9191
Szczegóły |
Tytuł |
9191 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9191 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9191 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9191 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROALD DAHL
NIESPODZIANKI
Z angielskiego prze�o�y�a
Ariadna Demkowska-Bohdziewicz
Ksi��ka i Wiedza. Warszawa 1984
Tytu� orygina�u
Tales of the Unexpected
� Roald Dahl, 1948, 1949, 1950, 1952, 1953, 1959, 1961, 1979
Ok�adk� projektowa� JULIAN RYBICKI
Redaktor
TERESA ABRASZEWSKA
Redaktor techniczny ANNA BONIS�AWSKA
Korektor
DANUTA WZI�TEK
� Copyright for the Polish edition by
Wydawnictwo �Ksi��ka i Wiedza",
RSW �Prasa-Ksi��ka-Ruch", Warszawa 1984
ISBN 83-05-11313-2
SMAK
By�o nas sze�cioro na kolacji u Schofield�w w ich londy�skiej rezydencji: Mike Schofield, jego �ona i c�rka, moja �ona i ja, i niejaki Ryszard Pratt.
Ryszard Pratt by� znanym smakoszem, prezesem ma�ego stowarzyszenia o nazwie ,,Epikur� i co miesi�c na w�asny koszt rozsy�a� jego cz�onkom broszurki na temat potraw Iwin. Organizowa� kolacje, na kt�rych pojawia�y si� wyszukane dania i rzadkie wina. Nie pali� z obawy o wra�liwo�� swojego podniebienia i mia� dziwaczny, do�� zabawny zwyczaj m�wienia o winach jak gdyby to by�y �ywe stworzenia.
� Roztropne winko � mawia� � troch� nie�mia�e, nieuchwytne, ale ca�kiem roztropne. � Albo: � �yczliwe, weso�e wino, mo�e odrobin� frywolne, odrobink�, ale przede wszystkim pogodne.
Na kolacji z Ryszardem Prattem by�em ju� dwa razy i za ka�dym razem Mike i jego �ona po prostu wychodzili ze sk�ry, by dla s�ynnego smakosza przygotowa� co� specjalnego. Owego wieczoru z ca�� pewno�ci� nie chcieli odst�pi� od regu�y. Gdy weszli�my do jadalni, spostrzeg�em, �e st� zastawiono jak do prawdziwej uczty. Wysokie �wiece, z�ociste r�e, l�ni�ce srebra, po trzy kielichy do wina przy ka�dym nakryciu, no i przede wszystkim delikatny zapach pieczeni dobiegaj�cy z kuchni, kt�ry sprawia�, �e cz�owiekowi �linka ciek�a do ust.
Gdy zasiedli�my do sto�u, przypomnia�em sobie, �e przy okazji dw�ch poprzednich bytno�ci Ryszarda Pratta Mike dla zabawy za�o�y� si� z nim, �e nie odgadnie nazwy winnicy i roku winobrania podanego do kolacji klaretu. Pratt odpar�, �e nie sprawi mu to szczeg�lnych trudno�ci pod warunkiem, �e chodzi o jeden ze znanych rocznik�w. Mike postawi� skrzynk� tego� wina, twierdz�c, �e Pratt nie zgadnie. Pratt wygra� zak�ad obydwa razy. By�em pewien, �e tego wieczoru historia si� powt�rzy, gdy� Mike got�w by� nawet przegra�, byle tylko dowie��, �e poda� wino godne uznania, a Pratt z kolei zdawa� si� czerpa� g��bokie, jakkolwiek skrywane zadowolenie z popisywania si� swoj� wiedz�.
Na pocz�tku podano ma�e rybki z patelni, dobrze wysma�one na ma�le, i do tego wino mozelskie. Mike wsta� i osobi�cie rozla� wino do kieliszk�w. Gdy usiad� z powrotem, widzia�em ze swojego miejsca, �e z uwag� obserwuje Pratta. Butelk� postawi� tu� przede mn� w taki spos�b, �e mog�em odczyta� etykiet�: �Geierslay Ohligsberg, 1945�. Nachyliwszy si� szepn��, �e Geierslay to male�ka wioska nad Mozel�, niemal zupe�nie nie znana poza granicami Niemiec. Powiedzia�, �e wino, kt�re pijemy, jest niezwykle, a zbi�r w tej winnicy by� tak sk�py, �e dla cudzoziemc�w praktycznie niedost�pny. Poprzedniego lata odwiedzi� Geierslay wy��cznie po to, by dosta� par� tuzin�w butelek, kt�re mu w ko�cu raczyli sprzeda�.
� W�tpi�, by ktokolwiek w naszym kraju mia� je teraz u siebie � powiedzia�. I zn�w zerkn�� na Pratta. � Wino mozelskie ma t� zalet� � tu podni�s� g�os � �e mo�na je poda� przed klaretem. Ludzie zwykle podaj� re�skie, ale dlatego, �e si� nie znaj�. Re�skie wina zabijaj� delikatny smak klaretu, prawda? To barbarzy�stwo podawa� re�skie przed klaretem. Lecz mozelskie � o! � mozelskie jest tu jak najbardziej na miejscu.
Mike Schofield by� mi�ym panem w �rednim wieku. Ale by� te� maklerem gie�dowym. M�wi�c dok�adniej, spekulowa� na gie�dzie i, jak to si� zdarza niekt�rym spekulantom, czu� niemal wstyd i za�enowanie, �e tyle pieni�dzy zarobi� tak niewielkim nak�adem pracy. W g��bi serca zdawa� sobie spraw�, �e ma�o si� r�ni od bookmachera � pozornie ciesz�cego si� szacunkiem, ale w istocie pozbawionego skrupu��w � i wiedzia�, �e jego przyjaciele te� tak s�dz�. Stara� si� wi�c gorliwie o etykiet� cz�owieka kulturalnego, wyrabia� w sobie smak literacki i artystyczny, kolekcjonowa� obrazy, p�yty, ksi��ki i tym podobne rzeczy. Jego kr�tki wyk�ad o winie re�skim i winie mozelskim stanowi� cz�� tego wszystkiego, tej kultury, kt�rej pragn�� naby�.
� Urocze winko, nie s�dzicie pa�stwo? � powiedzia�. Nadal przygl�da� si� Prattowi. Widzia�em, �e nachylaj�c si� nad talerzem po nowy kawa�ek ryby za ka�dym razem zerka� ukradkiem w jego stron�, i czu�em wyra�nie, �e nie mo�e si� doczeka� momentu, gdy Pratt po pierwszym �yku wina po�le mu sponad kieliszka u�miech zadowolenia, by� mo�e nawet zdumienia, i wtedy zacznie si� dyskusja, a Mike powie mu o wiosce, kt�ra nazywa si� Geierslay.
Lecz Ryszard Pratt nie kosztowa� wina. By� ca�kowicie poch�oni�ty rozmow� z osiemnastoletni� c�rk� Mike�a, Luiz�. Na wp� odwr�cony do niej, u�miecha� si� i opowiada�, o ile mog�em zgadn��, jak�� historyjk� o kucharzu z pewnej restauracji paryskiej. M�wi�c pochyla� si� ku niej coraz ni�ej, coraz bli�ej, jakby got�w � w swoim zapami�taniu � zwali� si� na ni� ca�ym cia�em; biedna dziewczyna, bliska rozpaczy, odchyla�a si�, jak mog�a, potakiwa�a uprzejmie i omijaj�c jego twarz wpatrywa�a si� w najwy�szy guzik smokingu.
Sko�czyli�my ryb� i pokoj�wka zacz�a zbiera� talerze. Gdy podesz�a do Pratta, zauwa�y�a, �e nie tkn�� jedzenia, wi�c si� zawaha�a i Pratt dopiero wtedy j� spostrzeg�. Odprawi� pokoj�wk� ruchem r�ki, przerwa� rozmow� i zabra� si� do jedzenia. Niedbale nadziewaj�c na widelec ma�e br�zowe, kruche rybki, z po�piechem wsuwa� je do ust. Gdy sko�czy�, si�gn�� po kieliszek, dwoma �ykami wla� sobie wino do gard�a i natychmiast odwr�ci� si� do Luizy Schofield, podejmuj�c przerwan� konwersacj�.
Mike wszystko to widzia�. By�em �wiadom, �e patrz�c na Pratta, ca�� si�� woli powstrzymuje si� od zrobienia uwagi. Jego okr�g�a, jowialna twarz traci�a napi�cie i jakby zapada�a si�, lecz ani drgn��: panowa� nad sob� i nic nie m�wi�.
