9302

Szczegóły
Tytuł 9302
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9302 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9302 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9302 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

HARLAN COBEN Jeden fa�szywy ruch Tytu� orygina�u: ONE FALSE MOVE (t�um. Andrzej Grabowski) 2004 Pami�ci moich Rodzic�w, Corky i Carla Coben�w, oraz na cze�� ich wnuk�w, Charlotte, Aleksandra, Benjamina i Gabrielle Podzi�kowania T� ksi��k� napisa�em samodzielnie. Nikt mi w tym nie pom�g�. Je�li jednak znalaz�y si� w niej jakie� b��dy, to - nawi�zuj�c do g��boko zakorzenionej ameryka�skiej tradycji zrzucania winy na innych - podzi�kowania za nie zechc� przyj�� nast�puj�cy cudowni ludzie: Aaron Priest, Lisa Erbach Vance i wszyscy z Agencji Literackiej Aarona Priesta; Carole Baron, Leslie Schnur, Jacob Hoye, Heather Mongelli i wszyscy z Wydawnictwa Dell; Maureen Coyle z dru�yny New York Liberty; Karen Ross, patolog z Instytutu Medycyny S�dowej w Dallas; Peter Roisman z Advantage International; sier�ant Jay Vanderbeck z policji w Livingston; detektyw porucznik Keith Killion z policji w Ridgewood; Maggie Griffin, James Bradbeer, Chip Hinshaw i oczywi�cie Dave Bolt. Powt�rz�: wszelkie b��dy - rzeczowe i inne - to ca�kowita zas�uga wy�ej wymienionych. Autor jest bez winy. Prolog 2 wrze�nia Cmentarz s�siadowa� z podw�rzem szko�y. Myron tr�ci� czubkiem rockporta piach. P�yty jeszcze nie by�o, tylko metalowy pr�t i przywi�zana do niego zwyk�a kartotekowa karta z imieniem i nazwiskiem. Pokr�ci� g�ow�. Sta� tu niczym sztampowa posta� z kiepskiego serialu telewizyjnego. Scena ta powinna wygl�da� inaczej: zatopiony w smutku, sta�by ze zwieszon� g�ow�, nie zwracaj�c uwagi na ulew� siek�c� go w plecy, a jedna z b�yszcz�cych mu w oczach �ez �cieka�aby po policzku, mieszaj�c si� z deszczem. W tym momencie w��czy�aby si� nastrojowa muzyka, kamera odsun�a od jego twarzy i wolno, bardzo wolno si� cofaj�c, ukaza�aby jego zgarbione ramiona, strugi wody, inne groby i nikogo w polu widzenia. Potem za�, wci�� si� cofaj�c, wy�owi�aby jego wiernego druha, Wina, kt�ry z szacunku dla b�lu przyjaciela trzyma�by si� dyskretnie z boku. W tym miejscu obraz zastyg�by, na ekranie rozb�ys�o du�e ��te nazwisko producenta i po ma�ej zw�oce, tu� przed reklamami, zach�cono by widz�w do obejrzenia migawek z przysz�otygodniowego odcinka. Na tak� scen� nie by�o jednak szans. S�o�ce �wieci�o jak w dniu stworzenia, niebo l�ni�o, jakby �wie�o wysz�o spod p�dzla malarza, Win siedzia� w swoim biurze, a on sam nie p�aka�. Co wi�c tutaj robi�? Czeka� na morderc�. By� pewien, �e wkr�tce si� zjawi. Szukaj�c sensu w cmentarnym krajobrazie, dostrzega� w nim sam� sztamp�. Od pogrzebu min�y dwa tygodnie. Spod ziemi zd��y�y ju� wystrzeli� p�dy chwast�w i mleczy. Czeka�, a� wewn�trzny g�os palnie wy�wiechtan� m�wk�, �e chwasty i mlecze s� oznak� wiecznie odradzaj�cego si� �ycia, ale tym razem �w g�os lito�ciwie milcza�. Myron z ch�ci� dopatrzy�by si� ironii w tym, �e na tchn�ce niewinno�ci� szkolne podw�rze - z wyblak�ymi �ladami kredy na czarnym asfalcie, tr�jko�owymi kolorowymi rowerkami, lekko zardzewia�ymi �a�cuchami hu�tawek - pada cie� grob�w, niemych stra�nik�w, kt�rzy zdaj� si� obserwowa� dzieci i przyzywa� je do siebie. Lecz o ironii nie mog�o by� mowy. Na szkolnych podw�rzach nie kwit�a niewinno��. Panoszyli si� za to brutale, p�czkuj�ce psychozy, czyhaj�cy na okazj� socjopaci i dzieciaki przepojone nienawi�ci� ju� w �onach matek. �Wystarczy tego abstrakcyjnego m��cenia s�omy� - pomy�la�. Poniek�d zdawa� sobie spraw�, �e �w wewn�trzny dialog s�u�y odwr�ceniu uwagi, �e jest filozoficznym wybiegiem, chroni�cym jego kruchy, napi�ty umys� przed trza�ni�ciem jak sucha ga��zka. Jak�e pragn�� si� podda�, ugi��, pa�� na ziemi�, drze� j� go�ymi r�kami, prosi� o przebaczenie i b�aga� najwy�sz� moc, �eby da�a mu jeszcze jedn� szans�! Ale o tym r�wnie� nie mog�o by� mowy. Za plecami us�ysza� kroki. Zamkn�� oczy. Tak jak oczekiwa�, kroki si� zbli�y�y. Nie odwr�ci� si�, gdy ucich�y. - Zabi�e� j� - powiedzia�. - Tak. W brzuchu staja�a mu bry�a lodu. - Ul�y�o ci? - spyta�. - Rzecz w tym, Myron, czy ul�y�o tobie - odpar� zab�jca, pieszcz�c jego kark g�osem jak zimna, bezkrwista r�ka. - Nie jestem nia�k�. Jestem mened�erem - wyb�ka� Myron, garbi�c si� w ramionach. - Na�ladujesz Bel� Lugosiego? - spyta� z bolesnym grymasem Norm Zuckerman. - Cz�owieka s�onia. - Aj, nie�adnie. Kto m�wi o nia�czeniu? Czyja powiedzia�em �nia�ka�, czy ja powiedzia�em �nia�czenie�? Czy ja powiedzia�em �mamka�, �piastunka�, �opiekunka do dziecka� albo cho�by, na ten przyk�ad, �dziecko�... Myron podni�s� r�k�. - Zrozumia�em, Norm. Siedzieli pod koszem w Madison S�uare Garden na drewnianych krzes�ach o p��ciennych oparciach, na kt�rych widniej� nazwiska gwiazd filmowych. Krzes�a ustawiono tak wysoko, �e siatka kosza niemal muska�a Myronowi w�osy. Na boisku trwa�y zdj�cia. Pe�no by�o reflektor�w z blendami, wysokich, chudych kobiet-dzieci, tr�jnog�w i zaganianych, krz�taj�cych si� os�b. Myron czeka�, a� kto� we�mie go omy�kowo za modela. Nadaremnie. - Musisz mi pom�c. Tej m�odej kobiecie mo�e co� gro zi� - rzek� Norm. Dobijaj�cy siedemdziesi�tki Zuckerman, dyrektor naczelny Zoomu, wielkiego koncernu odzie�y sportowej, mia� wi�cej pieni�dzy ni� Donald Trump, ale wygl�da� jak bitnik, kt�remu odbi�o na haju. - Fala retro wzbiera, wyja�ni� wcze�niej. Zabra� si� z ni�, odziewaj�c si� w psychodeliczne poncho, wojskowe spodnie polowe, paciorki i kolczyki z pacyfami. Ob��d, bracie! W jego szpakowatej zmierzwionej brodzie mog�yby si� zal�gn�� larwy, a na g�owie mia� �wie�y ondul jak statysta z filmowego obciachu Godspell. Che