8955

Szczegóły
Tytuł 8955
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8955 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8955 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8955 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

LUCY MAUD MONTGOMERY DOLINA T�CZY TYTU� ORYGINA�U RAINBOW VALLEY T�UMACZENIE BOGUS�AWA KANIEWSKA 1. NARESZCIE W DOMU By� pogodny, majowy wiecz�r, powietrze pachnia�o �wie�o jak zielone jab�ka, a w ciemnym, �agodnym lustrze wody Zatoki Czterech Wiatr�w odbija�y si� chmurki oz�ocone p�nym s�o�cem. Morze, mimo wiosny, �ali�o si� sm�tnie, obmywaj�c piaszczyste brzegi, ale niesforny wiatr pogwizdywa� rado�nie nad drog� pokryt� rdzawym py�em. W�a�nie t� drog� majestatycznie zmierza�a ku wsi Glen St. Mary panna Kornelia. Dama ta by�a w�a�ciwie � i to ju� od trzynastu lat � pani� Elliott, ale ci�gle cz�ciej nazywano j� pann� Korneli�. Jej starzy przyjaciele byli zbyt przywi�zani do okre�lenia: �panna Kornelia�, by zrezygnowa� z u�ywania go � uczyni�a to demonstracyjnie tylko jedna osoba. Surowa i nieprzejednana Zuzanna Baker, ukochana s�u��ca rodziny Blythe��w ze Z�otego Brzegu, nigdy nie przepu�ci�a okazji, by zwr�ci� si� do Kornelii: �pani Elliott� � tonem tak zgry�liwym i pe�nym pogardy, jakby chcia�a powiedzie�: �Zachcia�o si� by� pani� Elliott, to teraz trzeba by� pani� Elliott, cho�by nie wiem co!� Panna Kornelia udawa�a si� do Z�otego Brzegu, aby z�o�y� wizyt� pa�stwu Blythe, kt�rzy w�a�nie wr�cili do domu z podr�y po Europie. W lutym wyjechali do Londynu, gdzie doktor Blythe uczestniczy� w wielkim kongresie medycznym, i nie by�o ich przez ca�e trzy miesi�ce; a przez ten czas zdarzy�o si� w Glen tyle ciekawych rzeczy! Panna Kornelia nie mog�a si� ju� doczeka�, by o nich wszystkich opowiedzie�. Pa�stwo Blythe koniecznie musz� dowiedzie� si�, �e na plebani� wprowadzi�a si� nowa rodzina. No i co to za� rodzina! Na sam� my�l o tym panna Kornelia pokr�ci�a g�ow� i gwa�townie przyspieszy�a kroku. Zuzanna Baker i Ania Blythe, znana dawniej jako Ania Shirley, dostrzeg�y j� z wielkiej werandy w Z�otym Brzegu, gdzie siedzia�y, rozkoszuj�c si� urokiem kocich �lepi�w, po�yskuj�cych w zapadaj�cym zmierzchu, s�odkim g�osem drozd�w, uk�adaj�cych si� do snu w ga��ziach klonu, i dr��c� na wietrze k�pk� �onkili, z�oc�cych si� na tle okalaj�cego trawnik starego, omsza�ego murku z czerwonej ceg�y. Ania, kt�ra przycupn�a na schodach, obejmuj�c r�kami kolana, zamy�li�a si�. Wygl�da�a tak dziewcz�co, jak tylko mo�e wygl�da� matka licznej gromadki dzieci, a w jej prze�licznych, szarozielonych oczach, spogl�daj�cych teraz w kierunku drogi, jak zawsze l�ni�y iskierki radosnego rozmarzenia. Za jej plecami, zwini�ta w k��buszek w hamaku, spa�a sze�cioletnia Rilla Blythe � pulchna, okr�g�a istotka, najm�odsza w�r�d gromadki dzieci ze Z�otego Brzegu. Dziewczynka mia�a wij�ce si�, rude w�oski i orzechowe oczy, teraz mocno zaci�ni�te; zasypiaj�c mru�y�a je, zabawnie marszcz�c czo�o. W ramionach Zuzanny drzema� ma�y Shirley � �Murzynek�, jak nazywa�a go ca�a rodzina. Mia� ciemnobr�zow� czupryn�, takie same oczy, �niad� sk�r� i zawsze rumiane policzki. By� ulubie�cem starej Zuzanny. Kiedy si� urodzi�, Ania d�ugo i ci�ko chorowa�a, a Zuzanna nia�czy�a niemowl� z tak� mi�o�ci� i czu�o�ci�, jakiej nie do�wiadczy�o od niej �adne z pozosta�ych dzieci, cho� przecie� kocha�a je bardzo. Doktor Blythe twierdzi�, �e ch�opiec nie prze�y�by bez opieki Zuzanny. � Wychowywa�am go tak samo, jak i pani, kochana pani doktorowo � mawia�a czasem Zuzanna. � Wi�c jest tak samo moim dzieckiem, jak i pani. I rzeczywi�cie. To Zuzanna by�a osob�, do kt�rej ma�y Shirley bieg� po pocieszenie, gdy rozbi� kolano; w jej ramionach usypia� i szuka� schronienia, kiedy zas�u�y� na porz�dnego klapsa. Inne dzieci Blythe��w nieraz obrywa�y klapsa od starej Zuzanny, gdy uznawa�a, �e b�dzie on mia� zbawienny wp�yw na ich dusze; Shirley � nigdy. Nie pozwala�a te� Ani uderzy� syna, a kiedy raz ma�y dosta� lanie od doktora Blythe�a, Zuzanna obrazi�a si� �miertelnie. � Ten cz�owiek by�by zdolny zbi� anio�a, kochana pani doktorowo � oznajmi�a cierpko i przez wiele tygodni nie upiek�a biednemu doktorowi jego ulubionej szarlotki. Kiedy rodzice byli w Europie, inne dzieci pojecha�y do Avonlea, a Shirleya Zuzanna zabra�a do swego brata. Przez trzy cudowne miesi�ce mia�a go tylko dla siebie, a jednak cieszy�a si� z powrotu do Z�otego Brzegu, gdzie zn�w mia�a wok� siebie ca�� ukochan� gromadk�. Z�oty Brzeg by� jej �wiatem � �wiatem, kt�rym w�ada�a niepodzielnie. Nawet sama Ania rzadko sprzeciwia�a si� Zuzannie, co z ogromnym niesmakiem przyjmowa�a pani Ma�gorzata Linde z Zielonego Wzg�rza. Dama ta, ilekro� odwiedza�a Cztery Wiatry, rozgniewana powtarza�a Ani, �e pozwala Zuzannie na zbyt wiele i �e to nie do pomy�lenia, by domem rz�dzi�a s�u��ca. � Drog� od przystani nadchodzi Kornelia Bryant, kochana pani doktorowo � powiedzia�a Zuzanna. � Z pewno�ci� zamierza zarzuci� nas plotkami z ca�ych trzech miesi�cy. � Nie mog� si� ich doczeka� � odpowiedzia�a Ania, �ciskaj�c d�o�mi kolana. � Umieram z t�sknoty za plotkami z Glen St. Mary, Zuzanno. I mam nadziej�, �e panna Kornelia opowie mi o wszystkim, co zdarzy�o si� tu, kiedy nas nie by�o � o wszystkim! Chc� wiedzie�, kto urodzi� dziecko, kto si� o�eni�, a nawet � kto si� upi�, kto umar�, a kto wyjecha� albo przyjecha�, odnalaz� si� albo zagin��, albo zgubi� krow�, albo znalaz� now� mi�o��. To cudownie by� znowu w domu, w Glen, mi�dzy swoimi. Chc� dowiedzie� si� wszystkiego! Pami�tam, �e kiedy zwiedza�am Opactwo Westminsterskie, zastanawia�am si�, kt�rego ze swoich dw�ch wielbicieli po�lubi w ko�cu Millicent Drew. To naprawd� okropne, Zuzanno, ale podejrzewam nawet, �e ja uwielbiam plotkowa�! � No c�, kochana pani doktorowo � przyzna�a Zuzanna � ka�da porz�dna kobieta lubi, oczywi�cie, zna� najnowsze wie�ci. Ja te� jestem odrobin� ciekawa, jak zako�czy si� sprawa Millicent Drew. Nigdy nie mia�am narzeczonego, co dopiero m�wi� o dw�ch, ale staropanie�stwo mi nie przeszkadza. Do wszystkiego mo�na si� przyzwyczai�. A ta Millicent zawsze wygl�da tak, jakby czesa�a si� miot��. Nie rozumiem, co ci m�czy�ni w