9007

Szczegóły
Tytuł 9007
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9007 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9007 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9007 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

John Berryman Licencja pilota Major Filip Hawley od�o�y� notatki, wsta� i wyszed� przed biurko. Za�o�y� r�ce do ty�u i zacz�� si� kiwa� na pi�tach, stoj�c tu� na kraw�dzi podium. Prosta sylwetka i nieskazitelny mundur dodawa�y mu jakby wzrostu do skromnych pi�ciu st�p, dziewi�ciu cali. - Za chwil� b�dzie przerwa, panowie - powiedzia� - i wola�bym rozpocz�� nast�pny temat maj�c przed sob� pe�n� godzin� wyk�adow�. Dlatego te� na dzisiaj sko�czymy. Gdy trzydziestu umundurowanych student�w zacz�o zbiera� bruliony i notatniki szykuj�c si� do opuszczenia sali, major ponownie skupi� na sobie ich uwag� s�owami: - Jednak�e przed jutrzejszym wyk�adem chcia�bym podzieli� si� z wami paroma uwagami, kt�re og�lnie wprowadz� was w temat i by� mo�e podsun� jak�� przygotowawcz� lektur� na dzisiejszy wiecz�r. Wyprostowany zacz�� spacerowa� przed biurkiem tocz�c nast�puj�cy monolog na tematy naukowe: - Teoria nawigacji przy szybko�ciach wi�kszych od szybko�ci �wiat�a by�a dotychczas bardzo niesprecyzowan� doktryn�. Ostatnio jednak opracowano metod� matematyczn�, kt�ra pokonuje specyficzne przeszkody zwi�zane z tym problemem. Osi�gni�to ju� nawet pozytywne rezultaty. Istotnym momentem przy rozwi�zywaniu problem�w dotychczas uwa�anych na nierozwi�zalne matematycznie jest to, �e wi�kszo�� za�o�e� dawnej teorii pozosta�a nadal w mocy. Og�lne wnioski zosta�y najwy�ej rozszerzone, lecz nie odrzucone czy zast�pione innymi. Reaguj�c bardzo szybko, co dowodzi�o, �e spodziewa� si� protestu, Kawley obr�ci� si� w kierunku podniesionej r�ki. Wywo�a� nazwisko studenta: - Porucznik Riggs, prosz�! - Panie majorze - odezwa� si� wysoki blondyn. - Dotychczas s�ysza�em, �e metody matematyczne zajmuj�ce si� tym problemem nie zosta�y na tyle rozwini�te, by go definitywnie rozwi�za�. Zasady geometrii tr�jwymiarowej w najlepszym wypadku dostarcz� nam analogii i przybli�onych przyk�ad�w sytuacji, kt�re z samego swojego za�o�enia mog� by� rozwi�zane jedynie wed�ug zasad geometrii czterowymiarowej. O ile wiem, nasza wiedza dotycz�ca geometrii czterowymiarowej w zakresie analizy wektor�w i teorii kwant�w jest zbyt sk�pa, aby zapewni� pe�ne rozwi�zanie tego problemu. Wyk�adowca u�miechn�� si� i opar� o politurowany orzechowy blat biurka. - Wprost przeciwnie, poruczniku Riggs - odpowiedzia� kr�tko, przesuwaj�c d�oni� po kruczych w�osach. - Jak powiedzia�em, ostatnie osi�gni�cia w zakresie rozwoju teorii matematycznej umo�liwi�y nam osi�gni�cie rozwi�zania ostatecznego. Riggs nie pr�bowa� po raz drugi podnosi� r�ki - spyta� wprost z przesadn� grzeczno�ci�: - Czy mog� zacytowa� podr�cznik? Major z u�miechem skin�� g�ow�, Riggs wzi�� z �awki gruby, oprawny w b��kitne p��tno tom, opracowany przez naukowc�w Przestrzennego Patrolu do u�ytku szkolnego, zacz�� wertowa� strony, a� znalaz� w�a�ciwe miejsce. Podni�s� wzrok na wyk�adowc� i przeczyta� kilka wierszy: - �Teoretyzowanie w zakresie problem�w nawigacji w szybko�ciach supra�wietlnych w najlepszym wypadku mo�e umo�liwi� nam postawienie takich czy innych hipotez, oczywi�cie hipotez bardzo prawdopodobnych, niemniej ostateczne i w�a�ciwe rozwi�zanie jest z natury rzeczy nieosi�galne�. Zamkn�� wolno ksi��k� i usiad� patrz�c z podniesionymi brwiami na wyk�adowc�. Na sali wyk�adowej panowa�o pe�ne napi�cia oczekiwanie na nast�pn� faz� sytuacji, kt�r� od dawna ju� okre�lono jako walk� mi�dzy Hawleyem a jego najzdolniejszym studentem. Major wydawa� si� zdziwiony. - Czy w podr�czniku naprawd� tak napisane, poruczniku Riggs? - spyta� lekko niespokojnym g�osem. - Tak jest, panie majorze - odpar� Riggs usi�uj�c nada� g�osowi spokojne brzmienie. Studenci wstrzymali oddech, przeczuwaj�c, co teraz nast�pi. Hawley przechyli� g�ow� nieco na bok, jakby zastanawia� si� nad us�yszanymi przed chwil� s�owami, i lekko skin�� w zamy�leniu g�ow�. Potem pochyli� si�, czarne oczy b�ysn�y nieomal weso�o w kierunku Riggsa. - Postaram si�, aby tekst zosta� zmieniony, poruczniku - odpar� spokojnie. Sala wybuchn�a �miechem, a Hawley zszed� z podium m�wi�c: - Na dzi� koniec, panowie. Riggs z twarz� p�on�c� wsta� sztywno i wraz z innymi opu�ci� sal�. Na korytarzu zatrzyma� go kolega dziel�cy z nim pok�j. - Wracasz do siebie, Bo? - spyta� swego nadal rozognionego koleg�. Riggs mrukn�� potwierdzaj�c� odpowied� i przeszed� kilka krok�w w milczeniu. - A tam, niech diabli wezm� Hawleya! - zakl�� nagle. Mal Burt roze�mia� si�. - Uwiera ci� on troch� - zachichota�. - My�la�em, �e zdechn�, kiedy powiedzia�, �e zmieni tekst podr�cznika. Riggs wykrzywi� wargi w z�ym grymasie i prychn��: - Jestem pewien, �e wypracowa� sobie jakie� czterowymiarowe r�wnania. Najlepszy matematyczny teoretyk Patrolu, wiem, ale nie musi tego wciera� tak pod sk�r�, sk�d mia�em wiedzie�? - Obaj porucznicy zasalutowali bez entuzjazmu, gdy gromadka przechodz�cych student�w-szeregowc�w spr�y�cie podnios�a d�onie do cz�. Burt �mia� si� przez ca�a drog� id�c brukowanym podw�rzem do kwater. - Chyba wszyscy mamy jedno zdanie o starym. Tak, on zawsze daje cz�owiekowi do zrozumienia, �e niewysokie ma poj�cie o jego inteligencji i mo�liwo�ciach umys�owych. Riggs wybuchn�� jeszcze raz, gdy skr�cili na �cie�k� prowadz�c� do d�ugiego przezroczystego budynku, w kt�rym mieszkali. - To, psiakrew, jego kompleks ni�szo�ci. G�upio mu, �e jest