9276

Szczegóły
Tytuł 9276
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9276 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9276 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9276 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROALD DAHL WIELKOMILUD prze�o�y�: MICHA� K�OBUKOWSKI ilustrowa�: FRANCISZEK MA�LUSZCZAK Warszawa, 1991 OSOBY: Ludzie: Kr�lowa Anglii Mary, pokoj�wka kr�lowej Pan Tibbs, pa�acowy kamerdyner Dow�dca wojsk l�dowych G��wnodowodz�cy lotnictwem no i oczywi�cie sierotka Zosia Olbrzymy: K�soch�ap Ko�ciochrup Ludod�aw Bachordept Mi�sospust Gardzie�gryz Dziewogniot Jucho��op Rzezikozik no i oczywi�cie Wielkomilud GODZINA DUCH�W Zosia nie mog�a usn��. Promie� ksi�yca wciska� si� skosem przez szpar� mi�dzy firankami i pada� wprost na poduszk�. Wszystkie inne dzieci w pokoju spa�y ju� od wielu godzin. Zosia le�a�a bez ruchu, z zamkni�tymi oczami. Bardzo chcia�a przynajmniej si� zdrzemn��. Nic z tego: promie� ksi�yca jak srebrne ostrze przecina� pok�j i si�ga� jej twarzy. W domu panowa�a kompletna cisza. Na parterze nie by�o s�ycha� �adnych g�os�w, na pi�trze � niczyich krok�w. Zza otwartego okna, zas�oni�tego firank�, te� nie dobiega�y �adne d�wi�ki. Nikt nie szed� po chodniku, ulic� nie je�dzi�y auta. Znik�d nie dochodzi� najl�ejszy szmer. Zosia nie zna�a dot�d takiej ciszy. �Mo�e to w�a�nie jest godzina duch�w?�� pomy�la�a. Kto� szepn�� jej kiedy�, �e godzina duch�w to taka szczeg�lna pora w �rodku nocy, gdy wszystkie dzieci i wszyscy doro�li twardo �pi�, a wszelakie stwory spod ciemnej gwiazdy wy�a�� z kryj�wek i robi�, co im si� �ywnie podoba, bo w godzinie duch�w ca�y �wiat do nich nale�y. Promie� ksi�yca padaj�cy na poduszk� Zosi zal�ni� jeszcze ja�niej. Dziewczynka postanowi�a wsta� i zasun�� firanki. Ka�de dziecko przy�apane na tym, �e po zgaszeniu �wiat�a nie le�y w ��ku, czeka�a kara. Cho�by winowajca twierdzi�, �e musia� i�� do toalety, nie uznawano tej wym�wki i tak czy owak wymierzano mu kar�. Lecz o tej porze na pewno nikt ju� nie chodzi� po domu. Zosia si�gn�a po okulary, le��ce na krze�le przy ��ku. Mia�y stalow� oprawk� i bardzo grube szk�a. Bez nich prawie nic nie widzia�a. W�o�y�a je, wy�lizn�a si� z ��ka i na paluszkach podesz�a do okna. * * * Kiedy przy nim stan�a, zawaha�a si�. Okropnie j� korci�o, �eby da� nurka pod firanki, wychyli� si� i zobaczy�, jak wygl�da �wiat tu� przed godzin� duch�w. Zn�w zacz�a nas�uchiwa�. Wsz�dzie panowa�a g�ucha cisza. Zosia mia�a wielk� ochot� wyjrze� na dw�r. Wprost nie mog�a si� oprze� pokusie. Szybko wsun�a g�ow� pod firanki i przechyli�a si� przez parapet. W srebrzystym �wietle ksi�yca uliczka, kt�r� zna�a na pami��, wygl�da�a zupe�nie inaczej ni� zwykle. Domy by�y troch� krzywe, przechylone, podobne do domk�w z bajki. Wszystko zrobi�o si� blade, niesamowite, bia�e niczym mleko. Naprzeciwko mie�ci� si� sklep pani Rance. Kupowa�o si� w nim guziki, we�n� i gumki do podwi�zek. On te� by� jaki� niewyra�ny, zamglony. Dziewczynka sun�a spojrzeniem od domu do domu. Wtem zamar�a. Co� sz�o chodnikiem po drugiej stronie ulicy. Podchodzi�o coraz bli�ej. By�o czarne� Wysokie i czarne� Bardzo wysokie, bardzo czarne i bardzo chude. KTO? Nie m�g� to by� cz�owiek � wykluczone. Stw�r ten by� cztery razy wy�szy od najwy�szego cz�owieka, tak wysoki, �e g�ow� si�ga� ponad okna pierwszego pi�tra. Zosia chcia�a krzykn��, nawet otworzy�a usta, ale nie mog�a wydoby� g�osu. Strach ca�kiem j� sparali�owa� i �cisn�� za gard�o. Godzina duch�w, i to jeszcze jaka! Wysoka, czarna posta� zbli�a�a si� do dziewczynki. Sun�a pod �cianami dom�w po drugiej stronie ulicy, kryj�c si� w ciemnych zakamarkach, kt�rych nie si�ga�o �wiat�o ksi�yca. By�a coraz bli�ej, ale sz�a jakby zrywami: co pewien czas si� zatrzymywa�a, a po chwili rusza�a dalej, �eby wkr�tce zn�w przystan��. Co te� ten dziwol�g wyprawia? Aha! Zosia nareszcie zobaczy�a, w czym rzecz: czarny chudzielec zatrzymywa� si� przed ka�dym domem i zagl�da� po kolei do wszystkich g�rnych okien. By� tak wysoki, �e musia� si� przy tym schyla�. Przystawa� i zagl�da� w okna, a potem przemyka� chy�kiem do nast�pnego domu. Zn�w przystawa� i zagl�da�, i tak wzd�u� ca�ej ulicy. By� ju� du�o bli�ej ni� na pocz�tku, wi�c Zosia widzia�a go o wiele wyra�niej. Przyjrza�a mu si� z uwag� i stwierdzi�a, �e musi to by� KTO�. Oczywi�cie nie cz�owiek, ale i nie CO�. Powiedzmy, KTO� OLBRZYMI. Zosia wyt�a�a wzrok, wpatruj�c si� w domy po drugiej stronie ulicy � zamglone, sk�pane w ksi�ycowej po�wiacie. Olbrzym (o ile rzeczywi�cie by� to olbrzym) mia� na sobie D�UG�, CZARN� OPO�CZ�. W jednej r�ce trzyma� co�, co przypomina�o D�UGACHN�, CIENK� TR�B�. W drugiej ni�s� WIELK� WALIZ�. Przystan�� akurat przed domem pa�stwa Goochey. Mieli oni sklep warzywny w po�owie ulicy G��wnej, a mieszkali nad tym sklepem. Zosia wiedzia�a, �e dwoje ich dzieci sypia w pokoju od frontu. Olbrzym zagl�da� do tego w�a�nie pokoju, w kt�rym spali Micha� i Janka Goochey. Zosia sta�a w oknie po drugiej stronie ulicy i patrzy�a z zapartym tchem, co si� dzieje. Olbrzym cofn�� si� o krok i postawi� waliz� na chodniku. Schyli� si�, otworzy� j� i co� wyj��. By� to szklany s��j: kwadratowy, z zakr�tk�. Olbrzym zdj�� zakr�tk� i wla� zawarto�� s�oja w otw�r swojej d�ugachnej tr�by�nietr�by. Zosia przygl�da�a si� temu, ca�a rozdygotana. Olbrzym wyprostowa� si� i wetkn�� koniec tr�by w otwarte okno pokoju na pi�trze � tego, w kt�rym spa�y dzieci pa�stwa Goochey. Nabra� pe�ne p�uca powietrza i dmuchn�� w tr�b�: puffff! Zrobi� to bezszelestnie, lecz Zosia ani przez moment nie w�tpi�a, �e to, co przedtem by�o w s�oju, znalaz�o si� w sypialni ma�ych Goochey�w. Ale co te� to mog�o by�? * * * Kiedy olbrzym wyci�gn�� tr�b� z okna i schyli� si� po waliz�, odwr�ci� g�ow� i spojrza� przypadkiem na drug� stron� ulicy. W �wietle ksi�yca dziewczynka ujrza�a wielgachn�, d�ugachn�, blad� i pomarszczon� twarz z przeogromnymi uszami po bokach. Nad nosem ostrym jak n� l�ni�o dwoje bystrych oczu, miotaj�cych b�yski. Patrzy�y prosto na