemy�lno�ci wi�nia, postanowi�em oszuka� swych anio��w str��w. Zapowiedzia�em wi�c, �e chc� wnie�� skarg�, zar�wno na moje aresztowanie, jak i na trzymanie mnie, wbrew prawu pruskiemu, w zupe�nej izolacji. O tych przepisach prawnych dowiedzia�em si� zupe�nie przypadkowo od starego genera�a niemieckiego, dow�dcy w Weslu, gdzie przewieziono mnie ze Spandau pod Berlinem. O�wiadczy� mi on z ca�� otwarto�ci�, �e zaprotestowa� stanowczo przeciwko temu, aby w twierdzy, kt�r� on dowodzi, post�powano z kt�rymkolwiek z wi�ni�w wbrew prawu pruskiemu, zabraniaj�cemu, wed�ug niego, trzyma� kogokolwiek w odosobnieniu i samotno�ci, pr�cz tych, kt�rzy albo znajduj� si� pod �ledztwem, albo s�downie na kar� odosobnienia zostali skazani. Przypomniawszy sobie wi�c w Magdeburgu oburzenie genera�a z Wesla, za��da�em dla napisania swojej skargi wi�kszej ilo�ci papieru, gdy�, nie znaj�c dobrze niemieckiego j�zyka, zniszcz� z pewno�ci� co najmniej kilkana�cie koncept�w polskich, nim je przystosuj� do obcej, nieznanej mi dok�adnie mowy. W ten spos�b zdoby�em sobie wszystkie przybory do pisania oraz stworzy�em poz�r, dlaczego przesiaduj� przy stole z pi�rem w r�ku. Ca�y ten przemy�lny wybieg odbi� si� jednak bardzo wyra�nie na sposobie mego �wczesnego pisania. Nad ca�� moj� prac� literack� w Magdeburgu ci��y jako mus oszcz�dno�� papieru. Nie tylko wszystkie kartki s� zapisane niezwykle drobnym, trudno czytelnym pismem, lecz i sam styl ma na sobie pi�tno owej oszcz�dno�ci. Dlatego te� przy oddawaniu do druku musia�em wprowadzi�, drobne zreszt�, poprawki, obawiaj�c si�, �e skr�ty mego my�lenia nie b�d� dostatecznie zrozumiane przez czytelnik�w. Wreszcie, musia�em doko�czy� opis prze�y� moich z okresu pierwszych boj�w pod Nowym Korczynem i Opatowcem. Dla uzupe�nienia historii r�kopisu dodam, �e pisa�em go bez �adnej my�li o wydaniu kiedykolwiek. Wydawa�o mi si� bowiem rzecz� nieprawdopodobn�, aby unikn�� on zwyk�ego losu wszystkich notatek wi�ni�w, losu m�wi�cego, �e bardziej nale�� one do tych, co wi�nia wi꿹, ni� do niego samego. Istotnie przez d�u�szy czas nie znajdowa�y si� one w moich r�kach i zawdzi�czam zwrot r�kopisu, jak i wielu rzeczy moich pozosta�ych w Magdeburgu, skrupulatno�ci rz�du niemieckiego, kt�ry zwr�ci� mi je wtedy, gdy ju� by�em w Belwederze. Wywieziono bowiem mnie i genera�a Sosnkowskiego z Magdeburga w tak nag�y i niezwyk�y spos�b, �e o zabraniu wszystkich rzeczy mowy nawet nie by�o. Pewnego dnia w pocz�tkach listopada 1918 r. zjawili si� dwaj oficerowie niemieccy, ubrani ju� po cywilnemu. O�wiadczyli nam, �e jeste�my wolni i �e mamy natychmiast wyjecha� do Berlina, sk�d o sz�stej wieczorem tego� dnia odje�d�amy poci�giem odchodz�cym do Warszawy. Gdy, zdziwieni, ogl�dali�my cywilny ubi�r oficer�w, powiedzieli nam oni z za�enowaniem, �e rewolucja wybuch�a w Magdeburgu i �e wyjedziemy autami, nie jako wojskowi, ale jako zwykli �miertelnicy. Przepraszaj�c, prosili nas bardzo, by�my nie zabierali �adnych swoich rzeczy z sob�, gdy� obawiaj� si�, �e