9052
Szczegóły |
Tytuł |
9052 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9052 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9052 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9052 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arthur C. Clarke
PASO�YT
- Nic nie mo�esz dla mnie zrobi� - rzek� Connolly. - Absolutnie nic. I nie musisz za mn� �azi�.
Odwr�cony ty�em do Pearsona, patrzy� w dal, na b��kitne wody, za kt�rymi le�a�y W�ochy. Po lewej stronie sta�a na kotwicy flotylla rybacka, a dalej zachodzi�o wspania�e �r�dziemnomorskie s�o�ce, oblewaj�c czerwieni� morze i l�d. Lecz nawet w najmniejszym stopniu �aden z m�czyzn nie zdawa� sobie sprawy z otaczaj�cego ich zewsz�d pi�kna.
Pearson wsta�, wyszed� z zacienionego ogr�dka ma�ej kawiarenki i znalaz� si� w uko�nych promieniach s�o�ca. Podszed� do Connolly�ego, kt�ry sta� przy murku nad urwiskiem. Stara� si� do niego za bardzo nie zbli�a�, Connolly bowiem, cho�by w najlepszym humorze, nie lubi� by� dotykany. A teraz, wskutek swej obsesji, cokolwiek j� spowodowa�o, sta� si� w dw�jnas�b dra�liwy.
- Pos�uchaj, Roy - nalega� Pearson. - Przecie� od dwudziestu lat jeste�my przyjaci�mi i powiniene� wiedzie�, �e tym razem ci� nie zostawi�. A poza tym...
- Wiem, obieca�e� Ruth.
- A dlaczeg� mia�bym nie obiecywa�? Ostatecznie to twoja �ona i ma prawo wiedzie�, co si� sta�o.
Przerwa�, uwa�nie dobieraj�c s��w..
- Ona si� martwi, Roy. Bardziej ni� gdyby chodzi�o o jak�� kobiet�.
Chcia� doda� �zn�w�, ale si� powstrzyma�.
Connolly zdusi� papierosa na niskim granitowym murku i cisn�� niedopa�ek daleko w morze. Niewielki bia�y walec kr�ci� si� w powietrzu i kozio�kowa�, zanim wpad� do wody trzydzie�ci metr�w ni�ej. Connolly zwr�ci� twarz do przyjaciela.
- Przykro mi, Jack - powiedzia�.
W�wczas Pearsonowi mign�a dobrze znana mu osoba, o kt�rej wiedzia�, �e tkwi gdzie� g��boko w tym obcym cz�owieku stoj�cym obok niego.
- Wiem, �e pragniesz mi pom�c, i doceniam to. Ale nie chc�, �eby� za mn� szed�. To tylko pogorszy spraw�.
- Przekonaj mnie, to sobie p�jd�.
Connolly westchn��.
- Nie m�g�bym, ci� bardziej przekona� ni� tego psychiatr�, na kt�rego mnie nam�wi�e�. Biedny Curtis! Mia� tyle dobrych ch�ci. Przepro� go w moim imieniu, dobrze?
- Nie jestem psychiatr� i z niczego nie pr�buj� ci� wyleczy�... cokolwiek by to by�o. Je�li chcesz postawi� na swoim, wolna wola. Ale uwa�am, �e powinni�my wiedzie�, co si� sta�o, �eby m�c stosownie post�powa�...
- I za�atwi� mi wariackie papiery?
Pearson wzruszy� ramionami. Zadawa� sobie pytanie, czy Connolly przejrza� jego udawan� oboj�tno�� i domy�la si� prawdziwego powodu, kt�ry tak skrz�tnie ukrywa�. Teraz, kiedy ju� wszelkie pr�by zawiod�y, nie pozostawa�o mu nic innego, jak tylko machn�� na wszystko r�k�.
- Nie to mia�em, na my�li. Idzie o bardziej praktyczne sprawy. Chcesz tu pozosta� na zawsze? Nawet na Syrene nie mo�na �y� bez pieni�dzy.,
- W willi Clifforda Rawnsleya mog� przebywa� tak d�ugo, jak mi si� tylko spodoba. Rozumiesz, by� przyjacielem mojego ojca. Teraz nie mieszka w niej nikt, poza s�u�b�, a ona mi nie przeszkadza.
Connolly odwr�ci� si� od murku, o kt�ry si� opiera�.
- Id� na wzg�rze, zanim si� �ciemni - rzek�.
