9151

Szczegóły
Tytuł 9151
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9151 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9151 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9151 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9151 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Jan Dobraczy�ski Klucz M�dro�ci INSTYTUT WYDAWNICZY �PAX� WARSZAWA 1958 Redaktor techniczny Damian Sikorskl Korektor Ewa Rozpl�rska Wydanie VI. Nak�ad 10 000 4- 350. Format B6. Ark. druk. 26. Ark. wyd. 22,4. Pap. rotograwiura III kl., 70 g, 82 x 104, dost. z�fabr. pap. w�Kluczach Zam. 391/57. M-0-9 Printed in Poland by Drukarnia Wydawnicza Krak�w, ul. Zwierzyniecka 2 BOLES�AWOWI PIASECKIEMU I nie przez pami�� na dni jasne, pogodne i��atwe, ale na pami�tk� tych chmurnych i�trudnych - jak tamten � pami�tasz? � beznadziejny i�szary ranek, gdy niebo nad Krakowskim Przedmie�ciem zdawa�o si� nam wali� na g�owy OFIARUJ� T� POWIE�� CZʌ� PIERWSZA SAINT-JEAN D'ACRE Blada wam, uczeni w�Prawie, �e posiedli�cie klucz m�dro�ci, A sami nie wchodzicie, i�tym, Kt�rzy by wnij�� chcieli, zabraniacie (�k. II, 52) 1 W suchym, rozpalonym, zamar�ym w�bezruchu powietrzu dzwony pocz�y bi� sext�. Ich g�osy p�yn�y z�rozmaitych stron miasta, ale zlewa�y si� w�jeden d�wi�k, kt�ry zdawa� si� spada� z�g�ry na podobie�stwo szklanego deszczu. Brat Tomasz Agni de Lentino oderwa� si� od okna, przez kt�re patrzy� na b��kitn� zatok�, i�od swych my�li, kt�re w�drowa�y daleko. Zsun�wszy z�g�owy kaptur pocz�� si� modli�: Ave Maria, gratia plena, Dominus Tecum... Ale my�li nie da�y si� odgoni�. Wkrad�y si� w�modlitw�. Mia� wra�enie, �e wr�ci� znowu do Rzymu, �e nie s�yszy dzwonienia z�katedry �w. Andrzeja, z�ko�cio��w: �w. Krzy�a, �w. Marka, �w. Jana, �w. Dionizego, �w. Sarkisa, lecz �e rozlega si� nad nim �wiergotliwy, srebrny d�wi�k dzwon�w z�tak ukochanej bazyliki Matki Boskiej �nie�nej. Et benedictus Fructus ventris Tui... Spod jej to �agodnych �uk�w rozpi�tych nad mozaik� wyz�oconymi o�tarzami wyruszyli kiedy� obaj, on i�przyjaciel jego serdeczny, Piotr z�Werony, na nakazan� im przez Ojca �wi�tego niewdzi�czn� prac� w�r�d ludno�ci p�nocnej Italii, zara�onej grzeszn� i�ponur� religi� Gazzarich. Uparta herezja t�piona od lat w�Langwedocji przes�czy�a si� za Alpy i�wkrad�a mi�dzy ch�op�w lombardzkich. Tratowani przez ka�d� z�wojen, kt�ra przelewa�a si� przez p�wysep, w�ostatecznej rozpaczy pocz�li sk�ania� ucha na nieludzkie wezwania czarno ubranych nauczycieli i�oddawa� im nakazane nielioramentum. Piotr podj�� za�arty b�j z�rozsiewanymi b��dami. M�tn� wiar� g�osz�c� walk� nieziemskiego Jezusa z�szatanem-Jehow� zwalcza� g�oszonym s�owem, modlitw� r�a�cow�, uwielbieniem dla Maryi Panny oraz wyrokami surowymi, lecz rozwa�nymi. A� pewnego dnia, gdy w�drowa� samotnie drog� z�Como do Mediolanu, �wierni" nowej wiary zamordowali go skrytob�jczo. Et in hora mortis nostrae... Panno �wi�ta � my�la� brat Tomasz � c� to za szcz�cie tak zgin�� w�obronie wiary! Dowl�k�szy si� ostatkiem si� do cembrowiny przydro�nej studni wypisa� na niej palcem umoczonym we krwi: Credo... Tomasz widzia� ten napis w�wiele dni po zab�jstwie. Studnia by�a ubrana przez okoliczn� ludno�� kwiatami i�m�wiono mu, �e woda z�niej leczy teraz chorych. W�niespe�na rok po, �mierci Piotra Ojciec �wi�ty wprowadzi� go na o�tarze. To by�o dziwne uczucie, ta �wiadomo��, �e przyjaciel, kt�ry jad� i�pi�, bywa� zm�czony i�zniecierpliwiony, stal si� nagle or�downikiem niebieskim. Brat Tomasz nie raz my�la�: �Gdybym to ja tak zgin��?" Bogata wyobra�nia podsuwa�a mu obrazy na j okrutniejszych m�czarni, kt�re umia�by znie�� z�wybaczaj�cym u�miechem na ustach. Gdy jednak w�par� lat p�niej w�Neapolu us�ysza� propozycj� wyjazdu, wbrew tym marzeniom o�m�cze�stwie poczu� w�piersiach ch��d zamierania. To by�o co� zgo�a innego wyobra�a� sobie chwalebn� �mier� � a�nagle by� zmuszonym do odp�yni�cia na skrawek ziemi zagro�ony, wydaje si�, wszystkimi-kl�skami Apokalipsy. Stoj�c na zawieszonym nad wod� kru�ganku Castel dell'Ovo, maj�c przed sob� omroczon� mg�� zatok� z�dwugarbem Capri po�rodku i�dymi�c� g�r� po lewej stronie, powiedzia� dr��cym g�osem: �Wasza �wi�tobliwo��, wasz poprzednik zdecydowa�, by �aden z�braci zakonu kaznodziejskiego nie si�ga� po godno�ci ko�cielne..." Ale Aleksander poruszy� tylko lekcewa��co r�k�. On tu decyduje � nie kto inny. Wyb�r, kt�ry dokona� si� tak szybko w�atmosferze pop�ochu przed zbli�aj�cym si� Manfredem, pad� na jedynego cz�owieka gotowego stawi� czo�o ci�kiej sytuacji. Kardyna� Rainold, ksi��� Segni, biskup ostyjski, nie nale�a� do ludzi, kt�rych powstrzymuj� drobne w�tpliwo�ci. �Jed� � powiedzia�, k�ad�c Tomaszowi po przyjacielsku r�k� na ramieniu � zajmij si� nimi. Wie�ci s� stamt�d z�e. Znowu podobno Saracenowie im gro��. A�do tego ci przekl�ci Tartarzy! Dodaj ducha Pantaleonowi. Pewnie zdziadzia� ju� zupe�nie w�r�d tylu trud�w: Powiedz mu, �e o�nich nie zapomnia�em. Mo�e potrafi� zebra� jak�� krucjat�. B�d� naciska� Ludwika. �eby mi si� tylko uda�o poskromi� tego przekl�tego b�karta! � Wyci�gn�� uci�ni�t� pi�� w�stron� po�udnia, sk�d od Nocery m�g� w�ka�dej chwili nadej�� Manfred na czele Saracen�w. � Prawd� m�wi�c, obawiam si� o�los tej resztki kr�lestwa..." � �Czy jednak ja... � zacz�� znowu Tomasz. � Tak wielka godno��..." � �No, no, m�j drogi! � przerwa� mu papie�. � Skoro ja ci� wybra�em, mo�esz nie mie� skrupu��w". Jeszcze raz poklepa� go po ramieniu, po czym odszed� w�g��b zamku, a�grube frydrycja�skie mury odpowiada�y echem na jego energiczne kroki. Tomasz zosta� sam ze swoj� godno�ci� i�ze swoim l�kiem. P�yn�li par� tygodni po morzu rozhu�tanym i�kapry�nym, t�uk�c si� w�swej ciasnej kajucie lub odprawiaj�c nisz� �w. bez kanonu, jak nale�a�o czyni� w�niepewnych okoliczno�ciach podr�y morskiej. Lentino my�la� bez ko�ca o�tym, co zastanie na ziemi palesty�skiej. Gotowa� si� do l�dowania niby do wyj�cia na brzeg dziki, zamieszka�y przez krwawych pogan. Ba� si�, ba� si� coraz bardziej... Tartarzy i�Saracenowie, Saracenowie i�Tartarzy � te straszne nazwy wci�� mu dzwoni�y w�uszach. Przypomina� sobie wszystko, co mu opowiadano o�okrucie�stwach