9255
Szczegóły |
Tytuł |
9255 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9255 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9255 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9255 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol May
W Sudanie
Opracowanie graficzne: Zbigniew Kasprzyk
ROZDZIA� I
Straceni
Jak wspomnia�em poprzednio, obrali�my sobie za cel maijeh
Semkat, co po polsku oznacza zatok� rybi�. Wnioskuj�c z tej
nazwy, mieli�my nadziej�, �e znajdziemy tam istotnie obfito��
ryb, kt�rymi �ywi� si� b�dzie mo�na. Do odbycia drogi na
miejsce trzeba by�o trzech dni; potem nale�a�o uda� si� dalej
l�dem. W jaki jednak spos�b? Czy pieszo przez t� bagnist�
okolic�? By�oby to bardzo uci��liwe i zabra�oby du�o czasu.
Wi�c jecha� wierzchem? No tak, ale na jakich zwierz�tach?
W strefie tej nie ma ani wielb��d�w, ani koni, kt�re w �aden
spos�b nie daj� si� tu zaaklimatyzowa� i gin� wkr�tce.
Mieszka�cy tych okolic musz� si� pos�ugiwa� daleko mniej
szlachetnym zwierz�ciem �wierzchowym" od arabskiego ru-
maka lub �okr�tu pustyni", a tym jest � w�.
Zwierz�ta te przystosowuj� si� wybornie do warunk�w
klimatycznych nad bagnistym, g�rnym Nilem. S� silne,
poj�tne, pos�uszne i zwinne, co nale�y przypisa� d�ugoletniej
tresurze jednej i tej samej rasy. Oczywi�cie u�ywaj� ich tak�e
i do przewo�enia ci�ar�w.
Gdyby�my mogli wynaj�� te zwierz�ta, to oszcz�dziliby�my
czasu, co dla nas by�o bardzo korzystne. Ibn Asl potrzebowa�
na przebycie wytkni�tej drogi dwudziestu dni; poniewa� by�
w podr�y pi�� dni, dotar�by wi�c do przeznaczonego miejsca
po up�ywie pi�tnastu dni. My jednak mogli�my si� dosta� do
Wagundy wci�gu dziesi�ciu dni i w tym wypadku zyskaliby�-
my sze�� dni, kt�re by najzupe�niej wystarczy�y do wy-
przedzenia go i przygotowania mu na miejscu... niespodzian-
ki. Chodzi�o tylko o to, sk�d wzi�� wo�y wierzchowe i juczne
do pakunk�w.
Poczynili�my poszukiwania przede wszystkim w najbli�szej
okolicy, to jest ko�o zatoki Semkat.
Mieszka tam w czterdziestu wsiach oko�o dziesi�ciu ty-
si�cy Bor�w i posiadaj� bardzo du�o byd�a. S� oni od�a-
mem ludu Dink�w, a poniewa� szli�my na ratunek pokrew-
nym im Gokom, wi�c s�dzili�my, �e ch�tnie udziel� nam
pomocy.
Nale�a�o r�wnie� liczy� si� z czasem i nie utraci� nawet
jednego dnia, wobec czego uk�ady z tymi lud�mi nie mog�y
trwa� d�u�ej, jak do nadej�cia naszych okr�t�w. Postanowi-
li�my wi�c wys�a� przodem wielk� ��d�, na kt�rej znajdowa�o
si� o�miu wio�larzy i jeden sternik oraz potrzebne zapasy
�ywno�ci. ��d� ta przy naj pomy�lnie j szym wietrze p�yn�a
z chy�o�ci� �Soko�a". Ja mia�em przewodniczy� wyprawie,
przy czym emir upowa�ni� mnie do za�atwienia sprawy
z czarnymi wed�ug w�asnego uznania. Na wio�larzy wybrano
o�miu najsilniejszych m�czyzn. Mi�dzy nimi by� Agadi,
kt�ry mia� s�u�y� za t�umacza, gdy� �aden z nas nie w�ada�
dobrze j�zykiem Dink�w. Rozumie si� samo przez si�, �e
wszyscy byli�my doskonale uzbrojeni. Kilku asaker�w twier-
dzi�o, �e nad zatok� Semkat jest mn�stwo hipopotam�w, a na
brzegach przebywaj� ca�e stada s�oni. Spodziewa�em si� wi�c,
�e nie minie mnie przyjemno�� znakomitego polowania.
Plan ten om�wili�my zaraz po naszym odje�dzie ze zburzo-
nej przez nas seriby i wyruszyli�my w drog�. Brzegi rzeki by�y
g�sto zalesione. Po wodzie p�ywa�y du�e k�py trzciny, kt�re
jednak zr�cznie omijali�my. Dla zaoszcz�dzenia si� ludziom,
kaza�em wios�owa� im na przemian po czterech. Sam usiad�em
u steru. Na wszelki wypadek mieli�my z sob� �agiel.
Wieczorem zatrzymali�my ��d� i pok�adli�my si�, oczekuj�c
wzej�cia ksi�yca, po czym mieli�my p�yn�� dalej. Musia�em
si� pokrzepi� snem cho� przez chwil�, gdy� poprzedniej nocy
nie zmru�y�em nawet oka. Agadi by� r�wnie� bardzo znu�ony.
Inni nie mogli si� skar�y� na brak wypoczynku na okr�cie.
Dym z ogniska chroni� nas przed moskitami, kt�re w tej
okolicy s� istn� kl�sk�. Mieszkaniec kraj�w p�nocnych nie ma
nawet wyobra�enia o okropnej pladze owad�w w tych stro-
nach. Nasze muchy domowe, ba, nawet do�� dokuczliwe
komary wodne s� niczym w por�wnaniu z piekieln� z�o�li-
wo�ci� rozmaitych owad�w afryka�skich, dr�cz�cych ludzi
i inne stworzenia w spos�b niezno�ny. Murzyni spalaj�
olbrzymie stosy drzewa, �mieci i mokrej s�omy, aby dymem
odstraszy� te owady od swej trzody. Sami chroni�c swoje cia�o
od natr�tnych much, zagrzebuj� si� a� po brod� w popiele.
Obrzydliwe owady obsiadaj� w olbrzymiej ilo�ci wo�y i owce,
nie pozostawiaj�c ani odrobiny wolnego miejsca na sk�rze.
Je�eli taka plaga trwa kilka tygodni, to gin� nawet najsil-
niejsze bydl�ta. Dlatego te� nawet majtek posiada namuziah
czyli siatk� chroni�c� go od komar�w, gdy tymczasem po�a�o-
wania godni czarni niewolnicy skazani s� na znoszenie tej
plagi.
Ksi�yc wzni�s� si� ponad las, i wtedy zbudzono mnie, by
rusza� w dalsz� drog�. Dno na przedniej cz�ci �odzi wy�o�one
by�o glin�, mogli�my wi�c bezpiecznie rozpali� ogie� dla
ochrony przed moskitami; ponadto n�ci� on ryby, kt�re
zak�uwali�my, by je nast�pnie upiec. W rzece Rolu jest
niezwykle du�o ryb w rodzaju mniejszego suma, kt�re bardzo
nam smakowa�y.
Wios�owali�my przez ca�� noc. Gdy nad ranem zacz�� wia�
wiatr, rozwini�to �agiel i powierzono ��d� jednemu z asake-
r�w, gdy reszta pok�ad�a si� na spoczynek. �eglowali�my ju�
bez przerwy a� do po�udnia, a gdy wiatr usta�, wypocz�ci
�o�nierze chwycili znowu za wios�a. Niebawem, orientuj�c si�
wedle map, nale�a�o si� ju� spodziewa� zatoki Semkat. Jeden
z asaker�w, zabranych z seriby, kt�ry zna� t� okolic�, oznaj-
mi�, �e wej�cie do zatoki b�dzie bardzo trudne, gdy� nie-
dawno wyr�bano tam znaczn� cz�� lasu.
Palma deleb jest obok daktylowej najpi�kniejszym drzewem
Afryki p�nocno-wschodniej. Ma ona wysoki, smuk�y pie�,
grubiej�cy stopniowo ku g�rze, a potem coraz cie�szy i przy-
pominaj� przez to filary niekt�rych staroegipskich budowli.
G�sta korona sk�ada si� z wielu ciemnozielonych wachlarzy
li�ci, podobnych do wachlarzy palmy dom. Dojrza�e owoce,
barwy pomara�czowo-��tej, s� wielko�ci g�owy dziecka.
Drzewo nadaje si� doskonale do wyrobu lekkich �odzi.
Wiecz�r si� zbli�a�, gdy po prawej stronie ukaza�a si�
wspania�a ziele� lasu deleb.
Po p�godzinnej �egludze dotarli�my do miejsca, gdzie
rami� rzeki odchyla�o si� na prawo i rozszerza�o w wielki basen
na kszta�t jeziora. To by� cel naszej podr�y � zatoka
Semkat.
