927

Szczegóły
Tytuł 927
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

927 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 927 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

927 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nowak Tadeusz Kazimierz Siemienowicz ok. 1600 - ok. 1651 Przyjazd W�a�nie dochodzi�o po�udnie i ruch by� w mie�cie najwi�kszy, gdy z bramy Zamku Kr�lewskiego w Warszawie wyszed� cz�ek w sile wieku, �redniego wzrostu, w barach rozro�ni�ty. Ruchy jego zdecydowane, szybkie i sprawne, nasuwa�y bystremu obserwatorowi my�l, �e cz�ek ten i do szabli, i do konia od m�odo�ci przywyk�. Ubrany by� w str�j holenderski, czarny, aksamitny, zdobny u szyi i przy r�kawach bia�ymi, sztywno wyprasowanymi koronkami. Szpada u boku �wiadczy�a, �e by� szlacheckiego rodu, a lekkie pochylenie g�owy i wyraz skupienia w szarych, patrz�cych spod nawis�ych brwi oczach, zdawa�y si� wskazywa�, �e ten cudzoziemski szlachcic wi�cej chyba czasu nad ksi��k� ni� przy stole biesiadnym sp�dzi�. Wyszed�szy z bramy, cudzoziemiec rozejrza� si� po zalanym s�o�cem dziedzi�cu i niespodziewanie czyst� polszczyzn�, z lekkim akcentem, znamionuj�cym wschodnie, chyba z teren�w Wielkiego Ksi�stwa Litewskiego, pochodzenie, zwr�ci� si� do towarzysz�cego mu pacholika: - Semko, ja teraz do pana Arciszewskiego, do arsena�u musz�. To szmat drogi, ale p�jd� piechot�, bo i powietrzem odetchn�� chc�, i miasto zobaczy�, kt�regom ju� tyle lat nie widzia�, i wreszcie pomy�le� o tym, com od kr�la jegomo�ci us�ysza�. Skocz ino do Ma�ka, niech z kolask� na moj� kwater� jedzie i tam niech czeka, a sam do mnie zaraz wracaj. B�d� pod pomnikiem, co go kr�l nasz swemu �wi�tej pami�ci nieboszczykowi ojcu Zygmuntowi wystawi� kaza�. Figur� obejrze� chc�, bom jej jeszcze, w cudzoziemskich krajach przebywaj�c, nie widzia�. Semko, smuk�y ch�opak lat mo�e szesnastu, z czarn� czupryn�, �niad� cer� i bystrymi, ciekawymi �wiata oczami, pobieg� p�dem do kolaski, stoj�cej daleko, bo a� za Bram� Krakowsk�, a z cudzoziemska ubrany szlachcic wolnym krokiem przeszed� tr�jk�tny dziedziniec przedni, rozci�gaj�cy si� przed zamkiem, i rzuciwszy okiem w lewo, na koszary gwardii kr�lewskiej, sk�d rozlega� si� gwar zmieszanych g�os�w, niecierpliwie ruszy� ramionami. "Chocia� i obiadowa pora si� zbli�a - pomy�la� - mogliby si� ciszej zachowywa�, u boku majestatu b�d�c". Dochodz�c do Bramy �wi�toja�skiej musia� si� na chwil� zatrzyma�, bo w�a�nie wyje�d�a�a z niej bogato zdobiona karoca. Spojrzawszy na siedz�cego w niej sztywno starszego ju� m�czyzn� o dostojnym obliczu, szlachcic pozna� w nim pana Jerzego Ossoli�skiego, kanclerza wielkiego koronnego, najbli�szego doradc� kr�la W�adys�awa IV. Uk�oni� mu si� z szacunkiem, kanclerz jednak, czy go nie pozna�, czy te� zaj�ty by� w�asnymi my�lami, do��, �e skin�� tylko oboj�tnie g�ow�. Nieznajomy zn�w ruszy� ramionami i przy�pieszywszy kroku wyszed� przez bram�, na ulic� Zamkow�, po czym skr�ciwszy w lewo znalaz� si� wkr�tce pod sklepieniem starej Bramy Krakowskiej, prowadz�cej na zewn�trz mur�w miejskich. Na placu za bram� ruch by� du�y, zw�aszcza na Senatorskiej, t�dy bowiem wi�d� trakt w stron� Krakowa i na Czerskim Przedmie�ciu, przez kt�re ci�gn�a si� droga do Ujazdowa i dalej, a� do starego zamku w Czersku. Cicho i spokojnie by�o tylko na Zawalu, uliczce biegn�cej w prawo od bramy, pomi�dzy ogrodami dom�w stoj�cych przy Miodowej i fos� towarzysz�c� murom miejskim. Wyszed�szy na plac, czarno ubrany szlachcic uwa�nym spojrzeniem ogarn�� roztaczaj�cy si� przed nim widok. Stwierdzi�, �e jego kolaska ju� odjecha�a, a szukaj�c wzrokiem swego pacholika dostrzeg� go pod sam� kolumn�. Ch�opak stan�� blisko, wyda�o mu si� bowiem, �e w ten spos�b lepiej dojrzy odlan� z br�zu, bogato z�ocon� posta� kr�la, umieszczon� wysoko, na szczycie kolumny. Zadar� teraz g�ow� i z otwart� g�b� wpatrywa� si� w dziwnie skr�cony pos�g. Widz�c to szlachcic u�miechn�� si�, ale nie podszed� do ch�opca, lecz poszuka� oczami miejsca, z kt�rego mo�na by ogarn�� wzrokiem ca�y pomnik. Teraz, gdy sta� przy Bramie Krakowskiej, ra��ce promienie po�udniowego s�o�ca o�lepia�y go, ruszy� wi�c na ukos przez plac i dopiero zbli�ywszy si� do ko�ci�ka klarysek, odwr�ci� si�. Ujrza� kolumn� ca�� o�wietlon�, mieni�c� si� czerwonawym, wypolerowanym marmurem, a na niej jasny, po�yskuj�cy z�otem pos�g kr�la. Zygmunt III sta� lekko pochylony, ca�y w zbroi i narzuconym na ni� p�aszczu. W prawej r�ce trzyma� szabl�, a w lewej krzy�. Pod nim sp�ywa�a w d� smuk�a kolumna, oparta na cokole z czarnego marmuru. Nieznajomy zaduma� si� nad pi�knem i niespotykanym kszta�tem pomnika. Sta� tak dobr� chwil�, gdy nagle pos�ysza� tu� ko�o siebie pe�en ni to zdziwienia, ni to rado�ci okrzyk: - Ale� to pan in�ynier Siemienowicz we w�asnej osobie stoi przede mn�. Kiedy� to wasza mi�o�� do naszej stolicy przyby� raczy�? Wpatrzony w kolumn� szlachcic odwr�ci� si� ku m�wi�cemu i ujrza� niewielkiego wzrostu cz�owieczka, ubranego w niebieski, aksamitny str�j, w�oskiego chyba kroju. Spod pachy stercza� mu zw�j jakich� papier�w, a siwiej�ce w�osy cechowa� artystyczny nie�ad. - Witam pana Jarz�bskiego, muzykusa i architektora jego kr�lewskiej mo�ci -wykrzykn�� Siemienowicz. - S�usznie waszmo�� pytasz, kiedym przyby�, bo to dopiero wczoraj wieczorem, jak kurz podr�ny z siebie strzepn��em, a dzi� od rana w zamku na pos�uchanie u kr�la czeka�em. Gdzie to waszmo�� d��ysz z tymi papierami pod pach�? - Z pr�bnego odgrywania nowej komedyi na teatrum kr�lewskim id�. Do�� nawet dobrze wypad�o, bo te� przyzna� trzeba, �e pan nasz, cho� i wojownik wielki jest, ale muzyk� i teatrum nad podziw mi�uje i grosza na dobrych artyst�w nie sk�pi. Rozmawiaj�cy nie zauwa�yli, �e ju� od d�u�szej chwili przys�uchuje si� im Semko, kt�ry zobaczywszy swego pana, porzuci� ogl�danie pomnika i teraz z zachwytem przygl�da� si� panu Jarz�bskiemu, a wreszcie nie strzyma� i wykrzykn��: - To�em ja waszmo�� pana w tym pa�acu widzia�, co w nim takie cuda pokazuj�, �e a� si� w g�owie kr�ci. Sala tam wielka, z kolumnami ca�a, a w niej kunszty przedziwne podnosz� si� i w d� schodz� i obracaj� si� w strony rozmaite i ciemno�� ukazuj� z chmurami, to zn�w niebie�ciutkie niebo ze s�o�cem albo z miesi�cem i z gwiazdami i morze... - Co ty pleciesz Semko - zaniepokoi� si� jego