Zosi�. By�y to oczy dzikie, diabelskie. Zosia pisn�a ze strachu i odskoczy�a od okna. Czym pr�dzej pomkn�a do ��eczka i wsun�a si� pod ko�dr�. Skuli�a si�, cicha jak myszka. Po ca�ym ciele przebiega�y jej ciarki. �APS! Zosia siedzia�a pod ko�dr� i czeka�a. Mniej wi�cej po minucie unios�a ro�ek ko�dry. Zerkn�a. Ju� po raz drugi tej nocy krew skrzep�a jej w �y�ach. Chcia�a krzykn��, ale nie mog�a wydoby� g�osu. Pomi�dzy rozsuni�tymi firankami w oknie widnia�a wielgachna, d�ugachna, blada i pomarszczona twarz Kogo� Olbrzymiego. Spojrzenie gro�nych oczu, miotaj�cych b�yski, utkwione by�o w Zosinym ��eczku. W nast�pnej chwili przez okno wkrad�a si� w�owym ruchem ogromna d�o� o bladych palcach, a za ni� ca�a r�ka, gruba jak pie�. R�ka, d�o� i palce sun�y przez pok�j w stron� ��eczka Zosi. W tym momencie Zosia zdo�a�a krzykn��, ale w sekund� potem wielkie �apsko przygniot�o ko�dr�, kt�ra st�umi�a g�os dziewczynki. Skulona w po�cieli Zosia poczu�a uchwyt mocarnych palc�w, kt�re porwa�y j� z ��ka wraz z ko�dr� i wyci�gn�y przez okno. * * * Je�eli s�dzicie, �e w samym �rodku nocy mog�aby wam si� przydarzy� wi�ksza okropno��, ch�tnie o tym pos�ucham. Najgorsze, �e Zosia dok�adnie wiedzia�a, co si� sta�o, chocia� nic a nic nie widzia�a. Rozumia�a, �e jaki� Potw�r (czyli Olbrzym) o wielgachnej, d�ugachnej, bladej, pomarszczonej twarzy i z�owrogich oczach wygarn�� j� z ��ka w godzinie duch�w, a teraz wyci�ga przez okno, zawiniet� w ko�dr� i na wp� uduszon�. A oto, co si� potem sta�o: kiedy Olbrzym wyci�gn�� Zosi� z sypialni, chwyci� ko�dr� w taki spos�b, �eby obj�� jednym �apskiem wszystkie cztery rogi. Trzymaj�c dziewczynk� uwi�zion� w tym zawini�tku, drug� r�k� porwa� waliz� oraz tr�b�nietr�b� i pu�ci� si� biegiem. * * * Szamocz�c si� w tobo�ku z ko�dry, Zosia zdo�a�a wreszcie wystawi� czubek nosa przez szpark� tu� pod r�k� olbrzyma. Rozejrza�a si�. Z prawej i z lewej strony miga�y domki miasteczka: olbrzym p�dzi� ulic� G��wn�. Bieg� tak szybko, �e czarna opo�cza frun�a za nim jak ptasie skrzyd�a. Ka�dy jego krok mia� d�ugo�� kortu tenisowego. Wkr�tce wybieg� z miasteczka i pomkn�� przez pola sk�pane w �wietle ksi�yca. �ywop�oty na miedzach nie by�y dla niego �adn� przeszkod�: robi� krok i tyle. Gdy drog� przeci�a mu szeroka rzeka, przesadzi� j� jednym susem. Dziewczynka skuli�a si� w zawini�tku i wygl�da�a przez szczelin�. Obija�a si� o nog� olbrzyma, jakby by�a workiem ziemniak�w. Olbrzym p�dzi� przez pola, przeskakiwa� �ywop�oty i rzeki, a Zosi przysz�a do g�owy straszliwa my�l: �On tak p�dzi, bo jest g�odny i chce jak najszybciej wr�ci� do domu, a jak wr�ci, to mnie zje na �niadanie�. PIECZARA Olbrzym bieg� bardzo d�ugo. Wtem w jego ruchach zasz�a dziwna zmiana, jakby przestawi� bieg z czw�rki na pi�tk�. Mkn�� coraz szybciej i wreszcie tak si� rozp�dzi�, �e Zosi ca�y krajobraz rozmaka� si� przed oczami. Wiatr k�sa� dziewczynk� w policzki i wyciska� jej �zy. Ci�gn�� j� z ty�u za w�osy i gwizda� w uszach. Nie wiedzia�a ju�, czy olbrzym w og�le dotyka stopami ziemi. Mia�a wra�enie, �e oboje frun� w powietrzu. Co� niesamowitego! Nie spos�b by�o zgadn��, czy lec� nad l�dem, czy nad morzem. Olbrzym mia� chyba zaczarowane nogi. Wiatr tak smaga� Zosi� po twarzy, �e musia�a z powrotem schowa� si� w tobo�ku, bo inaczej urwa�oby jej g�ow�. Czy�by frun�li nad oceanem? Zosi w ka�dym razie tak si� zdawa�o. Przycupn�a w zawini�tku i s�ucha�a, jak wyje wiatr. Trwa�o to chyba ca�e godziny. Potem wicher umilk�. Olbrzym zacz�� zwalnia�. Zosia czu�a, �e wielkolud zn�w tupie, biegn�c po ziemi. Wystawi�a g�ow�, �eby si� rozejrze�. Znajdowali si� w�r�d g�stych las�w i rw�cych rzek. Olbrzym wyra�nie zwolni� i bieg� troch� zwyczajniej, chocia� �zwyczajnie� to dosy� g�upie okre�lenie, gdy mowa o galopuj�cym olbrzymie. Przeskoczy� tuzin rzek, przedar� si� z trzaskiem przez puszcz�, zbieg� w dolin�, po czym pokona� �a�cuch wzg�rz � tak nagich, jakby by�y z betonu. Ju� wkr�tce galopowa� przez ja�owe pustkowie � krain� troch� nie z tej ziemi. Ziemia by�a tam p�aska, blado��ta. Wsz�dzie le�a�y wielkie od�amki niebieskich ska� i stercza�y usch�e drzewa podobne do szkielet�w. Ksi�yc dawno ju� zaszed�. �wita�o. Zosia, kt�ra wci�� wygl�da�a spomi�dzy fa�d ko�dry, spostrzeg�a nagle przed sob� ogromn�, szczerbat� g�r�. By�a ciemnob��kitna, a niebo wok� niej l�ni�o � wr�cz tryska�o potokami �wiat�a. W�r�d delikatnych, bia�ych niczym szron p�atk�w chmur fruwa�y bladoz�ote strz�pki, a z boku wy�ania� si� sam brze�ek porannego s�o�ca, czerwonego jak krew. Olbrzym zatrzyma� si� u podn�a g�ry. Sapa� na pot�g�, a� mu falowa�a ogromna pier�. Przystan��, �eby chwil� odetchn��. * * * Tu� przed nim le�a� okr�g�y g�az, oparty o zbocze g�ry, wielki jak dom. Olbrzym wyci�gn�� r�k� i przetoczy� g�az na bok z tak� �atwo�ci� jak pi�k�. Ods�oni� w ten spos�b ogromn� czarn� dziur�. By�a tak wielka, �e nie musia� nawet si� schyla�, kiedy przez ni� przechodzi�. W jednej r�ce dalej trzyma� ko�dr� z Zosi� w �rodku, a w drugiej tr�b� i waliz�. Ledwo znalaz� si� we wn�trzu g�ry, stan��, zrobi� w ty� zwrot i przeturla� g�az z powrotem na miejsce. Od zewn�trz nikt by teraz nie spostrzeg� wej�cia do jego tajemnej pieczary. W jaskini panowa�a kompletna ciemno��: ani smu�ki �wiat�a. Zosia poczu�a, �e olbrzym k�adzie tobo�ek na ziemi i wypuszcza z palc�w. S�ycha� by�o, �e dok�d� odchodzi. Dziewczynka siedzia�a w ciemno�ciach, trz�s�c si� ze strachu. �Szykuje si�, �eby mnie zje�攖 pomy�la�a. � �Pewnie zje mnie na surowo, tak jak stoj�. A mo�e przedtem ugotuje? Albo usma�y? Upu�ci jak plasterek boczku na olbrzymi� patelni� ze skwiercz�cym t�uszczem�. Nagle nie wiedzie� sk�d buchn�o �wiat�o, kt�re zala�o ca�� pieczar�. Zosia zamruga�a i wytrzeszczy�a oczy. Zobaczy�a ogromn� jaskini� o wysokim kamiennym sklepieniu. Na �cianach z obu stron wisia�y p�ki, a na nich sta�y rz�dy szklanych s�oj�w. S�oje by�y wsz�dzie. Pi�trzy�y si� w k�tach, wype�nia�y wszystkie szczeliny i zakamarki. Po�rodku pieczary sta� st� wysoki na cztery metry, a obok podobne