9032

Szczegóły
Tytuł 9032
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9032 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9032 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9032 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krzysztof Boru� Spadkobiercy Spo�r�d dwustu trzydziestu czterech ludzi bior�cych udzia� w wyprawie naukowej do gromady kulistej M 55 - na Ziemi� powr�ci�o tylko troje. Stu czterdziestu sze�ciu uczonych poch�on�y na zawsze niebieskie d�ungle planety Kloto w uk�adzie DH 53. W czterdziestym trzecim dniu pobytu na tym globie, gdy ju� wydawa�o si�, �e nic ludziom nie grozi ze strony kloto�skich mikroorganizm�w, zmarli w ci�gu niewielu godzin wszyscy uczestnicy ekspedycji badawczej. Zgin�li w straszliwych m�czarniach, w�r�d objaw�w ob��du i szybko post�puj�cego pora�enia obwodowego uk�adu nerwowego. Zar�wno nauka ludzka jak i prymitywna medycyna Kloto�czyk�w okaza�y si� bezsilne. W dwadzie�cia dwa dni p�niej epidemia wybuch�a w�r�d pozosta�ych przy �yciu cz�onk�w za�ogi mi�dzygwiezdnego statku. Kr��y� on wok� Kloto jako jej sztuczny satelita, przy czym od czasu katastrofy ekspedycji badawczej zerwano ca�kowicie rakietow� ��czno�� z planet�. Wirusy parali�u kloto�skiego musia�y wi�c dosta� si� na statek ju� wcze�niej, a inkubacja choroby trwa�a kilka tygodni. Epidemia nie oszcz�dzi�a nikogo, lecz tym razem trzy przypadki nie by�y �miertelne. Choroba pozostawi�a jednak trwa�e �lady w organizmach dwojga ocala�ych uczestnik�w nieszcz�snej wyprawy. Najwy�sz� cen� za �ycie zap�aci�a Pia. Mimo stosowania r�nych lek�w i zabieg�w nie odzyska�a w�adzy ani w r�kach, ani w nogach. Rost by� w nieco lepszej sytuacji - m�g� porusza� normalnie r�kami. Lecz ju� przej�cie z kabiny do kabiny wymaga�o od niego ogromnego wysi�ku. Gdyby Helia nie wysz�a z choroby nieomal bez szwanku, sytuacja sta�aby si� tragiczna. W tych warunkach kontynuowanie wyprawy nie by�o mo�liwe. Po uzupe�nieniu zapas�w materii z w�d wszechoceanu planety Mitra, obiegaj�cej - podobnie jak Kloto - gwiazd� DH 53, wyruszono w drog� powrotn�, aby po dwudziestu siedmiu miesi�cach podr�y znale�� si� w okolicach Uk�adu S�onecznego. Tych troje ludzi gna�a nie tylko t�sknota za rodzinnym globem, ale tak�e niezachwiane przekonanie, �e powr�t na Ziemi� uwolni ich od cierpie�, kt�rych pokona� nie potrafili na swym opustosza�ym statku. Ile� musia�o zmieni� si� na Ziemi od dnia odlotu w dalek� wypraw� ku granicom Galaktyki. Gdy zegary mi�dzygwiezdnego statku wskazywa�y tygodnie - na Ziemi p�yn�y wieki. �wiat�o gwiazd gromady kulistej M 55 biegnie do S�o�ca dziewi�tna�cie tysi�cy lat. Fotonowy statek mi�dzygwiezdny przeby� niemal ca�� t� drog� z chy�o�ci� tylko o nieznaczny u�amek procentu mniejsz� od pr�dko�ci �wiat�a. Einstein w swej szczeg�lnej teorii wzgl�dno�ci wykaza�, �e im bardziej pr�dko�� jakiego� cia�a zbli�a si� do pr�dko�ci �wiat�a, tym jednostki czasu, jaki tam biegnie, ulegaj� wi�kszemu pod�u�eniu z punktu widzenia nieruchomego obserwatora. Ju� w XX stuleciu znano fakty przemawiaj�ce za s�uszno�ci� tego twierdzenia, jak na przyk�ad wyd�u�anie lub skracanie si� okresu ��ycia� nietrwa�ych