8927
Szczegóły |
Tytuł |
8927 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8927 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8927 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8927 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI - SASKIE OSTATKI.
CYKL POWIE�CI HISTORYCZNYCH OBEJMUJ�CYCH DZIEJE POLSKI.
(AUGUST III) Powie�� historyczna.
Redaguje Komitet pod przewodnictwem Profesora Doktora WINCENTEGO DANKA oraz pod przewodnictwem honorowym Profesora Doktora JULIANA KRZY�ANOWSKIEGO.
Cz�� XXIX.
LUDOWA SPӣDZIELNIA WYDAWNICZA, WARSZAWA 1974.
Skanowa�, opracowa� i b��dy poprawi� Roman Walisiak.
Komitet Redakcyjny: Profesor Doktor WINCENTY DANEK - Profesor WSP w Krakowie, Profesor Doktor JAN ZYGMUNT JAKUBOWSKI - Profesor UW, Doktor HELENA KAPE�U� Pracownik naukowy IBL.
Pos�owiem i przypisami opatrzy� STANIS�AW STUPKIEWICZ.
Przygotowa� do druku J�ZEF LECH KOWALCZYK.
Ilustracje wybra�a i obja�ni�a JOLANTA Wyle�y�ska.
Tom pierwszy.
Rok 1763 rozpocz�� si� straszliwym dzia� na zamku nie�wieskim hukiem i grzmotem.
Jedne po drugich dawa�y ognia, nabijane co si� zmie�ci�o, za�egane wpo�r�d okrzyk�w, oblewane kielichami wina, kt�re przy nich spe�niano tak nieogl�dnie, �e kilku �mia�k�w armaty potr�ci�y i poobala�y.
Nie mniejsz� wrzaw� wita�a Rok Nowy Warszawa, w kt�rej kr�l August III rezydowa� jeszcze, ale mu si� ju� u�miecha� powr�t do ukochanego Drezna, o kt�rym �ni� i marzy�.
Ma�o to zaprawd� obchodzi�o jego kr�lewsk� mo��, �e wycie�czona siedmioletni� wojn� Saksonia lito�ci i mi�osierdzia wo�a, �e w Polsce rwa�y si� sejmy, �adu nie by�o, samowola panowa�a i anarchia, �e Bruhl wszystko sprzedawa�, co kto u niego chcia� kupi�, a stronnictwa w Koronie i na Litwie wojn� domow� zapowiada� si� zda�y.
Bruhl z jednej strony, Czartoryscy z drugiej, Flamming i Radziwi��owie, zaje�d�ali si�, palili, s�dzili po trybuna�ach na infami�, godzili i wa�nili, a kr�l tymczasem jak si� wy�mienicie bawi�, wszystkim wiadomo.
Po niezliczonych mi�o�nicach, kt�re starannie do kronik za Augusta II wci�gano, r�wnie� jak liczne potomstwo; syn, kt�ry wszystkie jego odziedziczy� gusta i nawyknienia - wyrzek� si� metres zupe�nie.
Na pr�no go usi�owano nak�oni�, aby jako Ludwik XV po Ludwiku XIV, on te� w poprzednika swego wst�puj�c �lady, wybra� sobie jak� Cosel lub Lubomirsk�.
Nadto by� pobo�nym, aby jawnogrzesznictwem si� mia� zwala�, potem zbyt mia� zazdrosn� �on� i rozumnego kierownika sumienia, kt�ry potrafi� zapobiec, aby nami�tno�ci za brzegi si� nie wylewa�y.
M�wiono co� po cichu, nic nie sta�o si� g�o�nym.
Rozp�ywa� si� kr�l nad cudnym g�osem Faustyny, s�ucha� jej rozkaz�w, lecz...
kr�lowa�a tylko w teatrze...
Zreszt� mia� August III czym zast�pi� rozkosze zmys�owe, nie potrzebuj�c si� ani kry�, ani wstydzi� nami�tno�ci do �ow�w, upodobania w muzyce, naWyknienia do s�uchania grubych i t�ustych �art�w nadwornych swych b�azn�w, trefnisi�w i ulubie�c�w, mi�o�nictwa obraz�w, czci dla Rafaela, mi�o�ci dla pokutuj�cej Magdaleny, na ostatek i rozkochania w tej fajce, z kt�r� ju� August II je�dzi� po lipskim jarmarku...
Wszystko z�e, okropne, smutne, rozpaczliwe...
spada�o na ramiona ulubie�ca, Bruhla; on d�wiga� wszelkie ci�ary, on po�yka� wszystkie gorycze, on mia� odpowiada� przed potomno�ci�.
U drzwi jego kr�lewskiej mo�ci sta�a stra�, kt�ra, gdy raz w�o�y� szlafrok, nie puszcza�a nikogo, opr�cz ojca Guariniego, ministra Bruhla, kr�lowej i powo�anej s�u�by.
Nie przechodzi�y tego progu ani pisma, ani ludzie, ani j�ki, westchnienia i pochlebstwa, ani �miechy i paszkwile.
Przed oknami kr�l mia� plac tak strze�ony, jak drzwi - pokazywano mu na nim tylko to, co chcia� widzie�, zakrywano, co by go zafrasowa� mog�o.
Przed oknem tym wieczorami, gdy kr�l polowania nie mia� albo powr�ci� nim niesyty, rzucano konie zdech�e, do kt�rych si� przywleka�y psy zg�odnia�e, a kr�l m�g� do nich strzela� wygodnie.
Bawi� si� te� oswojonym, ulubionym krukiem, a czasem i psami, ale od czasu jak si� dowiedzia�, �e Fryderyk pruski hodowa� charty, odpad�a go ochota zajmowania si� nimi.
Czas up�ywa� tak wy�mienicie, podzielony na nabo�e�stwo, od�ywianie i napijanie, �owy, �miechy, s�uchanie Faustyny i przyjmowanie go�ci z Saksonii i Polski nap�ywaj�cych, gdy Bruhl im wnij�� z sob� dozwala�, �e kr�l August nudzi� si� nie mia� czasu.
A mimo to t�skni�!
Wprawdzie lasy polskie i litewskie mog�y mu zast�pi� te, kt�re ros�y pod Hubertsburgiem, Moritzburgiem i w oddalonych Saksonii zak�tkach, �ubry warte by�y jeleni, ale galeria obraz�w, kt�r� tak kocha�, kt�r� zebra� takim kosztem, sta�a zamkni�ta w K�nigsteinie u i jedna z niej Magdalena towarzyszy�a kr�lowi na ipolskim wygnaniu, ale nie mia� tu takiego teatru jak w Dre�nie, na kt�rym by tryumfy Aleksandra Wielkiego rozwija� si� mog�y, ani pysznej ba�antarni z teatrem letnim w zieleni, ani swych �piewak�w, ani swego ko�cio�a...
ani swego Drezna.
Wielkie maskarady, karuzele, jarmarki, kt�re tak swobodnie si� obraca�y w saskiej stolicy, na warszawskim gruncie obraca� si� nie umia�y.
I ci kontuszowi poddani jego kr�lewskiej mo�ci, tak �mieli i krzykliwi nie byli mu tak ulubieni, jak jego spokojna szlachta saska, kt�ra s�ucha�a, nie rezonowa�a, nie upomina�a si� o nic i dawa�a zast�powa� na najwy�szych dostoje�stwach przez W�och�w, Francuz�w, przyb��d�w ze �wiata ca�ego.
Pomimo pilnej stra�y, kt�r� Bruhl sprawia� u kr�lewskich podwoi - wciska�y si� zuchwa�e memoria�y hetmana Branickiego przeciwko ministrowi Bruhlowi, skargi na jego chciwo��, przekupstwa, zaskar�enia i potwarze.
Odrzuca� je, wierny swojemu ministrowi, kr�l z oburzeniem, dar� je i depta�, ale psu�y mu one humor, stanowi�y cho� kr�tko trwaj�c�, lecz dysharmonijn� nut�.
Nadzieja wi�c powrotu do Drezna, po kilkoletnim z niego wygnaniu, u�miecha�a si� mu bardzo...
ale Bruhl wielce rozumnie nie chcia� go tam pu�ci�, dop�ki by okrutne �lady zniszczenia, jakie m�ciwa r�ka Fryderyka zostawi�a po sobie, wymiecione nie zosta�y.
A nie by�o to �atwym.
Saksonia wychodzi�a spod jarzma obcego jak m�czennica, kt�r� puszczono po torturach okrwawion�, wyn�dznia��, bezsiln�.
�lady pruskich r�k niezgluzowane wypi�tnowa�y si� na zamku, w mie�cie, a najstraszliwiej wypiek�y na bruhlowskim pa�acu i ogrodach.
Tu sta�o wszystko w ruinach.
Kr�lewski przepych pierwszego ministra le�a� w gruzach, zasypany �mieciem.
