9104
Szczegóły |
Tytuł |
9104 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9104 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9104 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9104 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dr. Rudolf Steiner
SEDNO KWESTJI SPO�ECZNEJ
DIE KERNPUNKTE DER SOZIALEN FRAGE
in den Lebensnotwendigkeiten
der Gegenwart und Zukunft.
GA 23
Spis rzeczy: str.
Przedmowa i wst�p do nowego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2
Uwagi o zamierzeniach niniejszej pracy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
I. Prawdziwa posta� kwestji spo�ecznej w �yciu nowoczesnej ludzko�ci . . . . . . . . . . . . . 9
II. Pr�by rozwi�zania problem�w i konieczno�ci spo�ecznych, w my�l wymaga� �ycia . . 16
III. Kapitalizm i idee spo�eczne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26
IV. Mi�dzynarodowe stosunki organizm�w spo�ecznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 42
Aneks: Odezwa do Narodu Niemieckiego i ca�ego �wiata Kulturalnego . . . . . . . . . . . . . 47
Uwagi do polskiego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
Wydano staraniem Polskiego Towarzystwa Antropozoficznego
w autoryzowanym przek�adzie M. O. i M. W. � Warszawa 1938
PRZEDMOWA I WST�P DO NOWEGO WYDANIA.
Zada�, wysuni�tych przez nowoczesne �ycie spo�eczne, nie zdo�a pozna� cz�owiek, kt�ry przyst�puje do nich z my�l� o jakiejkolwiek utopji. Wychodz�c z pewnych pogl�d�w i uczu�, mo�emy wierzy�, �e takie czy inne urz�dzenia, kt�re sobie obmy�lili�my, uszcz�liwi� ludzko��. Wiara ta mo�e nawet nabra� bojowej si�y przekonywuj�cej. A jednak z wiar� tego rodzaju mo�na �atwo przeoczy� to, co stanowi dzi� istot� �kwestji� spo�ecznej.
Twierdzenie powy�sze nie trudno doprowadzi� dzi� do pozornego absurdu, wszak�e pozostaje ono s�usznem. Przypu��my, �e kto� posiad� teoretycznie doskona�e �rozwi�zanie� kwestji spo�ecznej. Pomimo to wierzy�by on w co� ca�kiem nierealnego, gdyby chcia� narzuci� ludzko�ci to wymy�lone przez siebie �rozwi�zanie�. Nie �yjemy ju� bowiem w czasach, kiedy mo�na mniema�, �e w ten spos�b da si� co�kolwiek zdzia�a� w �yciu publicznem. Uk�ad duszy ludzkiej nie jest taki, �eby�my w stosunku do �ycia spo�ecznego mogli powiedzie�: oto macie cz�owieka, kt�ry wie, jakie urz�dzenia spo�eczne s� potrzebne; uczy�my wi�c tak, jak on s�dzi.
W taki spos�b ludzie nie chc� wcale przyjmowa� idej spo�ecznych. Z faktem tym liczy si� niniejsza praca, kt�ra znalaz�a ju� do�� szerokie rozpowszechnienie. Ci z po�r�d czytelnik�w, kt�rzy przypisali jej charakter utopijny, zgo�a nie zrozumieli jej podstawowych zamierze�. A najg�o�niej twierdzili to ci, kt�rzy sami nie umiej� my�le� inaczej, ni� utopijnie. U innych dopatruj� si� tego, co stanowi najbardziej istotn� cech� ich w�asnych przyzwyczaje� my�lowych.
Dla cz�owieka my�l�cego realnie nale�y ju� do do�wiadcze� w dziedzinie spo�ecznej, �e jakakolwiek idea utopijna, cho�by najbardziej przekonywuj�ca, nie prowadzi do niczego. Jednak wielu ludziom wydaje si�, �e np. w dziedzinie gospodarczej powinni szerzy� w�r�d swych bli�nich takie idee. Musz� si� jednak przekona�, �e trudz� si� napr�no. To, co g�osz�, bli�nim na nic przyda� si� nie mo�e.
Fakt ten nale�a�oby traktowa� jako nabyte do�wiadczenie, wskazuje on bowiem na wa�ny objaw wsp�czesnego �ycia publicznego, mianowicie na to, �e my�li nasze s� obce wymaganiom rzeczywisto�ci gospodarczej. Czy� mo�na spodziewa� si�, �e zdo�amy opanowa� zawi�e stosunki �ycia spo�ecznego, je�li przyst�pujemy do� z my�leniem, kt�re jest obce temu �yciu?
Zagadnienie to bynajmniej nie mo�e liczy� na popularno��. Wymaga bowiem przyznania si�, �e my�limy w spos�b obcy �yciu. A jednak, je�eli tego nie uczynimy, pozostaniemy r�wnie� dalecy od �kwestji spo�ecznej�. Jedynie bowiem pod warunkiem, �e zagadnienie to traktowa� b�dziemy jako wa�n� spraw� ca�ej wsp�czesnej cywilizacji, uzyskamy jasn� �wiadomo�� potrzeb �ycia spo�ecznego.
Kwestja ta wskazuje na spos�b, w jaki ukszta�towa�o si� wsp�czesne �ycie duchowe. Ludzko�� nowoczesna rozwin�a w taki spos�b �ycie duchowe, �e jest ono w wysokim stopniu uzale�nione od urz�dze� pa�stwowych i si� gospodarczych. Cz�owiek ju� od dzieci�stwa otrzymuje wychowanie i nauczanie pa�stwowe. Mo�e on korzysta� z takiego tylko wychowania, na jakie pozwalaj� warunki gospodarcze otoczenia, w�r�d kt�rego wyrasta.
Mo�naby mniema�, �e dzi�ki temu wszyscy powinni by� dobrze przystosowani do obecnych warunk�w �yciowych. Pa�stwo bowiem ma mo�no�� kszta�towania urz�dze�, po�wi�conych wychowaniu i nauczaniu, kt�re stanowi� podstawowy czynnik �ycia duchowego spo�ecze�stwa, tak, aby jak najlepiej s�u�y�y og�owi. I r�wnie� �atwo mo�naby s�dzi�, �e cz�owiek stanie si� mo�liwie najlepszym cz�onkiem spo�eczno�ci ludzkiej, je�eli otrzyma wychowanie zgodnie z mo�liwo�ciami gospodarczemi, z kt�rych wyr�s�, oraz je�eli wychowanie postawi go na to stanowisko, kt�re mu wyznaczaj� owe mo�liwo�ci gospodarcze.
Praca niniejsza podj�� musi niepopularne dzi� zadanie wykazania, �e przyczyn� zam�tu naszego �ycia publicznego jest uzale�nienie �ycia duchowego od pa�stwa i si� gospodarczych. Ma ona dowie��, �e wyzwolenie �ycia duchowego z tej zale�no�ci stanowi cz�� rozwi�zania pal�cej kwestji spo�ecznej.
Ksi��ka niniejsza wyst�puje zatem przeciw szeroko rozpowszechnionym b��dom. Przej�cie przez pa�stwo dzia�u wychowania i nauczania uwa�ane jest oddawna za co� zbawiennego dla post�pu ludzko�ci. A ludzie my�l�cy socjalistycznie nie mog� sobie nawet tej sprawy wyobrazi� inaczej, ni� w ten spos�b, �e spo�ecze�stwo ma wychowywa� jednostk� na swoj� mod�� tak, aby mu s�u�y�a.
Nie �atwo godzimy si� na pogl�d, kt�ry jest w tej dziedzinie bezwarunkowo konieczny, mianowicie, �e w dziejowym rozwoju ludzko�ci w epokach p�niejszych b��dem sta� si� mo�e to, co we wcze�niejszych by�o s�uszne. Na to, aby �ycie ludzko�ci mog�o ukszta�towa� si� nowocze�nie, konieczne by�o odebranie kierownictwa wychowania, a co zatem i kierownictwa duchowego �ycia publicznego tym sferom, kt�re zajmowa�y si� tem w �redniowieczu, oraz powierzenie tego� pa�stwu. Ale dalsze utrzymywanie tego stanu rzeczy jest ju� ci�kim b��dem spo�ecznym.