taki niski, po prostu w tym ca�a rzecz. Chyba jedyny pow�d, dlaczego rok w rok staje do egzaminu na odnowienie licencji pilota przestrzennego. Lubi tym imponowa�. Wydaje mu si�, �e jest przez to lepszy ni� w rzeczywisto�ci. Nad�ty osio�. Burt spojrza� z ukosa na koleg�. - Tak bym nie powiedzia�. Nie mo�na mu si� dziwi�, �e si� chlubi swoimi osi�gni�ciami. Najstarszy pilot posiadaj�cy licencj� przestrzenn�. Wi�kszo�� odpada maj�c pi�� lat mniej od niego. On ju� pewno sko�czy� trzydzie�ci pi�� lat. - Wiem, wiem, wszystko wiem. Rzadka rzecz mie� w tym wieku podobnie szybki refleks, wiem wszystko, ale chodzi mi o spos�b, w jaki to okazuje. Wiem r�wnie�, �e celowo pr�bowa� mnie z�apa� podczas dzisiejszego wyk�adu. Nie musia� przecie� zaczyna� dzi� wyk�adu o supra�wietlnych szybko�ciach. Wiedzia� doskonale, �e ja jeden z ca�ej klasy mog� si� nie zgodzi� z jego twierdzeniem w sprawie ostatecznego rozwi�zania. Wyobra�am go sobie w tej chwili: zadowolony b�cwa�, �mieje si�, �e mu si� pod�o�y�em! - chrz�kn�� z oburzeniem. - No, zosta�o nam jeszcze tylko dwa tygodnie - odezwa� si� Burt, gdy wchodzili po stopniach do budynku mieszkalnego znowu oddaj�c komu� wojskowy uk�on. - Wracamy do Patrolu pi�tnastego czerwca. B�d� r�wnie zadowolony jak i ty pozbywaj�c si� zmory Hawleya. Ledwo obydwaj weszli do surowo umeblowanego pomieszczenia i usiedli na chwil� w fotelach, gdy rozleg�o si� pukanie. Riggs powiedzia�: wej��, otworzy�y si� drzwi, stan�� w nich ordynans. Zgrabnie zasalutowa� i wyrecytowa�: - Genera� Conklin prosi porucznika Riggsa o zameldowanie si� w dow�dztwie. Riggs skin�� g�ow� i sier�ant wyszed�. Spojrza� na przyjaciela. - Co to znowu mo�e by�, Mai? - spyta�. Burt potrz�sn�� g�ow�. - Lepiej go� - poradzi�. - Conk nie lubi czeka�. Szybko sprawdziwszy szczeg�y umundurowania, Riggs poszed� do biura komendanta bazy, najstarszego stopniem oficera ziemskiej plac�wki Patrolu. Stan�� na chwil� przed drzwiami, na kt�rych widnia� napis: �Genera� Conklin, komendant Bazy�, wci�gn�� brzuch, cofn�� brod� i zdecydowanie zapuka�. Na s�owo �wej�� z drugiej strony, otworzy� drzwi i zasalutowa� stoj�c na baczno��. Conklin, siwy weteran wielu patroli przestrzennych, przeszy� go ostrym spojrzeniem, potem odezwa� si�: - A tak, porucznik Riggs. Spocznij. Conklin si�gn�� do teczki, z kt�rej wyj�� kilka kartek zapisanych na maszynie. - Za dwa tygodnie odchodzicie na s�u�b� patrolow� - o�wiadczy�.-Niniejszym komunikuj� wam o nadaniu stopnia kapitana na dziewie�dziesieciodniowy okres trwania patrolu. Riggs a� zamruga� s�ysz�c niespodziewan� wiadomo�� i uda�o mu si� wykrztusi�: - Tak jest, panie generale. Conklin od�o�y� papiery i pochyli� si�. - R�wnie� podaj� wam do wiadomo�ci, kapitanie Riggs, �e zostali�cie wyznaczeni na egzaminatora drugiego pilota podczas patrolu. Oczywi�cie znacie obowi�zek utrzymania tej sprawy w absolutnej tajemnicy. - Tak jest, panie generale - powt�rzy� Riggs. - Otrzymali�cie promocj� na kapitana w tym celu, aby�cie mogli by� pierwszym oficerem na pok�adzie i kopilotem. Waszym zadaniem jest obserwowa� technik� operatywn� waszego prze�o�onego przy sterach i postawienie wniosku, czy jego licencja pilota przestrzennego ma by� przed�u�ona na nast�pny rok czy te� cofni�ta. - Genera� podni�s� wzrok na stoj�c� przed nim wyprostowan� sylwetk� oficera. - Major Hawley b�dzie drugim pilotem i kapitanem statku - powiedzia� i zauwa�y�, jak przy tych s�owach Riggs lekko drgn��. - Nie potrzebuj� dodawa�, �e wasze zadanie b�dzie nies�ychanie delikatne z powod�w, kt�rych r�wnie� nie musz� wymienia�. Zamilk�, a z wiruj�cych w g�owie Riggsa my�li wy�oni�o si� jedno, �e �nies�ychanie delikatne� nie oddaje w pe�ni sytuacji. On egzaminatorem Filipa Hawleya! Co za zadanie! - Pi�tnastego czerwca wystartujecie na dziewie�dziesi�ciodniowy patrol - ci�gn�� dalej Conklin. - Waszym zadaniem b�dzie obs�uga i kontrola trzydziestu automatycznych obserwatori�w na trasie, zabranie zdj�� kontrolnych i sprawdzenie ich. We w�a�ciwym czasie dowiecie si� nazwy statku. - Komendant poda� Riggsowi odpowiednie rozkazy. - To wszystko, kapitanie! Riggs zasalutowa�. - Panie generale - powiedzia� niepewnie. - Czy mog� zamieni� z panem genera�em kilka s��w. Nies�u�bowo? - Oczywi�cie, s�ucham. - Panie generale, bardzo ceni� sobie awans i szans� wykazania si�, �e na niego zas�uguj�, uwa�am jednak za konieczne wyja�ni�, �e nie jestem w�a�ciw� osob� na egzaminatora. Major Hawley i ja niezbyt przypadli�my sobie do gustu i boj� si�, �e mog� okaza� w stosunku do niego pewne uprzedzenie. Conklin rozpar� si� w fotelu i roze�mia�. - W�tpi�, czy znalaz�bym kogo� z waszego kursu, kt�ry by nie mia� podobnych zastrze�e�, Riggs. Technika szkolna Hawleya jest, powiedzmy sobie, nieco brutalna, ale podczas patrolu nie b�dzie z nim �le. Poza tym wydaje mi si�, a mam ku temu podstawy, �e Hawley ceni was bardziej ni� innych student�w. Nie b�dziecie mieli specjalnych trudno�ci. Bardzo mi przyjemnie, �e szczerze przyznali�cie si� do subiektywnych uprzedze�, kapitanie - zako�czy�. Riggs zasalutowa�. - Dzi�kuj�, panie generale. Postaram si� jak najlepiej wywi�za� z zadania. Na skinienie g�owy genera�a Riggs zrobi� spr�ysty zwrot w ty� i opu�ci� gabinet, nadzwyczaj zdumiony wypowiedzianym przez Conklina mi�dzy wierszami o�wiadczeniem, �e Hawley da� mu dobr� ocen� z teorii nawigacji. Nast�pne dwa tygodnie min�y nies�ychanie szybko i Riggs otrzyma� przydzia�, o czym zosta� ju� poprzednio uprzedzony, do jednego ze statk�w Floty Obs�ugi lub te�, jak j� popularnie nazywano w Patrolu, do �Ma�ej