8830
Szczegóły |
Tytuł |
8830 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8830 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8830 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8830 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Copyright by Marcin Pa�asz, 2004 r.
Wszystkie prawa zastrze�one.
Jakiekolwiek kopiowanie lub rozpowszechnianie tekstu bez wyra�nej zgody autora jest zabronione!
I.
� A wi�c c� zrobimy?
� Widz� jedn� drog�, Wasza Ekscelencjo.
� Czy�by� znowu zamierza� wspomnie� o tym, co przypuszczalnie w og�le
nie istnieje?
� A je�li istnieje?
� No c�, w takim wypadku istotnie mogliby�my zosta� uratowani. Czy nie
s� to jednak tylko mrzonki?
� Tego faktycznie nie wiem. Jest to wszak�e jaka� szansa. Je�li szybko
czego� nie wymy�limy, ta wojna sko�czy si� dla nas tragicznie.
� Dlatego pytam ci� w�a�nie, co mo�emy zrobi�. Jak sam powiedzia�e�: je�li
szybko czego� nie wymy�limy, Birre zetr� nas z powierzchni naszych planet.
� To fanatycy.
� Dlatego d��� do fizycznego unicestwienia ka�dego �ywego cz�onka naszej
rasy.
� Nigdy im si� to nie uda.
� Jeste� pewien? Ca�kowicie pewien? A je�li nawet, to czym si� staniemy,
kr���c po Galaktyce bez w�asnego �wiata, bez jakiejkolwiek nadziei na przysz�o��?
� Ekscelencjo, s� jeszcze Instytuty Galaktyczne�
� To marionetki w r�kach wielkich. My za� do tych najwi�kszych si� nie zaliczamy.
Nie mamy te� pot�nych sojusznik�w.
� Zawsze d��yli�my do jak najwi�kszej samodzielno�ci�
� �i dzisiaj m�ci si� to na nas. Nie mamy nikogo, do kogo mogliby�my si�
zwr�ci� o pomoc. Przyznaj�, �e to by� b��d, na kt�ry zreszt� ju� za mojej kadencji
cz�sto zwraca�em uwag�. I nie przysporzy�o mi to bynajmniej popularno�ci.
� Mo�emy wyemigrowa� poza nasz� Galaktyk�. S� tam przecie� inne
�wiaty, kt�re mogliby�my ewentualnie wykorzysta�.
� I �y� tam w ci�g�ym strachu, �e kt�rego� dnia tropery Birre odkryj� nas
na nowo? Ale prawd� m�wi�c � na jaki� czas mo�e by� to rozwi�zanie�
� Niech pan nie zapomina, ekscelencjo, �e wed�ug mnie istnieje alternatywa.
� Ach, znowu do tego wracasz� no dobrze. Gdyby, powtarzam: gdyby
okaza�o si� to prawd�, co zyskaliby�my?
� Tamte stare znaleziska wyra�nie wskazuj� na co�, co � gdy ju� zostanie
odnalezione � mog�oby okaza� si� nader przydatne w naszej sytuacji.
Wskaz�wki, gdzie tego szuka�, by�y jednak tak niejasne� Cz�ciowo na skutek
tego, �e te no�niki by�y tak zniszczone pomimo okrycia ich warstw� zabezpieczaj�c�.
2
� To by�o na Maaid?
� Tak. Na �wiecie Wysp. Kolejne znaleziska przypisywane Przedwiecznym,
jak i wiele innych. Jednak ich wiek pasowa� zadziwiaj�co dobrze.
� Informacja by�a jednak niekompletna.
� Tak. Wiele obiecywa�a, ale ani s�owem nie wspomina�a o tym, gdzie
mo�na to znale��. Mo�liwe, �e reszta informacji uleg�a po prostu zatarciu lub
ca�kowitemu zniszczeniu. Wszystko jednak nabra�o sensu po tym, jak dotar�y do
nas informacje z Ziemi. O tym, czego dowiedzia� si� klan Rah od tego Przedwiecznego,
kt�rego odnaleziono kilkadziesi�t lat temu. Oraz o wskaz�wkach na
temat po�o�enia Gwiazdy Przodk�w, jakie odnaleziono na �cianach tego monumentu
skrytego pod wodami. A Raha�czycy i ci�
� Ludzie.
� Tak, ludzie. Oni wszyscy nawet nie wiedz�, co los da� im do r�ki�
� Nie mieli dost�pu do danych ze �wiata Wysp.
� Prawda. A my jako� zebrali�my to wszystko. Swoj� drog�, to niesamowita
historia�
� Zgadzam si� z tob�. Jak� jednak mamy pewno��, �e to o co nam chodzi,
istotnie znajduje si� tam, gdzie m�wisz?
� Co� m�wi mi, �e to faktycznie tam jest. Nie mam najmniejszego poj�cia,
gdzie konkretnie tego szuka� i jak to wygl�da, ale to musi tam by�.
� A je�li nie jest ju� od dawna zdatne do u�ytku? Je�li przez te miliony lat
zmieni�o si� w kup� szmelcu?
� C�, i tego nie mo�emy wykluczy�. Ale musimy wzi�� pod uwag� trwa�o��
konstrukcji wi꿹cej tamtego Przedwiecznego. Przez tyle czasu dzia�a�a
znakomicie.
� No, tak. Jednak nie b�dziemy tam sami?
� To mnie troch� martwi. Klan Rah ni z tego, ni z owego wys�a� tam kolejn�
wypraw�. I to pono� w du�ym po�piechu. Nie podoba mi si� to, jednak nie da
si� nic zrobi�.
� Zatem czy mo�emy zacz�� dzia�ania w tamtym rejonie? Tu� pod ich nosem,
gdy oni b�d� tam na miejscu?
� To ryzykowne. My�la�em raczej o podst�pie. Musimy dosta� si� w pobli�e
ich ekspedycji bez zwracania czyjejkolwiek uwagi.
� To wykonalne?
� S�dz�, �e raczej tak, musimy si� jednak nieco pospieszy�. Szczeg�y przeka��
panu p�niej, ekscelencjo.
� Dobrze, b�d� czeka�. Oby tylko wszystko posz�o po naszej my�li. Nie
zaniedbaj jednak przygotowa� do bardziej konwencjonalnych dzia�a�. Musimy
mie� przygotowane co� na wypadek, gdyby przy Gwie�dzie Przodk�w nam si�
jednak nie powiod�o�
� Oczywi�cie. Powo�am specjalny zesp� dla tego zadania. A je�li chodzi o
m�j plan, to czy mam woln� r�k� w podejmowaniu w�a�ciwych krok�w?
� R�b, co uwa�asz za s�uszne i konieczne.
3
II.
Nie mog�a zasn��. B��ka�a si� wi�c bez wyra�nego celu po wyludnionych
pok�adach Prometeusza. Na swojej drodze nie spotka�a nikogo. Nie by�o to zbyt
dziwne, zwa�ywszy �e by�a noc, przynajmniej wed�ug czasu pok�adowego.
Sz�a, ws�uchuj�c si� w swoje kroki, rozbrzmiewaj�ce echem w szerokich korytarzach,
z kt�rych wi�kszo�ci nie mia�a nawet dot�d okazji ujrze�. Prometeusz
by� bowiem du�ym statkiem. Zbyt du�ym � jak sama uwa�a�a � dla tak ma�ej
za�ogi. Bo jest nas tu przecie�� przystan�a na moment i zastanowi�a si� � jest
nas tu mniej ni� dwadzie�cia os�b, wliczaj�c w to tak�e sta�� za�og� statku: obu
pilot�w i trzech technik�w. Za� nasz zesp� jest naprawd� mikroskopijny, jak
na zadanie kt�re dano nam do wykonania�
Ponownie podj�a swoj� w�dr�wk� przez kolejny pok�ad wielkiego statku.
O ile si� mog�a zorientowa�, przebywa�a obecnie gdzie� w okolicach dok�w
mieszcz�cych w sobie l�downiki przeznaczone do operacji oko�oplanetarnych.
Cho�, od biedy, pojazdy te mog�y by� tak�e wykorzystane do dzia�a� na terenie
obejmuj�cym ca�e uk�ady s�oneczne. Jednym z takich pojazd�w trzy dni temu
ona sama wraz z ca�ym zespo�em zosta�a przywieziona na ten w�a�nie gwiazdolot.
Potem za� nast�pi�o to ca�e irytuj�ce zamieszanie, gdy bezza�ogowe transportowce
dostarcza�y na pok�ad Prometeusza niezb�dne wyposa�enie.
Sz�a dalej, w perspektywie widz�c nie maj�cy pozornie ko�ca korytarz, co
kilka metr�w roz�wietlany nik�� po�wiat� nocnych, niebieskawych lampek.