S�owa te wypowiedzia� osch�ym tonem, jednak Pearson zrozumia�, �e nie zosta� sp�awiony. Mo�e wi�c za nim i��, je�li chce; �wiadomo�� tego sprawi�a mu satysfakcj� - po raz pierwszy od momentu odnalezienia Connolly�ego. By�o to drobne zwyci�stwo, ale bardzo mu potrzebne.
Maszerowali - pod g�r� w milczeniu; w istocie Pearsonowi ledwie by starczy�o tchu na rozmow�. Connolly bowiem narzuci� tak ostre tempo, jak gdyby �wiadomie chcia� si� zm�czy�. Pod nimi le�a�a wyspa: bia�e miasteczka w zacienionych dolinach wygl�da�y niczym duchy, male�kie lodzie rybackie po ca�odziennej pracy by�y ju� w porcie. A wszystko otacza�o ciemne morze.
Kiedy Pearson dogoni� przyjaciela, Connolly siedzia� przed kapliczk�, kt�r� pobo�ni wyspiarze zbudowali w najwy�szym punkcie Syrene. Za dnia w miejscu tym przebywaj� jury�ci, fotografuj�c si� wzajemnie i podziwiaj�c szeroko reklamowane uroki wyspy, lecz teraz by�o tu pusto. Connolly ci�ko dysza� ze zm�czenia, ale twarz, mia� spokojn� i w tej chwili wygl�da�, jakby nic go nie trapi�o. Na moment zapomnia� o k�opotach i u�miecha� si� do Pearsona niemal tak zara�liwie jak dawniej.
- On nie znosi wysi�ku fizycznego, Jack. Wtedy zawsze znika.
- A co to za on? - spyta� Pearson. - Nie zapominaj, za jeszcze nas nie przedstawi�e�.
Connolly u�miechn�� si� na te pr�by �art�w, a potem twarz mu nagle spochmurnia�a.
- Powiedz mi, Jack - zacz�� - czy ja mam wybuja�� fantazj�?
- Nie, ca�kiem przeci�tn�. Z pewno�ci� ja mam wi�cej wyobra�ni. Connolly wolno pokiwa� g�ow�.
- To prawda, Jack, b�dzie ci wi�c �atwiej mi uwierzy�. Widzisz, jestem pewien, �e nigdy bym nie wymy�li� tej istoty, co mnie prze�laduje. On naprawd� istnieje. To nie �adne paranoiczne halucynacje, jak by to powiedzia� doktor Curtis.
- Pami�tasz Maud White? To wszystko zacz�o si� od niej. Pozna�em j� na przyj�ciu u Davida Treseotta, jakie� sze��, tygodni temu. Akurat pok��ci�em si� z Ruth i mia�em ju� tego do��. Oboje byli�my nie�le wstawieni, a poniewa� ja zosta�em w mie�cie, pojechali�my do mnie.
Pearson u�miechn�� si� w duchu. Biedny Roy! Zawsze to samo - chocia� najwyra�niej nie zdaje sobie z tego sprawy. Ka�da przygoda by�a dla niego mn� - ale wy��cznie dla niego. Wieczny Don Juan, ci�gle szukaj�cy, stale rozczarowany, bo to, czego pragnie, mo�na znale�� tylko w ko�ysce lub w grobie; nigdy mi�dzy nimi.
- Przypuszczam, �e b�dziesz si� �mia� z tego, co mnie tak wyko�czy�o... banalna sprawa, ale wystraszy�em si� jak jeszcze nigdy w �yciu. Najzwyczajniej podszed�em do barku, �eby przygotowa� drinki, co robi�em ze sto razy. Dopiero kiedy poda�em szklank� Maud, zorientowa�em si�, �e nape�ni�em trzy. Zrobi�em to tak naturalnie, �e w pierwszej chwili nie zda�em sobie z tego sprawy. Potem niespokojnie rozejrza�em si� po pokoju w poszukiwaniu tej trzeciej osoby... ale ju� wtedy mia�em jak�� dziwn� pewno��, �e tam jej nie ma. No i oczywi�cie nie by�o. W og�le nigdzie jej nie by�o w �wiecie zewn�trznym... kry�a si� w g��bi mojego umys�u...
Wiecz�r by� bardzo cichy, tylko z jakiej� kafejki w miasteczku u st�p wzg�rza unosi�a si� w niebo cienka stru�ka muzyki. �wiat�o wschodz�cego ksi�yca po�yskiwa�o na powierzchni morza; w g�rze rysowa�a si� w ciemno�ci sylwetka krzy�a. Na horyzoncie ja�nia�a gwiazda przewodniczka Wenus, pod��aj�ca za s�o�cem na zach�d.