cz�stek promieniowania kosmicznego zale�nie od pr�dko�ci tych cz�stek. Lecz dopiero loty kosmiczne statk�w fotonowych, zdolnych do rozwijania pr�dko�ci por�wnywalnej z pr�dko�ci� �wiat�a, potwierdzi�y teoretyczne wnioski astronautyczn� praktyk�. Dla Rosta, Pii i Helii wyprawa do gromady kulistej M 55 trwa�a pi�� lat. Dla ludzi zamieszkuj�cych Ziemi� min�o w tym czasie ponad trzysta osiemdziesi�t wiek�w! �wiadczy�y o tym zar�wno obliczenia teoretyczne jak i zmiany we wzajemnych po�o�eniach gwiazd. W miar� jak statek trac�c pr�dko�� zbli�a� si� do Uk�adu S�onecznego, Rost coraz cz�ciej przesiadywa� w centrali radiokomunikacyjnej usi�uj�c �owi� sygna�y dalekiego, a tak bliskiego im �wiata. Gdy przed wiekami opuszczali Uk�ad S�oneczny - ludzko�� wkracza�a zwyci�sko w drug� faz� automatyzacji. Wspania�e zdobycze cybernetyki otwiera�y w�wczas nowe, trudne do odgadni�cia perspektywy organizacji �ycia opartej na zasadach z gruntu odmiennych od tych, jakimi rz�dzi�a si� spo�eczno�� ludzka od swego zarania. �ywo jeszcze sta�y w pami�ci podr�nik�w kosmicznych spory i dyskusje nad wyborem dr�g, kt�rymi powinna ludzko�� wkroczy� w t� now� epok�. �egnali �wiat zbli�aj�cy si� do zakr�tu historii, �wiat pe�en sprzeczno�ci i problem�w, kt�rych rozwi�zanie przerasta�o, zda si�, zdolno�ci ludzkie. �egnali �wiat, kt�rego przysz�o�� dla najwi�kszych umys��w owej epoki by�a wielk� niewiadom�. Teraz, po trzydziestu o�miu tysi�cleciach, mieli pozna� owoce tego, co w�wczas dopiero poczyna�o si� rodzi�. Ju� obserwacje astronomiczne wskazywa�y, �e ludzko�� dokona�a ogromnego skoku cywilizacyjnego. W samej fizycznej strukturze Uk�adu S�onecznego nast�pi�y zmiany, kt�re mo�na by�o wyt�umaczy� tylko �wiadomym dzia�aniem istot my�l�cych. Wenus i Merkury przesta�y by� pojedynczymi planetami kr���cymi po w�asnych orbitach i przeobrazi�y si� w planet� podw�jn�, wiruj�c� wok� wsp�lnego �rodka masy jak Ziemia i Ksi�yc. Mars zyska� cztery nowe ksi�yce, i to �wiec�ce w�asnym, sztucznym �wiat�em. Za to w pobli�u Ziemi nie dostrze�ono �adnego z wielkich sztucznych satelit�w, kt�re w ko�cu XX stulecia stanowi�y najwi�ksz� dum� ludzko�ci. Widocznie obecny poziom techniki nie wymaga� budowy wielkich baz dla lot�w kosmicznych. Gdy ju� sta�y si� mo�liwe obserwacje teleskopowe szczeg��w powierzchni ziemskiego globu, stwierdzono znaczne zmiany w uk�adzie l�d�w. Trudno przypu�ci�, aby dzia�a�y tu si�y geologiczne. Znik� Ba�tyk, Morze �r�dziemne i Czarne, a w miejscu ich mo�na by�o przy znacznym powi�kszeniu dostrzec subteln� siatk� kana��w ��czonych cz�sto w�z�ami sztucznych jezior. Na pr�no szukano bia�ych czap biegunowych i ��tych pusty� Afryki P�nocnej. A jednak... W owym obrazie rodzinnej planety by�o co� niepokoj�cego... Zwr�ci�a na to uwag� Pia. Le��c nieruchomo w swej koi patrzy�a godzinami w sufitowy ekran, na kt�rym �wieci� niebieskawym blaskiem sierp Ziemi. Kiedy ju� rozmiary owego sierpa przesta�y mie�ci� si� w ramach ekranu, na o�wietlonej stronie planety mo�na by�o bez trudu dostrzec ciemne punkciki wielkich miast. Miast tych przyby�o chyba stokrotnie. A jednak... Z chwil� gdy pogr��y�y si� w cieniu - na pr�no