W czasie ca�ej �eglugi nie widzieli�my ani jednego cz�owie-
ka, a i tu tak�e nie spodziewali�my si� spotka� nikogo.
Przy wios�owali�my do zatoki i mogli�my widzie� oba jej
brzegi blisko siebie; nast�pnie rozchodzi�y si� one tak daleko,
�e, aby nie zmyli� drogi, trzymali�my si� prawej strony. Im
wi�cej zbli�ali�my si� do l�du, tym bardziej szuka�em z napi�-
t� uwag� cho�by �ladu po jakiejkolwiek istocie ludzkiej.
Poszukiwania moje jednak by�y daremne. Ju� zaczyna�o si�
zmierzcha�, i s�dzi�em, �e nadchodz�ca noc b�dzie stracona
dla naszych zamiar�w, gdy wtem spostrzeg�em tajemniczy,
podobny do gilotyny postument, kt�ry umieszczony by�
o kilka krok�w od brzegu. Od wody prowadzi�a wydeptana
�cie�ka mi�dzy dwoma s�upami krzy�ownicy. Na niej wisia�a
na ci�kim kamieniu kr�tka �elazna w��cznia na d�ugiej linie,
kt�rej drugi koniec by� przytwierdzony do lekkiej wi�zki
trzciny.
Postument �w by� pu�apk� na hipopotamy. Hipopotam nie
jest wcale tak spokojnym zwierz�ciem, jak je zwykle opisuj�.
W wodzie bardzo cz�sto zaczepia cz�owieka. Rozdra�niony
lub ranny jest jeszcze gro�niejszy. Zanurza si� on wtedy,
a nast�pnie wyp�ywa znowu z wody, wywraca ��dk� i chwyta
w olbrzymi� paszcz� ca�ego cz�owieka. Murzyn ucieka od
niego w wodzie, lecz tym chytrzej nastaje na niego na l�dzie,
gdy� mi�so, a osobliwie s�onina z tego zwierz�cia s� bar-
dzo poszukiwanymi smako�ykami. Nawet biali utrzymuj�, �e
s�onina jest bardzo smaczna, a oz�r uznaj� za wyszukany
przysmak.
Przez dzie� pozostaje hipopotam pod wod�, a wieczorem
wychodzi na brzeg i po�era soczyste ro�liny. Najch�tniej idzie
na pola, gdzie ro�nie trzcina cukrowa, czyni�c tam wielkie
spustoszenie, gdy� wi�cej podepce i stratuje, ni� spasie. Jak
ka�de prawie dzikie zwierz�, tak i hipopotam ma swoj�
�cie�k�, kt�r� co dzie� chodzi, dop�ki go kto� z niej nie
wyp�oszy. Na tej �cie�ce Murzyni stawiaj� pu�apki, zaopa-
trzone w dzidy lub harpuny z uwi�zanymi u nich kamieniami,
aby ich pchni�cie by�o silniejsze i skuteczniejsze. Harpuny
zako�czone s� zakrzywionymi hakami, kt�re, wbiwszy si�
g��boko w kark lub grzbiet zwierza, nie daj� si� �atwo
wydoby�. Zraniony hipopotam rzuca si� do wody i traci
z wolna krew. Martwe cia�o nie wyp�ywa zaraz na powierzch-
ni� lecz pozostaje cz�sto ca�y dzie�, a czasem i d�u�ej, na dnie.
Wobec tego mi�so takiego hipopotama popsu�oby si� i by�oby
nie do u�ycia. Lecz harpuny posiadaj� d�ug� lin�, do kt�rej
przyczepiona wi�zka trzciny p�ywa po powierzchni wody
i wskazuje my�liwym, w kt�rym miejscu nale�y szuka�
zabitego zwierz�cia.
Na tak� to pu�apk� w�a�nie natkn�li�my si�. �cie�ka, by�a
zwyk��, codzienn� drog� hipopotama. Je�eli jest tutaj na-
stawiona pu�apka � pomy�la�em, � to musz� te� by� i ludzie.
Zawr�ci�em ��d� ku brzegowi. Nie ba�em si� zwierz�cia, lecz
nie wyl�dowa�em naprzeciw tej drogi w�a�nie w obawie przed
lud�mi, kt�rych to wcze�niej nale�a�o odszuka� � nie wie-
dzieli�my bowiem, co to za jedni i jak nas przyjm�, gdy si�
z nimi spotkamy. Wnioskowa�em dalej, �e przychodzili cz�sto
ku pu�apce, i gdyby�my tu wyl�dowawszy zostawili ��d�, to
oni �atwo by j� znale�li i odci�li nam przez to drog� powrotn�.
Dlatego te� skierowa�em ��d� w miejsce, gdzie trafili�my na
w�sk� wyrw�, wy��obion� przez wod�. Oba brzegi zaro�ni�te
by�y wysok� trzcin�, spoza kt�rej prawie nie by�o wida� tej
kryj�wki.Tu wi�c ukry�em ��d� tak, �e nikt obcy znale�� jej
nie m�g�. �<�..��..< s-,.;';!?! .>�<-. :--..�.�..- .... � � � ... ,
Pozostawiwszy w owym miejscu swoich ludzi, poszed�em
ku pu�apce, aby ze �lad�w znajduj�cych si� ko�o niej, zbada�
w jakim kierunku nale�a�o szuka� tych, kt�rzy j� postawili.
Podj��em si� tego sam, aby tym �atwiej zatrze� �lady, mog�ce
nas niew�tpliwie zdradzi�.
Nie by�o to rzecz� �atw�, gdy� brzeg by� bagnisty, a nogi
grz�z�y g��boko. Na szcz�cie, powsta�e przez to zag��bienia
nape�nia�y si� tak szybko wod� i szlamem, �e mo�na by�o
st�pa� po nich bez najmniejszej obawy. Dla zupe�nej jednak
pewno�ci obwi�za�em nogi trzcin�, przez co otwory, kt�re
wydeptywa�em wygl�da�y prawie tak samo, jak �lady okr�g-
�ych, wielkich st�p hipopotama.
W pobli�u pu�apki znalaz�em istotnie odciski bosych st�p
ludzkich i po bli�szym ich obejrzeniu wywnioskowa�em, �e
ludzie, kt�rzy te odciski pozostawili, byli tu niedawno. Przy
obu s�upkach ziemia by�a �wie�o podkopana, co dowodzi�o, �e
pu�apk� dopiero dzi� ustawiono, a urz�dzaj�cy j� nie przybyli
tu na �odzi, lecz od strony l�du, przez las, jak wskazywa�y
wyra�ne �lady. Postanowi�em wi�c i�� dalej.
W lesie ros�y palmy deleb, kt�rych korony tworzy�y g�ste
sklepienie. Z pni drzew zwiesza�y si� ro�liny pn�ce na
wszystkie strony, tworz�c g�st� siatk�. Aby si� przez ni�
przedosta�, musieli�my pomaga� sobie no�em. Murzyni wy-
r�bywali �cie�k� przez ten g�szcz i�cie dziewiczy. Po-
st�powa�em wi�c ostro�nie naprz�d, got�w ka�dej chwili
za lada podejrzanym ruchem zboczy� z drogi i ukry� si�.
Po pi�ciu minutach drogi napotka�em w lesie obszerny
zr�b.
Sta�o tu sze�� tokul�w, skleconych byle jak, napr�dce, jak to
czyni� zazwyczaj Murzyni tam gdzie nie maj� zamiaru d�ugo
przebywa�.
Tokule te by�y dosy� obszerne, co wskazywa�o, �e miesz-
ka�o w nich wi�cej ludzi. Posun��em si� jeszcze dalej. Przed
drzwiami le�eli, siedzieli i stali sami czarni m�czy�ni. Kilku
z nich znosi�o drwa do ogniska, gdy� zapada� ju� wiecz�r.
Warty nie by�o �adnej; widocznie ludzie ci czuli si� zupe�nie
10
bezpiecznie. Pozna�em, �e byli to Dinkowie z rodziny Bor�w,
kt�rych w�a�nie szukali�my.
Powr�ci�em na drog�, dopiero co przebyt� i skierowa�em si�
naprz�d ku pu�apce, a nast�pnie do �odzi. Tu opowiedzia�em
wszystko towarzyszom.
Agadi, nasz t�umacz, rzek�:
� To s� wojownicy Bor�w, effendi. Przybyli tu zapewne
na polowanie, bo nie maj� ze sob� kobiet ani dzieci. Pozw�l
nam uda� si� do nich!
� Przypuszczasz, �e przyjm� nas �yczliwie?
� A dlaczego mieliby zaj�� wobec nas nieprzyjazne stano-
wisko? Przybywamy przecie do nich w zamiarach uczciwych;
ja zreszt� nale�� do ich szczepu i znam ich j�zyk. Chod�my!
Zwr�ci� si� w kierunku pu�apki, chc�c uda� si� do czar-
nych.
