9073
Szczegóły |
Tytuł |
9073 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9073 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9073 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9073 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arthur C. Clarke
U Progu Raju
- To ju� chyba koniec trasy - powiedzia� Jerry Garfield, wy��czaj�c zap�on.
Z cichym westchnieniem umilk�y silniki odrzutowej pojazd zwiadowczy W�drowny Ptak, pozbawiony swej poduszki powietrznej, osiad� na powybrzuszanych ska�ach P�askowy�u Zachodniego.
Dalej posuwa� si� nie spos�b - ani na silnikach odrzutowych, ani na g�sienicach S5, by u�y� oficjalnej nazwy, pojazd nie m�g�by pokona� wyros�ej przed nim stromizny. Do bieguna po�udniowego Wenus pozosta�o zaledwie pi��dziesi�t kilometr�w, ale r�wnie dobrze m�g� znajdowa� si� na innej planecie. B�d� musieli zawr�ci�, a czeka ich niemal o�miusetkilometrowa droga powrotna po w�asnych �ladach przez ten koszmarny krajobraz.
Powietrze by�o fantastycznie czyste i widoczno�� si�ga�a tysi�ca metr�w. Nie musieli u�ywa� radaru, by zobaczy� przed sob� strome ska�y; przynajmniej raz wystarcza�o go�e oko. Zielona po�wiata, s�cz�ca si� poprzez szczeln� warstw� chmur, kt�re k��bi�y si� od miliona lat, nadawa�a tej scenerii podobie�stwo do krajobrazu podwodnego, a wra�enie to pot�gowa�a mgie�ka pokrywaj�ca wszystkie dalekie obiekty. Chwilami �atwo mogli ulec z�udzeniu, �e jad� po dnie p�ytkiego morza, i Jerry kilkakrotnie wyobrazi� sobie p�yn�ce w g�rze ryby.
- Mam zawiadomi� statek, �e wracamy? - spyta�.
- Jeszcze nie - powiedzia� doktor Hutchins. - Chcia�bym si� zastanowi�.
Jerry rzuci� b�agalne spojrzenie trzeciemu cz�onkowi za�ogi, lecz nie znalaz� tam duchowego wsparcia. Coleman by� taki sam; chocia� ci dwaj po�ow� czasu sp�dzali na zawzi�tych k��tniach, obaj byli jednak uczonymi, a wi�c, zdaniem twardog�owego in�yniera nawigatora, nie zaliczali si� do grona ca�kowicie odpowiedzialnych obywateli. Gdyby Cole i Hutch wpadli na jaki� wspania�y pomys�, �eby jecha� dalej, to m�g�by co najwy�ej wyrazi� sw�j sprzeciw.
Hutchins kr��y� po male�kiej kabinie w t� i we w t�, studiuj�c mapy i wskazania instrument�w. Teraz omiata� szperaczem ska�y i zacz�� uwa�nie przygl�da� si� im przez lornetk�.
Chyba nie oczekuje ode mnie, �e tam wjad�! - pomy�la� Jerry. - S5 to poduszkowiec, a nie kozica.
Wtem Hutchins co� znalaz�. G�o�no odetchn��, wypuszczaj�c z p�uc wstrzymywane powietrze, a potem zwr�ci� si� do Colemana.
- Sp�jrz! - wykrzykn�� w podnieceniu. - Troch� w. lewo od tej czarnej kropki! Powiedz mi, co widzisz.
Odda� lornetk� i z kolei Coleman wyt�y� wzrok.
- Co� podobnego - powiedzia� w ko�cu. - Mia�e� racj�. S� rzeki na Wenus. To wyschni�ty wodospad.
- Jeste� mi wi�c winien obiad�w ,,Bel Gourmel� po powrocie do Cambridge. Z szampanem.
- Nie musisz mi przypomina�. Ostatecznie, za tak� cen� to taniocha. Ale reszta tych twoich teorii jest rodem z domu wariat�w.
- Chwileczk� - wtr�ci� Jerry. - Jakie rzeki, jakie wodospady? Przecie� wszyscy wiedz�, �e nie mog� istnie� na Wenus. Ta planeta przypomina �a�ni� parow� i nigdy tu nie jest na tyle ch�odno, �eby chmury mog�y si� skropli�.
- A patrzy�e� ostatnio na termometr? - spyta� Hutchins z przek�sem.
- By�em zbyt zaj�ty prowadzeniem.