mo�e to zwr�ci� uwag� manifestant�w chodz�cych po ulicach. Nie wiem, co bym by� w�wczas postanowi�, gdyby w tym o�wiadczeniu oficer�w nie by�o obietnicy, �e ju� o sz�stej wieczorem b�d� siedzia� w poci�gu, wioz�cym mnie do Warszawy. Pod wp�ywem tej nadziei zdecydowali�my si� z Sosnkowskim szybko. On wzi�� ma�y neseserek, ja wyszed�em z twierdzy magdeburskiej zawin�wszy w papier najkonieczniejsze tylko przybory toaletowe. Wyznam, �e wtedy nie my�la�em wcale ani o r�kopisie, ani o jakichkolwiek rzeczach, kt�re pozostawi�em w "Sommeroffiziersarreststube". Gdy�my po przej�ciu, niby spacerkiem, niedaleko mostu na Elbie przystan�li, zajecha�y dwa auta, kt�re za chwil� w szybkim p�dzie unosi�y nas ze zrewoltowanego miasta. R�kopis otrzyma�em wzgl�dnie bardzo niedawno do swoich r�k gdy� przy zwrocie rzeczy magdeburskich zosta� on, widocznie przez omy�k�, odes�any gen. Sosnkowskiemu, wraz z jego papierami i rzeczami. I teraz dopiero odnowi�em swoje wspomnienia magdeburskie, przegl�daj�c swoj� wi�zienn� pr�b� zilustrowania samym sob� pracy dowodzenia na wojnie. J. Pi�sudski Sulej�wek, dnia 7 lutego 1925 r. Nowy Korczyn-Opatowiec Pierwsze boje, pierwsze zetkni�cia z wojn�! Nie wiem, jak dla kogo, ale dla mnie by�o w tym tak du�o rozrzewniaj�cej poezji, jak w m�odzie�czej pierwszej mi�o�ci, w pierwszych poca�unkach. Lecz tych najwcze�niejszych moich zetkni�� si� z wojn� nie porusz�. Na razie to zanadto mnie boli. By�o tam zbyt du�o moment�w niewojennych, a zarazem zbyt du�o zetkni�� z brutaln� prawd� niemocy i jakiej� niewolniczo�ci w�asnego spo�ecze�stwa, kt�re uparcie wola�o odepchn�� od siebie wszelk� my�l o samodzielnej, sobie tylko podw�adnej pracy i szuka�o zawsze starannie uleg�o�ci i pos�usze�stwa obcym. Pewnych jednak polityczno-wojskowych moment�w dotkn�� musz�, bo bez nich niezrozumia�ymi by�yby moje decyzje. Bra�em w nich pod uwag� specjalne po�o�enie strzelca w�r�d innych wojsk, po�o�enie jego jako �o�nierza, bez wzgl�du na jakiekolwiek polityczne motywy. Z g�ry przypu�ci� nale�a�o, �e stosunek do nas, jako do formacji ochotniczej o charakterze milicyjnym, b�dzie polega� ze strony wojsk austriackich i niemieckich, armii sta�ych o wiekowych tradycjach, na g��bokim niezaufaniu do naszej warto�ci �o�nierskiej. Do tego by�em przygotowany i, znaj�c dobrze wyg�rowan� ambicj� strzelc�w, ba�em si� ogromnie, bym pierwszymi niepowodzeniami tej ich ambicji nie tylko nie urazi�, ale gorzej jeszcze - nie zabi� w nich wiary w siebie jako �o�nierzy. A niepowodzenia mo�na mie� by�o �atwo przy ogromnie niskim stanie naszego technicznego uzbrojenia i wyekwipowania. Przecie� byli�my zrazu uzbrojeni w przestarza�e, nierepetierowe karabiny Werndla, poza tym nie mieli�my karabin�w maszynowych i artylerii, nie posiadali�my prawie telefon�w, kuchni polowych. Brakowa�o �adownic, i wi�kszo�� �o�nierzy w kieszeniach nosi�a �adunki, kt�re �atwo mo�na by�o zgubi�. Ten brak naboj�w m�g� w ka�dej krytycznej chwili zmienia� karabin w jak�� grub� i niezr�czn� maczug�. Wreszcie