9077
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9077 |
Rozszerzenie: |
9077 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9077 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9077 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9077 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Arthur C. Clarke
Zabawa W Chowanego
W�a�nie wracali�my przez las, gdy Kingman dojrza� t� szar� wiewi�rk�. Wyniki polowania by�y raczej skromne, ale pe�ne rozmaito�ci: trzy g�uszce, cztery kr�liki (w tym jeden, a� przykro powiedzie�, osesek) i par� go��bi. A w przeciwie�stwie do pewnych nieweso�ych prognoz oba psy wysz�y z tego z �yciem.
Wiewi�rka dostrzeg�a nas w tym samym momencie. Wiedzia�a, �e grozi jej natychmiastowa egzekucja za szkody wyrz�dzone w drzewostanie maj�tku, a niewykluczone, �e strzelba Kingmana pozbawi�a �ycia jej krewnych. W trzech skokach znalaz�a si� pod najbli�szym drzewem i znikn�a za nim w b�ysku szaro�ci. Zobaczyli�my j� jeszcze raz, kiedy wyjrza�a na chwil� zza swojej os�ony kilka metr�w nad ziemi�, a cho� pe�ni nadziei czekali�my z broni� gotow� do strza�u, mierz�c do r�nych ga��zi, ju� wi�cej si� nie pokaza�a.
Kingman by� bardzo zamy�lony, kiedy szli�my przez trawnik, wracaj�c do wspania�ego starego domu. Nie wyrzek� s�owa podczas wr�czania naszych ofiar kucharzowi - kt�ry przyj�� je bez wi�kszego entuzjazmu - a ockn�� si� z zadumy dopiero w�wczas, gdy siedzieli�my w palarni i przypomnia� sobie o swych obowi�zkach gospodarza.
- Ten szczur le�ny - rzek� nagle (zawsze nazywa� je �szczurami le�nymi� z racji tego, �e ludzie s� zbyt sentymentalni, by strzela� do tych ,,ma�ych kochanych wiewi�reczek�) - przypomnia� mi pewne bardzo osobliwe zdarzenie, jakie mia�o miejsce na kr�tko, a w�a�ciwie tu� przed moim przej�ciem w stan spoczynku.
- Wiedzia�em, �e do tego dojdzie - powiedzia� ch�odno Carson. Spiorunowa�em go wzrokiem: s�u�y� we flocie i ju� s�ysza� historyjki Kingmana, ale ja jeszcze ich nie zna�em.
- Je�li wolicie, �ebym nie opowiada� - odpar� nieco ura�ony Kingrnan - to oczywi�cie...
- Ale� prosz� m�wi� dalej - wtr�ci�em po�piesznie. � Zaciekawi� mnie pan. Nie potrafi� sobie wyobrazi�, co mo�e mie� wsp�lnego szara wiewi�rka z drug� wojn� jowiszow�.
Kingman jakby si� udobrucha�.
- Chyba b�dzie lepiej, gdy pozmieniam niekt�re nazwiska - rzek� pogr��ony w my�lach - ale zachowam nazwy miejsc. Historia zaczyna si� oko�o miliona kilometr�w od Marsa w kierunku S�o�ca...
K-15 by� pracownikiem wywiadu wojskowego. Odczuwa� doskwieraj�cy, b�l, kiedy pozbawieni wyobra�ni ludzie nazywali go szpiegiem, ale w�wczas mia� znacznie istotniejsze powody do zmartwie�: ju� od kilku dni zbli�a� si� do niego szybki kr��ownik. Cho� K-15 schlebia�o, �e skupi� na sobie ca�� uwag� tak znakomitej jednostki i tylu �wietnie wyszkolonych ludzi, to jednak ch�tnie by zrezygnowa� z takiego zaszczytu.
Sytuacj� znacznie pogarsza� takt, �e mniej wi�cej za dwana�cie godzin mia� si� spotka� z przyjaci�mi w pobli�u Marsa na pok�adzie statku. kt�ry doskonale by sobie poradzi� ze zwyk�ym kr��ownikiem, mo�ecie si� wi�c domy�la�, �e K-15 by� do�� wa�n� osob�. Niestety, wed�ug najbardziej optymistycznych oblicze�, �cigaj�cy mieli dosta� si� w zasi�g skutecznego ognia za sze�� godzin. A wi�c po sze�ciu godzinach i pi�ciu minutach K-15 prawdopodobnie znalaz�by si� w rozleg�ym i wci�� rozszerzaj�cym si� obszarze kosmosu. Pozosta�o mu do�� czasu, by uciec na Marsa, ale to by�oby najgorsze, co m�g� zrobi�. Rozdra�ni�by tylko napastliwie neutralnych Marsjan, nie m�wi�c ju� o straszliwych komplikacjach politycznych. Poza tym, gdyby jego przyjaciele musieli wyl�dowa� na planecie, �eby wybawi� go z k�opotu, w ka�dej sekundzie zu�yliby paliwa na ponad dziesi�� kilometr�w lotu - wi�kszo�� ich operacyjnej rezerwy.
