9194
Szczegóły |
Tytuł |
9194 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9194 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9194 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9194 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DAPHNE DU MAURIER
Moja kuzynka Rachela
Tytu� orygina�u
My Cousin Rachel
(t�um. Zofia Uhrynowska-Hanasz)
2003
Rozdzia� I
Dawnymi czasy wieszali ludzi przy Czterech Zakr�tach.
Teraz ju� nie wieszaj�. Dzi�, je�li morderc� spotka zas�u�ona kara, dzieje si� to w Bodmin, po uczciwym procesie na sesji wyjazdowej s�du. O ile naturalnie wcze�niej nie zabije go w�asne sumienie. Lepsza jest jednak �mier� z wyroku prawa - przypomina bowiem operacj� chirurgiczn�. No i oczywi�cie skazaniec ma godziwy poch�wek, cho� bezimienn� mogi��. Za moich dzieci�cych czas�w by�o inaczej. Pami�tam, �e jako ma�y ch�opiec widzia�em takiego cz�owieka wisz�cego w �a�cuchach u zbiegu czterech dr�g. Twarz i ca�e cia�o mia� posmarowane smo�� dla zakonserwowania. Wisia� tak przez pi�� tygodni, zanim go odci�li, a ja go widzia�em w czwartym tygodniu.
Hu�ta� si� pomi�dzy niebem a ziemi� na szubienicy albo, jak to m�wi� m�j kuzyn Ambro�y, mi�dzy niebem a piek�em. Nieba nie mia� nigdy zakosztowa�, a piek�o, kt�rego zazna�, by�o ju� poza nim. Ambro�y tr�ci� cia�o lask�. Widz� je jak dzi� - ta�cz�ce na wietrze niby chor�giewka na dachu - nieszcz�sny, przypominaj�cy stracha na wr�ble ludzki szcz�tek. Spodnie zbutwia�y na deszczu i strz�py we�nianej tkaniny zwisa�y ze wzd�tych cz�onk�w jak rozmoczony papier.
By�a zima i jaki� �artowni� dla zabawy zatkn�� mu w rozdart� kurtk� ga��zk� ostrokrzewu. Nawet mnie, w�wczas siedmiolatkowi, wyda�o si� to oburzaj�ce, ale nie odezwa�em si� s�owem. Ambro�y musia� mnie tam zabra� celowo - �eby podda� pr�bie moj� zimn� krew: chcia� zobaczy�, czy uciekn�, czy b�d� si� �mia�, czy p�aka�. Jako m�j opiekun, ojciec, brat i mentor, jako w gruncie rzeczy ca�y m�j �wiat, poddawa� mnie nieustannym pr�bom. Pami�tam, �e obeszli�my szubienic� doko�a i Ambro�y od czasu do czasu tr�ca� cia�o lask�, a� w pewnym momencie zatrzyma� si�, zapali� fajk� i po�o�y� mi r�k� na ramieniu.
- Widzisz, Filipie - powiedzia� - co nas wszystkich w ko�cu czeka. Jednych spotka to na polu bitwy, innych w ��ku, jeszcze innych wedle s�dzonego im przeznaczenia. Od tego nie ma ucieczki. Cz�owiek nie mo�e by� za m�ody na tak� lekcj�. Popatrz, jak umiera zbrodniarz. To ostrze�enie dla ciebie i dla mnie, by�my wiedli uczciwe �ycie.
Stali�my tak rami� w rami�, patrz�c na ko�ysz�ce si� cia�o, jakby�my byli na jarmarku w Bodmin, a trup by� star� Sally, do kt�rej si� strzela�o za koron�.
- Popatrz, do czego mo�e doprowadzi� chwila s�abo�ci - ci�gn�� Ambro�y. - Oto Tom Jenkyn, g�upi i poczciwy, dop�ki nie wypi� za du�o. Prawda, �e jego �ona by�a wied�m�, ale to jeszcze nie pow�d, �eby j� zabi�. Gdyby�my zabijali kobiety za ich j�zyki, wszyscy m�czy�ni staliby si� mordercami.
�a�owa�em, �e wymieni� nazwisko tego cz�owieka. Do tej pory bowiem cia�o by�o dla mnie przedmiotem, bez �adnej to�samo�ci. Od chwili, kiedy po raz pierwszy moje oczy spocz�y na szubienicy, ponad wszelk� w�tpliwo�� wiedzia�em, �e b�dzie do mnie wraca�o w snach, martwe i potworne. Teraz nabra�o zwi�zku z rzeczywisto�ci�, z cz�owiekiem o wodnistych oczach, kt�ry w mie�cie na molo sprzedawa� homary. W lecie sta� zazwyczaj przy schodach, z koszykiem u n�g, i puszcza� �ywe homary, urz�dzaj�c im - ku uciesze dziatwy - fantastyczne wy�cigi. Jeszcze nie tak dawno widzia�em go po raz ostatni.
- No, i co powiesz? - zapyta� Ambro�y, nie spuszczaj�c oczu z mojej twarzy.
Wzruszy�em ramionami i kopn��em podstaw� szubienicy. Ambro�y nigdy si� nie dowie, jak bardzo mnie to obesz�o: na �w widok dos�ownie zamar�o mi serce i by�em przera�ony. Pogardza�by mn�. W wieku lat dwudziestu siedmiu Ambro�y jawi� mi si� panem wszelkiego stworzenia, a ju� z pewno�ci� bogiem mojego skromnego �wiata i jedynym celem mojego �ycia by�o mu dor�wna�.
- Kiedy widzia�em Toma po raz ostatni, mia� �wie�� cer� - odrzek�em. - Teraz nie jest nawet na tyle �wie�y, �eby by� przyn�t� dla swoich homar�w.
Ambro�y roze�mia� si� i wytarga� mnie za ucho.
- Wspania�y z ciebie ch�opak - o�wiadczy�. - M�wisz jak prawdziwy filozof. -1 po chwili, jakby co� do niego dotar�o, doda�: - Je�li ci jest niedobrze, id� tam za krzaki i sobie ul�yj, i pami�taj: ja ci� nie widzia�em.
Z tymi s�owy odwr�ci� si� ty�em do szubienicy i do czterech dr�g i ruszy� wolno now� alej�, kt�r� w tym czasie w�a�nie brukowa�, a kt�ra przecinaj�c las, s�u�y�a jako droga dojazdowa do domu. Ucieszy�em si�, widz�c, �e odchodzi, nie zd��y�em bowiem nawet dobiec do krzak�w. Potem poczu�em si� jednak lepiej, chocia� jeszcze mn� trz�s�o i z�by mi szcz�ka�y. Tom Jenkyn zn�w straci� to�samo�� i sta� si� dla mnie czym� w rodzaju starego worka - martwym przedmiotem. A nawet celem dla kamienia, kt�rym w niego cisn��em. Z dusz� na ramieniu czeka�em, a� cia�o si� poruszy. Nic si� jednak nie sta�o. Kamie� z mi�kkim pacni�ciem trafi� w rozmi�k�e szmaty i upad� na ziemi�. Wstydz�c si� w�asnego post�pku, pobieg�em now� alej�, �eby dogoni� Ambro�ego.
No c�, wszystko to zdarzy�o si� przed osiemnastu laty i o ile pami�tam, nie my�la�em o tym a� do owego momentu kilka dni temu. To dziwne, �e w chwilach kryzysu cz�owiek wraca pami�ci� do dzieci�stwa. Ostatnio stale my�l� o biednym Tomie i o tym, jak wisia� w swoich �a�cuchach. Nigdy nie s�ysza�em jego historii i s�dz�, �e ma�o kto dzi� j� zna. Zabi� �on�, jak powiedzia� Ambro�y. 1 to wszystko. By�a wied�m�, lecz to nie pow�d, �eby j� mordowa�. Pewnie nadmiernie lubi�c alkohol, zabi� j� w pijanym widzie. Ale jak? Jakim narz�dziem? No�em czy go�ymi r�kami? By� mo�e tej zimowej nocy wytoczy� si� z gospody przy molo, ca�y rozpalony mi�o�ci� i gor�czk�. Wysoka fala omywa�a stopnie, a na wodzie l�ni� srebrzy�cie ksi�yc w pe�ni. Kto wie, jakie to �mia�e marzenia o�ywia�y niespokojnego ducha Toma, jaki nag�y wybuch fantazji?
