9160

Szczegóły
Tytuł 9160
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9160 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9160 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9160 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

William Bernhardt Okrutna sprawiedliwo�� Prolog 1 Dwadzie�cia pi�� lat wcze�niej � Tu jest ciemno, tatusiu. Ch�opiec nie pami�ta, ile czasu sp�dzi� w zamkni�ciu, przywi�zany do krzes�a. Nie wie, kt�ra godzina ani jaki dzie�. Wie tylko, �e jest g�odny, spragniony i przera�ony. �miertelnie przera�ony. � Tatusiu, prosz� ci�. Nie lubi� ciemno�ci. Linka wrzyna mu si� w nadgarstki, piecze w sk�r�. Nogi i krocze s� wilgotne i obola�e. Nie pami�ta, ile razy si� zmoczy�. To trwa tak d�ugo. � Tato? Mamo? Pom�cie mi, prosz�. Wie, �e tam siedz�. Tata s�ucha, mo�e nawet si� �mieje. Mama te� tam jest. Nie �mieje si�, ale te� nie zrobi niczego, by pom�c synowi. Nigdy mu nie pomaga. Udaje, �e nie s�yszy, �e nie wie, co si� dzieje. a przecie� wie bardzo dobrze. Ch�opiec ko�ysze si� w ty� i w prz�d, napr�a r�ce. � Tatusiu, prosz�! Nie mog� ju� wytrzyma�. Zrobi� wszystko, co ka�esz, naprawd� wszystko, przyrzekam� Drzwi si� otwieraj�. Strumie� �wiat�a o�lepia ch�opca, kt�ry zaciska powieki; nast�pnie otwiera je powoli, przyzwyczajaj�c oczy do �wiat�a. Sylwetka ojca wisi nad nim jak g�ra. Ch�opiec nie widzi jego twarzy, tylko pot�ne cia�o na tle drzwi. Jest jak wielki cie�, kt�ry nie ma ko�ca, jak z�y duch. Nagle ch�opca ogarnia jeszcze wi�kszy strach ni� przedtem, gdy by� sam. � Jeste� brudny � warczy ojciec. Ch�opiec nie widzi pi�ci ojca, lecz wie, �e zaciskaj� si� w ciemno�ci niczym olbrzymie tarany. Chce ucieka�, ale sznur trzyma mocno. � Czy jeste� got�w przyj�� kar�? � grzmi ojciec. � Ale ja nic nie zrobi�em, tatusiu. Naprawd�. � Milcz! � Ogromna pi�� spada na twarz ch�opca. � Mam do�� twoich k�amstw! K�amstwo to grzech przeciwko Bogu. Czy tego nie pojmujesz, g�upcze? Ch�opiec chce odpowiedzie�, ale nie mo�e wydoby� g�osu z dr��cych ust. � Sprawdzi�em twoj� po�ciel. Zn�w by�a mokra. � Ojciec pochyla si�. Jego ogromna g�owa zas�ania �wiat�o. � Pami�tasz, jak� kar� ci obieca�em, je�li to si� powt�rzy? � Ja� nie chcia�em, tatusiu. Pr�bowa�em si� powstrzyma�, ale� � Brudny, oble�ny szczeniak. Nie my�l sobie, �e nie wiem, co robisz, kiedy nie ma mnie w domu. Widzia�em, jak si� dotykasz. Widzia�em, jakim wzrokiem spogl�dasz na matk�, kiedy paraduje po mieszkaniu w bieli�nie i szpilkach jak jaka�� Pochyla si� jeszcze bardziej, a� nosem prawie dotyka twarzy syna. Ch�opiec czuje jego gor�cy, przesi�kni�ty zapachem whisky oddech. � Jeste� brudny. i taki pozostaniesz, dop�ki nie poniesiesz kary. � Nie, prosz� � b�aga ch�opiec dr��cym g�osem. � Musisz ponie�� kar�. � Nie chc� cierpie�, tatusiu. Prosz�! Ojciec prostuje si�. Jego g�os dziwnie si� uspokaja. � Przyprowadzi�em ci kogo�. Podnosi ma�ego pluszowego zwierzaka. � Oliver! � wo�a ch�opiec na widok misia. � Dzi�kuj�, tatusiu. Tak bardzo za nim� Ojciec cofa zabawk� gwa�townym ruchem. � Nie zgadzasz si� przyj�� kary, wi�c Oliver poniesie j� za ciebie. � Nie! � krzyczy ch�opiec z szeroko otwartymi oczami. Zrozumia�, co ojciec zamierza zrobi�. � Tatusiu, nie. Prosz� ci�! Ojciec chwyta g�ow� misia w swoje ogromne r�ce i odrywa. Bia�a pianka wysypuje si� przez szyj�. � Nieee! � krzyczy ch�opiec zach�ystuj�c si� piank�, kt�ra wpada do jego ust. � Zabijesz go! � Oliver jeszcze nie umar�, ale zaraz umrze, poniewa� go zdradzi�e�. Ojciec wyci�ga zapalniczk� z tylnej kieszeni spodni. P�omie� rzuca dziwny blask na jego twarz. Oczy czerwieniej�, wyziera z nich z�o jak z wizerunk�w szatana, kt�re ch�opiec widzia� w matczynej Biblii. � Nie r�b tego, tatusiu! Prosz� ci�! Ojciec podpala misia. z zabawki zostaje tylko k��bek roz�arzonych w��kien, kt�ry ciska do kosza. � Zabi�e� go! � zawodzi ch�opiec. Po jego policzkach p�yn� �zy. � Zabi�e� Olivera! � Nie, nie ja � odpowiada ojciec. � Ty go zabi�e�. By�e� z�ym, nieprzyzwoitym ch�opcem i nie chcia�e� przyj�� kary, wi�c Oliver musia� j� ponie�� za ciebie. Zgin�� przez ciebie. Ty go zabi�e�. � Zaplata na piersi pot�ne r�ce. � Czy teraz jeste� got�w przyj�� kar�? Ch�opiec nie mo�e odpowiedzie�. Krztusi si�, p�acze, szlocha. � Pytam, czy jeste� got�w? � grzmi ojciec. � Tak, chyba tak � szepcze ch�opiec. Ojciec prostuje si�. � Teraz lepiej. Grzeczni ch�opcy zawsze przyjmuj� kar�. Tatu� b�dzie bardzo szcz�liwy, je�li poniesiesz kar�. Ch�opiec nie s�yszy dalszych s��w. Oddala si� ju�, odchodzi do tego miejsca, w kt�rym kryje si� zawsze, gdy ojciec go karze. Tylko w ten spos�b mo�e znie�� b�l i poni�enie. Tylko w ten spos�b mo�e prze�y�. Tam b�dzie marzy� o lepszym �wiecie. �wiecie bez ciemnych, zamkni�tych pomieszcze�, bez b�lu. �wiecie, w kt�rym nie ma ojca. w kt�rym sam b�dzie katem, a nie ofiar�. 2 Dziesi�� lat wcze�niej Sier�ant Sandstrom prowadzi samoch�d patrolowy obwodnic� wok� Philbrook. �wiat�a w muzeum si� nie pal�. Nikt nie zauwa�y, �e jedzie odrobin� zbyt szybko. Byleby zag�uszy� te przekl�te organki. � Hej, uwa�aj troch�! � Partner Sandstroma, ch�opak o dzieci�cej twarzy i g�stych, czarnych kr�conych w�osach odbija si� od drzwi wozu. Si�a uderzenia wytr�ca harmonijk� z jego d�oni. � Przepraszam, zagapi�em si� � k�amie Sandstrom. Morelli jest w porz�dku jak na ��todzioba prosto z akademii, lecz Sandstrom nie m�g� d�u�ej znie�� piosenek Dylana. a Morelli �piewa jeszcze gorzej ni� Dylan, o ile to w og�le mo�liwe. � a wi�c przygrywa�e� w nocnych klubach? � Aha. Grali�my z kumplem w pizzeriach, barach studenckich i r�nych takich knajpkach. � i rzuci�e� karier� dla zaszczytnej profesji str�a prawa? � Wiesz, jak to jest. Co noc to samo. Burza oklask�w, laski rzucaj�ce si� do st�p i b�agaj�ce, �eby� zosta� ojcem ich dzieci. Po pewnym czasie staje si� to m�cz�ce. � Jasne. Dla twojej �ony pewnie te�. � Trafi�e� w dziesi�tk�. � Wyjmuje z kieszeni koszuli fotografi�. � o rany! � wzdycha Sandstrom. � Chyba nie zaczniesz si� zn�w rozczula� nad jej zdj�ciem? � Nie mog� si� powstrzyma� � m�wi z u�miechem Morelli. � Ale przyznasz, �e jest �liczna? Sandstrom