szukano odblasku ich �wiate� nocnych... Nieprzenikniona czer� okrywa�a kontynenty. Pierwsze sygna�y radiowe z Uk�adu S�onecznego z�apano w odleg�o�ci jedenastu miliard�w kilometr�w od S�o�ca. Przypomina�y telemetryczne meldunki, ale tre�ci ich nie potrafi� rozszyfrowa� elektronowy analizator. Nasilenie tych sygna��w na r�nych zakresach fal ros�o nieustannie w miar� zbli�ania si� do Ziemi. Pierwsz� audycj� foniczn�, a nast�pnie telewizyjn� odebrano dopiero pod sam koniec podr�y - na dwa dni przed l�dowaniem w odleg�o�ci dwustu milion�w kilometr�w od Ziemi. Z g�o�nika nie pop�yn�y jednak s�owa oczekiwanego powitania. By�a to sucha instrukcja dotycz�ca ostatniej fazy lotu, mi�dzy innymi rozkaz przestawienia automatycznego pilota na sterowanie zdalne. Zdania wypowiedziane jakim� matowym, bezbarwnym g�osem w j�zyku esperanto mia�y dziwaczn� i bardzo skondensowan�, jakkolwiek poprawn� budow�. - To na pewno m�wi nie cz�owiek, lecz automat - zauwa�y�a w�wczas Helia. Wtedy te� po raz pierwszy w g�owie Rosta zrodzi�o si� straszne przypuszczenie... Na ekranie telewizyjnym nie ujrzeli r�wnie� �adnego cz�owieka. Audycja wizyjna, powt�rzona parokrotnie, przedstawia�a przebieg przysz�ego ich l�dowania. W ostatniej fazie lotu statek mia� by� sprowadzony na Ziemi� w �eskorcie� sze�ciu maszyn przypominaj�cych p�askie kr��ki. Jakkolwiek rozmiary tych kr��k�w by�y ogromne, wobec ca�kowitego braku jakichkolwiek �lad�w okien czy kopu� obserwacyjnych - w�tpliwe, aby znajdowali si� w nich ludzie. Oczywi�cie, nadaj�c audycj� pokazuj�c� przysz�y rozw�j wydarze� musiano operowa� makietami i trikami, niemniej sprawia�y one wra�enie rzeczywisto�ci chwytanej okiem kamery na gor�co. Na zako�czenie audycji pad�o z g�o�nika lakoniczne pytanie: - Gdzie l�dowa�? Po kr�tkiej naradzie z towarzyszami Helia wyja�ni�a, �e chocia� miejsce l�dowania jest im oboj�tne - najch�tniej najpierw odwiedziliby Europ�. - Gdzie reszta? - odezwa� si� zn�w tajemniczy g�os. W pierwszej chwili nie zrozumieli, o co chodzi. W�wczas na ekranie ukaza� si� stary film ze startu statku. Ujrzeli raz jeszcze twarze swych zmar�ych towarzyszy. - Gdzie oni? - rozleg�o si� wyja�niaj�ce pytanie. Helia przedstawi�a pokr�tce tragiczne dzieje ekspedycji. Gdy wreszcie wspomnia�a o ci�kim stanie Pii i Rosta oraz konieczno�ci dalszych zabieg�w leczniczych, z g�o�nika wybieg�o tylko - jedno s�owo: - Przyj�te! Tego dnia nie odebrali ju� �adnej audycji z Ziemi. Gubili si� w domys�ach. Istnia�o jedno, najprostsze rozwi�zanie zagadki - ale odrzucali je z l�kiem, szukaj�c z uporem innego, cho�by w oparciu o jak najbardziej sztuczne, nierealne hipotezy: Byle tylko nie to! Rost tej nocy nie m�g� d�ugo zasn��. Przed oczyma stawa�y mu m�cz�ce, koszmarne obrazy Ziemi, na kt�rej nie ma ju� cz�owieka... Ziemi obcej, dalekiej i strasznej. Nad ranem nie wytrzyma� nerwowo. Pow��cz�c sparali�owanymi nogami dobrn�� do centrali radiowej i wezwa� Ziemi�. Nie powiedzia�, dok�d idzie, ani Pii, ani Helii. Ba� si�, �e b�d� usi�owa�y go przekona�, aby jeszcze poczeka�, �e b�d� stara�y si� odwlec jak najd�u�ej t� chwil�, kt�ra mo�e przynie�� wyja�nienie i... pogrzeba� ostatnie