938
Szczegóły |
Tytuł |
938 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
938 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 938 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
938 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zdzis�aw S. Pietras
Legnica 1241
Wydawnictwo MON, W-wa 1969
Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowski
Panowie �wiata
Oe�un-Eke, ma��onka wodza plemienia Merkit�w nad Seleng�, by�a
nadzwyczaj pi�kna i dzielna. S�awa jej urody nios�a si� po ca�ej
Wy�ynie Mongolskiej. Wok� postaci pi�knej ksi�ny kap�ani
szamanizmu stworzyli legend�. Twierdzili, �e ten, kt�ry z niej si�
narodzi, b�dzie bohaterem. Serce Jesugej baatura, wodza zwi�zku
koczowniczych plemion mongolskich, zapa�a�o do niej gor�c�
mi�o�ci�. Oe�un-Eke absorbowa�a wszystkie my�li wodza, wyros�a
ponad wszelkie jego pragnienia, porwa� wi�c niewiast� w czasie
�ow�w i wprowadzi� do swojej jurty.
Up�yn�� pewien czas. Branka, ju� jako najstarsza spo�r�d ma��onek
swojego nowego pana, powi�a dzieci�. Ojciec niemowl�cia przebywa�
w�a�nie na wojnie z Tatarami. Kiedy wr�ci�, przypomnia� sobie
dawne wr�by i, ujrzawszy p�e� m�sk� niemowl�cia, uszcz�liwiony,
da� mu na imi� Temuczin, czyli Wys�annik Nieba. Imi� to nosili
dot�d tatarscy wodzowie.
Czy�by nadanie synowi imienia czczonego przez dzisiejszych jeszcze
wrog�w mia�o zapowiada� dzie� jutrzejszy, w kt�rym spokrewnione,
cho� wrogie sobie plemiona zjednocz� si� na zgub� reszty �wiata?
Na razie jednak nic nie zapowiada�o takiej przysz�o�ci. Mongo�owie
pozostawali Mongo�ami, Tatarzy Tatarami, dopiero w p� wieku
p�niej obie te nazwy stan� si� synonimami, albowiem zar�wno s�owo
Tatar, jak i s�owo Mongo� z jednakow� groz� wymawia� b�d�
naje�d�ane przez nich ludy.
Dzieci�stwo syna Oe�un-Eke przypad�o na czasy krwawe. Koczownicze
plemiona mongolskie i tatarskie, zamieszkuj�ce na p�noc od
pustyni Gobi, politycznie uzale�nione od Chin, prowadzi�y z sob�
za�arte walki, wydziera�y sobie pastwiska i wodopoje, porywa�y
stada. Zam�t trwa� wielki, a serca sko�nookich wojownik�w,
zahartowane w ci�g�ym obcowaniu z surowym, stepowo-pustynnym
klimatem, t�skni�y za jedno�ci�. Stopniowo zmienia�a si� struktura
spo�eczna lud�w koczowniczych. Ustr�j wsp�lnoty pierwotnej
obumiera�, a jego miejsce zajmowa� swoisty feudalizm; oparty na
w�asno�ci stad i przyw�aszczanych sobie pastwisk. Wyrastaj�ca i
krzepn�ca arystokracja, bogac�cy si� w�a�ciciele stad i
niewolnik�w, potrzebowali silnej w�adzy aby tym �atwiej uzale�ni�
od siebie drobnych posiadaczy byd�a i trz�d, pastuch�w,
wyrobnik�w. Oni to, otaczaj�cy si� "prywatnymi" dru�ynami
zbrojnych wojownik�w, podsycali t� wiar� w jedno��, w nadej�cie
czas�w, kt�re wskrzesz� dawn�, legendarn� wielko�� pa�stwa
stepowego (s�owo "mongo�" mia�o pono� oznacza� "przywr�cenie
przesz�o�ci").
Temuczin r�s� szybko, nabywa� zr�czno�ci w je�dzie konnej, w
strzelaniu z �uku, uczy� si� tropi� dzikiego zwierza. W owych
czasach ka�de mongolskie pachol� po z�amanym �d�ble s�omy
potrafi�o rozpozna� kierunek i czas przej�cia zwierzyny, z
nieprawdopodobnie du�ej odleg�o�ci odr�nia�o swoich od obcych.
Temuczin przewy�sza� r�wie�nik�w si�� charakteru i zdolno�ciami
umys�u.
Nagle nast�pi�a katastrofa: m�odzieniec straci� ojca. W�dz zwi�zku
mongolskiego wielu mia� wrog�w osobistych, kt�rzy po jego �mierci
rozgrabili maj�tek osieroconej rodziny. Temuczin popad� w bied�.
Pozosta�a mu jedynie matka, wci�� przekonana o niezwyk�ym
pos�annictwie syna, par� sztuk byd�a i kilku przyjaci�. Odt�d w
�yciu przysz�ego "bohatera" nast�pi�y niezwyk�e wprost tarapaty,
walki i fantastyczne przygody. Z czasem odnoszone przez Temuczina
zwyci�stwa zaczn� g�rowa� nad kl�skami, a s�awa "Wys�annika Nieba"
ogarnie ca�� Wy�yn� Mongolsk�, dotrze do najdalszych plemion,
zjedna synowi Oe�un-Eke niezliczone zast�py gor�cych zwolennik�w.
B�dzie to s�awa wodza-zwyci�zcy, niezr�wnanego stratega i taktyka.
Rok 1206 zastanie Temuczina na czele zjednoczonego pa�stwa
mongolsko-tatarskiego. Czy wi�c dawne przepowiednie ju� si�
spe�ni�y? Bynajmniej. Najwa�niejsze i najci�sze dni teraz dopiero
mia�y nast�pi�. "Wys�annik Nieba", otrzymawszy z ust najwy�szego
kap�ana oficjalne potwierdzenie swojej nadziemskiej misji,
przybra� tytu� Czingiz-chana, zrzuci� zwierzchnictwo chi�skie i
powi�d� Mongo��w na podb�j �wiata, zdoby� prawie ca�� Azj� a� po
Kaukaz.
Jak si� to sta�o? Co prymitywne ludy stepowe popchn�o do
ogromnych i strasznych zarazem podboj�w? Jeszcze przed
zjednoczeniem Mongo�owie mieli jakie� proste wierzenia religijne,
czcili si�y przyrody i "Nieba", po swojemu wyobra�ali sobie Boga
Wszechmocnego. Wyros�a na tym gruncie ideologia s�u�y�a wzajemnemu
zbli�aniu odleg�ych plemion, lecz potem, w miar� sukces�w,
rozwin�a si� dalej w swoiste pos�annictwo, kt�rego motoryczn�
si�� sta�a si� ch�� zdobycia �up�w.
Wojownicy mongolscy, poczuwszy sw� jedno�� i moc, uznali nagle, �e
s� ludem szczeg�lnym, wybranym i przeznaczonym do panowania nad
�wiatem. Czingiz-chan jeszcze w roku 1206 na wielkim kuru�taju,
czyli wiecu starszyzny mongolskiej, o�wiadczy�, �e panuje si��
wiecznego "Nieba" i �e to "Niebo" zleci�o mu podbi� wszelkie
oporne ludy. Mongo�owie uwierzyli. Tym ch�tniej, �e ich w�dz i
w�adca konsekwentnie realizowa� swoje przyrzeczenie. "Ja pragn� i
zabiegam - powiedzia� kiedy� - aby moi strzelcy i stra�nicy...
oraz ich ma��onki, narzeczone i c�rki... ustami swymi dotykali
wyszukanego jad�a dzi�ki mojej �askawo�ci, odziani byli od st�p do
g��w w szaty przetykane z�otem, dosiadali dobrze uje�d�one, r�cze
rumaki, posiadali czyst� i smaczn� wod�, trzody swoje pa�li na
dobrych pastwiskach, poruszali si� w pa�stwie po szlakach wolnych
od przeszk�d i niebezpiecze�stw".
Plan podboju �wiata podoba� si� arystokracji, kt�ra z wojen
czerpa�a bogactwa, imponowa� zwyk�ym wojownikom, kt�rym
przy�wieca�a nadzieja zdobycia s�awy i �up�w. Nar�d "pan�w �wiata"
kroczy� za swoim wodzem, mordowa�, pali�, grabi�, podporz�dkowywa�
sobie ca�e po�acie ziemi. Odk�d Mongo�owie ruszyli poza granice
swoich pastwisk, ludne miasta istnia�y tylko po to, aby je
zburzy�, pola, aby je zamieni� w stepy dostarczaj�ce paszy.
Naje�d�cy z ca�� bezwzgl�dno�ci� narzucali sw� wol� podbitym
ludom. Jar�yki mongolskie, czyli zbiory dekret�w, opracowane dla
zdobytych miast Chorezmu, g�osi�y:
"Niech b�dzie wiadome emirom, mo�now�adcom i poddanym, �e ca�y
�wiat od wschodu do zachodu s�o�ca Wszechmocny odda� nam. Kto si�
nam podda, ocali siebie, �ony, dzieci i bliskich. Kto za�
sprzeciwia� si� nam b�dzie, zginie wraz ze swymi �onami, dzie�mi,
rodzicami i bliskimi".