Mia� tylko jedn� przewag�, ale bardzo w�tpliw�. Dow�dca kr��ownika m�g� si� wprawdzie domy�la�, �e K-15 �pieszy na jakie� um�wione spotkanie, lecz nie wiedzia�, �e jest tak bliskie, i nie zna� wielko�ci statku, na kt�rym mia�o si� odby�. Je�eli K-15 uda si� prze�y� cho�by dwadzie�cia cztery godziny, to b�dzie bezpieczny. To �je�eli� sta�o jednak pod sporym znakiem zapytania.
K-15 markotnie patrzy� na mapy zastanawiaj�c si�, czy warto po�wi�ci� reszt� paliwa na ostatni� pr�b� ucieczki. Ale dok�d ucieka�? Znajdzie si� w�wczas w beznadziejnej sytuacji, �cigaj�cemu statkowi mo�e bowiem pozosta� jeszcze do�� paliwa w zbiornikach, by przechwyci� go podczas b�yskawicznej ucieczki w ciemn� pustk�, gdzie nie b�dzie mia� �adnych nadziei na wyratowanie, mijaj�c swych przyjaci�, kiedy b�d� lecieli w stron� S�o�ca, z tak du�� pr�dko�ci� wzgl�dn�, �e w �aden spos�b nie uda im si� go ocali�.
Niekt�rzy ludzie my�l� coraz wolniej wiedz�c, �e nadchodzi kres ich �ycia. Wydaj� si� zahipnotyzowani zbli�aj�c� si� �mierci�, godz� si� z losem i nie mog� nic zrobi�, by go unikn��. K-15 stwierdzi�, �e jego umys� pracuje lepiej w tej rozpaczliwej sytuacji - tak dobrze jak rzadko przedtem.
Kapitan kr��ownika ,,Doradus� - powiedzmy, �e nazywa� si� Smith - nie by� zbyt zaskoczony, gdy K-15 zacz�� zwalnia�. Bra� ju� pod uwag� mo�liwo��, �e szpieg wyl�duje na Marsie, poniewa� lepsze jest internowanie ni� unicestwienie, ale otrzymawszy z sekcji namiar�w informacj� o skierowaniu si� ma�ego statku zwiadowczego w stron� Phobosa, ca�kiem zbarania�. Ten wewn�trzny ksi�yc to przecie� tylko skalna bry�a o �rednicy oko�o dwudziestu kilometr�w i nawet tak gospodarni Marsjanie jeszcze w �aden spos�b go nie wykorzystali. K-15 musi by� zupe�nie zdesperowany, je�li uwa�a, �e na co� mu si� przyda.
Male�ki statek zwiadowczy ju� si� zatrzymywa�, gdy znik� z oczu operatora radaru na tle �Phobosa�. Podczas manewru hamowania K-15 straci� prawie ca�� swoj� przewag� odleg�o�ci i teraz ,,Doradusa� dzieli�y od niego minuty, chocia� musia� zwalnia�, by go nie wyprzedzi�. Kr��ownik znajdowa� - si� tylko trzy tysi�ce kilometr�w od Phobosa, gdy ca�kiem wyhamowa�: po statku K-15 wci�� nie by�o ani �ladu. Z �atwo�ci� powinno si� go widzie� przez teleskop, ale prawdopodobnie by� po drugiej stronie ma�ego ksi�yca.
Ukaza� si� ponownie zaledwie w kilka minut p�niej, jak p�dzi� ca�� si�� ci�gu po kursie przeciwnym do S�o�ca. Mia� przy�pieszenie prawie pi�ciu G - i przerwa� cisz� radiow�. Za pomoc� automatycznego magnetofonu nieustannie przekazywa� interesuj�c� wiadomo��:
Wyl�dowa�em na �Phobosie� i atakuje mnie kr��ownik klasy Z. S�dz�, �e wytrzymam do waszego przybycia, ale si� po�pieszcie.