pan - gdzie� ty by�? A mo�e gor�czka ci� chwyci�a? - Jakem na waszmo�� pana w zamku czeka� tak d�ugo, to mi si� ju� cni�o i zacz��em i�� korytarzem, a p�niej po schodach, ca�ych z marmuru bia�ego, a� przyszed�em do takiej wielkiej sali, a tam patrz� - morze burzliwe, �odzie po nim �egluj�, a syreny p�ywaj�c �licznie �piewaj�, i z nieba persony r�ne spuszczaj� si�, i z ziemi wychodz�... Siemienowicz zn�w chcia� przerwa� t� gadanin�, niewiele z niej rozumiej�c, gdy odezwa� si� Jarz�bski: - Wida� waszmo�ci pacholik, po zamku b��dz�c, do teatrum trafi� podczas pr�bnego sztuki odgrywania. Nie takim jak on tam si� w g�owie zakr�ci� mo�e, bo jakom waszmo�ci rzek�, kr�l nasz na teatrum grosza nie sk�pi, nawet i teraz, kiedy wydatki du�e na inne zgo�a sprawy czyni, o czym waszmo�� pan lepiej ode mnie wiedzie� musisz, skoro w�a�nie z pos�uchania na zamku wracasz. Siemienowicz obrzuci� m�wi�cego kr�tkim, ale przenikliwym spojrzeniem i nie zmieniaj�c ani wyrazu twarzy, ani tonu poprzedniej rozmowy rzek�, niby sobie nagle co� przypominaj�c: - Ale, ale, czyta�em ja, w dalekich Niderlandach przebywaj�c, ksi��eczk� waszmo�ci, rymami pisan�, o mie�cie Warszawie. Ogromnie mi si� podoba�a, bo to, cho� i rymy kunsztowne, ale jak �ywe stan�y znajome k�ty. No i nadziwi� si� nie mog�em, ile to nowych budowli i pa�ac�w w ostatnich latach powsta�o. Ale pomnika tego waszmo�� nie opisa�. - Bo i nie mog�em. To� m�j "Go�ciniec" trzy lata temu, roku pa�skiego tysi�c sze��set czterdziestego i trzeciego druk ujrza�, a kolumna niespe�na dwa lata jak stoi. A wiesz waszmo��, kto figur� kr�la i te spi�owe tablice na cokole odlewa�? To waszmo�ci stary znajomy. - Musia� to by� s�awny ludwisarz, bo byle kt�ry nie da�by rady. Ja ich w tym kr�lestwie i w Wielkim Ksi�stwie Litewskim wielu znam, bom si� od nich odlewania dzia� uczy�. Z dawniejszych by� w Krakowie Franciszek Lagustyn. Pami�tam go, jak w roku pa�skim 1624 pi�kn� oktaw� odlewa� dla pana Myszkowskiego, margrabiego, i napis na niej �aci�ski: "Twarda jest droga cnoty". Prawda to, wielka prawda. Pomar� ju� mistrz Franciszek. Teraz si� tam, do Krakowa, jeden z m�odszych Frank�w, bodaj�e Jan, przeni�s�, a brat jego Andrzej Franke we Lwowie, w ojcowskim warsztacie przy bramie halickiej zosta�. W Gda�sku jest kilku dobrych ludwisarzy, ale teraz najwi�cej chyba Ludwik Wichtendahl odlewa. W Wilnie zn�w osiad� Breutelt, Jan, te� ludwisarz nielichy i fach sw�j znaj�cy. Ale t� figur� ani chybi warszawski giser la�, a je�eli warszawski, to nikt inny tylko Daniel Tym. On jeden m�g� si� tego podj��. - Zgad�e� waszmo��, to Tym, "jego kr�lewskiej mo�ci odlewnik", jak si� na samym pos�gu i na tej tablicy spi�owej, co w stron� zamku jest zwr�cona, podpisa�. Na innych tablicach te� r�ne napisy s�, o zas�ugach i wielko�ci nieboszczyka kr�la Zygmunta m�wi�ce, a tak�e i o tym, kto pomnik wystawi�, a synem wielkiego nieboszczyka jest, nie tylko z natury, ale i z umi�owania i z geniuszu, i nast�pc� jego zosta� nie tylko dzi�ki elekcji, ale i z kolejno�ci, jakby z dziedziczenia... Nie napisano tylko, �e chcia�by go prze�cign�� i czynami, i s�aw�, �e pragn��by zab�ysn�� na ca�� Europ�, jak nowy Aleksander Macedo�ski, chwa�� wojenn�, �e m�g�by wtedy... Tu Jarz�bski urwa� nagle i teraz on spojrza� podejrzliwie na swego rozm�wc�. Siemienowicz jednak zdawa� si� nie s�ysze� ostatnich s��w nadwornego muzykanta i architekta, rzek� bowiem spokojnie: - My tu gadu, gadu, a czas p�ynie. Dok�d teraz waszmo�ci droga? - Na Miodow� id�, do swojego domku, kt�ry mam w ogrodzie. Letni� por� nie do wytrzymania upa� w kamienicy na �wi�toja�skiej, wi�c z miasta uciekam i tam, w zaciszu odpoczywam. Troch� gram, troch� komponuj�, a troch� rozmy�lam o sprawach �wiata tego. - To i dobrze, bo na D�ug�, do arsena�u, id�c, mog� waszmo�� na Miodow� odprowadzi�. Chod� Semko i trzymaj si� mnie, �eby� w tej ci�bie znowu do jakiego teatrum nie zab��dzi�. Wkr�tce dwaj m�czy�ni i id�cy tu� za nimi pacholik, przeci�wszy szerok� w tym miejscu drog�, wiod�c� przez Czerskie Przedmie�cie, znikli w rozgwarze ulicy Senatorskiej. Starszy nad armat� koronn� Po�egnawszy pana Jarz�bskiego przed jego domkiem na Miodowej, zwanej tak od znakomitych piernik�w na miodzie, robionych przez osiad�ych tu z dawna s�ynnych piernikarzy toru�skich, in�ynier wraz ze swym pacholikiem �wawszym ruszyli krokiem i wkr�tce dotarli do ulicy D�ugiej. Ci�gn�a si� ona od Wis�y, poza murami Starej Warszawy a� do wsi Wielka Wola i dalej, a� do B�onia. Gdy skr�cili w lewo, znale�li si� zn�w w�r�d rozgwaru miejskiego, na D�ugiej bowiem mie�ci�y si� kwatery kupc�w cudzoziemskich, a dalej ci�gn�y si� kramy. Przed zbudowanymi tu w zesz�ym jeszcze wieku browarami sta�y wazy, na kt�re �adowano beczki z piwem. Id�c dalej min�li zbiorniki, dostarczaj�ce drewnianymi rurami wod� do Starego Miasta i wkr�tce znale�li si� na niewielkim placyku, przylegaj�cym do wa��w miejskich. Tutaj ukaza� si� ich oczom w ca�ej swej pot�nej budowie nowy arsena�, czyli cekhauz. Pan Siemienowicz, za granic� przez d�u�szy czas przebywaj�c, nie widzia� go jeszcze, wi�c zatrzyma� si� i j�� mu si� przygl�da� okiem cz�owieka, kt�ry ju� z niejedn� tak� budowl� mia� do czynienia. Wkr�tce te� zacz�� m�wi�, wi�cej mo�e do siebie, ni� do Semka, cho� ch�opak chciwie �owi� s�owa in�yniera. - Hm, no c�, arsena� niczego sobie, solidny i warowny, w czworobok zabudowany, zawiera� musi obszerny dziedziniec. Front troch� na podobie�stwo fortecy: dwa pi�trowe pawilony po obu bokach, a w �rodku kurtyna z bram�. - Kurtyna? - zdziwi� si� Semko. - Tak si� nazywa w nauce fortyfikacji prosta �ciana mi�dzy dwoma bastionami, kt�re naprz�d s� wysuni�te, jako i te pawilony. Do kurtyny nieprzyjaciel przyst�pu nijakiego mie� nie mo�e, bo jak pod ni� podejdzie, to go z boku, z bastion�w, ostrzelaj�. Popatrz�e si�, wszak i tu okienka boczne z pawilon�w tak wychodz�, �e z nich wzd�u� kurtyny strzela� mo�na. Z g�ow� robione. No i nic dziwnego. Przecie� to jeszcze za czas�w �wi�tej pami�ci pana Paw�a Grodzickiego budowane, kt�ry by� najpierwszym w Polsce genera�em artylerii, czyli starszym nad armat� koronn�. Zmar�o mu si� w zesz�ym roku, a szkoda. M�� to by� uczony i cz�ek ludzki. Zna�em go dobrze. Do dzi� pami�tam, co mi opowiada� o swoim pobycie we Francji, w wojskach kr�la Ludwika XIII i o