Wyja�ni to pierwsza cz�� niniejszej pracy. W ramach pa�stwowych �ycie duchowe doros�o do wolno�ci; nie b�dzie jednak w stanie z niej korzysta� we w�a�ciwy spos�b, o ile nie nada mu si� ca�kowitego samorz�du, �ycie duchowe w swej obecnej postaci wymaga, aby stanowi�o ca�kiem samodzielny sk�adnik organizmu spo�ecznego. Zarz�d dziedziny wychowania i nauczania, z czego przecie� wyrasta ca�e �ycie duchowe, przej�� musi w r�ce ludzi, kt�rzy sami wychowuj� i nauczaj�. Czynniki pa�stwowe lub gospodarcze nie powinny miesza� si� do spraw tego kierownictwa s�owem lub czynem. Nauczaniu pedagog winien po�wi�ca� tylko tak� cz�� swego czasu, aby r�wnocze�nie m�g� tak�e zarz�dza� w swej dziedzinie pracy. Dzi�ki temu sam nauczyciel za�atwia� b�dzie sprawy zwi�zane z zarz�dzaniem tak samo, jak sam naucza i wychowuje. Rozporz�dze� nie b�dzie wydawa� nikt, kto r�wnocze�nie nie jest sam czynny w �ywem nauczaniu i wychowywaniu. �aden parlament, �aden dostojnik, kt�ry kiedy�, by� mo�e, by� nauczycielem, ale obecnie ju� nim nie jest, nie b�d� tu mieli g�osu. To co w nauczaniu zdobywa si� drog� bezpo�redniego do�wiadczenia, b�dzie wywiera�o wp�yw tak�e na spos�b zarz�dzania. Wynika st�d naturalnie, �e warunki tego rodzaju sprzyja� b�d� rozwojowi rzeczowo�ci i t�yzny zawodowej w mo�liwie najwy�szym stopniu.
Mo�na zapewne zauwa�y�, �e i przy takim samorz�dzie �ycia duchowego tak�e nie wszystko b�dzie doskona�e. Ale w �yciu rzeczywistem nie mo�na ��da� doskona�o�ci. D��y� trzeba tylko do realizowania rzeczy mo�liwie najlepszych. Zdolno�ci, rozwijaj�ce si� w cz�owieku-dziecku, b�d� dopiero w�wczas wzbogaca�y spo�ecze�stwo, gdy piecz� nad niemi obejm� jednostki, kt�re potrafi� opiera� swe decyzje na motywach duchowych. Pogl�d na to, jak dalece rozwija� nale�y dane dziecko w tym czy owym kierunku, powstawa� mo�e jedynie w niezale�nym zespole duchowym. I on tylko jest powo�any do decydowania o sposobie urzeczywistniania tych zamierze�. Od tego samorz�du �ycie pa�stwowe jakote� i �ycie gospodarcze czerpa� b�d� si�y, kt�rych same nie s� w stanie wytworzy�, gdy na podstawie swych za�o�e� kszta�tuj� tak�e i �ycie duchowe.
Zgodnie z pogl�dem, wy�o�onym w tej ksi��ce, sprawa urz�dze� i program�w uczelni, kt�re s�u�� potrzebom pa�stwa i �ycia gospodarczego, r�wnie� winna spoczywa� w r�kach kierownictwa niezale�nego �ycia duchowego. Szko�y dla przysz�ych prawnik�w, handlowc�w, przemys�owc�w, rolnik�w te� kszta�towa� winno niezale�ne �ycie duchowe. Praca niniejsza musi z konieczno�ci wywo�a� wiele zastrze�e�, gdy z jej za�o�e� wyprowadzi si� t� s�uszn� konsekwencj�. Ale z czego to wyp�ywaj� owe zastrze�enia? Rozpoznamy ich ducha antyspo�ecznego, gdy zdamy sobie spraw� z tego, �e, w gruncie rzeczy, wynikaj� one z nieu�wiadomionej wiary w niepraktyczno�� �yciow� wychowawc�w. Niepodobna tedy oczekiwa� po nich, �e powo�aj� do �ycia urz�dzenia, kt�re we w�a�ciwy spos�b b�d� s�u�y�y praktycznym dziedzinom bytu. Takie urz�dzenia musz� pono tworzy� ludzie, kt�rzy sami bior� udzia� w �yciu praktycznem; wychowawcy za� maj� tylko post�powa� wed�ug linij wytycznych, kt�re im zg�ry narzucono.
Ten, kto tak my�li, nie spostrzega, �e wychowawcy, kt�rzy nie potrafi� sami nadawa� sobie linij wytycznych, poczynaj�c od najdrobniejszych szczeg��w, a ko�cz�c na rzeczach najwa�niejszych, w�a�nie skutkiem tego staj� si� obcy �yciu i niepraktyczni. Mo�na narzuci� im zasady, pochodz�ce nawet od jednostek pozornie najbardziej zwi�zanych z �yciem praktycznem, a jednak nigdy nie wychowaj� oni ludzi �yciowo prawdziwie praktycznych. Antyspo�eczne stosunki powstaj� st�d, �e w �yciu zbiorowem brak ludzi, kt�rzyby, dzi�ki otrzymanemu wychowaniu, nauczyli si� odczuwa� spo�ecznie. Ludzi uspo�ecznionych wychowywa� mog� jedynie pedagodzy, kt�rzy sami posiadaj� zmys� spo�eczny. Nigdy nie dotrzemy do sedna kwestji spo�ecznej, je�li nie uznamy spraw wychowawczych i duchowych, jako jednego z jej najwa�niejszych sk�adnik�w. Stosunki antyspo�eczne powstaj� nietylko z winy urz�dze� gospodarczych, ale tak�e skutkiem tego, �e ludzie w ramach tych urz�dze� post�puj� antyspo�ecznie. I powierzanie wychowania tudzie� nauczania m�odzie�y ludziom, kt�rych czyni si� obcymi �yciu, wskutek narzucania im zzewn�trz kierunku i tre�ci ich dzia�ania � jest rzecz� antyspo�eczn�.
Pa�stwo otwiera wydzia�y prawne. Wymaga, aby wyk�adano tam zasady tego prawodawstwa, na kt�rem ono, ze swego punktu widzenia, opar�o sw� konstytucj� i administracj�. Instytucje za�, kt�re powstan� ca�kowicie na gruncie niezale�nego �ycia duchowego, czerpa� b�d� tre�� prawodawstwa w�a�nie z tego �ycia. Pa�stwo zasilane b�dzie tem, co mu to niezale�ne �ycie duchowe przeka�e; b�d� je zap�adnia�y �ywe idee, kt�re jedynie z takiego �r�d�a duchowego mog� wyp�ywa�.
Ale w samej tej dziedzinie duchowej b�d� ludzie, kt�rzy, ka�dy ze swego punktu widzenia, oddadz� si� �yciu praktycznemu. �yciowo praktycznem nie mo�e sta� si� to, co pochodzi z urz�dze� szkolnych wprowadzonych przez �praktyk�w�, i gdzie nauczaj� ludzie obcy �yciu, ale wy��cznie to, co daj� wychowawcy, kt�rzy rozumiej� �ycie i praktyczno�� ze swego punktu widzenia. O tem, jak zarz�dzanie niezale�nem �yciem duchowym winno kszta�towa� si� w szczeg�ach, pom�wimy w niniejszej pracy, przynajmniej w og�lnych zarysach.
W�r�d ludzi, sk�onnych do utopij, ksi��ka ta obudzi rozmaite w�tpliwo�ci. Zaniepokojeni arty�ci i inni pracownicy umys�owi powiedz�: dobrze, ale czy talenty b�d� mog�y rozwija� si� lepiej w�r�d tego niezale�nego �ycia duchowego, ni� w obecnych warunkach, kiedy znajduj� si� pod opiek� pa�stwa i pot�g gospodarczych? Tacy oponenci pami�ta� winni, �e praca niniejsza nie ma nic wsp�lnego z utopj�. Dlatego nigdzie nie znajdziemy w niej twierdze� teoretycznych: to powinno by� tak urz�dzone, czy inaczej. Natomiast znale�� w niej mo�na pobudk� do tworzenia takich spo�eczno�ci ludzkich, kt�reby by�y zdolne we w�asnem wsp�yciu wytwarza� po��dane warunki spo�eczne. Kto s�dzi �ycie nie wed�ug teoretycznych uprzedze�, lecz z w�asnych do�wiadcze�, ten powie sobie: cz�owiek, kt�ry tworzy na podstawie swych niczem nieskr�powanych uzdolnie�, b�dzie w�wczas m�g� liczy� na w�a�ciw� ocen� swej dzia�alno�ci, kiedy powstanie niezale�na spo�eczno�� duchowa, kt�ra b�dzie wywiera�a wp�yw na �ycie, kieruj�c si� wy��cznie w�asnemi za�o�eniami.
