8822

Szczegóły
Tytuł 8822
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8822 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8822 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8822 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ZOFIA KOSSAK k�opoty Kacperka g�reckiego skrzata ba�� Ilustrowa�a Krystyna G�recka-Wencel INSTYTUT WYDAWNICZY PAX, WARSZAWA 1985 1 by Anna Bugnon-Rosset i Witold Szatkowski Opracowanie graficzne Krystyna G�recka- Wencjl Redaktor wznowienia Krystyna D�bkowska Redaktor techniczny Marian Krupicki MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA Im. H. Sienkiewicza FILIA NRr 2 ISBN 83-211-0594-7 Dom w G�rkach by� bardzo stary, zamieszkuj�cy go za� pod-ciepek, zwany Kacperkiem, che�pi� si� nieraz, �e jest jednym z najstarszych podciepk�w, czyli skrzat�w domowych, na �l�sku. Jako� trzysta lat z g�r� mija�o od chwili, gdy imci pan Hieronim Marklowski, starosta ziemski, dziedzic g�recki, nowy murowany dw�r w miejsce dawnego modrzewiowego wystawi�- a trzysta lat to jest bardzo wiele. Tu� za dworem zaczyna�y si� wtedy ogromne, przepa�ciste lasy, schodz�ce z pobliskich g�r, i wie�cem otacza�y �wie�o budowany dom. Na szczycie dachu cie�le umie�cili gaik -drzewko jod�owe, ca�e ubrane wst��kami na znak, �e ju� ko�cz� sw� robot�, a murarze weso�o rozbierali rusztowania. Pan Hieronim Marklowski by� ubrany w suty �upan przepasany pi�knym pasem, u kt�rego wisia�a w�ska, krzywa szabla. Jego �ona, jejmo�� Barbara z Budowskich, staro�cina Marklowska, mia�a na g�owie du�y, rurkowany czepiec, kt�ry dzisiaj wydawa�by nam si� bardzo zabawny, obcis�y stanik z ogromnymi r�kawami i d�ug�, b�yszcz�c� sukni�, tak sztywn� i szerok�, �e postawiona, sta�aby sama na ziemi jak bibu�kowa zas�ona lampy. Oboje mod- liii si�, by B�g b�ogos�awi� nowemu domowi, gdy tymczasem ksi�dz z�oconym kropid�em �wi�ci� mury, szepcz�c �aci�skie modlitwy. Ot� w owej w�a�nie chwili, ze zgodnego wysi�ku cie�li, z ochoczej pracy murarzy, z b�ogos�awie�stwa strz��ni�tego wraz z wod� �wi�con�, z dobrych my�li pana Hieronima i jego �ony Barbary - narodzi� si� ten skrzatek ma�y i jako dusza wzniesio- nego domu pozosta� w nim mia� a� do ko�ca. Mia� w nim mieszka� i str�owa�, p�ki by si� fundamenty w proch nie rozsypa�y, a dom nie zamieni� w gruzy chwastem poros�e. Za czym przez d�ugie lata Kacperek str�owa�. Str�owa�, gdy by� jeszcze m�ody, a w domu mieszka�y dzieci pana Hieronima Marklowskiego, jego wnuki i prawnuki. Widzia�, jak si� rodzi�y i umiera�y, jak sz�y na wojn� albo na wesele, i zna� wszystkie ich troski i uciechy. Ci�ko wzdycha� i du�� skrzaci� g�ow� kiwa�, gdy pewnego dnia opu�cili stary dom, a w G�rkach, 6 podobnie jak na ca�ym �l�sku, zamieszkali Niemcy. Niemcy byli obcy, niemili, i Kacperkowi trudno by�o z�y� si� z nimi, nie mia� jednak prawa opu�ci� domu, kt�rego by� dusz� i str�em. Wi�c zosta�, czuwaj�c pilnie po dawnemu, cho� wielkie, pi�kne pokoje na g�rze zamieniono na spichlerz pe�en paj�czyn i szczur�w - a na dole mieszka� gruby, ha�a�liwy Niemiec, kt�ry �aja� swoje dzieci, pi� ci�gle piwo i nie lubi� ps�w ani �adnych dobrych zwierz�t. D�ugie miesi�ce i lata siedzia� stary, m�dry skrzat w�r�d zakurzonych mur�w i w zapachu zbo�a, a wygl�daj�c przez szpary zabitych deskami okien na pi�kny �wiat g�rski, rozmy�la� o tym, co w swym �yciu widzia�. Doko�a niego myszy wyprowadza�y na pierwsz� przechadzk� najm�odsze swoje mysi�ta, r�owe i go�e, podobne do strasznie male�kich prosi�tek, paj�ki tka�y z nud�w d�ugie, szare p�achty, a on odszukiwa� w my�li dawne dzieje. Przez dom sz�a na przestrza� d�uga sie� sklepiona, zako�czona dwiema kutymi bramami, kt�re na noc zawierano wpuszczon� w mur belk�; Kacperek wi�c przypomina� sobie czasy, gdy dw�r by� obronny, bo takim by� musia�, a ci�ka belka nie s�u�y�a bynajmniej tylko ku ozdobie. Ho ho! Gdyby zacz�� opowiada�, kto si� tutaj nie bi�! Ale nie by�o komu opowiada�... Mnogie, barwne wspomnienia spoczywa�y w skrzaciej g�owie, uk�adaj�c si� powoli w g��bok� a pogodn� m�dro��. Czasem przychodzi�o mu na my�l napisa� pami�tniki, by� bowiem pod-ciepkiem uczonym; poniecha� jednak zamiaru wobec braku koniecznych do pisania rzeczy. Nie nudzi� si�, siedz�c na swej szychcie zbo�a, ani samotnym si� nie czu�. �aden dom nie bywa pusty, cho�by w nim cz�owiek nie mieszka�. Tote� woko�o Kacperka a� si� roi�o od rozmaitych �ywych stworze�. T�skni� jednak do ludzi - innych ni� ci z do�u - i do mowy polskiej, mowy, kt�r� s�ysza� i kocha� za m�odu. Czasami bra�a go ch�tka porzuci� zat�ch�e powietrze i wyj�� nad rzek� Brennic� ku szumi�cej, bystrej wodzie. Ale stary dom nie puszcza�. Byli przecie� z�yci ze sob� i nierozdzielni, razem cierpliwie czekaj�cy, czy B�g jakiej zmiany dobrej nie nade�le. A� si� doczekali, �e zmiana nadesz�a. Nadesz�a nies�ychana, przedziwna jak bajka. Zdumia� si� Kacperek, cho� by� ju� taki stary i nie dziwi� si� z dawna niczemu. -ii ".> V rozradowa� ca�ym sercem i tak odm�odnia�, �e go ani myszy, ani szczury nie pozna�y. Wiecie ju� sami na pewno, jaka to by�a odmiana: Polska by�a znowu Polsk�, tak jak kiedy�, kiedy�... Niemcy, �li okropnie, musieli wr�ci� do siebie. Nie dziwota, �e odm�odnia� stary polski skrzat. W lecie 1924 roku, w lecie wielkiej sierpniowej powodzi i ma�ego urodzaju, Kacperek by� rze�wym, ruchliwym podciep-kiem, pe�nym poczucia swej wagi. Wprawdzie wzrost jego nie przenosi� wzrostu �redniego kr�lika, ale to nic nie znaczy�o. Twarz mia� dobrotliw� i rozumn�, otoczon� rzadk�, szpakowat� br�dk�, a lewe ucho znacznie wi�ksze i grubsze ni� prawe. Nosi� w nim bardzo dziwny kolczyk, zwany w j�zyku skrzat�w i zwierz�t futerkowych: maru. Maru jest talizmanem, kt�ry ka�dy skrzat mie� musi, inaczej nie by�by nic wart. Przedziwny jest ten kolczyk samo�wiec�cy: kto go posiada, mo�e stawa� si� niewidzialnym, przenosi� si� w jednej chwili z miejsca na miejsce i dokonywa� najtrudniejszych rzeczy. Male�ki podciepek za pomoc� swego maru m�g� wysun�� ci�k� szaf� na �rodek pokoju 8 lub znale�� si� nagle gdzie� o mil�. Szpakowata broda Kac-perka by�a z lewej strony przy��-k�a i jakby przypalona od �wiec�cego kolczyka, a lewe oko zmru�one od ci�g�ego blasku. Na sobie mia� kr�tki, granatowy spen-cerek, klucze