jednych i�drugich. Odetchn�� dopiero nieco l�ej, gdy zahaczyli o�Cypr. �ycie w�kr�lestwie Lusignan�w p�yn�o pogodnie i�weso�o, w�r�d r� i�bogactw. W�par� dni po odbiciu z�Limassol ujrzeli na horyzoncie szar� lini� sta�ego l�du. Lentino kl�cza� w�swej kajucie i�modli� si�: �Panno �wi�ta, wspomagaj!" Walcz�c z�wichur�, kt�ra stara�a si� ich odrzuci� z�powrotem na pe�ne morze, ca�ym wysi�kiem wiose� wp�yn�li w�zatok�.. �a�cuch z�chrz�stem zanurzy� si� w�wod� otwieraj�c wej�cie do portu. Jaki� cz�owiek wychyli� si� z�okna stoj�cej na skraju mola wie�y i�zawo�a� po w�osku: � Hej, capitano, wysiadaj ostro�nie. Wasi znowu dostali... Genue�czyk podni�s� na tamtego gniewny wzrok znad steru. Nie wiedzia�, czy cz�owiek drwi, czy naprawd� przestrzega. Potem rozejrza� si� po porcie. Ju� st�d wida� by�o porozwalane domy i�okopcone mury. Marynarze stoj�c u burty pokazywali sobie palcami zrujnowane miasto. Ca�a dzielnica nadmorska le�a�a w�gruzach. Tomasz, kt�ry wyszed� w�a�nie na pok�ad, zobaczy� to tak�e. L�k �cisn�� mu gard�o. Nie m�g� powstrzyma� dr�enia. �Matko Bo�a, Matko Bo�a � be�kota� w�duchu. � Saracenowie w�mie�cie?" Podni�s� wystraszony wzrok na kapitana. Ten sta� na swoim statku i�kl�� obrzydliwie: � Per Bacco! � Ich okr�t zatacza� �uk na wyg�adzonej powierzchni zatoki. � Dalej, ch�opcy! � krzykn�� z�g�ry. � Bro� w�gar��! Za�oga skoczy�a po miecze i�piki. Lentino opar� si� o�burt�. Nogi pod nim zwiotcza�y. P�yn�li teraz wzd�u� portu a� na jego po�udniowy kraniec. Coraz wi�cej zniszcze� odkrywa�o si� ich oczom. Nieco dalej od brzegu, na wzg�rzu sta� stary klasztor; nad nim zwisa�a bezsilnie w�upalnym, omdla�ym od skwaru powietrzu z�oto-purpurowa flaga �w.�Marka.... Per Bacco! � zakl�� znowu kapitan. Zaciskaj�c pi�ci burkn��: � �cierwa! Nieskrobane byd�o! �eby ich d�uma i�tr�d! Wysiad�szy na l�d brat Tomasz � a w�tej chwili tak�e legat Ojca �wi�tego i�tytularny biskup Betlejemu � z�biciem serca rozgl�da� si� naoko�o. Miasto wygl�da�o, jakby si� w�nim niedawno toczy�y ci�kie Walki, w�czasie kt�rych ka�dy dom przechodzi� kolejno z�r�k do r�k. Ludzie, kt�rzy wyszli im naprzeciw, a�teraz pomagali niemrawo w�przycumowaniu okr�tu, robili wra�enie inwalid�w. Niekt�rzy mieli r�ce na temblakach, inni obanda�owane g�owy lub szyje. Krzykliwie odpowiadali z�brzegu na zapytania marynarzy. Ale dwaj dominikanie � brat Jan by� towarzyszem Tomasza � nie s�uchali ich. Nie mogli oderwa� oczu od ruin. Po chwili spostrzegli jednak, �e nie ca�e miasto by�o zniszczone: nad zburzonymi dzielnicami ma�ych domk�w wida� by�o niezniszczone wielkie zamki i�dwory. Pot�ny budynek sta� nad sam� wod�, tu� obok okopconych ruin, sam nietkni�ty, wspania�y, dumny i�gro�ny. Ma�y braciszek franciszka�ski, wida� w�druj�cy po kwe�cie, nawin�� si� im pod r�k�. Szed� z�workiem pod pach�, pod�piewuj�c wcale nie �a�o�nie. � Laudetur Jesus Christus � powita� go Tomasz. �Witaj, bracie... � Maryja! � odpowiedzia� tamten. Zatrzyma� si� przed dominikanami, z�gapiowatym wyrazem twarzy. � Witajcie, bracia � powiedzia� i�podrapa� si� w�nos. � Przybywamy prosto z�Italii � zacz�� Tomasz �nie znamy miasta. Wska� nam, bracie, nasz dom zakonny. � A, o�tam, widzicie? � pokaza� palcem. Szeroki r�kaw opad� ukazuj�c chud�, ciemn� r�k�. � Wida�, �e�cie dopiero przyjechali � powiedzia� na po�y naiwnie, na po�y z�o�liwie. � Dzi�kuj�, bracie. B�g ci zap�a�. � Powoli, wci�� rozgl�daj�c si� ruszyli we wskazanym kierunku. Franciszkanin sta� z�otwartymi ustami, patrz�c za nimi. Zrobiwszy kilka krok�w Tomasz zatrzyma� si� i�obejrza�. Powiedz nam jeszcze, bracie � zapyta� � dawno to Saracenowie na was napadli? Ma�y braciszek u�miechn�� si� znowu tym samym naiwnym, lecz niepozbawionym ironii u�miechem. Powt�rzy�: � Wida�, �e�cie dopiero przyjechali. Jacy tam Saracenowie! Ot, Wenecjanie bili si� z�Genue�czykami. Trzy tygodnie �oili sobie sk�r�, a�kiedy p� miasta zburzyli, zawarli pok�j. Ale pobij� si� znowu, tylko patrze�. - Wenecjanie z�Genue�czykami... � powt�rzy� mechanicznie Tomasz. Niepok�j, kt�ry go dr�czy�, ust�pi� miejsca zdumieniu. � Wenecjanie z�Genue�czykami... � szepn�� raz jeszcze. �To dziwne � pomy�la� � wydaje mi si�, jakbym by� ci�gle w�Italii..." �U�ycz, Bo�e mi�osierny, os�ony dla u�omno�ci naszej, aby�my, kt�rzy czcimy pami�� Boga Rodzicielki, dzi�ki Jej or�downictwu powsta� mogli z�nieprawo�ci naszych." Biskup Tomasz zako�czy� swoje modlitwy. Dzwony tak�e przesta�y bi�. Upa� wisia� po staremu w�powietrzu; nad zatok� polatywa�y bia�e mewy. Dominikanin wspar� g�ow� na r�ku i�zamy�li� si�. Tak, inaczej wyobra�a� sobie pobyt tutaj. Drugi dzie� przebywa� w�Acre, a�ci�gle nie czu� si� jak na straconej pozycji. Zupe�ny a�niezrozumia�y pok�j panowa� w�tutejszej atmosferze. Arabskie karawany wchodzi�y jak gdyby nigdy nic do miasta i�rozk�ada�y swoje towary na rynku. Nie bez zdumienia Tomasz s�ysza� asz �piewany z�wie�y meczetu przy Wolim �r�dle i z�drugiego, znajduj�cego si� przy ko�ciele �w. Krzy�a. o�Tartarach nikt nawet nie wspomina�: wydawa� si� mog�o, �e s� o�wiele dalej, ni� mo�na by�o przypuszcza� patrz�c z�Neapolu. Nie by�o nic takiego w�powietrzu, co by m�wi�o, �e miasto jutro, pojutrze mo�e wpa�� w�r�ce wroga... Je�li jednak wojna nie zbli�a�a si� do mur�w miejskich, by�o jej dosy� w�samym mie�cie. Walka Wenecjan z Genue�czykami wybuch�a niedawno z�now� si�� po kilkuletniej przerwie. Przez trzy tygodnie przedstawiciele obu republik mordowali si� wzajemnie. Ale Tomasz z�kilku odbytych rozm�w zrozumia�, �e za wojn� o klasztor �w. Saby kryj� si� inne jeszcze konflikty, gotowe wybuchn�� przy lada okazji. Kto� zapuka� do drzwi. Wszed� jeden z�braci, by powiedzie�, �e przyjechali dwaj dostojni go�cie: � Bohemund, ksi��� Antiochii, ojcze, i�sire Ibelin; pan Jaffy... � Popro� ich tutaj, bracie. Przybysze weszli. Wydawali si� zaprzeczeniem siebie: Bohemund � pi�kny ch�opiec o�ciemnej cerze Kreola, i Ibelin � stary i�brzydki m�czyzna, maj�cy ruchy powolne, nacechowane dostojno�ci�. �wie�a twarz ksi�cia Antiochii odbija�a tym bardziej od zasuszonej twarzy pana z�Jaffy. � Niech Pan b�dzie z�wami; dostojni panowie � wita� ich Tomasz. Schylili si� do jego