� St�j! � rozkaza�em mu. � Tu konieczna jest ostro-
�no��! Nie wiemy jeszcze, jak nas przywitaj�. Gdyby zmuszo-
no nas do odwrotu i gdyby�my mieli tylko jedyn� drog� ko�o
pu�apki, dobrze znan� przez nich, mogliby nas bardzo �atwo
dogoni�.
� Ee, mamy przecie� doskona�e karabiny i jeste�my od
nich bardziej do�wiadczeni.
� Nie obawiam si� ich znowu tak bardzo; je�eli jednak
mo�na unikn�� pewnych strat, to dlaczeg� nie mamy tego
uczyni�? Wytnijmy sobie st�d inn� drog� a� do samych
tokul�w.
� A trafisz prosto?
� Nie troszcz si� o to; trafi�. Na wypadek, gdyby�my byli
zmuszeni ucieka�, nie wiedziano by, gdzie�my si� podzieli, bo
przecie o tej nowej drodze nie maj� poj�cia. B�d� nas szukali
na tamtej drodze, a my tymczasem wsi�dziemy na nasz� ��d�
i pu�cimy si� na wod�.
� Jak chcesz, effendi; lecz nie s�dz�, by a� taka ostro�no��
by�a konieczna.
Bez wzgl�du na to, czy uwaga ta by�a s�uszna, czy nie,
wola�em zapewni� sobie odwr�t. Zarzucili�my karabiny na
11
ramiona i dobyli�my no�e do wyr�bywania g�stwy pn�cych
si� krzew�w i ro�lin. Oczywi�cie sprawowali�my si� mo�li-
wie najciszej. Ja wytycza�em kierunek tej osobliwej wycieczce.
No�e by�y ostre i robota sz�a g�adko, lecz zabra�a nam tyle
czasu, �e zapad� zmrok zanim wydostali�my si� na widniej -
sze w lesie miejsce. Borowie rozpalili ko�o chat ogniska,
kt�rych �wiat�o przedostawa�o si� do nas, co u�atwia�o nam
robot�.
Im wi�cej oddalali�my si� od brzegu, tym twardszy i such-
szy by� grunt. Wreszcie dotarli�my do wyr�bu. Pierwsza
z chat by�a oddalona o jakie� trzydzie�ci krok�w od miejsca, na
kt�rym stali�my.
Murzyni piekli nad ogniem mi�so i jego zapach a� do nas
dolatywa�. Agadi poci�gn�� kilka razy nosem, mlasn�� j�zy-
kiem i rzek�:
� To jest miszwi el husan el bahr2. Z�owili zapewne dzi�
hipopotama. Effendi, b�dziemy mieli �wietn� go�cin�. P�j-
dziemy obaj, czy te� ja sam mam i�� najpierw i rozm�wi�
si� z nimi?
� Ani jedno, ani drugie. Wybierzemy drog� po�redni�:
p�jdziemy razem a� pod pierwsz� chat�; potem ty wyst�pisz,
aby ich pozdrowi�, i rozm�wisz si� z nimi, a je�li tylko
spostrze�esz, �e s� do nas wrogo usposobieni, cofniesz si�
natychmiast z powrotem. Dalszy plan obmy�limy p�niej.
Agadi zgodzi� si�, poszli�my wi�c naprz�d. Warty i tutaj nie
by�o. Spostrze�ono nas dopiero w pobli�u ognisk, gdy stan�li-
�my w pe�nym �wietle ognisk. Czarni wszcz�li straszny ha�as
i nast�pnie w okamgnieniu czmychn�li do swych chat. Niepo-
dobna by�o i�� dalej, bo Murzyni skierowali ku nam przez
drzwi lufy karabin�w, gotuj�c si� do obrony; a z tymi lud�mi
�art�w nie ma: jeden krok, i pad�yby strza�y zupe�nie niepo-
trzebne.
Wobec tego spr�bowali�my porozumienia na drodze poko-
jowej. Agadi wybra� si� sam do jednej z chat, kt�ra by�a
1 Piecze� z mi�sa hipopotama.
12
najwi�ksz� i gdzie wedle naszych przypuszcze� powinien by�
mieszka� w�dz. Jako znak pokojowych zamiar�w wzi�� Agadi
ga��zk� palmow� i wywija� ni�, daj�c tym do zrozumienia, �e
chce si� z nimi uk�ada�.
Post�pi�em kilka krok�w za Agadim i us�ysza�em wnet
rozmow�, nic z niej oczywi�cie nie rozumiej�c. Niebawem
wysz�o z chaty dw�ch czarnych, wcale nie uzbrojonych.
Przyst�pili oni do Adagiego i m�wili z nim, a miny ich i ruchy
nie zdradza�y �adnych wrogich zamiar�w. Wreszcie wskazali
chat�, w kt�rej tak�e p�on�o �wiat�o, i za��dali, by si� uda� do
niej. Chcia�em temu zapobiec, lecz obawia�em si� podejrze�
z ich strony. Agadi poszed�.
Up�yn�o dziesi�� minut, min�� ju� kwadrans, nawet p�
godziny, a Agadi nie wraca�. Murzyni nie wychodzili r�wnie�
ze swych chat. Ognie przed tokulami, nie podsycane, zacz�y
powoli gasn��. Zbudzi�o to we mnie pewne podejrzenia.
Dlaczego Agadi nie wyszed� ani na chwil�, by mnie przynaj-
niej uspokoi�? Czeka� d�u�ej nie mog�em, wi�c zniecierpli-
wiony kilkakrotnie na niego zawo�a�em. Dopiero po up�ywie
d�u�szego czasu odpowiedzia� mi z wn�trza chaty:
� Effendi, schwytali mi� i nie chc� pu�ci�, my�l� bowiem,
�e jeste� Ibn Aslem.
� Czy jest w�dz w tokulu? � zapyta�em.
� Jest.
� Niech wyjdzie! Chc� si� z nim rozm�wi�.
Agadi nie odpowiedzia� nic. Dopiero po up�ywie kilku
minut wyszed� przed otw�r i stan��. R�ce mia� zwi�zane na
plecach, a opr�cz tego opasany by� powrozem, kt�rego koniec
si�ga� a� do wn�trza chaty. Na tym powrozie mo�na go by�o
w ka�dej chwili wci�gn�� do chaty z powrotem.
� I c�? � zapyta�em. � Gdzie jest w�dz?
� W tokulu, z kt�rego nie wyjdzie za �adn� cen�. Prosz�
ci�, odejd� natychmiast.
� A je�eli nie odejd�?
� To wci�gn� mnie na powrozie do wn�trza chaty i zamor-
duj�.
13
� A gdybym odszed�? ^ �
� B�d� si� naradzali. �_...- ;
� Kiedy� si� dowiem o rezultacie tych narad? ;
� Jutro.
� Dlaczego a� tak p�no? Wiesz przecie�, jak nam si�
�pieszy. Gdzie i w jaki spos�b mo�emy si� od nich czego�
dowiedzie�? Powiedzia�e� mo�e, gdzie si� znajduje nasza ��d�?
� Nie. M�wi�em, �e znam wprawdzie to miejsce, lecz nie
umia�bym go opisa�. Mo�e przekonam ich jeszcze, �e ty nie
jeste� Ibn Aslem. Odejd� i czekaj spokojnie do jutra. Nie
pr�buj nawet uwolni�, bo pogorszy�by� ca�� spraw�.
� Usun� si� i rozwa��, co mam czyni�. Powiedz jednak
wodzowi, �e skoro �wit powr�c�. Opowiedz mu wszystko, co
wiesz o mnie, i ostrze� go, �e zap�aci �yciem, je�eli tobie bodaj
jeden w�os z g�owy spadnie.
Agadi znikn�� w drzwiach tokulu, a ja z asakerami odsze-
d�em, jednak�e niedaleko.
� On ju� stracony � szepn�� jeden z �o�nierzy, gdy�my si�
ukryli w cieniu. � Uwa�aj� go za zdrajc�, za sprzymierze�ca
Ibn Asla. Je�eli jednak s�dz�, �e ty jeste� �owc� niewolnik�w,
to b�d� si� starali za wszelk� cen� umkn�� nam jeszcze w ci�-
gu nocy, ale najpierw zapewne odbior� �ycie biednemu Aga-
diemu.
� I ja ich pos�dzam o to. Ale od czeg� my tutaj jeste�my?
Otoczymy ich ob�z i nie dopu�cimy do ucieczki.
� To na nic! Mogliby�my wprawdzie zastrzeli� kilku, ale
przecie� nie wszystkich.
� O, w razie ucieczki wpadliby nam w r�ce co do jednego.
Pomy�l tylko. Oni maj� swoje sta�e siedziby nad rzek�, a tu,
nad zatok�, przybyli na �owy hipopotam�w i sklecili sobie
prowizoryczne sza�asy. Jestem wi�c pewny, �e dostali si�
tu nie przez las, bo ten jest nie do przebycia, ale drog� wod-
n�, na �odziach, kt�re z przezorno�ci ukryli gdzie� w po-
bli�u �cie�ki, bo tu jest naj�atwiejszy dost�p do wody.
