9225
Szczegóły |
Tytuł |
9225 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9225 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9225 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9225 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LUCY MAUD MONTGOMERY
B��KITNY ZAMEK
PRZE�O�Y�A JOANNA KAZIMIERCZYK
TYTU� ORYGINA�U THE BLUE CASTLE
ROZDZIA� PIERWSZY
Gdyby pewnego majowego ranka nie pada� ulewny deszcz, �ycie Valancy Stirling potoczy�oby si� zupe�nie inaczej. Posz�aby na rodzinny piknik z okazji rocznicy zar�czyn ciotki Wellington, a doktor Trent pojecha�by do Montrealu. Jednak�e deszcz pada� i dlatego zdarzy�o si� to, co si� zdarzy�o.
Valancy obudzi�a si� wcze�nie, tu� przed �witem. Nie spa�a zreszt� dobrze. Nic w tym dziwnego, zwa�ywszy, �e nazajutrz mia�a sko�czy� dwadzie�cia dziewi�� lat i nie wysz�a dot�d za m��. W jej �rodowisku niezam�ne by�y tylko te panny, kt�rym nie uda�o si� z�apa� m�a.
Deerwood i Stirlingowie ju� dawno skazali Valancy na beznadziejno�� staropanie�stwa. Ona jednak nigdy nie wyzby�a si� wstydliwej nadziei, �e na jej drodze pojawi si� romantyczna mi�o��. Nigdy, a� do tego okropnego ranka gdy u�wiadomi�a sobie, �e ma dwadzie�cia dziewi�� lat i �aden m�czyzna nie zabiega� o jej wzgl�dy.
To w�a�nie doskwiera�o najbardziej. Valancy nie bola�a zbytnio nad samym staropanie�stwem. Ostatecznie, my�la�a, bycie star� pann� jest mimo wszystko lepsze ni� bycie �on� stryja Wellingtona, stryja Beniamina, czy nawet stryja Herberta. B�l sprawia�o to, �e nigdy nie mia�a szansy na co� innego. �aden m�czyzna nie okaza� jej zainteresowania�
I teraz, gdy le�a�a w p�mroku poranka, poczu�a �zy w oczach. Nie mog�a wyp�aka� si� tak, jakby chcia�a, z dw�ch powod�w. Obawia�a si�, �e p�acz wywo�a znowu b�le w okolicy serca � dozna�a ich k�ad�c si� do ��ka i by�y silniejsze ni� poprzednio. Nie chcia�a r�wnie�, �eby przy �niadaniu matka zauwa�y�a zaczerwienione oczy i zarzuci�a j� gradem drobiazgowych i natarczywych pyta�.
��Przypu��my � pomy�la�a Valancy, u�miechaj�c si� ponuro � �e powiedzia�abym prawd�: P�acz�, bo nie mog� wyj�� za m��. Mama by�aby zgorszona, chocia� nie ma dnia, by nie wstydzi�a si� c�rki, starej panny.
Ale oczywi�cie pozory musz� by� zachowane. Valancy natychmiast us�ysza�aby stanowczy g�os matki stwierdzaj�cy, �e �my�le� o m�czyznach pannie nie przystoi�. Wyobra�aj�c to sobie roze�mia�a si�; mia�a bowiem du�e poczucie humoru, cho� jego istnienia nikt z klanu nie podejrzewa�. Dla �cis�o�ci trzeba doda�, i� by�o w niej wiele cech, kt�rych nikt nie podejrzewa�� Ale teraz �miech by� wymuszony i pozbawiony weso�o�ci. Po chwili znowu le�a�a skulona, przys�uchuj�c si� ulewie i patrz�c z odraz� na zimne bezlitosne �wiat�o, powoli przenikaj�ce do ponurego i brzydkiego pokoju.
Brzydot� t� zna�a na pami�� � zna�a i szczerze nienawidzi�a. Nie cierpia�a ��tej pod�ogi z ohydnym szyde�kowym dywanikiem przy ��ku, ozdobionym groteskowym wizerunkiem psa, kt�ry u�miecha� si� do niej zawsze, gdy tylko otwiera�a oczy; sp�owia�ych brunatnych tapet, sufitu z zaciekami, w�skiej wyszczerbionej umywalki, lambrekinu z br�zowego papieru w purpurowe r�e, upstrzonego plamami i p�kni�tego starego lustra nad stolikiem s�u��cym za toaletk�; pude�ka oklejonego muszlami, wykonanego przez kuzynk� Stickles w latach jej mitycznego dzieci�stwa, twardego ��tego krzes�a; sp�owia�ego napisu wyszytego kolorow� nici� wok� fotografii prababki Stirling g�osz�cego � �odeszli, ale s� w pami�ci�; starych fotografii dawno temu usuni�tych z pokoj�w na dole. Tylko na dw�ch nie by�o kogo� z rodziny. Stary dagerotyp przedstawia� psiaka siedz�cego na ganku, a na sporego formatu portrecie, podarowanym jej w przyst�pie szczodro�ci przez ciotk� Wellington na dziewi�te urodziny, po schodach schodzi�a ksi�na Louise. Przez dziewi�tna�cie lat Valancy patrzy�a z nienawi�ci� na pi�kn�, pewn� siebie ksi�n�. Nigdy jednak nie odwa�y�a si� zniszczy� wizerunku, czy zdj�� go ze �ciany. Matka i kuzynka Stickles by�yby wstrz��ni�te, lub � jak to mniej delikatnie okre�li�a w my�li Valancy � trafi�by je szlag.
Wszystkie pokoje w domu by�y brzydkie, ale na parterze dbano przynajmniej o pozory. Na umeblowanie pokoi, kt�rych nikt nie ogl�da�, brakowa�o pieni�dzy. Valancy zdawa�a sobie spraw�, �e mog�aby co� zrobi� sama, nawet bez pieni�dzy, gdyby tylko jej pozwolono. Lecz matka odrzuca�a z miejsca najbardziej nie�mia�e sugestie, ona za� nie nalega�a. Matka nie znosi�a opozycji i d�ugo chodzi�aby naburmuszona, w pozie obra�onej kr�lowej. Jedno Valancy lubi�a w swym pokoju � w nocy by�a w nim sama i mog�a pop�aka�, je�li mia�a ochot�. Poza tym, c� znaczy�a brzydota pokoju, skoro u�ywa�o si� go wy��cznie do spania i ubierania? Nie wolno jej by�o pozostawa� w nim w innym celu. Zdaniem pani Fryderykowej Stirling i kuzynki Stickles, osoby szukaj�ce samotno�ci, mia�y jakie� niecne zamiary, Tylko pok�j w B��kitnym Zamku by� taki, jaki by� powinien.
Valancy, tak st�amszona i zastraszona, ganiona i wy�miewana w rzeczywisto�ci, doskonale dawa�a sobie rad� w �wiecie marze�. Nikt z klanu Stirling�w tego nie podejrzewa�, a ju� najmniej matka i kuzynka Stickles. Nie mia�y poj�cia, �e Valancy mieszka w dw�ch domach: w przebrzyd�ym budynku z czerwonej ceg�y przy Elm Street i w B��kitnym Zamku w Hiszpanii. Zbudowa�a go sobie jako ca�kiem ma�a dziewczynka. Wystarczy�o, by zamkn�a oczy, a widzia�a bardzo wyra�nie: wie�yczki, chor�giewki i poro�ni�te sosnami wzniesienie, otulone w delikatny b��kit. W tym zamku wszystko by�o wspania�e i pi�kne. Kr�lewskie klejnoty, szaty z ksi�ycowej po�wiaty i s�onecznego blasku, sofy zdobne r�ami i z�otem, d�ugie pasma marmurowych schod�w z wielkimi bia�ymi urnami po bokach, dziedzi�ce z szeregami kolumn i delikatnie szemrz�cymi fontannami, s�owiki �piewaj�ce w�r�d cyprys�w, lustrzane sale pe�ne urodziwych rycerzy i dam, w�r�d kt�rych ona jest najpi�kniejsza i m�czy�ni gotowi s� odda� �ycie za jedno jej spojrzenie.
Marzenia pomaga�y znie�� otaczaj�c� nud� i dawa�y nadziej� na przetrwanie nocy. Wi�kszo��, je�li nie wszyscy Stirlingowie umarliby z przera�enia, gdyby wiedzieli cho� o po�owie tych rzeczy, kt�re Valancy robi�a w B��kitnym Zamku.
Przede wszystkim mia�a w nim kilku kochank�w. Oczywi�cie tylko po jednym na raz! Ka�dy z nich zaleca� si� zgodnie z romantycznym rytua�em rycerskiego wieku i zdobywa� j� po d�ugim staraniu i wielu odwa�nych czynach, a potem po�lubia� z ca�� pomp� w wielkiej, obwieszonej sztandarami kaplicy B��kitnego Zamku.