u pasa i ma��, nie gasn�c� latark� w r�ku. Uko�czy� w�a�nie trzysta czterna�cie lat i z przyjemno�ci� my�la�, �e prze�yje drugie tyle. C� znacz� lata, gdy zdrowe s� mury domu i m�ode serce domowego skrzata? �ycie by�o bardzo pi�kne, a �wiat zn�w pe�en wesela. Niemcy wyjechali z kraju, w G�rkach mieszkali Polacy. Dw�r przesta� by� spichlerzem; by� pe�en ludzi doros�ych, dzieci i domowych zwierz�t. Po�wi�cono go znowu i Kacperek cieszy� si�, s�ysz�c �aci�skie b�ogos�awi�ce s�owa, te < same co niegdy�. Po latach bezczynno�ci i smutnych rozmy�la� Kacperek mia� znowu nawa� mi�ej pracy: to�e on by� str�em domu i w�a�ciwym gospodarzem. Wprawdzie ludzie s�dzili, �e rz�dz� si� sami, ale ile Kacperek mia� przy nich roboty! Drzwi pozamyka�, lamp� zapomnian� zgasi�, o mn�stwie rzeczy przypomnie�, piec za wcze�nie zamkni�ty odsun��... Opr�cz ludzi niema�o k�opotu sprawia�y mu tak�e zwierz�ta. Topsio zadziera� ci�gle z Miaulin�. Paj�ki �owi�y m�ode muchy w czas ochronny. Filon, go��b, sprzecza� si� z �on� Laur� i zbi� �liczn� star� lamp� w dziecinnym pokoju. Myszy k��ci�y si� zajadle mi�dzy sob� o mieszkanie lub dobiera�y do zakazanych im wiank�w do�ynkowych, a nietoperze wpada�y do pokoju -niby to niechc�cy. A przecie� obok ludzi i zwierz�t roi� si� jeszcze liczny �wiatek istot niewidzialnych - nies�usznie tak zwanych, bo male�kie te stworki domowe mo�na widzie� doskonale. Tylko s� one tak drobne i ruchliwe, �e powolne, du�e oczy ludzi, zaj�tych swoimi I J r ?#? my�lami, nie umiej� nigdy ich dostrzec. Jest ich za� wsz�dzie ilo�� nieprzebrana, zw�aszcza w starych polskich domach. Nie znosz� one krzyk�w, niezgody i fa�szu, ale garn� si� ch�tnie w pobli�e os�b dobrych i pogodnych. Tak wi�c w ogniu pod blach� �yj� t�umnie niespokojne igi-igi, w ka�dym za� prawie zamku od drzwi siedzi ma�y, rdzawy kluczek, kt�ry ma zgrzytliwy g�os, wygl�da dziurk� od klucza i opowiada jednej stronie, co widzia� po drugiej. Do domu tak�e ucieka przed deszczem szczypiorek, bardzo pomocny w zap�dzaniu drobiu. Krzyczy jak paw, znaczy prze�yte lata paskami na brzuszku i nosi dwa d�ugie, zabawne pi�rka na g�owie. Przez ca�� jesie� i zim� w piwnicy z jab�kami mieszkaj� piruski, stworzonka okr�g�e i zawsze weso�e. W lecie przebywaj� na drzewach w sadzie i nierzadko mo�na z�apa� kt�rego. Kurczy wtedy mocno n�ki i �wietnie jab�ko udaje. Zdarza si� te� cz�sto narwa� koszyk gruszek, odej�� - i po chwili ju� po�owy nie ma! To piru-ski, spostrzeg�szy, �e nikt na nie nie patrzy, uciek�y z koszyka do piwnicy albo do sadu. W fortepianie znowu rozmna�aj� si� ch�tnie ma�e i szkodne klawiki, kt�re bardzo cz�sto niszcz� struny. Klawik posiada z�by tylko w g�rnej szcz�ce, g�osu nie ma, ale tr�ca n�k� w �mieszny rodzaj ogonka i brz�czy cienko jak �wierszcz. W skrzynce z w�glem mieszka� czarny jak sam w�giel, twardy i swarliwy smolik. Nawet du�a beczka na wod� mia�a towarzy- sza, kt�ry rozwesela� jej ja�ow�, wodnist� samotno��. Nazywa� si� troch� cudacznie i z cudzoziemska: akwadon, ale by� ruchliwy i uprzejmy. (Akwadon beczkowy jest kuzynem akwadona miejskiego, �yj�cego w wodoci�gach. Ale tamtemu przebywanie w mie�cie popsu�o charakter: jest z�o�liwy, pluje wod�, a czasami nawet nieostro�nych gryzie.) Najwi�cej bodaj k�opotu i troski przyczynia�y Kacperkowi chytre kanapony, kt�re w swej niepohamowanej ��dzy gromadzenia dobytku �ci�ga�y do wn�trza kanap wszystko, co si� da�o. S� to niezno�ne stworzonka, kt�rych wsz�dzie pe�no. O ich obecno�ci w domu �atwo si� przekona�, wsun�wszy g��boko r�k� w .; obite boki kanapy. Je�li znajdzie si� tam szpilki, karty, no�yczki, naparstek, o��wki, nici, listy lub inne przedmioty, od razu mo�na powiedzie�, �e mieszka tutaj kanapon. Si�� praw dawnych skrzat jest prze�o�onym tych drobniutkich domownik�w, kt�rych po�owy nawet nie wyliczam. Dlatego w�a�nie ma maru, kolczyk czarodziejski. Mimo to jednak ile� pracy kosztuje utrzymanie �adu w�r�d tej niesfornej gromady! Tote� przez ca�� dob� kr��y� Kacperek w nieustannym ruchu; kilkakrotnie w ci�gu nocy zagl�da� do ka�dego pokoju, sprawdzaj�c porz�dek i spok�j. Tylko do dziecinnego m�g� zachodzi� rzadziej, bo tam opieka jego nie by�a potrzebna: gdy wiecz�r si� 13 I ?*^^^ i�_� zbli�a�, Anio� Str� zasiada� mi�dzy ��eczkami i nic ju� z�ego si� tam sta� nie mog�o. Anio� Str� Julka nazywa� si� Majala, by� mocny, m�dry i czujny; Tadziowy za� by� marzycielski i zamy�lony, a nazywa� si� Tanema. Bo i anio�y maj� swoje imiona, s�odkie i mi�e jak nazwania kwiat�w. W dzie� obaj �liczni Bo�y s�u�kowie mieli a� nazbyt 14 wiele zaj�cia, goni�c za ch�opcami i strzeg�c ich od lokomobili, od z�ego konia, od spr�chnia�ej k�adki; ale w nocy, gdy ��eczka, blisko do siebie zsuni�te, mo�na by�o �atwo jednym skrzyd�em okry�, zmienia�y si� anio�y codziennie: jeden czuwa�, drugi do nieba lecia� po nowiny. Ludzie mieszkaj�cy w G�rkach zaznajomili si� pr�dko i pogodzili z Kacperkiem. Ju� nie budzi� nikogo stukot jego ma�ego m�oteczka, kt�rym starannie opukiwa� �ciany, ani cz�apanie filcowych, zadartych ku g�rze trzewiczk�w. Przesta�y niepokoi� drobne, zabiegliwe kroczki, d���ce po trz�s�cych schodach w g�r� albo na d�, skrzypienie drzwiami lub suwanie sprz�t�w; a zdarzy�o si� nawet kiedy�, �e Kacperek swoj� czerwon� latark� �wieci� pani Marychnie, gdy po kolacji sz�a na strych z mlekiem dla koci�t. 15 Kiedy zm�czony, ale nie zgn�biony robot� swoj�, podciepek czu�, �e w jego pa�stwie wszystko idzie jak nale�y, zak�ada� w ty� r�ce i szed� do pokoju, gdzie starsza pani prz�d�a we�n� na kilimy. Hop! - przysiada� Kacperek na wierzchu k�dzieli - ko�owrotek skrzypia� z lekka pod niespodzianym ci�arem, on za� z zaj�ciem przygl�da� si� z g�ry robocie. Drobne, pracowite r�ce kobiety ci�gn�y ni� d�ug�, nieprzerwan�; bia�a k�dziel l�ni�a w s�o�cu jak srebro; srebrne w�osy bieli�y si� w s�o�cu jak k�dziel, a ko�owrotek furcza� miarowo, rytmicznie. Potem bia�e k��by we�ny, ufar-bowane w przer�ne kolory, sz�y barwn� t�cz� na warsztat i drobne, m�dre r�ce uk�ada�y z nich przecudne wzory. Zamiast ko�owrotka warsztat stuka�: buch! buch! buch!, a kwiaty i li�cie ros�y w oczach jakby za zakl�ciem. Kacperek patrzy� z szacunkiem i nie by�by sobie pozwoli� na najmniejszy figiel. Nigdy nie