9304
Szczegóły |
Tytuł |
9304 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9304 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9304 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9304 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Erich von Daniken
Podr� na Kiribati
List do moich Czytelnik�w
Nie da si� tak zdmuchn�� kurzu,
�eby ludzie nie zacz�li kas�a�.
Filip, ksi��� Edynburga,
ma��onek kr�lowej El�biety II
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku!
Pewien m�dry cz�owiek, zajmuj�cy si� naszymi czytelniczymi gustami, bodaj�e profesor Alphons Silbermann, stwierdzi�, �e jedno �pokolenie czytelnicze" trwa cztery lata. Prosz� policzy�, chyba si� zgadza. Pierwsze pokolenie czytelnicze - od drugiego do czwartego roku �ycia
- interesuje si� kartonowymi ksi��eczkami z obrazkami. Potem przychodz� te straszne podr�czniki szkolne oraz bajki - dzi� komiksy!
- a dla dziewczyn i ch�opak�w o rozbudzonych zainteresowaniach powie�ci m�odzie�owe, awanturnicze, podr�nicze i opisy �wiata zwierz�t; tak jest do dziesi�tego roku �ycia. Dojrzalsi oddaj� si� ju� w�wczas lekturze powie�ci dla doros�ych i pierwszych interesuj�cych ksi��ek popularnonaukowych. Z nadej�ciem osiemnastego roku �ycia pojawiaj� si� upodobania tematyczne, niekiedy pozostaj�ce na ca�e �ycie albo
- pod wp�ywem pracy zawodowej, �ycia prywatnego, hobby czy nadzwyczajnych zdarze� - zmieniaj�ce rytm pokole� czytelniczych.
Je�li wezm� pod uwag� ten rytm, to od 1968 roku, gdy ukaza�a si� moja pierwsza ksi��ka, wyros�o ju� trzy i p� pokolenia czytelniczego. Kto�, kto w 1968 roku mia� szesna�cie lat, dzi� ma lat trzydzie�ci! By� mo�e, Drogi Czytelniku, poznali�my si� ju� wtedy, mo�e jeste� jednym ze sta�ych czytelnik�w, kt�rzy czekaj� na moje kolejne ksi��ki, ukazuj�ce si� co dwa lata.
Na pewno jednak wielu m�odych ludzi zauwa�y, �e w ka�dej nowej ksi��ce podbudowuj� swoje ,,stare" tezy naj�wie�szymi zdobyczami nauki. Taki ju� los ka�dej hipotezy - nawet najbardziej naukowej - trzeba j� stale aktualizowa�! I tu, musz� przyzna�, za ka�dym razem staj� przed dylematem: moi stali Czytelnicy znaj� podstawy tych teorii, jakie jednak �narz�dzie' mam da� moim nowym Czytelnikom, �eby, zawieszeni mi�dzy niebem a ziemi�, poczuli �twardy grunt pod nogami'? Z jednej bowiem strony nie chcia�bym nu�y� swoich dawnych czytelnik�w, a z drugiej wpuszcza� nowych w maliny bez kompasu.
Nie pozostaje mi nic innego, jak w telegraficznym skr�cie przedstawi� to, co twierdz� od czternastu lat:
- w prehistorycznych czasach Ziemi� odwiedzi�y nieznane istoty z Kosmosu. W literaturze na ten temat okre�la sieje mianem �istot pozaziemskich" albo �kosmit�w";
- istoty pozaziemskie stworzy�y ludzk� inteligencj� przez zmian� materia�u genetycznego prymitywnych jeszcze wtedy mieszka�c�w Ziemi. Moim zdaniem, ludzka inteligencja nie powsta�a za spraw� przypadku, nie jest to g��wna wygrana na loterii, stwarzaj�cej miliardy mo�liwo�ci, ale celowa ingerencja nieznanych istot z Wszech�wiata;
- wizyty nieznanych istot spowodowa�y powstanie na Ziemi najstarszych religii, doprowadzi�y do narodzin mit�w i legend, kt�rych sedno przekazuje realno�� �wczesnych zdarze�.
Gdyby te hipotezy, zaledwie nakre�lone, nie by�y tak kontrowersyjne, nie wywo�a�yby og�lno�wiatowej dyskusji na ten temat. W istocie bowiem podpi�owuj� filary, na kt�rych wspiera si� ca�a budowla tradycyjnego my�lenia. Dysponuj�c danymi zdobytymi przez dwadzie�cia lat, jestem takim traperem, w�druj�cym mi�dzy najr�niejszymi dziedzinami wiedzy: archeologi�, etnografi�, badaniami nad pochodzeniem gatunk�w, lotami kosmicznymi..., a jak trzeba, tak�e teologi�. Oczywi�cie w trakcie tych w�dr�wek wielu osobom nadepn��em na odciski. To nieuniknione. Oczywiste jest te�, �e - w szczeg�lnych przypadkach - zdarza�o mi si� pob��dzi�. Przyznaj� si� do pomy�ek.
Ale - co utwierdza mnie w d��eniach - w moich hipotezach co� jednak jest, bo sta�em si� przedmiotem ataku autor�w ksi��ek, publikowanych we wszystkich najwa�niejszych j�zykach �wiata. A poniewa� odnios�em �wiatowy sukces, atakuje mnie, nierzadko poni�ej pasa, ca�a falanga autor�w, kt�rzy wyrabiaj� sobie w ten spos�b nazwisko. No c�, ton�cy brzytwy si� chwyta. Jestem wyrozumia�y. Z drugiej wszak�e strony publikuje si� prace, kt�re z ca�� powag�, a nawet przychylno�ci�, akceptuj� moje tezy. W�r�d ich autor�w s� uznani naukowcy.
Temat ten, jak �aden inny w tym stuleciu, wywo�a� �wiatowe echo. A przyczyni�y si� do tego nie tylko moje filmy �Wspomnienia z przysz�o�ci" i �Pos�anie bog�w". Inspirowane moimi przemy�leniami by�y te� zapewne ameryka�skie obrazy �Wojna gwiazd" oraz ,,Imperium kontratakuje". Moi stali Czytelnicy widz� na ekranie sytuacje dobrze im znane.
�piewaj�ca po angielsku grupa Exiled w swojej najnowszej piosence idzie na ca�o��. Oto t�umaczenie:
,,By�o to przed tysi�cami lat. Pot�na armada statk�w kosmicznych pokonywa�a gwiezdne morze, poszukuj�c planety, na kt�rej mog�oby przetrwa� i rozwija� si� ich �ycie. Odkryto i zasiedlono planet� Ziemia. Dopiero teraz zaczynamy odczytywa� przekazy opowiadaj�ce o tym fantastycznym zdarzeniu [...]. Od tej chwili zrozumiemy wi�cej z rzeczy dziej�cych si� w niebie i na Ziemi [...]". W przypadku powy�szego tekstu jestem �bez winy", ale ciesz� si�, �e moje tezy sta�y si� tak popularne, �e przej�a je muzyka rozrywkowa. Napawa mnie otuch�, �e w�a�nie m�ode pokolenie rozumuje tak trze�wo, gdy chodzi o idee brzemienne dla przysz�o�ci.
Drodzy Czytelnicy, pos�uchajmy proroka Ezechiela, �yj�cego w VI w. przed Chrystusem:
�Synu cz�owieczy! Mieszkasz po�r�d domu przekory, kt�ry ma oczy, aby widzie�, a jednak nie widzi, ma uszy, aby s�ysze� a jednak nie s�yszy, gdy� to dom przekory�.
Ze swej stronny mog� obieca�, �e nadal b�d� robi� du�o szumu, zdmuchuj�c kurz ze starych problem�w, nawet je�li wielu doprowadzi to do atak�w kaszlu!
Zapraszam wi�c swoich starych i nowych Czytelnik�w, aby towarzyszyli mi w kilku podr�ach. Dowiedz� si� Pa�stwo nowych rzeczy i przeczytaj� o przeciwno�ciach, na jakie trafia �niedzielny badacz" w trakcie peregrynacji po �wiecie.
Z serdeczno�ciami Erich von Daniken
I. Podr� na Kiribati
Zaskoczenie i zdziwienie s� pocz�tkiem zrozumienia.
