9310

Szczegóły
Tytuł 9310
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9310 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9310 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9310 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MIKO�AJ GOGOL MARTWE DUSZE Wydawnictwo �Tower Press� Gda�sk 2001 2 ROZDZIA� I Do bramy hotelu w gubernialnym mie�cie N. wjecha�a do�� �adna, niedu�a bryczka na resorach, w rodzaju tych, kt�rymi je�d�� kawalerowie: dymisjonowani podpu�kownicy, sztabskapitanowie, ziemianie posiadaj�cy oko�o setki dusz ch�opskich, s�owem wszyscy ci, kt�rych nazywaj� �rednio zamo�nymi. W bryczce siedzia� pan niezbyt przystojny, ale i niebrzydki, ani nazbyt t�usty, ani nazbyt chudy; nie mo�na powiedzie�, �eby stary, jednak niezbyt m�ody. Przyjazd jego nie zrobi� w mie�cie �adnego ha�asu i nie towarzyszy�o mu nic szczeg�lnego; tylko dwaj rosyjscy ch�opi, stoj�cy u drzwi karczmy naprzeciwko hotelu, poczynili jakie� spostrze�enia, odnosz�ce si� zreszt� bardziej do pojazdu ni� do tego, kto w nim siedzia�. � Patrzaj no � powiedzia� jeden do drugiego � to ci ko�o! Jak my�lisz, dojecha�oby to ko�o, jakby by�o trzeba, do Moskwy, czyby nie dojecha�o? � Dojecha�oby � odpowiedzia� drugi. � A do Kazania, to my�l�, �e nie dojecha�oby? � Do Kazania nie dojecha�oby � odpowiedzia� drugi. Na tym si� rozmowa sko�czy�a. I jeszcze, kiedy bryczka podjecha�a do hotelu, nawin�� si� m�odzieniec w bia�ych dymkowych pantalonach, bardzo w�skich i kr�tkich, we fraku z pretensjami do mody, spod kt�rego wida� by�o gors spi�ty tulsk� spink� z pistoletem z br�zu. M�odzieniec odwr�ci� si�, popatrzy� na pojazd, przytrzyma� r�k� czapk�, kt�ra mu omal nie zlecia�a na wietrze, i poszed� w swoj� stron�. Gdy pojazd wjecha� w podw�rze, pan zosta� przyj�ty przez s�u��cego z hotelu albo, jak ich nazywaj�, numerowego, cz�owieka �ywego i ruchliwego do tego stopnia, �e nawet nie mo�na by�o dostrzec, jak� mia� twarz. Wybieg� zwinnie z serwetk� w r�ku, d�ugi i w d�ugim kortowym surducie, z ko�nierzem omal �e nie na g�owie, potrz�sn�� w�osami i zwinnie poprowadzi� pana na g�r� przez ca�� drewnian� galeri� do zes�anego mu przez Boga pokoju. Pok�j by� wiadomego rodzaju, bo i hotel te� by� wiadomego rodzaju, to jest w�a�nie taki, jakie zwykle bywaj� w miastach gubernialnych, gdzie za dwa ruble na dob� przejezdni otrzymuj� dogodny pok�j z karaluchami jak suszone �liwki, wygl�daj�cymi ze wszystkich k�t�w, i z drzwiami do s�siedniego pomieszczenia zawsze zastawionymi komod�, gdzie zagospodarowuje si� s�siad, cz�owiek ma�om�wny i spokojny, ale nadzwyczaj ciekawy, interesuj�cy si� wszystkimi drobiazgami dotycz�cymi przyjezdnego. Front hotelu odpowiada� jego wn�trzu: by� bardzo d�ugi, jednopi�trowy; parter nie by� otynkowany i �wieci� ciemnoczerwonymi cegie�kami, jeszcze bardziej pociemnia�ymi skutkiem pogody i z natury brudnymi; pierwsze pi�tro by�o pomalowane odwieczn� ��t� farb�; na dole by�y sklepi�y z chom�tami, powrozami i obwarzankami. W naro�nym sklepiku, a w�a�ciwie w oknie, tkwi� handlarz sbitniem1, z samowarem z czerwonej miedzi i o twarzy tak samo czerwonej jak samowar, tak �e z daleka mo�na by�o pomy�le�, �e na oknie stoj� dwa samowary, gdyby jeden z samowar�w nie mia� czarnej jak smo�a brody. Podczas gdy przyjezdny pan ogl�da� sw�j pok�j, wniesiono jego baga�: przede wszystkim waliz� z bia�ej sk�ry, troch� zniszczon�, co wskazywa�o, �e nie po raz pierwszy by�a w drodze. Walizk� wni�s� stangret Selifan, niziutki m�czyzna w ko�uszku, i lokaj Pietrek, ch�opisko lat oko�o trzydziestu, w lu�nym znoszonym surducie, widocznie po panu, z wygl�du nieco surowy, z bardzo grubymi wargami i nosem. Za waliz� wniesiono niewielki mahoniowy sepet wyk�adany brzezin� karelsk�, prawid�a do but�w i pieczon� kur� owini�t� w niebieski papier. Gdy wszystko to przyniesiono, stangret Selifan poszed� do stajni zaj�� si� ko�mi, a lokaj Pietrek zacz�� si� urz�dza� 1 Sbitie� � nap�j z wrz�dku zaprawionego miodem i korzeniami 3 w ma�ym przedpokoiku, bardzo ciemnej norce, dok�d zd��y� ju� przynie�� sw�j szynel, a wraz z nim jaki� w�asny zapach, kt�ry udzieli� si� i przyniesionemu zaraz potem workowi z r�nymi lokajskimi przyborami. W tej norce przysun�� do �ciany w�ziutkie ��ko na trzech nogach, nakrywaj�c je czym� podobnym do ma�ego materaca, zbitym i p�askim jak blin i, by� mo�e, tak samo zat�uszczonym jak blin, kt�ry uda�o mu si� wyd�bi� od w�a�ciciela hotelu. Podczas gdy s�u��cy krz�tali si� zapobiegliwie, pan uda� si� do og�lnej sali. Jakie bywaj� te og�lne sale � ka�dy przejezdny wie bardzo dobrze. Takie same �ciany, wymalowane olejn� farb�, pociemnia�e u g�ry od fajczanego dymu i wy�wiecone u do�u plecami r�nych przejezdnych, a zw�aszcza miejscowymi kupieckimi, kupcy bowiem w dni targowe przychodzili tu w sze�ciu albo w siedmiu wypija� wiadom� ilo�� herbaty; taki sam zakopcony �yrandol z mn�stwem wisz�cych szkie�ek, kt�re dygota�y i dzwoni�y za ka�dym razem, gdy numerowy przebiega� po wytartych chodnikach, �wawo wymachuj�c tac�, na kt�rej by�o takie mn�stwo szklanek do herbaty, jak ptak�w na brzegach morza; takie same obrazy na ca�� �cian�, malowane olejnymi farbami; s�owem, wszystko to samo co i wsz�dzie; ta tylko r�nica, �e na jednym obrazie by�a namalowana nimfa z takimi ogromnymi piersiami, jakich czytelnik zapewne nigdy nie ogl�da�. Podobna igraszka natury zdarza si� zreszt� na r�nych obrazach historycznych, nie wiadomo kiedy, sk�d i przez kogo przywiezionych do nas, do Rosji, niekiedy nawet przez naszych wielkich pan�w, mi�o�nik�w sztuki, kt�rzy zakupili je we W�oszech za rad� wioz�cych ich pocztylion�w. Pan zdj�� czapk� i odwi�za� z szyi we�niany, o t�czowych kolorach szalik, jaki ludziom �onatym w�asnor�cznie robi �ona, daj�c przy tym dobre rady, jak go zawi�zywa�, a kawalerom � nie mog� na pewno powiedzie�, kto im robi, B�g ich raczy wiedzie�, ja nigdy nie nosi�em takich szalik�w. Odwi�zawszy szalik, pan kaza� sobie poda� obiad. Podczas gdy podawano mu r�ne zwyk�e w restauracjach potrawy, jako to: kapu�niak z kruchym piero�kiem, umy�lnie w ci�gu kilku tygodni przechowywanym dla przejezdnych, m�d�ek z groszkiem, kie�baski z kapust�, pieczon� pulard�, kiszone og�rki i odwieczny kruchy, s�odki piero�ek zawsze got�w do us�ug; podczas gdy mu to wszystko podawano i na gor�co, i na zimno, kaza� s�u��cemu, czyli numerowemu, opowiada� sobie r�ne g�upstwa o tym, kto dawniej prowadzi� t� restauracj�, a kto teraz, i czy du�o daje dochodu, i czy gospodarz wielki �ajdak, na co numerowy zazwyczaj odpowiada�: �O, wielki z�odziej, prosz� pana!