Mo�e dobrn�� do domu za ko�cio�em, blady, z za�zawionymi oczyma, cuchn�cy homarami, a gdy tylko przest�pi� pr�g, �ona zburzy�a jego marzenia, robi�c mu awantur�, �e wchodzi z brudnymi butami, i wtedy j� zabi�. To bardzo prawdopodobne. Z powodzeniem tak w�a�nie mog�o by�. Je�li - zgodnie z tym, czego nas ucz� - istnieje �ycie po �mierci, to kiedy� odszukam biednego Toma i go zapytam. Razem b�dziemy marzy� o czy��cu. Ale Tom by� starym cz�owiekiem, po sze��dziesi�tce, a ja mam dwadzie�cia pi�� lat. Nasze marzenia nie by�yby jednakowe. Wracaj wi�c, Tomie, w swoje mroki i zostaw mnie w spokoju. Szubienica ju� dawno przepad�a i ty przepadnij wraz z ni�. W swojej g�upocie rzuci�em w ciebie kamieniem. Wybacz mi, prosz�.
Chodzi o to, �e �ycie trzeba wytrzyma� i prze�y�. Tylko jak prze�y�? - oto jest problem. Codzienna praca, obowi�zki - to nic trudnego. Zostan� s�dzi� pokoju jak Ambro�y, a z czasem cz�onkiem parlamentu. Jak wszyscy w rodzinie, b�d� szacownym i powa�anym obywatelem, godnie uprawiaj�cym ziemi� i dbaj�cym o swoich ludzi. I nikt nie odgadnie, jak wielki przygniata mnie ci�ar i ka�dego dnia, n�kany w�tpliwo�ciami, zadaj� sobie pytanie, na kt�re nie znajduj� odpowiedzi. Czy Rachela by�a niewinna czy winna? Mo�e i tego dowiem si� w czy��cu.
Jak�e s�odko i pi�knie brzmi jej imi�, kiedy wymawiam je szeptem. Pozostaje na j�zyku, zdradliwe i powolne w dzia�aniu jak naprawd� skuteczna trucizna. Z j�zyka przechodzi na spieczone wargi, z warg za� do serca. A serce rz�dzi cia�em i umys�em. Czy kiedykolwiek pozb�d� si� z my�li tego imienia? Za lat czterdzie�ci, pi��dziesi�t? Czy pozostawi na zawsze w m�zgu �lad chorej tkanki? Male�k� kom�rk� w krwiobiegu, niezdoln� do tego, by wraz z innymi pod��a� do zdroju, jakim jest serce? Mo�e kiedy ju� wszystko zostanie powiedziane i zrobione, sam nie b�d� chcia� si� od niego uwolni�? Trudno na razie to stwierdzi�.
Mam dom, o kt�ry zgodnie z wol� Ambro�ego powinienem dba�. M�g�bym na nowo otynkowa� �ciany, tam gdzie wchodzi na nie wilgo�, i utrzymywa� wszystko w dobrym stanie. Dalej sadzi� drzewa i krzewy, by os�oni� nagie wzg�rza przed srogimi wschodnimi wiatrami. I pozostawi� po sobie, kiedy odejd� - je�li ju� nie co innego - to przynajmniej legat pi�kna. Ale cz�owiek samotny to co� niezgodnego z natur�, wkr�tce wi�c nawiedza go niepok�j. Od niepokoju ju� tylko krok do uroje�. A od uroje� do szale�stwa. I tak wracam pami�ci� do dyndaj�cego na �a�cuchach Toma Jenkyna. Mo�e i on tak cierpia�.
Wracam pami�ci� do tej chwili sprzed osiemnastu lat, kiedy Ambro�y oddala� si� alej�, a ja bieg�em za nim. By� mo�e nawet mia� wtedy na sobie kurtk�, kt�r� teraz nosz�. Star�, zielon� my�liwsk� kurtk� z �atami ze sk�ry na �okciach. Tak si� do niego upodobni�em, �e z powodzeniem m�g�bym by� jego duchem. Moje oczy s� jego oczyma, moje rysy jego rysami. Cz�owiek, kt�ry wtedy zagwizda� na psy i odwr�ci� si� ty�em do czterech dr�g i do szubienicy, z powodzeniem m�g� by� mn�. No c�, tego przecie� zawsze pragn��em najbardziej: sta� si� do niego podobnym. Mie� jego wzrost, jego ramiona, przygarbione plecy, nawet jego d�ugie r�ce i do�� niezdarnie wygl�daj�ce d�onie, jego nag�y u�miech, nie�mia�o�� przy pierwszym spotkaniu z nieznajomym, niech�� do wszelkiego zamieszania, do ceremonii. Oraz swobod� w kontaktach z tymi, kt�rzy go kochali i mu s�u�yli. Ci, co m�wi�, �e mam to i ja, pochlebiaj� mi bardzo.
I si��, kt�ra okaza�a si� z�ud�, w wyniku czego obaj popadli�my w te same tarapaty. Zastanawia�em si� ostatnio, czy kiedy zmar�, miotany w�tpliwo�ciami i dr�czony strachem, samotny i opuszczony w tej przekl�tej willi, gdzie mnie przy nim nie by�o - czyjego duch opu�ci� cia�o, by wr�ci� do domu i �y� dalej we mnie, powtarzaj�c te same b��dy. I by r�wnie� zapa�� na t� sam� chorob�, i zgin�� po dwakro�. By� mo�e. Wiem jedno: �e to moje podobie�stwo do niego, z kt�rego by�em tak dumny, sta�o si� przyczyn� mojej kl�ski. Gdybym by� innym cz�owiekiem, szybkim i energicznym, wygadanym i z g�ow� na karku, ubieg�y rok okaza�by si� tylko kolejnymi dwunastoma miesi�cami, co przysz�y i min�y. Mia�bym przed sob� szcz�liw�, udan� przysz�o��. Z ma��e�stwem w perspektywie i by� mo�e gromadk� dzieci.
Ale ja nie mia�em �adnej z tych cech, jak zreszt� i Ambro�y. Obaj byli�my marzycielami, nie�yciowymi i zamkni�tymi w sobie, pe�nymi wielkich teorii, kt�re nie mia�y si� gdzie sprawdzi�, i jak wszyscy marzyciele, pozostawali�my g�usi na g�osy �wiata. Nie lubi�c innych ludzi, sami pragn�li�my mi�o�ci, nie�miali jednak z natury, trwali�my w uczuciowej �pi�czce, dop�ki nasze serca nie zosta�y przebudzone. A gdy to nast�pi�o, otwiera�y si� przed nami niebiosa i byli�my sk�onni odda� dos�ownie wszystko. Obaj by�my to prze�yli, gdyby�my byli innymi lud�mi. Rachela przyjecha�aby tak samo, ale sp�dziwszy noc czy dwie na farmie, posz�aby swoj� drog�. Om�wiliby�my interesy, dokonali pewnych ustale�, testament zosta�by otwarty formalnie wobec siedz�cych wok� sto�u prawnik�w, a ja - oceniaj�c sytuacj� na pierwszy rzut oka - zapewni�bym jej do�ywocie i w ten spos�b bym si� jej pozby�.
Sta�o si� jednak inaczej, bo by�em podobny do Ambro�ego. Sta�o si� inaczej, bo czu�em jak Ambro�y. Kiedy do niej szed�em, wtedy pierwszego dnia po przyje�dzie, i zapukawszy, przystan��em pod drzwiami jej pokoju z lekko pochylon� g�ow� z powodu niskiej futryny, a Rachela wsta�a z krzes�a przy oknie i na mnie spojrza�a - ju� wtedy, po b�ysku w jej oczach, powinienem by� si� domy�li�, �e widzi nie mnie, tylko Ambro�ego. Nie Filipa, tylko ducha. I ju� wtedy powinna by�a wyjecha�. Spakowa� manatki i wyjecha�. Wr�ci� tam, gdzie jej miejsce, do willi z �aluzjami, zat�ch�ej od wspomnie�, do sztucznego ogrodu tarasowego, do fontanny tryskaj�cej po�rodku ma�ego dziedzi�ca. Wyjecha� do swojego kraju, pra�onego letnim s�o�cem, zasnutego mgie�k� upa�u, a zim� surowego pod roziskrzonym ch�odnym niebem. Jaki� instynkt powinien by� j� ostrzec, �e pozostanie ze mn� oznacza katastrof� nie tylko dla cienia, kt�ry spotka�a, ale r�wnie� w ko�cu i dla niej.
Zastanawia�em si�, czy widz�c mnie wtedy, jak stoj� nie�mia�y, niezr�czny, chmurny i pe�en urazy, a jednak dojmuj�co �wiadom swojej pozycji gospodarza i pana domu, �wiadom bole�nie swoich du�ych st�p, ramion i n�g niezdarnego, kanciastego, nieuje�d�onego �rebaka - czy ona wtedy - duma�em - pomy�la�a szybko: tak musia� wygl�da� Ambro�y w m�odo�ci. Zanim si� zjawi� w moim �yciu. Nie zna�am go takim. I dlatego zosta�a?
