9190
Szczegóły |
Tytuł |
9190 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9190 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9190 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9190 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Roald Dahl
CUDA
I DZIWKI
Prze�o�y� Andrzej Grabowski
Tytu� orygina�u
Switch Bitch
Copyright � Roald Dahl 1965, 1974
Redaktor merytoryczny Robert Ginalski
Projekt ok�adki Edward Karowicz
Ilustracja Antoni Chodorowski
Redaktor techniczna Iwona Wysocka
for the Polish edition
Copyright � 1990
Wydawnictwo GiG, R Ginalski i s-ka
For the cover art
Copyright � 1990 by
Edward Karowicz
ISBN 83-85G85-U-4
Wydawnictwo GiG, R Ginalski i s-ka,
Warszawa 1990
Wydanie I, ark wyd 7,8, ark druk 7
Nak�ad 50 000 egz
Sk�ad Zak�ad Poligraficzny �Fototype�, Milan�wek, ul Sportowa 3
Druk Drukarnia Wydawnicza im W L Anczyca w Krakowie
zam 1559/90
GO��
Nie tak dawno poczta kolejowa dostarczy�a mi pod drzwi domu drewnian� skrzyni�. By� to niezwykle mocny, solidnie wykonany przedmiot z twardego ciemnoczerwonego drewna, podobnego nieco do mahoniu. Z wielkim trudem przenios�em skrzyni� na st� w ogrodzie i dok�adnie j� obejrza�em. Odbity przez szablon napis na jednym z jej bok�w informowa�, �e nadano j� w Hajfie na statek motorowy �Gwiazda Waverley�, ale me znalaz�em ani nazwiska nadawcy, ani adresu. Pr�bowa�em wyszpera� w pami�ci kogo� z Hajfy lub jej okolic, kto zechcia�by mi przes�a� jaki� wspania�y prezent. Nikt taki jednak me przyszed� mi na my�l. Nie przestaj�c rozmy�la� nad t� zagadkow� spraw�, wolno poszed�em do szopy i wr�ci�em z m�otkiem i �rubokr�tem. Delikatnie zacz��em podwa�a� wieko skrzyni.
Nie do wiary, ale wype�nia�y j� ksi��ki! Niezwyk�e ksi��ki! Po kolei wyj��em je wszystkie i nie zagl�daj�c do �adnej, u�o�y�em na stole w trzech stosach. By�o tego dwadzie�cia osiem tom�w, i to bardzo pi�knych. Ka�dy identycznie luksusowo oprawiony w soczystozielony marokin z wyt�oczonymi na grzbiecie z�otymi inicja�ami O.H.C. i rzymsk� numeracj� (od I do XXVIII).
Wzi��em pierwszy z brzegu tom, numer XVI, i otworzy�em. Bia�e nieliniowane strony pokryte by�y schludnym, drobnym pismem utrwalonym czarnym atramentem. Na stronie tytu�owej po�o�ono dat� �1934�. Nic wi�cej. Wzi��em drugi tom, XXI. By� to r�wnie� r�kopis, sporz�dzony t� sam� r�k�, ale na stronie tytu�owej widnia�a data �1939�. Od�o�y�em go i wyci�gn��em pierwszy tom w nadziei, �e znajd� tam jaki� wst�p, a by� mo�e r�wnie� nazwisko autora. Tymczasem pod ok�adk� znalaz�em jedynie kopert�. By�a zaadresowana do mnie! Wyj��em z niej list i pr�dko spojrza�em na podpis. Brzmia� on: Oswald Hendryks Cornelius.
A wi�c nadawc� by� wuj Oswald!
Nikt z naszej rodziny od ponad trzydziestu lat nie mia� od niego wiadomo�ci. List nosi� dat� 10 marca 1964 i do jego nadej�cia mogli�my si� jedynie domy�la�, �e wuj nadal �yje. W�a�ciwie wiedzieli�my o nim tylko tyle, �e mieszka� we Francji, mn�stwo podr�owa� i �e by� bogatym kawalerem o skandalicznych, acz czaruj�cych narowach, stanowczo wyrzekaj�cym si� wszelkich kontakt�w z krewniakami. Wie�ci o nim by�y bez wyj�tku plotkami i pog�oskami. Te pierwsze odznacza�y si� tak� wspania�o�ci�, te drugie za� tak� egzotyk�, �e Oswald ju� od dawna uchodzi� w naszych oczach za legendarnego i �wietlanego bohatera. M�j drogi ch�opcze � zaczyna� si� list. � O ile wiem, ty i twoje trzy siostry jeste�cie moimi najbli�szymi krewnymi, a wi�c tak�e moimi prawowitymi spadkobiercami, kt�rym po mojej �mierci przypadnie � jako �e nie sporz�dzi�em testamentu � wszystko, co po mnie Zostanie. Niestety, nie zostanie nic. Mia�em wprawdzie spory maj�tek, niemniej ostatnimi czasy rozporz�dzi�em nim wed�ug w�asnego uznania, tobie nic do tego. Jednak�e na pocieszenie przesy�am ci moje poufne dzienniki. Te bowiem, moim zdaniem, powinny zosta� w rodzinie. Obejmuj� najlepsze lata mojego �ycia i nic ci nie Zaszkodzi, je�li je przeczytasz- Gdyby� jednak zacz�� si� Z nimi afiszowa� i po�ycza� je obcym, to bardzo si� narazisz. W przypadku ich opublikowania by�by to, jak s�dz�, koniec zar�wno tw�j, jak wydawcy. Trzeba ci bowiem wiedzie�, �e tysi�ce bohaterek, kt�re wymieniam w tych dziennikach, to nadal tylko p�-truch�a i gdyby� by� tak niem�dry, �eby splami� ich �nie�nobia�e opinie drukowanym b�otem, to w r�wno dwie sekundy po�o�� g�ow� na tacy, a na dobitk� jeszcze upiek� j� w piecyku. Wi�c lepiej uwa�aj - Spotka�em ci� tylko raz w �yciu. Wiele lat temu, w roku 1921, kiedy twoja rodzina mieszka�a w du�ym brzydkim domu w Po�udniowej Walii. Ja by�em twoim du�ym wujem, a ty bardzo ma�ym ch�opcem, mniej wi�cej pi�cioletnim. W�tpi�, czy pami�tasz swoj� �wczesn� m�od� norwesk� niani�. By�a to nadzwyczaj czysta, dorodna dziewczyna, rozkosznie kszta�tna nawet w uniformie z tym niedorzecznym wykrochmalonym gorsem skrywaj�cym jej �liczne piersi. Tego popo�udnia, kiedy tam by�em, w�a�nie nabiera�a ci� na spacer do lasu, �eby nagrywa� dzwonk�w, wi�c spyta�em, czy te� mog� p�j��. A. kiedy na dobre zag��bili�my si� w las, obieca�em ci, �e je�eli sam trafisz do domu, to dostaniesz czekolad�. I trafi�e� (patrz t. III). By�e� rozgarni�tym malcem. �egnaj � Oswald Hendryks Cornelius.
Nieoczekiwane nadej�cie dziennik�w wuja ogromnie podnieci�o nasz� rodzink�, kt�ra rzuci�a si� do ich czytania. I nie zawiedli�my si�. By�a to nadzwyczajna lektura � weso�a, dowcipna, ekscytuj�ca, a w dodatku nierzadko wzruszaj�ca. Wuj by� wulkanem energii. Ci�gle w ruchu, z miasta do miasta, z kraju do kraju, od kobiety do kobiety, a po drodze od jednej do drugiej szuka� paj�k�w w Kaszmirze albo tropi� w Nankinie waz� z niebieskiej porcelany. Jednak panie by�y u niego zawsze na pierwszym miejscu. Dok�dkolwiek pod��a�, nieodmiennie pozostawia� za sob� nie ko�cz�cy si� szlak us�any kobietami, kobietami wymaglowanymi i zwyobracanymi ponad wszelki wyraz, ale mrucz�cymi jak kotki.
Dwadzie�cia osiem tom�w, po bite trzysta stron ka�dy, to mn�stwo czytania i jest diablo niewielu pisarzy, kt�rzy potrafiliby przyku� czytelnik�w do lektury tak obszernej. A jednak Oswald tego dokona�. Jego narracja zawsze by�a smakowita, a tempo jej rzadko kiedy spada�o i prawie ka�dy rozdzia�, bez wyj�tku, d�ugi czy kr�tki, na oboj�tnie jaki temat, stawa� si� wspania�ym, osobnym ma�ym sko�czonym opowiadaniem, a kiedy cz�owiek wreszcie przeczyta� ostatni� stron� ostatniego tomu, z zapartym tchem uzmys�awia� sobie, �e zapewne obcowa� z jednym z najwi�kszych dzie� autobiograficznych naszych czas�w.
