9384

Szczegóły
Tytuł 9384
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9384 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9384 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9384 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STEVEN SAYLOR OSTATNIO WIDZIANY W MASSILII Last Seen in Massilia Przek�ad Janusz Szczepa�ski Wydanie oryginalne: 2000 Wydanie polskie: 2003 Mojej siostrze, Gwyn Ubi tu es colere mores Massiliensis postulas? Nunc tu si vis subigitare me, probast occasio. Plaut, Casina (963-964) Rozdzia� I � Czyste szale�stwo! � burkn��em pod nosem. � Przeczuwa�em, Dawusie, �e nie powinni�my zje�d�a� z drogi. To mi dopiero skr�t! � Ale, te�ciu, s�ysza�e�, co m�wi� ten go�� w tawernie. Droga do Massilii jest niebezpieczna. Massylczycy tkwi� zamkni�ci w mie�cie, a wojska Cezara s� zbyt zaj�te obleganiem, by zawraca� sobie g�ow� patrolowaniem dr�g. Galijscy bandyci zupe�nie si� rozzuchwalili i napadaj� na ka�dego podr�nego. � Przyda�by si� nam teraz jaki� galijski bandyta. Przynajmniej wskaza�by nam kierunek. Topografia okolicy rzeczywi�cie mog�a przyprawi� o b�l g�owy. Stopniowo zapuszczali�my si� w d�ug� i w�sk� dolin�, kt�rej urwiste zbocza niedostrzegalnie ros�y po obu stronach jak z wolna unosz�ce g�owy kamienne olbrzymy, a teraz znale�li�my si� otoczeni zewsz�d niemal pionowymi �cianami bladych wapiennych ska�. �rodkiem doliny wi� si� strumyk, teraz, pod koniec d�ugiego i suchego lata, niemal doszcz�tnie wyschni�ty. Jego kamieniste brzegi porasta�y niskie drzewa. Nasze konie st�pa�y ostro�nie mi�dzy ostrymi kamieniami i poskr�canymi dziwacznie korzeniami grubo�ci m�skiego ramienia. Posuwali�my si� naprz�d bardzo powoli. Tego ranka wcze�nie wyruszyli�my z tawerny i za rad� gospodarza szybko porzucili�my p�ask�, szerok�, precyzyjnie u�o�on� rzymsk� drog�. Powiedzia� nam, �e dop�ki b�dziemy si� trzyma� kierunku po�udniowego i jecha� po prostu w d�, ku morzu, nie mo�emy nie trafi� do Massilii. Zw�aszcza �e tylu wok� niej �o�nierzy Cezara. Teraz jednak, kiedy s�o�ce zaczyna�o si� chowa� za zachodni� �cian� doliny, powoli nabiera�em podejrzenia, �e facet zrobi� nam brzydki kawa�. Cienie mi�dzy g�azami robi�y si� coraz g��bsze, a korzenie drzew, dziko rozrzucone po skalistym pod�o�u, zdawa�y si� �y� w�asnym �yciem. Coraz cz�ciej mia�em wra�enie, �e k�tem oka widz� spl�tane gromady w�y wij�cych si� w�r�d ska�. Konie najwyra�niej mia�y to samo z�udzenie, gdy� raz po raz parska�y, wierzga�y, a nawet usi�owa�y atakowa� korzenie kopytami. Nie wiedz�c, jakim sposobem znale�li�my si� w tej dolinie, tym bardziej nie potrafi�em powiedzie�, jak z niej wyjecha�. Pr�bowa�em si� zorientowa� w terenie (i w ten spos�b doda� sobie ducha) � s�o�ce znikn�o za urwiskiem po naszej prawej r�ce, dolina wi�c prowadzi nas na po�udnie. Jedziemy w d� strumyka, a zatem, prawdopodobnie, ku morzu. Na po�udnie i w stron� morza, czyli dok�adnie wed�ug wskaz�wek karczmarza. Ale gdzie, na Hades, jeste�my? Gdzie jest Massilia i obozuj�ca pod ni� armia Cezara? I jak mamy si� wydosta� z tego kamiennego jaru? Najwy�sze partie wschodniej �ciany w�wozu o�wietla�o teraz zachodz�ce s�o�ce, barwi�c ich kredow� biel krwist� czerwieni�. Odbity blask a� mnie o�lepia�. Kiedy przymkn��em oczy, cienie wok� nas wyda�y mi si� jeszcze g��bsze, a szemrz�ca po kamieniach woda przybra�a czarny kolor. Przez dolin� nios�o si� tchnienie ciep�ego wiatru. Obraz i d�wi�ki sta�y si� niepewne i nierzeczywiste; w szumie li�ci s�ysza�em ludzkie sapanie lub syk w�y. W�r�d ska� zacz�y majaczy� dziwne zjawy: wykrzywione twarze, poskr�cane cia�a, dziwaczne postacie, kt�re r�wnie szybko si� rozp�ywa�y. Pomimo ciep�ego powiewu poczu�em dreszcz. Jad�cy obok mnie Dawus pogwizdywa� melodi�, kt�r� poprzedniego wieczoru �piewa� w tawernie w�drowny galijski pie�niarz. Po raz kolejny w ci�gu dwudziestu jeden dni naszej podr�y z Rzymu zacz��em si� zastanawia�, czy m�j niewzruszony zi�� rzeczywi�cie nie czuje ani troch� strachu, czy po prostu brak mu wyobra�ni. Nagle a� si� wzdrygn��em. Musia�em te� �ci�gn�� wodze i wyda� jaki� okrzyk, poniewa� m�j ko� stan�� jak wryty, a Dawus b�yskawicznie doby� miecza. � Co si� sta�o, te�ciu? � Nic... � Zamruga�em, z lekka oszo�omiony. � Ale przecie�... � Nic si� nie sta�o. Tylko... � Patrzy�em w mrok zalegaj�cy mi�dzy g�azami i nisko zwisaj�cymi ga��ziami. Tam, w�r�d ulotnych zjaw i cieni, chyba ujrza�em prawdziw� ludzk� twarz i wpatrzone we mnie oczy. Oczy, kt�re rozpozna�em... � Co tam widzia�e�, te�ciu? � Wydawa�o mi si�, �e widz� cz�owieka. Dawus wyt�y� wzrok, usi�uj�c przebi� ciemno��. � Bandyt�? � spyta�. � Nie. Kogo�, kogo kiedy� zna�em. Ale to by�oby... niemo�liwe. � Kto to by�? � Nazywa� si� Katylina. � Ten buntownik? Ale przecie� go zabito tak dawno temu! By�em wtedy jeszcze ch�opcem. � Nie tak znowu dawno, raptem trzyna�cie lat. � Westchn��em. � Ale masz racj�. Katylina zgin�� w bitwie. Sam widzia�em jego g�ow�... zatkni�t� na tyce przed namiotem wodza, kt�ry go pokona�. � No, to nie mog�e� go widzie� tu dzisiaj, prawda? � W g�osie Dawusa zabrzmia�a nutka niepewno�ci. � Oczywi�cie, �e nie. Wieczorne �wiat�o, cienie li�ci na kamieniach, wyobra�nia starego cz�owieka... � Odchrz�kn��em. � Wiele o nim my�la�em przez ostatnie dni, kiedy zacz�li�my si� zbli�a� do celu. Widzisz, kiedy Katylina zdecydowa� si� uciec przed swymi wrogami z Rzymu, w�a�nie tu mia� si� uda�... to znaczy, do Massilii. To jest koniec �wiata... w ka�dym razie dla rzymskich uchod�c�w... bezpieczna przysta� dla wszelkiej ma�ci zgorzknia�ych przegranych i intrygant�w... nieudacznik�w, kt�rych nadzieje obr�ci�y si� w Rzymie wniwecz. W Massilii s� witani z otwartymi r�kami, je�li maj� do�� z�ota, by si� wkupi�. Ale to nie dla Katyliny. W ko�cu postanowi� nie ucieka�. Stawi� czo�o przeciwnikom i straci� �ycie. � Zadr�a�em znowu. � Przekl�te miejsce! Same ska�y i skarla�e drzewka! � A mi si� tu nawet podoba. � Dawus wzruszy� ramionami. �cisn��em konia nogami i ruszyli�my. Magia godziny sprawi�a, �e otaczaj�cy nas mrok nie g�stnia�, lecz jakby zastyg�, ani ja�niejszy, ani ciemniejszy z up�ywem minut. Wjechali�my na pogranicze dnia i nocy, gdzie