Ws�ucha�a si� w odg�os swoich krok�w. I nagle co� j� zaniepokoi�o.
Kto� za ni� szed�.
Na wyra�nie s�yszalny stuk podeszew jej but�w o tward� ok�adzin� pod�ogi
nak�ada� si� inny, cichszy odg�os. Momentalnie serce podesz�o jej do samego
gard�a. Z wra�enia zmyli�a krok, a wtedy ten kto� za ni� � za ni� chyba, bo
przecie� przed sob� nie widzia�a nikogo? � te� jakby si� potkn��. Odwr�ci�a si�
nagle, najwi�kszym wysi�kiem woli t�umi�c krzyk, cho� sama nie umia�aby wyt�umaczy�,
czego tak si� boi. Wszak na pok�adzie nie by�o nikogo obcego. Nie
mog�o by�.
Korytarz by� pusty.
Rozejrza�a si� uwa�nie, wpatruj�c si� w ciemniejsze nisze zasuni�tych
szczelnie drzwi, jednak nie by�o tu nikogo. Cho� zaraz; czy w tamtej, mroczniejszej
jakby od innych niszy, nie czai si� przypadkiem jaka� ciemna, przygarbiona
posta�? Potrz�sn�a g�ow�, opieraj�c si� o �cian�. Nie by�o tam oczywi�cie
nikogo. Z trudem t�umi�a reakcj� organizmu, w jej �y�ach kr��y�a teraz
pot�na dawka adrenaliny. Nogi mia�a mi�kkie.
Z pewnym trudem oderwa�a si� od ch�odnej, daj�cej pewne oparcie �ciany, i
ruszy�a przed siebie.
4
Cichy odg�os krok�w pojawi� si� znowu.
Zatrzyma�a si� w miejscu. Kroki ucich�y. Ruszy�a ponownie � i zn�w je
us�ysza�a. Co� jej przysz�o do g�owy. Tupn�a mocno, niemal z ca�ej si�y.
Z ty�u tak�e nadbieg� odg�os tupni�cia.
Zachcia�o jej si� �mia�. To by�o zwyczajne echo. Ponownie poczu�a mi�kko��
gdzie� w okolicy kolan, tym razem jednak by�a to ulga. Mgli�cie przemkn�o
jej przez my�l, �e je�li ten spacerek mia� by� lekarstwem na bezsenno��,
to istotnie wybra�a doskonale. O ile w og�le uda jej si� teraz zasn��, to koszmary
i zmory senne ma jak w banku� Dla pewno�ci tupn�a raz jeszcze, rozejrza�a
si� po raz ostatni, w my�lach skl�a si� od histerycznych idiotek i posz�a
spokojnie dalej, nie zwa�aj�c na dochodz�ce sk�d� z ty�u odg�osy.
Dosz�a tak do najbli�szej windy, kt�rej drzwi, wyczuwaj�c obecno�� cz�owieka,
zapraszaj�co rozjarzy�y si� niebieskaw� po�wiat�. Po chwili ciche brz�kni�cie
oznajmi�o, �e winda si� zjawi�a. Drzwi zmieni�y kolor na zielony, wst�pi�a
wi�c w zielon� po�wiat� bez chwili wahania.
� Pok�ad obserwacyjny � mrukn�a po chwili zastanowienia.
Jak zwykle, nie czu�a nic. Kilka sekund p�niej jedna ze �cian ponownie
rozb�ys�a zieleni�, przesz�a przez ni� i znalaz�a si� w ca�kowitej ciemno�ci.
Od razu zorientowa�a si�, i� na pok�adzie obserwacyjnym jest jeszcze kto�
opr�cz niej. Zawaha�a si� przez chwil�, nie b�d�c pewna, czy ma ochot� na czyjekolwiek
towarzystwo. Gdyby chcia�a o tej porze z kim� pogada�, mog�a uda�
si� do kabiny pilot�w � kt�ry� z nich musia� by� na swoim stanowisku. Ale
zaintrygowa�o j� jednak, kto o tej do�� niezwyk�ej porze mia� ochot� przychodzi�
na pok�ad obserwacyjny. Sta�a wi�c pod drzwiami windy i czeka�a, sama
nie wiedz�c na co.
�ciany kopulasto sklepionego pomieszczenia zwykle nastawione by�y na
odbi�r sygna�u z kamer zainstalowanych w zewn�trznym poszyciu. Tote� zazwyczaj
przedstawia�y obraz przestrzeni otaczaj�cej statek. Naturalnie wyj�tkiem
by�y okresy pobytu w podprzestrzeni, ale te nigdy nie by�y zbyt d�ugie.
Teraz jednak Prometeusz wyszed� ju� ze skoku� ale mog�a przysi�c, �e ekrany
z pewno�ci� nie pokazuj� tego, co znajdowa�o si� na zewn�trz. Gwiazdy wyra�nie
zmienia�y swe po�o�enie, jak na filmie odtwarzanym w przyspieszonym
tempie. Mimowolnie podesz�a nieco bli�ej w kierunku centrum pomieszczenia,
i wtedy przy konsoli steruj�cej dostrzeg�a posta� o�wietlon� blaskiem gwiazd,
jarz�cych si� ze �cian. Natychmiast rozpozna�a Barta Arguello.
Dow�dca misji trwa� nieruchomo, oparty obiema r�kami o pulpit. Jak zwykle
nieco przygarbiony, sta� z g�ow� uniesion� ku temu, co rozgrywa�o si� na
ekranach. W ciemno�ciach nie by�o wida� jego twarzy, majaczy� jedynie jego
tylny p�profil. W tej akurat chwili pu�kownik poruszy� si� lekko, jakby poprawiaj�c
niewygodn� pozycj�. W ciszy Kim s�ysza�a jedynie w�asny oddech i nagle
poczu�a si� tak, jakby stoj�c tu, widz�c dow�dc� i nie b�d�c przez niego
widzian�, narusza�a w jaki� spos�b jego prywatno��.
Obraz na ekranach nie by� najwy�szej jako�ci, i mimo woli Kim pocz�a si�
zastanawia�, sk�d pochodzi nagranie. W centrum obrazu widnia�a jaka� gwiaz-
5
da, niew�tpliwie filmowana z do�� du�ej odleg�o�ci, jednak szybko si� powi�kszaj�ca.
Uwag� dziewczyny zwr�ci� niewielki, pulsuj�cy znaczek; a wi�c faktycznie
by� to film odtwarzany w przyspieszonym tempie! Cz�� obrazu zajmowa�y
setki nieustannie zmieniaj�cych si� liczb i liter � to by�y najprawdopodobniej
dane telemetryczne przekazywane przez sensory.
Gwiazda wyda�a si� jej znajoma, i po chwili przekonana by�a ju�, �e wie, na
co patrzy. Niew�tpliwie ten ��topomara�czowy karze�, klasy widmowej raczej
K ni� G, jest obiektem ku kt�remu ich statek zmierza� w chwili obecnej. Nie
zd��y�a pomy�le� niczego wi�cej, gdy kilka gwiazdek na ekranie zosta�o
otoczonych przez zielone kwadraciki z cyfrowymi oznaczeniami. Aha, zlokalizowano
planety � przemkn�o jej przez g�ow�. Odruchowo policzy�a kwadraciki,
i by�o ich pi��. To jej zacz�o nie pasowa�. Przecie� LS 50983 ma zaledwie
cztery planety, dlaczego wi�c tu widzi ich pi��?
Dow�dca nie wykona� �adnego ruchu, jednak obraz zamar� nagle, za� kamera
zmieni�a punkt widzenia w taki spos�b, �e w centrum znalaz�a si� jedna z
gwiazdek otoczonych kwadracikiem. Stopniowo ze s�abej gwiazdki zmieni�a si�
w jasn� gwiazd�, potem w niewielki sierp, a� wreszcie jej jasna tarcza zaj�a
niemal po�ow� pola widzenia. Obraz jednak by� bardzo niewyra�ny, rozmyty, i
Kim nagle domy�li�a si�, �e kamera w rzeczywisto�ci nie dotar�a w pobli�e planety.
To by�a jedynie interpolacja wykonana przez SI statku.