skr�ca mocno kierownic� w lewo. � Ile razy mam ci powtarza�, �e tak zachowuj� si� tylko nowo�e�cy? Musisz przez to przej��, jak wszyscy. Morelli nie spuszcza oczu ze zdj�cia. � Bo gliniarz nie mo�e sobie pozwoli�, �eby go co� rozprasza�o. Trzeba by� skupionym, uwa�nym. Tak naprawd� Sandstromowi chodzi o to, �e nie cierpi patrze�, jak wielkie mi�o�ci m�odych policjant�w rozwiewaj� si� we mgle. Zna ju� te historie. Jeszcze rok, dwa, a ta �licznotka, do kt�rej Morelli robi s�odkie oczy, stanie si� najbardziej uci��liwym obowi�zkiem w jego �yciu. Ale nie ma sposobu, aby mu o tym powiedzie�. Sandstrom pracuje w policji od trzynastu lat, a jego partner dopiero zaczyna terminowa� w tym fachu. Michelangelo A. Morelli � dla przyjaci� Mike � sko�czy� filologi� angielsk� i z jakiego� przewrotnego powodu poszed� do akademii policyjnej. Tak po prostu. Mike jest dok�adnie taki jak wszyscy rekruci. M�oda twarz nie naznaczona uci��liwo�ci� patroli, idealizm i naiwno�� granicz�ca z komizmem. i ten denerwuj�cy zwyczaj cytowania podejrzanym fragment�w Szekspira. � Chyba jestem najszcz�liwszym facetem na �wiecie � stwierdza Mike, pieszcz�c wzrokiem fotografi�. � Mhm. � Nie uwierzy�by�, co zrobi�a przedwczoraj. Wracam do domu, a tam czeka na mnie nowiutki samoch�d. Chevrolet corvette. Co ty na to? � Corveta? Rany boskie, mo�esz sobie pozwoli� na taki w�z? � o to samo spyta�em �on�. a ona m�wi: �Kochanie, je�li chodzi o twoje szcz�cie, pieni�dze nie graj� roli�. Jakie to s�odkie, my�li Sandstrom. Nie wiadomo tylko, czy bank b�dzie podobnego zdania. � Wi�c dlaczego przyjecha�e� dzi� rano tym zdezelowanym dodgem? � Julia chcia�a zrobi� zakupy, wi�c wzi�a nowy samoch�d. � Ach, rozumiem. Je�d�� � a w�a�ciwie �lizgaj� si� � ulicami Utica Hills, najbogatszej dzielnicy willowej Tulsy. Luksusowa enklawa podstarza�ych bogaczy. Sandstrom nie cierpi patrolowa� tej okolicy. Rzadko zdarzaj� si� tu przest�pstwa uliczne o tej porze, lecz szacowni mieszka�cy lubi� wiedzie�, �e ch�opcy w niebieskich mundurach (a w�a�ciwie br�zowych) pilnuj� ich basen�w i ferrari. a poniewa� dzi�ki swym kontom w bankach w du�ej mierze decyduj� o tym, kto zostanie burmistrzem i kto zasi�dzie w radzie miejskiej � a co za tym idzie, kto b�dzie szefem policji � wi�c zazwyczaj dostaj� to, czego chc�. � a jak twoja �licznotka przystosowuje si� do roli �ony gliniarza? � pyta Sandstrom. Mike chowa fotografi� do kieszeni na piersi. � Julia jest nies�ychanie wyrozumia�a. Chodzi jej tylko o to, �ebym by� szcz�liwy. Nie narzeka, kiedy wracam p�no w nocy. o ile nie jestem zbyt zm�czony, �eby� � Rumieni si�. � No, wiesz. � Ch�opcze, ja naprawd� nie chc� o tym s�ucha�. � Pragniemy mie� dziecko� � o rany� � Julia chce dziewczynk�, a ja ch�opczyka. Takiego malutkiego, k�dziorowatego, wykapanego Morellego. i mam nadziej�, �e b�d� dla niego w po�owie tak dobry, jak m�j ojciec dla mnie. � U�miech na twarzy nowicjusza przygasa nieco. � Pr�bujemy od p� roku, ale na razie bez powodzenia. � Sze�� miesi�cy to prawie nic. Moja siostra Amelia i jej m�� pr�bowali przez osiem lat i dopiero wtedy szcz�cie si� do nich u�miechn�o. Teraz maj� pi�cioro dzieci. � Naprawd�? Julia zastanawia�a si�, czy nie powinni�my p�j�� do lekarza. Jej ojciec jest lekarzem, wi�c Julia uwa�a, �e istniej� lekarstwa na wszystko. � Jej ojciec jest lekarzem? � Kardiologiem. � Bogaty? � Jak cholera. I ty chcesz zapewni� jej szcz�cie z pensji gliniarza? Dopiero teraz Sandstrom naprawd� zaczyna si� martwi� o partnera. To ma��e�stwo ma jeszcze mniejsze szanse, ni� my�la�. � Julia kupuje wszystkie domowe zestawy do test�w ci��owych. Co noc robi sobie trzy dla pewno�ci. Jak dot�d nic. � Nie martw si�, stary. Macie du�o czasu. Mike wzrusza ramionami i wciska si� w fotel. � Te� tak my�l�. Ale chcia�bym mie� dziecko. Nasze dziecko. Radio zaczyna skrzecze�. Sandstrom podnosi mikrofon i rozmawia z dyspozytork�. Dla nie przyzwyczajonych uszu Mike�a wymiana zda� brzmi jak ci�g niezrozumia�ych chrz�kni�� i trzask�w. � Jedziemy. Sandstrom odk�ada mikrofon na miejsce i przyciska peda� gazu. � Co si� sta�o? � pyta Mike. � Wygl�da na paragraf sto osiemdziesi�t siedem. A wi�c morderstwo. � Kto kogo za�atwi�? Sandstrom bierze zakr�t prawie na dw�ch ko�ach. � Na razie nie wiadomo ani kto, ani kogo. � Gdzie? � Klub Utica Greens. � Co� takiego! a narz�dzie zbrodni? Kij do gry w polo? � Blisko. Kij, ale golfowy. � Kij golfowy? Jak�? Mike nie ko�czy pytania. Sandstrom przemyka przez bram� i parkuje obok innego samochodu policyjnego. � Widzia�e� kiedy� zamordowanego cz�owieka, Morelli? � Na zdj�ciach � odpowiada ostro�nie Mike. Sandstrom klepie go po plecach. � a wi�c przygotuj si�. Bo to nie to samo. Wita ich policjant niewiele starszy od Mike�a. Wskazuje niewielki budynek na szczycie wzg�rza obok pola golfowy. � To magazyn � wyja�nia patrolowy Tompkins. � Ofiara znajduje si� w �rodku. Nie rusza�em jej. Przyjecha�em tu jako pierwszy. Nie by�o jeszcze nikogo z wydzia�u zab�jstw. Wspinaj�c si� po zboczu wzg�rza, Mike dostrzega jaki� ruch na ganku budynku klubowego oddalonego o pi��dziesi�t metr�w. Zdaje mu si�, �e w �wietle ksi�yca mign�y jasne w�osy. � Patrzcie! � wo�a Mike wskazuj�c budynek. � Tam jeste� jaka� kobieta. Widzicie, jak ucieka? Chyba jest w jasnej sukience. � Nic nie widz� � m�wi Tompkins mru��c oczy. � Ca�y wiecz�r nie gada� o niczym innym opr�cz swojej cudownej �ony. No i teraz ma przywidzenia. � Naprawd� kogo� widzia�em � upiera si� Mike. Dobiega do budynku i zaczyna si� rozgl�da� za postaci�, kt�r� przelotnie spostrzeg�. Ale nikogo nie znajduje. Przeszukawszy najbli�sz� okolic�, wraca do koleg�w. � No i gdzie ta �licznotka w bieli? � pyta Sandstrom. � Nie ma. Chyba mi si� przy�ni�a � odpowiada Mike. � Nic nie szkodzi � rzuca uspokajaj�co Tompkins. � Mamy ju� podejrzanego. Wchodz� do magazynu. Przy drzwiach kuli si� m�ody czarny m�czyzna. Po jego przera�onej twarzy sp�ywaj� �zy. � Oto podejrzany � wyja�nia Tompkins. Mike rozgl�da si�. � Tak. a gdzie jest�? Nie ko�czy pytania. Odpowied� znajduje si� w rogu pomieszczenia. Wszystko jest czerwone od krwi. Sandstrom mia� racj�. Na zdj�ciach wygl�da�o to ca�kiem inaczej. � o m�j Bo�e � zach�ystuje si� Mike. S�owa zamieraj� mu na ustach. Czuje, jak �o��dek podchodzi mu do gard�a. � o m�j Bo�e. o m�j Bo�e. Stoi jak wryty, powtarzaj�c w k�ko te same s�owa; Sandstrom odprowadza go do �azienki, gdzie mo�e zwymiotowa�. � Spokojnie. Postaraj si� o tym zapomnie�. Stoj�c przygarbiony nad muszl� klozetow�, Mike wie, �e nigdy nie zapomni tego, co widzia�. Cho�by �y� bardzo d�ugo, cho�by zobaczy� nie wiadomo ile trup�w. Nigdy. Nad g�ow� kobiety i grudami zakrzep�ej krwi na jej szyi unosi�y si� chmary komar�w. Sta�a przybita do �ciany, jakby ukrzy�owano j� za niewyobra�alne grzechy. 