zjawy szepcz� i przemykaj� mi�dzy drzewami. Beztroskie pogwizdywanie Dawusa za moimi plecami w tej scenerii chyba najbardziej mnie wyprowadza�o z r�wnowagi. Byli�my jak dwaj �pi�cy, kt�rym �ni� si� zupe�nie inne sny. � Te�ciu, popatrz przed siebie! To chyba jaka� �wi�tynia. Dawus mia� racj�. Nagle wyjechali�my spomi�dzy st�oczonych g�az�w na szeroko otwart� p�kolist� przestrze�, niczym wielki kamienny amfiteatr. Strumie� skr�ci� gdzie� w prawo, a z zako�czonej nawisem �ciany s�czy� si� niewielki wodospad. Zreszt� na ca�ej p�aszczy�nie ska�y, poro�ni�tej mchem i paprociami, wida� by�o liczne mikroskopijne �r�de�ka. Teren by� tu p�aski; kiedy�, dawno temu, ziemi� wyr�wnano i zasadzono winoro�l. Przekrzywione tyczki tworzy�y r�wne rz�dy w sporych odst�pach, ale nie piel�gnowana winoro�l rozros�a si� w dziki g�szcz. Winnica otoczona by�a dziwnie wygl�daj�cym p�otem. Kiedy podjechali�my bli�ej, przekona�em si�, �e jest on zrobiony z ludzkich ko�ci zbitych ze sob� gwo�dziami i wkopanych w ziemi�. Niekt�re �ciemnia�y i skrusza�y, inne biela�y upiornie, nie naruszone przez czas. Bram� wyznacza�y dwa kamienne obeliski, zdobne w p�askorze�by przedstawiaj�ce sceny bitewne. Zwyci�scy �o�nierze nosili zbroje i grzebieniaste he�my greckich �eglarzy, pokonani Galowie mieli na sobie sk�rzane spodnie i he�my ze skrzyde�kami. Dr�ka prowadz�ca w g��b winnicy wy�o�ona by�a kamiennymi p�ytami, pop�kanymi teraz i przero�ni�tymi chwastami, i ko�czy�a si� u st�p niewielkiej okr�g�ej �wi�tyni nakrytej kopu��. Niesamowito�� otoczenia podzia�a�a na mnie niemal parali�uj�co. Wszechobecny p�mrok zdawa� si� tu rozrzedza�, a �wi�tynka ja�nia�a czerwonawym odblaskiem, jak gdyby blady marmur si� nagle zarumieni�. � Te�ciu, ja znam to miejsce! � Dawus z wra�enia a� sapn��. � Sk�d mo�esz je zna�? Ze snu? � Nie, z tawerny. To musi by� miejsce, o kt�rym on �piewa�. � Kto? � Ten w�drowny pie�niarz. Ty poszed�e� spa�, ale ja zosta�em, by go pos�ucha�. �piewa� o tej winnicy. � Jak brzmia�y s�owa? � Dawno temu jacy� Grecy przyp�yn�li w te strony, omijaj�c Itali� i Sycyli�. Za�o�yli miasto i nazwali je Massili�. Galowie z pocz�tku powitali ich przyja�nie, ale potem zacz�y si� niesnaski, potyczki, a wreszcie wojna. Jedna z bitew rozegra�a si� w w�skiej dolince, gdzie Massylczycy z�apali Gal�w w pu�apk� i wyr�n�li ich tysi�cami. Krew, kt�ra wsi�k�a w ziemi�, uczyni�a j� tak �yzn�, �e w jedn� noc wykie�kowa�a tu winoro�l. Z ko�ci poleg�ych zbudowano p�ot, a Galowie po dzi� dzie� �piewaj� pie�ni o tej masakrze. Przez ca�y dzie� gwizda�em t� w�a�nie melodi�, a teraz si� tu znale�li�my! � A ta �wi�tynia? � O niej nic nie by�o. Pewnie Massylczycy zbudowali j� p�niej. � Zajrzymy do niej? Mo�e ofiara dla miejscowego b�stwa pomo�e nam znale�� wyj�cie z tego przekl�tego miejsca... Zsiedli�my z koni i uwi�zali�my je do osadzonych w obeliskach �elaznych pier�cieni, po czym ruszyli�my dr�k� ku budowli. Wok� nas winne krzewy porusza�y si� na wietrze. Niebo nad nami mia�o kolor morskiej g��bi, prze�amany r�owymi i ��tymi pasmami. Dotarli�my do schod�w i spojrzeli�my w g�r�. Attyk� pokrywa�y p�askorze�by, ale farba na nich tak wyblak�a, �e trudno by�o w tym �wietle rozr�ni� szczeg�y. Drzwi z br�zu zastyg�y uchylone na za�niedzia�ych zawiasach, pozostawiaj�c w�sk� szczelin�; musia�em prze�lizn�� si� przez ni� bokiem, aby wej�� do �rodka. Dawus z racji swoich rozmiar�w mia� z tym nieco wi�cej k�opotu, ale i jemu si� uda�o. Mimo �e w kopule wyci�te by�y niewielkie okna, w �wi�tyni panowa�a ciemno��, w kt�rej gin�y jej �ciany. Mia�em wra�enie, �e znalaz�em si� w mrocznej czelu�ci bez granic. Kiedy oczy przyzwyczai�y si� do tych warunk�w, moj� uwag� przyku� stoj�cy po�rodku cok�, na kt�rym co� ustawiono... jaki� niewyra�ny, nieznany kszta�t. Wyt�y�em wzrok i post�pi�em o krok bli�ej. Czyja� r�ka schwyci�a mnie za rami�. Us�ysza�em �wist wyci�ganego z pochwy sztyletu. Wzdrygn��em si� zaskoczony, ale natychmiast poczu�em na uchu ciep�y oddech. To by� tylko Dawus. � Co jest na tym cokole? � szepn��. � Cz�owiek czy... Nie dziwi�em si� jego niepewno�ci. Bezkszta�tna posta� w niczym nie przypomina�a wyprostowanej figury boga. M�g� to by� cz�owiek na czworakach, obserwuj�cy ka�dy nasz ruch. Mog�a to by� sama Gorgona. Wyobra�nia zacz�a podsuwa� mi r�ne niesamowite obrazy. W �wi�tyni da� si� nagle s�ysze� jaki� d�wi�k... parskni�cie? Syk? Nerwowy chichot? Dobiega� od strony wej�cia. Odwr�ci�em si� b�yskawicznie, ale ujrza�em tylko niewyra�n� sylwetk�. Przez chwil� mia�em wra�enie, �e widz� dwug�owego potwora o patykowatych odn�ach. W ko�cu dotar�o do mnie, co to za d�wi�k: by� to z trudem wstrzymywany �miech, a g�owy nale�a�y do dw�ch m�czyzn. S�dz�c po po�yskuj�cych he�mach i kolczugach, a zw�aszcza mieczach, musieli to by� �o�nierze. Stali �ci�ni�ci w przej�ciu i chichotali. Dawus wysun�� si� przede mnie, �ciskaj�c miecz w r�ku, ale poci�gn��em go z powrotem w ty�. Jeden z obcych przem�wi�: � �adna, co? � Kto... � Zaj�kn��em si�. � Co... � Pos�uchaj tylko, Marku, ten stary m�wi po �acinie! � �o�nierz by� wyra�nie zdziwiony. � Nie jeste�cie wi�c Galami albo Massylczykami, kt�rym uda�o si� wy�lizn�� z saka? Wzi��em g��boki oddech i wyprostowa�em si�, zanim odrzek�em: � Jestem rzymskim obywatelem. Nazywam si� Gordianus. �o�nierze przestali chichota� i odsun�li si� od siebie. � A ten du�y to kto? Tw�j niewolnik? � To m�j zi��. A kim wy jeste�cie? Jeden z �o�nierzy napar� barkiem na drzwi i odchyli� je jeszcze troch�. Od zgrzytu zawias�w a� mi z�by zadzwoni�y. Jego towarzysz, kt�ry prowadzi� z nami ten dialog, za�o�y� r�ce na piersi i rzek� z wy�szo�ci�: � Jeste�my �o�nierzami Cezara. To my tu jeste�my od zadawania pyta�. Czy to ci nie wystarczy, obywatelu Gordianusie? � To zale�y. Znajomo�� waszych nazwisk mog�aby mi si� przyda�, kiedy nast�pnym razem b�d� rozmawia� z Gajuszem Juliuszem. Ich twarze by�y prawie niewidoczne, ale po ciszy, kt�ra nast�pi�a po moich s�owach, domy�li�em si�, �e ich zaskoczy�em. Wiedzia�em, nad czym si� zastanawiaj�: czy naprawd� znam ich imperatora wystarczaj�co dobrze, by zwraca� si� do niego po imieniu? W ko�cu mog�em blefowa�... albo i nie. Kiedy �wiat wywr�cony jest do g�ry nogami przez wojn� domow�, nie�atwo w�a�ciwie oceni� nieznajomego spotkanego w dziwnym miejscu... a z pewno�ci� nie ma zbyt wiele miejsc dziwniejszych ni� ta winnica i �wi�tynia. W ko�cu �o�nierz odchrz�kn�� i rzek�: � Obywatelu Gordianusie, zacznijmy od tego, �e ten tw�j zi�� od�o�y bro�. Skin��em g�ow� Dawusowi, kt�ry z oci�ganiem wsun�� miecz z powrotem do pochwy. � On go nie wyci�gn�� na was � zapewni�em, ogl�daj�c si� przez rami� na ustawione na cokole dziwad�o. Teraz, kiedy przez drzwi wpada�o wi�cej �wiat�a, zarysy figury by�y wyra�niejsze, cho� wci�� zagadkowe. � Ach, przestraszy� si� jej? � �o�nierz prychn�� wzgardliwie. � Nie ma si� co ba�, to tylko Artemida. Zmarszczy�em brwi i baczniej przyjrza�em si� pos�gowi. � Artemida jest bogini� �ow�w i dzikich ost�p�w � zauwa�y�em. � Zawsze ma z sob� �uk i biegnie z jeleniem. Jest te� pi�kna. � W takim razie Massylczycy maj� dziwne poj�cie o pi�knie, bo to naprawd� jest �wi�tynia Artemidy, a to... co� na cokole, czymkolwiek to jest, przedstawia sam� bogini�. Uwierzy�by�, �e oni przytaszczyli to a� z Jonii, kiedy wyruszali stamt�d przed pi�ciuset laty? By�o to, zanim jeszcze Romulus i Remus ssali wilczyc�, w ka�dym razie wed�ug tutejszych. � Chcesz mi wm�wi�, �e wyrze�bi� to Grek? Nie mog� w to uwierzy�. � Wyrze�bi�? Czy ja co� m�wi�em o rze�bieniu? Nikt tego nie zrobi�, spad�o to wprost z nieba, ci�gn�c za sob� smug� ognia i dymu, jak twierdz� Massylczycy. Kap�ani o�wiadczyli, �e to w�a�nie Artemida. No, je�li spojrze� na to pod pewnym k�tem... � Pokr�ci� g�ow�. � Tak czy owak Massylczycy czcz� Artemid� ponad inne b�stwa, a ta tutaj nale�y wy��cznie do nich. Rze�bi� w drzewie miniaturowe kopie tego czego� i trzymaj� w domach, tak jak u Rzymian stoj� pos�gi Hermesa czy Apolla. Spogl�daj�c na t� figur� z ukosa, dopatrzy�em si� w ko�cu formy, jak� mo�na by od biedy uzna� za kobiec�. By�y tam pe�ne, zwisaj�ce piersi... i to bynajmniej nie tylko dwie... oraz wyd�ty brzuch. Ktokolwiek j� stworzy�, nie wykaza� si� nawet cieniem wyrafinowania, a cho�by znajomo�ci rzemios�a. Wyobra�enie bogini by�o grubo ciosane, prymitywne. � Sk�d to wszystko wiesz? � spyta�em. �o�nierz dumnie wypi�� pier�. � A wiem, ja i m�j towarzysz Marek, bo zostali�my tu postawieni na posterunku. Na czas obl�enia mamy pilnowa� tej winnicy i �wi�tyni przed rabusiami i bandytami... chocia� nie wyobra�am sobie, co mo�na by st�d ukra��, a sam widzisz, jak Massylczycy zapu�cili to miejsce. Ale Cezar nie �yczy sobie, aby po zako�czeniu obl�enia Pompejusz czy ktokolwiek inny m�g� mu zarzuci�, �e nie okaza� szacunku miejscowym �wi�tyniom. Cezar szanuje wszystkich bog�w... nawet kamienie, co spad�y z nieba. � Bezbo�nik z ciebie, co? � spyta�em. Wyszczerzy� z�by w zawadiackim u�miechu. � Modl� si�, kiedy trzeba. Przed bitw� do Marsa, przed gr� w ko�ci do Wenus. Poza tym w�tpi�, aby bogowie po�wi�cali mi wiele uwagi. O�mieli�em si� dotkn�� dziwacznego pos�gu. Zrobiony by� z ciemnego, nakrapianego kamienia, l�ni�cego i g�adkiego, gdzieniegdzie tylko szorstkiego i porowatego. Podczas jazdy przez dolin� zwidywa�y mi si� przer�ne fantomy, twory �wiat�a i cienia, ale �aden nie by� r�wnie dziwny. � Ten kamie� z nieba ma swoj� nazw� � podsun�� �o�nierz. � Trzeba jednak by� Grekiem, �eby j� wym�wi�. Dla Rzymianina to... � Xoanon. G�os dobieg� gdzie� z wn�trza �wi�tyni. Dziwne s�owo... je�li to w og�le by�o s�owo, a nie kichni�cie czy kaszlni�cie... rozleg�o si� w zamkni�tej przestrzeni dono�nym echem. �o�nierze byli tym r�wnie zaskoczeni jak ja. Z cienia wysun�a si� zakapturzona posta�. Ten cz�owiek musia� ju� tu by�, kiedy weszli�my z Dawusem, ale go nie dostrzegli�my w mroku. Przem�wi� chrapliwym szeptem: � Kamie� z nieba nazywa si� xoanon i tak te� Massylczycy m�wi� o rze�bionych w drewnie podobiznach Artemidy. �o�nierze odetchn�li z wyra�n� ulg�. � Ach, to tylko ty! � burkn�� ten rozmowniejszy. � Ju� my�la�em, �e... nie wiem co. Nastraszy�e� nas! � Kim jeste�? � spyta�em nieznajomego, nie widz�c pod kapturem jego twarzy. � Mo�e kap�anem tej �wi�tyni? � Kap�anem? � �o�nierz si� roze�mia�. � Widzia�e� kiedy� kap�ana w takich �achmanach? Tajemniczy osobnik nie odezwa� si�; omin�� �o�nierza i wyszed� na zewn�trz. Legionista postuka� si� palcem w czo�o, daj�c mi do zrozumienia, �e mamy do czynienia z szale�cem. Zni�y� g�os i wyja�ni�: � Przezwali�my go Rabidusem*. Nie, �eby by� niebezpieczny, po prostu ma �le w g�owie. � On tu mieszka? � Kto to wie? Pokaza� si� w obozie wkr�tce po rozpocz�ciu obl�enia. Dostali�my polecenie z wysokiego szczebla, �eby zostawi� go w spokoju. Porusza si� swobodnie wsz�dzie, gdzie chce. Co jaki� czas znika, a potem znowu si� pojawia. Nazywaj� go wr�bit�, cho� milczek z niego nies�ychany. Dziwak jakich ma�o, ale nieszkodliwy, jak si� zdaje. � Jest Massylczykiem? � Niewykluczone. Mo�e te� by� Galem, a kto wie, czy nie Rzymianinem. M�wi po �acinie, a z pewno�ci� wie niejedno o tutejszych sprawach, jak si� przed chwil� przekonali�cie. Jak on nazwa� ten g�az na cokole? � �o�nierz spr�bowa� powt�rzy� to s�owo, ale bezskutecznie. � A w og�le to mo�e st�d wyjdziemy? Robi si� tak ciemno, �e nied�ugo b�dziesz m�g� dotkn�� swego nosa, a nie zobaczysz d�oni. Wyszli�my za �o�nierzami ze �wi�tyni. Wr�bita sta� za bram�, gdzie teraz uwi�zanych by�o pi�� koni. � A wi�c, Gordianusie z Rzymu, jaki przywi�d� ci� tu interes? � M�j g��wny interes to w tej chwili opu�ci� t� dolin�. � No, z tym nie b�dzie k�opotu! � �o�nierz si� roze�mia�. � Razem z Markiem b�dziemy was eskortowa� do wyj�cia, a nawet dalej: a� do namiotu mojego dow�dcy. Skoro jeste� po imieniu z �Gajuszem Juliuszem�, to mo�e b�dzie ci �atwiej t�umaczy� si� przed oficerem. � Rzuci� mi spojrzenie spod oka. � Kimkolwiek jeste�, nie b�d� zaprzecza�, �e ciesz� si� z waszego przybycia. Nudno tutaj, z dala od akcji. Na pewno nie jeste�cie dwoma rabusiami? Albo szpiegami? �artuj�, �artuj�! Odwi�zali�my konie, sprawdzili�my siod�a i popr�gi. Wr�bita porozmawia� chwil� z �o�nierzami, po czym kolega Marka zawo�a� do mnie przez rami�: � Rabidus m�wi, �e chcia�by pojecha� kawa�ek z nami. Nie macie chyba nic przeciwko