Ortega y Gasset
Pastor wabi mnie do odleg�ego celu - Gdzie jest Kiribati? - Wiecz�r, kt�ry prze�yli�my jak szejkowie - Strajk na wyspach pokoju � Teorie na temat pocz�tk�w Kiribati - Teeta, nasz czarny anio� - Odkrywamy wspania�� bibliotek� w Bairiki - O Nareau i innych istotach pozaziemskich - Lecimy na Abaiang - Magiczny kr�g - Przed grobem olbrzyma na Arorae � Kamienie nawigacyjne na Arorae - Bogowie stworzenia wy�aniaj� si� z mrok�w ciemno�ci - Jak uwiecznili si� olbrzymi - Po�egnanie z nowymi przyjaci�mi i pradawnymi zagadkami
Nigdy nie wybra�bym si� na Kiribati, gdyby nie list z Kapsztadu w Republice Po�udniowej Afryki:
�Dear Mr von Daniken,
jest Pan zapewne cz�owiekiem zaj�tym, wi�c od razu przejd� do rzeczy.
Zdecydowa�em si� napisa� do Pana, bo istniej� przekonuj�ce dowody na istnienie bog�w, przyby�ych z nieba. Gdy prowadzi�em dzia�alno�� misyjn� w regionie Pacyfiku, pokazano mi groby dw�ch olbrzym�w, kt�rzy wedle miejscowych przekaz�w przybyli z nieba.
Groby s� w dobrym stanie. Maj� po oko�o pi�� metr�w d�ugo�ci. Na ska�ach wida� te� skamienia�e odciski st�p, a jest ich tak wiele, �e bez trudu mo�na je znale�� i sfotografowa�. Jest tam te� �kamienny kompas�, a nawet miejsce, gdzie -jak chce legenda - wyl�dowali bogowie. To nader interesuj�ce miejsce. Jest to kr�g, w kt�rym nic nie ro�nie. Je�li informacje te Pana zainteresuj�, b�d� si� czu� zaszczycony, mog�c s�u�y� dalszymi szczeg�ami. Je�li za� oka�e si�, �e wie Pan o tym z innego �r�d�a, zrozumiem, je�li Pan nie odpisze. Z najlepszymi �yczeniami i podzi�kowaniami za mi�e godziny sp�dzone na lekturze
Pa�ski pastor C. Scarborough".
List ten dosta�em do r�k z ko�cem maja 1978 roku. Pastor, kt�ry interesuje si� moimi ideami?
Odpisa�em od razu, dzi�kuj�c za list i prosz�c o wspomniane informacje. Zada�em te� od razu pytanie, czy istnieje jaka� literatura na ten temat albo fotografie tajemniczych miejsc, proponuj�c oczywi�cie, �e pokryj� wszelkie koszty. Po miesi�cu wielebny Scarborough odpisa�:
,,Dear Mr von Daniken,
dzi�kuj� za Pa�ski list. Chcia�bym Panu wyja�ni�, �e nie oczekuj� rekompensaty za moje wydatki. B�d� szcz�liwy, mog�c pom�c Panu w poszukiwaniach.
W kwestii dost�pnej literatury musz� Panu powiedzie�, �e literatura o Kiribati w zasadzie nie istnieje, a na temat dziwnych miejsc, o kt�rych wspomnia�em, nie ma �wiadectw pisanych. Szkoda. Mog� sobie wyobrazi�, �e dostaje Pan r�ne wskaz�wki od fantast�w z ca�ego �wiata. S�dz� wi�c, �e powinienem napisa� Panu co� o sobie. Obecnie jestem pastorem kongregacji Sea Point w Republice Po�udniowej Afryki.
Przedtem wraz z �on� i dwojgiem dzieci mieszka�em na Kiribati, gdzie prowadzi�em dzia�alno�� misyjn� jako przedstawiciel London Missionary Society. Mieszkali�my na wyspach trzy i p� roku i nauczyli�my si� w tym czasie biegle miejscowego j�zyka. Byli�my na wszystkich szesnastu wyspach archipelagu, sp�dzaj�c cz�sto na ka�dej z nich po wiele tygodni, a nawet miesi�cy. Jako �e znali�my j�zyk, powierzano nam w sekrecie nieznan�, cz�sto niewyt�umaczaln� histori� wyspiarzy.
Pierwsze, co mnie zdumia�o, to fakt, �e wyspiarze na okre�lenie cz�owiek maj� dwa s�owa. Sami okre�lali si� mianem aomata, co znaczy ludzie. Ale ka�dy cz�owiek o innej barwie sk�ry, a szczeg�lnie du�ego wzrostu, jest nazywany te i-matang, co znaczy dos�ownie cz�owiek z krainy bog�w. Gdy poznali�my wyspiarzy bli�ej, zorientowali�my si�, �e takie rozr�nienie miejscowych i obcych stosuje si� na wszystkich wyspach archipelagu.
W razie, gdyby zechcia� si� Pan zaj�� tymi sprawami, musz� Pana przestrzec, �e wyspiarze bywaj� czasem bardzo nieufni wobec obcych, je�li nie post�puje si� z nimi w odpowiedni spos�b. S� bardzo religijni, wychowywali ich kap�ani protestanccy i katoliccy, z kt�rych wielu to tubylcy. Obcy, kt�ry nie potrafi si� z nimi porozumie�, nie s�ucha ich rad, niech tam nie przyje�d�a.
W�r�d wyspiarzy prosz� nie pokazywa� si� za cz�sto w towarzystwie Europejczyk�w czy przedstawicieli w�adz. Pomoc w�adz b�dzie jednak Panu potrzebna, bo trzeba uzyska� zezwolenie na podr�owanie po wyspach. Jestem pewien, �e dzi�ki do�wiadczeniu jest Pan mistrzem dyplomacji".
List zawiera� te� wskaz�wki, jak odnale�� groby olbrzym�w, oraz opis kamieni nawigacyjnych w po�udniowej cz�ci ,,pewnej" wyspy. Pastor widzia� linie, wyryte na kamieniach, kieruj�ce si� ku odleg�ym celom. Istotna jest te� uwaga, �e kamienie zosta�y tu sk�d� przetransportowane, bo takiego gatunku ska�y nie ma na wyspach. Spraw� �l�dowiska bog�w" m�j korespondent skomentowa� w spos�b nast�puj�cy:
�Proponuj� Panu dwie mo�liwo�ci, bo zapomnia�em, na kt�rej z wysp znajduje si� �w kr�g. Albo jest to Tarawa P�nocna, albo Abaiang. Obie wyspy le�� tak blisko siebie, �e z ka�dej wida� drug� go�ym okiem.
Je�li pami�� mnie nie zawodzi, by�a to Abaiang. Tamtejszy tabunia - szaman, czarownik - strze�e tajemniczego miejsca. Wyspiarze je znaj�, powiedz� te� Panu, z kt�rej strony mo�e si� Pan zbli�y� do kr�gu. W tajemnicy przed duchownymi udaj� si� tam sk�ada� ofiary dawnym �bogom�.
Dlatego te� b�dzie Panu potrzebna pomoc tabunii, kt�ry p�jdzie z Panem, tak jak ze mn�, przez busz a� do kr�gu. Tam nic nie ro�nie. Ani krzak, ani drzewo, nic �ywego nie wida� w kr�gu. Czarownik powie Panu, �e ka�de stworzenie umiera, je�li tamt�dy przejdzie. Dlaczego? Promieniowanie radioaktywne? Na miejscu zobaczy Pan inn� ciekaw� rzecz: pnie drzew rosn�cych ku kr�gowi robi� elegancki �uk, odchylaj�c si� w przeciwn� stron�. Nic nie ro�nie wewn�trz kr�gu.
Przyby�y tam w 1965 roku resident commisioner s�dzi�, �e miejsce to jest radioaktywne. Ale jak do tego dosz�o? Pami�tam wszak�e pewn� tubylcz� legend�, wedle kt�rej miejsce to by�o podobno l�dowiskiem bog�w".
Daleki, nieznany wielebny ojciec trafi� mnie w czu�e miejsce. Zacz��em sposobi� si� do wyprawy. Gdzie jest Kiribati?
Gdzie jest Kiribati
Na p�kach mojej biblioteki stoj� cztery wielkie atlasy. Nie wymieniaj� Kiribati. S�ynne encyklopedie - Brockhaus, Larousse, Encyclopaedia Britannica - zawieraj� informacje na temat 1200 gatunk�w pche�, ale nie wymieniaj� Kiribati. M�dre ksi��ki z lat siedemdziesi�tych r�wnie� nie zawieraj� nazwy tego archipelagu, zagubionego na Oceanie Spokojnym. Ale wyspy te istniej�, s� bardzo interesuj�ce, cho� rzeczywi�cie wygl�daj� jak pche�ki rzucone na niesko�czony przestw�r oceanu.
Ale poniewa� by� tam m�j pobo�ny informator, mieszkaj�cy teraz na drugim ko�cu �wiata, to musz� si� znale��. Wypytywa�em kogo si� da�o: �S�ysza� pan o Kiribati?" Ale za ka�dym razem zamiast odpowiedzi obrzucano mnie bezradnym spojrzeniem: Kiribati? W ko�cu napisa�em do Kapsztadu i zapyta�em pastora;
�Gdzie jest Kiribati? Jak mo�na si� tam dosta�, czy lataj� tam samoloty?