s�ynnym obl�eniu twierdzy Roszeli, w kt�rej si� hugonoci, tacy francuscy protestanci, zawarli. Opowiada� te� o wielkim fe�cie p�niej w Pary�u, na cze�� zdobycia tej twierdzy przez wojska kr�lewskie urz�dzonym. Jego to, Paw�a Grodzickiego, g�ow� i ten, i krakowski, i lwowski cekhauz stan�� i armata w nich porz�dna. Semko, kt�rego te wspomnienia ju� nudzi� zacz�y, skorzysta� z tego, �e in�ynier, zamy�liwszy si�, m�wi� przesta�, i zapyta�: - To ju� chyba do tego cekhauzu p�jdziemy. Mo�e tam co je�� dostaniemy, bom zg�odnia�. - A �em te� o tym nie pomy�la� wcze�niej. Czekaj, masz tu sz�staka, wr�� si� tam, gdzie kramy z pieczywem przy ulicy stoj� i kup sobie bu�k� chleba albo te� i co do tego, a jak sobie podjesz, to przychod� do arsena�u i powiedz, �e jeste� m�j, to ci� stra� wpu�ci. �eby� mi si� tylko gdzie nie zawieruszy�, bo miasto du�e i szukaj potem, jak szpilki w stogu siana. M�wi�c to wyj�� z sakiewki srebrny pieni��ek i da� go ch�opcu, kt�ry go te� zaraz ogl�da� zacz��. - To chyba jaki� kr�l, bo w koronie, ale nie nasz. Z takim d�ugim nosem i jakby chudy jaki�, a nasz pan to m�wi�, �e gruby i a� z tego chorzeje. - Nie ple� byle czego. To jest nieboszczyk ojciec naszego kr�la, ten sam, co na kolumnie stoi, bo moneta jest dawniejsza, ale dobra. Wszystko za ni� kupi. Poka�. Wzi�� pieni��ek z r�k ch�opaka i zacz�� odczytywa� napis biegn�cy doko�a portretu kr�lewskiego: "Sigismundus tertius Dei gratia rex Poloniae, magnus dux Lithuaniae" - to po �acinie, a po polsku: "Zygmunt trzeci, z bo�ej �aski kr�l Polski, wielki ksi��� Litwy". Obr�ci� monet� na drug� stron�. - A tu herby, widzisz, po lewej stronie Orze�, tu herb Polski, po prawej je�dziec na koniu, to Pogo� litewska, a u do�u snopek przewi�zany, to herb kr�lewskiej rodziny Waz�w. Naoko�o biegnie napis �aci�ski: "Groszy srebrnych Kr�lestwa Polskiego" i rok "1623". A ile tych groszy? To jest tu napisane, nad herbami. Widzisz? "Sze��". �eby� wiedzia� i nie da� si� oszuka�. A teraz biegnij, bo mi jeszcze z g�odu zas�abniesz. Odda� monet� ch�opcu i ruszy� z wolna ku bramie arsena�u, rozmy�laj�c nad tym, jak te� powinien rozmawia� ze starszym nad armat� koronn�, Krzysztofem Arciszewskim, kt�ry b�dzie odt�d jego zwierzchnikiem. Cofn�� si� pami�ci� wstecz i wspomnia� dawnego swego prze�o�onego, pana Miko�aja Abrahamowicza herbu Jastrz�biec, genera�a artylerii litewskiej, pod kt�rego rozkazami odby� d�ug� i trudn� kampani� wojenn� z lat trzydziestych. I �al mu si� zrobi�o, �e teraz nie mo�e wr�ci� do tego �wietnego dow�dcy i znawcy spraw artyleryjskich. Krzysztofa Arciszewskiego in�ynier Siemienowicz nie zna�, cho� s�ysza� o nim wiele. I to, �e w m�odym wieku uchodzi� musia� z kraju, �cigany przez s�dy i to, �e p�niej ws�awi� si� w s�u�bie holenderskiej walcz�c przeciw Hiszpanom w Brazylii, i to, �e wezwany przez kr�la W�adys�awa IV powr�ci� w ostatnim czasie do Polski i par� tygodni temu, 28 kwietnia 1646 roku, zosta� mianowany dow�dc� ca�ej artylerii koronnej. Uchodzi� od m�odych lat za odwa�nego awanturnika, a z biegiem czasu i do�wiadcze� nabra� cech zgry�liwego pedanta, co nie budzi�o sympatii w�r�d jego otoczenia. Z tych nieweso�ych my�li otrz�sn�� si� pan Kazimierz dopiero w chwili, gdy dochodzi� do bramy arsena�u. Nad ni� wmurowana by�a czworok�tna tablica z czarnego marmuru. Przeczyta� wyryty na niej z�otymi literami �aci�ski napis, kt�ry g�osi�, �e "Dla wygody w czasie wojny i w czasie pokoju, a zawsze dla po�ytku Rzeczypospolitej, najja�niejszy W�adys�aw IV, kr�l Polski i Szwecji, arsena� ten od fundament�w nakaza� wznie�� i nowym go zasobem machin wojennych, r�wnie� i �upami na wrogach zdobytymi, ozdobi� i wzbogaci�, roku zbawienia 1643". Brama by�a otwarta, bo w�a�nie wje�d�a�y w ni� wozy z tarcicami. In�ynier poczeka� wi�c chwil�, a gdy wjecha�y na dziedziniec, chcia� wej�� za nimi, ale stoj�cy w bramie dwaj puszkarze skrzy�owali przed nim lontownice, musia� si� wi�c zatrzyma�. Obejrza� ich uwa�nie i wida� rad by� porz�dkom, bo rzek� pogodnie, cho� twardo: - Widz�, �e s�u�b� swoj� znacie. Kazimierz Siemienowicz jestem, nowy in�ynier artylerii koronnej. Z polecenia kr�la jegomo�ci do pana Arciszewskiego, starszego nad armat� koronn� id�. Puszkarze zawahali si� na moment, ale zaraz jeden z nich, bystrzejszy wida�, odezwa� si�: - Niech�e wasza mi�o�� spocznie - tu wskaza� na znajduj�c� si� w bramie kamienn� �aw� - a ty Hanys biegiem do pana armatnego i rozpowiadaj mu co i jak! Siemienowicz, kt�ry �elazne zdrowie maj�c, jednak si� w Niderlandach troch� reumatyzmu nabawi�, z niech�ci� spojrza� na kamienn� �aw�. - Postoj�. Nie przywyk�em siada� gdzieb�d� - mrukn��, a widz�c, �e Hanys zamiast biegiem rusza� stoi i gapi si� na niego, hukn��: - Czego stoisz baranie. Rozkazu nie s�ysza�e�? Gdy Hanys wreszcie odszed�, in�ynier zacz�� przemierza� krokami bram� tam i na powr�t i nie wdaj�c si� w rozmow� ze starszym puszkarzem, snu� dalej swoje my�li. Tymczasem w mieszkaniu armatnego koronnego, mieszcz�cym si� na pierwszym pi�trze zachodniego pawilonu, pan Krzysztof Arciszewski r�wnie� rozmy�la� o czekaj�cym go spotkaniu. Ju� kilka godzin temu buchalter artylerii, Florens Andrichem, wr�ciwszy z miasta po odebraniu od introligatora ksi�g z czystym papierem, w kt�rych si� rachunki zapisywa� mia�y, przyni�s� wiadomo��, �e in�ynier Siemienowicz z zagranicy powr�ci� i na pos�uchanie kr�lewskie czeka. Arciszewski ju� dawniej wiedzia� od kr�la, �e Siemienowicz zosta� wezwany do kraju. Co wi�cej, zdo�a� nawet odwie�� kr�la od zamiaru mianowania in�yniera obersterlejtnantem, czyli zast�pc� genera�a artylerii koronnej. Pan Arciszewski, obejmuj�c po nieboszczyku Pawle Grodzickim wysoki urz�d, zasta� na stanowisku obersterlejtnanta Wac�awa Kirszbauma, kt�ry pobiera� 200 z� miesi�cznego �o�du. Pan Krzysztof wola�by jednak mie� na tym miejscu kogo� zupe�nie od siebie zale�nego, a najlepiej, staropolskim zwyczajem, kogo� krewnego. Na razie jednak stanowisko by�o zaj�te, pan Arciszewski czyni� wi�c starania, a�eby pozby� si� Kirszbauma. Kr�l zgodzi� si� go usun��, zamierza� jednak na jego miejsce mianowa� w�a�nie Siemienowicza jako cz�owieka starszego ju�, do�wiadczonego i wykszta�conego. Argumenty przemawiaj�ce za kandydatur� Siemienowicza by�y znacznie silniejsze od tych, kt�re m�g� przytoczy� Arciszewski, zw�aszcza �e nie