Kobiety, dzieci i starc�w spo�r�d stawiaj�cych op�r narod�w
wycinano w pie�. Okrucie�stwo na wojnie sta�o si� bowiem najwy�sz�
cnot� i zas�ugiwa�o na s�aw�. Natomiast rzemie�lnicy i m�odzi,
silni m�czy�ni bywali oszcz�dzani. Pierwszych potrzebowano do
pracy, drugich do wojska. Je�cy, wcielani po przeszkoleniu do
armii najezdniczej, musieli uczestniczy� w dalszych podbojach,
mordach i grabie�ach. I wszystko to znajdowa�o charakterystyczne
wyt�umaczenie w ustach wodza, kt�ry takimi oto s�owy przem�wi� do
mieszka�c�w podbitej Buchary:
"Powiadam wam, b�jcie si� mnie, bom jest kar� zes�an� przez Boga
na was. Gdyby�cie nie pope�nili wielkich grzech�w, Wszehmocny B�g
nie zes�a�by mnie na g�owy wasze."
Jakkolwiek motywy swoi�cie poj�tej religii przewijaj� si� w
dzia�alno�ci militarnej naje�d�c�w, to przecie� nie o religijne
cele toczy� si� b�j. Po prostu, tw�rcy imperium mongolskiego
dobrze rozumieli si�� tkwi�c� w wierzeniach lud�w azjatyckich i
bez skrupu��w wykorzystywali j� dla swoich cel�w. Stworzona przez
nich ideologia, cementowa�a rozleg�e pa�stwo, pobudza�a
fanatycznych wojownik�w do krwawych podboj�w.
*
Setki tysi�cy ludzi licz�ca armia mongolska, w miar� posuwania si�
naprz�d, powi�kszana o bra�c�w, zorganizowana by�a w system
dziesi�tny. Specjalne oddzia�y zapewnia�y transport broni, sprz�tu
i wy�ywienia, ��czno��, budow� dr�g, przepraw, most�w -
Zdyscyplinowanie �o�nierza mongolskiego by�o absolutne, nie
spotykane w innych armiach �wczesnego �wiata. Ca�y juz
(dziesi�tek), om (setka), hezar (tysi�c) czy tumen (oddzia�
z�o�ony z 10 000 wojownik�w) wsp�lnie odpowiada� za wykonanie
zadania. Najmniejszy objaw niepos�usze�stwa, opiesza�o�ci czy
tch�rzostwa na wojnie karano �mierci�. Wojownicy walczyli w
zwartych szykach, �ci�le wsp�dzia�aj�c z sob�, indywidualne
zas�ugi prawie si� nie liczy�y; bardzo rzadko kto� otrzymywa�
chwalebny przydomek, taki jak "Tygrys" czy "Strza�a". By�o to
bardzo wysokie wyr�nienie. �o�d pochodzi� z �up�w. Nierzadko
g��wnym celem wyprawy by�o po prostu grabie� obozu pokonanego
wroga czy zdobytego miasta.
Dziesi�tnicy i setnicy mongolscy przyzwyczajeni byli do
rozkazywania. Wodzami hezar�w lub tumen�w tworzonych ze zwartych
plemion mianowano ksi���t pochodz�cych z odleg�ych kra�c�w
pa�stwa. Tumennik opr�cz dyplomu nominacyjnego w kieszeni na
piersi nosi� ma�y prostok�t ze z�otej blachy, hezarnik - ze
srebrnej, setnicy za� i dziesi�tnicy odznaczeni byli p�ytkami
miedzianymi. Ponadto ka�dy z wodz�w trzyma� w r�ku bu�czuk; im
wi�cej zwisa�o ze� chwost�w, tym wy�sza by�a ranga dow�dcy.
Mongo�owie mieli przewo�on� na koniach piechot�, jednak�e trzon
ich armii stanowi�a jazda. Dzieli�a si� na ci�k� i lekk�.
Je�dziec ci�kozbrojny, tak zwany miecznik, okryty by�
czterocz�ciowym pancerzem wykonanym ze sk�ry bawolej pra�onej w
ogniu i pokrytej warstw� chi�skiej laki nadaj�cej sk�rze twardo��
i chroni�cej j� przed wilgoci�. Taki pancerz, niekiedy dodatkowo
pokryty jeszcze �usk� stalow�, doskonale chroni� cia�o przed
ciosem, os�abia� si�� ci�cia, ponadto zabezpiecza� je�d�ca od
zimna. By� przy tym lekki, znacznie l�ejszy ni� stalowe kolczugi,
u�ywane w Europie. G�ow� miecznika ochrania� he�m sk�rzany z
wystaj�cym nadkarczkiem. Bro� zaczepn� stanowi�y: szabla, lanca,
arkan i czekan lub maczuga. Szable by�y przewa�nie d�ugie na 115
cm, ci�kie, obosieczne, lekko zakrzywione, z r�koje�ci�
sporz�dzon� z drewna, ko�ci lub rogu. Mo�na ni� by�o k�u� albo
r�ba�. Lanca mia�a oko�o 3 m d�ugo�ci, by�a drewniana, zaopatrzona
w podw�jny grot niby wid�y; u grotu zwisa�a p�tla, kt�r� zarzucano
wrogowi na szyj�. Szeroki czekan-top�r, na kr�tkiej r�koje�ci lub
okuta �elazem maczuga s�u�y�y do kruszenia pancerzy.
Je�dziec lekkozbrojny, tak zwany �ucznik, nie nosi� zbroi, ale za
to dysponowa� a� dwoma �ukami. Kr�tki, rogowy �uk turkiesta�ski
u�ywany by� do walki konnej, a d�ugi na 115 cm �uk chi�ski,
wykonany ze sklejonych warstw wi�zu i bambusa - do strzelania z
ziemi. Istnia�y trzy rodzaje strza�, kt�re przewo�ono w trzech
ko�czanach. D�ugimi przebijano pancerze, kr�tkimi strzelano do
koni, �rednie mia�y bardziej uniwersalne zastosowanie. Je�dziec
lekkiej jazdy posiada� tak�e szabl�, arkan i kr�tk� w��czni� do
rzucania.
Letnie umundurowanie Mongo�a sk�ada�o si� z woj�okowej czapki,
bluzy zapinanej z boku lub sznurowanej, spodni i sk�rzanych but�w.
Bielizna by�a jedwabna. Zim� je�dziec wdziewa� na ni� podw�jny
ko�uch barani, kt�ry zakrywa� tak�e uda; nogi od przemoczenia
chroni�y woj�okowe skarpety. Brzuch �ci�gni�ty by� pasem, cz�sto
nabijanym srebrem.
Wyposa�enie je�d�c�w przewo�ono w siod�ach drewnianych, nakrytych
woj�okiem. Przednie juczki sk�rzane kry�y zapasow� zmian�
bielizny, porcj� prosa czy m�ki, �elazn� racj� surowego mi�sa
suszonego b�d� w�dzonego, pokrojonego w drobne plasterki, ser z
kwa�nego mleka, a ponadto: ig��, nici, szyd�o, dratw�, zapasow�
ci�ciw�, wosk i pilnik. Z ty�u siod�a przytraczano pojemny w�r
sk�rzany, zwany jar�akiem. W worze przewo�ono cz�ci umundurowania
na zmian�, sznury, sitko, sierp, kocio�ek miedziany oraz siano dla
konia. Jar�ak s�u�y� tak�e jako p�ywak przy przeprawie przez
g��bok� rzek�. Zim� mo�na by�o do� wle�� na noc i spa� nie
obawiaj�c si� zazi�bienia.
Wo�ona w juczkach �ywno�� przeznaczona by�a "na czarn� godzin�". W
czasie pochod�w Mongo��w �ywi�y kuchnie polowe, natomiast w toku
dzia�a� wojennych zaopatrywali si� z grabie�y. By� to lud twardy,
a kilka dni g�odu nie pozbawia�o go jeszcze zdolno�ci do walki.
Wojownik mongolski w najgorszym razie zadowala� si� po�ow� litra
krwi upuszczonej z �y� w�asnego konia. Mongo�owie wychowani na
dzikim stepie, w warunkach ci�g�ego zmieniania koczowisk,
potrafili porusza� si� po bezdro�ach i orientowa� si� doskonale w
terenie. Nie na darmo stara chor�giew mongolska bia�a, obramowana
ogonami jak�w, mia�a na �rodku wizerunek soko�a.