Ledwie si� z niego to da�o ocali�, co si� trwa�o�ci� sw� pl�druj�cym opar�o �o�dakom.
Drezno mia�o czas zapomnie�, �e niegdy� by�o najrozkoszniejszym, najweselszym, najo�ywie�szym miastem w Europie, �e mia�o karnawa�y podobne do weneckich, dw�r przypominaj�cy wersalski, kr�la, kt�ry chadza� ca�y w brylantach.
August III, powracaj�c, nie powinien by� zasta� tego, co przed nim tajono.
Przez ca�y ci�g wojny kr�l wiedzia� tylko o powodzeniach, nie s�ysza� o kl�skach, nie wierzy� w nie.
Gdy niespokojny czasem zapyta� Bruhla znienacka: "Mamy� pieni�dze"?
, minister z oburzeniem odpycha� pos�dzenie samo, i�by ich mog�o zabrakn��.
I m�g� na to zapytanie "mamy" nie k�ami�c zar�czy�, �e je mieli, bo jego skarbca nawet wojna siedmioletnia wyczerpn�� nie mog�a.
Bruhl mia� pieni�dze.
Op�acano mu ka�dy urz�d koronny i litewski, ka�dy przywilej, kt�ry kr�l podpisa�, ka�d� �ask�, ka�de ��danie spe�nione.
Bra� pieni�dze od przyjaci� i od swych wrog�w, kt�rzy r�wnie jak pierwsi op�aca� mu si� byli zmuszeni.
Niekiedy tylko, kamerdyner kr�lewski, na�laduj�c Bruhla rano, nim nadszed� minister, podsun�� co� Najja�niejszemu Panu do podpisu - i August III, pal�c fajk�, z u�miechem dziecka, kt�re figiel p�ata, zamaszyste k�ad� na nim swe imi� - gro��c na nosie...
Sk�adano na faworyta kruka, �e on te arkusze przekrada�.
Bruhl, tak jak si� osiedli� w Saksonii, umia� zakorzeni� si� w Polsce, wywie�� od Bruhl�w z Ocieszyna i syna uczyni� Polakiem, starost� i genera�em wojsk Rzeczypospolitej.
Nigdy cynizm nie rozpo�ciera� si� zuchwa�ej na wysokim i na widok ca�ego �wiata wystawionym stanowisku.
W przededniu, gdy si� wygnanie polskie sko�czy� mia�o, gdy si� kr�l i minister powinni byli cieszy� z tego, co uratowali, gdy bi� potrzeba by�o we dzwony i Te Deum �piewa�, niestety, jakie� przeczucia czarne opanowa�y wszystkich.
Bruhl chodzi� z��k�y, pos�pny i struty.
D�awili go Czartoryscy...
Augusta III dusi�o wspomnienie pruskiego bohatera Fryderyka w Polsce; gdy si� pozbyciem Sas�w radowa� chciano, jakie� przewidywania kl�sk i zawik�a� chmurzy�y najpogodniejsze umys�y.
August my�la� czasami o swej rodzinie, chc�c j� na tronie elekcyjnym ubezpieczy�, a od P�nocy, kt�ra mu si� z przyja�ni� o�wiadcza�a, niewiele jej dowodz�c, grzmia�o i b�yska�o jak�� groz�.
Zapowiadano stamt�d jakiego� tajemniczego nast�pc�, kt�rego obawiali si� wszyscy.
Atmosfera by�a duszna i ci�ka.
W Rzeczypospolitej naprawd� nie rz�dzi� ju� kr�l, nie w�ada� ni� zr�czny Bruhl, rz�dzili si� Czartoryscy, Familia, zam�cali ni� Radziwi��owie...
Po pa�acach i dworach popijano i popuszczano pas�w od rana do wieczora, ucztowano po refektarzach klasztornych, cz�sto na w�skiej grobli u m�yna, w lesie na polance spotyka� by�o mo�na rozstawione sto�y i improwizowan� biesiad� dwu nie marnuj�cych czasu senator�w, kt�rych potem dla kontynuacji podr�y niesiono u�pionych do karet, aby w czas stan�li na ufundowanie trybuna�u.
Czasu trybuna��w s�dzono na gard�o - ale obok, po szopach, wyprawiano lukullus, owe gody, na kt�rych beczka wina starego pi��set czerwonych z�otych wartuj�ca nie by�a rzadko�ci�.
C� za dziw, �e podchmieliwszy sobie, panowie o p�nocy dzwonili do furt panien zakonnic.
By�o w og�le tu weso�o, �e czasem wesela od pogrzebu rozezna� nie by�o podobna.
Z r�wnym przepychem odbywa�y si� jedne i drugie, ale �lub�w nie brano na serio.
Rozwody tak by�y �atwe, jak ma��e�stwa kruche.
Po Augu�cie II zosta�y galanterii tradycje i spadki.
Tylko w g��bokich zaciszach oddalonych prowincji po staremu �wi�tym by� zwi�zek ma��e�ski, w stolicy i miastach s�u�y� on za narz�dzie spekulacji i rozpu�cie.
Nigdy si� mo�e w przededniu bankructwa nie sypa�y, nie p�yn�y takim strumieniem wezbranym pieni�dze, jak w owych czasach; nigdy nie kochano si� tak w przepychu jaskrawym i �wiec�cym.
Pan�w dwory wygl�da�y na monarchiczne, a wojska ich liczy�y na tysi�ce, szlachta kusi�a si� na pa�sk� postaw�.
Tylko nieku�liwy kmie� pozosta� jak by�, ze sw� rzep� na zagonie wyja�owionym, w wytartym ko�uchu, w podartej siermi�dze, z chat� na p� w ziemi� zapad��.
Duchowie�stwo, co z �ona szlachty i pan�w ros�o, nie by�o od niej r�ne.
Na jednego Konarskiego ilu� by�o Massalskich, co chodzili ju� we frakach, przy szpadach i grywali po ca�ych nocach w faraona.
J�zyk Kochanowskich, zduszony �acin�, kona� w jej obj�ciach.
Drukowano na bibule obrzyd�e panegiryki, poj�c si� nimi, jak gorza�k�.
Po miastach, po pa�acach, po dworach j�zykiem modnym by� francuski, w handlu szwargotano po niemiecku, w klasztorach i po trybuna�ach pos�ugiwano si� �acin�, polski j�zyk zszed� na folwark i do przedpokoju.
Ksi��ka te� wala�a si� zapomniana i by�a obumar��, bez �ycia.
Co najwi�cej czytano kalendarz Du�czewskiego, edukowano si� na Ziemianinie Haura.
Stare piosenki lata�y z ob�amanymi skrzyd�ami w powietrzu.
Niepok�j jaki� panowa� w umys�ach.
- Co to b�dzie?
- z cicha pytali si� jedni drugich, a nikt odpowiedzie� nie umia�, wiedzieli tylko wszyscy, �e anarchia dosz�a do tego stopnia, �e tak jak by�o, pozosta� nie mog�o.
Ci, co j� mno�yli, wiedzieli, �e jutro jej co� kres po�o�y� musi.
Kr�l i Bruhl patrzyli, t�skni�c, w stron� Drezna, inni na p�noc si� ogl�dali, inni gotowali z nie�adu dla siebie korzy�ci.
Magnatom �ni�a si� korona.
Tak panowa�, jak August III, potrafi�by z nich prawie ka�dy.
Zmiany, kt�r� czuli wszyscy nadchodz�c�, nikt przy�pieszy� nie mia� odwagi, nie pragn��.
Gmach porysowany, strzaskany, m�g� si� im obali� na g�owy.
W Saskim pa�acu jak by nie pakowano do podr�y, w briihlowskim sta�o jeszcze wszystko tak, jak by si� ruszy� nie mia�o.
Pow�d� nie�adu i burzliwe fale anarchii, do spokojnego pa�acu Saskiego nie dochodzi�y.
Oblegano Bruhla, do kr�la nikt si� nie dobija�, saska gwardia broni�a przyst�pu.
W stolicy cie� jeszcze jaki� w�adcy czasem czu� si� dawa�, dalej za rogatkami tylu by�o pan�w, ilu magnat�w nimi by� chcia�o.
I by�y pa�stwa Czartoryskich, Flemming�w, Bruhla, Potockich, Radziwi���w, Ogi�skich, Lubomirskich lub skojarzonych ma��e�stwy i pokrewie�stwy.
Na ka�dy sejmik ci�gn�y obozy, na ka�dym si� rozpoczyna�a wojna, cz�sto przelewa�a krew, i zwyci�eni uchodzili do dom�w, wpisuj�c do akt stosy manifest�w.
Nigdy tyle papieru nie zapisano na pr�no.
Si�a rz�dzi�a i robi�a, co chcia�a, ale w papier�w wa�no�� i znaczenie wierzono �wi�cie.
Pisano, jak m�wiono i pito bez miary.
Ka�dy sejmik ko�czy� si� manifestem, ka�dy sejm nim zrywa�.