Nawet jej nie zaszyfrowa�, wprawiaj�c tym kapitana Smitha w ogromne zak�opotanie. Za�o�enie, �e K-15 wci�� przebywa na pok�adzie statku i �e wszystko to jest podst�pem, by�oby cokolwiek naiwne. Ale m�g� to by� podw�jny blef: wiadomo�� przekazywano tekstem otwartym najwyra�niej po to, �eby dotar�a do Smitha i zbi�a go z tropu. Po�cig za stateczkiem to tylko strata czasu i paliwa, je�li K-15 naprawd� pozosta� na �Phobosie�. Rzecz jasna posi�ki by�y ju� w drodze, im wcze�niej wi�c kr��ownik st�d zniknie, tym lepiej. Wyra�enie �S�dz�, �e wytrzymam do waszego przybycia� mog�o by� przejawem zwyk�ej bezczelno�ci, ale r�wnie dobrze mog�o oznacza�, �e pomoc naprawd� jest blisko.
Potem statek K-15 straci� ci�g. Oczywi�cie wyczerpa�o mu si� paliwo, ale w ucieczce od S�o�ca robi� nieco wi�cej, ni� sze�� kilometr�w na sekund�. K-15 musia� wi�c pozosta� na ksi�ycu, jego statek bowiem p�dzi� teraz bezradnie poza granice Uk�adu S�onecznego. Przekazywana przeze� wiadomo�� nie podoba�a si� kapitanowi Smithowi, kt�ry podejrzewa�, �e pojazd zmierza w stron� statku bojowego, nadci�gaj�cego z jakiej� nieokre�lonej odleg�o�ci, ale na to nie ma rady. �Doradus� ruszy� w kierunku Phobosa, zale�a�o mu bowiem na czasie.
S�dz�c z pozor�w, kapitan Smith zdawa� si� panem sytuacji. Jego statek by� uzbrojony w kilkana�cie ci�kich pocisk�w kierowanych i dwie baterie dzia� elektromagnetycznych. Przeciwko sobie mia� jednego cz�owieka w skafandrze kosmicznym, z�apanego w pu�apk� na ksi�ycu o �rednicy zaledwie dwudziestu kilometr�w. Dopiero w�wczas, gdy po raz pierwszy dobrze przyjrza� si� Phobosowi z odleg�o�ci mniejszej ni� sto kilometr�w, kapitan Smith zacz�� zdawa� sobie spraw�, �e mimo wszystko K-15 mo�e mie� jeszcze jakie� atuty.
Stwierdzenie, �e Phobos ma �rednic� dwudzietu kilometr�w, jak niezmiennie podaj� ksi��ki o astronomii, jest wysoce zwodnicze. S�owo ��rednica� zak�ada pewn� symetri�, kt�rej z ca�� pewno�ci� brak Phobosowi. Niczym podobne mu bry�y kosmicznego �u�lu - asteroidy - jest bezkszta�tn� mas� ska�y, unosz�c� si� w kosmosie i oczywi�cie nie maj�c� �adnej atmosfery, a tylko nieznaczne ci��enie. Wykonuje pe�en obr�t wok� swej osi w ci�gu siedmiu godzin i trzydziestu dziewi�ciu minut - dlatego te� zawsze t� sam� stron� jest zwr�cony do Marsa, kt�ry znajduje si� tak blisko, �e z powierzchni ksi�yca wida� mniej ni� po�ow� planety, a jej bieguny le�� za lini� horyzontu. Poza tym niewiele wi�cej mo�na powiedzie� o Phobosie.
K-15 nie mia� czasu nacieszy� si� pi�knem sierpa planety wype�niaj�cej niebo nad jego g�ow�. Wyrzuci� przez �luz� powietrzn� ca�y sprz�t, jaki m�g� ze sob� zabra�, nastawi� uk�ad sterowania i wyskoczy�. Kiedy jego stateczek buchaj�c p�omieniami oddala� si� ku gwiazdom, obserwowa� go z uczuciami, kt�rych nie chcia� analizowa�. Nie na �arty spali� za sob� mosty i m�g� tylko mie� nadziej�, �e zbli�aj�cy si� statek bojowy przechwyci wiadomo�� radiow� kiedy jego pusty pojazd b�dzie go mija�, mkn�c ku nico�ci. Istnia�a r�wnie� pewna niewielka mo�liwo��, �e nieprzyjacielski kr��ownik uda si� w po�cig za pustym statkiem, lecz to przekracza�o nadzieje K-15.