starga� osnowy ani nie pomiesza� k��bk�w. Bo poza tym lubi� figle, b�d�c z przyrodzenia psotnym. Gdy nadchodzi�y ciemne, d�d�yste noce, rozp�akane deszczem lub bucz�ce halnym wiatrem, stary dom przytula� nieprzebrane mn�stwo istot, z kt�rych wiele nie wiedzia�o o sobie wzajemnie, cho� ka�de si� czu�o u siebie. Spali twardo ludzie, odpoczywaj�c po trudach dnia; sny ich by�y mocne, ha�a�liwe, pe�ne zwyk�ych u ludzi sprzeczno�ci. Spa�y zwierz�ta dobre, psy i koty, uczciwe, przyjazne, ufnie w opiek� cz�owieka si� oddaj�ce. Przeci�ga�y si�, zbieraj�c do nocnej w�dr�wki, myszy pod pod�og�, �asiczki, nietoperze, �my nocne na strychu i �aby w piwnicy. Mi�dzy nimi swobodnie kr��y�y niestworki i kanapony, klawiki, szczypiorki, smoliki, igi-igi, kluczki, akwadony, piruski... Ale na 16 titffmttiitfminiu Niezbyt daleko od G�rek, za zielonym wzg�rzem Bucz�, za ko�cio�em i polami' wznosi�a si� g�ra, zwana Rzybrzyczk�. Od dawna i s�usznie g�ra ta mia�a z�� s�aw�. Nie by�a wysoka i z wierzcho�ka bliskich g�r, Cisowej albo R�wnicy, wygl�da�a w dzie� niby przysadzisty, ciemny kopiec, a w nocy z�o�liwa, kr�pa czarownica. Nieprzenikniony, jednostajny las jod�owy, bardzo czarny i spl�tany, porasta� jej zbocza, a w lesie tym nie otwiera�o si� ku s�o�cu �adne okno, �adna najmniejsza polana. St�d na Rzybrzy-czce by�o zawsze ciemno, nawet w s�oneczne lipcowe po�udnie. Grunt stanowi�y tu granitowe g�azy, poro�ni�te rzadkim mchem, na kt�rym nic nigdy nie ros�o pr�cz grzyb�w truj�cych. Na samym szczycie, pod wielkim kamieniem, zakopane by�y skarby, porzucone tam przed laty. Prawdopodobnie zostawili je zb�jcy, kt�rych niegdy� wielu bywa�o w �l�skich g�rach. Nosili czerwone spodnie i b�yszcz�ce pasy; przebiegali chy�ymi nogami wszystkie g�ry, od �ysej po Jab�onk�w i Czantori�, napadaj�c na kupc�w, kt�rzy z wozami pe�nymi towaru jechali od W�gier do Polski. Potem zagrabione z�oto, wino, futra i drogie kamienie chowali w g�rach do podzia�u i szli na now� wypraw�. Najwi�ksz� kryj�wk�-jaskini� mieli na wysokiej g�rze ko�o Bielska, a wywierci� j� kiedy� w skale jeden zb�j, Klimczok, taki s�awny, �e ca�a ta g�ra dot�d nazywa si� Klimczokiem. 18 Ale to jedno schowanie im nie wystarcza�o - mieli wi�c jeszcze: na Rzybrzyczce, na Lipowej i na innych g�rach. Ot� raz schowali zb�je na Rzybrzyczce swoje skarby i nie zabrali ich wcale. Mo�e wygin�li wszyscy w jakiej� walce, mo�e si� wybili wzajemnie, pok��ciwszy przy podziale, jak nieraz bywa�o - do�� �e przepadli i �lad po nich zagin��, a z�oto, nikomu nie znane i niepotrzebne, zosta�o. Odwiecznym prawem �le zdobytych skarb�w zasiad� przy nich ma�y z�o�liwy szatanek le�ny imieniem Sato i pilnowa� czujnie. Raz w roku musia� odsuwa� kamie� zatykaj�cy jaskini� i przez jedn� jedyn� godzin� bary�ki na po�y spr�chnia�e, pe�ne b�yszcz�cych dukat�w, zbutwia�e, drogie niegdy� ubiory, bogate zapi�cia i z�ote �a�cuchy migota�y w�r�d ciemno�ci. Ktokolwiek nadszed�by wtedy, m�g�by je wzi�� bez �adnej przeszkody. Ale nie nadchodzi� nigdy nikt i po godzinie ci�ki g�az zapada�, a Sato ze z�o�liwym �miechem zasiada� na nim na nowy, d�ugi rok. Tak nieu�ytecznie le�a�o to z�oto i pewno d�ugie wieki jeszcze le�e� b�dzie. Skutkiem usilnych stara� z�o�liwego Sata ka�dy, kto szed� na Rzybrzyczk�, b��dzi�- a� nauczyli si� ludzie omija� z daleka t� g�r�. Jak by�o nie b��dzi�, gdy nieprzeliczone, jednakowe �cie�ki wi�y si� mi�dzy drzewami drobne, spl�tane, nie wiod�ce nigdzie. By�y one wydeptane przed dawnymi laty przez poszukiwaczy skarb�w, przez drwali i owce. Kto wszed� w zawi�y, ciemny ich labirynt, kr��y� bez ko�ca po zboczach z�ej g�ry, a�, znu�ony, po wielu godzinach wraca� w to miejsce, sk�d wyszed�. Wi�c te� nie chodzi� tam nikt i Sato siedzia� sam, pilnuj�c swego z�ota. Z nud�w i wrodzonej z�o�liwo�ci dokucza� zwierz�tom i ptakom, a� powoli wszystkie sarny, lisy, zaj�ce, wiewi�rki, je�e, kuny, borsuki, ba�anty, kuku�ki, zi�by, sikory, dzi�cio�y, trznadle, nawet najzwyklejsze kumoszki: gadatliwe a niezno�ne wrony i sroki opu�ci�y Rzybrzyczk�, przenosz�c si� do innych las�w okolicznych. Na ich miejsce za� ze wszystkich szczyt�w poschodzi�y si� ma�e, nie zawsze dobre le�ne stworki. Przyci�ga�o ich odludzie i z�oto pod g�azem, b�yskaj�ce przez szczeliny migotliwym �wiat�em. W bladym kr�gu tego �wiat�a zbiera�y si� one wszystkie: chichotek drzewny i straszny sowotw�r, kt�ry piskl�ta z gniazd rzuca na kamienie; na poz�r senny awilo, z martwymi oczami, godzinami tkwi�cy bez ruchu na podgi�tych nogach, jak w�� czaruj�cy wzrokiem m�ode zaj�czki i ptaszki; szarozielony, �usko-waty �ernik, co o nowiu wy�azi na ska�y i tam jak �aba rechoce; 19 wstr�tny opryskliwiec, ci�ki jednoro�ec, zwany te� ikoro, i niema�o innych. Mimo tego towarzystwa Sato nudzi� si� �miertelnie i z nud�w nie wiedzia�, co robi�. Wygryza� w�asne racice w ozdobne z�bki, wi�za� w�ze�ki na swym d�ugim ogonie i zam�cza� biedne, l�kliwe pieczarki. Drobny lud pieczark�w mieszka� w zb�jeckiej jaskini pod g�azem i nieustannie musia� tam przek�ada� z�oto, ustawiaj�c b�yszcz�ce dukaty w piramidy, w sto�ki, w czworoboki, w walce. J51 Zaledwie sko�czy�y sw� prac�, Sato przewraca� j� jednym kopni�ciem i pieczarki musia�y zaczyna� na nowo. Sato, ziewaj�c, spogl�da� na ich cierpliwe wysi�ki i przeklina� los, kt�ry zwi�za� go z pieczarkami, z g�azem, z ciemn� g�r� i skarbem, po kt�ry nikt si� nie kwapi�. Bodaj to by� skrzatem! Byle skrzat, co starej cha�upy pilnuje, ma talizman maru - mo�e sobie chodzi� i robi�, co chce, podczas gdy on, Sato, siedzi jak niewolnik! Maj�c maru, m�g�by skarbu swego pilnowa�, a r�wnocze�nie buja� po �wiecie i robi� wszystko z�o, jakie by zechcia�. Ale dlatego w�a�nie nie mia� maru. Si�a z�a bowiem jest ograniczona, gdy si�a dobra ogranicze� nie ma. Tak wi�c wszystkie spokojne i dobre zwierz�ta uciek�y dawno z Rzybrzyczki - pozosta�a na niej tylko jedna sowa. Sowa jest ptakiem z�o�liwym, stoj�cym na pograniczu zwierz�t i niestwor�w. Lata tak cicho, �e nikt jej nie s�yszy; zna przysz�o��, bo jej ��te oczy patrz� daleko - w to, co b�dzie. Cieszy si�, gdy mo�e zahuka� z�owrogo na kogo� samotnie jad�cego noc�: - �mier� na ciebie czeka! Strze� si�, strze�, cz�owieku! I �mieje si� potem: ; - Hu, hu, huuu... Sowa jest