3 Tera�niejszo�� Harold Rutheford spotka� si� z �on� przed wej�ciem do g��wnego holu eleganckiego klubu Utica Greens. Trzyma� na ramieniu kij golfowy; na jego czole perli�y si� krople potu. � a gdzie Abie? � spyta� Harold. � Wys�a�am go do zdj�cia � odpar�a Rachela. � Czy� nie po to si� spotkali�my? Rutheford zacisn�� wargi w charakterystycznym, subtelnym ge�cie wyra�aj�cym poirytowanie, kt�ry zawsze tak bardzo denerwowa� jego �on�. � Chcia�em, �eby�my zrobili sobie zdj�cie wszyscy razem. � Do wsp�lnego zdj�cia mieli�my pozowa� o dziesi�tej. Sp�ni�e� si� pi�tna�cie minut � stwierdzi�a ostro Rachela. � a poza tym sp�jrz, jak wygl�dasz. Ona te� potrafi okazywa� gniew. Rutheford zerkn�� na zegarek. � Mia�em zebranie zarz�du. Wzrok Rachel wyra�a� niedowierzanie. � By�e� na zewn�trz. � Rozmawiali�my przy grze. � To nie t�umaczy twojego sp�nienia. Rutheford spogl�da� na �on� zdumiony. � Nie mog�em tak po prostu odej��. � Dlaczego? Podni�s� wzrok. � Nic nie rozumiesz. � Cywilizacja zachodnia nie upad�aby tylko dlatego, �e wyszed�e� ze spotkania zarz�du klubu golfowego kilka minut wcze�niej. � Mam pewne obowi�zki� � Masz obowi�zki wobec syna i rodziny! Przechwalasz si� kolegom, jakim to jeste� wspania�ym ojcem, ka�esz nam robi� zdj�cia, �eby mie� co powiesi� na �cianie, ale kiedy przychodzi co do czego, rodzina jest na samym ko�cu. � To nieprawda. � Prawda. Czasami zdaje mi si�, �e nigdy nie chcia�e�� Rutheford przerwa� jej ostrym spojrzeniem. � Nie mog� uwierzy�, �e co� takiego powiedzia�a�. Kocham mojego syna. � a czy on o tym wie? To zaskoczy�o Harolda. � Co za idiotyczne pytanie. Oczywi�cie, �e wie. � Jeste� tego pewien? � Tak � odpar� Harold. � Na pewno wie. Royce czeka� cierpliwie, a� ch�opiec wejdzie do sali klubowej. Wykorzystywa� czas przegl�daj�c zdj�cia, kt�re zrobi� tego ranka polaroidem. To nie, to te� nie. Za jasne. Prze��cone. To te� do niczego. Skrzypni�cie ci�kich drewnianych drzwi rozleg�o si� echem w wielkiej sali. Royce pozbiera� szybko zdj�cia, wrzuci� do torby i stan�� za aparatem. � Ty pewnie jeste� Abie � powiedzia�, zerkaj�c na list�. � Abie Rutheford. � Tak. Ch�opiec wygl�da� na jakie� dziesi�� lat. Mia� ciemne kr�cone w�osy, kt�re spada�y potarganymi lokami na czo�o. Ubrany by� w lu�n� koszulk� i czapk� baseballow� z napisem Drillers. Wygl�da� uroczo. Royce podni�s� d�o� do ust, aby ukry� u�miech. To ten. � Zdawa�o mi si�, �e to mia� by� portret rodzinny � powiedzia� Royce czekaj�c, a� ch�opiec usadowi si� na sto�ku. � To prawda � potwierdzi� ch�opiec smutnym g�osem. � Ale tata si� nie zjawi�. � Jaka szkoda. � Royce nastawi� aparat. � Czy tata b�dzie chcia� tani zestaw dziesi�ciu zdj��, standardowy z dwudziestoma pi�cioma zdj�ciami, czy mo�e de luks z sze��dziesi�cioma? Ch�opiec wzruszy� ramionami. � Tata pewnie nie kupi �adnego zdj�cia. Royce nastawi� ostro��. � Wygl�da na to, �e jeste� fanem Drillers�w. � i co z tego? � Czy tata zabiera ci� na mecze? Udawany u�miech Abiego znikn��. � Nie. � Dlaczego nie? Abie nie odpowiedzia�. � Mo�esz mi powiedzie�. Jestem tylko fotografem, nikomu nie wygadam. Abie zastanowi� si� przez chwil�. � Tata nigdzie mnie nie zabiera. M�wi, �e baseball to gra dla prostak�w. � Skrzy�owa� ramiona. � On mnie chyba nienawidzi. Royce skin�� wsp�czuj�co g�ow�. � a mama? � Ona nie. Ci�gle k��ci si� z tat�. Nie znosz�, kiedy si� k��c�. � Biedaku. � Royce podszed� z u�miechem do ch�opca i przycisn�� d�o� do jego policzka. � Przechyl g�ow�. Jeszcze troch�. Teraz dobrze. Poprawi� ubranie Abiego, przesuwaj�c d�o�mi po jego ramionach i nogach. � �wietnie. Jaki wspania�y ch�opiec. Marzenie fotografa. Przy�o�y� oko do celownika i nacisn��. Zrobi� dwa razy tyle zdj�� co zwykle. Chcia� mie� pewno��, �e zrobi jak najlepsz� fotografi� dla przyjaciela. � Jeste� wspania�ym modelem � zauwa�y�. � My�la�e� kiedy� o karierze zawodowego modela? � Model? Co za g�upia praca. Ja zostan� baseballist�. � No tak, oczywi�cie. � Royce wykorzysta� ca�y film w aparacie, a potem na wszelki wypadek zrobi� jeszcze dwa zdj�cia polaroidem. � No, to powinno wystarczy�. Ch�opiec zeskoczy� ze sto�ka. � Mog� ju� i��? � Oczywi�cie. � Royce poklepa� Abiego po g�owie. � Mi�ego dnia, anio�ku. Sko�czywszy prac�, Royce spakowa� sprz�t i pojecha� prosto do mieszkania przyjaciela, kt�re znajdowa�o si� w przybud�wce domu w p�nocnej dzielnicy miasta. � Co ty tu robisz? � spyta� tamten nieprzyjaznym tonem. � Przecie� m�wi�em ci, �e masz tu nie przychodzi�. � Nie mog�em czeka� � rzuci� entuzjastycznie Royce. � By�em pewien, �e mnie pochwalisz. Mam co�, co na pewno ci si� spodoba. � Zdziwi�bym si�. Od tygodni nie przynios�e� nic ciekawego. � Tak szybko zapominasz. To ja znalaz�em dzieciaka, kt�ry� � Royce przerwa� w p� s�owa. Zrozumia�, �e nie powinien tego m�wi�. � Tak, ty jeste� za to odpowiedzialny. Prawda? � Oczy przyjaciela wygl�da�y jak dwa paciorki pod ci�kimi brwiami. � Nie zapomnia�em, mo�esz mi wierzy�. Royce si�gn�� do torby. Ze zdenerwowania upu�ci� j�, mocuj�c si� z zamkiem. � To nie by�a moja wina � wymamrota�. � Staram si� jak najlepiej. i niewiele za to dostaj�. � Za�atwi�em ci t� robot� w klubie golfowym, zgadza si�? � Tak, tak. � Royce wyci�gn�� zdj�cie z polaroida. � Sp�jrz. Tamten wyrwa� mu je z r�k. Wstrzyma� oddech. � Zrobi�e� to w klubie? � Tak. Dzisiaj rano. Przyjaciel zmarszczy� brwi. Troch� za blisko domu. � Kto to? � Nie wiesz? � My�lisz, �e znam wszystkie dzieciaki w mie�cie? Jak