Gdyby dzienniki te traktowa� li tylko jako kronik� przyg�d mi�osnych, to bez w�tpienia nie maj� one sobie r�wnych. Przy nich Pami�tniki Casanovy czyta si� jak �Gazet� Parafialn��, natomiast �w s�ynny kochanek wygl�da w zestawieniu z moim wujem na seksualnego wstrzemi�liwca.
Ka�da strona dziennik�w zawiera�a towarzyski dynamit. Co do tego Oswald mia� racj�. Ale z pewno�ci� by� w b��dzie s�dz�c, �e wybuchy spowoduj� wy��cznie kobiety. A co z ich m�ami, upokorzonymi raptusami-rogaczami? Ura�ony rogacz to doprawdy ogromnie zawzi�ty zwierz, wi�c gdyby pami�tniki wuja Corneliusa ujrza�y �wiat�o dzienne w nie okrojonej postaci za �ycia tych ludzi, to tysi�cami zacz�liby wypada� z matecznik�w. Dlatego te� publikacja dziennik�w wuja by�a wykluczona.
Szkoda. Szkoda, prawd� m�wi�c, na tyle wielka, �e postanowi�em co� z tym zrobi�. Usiad�em zatem i powt�rnie przeczyta�em dzienniki od deski do deski w nadziei, �e odnajd� w nich przynajmniej jeden pe�ny ust�p, kt�ry mo�na poda� do druku i opublikowa� bez nara�ania wydawcy i siebie na powa�ny proces o znies�awienie. Ku mojej rado�ci znalaz�em co najmniej sze�� takich fragment�w.
Przedstawi�em je prawnikowi. O�wiadczy�, �e wed�ug niego s� one zapewne bezpieczne, ale �e za to nie r�czy. Doda�, i� jeden z nich, �Epizod na pustyni synajskiej�, wydaje mu si� �bezpieczniejszy� od pozosta�ych.
Tak wi�c postanowi�em, �e zaczn� od niego i zaproponuj� wydrukowanie go tu� po niniejszym kr�tkim wst�pie. A je�eli zostanie dobrze przyj�ty i nie wyniknie st�d nic z�ego, w�wczas by� mo�e opublikuj� par� dalszych.
Rozdzia� o Synaju pochodzi z ostatniego, XXVIII tomu dziennik�w wuja i nosi dat� 24 sierpnia 1946 roku. W rzeczy samej jest to ostatni zapis w tym ostatnim tomie, ostatnie s�owa zanotowane przez Oswalda i nie wiadomo dok�d si� uda� ani co robi� po tej dacie. Mo�emy si� tylko domy�la�. Za chwil� poznacie Pa�stwo �w fragment w ca�o�ci, co do s�owa, pozw�lcie jednak, �e najpierw, w�wczas bowiem �atwiej wam b�dzie zrozumie� sens s��w i post�powanie mojego wuja, opowiem wam co nieco o nim samym. Z masy wyzna� i pogl�d�w zawartych w tych dwudziestu o�miu tomach wy�ania si� ca�kiem wyra�ny obraz tej postaci.
W czasie epizodu na Synaju Oswald Hendryks Cornelius mia� lat pi��dziesi�t jeden i naturalnie by� zaprzysi�g�ym kawalerem. �Niestety � zwyk� powtarza� � zosta�em obdarzony, czy te� raczej obci��ony, nader wybredn� natur�.�
Do pewnego stopnia odpowiada�o to prawdzie, lecz je�li chodzi o ma��e�stwo, wyznanie to by�o jej dok�adnym przeciwie�stwem.
W rzeczywisto�ci Oswald stroni� od o�enku z tej prostej przyczyny, �e organicznie nie by� w stanie zaleca� si� do jednej kobiety d�u�ej, ni� zabiera� mu jej podb�j. Kiedy ju� tego dokona�, przestawa� si� ni� interesowa� i rozgl�da� si� za nast�pn� zdobycz�.
Przeci�tny m�czyzna z trudem uzna�by to za wystarczaj�cy pow�d do zaprzysi�g�ego kawalerstwa, ale Oswald nie by� przeci�tny. Nie nale�a� nawet do zwyk�ych poligamist�w. By� natomiast, szczerze m�wi�c, tak wielkim rozpustnikiem i tak niepoprawnym kobieciarzem, i� �adna narzeczona na �wiecie nie wytrzyma�aby z nim d�u�ej ni� kilka dni � nie wspominaj�c o miodowym miesi�cu � cho�, B�g �wiadkiem, nie brakowa�o ch�tnych, gotowych tego spr�bowa�.
By� wysokim, szczup�ym m�czyzn�, w kt�rym wyczuwa�o si� delikatn� natur� estety. G�os mia� cichy, maniery wytworne i na pierwszy rzut oka przypomina� raczej kr�lewskiego dworaka, ni� s�ynnego hukaj�. Nigdy nie rozmawia� z innymi m�czyznami o swoich mi�osnych podbojach, a ci, kt�rzy go nie znali, cho�by sp�dzili na pogaw�dce z nim ca�y wiecz�r, nie dopatrzyliby si� w jego niewinnych oczach cienia fa�szu czy podst�pu. W rzeczywisto�ci Oswald nale�a� do tych m�czyzn, kt�rym ojcowie najcz�ciej powierzaj� odprowadzenie swoich c�rek do domu.
Jednak�e wystarczy�o posadzi� go przy kobiecie � kobiecie, kt�r� si� zainteresowa� � a natychmiast jego oczy zmienia�y wyraz, kiedy za� na ni� patrzy�, z wolna, w samym �rodku ich �renic zaczyna�y ta�czy� malutkie niebezpieczne iskierki. Potem za� rozwija� ca�� swoj� elokwencj�, m�wi�c do niej szybko, m�drze i niemal na pewno dowcipniej, ni� ktokolwiek przed nim. Taki ju� mia� dar, jedyny w sobie niepowtarzalny talent, a kiedy si� postara�, to tak umia� oplata� s�owami s�uchaczk�, �e w ko�cu poddawa�a si� jego �agodnemu hipnotycznemu urokowi.
Ale nie tylko jego swada i spojrzenia fascynowa�y kobiety. Tak�e jego nos. (W t. XIV z nieukrywan� przyjemno�ci� cytuje li�cik pewnej pani, w kt�rym opisuje ona te sprawy bardzo szczeg�owo). Zdaje si�, �e w chwilach podniecenia co� dziwnego dzia�o si� z jego nozdrzami, kt�rych brzegi kurczy�y si�, a ich widoczne dr�enie powi�ksza�o mu dziurki w nosie, ods�aniaj�c ca�e powierzchnie jaskrawoczerwonej sk�ry wewn�trz. Dawa�o to wra�enie dziwno�ci, dziko�ci, zwierz�co�ci i cho� w opisie nie wygl�da zbyt pon�tnie, na panie mia�o wp�yw piorunuj�cy.
Kobiety lgn�y do Oswalda niemal bez wyj�tku. Przede wszystkim by� m�czyzn�, kt�ry za �adne skarby nie chcia� nale�e� do �adnej i ju� samo to czyni�o go po��danym. Dorzu�cie, Pa�stwo, do tej kombinacji cech wybitny intelekt, nadmiar osobistego uroku i opini� niepohamowanego rozpustnika, a otrzymacie skuteczn� recept� na sukces.
Z drugiej strony � odk�adaj�c na chwil� nies�awny i swawolny aspekt tej historii � nie wolno pomin�� innych zaskakuj�cych cech charakteru mojego wuja, kt�re same w sobie czyni� ze� osob� interesuj�c�. Na przyk�ad, wiedzia� nieomal wszystko o dziewi�tnastowiecznej operze w�oskiej i napisa� ciekawy podr�cznik na temat trzech kompozytor�w: Donizettiego, Verdiego i Ponchielliego. Wyliczy� w nim wszystkie wa�niejsze kochanki owych tw�rc�w, kt�re mieli w ci�gu ca�ego �ycia, i w jak najbardziej powa�ny spos�b zanalizowa� zale�no�� pasji tw�rczej i cielesnej oraz ich wzajemnego wp�ywu, zw�aszcza w odniesieniu do dzie� tych kompozytor�w.
Oswald interesowa� si� r�wnie� chi�sk� porcelan� i uchodzi� poniek�d za mi�dzynarodowy autorytet w tej dziedzinie. Wyj�tkow� mi�o�ci� darzy� niebieskie wazy z epoki Ts�in-Hoa i posiada� ma��, lecz wyborn� ich kolekcj�.
Poza tym zbiera� tak�e paj�ki i laski.
