9160
Szczegóły |
Tytuł |
9160 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9160 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9160 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9160 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
William Bernhardt
Okrutna sprawiedliwo��
Prolog
1
Dwadzie�cia pi�� lat wcze�niej
� Tu jest ciemno, tatusiu.
Ch�opiec nie pami�ta, ile czasu sp�dzi� w zamkni�ciu, przywi�zany do krzes�a.
Nie wie, kt�ra
godzina ani jaki dzie�. Wie tylko, �e jest g�odny, spragniony i przera�ony.
�miertelnie przera�ony.
� Tatusiu, prosz� ci�. Nie lubi� ciemno�ci.
Linka wrzyna mu si� w nadgarstki, piecze w sk�r�. Nogi i krocze s� wilgotne i
obola�e. Nie pami�ta,
ile razy si� zmoczy�. To trwa tak d�ugo.
� Tato? Mamo? Pom�cie mi, prosz�.
Wie, �e tam siedz�. Tata s�ucha, mo�e nawet si� �mieje. Mama te� tam jest. Nie
�mieje si�, ale te� nie
zrobi niczego, by pom�c synowi. Nigdy mu nie pomaga. Udaje, �e nie s�yszy, �e
nie wie, co si� dzieje.
a przecie� wie bardzo dobrze.
Ch�opiec ko�ysze si� w ty� i w prz�d, napr�a r�ce.
� Tatusiu, prosz�! Nie mog� ju� wytrzyma�. Zrobi� wszystko, co ka�esz, naprawd�
wszystko,
przyrzekam�
Drzwi si� otwieraj�. Strumie� �wiat�a o�lepia ch�opca, kt�ry zaciska powieki;
nast�pnie otwiera je
powoli, przyzwyczajaj�c oczy do �wiat�a.
Sylwetka ojca wisi nad nim jak g�ra. Ch�opiec nie widzi jego twarzy, tylko
pot�ne cia�o na tle
drzwi. Jest jak wielki cie�, kt�ry nie ma ko�ca, jak z�y duch.
Nagle ch�opca ogarnia jeszcze wi�kszy strach ni� przedtem, gdy by� sam.
� Jeste� brudny � warczy ojciec. Ch�opiec nie widzi pi�ci ojca, lecz wie, �e
zaciskaj� si�
w ciemno�ci niczym olbrzymie tarany. Chce ucieka�, ale sznur trzyma mocno.
� Czy jeste� got�w przyj�� kar�? � grzmi ojciec.
� Ale ja nic nie zrobi�em, tatusiu. Naprawd�.
� Milcz! � Ogromna pi�� spada na twarz ch�opca. � Mam do�� twoich k�amstw!
K�amstwo to grzech
przeciwko Bogu. Czy tego nie pojmujesz, g�upcze?
Ch�opiec chce odpowiedzie�, ale nie mo�e wydoby� g�osu z dr��cych ust.
� Sprawdzi�em twoj� po�ciel. Zn�w by�a mokra. � Ojciec pochyla si�. Jego ogromna
g�owa zas�ania
�wiat�o. � Pami�tasz, jak� kar� ci obieca�em, je�li to si� powt�rzy?
� Ja� nie chcia�em, tatusiu. Pr�bowa�em si� powstrzyma�, ale�
� Brudny, oble�ny szczeniak. Nie my�l sobie, �e nie wiem, co robisz, kiedy nie
ma mnie w domu.
Widzia�em, jak si� dotykasz. Widzia�em, jakim wzrokiem spogl�dasz na matk�,
kiedy paraduje po
mieszkaniu w bieli�nie i szpilkach jak jaka��
Pochyla si� jeszcze bardziej, a� nosem prawie dotyka twarzy syna. Ch�opiec czuje
jego gor�cy,
przesi�kni�ty zapachem whisky oddech.
� Jeste� brudny. i taki pozostaniesz, dop�ki nie poniesiesz kary.
� Nie, prosz� � b�aga ch�opiec dr��cym g�osem.
� Musisz ponie�� kar�.
� Nie chc� cierpie�, tatusiu. Prosz�!
Ojciec prostuje si�. Jego g�os dziwnie si� uspokaja.
� Przyprowadzi�em ci kogo�.
Podnosi ma�ego pluszowego zwierzaka.
� Oliver! � wo�a ch�opiec na widok misia. � Dzi�kuj�, tatusiu. Tak bardzo za
nim�
Ojciec cofa zabawk� gwa�townym ruchem.
� Nie zgadzasz si� przyj�� kary, wi�c Oliver poniesie j� za ciebie.
� Nie! � krzyczy ch�opiec z szeroko otwartymi oczami. Zrozumia�, co ojciec
zamierza zrobi�. �
Tatusiu, nie. Prosz� ci�!
Ojciec chwyta g�ow� misia w swoje ogromne r�ce i odrywa. Bia�a pianka wysypuje
si� przez szyj�.
� Nieee! � krzyczy ch�opiec zach�ystuj�c si� piank�, kt�ra wpada do jego ust. �
Zabijesz go!
� Oliver jeszcze nie umar�, ale zaraz umrze, poniewa� go zdradzi�e�.
Ojciec wyci�ga zapalniczk� z tylnej kieszeni spodni. P�omie� rzuca dziwny blask
na jego twarz. Oczy
czerwieniej�, wyziera z nich z�o jak z wizerunk�w szatana, kt�re ch�opiec
widzia� w matczynej Biblii.
� Nie r�b tego, tatusiu! Prosz� ci�!
Ojciec podpala misia. z zabawki zostaje tylko k��bek roz�arzonych w��kien, kt�ry
ciska do kosza.
� Zabi�e� go! � zawodzi ch�opiec. Po jego policzkach p�yn� �zy. � Zabi�e�
Olivera!
� Nie, nie ja � odpowiada ojciec. � Ty go zabi�e�. By�e� z�ym, nieprzyzwoitym
ch�opcem i nie
chcia�e� przyj�� kary, wi�c Oliver musia� j� ponie�� za ciebie. Zgin�� przez
ciebie. Ty go zabi�e�. �
Zaplata na piersi pot�ne r�ce. � Czy teraz jeste� got�w przyj�� kar�?
Ch�opiec nie mo�e odpowiedzie�. Krztusi si�, p�acze, szlocha.
� Pytam, czy jeste� got�w? � grzmi ojciec.
� Tak, chyba tak � szepcze ch�opiec.
Ojciec prostuje si�.
� Teraz lepiej. Grzeczni ch�opcy zawsze przyjmuj� kar�. Tatu� b�dzie bardzo
szcz�liwy, je�li
poniesiesz kar�.
Ch�opiec nie s�yszy dalszych s��w. Oddala si� ju�, odchodzi do tego miejsca, w
kt�rym kryje si�
zawsze, gdy ojciec go karze. Tylko w ten spos�b mo�e znie�� b�l i poni�enie.
Tylko w ten spos�b mo�e
prze�y�.
Tam b�dzie marzy� o lepszym �wiecie. �wiecie bez ciemnych, zamkni�tych
pomieszcze�, bez b�lu.
�wiecie, w kt�rym nie ma ojca. w kt�rym sam b�dzie katem, a nie ofiar�.
2
Dziesi�� lat wcze�niej
Sier�ant Sandstrom prowadzi samoch�d patrolowy obwodnic� wok� Philbrook.
�wiat�a w muzeum si�
nie pal�. Nikt nie zauwa�y, �e jedzie odrobin� zbyt szybko. Byleby zag�uszy� te
przekl�te organki.
� Hej, uwa�aj troch�! � Partner Sandstroma, ch�opak o dzieci�cej twarzy i
g�stych, czarnych
kr�conych w�osach odbija si� od drzwi wozu. Si�a uderzenia wytr�ca harmonijk� z
jego d�oni.
� Przepraszam, zagapi�em si� � k�amie Sandstrom. Morelli jest w porz�dku jak na
��todzioba prosto
z akademii, lecz Sandstrom nie m�g� d�u�ej znie�� piosenek Dylana. a Morelli
�piewa jeszcze gorzej ni�
Dylan, o ile to w og�le mo�liwe. � a wi�c przygrywa�e� w nocnych klubach?
� Aha. Grali�my z kumplem w pizzeriach, barach studenckich i r�nych takich
knajpkach.
� i rzuci�e� karier� dla zaszczytnej profesji str�a prawa?
� Wiesz, jak to jest. Co noc to samo. Burza oklask�w, laski rzucaj�ce si� do
st�p i b�agaj�ce, �eby�
zosta� ojcem ich dzieci. Po pewnym czasie staje si� to m�cz�ce.
� Jasne. Dla twojej �ony pewnie te�.
� Trafi�e� w dziesi�tk�. � Wyjmuje z kieszeni koszuli fotografi�.
� o rany! � wzdycha Sandstrom. � Chyba nie zaczniesz si� zn�w rozczula� nad jej
zdj�ciem?
� Nie mog� si� powstrzyma� � m�wi z u�miechem Morelli. � Ale przyznasz, �e jest
�liczna?