- Mam wi�c dla ciebie nowin�. Wskazuje ju� 110 stopni i ci�gle spada. Nie zapominaj, �e jeste�my prawie na biegunie, mamy zim� i znajdujemy si� dwadzie�cia tysi�cy metr�w nad poziomem nizin. Wszystko to powoduje wyra�ne sch�odzenie powietrza. Je�li temperatura obni�y si� jeszcze o kilka stopni, spadnie deszcz. Woda b�dzie si� oczywi�cie gotowa�, ale b�dzie to woda. I chocia� George mo�e si� z tym nie zgadza�, fakt ten stawia Wenus w zupe�nie innym �wietle.
- Dlaczego? - spyta� Jerry, cho� ju� si� domy�la�.
- Tam gdzie jest woda, mo�e by� �ycie. Zbytnio si� pospieszyli�my, zak�adaj�c ja�owo�� Wenus tylko dlatego, �e przeci�tna temperatura si�ga trzystu stopni. Tutaj jest ch�odniej, st�d tak bardzo nam zale�a�o, �eby dotrze� do bieguna. Tu na wy�ynach s� jeziora i chcia�bym sobie na nie popatrze�.
- Ale pe�ne ukropu! - zaprotestowa� Coleman. - W ukropie nie ma �ycia!
- Na Ziemi s� algi, kt�re jako� sobie z tym radz�. Od pocz�tku eksploracji innych planet nauczyli�my si� przynajmniej jednego: je�eli gdziekolwiek istniej� najmniejsze mo�liwo�ci przetrwania �ycia, to si� je w ko�cu odnajduje. I to jest jedyna taka mo�liwo�� na Wenus.
- Chcia�bym, �eby�my mogli potwierdzi� t� twoj� teori�. Nale�a�oby to sprawdzi�, a my nie mo�emy pokona� tego urwiska.
- Mo�e nie pojazdem. Ale niezbyt trudno by�oby wspi�� si� na te ska�y nawet w skafandrze termicznym. Trzeba by tylko przej�� kilka kilometr�w pieszo w kierunku bieguna. Wed�ug map radarowych teren za kraw�dzi� urwiska jest do�� r�wny. Poradziliby�my sobie z tym w... noo... najwy�ej dwana�cie godzin. Ka�demu z nas ju� d�u�ej zdarza�o si� przebywa� w o wiele gorszych warunkach.
Istotnie. Kombinezony ochronne, kt�re utrzymywa�y cz�owieka przy �yciu na wenusja�skich nizinach, z �atwo�ci� spe�ni�yby swoje zadanie tutaj, gdzie jest zaledwie o trzydzie�ci par� stopni cieplej ni� w Dolinie �mierci w pe�ni lata.
- C� - rzek� Coleman. - Znasz regulamin. Nie mo�esz i�� sam, a kto� musi tu zosta�, �eby zapewni� kontakt ze statkiem. Tym razem jak to, za�atwimy... szachy czy karty?
- Partia szach�w potrwa zbyt d�ugo - odpar� Hutchins - szczeg�lnie je�li to wy macie gra�.
Si�gn�� do szuflady stolika nawigacyjnego i wyj�� mocno podniszczon� tali�.
- Ci�gnij, Jerry.
- Dziesi�tka pik. Mam nadziej�, �e mnie nie pobijesz, George.
- Ja r�wnie� mam tak� nadziej�. Cholera... tylko pi�tka trefl. No, c�, k�aniajcie si� ode mnie Wenusjanom.
Wbrew zapewnieniom Hutchinsa wspinaczka po urwisku okaza�a si� trudna. Zbocze mo�e nie by�o zbyt strome, ale na ka�dego z nich przypada�o ponad pi��dziesi�t kilogram�w aparatury tlenowej, ch�odzonego kombinezonu i sprz�tu badawczego. Mniejsze ci��enie - o trzyna�cie procent s�absze od ziemskiego - stanowi�o pewn�, lecz niewielk� pomoc, kiedy mozolnie pokonywali piargi, zatrzymywali si� na wyst�pach skalnych dla z�apania tchu, a potem dalej si� wspinali niczym w podwodnym p�mroku. Otaczaj�ca ich szmaragdowa po�wiata by�a intensywniejsza od blasku ksi�yca w pe�ni na Ziemi. Jerry pomy�la� sobie, �e na Wenus nie by�oby �adnego po�ytku z Ksi�yca: nie mo�na by go zobaczy� z powierzchni planety i nie istnia�y oceany, �eby rz�dzi� ich przyp�ywami, a owa nigdy nie gasn�ca po�wiata jest o wiele pewniejszym, bo sta�ym �r�d�em �wiat�a.