Mo�e r�wnie� w�a�nie dlatego �w W�och Rainaldi podczas naszego kr�tkiego spotkania spojrza� na mnie, jakby doznaj�c nag�ej iluminacji, kt�r� jednak szybko pokry� zadum�, i bawi�c si� pi�rem, zapyta� �agodnie: �Pan przyjecha� dopiero dzisiaj? To znaczy, �e pa�ska kuzynka Rachela jeszcze pana nie widzia�a?�. Jego te� ostrzeg� jaki� instynkt. Niestety, za p�no.
�ycie si� nie cofa. W �yciu nie ma powrot�w. Nie ma drugiej szansy. Tak samo nie mog� odwo�a� wypowiedzianego s�owa czy dokonanego czynu jak biedny, dyndaj�cy w swoich �a�cuchach, Tom Jenkyn.
A przecie� m�j ojciec chrzestny, Nick Kendall, w sw�j bezpo�redni, obcesowy spos�b zaledwie kilka miesi�cy temu - ale - o Bo�e! - jak�e� dawno - powiedzia� mi w przeddzie� moich dwudziestych pi�tych urodzin: �S� kobiety, Filipie, w zasadzie dobre, kt�re nie z w�asnej winy sprowadzaj� na innych ludzi nieszcz�cie. Czegokolwiek si� tkn�, zamieniaj� to w tragedi�. Nie wiem, dlaczego ci o tym m�wi�, ale czuj�, �e musz�. A nast�pnie po�wiadczy� m�j podpis na tamtym dokumencie.
Nie, nie ma powrot�w - ch�opca, kt�ry sta� po jej oknem w przeddzie� swoich urodzin, ch�opca, kt�ry sta� pod drzwiami w dniu jej przyjazdu, ju� nie ma, tak jak nie ma dziecka, kt�re dla dodania sobie fa�szywej odwagi rzuci�o kamieniem w wisielca. Tomie Jenkyn, ty nieszcz�sny obrazie doli cz�owieczej, nierozpoznawalny i nieop�akiwany - czy owego dnia przed laty, kiedy bieg�em przez las na spotkanie przysz�o�ci, patrzy�e� na mnie z politowaniem?
Gdybym si� wtedy obejrza� przez rami�, zamiast ciebie, dyndaj�cego w �a�cuchach, powinienem by� zobaczy� w�asny cie�.
Rozdzia� 2
Kiedy tak siedzieli�my z Ambro�ym pogr��eni w rozmowie przed jego wyjazdem w t� ostatni� podr�, nie mia�em �adnego z�ego przeczucia. �adnego przeczucia, �e ju� nigdy nie b�dziemy razem. Mija�a trzecia jesie�, od kiedy lekarze zalecili mu sp�dzanie zimy za granic�, i zd��y�em si� przyzwyczai� do jego nieobecno�ci i do zarz�dzania maj�tkiem. Pierwszej zimy by�em jeszcze w Oksfordzie, wi�c nie odczu�em szczeg�lnej r�nicy, ale ju� nast�pnej przyjecha�em do domu na dobre - zgodnie zreszt� z jego �yczeniem. Nie t�skni�em za stadnym �yciem Oksfordu, szczerze m�wi�c, by�em rad, �e mam je ju� za sob�.
Tak naprawd�, nigdy nie chcia�em by� nigdzie indziej ni� w�a�nie w domu. Poza szkolnymi latami sp�dzonymi w Harrow, a potem w Oksfordzie, nie mieszka�em nigdzie poza tym domem, do kt�rego przyby�em jako osiemnastomiesi�czne niemowl� po �mierci moich m�odych rodzic�w. Ambro�y, na sw�j dziwny i wielkoduszny spos�b zdj�ty wsp�czuciem dla male�kiego osieroconego kuzyna, wychowa� mnie sam, tak jakby wychowa� szczeni� czy koci�, czy jakiekolwiek inne kruche, opuszczone i wymagaj�ce opieki stworzenie.
Nasz dom by� dziwny od samego pocz�tku. Kiedy sko�czy�em trzy lata, Ambro�y wyrzuci� moj� opiekunk� za to, �e przetrzepa�a mi siedzenie szczotk� do w�os�w. Nie pami�tam owego epizodu, ale Ambro�y mi o nim p�niej opowiada�:
- By�em w�ciek�y, kiedy zobaczy�em, jak ta kobieta wielkimi, twardymi �apskami obrabia twoje ma�e cia�ko za jakie� drobne przewinienie, kt�rego przyczyn w swej g�upocie nie potrafi�a zrozumie�. Potem ju� sam si� zaj��em twoim wychowaniem.
Nigdy nie mia�em powodu tego �a�owa�. Nie by�o chyba cz�owieka sprawiedliwszego i sympatyczniejszego, a zarazem bardziej wyrozumia�ego. Nauczy� mnie alfabetu w najprostszy spos�b: wed�ug pierwszych liter brzydkich wyraz�w. Znalezienie a� dwudziestu czterech kosztowa�o go troch� wysi�ku, ale jako� sobie poradzi� - po czym ostrzeg� mnie przed u�ywaniem tych s��w w towarzystwie. Cho� bardzo uprzejmy, by� szalenie nie�mia�y i nieufny wobec kobiet: uwa�a�, �e zawadzaj� w domu. Zatrudnia� wi�c tylko s�u�b� m�sk�, powierzaj�c piecz� nad ni� staremu Seecombe�owi, kt�ry by� zarz�dc� jeszcze u mojego wuja.
Ekscentryk, by� mo�e - zach�d Anglii zawsze s�yn�� z dziwak�w - ale poza opiniami na temat kobiet i wychowania ma�ych ch�opc�w Ambro�y nie by� stukni�ty. S�siedzi lubili go i powa�ali, a dzier�awcy po prostu kochali. Zim�, zanim po�ama� go reumatyzm, strzela� i polowa�, latem �owi� ryby z ma�ej �agl�wki, kt�r� trzyma� na kotwicy u uj�cia rzeki, odwiedza� innych i sam przyjmowa� u siebie go�ci, kiedy mia� na to ochot�, w niedziel� dwa razy chodzi� do ko�cio�a, cho� gdy kazanie by�o za d�ugie, robi� do mnie miny sponad rodzinnej �awki, a tak�e jak m�g�, stara� si� zaszczepi� we mnie zami�owanie do hodowania rzadkich ro�lin.
- To taka sama forma tworzenia - mawia� - jak ka�da inna. Niekt�rzy hoduj� zwierz�ta; ja wol� to, co ro�nie w ziemi. Wymaga mniej wysi�ku, a wyniki s� znacznie bardziej satysfakcjonuj�ce.
Oburza�o to zawsze mojego chrzestnego ojca, Nicka Kendalla, i pastora Huberta Pascoe, a tak�e innych przyjaci� Ambro�ego, kt�rzy go namawiali, �eby si� wreszcie o�eni� i zamiast rododendron�w hodowa� dziatw�.
- Wychowa�em jednego szczeniaka - odpowiada�, ci�gn�c mnie za ucho - co mi zabra�o czy mo�e do�o�y�o dwadzie�cia lat �ycia, zale�y jak si� na to spojrzy. W Filipie mam gotowego spadkobierc�, nie m�wmy wi�c o obowi�zku. On go za mnie spe�ni, kiedy przyjdzie czas. A teraz, rozsi�d�cie si�, panowie, wygodnie w fotelach i bawcie si� dobrze. Nie ma w domu kobiet, wi�c mo�emy k�a�� nogi na st� i plu� na dywan.
Naturalnie nic takiego nie robili�my. M�j wuj by� bardzo wytwornym cz�owiekiem, ale ogromnie lubi� robi� takie uwagi wobec nowego pastora, biednego pantoflarza z poka�n� trz�dk� c�rek. Tak wi�c po niedzielnym obiedzie kr��y�o wok� sto�u wino, a Ambro�y ze swojego honorowego miejsca puszcza� do mnie oko. Widz� go jeszcze dzisiaj, jak na wp� le�y w swoim fotelu, lekko przygarbiony - od niego zreszt� nabra�em tego zwyczaju - trz�s�c si� od hamowanego �miechu, kt�rym kwitowa� nie�mia�e i nieskuteczne protesty pastora, a nast�pnie jakby w obawie, �e go urazi�, zmienia temat rozmowy, intuicyjnie przechodz�c do problem�w dogodniejszych dla duchownego i robi�c wszystko, �eby go�� czu� si� jak u siebie w domu. Te zalety Ambro�ego docenia�em szczeg�lnie po wyje�dzie do Harrow. Wakacje mija�y mi o wiele za szybko, kiedy por�wnywa�em jego spos�b bycia z towarzystwem urwis�w, kt�rych mia�em za szkolnych koleg�w, i nauczycieli, sztywnych i powa�nych, a przez to ma�o ludzkich.