r�ki � by� legatem Ojca �wi�tego. Potem zasiedli na ci�kich d�bowych fotelach o�wysokich rze�bionych oparciach. � Ojciec �wi�ty przesy�a wam, ksi���, swe pozdrowienia i�b�ogos�awie�stwo � Lentino zwr�ci� si� do Bohemunda. � Pozdrawia tak�e wasz� matk�, a�swoj� kuzynk�, ksi�n� �ucj�, oraz jej brata, Paw�a, biskupa Tripoli... Ksi��� Antiochii sk�oni� grzecznie g�ow�. Do Tomasza dosz�o ju�, �e mi�dzy matk� a�synem stosunki by�y napr�one. Ambitna Rzymianka zbyt d�ugo chcia�a Bohemunda trzyma� pod fartuszkiem. Gdy w�ko�cu za po�rednictwem kr�la Ludwika nast�pi� podzia� w�adzy; ksi�na-wdowa nie bez urazy odsun�a si� do Tripoli pozostawiaj�c synowi Antiochi� w�niepodzielne w�adanie. �- Wam tak�e, sire � m�wi� teraz do pana z�Jaffy � jego �wi�tobliwo�� przesy�a swe ojcowskie b�ogos�awie�stwo. Jeste�cie regentem kr�lestwa, prawda? -- Nie, to m�j kuzyn. � M�wi� odpowiednio do Swego wygl�du: z�ledwo rozchylonych ust pada�y s�owa niby uderzenia m�otka, suche, urywane, pe�ne wynios�ej godno�ci. Z�wyczerpuj�c� dok�adno�ci� przedstawi� rozga��zione linie pokrewie�stwa w�rodzinie Ibelin�w. � Regentem jest sire Jan Ibelin z�Arsuf, m�odszy syn; sire Jana z�Bejrutu. Moim ojcem by� sire Filip, niegdy� regent kr�lestwa Cypru... By�em tutaj zreszt� regentem, zanim przekaza�em t� godno�� kuzynowi... -� Odchyli� g�ow� w�ty�, nastroszy� brwi. � Odby�o si� to zgodnie: z�prawami kr�lestwa � dorzuci�. � M�wiono mi � Tomasz przypomnia� sobie, �e regent jest chory. � Ci�ko chory. Umiera. � A kt� pe�ni jego powinno�ci? Stary Ibelin rozsun�� kolana, wspar� na nich swe zwiotcza�e, jakby nierycerskie d�onie. � Je�li nie ma rodzic�w panuj�cego, prawo wymaga, aby by�o dw�ch regent�w. U nas drugim regentem jest rycerz de Sargines, kt�rego nam zostawi� kr�l francuski. Ale rycerz de Sargines jest w�r�d nas obcy. Nie mamy nic przeciwko niemu: dzielny i�ofiarny. Ale nie tutejszy! My, �pullanie"... � Jak powiedzieli�cie, sire? �Pullanie"? Co to znaczy? � Tak nas nazywaj� przybysze z�Europy. � Za�mia� si�, jakby zaskrzypia� pulpit. � �e to niby hodowl� ciel�t i�prosi�t si� zajmujemy... Nie uchybia to jednak czci rycerskiej, �e si� troszczymy o�ziemi� i o�stada. � Oczywi�cie, oczywi�cie � przyzna� Tomasz; nie bardzo Jeszcze rozumia�, o�czym chce m�wi� pan z�Jaffy. � My, �pullanie" � ci�gn�� wolno Ibelin � chcemy mie� rz�dc�w spo�r�d swoich. Nie przybysza, kt�ry si� na niczym nie rozumie. Widzieli�my ju� takich, co napadali kupieckie karawany pod bramami miasta lub palili wsie na obszarze kr�lestwa, dlatego �e tamtejsza ludno�� czci�a Mahometa! Sargines � dobry rycerz, nauczy� si� wiele... To prawda. Lecz nam potrzebny jest w�adca. Od czas�w Jana de Brienne jeste�my bez kr�la.., Tomasz popatrzy� uwa�niej po swych go�ciach. S�dzi�, �e przybyli, by go po prostu powita�. Z�rozmowy jednak wywnioskowa�, i� przynie�li ze sob� jak�� wielk� spraw�: kr�lestwa. � Prosz� was, panie, wyt�umaczcie mi wszystko. Lewa r�ka pana z�Jaffy le�a�a na p�aszczu, prawa wykonywa�a spokojne, lecz wymowne gesty. Na jego twarzy malowa�a si� niesko�czona pewno�� siebie oraz niedba�o�� w�rozrzucaniu okruch�w swej wiedzy. � Przez ksi�niczk� Jolant� tron przeszed� na cesarza Fryderyka. Sucha d�o� zamkn�a si� nagle i�zacisn�a mocno niby pod wp�ywem obudzonych uczu�. Tomasz przytakuj�co skin�� g�ow�. Pojmowa� nienawi��, jak� budzi�o w�ludziach samo wspomnienie o�cesarzu zmar�ym przed dziewi�cioma laty. By� dla swej epoki zagadk�, kt�r� mo�na by�o jedynie uwielbia� lub nienawidzi�. Tomasz dobrze pami�ta� lata, gdy ca�a Italia �y�a w�trwodze przed nim. Uwa�ano go za czarownika, za wcielonego szatana. Przecie� to Fryderyk kaza� swej stra�y sarace�skiej pali� oskar�onego o�herezj�! Dominikanin nie m�g� zapomnie� ujrzanej kiedy� lisiej, twarzy i�szemrz�cego g�osiku, kt�ry przechodzi� zupe�nie nieoczekiwanie w�histeryczny skowyt. W��yciu Ko�cio�a czterdzie�ci lat panowania Hohenstauffa by�o jak otwarta rana, kt�ra wci�� nie mo�e si� zasklepi�. � Cesarz koronowa� si� sam w�bazylice Grobu Pa�skiego... � ci�gn�� Ibelin tonem s�awnego magistra. �Potem odp�yn��. Walczyli�my z�jego wodzem Filanghierim i�gdyby nie m�j stryj, pan Bejrutu, wolno�� kr�lestwa by�aby zd�awiona przez w�oskich kondotier�w! W tych s�owach zabrzmia�a duma i�g��bokie poczucie ��czno�ci z�rodem, kt�ry �ocali� wolno�� kr�lestwa". Biskup Betlejemu ci�gle nie wiedzia�, czego od niego oczekuj� dostojni go�cie. � Czas najwy�szy, aby zosta� wybrany senior kr�lestwa. Ksi�ga naszych praw dozwala uczyni� to lennikom kr�lestwa pierwszego i�drugiego stopnia oraz konfraterni �w. Andrzeja. I�nikt tego wyboru nie potrzebuje zatwierdza�, � Je�eli tak m�wi� prawa... � Tak m�wi� � Ibelin potwierdzi� to g�osem nieznosz�cym najl�ejszej w�tpliwo�ci. � Mamy jednak w�kr�lestwie lennika, kt�ry si� wypar� swych obowi�zk�w... � Filip de Mohtfort! � wtr�ci� �ywo Bohemund. � Nie b�dziemy si� wypierali, �e jego matka nale�a�a do rodu Ibelin�w � zauwa�y� pan z�Jaffy takim tonem; jakby ta wiadomo�� by�a niezmiernie wa�na. � Ale cho� przebywa mi�dzy nami od dwudziestu lat, sire Montfort pozosta� obcy naszym obyczajom. Nie szanuje praw kr�lestwa! Nie chce z�o�y� ho�du z�Toronu, kt�ry uzyska� w�wianie swej �ony, a�kt�ry by� od samego pocz�tku jednym z�czterech g��wnych lenn kr�lestwa! � To rzeczywi�cie przykre... � odrzek�, aby co� powiedzie�. Nie mia� jeszcze swego zdania. Wbrew jednak pewnemu siebie tonowi g�osu starego Ibelina trudno mu by�o przyzna� racj� przeciwko seniorowi Tyru. �Ten Montfort � my�la� � to przecie� bratanek tamtego, pogromcy heretyk�w, zwyci�zcy spod Muret, autora statut�w z�Pamiers tchn�cych tak� gorliwo�ci� o�chwa�� i�dobro Ko�cio�a..." � Powinno�� lenna jest �wi�tym obowi�zkiem wasala � powiedzia� jak z�ambony. �Gdy jej poczyna brakn��, nast�puje anarchia, jak w�ziemiach hrabi�w Tuluzy. Ale czy nie nale�a�oby przem�wi� do pana de Montfort, przekona� go w�imi� sprawiedliwo�ci chrze�cija�skiej? � Nic z�tego! � wybuchn�� Bohemurid. � Filip jest chytry jak lis. Odmawia ho�du, bo chce si� sam wypchn�� na regenta! �Aha � pomy�la� dominikanin. Wyda�o mu si�, �e nareszcie zrozumia�, o�co chodzi jego go�ciom. � Wi�c s� dwie