Czy mo�na tam znale�� jakie� przyzwoite lokum, czy jest hotel, kwatery prywatne?
Jaka waluta obowi�zuje na Kiribati?
Jakie prezenty wzi�� dla kap�an�w, czarownik�w, jakie dla tubylc�w?
Czy w trakcie pobytu musz� si� liczy� z jakimi� niebezpiecze�stwami w rodzaju jadowitych w�y, skorpion�w albo paj�k�w?
Czy ma Pan tam przyjaci�, znajomych? Czy mo�e mi Pan poda� adresy, gdzie m�g�bym p�j�� i powo�a� si� na Pana?"
Wielebny Scarborough odpisa� szybko i rzeczowo. Mg�a nad Kiribati zacz�a si� rozwiewa�.
Dowiedzia�em si�, �e archipelag ten sk�ada si� z szesnastu wysp, nale��cych kiedy� do kolonii brytyjskiej, a znanych jako Wyspy Gilberta. W 1977 roku archipelag uzyska� niepodleg�o�� i... zmieni� nazw�. Jest po�o�ony na Oceanie Spokojnym, ma w sumie 973 km2 powierzchni, a mieszka tam oko�o 52 000 Mikronezyjczyk�w.
Na g��wn� wysp� archipelagu, Taraw�, gdzie jest port i siedziba w�adz, lataj� samoloty z Republiki Nauru i z Suwy, stolicy Fid�i.
Na upominki wielebny radzi mi wzi�� nowoczesne scyzoryki z wieloma ostrzami dla wa�niejszych tubylc�w, tanie okulary s�oneczne dla rybak�w i aspiryn� dla kap�an�w i dam z wysp.
Nie ma tam w�y i paj�k�w, pisze mr Scarborough uspokajaj�co, s� natomiast skorpiony, ale ich uk�szenie nie jest gro�niejsze od uk�szenia osy. List zawiera� jednak ostrze�enie:
�Najpowa�niejsze niebezpiecze�stwo czai si� w morzu! Niech Pan si� nigdy w morzu nie k�pie, nawet je�li wyspiarze b�d� twierdzi� inaczej. Prawdziwym niebezpiecze�stwem s� dla p�ywak�w rekiny i inne morskie stworzenia. Chcia�bym, �eby wzi�� Pan sobie t� rad� do serca: Never bath in the sea!".
Zawsze kiedy wracam pami�ci� do tego listu, u�wiadamiam sobie, �e bez takiego zdecydowanego ostrze�enia bez w�tpienia wst�pi�bym w odm�ty.
M�j nieznany protektor poradzi� mi nawi�za� kontakt ze swoimi starymi przyjaci�mi, pastorami Kamoriki i Eritai�. S� to ludzie uprzejmi i na pewno mi pomog�, podobnie zreszt� jak znaj�cy wyspy jak w�asn� kiesze� kapitan Ward ze statku �Moana-Roi". Zw�aszcza Ward zna dobrze miejscowe legendy i �wi�te miejsca wyspiarzy.
Trzy razy na Kiribati i z powrotem
Wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu, jakobym by� cz�owiekiem maj�tnym, kt�ry fundusze na takie wyprawy wyci�ga z kieszeni, udaj�c si� w jaki� rejon �wiata zawsze wyznaczam sobie kilka le��cych tam cel�w, �eby wydatki na podr�e nie przekroczy�y wp�yw�w. Za cz�sto bowiem dopiero po moim przyje�dzie na miejsce okazuje si�, �e otrzymane informacje s� nieprawdziwe, �e by�y rojeniami �fantast�w", jak pisa� wielebny, a wtedy pieni�dze i czas s� stracone. Ale w 1980 roku by�a nadzieja, �e wszystko szcz�liwie si� u�o�y, bo latem w Nowej Zelandii mia� odby� si� VII �wiatowy Kongres Ancient Astronaut Society, AAS jest mi�dzynarodow� organizacj�, zajmuj�c� si� tematyk� pokrywaj�c� si� z moimi zainteresowaniami.
Nowa Zelandia! To po�owa biletu do Kiribati!
Podyktowa�em list do pastora Kamoriki z Tarawy. Z pocz�tkiem 1980 roku nadesz�a odpowied�. Dr��ce pismo �wiadczy�o o podesz�ym wieku kap�ana. Kapitan Ward - czyta�em - odszed� kilka lat temu na emerytur� i wr�ci� do Anglii, ale pastor i jego rodzina z rado�ci� przyjm� mnie i moich przyjaci�. Oczywi�cie b�dziemy w ich domu go��mi. Dobra nowina. Po serdecznych pozdrowieniach uda�o mi si� jeszcze odczyta� postscriptum nagryzmolone drobnym, ko�lawym pismem: �Czy ma Pan wiz� wjazdow�?"
Razem z moim sekretarzem, Willim Diinnenbergerem, zawi�li�my na telefonach, pr�buj�c si� dowiedzie�, kt�ra ambasada wydaje wizy Kiribati? Przez ostatnie dziesi�� lat je�dzili�my do najr�niejszych dziur na ko�cu �wiata, ale przedstawicielstwa i ambasady kraj�w, do kt�rych jechali�my, znajdowa�y si� w naszej stolicy. Na szwajcarskiej dyplomatycznej mapie �wiata Kiribati to bia�a plama. Jaki� urz�dnik z Ministerstwa Spraw Zagranicznych poradzi� nam: �Niech panowie zadzwoni� do Australijczyk�w albo Anglik�w!" W Ambasadzie Australii dowiedzieli�my si�, �e kraj ten prowadzi wprawdzie handel z archipelagiem, pomaga mu w rozwoju, ale nie ma uprawnie� do wydawania wiz Kiribati. Londy�ski Urz�d ds. Kraj�w Pacyfiku poinformowa�: Szwajcarzy dostaj� zezwolenie na pobyt przy wje�dzie na Taraw�, je�eli si� zobowi���, �e nie pozostan� na archipelagu d�u�ej ni� trzy miesi�ce i maj� bilet powrotny. Trzy miesi�ce! Nie chcemy przecie� na Kiribati osi��� na sta�e!
Zacz�li�my si� pakowa�. Cztery aparaty fotograficzne z futera�ami na obiektywy, filmy, dyktafon, niewielki licznik Geigera-Miillera, apteczka podr�na, scyzoryki, okulary przeciws�oneczne, aspiryna. Oszcz�dzali�my na wszystkim, ale i tak wyros�a g�ra baga�u, pod kt�r� ugi�o si� dw�ch m�czyzn. Byli�my ju� w rozpaczy, gdy niespodziewanie zg�osi� si� nasz stary, cho� m�ody wiekiem przyjaciel, Rico Mercurio, jeden z tych nielicznych m�odych ludzi, kt�rym nigdy nie jest za wiele trudu, kt�rzy nie licz� czasu, kiedy trzeba co� zrobi�, Rico pracuje dla pewnej szacownej zuryskiej firmy, szlifuj�c diamenty i jeszcze kosztowniejsze kamienie szlachetne, wmontowywane potem w ozdobne zegarki, kt�rymi szejkowie naftowi - no, bo kto? - obsypuj� swoje �ony w haremach. Rico stwierdzi�, �e po dw�ch latach bez urlopu dobrze mu zrobi �wypad" na Kiribati, gdziekolwiek to jest. Utwierdzili�my go w tym przekonaniu.
3 lipca 1980 roku nasze ob�adowane trio polecia�o samolotem DC-10 linii lotniczych Swissair, lot nr 176. przez Bombaj do Singapuru. Tam przesiedli�my si� na lot nr 28. linii Air New Zealand do Auckland. Lec�c z Zurychu do Auckland jest si� w powietrzu przez 25 godzin.