�Kwestja spo�eczna� nie jest czem�, co w naszych czasach wy�oni�o si� z �ycia ludzkiego i co grupka ludzi, czy te� parlamenty b�d� mog�y rozwi�za� i wreszcie rozwi���. Jest ona cz�ci� sk�adow� ca�ej nowoczesnej cywilizacji i skoro ju� powsta�a, tak� pozostanie. W ka�dym momencie rozwoju dziejowego musi j� ludzko�� na nowo rozwi�zywa�. �ycie cz�owieka bowiem wesz�o w ostatnich czasach w tak� faz�, kiedy same urz�dzenia socjalne rodz� stale tendencje antyspo�eczne. Trzeba je nieustannie opanowywa� na nowo. Podobnie jak organizm po pewnym czasie po nasyceniu, zn�w powraca do stanu g�odu, tak samo organizm spo�eczny z uporz�dkowanych stosunk�w wpada w bez�ad. Na uporz�dkowanie stosunk�w spo�ecznych niema uniwersalnego lekarstwa podobnie, jak niema takiego pokarmu, kt�ryby nasyci� organizm raz na zawsze. Ale ludzie tworzy� mog� takie sp�lnoty, kt�rych wsp�dzia�anie stale dawa� b�dzie �yciu nowe impulsy w kierunku socjalnym. Tak� sp�lnot� jest samorz�dny cz�on duchowy organizmu spo�ecznego.
Podobnie jak dla �ycia duchowego z do�wiadcze� tera�niejszo�ci wy�ania si� wymaganie autonomji spo�ecznej, tak samo dla �ycia gospodarczego wyp�ywa postulat pracy zrzeszeniowej. Gospodarka spo�eczna sk�ada si� dzi� z produkcji, obiegu i spo�ycia d�br, kt�re zaspakajaj� potrzeby ludzkie. Ka�dego wi��� z �yciem gospodarczem jego interesy; ka�dy musi si� z niem sprz�gn�� zapomoc� takiego udzia�u w pracy, jaki jest dla� dost�pny. Tylko sam cz�owiek mo�e wiedzie� i odczuwa�, czego naprawd� potrzebuje; sam te�, na zasadzie w�asnego zrozumienia warunk�w �ycia spo�ecze�stwa, musi rozstrzyga� o tem, co powinien spe�nia�. Nie zawsze tak by�o i jeszcze nie wsz�dzie tak jest, ale w�r�d cywilizowanych lud�w �wiata zasadniczo panuj� takie stosunki.
Z biegiem rozwoju ludzko�ci zasi�g dzia�ania jednostek gospodarczych rozszerzy� si�. Z zamkni�tej gospodarki domowej rozwin�a si� gospodarka miast, a z niej gospodarka narodowa. Dzi� stoimy wobec gospodarki �wiatowej. Wprawdzie ze starego porz�dku wiele jeszcze pozosta�o w nowym ustroju; w dawnem �yciu natomiast tkwi�o ju� w zarodku du�o element�w przysz�o�ci. Ale losy ludzko�ci zale�ne s� od tego, �e ta kolejno�� rozwojowowa w pewnych warunkach �yciowych uzyska�a wp�yw decyduj�cy.
Nonsensem jest chcie� organizowa� si�y gospodarcze jako abstrakcyjn� sp�lnot� �wiatow�. Poszczeg�lne jednostki gospodarcze z biegiem rozwoju wytworzy�y w szerokim zakresie gospodarki pa�stwowe. Wszak�e twory pa�stwowe powsta�y z dzia�ania innych jeszcze si�, nietylko gospodarczych. W�a�nie ch�� przekszta�cenia pa�stw w spo�eczno�ci gospodarcze spowodowa�a chaos czas�w najnowszych. �ycie gospodarcze d��y do kszta�towania si� na podstawie w�asnych si�, niezale�nie od urz�dze� pa�stwowych oraz od politycznego sposobu my�lenia pa�stwowego. Ale w taki spos�b b�dzie ono mog�o ukszta�towa� si� tylko wtedy, gdy na czysto-gospodarczem pod�o�u powstan� zrzeszenia, obejmuj�ce przedstawicieli spo�ycia, obiegu i produkcji. Warunki �yciowe, same przez si�, regulowa� b�d� rozmiary tych zrzesze�. Za ma�e zrzeszenia by�yby zbyt kosztowne, za du�e za� � nie do�� przejrzyste w pracy gospodarczej. Ka�demu zrzeszeniu �yciowe potrzeby wska�� �atwo drog� do sta�ych stosunk�w z innemi zrzeszeniami. Nieuzasadnion� by�aby obawa, �e owe zrzeszenia b�d� kr�powa�y tych cz�onk�w, kt�rych warunki �ycia zmuszaj� do cz�stych zmian miejsca zamieszkania. Znajd� oni �atwo drog� od jednego zrzeszenia do drugiego, je�eli takie przej�cia powodowa� b�d� interesy gospodarcze, a nie przepisy pa�stwowe. W organizacji zrzeszeniowej dadz� si� pomy�le� urz�dzenia, kt�re dzia�a� b�d� z �atwo�ci� obiegu pieni�nego.
Dzi�ki fachowo�ci i rzeczowemu traktowaniu, w takiem zrzeszeniu panowa� mo�e daleko id�ca harmonja interes�w.
Nie prawa maj� regulowa� produkcj�, obieg i spo�ycie d�br, ale sami ludzie, na podstawie w�asnego, bezpo�redniego orjentowania si� w tem oraz w�asnych interes�w. Udzia� w �yciu zrzeszeniowem umo�liwi im zdobywanie w tym kierunku niezb�dnego zrozumienia. Skutkiem tego, �e, drog� uk�ad�w wzajemnych, poszczeg�lne interesy musz� si� wzajemnie wyr�wnywa�, towary uzyskaj� w obiegu swoje odpowiednie warto�ci. Taka wsp�praca z motyw�w gospodarczych b�dzie czem� zupe�nie innem, ni� to, co odbywa si� n. p. w nowoczesnych zwi�zkach zawodowych. Zwi�zki te rozwijaj� sw� dzia�alno�� w �yciu gospodarczem, ale nie powstaj� z przes�anek gospodarczych. S� one na�ladownictwem zasad, kt�re ukszta�towa�y si� w nowych czasach, pod wp�ywem racyj pa�stwowych i politycznych. A wi�c politykuje si� w tych zwi�zkach, zamiast rozwa�a� z punktu widzenia gospodarczego, jakie �wiadczenia jeden cz�owiek czyni� winien drugiemu. W owych zrzeszeniach za� nie b�d� zasiada� �najemnicy�, kt�rzy, z tytu�u swej si�y, ��daj� od przedsi�biorcy mo�liwie wysokich p�ac. B�d� natomiast tu wsp�dzia�ali pracownicy fizyczni z duchowymi kierownikami produkcji oraz ze spo�ywcami, zainteresowanymi dan� ga��zi� wytw�rczo�ci, aby kszta�towa� odpowiednio wzajemn� wymian� �wiadcze�, przy pomocy regulowania cen. Tego osi�gn�� si� nie da, parlamentuj�c na zgromadzeniach. Od tej gadaniny nale�a�oby spo�ecze�stwo uwolni�. Kt� bowiem mia�by pracowa�, je�liby niezliczone zast�py ludzi traci�y czas na rozprawianiu o pracy? Drog� um�w cz�owieka z cz�owiekiem, zrzeszenia ze zrzeszeniem, wszystko to za�atwia� si� b�dzie obok pracy. Na to potrzeba jedynie, aby takie porozumienie odpowiada�o pogl�dom pracuj�cych oraz interesom spo�ywc�w.
Nakre�lony tu obraz nie jest utopj�. Nie twierdzimy bowiem bynajmniej, �e co� ma by� urz�dzone tak, czy inaczej. Wskazujemy jedynie na to, jak ludzie w�asne sprawy sami za�atwia� b�d�, dzia�aj�c przy pomocy zrzesze�, odpowiadaj�cych ich zapatrywaniom i interesom.
O to, aby ludzie ��czyli si� w takie zespo�y, troszczy si� sama natura ludzka, o ile ingerencja pa�stwa nie stawia jej w tem przeszk�d � natura bowiem budzi potrzeby. Pr�cz tego troszczy� si� o to b�dzie niezale�ne �ycie duchowe, poniewa� za jego spraw� powstawa� b�d� takie w�a�nie pogl�dy, jakie powinny dzia�a� w spo�ecze�stwie. Cz�owiek, my�l�cy na podstawie do�wiadczenia �yciowego, musi przyzna�, �e istnieje mo�liwo��, by omawiane tu zrzeszenia powsta�y w ka�dej chwili, �e niema w tem nic utopijnego. Ich powstaniu nic nie stoi na przeszkodzie pr�cz tego, �e cz�owiek wsp�czesny usi�uje �organizowa� �ycie gospodarcze z zewn�trz, zasugestjowany ide� �organizacji�. Od takiego organizowania, kt�re z zewn�trz d��y do ��czenia ludzi w celu produkcji, r�ni si� biegunowo organizacja gospodarcza, oparta na niezale�nych zrzeszeniach. Na drodze asocjacji cz�owiek ��czy si� z cz�owiekiem, a planowo�� ca�o�ci wynika, dzi�ki zdrowemu rozs�dkowi jednostki.