temu? Popatrzy�em na zakapturzon� posta� i wzruszy�em ramionami. �o�nierze poprowadzili nas ku w�skiej szczelinie w skalnej �cianie, kt�ra by�a widoczna tylko z bliska i na wprost. By�em pewien, �e ani ja, ani Dawus nigdy by�my jej sami nie znale�li, nawet w bia�y dzie�. Kamienista �cie�ka wiod�a mi�dzy pionowymi ska�ami odleg�ymi od siebie zaledwie na wyci�gni�cie ramion. Panowa� tu niemal tak g�sty mrok jak wewn�trz �wi�tyni. M�j ko� zacz�� wierzga�, protestuj�c przeciw zmuszaniu go do poruszania si� po nier�wnym terenie w takiej ciemno�ci. W ko�cu pojawi�a si� przed nami pionowa kreska bladego �wiat�a, a jednocze�nie �cie�ka zacz�a raptownie opada�. Wynurzyli�my si� ze szczeliny na otwart� przestrze�, pozostawiaj�c za plecami wynios�e urwisko wapiennej ska�y. Przed nami majaczy� jednak g�sty las, r�wnie ponury i mroczny jak dolina, z kt�rej wyjechali�my. � Jak mamy jecha� po nocy przez t� dzicz? � szepn�� do mnie Dawus. � Ten las musi si� ci�gn�� ca�ymi milami! Zaskoczony us�ysza�em tu� obok siebie g�os wr�bity. My�la�em, �e jest w przedzie z �o�nierzami. � Nic w tej okolicy nie jest tym, czym si� wydaje � szepn�� chrapliwie. � Nic! Zanim zd��y�em si� odezwa�, dwaj legioni�ci zawr�cili konie, ustawiaj�c si� po naszych obu stronach i odsuwaj�c wr�bit� na bok. Czy�by naprawd� s�dzili, �e mo�emy pr�bowa� ucieczki w ten g��boki, ciemny las? Okaza�o si� jednak, �e las nie jest ani taki g��boki, ani ciemny. Przedzierali�my si� przez mroczny g�szcz zaledwie chwil�, a potem nagle wyjechali�my na rozleg�� przesiek�. Resztki dziennego �wiat�a ukaza�y naszym oczom nie ko�cz�ce si� pole �ci�tych pni. Las zosta� po prostu wyci�ty. �o�nierz spostrzeg� moje zaskoczenie i za�mia� si�. � To robota Cezara! � wyja�ni�. � Kiedy Massylczycy odm�wili mu otwarcia bram, rzuci� tylko okiem na mury miejskie i uzna�, �e trzeba atakowa� od strony morza. Tylko �e nie mieli�my okr�t�w! Cezar zdecydowa� wi�c zbudowa� flot� z dnia na dzie�. Do tego jednak potrzeba du�ych drzew: cyprys�w, jesion�w, d�b�w. Na tej skalistej ziemi nie ma ich za wiele i w�a�nie dlatego Massylczycy uznali ten las za �wi�ty i przez setki lat nigdy go nie tkn�li. M�wili, �e �yj� w nim bogowie, kt�rzy byli tam na d�ugo przed ich przybyciem, tak starzy i skryci w mroku, �e nawet Galowie nie znaj� ich imion. To by�o dzikie, wilgotne miejsce; ziemia pod stopami mi�kka jak py� od pr�chniej�cego przez wieki drewna, a w ga��ziach drzew wisia�y paj�czyny wielko�ci dom�w. Massylczycy budowali o�tarze, na kt�rych sk�adali nieznanym le�nym b�stwom ofiary z owiec i k�z, drzew za� nie �mieli tkn�� z obawy przed jak�� straszliw� bosk� zemst�. To jednak nie powstrzyma�o Cezara. O, nie! ��ci�� te drzewa�, rozkaza�, �i zbudowa� moje okr�ty!� Niestety, ludzie wyznaczeni do r�bania ulegli czarom. Znieruchomieli, nie mog�c uderzy� toporami. Stali, patrz�c po sobie, i dr�eli jak uczniaki! Ludzie, kt�rzy palili miasta, r�n�li Gal�w ca�ymi tysi�cami, wyp�oszyli z Italii samego Pompejusza, bali si� zaatakowa� las. Cezar by� w�ciek�y! Wyrwa� top�r jednemu z �o�nierzy, odepchn�� go z drogi i jak nie zacznie wali� w najwi�kszy d�b w okolicy! Wi�ry tylko �miga�y w powietrzu. Stary d�b trzeszcza� i j�cza�, a Cezar nie spocz��, p�ki drzewo nie run�o na ziemi�. Wtedy wszyscy na wy�cigi zacz�li r�ba�. Bali si�, �e Cezar mo�e si� rzuci� z toporem na nich! � zako�czy� ze �miechem. Skin��em g�ow�. M�j wierzchowiec by� wyra�nie zadowolony, �e znalaz� si� daleko od w�skich kamienistych dolin, i bez trudu wybiera� drog� mi�dzy pniami. � Ale je�eli ten las by� �wi�ty... � zacz��em z pow�tpiewaniem. � Zdawa�o mi si�, �e m�wi�e� co� o postanowieniu Cezara, by uszanowa� �wi�te miejsca Massylczyk�w. � Kiedy mu to pasuje! � �o�nierz parskn�� z pogard�. � Czy�by nie ba� si� �wi�tokradztwa? � A czy by�o �wi�tokradztwem wyci�cie starego lasu pe�nego paj�k�w i pr�chna? Nie wiem. Mo�e wr�bita nam powie. Co ty na to, Rabidusie? Wr�bita trzyma� si� w�asnego towarzystwa, jad�c w pewnej odleg�o�ci od nas. Odwr�ci� zakapturzon� g�ow� w stron� �o�nierza i rzek� wyt�onym, ochryp�ym szeptem: � Wiem, po co ten Rzymianin tu przyjecha�. � Co takiego? � spyta� odruchowo zaskoczony �o�nierz, ale wnet odzyska� kontenans. � No, to mi powiedz! Oszcz�dzisz nam trudu przy jego torturowaniu. �artuj�, �artuj�! No, wr�bito, gadaj, co wiesz. � On przyby� szuka� syna. Ten dziwny g�os, wydobywaj�cy si� gdzie� spod kaptura, zmrozi� mi krew w �y�ach. Poczu�em si�, jakby w piersiach za�opota�y mi skrzyde�ka. Mimowolnie wyszepta�em imi� mojego syna: �Meto!� Wr�bita �ci�gn�� wodze i zawr�ci� w miejscu. � Powiedz Rzymianinowi, �eby wraca� do domu. Nie ma tu �adnego interesu. W �aden spos�b nie mo�e pom�c swemu synowi. To powiedziawszy, ruszy� st�pa tam, sk�d przyjechali�my, ku ocala�ej resztce lasu. �o�nierz si� skrzywi� i otrz�sn�� jak zmok�y pies. � Ale� to dziwak! � powiedzia�. � Ca�e szcz�cie, �e sobie poszed�. Dawus poci�gn�� mnie za r�kaw. � Te�ciu, ten facet naprawd� musi by� wr�bit�. Sk�d by inaczej wiedzia�, �e... Uciszy�em go gniewnym sykni�ciem. Przez moment chcia�em zawr�ci� konia i goni� zakapturzon� posta�, by si� przekona�, co jeszcze wie. Zdawa�em sobie jednak spraw�, �e dwaj �o�nierze mimo swego niew�tpliwego poczucia humoru nigdy by mi na to nie pozwolili. Byli�my, przynajmniej tymczasowo, ich wi�niami. Po chwili znale�li�my si� na szczycie niewielkiego wzg�rza. �o�nierz zatrzyma� si� i wskaza� r�k� prosto przed siebie, na odleg�y grzbiet ja�niej�cy niezliczonymi ogniskami. � Widzicie? To nasz ob�z. Dalej le�y Massilia, przyci�ni�ta do morza. Pr�dzej czy p�niej otworzy przed nami bramy, bo tak powiedzia� Cezar! Obejrza�em si� przez rami�. Za nami morze �ci�tych pni biela�o w promieniach wschodz�cego ksi�yca. Wr�bita rozp�yn�� si� w mroku nocy. Rozdzia� II � Twierdzi, �e nazywa si� Gordianus i �e jest rzymskim obywatelem. Nazywa imperatora Gajuszem Juliuszem, jakby go zna� osobi�cie. Nie chce m�wi� nic wi�cej, chyba �e samemu Treboniuszowi. Co z nim robi�? �o�nierz z doliny Artemidy przekaza� mnie centurionowi, centurion dow�dcy kohorty, a ten naradza� si� teraz ze swoim bezpo�rednim prze�o�onym. W obozie by�a pora