Konie mongolskie godne by�y swoich posiadaczy. Uje�d�ane dopiero
po uko�czeniu sz�stego roku �ycia, przechodzi�y tward� szko��
s�u�by wojskowej. Na rozkaz potrafi�y p�dzi� jak szalone lub te�
sta� czy le�e� bez ruchu. Oduczono je r�e�, gry�� i kopa�. By�y
wytrwa�e, d�ugi galop znosi�y bez zm�czenia. W razie potrzeby same
potrafi�y spod �niegu wygrzeba� pokarm, a spod piasku - wod�.
W pochodzie przez �wiat starszyzna mongolska uczy�a si� czyta� i
pisa�, podnosi�a walory bojowe swej armii. Szczeg�lnie wiele
nauczono si� w Chinach, gdzie wysoko sta�a sztuka oblegania miast
i gdzie znano ju� nawet gazy bojowe. Przy wydatnej pomocy uczonych
chi�skich otoczenie Czingiz-chana zdo�a�o stworzy� doskona��
organizacj� rozleg�ego pa�stwa i zapewni� jego sprawn�
administracj�.
Czingiz-chan podzieli� pa�stwo na cztery wielkie prowincje -
u�usy, w kt�rych w�adz� sprawowali cz�onkowie jego rodziny. W
u�usach obowi�zywa� �ad i porz�dek. Podbite ludy, z chwil�
poddania si� pod mongolskie panowanie, korzysta�y z pewnej ochrony
prawnej. Jednak�e ani doskona�a organizacja pa�stwa, ani og�ada
klas rz�dz�cych nie z�agodzi�y dziko�ci i okrucie�stwa dalszych
podboj�w. Przeciwnie, okrucie�stwo na wojnie wci�� uchodzi�o za
najwi�ksz� cnot�, a sam Czingiz-chan chwali� si� t� cech� swojego
charakteru. Obro�c�w twierdz wzywano do dobrowolnego poddania si�,
a potem, rozbrojonych, wycinano w pie� bez skrupu��w. Palenie
zdobytych miast i grod�w rzezie "niepotrzebnych" kobiet, dzieci,
starc�w - to najcz�ciej stosowane metody umacniania si� na
zdobytym terenie. Okrucie�stwo i zaci�to�� w prowadzeniu dzia�a�
wojennych a� do ca�kowitego zniszczenia przeciwnika jedna�y
naje�d�com ponur� s�aw�, kt�ra dociera�a do odleg�ych krain
wcze�niej ni� oni sami i w zarodku parali�owa�a wszelk� my�l o
zbrojnym oporze.
Na pocz�tku lat dwudziestych XIII wieku zap�on�a Ru�. Mongo�owie
pod wodz� D�ebei Subudeja siali wok� spustoszenie, brali �up
bogaty. Sk��ceni z sob� ksi���ta ruscy, sprzymierzeni z Po�owcami,
nie zdo�ali wybra� naczelnego wodza i opracowa� skutecznego planu
obrony. Naje�d�cy dotarli do Dniepru. Dopiero tutaj stawiono im
czo�o. Na p� �ywio�owe przeciwuderzenie dora�nie zjednoczonych
wojsk ruskich, owianych wol� obrony ojczyzny, za�ama�o si� jednak
nad rzek� Ka�k�.
By� to rok 1223. Naje�d�cy triumfowali, ale nie na d�ugo. Bu�garzy
nadwo��a�scy, nie bior�cy dot�d udzia�u w walkach, znienacka
zaatakowali zwyci�zc�w i rozbili ich w perzyn�. Wojownicy
mongolscy, zdziesi�tkowani, wycofali si� do step�w nad Syr-Dari�,
gdzie stan�li przed obliczem Czingiz-chana. Naczelny w�dz i w�adca
nie m�g� na razie planowa� bardziej skutecznej wyprawy. W roku
1226 musia� bowiem rozpocz�� nowe walki z pa�stwem Tangut�w, w
kt�rym rz�dz�ca dynastia Hsi-Hsia usi�owa�a zrzuci� mongolskie
jarzmo. W roku 1227 Czingiz-chan zmar� niespodziewanie w stolicy
swego pa�stwa, Karakorum.
Przez dwa lata olbrzymie imperium stepowe pozostawa�o bez w�adcy,
a� wreszcie w roku 1229 miejsce Czingiz-chana zaj�� jego trzeci
syn, Ogedej. Dopiero on podj�� niezrealizowan� my�l ojca i wys�a�
nowe wojska do Europy, gdzie dalej kwit�o �ycie osiad�e i istnia�y
ogromne bogactwa.
Decyzja zapad�a na wielkim kuru�taju w roku 1235, a ju� jesieni�
nast�pnego roku zacz�to dzia�ania wojenne. Wodzem Mongo��w by�
teraz Batu, pierwszy chan u�usu D�uczi (p�niejszej Z�otej Ordy),
granicz�cego w�wczas z pa�stwami wschodnich S�owian. Wroga armia w
sile oko�o 150 tysi�cy ludzi ci�gn�a za sob� oko�o 300 tysi�cy
cz�onk�w rodzin wojownik�w, sia�a wok� po�og� i �mier�. Ru�,
wci�� rozbita na ma�e ksi�stwa, i tym razem nie potrafi�a
skutecznie si� obroni�, a ca�a reszta Europy nawet nie my�la�a, by
jej pom�c. Obszar mi�dzy Morzem �r�dziemnym i P�nocnym �y�
wielkim sporem cesarza Fryderyka II z papie�em Grzegorzem IX, we
Francji kr�l Ludwik IX gwa�townie walczy� ze swoimi lennikami.
Polska, Czechy i W�gry, �yj�c na marginesie wielkich wydarze�
europejskich, my�la�y o sobie:
Mongo�owie-Tatarzy wydawali si� bardzo dalecy. Zapewne s�yszano o
nich ju� dawniej, po bitwie nad Ka�k�, lecz nie przejmowano si�
nimi. Trudno by�o uwierzy� w realno�� zagro�enia ze strony ludu,
oddalonego o ca�e miesi�ce czy lata konnej podr�y.
Tajemnice pa�stwa Mongo��w d�ugo by�y niedost�pne Europie. Kupcy
docieraj�cy nawet do Indii b�d� nie wiedzieli o zamys�ach
naje�d�c�w, b�d� sami byli na ich �o�dzie, jak na przyk�ad
Wenecjanie. Mongo�owie lubili pos�ugiwa� si� tymi w�druj�cymi po
�wiecie lud�mi, a i Wenecjanie sami ch�tnie dostarczali chanom
informacji o klimacie, topografii, gospodarce i stosunkach
politycznych na ziemiach i w pa�stwach Europy. Upadek miast i
handlu europejskiego m�g� jedynie utwierdzi� panowanie chciwego
bogactw w�adc� miasta na palach.
Dok�adne rozpoznanie szpiegowskie kraj�w, kt�re zamierzano
najecha�, by�o �elazn� regu�� mongolskiej strategii wojennej.
Przeprowadzano je d�ugo, starannie i skrycie. Dopiero kiedy w
g�owach wodz�w powsta� dok�adny i wszechstronny obraz przysz�ego
teatru wojny, uderzano gwa�townie i zazwyczaj skutecznie.
Najazd mongolsko-tatarski rozwija� si� b�yskawicznie. W roku 1239
naje�d�cy odpocz�li mi�dzy Donem i Wo�g�, a potem ruszyli dalej,
by jesieni� 1240 roku dotrze� do zachodnich granic Rusi. Dziesi��
tygodni i cztery dni trwa�o obl�enie Kijowa, wreszcie 19
listopada napastnicy wywalili Wrota Lackie i wpadli do miasta. B�j
i walki uliczne trwa�y jeszcze do pocz�tku grudnia, w ko�cu jednak
ostatni bastion broni�cy dost�pu do Europy zosta� zdobyty. Ludno��
stolicy Rusi podzieli�a los wielu miast i grod�w opanowanych przez
naje�d�c�w.
Po podbiciu Rusi Mongo�owie nie wycofali si� w g��b Azji, lecz
za�o�yli na terenie Europy wschodniej i zachodniej Syberii
pa�stwo, zwane Z�ot� Ord�. Wi�kszo�� ludno�ci w tym pa�stwie
m�wi�a j�zykiem tiurkskim, a nie mongolskim, ca�o�� za� zacz�to
okre�la� nazw� Tatar�w. My te� na dalszych stronach tej ksi��ki
b�dziemy ich nazywa� Tatarami. Ksi�stwa ruskie nie wesz�y
bezpo�rednio w sk�ad nowo utworzonego pa�stwa, lecz pozostawa�y w
lennej zale�no�ci od niego a� do XV w., kiedy zdo�a�y zrzuci� z
siebie jarzmo tatarskie.
Ju� wcze�niej, w miar� pochodu Mongo��w przez pa�stwa ruskie,
Polska, W�gry i Czechy coraz lepiej zapewne poznawa�y groz�
niebezpiecze�stwa. Ksi��� Henryk II, zwany potem Pobo�nym, kr�l
w�gierski Bela IV i Wac�aw I czeski, wszyscy trzej w�adcy, nieraz
zapewne wymienili poselstwa, a mo�e nawet zjechali si� gdzie� na
narady.