Wkr�tce pokoj�wka wnios�a drugie danie. By� to du�y kawa� pieczeni wo�owej. Postawi�a p�misek przed Mike�em, kt�ry wsta�, kraja� pieczyste na bardzo cienkie p�aty i k�ad� je ostro�nie na talerze roznoszone przez pokoj�wk� doko�a sto�u. Kiedy obs�u�y� wszystkich, nie wy��czaj�c siebie, od�o�y� du�y n�, opar� obie r�ce o brzeg sto�u i wychyliwszy si� nieco do przodu rzek�:
� A teraz � zwraca� si� do wszystkich, lecz patrza� na Ryszarda Pratta � teraz pora na wino. Prosz� mi wybaczy�, ale musz� p�j�� i przynie�� klaret.
� Musisz p�j�� i przynie��? Sk�d? � zapyta�em.
� Butelka jest w moim gabinecie, ju� odkorkowana. Wino oddycha.
� Dlaczego w gabinecie?
� �eby nabra�o temperatury pokojowej, to jasne. Jest tam od dwudziestu czterech godzin.
� Ale dlaczego w gabinecie?
� Bo to najlepsze miejsce w ca�ym domu. Ustalili�my to z Ryszardem, kiedy by� tu ostatnim razem.
S�ysz�c swoje imi� Pratt obejrza� si�.
� Prawda, Ryszardzie? � zapyta� Mike.
� Tak jest � odpowiedzia� Pratt, potakuj�c z powag�. � To prawda.
� Stoi na zielonej szafce z aktami w moim gabinecie. To miejsce uznali�my za najlepsze. Nie ma tam przeci�gu i temperatura nie ulega zmianie. A teraz musz� was przeprosi�, dobrze? P�jd� po wino.
My�l, �e zacznie si� teraz bawi� innym winem, przywr�ci�a mu dobry humor; wyszed� szybko z pokoju, by po minucie wr�ci� krokiem powolniejszym, ostro�nie trzymaj�c obur�cz koszyczek, w kt�rym spoczywa�a ciemna butelka. Tak j� po�o�y�, �e by�a ukryta.
� No, prosz�! � krzykn�� podchodz�c do sto�u. � Co powiesz o tym, Ryszardzie? Nigdy nie odgadniesz nazwy.
Ryszard Pratt powoli odwr�ci� si�, najpierw spojrza� na Mike�a, potem w d� na butelk� spoczywaj�c� wygodnie w ma�ym, plecionym koszyczku, a potem uni�s� brwi, wynio�le, lekcewa��co, i wysun�� wilgotn�, doln� warg� � despotyczn� i nagle bardzo brzydk�.
� Nigdy nie zgadniesz � powiedzia� Mike. � Nawet za sto lat.
� Klaret? � spyta� Ryszard Pratt �askawie.
� Oczywi�cie.
� Zatem przypuszczam, �e jest z kt�rej� z tych mniejszych winnic.
� Mo�liwe, Ryszardzie. Ale mo�liwe te�, �e jest inaczej.
� Ale to dobry rocznik, prawda? Jeden z tych doskonale udanych.
� Tak. Za to r�cz�.
� Wobec tego nie widz� wi�kszych trudno�ci � powiedzia� Ryszard Pratt, cedz�c s�owa z bardzo znudzon� min�. By�o co� dziwnego � przynajmniej dla mnie � nie tylko w tym jego powolnym cedzeniu s��w i znudzonej minie: mia� z�y wyraz oczu i jaki� rodzaj napi�cia w ca�ej postawie, kt�re budzi�o we mnie nieokre�lony l�k, gdy mu si� przygl�da�em.
� A jednak tym razem b�dzie to raczej trudne � powiedzia� Mike. � Nie zmuszam do zak�adu.
� Czy�by? A dlaczego? � I zn�w to powolne uniesienie brwi i ch�odne, intensywne spojrzenie.
� Poniewa� trudno b�dzie zgadn��.
� Nieszczeg�lny to dla mnie komplement.
� M�j drogi � powiedzia� Mike. � Za�o�� si� z przyjemno�ci�, je�li sobie �yczysz.
� Nie powinienem mie� wi�kszych trudno�ci.
� Czy to znaczy, �e zgadzasz si� na zak�ad?
� Ale� oczywi�cie � odpowiedzia� Ryszard Pratt.
� Doskonale. O to, co zwykle. O skrzynk� tego� wina.
� Wi�c uwa�asz, �e nie potrafi� odgadn��, jak si� ono nazywa, czy tak?
� Je�li chodzi o �cis�o��, owszem, s�dz� z ca�ym nale�nym ci szacunkiem, �e nie wygrasz tego zak�adu � odrzek� Mike. Czyni� pewien wysi�ek, aby by� grzecznym, natomiast Pratt nie zadawa� sobie trudu, �eby ukry� pogard� dla jego zabieg�w. A jednak, dziwna rzecz, nast�pnym swoim pytaniem zdradzi� pewne zainteresowanie.
� Chcesz podnie�� stawk�?
� Nie, Ryszardzie. Skrzynka wina to du�o.
� Ch�tnie za�o�y�bym si� o pi��dziesi�t skrzynek.
� To by�oby g�upie.
Mike sta� nieruchomo za swoim krzes�em u szczytu sto�u, trzymaj�c ostro�nie ten �mieszny koszyczek z butelk�. Nozdrza mu lekko zbiela�y, wargi mia� zaci�ni�te.
Pratt odchyli� si� do ty�u razem z krzes�em i uni�s�szy brwi spogl�da� na gospodarza na wp� przymkni�tymi oczyma, z nik�ym u�miechem w k�cikach ust. I zn�w ujrza�em � a mo�e mi si� tylko zdawa�o � co� wyra�nie niepokoj�cego w twarzy tego cz�owieka, �w cie� napi�cia pomi�dzy oczami i w samych oczach, dok�adnie m�wi�c: w czarnych �renicach, przyczajon� iskierk� z�o�liwo�ci.
� A wi�c nie chcesz podnie�� stawki?
� Je�li chodzi o mnie, m�j stary, wszystko mi jedno � powiedzia� Mike. � Mog� si� za�o�y�, o co chcesz.
Siedzieli�my cicho � ja i trzy kobiety � przygl�daj�c si� tym dwu m�czyznom. �ona Mike�a zaczyna�a si� irytowa�: krzywi�a usta i czu�em, �e lada moment przerwie t� rozmow�. Piecze� wo�owa na naszych talerzach powoli styg�a.
� A wi�c za�o�ysz si� o wszystko, czego zechc�?
� Powiedzia�em ju�, do licha! Je�eli ci na tym zale�y, za�o�� si� o wszystko, o co masz ochot� si� za�o�y�.
� Nawet o dziesi�� tysi�cy funt�w?
� Ale� oczywi�cie, je�li chcesz zak�ada� si� o pieni�dze. � Mike poczu� si� teraz pewniej. Wiedzia� doskonale, �e dysponuje ka�d� sum�, jakiej Pratt m�g�by za��da�.
� A wi�c powiadasz, �e mog� wymieni� ka�d� stawk�? � Pratt zapyta� raz jeszcze.
� Dok�adnie tak powiedzia�em.
Nast�pi�a pauza, w czasie kt�rej Pratt powi�d� spojrzeniem doko�a sto�u � spojrza� najpierw na mnie, potem po kolei na trzy kobiety. Mog�oby si� zdawa�, �e przywo�ywa� nas na �wiadk�w.
� Mike � powiedzia�a pani Schofield � c� za nonsens! Sko�czmy z tym i zabierzmy si� do jedzenia. Wszystko stygnie.
� To nie jest nonsens � odpowiedzia� jej Pratt ze spokojem. � Idzie o zak�ad.
Spostrzeg�em, �e pokoj�wka stoi z ty�u z p�miskiem jarzyn, zastanawiaj�c si�, czy je poda�, czy nie.
� A zatem dobrze � powiedzia� Pratt. � Powiem, o co chc� si� za�o�y�.
� M�w �mia�o � odpar� Mike tonem bu�czucznym. � Jest mi absolutnie wszystko jedno, twoje na wierzchu.
Pratt skin�� g�ow� i zn�w w k�cikach jego ust pojawi� si� u�mieszek, nast�pnie � nie spuszczaj�c oczu z Mike�a � wycedzi�:
� Chc� si� za�o�y� o r�k� twojej c�rki. Luiza Schofield podskoczy�a na krze�le.
� No-nie! � krzykn�a. � Nie! To nie jest zabawne! Pos�uchaj mnie, papo, to wcale nie jest zabawne.
� Kochanie � powiedzia�a jej matka � to tylko �arty.
� Ja nie �artuj� � o�wiadczy� Ryszard Pratt.
� �mieszne! � wykrzykn�� Mike. Znowu by� wytr�cony z r�wnowagi.
� M�wi�e�, �e mog� si� za�o�y� dos�ownie o wszystko.
� Mia�em na my�li pieni�dze.
� Tego nie powiedzia�e�.
� Ale my�la�em.
� Szkoda zatem, �e� tego nie powiedzia�. Ale oczywi�cie, je�li chcesz cofn�� s�owo, prosz� bardzo.