Jego kolekcja paj�k�w, a dok�adniej, paj�czak�w, zbiera� bowiem skorpiony i spaw�ki, prawdopodobnie nie mia�a sobie r�wnych poza muzeami, a jego wiedza o setkach ich rodzaj�w i gatunk�w by�a imponuj�ca. Mimochodem i zapewne nie bez s�uszno�ci twierdzi�, �e jedwab paj�czy przewy�sza sw� jako�ci� prz�dz� jedwabnik�w, i nosi� wy��cznie krawaty utkane z tego materia�u. W sumie mia� ich ze czterdzie�ci, a pragn�c co roku uzupe�nia� sw� garderob� o dwa nowe, �eby je sobie zapewni�, musia� trzyma� tysi�ce egzemplarzy gatunk�w Arana i Epeira diademata (zwyczajnych angielskich paj�k�w ogrodowych) w starej cieplarni w ogrodzie swojego wiejskiego domu pod Pary�em, gdzie p�odzi�y si� i mno�y�y mniej wi�cej w tym samym tempie, z jakim si� nawzajem po�era�y. W�asnor�cznie podbiera� im surow� prz�dz� � nikt inny nie odwa�y�by si� bowiem wej�� do tej upiornej szklarni � i posy�a� j� do Avignonu, gdzie nawijano j� na szpule, myto, farbowano i tkano. Z Avignonu paj�cz� tkanin� dostarczano wprost do Sulki, kt�ry by� tym zachwycony i z najwi�ksz� przyjemno�ci� projektowa� krawaty z tak rzadkiej i wspania�ej materii.
� Doprawdy, przecie� ty nie mo�esz lubi� paj�k�w! � wykrzykiwa�y do Oswalda odwiedzaj�ce go panie, kiedy demonstrowa� im swoj� kolekcj�.
� Ale� ja je uwielbiam � odpowiada�. � A zw�aszcza samice. Tak bardzo przypominaj� mi niekt�re znajome. Przypominaj� mi kobiety, jakie lubi� najbardziej.
� G�upstwa pleciesz, kochanie
� G�upstwa? W �adnym razie.
� Ale� to zniewaga.
� Przeciwnie, moja droga, trudno o wi�kszy komplement z moich ust. Czy wiesz, na przyk�ad, �e samica paj�ka zachowuje si� w trakcie aktu mi�osnego tak okrutnie, �e samiec ma doprawdy wielkie szcz�cie, je�eli po wszystkim ujdzie z �yciem? Ucieknie ca�y i zdr�w tylko w�wczas, je�li b�dzie nadzwyczaj zr�czny i zdumiewaj�co sprytny.
� Ale� Oswaldzie! Co te� ty wygadujesz!
� No, a samica paj�ka bokochoda, moja pupilka, malusie�ka tyciusie�ka bokoch�dka, jest tak niebezpiecznie nami�tna, �e jej kochanek, zanim o�mieli si� j� obj��, musi j� wprz�d omota� zawi�ymi p�tlicami i w�z�ami z w�asnej nici.
� Och, przesta�, Oswaldzie, natychmiast! � wykrzykiwa�y z b�yszcz�cymi oczami odwiedzaj�ce go panie.
Natomiast zbi�r lasek Oswalda to ca�kiem osobny rozdzia�. Wszystkie bez wyj�tku nale�a�y do wybitnych b�d� odra�aj�cych osobisto�ci, a Oswald przechowywa� je w swoim paryskim mieszkaniu, wystawione w dw�ch d�ugich stojakach biegn�cych wzd�u� �cian korytarza, cho� mo�e trafniej by�oby powiedzie� � go�ci�ca, wiod�cego z salonu do sypialni. Nad wszystkimi wisia�y tabliczki z ko�ci s�oniowej, zaopatrzone w napisy: Sibelius, Milton, Kr�l Faruk, Dickens, Robespierre, Puccini, Oscar Wilde, Franklin Roosevelt, Goebbels, Kr�lowa Wiktoria, Toulouse-Lautrec, Hindenburg, To�stoj, Lavwal, Sara Bernhardt, Goethe, Woroszy�ow, Cezanne, Toho... Na pewno by�o ich tam w sumie ponad sto, niekt�re bardzo pi�kne, niekt�re ca�kiem zwyczajne, inne ze z�otymi i srebrnymi ga�kami, a jeszcze inne z zagi�tymi r�czkami.
� We� lask� To�stoja � m�wi� Oswald do pi�knego go�cia. � Prosz�, we� j�... dobrze... a teraz... teraz delikatnie potrzyj r�czk�, wy�wiecon� d�oni� tego wielkiego cz�owieka. Czy� to nie cudowne uczucie, kiedy twoja sk�ra styka si� z tym przedmiotem?
� Tak, rzeczywi�cie.
� A teraz we� lask� Goebbelsa i zr�b to samo. Ale przy�� si� do tego! Mocno �ci�nij r�czk�... tak... a teraz oprzyj si� na niej ca�ym ci�arem, oprzyj mocno, dok�adnie tak, jak kiedy� ten ma�y chromy doktor... prosz�... o, tak... a teraz przez chwil� st�j, jak stoisz, a potem powiesz mi, czy czujesz, jak cienka lodowata stru�ka wpe�za ci po r�ce i dociera do piersi?
� To przera�aj�ce!
� No pewnie. Niekt�rzy mdlej�. Z miejsca wal� si� z n�g.
Nikt si� nigdy nie nudzi� w towarzystwie Oswalda i by� mo�e na tym w�a�nie przede wszystkim polega�a tajemnica jego powodzenia.
Dochodzimy ju� do epizodu na Synaju. Tego miesi�ca Oswald uprzyjemnia� sobie czas jazd� w ca�kiem relaksowym tempie z Chartumu do Kairu. Podr�owa� ekskluzywn� przedwojenn� lagond�, kt�r� w czasie wojny pieczo�owicie przechowywa� w Szwajcarii i kt�ra, jak mo�ecie sobie Pa�stwo wyobrazi�, by�a wyposa�ona we wszelkie mo�liwe udogodnienia pod s�o�cem. W dniu poprzedzaj�cym zdarzenia na pustyni synajskiej (23 sierpnia 1946 roku) wuj przebywa� w Kairze, gdzie mieszka� w hotelu Shephearda, i tamtego wieczoru, po szeregu zuchwa�ych forteli uda�o mu si� dosta� w swoje r�ce pewn� maureta�sk� dam� imieniem
Izabela, przypuszczalnie z arystokratycznej rodziny. Traf chcia�, �e jak si� okaza�o, by�a ona zazdro�nie strze�on� kochank� ni mniej, ni wi�cej tylko pewnej znanej, cierpi�cej na niestrawno�� Kr�lewskiej Osobisto�ci (w owym czasie w Egipcie wci�� istnia�a monarchia). Zagranie to by�o typowe dla Oswalda.
Ale na tym nie koniec. O p�nocy zawi�z� ow� pani� do Gizy i nam�wi� do wsp�lnego wej�cia przy �wietle ksi�yca na sam szczyt wielkiej piramidy Cheopsa.
Nie ma bardziej bezpiecznego i bardziej romantycznego miejsca, ni� wierzcho�ek piramidy w ciep�� noc przy pe�ni ksi�yca � zapisa� w swoich dziennikach. � Nami�tno�ci wzbieraj� tam w cz�owieku nie tylko pod wp�ywem wspania�ych widok�w, ale tak�e dzi�ki osobliwemu uczuciu pot�gi, kt�re wzmaga si� w ciele patrz�cego na �wiat z wielkiej wysoko�ci. Co za� do bezpiecze�stwa, to piramida ta liczy dok�adnie 481 st�p wysoko�ci, czyli o 115 st�p wi�cej ni� kopu�a katedry �wi�tego Paw�a, a z jej szczytu bez trudno�ci mo�na obserwowa� wszystkie prowadz�ce do niej drogi. �aden inny buduar na �wiecie nie zapewnia takich udogodnie�. �aden nie ma r�wnie� tylu wyj�� awaryjnych, je�li zatem zdarzy si�, �e jaka� z�owroga posta� zechce wspina� si� w po�cigu za kim� z jednej strony piramidy, wystarczy spokojnie i po cichu zej�� w d� po jej drugiej strome...
Okaza�o si�, �e tej nocy Oswald doprawdy tylko o ma�y w�os unikn�� nieszcz�cia. Do pa�acu najwidoczniej przedosta�a si� jako� wie�� o romansiku wuja, bo ze swojego wynios�ego, sk�panego w �wietle ksi�yca szczytu piramidy dostrzeg� on nie jedn�, lecz a� trzy z�owrogie postacie, zbli�aj�ce si� z trzech stron i przyst�puj�ce do wspinaczki. Na jego szcz�cie piramida Cheopsa ma cztery boki, wi�c zanim arabscy zb�jcy dotarli na wierzcho�ek, dw�jka kochank�w znalaz�a si� ju� na dole i wsiada�a do samochodu.