Tymczasem kt�rego� dnia, zapewne jeszcze latem 1240 roku, na zamku
kr�lewskim w Budzie pojawili si� pos�owie "kr�la kr�l�w"
Batu-chana. Przewodzi� im pewien templariusz angielski, zatem
Europejczyk w s�u�bie u obcych. Pos�owie z wyszukan� wschodni�
grzeczno�ci� za��dali natychmiastowej kapitulacji W�gier. Bela IV
winien uzna� moc Batu-chana i z�o�y� mu ho�d lenny i okup, w
przeciwnym bowiem razie on�e, Batu, b�dzie zmuszony obr�ci� jego
kraj w pogorzelisko i zape�ni� Puszt� mnogo�ci� swojego wojska.
Bela odpowiedzia� po rycersku. Nie po to jest kr�lem, by znosi�
nad sob� czyje� panowanie. Do�� ma rycerstwa, aby si� broni�.
Je�li chan s�dzi, �e mo�e go zawojowa�, niech spr�buje.
I tak wojna zosta�a wypowiedziana.
Jeszcze w trakcie walk o Kij�w Mongo�owie czynili przygotowania do
dalszego marszu. Specjalne oddzia�y szkoli�y �wie�o wcielonych do
armii Rusin�w, Po�owc�w i Wo�och�w. Z Turkiestanu sprowadzano
olbrzymie transporty broni, a z ksi�stw: czernihowskiego,
siewierskiego i perejas�awskiego - konie dla nowych wojownik�w.
Zak�adano magazyny �ywno�ci i fura�u oraz organizowano ��czno��,
kt�ra w rozleg�ym pa�stwie Ogedeja, dysponuj�cym armi� dzia�aj�c�
na wielkich przestrzeniach - doprowadzona by�a do wielkiej
doskona�o�ci.
Na g��wnych szlakach komunikacyjnych co 300 li (150 km) budowano
stacje, a co 100 li plac�wki. I jedne, i drugie zaopatrywano w
konie, �ywno��, fura�. Specjalne oddzia�y z�o�one z oficer�w
��cznikowych kwaterowa�y w stacjach. ��cznik dosiada� konia,
ciasno poowijany ta�mami jedwabiu, kt�re chroni�y jego mi�nie
przed nadmiernym "wytrz�sieniem" w czasie szybkiej jazdy.
Zbli�aj�c si� do plac�wki gra� na rogu. Na ten znak koniuchowie
biegiem podstawiali �wie�ego wierzchowca, na kt�rego grzbiet
przenoszono ��cznika na r�kach. Na stacjach natomiast nowy dy�urny
��cznik szybko przejmowa� rozkaz, meldunek czy inn� jak��
przesy�k� i p�dem rusza� w dalsz� drog�. W ten spos�b w ci�gu doby
mo�na by�o przesy�a� poczt� na odleg�o�� 600 li.
Nie wiemy dok�adnie, kiedy Polska pozna�a rozmiary gro��cego jej i
s�siadom niebezpiecze�stwa. Kraj nasz mozolnie d�wiga� si� z
os�abienia spowodowanego rozbiciem dzielnicowym i bliski by� nowej
jedno�ci. Ksi��� Henryk II, ksi��� �l�ska, Krakowa i Wielkopolski
odziedziczy� po ojcu spory szmat ziem od Nysy �u�yckiej i Odry na
zachodzie a� po San. Ksi���ta pozna�scy: Bolko i Przemko, opolscy
Mieszko i W�adys�aw oraz Boles�aw Wstydliwy z Sandomierza, wszyscy
na og� m�odzi, do lat sprawnych dochodz�cy, uznawali zwierzchno��
swojego pot�nego s�siada, jedynie Mazowsze pozostawa�o na uboczu.
Ksi��� Konrad Mazowiecki synowi Boles�awowi odda� w zarz�d
Mazowsze, Kazimierzowi Kujawy, sam za� do�ywotnio dzier��c ziemi�
��czyck� i sieradzk�, g��boko ukrywa� swoje niedawne animozje z
okresu walk o Krak�w. Pobo�ny pr�bowa� prze�ama� separatyzm i
niech�� p�nocnych ksi���t i w 1239 roku swoj� c�rk� Konstancj�
wyda� za Kazimierza, lecz nic nie wskazuje na to, by �w akt
g��bsze wywar� skutki. Ksi���ta mazowieccy bli�ej zdawali si� �y�
z Zakonem Rycerzy Dobrzy�skich, Krzy�akami i Rusi� ni� z w�asnymi
krewniakami.
Ksi��� Henryk, �onaty z Ann�, siostr� kr�la Wac�awa I czeskiego, i
przez Boles�awa Wstydliwego zaprzyja�niony z Bel� IV, kr�lem
W�gr�w, na razie odk�ada� podporz�dkowanie sobie Mazowsza. Mia�
bardziej nie cierpi�ce zw�oki zadanie. Ojciec przekaza� mu
naczelne miejsce w Polsce i co� wi�cej: koronacyjne zamys�y.
Henryk od dziecka �y� w atmosferze ustawicznego pi�cia si� w g�r�,
ku koronie Boles�awa Szczodrego, w krakowskim skarbcu le��cej.
M�odzieniec, potem ju� dojrza�y m��, potrafi� podgl�da� tajemnice
ojcowskich sukces�w, a patrza� krytycznie. My�l o koronacji
porywa�a go wielce, rozumia� konieczno�� utrzymania w swych r�kach
jak najwi�kszych po�aci kraju, lecz przyja�ni ojca z cesarzem
niemieckim nie pochwala�.
Zaledwie obj�� rz�dy, zaraz konflikt Brodatego z duchowie�stwem
za�egna�, a potem, w �lad za Boles�awem �mia�ym, kt�rego koron�
swe czo�o ozdobi� zamierza�, zwi�za� si� �ci�le z papie�em przeciw
cesarzowi. Przyj�cie koronacji za przyczyn� Ko�cio�a rokowa�o
wi�ksz� wolno�� polityczn� ni� zdawanie si� na �ask� Fryderyka II,
kt�ry z tytu�u swojej godno�ci cesarskiej ro�ci� sobie prawo do
panowania nad ca�ym chrze�cija�skim �wiatem. Walka z Fryderykiem
bardzo absorbowa�a polskiego ksi�cia. Pobo�ny cz�sto si� zje�d�a�
z wewn�trzn� opozycj� niemieck�. Uradzono nawet, �e niemieccy
panowie nowego cesarza sobie wybior�. Wybory mia�y odby� si� w
Lubuszy, a wi�c na polskiej ziemi, natomiast kontrkandydatem by�
Du�czyk Abel. Poskromienie Fryderyka II i przys�u�enie si�
Ko�cio�owi mia�o u�atwi� drog� do koronacji w gnie�nie�skiej
katedrze. Jednak�e utrzymanie wp�yw�w w Polsce i obrona kr�lestwa
przed tradycyjn� niech�ci� w�adc�w cesarstwa niemieckiego wymaga�y
si�y. Ju� Henryk Brodaty zacz�� odtwarza� dawn� dru�yn� ksi���c�,
stanowi�c� armi� regularn� kraju, natomiast jego syn gwa�townie
wzm�g� wysi�ki w tym kierunku. Czy wp�yn�a na to tak�e obawa
przed najazdami mongolsko-tatarskimi?
Jan D�ugosz, nasz pierwszy historyk, czerpa� z tradycji i jakich�
zaginionych �r�de� pisanych polskich i obcych, wiele szczeg��w o
naje�dzie przekaza� potomnym, lecz chwila dotarcia pierwszych
wie�ci o Tatarach by�a mu nie znana: Uczeni si�gaj� do jego
Dziej�w Polski, por�wnuj� tekst ksi�gi z zapisami kronik i
kalendarzy, przetrz�saj� �r�d�a o�cienne, nawet dalekowschodnie,
trudno im jednak okre�li� dzie� og�lnonarodowej mobilizacji. Wiemy
dzi� wi�cej ni� wiedzia� D�ugosz; znacznie wi�cej, ni� o Tatarach
wiedzieli: Henryk Pobo�ny, Bela IV czy Wac�aw I i mimo to nie
mo�emy pisa� historii tych lat tak wa�nych dla przygotowywania
obrony przed naje�d�cami. Domy�lamy si� jedynie, �e nie by�y one
zbyt odleg�e od dnia, kiedy pierwsze zagony kr�pych wojownik�w
stepowych na ma�ych konikach wzi�y jasyr.
Dopiero przy ko�cu 1241 roku Europa zamar�a z przera�enia, dopiero
po spustoszeniu Polski, Moraw i W�gier zda�a sobie spraw� z
rozmiar�w zagro�enia. A by�o ono �miertelne.