niedobra. Dlatego ona jedna nie uciek�a ze z�ej g�ry, a Sato ch�tnie z ni� rozmawia�. By�a sprytniejsza ni� chichotek lub sowotw�r, rozmowniejsza ni� zapatrzony i senny awilo, ru-chliwsza ni� ci�ki, prze�uwaj�cy cuchn�ce grzyby ikoro. Co dzie� wieczorem, o wp� do dziesi�tej latem, a o �smej zim�, wylatywa�a w �wiat na swych mi�kkich, czarodziejskich skrzyd�ach, kt�re nie czyni�y �adnego szelestu,.a powraca�a nad ranem, przynosz�c z�emu duchowi najrozmaitsze nowiny. Lata�a do G�rek, do Lipowca, nawet do Skoczowa, za Wis�� i w g�ry. Po drodze chwyta�a i zjada�a ma�e, �liczne ptaszki, �pi�ce bezpiecznie w swych gniazdkach. By�a zuchwa�a i nieraz do rana prawie przebywa�a blisko dom�w, pods�uchuj�c, co m�wi� ludzie budz�cy si� ze snu. Ot� zdarzy�o si� jednego razu, �e wtulona w ciemn� szpar� pod dachem, pods�uchuj�ca chciwie, o czym szepcz� wr�ble w rynnie, nie zauwa�y�a, �e ju� �wit nadchodzi. Mocnymi pazurami uczepiona muru, wyt�a�a uszy, gdy sto ptaszk�w krzykn�o naraz woko�o, �e ju� dzie�! Obejrza�a si� zdumiona i wrzasn�a dziko. 21 MUSU MU3TEKA FILIA Nr a Uoo Zza G�ry Baraniej wychodzi�o z�ote s�o�ce, jasne, wielkie, nie�miertelne, najpi�kniejszy ze wszystkich tw�r Bo�y. Ptaszki krzycza�y co si� w gardzio�kach, zadr�a�y z rado�ci wszystkie drzewa w sadzie, brz�kn�y szumnie pszczo�y, rozb�ys� w u�miechu stary dach zwil�ony ros�. Jedna tylko sowa trz�s�a si� ze strachu, bo ten dziwny i nieszcz�liwy ptak boi si� �wiat�a i s�o�ca jak zbrodniarz. Wi�c zacisn�wszy mocno oczy, chcia�a polecie� na o�lep do lasu, ale uderzy�a g�ow� o pie� drzewa i, przera�ona przeszkod�, spojrza�a... Z�ote, gor�ce promienie zala�y jej ��te, przebieg�e �renice. Wrzasn�a znowu jak z nag�ego b�lu i spad�a'na ziemi�, kul�c g�ow� w traw�. Tam le�a�a kawa� czasu, a� zobaczy� j� buhajek Hugo i zawo�a� swego brata, roztropnego Horacego - sowa bowiem spad�a na ich wsp�lne pastwisko. Obaj bracia mieli blisko p�tora roku, ale nigdy jeszcze nie widzieli sowy. Stan�li zafrasowani nad stworzeniem z koci� g�ow�, my�l�c, co to by� mo�e. Mieli za� zwyczaj, �e my�leli zawsze ogromnie powoli. Stali wi�c d�ugo, a� Hugo podni�s� pysk do g�ry i k�opotliwie zarycza�: - My�l� i my�l�, i nic wymy�li� nie mog�! To nie jest trawa, to nie jest ptak, to nie jest pies ani ko�. Jestem zupe�nie pewny, �e to nie jest cz�owiek. C� to jest, bracie Horacy? - To nie jest ptak ani pies, ani ko�, ani na pewno nie jest cz�owiek - powt�rzy� Horacy, tr�c �eb w zamy�leniu. - To ma pi�ra i kr�ci g�ow�, a ta g�owa nie jest podobna do niczego, co widzia�em. Mmm... mmm... Bracie Hugonie, jestem zaniepokojony. Nadesz�a k�apoucha kucka ch�opc�w, Dyzia. Sz�a poma�u, bo cierpia�a na ot�uszczenie serca, ale my�la�a pr�dzej ni� oba buhajki. Zreszt� mia�a przecie� osiem lat i kiedy� nawet podobno wozi�a wod� w Krakowie. Nie mia�a wtedy ot�uszczenia serca, ale nie lubi�a tych czas�w wspomina�. - To jest ptak, sowa - powiedzia�a kr�tko. - Ona lata tylko w nocy. Widzia�am tak� przybit� nad stajni�. Ona zjada ma�e ptaszki. Ma�e ptaszki, je�li j� teraz zobacz�, to j� zadziobi�. - Aoch! - powiedzieli z nat�eniem obaj bracia. - A czy ma�y cz�owiek, Julek, i najmniejszy cz�owiek, Tadzio, kt�rzy w�a�nie tutaj id�, przybij� j� do stajni czy zadziobi�? - Czy ja wiem, co zrobi�? Id� tu ci smarkacze, istotnie - sarkn�a Dyzia. - Znowu mi b�d� wtyka� chleb... Zjem przez grzeczno��, ale ju� patrze� na niego nie rnog�! 22 - Aoch! - szepn�y z oburzeniem byczki. - Chleb jest smaczny, a ona m�wi, �e ju� nie mo�e! - Dyziu! Dyziuchno! - wo�ali ch�opcy, nadbiegaj�c po�r�d trawy. Z daleka miga�y ich podrapane, opalone �ydki. W r�ku trzymali du�y kawa� chleba, wi�c Dyzia skierowa�a w t� stron� spojrzenie 23 niby oboj�tne, w rzeczywisto�ci po��dliwe. Ale nim stan�li przy niej, chleb upad� na ziemi�... - Co to jest?! - krzykn�li obaj. - To sowa! Tadziu! To sowa! Zaniesiemy j� mamusi! - Bardzo �mieszna taka sowa, zanie�my j� pr�dko. Pobiegli zapomniawszy o chlebie. Jednym ruchem d�ugiego, szorstkiego ozora zagarn�� go Horacy i prze�u� ze smakiem. - Parobku! - kwikn�a Dyzia, obracaj�c si� ty�em z w�ciek�o�ci�, gdy Hugo i Horacy odchodzili bez po�piechu, pomrukuj�c z g��bokim zadowoleniem wewn�trznym. M :( I ! W domu zeszli si� wszyscy, by ogl�da� sow�. A by�a ona prze�liczna. Skrzyd�a mia�a pokryte od spodu i z wierzchu puchem srebrnym i mi�kkim jak mg�a. Du�� okr�g�� g�ow� obraca�a dooko�a, jak gdyby osadzon� na �rubie. Wielkie oczy otacza�a poczw�rna kryza z drobno karbowanych pi�rek, obrze�onych czarnym paskiem. W �nie�nej wspania�o�ci kryzy chwia�y si� brunatne rz�sy, delikatne i puszyste niby mech. Ale ukryte w tej puchowej bieli oczy b�yszcza�y zimnym, ��tym �wiat�em, a schowany w pierze dzi�b by� zakrzywiony z�o�liwie. Z pocz�tku oszo�omiona �wiat�em dziennym sowa nie wiedzia�a, co si� dzieje, i bez oporu da�a si� dzieciom zanie�� do domu. Ale w pokoju blask s�o�ca mniej razi�; uchyli�a oczu i zobaczy�a kilkoro r�k ko�o siebie. �Teraz mnie rozerw�, jak ja rozrywa�am szczyg�y - pomy�la�a i w przera�eniu pocz�a bi� dziobem i drapa� straszliwymi pazurami, tak �e musiano j� okr�ci� w gruby r�cznik k�pielowy, z kt�rego stercza�a tylko jej g�owa, z�a i nastroszona. Rozrywa� jej nikt nie my�la�. Ch�opcy ze swoj� mamusi� i cioci� Marychn� zanie�li j� na strych i w�o�yli do du�ego kosza, gdzie mia�a spokojnie czeka� do wieczora. Ten du�y, pusty kosz nie pierwszej sowie s�u�y� za przygodne mieszkanie. Przez kilka tygodni by� sypialni� starego i m�drego je�a, kt�rego, pokaleczonego przez kosiark�, przyniesiono kiedy� z pola. Potem mieszka� tam zaj�c, potem sojka i dwa m�ode wr�ble. Sowa wci�gn�a w siebie mi�y zapach dziczyzny i lasu i odetchn�a swobodniej. Kosz zamkni�to, na strychu zaleg�a zwyczajna cisza. Przez drobne otwory w plecionych �cianach kosza wp�ywa�o 25 dosy� powietrza, ale by�o w nim prawie ciemno. Ptak rozprostowa� si� z ulg� i dziobem g�aska� wygniecione puchy. Oczy chore, zapuch�e od �wiat�a, nabiera�y ponownie blasku i �ywo�ci. Odp�dzaj�c nadchodz�c� senno��, sowa z ciekawo�ci� sroki rozgl�da�a si� przez szpary kosza dooko�a. Strych by� du�y i przestrzenny, zawieszony bia�ymi p�atami bielizny. Dwa weso�ki siedzia�y okrakiem na ma�ym okienku, przekomarzaj�c