Zapis z 24 sierpnia podejmuje opowie�� wuja w tym w�a�nie momencie. Odtworzona jest ona s�owo w s�owo, przecinek po przecinku, tak jak j� zapisa� Oswald. Nic nie zosta�o zmienione, dodane ani uj�te.
24 sierpnia 1946
� Je�li teraz z�apie Izabel�, utnie jej g�ow� � o�wiadczy�a Izabela.
� Bzdury � odpar�em, cho� podejrzewa�em, �e si� nie myli.
� Oswaldowi te� utnie g�ow� � zapewni�a.
� Nie mnie, szanowna pani. O �wicie b�d� ju� daleko st�d. Natychmiast odje�d�am prosto z biegiem Nilu do Luksoru.
Oddalili�my si� szybko od piramid. By�o oko�o wp� do trzeciej w nocy.
� Do Luksoru? � zapyta�a.
� Tak.
� To Izabela jedzie z tob�.
� Nie � odpar�em na to.
� Tak!
� Podr�owanie z dam� jest wbrew moim zasadom � o�wiadczy�em.
W przedzie zamajaczy�y przed nami sk�pe �wiat�a. Pochodzi�y ze stoj�cego niedaleko piramid hotelu Mena Hose, w kt�rym zatrzymywali si� tury�ci na pustyni. Podjecha�em bli�ej i zatrzyma�em w�z.
� Tu ci� wysadz� � powiedzia�em. � Zabawili�my si� wspaniale.
� A wi�c nie zabierzesz Izabeli do Luksoru?
� Niestety nie � odpar�em. � No, dalej, wysiadaj.
Zabiera�a si� ju� do wysiadania, kiedy nagle znieruchomia�a z nog� opuszczon� na drog�, obr�ci�a si� znienacka w moj� stron� i wyla�a na mnie kube� pomyj tak plugawych, a przy tym tak potoczystych, �e nic podobnego nie s�ysza�em z ust kobiety od roku 1931, kiedy to w Marakeszu ta �akoma stara ksi�na Glasgow wsadzi�a r�k� do pude�ka czekoladek i zosta�a uk�szona przez skorpiona, kt�rego zbiegiem okoliczno�ci tam schowa�em (t. XIII, 5 czerwca 1931).
�Jeste� niesmaczna � powiedzia�em.
Izabela wyskoczy�a i trzasn�a drzwiczkami tak mocno, �e samoch�d a� podskoczy� na ko�ach. Odjecha�em stamt�d w te p�dy. Bogu dzi�ki, �e si� jej pozby�em. Nie znosz� grubia�stwa u pi�knych kobiet.
Odje�d�aj�c, nie odrywa�em oczu od lusterka, ale na razie nie by�o wida�, aby kto� mnie goni�. Dojechawszy na przedmie�cia Kairu, zacz��em przedziera� si� bocznymi uliczkami, omijaj�c centrum miasta. Nie przejmowa�em si� zanadto sytuacj�. Niepodobna, �eby kr�lewscy cerberzy po�wi�cili mojej sprawie wiele wi�cej czasu. Niemniej powr�t do hotelu Shephearda by�by w tej chwili przesadn� brawur�. Zreszt� nie by� konieczny, bo nie licz�c ma�ej walizki, ca�y m�j baga� mia�em ze sob� w samochodzie. Nigdy nie zostawiam walizek w pokojach hotelowych, kiedy wieczorem wychodz� zabawi� si� w obcym mie�cie. Lubi� mie� swobod� ruchu.
Oczywi�cie ani przez chwil� nie my�la�em jecha� do Luksoru. Pragn��em tylko jednego � wynie�� si� z Egiptu. Ten kraj wcale mi si� nie podoba�. W gruncie rzeczy, nie podoba� mi si� nigdy. Czu�em si� w nim bardzo nieswojo. My�l�, �e z powodu wszechobecnego tam brudu i obrzydliwych zapach�w. No, ale fakt faktem, jest to naprawd� brudny i niechlujny kraj i cho� bardzo przykro mi to m�wi�, �ywi� bardzo silne podejrzenie, i� Egipcjanie myj� si� najmniej dok�adnie ze wszystkich znanych mi narod�w �wiata � mo�e jeszcze tylko z wyj�tkiem Mongo��w. A ju� na pewno nie myj� naczy� tak, by zadowoli� moje wymagania w tym wzgl�dzie. Chcecie to wierzcie, chcecie, nie wierzcie, ale na wr�bku fili�anki, kt�r� podano mi wczoraj przy �niadaniu, odkry�em d�ugi zaschni�ty kawowego koloru �lad po ustach. Fuj! Co za ohyda! Wpatrywa�em si� we� jak urzeczony, zastanawiaj�c si�, czyja to za�liniona dolna warga go tam zostawi�a.
Jecha�em w�a�nie w�skimi brudnymi ulicami wschodnich przedmie�� Kairu. Wiedzia�em dok�adnie, dok�d zmierzam. Decyzj� t� podj��em jeszcze przed dotarciem z Izabel� do po�owy piramidy Cheopsa, kiedy schodzili�my. Zmierza�em do Jerozolimy. Nie by�o to zbyt daleko, mnie za� zawsze podoba�o si� to miasto. A co wi�cej, by� to najszybszy spos�b na opuszczenie Egiptu: Moja trasa wygl�da�a nast�puj�co:
1. Z Kairu do Ismailii. Oko�o trzech godzin jazdy. Po drodze, jak zwykle, �piewanie arii operowych. Przyjazd do Ismailii sz�sta, si�dma rano. Wynaj�cie pokoju i dwie godziny snu. Nast�pnie prysznic, golenie, �niadanie.
2. O dziesi�tej przejazd przez Kana� Sueski po mo�cie Ismailskim i droga przez Synaj do granicy Palestyny. En route poszukiwanie skorpion�w na pustyni synajskiej. Czas dotarcia do granicy palesty�skiej � po oko�o czterech godzinach jazdy � druga po po�udniu.
3. Stamt�d dalsza podr� prosto do Jerozolimy przez Beer-Szeb� i przyjazd do hotelu Kr�la Dawida w porze koktajl�w i kolacji.
Od czasu gdy podr�owa�em t� sam� drog�, min�o kilka �adnych lat, ale dobrze pami�ta�em, �e pustynia synajska to wy�mienite miejsce do �ow�w na skorpiony. Bardzo pragn��em mie� jeszcze jedn� samic� opisthophtalmusa � i to du��. Tej, kt�r� posiada�em, brakowa�o pi�tego cz�onu na odw�oku, wi�c si� jej wstydzi�em.
Odszukanie g��wnej szosy do Ismailii nie zaj�o mi du�o czasu i w chwil� po wjechaniu na ni� rozp�dzi�em swoj� lagond� do sta�ej pr�dko�ci sze��dziesi�ciu mil na godzin�. Droga ta by�a w�ska, ale mia�a g�adk� nawierzchni� i nic ni� nie jecha�o. Wok� mnie w �wietle ksi�yca rozci�ga� si� przygn�biaj�cy i pos�pny krajobraz delty Nilu � p�askie bezdrzewne pola, przecinaj�ce je rowy i wsz�dzie jak okiem si�gn�� czarna gleba. Niewymownie ponury widok.
To mnie jednak nie martwi�o. Nie nale�a�em do tej krainy. By�em od niej ca�kowicie odizolowany w mojej w�asnej luksusowej skorupie, schowany przytulnie jak krab pustelnik, ale przemieszczaj�c si� znacznie szybciej od niego. Och, jak�e ja uwielbiam tak podr�owa�, mkn�� na spotkanie nowych ludzi i nowych miejsc, stare zostawiaj�c daleko w tyle! To dla mnie najwi�ksza frajda w �yciu. Jak�e pogardzam przeci�tnym szarym osobnikiem, kt�ry osiada na male�kim skraweczku ziemi z jedn� niem�dr� kobiet�, �eby rozmna�a� si�, kisi� i gni� w tym stanie a� do �mierci. I w dodatku ci�gle z tym samym babskiem! Nie wyobra�am sobie, �eby jakikolwiek m�czyzna przy zdrowych zmys�ach m�g� wytrzyma� z jedn� i t� sam� samiczk� dzie� w dzie�, rok po roku. Niekt�rzy oczywi�cie wytrzymuj�. Ale miliony udaj�, �e jest inaczej.
Ja sam nigdy, przenigdy nie pozwoli�em sobie na d�u�sz� ni� p� doby cielesn� za�y�o�� z kobiet�. Tej granicy za nic nie przekraczam. Nawet osiem godzin to, moim zdaniem, przeci�ganie struny. Prosz� spojrze�, co zdarzy�o si�, na przyk�ad z Izabel�. Dop�ki przebywali�my na szczycie piramidy, by�a niezwykle grack� m�od� dam�, powoln� i swawoln� jak szczeni�tko, tote� gdybym zostawi� j� tam na �ask� trzech arabskich zb�j�w i zwia� sam, wszystko by�oby jak nale�y. Jednak�e g�upio pozwoli�em jej przyczepi� si� do mnie, skutkiem czego ta �liczna dama przemieni�a si� w ordynarn� rozwrzeszczan� dziewk�, na kt�r� przykro patrze�.