� To nie jest kwestia cofni�cia danego s�owa, m�j drogi. Po prostu nie mo�esz gra� o tak� stawk�, kt�rej nie potrafisz zr�wnowa�y�,. Tak si� sk�ada, �e nie masz c�rki, kt�r� m�g�by� zaproponowa�, je�li przegrasz. A gdyby nawet, to wcale nie chcia�bym jej po�lubi�.
� Ciesz� si� z tego, kochanie � powiedzia�a jego �ona.
� Stawiam wszystko, co zechcesz � oznajmi� Pratt. � M�j dom, na przyk�ad. Co powiesz na to?
� Kt�ry? � spyta� Mike wyra�nie kpi�cym tonem.
� Dom na wsi.
� A czemu i nie ten drugi?
� Dobrze, niech b�dzie, je�li chcesz. Obydwa moje domy.
W tym miejscu Mike zamilk�. Zrobi� krok naprz�d i ostro�nie postawi� na stole koszyczek z le��c� w nim butelk�.
Odsun�� solniczk� na jedn� stron�, pieprzniczk� na drug�, potem wzi�� n�, z namys�em przyjrza� si� ostrzu i od�o�y� na bok. Luiza spostrzeg�a, podobnie jak i ja, jego wahanie.
� Papo! � krzykn�a. � Przecie� to absurd! To przechodzi wszelkie poj�cie. Nie zgadzam si� by� stawk� w tym zak�adzie.
� Bardzo s�usznie, moja droga � powiedzia�a matka. � Przesta� natychmiast, Mike, usi�d� i zabierz si� do jedzenia.
Mike zignorowa� jej s�owa. Spojrza� poprzez st� na c�rk� i u�miechn�� si� �agodnie, opieku�czo, po ojcowsku, lecz w jego oczach zab�ys�a nagle iskierka triumfu.
� Wiesz, Luizo � powiedzia� u�miechaj�c si� � powinni�my si� nad tym przez chwil� zastanowi�.
� Przesta�, papo! Nie chc� nawet tego s�ucha�! Jak �yj�, nie s�ysza�am czego� tak �miesznego!
� M�wi� powa�nie, kochanie. Pos�uchaj tylko, co ci powiem.
� Ale� ja nie chc� tego s�ucha�!
� Luizo, prosz� ci�! Chodzi o to, �e Ryszard
zaproponowa� nam bardzo powa�ny zak�ad. To on chce si� teraz za�o�y�, nie ja. A je�li przegra, b�dzie musia� nam przekaza� do�� znaczne dobra. Poczekaj chwil�, nie przerywaj. Chodzi o to, �e on nie mo�e wygra� tego zak�adu.
� Ale najwyra�niej my�li, �e wygra.
� S�uchaj mnie, wiem, o czym m�wi�. Ka�dy ekspert badaj�c klaret � je�li nie jest to jedno z tych s�ynnych win jak Lafite czy Latour � mo�e tylko w przybli�eniu nazwa� winnic�. Mo�e oczywi�cie powiedzie�, z jakiej okolicy w pobli�u Bordeaux wino pochodzi, czy z Saint-Emilion, czy Pomerol, Graves czy Medoc. Lecz ka�dy dystrykt posiada kilkana�cie ma�ych hrabstw, a ka�de hrabstwo wiele ma�ych winnic. Nie spos�b odr�ni� tych win jedynie za pomoc� smaku czy zapachu. Mog� ci powiedzie�, �e wino, kt�re dzi� podaj�, pochodzi z ma�ej winnicy otoczonej przez wiele innych ma�ych winnic, to zupe�nie niemo�liwe, �eby zgad�.
� Nie mo�esz by� tego pewien � odpar�a c�rka.
� W�a�nie, �e mog�. Przepraszam, �e m�wi� o sobie samym, ale wierz mi � znam si� troch� na winach. Poza tym, na mi�o�� bosk�, dziewczyno, jestem twoim ojcem i chyba nie s�dzisz, �e b�d� ci� nara�a� na... na co�, czego sobie nie �yczysz, prawda? Pr�buj� zarobi� dla ciebie troch� pieni�dzy.
� Mike! � powiedzia�a ostro jego �ona. � Przesta�, dobrze? Prosz� ci�, Mike.
I zn�w zlekcewa�y� jej s�owa.
� Je�li zgodzisz si� na ten zak�ad � zwr�ci� si� do c�rki � za dziesi�� minut b�dziesz w�a�cicielk� dw�ch du�ych dom�w.
� Ale ja nie chc� dw�ch du�ych dom�w, papo!
� To je sprzedasz. Z miejsca mu je odsprzedasz. Za�atwi� to za ciebie. A potem � tylko pomy�l, kochanie � b�dziesz bogata! B�dziesz niezale�na do ko�ca �ycia!
� Och, papo, ja nie chc�! Uwa�am, �e to g�upie.
� Uwa�am zupe�nie tak samo � powiedzia�a jej matka, kiwaj�c g�ow� w g�r� i w d� jak kura. � Powiniene� si� wstydzi�, Mike, �e co� takiego proponujesz w�asnej c�rce! Mike nawet na ni� nie spojrza�.
� Zg�d� si�! � prosi� �arliwie, wbijaj�c oczy w Luiz�. � Zg�d� si� natychmiast! R�cz� ci, �e nie przegrasz.
� Ale mnie si� to nie podoba, papo.
� Odwa�nie, dziewuszko. Za�� si�!
Mike stara� si� j� zmusi�: pochylony, trzyma� j� swoim twardym, jasnym spojrzeniem i dziewczynie nie�atwo si� by�o oprze� presji.
� A co, je�li przegram?
� Powtarzam jeszcze raz: nie mo�esz przegra�. R�cz� za to.
� Och, papo, czy musz�?
� Ofiarowuj� ci fortun�. Zbierz si� na odwag�. Zdecyduj. A wi�c, Luizo? Zgoda?
Zawaha�a si� po raz ostatni. Potem bezradnie wzruszy�a ramionami i powiedzia�a:
� Och, niech b�dzie. Zgoda. Skoro przysi�gasz, �e nie ma obawy, �ebym przegra�a.
� Doskonale! � krzykn�� Mike. � Wspaniale! Zak�ad stoi!
� Zgoda � powiedzia� Ryszard Pratt patrz�c na dziewczyn�. � O t� stawk�.
Mike natychmiast chwyci� butelk�, nala� odrobin� wina sobie, a potem, ogromnie podniecony, obszed� st� nape�niaj�c wszystkie kieliszki. Teraz spojrzenia pobieg�y do Ryszarda Pratta, ku jego twarzy, gdy powoli wyci�gn�� praw� r�k� po sw�j kieliszek i uni�s� go do nosa. Cz�owiek ten liczy� lat oko�o pi��dziesi�ciu i nie mia� przyjemnej twarzy. W�a�ciwie, zdawa�o si�, �e ma tylko usta � grube wilgotne usta zawodowego smakosza, z doln� warg� obwis��, w �rodku lekko wy��obion�: wiecznie nie domykaj�c� si� obwis�� warg� kipera, przystosowan� do obejmowania kraw�dzi kieliszka albo k�ska na widelcu. Jak dziurka od klucza � pomy�la�em patrz�c na te usta � du�a, wilgotna dziurka od klucza.
Powoli uni�s� kieliszek do nosa. Potem jego czubkiem powi�d� po powierzchni wina i delikatnie wci�gn�� aromat. Nast�pnie obracaj�c kieliszkiem zmiesza� wino, �eby pozna� jego bukiet. Czyni� to w stanie bardzo intensywnego skupienia. Zamkn�� oczy i ca�a g�rna po�owa jego cia�a � g�owa, kark i Pier� � wyda�a si� jedn� wielk� i wra�liw� maszyn� do w�chania, kt�ra przyjmuje, filtruje i analizuje informacje przekazane przez nos.
Spostrzeg�em, �e Mike, rozparty leniwie w swoim krze�le, z pozorn� oboj�tno�ci� �ledzi ka�dy ruch Pratta. Pani Schofield siedzia�a wyprostowana przy drugim ko�cu sto�u, patrz�c prosto przed siebie, z twarz� chmurn� i niezadowolon�. Jej c�rka, Luiza, odsun�a nieco swoje krzes�o na bok i podobnie jak ojciec przygl�da�a si� smakoszowi z uwag�.
Co najmniej przez minut� trwa� zabieg w�chania, potem Pratt, nie otwieraj�c oczu i nie poruszaj�c g�ow�, zni�y� kieliszek do ust i opr�ni� go co najmniej do po�owy, lecz wina nie wypi�, tylko trzyma� w ustach, by pozna� pocz�tkowy smak; dopiero potem wpu�ci� troch� do gard�a i widzia�em, jak poruszy�o si� jego jab�ko Adama, gdy prze�yka�. Wi�ksza cz�� trunku pozosta�a w ustach. Wtedy wci�gn�� przez nie domkni�te wargi cienk� stru�k� powietrza, kt�re zmiesza�o si� w jamie ustnej z oparem wina i przesz�o do p�uc. Zatrzyma� oddech, wypu�ci� go przez nos i zacz�� toczy� trunek pod j�zykiem, �uj�c przy tym wino z�bami, jakby to by� chleb.