Ka�da czynno�� nim grozi�a - a kto umia� wykr�tnie pi�rem w�ada� jak szabl�, ten torowa� sobie drog� �atwo na �wiecie.
Stylu nie wymagano, ale zwinno�ci my�li i gi�tko�ci sofizmat�w.
Kto umia� w�ada� konstytucjami, korektorami, studentami, ten sta� g�r�.
W ostatnim razie dopiero, gdy nie sta�o argument�w, szabla je zast�powa�a.
By� wiecz�r, kr�l w swoim gabinecie, czekaj�c na �wiat�o odpoczywa� w szlafroku jedwabnym tureckim, lekkim futerkiem podbitym, z fajk� dopalaj�c� si� w ustach.
Naprzeciw niego na �cianie, niewysoko wisia�a ukochana Magdalena pokutuj�ca, otoczona ramk� srebrn� poz�acan� i wysadzan� kamieniami drogimi.
Magdalenie zbyt do twarzy nie by�o w tej oprawie, ale ona dotykalnie �wiadczy�a o czci, jak� jego kr�lewska mo�� mia� dla arcydzie�a.
Wystawia�o ono cudnie pi�kn� grzesznic�, jeszcze �wie�uchn� i pulchn�, wi�c chyba dopiero od godzin kilku zamieszkuj�c� ch�odn� pieczar�, u kt�rej wnij�cia spoczywa�a zaczytana w ogromnej ksi�dze.
By�a� to pokutuj�ca Magdalena, ta kt�ra godn� si� sta�a, aby jej powiedzia� Chrystus, i� wiele przebaczonym jej b�dzie, bo wiele kocha�a?
Malarz nie my�la� podobno o tym, aby j� uczyni� �wi�t�, ale chcia� i zrobi� j� pi�kn�.
Kr�l si� kocha� w tej pi�kno�ci.
Magdalena mu towarzyszy�a wsz�dzie i teraz na wygnaniu.
Powraca� z nim mia�a do Drezna.
Kr�l patrzy� na to arcydzie�o, jak gdyby z nim rozmawia� - i zadumany milcza�.
By� to ten sam August, kt�rego postawa, twarz, wdzi�czne ruchy m�odzie�cze powszechn� budzi�y dla niego sympati� na dworze Ludwika XIV, ten sam, kt�rym zachwyca�y si� arcyksi�niczki austriackie, kt�ry gdy chcia�, pozyskiwa� sobie serca m�skie i niewie�cie, ale ostatnich nie dopuszcza� do siebie, by mu spokoju drogiego nie zam�ci�y.
Przestrzega�a go ojcowska przesz�o�� i skarb wycie�czony na Cosel, na ksi�n� Cieszy�sk�, Denhoffow�, K�nigsmark i tyle innych - przestrzega� ojciec Guarini, pilnowa� zazdrosny Bruhl - zas�ania�a pobo�na kr�lowa J�zefa.
I August III nie chcia� zna� p�ochych kobiet.
A pomimo to pi�kny �w kr�l dzi� bardzo si� zmieni�, niepodobnym by� do siebie.
Siedmioletniej wojny nie bra� zbytnio do serca.
Kl�ski nie dochodzi�y do niego.
Siedzia� spokojnie w Warszawie, gdy drudzy bili si� za niego, polowa�, napawa� muzyk� i...
zestarza� od tej bawe�ny, w kt�r� go Bruhl obwija� tak starannie.
Oczy jego zgas�e nic nie mia�y blasku, usta blade u�miecha� si� oduczy�y prawie, policzki by�y nabrz�k�e i obwis�e, powieki jakby napuch�e, ca�e cia�o oci�a�e zdawa�o si� obsuwa� i opada� ku ziemi.
Cz�sto usypia� siedz�c, a ziewa� nawet gdy Faustyna �piewa�a - i czo�o dawniej wyg�adzone marszczy�o si� i fa�dowa�o, jak u prostego biedaka.
Spoza u�miechu, kt�ry na�ogowo si� zjawia� na jego twarzy i ustach wygl�da� strach jaki�.
i okrutna t�sknica, kt�rej nic nakarmi� nie mog�o.
Spogl�da� z obaw� nawet na Bruhla, kt�rego kocha� i bez kt�rego �y� by nie m�g�.
Wyjazd by� postanowiony, w Dre�nie oczekiwano, ale jak tu by�o t� polsk� Rzeczpospolit� rozko�ysan�, swawoln�, porzuci� na �ask� i nie�ask� Czartoryskich i Radziwi���w.
Nie mo�na by�o zar�czy� wszak�e, czy kr�l my�la� o przysz�ym trybunale, kt�ry si� tak burzliwym obiecywa�, jak by� wile�ski, czy o chybionym strzale do sarny, czy o operze, kt�r� dla niego w Dre�nie na nowym teatrze obiecywano.
Mia�a� to by� Semiramis czy Artemiza?
Wsparty na r�ku g��boko si� zacieka� co to za problemat, z kt�rego rozwi�zania czyniono mu niespodziank�.
U progu sta� Bruhl - ale to by� te� cie� tego Bruhla, kt�ry w przededniu wojny �wie�y, wes�, rumiany, pachn�cy - przynosi� Augustowi na twarzy i w ustach zapewnienie szcz�liwego i swobodnego panowania!
Zn�ka� go pogr�kami Fryderyk, zm�czyli uporem Polacy, zabrali mu �ywot Czartoryscy, potwarz� oczerni� Branicki hetman.
A w Saksonii nie wszystkich swych wrog�w m�g� osadzi� na K�nigsteinie!
By� melancholicznie smutny - i jemu przeczucie zabija�o oddech, ale przed kr�lem nawyk� by� wszystko malowa� r�owo.
Z wolna August III zwr�ci� ku niemu oblicze i wzrokiem zda� si� prosi�, aby go pocieszy�.
- Bruhl?
co ty m�wisz?
co my�lisz?
Gdy my dwaj t� nieszcz�liw� Rzeczpospolit� porzucimy, opu�cim - oni tu si� pozajadaj�!
Minister pomilcza� troch�.
- Najja�niejszy Panie - odezwa� si� cicho, bo wiedzia�, �e i jego kto� m�g� pods�uchiwa� - gdyby ich si� troch� pozjada�o, przerzedzi�o, szczeg�lniej burzliwych, s�dz�, �eby�my na tym niewiele stracili.
U�miechn�� si� kr�l i pogrozi�.
- Czartoryscy szczeg�lniej - doda� Bruhl - niezmiern� but� gorsz� i niepokoj�.
Gdyby im rog�w przytarto, l�ej by wszystkim by�o.
- A kt� to potrafi - przerwa� August - je�eli prawd� jest, �e na cesarzowej czynn� pomoc licz�?
- Chwal� si� ni�, ale cesarzowa - doda� Bruhl - nie b�dzie �mia�a wkroczy� bez przyczyny, a nie jest Wam, Najja�niejszy Panie, niech�tn�.
- Mamy przeciwko nim ksi�cia miecznika, raczej wojewod� wile�skiego - poprawi� si� kr�l - to zuch nieul�kniony.
- A� do szale�stwa �mia�y - rzek� minister - to prawda, te� na Litwie m�ci i �w tak, �e na niego wszyscy si� uskar�aj�.
- Ja go bardzo lubi�, Panie Kochanku!
- za�mia� si� August III.
- Litwa za niego da�aby �ycie!
- Poi j� ca�� - rzek� Bruhl - i wino daje dobre.
- A jak strzela i na nied�wiedzia idzie z oszczepem!
- wykrzykn�� kr�l.
- P�jdzie i na Czartoryskich!
- Poka�e si� to na Wile�skim Trybunale, bo tam si� oni zetkn�� musz�.
- A biskup Massalski oleju do ognia doleje - szepn�� August.
- Mnie si� zdaje, �e ich samych sobie zostawi� potrzeba - odpar� minister.
Kr�l pomy�la� troch�.
- Domagaj� si� senatorowie, abym pos�a� od siebie po�rednika, co by ich jedna�.
- A kt� podejmie si� tego?
- zapyta� Bruhl.
- Mi�dzy dwu takich zapa�nik�w s�abemu i�� - zgniot� go.
Kr�l spojrza� na niego szukaj�c rady.
- Hm?
- mrukn��.
- Biskup kamieniecki wprawdzie si� str�czy - doda� Bruhl.
Na wspomnienie Krasi�skiego czo�o kr�la powlok�o si� chmurk�, nie odpowiedzia� nic.
- Wiesz - pocz�� odpocz�wszy, zmieniaj�c nieco kierunek - com ja nie czyni� dla pojednania was wszystkich.
Czartoryscy i ciebie prze�laduj�!
- Tchn�� mi nie daj�, ale przy twej opiece, Najja�niejszy Panie, nic mi zrobi� nie mog�.