Floty�. Powy�sz� nazw� formacja zawdzi�cza�a temu, �e ka�dy jej statek okre�lony by� mianem �ma�y�. Statek Riggsa nazywa� si� �Ma�y Wodospad�, wi�z� pe�ny �adunek materia��w nap�dowych do atomowych motor�w automatycznych obserwatori�w na trzydziestu r�nych planetach wielu pobliskich s�o�c oraz olbrzymie zapasy materia��w fotograficznych w celu uzupe�nienia nieomal wyczerpanych ju� �adownik�w teleskopowych kamer. Obserwatoria, w wielu wypadkach umieszczone na planetach, gdzie istnia�y warunki nieodpowiednie dla ludzi, kontrolowane by�y co trzy ziemskie lata. Na�wietlone ta�my wyjmowano z kamer teleskopowych i wywo�ywano na statku podczas jego podr�y przestrzennej do nast�pnej planety, a nast�pnie wy�wietlano je w projektorach filmowych, aby sprawdzi�, czy s� na nich zarejestrowane jakie� ciekawe astronomiczne wydarzenia. Poniewa� w wi�kszo�ci kamer obserwatoryjnych na�wietlano jedn� klatk� co par� dni, a w wyj�tkowym wypadku par� klatek dziennie, przepuszczenie negatyw�w przez projektor filmowy z normaln� szybko�ci� i obejrzenie wszystkich Novae i komet, jakie zosta�y zarejestrowane w okresie pracy kamery, nie wymaga�o wiele czasu. Bardziej dok�adne wykresy, sporz�dzone przez detektory promieni kosmicznych i tym podobne aparaty by�y przywo�one na Ziemi� w celu dokonania bardziej szczeg�owej ekspertyzy przez naukowc�w. Sz�stego dnia podr�y �Ma�y Wodospad� zbli�a� si� do uk�adu Rigela VI na zmniejszonej szybko�ci, dziesi�cioosobow� za�og� chroni�y przed natychmiastow� annihilacj� inercyjne ekrany, kt�re pozwalaj� istotom ludzkim wytrzyma� tak ogromne przy�pieszenie. W�a�nie to przy�pieszenie pozwoli�o cz�owiekowi zbli�y� si� do gwiazd. Ca�a za�oga zd��y�a si� ju� pozna�, gdy� nikt opr�cz Hawleya i Riggsa nie zna� si� przedtem. Og�ln� zasad� przy dobieraniu personelu na patrol by�o umo�liwienie ka�demu poznania jak najszerszego zakresu patrolowych obowi�zk�w i zdobycie przez ekspert�w technicznych, takich jak na przyk�ad specjalist�w od promieniowania kosmicznego, bezpo�rednich wiadomo�ci o jak najwi�kszej po�aci galaktyki. W kabinie nawigacyjnej, obserwuj�c Rigela VI i jego cztery planety rosn�ce na videonie, znajdowa�o si� czterech ludzi odpowiedzialnych za nawigacj� i pilota� statku przestrzennego: Hawley - dow�dca i pierwszy pilot, Riggs - pierwszy oficer i kopilot, Art Price - kalkulator, Tom Mercer - nawigator. Hawley i Riggs siedzieli w milczeniu obok siebie przy podw�jnym urz�dzeniu sterowym, Mercer i Price za pilotami, naprzeciwko siebie przed dwiema maszynami analitycznymi, i okre�lali po�o�enie statku nieustannie bior�c pomiary przez ma�e teleskopy i wytyczaj�c kurs do l�dowania. Hawley spojrza� na Riggsa, kt�ry usi�owa� swoim dwudziestu czterem latom nada� powag� usprawiedliwiaj�c� stopie� kapitana. L�duj - powiedzia� Hawley. - Odzwyczai�em si� troch�. Nie l�dowa�em od dziewi�ciu miesi�cy. - Tak jest - odpar� Riggs zastanawiaj�c si�, czy Hawley w przysz�o�ci te� b�dzie odst�powa� mu l�dowania. Zbli�ali si� do drugiej planety zielonawego s�o�ca. Tym razem planeta nie mia�a atmosfery, co u�atwia�o podej�cie. Price i Mercer ju� okre�lili miejsce, gdzie znajdowa�o si� obserwatorium - na o�wietlonej p�kuli planety - i obliczali dok�adne po�o�enie statku. Obie maszyny analityczne na zmian� klekota�y, wirowa�y w nich k�ka w miar� podsuwania im nowych wsp�rz�dnych i kasowania starych. Gdy zbli�y� si� czas podej�cia, Riggs zasun�� p�yt� czo�ow� przestrzennego he�mu, kt�re wszyscy ju� poprzednio w�o�yli jako �rodek zabezpieczaj�cy, i powiedzia� oboj�tnie: - Riggs sprawdza. Raz, dwa, trzy, cztery. �Raz, dwa, trzy, cztery�. Brz�cz�ce g�osy pozosta�ych dziewi�ciu ludzi za�ogi odezwa�y si� kolejno w s�uchawkach. W odleg�o�ci nieco mniejszej ni� sto kilometr�w od g�adkiej, nagiej powierzchni planety Riggs przesun�� kabel urz�dzenia hamuj�cego, w��czaj�c do akcji w�glowodorowe rakiety sterownicze. - Dobra, Price! - sykn��, a w�asny g�os w he�mie zadzwoni� mu obco i g�ucho. Kalkulator natychmiast poda� mu trzy liczby okre�laj�ce pozycj� statku w stosunku do l�dowiska. Metoda l�dowania statk�w przestrzennych zosta�a opracowana przed wieloma laty i nie uleg�a �adnym podstawowym zmianom, chocia� inne techniki posz�y daleko naprz�d, gdy� przedstawia�a symbol prostoty uwzgl�dniaj�c problem, jaki nale�a�o rozwi�za� przy l�dowaniu. Wszystkie planety, na jakich kiedykolwiek l�dowano, otrzyma�y teoretyczne bieguny, p�nocny i po�udniowy, okre�lone przez obliczenie i zestawienie osi planety do powierzchni ekliptycznej systemu s�onecznego. Trzy wsp�rz�dne okre�la�y po�o�enie statku przestrzennego w stosunku do jakiegokolwiek punktu na planecie. Te trzy wsp�rz�dne wyprowadzono w kierunku p�nocnego - albo po�udniowego - planety, z kierunku wschodniego - albo zachodniego - planety, i wreszcie z najbli�szej odleg�o�ci od planety. Wprawnymi, nieomal automatycznymi ruchami, kt�re by�y rezultatem du�ej wprawy, Riggs wkr�tce naprowadzi� statek nad l�dowisko tu� ko�o obserwatorium, opuszczaj�c si� ku powierzchni pionowo najprostszym systemem l�dowania. Co par� sekund Price wyszczekiwa� w s�uchawki Riggsa trzy liczby okre�laj�ce po�o�enie, ale obecnie dwie z nich wyra�a�y si� przez zero, gdy� Riggs utrzymywa� statek pionowo nad l�dowiskiem i nie mia� odchylenia w kierunku p�nocnym czy po�udniowym lub zachodnim czy wschodnim. Kiedy statek znalaz� si� na kilkaset metr�w nad powierzchni�, wytraciwszy prawie ca�� szybko��, Riggs po�o�y� statek na bok i doprowadzi� go do ziemi przy pomocy rakiet sterowniczych, bez �adnego wstrz�su. Za�oga