Jesieni� 1240 roku przez lasy pogranicza, w�skimi �cie�kami w�r�d
bagien, kt�r�dy bezpiecznie i skrycie przej�� mo�na by�o, pomykali
w stron� Polski uciekinierzy z Rusi. Niezbyt wielu ich by�o
zapewne. Oddzia�y mongolsko-tatarskie dzia�a�y sprawnie, otacza�y
ofiar� doko�a, potem uderza�y i niszczy�y doszcz�tnie. Do�� jednak
by�o owych "bie�e�c�w", by posia� niepok�j w�r�d "Lach�w". W
oczach mieli l�k, be�kotali niezrozumiale o wielkim mn�stwie
przysadzistych postaci, kt�re, zda si�, z wszystkich stron
nadbiega�y, jakby rodzi� je las lub szare kamienie w polu
ja�niej�ce. Grododzier�cy wiele zapewne musieli wykaza�
cierpliwo�ci, aby z chaotycznej gadaniny jaki� sk�adny obraz w
umys�ach sobie wytworzy�. Obraz by� to straszny: wsz�dzie krew,
j�ki konaj�cych, krzyki kobiet, p�acz dzieci i wok� krwawe �uny.
Zbiegowie, nie wierz�c w swoje ocalenie, rzucali urywane zdania,
�egnali si� prawos�awnie, szeroko, zamaszy�cie, miotali nag�e
spojrzenia w bok, jakby tu� tu�, w ciemnym k�cie �wietlicy okrutna
twarz naje�d�cy lada chwila wynurzy� si� mia�a.
Ksi���ta polscy, a zw�aszcza naczelny w�dz Henryk II, skrz�tnie
zbierali wie�ci. Co znaczy�y s�owa o mnogo�ci wroga? Jaka by�a
faktyczna jego si�a? Uciekinierzy nie znali zapewne danych
odpowiadaj�cych prawdzie, co najwy�ej ogrom ich przera�enia m�g�
jak�� stanowi� miar�. W ka�dym razie zbli�anie si� Tatar�w do
W�odzimierza na pewno zdradza�o prawdziwe ich zamiary. Henryk,
Bela czy Wac�aw raczej jeszcze niewiele wiedzieli o kulturze,
ideologii i taktyce walki znienacka ukazuj�cych si� watah, lecz
musieli ju� chyba orientowa� si� w ich strategii, kt�r�
charakteryzowa� rozmach i dzia�anie na odleg�ych, oddzielonych od
siebie frontach. Zagro�enie W�gier od razu sta�o si� zagro�eniem
Polski i Czech, zw�aszcza jednak Polski.
Zacz�o si� w Sandomierskiem
Zima 1240-1241 zapowiada�a si� spokojnie. Kiedy mr�z wyostrzy�
powietrze i �wiat znieruchomia� pod �niegow� pierzyn�, ucich�y
jako� wie�ci o Tatarach. Ruscy zbiegowie, tak liczni jesieni�,
poznikali gdzie�; sio�a oraczy, skupione nad jarami, wr�ci�y do
p�sennego bytowania. Kr�tkie dni grudniowe schodzi�y na lada
jakim gadaniu o prz�dziwie i motkach, na niemrawej krz�taninie
wok� chudoby. Z wolna zapominano o okrutnych rzeziach i po�ogach,
kt�rych echa z w�odzimierskiego ksi�stwa a� pod Sandomierz si�
nios�y.
R�wnie� rycerstwo ze spokojem oddawa�o si� zimowej gnu�no�ci. Ten
i �w co najwy�ej o �owach przy pierwszym �niegu my�la�. Dworki
s�dziwe, niewiele od ch�opskich cha�up wy�sze, cho� rozleglejsze i
na szczytach wzg�rz w�r�d sad�w zbudowane, uspokaja�y si� zgodnym
s�siad�w potakiwaniem. Nie b�dzie Poganin w �niegach si� nurza�,
nie b�dzie. Bo mu to pilno? Nie lepiej to wojowa� przy wiosennym
s�onku, kiedy i ��ka zielona, dla popasu zdatna, i drogi suchsze?
Zreszt� owi z piek�a rodem zb�je do�� chyba maj� ca�orocznego
uganiania si� w polu. To� od Donu a� po Bug doszli. Wielmo�e na
licznych w�o�ciach, ubo�sze rycerstwo, a nawet pro�ci w�odycy
wsiowi, wszyscy dobrze wiedzieli, �e w Europie wa�niejsze kampanie
wojenne odbywano latem.
Szeroki �wiat z wie� sandomierskiego, ksi���cego grodu widoczny,
zdawa� si� g��bokim spokojem oddycha�. Grubachny w�� Wis�y,
podp�ywaj�cej od wschodu, szarza� w dole sfa�dowan� skorupk�
�wie�ego lodu; za nim puszcza, ca�y horyzont przes�aniaj�ca,
po�yskiwa�a ki�ciami zimnego srebra na jod�owych �apach. Czerwone
jesieni� zwa�y G�r Pieprzowych na p�nocy biela�y i iskrzy�y teraz
w promieniach ch�odnego s�o�ca. Wzg�rza, jary i r�wniny od strony
Opatowa le�a�y ciche, tu i �wdzie dymami wiosek zasnuwaj�c niebo.
Gr�d sandomierski sta� na wynios�ym brzegu ponad szeroko rozlan�
Wis�� i liczy� sobie lat kilkaset. Okolica �yzna, zaludniona od
prawiek�w, st�d i staro�� grodu. Ju� Chrobry dba� o Sandomierz, a
sto lat po nim inny Boles�aw, Krzywousty, stolic� dla syna Henryka
tutaj za�o�y�. Podgrodzie, wa�em opasane, ci�gn�o si� wzd�u�
stromego brzegu ku p�nocy i od dawna by�o przeludnione, tote�
go�cie, ch�tnie do Sandomierza przybywaj�cy, osiedlali si� na
wzg�rzu s�siednim, za jarem g��bokim, gdzie ojcowie dominikanie
roma�ski ko�ci� �w. Jakuba �wie�o wznie�li. Tam le�a�o miasto
nowe, uliczki wi�y si� w�skie, chaty sta�y g�sto, wok� �w. Jakuba
skupione niby stado piskl�t przytulone do kwoki. Ko�cio��w
Sandomierz mia� kilka, tak�e na podgrodziu stoj�cych, jak na
prawdziw� stolic� bogatego ksi�stwa przysta�o.
W Sandomierzu ludzie cz�ciej m�wili o nadci�gaj�cej wojnie.
Wprawdzie nie spodziewano si� jej przed wiosn� lub nawet latem,
ale przygotowania do obrony trwa�y. Kasztelan Jakub stale
umocnienia obronne sprawdza� i mimo mrozu p�dzi� ludzi do prac
przy naprawie zepsutych blank�w i machin. S�dziwy Pakos�aw,
wojewoda sandomierski, ca�e dni sp�dza� nad szkoleniem �wie�o do
dru�yny ksi���cej zaci�gni�tych m�odzie�c�w. Ksi��� nie �a�owa�
srebra na zaci�g, a kiedy gotowych denar�w zabrak�o, po�yczy�
kruszcu u ksi�ny ma��onki, Kingi, dobrze przez ojca, kr�la Bel�
IV, wyposa�onej. Ksi��� Boles�aw m�ody by� jeszcze, w boju
niedo�wiadczony i raczej spokojnego usposobienia. Sam niewiele
wsk�ra�by w tak ci�kiej chwili, lecz na szcz�cie wojewoda
Pakos�aw ju� niejednego wroga w boju usiek� i zna� si� na rzeczy.
On te� ksi�cia wyr�cza� we wszystkim, osobi�cie s�a� pe�nomocnik�w
do odleg�ych kasztelanii, aby ka�dego, kto zechce, do dru�yny
ksi���cej �ci�gali, nie zwa�aj�c, jakiego by by� rodu.
Podobne przygotowania do wojny, tylko �e na wi�ksz� skal�,
czyniono w ca�ej Polsce. Ksi��� Henryk Pobo�ny, niedawno jeszcze
opiekun ksi�cia Boles�awa, a teraz jego przyjaciel, a przy tym
w�adca znacznie pot�niejszy, kaza� �ci�ga� do siebie m�czyzn z
r�nych stron Polski, aby tylko jak najwi�cej woj�w zgromadzi�, do
boju przygotowa� i wyposa�y�. Rycerstwo, na znak wici pod wojenne
sztandary �ci�gaj�ce, potrafi�o walczy� dzielnie, lecz
wyszkoleniem i dyscyplin� nigdy nie mog�o dor�wna� dru�ynie
"zawodowej".
Wraz z ca�� Polsk� do odparcia najazdu szykowa�o si� tak�e
Mazowsze. Tamtejsi ksi���ta jednak sk�onni byli raczej broni� si�
samodzielnie, bez wsp�dzia�ania z Henrykiem, o koronie
kr�lewskiej my�l�cym. Ten stan rzeczy mocno zapewne niepokoi�
ksi�cia "Polski, Krakowa i �l�ska". Domy�lamy si�, �e p�ki czas,
zabiega� o koordynacj� wysi�k�w, je�li ju� nie o podporz�dkowanie
sobie rycerstwa p�nocnych ksi�stw. Skuteczno�� tych zabieg�w
dopiero przysz�o�� mia�a wykaza�.