By�o to przedstawienie pe�ne niewzruszonej powagi i � trzeba przyzna� � w doskona�ym wykonaniu.
� Uhmm � powiedzia� Pratt odstawiaj�c kieliszek i oblizuj�c obie wargi r�owym j�zykiem. � Uhmm... tak. Niezwykle interesuj�ce winko, szlachetne i pe�ne wdzi�ku, o posmaku nieomal kobiecym.
Gdy m�wi�, nadmiar �liny z ust sp�yn�� na obrus.
� Teraz mo�emy zacz�� eliminacj� � ci�gn�� dalej. � Musz� mi pa�stwo wybaczy� moj� ostro�no��, lecz stawka jest wysoka. Gdyby nie to, ryzykowa�bym od razu, skoczy� szybko do przodu i wyl�dowa� w �rodku wybranej winnicy. Ale tym razem, tym razem musze, si� posuwa� ostro�nie, prawda? � Spojrza� na Mike�a i u�miechn�� si� swoimi grubymi, wilgotnymi wargami. Mike nie odwzajemni� u�miechu.
� A wi�c, po pierwsze, z jakich okolic Bordeaux pochodzi to wino? Nietrudno odgadn�� dystrykt. Jest o wiele za lekkie jak na Saint-Emilion czy Graves. Jest to oczywi�cie Medoc. Co do tego nie ma w�tpliwo�ci.
A teraz � z jakiej gminy w Medoc? To r�wnie� drog� eliminacji nie powinno by� trudne do rozstrzygni�cia. Margaux? Nie. To nie mo�e by� Margaux. Wino o bukiecie tak zharmonizowanym nie mo�e by� z Margaux. Pauillac? R�wnie� nie z Pauillac. Jest zbyt �agodne, zbyt czu�e i kapry�ne na Pauillac. Smak wina z Pauillac ma w sobie co� niemal w�adczego. A tak�e, przynajmniej dla mnie, jaki� ton raczej cierpki i dziwnie pylisty, kt�ry przenika do winnej jagody z gleby tego dystryktu. Nie, nie... To wino jest bardzo �agodne, pokorne, nie�mia�e przy pierwszym �yku i pe�ne delikatnego wdzi�ku w dalszej fazie smaku. By� mo�e nieco figlarne w tej drugiej fazie, by� mo�e nieco swawolne, dra�ni j�zyk odrobin�, ale tylko odrobin� taniny. Wreszcie � w og�lnym odczuciu wra�e� smakowych � rozkoszne, koj�ce i kobiece, szlachetne, pogodne. Tak, tego rodzaju wina znajduj� si� jedynie w regionie Saint-Julien. Niew�tpliwie jest to wino z Saint-Julien.
Odchyli� si� w krze�le, podni�s� d�onie na wysoko�� piersi i przybli�y� do siebie tak, �e dotyka�y si� czubkami palc�w. Stawa� si� �miesznie pompatyczny, ale cz�ciowo robi� to �wiadomie � pomy�la�em � �eby zakpi� z gospodarza. W napi�ciu czeka�em, co b�dzie dalej. Luiza postanowi�a zapali� papierosa. Pratt us�ysza� trzask zapa�ki i odwr�ci� si� do niej ze z�o�ci�.
� Prosz� pani! C� to za obrzydliwy zwyczaj palenie przy stole! Prosz� tego nie robi�!
Z pal�c� si� zapa�k� w palcach podnios�a na niego oczy � du�e, spokojne � przygl�da�a mu si� przez chwil�, potem odwr�ci�a wzrok powoli i z pogard�. Pochyli�a g�ow� i zdmuchn�a zapa�k�, zatrzymuj�c w palcach nie zapalony papieros.
� Przepraszam, moja droga � powiedzia� Pratt � lecz naprawd� nie znosz� dymu przy stole.
Nie spojrza�a na niego wi�cej.
� A teraz zastan�wmy si�. Przy czym byli�my? Ach, tak. To wino jest z Bordeaux, z regionu Saint-Julien w Medoc. Na razie tyle. Teraz zbli�amy si� do trudniejszej sprawy: jaka jest nazwa samej winnicy? W Saint-Julien jest wiele winnic i, jak to ju� nasz gospodarz s�usznie zauwa�y�, cz�sto wino z jednej winnicy niewiele si� r�ni od wina z drugiej. Ale zobaczymy.
Zn�w zamilk� przymykaj�c oczy.
� Spr�buj� ustali� klas� winnicy. Je�li mi si� uda, wygram po�ow� bitwy. Zastan�wmy si�. Na pewno nie jest to wino pierwszej klasy ani nawet drugiej. Nie nale�y do win bardzo wysokiego gatunku. Brak mu wysokiej jako�ci, brak � jak by tu powiedzie� � blasku mocy. Ale trzecia klasa � owszem, mo�liwe, chocia� i w to w�tpi�. Wiemy, �e rocznik jest dobry � tak nam powiedzia� nasz gospodarz � co r�wnie� podnosi jako�� wina. Musz� by� ostro�ny. Bardzo ostro�ny.
Wzi�� kieliszek i zn�w skosztowa�. Odrobin�.
� Tak � powiedzia� oblizuj�c wargi. � Mia�em racj�. To jest czwarta klasa. Jestem tego zupe�nie pewien. Winnica nale��ca do czwartej klasy i bardzo dobry rok. Dlatego przez chwil� smakowa�o jak trzecia klasa albo nawet druga. Dobrze! Lepiej ni� dobrze! Jeste�my coraz bli�ej! Jakie� to winnice w regionie Saint-Julien maj� czwart� klas�?
Zn�w przerwa�, wzi�� do r�ki kieliszek i brzeg jego przybli�y� do swojej obwis�ej dolnej wargi. Potem zobaczy�em, jak wysun�� w�ski, r�owy j�zyk, zanurzy� w winie jego czubek i szybko cofn��. Odra�aj�cy widok. Postawi� kieliszek z powrotem, lecz oczy wci�� mia� zamkni�te, twarz pe�n� skupienia, tylko wargi porusza�y si� pocieraj�c jedna o drug� jak dwa kawa�ki mokrej, g�bczastej gumy.
� Oczywi�cie! � krzykn��. � Lekko wyczuwalna tanina, jak drobne, szybkie uk�ucie w j�zyk. Tak, nie ulega w�tpliwo�ci! Teraz ju� mam! Wino to pochodzi z jednej z tych ma�ych winnic wok� Beychevelle. Pami�tam dobrze Beychevelle, rzek� i ma�y port, tak zamulony, �e nie mo�e ju� s�u�y� statkom... Beychevelle... Czy�by to by�o samo Beychevelle? Nie, nie s�dz�. Niezupe�nie. Ale gdzie� bardzo blisko. Chateau Talbot? Czy�by to by�o Chateau Talbot? Tak, by� mo�e. Poczekajcie chwil�.
Znowu �ykn�� wina, a ja k�tem oka zauwa�y�em, �e Mike Schofield wychyla si� coraz bardziej do przodu, z rozchylonymi wargami, z oczami utkwionymi w Ryszarda Pratta.
� Nie. Myli�em si�. To nie jest Talbot. Wino z Talbot ma bardziej wyczuwalny smak, pochodz�cy z winogron. Je�li to rocznik 34, a s�dz�, �e tak jest, nie mo�e to by� Talbot. No c�, musz� si� zastanowi�. Nie Beychevelle i nie Talbot, a jednak, jednak co� bliskiego, tak bliskiego, ze winnica musi le�e� pomi�dzy Beychevelle i Talbot. Prawie dok�adnie w �rodku. Jak ona si� nazywa?
Zawaha� si�, a my czekali�my wpatrzeni w jego twarz. Wszyscy. Nawet �ona Mike�a patrzy�a teraz na niego. Us�ysza�em, �e pokoj�wka postawi�a p�misek z jarzynami na kredensie za moimi plecami, bardzo ostro�nie, �eby nie przerwa� ciszy.
� No! � krzykn��. � Mam! Tak, s�dz�, �e mam!
Po raz ostatni �ykn�� wina. Potem, wci�� trzymaj�c kieliszek przy ustach, zwr�ci� si� do Mike�a i u�miechn�� si� powoli, chytrze.
� Wiesz, co to jest? � zapyta�. � To jest Chateau Branaire-Ducru.
Mike siedzia� sztywno, ani drgn��.
� A rocznik 1934.
Wszyscy spojrzeli�my na Mike�a, czekaj�c, �e odwr�ci butelk� w koszyczku i poka�e etykiet�.
� Czy to twoja ostateczna odpowied�? � spyta� Mike.
� Tak. Tak my�l�.
� No wi�c, tak czy nie?
� Tak.