Na jakim �wiecie �yjemy! Rycersko�� nie znajduje ju� podzi�ki.
Lagonda g�adko sun�a w�r�d nocy. Pomy�la�em, �e czas na oper�. Co za�piewa� tym razem? By�em w nastroju na Verdiego. Mo�e co� z Aidy? Naturalnie! Jasne, �e z Aidy � opery o Egipcie! Aida by�a najstosowniejsza.
Zacz��em �piewa�. Tej nocy by�em wyj�tkowo przy g�osie. Co za rozkosz! Przeje�d�aj�c przez ma�� mie�cin� Bilbeis wcieli�em si� w sam� Aid�, �piewaj�c Numei pi�ta, pi�kny pasa� ko�cz�cy pierwsz� scen�.
W p� godziny potem, w Zagazig, by�em Amonasrem, b�agaj�cym kr�la Egiptu o ocalenie dwustu etiopskich bra�c�w w arii Ma tu, re, tu signore possente.
Przeje�d�aj�c przez El Abass�, sta�em si� Radamesem, wykonuj�cym Fuggiam gli adori nospiti; otworzy�em ju� wszystkie okna w samochodzie, �eby ta niezr�wnana pie�� mi�osna dosi�g�a uszu fellach�w chrapi�cych w swoich przydro�nych lepiankach, a by� mo�e przenikn�a do ich sn�w.
Kiedy dotar�em do Ismailii, by�a sz�sta rano i s�o�ce ju� si� wspi�o na mlecznob��kitne niebo, ja jednak�e siedzia�em z Aid� w straszliwym, zapiecz�towanym lochu �piewaj�c O, terra, addio; addio valle di pianti!
Jak�e szybko zlecia�a mi ta podr�. Zajecha�em do hotelu. Obs�uga zacz�a w�a�nie otrz�sa� si� ze snu. Rozrusza�em ich tam jeszcze bardziej i dosta�em najlepszy wolny pok�j. Prze�cierad�a i pledy na ��ku wygl�da�y tak, jakby spa�o w nich dwudziestu pi�ciu niemytych Egipcjan przez dwadzie�cia pi�� nocy z rz�du, wi�c zerwa�em je w�asnymi r�kami (kt�re natychmiast potem wyszorowa�em odka�aj�cym myd�em) i zast�pi�em swoj� po�ciel�. Potem nastawi�em budzik i przespa�em smacznie dwie godziny.
Na �niadanie zam�wi�em jajko w koszulce i grzank�. Kiedy przyniesiono mi to danie � a s�owo wam daj�, �e nawet od samego pisania o tym kurczy mi si� �o��dek � ��tko mojego jajka przecina� na skos b�yszcz�cy, kr�cony, kruczoczarny w�os ludzki! Tego ju� by�o za wiele. Odskoczy�em od sto�u i wypad�em z jadalni. � Addio! � zawo�a�em, w przelocie rzucaj�c kasjerowi pieni�dze: addio, valli di pianti! I tyle mnie tam widzieli.
Pora na pustyni� synajsk�. C� za mi�a i po��dana odmiana. Prawdziwa pustynia to jedno z najmniej zanieczyszczonych miejsc na �wiecie, Synaj za� nie jest tu wyj�tkiem. Biegn�ca przeze� szosa by�a w�skim, mniej wi�cej stupi��dziesi�ciomilowym pasem smo�owanego t�ucznia, z jedyn� stacj� benzynow� i gromad� bud przy znaku oznaczaj�cym po�ow� trasy, w miejscowo�ci o nazwie B�ir Rawd Salim. Poza tym przez ca�� drog� nie by�o tam nic opr�cz szczerej, nie zamieszkanej pustyni. O tej porze foku panowa� tam z pewno�ci� wielki upa�, wi�c na wypadek awarii samochodu trzeba mie� by�o z sob� wod� pitn�. Dlatego te� na g��wnej ulicy Ismailii zajecha�em, �eby nape�ni� sw�j awaryjny pojemnik, pod co�, co udawa�o sklep wielobran�owy.
Wszed�em do �rodka i przem�wi�em do w�a�ciciela. Cz�owiek ten cierpia� na ci�ki przypadek jaglicy. Jej ziarna by�y tak nap�cznia�e, �e powieki tego nieszcz�nika odstawa�y mu od ga�ek ocznych � zgroza patrze�! Zapyta�em, czy sprzeda mi galon przegotowanej wody. Wzi�� mnie za wariata, tym bardziej szalonego, kiedy upar�em si�, �eby p�j�� z nim do kapi�cej od brudu kuchni i upewni� si�, czy wszystkiego dopilnowa�. Nape�ni� czajnik wod� z kranu i postawi� go na naftowym piecyku. Piecyk pali� si� male�kimi ��tymi dymnymi p�omyczkami. W�a�ciciel by� chyba nadzwyczaj dumny zar�wno z niego, jak i z jego wydajno�ci, bo sta�, podziwiaj�c go z przekrzywion� g�ow�. Po chwili zapyta� mnie, czy nie wola�bym wyj�� i zaczeka� w sklepie. Zapewni�, �e przyniesie mi wod�, kiedy si� zagotuje. Odm�wi�em opuszczenia kuchni. Sta�em tam, wpatruj�c si� w czajnik jak lew i czekaj�c na zagotowanie si� wody. W trakcie tego oczekiwania za� nagle zacz�a mi si� wy�ania� przed oczami w ca�ej swej potworno�ci scena ze �niadania � jajko, ��tko i w�os! Do kogo nale�a� k�ak wbity w �liskie ��tko mojego �niadaniowego jajka w brudnej koszulce? Niew�tpliwie do kucharza. A kiedy� to, je�li �aska, �w kucharz my� ostatnio g�ow�? Prawdopodobnie nigdy w �yciu. Ano w�a�nie! W�os by� na pewno zawszony. To jednak samo w sobie nie spowodowa�oby jego wypadni�cia. Co wi�c sprawi�o, �e w�os kucharza wpad� do mojego jaja tego ranka, kiedy ten przenosi� je z patelni na talerz? Wszystko ma swoj� przyczyn�, a w tym przypadku by�a ona oczywista. G�ow� kucharza pokrywa� ropiej�cy �ojotokowy liszajec. A sam w�os, d�ugi czarny w�os, kt�ry, gdybym by� mniej czujny, ani chybi bym po�kn��, roi� si� od milion�w milusich chorobotw�rczych ziarenkowc�w, kt�rych dok�adna naukowa nazwa wylecia�a mi, na szcz�cie, z g�owy.
Zapytacie, czy mog� by� w stu procentach pewien, �e �w kucharz mia� ropiej�cy liszajec �ojotokowy? Nie, nie w stu procentach. Lecz je�eli nie mia� liszajca, to z pewno�ci� grzybic� strzyg�c�. A co to oznacza�o, wiedzia�em a� za dobrze. Znaczy�o to, �e dziesi�� milion�w mikrozarodnikowych grzyb�w przywar�o i rozrasta�o si� k�pami na tym strasznym w�osie, tylko czekaj�c, �eby mi wej�� do ust.
Zrobi�o mi si� niedobrze.
� Woda wrze! � oznajmi� triumfalnie w�a�ciciel sklepu.
� Niech wrze � odpar�em. � Niech gotuje si� przez osiem minut. Czym pan chce mnie zarazi�... tyfusem?
Je�li mog�, to nigdy nie pij� samej wody, niechby nie wiem jak czystej. Zwyk�a woda nie ma smaku i zapachu. Naturalnie pijam j� w postaci herbaty czy kawy, ale nawet w�wczas do ich zaparzenia staram si� zdoby� butelkowan� wod� Vichy lub Malvemska. Unikam wody z kranu. Woda z kranu to straszne paskudztwo. Cz�sto s� to ni mniej, ni wi�cej tylko przefiltrowane nieczysto�ci.
� Ta woda wkr�tce si� wygotuje i wyparuje � powiedzia� w�a�ciciel sklepu, szczerz�c do mnie w u�miechu zielonkawe z�by.
Sam zdj��em czajnik z ognia i przela�em jego zawarto�� do pojemnika.
Znalaz�szy si� z powrotem w sklepie, kupi�em p� tuzina pomara�czy, ma�ego arbuza i tabliczk� szczelnie zapakowanej angielskiej czekolady. A potem wr�ci�em do lagondy. Nareszcie stamt�d odjecha�em.