Mo�naby powiedzie�: na co si� zda, �e jaki� biedak zrzeszy si� z cz�owiekiem maj�tnym? Mo�na uwa�a� za lepsze �sprawiedliwe� regulowanie z zewn�trz ca�ej produkcji i spo�ycia. Ale taka zorganizowana regulacja kr�powa�aby si�y tw�rcze jednostki i pozbawia�aby �ycie gospodarcze tego, czego dostarcza� mu mog� te tw�rcze si�y. Niechajby ludzie, mimo wszelkich uprzedze�, uczynili raz pr�b� zrzeszenia si� nawet w dzisiejszych czasach biedak�w z bogaczami! Je�eli nie wmieszaj� si� do tego �adne inne si�y pr�cz gospodarczych, to z konieczno�ci posiadaj�cy z nieposiadaj�cymi b�d� musieli wyr�wnywa� wzajemne �wiadczenia. Dzi� m�wi si� o tych rzeczach nie na podstawie instynkt�w �yciowych, kt�re wyp�ywaj� z do�wiadczenia, lecz pod wp�ywem nastroj�w i to powstaj�cych nie z potrzeb gospodarczych, lecz z interes�w klasowych i innych. Nastroje te za� rozwija� si� mog�y dlatego, �e, wobec coraz wi�kszej z�o�ono�ci �ycia gospodarczego, niepodobna by�o w ostatnich czasach nad��y� za niem przy pomocy idej czysto-gospodarczych. Sta�o temu na przeszkodzie skr�powanie �ycia duchowego. Ludzie, czynni w �yciu gospodarczem, zakrzepli w rutynie; si�y, kszta�tuj�ce to �ycie, nie s� dla nich przejrzyste. Pracuj�, nie orjentuj�c si� w ca�okszta�cie �ycia ludzkiego. W zrzeszeniach za� jeden od drugiego dowie si� tego, co niezb�dnie musi wiedzie�. Ludzie ci zdob�d� do�wiadczenie o tem, co jest gospodarczo mo�liwe dzi�ki temu, �e ka�dy z nich przyniesie znajomo�� rzeczy i do�wiadczenie ze swego odcinka pracy; decydowa� za� b�d� wsp�lnie.
Podobnie jak w niezale�nem �yciu duchowem czynne s� wy��cznie si�y, kt�re znajduj� si� w niem samem, tak te� i w systemie gospodarczym, opartym na zrzeszeniach, wyst�powa� b�d� wy��cznie warto�ci gospodarcze, kt�re powstaj� dzi�ki tym zrzeszeniom. Ka�dy u�wiadomi sobie zadania, jakie przypadaj� na� w dziedzinie gospodarczej, dzi�ki jego wsp�yciu z lud�mi, z kt�rymi jest zrzeszony gospodarczo. Skutkiem tego osi�gnie on na sprawy og�lno-gospodarcze �ci�le taki wp�yw, do jakiego b�d� go uprawnia�y jego �wiadczenia. W dalszych rozdzia�ach wyja�nimy, w jaki spos�b ludzie niezdolni do pracy zostan� w��czeni do �ycia gospodarczego. Chroni� s�abych od przemocy pot�nych mo�e jedynie taki ustr�j gospodarczy, kt�ry ukszta�towa� si� wy��cznie w oparciu o swoje w�asne si�y.
W ten spos�b organizm spo�eczny roz�o�y si� na dwa samodzielne cz�ony, kt�re si� wzajem wspieraj�, dzi�ki temu, �e ka�dy z nich posiada sw�j w�asny samorz�d, oparty na w�a�ciwych sobie si�ach tw�rczych. Ale pomi�dzy temi dwoma cz�onami dzia�a� musi jeszcze trzeci. Jest nim w�a�ciwy dzia� pa�stwowy organizmu spo�ecznego. W nim przychodzi do g�osu wszystko to, co powinno zale�e� od s�du i odczucia ka�dego pe�noletniego obywatela. W niezale�nem �yciu duchowem ka�dy bierze udzia� w miar� swych specjalnych uzdolnie�, w �yciu gospodarczem winien zajmowa� takie stanowisko, jakie wynika z jego roli w zrzeszeniu. W prawno-politycznem za� �yciu pa�stwa dochodzi do g�osu jego czysto ludzka istota, niezale�nie od uzdolnie�, kt�re ma on mo�no�� rozwija� w �yciu duchowem, i niezale�nie od warto�ci, jak� dobra, przez niego wytwarzane, uzyskuj� w �yciu gospodarczem opartem na zrzeszeniach.
W niniejszej ksi��ce wykazujemy, �e zagadnienie pracy, jej czasu i rodzaju nale�y do kompetencji dzia�u prawno-politycznego. Tutaj wszyscy obywatele s� r�wni, gdy� dzia� ten obejmuje sprawy, co do kt�rych ka�dy cz�owiek posiada jednakow� zdolno�� s�du. W tym cz�onie organizmu spo�ecznego regulowane b�d� prawa i obowi�zki obywateli.
Jedno�� tego organizmu jako ca�o�ci powstanie z samodzielnego rozwoju jego trzech cz�on�w. Praca niniejsza wykazuje jak drog� wsp�dzia�ania powy�szych trzech cz�on�w mo�e si� ukszta�towa� dzia�alno�� kapita�u ruchomego, �rodk�w produkcji, prawa u�ytkowania ziemi. Kto chcia�by �rozwi�za� kwestj� spo�eczn� zapomoc� wymy�lonego lub powsta�ego w jaki inny spos�b systemu gospodarowania, ten ksi��ki tej nie uzna za praktyczn�. Ale kto pragnie na zasadzie do�wiadczenia �yciowego pobudzi� ludzi do takiego wsp�ycia, kt�re najlepiej pozwoli pozna� zagadnienia spo�eczne i odda� si� im, ten, by� mo�e, nie zaprzeczy, �e d��enia autora s� naprawd� �yciowe.
Ksi��ka ta po raz pierwszy ukaza�a si� w druku w kwietniu 1919 r. Uzupe�nieniem jej by� szereg artyku��w, publikowanych w czasopi�mie �Dreigliederung des sozialen Organismus�, kt�re nast�pnie zosta�y wydane w ksi��ce p. t. �In Ausf�hrung der Dreigliederung des sozialen Organismus�.1
�atwo zauwa�y�, �e w obu tych pracach mniej si� m�wi o �celach� ruchu spo�ecznego, ni� o drogach, po kt�rych kroczy� nale�y w �yciu spo�ecznem. Kto my�li na podstawie do�wiadczenia �yciowego, ten wie, �e jeden i ten sam cel wyst�powa� mo�e w r�nych postaciach. Tylko cz�owiekowi �yj�cemu w abstrakcjach my�lowych wszystko przedstawia si� w formie �ci�le zarysowanej. Gani on cz�sto to, co jest �yciowe, gdy� uwa�a, �e nie jest dostatecznie wyra�ne i dostatecznie �jasno� wy�o�one. Wielu w�r�d nas, maj�cych si� za ludzi praktycznych, my�li takiemi w�a�nie abstrakcjami. Nie licz� si� oni z tem, �e �ycie przybiera� mo�e najr�norodniejsze formy, �e jest ono elementem p�ynnym. I kto chce za niem nad��y�, musi w my�lach swoich i odczuciach przystosowa� si� do tej jego cechy p�ynno�ci. Tylko taki spos�b my�lenia pozwala ujmowa� zadania spo�eczne.
Z obserwacyj �ycia zdobyte zosta�y idee pracy niniejszej � oby te� z tego stanowiska znalaz�y zrozumienie!
UWAGI O ZAMIERZENIACH NINIEJSZEJ PRACY.