si� z kotk� Miaulin�, kt�rej przeszkadza�y dosta� si� do koci�t. Ale kotka zgniewana plun�a przez z�by, skoczy�a ponad stworkami i przypad�a do dzieci. Sowa obr�ci�a si� w przeciwn� stron�. Jak�e dziwnie przeb�y-skiwa�o tam co� pod belk�! Jakie� male�kie, b��kitne �wiate�ko, wcale nie ra��ce... I nie wiadomo dlaczego �wiate�ko to zwr�ci�o nagle ca�� baczno�� przebieg�ego ptaka. Kr�g�ym, przenikliwym okiem j�a sowa rozpatrywa� ka�dy szczeg�, wyra�nie widzialny dla niej w ciemno�ciach, a� nagle - pi�ra stan�y jej na grzbiecie z ciekawo�ci: bo oto pod du��, wystaj�c� belk� by�o w�a�nie mieszkanie podciepka Kacperka. W w�skiej szczelinie znajdowa�o si� pos�anie, u�o�one z mi�kkich, barwnych ga�gank�w, kt�re lubuj�cy si� w �ywych kolorach skrzatek gromadzi� sobie przez lata. Niekt�re by�y bardzo, 26 bardzo stare, przeb�yskuj�ce gdzieniegdzie sczernia�� nitk� sp�o-wia�ego z�ota; niekt�re nowe zupe�nie, zebrane w ostatnich tygodniach. Ko�o pos�ania gliniana polepa wy�o�ona by�a srebrnymi papierkami od czekolady, przyci�ni�tymi na rogach r�nobarwnymi kamyczkami i szk�em. Ale blask nie od tego papieru pochodzi�. C� to �wieci�o tak niebiesko po�r�d szmatek? Pora robaczk�w �wi�toja�skich dawno ju� min�a... Czy�by?... Nie, to niemo�liwe. Cokolwiek by to by�o, sowa postanowi�a nie opu�ci� strychu, dop�ki sprawy nie zbada, po czym zasn�a spokojnie, bo ka�da sowa musi spa� w dzie�, chocia�by nie chcia�a. A teraz, kiedy ona �pi, ja powiem wam, co to tak �wieci�o. To �wieci�o mam! Maru, najcenniejszy skarb ka�dego skrzata. Sta�a si� rzecz okropna: maru le�a�o ukryte w pos�aniu, a Kacperek, podejmowany go�cinnie w go��bniku, powiewaj�c du�ym u-chem bez kolczyka, rozs�dza�, ile godzin ma Filon siedzie� na jajach, a ile Laura. A dlaczego tak si� sta�o? Oto Kacperek, cho� by� m�dry i roztropny, sta� si� na staro�� wielkim wygodnickim, a zami�owanie do wygody gubi cz�sto ludzi - i skrzaty te�. Trzysta czterna�cie lat nosi� kolczyk w uchu i dobrze by�o, a teraz nagle zacz�� mu on zawadza�: ucho obci�ga� - cho� to ucho umy�lnie ze wzgl�du na kolczyk by�o du�e i grube jak ucho prosi�cia. To, przegl�daj�c si� w lustrze, zauwa�y�, �e mu broda z tej strony przy��k�a, to w ogrodzie zaczepia� ci�gle kolczykiem o krzaki, do�� �e od czasu do czasu wyjmowa� go i chowa� na dzie� w pos�anie. By� bardzo bezpieczny i pewny, �e w ca�ym domu nie ma nikogo, kto by� si� powa�y� dotkn�� jego skarbu, a z obcych nikt nie m�g� wej�� bez jego wiedzy. Niejednokrotnie ju� to robi� i nic si� nie sta�o.:. Ale teraz przyszed� straszny dzie�, �e obce, ��te, chciwe oczy patrzy�y na p�on�cy b��kitnym blaskiem talizman, a Kacperek, podejmowany suto w go��bniku, siedzia� tam spokojnie i nic nie przeczuwa�. �ciemni�o si� ju� na �wiecie, kiedy ch�opcy, ich mamusia i ich ciocia przyszli ze �wiec� na strych. Sowa dawno ju� nie spa�a, wpatrzona w niebieskie �wiate�ko, do kt�rego chcia�a dosta� si� za wszelk� cen�. By�a ju� prawie pewna, �e to jest maru pod-ciepka; dziwne, tajemnicze maru, o kt�rym wci�� marzy Sato. Porwa� je i zanie�� do Ciemnego Lasu - co za rado��! Co za duma! Przerwa� jej te my�li o�lepiaj�cy blask �wiecy; ci�ki r�cznik spad� na grzbiet. Spowit� wzi�to na r�ce i zaniesiono na otwarte okienko strychowe. Z ciemnej g��bi wion�� szum drzew i ? ' ' ' -? . , : ?* ' ?. 27 pluskot rzeki za ogrodem. G�ry zdawa�y si� srebrne i bardzo dalekie - a wy�ej granatowe niebo skrzy�o si� gwiazdami. - Le�, biedna sowo, do domu! - powiedzia�a ciocia Marychna, stawiaj�c uwolnion� sow� na futrynie. Ptak zawaha� si� chwil�, co robi�, rozwin�� wielkie skrzyd�a, kt�re wyda�y si� srebrne jak te g�ry dalekie, cicho, bez szelestu odlecia� w g��b nocy i znikn�� sprzed oczu patrz�cych. - Ju� jest pewnie w swoim domu - zauwa�y� Tadzio, kiedy schodzili ze schod�w. - O, z pewno�ci�, i cieszy si� bardzo - doda�a jego mamusia, zamykaj�c drzwi starannie. A z�a sowa cieszy�a si� rzeczywi�cie, ale bynajmniej nie by�a w swoim domu. Zatoczy�a wielkie ko�o, �eby oszuka� patrz�cych, i cicho, ostro�nie wr�ci�a na dach. Podsun�a si� do opuszczonego przed chwil� okienka i zacz�a bacznie nas�uchiwa� - a sowa s�yszy wszystko doskonale. Na strychu by�o pusto. Kroki dzieci ju� dawno ucich�y na dole. Nietoperze wszystkie szuka�y kolacji na dworze. Koci�ta spa�y skulone. By�y male�kie, �lepe i t�u�ciutkie, ale sowa nawet nie spojrza�a w ich kierunku. Cicho jak duch wpad�a na strych, ku belce o�wietlonej b��kitnym p�omykiem. Zamkn�a o�lepione oczy, ale je otworzy�a zaraz mimo b�lu i od rado�ci a� zaszumia�o jej w g�owie: maru le�a�o pod szmatk�, bez stra�y niczyjej. Po omacku, na o�lep schwyci�a mocno w dzi�b kolczyk zakl�ty; otworzy�a oczy - blask ju� jej teraz nie razi� i wyfrun�a przez okno, unosz�c z sob� talizman. Kacperku, Kacperku! Nieogl�dny skrzacie! C� si� z tob� teraz stanie? Jedenasta dochodzi�a, kiedy znu�ony i senny Kacperek wraca� na swoje pos�anie. Po d�ugiej wizycie u go��bi zatrzyma� si� w kuchni, gdzie musia� zn�w godzi� spory zapalczywych igi-igi. Igi--igi, istotki w ogniu i iskrach �yj�ce przez kr�ciutk� chwil� - s� nies�ychanie swarliwe, wiecznie si� po�eraj�ce. Nieraz zdumiewa�a Kacperka zapalczywo�� ich ambicji, krwawe boje, kt�re toczy�y z sob� zawzi�cie, mimo �e ich �ycie trwa�o tak kr�tko. Wszak�e nim zd��y�y zwalczy� si� wzajemnie, zrzuci� jednego wodza lub obra� drugiego - ju� gin�y rozwiane w dym albo rozsypane w popi�. Te, kt�re zacz�y walk�, dawno ju� znik�y, a m�ode igi-igi, �wie�o narodzone, rzuca�y si� skwapliwie do boju, nie pojmuj�c naprawd�, o co chodzi, po czym gin�y z kolei, a przychodzi�y najm�odsze - i tak trwa�y walki ca�ymi pokoleniami, cho� �aden z walcz�cych nie wiedzia�, o co si� w�a�ciwie bije. Kacperek nie mia� zwyczaju miesza� si� w te sprawy, o ile igi-igi za�atwia�y swe spory u siebie i nie wydmuchiwa�y k��b�w aymu na �rodek kuchni czy pokoju; tylko wtedy wyst�powa�, ale ju� stanowczo. Wym�g�szy na igi-igi minutowy rozejm, zjad� smaczn� wieczerz� i siedzia� rozmarzony przed ciep�ym piecem kuchennym, patrz�c na zabawne skoki smolik�w w pace z w�glami. Wielki pies Rolf, p�owy jak lew i jak lew mocny, spuszczony na noc z �a�cucha przyszed� do kuchni po wieczerz� i powa�nie le�a� przed