si� nazywa? � Odwr��. Przyjaciel odwr�ci� fotografi�; zdziwienie na jego twarzy powoli zamieni�o si� w zachwyt. � �wietnie, doskonale. Royce westchn�� z ulg�. � a wi�c� to ten? � Tak, to on � potwierdzi� m�czyzna szeptem. � W�a�nie jego chc�. Cz�� pierwsza Nie b�d� frajerem Rozdzia� pierwszy Ben otworzy� drzwi swojego biura i trzej m�czy�ni z walizeczkami zerwali si� jak na komend�. � Panie Kincaid! � zawo�ali ch�rem. Ludzie Billa, pomy�la� z niech�ci� Ben. Wsz�dzie by ich rozpozna�. Dlaczego wszyscy oczekuj�, �e Ben b�dzie p�aci� rachunki w terminie? �aden z jego klient�w tego nie robi. � Przepraszam pan�w. �piesz� si� na wa�ne spotkanie. Zamachali przed nim fakturami, ale Ben wymin�� ich zr�cznie i skierowa� si� do biurka Jonesa. � Jones � poprosi� �ciszonym g�osem. � Powiedz mi, �e mam wa�ne spotkanie. Asystent Bena przesun�� po biurku grub� akt�wk�. � Jeszcze lepiej. Masz by� w s�dzie. Sprawa Johnsona, pami�tasz? Zacz�a si� w zesz�ym tygodniu. S�dzia Hart czeka. � Oczywi�cie, �e pami�tam � blefowa� Ben. � Pija�stwo w miejscu publicznym, prawda? � Blisko. Nieobyczajne zachowanie. Ben przejrza� pobie�nie akta. � Ot� to. Gdzie Christina? � Pan wybaczy. � Jeden z cz�onk�w brygady walizkowej dotkn�� ramienia Bena. � Nazywam si� Scott Scofield i reprezentuj� firm� Arctic Breath Air Company. Chcia�bym� � To pan zak�ada� klimatyzacj� w biurze. � w ka�dym razie moja firma. Ja osobi�cie nie uczestniczy�em w instalacji jednostki. � Scofield poprawi� krawat. � z przykro�ci� zanotowali�my znaczne op�nienie zap�aty nale�no�ci za us�ug�. Ben wskaza� maszyn�. � To pud�o nie dzia�a�o ani przez sekund�! � Mo�e powinien pan rozwa�y� nasz� ofert� przed�u�onej gwarancji. Rzecz jasna, nie le�y w mojej gestii proponowanie tego, gdy zalega pan z uregulowaniem rachunku, ale kiedy ju� go pan ureguluje, i zak�adaj�c, �e nie poczyni pan zmian w jednostce ani nie b�dzie pr�bowa� sam jej naprawi�, mo�e pan skorzysta� z naszego przed�u�onego serwisu. Ta jednostka� Scofield trajkota� dalej. Ben czeka� cierpliwie, a� przerwie dla zaczerpni�cia oddechu. Nie zamierza� poprzesta� na wys�uchaniu standardowej gadki akwizytora. To by�a powa�na sprawa. Od miesi�ca w Tulsie utrzymywa�a si� temperatura ponad trzydzie�ci pi�� stopni. Sierpie� w tym mie�cie nigdy nie nale�a� do ch�odnych, lecz tego lata upa�y dawa�y si� we znaki jak nigdy. Ben nie przepada� za latem, zw�aszcza kiedy klimatyzacja w mieszkaniu dzia�a�a sporadycznie, a w biurze � w og�le. Ben wyczu�, �e Scofield za chwil� przerwie, i wykorzysta� sposobno��. � w tej chwili nie mam przy sobie ani centa, a nawet gdybym mia�, to ta wasza jednostka stoi tu wy��cznie dla ozdoby� � D�ug musi by� sp�acony, prosz� pana. � Otw�rz oczy, kolego. To jest najgorsza cz�� �r�dmie�cia Tulsy. Nie ma tu nic opr�cz lombard�w i n�dznych knajp. M�j personel pracuje za po�ow� pensji, asystent za� pisze na odwrocie starych akt, bo nie sta� go na kupno papieru. My�li pan, �e mog� wyrzuca� pieni�dze na nie dzia�aj�ce klimatyzatory? � Pa�ski status finansowy mnie nie interesuje. � Dzi�ki za wyrozumia�o��. � Je�li nie zlikwiduje pan natychmiast zaleg�o�ci, b�dziemy zmuszeni zwr�ci� si� do agencji odbioru nale�no�ci� � Nic z tego. Z�o�y�em formalny wniosek zgodnie z klauzul� gwarancji w kontrakcie. � Ach, ci prawnicy � westchn�� Scofield. � a je�li spr�bujecie majstrowa� przy moim rachunku, zawlok� wasz� firm� do s�du za znies�awienie i nadu�ycie! � ci�gn�� Ben. � Pan mi grozi? � spyta� Scofield. � i nie poprzestan� na tym, je�li� � Za chwil� masz by� w s�dzie � wtr�ci� Jones. � Sprawa Johnsona. Ben przerwa� w p� s�owa. � Tak. Nie mam teraz czasu, Scofield. Niech pan pogada z moim asystentem. � Wielkie dzi�ki, szefie. � Gdyby kto� przyszed�, to jestem w s�dzie� � Jones chwyci� Bena za rami� i poci�gn��. � Co znowu? Jones wskaza� okno wychodz�ce na ulic�. � Uwaga. Klient. Ben spojrza� przez okno. Ulic� szed� czarnosk�ry m�czyzna w �rednim wieku z poka�n� reklam�wk�. � No dobrze, um�w mnie z nim. Musz� ju� znika�. Chcia� si� odwr�ci�, ale Jones zn�w z�apa� go r�k�. � Przyjrzyj mu si�. � Patrz�, Jones, lecz nie dostrzegam nic, co sk�ania�oby mnie do sp�nienia si� i wywo�ywania gniewu s�dzi Hart. � Te� mi detektyw � sarkn�� Jones. � Patrzy, ale nie widzi. � No dobrze, Sherlocku. O�wie� mnie. � Sp�jrz na jego samoch�d. Widzisz co�? � Nic szczeg�lnego poza tym, �e jest to stary, zdezelowany ford pinto ze strzaskanym przodem. Scofield spr�bowa� wtr�ci� si� zn�w do rozmowy. � Panie Kincaid, nalegam� � Odchrza� si�, Scofield. Mamy do wykonania powa�n� robot� detektywistyczn�. No dobrze, Jones, jego samoch�d to wrak. i co z tego? � Zwr�� uwag� na odpryski farby wok� miejsca zderzenia. S� �wie�e. a teraz popatrz na tego cz�owieka. Kuleje. Co to oznacza? � Wypadek samochodowy � mrukn�� Ben. � Obra�enia cia�a. � Wynagrodzenie w zale�no�ci od wyniku sprawy � doda� Jones. � Szybka ugoda. �atwe pieni�dze. Wyp�ata dla personelu. Wys�annicy wierzycieli zmywaj� si�. Musisz wzi�� t� spraw�. � Wycwani�e� si�, Jones. � Lubi� regularnie je�� posi�ki, je�li to mia�e� na my�li. a od czerwca pracuj� za po�ow� pensji. To oczywi�cie wi�cej ni� zarabia producent urz�dze� klimatyzacyjnych, ale� � No dobrze. Wezm� t� spraw�. Jones zatrzepota� rz�sami. � Jeste� moim bohaterem. Ben zwr�ci� si� w stron� tylnego wej�cia, ale drog� zast�pi�o mu pozosta�ych dw�ch ludzi z teczkami. Zrobi� w ty� zwrot i ruszy� do g��wnych drzwi, lecz tu czeka�a na niego� � Julia! � wykrztusi� Ben. � Tyle czasu� tak d�ugo� � Zaczerpn�� powietrza. � Co ty tu robisz? � Przysz�am ci� odwiedzi�, oczywi�cie. Julia Kincaid Morelli Collins, siostra Bena, wprawnie trzyma�a w ramionach male�kiego synka. Jej d�ugie kasztanowe w�osy muska�y puco�owat� twarzyczk� dziecka. � Masz dla mnie chwil�? � Prawd� m�wi�c� � Oto tw�j siostrzeniec, Joey. � Julia unios�a dziecko. � Joey, przywitaj si� z wujkiem Benem. � Nie nazywaj mnie tak, bo czuj� si�, jakby� nak�ada�a na mnie obowi�zek gotowania mu ry�u. Julia pomin�a uwag� milczeniem. � Powiesz wujkowi cze��? � Przenios�a wzrok na Bena. � Ma siedem miesi�cy i dopiero zaczyna m�wi�. Powiedz �Cze��, wujku. Jak si� masz!