W kilka minut przejecha�em po zwodzonym mo�cie na Kanale Sueskim, tu� za jeziorem Timsah, maj�c przed sob� p�ask�, buchaj�c� �arem pustyni� i w�sk� drog� ze smo�owanego t�ucznia, rozwidlaj�c� si� przede mn� niczym czarna wst�ga a� po horyzont. Rozp�dzi�em lagond� do zwyk�ej, sta�ej pr�dko�ci sze��dziesi�ciu pi�ciu mil i otworzy�em szeroko okna. Powietrze, kt�re wpad�o do �rodka, by�o jak podmuch z gor�cego pieca. Zbli�a�o si� po�udnie, a roz�arzone s�o�ce pada�o wprost na dach mojego samochodu. Termometr w �rodku wskazywa� 41 stopni C. Ale jak wiecie, gor�co mi nie przeszkadza, o ile siedz� bez ruchu i jestem odpowiednio ubrany, a w tym przypadku mia�em na sobie kremowe lniane spodnie, bia�� przewiewn� koszul� i krawat z paj�czego jedwabiu o barwie prze�licznego, soczy�cie zielonego mchu. Czu�em si� b�ogo na ciele i duszy.
Kr�tko rozwa�a�em my�l, czy en route nie od�piewa� jeszcze jednej opery � by�em w nastroju na La Giocond� � ale po zanuceniu kilku takt�w z otwieraj�cego j� ch�ru, odrobin� si� zadysza�em, zadzwoni�em tedy na spuszczenie kurtyny i zamiast �piewa�, zapali�em papierosa.
Jecha�em w�a�nie przez najbardziej obfituj�c� w skorpiony krain� na �wiecie i mia�em ogromn� ochot�, �eby przed dotarciem do znajduj�cej si� w po�owie trasy stacji benzynowej w B�ir Rawd Salim przystan�� na poszukiwania. Do tej pory, cho� z Ismailii wyjecha�em przed godzin�, nie spotka�em �adnego pojazdu i nie zobaczy�em �ywego stworzenia. To mi dogadza�o. Synaj jest najprawdziwsz� pustyni�. Zjecha�em na pobocze drogi i zgasi�em silnik. Poczu�em �aknienie, wi�c zjad�em pomara�cz�. Potem w�o�y�em na g�ow� he�m tropikalny i wolno wysiad�em z samochodu � mojej wygodnej skorupy kraba pustelnika � na s�o�ce. Przez ca�� minut� sta�em bez jednego ruchu na �rodku szosy, mru��c oczy na widok jaskrawego otoczenia.
Nad g�ow� mia�em buchaj�ce �arem s�o�ce i gor�cy bezmiar niebios, w dole za� otacza�o mnie zewsz�d ogromne blade morze ��tych piask�w, kt�re by�o nie ca�kiem z tego �wiata. W oddali, na po�udnie od szosy, wznosi�y si� g�ry, nagie, blado-br�zowe, czerwonawo-kasztanowe g�ry szkl�ce si� delikatnie b��kitem i fioletem, wyrastaj�ce znienacka z pustyni i rozp�ywaj�ce si� na tle nieba w mgie�ce upa�u. Panowa�a przyt�aczaj�ca cisza. Nie by�o s�ycha� nic � znik�d g�osu ptaka ni owada, co wprawia�o mnie w dziwnie boski stan, kiedy sta�em tam samotnie po�r�d wspania�ego, gor�cego, nieludzkiego krajobrazu, jakbym znajdowa� si� na ca�kiem innej planecie, Marsie lub Jowiszu, b�d� w jakim� odleg�ym i wci�� bezludnym miejscu, gdzie w og�le nie ro�nie trawa, a chmury nie czerwieniej�.
Podszed�em do baga�nika samochodu i wyj��em pude�ko do u�miercania zdobyczy, siatk� oraz rydel. A potem zst�pi�em z drogi na mi�kki, rozpalony piach. Przemierzy�em wolno ze sto jard�w w g��b pustyni, przypatruj�c si� uwa�nie gruntowi. Nie szuka�em skorpion�w, lecz ich jam. Skorpion to nocne, �yj�ce w ukryciu stworzenie, kt�re chowa si� przez ca�y dzie� pod kamieniem albo w jamie, zale�nie od gatunku.
Dopiero wy��cznie po zachodzie s�o�ca wychodzi na �er.
Ten, kt�rego pragn��em schwyta�, opisthophtalmus, by� jamowcem, dlatego nie zaprz�ta�em sobie g�owy odwracaniem kamieni. Szuka�em tylko jam. W ci�gu dziesi�ciu czy pi�tnastu minut poszukiwa� nie znalaz�em ani jednej, poniewa� jednak upa� zd��y� mi ju� mocno dopiec, z b�lem serca postanowi�em wr�ci� do samochodu. Wraca�em bardzo wolno, nadal nie odrywaj�c wzroku od ziemi, i kiedy dotar�em do drogi, stawiaj�c ju� na niej nog�, naraz w przydro�nym piachu, najwy�ej stop� od jej skraju, dojrza�em jam� skorpiona.
Od�o�y�em na ziemi� obok pude�ko eksterminatora wraz z siatk� i zacz��em ostro�nie odgarnia� rydelkiem piasek wok� dziury. Czynno�� ta nieodmiennie mnie fascynuje. Przypomina mi szukanie skarbu, kt�re zawiera w sobie akurat tyle niebezpiecze�stwa, �eby wzburzy� w cz�owieku krew. Czu�em, jak serce wali mi w piersi, kiedy coraz g��biej i g��biej wkopywa�em si� w piach.
I nagle... zobaczy�em j�!
Bo�e �wi�ty, c� za kolos! By�a to olbrzymia samica, ale nie opisthophtalmusa, jak rozpozna�em iii natychmiast, lecz pandinusa, innego afryka�skiego jamowca. Do jej grzbietu za� przyczepiony by� � cud prawdziwy! � �wawy r�j. sk�adaj�cy si� z jednego, dw�ch, trzech, czterech... w sumie czternastu ma�ych skorpioni�tek! Matka mia�a co najmniej sze�� cali d�ugo�ci, a jej dzieci by�y wielko�ci ma�ych kul rewolwerowych! Dojrza�a ju� mnie, pierwszego cz�owieka, jakiego widzia�a na oczy, szeroko rozwar�a szczypce, a zagi�ty jak znak zapytania odw�ok wznios�a wysoko ponad grzbiet, gotowa do zadania ciosu. Wzi��em siatk�, szybko podsun��em j� pod skorpionic� i poderwa�em w g�r�. Moja branka zwija�a si� i skr�ca�a, bij�c dziko na wszystkie strony ko�cem odw�oka. Zobaczy�em, �e przez oczka siatki skapuj� na piasek du�e krople jadu. Szybko przenios�em skorpionic� wraz z potomstwem do eksterminatora i zamkn��em wieczko. Nast�pnie wydoby�em z samochodu eter i zacz��em go wlewa� w ma�y zas�oni�ty gaz� otw�r na wierzchu pude�ka, a� wy�ci�ka w �rodku dobrze nasi�kn�a.
Pomy�la�em, �e b�dzie to zaiste wspania�a ozdoba mojej kolekcji. Dzieci po �mierci naturalnie odpadn� od matki, ale przyklej� je potem do niej w mniej wi�cej tych samych miejscach. A w�wczas stan� si� dumnym posiadaczem du�ej samicy pandinusa z czterna�ciorgiem ma�ych na grzbiecie! By�em ogromnie zadowolony. Podnios�em eksterminator czuj�c, jak moja zdobycz miota si� w�ciekle w �rodku, i schowa�em go wraz z siatk� i rydelkiem do baga�nika. Potem wr�ci�em na fotel w samochodzie, zapali�em papierosa i odjecha�em.
Im bardziej jestem z siebie rad, tym wolniej jad�.
Jecha�em wi�c teraz ca�kiem wolno i dotarcie do stacji benzynowej w B�ir Rawd Salim zaj�o mi ani chybi blisko godzin�. Po jednej stronie drogi sta�a samotna pompa benzynowa i drewniana buda. Na prawo jeszcze trzy budy, wszystkie wielko�ci kom�rek. Reszta by�a pustyni�. W zasi�gu wzroku ani widu �ywej duszy. Brakowa�o dwudziestu minut do drugiej po po�udniu, a temperatura w samochodzie wynosi�a 41 stopni Celsjusza.
Z powodu moich niedorzecznych stara� o zdobycie przed wyjazdem z Ismailii przegotowanej wody, ca�kiem zapomnia�em o zatankowaniu benzyny i wska�nik paliwa pokazywa�, �e zosta�o mi jej mniej ni� dwa galony. Dojecha�em tu na ostatnich litrach � ale co tam. Zatrzyma�em si� przy pompie i czeka�em. Nikt si� nie pojawi�. Nacisn��em klakson i cztery zestrojone tr�bki odegra�y na pustyni wspania�� melodi� Som gia mille e tre! Nikt si� nie pojawi�. Jeszcze raz nacisn��em klakson - za�piewa�y tr�bki. Mozartowska fraza zabrzmia�a cudownie w tym otoczeniu. Ale i tak nikt si� nie pojawi�. Mieszka�cy B�ir Rawd Salim mieli najwidoczniej gdzie� mojego przyjaciela Don Juana i tysi�c trzy niewiasty, kt�re w Hiszpanii pozbawi� dziewictwa.