nadzieje. Chyba wiedzia�y one, �e odpowied� b�dzie tylko jedna niwecz�ca to wszystko, co wymarzyli w d�ugich rozmowach w czasie drogi powrotnej... A jednak chcia� wiedzie�, wiedzie� na pewno! Mo�e gdzie� w g��bi m�zgu tli�a si� jeszcze iskierka wiary w cz�owieka... Po d�ugim oczekiwaniu odezwa� si� sygna� kontrolny. - Czego chcecie? Dwa s�owa zimne, nieprzyst�pne. Rost st�umi� nerwowe dr�enie warg i zapyta� wprost, otwarcie, bez niedom�wie�: - Czy rozmawiam z cz�owiekiem? - Nie! Wiedzia�, �e taka b�dzie odpowied�, a jednak spad�a na niego jak grom. Opad� ci�ko na fotel. Czu� t�py b�l w skroniach. - Jak wygl�dacie? Poka�cie si�! - us�ysza� poza sob� g�os Helii. Sta�a w drzwiach, patrz�c na ekran centrali telekomunikacyjnej. Min�a d�uga, nabrzmia�a oczekiwaniem chwila. - Wycinkowo! - pad� z g�o�nika pojedynczy wyraz. W tej samej chwili pojawi�y si� na ekranie jakie� budowle, sploty przewod�w, gruszkowate twory z b�yszcz�cego tworzywa, wreszcie siatki i pr�ty spe�niaj�ce role anten i reflektor�w fal radiowych. Niekt�re z tych urz�dze� by�y jakby zawieszone w powietrzu, czasami wspiera�y si� na wyrastaj�cych z ziemi d�ugich, cienkich pr�tach. - A ludzie? - wyrwa�o si� Rostowi rozpaczliwe pytanie. Ekran zamigota�. Z mlecznej mg�y wy�oni� si� ��ty pas pla�y. Fale mi�kko k�ad�y si� na piasku, potem zielono�� palmowego gaju wype�ni�a obraz. W�r�d tej przyrody sk�panej w s�onecznym blasku spoczywa�a na sztucznym, mi�kkim wzniesieniu para m�odych ludzi. Z kulistych zbiornik�w umieszczonych w pobli�u wzniesienia bieg�y cienkie rurki w d�, do ust le��cych. Leniwie pr꿹c opalone cia�a, poruszali wolno wargami jak niemowl�ta ss�ce pokarm matki. Tylko z rzadka spod powiek wybiega�o na chwil� senne spojrzenie i przesuwa�o si� bezmy�lnie po ja�niej�cych na niebie ob�okach. - A miasta? - rzuci�a Helia niepewnie. Obraz zm�tnia� i znik�. Miejsce palmowego gaju zaj�y szerokie, geometrycznie proste ulice. Czy to zreszt� by�y ulice?... Trudno dociec. Chodnik�w ani ludzi nigdzie nie mogli dostrzec. Panowa�y tu niepodzielnie maszyny. Po�r�d wysokich, podobnych do iglic gmach�w o prostej, surowej architekturze przebiega�y setki pojazd�w we wszystkich kierunkach. Cz�sto mija�y si� w powietrzu, �przeskakuj�c� niejako przez siebie: Niekt�re zbacza�y i znika�y w g��bi ciemnych pochylni biegn�cych gdzie� w g��b Ziemi. Pojazdy i domy nie mia�y drzwi ani okien, �ciany ich by�y mlecznobia�e - nieprzeniknione w swej tajemniczo�ci... Rost pochyla� g�ow� coraz ni�ej i ni�ej, ukrywaj�c twarz w d�oniach. - Nie! Nie! Do�� tego!!! Naraz uczu� na w�osach mi�kkie dotkni�cie r�k Helii. - Uspok�j si�... Jeszcze nic nie wiadomo. - Co nie wiadomo? Czy ci to nie wystarczy? - wskaza� na martwy ju� ekran. - Co oni z lud�mi zrobili? A raczej co ludzie zrobili z ludzko�ci�? - Wi�c ty przypuszczasz?... - Nic nie przypuszczam! Nie ma co przypuszcza�! To jest jasne. Czy mo�na tu mie� jakie� z�udzenia? - Ale przecie� tamtych dwoje, na pla�y, to byli ludzie! - Ludzie? Czy mo�na nazwa� lud�mi bezmy�lne bydl�ta wegetuj�ce w rezerwatach czy ogrodach zoologicznych? Czy nie widzisz, �e panami Ziemi, a z pewno�ci� i ca�ego Uk�adu S�onecznego