Guevara �yje i nosi trwa��! - Ty nie mnie potrzebujesz. Ty potrzebujesz ochroniarza - odpar� Myron. Norm zby� to machni�ciem r�ki. - Odpada. - Dlaczego? - Ona na to nie p�jdzie, Myron. Co wiesz o Brendzie Slaughter? - Nie za du�o. - Co znaczy, nie za du�o? - zdziwi� si� Norm. - Kt�rego z tych s��w nie rozumiesz? - Daj spok�j, Myron, by�e� koszykarzem. - I co? - To, �e Brenda Slaughter jest zapewne najlepsz� koszykark� wszech czas�w. Pionierk� w swojej dyscyplinie, a do tego, co si� b�d� szczypa�, wabikiem mojej nowej ligi. - To wiem. - No, to wiedz r�wnie�, �e si� o ni� martwi�. Gdyby co� jej si� sta�o, ca�� lig� ZKZ, Zwi�zku Koszykarek Zawodowych, w kt�r� sporo w�o�y�em, przyjdzie spu�ci� z wod�. - Je�li ze wzgl�d�w humanitarnych, to prosz� bardzo. - Owszem, jestem chciw� �wini� kapitalistyczn�. Ale ty, przyjacielu, jeste� mened�erem sportowym. Nale�ysz do gatunku najbardziej pazernych, pod�ych, odra�aj�cych kreatur kapitalistycznych, jakie nosi ziemia. Myron skrzywi� si�. - Podlizuj mi si� dalej - wtr�ci�. - Poskutkuje. - Daj doko�czy�. Owszem, jeste� mened�erem. Ale �wietnym. W�a�ciwie najlepszym. Ty i ta hiszpa�ska siksa dbacie o swoich klient�w, �e lepiej nie mo�na. Bardziej, ni� na to zas�uguj�. Ka�da pertraktacja z tob� to istny gwa�t. B�g �wiadkiem, jeste� nie do pobicia. Wpadasz do mojego biura, zdzierasz ze mnie ubranie i wyprawiasz ze mn�, co chcesz. - Lito�ci! Myron zrobi� min�. - A poza tym znam twoj� tajemnic�. Wiem, �e pracowa�e� dla FBI. Te� mi tajemnica. Myron wci�� si� �udzi�, �e wreszcie uda mu si� spotka� powy�ej r�wnika kogo�, kto o tym nie s�ysza�. - Skup si� na sekund�. Wys�uchaj mnie. Brenda to �adna dziewczyna, �wietna koszykarka... i wrz�d na moim lewym p�dupku. Nie winie jej za to. Gdybym mia� takiego ojca, te� bym by� taki. - Wi�c to jej ojciec sprawia k�opoty? Norm zrobi� gest �na dwoje babka wr�y�a�. - Prawdopodobnie. - To postaraj si� o nakaz ograniczaj�cy mu kontakty z c�rk�. - Ju� si� postara�em. - Wi�c w czym problem? Wynajmij detektywa. Je�eli stary Brendy zbli�y si� do niej na sto krok�w, wezwijcie policj�. - To nie takie proste. Norm spojrza� na boisko. Cz�onkowie ekipy zdj�ciowej uwijali si� jak cz�steczki wody w ukropie. Myron �ykn�� kawy. Kawy dla smakoszy. Jeszcze przed rokiem nie bra� jej do ust. A potem zacz�� wpada� do jednej z nowych kawiarni, mno��cych si� jak kiepskie filmy w kabl�wce, i w tej chwili nie m�g� prze�y� ranka bez wypicia ma�ej czarnej. Trudno powiedzie�, czy by�a to jeszcze niewinna przerwa na kaw�, czy ju� tkwi� w szponach na�ogu. - Nie wiemy, gdzie jest - doda� Norm. - S�ucham? - Jej ojciec. Znikn��. Brenda ca�y czas ogl�da si� za siebie. Jest wystraszona. - My�lisz, �e on jej zagra�a? - Ten go�� to domowy tyran na sterydach. Kiedy� sam gra� w kosza. W lidze Pacific Ten. Nazywa si�... - Horace Slaughter. - Znasz go? Myron bardzo wolno skin�� g�ow�. - Tak, znam - odpar�. Norm bacznie mu si� przyjrza�. - Nie gra�e� z nim. Jeste� za m�ody. Myron nie odpowiedzia�. Norm jak zwykle s�abo jarzy�. - Sk�d znasz Horace�a Slaughtera? - spyta� Zuckerman. - To nie ma nic do rzeczy. Dlaczego my�lisz, �e Brenda Slaughter jest w niebezpiecze�stwie? - Dosta�a pogr�ki. - Jakie? - Gro�ono jej �mierci�. - Mo�esz to u�ci�li�? Wir sesji zdj�ciowej trwa� w najlepsze. Modelki i modele prezentowali najnowsze wyroby firmy Zoom, przybieraj�c coraz to inne pozy, wyrazy twarzy, postawy i miny. Kto� wzywa� Teda. Gdzie, do jasnej cholery, jest Ted, przekl�ta primadonna! Dlaczego jeszcze si� nie przebra�?! Jak Boga kocham, szlag mnie przez niego trafi! - Dostaje telefony. Je�dzi za ni� samoch�d. Te rzeczy. - Czego oczekujesz ode mnie? - �eby� jej pilnowa�. Myron pokr�ci� g�ow�. - Nawet gdybym si� zgodzi�, a nie zgadzam si�, to sam powiedzia�e�, �e ona nie zaakceptuje ochroniarza. Norm u�miechn�� si� i poklepa� Myrona po kolanie. - Mam dla ciebie przyn�t�. Rybk� na haczyku. - Oryginalna analogia. - Brenda Slaughter nie ma w tej chwili mened�era. Myron nic nie powiedzia�. - Zapomnia�e� j�zyka w g�bie, przystojniaku? - My�la�em, �e podpisa�a du�y kontrakt reklamowy z Zoomem. - Akurat gdy mia�a go podpisa�, znikn�� jej stary. By� jej mened�erem. Ale si� go pozby�a. Teraz nie ma nikogo. W jakiej� mierze polega na mojej opinii. Ta dziewczyna nie jest w ciemi� bita, Myron. Oto m�j plan. Brenda wkr�tce si� tu zjawi. Polec� jej ciebie. Ona powie cze��. Ty powiesz cze��. A potem podbijesz j� swoim s�ynnym czarem. Myron uni�s� brew. - Podkr�conym na maksa? - No, co ty?! Nie chc�, �eby biedaczka wyskoczy�a z sza tek. - Poprzysi�g�em s�u�y� sw� pot�g� tylko zbo�nym celom. - Ten jest dobry, wierz mi. Myrona to nie przekona�o. - Nawet gdybym zgodzi� si� na udzia� w twoim poronionym planie, to co z nocami? Oczekujesz, �e b�d� jej strzeg� na okr�g�o? - Sk�d�e. Pomo�e ci Win. - Win ma co� lepszego do roboty. - Powiedz temu boyowi gojowi, �e to robota dla mnie. On mnie kocha. W stron� ich grz�dy ruszy� �wawo wzburzony fotograf, jeden z wielu bogatych Europejczyk�w pracuj�cych w Stanach. Mia� szpiczast� br�dk� i w�osy stercz�ce jak Sandy Duncan w dniu wolnym od spektaklu. Wida�, �e k�piel nie by�a dla niego najwa�niejsza. Raz po raz wzdycha�, aby nikt nie mia� w�tpliwo�ci, jaka z niego wa�na figura i �e jest wkurzony. - Gdzie jest Brenda? - zapiszcza�. - Tutaj. Myron obr�ci� si� w stron� g�osu, ciep�ego jak mi�d na niedzielnych nale�nikach. Brenda Slaughter wesz�a d�ugim zdecydowanym krokiem - nie nie�mia�o jak gidia ani paskudnie sztywno jak modelka - przep�ywaj�c przez sal� niczym �ledzony radarami front wy�owy. Bardzo wysoka, dobrze ponad metr osiemdziesi�t wzrostu, mia�a sk�r� koloru ciemnej mokki obficie zaprawionej chudym mlekiem. Jej zachwycaj�co, acz