Je�eli tedy zamkniemy im t� jedyn� drog�, to st�d si� nie
wydostan�. Otoczymy ich ob�z ze wszystkich stron. Jest nas
14
o�miu; staniemy wi�c po dw�ch w czterech punktach na
brzegu wyr�bu tak, aby po wzej�ciu ksi�yca pozostawa�
w cieniu drzew. Na wypadek, gdyby Murzyni chcieli si�
przedrze� w kt�r�kolwiek stron�, to �o�nierz na odpowiednim
posterunku krzyknie g�o�no i w�wczas wszyscy tam si�
zbiegniemy. Nie ma co obawia� si� starej, lichej broni
murzy�skiej. Chod�cie, wyznacz� wam miejsca!
Obszed�szy z niezwyk�� ostro�no�ci� ob�z, postawi�em
w odpowiednich miejscach trzy posterunki, obieraj�c sobie
z jednym z pozosta�ych asaker�w stanowisko najwa�niejsze, to
jest na �cie�ce ku zatoce.
Po�o�yli�my si� na mi�kkiej ziemi w cieniu palm. Ognie
ko�o tokul�w wygasa�y powoli, a niebawem zapanowa�a
g��boka ciemno�� i cisza. Nie s�ycha� by�o �adnego g�osu
z chat murzy�skich, �adnego szmeru, i nawet �wiat zwierz�cy
nie dawa� znaku �ycia, tylko miliardy robaczk�w �wi�toja�-
skich uwija�y si� pomi�dzy li��mi palm i r�wnie� miliardy
moskit�w opad�y nas. Ale zawiod�y si� tym razem skrzydlate
natr�ty, nasmarowali�my si� bowiem pewn� ro�lin� wodn�,
kt�rej muchy i komary wr�cz nie znosz�. Jeszcze w ci�gu
popo�udnia napotkali�my ca�e k�py ro�liny sitt ed d�ami el
minchar i zabrali�my spory jej zapas do �odzi. Jest to nik�a,
drobna, podobna z li�ci do soczewicy ro�lina, na poz�r nie
wydaj�ca �adnej woni; dopiero po zgnieceniu �mierdzi nie-
zno�nie. Ale co to znaczy wobec m�k, jakie zadaj� cz�owiekowi
komary? Je�eli si� nie os�oni siatk� twarzy, to w kr�tkim czasie
nie mo�na si� w niej dopatrze� nawet podobie�stwa; tak
puchnie pod dzia�aniem jadu komar�w, �e oczu prawie nie
wida�, a nos wygl�da jak bezkszta�tna fioletowa bry�a; nawet
wargi i j�zyk obrzmiewaj�, bo i do ust si� dostaj� te okropne
owady; nieszcz�sne s� te� i uszy, kt�re puchn� do tego stopnia,
�e cz�owiek g�uchnie na kilka godzin. Wobec tego lepiej jest
znie�� przykr� wo� wspomnianej ro�liny, ni� nara�a� si� na
tak straszn� udr�k�.
Przele�eli�my mo�e p� godziny. Powoli gwiazdy zacz�y
bledn��, a niebo natomiast rozja�nia�o si� powoli, gdy� ksi�yc
15
wzni�s� si� przez baldachim palm, jak przesiany przez sito-
srebrny, migotliwy py�, �udz�cy oko, niby niezliczone mn�-
stwo robaczk�w �wi�toja�skich. Nagle da� si� s�ysze� w po-
bli�u lekki szmer.
� S�yszysz, effendi? � szepn�� m�j towarzysz. � Co to
by�o?
� Skrada si� dwu ludzi. S� to zapewne Murzyni.
Cofn�li�my si� ze �cie�ki w g��b wij�cych si� ro�lin, aby nas
nie spostrze�ono. By�o tu wprawdzie dosy� ju� ciemno, bo
palmy zas�ania�y �wiat�o, mimo to zdo�a�em rozr�ni� syl-
wetki dw�ch Murzyn�w. Zdawa�o mi si�, �e maj� w r�kach
wios�a. Przeszli ko�o nas, i niebawem powt�rzy� si� znowu
podobny szmer, jak poprzednio.
� Prawdopodobnie idzie ich wi�cej � szepta� askari. �
Przepu�cimy ich r�wnie�?
� Oczywi�cie. Id� oni do swoich �odzi. Je�eli ich przepu�-
cimy, to wnet dowiemy si�, gdzie je ukryli; w przeciwnym
razie trzeba by ich szuka� bardzo d�ugo. Tych jednak, kt�rzy
teraz nadejd�, nie pu�cimy.
Nadesz�o znowu dw�ch z wios�ami i udali si� za tamtymi
w d�. Niew�tpliwie mieli zamiar we czterech pu�ci� ��d� na
wod�. Od strony obozu by�o ju� cicho.
� P�jd� za nimi � rzek�em � a wy tu zosta�cie i, gdyby
jeszcze nadszed� jaki� Murzyn z obozu, to zatrzymajcie go,
je�eli za� nie zechce si� cofn��, mo�ecie strzela�.
Wysun��em si� z kryj�wki i chy�kiem pod��y�em w stro-
n� zatoki. �cie�ka spada�a prosto, a� do samej wody. Mia-
�em wspania�y widok na zatok�. Powierzchnia wody, nie
zmarszczona ani jedn� fal�, l�ni�a w potokach �wiat�a ksi�-
�ycowego, jak wypolerowany metal. Las oddalony by� od
zatoki w�skim pasem trzciny, z kt�rej wystawa�a wspomniana
pu�apka. Stali tu czterej czarni, patrz�c z wielk� uwag�
na wod�. Poniewa� byli zwr�ceni do mnie plecami, pod-
szed�em dalej, a� na brzeg lasu, i ukry�em si� w cieniu
palmy, zaciekawiony, co ich tak bardzo zajmuje. I nied�ugo
czeka�em na wyja�nienie tej zagadki. Oto przy brzegu ukaza�
16
si� hipopotam. Po wielko�ci g�owy mo�na by�o wnioskowa�,
�e to olbrzym. Zanurza� si� w wod� i wyp�ywa� znowu, jakby
si� bawi�, nie ukazuj�c jednak ca�ego tu�owia, a tylko g�ow�
i grzbiet, na kt�rym bryka�o sobie najspokojniej w �wiecie
m�ode hipopotami�tko wielko�ci psa nowofundlandzkiego, ale
o wiele od niego grubsze.
Staro�ytni Egipcjanie nazywali hipopotama �rer", to zna-
czy � wieprz. Zwierz� to istotnie przypomina budow� cielska
nasz� swojsk� �wini�, ale z g�owy podobne do niej nie jest.
Takiego �ba, jaki ma hipopotam, nie posiada �adne zwierz�.
Mowa tu oczywi�cie o kszta�cie, nie o wielko�ci. Przednia
cz�� g�owy jest wprost olbrzymia i nieproporcjonalnie do
tu�owia szeroko sp�aszczona. Oczy, podobne do �wi�skich,
osadzone s� bardzo wysoko, a paszcza, zaopatrzona w pot�ne
k�y, mo�e obj�� wp� najgrubszego cz�owieka. Poniewa� oczy,
uszy i nozdrza rozmieszczone s� prawie w jednej linii, mo�e
zwierz� �atwo ukry� w wodzie ca�y korpus, a na powierzchni�
wystawia tylko przedni� cz�� g�owy dla zaczerpni�cia powie-
trza lub rozejrzenia si� za �upem.
Pod grub� sk�r� posiada zwierz� olbrzymi� warstw� p�-
p�ynnego t�uszczu, przez co mo�e �atwo utrzymywa� si� na
powierzchni wody. Nogi ma grube i tak kr�tkie, �e na l�dzie
brzuch szoruje po ziemi.
W tej chwili zwierz wypu�ci� z paszczy wod� przez nozdrza
na obie strony w formie p�kolistej fontanny, obr�ci� si� raz
1 drugi, str�ci� m�ode z grzbietu do wody, ale je zaraz
pochwyci� i podp�yn�� do brzegu.
Wywnioskowa�em st�d, �e jest to samica. Przy brzegu zrzu-
ci�a ona znowu do wody ma�e hipopotami�tko, kt�re przez
chwil� p�yn�o samodzielnie, nareszcie wydosta�o si� na l�d
i posz�o �cie�k� a� do pu�apki. Tu przystan�o, ogl�daj�c si�
za matk�, kt�ra wystawi�a �eb z wody, bacz�c pilnie, czy
m�odemu nic nie grozi. Kiedy ju� hipopotami�tko znalaz�o si�
na sta�ym gruncie, wylaz�a z wody i matka... W�osy na g�owie
staj� na wspomnienie tego olbrzymiego, bezkszta�tnego po-
twora... '�;�:<......r,'::'-'. '"'. ''..*>'*'1*'j* '.;..