Pearson czeka�, nie ponaglaj�c Connolly�ego, kt�ry wyra�a� si� jasno i sensownie, cho� opowiadana przeze� historia by�a dziwna. W �wietle ksi�yca jego twarz wygl�da�a na ca�kiem spokojn�, cho� m�g� to by� spok�j, kt�ry niesie ze sob� pogodzenie si� z pora�k�.
- Z tego, co sta�o si� potem, pami�tam tylko �e ockn��em si� w ��ku, a Maud wyciera�a mi twarz g�bk�. Porz�dnie si� wystraszy�a: straci�em przytomno�� i padaj�c paskudnie rozci��em sobie czo�o. Doko�a by�o mn�stwo krwi, ale to g�upstwo. Najbardziej przera�a�a mnie my�l, �e zwariowa�em. Teraz, kiedy znacznie bardziej przera�a mnie fakt, �e jestem zdr�w na umy�le, mo�e si� to wydawa� zabawne.
- Gdy odzyska�em przytomno��, by� on i od tego czasu jest ci�gle. Uda�o mi si� jako� pozby� Maud... nie bez trudno�ci... i pr�bowa�em dociec, co si� sta�o. Powiedz mi, Jack, czy wierzysz w telepati�?
Nag�e pytanie zaskoczy�o Pearsona.
- Jako� nigdy szczeg�lnie si� nad tym nie zastanawia�em, ale to co m�wisz, brzmi raczej przekonywaj�co. Chcesz powiedzie�, �e kto� czyta w twoich my�lach?
- To by�oby zbyt proste. Opowiadam ci o rzeczach, kt�re odkrywa�em bardzo powoli... zwykle podczas snu albo kiedy by�em lekko wstawiony. Mo�esz powiedzie�, �e to pozbawia dowody wszelkiej warto�ci, ale ja tak nie uwa�am. Pocz�tkowo tylko w ten spos�b mog�em pokona� barier� dziel�c� mnie od Omegi... p�niej ci powiem, dlaczego tak go nazwa�em. Lecz teraz nie ma �adnych przeszk�d: wiem, �e przez ca�y czas jest i czeka, a� zmyli moj� czujno��. W dzie� i w nocy, na trze�wo i po pijanemu, mam �wiadomo�� jego obecno�ci. W takich chwilach jak ta jest spokojny i obserwuje mnie k�tem oka. Mam tylko nadziej�, �e zm�czy go to czekanie i p�jdzie sobie szuka� jakiej� innej ofiary.
G�os Connolly�ego, dotychczas spokojny, nagle omal si� nie za�ama�.
- Spr�buj sobie wyobrazi�, jak straszne jest takie odkrycie, kiedy dowiadujesz si�, �e cokolwiek robisz, wszystkie my�li czy pragnienia, jakie przemkn� ci przez g�ow�, dzielisz z kim� innym, kto to wszystko obserwuje. Oczywi�cie dla mnie oznacza�o to koniec normalnego �ycia. Musia�em opu�ci� Ruth i nawet nie mog�em jej powiedzie� dlaczego. Na domiar z�ego Maud urz�dzi�a sobie na mnie polowanie. Nie dawa�a mi spokoju, bombarduj�c listami i telefonami. To by�o piek�o. Nie mog�em walczy� z obiema, wi�c uciek�em. My�la�em, �e na Syrene, jak nigdzie indziej, on si� czym� zainteresuje i da mi spok�j.
- Teraz rozumiem - powiedzia� cicho Pearson. - A wi�c o to mu idzie. Taki telepatyczny podgl�dacz... ju� nie wystarcza mu samo przypatrywanie si�...
- Widz�, �e nabijasz si� ze mnie - rzek� Connolly bez urazy. - Nie mam nic przeciwko temu; jak zwykle bardzo �adnie to podsumowa�e�. Up�yn�o sporo czasu, nim zda�em sobie spraw�, na czym polega jego gra. Kiedy min�� pierwszy szok, pr�bowa�em logicznie przeanalizowa� sytuacj�. Przemy�la�em sobie wszystko od pierwszej chwili, gdy tylko to zauwa�y�em, i ostatecznie doszed�em do wniosku, �e to nie by�a nag�a inwazja mojego umys�u. On tam tkwi� od lat, tak dobrze ukryty, �e nawet si� tego nie domy�la�em. Wiem, �e b�dziesz si� z tego �mia�, tak dobrze mnie znaj�c, ale nigdy nie czu�em si� ca�kiem swobodnie w towarzystwie kobiety, nawet w�wczas, gdy si� z ni� kocha�em, i teraz rozumiem dlaczego. Omega by� zawsze obecny - dzieli� moje uczucia, rozkoszowa� si� tym, czego nie m�g� prze�y� w swoim ciele.