kolacji. Z mojego miejsca, tu� u wej�cia do namiotu oficerskiego, widzia�em kolejk� �o�nierzy z miskami w r�kach, drepcz�cych naprz�d w jednostajnym, powolnym tempie. Na s�upie ustawionym przy najbli�szym skrzy�owaniu �cie�ek mi�dzy rz�dami namiot�w p�on�a pochodnia, o�wietlaj�c zm�czone, ale u�miechni�te twarze ludzi szcz�liwych, �e kolejny dzie� dobieg� ko�ca. Wielu z nich umazanych by�o ziemi�, a niekt�rzy wygl�dali, jakby tarzali si� w b�ocie. Dla prostych �o�nierzy obl�enie oznacza nie ko�cz�ce si� kopanie: jak nie okop�w, to latryn, jak nie sypanie sza�c�w, to dr��enie tuneli pod murami nieprzyjaciela. Od czo�a kolejki dobiega� t�py, rytmiczny stukot drewnianych �y�ek o miski. W nozdrzach poczu�em przelotny zapach jakiej� potrawy. Czy�by wieprzowina? Obaj z Dawusem zjedli�my tego dnia tylko po kawa�ku chleba od �niadania w tawernie. S�ysza�em, jak mojemu zi�ciowi kiszki marsza graj�. Oficer mierzy� nas niech�tnym wzrokiem ze swego sk�adanego krzese�ka. Nasze pojawienie si� przeszkodzi�o mu w rozpocz�ciu kolacji. � Doprawdy, dow�dco, czy to nie mog�o zaczeka� do rana? � Ale co mieli�my z nimi robi� do tego czasu? Traktowa� ich jak honorowych go�ci czy jak wi�ni�w? A mo�e pu�ci� ich wolno i wyrzuci� z obozu? Pewnie, ten starszy wygl�da do�� nieszkodliwie, ale ten m�ody, pono� jego zi��... � Dow�dco kohorty, ty musisz naprawd� by� taki g�upi, na jakiego wygl�dasz, cho� wydawa�o mi si� to niemo�liwe. Chcesz uzale�nia� spos�b traktowania w��cz�g�w i intruz�w od ich wygl�du? To pierwszorz�dny pomys�, je�li chcesz dosta� no�em w plecy od jakiego� massylskiego szpiega! � Nie jestem niczyim szpiegiem � wtr�ci�em, a m�j brzuch zawt�rowa� mi przeci�g�ym burczeniem. � Jasne, �e nie! � warkn�� oficer. � Jeste� Rzymianinem i nazywasz si� Gordianus... jak twierdzisz. Dlaczego si� wa��sa�e� przy �wi�tyni Artemidy? � Zmierzali�my do Massilii i zgubili�my drog�. � Dlaczego zjechali�cie z go�ci�ca? � Karczmarz ostrzeg� nas, �e grasuj� na nim bandyci. Za jego porad� spr�bowali�my pojecha� na skr�ty. � A po co w og�le jedziecie do Massilii? Macie tam rodzin� czy interesy? A mo�e szukacie kogo� z obozu? W odpowiedzi opu�ci�em tylko g�ow�. � Tu w�a�nie si� zamyka! � Dow�dca kohorty wzni�s� r�ce w ge�cie rezygnacji. � Na pewno ma co� do ukrycia. Oficer popatrzy� na mnie, przechylaj�c g�ow�. � Czekajcie no... Gordianus? Ju� gdzie� s�ysza�em to imi�. Dow�dco kohorty, mo�ecie odmaszerowa�. � S�ucham? � Odmaszerowa�. Natychmiast, zanim kucharze wygarn� co lepsze k�ski z tej bryi, kt�r� dzisiaj serwuj�. Odes�any zasalutowa� i odszed�, rzucaj�c mi jeszcze ostatnie podejrzliwe spojrzenie. � Nie wiem, jak wy, ale ja jestem w�ciekle g�odny. � Oficer podni�s� si� z krzes�a. � Chod�cie za mn�. � Dok�d? � spyta�em. � M�wi�e�, �e chcesz rozmawia� z samym Cezarem, tak? A w ostateczno�ci z oficerem dowodz�cym obl�eniem? No to chod�cie. Gajusz Treboniusz nigdy nie opuszcza kolacji w swoim namiocie. � Klasn�� w d�onie i zatar� je energicznie. � Jak b�d� mia� szcz�cie, mo�e mnie zaprosi do towarzystwa. Szcz�cie mu jednak nie dopisa�o. Gdy tylko nas zaanonsowa� Treboniuszowi, kt�rego zastali�my ogryzaj�cego wieprzow� nog�, zosta� bezceremonialnie odprawiony i odszed�, rzucaj�c jeszcze t�skne spojrzenie nie na mnie, lecz na smakowite mi�siwo. Podobnie jak Marek Antoniusz, Treboniusz nale�a� do tej cz�ci m�odszego pokolenia, kt�ra uczepi�a si� Cezara jak ogon komety od wczesnych chwil jego kariery i teraz z determinacj� pod��a�a za nim ku chwale lub katastrofie. Na scenie politycznej asystowa� Cezarowi za czas�w jego trybunatu, pomagaj�c rozszerzy� jego w�adz� w Galii poza ustawowe ramy. Jako wojskowy s�u�y� te� tam pod jego sztandarem, t�umi�c op�r tubylc�w. Teraz, kiedy wybuch�a wojna domowa, raz jeszcze stan�� po stronie swego wodza; je�li za� ocenia� jego nastr�j po apetycie, zdawa� si� niczego nie �a�owa�: wieprzowa noga w jego r�ku ogryziona by�a do ko�ci. Przypomina�em go sobie mgli�cie z jednej z moich wizyt u Metona. Przysz�a mi nagle na my�l scena z pobytu w Rawennie, kiedy to Meto powiedzia� mi mimochodem, �e Treboniusz kolekcjonuje co zjadliwsze cytaty z m�w Cycerona, kt�re potem publikuje na u�ytek przyjaci�. Ma zatem poczucie humoru, pomy�la�em, a w ka�dym razie ceni ironi�. Spoziera� teraz na mnie z zaciekawieniem. Nie s�dzi�em, by mnie pami�ta�, ale zna� moje imi�. � Jeste� ojcem Metona � powiedzia�, wyci�gaj�c spomi�dzy z�b�w w��kienko mi�sa. � Zgadza si�. � Nie jeste�cie podobni. Ach, ale przecie� ty go adoptowa�e�, prawda? Skin��em g�ow�. � A ten drugi? � To m�j zi��. � Kawa� ch�opa. � Czuj� si� z nim bezpieczniej w podr�y. � Powiedz mu, �eby wyszed� z namiotu. Skin��em zn�w g�ow�, na co Dawus si� nachmurzy� i b�kn�� swoje: �Ale, te�ciu...� � By� mo�e ci ludzie mogliby zaprowadzi� Dawusa do jadalni oficerskiej � zasugerowa�em, wskazuj�c �o�nierzy siedz�cych lub stoj�cych tu i �wdzie w du�ym namiocie i spo�ywaj�cych kolacj�. � Wtedy nie b�dziemy musieli s�ucha� przez �cian�, jak mu burczy w brzuchu. � Dobry pomys� � zgodzi� si� Treboniusz. � Wszyscy wychodzi�! Nikt nie zakwestionowa� tego rozkazu i po chwili zostali�my w namiocie sami. � Mia�em nadziej�, �e jeszcze zastan� tu Cezara � powiedzia�em. � Tak, na pocz�tku by� tu. Poprosi� grzecznie Massylczyk�w o otwarcie bram, a oni si� oci�gali. Za��da� wi�c tego kategorycznie, to mu odm�wili wprost. Cezar zaplanowa� obl�enie, naradza� si� z in�ynierami co do metody zburzenia mur�w, nadzorowa� budow� okr�t�w, instruowa� oficer�w, przemawia� do �o�nierzy, a potem pospieszy� za�atwi� pilne sprawy w Hiszpanii. � Treboniusz u�miechn�� si� ponuro. � Ale kiedy ju� rozprawi si� z tamtejszymi legionami Pompejusza, wr�ci tutaj... a ja b�d� mia� zaszczyt odda� mu Massili� otwart� jak roz�upany orzech. � W Rzymie s�ysza�em, �e Massylczycy chcieli po prostu zachowa� neutralno��. � K�amstwo. Kiedy Pompejusz da� drapaka do Grecji, jego sojusznik Lucjusz Domicjusz Ahenobarbus przy�eglowa� tutaj, uprzedzaj�c Cezara. Przekona� Massylczyk�w, by zamkn�li przed nim bramy i wzi�li stron� Pompejusza, a ci g�upcy go pos�uchali. � Lato ju� si� ko�czy � odpar�em, unosz�c brwi. � Bramy Massilii