niej widz�. � Jej �liczn�, czaruj�c� i zabawn� buzi�, Zuzanno. To w�a�nie widz� w niej m�czy�ni. � Pewnie ma pani racj�, kochana pani doktorowo. Biblia poucza, �e powodzenie jest zwodnicze, a pi�kno pe�ne pychy; ale � gdyby Pan B�g da� � nie mia�abym nic przeciwko temu, �eby sprawdzi� to na w�asnej sk�rze. Wprawdzie wiem, �e kiedy zostaniemy anio�ami, wszyscy b�dziemy pi�kni, ale jaki wtedy po�ytek z naszej urody? A co do plotek, to ludzie powiadaj�, �e ta biedna pani Miller z przystani pr�bowa�a si� w zesz�ym tygodniu powiesi�! � Och, Zuzanno! � Niech si� pani nie denerwuje, kochana pani doktorowo. I tak jej si� nie uda�o. Tak naprawd�, to wcale za to nie pot�piam tej biedaczki. Jej m�� to straszny �otr. Chocia� g�upio post�pi�a, no bo jakby si� jej uda�o, on mia�by rozwi�zane r�ce i m�g�by po�lubi� jak�� inn� kobiet�. Gdybym to ja by�a na jej miejscu, kochana pani doktorowo, to tak bym mu uprzykrzy�a �ycie, �e sam by si� powiesi�! No, ale oczywi�cie, kochana pani doktorowo, wcale nie pochwalam ludzi, kt�rzy si� wieszaj�, bez wzgl�du na okoliczno�ci. � Ale co w�a�ciwie jest z tym Harrisonem Millerem? � spyta�a niecierpliwie Ania. � On wszystkich doprowadza do granic wytrzyma�o�ci. � Niekt�rzy ludzie nazywaj� to obsesj� religijn�, a inni � niech mi pani wybaczy to s�owo, kochana pani doktorowo � perfidi�. To znaczy, �e nikt nie wie, jak to naprawd� jest z Harrisonem Millerem. S� takie dni, kiedy warczy na wszystkich, bo umy�li� sobie, �e jego przeznaczeniem jest pot�pienie na wieki. A zdarzaj� si� i takie dni, kiedy m�wi, �e jest mu wszystko jedno, i wtedy idzie si� upi�. Je�li chce pani zna� moje zdanie, to on nie jest zupe�nie przy zdrowych zmys�ach � jak wszyscy z rodziny Miller�w. Jego dziadek oszala�. Wsz�dzie dooko�a widzia� ogromne, czarne paj�ki. Ob�azi�y go, a nawet fruwa�y w powietrzu wok� niego. Mam nadziej�, kochana pani doktorowo, �e ja do �mierci pozostan� przy zdrowych zmys�ach, i wierz� w to, bo w�r�d Baker�w nie by�o wariat�w. Ale je�li wszechmocna Opatrzno�� sprawi�aby inaczej, bardzo bym nie chcia�a, �eby to by�y czarne paj�ki. Strasznie boj� si� tych stworze�. Za� co do pani Miller, to sama nie wiem, czy zas�u�y�a sobie na wsp�czucie. Niekt�rzy ludzie powiadaj�, �e wysz�a za Harrisona tylko po to, �eby dokuczy� Ryszardowi Taylorowi. To do�� osobliwy pow�d wychodzenia za m�� � ja przynajmniej tak w�a�nie my�l�. No, ale ja, kochana pani doktorowo, nie nadaj� si�, oczywi�cie, do os�dzania ma��e�skich spraw. O, Kornelia Bryant jest ju� przy furtce, wi�c lepiej po�o�� mojego s�odkiego, �niadego anio�ka do ��eczka i wezm� si� za rob�tk�. 2. PLOTKI � A gdzie podzia�a si� reszta dzieci? � spyta�a panna Kornelia, kiedy przebrzmia�y pierwsze s�owa powitania � z jej strony serdeczne, z ust Ani � �ywio�owe, a przez Zuzann� wypowiedziane z godno�ci�. � Shirley ju� �pi, a Jim, Walter i bli�niaczki s� w swojej ukochanej Dolinie T�czy � odpar�a Ania. � Widzi pani, dzieci wr�ci�y dzisiejszego popo�udnia i tak bardzo si� im spieszy�o, �e z trudem doczeka�y do ko�ca kolacji. To jedyne miejsce na ziemi, kt�re tak kochaj�. Nawet klonowy zagajnik nie mo�e si� r�wna� z uwielbian� Dolin�. � Obawiam si�, �e uwielbiaj� j� nawet zbyt mocno � ponuro wtr�ci�a Zuzanna. � Ma�y Jim powiedzia� mi kt�rego� dnia, �e po �mierci wola�by zamieszka� w Dolinie T�czy zamiast w niebie. No, nie by�a to uwaga godna pochwa�y� � Przypuszczam, �e mi�o sp�dzi�y czas w Avonlea? � zagadn�a panna Kornelia. � Czu�y si� tam nadzwyczajnie. Maryla okropnie je rozpieszcza. Zw�aszcza Jima, nie dostrzega w nim �adnych wad. � Panna Cuthbert z pewno�ci� jest ju� bardzo wiekowa � powiedzia�a panna Kornelia, wyjmuj�c rob�tk�. Teraz mog�a dotrzyma� kroku Zuzannie. Zdaniem panny Kornelii, kobieta, kt�rej r�ce s� wci�� zaj�te, g�ruje nad tak�, kt�rej d�onie pozostaj� bezczynne. � Maryla ma osiemdziesi�t pi�� lat � westchn�a Ania. � Jest siwa jak go��bek. Ale, cho� trudno w to uwierzy�, widzi teraz lepiej ni� kiedy mia�a sze��dziesi�t lat. � C�, Aniu z�ociutka, bardzo, bardzo si� ciesz�, �e nareszcie wr�cili�cie. Czu�am si� tak okropnie osamotniona. Co wcale nie znaczy, �e nudzili�my si� w Glen, mo�esz mi wierzy�. Nie pami�tam tak ekscytuj�cej wiosny w moim �yciu, tak wiele wydarzy�o si� w naszej parafii. Aniu z�ociutka, nareszcie uda�o nam si� znale�� pastora. � To wielebny Jan Meredith, kochana pani doktorowo � wtr�ci�a si� Zuzanna, kt�ra postanowi�a nie dopu�ci� do tego, by panna Kornelia przekaza�a Ani absolutnie wszystkie wie�ci. � Czy to mi�y cz�owiek? � zaciekawi�a si� Ania. Panna Kornelia westchn�a, a Zuzanna mrukn�a co� ponuro. � Tak, w gruncie rzeczy jest do�� mi�y � rzek�a pierwsza z dam � nawet bardzo mi�y. I niezwykle wykszta�cony. A tak�e niezwykle uduchowiony. Tyle �e�, och moja Aniu, on nie ma za grosz zdrowego rozs�dku! � Wi�c jak to si� sta�o, �e wybrano w�a�nie jego? � No c�, bez w�tpienia okaza� si� najlepszym kaznodziej�, jaki kiedykolwiek przest�pi� pr�g ko�cio�a w Glen St. Mary � stwierdzi�a, panna Kornelia, nie przerywaj�c rob�tki. � Przypuszczam, �e gdyby nie to bujanie w ob�okach i roztargnienie, dawno ju� dosta�by jak�� dobr� parafi� w mie�cie. Kazanie pr�bne mia� po prostu cudowne, mo�esz mi wierzy�. Wszyscy wprost oszaleli na jego punkcie, a przy tym jak wygl�da! � To bardzo urodziwy m�czyzna, kochana pani doktorowo, a skoro wszystko ju� zosta�o postanowione, to musz� si� przyzna�, �e lubi� popatrze� na ambon�, na kt�rej stoi przystojny pastor � wtr�ci�a Zuzanna, kt�ra stwierdzi�a, �e ju� najwy�szy czas, by zn�w przypomnie� o swojej obecno�ci. � Poza tym � doda�a panna Kornelia � bardzo chcieli�my mie� wreszcie pastora. Pastor Meredith by� pierwszym kandydatem, na kt�rego wszyscy si� zgodzili. Z poprzednimi by�o tak, �e zawsze kto� mia� jakie� zastrze�enia. Zastanawiali�my si�, czy nie zdecydowa� si� na wielebnego Folsoma. On te� jest dobrym kaznodziej�, ale niekt�rym nie spodoba� si� jego wygl�d. Taki ciemny i zbyt g�adko ogolony. � Wygl�da�, kochana pani doktorowo, jak wielki, czarny kocur, w�a�nie tak � o�wiadczy�a Zuzanna. � Nie znios�abym widoku takiego cz�owieka na ambonie, i do tego w ka�d� niedziel�! � Potem pojawi� si� wielebny