Jedyne, co mi pozosta�o, �eby nie straci� panowania nad, sytuacj�, to przeciwstawi� si�, wzi�� si� z nim za bary i zrozumie�, kim on jest. I w ko�cu mi si� uda�o. Jest bardzo daleko st�d i jego w�adza musi mie� jakie� granice. Do pierwszego kontaktu chyba dosz�o przypadkowo, chocia� nie jestem pewien.
I tak ju� trudno ci uwierzy�, Jack, w to, co powiedzia�em dotychczas, ale to nic w por�wnaniu z tym, co teraz us�yszysz. Tylko pami�taj... sam przyzna�e�, �e nie jestem cz�owiekiem obdarzonym szczeg�ln� wyobra�ni�, i zobaczymy, czy co� tu zakwestionujesz w tej historii.
Nie wiem, czy kiedykolwiek czyta�e� o istnieniu dowod�w na niezale�no�� telepatii od czasu. Ja wiem, �e tak jest. Omega nie istnieje w naszych czasach, on jest gdzie� w przysz�o�ci, niezmiernie daleko przed nami. Przez jaki� czas my�la�em, �e musi by� jednym z ostatnich ludzi... dlatego nada�em mu to imi�. Teraz nie jestem tego pewien; mo�e �yje w czasach, w kt�rych istnieje wiele r�nych odmian cz�owieka, rozproszonych po ca�ym wszech�wiecie... niekt�re jeszcze si� rozwijaj�, inne chyl� ku upadkowi. Jego nacja, gdziekolwiek i kiedykolwiek istnieje, osi�gn�a szczyt, z kt�rego spad�a na samo dno, ni�ej od zwierz�t. W nim czuje si� jakie� z�o, Jack... prawdziwe z�o, z jakim wi�kszo�� z nas nigdy w �yciu si� nie styka. Czasami jednak prawie mi go �al, poniewa� wiem, co go takim uczyni�o.
Czy kiedykolwiek si� zastanawia�e�, Jack, co b�d� robili ludzie, gdy nauka ju� wszystko odkryje, kiedy wszystkie planety zostan� zbadane i wszystkie gwiazdy ujawni� swe tajemnice? Jedn� z odpowiedzi Jest Omega. Mam nadziej�, �e nie jedyn�, gdy� w�wczas wszelkie nasze d��enia by�yby daremne. Wydaje mi si�, �e on i jego rasa to rodzaj odizolowanego raka we wci�� zdrowym wszech�wiecie, ale nie jestem tego pewien.
Rozba�amucili swe cia�a do tego stopnia, �e sta�y si� bezu�yteczne, a zbyt p�no odkryli sw�j b��d. Mo�e uwa�ali, jak niekt�rzy, �e do �ycia wystarcza sam intelekt. A mo�e s� nie�miertelni, co musi by� dla nich prawdziwym przekle�stwem. Ich umys�y przez wieki ulega�y korozji w tych s�abowitych cia�ach, szukaj�c ucieczki od niezno�nej nudy. W ko�cu im si� to uda�o w jedyny dost�pny dla nich spos�b: poprzez si�ganie umys�em wstecz, do jakich� wcze�niejszych, bardziej m�skich czas�w, a� stali si� paso�ytami �eruj�cymi na cudzych emocjach.
Ciekawe, ilu ich jest. By� mo�e s� wyja�nieniem wszystkich znanych przypadk�w op�tania. Jak�e gwa�townie musieli grzeba� w przesz�o�ci, by zaspokoi� sw�j g��d! Wyobra�asz sobie, jak kr��� niczym wrony nad rozk�adaj�cym si� Cesarstwem Rzymskim, walcz�c o umys�y Nerona, Kaliguli i Tyberiusza? Chybia Omedze nie uda�o si� dosta� tych lepszych k�sk�w. A mo�e nie mia� zbyt wielkiego wyboru i musia� zadowoli� si� pierwszym lepszym umys�em, z kt�rym m�g� wej�� w kontakt w jakimkolwiek stuleciu, z perspektyw� przeniesienia si� do nast�pnego przy pierwszej okazji.