wewn�trzne nie u�o�one stosunki, tak jak w ka�dej nowej formacji, sprawia�y, �e ka�dy z poszczeg�lnych dow�dc�w zu�ywa� musia� mn�stwo czasu na uporz�dkowanie drobiazg�w �yciowych, na u�o�enie jakiego� wewn�trznego modus vivendi pomi�dzy lud�mi. Sam musia�em ci�gle za�atwia� mn�stwo codziennych spraw, wynikaj�cych z tarcia ca�ej maszyny wojskowej, spraw o charakterze osobistym. Kwestie starsze�stwa mi�dzy oficerami, kwestie rozgranicze� kompetencji - by�y tym piek�em po prostu, w kt�rym �y�em na pocz�tku wojny. Musia�em broni� wojska nie tylko od zewn�trznych upokorze�, ale i od wewn�trznego upokorzenia, kt�re musia�oby si� zrodzi� z poczucia owej ni�szo�ci w stosunku do otoczenia, z niezdolno�ci wykonania wzi�tych na siebie zada�. Odczuwa�em dok�adnie, �e u wszystkich �o�nierzy w g��bi duszy jest boja�� przed szalonym przedsi�wzi�ciem, przed egzaminem, kt�ry jako �o�nierze z�o�y� b�dziemy musieli zar�wno przed otoczeniem, jak i przed samym sob�. Na szcz�cie w pocz�tkach nie mieli�my jeszcze tej choroby, kt�ra w Legionach rozwielmo�ni�a si� dopiero p�niej: protekcjonizmu dla "dekownik�w" wszelkiego rodzaju. Ten paso�yt przyszed� potem, gdy sztucznie skonstruowana polityczna komenda Legion�w pocz�a szuka� oparcia w wojsku, p�odz�c oficer�w i rozdawaj�c awanse swoim stronnikom bez �adnego wzgl�du na ich warto�� �o�niersk�. Nie m�wi�c ju� o ca�ej "politycznej" (czytaj policyjnej) s�u�bie ty�owej pana Sikorskiego. Trzeba przyzna�, �e za �askawym przyzwoleniem szanownej Komendy Legion�w rozmaici dziennikarze, malarze, r�nego rodzaju politycy znajdowali w wojsku ciep�y k�cik, no i oficerskie gwiazdki. Przecie� jest publiczn� tajemnic�, �e gdy Legiony sta�y si� modnymi, by�y one zarazem sposobem "dekowania si�" od s�u�by w wojsku austriackim, a gdy si� s�u�y�o politycznie Komendzie Legion�w, to za jej protekcj� mo�na si� by�o ochroni� i od s�u�by wojskowej w og�le. Zjawisko to nazywam brutalnie "zawszeniem" wojska. Ka�dy �o�nierz wsz�dzie jest nara�ony na to, �e do jego s�awy, a kosztem jego niedoli, przyczepia si� paso�yt "ty�owy". Powiedzia�bym, �e miar� "moralno�ci" danego narodu i jego wojska jest ilo�� i jako�� s�u�by ty��w. Im mniej tych ty�owc�w i im mniej wiod� �ycie paso�yt�w, tym nar�d i wojsko s� zdrowsze, tym morale jest wy�sze. Ot� trzeba przyzna�, �e Komenda Legion�w wraz z NKN zawszy�a wojsko polskie nadzwyczaj skutecznie. Przez pewien czas obawia�em si�, �e ilo�� oficer�w "ty�owych" i politycznych obro�c�w Komendy Legion�w przewy�szy liczb� �o�nierzy frontowych. Jest to chyba idea� paso�ytniczy. Z tym zjawiskiem jednak, powtarzam, mieli�my do czynienia dopiero p�niej. Gdym rozwa�a� nasz stan uzbrojenia, gdym rozmy�la� o egzaminie, kt�ry mieli�my z�o�y� - a egzaminem dla �o�nierzy zawsze jest b�j - m�wi�em sobie stale: "Ostro�nie, ostro�nie, jeszcze raz ostro�nie z ogniem. Nie b�d� dzieckiem i nie puszczaj cugli swojej fantazji!" Lecz wszystko, co by�o we mnie charakterem, wol�, dum� i ambicj�, burzy�o si� zawsze