Kiedy sko�czy�a dwana�cie lat, ukochanym by� ch�opiec o z�ocistych lokach i b��kitnych jak niebo oczach. Gdy mia�a lat pi�tna�cie � zosta� nim m�odzieniec ciemnow�osy, wysoki i bladolicy, ale niezmiernie urodziwy. W wieku dwudziestu pi�ciu lat marzy�a o kim� z mocno zarysowanym profilem, nieco pos�pnym, o twarzy bardziej naznaczonej �yciem ni� pi�knej. Trzeba doda�, �e w B��kitnym Zamku Valancy nigdy nie przekroczy�a dwudziestego pi�tego roku �ycia. Ostatnio, zupe�nie od niedawna, wybraniec serca mia� rudawe w�osy, kapry�ny u�miech i tajemnicz� przesz�o��.
Nie nale�y s�dzi�, �e Valancy pozbywa�a si� ukochanych w jaki� brutalny spos�b. Nie � po prostu z nich wyrasta�a. Gdy nastawa� nowy, poprzednik rozp�ywa� si� we mgle. Pod tym wzgl�dem sprawy w B��kitnych Zamkach uk�adaj� si� bardzo praktycznie.
Jednak�e tego ranka, kt�ry przes�dzi� o jej losie, nie mog�a znale�� klucza do Zamku. Rzeczywisto�� przyt�acza�a zbyt silnie, nast�powa�a na pi�ty jak natr�tny psiak. Valancy mia�a dwadzie�cia dziewi�� lat. Samotna, nie chciana, brzydka, jedyna nie�adna dziewczyna w dumnej z urody rodzinie. Odk�d tylko pami�ta�a, jej �ycie by�o banalne i bezbarwne, pozbawione urozmaice�. Gdy wybiega�a my�l� w przysz�o��, nic nie zapowiada�o zmiany. Gorzka jest chwila, kiedy kobieta u�wiadamia sobie, �e nie ma mi�o�ci, obowi�zku, celu ani nadziei.
��A ja musz� �y� dalej, bo nie mog� przesta�. A je�li do�yj� osiemdziesi�tki? � pomy�la�a Valancy i ogarn�a j� panika. � Jeste�my strasznie d�ugowieczni. Na sam� my�l o tym robi mi si� niedobrze.
By�a zadowolona, �e pada deszcz, wi�cej � by�a szalenie zadowolona. Nie dojdzie bowiem do rocznicowego pikniku. A ostatnimi laty owa rodzinna uroczysto�� sta�a si� dla Valancy prawdziwym koszmarem. Przez z�o�liwy zbieg okoliczno�ci na ten dzie� przypada�y jej urodziny i odk�d sko�czy�a dwadzie�cia pi�� lat, nie pozwalano jej o tym zapomnie�.
Jakkolwiek serdecznie nie cierpia�a uczestniczenia w pikniku, nie przysz�o jej do g�owy zbuntowa� si�. Najgorsze, �e z g�ry wiedzia�a dok�adnie, co kto do niej powie.
Stryj Wellington, kt�rego nie znosi�a i kt�rym gardzi�a, cho� spe�ni� najgor�tsze oczekiwania Stirling�w i �o�eni� si� z pieni�dzmi�, szepnie dono�nie: �nie wybierasz si� za m��, moja droga?� � Potem wybuchnie �miechem, bo tak zwykle ko�czy wszystkie swoje uwagi. Niezmiennie budz�ca w niej l�k ciotka Wellington opowie o nowej sukni Olivii i ostatnim czu�ym li�cie Cecila. Ona za� b�dzie udawa�a zaciekawion�, jakby suknia i list jej dotyczy�y. Inaczej bowiem ciotka poczu�aby si� ura�ona. Valancy ju� dawno zdecydowa�a, �e raczej obrazi Pana Boga ni� ciotk� Wellington, bo B�g zapewne jej wybaczy, a ciotka nigdy.
T�ga ciotka Alberta, m�wi�ca o swym m�u �on�, jakby by� jedyn� osob� p�ci m�skiej na �wiecie, ta kt�ra nie mo�e zapomnie�, �e w m�odo�ci by�a uznan� pi�kno�ci�, zacznie rozprawia� z ubolewaniem o jej �niadej cerze. � �Nie mam poj�cia dlaczego dzisiejsze dziewcz�ta s� takie opalone. Kiedy by�am m�oda, mia�am cer� jak krew z mlekiem. Uwa�ano mnie za naj�adniejsz� dziewczyn� w Kanadzie��
Stryj Herbert mo�e tym razem nic nie powie, albo te� zauwa�y �artobliwie: �jak ty przyty�a� Doss!� A wtedy wszyscy si� roze�miej� z tego udanego dowcipu, bo jak�eby biedna, ma�a, chuda Doss mog�a przyty�.
Przystojny i zawsze powa�ny stryj James, kt�rego Valancy nie lubi�a, ale powa�a�a, bo cieszy� si� opini� m�drego i st�d by� rodzinn� wyroczni� (szarych kom�rek w klanie Stirling�w nie by�o zbyt wiele), zrobi pewnie jedn� ze swych sarkastycznych uwag, na przyk�ad co� takiego: �pewnie jeste� ostatnio bardzo zaj�ta szykowaniem wyprawy?�
A stryj Beniamin zada kolejn� g�upaw� zagadk� i sam zaraz na ni� odpowie, krztusz�c si� od �miechu. Valancy ka�d� z nich s�ysza�a przynajmniej pi��dziesi�t razy i zawsze mia�a ch�tk� czym� w niego rzuci�, ale oczywi�cie nigdy tego nie zrobi�a. Po pierwsze dlatego, �e Stirlingowie nie rzucaj� przedmiotami, a po drugie stryj Beniamin jest bogatym bezdzietnym wdowcem. Valancy zosta�a wychowana w szacunku do jego pieni�dzy i w obawie, �e je�li go czym� urazi, to got�w jej nie umie�ci� w testamencie. Tego nie chcia�a. B�d�c ca�e �ycie biedn�, zazna�a wielu upokorze�. Znosi�a wi�c zagadki i u�miecha�a si� z przymusem.
Ciotka Isabel, bezceremonialna i dokuczliwa jak wschodni wiatr, zacznie j� zaraz krytykowa�. Jeszcze nie wiadomo za co, ale na pewno co� wynajdzie. Ciotka Isabel zawsze chwali�a si� tym, �e m�wi to, co my�li, cho� bardzo nie lubi�a, gdy inni m�wili, co my�l� o niej. Valancy nigdy nie powiedzia�a, co ona s�dzi o ciotce.
Marudna, wszechwiedz�ca ciotka Mildred b�dzie bez ko�ca ci�gn�� opowie�ci o m�u i dzieciach, bo tylko Valancy zdo�a znie�� t� gadanin�. Z tego samego powodu kuzynka Gladys, wysoka chuda dama, przedstawi z najdrobniejszymi szczeg�ami relacj� o m�kach, jakich doznaje z powodu zapalenia nerwu. A Olivia, cudowne dziecko klanu Stirling�w, maj�ca wszystko to, czego brakuje Valancy � urod�, powodzenie, mi�o�� � b�dzie obnosi� sw� pi�kno�� � r demonstrowa� symbol uczucia � zar�czynowy pier�cionek z brylantem.
Lecz dzisiaj to wszystko j� ominie. Jak r�wnie� pakowanie �y�eczek do herbaty. Tym zawsze obarczano Valancy i kuzynk� Stickles. Przed sze�ciu laty zgin�a �y�eczka z kompletu, kt�ry ciotka Wellington otrzyma�a w prezencie �lubnym. Valancy odt�d stale o niej s�ysza�a. Jej duch niemal jak duch Ba�ka, straszy� na ka�dej rodzinnej uroczysto�ci.
O, tak! Valancy doskonale wiedzia�a, jak wygl�da�by dzisiejszy piknik i b�ogos�awi�a deszcz, kt�ry j� wybawi�. W tym roku pikniku nie b�dzie. Ciotka Wellington urz�dza go tylko w �w historyczny dzie�, albo wcale. I Bogu niech b�d� dzi�ki!