- Nie przejmuj si� - mawia�, poklepuj�c mnie po ramieniu, kiedy blady i troch� zap�akany wyrusza�em do Londynu. - To po prostu proces nauki, jak uje�d�anie konia, trzeba przez to przej��. A kiedy ju� b�dziesz mia� szkolne lata za sob�, a b�dziesz je mia�, zanim si� obejrzysz, przywioz� ci� do domu na dobre i sam si� zajm� twoj� dalsz� edukacj�.
- Edukacj� w jakim kierunku?
- No, jeste� przecie� moim dziedzicem. Ju� samo to wystarczy za profesj�.
I tak jecha�em ze stangretem Wellingtonem do Bodmin, by tam z�apa� odchodz�cy do Londynu dyli�ans. Pami�tam, jak si� odwraca�em, �eby jeszcze przez chwil� popatrze� na Ambro�ego, jak stoi w otoczeniu ps�w, z wyrazem pewno�ci i zrozumienia w zmru�onych oczach, z g�st� wij�c� si� czupryn�, kt�ra ju� zaczyna�a siwie�. I kiedy zagwizdawszy na psy, zbiera� si� do odej�cia, prze�yka�em bry��, kt�r� mia�em w gardle, czuj�c pod sob� ko�a powozu nieub�aganie i ostatecznie unosz�cego mnie �wirowanym podjazdem, przez park i bia�� bram�, ko�o str��wki, ku szkole i roz��ce.
Nie wzi�� jednak w rachub� swego zdrowia i kiedy mia�em ju� szko�� i uniwersytet za sob�, na niego przysz�a kolej wyjecha�.
- Powiedzieli mi, �e je�li jeszcze jedn� zim� sp�dz� w strugach deszczu, to sko�cz� na w�zku inwalidzkim. Musz� poszuka� s�o�ca. Niech to b�d� wybrze�a Hiszpanii czy Egipt, gdziekolwiek nad Morzem �r�dziemnym, gdzie jest sucho i ciep�o. Nie mam specjalnej ochoty wyje�d�a�, ale niech mnie diabli, je�li chcia�bym sko�czy� jako kaleka. Ten wyjazd ma jedn� zalet�: przywioz� ro�liny, jakich nie ma nikt. Zobaczymy, czy tym szelmom spodoba si� kornwalijska gleba.
Pierwsza zima nadesz�a i min�a; podobnie druga. Ambro�y musia� dobrze si� bawi� i nie s�dz�, �eby czu� si� samotny. Wr�ci� z niebywa�� wprost liczb� drzewek, krzew�w i ro�lin ozdobnych wszelkiego kszta�tu i koloru. Jego nami�tno�ci� by�y kamelie. Za�o�yli�my wi�c szk�k� samych kamelii i - czy to z powodu zr�cznych palc�w Ambro�ego, czy jego czarodziejskiego dotyku, nie wiem - w ka�dym razie ros�y nam wspaniale od samego pocz�tku i nie stracili�my ani jednej.
Mija�y miesi�ce; nasta�a trzecia zima. Tym razem Ambro�y zdecydowa� si� na W�ochy. Chcia� zwiedzi� ogrody Florencji i Rzymu. �adne z tych miast nie jest w zimie upalne, ale to mu nie przeszkadza�o. Zapewniono go, �e powietrze tam jest suche, cho� ch�odne, i nie trzeba si� obawia� deszczu. Tego ostatniego wieczora rozmawiali�my do p�na. Ambro�y nigdy nie k�ad� si� wcze�nie i cz�sto przesiadywali�my w bibliotece do pierwszej czy drugiej nad ranem - czasem w milczeniu, czasem pogr��eni w rozmowie - z d�ugimi nogami wyci�gni�tymi przed kominkiem i z psami zwini�tymi w k��bki u naszych st�p. Jak ju� m�wi�em, nie mia�em wtedy �adnego z�ego przeczucia, ale teraz, wracaj�c pami�ci� do tamtych chwil, zastanawiam si�, jak to by�o z Ambro�ym. Patrzy� zatroskanymi, pe�nymi zadumy oczami to na mnie, to na wyk�adane boazeri� swojskie �ciany biblioteki ze znajomymi obrazami, to zn�w przenosi� spojrzenie na ogie� w kominku, a z ognia na �pi�ce psy.
- Szkoda, �e nie mo�esz ze mn� jecha� - odezwa� si� nagle.
- Spakowanie si� nie zajmie mi wiele czasu - odrzek�em. Potrz�sn�� g�ow� i u�miechn�� si� lekko.
- �artowa�em - powiedzia�. - Nie mo�emy zostawi� domu na tyle miesi�cy. By� ziemianinem to ogromna odpowiedzialno��, chocia� niewielu podziela m�j pogl�d w tej sprawie.
- M�g�bym z tob� pojecha� do Rzymu - zaproponowa�em podniecony t� perspektyw� - i je�li mnie nie zatrzyma pogoda, wr�ci� na Bo�e Narodzenie.
- Nie - odrzek� powoli. - To by� taki kaprys. Zapomnij o tym.
- Ale czujesz si� dobrze, prawda? Nie dokuczaj� ci �adne b�le ani strzykania?
- M�j Bo�e, nie! - Roze�mia� si�. - Za kogo ty mnie masz? Za inwalid�? Od miesi�cy nie wiem, co to reumatyzm. Wiesz co, ch�opcze, problem polega na tym, �e ja mam fio�a na punkcie domu. Mo�e jak b�dziesz w moim wieku, �atwiej to zrozumiesz.
Podni�s� si� z krzes�a i podszed� do okna. Rozsun�� ci�kie zas�ony i sta� tak przez chwil�, patrz�c na traw�. Wiecz�r by� cichy, spokojny. G�uszce zaj�y si� tokowaniem i raz wreszcie zamilk�y nawet sowy.
- Jestem zadowolony, �e sko�czyli�my ze �cie�kami i przysun�li�my traw� do domu - powiedzia�. - A b�dzie jeszcze �adniej, kiedy murawa dojdzie a� do padoku. B�dziesz musia� kiedy� powycina� tamte krzewy, �eby otworzy� widok a� na morze.
- Co chcesz powiedzie� przez to, �e ja b�d� musia� powycina� krzewy? Dlaczego nie ty?
Nie od razu odpowiedzia�.
- Na jedno wychodzi - odezwa� si� wreszcie. - Na jedno wychodzi. Bez r�nicy. W ka�dym razie pami�taj o tym.
M�j stary wy�e� Don podni�s� �eb i spojrza� na Ambro�ego. Widzia� w przedpokoju powi�zane pud�a i czu� atmosfer� towarzysz�c� wyjazdom. D�wign�� si� na �apy i stan�� ko�o niego ze spuszczonym ogonem. Zawo�a�em cicho na psa, ale mnie nie pos�ucha�. Wystuka�em fajk� do kominka. Zegar na dzwonnicy wybi� godzin�. Z pomieszcze� dla s�u�by dochodzi� dudni�cy g�os Seecombe�a, �aj�cego ch�opca z pokoju kredensowego.
- Ambro�y - poprosi�em - Ambro�y, we� mnie ze sob�.
- Filipie, nie b�d� g�upi, id� do ��ka. -1 to by�o wszystko. Wi�cej na ten temat nie rozmawiali�my. Nazajutrz rano przy �niadaniu wyda� mi jeszcze ostatnie polecenia co do wiosennego sadzenia ro�lin i r�nych innych spraw, kt�re mia�em poza�atwia� przed jego powrotem. Co� mu strzeli�o do g�owy, �eby w podmok�ej cz�ci parku od strony wschodniej alei dojazdowej zrobi� staw z �ab�dziami, i wobec tego gdyby si� w zimie trafi�a zno�na pogoda, nale�a�o ten teren wykarczowa�, zrobi� wykop i go wymurowa�. Chwila odjazdu nadesz�a zbyt szybko. O si�dmej byli�my ju� po �niadaniu, bo Ambro�y musia� wcze�nie wyruszy�. Mia� przenocowa� w Plymouth i stamt�d odp�yn��, z porann� fal�, statkiem handlowym do Marsylii, sk�d, nie �piesz�c si�, innym �rodkiem transportu zamierza� dosta� si� do W�och; lubi� d�ug� podr� morsk�. Ranek by� rze�ki i wilgotny. Wellington podstawi� pod same drzwi pow�z, kt�ry ju� wkr�tce zosta� wysoko za�adowany baga�em. Konie by�y niespokojne, skore do biegu. Ambro�y po�o�y� mi r�k� na ramieniu.