17
M�ode, widz�c, �e matka idzie za nim, posz�o spokojnie
dalej a� do miejsca, gdzie zaczaili si� Murzyni. Biedactwo nie
mia�o jeszcze poj�cia o niebezpiecze�stwie, mog�cym grozi�
tak pot�nemu potworowi, jakim jest ko� rzeczny czyli
hipopotam.
Obserwuj�c te osobliwe zwierz�ta o wszystkim innym zapo-
mnia�em. Widocznie tego samego uczucia doznali i Murzyni,
bo nie �pieszyli do �odzi, po kt�re ich pos�ano, lecz ju� z g�-
ry cieszyli si� wyborn� pieczeni�, mimo, �e by�a jeszcze
surowa...
Ka�dy przeci�tny Europejczyk wie, jak wielka jest r�nica
w smaku mi�dzy pieczeni� z delikatnego prosi�cia a pieczeni�
ze starego wieprza. Tak samo do�wiadczony Suda�czyk
przepada za przysmakiem z m�odego hipopotama. W tym
przypadku przysmak niemal do samego garnka wlaz� czarnym
smakoszom � i jak�e nie mia�a i�� im �linka do ust! Zerwali si�
wi�c z kryj�wki, poskoczyli ku zwierz�tku i pocz�li je bi�
wios�ami po g�owie tak, �e zaledwie zdo�a�o wyda� z siebie
skrzecz�cy, przera�liwy g�os.
I oto sta�o si� to, co by�o do przewidzenia. Hipopotamica,
zauwa�ywszy ten napad, parskn�a zajadle i rzuci�a si� na
pomoc. Nigdy bym nie uwierzy�, �e tak olbrzymie cielsko
mo�e by� zdolne do tak gwa�townego skoku. Hipopotamica
bowiem przebieg�a pod pu�apk�, str�caj�c harpun, kt�ry
jednak z powodu szybko�ci ruchu zwierza chybi�. Nie dra-
�ni�ta nawet skierowa�a si� w to miejsce, gdzie le�a�o m�ode,
i przystan�a, parskaj�c kilkakrotnie i rozgl�daj�c si� woko�o.
Murzyni zawiedli si� ogromnie na swojej pu�apce. Praw-
dopodobnie przypuszczali, �e zwierz� nie przedostanie si�
tutaj, wi�c te�... oniemieli z przera�enia i chwil�, w kt�rej
zatrzyma�a si� stara nad m�odym, wykorzystali do ucieczki.
Jeden za drugim, porzuciwszy wios�a, zmykali �cie�k� ku
obozowi. W tej samej chwili us�ysza�em g�osy naszych:
� St�j, bo strzelam!
Gro�ba ta by�a skierowana nie do tych, kt�rzy uciekali, lecz
do innych, wychodz�cych z obozu. Ci czterej pocz�li przera-
18
�liwie wrzeszcze�, z czego nie zrozumia�em ani s�owa, wnio-
skuj�c tylko, �e ostrzegali swych towarzyszy przed zwie-
rz�ciem. Krzyk ten obudzi� ma�py i r�ne ptactwo, gdy
wtem rozleg� si� strza�. W obozie zapanowa�a wrzawa nie do
opisania. Moi �o�nierze na posterunkach odezwali si� r�wnie�
i pocz�li strzela�... Sta�o si� to wszystko w bardzo kr�tkim
czasie.
Podczas ucieczki czterech Murzyn�w wcisn��em si� g��bo-
ko w zaro�la, aby si� na mnie nie natkn�li. Mog�em jednak
obserwowa� rozjuszone zwierz�, kt�re, przekonawszy si�, �e
m�ode nie �yje, pu�ci�o si� za uciekaj�cymi Murzynami, a ja za
nim. Hipopotamica wydawa�a z siebie g�os, nie daj�cy si�
opisa�, i bieg�a naprz�d.
Obie lufy mojej strzelby by�y na�adowane i mog�em strze-
la�. Ale... wiedzia�em z g�ry, �e to si� na nic nie przy-
da; nale�a�o bowiem celowa� tylko w takie miejsce, �eby
potwora ubi� od razu � by�em za� poza nim, z ty�u, i na
dodatek na �cie�ce panowa�a ciemno��, �e ledwie na krok
mo�na by�o co� wyra�nie widzie�. Z jednej i drugiej stro-
ny g�szcz nie do przebycia, na przedzie strza�y i zamie-
szanie, a tu�-tu� ko�o mnie rozjuszony potw�r. Niechby si�
tylko obr�ci� wstecz, a chwyci�by mnie w sw� paszcz�!... Co
robi�? Jak ratowa� kilkudziesi�ciu zagro�onych ludzi? Nie
wiedzia�em ani w�wczas, ani obecnie jeszcze sobie przypom-
nie� nie mog�, w jaki spos�b znalaz�em si� przed olbrzymem,
depcz�c po cia�ach, powalonych przez potwora. Dotar�em
nareszcie do wyr�bu, na miejsce po�wiat� ksi�ycow� o�wiet-
lone. Naoko�o mnie biegali jak ob��kani czarni, krzycz�c
i j�cz�c bez opami�tania. O jakie dziesi�� krok�w ode mnie
hipopotam obali� jakiego� Murzyna i zmia�d�y� go na placek.
Podskoczy�em par� krok�w naprz�d i, stan�wszy nagle,
podnios�em bro� do ramienia. W pierwszym momencie
stara�em si� upewni�, czy nie dr�� mi r�ce. Wycelowa�em
w prawe ucho i... rozleg� si� strza�, grzmi�c echem po lesie.
Strzeli�em nast�pnie po raz drugi i da�em susa w bok, a�
w cie� tokulu, a si�gn�wszy lew� r�k� po nowe naboje,
19
r�wnocze�nie obejrza�em si�, by zobaczy�, jaki skutek odnio-
s�y moje strza�y.
Zwierz sta�, jakby do miejsca przykuty, rozwar�szy ol-
brzymi� paszcz�, w kt�rej b�yszcza�y wielkie k�y, i sili� si� na
wydobycie z siebie g�osu, lecz bezskutecznie; zabrak�o mu
powietrza w przestrzelonych p�ucach. Po pewnej chwili zacz��
dr�e� i chwia� si� to na jedn�, to na drug� stron�, a� wreszcie
zatoczy� si� i pad� na ziemi� jak olbrzymia, ci�ka k�oda.
Na�adowawszy strzelb� ponownie, podszed�em do ol-
brzyma i wpakowa�em mu jeszcze dwie kule w g�ow�, ale by�o
to ju� zupe�nie zbyteczne. Jak si� p�niej okaza�o, pierwsza
kula przedziurawi�a m�zg, druga p�uca, i to wystarczy�o do
u�miercenia potwora.
Teraz dopiero rozejrza�em si� woko�o. Tu� na ziemi le�eli
zabici i potratowani Murzyni; ca�o nie wyszed� z nich �aden.
Reszta czarnych pochowa�a si� do tokul�w. Uda�em si�
w kierunku najwi�kszego z tokul�w i stan�wszy u wej�cia,
zapyta�em:
� �yjesz jeszcze, Agadi?
� �yj�! � j�kn��, jak spod ziemi. � O Allach! Co za zgroza
idzie po �wiecie!
� Jeste� jeszcze zwi�zany?
� Tak. Zawieszono mnie na palu.
� Jest tam du�o czarnych?
� Bardzo du�o.
� Poczekaj, uwolni� ci� � rzek�em, wchodz�c do wn�trza
i roztr�caj�c zebranych tam Murzyn�w, kt�rzy jakby onie-
mieli z przestrachu i patrzyli na mnie os�upia�ymi oczyma.
Wyj��em n� zza pasa poprzecina�em p�ta palmowe u r�k
Agadiego i wyprowadzi�em go na dw�r. Murzyni jeszcze bali
si� wyj�� z tokulu.
� Ach, le�y bestia! Na Allacha! Czy na pewno nie �yje? �
zapyta� Agadi ujrzawszy cielsko hipopotama.
� Mo�esz by� o to spokojny. Strzela�em ja...
� Allach akbar! � zabrzmia� ko�o zabitego zwierz�cia
dono�ny g�os. � Czworono�ny diabe� nie �yje! Effendi, to
20
zapewne twoje dzie�o? Widzia�em, jak bieg�e� za nim z ty�u
i by�bym ch�tnie uda� si� za tob�, lecz wierzaj mi, nie mo-
g�em.
By� to �w askari, z kt�rym czuwa�em razem na posterunku
od strony zatoki.
� Allach akbar! � zacz�� znowu Agadi � wygrali�my. �
Ty, effendi, uratowa�e� Murzyn�w od niechybnej �mierci. Ta
bestia by�aby roznios�a wszystkie tokule i pozabija�a ludzi,
kt�rzy teraz nie powinni uwa�a� nas za wrog�w. Musz�
w ko�cu uwierzy�, �e nie jeste� Ibn Aslem. Chod� ze mn� do
�rodka, a ja powt�rz� im to i oznajmi�, �e� ich wybawi�.