nie wyzywaj�co obcis�e, sp�owia�e d�insy i narciarski sweter usposabia�y do marze� o pieszczotach w o�nie�onej chacie z bali. Myron powstrzyma� si� od g�o�nego wyra�enia podziwu. Brenda Slaughter - o wiele za wysoka i za szeroka w ramionach, �eby by� modelk� - by�a nie tyle pi�kna, ile elektryzowa�a. I to tak, �e trzaska�o wok� niej powietrze. Myron zna� kilka zawodowych modelek. Lecia�y na niego - ha, ha! - niedorzecznie chude, cieniutkie jak sznurki zwie�czone balonikami z helem. Brenda nie by�a chudzin�. Z tej masywnej dziewczyny bi�a si�a, moc, jak kto woli, pot�ga, co bynajmniej nie ujmowa�o jej kobieco�ci ani ogromnego powabu. - Sam widzisz, �e to dziewczyna z plakatu - szepn�� mu do ucha Norm. Myron skin�� g�ow�. Norm zerwa� si� z krzes�a. - Brenda, podejd� tu, kochanie! - zawo�a�. - Chc� ci kogo� przedstawi�! W jej wielkich piwnych oczach, kt�re napotka�y Myrona, odbi�o si� wahanie. U�miechn�a si� lekko i ruszy�a w ich stron�. Myron, urodzony d�entelmen, wsta�. Podesz�a wprost do niego i wyci�gn�a r�k�. By� dobre kilka centymetr�w wy�szy od niej. Mia�a prawie metr dziewi��dziesi�t, mocny u�cisk. - Kogo ja widz� - powiedzia�a. - Myron Bolitar. Norm zrobi� gest, jakby pragn�� popchn�� ich ku sobie. - To wy si� znacie? - spyta�. - Pan Bolitar na pewno mnie nie pami�ta - odpar�a. - Min�o tyle czasu. Ju� po kilku sekundach Myron uzna�, �e gdyby j� kiedy� spotka�, na pewno by zapami�ta�. To znaczy�o, �e spotkali si� bardzo dawno temu i w ca�kiem innych okoliczno�ciach. - Kr�ci�a si� pani po parkietach - powiedzia�. - Z tat�. Mia�a pani z pi��, sze�� lat. - A pan zacz�� nauk� w szkole �redniej. By� pan jedynym bia�ym ch�opcem graj�cym w pierwszej pi�tce. Z dru�yn� liceum w Livingston zdoby� pan szkolne mistrzostwo stanu, z dru�yn� Uniwersytetu Duke�a akademickie mistrzostwo kraju, w pierwszej rundzie zaci�gu trafi� pan do Celtics... Odda�a mu g�os. By� do tego przyzwyczajony. - Mi�o mi, �e pani to pami�ta - rzek�, kokietuj�c j� m�skim urokiem. - Dorasta�am, patrz�c, jak pan gra. Ojciec �ledzi� pa�sk� karier� tak, jakby pan by� jego rodzonym synem. Kiedy pan odni�s� kontuzj�... Zn�w urwa�a, �ci�gaj�c usta. U�miechn�� si� na znak, �e rozumie i docenia jej uczucia. - Myron jest obecnie mened�erem - skorzysta� z ich milczenia Norm. - I to dobrym. Moim zdaniem, najlepszym. Rzetelnym, uczciwym, lojalnym jak wszyscy diabli... - urwa� i z niedowierzaniem potrz�sn�� g�ow�. - I ja to m�wi� o agencie sportowym?! Zn�w nadci�gn�� koziobrody Sandy Duncan. - Monsieur Cikermann! - zawo�a� z francuskim akcentem, r�wnie autentycznym jak francuski akcent Pepe LePew z kresk�wki. - Oui? - spyta� Norm. - Potrzebna jest pa�ska pomoc, suit vous plait. - Qui. Myron mia� ochot� za��da� t�umacza. - Usi�d�cie. Na chwil� was zostawi�. - Dla wzmocnienia kwestii Norm poklepa� puste krzes�a. - Myron pomaga mi w zorganizowaniu ligi. Jako... konsultant. Porozmawiaj z nim, Brendo. O swojej karierze, przysz�o�ci i reszcie. To mened�er w sam raz dla ciebie. Mrugn�� do Myrona - co za subtelno�� - i odszed�. - To wszystko prawda? - spyta�a Brenda, siadaj�c w jego re�yserskim krze�le. - Cz�ciowo. - W jakiej cz�ci? - Chcia�bym zosta� pani agentem. Ale jestem tu w innej sprawie. - Tak? - Norm martwi si� o pani�. Chce, �ebym pani pilnowa�. - Pilnowa�? Mnie? Myron skin�� g�ow�. - S�dzi, �e kto� pani zagra�a. Zacisn�a szcz�k�. - Powiedzia�am mu, �e nie �ycz� sobie pilnowania. - Wiem. Mam to robi� potajemnie. Cicho, sza. - Dlaczego pan mi o tym m�wi? - Mnie si� nie trzymaj� tajemnice. Skin�a g�ow�. - No i? - Je�li mam by� pani mened�erem, to nie warto zaczyna� naszej wsp�pracy od k�amstwa. Usiad�a wygodnie, krzy�uj�c nogi d�u�sze ni� kolejka w wydziale komunikacji w porze lunchu. - Co jeszcze zaleci� panu Norm? - �ebym u�y� swego czaru. Zamruga�a. - Bez obawy. Uroczy�cie przysi�g�em u�ywa� go wy��cz nie w dobrych sprawach. - Moje szcz�cie. - Brenda unios�a w g�r� d�ugi palec i kilkakro� stukn�a nim w podbr�dek. - A wi�c Norm uwa�a, �e potrzebuj� nia�ki. Myron wyrzuci� r�ce w g�r�. - A kto m�wi o nia�ce? - spyta�, parodiuj�c Zuckermana. Cho� wysz�o mu to lepiej ni� na�ladowanie cz�owieka s�onia, to z pewno�ci� nikt nie ostrzeg�by w te p�dy parodysty Richa Little�a, �e wyros�a mu konkurencja. Brenda u�miechn�a si�. - Dobrze. - Skin�a g�ow�. - Zgadzam si�. - Jestem mile zaskoczony. - Niepotrzebnie. Zamiast pana Norm m�g�by wynaj�� kogo�, kto nie by�by ze mn� taki szczery. A tak b�d� przynajmniej wiedzie�, co si� dzieje. - Logiczne. - Ale mam pewne warunki. - Tak my�la�em. - Chc� mie� pe�n� swobod� w tym, co robi�. Nie pozwol� narusza� mojej prywatno�ci. - Oczywi�cie. - Je�eli ka�� panu zej�� mi z oczu, to spyta si� pan, na jak d�ugo. - Dobrze. - �adnego szpiegowania mnie bez mojej wiedzy. - Tak jest. - I wtr�cania si� w moje sprawy. - Zgoda. - Ani s�owa, je�eli nie wr�c� na noc do domu. - Ani mru-mru. - Ani s�owa, je�li wezm� udzia� w orgii z pigmejami. - A nie m�g�bym chocia� popatrze�? U�miechn�a si�. - Nie chc� wyj�� w pana oczach na zo�z�, ale do�� mam w �yciu ojcowania. Dzi�kuj� bardzo. Chc�, aby to by�o jasne: nie b�dziemy przebywa� ze sob� dwadzie�cia cztery godziny na dob�. To nie film z Kevinem Costnerem i Whitney Houston. - Niekt�rzy m�wi�, �e jestem do niego podobny. Myron pos�a� jej cyniczny, �obuzerski u�miech a la Kevin w roli Bulla Durhama. Przejrza�a jego gierk�, bo odpar�a: - Mo�e z wysokiego czo�a. Au! W po�owie boiska koziobrody Sandy Duncan znowu wezwa� Teda. �wita fotografa posz�a w jego �lady i imi� Teda rozbieg�o si� po sali jak r�j skocznych pi�eczek. - Rozumiemy si�? - spyta�a Brenda. - Doskonale. - Myron poprawi� si� na krze�le. - Na�wietli mi pani sytuacj�? Na sal�, z prawej, wkroczy� wreszcie