Sandstrom skr�ca mocno kierownic� w lewo.
� Ile razy mam ci powtarza�, �e tak zachowuj� si� tylko nowo�e�cy? Musisz przez
to przej��, jak
wszyscy.
Morelli nie spuszcza oczu ze zdj�cia.
� Bo gliniarz nie mo�e sobie pozwoli�, �eby go co� rozprasza�o. Trzeba by�
skupionym, uwa�nym.
Tak naprawd� Sandstromowi chodzi o to, �e nie cierpi patrze�, jak wielkie
mi�o�ci m�odych
policjant�w rozwiewaj� si� we mgle. Zna ju� te historie. Jeszcze rok, dwa, a ta
�licznotka, do kt�rej
Morelli robi s�odkie oczy, stanie si� najbardziej uci��liwym obowi�zkiem w jego
�yciu. Ale nie ma
sposobu, aby mu o tym powiedzie�.
Sandstrom pracuje w policji od trzynastu lat, a jego partner dopiero zaczyna
terminowa� w tym
fachu. Michelangelo A. Morelli � dla przyjaci� Mike � sko�czy� filologi�
angielsk� i z jakiego�
przewrotnego powodu poszed� do akademii policyjnej. Tak po prostu. Mike jest
dok�adnie taki jak
wszyscy rekruci. M�oda twarz nie naznaczona uci��liwo�ci� patroli, idealizm i
naiwno�� granicz�ca
z komizmem. i ten denerwuj�cy zwyczaj cytowania podejrzanym fragment�w
Szekspira.
� Chyba jestem najszcz�liwszym facetem na �wiecie � stwierdza Mike, pieszcz�c
wzrokiem
fotografi�.
� Mhm.
� Nie uwierzy�by�, co zrobi�a przedwczoraj. Wracam do domu, a tam czeka na mnie
nowiutki
samoch�d. Chevrolet corvette. Co ty na to?
� Corveta? Rany boskie, mo�esz sobie pozwoli� na taki w�z?
� o to samo spyta�em �on�. a ona m�wi: �Kochanie, je�li chodzi o twoje
szcz�cie, pieni�dze nie
graj� roli�.
Jakie to s�odkie, my�li Sandstrom. Nie wiadomo tylko, czy bank b�dzie podobnego
zdania.
� Wi�c dlaczego przyjecha�e� dzi� rano tym zdezelowanym dodgem?
� Julia chcia�a zrobi� zakupy, wi�c wzi�a nowy samoch�d.
� Ach, rozumiem.
Je�d�� � a w�a�ciwie �lizgaj� si� � ulicami Utica Hills, najbogatszej dzielnicy
willowej Tulsy.
Luksusowa enklawa podstarza�ych bogaczy. Sandstrom nie cierpi patrolowa� tej
okolicy. Rzadko zdarzaj�
si� tu przest�pstwa uliczne o tej porze, lecz szacowni mieszka�cy lubi�
wiedzie�, �e ch�opcy
w niebieskich mundurach (a w�a�ciwie br�zowych) pilnuj� ich basen�w i ferrari. a
poniewa� dzi�ki swym
kontom w bankach w du�ej mierze decyduj� o tym, kto zostanie burmistrzem i kto
zasi�dzie w radzie
miejskiej � a co za tym idzie, kto b�dzie szefem policji � wi�c zazwyczaj
dostaj� to, czego chc�.
� a jak twoja �licznotka przystosowuje si� do roli �ony gliniarza? � pyta
Sandstrom.
Mike chowa fotografi� do kieszeni na piersi.
� Julia jest nies�ychanie wyrozumia�a. Chodzi jej tylko o to, �ebym by�
szcz�liwy. Nie narzeka,
kiedy wracam p�no w nocy. o ile nie jestem zbyt zm�czony, �eby� � Rumieni si�.
� No, wiesz.
� Ch�opcze, ja naprawd� nie chc� o tym s�ucha�.
� Pragniemy mie� dziecko�
� o rany�
� Julia chce dziewczynk�, a ja ch�opczyka. Takiego malutkiego, k�dziorowatego,
wykapanego
Morellego. i mam nadziej�, �e b�d� dla niego w po�owie tak dobry, jak m�j ojciec
dla mnie. � U�miech
na twarzy nowicjusza przygasa nieco. � Pr�bujemy od p� roku, ale na razie bez
powodzenia.
� Sze�� miesi�cy to prawie nic. Moja siostra Amelia i jej m�� pr�bowali przez
osiem lat i dopiero
wtedy szcz�cie si� do nich u�miechn�o. Teraz maj� pi�cioro dzieci.
� Naprawd�? Julia zastanawia�a si�, czy nie powinni�my p�j�� do lekarza. Jej
ojciec jest lekarzem,
wi�c Julia uwa�a, �e istniej� lekarstwa na wszystko.
� Jej ojciec jest lekarzem?
� Kardiologiem.
� Bogaty?
� Jak cholera.
I ty chcesz zapewni� jej szcz�cie z pensji gliniarza? Dopiero teraz Sandstrom
naprawd� zaczyna si�
martwi� o partnera. To ma��e�stwo ma jeszcze mniejsze szanse, ni� my�la�.
� Julia kupuje wszystkie domowe zestawy do test�w ci��owych. Co noc robi sobie
trzy dla pewno�ci.
Jak dot�d nic.
� Nie martw si�, stary. Macie du�o czasu.
Mike wzrusza ramionami i wciska si� w fotel.
� Te� tak my�l�. Ale chcia�bym mie� dziecko. Nasze dziecko.
Radio zaczyna skrzecze�. Sandstrom podnosi mikrofon i rozmawia z dyspozytork�.
Dla nie
przyzwyczajonych uszu Mike�a wymiana zda� brzmi jak ci�g niezrozumia�ych
chrz�kni�� i trzask�w.
� Jedziemy.
Sandstrom odk�ada mikrofon na miejsce i przyciska peda� gazu.
� Co si� sta�o? � pyta Mike.
� Wygl�da na paragraf sto osiemdziesi�t siedem.
A wi�c morderstwo.
� Kto kogo za�atwi�?
Sandstrom bierze zakr�t prawie na dw�ch ko�ach.
� Na razie nie wiadomo ani kto, ani kogo.
� Gdzie?
� Klub Utica Greens.
� Co� takiego! a narz�dzie zbrodni? Kij do gry w polo?
� Blisko. Kij, ale golfowy.
� Kij golfowy? Jak�?
Mike nie ko�czy pytania. Sandstrom przemyka przez bram� i parkuje obok innego
samochodu
policyjnego.
� Widzia�e� kiedy� zamordowanego cz�owieka, Morelli?
� Na zdj�ciach � odpowiada ostro�nie Mike.
Sandstrom klepie go po plecach.
� a wi�c przygotuj si�. Bo to nie to samo.
Wita ich policjant niewiele starszy od Mike�a. Wskazuje niewielki budynek na
szczycie wzg�rza
obok pola golfowy.
� To magazyn � wyja�nia patrolowy Tompkins. � Ofiara znajduje si� w �rodku. Nie
rusza�em jej.
Przyjecha�em tu jako pierwszy. Nie by�o jeszcze nikogo z wydzia�u zab�jstw.
Wspinaj�c si� po zboczu wzg�rza, Mike dostrzega jaki� ruch na ganku budynku
klubowego
oddalonego o pi��dziesi�t metr�w. Zdaje mu si�, �e w �wietle ksi�yca mign�y
jasne w�osy.
� Patrzcie! � wo�a Mike wskazuj�c budynek. � Tam jeste� jaka� kobieta. Widzicie,
jak ucieka? Chyba
jest w jasnej sukience.
� Nic nie widz� � m�wi Tompkins mru��c oczy.
� Ca�y wiecz�r nie gada� o niczym innym opr�cz swojej cudownej �ony. No i teraz
ma przywidzenia.
� Naprawd� kogo� widzia�em � upiera si� Mike. Dobiega do budynku i zaczyna si�
rozgl�da� za
postaci�, kt�r� przelotnie spostrzeg�. Ale nikogo nie znajduje. Przeszukawszy
najbli�sz� okolic�, wraca
do koleg�w.
� No i gdzie ta �licznotka w bieli? � pyta Sandstrom.
� Nie ma. Chyba mi si� przy�ni�a � odpowiada Mike.
� Nic nie szkodzi � rzuca uspokajaj�co Tompkins. � Mamy ju� podejrzanego.
Wchodz� do magazynu. Przy drzwiach kuli si� m�ody czarny m�czyzna. Po jego
przera�onej twarzy
sp�ywaj� �zy.
� Oto podejrzany � wyja�nia Tompkins.
Mike rozgl�da si�.
� Tak. a gdzie jest�?
Nie ko�czy pytania. Odpowied� znajduje si� w rogu pomieszczenia.
Wszystko jest czerwone od krwi.
Sandstrom mia� racj�. Na zdj�ciach wygl�da�o to ca�kiem inaczej.
� o m�j Bo�e � zach�ystuje si� Mike. S�owa zamieraj� mu na ustach. Czuje, jak
�o��dek podchodzi
mu do gard�a. � o m�j Bo�e. o m�j Bo�e.