Skoro pikniku nie b�dzie, to je�li nawet pogoda si� nie poprawi, wybierze si� do biblioteki i po�yczy kt�r�� z ksi��ek Johna Fostera. Powie�ci czyta� jej nie pozwalano, ale ksi��ki Fostera powie�ciami nie by�y. � To ksi��ki o przyrodzie � wyja�ni�a bibliotekarka, pani Stirling. � Wszystko o lasach, ptakach, owadach i tym podobnych rzeczach. � Valancy otrzyma�a wi�c zgod� na lektur�, cho� nie bez oporu, bo nie uda�o si� ukry�, �e sprawia jej ona ogromn� przyjemno��. A rodzina wyznawa�a pogl�d, i� czytanie rozwijaj�ce umys� lub uczucia religijne jest dozwolone, a nawet godne pochwa�y � jednak�e ksi��ki, kt�re si� podobaj�, s� niebezpieczne. Valancy nie wiedzia�a, czy jej umys� si� rozwin��, ale mia�a wra�enie, �e gdyby natkn�a si� na ksi��ki Johna Fostera przed laty, jej �ycie wygl�da�oby inaczej. One pozwala�y jej zajrze� w �wiat, do kt�rego dawniej mog�aby wkroczy�, a teraz pozostawa� za zamkni�tymi drzwiami. Ksi��ki Fostera pojawi�y si� w miejscowej bibliotece przed rokiem, chocia� � jak zauwa�y�a bibliotekarka � ju� od kilku lat by� znanym pisarzem.
��Gdzie on mieszka? � zapyta�a Valancy.
��Tego nikt nie wie. S�dz�c po ksi��kach, zapewne w Kanadzie, ale brak jakich� bli�szych informacji. Wydawca nie chce powiedzie� ani s�owa. Bardzo prawdopodobne, �e John Foster to pseudonim. Jego utwory s� niezwykle popularne. Nigdy nie stoj� na p�ce, cho� nie mam poj�cia, co ludzie w nich takiego niezwyk�ego znajduj�.
��Uwa�am, �e s� wspania�e � powiedzia�a nie�mia�o Valancy.
��No, c� � panna Clarkson u�miechn�a si� z wy�szo�ci�. � Nie mog� powiedzie�, bym interesowa�a si� specjalnie owadami. Lecz Foster istotnie zdaje si� wiedzie� o nich wszystko.
Valancy r�wnie� nie by�a pewna, czy fascynuj� j� owady. Nie tyle urzeka�a j� rozleg�a wiedza Fostera o �wiecie dzikiej przyrody, ile to co�, co z trudem mog�a okre�li�. Jaki� znak nigdy nie rozwi�zanej zagadki, jaka� aluzja do znajduj�cej si� obok tajemnicy, jakie� s�abe, trudno uchwytne echa pi�knych i zapomnianych rzeczy. Magi�, jak� kry�y w sobie ksi��ki Fostera, trudno by�o sprecyzowa�.
A wi�c tak, przyniesie sobie dzisiaj nowego Fostera. Ju� miesi�c min�� odk�d przeczyta�a Le�ne �niwa, tote� matka nie b�dzie si� mog�a sprzeciwia�. �niwa Valancy przeczyta�a cztery razy i wiele stron zna�a na pami��.
Postanowi�a te� p�j�� do doktora Trenta w sprawie tych dziwnych b�l�w serca. Ostatnio wyst�powa�y coraz cz�ciej i zaczyna�y by� niepokoj�co dokuczliwe. Poza tym miewa�a od czasu do czasu zawroty g�owy i trudno�ci z oddychaniem. Czy aby powinna i��, nie m�wi�c o tym nikomu? Decyzja by�a bardzo �mia�a, bo Stirlingowie nie udawali si� do lekarza bez uprzedniej narady w gronie rodziny i uzyskania aprobaty stryja Jamesa. Potem dopiero sz�o si� do doktora Ambrose�a Marsha z Port Lawrence, �onatego z cioteczn� kuzynk� Adelajd� Stirling.
Valancy nie lubi�a doktora Marsha, a poza tym nie mog�a w�drowa� pieszo pi�tna�cie mil do Port Lawrence. Nie chcia�a r�wnie�, by ktokolwiek wiedzia� o jej k�opotach ze zdrowiem. Zaraz nast�pi�oby wielkie zamieszanie. Ka�dy z cz�onk�w rodziny przychodzi�by udziela� jej rad, ostrzega� i opowiada� okropne historie o jakich� dalekich � dalekich ciotkach i kuzynkach, kt�re �te� tak si� czu�y� i niespodziewanie umiera�y.
Ciotka Isabel przypomnia�aby sobie, �e zawsze uwa�a�a Doss za osob� chorowit� � �taka jest skrzywiona i w�t�a�, a stryj Wellington uzna�by jej dolegliwo�� za osobist� zniewag�, �bo dot�d nikt ze Stirling�w nie chorowa� na serce�. Za� kuzynka Georgiana przepowiada�aby dramatycznym i g�o�nym szeptem, �e �biedna ma�a Doss ju� d�ugo nie pob�dzie mi�dzy nami�. No a Olivia� c�, Olivia wygl�da�aby jeszcze pi�kniej i nieprzyzwoicie zdrowo, jakby m�wi�c sw� wspania�� postaci�: �Dlaczego robicie tyle szumu wok� tej przywi�d�ej i zb�dnej Doss, je�li macie mnie?�
Dlatego Valancy nie zamierza�a informowa� nikogo o chorobie, chyba �e b�dzie musia�a. Zreszt� by�a przekonana, �e to nic powa�nego i nie nale�y wywo�ywa� zb�dnego zam�tu. Po prostu wymknie si� z domu kt�rego� dnia i p�jdzie do doktora Trenta. Je�li za� chodzi o honorarium za wizyt�, to mia�a przecie� w banku 200 dolar�w z�o�one przez ojca w dniu jej urodzin. We�mie potajemnie odpowiedni� sum�. Potajemnie, bo nie wolno jej by�o wyjmowa� nawet procent�w.
Doktor Trent by� szorstkim, szczerym i roztargnionym starszym panem. Cho� praktykowa� jako lekarz og�lny w takim prowincjonalnym Deerwood, uwa�ano go za autorytet w sprawach chor�b serca. Przekroczy� siedemdziesi�tk� i kr��y�y s�uchy, �e wybiera si� na zas�u�ony odpoczynek. Nikt ze Stirling�w nie leczy� si� u niego od chwili, gdy dziesi�� lat temu powiedzia� kuzynce Gladys, i� wymy�li�a sobie zapalenie nerwu i dobrze si� tym bawi. Nie mo�na przecie� chodzi� do lekarza, kt�ry zniewa�y� kuzynk�, nawet dalek�; nie wspominaj�c ju� o tym, �e by� prezbiterianinem, a wszyscy Stirlingowie nale�� do ko�cio�a anglika�skiego. Jednak Valancy postawiona przed wyborem mi�dzy grzechem nielojalno�ci wobec klanu i gro�b� dobrych rad oraz og�lnego zamieszania, zdecydowa�a si� na grzech.
* * *
Kiedy kuzynka Stickles zapuka�a do drzwi, Valancy wiedzia�a, �e jest wp� do �smej i musi wsta�. Odk�d si�ga�a pami�ci�, zawsze budzono j� o tej porze. Kuzynka Stickles i pani Fryderykowa Stirling by�y na nogach ju� od si�dmej. Valancy jednak otrzymywa�a dodatkowe p� godziny ze wzgl�du na utrwalone w rodzinie przekonanie o jej delikatno�ci. Teraz wi�c wsta�a, cho� zrobi�a to z niech�ci� wi�ksz� ni� kiedykolwiek. No bo w�a�ciwie po co mia�a wstawa�? Czeka� j� kolejny ponury dzie� � pe�en bezsensownych zaj��, przykrych i nudnych, kt�re nikomu nic nie dawa�y. Nie mog�a jednak sp�ni� si� na �niadanie. W domu pani Stirling obowi�zywa�y sta�e pory posi�k�w. �niadanie o �smej, obiad o pierwszej i kolacja o sz�stej � i tak rok w rok. Sp�nie� i usprawiedliwie� nie tolerowano. Dr��ca z zimna Valancy zacz�a si� ubiera�.
W pokoju panowa� przenikliwy ch��d deszczowego, majowego poranka. Dom zreszt� b�dzie zimny przez ca�y dzie�, bo zgodnie z zasadami pani Stirling, po dwudziestym czwartym maja nie rozpala si� w domu ognia. Od tego dnia posi�ki przygotowywano nk ma�ym olejowym piecyku. Maj m�g� by� lodowaty, a pa�dziernik z przymrozkami, lecz to nie mia�o �adnego znaczenia. Od dwudziestego pierwszego pa�dziernika pani Stirling zaczyna�a gotowa� na kuchennej p�ycie i wieczorem rozpala�a ogie� w bawialni. W zwi�zku z tym szeptano, �e nieboszczyk Fryderyk Stirling nabawi� si� przezi�bienia, kt�re doprowadzi�o do jego �mierci, gdy Valancy mia�a rok, poniewa� jego �ona nie rozpali�a ognia dwudziestego pa�dziernika. Zrobi�a to nast�pnego dnia, ale dla Fryderyka by�o to o dzie� za p�no.