Przygotowania obronne polega�y tak�e na szeregu prac
organizacyjnych: Trzeba by�o ustali� znaki wiciowe i wyznaczy�
miejsca zgromadzenia rycerstwa z r�nych kasztelanii. Rycerstwo
�wczesne sz�o na wojn� pod wodz� kasztelan�w lub wojskich, czyli
ziemiami, musia�o zatem gdzie� ��czy� si� w wi�ksze jednostki, a
wi�c w hufce, kt�rym przewodzili wojewodowie lub ksi���ta. Nade
wszystko jednak nale�a�o obmy�li� jaki� plan obrony. P�niejsze
dzia�ania wojenne wyka��, �e plan taki istnia� naprawd� i by� w
miar� mo�no�ci realizowany, a nawet korygowany i udoskonalany.
Kiedy jednak powsta�, nie wiadomo. W du�ej mierze by� wynikiem
kszta�tuj�cej si� sytuacji, ale ju� przed najazdem musia�y istnie�
jego zarysy. Jest rzecz� naturaln�, �e �wiadomo�� zagro�enia
natychmiast budzi my�li o sposobie pokonania wroga.
By� mo�e jeszcze przed Godami w jakim� dogodnym punkcie rozleg�ego
w�adztwa Henryka odby� si� wiec starszyzny dla om�wienia
najpilniejszych spraw zwo�any. Zjechali si� tam zapewne ksi���ta:
Boles�aw z Sandomierza, Mieszko z Opola, W�adys�aw z Kalisza, mo�e
przybyli tak�e synowie Laskonogiego z Gniezna czy Poznania. W
otoczeniu ksi�cia Pobo�nego widzimy p�niej margrabiego Boles�awa
z Moraw, kt�ry bardziej z Polsk� ni� z Czechami trzyma�, zatem i
on chyba wzi�� udzia� w naradzie.
Ustalenie znak�w wiciowych nie nastr�cza�o trudno�ci, tak�e o
rejony koncentracji nie trzeba by�o si� spiera�. Rycerstwo
krakowskie mia�o przyby� do wsi Kalina pod Miechowem, o czym
wyra�nie wspomina D�ugosz. Ksi���ta Mieszko i W�adys�aw naznaczyli
punkty zborne w swoich zamkach, Sandomierzanie za� prawdopodobnie
mieli si� zebra� w Opatowie, gdy� ten gr�d centralne w ksi�stwie
mia� po�o�enie. Bardziej problematyczne by�y "plany strategiczne",
jak by�my to dzisiaj nazwali. Z przebiegu pierwszej fazy dzia�a�
tatarskich zdaje si� wynika� wniosek, �e pierwotnie zdecydowano
si� waln� bitw� stoczy� gdzie� mi�dzy Wis�� i Odr�, mo�e w rejonie
Kalisza lub ��czycy. W owym czasie ksi��� Henryk �ywi� pewnie
jeszcze nadziej� na porozumienie z Mazowszem i Krzy�akami; w
Kaliszu naj�atwiej by�oby zgromadzi� si�y zbrojne ze wschodu i
zachodu, z po�udnia i p�nocy. Pod warunkiem, oczywi�cie, �e
Tatarzy nie zaskocz� i �e ich marsz b�dzie w miar� mo�no�ci
hamowany i op�niany. Zadania powstrzymywania tatarskiego pochodu
otrzymali wojewodowie: sandomierski i krakowski. Ksi��� Boles�aw z
Sandomierza ze wzgl�du na m�odociany wiek zosta� zwolniony z
obowi�zku osobistego udzia�u w walkach.
Polski plan wojenny, opracowany z grubsza i w po�piechu, nie
przewidzia� do�� wa�nej rzeczy, mianowicie momentu inwazji.
Wszystko �wiadczy o tym, �e oczekiwano jej dopiero wiosn� lub
latem 1241 roku. Tymczasem sta�o si� inaczej. Gdyby Polska by�a
g��wnym celem wyprawy tatarskiej, mo�e istotnie wojna rozgorza�aby
tu p�niej, lecz naje�d�cy zamierzali g��wnie pokona� W�gry,
operacja za� w Polsce by�a przez nich traktowana jako pomocnicza,
os�onowa i jako taka musia�a by� zgrana z kampani� na po�udnie od
Karpat. W zasadniczy spos�b zmieni�o to przewidziany przez Polak�w
bieg wydarze�.
Przygotowania wojenne wr�g zako�czy� na pocz�tku zimy 1240-1241.
Wojska tatarskie, licz�ce oko�o 120 tysi�cy �o�nierzy, podzielone
na cztery wielkie armie, skoncentrowano w rejonie W�odzimierza,
Przemy�la, Halicza i Chocimia. Ka�da z armii liczy�a 3 tumeny,
czyli 30 tysi�cy ludzi. Naczelnym wodzem by� Subudej, kt�ry
sprawowa� w�adz� z ramienia Batu, wnuka Czingiz-chana. Armi�
p�nocn�, skoncentrowan� we W�odzimierzu, dowodzi� Bajdar, syn
D�egataja, chana turkiesta�skiego. Jemu te� bezpo�rednio podlega�
jeden z tumen�w, podczas gdy wodzami dw�ch nast�pnych byli rodzeni
bracia Batu: Kajdu i Ordu. Sam Batu, kt�ry �ywo interesowa� si�
wojn�, mia� swoj� kwater� prawdopodobnie w pobli�u armii
"przemyskiej".
U podn�a Karpat odby� si� wielki kuru�taj, narada wojenna
Tatar�w. Poniewa� W�grzy mieli do dyspozycji oko�o 120 tysi�cy
rycerstwa i piechoty, zadanie naje�d�c�w nie by�o �atwe. Podczas
narady da� si� pozna� Subudej. On to w�a�nie zaproponowa� plan
dzia�a�, kt�ry potem zosta� przyj�ty i zadecydowa� o losach ca�ej
kampanii polsko-w�gierskiej. Plan Subudeja przewidywa� odci�cie
W�gier od Polski i od Cesarstwa, otoczenie ich od po�udnia i
zduszenie w �rodku. Ustalono, �e armia "w�odzimierska", rozbiwszy
wojska polskie, wkroczy na W�gry przez Prze��cz K�odzk� i Morawy;
armia "przemyska", nie wdaj�c si� w walki na ziemiach polskich,
skieruje si� do Prze��czy Jab�onkowskiej; armia "halicka" p�jdzie
przez Prze��cz U�ock�, "chocimska" za� szerokim, wygi�tym na
po�udnie �ukiem odetnie W�gry od Ba�kan�w. Wszystko by�o starannie
obmy�lone i zgrane w czasie i przestrzeni, ka�dy odcinek mia�
swoj� warto��. Na przyk�ad, kl�ska Tatar�w w Polsce mog�aby
os�abi� ich si�� uderzeniow� na terenie W�gier.
Armia "w�odzimierska" rozpocz�a dzia�ania zaczepne ju� w styczniu
1241 roku. Bajdar zadecydowa� na wst�pie rozpozna� bojem stan
gotowo�ci obronnej Polak�w i ich p�nocnych s�siad�w. Kiedy l�d na
rzekach u�atwi� ich forsowanie, wys�a� silny, mo�e z trzech
hezar�w z�o�ony oddzia� konnicy w kierunku Brze�cia nad Bugiem, a
potem na Mielnik, Drohiczyn, Bra�sk i Bielsk. Oddzia�
niespodziewanym atakiem spustoszy� ziemie Ja�wing�w, pobi� ich
wojska i opr�cz �up�w wielu m�czyzn wzi�� do niewoli, aby ich
potem wcieli� do pomocniczych formacji wojskowych.
Drugi oddzia� jazdy tatarskiej, prawdopodobnie w r�wnej
poprzedniemu sile, ruszy� do Polski szlakiem wo�y�skim i zatoczy�
wielki �uk przez Che�m, Lublin, Kra�nik, Zawichost, po czym wr�ci�
do W�odzimierza. Napotykane po drodze miasta zosta�y zdobyte,
spalone i ograbione, ludno�� wyci�ta lub wzi�ta do niewoli.
Jedynie Che�m i Kra�nik zdo�a�y si� obroni�. Tatarom nie uda�o si�
zdoby� tych dobrze wida� obwa�owanych grod�w. W dodatku pod
Kra�nikiem spotka�a ich kl�ska. Od D�ugosza wiemy, �e rycerz
imieniem Krystyn (czy�by kasztelan kra�nicki?) w udanej wycieczce
rozbi� pozostawiony pod grodem dla blokady jaki� oddzia� tatarski.