Stoi jak wryty, powtarzaj�c w k�ko te same s�owa; Sandstrom odprowadza go do
�azienki, gdzie
mo�e zwymiotowa�.
� Spokojnie. Postaraj si� o tym zapomnie�.
Stoj�c przygarbiony nad muszl� klozetow�, Mike wie, �e nigdy nie zapomni tego,
co widzia�. Cho�by
�y� bardzo d�ugo, cho�by zobaczy� nie wiadomo ile trup�w.
Nigdy.
Nad g�ow� kobiety i grudami zakrzep�ej krwi na jej szyi unosi�y si� chmary
komar�w. Sta�a przybita
do �ciany, jakby ukrzy�owano j� za niewyobra�alne grzechy.
3
Tera�niejszo��
Harold Rutheford spotka� si� z �on� przed wej�ciem do g��wnego holu eleganckiego
klubu Utica Greens.
Trzyma� na ramieniu kij golfowy; na jego czole perli�y si� krople potu.
� a gdzie Abie? � spyta� Harold.
� Wys�a�am go do zdj�cia � odpar�a Rachela. � Czy� nie po to si� spotkali�my?
Rutheford zacisn�� wargi w charakterystycznym, subtelnym ge�cie wyra�aj�cym
poirytowanie, kt�ry
zawsze tak bardzo denerwowa� jego �on�.
� Chcia�em, �eby�my zrobili sobie zdj�cie wszyscy razem.
� Do wsp�lnego zdj�cia mieli�my pozowa� o dziesi�tej. Sp�ni�e� si� pi�tna�cie
minut � stwierdzi�a
ostro Rachela. � a poza tym sp�jrz, jak wygl�dasz.
Ona te� potrafi okazywa� gniew.
Rutheford zerkn�� na zegarek.
� Mia�em zebranie zarz�du.
Wzrok Rachel wyra�a� niedowierzanie.
� By�e� na zewn�trz.
� Rozmawiali�my przy grze.
� To nie t�umaczy twojego sp�nienia.
Rutheford spogl�da� na �on� zdumiony.
� Nie mog�em tak po prostu odej��.
� Dlaczego?
Podni�s� wzrok.
� Nic nie rozumiesz.
� Cywilizacja zachodnia nie upad�aby tylko dlatego, �e wyszed�e� ze spotkania
zarz�du klubu
golfowego kilka minut wcze�niej.
� Mam pewne obowi�zki�
� Masz obowi�zki wobec syna i rodziny! Przechwalasz si� kolegom, jakim to jeste�
wspania�ym
ojcem, ka�esz nam robi� zdj�cia, �eby mie� co powiesi� na �cianie, ale kiedy
przychodzi co do czego,
rodzina jest na samym ko�cu.
� To nieprawda.
� Prawda. Czasami zdaje mi si�, �e nigdy nie chcia�e��
Rutheford przerwa� jej ostrym spojrzeniem.
� Nie mog� uwierzy�, �e co� takiego powiedzia�a�. Kocham mojego syna.
� a czy on o tym wie?
To zaskoczy�o Harolda.
� Co za idiotyczne pytanie. Oczywi�cie, �e wie.
� Jeste� tego pewien?
� Tak � odpar� Harold. � Na pewno wie.
Royce czeka� cierpliwie, a� ch�opiec wejdzie do sali klubowej. Wykorzystywa�
czas przegl�daj�c zdj�cia,
kt�re zrobi� tego ranka polaroidem. To nie, to te� nie. Za jasne. Prze��cone.
To te� do niczego.
Skrzypni�cie ci�kich drewnianych drzwi rozleg�o si� echem w wielkiej sali.
Royce pozbiera� szybko
zdj�cia, wrzuci� do torby i stan�� za aparatem.
� Ty pewnie jeste� Abie � powiedzia�, zerkaj�c na list�. � Abie Rutheford.
� Tak.
Ch�opiec wygl�da� na jakie� dziesi�� lat. Mia� ciemne kr�cone w�osy, kt�re
spada�y potarganymi
lokami na czo�o. Ubrany by� w lu�n� koszulk� i czapk� baseballow� z napisem
Drillers.
Wygl�da� uroczo.
Royce podni�s� d�o� do ust, aby ukry� u�miech.
To ten.
� Zdawa�o mi si�, �e to mia� by� portret rodzinny � powiedzia� Royce czekaj�c,
a� ch�opiec usadowi
si� na sto�ku.
� To prawda � potwierdzi� ch�opiec smutnym g�osem. � Ale tata si� nie zjawi�.
� Jaka szkoda. � Royce nastawi� aparat. � Czy tata b�dzie chcia� tani zestaw
dziesi�ciu zdj��,
standardowy z dwudziestoma pi�cioma zdj�ciami, czy mo�e de luks z
sze��dziesi�cioma?
Ch�opiec wzruszy� ramionami.
� Tata pewnie nie kupi �adnego zdj�cia.
Royce nastawi� ostro��.
� Wygl�da na to, �e jeste� fanem Drillers�w.
� i co z tego?
� Czy tata zabiera ci� na mecze?
Udawany u�miech Abiego znikn��.
� Nie.
� Dlaczego nie?
Abie nie odpowiedzia�.
� Mo�esz mi powiedzie�. Jestem tylko fotografem, nikomu nie wygadam.
Abie zastanowi� si� przez chwil�.
� Tata nigdzie mnie nie zabiera. M�wi, �e baseball to gra dla prostak�w. �
Skrzy�owa� ramiona. � On
mnie chyba nienawidzi.
Royce skin�� wsp�czuj�co g�ow�.
� a mama?
� Ona nie. Ci�gle k��ci si� z tat�. Nie znosz�, kiedy si� k��c�.
� Biedaku. � Royce podszed� z u�miechem do ch�opca i przycisn�� d�o� do jego
policzka. � Przechyl
g�ow�. Jeszcze troch�. Teraz dobrze.
Poprawi� ubranie Abiego, przesuwaj�c d�o�mi po jego ramionach i nogach.
� �wietnie. Jaki wspania�y ch�opiec. Marzenie fotografa.
Przy�o�y� oko do celownika i nacisn��. Zrobi� dwa razy tyle zdj�� co zwykle.
Chcia� mie� pewno��,
�e zrobi jak najlepsz� fotografi� dla przyjaciela.
� Jeste� wspania�ym modelem � zauwa�y�. � My�la�e� kiedy� o karierze zawodowego
modela?
� Model? Co za g�upia praca. Ja zostan� baseballist�.
� No tak, oczywi�cie. � Royce wykorzysta� ca�y film w aparacie, a potem na
wszelki wypadek zrobi�
jeszcze dwa zdj�cia polaroidem. � No, to powinno wystarczy�.
Ch�opiec zeskoczy� ze sto�ka.
� Mog� ju� i��?
� Oczywi�cie. � Royce poklepa� Abiego po g�owie. � Mi�ego dnia, anio�ku.
Sko�czywszy prac�, Royce spakowa� sprz�t i pojecha� prosto do mieszkania
przyjaciela, kt�re znajdowa�o
si� w przybud�wce domu w p�nocnej dzielnicy miasta.
� Co ty tu robisz? � spyta� tamten nieprzyjaznym tonem. � Przecie� m�wi�em ci,
�e masz tu nie
przychodzi�.
� Nie mog�em czeka� � rzuci� entuzjastycznie Royce. � By�em pewien, �e mnie
pochwalisz. Mam
co�, co na pewno ci si� spodoba.
� Zdziwi�bym si�. Od tygodni nie przynios�e� nic ciekawego.
� Tak szybko zapominasz. To ja znalaz�em dzieciaka, kt�ry� � Royce przerwa� w
p� s�owa.
Zrozumia�, �e nie powinien tego m�wi�.
� Tak, ty jeste� za to odpowiedzialny. Prawda? � Oczy przyjaciela wygl�da�y jak
dwa paciorki pod
ci�kimi brwiami. � Nie zapomnia�em, mo�esz mi wierzy�.
Royce si�gn�� do torby. Ze zdenerwowania upu�ci� j�, mocuj�c si� z zamkiem.
� To nie by�a moja wina � wymamrota�. � Staram si� jak najlepiej. i niewiele za
to dostaj�.
� Za�atwi�em ci t� robot� w klubie golfowym, zgadza si�?
� Tak, tak. � Royce wyci�gn�� zdj�cie z polaroida. � Sp�jrz.
Tamten wyrwa� mu je z r�k. Wstrzyma� oddech.
� Zrobi�e� to w klubie?
� Tak. Dzisiaj rano.
Przyjaciel zmarszczy� brwi. Troch� za blisko domu.
� Kto to?
� Nie wiesz?
� My�lisz, �e znam wszystkie dzieciaki w mie�cie? Jak si� nazywa?
� Odwr��.
Przyjaciel odwr�ci� fotografi�; zdziwienie na jego twarzy powoli zamieni�o si� w
zachwyt.
� �wietnie, doskonale.