Ted. To musia� by� on, bo kto? Dwudziestoparoletni, modelowo przystojny, w majtkach firmy Zoom, mia� brzuch pofa�dowany jak tr�jwymiarowa mapa terenu wyrze�biona w marmurze, a oczy zmru�one jak wi�zienny klawisz. Pod��a� tanecznym krokiem na plan, przeczesywa� d�o�mi kruczoczarne w�osy supermana, poszerzaj�c tym ruchem klatk� piersiow�, zw�aj�c tali� i demonstruj�c ogolone przedramiona. - Idzie paw - mrukn�a Brenda. - Krzywdzi go pani. Mo�e jest stypendyst� Fulbrighta. - Ju� z nim pracowa�am. Gdyby B�g obdarzy� go drugim rozumem, to ten rozum umar�by z samotno�ci. - Spojrza�a na Myrona. - Czego� nie rozumiem - powiedzia�a. - Czego? - Dlaczego pan? Agent sportowy. Dlaczego to w�a�nie pana Norm poprosi�, �eby mnie pan chroni�? - Kiedy� pracowa�em... - Myron urwa� i zrobi� nieokre�lony gest - dla rz�du. - Pierwsze s�ysz�. - To kolejna tajemnica. Cicho, sza! - Pana nie trzymaj� si� tajemnice. - Mo�e mi pani zaufa�. - Jako bia�y koszykarz umia� pan skaka�, wi�c pewnie jest pan dobrym mened�erem - odpar�a po kr�tkim namy�le. Za�mia� si�. Zapad�o niezr�czne milczenie. - Opowie mi pani o tych gro�bach? - spyta�, po raz drugi pr�buj�c z niej co� wydoby�. - Niewiele mam do powiedzenia. - Wi�c Norm wszystko zmy�li�? Nie odpowiedzia�a. Jeden z asystent�w naoliwi� bezw�osy tors Teda, kt�ry wci�� mierzy� zebranych zmru�onymi oczami twardziela. Naogl�da� si� film�w z Clintem Eastwoodem. Sta� z zaci�ni�tymi pi�ciami i ca�y czas gra� mi�niami piersiowymi. Myron postanowi� uprzedzi� fal� powszechnej nienawi�ci i znienawidzi� go od razu. Brenda milcza�a. - Gdzie pani mieszka? - spyta�, podejmuj�c kolejn� pr�b�. - W akademiku Uniwersytetu Restona. - Studiuje pani? - Medycyn�. Czwarty rok. �eby gra� zawodowo w koszyk�wk�, wzi�am urlop dzieka�ski. - Wybra�a ju� pani specjalizacj�? - Tak. Pediatri�. Myron skin�� g�ow�. - Tata z pewno�ci� jest z pani bardzo dumny - rzek�, chc�c wyci�gn�� z niej co� wi�fcej. Twarz Brendy na chwil� si� zmieni�a. - Pewnie tak. - Zrobi�a ruch, �eby wsta�. - Musz� si� przebra� do zdj��. - Nie powie mi pani, co si� dzieje? Pozosta�a na krze�le. - Tata znikn��. - Dawno? - Tydzie� temu. - I to wtedy zacz�y si� gro�by? Nie odpowiedzia�a. - Chce pan pom�c? - spyta�a. - To niech pan go znajdzie. - Czy to on pani grozi? - Mniejsza o gro�by. Tata lubi mie� kontrol�. Zastraszanie to jedna z metod. - Nie rozumiem. - Nie musi pan. Tata jest pa�skim przyjacielem, prawda? - Pani ojciec? Nie widzia�em go od ponad dziesi�ciu lat. - Z czyjej winy? Zaskoczy�o go to pytanie, ale i gorycz w jej g�osie. - Dlaczego pani pyta? - Wci�� obchodzi pana jego los? Myron nie musia� my�le� nad odpowiedzi�. - Przecie� wie pani, �e tak - odpar�. Skin�a g�ow� i zerwa�a si� z krzes�a. - Ma k�opoty. Niech pan go znajdzie - powiedzia�a. Brenda pojawi�a si� w spodenkach z lycry i staniku sportowym. Mocno zbudowana, o silnych nogach, ramionach, mi�niach, odr�nia�a si� od patrz�cych z uraz� na jej sylwetk� zawodowych modelek (nie wzrostem, gdy� wi�kszo�� z nich mia�a po metr osiemdziesi�t) niczym wybuchaj�ca supernowa od gwiazdek gazowych. Najwyra�niej kr�powa�y j� sugestywne pozy, kt�re kazano jej przybiera�. Ted przeciwnie. Falowa� ca�ym cia�em i �ypa� na ni� zmru�onymi oczami, w za�o�eniu wyra�aj�cymi st�umiony erotyzm. Dwa razy Brenda nie wytrzyma�a i za�mia�a mu si� prosto w twarz. Myron, niech�tny modelowi, czu� do niej rosn�c� sympati�. Wyj�� telefon kom�rkowy i zadzwoni� do Wina. Win by� g��wnym konsultantem finansowym w Lock-Horne Securities, bardzo starej szacownej firmie, kt�ra ju� na statku Mayflower sprzedawa�a akcje pierwszym osadnikom. Jego biuro mie�ci�o w centrum Manhattanu, w budynku Lock-Horne�a, na rogu Park Avenue i Czterdziestej Si�dmej Ulicy. Myron wynajmowa� od niego lokal. Agent sportowy na Park Avenue? To si� nazywa klasa. Po trzech sygna�ach us�ysza� dra�ni�co wynios�y g�os z ta�my: �Niczego nie nagrywaj, odwie� s�uchawk� i si� powie��. Pip! Pokr�ci� g�ow�, u�miechn�� si� i jak zwykle nagra� wiadomo��. Roz��czy� si� i zadzwoni� do agencji. - RepSport MB - odezwa�a si� Esperanza. M oznacza�o Myron, B Bolitar, a RepSport, �e agencja reprezentuje sportowc�w. Sam wymy�li� t� nazw�, bez pomocy spec�w od marketingu. Mimo oczywistych sukces�w i pochwa� pozosta� skromny. - S� jakie� wie�ci? - spyta�. - Tysi�ce. - A z wa�nych? - Greenspan pyta, ile zarobi�e� na nag�ych zwy�kach st�p procentowych. Poza tym nic. Czego chcia� Norm? - spyta�a czujnie. Esperanza Diaz - �hiszpa�ska siksa�, jak nazwa� j� Norm - pracowa�a w agencji RepSport MB od zarania. Przedtem, jako Ma�a Pocahontas, zajmowa�a si� zawodowo damskim wrestlingiem. Kr�tko m�wi�c, przebrana w bikini, takie jak Ra�uel Welch w filmie Milion lat przed nasz� er�, ob�apia�a inne kobiety na oczach rozentuzjazmowanej t�uszczy. Sw�j awans na reprezentantk� sportowc�w uwa�a�a poniek�d za krok wstecz w karierze. - Chodzi o Brend� Slaughter - odpar�. - T� koszykark�? - Tak. - Widzia�am kilka jej mecz�w. W telewizji wygl�da na gor�c� sztuk�. - Na �ywo r�wnie�. - My�lisz, �e uprawia mi�o��, kt�ra nie �mie wym�wi� swego imienia? - spyta�a po chwili. - Co? - Czy lubi kobiety? - O mamo. Zapomnia�em sprawdzi�, czy ma lesbijski tatua�. Preferencje seksualne Esperanzy zmienia�y si� jak pogl�dy polityk�w po wyborach. Obecnie gustowa�a w m�czyznach. By� to jak si� domy�la�, jeden z plus�w biseksualno�ci: kochasz, kogo wola. Co� o tym wiedzia�. W szkole �redniej mia� takiego pecha, �e na randkach z regu�y trafia� na biseksualistki - gdy tylko wspomnia� o seksie, natychmiast robi�y w ty� zwrot. Dowcip by� stary, zgoda, ale jary. - Nie szkodzi. Ja naprawd� lubi� Davida - powiedzia�a, maj�c na my�li obecnego kochasia. Ich zwi�zek nie mia� szans. - Lecz