� Joey nie spe�ni� pro�by, co wujek uzna� za dow�d przytomno�ci umys�u. Ben przyjrza� si� siostrze. Bardzo si� zmieni�a od czasu ostatniego spotkania. Nic w tym dziwnego � widzieli si� ostatnio ponad dwa lata temu. Znacznie zeszczupla�a. Niew�tpliwie przyczyni�a si� do tego praca na dy�urce szpitala w Glasgow w Montanie, a poza tym drugi rozw�d zaraz po urodzeniu Joeya i stres wi���cy si� z samotnym wychowywaniem dziecka. Bena co� jednak zaniepokoi�o w wygl�dzie tej nowej, zmienionej na lepsze Julii. � i co s�ycha�? � spyta�. � Nie uwierzysz. � Joey zdradza� oznaki niepokoju: zacz�� si� wierci� i drapa� pi�stkami po buzi. Julia podnios�a go na rami�, �eby mu si� odbi�o, i prze�o�y�a do drugiej r�ki. � Sko�czy� mi si� obowi�zkowy kontrakt w szpitalu w Glasgow i otrzyma�am ofert� studi�w podyplomowych w Connecticut. To wyj�tkowa propozycja. � a wi�c przeprowadzasz si�? � Chcia�abym, ale jest pewien problem. � U�miechn�a si� do Joeya, po czym wytar�a kropl� �liny z jego buzi. � A� trudno uwierzy�, �e tak d�ugo si� nie widzieli�my, Ben. Dlaczego? � Zdawa�o mi si�, �e za mn� nie przepadasz � powiedzia� niepewnie Ben. � Nie wyg�upiaj si�. Sk�d ci to przysz�o do g�owy? � Zawsze m�wi�a�, �e jestem dziwakiem. � Naprawd�? Tak mi przykro. � Twierdzi�a�, �e nikt mnie nie obchodzi poza mn� samym. � Na pewno tak nie my�la�am. � Naskar�y�a� mamie, �e pr�bowa�em utopi� ci� w basenie, kiedy mia�a� osiem lat. � Bo tak by�o, ale nie wracajmy do przesz�o�ci. Wyj�a chusteczk� higieniczn� z torebki na pieluchy i wytar�a buzi� Joeya. � Nie powiniene� by� stawa� po stronie Mike�a w czasie naszego rozwodu. Mike Morelli by� pierwszym m�em Julii i koleg� Bena ze studi�w. Od pewnego czasu pracowa� w wydziale zab�jstw policji w Tulsie. � On uwa�a, �e stan��em po twojej stronie. � Myli si�. Jak zwykle zreszt�. Ben skierowa� sw� uwag� na dziecko. � Uroczy b�bel, prawda? � o tak. i bardzo rozwini�ty jak na sw�j wiek. Umie ju� siada� w ��eczku. Za miesi�c lub dwa zacznie chodzi�. We� go na r�ce. � Nie, lepiej nie � powiedzia� szybko Ben. � Daj spok�j. Przecie� to tw�j siostrzeniec. Nie pokruszy ci si� w r�kach. Potrzymaj go tylko przez chwil�. Ben wyci�gn�� niepewnie r�ce. Nie �ywi� urazy wobec Joeya, ale nie mia� najmniejszego poj�cia o dzieciach. Nie wiedzia� nawet, jak go z�apa�. � Nie tak � pouczy�a go Julia. � Teraz mo�e podnie�� g��wk�, a ty trzymasz od spodu jego cia�o. Zrobi�, jak mu kaza�a. Joey przygl�da� si� wujkowi, gulgocz�c po cichu. � Polubi� ci�, widzisz? � Je�li tak m�wisz. � Po�echtaj go po dolnej wardze. Uwielbia to. Ben us�ucha� siostry. Dziecko u�miechn�o si� leciutko. � Przepraszam pana. Ben odwr�ci� si�. Przed nim sta� m�czyzna, kt�rego Jones wypatrzy� za oknem. � Nazywam si� Ernest Hayes. Dla przyjaci� Ernie. Przepraszam, �e przeszkadzam, ale chcia�bym pogada� z panem o sprawie� � Zgoda. � Tak od razu? � Tak. z przyjemno�ci�. Ernie zawaha� si�. � B�d� z panem szczery, panie Kincaid. Nie mam za du�o pieni�dzy. � Nie szkodzi. Zap�ata b�dzie uzale�niona od wyniku sprawy. M�j asystent wr�czy panu formularze, przedstawi warunki i tak dalej. Oto m�j podpis. � Ben napisa� swoje nazwisko na formularzu. � Om�wimy szczeg�y, kiedy wr�c� z s�du. � o rety! To �atwiejsze ni� mi si� zdawa�o. Ben mrugn�� do Jonesa. � Zadowolony? � Wniebowzi�ty. � Prosz� wybaczy�, panie Kincaid. � Scofield zn�w si� w��czy�. � Moja cierpliwo�� jest ju� na wyczerpaniu. � Gdyby wasze urz�dzenia klimatyzacyjne by�y r�wnie wytrzyma�e jak pan, nie musia�bym si� martwi� o to, �e to dziecko poczuje zapach mojego potu. � Doprawdy! Je�li to mia� by� �art!� � Scofield wygl�da� na wstrz��ni�tego. � Nie mo�e pan da� mi chwili spokoju? Pr�buj� zaprzyja�ni� si� z siostrze�cem. � Nie �mia�bym w tym przeszkadza� � wtr�ci� Jones, � ale zdaje si�, �e zapomnia�e� o s�dzie. � o rany! o kt�rej si� zaczyna? � o dziewi�tej. � Jones zerkn�� na zegarek z myszk� Mickey. � Czyli pi�� minut temu. � Wielkie nieba! � Ben odsun�� na bok Scofielda ramieniem, w kt�rym trzyma� dziecko. � Julio, nie lubi� w ten spos�b znika�, ale� Zamar� w bezruchu. � Julia? Ben odwr�ci� si�. Julii nie by�o. A on zosta� z dzieckiem na r�kach. Rozdzia� 2 � Gdzie ona si� podzia�a?!! � wrzasn�� Ben. � Wsiad�a do zielonego kabrioletu i odjecha�a � wyja�ni� jeden z brygady facet�w z walizkami. � Odjecha�a? To jaki� �art? � Dlaczego mia�bym �artowa�? Wida� by�o, �e bardzo jej si� �pieszy. Ben wzni�s� oczy do nieba. � Ca�a Julia. Tylko ona mog�a odjecha� i zapomnie� o dziecku. To nie do wiary! � Zachowaj spok�j, szefie � odezwa� si� Jones wstaj�c zza biurka. � Zachowa� spok�j? Jak tu zachowa� spok�j? Mam i�� do s�du, a tymczasem moja siostra znika i zostawia mnie z� tym. � Ben spojrza� na zawini�tko, kt�re trzyma� w ramionach. Male�kie niebieskie oczy Joeya rozszerzy�y si�. Spogl�da� przez chwil� na twarz wujka, a potem rozp�aka� si� w g�os. � Ojej. � Ben przytuli� dziecko. � Nie chcia�em ci� urazi� Nie bierz tego do siebie, ale musz� si� stawi� w s�dzie, sam rozumiesz� � On ma dopiero siedem miesi�cy, szefie. Wydaje mi si�, �e nie rozumie powagi sytuacji. � Rany julek. � Ben ko�ysa� dziecko niezgrabnie w prz�d i w ty�. Joey p�aka� wniebog�osy. Ben pr�bowa� oprze� go sobie na piersi. P�acz nieco przycich�. � Jones, on p�acze! � Zauwa�y�em, szefie. Wszyscy zauwa�yli. � Czy�bym urazi� jego uczucia? � �miem przypuszcza�, �e raczej chodzi o mokr� pieluszk�. Ben odsun�� dziecko na d�ugo�� ramienia. � Naprawd�? � a mo�e jest g�odny? Trudno powiedzie�. � To ty masz by� detektywem. Wyka� si� umiej�tno�ci� dedukcji. Jones zacz�� przeszukiwa� czerwon� torb�, kt�r� Julia zostawi�a na pod�odze. � O, zabawki. Du�o zabawek. i to ca�kiem fajnych. � Jones, przesta� si� bawi� jego zabawkami! � No dobrze. � Jones zmarszczy� brwi. � Kilka zmian ubranek. i pieluszki, kilkana�cie pieluszek. Hmm. � Co to znaczy, hmm? � To znaczy � m�wi� powoli Jones � �e Julia raczej nie zostawi�a dziecka przez pomy�k�. � Jak to? � Pami�tasz, co powiedzia�a Julia? M�wi�a, �e chce rozpocz�� studia podyplomowe w Connecticut, ale jest pewien problem. Problem polega� na