Do tego wszystkiego dochodzi�em oczywi�cie bardzo powoli. Moim zdaniem on odczuwa dodatkow� przyjemno�� wiedz�c, �e zdaj� sobie spraw� z jego obecno�ci. Uwa�am, �e celowo mi pomaga, ze swej strony pokonuj�c dziel�c� nas barier�, gdy� w ko�cu go zobaczy�em.
Connolly przerwa�. Pearson rozejrza� si� i spostrzeg�, �e nie s� ju� sami na szczycie wzg�rza. Jaka� m�oda para, trzymaj�c si� za r�ce, sz�a drog� prowadz�c� do krzy�a. Oboje odznaczali si� t� tani� urod�, tak powszechn� w�r�d wyspiarzy. Najwyra�niej zapomnieli, �e jest noc i �e kto� mo�e ich zobaczy�, przeszli bowiem obok, na nic nie zwracaj�c uwagi. Z gorzkim u�miechem na ustach Connolly patrzy� za odchodz�cymi.
- Chyba powinienem si� wstydzi�, bo przed chwil� pragn��em, �eby da� mi spok�j i zaj�� si� tym ch�opcem. Ale on tego nie zrobi; chocia� odm�wi�em dalszego udzia�u w jego grze, on pozosta�, by zobaczy�, co si� wydarzy.
- W�a�nie mia�e� zamiar opisa� mi jego wygl�d - rzek� Pearson, z�y, �e im przerwano.
Nim odpowiedzia�, Connolly zapali� papierosa i zaci�gn�� si� g��boko.
- Czy wyobra�asz sobie pok�j bez �cian? On jest czym� w rodzaju pustej jajowatej przestrzeni... otoczonej b��kitn� mgie�k�, kt�ra wydaje si� nieustannie skr�ca� i obraca�, lecz nigdy nie zmienia swej pozycji.
Nie ma wej�cia ani wyj�cia... ani te� ci��enia, chyba �e nauczy� si� je pokonywa�, bo on unosi si� otoczony ko�em kr�tkich ��obkowanych cylindr�w, kt�re z wolna obracaj� si� w powietrzu. My�l�, �e to jakie� urz�dzenia pos�uszne jego woli. Pewnego razu obok niego wisia� du�y owal, z kt�rego wystawa�y kszta�tne r�ce, idealnie podobne do ludzkich. M�g� to by� tylko robot, lecz wydawa�o si�, �e r�ce i palce �yj�. Karmi�y go i masowa�y, obchodz�c si� z nim jak z niemowl�ciem. To by�o okropne...
Widzia�e� kiedy� lemura albo wyraka upiora? On co� takiego przypomina... jak�� koszmarn� trawestacj� cz�owieka o wielkich z�o�liwych oczach. A co dziwniejsze... wbrew naszym wyobra�eniom o dalszej ewolucji... pokrywa go cienkie futerko, niebieskie jak pok�j, w kt�rym �yje. Za ka�dym razem, gdy go widz�, jest ci�gle w tej samej pozycji, skulony jak �pi�ce dziecko. My�l�, �e jego nogi uleg�y ca�kowitemu zanikowi; r�ce chyba te�. Tylko m�zg wci�� zachowuje aktywno�� i poluje na coraz to nowe ofiary w r�nych czasach.
Teraz ju� wiesz, dlaczego ani ty nie mo�esz nic zrobi�, ani nikt inny. Twoi psychiatrzy mogliby mnie leczy�, gdybym mia� chory umys�, ale nauki, kt�ra poradzi�aby sobie z Omeg�, jeszcze nie wymy�lono.
Connolly przerwa� i u�miechn�� si� krzywo.
- Poniewa� nie zwariowa�em, zdaj� sobie spraw�, �e nie mog� oczekiwa� od ciebie, aby� mi wierzy�. Tak wi�c nie mamy wsp�lnej p�aszczyzny porozumienia.
Pearson wsta� z g�azu, na kt�rym siedzia�, i lekko zadr�a�. Robi�o si� coraz ch�odniej, lecz ch��d nocy by� niczym w por�wnaniu z poczuciem bezradno�ci, kt�re w nim narasta�o, w miar� jak Connolly snu� swoj� opowie��.
- B�d� szczery, Roy - zacz�� powoli. - Oczywi�cie �e ci nie wierz�. Ale dop�ki ty sam wierzysz w Omeg�, dop�ty on jest dla ciebie rzeczywisto�ci�. Uznaj� go jako takiego i pomog� ci z nim walczy�.