s� istoty sztuczne, jakie� obdarzone inteligencj� homeostaty? �e te istoty przewy�szy�y i podporz�dkowa�y sobie ludzi? Czy nie rozumiesz, �e te miasta nie s� wytworem ludzkiej cywilizacji, ludzkiej kultury? �e to cywilizacja i kultura robot�w? - Ale�... - Jak mo�esz jeszcze w�tpi�? - nie pozwoli� jej doj�� do s�owa. - Czy nie przypominasz sobie, co m�wiono w naszych czasach? �Nadmierna organizacja �ycia spo�ecze�stwa w warunkach pe�nej automatyzacji gospodarowania musi doprowadzi� do podporz�dkowania cz�owieka maszynie�. To by�y prorocze s�owa!... Ci uczeni, filozofowie widzieli niebezpiecze�stwo! Automaty nie tylko produkowa�y dla ludzi! Automaty zacz�y my�le� za ludzi! Nie cz�owiekowi one s�u�y�y, lecz takiej strukturze pa�stwowej, w kt�rej ludzie i automaty stapia�y si� w jeden organizm spo�eczny coraz bardziej! - To niemo�liwe. - Mo�liwe. Zupe�nie mo�liwe! Zar�wno jednostki jak i ca�e spo�ecze�stwa uzale�nia�y si� od robot�w coraz bardziej, a one przeobra�a�y �wiat tak, aby sta� si� �wiatem, w kt�rym najlepiej mog�yby spe�nia� swe funkcje. Tworzy�y �wiat dla siebie, nie dla cz�owieka! I dlatego sta�y si� jego w�adcami!... Sta�y si� spadkobiercami ludzko�ci! I oto widzimy wynik! - Jeste� szalony! Przecie� jeszcze nic pewnego nie wiemy! - Ja jestem szalony?! To ci, kt�rzy pchali ludzko�� ku zag�adzie, byli ob��kani! Umilk� na chwil�. - Nie wiem - powiedzia� wreszcie z jak�� ponur� rezygnacj�. - Mo�e zreszt� to by�o nieuniknione? Mo�e nie by�o innej drogi? Mo�e tak by� powinno i w�a�nie owe sztuczne twory cz�owieka s� jego prawowitymi spadkobiercami? - Nie! Nie! - zaprzeczy�a gwa�townie Helia. - Trudno uwierzy� w to, co m�wisz. Przecie� automatyzacja w czasach, gdy�my opuszczali Ziemi�, otwiera�a przed cz�owiekiem, przed jednostk� nieograniczone perspektywy wolno�ci. Przerzuca�a na barki automat�w codzienn� trosk� o bezpiecze�stwo i zaspokojenie potrzeb �yciowych cz�owieka. - To by� dopiero pocz�tek... - Tak. Pocz�tek, ale niekoniecznie katastrofy! Mechaniczne zdyscyplinowanie automat�w nie musi oznacza� mechanicznego zdyscyplinowania spo�ecze�stwa. Cz�owiek uwolniony od tysi�cy drobnych k�opot�w i zaj�� mo�e w wi�kszym stopniu rozwija� swe si�y tw�rcze, mo�e eksperymentowa�, toczy� dyskusje, pog��bia� sw� wiedz� i walczy� w obronie s�uszno�ci swych przekona�. S�owem, uczestniczy� w tworzeniu takiego �wiata, jaki najlepiej s�u�y� b�dzie nie tylko materialnym, ale intelektualnym jego potrzebom. W ten spos�b na pewno mo�na by zapobiec wkroczeniu w �lepy zau�ek. Czy zreszt� robot mo�e przewy�szy� cz�owieka? Czy nie pozostanie zawsze tylko jego s�ug� i narz�dziem? Nie mog� uwierzy� w to, co m�wisz! - A jednak tak si� sta�o. To ju� koniec! Zacisn�� kurczowo d�onie na por�czy fotela. Krew pulsowa�a mu w skroniach, a czaszk� zdawa� si� rozsadza� m�c�cy my�li b�l. Przed oczyma pocz�y wirowa� jakie� jaskrawe, k�uj�ce wzrok �wiate�ka. Zamkn�� kurczowo powieki. Ale to nie pomog�o. B�l wzmaga� si�. Zn�w poczu� dotkni�cie ch�odnej d�oni na czole. Gdzie� z daleka dobieg� go g�os Helii: - Masz gor�czk�... - Nic mi nie jest! Nic... - Usi�owa� wsta�, lecz si�y go opu�ci�y. Opad� z powrotem