widz�c nikogo odpowiedniejszego, proponowa� bratanka swego, dwudziestoletniego Miko�aja Arciszewskiego. Mimo to jednak genera� Arciszewski zdo�a� przeprowadzi� swoj� wol�, skutkiem czego Siemienowiczowi kr�l m�g� da� tylko stanowisko in�yniera artylerii koronnej. Wed�ug wysoko�ci �o�du licz�c by�o to pi�te miejsce w artylerii, po starszym nad armat� koronn�, obersterlejtnancie, cejgmajstrze i kapitanie artylerii, a przed cejgwartem arsena�u warszawskiego. Tak wi�c pan Arciszewski postawi� na swoim, z czego by� bardzo rad. Teraz jednak, gdy oczekiwa� na przybycie Siemienowicza, w jego serce wkrad�a si� w�tpliwo��. Przecie� pismo �adne, mianuj�ce jego bratanka nie zosta�o wystawione. A nu� kr�l ujrzawszy Siemienowicza, przekonany jego wymow�, odda mu jednak stanowisko obiecane Miko�ajowi? Rozmy�lania genera�a przerwa� ha�as na schodach. Kto� laz� po nich, g�o�no cz�api�c butami. W chwil� p�niej drzwi si� otwar�y, a w nich zacz�a si� szamota� jaka� posta�. Arciszewski zacisn�� szcz�ki i przygl�da� si� przez chwil� usi�owaniom Hanysa, kt�ry zawadzaj�c buciorami o pr�g nadaremnie pr�bowa� wej�� do izby, nie puszcza�a go bowiem trzymana w gar�ci lontownica, zbyt d�uga, a�eby si� zmie�ci� w niskich drzwiach. - Zostaw durniu lontownic� w sieni i gadaj, z czym przyszed�e�. - Jakisi indzinier chce tu i��. Arciszewskiemu nietrudno by�o domy�li� si�, o kogo chodzi, tote� zaraz odpowiedzia�: - To bierz lontownic� i powiedz, �eby tu przyszed�. A od jutra p�jdziesz do r�bania drzewa, bo na pomocnika puszkarskiego trzeba mie� wi�cej sprytu. Gdy Hanys znikn��, Arciszewski zesztywnia� w oczekiwaniu. Ten dure� powiedzia� "in�ynier" - my�la� - wida� tak si� przedstawi�. Ale to nic nie znaczy, in�ynier to jego tytu�, a nie funkcja. No zobaczymy, czy kr�l dotrzyma� obietnicy. Nagle przeszywaj�cy b�l w du�ym palcu prawej nogi zmusi� go do skrzywienia si�. - A niech to piorun strzeli - warkn�� - akurat w por� odezwa�a si� podagra. W tym jednak w�a�nie momencie drzwi si� otwar�y i stan�� w nich barczysty m�czyzna. Powolnym ruchem zdj�� kapelusz i powiedzia�: - Kazimierz Siemienowicz jestem. Kr�l jegomo�� w �askawo�ci swojej in�ynierem artylerii koronnej mnie uczyni�, o czym mi waszej mi�o�ci donie�� kaza�. Arciszewski odetchn�� g��boko i dziwna rzecz, b�l w nodze jak nagle przyszed�, tak i nagle ust�pi�. Poczucie odniesionego zwyci�stwa nape�ni�o go tym wi�ksz� pewno�ci� siebie, ale r�wnocze�nie pozbawi�o na chwil� niech�ci, jak� czu� do Siemienowicza. Rzek� wi�c do�� uprzejmie: - Witam waszmo�� pana in�yniera. Kr�l jegomo�� wie, co robi, przysy�aj�c mi tu na s�u�b� tak bywa�ego cz�eka. Waszmo�� pono r�wnie� w Niderlandach by�e�. Pi�kny to kraj, cho� gdzie mu tam do Brazylii. �e�my si� te� nie spotkali. No, zreszt� i nic dziwnego, waszmo�� przecie jeno na l�dzie wojowa�e�, a ja na morzu albo za morzem. Siadaj�e waszmo��, pogadamy. Siemienowicz, �e to rzeczywi�cie bywa�y by� i z niejednego pieca chleb jada�, doskonale odczu� che�pliwy ton Arciszewskiego, ale bior�c go za dobr� monet� rzek� siadaj�c: - Kt�by si� m�g� r�wna� s�aw� z waszmo�� panem admira�em. Ja skromny cz�ek jestem i skromne te� stanowisko zajmuj�, chocia� w cudzoziemskich krajach in�yniera dobrego za trzeci� cz�� wojska ca�ego wa�� i zaraz go po generale artylerii k�ad�. M�wi�c to Siemienowicz nie zna� ani poprzednich zabieg�w, ani my�li Arciszewskiego, tote� by� zaskoczony, gdy genera� zerwa� si� ze sto�ka i wybuchn��: - Waszmo�� sobie nie wyobra�aj, �e moim zast�pc� zostaniesz. Ju� kr�l na to miejsce kogo� godniejszego upatrzy�. I zapami�taj sobie waszmo��, �e ja tu �adnym admira�em nie jestem. Owszem, chcia� mnie kr�l admira�em swojej floty uczyni�, jak j� mia�, ale ja nie chcia�em, a teraz ni floty w Polsce nie ma, ni admira��w. Siemienowicz, nie mog�c zrozumie� podniecenia Arciszewskiego, wsta� r�wnie� i rzek�: - Widz�, �e wasza mi�o�� dzi� do rozm�w nie usposobiony. Wobec tego jutro przyj d�. Spokojny ton in�yniera och�odzi� nieco pana armatnego, wi�c siad� i odezwa� si� pojednawczo: - Nie o to tu sprawa idzie. Jak kr�l jegomo�� postanowi�, tak b�dzie. Idzie o to, �eby� waszmo�� pan wiedzia�, kto tu rz�dzi. Skoro� ju� jest, to i prac� dla waszmo�ci pana in�yniera zaraz znajdziemy. Wi�c tak: po pierwsze rzemie�lnik�w dogl�da� trzeba, kt�rzy tu, w cekhauzie, roboty r�ne maj�. Pan Grodzicki niby cekhauz wybudowa�, ale wewn�trz �adnego wyko�czenia nie zrobi�. - Na pana Grodzickiego s�owa z�ego powiedzie� nie dam, dzi�ki niemu ca�a artyleria koronna d�wign�a si� tak, �e si� i przed holendersk� wstydzi� nie musi. - Nie przerywaj waszmo��, jak starszy m�wi. Wi�c na sam pocz�tek tym si� waszmo�� zajmiesz. Po drugie, ta galeria kr�tka, kt�ra w cekhauzie na lewo od bramy biegnie, bez u�ytku stoi. Trzeba tam mieszkanie wyrychtowa�: sie�, izb� du�� i kuchni�. Dla mojej czeladzi. To jest in�ynierska robota. No a po trzecie, kr�l jegomo�� do pewnych spraw, kt�re waszmo�ci interesowa� nie powinny, most na �odziach pobudowa� kaza�. Tu ju� waszmo�� poka�esz, zali do tej pracy zdatny jeste�. Jak ci inwencji nie starczy, to do mnie po rad� przyjdziesz waszmo��. A w tamtych, dw�ch sprawach, to ci� nasz cejgmajster albo kontroler artylerii, pan Getkant, pouczy. Nie w smak by�a panu Kazimierzowi ta mowa i ta robota, kt�r� na dobr� spraw� majster ciesielski czy murarski m�g� wykona�, ale wzmianka o Getkancie, kt�ry by� jego starym przyjacielem jeszcze z czas�w niedosz�ej wojny szwedzkiej, tak go ucieszy�a, �e staraj�c si� zachowa� spok�j powiedzia�: - Wdzi�czny jestem waszej mi�o�ci za to, �e mi od razu robot� wyznaczy�, bo bezczynno�ci nie lubi�. �al mi jeno, �e z sam� armat� �adnej pracy mie� nie b�d�. W cudzych krajach przebywaj�c uczy�em si� sztuki artyleryjskiej jak mog�em, i ksi��ki wszystkie, jakie tylko znalaz�em, przeczyta�em, a niekt�re to i z sob� przywioz�em. S�dzi�em, �e ta moja nauka tu u nas, w Polsce, przydatn� b�dzie. Trzeba by tylko jeszcze... Arciszewski s�ucha� mowy Siemienowicza z wyra�n� niech�ci�, a� wreszcie nie wytrzyma� i przerwa� mu: - Armata jest do tego, �eby z niej strzela�, a nie, �eby o niej ksi��ki czyta�. Strzelanie to puszkarska rzecz, a nie in�ynierska. I jeszcze jedno waszmo�� zapami�taj: jak b�dziesz jakiekolwiek narz�dzie albo materia� bra�, to wszystko buchalterowi poda� do zapisania dok�adnego - co, ile i na co. W tych rzeczach �adnego uchybienia nie znios�. Aha, musisz waszmo�� arsena� nasz obejrze�, �eby� wiedzia�, co gdzie jest. To ci� ju� tam nasz cejgmajster oprowadzi. Wsta�, otwar� drzwi do s�siedniej izby i krzykn��: - Jasiek, sprowad� tu duchem pana Getkanta. Po czym zwr�ci� si� do Siemienowicza: - Wi�c tak, to ju� wszystko. Aha, na miesi�c b�dziesz waszmo�� dostawa� sto z�otych, to ju� chyba wiesz, no i kwatery sobie na mie�cie poszukasz, bo tu wszystko zaj�te. Zreszt� to ju� waszmo�ci g�owa. Najlepiej kwater� znale�� gdzie� tu, blisko, bo w cekhauzie robota zaczyna si� ze �witem, a ko�czy ze zmierzchem, z przerw� na obiad. Tak. Mow� t� przerwa�o wej�cie pana Fryderyka Getkanta. By� to m�� w wieku Siemienowicza, ale ca�kiem innej postawy. Wysoki, chudy, z czarn�, lekko siwiej�c� czupryn�, d�ugim nosem, �niad� twarz� i ma�ymi, poczciwymi oczkami. Nosi� si� po szwedzku i wida� kocha� si� w sk�rzanym odzieniu, bo i kurtk� mia� ze sk�ry i spodnie �osiowe, do but�w wpuszczone, a buty mod� szwedzk� z szeroko wywini�t� cholew�. Gdy wszed�, zamruga� oczami ujrzawszy Siemienowicza, ale znaj�c ju� pana armatnego zwr�ci� si� najpierw do niego: - Wasza mi�o�� mnie wzywa�. - Tak. Oto jest pan Siemienowicz, z woli kr�la jegomo�ci od dzi� in�ynier artylerii koronnej. Oprowadzisz go waszmo�� po arsenale i poka�esz, gdzie co si� znajduje. In�ynier zajmie si� wewn�trznym cekhauzu urz�dzeniem i zabudow� lewej kr�tkiej galerii, p�niej mostem na �odziach, ale to ju� nie waszmo�ci g�owa. Getkant patrzy� ca�y czas to na Arciszewskiego, to na Siemienowicza i ju� chcia� podej�� do przyjaciela, ale ten powstrzyma� go gestem, wi�c Getkant odpowiedzia� tylko Arciszewskiemu: - Wedle woli waszej mi�o�ci - i czeka�. Zapad�o milczenie, kt�re przerwa� pan armatny m�wi�c: - Id�cie ju�. Obaj macie zaprz�tni�te g�owy podobnymi dziwactwami, to si� pr�dko dogadacie. Pan Fryderyk Gdy tylko wyszli z izby starszego nad armat�, pan Fryderyk, �e to �ywy by� i rado�ci swej hamowa� nie umiej�cy, przeto chwyci� barczystego in�yniera za ramiona, zacz�� nim potrz�sa� i wykrzykiwa�: - No, to�my si� wreszcie znowu zeszli. Ile to lat, chyba wi�cej jak dziesi��, jake�my si� rozstali. Ale pami�ta�em o tobie. Ksi��eczk� o Warszawie, com ci, j� trzy lata temu wys�a�, zaraz jak j� wydrukowali, dosta�e�? Gda�ski kapitan, co do Niderland�w z towarem p�yn��, obieca� solennie, �e ci� przez swoich znajomk�w odnajdzie. Zaklina� si� potem, �e musia�a ci� doj��, ale tak po prawdzie, to wiedzie� nie m�g�, bo statek w Amsterdamie nowymi towarami za�adowawszy, zaraz nazad wraca�. - Dosta�em. I sam nawet nie wiesz, jak ci wdzi�czny by�em i jestem. Ksi�g ja r�nych, w obcych krajach przebywaj�c, niema�o si� naczyta�em i, jak ju� naszemu admira�owi m�wi�em, niejedn� ze sob� przywioz�em. Ale t� ksi��eczk�, �e to po polsku pisana i o naszej Warszawie, i od ciebie - to d�ugom na sercu nosi� i niekt�re jej wiersze do dzi� na pami�� umiem. Cho�by i o tym tu arsenale: Cekhauz, wiem, �e s�ynie wsz�dzie, Kt�rego w Polszcze nie b�dzie Nad warszawski s�awniejszego; Z fortuny najja�niejszego Kr�la, pana W�adys�awa Czwartego, zostanie s�awa. Teraz reforma w murynku, Wielka odmiana w budynku, Jak forteca, tu� pod wa�em Miejskim i z kosztem niema�em. Sala jedna bardzo wielka, W kt�rej armata jest wszelka... i tak dalej, i tak dalej. Jest tych wierszy o samym arsenale chyba kilka stron. Mo�e tam i z tego Jarz�bskiego poeta niewielki i z Owidiuszem w zawody i�� mu nie przystoi, ale cz�ek nieg�upi. Spotka�em go dzi� i r�ne takie rzeczy od niego s�ysza�em... Ale nie o tym m�wi� chcia�em, tylko o tym, �e i ja o tobie pami�ta�em i go�ciniec ci przywioz�em. Nie mam go tu ze sob�, bo wszystek m�j dobytek jeszcze w �ubach spakowany. Getkantowi twarz si� rozja�ni�a, a w oczach odmalowa�o si� zaciekawienie, co te� to by� mo�e. Nie zapyta� jednak, tylko podzi�kowa� �ywo, Siemienowicz za� widz�c jego ciekawo�� rzek� zaraz: - Mia�em ci tego nie m�wi�, a� rzecz sam� ujrzysz, ale skoro si� ju� zgada�o, to powiem. Jake�my si� ostatni raz ze sob� spotkali, to� �wiata nie widzia� poza map rysowaniem. Mo�e� to potem i porzuci�, ale wtedy o niczym innym m�wi� nie mog�e� i tak mi si� to w pami�� wry�o, �e ci przywioz�em instrument zacny, kt�rym si� owe rysowania map odprawuj�. Getkant nie wytrzyma� i wykrzykn��: - Astrolabium? Siemienowicz, rad bardzo, �e przyjaciela ucieszy�, skin�� g�ow�. - Astrolabium mosi�dzowe, lejdejskiej roboty. - To� to instrument najprzedniejszy, bo nim k�ty na wszystkie strony doko�a pomierzy� mo�e. Mia�em ja taki, wprawdzie nie mosi�dzowy, tylko z gruszkowego drzewa, ale mi przepad� przy jednej ekspedycyi mojej, o kt�rej ci kiedy� opowiem. Mosi�dzowy i z Lejdy, gdzie w dzisiejszym czasie najlepsze instrumenta in�ynierskie robi�, to si�a musia� kosztowa�! - Jak ju� tak wszystko chcesz wiedzie�, to ci powiem, �e nic nie kosztowa�. Na nieprzyjacielu zdobyty. W zesz�ym roku, jake�my twierdz� Huls w Niderlandach zdobyli, to ka�dy bra�, co tam do�apa� potrafi�. Ja si� takim zaj�ciem nie param, bo i na dobra tego �wiata �akomy nie jestem i godno�ci mojej taka rzecz nie przystoi. Gdy si� ju� wszyscy nacieszyli swoj� zdobycz�, to hetman wojsk Zjednoczonych Prowincji Niderland�w, u kt�rego na s�u�bie by�em, Fryderyk Henryk ksi��� Ora�ski, kaza� ca�� zdobycz przed swoj� kwater� z�o�y�. No i ka�dy z�o�y� to, czego ukry� nie potrafi� albo co mu si� na nic nie zda�o. Wida� tam kt�ry� hiszpa�skiego in�yniera musia� z jego rzeczy obra� i astrolabium chwyci�, bo my�la�, �e ze z�ota, a jak zobaczy�, �e to mosi�dz, odni�s� i przed kwater� hetma�sk� po�o�y�. Wyszed� nasz Fryderyk Henryk, popatrzy� na te wszystkie zdobycze, wzi�� do r�ki owo astrolabium i zaraz mi� wo�a� kaza�. W niejednym mi pomog�e� - powiada - cho�by i przy tym obl�eniu, to we� ode mnie na pami�tk�. Zaraz o tobie pomy�la�em, wi�c te� podzi�kowa�em grzecznie, a instrument sam sprawdziwszy, �e dobry, ze sob� przywioz�em. Rozmawiaj�c �ywo nie spostrzegli nawet, kiedy po schodach na d� zeszli i znale�li si� na dziedzi�cu arsena�u. Pora ju� by�a poobiednia, wi�c znowu zaroi�o si� tu od ludzi. Pan Arciszewski, ledwo urz�d obj��, zaraz swoje porz�dki wprowadza� i ludzi do roboty zagania� pocz��. Cho� gmach arsena�u ju� trzy lata temu sko�czono budowa� i dzia�a w nim ju� od