Zacz�� si� rozgl�da� po swym nowym domu. S�o�ce znajdowa�o si� za horyzontem i jedynym o�wietleniem by� ��tawy odblask Marsa, ale to wystarcza�o do cel�w K-15, kt�ry bardzo dobrze wszystko widzia�. Sta� po�rodku nieregularnej doliny, okolonej niskimi wzg�rzami - m�g�by je z �atwo�ci� przeskoczy�, gdyby tylko zechcia�. Przypomnia� sobie dawno temu czytan� historyjk� o cz�owieku, kt�ry podskoczy� i przypadkowo na dobre oderwa� si� od Phobosa, co jest w og�le niemo�liwe - nawet na Deimosie - mimo wszystko szybko�� ucieczki wynosi bowiem oko�o dziesi�ciu metr�w na sekund�. O ile jednak nie b�dzie uwa�a�, mo�e z �atwo�ci� znale�� si� na takiej wysoko�ci, �e opadanie potrwa ca�e godziny... a to by�oby fatalne. Mia� prosty plan: musi si� trzyma� jak najbli�ej powierzchni �Phobosa� i to po przeciwnej stronie wzgl�dem kr��ownika. W�wczas �Doradus� mo�e sobie strzela� w dwadzie�cia kilometr�w ska�y z ca�ej posiadanej broni, a K-15 nawet nie poczuje wstrz�su. Grozi�y mu tylko dwa powa�ne niebezpiecze�stwa, a i to jednym z nich nie bardzo si� przejmowa�.
Laikowi nie obeznanemu ze szczeg�ami astronautyki plan ten m�g�by wyda� si� zgo�a samob�jczy. �Doradus� dysponowa� najnowsz� superbroni�, a przy tym owe dwadzie�cia kilometr�w, jakie go dzieli�y od jego ofiary, m�g� pokona� w ci�gu sekundy lotu z najwi�ksz� szybko�ci�. Kapitan Smith orientowa� si� jednak lepiej od laika i wcale go to nie cieszy�o. Bardzo dobrze zdawa� sobie spraw�, �e spo�r�d wszystkich wehiku��w, kt�re cz�owiek kiedykolwiek wynalaz�, kr��ownik kosmiczny jest bez por�wnania najmniej zwrotny. To najzwyklejszy fakt, �e K-15 m�g�by kilkakrotnie okr��y� niewielk� planetk�, nim kapitan �Doradusa� zd��y�by nak�oni� sw�j statek, by zrobi� to cho�by raz.
Nie ma potrzeby zag��bia� si� w szczeg�y techniczne, ale ci, kt�rzy nie s� jeszcze przekonani, zechc� mo�e rozwa�y� sobie nast�puj�ce elementarne fakty. Statek kosmiczny o nap�dzie rakietowym mo�e oczywi�cie przy�piesza� tylko w jednym kierunku, to jest �naprz�d�. Ka�de odchylenie od kursu po prostej wymaga fizycznego obr�cenia statku tak, aby silniki pcha�y go w inn� stron�. Wszystkim wiadomo, �e robi si� to za pomoc� �yroskop�w lub silnik�w stabilizuj�cych, ale tylko niewiele os�b wie, jak d�ugo trwa ten prosty manewr. Przeci�tny kr��ownik z pe�nym zapasem paliwa wa�y od dw�ch do trzech tysi�cy ton, co nie s�u�y zwrotno�ci. Sprawy maj� si� nawet gorzej, poniewa� tu nie idzie o mas�, lecz o moment bezw�adno�ci, a jako �e kr��ownik jest d�ugi i w�ski, jego moment bezw�adno�ci, jest kolosalny. Pozostaje smutnym taktem (cho� rzadko wspominaj� o tym in�ynierowie astronautycy), �e obr�cenie statku kosmicznego o 180 stopni z u�yciem �yroskop�w umiarkowanej wielko�ci trwa dobre dziesi�� minut. Silniki stabilizuj�ce nie s� wiele szybsze, a w ka�dym razie maj� ograniczone zastosowanie, wprowadzaj� bowiem statek w, nieustann� rotacj� i mog� go wprawi� w taki ruch obrotowy, �e ku utrapieniu wszystkich ludzi wewn�trz przypomina w�wczas powoli kr�c�cy si� wiatrak.
Zwykle wady te nie s� zbyt uci��liwe. Na za�atwienie tak drobnej sprawy jak zmiana po�o�enia statku pozostaj� do dyspozycji miliony kilometr�w i setki godzin. To stanowczo wbrew zasadom porusza� si� w kole o promieniu dziesi�ciu kilometr�w, co wyra�nie dotkn�o kapitana �Doradusa�. K-15 gra� nie fair.