Dzisiejsze �ycie spo�eczne stawia przed nami powa�ne i rozleg�e zadania. Wy�aniaj� si� ��dania nowego ukszta�towania tego �ycia, wskazuj�ce na konieczno�� szukania do rozwi�zania tych zagadnie� nowych dr�g, o jakich dotychczas nie my�lano. Dzi� znajdzie ju�, by� mo�e, pos�uch ten, kto na zasadzie do�wiadcze� �yciowych, popartych przez obecny stan rzeczy, doszed� do przekonania, �e �w brak my�lenia o koniecznych nowych drogach doprowadzi� do obecnego zam�tu spo�ecznego. Na tem za�o�eniu opieraj� si� wywody niniejszej pracy. Ma ona m�wi� o tem, co powinno nast�pi�, aby ��dania, jakie stawia dzi� wi�ksza cz�� ludzko�ci, sprowadzi� do sfery �wiadomej celu woli spo�ecznej. Czy wymagania te podobaj� si� albo nie poszczeg�lnej jednostce, nie ma to wielkiego wp�ywu na tworzenie si� takiej woli. One istniej� i trzeba si� z niemi liczy�, jak z faktami �ycia spo�ecznego. Powinni wzi�� to pod uwag� ludzie, kt�rym, z punktu widzenia osobistej sytuacji �yciowej, nie podoba si� spos�b, w jaki autor niniejszej pracy w swych wywodach traktuje ��dania proletarjatu, gdy�, zdaniem ich, zbyt jednostronnie wskazuje on na nie, jako na co�, z czem wola spo�eczna musi si� liczy�. Autor wszak�e pragn��by m�wi� na podstawie pe�nej rzeczywisto�ci �ycia tera�niejszego, o ile jest ona dost�pna jego poznaniu. Stoj� mu przed oczami fatalne nast�pstwa w razie, gdyby cz�owiek nie zechcia� dostrzec fakt�w, kt�re wy�oni�y si� z �ycia nowoczesnej ludzko�ci, i gdyby ignorowa�, licz�c� si� z temi faktami, wol� spo�eczn�.
Ma�o zadowolone z wywod�w autora b�d� przedewszystkiem te osoby, kt�re uwa�aj� si� za praktyk�w �yciowych w sensie, w jakim rozumiane jest dzi� to poj�cie pod wp�ywem pewnych ulubionych przyzwyczaje� my�lowych. Powiedz� one, �e z kart tych przemawia cz�owiek �yciowo niepraktyczny. Tymczasem autor mniema, �e to one w�a�nie musz� przekszta�ci� gruntownie sw�j spos�b my�lenia. S�dzi on bowiem, �e o b��dnej praktyce �yciowej tych ludzi �wiadcz� bezsprzeczne fakty, jakie obecnie ludzko�� musi prze�ywa�. Te w�a�nie b��dy poprowadzi�y do fatalnych nast�pstw. Zmuszeni oni b�d� uzna� za praktyczne to, co wydawa�o im si� fa�szywym idealizmem. Punkt wyj�cia tej ksi��ki wydawa� im si� mo�e chybiony z tego wzgl�du, �e w pierwszej jej cz�ci wi�cej jest mowa o �yciu duchowem, ani�eli o �yciu gospodarczem nowoczesnej ludzko�ci. Na zasadzie poznania �ycia, zdobytego przez autora, musia� on doj�� do przekonania, �e do pope�nionych b��d�w dojd� niezliczone nowe, je�li ludzie nie zdecyduj� si� kierowa� swej uwagi w�a�nie na �ycie duchowe.
Ale i ci, kt�rzy w przer�nych formach g�osz� frazesy o konieczno�ci wyrzeczenia si� przez ludzko�� zainteresowa� czysto-materjalnych i wkroczenia na drog� �ducha�, �idealizmu�, nie b�d� zadowoleni z niniejszej pracy. Autor bowiem nie przywi�zuje wagi do samego tylko wskazywania na �duchowo�� i nie prawi mglisto o �wiecie duchowym. Uznawa� on mo�e jedynie tak� duchowo��, kt�ra staje si� w�asn� tre�ci� �yciow� cz�owieka i skuteczno�� sw� okazuje zar�wno w opanowywaniu praktycznych zada� codziennych, jak i w tworzeniu pogl�du na �wiat i �ycie, zaspakajaj�cego potrzeby duszy. Nie to bowiem jest wa�ne, aby�my o duchowo�ci co� wiedzieli, lub �udzili si�, �e co� wiemy, ale to, aby ta duchowo�� przejawia�a si� tak�e w praktyce, przy ujmowaniu zagadnie� rzeczywisto�ci. W�wczas towarzyszy�aby ona tej rzeczywisto�ci nie tylko jako co� dodatkowego, przeznaczonego wy��cznie dla wewn�trznego �ycia duszy.
Wywody tej pracy wydadz� si� przeto ludziom �uduchowionym� bezduszne, �praktykom� za� � obce �yciu. Autor natomiast jest prze�wiadczony, �e wsp�czesnemu �yciu s�u�y� mo�e na sw�j spos�b, dzi�ki w�a�nie temu, �e nie przytakuje ludziom obcym rzeczywisto�ci, uwa�aj�cym si� dzi� za �praktyk�w�, a tak�e, �e nie mo�e uzna� deklamacji o duchowo�ci, stwarzaj�cej iluzje �yciowe.
�Kwestj� spo�eczn�� rozpatruje niniejsza praca jako zagadnienie gospodarcze, prawne i duchowe. Autor s�dzi, �e pozna�, jak z potrzeb �ycia gospodarczego, prawnego i duchowego wy�ania si� jej �prawdziwa posta�. Jedynie z tego rodzaju poznania wyp�yn�� mog� impulsy dla zdrowego ukszta�towania si� tych trzech dziedzin �adu spo�ecznego.
W dawnych czasach rozwoju ludzko�ci same instynkty spo�eczne troszczy�y si� o to, aby w ca�okszta�cie �ycia zbiorowego rozcz�onowa� te trzy dziedziny w spos�b, jaki odpowiada� �wczesnej naturze ludzkiej. Obecnie do tego rozcz�onowania d��y� musi koniecznie celowo skierowana wola spo�eczna. W czasach, dziel�cych ow� dawn� epok� od chwili obecnej, w krajach, kt�re pod tym wzgl�dem wchodz� przedewszystkiem w rachub�, dzia�a�y w spos�b pogmatwany, stare instynkty wraz z now� �wiadomo�ci�, a to ju� zupe�nie nie odpowiada potrzebom wsp�czesnej ludzko�ci. W niejednym objawie, kt�ry uwa�a si� dzi� za celow� my�l spo�eczna, �yj� jeszcze w dalszym ci�gu dawne instynkty i to jest przyczyn� s�abo�ci tego my�lenia wobec ��da� rzeczywisto�ci. Wszystko co nie jest ju� dzi� zdolne do �ycia, cz�owiek musi odrzuci� i zrobi� to gruntowniej, ni� niejeden z nas to sobie wyobra�a.
Jak �ycie gospodarcze, prawne i duchowe powinno kszta�towa� si� wed�ug nowych wymaga� zdrowego ustroju spo�ecznego, mo�e � zdaniem autora � u�wiadomi� sobie jedynie cz�owiek, kt�ry zdob�dzie si� na dobr� wol� uznania donios�o�ci wyra�onych tu pogl�d�w. Autor pragn��by w tej pracy podda� pod s�d og�u to, co uwa�a za potrzebne powiedzie� o tem niezb�dnem przekszta�ceniu. Pragnie on da� podniet� do znalezienia drogi, wiod�cej ku celom spo�ecznym, zgodnym z obecn� rzeczywisto�ci� i konieczno�ciami �ycia, mniema bowiem, �e jedynie we wskazanym kierunku mo�liwe jest przezwyci�enie fantastyki i utopizmu w dziedzinie woli spo�ecznej.
Kto jednak w tej pracy doszuka si� czego� utopijnego, tego autor chcia�by prosi�, aby rozwa�y�, jak bardzo � dzi�ki pewnym wyobra�eniom, kt�re urabiamy sobie o mo�liwo�ciach rozwojowych ustroju spo�ecznego � oddalamy si� dzi� od rzeczywisto�ci i popadamy w fantazjowanie. I to jest powodem, �e za utopj� bywaj� brane koncepcje pracy niniejszej, kt�re wywodz� si� z rzeczywisto�ci i do�wiadczenia �yciowego. Niejeden dopatrzy si� w tych wywodach czego� �abstrakcyjnego�, gdy� konkretne jest dla niego wy��cznie to, o czem przywyk� my�le�, za abstrakcyjne za� uwa�a wszystko, o czem dot�d nie my�la�, chocia�by by�o konkretne.2
Autor wie, �e ludzie, trzymaj�cy si� �lepo program�w partyjnych, nie b�d� narazie zadowoleni z jego wywod�w. A jednak wierzy, �e niebawem wielu z tych, co nale�� do stronnictw politycznych, dojdzie do przekonania, �e obecne fakty rozwojowe daleko ju� wyros�y ponad programy partyjne i �e wytworzenie sobie niezale�nego od tych program�w s�du o najbli�szych celach woli spo�ecznej jest pal�c� konieczno�ci�.