Wreszcie, kiedy zd��y�em zagra� na tr�bkach przynajmniej p� tuzina razy, drzwi budy za pomp� benzynow� otworzy�y si�, ze �rodka wy�oni� si� wysokawy drab i stan�� w progu, obur�cz zapinaj�c guziki. Nie �pieszy�o mu si� i dopiero kiedy sko�czy� si� zapina�, podni�s� wzrok na lagond�. Odwzajemni�em mu spojrzenie przez otwarte okno. Zobaczy�em, jak robi krok w moj� stron�... a zrobi� to bardzo, bardzo powoli... potem za� drugi krok�
Chryste Panie! � pomy�la�em natychmiast. � Dopad�y go kr�tki blade!
Porusza� si� wolno i chwiejnie, wysoko i niezdarnie podnosz�c nogi, jakby cierpia� na niezborno�� ruch�w. Przy ka�dym kroku wysoko zadziera� stop� i stawia� j� gwa�townie na ziemi, jak gdyby zadeptywa� niebezpiecznego robaka.
Pomy�la�em, �e najlepiej b�dzie si� st�d wynie��. W��czy� silnik i uciec gdzie pieprz ro�nie, zanim do mnie dotrze. Wiedzia�em jednak, �e nie mog� tego zrobi�. Musia�em zdoby� benzyn�. Siedzia�em wi�c w samochodzie, wpatruj�c si� w tego przera�aj�cego osobnika, jak z mozo�em ci�ko st�pa przez piach. Na pewno cierpia� na swoj� odra�aj�c� przypad�o�� od wielu lat, bo inaczej nie rozwin�aby si� w t� niezborno�� ruch�w. W ko�ach fachowych zw� j� tabes dor salts, co z punktu widzenia patologii oznacza, �e ofiara cierpi na zwyrodnienie powr�zk�w tylnych rdzenia. Ale, och, wrodzy moi, i ach, moje przyjacio�y, jest to co� znacznie gorszego! � to powolne i bezlitosne z�eranie samych w��kien nerwowych przez syfilityczne trucizny.
Cz�owiek �w � nazw� go Arabem � podszed� wprost do drzwiczek samochodu po mojej stronie i zajrza� przez otwarte okno. Odchyli�em si� od niego, modl�c si�, aby nie przysun�� si� ju� ani o cal. Bez w�tpienia nale�a� on do najbardziej wyniszczonych ludzi, jakich spotka�em. Twarz mia� po��obion� i powy�eran� jak stara drewniana rze�ba stoczona przez robaki, tak �e jej wygl�d zmusi� mnie do rozwa�a�, na ile jeszcze chor�b opr�cz ki�y cierpi ten cz�owiek.
� Salaam � wymamrota�.
� Nape�nij bak � poleci�em mu.
Nie poruszy� si�. Z wielkim zainteresowaniem lustrowa� wn�trze lagondy. Bi� od niego przera�aj�cy gnilny od�r.
� Rusz�e si�! � doda�em ostrzejszym tonem. � Chc� troch� benzyny!
Spojrza� na mnie i u�miechn�� si�. By� to nie tyle u�miech, co �ypni�cie, bezczelne kpiarskie �ypni�cie, zdaj�ce si� m�wi�: �To ja jestem panem stacji benzynowej w B�ir Rawd Salim! Spr�buj tylko mnie tkn��!� W k�cie oka usiad�a mu mucha. Nie zrobi� nic, �eby j� odgoni�.
� Pan chce benzyny? � spyta� ur�gliwie.
Ju� mia�em go skl��, ale powstrzyma�em si� w sam� por� i odpowiedzia�em grzecznie.
� Tak, prosz�, by�bym bardzo wdzi�czny za nalanie.
Przypatrywa� mi si� chytrze kilka chwil, �eby si� upewni�, czy z niego nie kpi�, wreszcie skin�� g�ow� tak, jakby moje zachowanie zadowoli�o go. Odwr�ci� si� i ruszy� wolno ku ty�owi samochodu. Si�gn��em do kieszeni na drzwiach po butelk� Glenmorangie. Nala�em sobie du�� porcj� i zacz��em popija�. Twarz Araba znajdowa�a si� najwy�ej jard od mojej, do samochodu wpada� jego cuchn�cy oddech, a wraz z nim wlatywa�o B�g wie ile miliard�w wirus�w. W takich razach �wietnie robi odka�anie sobie gard�a i ust �ykiem szkockiej g�rskiej whisky. W dodatku dzia�a ona koj�co. Opr�ni�em szklank� i nape�ni�em j� ponownie. Wkr�tce m�j strach zel�a�. Na siedzeniu obok spostrzeg�em le��cy arbuz. Uzna�em, �e zjedzenie w tej chwili kawa�ka tego owocu od�wie�y mnie. Wyj��em n� z futera�u i wyci��em grub� cz�� arbuza, a potem czubkiem no�a starannie wyd�uba�em �wszystkie czarne pestki, reszt� owocu przeznaczaj�c na �mietniczk�.
Siedzia�em tedy pij�c whisky i jedz�c arbuza. Jedno i drugie pyszne.
� Benzyna wlana � oznajmi� przera�aj�cy Arab, pojawiaj�c si� przy oknie. � Teraz sprawdz� wod� i olej.
Wola�bym, �eby w og�le nie dotyka� lagondy, ale nie chc�c narazi� si� na k��tni�, milcza�em. Ci�ko k�api�c, poszed� na prz�d samochodu, a jego ch�d skojarzy� mi si� ze spowolnionymi ruchami pijanego hitlerowskiego �o�nierza oddzia��w szturmowych, maszeruj�cego krokiem defiladowym
Tabes dorsalis, �ebym tak by� zdr�w!
Jeszcze tylko jedna choroba objawia si� takim dziwnym chodem, odznaczaj�cym si� wysokim podnoszeniem n�g � jest ni� chroniczne beri-beri. C�, na ni� te� prawdopodobnie chorowa�. Od-kroi�em nast�pny kawa�ek arbuza i na mniej wi�cej minut� zaj��em si� wyd�ubywaniem no�em pestek. Kiedy znowu podnios�em wzrok, zobaczy�em, �e Arab otworzy� na praw� stron� mask� lagondy i pochyla si� nad silnikiem. Nie widzia�em jego g�owy i ramion, ani jego r�k. Co, u licha, tam majstrowa�? Wska�nik poziomu oleju znajdowa� si� z drugiej strony. Zapuka�em w przedni� szyb�. Jakby tego nie s�ysza�. Wystawi�em g�ow� przez okno i krzykn��em:
� Hej! Wy�a� stamt�d!
Powoli wyprostowa� si�, a kiedy wyj�� praw� r�k� z silnika, ujrza�em, �e trzyma w palcach co� d�ugiego, czarnego, zwin�tego i bardzo cienkiego.
Wielki Bo�e! � pomy�la�em. � Znalaz� tam w�a!
Podszed� do okna szczerz�c do mnie z�by i wyci�gn�� �w przedmiot przed siebie, �ebym go obejrza�. Dopiero po bli�szych ogl�dzinach poj��em, �e to wcale nie w�� � by� to pasek klinowy do wentylatora mojej lagondy!!!
Kiedy tak siedzia�em gapi�c si� os�upia�y na ten pas, nagle run�� na mnie strumie� wszystkich straszliwych nast�pstw utkni�cia na tym bezludziu w towarzystwie tego odra�aj�cego osobnika.
� Widzi pan � m�wi� do mnie Arab � to wisia�o tylko na jednej nitce. Dobrze, �e zauwa�y�em.
Wzi��em od niego pasek i dok�adnie go obejrza�em.
� Przeci��e� go! � krzykn��em.
� Przeci��em? � odpar� cicho. � Po co mia�bym go przecina�?
Szczerze m�wi�c, nie by�em w stanie orzec, czy go przeci��, czy nie. Je�eli przeci��, to w takim razie musia� te� zada� sobie trud wystrz�pienia przeci�tych ko�c�w tak, �eby wygl�da�o to na zwyczajne zerwanie. Mimo to by�em jednak przekonany, i� go przeci��, a je�eli si� co do tego nie myli�em, to grozi�o mi niebezpiecze�stwo wi�ksze ni� kiedykolwiek.
� Chyba rozumiesz, �e bez paska nie mog� jecha� dalej � powiedzia�em.