Dopiero gdy pokonali ponad sze��set metr�w, stromizna przesz�a w �agodny stok, poci�ty tu i �wdzie �lebami, kt�re najwyra�niej wymy�a p�yn�ca woda. Po kr�tkich poszukiwaniach natkn�li si� na rynn�, wystarczaj�co szerok� i g��bok�, by mog�a zas�u�y� sobie na miano koryta rzeki, i ruszyli jej dnem.
- W�a�nie przysz�o mi co� do g�owy - odezwa� si� Jerry, kiedy przeszli kilkaset metr�w. - Co b�dzie, je�li przed nami zerwie si� burza? Nie mam ochoty na k�piel we wrz�tku.
- Je�li si� zerwie, to j� us�yszymy - odpar� Hutchins z lekka poirytowanym tonem. - B�dziemy mieli mn�stwo czasu, �eby dotrze� do jakiego� wy�ej po�o�onego miejsca.
Niew�tpliwie mia� racj�, ale Jerry wci�� odczuwa� niepok�j podczas dalszej wspinaczki �agodnie wznosz�cym si� korytem. Jego obawy nasili�y si�, kiedy wskutek wybrzuszenia stoku stracili kontakt radiowy z pojazdem. Brak ��czno�ci z towarzyszami by� w owym czasie zdarzeniem wyj�tkowym i niepokoj�cym. Jerry jeszcze nigdy w �yciu tego nie do�wiadczy�; nawet na pok�adzie Gwiazdy Porannej, gdy znajdowali si� o sto milion�w kilometr�w od Ziemi, zawsze m�g� wys�a� wiadomo�� rodzinie i otrzyma� odpowied� w ci�gu kilku minut. Je�eli tutaj co� im si� przydarzy, nikt si� o tym nie dowie, zanim jaka� p�niejsza ekspedycja odnajdzie ich cia�a. George odczeka ustalony czas, a potem wr�ci na statek - sam.
Chyba naprawd� nie mam w sobie nic z pioniera - pomy�la� Jerry. - Lubi� prowadzi� skomplikowane maszyny i dlatego zaj��em si� lataniem w kosmosie. Nigdy jednak nie zastanawia�em si�, dok�d mnie to zaprowadzi, a teraz jest za p�no, �eby si� rozmy�li�...
Przeszli ju� z pi�� kilometr�w w stron� bieguna kr�tym korytem rzeki, kiedy Hutchins zatrzyma� si�, by przeprowadzi� obserwacje i zebra� okazy.
- Robi si� coraz ch�odniej - rzek�. - Temperatura spad�a do dziewi��dziesi�ciu trzech stopni. Grubo poni�ej minimum, jakie dotychczas zarejestrowano na Wenus. Szkoda, �e nie mog� po��czy� si� z George'em, �eby go o tym zawiadomi�.
Jerry pr�bowa� na r�nych cz�stotliwo�ciach i nawet uda�o mu si� z�apa� statek - nieprzewidziane zmiany w jonosferze planety czasem umo�liwia�y odbi�r z du�ej odleg�o�ci - lecz poza trzaskami wenusja�skich burz nie wy�owi� ani �ladu fali no�nej.
- Mam co� lepszego - odezwa� si� Hutchins, tym razem naprawd� podniecony. - Ro�nie st�enie tlenu... pi�tna�cie cz�ci na milion. Przy poje�dzie by�o tylko pi��, a na nizinach ledwie da�o si� wykry�.
- Ale pi�tna�cie na milion! - zaprotestowa� Jerry. - Tym nic nie mo�e oddycha�!
- Patrzysz na to z niew�a�ciwej strony - t�umaczy� mu Hutchins. - Rzecz nie w oddychaniu, lecz w wytwarzaniu. Jak my�lisz, sk�d si� bierze tlen na Ziemi? Jest produktem �ycia... �ywych ro�lin. Nim one rozwin�y si� na Ziemi, nasza atmosfera wygl�da�a dok�adnie jak ta... bez�adna mieszanina dwutlenku w�gla, amoniaku i metanu. P�niej pojawi�a si� ro�linno�� i powoli przekszta�ci�a atmosfer� w co�. czym mog�y oddycha� zwierz�ta.