przeciwko takim kunktatorskim, "rozs�dnym" my�lom. Zreszt�, zdaniem moim, nie by�o wyj�cia. I�� na egzamin bojowy by�o, nie przecz�, przedsi�wzi�ciem nadzwyczaj niebezpiecznym, ale tylko ryzykuj�c to, ryzykuj�c du�o, mo�na by�o wygra� to, co przede wszystkim wygra� nale�a�o: zaufanie do siebie i szacunek �o�nierski u otoczenia. Tak te� i z pocz�tku post�powa�em: stawia�em zawsze bardzo du�o na kart�. Marsz na Kielce, zdaniem moim, nale�a� do naj�mielszych akcji wojennych. Do takich �mia�ych pr�b zdania egzaminu nale�� r�wnie� kilkudniowe boje pod Nowym Korczynem i Opatowcem, boje pami�tne pewno dla wszystkich �o�nierzy, kt�rzy byli pod moj� komend�. Po innych ci�kich bitwach, kt�re�my w ci�gu wojny przebyli ju� jako starzy, zcyniczniali �o�nierze, wydaj� si� boje nasze nad Wis�� fraszk� i zabawk� dziecinn�. �miem jednak twierdzi�, �e wydaj� mi si� one, gdy o nich wspominam, �mielszymi ni� inne, bo by�y pierwszymi, toczonymi w warunkach technicznie ci�kich, a moralnie trudnych, zw�aszcza wobec �wczesnej przegranej wojsk austriackich. W Kielcach odbywa�a si� ci�ka, trudna praca organizacyjna. Strzelec ze Zwi�zk�w i Dru�yn Strzeleckich, zatem na trzy czwarte cywil, przerabia� si� na �o�nierza. Obok tego sz�a praca zagospodarowania oddzia�u. Wi�c zak�adali�my warsztaty wszelkiego rodzaju, formowali�my tabory itd. Poza tym dokonywa�em w Kielcach, jako pierwszym wi�kszym mie�cie Kr�lestwa, pr�by politycznego zwi�zania ludno�ci z nami. Kielce, jednym s�owem, by�y baz� strzeleck�, skoro Krak�w, niestety, ni� w owe czasy prawie nie by�. Stamt�d przyszli ludzie, no i pierwsza licha bro� - reszta musia�a by� stworzona w�asnymi si�ami. Wobec tego nic dziwnego, �e Kielce mia�y dla mnie pierwszorz�dne znaczenie wojenne, tak jak ka�da podstawa wojny dla wojska. A tymczasem ju� po tygodniu spokojnego naszego pobytu w Kielcach miasto sta�o si� pe�ne dziwnych pog�osek, alarmuj�cych wszystko, co �y�o. Opowiadano wi�c o dziesi�tkach tysi�cy jazdy rosyjskiej, kt�ra idzie z Warszawy na Kielce i Krak�w. Wymieniano nawet genera�a Miszczenk� jako wodza masy kawalerii wyrzuconej przez Rosjan na lewy brzeg Wis�y z kierunkiem marszu na Krak�w, no i naturalnie z rozkazem zniszczenia przede wszystkim Kielc, a w Kielcach specjalnie mnie i moich strzelc�w. Te alarmuj�ce pog�oski niepokoi�y nie tylko nas, lecz i niewielk� za�og� austriack� i niemieck�, kt�ra sta�a w KieIcach. Wie�ci te dochodzi�y do Krakowa, sk�d zar�wno w�adze wojskowe jak i politycy od opieki nad Legionami raz po raz zapytywali Kielce, czy aby te alarmy nie s� prawdziwe. Do mnie wpada� ci�gle z tymi niepokoj�cymi wiadomo�ciami podpu�kownik pruski dowodz�cy za�og� niemieck�. By� to sk�din�d bardzo porz�dny cz�owiek i �o�nierz - nazwisko jego wysz�o mi z pami�ci, s�ysza�em, �e jakoby poleg� potem pod Warszaw�. Powiedzia�em mu, �e bior� na siebie odpowiedzialno�� za bezpiecze�stwo kieleckiego garnizonu i r�cz�, �e niespodzianie napadni�ci nie b�dziemy. Wielk� jest zaiste zas�ug� Beliny i mego biura