na fotel. Czarna, nieprzenikniona noc bez �wiate� gwiazd i dalekich mg�awic... Wielkie ponure budowle pi�trz� si� jedne na drugich, coraz to wy�ej i wy�ej, a w�r�d nich - podobne do mr�wek i komar�w - tysi�ce poruszaj�cych si� szybko pojazd�w. D��� one nie wiadomo dok�d, to pojedynczo, to grupami, w jedn�, w drug� stron�. Ich drogi krzy�uj� si� w przestrzeni tworz�c dziwaczne zygzaki, spirale, sinusoidy... A wszystko to dzieje si� w ciemno�ci, bez iskierki blasku, w ca�kowitej ciszy... Ten obraz powraca� nieustannie, przy�miewaj�c wszystkie wra�enia. Nie ust�powa�, chocia� Rost zaciska� nerwowo powieki. Zdawa� wt�acza� si� gdzie� wprost do m�zgu, uparcie, wbrew woli. Tylko czasem, jak przez grub� warstw� waty lub he�m kosmiczny, dociera�y do jego uszu jakie� g�osy. Wiedzia�, �e s� to g�osy Helii, Pii, a jednak nie m�g� zrozumie� ani s�owa i nie stara� si� zrozumie�. Nie czu� �widruj�cego b�lu w skroniach, tylko ogromn� s�abo�� i bezw�ad wszystkich mi�ni, a pustk� w g�owie wype�nia�o oczekiwanie na co�, nie wiadomo na co... By�y jednak minuty, gdy owa apatia i zniech�cenie ust�powa�y. Wydawa�o mu si� w�wczas, �e m�zg poczyna pracowa� z niespotykan� jasno�ci�. Czu� w takich chwilach, �e powinien my�le�, podejmowa� zasadnicze decyzje. Waga tych decyzji by�a ogromna, rozstrzygaj�ca. I to nie tylko dla niego samego, Helii i Pii, ale dla ca�ej ludzko�ci, kt�rej czu� si� jedynym i rzeczywistym spadkobierc�. Jedna my�l goni�a wtedy drug�, tworz�c wartk� rzek� raz po raz zasilan� nowymi strumykami spostrze�e� i pomys��w. Rzeka ta rozlewa�a si� coraz szerzej, coraz wy�ej wzbiera�y jej wody, by wreszcie rozp�yn�� si� w bezdro�nym oceanie... nico�ci. Czasami w toku owej dyskusji z samym sob� zjawia� si� przed nim jaki� p�katy, bezkszta�tny tw�r, przysiada� w g�owach na koi i raz po raz dorzuca� w�asne zdanie, kt�re jak pocisk rozbija�o kunsztowne konstrukcje rodz�ce si� w m�zgu Rosta. Najcz�ciej �w dziwny dialog obraca� si� wok� perspektyw przysz�o�ci. - Czy to, co si� sta�o na Ziemi, oznacza kres ludzko�ci? Kiedy�, przed milionami lat panami �wiata by�y gady i mog�oby si� wydawa�, �e nic ich pot�gi nie z�amie. A przecie� min�a epoka wielkich gad�w. Wygin�y diplodoki i allozaury, sko�czy�o si� panowanie pteranodona, triceratopsa i plezjozaura. Ich miejsce zaj�y ssaki, a potem najwy�szy ich wykwit cz�owiek! Czy nie �mieszn� by�a wiara, �e b�dzie on panowa� wiecznie, �e nigdy nie b�dzie kresu ludzko�ci? - Nic nie jest wieczne - odpowiada� sam sobie. - Czy mo�na m�wi� o szczycie rozwoju i doskona�o�ci? Rozw�j i doskonalenie trwa� b�d� w niesko�czono��, a cz�owiek jest tylko jednym ze szczebli tego rozwoju. Nie! Nie masz racji! Wszak jak uczy cybernetyka - istnieje stopie� maksymalnej komplikacji sieci. Po przekroczeniu tego progu dalsze komplikowanie nie prowadzi ju� do udoskonalenia, gdy� powoduje taki wzrost zak��ce�, �e zamiast post�pu nast�puje regres. Sie� neuronowi m�zgu ludzkiego sw� komplikacj� zbli�y�a si� ju� znacznie do owego maksimum. Nawet najdoskonalsze sztuczne sieci, zdolne do samodzielnego my�lenia, odtwarzaj�ce si� i rozmna�aj�ce na wz�r istot �ywych, b�d� wi�c mog�y osi�gn�� tylko