musisz przyzna�, �e Brenda Slaughter jest seksowna. - Przyznaj�. - Fajnie by�oby sp�dzi� z ni� par� nocek. Myron skin�� g�ow�. Kto� po�ledniejszego formatu m�g�by wyczarowa� w g�owie kilka niez�ych widoczk�w gibkiej, filigranowej hiszpa�skiej pi�kno�ci w nami�tnych ob�apkach z zachwycaj�c� czarn� amazonk� w staniku sportowym. Ale nie taki d�entelmen i �wiatowiec jak on. - Norm chce, �eby�my jej pilnowali - powiedzia� i zda� jej relacj�. Kiedy sko�czy�, us�ysza� westchnienie. - O co chodzi? - spyta�. - Chryste Panie, Myron, jeste�my agencj� sportow� czy agencj� Pinkertona? - Agencj�, kt�ra ma zdobywa� klient�w. - Powtarzaj to sobie na okr�g�o. - O co chodzi, do licha? - Nic. Co mam zrobi� w tej sprawie? - Jej ojciec znikn��. Nazywa si� Horace Slaughter. Spr�buj znale�� co� na jego temat. - B�dzie mi potrzebna pomoc. Myron potar� oczy. - My�la�em o zatrudnieniu kogo� na sta�e - rzek�. - Kogo�, kto dysponuje czasem? Nie odpowiedzia�. - Dobra. - Westchn��. - Zadzwo� do Wielkiej Cyndi. Ale zaznacz, �e zatrudniamy j� na pr�b�. - W porz�dku. - Kiedy zjawi si� jaki� klient, masz j� ukry� w moim gabinecie. - Tak, tak... Esperanza od�o�y�a s�uchawk�. Po zako�czeniu zdj�� Brenda Slaughter podesz�a do Myrona. - Gdzie teraz mieszka pani ojciec? - spyta�. - Tam gdzie mieszka�. - By�a pani w jego mieszkaniu po tym, jak znikn��? - Nie. - Wi�c zacznijmy od niego. Newark w New Jersey. Pod�a dzielnica. Potrzebna jak wrz�d. Ruiny - to s�owo pierwsze cisn�o si� na usta. Budynki nie tyle si� rozpada�y, ile wali�y, topnia�y jak polan� nieznanym kwasem. Poj�cie odbudowy by�o tu r�wnie obce jak marzenie o podr�ach w czasie. Otoczenie wygl�da�o na kadr z wojennej kroniki filmowej - jak Frankfurt po nalocie aliant�w - a nie na ludzkie siedlisko. By�o tu jeszcze straszniej, ni� pami�ta�. Gdy jako nastolatek przeje�d�a� t� sam� ulic� z tat�, zamki w drzwiczkach ich samochodu same si� zablokowa�y, jakby wyczu�y niebezpiecze�stwo. �Latryna� - mrukn�� ze �ci�gni�t� twarz� ojciec, kt�ry dawno temu dorasta� niedaleko st�d. Myron nikogo nie kocha� i nie czci� bardziej od swojego taty, i oto ten najpocz-ciwszy cz�owiek na �wiecie ledwo nad sob� panowa�. �Popatrz, co oni zrobili z t� star� dzielnic�� - powiedzia�. Popatrz, co zrobili. Oni. Wolno min�� swoim fordem taurusem stare boisko, �ledzony przez wrogie oczy. Obserwuj�ca mecz pi�ciu na pi�ciu, ustawiona przy bocznych liniach gromada czarnych kolesi�w czeka�a na zmierzenie si� ze zwyci�zcami. Nie grali w trampkach z tanich supermarket�w jak za jego czas�w, tylko w kosztuj�cych od stu baks�w w g�r� rozmaitych najkach niezdzierajkach i ada�kach, na kt�re nie by�o ich sta�. Myron poczu� wyrzuty sumienia. Rad by z pozycji szlachetnego oburzenia pot�pi� zanik warto�ci, materializm i reszt�, jednak�e bardzo mu ci��y�o, �e jako agent czerpie zyski z reklam obuwia sportowego. Nie czu� si� z tym dobrze, ale z drugiej strony nie chcia� by� hipokryt�. Nikt te� nie nosi� ju� spodenek. Ca�a m��d� paradowa�a w niebieskich i czarnych d�insach, zje�d�aj�cych nisko w stron� ziemi jak pantalony, kt�re cyrkowi klauni wk�adaj� dla wi�kszego �miechu. W pasie opada�y im na jaja, ods�aniaj�c szpanerskie markowe bokserki. Myron nie chcia� uchodzi� za zgreda, kt�ry zrz�dzi na mod� m�odego pokolenia, lecz przy niej spodnie dzwony i buty na platformach wydawa�y si� ca�kiem praktyczne. Jak mo�esz da� z siebie wszystko, skoro bez przerwy musisz podci�ga� opadaj�ce sztany? Ale najwi�ksza zmiana zasz�a w spojrzeniach. Kiedy przyjecha� tu po raz pierwszy jako pi�tnastoletni ucze� szko�y �redniej, by� wystraszony, jednak�e wiedzia�, �e je�li chce si� wznie�� na wy�szy poziom, musi zmierzy� si� z najlepszymi rywalami. A to oznacza�o gr� tutaj. Nie powitano go z otwartymi r�kami. Sk�d�e. Po��czona z zaciekawieniem niech�� w oczach tamtych ch�opc�w by�a niczym w por�wnaniu ze �mierteln� wrogo�ci�, z jak� patrzyli na niego ci. Ich nienawi�� by�a jawna, bezpo�rednia, pe�na zimnej rezygnacji. Pewnie to bana�, ale w�wczas - niespe�na dwadzie�cia lat temu - by�o tu nieco inaczej. Mo�e wi�cej nadziei. Trudno powiedzie�. - Nawet ja ba�abym si� tu gra� - odezwa�a si� Brenda, jakby czytaj�c w jego my�lach. Myron skin�� g�ow�. - Nie by�o ci �atwo, co? Przyje�d�a� tutaj, �eby gra� w kosza. - Tw�j ojciec mi to u�atwi� - odpar�. U�miechn�a si�. - Nie mog�am poj��, dlaczego tak ci� polubi�. W zasadzie nienawidzi� bia�ych. - To ja jestem bia�y? - spyta� Myron, udaj�c, �e wzdycha. - Jak Pat Buchanan. Za�miali si� z przymusem. - Opowiedz mi o tych gro�bach - ponowi� pro�b� Myron. Brenda spojrza�a w szyb�. Min�li plac us�any ko�pakami samochodowymi. W s�o�cu l�ni�y setki, mo�e tysi�ce dekli. Osobliwy interes. Ludzie kupuj� nowe dekle tylko wtedy, kiedy im je ukradn�. Kradzione dekle l�duj� w miejscu takim jak to. Tak si� nakr�ca koniunktur�. - Dostaj� telefony - zacz�a. - G��wnie w nocy. Raz zagrozili mi, �e mnie uszkodz�, je�li nie znajd� ojca. Innym razem powiedzieli, �e lepiej dla mnie, by pozosta� moim mened�erem. Zamilk�a. - Podejrzewasz, co to za jedni? - Nie. - Nie domy�lasz si�, dlaczego kto� chce znale�� twojego ojca? - Nie. - Ani dlaczego znikn��? Potrz�sn�a g�ow�. - Norm wspomnia�, �e je�dzi za tob� jaki� samoch�d. - Nic o tym nie wiem. - A ten g�os w telefonie. Jest zawsze ten sam? - Nie. - M�ski, �e�ski? - M�ski. G�os bia�ego. W ka�dym razie tak brzmi. - Czy Horace uprawia hazard? - Nie. Hazard uprawia� m�j dziadek. Przegra� wszystko, co mia�, czyli niewiele. Tata si� w to nie bawi�. - Po�ycza� pieni�dze? - Nie. - Na pewno? Nawet je�li otrzymywa� pomoc finansow�, twoje wykszta�cenie musia�o sporo kosztowa�. - Od dwunastego roku �ycia dostawa�am stypendium. Myron skin�� g�ow�. Na chodniku przed