partie, walcz�ce o�w�adz�. Tak samo jak we Florencji, Pizie, Sjenie, Rzymie." � A kog� wy, panowie, wysuwacie na regenta? �zapyta�. Bez po�piechu Ibelin podj�� sw�j wyk�ad: � Kr�lestwo Jerozolimskie � dowodzi� � zwi�zane jest �ci�le z�kr�lestwem Cypru. Od czas�w kr�la Amalryka oba kr�lestwa mia�y jednego w�adc�. Jest rzecz� wskazan� powr�ci� do dawnego obyczaju. Je�li nawet ze wzgl�du na roszczenia syna cesarza nie mo�na ukoronowa� kr�la Hugona koron� Grobu Pa�skiego, nale�y go jak najspieszniej powo�a� na seniora kr�lestwa. � Ale kr�l Hugo jest przecie� dzieckiem... � zauwa�y� legat. � Tak � przyzna� pan z�Jaffy. � W�adz� jednak w�jego imieniu sprawuje kr�lowa Plezencja, siostra ksi�cia Bohemunda. Mog�aby j� pe�ni� dla obu kr�lestw. � Rozumiem � Tomasz skin�� g�ow�. Lecz r�wnocze�nie powsta�o w�nim tysi�ce opor�w. w�tej fortecy zagro�onej tyloma niebezpiecze�stwami w�adczyni� mia�aby by� m�oda, przystojna kobieta? S�ysza� o�niej dzi� rano od arcybiskupa-patriarchy. �Bawi tutaj � m�wi� Pantaleon � kr�lowa Plezencja, sam nie wiem, czy dlatego, by znowu pr�bowa� zwi�za� Cypr z�Jerozolim�, czy �eby po prostu zobaczy� si� z�rycerzem Balianem Ibelinem." Znowu Ibelin, ca�e kr�lestwo Ibelin�w! � Tylko osoba kr�lowej zdolna jest po��czy� w�jedno ca�� Syri� � podkre�li� ze stanowczo�ci� pan z�Jaffy. Podni�s� rozchylon� d�o� i�majestatycznym gestem nakre�li� ni� w�przestrzeni lini� maj�c� przedstawia� w�ski; pas wybrze�a. � By�aby wtedy jedno��: kr�lowa Plezencja na Cyprze i w�Acre, ksi��� Bohemund w�Antiochii i w�Tripoli (oczywi�cie d�o� przeskoczy�a w�przestrzeni zapor� Tyru), kr�l Hettum w�Armenii. To imi� nie by�o mu tak�e obce. Jeszcze przed wyjazdem, kiedy si� zaznajamia� ze sprawami Syrii, powiedzia� do niego Aleksander: �Zwr�� uwag� na Armenie. Jej poprzedni kr�l by� naszym sojusznikiem przeciwko Grekom. Uzna� zwierzchno�� Stolicy Apostolskiej. Teraz w�adz� zagarn�� jaki� miejscowy baron. Ale pisz� mi, �e got�w jest r�wnie� nam si� podda�. Ich katolikosowi by� wysiany w�swoim czasie paliusz... Czas wreszcie zniszczy� monofizyt�w! Jak�e� si� nazywa ten kr�l? Jako� tak: Ko... Mo..., nie pami�tasz?" � papie� zwr�ci� si� do swego sekretarza. �Kr�l Hettum, wasza �wi�tobliwo��" � podpowiedzia� tamten. �O, widzisz � ucieszy� si� Aleksander � tak mi w�a�nie chodzi�o po g�owie, Hettum!" Ale ju� i�tutaj kto� mu wspomnia� to imi�. Kto m�g� mu m�wi�? Nas�uchuj�c baka�arskiego gadania Ibelina szuka� w�pami�ci. Aha � s�usznie. Pantaleon. Patriarcha narzeka�. Robi� wra�enie zgorzknia�ego. Tr�c brod� m�wi�: �Wszyscy oni tutaj mali ludzie... Byle z�apa� jakie� miasto, byle wspi�� si� wy�ej ni� inni... B�d� mi mi�o�ci w, Panie Bo�e � samob�jcy! Jeden Hettum ma olej w�g�owie..." � �Lecz to Arme�czyk i�schizmatyk!" � powiedzia� ze zgorszeniem Lentino. Patriarcha umilk�; gestem pe�nym smutku rozczesywa� sw� siw� brod�. � Czy kr�l Hettum jest cz�owiekiem, na kt�rego mo�na liczy�? � zapyta�. � S�dzimy, �e tak � odpowiedzia� Ibelin. � Jego siostra by�a moj� �on� � brzmia�o to jak por�ka. �C�rka Hettuma jest �on� ksi�cia Antiochii. � Ach, tak... � dominikanin u�miechn�� si� do Bohemunda. Wola� jego obrazkowo pi�kn� twarz od mumiowatej maski Ibelina. Ale pod uprzejmym u�miechem by� niesmak. Wszyscy tutejsi panowie to wida� tylko kuk�y w�r�kach Ibelin�w! Wy�ej si� stawia byle Arme�czyka od bratanka Szymona de Montfort. � Rzeczywi�cie � przyzna� z�g��boko ukryt� ironi� � by�aby to jedno�� ca�ej chrze�cija�skiej Syrii. Przypuszczam, �e jest ona potrzebna? � O tak. z�Egiptem mamy wprawdzie pok�j, a�su�tan Damaszku nie o�mieli si� nas zaatakowa�... Jednak�e by�oby lepiej... Pok�j z�Saracenami! Wi�c oni w�to wierz�? Biskup Betlejemu wci�� na nowo u�wiadamia� sobie, �e rzeczywisto�� tutejsza by�a zgo�a inna, ni� j� sobie wyobra�a� odp�ywaj�c z�Italii. Kr�lestwo nie �y�o innym �yciem ni� wszystkie republiki w�oskie � �yciem do jutra. �yciem, kt�re wci�� na co� czeka i�na co� liczy. � S�dz� � powiedzia� � �e wasz plan, dostojni panowie, jest s�uszny... � I zechcecie go, wasza mi�o��, poprze�? � zapyta� pan z�Jaffy. z�tym niew�tpliwie przybyli do niego. � Je�eli tak si� spodoba Opatrzno�ci... � rzek� wymijaj�co. z�gniewem my�la� o�Pantaleonie, �e potrafi tylko narzeka� i�biada�. Je�li ci s� tacy � de Montfort musi by� inny. Tamten, jego stryj, potrafi� zmia�d�y� heretyk�w razem z�ich pot�nymi poplecznikami: hrabi� Tuluzy i�kr�lem Aragonu. Senior Tyru musi by� innym ca�kiem cz�owiekiem, a�ju� to, �e zwalczaj� go ludzie Ibelin�w, budzi do niego zaufanie. w�poczuciu rozpoczynaj�cej si� gry zatar� r�ce. Go�cie powstali. Odprowadzi� ich do drzwi. 2 Gromada ludzi zaczajonych poprzednio za murem wypad�a teraz z�bojowym okrzykiem. Nie atakowali mo�e zbyt zuchwale, ale za to ha�asowali ze wszystkich si�. Celem ich uderzenia by�y sklepy weneckie, ci�gn�ce si�" wzd�u� ulicy Carcasserie p�aszczyzn� wyk�adanych lad, na kt�rych pi�trzy�y si� stosy towaru. Napastnicy rzucali w�rynsztok wa�ki sukna i�po�yskuj�ce brokaty; rozsypywali worki ze wschodnimi korzeniami; t�ukli o�kamienie cienkie naczynia z�opalizuj�cego szk�a. Ich krzyki zacz�y si� miesza� z�lamentem kobiet, z�piskiem dzieci, ze szcz�kiem broni. Ten i��w kupiec porwa� si� do obrony. K��b jaskrawo poubieranych ludzi miota� si� w�r�d mur�w niby poch�d masek w�dzie� ��wi�ta szalonych". Tam, gdzie w�a�ciciel zdo�a� zamkn�� sklep i�zabarykadowa� si� w�nim, sz�y w�ruch dr�gi i�siekiery. Py� wapienny podnosi� si� tworz�c w�ci�kim od upa�u powietrzu bia�� mg��. Bohemund, kt�ry w�a�nie jecha� ze swym pocztem przecinaj�c� Carcasserie ulic�, gwa�townie zatrzyma� konia. Opar�szy si� o�wysoki ��k siod�a patrzy� na bitw� staraj�c si� zorientowa�, kto z�kim walczy. Widok ��to--fioletowych kaftan�w genue�skich w�weneckiej dzielnicy powiedzia� mu wszystko. Na pi�knej twarzy m�odego ksi�cia ukaza� si� wyraz rozdra�nienia i�gniewu. � Do licha! � uderzy� pi�ci� w���k. � Genue�czycy z�amali pok�j! W jego obecno�ci balius Giustiniani i�konsul de Marino poprzysi�gli wstrzymywa� swoich od walki na przeci�g trzech tygodni, to znaczy do czasu, gdy odb�dzie si� wielka rada baron�w kr�lestwa. Gniew