dawna sta�y, to jednak jeszcze to i owo zrobi� by�o trzeba. Wi�c wzd�u� galeryj d�ugich, pobocznych, wschodniej i zachodniej, listwy drewniane pozak�ada� i w ka�d� po 65 drewnianych, mocnych gwo�dzi powbija�, na zawieszenie lin do ci�gnienia dzia� nagotowanych. Wi�c windy porobi� w pomieszczeniach na pi�trze, �eby ci�ar�w po wschodach do g�ry nie d�wiga�. Wi�c w kr�tkiej galerii, na prawo od bramy, zn�w osiem listew przybi�, �eby na nich szpryce albo sikawki, na wypadek ognia potrzebne, powiesi�. Kr�ci�o si� zatem na dziedzi�cu sporo rzemie�lnik�w, r�nymi pracami zatrudnionych, a tak�e i puszkarzy, bo i dla nich pan Arciszewski zawsze jak�� robot� wynalaz�, z do�wiadczenia wiedz�c, �e nier�bstwo do niczego dobrego nie prowadzi. Widz�c, �e Siemienowicz, sko�czywszy m�wi�, rozgl�da si� doko�a, pan Fryderyk nagle przypomnia� sobie: - To� ty g�odny by� musisz. Najpierw u kr�la na pos�uchaniu by�e�, tam ci chyba je�� nie dali. Potem ci� nasz, jak go nazywasz, admira� pewnie d�u�sz� mow� o podagrze pocz�stowa�, a teraz jeszcze ja ci� tu o pustej g�bie trzymam. Zr�b�e mi t� �ask� i chod� do mnie, to nas �ona obu nakarmi, a na tak� okazj�, to i wina g�siorek si� znajdzie, w�gierskiego, bo cho� jako wiesz, z nadre�skiego kraju pochodz�, gdzie wina przednie robi�, ale w dzisiejszym czasie, kiedy ca�a Rzesza wojn� stratowana, o wina re�skie tu trudno, wi�c polskim obyczajem - w�gierskiego si� napijemy. A przy tym obaczysz jako tu sobie mieszkam i co robi�. Pan Kazimierz, �e to g�odny by� rzeczywi�cie i z dawno niewidzianym przyjacielem nierad by si� rozstawa�, z ch�ci� przyj�� zaproszenie, tym bardziej gdy si� okaza�o, �e Getkant mieszka w samym arsenale, we wschodnim pawilonie. Przeszli wi�c przez podw�rze i wkr�tce znale�li si� w sieni. - Tu cejgwart warszawski, Jerzy Mitwenz, stary nudziarz, ale porz�dny cz�ek, mieszka. A ja nad nim, na g�rze. Wszystko tam jest jak nale�y, i kuchnia, i pok�j, i nawet kom�rka potrzebna, tak �e za potrzeb� na dw�r wychodzi� nie musz�. Zreszt� sam zobaczysz. Wyszed�szy po 23 drewnianych schodach, w mur na obu ko�cach wpuszczonych, znale�li si� w sieni na pierwszym pi�trze. Sie� by�a du�a i widna, mia�a bowiem dwa okna z szybami w o��w wprawionymi. Na wprost schod�w by�y drzwi d�bowe, porz�dne, z zamkiem. Getkant min�� je jednak m�wi�c: - To izba obersterlejtnanta, Wac�awa Kirszbauma, kt�ry naszego admira�a zast�puje, ale go teraz nie ma, bo si� wyprawi� na szukanie nowych puszkarzy, chyba a� do Wroc�awia. Bieda z tym u nas. Dobrego puszkarza dosta� trudno. Chcia� kr�l szko�� puszkarsk� za�o�y�, �eby ich za granic� nie szuka�, ale niewiele z tego wysz�o, d�ugo by m�wi� dlaczego. To innym razem. M�wi�c to otworzy� s�siednie, takie same drzwi i wpuszczaj�c go�cia do jasnej izby o trzech oknach rzek�: - Dla cz�eka na s�u�bie b�d�cego ka�de mieszkanie dobre, ale lepszego nad to jeszcze nie mia�em. St� mam wprawdzie niewielki, ale ja wi�cej przy owym warsztaciku czasu sp�dzam, ni� przy stole. Siemienowicz obj�� wzrokiem obszern� izb�, w kt�rej ujrza� st� rzeczywi�cie niewielki, a przy nim cztery sto�ki drewniane, na br�zowo malowane i piec wysoki z zielonych kafli. Zaraz te� podszed� do miejsca, gdzie we wn�ce okiennej wmurowana by�a gruba deska sosnowa, g�adko wyheblowana. Le�a�y na niej d�uta, rylce, cyrkle i inne narz�dzia. Panu Kazimierzowi twarz si� rozja�ni�a na ten widok. - Widz�, �e czasu nie marnujesz i ci�gle mechanicznymi kunsztami g�ow� masz zaj�t�. �eby tak jeszcze stolarski warsztat by� i tokarnia, to by� mnie st�d si�� nie wygna�. Tyle mam r�nych pomys��w, ale one wszystkie nic nie warte, p�ki ich w�asnymi r�kami nie zrobi� i nie wypr�buj�. A jak tu robi�, kiedy cz�ek tylko wojuje, cudze twierdze dla obcych pan�w zdobywa i tak lata p�yn�. - Nie narzekaj, bracie, nie narzekaj. To, czego� si� zdobywaj�c cudze twierdze nauczy�, to teraz tu, cho�by i na tym warsztacie zrobisz i w naszym arsenale wypr�bujesz. Tylko� z g�ry m�wi�, musisz mie� protekcj� najwy�sz�, bo inaczej nasz admira� �y� ci nie da. On tam takich z pomys�ami nie lubi. Z�ot�wki i grosiki rachuje, zanim ci da jednego gwo�dzika, to si� mu trzy razy przypatrzy i w dw�ch ksi�gach zapisze. A ksi�gi bardzo lubi i przechowuje, ale tylko rachunkowe. Ile dosta�, ile wyda� i ile kto winien. A z takich innych ksi��ek, drukowanych, to tylko jedn�, bo j� sam napisa� po �acinie O leczeniu podagry. Ale czekaj�e, znowu si� rozgada�em. Otworzy� drzwi do kuchni i zawo�a�: - Go�cia mamy. Daj�e nam co do zjedzenia, bo�my g�odni, a go�� z dalekiej drogi przyjecha�. I ch�opaka po�lij do piwniczki, niech no g�siorek tego wina utoczy, co mi go pan Aders z ostatniej podr�y przywi�z�. Po czym zwr�ci� si� do przyjaciela: - A �eby� tu do mnie cz�ciej przychodzi�, to co� ci uka�� takiego, co twoje oczy ucieszy. Poci�gn�� towarzysza z powrotem do sieni, a st�d przez dwuskrzyd�owe drzwi d�bowe wyprowadzi� go wprost na obszerne i widne, bo o�wietlone czterema oknami, poddasze ci�gn�ce si� nad ca�� d�ugo�ci� wschodniej galerii, a� do wie�yczki, kt�ra sta�a przy wielkim budynku cekhauzowym. Ledwie weszli, wzrok Siemienowicza pad� na warsztat tokarski, stoj�cy pod jednym z okien. Podszed� szybko i, zwyczajny wida� tej pracy, nacisn�� nog� wytart� od cz�stego u�ywania deseczk�. Du�e ko�o zawirowa�o, a za�o�ony na nie powrozek przeni�s� ten ruch na mniejsze k�ko, umieszczone na osi tokarni. - Chodzi dobrze. Tylko gdzie narz�dzia, uchwyty, no�e - zaniepokoi� si�. - Mam wszystko w izbie, przecie� tu nie b�d� trzyma�, bo to rzecz �akoma, a to poddasze jak przechodnia ulica. Niby drzwi s� i z tej strony, i z tamtej, od wie�yczki, i zamki w nich te�, ale czy to upilnujesz, jak tu ci�g�y ruch. Rzemie�lnicy si� kr�c�, coraz to kt�ry� klucz bierze. Mam wszystko, nie b�j si�. Kiedy b�dziesz chcia�, to dam i mo�esz toczy�, ile dusza zapragnie. Troch� mnie tylko ciekawo�� bierze, co te� ty b�dziesz toczy�? - To d�uga historia, ale ci j� kiedy� opowiem. - No to sp�jrz, co pod nast�pnym oknem stoi. - Ho, ho! To ju� mam. wszystko, co mi potrzeba, skoro i stolarski warsztat jest. Reszt� sam zrobi�. Tylko ten admira�... To� mi klina w g�ow� zabi�. �ebym to dzi� rano wiedzia�, to bym kr�lowi jegomo�ci o moich zamys�ach s�owo rzek�, mo�e by tam i �askawym okiem na t� rzecz spojrza� i przyzwolenie da�, ale nie