krzes�o. Olbrzym zdj�� czarn� opo�cz� i powiesi� j� na �cianie. Pod opo�cz� mia� koszul� z odprutym ko�nierzykiem i star� brudn� kamizelk� ze sk�ry, bez guzik�w. Nosi� zielone sp�owia�e portki, o wiele za kr�tkie. Na bose stopy wzu� �mieszne sanda�y, w kt�rych nie wiedzie� czemu wyci�to po bokach rz�dy otwor�w, a na czubkach � tam, gdzie wystawa�y paluchy � po jednej wielkiej dziurze. Zosia, w samej nocnej koszulce, skulona na pod�odze, wpatrywa�a si� w olbrzyma przez okulary w stalowej oprawce. Dr�a�a jak listek na wietrze. Mia�a wra�enie, �e kto� je�dzi jej po kr�gos�upie lodowatym palcem. � Ha! � zawo�a� olbrzym. Zbli�a� si� do niej, zacieraj�c r�ce. � Co te� tu mamy? Jego dudni�cy bas przetoczy� si� grzmotem po �cianach pieczary. WIELKOMILUD Olbrzym podni�s� dr��c� Zosi� jedn� r�k�, przeszed� przez jaskini� i posadzi� dziewczynk� na stole. �Teraz to ju� naprawd� mnie zje� � pomy�la�a Zosia. On jednak usiad� i zacz�� jej si� przygl�da�. Mia� ogromne uszy, nie mniejsze ni� ko�a ci�ar�wki. Potrafi� je wci�gn�� w g��b czaszki i wysuwa� z powrotem, jak mu si� �ywnie podoba�o. � Je��! � zahucza�, ods�aniaj�c w u�miechu masywne, kwadratowe z�by, bardzo kwadratowe i bardzo bia�e. Wygl�da�y one w jego ustach jak gigantyczne pajdy bia�ego chleba. � P� prosz�, nie zjadaj mnie! � wyj�ka�a Zosia. Olbrzym rykn�� �miechem. � Tylko dlatego, �e jestem olbrzym, wzi�a� mnie za zbyksni�tego ludo�era! � krzykn��. � No i prawie trafi�a�, bo olbrzymy rzeczywi�cie s� zbyksni�te i morderskie! No i jedz� ludzi�w, bez dw�ch zda�! A my jeste�my w�a�nie w Krainie Olbrzym�w! Doko�a same olbrzymy! O, tam na przyk�ad mieszka s�ynny Ko�ciochrup. Co wiecz�r musi schrupczy� na kolacj� dwoje smakowatych ludzi�w. Tyle przy tym ha�asu, �e p�kaj� w s�uszach b�benki! Trzask chrupczonych ko�ci niesie si� ca�ymi milami! Trach�trach�trach�trach! � Oj! �j�kn�a Zosia. � Ko�ciochrup chrupczy tylko ludzi�w z Turcji � ci�gn�� olbrzym. � Co wiecz�r biegnie do Turcji, �eby schrupczy� porcj� Turk�w. Zosia, zraniona w swym patriotyzmie, unios�a si� gniewem. � Dlaczego Turk�w? � spyta�a bez ogr�dek. � Co to, Anglicy gorsi? � Ko�ciochrup twierdzi, �e Turcy s� o wiele bardziej smako�ykowaci, istne soczy�ciochy. Podobno maj� uroczy podsmak nasturcji. � Wierz� � powiedzia�a dziewczynka. � No pewnie! � krzykn�� olbrzym. � Bo w og�le ka�dy lud� jest wyj�tkowski i pe�en niespodzia�ek. Jedni s� smako�ykowaci, a zn�w inni pasku�erni. Na przyk�ad Grek to okropny pasku�er. �aden olbrzym nie bierze Grek�w do ust. � A to dlaczego? � Dlatego, �e smakuj� kasz� greczan�. Obrzyd�astwo! � Wyobra�am sobie � rzek�a Zosia, lekko roztrz�siona. Zastanawia�a si�, dok�d zmierza ta ca�a rozmowa o ludo�erstwie. Cokolwiek si� stanie, ona musi si� dostraja� do tego osobliwego wielkoluda i �mia� si� z jego �art�w. Tylko czy to aby s� �arty? Mo�e ta wielgachna bestia tyle m�wi o jedzeniu, bo chce nabra� apetytu? JU� ci m�wi�em � ci�gn�� olbrzym � �e ka�dy lud� ma inny aromat. Na przyk�ad ludzie z Panamy bardzo wyra�nie smakuj� kapeluszami. � Czemu w�a�nie kapeluszami? � Co� nie bardzo jeste� rozgarniona � stwierdzi� olbrzym, na przemian wysuwaj�c uszy i zn�w je chowaj�c. � My�la�em, �e wszystkie ludzie s� okropnie rozumiaste, ale ty wida� jeste� kapu�ciana g�owa. � A w�a�nie! Lubisz warzywa? � spyta�a Zosia w nadziei, �e skieruje rozmow� na temat mniej z�owrogich pokarm�w. � Usi�ywasz zmieni� temat � rzek� olbrzym surowym tonem. � Prowadzimy zajmuj�c� pogadyw�dk� o ludziowych smakach, a lud� to nie warzywo, ty kapu�ciana g�owo. � Jak to nie warzywo? Przecie� sam m�wisz, �e jestem kapu�ciana g�owa. � Ludzka g�owa chodzi na dw�ch nogach, a kapu�ciana w og�le nie chodzi. Zosia si� nie sprzeciwia�a. Za nic w �wiecie nie chcia�a si� narazi� olbrzymowi. � Ludzie � ci�gn�� ten ostatni � maj� krztylion rozmaiciastowatych smak�w. Na przyk�ad Tatarzy s� szorstcy jak tarka, ale za to smakuj� jak krem. � Krem? � zdziwi�a si� Zosia. � Chyba raczej befsztyk. � Smakuj� jak krem, bo pochodz� z P�wyspu Kremskiego. Wiem, co m�wi�. A ty lepiej nie kr�twa�. Zadam ci inny przyk�ad. Ludzie z Peru obrzyd�awie drapi� w gardle, ca�kiem jak peruka. W�osi te� bywaj� okropnie w�ochaci, a ju� najgorszy jest lud� z Szetland�w, bo smakuje po prostu d�ersejem. � Chyba szetlandem? � Zn�w kr�twasisz! � krzykn�� olbrzym. � Wypraszam sobie! To jest powa�ny i donosicielski temat! Mog� m�wi� dalej? �Ale� prosz� � powiedzia�a Zosia. � Alzatczycy z Alzacji wyra�nie tr�c� psin�. � Oczywi�cie. Smakuj� jak owczarki alzackie. � Akurat! � zawo�a� olbrzym, wal�c si� d�oni� po udzie. � Alzatczycy z Alzacji smakuj� nowofundlandczykiem! � Czym wobec tego smakuj� mieszka�cy Nowej Fundlandii? � Owczarkiem! � triumfalnie zakrzykn�� olbrzym. � Owczarkiem alzackim! � Czy ci si� aby troch� nie myli? � spyta�a Zosia. � Ja jestem olbrzym okrutnie pomylony � przyzna� jej rozm�wca. � Ale si� staram, jak umiem. A i tak jestem mniej pomylony ni� inne olbrzymy. Znam takiego, co na kolacj� lata a� do Cholewic. � Do Cholewic? A gdzie to jest? � Ty chyba naprawd� masz kie�bie we �bie. Cholewice le�� w Polsce. Lud� stamt�d jest szczeg�lnie smako�ykowaty. Tak przynajmniej twierdzi ten olbrzym, co si� �ywi tambylcami. � Tak? A czym oni smakuj�?! � Past� do but�w. �Oczywi�cie � powiedzia�a Zosia. � Powinnam si� by�a domy�li�. Uzna�a, �e pora ju� ko�czy� t� rozmow�. Skoro olbrzym zamierza j� po�re�, lepiej od razu mie� to z g�owy, ni� tak czeka� i czeka�. � A ty jakimi lud�mi si� �ywisz? � spyta�a z dr�eniem. � Ja! � zakrzykn�� olbrzym, a� zad�wi�cza�y s�oje na p�kach. � Ja mia�bym �apaszowa� ludzi�w! Przenigdy! Wszystkie olbrzymy co noc chapszcz� ludzi�w, ale nie ja! Ja jestem olbrzym zdziwaczniony! Olbrzym misiuli�ski i przytulny! Jedyny taki olbrzym w Krainie Olbrzym�w! Ja si� nawet nazywam Wielkomilud! We w�asnej osobie. A ty jak si� nazywasz? � Na imi� mi Zosia � odpar�a dziewczynka. Nie �mia�a jeszcze uwierzy� w t� dobr� wiadomo��, kt�r� przed chwil� us�ysza�a. OLBRZYMY � Ale je�eli jeste� taki mi�y i