tym, �e mia�a siedmiomiesi�czne dziecko. � Jones u�cisn�� rami� Bena. � Zostawi�a wi�c dziecko z wujkiem Benem. � Ze mn�? � Ben zarumieni� si�. � Ale ja� nie mog� mie� dziecka. Jestem prawnikiem! Zerkn�� na Joeya, kt�rego puco�owate policzki zaczerwieni�y si� od �ez. � Przykro mi, ma�y. Gdybym wiedzia�, dlaczego p�aczesz, m�g�bym ci pom�c. Ale nie wiem. � Ben podni�s� raptownie wzrok na Jonesa. � We� go, Jones. � Ja? Nie mam poj�cia, jak si� obchodzi� z dzieckiem. � To si� naucz. Ja musz� i�� do s�du. � Co ja mam z nim zrobi�? To jest biuro prawne albo co� w tym rodzaju, a nie ��obek. Ben przysun�� Joeya do piersi Jonesa. Kwilenie dziecka zn�w zamieni�o si� w g�o�ny p�acz. � Jeste� zaradnym facetem, Jones. Co� wymy�lisz. Musz� dotrze� do s�du, zanim s�dzia Hart wsadzi mnie za kratki za obraz� s�du. Jones ostro�nie wzi�� dziecko w ramiona. � o rany, szefie� Je�li to zrobi� � Wiem. B�d� twoim d�u�nikiem. � Ju� nim jeste�. To b�dzie d�ug, o jakim wi�kszo�� m�czyzn nawet nie ma poj�cia. Po pi�ciominutowym sprincie ulicami rozpalonego s�o�cem �r�dmie�cia Ben dotar� do budynku s�du powiatowego w Tulsie przy skrzy�owaniu Pi�tej Alei i ulicy Denver. Windy by�y tu najwolniejsze we wszech�wiecie, a Ben nie m�g� sobie pozwoli� na czekanie, wi�c dysz�c ci�ko ruszy� biegiem na sz�ste pi�tro. W�lizn�� si� do sali s�dziny Sary Hart, licz�c po cichu, �e ujdzie mu to p�azem. Nic z tego. � Panie Kincaid, jak to mi�o, �e zaszczyci� nas pan swoj� obecno�ci�. � Przepraszam, pani s�dzio. Sp�nienie wynik�o nie z mojej winy. S�dzina skin�a g�ow�. � Znowu problemy z wierzycielami? � Nie, to znaczy, nie tylko. Kto� podrzuci� mi dziecko. � Dziecko? � S�dzina zsun�a okulary na czubek nosa. � Czy�by mia�o to zwi�zek z jakim� nieznanym epizodem z pa�skiej przesz�o�ci? Ben u�miechn�� si�. S�dzina s�ynie z surowo�ci, ale przynajmniej ma poczucie humoru. � Nie, szanowna pani. Chodzi raczej o nieoczekiwane obowi�zki rodzinne. � Pan wybaczy, �e nie mo�emy kontynuowa� tej intryguj�cej rozmowy, ale zast�pca prokuratora okr�gowego ju� si� niecierpliwi. Zna pan prokuratora Bullocka, wi�c nie musz� pana ostrzega�, �e potrafi by� uparty. Ben zerkn�� na Jacka Bullocka siedz�cego przy stole prokuratorskim. o tak, zna� go a� za dobrze. Zanim Ben przeprowadzi� si� do Tulsy, pracowali razem w biurze prokuratora okr�gowego w Oklahoma City. Jack Bullock by� szefem Bena. Wi�cej ni� szefem � by� jego mentorem, idolem, bohaterem. Przez ca�e lato pracowali razem przy kilku nadzwyczaj skomplikowanych sprawach oszustw finansowych; Bullock jako g��wny prokurator, a Ben jako pomocnik zbieraj�cy materia�y. Ben czu� si� wniebowzi�ty. Nie dlatego �e Bullock by� doskona�ym prawnikiem � chocia� by� � ale dlatego �e wierzy� w to, co robi�. Pracuj�c u boku Bullocka, Ben czu� si� jak rycerz na krucjacie, jak na pierwszej linii bitwy dobra ze z�em. Pracowali rami� w rami�, strzeg�c litery prawa i wsadzaj�c za kratki �obuz�w. Ich prac� � a w�a�ciwie �ycie � przepe�nia�o poczucie sensu zaprawione optymizmem oraz idealizmem, kt�rego Benowi rzadko dane by�o p�niej do�wiadczy�. Zdawa�o mu si� w�wczas, �e zostanie w biurze prokuratora na zawsze. a p�niej wynik�y nieprzewidziane okoliczno�ci, kt�re pokaza�y, �e si� myli�. Okoliczno�ci, kt�re przewr�ci�y jego �ycie do g�ry nogami. Los cz�sto czyni z nas g�upc�w. � Prosz� o dwie minuty na konsultacj� z moim asystentem i klientem. � Kolejne op�nienie, panie mecenasie? Ben podni�s� kciuk i palec wskazuj�cy. � Takie malutkie, pani s�dzio. S�dzina zdj�a okulary i po�o�y�a na �awie. � Powinnam wsadzi� pana do wi�zienia za obraz� s�du, ale nie mog� si� doczeka� pa�skiego przes�uchania nast�pnego �wiadka, wi�c tego nie zrobi�. Przynajmniej na razie. Ma pan dwie minuty, panie Kincaid. Malutkie. Ben cisn�� akt�wk� na st�, skin�� g�ow� Bullockowi, przywita� si� szybko z klientk�, dziewi�tnastoletni� blondynk� imieniem Jessie (Jezebel) Johnson. Kilka miesi�cy wcze�niej uciek�a z domu i wyl�dowa�a w Tulsie bez centa w kieszeni. Twierdzi�a, �e przez kilka dni po przybyciu do miasta kr�ci�a si� po ulicach; w�a�nie wtedy podszed� do niej g��wny �wiadek oskar�enia i zaproponowa� ciekawy spos�b zarobienia pieni�dzy. Ben rozejrza� si� po sali za swoj� asystentk�, Christin� McCall. Odnalaz� j� bez trudu. Burza w�os�w w kolorze �wie�ych truskawek falowa�a nad jej g�ow�, dodaj�c kilka centymetr�w do metra pi��dziesi�ciu trzech. Naprawd� przyci�ga�a jednak oczy mozaika barw poni�ej. Christina mia�a na sobie bia�� bluzk� bez r�kaw�w, szerok� niebiesk� sp�dnic� w ��te kropki, zielone skarpetki i czarno-bia�e mokasyny. � Co ty na siebie w�o�y�a�? � spyta� Ben na jej widok. � To jest s�d, a nie odpust. � To moja letnia garderoba � odpar�a Christina wykonuj�c zamaszysty piruet. Sp�dnica i w�osy zawirowa�y efektownie. � M�wi�am ci, �e w sobot� odwiedzi�am pchli targ, pami�tasz? � Tak. Perspektywa ujrzenia ci� w nowej garderobie bardzo mnie zaintrygowa�a. Ale teraz zmieni�em zdanie. � Nie zamierzam nosi� w tak� pogod� we�nianego kostiumu � zaperzy�a si� Christina. � Musisz przyj�� mnie tak�, jaka jestem. Ben zastanowi� si� nad s�owami asystentki. � Zosta�a jedna minuta, panie Kincaid � przypomnia�a s�dzina. � Cudownie. Christina, masz jaki� pomys� na moje przes�uchanie? � Oczywi�cie. Czy� nie jestem twoj� wiern�, niezawodn� adiutantk�? Ca�� noc �l�cza�am nad protoko�em z wst�pnego przes�uchania i wreszcie odkry�am ra��c� rozbie�no��. Prawdziwe faux pas. S�k w tym, �e jest to troch� outr�, albo nawet risqu� Ben przewr�ci� oczami s�ysz�c w�tpliwej jako�ci francuszczyzn� Christiny. � Czy mog�aby� wyra�a� si� ja�niej? � Nic nie wsk�rasz, je�li nie zapytasz o pewne delikatne aspekty ludzkiej sfery erotycznej, w kt�rej to dziedzinie czujesz si� �a�o�nie bezradny. � To nieprawda. � Prawda. Nigdy nie zapomn� wyrazu twojej twarzy, kiedy w moim mieszkaniu niechc�cy prze��czy�e� telewizor na kana� Playboya. i o ma�o nie wyzion��e� ducha w czasie naszej wycieczki do zoo. Ben zauwa�y� gro�ne spojrzenie s�dziny. � Nie czas na skromno��, Christina. M�w. Rozdzia� 3 Po przerwie Bullock powo�a� na �wiadka powoda. By� to