wiedzia�em. Getkant zas�pi� si�, ale zaraz g�ow� podni�s� i rzek�: - Nie turbuj si�. Kr�l jegomo�� w�asn� osob� cz�sto do arsena�u zje�d�a, bo si� w armacie lubuje, wtenczas mu powiesz. A teraz, chod�my je��, bo ju� i ja zg�odnia�em. Tak rozmawiaj�c opu�cili poddasze i zamkn�wszy drzwi na klucz poszli do izby, by posili� si� gor�c� straw�. St� zastali ju� przykryty bia�ym obrusem, a na nim dwa talerze cynowe, ale przy nich �y�ki, widelce i no�e srebrne. W �rodku sta�a szklana karafeczka z nie�le wygl�daj�cym p�ynem i dwa z przydymionego szk�a, grube kieliszki. Widz�c to Siemienowicz zatar� r�ce, jakby zmarz� i rzek� weso�o! - Nie�le sobie �yjecie, panie cejgmajstrze albo kontrolerze artylerii koronnej. Chyba �e to tak na moj� cze��. - Na pewno na twoj�. Mojej Ma�gosi strasznie si� tu cni. Ze Gda�ska ma��onka moja pochodzi, c�rk� rajcy miejskiego jest. Tu krewnych �adnych ani znajomych nie ma, wi�c cieszy si� ogromnie, jak mnie kto� odwiedzi i wszystko co najlepsze na st� stawia. Rada by ci� te� ujrze�, zw�aszcza �e pewnie przez Gda�sk do nas jecha�e�, to by� jej s�owo rzek�, co w jej mie�cie rodzinnym s�ycha�. - Zaszczyt to dla mnie b�dzie, ma��onk� twoj� pozna�. Pro��e j� czym pr�dzej. Getkant wyszed� do kuchni i co� tam d�ugo radzi�. Wreszcie wr�ci� do izby, a za nim dziewka s�u�ebna wnios�a na cynowej misie t�ustego kap�ona w ��tym, szafranowym sosie. - �ona prosi�a, �eby�my jedli nie zwlekaj�c, a ona si� ino troch� ogarnie i p�niej przyjdzie. Zreszt�, jak powiada, ch�op g�odny, to nie mowny, a chcia�aby rozmowy pos�ucha�, nie tylko patrzy�, jak szcz�kami ruszamy. Wi�c na zdrowie i za powodzenie twoich zamys��w. Nape�ni� kieliszki, a gdy wypili, zabrali si� ostro do kap�ona, kt�ry znikn�� wkr�tce z p�miska. Zaraz te� wniesiono drugie danie: sztuk� mi�sa z sosem chrzanowym, a do tego jarzyny: marchew, groch i kapust� kwa�n� na �wie�ej s�oninie. Wkr�tce te� zjawi�a si� gospodyni. M�oda, do�� wysoka i kszta�tna blondynka, w kr�tkiej, ledwo po kostki si�gaj�cej sukni b��kitnej, z przodu srebrem haftowanej, wci�tej w talii, a ku do�owi rozszerzonej. Sk�oni�a si� go�ciowi i rzek�a dwornie: - Mi�o mi powita� waszmo�� pana. Ma��onek m�j cuda o waszmo�ci opowiada�, chcia�am wi�c pozna� i o podr� zapyta�. A waszmo�� pewnie zm�czony i m�wi� ze mn� nie zechce - zako�czy�a, troch� zalotnie. In�ynier jednak bystro przyjrzawszy si� pani Getkantowej w�a�nie dopiero teraz nabra� ochoty do rozmowy, wi�c te� zaraz jad�o chwali� pocz�� m�wi�c, �e tak znakomitego nigdzie dot�d nie spo�ywa�, a zw�aszcza w Niderlandach, gdzie ci�gle tylko ryby jedz� i cienkim piwem je popijaj�. Przypomnia� wi�c sobie zaraz pan Fryderyk o owym w�grzynie, kt�rego te� pacholikowi poda� kaza�, a pust� ju� karafeczk� zabra�. Wkr�tce te� pojawi�o si� znakomite ciasto wyrobu pani Ma�gorzaty. Gwarzyli przy tym �ywo o podr�y pana Kazimierza, kt�ry jak najwi�cej o Gda�sku opowiedzie� chcia�, mimo �e nieca�e p� dnia w mie�cie tym zabawi�, tak �e nawet znakomicie wyposa�onego arsena�u miejskiego nie zdo�a� obejrze�, a ju� nic zgo�a o pani Krancke, ukochanej przyjaci�ce, jeszcze z dziecinnych lat pani Ma�gorzaty powiedzie� nie potrafi�, chocia� ch�tnie by�by to dla jej przyjemno�ci uczyni�. Gdy tak rozmawiali, rozleg� si� jaki� ha�as na schodach i do izby wtargn�� zdyszany puszkarz. Zobaczywszy siedz�cych przy stole zmiesza� si� troch�, ale rzek�: - Panie cejgmajster, niech pan idzie zaraz, bo Hanys si� upi� i wyprawia. Getkant wsta� �ywo, podszed� do puszkarza i sykn��: - Pos�uchajcie no Kruger, wam si� wydaje, �e jak si� pacho�ek upije, to zaraz trzeba cejgmajstra wo�a�. Niech sobie z nim jego mistrz radzi, a jak nie, to do pana cejgwarta id�cie, on tu gospodarz, a mnie g�owy nie zawraca�! Gdy puszkarz wyszed� stropiony, pan Fryderyk wr�ci� do sto�u i rzek� do in�yniera: - M�wi�em ci, �e mieszkanie dobre, ale to, �e w samym arsenale si� mie�ci, te� ma swoje z�e strony, jak widzisz. Zreszt� to g�upstwo. Wspomnia�e� o mapach, kt�re przed laty rysowa�em. Czy wiesz, �e mam je' teraz znowu wszystkie u siebie? Zawsze jak si� co� nowego szykuje, to trzeba stare mapy z k�ta wyci�ga�, a niejedno na nich poprawia�. Nieraz wiele trudu i niebezpiecze�stw takie poprawianie kosztuje. Pani Ma�gorzata, widz�c, �e si� na powa�n� rozmow� zanosi, wysz�a, niby sobie co� przypomniawszy, z pokoju, a gdy sami zostali, pan Fryderyk ze skrzyni stoj�cej pod oknem wyj�� wielki, na dwie stopy d�ugi, a na p�torej wysoki folia� i po�o�ywszy go na warsztacie pod oknem, bo tu najwidniej by�o, pokaza� Siemienowiczowi. - Widzisz, to jest moje dzie�o: Topografia praktyczna, bo si� do wojennej potrzeby stosuje. Siadaj - podsun�� mu sto�ek - i przejrzyj, a ja ci opowiem, w jakich okoliczno�ciach kt�ra mapa powsta�a. Pan Kazimierz usiad� i z zainteresowaniem zacz�� ogl�da� atlas. Na ok�adce, pi�knie przyozdobionej, widnia� portret kr�la W�adys�awa na koniu i wiersz �aci�ski ku jego czci, a tak�e napis, �e zawarte w atlasie mapy narysowa� i sprawdzi� w terenie Fryderyk Getkant. In�ynier otworzy� atlas. Na pierwszej stronie ukaza� si� jego oczom pi�knie pi�rkiem wykonany plan okolic miasta Gniewa. By�o na nim przedstawione koryto Wis�y w okolicy miasta tak dok�adnie, �e nawet �achy piaszczyste, wynurzaj�ce si� z wody, kartograf wyrysowa�, tak samo jak wszystkie, nawet najmniejsze strumienie, p�yn�ce w w�wozach i wpadaj�ce do Wis�y. Najwa�niejszy by� tu jednak rysunek mur�w, baszt i bram miejskich, mapa bowiem mia�a s�u�y� wojskom polskim, przygotowuj�cym w 1635 roku obron� miasta przed Szwedami. Siemienowicz obraca� karty atlasu, ka�dej dok�adnie si� przypatruj�c, wreszcie rzek�: - Z g�ow� robione. Przecie� na tych mapach ca�a linia dolnej Wis�y i wszystkie umocnienia nad ni� le��ce s� wyrysowane: Grudzi�dz, Nowe, Gniew, wid�y Wis�y i Nogatu, Wyspa Wr�bla, Tczew. - Zwr�� uwag� na map� okolic Pi�awy, przy po��czeniu Zalewu Wi�lanego z morzem le��cej. Skromna to mapa, ale z nara�eniem �ycia robiona. By�em ja tam w 1625 roku, jeszcze przed wojn� ze Szwedami, i dok�adnie ca�e wybrze�e pomierzy�em i wyrysowa�em. Wej�cie do portu dla wi�kszych statk�w trudne, bo tylko jednym kana�em w�r�d mielizn prowadz�ce, te� zaznaczy�em. Potem przyszli Szwedzi i ca�e wybrze�e, a pierwsz� w�a�nie Pi�aw� zaj�li i trzymali. Kr�l nasz postanowi� rozprawi� si� z nimi i