Rudolf Steiner.
W pocz�tkach kwietnia 1919 roku.
I.
PRAWDZIWA POSTA� KWESTJI SPO�ECZNEJ
W �YCIU NOWOCZESNEJ LUDZKO�CI.
Czy� katastrofa wojny �wiatowej nie ujawnia w faktach nowoczesnego ruchu spo�ecznego, jak bardzo niedostateczne by�y za�o�enia my�lowe, kt�remi ludzie �udzili si� w ci�gu dziesi�cioleci, �e rozumiej� wol� proletarjatu?
Do postawienia tego zagadnienia zmusza nas to, co z t�umionych dotychczas ��da� proletarjatu i w zwi�zku z niemi, wydobywa si� na powierzchni� �ycia. Si�y, kt�re zwalcza�y te ��dania, pocz�ci zosta�y zniszczone. I jedynie cz�owiek, nie zdaj�cy sobie sprawy z tego, jak niezmo�one s� tego rodzaju d��enia natury ludzkiej, m�g�by pragn�� utrzymania nadal tego samego ustosunkowania si� owych si� do impuls�w spo�ecznych, ujawniaj�cych si� w znacznej cz�ci ludzko�ci.
Wiele os�b, kt�rym stanowisko �yciowe dawa�o mo�no�� wp�ywania s�owami czy to rad� na si�y �ycia europejskiego, pr�ce w r. 1914 ku katastrofie wojennej, ulega�o co do tych si� najwi�kszym z�udzeniom. Wierzy�y, �e zwyci�ztwo or�ne ich kraju zdo�a uspokoi� wrzenia spo�eczne. Musia�y jednak p�niej stwierdzi�, �e w�a�nie skutkiem ich takiego stanowiska pop�dy spo�eczne mia�y mo�no�� ujawnienia si� w ca�ej pe�ni. Istotnie, ostatnia katastrofa �wiatowa okaza�a si� tem wydarzeniem dziejowem, dzi�ki kt�remu owe sk�onno�ci nabra�y pe�ni si�y bojowej. W ostatnich latach ci�kich przeciwno�ci losu zar�wno jednostki, stoj�ce u steru rz�d�w, jak i sfery kierownicze by�y zmuszone uzale�nia� swe post�powanie od nastroj�w socjalistycznych, nurtuj�cych w szerokich ko�ach ludno�ci. Nieraz ch�tnie post�pionoby inaczej, gdyby mo�na by�o si� z tem nie liczy�. W postaci, jak� przybra�y wsp�czesne wydarzenia, �yj� nadal skutki tego wszystkiego.
A teraz, gdy to, co przez dziesi�tki lat przygotowywa�o si� w rozwoju ludzko�ci, wchodzi w faz� rozstrzygaj�c�, okazuje si� tragicznem zrz�dzeniem losu, �e my�li ludzkie, towarzysz�ce powstawaniu tych fakt�w, do nich nie doros�y. Wielu ludzi, kt�rzy pogl�dy swe kszta�towali na rozwoju tych fakt�w, by s�u�y� �yj�cemu w nich celowi spo�ecznemu, stoj� dzi� zupe�nie, albo prawie zupe�nie, bezsilni wobec zagadnie� losowych, jakie stawia im faktyczny stan rzeczy.
Wprawdzie niejeden z nich jeszcze wierzy, �e to, co oddawna uwa�a� za konieczne, w celu przekszta�cenia �ycia ludzkiego, urzeczywistni si� i oka�e do�� silne, aby faktom, kt�re domagaj� si� rozwi�zania, nada� �yciowo mo�liwy kierunek. Pomin�� za� mo�na zupe�nie tych, kt�rzy jeszcze teraz mniemaj�, �e, naprzek�r ��daniom powa�nej cz�ci ludzko�ci, stary porz�dek da si� utrzyma�. Wystarczy wzi�� pod uwag� ludzi, przekonanych o konieczno�ci nowego ukszta�towania �ycia. Niepodobna wszak�e zaprzeczy�, �e dawne pogl�dy partyjne b��kaj� si� w�r�d nas, jakby mumje, kt�re odtr�ca bieg wydarze�. Ten stan rzeczy wymaga rozstrzygni��, do jakich postarza�e partje nie s� przygotowane. Rozwija�y si� one wprawdzie r�wnocze�nie z faktami, ale nie nad��y�y za niemi ze swemi przyzwyczajeniami my�lowemi. Prze�wiadczenie, �e to, co powy�ej zaznaczyli�my, wynika z obecnego biegu wydarze� �wiatowych, nie b�dzie chyba zarozumia�o�ci� autora wobec pogl�d�w, kt�re dzi� jeszcze s� miarodajne. Wolno z tego wyci�gn�� wniosek, �e w�a�nie nasza tera�niejszo�� b�dzie wra�liwa na pr�b� podkre�lenia w �yciu spo�ecznem nowoczesnej ludzko�ci tego, co dzi�ki swemu swoistemu charakterowi, pozostaje obce przyzwyczajeniom my�lowym nawet ludzi zorjentowanych spo�ecznie, a tak�e kierunk�w partyjnych. Mog�oby bowiem okaza� si�, �e tragizm, ujawniaj�cy si� w pr�bach rozwi�zania kwestji spo�ecznej, pochodzi w�a�nie z niezrozumienia istotnych d��e� proletarjatu. Z takiem niezrozumieniem spotykamy si� nawet u ludzi, kt�rych pogl�dy wyros�y z tych d��e�. Cz�owiek bowiem nie zawsze wyrabia sobie w�a�ciwy s�d o swoich zamierzeniach.
Dlatego te� uzasadnione oka�e si� pytanie: czego w istocie ��da wsp�czesny ruch proletarjacki? Czy d��enia jego s� zgodne z tem, co zwykle mniemaj� zar�wno proletarjusze, jak i nieproletarjusze? Czy prawdziwa posta� �kwestji socjalnej� objawia si� w tem, co wielu ludzi o niej my�li? Czy te� mo�e jest rzecz� niezb�dn� zupe�nie inaczej skierowa� my�lenie? Wobec tego zagadnienia niepodobna zaj�� postawy bezstronnej, o ile los nie da� nam sposobno�ci wnikni�cia w �ycie duchowe nowoczesnego proletarjatu, a zw�aszcza tego jego od�amu, kt�ry bierze naj�ywszy udzia� w kszta�towaniu obecnego ruchu spo�ecznego.
Rozprawiano wiele o rozwoju wsp�czesnej techniki i wsp�czesnego kapitalizmu. Pytano, jak w �onie tego rozwoju powsta� dzisiejszy proletariat i jak, drog� post�pu nowoczesnego �ycia gospodarczego, doszed� on do swoich postulat�w. Jest du�o s�uszno�ci w tem wszystkiem, co m�wiono. �e to jednak nie rozstrzyga istoty rzeczy, jasno wynika dla ka�dego, kto nie da� si� zahypnotyzowa� pogl�dowi, jakoby warunki zewn�trzne nadawa�y �yciu cz�owieka swoiste pi�tno. Istota rzeczy objawia si� temu, kto zachowa� nieuprzedzony wgl�d w impulsy duszy, dzia�aj�ce z g��bi wewn�trznych. Zapewne, ��dania proletarjatu rozwin�y si� w epoce techniki i kapitalizmu nowoczesnego, ale zrozumienie tego faktu nie wyja�nia jeszcze, co w tych d��eniach �yje jako w�a�ciwe czysto-ludzkie impulsy. Dop�ki za� nie wnikniemy w �ycie tych impuls�w, dop�ty nie zdo�amy zbli�y� si� do istotnej postaci �kwestji spo�ecznej�.