Mimo tego epizodu wynik walk by� dla Tatar�w pomy�lny. Bajdar
dowiedzia� si�, �e Ja�wierz, rozbita i sterroryzowana, nie
przedstawia �adnej gro�by i �e Polska nie jest gotowa do wojny.
Brak tam skoncentrowanych si� zbrojnych, a drogi stoj� otworem. Z
drugiej za� strony najazd tatarski by� dla Polak�w sygna�em
alarmowym.
Przypr�szone �niegiem cha�upy oraczy, rozleg�e dworki wielmo�y
o�y�y. Szlaki handlowe, w szalonym p�dzie przemierzone przez
Tatar�w, zaroi�y si� nowymi uciekinierami, tym razem ju� polskimi.
Wie�� o naje�dzie nios�a si� od wioski do wioski, budzi�a pop�och,
ale i gniew. Wojna, jeszcze niedawno daleka, uderzy�a w ludzi
jakby obuchem. Z Sandomierza polecieli go�cy do Krakowa, a mo�e i
do Wroc�awia. W Krakowie zapewne rezydowa� ksi��� Polski i zarazem
naczelny w�dz armii. Nied�ugo potem na wszystkich drogach pojawili
si� p�dz�cy co si� wys�a�cy do grod�w, ��daj�cy rozes�ania wici.
W tamtych czasach podobnie jak za panowania Boles�awa Chrobrego
obowi�zek obrony kraju spoczywa� na ca�ym spo�ecze�stwie. Wielmo�e
wystawiali dru�yny konne lub piesze, ubo�si rycerze jechali na
wojn� w towarzystwie co najmniej dw�ch zbrojnych pacho�k�w. Oracze
mieli obowi�zek str�owania w grodach (str�a), �cigania
mniejszych oddzia��w nieprzyjaciela (pogo�), dostarczania �rodk�w
transportu konnego (przew�d, podwoda), budowania przepraw,
�cinania drzew w lesie (przesieka). Mieszczanie zr�wnani byli
cz�sto z ch�opami, cho� g��wnie ich obowi�zkiem by�a obrona
w�asnego miasta i grodu. Czasem z za��g nie zagro�onych grod�w
formowano oddzia�y piesze, kt�re w bitwach strzeg�y skrzyde� albo
tworzy�y oddzia�y �ucznik�w. Tutaj jednak, w Sandomierskiem, nie
formowano piechoty. O Tatarach wiedziano, �e walcz� konno, szybko
przenosz�c si� z miejsca na miejsce, kto by zatem zd��y� za nimi
na nogach. Niemniej ca�a ludno�� zosta�a zaalarmowana. Ch�opi
obj�ci obowi�zkiem str�owania zabierali rodziny i ci�gn�li do
grod�w, w �lad za nimi zd��ali tak�e pozostali, aby schowa� si�
gdzie� w grodzie lub w lesie.
Plan obrony ksi�stwa sandomierskiego, jak si� zdaje, polega� na
silnym obsadzeniu grod�w i na walce jazdy w polu. Jazda polska
by�a w zasadzie ci�kozbrojna "Ci�ka" nie znaczy�o jednak to
samo, co kilkaset lat p�niej, kiedy grube blachy zwi�ksza�y wag�
rycerza i kr�powa�y mu ruchy. Najcz�stsz� zbroj� by�a koszula z
siatki stalowej, wdziewana zim� na ciep�y ko�uch, czasem z
wierzchu okryta sukni� b�d� p�aszczem. Na g�owie rycerza tkwi�
okr�g�y he�m, niby garnek zas�aniaj�cy twarz, z otworami dla oczu.
Za pasem miecz lub top�r, w r�ku tarcza okr�g�a, owalna lub
tr�jk�tna... Niekt�rzy mieli �uki albo kusze, wszyscy - w��cznie.
Pan wioski zajmowa� w szyku miejsce pomi�dzy dwoma r�kodajnymi.
Czasem byli to jego synowie, cz�ciej jednak przyuczeni do walki
ch�opi, uzbrojeni podobnie do pana lub nieco l�ej, za to
wyposa�eni w �uki i kusze. Ca�a tr�jka stanowi�a jedn� kopi�,
czyli podstawowy element szyku bojowego. Niekiedy w otoczeniu
wielmo�y wida� by�o rycerzy s�u�ebnych, kt�rzy zajmowali miejsca
pacho�k�w i stanowili odr�bn� warstw� spo�eczn�.
Trudno sobie wyobrazi�, jak na ziemiach ksi�stwa sandomierskiego
przebiega�a mobilizacja w owym 1241 roku. D�ugosz wspomina o
wielkiej ofiarno�ci rycerstwa, czyli pan�w feudalnych i ich
ch�op�w, pacho�k�w, kt�rych zew wici wyrwa� z dom�w w mr�z. Najazd
zaskoczy� ludno��, przerazi�, lecz tak�e obudzi� w niej wol�
walki. Skoro wr�g, nie spotykany dot�d, wielki jaki� i straszny,
szuka� krwi, zatem powinien j� znale��. Cisz� kr�tkich,
styczniowych dni zburzy� t�tent koni, �nieg chrupa� pod podeszwami
sk�rzni, nieskalan� biel dr�g znaczy�y �wie�e �lady.
Postacie na koniach tr�jkami, sz�stkami, dziewi�tkami sun�y w
stron� grod�w kasztela�skich, wyprzedza�y ci�gn�cych pieszo. B�d�
si� bi�, skoro tak trzeba. O wiele przyjemniej by�oby wylegiwa�
si� w domu za piecem, lecz to by�oby g�upie. Bezpieczniej mo�e
ukry� si� gdzie� w ost�pie le�nym, �mig�e nogi konia szybko
zanios�yby cz�eka w g��b puszczy, na kraj �wiata nawet, ale to
by�oby ha�b�. Nadszed� czas z�y, okrutny. Nikt go nie pragn��,
lecz te� nikt nie b�dzie ode� ucieka�. Jedyne wyj�cie to zebra�
si� razem i bi� wroga a� do skutku. Bo to pozwol� mu na bezkarne
�upienie kraju? Na grabie�? Niedoczekanie jego!
Owiane mg�ami marzn�cych oddech�w, opatulone w ko�uchy postacie
niestrudzenie sun�y naprz�d. W grodach kasztela�skich kilka dni
zw�oki, pe�ne gor�czkowych rozm�w oczekiwanie na zap�nionych, na
tych, co najdalej maj�. Spanie w kleciach dla za��g, cz�sto w�r�d
zgliszcz poprzedniego najazdu, w domach wielmo�y, w zajazdach
mieszcza�skich. Dymy ognisk palonych dla rozgrzewki, pieczone na
ro�nie barany, k�sy wieprzowiny, dziczyzna upolowana po�piesznie,
garnce kaszy, gor�ca polewka, troch� miodu, wina. I dalej. Dalej w
kierunku Opatowa, gdzie wszystkie chor�gwie ziemskie maj� si�
zebra�.
Sandomierz opustosza� z konnego rycerstwa. Ksi��� Boles�aw, jak
by�o ustalone, zabra� sw�j dw�r z cz�ci� dru�yny przybocznej oraz
m�od�, kilkunastoletni� ma��onk� King� i po�piesznie odjecha� do
Krakowa. Kasztelan Jakub na czele wi�kszej cz�ci najemnej dru�yny
ksi�cia uda� si� do Opatowa, a wojewoda Pakos�aw dawno ju� by� w
tym grodzie, gdzie na chor�gwie ziemskie czeka�. D�ugosz nie
podaje, kto przej�� dow�dztwo nad grodem, podgrodziem i nowym
miastem na wzg�rzu �wi�tego Jakuba rozsiad�ym.
Po wyj�ciu rycerstwa uliczki nie opustosza�y jednak. Przybywa�a do
Sandomierza ludno�� okolicznych wsi, �ci�gn�li mnisi z
Koprzywnicy. Wsz�dzie panowa� zgie�k. Jak w tej sytuacji radzi�
sobie nie znany z imienia, przypuszczalnie �wie�o mianowany
dow�dca obrony? Robi�, co m�g�, to pewne, jednak�e chyba nie
bardzo dobrze sz�a mu praca. Organizowa� szyki, dziesi�tki i setki
woj�w, przydziela� mieszczanom odcinki wa��w i palisad do obrony,
ale brak wojewody.
Czas szybko lecia�, by� ju� luty, a nawet jego po�owa. Ludzie,
zm�czeni gor�czk� dnia, twardym snem zasypiali w nocy. Nad
Sandomierzem �wita�o. Bia�y dzie� zimowy niemrawo schodzi� na
ziemi�. Za�oga grodu spa�a jeszcze, cisza panowa�a w�r�d w�skich
uliczek wok� �w. Jakuba. Na wa�ach przytupywali z zimna
str�uj�cy woje. Oczy spod oszronionych brwi jakby z musu
spogl�da�y w dal. Jeszcze chwila, dwie, nadejdzie zmiana dzienna,
b�dzie mo�na zje�� co� ciep�ego, wyci�gn�� si� w legowisku.