B�otem tylko ciskaj� na mnie, a ich p�atni pisarkowie paszkwilami mnie �cigaj�.
- Wiem, wiem - przerwa� kr�l - ka� je katowi pali� na rynku, pozwalamy ci.
Niewdzi�czni s�!
- O, ten trybuna�, ten trybuna� si� nie obejdzie bez krwi przelewu - do�o�y� Bruhl, kt�ry si� rozgrzewa�.
Nagle August III spu�ci� g�ow�.
- Pos�a�e� do Drezna?
- spyta�.
- Posy�am co dzie� - zawo�a� minister.
- Teatr got�w b�dzie?
- Dniem i noc� ko�cz� - zapewni� Bruhl.
- Galeri� przewie�li z K�nigsteinu?
- Ca�a ju� jest w Dre�nie - zapewni� minister.
- Madonna na swym miejscu.
Kr�l, s�uchaj�c, z�o�y� r�ce.
- Kiedy ja nareszcie, st�skniony, to arcydzie�o boskiego mistrza zobacz�!
- zawo�a� g�osem rzewnym.
- �ni�a mi si� nieraz w jasno�ci niebieskiej nade mn�.
Czu�em j�, a ocz�w podnie�� nie �mia�em.
Anio�owie r�k� jego prowadzili, gdy j� malowa�.
- G�os mu dr�a� gdy to m�wi� i zni�ywszy go, jak�� my�l� wstrzymany, zamilk�.
Zda�o mu si�, �e Bruhl, kt�ry mia� te� galeri� - m�g� by� zazdrosny.
Chcia� wiernego pocieszy� s�ug�.
- Ale i ty, m�j poczciwy Bruhlu - rzek� - masz obrazy bardzo pi�kne i tobie nic z nich, spodziewam si�, nie zgin�o.
- Nic - odpar� minister.
- Ten Dietrich - roz�mia� si� August weselej - cho� cudownie ma�puje mistrz�w, ale na Rafaela si� nie porywa, to by by�o �wi�tokradztwo!
- Dietrich przecie� jest niepospolitym malarzem - odwa�y� si� doda� Bruhl.
- Ja go te� ceni�!
- rzek� kr�l.
- Ho!
ho!
ale niech Holendr�w si� trzyma.
I znowu na wyjazd kr�la przesz�a rozmowa.
- Warszawy �a�owa� nie b�dziemy ani st�ka� po niej - m�wi� minister.
- Las�w i Saksonia ju� mniejszych nie ma - rzek� August.
- A nasze buki, Najja�niejszy Panie?
- A ich d�by?
- odpar� kr�l.
Stoj�cy za drzwiami s�dzi� mogli, �e tu o najwi�kszych polityki europejskich zagadnieniach mowa by�a i narada, bo nie wiedzia� mo�e nikt, w jak ma�ej dozie August III znosi� powa�ne sprawy.
Do nich przecie� s�u�y� mu ten Bruhl.
On odp�dza� od siebie te czcze troski, kt�re dzi� pozbyte, jutro powraca�y.
Dla niego one nie mia�y wagi.
On z �aski Bo�ej wyznaczonym by�, aby dwa pa�stwa stara�y si� go uczyni� szcz�liwym za to, �e je wspaniale, majestatycznie reprezentowa�.
Bola�a go strata prowincji, zwyci�stwa Prusaka, lecz czym�e to by�o?
Chwilow� fanaberi� losu, kt�ry nieochybnie powia� mia� wkr�tce dynasti� sask�.
Po co mia� m�wi� o tym, co go gryz�o i m�czy�o?
Bruhl widocznie mia� na dnie co�, czego wydoby� brak�o mu odwagi.
- Najja�niejszy Panie - odezwa� si� przyst�puj�c bli�ej stolika - nie chcia�bym trudzi� Waszej Kr�lewskiej Mo�ci, ale dla zapobie�enia, aby si� to nie odnowi�o...
chcia�bym wiedzie�, jakim sposobem podpisy uzyskano dwa na starostwo radoszkowskie?
O jeden z nich jam prosi� Wasz� Kr�lewsk� Mo��.
- No i podpisa�em go - zawo�a� kr�l.
- Tak, ale si� znalaz� i drugi, r�wnie� podpisany - rzek� minister.
- Ja nic nie wiem o tym drugim - odpar� kr�l powa�niej�c -nic a nic.
- Podpis nie ulega w�tpliwo�ci - potwierdzi� Bruhl.
Zamy�li� si� kr�l.
- Ty wiesz, jak ja je podpisuj� - rzek� naiwnie.
- Przynosisz mi je, sk�adaj� si� oto tu, na stole, ja z rana bior� si� do tej niezno�nej mi pa�szczyzny.
Czasem pi��dziesi�t razy ka�esz mi si� podpisywa�.
- S� to nieodst�pne od panowania troski - wtr�ci� Bruhl z u�aleniem.
- Obowi�zki!
Obowi�zki!
- doda� August serio.
- Po �niadaniu moim siadam i z kolei k�ad� na ka�dym arkuszu imi� swoje.
Nie czytam ich, nie patrz�, bo ufam tobie, m�g�bym na siebie wyrok podpisa�, wierz mi.
Bruhl si� w piersi uderzy�.
- Na mnie Wasza Kr�lewska Mo��, na starego s�ug� swojego, spu�ci� si� mo�esz bezpiecznie.
- I spuszczam - doda� August.
- Kt� to wie, jak si� dosta� na st� ten przywilej.
- Najja�niejszy Panie - zni�aj�c g�os rzek� minister - ludzie obwiniaj� o to Beringa!
- Ale on te� jest moim starym, wiernym s�ug�!
- przerwa� kr�l zapominaj�c si�, �e na r�wni go nawet stawi� z Bruhlem i m�g� obrazi�.
W tej�e chwili obawa go przej�a i podni�s� si�, bior�c ministra w swoje obj�cia.
- Bruhl, rozstrzygnij to jak chcesz, na ciebie to zdaj�.
Minister ruszy� ramionami.
- Ksi��� kanclerz zapiecz�tuje oba - doda� �ywo - nie ulega w�tpliwo�ci, aby mnie przysporzy� k�opotu i Wam Najja�niejszy Panie, a dwu starostw radoszkowskich nie ma.
- Wpiszcie mu inne!
- odpar� kr�l.
- Kanclerz wy�miewa si� ju� - szepn�� Bruhl.
- O niegodziwy, niemi�osierny!
- zaj�cza� August - To mnie tylko pociesza, �e wojewoda wile�ski pom�ci si� za mnie.
Bruhl, jakby nie bardzo temu ufa�, zamilkn��.
Wniesiono uroczy�cie �wiat�o.
Kr�l nieco oczy przys�oni� sobie i milcza�.
- Tokarni� - rzek� - wyprawi� do Drezna, jam do tej przywyk� ju�.
Chocia� nie wiem, czy toczy� b�d�...
nogi mi puchn�.
- To przejdzie - odpar� Bruhl - a tokarnia nas uprzedzi.
- My�listwo wypraw ca�e, po co by ono tu zostawa� mia�o - doda� t�skno.
- Ja nie wiem, czy tu kiedy powr�c�.
Sejmy mi zrywali wszystkie.
Mo�e gdzie indziej szcz�liwszy b�d� z nimi.
Zwo�ywa� je b�dziemy do Wschowy do...
Zamy�li� si� kr�l.
- Gdyby nie Prusacy - przerwa� Bruhl - byliby�my si� postarali o to, aby je zwo�ywa� bodaj do Drezna.
Wszystko by�oby przygotowanym do coup detat.
Dzi� si� obawiam, aby nie by�o za p�no, rozzuchwali�a si� szlachta.
- A krzykliwi - wtr�ci� August - i g�osy maj� tak dysharmonijne, ka�dy z innego tonu.
- A im z nich kto otylszy, tym cie�szym �piewa dyszkantem - rzek� Bruhl.
- Masz s�uszno��!
Masz s�uszno��!
- pocz�� August III uradowany tym spostrze�eniem.
- Wszyscy niemal maj� g�osy Pasgualliniego i...
Palec przy�o�y� do ust, roze�mieli si� oba.
Lecz ju� go rozmowa z Bruhlem znu�y�a, wyci�gn�� si� na krze�le i poziewa� zacz��.
Spojrza� na zegar, kt�ry wieczorn� wybija� godzin�...
rozja�ni�o mu si� oblicze.
Potem ju� tylko pozostawa�y z kapelanem modlitwy i b�ogi spoczynek!
A we �nie mog�o przyj�� widzenie Drezna...
i odnowionego teatru, �wiec�cego od barw jaskrawych i z�ota.
Bruhl zabiera� si� odej��, ale go powstrzyma� przy sobie.
Tajemnicze jakie� mia� �yczenie, kt�re, cho� sami byli, cichute�ko mu szepta� d�ugo do ucha.
Uspokaja� go minister.