Royce westchn�� z ulg�.
� a wi�c� to ten?
� Tak, to on � potwierdzi� m�czyzna szeptem. � W�a�nie jego chc�.
Cz�� pierwsza
Nie b�d� frajerem
Rozdzia� pierwszy
Ben otworzy� drzwi swojego biura i trzej m�czy�ni z walizeczkami zerwali si�
jak na komend�.
� Panie Kincaid! � zawo�ali ch�rem.
Ludzie Billa, pomy�la� z niech�ci� Ben. Wsz�dzie by ich rozpozna�. Dlaczego
wszyscy oczekuj�, �e
Ben b�dzie p�aci� rachunki w terminie? �aden z jego klient�w tego nie robi.
� Przepraszam pan�w. �piesz� si� na wa�ne spotkanie.
Zamachali przed nim fakturami, ale Ben wymin�� ich zr�cznie i skierowa� si� do
biurka Jonesa.
� Jones � poprosi� �ciszonym g�osem. � Powiedz mi, �e mam wa�ne spotkanie.
Asystent Bena przesun�� po biurku grub� akt�wk�.
� Jeszcze lepiej. Masz by� w s�dzie. Sprawa Johnsona, pami�tasz? Zacz�a si� w
zesz�ym tygodniu.
S�dzia Hart czeka.
� Oczywi�cie, �e pami�tam � blefowa� Ben. � Pija�stwo w miejscu publicznym,
prawda?
� Blisko. Nieobyczajne zachowanie.
Ben przejrza� pobie�nie akta.
� Ot� to. Gdzie Christina?
� Pan wybaczy. � Jeden z cz�onk�w brygady walizkowej dotkn�� ramienia Bena. �
Nazywam si�
Scott Scofield i reprezentuj� firm� Arctic Breath Air Company. Chcia�bym�
� To pan zak�ada� klimatyzacj� w biurze.
� w ka�dym razie moja firma. Ja osobi�cie nie uczestniczy�em w instalacji
jednostki. � Scofield
poprawi� krawat. � z przykro�ci� zanotowali�my znaczne op�nienie zap�aty
nale�no�ci za us�ug�.
Ben wskaza� maszyn�.
� To pud�o nie dzia�a�o ani przez sekund�!
� Mo�e powinien pan rozwa�y� nasz� ofert� przed�u�onej gwarancji. Rzecz jasna,
nie le�y w mojej
gestii proponowanie tego, gdy zalega pan z uregulowaniem rachunku, ale kiedy ju�
go pan ureguluje,
i zak�adaj�c, �e nie poczyni pan zmian w jednostce ani nie b�dzie pr�bowa� sam
jej naprawi�, mo�e pan
skorzysta� z naszego przed�u�onego serwisu. Ta jednostka�
Scofield trajkota� dalej. Ben czeka� cierpliwie, a� przerwie dla zaczerpni�cia
oddechu. Nie zamierza�
poprzesta� na wys�uchaniu standardowej gadki akwizytora. To by�a powa�na sprawa.
Od miesi�ca
w Tulsie utrzymywa�a si� temperatura ponad trzydzie�ci pi�� stopni. Sierpie� w
tym mie�cie nigdy nie
nale�a� do ch�odnych, lecz tego lata upa�y dawa�y si� we znaki jak nigdy. Ben
nie przepada� za latem,
zw�aszcza kiedy klimatyzacja w mieszkaniu dzia�a�a sporadycznie, a w biurze � w
og�le.
Ben wyczu�, �e Scofield za chwil� przerwie, i wykorzysta� sposobno��.
� w tej chwili nie mam przy sobie ani centa, a nawet gdybym mia�, to ta wasza
jednostka stoi tu
wy��cznie dla ozdoby�
� D�ug musi by� sp�acony, prosz� pana.
� Otw�rz oczy, kolego. To jest najgorsza cz�� �r�dmie�cia Tulsy. Nie ma tu nic
opr�cz lombard�w
i n�dznych knajp. M�j personel pracuje za po�ow� pensji, asystent za� pisze na
odwrocie starych akt, bo
nie sta� go na kupno papieru. My�li pan, �e mog� wyrzuca� pieni�dze na nie
dzia�aj�ce klimatyzatory?
� Pa�ski status finansowy mnie nie interesuje.
� Dzi�ki za wyrozumia�o��.
� Je�li nie zlikwiduje pan natychmiast zaleg�o�ci, b�dziemy zmuszeni zwr�ci� si�
do agencji odbioru
nale�no�ci�
� Nic z tego. Z�o�y�em formalny wniosek zgodnie z klauzul� gwarancji w
kontrakcie.
� Ach, ci prawnicy � westchn�� Scofield.
� a je�li spr�bujecie majstrowa� przy moim rachunku, zawlok� wasz� firm� do s�du
za znies�awienie
i nadu�ycie! � ci�gn�� Ben.
� Pan mi grozi? � spyta� Scofield.
� i nie poprzestan� na tym, je�li�
� Za chwil� masz by� w s�dzie � wtr�ci� Jones. � Sprawa Johnsona.
Ben przerwa� w p� s�owa.
� Tak. Nie mam teraz czasu, Scofield. Niech pan pogada z moim asystentem.
� Wielkie dzi�ki, szefie.
� Gdyby kto� przyszed�, to jestem w s�dzie� � Jones chwyci� Bena za rami� i
poci�gn��. � Co
znowu?
Jones wskaza� okno wychodz�ce na ulic�.
� Uwaga. Klient.
Ben spojrza� przez okno. Ulic� szed� czarnosk�ry m�czyzna w �rednim wieku z
poka�n�
reklam�wk�.
� No dobrze, um�w mnie z nim. Musz� ju� znika�.
Chcia� si� odwr�ci�, ale Jones zn�w z�apa� go r�k�.
� Przyjrzyj mu si�.
� Patrz�, Jones, lecz nie dostrzegam nic, co sk�ania�oby mnie do sp�nienia si�
i wywo�ywania
gniewu s�dzi Hart.
� Te� mi detektyw � sarkn�� Jones. � Patrzy, ale nie widzi.
� No dobrze, Sherlocku. O�wie� mnie.
� Sp�jrz na jego samoch�d. Widzisz co�?
� Nic szczeg�lnego poza tym, �e jest to stary, zdezelowany ford pinto ze
strzaskanym przodem.
Scofield spr�bowa� wtr�ci� si� zn�w do rozmowy.
� Panie Kincaid, nalegam�
� Odchrza� si�, Scofield. Mamy do wykonania powa�n� robot� detektywistyczn�. No
dobrze, Jones,
jego samoch�d to wrak. i co z tego?
� Zwr�� uwag� na odpryski farby wok� miejsca zderzenia. S� �wie�e. a teraz
popatrz na tego
cz�owieka. Kuleje. Co to oznacza?
� Wypadek samochodowy � mrukn�� Ben. � Obra�enia cia�a.
� Wynagrodzenie w zale�no�ci od wyniku sprawy � doda� Jones. � Szybka ugoda.
�atwe pieni�dze.
Wyp�ata dla personelu. Wys�annicy wierzycieli zmywaj� si�. Musisz wzi�� t�
spraw�.
� Wycwani�e� si�, Jones.
� Lubi� regularnie je�� posi�ki, je�li to mia�e� na my�li. a od czerwca pracuj�
za po�ow� pensji. To
oczywi�cie wi�cej ni� zarabia producent urz�dze� klimatyzacyjnych, ale�
� No dobrze. Wezm� t� spraw�.
Jones zatrzepota� rz�sami.
� Jeste� moim bohaterem.
Ben zwr�ci� si� w stron� tylnego wej�cia, ale drog� zast�pi�o mu pozosta�ych
dw�ch ludzi
z teczkami. Zrobi� w ty� zwrot i ruszy� do g��wnych drzwi, lecz tu czeka�a na
niego�
� Julia! � wykrztusi� Ben. � Tyle czasu� tak d�ugo� � Zaczerpn�� powietrza. � Co
ty tu robisz?
� Przysz�am ci� odwiedzi�, oczywi�cie.
Julia Kincaid Morelli Collins, siostra Bena, wprawnie trzyma�a w ramionach
male�kiego synka. Jej
d�ugie kasztanowe w�osy muska�y puco�owat� twarzyczk� dziecka.
� Masz dla mnie chwil�?
� Prawd� m�wi�c�
� Oto tw�j siostrzeniec, Joey. � Julia unios�a dziecko. � Joey, przywitaj si� z
wujkiem Benem.
� Nie nazywaj mnie tak, bo czuj� si�, jakby� nak�ada�a na mnie obowi�zek
gotowania mu ry�u.
Julia pomin�a uwag� milczeniem.
� Powiesz wujkowi cze��? � Przenios�a wzrok na Bena. � Ma siedem miesi�cy i
dopiero zaczyna
m�wi�. Powiedz �Cze��, wujku. Jak si� masz!�
Joey nie spe�ni� pro�by, co wujek uzna� za dow�d przytomno�ci umys�u. Ben
przyjrza� si� siostrze.