niewiele wi�ksz� doskona�o�� ni� m�zg ludzki. - Ale czy udoskonalanie musi polega� tylko na komplikacji? Przecie� bywaj� r�ne jako�ciowo komplikacje. Mo�na na przyk�ad komplikowa� przez przypadkowy zestaw element�w. Jedna sie� lepiej, druga gorzej, przy tym samym stopniu z�o�ono�ci, b�dzie wykonywa�a swe funkcje zale�nie od doskona�o�ci swej struktury. Trudno przypuszcza�, �e komplikacja m�zgu ludzkiego jest komplikacj� najdoskonalsz�. Wszak ju� w XX wieku odkrycia neurofizjologii zdawa�y si� wskazywa�, �e m�zg ludzki jest niejako tworem na wyrost, �e tylko w niewielkim stopniu jego mo�liwo�ci s� wykorzystywane. Jeszcze d�uga mo�e by� droga prowadz�ca do osi�gni�cia pe�nej mocy i wydajno�ci sieci nerwowej cz�owieka. - A wi�c dlaczego panowanie cz�owieka si� sko�czy�o? Czy�by osi�gn�� szczyt swego rozwoju w owych trzydziestu o�miu tysi�cleciach i teraz droga prowadzi tylko w d�? - Nie! To niemo�liwe! Na to potrzeba chyba milion�w lat! To tylko jedna z fa�szywych �cie�ek rozwoju, �lepy zau�ek, z kt�rego mo�na si� wycofa� zawczasu, nim cz�owiek stanie si� �yw� skamienia�o�ci�. Mo�e w�a�nie nam, kt�rzy mo�emy w pe�ni poj�� ogrom kl�ski, przypad�o zadanie dokonania dzie�a odrodzenia ludzko�ci? Na pewno jeszcze nie wszystko stracone. Te istoty ludzkie wegetuj�ce w cieplarnianych warunkach nie mog� by� ju� reliktem. Za ma�o jeszcze up�yn�o czasu, by skamienia�y w beztroskim bytowaniu! Trzeba je tylko obudzi�! Z setek i tysi�cy - powstan� miliony! Je�li tu, na naszej Ziemi, nie b�dzie mo�na zbudowa� nowego �ycia, to zbudujemy je gdzie indziej. Cho�by poza Uk�adem S�onecznym! Wok� innych gwiazd! Ludzko�� ma jeszcze przed sob� wielk� drog�, a straszne do�wiadczenie przesz�o�ci pomo�e jej unikn�� b��d�w. Trzeba tylko obudzi� drzemi�cych! Na pewno pojm�, zrozumiej�, �e nie wszystko jeszcze pogrzebane. I zechc� wraz z nami budowa� nowy, ludzki �wiat! Naraz do jego �wiadomo�ci dosz�y s�owa wypowiedziane przez Heli�: - L�dujemy! Rost, l�dujemy!. Rozwar�a si� przezroczysta czasza kopu�y wyj�ciowej. Po raz pierwszy od wielu tysi�cleci wtargn�o w g��b statku przepe�nione zapachem lasu powietrze ziemskie. Wraz z nim wp�yn�o do wn�trza osiem b�yszcz�cych kul. Nie dotykaj�c pod��g, jak balony pchane lekkim powiewem wiatru pod��a�y ku kabinom mieszkalnym. Helia doprowadzi�a je a� do koi Rosta i Pii. Potem stan�a przy w�azie oparta plecami o �cian� i trwa�a ze wzrokiem utkwionym w owych niezwyk�ych przybyszach. Tymczasem kule podzieli�y si� na dwie grupy i pop�yn�y nad koje. Chwil� kr��y�y w powietrzu, wreszcie zatrzyma�y si� nieruchomo nad cia�ami spoczywaj�cych bezw�adnie ludzi. Pia nie spa�a. Rozszerzonymi z podziwu oczyma wodzi�a po kulach, gdy naraz jej cia�o unios�o si� wolno w g�r�. Dreszcz niepokoju wstrz�sn�� ni� ca��. - A wi�c ju�... Helio! Zosta� ze mn�! Na ten okrzyk, a mo�e r�wnie� pod wp�ywem ruchu w�asnego cia�a, kt�re tak�e unios�y w g�r� niezwyk�e kule, ockn�� si� z odr�twienia Rost. Przez chwil� b��dzi� p�przytomnym wzrokiem woko�o, naraz jego twarz wykrzywi� nienaturalny grymas. - Nie... Nie chc�... - wyszepta� z przera�eniem. Helia opanowa�a skurcz d�awi�cy jej gard�o. - Uspok�j