Valancy zdj�a i powiesi�a w szafie nocn� koszul� uszyt� z szorstkiego niebieskiego p��tna. Za�o�y�a dzienn� bielizn� z podobnego materia�u; sukni� z br�zowego pr��kowanego p��cienka, grube czarne po�czochy i buciki na gumowych podeszwach. Ostatnio czesa�a si� przy okiennej szybie, bo wtedy zmarszczki na twarzy by�y mniej widoczne. Tego ranka jednak stan�a przed lustrem, zdecydowana zobaczy� si� tak�, jak� widz� j� ludzie. Wra�enie, jakiego dozna�a, nie by�o przyjemne. Ujrza�a proste, czarne w�osy, zawsze przy tym matowe, cho� szczotkowa�a je co wiecz�r sto razy i niezmiennie naciera�a cudownym p�ynem �Vigor� firmy Redfern; g�ste, czarne brwi; nos, kt�ry zawsze uwa�a�a za zbyt ma�y nawet przy drobnej tr�jk�tnej twarzy; ma�e, lekko rozchylone usta ukazuj�ce bia�e z�by; chud� i pozbawion� biustu figur�, raczej mniej ni� �redniego wzrostu. Uda�o si� jej unikn�� rodzinnych wydatnych ko�ci policzkowych, za to oczy � ciemnobr�zowe, zbyt �agodne by mog�y by� czarne � mia�y sko�ny, wyra�nie wschodni uk�ad. Poza oczami wszystko w niej by�o ani �adne ani brzydkie, po prostu nijakie � podsumowa�a z gorycz�. Jak�e widoczne w tym bezlitosnym �wietle by�y bruzdy wok� oczu i ust! I nigdy jej drobna, blada twarz nie wygl�da�a gorzej ni� w tej chwili.
Uczesa�a w�osy w wa�ek dooko�a g�owy. Fryzura taka modna by�a wtedy, gdy Valancy zacz�a upina� w�osy do g�ry. W�wczas to ciotka Wellington zdecydowa�a, �e tak powinna czesa� si� zawsze. � Masz tak� ma�� twarz, �e musisz j� troch� powi�kszy� � zawyrokowa�a ciotka, kt�ra zawsze wypowiada�a bana�y tak, jakby g�osi�a prawdy ostateczne.
Valancy mia�a ch�� opu�ci� w�osy na czo�o i uszy jak Olivia, lecz nakaz ciotki wywar� na niej zbyt silne wra�enie i nie �mia�a zmieni� fryzury. Nie by�a to zreszt� jedyna rzecz, kt�rej nie odwa�y�a si� zrobi�. � Ca�e �ycie czego� si� ba�am � pomy�la�a z gorycz�. Jednym z pierwszych wspomnie� by� strach przed wielkim czarnym nied�wiedziem, kt�ry � jak m�wi�a kuzynka Stickles � mieszka� w kom�rce pod schodami.
��I zawsze taka b�d�, wiem o tym i nic na to nie poradz�. Nie wyobra�am sobie �ycia bez l�ku � doda�a w my�li.
Obawia�a si� napad�w z�ego humoru matki, pogardliwych uwag ciotki Wellington, ba�a si� urazi� stryja Beniamina, dezaprobaty stryja Jamesa, ba�a si� biedy na staro��. Strach, strach, strach � nie potrafi go unikn��. Otacza� j� i spowija� niby stalowa paj�czyna. Tylko w B��kitnym Zamku znajdowa�a chwilowe wytchnienie. Tego ranka jednak zw�tpi�a w jego istnienie. Dwadzie�cia dziewi�� lat, niezam�na, nie chciana � co mia�a wsp�lnego z bajkow� pani� B��kitnego Zamku? Musi usun�� z �ycia wszystkie dziecinady i spojrze� prawdzie w oczy.
Odwr�ci�a si� od lustra i wyjrza�a oknem. Brzydot� widoku odczu�a jak uderzenie: wykrzywiony p�ot, przycupni�ty na s�siedniej posesji stary budynek sklepu z powozami, oklejony prymitywnymi i jadowicie kolorowymi afiszami, pos�pna stacja kolejowa w oddali. W ulewnym deszczu wygl�da�o to jeszcze gorzej ni� zwykle, zw�aszcza te koszmarne reklamy: �Zachowaj dziewcz�c� cer�!� Wok� nie by�o krzty pi�kna. � Zupe�nie jak w moim �yciu � pomy�la�a przygn�biona. Chwila rozgoryczenia min�a i zaakceptowa�a sw�j los ze zwyk�� rezygnacj�. Nale�a�a do os�b omijanych przez �ycie i nic na to nie mog�a poradzi�.
W takim stanie ducha Valancy zesz�a na �niadanie�
* * *
�niadanie zawsze by�o takie samo. Owsianka, kt�rej nie cierpia�a, grzanki, herbata i jedna �y�eczka marmolady. Dwie �y�eczki pani Stirling uwa�a�a za ekstrawagancj�, ale dla Valancy nie mia�o to znaczenia, bo marmolady te� nie znosi�a. Zimna i pos�pna, niewielka jadalnia wyda�a si� jeszcze pos�pniejsza ni� zazwyczaj. Deszcz uderza� o szyby; zmarli Stirlingowie spogl�dali niech�tnie ze �cian. I mimo wszystko kuzynka Stickles z�o�y�a Valancy �yczenia urodzinowe!
��Sied� prosto, Doss! � tylko tyle powiedzia�a matka.
Valancy wyprostowa�a si�. Rozmawia�a z matk� i kuzynk� o codziennych zwyk�ych sprawach. Nigdy nie zastanawia�a si�, co by si� sta�o, gdyby zacz�a m�wi� o czym� innym. Wiedzia�a. Dlatego te� nie pr�bowa�a.
Pani Fryderykowa obrazi�a si� na Opatrzno�� za deszczowy dzie�, gdy� chcia�a p�j�� na piknik. Tote� jad�a �niadanie w pos�pnym milczeniu, za kt�re Valancy by�a szczerze wdzi�czna. Jednak�e Christine Stickles narzeka�a jak zawsze na wszystko: pogod�, ceny owsianki i mas�a � Valancy natychmiast poj�a, �e za grubo posmarowa�a grzank� � i epidemi� �winki w Deerwood.
��Doss niew�tpliwie si� zarazi � przepowiedzia�a.
��Doss nie p�jdzie tam, gdzie mog�aby si� zarazi� � kr�tko i stanowczo o�wiadczy�a pani Stirling.
Valancy nigdy nie chorowa�a na �wink� ani na koklusz, wietrzn� osp�, odr�, ani na nic na co chorowa� powinna. Na nic opr�cz okropnych zimowych przezi�bie�. Te zimowe przezi�bienia by�y czym� w rodzaju rodzinnej tradycji. Zdawa�o si�, �e nic nie jest w stanie im zapobiec, cho� pani Fryderykowa i kuzynka Stickles czyni�y w tym kierunku heroiczne wysi�ki. Jednej zimy trzyma�y Valancy od listopada do maja w ciep�ej bawialni. Nawet zabroni�y jej chodzi� do ko�cio�a. I mimo to Valancy nie unikn�a przezi�bie�, zako�czonych w czerwcu bronchitem.
��Nikt w mojej rodzinie nie mia� takiej sk�onno�ci � twierdzi�a pani Fryderykowa daj�c do zrozumienia, �e musi to by� wada Stirling�w.
��Stirlingowie rzadko si� przezi�biaj� � odparowa�a kuzynka Stickles. Ona by�a z domu Stirling.
��My�l�, �e je�li kto� postanowi nie przezi�bia� si�, to si� nie przezi�bi � o�wiadczy�a pani Stirling.
To ostatecznie wyja�nia�o spraw�: chorobom winna jest sama Valancy.
Jednak tego konkretnego poranka Valancy najbardziej doskwiera�o to, �e nazywano j� Doss. Znosi�a to zdrobnienie przez dwadzie�cia dziewi�� lat i nagle spostrzeg�a, i� nie �cierpi go ani chwili d�u�ej. Jej pe�ne imi� brzmia�o Valancy Jane, co by�o raczej dziwaczne, ale samo Valancy lubi�a. Zawsze te� dziwi�a si�, dlaczego Stirlingowie zgodzili si� na nie. Kto� powiedzia�, �e wybra� je dziadek ze strony matki, stary Amos Wansbarra. Ojciec doda� Jane, aby je jako� ucywilizowa�, a reszta rodziny wybrn�a z k�opotu nadaj�c to idiotyczne przezwisko Doss. Imienia Valancy u�ywali tylko obcy.
��Mamo � poprosi�a nie�mia�o � czy mog�aby� od dzi� m�wi� do mnie Valancy. Doss brzmi tak� tak� nie podoba mi si�.
Pani Fryderykowa spojrza�a na c�rk� zdziwiona. Nosi�a okulary o bardzo silnych szk�ach, a przez to oczy nabiera�y wyj�tkowo nieprzyjemnego wyrazu.