Straszne s� te loty na wielkie odleg�o�ci! Najpierw cz�owiek czyta stosy gazet, do kt�rych nie mia� czasu zajrze� przez ostatnie dni. Bardziej z nud�w ni� z g�odu wbija w siebie suty posi�ek. Zak�ada s�uchawki, potem stara si� zasn��, czemu nie sprzyja zak��cenie rytmu biologicznego zmianami stref czasowych. Zagl�da wi�c do krymina�u Agaty Christie �mier� nad Nilem, ale nawet pasjonuj�ca akcja nie jest w stanie zabi� czasu. Wcale nie czuje si� pr�dko�ci 850 km/h, bo nie ma punktu odniesienia: u do�u tylko woda, potem australijskie pustkowia i zn�w woda. Od Zurychu za�oga zmieni�a si� trzy razy, pasa�erowie siedz�, czy raczej zwisaj� w fotelach, karmieni w regularnych odst�pach czasu, z kabiny pilot�w nap�ywaj� jakie� informacje. Czas drepce w miejscu. Dlaczego w�a�ciwie przeciwnicy post�pu wysy�aj� nadd�wi�kowego Concorde'a do diab�a? I dlaczego nie produkuje si� dawno zaplanowanego ameryka�skiego supersamolotu SST? Z nud�w zaczyna nam co� chodzi� po g�owie. Zastanawiamy si�, jakie zaj�cia mo�na by zaoferowa� pasa�erom. Mo�e elektroniczne gry? Mo�e terapi� zaj�ciow�: szyde�kowanie dla kobiet, klejenie papierowych torebek dla m�czyzn? To ju� co�! A po oddaniu tych skromnych ,,prac domowych", wykonanych na pok�adzie samolotu, odliczano by je od astronomicznej ceny biletu, wywindowanej wskutek naftowego szanta�u OPEC. Mo�e. Na wysoko�ci 11 000 metr�w my�leli�my nawet o kasynie gry. Rien ne va plus. Naprawd�, po tak d�ugim locie cz�owiek jest tak znu�ony, �e nie ma ochoty na nic, zupe�nie na nic.
Nowa Zelandia
Kocham Now� Zelandi�. Ma w sobie co� z zielonych hal Jury w Szwajcarii, tamtejszych ��k i czy�ciutkich wsi. W Nowej Zelandii jest Wy�yna Szwajcarska i Alpy, hale, wspinaczki, wyci�gi narciarskie, g�rskie jeziora z krystalicznie czyst� wod�; wszystko jak w domu. Tyle �e Nowa Zelandia ma co�, czego my nie mamy: morze! Kto wi�c chce mie� Szwajcari� nad morzem, musi wyemigrowa� do Nowej Zelandii. Dzi�ki bryzie, sta�e wiej�cej od Oceanu Spokojnego, tutejsze powietrze - mimo 40 milion�w owiec - jest bardziej czyste i aromatyczne ni� w Szwajcarii. Czterdzie�ci milion�w owiec i tylko cztery miliony mieszka�c�w! Miejmy nadziej�, �e pewnego dnia owce nie przejm� rz�d�w wedle rewolucyjnego motta z Folwarku zwierz�cego George'a Orwella: �Cztery nogi dobre, dwie nogi z�e!"
Przelot z Auckland na wysp� Nauru lini� Air Nauru zaplanowali�my na 13 lipca. To nie feralna trzynastka sprawi�a, �e lot przesuni�to o jeden dzie�. Ta najdziwniejsza linia lotnicza �wiata nie stosuje si� do zaplanowanych czas�w odlot�w. Czekamy. Jeste�my zm�czeni i troch� g�odni, jest wi�c zrozumia�e, �e w restauracji portu lotniczego �ykamy obrzydliw� miejscow� specjalno��, spaghetti-sandwiches. Mi�dzy dwiema kronikami tostowego pieczywa jak z waty wij� si� lepkie bia�e robaki w kleisto-s�odkim sosie pomidorowym. Po podgrzaniu wcale nie s� smaczniejsze. Czekamy i co godzina �ykamy ten paskudny wynalazek kuchni nowozelandzkiej, i bez tego okropnej. �e stereofonicznych g�o�nik�w p�yn� przez 24 godziny na dob� motywy z �Bia�ego konika", rezolutna ober�ystka z tego lokalu nad Wolfgangsee wys�a�aby do diab�a wszystkich tutejszych kucharzy.
Noc w Nauru
Podczas lotu z Auckland na Nauru na pok�adzie Boeinga 737 Air Nauru by�o trzech pasa�er�w - Rico, Willi i ja - oraz dziewi�ciu cz�onk�w za�ogi. Air Nauru ma trzy dwusilnikowe Boeingi 727 i dwa trzysilnikowe Boeingi 737. Prezydent Republiki Nauru o�wiadczy� podobno, �e flota powietrzna Air Nauru jest potrzebna do przewo�enia um�w na fosforaty, czek�w, in�ynier�w i zespo��w naprawczych, ale je�li zdarzy si� �normalny" pasa�er, to te� wpu�ci si� go na pok�ad. S� to przypadki rzadkie, bo wyspa nie zna poj�cia turystyka.
Wysepka Nauru o powierzchni 21 km2 znajduje si� prawie pod r�wnikiem na 167� d�ugo�ci wschodniej. Otaczaj� pier�cie� raf koralowych, opadaj�cych stromo w g��bin�, a sk�adaj�cych si� z wapiennych szkielet�w, przede wszystkim korali madreporowych. W rafach s� te� z�o�a fosforyt�w. Fosforyty stanowi� bogactwo tej tropikalnej wysepki. Ka�dy z sze�ciu tysi�cy jej mieszka�c�w �yje w mniejszym b�d� wi�kszym stopniu z fosforyt�w, ich zdaniem najlepszych i najczystszych na �wiecie. W porcie zapylone przeno�niki ta�mowe przerzucaj� z ha�asem nawozy na frachtowce, kt�re nast�pnie pop�yn� do Australii i Nowej Zelandii. Wed�ug danych Nauru Phosphat Corporation z ko�ca 1979 roku zapasy fosforyt�w starcz� jeszcze na 14 lat, ale tylko w roku, w kt�rym sporz�dzono t� prognoz�, sprzedano ich za sum� 79 444 463 dolar�w australijskich. Przy obecnym poziomie wydobycia z�o�a ulegn� wyczerpaniu ju� za nieca�e pi�� lat. Potem bogactwo wysepki si� sko�czy. Eksport orzech�w kokosowych i warzyw niewiele daje.
Przed kilku laty dla pilot�w Air Nauru oraz dla in�ynier�w i partner�w handlowych Phosphat Corporation rz�d wybudowa� jedyny mo�liwy hotel, hotel Meneng, w kt�rym podr�ni, nawykli do lepszych nocleg�w, mog� przynajmniej przenocowa� w ch�odzie. Ju� przy wej�ciu klimatyzacja mrozi cz�owiekowi spocon� twarz.
W restauracji kelnerki z powa�nymi i dumnymi minami roznosz� jad�ospisy z do�� niewyszukan� ofert� na pierwszej stronie: pieczona ryba ze s�odkimi kartoflami i kolb� kukurydzy duszon� w ma�le. Ale na drugiej stronie karty sensacja: trzy gatunki win australijskich, dwa nowozelandzkich oraz Chateau Mouton Rothschild rocznik 1970 za 35 dolar�w australijskich, czyli jedyne 70 frank�w szwajcarskich!
Uznali�my to za �art albo b��d drukarski. Rocznik 1970 to w regionie Bordeaux wino stulecia. W kraju nie da si� go wytrzasn�� za mniej ni� 400 frank�w, a w eleganckich restauracjach trzeba na nie wy�o�y�, lekko licz�c, dwa razy tyle. Chateau Mouton Rothschild to nap�j szejk�w, kt�rzy modl� si� do Mahometa, aby odwr�ci� wzrok na chwil�, gdy �ami� zakaz spo�ywania alkoholu. Nie jest to nap�j zwyk�ych �miertelnik�w. Rico powiedzia�:
- Przyjaciele, to nasz ostatni wiecz�r przed Kiribati. Nie wiemy, co nas czeka, stawiam butelk�!
Kelnerka spojrza�a z konsternacj� na paluch Rica, wycelowany na nazw� wspania�ego wina widoczn� w karcie. Ale poniewa� palec wci�� przewierca� jad�ospis, a rozkazuj�cy wzrok Rica zdumion� panienk�, potruchta�a wi�c w ko�cu za bufet i poszepta�a z pi�knymi kole�ankami, kt�re, chichocz�c, zacz�y si� nam przygl�da� bez �enady.
Szczerz�c z�by w u�miechu kelner od win ze z�o�liw� satysfakcj� otworzy� butelk�. Zastanawiali�my si� ju�, co naprawd� jest w �rodku, ale ju� za chwil� mieli�my na stoliku drogocenne naczynie - �butelka'1 nie jest w tym przypadku okre�leniem do�� godnym! - prawdziwe Chateau Mouton Rothschild, rocznik siedemdziesi�ty, z kolejnym numerem i obrazem Marca Chagalla na etykiecie. Rothschildowie zawsze ozdabiaj� etykiety swoich win Mouton dzie�ami s�ynnych malarzy.