Drzwi otworzono do jadalni...
i Bruhl zaproszony, poci�gni�ty, musia� i�� za panem, aby patrze�, jak �apczywie, z chciwo�ci� apetyt �ar�oczny nasyca�.
Pod koniec zapomnia� nawet o ministrze, kt�ry si� wysun�� po cichu.
Sk�d pochodzi� w�a�ciwie pan Klemens To��oczko, niegdy porucznik, potem rotmistrz janczar�w, nareszcie bu�czuczny hetmana polnego litewskiego Sapiehy, podstaro�ci grodzki wo�kowyski?
Czy zab��dzi� od Smole�ska do Wo�kowyska, czy z Wo�kowyskiego w Smole�skie, zdania by�y podzielone.
To pewna, �e pocz�� z ma�ego i �e nie mia� tak, jak nic, gdy go pan Piotr Zawadzki, przyjaciel jego poleci� hetmanowi Wi�niowieckiemu i wzi�� pod swe rotmistrzostwo do janczar�w, naprz�d go kreuj�c porucznikiem.
I tak si� jako� dobrze akomodowa� umia� panu Piotrowi Zawadzkiemu - p�ki on �y�, ksi�ciu hetmanowi - dop�ki go sta�o, �e si� do rotmistrzostwa dobi�.
Potem ju� r�s� o w�asnych si�ach.
M�czyzna by� urodziwy, jak na janczara przysta�o, zbudowany krzepko, silny, a gdy sw�j str�j janczarski w�o�y� i wymuska� si�, oczy wszystkich kobiet za nim biega�y.
Pi�knym tak bardzo nie by�, ale mia� co� w twarzy i postawie poci�gaj�cego, a z lud�mi si� umia� obchodzi�, i� si� zbytnio nie uni�aj�c przed nimi, zyskiwa� ich sobie.
Wszyscy mu t� sprawiedliwo�� oddawali, �e w towarzystwie weso�ym nie by�o cz�owieka nad niego.
Do zwady nigdy nie dawa� okazji, owszem, niejedn� z�agodzi� i do kiereszowania si� nie dopu�ci�, ale mu na m�stwie nie zbywa�o.
Przy tym i g�ow� mia� t�g� co si� zowie, bo prawnikiem nie b�d�c, w interesie bodaj najzawilszym zawsze sobie rad� da�, nie potrzebuj�c jej szuka� u drugich.
Pi�knej prezencji swej winien by� zapewne, i� ho�� i maj�tn�, bo pr�cz posagu wiosek par� dobrych mia�a po rodzicach, pann� Ko���taj�wn�, chor��ank� wo�kowysk� za�lubi�.
�yli z sob� szcz�liwie, ale kr�tko, bo �ona mu, na prze�ycie si� z nim opisawszy, wpr�dce zapisy zostawiwszy, zmar�a.
Zosta� tedy possessionatus ju� wo�kowyskim, a tu - jak si� pr�dko umia� wcieli� w obywatelstwo i sta� ulubie�cem szlachty, dziwnym by si� zda�o, gdyby nie osobliwe przymioty, jakimi go B�g obdarzy�.
R�s� w oczach.
Wczoraj niemal jeszcze nie znany, nie popierany, sam jak palec, ani si� obejrzeli, jak im sta� si� wszystkim potrzebnym, �e bez niego by�o ani st�pi�.
Pr�cz �ony swej Ko���taj�wnej koligacje i pozawi�zywane stosunki - zwi�za� si� z bra�mi szlacht� takim w�z�em, jakby z jednego z nimi wyszed� gniazda.
Innemu tak jak na dro�d�ach nagle wyrastaj�cemu zazdro�ciliby drudzy, a szukali w nim, czym by go zmniejszy� mogli, ten, �e dumnym wcale nie by�, ka�dego poszanowa�y nie uchybi� nikomu, wi�c mu si� wszyscy ust�powali.
Nie by�o w powiecie cz�owieka, co by go nie zna�, nie bywa� u niego, nie zaprasza� do siebie, a nie cieszy� si�, gdy go mia�.
Nosili go na r�kach.
Rotmistrzowsk� kopert� zdawa� si� by� zaspokojony, i� si� o inny tytu� nie stara�; cho� cz�owiek w sile wieku i w�a�nie w tej porze �ycia, gdy ambicja ludzi popycha, nie dobija� si� do �adnych funkcji publicznych.
W domu u niego te� by�o czystO, dostatnio, pi�knie, dla go�ci zawsze drzwi i serce otwarte, ale skromnie i po szlachecku.
Jednego mu brak�o, to urodziwej i mi�ej jak i sam gospodyni, kt�rej mu �yczyli wszyscy.
Mawia� w pocz�tku, jakoby z �alu po chor��ance nigdy si� �eni� nie mia�, potem, gdy na� nalegano, �e got�w by, ale mu si� nie wiedzie i szcz�cia nie ma.
W samej rzeczy nadchodzi� dla niego wiek, kiedy pospolicie ludzie �eni�, a nie cz�ek sam siebie.
Szukali wszyscy �ony dla To��oczki.
A nie mog�o by� inaczej, gdy� Sapieha, hetman polny litewski, raz w raz si� nim pos�ugiwa�; wi�cej za� mo�e sama pani hetmanowa, kt�ra m�em rz�dzi�a, domem i lud�mi trz�s�a, bo by�a kobieta do tego stworzona.
Zna�a j� Korona ca�a, gdy jeszcze za pierwszym by�a m�em - Lubomirskim.
Liczono j� do najpi�kniejszych niewiast swojego czasu, gdy na nich nie zbywa�o na wielkim �wiecie.
Ta pi�kno�� jej przyjaci� i niech�tnych, zw�aszcza mi�dzy wsp�zawodniczkami, przymno�y�a.
Umia�a si� te� ni� pos�ugiwa� tak, �e kogo sobie zjedna� chcia�a, pewnie si� jej oprze� nie m�g� i czyni�a potem z nim, co si� jej podoba�o.
Zdoln� by�a i �mia�� na podziw, ze z�o�liwych ludzkich j�zyk�w wiele nic nie czyni�c sobie.
Po �mierci pierwszego m�a Lubomirskiego, nic dla niej �atwiejszym nie by�o, jak si� wyswata� raz drugi.
M�odziutk� j� tedy odumar�; pi�kna jak anio�, maj�tna, mog�a wybiera� mi�dzy pretendentami.
Z niema�ym podziwieniem ludzi na�wczas pad� jej wyb�r na Sapieh�.
Nic mu zarzuci� nie by�o mo�na okrom tego, �e na m�czyzn� za mi�kki by� i powodowa� sob� dawa� �atwo.
Lecz w�a�nie to mo�e dla jejmo�ci by�o najpo��da�sze.
Wi�c wydawszy si� za Sapieh� Aleksandra, wojewod� po�ockiego, zaraz umys�em jego r�wnie jak sercem ow�adn�wszy, ju� nad nim panowa�a.
Nim do tego za� przysz�o, m�wiono, �e i m�ody Bruhl - genera� artylerii, i stolnik litewski, urodzony z Czartoryskiej, g�owy dla niej potracili.
A komu ona raz zawr�ci�a g�ow�, ten si� nie�acno wyzwoli� i wytrze�wi�.
Wraz z m�em swym, albo raczej zast�puj�c go, j�a si� jejmo�� czynne prowadzi� �ycie, nie daj�c spoczynku du�o powolniejszemu ksi�ciu.
A czym na�wczas by�o �ycie takiego pana, wysokie dostoje�stwo piastuj�cego, skoligaconego z mo�nymi rody, kt�re rej wodzi�y w Rzeczypospolitej, tego opowiedzie� trudno.
O spoczynku tam my�le� nie by�o co.
Samymi zabawami na �mier� si� by�o mo�na zam�czy�, gdyby oni do nich od m�odo�ci nie nawykli.
Nie mia� taki pan wytchnienia ani na chwil�.
Wybierano ich do trybuna��w, na sejmy, na sejmiki, do komisji, do s�d�w polubownych.
Ma�o kt�ry wielkiego procesu nie mia�, odziedziczonego po rodzicach.
W sporach te� familijnych od stawienia si�, pomagania, wym�wi� si� nie by�o podobna.
Ledwie z Warszawy przybywszy, konie wyprz�ono, musiano je ju� do Lublina, Piotrkowa, Wilna, lub Nowogr�dka zaprz�ga�.
To� wesela, pogrzeby i tysi�czne okazje wyci�ga�y z domu.
Takim w�a�nie �yciem przysz�o �y� ksi�nie hetmanowej, kt�ra najcz�ciej z m�em rezydowa�a na zamku w Wysokiem.
Z ni� tu jeszcze ruchu i wrzawy przyby�o, bo i wdzi�ki ksi�nej �ci�ga�y, i ona rada by�a, gdy si� ko�o niej gromadzono i gdy mog�a potem przez swoich intrygi r�ne zawi�zywa�, a nieustannie co� warzy�, co� robi� lub odrabia�.