� Id� sam i powiedz wodzowi, aby rozniecono ognie na
nowo, bo trzeba si� zabra� do oprawienia zwierza, a ka�dy
z nich otrzyma cz��. Ja tymczasem odszukam naszych
asaker�w.
Agadi wbieg� do tokulu, a ja obszed�em posterunki. Asa-
kerzy spisali si� bardzo dzielnie, bo �aden z nich nie uciek�,
ani si� nie przel�k�; zreszt�, mimo krzyku i zamieszania,
nie wiedzieli, o co chodzi. Kiedy Borowie, nastraszeni
przez potwora, chcieli umkn�� w g�szcz, �o�nierze powi-
tali ich strza�ami i zmusili do cofni�cia si� do tokul�w.
Prawdopodobnie �aden z uciekaj�cych nie przypuszcza�,
aby zwierz dotar� a� tutaj, gdy� w przeciwnym razie wszy-
scy byliby, mimo strzelania do nich, schronili si� w g�-
stwin�.
Sprowadzi�em swoich �o�nierzy przed tokule, nie pytaj�c,
czy si� to komu spodoba, czy nie � by�em bowiem panem
sytuacji i spodziewa�em si�, �e pozostan� nim nadal. Dlatego
te� rozkaza�em asakerom roznieci� dwa wielkie ogniska tu�
ko�o zabitego zwierza, �eby przy �wietle mo�na si� by�o
zabra� do niego. Tymczasem przypatrywa�em si� Murzynom,
kt�rzy r�wnie� rozniecili ogniska i pocz�li znosi� swoich
zabitych i rannych. By�o czterech stratowanych na �mier�,
a o�miu ci�ko pokaleczonych. Tych ostatnich u�o�ono w jed-
nym z tokul�w, a nieboszczyk�w pogrzebano. Po uko�czeniu
tej czynno�ci przybli�y� si� do mnie w�dz. By� to m�czyzna
21
w �rednim wieku. Twarz jego, czarna jak w�giel, rysami
swymi dowodzi�a, �e nie reprezentowa� w�a�ciwego typu mu-
rzy�skiego. G�ow� mia� ostrzy�on� starannie, jak to czyni�
zazwyczaj szczepy Dink�w, a tylko na samym czubku pozo-
stawiony by� bujny pukiel. R�wnie� tatuowanie by�o tego
samego rodzaju, co u Agadiego. Ubranie wodza sk�ada�o
si� z d�ugiej po sam� niemal ziemi� koszuli koloru niebie-
skiego, przepasanej na biodrach rzemieniem, za kt�rym tkwi�
stary pistolet i n�. W r�ku mia� d�ugi arabski karabin
z krzesiwem.
� Wi�c nie jeste� Ibn Aslem? � rzek� w swoim narzeczu,
k�aniaj�c si� bardzo nisko, a Agadi przet�umaczy� to zdanie na
j�zyk arabski.
� Znasz osobi�cie Ibn Asla? � skierowa�em pytanie do
wodza.
� Spotka�em go raz ko�o Mokren el Bohur.
� Mo�esz wi�c teraz przekona� si�, �e nie jestem tym
�otrem.
� Przedtem, gdy si� tu pojawi�e�, nie mog�em z powodu
ciemno�ci rozpozna� twojej twarzy i trzeba by�o zachowa�
ostro�no��, bo w�a�nie Ibn Asl zacz�� ob�aw� na ludzi. Teraz
ju� wierz� ci zupe�nie. Agadiego kaza�em zwi�za� w�a�nie
dlatego, �e by� na us�ugach Ibn Asla.
� By�, ale nie jest. Ja otworzy�em mu oczy na niebez-
piecze�stwo, jakie grozi�o ze strony tego �otra. Wyrzek� si�
wszelkiej z nim styczno�ci. Mo�esz mu zaufa� zar�wno, jak
i mnie.
� Tak, teraz ci wierz� i prosz�, wska� w jaki spos�b mam ci
okaza� wdzi�czno��, a ch�tnie to uczyni�.
� Nie ��dam �adnej wdzi�czno�ci za to, co dla was
uczyni�em, a tylko prosz� ci� o pewn� przys�ug�, za kt�r� ci
dobrze i rzetelnie zap�acimy. Potrzebne nam s� wo�y pod
wierzch i do przewiezienia pakunk�w.
� A wi�c to prawda, �e Ibn Asl wybra� si� na Gok�w?
� Niestety, prawda, a �e nale�� oni do twego szczepu, tym
bardziej oczekuj� od ciebie pomocy.
22
� Ale� rozumie si�. To s� nasi pobratymcy i mamy
wzgl�dem nich �wi�ty obowi�zek. Zreszt� i tobie winni�my
wdzi�czno��. Oni nie s� twymi krewnymi, ani nawet do twojej
rasy nie nale��, a mimo to �pieszysz im z pomoc�. Jak�eby�my
mogli my, ich bliscy, zachowa� si� oboj�tnie, gdy grozi im
niebezpiecze�stwo! Ile potrzeba ci wo��w?
� Oko�o dwustu. Postaraj si� o tyle, no, i oczywi�cie jak
najpr�dzej.
� O, znajdzie si� cho�by nawet tysi�c, bo mamy byd�a
dosy�. Najdalej jutro w po�udnie b�dziesz je mia�, jednak nie
dwie�cie, bo to ma�o...
To m�wi�c, przypatrywa� mi si� z u�miechem, jakby mi
chcia� uczyni� jak�� mi�� niespodziank�.
� Jak to ma�o?
� Bo dwie�cie wo��w nie zawiezie wszystkich wojow-
nik�w, kt�rzy poci�gn� Gokom na pomoc. Czy�by� s�dzi�, �e
my nie p�jdziemy r�wnie�? Zbior� co najmniej dwustu
wojownik�w.
Ucieszy�o mnie to ogromnie, rzek�em wi�c:
� Pomoc dla nas bardzo po��dana. Aczkolwiek liczymy
na to, �e wszyscy podkomendni Agadiego, skoro rozm�wimy
si� z nimi, opuszcz� Ibn Asla, to jednak w takich okoliczno-
�ciach nie zaszkodzi mie� pot�ny oddzia� do dyspozycji. Idzie
tylko o to, czy zdo�asz zebra� na czas swoich dzielnych
wojownik�w.
� Kiedy przyb�dzie tu reis effendina?
� Przypuszczam, �e jutro, oko�o wieczora najprawdopo-
dobniej.
� I zapewne b�dzie zmuszony zatrzyma� si� tu do rana.
Ale mniejsza o to. �eby na wszelki wypadek nie traci� cza-
su, roze�l� w tej chwili pos�a�c�w i zobaczysz, �e oko�o
po�udnia b�dzie got�w do drogi ca�y oddzia�. Kobiety przez
noc jeszcze sporz�dz� dla swoich potrzebne zapasy �yw-
no�ci, a�eby potem nie traci� czasu po drodze na polowanie.
Pozw�l, �e si� oddal� i wydam swoim ludziom odpowiednie
rozkazy. ^.-^. �.�---�-. , -.-�--:,� � �".,-, .v ..-.:
s 23
Wys�a� sze�ciu w kierunku zatoki, by wydobyli cz�na
i pop�yn�li do serib. Kilku innych posz�o razem z nimi zabra�
ma�ego hipopotama, kt�rego niebawem przywlekli, oprawili
po�piesznie i zacz�li piec na ogniu. Siedzia�em z moimi
asakerami ko�o jednego ogniska i przypatrywa�em si� tej
robocie. Niebawem przysiad� si� do nas w�dz i d�ugo ze mn�
rozmawia�. Ze s��w jego wynika�o, �e zyskali�my w nim
znakomitego sprzymierze�ca.
Borowie byli niedawno po wieczerzy, ale mimo to zaprz�t-
n�li si� bardzo gorliwie ko�o sporz�dzenia sobie drugiej uczty.
Ile jeden cz�owiek potrafi zje�� mi�sa, o tym dot�d nie mia-
�em w�a�ciwie poj�cia. Ja, co prawda, zjad�em t�gi kawa�
od razu, ale jak i ile ci ludzie jedli, wprawi�o mnie w podziw.
Wykrawali oni olbrzymie po�cie mi�sa, piekli je i trzyma-
j�c w r�ku, zajadali w ten sam spos�b, jak neapolita�ski
ulicznik zajada d�ugie rurki makaronu. Ostatecznie dosz�o do
tego, �e pocz��em si� naprawd� obawia�, aby kt�remu�
z �ar�ok�w nie zdarzy�o si� jakie nieszcz�cie. Ale gdzie tam!
Jedli i jedli �na si��", a nawet napychali rannych przemoc�,
podobnie, jak to czyni� gosposie z drobiem. Nareszcie mieli
ju� wszyscy do�� i ledwie mogli si� dowlec do tokul�w na
odpoczynek.