- Opiekuj si� domem - powiedzia�. - Polegam na tobie. Nie zawied� mnie.
- To cios poni�ej pasa - odpar�em. - Przecie� wiesz, �e nigdy ci� nie zawiod�em.
- Zwali�em wielki ci�ar na twoje m�ode barki. Tak czy siak, wszystko, co posiadam, jest twoje, dobrze o tym wiesz.
Jestem przekonany, �e gdybym si� upar�, pozwoli�by mi jecha�. Ale nie odezwa�em si� ju� s�owem. Wsadzili�my go z Seecombe�em do powozu, z kocami i laskami, a on u�miechn�� si� do nas przez otwarte okno.
- W porz�dku, Wellington, jedziemy - powiedzia�. Kiedy ruszyli podjazdem, w�a�nie zaczyna�o pada�.
Mija�y tygodnie, jak tamtej pierwszej i drugiej zimy. T�skni�em za Ambro�ym, jak zwykle, ale by�o mas� spraw, kt�re mnie absorbowa�y. Kiedy czu�em si� samotny, jecha�em w odwiedziny do mojego chrzestnego ojca, Nicka Kendalla, kt�rego jedyna c�rka, Luiza, o kilka lat ode mnie m�odsza, by�a moj� towarzyszk� zabaw w dzieci�stwie. Powa�na dziewczyna, skromna i �adna. Ambro�y �artowa� sobie czasem, �e b�dzie z niej dla mnie dobra �ona, ale nigdy tak o Luizie nie my�la�em.
Mniej wi�cej w po�owie listopada przyszed� pierwszy list - tym samym statkiem, kt�rym Ambro�y dosta� si� do Marsylii. Rejs up�yn�� spokojnie, pogoda by�a �adna, poza drobnym ko�ysaniem w Zatoce Biskajskiej. Czuje si� dobrze, jest w dobrym nastroju i cieszy si� na podr� do W�och. Nie zdecydowa� si� na dyli�ans, co by tak czy siak oznacza�o podr� do Lyonu, tylko wynaj�� rozstawne konie i postanowi� jecha� wzd�u� wybrze�y do W�och, a potem skr�ci� w kierunku Florencji. Wellington pokiwa� g�ow� na t� wiadomo��, przepowiadaj�c wypadek. By� �wi�cie przekonany, �e w�r�d Francuz�w nie ma dobrych wo�nic�w, a wszyscy W�osi s� z�odziejami. Ambro�y jednak prze�y� to jako� i nast�pny list nadszed� ju� z Florencji. Wszystkie te listy zachowa�em i ca�y ich stos le�a� teraz przede mn�. Ile� razy czyta�em je w ci�gu ostatnich miesi�cy, obracaj�c ka�dy w k�ko, jakbym przez sam dotyk m�g� z nich wyci�gn�� wi�cej, ni� chcia�y zdradzi� s�owa.
W�a�nie pod koniec tego pierwszego listu z Florencji, gdzie najwyra�niej sp�dzi� Bo�e Narodzenie, po raz pierwszy wspomnia� o kuzynce Racheli.
Pozna�em nasz� kuzynk� - pisa�. - S�ysza�e� pewnie kiedy�, jak m�wi�em o Corynach, kt�rzy mieli posiad�o�� nad Tamarem, obecnie sprzedan� i znajduj�c� si� w innych r�kach. Jak si� mo�esz przekona�, studiuj�c nasze drzewo genealogiczne, dwa pokolenia temu Corynowie po��czyli si� z Ashleyami przez ma��e�stwo. Potomek tej ga��zi rodziny, kobieta, urodzi�a si� ze zubo�a�ego ojca i matki W�oszki i zosta�a wychowana we W�oszech. W m�odym wieku po�lubi�a w�oskiego arystokrat� o nazwisku Sangalletti, kt�ry rozsta� si� z �yciem w pojedynku, jak si� wydaje po pijanemu, zostawiaj�c �on� w d�ugach i z wielk� pust� will�. Bez dzieci. Contessa Sangalletti czy te�, jak ka�e si� nazywa�, moja kuzynka Rachela, to kobieta rozs�dna i �wietny kompan - wzi�a na siebie obowi�zek pokazania mi ogrod�w Florencji, a p�niej Rzymu, kt�ry, jak si� okazuje, mamy odwiedzi� w tym samym czasie.
By�em rad, �e Ambro�y znalaz� sobie towarzystwo, i to jeszcze kogo�, kto podziela� jego ogrodnicze pasje. Nic nie wiedz�c o �yciu towarzyskim Florencji czy Rzymu, obawia�em si�, �e niewielu Anglik�w tam spotka, ale znalaz�a si� oto jedna przynajmniej osoba, kt�ra jeszcze do tego cz�ciowo wywodzi�a si� z Kornwalii, co ich dodatkowo ��czy�o.
Nast�pny list zawiera� niemal wy��cznie wykaz ogrod�w, kt�re, cho� nie w rozkwicie o tej porze roku, zrobi�y jednak na Ambro�ym wielkie wra�enie. Podobnie jak i nasza kuzynka.
Zaczynam coraz bardziej ceni� nasz� kuzynk� Rachel� - pisa� Ambro�y wczesn� wiosn� - i z przykro�ci� my�l� o tym, ile musia�a wycierpie� od tego Sangallettiego. Ci W�osi to zdradliwi szubrawcy, nie da si� zaprzeczy�. Z zachowania i wygl�du jest tak angielska jak Ty i ja i z powodzeniem jeszcze wczoraj mog�a �y� nad Tamarem. Mo�e bez przerwy s�ucha� o Anglii i o tym wszystkim, co mam jej dopowiedzenia. Jest wybitnie inteligentna, ale Bogu dzi�ki, potrafi trzyma� j�zyk za z�bami. Nie musz� znosi� nieustannego paplania, tak powszechnego u kobiet. Znalaz�a mi bardzo wygodne pokoje we Fiesole, niedaleko jej willi, a poniewa� robi si� coraz cieplej, wiele czasu b�d� sp�dza� u niej, siedz�c na tarasie albo d�ubi�c w ogrodzie s�ynnym, jak si� wydaje, z ro�linno�ci i pos�g�w, na kt�rych si� specjalnie nie znam. Z czego ona �yje, nie mam poj�cia, ale domy�lam si�, �e musia�a posprzedawa� sporo cennych rzeczy, �eby pop�aci� d�ugi m�a.
Spyta�em mojego ojca chrzestnego, Nicka Kendalla, czy pami�ta Coryn�w. Owszem, pami�ta�, ale nie by� o nich specjalnie wysokiego mniemania.
- Za moich ch�opi�cych czas�w byli znani jako do�� nieodpowiedzialne towarzystwo. Przegrali pieni�dze i maj�tek, a z siedziby rodzinnej nad Tamarem zosta�o zaledwie n�dzne gospodarstwo, kt�re jakie� czterdzie�ci lat temu popad�o w ruin�. Ojcem tej kobiety musia� by� Alexander Coryn, kt�ry rzeczywi�cie przepad� gdzie� na kontynencie. By� drugim synem drugiego syna. Nie mam poj�cia, co si� z nim sta�o. Czy Ambro�y podaje wiek contessy?
- Nie - odrzek�em - wspomnia� tylko, �e bardzo m�odo wysz�a za m��, ale nie m�wi�, jak dawno. My�l�, �e jest w �rednim wieku.
- Musi by� niezwykle czaruj�ca, skoro pan Ashley zwr�ci� na ni� uwag� - wtr�ci�a Luiza. - Nigdy jeszcze nie s�ysza�am, �eby podziwia� jak�� kobiet�.
- Na tym prawdopodobnie polega ca�y sekret - powiedzia�em - �e jest brzydka i pospolita i wobec tego Ambro�y nie czuje si� zobowi�zany do prawienia jej komplement�w. Tym lepiej.
Przyszed� jeszcze jeden list czy dwa, zdawkowe, bez �adnych ciekawostek. Ambro�y albo w�a�nie wr�ci� z obiadu u kuzynki Rache-li, albo w�a�nie si� do niej wybiera�. Ubolewa� nad tym, jak niewielu spo�r�d florenckich przyjaci� mog�o jej udzieli� bezinteresownej rady, co pocz�� w jej sytuacji, i pochlebia� sobie, �e jest jednym z nich. No i pisa� o tym, jak bardzo jest mu wdzi�czna. Pomimo bowiem licznych interes�w i zaj�� wydawa�a si� dziwnie samotna. Nigdy nie mia�a z Sangallettim wsp�lnego j�zyka i wyzna�a, �e zawsze t�skni�a za angielskimi przyjaci�mi. �Wydaje mi si�, �e zyska�em co� wa�nego - pisa� Ambro�y - poza setkami nowych ro�lin, kt�re mam zamiar przywie�� ze sob� do domu�.