wywiadowczego, z�o�onego prawie wy��cznie z kobiet, �e mog�em w�wczas posiada� dane o nieprzyjacielu. Opasa�em wywiadami szerokie p�kole doko�a Kielc, tak �e istotnie by�em spokojny. Belina dokazywa� po prostu cud�w. Biedni u�ani! Na siod�ach zdatnych do spacer�w, nie wtrenowani do d�u�szych marsz�w zaje�d�ali konie, siedzenia zbijali na kotlety; uzbrojeni w d�ugie, niezdatne do konnej s�u�by karabiny, do krwi rozdzierali sobie plecy, a jednak wytrwale odbywali patrolowanie, robi�c niekiedy po 60-80 kilometr�w dziennie w r�nych kierunkach. Jeszcze bardziej ofiarnie pe�ni�y s�u�b� kobiety. Na furmankach t�uk�y si� one samotnie po wszystkich drogach, zataczaj�c kr�gi znacznie obszerniejsze ni� jazda, bo si�gaj�ce do Warszawy, Piotrkowa i D�blina. Na podstawie moich danych uspokaja�em mego Niemca. Na razie nie by�o si� czego obawia�. Nad Pilic�, na p�nocy, jeden pu�k dragon�w stara� si� dowie��, �e jest nie pu�kiem, a co najmniej korpusem jazdy. Kawaleria rosyjska by�a wprawdzie szeroko rozrzucon� nad Pilic�, robi�a wywiady na po�udnie i wsch�d, ale wywiad m�j napotyka� ci�gle jeden tylko i ten sam pu�k. Sam wi�c by�em spokojny, ale uspokoi� swego otoczenia nie mog�em. Te g�upie pog�oski o masach kawalerii robi�y swoje. Przypuszczam, �e by�y rozmy�lnie puszczane, a �e ludno�� sk�ada�a si� z �yd�w i Polak�w - nacji wyp�dzaj�cych bardzo starannie z g�owy wszystko, co pachnie wojn�, a zatem ludzi niezwykle �atwowiernych i poddaj�cych si� strachowi - wi�c nerwowy stan otoczenia udziela� si� niewielkiej za�odze Kielc, ba, si�ga� dalej a� do bram Krakowa. Lecz wkr�tce sytuacja zacz�a si� pogarsza�. Austriacy przegrali walne bitwy pod Lwowem. Armia Dankla i grupa Kummera zosta�y w cz�ci rozbite, w cz�ci zmuszone do szybkiego odwrotu z Lubelszczyzny. Teraz zaczyna�o by� istotnie ciep�o. Na naszym lewym brzegu Wis�y pierwsze dane o pogorszeniu sytuacji otrzyma�em od swych wywiadowczy� a� spod Radomia, gdzie operowa� genera� Nowikow. By�o to jeszcze daleko od nas, ale jednak zaczyna�o wzbudza� istotny niepok�j. Mia�em w�wczas zamiar przyj�� pierwsz� bitw� pod Kielcami. Liczy�em, �e b�d� mia� przed sob� kawaleri� rosyjsk�, a ta, po moich do�wiadczeniach z pochodu na Kielce, nie wzbudza�a we mnie szacunku. Sz�o mi za� o to, aby nawet w wypadku, gdybym mia� opu�ci� Kielce, nie pozostawi� po sobie wra�enia, �e jeste�my jakby dalszym ci�giem "uciekinier�w" z 63 roku. Cofn�� si� mo�emy, lecz wtedy, gdy pierwsz� obron� wyka�emy, �e bi� si� potrafimy, a przy cofaniu si� umiemy nale�ycie z�by pokaza�. Tam wi�c, ko�o Kielc, wybiera�em sobie plac pierwszej wi�kszej bitwy. Nie s�dzonym jednak mi by�o mie� boju pod tym miastem. Mo�e by�, �e si� sta�o i dobrze, gdy� Kielce same unikn�y ci�kiej kary i zemsty. Dot�d jednak �al mi, �em nie zatrzyma� si� przy swojej pierwszej decyzji i uleg� okoliczno�ciom. Okoliczno�ci za� by�y nast�puj�ce. Pewnego dnia przyszed� do mnie podpu�kownik pruski z depesz�, �e wojsko niemieckie nazajutrz wychodzi z Kielc, my za� b�dziemy odwiez