ogniem. Czu� swoj� warto�� nieustraszonego, wiernego str�a obej�cia i reszta ps�w, kanapowe wycirusy, obchodzi�a go z daleka z szacunkiem. Wstydzi�o je w�asne darmozjadztwo wobec tego twardego robotnika o szorstkiej i sp�owia�ej sier�ci. Kacperek usiad� mi�dzy jego �apami i zamy�lili si� obaj, patrz�c na gasn�cy ogie�... W k�cie kuchni Kasia kucharka me��a dobr�, 29 pachn�c� kaw� na jutrzejsze �niadanie, a Frania, pomywaj�c, �piewa�a p�g�osem. Dobrze by�o... Kacperek zasn�� tak mocno, �e kiedy si� ockn��, woko�o by�o ju� ciemno. Dziewcz�ta spa�y, Rolf trzyma� wart� conocn� na dworze. Podciepek z niezadowoleniem podni�s� sw� latark� i z wolna poszed� na g�r�. �Jestem tak zaspany - pomy�la� na strychu - �e nie mog� trafi� do swego pos�ania." Nie widzia� bowiem nigdzie niebieskiego �wiate�ka spod belki. Skierowa� si� w prawo, to znowu w lewo, schyla� lub przekrzywia� g�ow� - ale nie �wieci�o nic. Wi�c ogromnie zadziwiony, �wiec�c male�k� latark�, obchodzi� strych dooko�a, a� dotar� do swego mieszkanka. Przetar� oczy i os�upia�y siad� na polepie przykrytej srebrnym papierkiem od czekolady. Dlaczego maru nie �wieci? Dr��cymi 30 ze wzruszenia r�kami zacz�� rozgarnia� ga�ganki i nagle a� spot-nia� ca�y, a w�osy zje�y�y mu si� ze strachu na g�owie. My wiemy ju� wszyscy dlaczego: oto talizmanu, kolczyka maru, skarbu najdro�szego - nie by�o! Nie by�o! Nie by�o! Nie by�o! Darmo przera�ony podciepek przerzuci� ca�e pos�anie, darmo je roztrz�sa� i bada�. Kolczyka nie by�o. Zabra� go kto� - nie wiadomo kto i dok�d. Bezw�adny i przera�ony skrzat usiad� na pod�odze w�r�d porozrzucanych szmat, na pr�no staraj�c si� zebra� oszala�e my�li. Kto zabra� talizman? Kto� z domowych?... Chyba dla g�upiego �artu! Kto� z obcych?... Nikogo przecie� obcego nie by�o! - 0 maru! Maru! - Kacperek zawy� bole�nie i ogarni�ty strasznym �alem zacz�� wyrywa� sobie w�osy z brody, a� rzadkie, siwe k�aczki lecia�y na ziemi�. W zamku ci�kich drzwi strychowych bystre oko ma�ego kluczka spogl�da�o na t� rozpacz ze zdziwieniem. - S�uchaj, bracie! - zawo�a�, zobaczywszy go, Kacperek. - Kto chodzi� dzisiaj na strychu? Kluczyk przysiad� wygodnie, by zebra� my�li, kt�re u tego rodzaju stworze� nie skupiaj� si� w m�zgu, ale s� rozproszone po ca�ym ciele. - Nikt - rzek� w ko�cu, bo by� stary i mia� kr�tk� pami��. - Nie mo�e by�! Musia�a chodzi� kotka. - Kotka chodzi zawsze przez okno - odpowiedzia� kluczek. -Ale... poczekaj no troch�: je�eli si� nie myl�, chodzili tam jacy� ludzie... - Ludzie? Kt�rzy?! - Chodzili ch�opcy mali i obie kobiety, kt�re czu� zawsze psem i czekolad�... Razem byli rano i zeszli, byli wieczorem i tak�e zeszli. - To nie oni - westchn�� skrzat. - Nikogo wi�cej nie by�o? Na pewno? - Nikogo a nikogo - uroczy�cie odpar� ura�ony kluczek, a Kacperek zawr�ciwszy j�� bada� ponownie ka�dy k�tek strychu. Wsuwa� si� pod belki i zagl�da� w szpary. Obudzi� wszystkie myszy, zwo�a� wszystkie nietoperze, zmusi� do rozmowy u�pione w swoich gniazdach osy, wywo�a� �asiczk�, przes�uchiwa� d�ugo sk�rki, szczypawki, paj�ki... Z oczu wypytywanych zwierz�t patrzy�o szczere zdziwienie. Nie, na pewno �adne z nich nie widzia�o ani nie rusza�o maru. Nie by�oby ruszy�o za nic! 31 Kacperek wiedzia�, �e zwierz�ta nigdy nie k�ami�, i strapienie jego ros�o. B��dnym krokiem zszed� ze schod�w, a za nim pFzez ca�y dom lecia�a piorunuj�ca wie��, �e skrzat zgubi� maru. Jedne stworki i rjiestworki podawa�y j� drugim. Paj�ki z g�ry paj�kom z do�u, myszy ze strychu myszom spod pod�ogi, kluczek jeden wo�a� do kluczka drugiego: - Halo! Halo! Nasz skrzat zgubi� maru!... - Nie mo�e by�! - odpowiada� tamten i wo�a� co pr�dzej: �Halo!" do trzeciego. Kacperek s�ysza� to wszystko i wstyd razem z bole�ci� zalewa� mu dusz� zn�kan�. �Jednak�e tu musia�o by� obce stworzenie" - pomy�la�, gdy nast�pnego dnia o �wicie siedzia� na rozrzuconym pos�aniu, niepodobny do �adnego �ywego stworzenia, a c� dopiero do skrzata z porz�dnego domu! Ubranie by�o pe�ne kurzu i paj�czyn, twarz i r�ce powalane sadz�, oczy czerwone od �ez, w�osy wyrwane z rozpaczy niemal do szcz�tu. Kto� obcy by�- ale kto?! Po raz setny zacz�� obchodzi� dooko�a strych. A nu� wszystko to by�o z�ym, okropnym snem - i maru, najdro�sze, ukochane maru zab�y�nie ku niemu weso�o spod belki... Ale nic nie b�yszcza�o opr�cz �ez, kt�re wolno kapa�y z oczu biednego, starego Kacperka i �wieci�y chwil�, zanim wsi�k�y w polep�. W w�dr�wce swojej skrzat napotka� kosz, zwany Przytuli-skiem. Zawarto�� jego przejrza� poprzedniego wieczoru i nic w nim nie znalaz�; kosz pachnia� je�em, zaj�cem, sojk� i m�odymi, nieporz�danymi wr�blami. Jednak�e Kacperkowi wyda�o si� teraz, �e czuje jeszcze nowy, obcy zapach. Wdrapa� si� do wn�trza i wci�gn�� g��boko powietrze. Jaka� wo� �askota�a jego stare nozdrza, wo� ledwie uchwytna, kt�rej nazwa� nie potrafi�. Kacperek pobieg� wi�c pr�dko do Bekasa. - Na strych?! - zawo�a� Bekas. - P�jd�, owszem - i mlasn�� ochoczo j�zykiem. - Nie jest �adnie wypija� mleko kotom - zauwa�y� �agodnie Kacperek - ale tym razem udam, �e nie widz�, by�e� mi w biedzie dopom�g�. Jeste� Wielki �owczy i nikt w ca�ym domu nie ma nosa, kt�ry w doskona�o�ci m�g�by si� z twoim por�wna�... Powiedz mi, kto siedzia� ostatni w tym koszu? 3 - K�opoty Kacperka 33 Bekas obszed� kosz dooko�a, odmuchuj�c szpary, a skrzat z nat�eniem �ledzi� jego ruchy. Potem wy�e� wszed� do �rodka podrzuci� nosem siano, wyskoczy� i usiad�szy zamy�li� si�, starannie drapi�c lewe ucho. -I co? - By� tu wczoraj ptak. Ptak bardzo �mierdz�cy. A� wierci w nosie. Jest pierze i jego gn�j. Ptak, kt�ry jada mi�so. By� niedawno - rzek� m�dry znawca stanowczo i pobieg�, gdzie sta�a zwykle miska kot�w. - Ptak? Ale jaki? - Ptak du�y i �mierdz�cy. C� wi�cej mog� wiedzie�? - odpar� wy�e� opryskliwie, bo w misce nic jeszcze nie by�o. - Ani kuropatwa, ani przepi�rka, ani ba�ant, ani dzika kaczka. A reszta co mnie obchodzi? - doda� wychodz�c ze strychu. Zatem by� tutaj ptak obcy i drapie�ny (bo tylko drapie�ne ptaki jedz� mi�so) - a on, Kacperek, nic o tym nie wiedzia�! �adnie pilnowa� domu - nie ma co! Nikt inny, tylko ten ptak tajemniczy 34 musia� go ograbi� z najdro�szego skarbu. Ale kim by� ten przekl�ty rabu�, sk�d si� tu dosta� i dok�d polecia�? Wdrapa� si� do