Rogers. Ten by� jak ziarnko w kaszy mannie, ani dobry, ani z�y � m�wi�a dalej panna Kornelia. � Ale cho�by g�osi� takie kazanie, jak Piotr i Pawe� razem wzi�ci, i tak na nic by si� to nie zda�o, bo akurat tego dnia do ko�cio�a przyb��ka�a si� owca starego Caleba Ramsaya. No i zabecza�a na ca�y g�os, akurat wtedy, kiedy wielebny Rogers zaczyna� m�wi�. Wszyscy w ko�ciele wybuchn�li �miechem i biedak nie mia� ju� �adnych szans. Potem zn�w my�leli�my, �eby plebani� obj�� pastor Stewart, on jest tak znakomicie wykszta�cony. Potrafi czyta� Nowy Testament w pi�ciu j�zykach. � Cho� nie s�dz�, �eby mia� dzi�ki temu dosta� si� do nieba pr�dzej, ni� zwykli ludzie � wtr�ci�a Zuzanna. � Jednak ma�o komu spodoba� si� jego spos�b m�wienia � m�wi�a dalej panna Kornelia, nie zwracaj�c uwagi na s�owa Zuzanny. � Szczerze m�wi�c, po prostu mamrota�. Z kolei wielebny Arnett w og�le nie umie g�osi� kaza�. A w dodatku wybra� sobie najgorszy z pr�bnych tekst�w, jaki m�g� w og�le znale��: �Przeklinam ci�, Merozie!� � I tak mu si� to spodoba�o, �e zatrzasn�� Bibli� i krzykn�� ponuro: �Przeklinam ci�, Merozie!� Ten biedak Meroz, kimkolwiek by�, zosta� tego dnia doszcz�tnie wykl�ty, kochana pani doktorowo � powiedzia�a Zuzanna. � Duchowny, kt�ry stara si� o otrzymanie parafii, powinien by� doprawdy bardzo ostro�ny, gdy wybiera temat kazania � stwierdzi�a z powag� panna Kornelia. � Jestem przekonana, �e wielebny Pierson otrzyma�by posad�, gdyby zdecydowa� si� na inny tekst. Ale jak tylko zacz��: �I wznios� oczy moje ku szczytom g�rskim�, wiadomo by�o, �e nic z tego. Wszyscy u�miechali si� po cichu, bo pomy�leli sobie o tych dw�ch pannach G�rskich z portu, kt�re od pi�tnastu lat usi�uj� upolowa� na m�a ka�dego pastora pojawiaj�cego si� w Glen. Z kolei wielebny Newman mia� zbyt du�� rodzin�. � Zatrzyma� si� u mojego szwagra, Jamesa Clowa � odezwa�a si� Zuzanna. � Pytam go: �To ile ma wielebny dzieci?� A on na to: �Dziewi�ciu ch�opak�w, a ka�dy z nich ma jeszcze siostrzyczk�. �O m�j Bo�e!�, zawo�a�am, �Osiemna�cioro dzieci, co za rodzina!� I wtedy on zacz�� si� �mia� tak, �e nie m�g� przesta�. Doprawdy, kochana pani doktorowo, nie wiem, co go tak rozbawi�o, ale jestem pewna, �e osiemna�cioro dzieciak�w to o wiele za du�o na jak�kolwiek plebani�. � On ma tylko dziesi�cioro dzieci, Zuzanno � cierpliwie, cho� wynios�ym tonem, wyja�ni�a panna Kornelia. � A poza tym dziesi�cioro grzecznych dzieci szkodzi�oby mniej i plebanii, i parafii, ni� teraz tych czworo. Cho� nie mog� powiedzie�, Aniu z�ociutka, �e te dzieciaki s� z gruntu z�e. W�a�ciwie to nawet je polubi�am � wszyscy je polubili. Nie mo�na ich nie lubi�. By�aby z nich doprawdy mi�a gromadka, gdyby kto� zaj�� si� ich wychowaniem i nauczy� dobrych manier. Nauczycielka m�wi, �e w szkole s� idealne. Ale w domu zamieniaj� si� w istne diabl�ta. � A co na to pani Meredith? � zapyta�a Ania. � Nie ma pani Meredith, w tym w�a�nie problem. Pastor Meredith jest wdowcem. Jego ma��onka zmar�a przed czterema laty. Gdyby�my o tym wiedzieli, prawdopodobnie nie otrzyma�by parafii, bo pastor wdowiec to jeszcze gorzej ni� kawaler. Opowiada� o dzieciach, wi�c wszyscy spodziewali�my si�, �e jest i matka. Kiedy si� sprowadzili, okaza�o si� jednak, �e przyjecha�a z nimi tylko stara Marta, kt�r� dzieci nazywaj� cioci�. To kuzynka matki pastora Mereditha, a pastor da� jej posad� gospodyni, by � jak przypuszczam � uchroni� kobiecin� od przytu�ku. Staruszka ma siedemdziesi�t pi�� lat, jest na wp� �lepa, prawie g�ucha i strasznie zdziwacza�a. � I prawie nie umie gotowa�, kochana pani doktorowo. � Trudno by�oby doprawdy o gorsz� gospodyni� na plebanii � stwierdzi�a z gorycz� panna Kornelia. � Pastor Meredith za� nie chce zatrudni� nikogo do pomocy, m�wi�c, �e to zrani�oby uczucia cioci Marty. Aniu z�ociutka, plebania jest w rozpaczliwym stanie, mo�esz mi wierzy�. Nic nie znajduje si� na w�a�ciwym miejscu, za to wszystko pokrywa gruba warstwa kurzu. A zanim si� sprowadzili, ca�y dom zosta� pi�knie odmalowany i wytapetowany. � Wi�c m�wi pani, �e tam jest czworo dzieci? � zapyta�a Ania, ju� w g��bi serca gotowa, by przygarn�� je po matczynemu. � Tak. Id� r�wno, rok po roku. Najstarszy z nich, Gerald, ma dwana�cie lat. Nazywaj� go Jerry. To bystry ch�opak. Faith ma jedena�cie lat i usposobienie dzikiego kota. Musz� jednak przyzna�, �e jest �liczna jak obrazek. � Wygl�da jak anio�ek, kochana pani doktorowo, ale �obuz z niej nie lada � z powag� doda�a Zuzanna. � W zesz�ym tygodniu wybra�am si� kt�rego� wieczoru na plebani� i spotka�am tam pani� Millison. Przynios�a im tuzin jaj i kaneczk� mleka � by�a to doprawdy bardzo malutka kaneczka, kochana pani doktorowo. Faith wzi�a to wszystko i pobieg�a zanie�� do piwnicy. Na ostatnim stopniu schod�w potkn�a si� i polecia�a jak d�uga, razem z jajami i mlekiem. Mo�e pani sobie wyobrazi�, kochana pani doktorowo, co si� z nimi sta�o. A ten dzieciak podni�s� si� i zaraz wybuchn�� �miechem. �Nie wiem ju� sama, czy jestem dziewczynk�, czy kremem mlecznojajecz�nym� � chichota�a. No a pani Millison wpad�a w straszliw� w�ciek�o��. Powiedzia�a, �e nigdy wi�cej nie przyniesie nic na plebani�, skoro ma to by� marnowane. � Maria Millison nigdy nie zdoby�aby si� na przyniesienie czegokolwiek na plebani�, gdyby nie to, �e potrzebowa�a jakiego� usprawiedliwienia dla swego w�cibstwa � sykn�a panna Kornelia. � A biedna Faith ci�gle popada w tarapaty. To �ywe srebro, a w dodatku taka impulsywna! � Zupe�nie jak ja. Na pewno j� polubi� � stwierdzi�a z przekonaniem Ania. � To rezolutna dziewczynka, ja te� lubi� takie dzieci, kochana pani doktorowo � przyzna�a Zuzanna. � Jest w niej co� ujmuj�cego � zastanowi�a si� panna Kornelia. � Ile razy j� widz�, zawsze jest roze�miana, wtedy sama mam ochot� si� roze�mia�. Nawet w ko�ciele trudno jej zachowa� powag�. Druga dziewczynka, Una, ma dziesi�� lat. To urocze stworzonko, cho� niezbyt �adne. A Tomasz Carlyle ma lat dziewi��. Ten Karol, jak go nazywaj�, to istny maniak. Zbiera jakie� ropuchy, �aby i inne robactwo, i znosi to paskudztwo do domu. � S�dz�, �e ten zdech�y szczur, le��cy na fotelu w salonie tego wieczoru, gdy pani Grant odwiedzi�a plebani�, to jego