- Rozumiem - rzek� Jerry. - My�lisz, �e ten sam proces w�a�nie rozpocz�� si� tutaj?
- Na to wygl�da. Co� niedaleko st�d wytwarza tlen... a najprostszym wyja�nieniem s� �ywe ro�liny. - A tam, gdzie s� ro�liny, przypuszczam, �e pr�dzej czy p�niej b�d� i zwierz�ta - wywnioskowa� Jerry.
- Tak - potwierdzi� Hutchins, chowaj�c instrumenty i ruszaj�c korytem w g�r�. - Cho� to trwa par� milion�w lat. Mo�e zjawili�my si� tutaj za wcze�nie... lecz mam nadziej�, �e nie.
- Wszystko to bardzo pi�knie - powiedzia� Jerry. - Ale przypu��my, �e spotkamy co�, czemu si� nie spodobamy? Przecie�, nie mamy �adnej broni.
Hutchins parskn�� z oburzenia.
- I nie jest nam potrzebna. Czy zastanawia�e� si� kiedykolwiek, jak my wygl�damy? Na nasz widok ka�de zwierz� ucieknie na kilometr.
By�o w tym troch� prawdy. Ich skafandry termiczne, pokryte od st�p, do g��w metalow� foli�, odbijaj�c� promienie, przypomina�y b�yszcz�c� zbroj�. �aden owad nie mia� tak wymy�lnych czu�k�w jak anteny na ich he�mach czy plecakach, a du�e soczewkowate szyby, przez kt�re patrzyli na �wiat, wygl�da�y niczym puste monstrualne oczy. Istotnie, tylko niewiele stworze� na Ziemi nie ul�k�oby si� takich zjaw, jednak ewentualni mieszka�cy Wenus mog� zareagowa� inaczej.
Jerry jeszcze si� nad tym zastanawia�, kiedy dotarli do jeziora. Nawet na pierwszy rzut oka przywodzi�o na my�l nie �ycie, kt�rego szukali, lecz �mier�. Niby czarne lustro le�a�o w zag��bieniu mi�dzy wzg�rzami; jego przeciwleg�y brzeg ton�� w odwiecznej mgle, a upiorne s�upy pary wiruj�c ta�czy�y po powierzchni. Jerry pomy�la� sobie, �e brak tylko �odzi Charona, kt�ra by ich przewioz�a na drug� stron�... albo �ab�dzia z Tuoneli, majestatycznie p�ywaj�cego w t� i z powrotem na stra�y wej�cia do podziemnego �wiata...
Mimo wszystko jednak by� to cud - pierwsza woda w stanie wolnym, jak� kiedykolwiek znalaz� cz�owiek na Wenus. Hutchins ju� kl�cza�, jakby odmawia� modlitw�. Lecz tylko zbiera� krople cennego olynu, �eby go zbada� pod kieszonkowym mikroskopem.
- Znalaz�e� co�? - spyta� niecierpliwie Jerry.
- Je�li co� jest, to zbyt ma�e, �eby da�o si� zobaczy� za pomoc� tego instrumentu. Powiem ci wi�cej, kiedy wr�cimy na statek.
Szczelnie zakorkowa� prob�wk� i pieczo�owicie w�o�y� j� do torby jak poszukiwacz z�ota chowaj�cy dopiero co znaleziony samorodek. Mog�a to by�, i prawdopodobnie by�a, po prostu zwyk�a woda, ale niewykluczone, �e zawiera�a �wiat nieznanych istot na pierwszym etapie ich drogi do inteligencji przez miliardy lat.
Przeszli nie wi�cej ni� kilkana�cie metr�w brzegiem jeziora, gdy Hutchins zn�w si� zatrzyma�, ale tak nagle, �e Garfield niemal na� wpad�.
- Co si� sta�o? - spyta� Jerry. - Zobaczy�e� co�?
- Sp�jrz tam, na t� ciemn� ska��. Zwr�ci�em na ni� uwag�, nim zatrzymali�my si� nad jeziorem.
- No i co? Dla mnie wygl�da najnormalniej.
- Uwa�am, �e si� powi�kszy�a.