Pewien termin, cz�sto powtarzany w �wiecie proletarjackim, mo�e wywiera� silne wra�enie na ka�dym, kto umie wnika� w g��bsze pobudki woli ludzkiej. Jest to powiedzenie, �e wsp�czesny najemnik doszed� do �u�wiadomienia klasowego�. Ju� si� on nie poddaje poniek�d instynktownie nie�wiadomie impulsom innych klas; wie, �e nale�y do odr�bnej klasy i chce kszta�towa� stosunek tej swojej klasy do innych klas w �yciu publicznem w spos�b zgodny z jej interesami. Je�li potrafimy ujmowa� g��bsze pr�dy duszy, to wyra�enie �u�wiadomiony klasowo�, tak, jak go u�ywa wsp�czesny proletarjusz, wska�e nam najwa�niejsze fakty w spo�ecznem rozumieniu �ycia tych klas pracuj�cych, kt�re zros�y si� z rozwojem nowoczesnej techniki i nowoczesnego kapitalizmu. Musimy zwr�ci� uwag� przedewszystkiem na to, jak teorje naukowe o �yciu gospodarczem i jego stosunku do przeznacze� ludzkich rozpali�y dusz� proletarjatu. Tu w�a�nie dotykamy faktu, o kt�rym wiele os�b, umiej�cych tylko my�le� o proletarjacie, ale nie razem z nim, posiada pogl�d bardzo mglisty, a wobec powagi ostatnich wydarze� � szkodliwy. Mniemanie, �e marksizm a w nast�pstwie pisarze proletarjaccy przewr�cili w g�owie �nieo�wieconemu� robotnikowi, oraz tym podobne cz�sto powtarzane frazesy, nie doprowadz� do tak dzi� niezb�dnego zrozumienia dziejowej sytuacji �wiata. Podobne twierdzenie dowodzi braku woli do skierowania uwagi na momenty istotne we wsp�czesnym ruchu spo�ecznym. A takim istotnym momentem jest przesnucie �wiadomo�ci klasowej proletarjatu poj�ciami, kt�rych charakter zapo�yczono z nowoczesnego rozwoju naukowego. W tej �wiadomo�ci dzia�a w dalszym ci�gu nastr�j, kt�ry o�ywia� mow� Lassala, na temat �Nauka i Robotnicy�. Niejednemu z tych, co si� uwa�aj� za �ludzi praktycznych�, takie sprawy wydawa� si� mog� nieistotne. Wszak�e ten, kto pragnie zdoby� rzeczywi�cie owocny pogl�d na wsp�czesny ruch robotniczy, musi skierowa� na to sw� uwag�. W ��daniach, jakie stawiaj� dzi� umiarkowane i radykalne ko�a proletarjackie, nie odzwierciadla si� bynajmniej �ycie gospodarcze, przekszta�cone w impulsy ludzkie, jak to sobie wielu wyobra�a, lecz �yje w nich wiedza gospodarcza, kt�ra opanowa�a �wiadomo�� proletarjatu. Wyst�puje to nader wyra�nie w literaturze ruchu robotniczego, zar�wno w pracach naukowych jak i w dziennikarstwie. Zaprzecza� temu � znaczy�oby zamyka� oczy na fakty rzeczywiste. A faktem podstawowym, kt�ry warunkuje obecn� sytuacj� spo�eczn�, jest to, �e tre�� �wiadomo�ci klasowej proletarjatu okre�laj� poj�cia naukowe. Cho�by robotnik, pracuj�cy przy maszynie, by� najbardziej daleki od �nauki�, s�ucha on wyja�nie� o swem po�o�eniu socjalnem od ludzi, kt�rzy argumenty czerpi� z tej �nauki�.
Wszelkie te rozwa�ania o nowoczesnem �yciu gospodarczem, o epoce maszynizmu, o kapitali�mie jakkolwiek przekonywaj�co przedstawiaj� pod�o�e ruchu robotniczego, to jednak rozstrzygaj�ce wyja�nienie obecnej sytuacji spo�ecznej nie wynika bezpo�rednio z faktu, �e robotnika postawiono przy maszynie i wprz�gni�to w ustr�j kapitalistyczny. Wyp�ywa to st�d mianowicie, �e pewne zupe�nie okre�lone my�li rozwin�y si� w jego �wiadomo�ci klasowej, w zwi�zku z maszynizmem i uzale�nieniem od gospodarki kapitalistycznej. Wsp�czesne przyzwyczajenia my�lowe nie pozwalaj�, by� mo�e, wielu ludziom uzna� w ca�ej pe�ni donios�o�ci tego faktu, a w jego podkre�laniu dopatruj� si� oni jedynie djalektycznej gry poj��. Na to jest jedna tylko odpowied�: ludzie, kt�rzy nie s� w stanie dostrzega� rzeczy istotnych, nie maj� �adnych danych do tw�rczego udzia�u w �yciu spo�ecznem. Kto chce rozumie� ruch robotniczy, musi przedewszystkiem wiedzie�, jak proletarjat my�li. Ruch proletarjacki bowiem, poczynaj�c od jego umiarkowanych d��e� reformatorskich, a ko�cz�c na najbardziej niebezpiecznych zboczeniach, tworz� nie �si�y poza-ludzkie�, ani nie �impulsy gospodarcze�, lecz ludzie z ich wyobra�eniami i impulsami woli.
Idee kierownicze i si�y woli wsp�czesnego ruchu spo�ecznego le�� nie w tem, co maszyny i kapitalizm wpoi�y w �wiadomo�� proletarjatu. Ruch ten szuka� swych �r�de� my�lowych w nowych kierunkach naukowych, gdy� maszyna i kapitalizm nie by�y w stanie da� mu nic takiego, coby mog�o wla� w jego dusz� tre�� godn� cz�owieka. Tak� tre�� rzemie�lnik �redniowieczny czerpa� ze swego zawodu. Dzi�ki temu, �e jako cz�owiek swoje �yciowe konsekwencje. Epoka techniki i kapitalizmu dotkn�a go inaczej, ni� przedstawiciela klas przoduj�cych. Ten pozostawa� jeszcze w ustroju �yciowym, ukszta�towanym przez impulsy, kt�re daj� duszy oparcie. Le�a�o w jego interesie, aby wszelkie nowoczesne zdobycze w��czy� w ramy owego ustroju. Z tego za� porz�dku �yciowego dusza proletarjacka zosta�a wyrwana. Ten porz�dek rzeczy nie by� w stanie obudzi� w niej poczucia, kt�reby �ycie jej mog�o prze�wietla� tre�ci� godn� cz�owieka. Odczucie tego, kim jest on jako cz�owiek, m�g� da� proletarjuszowi jedynie pogl�d na �ycie, pe�en si�y budz�cej wiar� i powsta�y, jak si� zdawa�o, ze starego porz�dku �wiata. By� nim naukowy spos�b my�lenia.
Ta �naukowo�� pogl�d�w proletariatu, wywo�a zapewne u niejednego czytelnika ironiczny u�miech. Kto pod �naukowo�ci�� nie umie wyobrazi� sobie nic innego, jak uczono��, zdobywan� w ci�gu d�ugoletniego przesiadywania w �zak�adach naukowych�, i kto tak� �uczono�� przeciwstawia u�wiadomieniu najemnika, kt�ry �niczego si� nie uczy��, mo�e si� u�miecha�. U�miechem zbywa on fakty, kt�re decyduj� o losach wsp�czesnego �ycia. A fakty te �wiadcz� o tem, �e niejeden z wysoce wykszta�conych ludzi �yje pomimo to w spos�b nienaukowy, gdy tymczasem nieuczony proletarjusz sw�j pogl�d na �ycie opiera w�a�nie na nauce, kt�rej, by� mo�e, wcale nie posiada. Cz�owiek wykszta�cony zdoby� wiedz� i zamkn�� j� w jednej z przegr�dek wn�trza swej duszy. Ale tkwi on w�r�d stosunk�w �yciowych i wed�ug nich, a nie wed�ug nauki, orjentuje swoje uczucia. Warunki za� �yciowe proletarjatu narzucaj� mu takie pojmowanie bytu, jakie odpowiada sposobowi my�lenia tej nauki. Od tego, co inne klasy nazywaj� �naukowo�ci�� mo�e on by� bardzo daleki; jednak jej kierunek poj�ciowy nadaje orjentacj� jego �yciu. Dla innych klas decyduj�ce znaczenie maj� podstawy religijne, estetyczne, czy og�lno-duchowe; dla niego za� wiar� �yciow� staje si� nauka, i to cz�sto w jej ostatecznych wynikach my�lowych. Niejeden z przedstawicieli klas �przoduj�cych" uwa�a si� za cz�owieka �o�wieconego� i �wolnomy�liciela". Niew�tpliwie w wyobra�eniach jego �yj� przekonania naukowe; w jego uczuciach jednak pulsuj�, w spos�b dla� niedostrze�ony, pozosta�o�ci tradycyjnej wiary.