Podnie�li�my kieliszki do ust, a obserwuj�ce nas panienki szepta�y co� do siebie, chichoc�c. To nie by�o wino, to by� najprawdziwszy nektar, nap�j bog�w! Postawi�em drug� butelk�. Za plecami rozbawionych panienek pojawi� si� azjatycki kucharz, kt�remu z rado�ci kiwa�a si� na g�owie wielka bia�a czapa. Panienki piszcza�y, jak gdyby�my niechc�cy napili si� oleju rycynowego, kt�ry da nam w nocy do wiwatu. Dyskretnie zlustrowali�my swoje ubrania, czy nie ma w nich przypadkiem czego� niestosownego lub zabawnego. Ale str�j nasz by� nienaganny, wedle tropikalnej mody.
Do sali wkroczy� pilot Air Nauru, kt�ry prowadzi� nasz samolot. Zna� miejscowy j�zyk, poprosili�my go wi�c, �eby si� zorientowa�, dlaczego wszyscy �miej� si� z nas od dw�ch godzin. Skin�� g�ow� i ruszy� - pilot w ka�dym calu - w kierunku grupki rozgdakanych kokoszek. Po chwili wr�ci� do naszego stolika z wynikami dochodzenia:
- Panowie! One si� �miej� dlatego, �e trafi�y trzech kopni�tych cudzoziemc�w, kt�rzy s� na tyle durni, �eby pi� takie stare wino, p�ac�c za nie do tego po 35 dolar�w za butelk�. To wszystko! Bye-bye!
Nie wstydzili�my si� wcale swojej g�upoty. Willi zam�wi� trzeci� butelk�, ja za� - �wiadom, �e jest to by� mo�e moje pierwsze, a zarazem zapewne ostatnie, spotkanie z niezapomnianym Chateau Mouton Rothschild rocznik siedemdziesi�ty, zapisa�em w notesie numery z etykiet: 242/443, 242/444, 242/445.
Przypomnieli�my Rico, �e pora wsta� od stolika. Ale okaza�o si�, �e on - z konieczno�ci bez s��w - nawi�za� ju� niedwuznaczny kontakt wzrokowy z pi�kn� kelnerk�: rodzaj esperanto, rozumianego przez samc�w i samice na ca�ym �wiecie.
Strajk na Kiribati
Boeing Air Nauru mia� odlecie� na Taraw�, g��wn� wysp� archipelagu Kiribati, 15 lipca wczesnym rankiem, o wp� do sz�stej. Wystartowa� z godzinnym op�nieniem. Czas ma tu, jeszcze tego do�wiadczymy, zupe�nie inn� warto�� ni� w naszym zagonionym �wiecie.
O si�dmej byli�my ju� na Tarawie, na niewielkim lotnisku, w�r�d ludzi o ciemnokawowej i czarnej barwie sk�ry, kt�rzy weso�o i bez po�piechu rozpoczynali w�a�nie nowy dzie�. Nie zwracali na nas uwagi. Nikt nam nie wyrywa� - jak w Ameryce Po�udniowej czy w krajach arabskich - walizek, nikt nie wabi� do taks�wki, W porannym r�wnikowym s�o�cu wydawa�o si�, �e razem z baga�em jeste�my tu elementem zb�dnym.
Poszukuj�c kogo�, kto m�g�by mi pom�c, zwr�ci�em si� do czekoladowego m�odzie�ca, przygl�daj�cego si� w zadumie krz�taj�cej si� barwnej ci�bie. Podobnie jak inni wyspiarze nie mia� na sobie nic poza t�pe - prostok�tn�, r�nobarwn� chust� na biodrach.
Odezwa�em si� do�, on za�, u�miechn�wszy si�, odpar� gard�owo:
- Ko-na-mauri!
Nie rozumia�em, nie pojmowa�em nawet, �e ju� wczoraj powinni�my w��czy� owo �ko-na-mauri" do naszego s�ownictwa, znaczy�o to bowiem �niech b�dzie pochwalony" czy �dzie� dobry".
Wyspiarz zapyta�:
- You speak English?
Angielski, pozosta�o�� z czas�w kolonialnych, wyrwa� mnie z zak�opotania, ale gdy spyta�em o taks�wk�, tubylec odpowiedzia� z �alem:
- No taxi here.
Pr�bowa�em si� dowiedzie�, czy jest tu hotel. Pastor Kamoriki nie odpowiedzia� mi w li�cie na to pytanie. Z grymasem zak�opotania i wsp�czucia m�odzieniec przyzna�, �e zwyk�ego hotelu tu nie ma, jest tylko rz�dowy.
- Wait here! - powiedzia� i na bosaka pok�usowa�, nie czuj�c zapewne b�lu, mimo �e paznokcie mia� wro�ni�te w wielkie palce od n�g.
Samolot Air Nauru odlecia�. Rozeszli si� ludzie, witaj�cy cz�onk�w swojego plemienia. Kilku pozosta�ych, kt�rzy zamierzali tu chyba sp�dzi� reszt� dnia, skierowa�o na nas swoj� ciekawo��, proponuj�c, �e nam pomog�. Ale my czekali�my na naszego boya, kt�ry przytelepa� si�. w ko�cu niedu�� ci�ar�wk�, rozklekotan� ze staro�ci. Zawi�z� nas do rz�dowego hotelu Otintai!
W recepcji drzema� sobie jaki� cz�owiek, kt�ry po obudzeniu okaza� si� nader nerwowy. Wielkim b��kitnym strz�pem chusty otar� sobie krople potu, skapuj�ce mu z wysokiego czo�a do oczu. W do�� zrozumia�ym angielskim oznajmi�, �e rz�d dopiero po po�udniu rozstrzygnie, czy hotel r�wnie� b�dzie obj�ty strajkiem, on wi�c z braku s�u�by nie mo�e na razie nikogo przyj��. Spr�bowa�em si� ostro�nie wywiedzie�, o co chodzi strajkuj�cym.
- Ludzie chc� d�u�ej pracowa� - powiedzia� recepcjonista ze znu�eniem i chust� ponownie zatamowa� strumyk potu nad oczami.
- Chc� d�u�ej pracowa�? - spyta�em, maj�c jeszcze w pami�ci europejskie ��dania wprowadzenia trzydziesto- czy trzydziestopi�ciogodzinnego tygodnia pracy, siedmiu czy o�miu tygodni urlopu i przej�cia na emerytur� w wieku maksimum sze��dziesi�ciu lat, - D�u�ej pracowa�? - powt�rzy�em.
Nerwus wyja�ni�, �e na Kiribati pracownicy fizyczni odchodz� na emerytur� w wieku pi��dziesi�ciu lat przy zmniejszonych poborach. Strajkuj�cy chc� wi�c wywalczy�, �eby wiek emerytalny ustalono na co najmniej 55 lat, bo z�a sytuacja ekonomiczna sprawia, �e na �adnej z wysp nie mo�na znale�� dodatkowej pracy. Nie ma tu ani przemys�u, ani kopry, ani rzemios�a, fosforyty z wyspy Baanaba �le si� eksportuj� - jedyn� rzecz�, kt�rej tu nie brak, jest si�a robocza.
Znajduj�c si� jeszcze pod pierwszym wra�eniem po przyje�dzie, pomy�la�em bez zastanowienia: �Dlaczego wyspiarze chc� wi�cej pracowa�?" Wszelkie potrzeby �yciowe zaspokaja im darmo przyroda: w morzu s� ryby, palmy daj� li�cie, z kt�rych wznosi si� chaty, wystarczaj�ce w tym ciep�ym klimacie, a tak�e po�ywne owoce. Od kiedy te cudowne wyspy uszcz�liwiono w�adzami i urz�dami, pojawi�y si� zupe�nie nowe problemy: eksport, oprocentowanie, przywleczono wirusa �angielskiej choroby", strajku. Nie, cywilizacja szcz�cia nie daje.
Ociekaj�cy potem czarnosk�ry m�czyzna by� na tyle uprzejmy, �e pozwoli� nam zostawi� baga�e w k�cie za swoim kontuarem. By�oby niezbyt mi�e, gdyby�my objuczeni wdarli si� do domu pastora.
Pastor Kamoriki nie �yje
Tarawa to typowy atol, koralowa tropikalna wyspa w kszta�cie podkowy, wznosz�ca si� z wielkiej g��biny tylko kilka metr�w nad poziom morza. Mi�dzy Tarawa p�nocn� a po�udniow� rozci�ga si� laguna, po��czona z morzem naturalnymi przesmykami. Na p�nocn� cz�� wyspy mo�na dosta� si� tylko �odzi� - fale morskie co i raz przerywaj� l�d - jest to te� rejon prawie bezludny, w przeciwie�stwie do cz�ci po�udniowej, o do�� du�ej g�sto�ci zaludnienia. Nasza niewielka ci�ar�wka podskakuje na w�skim pasku rafy koralowej.