wci�� s� zawarte, a mury, jak s�dz�, nadal stoj�. � Ale ju� nied�ugo. � Treboniusz zgrzytn�� z�bami. � Nie przyjecha�e� tu jednak z tak daleka, �eby mnie wypytywa� o szczeg�y operacji militarnych. Chcia�by� si� widzie� z Cezarem, co? Tak jak my wszyscy. B�dziesz si� musia� zadowoli� mn�, niestety. Czego chcesz, Gordianusie? � Mojego syna Metona. Nikt poza Treboniuszem nie m�g� s�ysze� mojej odpowiedzi. Widzia�em, jak zaciska szcz�ki, zanim si� odezwa�. � Tw�j syn zdradzi� Cezara. Knu� jego zamordowanie jeszcze przed przekroczeniem Rubikonu. Wszystko wysz�o na jaw, kiedy Pompejusz uciek� z Italii i Cezar zaj�� Rzym. Wtedy widzieli�my go po raz ostatni. Je�li Meto przyby� do Massilii, zrobi� to na w�asn� r�k�. Je�li jest w mie�cie, nie zobaczysz si� z nim, dop�ki nie run� mury. A wtedy, je�eli go tam znajdziemy, zostanie aresztowany i sam Cezar go os�dzi. Czy on wierzy� w to, co m�wi�? Czy�by nie zna� prawdy? Nawet ja sam da�em si� wprowadzi� w b��d i przez jaki� czas by�em przekonany, �e Meto istotnie zdradzi� Cezara. M�j Meto, kt�ry walczy� za Cezara w Galii, przepisywa� jego pami�tniki i dzieli� ze swym wodzem namiot! Prawda jednak okaza�a si� bardziej skomplikowana. Rzekoma zdrada by�a kunsztownie wymy�lonym podst�pem obliczonym na wywiedzenie w pole przeciwnik�w Cezara, zdobycie przez Metona ich zaufania i przedostanie si� do ich szereg�w. Meto nie by� zdrajc�, ale szpiegiem. Dlatego w�a�nie mia�em nadziej�, �e zastan� Cezara w obozie; tylko z nim mog�em m�wi� otwarcie. Co jednak wie Treboniusz? Je�li Cezar nie wtajemniczy� go w t� histori�, nie b�d� m�g� go przekona�. By�oby to nawet niebezpieczne, przede wszystkim dla Metona, je�li on jeszcze �yje... Suchy ton i stalowe spojrzenie Treboniusza by�y jednoznaczne. On wierzy�, �e to, co powiedzia� o zdradzie Metona, jest prawd�. Ale m�g� te� tylko gra� przekonany, �e ja nic nie wiem o ca�ej sprawie. Czy obaj nie gramy, wiedz�c o podst�pie, ale wzbraniaj�c si� przed wyjawieniem sekretu drugiemu? Postanowi�em spr�bowa� poci�gn�� go za j�zyk. � Treboniuszu, zanim Meto opu�ci� Rzym, widzia�em si� z nim i rozmawiali�my. Pomimo pozor�w nie wierz�, �e zdradzi� Cezara. Wiem, �e tak si� nie sta�o. Z pewno�ci� i ty to wiesz, skoro tak dobrze znasz mojego syna... i Cezara... Pokr�ci� stanowczo g�ow�, a jego twarz przybra�a jeszcze surowszy wyraz. � Pos�uchaj, Gordianusie, tw�j syn by� moim przyjacielem. Jego przej�cie na stron� wroga by�o jak n� wbity w plecy nie tylko Cezara, ale i w moje, i w plecy ka�dego �o�nierza, kt�ry walczy� pod jego rozkazami. A mimo to, cho� to dziwne, nie mog� powiedzie�, �e mam mu to za z�e. �yjemy w okropnych czasach. Rodziny s� rozdarte, brat zwraca si� przeciw bratu, m�� przeciw �onie, a nawet syn przeciw ojcu. Paskudna sprawa. Meto dokona� wyboru, niew�a�ciwego co prawda, ale o ile wiem, musia� kierowa� si� honorem. Jest teraz moim wrogiem, ale nie nienawidz� go. Ciebie te� nie wini� za post�pek syna. Mo�esz odej�� swobodnie. Ale je�li przyby�e� tu, by wraz z Metonem knu� spisek przeciw Cezarowi, obejd� si� z tob� tak samo ostro jak z ka�dym zdrajc�. Zawi�niesz na krzy�u. No, to go poci�gn��em za j�zyk, pomy�la�em. Je�li Treboniusz zna prawd�, nie zamierza mi jej wyjawi�. Patrzy�em, jak atakuje resztki mi�sa uczepione jeszcze ko�ci. Po chwili zn�w zacz�� m�wi�. � Dam ci rad�, Gordianusie. Prze�pij si� porz�dnie, a rano wr��, sk�d przyby�e�. Je�li Meto si� z tob� skontaktuje, powiedz mu, �e Cezar zetnie mu g�ow�. Je�li si� nie odezwie, czekaj na wie�ci. Wiem, �e to trudne, ale pr�dzej czy p�niej dowiesz si�, jaki los przypad� mu w udziale. Znasz to etruskie porzekad�o: kiedy raz zacznie si� �a�oba, nigdy si� nie sko�czy, wi�c nie ma sensu zaczyna� jej cho�by o godzin� wcze�niej ni� trzeba. Odchrz�kn��em i odpar�em: � W tym, widzisz, ca�y k�opot. W dniu przed moim wyjazdem z Rzymu dosta�em wiadomo�� od kogo� z Massilii, kt�ra m�wi�a, �e Meto zosta� zabity. Dlatego przyjecha�em a� tutaj: chc� sprawdzi� sam, czy m�j syn �yje... czy nie. Treboniusz wyprostowa� si� na krze�le. � Kto ci przys�a� t� wiadomo��? � Nie by�a podpisana. � Jak do ciebie dotar�a? � Podrzucono j� na progu mego domu na Palatynie. � Masz j� ze sob�? � Tak. Si�gn��em do mieszka u pasa i wyci�gn��em niewielki drewniany cylinder. Ma�ym palcem wyd�uba�em z niego rolk� pergaminu. Treboniusz wyrwa� mi j� z r�ki, jakbym by� pos�a�cem przynosz�cym mu pilne informacje, i zacz�� czyta� na g�os: � Gordianusie, przesy�am ci smutn� wiadomo�� z Massilii. Tw�j syn Meto nie �yje. Wybacz mi t� obcesowo��, pisz� w po�piechu. Wiedz, �e Meto zgin�� wierny swojej sprawie, w s�u�bie Rzymowi. To by�a bohaterska �mier�. By� dzielnym m�odzie�cem, a cho� nie pad� w boju, odwa�nie odda� �ycie tu, w Massilii. � Treboniusz odda� mi li�cik. � I dostarczono ci to anonimowo? � Tak. � Nie wiesz zatem, czy naprawd� przesy�ka przysz�a z Massilii. R�wnie dobrze mo�e by� to jaka� mistyfikacja w wykonaniu kogo� w Rzymie. � By� mo�e. Czy jednak mog�a zosta� wys�ana z Massilii? � Chcesz zapyta�, czy jaki� massylski statek nie przedar� si� przez nasz� blokad�? Oficjalnie nie. � A w rzeczywisto�ci? � Mog�o si� wydarzy� par� takich... wypadk�w, zw�aszcza noc�. Massylczycy to doskonali �eglarze, a tutejsze wiatry sprzyjaj� wyp�ywaniu z portu po zachodzie s�o�ca. Okr�ty Cezara s� zakotwiczone u brzeg�w du�ych wysp le��cych tu� przy porcie, ale ma�y stateczek m�g� si� mi�dzy nimi prze�lizn�� w ciemno�ciach. Ale co z tego? Je�eli ta wiadomo�� pochodzi z Massilii, dlaczego autor jej nie podpisa�, skoro twierdzi, �e zna prawd�? � Nie wiem. Od dnia, w kt�rym Cezar przekroczy� Rubikon, ka�dy nosi jak�� mask�. Intrygi, oszustwa... Tajemniczo�� dla samej tylko tajemnicy... � Je�eli Meto nie �yje, to autor listu powinien ci przys�a� jak�� konkretn� pami�tk� po nim. Przynajmniej jego pier�cie� obywatela. � Mo�e on uton�� i cia�a nie odnaleziono? A mo�e... � Ujrza�em w wyobra�ni p�omienie i poblad�em na my�l, jak� mi nasun�y. � My�lisz, �e si� nad tym nie g�owi�em, Treboniuszu? Budz� si� z my�l� o tym i z ni� zasypiam. Kto mi przys�a� t� wiadomo��, dlaczego, sk�d i czy to prawda, czy nie? Co si� sta�o z moim synem? Patrzy�em