pocz�� rozdyma� nozdrza Bohemunda. Otaczaj�cy go rycerze pokazywali to sobie wzrokiem. Znali swego seniora, wiedzieli, �e jest w�nim nami�tne po��danie �adu, pos�uchu i�porz�dku. Mo�e zawdzi�cza� to rzymskiej krwi odziedziczonej po matce. Mieni�c si� na twarzy patrzy� na Genue�czyk�w, kt�rzy z�coraz wi�ksz� zapalczywo�ci� zapuszczali si� w�g��b ulicy i�niszczyli wszystko przed sob�. Nagle porywczym ruchem uderzy� konia ostrogami, a�ten z�chrapaniem rzuci� si� naprz�d. Ksi��� uni�s� si� w�strzemionach; przy�o�ywszy d�onie do ust hukn��: � Precz, ha�astro! Precz! Cofn�� si�! Nikt jednak jego wezwaniu nie my�la� by� pos�uszny. Genue�czycy nacierali coraz gwa�towniej; gnali przed sob� wyrzuconych ze sklep�w kupc�w. Bohemunda ogarn�a w�ciek�o��. Mru��c oczy zatoczy� koniem. Zatrzasn�� przy�bic�, wyrwa� sw� kopi� z�r�ki giermka. � Antiochia za mn�! � zawo�a� gromko. Baronowie niech�tnie spojrzeli po sobie. Nie �mieli si� jednak sprzeciwia�: ten m�odzik by� nieopanowany w�narzucaniu swej woli. z�chrz�stem pozasuwali przy�bice, zasadzili si� mocniej w�siod�ach, si�gn�li po kopie. Konie ju� poczu�y walk�, tupa�y niby rozz�oszczone dzieci, przysiada�y na zadach, tuli�y uszy, podrywa�y si� do galopu. K�ad�c kopi� w�p� ucha ko�skiego Bohemund obejrza� si� na swoich. Stali za nim �aw�, z�pochylonymi kopiami. Tylko jeden z�rycerzy cofn�� si� do ty�u, jakby chcia� unikn�� walki. Mia� zapuszczon� przy�bic�, ale Bohemund wiedzia� po znakach, kto to taki. � Bertrandzie � zawo�a� � tu, do mnie! Tamten niech�tnie wyjecha� spoza towarzyszy. G�sta krata przy�bicy nie zdradza�a wyrazu twarzy pana z�Gibelet. Patrzyli na siebie chwil� � dwie �elazne maski bez wyrazu. Potem ksi��� zrobi� gest zapraszaj�cy tamtego, by zaj�� miejsce u jego boku. By� to zaszczyt, na kt�ry nie wolno by�o odpowiedzie� odmow�. Bertrand skin�� g�ow�, podjecha� i�powoli zni�y� kopi�. � Bij! � krzykn�� zza przy�bicy Bohemund. � Antiochia za mn�! Spi�li konie i�run�li �elazn� mas� w�ciasn� uliczk�. Byli jak taran, kt�ry mia�d�y wszystko, co napotka na swojej drodze. Jeszcze nie przebyli po�owy drogi dziel�cej ich od walcz�cych, gdy ju� napastnicy rzucili si� do panicznej ucieczki lub przywarli do mur�w zas�aniaj�c si� tarczami. Tupot kopyt grzmia� niby burza. Pan z Gibelet wysforowa� si� na czo�o galopuj�cych. Zanim dopad� Genue�czyk�w, przewin�� kopi� m�y�cem i�odwr�ci� j� ostrzem do siebie. Unosz�c nieco pokrywy przy�bicy, wo�a�: � To ja, Bertrand z�Gibelet! Na bok! To ja, Bertrandz Gibelet! Kto si� nie ukry� w�czas pomi�dzy za�omy mur�w ten pad� stratowany. Banda genue�ska zosta�a w�jednej chwili rozproszona i�zmieciona. Na pustej uliczce pozosta�a tylko sterta zniszczonych towar�w, kilka cia� i�porzucona przez uciekaj�cych bro�. Rycerze musieli przegalopowa� przez ca�� dzielnic�, zanim zatrzymali rozp�dzone konie. Pacho�cy biegli za nimi ile si� w�nogach, by wzi�� z�r�k rycerzy kopie i�przytrzyma� rozgor�czkowane rumaki. Ledwo si� zatrzymali, Bohemund zwr�ci� si� do swego najpot�niejszego wasala. Cisn�� na ziemi� kopi�. Podni�s� przy�bic�. Na jego bladej twarzy pali�y si� rumie�ce gniewu. Musia� mocno zaczerpn�� tchu, jakby by� nurkiem, kt�ry wynurzy� si� z�wody. � Bertrandzie! -- wybuchn��. Tamten tak�e podni�s� przy�bic�. Mia� cer� ciemn� i�czarny zarost. Oczami zdawa� si� przebija� swego seniora. � Czego chcecie, sire? � Kaza�em ci uderzy�... � Czy� nie uderzy�em? � Odwr�ci�e� kopi�! � Nic mi ci ludzie nie zrobili!- � Kaza�em ci... Ty, zdrajco! W porywie gniewu napar� koniem na Bertranda, zbli�y� rozz�oszczon� twarz do twarzy tamtego. Ale pan z�Gibelet uderzy� swego konia ostrogami i�oba wierzchowce zacz�y si� na siebie cisn��, podobne do bod�cych si� byk�w. Pozostali rycerze zatrzymali si� z�boku nie mieszaj�c si� do sporu. � Kto zdrajca? � Ty! Wspierasz Genue�czyk�w. Bertrand pochyli� si� w�siodle i�nagle chwyci� za miecz. Szerokie �elazo zatoczy�o kr�g nad. jego g�ow�, ale Bohemund zd��y� zastawi� si� tarcz�, kt�ra stukn�a g�ucho pod uderzeniem. � Embriaco! � wykrzykn�� imi� rodowe i�min�� po raz drugi na swego seniora. Znowu z�o�y� si� do uderzenia. Wszystko dokonywa�o si� niebywale szybko. Nowy cios odbi� brzeg tarczy, miecz spad� na rami� ksi�cia. Bohemund zwali� si� twarz� na grzyw� ko�sk�, a�potem zsun�� si� na ziemi�. z�kr�gu rycerzy nikt si� nie ruszy�. Lennicy patrzyli na bunt jednego spo�r�d swego grona, jak patrzy stado wilk�w, gdy ich przyw�dca rzuca si� na przybysza z�obcego stada. Bohemund upad�, ale zaraz zerwa� si� na nogi. By� ranny i�bezbronny, poniewa� miecz, kt�rego nie zd��y� wydoby�, pozosta� przy siodle. Bertrand grozi� mu znowu, w�drapie�nych oczach wasala �atwo by�o wyczyta� wyzwolon� i�gotow� na wszystko nienawi��. Bohemund nie wzywa� pomocy. Przyciskaj�c d�oni� rozci�te rami� rzuci� si� pod mur, wcisn�� w�futryn� wielkiej bramy. Jego r�ka szukaj�c broni trafi�a na kr�tki sztylet zawieszony na szyi. Zacisn�wszy z�by uj�� go w�d�o�. Ale zanim go u�y�, brama, o�kt�r� by� oparty, uchyli�a si� wci�gaj�c go do �rodka. � Witajcie, ksi��� � us�ysza� obok siebie. Kto� przesun�� ci�k� zasuw�. Spoza zamkni�tej bramy dochodzi�y wrzaski Bertranda. Bohemund rozejrza� si� � nie wiedzia� w�pierwszej chwili, gdzie si� znalaz�. Ale wystarczy�o mu zobaczy� stoj�cych wok� niego rycerzy, wysokich, barczystych, w�jednakowych bia�ych p�aszczach z�czerwonym krzy�em naszytym na lewej piersi i w�kapturach z�misiurki skrywaj�cych w�osy i�czo�a, by sobie u�wiadomi�, �e zosta� ocalony przez templariuszy. Jeszcze raz powi�d� wzrokiem po surowych, zamkni�tych twarzach. Jedna z�nich nie by�a mu obca". � Ach, to wy, wielki preceptorze � powiedzia� poznawszy rycerza de Pignans.