Uwa�niej przyjrza�a si� planecie i zmarszczy�a brwi. To chyba jednak nie
by� uk�ad LS 50983�
Cho� nie mia�a odpowiedniej skali por�wnawczej, planeta sprawia�a wra�enie,
jakby by�a wielko�ci Ziemi czy te� Okeanosa, jej ojczystego globu. Jednak
jej kontur rysowa� si� dziwnie ostro. Sprawia�o to zupe�nie takie wra�enie, jakby�
Tak. Ten glob z jakich� powod�w nie by� otoczony atmosfer�. Za� ten
dziwny, bia�awy blask� L�d! Tak, to musia� by� l�d. Powierzchnia planety zapewne
niemal w ca�o�ci skuta by�a lodow� pow�ok��
Zab�ys�o przyt�umione �wiat�o. Oderwa�a wzrok od ekranu i ze skonsternowaniem
stwierdzi�a, i� dow�dca, nadal oparty o konsol�, patrzy na ni� przez rami�.
Twarz mia� powa�n�, jego w�skie usta by�y jakby bole�nie zaci�ni�te, a
jasne brwi zmarszczone nad szarymi oczami.
Ile on mo�e mie� lat�? � przemkn�o jej przez my�l nie po raz pierwszy.
Czterdzie�ci, a mo�e nawet mniej�
� Przepraszam, szefie � us�ysza�a sw�j g�os � nie wiedzia�am, �e pan tu jest.
�e w og�le tu kto� jest�
W dalszym ci�gu kiwa� lekko g�ow�, jakby do swoich my�li. Ci�gle te�
patrzy� na ni�, ale mia�a wra�enie, �e skupia wzrok gdzie� bardzo daleko. Jakby
dopiero tam dostrzega� co�, co by�o warte jakiej� uwagi.
� To ja ju� p�jd� � pocz�a si� powoli wycofywa� w stron� windy. Jak zwykle,
w obecno�ci pu�kownika Arguello czu�a si� nieco nieswojo. Onie�miela� j�
tym czym�, co od niego emanowa�o, cho� sama nie umia�a tego czego� okre�li�.
Mo�e by� to po prostu jego pot�ny autorytet�? W ka�dym b�d� razie z pew-
6
no�ci� co�, co sprawia�o �e ludzie spotykaj�cy tego cz�owieka nawet po raz
pierwszy, momentalnie czuli do niego wielki szacunek.
� Poczekaj, Kim � us�ysza�a nagle jego g�os, gdy ju� prawie wchodzi�a do
windy. � Pozw�l na chwil�, skoro ju� tu jeste�.
Zamar�a na moment, przymkn�a oczy, ale pos�usznie odwr�ci�a si� i podesz�a
do konsoli.
Znowu te zaci�ni�te wargi, mroczne spojrzenie i kiwanie g�ow�. O co mu, u
licha ci�kiego, chodzi? Czy�by pope�ni�a a� taki nietakt, czaj�c si� tu za jego
plecami�?!
Czeka�a.
� Mmm� Wiesz, co widzia�a�? � spyta� wreszcie.
Zawaha�a si�. Na ekranach dalej widnia� nieruchomy obraz tajemniczego
globu, przyblad�y teraz nieco w �agodnym, mi�kkim �wietle lamp. Rzuci�a na�
okiem i ponownie spojrza�a na pu�kownika.
� Z pocz�tku mia�am wra�enie, �e to LS 50983, ale�
� Ale? � spojrza� pytaj�co.
� Ta planeta nie pasuje do tego uk�adu � ruchem brody wskaza�a ekran. �
Ta gwiazda nie ma przecie� takiej planety. Trzy gazowe olbrzymy, no i Auris
na kt�r� lecimy. Znam ich zdj�cia na pami��. Mo�na spyta�, co to jest?
Znowu patrzy� na ni�, nic nie m�wi�c, jakby wa�y� w my�lach odpowied�.
Niespodziewanie westchn��.
� Szczerze m�wi�c, to nagranie w zasadzie nie by�o przeznaczone dla
nikogo poza mn� � rzek� cicho, powracaj�c wzrokiem do ekranu. Dopiero teraz
dostrzeg�a, �e gniazdo wszczepu na jego nadgarstku by�o po��czone z wej�ciem
SI na konsoli.
� Ale skoro ju� przy�apa�a� mnie na jego ogl�daniu, nie mog� tak zostawi�
ci� bez s�owa wyja�nienia, nieprawda�? � na jego ustach pojawi� si� nik�y, blady
u�miech, a ona nie wiedzia�a, co powinna w tej sytuacji odpowiedzie�. Najwyra�niej
jednak dow�dca nie czeka� na �adne s�owa z jej strony. � Ja osobi�cie
nie uwa�am, aby istnia� jaki� szczeg�lny pow�d, dla kt�rego informacje te nale�y
zatai� przed zespo�em maj�cym wszak bada� jedn� z planet tego uk�adu.
Jutro mia�em pokaza� to wam wszystkim. Przez przypadek za�apa�a� si� na pokaz
przedpremierowy.
Odpowiedzia�a u�miechem na jego u�miech, jakby nieco �ywszy ni� poprzedni.
� Co wiesz o tym uk�adzie?
Skupi�a si�, bowiem pytanie by�o niespodziewane.
� Noo, zwr�cono na niego uwag� jakie� siedemdziesi�t lat temu, jeszcze w
zesz�ym stuleciu � zacz�a. � Zaraz po tych odkryciach na Ziemi, w oceanie.
Gwiazda centralna to zwyczajny pomara�czowy karze�. Ma cztery planety, trzy
z nich to gazowe giganty. By�a tu wtedy jedna ekspedycja, wys�ana w porozumieniu
z Instytutami. Brali w niej udzia� ludzie, ekipa komandora Mattersa�
Ale niczego specjalnego chyba nie znaleziono, i zostawiono to a� do teraz. �
Zamilk�a na moment, zastanawiaj�c si� nad dalszymi s�owami. � Kilka tygodni
7
temu wydarzy�o si� jednak co�, co sprawi�o �e lecimy tam my� Wiem tyle co i
inni, czyli �e szuka� mamy starych, zasypanych tuneli czy te� czego�, co znajduje
si� pod ziemi�. Ale sk�d si� wzi�y te ostatnie informacje i dlaczego
dzia�amy w takim po�piechu, nie wiem do tej pory.
� Ma�o kto wie � wszed� jej w s�owo, b�bni�c palcami prawej d�oni po konsoli.
� Mo�e pocieszy ci�, �e ja te� nie wiem. Zapewne powodem, dla kt�rego
lecimy na Auris, jest jaka� informacja przechwycona przez wywiad. Wiem na
ten temat tyle, co i ty. Nie jestem jednak pewien, czy wiesz, �e przed tamt�
pierwsz� wypraw� za�ogow� by�a tu nasza sonda?
� Nasza? Z Ziemi?
� Raha�czyk�w � Arguello wzruszy� ramionami. � To wszystko jedno. I jak
my�lisz, sk�d si� wzi�o to nagranie, kt�rego cz�� mia�a� okazj� obejrze�?
Przyjrza�a mu si� nieufnie. Tym razem to ona zmarszczy�a brwi.
� Ale ta planeta� � zacz�a. Przerwa� jej ruchem r�ki.
� Dane nie k�ami� � powiedzia� powoli. � Gdy tamta sonda dotar�a w okolice
LS 50983, wok� tej gwiazdy kr��y�o pi�� planet. Na szcz�cie urz�dzenie
Raha�czyk�w przekazywa�o dane w czasie rzeczywistym, poprzez kana� podprzestrzenny.
Gdyby mia�o za zadanie dostarczy� jedynie nagrania w pami�ci
swojej SI, guzik by�my mieli a nie dane.
� Czy to znaczy, �e ta sonda�
� �nie wr�ci�a � doko�czy� za ni�, kr�c�c g�ow�. � Nie wiadomo, co si� z
ni� sta�o. Najprawdopodobniej uleg�a zniszczeniu, cho� trudno to sobie
wyobrazi�. A mo�e to jej SI dokona�a samozniszczenia, mo�e co� pr�bowa�o
si� do niej dobra� cho� dane telemetryczne tego nie potwierdzaj�. Do sondy
nie zbli�y�o si� �adne cia�o materialne, nie by�o te� udaru od jakiejkolwiek formy
energii promienistej. Sz�a w tamtym momencie z niewielkim u�amkiem
pr�dko�ci �wiat�a, i nagle po prostu przesta�a nadawa�. Chcesz zobaczy�, jaki
by� jej koniec?
Nie czekaj�c na odpowied�, odwr�ci� si� w stron� ekranu. Na rozkaz przes�any
jego neurowszczepem �wiat�a ponownie zgas�y, a obraz ruszy�. Jednak nie
up�yn�o nawet pi�� sekund, gdy ekran rozb�ysn�� nagle o�lepiaj�cym �wiat�em
i zgas�. Pod powiekami Kim widzia�a jedynie kilka wiruj�cych, czerwonawych
kr�g�w, co dodatkowo powi�ksza�o zamieszanie panuj�ce w jej umy�le. Pi��
planet?! Cholera, pi�� planet�?!