przyjacielski � powiedzia�a Zosia � to czemu wykrad�e� mnie z ��ka i porwa�e�? � Bo mnie widzia�a� � odpar� Wielkomilud � a kto widzi olbrzyma, tego trzeba czym pr�dzej porwa�, prast�szast. � Dlaczego? � Pierwsza rzecz to to, �e ludzie w�a�ciwie w nas nie wierz�, prawda? My�l�, �e tak naprawd� to nas nie ma. � Ja wierz�. � Tak, ale tylko dlatego, �e mnie widzisz! A ja nie mog�, �adnym podpozorem nie mog� pozwoli�, �eby ktokolwiek mnie widzia� i mimo to zosta� w domu � cho�by takule�ka dziewuszka. W okamknieniu zacz�aby� si� sza�apu�ci� t�dy i szw�dy i rozgdakiwa�, �e widzia�a� prawdziwego olbrzyma, a wtedy na ca�ym �wiecie zacz�yby si� wielkie �owy na olbrzym�w, olbrzymi berek i szuka�stwo. Ka�dy lud� strasznie by si� podnieci� i szpera�by wsz�dzie, wsz�dzie by wypatrywa� tego wielkoluda, kt�rego niby widzia�a�. Ka�dy z�apa�by w gar��, co si� nawinie, i huzia! Biegaliby za mn�, a� by mnie chwycili i zakluczyli w klitce: zakluk, zakluk! Trzymaliby mnie w zoo, czyli w takim barakojcu, gdzie siedz� uwi�z�e krokodyli�anse i d�wiedzie. Zosia w duchu przyzna�a mu racj�. Gdyby kto� obwie�ci�, �e widzia� prawdziwego olbrzyma przemierzaj�cego noc� ulice miasteczka, na ca�ym �wiecie z pewno�ci� podni�s�by si� nies�ychany rwetes. � Zak�ad � ci�gn�� Wielkomilud � �e i ty rozch�apa�aby� nowin� na ca�y �wiat, gdybym ci� nie wygarstn�� z po�cieli. Mo�e nie? � Chyba tak � przyzna�a Zosia. � A to by by�o bardzo niedobrze. � Wi�c co teraz ze mn� b�dzie? � Je�eli pozwol� ci wr�ci�, to rozgadasz o nas na ca�y �wiat przez telewizjer i radiosupe�. Czyli musisz tu zosta� do ko�ca �ycia. � Och, nie! � zawo�a�a Zosia. � W�a�nie, �e tak! Ale ostrzegam: nie wa� si� ani na chwil� wyszwenda� z pieczary beze mnie, bo inaczej mierne twoje wid�aki! Zaraz ci poka�� takich, co ci� chapsn�, je�eli im poka�esz cho�by czubuszek nosa. Wielkomilud zdj�� Zosi� ze sto�u i podszed� z ni� do wej�cia. Odturla� na bok ogromny g�az i rzek�: � Wyjrzyj na dw�r, dziewuszko, i powiedz mi, co widzisz. Zosia siedzia�a na d�oni olbrzyma. Ostro�nie wyjrza�a z pieczary. S�o�ce wzbi�o si� tymczasem wysoko. Pra�y�o �ywym ogniem ��te pustkowie, upstrzone b��kitnymi ska�ami i usch�ymi drzewami. � Widzisz ich? � spyta� Wielkomilud. Mru��c oczy dla ochrony przed pa�aj�cym s�o�cem, Zosia ujrza�a kilka ogromnych postaci, kt�re porusza�y si� w�r�d ska� w odleg�o�ci jakich� pi�ciuset metr�w. Trzy czy cztery takie stwory siedzia�y bez ruchu na ska�ach. � Jeste�my w Krainie Olbrzym�w � o�wiadczy� Wielkomilud. � Wszystko to s� olbrzymy, co do jednego. Od widoku, kt�ry ukaza� si� oczom Zosi, mog�o si� zakr�ci� w g�owie. Olbrzymy by�y opalone na br�z i prawie ca�kiem go�e. Mia�y tylko przepaski na biodrach � co� w rodzaju kr�tkich sp�dniczek. Lecz je�li Zosia dosta�a zawrotu g�owy, to przede wszystkim dlatego, �e stwory te by�y wr�cz kolosalne, znacznie wy�sze i bardziej rozro�ni�te ni� Wielkomilud. A jakie przy tym brzydkie! Niekt�rym stercza�y wydatne brzuszyska. Wszystkie olbrzymy mia�y d�ugie �apska i wielgachne stopy. Z daleka nie spos�b by�o przyjrze� si� ich twarzom, ale mo�e to i lepiej. � Co one robi�? � spyta�a Zosia. � Nic � odpar� Wielkomilud. � Ot, wa��sz� si� i szw�dz�, czekaj�c nocy, bo wtedy rozczmychn� si� na kolacj� w r�ne strony, gdzie �yj� ludzie. � Czyli do Turcji. � Owszem, Ko�ciochrup szustnie do Turcji, ale inni rozbie�n� si� w ca�kiem zakamar�e miejsca. Jeden lubi obsmak pasty do but�w, wi�c si� wygrzebie do Cholewic, a zn�w inny, kt�ry woli, �eby lud� smakowa� kapelu�nie, hycnie do Panamy. Ka�dy olbrzym ma swoje ulubia�e �owiszcze. � A do Anglii te� si� wyprawiaj�? � Cz�sto. Anglicy s� podobno przepychaci, bo smakuj� we�nianymi spodniami na muszelkach. � Nie bardzo rozumiem. � Niewa�ne. Nie mog� przez ca�y czas wyra�a� si� prosto. Czasem wyra�am si� na bakier. � I wszystkie te wstr�tne olbrzymy rzeczywi�cie jeszcze dzi� w nocy p�jd� po�era� ludzi? � Ka�dy z nich robi to noc w noc � przytakn�� Wielkomilud. � Ka�dy, tylko nie ja. W�a�nie dlatego mierne twoje wid�aki, je�eli ci� kt�ry� wyzerka. Po�knie ci� jak kawa�ek jackaplacka, na jeden chaps. � Ale� to okropno��! Jak oni tak mog�? Czemu nikt im nie przeszkodzi? � Dop�aszczam si� �aski, a niby kto mia�by im przedszkodzi�? � A ty by� nie m�g�? � Nigdy w �ycie! � zakrzykn�� Wielkomilud. � Wszystkie te ludo�erne olbrzymy s� wielgromne i strasznie zajadle! Ka�dy jest co najmniej dwa razy bardziej rozbarczystwiony ni� ja i dwa razy wy�szy ni� moja kr�lewska wyskoczno��! � Dwa razy wy�szy od ciebie! � No chyba. Teraz ich widzisz z daleka, ale poczekaj, a� zobaczysz z bliska. Ka�dy ma co najmniej pi�tna�cie metr�w wzrostu, wielgromne mu�sku�y i moc aniszumu. Ja jestem takule�ki. Jestem kurpudel. W Krainie Olbrzym�w siedem metr�w wzrostu to fraszka. � Nie przejmuj si�. Uwa�am, �e jeste� ogromny. Przecie� nawet palce u n�g masz wielkie jak kie�basy. � Wi�ksze � z zadowoleniem sprostowa� Wielkomilud. � Jak m�oty reumatyczne. � Ilu jest tych olbrzym�w? � W sumie dziewi�ciu. � Czyli co noc porywaj� gdzie� na �wiecie i zjadaj� �ywcem dziewi�cioro nieszcz�nik�w. � Wi�cej ni� dziewi�cioro. Widzisz, to zale�y, jaki du�y jest poszczeg�lny lud�. Na przyk�ad ludzie z Japonii albo z Mali s� bardzo mali, wi�c olbrzym musi wchapsa� mniej wi�cej sze�ciu Jap�czk�w albo Malc�w, nim si� nasyci. Inni, na przyk�ad Norwegowie albo Jank�sy, s� znacznie sporsi. Zwykle dw�ch lub trzech wystarcza na porz�dn� uk�sk�. � A czy te ohydne olbrzymy zagl�daj� do wszystkich kraj�w? � Wsz�dzie co jaki� czas wst�puj�, z wyj�tkiem Grecji. To, dok�d olbrzym si� wybierze, zale�y od samopoczucia. W tu paln� noc, kiedy jest gor�co jak na patelni z rozg�arzon� oliw�, najpewniej biegnie na ozi�b�� p�noc i dla och�ody chrupta sobie paru �ezkimors�w, bo dla olbrzyma �ezkimors jest tak samo apetuczny, jak dla ciebie porcja lod�w. � Wierz� ci na s�owo � powiedzia�a Zosia. � Za to w noc ozi�b��, kiedy olbrzym dostaje trz�siej sk�rtki, szustnie raczej na puszczyni�, �eby chapsn�� na rozgrzewk� kilkoro Hotamtentot�w. � Ale� to