� Powt�rz jeszcze raz nazw�.
� Chateau Branaire-Ducru. �adna ma�a winniczka. �liczny stary zamek. Znam go ca�kiem nie�le. Nie wiem, dlaczego od razu nie zgad�em.
� No wi�c, papo � powiedzia�a dziewczyna � odwr�� butelk� i bawmy si�. Chc� dosta� te moje dwa domy.
� Chwileczk� � powiedzia� Mike. � Chwileczk�. � Siedzia� bardzo spokojnie, kompletnie zaskoczony, twarz mu blad�a i nabrzmiewa�a, jakby powoli opada� z si�.
� Michael! � odezwa�a si� ostro jego �ona z drugiego ko�ca sto�u. � Co si� sta�o?
� Nie wtr�caj si�, Margareto, prosz� ci�. Ryszard Pratt patrza� na Mike�a swoimi ma�ymi, b�yszcz�cymi oczkami i u�miecha� si� szeroko. Mike nie patrza� na nikogo.
� Papo! � krzykn�a Luiza z przera�eniem. � Ale� papo! Chyba nie chcesz powiedzie�, �e on zgad�?!
� Nie przejmuj si�, moja droga � powiedzia� Mike. � Nie ma czym si� przejmowa�.
Przypuszczam, �e Mike bardziej chcia� uciec od rodziny ni� od czegokolwiek innego, gdy zwr�ci� si� do Pratta:
� Wiesz co, Ryszardzie? My�l�, �e najlepiej b�dzie, je�li obaj przejdziemy do drugiego pokoju i pogadamy.
� �adnych pogadanek � odpar� Pratt. � Chc� zobaczy� etykiet� na butelce. � Wiedzia� ju� teraz, �e wygra� zak�ad: jego postawa, jego mina wyra�a�y arogancj� i pewno�� siebie, pewno�� zwyci�zcy. Wida� te� by�o, �e potrafi by� bardzo nieprzyjemny, je�li napotyka trudno�ci. � Na co czekasz? We� i odwr�� butelk�.
I wtedy to si� sta�o. Pokoj�wka, drobna, sztywno wyprostowana posta� w bia�o-czarnym uniformie, stan�a obok Ryszarda Pratta trzymaj�c co� w r�ce.
� Zdaje mi si�, �e to nale�y do szanownego pana � powiedzia�a.
Pratt obejrza� si�, ujrza� par� szkie� w cienkiej rogowej oprawie, kt�re pokoj�wka trzyma�a na otwartej d�oni.
Zawaha� si� przez moment.
� Czy�by? By� mo�e, nie wiem.
� Tak, prosz� pana. Nale�� do pana.
Pokoj�wka by�a ju� star� kobiet� � bli�ej siedemdziesi�tki ni� sze��dziesi�tki � wiern� i oddan� rodzinie po d�ugich latach s�u�by. Po�o�y�a okulary na stole przed Prattem.
Nie dzi�kuj�c jej, Pratt wzi�� szk�a i wsun�� do g�rnej kieszonki, w kt�rej mia� bia�� chusteczk�.
Lecz pokoj�wka nie rusza�a si� z miejsca, wci�� sta�a obok Pratta, odrobin� z ty�u, i by�o co� tak niezwyk�ego w jej zachowaniu i w tym, jak sta�a � drobna, nieruchoma i wyprostowana � �e nie mog�em oderwa� od niej oczu, tkni�ty jakim� nag�ym przeczuciem. Jej starcza szara twarz wyra�a�a zab�jcz� determinacj�, wargi by�y mocno zaci�ni�te, ma�a broda wysuni�ta do przodu, d�onie z�o�one w pi�ci na brzuchu. Zabawny czepeczek na g�owie i biel w�skiego fartuszka nadawa�y jej wygl�d jakiego� ma�ego, nastroszonego ptaka z bia�� piersi�.
� Zostawi� je pan w gabinecie pana Schofielda � powiedzia�a g�osem nienaturalnym, celowo bardzo grzecznym. � Na tej zielonej szafce z aktami w jego gabinecie, prosz� pana. Kiedy pan tam zajrza� przed kolacj�.
Trzeba by�o kilku chwil, �eby pe�ne znaczenie jej s��w dotar�o do wszystkich, i w ciszy, kt�ra nast�pi�a, zda�em sobie spraw�, �e Mike powoli d�wiga si� z krzes�a, �e krew nap�ywa mu do twarzy, oczy otwieraj� si� szeroko, usta wykrzywia dziwny grymas, a nozdrza niebezpiecznie bielej�.
� Michael! � powiedzia�a do niego �ona. � Spokojnie, m�j drogi. Spokojnie!
SZYJA
Mniej wi�cej osiem lat temu stary sir William Turton umar� i jego syn Bazyli wraz z tytu�em odziedziczy� The Turton Press, wszyscy na Fleet Street zacz�li si� zak�ada� o to � pami�tam doskonale � jak pr�dko jaka� mi�a m�oda kobieta potrafi przekona� tego durnia, ze potrzebuje opieki To znaczy � on i jego pieni�dze
M�ody lord Turton mia� wtedy mo�e oko�o czterdziestu lat, by� kawalerem cz�owiekiem o usposobieniu �agodnym i pe�nym prostoty i nie interesowa� si� niczym poza swoj� kolekcj� nowoczesnego malarstwa i rze�by Nie zm�ci�a jego spokoju �adna kobieta, �aden skandal czy plotka nie splami�y jego nazwiska Ale teraz, gdy sta� si� w�a�cicielem ca�kiem du�ego koncernu prasowego musia� porzuci� cisz� i spok�j rodzinnego domu na wsi i zjawi� si� w Londynie
Oczywi�cie zlecia�y si� natychmiast s�py i jestem przekonany, ze nie tylko Fleet Street, lecz prawie ca�e miasto przygl�da�o si� temu czyhaniu na zdobycz Ruch doko�a jego osoby by� bardzo ostro�ny, to jasne, pe�en namys�u i zab�jczo powolny tote� nie tyle przypomina� stado czyhaj�cych s�p�w, ile gromadk� krab�w niezdarnie ruszaj�cych si� pod wod� w poszukiwaniu ko�skiego �cierwa
Jednak�e, ku og�lnemu zaskoczeniu, ten niewysoki m�czyzna okaza� si� zdumiewaj�co nieuchwytny i polowanie trwa�o przez ca�� wiosn� i wczesne lato owego roku Nie zna�em osobi�cie m�odego lorda Turtona i nie mia�em powodu do szczeg�lnej sympatii dla mego, ale trudno mi by�o powstrzyma� si� od uczucia solidarno�ci z moj� p�ci� i g�o�nej rado�ci za ka�dym razem, kiedy uda�o mu si� urwa� z haczyka P�niej, gdzie� na pocz�tku sierpnia, niby na jaki� tajemny znak, w obozie kobiet zosta� zawarty rozejm na czas zagranicznych podro�y, odpoczynku, przegrupowa� i uk�adania planu zimowych �ow�w By� to b��d, poniewa� dok�adnie w tym momencie prosto z kontynentu zjawi�o si� pewne niezwyk�e stworzenie imieniem Natalia, czy cos w tym rodzaju, o kt�rym nikt dot�d me s�ysza� Natalia mocno chwyci�a Bazylego za r�k� oszo�omionego do granic omdlenia zaprowadzi�a do urz�du cywilnego w Caston Hali i po�lubi�a, zanim ktokolwiek � a ju� najmniej narzeczony � zda� sobie spraw�, co si� sta�o
Mo�ecie sobie pa�stwo wyobrazi�, jak nasze panie by�y oburzone i zacz�y oczywi�cie rozsiewa� r�ne pikantne plotki na temat nowej lady Turton (nazywa�y j� pod�� k�usowniczk�) Ale me musimy w to wnika� Dla cel�w tego opowiadania mo�emy przeskoczy� nast�pnych sze�� lat i wyl�dowa� w tera�niejszo�ci, dok�adnie m�wi�c � tydzie� temu, kiedy to mia�em przyjemno�� pozna� lady Turton osobi�cie Do tego czasu, jak si� pa�stwo zapewne domy�lacie, zd��y�a zosta� nie tylko szefem ca�ego koncernu prasowego Turtonow, ale w konsekwencji reprezentowa�a r�wnie� do�� powa�nie licz�c� si� si�� polityczn� w kraju Zdaj� sobie spraw�, ze innym kobietom r�wnie� udawa�y si� takie rzeczy, ale jej przypadek o tyle by� niezwyk�y, ze chodzi�o o cudzoziemk�, i to tak�, o kt�rej nikt nie wiedzia�, sk�d pochodzi � z Jugos�awii, Bu�garii czy mo�e z Rosji
A zatem w zesz�y czwartek uda�em si� na pewne ma�e przyj�cie do moich londy�skich przyjaci� i kiedy przed posi�kiem stali�my ko�em w salonie, popijaj�c martini i rozmawiaj�c o bombie atomowej i panu Bevame, pokoj�wka, wetkn�wszy g�ow� do salonu, oznajmi�a przybycie ostatniego go�cia.