sprawka. Pani Grant zemdla�a � opowiada�a Zuzanna � i nic dziwnego, bo fotele w salonie nie s� odpowiednim miejscem na szczurze zw�oki. Pewnie, �e m�g� je tam zostawi� tak�e kot. To szata�skie zwierz� jest wielkim �akomczuchem. Moim zdaniem, kot pastora powinien przynajmniej wygl�da� dostojnie, bez wzgl�du na okoliczno�ci. A ten to prawdziwy obwie� �jeszcze czego� takiego nie widzia�am, kochana pani doktorowo. W dodatku niemal ka�dego dnia, o zachodzie s�o�ca, �azi po p�ocie plebanii, machaj�c ogonem � to doprawdy niestosowne, kochana pani doktorowo. � Najgorsze w tym wszystkim jest to � westchn�a panna Kornelia � �e dzieci nigdy nie s� przyzwoicie ubrane. Dop�ki nie spad� pierwszy �nieg, chodzi�y do szko�y boso. Sama dobrze wiesz, Aniu z�ociutka, �e dzieciom pastora to nie wypada. Zw�aszcza �e c�reczka pastora metodyst�w zawsze nosi takie pi�kne, sznurowane butki. No i poza tym �yczy�abym sobie, �eby dzieci naszego pastora nie urz�dza�y zabaw na cmentarzu metodyst�w. � To bardzo trudne, skoro zaczyna si� on tu� za p�otem plebanii � powiedzia�a Ania. � Zawsze uwa�a�am, �e cmentarz to wspania�e miejsce do zabawy. � Ale� sk�d, kochana pani doktorowo � uj�a si� za ni� Zuzanna, gotowa broni� Ani� nawet przed ni� sam�. � Wcale pani tak nie my�la�a. Jest pani na to zbyt rozs�dna i dobrze wychowana. � Przede wszystkim powiedzcie mi, dlaczego zbudowano plebani� tu� przy cmentarzu � zapyta�a Ania. � Podw�rko jest tam tak ma�e, �e dzieci nie maj� si� gdzie bawi�, chyba �e w�a�nie na cmentarzu. � To by� b��d � przyzna�a panna Kornelia. � Ale to miejsce by�o tanie. Poza tym �adne inne dzieci z plebanii nigdy nie bawi�y si� na cmentarzu. Pastor Meredith nie powinien do tego dopuszcza�. Ale on zawsze siedzi z nosem utkwionym w ksi��kach. Czyta i czyta bez przerwy, albo spaceruje zamy�lony po swoim gabinecie. Jak dot�d jeszcze nie zdarzy�o mu si� zapomnie� o niedzielnym nabo�e�stwie, ale ju� dwa razy nie pojawi� si� na spotkaniu modlitewnym i kto� ze starszyzny musia� i�� na plebani�, �eby mu przypomnie�. Zapomnia� te� o �lubie Farmy Cooper. Zatelefonowali po niego i przybieg� tak jak sta�, w filcowych kapciach. Nikt by si� tym nie przejmowa�, gdyby nie to, �e metody�ci �miej� si� z nas do rozpuku. Chocia� w jednym mamy przewag� � nie mog� krytykowa� jego kaza�. A ten pastor metodyst�w to marny kaznodzieja. Tak s�ysza�am, bo oczywi�cie nigdy nie by�am na jego kazaniu, uchowaj Bo�e! Od czasu zam��p�j�cia panna Kornelia z�agodnia�a nieco w swej pogardzie dla m�czyzn, ale jej pogarda dla metodyst�w pozosta�a niewzruszona. Zuzanna u�miechn�a si� chytrze. � A powiadaj�, pani Elliott, �e metody�ci i prezbiterianie maj� si� zjednoczy� � mrukn�a. � C�, mam nadziej�, �e gdy to nast�pi, ja b�d� ju� dawno w�cha� kwiatki od spodu � oburzy�a si� panna Kornelia. � Nigdy, w �adnej sprawie nie b�d� zadawa� si� z metodystami. A pastor Meredith te� przekona si�, �e najlepiej trzyma� si� od nich z daleka. On si� za bardzo z nimi spoufala, Aniu z�ociutka, mo�esz mi wierzy�. Po co w�a�ciwie poszed� na srebrne wesele Jakuba Drewa i w dodatku wpakowa� si� tam w takie tarapaty? � Jakie tarapaty? � Pani Drew poprosi�a go, aby pokraja� pieczon� g�, bo Jakub Drew nigdy tego nie robi�, wi�c nie potrafi. Pastor Meredith podj�� wyzwanie, ale ledwo wzi�� n� do r�ki, g� zsun�a si� z talerza wprost na kolana pani Reese, kt�ra siedzia�a tu� obok. Wtedy nasz pastor powiedzia� swoim �agodnym, rozmarzonym g�osem: �Pani Reese, czy by�aby pani tak uprzejma i odda�a mi t� g�?� Pani Reese �odda�a� mu g�, potulna jak baranek, ale w �rodku musia�a gotowa� si� ze z�o�ci, bo za�o�y�a tego dnia nowiutk�, jedwabn� sukni�. A co najgorsze, ona jest przecie� metodystk�. � A ja tak sobie my�l�, �e to ca�e szcz�cie � wtr�ci�a Zuzanna. � Bo gdyby pani Reese by�a prezbiteriank�, najprawdopodobniej wyst�pi�aby z ko�cio�a, a my nie mo�emy sobie pozwoli� na utrat� parafian. A poniewa� pani Reese jest bardzo, zarozumia�a i metody�ci jej nie lubi�, to pewnie cieszyli si� z tego, �e pastor Meredith zniszczy� jej sukni�. � Rzecz w tym, �e pastor wystawi� si� na po�miewisko, a mnie osobi�cie wcale nie podoba si�, gdy nasz pastor wystawia si� na po�miewisko, i to na oczach metodyst�w � o�wiadczy�a ch�odno panna Kornelia. � Gdyby mia� �on�, z pewno�ci� nie dopu�ci�aby do tego. � Nawet tuzin �on nie by�by w stanie powstrzyma� pani Drew przed podaniem na st� w dniu jej rocznicy �lubu twardego, �ylastego, starego g�siora � upiera�a si� Zuzanna. � Powiadaj�, �e to sprawka jej m�a � oznajmi�a panna Kornelia. � Ten Jakub Drew to pr�ny, apodyktyczny i z�o�liwy cz�owiek. � Powiadaj� te�, �e �ona odp�aca mu pi�knym za nadobne, a to chyba nie przystoi ludziom po��czonym w�z�em ma��e�skim. Cho� oczywi�cie nie uwa�am si� za eksperta w tych sprawach � m�wi�a Zuzanna, potrz�saj�c g�ow�. � Ale te� nie nale�� do tych os�b, kt�re za wszystko wini� m�czyzn. Z pani Drew te� jest niez�e sk�pirad�o. Podobno jedyn� rzecz�, jak� kiedykolwiek podzieli�a si� z innymi, by�a ose�ka mas�a zrobiona ze �mietanki, do kt�rej wpad� szczur. Przynios�a to mas�o na zebranie ko�cielne. Dopiero p�niej wszystko si� wyda�o. � To szcz�cie, �e wszyscy ludzie obra�eni przez Meredith�w nale�eli, jak dot�d, do ko�cio�a metodyst�w � powiedzia�a panna Kornelia. � Jakie� dwa tygodnie temu ich Jerry poszed� na wieczorne spotkanie modlitewne do ko�cio�a metodyst�w. Usiad� obok starego Williama Marsha, a ten � jak zwykle � podni�s� si� do modlitwy, st�kaj�c przera�liwie. Kiedy usiad�, Jerry spyta� go szeptem: �Czy lepiej ju� si� pan czuje?