� Dzi�kuj�. Tak�e wam, rycerze. Ocalili�cie mi �ycie. � Jeste�cie, ksi���, naszym seniorem" � de Pignans sk�oni� nisko g�ow�. Nie by�o to �ci�le prawd�. G��wny dom rycerzy Templum Salomonis nie podlega� ksi�ciu Antiochii. Tylko templariusze z�Gaston, Port Bonneli Rochel de Roissel byli lennikami Bohemunda. � Dzi�kuj� � u�cisn�� d�onie rycerzy zakonnych. � B�d� waszym d�u�nikiem. Bertrand z�Gibelet� powiedzia� tonem wyja�niaj�cym � pokaza� z�by. Gorszy zdradziecki lennik ni� otwarty wr�g. Ale dostan� go jeszcze! � po ch�opi�cej twarzy Bohemunda przebieg� wyraz zawzi�to�ci. � Pozw�lcie, ksi���, do �rodka � zaprasza� de Pignans. Mia� czerwone jak marchew w�osy i�w�ski, d�ugi nos opadaj�cy na wargi. � Brat Patryk opatrzy wam zranione rami�. Wielki mistrz oczekuje was. Go�cimy go u siebie. W progu natkn�li si� rzeczywi�cie na Tomasza Berard. Nie przebywa� on stale na zamku templariusz�w; mieszka� samotnie w�ma�ym obronnym dworze na przedmie�ciu Montmusard. Nikt nie zna� prawdziwej przyczyny takiego trzymania si� na uboczu. Templariusze opowiadali o�niezwyk�ej pobo�no�ci wielkiego mistrza, uliczni natomiast waganci wy�piewywali piosenki o�diable, kt�rego Berard mia� trzyma� zamkni�tego w�szklanej ampu�ce i�kt�rego zwyk� by� wypuszcza�, by z�nim prowadzi� uczone rozmowy. Berard by� niem�odym cz�owiekiem, o�twarzy chudej, ci�g�ej i�ponurej. Zaprowadzi� Bohemunda najpierw do brata znaj�cego si� na leczeniu ran, a�po zrobieniu opatrunku zaprosi� go do wielkiej sali na g�rnym pi�trze zamku. �ukowe sklepienie pomimo s�onecznego dnia spowite by�o w�mrok. Izba mia�a wysokie okna podobne do zaci�� w�murze, przez kt�re wida� by�o z�jednej strony miasto, z�drugiej � o�owiano-b��kitn� p�aszczyzn� morza. Zasiedli przy ci�kim stole rozpartym na krzy�akach. Berard klasn�� w�d�onie i�rzuci� rozkaz ubranemu na czarno pacho�kowi, kt�ry zjawi� si� na odg�os kla�ni�cia. Pacho�ek wyszed�. � Cieszymy si�, �e w�takich chocia� okoliczno�ciach mo�emy was, ksi���, go�ci� � powiedzia�. � Wielki to dla nas zaszczyt. Lecz sire Bertrand... � Nie m�wmy o�nim! � przerwa� mu porywczo Bohemund. � Popami�ta swoj� zdrad�! � Uczynicie s�usznie � Pacho�ek wr�ci� nios�c na tacy dzbanek i�kubki. Zapachnia�o z�otym winem z�Butron. Zanim po nie si�gn��, Bohemund popatrzy� spod oka, czy obaj templariusze upili ze swoich kubk�w; mimo dobrych stosunk�w, jakie go ��czy�y z�zakonem, pami�ta� o�ostrze�eniach, �e w�winie templariuszy mo�na znale�� trucizn�. � Podobno, ksi���, rozp�dzi�e� band� Genue�czyk�w? � spyta� Berard. � Tak, napadli na weneckie fondaco. � To pocz�tek. Lada chwila zaczn� walczy� na nowo. � Przecie� zawarty jest rozejm. � Genue�czycy nie b�d� si� na niego ogl�da�. Wiedz� dobrze, �e gdy za kilka dni rada baron�w wybierze siostrze�ca waszego, ksi���, na seniora kr�lestwa, Wenecjanie zd�awi� do reszty genue�ski handel. Postawili wi�c na hrabiego Montfort. Nie da�bym g�owy, czy nie szykuj� si� do jakiej� awantury. i�to nie sami. Przed paru dniami' ukradkiem wyjecha� z�miasta Chateauneufz ca�ym pocztem swoich. Ich zamek jest zamkni�ty i�pilnie strze�ony. � S�dzicie, �e Filip...? � Jestem pewien, �e Montfort, szpitalnicy i�Genue�czycy b�d� si� starali nie dopu�ci� do wyboru. a�pan Gibelet musi co� o�tym wiedzie�, skoro o�mieli� si� rzuci� na was, ksi���. � Nie m�wmy o�nim! � powt�rzy� Bohemund. Powr�ci� do sprawy: � My�l� jednak, wielki mistrzu, �e si� mylicie. Filip nie o�mieli si� uderzy� maj�c wszystkich przeciwko sobie. � Je�li b�dzie trzeba, hrabia Montfort got�w jest zawrze� sojusz z�su�tanem Damaszku lub z�dworem Mansura. Wiemy dobrze, �e wysy�a do nich swoich pos��w! Bohemund otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, ale zaraz zamkn�� je bez s�owa. � Mam wiadomo�� � ci�gn�� Berard � �e Montforti Chateauneuf wyznaczyli sobie spotkanie w�Vigne--Neuve... . � To by oznacza�o wojn� � zauwa�y� Bohemund. � i�to b�dzie wojna! � zapewni� stanowczo wielki :mistrz. Po jego ponurej twarzy przemkn�� ja�niejszy b�ysk. Nieznacznie przesun�� ko�cem j�zyka po wargach, jakby si� delektowa� czym� przyjemnym. Bohemundowi przypomnia�a si� pog�oska o�diable w�ampu�ce. � Musimy by� przygotowani � ci�gn�� � i�rozbi� ich, gdy tylko odkryj� swoje zamiary. Szkoda, �e nie ma kr�la Hettuma. Bohemund poczu� na sobie badawczy wzrok obu templariuszy. Niew�tpliwie byli ciekawi jego tajemnicy. Czy�by diabe� z�ampu�ki nie umia� jej odkry� wielkiemu mistrzowi? � B�dziemy musieli � powiedzia� � da� sobie rad� bez mego te�cia. � Czy to prawda � Berard przesta� patrze� na Bohemunda, jakby chc�c nada� swemu pytaniu ton zupe�nie oboj�tny � �e kr�l Hettum, ksi���, znowu pow�drowa� do Tartarii? Co� mi o�tym pisali bracia z�Gaston. � By� mo�e � uci�� kr�tko, pami�taj�c o�danym przyrzeczeniu, � Musimy � powt�rzy� � da� sobie rad� bez niego... --- Rozprawa nie b�dzie �atwa � rzek� Berard � My z Bo�� pomoc� we�miemy na siebie szpitalnik�w. Giustiniani powinien da� sobie rad� z�Genue�czykami. Ale wy, ksi���, musicie zaj�� si� Ibelinami. Ci b�d� ha�asowali najwi�cej. Ale maj� atrament w��y�ach zamiast krwi i�potrafi� by� silni tylko w�g�bie. Przed si�� skapituluj� pierwsi. � Czy�by? � Wierzcie mi, d�u�ej ni� wy patrz� na nich. Wszed� pacho�ek � powiedzia� co� cicho do Berarda. Ten skin�� g�ow� i�zwr�ci� si� do Bohemunda: � Wasi rycerze, ksi���, stoj� przed bram� i�prosz�, by wam powiedzie�, �e chc� wam s�u�y�. Pogardliwie wyd�� usta. Zna� ich dobrze � tych swoich wasali. Gdy Bertrand napad� na niego, patrzyli na to oboj�tnie; �aden nie po�pieszy� mu z�pomoc�. -Gdy ocala� � wracaj� do niego ze s�owami wierno�ci. -� Dobrze � rzek� � niech czekaj�. Ka�cie, wielki mistrzu, wpu�ci� na podw�rzec moich giermk�w z�koniem. 3 Palce m�odej kobiety dotyka�y faluj�cych w�os�w Bohemunda drapie�n� pieszczot�. � Ach, jak go nienawidz�! Zrani� twoj� r�k�... Czy ci� nie boli, najdro�szy? Powiedz. Naprawd� ci� nie boli? � Naprawd�, Sybillo. � Jeszcze ca�a si� trz�s�. Ten g�upiec przybieg�, by powiedzie�, �e on rzuci� Si� na ciebie i��e ty spad�e� z konia. Zacz�am krzycze� i�podrapa�am sobie twarz. O, tu... teraz nie wida�, zamalowa�am bielid�em. Krzykn�am na Lite, aby zaraz bieg�a zobaczy�, co si� z�tob� dzieje, czy �yjesz. Sz�a tak powoli, �e uk�u�am j� szpilk�. Mo�e i�mocno uk�u�am � ta g�upia ci�gle jeszcze beczy...Ale to wszystko nic, skoro ty �yjesz, Bohemundzie. Tak okropnie ci� kochani! Za�mia� si� i�ogarn�� j� ramieniem, a�ona przytuli�a si� do niego jak spragniona pieszczot kotka. Byli ju� p� roku po �lubie, a�on odnajdywa� ci�gle nowe dowody mi�o�ci, jakby nie by�o im ko�ca. � Moja droga. � Ale ty mu nie darujesz, prawda? Ukarzesz