Harvey Applebee, �ysiej�cy m�czyzna w �rednim wieku. Na pierwszej rozprawie zezna�, �e Jezebel z�o�y�a mu propozycj� na rogu Jedenastej Ulicy i Cincinnati. Zaprowadzi�a go do �o�rodka zdrowia�, gdzie mieszka�a z pi�cioma innymi pracuj�cymi dziewczynami, zdj�a ubranie z siebie i z niego, a potem pomog�a mu wej�� do gor�cej k�pieli. Pow�d nie zg�asza� �adnych skarg, dop�ki w drzwiach nie pojawili si� ludzie z obyczaj�wki. Zaproponowano mu uwolnienie od zarzut�w w zamian za zeznanie. � Co powiedzia�a do pana pozwana na ulicy? � spyta� Bullock. Applebee odchrz�kn��. � Stwierdzi�a, �e przyda�oby mi si� troch� �wicze� fizycznych, a p�niej zaprosi�a do siedziby swojej� firmy. Jezebel, kt�ra siedzia�a obok Bena, zachichota�a. Ben da� jej kuksa�ca w bok. � Czy m�wi�a, �e posiada specjalistyczne umiej�tno�ci� trenerki gimnastyki? � Zademonstrowa�a sporo� elastyczno�ci i zaproponowa�a pewne pozycje� to znaczy �wiczenia, kt�re jej zdaniem bardzo by mi pomog�y. Bullock zaczyna� zdradza� oznaki niecierpliwo�ci. � Panie Applebee, prosz� przesta� owija� w bawe�n�. � z �aw dla publiczno�ci gruchn�a salwa �miechu. Ben zarumieni� si� po same uszy. � Do rzeczy. Czy panna Johnson zaproponowa�a panu stosunek seksualny? � Nie przypominam sobie, by u�y�a takich s��w. � Czy pana� dotkn�a? � Emocjonalnie? Bullock zazgrzyta� z�bami. � Nie. Czy jaka� cz�� jej cia�a zetkn�a si� z pana cia�em? � Kiedy? � Przed pa�skim wej�ciem do balii. � Nazywa�a j� �wi�tyni� relaksu. � Mniejsza z tym. � Chyba nie. Dotyka�a moich ubra�, rzecz jasna, ale cia�a raczej nie. Bullock z trudem hamowa� gniew. � Panie Applebee, czy�by pr�bowa� pan zmieni� swoje wcze�niejsze zeznanie? Najwyra�niej chcia� w ten spos�b przypomnie� �wiadkowi o tym, �e zwolnienie od odpowiedzialno�ci jest warunkowe, pragn�c jednocze�nie unikn�� przypominania �awie przysi�g�ych o tym, �e zeznanie zosta�o kupione. � Ale� nie. Dotyka�a mnie p�niej. � Dobrze. Gdzie pan wtedy by�? � w �wi�tyni relaksu. Bullock przeni�s� wzrok na sufit. � Co pan mia� na sobie? � Szorty. Panna Johnson zdj�a z siebie wszystko. � Znajdowa� si� pan w pozycji stoj�cej czy siedz�cej? � Siedz�cej. � a gdzie pan siedzia�? � Na dnie balii. To znaczy� �wi�tyni relaksu. � Gdzie pana dotyka�a? � Hm� To bardzo osobiste pytanie. � Obawiam si�, �e musi pan na nie odpowiedzie� � wtr�ci�a s�dzia. Applebee wierci� si� na krze�le. � Dobrze, prosz� pani. Tylko �e� Nie chcia�bym tego m�wi�, zw�aszcza w obecno�ci kobiet. � Prosz� odpowiedzie� na pytanie � warkn�� Bullock. � Dotyka�a� � Applebee wyci�gn�� szyj� i rozlu�ni� krawat. � Dotyka�a mojego ma�ego Elvisa. Ben wbi� spojrzenie w notes. C� za wspania�y zaw�d uprawia�! Warto by�o przecierpie� trzy lata studi�w prawniczych. � a jak� cz�ci� swojego cia�a dotyka�a pana panna Johnson? � Panie prokuratorze � wtr�ci�a s�dzia. � Czy nie mo�emy zostawi� niekt�rych rzeczy wyobra�ni przysi�g�ych? � Oczywi�cie, je�li pani sobie tego �yczy. Panie Applebee, czy owo dotykanie mia�o charakter przypadkowy? � o nie. � Czy panna Johnson zachowywa�a si� przy tym� niezr�cznie? � Ale� nie. Wr�cz przeciwnie, by�a nadzwyczaj zr�czna. � Co zdarzy�o si� po tym, jak pana dotyka�a? � Wtedy wkroczy�a policja � westchn�� ci�ko Applebee. � No w�a�nie. � Bullock zmierzy� �wiadka surowym spojrzeniem. � Ale pan nie poczu� si� rozczarowany, prawda? � Nie, sk�d�e znowu. Poczu�em ulg�. Zacz��em podejrzewa�, �e panna Johnson wcale nie jest wykwalifikowan� instruktork� gimnastyki. Ben i Christina spojrzeli po sobie. � To wszystko � rzek� Bullock odst�puj�c od �wiadka. � Dobrze. Czy chce pan zada� �wiadkowi dodatkowe pytania, panie Kincaid? � spyta�a s�dzina. � Tak, pani s�dzio � odpar� Ben zrywaj�c si� na r�wne nogi. � Prosz� bardzo. Je�li ma pan do�� odwagi. Ben stan�� w po�owie drogi mi�dzy �aw� prokuratora i �wiadkiem. � Prosz� powiedzie�, panie Applebee, czy kiedykolwiek wcze�niej siedzia� pan w balii z gor�c� wod�? � Nie. � Czy by�o to dla pana� nieprzyjemne? � Nie, raczej nie. By�o to ca�kiem� stymuluj�ce. � Jak g��boka by�a woda? Applebee zmarszczy� brwi. Wygl�da�o na to, �e prokurator nie przygotowa� go na tego rodzaju pytanie. � Od dna do powierzchni by�o oko�o dziewi��dziesi�ciu centymetr�w. Mo�e troch� wi�cej. � Rozumiem. � Ben zbli�y� si� do �wiadka. � Powiedzia� pan wcze�niej, �e siedzia� na dnie balii. � Zgadza si�. � Czy p�niej pan si� porusza�? � Nie. � Na czole �wiadka ukaza�a si� g��boka zmarszczka. � Pani s�dzio, nie rozumiem, po co pan Kincaid zada� to pytanie � wtr�ci� Bullock. � Zaraz wyja�ni�, pani s�dzio � powiedzia� Ben. � Bardzo prosz�, panie mecenasie. Zamieniamy si� w s�uch. Ben odwr�ci� si� do �wiadka. � a zatem siedzia� pan na dnie balii, kiedy panna Johnson rzekomo dotyka�a pa�skiego� ma�ego Elvisa. � Zgadza si�. � Panie Applebee, b�d�my szczerzy wobec przysi�g�ych. Prokurator obieca� panu zwolnienie od odpowiedzialno�ci w zamian za zeznanie, prawda? � Hm� � �wiadek zerkn�� niepewnie na Bullocka. � Tak, to prawda. � Zeznaje pan dzisiaj, poniewa� prokurator zaproponowa� panu zwolnienie od odpowiedzialno�ci, je�li z�o�y pan zeznanie przeciwko Jessie. � To nie jest jedyny pow�d�. � Prosz� przyzna�, panie Applebee. Wszed� pan do tej balii nie po, �eby poprawi� swoj� kondycj� fizyczn�. Liczy� pan na zbli�enie seksualne. � Wcale nie! My�la�em, �e to dobre dla zdrowia! Ben spojrza� na �wiadka z u�mieszkiem niedowierzania. � Czy�by? � Naprawd�! � powiedzia� Applebee z oburzon� min�. � Tak w�a�nie my�la�em. � a co pan my�la�, kiedy pozwana zdj�a ubranie? Applebee spl�t� nerwowo palce. � My�la�em, �e to bardzo� terapeutyczne� � Rzeczywi�cie. Naga kobieta przytula si� do pana w balii z gor�c� wod�, a pan bierze to za hydroterapi�? � To wcale nie by�o tak�! � Nie by�o? � Ona nie przytula�a si� do mnie w tej balii. To znaczy �wi�tyni. � Nie przytula�a si�? � Nie! � zaprzeczy� Applebee. � Nawet si� nie zamoczy�a. � Rozumiem. � Ben odwr�ci� si� z u�miechem do przysi�g�ych. � To samo powiedzia� pan na pierwszym przes�uchaniu. Wcale si� nie zamoczy�a. � W�a�nie tak. To niesamowita kobieta. Applebee otworzy� usta, a potem zamkn��. � Je�li