okropne! � Nic tak nie rozgrzewa zmar�lonego olbrzyma, jak gor�cy Hotamtentot. � A gdyby� mnie teraz postawi� na ziemi i bym do nich podesz�a? Rzeczywi�cie by mnie zjedli? � W trzy �mig�a! I to bez gryzienia, bo jeste� takule�ka, �e starczy�aby� akurat na jeden chaps. Ledwo by ci� kt�ry� wyzerka�, zaraz wzi��by w dwa paluchy i grdykn�� jak kropl� dreszcz�wki! � Wracajmy do jaskini � powiedzia�a dziewczynka. � Od samego patrzenia na nich robi mi si� niedobrze. CUDOWNE USZY W pieczarze Wielkomilud zn�w posadzi� Zosi� na ogromnym stole. � Czy ci aby ciepluszko w samej koszulce? � spyta� z trosk�. � Nie dosta�a� jeszcze trz�siej sk�rtki? � Nie narzekam � uspokoi�a go dziewczynka. � Akurat pomy�la�em o twoich biednych rodzicach � rzek� Wielkomilud. � Pewnie ju� si� rozbie�li po ca�ym domu i wo�aj� hop, hop, gdzie si� zapodzieruszy�a nasza Zosia? �Nie mam rodzic�w. Umarli, kiedy by�am ca�kiem malutka. � O, nieszcz�sne biedacz�tko! � zakrzykn�� Wielkomilud. � Pewnie bardzo za nimi st�chlisz? � W�a�ciwie to nie, bo ich w og�le nie zna�am. � Zasmucasz mnie � wyzna� olbrzym, tr�c pi�ci� oczy. � Nie przejmuj si�. Nikt nie b�dzie si� o mnie specjalnie martwi�. Zabra�e� mnie z sieroci�ca. Wszystkie dzieci w naszym domu to sieroty. � Ach, wi�c jeste� sieroczk�? � Tak. � A ile was by�o w tym sierocza�cu? � Dziesi�cioro. Same dziewczynki. � Dobrze ci tam by�o? � Okropnie. Jak kt�ra� co� przeskrobala, na przyk�ad wsta�a w nocy z ��ka albo nie z�o�y�a ubrania w kostk�, to kierowniczka, pani Clonkers, zaraz j� kara�a. � Jak? � Zamyka�a w piwnicy na ca�y dzie� i ca�� noc, bez jedzenia i bez picia. � Wstr�tny, zastarza�y drabsztyl! � zawo�a� Wielkomilud. � To by�o straszne. Ba�y�my si� potwornie. W piwnicy by�y szczury. S�ysza�y�my, jak �a��. � A to j�dzna wred�ma! Od lat nie s�ysza�em tak obrzyd�acznej historii! Coraz mi smutniej! � Po policzku olbrzyma sp�yn�a �za, kt�ra ledwo zmie�ci�aby si� w wiadrze. Z chlupotem spad�a na pod�og� i rozla�a si� w spor� ka�u��. Zosia ogromnie si� zdumia�a. �C� to za dziwny, zmienny stw�r � pomy�la�a. � Najpierw mi m�wi, �e mam kie�bie we �bie, a potem si� rozp�ywa z �alu, bo pani Clonkers zamyka nas w piwnicy�. � Mam wi�ksze zmartwienie � powiedzia�a. � Wcale nie chc� tu zosta� do ko�ca �ycia. Tutaj jest okropnie. Sierociniec te� by� straszny, ale przynajmniej wiedzia�am, �e nie musz� tam siedzie� w niesko�czono��. � Wszystko przeze mnie � rzek� Wielkomilud. � Post�pi�em jak zwyk�y kid�aper. Druga �za, r�wnie wielka jak pierwsza, wezbra�a mu w oku i rozprys�a si� na pod�odze. � Jak si� nad tym chwil� zastanowi�, to wcale tak d�ugo tu nie zabawi� � podj�a Zosia przerwany w�tek. � Obawiam si�, �e d�ugo. � W�a�nie, �e nie. Pr�dzej czy p�niej te bydlaki z�api� mnie i zjedz� na podwieczorek. � Po moim strupie! � zakrzykn�� Wielkomilud. W pieczarze zapanowa�a cisza. Po chwili Zosia spyta�a: � Powiesz mi jedn� rzecz? Wielkomilud otar� �zy grzbietem d�oni i z zadum� popatrzy� na dziewczynk�. � Strzelaj � rzek� po namy�le. � Powiedz mi, prosz�, co robi�e� noc� u nas w miasteczku? Czemu wetkn��e� t� d�ugachna tr�b�nietr�b� do sypialni ma�ych Goochey�w, a potem w ni� dmuchn��e�? � Ha! � zawo�a� Wielkomilud, prostuj�c si� gwa�townie. � Nagle�my si� zrobili okropiennie w�ciubscy! � A ta twoja waliza? � ci�gn�a Zosia. � Co to wszystko w�a�ciwie znaczy? Dziewczynka siedzia�a na stole, skrzy�owawszy nogi po turecku. Wielkomilud obrzuci� j� podejrzliwym spojrzeniem. � Chcesz, �ebym ci zdradzi� wielgromny sekret � powiedzia�. � Co�, o czym nie wie nikt na �wiecie. � Nikomu nie pisn� ani s�owa � obieca�a dziewczynka. � Przysi�gam. A zreszt� przed kim mia�abym si� wygada�? Przecie� zostan� tu do ko�ca �ycia. � Mog�aby� rozgdaczy� innym olbrzymom. � Nie mog�abym. Sam m�wi�e�, �e mnie zjedz�, jak tylko mnie zobacz�. � Bo i pewnie. Jeste� ma�y lud�, a dla nich ludzie s� jak stru�kawki ze �mietan�. � Skoro maj� mnie od razu zje��, to chyba nie zd��� si� wygada�, prawda? � Rzeczywi�cie. � No to dlaczego my�lisz, �e si� jednak wygadam? � Pewnie dlatego, �e mam w g�owie same zbdurstwa i g�upstwoty. Jak b�dziesz s�ucha�a wszystkiego, co m�wi�, to ci� s�uszy rozbol� i tyle. � Powiedz mi, prosz�, po co przyszed�e� do naszego miasteczka? Naprawd� si� nie wygadam. � A poka�esz mi, jak si� robi su�onia? � Co takiego? � Rozkosznie bym pragn�� poje�dzi� na su�oniu � rzek� Wielkomilud rozmarzonym tonem. � Ach, gdybym mia� misiuli�skiego, wielgromnego su�onia! Je�dzi�bym po zielonych lasach i od rana do nocy nic, tylko bym zrywa� brzosk�winie. W Krainie Olbrzym�w panuje nieustawalny tupa� i skwier. Nic tu nie ro�nie pr�cz �obg�rc�w. Chcia�bym przenie�� si� gdzie�, gdzie m�g�bym od rana je�dzi� na su�oniu i zrywa� brzosk�winie. Zosi� ogromnie wzruszy�o to niezwyk�e wyznanie. � Mo�e kiedy� znajdziemy ci s�onia � powiedzia�a. � I s�onia, i brzoskwinie. A teraz m�w, co robi�e� u nas w miasteczku. � Skoro tak si� upierasz, to ci powiem, �e wdmusza�em dzieciom sny do spialni. � Jak to? � A tak to. Ja jestem taki olbrzym, co wdmusza sny. Inne olbrzymy biegaj� t�dy i szw�dy i �apaszuj� ludzi�w, a ja tymczasem pomykam ca�kiem gdzie indziej i wdmuszam dzieciom sny do spialni. Mi�e sny. Urocze, kolorowe. Zawsze wybieram taki sen, �eby �pi�cemu dziecku by�o misiuli�sko. � Zaraz, chwileczk�. A sk�d masz te sny? � Sam je zbieram. Mam ich ju� ca�e krztyliony � wyja�ni� Wielkomilud, wskazuj�c r�k� niezliczone rz�dy s�oj�w na p�kach. � Sn�w nie da si� zbiera�. S� przecie� nieuchwytne. � Nigdy si� nie pod�apiesz. Wiem o tym, i w�a�nie dlatego nie chc� ci powiedzie�, jak to jest ze snami. � Och, powiedz mi, prosz�! Zobaczysz, �e si� po�api�! Prosz� ci�, powiedz, jak zbierasz sny! Powiedz mi wszystko po kolei! Wielkomilud wygodnie si� usadowi� na krze�le, zak�adaj�c nog� na nog�. � Sny � zacz�� � to bardzo tajemnicze zjawiszcze. Unosz� si� w powietrzu jako takule�kie b�bulki i przez ca�y czas szukaj� za�ni�tych ludzi�w. � I ty je widzisz? � Nie od razu. � No to jak je �apiesz? � Aha! Dopiero