� Nie wysy�ano kolejnych maszyn?
� Wysy�ano. Polecia�a kolejna sonda i stwierdzi�a obecno�� zaledwie
czterech planet. � Obserwowa� jej reakcj�. � W�a�nie dlatego nagranie z tamtej
pierwszej sondy zosta�o utajnione natychmiast po tym. Co bowiem mo�na
s�dzi� o tym, i� w naszej Galaktyce istnieje cywilizacja zdolna do spowodowania
znikni�cia ca�ego globu�
� Zaraz, chwileczk�! � zaoponowa�a. �wiat�o ponownie zaja�nia�o. � Przecie�
in�ynieria planetarna to nic nowego dla bardziej zaawansowanych technologicznie
ras! Nawet Raha�czycy�
8
� Poczekaj � uni�s� d�o�. � Tak jak m�wi�em, wys�ano tam kolejn� sond�,
kt�ra nie napotka�a na �adne przeszkody w realizacji swojego programu. Nie
wspomnia�em tylko, �e sta�o si� to zaledwie w kilka dni p�niej. I wtedy tej planety
ju� nie by�o na swojej orbicie. Nie by�o jej tak�e w promieniu kilku dni
�wietlnych. Nie by�o te� jej szcz�tk�w wskazuj�cych na jaki� kosmiczny kataklizm,
a dok�adne obserwacje gwiazdy centralnej uk�adu wykluczy�y mo�liwo��,
�e kto� spowodowa� kolizj� tego globu ze s�o�cem.
Chwil� trwa�o, zanim przetrawi�a te informacje. Nagle poczu�a si� zm�czona,
i musia�a usi���. Zrobi�a to tam, gdzie sta�a � pod�oga momentalnie wybrzuszy�a
si� na spotkanie jej cia�a, tworz�c mi�kki, wygodny fotelik.
� A niech mnie � wykrztusi�a wreszcie. � To faktycznie niez�y numer. A co
s�dz� o tym specjali�ci?
� Nic nie s�dz� � wzruszy� ramionami. � Nie widz� technicznych mo�liwo�ci
wykonania czego� w tym rodzaju. Nie z planet�. Dlatego utajnili nagranie.
Wida� uznali jednak, �e powinienem wiedzie� o czym� takim. Dali mi przy tym
woln� r�k�, je�li chodzi o wtajemniczenie w to mojego zespo�u. Ja za� uzna�em,
�e powinni�cie si� o tym dowiedzie�. �a�uj� jedynie, �e nie zrobi�em tego jeszcze
na Marsie, zanim wyruszyli�my.
� Co za r�nica, teraz czy wcze�niej�
� Kto� m�g�by si� rozmy�li�. Lecimy do dziwnego miejsca, w rejon b�d�cy
� by� mo�e � terenem dzia�ania kultury rozwini�tej technologicznie ponad
wszelk� wyobra�ni�. Przy nich nawet Tanoor to mali ch�opcy, pomimo swojej
milionletniej historii� A tu mo�e by� niebezpiecznie.
Te s�owa zawis�y w ciszy.
� To dlatego lecimy tak dziwnie? � spyta�a wreszcie. � To znaczy, chodzi
mi o to �e nie wyszli�my ze skoku w przestrzeni uk�adowej, a niemal miesi�c
�wietlny od samej gwiazdy�
Kiwn�� g�ow�. Nagle wyda� jej si� starszy i bardziej zm�czony. Siwiej�ce
na skroniach w�osy b�ysn�y przy tym ruchu. Roz�o�y� ramiona, od��czaj�c tym
samym wszczep od gniazda.
� A tak na marginesie, to cierpisz na bezsenno��? � spyta�, ale jakby bez
wi�kszego zainteresowania, po czym pot�nie ziewn��. � O, na mnie chyba ju�
najwy�sza pora. Pobudka za par� godzin�
Machn�� jej r�k� i ju� po chwili znikn�� w zielonkawym blasku windy.
Chwil� jeszcze siedzia�a, pr�buj�c zebra� my�li, wreszcie wsta�a i posz�a w jego
�lady.
Potem d�ugo le�a�a w swojej kabinie, pr�buj�c uporz�dkowa� to, co
wiedzia�a wcze�niej, i to, czego dowiedzia�a si� dzisiaj. My�li kr��y�y jednak
chaotycznie, i niczego konkretnego nie zdo�a�a wymy�li�, poza powt�rzeniem
rzeczy oczywistych.
Czyli teraz, po kilkudziesi�ciu latach, gdzie� wyp�yn�a jaka� nowa informacja
� skonstatowa�a sennie. Informacja na tyle donios�a, �e uzasadnia�a wys�anie
w szalonym po�piechu kolejnej ekspedycji, najwyra�niej organizowanej
bez oficjalnego wsparcia Instytut�w Galaktycznych. W dodatku niemal w ca�o-
9
�ci stanowili j� ludzie, wy��czywszy oczywi�cie tego Dayoou. No i maj� szuka�
czego� ukrytego pod ziemi�� mo�na powiedzie�, �e to jej osobista specjalno��.
Dzie� dobry pa�stwu, z Kosmicznego Zadupia, Najniezwyklejszego Miejsca
we Wszech�wiecie, m�wi Kimberley Novak, archeolog i geolog w jednej
osobie, ofiara losu, pokr�conej mi�o�ci, chc�ca by dano jej wreszcie �wi�ty spok�j.
Koniec transmisji.
Potem najprawdopodobniej zasn�a.
III.
� Sprawd�cie wszyscy jeszcze raz, czy aby na pewno nie pozostawili�cie
niczego wa�nego w swoich kabinach � g�os dow�dcy by� nieco przyt�umiony
wysokim oparciem jego fotela, bowiem Arguello siedzia� na samym przedzie
kabiny pasa�erskiej. � Nasi piloci nie b�d� pewnie zbyt zadowoleni, je�li po
kilka razy dziennie b�d� musieli kr��y� pomi�dzy powierzchni� planety a
Prometeuszem�
Kto� prychn��, gdzie� z ty�u, ale Kim nie by�a w stanie rozpozna�, kto. Obr�ci�a
si� jednak, wychyli�a w bok i spojrza�a w g��b kabiny. Napotka�a lodowato-
drwi�ce spojrzenie Lindy Gordon, i si�� woli powstrzyma�a si� od skulenia
si� w fotelu. Przenios�a wzrok gdzie indziej. Tom stroi� do niej miny, wydymaj�c
policzki i obci�gaj�c w d� dolne powieki, przez co wygl�da� jak dobrze
wypasiony upiorek. Mrugn�a do� i przelotnie zahaczy�a wzrokiem o Olafa,
kt�ry te� patrzy� na ni� dziwnie ponuro, spode �ba. Oczy mia� chmurne i zamy�lone.
To spojrzenie przeszy�o j� dreszczem jeszcze bardziej, ni� wzrok pi�knej
i wynios�ej egzolingwistki.
Rozpar�a si� wygodniej w swoim fotelu i w tym samym momencie poczu�a,
jak oparcia wyd�u�aj� si�, rozp�aszczaj� i obejmuj� jej cia�o w pasie i piersiach.
Wzdrygn�a si� odruchowo, pomimo i� wiedzia�a �e po prostu zaraz b�d� startowa�.
W dotyku tym by�o jednak co� wr�cz nami�tnego, jakby fotel by� �yw�
istot�, i to w dodatku nie�le na ni� napalon�. Przez moment pocz�a si� obawia�,
�e oto dostrzega u siebie pierwsze oznaki jakiej� niepokoj�cej manii
prze�ladowczej na tle seksualnym, ale w tym samym momencie odezwa� si�
siedz�cy obok niej Karl Schelling.
� Te fotele projektowa� jaki� erotoman � mrukn�� weso�o, patrz�c na ni� z
ukosa. � Nie masz takiego wra�enia? To prawie jak wirtualny seks, a przynajmniej
niez�e dla niego uzupe�nienie. A mo�e po prostu nasz drogi Tom macza�
palce w programowaniu procedury przedstartowej�?
Pochyli�a g�ow�, pr�buj�c ukry� u�miech. Tom Skalski by� faktycznie do��
nieobliczalny, je�li chodzi�o o robienie g�upich dowcip�w. Z regu�y ubaw po
pachy mieli w�wczas wszyscy za wyj�tkiem szcz�liwca b�d�cego akurat
obiektem takiego �artu. Z dreszczem zgrozy przypomnia�a sobie, jak pod prysznicem
niespodziewanie sta�a si� obiektem napa�ci ze strony gumowego w�a od
10
natrysku, kt�ry okr�ci� si� wok� jej cia�a i pocz�� lubie�nie �askota� jej sutki.