W tej samej chwili ten przebieg�y osobnik podsumowywa� sytuacj�, kt�ra r�wnie dobrze mog�a by� gorsza. Trzema skokami osi�gn�� wzg�rza, gdzie nie czu� si� tak ods�oni�ty jak wcze�niej w otwartej dolinie. Zabran� ze statku �ywno�� i sprz�t ukry� tam, gdzie mia� nadziej� ponownie j� odnale��, lecz to martwi�o go najmniej, skafander bowiem pozwala� mu utrzyma� si� przy �yciu ponad dob�. Niewielk� paczuszk�, kt�ra by�a przyczyn� tych wszystkich k�opot�w, mia� wci�� przy sobie w jednej z owych licznych skrytek, w jakie obfituje dobrze zaprojektowany skafander kosmiczny.
Jego orle gniazdo na wzg�rzu zapewnia�o podnosz�c� na duchu samotno��, mimo to nie by� jednak tak zupe�nie sam, jakby tego sobie �yczy�. Sierpa na zawsze unieruchomionego na jego niebie Marsa niemal w oczach ubywa�o, kiedy Phobos obiega� planet� po jej nocnej stronie. K-15 widzia� jedynie �wiat�a jakich� marsja�skich miast i b�yszcz�ce punkciki, kt�re oznacza�y po��czenia niewidocznych kana��w. Poza tym by�y tylko gwiazdy, cisza i zarys postrz�pionych szczyt�w, tak bliskich, �e zdawa�y si� le�e� prawie w zasi�gu r�ki. Ci�gle nie widzia� nawet �ladu �Doradusa�. Przypuszczalnie przeszukuje uwa�nie teleskopem s�oneczn� stron� Phobosa.
Mars to bardzo przydatny zegar: kiedy stanie si� p�ksi�ycem, w�wczas wzejdzie S�o�ce i niewykluczone, �e wraz z nim pojawi si� �Do-radus�. Ale statek mo�e si� zbli�y� z ca�kiem nieoczekiwanej strony; m�g� nawet wys�a� - i to by�o owym prawdziwym niebezpiecze�stwem - m�g� nawet wys�a� na powierzchni� grup� poszukiwawcz�.
Pocz�tkowo takie rozwi�zanie przysz�o kapitanowi Smithowi do g�owy, gdy si� zorientowa�, z czym ma do czynienia. Potem zda� sobie spraw�, �e powierzchnia Phobosa to ponad tysi�c kilometr�w kwadratowych i �e mo�e zwolni� z za�ogi nie wi�cej ni� dziesi�ciu ludzi, by przeszukali to bez�adne pustkowie. Zapewne K-15 te� ma bro�.
Bior�c pod uwag� uzbrojenie �Doradusa�, to ostatnie zastrze�enie zdawa� by si� mog�o wyj�tkowo bezsensowne. Nic podobnego. W normalnych warunkach bro� osobista i inne rodzaje przeno�nego uzbrojenia s� tak przydatne w walce z kr��ownikiem kosmicznym jak no�e my�liwskie czy kusze. Na pok�adzie ,,Doradusa� ca�kiem przypadkowo - a przy tym wbrew przepisom - by� pistolet automatyczny i sto naboj�w. Jakakolwiek zatem grupa poszukiwawcza sk�ada�aby si� z nie uzbrojonych ludzi, wypatruj�cych dobrze ukrytego i zdecydowanego na wszystko cz�owieka, kt�ry bez po�piechu m�g�by ich powystrzela�. K-15 znowu �ama� regu�y gry.
Terminator Marsa sta� si� teraz idealnie prost� lini� i prawie w tej samej chwili wzesz�o S�o�ce nie tyle b�yskawic�, ile salw� bomb atomowych. K-15 za�o�y� filtry na mask� he�mu i postanowi� si� przenie��. W cieniu jest bezpieczniej. Nie tylko dlatego, �e trudniej b�dzie go tam wykry�, ale r�wnie� z tego powodu, �e jego oczy zachowaj� wi�ksz� wra�liwo�� na �wiat�o. M�g� sobie pom�c lornetk�, ale �Doradus� mia� teleskop elektronowy o przynajmniej dwudziestocentymetrowej �rednicy.