teraz zbli�amy si� do mrocznych i zawid�aczonych tajemczyc! � Nikomu nie pisn� ani s�owa. � Wierz� ci � powiedzia� Wielkomilud. Zamkn�� oczy i na chwil� znieruchomia�. Zosia cierpliwie czeka�a. � Kiedy sen noc� unasza si� w powietrzu, to leciutko przy tym podbzykiwa, tak cichuszko i jedwabisto, �e �aden lud� go nie s�yszy. � A ty s�yszysz? Olbrzym wskaza� palcem swe uszy, wielkie jak ko�a ci�ar�wek, i zacz�� nimi rusza�. Wysuwa� je z g�owy i wci�ga� z powrotem. By� wyra�nie dumny, �e mo�e si� w ten spos�b popisa�. Na jego twarzy widnia� che�pliwy u�mieszek. � Widzisz, jakie mam s�uszy? � spyta�. � Trudno, �ebym nie widzia�a � odpar�a dziewczynka. � Mog� ci si� wyda� troch� komiksne, ale wierz mi, s� doprawdy nadzwyk�e. Nie masz co si� z nich pod�miejewa�. � Ani mi to w g�owie. � S�ysz� nimi ka�dziute�kie ka�dziuteniectwo. � To znaczy, �e s�yszysz wi�cej ni� ja? � Ba! Przy mnie jeste� g�ucha jak sowa w pie�! Tymi swoimi s�usza�kami chwytasz tylko najbardziej dudliste g�oskoty. Za to ja, kiedy �wiat szepcze swoje sekrety, s�ysz� wszystko! � Na przyk�ad? � Kiedy jestem w twoim kraju, s�ysz�, jak tupie bied�onka, id�ca po li�ciu. � Serio? � spyta�a Zosia. Olbrzym zaczyna� jej imponowa�. � No chyba. Bied�onka tupie, i to bardzo g�o�no. Idzie po li�ciu z takim g�oskotem, jakby to olbrzym maszerowa�. � Ach, jej! I co jeszcze s�yszysz? � S�ysz� spod ziemi, jak mr�wcie p�otkuj� mi�dzy sob�. � S�yszysz rozmowy mr�wek? � Ka�dziute�kie s�owo, ale nie ca�kiem rozumiem ich j�dzyk. � M�w dalej. � W niekt�re noce, kiedy powietrze jest wyj�tkowo przejrzyste, a ja obr�c� s�uszy w odpowiedzialnym kierunku � tu olbrzym zwr�ci� uszy do g�ry, w stron� sklepienia jaskini � ot� je�li w ten spos�b je skr�c�, a powietrze jest szczeg�lnie przejrzyste, s�ysz� z oddali muzbzyk� gwiazd. Zosia poczu�a lekki dreszcz. Ca�kiem ucich�a. Czeka�a dalszego ci�gu opowie�ci, nie zadaj�c ju� �adnych pyta�. � To w�a�nie moje s�uszy mi donios�y, �e mnie podgl�dwiasz z okna � ci�gn�� olbrzym. � Ale przecie� ja nawet nie pisn�am � zdziwi�a si� dziewczynka. � A� z drugiej strony ulicy s�ysza�em bicie twojego serca. �okomota�o jak b�ben. � Prosz�, m�w dalej. � S�ysz�, co wyczyniaj� drzewska i r�ne inne ro�liny. � To one te� rozmawiaj�? � Rozmawia� nie rozmawiaj�, ale wydaj� r�ne d�wi�ki. Na przyk�ad kiedy zrywam kwiat, to mu skr�cam m�odyg�, a� si� urwie. Kwiat krzyczy, ile ma si�, a ja bardzo wyra�nie s�ysz� jego krzyk. � Och, nie m�w. Przecie� to okropne. � Ty by� tak samo wrzeszcza�a, jakby ci kto wyrywa� r�k�. � M�wisz powa�nie? Kwiaty naprawd� tak krzycz�? � A co my�lisz, �e ci� wypuszczam w je�yny? � Troch� to wszystko nie do wiary. � Skoro tak, nic ci wi�cej nie powiem. Nie �ycz� sobie, �eby mi wymy�lano od k�akomczuch�w. � Och, przesta�! Przecie� ja ci w og�le nie wymy�lam! � zawo�a�a Zosia. � Naprawd� ci wierz�! Prosz�, opowiadaj dalej! Wielkomilud wlepi� w ni� surowe spojrzenie. Dziewczynka patrzy�a mu prosto w oczy. Na jej twarzy malowa�a si� zupe�na szczero��. � Naprawd� ci wierz� � powiedzia�a Zosia. Olbrzym by� wyra�nie dotkni�ty. � Do g�owy by mi nie przysz�o, �eby ci� ok�akomczusza� � powiedzia�. � Wiem � odpar�a dziewczynka. � Ale zrozum, nie�atwo jest od razu uwierzy� w takie niesamowite historie. � Rozumiem. � Wi�c daruj mi, prosz�, i opowiadaj dalej. Wielkomilud odczeka� chwil�, po czym rzek�: � Z drzewskami jest tak samo, jak z kwiatami: kiedy wbij� siekier� w pie�, z jego serca dobiega okropeczny d�wi�k. � Jaki? � Drzewsko cicho j�czy, tak jak stary cz�owiek, gdy umiera. Urwa� na moment. Wjaskini zapanowa�a cisza. � Drzewska �yj� i rosn�, nie inaczej ni� ty czy ja � podj�� olbrzym przerwany w�tek. � Inne ro�liny te�. Siedzia� na krze�le, trzymaj�c si� bardzo prosto. D�onie z�o�y� razem, mocno zacisn�� i opar� na kolanach. Twarz mu poja�nia�a, a oczy sta�y si� wielkie i promienne jak gwiazdy. � S�ysz� takie cudowne, takie przestraszne d�wi�ki! � powiedzia�. � Niekt�rych na pewno wola�aby� nie s�ysze�, ale za to inne bgrzmi� jak najpodnio�lejsza muzbzyka! Tak by� podekscytowany w�asnymi my�lami, �e zasz�a w nim cudowna przemiana. Jego twarz pa�aj�ca uczuciem wydawa�a si� wr�cz pi�kna. � Powiedz mi co� jeszcze o tych d�wi�kach � cichutko poprosi�a Zosia. � Warto, �eby� kiedy� us�ysza�a, jak rozmawiaj� mysie! Gadul� bez przerwy, a ja s�ysz� je tak wyra�nie, jak w�asny g�os! � A co takiego m�wi�? � Tylko one to wiedz�. Paj�ki to te� straszne gadalce. Pewnie si� zdziwisz, jak ci powiem, �e ka�dy paj�k to niebywa�y plotkarz. A kiedy prz�d� te swoje siatwy, bez przerwy kl�skaj�, s�odziej ni� gus�owiki. � Co jeszcze s�yszysz? � G�sienniki to te� okropeczne plotkary. � A o czym tak plotkuj�? � Wci�� si� sprzeczaj� o to, z kt�rego wyro�nie najpi�kniejszy m�otyl. O niczym innym nie m�wi�. � A czy akurat teraz fruwa po tej jaskini jaki� sen? Wielkomilud zacz�� rusza� uszami w r�ne strony, nas�uchuj�c z uwag�. Pokr�ci� g�ow�. � Nie, nie ma tu �adnego snu � o�wiadczy�. � Opr�cz tych, kt�re trzymam w s�ojach. Kiedy chc� na�apa� sn�w, id� w jedno szpicjalne miejsce. Do Krainy Olbrzym�w sny niecz�sto zagl�daj�. � A jak je �apiesz? � Tak jak m�otyle, siatw�. Wsta� i poszed� do k�ta, w kt�rym sta� dr��ek oparty o �cian�, d�ugi na jakie� dziesi�� metr�w. Do jego ko�ca przymocowana by�a siatka. � Oto moja sno�apka � rzek� Wielkomilud, ujmuj�c dr��ek jedn� r�k�. � Co rano wybieram si� na polowanie i chwytam nowe sny, a potem je zamykam w s�ojach. Nagle rozmowa przesta�a go interesowa�. � Jestem coraz bardziej g�odny � powiedzia�. � Pora co� przeszturchn��. �OBG�RCE � Ale skoro nie jeste� ludo�erc�, tak jak inne olbrzymy, to czym si� �ywisz? � spyta�a Zosia. � Rzeczywi�cie, dosy� to k�opot�awa sprawka � odpar� Wielkomilud. � W tej naszej przekr�t�ej Krainie Olbrzym�w nie wyrastaj� takie pogodne jadalstwa, jak ananasy czy pomazara�cze. Wyrasta tu tylko jedno jedyne jarzywo, nies�ychanie ja�owiste: �obg�rzec. � �obg�rzec? � zawo�a�a Zosia. � Przecie� taka jarzyna nie istnieje. Wielkomilud spojrza� na dziewczynk�, ods�aniaj�c