� Jak w o�wieconej Europie, tak samo i w o�wieconej Rosji istnieje teraz wielu szanownych ludzi, kt�rzy nie mog� zje�� w restauracji, �eby nie pogada� ze s�u��cym, a niekiedy nawet zabawnie sobie z niego po�artowa�. Zreszt�, przyjezdny nie zadawa� tylko pr�nych pyta�; z nadzwyczajn� �cis�o�ci� rozpytywa� si�, kto jest w mie�cie gubernatorem, kto prezesem s�du, kto prokuratorem �s�owem, nie opu�ci� �adnego Wa�niejszego urz�dnika, ale z jeszcze wi�ksz� �cis�o�ci�, je�eli nawet nie ze szczeg�lnym zainteresowaniem, rozpytywa� si� o wszystkich zamo�niejszych obywateli ziemskich: ile kto ma dusz ch�opskich, jak daleko mieszka od miasta, nawet jaki ma charakter i jak cz�sto przyje�d�a, rozpytywa� si� uwa�nie o stan prowincji, czy nie by�o w ich guberni jakich chor�b, epidemicznej gor�czki, jakiej� zab�jczej febry, ospy i tym podobnych, a wszystko to tak szczeg�owo i z tak� dok�adno�ci�, kt�ra wskazywa�a na co� wi�cej ni� na zwyk�� ciekawo��. Pan mia� w obej�ciu co� solidnego i wyciera� nos niebywale g�o�no. Nie wiadomo, jak on to robi�, ale nos jego grzmia� jak tr�ba. Ta na poz�r niewinna w�a�ciwo�� przysporzy�a mu jednak wiele szacunku ze strony s�u��cego z restauracji, tak �e ten za ka�dym razem, gdy s�ysza� �w d�wi�k, potrz�sa� w�osami, prostowa� si� z szacunkiem i nachylaj�c g�ow� z wysoko�ci pyta�: �Czy wielmo�ny pan sobie czego nie �yczy?� Po obiedzie pan wypi� fili�ank� kawy i usiad� na kanapie, pod�o�ywszy sobie pod plecy poduszk�, kt�r� w rosyjskich restauracjach zamiast elastyczn� we�n� wypychaj� czym� bardzo podobnym do cegie� i kamieni brukowych. Wkr�tce zacz�� ziewa� i kaza� si� odprowadzi� do swego numeru, gdzie po�o�ywszy si� zasn�� na dwie godziny. Odpocz�wszy, napisa� na kawa�ku papieru � na pro�b� s�u��cego z restauracji � sw� rang�, imi� i nazwisko, w celu zameldowania tam gdzie nale�y, w policji. Numerowy, schodz�c ze schod�w, przesylabizowa� z kartki, co nast�puje: radca kolegialny Pawe� Iwanowicz Cziczikow, obywatel ziemski, w sprawach prywatnych. Gdy numerowy wci�� jeszcze sylabizuj�c 4 odcyfrowywa� kartk�, sam Pawe� Iwanowicz uda� si�, by obejrze� miasto, z kt�rego by�, zdaje si�, zadowolony, albowiem znalaz�, i� miasto bynajmniej nie ust�puje innym miastom gubernialnym. Mocno bi�a w oczy ��ta farba na kamienicach i skromnie ciemnia�a szara na drewnianych domach. Domy by�y parterowe i p�torapi�trowe, z odwiecznymi facjatkami, bardzo �adnymi wed�ug mniemania gubernialnych architekt�w. Gdzieniegdzie domy te wydawa�y si� zagubione po�r�d szerokiej jak pole ulicy i nie ko�cz�cych si� drewnianych p�ot�w; gdzieniegdzie zbija�y si� w kup� i tam wida� by�o wi�cej ludzi i o�ywienia. Trafia�y si� prawie zmyte deszczem szyldy z rogalami i z butami, tu i �wdzie z namalowanymi niebieskimi spodniami i z nazwiskiem jakiego� krawca Arszawskiego; tu sklep z czapkami, z napisem: �Cudzoziemiec Wasyl Fiodorow�; �wdzie namalowany bilard z dwoma graczami we frakach, w jakie ubieraj� si� u nas w teatrach go�cie wchodz�cy na scen� w ostatnim akcie. Gracze byli namalowani z wycelowanymi kijami, z troch� wykr�conymi w ty� r�kami i krzywymi nogami, kt�re dopiero co wykona�y w powietrzu entrechat. Pod tym wszystkim by�o napisane: �A oto zak�ad�. Tu i �wdzie, wprost na ulicy, sta�y sto�y z orzechami, myd�em i piernikami podobnymi do myd�a; tam zn�w garkuchnia z namalowan� t�ust� ryb� i wetkni�tym w ni� widelcem. Najcz�ciej za� mo�na by�o zauwa�y� pociemnia�e dwug�owe or�y pa�stwowe, kt�re teraz ju� zosta�y zast�pione lakonicznym napisem: �Szynk�. Bruki wsz�dzie by�y kiepskie. Zajrza� i do ogrodu miejskiego, sk�adaj�cego si� z cieniutkich drzewek, kt�re si� �le przyj�y, z podp�rkami w kszta�cie tr�jk�t�w u do�u, bardzo �adnie pomalowanymi zielon� farb� olejn�. Zreszt�, chocia� te drzewka nie by�y wy�sze od trzciny, pisano o nich w gazetach przy opisie iluminacji, �e �miasto nasze zosta�o dzi�ki staraniom naczelnika miasta przyozdobione ogrodem, sk�adaj�cym si� z cienistych, roz�o�ystych. drzew, daj�cych och�od� w skwarny dzie� i �e przy tym �by�o bardzo mi�o patrze�, jak serca obywateli dr�a�y z nadmiaru wdzi�czno�ci i wylewa�y potoki �ez na znak uznania dla pana naczelnika miasta�. Rozpytawszy szczeg�owo stra�nika, kt�r�dy mo�na by przej�� bli�ej, je�eli b�dzie trzeba, do soboru, do miejsc publicznych, do gubernatora, poszed� spojrze� na rzek� przep�ywaj�c� przez �rodek miasta; po drodze zdar� przybity do s�upa afisz, �eby po przyj�ciu do domu dok�adnie go przeczyta�; popatrzy� uwa�nie na id�c� po drewnianym chodniku dam� o niebrzydkiej powierzchowno�ci, za kt�r� szed� ch�opiec w wojskowym mundurze, z zawini�tkiem w r�ku, i jeszcze raz obrzuciwszy wszystko spojrzeniem, jakby po to, �eby dobrze zapami�ta� po�o�enie, uda� si� do domu, prosto do swego numeru, podtrzymywany z lekka na schodach przez s�u��cego z restauracji. Po wypiciu herbaty usiad� przy stole, kaza� sobie poda� �wiec�, wyj�� z kieszeni afisz, podni�s� go do �wiecy i zacz�� czyta� mru��c troch� prawe oko. Zreszt� w afiszu nie by�o nic godnego uwagi: wystawiano dramat pana Kotzebue, w kt�rym Roll� gra� pan Poplewin, Kor� � panna Ziab�owa, inne osoby by�y jeszcze mniej ciekawe; jednak�e przeczyta� je wszystkie, doszed� nawet do ceny parteru i dowiedzia� si�, �e afisz by� drukowany w drukarni zarz�du gubemialnego; p�niej odwr�ci� na drug� stron�, �eby zobaczy�, czy i tam czego nie ma, ale nic nie znalaz�szy przetar� oczy, zwin�� arkusz starannie i w�o�y� go do swego sepetu, gdzie mia� zwyczaj k�a�� wszystko, co popad�o. Dzie�, zdaje si�, zosta� zako�czony porcj� zimnej ciel�ciny, butelk� musuj�cego kwasu i mocnym snem na ca�y regulator, jak si� wyra�aj� w niekt�rych miejscowo�ciach obszernego pa�stwa rosyjskiego. Ca�y nast�pny dzie� by� po�wi�cony wizytom; przyjezdny poszed� sk�ada� wizyty