By�o to jeszcze w obozie szkoleniowym UNSF, tu� przed odlotem na pok�ad
Prometeusza, i na jej krzyki pod natryski zlecia�a si� niemal ca�a �e�ska cz��
za�ogi obozu. Zreszt�, mia�a wra�enie, �e w zamieszaniu zapl�ta�o si� tam r�wnie�
paru przystojnych �o�nierzy� Ze wstydu nie wiedzia�a potem gdzie ma si�
podzia�, jednak ju� wtedy wiedzia�a doskonale, komu zawdzi�cza niecodzienne
emocje.
� No co? � broni� si� potem Tom w mesie, gdy napad�a na niego z wyrzutami.
� Kiedy� by� taki film, "Psychoza", i ciesz si� lepiej �e nie zainspirowa�em
si� w�a�nie nim. Ogl�da�a� "Psychoz�"?
� Nie ogl�da�am! � warkn�a gniewnie, cho� oczywi�cie dzi�ki swemu ojcu
"Psychoz�" zna�a doskonale. Ju� po chwili pocz�a jednak dochodzi� do siebie.
� Nie r�b tego wi�cej.
� Masz moje s�owo honoru, �adnych wi�cej g�upich �art�w pod prysznicem!
� przy�o�y� d�o� do piersi i wygl�da� na tak przej�tego, �e nie mog�a si�
nie roze�mia�.
Tak, to by� ca�y Tom. Wieczny weso�ek, pomimo i� zbli�a� si� do czterdziestki.
A poza tym � znakomity specjalista od fizyki rzeczywisto�ci i jej zastosowa�
w rozmaitych technologiach. Wsp�lnie z Mobeiem, kt�ry wci�� natr�tnie
przypomina� jej przero�ni�tego kota, stanowili niez�y zesp�. Za� sam
Mobei� no c�, jedyny nieziemiec w ich zespole. Teraz pewnie jak zwykle
siedzi gdzie� w pobli�u dow�dcy, albo wr�cz przeciwnie, zaszy� si� na samym
tyle. Ju� jaki� czas temu zauwa�y�a t� jego przedziwn� cech�: Galakt nie cierpia�
znajdowa� si� w centrum grupy, nie m�g� by� otoczony przez inne istoty.
Zawsze musia� znajdowa� si� na skraju � blisko innych, ale nie po�r�d nich.
Ciekawi�o j�, czym uwarunkowane by�o takie zachowanie. Mo�e to obci��enie
genetyczne cechuj�ce ca�� jego ras�? Nie chcia�a si� zag��bia� w zbyt daleko
id�ce i najprawdopodobniej niew�a�ciwe analogie, ale ziemskie koty tak�e s�yn�y
jako wielcy indywiduali�ci. Wszystkie koty chadzaj� swoimi drogami �
przypomnia�o jej si� znienacka jakie� stare przys�owie. Od kogo je us�ysza�a�?
Pewnie od wujka Toby'ego, zdecydowa�a. Dawno go nie widzia�a�
Rozmy�lania przerwa� jej lekki wstrz�s. Pospiesznie spojrza�a w bok, akurat
na czas aby przez olbrzymi iluminator dostrzec przesuwaj�ce si� na zewn�trz
�ciany wielkiego hangaru Prometeusza. Pod �cianami roz�o�one by�y wielkie
skrzynie i paki, w kt�rych rozpozna�a przynajmniej cz�� wyposa�enia zabranego
z Marsa. Niekt�re plastykowe pojemniki wala�y si� pozornie bez�adnie, a
wszystkie przedmioty rzuca�y niezwykle wyraziste i kontrastowo czarne cienie.
O�wietlenie hangar�w Prometeusza by�o zaiste imponuj�ce.
Pok�ad przesuwa� si� coraz szybciej, a trwa�o to na tyle d�ugo, �e Kim na
powr�t zacz�a odczuwa� szacunek dla wielko�ci statku. Daleko w przodzie w
tej chwili zapewne rozsuwa�y si� wrota doku na kszta�t p�ka jakiego� monstrualnego
kwiatu. Chocia� bardziej odpowiednie by�o raczej por�wnanie do
migawki staro�ytnego aparatu fotograficznego. Widzia�a taki w londy�skim
Muzeum Techniki, do kt�rego zabra� j� jakie� dziesi�� lat temu wujek Toby.
11
Nie poczu�a momentu, gdy wahad�owiec przechodzi� przez pola ochronne
hangaru. Jeszcze chwila � i oto znale�li si� w otwartym kosmosie. Nie
wiedzia�a, kto zgasi� �wiat�a w kabinie, jednak posuni�cie to by�o ze wszech
miar s�uszne. Gwiazdy rozb�ys�y tak nagle, �e Kim a� zmru�y�a oczy � nie dlatego,
�e blask by� zbyt jaskrawy, ale ze zdumienia pomieszanego z zachwytem.
Bardzo rzadko mia�a okazj� ogl�da� prawdziwe niebo, nie oddzielone od oka
fa�szuj�c� obraz warstw� atmosfery. Tote� widok, jaki w tej chwili roztoczy� si�
przed jej oczami, sprawi� i� mia�a ochot� krzycze� z zachwytu. Z powierzchni
planet, na Marsie, Ziemi czy Okeanos, wszystkie gwiazdy mia�y niemal identyczn�,
bia�aw� barw�. Teraz zadziwia�y istn� orgi� kolor�w� Dopiero gdy
cz�owiek znalaz� si� w otwartej przestrzeni kosmicznej, m�g� doceni� prawdziwe
pi�kno Wszech�wiata.
Konstelacje by�y jej zupe�nie nie znane, i to te� by�o niezwyk�e. Te, kt�re
ogl�da�a na niebie Okeanos, podobne by�y przynajmniej do ziemskich, jako �e
obie planety dzieli�o jedynie nieco ponad jedena�cie lat �wietlnych. Bli�sze
gwiazdy by�y tam niekiedy sporo przesuni�te, jednak wi�kszo�� gwiazdozbior�w
dawa�a si� rozpozna�. Za� gwiazdy, kt�re widzia�a w tej chwili, uk�ada�y
si� w ca�kowicie obce dla oka wzory. Nic dziwnego, jako �e ten uk�ad planetarny
odleg�y by� od ziemskiego S�o�ca o ponad osiem tysi�cy lat �wietlnych.
A wszystkie te miliardy punkcik�w by�y wr�cz bajecznie kolorowe. �wieci�y
przy tym jednostajnym, mocnym blaskiem, bez migotania charakterystycznego
dla widoku nocnego nieba z powierzchni planety. To by�o naprawd� pi�kne�
Wahad�owiec oddala� si� coraz bardziej od Prometeusza, chwilowo najwyra�niej
id�c bez nap�du. Wielki statek obraca� si� powoli wok� w�asnej osi, a
mo�e to ich pojazd po prostu wolno go okr��a�? Nie zd��y�a rozstrzygn�� tego
dylematu, gdy� nagle dotar�o do niej kolejne pi�kno: cz�� powierzchni kad�uba
gwiazdolotu by�a o�wietlona przez niewidoczne w tej chwili s�o�ce, cz�� za�
pogr��ona w g��bokim cieniu. I na tej w�a�nie, ciemnej cz�ci, r�wnie� b�yszcza�o
mn�stwo r�nokolorowych �wiate�ek, kt�re � o ile si� dobrze domy�la�a �
stanowi�y po prostu iluminatory wewn�trznych pomieszcze� statku. To po raz
kolejny dawa�o poj�cie o jego ogromie, i by�o co najmniej r�wnie �adne co rozgwie�d�one
niebo.
Piloci zdecydowali jednak najwidoczniej, �e czas przyst�pi� do bardziej
zdecydowanych dzia�a�, gdy� niespodziewanie majestatyczny ogrom Prometeusza
umkn�� gdzie� w ty�. Sta�o si� to przy tym ca�kowicie bezg�o�nie, co by�o
dziwnie deprymuj�ce. Gwiazdy powoli pope�z�y w bok � wahad�owiec najwyra�niej
wykonywa� obr�t wok� w�asnej osi, a mo�e skr�ca�? Chyba jedno i drugie,
zadecydowa�a w ko�cu, z uwag� przygl�daj�c si� niebu. I nagle ponownie
niemal si� zach�ysn�a, gdy niespodziewanie w polu widzenia pojawi�a si� wielka,
rudawozielona tarcza, miejscami przes�oni�ta brudnobia�� mgie�k�, uk�adaj�c�
si� pasmami b�d� poszarpan� przez niewidzialne si�y wiatr�w. Brzeg tarczy
nie by� zupe�nie wyra�ny, ale z lekka rozmyty � planeta posiada�a atmosfer�.