By�oby najlepiej, uzna� K-15, ustali� po�o�enie kr��ownika, je�li si� uda. Cho� to ryzykowne, b�dzie jednak znacznie lepiej si� czu�, znaj�c dok�adn� pozycj� statku i obserwuj�c jego manewry. Wtedy wystarczy trzyma� si� tu� za horyzontem, a blask p�omieni z silnik�w rakietowych na czas ostrze�e K-15 przed ka�dym niebezpiecznym posuni�ciem. Ostro�nie wzbi� si� na niemal poziom� trajektori� i zacz�� okr��a� swoj� planetk�.
Zw�aj�cy si� p�ksi�yc Marsa nikn�� za horyzontem, a� pozosta� tylko jeden ogromny r�g, enigmatycznie odcinaj�c si� na tle gwiazd. K-15 zaniepokoi� si�: wci�� nie dostrzega� ,,Doradusa�. Nic dziwnego, statek bowiem pomalowano czarn� jak noc farb� i m�g� si� znajdowa� w kosmosie w odleg�o�ci dobrych stu kilometr�w. Zatrzyma� si� nie maj�c pewno�ci, czy mimo wszystko dobrze zrobi�. I wtedy, prawie dok�adnie nad g�ow�, zauwa�y� jaki� spory kszta�t przys�aniaj�cy gwiazdy; szybko sun�� po niebie w chwili, gdy go spostrzeg�. Serce K-15 na moment zamar�o, szybko si� jednak opanowa� i zacz�� analizowa� sytuacj�, pr�buj�c ustali�, dlaczego pope�ni� tak straszny b��d.
Up�yn�o troch� czasu, zanim zda� sobie spraw�, �e ten prawie czarny cie�, przemykaj�cy po niebie, wcale nie jest kr��ownikiem, lecz niemal r�wnie �miertelnym jak on zagro�eniem. To co� by�o mniejsze i znajdowa�o si� znacznie bli�ej, ni� pocz�tkowo s�dzi�. ,,Doradus� wys�a� na poszukiwania pociski kierowane, wyposa�one w telewizyjny uk�ad naprowadzaj�cy.
By�o to drugie niebezpiecze�stwo, jakiego obawia� si� K-15, i nic nie m�g� na to poradzi� - tylko pozosta� w ukryciu. Szuka go teraz wiele oczu �Doradusa�, lecz urz�dzenia te maj� bardzo powa�n� wad�. Zbudowano je do wykrywania o�wietlonych s�o�cem statk�w kosmicznych na tle gwiazd, nie za� do szukania ludzi ukrywaj�cych si� w skalnej d�ungli. Ostro�� ich uk�adu telewizyjnego jest niewielka i widz� jedynie to, co znajduje si� na wprost nich.
Teraz na szachownicy by�o znacznie wi�cej figur, a gra sta�a si� nieco bardziej zawzi�ta, ale mimo to K-15 ci�gle mia� przewag�.
Torpeda znikn�a w ciemno�ciach nocnego nieba. Lec�c niemal po prostej w tym s�abym polu grawitacyjnym, wkr�tce pozostawi Phobosa daleko za sob� i K-15 czeka� na to, co jak wiedzia�, musi nast�pi�. Kilka minut p�niej mign�� mu sztylet p�omieni silnika rakietowego, domy�li� si� wi�c, �e pocisk robi zwrot i powoli wraca na sw�j kurs. Prawie w tej samej chwili zobaczy� inny p�omie� z przeciwnej strony nieba i zada� sobie pytanie, ile tych piekielnych machin wprowadzono do akcji. Z tego, co wiedzia� o kr��ownikach klasy Z - a wiedzia� znacznie wi�cej, ni� powinien - mia�y one cztery kana�y kierowania pociskami i prawdopodobnie wszystkie by�y teraz w u�yciu.
Nagle wpad� na �wietny pomys�, cho� nie by� pewien, czy co� z tego wyjdzie. Radio jego skafandra mia�o niezwykle szeroki zakres, a przecie� gdzie� niedaleko ,,Doradus� zalewa� przestrze� falami o mocy najmniej tysi�ca herc�w. W��czy� odbiornik i zacz�� szuka�.
Bardzo szybko us�ysza� chrypi�cy pisk nadajnika impulsowego. Prawdopodobnie z�apa� jedynie podharmoniczn�, lecz to ca�kowicie wystarcza�o. Ustali� kierunek, z kt�rego odbi�r by� najlepszy, i po raz pierwszy K-15 pozwoli� sobie snu� perspektywiczne plany na przysz�o��.