Jerry mia� zapami�ta� t� chwil� na ca�e �ycie. Nie wiadomo dlaczego, nigdy nie w�tpi� w to, co twierdzi� Hutchins, a teraz by� w stanie uwierzy� we wszystko, nawet �e ska�y rosn�. Poczucie odosobnienia, atmosfera tajemniczo�ci, to ciemne ponure jezioro, nigdy nie cichn�ce grzmoty dalekich burz i zielona migotliwa po�wiata - wszystko to w jaki� spos�b wp�yn�o na stan jego umys�u, przygotowa�o na spotkanie z niewiarygodnym. Nie odczuwa� jednak strachu - ten pojawi si� p�niej.
Popatrzy� na ska��. Znajdowa�a si� w odleg�o�ci oko�o stu pi��dziesi�ciu metr�w, je�eli si� nie myli�. W tym zamglonym szmaragdowym �wietle odleg�o�ci czy wymiary nie�atwo by�o oceni�. Ska�a albo to, co j� przypomina�o, le�a�a niby p�yta z niemal czarnego materia�u prawie na szczycie niskiego wzg�rza, a obok niej druga, znacznie mniejsza, z podobnego tworzywa. Jerry stara� si� zapami�ta� szeroko�� przerwy mi�dzy nimi, aby mie� sprawdzian wszelkich zmian.
Nawet kiedy zauwa�y�, �e przerwa powoli si� zmniejsza, jeszcze nie odczuwa� strachu - jedynie podniecaj�c� ciekawo��. Dopiero w�wczas, gdy ca�kowicie znikn�a i zorientowa� si�, �e wzrok wyprowadzi� go w pole, okropne uczucie obezw�adniaj�cej trwogi �cisn�o mu serce.
To nie �adne rosn�ce czy poruszaj�ce si� ska�y. Widzieli jak�� ciemn� fal�, pe�zn�cy dywan, kt�ry wolno, lecz nieub�aganie sun�� ku nim ze szczytu wzg�rza.
Chwila nag�ej nieuzasadnionej paniki trwa�a na szcz�cie nie wi�cej ni� kilka sekund. Przera�enie Garfielda zacz�o ust�powa�, gdy tylko u�wiadomi� sobie jego przyczyn�. Ot� sun�ca fala nazbyt �ywo przypomina�a mu przeczytane wiele lat temu opowiadanie o armii mr�wek znad Amazonki, kt�re wszystko niszczy�y na swej drodze.
Lecz ta fala, czymkolwiek by�a, porusza�a si� za wolno, aby stanowi� rzeczywiste niebezpiecze�stwo, o ile nie odetnie im drogi odwrotu. Hutchins przygl�da� si� jej uwa�nie przez ich jedyn� lornetk� - jako biolog trwa� na posterunku. Jerry pomy�la�, �e nie ma sensu robi� z siebie g�upca i ucieka� jak oparzony.
- Na mi�o�� bosk�, co to? - spyta� w ko�cu, kiedy sun�cy dywan by� ju� w odleg�o�ci zaledwie stu metr�w, a Hutchins ani si� nie odzywa�, ani nawet nie drgn��.
Dopiero teraz poruszy� si� z wolna jak o�ywaj�cy pos�g.
- Przepraszam - rzek�. - Ca�kiem o tobie zapomnia�em. To oczywi�cie ro�lina. Przynajmniej tak to powinni�my nazwa�.
- Ale to si� porusza!
- C� w tym dziwnego? To samo robi� ro�liny na Ziemi. Nigdy nie widzia�e�, jak rusza si� bluszcz w przy�pieszonym filmie?
- Tak, ale pozostaje w tym samym miejscu, nie pe�za po ziemi.
- A morskie ro�liny planktonowe? Kiedy musz�, p�ywaj�.
Jerry zaniecha� sporu, tym bardziej �e zbli�aj�cy si� dziwotw�r odbiera� mu wszelki koncept.
W duchu wci�� nazywa� t� rzecz dywanem - puszystym i obrze�onym fr�dzlami. Jego grubo�� zmienia�a si� w ruchu: to by� cienki jak b�ona, to zn�w grubia� do przesz�o trzydziestu centymetr�w. Kiedy si� zbli�y� i Jerry m�g� dostrzec jego faktur�, przypomina� czarny aksamit. Jerry zastanawia� si�, jaki jest w dotyku, i w�wczas u�wiadomi� sobie, �e m�g�by si� sparzy�, gdyby nawet �w dywan nie chcia� im wyrz�dzi� nic z�ego. Przy�apa� si� na my�li pe�nej niefrasobliwo�ci, kt�ra jest cz�stym objawem reakcji na doznany szok: je�li istniej� jacy� Wenusjanie, nigdy nie b�dziemy mogli poda� im r�ki. My by�my poparzyli sobie d�onie, oni za� odmrozili.