nimi potkn�� si� m�czyzna w bieli�nie od Calvina Kleina, butach narciarskich nie do pary i wielkiej rosyjskiej czapie uszance w stylu doktora �ywago. Nie mia� na sobie nic poza tym. �adnej koszuli ani spodni. W d�oni �ciska� br�zow� torb� w taki spos�b, jakby pomaga� jej przej�� przez ulic�. - Kiedy zacz�y si� te telefony? - Tydzie� temu. - Po znikni�ciu twojego taty? Brenda skin�a g�ow�. Z jej spojrzenia wyczyta�, �e ma wi�cej do powiedzenia. W ko�cu doczeka� si� odpowiedzi. - Za pierwszym razem kazano mi zadzwoni� do matki - powiedzia�a cicho. Myron czeka� na dalszy ci�g, a kiedy zrozumia�, �e nie nast�pi, spyta�: - Zadzwoni�a�? - Nie. U�miechn�a si� smutno. - Gdzie mieszka twoja matka? - Nie wiem. Ostatni raz widzia�am j�, kiedy mia�am pi�� lat. - M�wi�c, �ostatni raz�... - Dobrze us�ysza�e�. Porzuci�a nas dwadzie�cia lat te mu. - Brenda wreszcie na niego spojrza�a. - Wygl�dasz na zaskoczonego. - Bo jestem. - Dlaczego? Czy wiesz, ilu ch�opak�w z tamtego boiska porzucili ojcowie? My�lisz, �e matka nie mo�e zrobi� tego samego? Zabrzmia�o to beznami�tnie, cho� by�o stwierdzeniem faktu. - Wi�c ostatni raz widzia�a� j�, kiedy mia�a� pi�� lat? - Tak. - Czy wiesz, gdzie mieszka? W jakim mie�cie, stanie? - Nie mam poj�cia - odpar�a, staraj�c si� zachowa� oboj�tny ton. - Nie mia�a� z ni� �adnego kontaktu? - Przys�a�a kilka list�w. - By� na nich jaki� adres? Potrz�sn�a g�ow�. - Wiem tylko tyle, �e wys�ano je z Nowego Jorku. - Czy Horace wie, gdzie ona mieszka? - Nie. Przez dwadzie�cia lat nie wymieni� jej imienia. - W ka�dym razie przy tobie. Brenda skin�a g�ow�. - Mo�e ten dzwoni�cy m�wi� nie o twojej matce, tylko kim� innym. Masz macoch�? Czy tw�j ojciec powt�rnie si� o�eni� albo �yje z kim�... - Nie. Od jej odej�cia nie mia� nikogo. Zamilkli. - Po co wi�c kto� zainteresowa� si� twoj� matk� po dwudziestu latach? - Nie wiem. - Nie masz �adnych domys��w? - �adnych. Przez dwadzie�cia lat by�a dla mnie duchem. - Wskaza�a przed siebie. - W lewo. - Mog� zamontowa� przy twoim aparacie identyfikator? Na wypadek, gdyby znowu zadzwonili? Skin�a g�ow�. Jecha�, kieruj�c si� jej wskaz�wkami. - Opowiesz mi o swoich stosunkach z ojcem? - zagadn��. - Nie. - Nie pytam o to ze w�cibstwa... - To bez znaczenia. Czy go kocha�am, czy nienawidzi�am i tak b�dziesz musia� go znale��. - Ale postara�a� si�, �eby dosta� zakaz zbli�ania si� do ciebie, tak? Chwil� milcza�a. - Pami�tasz, jak zachowywa� si� na boisku? - spyta�a. Myron skin�� g�ow�. - Jak wariat. I najlepszy trener, jakiego mia�em. - Najbardziej wymagaj�cy. - Tak. Oduczy� mnie gra� zbyt finezyjnie. Nie zawsze by�y to �atwe lekcje. - W�a�nie, a by�e� tylko ch�opakiem, kt�rego polubi�. Wyobra� wi�c sobie, co znaczy�o by� jego dzieckiem. Wyobra� sobie, czego wymaga� ode mnie na boisku i jak bardzo si� ba�, �e mnie straci. �e uciekn� i zostawi� go. - Jak twoja matka. - W�a�nie. - Przyt�acza� ci�. - Dusi� - sprostowa�a. - Trzy tygodnie temu zagra�y�my sparing w liceum w East Orange. Znasz je? - Pewnie. - Dw�ch ch�opak�w na widowni zacz�o rozrabia�. Mo�e si� upili, mo�e na�pali, a mo�e by�y to zwyk�e �obuzy. Nie wiem. W ka�dym razie zacz�li do mnie wykrzykiwa� r�ne rzeczy. - Jakie rzeczy? - Grube s�owa, �wi�stwa. Co by ze mn� ch�tnie zrobili. Ojciec wsta� i rzuci� si� na nich. - Wcale mu si� nie dziwi�. - W takim razie te� jeste� neandertalczykiem - odpar�a, kr�c�c g�ow�. - S�ucham? - Po co ich atakowa�? W obronie mojej czci? Mam dwadzie�cia pi�� lat. Nie potrzebuj� rycerzy. - Ale... - Daj spok�j. Ta ca�a afera, to, �e tutaj jeste�... Nie jestem wojuj�c� feministk�, ale to jedna wielka seksistowska heca. - Co? - Gdybym mi�dzy nogami mia�a penisa, toby ci� tu nie by�o. Gdybym nazywa�a si� Leroy i dosta�a kilka dziwnych telefon�w, to te� by� si� tak bardzo pali�, by mnie chroni�, biedn� ma��? Zawaha� si� chwil� za d�ugo. - Ile razy widzia�e� mnie na boisku? - S�ucham? - spyta�, zaskoczony nag�� zmian� tematu. - Przez trzy lata z rz�du by�am najlepsz� koszykark� akademick�. Moja dru�yna by�a dwa razy mistrzem kraju. Wszystkie nasze mecze transmitowa�a ESPN, a mecze o akademickie mistrzostwo kraju CBS. Studiowa�am na uniwerku Restona, kt�ry jest p� godziny jazdy od twojego miasta. Ile moich mecz�w obejrza�e�? Myron otworzy� usta, zamkn�� je i powiedzia�: - �adnego. - W�a�nie. Babska koszyk�wka. Strata czasu. - Nie w tym rzecz. Rzadko teraz chodz� na zawody. Nie zabrzmia�o to przekonuj�co. Pokr�ci�a g�ow� i zamilk�a. - Brenda... - Zapomnij, �e cokolwiek powiedzia�am. By�am g�upia, �e poruszy�am ten temat. Ton jej g�osu nie zach�ca� do dalszej rozmowy. Myron mia� ochot� si� broni�, lecz nie wiedzia� jak. Uzna� wi�c, �e najlepiej zamilkn��. Powinien to robi� cz�ciej. - Przy nast�pnej przecznicy skr�� w prawo - powiedzia�a. - Co si� sta�o potem? - spyta�. Spojrza�a na niego. - Z �obuzami, kt�rzy ci� wyzwali. Co si� sta�o, gdy tw�j ojciec si� na nich rzuci�? - Do niczego powa�nego nie dosz�o, bo wkroczyli ochro niarze. Wyrzucili tych ch�opak�w z sali. Tat� r�wnie�. - A gdzie puenta tej historii? - To nie by� jej koniec. - Brenda urwa�a, opu�ci�a oczy, wydoby�a z pami�ci jaki� szczeg� i podnios�a g�ow�. - Trzy dni potem tych dw�ch ch�opc�w... Claya Jacksona i Arthura Harrisa... znaleziono na dachu kamienicy. Kto� ich zwi�za� i przeci�� sekatorem �ci�gna Achillesa. Myron zblad�. �o��dek mu zanurkowa�. - Tw�j ojciec? Skin�a g�ow�. - Robi� podobne rzeczy przez ca�e �ycie. Nie takie potwor ne. Ale zawsze m�ci� si� na tych, kt�rzy mnie skrzywdzili. Kiedy by�am ma�� dziewczynk�, p�sierot�, ch�tnie ucieka�am pod jego skrzyd�a. Ale ju� nie jestem ma�a. Myron w roztargnieniu si�gn�� r�k� w d� i dotkn�� nogi nad kostk�. �ci�gno Achillesa przeci�te sekatorem? Stara� si� nie