To by�a Auris.
12
Patrzy�a na to jak urzeczona, nie�wiadomie przechylaj�c si� w stron�
siedz�cego bli�ej okna Karla Schellinga.
� Pi�kna, prawda? � cicho powiedzia� lekarz. To j� otrze�wi�o, spojrza�a na
niego lekko sp�oszona, jakby wstydz�c si�, �e przy�apano j� w chwili niemal dla
niej intymnej. M�czyzna jednak wcale na ni� nie patrzy� � wzrok utkwiony
mia� w widoku widniej�cym za iluminatorem.
� Za ka�dym razem, gdy widz� nowy glob, zdaje mi si�, �e czego� r�wnie
pi�knego nigdy wcze�niej nie widzia�em � m�wi� dalej, jakby do siebie. � Ale
to nieprawda. One wszystkie s� r�wnie pi�kne, ka�dy na sw�j spos�b. I nie ma
dw�ch takich samych� a co zabawniejsze, wydaje mi si�, �e nawet ta sama
planeta nigdy dwa razy nie wygl�da identycznie. Uk�ady chmur, fronty atmosferyczne,
pora doby wreszcie� No i nastr�j tego, kto na to wszystko patrzy. Bo
trzeba umie� na to patrze�, mo�esz mi wierzy�
S�ucha�a go jak zauroczona, wr�cz wstrz��ni�ta tym, co m�wi�. Nigdy do tej
pory nie zastanawia�a si� nad tym, jaki naprawd� jest lekarz. Gdy go ujrza�a po
raz pierwszy, wyda� jej si� dziwnie zniewie�cia�y � cho� mo�e nie by�o to w�a�ciwe
s�owo. Delikatny, to ju� lepiej. Smuk�y, poruszaj�cy si� z jakim� nieuchwytnym
wdzi�kiem, wys�awia� si� te� w staranny, wyszukany spos�b. I
mia�a wra�enie, �e nie ma zbyt du�ego poczucia humoru, jednak to odczucie
by� mo�e by�o mylne. Poza tym, Karl Schelling by� jedyn� osob�, opr�cz dow�dcy
oczywi�cie, kt�rej Tom Skalski jako� nie robi� swoich niezwykle zabawnych
dowcip�w.
Teraz odwr�ci� g�ow� i spojrza� na ni�, a w jego oczach, gdy u�miechn�� si�
przelotnie, dostrzeg�a jaki� dziwny wyraz, kt�ry � gdyby musia�a � okre�li�aby
jako zm�czenie� Czy te� mo�e raczej udr�k�? Nie by�a tego jednak pewna,
gdy� zaraz potem z powrotem odwr�ci� si� do okna. Nie m�wi� ju� nic wi�cej.
Co go trzyma przy Lindzie? � zastanowi�a si� przelotnie. Ona z tym swoim
agresywnym wr�cz wdzi�kiem i ol�niewaj�c� urod�, a on przy niej wygl�da
prawie jak stokrotka przy storczyku� A jednak podobno s� ze sob� ju� od �adnych
paru lat, pomimo tych jej s�ynnych wyskok�w na boki. Osobi�cie uwa�a�a
zachowanie lingwistki za co najmniej niesmaczne, a bynajmniej nie mia�a si� za
osob� pruderyjn�, i to w realiach dwudziestego drugiego wieku. Jednak plotki
kr���ce w obozie UNSF na Marsie, okaza�y si� prawd� ju� na samym pocz�tku
ich pobytu na pok�adzie Prometeusza. Linda Gordon z miejsca bezwstydnie pocz�a
kokietowa� pierwszego pilota, kt�ry pocz�tkowo poddawa� si� temu z
wyra�n� przyjemno�ci�. Potem jakby si� wycofa� � mo�e dotar�o do niego, �e
Linda stanowi par� z lekarzem � jednak ju� kilka dni p�niej ognisty romans
trwa� w najlepsze. Pewnie dzielny astronauta zd��y� si� zorientowa�, �e Schelling
nie ma najmniejszego zamiaru egzekwowa� swoich praw do blondw�osej
lingwistki. Ca�a reszta sk�adu ekspedycji taktownie odwraca�a oczy w najbardziej
�enuj�cych momentach, udaj�c i� problem nie istnieje. Kim za� sama by�a
�wiadkiem, jak Linda i Mike � bo tak bodaj�e mia� pilot na imi� � trwali w najlepsze
w czu�ym u�cisku i nami�tnym poca�unku, gdy do mesy akurat wszed�
13
lekarz. Obrzuci� par� beznami�tnym spojrzeniem, nala� sobie kaw� z automatu i
wyszed�, jakby niczego nie widzia�. O co tu chodzi�o, na lito�� bosk��?
W jej polu widzenia zacz�o nagle migota� czerwone �wiate�ko. Oho, kt�
to pr�buje po��czy� si� z ni� przez biocomm? B�ysn�y litery.
Olaf Kristensen.
No nie, akurat teraz nie mia�a najmniejszej ochoty na rozmow� z nim. Prawd�
m�wi�c, wiele da�aby aby unikn�� ka�dej kolejnej rozmowy z tym ch�opakiem,
cho� zarazem dobrze wiedzia�a, �e on z kolei sk�onny jest da� r�wnie
wiele, aby us�ysze� z jej ust kilka cieplejszych s��w. Westchn�a, sfrustrowana.
Przyjmuj� po��czenie � pomy�la�a. Niemal natychmiast wszczep na powierzchni
ga�ki ocznej pocz�� generowa� obraz, przekazywany przez SI wahad�owca
z kt�rej� z kamer zainstalowanych pod sufitem kabiny.
� Kim, musimy pogada� � us�ysza�a jego g�os. Brzmia� nieco g�ucho, ale
by�o to charakterystyczne dla impuls�w przekazywanych przez biocomm
wprost do nerwu s�uchowego.
Oho, zaczyna� ostro. Zamkn�a na moment oczy, jednak obraz oczywi�cie
nie znikn��. Olaf patrzy� na ni� nadal, chmurnie i jednocze�nie jakby b�agalnie.
� Nie teraz � powiedzia�a zm�czonym g�osem.
� Kim, prosz� ci�
� Jak wyl�dujemy. Znajd� chwil� czasu i porozmawiamy w cztery oczy.
Teraz ja ci� prosz�.
� W porz�dku � dobieg�a odpowied� po chwili przerwy. Obraz znikn��.
Odchyli�a g�ow� w ty� i bezw�adnie opar�a j� o zag��wek. K�tem oka
widzia�a, �e lekarz zerka na ni� dyskretnie. Nie zwraca�a jednak na niego uwagi.
Straci�a te� zainteresowanie widokiem za oknem, czar kilku minionych
chwil prysn�� bezpowrotnie.
Cholera. Czy on zawsze musi wszystko zepsu�?!
Olaf. Jej osobisty problem.
Gdy niepewnie zesz�a po trapie, pierwszym co poczu�a, by� niezwyk�y zapach
� zapach tej planety. Co� jakby delikatna nuta wanilii, jednak zabarwiona
domieszk� roztartego w palcach �d�b�a �wie�ej trawy i czego� jeszcze, czego
nawet nie umia�a okre�li�. By� to �adny zapach, kt�ry z jakich� powod�w przebi�
si� nawet przez filtry maski tlenowej.
Zesz�a wreszcie i z pewnym wahaniem dotkn�a po raz pierwszy gruntu nieznanej
planety. Inni ju� w najlepsze rozeszli si� po najbli�szej okolicy, ona za�
przykucn�a i przyjrza�a si� kar�owatym, krzaczastym ro�linkom porastaj�cym
tutejsz� gleb�. Pogrzeba�a palcami w ziemi i unios�a je ku twarzy. Zapach przybra�
na sile.
Tak pachnia�a ziemia tej planety.
Rozejrza�a si� dooko�a. Wahad�owiec wyl�dowa� nie opodal grupy kopulastych
wzg�rz. Po�r�d nich kry�a si� dolina, w kt�rej pierwsza ekspedycja za�o-
14
�y�a swoj� sta�� baz�. Zabudowania dostrzegli jeszcze podczas podchodzenia
do l�dowania, i wygl�da�y na ca�e i nienaruszone. W p�aszczyznach okien
migota�y odbicia s�o�ca i bia�ych pierzastych ob�ok�w z rzadka rozsianych po
niebie. S�o�ce, rozd�te niczym czerwonawa bania, chyli�o si� ju� ku zachodowi,
i wschodnie zbocza zielonych wzg�rz pogr��a�y si� w ciemnofioletowym
cieniu. R�wnie� wschodni horyzont by� ju� bardzo ciemny. Spr�bowa�a dostrzec
na jego tle stado du�ych zwierz�t, kt�re � jak jej si� zdawa�o � dojrza�a
jeszcze z powietrza. Teraz jednak pomimo intensywnego wypatrywania niczego
nie dostrzeg�a. Wzruszy�a ramionami.