odpi�a pasy bezpiecze�stwa i podesz�a do prawej �ciany kabiny nawigacyjnej. Hawley rzuci� okiem na instrument pomiarowy, nim opu�ci� miejsce pilota. - Zu�y�e� prawie ca�y materia� p�dny przewidziany na punktowe l�dowanie G 6, Riggs - zauwa�y�. Kopilot skin�� g�ow�. - Tak jest, panie majorze. Nie ma sensu za pierwszym razem robi� sztuki. Podczas l�dowania nie wolno pope�ni� b��du. Hawley u�miechn�� si� szeroko. - M�dre s�owa, kapitanie! Riggs odwr�ci� g�ow�, �eby ukry� swoj� z�o��, w duchu wymy�la� sobie za zb�dne s�owa. W uszach ironicznie zabrzmia�o mu zdanie Conklina, �e z Hawleyem nie jest �le podczas patrolu. By� wdzi�czny za regulamin pracy, kt�ry przez nast�pne kilka minut pozwala� mu uwolni� si� od Hawleya. B�dzie obs�ugiwa� teraz obserwatorium i przez ten czas och�onie. Hawley pozosta� na pok�adzie, natomiast Riggs poprowadzi� astronoma Clarka i Cutlera, jednego z technik�w, do kopu�y obserwatorium. Cutler ci�gn�� za sob� ma�y dwuko�owy w�zek wy�adowany �wie�ymi filmami. Niska grawitacja planety u�atwia�a chodzenie mimo ci�kich kombinezon�w �przestrzennych. Riggs poprowadzi� ich do komory wej�ciowej przy kopule i szybko otworzy� drzwi. Pozostali dwaj szli za nim. Wewn�trz zap�on�y nik�ym �wiat�em lampy radiumowe roz�arzaj�c si� wolno, w��czy� je automatyczny przeka�nik po��czony z komor� wej�ciow�. W rosn�cym �wietle Clark podszed� do �redniej wielko�ci reflektora sprawdzaj�c smarownice i stan wielu motor�w wsp�dzia�aj�cych z mechanizmem zegarowym. Podczas gdy Riggs sprawdza� chronometr obserwatorium z czasem chronometru pok�adowego, Clark i Cutler szybko wyj�li stare �adowniki z delikatnych kamer i na ich miejsce w�o�yli nowe. Pozosta�a jeszcze ostatnia czynno��: wyj�cie rolek papieru z wykresami z detektor�w kosmicznych. Potem wr�cili na pok�ad. Kiedy weszli do komory ci�nieniowej �Ma�ego Wodospadu�, za�oga pod dow�dztwem Hawleya w�a�nie ko�czy�a tankowanie paliwa do zbiornik�w obserwatorium. Destylowana woda s�u�y�a za materia� p�dny motor�w obs�uguj�cych stacj�. Nie up�yn�a godzina od chwili l�dowania, gdy powietrzny statek podni�s� nos ku niebu, a z wielkich otwor�w wydechowych zion�� ogie� na zamro�ona powierzchni� planety. Nast�pnie �Ma�y Wodospad� pomkn�� w przestrze�, w kierunku odleg�ego s�o�ca. Riggs przez kilka minut siedzia� ko�o dow�dcy przy urz�dzeniach sterowniczych s�uchaj�c zmian w kursie podawanym przez Mercera, kt�ry zmieni� Price�a. Wreszcie major opar� si� o siedzenie. - Teraz �atwo powinni�my dop�yn�� - powiedzia�. Riggs w milczeniu skin�� g�ow� nie ufaj�c niezr�cznemu j�zykowi na delikatnym gruncie. - Aha, Riggs - zwr�ci� si� do niego Hawley. - Wyregulowa�e� zegary? - Nie, panie majorze - odpar� Riggs. - R�nica wynosi�a tylko dwie dziesi�te sekundy. Nie warto by�o si� tym zajmowa�. Wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa wprowadzi�bym jeszcze wi�kszy b��d. Hawley zgodzi� si� w milczeniu, potem obr�ci� si� do pozosta�ych dw�ch oficer�w - Prawdopodobnie ch�opcy w laboratorium potrzebuj� pomocy przy wywo�ywaniu i kopiowaniu ta�m. - Mo�e by�cie im pomogli? Obaj nawigatorzy i Riggs wstali i zacz�li zdejmowa� kombinezony przestrzenne, aby, w my�l polecenia uda� si� do laboratorium o trzy pi�tra ni�ej, pozostawiaj�c �Ma�y Wodospad� prozaicznej podr�y w pr�ni mi�dzygwiezdnej. Mija�y dni, �Ma�y Wodospad� raz przyspiesza�, raz zmniejsza� swoj� szybko�� odwiedzaj�c planet� po planecie. Absorbuj�ce obowi�zki zbierania i uzupe�niania film�w, wywo�ywania ich i sprawdzania pozostawia�y ma�o czasu na pog��bienie osobistych kontakt�w Riggsa i Hawleya. Kopilot, nieustannie �wiadomy powierzonej mu poufnej misji, czyni� wszelkie wysi�ki, by mi�dzy nim a jego prze�o�onym u�o�y�y si� jak najbardziej poprawne i oboj�tne stosunki, gdy� ci�gle obawia� si� otwartego sporu, kt�ry w ka�dej chwili m�g� wynikn��. Musia� jednak przyzna�, �e Hawley posiada� wszystkie zalety dobrego pilota. Po pierwszym l�dowaniu, kt�re odst�pi� Riggsowi, l�dowa� ju� na zmian� z kopilotem, wykonuj�c dobre, �agodne podej�cia w r�nej grawitacji i przy r�nym ci�nieniu atmosferycznym, nigdy nie okazuj�c najmniejszego zdenerwowania czy wahania. Mimo to Riggs ci�gle si� zastanawia�, jak wypad�oby Hawleyowi l�dowanie z podej�ciem p�askim a nie pionowym, gdyby takie musia� wykona�. Hawley nie lubi� �koronkowych� podej�� przed opuszczeniem si� w d�, zawsze ostro�nie podprowadza� statek tu� nad l�dowisko. Riggs taktownie unika� podej�� k�towych, czuj�c, �e Hawley widzia�by w tym osobiste wyzwanie, a jeszcze bardziej obawia� si� ironicznych uwag majora tak sprytnie umieszczanych mi�dzy wierszami pozornie niewinnej rozmowy. Dopiero po pi�tnastu przewidzianych rozk�adem l�dowaniach wydarzy�a si� sytuacja, kt�rej Riggs oczekiwa�. System planetarny Rigela II by� nadzwyczaj ciekawy z punktu widzenia ziemskich astronom�w, gdy� stanowi� jeden z niewielu przyk�ad�w odst�pstwa od zasadniczego wzoru, w kt�rym wszystkie planety s�o�ca znajduj� si� mniej wi�cej na jednej p�aszczy�nie. Dziewi�� planet s�o�ca obraca�o si� na dziewi�ciu r�nych p�aszczyznach, a nawet i te dziewi�� ksi�yc�w nie zachowywa�o si� jednakowo. Podobny uk�ad cia� planetarnych, cho� zgodny z og�ln� teori� pochodzenia system�w planetarnych, wzbudza� jednak wielkie zainteresowanie i dlatego ulokowano wiele obserwator�w na planetach tego systemu. System Rigela II wymaga� ponadto dok�adnej obserwacji z tego wzgl�du, �e jego pierwsza planeta, wielkie cia�o niebieskie o g�stej atmosferze, olbrzymiej temperaturze na powierzchni i wysokim ci�nieniu, zdradza�a objawy �ycia