Z samochodu wida� niewiele budowli murowanych: s� to budynki rz�dowe, ko�cio�y, szpital, kilka dom�w bogatych wyspiarzy. Materia�u dla typowego budownictwa dostarcza przyroda: chaty przypominaj� nieco bungalowy, wzniesiono je z pni i li�ci palm. Budowle te maj� cz�sto tylko jedno pomieszczenie. Bardziej luksusowe, dwa do trzech. �Centrum informacyjnym" jest zawsze pok�j centralny. Tu si� plotkuje, je, �piewa i �pi, a pewnie i p�odzi potomstwo, bo gdzie�by indziej.
Mimo rannej pory i p�du powietrza duszny r�wnikowy skwar sprawia, �e jeste�my zlani potem, kt�ry tryska nam ze wszystkich por�w sk�ry. Koszula i spodnie lepi� si� do cia�a. Smugi dymu z palenisk przed domami dodaj� nieco aromatu s�onemu powietrzu, zatr�caj�cemu zgnilizn�. Nasz pojazd sunie w�sk� drog�, mijamy palmy, chlebowce i chaty. Wyspiarze machaj� do nas. Dzieci biegn� obok warcz�cego samochodu. Tarawa wydaje si� wysp� pokoju, strajk jednak trwa.
Z prawej widzimy spokojn� wod� laguny, z lewej niewielkie wioski, a za nimi ci�kie fale Oceanu Spokojnego, od niepami�tnych czas�w bezustannie bij�ce z hukiem w raf�. Pory roku tu nie istniej�. Co dzie� s�o�ce wschodzi o jednej porze i o jednej porze zachodzi.
Samoch�d prowadzony przez naszego boya dotacza si� do dw�ch nie otynkowanych chat. W otwartych oknach poruszaj� si� r�owo-czerwone zas�ony, jakich nie widzieli�my tu nigdzie indziej.
- To dom pastora Kamoriki - m�wi nasz kierowca.
Z okna patrz� na nas kobiety, jedna starsza i dwie m�odsze. Znikn�y jak duchy, gdy tylko skierowali�my na nie wzrok. Dom nie ma drzwi, wszystkie wej�cia s� otwarte. R�owoczerwone zas�onki s� w �rodku �ci�gni�te, mo�emy zajrze� do �rodka. Na prawo, w najwi�kszym z trzech pomieszcze�, stoi wielkie patriarchalne �o�e, os�oni�te moskitier�, pami�taj�ce bardziej wystawne �ycie, w pozosta�ych pomieszczeniach mebli chyba nie ma. Nasz kierowca wchodzi do �rodka, rozmawia z jedn� z m�odszych kobiet. Na jego pogodnej twarzy pojawia si� jednak wyraz zatroskania. M�odzieniec zbli�a si� do nas i ze smutkiem powtarza, czego si� przed chwil� dowiedzia�:
- Reverend Kamoriki is dead!
Szok. Pastor Kamoriki nie �yje. Pami�tani jeszcze jego uprzejmy list, pisany dr��c� r�k�, list od bardzo starego cz�owieka. Ale wielebny Scarborough wymienia� te� w korespondencji nazwisko swojego kolegi, Eritaii. Spyta�em o niego. Tak, odpar� nasz cicerone, pastor Eritaia mieszka w domu obok, ale jest bardzo, bardzo stary i na pewno nie przyjmuje go�ci. Ale mo�e pomog� nam dzieci pastor�w. Potem zaprowadzi� nas na s�siednie podw�rze.
Na jednej z mat kokosowych, roz�o�onych na ziemi, siedzia� w kucki mniej wi�cej trzydziestopi�cioletni m�czyzna o kawowej barwie sk�ry, g�stych czarnych w�osach, typowych dla wyspiarzy, i medytowa�. Gdy wr�ci� do rzeczywisto�ci i u�wiadomi� sobie nasz� obecno��, wsta� i powiedzia� z cieniem u�miechu:
- Ko-na-mauri!
- Good morning, Sir � odpar�em.
Bwere, syn Eritaii, rozumia� i m�wi� na tyle dobrze po angielsku, �e mog�em mu opowiedzie� o korespondencji z wielebnym Scarborough, o li�cie pastora Kamoriki i o swoich planach. A przede wszystkim, �e interesuj� mnie mity wysp i przedsi�wzi��em t� d�ug� podr�, aby obejrze� miejsca, spowite mg�� tajemnicy.
Z ca�kowitym spokojem Bwere popatrzy� uwa�nie na swoich go�ci, na Williego i Rica, kt�rzy, poc�c si� w milczeniu, stali za mn� skromnie, oraz na mnie, grzecznie przedstawiaj�cego swoj� spraw�. Po tej �lustracji" zapyta�:
- Jak d�ugo chc� panowie zosta� na archipelagu?
- Z tydzie� - odpar�em spokojnie, my�l�c o ewentualnym przed�u�eniu pobytu w razie konieczno�ci.
Bwere z powrotem usiad� na macie i u�miechn�� si� lekko, jeszcze raz spojrza� na nas przenikliwie, a potem ju� bez �enady wybuchn�� g�o�nym �miechem:
- Tydzie�! Panowie zwariowali! Panowie chyba nie wiedz�, co to jest czas?! Chc� si� panowie czego� dowiedzie� w tydzie�! Na poznanie naszych wysp, rozrzuconych po oceanie, trzeba miesi�cy. - Spojrza� na nas z irytacj�: - Niech panowie poleniuchuj� sobie par� dni na s�o�cu, a potem tu wr�c�, je�li starczy im czasu... Jest strajk, a wi�c i tak nic nie da si� zrobi�, w Otintai nie ma pokoi, nie ma nawet transportu...
Nagle poczu�em si� w�ciek�y. W�ciek�y na samego siebie, na nasze �ycie pe�ne po�piechu, na p�taj�ce nas terminy, wszelkie konieczno�ci zwi�zane z zawodem, rodzinn� i finansami, oplataj�ce nas niewidzialn� paj�czyn�. Bwere ma racj�. Ale my ju� tu jeste�my, to nie jest wycieczka za miasto, i nic nie powstrzyma nas przed obejrzeniem i sprawdzeniem wyznaczonych cel�w naszej podr�y; mimo strajku, mimo �e nie mo�emy sobie pozwoli� na sp�dzenie tu miesi�cy. Pastor Scarborough zaleca�, aby w kontaktach z wyspiarzami zachowa� jak najdalej id�c� dyplomacj�. Zrekapitulowa�em szybko wszystkie swoje dotychczasowe wypowiedzi. Czy Bwere Eritaia poczu� si� dotkni�ty moj� zbytni� bezpo�rednio�ci�? Czy tajemnice wyspy s� tabu, czy chroni si� je przed wzrokiem obcych? Spr�bowa�em dyplomatycznie:
- Widzieli�my na tych wspania�ych wyspach niewiele, ale nawet to wywar�o na nas ogromne wra�enie. Pa�scy ziomkowie s� mili i us�u�ni. �a�ujemy, �e nie mo�emy tu zosta� d�u�ej. Nie chcemy nikomu sprawi� k�opotu. By�oby dla nas bardzo wa�ne, gdyby�my mogli si� dowiedzie�, czy jest tu biblioteka, w kt�rej mogliby�my znale�� co� na temat miejscowych mit�w. Nasza wdzi�czno�� by�aby ogromna.
Zirytowany jeszcze przed chwil�, Bwere u�miechn�� si�: to w�a�nie on zajmuje si� w rz�dzie sprawami kultury, ma pod kluczem bibliotek� i archiwa, kt�re nam udost�pni, jest te� got�w nam pom�c w poszukiwaniach przekaz�w.
Mieli�my za sob� etap pierwszy i zapewne naj�atwiejszy. Tymczasem przypomnia�em sobie, �e na kilku wysepkach mikronezyjskiego archipelagu Karolin�w s� naturalne l�dowiska, na kt�rych mog� siada� niewielkie samoloty �mig�owe. Czy takie naturalne pasy startowe istniej� te� na wyspach Kiribati?
Bwere o�wiadczy� z wyra�n� dum�, �e na wi�kszych wyspach archipelagu s� naturalne pasy startowe i �e lataj� tam regularnie samoloty Air Tungaru, niedu�ego towarzystwa lotniczego. Ale nie teraz, nie podczas strajku. M�g�bym wprawdzie zapyta� szefa pilot�w, czy ma do�� odwagi, �eby z�ama� strajk, ale Bwere nie robi nam wielkich nadziei...