wszystkim miejskim dygnitarzom. Z�o�y� uszanowanie gubernatorowi, kt�ry, okaza�o si�, by�, podobnie jak Cziczikow, ani t�usty, ani chudy, mia� na szyi Ann� i m�wiono nawet, �e by� przedstawiony do gwiazdy; zreszt� by� to wielki poczciwiec i nawet sam wyszywa� czasem na tiulu. Potem uda� si� do wicegubernatora, potem by� u prokuratora, u prezesa s�du, u policmajstra, u dzier�awcy w�dczanego, u zarz�dzaj�cego fabrykami rz�dowymi... szkoda, �e troch� trudno zapami�ta� wszystkich mo�nych tego �wiata; ale wystarczy powiedzie�, �e przyjezdny okaza� wielk� gorliwo�� pod wzgl�dem wizyt. Przyszed� nawet z�o�y� uszanowanie inspektorowi zarz�du szpitali i miejskiemu architektowi. I potem d�ugo jeszcze siedzia� w bryczce, namy�laj�c si�, komu by jeszcze z�o�y� wizyt�, ale nie znalaz�o si� ju� w mie�cie wi�cej urz�dnik�w. W rozmowach z tymi pot�gami umia� bardzo zr�cznie pochlebia� ka�demu. Gubernatorowi napomkn�� jako�, �e do jego 5 guberni wje�d�a si� jak do raju, drogi wsz�dzie aksamitne, i �e te w�adze, kt�re naznaczaj� m�drych dygnitarzy, godne s� wielkiej pochwa�y. Policmajstrowi powiedzia� co� bardzo pochlebnego o miejskich stra�nikach, a w rozmowach z wicegubernatorem i prezesem s�du, kt�rzy byli dopiero radcami stanu, powiedzia� nawet przez omy�k� dwa razy: �ekscelencjo�, co im si� bardzo spodoba�o. Skutek by� taki, �e gubernator poprosi� go do siebie tego samego dnia na prywatny wieczorek, inni urz�dnicy tak�e � ten na obiad, �w na parti� bostona, tamten na herbat�. Przyjezdny, jak si� zdaje, unika� m�wienia o sobie; a je�eli m�wi�, to jakimi� og�lnikowymi zwrotami, z wyra�n� skromno�ci�, i rozmowa z nim w takich wypadkach przybiera�a nieco ksi��kowy charakter, �e jest nic nie znacz�cym robakiem tego �wiata i nie godzien, �eby si� nim zbytnio zajmowano, �e wiele do�wiadczy� w swoim �yciu, �e na s�u�bie cierpia� w imi� prawdy, mia� wielu nieprzyjaci�, gro��cych nawet jego �yciu, i �e teraz, pragn�c spokoju, szuka sobie wreszcie miejsca do osiedlenia si�, i �e po przybyciu do lego miasta uzna� za sw�j obowi�zek okaza� szacunek pierwszym jego dygnitarzom. Oto wszystko, czego si� dowiedziano w mie�cie o tej nowej osobisto�ci, kt�ra w bardzo kr�tkim czasie nie omieszka�a pokaza� si� na gubernatorskim. wieczorku. Przygotowania do tego wieczorku zaj�y przesz�o dwie godziny i tu przyjezdny okaza� tak� dba�o�� o toalet�, jak� nie wsz�dzie si� widuje. Po kr�tkim �nie poobiednim kaza� sobie poda� przybory do mycia i nadzwyczajnie d�ugo naciera� myd�em oba policzki podpar�szy je od wewn�trz j�zykiem; potem, wzi�wszy z ramienia numerowego r�cznik, wytar� nim ze wszystkich stron sw� pe�n� twarz, zacz�wszy od uszu i parskn�wszy przedtem dwa razy prosto w twarz numerowego. Potem w�o�y� przed lustrem gors, wyrwa� dwa wy�a��ce z nosa w�oski i bezpo�rednio potem na�o�y� frak koloru bor�wek �z iskr��. Tak ubrany pojecha� w�asnym ekwipa�em przez niezmiernie szerokie ulice, o�wietlone sk�pym �wiat�em gdzieniegdzie b�yszcz�cych okien. Zreszt� dom gubernatora by� o�wietlony prawie jak na bal; powozy z latarniami, przed podjazdem dw�ch �andarm�w, okrzyki forysi�w w oddali � s�owem, wszystko jak nale�y. Cziczikow po wej�ciu do salonu byt zmuszony na chwil� przymru�y� oczy, bo blask �wiec, lamp i damskich sukien byt straszny. Wszystko by�o zalane �wiat�em. Czarne fraki przemyka�y i kr��y�y pojedynczo lub grupami tu i tam, jak kr��� muchy po bia�ej l�ni�cej rafinadzie w czasie gor�cego lipcowego lata, kiedy stara klucznica przy otwartym oknie r�bie j� i dzieli na b�yszcz�ce kawa�ki; wszystkie dzieci patrz� zebrawszy si� woko�o, �ledz�c ciekawe ruchy jej szorstkich r�k podnosz�cych m�otek, a powietrzne szwadrony much, unoszone lekkim powiewem, wlatuj� �mia�o, jak prawowici gospodarze, i korzystaj�c z kr�tkowzroczno�ci staruszki i ze s�o�ca, kt�re o�lepia jej oczy, obsiadaj� smaczne k�ski: tam pojedynczo, �wdzie zwartymi grupami. Nasycone bogatym latem, kt�re i tak na ka�dym kroku rozstawia smaczne potrawy, przylecia�y wcale nie po to, �eby je��, lecz �eby tylko si� pokaza�, przej�� si� tam i z powrotem po rozsypanym cukrze, potrze� jedn� o drug� tylne albo przednie �apki, podrapa� si� nimi pod skrzyde�kami albo wyci�gn�wszy obie przednie �apki potrze� sobie nimi nad g�ow�, obr�ci� si� i zn�w odlecie�, i zn�w przylecie� nowymi dokuczliwymi szwadronami. Cziczikow nie zd��y� si� rozejrze�, a ju� zosta� wzi�ty pod r�k� przez gubernatora, kt�ry natychmiast przedstawi� go gubernatorowej. Przyjezdny go�� i tu umia� si� znale��; powiedzia� jaki� komplement, ca�kiem odpowiedni dla cz�owieka w �rednim wieku, posiadaj�cego rang� niezbyt wysok�, ale i niezbyt nisk�. Gdy pary taneczne przycisn�y wszystkich do �ciany, za�o�ywszy r�ce w ty�, spogl�da� na nie bardzo uwa�nie przez dwie minuty. Wiele dam by�o ubranych �adnie i modnie, inne ubra�y si� w to, co B�g da� w mie�cie prowincjonalnym. M�czy�ni tutaj, jak i wsz�dzie, byli dw�ch rodzaj�w: jedni chudzi, uwijaj�cy si� wci�� ko�o dam; niekt�rzy z nich byli tacy, �e trudno ich by�o odr�ni� od petersbur�an: mieli tak samo starannie, z rozmys�em i gustem zaczesane bokobrody albo te� mi�e, zupe�nie g�adko ogolone owale twarzy, tak samo niedbale przysiadali si� do dam, tak samo m�wili po francusku i roz�mieszali damy tak samo jak w Petersburgu. Inny rodzaj m�czyzn stanowili t�u�ci albo te� tacy jak Cziczikow, to jest nie �eby nazbyt t�u�ci, ale i nie chudzi. Ci, wprost przeciwnie, krzywili si� i stronili od dam, i tylko rozgl�dali si� po k�tach, czy s�u��cy gubernatora nie rozstawia gdzie zielonego stolika do wista. 