organicznego. Warunki klimatyczne na powierzchni uniemo�liwia�y l�dowanie tam istotom ludzkim, ulokowano wi�c jedynie obserwatorium na jej ksi�ycu, satelicie, kt�ry zawsze znajdowa� si� na wprost swojej matki. Ksi�yc ten, tak jak i jego planeta, by� cz�sto przes�oni�ty chmurami i w�a�nie w takim okresie czasu Hawley zbli�a� si� do niego z zamiarem l�dowania. Nawigator i kalkulator z powodu chmur nie mogli podawa� dok�adnych pomiar�w, wobec czego Hawley musia� w ostatniej chwili zmieni� kurs i zastosowa� podej�cie k�towe. Riggs poczu� wielkie napi�cie, gdy Mercer wreszcie okre�li� po�o�enie obserwatorium - znacznie poza kursem, zbyt daleko, by mo�na teraz przedsi�bra� pionowe l�dowanie. Ku wielkiemu zdumieniu kopilota Hawley nie za��da� od kalkulatora r�wnania wyra�aj�cego optymalny kurs �Ma�ego Wodospadu� przez atmosfer� ksi�yca. Siedzia� w milczeniu przy sterach, s�uchaj�c wsp�rz�dnych, kt�re mu Mercer od czasu do czasu podawa�. Riggs usi�owa� w pami�ci obliczy� to r�wnanie, co najprawdopodobniej robi� w tej chwili r�wnie� i Hawley - r�wnanie, kt�re odpowiada�oby parabolicznej krzywej, na jakiej znajdowa� si� statek. Riggs podziwia� pewno�� siebie majora, wiar� w swoje obliczenia pami�ciowe w chwili, gdy p�dzi� do l�dowiska w�r�d chmur. Statek po�o�y� si� na bok, Riggs czeka� w napi�ciu na wstrz�s. Ale Hawley wyl�dowa� jak na puchowej pierzynie. Wbrew sobie samemu Riggs nie m�g� powstrzyma� oddechu ulgi i podziwu dla podobnego wyczynu. Po�a�owa� tego natychmiast, gdy Hawley spojrza� na niego z b�yskiem weso�ym w oczach i powiedzia�: - Nie�le jak na starego cz�owieka, co, Riggs? - Nie�le, panie majorze - odpar� pos�usznie Riggs, zadowolony, �e Hawley wychodzi ze statku zabieraj�c ze sob� ca�� za�og� do wymiany film�w i przyniesienia wykres�w z obserwatorium. Riggs wewn�trznie si� w�cieka� na okazywan� przez Hawleya wy�szo�� i �a�owa�, �e z nikim nie mo�e si� podzieli� swoimi uczuciami. Stary osio� dumny ze swojej sprawno�ci umys�owej! My�li, �e jest cudowny, s�uchaj�c danych kalkulatora i podstawiaj�c je samemu pod paraboliczne r�wnanie czwartego stopnia! Niejeden jest taki na �wiecie, co to potrafi, my�la� Riggs. Zna� sprawno�� matematyczn� Hawleya, sam by� r�wnie dobry. Gdyby nie ten egzamin, odebra�by mu stery, major, czy nie major! Przerwa� niemi�e my�li, gdy z komory ci�nieniowej wyszed� Hawley. - Lecimy, Riggs - powiedzia� u�miechaj�c si� lekko. Riggs bez s�owa usiad� za sterami, nacisn�� klakson ostrzegawczy i, gdy ca�a za�oga w�o�y�a pasy ochronne, oderwa� ostro statek od powierzchni planety. Hawley by� teraz bardziej rozmowny. Roznosi go, pomy�la� Riggs. Dumny jest z tego l�dowania. - Ciekawa rzecz, je�li idzie o to ostatnie miejsce, Riggs - zauwa�y� Hawley. - Ma prawie atmosfer� ziemi. - Nonszalancko przerzuci� nog� przez oparcie fotela. - Prawda, panie majorze - zgodzi� si� Riggs. - Ale przyznam, �e nie widzia�em podobnego k��bowiska chmur jak to, w kt�rym l�dowali�my. Hawley roze�mia� si�. - �ywy astronom zwariowa�by tam w ci�gu trzech miesi�cy, co? - Z pewno�ci� - odpar� Riggs mimo woli wci�gaj�c si� do rozmowy. - Cz�owiek dziwnie to odczuwa - ci�gn��. - Lata od planety do planety i nigdzie nie widzi �lad�w cywilizowanego �ycia. We�my na przyk�ad ten system. Co najmniej cztery z dziewi�ciu planet mog�yby by� zamieszka�e, zw�aszcza gdyby osadnicy zgodzili si� na selekcj� potomstwa. Na wszystkich jest tlen, grawitacja podobna do ziemskiej, temperatura i ci�nienie zupe�nie mo�liwe. Powinny by� zamieszka�e. Hawley potrz�sn�� g�ow�. - Zbyt wiele istnieje przeciwko temu przes�d�w. Tu potrzebna jest nowa rasa. Te planety nigdy nie zostan� skolonizowane przez Ziemi�. Ale jak tylko rozro�nie si� te par� kolonii obecnie istniej�cych, zaczn� kolonizowa� ca�� galaktyk�. B�d� mieli w krwi spadek pionierstwa, nie b�d� specjalnie zwi�zani z planet�, na kt�rej si� wychowali. A z tym jest ca�y k�opot na Ziemi. Ugrupowania ludno�ciowe �yj� w stagnacji od wielu tysi�cy lat, zbyt wiele czynnik�w zwi�zuje ich z rodzinn� ziemi�. Trudno mie� nawet o to pretensj�. Riggs by� zadowolony, �e jego prze�o�ony potrafi rozmawia� i zachowywa� si� jak zwyk�a istota - je�li ma po temu okazj� - i postanowi� co najmniej dor�wna� l�dowaniu Hawleya na nast�pnej planecie. Dlatego te� zbli�y� si� do drugiej planety Rigela II pod ostrym k�tem do powierzchni i tak samo jak Hawley nie za��da� od kalkulatora opracowanego r�wnania, szybko sam rozwi�za� paraboliczne r�wnanie pi�tego stopnia liczb potencjalnych, okre�laj�cych kurs statku, i zacz�� pami�ciowo odejmowa� dane kierunk�w, dzi�ki czemu m�g� okre�li� wyj�cie �Ma�ego Wodospadu� poza kurs. Prawie pod�wiadomie s�ysza� klekot kalkulatora Mercera i g�os Price�a podaj�cego wsp�rz�dne. Czyli Mercer mu nie ufa, przelicza wsp�rz�dne, aby sprawdzi�, czy Riggs znajduje si� w granicach og�lnego r�wnania. Mimo oczywistych w�tpliwo�ci nawigatora Riggs z powodzeniem wyl�dowa� bez pomocy nawigatora i kalkulatora. Hawley nie zrobi� �adnej uwagi na temat l�dowania. Raczej znacz�ce milczenie nawigatora i kalkulatora, kt�rzy zdawali sobie �wietnie spraw�, �e obaj piloci dokonali wspania�ego wyczynu, je�li idzie o pami�ciowe obliczenia w nies�ychanie trudnych warunkach umys�owego napi�cia, wskazywa�o na to, �e wszyscy w kabinie nawigacyjnej ju� rozumiej�, �e Riggs przyj�� wyzwanie Hawleya i �e jest got�w podj�� ka�dy problem, jaki podejmie starszy m�czyzna. Kopilota nie czeka�o rozczarowanie. Przy nast�pnym l�dowaniu na trzeciej planecie Rigela II Hawley dokona� nieomal niemo�liwej rzeczy - u�y� tylko jednej rakiety steruj�cej do po�o�enia statku na bok przy l�dowaniu. Napi�cie, chocia� wielkie u obu pilot�w, odbija�o si� najbardziej na nawigatorze i kalkulatorze. Po zatykaj�cym dech pokazie spiralnego podej�cia przy wielkiej szybko�ci, dokonanego przez Hawleya nad planet� si�dm� Rigela II, Mercer zwr�ci� si� do Riggsa, gdy Hawley wyprowadzi� cz�� za�ogi do obs�u�enia laboratorium. - Przepraszam, kapitanie - powiedzia� salutuj�c.