na Treboniusza, czuj�c, jak zgryzota wyp�ywa mi na twarz. Je�li on wie, czy Meto �yje, czy nie, chyba powiedzia�by mi chocia� tyle, aby ukoi� cierpienie ojca? Jego ponura mina jednak nie zmieni�a si� ani na jot�, jakby by� pos�giem. � Rozumiem tw�j dylemat � powiedzia�. � Niepewno�� to paskudne uczucie. Wsp�czuj� ci, ale pom�c nie mog�. Z jednej strony, je�li Meto �yje i jest w Massilii, to znaczy, �e zwi�za� si� z Domicjuszem i zdradzi� Cezara. Nie mo�esz si� przedosta� do miasta, by si� z nim zobaczy�, a nawet gdyby by� jaki� spos�b, nie pozwoli�bym ci na to. B�dziesz musia� zaczeka�, a� Massylczycy si� poddadz� albo a� zburzymy ich mury. Wtedy, je�li go tam zastaniemy... Naprawd� chcia�by� tu by�, gdy to si� stanie, i by� �wiadkiem ukarania go za zdrad�? Z drugiej strony, je�li Meto ju� nie �yje, i tak nie dasz rady przenikn�� przez mury, by si� dowiedzie�, jak to si� sta�o i kto ci przys�a� t� wiadomo��. Mog� ci obieca� jedno: kiedy zdob�dziemy Massili� i czego� si� dowiemy, dam ci o wszystkim zna�. Je�li sam Meto wpadnie nam w r�ce, napisz� ci, jak Cezar z nim post�pi. Nic wi�cej nie mog� dla ciebie zrobi�. Twoje zadanie jest wi�c zako�czone. Mo�esz wraca� do Rzymu ze �wiadomo�ci�, �e uczyni�e� wszystko, co mog�e�. Dopilnuj�, aby znalaz�o si� dla ciebie miejsce do spania na t� noc. Rano wyjedziesz z obozu. � Ostatnie s�owa Treboniusza zabrzmia�y wyra�nie rozkazuj�co. Przygl�da� si� przez chwil� ogryzionej ko�ci, kt�r� wci�� �ciska� w r�ku. � Ale gdzie� s� moje maniery! Musisz umiera� z g�odu, Gordianusie. Id� i przy��cz si� do twojego zi�cia w jadalni dla oficer�w. Sos nie jest taki z�y, jak wygl�da, naprawd�. Wyszed�em z namiotu i pod��y�em za swoim nosem do owej jadalni. Cho� w brzuchu burcza�o mi coraz g�o�niej, zupe�nie straci�em apetyt. Rozdzia� III Przydzielono nam prycze w namiocie oficerskim stoj�cym niedaleko kwatery dow�dcy. Je�eli Treboniusz naprawd� wierzy� w zdrad� Metona, okaza� wielkoduszno��, przyjmuj�c tak go�cinnie jego ojca. By�o bardziej prawdopodobne, �e chce mnie po prostu mie� pod r�k� i upewni� si�, �e nast�pnego dnia rzeczywi�cie wyjad� z obozu. Le�a�em na swoim pos�aniu, nie mog�c zasn��, cho� dooko�a wszyscy spali, a tu� obok s�ysza�em delikatne pochrapywanie Dawusa. Mo�e i si� zdrzemn��em, bo trudno by�oby mi powiedzie�, czy obrazy jawi�ce mi si� przed oczyma to sen, czy twory mojej wyobra�ni. Widzia�em w�w�z, w kt�ry zab��dzili�my tego popo�udnia, p�ot zrobiony z ko�ci, mroczn� �wi�tyni� i przysadzisty zarys kamienia z nieba, po�wi�conego Artemidzie, wyci�ty las i wr�bit�, kt�ry wiedzia�, po co przyjecha�em... Gdzie ja si� znalaz�em? O �wicie, je�eli Treboniusz dopnie swego, b�d� musia� wyjecha�, nie dowiedziawszy si� niczego. W ko�cu odrzuci�em koc i po cichutku wyszed�em z namiotu. Ksi�yc w pe�ni wisia� nisko na zachodzie, rzucaj�c d�ugie, czarne cienie. O�wietlaj�ce obozowe alejki pochodnie ju� si� dopala�y. Szed�em przed siebie bez celu, stopniowo pn�c si� pod g�r�, a� wreszcie trafi�em na wyr�wnany placyk ko�o namiotu Treboniusza. By�em na szczycie wzg�rza, sk�d roztacza� si� widok na obl�one miasto. W ciemno�ci Massilia przypomina�a wielkiego potwora z grzebieniem ze wzg�rz na grzbiecie, kt�ry wype�zn�� z morza i pad� bez si� pyskiem w d�, a potem zosta� otoczony �cianami z wapienia, teraz l�ni�cymi niebieskawym blaskiem odbitych promieni ksi�yca. W za�omach mur�w pod wie�ami panowa�a najczarniejsza ciemno��, podkre�lana jeszcze pojedynczymi punktami ognia pochodni p�on�cych na blankach. Po obu stronach miasta otwiera�y si� ku morzu wci�te w l�d zatoki; wi�ksza z nich, po lewej stronie, stanowi�a port. G�adka powierzchnia wody by�a czarna jak noc i tylko pod ksi�ycem rozlewa�a si� plama srebra. Wyspy nieopodal portu, za kt�rymi sta�y na kotwicach okr�ty Cezara, majaczy�y niewyra�nymi, szarymi sylwetkami. Pomi�dzy wzg�rzem, na kt�rym sta�em, a najbli�szym fragmentem muru miejskiego rozci�ga�a si� pogr��ona w ciemno�ci dolina. Mur wydawa� si� niepokoj�co bliski; wyra�nie widzia�em na nim dw�ch massylskich wartownik�w patroluj�cych blanki. W ich he�mach migota�y odbicia pomara�czowych p�omieni pochodni. Za nimi wznosi�o si� ciemne wzg�rze, grzebieniasta g�owa mojego morskiego potwora. Gdzie� w mrocznej czelu�ci zamkni�tej tymi murami zgin�� m�j syn, jakby po�kn�� go �w le��cy zwierz. A mo�e jeszcze �yje, wype�niaj�c swe przeznaczenie r�wnie ciemne jak ta noc? Us�ysza�em czyje� kroki. Kto� stan�� niedaleko mnie. Wartownik, pomy�la�em, przyszed�, by mnie pos�a� z powrotem do namiotu. Kiedy jednak odwr�ci�em g�ow�, zobaczy�em niskiego cz�owieka w nocnej tunice; na tle rozja�nionego ksi�ycem nieba wyra�nie rysowa�a si� jego zgrabnie przyci�ta br�dka. Sta� na najwy�szym punkcie szczytu z za�o�onymi r�kami, wpatruj�c si� w roztaczaj�cy si� w dole widok. � Te� nie mog�e� zasn��? � spyta�, nie patrz�c nawet w moj� stron�. � Nie. � Ja te�. Zbyt jestem podniecony my�l� o jutrze. � A co ma by� jutro? Odwr�ci� do mnie g�ow�, przygl�da� mi si� przez chwil�, po czym zmarszczy� czo�o. � Czy ja ci� znam? � Jestem go�ciem z Rzymu. Przyjecha�em dzi� wieczorem. � Aha. My�la�em, �e jeste� kt�rym� z oficer�w Treboniusza. Teraz ja mu si� przyjrza�em uwa�nie i u�miechn��em si�. � Ale ja znam ciebie � oznajmi�em. � Tak? W tej ciemno�ci nie mog� pozna�... � Spotkali�my si� w Brundyzjum przed paroma miesi�cami, w podobnych okoliczno�ciach. Cezar oblega� zamkni�tego w mie�cie Pompejusza, kt�ry desperacko chcia� odp�yn�� z Italii. Budowali�cie nadzwyczajne groble u wej�cia do portu, staraj�c si� go zamkn�� i uwi�zi� okr�ty nieprzyjaciela. Pokazywa�e� mi poszczeg�lne konstrukcje i wyja�nia�e� ca�� strategi�, Witruwiuszu. M�czyzna zmarszczy� si� jeszcze bardziej, a po chwili szeroko otworzy� oczy. � Oczywi�cie! Przyjecha�e� z Markiem Antoniuszem, tu� przed ca�ym rabanem. Gordianus, prawda? Tak, przypominam sobie. Ty jeste� ojcem tego Metona. � Tak. Zapad�o milczenie. Obaj patrzyli�my bez s��w na sk�pane w po�wiacie ksi�yca morze. � Co wiesz o moim synu? � spyta�em w ko�cu. � Nigdy nie mia�em okazji go pozna�. � Witruwiusz wzruszy� ramionami. � Jako budowniczy zawsze mia�em do czynienia z innymi