- To mo�e by� niebezpieczna gra sk�d mamy wiedzie�, co zrobi, je�li zostanie przyparty do muru?
- Zaryzykuj� - odpar� Pearson, ruszy� d� zboczem wzg�rza; za nim bez oporu pod��y� Connolly. - Co tymczasem zamierzasz robi�?
- Odpoczywa�, unika� wra�e�, a przede wszystkim trzyma� si� z dala od kobiet... Ruth, Maud i ca�ej reszty. To b�dzie najtrudniejsze. Nie�atwo zerwa� z tym, co si� robi�o przez ca�e �ycie.
- W to mog� uwierzy� - odpowiedzia� Pearson z lekka osch�ym tonem. - A dotychczas jak ci si� udawa�o?
- Doskonale. Widzisz, on sam sobie szkodzi. Jego pragnienie sprawia, �e na my�l o seksie czuj� do siebie obrzydzenie i zbiera mi si� na - wymioty. M�j Bo�e, i pomy�le�, �e ca�e �ycie na�miewa�em si� ze �wi�toszk�w, a teraz jestem jednym z nich.
W nag�ym przeb�ysku intuicji Pearsonowi przysz�o do g�owy, �e w tym tkwi wyja�nienie. Nigdy by w to nie uwierzy�, ale na Connollym zem�ci�a si� jego przesz�o��. Omega nie jest niczym wi�cej ni� tylko wyrzutem sumienia, uosobieniem winy. Kiedy Connolly to zrozumie, sko�cz� si� halucynacje. Je�li za� idzie o ich wyj�tkowo realistyczny charakter, jest to jeszcze jeden przyk�ad figl�w, jakie p�ata cz�owiekowi jego w�asny umys�, gdy pr�buje sam siebie oszuka�. Musi by� jaki� pow�d, �e obsesja przybra�a w�a�nie tak� form�, ale to nie ma wi�kszego znaczenia.
Pearson wyja�nia� to Connolly�emu w miar� szczeg�owo w drodze do miasteczka. Ten s�ucha� tak cierpliwie, a� Pearson odni�s� nieprzyjemne wra�enie, �e to jego nie traktuj� powa�nie, zawzi�� si� jednak i powiedzia� wszystko do ko�ca. Kiedy umilk�, Connolly za�mia� si� pos�pnie.
- Twoja historia jest r�wnie logiczna jak moja, ale �aden z nas nie mo�e przekona� drugiego. Je�li ty. masz s�uszno��, to z czasem mo�e wr�c� do �normalno�ci�. Ja nie mog� obali� takiej mo�liwo�ci, ja po prostu w ni� nie wierz�. Nie. wyobra�asz� sobie, jak rzeczywisty jest dla mnie Omega. Bardziej rzeczywisty ni� ty: gdy zamkn� oczy, to ciebie nie ma, a on jest. Chcia�bym wiedzie�, na co czeka! Zrezygnowa�em z mojego dawnego trybu �ycia i. nie wr�c� do niego, p�ki b�dzie on - i on dobrze o tym wie: Na co wi�c liczy pozostaj�c?
Spojrza� na Pearsona rozgor�czkowanym wzrokiem.
- I w�a�nie to mnie przera�a na dobre, Jack. On musi zna� moj� przysz�o��... ca�e moje �ycie musi by� dla niego otwart� ksi��k�, do kt�rej mo�e zajrze�, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota. Musz� wi�c mie� przed sob� jeszcze jakie� prze�ycie, kt�rym on chce si� delektowa�. Czasami... czasami si� zastanawiam, czy przypadkiem nie czeka na moj� �mier�.
Szli teraz mi�dzy domami na skraju miasteczka - w�a�nie zaczyna�o si� nocne �ycie Syren�. Kiedy ju� nie byli sami, w zachowaniu Connolly�ego zasz�a pewna zmiana. Na szczycie wzg�rza, je�li nawet nie by� ca�kiem normalny, to przynajmniej odnosi� si� do przyjaciela �yczliwie i zdradza� gotowo�� do rozmowy. Teraz, na widok szcz�liwych i beztroskich t�um�w, jakby zamkn�� si� w sobie. Pozosta� w tyle za Pearsonem i wkr�tce si� zatrzyma�..
- Co si� sta�o? - spyta� Pearson. - My�la�em, �e zjemy razem kolacj� w hotelu?
Connoly pokr�ci� g�ow�.
- Nie mog�. - odpar�. - Za du�o tam ludzi.