w u�miechu mniej wi�cej dwadzie�cia bia�ych, kwadratowych z�b�w. Wczoraj � powiedzia� � nie wierzyli�my w olbrzym�w, a dzi� nie wierzymy w �obg�rce. Nie wierzymy w nic, czego�my nie widzieli w�asnymi zerka�kami. A co ci m�wi na przyk�ad s�owo �klasograjek�? � S�ucham? � Albo mi�czyd�aw? � A to co zn�w takiego? � Kocid�ak? � Koci co? � Gnieciuszczych? � Czy to s� zwierz�ta? � Tak, i to bardzo podspolite � rzek� Wielkomilud wzgardliwym tonem. � Ja sam nie nale�� do przem�drzak�w, ale z ciebie to ju� jest chyba ca�kiem bezwiedny lud�. Twoja m�zg�owica zionie wypustk�. � Chcia�e� chyba powiedzie� �pustk�� � sprostowa�a Zosia. � Co chc� powiedzie�, a co m�wi�, to dwie ca�kiem osobne osobliwo�ci � rzek� olbrzym do�� wynio�le. � Zaraz ci poka�� �obg�rzec. Otworzy� na o�cie� pot�n� szaf� i wyj�� z niej najdziwniejszy okaz, jaki Zosia w �yciu widzia�a. �obg�rzec normalnemu cz�owiekowi si�ga�by najwy�ej do pasa, ale by� znacznie grubszy ni� cz�owiek w talii: w obwodzie mierzy� mniej wi�cej tyle, co w�zeczek dziecinny. By� czarny, znaczony wzd�u� bia�ymi pr�gami, ca�y w szorstkich wzg�rkach. � Widzisz, jaki odra�liwy �obg�rzec! � zawo�a� Wielkomilud, wymachuj�c warzywem. � Wstr�c� si� nim! Pogardzam go i nim wybrzydzam! Ale nie chc� �apaszowa� ludzi�w, tak jak inne olbrzymy, wi�c musz� przez cale �ycie chrupczy� ja�owiste �obg�rce. Inaczej zosta�aby ze mnie sk�ra i z�o�ci. � Chyba sk�ra i ko�ci. � Wiem, �e ko�ci. Ale zrozum, nie moja wina, �e j�dzyk mi si� czasem troch� zygzaczy. Staram si�, jak mog�. Nagle zrobi� okropnie sm�tn� min�. Zosia bardzo si� przej�a. � Przepraszam � powiedzia�a. � Nie chcia�am by� niegrzeczna. � W Krainie Olbrzym�w nigdy nie by�o szko�wy, wi�c nie mia� mnie kto nauczy� m�wi� � ze smutkiem rzek� Wielkomilud. � A mama nie mog�a? � Mama! Olbrzymy nie maj� mam! Co jak co, ale to chyba powinna� wiedzie�. � Nie wiedzia�am. � No bo czy kto kiedy s�ysza� o olbrzymicy? � zawo�a� Wielkomilud, zataczaj�c �obg�rcem ko�a niby lassem. � Olbrzymic nie ma, nigdy nie by�o i nie b�dzie. Je�eli olbrzym, to zawsze m�czyzna. Zosia poczu�a, �e troch� si� w tym wszystkim gubi. � W takim razie � spyta�a � kto ci� urodzi�? � Olbrzymy si� nie rodz�. Po prostu si� zjawiaj�, tak jak s�o�ce i gwiazdy. � A ty kiedy si� zjawi�e�? � Niby sk�d mia�bym wiedzie�? To by�o tak dawno, �e za nic bym si� nie dozliczy�. � Czyli nie wiesz nawet, ile masz lat? � �aden olbrzym nie wie, ile ma lat. Wiem tylko, �e jestem bardzo zastarza�y, okropiennie zastarza�y i pozmarszcza�y. Mo�e tak samo zastarza�y jak Ziemia. � A co si� dzieje, kiedy olbrzym umiera? � Olbrzymy nie umieraj�. Czasem kt�ry� nagle znika i nikt nie wie, gdzie on si� zapodzieruszy�. Ale to rzadko��. Przewa�nie �azimy po tym �wiecie i �azimy, do znudzenia, jak jakie� �azanki. Trzymaj�c w prawej r�ce monstrualny �obg�rzec, Wielkomilud wzi�� do ust jeden jego koniec, ugryz� ogromny k�s i zacz�� chrupa� z takim �oskotem, jakby gryz� lodow� kr�. � Ale� to paskudliwo��! � wybe�kota� z pe�nymi ustami pryskaj�c w stron� Zosi grudami �obg�rca, kt�re przeci�y powietrze niby kule armatnie. Dziewczynka zacz�a skaka� po blacie, robi�c uniki. � Obrzyd�awstwo! � gulgota� Wielkomilud. � A� mnie mygli i zohydza! Sama spr�buj, jaki wstr�ciuszny obsmak! � Nie, dzi�kuj� � powiedzia�a Zosia, cofaj�c si� nieco. � Odt�d i tak ju� niczego innego w �yciu nie chapsniesz, wi�c lepiej od razu zacznij si� przyzwyczaja�. No, mi�czyduszko, skosztel �obg�rca! Dziewczynka ugryz�a kawal�tek. � Ffffuj! � prychn�a. � Och, nie! Ojejejku! Na pomoc! � szybko wyplu�a wszystko, co mia�a w ustach. � Smakuje �abi� sk�r�! � powiedzia�a, z trudem chwytaj�c oddech. � I zgni�� ryb�! � �eby tylko! � zawo�a� Wielkomilud, rycz�c ze �miechu. � Mnie �obg�rzec smakuje kalaruchem i pluksw�! � Czy my naprawd� musimy je�� to paskudztwo? � spyta�a Zosia. � Tak, chyba �e chcesz ca�kiem wychudli� i wreszcie si� rozchwia� w powietrzu. � Chyba �rozwia� � sprostowa�a dziewczynka. � �Rozchwia� znaczy ca�kiem co innego. Wielkomilud popatrzy� na Zosi� troch� smutno, a troch� tak, jakby chcia� jej si� przypodoba�. � Ach, s�owa � powiedzia�. � Przez ca�e �ycie borycz� si� z nimi i szarmotam. Lepiej zdob�d� si� na cierpliwo�� i przesta� marudz�c. Ju� ci m�wi�em, �e zawsze wiem, co chc� powiedzie�, tylko mi si� s�owa sup�acz�. � Ka�demu si� mo�e zdarzy�. � Ale nie tak cz�sto jak mnie. M�wi� po prostu poczgwarnie. � Moim zdaniem m�wisz bardzo pi�knie. � Tak uwa�asz? � Wielkomilud nagle si� rozpromieni�. � Naprawd� tak uwa�asz? � Po prostu pi�knie � powt�rzy�a Zosia. � Ha! Nigdy w �yciu nikt mnie tak wspaniale nie obdarowi� jak ty teraz. Nie pr�bujesz aby nabi� mnie w syfon? � Sk�d�e znowu. Strasznie mi si� podoba to, jak m�wisz. � Cudownie! � zawo�a� olbrzym, wci�� promieniej�c. � Hopsasnie! Jestem kompletnie zachwyszczony! Zaj�k�o mnie na mur. � S�uchaj � powiedzia�a dziewczynka. � Wcale nie musimy je�� �obg�rc�w. Wok� naszego miasteczka s� ca�e pola pysznych warzyw, na przyk�ad kalafior�w i marchwi. Mo�e by� troch� przyni�s� nast�pnym razem? Wielkomilud dumnie zadar� g�ow�. � Jestem olbrzym honoratny � o�wiadczy�. � B�d� raczej marnia� obrzyzdgliwe �obg�rce, ni� si�gn� po cudze. � Aha, a mnie to ukrad�e� � przypomnia�a mu Zosia. � Nie bardzo by�o co kra�� � odpar� Wielkomilud z �agodnym u�miechem. � Przecie� takule�ka z ciebie dziewuszka. JUCHO��OP Wtem u wej�cia do pieczary rozleg� si� straszliwy �omot. Gromowy g�os zakrzykn��: � Kurpudel! Hej, kurpudel, jeste� tam? S�ysz�, �e jazgadulisz. Z kim tak jazgadulisz, kurpudel? � Uwa�aj! � zawo�a� Wielkomilud. � To Jucho��op! Nim umilk�, kto� odtoczy� na bok g�az tarasuj�cy wej�cie. Do jaskini wkroczy� pi�tnastometrowy olbrzym, co najmniej dwa razy wy�szy i t�szy od Wielkomiluda. By� ca�kiem nagi, je�li nie bra� pod uwag� brudnej szmaty, kt�r� mia� owini�te po�ladki. Zosia dalej siedzia�a na stole. Obok niej le�a� nadgryziony �obg�rzec. Szybko si� za nim schowa�a. Potw�r wtarabani� si� do pieczary i z gro�n� min� stan�� nad Wielkomiludem. � Z