6 Twarze ich by�y pe�ne i okr�g�e, niekt�rzy mieli brodawki, ten i �w by� nawet dziobaty, w�os�w na g�owie nie czesali ani w czub, ani w pukle, ani na spos�b �niech mnie diabli wezm��, jak m�wi� Francuzi; w�osy mieli albo kr�tko podstrzy�one, albo przylizane, a rysy twarzy bardziej zaokr�glone i mocne. Byli to najszanowniejsi urz�dnicy w mie�cie. Niestety! t�u�ci lepiej umiej� na tym �wiecie dba� o swoje sprawy ni� chudzi. Chudzi s� raczej urz�dnikami do specjalnych porucze� albo tylko figuruj� na li�cie i wa��saj� si� tu i tam: ich egzystencja jest jako� nazbyt lekka, eteryczna i zupe�nie niepewna. T�u�ci za� nigdy nie zajmuj� nieokre�lonych miejsc, zawsze tylko okre�lone i je�eli ju� gdzie zasi�d�, to pewnie i mocno, tak �e raczej miejsce zatrzeszczy i ugnie si� pod nimi, ni� oni spadn�. Zewn�trznego poloru nie lubi�; ich fraki nie s� tak dobrze skrojone jak chudych, za to w szkatu�kach b�ogos�awie�stwo bo�e. Chudy w ci�gu trzech lat nie ma ani jednej duszy, kt�rej by nie zastawi� w lombardzie; t�usty � tylko popatrze� � ju� ma gdzie� na ko�cu miasta dom, kupiony na imi� �ony, potem na drugim ko�cu drugi dom, potem wiosk� pod miastem, potem wie� jak si� patrzy. Wreszcie t�usty, wys�u�ywszy si� Bogu i cesarzowi, zas�u�ywszy na powszechne powa�anie, porzuca s�u�b� i zostaje obywatelem ziemskim, zacnym panem rosyjskim, prowadzi dom otwarty i �yje sobie, i dobrze �yje. A po nim znowu chudzi spadkobiercy, rosyjskim obyczajem, przepuszczaj� galopem ojcowski dobytek. Nie mo�na ukry�, �e Cziczikow zajmowa� si� prawie takiego rodzaju rozmy�laniami, kiedy przypatrywa� si� towarzystwu, i rezultatem by�o to, �e przy��czy� si� w ko�cu do t�ustych, w�r�d kt�rych spotyka� prawie wszystkie znajome twarze � prokuratora z bardzo czarnymi, g�stymi brwiami i troch� mrugaj�cym lewym okiem, jakby m�wi�: �Chod�my, bracie, do drugiego pokoju, tam ci co� powiem�, cz�owieka zreszt� powa�nego i ma�om�wnego; poczmistrza, cz�owieka niziutkiego, ale dowcipnisia i filozofa; prezesa s�du, nader rozs�dnego i uprzejmego cz�owieka � wszyscy powitali go jak starego znajomego, na co Cziczikow oddawa� uk�ony troch� na ukos, zreszt� nie bez wdzi�ku. Zaraz zapozna� si� z bardzo uprzejmym i grzecznym w�a�cicielem ziemskim Mani�owem i troch� niezgrabnym z wygl�du Sobakiewiczem, kt�ry natychmiast nast�pi� mu na nog� m�wi�c: �Prosz� wybaczy�. Zaraz te� podsuni�to mu kart� do wista, kt�r� przyj�� z takim samym grzecznym uk�onem. Usiedli przy zielonym stoliku i nie wstawali ju� a� do kolacji. Wszystkie rozmowy zupe�nie si� urwa�y, jak si� zawsze dzieje, gdy nareszcie przyst�puje si� do powa�nego zaj�cia. Chocia� poczmistrz by� bardzo rozmowny, ale i ten, wzi�wszy karty do r�k, natychmiast przybra� my�l�cy wyraz twarzy, g�rn� warg� nakry� doln� i zachowa� tak� min� przez ca�y czas gry. Wychodz�c figur�, mocno uderza� r�k� o st� m�wi�c, je�eli by�a dama: �Id�, stara popadio!�, je�eli za� kr�l: �Id�, tambowski ch�opie!� A prezes podgadywa�: �A ja go po w�sach, a ja j� po w�sach!� Czasami przy uderzeniu kartami o st� wyrywa�y si� wyra�enia: �A! by�o nie by�o, jak nie ma w co, to w karo!� Albo po prostu okrzyki: �Kiery! kiereczki! pikiencja!� albo �Piki, piczki! pikiendras!�, a nawet po prostu: �Piczuk!� � nazwy, kt�rymi w swym towarzystwie ochrzcili kolory. Po zako�czeniu gry, jak to bywa, spierano si� do�� g�o�no. Nasz przyjezdny go�� r�wnie� si� spiera�, ale jako� nadzwyczaj subtelnie, tak i� wszyscy widzieli, �e si� spiera�, a r�wnocze�nie spiera� si� w bardzo mi�y spos�b. Nigdy nie m�wi�: �Pan wyszed�� tylko: � Pan by� �askaw wyj��. �Mia�em zaszczyt zabi� pa�sk� dw�jk� � i tym podobnie. �eby jeszcze bardziej przekona� swoich przeciwnik�w, za ka�dym razem podsuwa� im wszystkim sw� srebrn� emaliowan� tabakierk�, na kt�rej dnie zauwa�ono dwa fio�ki, w�o�one tam dla zapachu. Uwag� przyjezdnego szczeg�lnie zwr�cili na siebie w�a�ciciele ziemscy Mani�ow i Sobakiewicz, o kt�rych by�o wy�ej wspomniane. Zaraz si� o nich poinformowa� odwo�awszy nieco na stron� prezesa i poczmistrza. Kilka pyta�, zadanych przez niego, �wiadczy�o nie tylko o ciekawo�ci go�cia, ale i o rzeczowo�ci; przede wszystkim bowiem wypyta� si�, ile ka�dy z nich posiada dusz ch�opskich i w jakim stanie znajduj� si� ich maj�tki, a potem dopiero dowiedzia� si� o imi� i imi� ojca. W kr�tkim czasie uda�o mu si� zupe�nie ich oczarowa�. W�a�ciciel ziemski Mani�ow, cz�owiek jeszcze bynajmniej niestary, maj�cy oczy s�odkie jak cukier i przymru�aj�cy je za ka�dym razem, gdy si� �mia�, straci� g�ow� dla Cziczikowa. Bardzo d�ugo �ciska� mu r�k� i prosi� usilnie o zaszczycenie go przyjazdem na wie�, do kt�rej, wed�ug jego s��w, by�o tylko pi�tna�cie wiorst od miejskiej rogatki. Na to 7 Cziczikow z bardzo grzecznym pochyleniem g�owy i serdecznym u�ciskiem r�ki odpowiedzia�, �e nie tylko z mi�� ch�ci� got�w jest to zrobi�, ale b�dzie to sobie poczytywa� za sw�j �wi�ty obowi�zek. Sobakiewicz r�wnie� powiedzia� nieco lakonicznie: � Prosz� i do mnie � szurn�wszy nog� obut� w trzewik tak olbrzymiej wielko�ci, �e nie wiadomo, czy znalaz�aby si� dla niego odpowiednia noga, zw�aszcza dzi�, kiedy w Rosji zaczynaj� znika� legendarni bohaterowie. Nast�pnego dnia Cziczikow uda� si� na obiad i na wiecz�r do policmajstra, u kt�rego go�cie zasiedli do wista o trzeciej po obiedzie i grali do drugiej w nocy. Tam mi�dzy innymi zapozna� si� z w�a�cicielem ziemskim Nozdriowem, cz�owiekiem lat oko�o trzydziestu, bardzo swobodnym, kt�ry po kilku s�owach zacz�� mu m�wi� �ty�. Policmajstrowi i prokuratorowi Nozdriow r�wnie� m�wi� �ty� i by� z nimi na stopie przyjacielskiej; ale gdy zasiedli do wysokiej gry, policmajster i prokurator nadzwyczaj bacznie obserwowali jego lewy i uwa�ali prawie na ka�d� kart�, kt�r� wychodzi�. Nast�pnego dnia Cziczikow sp�dzi� wiecz�r u prezesa s�du, kt�ry w nieco zat�uszczonym szlafroku przyjmowa� swych go�ci, w tej liczbie jakie� dwie damy. Potem by� na wieczorze u wicegubernatora, na wystawnym obiedzie u dzier�awcy w�dczanego i u prokuratora na skromnym, kt�ry zreszt� m�g� uj�� za wystawny; na �niadaniu wydanym po nabo�e�stwie przez naczelnika miasta, kt�re r�wnie� warte by�o tyle co obiad. S�owem, ani godziny nie pozostawa� w domu i do hotelu przyje�d�a� tylko po to, �eby spa�. Przyjezdny w ka�dej sytuacji jako� umia� si� znale�� i dowi�d�, �e jest do�wiadczonym �wiatowcem. O czymkolwiek toczy�a si� rozmowa, zawsze umia� j� podtrzyma�. Je�li m�wiono o hodowli koni � m�wi� o hodowli koni; je�li m�wiono o rasowych psach � i tu wyg�asza� bardzo rzeczowe spostrze�enia; w rozmowie o �ledztwie, przeprowadzonym przez izb� skarbow�, dowi�d�, �e i procedura s�dowa nie jest mu obca; gdy by�a mowa o grze w bilard � i tu nie by� ignorantem; je�li rozmawiano o cnocie � i o cnocie m�wi� bardzo dobrze, nawet ze �zami w oczach, o przyrz�dzaniu grzanego wina � zna� si� na grzanym winie; o nadzorcach i urz�dnikach celnych � i o nich m�wi� tak, jakby sam by� i urz�dnikiem, i nadzorc�. Ale szczeg�lne, �e wszystko to umia� m�wi� z jakim� umiarem, zawsze potrafi� znale�� si�. M�wi� nie za g�o�no i nie za cicho, ale akurat tak jak nale�y. S�owem, by� przyzwoitym cz�owiekiem pod ka�dym wzgl�dem. Wszyscy urz�dnicy byli zadowoleni z przyjazdu nowej osobisto�ci. Gubernator wyrazi� si� o nim, �e to cz�owiek dobrze my�l�cy, prokurator, �e to bardzo rzeczowy cz�owiek; pu�kownik �andarmerii m�wi�, �e to cz�owiek bardzo uczony; prezes s�du, �e to cz�owiek do�wiadczony i szanowny; policmajster, �e to cz�owiek szanowny i mi�y; �ona policmajstra, �e to cz�owiek bardzo mi�y i bardzo uprzejmy. Nawet sam Sobakiewicz, kt�ry rzadko si� o kim� dobrze wyra�a�, przyjechawszy do�� p�no z miasta do domu, le��c ju� zupe�nie rozebrany w ��ku obok swojej chuderlawej �ony, powiedzia� jej: � By�em, kochanie, na wieczorze u gubernatora, jad�em obiad u policmajstra i zapozna�em si� z radc� kolegialnym Paw�em Iwanowiczem Cziczikowem. Bardzo mi�y cz�owiek! � Na co ma��onka odpowiedzia�a: � Hm! � i tr�ci�a go nog�. Taka opinia, bardzo pochlebna dla go�cia, powsta�a o nim w mie�cie i utrzyma�a si� dop�ty, dop�ki pewna dziwna w�a�ciwo�� go�cia i przedsi�wzi�cie albo, jak m�wi� na prowincji, kazus, o kt�rym czytelnik nied�ugo si� dowie, nie wprawi�y w zdumienie prawie ca�ego miasta. 8 ROZDZIA� II Przyjezdny pan przebywa� w mie�cie ju� wi�cej ni� tydzie�, rozje�d�aj�c po wieczorkach i obiadach, i w ten spos�b sp�dzaj�c, jak si� to m�wi, bardzo mile czas. W ko�cu postanowi� przenie�� swe wizyty poza miasto i odwiedzi� w�a�cicieli ziemskich Mani�owa i Sobakiewicza, kt�rym da� s�owo. By� mo�e, i� pobudzi�a go do tego inna, istotniejsza przyczyna, sprawa powa�niejsza, bli�sza sercu... Ale o tym wszystkim czytelnik dowie si� stopniowo w odpowiednim czasie, je�eli tylko starczy mu cierpliwo�ci na przeczytanie niniejszego opowiadania, bardzo d�ugiego i maj�cego si� potem rozwin�� szerzej, w miar� zbli�ania si� do ko�ca, wie�cz�cego dzie�o. Stangret Selifan otrzyma� polecenie zaprz�gni�cia wczesnym rankiem koni do znanej nam bryczki. Pietrek mia� siedzie� w domu, uwa�a� na pok�j i waliz�. Nie zawadzi, je�li czytelnik pozna si� z tymi dwoma poddanymi naszego bohatera. Chocia�, rzecz prosta, s� oni osobisto�ciami ma�o wybitnymi, takimi, kt�re nazywa si� drugorz�dnymi i trzeciorz�dnymi, chocia� g��wne posuni�cia i spr�yny akcji poematu nie na nich si� opieraj�, zaledwie gdzieniegdzie ich dotykaj� i z lekka o nie zahaczaj� � lecz autor lubi we wszystkim by� bardzo dok�adny i pod tym wzgl�dem, pomimo �e sam jest Rosjaninem, chce by� akuratny jak Niemiec. Zajmie to zreszt� niewiele czasu i miejsca, bo niewiele trzeba doda� do tego, co czytelnik ju� wie, a mianowicie, �e Pietrek chodzi� w troch� za obszernym br�zowym surducie po panu i mia�, zwyczajem ludzi swego stanu, gruby nos i usta. Usposobienia by� raczej milcz�cego ni� gadatliwego, posiada� nawet szlachetn� sk�onno�� do o�wiaty, to jest do czytania ksi��ek, o kt�rych tre�� si� nie troszczy�: by�o mu zupe�nie wszystko jedno, czy to przygody zakochanego bohatera, czy po prostu elementarz albo modlitewnik � wszystko czyta� z jednakow� uwag�; gdyby mu podsuni�to chemi� � i tej by nie odrzuci�. Podoba�o mu si� nie to, o czym czyta�, lecz raczej samo czytanie, �ci�lej sam proces czytania, �e oto z liter ci�gle wychodzi jakie� s�owo, kt�re czasami diabli wiedz�, co znaczy. To czytanie odbywa�o si� najcz�ciej w pozycji le��cej, w przedpokoju, na ��ku i na materacu, kt�ry z tego powodu sta� si� zbity i cienki jak placek. Opr�cz nami�tno�ci do czytania mia� jeszcze dwa przyzwyczajenia, stanowi�ce dwie inne jego cechy charakterystyczne: spa� nie rozbieraj�c si�, tak jak sta�, w tym samym surducie, i nosi� zawsze ze sob� jaki� szczeg�lny, sobie tylko w�a�ciwy zapach, podobny do zapachu zamieszka�ego pokoju. Wystarczy�o, �eby tylko postawi� gdzie� swoje ��ko, cho�by nawet w nie zamieszka�ym dot�d pokoju, i przyni�s� tam sw�j szynel i rzeczy, a ju� zdawa�o si�, �e w tym pokoju od dziesi�ciu lat mieszkaj� ludzie. Cziczikow, b�d�c cz�owiekiem bardzo wra�liwym, a nawet w niekt�rych wypadkach przewra�liwionym, wci�gn�wszy zaraz po obudzeniu powietrze w nozdrza, marszczy� si� tylko i potrz�sa� g�ow� m�wi�c; �Ty, bracie, diabli ci� wiedz�, pocisz si� czy co. Poszed�by� chocia� do �a�ni�. Na co Pietrek nic nie odpowiada� i stara� si� natychmiast zaj�� jak�� robot�: albo podchodzi� ze szczotk� do wisz�cego pa�skiego fraka, albo po prostu co� sprz�ta�. Co my�la� wtedy, gdy milcza�? By� mo�e, i� m�wi� do siebie: �I ty tak�e dobry�, �e te� ci si� nie naprzykrzy�o czterdzie�ci razy powtarza� jedno i to samo�. B�g raczy wiedzie�, nie wiadomo, co my�li dworski poddany wtedy, gdy pan daje mu nauki. A wi�c oto co na pierwszy raz mo�na powiedzie� o Pietrku. Stangret Selifan by� zupe�nie inny... Ale autor ma wielkie skrupu�y, �e zajmuje tak d�ugo czytelnik�w lud�mi niskiego pochodzenia, wiedz�c dobrze, jak niech�tnie zawieraj� oni znajomo�� z ni�sz� klas�. Rosjanin taki ju� jest: ma wielk� ochot� do zapoznania si� z tym, kto jest cho�by o jedn� rang� wy�szy od niego, i daleka znajomo�� z hrabi� albo z ksi�ciem wi�cej dla mego znaczy od wszelkich za�y�ych stosunk�w przyjacielskich. Autor 9 obawia si� nawet o swego bohatera, kt�ry jest tylko radc� kolegialnym. Radcy nadworni, by� mo�e, zapoznaj� si� z nim, ale ci, kt�rzy si� ju� dochrapali rang generalskich, ci, B�g raczy wiedzie�, by� mo�e, rzuc� nawet jedno z tych pogardliwych spojrze�, kt�re cz�owiek dumnie rzuca na wszystko, co mu si� pl�cze u n�g, albo, by� mo�e, jeszcze gorzej, przejd� z zab�jcz� dla autora oboj�tno�ci�. Lecz jakkolwiek przykre jest i to i tamto, trzeba jednak wr�ci� do bohatera. A wi�c wydawszy odpowiednie zarz�dzenia jeszcze z wieczora, obudzi� si� rano bardzo wcze�nie, umy� si�, wytar� od st�p do g��w mokr� g�bk�, co robi� tylko w niedziele � a tego dnia by�a w�a�nie niedziela � ogoli� si� tak, �e policzki sta�y si� prawdziwym at�asem, je�eli wzi�� pod uwag� g�adko�� i po�ysk, na�o�y� frak