go! Nie tak jak ten g�upi Yillehardouin... Obiecaj mi! By�a to sprawa, o�kt�rej m�wiono ostatnio na ca�ym chrze�cija�skim Wschodzie: rycerz Godfryd de Bruyeres, pan Kariteny, dla poparcia swego te�cia, rycerza de la Roche, pana Aten, wyst�pi� przeciwko swemu seniorowi, ksi�ciu Morei. Ale Yillehardouin by� cz�owiekiem wielce pobo�nym i�potrafi� wybaczy� zwyci�onemu w�walce wasalowi. � Na pewno! � powiedzia� twardo. Nie znosi� my�li o�bez�adzie i�niepos�usze�stwie. Za du�o tego widzia� od dzieci�stwa. w�Antiochii wszyscy walczyli ze sob�: Grecy z�Syryjczykami, Syryjczycy z�Frankami, �pullanie" z�rzymskimi pupilami matki. � Tak ci� zrani�! � m�wi�a znowu. Dotyka�a ustami zabanda�owanej r�ki. � Tak ci� zrani�! � powtarza�a. Zagl�da�a mu w�oczy. � Czy b�dziesz mnie, Bohemundzie, zawsze kocha�? Umiera�am z�trwogi, �e gdyby ciebie zabili, nikt by mnie ju� nie kocha� i�nie pie�ci�. Modli�am si� do �wi�tego Sarkisa. Ofiarowa�am mu te paciorki, kt�re mi da� Giustiniani. � B�dziesz teraz musia�a zanie�� je do ko�cio�a. � Zanios�! Czego bym nie ofiarowa�a za ciebie? �eby� by� �ywy, nie ranny i��eby�my, Bohemundzie, m�j najdro�szy, mieli pr�dko syna! Wtedy wiem, �e mnie ju� nigdy nie przestaniesz kocha�, � Czemu� mia�bym ci� przesta� kocha�, Sybillo? Rycerz �lubuje mi�o�� do �mierci. � M�wisz jak prowansalski trubadur. Mi�o jest s�ucha�, kiedy tak m�wisz. Ale w��yciu bywa inaczej. Nie mam mi�osnego napoju jak Izolda. � Nie potrzeba nam napoju. � Nie wiem, Bohemundzie. Mo�e si� mn� znudzisz? M�wi�a mi matka, �e je�li �ona okazuje m�owi zbyt wiele po��dania, pr�dko przestanie mu by� droga. � Twoja matka tak ci m�wi�a? � Tak, kiedy�. Czemu tak na mnie spojrza�e�? Daj mi r�k�. Niech j� poca�uj�. � Czy twoja matka, Sybillo, nigdy nie okazywa�a mi�o�ci ojcu? � Matka? � podnios�a na niego oczy cz�owieka obudzonego z�mocnego snu. Przez chwil� mruga�a powiekami. Nagle zachichota�a, jak chichocz� dziewcz�ta doprowadzone do �miechu przez towarzyszki podczas zabawy w�niebo i�piek�o. � Sk�d ci to przysz�o do g�owy, kochany? � Tak sobie... � wysun�� zranion� r�k� z�jej d�oni. Odczu�a to od razu. � Czemu oddalasz si� ode mnie? � Nie oddalam. Wi�c nigdy nie okazywa�a mu mi�o�ci? � Chyba nigdy. Ale nie wiem, doprawdy, czy ojciec tej mi�o�ci pragn��. � Tak s�dzisz? � Tak mi si� zdaje. Zawsze by� zaj�ty tylko Wojnami, uk�adami, podr�ami do tej swojej Tartarii. Nie wiem zreszt�... Po co o�tym m�wimy, Bohemundzie? Nigdy nie rozumia�am, jak jest mi�dzy nimi naprawd�. To wiem tylko, �e gdyby� by� dla mnie taki, jaki jest ojciec dla matki, zabi�abym si� chyba. � Jest dla niej niedobry? � Nie, nie, to nie! Patrzy na ni� cz�sto, jak ty na mnie patrzysz. Ale nie m�wi, �e j� kocha. Chodzi po komnacie i�milczy. Czasami spiera si�... a�gdy co� powie, zaraz odchodzi do swoich spraw. Ale nie m�wmy ju� o�tym. Kocham ci� i�nie t�skni� wcale za Sis. i�teraz, kiedy ju� si� wszystkiego dowiedzia�e�, daj mi r�k�! Niech j� poca�uj�. Pa�acowy ogr�d przed nimi mieni� si� zieleni�. w��rodku trawnika by� basen, a�na nim srebrna, prze�wietlona s�o�cem fontanna. Zza mur�w s�ycha� by�o jakie� wrzaski. Mi�dzy grotami cyprys�w unosi� si� w�g�r� szary s�up dymu. � Znowu si� bij� � powiedzia�. � Niech si� bij�! � rzuci�a pr�dko, mocniej ca�ym cia�em przyciskaj�c si� do jego piersi. � Niech si� bij� i zabijaj�! Podli, zranili ciebie. Nie id� ju� wi�cej do nich. Co ci� oni obchodz�? Co ci� obchodzi Acre? � M�wi� mi Ibelin, �e flota genue�ska z�Tyru zbli�y�a si� dzi� do miasta, ale Wenecjanie z�Piza�czykami pop�yn�li jej naprzeciw. � A niech si� wzajem wytopi�! Po co tu do nas przyje�d�aj�? Niechby si� mordowali u siebie, w�Europie. Poprosz� ojca Grzegorza, aby odprawi� za nich �a�obn� msz�. Poszaleli! �ycie mog�oby by� takie mi�e, a�przez nich jeste�cie tacy... � My? � No tak! Ty, ojciec. Ty tutaj, ojciec ze swymi Tartarami... � Nie m�w o�tym. � Czemu? � Wiesz przecie�, �e to tajemnica. � Ale� wszyscy o�niej wiedz�. � By� mo�e. Ale nie wszyscy wiedz�, jak jest naprawd�. � Ty jednak wiesz, prawda? � Wiem. � Tak, ty wiesz. Wie pewno tak�e stryj Sempad i�patriarcha Konstantyn. Tylko mnie nic nie chcecie powiedzie�. Wzruszy� ramionami. Ci�gn�a dalej: � Matk� to nie obchodzi. Ale ja jestem inna. Mnie powiniene� m�wi� wszystko. Powiedz. Nie zdradz� nikomu. No powiedz, Bohemundzie... Jestem taka ciekawa! Nie chcesz powiedzie�? a�na pewno powiedzia�e� wszystko Plezencji, ona za� wy�piewa to zaraz Balianowi. � Nic jej nie powiedzia�em. � No, to powiedz mnie. Jej zielone oczy patrzy�y mu prosto w�twarz. Gdy m�wi�a o�mi�o�ci, matowia�y i�stawa�y si� mi�kkie, przyci�gaj�ce. Ale teraz iskrzy�y si� ciekawo�ci�. Mia�a brwi wyskubane, policzki poci�gni�te bielid�em, ciemne z�natury w�osy pomalowane na kolor dojrza�ego banana. z�powierzchowno�ci przypomina�a do z�udzenia sw� prababk� Izabell�, c�rk� kr�la Amalryka, �on� kolejno Onufrego de Toron, Konrada de Montferrat, Henryka Szampa�skiego i�Amalryka Lusingnan, kt�r� w�oski malarz wymalowa� na jej grobowcu w�Famagu�cie. z�wygl�du nale�a�a bardziej do kobiet wyros�ych .z przeszczepionej tutaj krwi normandzko-franko�skiej ni� do swych si�str ksi�niczek arme�skich. � Nie, nie powiem ci nic, Sybillo. Mog�aby� powt�rzy�. � Nie powt�rz�, daj� ci s�owo. Jak ci� kocham. Jak kocham jego. � Kogo? � Ma�ego Bohemunda, twego syna. Urodz� ci go, zobaczysz. � M�g�by kto� us�ysze�... � Kto us�yszy? Nikogo nie ma w�ogrodzie. M�w, m�w. � Po c� ci to wiedzie�? � Chc� wiedzie� wszystko, co i�ty wiesz. Jej ma�a, lecz silna d�o� chwyci�a niebacznie za ranne przedrami�. Sykn��. Wyda�a okrzyk przera�enia: � Och, �wi�ty Symeonie! Sprawi�am ci b�l! Wybacz, drogi � rzuci�a si� na kolana, przywar�a ustami do jego d�oni. � Jestem okropna, ohydna, wstr�tna, niezno�na. Dobrze, masz racj�, nic mi nie m�w. To b�dzie kara; M�j najdro�szy, m�j s�odki... Czy ci� bardzo boli? Uderz mnie, uderz za to. Albo ka�� si� dzi� osmaga� dyscyplin�. Wbij� sobie ca�� szpilk�, jak tej g�upiej. Licie... �miej�c si� podni�s� j� z�kolan i�posadzi� przy sobie na �awce. Rozbraja�a go swoj� �ywio�ow� mi�o�ci�, gotow� na wszystko. Nie oczekiwa� tego. Gdy ustala� swoje