� Lady Turton � powiedzia�a
Nikt nie przesta� rozmawia� byli�my na to zbyt dobrze wychowani Nikt nie odwr�ci� g�owy Tylko wszystkie oczy pobieg�y w stron� drzwi
Wesz�a szybkim krokiem, wysoka i smuk�a, w po�yskliwej czerwonoz�otej sukni, z u�miechem na ustach, z r�k� wyci�gni�t� do gospodyni i � musz� przyzna� � by�a przepi�kna.
� Mildred, dobry wiecz�r!
� Moja droga lady Turton, jak�e mi mi�o! Wtedy ju� przerwali�my rozmow�, odwr�cili�my si� w jej stron� i, nie spuszczaj�c z niej oczu, tak pokornie czekali�my na prezentacj�, jakby to by�a kr�lowa albo s�ynna gwiazda filmowa Wygl�da�a pi�kniej od jednej i drugiej Przy czarnych w�osach � blada twarz o owalu niewinnej pi�tnastowiecznej flamandzkiej Madonny, mo�e Memlmga, mo�e van Eycka Przynajmniej takie by�o pierwsze wra�enie. P�niej, gdy przysz�a na mnie kolej u�cisn�� jej wyci�gni�t� d�o�, mog�em dok�adniej przyjrze� si� tej pi�kno�ci i stwierdzi�em, ze z wyj�tkiem rysunku i kolorytu nic w niej nie by�o z Madonny � zupe�nie nic.
Na przyk�ad delikatne, dziwnie rozd�te chrapki nosa � u nikogo takich nie widzia�em � nadawa�y jej wyraz troch� zuchwa�y, troch� wyzywaj�cy i przypomina�y jakie� dzikie zwierz� � mo�e mustanga.
I te oczy! Widziane z bliska, okaza�y si� wcale nie takie, jakie malarze daj� swoim Madonnom � meduz�, okr�g�e, lekko zmru�one, wpo�u�miechni�te wp�nad�sane w�skie i sko�ne i odrobin� wulgarne a wszystko razem nadawa�o im wyraz nieco perwersyjny. Co wi�cej oczy te nie patrzy�y prosto, lecz troch� z ukosa jakby muskane cz�owieka spojrzeniem, niepokoj�co. Usi�owa�em dojrze�, jakiego s� koloru, wyda�y mi si� bladoszare, ale nie jestem tego pewien. Potem zosta�a poprowadzona dalej, by porozmawia� si� z innymi. Nie spuszcza�em z niej wzroku By�a bardzo �wiadoma swego powodzenia i wp�ywu jaki wywiera�a na tych londy�czykach Zdawa�a si� m�wi� �No prosz�, przyjecha�am tutaj zaledwie przed paru laty, a ju� jestem bogatsza i wa�niejsza od was wszystkich�. Co� z tej triumfalnej pychy czu�o si� w ka�dym jej kroku.
W kilka minut p�niej zasiedli�my do kolacji i ku memu zdumieniu znalaz�em si� po prawej r�ce lady Turton. Zawdzi�cza�em to zapewne �yczliwo�ci gospodyni, kt�ra pomy�la�a, ze mog� zdoby� materia� do rubryki, kt�r� prowadz� w popo�udniowej gazecie. Oczekiwa�em interesuj�cej kolacji. Ale s�ynna lady nie zwraca�a na mnie najmniejszej uwagi i rozmawia�a jedynie ze swoim towarzyszem z lewej strony, z gospodarzem. Wreszcie, kiedy ju� ko�czy�em moj� porcj� lod�w, niespodziewanie odwr�ci�a si� w moj� stron�, wyci�gn�a r�k�, wzi�a ze sto�u kartk� z moim nazwiskiem i przeczyta�a je g�o�no. Potem spojrza�a na mnie w ten sw�j dziwny spos�b. U�miechn��em si� z lekkim uk�onem. Nie odpowiedzia�a mi u�miechem, tylko zacz�a bombardowa� pytaniami, raczej osobistej natury � jaki mam zaw�d, ile lat, czy jestem �onaty i takie ro�ne rzeczy, rzuca�a te pytania dziwnie p�askim g�osem, a ja odpowiada�em jej z mimowoln� gorliwo�ci�.
W czasie tej inkwizycji wysz�o na jaw � mi�dzy innymi, �e interesuj� si� malarstwem i rze�b�.
� Musi pan wybra� si� kiedy� do nas na wie� i zobaczy� kolekcj� mego m�a � powiedzia�a tonem nieobowi�zuj�cym, jak to zwykle bywa w towarzyskiej rozmowie, ale musicie pa�stwo wiedzie�, ze w moim zawodzie nie mog� sobie pozwoli� na lekcewa�enie podobnych okazji.
� To bardzo mi�e z pani strony, lady Turton. Zrobi� to z najwi�ksz� przyjemno�ci�. Kiedy mam przyjecha�?
Unios�a g�ow�, zawaha�a si� marszcz�c czo�o wzruszy�a ramionami, wreszcie powiedzia�a:
� Och, wszystko mi jedno. Kiedykolwiek.
� Mo�e na najbli�szy weekend? Czy pani to odpowiada?
W�skie, leniwe oczy spocz�y na mnie przez chwil�, potem pow�drowa�y dalej.
� Chyba tak, je�li ma pan ochot�. Mnie jest wszystko jedno.
I tak oto w nast�pn� sobot� po po�udniu jecha�em do Wooton z walizk� na tylnym siedzeniu mego samochodu. Mogliby�cie pa�stwo pomy�le�, �e wymusi�em to zaproszenie, ale przecie� inaczej nigdy bym go nie zdoby�. Zreszt�, niezale�nie od wzgl�d�w zawodowych, naprawd� bardzo chcia�em zobaczy� ten dom. Wiadomo, �e Wooton nale�y do tych prawdziwie wielkich rezydencji budowanych z kamienia we wczesnym angielskim renesansie. Podobnie jak bli�niacze Longleat, Wollaton, Montacute, Wooton wzniesiono w drugiej po�owie szesnastego wieku, kiedy to po raz pierwszy magnateria mog�a sobie pozwoli� na wygodne mieszkania zamiast obronnych zamk�w i kiedy nowa grupa architekt�w, takich jak John Thorpe i Smithsonowie, zaczyna�a w ca�ym kraju budowa� wspania�e rzeczy. Wooton le�y na po�udnie od Oxfordu, w pobli�u miasteczka Princes Risborough, w niewielkiej odleg�o�ci od Londynu � kiedy z rozp�dem skr�ci�em w g��wn� bram�, niebo ciemnia�o mi nad. g�ow� i zapada� wczesny zimowy wiecz�r.
Jecha�em powoli d�ug� alej� wjazdow�, pr�buj�c zobaczy� jak najwi�cej, zw�aszcza s�ynne figury ze strzy�onych krzew�w, o kt�rych tak wiele s�ysza�em. Widok by� imponuj�cy, musz� przyzna�. Ze wszystkich stron otacza�y mnie masywne cisy przyci�te w najr�niejsze zabawne kszta�ty: kur, go��bi, butelek, but�w, krzese�, zamk�w, kieliszk�w do jajek, latarni, starych bab w rozwianych sp�dnicach, wysokich kolumn, czasem z kul� na szczycie, inne zn�w, zaokr�glone, wygl�da�y jak ogromne grzyby bez n�ek; w zapadaj�cym mroku ziele� czernia�a i fantastyczne figury zyskiwa�y ciemn�, g�adk� faktur� rze�b. W pewnym miejscu ujrza�em trawnik zastawiony wielkimi szachami, wspaniale wymodelowanymi z �ywego cisu. Zatrzyma�em w�z, wysiad�em i przeszed�em si� w�r�d tych drzew dwa razy wy�szych ode mnie. Co wi�cej, na tej szachownicy nie brakowa�o ani jednej figury � kr�lowie, kr�lowe, wie�e, laufry i wszystkie pionki by�y tak ustawione, �e w ka�dej chwili mo�na by rozpocz�� gr�.
Za nast�pnym zakr�tem ujrza�em sam dom � du�y, szary, przed nim rozleg�y dziedziniec otoczony kamiennym murem z balustrad�; cztery ma�e pawilony z kolumienkami zamyka�y dziedziniec na czterech rogach. Filary podtrzymuj�ce balustrad� zdobione by�y kamiennymi obeliskami � wp�yw w�oski na mentalno�� Tudor�w. Do domu wiod�y schody co najmniej na sto st�p szerokie.