Nie bawili si� w �adne ubiory ochronne. Dysponuj�c danymi zebranymi
przez pierwsz� ekspedycj� kilkadziesi�t lat temu, po prostu zaszczepili si� przeciwko
ca�emu rojowi tutejszych drobnoustroj�w. Kim samo szczepienie przyp�aci�a
kilkudniowym b�lem g�owy i lekko podwy�szon� temperatur�, ale wdzi�czna
by�a, �e nie b�dzie musia�a znosi� uci��liwych stroj�w ochrony biologicznej.
Ta planeta i tak by�a go�cinna. By�y bowiem takie miejsca, gdzie
grasowa�y du�o bardziej zjadliwe mikroorganizmy. Na przyk�ad, krzemoorganiczne
pseudobakterie z Pierwszej Procjona. Czyta�a co nieco na ten temat.
W zasadzie jedynym uci��liwym elementem prac na Auris b�dzie konieczno��
nieustannego noszenia masek tlenowych. Zawarto�� tlenu w atmosferze
waha�a si� tu bowiem w granicach o�miu i p� procenta, a to by�o ju� stanowczo
zbyt ma�o, by pomog�y im nawet genetyczne modyfikacje ustroj�w przed
odlotem z Marsa. A zreszt�, bior�c pod uwag� po�piech organizator�w, i tak
pewnie nie by�oby czasu na takie standardowe procedury. Dobrze chocia�, �e
dostali te szczepienia� Ze strony potencjalnych drapie�nik�w te� nie musieli
si� niczego obawia�. Pierwsza wyprawa nie natkn�a si� bowiem na �adne
zwierz�ta l�dowe mog�ce stanowi� zagro�enie dla cz�owieka b�d� istoty jego
wielko�ci. W og�le fauna by�a tu raczej uboga: troch� niewielkich gryzoni,
przewa�nie skacz�cych i przypominaj�cych nieco ziemskie torbacze, a z du�ych
zwierz�t najpospolitsze by�y du�e prze�uwacze. Poza tym troch� gatunk�w lataj�cych,
o kt�rych tak naprawd� nie by�o wiadomo, jak je sklasyfikowa� � tak
trudno by�o je z�apa�. Zreszt�, badaczy z pierwszej wyprawy raczej interesowa�y
potencjalne artefakty, ni� szczeg�owe badanie �ycia tej planety.
Auris posiada�a jeden du�y ocean oraz kilka m�rz �r�dl�dowych, kt�re w
zasadzie mo�na by te� nazwa� wielkimi jeziorami. Oczywi�cie, dna zbiornik�w
wodnych zosta�y szczeg�owo zbadane przez automatyczne pr�bniki wyposa�one
mi�dzy innymi w echosondy. Kilka razy zapisy wskazywa�y na istnienie
du�ych zwierz�t nawet par� kilometr�w pod powierzchni�, jednak stwory owe
nie pr�bowa�y atakowa� pr�bnik�w. Mo�e z natury nie by�y agresywne, a mo�e
po prostu gustowa�y w innej zdobyczy. Kim jednak akurat najmniej to obchodzi�o,
bo wypraw podwodnych nie mia�a w planach.
� Zbi�rka pod wahad�owcem! � us�ysza�a energiczny g�os pu�kownika. �
Przenocujemy w statku, chyba nie ma ju� sensu gramoli� si� w ciemno�ciach
przez te wzg�rza do budynk�w. Rano we�miemy si� do roboty, tote� radz� dobrze
wypocz��
15
Podnios�a si� z pewnym trudem, niemal wpadaj�c na roze�mianego z
jakiego� powodu Kol� Konstantinowa.
� Fajnie tu! � wykrzykn�� rado�nie m�ody informatyk kr�c�c dooko�a swoj�
wiecznie rozczochran�, jasnow�os� g�ow�. Jego entuzjazm jak zwykle by� tak
zara�liwy, �e niemal wbrew sobie odpowiedzia�a u�miechem na jego u�miech,
po czym w �lad za nim pomaszerowa�a w stron� trapu. Rozkaz dow�dcy by� dobrym
powodem, dla kt�rego cho� przez kolejne kilkana�cie godzin mog�a odwlec
nadci�gaj�c� rozmow� z Olafem.
IV.
� Hej, Arguello! � wrzasn�� za nim jaki� g�os. Teri obejrza� si� i ujrza� �
oczywi�cie, bo kog� by innego? � ma�ego Bowena. Lekko si� chwiej�c, sta�
opodal w otoczeniu czterech czy pi�ciu najwi�kszych zabijak�w z oddzia�u. W
charakterystycznym, zielonoszarym mundurze UNSF wygl�da� troch� jak �aba
z cokolwiek niezdrow� cer�. By�a to jednak dosy� sympatyczna �aba. Tylko
gdzie ta �aba zd��y�a ju� dorwa� alkohol, czy te� inne u�ywki?! Wszak statek
opu�cili zaledwie kilkana�cie minut temu�
� Arguello! � wydar� si� ponownie Bowen. � Nie udawaj, �e nas nie s�yszysz!
Idziesz z nami, albo jeste� byczy penis!
Teri u�miechn�� si� od ucha do ucha.
� Pieprz si�, wypierdku mamuci! � odwrzasn��. � Mam na dzisiaj inne plany!
� Penis! Penis�! � pisn�� cienko Bowen, ale jego kolesie ju� odci�gali go
w przeciwnym kierunku. � B�dziemy gdzie� w okolicy, je�li b�dziesz nas szuka�!
� Szcz�� Bo�e � mrukn�� pod nosem Teri Arguello, po czym poszed� przed
siebie, jednak byle dalej od koleg�w z oddzia�u.
Doki wojskowe na Kalyy by�y wi�cej ni� imponuj�ce. Szed� zatem wolno, z
zadart� g�ow�, co jaki� czas popatruj�c na drog� przed sob�, aby nie wpa�� na
kogo� lub na co�. Trzyma� si� drogi dla personelu dok�w, wyznaczonej
�wiec�cymi na niebiesko markerami. Droga ta wygl�da�a niczym kreska narysowana
cienkopisem na ciele olbrzyma � tak wielkie by�y doki. Tu� obok by�o
stanowisko wielkich reflektor�w, kt�re co kilka sekund omiata�y snopem pot�nego
blasku kad�ub jakiego� gigantycznego statku o kszta�cie sp�aszczonego
dysku. Cz�ciowo przys�ania� on bardziej konwencjonalny kszta�t Asii, kt�ra
sta�a dalej, w�r�d ca�ej gromady mniejszych jednostek. Na jej pancerzu dumnie
widnia�y trzy splecione ze sob�, bia�e okr�gi: symbol przynale�no�ci ziemskiej
jednostki do Klanu Rah. Taki sam emblemat widnia� nad lew� kieszeni� jego
w�asnego munduru, na identyfikatorze.
Teri a� westchn��, widz�c dysproporcj� rozmiar�w ich patrolowca oraz tego
olbrzyma, kt�ry przyby� nie wiadomo sk�d. Matowy, ciemnoszary, jakby wyku-
16
ty z jednego kawa�ka nieznanego materia�u bok giganta sprawia� wra�enie, jakby
od bardzo dawna bombardowany by� cz�stkami py�u kosmicznego � i pewnie
w rzeczywisto�ci tak by�o. Ten kolos mia� zapewne wi�cej lat, ni� Teri �
cho� gdyby kto� mu powiedzia�, �e jest starszy od piramid w Gizie, to te� by si�
zbytnio nie zdziwi�. Kultura galaktyczna stale zmusza�a ludzi do zaakceptowania
rzeczy, kt�re wr�cz nie mie�ci�y si� w g�owie.
Jedno czerwone �wiate�ko rytmicznie miga�o u spodu dyskowatego kad�uba,
zawieszonego nie bardzo wiadomo jakim sposobem nad szar�, chropowat� p�yt�
l�dowiska. Zapewne kolos ci�gle tkwi� na poduszce grawitacyjnej. W mglistej
po�wiacie �wiate� kr���cych mi�dzy statkami automat�w wida� by�o jakie�
rury i kable, ca�e p�ki kabli ci�gn�ce si� od burt olbrzymiego kr��ownika do
rozmaitych, bli�ej niezidentyfikowanych urz�dze� technicznych. W tym w�a�nie
momencie snop �wiat�a z reflektor�w po raz kolejny omi�t� bok statku,
wy�aniaj�c tym razem jakie� bia�awe, do�� niewyra�ne znaki. A nad nimi �
nienagannie utrzymany symbol, przedstawiaj�cy cztery czerwone, koncentryczne
okr�gi. A� wstrzyma� oddech.