Zn�w si� u�miechn�� straszliwie okaleczonymi ustami, ods�aniaj�c owrzodzone dzi�s�a.
� Je�eli pan odjedzie, to zagotuje si� pan w trzy minuty � odrzek�.
� Co wi�c proponujesz?
� Sprowadz� panu drugi pasek do wentylatora.
� Sprowadzisz?
� Oczywi�cie. Tutaj jest telefon, wi�c je�eli zap�aci pan za rozmow�, zadzwoni� do Ismailii. A je�eli nie maj� takiego w Ismailii, to zadzwoni� do Kairu. Nie ma sprawy.
� Nie ma sprawy?! � krzykn��em, wysiadaj�c z samochodu, � A kiedy� to, �askawco, ten pasek dotrze w to zakazane miejsce?
� Co rano, oko�o dziesi�tej, przeje�d�a t�dy w�z pocztowy. Dosta�by go pan jutro.
Ten typ mia� na wszystko gotow� odpowied�. Nie musia� si� nawet nad ni� zastanawia�.
Przysz�o mi na my�l, �e ten �ajdak w przesz�o�ci na pewno ju� przecina� paski wentylatorowe.
Wzmog�em czujno��, bardzo pilnie go obserwuj�c.
� W Ismailii nie b�d� mieli paska do samochodu tej marki � powiedzia�em. � Musieliby go sprowadzi� z przedstawicielstwa firmy w Kairze. Sam do nich zadzwoni� � oznajmi�em. Pocieszy�em si� tym, �e jest tu telefon. Telefoniczne s�upy towarzyszy�y drodze przez ca�� pustyni�, a zauwa�y�em, �e od najbli�szego z nich do chaty biegn� dwa druty. � Poprosz� fili� w Kairze o wys�anie tu natychmiast specjalnego pojazdu � doda�em.
� A kto zechce jecha� tu sze�� godzin i sze�� godzin z powrotem, �eby przywie�� pasek do wentylatora! � rzek�. � Poczta zjawi si� tu w tym samym czasie.
� Zaprowad� mnie do telefonu � poleci�em, ruszaj�c w stron� budy. Nagle jednak uderzy�a mnie paskudna my�l i przystan��em.
Jak�e w og�le m�g�bym dzwoni� z zaka�onego aparatu tego typa?! Musia�bym przecie� przycisn�� do ucha s�uchawk�, a mikrofon prawie na pewno dotkn��by moich ust. Guzik mnie obchodzi�o, co m�wi� lekarze o niemo�liwo�ci zara�enia si� ki�� na odleg�o��. Syfilityczny mikrofon by� syfilitycznym mikrofonem i niedoczekanie, �ebym kiedykolwiek zbli�y� co� takiego do ust, o nie, serdeczne dzi�ki. Nie mia�em zamiaru nawet wchodzi� do jego budy.
Sta�em wi�c w skwiercz�cym �arze popo�udnia i wpatrywa�em si� w Araba o potwornej, zjedzonej chorob� twarzy, on za� wpatrywa� si� we mnie z absolutnie niewzruszonym spokojem.
� Chce pan telefon? � zapyta�.
� Nie � odpar�em. � Umiesz czyta� po angielsku?
� O, tak.
� Doskonale. Napisz� ci nazw� przedstawicielstwa, nazw� tego samochodu, a tak�e moje nazwisko. Znaj� mnie tam. Powiesz im, co jest potrzebne. I pos�uchaj uwa�nie... ka� im natychmiast wys�a� na m�j koszt specjalny w�z. Dobrze im zap�ac�. A je�eli tego nie zrobi�, to ka� im koniecznie dostarczy� pasek do Ismailii na czas, tak �eby zd��y� na ten w�z pocztowy, rozumiesz?
� Nie ma sprawy � odrzek� Arab.
Tak wi�c zapisa�em na kartce papieru, czego potrzebuj�, i poda�em mu j�. Oddali� si� wolno i ci�ko, znikaj�c w budzie. Zamkn��em mask� samochodu. A potem wr�ci�em i usiad�em na fotelu za kierownic�, chc�c wszystko przemy�le�.
Nala�em sobie znowu whisky i zapali�em papierosa. By�em pewien, �e t� drog� musi co� je�dzi�.
Kto� na pewno przejedzie przed zmrokiem. Ale czy to zmieni moj� sytuacj�? Nie, nie zmieni � chyba �e b�d� got�w dosi��� si�, a lagond� wraz z ca�ym baga�em zostawi� na w�tpliw� �ask� Araba. Czy by�em got�w to zrobi�? Tego nie wiedzia�em. Zapewne tak. Gdyby przysz�o mi tu zanocowa�, to zamkn��bym si� w wozie i czuwa� tak d�ugo, jak zdo�am. Pod �adnym warunkiem nie wszed�bym do budy zamieszkanej przez t� kreatur�. Ani te� nie tkn��bym jego jedzenia. Mia�em whisky i wod�, a ponadto p� arbuza i tabliczk� czekolady. To mi w zupe�no�ci wystarcza�o.
Upa� by� okropny. Termometr w samochodzie wskazywa� oko�o 40 stopni. Na zewn�trz, w s�o�cu, by�o jeszcze gor�cej. Obficie si� poci�em. M�j Bo�e, �eby utkn�� w takim miejscu! I to w takim towarzystwie.
Po mniej wi�cej kwadransie Arab wyszed� z budy. Nie spuszcza�em go z oka, kiedy zbli�a� si� do samochodu.
� Rozmawia�em z tym gara�em w Kairze � powiedzia�, wpychaj�c twarz w okno. � Pasek do wentylatora przywioz� jutro wozem pocztowym. Wszystko za�atwione.
� Poprosi�e�, �eby go wys�ali natychmiast?
� Powiedzieli, �e to niemo�liwe � odpar�.
� A na pewno prosi�e�?
Przechyli� g�ow� na bok i pos�a� mi przebieg�y, bezczelny u�miech. Odwr�ci�em si� i czeka�em, a� odejdzie. Nie ruszy� si� z miejsca.
� Mamy tu dom dla go�ci � rzek�. � Mo�e si� pan tam dobrze wyspa�. �ona przyszykuje jedzenie, ale musi pan zap�aci�.
� A kto jeszcze mieszka tu opr�cz ciebie i �ony?
� Drugi taki � odpar�.
Skin�� r�k� w kierunku trzech bud po drugiej stronie szosy, a kiedy odwr�ci�em si�, zobaczy�em niskiego, kr�pego m�czyzn� w brudnych spodniach khaki i koszuli, kt�ry sta� w drzwiach �rodkowej, z lu�no zwieszonymi r�kami. Tkwi� nieruchomo jak pos�g w ocienionym progu. Patrzy� na mnie.
� Co to za jeden? � spyta�em.
� Saleh.
� Czym si� zajmuje?
� Pomaga.
� Przenocuj� w samochodzie � o�wiadczy�em. � A poza tym twoja �ona nie musi szykowa� jedzenia. Mam w�asne.
Arab wzruszy� ramionami, odwr�ci� si� i odszed� do budy z telefonem. Zosta�em w samochodzie. C� innego mog�em zrobi�? Dopiero co min�o wp� do trzeciej. Za trzy, cztery godziny mia�o si� troch� och�odzi�. M�g�bym wtedy przej�� si� i by� mo�e upolowa� kilka skorpion�w. Na razie musia�em wyci�gn�� z zaistnia�ej sytuacji co si� da. Si�gn��em na ty� samochodu, gdzie trzyma�em kuferek z ksi��kami, i nie patrz�c wzi��em pierwsz� z brzegu. Kuferek zawiera� trzydzie�ci najlepszych ksi��ek �wiata i wszystkie mo�na by�o czyta� ze sto razy, a co wi�cej, po ka�dej nast�pnej lekturze tylko zyskiwa�y. Wyb�r by� zatem bez znaczenia. Okaza�o si�, �e tym razem trafi�em na Przyrod� Selborne. Otworzy�em j� na chybi� trafi�.
�Przed ponad dwudziestu laty mieli�my w tej wiosce ch�opca-idiot�, kt�rego dobrze pami�tam, a kt�ry w dzieci�stwie wykazywa� silny poci�g do pszcz�. By�y mu one po�ywieniem, rozrywk� i jedynym zaj�ciem. A poniewa� ludzie takiego pokroju rzadko maj� wi�cej nad jeden punkt widzenia, przeto wszystkie skromne zdolno�ci tego ch�opca ze�rodkowa�y si� na tym jednym jedynym przedmiocie. Zim� przesypia� przy piecu w ojcowskiej cha�upie, zapadaj�c w jako wy � zimowy letarg i rzadko opuszczaj�c zapiecek. Za to w lecie bardzo si� o�ywia� i ugania� si� za zdobycz� tak po polach, jak i os�onecznionych brzegach rzeki. Miodne p