� Biedak chcia� mu okaza� wsp�czucie, ale pan Marsh poczu� si� obra�ony i wpad� w istn� furi�. Z drugiej strony, Jerry nie mia� nic do roboty na spotkaniu metodyst�w. No, ale te dzieciaki chodz� w�asnymi drogami. � Mam tylko nadziej�, �e nie nara�� si� czym� pani Davis z zatoki � doda�a Zuzanna. � Wiem, �e to bardzo dra�liwa osoba, ale jest te� zamo�na i jej sk�adki s� najwy�sze ze wszystkich. A m�wi�a podobno, �e jeszcze nigdy nie spotka�a tak �le wychowanych dzieci, jak mali Meredithowie. � Wszystko, co m�wicie, coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, �e Meredithowie nale�� do ludzi, kt�rzy znaj� J�zefa � o�wiadczy�a stanowczo Ania. � Wszystko na to wskazuje � zgodzi�a si� panna Kornelia. � I to ich ratuje. Tak czy owak, mamy ich na g�owie i musimy zrobi� dla nich, co si� da, a przede wszystkim � chroni� ich przed metodystami. C�, obawiam si�, �e na mnie ju� pora. Marshall zaraz wr�ci do domu � wyjecha� dzisiaj poza zatok� � i, jak to m�czyzna, b�dzie czeka� na kolacj�. Szkoda, �e nie zobaczy�am si� z dzie�mi. A gdzie pan doktor? � W porcie. Wr�cili�my trzy dni temu, a on od tej pory sp�dzi� we w�asnym ��ku zaledwie trzy godziny i dwa razy uda�o mu si� zje�� przy w�asnym stole. � No c�, ka�dy, kto zachorowa� w ci�gu ostatnich sze�ciu tygodni, czeka� na powr�t pana doktora � i wcale si� tym ludziom nie dziwi�. Od kiedy doktor z portu o�eni� si� z c�rk� przedsi�biorcy pogrzebowego z Lowbridge, pacjenci przestali mu ufa�. To nie robi dobrego wra�enia. Musicie nas wkr�tce odwiedzi�, Aniu z�ociutka, i opowiedzie� o swojej podr�y. Pewnie by�a cudowna. � To prawda � przyzna�a Ania. � Spe�ni�y si� moje marzenia sprzed wielu lat. Europa jest prze�liczna, naprawd� wspania�a. Ale powr�t by� nie mniej cudowny i radosny. Kanada, panno Kornelio, to najpi�kniejszy kraj na �wiecie. � Nikt nie �mie w to w�tpi� � stwierdzi�a z zadowoleniem panna Kornelia. � A najpi�kniejsza cz�� tego kraju to Wyspa Ksi�cia Edwarda, z jej najcudowniejszym zak�tkiem, Czterema Wiatrami � roze�mia�a si� Ania, z zachwytem przygl�daj�c si� zachodowi s�o�ca, roztaczaj�cego blask nad dolin� i wodami zatoki. � Nie widzia�am w Europie niczego, co by�oby pi�kniejsze od tego widoku, panno Kornelio. Czy naprawd� musi pani ju� i��? Dzieci b�d� niepocieszone, �e nie spotka�y si� z pani�. � Niech odwiedz� mnie jak najpr�dzej. Powiedz im, �e talerz z p�czkami jest zawsze pe�ny. � Och, one ju� przy kolacji planowa�y wypraw� do pani. Pojawi� si� wkr�tce, ale musz� te� jak najszybciej wr�ci� do szko�y. W tym roku bli�niaczki b�d� bra�y dodatkowo lekcje muzyki. � Mam nadziej�, �e nie u �ony pastora metodyst�w � zaniepokoi�a si� panna Kornelia. � Nie, b�dzie je uczy� R�a West. By�am u niej wczoraj wieczorem i wszystko om�wi�y�my. Jaka to pi�kna dziewczyna! � Tak, dobrze si� trzyma. A przecie� nie jest ju� taka m�oda. � Ma du�o wdzi�ku. Wie pani, a� dot�d w�a�ciwie jej nie zna�am. Ich dom stoi tak daleko od naszego, �e rzadko j� widywa�am, chyba �e w ko�ciele. � Ludzie zawsze j� lubili, cho� wcale jej nie rozumiej� � powiedzia�a panna Kornelia. � Helena zawsze trzyma�a j� kr�tko. Od dziecka j� tyranizowa�a i do dzi� R�a ust�puje jej niemal we wszystkim. Wiesz, Aniu z�ociutka, przed laty R�a by�a zar�czona z m�odym Marcinem Crawfordem. Jego statek rozbi� si� na Wyspach Magdaleny, a ca�a za�oga uton�a. R�a by�a wtedy jeszcze dzieckiem, mia�a zaledwie siedemna�cie lat, ale nigdy ju� nie przysz�a do siebie. Od �mierci matki mieszkaj� z Helen� w swoim rodzinnym domu i s� do siebie bardzo przywi�zane. Czasem chodz� do ko�cio�a w Lowbridge, ale Helena nie lubi zbyt cz�sto uczestniczy� w nabo�e�stwach prezbiteria�skich. To zrozumia�e, rodzina West�w zawsze nale�a�a do ko�cio�a anglika�skiego. O Helenie dobrze �wiadczy to, �e do metodyst�w nie chodzi nigdy. Siostrom West dobrze si� powodzi i R�a wcale nie musi dawa� lekcji muzyki. Ona to po prostu lubi. Helena i R�a s� dalekimi krewnymi pani Ford � wiedzia�a� o tym, Aniu z�ociutka? Czy Fordowie przyjad� tego lata do Czterech Wiatr�w? � Nie. Wyje�d�aj� do Japonii i prawdopodobnie zostan� tam ca�y rok. Akcja nowej powie�ci Owena ma rozgrywa� si� w�a�nie w Japonii. Od czasu, gdy wyprowadzili�my si�, b�d� to pierwsze wakacje, podczas kt�rych Domek Marze� pozostanie pusty. � Moim skromnym zdaniem, Owen Ford m�g�by spokojnie pisa� o Kanadzie, zamiast wlec swoj� �on� i Bogu ducha winne dzieci do jakiego� poga�skiego kraju, pe�nego Azjat�w � mrukn�a panna Kornelia. � Najlepsza ksi��ka, jak� kiedykolwiek napisa�, to �Ksi�ga �ycia�, a materia� do niej znalaz� przecie� tu, w Czterech Wiatrach. � No tak, zawdzi�cza j� opowie�ciom kapitana Jima, a kapitan zbiera� je przez ca�e swoje �ycie. Ale sama pani wie, panno Kornelio, �e wszystkie ksi��ki Owena s� zachwycaj�ce. � Masz racj�. W zasadzie uwa�am, kochanie, �e ten, kto czyta powie�ci, pope�nia grzech marnotrawienia czasu, ale jego ksi��ki przeczyta�am wszystkie. Napisz� do niego, Aniu, co my�l� o tej Japonii, mo�esz mi wierzy�. Czy�by chcia�, aby Patrycja i Krzy� zostali poganami? Zadawszy to retoryczne pytanie, panna Kornelia odesz�a. Zuzanna posz�a u�o�y� w ��eczku ma�� Rill�, a Ania usiad�a na stopniach werandy. Na niebie zal�ni�y pierwsze gwiazdy, kiedy ta niepoprawna marzycielka, zatopiona g��boko we w�asnych my�lach, po raz nie wiadomo kt�ry przekona�a si�, jak niezwykle pi�kny jest wsch�d ksi�yca nad Zatok� Czterech Wiatr�w. By�a szcz�liwa. 3. DZIECI ZE Z�OTEGO BRZEGU Dzieci pa�stwa Blythe��w uwielbia�y bawi� si� w�r�d mi�kkiej zieleni i przytulnego ch�odu klonowego zagajnika, rosn�cego mi�dzy Z�otym Brzegiem a stawem w Glen St. Mary. Z ochot� sp�dza�y tam ca�e dnie, ale wieczorami �adne miejsce nie mog�o im zast�pi� ma�ej dolinki, tu� za zagajnikiem. By�a dla nich romantycznym schronieniem, ba�niow� krain�. Pewnego razu, gdy po letniej ulewie patrzy�y na swoj� dolink� z okien na poddaszu Z�otego Brzegu, zobaczy�y, jak w�r�d mg�y pojawia si� nad ni� cudowna t�cza. Barwny �uk zdawa� si� si�ga� od tafli stawu po kra�ce dolinki. � Nazwijmy j� Dolin� T�czy � powiedzia� wtedy Walter z zachwytem, i tak ju� zosta�o. Kiedy dooko�a szala� i hucza� wiatr, w Dolinie T�czy czu�o si� tylko �agodny podmuch. W�skie, bajeczne �cie�ki wi�y si� w�r�d omsza�ych korzeni �wierk�w. Gdzieniegdzie pojawia�y si� czere�niowe drzewa, kt�re w porze kwitnienia wygl�da�y tak, jakby pokrywa� je �nieg, biel�cy si� na tle ciemnych, �wierkowych pni. P�yn�� tu te� ma�y strumyczek o kryszta�owo czystej wodzie, ten sam, kt�ry przep�ywa� przez Glen. Do wiejskich zabudowa� by�o st�d do�� daleko, tylko na samym kra�cu doliny sta�a ma�a, opuszczona i na po�y zniszczona chatka, zwana �chat� starego Baileya�. Od lat nikt tu nie mieszka�, a w starym ogrodzie, otoczonym zaro�ni�tym traw� rowem, dzieci Blythe��w