,,Doradus� zdradzi� si� sam: p�ki statek b�dzie kierowa� swoimi pociskami, p�ty K-15 b�dzie dok�adnie zna� jego pozycj�.
Ostro�nie ruszy� w kierunku nadajnika. Ku zdumieniu K-15 sygna� przycich�, a potem nagle zn�w zabrzmia� g�o�niej. Zjawisko to intrygowa�o go, p�ki nie u�wiadomi� sobie, �e znajduje si� w strefie dyfrakcji. Gdyby by� dobrym fizykiem, jej szeroko�� mog�aby mu da� przydatne informacje, ale nie wiedzia� jakie.
,,Doradus� wisia� oko�o pi�ciu kilometr�w nad powierzchni� w pe�nym s�o�cu. Jego �bezodblaskowa� pow�oka od dawna wymaga�a renowacji, K-15 zatem bardzo dobrze go widzia�. W dalszym ci�gu by� w cieniu i granica �wiat�a odsuwa�a si� od niego, uzna� wi�c, �e tu jest bezpieczny jak nigdzie indziej. Usadowi� si� wygodnie tak, �eby widzie� kr��ownik, i czeka� wiedz�c, �e �aden z pocisk�w kierowanych nie zbli�y si� do statku na t� odleg�o��. Pomy�la� sobie, �e kapitan �Doradusa� musi si� ju� nie�le w�cieka�. Mia� absolutn� racj�.
Po godzinie kr��ownik zacz�� si� ci�ko obraca� z wdzi�kiem hipopotama w b�ocie. K-15 domy�la� si� dlaczego. Kapitan Smith zamierza� rzuci� okiem na antypody i szykowa� si� do ryzykownej pi��dziesi�ciokilometrowej drogi. K-15 uwa�nie �ledzi�, jaki kierunek przyjmie statek, a kiedy ten si� zatrzyma�, z ulg� stwierdzi�, �e ustawi� si� niemal dok�adnie burt� do niego. P�niej, po serii szarpni��, kt�re nie mog�y by� zbyt przyjemne na pok�adzie, kr��ownik ruszy� w stron� horyzontu. K-15 pod��y� za nim - je�li tak mo�na powiedzie� - lekkim spacerowym krokiem, wskazuj�cym na to, �e by�a to sztuka, kt�rej dokona�o bardzo niewielu ludzi. Zwraca� szczeg�ln� uwag�, by nie prze�cign�� statku w czasie kt�rego� ze swych kilometrowych �lizg�w, bacz�c na ty�y, sk�d m�g� si� pojawi� jaki� pocisk.
Pokonanie pi��dziesi�ciu kilometr�w zaj�o �Doradusowi� blisko godzin�. By�o to znacznie mniej ni� jedna tysi�czna jego normalnej pr�dko�ci, jak dla zabawy obliczy� K-15. W pewnej chwili statek znalaz� si� na stycznej prowadz�cej w kosmos i, zamiast marnotrawi� czas na ponowny obr�t, wystrzeli� salw� z dzia�, by zmniejszy� szybko��. W ko�cu uda�o mu si� to i K-15 zatrzyma� si�, aby rozpocz�� nast�pne czuwanie zaklinowany mi�dzy dwiema ska�ami, sk�d widzia� kr��ownik, samemu z pewno�ci� nie b�d�c widzianym. Przysz�o mu na my�l, �e kapitana Smitha zd��y�y ju� opanowa� powa�ne w�tpliwo�ci co do jego pobytu na Phobosie i mia� ochot� wystrzeli� rakiet�, �eby je rozproszy�. Opar� si� jednak tej pokusie.
Nie na wiele zda�by si� opis wypadk�w z nast�pnych dziesi�ciu godzin, nie r�ni�y si� bowiem �adnym istotnym szczeg�em od poprzedzaj�cych je wydarze�. �Doradus� wykona� jeszcze trzy manewry, a K-15 skrada� si� za nim z ostro�no�ci� �owcy grubego zwierza na tropie w�ciek�ej s�onicy. Jeden raz statek zmusi� go do wyj�cia na s�o�ce; w�wczas K-15 pozwoli� mu znikn�� za horyzontem i odczeka� do chwili, gdy ledwie odbiera� jego sygna�y. Najcz�ciej mia� jednak statek na oku, kryj�c si� zwykle za jakim� pobliskim wzg�rzem.