wybrze�e odzyska�. Wtedy to flot� wojenn�, z dwunastu okr�t�w z�o�on�, wystawi�, a mnie mapy twierdz nad doln� Wis�� stoj�cych rysowa� kaza�. Nasze okr�ty do�� mia�y roboty w Gda�skiej Zatoce, wi�c nie mo�na ich by�o do Pi�awy posy�a�, a Pi�awa port wa�ny, bo na drugim ko�cu Zalewu Wi�lanego stoj�cy, i p�ki w r�kach nieprzyjaciela by�a, to zawsze tam jego wojska l�dowa� mog�y i Polsce zagra�a�. Umy�li� wi�c kr�l razem z hetmanem Koniecpolskim innym sposobem j� zdoby�. Poniewa� Kozacy ukrai�scy na swoich niewielkich czajkach po Morzu Czarnym z dawna p�ywali i nieraz a� do Konstantynopola docierali, postanowi� kr�l tysi�c takich mo�ojc�w nad Zalew Wi�lany sprowadzi�, czajki im pobudowa� i niech Pi�aw� zdobywaj�. Pomys� niez�y, ale jako stary wojak dobrze wiesz, �e najpierw trzeba teren zna�, kt�ry si� ma zdobywa�, a tak�e przeszkody naturalne i r�k� cz�owieka zbudowane, na jakie si� w tym terenie natrafi, a dopiero po tym mo�na wypraw� robi�. Wi�c zaraz t� map� okolic Pi�awy wyci�gni�to, kt�r� jeszcze w 1625 roku rysowa�em, No tak, ale przecie� ka�de dziecko wie, �e jak Pi�awa dla Szwed�w przez osiem lat g��wnym portem na tym wybrze�u by�a, to ju� oni nie byliby Szwedami, gdyby jej nie rozbudowali i nie ufortyfikowali po swojemu. A jak, tego nikt nie wie, bo przecie� dost�pu tam nikt z nas mie� nie m�g�. Wezwa� mnie wtedy kr�l i powiada: "Trudno, mo�e ci g�ow� na�o�y� przyjdzie, ale ty te strony najlepiej znasz, bo� ich map� rysowa�, wi�c ty musisz i�� i wszystko, co tam Szwedzi nowego zbudowali, wypatrzy� i na map� wrysowa�, bo moi Kozacy Konstantynopol znaj� i po ciemku do niego trafi�, a Pi�awy nie, wi�c jak pop�yn�? Pieni�dze na drog� i na wszystkie wydatki - powiada T- dostaniesz, ile za��dasz i w jakiej chcesz monecie, tylko spraw si� dobrze, a i nagroda ci� nie minie". Pieni�dze wzi��em w talarach, ale nie polskich, tylko niemieckich, i pojecha�em. Wszystko prawie wojsko szwedzkie na Pomorzu wtedy sta�o, wi�c ja od drugiej strony, od Litwy do Kr�lewca si� dosta�em, �e niby do Szwed�w si� chc� zaci�gn��. A z Kr�lewca przedosta�em si� do ma�ej wioski rybackiej nad Zalewem, niedaleko Pi�awy. O widzisz, tu j� nawet wyrysowa�em. na mapie i siebie te�, jak na brzegu stoj� i mierz�. Mia�em ja tam znajomego rybaka, u kt�rego mieszka�em jeszcze za pierwszym moim pobytem; wi�c prosto do niego poszed�em i m�wi�: "Ryby �owisz?" "�owi�"powiada. "A talary zarobi� chcesz?" "Chc�" - powiada. "No to dawaj rybacki str�j, pop�yniemy razem pod sam� Pi�aw�. Sieci we�miemy, b�d� ci pomaga�. Wyp�yniemy przed �witem i wr�cimy o zmroku, �eby nikt mnie we wsi nie widzia�". I tak si� sta�o. Pogoda by�a dobra, op�yn�li�my Pi�aw� z tej i z tej strony. Ja swoje astrolabium z gruszkowego drzewa z torby wyci�gn��em, k�ty pomierzy�em i pozapisywa�em tak, �eby je p�niej na map� nanie��. Rzeczywi�cie Szwedzi stare sza�ce, co tam nad morzem by�y, rozburzyli, a nowe, du�o wi�ksze, w innym miejscu postawili. Ju� mieli�my wraca�, a� tu nagle co� im si� tam w twierdzy nie spodoba�o, �e za d�ugo i mo�e w niezwyczajnym dla rybak�w miejscu si� kr�cimy. Wychodzi� w morze okr�tem czy nawet �odziami, to im si� nie chcia�o, ale z dzia�a stoj�cego na wa�ach twierdzy do nas hukn�li. Puszkarzy maj� dobrych, ale, jako wiesz, za pierwszym razem w ma�� ��d� ryback� trafi�, to nie�atwo. Wi�c i nie trafili. Ale m�j rybak tak si� zl�k�, �e zwrot gwa�towny zrobi�, ��d� wody nabra�a, ja za burt� si� chwyci�em, a moje astrolabium gruszkowe fala zabra�a. Widzieli z twierdzy, �e nas wystraszyli, wi�c dali spok�j i wi�cej nie strzelali. No i tak moje astrolabium diabli wzi�li, ale szcz�liwie wr�ci�em i nowe fortyfikacje szwedzkie na moj� star� map�, jako widzisz, wrysowa�em. Od tego czasu kr�l zaufania do mnie nabra� i przez to mog� swoje r�ne pr�by i wynalazki robi�, czego mi nawet admira� - dobrze� go tak nazwa�, zabroni� nie potrafi. Ogl�daj�c dalej Siemienowicz podziwia� map� Zatoki Gda�skiej z wyrysowanymi na niej wszystkimi mieliznami i zaznaczonymi w stopach g��boko�ciami morza, a tak�e stoj�cymi na brzegu znakami, wed�ug kt�rych okr�ty tak si� kierowa� mog�y, �eby na mielizn� nie wpa��. U g�ry tej mapy narysowane by�y w osobnych swoich ramkach, w powi�kszeniu, dwa forty, kt�re kr�l na Mierzei chelskiej zbudowa� kaza�. Jeden z nich nazywa� si� na cze�� kr�la "W�adys�aw", a drugi, na cze�� jego brata przyrodniego - "Kazimierz". Dobre to by�y forty, wed�ug regu� holenderskiej sztuki zbudowane na pilnowanie polskiego wybrze�a. Gdy ju� ogl�danie atlasu ko�ca dobiega�o, pan Getkant zni�ywszy g�os powiedzia�: - Teraz do tych map dochodzisz, dla kt�rych ten atlas, u kr�la na zamku zwykle chowany, znowu do mnie wr�ci�. Tamte mapy wybrze�e i pomorskie twierdze wystawiaj�ce, teraz nie s� tak wa�ne, bo od czasu jak Szwecja, przestraszona naszymi przygotowaniami wojennymi, odda�a Rzeczypospolitej wszystkie zagarni�te przedtem porty, spok�j jest w tamtych stronach. Ale teraz co� nowego na po�udniowym wschodzie si� gotuje i dlatego mam te mapy: Lwowa, Kudaku i ca�ej Ukrainy jeszcze raz przepatrzy� i co trzeba doda�. Ale to tajemnica. Pami�taj. Tobie to tylko m�wi� jako przyjacielowi, no i kr�lewskiemu in�ynierowi. Napijmy si� jeszcze tego w�grzyna, bo mi w gardle zasch�o od ci�g�ego m�wienia, a zreszt� ju� i ciemno si� robi, wi�c map ogl�da� si� nie da. Posiedzieli jeszcze chwil�, popijaj�c wino, a� pacholik wni�s� zapalony �wiecznik i postawi� na stole. - Ale, ale - zaniepokoi� si� nagle Siemienowicz - gdzie to m�j Semko? Chyba mi si� znowu gdzie� zawieruszy�. - Jaki Semko? - M�j pacholik: To sierota, z moich stron. Matka moja, staruszka, �e to dobre ma serce, zawsze si� tam wszelk� bied� opiekuje. Tak tego ma�ym dzieckiem wzi�a, jak jego ojciec, w kr�lewskiej piechocie s�u��c, podczas smole�skiej kampanii zgin��. Teraz mi go przys�a�a dla pos�ugi. Czeka� tu na mnie pod Warszaw� u moich dalekich krewnych, bo wiedzia�, �e do nich najpierw, z zagranicy powr�ciwszy, zajad�. No i doczeka� si�. Trzeba go poszuka�, mia� tu przyj�� za mn� do arsena�u. Wyszli wi�c obaj na ciemny ju� dziedziniec cekhauzowy i skierowali si� w lewo, wzd�u� kr�tkiej galerii, do bramy. Tutaj pan Getkant zapyta� stoj�cych na stra�y przy latarni puszkarzy: - Wchodzi� tu pacholik pana in�yniera Siemienowicza? - Za naszego stra�owania nie wchodzi�, ale my