znajdowa�y fio�ki, stokrotki i czerwcowe lilie, kt�re zakwita�y tam co roku. Poza tym ca�y ogr�d zarasta�y jakie� chwasty o drobnych, bia�awych kwiatkach � w ksi�ycowym �wietle letnich wieczor�w wygl�da�y one niczym szumi�ce, rozko�ysane morze srebra. W po�udniowej cz�ci doliny rozci�ga� si� staw, a za nim poszarpana linia horyzontu gin�a w purpurowym lesie, kt�ry dawa� schronienie poszarza�emu ze staro�ci, samotnemu domostwu. Znajdowa�o si� ono na wzg�rzu, wznosz�cym si� ponad Glen i ca�� okolic� portu. Cho� po�o�ona blisko wsi, Dolina T�czy sprawia�a wra�enie dzikiej, le�nej krainy oddalonej od �wiata i w�a�nie dlatego dzieci ze Z�otego Brzegu pokocha�y to miejsce. Dolina pe�na by�a przytulnych zakamark�w, a jeden z nich, szczeg�lnie ulubiony, dzieci uzna�y za swoj� w�asno��. W�a�nie tu zebra�y si� w ten szczeg�lny, powitalny wiecz�r. Kilka m�odych �wierk�w otacza�o ma��, �wietlist� polank�, przez kt�r� przep�ywa� strumie�. Nad wod� sta�a m�odziutka, smuk�a, niewiarygodnie strzelista brzoza, kt�r� Walter nazwa� Bia�� Dam�. W tym samym zagajniku dwa drzewa, �wierk i klon, ros�y tak blisko siebie, �e ich spl�tane ga��zie zdawa�y si� tworzy� jedn� koron�; dzieci nazywa�y je Le�nymi Kochankami. Jim powiesi� na nich stare dzwoneczki od sa�, kt�re dosta� od miejscowego kowala, wi�c ka�demu podmuchowi wiatru towarzyszy�o cichutkie, delikatne dzwonienie. � Jak dobrze, �e wr�cili�my do naszej Doliny! � zawo�a�a Nan. � W Avonlea jest mn�stwo �licznych miejsc, ale �adne nie jest tak pi�kne, jak Dolina T�czy. Dzieci lubi�y Avonlea. Pobyt na Zielonym Wzg�rzu sprawia� im zawsze wielk� rado��. Ciocia Maryla by�a dla nich taka dobra, podobnie jak pani Ma�gorzata Linde, kt�ra ka�d� woln� chwil� sp�dza�a na dzierganiu bawe�nianych ko�der. By�y one przeznaczone na wypraw� dla c�rek Ani. Mia�y tam tak�e przyjaci� � dzieci �wujka� Tadzia i �cioci� Diany. Pozna�y wszystkie te miejsca, kt�re pokocha�a ich matka, gdy jako ma�a dziewczynka mieszka�a na Zielonym Wzg�rzu: Alej� Zakochanych, ci�gn�c� si� daleko w�r�d szpaler�w kwitn�cych krzew�w dzikich r�, przytulne podw�rko, otoczone wierzbami i topolami, Fontann� Driad, jak niegdy� cudown� i l�ni�c�, Jezioro L�ni�cych W�d i Zacisze S�owika. Bli�niaczki zamieszka�y w dawnym pokoiku matki na facjatce, a Maryla przychodzi�a tam co wiecz�r, kiedy ju� usn�y, by nacieszy� si� ich widokiem. Ale i tak wszystkie dzieci wiedzia�y, �e starsza pani najbardziej kocha Jima. Teraz Jim by� niezwykle zaj�ty: sma�y� kilka niewielkich pstr�g�w, kt�re przed chwil� z�apali w stawie. Mia� do dyspozycji piec z rdzawych kamieni, u�o�onych wok� rozpalonego ogniska, a za sprz�t kuchenny s�u�y�y mu: stara, blaszana puszka, wyklepana na p�asko, i widelec z jednym z�bem. Za ich pomoc� zdo�a� przygotowa� wspania�� uczt�. Jim by� dzieckiem Domku Marze�. Wszystkie pozosta�e dzieci urodzi�y si� ju� w Z�otym Brzegu. Najstarszy syn Ani mia� kr�cone, rude w�osy po matce i szczere, orzechowe oczy, odziedziczone po ojcu; zgrabny nosek Ani i wiecznie u�miechni�te usta Gilberta. By� te� jedynym spo�r�d ca�ej gromadki, kt�rego kszta�t uszu zadowala� Zuzann�. Mia� jednak z ni� nieustannie na pie�ku, bo nie m�g� jej odzwyczai� od nazywania go �malutkim Jimem�. Trzynastoletni Jim uznawa� ten zwyczaj za niezno�ny. Na szcz�cie, mama mia�a wi�cej zdrowego rozs�dku. � Mamo, ja ju� naprawd� nie jestem malutki! � wykrzykn�� z oburzeniem w dniu swoich �smych urodzin. � Jestem okropnie du�y. Mama westchn�a i roze�mia�a si�, potem westchn�a raz jeszcze, ale od tego czasu nigdy ju� nie nazwa�a go �malutkim Jimem� � w ka�dym razie nie w jego obecno�ci. Od ma�ego by� silnym i bardzo odpowiedzialnym dzieckiem. Nigdy nie �ama� raz danego s�owa. Nie by� szczeg�lnie gadatliwy, a nauczyciele nie dostrzegali w nim jakich� wyj�tkowych talent�w. By� jednak dobrym uczniem i ze wszystkich przedmiot�w dostawa� pozytywne oceny. Mia� natur� dociekliwego niedowiarka, nie wierzy� w nic, czego sam nie sprawdzi� lub nie do�wiadczy�. Pewnego razu Zuzanna powiedzia�a, �e je�li kto� na mrozie przy�o�y j�zyk do klamki, to zejdzie mu z niego ca�a sk�ra. Jim zrobi� to natychmiast, aby sprawdzi�, �czy tak naprawd� jest�. Swoj� wiedz� o tym, �e �tak naprawd� jest�, przyp�aci� wtedy wielodniowym b�lem j�zyka. Wcale przy tym nie �a�owa� swojego post�pku, uznaj�c go za niezb�dn� ofiar�, z�o�on� na polu naukowych do�wiadcze�. Wrodzony zmys� obserwacji i nienasycona ciekawo�� pozwoli�y mu na zgromadzenie ogromnej wiedzy o otaczaj�cym go �wiecie, wiedzy, kt�ra wprawia�a w podziw jego siostry i braci. Zna� na wylot ich male�ki �wiatek, zawsze wiedzia�, gdzie najpr�dzej dojrzewaj� s�odkie jagody, potrafi� znale�� pierwsze, blade jeszcze fio�ki, kt�re dopiero co ockn�y si� po zimowym �nie. Umia� powiedzie�, ile ma�ych, niebieskich jajeczek rudzika kryje ka�de z gniazd, ukrytych w klonowym lasku. Wr�y� z p�atk�w stokrotki i wysysa� mi�d z czerwonej K koniczyny, na brzegach stawu wyszukiwa� w ziemi jadalne korzonki, co przyprawia�o Zuzann� o paniczny l�k. Ba�a si�, �e kt�rego� dnia otruje ich wszystkich. W omsza�ych naro�lach na �wierkach odnajdywa� najwspanialsz�, bursztynow� �ywic�, zna� miejsca, w kt�rych rosn� najdorodniejsze orzechy w okolicy i takie prze�omy strumyka, w kt�rych zawsze kry�y si� �atwe do z�owienia pstr�gi. Umia� na�ladowa� g�os ka�dego ptaka i ka�dego �ywego stworzenia zamieszkuj�cego okolice Czterech Wiatr�w, zna� ka�dy zak�tek, w kt�rym kwit�y kwiaty, wiosn� czy jesieni�. Pod Bia�� Dam� siedzia� Walter, a przed nim le�a� otwarty tom poezji. Ch�opiec jednak nie czyta� wierszy. Zamy�lony spogl�da� przed siebie, to na przys�oni�te szmaragdow� mgie�k� wierzby nad stawem, to na ob�oki przesuwaj�ce si� nad Dolin� T�czy, kt�re wygl�da�y jak stadko srebrnych owiec, wypasanych na niebie przez wietrznego pasterza. W jego pi�knych oczach malowa� si� zachwyt. Walter mia� naprawd� niezwyk�e oczy. Odbija�y si� w nich rado�� i smutek, wierno�� i nie zaspokojone ambicje wielu minionych pokole�. Z wygl�du Walter nie pasowa� do rodziny. Nie by� podobny do nikogo spo�r�d bli�szych czy dalszych krewnych. Naj�adniejszy z gromadki dzieci ze Z�otego Brzegu, mia� twarz o przepi�knych