Bardzo si� zmieni�a od czasu ostatniego spotkania. Nic w tym dziwnego � widzieli
si� ostatnio ponad dwa
lata temu.
Znacznie zeszczupla�a. Niew�tpliwie przyczyni�a si� do tego praca na dy�urce
szpitala w Glasgow
w Montanie, a poza tym drugi rozw�d zaraz po urodzeniu Joeya i stres wi���cy si�
z samotnym
wychowywaniem dziecka. Bena co� jednak zaniepokoi�o w wygl�dzie tej nowej,
zmienionej na lepsze
Julii.
� i co s�ycha�? � spyta�.
� Nie uwierzysz. � Joey zdradza� oznaki niepokoju: zacz�� si� wierci� i drapa�
pi�stkami po buzi.
Julia podnios�a go na rami�, �eby mu si� odbi�o, i prze�o�y�a do drugiej r�ki. �
Sko�czy� mi si�
obowi�zkowy kontrakt w szpitalu w Glasgow i otrzyma�am ofert� studi�w
podyplomowych
w Connecticut. To wyj�tkowa propozycja.
� a wi�c przeprowadzasz si�?
� Chcia�abym, ale jest pewien problem. � U�miechn�a si� do Joeya, po czym
wytar�a kropl� �liny
z jego buzi. � A� trudno uwierzy�, �e tak d�ugo si� nie widzieli�my, Ben.
Dlaczego?
� Zdawa�o mi si�, �e za mn� nie przepadasz � powiedzia� niepewnie Ben.
� Nie wyg�upiaj si�. Sk�d ci to przysz�o do g�owy?
� Zawsze m�wi�a�, �e jestem dziwakiem.
� Naprawd�? Tak mi przykro.
� Twierdzi�a�, �e nikt mnie nie obchodzi poza mn� samym.
� Na pewno tak nie my�la�am.
� Naskar�y�a� mamie, �e pr�bowa�em utopi� ci� w basenie, kiedy mia�a� osiem lat.
� Bo tak by�o, ale nie wracajmy do przesz�o�ci.
Wyj�a chusteczk� higieniczn� z torebki na pieluchy i wytar�a buzi� Joeya.
� Nie powiniene� by� stawa� po stronie Mike�a w czasie naszego rozwodu.
Mike Morelli by� pierwszym m�em Julii i koleg� Bena ze studi�w. Od pewnego
czasu pracowa�
w wydziale zab�jstw policji w Tulsie.
� On uwa�a, �e stan��em po twojej stronie.
� Myli si�. Jak zwykle zreszt�.
Ben skierowa� sw� uwag� na dziecko.
� Uroczy b�bel, prawda?
� o tak. i bardzo rozwini�ty jak na sw�j wiek. Umie ju� siada� w ��eczku. Za
miesi�c lub dwa
zacznie chodzi�. We� go na r�ce.
� Nie, lepiej nie � powiedzia� szybko Ben.
� Daj spok�j. Przecie� to tw�j siostrzeniec. Nie pokruszy ci si� w r�kach.
Potrzymaj go tylko przez
chwil�.
Ben wyci�gn�� niepewnie r�ce. Nie �ywi� urazy wobec Joeya, ale nie mia�
najmniejszego poj�cia
o dzieciach. Nie wiedzia� nawet, jak go z�apa�.
� Nie tak � pouczy�a go Julia. � Teraz mo�e podnie�� g��wk�, a ty trzymasz od
spodu jego cia�o.
Zrobi�, jak mu kaza�a. Joey przygl�da� si� wujkowi, gulgocz�c po cichu.
� Polubi� ci�, widzisz?
� Je�li tak m�wisz.
� Po�echtaj go po dolnej wardze. Uwielbia to.
Ben us�ucha� siostry. Dziecko u�miechn�o si� leciutko.
� Przepraszam pana.
Ben odwr�ci� si�. Przed nim sta� m�czyzna, kt�rego Jones wypatrzy� za oknem.
� Nazywam si� Ernest Hayes. Dla przyjaci� Ernie. Przepraszam, �e przeszkadzam,
ale chcia�bym
pogada� z panem o sprawie�
� Zgoda.
� Tak od razu?
� Tak. z przyjemno�ci�.
Ernie zawaha� si�.
� B�d� z panem szczery, panie Kincaid. Nie mam za du�o pieni�dzy.
� Nie szkodzi. Zap�ata b�dzie uzale�niona od wyniku sprawy. M�j asystent wr�czy
panu formularze,
przedstawi warunki i tak dalej. Oto m�j podpis. � Ben napisa� swoje nazwisko na
formularzu. �
Om�wimy szczeg�y, kiedy wr�c� z s�du.
� o rety! To �atwiejsze ni� mi si� zdawa�o.
Ben mrugn�� do Jonesa.
� Zadowolony?
� Wniebowzi�ty.
� Prosz� wybaczy�, panie Kincaid. � Scofield zn�w si� w��czy�. � Moja
cierpliwo�� jest ju� na
wyczerpaniu.
� Gdyby wasze urz�dzenia klimatyzacyjne by�y r�wnie wytrzyma�e jak pan, nie
musia�bym si�
martwi� o to, �e to dziecko poczuje zapach mojego potu.
� Doprawdy! Je�li to mia� by� �art!� � Scofield wygl�da� na wstrz��ni�tego.
� Nie mo�e pan da� mi chwili spokoju? Pr�buj� zaprzyja�ni� si� z siostrze�cem.
� Nie �mia�bym w tym przeszkadza� � wtr�ci� Jones, � ale zdaje si�, �e
zapomnia�e� o s�dzie.
� o rany! o kt�rej si� zaczyna?
� o dziewi�tej. � Jones zerkn�� na zegarek z myszk� Mickey. � Czyli pi�� minut
temu.
� Wielkie nieba! � Ben odsun�� na bok Scofielda ramieniem, w kt�rym trzyma�
dziecko. � Julio, nie
lubi� w ten spos�b znika�, ale�
Zamar� w bezruchu.
� Julia?
Ben odwr�ci� si�. Julii nie by�o.
A on zosta� z dzieckiem na r�kach.
Rozdzia� 2
� Gdzie ona si� podzia�a?!! � wrzasn�� Ben.
� Wsiad�a do zielonego kabrioletu i odjecha�a � wyja�ni� jeden z brygady facet�w
z walizkami.
� Odjecha�a? To jaki� �art?
� Dlaczego mia�bym �artowa�? Wida� by�o, �e bardzo jej si� �pieszy.
Ben wzni�s� oczy do nieba.
� Ca�a Julia. Tylko ona mog�a odjecha� i zapomnie� o dziecku. To nie do wiary!
� Zachowaj spok�j, szefie � odezwa� si� Jones wstaj�c zza biurka.
� Zachowa� spok�j? Jak tu zachowa� spok�j? Mam i�� do s�du, a tymczasem moja
siostra znika
i zostawia mnie z� tym. � Ben spojrza� na zawini�tko, kt�re trzyma� w ramionach.
Male�kie niebieskie oczy Joeya rozszerzy�y si�. Spogl�da� przez chwil� na twarz
wujka, a potem
rozp�aka� si� w g�os.
� Ojej. � Ben przytuli� dziecko. � Nie chcia�em ci� urazi� Nie bierz tego do
siebie, ale musz� si�
stawi� w s�dzie, sam rozumiesz�
� On ma dopiero siedem miesi�cy, szefie. Wydaje mi si�, �e nie rozumie powagi
sytuacji.
� Rany julek. � Ben ko�ysa� dziecko niezgrabnie w prz�d i w ty�. Joey p�aka�
wniebog�osy. Ben
pr�bowa� oprze� go sobie na piersi. P�acz nieco przycich�.
� Jones, on p�acze!
� Zauwa�y�em, szefie. Wszyscy zauwa�yli.
� Czy�bym urazi� jego uczucia?
� �miem przypuszcza�, �e raczej chodzi o mokr� pieluszk�.
Ben odsun�� dziecko na d�ugo�� ramienia.
� Naprawd�?
� a mo�e jest g�odny? Trudno powiedzie�.
� To ty masz by� detektywem. Wyka� si� umiej�tno�ci� dedukcji.
Jones zacz�� przeszukiwa� czerwon� torb�, kt�r� Julia zostawi�a na pod�odze.
� O, zabawki. Du�o zabawek. i to ca�kiem fajnych.
� Jones, przesta� si� bawi� jego zabawkami!
� No dobrze. � Jones zmarszczy� brwi. � Kilka zmian ubranek. i pieluszki,
kilkana�cie pieluszek.
Hmm.
� Co to znaczy, hmm?
� To znaczy � m�wi� powoli Jones � �e Julia raczej nie zostawi�a dziecka przez
pomy�k�.
� Jak to?
� Pami�tasz, co powiedzia�a Julia? M�wi�a, �e chce rozpocz�� studia podyplomowe
w Connecticut,
ale jest pewien problem. Problem polega� na tym, �e mia�a siedmiomiesi�czne
dziecko. � Jones u�cisn��
rami� Bena. � Zostawi�a wi�c dziecko z wujkiem Benem.