kosza i wyszuka� pierze, o kt�rym m�wi� mu Bekas. Ach, naturalnie, to nie mog�o by� pierze ani sojki, ani wr�bla. By�o du�e, puszyste, srebrnego koloru. Kacperek wzi�� je ostro�nie i poszed� wypytywa� wszystkich domownik�w, czy nie wiedz�, do kogo mog�oby nale�e�. Pyta� ps�w, indyk�w, kur, ca�ego drobiu, pyta� starych kotek, Mamaszy i Miauliny, kt�re przecie� dobrze zna�y si� na pierzu, pyta� myszy i szczur�w - a� na koniec gruba, kara, wszystkowiedz�ca klacz Marta obw�-cha�a pierze, prychn�a i rzek�a: - To jest pierze bia�ej sowy, kochany Kacperku. Bia�e sowy mieszkaj� w lesie pod Rzybrzyczk�. Niedawno Francek trzyma� podobn� za pazuch�... Pop�d� no mi, prosz�, mojego �rebaka, bo ci�gle z ty�u zostaje. - Bia�a sowa by�a wczoraj na pastwisku i zabrali j� do domu -bekn�a koza Hojdysz�w. Na podciepku sk�ra �cierp�a. - Pop�d� mojego �rebaka - dopomina�a si� Marta.' Kacperek cisn�� grudk� ziemi w szczud�owaty zad �rebi�cia, a potem usiad� na trawie i rozp�aka� si� jak b�br. Sowa lecia�a z kolczykiem mocno zaci�ni�tym w dziobie; huka�aby z rado�ci, gdyby mog�a. Nios�a maru, nies�ychany, cudowny talizman! Jak wspaniale nagrodzi j� za taki dar Sato! Zawczasu uk�ada�a sobie w g�owie, crego b�dzie ��da�. �T�uste myszy niechby przychodzi�y same ka�dego wieczoru pod drzewo... Co najwi�ksze ptaszki b�d� musia�y siada� codziennie na najbli�szych krzakach... B�d� gruba, zawsze najedzona, nic nie b�d� robi�... - my�la�a. - Na g�owie chcia�abym mie� ��te i zielone pi�rka... Na brzuszku nie�le wygl�da�yby czerwone kropki... B�d� du�o pi�kniejsza ni� papuga, kt�r� ni�s� od Skoczowa cz�owiek z graj�cym pude�kiem... Chcia�abym mie� jeszcze ogon pawia... a mo�e lepiej ba�anta?... Jak�e cudowna by�aby sowa z brzuchem papugi, a ogonem pawia i ba�anta razem!... Ka�dy b�dzie m�wi�: �C� to za prze�liczna sowa! Sk�d przysz�a ta pi�kna sowa?...� Chc� jeszcze widzie� r�wnie dobrze w dzie�, jak w nocy... Chc� mie� gniazdo wys�ane mi�kkim futrem kreta... a mo�e lepiej �asicy?... Chc� mie� piecyk do wygrzewania jaj; nie b�d� potrzebowa�a wysiadywa� ich sama... I co jeszcze bym chcia�a? O, bo Sato da mi wszystko, wszystko, czego tylko zapragn�..." Ju� by�a w lesie i kierowa�a si� nieomylnie w�r�d ciemno�ci w stron� ogromnego g�azu. Spod kamienia, przez szpary, przeb�y-skiwa�o niepewne �wiat�o pr�chna, przy kt�rym biedne pieczarki musia�y niestrudzenie przek�ada� i liczy� dukaty. Na wierzchu kamienia Sato sta� na r�kach, wyci�gaj�c do g�ry ogon i pr�buj�c, czy uda mu si� dosta� nim do ga��zi, czy nie. Nie by�a to postawa odpowiednia dla gro�nego stra�nika z�ych skarb�w, ale Sato z nud�w nie wiedzia� ju�, co wymy�li�. Na widok sowy twarz mu si� skrzywi�a, siad� na ogonie i krzykn�� gniewnie: -Gdzie by�a�? Nie pokaza�a� si�, ko�tuniasta, zachryp�a kumoszko, od przedwczoraj... Co to znaczy?! Sowa nic nie m�wi�c przypad�a mu do n�g, bij�c pok�ony bezszelestnymi skrzyd�ami. - Jeste� wielki, jeste� pi�kny, jeste� mocny i pot�ny, Sato! -rzek�a, ostro�nie z�o�ywszy przed sob� skradziony talizman. - Jestem istotnie pi�kny i pot�ny - mrukn�� szatanek, na wp� tylko uspokojony pochlebstwem - ale ty jeste� obrzydliwym, g�upim ptakiem. Jeste� g�upsza od wrony, g�upsza od kawki i sojki... Od sojki nawet jeste� g�upsza - s�yszysz, sowo? Sowa nieczu�a by�a na zniewagi. - Jeste� wielki i pi�kny, o Sato - podj�a - ale musisz siedzie� 36 nieruchomo przy ��tych kr��kach, kt�rych po��daj� ludzie. Musisz pilnowa� ��tych kr��k�w i nie mo�esz nigdzie odej��. Pod-ciepek Kacperek z domu w Wielkich G�rkach mo�e chodzi�, gdzie chce, wiedzie�, co chce, i by� naraz w czterech miejscach... - Milcz, wrzaskliwa sroko! - wrzasn�� rozw�cieczony Sato. -Podciepek Kacperek ma maru! - Podciepek Kacperek nie ma ju� maru! - hukn�a triumfalnie sowa, wytrzeszczaj�c oczy, kt�re zrobi�y si� teraz zielone. - Maru podciepka le�y tutaj, przy twoim ogonie, o Sato... - Maru podciepka tutaj?... Co ty pleciesz? - Nie plot�, o panie! Ukrad�am je na strychu, gdzie le�a�o pozostawione przez starego, niedo��nego skrzata. Porwa�am je i przynios�am. Oto ono - doda�a, dziobem podaj�c kolczyk zdumionemu Sacie. - Oszukujesz mnie! - krzykn��. - Maru powinno �wieci�! - �wieci�o si�, panie, pod belk�, a� oczy mi puch�y od blasku... 37 i - Czemu� teraz nie �wieci? - zapyta� nieufnie, bior�c do r�ki talizman. - Sama nie wiem, czemu przygas�o w chwili, gdy bra�am je w dzi�b... Niemniej jest to prawdziwe maru podciepka Kacper-ka... - Maru powinno �wieci� i powinno by� na nim wyryte czarodziejskie s�owo: Miku-fiku-fiku-miku... - mrucza� Sato, ogl�daj�c ze wszystkich stron klejnot. - �wiat�a!! - wrzasn�� w d� pod kamie�. Jeden z pieczark�w wyskoczy� co pr�dzej, nios�c w zm�czonej �apce drzazg� �wiec�cego pr�chna. - We� od niego i �wie�! - rozkaza� Sato sowie. - A ty precz! Pieczarek znikn��, sowa za�, krzywi�c si� niemi�osiernie, podesz�a z male�kim �uczywkiem. Na dziwnym, zielonawym z�ocie talizmanu majaczy�y jakie� litery. - Miku-fiku... fiku-miku... - przesylabizowa� z trudem Sato. -Tak, to ono... Sowa upu�ci�a pr�chno i strzepn�a rado�nie skrzyd�ami. - Tak, to jest maru - powt�rzy� Sato, dygoc�c ca�y z wra�enia. - Nie �wieci wprawdzie, ale niew�tpliwie jest to maru podciepka Kacperka, teraz za� moje!... O, odda�a� mi wielk� przys�ug�, m�dra, bia�a sowo! Nagrodz� ci� po kr�lewsku. B�dziemy panowa� oboje nad t� okolic�... Dam ci, co zechcesz... - Chcia�abym mie� tylko zielon� g�ow� papugi, ogon pawia i ba�anta razem, brzuszek kropkowany czerwono, piecyk do wygrzewania jaj i widzie� w dzie�, jak i w nocy... - rzek�a skromnie sowa, dr��c z uszcz�liwienia. 