Naukowy spos�b my�lenia nie przej�� ze starego porz�dku �wiata �wiadomo�ci, �e my�l, b�d�c natury duchowej, �r�d�o swe posiada w �wiecie duchowym. Tego charakteru naukowo�ci wsp�czesnej przedstawiciel klas przoduj�cych m�g� nie bra� w rachub�, �ycie jego bowiem przepe�niaj� stare tradycje. Dla proletariusza za� nie by�o to mo�liwe; jego bowiem nowa sytuacja �yciowa wykorzeni�a mu dawne tradycje z jego duszy. Jako spu�cizn� po klasach panuj�cych przej�� on naukowy pogl�d na �wiat. Dziedzictwo to sta�o si� podstaw� jego pogl�d�w na istot� cz�owieka. Ale nie wiedzia� �e ta �tre�� duchowa� jego duszy pochodzi z prawdziwego �ycia duchowego. To, co proletarjat m�g� przej�� od klas panuj�cych, jako �ycie duchowe, wyrzeka�o si� swego pochodzenia z dziedziny ducha.
Wiem dobrze jakie wra�enie wywr� powy�sze my�li na przedstawicielach proletarjatu, jak r�wnie� i na nieproletarjuszach, kt�rzy, uwa�aj�c si� za �praktycznie� obeznanych z �yciem, traktuj� wszystko, o czem tu mowa, jako pogl�dy obce �yciu. Fakty, kt�re w obecnym stanie rzeczy przychodz� na �wiecie do g�osu, b�d� coraz bardziej wykazywa�y z�ud� tych zapatrywa�. Kto potrafi bezstronnie obserwowa� te fakty, musi spostrzec, �e pogl�dowi na �ycie, kt�ry liczy si� jedynie z ich zewn�trzn� stron�, dost�pne s� w ko�cu tylko takie wyobra�enia, kt�re z rzeczywisto�ci� nie maj� ju� nic wsp�lnego. Panuj�ce idee tak d�ugo trzyma�y si� �praktycznie� fakt�w, a� wreszcie zatraci�y wszelkie do nich podobie�stwo. Pod tym wzgl�dem katastrofa wojny �wiatowej mog�aby mie� na wiele os�b wp�yw wychowawczy. Jak bowiem wyobra�ano sobie dalszy bieg wydarze�? A co nast�pi�o? Czy� ma sta� si� co� podobnego z my�leniem spo�ecznem?
Podobnie ze strony wyznawcy pogl�du proletarjackiego s�ysz� w duchu zarzut, wyp�ywaj�cy z jego psychicznego nastawienia: oto wi�c mamy jeszcze jednego, kt�ry w�a�ciwie chcia�by sedno kwestji spo�ecznej zwekslowa� na tory wygodniejsze dla umys�u bur�uazyjnego. Ot� taki krytyk nie dostrzega, w jaki spos�b los zgotowa� mu jego dol� najmity, ani, jak usi�uje porusza� si� w ramach �ycia proletarjackiego ze swojem my�leniem odziedziczonem po klasach �panuj�cych�. �yje po proletarjacku, ale my�li, jak przedstawiciel bur�uazji. Nowe czasy wymagaj� bezwarunkowo, aby nie tylko orjentowa� si� w nowem �yciu, ale r�wnie� w nowych my�lach. Naukowa metoda wyobra�ania sobie rzeczy w�wczas dopiero zdo�a sta� si� oparciem dla duszy, kiedy w swoisty spos�b rozwinie podobn� si�� rozp�dow� przy kszta�towaniu pe�nego ludzkiej tre�ci �ycia, jak to na sw�j spos�b czyni�y dawne pogl�dy na �wiat.
Tak tedy wskazan� zostaje droga, kt�ra prowadzi do znalezienia prawdziwej postaci jednej z cz�ci sk�adowych nowoczesnego ruchu robotniczego. U kresu tej drogi z duszy proletarjackiej rozbrzmiewa przekonanie: d��� do �ycia duchowego. Ale to �ycie duchowe jest ideologj�, jest tylko odbiciem w ludziach zewn�trznych wydarze� �wiata; nie wyp�ywa z odr�bnej dziedziny duchowej. �wiatopogl�d proletarjacki odczuwa jako ideologj� to, w co przekszta�ci�o si� dawne �ycie duchowe, przechodz�c do czas�w nowo�ytnych. �eby m�c zrozumie� nastroje duszy proletarjackiej, trzeba zdawa� sobie spraw� z tego, jaki wp�yw mo�e wywrze� pogl�d, jakoby �ycie duchowe by�o �ideologj��. Mo�na na to zauwa�y�: ale co przeci�tny robotnik wie o tych pogl�dach, kt�re ko�acz� si� m�tnie po g�owach jego przyw�dc�w, mniej lub wi�cej wykszta�conych? Kto tak m�wi, ten w s�owach i czynach przechodzi mimo prawdziwego �ycia. Nie wie, co zasz�o w �yciu proletarjatu w ostatnich dziesi�cioleciach, nie wie, jakie nici snuj� si� pomi�dzy pogl�dem na �ycie duchowe jako na ideologi�, a ��daniami i czynami radykalnych socjalist�w � kt�rych uwa�a za nieo�wieconych � jak r�wnie� post�powaniem tych, kt�rzy, id�c za g�uchym pop�dem �yciowym �robi� rewolucj�.
W tem w�a�nie le�y tragizm ujmowania wsp�czesnych wymaga� spo�ecznych, �e w wielu ko�ach brak jest zupe�nie zrozumienia tego, co z nastroj�w duszy szerokich mas wydostaje si� ma powierzchni� �ycia; �e nie widzimy tego, co naprawd� si� dzieje w duszach ludzkich. Przedstawiciel bur�uazji z przera�eniem s�ucha ��da� proletarjatu; dowiaduje si�, �e jedynie przez uspo�ecznienie �rodk�w produkcji robotnik mo�e uzyska� warunki bytu godne cz�owieka. Ale nie umie wyobrazi� sobie, jak to klasa spo�eczna, do kt�rej sam si� zalicza, w okresie przej�cia z dawnej epoki do nowej nie tylko wprz�g�a robotnika do pracy przy pomocy �rodk�w produkcji, nie b�d�cych jego w�asno�ci�, ale nadto pracy tej nie potrafi�a nada� tre�ci duchowej, krzepi�cej dusz�. Ludzie, kt�rych pogl�dy i post�powanie w powy�szy spos�b mijaj� si� z �yciem, mog� zapewne utrzymywa�, �e przecie� robotnik pragnie tylko poprostu takich samych warunk�w bytu, jakiemi ciesz� si� klasy posiadaj�ce. Jak�� wi�c rol� odgrywa tu tre�� duszy? Gdyby nawet sam robotnik twierdzi�, �e nic nie ��da od innych klas dla swej duszy, pr�cz tego, by go nie mog�y nadal wyzyskiwa�; by tylko usta�y r�nice klasowe � by�oby to jednak dalekie od istoty kwestji spo�ecznej. Nie ods�ania�oby wcale jej prawdziwego oblicza. Je�liby bowiem sfery pracuj�ce by�y �wiadome tego, �e odziedziczy�y po klasach panuj�cych prawdziw� tre�� duchow�, to stawia�yby swe ��dania spo�eczne w ca�kiem inny spos�b, ni� to czyni wsp�czesny proletarjusz, nie widz�cy w przekazanem mu �yciu duchowem nic innego, jak tylko ideologj�. Proletarjat ten jest przekonany o ideologicznym charakterze �ycia duchowego, co powoduje, �e staje si� on coraz bardziej nieszcz�liwy. A skutki tego nieszcz�cia, kt�rych on sobie nie u�wiadamia, pomimo �e je intensywnie prze�ywa, maj� bez por�wnania wi�ksz� donios�o�� w obecnem �yciu spo�ecznem, ni� wszelkie, sk�din�d uprawnione, ��dania, zmierzaj�ce ku polepszeniu zewn�trznych warunk�w bytu.
Klasy panuj�ce nie poczuwaj� si� do tego, �e sta�y si� przyczyn� powstania tej orjentacji �yciowej, kt�ra obecnie im si� przeciwstawia w bojowych nastrojach proletarjatu. A jednak one s� sprawcami tego; przekaza�y bowiem proletarjatowi ze swego �ycia duchowego tylko to, co musi by� przeze� odczuwane jako ideologja.
Nowoczesnemu ruchowi spo�ecznemu nadaj� istotn� cech� nie ��dania zmiany po�o�enia jednej klasy spo�ecznej � jakkolwiek wydawa�by si� to mog�o naturalne � lecz spos�b, w jaki ��dania tej zmiany z impuls�w my�lowych tej klasy przekszta�caj� si� w rzeczywisto��. Sp�jrzmy cho� raz bez uprzedze� na fakty z tego punktu widzenia. Dostrze�emy w�wczas, jak osoby, zorjentowane po-proletarjacku, u�m