Ja wola�em spa� pod go�em niebem, i w tym celu asakerzy
przynie�li mi z ukrytej �odzi siatk�. Poobwijali�my si� wszy-
scy, jak mumie, i pok�adli do snu, nie uwa�aj�c nawet za
konieczne postawienie warty � tak wielkie mieli�my zaufanie
do ludzi, kt�rzy dopiero co byli naszymi wrogami.
Wczesnym rankiem obudzi� nas krzyk r�norodnego ptac-
twa i g�osy le�nej zwierzyny. Rozejrza�em si� wko�o... Czarni
siedzieli ju� przy ogniu, zajadaj�c �niadanie z takim apetytem,
jakby co najmniej przez tydzie� po�cili. Je�eli ludzie ci b�d�
tak samo dzielni wobec nieprzyjaciela � pomy�la�em � to
Ibn Asl nie ujdzie nam.
Ca�e przedpo�udnie zesz�o na pieczeniu zapas�w mi�sa, bo
pieczone nie psuje si� tak szybko. Wkr�tce wr�cili pos�a�cy
z oznajmieniem, �e wojownicy z sze�ciu wsi ci�gn� ju� tutaj
24
i p�dz� wo�y na jak�� sawann�, kt�rej nazwy nie zapami�ta-
�em, i �e kobiety dostawi� �ywno�� p�niej. W po�udnie
przyby� jeden czarny, melduj�c o przybyciu wo��w. W�dz
chcia� si� tam uda� i zabra� mnie z sob�. W obawie, aby reis
effendina, przybywszy wcze�niej, nie traci� zbyt wiele czasu
na odnalezienie nas, wys�a�em czterech asaker�w �odzi� a� do
miejsca, gdzie zatoka styka si� z rzek�. Potem uda�em si� za
wodzem, bior�c oczywi�cie Agadiego, kt�ry z wielk� gorli-
wo�ci� pe�ni� rol� t�umacza.
Po niespe�na kwadransie drogi przez las ponad zatok�
zeszli�my na obszern� sawann�, pokryt� bujn� traw�. Tu
roz�o�y�o si� dwustu wojownik�w oraz poganiacze wo��w.
Byli to ludzie zbudowani silnie i dobrze od�ywieni. Ubra-
nia ich sk�ada�y si� wy��cznie z przepasek biodrowych,
a bro� stanowi�y no�e i d�ugie stare karabiny. Przekona�em
si� jednak p�niej, �e ludzie ci umieli strzela� z nich znako-
micie.
Wo�y, przeznaczone dla nas, przedstawia�y si� ku naszemu
zadowoleniu jak najlepiej: by�y silne, dobrze wypasione
i kszta�tami wielce si� r�ni�y od naszych oci�a�ych bydl�t
zaprz�gowych. Zwierz�ta te s� znakomicie wytresowane i no-
sz� ludzi i �adunki lepiej ni� niejeden ko� po�ledniej rasy.
Wybra�em sobie najlepsze bydl� i by�em ze� w ci�gu ca�ej
podr�y zupe�nie zadowolony.
Zwierz�t tych by�o przesz�o czterysta sztuk. Wo�y wierz-
chowe dla przednie j szych je�d�c�w mia�y pewnego rodzaju
siod�a, juczne za� d�wiga�y na grzbietach kosze z �ywno�ci�
i du�e gliniane garnki na wod�, w kt�r� nale�a�o si� zaopa-
trzy� na drog�, gdy� w bagnistych okolicach nie ma czystych
�r�de�. Cugle u zwierz�t wierzchowych przytwierdzone by�y
do dw�ch k�ek, nasadzonych w nozdrzach.
W�dz mia� d�u�sz� przemow� do swoich ludzi. Niestety, nic
z niej nie zrozumia�em, i dopiero t�umacz obja�ni�, �e by�o to
wy �uszczenie powod�w mobilizacji, tudzie� jej celu, a wresz-
C1e zach�ta do dzielnego spisania si� w tej s�usznej i dobrej
sprawie. Wojownicy przerywali mu cz�sto okrzykami zna-
25
cz�cymi prawdopodobnie tyle, co nasze �brawo". Potem
rozkaza�, aby si� wszyscy zebrali w ordynku i przedefi-
lowali przede mn�. Arcyciekawa parada! Armia ta nie umia�a
jednak ani rusz �trzyma� kroku" i ka�dy �o�nierz szed� sam
sobie. Zwraca�a szczeg�ln� uwag� ta nies�ychana marsowo��
na twarzach. Gdyby tu, na moim miejscu by� Selim, to
powiedzia�by, �e ma przed sob� najwi�kszych bohater�w
�wiata!
Po uko�czonym �przegl�dzie wojska" wr�cili�my do obo-
zu, zabrawszy z sob� tylko cz�� wojownik�w, aby odnie�li
zapasy mi�sa, kt�re przedstawia�y si� do�� okazale, bo zabity
zwierz mia� przesz�o cztery metry d�ugo�ci.
Niebawem powr�cili moi ludzie, kt�rych wys�a�em na
cz�nie i oznajmili, �e okr�t ju� si� zbli�a. Poszed�em wi�c nad
zatok� i istotnie ujrza�em okr�t tu� niedaleko brzegu. Po
up�ywie kilku minut okr�t stan�� i reis effendina zszed� na l�d.
By� bardzo uradowany wynikiem moich przygotowa�,
a zw�aszcza ucieszy� si�, �e Borowie w tak znacznej liczbie
przy��cz� si� do naszej ekspedycji. Mimo to nie wyda� roz-
kazu za�odze do wyl�dowania, dop�ki go nie upewni�em,
�e Gokowie nie knuj� przeciw nam �adnych zdradzieckich
zamiar�w.
St�d udali�my si� do obozu, gdzie w�dz za po�rednictwem
t�umacza powita� reisa effendin� bardzo �yczliwie i z uni�ony-
mi uk�onami, po czym zaprosi� go na sawann�, aby zobaczy�
oddzia� wojownik�w. Poniewa� ja mia�em ju� t� przyjemno��
za sob�, nie towarzyszy�em wi�c reisowi effendinie, po-
stanowiwszy sp�dzi� pozostaj�cy do wieczora czas o wiele
korzystniej, a mianowicie � mia�em ch�� upolowania na
drog� troch� b�otnego ptactwa. Zasi�gn��em w tym celu
informacji u wodza, kt�ry oznajmi� mi za po�rednictwem
Agadiego, �e w pobli�u wszystkie ptaki zosta�y przez nich
wyp�oszone podczas d�u�szego ich pobytu, a natomiast po
tamtej stronie zatoki mo�na natrafi� na ca�e ich stada.
� A czy nie spotka mnie tam jaka� przykro�� ze strony
mieszka�c�w? � zapyta�em.
26
� C� znowu! Tam nie ma �ywej duszy; obszary te nie s�
zamieszkane i nale�� do nas.
Odpowied� ta mog�a wystarczy� do rozproszenia obaw.
Wezwa�em Ben Nila, aby mi towarzyszy�, gdy wtem zjawi�
si� przede mn� dawno ju� niewidziany towarzysz, kt�ry
przebywa� na okr�cie reisa effendiny, marnuj�c swoj� �si��"
i niezwyk�e �zdolno�ci". Czytelnik domy�la si�, �e by� to
Selim...
� Zabierz mi� z sob�, effendi! � b�aga� � przekonasz si�,
ile upoluj� ptactwa.
� Jeste� mi zupe�nie zbyteczny � odpowiedzia�em, po-
mny na r�ne nieprzyjemno�ci, na kt�re by�em przez niego
nara�ony.
� Co? Jak? � podchwyci� �ywo z nies�ychanym zdziwie-
niem.
� A tak, �e znowu pope�ni�by� ca�y szereg g�upstw.
Zrozumia�e�?
Za�o�y� d�ugie r�ce na g�ow� i krzykn��:
� Ca�y szereg g�upstw? No, prosz�! Ja, najwi�kszy bohater
pod s�o�cem, najdoskonalszy my�liwy, mia�bym by� zdolny
do g�upstw! Effendi, obra�asz mnie okropnie i zadajesz memu
sercu niewymown� bole��. To� wobec mnie nie ostoi si� �aden
olbrzym na kuli ziemskiej. Postaw przede mn� pi��dziesi�t
hipopotam�w i sto s�oni, a zobaczysz, �e uporam si� z nimi
w pi�ciu minutach. No, a ty przecie� chcesz polowa� tylko na
ptactwo.
Jednak, mimo tak gor�cych i przekonywaj�cych s��w Seli-
ma, nie by�bym si� sk�oni� do jego pro�by, gdyby nie Ben Nil,
kt�ry widocznie mia� ch�� wzi�� starego blagiera po prostu dla
rozrywki i wstawi� si� za nim:
� Nie odmawiaj mu, effendi. S�ysza�e� przecie, �e mo�emy
by� zupe�nie bezpieczni i nic nas niepo��danego nie zaskoczy.