Od strony domu nadesz�a ku nam piersiasta pi�kno�� i po�o�y�a przed Bwere trzy orzechy kokosowe. Ten otworzy� je zr�cznymi ci�ciami maczety i poda� nam po��wki z orze�wiaj�cym sokiem. Zdumiewaj�ce, ile rzeczy mo�na zrobi� z pustych �upin orzech�w kokosowych, kt�rych bia�y mi��sz ma mn�stwo witamin: kubki, doniczki, lampki na olej, a nawet biustonosze dla dojrzewaj�cych dziewcz�t.
Pogaw�dka przy mleku kokosowym
Bwere zaprosi� nas gestem, aby�my usiedli na matach i rozpocz�� wyk�ad na temat swojego kraju. Zar�wno on, jak i jego ziomkowie s� Mikronezyjczykami, ale ich j�zyk jest spokrewniony z narzeczami melanezyjskimi.
Na temat pierwszych mieszka�c�w Kiribati, ci�gn�� Bwere, jest kilka teorii. Jedna twierdzi, �e najdawniejsi przodkowie Kiribatczyk�w przybyli z Indonezji i w strefie r�wnikowej zmieszali si� z ciemnosk�r� praras�. Wedle innej pochodz� oni z kontynentu po�udniowoameryka�skiego. Trzecia za� wywodzi ich pochodzenie bezpo�rednio od boskich istot, kt�re niegdy� odwiedzi�y wyspy. Nadstawi�em ucha.
Dla Kiribatczyk�w magia jest cz�ci� ich �ycia, powiedzia� Bwere. By� wprawdzie synem pastora i praktykuj�cym chrze�cijaninem, ale oczy zal�ni�y mu w�wczas g��bokim, prawie fanatycznym blaskiem; Bwere jednak nie wyszed� poza to stwierdzenie. Nie dopytywa�em si� o to, aby nie zm�ci� zawi�zuj�cego si� zaufania, poza tym przed wyjazdem zdoby�em stosown� literatur�, tam za� napisano wiele o magii na archipelagu.
Z pocz�tkiem naszego stulecia na wyspach, b�d�cych jeszcze koloni� angielsk�, mieszka� Arthur Grimble, pe�nomocnik Korony Brytyjskiej. Grimble pozna� j�zyk Kiribatczyk�w, bra� udzia� w ich obrz�dach, a uznano go za swojego do tego stopnia, �e - to wielkie wyr�nienie - zosta� przyj�ty do ekskluzywnego Klanu S�o�ca Karongo, jakby miejscowej lo�y maso�skiej. Przeczyta�em ksi��k� Grimble'a [1] i ksi��k� jego c�rki Rosemary [2], kt�ra wydala zapiski zmar�ego po nadaniu im formy pracy naukowej. O magicznych rytua�ach wyspiarzy - nasz przyjaciel Bwere nic o nich nie m�wi� - Rosemary Grimble pisze: �Jest zakl�cie, kt�re chroni orzechy kokosowe przed z�odziejami, inne wszak�e pomaga kra�� orzechy s�siadom; jest jeszcze jedno, kt�re zapobiega kradzie�om. Istnieje formu�a czarnoksi�ska pozwalaj�ca wczarowa� trucizn� w po�ywienie wroga, i jeszcze jedna, kt�ra temu zapobiega. Istnieje �wawi�, magia �miertelna, i �bono-bon�, kt�ra j� unieszkodliwia" [2].
Dzi� ko�cio�y sze�ciu r�nych wyzna� staraj� si� wypleni� ze zwyczaj�w Kiribatczyk�w sk�onno�� do magii: katolicy, protestanci, adwenty�ci, mormoni, Church of God oraz Bahaii konkuruj� o prawdziwe zbawienie duszy, o zdobycie si�y roboczej i o niedu�e pieni�dze Kiribatczyk�w [3]. Ko�cio�y te roszcz� sobie prawo do kontrolowania �ycia codziennego, wykorzeniaj� zwyczaje piel�gnowane przez stulecia, ze wzgl�du na potrzeb� zwi�kszenia liczby swych owieczek namawiaj� do nieokie�znanego rozmna�ania si�, wsp�zawodnicz�, kt�ry zbuduje najwi�ksz� �wi�tyni�. Bwere rzuci� kilka niejasnych aluzji, z kt�rych wynika�o, i� nie s�dzi, aby wszystkie te poczynania by�y dla jego ziomk�w korzystne.
Jakby spod ziemi wyros�y: Teeta, nasz zbawca
Ni st�d, ni zow�d pojawi� si� w�r�d nas bosonogi olbrzym w po strz�pionych bia�ych szortach. Pod T-shirtem z napisem Teeta pr�y�a si� muskularna klatka piersiowa. W oczach mia� rado�� dziecka i przy pierwszej przerwie w rozmowie ka�demu z nas poda� r�k�.
- Ko-na-mauri! � am Teeta, the son of Reverend Kamoriki!
Trudno by�o zrozumie� jego angielski, wypowiadany niskim i d�wi�cznym, mo�e nieco zbyt gard�owym barytonem, ale Bwere przet�umaczy� nam, �e Teeta i jego rodzina zapraszaj� nas na kolacj� i �e byliby szcz�liwi, gdyby mogli nam da� dach nad g�ow�.
Podzi�kowali�my wyszukanymi s�owami, prosz�c, aby�my mogli przedtem sprawdzi�, czy dostali�my pok�j w hotelu rz�dowym Otintai, wspomnia�em te� o naszych baga�ach z obaw�, �e nadu�yjemy go�cinno�ci. Na delikatn� odmow� trzeba by�o dziesi�� razy wi�cej s��w ni� Teecie na zaproszenie.
Bwere wi�z� nas do Otintai dostawcz� toyot�. Po d�ugim milczeniu powiedzia�, �e chcia�by nam pom�c:
- Musz� mie� panowie niezale�ny transport, potrzebny panom samoch�d. Mam przyjaciela, kt�ry wynajmuje sw�j samoch�d.
Nie czekaj�c na nasz� zgod�, zatrzyma� w�z przed jak�� chat�, obok kt�rej pod dachem z li�ci palmowych sta� niedu�y datsun, Japo�czycy maj� w gar�ci r�wnie� Kiribati. Za kilka dolar�w australijskich pojechali�my do hotelu w�asnym samochodem.
Spocony recepcjonista da� nam na jedn� noc pokoje nr 102 i 103, rano si� oka�e, czy z powodu strajku hotel trzeba b�dzie opr�ni�. By� chyba u kresu wytrzyma�o�ci nerwowej, ale wr�czy� nam klucze. Taszcz�c nasze baga�e, weszli�my na pierwsze pi�tro i otworzyli�my drzwi do pokoi, wygl�daj�cych na nie zamieszkane. Zgodnie z dobrym szwajcarskim zwyczajem zrobili�my najpierw porz�dki. Opr�nili�my wi�c cuchn�ce kosze na �mieci, sprz�tn�li�my zawarto�� poprzewracanych popielniczek, zmi�tymi gazetami zmietli�my z pod�ogi skorupki po orzechach, niedopa�ki papieros�w i podarte majtki, pozbierali�my puszki po konserwach, w dw�ch palcach wynie�li�my spod prysznica na korytarz brudne prze�cierad�a i czarne od brudu r�czniki. Po zako�czeniu strajku kto� je pewnie stamt�d zabierze. Nad g�owami klimatyzacja nuci�a nam swoj� monotonn� pie��, dmuchaj�c ch�odem; w�a�nie dlatego pokoje te by�y mimo wszystko oaz� w tym tropikalnym klimacie. Po zako�czeniu gruntownych porz�dk�w opu�cili�my hotel i ruszyli�my na wieczorne przyj�cie u pa�stwa Kamoriki. Byli�my ciekawi, czy cho� o kroczek zbli�ymy si� do celu?
Wieczorne przyj�cie u pa�stwa Kamoriki
Teeta i Bwere wystroili si� na wiecz�r. Pierwszy mia� na biodrach kwadratow� chust�, czerwon� jak stra� po�arna, drugi koloru morskiego b��kitu. Przed wej�ciem do g��wnego pomieszczenia zdj�li�my buty i skarpetki, bo wszyscy obecni byli na bosaka, nawet pewna starsza dama, kt�ra przywita�a nas mocnym u�ciskiem r�ki i g��bokim dygni�ciem. Przemawia�a do nas melodyjnym g�osem, potakiwa�a, my jej potakiwali�my, u�miechali�my si�, jak ona, staraj�c si� wtr�ci� po angielsku par� formu� powitalnych, co zabrzmia�o raczej �a�o�nie. Bwere szepn�� nam, �e to wdowa po pastorze Kamoriki, matka Teety.