koloru bor�wek, �z iskr��, a potem futro nied�wiedzie, zszed� ze schod�w, podtrzymywany pod r�k� to z jednej, to z drugiej strony przez numerowego, i wsiad� do bryczki. Bryczka z turkotem wyjecha�a z bramy hotelu na ulic�. Przechodz�cy pop zdj�� kapelusz, kilka ch�opc�w w zabrudzonych koszulach wyci�gn�o r�ce, m�wi�c: � Wielmo�ny panie, wspom� sierot�! � Stangret, zauwa�ywszy, �e jeden z nich ma wielk� ochot� uwiesi� si� z ty�u, smagn�� go batem i bryczka zacz�a skaka� po kamieniach. Z rado�ci� ujrzano z daleka pasiasty szlaban, �wiadcz�cy, �e brukowana ulica, tak samo jak i ka�da inna m�ka, musi si� wkr�tce sko�czy�. Cziczikow uderzy� si� jeszcze kilka razy do�� mocno o bud�, i wreszcie bryczka potoczy�a si� po mi�kkiej ziemi. Zaledwie miasto znikn�o w tyle, gdy zacz�a si�, jak to u nas, niedorzeczno�� i dzicz po obu stronach drogi: g�rki, jedlina, niziutkie, rzadkie k�py m�odych sosen, opalone pnie starych, dziki wrzos i tym podobne g�upstwa. Trafia�y si� wyci�gni�te pod sznur wsie, przypominaj�ce budow� stare usk�adane drwa, pokryte szarymi dachami, z rze�bionymi w drzewie ozdobami, kt�re podobne by�y do wisz�cych haftowanych r�cznik�w. Kilku ch�op�w w swych baranich ko�uchach ziewa�o, jak zazwyczaj siedz�c na �awkach przed wrotami. Baby o t�ustych twarzach i chustkach przepasanych na krzy� wygl�da�y przez g�rne szybki; przez dolne patrzy� cielak albo �winia wysuwa�a sw�j t�py ryj. S�owem, widoki dobrze znane. Przejechawszy pi�tnast� wiorst� przypomnia� sobie, �e tutaj, wed�ug s��w Mani�owa, powinna by� jego wie�, ale min�li i szesnasta wiorst�, a wsi wci�� nie by�o wida� i gdyby nie dwaj spotkani ch�opi, nie wiadomo, czyby im si� uda�o trafi�. Na zapytanie, czy daleko st�d do wsi Zamani�owki, ch�opi zdj�li kapelusz i jeden z nich, kt�ry by� m�drzejszy i nosi� brod� w klin, odpowiedzia�: � Mo�e Mani�owka, a nie Zamani�owka? � No tak, Mani�owka. � Mani�owka? Ano jak przejedziesz jeszcze jedn� wiorst�, to wtenczas prosto na prawo. � Na prawo? � odezwa� si� stangret. � Na prawo � powiedzia� ch�op. � To b�dziesz mia� drog� do Mani�owki; a Zamani�owki �adnej nie ma. Ona si� tak nazywa, to znaczy tak m�wi�. Mani�owka, a Zamani�owki tu ca�kiem nie ma. Tam prosto na g�rze zobaczysz dom murowany, pi�trowy, pa�ski dom, a w nim sam pan mieszka, to b�dzie Mani�owka, a Zamani�owki �adnej tu nie ma i nie by�o. Pojechali na poszukiwanie Mani�owki. Przejechawszy dwie wiorsty spotkali zakr�t na poln� drog�; ale ju� i dwie, i trzy, i cztery wiorsty, zdaje si� zrobili, a murowanego domu wci�� jeszcze nie by�o wida�. Tu Cziczikow przypomnia� sobie, �e je�eli przyjaciel zaprasza do siebie na wie� odleg�� o pi�tna�cie wiorst, to znaczy, �e jest do niej bitych trzydzie�ci. Wie� Mani�owka niewielu mog�a przymani� swym po�o�eniem. Dw�r sta� samotnie na wzg�rzu, otwartym na wszystkie wiatry, jakim tylko zechce si� powia�; spadek g�ry, na kt�rej sta�, by� odziany strzy�on� darnin�. Na niej rozrzucone by�y po angielsku dwa czy trzy klomby z krzewami bzu i ��tej akacji; pi�� czy sze�� brz�z tu i �wdzie wznosi�o swoje rzadkie, drobnolistne wierzcho�ki. Pod dwiema spo�r�d nich wida� by�o altank� z p�ask� zielon� kopu�k�, drewnianymi niebieskimi kolumienkami i napisem: ��wi�tynia samotnego dumania�; ni�ej staw pokryty rz�s�, co zreszt� nic jest rzadko�ci� w angielskich ogrodach rosyjskich ziemian. U podn�a tej wynios�o�ci i po cz�ci na samym zboczu ciemnia�y wzd�u� i w poprzek szare drewniane chaty, kt�re nasz bohater, nie wiadomo z jakiego powodu, natychmiast zacz�� rachowa� i narachowa� ich wi�cej ni� dwie�cie. Nigdzie pomi�dzy nimi nie by�o rosn�cego drzewka ani jakiejkolwiek zielono�ci; zewsz�d wygl�da�y same 10 tylko bierwiona. Widok o�ywia�y dwie baby, kt�re malowniczo podni�s�szy sp�dnice i poobtykawszy je ze wszystkich stron, brn�y po kolana w stawie, wlok�c za dwa drewniane ko�ki porwan� sie�, w kt�rej by�o wida� dwa zapl�tane raki i b�yszcza�a z�apana p�otka; baby, zdaje si�, k��ci�y si� o co� i wymy�la�y sobie. W pobli�u, z boku, ciemnia� jakim� md�oniebieskawym kolorem sosnowy las. Nawet pogoda wypad�a odpowiednia. Dzie� nie by� ani jasny, ani ciemny, ale jakiego� jasnoszarego koloru � jaki bywa tylko na starych mundurach garnizonowych �o�nierzy, tego na og� spokojnego wojska, ale troch� nietrze�wego w dni �wi�teczne. Do uzupe�nienia obrazu nie brakowa�o nawet koguta, zwiastuna zmiennej pogody, kt�ry, mimo i� �eb mia� zdziobany a� do m�zgu dziobami innych kogut�w z powodu wiadomych spraw zalotnictwa, pia� bardzo g�o�no, a nawet trzepota� skrzyd�ami, wyskubanymi jak stara rog�ka. Podje�d�aj�c do dworu Cziczikow zauwa�y� na ganku samego gospodarza, kt�ry sta� w zielonym surducie, przy�o�ywszy r�k� do czo�a nad oczami, na kszta�t daszka, �eby lepiej si� przyjrze� podje�d�aj�cemu powozowi. W miar� jak bryczka zbli�a�a si� do ganku, oczy jego stawa�y si� coraz weselsze, a u�miech coraz szerszy. � Pawe� Iwanowicz! � zawo�a� w ko�cu, gdy Cziczikow wysiad� z bryczki. � Jednak przypomnia� pan sobie o nas! Obaj przyjaciele bardzo mocno si� uca�owali i Mani�ow zaprowadzi� swego go�cia do pokoju. Chocia� czas, w ci�gu kt�rego b�d� przechodzili przez sie�, przedpok�j i sto�owy, jest nieco przykr�tki, spr�bujemy, czy nam si� nie uda jako� go wykorzysta� i powiedzie� co� nieco� o gospodarzu domu. Lecz tu autor musi si� przyzna�, �e podobne przedsi�wzi�cie jest bardzo trudne. O wiele �atwiej rysowa� charaktery wielkich rozmiar�w: tam po prostu rzuca si� pe�n� gar�ci� farby na p��tno � czarne pa�aj�ce oczy, nawis�e brwi, przeci�te zmarszczk� czo�o, przerzucony przez rami� czarny albo purpurowy jak ogie� p�aszcz � i portret gotowy; ale ci wszyscy panowie, kt�rych jest wielu na �wiecie, z wygl�du s� bardzo do siebie podobni, a jednak, je�li si� przyjrze�, zobaczy si� wiele nieuchwytnych cech � ci panowie s� strasznie trudni do portretowania. Tu trzeba b�dzie mocno wyt�a� uwag�, zanim si� wydob�dzie wszystkie delikatne, prawie niewidzialne rysy i w og�le trzeba b�dzie bardzo pog��bi� ju� wy�wiczone w nauce obserwacji spojrzenie. B�g jeden chyba m�g� powiedzie�, jaki by� charakter Mani�owa. Istnieje rodzaj ludzi, o kt�rych si� m�wi: taki sobie cz�owiek � ni to, ni owo, ni pies, ni wydra, jak powiada przys�owie. By� mo�e, �e do nich powinno si� zaliczy� Mani�owa. Z wygl�du by� to cz�owiek okaza�y; rysy jego twarzy nie by�y pozbawione wdzi�ku, ale w tym wdzi�ku, jak si� zdawa�o, by�o troszeczk� za du�o cukru; w jego obej�ciu i zwrotach by�o co� przymilnego, zabiegaj�cego o sympati� i znajomo�ci. U�miecha� si� powabnie, by� jasnow�osy, o niebieskich oczach. W pierwszej chwili rozmowy z nim nie mo�na by�o nie powiedzie�: �Jaki to mi�y i dobry cz�owiek!