��A co ci si� nie podoba w Doss?
��Wydaje mi si� takie� dziecinne � wyj�ka�a Valancy.
��Och! � pani Fryderykowa by�a z domu Wansbarra, a u�miech Wansbarr�w nie by� atrakcyjny. � Rozumiem. Ale to w�a�nie odpowiednie dla ciebie. Jeste� bardzo dziecinna pod ka�dym wzgl�dem, moje dziecko.
Mam dwadzie�cia dziewi�� lat � powiedzia�o dziecko z desperacj�.
Na twoim miejscu nie og�asza�abym tego zbyt g�o�no � odpar�a pani Fryderykowa. � Dwadzie�cia dziewi��! Ja w tym wieku by�am od dziewi�ciu lat m�atk�!
��Ja wysz�am za m�� maj�c siedemna�cie lat � wtr�ci�a z dum� kuzynka Stickles.
Valancy popatrzy�a na nie ukradkiem. Matka, je�li odrzuci� te okropne okulary i zakrzywiony nos, kt�ry upodabnia� j� do papugi, nie by�a brzydka. W wieku lat dwudziestu mog�a nawet �adnie wygl�da�. Lecz kuzynka Stickles! A przecie� i ona w oczach jakiego� m�czyzny okaza�a si� godna po��dania. Valancy poczu�a, �e kuzynka z jej szerok�, p�ask� i pomarszczon� twarz�, z brodawk� na czubku nosa, stercz�cymi na podbr�dku w�osami, ��t� zwi�d�� szyj�, zblak�ymi wy�upiastymi oczami i w�skimi �ci�gni�tymi ustami, ma jednak nad ni� przewag�. Nawet teraz kuzynka Stickles by�a niezb�dna dla pani Fryderykowej.
Jej nie potrzebowa� nikt na �wiecie. Nikt nie t�skni�by za ni�, gdyby nagle przesta�a istnie�. Rozczarowa�a matk� i nie czu�a si� kochana. Nigdy nie mia�a przyjaci�ki�
��Doss, nie zjad�a� okruch�w � zwr�ci�a uwag� matka.
Przez ca�e popo�udnie pada�o bez ustanku. Valancy zszywa�a kap� ze �cink�w. Nienawidzi�a tego zaj�cia. Poza tym by�o zb�dne, bo dom zape�nia�y stosy kap. Na strychu sta�y trzy kufry wypchane kapami ze skrawk�w. Pani Fryderykowa gromadzi�a je wytrwale, odk�d Valancy sko�czy�a siedemna�cie lat, cho� nie zanosi�o si�, by kiedykolwiek znalaz�y zastosowanie. Valancy szy�a jednak dalej, bo nale�a�o mie� jakie� zaj�cie, a rzeczy gotowe s� bardzo drogie. Zreszt� bezczynno�� w domu Stirling�w uwa�ano za jeden z grzech�w g��wnych. Kiedy Valancy by�a dzieckiem, kazano jej zapisywa� w czarnym nienawistnym zeszyciku wszystkie minuty, kt�re danego dnia sp�dzi�a bez zaj�cia. W niedziel� matka je podlicza�a i kaza�a modli� si� o przebaczenie.
Tego decyduj�cego o jej przysz�o�ci przedpo�udnia, Valancy sp�dzi�a bezczynnie dziesi�� minut. W ka�dym razie bezczynno�ci� nazwa�yby to pani Stirling i kuzynka Stickles. Posz�a do swego pokoju po lepszy naparstek i na o�lep otworzy�a Le�ne �niwa.
�Lasy s� jak ludzie � pisa� John Foster � i aby je pozna�, nale�y z nimi wsp�y�. Z przypadkowych spacer�w, gdy trzymamy si� dobrze udeptanych �cie�ek, nie narodzi si� nigdy blisko��. Je�li chcemy si� zaprzyja�ni� z lasem, musimy sk�ada� mu cz�ste i pe�ne szacunku wizyty o r�nych porach: o poranku, w po�udnie i wieczorem; wiosn�, latem, jesieni� i zim�. W innym razie nie poznamy go jak nale�y, a wszelkie pr�by udawania nie zrobi� na nim wra�enia. Las ma swoje sposoby trzymania obcych na dystans i zamyka serce przed zwyk�ymi spacerowiczami. Nie ma sensu szuka� wi�zi z lasem z innych pobudek ni� szczera mi�o��. Las to rozpozna i skryje przed nami wszystkie sekrety. Je�li oka�emy mu uczucie, b�dzie �yczliwy i obdarzy takimi skarbami pi�kna i rado�ci, takich nie da si� kupi� ani sprzeda� na �adnym targowisku�.
��Doss! � zawo�a�a z do�u matka. � Co robisz sama tak d�ugo?
Valancy upu�ci�a ksi��k� jak rozpalony w�giel i pomkn�a z powrotem do szycia kapy. Czu�a jednak w sobie ten spok�j ducha, jaki zawsze j� ogarnia�, gdy zag��bia�a si� w ksi��ki Johna Fostera. Niewiele wiedzia�a o lasach, ale zawsze za nimi t�skni�a i ta ksi��ka zast�pi�a jej prawdziwy las.
W po�udnie deszcz usta�, ale s�o�ce pojawi�o si� dopiero o trzeciej. Wtedy Valancy powiedzia�a niepewnym g�osem, �e wybiera si� do miasta.
��A po co? � spyta�a matka.
��Po now� ksi��k� z wypo�yczalni.
��Ale� bra�a� ksi��k� w zesz�ym tygodniu.
��Nie, przed czterema tygodniami.
��Czterema tygodniami? Bzdura!
��Naprawd�, mamo.
��Mylisz si�. Niemo�liwe, najwy�ej dwa tygodnie temu. Nie znosz� sprzeciwu. Nie wiem te� po co ci ksi��ka. Marnujesz za du�o czasu na czytanie.
��Jak� warto�� ma m�j czas! � zawo�a�a rozgoryczona Valancy.
��Doss! Nie m�w do mnie takim tonem.
��Potrzebujemy troch� herbaty � wtr�ci�a kuzynka Stickles. � Je�li ju� koniecznie chce si� przej��, to niech przy okazji zrobi zakupy, chocia� przy tej wilgotnej pogodzie mo�e si� przezi�bi�.
Rozwa�a�y t� kwesti� przez nast�pne dziesi�� minut i w ko�cu pani Fryderykowa do�� niech�tnie pozwoli�a c�rce wyj��.
��Na�o�y�a� kalosze? � zawo�a�a kuzynka Stickles, kiedy Valancy stan�a w drzwiach. Nigdy nie zapomina�a zada� tego pytania, gdy Valancy wychodzi�a na ulic� w s�otn� pogod�.
��Tak.
��Masz na sobie flanelow� halk�? � spyta�a pani Fryderykowa.
��Nie.
��Doss, naprawd� ci� nie rozumiem. Czy chcesz umrze� z przezi�bienia? � Ton g�osu pozwala� przypuszcza�, �e co� takiego zdarzy�o si� przynajmniej kilka razy. � Id� na g�r� i natychmiast za�� halk�!
��Mamo, nie potrzebuj� flanelowej halki. Satynowa jest wystarczaj�co ciep�a.
��Doss, przypomnij sobie ten bronchit sprzed dw�ch lat. Id� i zr�b co ka��!,
Valancy wesz�a na g�r�, cho� jeden B�g wiedzia�, jak bliska by�a w tym momencie wyrzucenia przez okno doniczki z pelargoni�. Z ca�ej duszy nienawidzi�a flanelowej halki. Olivia nigdy czego� takiego nie nosi�a. Ubiera�a si� w falbaniaste jedwabie i cieniutkie batysty bogato zdobione koronk�. Ale ojciec Olivii �o�eni� si� z pieni�dzmi� i ona nigdy nie chorowa�a na bronchit. W tym ca�y szkopu�.
��Nie zostawi�a� myd�a w wodzie? � dopytywa�a si� pani Fryderykowa, lecz Valancy ju� wysz�a.
Skr�ci�a za r�g i spojrza�a za siebie na paskudn� ale szacown� ulic�, przy kt�rej mieszka�a. Dom Stirling�w � najbrzydszy ze wszystkich � przypomina� czerwon� ceglan� skrzyni�. Zbyt wysoki w stosunku do szeroko�ci, wydawa� si� jeszcze wy�szy z powodu beczkowatej kopu�y na dachu. Otacza�a go atmosfera sm�tnego, ja�owego spokoju, charakterystyczna dla starego domu, kt�ry jest ju� martwy.