Uwaga taka zdumiewa�a w ustach cz�owieka, kt�ry uwielbia� towarzystwo i przyj�cia. �wiadczy�a r�wnie� najdobitniej, �e bardzo si� zmieni�. Zanim Pearson zd��y� pomy�le� o stosownej odpowiedzi, Connolly odwr�ci� si� na pi�cie i znikn�� w bocznej uliczce. Ura�ony i z�y, Pearson ruszy� jego �ladem, ale po chwili uzna� to za bezcelowe.
Tego wieczora wys�a� d�ugi uspokajaj�cy telegram do Ruth. Potem, zm�czony, poszed� spa�.
Przez godzin� nie m�g� jednak zasn��. By� wyczerpany fizycznie, lecz jego m�zg pozosta� nadal aktywny. Le��c obserwowa� sun�c� po �cianie plamk� �wiat�a ksi�yca - odmierza�a up�yw czasu tak samo nieub�aganie jak w odleg�ej przysz�o�ci, kt�r� na kr�tko ujrza� Connolly. Oczywi�cie, to czysta fantazja, jednak Pearson, wbrew swej woli, coraz bardziej uznawa� Omeg� za realnie istniej�ce niebezpiecze�stwo. W pewnym sensie Omega by� rzeczywisty - r�wnie rzeczywisty jak pod�wiadomo�� i ja��.
Pearson zastanawia� si�, czy Connolly jest na tyle rozs�dny, by wr�ci� na Syren�. W chwilach kryzys�w emocjonalnych - prze�y� ich wiele, cho� �aden z nich nie by� tak powa�ny jak ten - Connolly zawsze reagowa� jednakowo. Wraca� na t� cudown� wysp�, gdzie jego uroczy, nieodpowiedzialni rodzice dali mu �ycie i gdzie sp�dzi� m�odo��. Pearson bardzo dobrze wiedzia�, �e szuka teraz ukojenia, jakiego zazna� tylko w jednym okresie swego �ycia i jakie na pr�no stara� si� znale�� w ramionach Ruth i tylu innych kobiet, kt�re nie umia�y mu si� oprze�.
Pearson nie pr�bowa� krytykowa� swego nieszcz�snego przyjaciela. Nigdy nikogo nie s�dzi� - po prostu obserwowa� wnikliwym okiem ze wsp�czuj�cym zainteresowaniem, kt�re trudno uzna� za tolerancj�, gdy� tolerancja zak�ada �agodzenie norm, a tych nigdy nie mia�...
Po nie przespanej nocy Pearson w ko�cu zapad� w sen tak g��boki, �e obudzi� si� o godzin� p�niej ni� zwykle. �niadanie zjad� w pokoju, potem zszed� do recepcji, by sprawdzi�, czy nie nadesz�a odpowied� od Ruth. W nocy kto� przyjecha�: w k�cie holu sta�y dwie torby podr�ne, niew�tpliwie angielskie, czekaj�c na tragarza. Pearson mimochodem spojrza� na wizyt�wki, by zobaczy�, jak si� nazywa jego rodak.. Zesztywnia�, niespokojnie rozejrza� si� doko�a i po�pieszy� do recepcjonisty.
- Kiedy przyjecha�a ta Angielka? - spyta� nerwowo.
- Przed godzin�, signor, rannym statkiem.
- Czy w tej chwili jest w hotelu? Recepcjonista zawaha� si�.
- Nie, signor - odpar� niech�tnie. - Bardzo si� spieszy�a i tylko zapyta�a mnie, gdzie mog�aby znale�� pana Connolly�go. Wi�c jej powiedzia�em. Chyba to nic z�ego?
Pearson zme�� w ustach przekle�stwo. Co za nieprawdopodobny pech! Nigdy by nie przypuszcza� �e nale�a�o si� przed tym zabezpieczy�. Maud White by�a bardziej zdeterminowana, ni� da� mu do zrozumienia Connolly. W jaki� Spos�b odkry�a, dok�d, umkn��, i kieruj�c si� ambicj� czy te� pragnieniem albo i jednym, i drugim, przyjecha�a tutaj za nim. Fakt, �e trafi�a akurat do tego hotelu, nie dziwi� - z regu�y zatrzymywali si� tu Anglicy przyje�d�aj�cy na Syren�.