oficerami Cezara. Znam go z widzenia, ma si� rozumie�. Widywa�em go, jak je�dzi� z imperatorem i notowa� teksty Cezara. To, zdaje si�, jego g��wna funkcja, pomoc przy pisaniu list�w i pami�tnik�w. � Co jeszcze o nim wiesz? Musia�y by� jakie� plotki... � Nigdy nie s�ucham obozowych plotek. � Witruwiusz parskn�� pogardliwie. � Jestem fachowcem, wierz� w to, co mog� zobaczy� i zmierzy�. Nie buduje si� most�w, opieraj�c si� na zas�yszanych informacjach z drugiej r�ki. Skin��em g�ow� w zamy�leniu. � Tw�j syn jest zatem w obozie? Przyjecha�e� go odwiedzi� a� z Rzymu? No, ale wtedy w tym samym celu przejecha�e� przez ca�� Itali� do Brundyzjum. Bogowie musieli ci� wyposa�y� w twardszy ty�ek ode mnie! Zachowa�em wystudiowan� neutraln� min�. A wi�c Witruwiusz o niczym nie wie. Historia zdrady Metona nie wysz�a poza kr�g ludzi najbli�szych Cezara. Odetchn��em g��boko. � Treboniusz mi m�wi�, �e nie da si� przedosta� do Massilii � rzuci�em, niby przypadkowo wplataj�c imi� dow�dcy. In�ynier uni�s� brwi. � To dobrze ufortyfikowane miasto. Mur okala je jednym nieprzerwanym ci�giem, tak�e wzd�u� morskiego brzegu i piaszczystej pla�y przy porcie. �ciany s� zrobione z pot�nych skalnych blok�w i wzmocnione wie�ami. Konstrukcja jest wyj�tkowo dobra. Bloki s� do siebie idealnie dopasowane i u�o�one bez zaprawy czy klamer spinaj�cych. W ni�szych partiach s� otwory strzelnicze, a u g�ry platformy dla machin bojowych czy katapult. To nie jaki� tam galijski fort zmajstrowany z drewnianych k��d, powiadam ci! Nigdy nie z�amiemy ich taranem ani katapultami. � Ale mury mo�na jakim� sposobem zburzy�? Witruwiusz si� u�miechn��. � Co wiesz na temat prac obl�niczych, Gordianusie? Ten tw�j syn musia� nauczy� si� paru rzeczy podczas wojaczki z Cezarem na p�nocy i spisywania jego pami�tnik�w. � Z moim synem rozmawiamy najcz�ciej o innych sprawach, kiedy si� spotykamy. � Wobec tego ja ci opowiem o obleganiu twierdz. G��wn� cnot� oblegaj�cego jest cierpliwo�� i up�r. Je�li nie mo�esz si� przebi� przez fortyfikacje ani ich spali�, musisz podkopa� si� pod nie jak robak. W tym obl�eniu saperom przypadnie ca�a chwa�a. To oni ryj� nory pod murami Massilii. Podkop si� wystarczaj�co daleko, a b�dziesz mia� tunel prowadz�cy do miasta. Podkop si� odpowiednio g��boko i szeroko, a odcinek muru runie pod w�asnym ci�arem. � Brzmi to a� nazbyt prosto. � Bynajmniej! �eby zburzy� miasto, trzeba tyle samo ci�kiej pracy i przemy�lnego planowania, co przy jego budowaniu. We�my nasz� obecn� sytuacj�. Cezar wybra� to miejsce na ob�z, poniewa� po�o�one jest wysoko. Mo�esz st�d zobaczy� nie tylko miasto i morze, ale i post�py prac obl�niczych prowadzonych w dolinie pod nami. To tam dzieje si� prawdziwa akcja. Teraz jest zbyt ciemno, ale z nadej�ciem �witu b�dziesz m�g� zobaczy�, czego do tej pory dokonali�my. Pierwszym krokiem w ka�dym obl�eniu jest wykopanie transzei. Tak nazywamy g��boki r�w biegn�cy r�wnolegle do mur�w miasta, chroniony od g�ry os�onami. Dzi�ki temu mo�na bezpiecznie przerzuca� ludzi i sprz�t z jednego ko�ca na drugi. Nasza transzeja prowadzi przez ca�� t� dolin�, od portu po lewej a� do ma�ej zatoczki po prawej, z drugiego ko�ca miasta. Poza tym chroni te� ob�z od strony nieprzyjaciela; dzi�ki niej nie mo�e on nag�e wypa�� z bram i zaatakowa� nas. Poza tym przeszkadza ona w ewentualnym dostarczaniu �wie�ych zapas�w spoza naszych linii. To bardzo wa�ne, bo g��d jest s�abo�ci� ka�dego cz�owieka. � Zacz�� odlicza� na palcach, jakby cytuj�c list�: � Izolacja, pozbawienie dostaw, rozpacz, g��d... Nie ma tarana, kt�ry dor�wna�by sile tych czynnik�w. �eby jednak przeprowadzi� szturm, musisz podtoczy� wie�e obl�nicze i machiny bojowe pod same mury. Je�li teren nie jest r�wny... a tutaj z pewno�ci� nie jest... trzeba go wyr�wna�. Dlatego Cezar nakaza� zbudowanie pot�nego nasypu pod k�tem prostym do muru, co� w rodzaju wyniesionej grobli. Zanim mogli�my po�o�y� pod niego fundament, trzeba by�o si� sporo nakopa�! S�dz�c po zwa�ach przeniesionej ziemi, pomy�la�by�, �e budujemy egipsk� piramid�. Nasyp jest zbudowany g��wnie z k��d drewna spi�trzonych jedna na drugiej, ka�da warstwa u�o�ona prostopadle do poprzedniej, a wolne przestrzenie wype�nione s� �ci�le ziemi� i gruzem. W najg��bszym miejscu doliny ma osiemdziesi�t st�p wysoko�ci. Oczywi�cie przez ca�y czas, kiedy my tu kopali�my i budowali�my, Massylczycy nas ostrzeliwali. Ludzie Cezara nawykli do walk z Galami, kt�rzy nie dysponuj� niczym wi�kszym ni� dzidy, �uki i proce. Z Massylczykami to jednak zupe�nie inna zabawa. Z ca�� pewno�ci�, cho� nie lubi� tego przyznawa�, ich machiny s� lepsze od naszych, strzelaj� dalej i wi�kszymi pociskami. M�wi� tu o trzyip�metrowych oszczepach z be�tami, kt�re si� sypi� na ludzi zmagaj�cych si� z ci�kimi k�odami! Nasze zwyk�e os�ony i ruchome tarcze by�y zupe�nie nieprzydatne. Musieli�my zbudowa� �ciany wzd�u� ca�ego nasypu, �eby chroni� robotnik�w. Tak solidnych konstrukcji jeszcze nigdy nie stawia�em! To w�a�nie kocham w wojskowej in�ynierii. Zawsze jest jaki� nowy problem do rozwi�zania. Zbudowali�my je z najtwardszego drewna, jakie uda�o si� nam zdoby�, obili�my belkami grubymi na stop� i ca�o�� ob�o�yli�my ognioodporn� glin�. G�azy tocz� si� po nich jak grad. Wielkie oszczepy si� odbijaj�, jakby trafia�y w �elazo. Ale i tak od samego ha�asu z�by tam cz�owiekowi dzwoni�. Mo�esz mi wierzy�, sp�dzi�em tam sporo czasu, nadzoruj�c prace. Kiedy za� nasyp by� prawie uko�czony, zabrali�my si� do budowania wie�y obl�niczej na rolkach, wyposa�onej w taran zawieszony na dolnej platformie. Jest ju� gotowa, stoi na naszym ko�cu nasypu. Jutro potoczy si� ku murom i Massylczycy w �aden spos�b nie b�d� mogli jej zatrzyma�. Ludzie na g�rnej platformie s� chronieni konopnymi matami tak grubymi, �e �aden pocisk ich nie przebije. Kiedy wie�a oprze si� o mur, b�d� oni mogli ostrzeliwa� ka�dego, kto pr�bowa�by przeszkodzi� w operacji, podczas gdy za�oga dolnej platformy zacznie atakowa� mur taranem. Wiesz, jak� panik� budzi w obl�onym mie�cie g�uchy huk tarana? S�ycha� go b�dzie na ca�e mile! Spojrza�em na rozpostart� u mych st�p dolin�. W�r�d szaroczarnych cieni mo�na by�o odr�ni