Tu� za rogiem sta� bardzo �adny budynek o szerokich oknach i zgrabnych facjatkach. By� zupe�nie nowy, jeden z tych, kt�re si� kocha od pierwszego wejrzenia. Zbudowa� go dla przysz�ej �ony Clayton Markley. Jego �lub z Jenny Lloyd wyznaczono na czerwiec. M�wiono, �e domek oczekuje przybycia swej pani, umeblowany od strychu po piwnice.
��Nie zazdroszcz� Jenny m�a � pomy�la�a Valancy, gdy� Clayton nie by� podobny do �adnego z jej idea��w � ale zazdroszcz� jej tego domu. Och, gdybym mia�a w�asny dom � ma�y, ubogi, lecz m�j w�asny! Ale c� � doda�a gorzko. � Nie ma co si�ga� po ksi�yc, kiedy si� nie ma nawet �ojowej �wiecy.
W marzeniach Valancy stworzy�a sobie zamek z szafir�w, lecz w prawdziwym �yciu zadowoli�aby si� zupe�nie ma�ym domkiem. Dzisiaj te� roz�ali�a si� bardziej ni� kiedykolwiek. Jenny nie by�a du�o �adniejsza ani du�o m�odsza od niej, a jednak to ona b�dzie pani� w tym uroczym domku. Dlaczego jedne dziewcz�ta dostaj� wszystko, a inne nic? To niesprawiedliwe.
Pod��a�a drog� przepe�niona gorycz� i buntem. Skromn�, niezgrabn� posta� w zniszczonym deszczowcu i kupionym przed trzema laty kapeluszu od czasu do czasu ochlapywa�y przeje�d�aj�ce samochody. W Deerwood stanowi�y one wci�� jeszcze nowo��, cho� w Port Lawrence ju� spowszednia�y. Je�dzi�a nimi r�wnie� wi�kszo�� letnik�w w pobliskiej miejscowo�ci Muskoka. W Deerwood mieli je tylko najbardziej wytworni, bo trzeba przyzna�, �e nawet Deerwood dzieli�o si� na spo�eczno�ci. Byli wi�c wytworni, intelektuali�ci, stare rodziny (do takiej nale�eli Stirlingowie), zwykli �miertelnicy i kilkoro parias�w. Nikt ze Stirling�w j nie zni�y� si� do kupienia samochodu, cho� Olivia gor�co namawia�a do tego swego ojca. Valancy nigdy jeszcze nie jecha�a autem, ale wcale tego nie pragn�a. Prawd� m�wi�c, ba�a si� samochod�w, zw�aszcza wieczorem. Przypomina�y jej wielkie, pomrukuj�ce zwierz�ta, gotowe ka�dej chwili zmia�d�y� ci� lub wykona� jaki� szalony skok. �cie�kami wij�cymi si� po stromych zboczach g�ry, na kt�rej sta� B��kitny Zamek, st�pa�y tylko pi�kne wierzchowce. W realnym �yciu zadowoli�aby si� dwuk�k� z �agodnym konikiem. Tylko raz zdarzy�a si� jej przeja�d�ka z jakim� kuzynem czy wujem, kt�ry postanowi� zrobi� wspania�omy�lny gest wobec niepozornej krewniaczki.
ROZDZIA� DRUGI
Herbat� naturalnie musi naby� w sklepie stryja Beniamina. Nie do pomy�lenia by�o, aby kupi�a gdzie indziej. Valancy niech�tnie my�la�a o wej�ciu do sklepu w swoje dwudzieste dziewi�te urodziny. Nie mia�a nadziei, by stryj o nich zapomnia�.
��Dlaczego � spyta� z wymownym u�mieszkiem � m�ode panny nie daj� sobie rady z gramatyk�?
Valancy pami�taj�c o testamencie, odpar�a potulnie: � Nie wiem.
��A dlatego, �e chc� odmienia� wy��cznie rzeczownik ma��e�stwo � zachichota� stryj.
Dwaj sprzedawcy, Joe Hammond i Claude Bertram u�miechn�li si� drwi�co i Valancy poczu�a, �e nie cierpi ich bardziej ni� dot�d.
Kiedy Claude Bertram zobaczy� j� pierwszy raz w sklepie, us�ysza�a, jak szepn�� do Joego: � Kto to jest? � A Joe odpowiedzia�: � Valancy Stirling, jedna z miejscowych starych panien. � Do uratowania, czy nie? � spyta� Claude i wymownie zachichota�, uwa�aj�c pytanie za wielce dowcipne. Teraz Valancy przypomnia�a to sobie i poczu�a tak� sam� przykro��.
��Dwadzie�cia dziewi�� lat � m�wi� stryj Beniamin. � Doss, na Boga, jeste� niebezpiecznie blisko drugiego zakr�tu i nawet nie my�lisz o ma��e�stwie. Dwadzie�cia dziewi��, to wprost niemo�liwe. � I w tej chwili rzuci� oryginaln� uwag�. � Ach, jak ten czas leci.
��Dla mnie raczej pe�znie � odpar�a z pasj� Valancy. Pasja by�a czym� zupe�nie obcym stryjowi, dlatego nie wiedzia�, co odpowiedzie�. Chc�c ukry� zmieszanie, zapakowa� fasol� � kuzynka Stickles w ostatniej chwili przypomnia�a o niej, fasola jest tania i po�ywna � i zada� jeszcze jedn� ze swych niezliczonych zagadek. � W czym pannie najbardziej do twarzy? � Sam te� natychmiast odpowiedzia�: � W ma��e�stwie.
Valancy nie wytrzyma�a i rzuci�a: � Za te stare dowcipy kto� zrobi kiedy� stryjowi krzywd�. � Po czym szybko wysz�a ze sklepu.
Beniamin Stirling powi�d� zdumionym spojrzeniem w �lad za ni�, a p�niej pokiwa� g�ow� i powiedzia�: � Biedna Doss ci�ko to prze�ywa.
Valancy za�, nim dosz�a do nast�pnego skrzy�owania, zacz�a �a�owa� swej gwa�towno�ci. Dlaczego tak si� zniecierpliwi�a? Stryjowi b�dzie przykro i powie matce, �e ma�a Doss jest impertynentk�, a matka przynajmniej przez tydzie� nie przestanie prawi� mora��w.
��Dwadzie�cia lat trzyma�am j�zyk za z�bami � pomy�la�a. � Mog�am wi�c powstrzyma� go jeszcze raz!
Tak, min�o ju� dwadzie�cia lat, odk�d po raz pierwszy wytkni�to jej brak adoratora. Dok�adnie pami�ta t� niezwykle przykr� chwil�. Mia�a dziewi�� lat i sta�a samotnie na szkolnym boisku. Inne dziewczynki z jej klasy bawi�y si� w gr�, w kt�rej mog�y uczestniczy� tylko te, kt�re ch�opcy wybrali za partnerki. Nikt nie chcia� Valancy � ma�ej, bladej i czarnow�osej, o lekko sko�nych oczach, ubranej w skromny fartuszek.
��Och! � powiedzia�a do niej jaka� �adna dziewczynka � tak mi przykro, �e nie masz wielbiciela.
Valancy odpar�a wynio�le i robi�a to przez nast�pne dwadzie�cia lat: � Nie potrzebuj� wielbiciela! � Dzisiejszego popo�udnia pierwszy raz nie powt�rzy�a tych s��w.
��Musz� by� uczciwa wobec siebie � pomy�la�a. � Zagadki i dowcipy stryja Beniamina s� przykre, bo m�wi� prawd�. Chc� by� m�atk�. Chc� mie� dom, m�a i s�odkie, t�u�ciutkie dzieci� � Tu nagle zaskoczy�a j� w�asna lekkomy�lno��. Mia�a wra�enie, �e przechodz�cy mimo doktor Stalling, przejrza� jej my�li i udzieli� nagany. Valancy ba�a si� pastora Stallinga od pewnej niedzieli przed dwudziestoma trzema laty, gdy pojawi� si� tu pierwszy raz. Sp�ni�a si� wtedy do szk�ki niedzielnej i posz�a wprost do ko�cio�a, gdzie usiad�a w rodzinnej �awce. Nowy pastor sta� przed drzwiami prowadz�cymi na ch�r. Skin�� na ni� i powiedzia� surowo. � Chod� no tutaj ch�opczyku.
Valancy rozejrza�a si� doko�a, ale nigdzie nie by�o �adnego ch�opca. Ten obcy m�czyzna w niebieskich okularach nie my�la� chyba o niej?
��Ch�opczyku � powt�rzy� pastor Stalling jeszcze surowiej i wskaza� na ni� palcem. � Podejd� tu natychmiast!
Valancy wsta�a jak zahipnotyzowana, po czym ruszy�a wzd�u� przej�cia. Zbyt si� przestraszy�a, aby zrobi� co innego. Jaka� okropna przygoda! Czy naprawd� zamieni�a si� w ch�opca? Podesz�a bli�ej i stan�a przed pastorem. Ten za� pokiwa� palcem, d�ugim i ko�cistym, po czym poleci�: � Zdejmij kapelusz, ch�opczyku.