- Mo�e nie powinienem si� odzywa�, ale to wsp�zawodniczenie mi�dzy panem i Hawleyem przyj�o niebezpieczne formy. - Prze�kn�� �lin�, jakby oczekuj�c surowej reprymendy. Riggs chwil� si� u�miecha�, nim odpowiedzia� nawigatorowi. - Ma pan racj�, Mercer. Hawley bez w�tpienia potrafi to, co jakikolwiek inny pilot w Patrolu. I nie s�dz�, �e pokaza� ju� wszystko. Przypuszczam r�wnie�, �e potrafi�bym dor�wna� jego umiej�tno�ci pami�ciowego obliczenia tr�jwymiarowej krzywej do �lepego l�dowania, ale chcia�bym to zrobi� sam, bez dziewi�ciu facet�w za plecami. My�l�, �e przy nast�pnym l�dowaniu zrezygnuj� ze wsp�zawodnictwa. - Tak jest, panie kapitanie - wymamrota� Mercer. - Mam nadziej�, �e nie ma pan do mnie pretensji, �e o tym m�wi�? - zapyta�. - Ale� nie, Mercer! - odpar� kopilot. - I tak nie wiem, jak potrafili�cie to wytrzyma� do tej chwili. Ca�e szcz�cie, �e pozostali na statku nie wiedz�, co si� tu dzieje. Ci, co nie maj� przestrzennej licencji, zwariowaliby ze strachu. - W�a�nie, w�a�nie, panie kapitanie! - odpar� Mercer, a w k�cikach ust pojawi� mu si� drobny u�mieszek. - Price pu�ci� par�, �e panowie obaj robicie mi�dzy sob� takie zawody, i Clark odchodzi niemal od zmys��w, kiedy za ka�dym razem pr�bujecie czego� trudniejszego. Nie by�oby tak �le, gdyby panowie wprowadzali tylko wsp�rz�dne na r�wnanie, kt�re ja bym wam poda�, ale to obliczanie r�wnania samemu podczas l�dowania wystraszy�o wszystkich. Ale i tak my�l�, �ebym nic nie powiedzia�, gdyby mnie nie prosili ludzie. Riggs zachichota�. - Tak te� sobie my�la�em, �e co� si� kryje w tej waszej pro�bie. - Roze�mia� si� g�o�no. - Jeste�cie ju� zbyt d�ugo w Patrolu, �eby si� przejmowa� podobnym g�upstwem jak ten ma�y konkursik. No dobrze, mo�esz powiedzie� ch�opcom, �e ju� koniec. Jednak�e nie chc�, �eby Hawley o tym wiedzia�. - Oczywi�cie, panie kapitanie - Mercer mrugn�� porozumiewawczo. - Rozumiem. Zbli�aj�c si� do dziewi�tej i ostatniej planety Rigela II, Riggs podprowadzi� statek pod ostrym k�tem, co ka�dy z pilot�w robi� ju� wiele razy. Widzia�, �e Hawley przygl�da mu si� z wielkim zainteresowaniem, chc�c przewidzie�, na jakim typie tr�jwymiarowej krzywej Riggs b�dzie chcia� zej�� na d�. Ale kopilot utrzyma� �Ma�y Wodospad� na wysoko�ci, p�ki nie znalaz� si� nad l�dowiskiem, potem opu�ci� si� pionowo, patrz�c prosto przed siebie z oczami wlepionymi w videon, �eby nie widzie� zwyci�skiego u�miechu na twarzy majora. Cholerny reklamiarz, my�la� Riggs. Cyrkowy pajac. My�li, �e co� pokaza�. Przynajmniej ja mam do�� oleju w g�owie, �eby zrezygnowa�, nim kt�ry� z nas zabije ca�� za�og�. Mimo postanowienia, �e nie oka�e swoich uczu�, Riggs niemal wybuchn��, gdy Price z ulg� skomentowa� l�dowanie, czyni�c tym pierwsz� uwag� od chwili, gdy zacz�o si� ich wsp�zawodniczenie. - Cacy, kapitanie! - powiedzia�. Hawleya nagle jakby zatka�o, kilka razy odkaszln��, a kark Riggsa spurpurowia�. - Dzi�kuj�! - odpar� chrapliwie kopilot zak�opotanemu Price�owi, kt�ry wiedzia�, �e wpakowa� kij w mrowisko. Zdaj�c sobie spraw�, �e Riggs zrezygnowa�, Hawley nie robi� ju� wyszukanych podej�� przy nast�pnych l�dowaniach. Odwiedzano nast�pne s�o�ca - wed�ug wytyczonego planu. Ale rozmaite drobne wypadki ukoronowane l�dowaniem na male�kiej pi�tej planecie Bruna, w Akwariusie, bardzo zaniepokoi�y Riggsa. Major Hawley podczas ostatniej wachty nie znajdowa� si� ju� w swoim sarkastycznym humorze. Trzej oficerowie w kabinie nawigacyjnej byli przez ca�y czas nara�eni na jego nieusprawiedliwione wybuchy przy lada okazji. Gdy zbli�y� si� czas l�dowania na male�kiej planecie, nerwowo�� i napi�cie majora zdawa�y si� wzrasta�, a kiedy �Ma�y Wodospad� podchodzi� do l�dowiska, major przesta� si� w og�le odzywa� do kogokolwiek. Zgodnie z przypadaj�c� na niego kolejk� Hawley podprowadza� rakiet� wed�ug konwencjonalnej metody, obni�aj�c si� pionowo. Ale kiedy �Ma�y Wodospad� znajdowa� si� ju� nad ziemi� wspierany wybuchami rakiet steruj�cych, wyskoczy� nagle z toru i d�ug� serie zer, jakie poprzedza�y wsp�rz�dn� wysoko�ci podawan� przez Price�a, zast�pi�y rosn�ce cyfry, co wskazywa�o, �e Hawley spaskudzi� podej�cie. Zamiast poprawi� kurs i powt�rzy� jeden z manewr�w dokonanych w uk�adzie Rigela II, major d�wign�� statek na wielk� wysoko�� i jeszcze raz rozpocz�� podej�cie. I tym razem zgubi� tor. Usi�owa� ratowa� sytuacj� przechodz�c do podej�cia k�towego, ale Riggs siedz�cy w wielkim napi�ciu, s�uchaj�c warto�ci wsp�rz�dnych podawanych przez Price�a, szybko zda� sobie spraw�, �e Hawley nie daje sobie rady. Major potrz�sn�� zniecierpliwiony g�ow� i zakl��. - Ty l�duj - warkn�� do Riggsa puszczaj�c stery. Riggs zdecydowa� wyskoczy� w przestrze� i l�dowa� pionowo, nie pr�buj�c nawet prostowa� z�ego po�o�enia statku, w jakie wprowadzi� go Hawley. Cisza w kabinie nawigacyjnej po zako�czeniu manewru przez Riggsa by�a znacznie g��bsza ni� kiedykolwiek poprzednio podczas l�dowa� w uk�adzie Rigela II. Ka�dy odwraca� oczy, aby unikn�� wymiany porozumiewawczych spojrze�, nieuniknionych w tym wypadku. Hawley nie roz�adowa� sytuacji pozostaj�c w z�ym humorze, nad�ty, najwidoczniej