Dotychczas nic nie �wiadczy�o, �e to co� zdaje sobie spraw� z ich obecno�ci. Po prostu p�yn�o przed siebie jak bezrozumna fala, kt�r� prawie na pewno by�o. Gdyby nie wspina�o si� na niewielkie przeszkody, mog�oby uchodzi� za p�yn�c� wod�.
A potem, zbli�ywszy si� na odleg�o�� zaledwie trzech metr�w, aksamitna fala przyhamowa�a. Z lewej i z prawej strony w dalszym ci�gu sun�a naprz�d, lecz po�rodku, akurat na wprost nich, pocz�a zwalnia�, a� w ko�cu si� zatrzyma�a.
- Otacza nas - rzek� zaniepokojony Jerry. - Lepiej si� cofn��, p�ki nie nabierzemy pewno�ci, �e nic nam nie grozi.
Odetchn�� z ulg�, Hutchins bowiem niezw�ocznie si� wycofa�. Po chwili wahania stw�r na nowo podj�� sw�j niespieszny poch�d i zag��bienie z przodu znikn�o.
W�wczas Hutchins zrobi� par� krok�w naprz�d, a to co� powoli si� cofn�o. Biolog kilkakrotnie rusza� w stron� �ywej fali tylko po to, �eby natychmiast wr�ci�, co za ka�dym razem powodowa�o jej odp�yw i przyp�yw zgodnie z jego ruchami. Jerry nigdy by nie przypuszcza�, �e do�yje chwili, gdy cz�owiek b�dzie ta�czy� walca z ro�lin�...
- Termofobia - powiedzia� Hutchins. - Czysto odruchowa reakcja. Przy nas jej za gor�co.
- Za gor�co! - wykrzykn�� Jerry. - Niby dlaczego, skoro przez koptrast jeste�my dla niej �ywymi soplami?
- My oczywi�cie tak, ale nie nasze skafandry, a wie tylko o nich.
Jerry pomy�la�, �e wyszed� na durnia. W wygodnym klimatyzowanym skafandrze �atwo zapomnie�, �e z agregatu ch�odz�cego na plecach nieprzerwanie wydobywa� si� strumie� gor�cego powietrza. Nic dziwnego, �e ta wenusja�ska ro�lina tak si� odsuwa�a...
- Sprawd�my, jak reaguje na �wiat�o - rzek� Hutchins.
W��czy� umieszczony na piersi reflektor i w okamgnieniu czysto bia�a jasno�� rozproszy�a zielon� po�wiat�. A� do przybycia cz�owieka na Wenus nigdy bia�e �wiat�o nie rozja�nia�o jej powierzchni, nawet za dnia. Jak w ziemskich oceanach, panowa� tu jedynie zielony p�mrok, przechodz�cy w zupe�n� ciemno��.
Zmiana by�a tak osza�amiaj�ca, �e �aden z nich nie m�g� powstrzyma� okrzyku zdumienia. W jednej chwili znikn�a g��boka przygn�biaj�ca czer� aksamitu puszystego dywanu u ich st�p. W zasi�gu �wiat�a reflektor�w ujrzeli rozmaito�� wspania�ych �ywych czerwieni w z�ote c�tki. �adnemu z perskich ksi���t nie wykonano tak przebogatej tkaniny, a przecie� ta by�a przypadkowym tworem natury. Przed w��czeniem reflektor�w te przepi�kne barwy w�a�ciwie nie istnia�y i ponownie znikn�, gdy to obce �wiat�o, przywiezione z Ziemi, przestanie je wyczarowywa�.
- Tik�w mia� racj� - mrukn�� Hutchins. - Szkoda, �e nigdy si� o tym nie dowie.
- Racj�? Z czym? - spyta� Jerry, cho� wobec tak pi�knego widoku rozmowa zdawa�a si� niemal �wi�tokradztwem.