Kiedy wjecha�em na dziedziniec, zaskoczy� mnie widok du�ej rze�by Epsteina, stoj�cej po�rodku fontanny. Bardzo pi�kna rze�ba, zapewniam, ale odnios�em wra�enie, �e niezupe�nie pasowa�a do otoczenia. Potem, gdy wszed�szy po stopniach, znalaz�em si� przed drzwiami wej�ciowymi i obejrza�em za siebie, zobaczy�em w ogrodzie, na wszystkich tarasach i trawnikach, r�wnie� rze�by nowoczesne. O ile mog�em s�dzi� z daleka, reprezentowany tam by� i Gaudier-Brzeska, i Brancusi, Saint-Gaudens, Henry Moore i zn�w Epstein.
Drzwi otworzy� m�ody s�u��cy, kt�ry zaprowadzi� mnie do sypialni na pierwszym pi�trze. Powiedzia�, �e ja�nie pani i go�cie odpoczywaj� i �e mniej wi�cej za godzin� wszyscy s� oczekiwani w g��wnym salonie w strojach wieczorowych.
Ot� zaw�d m�j wymaga sp�dzania weekend�w w obcych domach. Przypuszczam, �e w ci�gu roku odwiedzam oko�o pi��dziesi�ciu r�nych rezydencji i panuj�c� w nich atmosfer� nauczy�em si� wyczuwa� w jednej chwili. Potrafi� odr�ni� dobr� od z�ej niemal tu� po przekroczeniu progu � wystarczy, �e poci�gn� nosem, i ju� wiem. To, co tutaj poczu�em, nie spodoba�o mi si�: to by� niedobry zapach. Wyra�nie wyczuwa�em w powietrzu zapowied� czego� przykrego. Towarzyszy�o mi to wra�enie nawet w oparach luksusowej k�pieli w du�ej marmurowej wannie. Nie mog�em si� powstrzyma� od obaw, mog�em jedynie mie� nadziej�, �e przynajmniej do poniedzia�ku nie zdarzy si� nic nieprzyjemnego.
Pierwsze niemi�e wydarzenie � mo�e raczej niespodzianka ni� przykro�� � nast�pi�o dziesi�� minut p�niej. Siedzia�em na ��ku wk�adaj�c skarpetki, gdy drzwi otwar�y si� cicho i do pokoju wszed� garbaty karze�ek w czarnym fraku. Jest lokajem � wyja�ni�. � Nazywa si� Jelks i ma nadziej�, �e czuj� si� dobrze i niczego mi nie brakuje.
Potwierdzi�em jedno i drugie.
O�wiadczy�, �e do�o�y wszelkich stara�, �ebym przyjemnie sp�dzi� weekend. Podzi�kowa�em mu i czeka�em, a� wyjdzie. Waha� si� przez chwil�, a potem, zni�aj�c g�os z uszanowaniem, poprosi� o pozwolenie poruszenia pewnej do�� delikatnej materii. Powiedzia�em, �e mo�e m�wi� �mia�o.
Chodzi o napiwki � wyja�ni�. � Je�li ma by� szczery, jest to dla niego sprawa � wyzna� � nad kt�r� dotkliwie boleje.
� Oo! Czemu to?
No c�, je�li ju� naprawd� jestem ciekaw, to on osobi�cie nie mo�e si� pogodzi� z my�l�, �e go�cie czuj� si� zobligowani do dawania mu napiwku przy wyje�dzie � ale tak jest, niestety. Post�powanie niegodne zar�wno tego, kt�ry daje, jak i tego, kt�ry bierze. Co wi�cej, doskonale mu wiadomo, ile niepokoju prze�ywaj� tacy na przyk�ad go�cie jak ja, za pozwoleniem, kt�rzy daj� wi�cej, ni� ich na to sta�.
Zamilk� i ma�ymi przebieg�ymi oczkami �ledzi� wyraz mojej twarzy. Wymamrota�em niewyra�nie, �e je�li chodzi o mnie, to nie powinien si� przejmowa�.
Przeciwnie � powiedzia� � liczy na to, �e od razu zgodz� si� nic mu nie dawa�.
� Eee... po co si� tym zawczasu martwi� � odpowiedzia�em. � Zobaczymy, co zrobimy, jak przyjdzie pora.
� Nie. prosz� pana! � krzykn��. � B�agam, b�agam!
Ust�pi�em.
Podzi�kowa� i szuraj�c nogami podszed� o krok bli�ej. Potem przekrzywi� g�ow� i z�o�y� r�ce niby ksi�dz do modlitwy. Ma�e bystre oczka wci�� mnie bada�y, a ja z jedn� skarpet� na nodze i drug� w r�ku czeka�em, pr�buj�c zgadn��, co teraz nast�pi.
Chcia�by mnie poprosi� o jedno � powiedzia� cicho, tak cicho, �e g�os jego brzmia� jak muzyka dolatuj�ca na ulic� z du�ej sali koncertowej � �ebym da� mu zamiast napiwku trzydzie�ci trzy i jedn� trzeci� procenta od sumy, kt�r� wygram w karty. Je�eli przegram, nic mu nie zap�ac�.
Przedstawi� spraw� delikatnie i tak nieoczekiwanie, �e nawet nie poczu�em zdziwienia.
� Czy tu si� du�o gra, Jelks?
� O tak, prosz� pana.
� Trzydzie�ci trzy procent? Czy to nie troch� wy�rubowane?
� Nie s�dz�, prosz� pana.
� Dam ci dziesi��.
� Nie, prosz� pana, nie mog� si� zgodzi�. � Przyjrza� si� paznokciom swojej lewej r�ki i zmarszczy� brwi.
� Dam pi�tna�cie, zgoda?
� Trzydzie�ci trzy i jedna trzecia, prosz� �askawego pana. To skromna suma. W ko�cu, je�li wzi�� pod uwag�, �e nawet nie wiem, jaki z pana bryd�ysta, to to, co robi� � bez urazy � jest stawianiem na konia, kt�rego nie znam.
Zapewne uwa�acie pa�stwo, �e przede wszystkim nie powinienem by� rozpoczyna� jakichkolwiek targ�w z lokajem i, by� mo�e, macie racj�. Lecz jako osoba o pogl�dach liberalnych, zawsze robi� wszystko, by �y� w zgodzie z przedstawicielami klas ni�szych, a poza tym im d�u�ej my�la�em, tym by�em pewniejszy, �e nie mam prawa odrzuci� oferty, kt�ra mia�a wszystkie cechy sportowego ryzyka.
� W porz�dku, Jelks. Jak sobie �yczysz.
� Dzi�kuj� panu.
Ruszy� powoli w stron� drzwi, posuwaj�c si� bokiem jak krab, ale jeszcze raz przystan��, ju� z r�k� na klamce.
� Czy pozwoli pan, �e udziel� mu pewnej rady?
� S�ucham.
� Chodzi o to, �e ja�nie pani lubi licytowa� wysoko.
No, nie! Tego ju� za wiele! Tak mnie zaskoczy� t� uwag�, �e upu�ci�em skarpetk�. Ostatecznie, co innego niewinny sportowy zak�sftl z lokajem o napiwek, a co innego, kiedy ten wci�ga ci� w spisek, �eby ogra� z pieni�dzy pani� domu.
� Wystarczy, Jelks. W porz�dku.
� Bez obrazy, prosz� pana. Chcia�em tylko zaznaczy�, �e b�dzie pan gra� przeciwko ja�nie pani. Ona zawsze gra z majorem Haddockiem.
� Major Haddock? Czy chodzi o majora Jacka Haddocka?
� Tak jest, prosz� pana.
Zauwa�y�em, ze m�wi o tym cz�owieku z pewnym odcieniem szyderstwa. Jeszcze gorzej by�o z lady Turton. S�owa �ja�nie pani� wymawia� krzywi�c za ka�dym razem usta, jakby gryz� cytryn�, i g�osem, w kt�rym si� czu�o wyra�n� nut� kpiny.
� Pozwoli mi pan odej��, prosz� pana? Ja�nie pani zejdzie na d� o si�dmej. Tak samo major Haddock i reszta go�ci. � Wysun�� si� za drzwi, pozostawiaj�c w pokoju wra�enie wilgoci i s�aby zapach jakiej� ma�ci.
Wkr�tce po si�dmej odnalaz�em drog� do g��wnego salonu. Lady Turton, pi�kna jak zawsze, podesz�a, �eby mnie powita�.
� Wcale nie by�am pewna, �e pan przyjedzie � powiedzia�a tym swoim charakterystycznym p�askim g�osem. � Prosz� jeszcze raz powiedzie�, jak pan si� nazywa.
� Obawiam si�, �e wzi��em pani� za s�owo. Mam nadziej�, �e pani si� nie gniewa.
� A niby dlaczego? � odpowiedzia�a. � Mamy tu czterdzie�ci siedem sypialni... To jest m�j m��.
M�czyzna drobnej budowy wynurzy� si� spoza jej plec�w i powiedzia�:
� Jestem ogromnie zadowolony, �e m�g� pan do nas przyjecha�, zapewniam pana. � Mia� uroczy ciep�y u�miech i gdy wzi�� moj� r�k�, od razu poczu�em w jego palcach dotyk przyja�ni.