� Ze mn�? � Ben zarumieni� si�. � Ale ja� nie mog� mie� dziecka. Jestem
prawnikiem!
Zerkn�� na Joeya, kt�rego puco�owate policzki zaczerwieni�y si� od �ez.
� Przykro mi, ma�y. Gdybym wiedzia�, dlaczego p�aczesz, m�g�bym ci pom�c. Ale
nie wiem. � Ben
podni�s� raptownie wzrok na Jonesa. � We� go, Jones.
� Ja? Nie mam poj�cia, jak si� obchodzi� z dzieckiem.
� To si� naucz. Ja musz� i�� do s�du.
� Co ja mam z nim zrobi�? To jest biuro prawne albo co� w tym rodzaju, a nie
��obek.
Ben przysun�� Joeya do piersi Jonesa. Kwilenie dziecka zn�w zamieni�o si� w
g�o�ny p�acz.
� Jeste� zaradnym facetem, Jones. Co� wymy�lisz. Musz� dotrze� do s�du, zanim
s�dzia Hart wsadzi
mnie za kratki za obraz� s�du.
Jones ostro�nie wzi�� dziecko w ramiona.
� o rany, szefie� Je�li to zrobi�
� Wiem. B�d� twoim d�u�nikiem.
� Ju� nim jeste�. To b�dzie d�ug, o jakim wi�kszo�� m�czyzn nawet nie ma
poj�cia.
Po pi�ciominutowym sprincie ulicami rozpalonego s�o�cem �r�dmie�cia Ben dotar�
do budynku s�du
powiatowego w Tulsie przy skrzy�owaniu Pi�tej Alei i ulicy Denver. Windy by�y tu
najwolniejsze we
wszech�wiecie, a Ben nie m�g� sobie pozwoli� na czekanie, wi�c dysz�c ci�ko
ruszy� biegiem na sz�ste
pi�tro. W�lizn�� si� do sali s�dziny Sary Hart, licz�c po cichu, �e ujdzie mu to
p�azem.
Nic z tego.
� Panie Kincaid, jak to mi�o, �e zaszczyci� nas pan swoj� obecno�ci�.
� Przepraszam, pani s�dzio. Sp�nienie wynik�o nie z mojej winy.
S�dzina skin�a g�ow�.
� Znowu problemy z wierzycielami?
� Nie, to znaczy, nie tylko. Kto� podrzuci� mi dziecko.
� Dziecko? � S�dzina zsun�a okulary na czubek nosa. � Czy�by mia�o to zwi�zek z
jakim�
nieznanym epizodem z pa�skiej przesz�o�ci?
Ben u�miechn�� si�. S�dzina s�ynie z surowo�ci, ale przynajmniej ma poczucie
humoru.
� Nie, szanowna pani. Chodzi raczej o nieoczekiwane obowi�zki rodzinne.
� Pan wybaczy, �e nie mo�emy kontynuowa� tej intryguj�cej rozmowy, ale zast�pca
prokuratora
okr�gowego ju� si� niecierpliwi. Zna pan prokuratora Bullocka, wi�c nie musz�
pana ostrzega�, �e potrafi
by� uparty.
Ben zerkn�� na Jacka Bullocka siedz�cego przy stole prokuratorskim. o tak, zna�
go a� za dobrze.
Zanim Ben przeprowadzi� si� do Tulsy, pracowali razem w biurze prokuratora
okr�gowego w Oklahoma
City. Jack Bullock by� szefem Bena. Wi�cej ni� szefem � by� jego mentorem,
idolem, bohaterem.
Przez ca�e lato pracowali razem przy kilku nadzwyczaj skomplikowanych sprawach
oszustw
finansowych; Bullock jako g��wny prokurator, a Ben jako pomocnik zbieraj�cy
materia�y. Ben czu� si�
wniebowzi�ty. Nie dlatego �e Bullock by� doskona�ym prawnikiem � chocia� by� �
ale dlatego �e wierzy�
w to, co robi�. Pracuj�c u boku Bullocka, Ben czu� si� jak rycerz na krucjacie,
jak na pierwszej linii bitwy
dobra ze z�em. Pracowali rami� w rami�, strzeg�c litery prawa i wsadzaj�c za
kratki �obuz�w. Ich prac� �
a w�a�ciwie �ycie � przepe�nia�o poczucie sensu zaprawione optymizmem oraz
idealizmem, kt�rego
Benowi rzadko dane by�o p�niej do�wiadczy�.
Zdawa�o mu si� w�wczas, �e zostanie w biurze prokuratora na zawsze. a p�niej
wynik�y
nieprzewidziane okoliczno�ci, kt�re pokaza�y, �e si� myli�. Okoliczno�ci, kt�re
przewr�ci�y jego �ycie do
g�ry nogami.
Los cz�sto czyni z nas g�upc�w.
� Prosz� o dwie minuty na konsultacj� z moim asystentem i klientem.
� Kolejne op�nienie, panie mecenasie?
Ben podni�s� kciuk i palec wskazuj�cy.
� Takie malutkie, pani s�dzio.
S�dzina zdj�a okulary i po�o�y�a na �awie.
� Powinnam wsadzi� pana do wi�zienia za obraz� s�du, ale nie mog� si� doczeka�
pa�skiego
przes�uchania nast�pnego �wiadka, wi�c tego nie zrobi�. Przynajmniej na razie.
Ma pan dwie minuty,
panie Kincaid. Malutkie.
Ben cisn�� akt�wk� na st�, skin�� g�ow� Bullockowi, przywita� si� szybko z
klientk�,
dziewi�tnastoletni� blondynk� imieniem Jessie (Jezebel) Johnson. Kilka miesi�cy
wcze�niej uciek�a
z domu i wyl�dowa�a w Tulsie bez centa w kieszeni. Twierdzi�a, �e przez kilka
dni po przybyciu do
miasta kr�ci�a si� po ulicach; w�a�nie wtedy podszed� do niej g��wny �wiadek
oskar�enia i zaproponowa�
ciekawy spos�b zarobienia pieni�dzy.
Ben rozejrza� si� po sali za swoj� asystentk�, Christin� McCall. Odnalaz� j� bez
trudu. Burza w�os�w
w kolorze �wie�ych truskawek falowa�a nad jej g�ow�, dodaj�c kilka centymetr�w
do metra pi��dziesi�ciu
trzech. Naprawd� przyci�ga�a jednak oczy mozaika barw poni�ej. Christina mia�a
na sobie bia�� bluzk�
bez r�kaw�w, szerok� niebiesk� sp�dnic� w ��te kropki, zielone skarpetki i
czarno-bia�e mokasyny.
� Co ty na siebie w�o�y�a�? � spyta� Ben na jej widok. � To jest s�d, a nie
odpust.
� To moja letnia garderoba � odpar�a Christina wykonuj�c zamaszysty piruet.
Sp�dnica i w�osy
zawirowa�y efektownie. � M�wi�am ci, �e w sobot� odwiedzi�am pchli targ,
pami�tasz?
� Tak. Perspektywa ujrzenia ci� w nowej garderobie bardzo mnie zaintrygowa�a.
Ale teraz zmieni�em
zdanie.
� Nie zamierzam nosi� w tak� pogod� we�nianego kostiumu � zaperzy�a si�
Christina. � Musisz
przyj�� mnie tak�, jaka jestem.
Ben zastanowi� si� nad s�owami asystentki.
� Zosta�a jedna minuta, panie Kincaid � przypomnia�a s�dzina.
� Cudownie. Christina, masz jaki� pomys� na moje przes�uchanie?
� Oczywi�cie. Czy� nie jestem twoj� wiern�, niezawodn� adiutantk�? Ca�� noc
�l�cza�am nad
protoko�em z wst�pnego przes�uchania i wreszcie odkry�am ra��c� rozbie�no��.
Prawdziwe faux pas. S�k
w tym, �e jest to troch� outr�, albo nawet risqu�
Ben przewr�ci� oczami s�ysz�c w�tpliwej jako�ci francuszczyzn� Christiny.
� Czy mog�aby� wyra�a� si� ja�niej?
� Nic nie wsk�rasz, je�li nie zapytasz o pewne delikatne aspekty ludzkiej sfery
erotycznej, w kt�rej to
dziedzinie czujesz si� �a�o�nie bezradny.
� To nieprawda.
� Prawda. Nigdy nie zapomn� wyrazu twojej twarzy, kiedy w moim mieszkaniu
niechc�cy
prze��czy�e� telewizor na kana� Playboya. i o ma�o nie wyzion��e� ducha w czasie
naszej wycieczki do
zoo.
Ben zauwa�y� gro�ne spojrzenie s�dziny.
� Nie czas na skromno��, Christina. M�w.