� Ale w nast�pnej chwili nic ju� si� nie chce powiedzie�, a w trzeciej powie si�: �Diabli wiedz�, co to takiego!� � i odejdzie si� jak najdalej; a je�eli si� nie odejdzie, to poczuje si� �mierteln� nud�. Nie mo�na si� od niego doczeka� �adnego �ywego albo cho�by pop�dliwego s�owa, jakie mo�na us�ysze� prawie od ka�dego, je�li si� poruszy obchodz�cy go temat. Ka�dy cz�owiek ma jak�� s�abo��; dla jednego t� s�abo�ci� b�d� psy go�cze; drugiemu wydaje si�, �e jest wielkim amatorem muzyki i w zadziwiaj�cy spos�b odczuwa w niej wszystkie g��bokie miejsca; trzeci jest mistrzem w dobrym jedzeniu; czwarty umie �wietnie zagra� rol� cho�by o jeden werszek wy�sz� od tej, kt�ra mu jest przeznaczona; pi�ty, o �yczeniach bardziej ograniczonych, �ni i marzy o tym, �eby si� przespacerowa� pod r�k� z cesarskim adiutantem i �eby go widzieli jego przyjaciele, znajomi, a nawet nieznajomi; sz�sty jest obdarzony tak� r�k�, kt�ra czuje nadnaturaln� potrzeb�, by z�ama� r�g jakiemu� karowemu asowi albo dw�jce, podczas gdy r�ka si�dmego jako� sama si� garnie, �eby gdzie� zrobi� porz�dek, dosta� si� blisko do osoby nadzorcy stacji pocztowej albo do wo�nic�w, s�owem � ka�dy ma swego konika, lecz Mani�ow nic takiego nie mia�. W domu m�wi� bardzo ma�o, przewa�nie duma� i rozmy�la�, ale o czym rozmy�la�, tak�e chyba jednemu Bogu by�o wiadomo. Nie mo�na powiedzie�, �eby si� zajmowa� gospodarstwem, nawet nigdy nie wyje�d�a� na pola; gospodarstwo jako� samo sz�o. Kiedy ekonom m�wi�: �Dobrze by, prosz� pana, to i to zrobi� � Mani�ow 11 odpowiada�: �Tak, to nieg�upie� � pal�c przy tym fajk�, do kt�rej przyzwyczai� si�, gdy jeszcze s�u�y� w armii, gdzie by� uwa�any za jednego z najskromniejszych, najdelikatniejszych i najbardziej wykszta�conych oficer�w. �Tak, tak, to nieg�upie� � powtarza�. Gdy przychodzi� do niego ch�op i poskrobawszy si� w g�ow� m�wi�: �Niech wielmo�ny pan pozwoli odej�� na robot� i zarobi� na pog��wne� � odpowiada� mu: �Id�� � pal�c fajk� i nawet mu do g�owy nie przysz�o, �e ch�op szed� pi�. Czasami, spogl�daj�c z ganku na dziedziniec i staw, m�wi�, jakby to by�o dobrze, gdyby tak nagle przeprowadzi� do domu przej�cie podziemne albo wybudowa� na stawie most kamienny, na kt�rym by by�y po obu stronach kramy, i �eby w nich siedzieli kupcy i sprzedawali r�ne drobne towary potrzebne ch�opom. Przy tym oczy jego stawa�y si� nadzwyczaj s�odkie i twarz przybiera�a wyraz pe�nego zadowolenia. Zreszt� wszystkie te projekty ko�czy�y si� tylko na s�owach. W jego gabinecie zawsze le�a�a jaka� ksi��ka z zak�adk� na czternastej stronicy, kt�r� stale czyta� ju� od dw�ch lat. W jego domu wiecznie czego� brakowa�o: w salonie sta�y bardzo �adne meble, obite wykwintn� materi� jedwabn�, kt�ra z pewno�ci� musia�a do�� drogo kosztowa�, ale zabrak�o jej na dwa krzes�a i krzes�a te sta�y obci�gni�te rog�k�; zreszt� gospodarz przez kilka lat zawsze uprzedza� swych go�ci s�owami: �Niech pan na tych krzes�ach nie siada, bo s� jeszcze nie wyko�czone�. W niekt�rych pokojach wcale nie by�o mebli, chocia� m�wi�o si� w pierwszych dniach po �lubie: �Kochanie, trzeba b�dzie jutro si� postara�, �eby w tym pokoju chocia� tymczasowo ustawi� meble�. Wieczorem stawiano na stole wykwintny �wiecznik z ciemnego br�zu, z trzema antycznymi gracjami, z wykwintn� tarcz� z masy per�owej, a obok niego stawiano jakiego� zwyczajnego miedzianego inwalid�, przechylonego na bok i ca�ego w �oju, chocia� tego nie dostrzega� ani gospodarz, ani gospodyni, ani s�u�ba. Jego �ona... zreszt� byli oni z siebie wzajemnie bardzo zadowoleni. Pomimo i� min�o wi�cej ni� osiem lat ich ma��e�stwa, ka�de z nich wci�� jeszcze przynosi�o drugiemu kawa�ek jab�uszka albo cukierek, albo orzeszek, m�wi�c wzruszaj�co tkliwym g�osem, wyra�aj�cym idealn� mi�o��: �Otw�rz, kochanie, buzi�, w�o�� ci ten k�sek�. Nie potrzeba dodawa�, �e buzia otwiera�a si� przy tym bardzo wdzi�cznie. Na urodziny robiono niespodzianki � jaki� futera� z masy per�owej do wyka�aczki. I bardzo cz�sto, siedz�c na kanapie, nagle zupe�nie nie wiadomo z jakiego powodu, jedno odk�ada�o sw� fajk�, a drugie rob�tk�, je�eli ta by�a w danej chwili w r�kach, i wyciskali taki omdlewaj�cy i d�ugi poca�unek, �e w czasie jego trwania mo�na by z �atwo�ci� wypali� ma�e s�omkowe cygaro. S�owem, byli tym, co si� nazywa szcz�liwym ma��e�stwem. Naturalnie, mo�na by zauwa�y�, �e w domu opr�cz przeci�g�ych poca�unk�w i niespodzianek jest wiele i innych zaj�� i mo�na by zada� du�o rozmaitych pyta�. Dlaczego, na przyk�ad, g�upio i bez poj�cia gotuje si� w kuchni? Dlaczego do�� pusto w spi�arni? Dlaczego klucznica kradnie? Dlaczego lokaje s� brudni i pij�? Dlaczego ca�a s�u�ba bezwstydnie wa�koni si� i swawoli przez reszt� czasu? Ale wszystko to p�askie sprawy, a Mani�owa jest dobrze wychowana. A dobre wychowanie, jak wiadomo, otrzymuje si� na pensjach. A na pensjach, jak wiadomo, nast�puj�ce trzy g��wne przedmioty stanowi� podstaw� cn�t ludzkich: j�zyk francuski, nieodzowny do szcz�cia w �yciu rodzinnym, fortepian, w celu dostarczenia m�owi przyjemnych chwil, i wreszcie w�a�ciwy dzia� gospodarczy: rob�tki. A wi�c szyde�kowanie, robienie woreczk�w i innych niespodzianek. Zreszt� bywaj� r�ne udoskonalenia i zmiany w metodach, szczeg�lnie w dzisiejszych czasach: wszystko to w najwi�kszym stopniu zale�y od rozs�dku i zdolno�ci samych kierowniczek pensyj. Na niekt�rych pensjach bywa tak, �e przede wszystkim fortepian, potem francuski i dopiero dzia� gospodarczy. A czasami zdarza si� i tak, �e przede wszystkim dzia� gospodarczy, tj. szyde�kowanie niespodzianek, potem francuski i dopiero fortepian. Metody bywaj� r�ne. Nie zawadzi zaznaczy� jeszcze, �e Mani�owa... ale przyznam si�, �e o damach bardzo si� obawiam m�wi�, a przy tym czas mi powr�ci� do naszych bohater�w, kt�rzy stali ju� od kilku minut przed drzwiami salonu, ust�puj�c sobie wzajemnie pierwsze�stwa przy wej�ciu. � Niech pan b�dzie �askaw nie robi� sobie subiekcji, wejd� po panu � m�wi� Cziczikow. � Nie, Pawle Iwanowiczu, nie, pan jest go�ciem � m�wi� Mani�ow wskazuj�c r�k� na drzwi. 