Valancy zdj�a kapelusz. Z ty�u g�owy zwisa� cieniutki warkoczyk, ale doktor Stalling go nie zauwa�y� � by� kr�tkowidzem.
��Ch�opcze, wr�� na swoje miejsce i zawsze zdejmuj nakrycie g�owy w ko�ciele. Pami�taj!
Valancy wr�ci�a do �awki jak automat, trzymaj�c kapelusz w r�ku. Niebawem zjawi�a si� matka. � Doss � spyta�a � dlaczego zdj�a� kapelusz? W�� go natychmiast z powrotem.
Valancy zrobi�a jak kazano, lecz zlodowacia�a ze strachu przed pastorem. Ko�ci� by� ju� pe�en ludzi� Och, c� pocznie, gdy ten straszliwy chudy palec znowu na ni� wska�e? Podczas nabo�e�stwa siedzia�a jak na roz�arzonych w�glach i p�niej przez tydzie� by�a chora. Pani Fryderykowa za� narzeka�a na swoje delikatne dziecko.
Pastor Stalling odkry� pomy�k� i serdecznie si� u�mia� w jej obecno�ci. Inni zreszt� te�, tylko jej nie by�o do �miechu. Od tamtej chwili nie zdo�a�a opanowa� l�ku przed pastorem. No, a teraz da�a si� przy�apa� na nagannych my�lach.
W bibliotece dosta�a now� ksi��k� Johna Fostera Czarodziejskie skrzyd�a. � To jego ostatnia ksi��ka, o ptakach � poinformowa�a panna Clarkson.
Valancy prawie zdecydowa�a, �e nie p�jdzie do doktora Trenta. Straci�a ca�� odwag�. Ba�a si� urazi� stryja Jamesa, rozgniewa� matk� i spotka� szorstkiego, pos�pnego, starego doktora. Pewnie powie jej tak jak kuzynce Gladys, �e wymy�li�a sobie k�opoty dlatego, bo je lubi. Nie, chyba nie p�jdzie. Zamiast tego kupi Czerwone Pigu�ki Redferna. By�y uznanym lekiem w klanie Stirling�w. Czy� nie wyleczy�y kuzynki Geraldiny, gdy pi�ciu lekarzy opu�ci�o r�ce? Valancy dot�d odnosi�a si� sceptycznie do zalet Czerwonych Pigu�ek, lecz mo�e naprawd� co� w nich jest. Poza tym kupno pigu�ek by�o znacznie �atwiejsze ni� spotkanie z doktorem Trentem. Rzuci jeszcze okiem na czasopisma w czytelni, a potem wr�ci do domu.
Spr�bowa�a czyta� jakie� opowiadanie, ale wprawi�o j� we w�ciek�o��. Na ka�dej stronie bohaterk� otacza� t�um wielbicieli. A tu siedzia�a ona, Valancy Stirling i nie mia�a nawet jednego adoratora! Z trzaskiem zamkn�a pismo i otworzy�a Czarodziejskie skrzyd�a. Zatrzyma�a wzrok na urywku, kt�ry odmieni� jej �ycie.
���Strach jest pierworodnym grzechem � pisa� Foster. � Prawie ca�e z�o �wiata wywodzi si� z faktu, �e kto� si� czego� boi. Jest to �liski, zimny w��, owijaj�cy si� wok� ciebie. �ycie w strachu jest okropno�ci�, jest czym� wyj�tkowo poni�aj�cym.� � Valancy zamkn�a ksi��k�. Jednak p�jdzie do doktora Trenta.
* * *
Wizyta nie okaza�a si� wcale straszna. Doktor by� jak zwykle szorstki i niecierpliwy, ale nie powiedzia�, �e wymy�li�a sobie chorob�. Wys�ucha� opisu objaw�w, zada� kilka pyta� i szybko j� zbada�. Potem przez chwil� siedzia� zadumany. Valancy pomy�la�a, �e pewnie jej wsp�czuje i na moment wstrzyma�a oddech. Niemo�liwe by dolega�o jej co� powa�nego, przecie� nie cierpia�a a� tak bardzo. Dopiero ostatnio b�l sta� si� uci��liwy�
Doktor otworzy� usta, lecz zanim zd��y� przem�wi�, zadzwoni� telefon. Podni�s� s�uchawk� i Valancy zobaczy�a, jak w jednej chwili zmieni�a mu si� twarz.
��Och! Tak, tak� co? Tak� tak� � i po kr�tkiej przerwie � m�j Bo�e! � Upu�ci� telefon i wybieg� z pokoju. Na Valancy nawet nie spojrza�. S�ysza�a tylko, jak porusza si� ha�a�liwie na g�rze, rzucaj�c komu�, przypuszczalnie gosposi, jakie� polecenia. Po chwili zbieg� p�dem ze schod�w, trzymaj�c w r�ku neseser. Zerwa� z wieszaka p�aszcz i kapelusz, szarpn�� drzwi i pobieg� ulic� w kierunku dworca.
Valancy zosta�a w gabinecie, czuj�c si� niewypowiedzianie g�upio. Oto na co zda�o si� heroiczne postanowienie �ycia wed�ug zasad Johna Fostera. Nie tylko by�a zb�dna jako cz�onek rodziny, nie istnia�a jako przyjaciel czy ukochana, ale nic nie znaczy�a nawet jako pacjentka. Lekarz zapomnia� o jej obecno�ci poruszony rozmow� telefoniczn�. Nic nie zyska�a ignoruj�c stryja Jamesa i rzucaj�c wyzwanie rodzinnemu klanowi.
Przez chwil� obawia�a si�, �e nie powstrzyma �ez. Wszystko to by�o takie� upokarzaj�ce, a potem us�ysza�a kroki gosposi na schodach. Wsta�a i podesz�a do drzwi gabinetu. � Doktor zapomnia� o mnie � poskar�y�a si� ze sztucznym u�miechem.
��O, to przykre � powiedzia�a wsp�czuj�co pani Patterson. Ale nie nale�y mu si� dziwi�, biedakowi. Przekazano mu telegram z Port Lawrence. Jego syn zosta� ci�ko ranny w wypadku samochodowym w Montrealu. Nie mam poj�cia, co pocznie, je�li co� naprawd� z�ego stanie si� Nedowi � �wiata poza nim nie widzi. B�dzie pani musia�a przyj�� jeszcze raz, panno Stirling. Mam nadziej�, ze to nic gro�nego.
��O, nie, nic powa�nego � przyzna�a Valancy. Teraz poczu�a si� troch� lepiej. C� dziwnego, �e biedny doktor zapomnia� o niej w takiej chwili. Mimo to przygn�bienie nie opuszcza�o jej przez d�u�szy czas.
Wraca�a do domu na skr�ty, Alej� Zakochanych. Nie chodzi�a t�dy cz�sto, lecz zbli�a�a si� pora kolacji i za nic nie chcia�a si� sp�ni�. Aleja wi�a si� obrze�em miasteczka w�r�d wysokich klon�w i wi�z�w i zas�ugiwa�a na swoj� nazw�. O ka�dej porze mo�na by�o natkn�� si� na jak�� w�druj�c� park� lub grupki dziewcz�t zwierzaj�cych sobie sekrety. Valancy nie wiedzia�a, kt�ry z tych widok�w wprawia� j� w wi�ksze zak�opotanie.
Tego wieczoru spotka�a pary i grupy dziewcz�t. Zobaczy�a Connie Hale i Kate Bayley w nowych sukienkach z organdyny, z kwiatami kokieteryjnie wpi�tymi w l�ni�ce w�osy. Sama nigdy nie mia�a r�owej sukienki i nie wpina�a we w�osy kwiat�w. Potem min�a nieznan�, wpatrzon� w siebie par�. M�ody cz�owiek bez skr�powania obejmowa� kibi� dziewczyny. Valancy nigdy w �yciu nie sz�a otoczona m�skim ramieniem. Wiedzia�a, �e powinno j� ogarn�� �wi�te oburzenie, bo w�a�ciwie m�g� z tym zaczeka� do zmierzchu, ale nic podobnego nie czu�a. Z bolesn� szczero�ci� przyzna�a si� samej sobie, �e im po prostu zazdro�ci. Mijaj�c ich, by�a przekonana, �e �miej� si� z niej i m�wi� z politowaniem: � To ta cudaczna, stara panna Valancy Stirling. Nigdy w �yciu nie mia�a adoratora. � Reszt� drogi Valancy przeby�a biegiem. Dot�d nie czu�a si� tak bezgranicznie bezbarwna, chuda i pospolita.