rysach w obramowaniu ciemnych, prostych w�os�w. By� jednak nieodrodnym synem swojej matki � odziedziczy� po niej dar �ywej wyobra�ni i pe�nego pasji umi�owania pi�kna. Ch�odna biel zimy, �wie�e obietnice wiosny, letnie sny i urok jesieni wywiera�y na niego magiczny wp�yw. W szkole i wsz�dzie tam, gdzie przewodzi� Jim, Walter by� na szarym ko�cu. Uznawano go za �bab� i maminsynka, bo nie lubi� si� bi� i rzadko bra� udzia� we wsp�lnych grach i zabawach. Chodzi� jak kot, zawsze w�asnymi drogami, zaszywa� si� gdzie� i czyta� � zwykle wiersze. Poezja by�a �wiatem Waltera, odkry� j�, jak tylko nauczy� si� czyta�. S�czy�a w jego dusz� dziwn� muzyk�, muzyk� nie�miertelno�ci. Mia� nadziej�, �e mo�e kt�rego� dnia on te� stanie si� prawdziwym poet�. By�o to przecie� mo�liwe. Idea�em Waltera by� niejaki wuj Ja� � o kt�rym my�la� z nabo�nym szacunkiem � mieszkaj�cy w tajemniczym kraju, zwanym Stanami Zjednoczonymi. Ten wuj Ja� by� przed laty zwyk�ym uczniem z Avonlea. Ch�opcy ze szko�y w Glen nie znali marze� Waltera, a gdyby nawet je znali, pewnie nie wywar�yby na nich �adnego wra�enia. Jednak, mimo swego �tch�rzostwa�, Walter mimochodem zdoby� sobie popularno�� w�r�d szkolnych koleg�w � umia� opowiada� �jak z prawdziwej ksi��ki�. Nikt w ca�ej szkole w Glen St. Mary nie m�g� mu dor�wna�. �On m�wi jak kaznodzieja� � stwierdzi� jeden z koleg�w i dzi�ki temu zostawiono go w spokoju i raczej nie zaczepiano � co przecie� cz�sto zdarza si� ch�opcom, kt�rzy boj� si� bi� albo po prostu nie lubi� b�jek. Dziesi�cioletnie bli�niaczki ze Z�otego Brzegu stanowi�y ca�kowite przeciwie�stwo tego, jak ludzie wyobra�aj� sobie bli�niacze siostry � by�y do siebie zupe�nie niepodobne. Anna, na kt�r� wszyscy m�wili Nan, by�a �liczna. Mia�a orzechowe oczy, aksamitne spojrzenie, l�ni�ce, br�zowe w�osy i bardzo pogodne usposobienie � jak powiedzia�a jedna z jej nauczycielek, by�a radosna jak imi� �Nan�, kt�re nosi�a. Mia�a te� doskona��, nieskaziteln� cer�, co ogromnie cieszy�o jej mam�. � Tak si� ciesz�, �e mam c�reczk�, kt�ra mo�e ubiera� si� na r�owo � z rado�ci� mawia�a pani Blythe. Diana Blythe, zwana po prostu Di, wygl�da�a jak wierna kopia Ani Shirley: mia�a wyraziste, szarozielone oczy, z kt�rych bez przerwy bi� dziwny blask, i rude w�osy. By� mo�e to sprawi�o, �e by�a ulubienic� ojca. Cieszy�a si� tak�e szczeg�lnymi wzgl�dami swego brata, Waltera � tylko jej spo�r�d rodze�stwa czyta� swoje wiersze i tylko ona wiedzia�a, �e brat w tajemnicy pracuje nad wielkim eposem, kt�ry w wielu, a nawet w zbyt wielu szczeg�ach przypomina� s�ynne dzie�a dawnych mistrz�w. Di tak�e zwierza�a si� Walterowi i nigdy nie zdradza�a jego sekret�w, nie dzieli�a si� nimi nawet z Nan. � Te ryby pewnie zaraz b�d� gotowe, prawda, Jim? � spyta�a Nan, poci�gaj�c swym uroczym noskiem. � One tak pachn�, �e od razu czuj� si� strasznie g�odna. � Ju� s� prawie gotowe � odpowiedzia� Jim, zr�cznie obracaj�c jeden z kawa�k�w. � Dziewczyny, wyjmijcie chleb i nakrycia. A ty, Walterze, bud� si�. � Jak to powietrze dzisiaj l�ni � odezwa� si� Walter, rozmarzony. Nie dlatego, �eby gardzi� pieczonym pstr�giem, w �adnym wypadku. Walter po prostu ju� taki by� � najpierw karmi� swoj� dusz�, a potem dopiero cia�o. � Kwietny anio� przechodzi� dzi� przez �wiat, przywo�uj�c swoje kwiaty. Widzia�em jego b��kitne skrzyd�a na le�nym wzg�rzu. � Wszystkie anio�y, jakie dot�d widzia�am, mia�y bia�e skrzyd�a � o�wiadczy�a Nan. � Ale one nie by�y kwietne. Kwietne anio�y maj� barw� bladoniebieskiej mg�y, takiej, jaka unosi si� nad nasz� Dolin�. Och, jaka szkoda, �e nie umiem fruwa�. To musi by� wspania�e uczucie. � Czasem mo�na lata� we �nie � stwierdzi�a Di. � W�a�ciwie nigdy mi si� nie �ni, �e latam � powiedzia� Walter. � Ale cz�sto mam taki sen, �e unosz� si� w powietrze i szybuj� nad p�otami i drzewami. Jest cudownie i wtedy zaczynam my�le�: �To nie sen. Tym razem to nie sen, jak przedtem, ale prawda� � i dok�adnie w tej samej chwili si� budz�. I czuj� si� straszliwie rozczarowany. � Nan, pospiesz si� � pogania� Jim. Nan rozk�ada�a w�a�nie ich wspania�y, cho� wymagaj�cy troch� wyobra�ni, st� bankietowy. Odby�a si� przy nim niejedna uczta, z�o�ona z tego, co oferowa�a przyroda o ka�dej porze roku. Rol� sto�u gra�a szeroka deska, u�o�ona na dw�ch omsza�ych g�azach. Obrus zast�powa�y gazety, a zastaw� stanowi�y wyszczerbione talerze i fili�anki bez uszek, zdobyte po porz�dkach, jakie Zuzanna robi�a w kredensie. Ze skrzynki, ukrytej w�r�d korzeni �wierka, Nan przynios�a chleb i s�l. Strumie� by� niewyczerpanym �r�d�em napoju o krystalicznej czysto�ci. A najlepsz�, i�cie kr�lewsk� przypraw� stanowi�o �wie�e powietrze i dzieci�cy apetyt. Ca�y wielki �wiat przestawa� si� liczy� i m�g� im tylko zazdro�ci� tej chwili, gdy zasiadali do uczty z�o�onej z suchego chleba i pstr�ga pieczonego nad ogniskiem, w magicznej dolinie zalanej z�otogranatowym �wiat�em zmierzchu, wype�nionej balsamicznym, le�nym zapachem wczesnej wiosny, przysypanej bia�ymi gwiazdkami kwiat�w poziomek, d�wi�cz�cej szelestem li�ci i muzyk� drobnych dzwoneczk�w, zawieszonych w�r�d ga��zi. � Siadajcie, prosz� � zach�ca�a Nan, gdy Jim postawi� na stole talerz pe�en skwiercz�cych jeszcze ryb. � Jim, dzi� twoja kolej na odm�wienie dzi�kczynienia. � Ja ju� si� napracowa�em przy sma�eniu pstr�g�w � obruszy� si� Jim, kt�ry nie znosi� odmawia� dzi�kczynienia. � Niech Walter si� pomodli. On to uwielbia. Tylko nie m�w zbyt d�ugo, Walt. Umieram z g�odu. Jednak Walter nie odm�wi� �adnego dzi�kczynienia � ani d�ugiego, ani kr�tkiego. Nie zd��y� nawet zacz��. � Kto tam idzie od strony plebanii? � zapyta�a Di. 4. DZIECI PASTORA Ciocia Marta z pewno�ci� by�a bardzo marn� gospodyni�. Wielebny Jan Meredith z pewno�ci� by� bardzo roztargnionym i wiecznie zamy�lonym cz�owiekiem. A jednak plebanii w Glen St. Mary, cho� nie posprz�tanej i zaniedbanej, nikt nie m�g� odm�wi� prawdziwie domowej, niezwykle mi�ej i ciep�ej atmosfery. Wyczuwa�y j� nawet najbardziej surowe gospodynie z Glen i bezwiednie �agodzi�y swe krytyczne s�dy. Mo�e urok ten wyp�ywa� z przepychu winoro�li, pn�cych si� po szarym murze i drewnianych belkach domu, z przyjaznych akacji i p�d�w