Rotmistrza To��oczk� poznawszy, �e niezmiernie us�u�ny by� i baczny, a hetmanowi oddany, pochwyci�a go pod swoj� komend� i ju� z niej nie wypu�ci�a.
Nast�powa�o w�a�nie w tym roku fundowanie Trybuna�u Wile�skiego, na kt�re Czartoryscy ze swej strony, Radziwi�� - wojewoda wile�ski ze swej z ogromnymi si�ami i wysi�kiem si� przygotowywali; wi�c jak�e by hetman polny i hetmanowa mieli na stronie neutralnymi pozosta�?
Kr�l wszelkimi mo�liwymi sposobami pragn�� gorsz�cemu konfliktowi dw�ch stronnictw zapobiec.
S�a� z po�rednictwem do uk�ad�w Krasi�skiego, biskupa kamienieckiego i Brzostowskiego, kasztelana po�ockiego.
Co �y�o te� na Litwie zbiera�o si� albo Czartoryskich popiera�, lub z Radziwi��em trzymaj�c, z nim ci�gn��.
Po kt�rej stronie Sapieha hetman by� mia�, niby to w�tpliwo�ci nie ulega�o.
Wypada�o mu z Radziwi��em stan��, chocia� z sob� nie bardzo sympatyzowali, szczeg�lniej ksi�na, kt�rej si� grubia�stwo ksi�cia wojewody nie podoba�o.
Ufaj�c w protekcj� kr�la, kt�ry nami�tnych my�liwych i pa�skiego animuszu Radziwi���w lubi� bardzo, rodzina ksi���ca, do panowania na Litwie nawyk�a, nie znosi�a tu nikogo na r�wni.
Czartoryscy za�, ufni w przyrzeczon� pomoc, czuli si� silniejszymi nad Radziwi���w wszystkich, z ksi�ciem wojewod� Panie Kochanku na czele.
Ksi��� kanclerz z pogard� odzywa� si� o ksi�ciu Karolu i jego "Bandzie".
Z obu stron przyjaciele nosili odgr�ki, ostre s�owa i wyzywania.
Sapieha i �ona jego nie byli dobrze z ksi�ciem wojewod�, kt�ry jej samej nie lubi� i grubia�sko to czu� dawa�.
Z Czartoryskimi nie bardzo wi�za� si� te� chciano, hetmanowa radzi�a m�owi sta� na stronie, czeka� ewent�w i z nich korzysta�.
Oboje wybierali si� do Wilna, chocia� aby na fundowanie tego trybuna�u ruszy� z dobrej woli - na to potrzeba by�o niepospolitej determinacji.
Ale kt� jej ma wi�cej nad kobiet�, kt�rej wszyscy s�u�� na kl�czkach?
Ksi��� hetman starych s�ug, przyjaci�, rezydent�w z dodatkiem nowych i tych, kt�rych mu �ona przynios�a z sob�, mia� si�a, a pomimo to ksi�na Magdalena strwo�y�a si�, �e ludzi nie mia�a.
Cz�sto do Wysokiego, do ksi�cia, zagl�daj�cy To��oczko zda� si� bardzo zr�cznym i mog�cym si� przyda�, szczeg�lniej teraz w Wilnie.
Sz�o o to, czy pan rotmistrz zechce si� zaprz�c w s�u�b� hetmanowej, kt�ra znan� z tego by�a, �e obro�� k�ad�a i obchodzi�a si� despotycznie.
Przywabi� pana Klemensa, zmusi� do przebywania wi�cej w Wysokiem ni� w domu, hetmanowej zda�o si� �atw� spraw�, bo dot�d, co postanowi�a kiedy, to si� jej udawa�o zawsze.
To��oczko zosta� zawojowanym �atwo, a na przysz�o�� otwiera�y mu si� horyzonty szerokie i jasne.
Na tak� fundacj� trybuna�u jecha�, nie by�o rzecz� dla chudego pacho�ka po��dan�.
Nie licz�c tego, �e bardzo �atwo mo�na by�o guza oberwa�, koszta same odstrasza�y.
Miasto pod t� por�, nie wyjmuj�c klasztor�w, dworki mieszczan a� do cha�up, wszystko by�o zapchane, drogo p�acone, niedost�pne.
Siano i owies, kto go sobie dostawi� nie m�g�, kosztowa�y sumy neapolita�skie.
To��oczko wi�c ani si� my�la� wybiera� do Wilna, w g�owie mu to nie posta�o.
Ale ksi�na postanowi�a, �e przy niej jecha� musi i rozpocz�a manewrowa�, aby go sk�oni� ku temu.
Rotmistrz wcale o tym nie wiedzia�.
Trzeba go by�o czym� kupi�.
Jednego dnia po obiedzie, ksi�na zarumieniona, swoim zwyczajem le�a�a na wp� na kanapce, bawi�c si� z ulubion� psin�, wabi�c� si� Zefir, cho� dla sad�a ledwie si� porusza�a.
To��oczko siedzia� opodal nieco.
Hetman w wygodnym fotelu zabiera� si� do poobiedniej drzemki.
Odbywa� on j� publicznie, w�r�d gwaru rozm�w, �miech�w, chodzenia, co mu nie przeszkadza�o spa� tak g��boko, �e go czasem wal�c z mo�dzierzy nie mo�na przebudzi� by�o.
Ksi�na raz i drugi zagadn�a To��oczk�, a �e gwar by� ci�g�y, ledwie dos�ysza� i m�g� odpowiedzie�.
- Przybli� si� troch�, rotmistrzu...
Pos�uszny podsun�� si� pan Klemens.
W tej porze �ycia, cho� nie m�ody i nie elegant, To��oczko jeszcze bardzo �wie�o i dobrze wygl�da�.
- Czemu si� wa�pan nie �enisz?
- wystrzeli�a ksi�na Magdalena, jakby z pistoletu, do niego.
Zmiesza� si� rotmistrz zrazu.
- By�em �onaty, mo�cia ksi�no - rzek� - straci�em wiern� towarzyszk� w mojej Helusi, postanowi�em �lub�w nie ponawia�.
Roz�mia�a si� hetmanowa.
- Da�by� wa�pan pok�j temu romansowi zagrobowemu - odezwa�a si� - nale�y si� o�eni�, bo� to prawo Bo�e, aby si� cz�owiek nie marnowa�.
To��oczko na to z cicha: - Cho�bym mo�e i rad, nie�atwa to sprawa.
Za wdowca niech�tnie id� panny, a ja bym z wdow� si� �eni� -nie chcia�.
Przy tym je�dzi�, szuka�, w konkury si� puszcza�, to nie moja rzecz, a panny mi nikt do domu nie przywiezie.
- Jak to zna�, �e nie masz przyjaci�ki - odpar�a ksi�na - dawno by ci� o�eni�a.
- Ale ja, mo�cia ksi�no, trudny jestem - rzek� To��oczko.
- Czeg� wymagasz po swej przysz�ej?
- pyta�a hetmanowa.
- Rozumie si� - pocz�� rotmistrz - pi�kn� musi by� i mnie si� podoba�.
- Tak, to si� rozumie.
, ale s�dz�, �e nadto wybrednym nie b�dziesz - doda�a hetmanowa.
- Zbytniej m�odo�ci nie �ycz� sobie - ci�gn�� dalej - ale i zwi�d�ego panie�stwa nie chc�.
- Dojrza�� dziewic� - roz�mia�a si� ksi�na.
- No, zapewne i posa�n�.
- O to si� ja targowa� nie b�d� - rzek� To��oczko - b�dzie mia�a co pod poduszk�, tym lepiej, a nie, nie odstr�czy mnie to.
- No i rodzina dobra?
- pyta�a ksi�na.
- Ju�ci, z dobrego domu szlacheckiego musia�aby by� - rzek� rotmistrz.
- Do pa�skich prog�w nie posun� si�, ale krew dobra u mnie znaczy wiele.
- No, a charakter i temperament?
- doda�a Sapie�yna w ko�cu.
- Mo�cia ksi�no - zawo�a� To��oczko - a kt� to si� pochlubi� mo�e, i� charakter niewie�ci odgadnie albo przeczuje?
Na to potrzeba b�ogos�awie�stwa Bo�ego, aby nie wpa�� w paszcz�.
Westchn��.
- Dlatego - doko�czy� - przy tylu trudno�ciach, anim marzy� o o�enku.
Pog�adzi� si� po �ysinie, kt�ra ju� prze�wieca�a mu z wierzchu g�owy, cho� bujne w�osy doko�a j� otacza�y.
Ksi�na d�ugo si� wpatrywa�a w niego.
- Wiesz co, rotmistrzu - rzek�a - zr�bmy z sob� umow�, cho�by pod zak�adem.