Ranek by� spokojny; tylko �nieg chrz�ci� pod stopami. Gdzie� w
pobli�u stajen zbudzi�y si� wr�ble, ca�a ich czereda bi�a si� o
okruchy dawno zmarzni�tego, starego nawozu. Szeroka na mil� tafla
skutej lodem Wis�y nieskazitelnie biela�a �niegiem. Dalej, na
horyzoncie czernia�a nieruchoma puszcza. Nie by�o w�a�ciwie po co
patrze� w tamt� stron�, lecz wzrok nawyk�y do obowi�zku raz po raz
kierowa� si� tam. Jeszcze jedno niczego nie oczekuj�ce spojrzenie
- �renice nieruchomiej�, brwi �ci�gaj� si� w skupieniu. Sen? Mara?
Majaki nieprzespanej nocy?
Z pocz�tku wygl�da�o to niby szeroka �awa �a� szarych w po�wiacie
poranka, lecz zaraz potem wprawne oko rozpozna�o kszta�ty je�d�c�w
p�dz�cych na prze�aj. Gard�o doby�o krzyku, p�uca g��boko
wci�gn�y powietrze i zn�w krzyk, larum wielkie. Wstawajcie
ludzie, obud�cie si�! Gorze! Gorze!
Bajdar nie by�by sob�, gdyby pozwoli� Polakom na osi�gni�cie
pe�nej gotowo�ci obronnej. Niebawem uderzy� ponownie. Tym razem
liczniejszy ni� poprzednio oddzia� lekkiej kawalerii ruszy�
zapewne prosto w kierunku Sandomierza. Tatarzy potrafili p�dzi� po
50-60 km na dob�, wyprzedza� wie�ci o sobie. Ma�e, wytrwa�e,
specjalnie dobrane koniki stepowe po�era�y przestrze�, a ludzie na
ich grzbietach, ��dni krwi i grabie�y, odziani w ko�uchy, bez
kr�puj�cych ruchy zbroi, dor�wnywali hartem wierzchowcom.
Zd��aj�ce w kierunku Opatowa rycerstwo by�o na razie jeszcze
rozproszone, nie mia� kto stawi� czo�a naje�d�com. A oni p�dzili
jak burza. Drobne oddzia�ki polskie, przypadkowo spotkane, gin�y
w nier�wnej walce. Wr�g nie zna� lito�ci. Bezwzgl�dne niszczenie
si� �ywych najechanego kraju by�o g��wn� zasad�
mongolsko-tatarskiej doktryny wojennej.
Skraj Puszczy Sandomierskiej osi�gn�li wieczorem. Noc przynios�a
odpoczynek po szybkim marszu, da�a czas na narad� w celu
zorganizowania napa�ci. Teraz, rankiem 13 lutego, uderzyli z
impetem, aby nie pozwoli� na uszykowanie si� do walki, zaskoczy�
obro�c�w. Oni nigdy nie nacierali bez nale�ytego przygotowania
ataku. Ju� wcze�niej ka�dy "om" musia� wiedzie�, co czyni�,
kt�r�dy zbli�y� si� do grodu i miasta. Nie darmo Tatarzy mieli
sw�j wywiad, tak�e topograficzny.
Mrowie zdyscyplinowanego, karnego �o�nierza przebieg�o pokryt�
lodem rzek�, je�d�cy w biegu zeskakiwali z koni. Cz��
sko�nookich, ta z g�ry wyznaczona, zbiera�a konie, wi�kszo�� za�
biegiem otacza�a gr�d, podgrodzie i miasto. Drabiny, jeszcze w
lesie przygotowane, nie�li po dw�ch lub trzech, by�y bowiem
ci�kie, d�ugie. Dow�dcy, kt�rzy na nocnej naradzie szczeg�owo
om�wili plan dzia�a�, bezb��dnie wiedli swoje oddzia�y na
wyznaczone odcinki. Szybko, chy�kiem i w milczeniu niezliczone
postacie t�amsi�y �nieg, zape�nia�y w�w�z odcinaj�cy gr�d od
miasta, podchodzi�y zewsz�d. Zaspani Sandomierzanie wybiegli na
wa�y byle jak odziani. Milczenie wroga, niewidocznego za
stromiznami wa��w, �udzi�o nadziej�, �e alarm przedwczesny, �e nic
gro�nego jeszcze nie nast�pi. Tymczasem w�dz napastnik�w czeka�
tylko, a� wszystkie "omy" przyjm� postaw� szturmow�. Kiedy
zameldowano mu o tym, zagra�y piszcza�ki; jaki� obcy ryk, nigdy
tutaj nie s�yszany, przenikn�� serca obro�c�w.
Opis szturmu nie zachowa� si� po nasze czasy, znamy jednak jego
skutki. Cisza p�k�a z�owieszczo. Pierwsze, r�owe promienie
wschodz�cego s�o�ca roz�wietli�y twarze napastnik�w. Ich mnogo��
�mi�a oczy, impet ataku oszo�amia�. Drobne, kr�pe, lecz mocno
zbudowane postacie, kud�ate od ko�uch�w, pi�y si� w g�r�, jakby
je kto wystrzela� z katapulty. W grodzie zam�t, krzyk, trwoga. Co
m�niejsi pr�buj� siec mieczem lub toporem, �ga� w��czni�, lecz
trud to daremny. Napastnicy zdawali si� szybsi od b�ysku miecza,
przenikali blanki, zape�niali uliczki.
Sandomierz broni� si� d�wi�kiem bij�cych na trwog� dzwon�w,
ramionami najdzielniejszych woj�w. Dzwony ko�ata�y donio�le,
walcz�cy krzyczeli, lecz ponad wszelkie g�osy ni�s� si� ryk
oszala�ych z niezrozumia�ej w�ciek�o�ci napastnik�w, wo�ania
konaj�cych w b�lu, spazmatyczny szloch kobiet, dzieci. To nie by�a
walka, lecz rze�, kt�ra spad�a znienacka niby bicz �lepego b�stwa
karz�cego bez winy, dla jakiego� kaprysu. Wrzawa og�usza�a,
przewala�a si� przez wa�y, szala�a ponad okolic�.
Razem z grodem i podgrodziem zaatakowano miasto na wzg�rzu �w.
Jakuba. I tu, i tam te same �ywio�y obejmowa�y panowanie. B�j
musia� by� nied�ugi. Dzwony milk�y jeden po drugim, dono�ny d�wi�k
kona� w nier�wnym biciu serc. Zamiera�o kwilenie dzieci, cich�y
okrzyki trwogi. Naje�d�cy ryczeli jeszcze przez chwil�, lecz z
wolna ich w�ciek�o�� przechodzi�a w chichoty, w z�e rechotanie nad
trupami poleg�ych. Sandomierz nie wytrzyma� pierwszego uderzenia.
Promienie s�oneczne poranka poczerwienia�y w ka�u�ach krzepn�cej
krwi. Tatarzy swoim zwyczajem wyci�li wszystkich z wyj�tkiem
najzdrowszych m�czyzn potrzebnych do pomocniczych oddzia��w
wojskowych. Miasto zosta�o doszcz�tnie ograbione, potem spalone.
Naje�d�cy, syci gwa�tu, obci��eni je�cami i za�adowanymi na
ch�opskie wozy �upami, posuwali si� teraz nieco wolniej. Ich droga
wiod�a w kierunku Staszowa, Wi�licy i Skalbmierza. Tam zawr�cili,
by starym, dobrze z wywiadu znanym szlakiem na Po�aniec, Tursko,
Koprzywnic� wr�ci� do Sandomierza i dalej na wsch�d. Szli wolno,
lecz czynione na boki wypady wci�� zaskakiwa�y ludno��, kt�ra nie
nad��a�a ucieka� w lasy. Miasta dostarcza�y nowych �up�w. Oporu
zbrojnego nie by�o. Rycerstwo sandomierskie wci�� jeszcze
znajdowa�o si� w stadium mobilizacji.
Nowy atak tatarski, szybko po poprzednim przeprowadzony, nie
pozwoli� wojewodzie Pakos�awowi na czas skoncentrowa� si� w
Opatowie. Wojewoda krakowski W�odzimierz by� w nieco lepszej
sytuacji. Ziemia krakowska, nie obj�ta pierwszym napadem,
spokojniej prze�ywa�a mobilizacj�. Dwa lub trzy dni po
sandomierskich rozes�ane wici bez wi�kszych przeszk�d gromadzi�y
rycerstwo w Kalinie pod Miechowem. Jeszcze wprawdzie nie zd��yli
tam wszyscy, jednak�e cz�� zebra�a si� ju�, kiedy Tatarzy
zawr�cili spod Skalbmierza. Wojewoda zdo�a� ubezpieczy� si� na
postoju i rozes�a� podjazdy zwiadowcze. One te� donios�y niebawem
o ruchach nieprzyjaciel