Potem nasta�a przerwa. Nic nie m�wi� o dacie swego przyjazdu, ale zwykle wraca� pod koniec kwietnia. U nas zima by�a d�uga i surowa, a mr�z, rzadko kiedy ostry na zachodzie, okaza� si� nieoczekiwanie siarczysty. Ucierpia�y od niego niekt�re m�ode kamelie i mia�em nadziej�, �e Ambro�y nie wr�ci za wcze�nie, to znaczy nim jeszcze ustan� ulewne deszcze i gwa�towne wichry.
Wkr�tce po Wielkanocy przyszed� list od niego.
Drogi ch�opcze, dziwi Ci� zapewne moje milczenie. Szczerze m�wi�c, nie s�dzi�em, �e jeszcze kiedykolwiek do Ciebie napisz�. Ale drogi Opatrzno�ci s� dziwne. Zawsze byli�my ze sob� tak blisko, �e mo�e zdo�a�e� odgadn��, jaki zam�t panowa� ostatnio w mojej duszy. �Zam�t� nie jest zreszt� najw�a�ciwszym s�owem. Na�e�a�oby raczej powiedzie�: radosne oszo�omienie przechodz�ce w pewno��. Wierz mi, �e moja decyzja nie jest pochopna. Jak wiesz, jestem cz�owiekiem o zbyt uregulowanym trybie �ycia, �eby go zmienia� dla kaprysu. Lecz ju� od kilku tygodni mam pewno��, �e inaczej by� nie mo�e. Znalaz�em co�, czego nie zazna�em nigdy przedtem i czego istnienia nie podejrzewa�em. Do tej pory nie mog� w to uwierzy�. Cz�sto my�lami by�em z Tob�, ale jako� do dzisiaj brakowa�o mi odpowiedniego spokoju i r�wnowagi, �eby do Ciebie napisa�. Ot� trzeba Ci wiedzie�, �e ja i Twoja kuzynka Rachela pobrali�my si� dwa tygodnie temu. Jeste�my teraz razem w Neapolu, gdzie sp�dzamy miodowy miesi�c, ju� wkr�tce jednak wracamy do Florencji. Na razie nic wi�cej nie mog� Ci powiedzie�, nie mamy jeszcze bowiem �adnych plan�w i niczego obecnie nie pragniemy, jak tylko �y� chwil�.
Pewnego dnia, Filipie, mam nadziej� niezbyt odleg�ego, poznasz j� osobi�cie. Nie b�d� Ci� m�czy� opisami kuzynki Racheli, zapewnieniami o jej dobroci i prawdziwej czu�o�ci. Tego do�wiadczysz sam. Dlaczego ze wszystkich m�czyzn wybra�a sobie akurat mnie, szorstkiego cynika, kt�ry nienawidzi kobiet - naprawd� nie mam poj�cia. Rachela cz�sto z tego �artuje, a ja, musz� powiedzie�, ca�kowicie si� podda�em. Podda� si� komu� takiemu jak ona to odnie�� zwyci�stwo. Gdyby to nie by� taki komuna�, nazwa�bym si� zwyci�zc�, a nie zwyci�onym.
Zawiadom wszystkich i prze�lij im pozdrowienia w moim, jak r�wnie� w jej imieniu, i pami�taj, m�j najmilszy ch�opcze i pupilu, �e to p�ne ma��e�stwo w najmniejszym nawet stopniu nie mo�e umniejszy� g��bokich uczu�, jakie do Ciebie �ywi�, przeciwnie, mo�e je tylko powi�kszy� i teraz, kiedy si� uwa�am za najszcz�liwszego z ludzi, b�d� si� stara� robi� dla Ciebie wi�cej ni� dotychczas, j� za� sk�oni�, by ze mn� w tym wsp�dzia�a�a. Napisz szybko i je�li mo�liwe, do��cz pozdrowienia dla swojej kuzynki Racheli.
Zawsze Tw�j oddany Ambro�y
List przyszed� mniej wi�cej o wp� do sz�stej, w�a�nie kiedy sko�czy�em obiad. Na szcz�cie by�em sam. Seecombe wni�s� worek z poczt� i mnie zostawi�. W�o�y�em list do kieszeni i poszed�em przez pola a� nad morze. W pewnym momencie pozdrowi� mnie siostrzeniec Seecombe�a, kt�ry mia� m�yn na brzegu. Rozpo�ciera� w�a�nie sieci na kamiennym murze, by wysch�y w promieniach zachodz�cego s�o�ca. Ledwie mu odpowiedzia�em i pewnie pomy�la�, �e jestem opryskliwy. Wspi��em si� po ska�ach na w�sk� p�k� wystaj�c� nad niewielk� zatoczk�, gdzie mia�em zwyczaj latem p�ywa�. Ambro�y w swojej �odzi stawa� tu cz�sto na kotwicy w odleg�o�ci jakich� pi��dziesi�ciu jard�w, a ja do niego p�yn��em. Usiad�em, wyj��em list z kieszeni i przeczyta�em go po raz drugi. Gdybym m�g� poczu� cho�by najmniejsz� iskierk� sympatii, rado�ci, odrobin� ciep�a w stosunku do tych, kt�rzy prze�ywali swoje szcz�cie w Neapolu, moje sumienie by�oby spokojniejsze. Wstydz�c si� sam przed sob�, z�y na w�asny egoizm, nie by�em jednak w stanie wykrzesa� z siebie ani krzty �yczliwo�ci. Siedzia�em, odr�twia�y z rozpaczy, i gapi�em si� w g�adk� to� morza. Sko�czy�em w�a�nie dwadzie�cia cztery lata, a przecie� czu�em si� tak samotny i zagubiony jak przed laty, kiedy siedz�c na �awce w czwartej klasie w Harrow nie mia�em nikogo, z kim m�g�bym si� zaprzyja�ni�, i nic przed sob�, poza nowym �wiatem obcych do�wiadcze�, do kt�rych nie by�o mi spieszno.
Rozdzia� 3
My�l�, �e najbardziej ze wszystkiego zawstydza�y mnie zachwyt, prawdziwa rado�� i troska o szcz�cie Ambro�ego, okazywane przez jego przyjaci�, s�ysz�cych t� wiadomo��. Posypa�a si� na mnie jako na jego przedstawiciela dos�ownie lawina gratulacji i musia�em si� jeszcze u�miecha�, kiwa� g�ow� i udawa�, �e tak, od dawna wiedzia�em, �e to si� tak sko�czy. Czu�em si� dwulicowym zdrajc�. Ambro�y nauczy� mnie takiej nienawi�ci do wszelkiego fa�szu, zar�wno u cz�owieka, jak u zwierz�cia, �e nagle to udawanie, �e jestem inny ni� w rzeczywisto�ci, by�o dla mnie m�k�.
�To najlepsze, co mog�o si� sta� - jak�e cz�sto s�ysza�em te s�owa, kt�re jeszcze sam musia�em powtarza�. Zacz��em unika� s�siad�w - chmurny przesiadywa�em w domu albo w��czy�em si� po lasach, aby dalej od ciekawskich twarzy i pytluj�cych j�zyk�w. Je�li tylko pokaza�em si� w s�siedztwie czy w mie�cie, nie by�o dla mnie ucieczki. Wystarczy�o, �e kto� z dzier�awc�w czy znajomych zobaczy� mnie tu czy tam, a ju� by�em skazany na rozmow�. Niby aktor wymusza�em na sobie u�miech, czuj�c nieomal, jak mi trzeszczy sk�ra na twarzy, i odpowiada�em na pytania z serdeczno�ci�, kt�rej nie cierpia�em, a kt�rej �wiat oczekuje zawsze, gdy mowa o �lubie.
�Kiedy spodziewasz si� ich w domu?� - Na to pytanie mia�em gotow� odpowied�: �Nie wiem, Ambro�y mi nie pisa��.
Oczywi�cie by�o mas� spekulacji na temat wygl�du, wieku i og�lnej powierzchowno�ci wybranki, co z regu�y kwitowa�em: �Jest wdow� i podziela jego zainteresowania ogrodnicze�.
�Bardzo stosownie - kiwano g�owami - trudno o co� lepszego, wymarzona sytuacja dla Ambro�ego�. Potem nast�powa�y �arty i prze�miewki, �e taki zagorza�y kawaler jak Ambro�y zdradzi� swoje zasady na rzecz ma��e�stwa. A ta wied�ma, pani Pascoe, tak maglowa�a �w temat, jakby si� chcia�a odegra� za wszystkie zniewagi, jakie dot�d spotyka�y ten �wi�ty stan.