melisy, bezceremonialnie rozpychaj�cych si� wok�, niczym starzy, dobrzy znajomi, a mo�e ze wspania�ego widoku na zatok� i piaszczyste wydmy, jaki roztacza� si� z frontowych okien. Jednak wszystko to by�o tu ju� wcze�niej, za czas�w poprzednika pastora Mereditha, kiedy to plebania by�a najdostojniejszym, najbardziej schludnym i najbardziej ponurym domem w ca�ym Glen. Tyle przynajmniej trzeba by�o przyzna� nowym jej mieszka�com � wraz z nimi zamieszka�a tu rado�� i wzajemna �yczliwo��. Drzwi plebanii sta�y teraz zawsze otworem dla ludzi z zewn�trz. Plebani� w Glen St. Mary rz�dzi�o teraz tylko jedno prawo � prawo mi�o�ci. Parafianie z Glen m�wili, �e wielebny Meredith rozpuszcza swoje dzieci. By�o to wielce prawdopodobne. Pastor nie umia� ich karci�. �Rosn� bez matki� � wzdycha�, kiedy jaki� wyj�tkowo skandaliczny grzeszek zdo�a� przedrze� si� przez zamy�lenie i dotrze� do jego �wiadomo�ci. Nie mia� poj�cia przynajmniej o po�owie poczyna� swych dzieci. By� niepoprawnym marzycielem. Okna jego gabinetu wychodzi�y na cmentarz, ale kiedy przechadza� si� od �ciany do �ciany, rozmy�laj�c nad nie�miertelno�ci� ludzkiej duszy, nie zauwa�a�, �e Jerry i Karol bawi� si� weso�o, skacz�c iak �aby po p�askich kamieniach, s�u��cych jako nagrobki w miejscu wiecznego spoczynku zmar�ych metodyst�w. Pastor Meredith miewa� takie chwile, w kt�rych dociera�o do jego �wiadomo�ci, �e dzieci nie s� ju� tak zadbane � ani fizycznie, ani moralnie �jak by�y niegdy�, za �ycia jego �ony. Zdawa�o mu si� mgli�cie, �e dom prowadzony przez cioci� Mart� wygl�da troch� inaczej i jedzenie te� smakuje inaczej ni� wtedy, gdy wszystkim zarz�dza�a Cecylia. Naprawd� jednak �y� w krainie ksi��ek i poj�� filozoficznych, dlatego te� � cho� jego surdut rzadko bywa� porz�dnie wy�szczotkowany, a zbyt szczup�e d�onie i blada, przezroczysta twarz o pi�knie wykrojonych rysach pozwala�y si� domy�la� miejscowym parafiankom, �e ich pastor nie dojada � nie czu� si� wcale nieszcz�liwym cz�owiekiem. Je�eli jakikolwiek cmentarz mo�na nazwa� uroczym miejscem, to stary cmentarz metodyst�w w Glen St. Mary z pewno�ci� nim by�. Nowy cmentarz, znajduj�cy si� tu� za ko�cio�em metodyst�w, by� uporz�dkowany i odpowiednio ponury; lecz stary zbyt d�ugo pozostawa� pod dobrotliwym, czu�ym zarz�dem Matki Natury i dzi�ki temu sta� si� pi�knym, przyjaznym zak�tkiem. Z trzech stron otacza� go wa�, usypany z ziemi i kamieni, w kt�rym osadzony by� chwiejny, poszarza�y p�ot z pali. Tu� za nim r�s� rz�d wysokich jode� o pot�nych konarach. Ogrodzenie, usypane jeszcze przez pierwszych mieszka�c�w Glen, by�o tak stare, �e musia�o by� pi�kne. Szczeliny i p�kni�cia pozarasta�y mchem i zielskiem, wczesn� wiosn� u st�p ogrodzenia kwit�y ciemne fio�ki, a jesieni� z�ote astry przydawa�y mu uroczego dostoje�stwa. Mi�dzy kamieniami wyrasta�y k�pki drobnych paprotek, a tu i �wdzie tak�e pot�ne li�cie orlicy. Od wschodniej strony cmentarza nie ogranicza� �aden p�ot ani wa�. Po prostu wrasta� we� m�ody, jod�owy zagajnik, kt�ry bardziej na wsch�d g�stnia�, zmieniaj�c si� w pot�ny, jod�owy las. Dochodzi� tu �agodny szum morza, jakby wygrywany na strunach harfy, wt�rowa�a mu melodia wiekowych drzew, a ka�dego wiosennego ranka d�wi�ki te zag�usza� ch�r ptak�w, kt�re � ukryte w ga��ziach wi�z�w, otaczaj�cych oba ko�cio�y � wy�piewywa�y radosny hymn na cze�� �ycia. Zapadni�te w ziemi� nagrobki porasta� pow�j o b��kitnych kwiatkach i pl�tanina mi�towego ziela. Tu� obok jod�owego lasu ros�y krzewy bor�wek. Trzy rodzaje nagrobk�w odpowiada�y trzem spoczywaj�cym tu pokoleniom � od najstarszego, z prostok�tnymi, p�askimi p�ytami czerwonego piaskowca, przez wierzby p�acz�ce i z�o�one do modlitwy kamienne d�onie, po najm�odsze i najbrzydsze, wysokie pomniki i rze�bione urny. Jeden z najbardziej okaza�ych i najszkaradniejszych pomnik�w by� po�wi�cony pami�ci niejakiego Aleksandra Davisa, kt�ry urodzi� si� w rodzinie metodyst�w, ale o�eni� si� z prezbiteriank� z rodu Douglas�w. �ona uczyni�a z niego prezbiterianina na ca�e �ycie, ale kiedy zmar�, nie odwa�y�a si� na poch�wek w samotnym grobie na prezbiteria�skim cmentarzu, daleko za portem. Wszyscy jego bliscy le�eli tu, na starym cmentarzu metodyst�w � Aleksander Davis wr�ci� do nich po �mierci, a wdowa uczci�a jego pami�� pomnikiem, na jaki �aden z metodyst�w nie m�g�by sobie pozwoli�. Dzieci pastora nie znosi�y tego pomnika, cho� nie mia�y poj�cia, sk�d bierze si� ich niech��; uwielbia�y natomiast stare, p�askie nagrobki, kt�re wygl�da�y jak okolone wysok� traw� �aweczki. Na jednym z nich dzieciaki rozsiad�y si� weso�o. Jerry, zm�czony �abimi skokami, gra� na harmonijce. Karol z zachwytem przygl�da� si� dziwnemu �ukowi, kt�rego w�a�nie uda�o mu si� z�apa�. Una zak�ada�a sukienk� swojej lalce, a Faith u�o�y�a si� wygodnie, opieraj�c si� o kamie� szczup�ym, opalonym ramieniem, i bos� stop� wystukiwa�a rytm melodii, granej przez Jerry�ego. Jerry mia� � jak ojciec � ciemne w�osy i czarne oczy, kt�re jednak l�ni�y przenikliwie, nie by�o w nich cienia ojcowskiego zamy�lenia. Faith, nast�pna z rodze�stwa, obnosi�a sw� niezwyk�� urod� z naturalno�ci� i beztrosk� pi�knego kwiatu. Mia�a br�zowe oczy o miodowym� po�ysku, ciemnoz�ote loki i zawsze rumiane policzki. �mia�a si� zbyt cz�sto i zbyt ch�tnie, jak na gusta ojcowskich parafian, i wprawi�a w prawdziwy szok pani� Taylor, wielokrotn� wdow�, gdy pewnego dnia o�wiadczy�a �mia�o w ko�cielnym przedsionku: � �wiat, pani Taylor, nie jest pado�em �ez. �wiat jest przybytkiem rado�ci. Ma�a, marzycielska Una nie by�a ju� tak roze�miana. Proste w�osy splata�a w dwa kruczoczarne warkocze, a jej ciemnoniebieskie oczy w kszta�cie migda��w nigdy nie traci�y wyrazu jakiego� nieokre�lonego smutku i dziwnego zamy�lenia. Rozchylone usta ukazywa�y rz�dek drobnych, bia�ych z�b�w, a u�miech, kt�ry czasem rozja�nia� szczup�� twarzyczk�, by� nie�mia�y i pe�en zadumy. Una, w przeciwie�stwie do Faith, bardzo przejmowa�a si� tym, co o nich m�wili ludzie; gn�bi�o j� niejasne przeczucie, �e w ich sposobie �ycia by�o co� niew�a�ciwego. Bardzo pragn�a to poprawi�, ale zupe�nie nie wiedzia�a jak. Od czasu do czasu stara�a si� odkurzy� meble, ale rzadko jej si� to u