okaza� po sobie os�upienia. - Policja z pewno�ci� go podejrzewa�a - powiedzia�. - Tak. - Dlaczego go nie aresztowali? - Nie mieli dowod�w. - Ofiary go nie wyda�y? Zn�w wpatrzy�a si� w szyb�. - Za bardzo si� bali. - Wskaza�a r�k� na prawo. - Sta� tam. Myron zatrzyma� w�z. Ludzie snuli si� po ulicy. Patrzyli na niego, jakby pierwszy raz widzieli bia�ego cz�owieka. W tej dzielnicy by�o to ca�kiem mo�liwe. Staraj�c si� zachowywa� swobodnie, uprzejmie skin�� im g�ow�. Niekt�rzy odpowiedzieli mu skinieniami. Inni nie. Z przeje�d�aj�cego ��tego samochodu - a raczej g�o�nika na ko�ach - zagrzmia� rap. Basy by�y ustawione na taki ful, �e Myronowi wibrowa�y p�uca. Nie rozumia� s��w piosenki, ale brzmia�y bardzo gniewnie. Brenda poprowadzi�a go do ganku. Na schodach le�eli, jak ranni w boju, dwaj Murzyni. Brenda bez wahania przest�pi�a przez nich. Myron zrobi� to samo. Raptem zda� sobie spraw�, �e jest tu pierwszy raz. Jego znajomo�� z Horace�em Slaughterem nie wykroczy�a poza koszyk�wk�. Spotykali si� wy��cznie na boisku, w sali lub po meczu, na pizzy. Nigdy nie by� w domu Horace�a ani Horace u niego. Nie by�o tu oczywi�cie portiera, zamka, dzwonk�w ani nic z tych rzeczy. S�abe o�wietlenie w korytarzu nie mog�o ukry�, �e ze �cian od�azi farba. Wygl�da�y, jakby cierpia�y na �uszczyc�. W skrzynkach na listy brak�o drzwiczek. Powietrze by�o ci�kie niczym zas�ona z paciork�w. Brenda wspi�a si� po betonowych schodach. Sk�d� dobiega� charkot m�czyzny, kt�ry kaszla�, jakby chcia� wyplu� p�uca. P�aka�o dziecko. Po chwili do��czy�o do niego drugie. Brenda przystan�a na pierwszym pi�trze i skr�ci�a w prawo. W r�ce trzyma�a klucze. Wykonanych ze stali zbrojeniowej drzwi do mieszkania strzeg�y wziernik i trzy zamki z zasuwami. Otworzy�a wszystkie trzy. Odskoczy�y z ha�asem, niczym w filmowej scenie z wi�zienia, w kt�rej stra�nik wo�a: �Ryglowa�!�. Po otwarciu drzwi Myrona nasz�y dwie my�li naraz. Pierwsza, jak �adnie mieszka Horace. Nic z ca�ego brudu i smrodu na ulicach i w korytarzu nie mia�o wst�pu za te drzwi ze stali. �ciany w �rodku by�y bielu�kie jak krem do r�k z telewizyjnej reklamy. Pod�ogi �wie�o wypolerowane. Meble za� stanowi�y mieszank� odnowionych rodzinnych antyk�w z nabytkami z Ikei. By� to wi�c naprawd� przyjemny i wygodny dom. Drug� rzecz�, kt�ra rzuci�a mu si� w oczy zaraz po otwarciu drzwi, by�o to, �e kto� przeszuka� mieszkanie. - Tato? - zawo�a�a Brenda, wpadaj�c do �rodka. Myron pod��y� za ni�, �a�uj�c, �e nie ma broni. Ta scena wprost si� prosi�a o bro�. Wyj��by pistolet i po daniu Brendzie znaku, by milcza�a, skradaj�c si� z ni�, trwo�nie uczepion� jego wolnego ramienia, zbada�by mieszkanie. Przyczajony, wymachuj�c pistoletem, sprawdzi�by wszystkie pokoje, przygotowany na najgorsze. Niestety, nie nosi� broni na co dzie�. Nie dlatego, �e nie lubi� - zagro�ony, czu� si� ra�niej, maj�c j� przy sobie - lecz pistolet by� ci�ki i tak mi�y dla cia�a, jak we�niana prezerwatywa. A poza tym, co si� oszukiwa�, u wi�kszo�ci potencjalnych klient�w agent sportowy, nierozstaj�cy si� z gnatem, nie wzbudza� zaufania, a z tymi, u kt�rych je wzbudza�, Myron wola� nie mie� do czynienia. W przeciwie�stwie do niego Win nie rozstawa� si� z pistoletem, a w�a�ciwie z dwoma, nie licz�c imponuj�cego arsena�u broni niewidocznej. Ten cz�owiek by� uzbrojony jak Izrael. Mieszkanie sk�ada�o si� z trzech pokoj�w i kuchni. Szybko przez nie przeszli. Nie by�o tam nikogo. �adnego trupa. - Co� zgin�o? - spyta� Brend�. Spojrza�a na niego z uraz�. - A sk�d mam wiedzie�, do diab�a? - M�wi� o tym, co si� rzuca w oczy. Widz� telewizor. Widz� magnetowid. Pytam, czy obrabowano mieszkanie? Rozejrza�a si� po du�ym pokoju. - Nie. Nie wygl�da to na rabunek - odpar�a. - Podejrzewasz, kto m�g�by si� tu w�ama� i czego szuka�? Pokr�ci�a przecz�co g�ow�, oczami wci�� ch�on�c ba�agan. - Czy Horace ukry� gdzie� pieni�dze? W s�oiku, pod pod�og�, w jakim� innym miejscu? - Nie. Rozejrzeli si� po pokoju. Brenda otworzy�a szaf�. Przez d�u�sz� chwil� sta�a bez s�owa. - Brenda? - Brakuje wielu jego ubra� - powiedzia�a cicho. - I walizki. - To dobrze. A wi�c najprawdopodobniej uciek�. Zmniejsza to mo�liwo��, �e spotka�o go co� z�ego. Skin�a g�ow�. - To niesamowite. - Dlaczego? - Powtarza si� historia z mam�. Do tej pory pami�tam, jak tata sta� tutaj i wpatrywa� si� w puste wieszaki. Wr�cili do du�ego pokoju i weszli do ma�ej sypialni. - Tw�j pok�j? - spyta� Myron. - Tak, owszem, cho� niecz�sto tu bywam - odpar�a. Spojrza�a na pod�og� przy nocnym stoliku, z cichym j�kiem opad�a na kolana i zacz�a przerzuca� rzeczy. - Brenda? Przerzuca�a je coraz zapami�ta�ej, oczy jej pa�a�y. Niebawem wsta�a, pobieg�a do sypialni ojca, a potem do du�ego pokoju. Myron trzyma� si� z boku. - Znikn�y - oznajmi�a. - Co? Spojrza�a na niego. - Listy matki do mnie. Kto� je zabra�. - Jeste� w tym dobry, Myron? - spyta�a. - W poszukiwaniu ludzi? - My�l�, �e tak. Brenda nacisn�a klamk�. - Znajdziesz moj� matk�?