38 - B�d� biega� po ca�ym lesie, a r�wnocze�nie widzia� wszystko, CO si� dzieje pod kamieniem; b�d� dusi� m�ode wiewi�rki i ptaki; b�d� si� chowa� pod k�adk� i ludzi �ci�ga� do wody za nogi - cieszy� si� Sato, kr�c�c swym gi�tkim ogonem. - Chcia�abym tak�e, �eby t�uste myszy same przychodzi�y mi pod drzewo, �eby ma�e, mi�kkie ptaszki siada�y na mym drzewie... Chcia�abym mie� dziupl� wys�an� futerkiem - przypomina�a sobie jeszcze sowa. - B�d� w gospodzie pi� piwo; b�d� namawia� gazd�w do bitki przy w�dce... B�d� krowom wypija� doskona�e mleko; b�d� straszy� dziewcz�ta, p�jd� a� do G�rek, do domu, i wezm� sobie stamt�d skrzata na pacho�ka- radowa� si� Sato, podskakuj�c na kamieniu. - Chcia�abym by� zawsze gruba i najedzona i chcia�abym, �eby wszyscy strasznie si� mnie bali - dopomina�a si� sowa. - B�d� sp�dza� na g�r� wszystkie sarny i zaj�ce, kt�re st�d uciek�y; b�d� je goni� i �apa�... B�d� ludzi naprowadza� do skarbu i skarb pokazywa�, a potem przyt�ocz� ich kamieniem i zadusz�! -wykrzykiwa� w uniesieniu Sato. - Rano ju�! - j�kn�a sowa. - Musz� si� schowa�. Kiedy mi dasz oczy nie l�kaj�ce si� blasku, o wielki m�j panie? - Dzi� wiecz�r - rzek� Sato z powag�. - Zaraz przek�uj� sobie ucho i za�o�� maru; przez dzie� wypr�buj� je i naucz� si� z nim obchodzi�. Wieczorem spe�ni� wszystkie twe �yczenia... Je�li si� nie myl�, chcia�a� mie� g�ow� ba�anta, ogon papugi, a brzuszek w zielone kropki?... - Nie, panie! - zaprzeczy�a spiesznie sowa. - G�ow� zielonej papugi, ogon ba�anta i pawia mieszany; brzuszek kropkowany czerwono i piecyk do wygrzewania jaj, i futerko w dziupli, i... - Dobrze, dobrze, powiesz mi to wszystko razem... Id��e teraz spa� spokojnie... Gdy znik�a, Sato �wisn�� na swych zwyk�ych towarzyszy. Z chrz�stem rozginanych staw�w z�owieszczy awilo wychyn�� z zaro�li. Mia� wiecznie senny wygl�d i bia�e, okr�g�e, urokliwe oczy. Podgi�� d�ugie nogi i przysiad� ko�o kamienia, patrz�c pytaj�co w rozradowan� twarz Sata. - Gdzie reszta? - rzuci� Sato niecierpliwie. - Nie wiem... - odpar� awilo niech�tnie, gdy� nie lubi� m�wi�. -Zdaje si�, �e chichotek z opryskliwcem poszli si� k�pa� do rzeki, ikoro wyjada grzyby, latopak gdzie� drzemie, �ernik musi by� w pobli�u... Po co mnie wzywa�e�? - Sp�jrz na to, co trzymam w r�ku - odpar� gor�czkowo Sato. -Sp�jrz tylko, awilo. Czy s�ysza�e� kiedy o tym, co to jest maru? Awilo �ypn�� bia�ym okiem na znak, �e s�ysza�, i to nieraz. - Ot� tu jest maru! Moje maru! Moje w�asne! B�d� teraz panem, b�d� mia� w�adze i si��! B�d� m�g� z wami wszystkimi robi�, co mi si� spodoba... - Sk�d je masz? Jak to wygl�da? Poka�! - zawo�a� awilo, kt�rego niespodziewana wiadomo�� wyrwa�a ze zwyk�ej oboj�tno�ci. - Zobaczysz, gdy je za�o�� do ucha - rzek� Sato nieufnie. -Wygl�da jak ka�de maru, a przynios�a mi je z Wielkich G�rek sowa, ta bia�a sowa, co si� tutaj zawsze pl�cze... G�upi ptak! Gdybym znalaz� maru, zatrzyma�bym je dla siebie, ona za� przynios�a je mnie i chce tylko w zamian jakich� kolorowych pi�rek... A ja b�d� mia� w�adz�! W�adz�! Co za s�owo!! Pod kamieniem w nag�ym zgie�ku podnios�y si� cienkie g�osiki pieczark�w. To ma�y pieczarek przewr�ci� niechc�cy wysok� szycht� dukat�w, mozolnie ustawion� przez najstarszego pieczarka, kt�ry wymierza� mu lanie. - Milcze� tam, ho�ota! - krzykn�� Sato ku szczelinie. - Mam maru i pozamieniam was wszystkich w purchawki! Ch�ralny a �a�osny pisk by� odpowiedzi�. - Nie czy�, panie, tego! Ach, nie czy� tego! - p�aka�y ma�e stworzonka. - Dla pieczarka by� przemienionym w purchawk� to wstyd nies�ychany. -Je�li nie b�dziecie cicho siedzie� i pracowa�, zmieni� was w co� gorszego jeszcze ni� purchawki - rzek� Sato wzgardliwie i zamy�li� si�, w co by je te� przemieni�. Po chwili gwizdn��. - Mam te� o czym my�le�! S� wa�niejsze rzeczy. Awilo, stare gapid�o! Skocz no w d�, przynie� mi d�ugi cier�; musz� sobie przek�u� ucho. Cier� ma by� ostry i cienki. Wybierz z tarniny, nie z g�ogu, bo tarninowe s� d�u�sze. Bia�a sowa smacznie spa�a w swoim gnie�dzie, �ni�c rozkosznie i zwyci�sko, gdy o zachodzie s�o�ca jeden z l�kliwych pie-czark�w przypad� do dziupli i j�� j� budzi�, ci�gn�c z ca�ych si� za ogon. - Kto tam? Jak? Czego?! - wo�a� rozespany ptak ze zdziwieniem. - To ja... pieczarek - zapiszcza�o nie�mia�e stworzonko. - M�j pan wo�a... m�j pan bardzo si� gniewa... boj� si� mojego pana... - C� mnie to obchodzi, �e si� boisz?! - krzykn�a rozgniewana sowa. - Chcesz, �ebym ci pokaza�a, co to znaczy budzi� sow�?! - M�j z�y pan wo�a Wasz� Sowi� Wielmo�no��. - Mnie wo�a tw�j pan? - zapyta�a sowa. - Tak, tak... Wasz� Wielmo�no��. M�wi�: �Niech tu sowa zaraz b�dzie..." - Lec�! Id�! - krzykn�a sowa, roztwieraj�c skrzyd�a. �Poczciwy Sato nie mo�e doczeka� si� chwili, w kt�rej mnie nagrodzi, i przysy�a po mnie umy�lnie" - my�la�a. Ale siedz�cy na g�azie szatanek przywita� j� gradem obelg, gdy tymczasem awilo wykrzywi� si� obrzydliwie w szyderczym u-�miechu. 42 - Co si� sta�o? - zapyta�a przera�ona sowa, zawisaj�c na skrzyd�ach w powietrzu. - Co si� sta�o?! Ty wiesz dobrze! Chcia�a� mnie oszuka�, ty wied�mo przekl�ta! Chcia�a� o�mieszy� mnie, Sata! To nie jest maru, to, co� mi przynios�a! To jaka� blaszka zwyczajna! Patrz, wisi w uchu i nic!... Nie ma �adnej w�adzy! �adnej!! - 0 panie! - j�kn�a sowa. - Przysi�gam ci, �e to jest prawdziwe maru. - Milcz! C� ty mo�esz o tym wiedzie�?! Prawdziwe maru! Sk�d by by� mog�o? Jaki skrzat by�by na tyle g�upi, �eby zostawi� maru na strychu do rozporz�dzenia pierwszej lepszej sowy? - Sam widzia�e�, panie, tajemnicze s�owo: Miku-fiku... fi... - Kpi� z twojego fiku-miku! S�owo niby jest, ale nie �wieci! Blasku nie ma! Si�y nie ma! - �wieci�o, panie, na strychu... - Gdyby �wieci�o na strychu, toby �wieci�o i teraz... Przyznaj si� lepiej do k�amstwa od razu... Od pocz�tku nie mog�em uwierzy�, �eby sowa, zwyczajna, ogoniasta i dwunoga sowa, mog�a zdoby� prawdziwy talizman - zauwa�y� z�o�liwie awilo. Srebrny puch sowy pociemnia� od gniewu. - Nie umiem oczami �ci�ga� ptak�w na ziemi� i jestem istotnie tylko zwyk�� sow�, ale maru prawdziwe zdoby�am. Nie moja wina, �e nie umiecie si� z nim obchodzi�... - rzek�a z godno�ci�, nastroszywszy pi�ra. - Ach, ty si� stawiasz jeszcze! - wrzasn�� rozz�oszczony Sato. - Ja nie umiem si� z maru obchodzi�! Wiem za to dobrze, jak si� obchodzi� z przewrotnymi i krn�brnymi sowami! Tote� powiadam ci: albo zginiesz marnie, albo zaraz polecisz do G�rek szuka� prawdziwego maru! Sowa wybuchn�a p�aczem. - Tam nie ma maru! - wo�a�a. - Maru jest tutaj, a tam mnie zabij�!!! - Niech zabij�... Ma�a szkoda! Awilo! Id� za ni�! Je�liby nie chcia�a lecie�, sprowad� j� oczami do mnie... - Lec�, panie - pokornie odrzek�a wyl�k�a sowa, a Sato zosta� sam, tak z�y, �e biedne pieczarki dr�a�y ze strachu, przek�adaj�c nieustannie mdlej�cymi ze zm�czenia �apkami z�ote dzwoni�ce dukaty. 43 Nie min�y j