Dobrze wychowany syn, kt�ry w jej obecno�ci �cisza� sw�j grzmi�cy baryton do d�wi�ku kamertonu, poprosi�, aby�my usiedli na trzech krzes�ach przy lewej �cianie, w najprzyjemniejszej cz�ci pomieszczenia. Dmucha� tam na nas wiatrak. Bwere i Teeta siedli obok po turecku.
Zacz�a si� niewys�owienie przezabawna pantomima. Siedzieli�my sztywno w zupe�nym milczeniu, jakby�my wysiadywali strusie jaja. Puco�owata twarz weso�ej wd�wki promienia�a serdeczno�ci� i rado�ci�. Czy aby nie najad�a si� jakich� narkotyk�w? Popatrywa�a na nas przebiegle, potakiwa�a z ufno�ci�, na co odpowiadali�my naszym potakiwaniem. Niekiedy, nie wiem, czy by�o to zamierzone, opada�a jej na moment jedna powieka. Wygl�da�o to tak, jakby wdowa puszcza�a do nas oko. M�g� to by� jaki� nie znany nam zwyczaj, Pomrugiwa�em wi�c te� do niej weso�o. Powinien to zobaczy� Marcel Marceau, wspania�y francuski mim: mia�by do swojego programu numer, kt�rym rzuci�by widz�w na kolana.
Zabawn� scen� przerwa�y cztery czaruj�ce m�ode damy. Wesz�y na bosaka tanecznym krokiem i na jasnobr�zowej macie kokosowej rozwin�y kolorowy kokosowy chodnik. I one kiwa�y do nas wielokrotnie g�ow�, na moment znikn�y bezszelestnie, aby wp�yn�� po chwili z miskami i skorupami, kt�re ustawi�y na pod�odze razem z talerzami i pucharami.
Niegrzecznie - byli�my g�odni i sz�a nam �linka - wgapiali�my si� w suty, wielobarwny posi�ek: zielone, ��te i czerwone warzywa mi��sz orzech�w kokosowych surowy i gotowany, s�odkie kartofle koloru miodu, ryby gotowane i pieczone, kawa�eczki mi�sa w zio�owych sosach, owoce chlebowca pieczone na ruszcie, ry�. Tylko oficjalny charakter przyj�cia powstrzymywa� nas przed natychmiastowym rzuceniem si� na jedzenie.
Trzy s�odkie dziewczynki, sze�cio- albo siedmioletnie, stan�y przed nami bez skr�powania i w�o�y�y na nasze niegodne g�owy wielobarwne wie�ce z kwiat�w, pachn�ce ja�minem i orchideami. Nim zd��yli�my cokolwiek pomy�le�, male�kie wr�ki znikn�y. Teraz spod przeciwnej �ciany podnios�a si� wdowa Kamoriki w czerwonej sukni w bia�e kwiaty i zacz�a przemow�. Bwere t�umaczy�. Przemowa ta, nagrana na magnetofon, przyjecha�a z nami do domu. Wdowa Kamoriki powiedzia�a:
�M�j zmar�y m��, kt�ry spoczywa w ogrodzie, zaoferowa� panom nasz� go�cin�, jak to u nas w zwyczaju. Poleci� mi powita� pan�w, jak to u nas w zwyczaju. Wie�ce na g�owach pan�w oznaczaj� przyja�� i pok�j, jak to u nas w zwyczaju. Moje c�rki b�d� szcz�liwe, mog�c gotowa� i pra� dla pan�w, moi synowie b�d� zaszczyceni, mog�c panom pom�c, jak to u nas w zwyczaju. Ja jestem tylko g�upi�, star� i s�ab� kobiet�, kt�ra spe�nia �yczenie swojego m�a, jak to u nas w zwyczaju. Niech nasz dom b�dzie domem pan�w, nasza rodzina b�dzie panom s�u�y�, jak to u nas w zwyczaju". Pani Kamoriki usiad�a i u�miechn�a si� do nas. Byli�my wzruszeni go�cinno�ci� tych dobrych ludzi. T�umi�c wilczy g��d wsta�em,, aby wyrazi� nasz� wdzi�czno�� i zapewni�, �e my, przybysze z niewielkiego kraju po drugiej stronie globu, b�dziemy szcz�liwi mog�c nauczy� si�
podczas pobytu na Kiribati tego, czego nie by�o nam dane dot�d si� nauczy�, i wyrazi�em ubolewanie z powodu �mierci m�a i ojca. Nie uczynimy nic, co nie spodoba�oby si� �wi�tej pami�ci pastorowi.
Starsza dama skin�a mi weso�o i przyja�nie g�ow� i zaprosi�a gestem do rozpocz�cia posi�ku. Porzucili�my krzes�a i kucn�li�my jak Bwere i Teeta na pod�odze z d�u�szej strony bufetu �dywanie nakryj si�". Kr��y�y miski i salatery wype�nione po brzegi, po wiele razy nak�adali�my sobie palcami g�ry wszystkich specja��w. Na pocz�tku, zgodnie z europejskimi zwyczajami, poprosi�em do sto�u kobiety, siedz�ce w kucki w pewnej odleg�o�ci od �ciany z bardzo powa�nymi minami, ale dopiero gdy ujrza�y, �e jedzenie nam smakuje, na twarze wr�ci� im naturalny u�miech. Z przyjemno�ci� nape�niali�my �o��dki. Jedzenie by�o wyborne nie tylko w por�wnaniu z obrzydliwymi sandwiczami ze spaghetti! Kiedy nie mogli�my ju� wi�cej mimo ci�g�ych zach�t, damy poci�gn�y kolorowy dywan do siebie i zacz�y je��, napychaj�c sobie usta. Gdyby�my znali ten zwyczaj, pow�ci�gn�liby�my apetyt i zostawili im wi�cej.
Damska uczta trwa�a, my za� przy papierosach omawiali�my z Teet� i Bwere nasze plany na jutro. Bwere przypuszcza�, �e kamienny kr�g znajduje si� w �wi�tym miejscu na wyspie Abaiang; wielebny Scarborough pisa�, �e to chyba ta wyspa. Bwere powiedzia�, �e Teeta postara si� o ��d� i dostateczn� ilo�� benzyny, �eby�my mogli pop�yn�� na wysp�, le��c� 50 kilometr�w st�d.
Teeta spyta�, czy mam czarny tyto� papuaski. Nie, po co? - spyta�em, na co us�ysza�em w odpowiedzi, �e miejsce to jest tabu i �e dla przeb�agania zakl�cia trzeba tam z�o�y� w ofierze tyto�. Moj� pro�b�, aby si� postara� o tyto�, Teeta odrzuci� zdecydowanie: je�li tyto� ma podzia�a� na zakl�cie, sami musimy go kupi�.
Podczas naszej rozmowy do �rodka wcisn�o si� ponad tuzin dziewcz�t i ch�opc�w, ubranych tylko w wielobarwne t�pe na biodrach i rzucaj�cych ukradkiem zaciekawione spojrzenia w stron� obcych w kwietnych wie�cach na g�owach. Nigdy nie widzia�em �adniejszych ludzi! Urzeczeni tym widokiem, zapomnieli�my o tajemniczych kamiennych kr�gach, kamieniach nawigacyjnych i o mitach. Byli�my pod urokiem pr�nej, �ywej natury. Grupa stan�a w szeregu, co da�o nam okazj� podziwia� pe�ne gracji ruchy m�odych wyspiarzy oraz zmys�owo�� i wdzi�k ich cia�. Wygl�dali, jakby wyszli z raju. Zacz��em rozumie� biblijnych olbrzym�w i boskich syn�w, kt�rzy pozwalali sobie na zwi�zki z c�rami rodzaju ludzkiego. W pomieszczeniu wibrowa�a nami�tno�� ciemnosk�rych cia�, w u�miechach l�ni�y �nie�nobia�e z�by, czu� by�o swobod� w zachowaniu. Czy wiedzieli, �e s� pi�kni, powabni? Cieszyli si�, �e patrzymy na nich oczami szeroko otwartymi z podziwu?
Za�piewali. �piew, najpierw delikatny, zmieni� si� po chwili w wielog�osowy ch�r. Dwaj ch�opcy akompaniowali na gitarach, trzeci wybija� rytm na wydr��onym pniu. Melodyjna pie�� mia�a wiele partii wokalnych. Po od�piewaniu trzeciego utworu �piewaczki i �piewacy usiedli na ziemi. Jedna z dziewcz�t wysun�a si� na kolanach do przodu i powiedzia�a:
� It's your turni
Mamy �piewa�! Podczas kr�tkiej narady okaza�o si�, �e nasze trio trzeba zredukowa� do duetu. Rico o�wiadczy�, �e ju� w szkole proszono go, �eby nie otwiera� u