� Nie zaczeka�a na odpowied�, szybko wysiad�a z samochodu i wesz�a po stopniach. Myron patrzy�, jak znika w kolonialnym budynku z ceg�y. A potem uruchomi� silnik i ruszy� do domu. Myron zaparkowa� przed akademikiem. Podczas jazdy Bren-da milcza�a, je�li nie liczy� monosylabowych wskaz�wek, jak ma jecha�. Nie narzuca� si� z rozmow�. Zatrzyma� samoch�d i obr�ci� si� w jej stron�. Patrzy�a przed siebie. Uniwersytet Restona by� pe�en trawnik�w, wielkich d�b�w, ceglanych budynk�w, talerzy frisbee i bandan. Jego profesorowie wci�� nosili drugie w�osy, rozczochrane brody i tweedowe marynarki. Panowa� tu duch niewinno�ci, fantazji, m�odo�ci i niezwyk�ych poryw�w. Ale w�a�nie na tym polega� urok takich uczelni - studenci rozprawiali na tematy �ycia i �mierci w otoczeniu odizolowanym od �wiata jak Disney World. Rzeczywisto�� nie mia�a tu wst�pu. I s�usznie. Tak w�a�nie powinno by�. - Odesz�a - przem�wi�a Brenda. - Gdy mia�am pi�� lat, po prostu zostawi�a mnie z ojcem. Myron pozwoli� jej m�wi�. - Bardzo dobrze j� pami�tam. Jak wygl�da�a. Jak pachnia�a. Jak wraca�a do domu z pracy tak skonana, �e pow��czy�a nogami. Przez minione dwadzie�cia lat rozmawia�am o niej mo�e z pi�� razy. Ale co dzie� o niej my�l�. Zastanawiam si�, dlaczego mnie porzuci�a. I dlaczego nadal za ni� t�skni�. Dotkn�a r�k� podbr�dka i odwr�ci�a g�ow�. W samochodzie zapad�a cisza. Znalaz� wolne miejsce na Spring Street tu� przed poddaszem Jessiki. Wci�� nazywa� swoje nowe lokum jej poddaszem, chocia� mieszka� tu i p�aci� po�ow� czynszu. A� dziw, jak sprawdza� si� taki uk�ad. Wszed� po schodach na drugie pi�tro i zaraz po otwarciu drzwi dobieg� go jej okrzyk: - Pracuj�! Wprawdzie nie s�ysza� klikania klawiatury komputera, ale to 0 niczym nie �wiadczy�o. Przeszed� do sypialni, zamkn�� drzwi 1 w��czy� sekretark�. Podczas pisania Jessica nigdy nie odbiera�a telefon�w. Wcisn�� odtwarzanie. - Cze��, Myron. Tu mama - oznajmi�a z ta�my jego matka, tak jakby nie zna� jej g�osu. - Bo�e, jak ja nienawidz� tej maszyny. Czy ta twoja nie mo�e odebra� telefonu? Wiem, �e jest w domu. Czy to tak trudno podnie�� s�uchawk�, przywita� si� i przyj�� wiadomo��? Jestem w biurze, dzwoni� telefony, to je odbieram. Nawet gdy pracuj�. Albo zlecam to sekretarce. Nie maszynie. �wietnie wiesz, jak nie znosz� tych automatycznych sekretarek. Wyrzeka�a w tym stylu jaki� czas. Myron zat�skni� za epok�, gdy automatyczne sekretarki zmusza�y do zwi�z�o�ci. Post�p nie zawsze by� korzystny. Wreszcie zesz�a z niej para. - Dzwoni�, �eby ci� pozdrowi�, �licznoto moja. Porozmawiamy p�niej - zako�czy�a. Przez pierwsze trzydzie�ci lat �ycia Myron mieszka� w podmiejskim Livingston, w stanie New Jersey. Najpierw, jako brzd�c, w ma�ym pokoju dziecinnym na g�rze z lewej. Od lat trzech do szesnastu w sypialni na g�rze po prawej. A od siedemnastego roku �ycia do bardzo niedawna w suterenie. Oczywi�cie nie ca�y czas. Przez cztery lata studiowa� na Uniwersytecie Duke�a w Karolinie P�nocnej, w lecie je�dzi� na obozy koszykarskie, a niekiedy zatrzymywa� si� u Jessiki lub Wina na Manhattanie. Jednak�e jego prawdziwym domem by� zawsze, co tu kry�, dom mamy i taty - i to, o dziwo, z wyboru, cho� niekt�rzy podejrzewali, i� powa�na terapia u psychiatry ujawni�aby g��bsze motywy takiego upodobania. Zmieni�o si� to kilka miesi�cy temu, kiedy Jessica poprosi�a go, �eby z ni� zamieszka�. To, �e propozycja ta wysz�a od niej, by�o w ich stosunkach rzadko�ci�. Myron by� zarazem wniebowzi�ty, odurzony i przera�ony. Jego obawy nie mia�y nic wsp�lnego ze strachem przed zaanga�owaniem si� - ta fobia dr�czy�a nie jego, tylko j� - ale w przesz�o�ci ich zwi�zek przechodzi� trudne chwile, dlatego, m�wi�c prosto, nie chcia�, �eby Jessica znowu go zrani�a. Nadal spotyka� si� z rodzicami co tydzie� - wpada� do nich na obiad albo oni przyje�d�ali do Nowego Jorku. Poza tym prawie codziennie rozmawia� z mam� lub tat� przez telefon. Co dziwne, cho� byli denerwuj�cy, to ich lubi�. Mo�e to zabrzmi niedorzecznie, ale naprawd� dobrze si� z nimi czu�. �e to �enada? Oczywi�cie. Obciach jak polka na akordeonie? Totalny. Ale bywa. Chwyci� z lod�wki yoo-hoo, potrz�sn��, otworzy� i poci�gn�� du�y �yk s�odkiego nektaru. - Na co masz ochot�? - zawo�a�a Jessica. - Bo ja wiem. - Chcesz wyj��? - A mogliby�my zam�wi� co� do domu? - Tak. Pojawi�a si� w drzwiach, w za du�ej koszulce z god�em uniwerku Duke�a i czarnych spodniach z dzianiny. W�osy mia�a zwi�zane w ko�ski ogon. Kilka lu�nych kosmyk�w spada�o jej na twarz. Kiedy si� u�miecha�a, wci�� mu przy�piesza� puls. - Cze�� - powiedzia�, dumny ze swoich oryginalnych powitalnych od�ywek. - Zjesz co� chi�skiego? - spyta�a. - Jasne. Po huna�sku, syczua�sku, kanto�sku? - Syczua�sku. - Zgoda. Syczua�ski ogr�d, syczua�skiego smoka czy syczua�skie cesarstwo? - Poprzednim razem smok by� t�usty - odpar�a po chwili. - We�my cesarstwo. Przesz�a przez kuchni� i cmokn�a go w policzek. Jej w�osy pachnia�y jak dzikie kwiaty po letniej burzy. Myron u�cisn�� j� kr�tko, chwyci� z szafki menu i po ustaleniu, �e zjedz� pikantn� kwa�n� zup� oraz porcje krewetek z warzywami, zadzwoni�, natrafiaj�c jak zwykle na barier� j�zykow�. Czy nie mogli cho� raz posadzi� w dziale zam�wie� kogo�, kto m�wi� po angielsku?! Po sze�ciokrotnym powt�rzeniu numeru swojego telefonu odwiesi� s�uchawk�. - Du�o napisa�a�? - spyta�. Skin�a g�ow�. - Pierwsz� wersj� sko�cz� do Bo�ego Narodzenia. - My�la�em, �e ostateczny termin to sierpie�. - O co ci chodzi? Usiedli przy kuchennym stole. Kuchnia, salon, jadalnia i pok�j telewizyjny tworzy�y jedno wielkie przestronne pomieszczenie z sufitem zawieszonym cztery i p� metra nad g�owami. Za spraw� ceglanych �cian i ods�oni�tych metalowych belek by�o tu zarazem artystowsko i troch� jak na stacji kolejowej. Jednym s�owem, klawo. Przywieziono jedzenie. Wdali si� w pogaw�dk� o minionym dniu. Myron opowiedzia� Jessice o Brendzie Slaughter. Siedzia�a i s�ucha�a na sw�j wyj�tkowy spos�b. Nale�a�a do os�b, przy kt�rych opowiadaj�cy mia� wra�enie, �e na �wiecie jest tylko ich dwoje. Kiedy sko�czy�, zada�a mu kilka pyta�. Wsta�a, nala�a sobie ze szklanego dzbanka wody i usiad�a. - We wtorek lec� do Los Angeles - powiedzia�a. - Znowu? Skin�a g�ow�. - Na d�ugo? - Nie wiem. Tydzie�, dwa. - Dopiero co stamt�d wr�ci�a�. - Tak. I co z tego? - By�a� tam w sprawie filmu. - Tak. - Wi�c po co tam znowu lecisz? - Musz� poszuka� materia��w do ksi��ki. - A nie mog�a� zrobi� jednego i drugiego w zesz�ym tygodniu, kiedy tam by�a