- Ale� to b�dzie zmiana, panie Ashley - powtarza�a przy ka�dej okazji. - Sko�czy si� swoboda w pa�skim domu. I czas najwy�szy. Troszeczk� dyscypliny s�u�bie nie zawadzi, cho� nie s�dz�, �eby Seecombe by� tym zachwycony. Za d�ugo ju� u was rz�dzi�.
W tym przynajmniej mia�a racj�. My�l�, �e w Seecombie mia�em jedynego sojusznika, stara�em si� jednak zbyt wyra�nie z nim nie trzyma� i kiedy usi�owa� mnie w tej sprawie wysondowa�, osadzi�em go kr�tko.
- Sam ju� nie wiem, co o tym s�dzi�, paniczu - mamrota�, ponury i zrezygnowany. - Pani w tym domu! Przewr�ci wszystko do g�ry nogami, nie b�dziemy wiedzieli, na jakim �wiecie �yjemy. Najpierw b�dzie jedno, potem znowu drugie, bo przecie� cokolwiek by cz�o wiek zrobi�, to i tak nie dogodzi takiej pani. Najwy�szy czas i�� na emerytur� i ust�pi� miejsca komu� m�odszemu. Niech pan wspomni 0 tym panu Ambro�emu, jak pan b�dzie do niego pisa�.
Powiedzia�em mu, �eby nie by� g�upi i �e bez niego sobie nie poradzimy, ale stary tylko chodzi� po domu z ponur� min� i mamrota�, nie pomijaj�c �adnej okazji do gderania na temat przysz�o�ci: a to, �e z pewno�ci� zmieni� si� pory posi�k�w, a to, �e meble zostan� zmienione, a to, �e od �witu do nocy wci�� b�dzie tylko sprz�tanie, bez chwili wytchnienia i �e - na koniec - wszystko to si� sko�czy tragicznie dla ps�w. Te proroctwa, wyg�aszane grobowym tonem, przywr�ci�y mi w pewnej mierze moje utracone poczucie humoru i po raz pierwszy od nadej�cia listu Ambro�ego u�mia�em si� serdecznie.
Jak�� straszliw� wizj� przysz�o�ci malowa� Seecombe! Przed oczyma stan�� mi ca�y zast�p dziewcz�t z miot�ami, oczyszczaj�cych dom z paj�czyn, i stary kamerdyner z doln� szcz�k� wysuni�t� w znajomy spos�b, obserwuj�cy je w ponurym milczeniu. Jego tragiczny nastr�j roz�miesza� mnie jednak, ale gdy inni pozwalali sobie na podobne przepowiednie - cho�by nawet Luiza Kendall, kt�ra znaj�c mnie dobrze, powinna raczej trzyma� j�zyk za z�bami - wpada�em w irytacj�.
- Wreszcie b�dziecie mieli w bibliotece �wie�e pokrycia na meble - oznajmi�a niefrasobliwie. - Te s� ju� szare ze staro�ci, cho� s�dz�, �e nawet tego nie zauwa�y�e�. I kwiaty w domu, co za post�p! No 1 wreszcie salon zacznie spe�nia� swoj� rol�. Zawsze uwa�a�am, �e si� marnuje. Pani Ashley z pewno�ci� zape�ni go ksi��kami i mebla mi ze swojej w�oskiej willi.
I tak dalej, i dalej wyobra�nia podsuwa�a jej coraz to nowe ulepszenia, a� wreszcie straci�em cierpliwo�� i odezwa�em si� szorstko:
- Na lito�� bosk�, Luizo, zostaw�e wreszcie ten temat w spokoju. Mam go ju� powy�ej uszu!
Przerwa�a wtedy i spojrza�a na mnie chytrze.
- Chyba nie jeste� zazdrosny, co? - spyta�a.
- Nie b�d� g�upia.
By�o to nie�adnie z mojej strony, ale znali�my si� z Luiz� tyle lat, �e traktowa�em j� bez respektu, jak m�odsz� siostr�.
Po tym epizodzie nabra�a wody w usta i zauwa�y�em, �e kiedy �w temat wraca� w rozmowie, patrzy�a na mnie znacz�co, pr�buj�c go zmieni�. By�em jej za to wdzi�czny i tym bardziej j� polubi�em.
Ale osob�, kt�ra zada�a mi ostateczny cios, naturalnie nie�wiadomie, okaza� si� m�j ojciec chrzestny. Nick Kendall m�wi�, jak to on, wprost i bez ogr�dek.
- Czy masz ju� jakie� plany na przysz�o��, Filipie? - zapyta� mnie pewnego wieczoru, kiedy przyjecha�em do nich na obiad.
- Plany? Nie - odrzek�em, niepewny, do czego zmierza.
- To prawda, �e na plany jeszcze czas - przyzna�. - No i naturalnie trudno, aby� robi� jakiekolwiek ustalenia przed przyjazdem Ambro�ego i jego �ony. Pytam po prostu, czy nie rozejrza�e� si� po okolicy za jakim� niewielkim maj�teczkiem dla siebie.
Dalej jeszcze nie �apa�em, o co chodzi.
- Ale po co mia�bym to robi�? - spyta�em.
- No, sytuacja troch� si� zmieni�a, nie uwa�asz? - wyja�ni� bardzo rzeczowym tonem. - Ambro�y i jego �ona, co zupe�nie naturalne, b�d� chcieli by� razem. A je�li przyjd� na �wiat dzieci, na przyk�ad syn, to twoja pozycja nie b�dzie ju� taka jak dawniej. Jestem przekonany, �e Ambro�y nie pozwoli, aby� z tego tytu�u ucierpia�, i kupi ci taki maj� tek, jaki sobie wymarzysz. Mo�liwe te�, �e pozostan� bezdzietni, ale nie nale�y tego z g�ry zak�ada�. A mo�e zechcesz si� budowa�. Czasem przyjemniej samemu postawi� dom, ni� kupowa� co� gotowego.
I tak dalej, zacz�� wymienia� r�ne miejsca w promieniu dwudziestu mil od domu, kt�rymi m�g�bym si� zainteresowa�, a ja by�em wdzi�czny, �e przynajmniej nie wymaga ode mnie natychmiastowej odpowiedzi. To, o czym m�wi�, by�o dla mnie tak nowe i nieoczekiwane, �e nie mog�em pozbiera� my�li, wkr�tce wi�c przeprosi�em moich gospodarzy i si� po�egna�em. Zazdrosny, tak. Luiza z pewno�ci� mia�a racj�. By�a to zazdro�� dziecka, kt�re nagle si� dowiaduje, �e musi dzieli� ukochan� osob� z kim� obcym.
Tak jak Seecombe, widzia�em siebie robi�cego wszystko, �eby si� pogodzi� z now� sytuacj�. Widzia�em, jak odk�adam fajk�, wstaj�, zmuszam si� do rozmowy i zaprawiam do znoszenia niewyg�d i rygor�w damskiego towarzystwa. Widzia�em Ambro�ego, m�j idea�, zachowuj�cego si� jak pajac, tak �e w ko�cu z za�enowaniem wychodz� z pokoju. Nigdy nie patrzy�em na siebie jak na wyrzutka. Niechcianego, wygnanego z domu i spensjonowanego jak s�u��cy. Przyby�em tu jako dziecko i traktowa�em Ambro�ego jak ojca, a teraz mia�em by� niepotrzebny.