To by� okr�t wojenny floty Voorth.
Mimo woli na ramionach pojawi�a mu si� g�sia sk�rka. Imperium Czterech
S�o�c Voorth by�o jednym z najzacieklejszych przeciwnik�w ludzko�ci na arenie
galaktycznej. Teri wiedzia�, �e w chwili obecnej, w neutralnym porcie, nic
nie mo�e im grozi� � nie by� jednak pewien czy major Robins wiedzia�, kogo
zastanie na Kalyy. Mo�e by tak zameldowa� mu o tym, co zobaczy��? Eee,
pewnie major i tak sam ju� zd��y� zorientowa� si� w temacie. W razie czego
wezwie ich z powrotem na statek�
Pewien niepok�j jednak pozosta�. Kr��y�y historie o tragicznych w skutkach
spotkaniach samotnych ziemskich statk�w patrolowych czy handlowych z jednostkami
wojennymi Voorth czy Roqaan. Te pono� wr�cz wypatrywa�y takich
okazji, b�d�cych dla nich okazj� do bezkarnej masakry. Na og� bowiem ziemska
technologia, pomimo uwzgl�dnienia ostatnich osi�gni��, nie mog�a nawet
pr�bowa� mierzy� si� z obcymi jednostkami b�d�cymi owocem ewolucji technologicznej
trwaj�cej setki tysi�cy lat. Ziemia straci�a w ten spos�b dobre
kilkana�cie statk�w � cho� oczywi�cie nie spos�b by�o udowodni�, kto za tym
wszystkim stoi. Zdaniem Teriego takie napadanie na bezbronne jednostki by�o
wyrazem tch�rzostwa� No ale ci nieziemcy nie byli lud�mi, i zapewne niewiele
ich obchodzi�o jakie on ma na ten temat zdanie.
Trzeba b�dzie uwa�a� na siebie. Mo�e pomimo wszystko warto by�o p�j�� z
ma�ym Bowenem i reszt� paczki? Waha� si� jeszcze przez chwil�, jednak
zdecydowa� �e pozostanie przy swoim pierwotnym planie. Zak�ada� on samotny
rajd po kilku og�lnie dost�pnych knajpach i barach w okolicy dok�w. Wprost
roi�o si� od nich, i nie by�o to nic dziwnego zwa�ywszy, �e port na Kalyy
cieszy� si� niez�� renom� w�r�d si� kosmicznych rozmaitych klan�w. Mn�stwo
statk�w zawija�o tu w celu uzupe�nienia zapas�w wody lub �ywno�ci � zreszt�
niekiedy wcale nie by�a to woda, a na przyk�ad p�ynna siarka czy diabli wiedz�
jeszcze co, w zale�no�ci od metabolizmu danej rasy. Dlatego te� takie bary po-
17
dzielone by�y na kilka kategorii, w zale�no�ci od preferencji rozmaitych �o�nierzy.
By�y tak�e miejsca, w kt�rych mo�na by�o za�y� uciech innego rodzaju,
i Teri ciekaw by�, czy w tutejszych burdelach mo�na znale�� jakie� ziemskie
�licznotki. Co nie znaczy, �e mia� zamiar skorzysta� z ich us�ug�
Chwilowo mia� do�� nieustannego zgie�ku na Asii, i chcia� nacieszy� si�
samotno�ci� cho�by przez te dwana�cie godzin przepustki w porcie. To znaczy
wzgl�dn� samotno�ci�, nie mia� bowiem po prostu ochoty na towarzystwo
ludzi, wi���ce si� z niewybrednymi �artami, dowcipami, �miechem i wyg�upami.
Takie w�a�nie by�o jego otoczenie � i w zasadzie taki by� r�wnie� on sam.
Jednak nie dzisiaj.
Oznakowana droga zaprowadzi�a go wreszcie do wyj�cia z terenu dok�w.
Po drodze min�� kilku Kalyyn�w, najwyra�niej technik�w odzianych w kombinezony
robocze. Nie byli humanoidalni, niemniej nie budzili odrazy swoim
wygl�dem. Sze�ciono�ni, szybcy, zwinni, o niewielkich ruchliwych g�owach
osadzonych na w�skich szyjach � najbardziej przypominali Teriemu co� w
rodzaju modliszek, jednak analogia by�a do�� daleka. Ciekawe, co oni z kolei
my�l� o ludziach � pomy�la� sobie Teri, podaj�c przepustk� stra�nikowi. Pewnie
nic specjalnego, zdecydowa� wreszcie. Widz� tu tyle najr�niejszych istot
nie nale��cych do ich rasy, �e chyba zd��yli si� uodporni� na nawet najbardziej
niezwyk�e widoki.
Przez moment mia� ochot� spyta� stra�nika, czy jacy� Voorthianie opuszczali
doki przed nim, jednak w ostatniej chwili si� powstrzyma�. Pytanie mog�o
by� odebrane jako wyraz niepokoju, wola� zreszt� nie zwraca� niepotrzebnie na
siebie niczyjej uwagi.
� Mi�ego pobytu na Kalyy � us�ysza� wreszcie przez biocomm, podczas gdy
uszy odebra�y ze strony stra�nika jedynie kr�tk� seri� ostrych trzask�w i zgrzyt�w.
Kiwn�� uprzejmie g�ow�. Ju� po chwili jednak przysz�o mu do g�owy, �e
cholera przecie� wie, jak taki gest m�g� odebra� przedstawiciel obcej rasy.
Mo�e u nich akurat znaczy�o to "poca�uj mnie w dup�"? Nie by� co prawda
pewien, czy Kalyynowie maj� cokolwiek w rodzaju dupy, przeszed� wi�c przez
masywne drzwi� i nagle znalaz� si� w ca�kiem innym �wiecie.
Ha�as uderzy� go w uszy. Mrowie �wiate� o najr�niejszych barwach zalewa�o
blaskiem dos�ownie ca�� szerok� ulic�. Budynki o roz�wietlonych
oknach, niekiedy cz�ciowo przes�oni�tych holoneonami, pi�y si� w g�r� tak
wysoko, �e tu w dole nie spos�b by�o oceni� czy by� akurat dzie�, czy te� mo�e
noc. Nie mia�o to jednak najmniejszego znaczenia, bowiem z tego co wiedzia�
Teri, w tego rodzaju dzielnicach na milionach planet w ca�ej Galaktyce o�ywione
�ycie towarzyskie i rozrywkowe trwa�o ca�� dob�.
Wzd�u� centrum ulicy jak okiem si�gn�� bieg�y ruchome chodniki, zreszt�
by�y to mo�e ci�gi grawitacyjne, kt�rymi tysi�ce i tysi�ce istot najr�niejszych
gatunk�w pod��a�o w najrozmaitszych kierunkach w sobie tylko wiadomych
sprawach. Pod �cianami, przy licznych wej�ciach do r�norakich sklep�w i lokali,
sta�y wi�ksze lub mniejsze grupki dziwacznych istot, nie brakowa�o te�
18
pojedynczych nieziemc�w. Ludzi nie widzia� wcale, je�li nawet jednak byli
jacy� gdzie� w pobli�u, to i tak nie mia� najmniejszej szansy ich zobaczy�, taki
by� �cisk. Ca�o�ci wra�e� dope�nia� niesamowity gwar, sk�adaj�cy si� z najr�niejszych
odg�os�w, jakie tylko mo�na by�o sobie wyobrazi�. Gdyby zechcia�,
m�g�by poprzez SI swojego biocommu wys�ucha� t�umacze�, ale jako�
nie mia� na to ochoty. Potr�cany co rusz, sta� jeszcze przez chwil�, po czym
wreszcie zdecydowa� si� na jeden kierunek i powoli ruszy� przed siebie. Dos�ownie
kilka sekund p�niej musia� ust�pi� drogi jakiej� pot�nej istocie
odzianej w b�yszcz�cy, srebrzysty str�j. Istota par�a przed siebie nie zwalniaj�c,
i bardziej kojarzy�a si� z pojazdem pancernym ni� z �ywym stworzeniem. Za
przezroczyst� szybk� w g�rnej, wypuk�ej cz�ci jej skafandra k��bi�y si� jakie�
galaretowate zwoje, co chwila przes�aniane g�st�, ��taw� mg��. Nie mia� najmniejszego
poj�cia, jaki gatunek reprezentowa� ten akurat Galakt, ale ju� po