Rozdzia� 3
Po przerwie Bullock powo�a� na �wiadka powoda. By� to Harvey Applebee, �ysiej�cy
m�czyzna
w �rednim wieku. Na pierwszej rozprawie zezna�, �e Jezebel z�o�y�a mu propozycj�
na rogu Jedenastej
Ulicy i Cincinnati. Zaprowadzi�a go do �o�rodka zdrowia�, gdzie mieszka�a z
pi�cioma innymi
pracuj�cymi dziewczynami, zdj�a ubranie z siebie i z niego, a potem pomog�a mu
wej�� do gor�cej
k�pieli. Pow�d nie zg�asza� �adnych skarg, dop�ki w drzwiach nie pojawili si�
ludzie z obyczaj�wki.
Zaproponowano mu uwolnienie od zarzut�w w zamian za zeznanie.
� Co powiedzia�a do pana pozwana na ulicy? � spyta� Bullock.
Applebee odchrz�kn��.
� Stwierdzi�a, �e przyda�oby mi si� troch� �wicze� fizycznych, a p�niej
zaprosi�a do siedziby
swojej� firmy.
Jezebel, kt�ra siedzia�a obok Bena, zachichota�a. Ben da� jej kuksa�ca w bok.
� Czy m�wi�a, �e posiada specjalistyczne umiej�tno�ci� trenerki gimnastyki?
� Zademonstrowa�a sporo� elastyczno�ci i zaproponowa�a pewne pozycje� to znaczy
�wiczenia,
kt�re jej zdaniem bardzo by mi pomog�y.
Bullock zaczyna� zdradza� oznaki niecierpliwo�ci.
� Panie Applebee, prosz� przesta� owija� w bawe�n�. � z �aw dla publiczno�ci
gruchn�a salwa
�miechu. Ben zarumieni� si� po same uszy. � Do rzeczy. Czy panna Johnson
zaproponowa�a panu
stosunek seksualny?
� Nie przypominam sobie, by u�y�a takich s��w.
� Czy pana� dotkn�a?
� Emocjonalnie?
Bullock zazgrzyta� z�bami.
� Nie. Czy jaka� cz�� jej cia�a zetkn�a si� z pana cia�em?
� Kiedy?
� Przed pa�skim wej�ciem do balii.
� Nazywa�a j� �wi�tyni� relaksu.
� Mniejsza z tym.
� Chyba nie. Dotyka�a moich ubra�, rzecz jasna, ale cia�a raczej nie.
Bullock z trudem hamowa� gniew.
� Panie Applebee, czy�by pr�bowa� pan zmieni� swoje wcze�niejsze zeznanie?
Najwyra�niej chcia� w ten spos�b przypomnie� �wiadkowi o tym, �e zwolnienie od
odpowiedzialno�ci jest warunkowe, pragn�c jednocze�nie unikn�� przypominania
�awie przysi�g�ych
o tym, �e zeznanie zosta�o kupione.
� Ale� nie. Dotyka�a mnie p�niej.
� Dobrze. Gdzie pan wtedy by�?
� w �wi�tyni relaksu.
Bullock przeni�s� wzrok na sufit.
� Co pan mia� na sobie?
� Szorty. Panna Johnson zdj�a z siebie wszystko.
� Znajdowa� si� pan w pozycji stoj�cej czy siedz�cej?
� Siedz�cej.
� a gdzie pan siedzia�?
� Na dnie balii. To znaczy� �wi�tyni relaksu.
� Gdzie pana dotyka�a?
� Hm� To bardzo osobiste pytanie.
� Obawiam si�, �e musi pan na nie odpowiedzie� � wtr�ci�a s�dzia.
Applebee wierci� si� na krze�le.
� Dobrze, prosz� pani. Tylko �e� Nie chcia�bym tego m�wi�, zw�aszcza w obecno�ci
kobiet.
� Prosz� odpowiedzie� na pytanie � warkn�� Bullock.
� Dotyka�a� � Applebee wyci�gn�� szyj� i rozlu�ni� krawat. � Dotyka�a mojego
ma�ego Elvisa.
Ben wbi� spojrzenie w notes. C� za wspania�y zaw�d uprawia�! Warto by�o
przecierpie� trzy lata
studi�w prawniczych.
� a jak� cz�ci� swojego cia�a dotyka�a pana panna Johnson?
� Panie prokuratorze � wtr�ci�a s�dzia. � Czy nie mo�emy zostawi� niekt�rych
rzeczy wyobra�ni
przysi�g�ych?
� Oczywi�cie, je�li pani sobie tego �yczy. Panie Applebee, czy owo dotykanie
mia�o charakter
przypadkowy?
� o nie.
� Czy panna Johnson zachowywa�a si� przy tym� niezr�cznie?
� Ale� nie. Wr�cz przeciwnie, by�a nadzwyczaj zr�czna.
� Co zdarzy�o si� po tym, jak pana dotyka�a?
� Wtedy wkroczy�a policja � westchn�� ci�ko Applebee.
� No w�a�nie. � Bullock zmierzy� �wiadka surowym spojrzeniem. � Ale pan nie
poczu� si�
rozczarowany, prawda?
� Nie, sk�d�e znowu. Poczu�em ulg�. Zacz��em podejrzewa�, �e panna Johnson wcale
nie jest
wykwalifikowan� instruktork� gimnastyki.
Ben i Christina spojrzeli po sobie.
� To wszystko � rzek� Bullock odst�puj�c od �wiadka.
� Dobrze. Czy chce pan zada� �wiadkowi dodatkowe pytania, panie Kincaid? �
spyta�a s�dzina.
� Tak, pani s�dzio � odpar� Ben zrywaj�c si� na r�wne nogi.
� Prosz� bardzo. Je�li ma pan do�� odwagi.
Ben stan�� w po�owie drogi mi�dzy �aw� prokuratora i �wiadkiem.
� Prosz� powiedzie�, panie Applebee, czy kiedykolwiek wcze�niej siedzia� pan w
balii z gor�c�
wod�?
� Nie.
� Czy by�o to dla pana� nieprzyjemne?
� Nie, raczej nie. By�o to ca�kiem� stymuluj�ce.
� Jak g��boka by�a woda?
Applebee zmarszczy� brwi. Wygl�da�o na to, �e prokurator nie przygotowa� go na
tego rodzaju
pytanie.
� Od dna do powierzchni by�o oko�o dziewi��dziesi�ciu centymetr�w. Mo�e troch�
wi�cej.
� Rozumiem. � Ben zbli�y� si� do �wiadka. � Powiedzia� pan wcze�niej, �e
siedzia� na dnie balii.
� Zgadza si�.
� Czy p�niej pan si� porusza�?
� Nie. � Na czole �wiadka ukaza�a si� g��boka zmarszczka.
� Pani s�dzio, nie rozumiem, po co pan Kincaid zada� to pytanie � wtr�ci�
Bullock.
� Zaraz wyja�ni�, pani s�dzio � powiedzia� Ben.
� Bardzo prosz�, panie mecenasie. Zamieniamy si� w s�uch.
Ben odwr�ci� si� do �wiadka.
� a zatem siedzia� pan na dnie balii, kiedy panna Johnson rzekomo dotyka�a
pa�skiego� ma�ego
Elvisa.
� Zgadza si�.
� Panie Applebee, b�d�my szczerzy wobec przysi�g�ych. Prokurator obieca� panu
zwolnienie od
odpowiedzialno�ci w zamian za zeznanie, prawda?
� Hm� � �wiadek zerkn�� niepewnie na Bullocka. � Tak, to prawda.
� Zeznaje pan dzisiaj, poniewa� prokurator zaproponowa� panu zwolnienie od
odpowiedzialno�ci,
je�li z�o�y pan zeznanie przeciwko Jessie.
� To nie jest jedyny pow�d�.
� Prosz� przyzna�, panie Applebee. Wszed� pan do tej balii nie po, �eby poprawi�
swoj� kondycj�
fizyczn�. Liczy� pan na zbli�enie seksualne.
� Wcale nie! My�la�em, �e to dobre dla zdrowia!
Ben spojrza� na �wiadka z u�mieszkiem niedowierzania.
� Czy�by?
� Naprawd�! � powiedzia� Applebee z oburzon� min�. � Tak w�a�nie my�la�em.
� a co pan my�la�, kiedy pozwana zdj�a ubranie?
Applebee spl�t� nerwowo palce.
� My�la�em, �e to bardzo� terapeutyczne�
� Rzeczywi�cie. Naga kobieta przytula si� do pana w balii z gor�c� wod�, a pan
bierze to za
hydroterapi�?
� To wcale nie by�o tak�!
� Nie by�o?
� Ona nie przytula�a si� do mnie w tej balii. To znaczy �wi�tyni.
� Nie przytula�a si�?
� Nie! � zaprzeczy� Applebee. � Nawet si� nie zamoczy�a.
� Rozumiem. � Ben odwr�ci� si� z u�miechem do przysi�g�ych. � To samo powiedzia�
pan na
pierwszym przes�uchaniu. Wcale si� nie zamoczy�a.
� W�a�nie tak. To niesamowita kobieta.
Applebee otworzy� usta, a potem zamkn��.
� Je�li woda mia� dziewi��dziesi�t centymetr�w g��boko�ci, to nawet po odj�ciu
kilkunastu
centymetr�w na� po�ladki, pa�skie podbrzusze pozostaje ponad siedemdziesi�t
centymetr�w pod wod�.