- Odkry� przed pi��dziesi�ciu laty w Rosji, �e ro�liny �yj�ce w bardzo zimnym klimacie przybieraj� zabarwienie fioletowe i niebieskie, a w gor�cym czerwone albo pomara�czowe. Przewidywa�, �e ro�linno�� na Marsie b�dzie fioletowa, i twierdzi�, �e je�li na Wenus istniej� ro�liny, to s� czerwone. No i w obu wypadkach mia� racj�. Ale nie mo�emy tak sta� tutaj przez ca�y dzie�... mamy jeszcze co� do zrobienia.
- Masz pewno��, �e ona jest ca�kiem niegro�na? - spyta� Jerry, w kt�rym od�y�a nieufno��.
- Absolutn�. Nawet gdyby chcia�a, nie mo�e dotkn�� naszych skafandr�w. A poza tym w�a�nie nas mija.
I rzeczywi�cie. Teraz widzieli j� w ca�ej okaza�o�ci - nie by�a to kolonia, lecz pojedyncza ro�lina o kszta�cie zbli�onym do ko�a �rednicy prawie stu metr�w. Sun�a po ziemi jak cie� p�dzonej wiatrem chmury, pozostawiaj�c za sob� na ska�ach niezliczone male�kie dziurki, kt�re mog�y by� skutkiem dzia�ania jakiego� kwasu.
- Tak - rzek� Hutchins, gdy Jerry o tym napomkn��. - W ten spos�b od�ywiaj� si� niekt�re porosty. Wydzielaj� kwas, by rozpu�ci� ska��. Ale prosz� ci�, wstrzymaj si� z pytaniami do powrotu na statek. Mam tu prac�, kt�rej starczy�oby na ca�e �ycie dla kilku os�b, a tylko par� godzin na jej wykonanie.
To by�a botanika w ruchu... wra�liwy brzeg tej olbrzymiej ro�liny porusza� si� ze zdumiewaj�c� szybko�ci�, kiedy stara�a si� ich obej��. Wygl�da�o, jakby mieli do czynienia z �ywym plackiem o powierzchni blisko p� hektara. Poza odruchowym unikaniem ciep�a wydmuchiwanego z ich skafandr�w, nie by�o �adnej reakcji, gdy Hutchins pobiera� wycinki czy pr�bki. Stw�r wytrwale par� do przodu poprzez wzg�rza i doliny, kierowany nieznanym ro�linnym instynktem. By� mo�e trzyma� si� �y�y jakiego� minera�u, lecz to ustal� dopiero geologowie po analizie pr�bek zebranych przez Hutchinsa przed tym �ywym dywanem i po jego przej�ciu.
Prawie nie mieli czasu, by my�le� czy cho�by nawet wypowiedzie� niezliczone pytania, kt�re im si� cisn�y na usta w zwi�zku z ich odkryciem. Przypuszczalnie stwory te s� do�� powszechne, je�li na jednego z nich natkn�li si� tak szybko. Jak si� rozmna�aj�? Przez p�czkowanie? Podzia�? Zarodniki? Albo jeszcze w jaki� inny spos�b? Sk�d czerpi� energi�? Czy maj� krewniak�w, konkurent�w, paso�yty? Nie mog�a to by� jedyna forma �ycia na Wenus - sama my�l � tym wydawa�a si� niedorzeczna, bo je�li powsta� jeden gatunek, powinno istnie� ich tysi�ce.
W ko�cu zwyk�y g��d i zm�czenie zmusi�y ich do zatrzymania si�. Badany przez nich stw�r m�g� r�wnie dobrze obej�� w ten spos�b Wenus, chocia� Hutchins uwa�a�, �e nigdy za bardzo nie oddala si� od jeziora, gdy� od czasu do czasu podchodzi� do wody i zanurza� w niej d�ug� rurkowat� wi�. Przyby�e z Ziemi zwierz�ta musia�y jednak odpocz��.
Rozstawili pneumatyczny namiot, przecisn�li si� przez �luz� powietrzn� i z ogromn� ulg� zdj�li skafandry. Dopiero podczas odpoczynku wewn�trz niewielkiej plastykowej p�kuli po raz pierwszy dotar�o do ich �wiadomo�ci, �e dokonali naprawd� wspania�ego i wa�nego odkrycia. �w �wiat wok� nich by� ju� nie ten sam - Wenus, jak Ziemia i Mars, przesta�a by� martw� planet�.