W pewnej chwili w odleg�o�ci paru kilometr�w eksplodowa�a torpeda i K-15 domy�li� si�, �e jaki� wyprowadzony z r�wnowagi operator zobaczy� cie�, kt�ry mu si� nie podoba�, albo �e technik zapomnia� wy��czy� zapalnik zbli�eniowy. Poza tym nie wydarzy�o si� nic, co mog�oby o�ywi� przebieg wypadk�w: w�a�ciwie ca�a sprawa stawa�a si� cokolwiek nudna. K-15 niemal z wdzi�czno�ci� wita� z rzadka przelatuj�ce nad nim w�cibskie pociski kierowane, nie przypuszcza� bowiem, �e go dostrzeg�, je�li pozostanie w bezruchu, rozs�dnie si� kryj�c, Zdawa� sobie spraw�, �e gdyby m�g� si� trzyma� rejonu Phobosa dok�adnie po stronie przeciwnej do tej, nad kt�r� znajdowa� si� kr��ownik, nawet i pociski nie by�yby dla� gro�ne, poniewa� statek nie mia� tam nad nimi �adnej kontroli w cieniu ksi�yca, dok�d nie dociera�y jego fale radiowe. K-15 nie widzia� jednak �adnego niezawodnego sposobu ukrycia si� w tej bezpiecznej strefie, gdyby kr��ownik znowu ruszy� na poszukiwania.
Wszystko sko�czy�o si� nieoczekiwanie. Nagle zawy�y silniki stabilizuj�ce, a g��wny nap�d kr��ownika rykn�� ca�� swoj� niema�� moc�. Po kilku sekundach �Doradus� nikn�� w drodze ku S�o�cu, nareszcie swobodny, wdzi�czny za to, �e mo�e opu�ci�, nawet pokonany, t� n�dzn� skaln� bry��, kt�ra w tak irytuj�cy spos�b pozbawi�a go nale�nej mu zdobyczy. K-15 wiedzia�, co si� sta�o, i ogarn�o go b�ogie uczucie spokoju i odpr�enia. Na ekranie radarowym kr��ownika kto� zobaczy� niepokoj�co du�e echo, kt�re zbli�a�o si� ze zbyt wielk� szybko�ci�. Teraz wystarczy�o tylko w��czy� �wiat�o sygnalizacyjne skafandra i poczeka�. K-15 m�g� pozwoli� sobie nawet na luksus wypalenia papierosa.
- Ca�kiem interesuj�ca historyjka - rzek�em - i teraz rozumiem, co ��czy j� z t� wiewi�rk�. Ale przy okazji chcia�bym panu zada� jedno lub dwa pytania.
- Powa�nie? - spyta� uprzejmie Rupert Kingman.
Lubi� wszystko poznawa� do ko�ca, a wiedzia�em, �e m�j gospodarz odegra� pewn� rol� w tej wojnie jowiszowej, o czym rzadko wspomina�. Postanowi�em zaryzykowa� i strzeli� na chybi� trafi�.
- Wolno mi spyta�, jak to si� sta�o, �e pan tak du�o wie o tej nietypowej bitwie? Czy to mo�liwe, �eby to w�a�nie pan by� tym K-15?
Carson zacz�� si� dziwnie krztusi�.
- Nie. To nie ja - odpar� z ca�kowitym spokojem Kingman. Wsta� i ruszy� w stron� magazynku broni.
- Przeprosz� pan�w na moment. P�jd� jeszcze sobie postrzela� do tego le�nego szczura. Mo�e tym razem go dostan�.
Potem wyszed�.
Carson patrzy� na mnie, jakby chcia� powiedzie�: �To nast�pny dom, do kt�rego wi�cej ci� nie zaprosz��. Kiedy gospodarz nie m�g� ju� nas s�ysze�, Carson odezwa� si� lodowatym tonem:
- Wszystko popsu�e�. Po co w og�le o to pyta�e�?
- No, c�. Wydawa�o mi si�, �e to on. A jak�e inaczej m�g�by o tym wszystkim wiedzie�?
- Prawd� m�wi�c przypuszczam, �e spotka� K-15 po wojnie: musieli mie� interesuj�c� rozmow�. S�dzi�em jednak, �e wiedzia�e� o tym, �e Rupert przeszed� w stan spoczynku w stopniu zaledwie komandora porucznika. Komisja �ledcza nie podziela�a jego punktu widzenia. Mimo wszystko trudno poj��, jak to si� sta�o, �e kapitan najszybszego statku floty nie m�g� z�apa� cz�owieka w skafandrze kosmicznym.
Prze�o�y� Marek Cegie�a