si�... To nic. Wszystko b�dzie dobrze. B�dziecie zdrowi. - Zdrowi? - spojrza� na ni� nieprzytomnie. - Ale ty mnie nie opu�cisz!? Nie opu�cisz! Zaczniemy nowe �ycie!... Utworzymy nowy �wiat!... - Tak. Tak. Nie l�kaj si� niczego. To s� ludzie... Prawdziwi ludzie! m�wi�a �agodnie, pod��aj�c za towarzyszami unoszonymi w powietrzu niewidzialn� si�� wytworzon� przez kule. Rost zdawa� si� jej nie s�ysze�. Patrzy� z napi�ciem przed siebie, jakby czego� oczekuj�c. Tymczasem kule przenios�y ju� jego bezw�adne cia�o przez otwarty w�az do kopu�y, potem dalej na otwart� przestrze�. W zapadaj�cym mroku ujrza� szeroki, owalny plac otoczony czarnym, postrz�piony m pier�cieniem lasu. - Gdzie oni? Gdzie ludzie? - zawo�a� ochryple. Ale nikt mu, nie odpowiedzia�. Wok� niego pocz�y wyrasta� spod ziemi czarne dziwaczne twory o d�ugich, cienkich ramionach. Uczu�, �e opada jakby na mi�kkie, puszyste �o�e. Jak ciemno, skonstatowa� niemal bez zdziwienia. Ciemno��, tylko ciemno��... By�a to ostatnia my�l, my�l pozosta�a w jego pami�ci z tamtej chwili. Ockn�� si� jakby z krzepi�cego, g��bokiego snu. Spoczywa� na wygodnym ni to fotelu, ni to tapczanie w przestronnej, jasnej sali. Na �cianach i suficie przeobra�a�y si� bez ustanku barwn� mozaik�, jakby w kalejdoskopie proste, pe�ne niezwyk�ej harmonii wzory. A jednak mimo niezwyk�o�ci tych �cian bi�o z nich pogod� i ciep�em... rodzinnego domu. Chocia� by� pewny, �e jeszcze nigdy nie widzia� takiego wn�trza - nie odczuwa� zupe�nie wra�enia obco�ci i niepokoju. Jaka� dziwna, jakby niedostrzegalnie s�czona w atmosfer� pogoda i spok�j wype�ni�y jego my�li. Nie by�o ju� w nim nic z owego l�ku i niepewno�ci minionych dw�ch dni. Teraz odczuwa� ju� nie nadziej�, a raczej pewno��, �e to, co prze�y�, pozostanie na zawsze koszmarnym snem. Sk�d�, z przeciwleg�ej �ciany, jakby przez zas�on� z mg�y, wysz�y dwie postacie kobiece. Pozna� je od razu i u�miechn�� si� rado�nie do nich. Helia i Pia r�wnie� u�miechn�y si� do niego. Wsta� z fotela i post�pi� kilka krok�w ku przyby�ym. Czu� si� lekko, �aden mi�sie� nie wykazywa� �lad�w pora�enia, kt�re od lat zmienia�o najmniejszy ruch w tortur�. Nie czu� jednak zdziwienia. Nie dziwi�o go nawet to, �e cia�a kobiet ubranych w lekkie, delikatne szaty ja�niej� jakim� niezwyk�ym blaskiem. Spojrza� na swoje r�ce. One r�wnie� promieniowa�y. Ale to nie r�ce �wieci�y. To tylko siatk�wki jego oczu zosta�y uczulone na promieniowanie podczerwone. I nagle u�wiadomi� sobie, �e wszystko dla niego jest zrozumia�e, jasne, �e wystarczy tylko zada� sobie samemu pytanie, aby natychmiast pojawi�a si� w m�zgu nie wiadomo sk�d odpowied�. - Chod� z nami - powiedzia�a Helia. Uj�� ich d�onie i u�cisn�� mocno. - Chod�my. Chcia�bym znale�� si� w wolnej przestrzeni. Podeszli do �ciany, kt�ra niemal niedostrzegalnie rozst�pi�a si� przed nimi. Gdzie� w dole ujrzeli sk�pan� w blasku podczerwieni ulic� miasta. Zamiast dziesi�tk�w d���cych we wszystkich kierunkach pojazd�w wype�nia� je teraz wielobarwny t�um ludzi. Gwar g�os�w, �piew i muzyka p�yn�y w g�r�, tworz�c przedziwnie koj�c� symfoni� d�wi�k�w. Ponad wie�ami budowli wstawa� z wolna seledynowy brzask.