Tam, gdzie Aleja Zakochanych ��czy�a si� z ulic�, sta� odrapany samoch�d. Zna�a go dobrze, chocia�by z odg�os�w jakie wydawa�. Zna� go zreszt� chyba ka�dy w Deerwood. Dzia�o si� to jeszcze w czasach, zanim wesz�o w obieg wyra�enie �blaszana Lizzie�. Je�li nawet by�oby znane, to mimo wszystko ten samoch�d by�by najbardziej ha�a�liw� blaszank� na �wiecie. Wprost trudno sobie wyobrazi� co� tak rozklekotanego i budz�cego podejrzliwo��.
Nale�a� do Barneya Snaitha i on sam w�a�nie wynurza� si� spod niego w zab�oconym kombinezonie. Mijaj�c go, Valancy rzuci�a szybkie i ukradkowe spojrzenie. Dopiero drugi raz mia�a okazj� zobaczy� os�awionego Barneya Snaitha, cho� s�ysza�a o nim sporo przez ostatnie pi�� lat, odk�d zamieszka� gdzie� tam przy drodze do Muskoka. Pierwszy raz widzia�a go prawie rok temu. Te� wygrzebywa� si� spod samochodu i gdy przechodzi�a, obdarzy� j� przyjaznym, nieco drwi�cym u�miechem, kt�ry nada� mu wygl�d rozbawionego gnoma. Nie wygl�da� na typa spod ciemnej gwiazdy i nie wierzy�a, by zrobi� to wszystko, co o nim opowiadano. Oczywi�cie szala� tym swoim strasznym gruchotem po Deerwood w porze, gdy przyzwoici ludzie s� w ��kach. Cz�sto nawet je�dzi� razem ze starym Rycz�cym Ablem, wydaj�cym dzikie okrzyki. � I do tego obaj pijaniutcy, moja droga � mawia�y zacne matrony. Wszyscy naturalnie wiedzieli, �e jest zbieg�ym wi�niem, defraudantem, ukrywaj�cym si� morderc�,, bezbo�nikiem, nieprawym synem Rycz�cego Abla, ojcem jego nie�lubnej wnuczki oraz kim� tam jeszcze. Lecz Valancy �ywi�a przekonanie, �e z�y cz�owiek nie mia�by takiego u�miechu.
To w�a�nie tej nocy w B��kitnym Zamku ksi�cia o wydatnej szcz�ce i przedwcze�nie posiwia�ych skroniach zast�pi� nieco arogancki m�czyzna z d�ugimi rudawymi w�osami, ciemnobr�zowymi oczyma i lekko odstaj�cymi uszami.
W tej chwili Barney Snaith wygl�da� nieporz�dniej ni� zwykle. Rzuca�a si� w oczy dawno nie golona twarz, a r�ce obna�one do �okci pokrywa� czarny smar. Mimo to pogwizdywa� beztrosko i wydawa� si� szcz�liwy. Valancy pozazdro�ci�a mu pogody ducha, braku poczucia odpowiedzialno�ci, tajemniczej ma�ej chatki na wysepce na jeziorze Mistawis, a nawet starego Grey Slossona. Ani Barney, ani jego w�z nie musieli liczy� si� z ludzk� opini� i �y� zgodnie z utartymi zwyczajami. Kiedy przemkn�� obok niej kilka minut p�niej, rozparty wygodnie z wystaj�c� z ust star�, czarn� fajk�, z rozwiewanymi wiatrem w�osami, znowu poczu�a przykro��. M�czyznom dostaj� si� smaczniejsze k�ski w �yciu, nie ulega w�tpliwo�ci. Ten wyrzutek, bez wzgl�du na to kim by�, wygl�da� na szcz�liwego. A ona, Valancy Stirling, z szacownej rodziny, doskonale u�o�ona, jest nieszcz�liwa. I nie ma na to rady.
Ledwie zd��y�a na kolacj�. S�o�ce zas�oni�y chmury i znowu zacz�� pada� drobny, g�sty deszcz. Kuzynka Stickles mia�a atak newralgii, a Valancy musia�a zaj�� si� cerowaniem, zabrak�o wi�c czasu na Czarodziejskie skrzyd�a.
��Czy cerowanie nie mo�e poczeka� do jutra? � poprosi�a.
��Jutro przyniesie nowe obowi�zki � odpar�a nieugi�ta pani Fryderykowa.
Valancy cerowa�a ca�y wiecz�r, przys�uchuj�c si�, jak matka z kuzynk� plotkowa�y o cz�onkach klanu. Jednocze�nie obie miga�y drutami, robi�c swoje odwieczne, czarne po�czochy. Papla�y o kuzynce Lilian i szczeg�ach zbli�aj�cego si� wesela. Og�lnie rzecz bior�c, wyra�a�y sw� aprobat�; Lilian b�dzie dobrze urz�dzona.
��Trzeba przyzna�, �e si� nie spieszy�a � zauwa�y�a kuzynka Stickles. � Ma ju� chyba dwadzie�cia pi�� lat.
��Na szcz�cie, z naszej strony nie ma zbyt wielu starych panien � zauwa�y�a z gorycz� pani Fryderykowa.
Valancy drgn�a. Uk�u�a si� w palec. Cioteczny kuzyn Aaron Gray zosta� kiedy� podrapany przez kota i mia� zaka�enie krwi.
��Koty s� ogromnie niebezpieczne � orzek�a pani Fryderykowa. � Nigdy nie b�d� tolerowa� kota w domu. � Spojrza�a przy tym wymownie na c�rk�.
Kiedy�, przed pi�ciu laty, Valancy spyta�a, czy mog�aby mie� kota. Od tamtej pory nie wspomina�a o tym, ale matka podejrzewa�a, �e w g��bi serca ukrywa niegodne pragnienie.
Po chwili Valancy kichn�a. Zgodnie z kodeksem zasad Stirling�w, kichanie w towarzystwie �wiadczy�o o z�ych manierach.
��Zawsze mo�na si� powstrzyma�, przyciskaj�c palcem g�rn� warg� � w g�osie pani Stirling zabrzmia�a nagana.
Wp� do dziesi�tej � a wi�c � jakby to powiedzia� pan Samuel Pepys � pora do ��ka. Przedtem jednak trzeba natrze� ma�ci� Redferna obola�e plecy kuzynki Stickles. Zrobi to oczywi�cie, jak zawsze, Valancy. Nienawidzi�a zapachu ma�ci; nienawidzi�a promiennego, pulchnego, zdobnego w bokobrody i okulary, widniej�cego na s�oiku oblicza doktora Redferna. Wstr�tny, obrzydliwy zapach ma�ci przywar� na d�ugo do palc�w mimo starannego szorowania.
Dzie� �yciowego prze�omu nasta� i min��. Sko�czy�a go tak samo, jak zacz�a � we �zach.
* * *
Na niewielkim trawniku przed domem Stirling�w, tu� przy furtce, r�s� krzak r�y. Nazywano go �krzakiem Doss�. Valancy otrzyma�a go przed pi�ciu laty od kuzynki Georgiany i posadzi�a z entuzjazmem. Bardzo lubi�a r�e. Ale, jak nale�a�o oczekiwa�, krzak nigdy nie zakwit�. Valancy robi�a, co mog�a, korzysta�a z rozmaitych porad, lecz mimo to r�a nie kwit�a. Za to rozros�a si� bujnie, a ga��zie nietkni�te przez rdz� czy paj�ki by�y du�e i zdrowe. Ogl�daj�c krzak dwa dni po urodzinach, Valancy poczu�a, �e ogarnia j� nienawi��. Je�li to paskudztwo nie chce kwitn��, to je zetnie i ju�. Zdecydowanie ruszy�a do szopy z narz�dziami po no�yce ogrodowe i z zaci�t� pasj� zaj�a si� krzakiem. Pani Fryderykowa wyszed�szy na werand�, stan�a zaskoczona niespodziewanym widokiem �a�o�nie ogo�oconego krzewu.
��Doss, co ty wyprawiasz? Czy zwariowa�a�?
��Nie � odpar�a c�rka. Mia�a zamiar odpowiedzie� wyzywaj�co, ale przyzwyczajenie do pos�usze�stwa by�o zbyt silne, wypad�o wi�c to tylko nie�mia�o. � Ja� ja� postanowi�am go �ci��. Nie ma z niego po�ytku, dot�d nie zakwit� i ju� nie zakwitnie.
��Lecz to nie pow�d, �eby niszczy� taki pi�kny krzew � zaprotestowa�a matka. � Bardzo dekoracyjnie wygl�da� na trawniku, a ty zrobi�a� z niego jakie� straszyd�o.
��R�e powinny kwitn�� � powiedzia�a z uporem Valancy.
��Nie sprzeczaj si� ze mn�, Doss. Posprz�taj ga��zie i zostaw krzak w spokoju. Co powie Georgiana, gdy zo