Panna Johnson nie mog�aby dotkn�� pana� chyba �e pa�ski ma�y Elvis ma ponad
siedemdziesi�t
centymetr�w d�ugo�ci.
Na twarzach s�dzi�w pojawi�y si� u�miechy rozbawienia. Starsza kobieta zakry�a
oczy.
� Czy ma? � spyta� natarczywie Ben.
Brwi Applebee�ego spotka�y si� po�rodku jego czo�a.
� Czy ma co?
� Czy ma�y Elvis ma d�ugo�� siedemdziesi�ciu centymetr�w?
� Teraz?
� Lub kiedy indziej. Nie jestem drobiazgowy.
� Pani s�dzio! Musz� zaprotestowa�! � krzykn�� prokurator
� Rzeczywi�cie musi pan � zgodzi�a si� s�dzina. � Ale czy ma pan jakie�
uzasadnione powody?
� Pan Kincaid kpi sobie ze �wiadka.
� Czy to zabronione w s�dzie? Czy�by zmieni�y si� przepisy, od czasu gdy
sko�czy�am uczelni�?
� Pytanie pana mecenasa nic nie wnosi do sprawy!
� Nie mog� si� z tym zgodzi� � wtr�ci� Ben. � Moje pytanie dotyczy wiarygodno�ci
�wiadka.
� Zgadzam si� ze zdaniem pana Kincaida � stwierdzi�a s�dzina. � Prosz�
kontynuowa�.
� Dzi�kuj�, Wysoki S�dzie. Panie Applebee, powtarzam pytanie: Czy ma�y Elvis ma
siedemdziesi�t
centymetr�w �rednicy?
� Nie wiem tego� dok�adnie.
� a wi�c ile?
� Nie mam poj�cia.
� Ale to �atwo sprawdzi�, prawda? � Ben wyj�� z kieszeni marynarki miar�
krawieck�.
� Co to ma znaczy�?! � wykrzykn�� z przera�eniem Applebee.
Ben zwr�ci� si� do s�dziny.
� Wysoki S�dzie, wnosz� o pokazanie wymienionego dowodu �awie przysi�g�ych.
� Co,-co? � wymamrota� Applebee.
S�dzina potar�a palcem miejsce, w kt�rym okulary dotyka�y nosa. Lekki u�mieszek
igra� na jej
ustach.
� Co pan na to, panie Bullock?
Bullock zamacha� r�kami.
� Wysoki S�dzie, �wiadek chyba nie musi� pokazywa� dowodu przysi�g�ym?
� Trudno w takim razie oczekiwa� od przysi�g�ych, by przyj�li zeznanie �wiadka
za dobr� monet�.
� Ale musi by� jaki� inny spos�b. Mo�e jakie� badanie medyczne�
� Nie zgadzam si� � wtr�ci� Ben. � Zgodnie z przepisami, zeznanie osoby trzeciej
nie mo�e si�
r�wna� z� bezpo�rednim badaniem.
� Nie powiedzia� mi pan, �e b�d� musia� robi� co� takiego � zaprotestowa�
Applebee, zwracaj�c si�
wprost do Bullocka. � Nic z tego. Poza tym taki pomiar nie by�by miarodajny.
Okoliczno�ci s� teraz inne
ni� wtedy w �wi�tyni.
� Jestem pewien, �e mo�emy stworzy� takie same okoliczno�ci jak w �wi�tyni �
zaproponowa� Ben.
� Nie b�d� si� pobudza� w s�dzie! � zawo�a� Applebee.
� Wysoki S�dzie! Nie mog� zmusza� mojego �wiadka do obna�ania si� w obecno�ci
przysi�g�ych.
� Panie Bullock � powiedzia�a surowo s�dzina. � To pan powo�a� tego �wiadka i
doprowadzi� do
zeznania, kt�re rozpocz�o t� lini� przes�uchania. Musz� da� panu Kincaidowi
mo�liwo�� podwa�enia
wiarygodno�ci�
� Ani mi si� �ni! � stwierdzi� Applebee splataj�c r�ce na piersi. � i nie ma
takiego s�dziego, co by
mnie do tego zmusi�. Nie ma mowy!
S�dzina zakry�a usta.
� Panie Bullock, uwa�am, �e powinien si� pan zastanowi�, czy powinien pan
powo�ywa� tego
�wiadka.
� Ale� Wysoki S�dzie! Bez tego �wiadka nie mam �adnych dowod�w!
� Ciesz� si�, �e pan to przyznaje. S�d podziela pa�skie zdanie. Mo�e powinien
pan naradzi� si� ze
swoim pomocnikiem.
Bullock wymamrota� kilka s��w do asystentki.
� Wysoki S�dzie, po rozwa�eniu wszystkich okoliczno�ci postanowili�my wycofa�
oskar�enie �
og�osi� po chwili.
Jezebel klasn�a w d�onie.
S�dzina zerkn�a na Bena.
� Jak rozumiem, nie zg�asza pan sprzeciwu?
� Najmniejszego, Wysoki S�dzie. Postanowili�my nawet sami zap�aci� nasze koszty
post�powania.
� To bardzo rozs�dne, panie mecenasie. � S�dzina przeprosi�a przysi�g�ych i
og�osi�a zako�czenie
rozprawy. � Oddalam oskar�enie. S�d udaje si� na przerw�.
Ben dogoni� s�dzin�.
� Pani s�dzio, jeszcze raz przepraszam za sp�nienie. i za to� zamieszanie w
czasie rozprawy.
Wiem, �e to nie pierwszy raz. Bardzo mi przykro.
� Nie szkodzi, panie Kincaid � odpar�a s�dzina z u�mechem. � Przyzwyczai�am si�
ju�, �e pa�skie
sprawy bywaj� troch� osobliwe. Ale musz� przyzna�, �e s� zabawne.
Rozdzia� 4
Jessie podzi�kowa�a Benowi gor�co.
� Nie wiem, co bym zrobi�a, gdyby� nie zgodzi� si� mi pom�c. Dixie mia�a
absolutn� racj�. �Benowi
mo�esz zaufa�, powiedzia�a. � Jessie poca�owa�a Bena w policzek. � Mia�a racj�.
� Dzi�ki� � wymamrota� Ben.
� Nie my�l sobie, �e zapomnia�am o twoim honorarium. � Si�gn�a za bluzk� po
zwitek banknot�w.
Na oko by�o tam ponad sto dolar�w. � Wiem, �e to niewiele, ale chc�, �eby��
� Jessie, czy to wszystkie pieni�dze, jakie masz? � spyta� Ben.
� Tak�
� Zatrzymaj je � powiedzia� marszcz�c brwi.
� Ale�
� i kup sobie bilet powrotny do domu.
� Do domu! My�lisz�
� Tak w�a�nie my�l�. Albo chocia� poszukaj nowego mieszkania. i pracy.
� No dobrze� je�li jeste� tego pewien�
� Jestem.
Jessie poca�owa�a Bena w usta.
� Dixie mia�a racj�. Jeste� najlepszy.
A na pewno najta�szy, pomy�la� Ben odprowadzaj�c j� wzrokiem.
Ruszy� z powrotem do �awy, ale Jack Bullock zast�pi� mu drog�.
Ben wyci�gn�� z u�miechem d�o�.
� Mi�o ci� zn�w widzie�, Jack. Nawet je�li�
� a wi�c tak� wybra�e� drog�, Ben? � przerwa� mu Bullock.
� Jak� drog�? Nie wiem, o czym m�wisz.
� M�wi� o tym, �e marnujesz sw�j talent pomagaj�c prostytutkom wraca� na ulic�.
Ben wzruszy� ramionami.
� Jessie jest zwyk�� nastolatk�, kt�ra uciek�a z domu i nie wiedzia�a, co ze
sob� pocz��
� Nie wstawiaj mi tu swojej mowy obro�czej. Jestem Jack Bullock, pami�tasz mnie
jeszcze? Znam
troch� �ycie.
� Nie rozumiem�
� To ja nie rozumiem, Ben. Nie mog� poj��, jak to si� sta�o, �e zaj��e� si�
obron� tych wszystkich
szumowin, kt�re pr�bowali�my razem wsadza� za kratki, wypruwaj�c sobie flaki.
� Jack, ka�dy ma prawo do obrony�
� Daruj sobie ten wyk�ad z etyki adwokackiej. Nie musisz mnie u�wiadamia�, �e
nawet ostatnia �ajza
ma prawo do obrony. i wiem, �e zawsze znajdzie si� jaki� dobroczy�ca got�w t�
obron� zapewni�. Nie
mog� tylko uwierzy�, �e ty dajesz si� na to nabra�.
� To tylko jedna sprawa�
� Jedna z wielu. Du�o o tobie s�ysza�em, od kiedy sprowadzi�em si� do Tulsy.
Wyrobi�e� sobie
reputacj� faceta ratuj�cego z opresji kryminalist�w, kt�rych policja �apie z
najwi�kszy