Wspinaj�c si� drog� prowadz�c� do willi Rawnsleya, Pearson walczy� z rosn�cym prze�wiadczeniem, �e wszystko jest pr�ne i bezcelowe. Nic mia� poj�cia, co powinien zrobi�, kiedy zastanie Connolly�ego z Maud. Pod wp�ywem jakiego� niejasnego impulsu czu� po prostu, �e jest potrzebny. Je�eli uda mu si� dogoni� Maud, zanim dotrze do willi, to mo�e j� przekona, �e Connolly jest cz�owiekiem chorym, a jej wtr�canie si� jedynie mu zaszkodzi. Ale czy tp prawda? Niewykluczone, �e ju� nast�pi�o wzruszaj�ce pojednanie i �adne z nich nie pragnie jego widoku.
Kiedy Pearson przeszed� przez bram� i zatrzyma� si� dla nabrania tchu, rozmawiali ze sob� na wspania�ym trawniku przed domem. Connolly siedzia� pod palm� na �awce z kutego �elaza, Maud za� chodzi�a w t� i z powrotem o par� krok�w od niego. M�wi�a co� bardzo szybko; Pearson nie m�g� rozr�ni� s��w, lecz z tonu jej g�osu wynika�o, �e najwyra�niej b�aga Connolly�ego, Powsta�a k�opotliwa sytuacja. Pear�on ci�gle jeszcze si� zastanawia�, czy i�� dalej, gdy Connolly podni�s� wzrok i natychmiast go zauwa�y�. Twarz jego by�a ca�kowicie oboj�tn� mask�; nie wyra�a�a ani rado�ci ani urazy...
Kiedy Maud gwa�townie si� odwr�ci�a, by zobaczy�, kim jest intruz, Pearson po raz pierwszy przez kr�tk� chwil� widzia� jej twarz. Rozpacz i gniew tak zniekszta�ci�y rysy tej niew�tpliwie pi�knej kobiety, �e wygl�da�a jak posta�, � greckiej tragedii. By�a rozgoryczona, poniewa� ni� wzgardzono, a przy tym cierpia�a katusze nie wiedz�c, dlaczego tak si� sta�o...
Nadej�cie Pearsona musia�o podzia�a� na jej d�ugo powstrzymywane uczucia jak zapalnik. Raptownie odwr�ci�a si� do Connolly�ego, kt�ry wci�� patrzy� na ni� t�pym wzrokiem. Przez chwil� Pearson nie zdawa� sobie sprawy, co chcia�a zrobi�, a potem wykrzykn�� przera�ony:
- Uwa�aj, Roy!
Connolly skoczy� ku Maud ze zdumiewaj�c� szybko�ci�, jakby nagle obudzi� si� z transu, chwyci� j� za nadgarstek. Lecz po kr�tkiej walce zacz�� si� cofa�, jak urzeczony wpatruj�c si� w przedmiot, kt�ry mia� w d�oni. Kobieta sta�a bez ruchu, sparali�owana strachem i wstydem, przyciskaj�c pi�ci do ust.
W prawej r�ce Connolly trzyma� pistolet i pieszczotliwie g�adzi� go lew�. Z piersi Maud wyrwa� si� cichy j�k.
- Chcia�am ci� tylko przestraszy�, Roy Przysi�gam!
- W porz�dku, kochanie - odpar� p�g�osem Connolly. - Wierz� ci. Nie ma si� czym przejmowa�.
M�wi� zupe�nie normalnym g�osem. Spojrza� na Pearsona i pos�a� mu sw�j dawny ch�opi�cy u�miech.
- On w�a�nie na to czeka�, Jack - powiedzia�. - Nie sprawi� mu zawodu.
- Nie! - wysapa� poblad�y z przera�enia Pearson. - Na mi�o�� bosk�, Roy, nie r�b tego!
Lecz do Connolly�ego nie dociera�y b�agania przyjaciela, kiedy unosi� pistolet ku skroni. W tej samej chwili Pearson ju� wiedzia� z przera�liw� jasno�ci�, �e Omega naprawd� istnieje i b�dzie szuka� nowej ofiary.
Nie zauwa�y� b�ysku s�abego wystrza�u ani go nie us�ysza�. �wiat, kt�ry zna�, znikn�� mu z oczu, a w jego miejsce pojawi�a si� drgaj�ca, cho� nieust�pliwa b��kitna mgie�ka. Z jej wn�trza wpatrywa�o si� we� - jak w tylu innych przedtem - dwoje ogromnych oczu bez powiek. Na chwil� b�ysn�o w nich spe�nienie, ale tylko na chwil�.
Prze�o�y� Marek Cegie�a