ma��e�stwo z�Hettumem, my�la� raczej o�wielkim planie kr�la ni� o�uczuciach swej narzeczonej, kt�rej w�wczas nawet jeszcze nie widzia�. � No, no, nic nie boli. �eby� mi �adnych g�upstw nie robi�a, Sybillo. Pochyli� si� nad ni�. R�ce Sybilli owin�y si� wok�; jego szyi. Obj�� j� ramieniem i�poca�owa�. Jej wargi nie ust�powa�y: oddawa�y mu poca�unek z�r�wn� si��. Za murem wzm�g� si� wrzask walcz�cych. Jeszcze czu� jej usta przyci�ni�te do swoich ust, gdy ju� poryw mi�o�ci pocz�� w�nim ust�powa� fali gniewu i�po��dania walki. Podni�s� wzrok, utkwi� go w�g��bi ogrodu, jakby s�dzi�, �e zobaczy poprzez gruby, wybrzuszony, u�o�ony z�ci�kich g�az�w mur co si� dzieje w�mie�cie. D�o� rozpostarta na plecach kobiety zbieg�a si� w�pi��. Otworzy�a oczy. Ale pr�no cisn�a si� ca�ym cia�em do m�a. By� ju� daleko � w�walce. Zawo�a�a ze z�o�ci�: � Znowu! Przekl�ci W�osi! Zaraz dam na msz� �a�obn�! Bohemundzie... � m�wi�a �a�o�nie � co ci� oni obchodz�? � Nic, nic � ale jego roztargniony wzrok przeczy� s�owom. � Znowu chcesz i�� ich uspokaja�? � Nigdzie nie p�jd�. � Wr��my ju� raz do Antiochii. Co ci� obchodzi Acrei ich sk��cone kr�lestwo? Tak ci zale�y na tym, aby ma�y Hugo by� kr�lem? � Sprawy s� wa�ne, Sybil�o... � Ach, sprawy! Kolorowo ubrany pacho�ek szed� ku nim od strony zamku. Zatrzyma� si� o�par� krok�w przed �awk�. Sk�oni� si� nisko. � Czego chcesz? � zapyta� Bohemund. � Przyby� pan z�Jaffy i�chcia�by m�wi� z�wami, ksi���. Bohemund powsta�. � Id�... � Zrobiwszy kilka krok�w odwr�ci� si� do �ony. Powiedzia�: � Zosta� tutaj, wr�c� zaraz � i�u�miechn�� si�. Odpowiedzia�a mu tym samym. Ale nie mia�a ochoty si� �mia�. Zaledwie znik� za krzewami, zanios�a si� p�aczem. Wiedzia�a, �e pr�dko nie wr�ci. Mia�a ochot� k�sa�, bi�, drapa�. Zawsze, zawsze jakie� tajemnice, nas�uchiwanie, gdy si� inni t�uk�, gadanie z�tym drewnianym Ibelinem! Wcisn�a pi�� w�usta, by nie krzycze� na g�os ze z�o�ci. To by�o nie do zniesienia w�domu rodzic�w, tego nie zniesie u siebie. Chce mie� Bohemunda na w�asno��. S� dopiero par� miesi�cy po �lubie, a�ju� od niej odchodzi. Co b�dzie potem? Zrobi si� jak ojciec, oboj�tny na wszystko, co jest w�domu. Oboj�tny? Czasami przychodzi�o jej do g�owy, �e u ojca to nie by�a oboj�tno��, ale jakby jaka�, daleko��. Oboj�tny! � tupn�a nog�. Nie czu�a nic dla ojca. w�jej my�lach by� tylko symbolem braku mi�o�ci. Ale teraz obudzi�a si� w�niej niech�� do niego, jakby by� winien odchodzeniu Bohemunda. Od�y�y w�niej niekt�re s�owa matki � ziarna, kt�re kie�kuj� w�czas w�a�ciwy. Jeszcze raz tupn�a nog�. Nie mia�a ochoty zrezygnowa� z�czegokolwiek. 4 Przed udaniem si� do katedry zeszli si� u patriarchy. Ranek by� szary, s�o�ce przebija�o si� ci�ko przez nisko k��bi�ce si� chmury. w�powietrzu wisia�a d�awi�ca oddech parnota. Jakub dysza� i�raz po raz obciera� zroszone potem czo�o. Czasami kierowa� bolesne spojrzenie na roz�o�one obok szaty liturgiczne, kt�re mia� za chwil� w�o�y�. � Si�d�, ojcze. Jeszcze chwila, jeszcze chwila... �wachlowa� si� chustk�. � Czeka nas ci�ki dzie�. � Tak s�dzicie, wasza dostojno��? Zamiast odpowiedzi Pantaleon zrobi� tylko beznadziejny ruch r�k�. By� cz�owiekiem do�wiadczonym. �ycie zesz�o mu na stawianiu czo�a nieko�cz�cym si� trudno�ciom. Syn ma�ego szewca z�Troyes nie bez trudu dobi� si� godno�ci archidiakona w�Liege. Ta godno�� uczyni�a go jednym z�najbardziej zawzi�tych bojownik�w sprawy papieskiej przeciwko roszczeniom cesarza. Innocenty zna� dobrze jego oddanie. Powierzywszy mu na czas kr�tki biskupstwo w�Yerdun, zabra� go do siebie i�przeznaczy� do nieko�cz�cych si� legacji. By zmobilizowa� Europ� przeciwko Fryderykowi, Jakub zje�dzi� j� ca�� od Bizancjum do Portugalii. Ostatnio przed przybyciem do Acre przebywa� w�Polsce, przewodniczy� na synodzie we Wroc�awiu, za�atwia� sp�r mi�dzy biskupem che�mi�skim, Henrykiem, a�teuto�skim zakonem krzy�owym. Te lata w�ci�g�ych podr�ach starga�y jego si�y. Czu� si� zm�czony. Pisa� ju� o�tym do Aleksandra. Pragn�� teraz tylko jednego: wr�ci� do Europy i�tam osi��� spokojnie na jakim� biskupstwie, najch�tniej w�Liege, gdzie sw� prac� rozpocz�� i�gdzie tak dobrze si� czu�. Ca�e �ycie m�g� by� w�Liege pozosta�. W�dr�wki po �wiecie nie by�y mu potrzebne. Wym�wi�by si� od nich, gdyby nie Ewa... Tak, gdyby nie pustelnica spod ko�cio�a �w. Marcina, inaczej u�o�y�oby si� jego �ycie. Nie dop�yn��by nigdy do Ziemi �wi�tej � chyba dla przelotnej pielgrzymki. Co si� z�ni� dzieje? Od dawna nie mia� ju� �adnych wiadomo�ci. Pewnie umar�a... Wi�c tym wi�kszy pow�d, by wr�ci� znowu do kolegiaty �w. Marcina, do ciszy, do spokoju, do ksi�g i�pogodnych jesieni, z�kt�rych jaka� przyniesie wreszcie �mier�... Po tylu latach pe�nego ha�as�w �ycia, my�l o�Liege wydawa�a mu si� jak przytulny, s�oneczny port dla sko�atanego burzami okr�tu. � Oby tylko nie sko�czy�o si� walk�! Wszystkiego mo�na oczekiwa�, zw�aszcza po zniszczeniu floty genue�skiej. Wenecjanie z�templariuszami to straszny sojusz. � Lecz hrabia de Montfort... � zacz�� Lentino. Pantaleon wzruszy� pogardliwie ramionami. � Montfort, Montfort! Wyobra�asz sobie nie wiadomo co! Synowie Szymona tak�e nie przypominali ojca. Zobaczysz go zreszt� za chwil�. Wierz mi, nie taki cz�owiek jak on m�g�by tu co� zrobi�. Zreszt� nie ma w�r�d nich nikogo, kto by patrzy� dalej ni� na d�ugo�� w�asnego nosa. � Nie wymieni� imienia Hettuma, bo i�po co? Jego nie ma, a�gdyby nawet by�, czy naprawd� potrafi�by co� zdzia�a�? Czy m�g�by co� zrobi�, nie b�d�c lennikiem kr�lestwa, nie b�d�c Frankiem, on, Arme�czyk czystej krwi...? � Wasza dostojno�� w�tpi w�szlachetne zamiary pana de Montfort? � Musz� ojcu wyzna�, �e zw�tpi�em tutaj we wszystko. We wszystkich! a�wydaje mi si� chwilami, �e w�tpi� w og�le w�cz�owieka. Ojciec by� inkwizytorem, niech mnie ojciec s�dzi. Bo mam uczucie, �e cz�owiek dozna� dzisiaj jakiego� strasznego za�amania; jakby po raz drugi pope�ni� grzech pierworodny. Dosta� wiele... Chrze�cija�stwo zdoby�o Europ�. Ojciec �wi�ty jest w�adc� kr�l�w i�ksi���t. a�tymczasem... � stary arcybiskup zacisn�� mocno d�onie na r�koje�ci pastora�u � a�tymczasem �

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!