zdenerwowany swoj� niezdarno�ci�. Zgodnie z milcz�c� umow� nast�pne l�dowanie przypada�o na Riggsa. Pod�wiadomie mia� nadziej�, �e te� je troszk� popsuje i wbrew wszelkim wysi�kom ze swojej strony nieco przyci�ko osiad� na ziemi. Hawley nie wydawa� si� tym pocieszony, raczej obra�ony. Jednak�e nic nie powiedzia�, przeszy� tylko nieszcz�liwego pilota jadowitym spojrzeniem. Wbrew temu, co Riggs przypuszcza�, nast�pne l�dowanie Hawleya by�o doskona�e, mimo tego, �e dokona� je w bardzo niesprzyjaj�cych okoliczno�ciach wielkiej grawitacji i przy z�ej widoczno�ci. Riggs na po�y oczekiwa�, �e Hawley znowu si� zgubi, wiedz�c dobrze, jak �atwo jest utraci� pewno�� siebie i do�� szybki refleks przy l�dowaniu statku na rakietach sterowniczych. Ale major chocia� w piekielnym humorze, wyl�dowa� doskonale, co powt�rzy� jeszcze trzykrotnie w swojej kolejce przed powrotem do Bazy. Jeszcze przed powrotem na Ziemi� kopilot zacz�� si� martwi�, co napisze w raporcie do komisji kwalifikacyjnej. Jedno z�e l�dowanie w zasadzie wystarcza�o, aby zarz�dzi� pe�n� rewizj� sprawy, nawet w wypadku m�odych pilot�w, a w wypadku Hawleya - Riggs by� tego pewien - meldunek o chwilowej utracie pe�nej sprawno�ci wystarczy, by odebra� starzej�cemu si� pilotowi licencj�. Z�e l�dowanie ca�kowicie zerwa�o w�t�e stosunki mi�dzy pilotami. Hawley rzadko si� odzywa� do Riggsa poza wydawaniem mu polece�. Wkr�tce przed powrotem na Ziemi� obaj piloci znale�li si� w salce projekcyjnej, gdzie z oczami wlepionymi w ekran, ogl�dali zdj�cia dokonane w obserwatorium ostatnio skonstruowanym. Siedzieli w milczeniu patrz�c na gwiazdy w przestrzeni i nieregularne zygzaki trzech planet tego samego s�o�ca, tak jak je uchwyci� obiektyw kamery teleskopu. Nagle pojawi� si� punkcik �wietlny w miejscu, gdzie go poprzednio nie by�o. Natychmiast zauwa�yli to obaj piloci, do�wiadczeni obserwatorzy podobnych zjawisk. - Nova - wykrzykn�li nieomal jednocze�nie. Riggs zatrzyma� projektor i cofn�� ta�m�, przesuwaj�c j� po jednej klatce. - Jest! - powiedzia�. - Po raz pierwszy uchwycona przez kamer� w sto cztery dni po za�adowaniu nowych film�w. - W��czy� z powrotem projektor. Dalej przygl�dali si� jak nova szybko ro�nie, potem nagle znika. - Psiakrew! - mrukn�� Hawley. - To by�o kr�tkie. Ile czasu trwa�o? Riggs odczyta� dat� z klatki filmu. - Wed�ug fotografii, czterysta dwadzie�cia ziemskich dni od pojawienia si� do znikni�cia, ale w rzeczywisto�ci kr�cej. Skurczy�a si� do dwudziestej wielko�ci w mniej wi�cej dwie�cie dni. Wygl�da, �e hipoteza Huntera mo�e by� s�uszna, co? Hawley potrz�sa� g�ow�, gdy reszta ta�my przesuwa�a si� przez projektor nie przynosz�c ju� nic wi�cej ciekawego. - Bo ja wiem? Nie jestem mocny w teorii nova. Specjalizuj� si� raczej w teorii nawigacji. To moje g��wne zainteresowanie. - Zapali� �wiat�a w male�kiej salce projekcyjnej. - Przypuszczam, �e wkr�tce b�d� uczy� przez dwana�cie miesi�cy w roku - zauwa�y� nie patrz�c na Riggsa. Kopilot lekko drgn��. Niebezpieczna uwaga. Na wszelki wypadek nic nie odpowiedzia�. - No, co my�lisz? - spyta� Hawley wpatruj�c si� w twarz kapitana. - No... nie wiem, panie majorze - odpar� Riggs. - Je�li pan tak lubi prac� naukow�, to dlaczego nie. - Nie udawaj g�upiego, Riggs - skoczy� na niego Hawley. - Dobrze wiesz, o czym m�wi�. Mog� mi odebra� licencje. Kopilot nadal zachowywa� milczenie. - No? - nalega� major. - Nie s�dzisz, �e mi odbior�? Riggs potrz�sn�� g�owa i prze�kn�� �lin�, nim odpowiedzia�. - Trudno mi przewidzie�, panie majorze. My�l�, �e to zale�y od egzaminatora. Nie widz� powodu... - zacz�� i urwa�. Hawley u�miechn�� si� nieprzyjemnie. - Nie oszukasz mnie, Riggs - powiedzia�. - Wiem, �e ty jeste� owym egzaminatorem. Tw�j raport b�dzie decyduj�cy dla komisji. Prawda? Riggs nie odpowiedzia�. - Dobrze, ju� dobrze. Wiem, �e nie wolno ci o tym m�wi�, ale nie oszukasz mnie ani na chwil�. Conklin jest r�wnie taktowny jak s�o�. Wybra� ciebie, poniewa� wystawi�em ci najwy�sz� ocen� w teorii nawigacji. Stary mors! - Roze�mia� si� z gorycz�. - No tak, kiedy� musia�o to nast�pi�. Marzy�em, �e utrzymam licencj� do czterdziestego roku �ycia. Jeszcze cztery lata. Riggs nie odzywa� si� �aduj�c film do puszek. - Zupe�nie nie rozumiem, co mi si� sta�o podczas tego �adowania ci�gn�� major. - Musia�em si� po prostu nad czym� zamy�li�. Przecie� nie mia�em �adnych k�opot�w z tymi skomplikowanymi �adowaniami na Rigelu II - rzuci� pytaj�ce spojrzenie na Riggsa, ale kopilot nie zach�ci� go do dalszych wynurze�. - Dobrze, dobrze - mrukn�� Hawley - ju� b�d� grzecznym ch�opcem. - Poszed� w kierunku drzwi zostawiaj�c Riggsa przy projektorze. - Tylko mnie nie oszukuj! - powiedzia� Hawley z r�k� na klamce. - Wiem dobrze, �e� si� na mnie czai� od chwili, kiedy wyruszyli�my na ten patrol. M�cisz si� za to, jak ci� traktowa�em podczas wyk�ad�w, prawda? Wiem, wiem, niewdzi�czny szczeniaku! - jednym szarpni�ciem otworzy� drzwi i wyszed�, nim Riggs m�g� zaprzeczy� temu oskar�eniu. Riggs sta� przy projektorze, mechanicznie wy��czaj�c kontakty, na po�y zadowolony, �e nie mia� okazji zaprzeczy� oskar�eniu Hawleya. Sam nie by� zupe�nie pewien, czy tak naprawd� nie jest. I w dalszym ci�gu nie wiedzia�, co napisa� w raporcie. Hawley bez w�tpienia wykona� z�y manewr przy l�dowaniu. Pomyli� si�, zgubi�, a co najgorsze, zrezygnowa�. Z drugiej jednak strony pozostawa� fakt, �e wykona� z powodzeniem wiele innych nies�ychanie trudnych podej�� poprzedzaj�cych to jedno b��dne, i wiele doskona�ych l�dowa� potem. Co za problem! Na Ziemi, po wykonaniu wszystkich