�ycie bowiem wzywa�o �ycie poprzez otch�anie kosmosu. Wszystko, co ro�nie czy porusza si� na powierzchni jakiejkolwiek planety, jest zapowiedzi� i obietnic�, �e cz�owiek nie pozostanie sam w tym wszech�wiecie p�on�cych s�o�c i wiruj�cych mg�awic. Cho� jeszcze nie napotka� towarzyszy, z kt�rymi m�g�by si� porozumie�, to tylko kwestia czasu; wci�� mia� przed sob� ca�e lata �wietlne i wieki, czekaj�ce na zbadanie. Tymczasem za� musi chroni� i piel�gnowa� �ycie, kt�re ju� znalaz�, czy to na Ziemi, na Marsie czy te� na Wenus.
Tak my�la� Graham Hutchins, najszcz�liwszy biolog w Uk�adzie S�onecznym, pomagaj�c Garfieldowi zbiera� resztki jedzenia do hermetycznej torby z plastiku. Kiedy zwin�li namiot i ruszyli w drog� powrotn�, po stworzeniu, kt�re badali, nie by�o ju� ani �ladu. I dobrze si� sta�o. Mogliby przecie� pokusi� si� o dalsze eksperymenty, op�niaj�c powr�t, kt�rego czas niepokoj�co si� zbli�a�.
Tak czy inaczej za kilka miesi�cy znowu si� tu pojawi� z zespo�em asystent�w i znacznie lepszym sprz�tem, a w�wczas b�d� na nich zwr�cone oczy ca�ego �wiata. Ewolucja pracowa�a na to spotkanie przez miliard lat, mo�na wi�c jeszcze troch� z tym poczeka�.
Przez chwil� nic si� nie porusza�o w migotliwej zielonej po�wiacie, wype�niaj�cej zamglony krajobraz, opuszczony zar�wno przez cz�owieka, jak i przez purpurowy dywan. Potem spoza omiatanych wiatrem wzg�rz zn�w wyp�yn�o to stworzenie. A je�li nawet by� to inny przedstawiciel tego samego gatunku, nikt si� o tym nie dowie..
Stworzenie mija�o niewielki kopiec kamieni, pod kt�rym Hutchins i Garfield ukryli odpadki. I wtedy si� zatrzyma�o.
Nie zastanawia�o si�, poniewa� nie mia�o rozumu. Ale chemiczne impulsy, bezlito�nie je ganiaj�ce po biegunowym p�askowy�u, nakaza�y: tutaj! Gdzie� blisko, tu�, tu�, znajdowa�o si� najcenniejsze dla� po�ywienie - fosfor - pierwiastek, bez kt�rego iskra �ycia nie mog�aby zap�on��. Zacz�o w�szy� po ska�ach, wciska� si� w szczeliny i p�kni�cia, skroba� i drapa�, przeszukuj�c grunt wiciami. Cokolwiek to stworzenie robi�o, nie przekracza�o to mo�liwo�ci �adnej ro�liny czy drzewa na Ziemi, tyle �e porusza�o si� tysi�c razy szybciej: w ci�gu kilku minut osi�gn�o sw�j cel, przebijaj�c plastikow� foli�.
A potem rozkoszowa�o si� najbardziej st�onym ze znanych mu dotychczas pokarm�w. Wch�ania�o w�glowodany, proteiny i fosfaty, nikotyn� z niedopa�k�w, celuloz� z papierowych kubk�w i �y�eczek. Wszystko to z �atwo�ci� rozk�ada�o i asymilowa�o bez szkody dla swego dziwnego organizmu. - T� sam� drog� wch�ania�o wszelkie �ywe stworzenia z mikro�wiata - bakterie i wirusy, kt�re na starszej planecie rozwin�y si� w tysi�ce gro�nych szczep�w. Tylko niewiele z nich mog�o przetrwa� w takiej temperaturze i atmosferze, ale to wystarczy�o, by powracaj�cy do jeziora dywan przeni�s� zaraz�, kt�ra obejmie ca�� jego planet�.
Kiedy Gwiazda Poranna wchodzi�a na kurs prowadz�cy j� do odleg�ego domu, Wenus ju� umiera�a. Filmy, zdj�cia i pr�bki, kt�re wi�z� ze sob� triumfuj�cy Hutchins, by�y cenniejsze, ni� s�dzi�. Pozostan� bowiem jedynym dowodem na to, �e w Uk�adzie S�onecznym �ycie pr�bowa�o osiedli� si� niegdy� na trzeciej planecie.
Sko�czy�a si� historia rozwoju �ycia pod chmurami Wenus.
Prze�o�y� Marek Cegie�a