� A to jest Carmen La Rosa � powiedzia�a lady Turton.
By�a to kobieta pot�nej budowy, o wygl�dzie osoby maj�cej do czynienia z ko�mi. Skin�a mi g�ow� i chocia� wyci�gn��em do niej r�k�, nie poda�a mi swojej, zmuszaj�c mnie w ten spos�b do nag�ego manewru: wytar�em nos.
� Ma pan katar? � zapyta�a. � Wsp�czuj�. Nie spodoba�a mi si� panna Carmen La Rosa.
� A to jest Jack Haddock.
Zna�em tego cz�owieka z widzenia. By� dyrektorem jakich� towarzystw (cokolwiek by to mia�o znaczy�) i cz�owiekiem znanym w towarzyskich kr�gach. Wymieni�em jego nazwisko kilka razy w mojej rubryce, ale nigdy go nie lubi�em, przede wszystkim dlatego, �e odnosz� si� z g��bok� nieufno�ci� do ludzi � zw�aszcza major�w i pu�kownik�w � kt�rzy swoj� rang� wojskow� dyskontuj� w �yciu prywatnym. W smokingu, z t� swoj� twarz� pe�nokrwistego zwierz�cia, czarnymi brwiami i du�ymi bia�ymi z�bami wygl�da� tak przystojnie, �e a� nieprzyzwoicie. W u�miechu ods�ania� z�by po same dzi�s�a. Podaj�c mi swoj� ow�osion� br�zow� d�o�, u�miechn�� si�.
� Mam nadziej�, �e napisze pan o nas co� mi�ego w swojej gazecie.
� I dobrze zrobi � powiedzia�a lady Turton � bo w przeciwnym razie uka�e si� w mojej gazecie co� nieprzyjemnego o nim, i to na pierwszej stronie.
Roze�mia�em si�, lecz wszyscy troje � lady Turton, major Haddock i Carmen La Rosa � ju� byli odwr�ceni do mnie plecami; siadali na sofie. Jelks poda� mi co� do picia, a pan domu dyskretnie odci�gn�� w drugi koniec pokoju na spokojn� pogaw�dk�. Lady Turton raz po raz wzywa�a m�a, �eby poda� jej jeszcze jeden kieliszek martini, papierosa, popielniczk�, chusteczk� � za ka�dym razem unosi� si� w krze�le, lecz zawsze uprzedza� go czujny Jelks i wyr�czaj�c us�ugiwa� ja�nie pani.
Jelks kocha� swego pana, to by�o jasne; r�wnie jasne by�o, �e nienawidzi jego �ony. Wykonywa� jej polecenia z grymasem drwiny i ze �ci�gni�tymi ustami � tak mocno �ci�gni�tymi, �e przypomina�y indyczy kuper.
Nasza gospodyni posadzi�a przy stole Haddocka i pann� La Rosa po swojej prawej i lewej r�ce. W tym niekonwencjonalnym uk�adzie znalaz�em si� obok gospodarza na ko�cu sto�u, gdzie mogli�my kontynuowa� nasz� przyjemn� pogaw�dk� o malarstwie i rze�bie. Oczywi�cie zd��y�em ju� zauwa�y�, �e major jest w ja�nie pani zakochany. A tak�e � wyznaj� to z najwi�ksz� niech�ci� � nabra�em pewno�ci, �e na tego samego ptaszka poluje La Rosa.
Nasza gospodyni zdawa�a si� by� tym zachwycona, lecz nie jej m��. Widzia�em wyra�nie, �e rozmawiaj�c ze mn� pami�ta wci�� o tym, co rozgrywa si� na jego oczach, by� roztargniony i cz�sto przerywa� rozmow� w po�owie zdania, w�druj�c spojrzeniem na drugi koniec sto�u i zatrzymuj�c �a�osny wzrok na tej �licznej czarnow�osej g��wce i dziwnie rozd�tych chrapkach. Musia� zauwa�y� podniecenie �ony i to, �e gestykuluj�c �ywo w czasie rozmowy k�ad�a raz po raz r�k� na ramieniu majora, gdy ta druga kobieta, ta od koni, wci�� powtarza�a: �Natalia, Natalia, pos�uchaj mnie!�
� Jutro � powiedzia�em � musi pan pokaza� mi rze�by w ogrodzie.
� Oczywi�cie, z przyjemno�ci� � odpowiedzia� i zn�w pos�a� �onie spojrzenie, w kt�rym by�o jakie� ponad wszelkie s�owa b�aganie. By� pod ka�dym wzgl�dem cz�owiekiem tak �agodnym, �e nawet w takiej chwili nie widzia�o si� w nim nic gro�nego, �adnego gniewu, �adnej zapowiedzi wybuchu.
Po kolacji polecono mi przej�� od razu do kart i gra� z pann� Carmen La Rosa przeciwko majorowi Haddockowi i lady Turton. Lord Turton usiad� cicho z ksi��k� na sofie.
Bryd� � jak to bywa � okaza� si� raczej �redni i nudny. Dokucza� nam Jelks. Kr��y� doko�a nas przez ca�y wiecz�r, opr�niaj�c popielniczki, pytaj�c, czy nie chcemy si� czego� napi�, i zagl�daj�c w karty. By� niew�tpliwym kr�tkowidzem i nie s�dz�, by m�g� wiele zobaczy�, poniewa�, jak mo�e pa�stwo wiedz�, w Anglii �adnemu lokajowi nie wolno nosi� okular�w ani te�, skoro ju� o tym mowa, w�s�w. Jest to �elazna regu�a i ca�kiem rozs�dna, cho� nie bardzo wiem, co si� za ni� kryje. Chodzi pewnie o to, �e w�sy mog�yby nada� lokajowi wygl�d d�entelmena, a okulary upodobni� do Amerykanina � i gdzie by�my wtedy wszyscy wyl�dowali? W ka�dym razie Jelks by� niezno�ny przez ca�y wiecz�r, podobnie jak lady Turton, kt�r� wci�� odwo�ywano do telefonu w sprawach gazety.
O godzinie jedenastej podnios�a wzrok znad kart i powiedzia�a:
� Bazyli, czas i�� do ��ka.
� Tak, moja droga, najwy�sza pora. � Zamkn�� ksi��k�, wsta� i przez chwil� przygl�da� si� graj�cym. � Jak wam idzie? � zapyta�.
Wszyscy milczeli, wobec czego ja powiedzia�em:
� Wspaniale.
� Ciesz� si�. Jelks b�dzie si� wami opiekowa�, �eby�cie mieli wszystko, czego wam potrzeba.
S�ysza�em g�o�ne sapanie majora Haddocka i szelest kart padaj�cych na st� jedna po drugiej, a potem zaszura� nogami Jelks, sun�c po dywanie w nasz� stron�.
� �yczy pani, �ebym zosta�?
� Nie. Id� spa�. Ty te�, Bazyli.
� Tak, moja droga. Dobranoc pa�stwu.
Jelks otworzy� przed nim drzwi i pan domu powolnym krokiem wyszed� z salonu, a za nim jego s�u��cy.
Gdy tylko sko�czyli�my robra, powiedzia�em, �e te� chcia�bym si� po�o�y�.
� Doskonale � o�wiadczy�a lady Turton. � Dobranoc.
Poszed�em na g�r� do mojego pokoju, zamkn��em drzwi na klucz, wzi��em proszek na sen i zasn��em.
Nast�pnego dnia, w niedziel�, wsta�em oko�o dziesi�tej, ubra�em si� i zszed�em do pokoju �niadaniowego. Zasta�em ju� tam gospodarza, kt�remu Jelks podawa� cynaderki z rusztu, boczek i sma�one pomidory. Lord Turton by� zachwycony zobaczywszy mnie i zaproponowa�, aby�my natychmiast po �niadaniu wybrali si� na d�ug� przechadzk� po jego w�o�ciach. Odpar�em, �e nic nie mo�e sprawi� mi wi�kszej przyjemno�ci.
W p� godziny p�niej wyruszyli�my i nie macie pa�stwo poj�cia, jak� ulg� poczu�em znalaz�szy si� na �wie�ym powietrzu, z dala od tego domu. By� to jeden z tych ciep�ych, s�onecznych dni, kt�re zjawiaj� si� czasem w �rodku zimy po nocnej ulewie � zaskakuj�co s�oneczny, pe�en blasku i bez cienia wiatru. Nagie drzewa wydawa�y si� bardzo pi�kne w s�o�cu, z ga��zi kapa�y jeszcze krople wody i ka�u�e doko�a l�ni�y diamentami. Niebo pokrywa�y ma�e, blade ob�oczki.
� C� za prze�liczny dzie�!
� Tak, dzie� jest prze�liczny!
Niewiele wi�cej powiedzieli�my w czasie spaceru, nie by�o potrzeby. Lord Turton zaprowadzi� mnie wsz�dzie i pokaza� ws