� Ale� on nam pop�oszy wszystkie ptaki. Znasz go przecie
i wiesz, co on potrafi. Zreszt� zobaczymy; mo�e si� ju�
Poprawi� bodaj troch�.
Odczepili�my od okr�tu najmniejsz�, a wi�c i najl�ejsz�
27
��d�, kt�ra mog�a pomie�ci� ledwie trzy osoby, i pop�yn�-
li�my na drug� stron� zatoki. Selim i Ben Nil wios�owali, ja za�
by�em przy sterze. Niebawem przebyli�my jezioro i wyl�do-
wawszy pod��yli�my w las. Na razie nie uda�o si� nam nic
upolowa�, ptaki bowiem by�y bardzo p�ochliwe.
� Widocznie jeste�my za blisko obozu, skoro ptactwo jest
tak wyl�knione � zauwa�y� Ben Nil. � Mo�eby�my si�
wr�cili do zatoki i pop�yn�li jeszcze nieco dalej.
Uwaga by�a trafna, zastosowa�em si� wi�c do niej. Powio-
s�owali�my wzd�u� brzegu do�� spory kawa�, a� do miejsca,
gdzie zatoka wrzyna�a si� w l�d d�ugim ramieniem, i skiero-
wali�my ��dk� ku brzegowi, a Selim rzek�:
� Tu b�dzie znakomite miejsce do wyl�dowania.
I nie czekaj�c na moje pozwolenie, wyci�gn�� wios�o.
Do brzegu, u kt�rego nagromadzi�a si� k�pa wodorost�w
w formie p�wyspu, by�o jeszcze kilka metr�w. Poniewa�
Selim �ci�gn�� wios�o, ��dka przybra�a nagle inny kierunek,
zawadzaj�c dziobem o ow� k�p�. Selim s�dzi�, �e to sta�y
grunt, i...
� St�j! � krzykn��em � bo p�jdziesz na dno!
Zanim jednak zdo�a�em to wypowiedzie�, Selim skoczy� i,
jak to by�o do przewidzenia, znikn�� pod zdradliw� p�acht�
ro�lin. ��dka za� wskutek skoku zacz�a si� chybota� do tego
stopnia, �e woda si�ga�a kraw�dzi. By�bym jednak mo�e zdo�a�
utrzyma� jej r�wnowag�, gdyby nie Selim, kt�ry wydobywszy
si� z g��biny, chwyci� r�k� za kraw�d� i rycza�:
� Topi� si�! Ratunku!
� Podnie� nogi i p�ywaj � odrzek�em � inaczej prze-
wr�cisz ��dk�.
� Nie mog�... Krokodyle!... Pom�cie mi!... Pr�dko,
pr�dko, bo mnie po�r�!...
Krokodyli oczywi�cie nie by�o wcale. Ga�ganowi tylko si�
uroi�o, �e je widzi i dlatego trzyma� si� wci�� kraw�dzi �odzi,
jak ton�cy brzytwy.
� Ben Nil, przechyl si� na tamt� stron�, bo inaczej
wywr�cimy si� � rozkaza�em towarzyszowi, kt�ry chc�c mnie
28
us�ucha� posun�� si� w prawo. To spot�gowa�o jeszcze
wi�ksz� trwog� dr�gala.
� Nie uciekajcie! Wyci�gnijcie mnie! � Dar� si� na ca�e
gard�o i zebra� wszystkie si�y, by si� wydosta� na ��dk�, kt�ra
oczywi�cie nie mog�a si� wobec tego utrzyma� w r�wnowadze
i... posz�a pod wod� razem z Selimem, Ben Nilem i karabina-
mi. Ja jeden zosta�em na powierzchni, gdy� z g�ry ju� by�em
przygotowany do p�ywania. Ben Nil wydoby� si� r�wnie�
w sekundzie na powierzchni� i zapyta�:
� A gdzie Sel�m?
� Pod wod�! Zanurz� si� po niego, bo si� utopi.
Spu�ci�em si� w g��bi� i nagle poczu�em, �e uj�� mnie kto� za
nog�, jak kleszczami. Kilka pot�nych ruch�w, a odetchn��em
znowu na powierzchni i nast�pnie poci�gn��em Selima ku
brzegowi. Konwulsyjnie trzyma� si� mojej nogi obydwoma
r�kami i przez d�u�szy czas po wyci�gni�ciu go z wody pu�ci�
jej nie chcia�; dopiero ze znacznym wysi�kiem uwolni�em si�
od kurczowego u�cisku.
� �yje? � pyta� Ben Nil, wydobywszy si� na brzeg. . -�..
� Tak pr�dko nie m�g� si� przecie� utopi�.
� Ale omdla�. Spr�bujmy, czy s�yszy. Selim! Selim!
Otw�rz oczy!
Opami�ta� si�, popatrzy� zdziwiony na nas i na wod�,
a nast�pnie krzykn��:
� Krokodyle!... Uciekajmy!
Chcia� istotnie ucieka�, ale go zatrzyma�em.
� Zatrzymaj si�, tch�rzu jeden! Nie ma tak g�upiego
krokodyla, kt�ry by si� �akomi� na twoje piszczelowate cz�on-
ki i pust� g�ow�. Nic ci nie grozi. Ale polowanie nasze
przepad�o, dzi�ki temu, �e zabra�em ci� z sob�.
Na te s�owa oprzytomnia� zupe�nie, a przekonawszy si�,
�e niebezpiecze�stwo istotnie min�o, przybra� od razu ton
zwyk�ej swojej zarozumia�o�ci i odrzek�:
� Nie m�w tak, effendi! Bo... kto z nas pope�ni� g�upstwo?
Ja> czy ty? Kto skierowa� ��d� na t� przekl�t� traw�, kt�r�
uwa�a�em za sta�y grunt? Przecie nie ja, tylko ty!
i 29
� Przepraszam. Steruj�c w t� stron�, chcia�em zr�cznie
traw� omin��, a ty, nie pomn�c na moje rozkazy, �ci�gn��e�
wios�o i narobi�e� tyle k�opotu. Powinni�my byli w�a�ciwie
pozostawi� ci� swemu losowi; niechby� si� utopi�. Przynaj-
mniej byliby�my si� uwolnili od wym�wek sko�czonego
g�upca i idioty.
� G�upca, powiedzia�e�? Idioty? Czy to mo�e mam by�
ja? Nie, effendi. To niemo�liwe, �eby� mnie mia� na my-
�li. Zw�aszcza co do utopienia. Zapewniam ci�, �e nawet
na samym �rodku oceanu czu�bym si�, jak we w�asnym
domu.
� A no, skoro tak, to wejd� do wody i wydob�d� ��dk�;
obawiam si�, czy karabiny nie spad�y na dno.
Poskroba� si� swoim zwyczajem w g�ow� za uchem i umilk�.
Rozumie si�, �e tylko w �arcie ��da�em a� takiego po�wi�cenia
od �bohatera ze �rodka oceanu". Do czego�.podobnego nie
by� on wcale zdolny. Wyj��em wszystko, co mia�em w pasie
i po kieszeniach i roz�o�y�em na s�o�cu w celu wysuszenia,
a nast�pnie zrzuciwszy obuwie, pop�yn��em i da�em nura
w tym miejscu, gdzie zasz�a katastrofa. Woda nie by�a zbyt
g��boka. Karabiny le�a�y na dnie; namaca�em je nogami.
Z trudno�ci� zdo�a�em je uchwyci� i wyp�yn�� z nimi na
powierzchni�. Tymczasem Ben Nil r�wnie� si� rozebra�
i pop�yn�� w kierunku ��dki, kt�ra unosi�a si� na wodzie,
obr�cona dnem do g�ry. Przywl�k� j� i wyci�gn�� nast�pnie na
brzeg. Usiedli�my na niej i zaj�li�my si� czyszczeniem karabi-
n�w i rewolwer�w ze szlamu, rozmawiaj�c swobodnie, gdy�
nie by�o wcale potrzeby obawia� si� czegokolwiek � tak
przynajmniej zapewnia� w�dz Bor�w. A jednak... spotkali�my
si� tu istotnie z lud�mi, i to jeszcze z jakimi!
Uko�czy�em w�a�nie robot� z karabinem i chcia�em ogl�d-
n�� rewolwery, czy bardzo ucierpia�y, gdy wtem us�ysza�em za
sob� gromki g�os:
� Trzyma� ich! Powi�za�!
Nie mia�em czasu nawet obejrze� si�, gdy kilku czarnych
ludzi chwyci�o mnie z ty�u za g�ow� i za ramiona. Pocz��em si�
30
szamota�, i by�a chwila, �e si� otrz�sn��em z napastnik�w,
ale pokonali mnie na nowo i ostatecznie obezw�adnili. Kil-
ku innych zuchwa�ych czarnych sprawi�o si� podobnie
z Ben Nilem i Selimem, �najwi�kszym... bohaterem na
�wiecie"!
Kiedy ju