12 � Niech pan si� nie kr�puje, prosz� bardzo, niech pan si� nie kr�puje, niech pan b�dzie �askaw wej�� � m�wi� Cziczikow. � Nie, niech pan wybaczy, nie mog� pozwoli�, �eby tak mi�y i wykszta�cony go�� wszed� po mnie. � Dlaczeg� wykszta�cony?... Prosz�, niech pan b�dzie �askaw wej��! � Ale niech�e pan raczy wej�� pierwszy. � Ale� dlaczego? � A ju� tak! � powiedzia� z mi�ym u�miechem Mani�ow. W ko�cu obaj przyjaciele weszli w drzwi bokiem i troch� si� przycisn�li wzajemnie. � Pozwoli pan przedstawi� sobie moj� �on� � powiedzia� Mani�ow. � Kochanie! Pawe� Iwanowicz! Cziczikow istotnie ujrza� dam�, kt�rej zupe�nie nie zauwa�y� ceremoniuj�c si� w drzwiach z Mani�owem. By�a niebrzydka, ubrana gustownie. �adnie na niej le�a� jedwabny szlafroczek w bladym kolorze; jej w�ska, ma�a d�o� rzuci�a co� pospiesznie na st� i zmi�a batystow� chusteczk� z powyszywanymi r�kami. Podnios�a si� z kanapy, na kt�rej siedzia�a. Cziczikow nie bez przyjemno�ci zbli�y� si�, by uca�owa� jej r�czk�. Mani�owa powiedzia�a, nieco grasejuj�c, �e oboje bardzo si� ucieszyli z jego przyjazdu i �e nie by�o dnia, �eby jej m�� o nim nie wspomina�. � Tak � powiedzia� Mani�ow � ona ci�gle mnie pyta�a: �Czemu� tw�j przyjaciel nie przyje�d�a?� �Zaczekaj, kochanie, przyjedzie, przyjedzie.� I oto nareszcie zaszczyci� nas pan swoj� wizyt�. Doprawdy, sprawi� pan nam tak� rozkosz, majowy dzie�... imieniny serca... Cziczikow, s�ysz�c, �e mowa ju� o imieninach serca, nawet si� troch� zmiesza� i odpowiedzia� skromnie, �e nie posiada ani g�o�nego nazwiska, ani nawet wysokiej rangi. � Pan wszystko posiada � przerwa� mu Mani�ow z tak samo mi�ym u�miechem � pan wszystko posiada, a nawet jeszcze wi�cej. � Jak si� panu podoba�o nasze miasto? � wtr�ci�a s��wko Mani�owa. � Czy mile pan sp�dzi� czas? � Bardzo �adne miasto, �liczne miasto � odpowiedzia� Cziczikow � i czas sp�dzi�em bardzo mile. Towarzystwo niezmiernie poci�gaj�ce. � A jak pan znalaz� naszego gubernatora? � zapyta�a Mani�owa. � To nadzwyczaj czcigodny i niezwykle mi�y cz�owiek, nieprawda�? � dorzuci� Mani�ow. � Zupe�na prawda, to nadzwyczaj czcigodny cz�owiek. A jak wnikn�� w swe obowi�zki, jak on je rozumie! Powinni�my �yczy� sobie wi�cej takich ludzi. � Jak on potrafi tak, wie pan, obej�� si� z ka�dym, zachowa� delikatno�� w post�powaniu � doda� Mani�ow z u�miechem i z zadowolenia prawie zupe�nie przymru�y� oczy jak kot, kt�rego z lekka podrapano palcem za uszami. � Bardzo uprzejmy i mi�y cz�owiek � ci�gn�� dalej Cziczikow � a jaki zr�czny! Nawet nie przypuszcza�em, �e tak doskonale wyszywa r�ne wzory. Pokazywa� mi woreczek w�asnej roboty: ma�o kt�ra dama umia�aby tak zr�cznie wyszy�. � A wicegubernator, prawda, jaki to mi�y cz�owiek? � odezwa� si� Mani�ow, zn�w troch� przymru�ywszy oczy. � Bardzo, bardzo szanowny cz�owiek � odpowiedzia� Cziczikow. � No, a co pan s�dzi o policmajstrze? Jaki to mi�y cz�owiek, nieprawda�? � Niezmiernie mi�y i jaki m�dry, jaki oczytany! Grali�my u niego w wista z prokuratorem i prezesem s�du a� do bia�ego ranka. Bardzo, bardzo szanowny cz�owiek! � No, a jakiego jest pan zdania o �onie policmajstra? � doda�a Mani�owa. � Prawda, �e to bardzo mi�a kobieta? � O, to jedna z najbardziej godnych szacunku kobiet, jakie znam � odpar� Cziczikow. Po czym nie opuszczono prezesa s�du, poczmistrza i w ten spos�b wyliczono prawie wszystkich urz�dnik�w miejskich, kt�rzy okazali si� wszyscy bardzo szanownymi lud�mi. � Pa�stwo zawsze sp�dzaj� czas na wsi? � zada� wreszcie ze swej strony pytanie Cziczikow. 13 � Przewa�nie na wsi � odpowiedzia� Mani�ow. � Czasami zreszt� przyje�d�amy do miasta po to tylko, �eby si� zobaczy� z wykszta�conymi lud�mi. Mo�na tu, wie pan, zdzicze�, siedz�c tak ci�gle w odosobnieniu. � Prawda, prawda � powiedzia� Cziczikow. � Naturalnie � ci�gn�� Mani�ow � inna rzecz, gdyby by�o dobre s�siedztwo, gdyby na przyk�ad by� taki cz�owiek, z kt�rym by, poniek�d, mo�na pom�wi� o uprzejmo�ci, o dobrych manierach, zajmowa� si� jak�� tak� nauk�, �eby wstrz�sn�o dusz�, da�o, �e tak powiem, taki polot... � Tu chcia� jeszcze co� wyrazi�, ale zauwa�ywszy, �e si� troch� zagalopowa�, uczyni� tylko r�k� gest w powietrzu i ci�gn�� dalej: � wtedy naturalnie wie� i odosobnienie dawa�yby wiele przyjemno�ci. Ale zupe�nie nikogo nie ma... Ot, tylko od czasu do czasu poczyta si� �Syna Ojczyzny�. Cziczikow zgodzi� si� z tym w zupe�no�ci, dodaj�c, �e nie mo�e by� nic przyjemniejszego ni� �ycie w odosobnieniu, rozkoszowanie si� widokiem natury i czytanie od czasu do czasu jakiej� ksi��ki... � Ale wie pan co � doda� Mani�ow � wszystko to, je�eli nie ma przyjaciela, z kt�rym by si� mo�na podzieli�... � O, to s�uszne, to zupe�nie s�uszne! � przerwa� Cziczikow. � Czym�e s� wtedy wszystkie skarby tego �wiata! Nie miej pieni�dzy, lecz miej dobrych ludzi do obcowania, powiedzia� pewien m�drzec. � I wie pan co, Pawle Iwanowiczu! � powiedzia� Mani�ow, a twarz jego przybra�a wyraz nie tylko s�odki, lecz nawet md�y, podobny do tej mikstury, kt�r� zr�czny �wiatowy doktor przes�odzi� niemi�osiernie, s�dz�c, �e ucieszy ni� pacjenta. � Wtedy czuje si� poniek�d jakby rozkosz duchow�... Ot, na przyk�ad teraz, kiedy zawdzi�czam przypadkowi szcz�cie, mo�na powiedzie�, rzadkie, wyj�tkowe, m�wienia z panem i rozkoszowania si� mi�� rozmow� pa�sk�... � Ale�, prosz� pana, c� to za mi�a rozmowa? Marny ze mnie cz�owiek i nic wi�cej � odpowiedzia� Cziczikow. � O, Pawle Iwanowiczu! Niech mi pan pozwoli by� szczerym: z rado�ci� odda�bym po�ow� mego maj�tku, �eby posiada� cz�� tych zalet, kt�re pan posiada!... � Przeciwnie, ja ze swej strony uwa�a�bym sobie za najwy�szy... Nie wiadomo, do czego by doprowadzi�a wzajemna wylewno�� uczu� obu przyjaci�, gdyby s�u��cy nie oznajmi�, �e podano do sto�u. � Prosz� uprzejmie � powiedzia� Mani�ow. � Ni