kim tu przed chwil� jazgaduli�e�? � hukn�� na niego z g�ry. � Jazgaduli�em sam do siebie � odpar� Wielkomilud. � Zbdury! � krzykn�� Jucho��op. � Durnialuki! � zahucza�. � Wiesz, co my�l�? My�l�, �e jazgaduli�e� z jakim� ludziem. � Nie, nie! � zawo�a� Wielkomilud. � A w�a�nie, �e tak! Ukrad�e� ludzia i przywlok�e� go sobie do nory, �eby mie� �yw� maksotk�! A ja ci go teraz wygarstn� i schruptam! B�d� mia� ekstra chapsk� przed kolacj�! Biedny Wielkomilud okropnie si� zdenerwowa�. � Nikogo tu nie ma � wyj�ka�. � Daj mi spok�j, co? Jucho��op wystawi� w jego stron� paluch gruby jak pie�. � Ty sparpycza�y kurpudlu! � wrzasn��. � Zapirtaczony kr�cisw�dku! Zw�grzywia�y pryszczykiju! Z�achmacony szmacidrapie! Zaraz ci tu przetrz�sn� k�ty! � z�apa� Wielkomiluda za przedrami�. � A ty mi pomo�esz. We dw�ch wygarstniemy tego smako�ykowatego ludzia! Wielkomilud mia� pocz�tkowo zamiar przy lada okazji zgarn�� Zosi� ze sto�u i schowa� za plecami, ale teraz oczywi�cie nie by�o ju� o tym mowy. Wygl�daj�c zza nadgryzionego czubka �obg�rca dziewczynka �ledzi�a wzrokiem dw�ch olbrzym�w, kt�rzy w�a�nie ruszyli w g��b jaskini. Jucho��op wygl�da� po prostu przera�aj�co. Sk�r� mia� brunatn� o czerwonawym odcieniu. Pier�, r�ce i brzuch porasta�y mu czarne k�aki. W�osy na g�owie mia� d�ugie, ciemne i sko�tunione, plugawa twarz okr�g�� i g�bczast�, oczy jak dwie czarne dziurki. Pod ma�ym p�askim nosem rozwiera�y si� ogromne usta si�gaj�ce niemal od ucha do ucha. Wargi przypomina�y dwa wielgachne fioletowe serdelki po�o�one jeden na drugim. W ustach stercza�y ��te szczerbate z�by, a po brodzie sp�ywa�y potoki �liny. Rzeczywi�cie nietrudno by�o uwierzy�, �e ta okropna bestia co noc po�era m�czyzn, kobiety i dzieci. Trzymaj�c Wielkomiluda za przedrami�, Jucho��op po kolei ogl�da� rz�dy s�oj�w. � Co ty w�a�ciwie trzymasz w tych swoich zapleszcza�ych baniakach?� wrzasn��. � Nic, co by ci� mog�o zaciekawszczy� � odpar� Wielkomilud. � Tobie w �yciu chodzi tylko o to, �eby �apaszowa� ludzi�w. � A ty ze staro�ci dosta�e� kr�tka, ca�kiem jak kurkoci�g! � rykn�� Jucho��op. Zosia u�wiadomi�a sobie, �e krwio�erczy olbrzym lada chwila zawr�ci i obejrzy blat sto�u. Nie mog�a jednak zeskoczy� na ziemi�, bo st� mia� cztery metry wysoko�ci, z�ama�aby wi�c nog�. Chocia� �obg�rzec by� gruby w obwodzie jak w�zeczek dziecinny, nawet za nim nie czu�a si� bezpieczna. Jucho��op m�g� go przecie� podnie��. Dok�adnie obejrza�a nadgryziony koniec: stercza�y z niego nasiona wielko�ci melon�w. Tkwi�y one w mi�kkiej, �liskiej miazdze. Uwa�aj�c, �eby si� przypadkiem nie wychyli�, dziewczynka si�gn�a r�k� i wyd�uba�a kilka nasion. W mi��szu powsta�o zag��bienie na tyle du�e, �e mog�a si� w nim skuli�. Wczo�ga�a si� wi�c w g��b �obg�rca. By�a to mokra, o�lizg�a kryj�wka, ale jakie� to mia�o znaczenie wobec gro�by po�arcia? Jucho��op i Wielkomilud szli ju� w stron� sto�u. Wielkomilud by� bliski zemdlenia z trwogi, �e Jucho��op lada moment z�apie Zosi� i zje. Wtem Jucho��op wzi�� do r�ki nadgryziony �obg�rzec. Wielkomilud wlepi� spojrzenie w pusty blat. �Zosiu, gdzie jeste�? � pomy�la� z rozpacz�. Nie mog�a� przecie� zeskoczn��, a wi�c gdzie si� zapodzieruszy�a�?� � A wi�c to jest to obmier�liste paskuderstwo, kt�rym si� �ywisz! � zahucza� Jucho��op, podnosz�c �obg�rzec do g�ry. � Musisz by� nie�le bzikni�ty, �eby chapszczy� takie obrzyd�awstwo! Na chwil� jakby zapomnia� o Zosi. Wielkomilud postanowi� jeszcze bardziej odwr�ci� jego uwag�. � Owszem, to jest w�a�nie przepychaty �obg�rzec � powiedzia�. � Dzie� w dzie� obzjadam si� �obg�rcami. A ty, Jucho��op, nigdy ich nie kosztelile�? � Lud� jest bardziej soczy�cioszny � odpar� zapytany. � Zbdurstwa wygadywasz � rzek� Wielkomilud. Z sekundy na sekund� przybywa�o mu odwagi. Pomy�la�, �e je�li zdo�a wmusi� w Jucho��opa cho�by k�s ohydnego warzywa, sam obrzydliwy smak wystarczy, aby ludojad z dzikim rykiem wybieg� na dw�r. � Ch�tnie dam ci skoszteli� � ci�gn�� Wielkomilud. � Tylko nie zchapszcz ca�ego, kiedy ju� si� przekonasz, jaki jest smako�ykowaty. Zostaw mi chocia� gryzek na kolacj�. Jucho��op utkwi� w �obg�rcu podejrzliwe spojrzenie �wi�skich oczek. Zosia skulona w jamce u nadjedzonego ko�ca zacz�a dr�e� na ca�ym ciele. � Chyba nie wpuszczasz mnie w podkrzywy, co? � spyta� Jucho��op. � Nic podobnego! � z zapa�em krzykn�� Wielkomilud. � No, ugry�. Na pewno od razu zawo�asz: �Ach, jakie to smako�ykowate jarzywo, jaka przepychata warzyna!� Wielkomilud zauwa�y�, �e na sam� my�l o nieoczekiwanej przek�sce �akomy Jucho��op zaczyna jeszcze bardziej si� �lini�. � Warzyny s� bardzo wskazane � doda�. � Niezdrowo jest ci�gle je�� tylko mi�stwo i mi�stwo. � No, spr�buj� tego obrzyd�awego �eru, jeden jedyny raz � powiedzia� Jucho��op. � Ale odstrzegam, jak mnie �obg�rzec spaskudliwi, to ci go rozchwacz� na tej twojej �empentynce! Wzi�� do r�ki warzywo. �obg�rzec rozpocz�� kilkumetrow� w�dr�wk� ku paszczy olbrzyma. Zosia mia�a ochot� krzykn�� �Nie, nie!�, ale �ci�gn� �aby na siebie tym pewniejsz� zgub�, wi�c tylko si� skuli�a w�r�d o�lizg�ych nasion. Czu�a, �e si� wznosi coraz wy�ej. Nagle rozleg�o si� g�o�ne chrupni�cie: Jucho��op ugryz� ogromny k�s. Dziewczynka zobaczy�a, �e ogromne z�biska zwieraj� si� o kilka centymetr�w od jej g�owy. Zapad�a kompletna ciemno��: Zosia znalaz�a si� w paszczy olbrzyma. Zalecia� j� z�owrogi oddech ludojada, cuchn�cy zepsutym mi�sem. Tylko czeka�a, kiedy z�biska zewr� si� po raz drugi. Wola�a ju� szybk� �mier�. � Aubwghrttt! � zarycza� Jucho��op. � Uuulbwgrrdyk! Iiiiiiii! Wydawszy te dzikie okrzyki, splun��. Grudy mi��szu, kt�re mia� w paszczy, rozprys�y si� po ca�ej jaskini. Wraz z nimi ludo�erca wyplu� i Zosi�. Gdyby dziewczynka uderzy�a ca�ym cia�em o kamienn� �cian�, z pewno�ci� by si� zabi�a. Tak si� jednak z�o�y�o, �e wpad�a mi�dzy mi�kkie fa�dy czarnej opo�czy Wielkomiluda, wisz�cej na �cianie. Zsun�a si� na ziemi�, nieco og�uszona. Wczo�ga�a si� pod opo�cz� i przycupn�a jak myszka. � Ach, �e� ty szwindlopasie, wieprzyknurze jeden! � rykn�� Jucho