woda mia� dziewi��dziesi�t centymetr�w g��boko�ci, to nawet po odj�ciu kilkunastu centymetr�w na� po�ladki, pa�skie podbrzusze pozostaje ponad siedemdziesi�t centymetr�w pod wod�. Panna Johnson nie mog�aby dotkn�� pana� chyba �e pa�ski ma�y Elvis ma ponad siedemdziesi�t centymetr�w d�ugo�ci. Na twarzach s�dzi�w pojawi�y si� u�miechy rozbawienia. Starsza kobieta zakry�a oczy. � Czy ma? � spyta� natarczywie Ben. Brwi Applebee�ego spotka�y si� po�rodku jego czo�a. � Czy ma co? � Czy ma�y Elvis ma d�ugo�� siedemdziesi�ciu centymetr�w? � Teraz? � Lub kiedy indziej. Nie jestem drobiazgowy. � Pani s�dzio! Musz� zaprotestowa�! � krzykn�� prokurator � Rzeczywi�cie musi pan � zgodzi�a si� s�dzina. � Ale czy ma pan jakie� uzasadnione powody? � Pan Kincaid kpi sobie ze �wiadka. � Czy to zabronione w s�dzie? Czy�by zmieni�y si� przepisy, od czasu gdy sko�czy�am uczelni�? � Pytanie pana mecenasa nic nie wnosi do sprawy! � Nie mog� si� z tym zgodzi� � wtr�ci� Ben. � Moje pytanie dotyczy wiarygodno�ci �wiadka. � Zgadzam si� ze zdaniem pana Kincaida � stwierdzi�a s�dzina. � Prosz� kontynuowa�. � Dzi�kuj�, Wysoki S�dzie. Panie Applebee, powtarzam pytanie: Czy ma�y Elvis ma siedemdziesi�t centymetr�w �rednicy? � Nie wiem tego� dok�adnie. � a wi�c ile? � Nie mam poj�cia. � Ale to �atwo sprawdzi�, prawda? � Ben wyj�� z kieszeni marynarki miar� krawieck�. � Co to ma znaczy�?! � wykrzykn�� z przera�eniem Applebee. Ben zwr�ci� si� do s�dziny. � Wysoki S�dzie, wnosz� o pokazanie wymienionego dowodu �awie przysi�g�ych. � Co,-co? � wymamrota� Applebee. S�dzina potar�a palcem miejsce, w kt�rym okulary dotyka�y nosa. Lekki u�mieszek igra� na jej ustach. � Co pan na to, panie Bullock? Bullock zamacha� r�kami. � Wysoki S�dzie, �wiadek chyba nie musi� pokazywa� dowodu przysi�g�ym? � Trudno w takim razie oczekiwa� od przysi�g�ych, by przyj�li zeznanie �wiadka za dobr� monet�. � Ale musi by� jaki� inny spos�b. Mo�e jakie� badanie medyczne� � Nie zgadzam si� � wtr�ci� Ben. � Zgodnie z przepisami, zeznanie osoby trzeciej nie mo�e si� r�wna� z� bezpo�rednim badaniem. � Nie powiedzia� mi pan, �e b�d� musia� robi� co� takiego � zaprotestowa� Applebee, zwracaj�c si� wprost do Bullocka. � Nic z tego. Poza tym taki pomiar nie by�by miarodajny. Okoliczno�ci s� teraz inne ni� wtedy w �wi�tyni. � Jestem pewien, �e mo�emy stworzy� takie same okoliczno�ci jak w �wi�tyni � zaproponowa� Ben. � Nie b�d� si� pobudza� w s�dzie! � zawo�a� Applebee. � Wysoki S�dzie! Nie mog� zmusza� mojego �wiadka do obna�ania si� w obecno�ci przysi�g�ych. � Panie Bullock � powiedzia�a surowo s�dzina. � To pan powo�a� tego �wiadka i doprowadzi� do zeznania, kt�re rozpocz�o t� lini� przes�uchania. Musz� da� panu Kincaidowi mo�liwo�� podwa�enia wiarygodno�ci� � Ani mi si� �ni! � stwierdzi� Applebee splataj�c r�ce na piersi. � i nie ma takiego s�dziego, co by mnie do tego zmusi�. Nie ma mowy! S�dzina zakry�a usta. � Panie Bullock, uwa�am, �e powinien si� pan zastanowi�, czy powinien pan powo�ywa� tego �wiadka. � Ale� Wysoki S�dzie! Bez tego �wiadka nie mam �adnych dowod�w! � Ciesz� si�, �e pan to przyznaje. S�d podziela pa�skie zdanie. Mo�e powinien pan naradzi� si� ze swoim pomocnikiem. Bullock wymamrota� kilka s��w do asystentki. � Wysoki S�dzie, po rozwa�eniu wszystkich okoliczno�ci postanowili�my wycofa� oskar�enie � og�osi� po chwili. Jezebel klasn�a w d�onie. S�dzina zerkn�a na Bena. � Jak rozumiem, nie zg�asza pan sprzeciwu? � Najmniejszego, Wysoki S�dzie. Postanowili�my nawet sami zap�aci� nasze koszty post�powania. � To bardzo rozs�dne, panie mecenasie. � S�dzina przeprosi�a przysi�g�ych i og�osi�a zako�czenie rozprawy. � Oddalam oskar�enie. S�d udaje si� na przerw�. Ben dogoni� s�dzin�. � Pani s�dzio, jeszcze raz przepraszam za sp�nienie. i za to� zamieszanie w czasie rozprawy. Wiem, �e to nie pierwszy raz. Bardzo mi przykro. � Nie szkodzi, panie Kincaid � odpar�a s�dzina z u�mechem. � Przyzwyczai�am si� ju�, �e pa�skie sprawy bywaj� troch� osobliwe. Ale musz� przyzna�, �e s� zabawne. Rozdzia� 4 Jessie podzi�kowa�a Benowi gor�co. � Nie wiem, co bym zrobi�a, gdyby� nie zgodzi� si� mi pom�c. Dixie mia�a absolutn� racj�. �Benowi mo�esz zaufa�, powiedzia�a. � Jessie poca�owa�a Bena w policzek. � Mia�a racj�. � Dzi�ki� � wymamrota� Ben. � Nie my�l sobie, �e zapomnia�am o twoim honorarium. � Si�gn�a za bluzk� po zwitek banknot�w. Na oko by�o tam ponad sto dolar�w. � Wiem, �e to niewiele, ale chc�, �eby�� � Jessie, czy to wszystkie pieni�dze, jakie masz? � spyta� Ben. � Tak� � Zatrzymaj je � powiedzia� marszcz�c brwi. � Ale� � i kup sobie bilet powrotny do domu. � Do domu! My�lisz� � Tak w�a�nie my�l�. Albo chocia� poszukaj nowego mieszkania. i pracy. � No dobrze� je�li jeste� tego pewien� � Jestem. Jessie poca�owa�a Bena w usta. � Dixie mia�a racj�. Jeste� najlepszy. A na pewno najta�szy, pomy�la� Ben odprowadzaj�c j� wzrokiem. Ruszy� z powrotem do �awy, ale Jack Bullock zast�pi� mu drog�. Ben wyci�gn�� z u�miechem d�o�. � Mi�o ci� zn�w widzie�, Jack. Nawet je�li� � a wi�c tak� wybra�e� drog�, Ben? � przerwa� mu Bullock. � Jak� drog�? Nie wiem, o czym m�wisz. � M�wi� o tym, �e marnujesz sw�j talent pomagaj�c prostytutkom wraca� na ulic�. Ben wzruszy� ramionami. � Jessie jest zwyk�� nastolatk�, kt�ra uciek�a z domu i nie wiedzia�a, co ze sob� pocz�� � Nie wstawiaj mi tu swojej mowy obro�czej. Jestem Jack Bullock, pami�tasz mnie jeszcze? Znam troch� �ycie. � Nie rozumiem� � To ja nie rozumiem, Ben. Nie mog� poj��, jak to si� sta�o, �e zaj��e� si� obron� tych wszystkich szumowin, kt�re pr�bowali�my razem wsadza� za kratki, wypruwaj�c sobie flaki. � Jack, ka�dy ma prawo do obrony� � Daruj sobie ten wyk�ad z etyki adwokackiej. Nie musisz mnie u�wiadamia�, �e nawet ostatnia �ajza ma prawo do obrony. i wiem, �e zawsze znajdzie si� jaki� dobroczy�ca got�w t� obron� zapewni�. Nie mog� tylko uwierzy�, �e ty dajesz si� na to nabra�. � To tylko jedna sprawa� � Jedna z wielu. Du�o o tobie s�ysza�em, od kiedy sprowadzi�em si� do Tulsy. Wyrobi�e� sobie reputacj� faceta ratuj�cego z opresji kryminalist�w, kt�rych policja �apie z najwi�kszy