zada� patrolowych bez komplikacji i nie rozmawiaj�c wi�cej z Hawleyem, Riggs mia� dwa dni na napisanie raportu dla komisji kwalifikacyjnej. Poszed� wreszcie na posiedzenie komisji z bardzo mieszanymi uczuciami i bardzo niepewny swojej decyzji. Trzej cz�onkowie komisji siedzieli sztywni i uroczy�ci za d�ugim sto�em w jednym ko�cu sali, Hawley przyby� tu ju� przed Riggsem i nie okaza� zdziwienia, gdy ujrza� porucznika. Riggs stara� si� opanowa�, gdy� czu� parali�uj�cy go strach przed chwil�, gdy b�dzie musia� wsta� - obecnie znowu w randze podporucznika - trzymaj�c w r�ku kilka kartek i odczyta� raport. Przeklina� swoje dr��ce palce, wiedz�c, �e zdradz� go, gdy b�dzie m�wi�. Genera� Conklin, przewodnicz�cy komisji, odchrz�kn�� i odezwa� si�: - Porucznik Riggs, prosimy! Riggs wsta� opieraj�c si� o kraw�d� sto�u, aby ukry� dr�enie kolan. - Tak jest, panie generale! - odpar� usi�uj�c ukry� dr�enie g�osu. K�tem oka widzia� zarozumia�y u�miech na twarzy Hawleya. Genera� Conklin ci�gn�� dalej: - Jako egzaminator na pok�adzie �Ma�ego Wodospadu� sk�ada pan raport dotycz�cy kwalifikacji cz�onka za�ogi poddanego egzaminowi. Riggs bez s��w zasalutowa� i zmusi� si� do otworzenia ust. - Poza mn� na pok�adzie znajdowa� si� tylko jeden pilot, panie generale, major Hawley. Major Hawley okaza� ca�kowite opanowanie wszystkich szczeg��w pilota�u rakiety oraz doskona�e teoretyczne opanowanie pilota�u. Us�ysza� g��boki oddech obecnych, kt�rym zareagowali na lekki akcent po�o�ony na s�owie �teoretyczne�. S�ycha� by�o tak�e cichy szmer dyktafon�w rejestruj�cych ka�de s�owo. - Jednak�e - ci�gn�� Riggs - major Hawley mimo wykonania manewr�w b�d�cych wzorem umiej�tno�ci pilotowania pope�ni� b��d podczas jednego z l�dowa�, b��d tak wielki, �e przekaza� mi stery. Po tym wypadku pi�ciokrotnie l�dowa� z pe�n� sprawno�ci�. Nie potrafi� wyt�umaczy� nag�ego za�amania si� majora Hawleya. Mo�na bra� pod uwag� jego wiek, jak na pilota zaawansowany. By� mo�e usprawiedliwia to wyst�powanie pewnych trudno�ci w pilota�u, progresywnie wzrastaj�cych w miar� przybywania lat. Jednak�e pe�na sprawno�� majora Hawleya i l�dowanie bez widocznego napi�cia przy wszystkich innych okazjach, oraz fakt, �e major nie straci� wiary w siebie po nieudanym podej�ciu, wskazuj� na konieczno�� dalszego zbadania sprawy przez komisje. Jestem g��boko przekonany, �e niepowodzenie majora Hawleya ma swoje �r�d�o w chwilowej fizjologicznej niedoczynno�ci, kt�ra min�a nie zauwa�ona przez niego i kt�rej nawr�t jest ma�o prawdopodobny, lub kt�rej �r�d�o mo�e by� z �atwo�ci� usuni�te. Dlatego te� zamiast postawi� wniosek, aby major Hawley wskaza� pow�d, dla kt�rego nie powinien by� pozbawiony licencji, co mog�oby si� wydawa� s�uszne, stawiam wniosek o przeprowadzenie pe�nych fizycznych i psychologicznych bada� przez komisje, a je�li wyniki tych bada� nie wyka�� zmniejszenia sprawno�ci, o przed�u�enie licencji majora Hawleya na nast�pny rok. Riggs usiad�, czuj�c nieco mniejsze wyrzuty sumienia z powodu swojego raportu. Wysz�o raczej dobrze, by� pewien, �e zrobi� dobrze: Hawley nie jest jeszcze wyko�czony. Mo�e w nast�pnym roku, mo�e jeszcze w rok p�niej, ale teraz nie odbior� mu licencji. Genera� Conklin nie zrobi� �adnej uwagi na temat raportu Riggsa, pos�a� tylko ordynansa, kt�ry odebra� kartki od porucznika. Genera� odchrz�kn�� i wolno powiedzia�: - Majorze Hawley, prosz� o raport. By�o to zaskoczeniem dla Riggsa. Oczekiwa�, �e Hawleyowi co najwy�ej dana b�dzie szansa obrony wobec zarzut�w zawartych w raporcie Riggsa, ale ten raport ze strony kapitana statku by� niespodziewany. Drobny m�czyzna w sta�, wyprostowany, surowy na twarzy, czarne oczy b�yszcza�y niebezpiecznie, poza tym nie wyra�a�y nic. - Melduje, �e wnioski komisji co do porucznika Riggsa by�y ca�kowicie usprawiedliwione. Poza tym, �e osi�gn�� pe�n� sprawno�� jako pilot, okaza� wielki takt w delikatnych sytuacjach oraz zr�wnowa�enie, kt�re ka�e mi postawi� wniosek o awansowanie zgodnie z za�o�eniami komisji. - Major usiad� nie patrz�c na swego by�ego podkomendnego. Riggs uradowany brzmieniem raportu Hawleya czu� si� bardzo szcz�liwy. Spodziewa� si�, �e obecnie Conklin wymamrocze formu�k� akceptowania raport�w, ale ku wielkiemu zdziwieniu porucznika genera� nagle wywo�a� ponownie jego nazwisko. Riggs wsta�. - Bior�c pod uwag� pewne okoliczno�ci znane wy��cznie komisji - zacz�� Conklin nieomal ze skr�powaniem - jeste�my zmuszeni odrzuci� raport porucznika Riggsa w formie, w jakiej on jest wyra�ony. Major Hawley niniejszym otrzymuje licencj� pilota przestrzennego na dalszy rok bez potrzeby bada�. Posiedzenie zako�czone. Riggs sta� sztywno, czu� olbrzymi ucisk w �o��dku, usi�uj�c dotrze� do drzwi z twarz� nie wyra�aj�c� jego prawdziwych uczu�. Hawley tak�e wsta� i zbli�y� si� do niego. Kiedy wyszli na korytarz, nim jeszcze cz�onkowie komisji ukazali si� w drzwiach, Hawley dotkn�� ramienia m�odszego kolegi. - Wiesz co, Riggs - powiedzia� u�miechaj�c si� wreszcie naturalnie. - Masz zadatki na dobrego oficera. Tylko jedn� rzecz musisz w sobie zwalczy�. - Tak jest, panie majorze - powiedzia� Riggs nieszcz�liwym g�osem, w zmieszaniu nie wiedz�c co innego m�g�by powiedzie�. - Tak jest, tak jest - przedrze�nia� go major. - Ca�y k�opot w tym, Riggs, �e jeste� strasznie naiwny. Czuj� si� nieomal obra�ony tym, �e� naprawd� wierzy�, �e spaskudzi�em to l�dowanie. Nie odr�niasz prawdziwego nawalenia od udawania? Mrugn�� szata�sko i odszed�, a biedny kapitan Riggs na zmian� sztyletowa� go spojrzeniem i b�ogos�awi�. T�umaczy� Jan Zakrzewski