Wa�pan b�dziesz nam jako przyjaciel, towarzyszy� na trybuna� do Wilna, a ja za to, �em mu s�odki przerwa�a spoczynek, obowi�zuj� si� znale�� ci �on�, kt�ra wszystkim twoim odpowie warunkom.
To��oczko chcia� to w �art obr�ci�.
- R�czki ca�uj� Waszej Ksi���cej Mo�ci - odezwa� si� - ale nie �mia�bym takiego k�opotu narzuci�, gdy ich jest i bez tego dosy�.
My�l� zosta� malta�skim kawalerem.
- Ja na to nie pozwalam - przerwa�a hetmanowa.
- Veto!
No, przybijmy targ.
Stoj�cy blisko Sawicki, wojski Lidzki, obr�ci� si� do To��oczki.
- Wa�pan by� ksi�nie jejmo�ci na kolanach powinien dzi�kowa�, a to si� jeszcze dro�ysz.
Z tak pi�knych r�k na �lepo �onk� mo�na bra�.
- Mo�cia ksi�no - wtr�ci� rotmistrz - boj� si� nawet z �askawych r�k jej bra� �on�.
Za starym si� czuj�, ale got�wem i bez �adnej remuneracji jecha� na trybuna�, byleby mnie pa�stwo kazali, a jam si� tam przyda� na co.
- O!
bardzo!
bardzo - wtr�ci�a wojewodzina - ju� tylko jed�, reszta si� znajdzie.
Pojedziesz?
- Jam s�ug� Wielkiej Ksi���cej Mo�ci - odpar� To��oczko.
Ksi�na mu r�k� wyci�gn�a, u�miechaj�c si�.
Przyszed� j� poca�owa� i tego dnia na tym si� sko�czy�o.
Przyjaciele To��oczki �mieli si� z niego, gdy� on uparcie utrzymywa�, �e si� nie da o�eni�.
Ca�� t� poobiedni� rozmow� �artobliw� bra� za prost� zabawk� ksi�nej, kt�ra rozmaitymi facecjami niekiedy si� lubi�a rozrywa�.
Tymczasem nazajutrz zaraz us�ysza� w rozmowie, i� ksi�na Magdalena ju� na jego podr� rachowa�a i po kilkakro� powt�rzy�a: - Gdy� mi pan rotmistrz przyrzek�, s�owa dotrzymasz.
Nie by�o ju� co w�tpi�, musia� by� pos�usznym, bo hetmanowe sobie narazi� stokro� gorzej znaczy�o ni� hetmana.
O ile dla przyjaci� by�a wylan�, tak dla tych, do kt�rych z�b mia�a, straszniejszego nad ni� nie by�o wroga.
Nie przebiera�a w�wczas w �rodkach, gdy si� pom�ci� i moc sw� chcia�a da� poczu�.
Zak�opota� si� mocno To��oczko, nie daj�c tego pozna� po sobie.
Naprz�d wydatek by� znaczny, kt�rego nawet obrachowa� nie m�g� z g�ry, po wt�re czasu straci� do�� musia�, s�dziom si� narazi�, a co go czeka�o w Wilnie, tego �adna ludzka moc przewidzie� nie mog�a.
Je�eli kiedy fundowanie trybuna�u obiecywa�o si� jako walna bitwa, to teraz, gdy dwa najmo�niejsze rody w Ksi�stwie, o nie walczy� mia�y.
Wojsko radziwi��owskie, litewskie pu�ki hetmana, tandem nawet imperatorowej na granicy stoj�ce si�y do Wilna po�ci�ga� mia�y.
Rozporz�dzenia wojenne, jak przed rozpraw� krwaw�, ju� si� gotowa�y.
M�wiono, kto i gdzie ma zaj�� stanowisko, a ewentualno�� bitwy przewidywali wszyscy.
Mia� ksi��� hetman ludzi kilka tysi�cy gotowych, Czartoryscy si� nie swoj� milicj�, bo ta si�, i Flemminga do niej w��czywszy, nie r�wna�a radziwi��owskiej, ale cesarzowej nagotowan� si�� obudzili.
W Warszawie co ju� o tym na dworze kr�lewskim g�oszono i rozpowiadano, strach s�ucha� by�o.
Hetman Sapieha z �on� zawczasu chcia� przyby�, ciesz�c si� jak�� nadziej�, �e mo�e chlubn� rol� po�rednika lepiej odegra� od ksi�dza biskupa kamienieckiego.
Tch�rzliwsze umys�y zaklina�y, aby nie dopuszczaj�c do konfliktu, pojednanie jakie� wy�ata�, ale kto zna� ksi�cia kanclerza, grafa Bruhla, a nade wszystko ksi�cia wojewod�, ten ma�o w zgod� wierzy�.
Zawczasu w Wilnie postrach panowa� jakby przed naj�ciem nieprzyjaciela, a jak byli tacy, co na ogie� lecieli, to drudzy od niego uciekali.
Tyle tylko, �e Kamie�ca nie fortyfikowano, ale niewiele do tego brak�o.
Ksi�dzu biskupowi kamienieckiemu, kt�remu kr�l poleci� mediacje, kasztelanowi Brzostowskiemu, cho� pierwszy szczeg�lniej by� zdolno�ci wielkich i zabiegliwy a zr�czny, nikt nie ufa�, aby mogli co sprawi�.
Po ksi�ciu wojewodzie wile�skim pasje gra�y, �e go �aden rozum nie m�g� powstrzyma�.
Przyjaciele jego na humor pili i s�ucha� nie chcieli.
Postanowiono by�o z wojskiem cesarzowej zetkni�cia si� unika�, nawet je uchodz�ce po dobrach radziwi��owskich �ywi� i dawa� im prowianty, ale Czartoryskim i ich partyzantom stawi� czo�o.
Dolewa� do ognia oliwy ksi�dz biskup wile�ski, knia� Massalski, kt�ry w duchowie�stwie polskim, jak ludzie zapami�tali, podobnego nie mia� i na�ladowc�w, dzi�ki Bogu, nie znalaz�.
Dum� kniazi�w Massalskich znali wszyscy, kt�ra tym mocniej uderza�a, �e pa�stwo ich ��czy�o si� z powik�anymi interesami, brakiem pieni�dzy i chwytaniem ich, gdzie i jak si� nadarzy�o!
Opr�cz tej pychy i lekcewa�enia ludzi, ksi�dz biskup mia� temperament, obyczaje, spos�b �ycia, kt�ry wi�cej przysta� rozpuszczonemu wojakowi, ni� pasterzowi owczarni i ojcu duchownemu.
Przepis�w Ko�cio�a nie zachowywa� wcale, ani sukni duchownej nie b�d�c wiernym, ani �lubom kap�a�skim.
Nosi� si� najcz�ciej po cywilnemu, francusk� mod�, przy szpadzie chodz�c, jako szef pu�ku swojego imienia.
We dnie zabawia� si� jak najswobodniejszym trybem �ycia, u�ywaj�c pomi�dzy rog�wkami i robronami, a po ca�ych nocach widywano go za zielonym sto�em, szalon� gr� prowadz�cego.
Swoje i cudze, kapitulne i biskupie sumy, gdy w r�ce jego popad�y, nie by�y poszanowane.
Frymarczy� dobrami nie pytaj�c, a w post�powaniu jego samowola nie zna�a hamulca.
Gwa�towny, nami�tny, z kolei galant i grubianin, niczym si� wstrzyma� nie dawa�, a �e mu pomocnicy potrzebni byli, takimi si�, jak sam otacza�.
Duchowie�stwo zacne i �wi�tobliwe truchla�o ze sromu i grozy.
Lecz najpowa�niejszym ludziom, gdy si� mu wa�yli czyni� demonstracje, odpowiada� �ajaniem lub do szpady si� porywa�.
Z�o�liwy, dowcipny, cynik, by� poczwarnym zaprawd� zjawiskiem nawet w�r�d tego �wiata, kt�ry si� wiele surowo�ci� obyczaj�w nie odznacza�.
Ksi��� biskup Massalski z Radziwi��ami spokrewniony, ale na wojewod� zajad�y do szale�stwa, ca�� pot�g� duchowie�stwa, kt�re mia� w r�ku, wyst�powa� przeciwko niemu.
Ma�o sobie z tego czyni� wprawdzie Radziwi��, ale inni si� ogl�dali na Ko�ci�, na duchowie�stwo i kl�twy, kt�rymi gro�ono.
Rozdra�nienie pomi�dzy ksi�ciem wojewod� a ksi�dzem biskupem dosz�o by�o do tego stopnia, i� Radziwi�� po dziesi�� razy w dzie� powtarza�: - Chce on by� Stanis�awem, to ja mu Boles�awem b�d�!
Massalski jako �ywo m�czennikiem by� sobie nie �yczy�, ale ubezpieczony za murem i gwardi� sw�, przeciwko ksi�ciu bluzga� najobrzydliwszymi, grubia�skimi pogr�kami.