Gdyby to pani Pascoe zwr�ci�a uwag� na tak� ewentualno��, z�o�y�bym wszystko na karb jej z�o�liwo�ci i zapomnia�. Ale m�j ojciec chrzestny, kt�ry m�wi� o tym tak spokojnie i rzeczowo - to ju� by�a zupe�nie inna sprawa. Jecha�em do domu chory z niepewno�ci i smutku. Nie wiedzia�em, co robi�, jak si� zachowa�. Czy powinienem poczyni� jakie� plany, jak sugerowa� m�j ojciec chrzestny? Znale�� sobie jaki� dom? Zaj�� si� przygotowaniami do wyjazdu? Nie chcia�em mieszka� nigdzie indziej ani mie� �adnego innego maj�tku. Ambro�y mnie wychowa� i przyzwyczai� do tego jednego jedynego. By� on m�j. By� jego. Nale�a� do nas obu. Ale ju� nie teraz, teraz wszystko mia�o si� zmieni�. Pami�tam, jak po powrocie od Kendall�w snu�em si� po domu, patrz�c na niego zupe�nie innymi oczyma, a psy, wyczuwaj�c m�j niepok�j, �azi�y za mn� krok w krok, niespokojne jak ja. M�j dawny pok�j dziecinny, od lat niezamieszkany, a obecnie u�ywany jedynie przez siostrzenic� Seecombe�a, kt�ra raz na tydzie� reperowa�a w nim i sortowa�a bielizn�, nabra� nowego znaczenia. Oczyma duszy zobaczy�em �w pokoik �wie�o odmalowany, a m�j ma�y kij do krykieta, kt�ry sta� tam zasnuty paj�czyn� pomi�dzy zakurzonymi ksi��kami na p�ce, wyrzucony na �mieci. Do tej pory wchodz�c tam mniej wi�cej raz na dwa miesi�ce, z koszul� do reperacji czy skarpetkami do zacerowania, nie zastanawia�em si�, jakie mnie z tym miejscem ��cz� wspomnienia. Teraz na nowo zapragn��em, �eby sta� si� m�j - �eby by� mi ucieczk�, schronieniem przed obcym �wiatem. Zamiast tego jednak mia� si� sta� miejscem obcym, dusznym, cuchn�cym gotowanym mlekiem i susz�c� si� bielizn�, jak pokoje w wiejskich domach, kt�re tak cz�sto odwiedza�em i w kt�rych by�y ma�e dzieci. W wyobra�ni widzia�em raczkuj�cych po pod�odze malc�w, jak si� ma��, rozbiwszy sobie g�owy czy posiniaczywszy �okcie, albo co jeszcze gorsze, jak si� pakuj� na kolana, wykrzywiaj�c buzie niby ma�piszony, kiedy si� im tego odmawia. O Bo�e, czy�by co� takiego w�a�nie mia� w zanadrzu los dla Ambro�ego?
Od tej pory, gdy tylko my�la�em o kuzynce Racheli - co mi si� zdarza�o bardzo rzadko, stara�em si� bowiem wymaza� jej imi� z pami�ci, jak si� wymazuje rzeczy nieprzyjemne - wyobra�a�em j� sobie jako kobiet� w typie pani Pascoe, tylko jeszcze gorsz�. Kanciast�, 0 grubych rysach, z sokolim wzrokiem, gdy chodzi�o o dostrze�enie niewytartego kurzu, jak to przewidywa� Seecombe, i o wiele za g�o�n�, gdy si� trafi�a weso�a kompania do sto�u. Teraz nabra�a nowych proporcji. To by�a kim� monstrualnym, jak biedna Molly Bate z West Lodge, przed kt�r� z czystej delikatno�ci spuszcza�o si� wzrok, to zn�w blad�, mizern�, otulon� szalem istot� w fotelu, otoczon� aur� w�a�ciwej inwalidom opryskliwo�ci, z piel�gniark� mieszaj�c� mikstury. Raz widzia�em j� jako kobiet� w �rednim wieku, energiczn� 1 przebojow�, a potem znowu jako osob� afektowan�, m�odsz� od Luizy. W ka�dym razie moja kuzynka Rachela mia�a z tuzin r�nych wciele�, a jedno bardziej nienawistne od drugiego. Widzia�em, jak zmusza Ambro�ego, �eby pad�szy na czworaki, wozi� dzieci na grzbiecie i jak on, ulegaj�c jej z pokor� i wdzi�kiem, ca�kowicie tra ci godno��. Czasami te� wyobra�a�em sobie, jak ubrana w mu�liny, ze wst��k� we w�osach, nad�sana odrzuca burz� lok�w - istny obraz afektacji - podczas gdy Ambro�y siedzi w swoim fotelu, wpatrzony w ni� z �agodnym u�miechem kretyna na twarzy.
Kiedy w po�owie maja nadszed� list zawiadamiaj�cy, �e mimo wszystko jeszcze przez lato pozostan� za granic�, moja ulga by�a tak ogromna, �e mia�em ochot� g�o�no �piewa�. Czu�em si� gorszym zdrajc� ni� kiedykolwiek, ale nic na to nie mog�em poradzi�.
Twoja kuzynka Rachela przed wyjazdem do Anglii ma jeszcze tyle spraw do za�atwienia - pisa� Ambro�y - �e zdecydowali�my, cho� z wielkim �alem, jak si� zapewne domy�lasz, od�o�y� na razie nasz przyjazd. Robi�, co mog�, ale w�oskie prawo to jedno, a nasze drugie i pogodzenie ich jest spraw� diabelnie trudn�. Wydaj� sporo pieni�dzy, lecz na s�uszny cel i bynajmniej tego nie �a�uj�. Cz�sto, drogi ch�opcze, rozmawiamy o Tobie - jaka� szkoda, �e nie mo�esz bycz nami.
I tak dalej, a potem nast�powa�y pytania o sprawy w domu i o stan ogrod�w, z typowym dla Ambro�ego �ywym zainteresowaniem, tak �e pomy�la�em nawet, i� musia�em by� chyba szalony, cho�by przez moment s�dz�c, �e m�j opiekun m�g�by si� zmieni�.
Oczywi�cie fakt, �e nie wracaj� na lato, wywo�a� w�r�d s�siad�w wielkie rozczarowanie.
- Mo�e - zgadywa�a pani Pascoe ze znacz�cym u�mieszkiem - stan zdrowia pani Ashley nie pozwala na podr�owanie?
- Nic nie mog� na ten temat powiedzie� - odpar�em. - Ambro�y wspomina�, �e sp�dzili tydzie� w Wenecji i �e oboje wr�cili stamt�d z reumatyzmem.
Mina jej wyra�nie zrzed�a.
- Reumatyzm? Jego �ona te� ma reumatyzm? - zdziwi�a si�. - To co� okropnego. -1 po chwili doda�a z namys�em: - Ona jednak musi by� starsza, ni� przypuszcza�am.
Co za pusta kobieta; jej my�li sz�y tylko jednym torem. Ja mia�em reumatyzm w kolanach w wieku dw�ch lat. Starsi m�wili, �e to b�le wzrostu. Czasem, po deszczu, czuj� je do dzisiaj. Mimo wszystko jednak mieli�my z pani� Pascoe co� wsp�lnego w sposobie my�lenia. Moja kuzynka Rachela w wieku dwudziestu lat. Moja kuzynka Ra-chela z siwymi w�osami i wsparta na lasce. Widz� j�: je�li nie sadzi r� w swoim florenckim ogrodzie, kt�ry nie bardzo mog� sobie wyobrazi�, to siedzi przy stole, postukuj�c lask� w pod�og�, w otoczeniu p� tuzina adwokat�w szwargocz�cych po w�osku, a u jej boku cierpliwie milczy m�j biedny Ambro�y.
Dlaczego nie wr�ci do domu i nie zostawi jej z tym wszystkim?
M�j nastr�j poprawi� si� jednak nieco, kiedy afektowana panna m�oda ust�pi�a w mojej wyobra�ni miejsca pokr�conej przez lumbago podstarza�ej matronie. W miejsce dziecinnego pokoju pojawi� si� salonik zamieniony na buduar, pozastawiany parawanami, z ogniem buzuj�cym nawet w �rodku lata, i jaki� nieprzyjemny osch�y g�os wo�aj�cy do Seecombe�a, �eby przyni�s� wi�cej w�gla, bo j� przeci�gi zabij�. Je�d��c konno, zn�w zacz��em pod�piewywa�, wypuszcza� psy na m�ode kr�liki, p�ywa� przed �niadaniem, przy sprzyjaj�cym wietrze �eglowa� po zatoce w ��dce Ambro�ego i dogadywa� Luizie na temat londy�skiej mody, kiedy jecha�a sp�dzi� sezon w stolicy. Jak si� ma dwadzie�cia cztery lata, niewiele potrzeba, by wpa�� w dobry nastr�j. M�j dom by� w dalszym ci�gu moim domem. Nikt mi go nie odebra�.
A potem, w zimie, ton list�w si� zmieni�. Pocz�tkowo niedostrzegalnie, ledwie t� zmian� zauwa�y�em, gdy jednak ponownie czyta�em s�owa Ambro�ego, we wszystkim, co pisa�, wyczuwa�em jakie� napi�cie, nut� ogarniaj�cego go niepokoju. Cz�ciowo oczywi�cie by�a to nostalgia. T�sknota za domem, za tym, co w�asne, ale nade wszystko samotno��, kt�ra wyda�a mi si� czym� osobliwym u cz�owieka zaledwie dziesi�� miesi�cy po �lubie. przyznawa�, �e �le zni�s� lato i jesie�, a teraz zbli�a si� zima. Mimo �e willa by�a wysoka, brakowa�o mu w niej powietrza; chodzi� z pokoju do pokoju jak pies przed burz�, tyle �e ta burza nie nadchodzi�a.