Daleko jeszcze by�o do terminu fundowania trybuna�u, a Wilno ju� jakby w stanie obl�enia wygl�da�o.
Po ulicach dzie� i noc ci�gn�y sznury woz�w wy�adowanych owsem, sianem, m�k�, zapasami spi�arni i beczkami napoj�w.
Niekt�re wioz�y sprz�ty, bro�, przybory domowe, namioty pod konwojem dworskich r�nej broni �o�nierzy, w barwach najosobliwszych.
Nie by�o dworku poka�niejszego, kamienicy, szopy, gdzie by ju� ludzie lub konie nadci�gaj�ce si� nie rozk�ada�y.
A �e z obu stron nadchodzi�y si�y sobie nieprzyjazne, a o miejsce by�o trudno, rodzi�y si� z tego k��tnie, b�jki i w�r�d wymys��w odzywa�y si� strza�y co chwila.
Przy pa�acach, kt�re hetmanowie zajmowa� mieli, na Antokolu u Sapieh�w, oko�o kardynalii Radziwi���w, stra�e jaki taki porz�dek utrzymywa�y, ale po k�tach porz�dkowa�, kto chcia�, i burzy�, kto m�g�.
Przez ulic� przeci�gn�� by�o trudno jednym i drugim bez porywania si� do siebie.
Z tego, co si� widywa�o w samym j�drze miasta, mo�na wnosi�, co si� dzia�o poza nim na przedmie�ciach i po obozowiskach, na jurysdyce Radziwi���w - Snipiszkach, na Antokolu, oko�o biskupiej rezydencji.
Tu brama �adna w bia�y dzie� si� nie otwiera�a bez parlamentowania, a przybywaj�cy wykazywa� si� musia�, kim by� i z czym jecha�.
Ko�cio�y nawet, do kt�rych przyst�pu Massalski radziwi��owskim ludziom broni�, strze�one by�y lub pozamykane.
Niemniej zakonnicy, kt�rych stosunki dawne ��czy�y z rodzinami pa�skimi, pod pozorem autonomii zakonnej, swobodniej sobie poczynali, daj�c przytu�ek dobroczy�com i przyjacio�om.
To��oczk� pani hetmanowa wyprawi�a na Antokol przodem, zleciwszy mu, a�eby zawczasu w po�o�eniu si� rozpatrzy� i dla niej pozbiera� wszystko, co mog�o je rozja�ni�.
Nie by� rotmistrz obcym w Wilnie, zna� je jak ka�dy Litwin, ale dawno tu nie bywa� i kr�tko zawsze bawi�, znalaz� si� wi�c jak w lesie.
Tylko, �e wsz�dzie sobie radzi� umia�.
Z dawnych stosunk�w pozosta�y mu mnogie znajomo�ci z radziwi��owskimi, kt�rzy go za swojego uwa�ali.
Ma�o te� kto z tamtejszych do Czartoryskich lub Flemminga si� przyznawa�, bo pierwsi nigdy si� o popularno�� nie starali i jej te� nie mieli, a drugiego wy�miewano jako Niemca.
Chodzi�y o nim anegdotki, kt�re go, jako s�abego umys�u i wcale kraju nie znaj�cego malowa�y.
Radziwi��owie za�, cho�by z nich kt�ry dokucza� szlachcicowi, byli jako swoi uwa�ani i mieli do nich ludzie sympati� wielk�.
W ulicy na Antokol ci�gn�c To��oczko, kt�ry dla nogi obra�onej na wozie si� wl�k�, spotka� si� z jad�cym konno, dawno sobie znajomym Derkaczem, kt�ry niegdy by� jego s�ug�, a potem si� dosta� dla umiej�tno�ci wabienia i na�ladowania wszelkich g�os�w zwierz�cych do �owiectwa nie�wieskiego.
To��oczko mia� to szcz�cie, i� ludzie, co z nim kiedy doczynienia mieli, pozostawali mu �yczliwi i przyja�ni.
Derkacz te�, obaczywszy go, przypad� po nogach ca�owa�.
Cz�ek by� m�ody, szpak, brzydki a� strach, ale zr�czny, przemy�lny, jak ma�o kto.
- A ty tu co robisz?
- spyta� rotmistrz.
- Ju�ci w ulicy polowania nie wyprawiasz!
- Daj Bo�e, aby go nie by�o i �eby�my szlacheckiej zwierzyny nie bili - odpar� Derkacz - ale kto dzi� wie, na co si� zanosi!
Mnie z wa�nymi listami wyprawiono.
Nie m�g� si� w ulicy zatrzymywa� To��oczko, wi�c go z sob� do Antokolu poci�gn��, rozpytuj�c po drodze.
- Nie chcia�bym ja by� w sk�rze Czartoryskich - pocz�� �owczy radziwi��owski.
- Co si� tam stanie z trybuna�em, tego ja nie wiem i nie rozumiem, ale �e na ksi�cia kanclerza zasadzki wielkie, to pewna.
- Ju�ci nie na osob� jego - rzek� To��oczko - bo Radziwi�� obi� na go�ci�cu obije, ale spiskowa� na �ycie, nie jego rzecz.
- Nie jego, ano przyjaci� kaptowa� trudno, a i wiedzie� nie spos�b, co kt�ry czyni.
M�wili potem o r�nych rzeczach, ale na Antokol przybywszy, gdzie ju� znalaz� pomieszkanie dla siebie gotowe, rotmistrz wzi�� Derkacza na spytki.
- Co� m�wi� o kanclerzu?
- zapyta�.
- Ju�ci mu na �ycie nie godz�?
Derkacz si� zmiesza�.
- Nie b�d� prawi� o tym, czego dobrze nie wiem, a co mi za� jednym uchem wlaz�o, drugim wysz�o.
To tylko pewna, �e i �ycia mo�e by� niepewien.
Taka zajad�o�� na niego.
- Nie boi si� on tego - rzek� To��oczko.
- Strachy na Lachy, tym go ksi��� nie strwo�y.
Ma i on si�y, bodaj wi�ksze ni� ksi�cia wojewody, bo mu id� w pomoc �o�nierze imperatorowej i pono s� w drodze.
- Dlatego te� si� na niego odgra�aj� - rzek� Derkacz.
- Gdzie� o tym s�ysza�?
Zmiesza� si� �owczy.
- Ojczulku m�j - rzek� - nie wyci�gajcie ze mnie tego, o czym ja by� powinien zamilcze� - odpar� Derkacz.
- Mo�e s� to plotki, mo�e czernid�a.
- Ale kto?
co?
Naglony mocno Derkacz, kt�ry ju� za czapk� bra�, cicho tylko si� t�umaczy�, �e od dworu ksi�cia z Mitawy zawia�o t� wiadomo�ci�, ale bajka by� mog�a.
Wi�cej z niego nie doby� To��oczko.
- U nas si� spodziewaj� - doda� po chwili - �e hetman polny ludzi da, aby zwichrzeniu zapobiec.
- W�tpi� bardzo - rzek� rotmistrz - bo tu dzi� �lepa babka i nie wiedzie� komu pomaga�.
Czartoryscy kr�lowi s� przeciwni i na niego godz�, bo im ju� za d�ugo panuje.
Radziwi�� tylko o sobie i swojej krwi pami�ta.
Ani z jednym, ani z drugim trzyma� na zab�j nie mo�na.
Kr�l wys�a� od siebie rozjemc�w, a ci ich pewnie pogodz�.
- Co daj Bo�e, amen - sk�aniaj�c g�ow� doda� Derkacz - bo cz�owiek od rozumu odchodzi, patrz�c na to, co si� dzieje.
To m�wi�c �owczy, kt�remu badanie nie w smak by�o, po�egna� dawnego pana i znikn��.
Tak na samym wst�pie To��oczko, jakby Opatrzno�� si� nim opiekowa�a, dostawszy j�zyka nie mia� ju� pokoju, dop�ki nie wyjecha� za miasto, aby si� wi�cej dowiedzie�, nim by pani hetmanowa nadjecha�a.
Ale to, o czym si� od Derkacza dowiedzia�, co potem wieczorem od Brzostowskiego kasztelana, kt�rego zna�, uda�o mu si� wyci�gn�� i o czym powszechnie rozpowiadano wzajem si�strasz�c trybuna�em, tak si� z sob� k��ci�o i pogodzi� nie dawa�o, �e wszystko jedn� ba�ni� mu si� zda�o.
W gabinecie ministra Bruhla, pod wiecz�r, le�a�a na stole olbrzymia koperta, sznurkami i piecz�ciami umocowana, kt�re dopiero co porozrywano.
Wydobyte z nich r�nych kszta�t�w listy i papiery w nie�adzie zalega�y biurko, a minister bia�� r�k� przebieraj�c w nich, szuka� si� zdawa� czego�, o co mu sz�o najpilniej.
Skrzywione pogardliwie usta, wzrok zm�czony i wystyg�y, postawa ca�a cz�owieka zn