8818
Szczegóły |
Tytuł |
8818 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8818 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8818 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8818 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Diana Gabaldon
UWI�ZIONA W BURSZTYNIE
Dragonfly in Amber
T�umaczy�y Ewa B�aszczyk, Karolina Bober,
Agata Puci�owska, Lidia Rafa, Iwona Rutkowska
Wydanie oryginalne: 1992
Wydanie polskie: 2000
Dla mojego m�a Douga Watkinsa
W podzi�kowaniu za materia�y historyczne
Przed �witem obudzi�am si� trzykrotnie. Najpierw z uczuciem �alu, potem rado�ci, w ko�cu samotno�ci. �zy g��bokiego smutku budzi�y mnie powoli. Delikatnie obmywa�y mi policzki. Wtuli�am twarz w mokr� poduszk� i po�eglowa�am s�on� rzek� w jaskini� �alu, w podziemne g��bie snu.
Drugiemu mojemu przebudzeniu towarzyszy�a szalona rado��. Cia�o wygi�te w �uk w ekstazie spe�nienia. Na sk�rze czu�am jego dotyk, a gdzie� ze �rodka promieniowa�y dreszcze rozkoszy, mkn�y �cie�kami nerw�w i s�ab�y. Nie chcia�am wraca� na jaw�. Obr�ci�am si� znowu. Szuka�am ostrego, ciep�ego zapachu zaspokojonej ��dzy m�czyzny w obj�ciach mego kochanka, snu.
Trzeci raz obudzi�am si� samotna, poza zasi�giem mi�o�ci i �alu. W my�lach widzia�am kamienie. Niewielki kr�g na stromym, zielonym wzg�rzu. Craigh na Dun, Wzg�rze Wr�ek. Niekt�rzy m�wi�, �e to miejsce zaczarowane. Inni, �e przekl�te. Jedni i drudzy maj� racj�. Ale nikt nie zna prawdziwej mocy kamieni.
Nikt pr�cz mnie.
SZK�O POWI�KSZAJ�CE
INVERNESS, 1968
1
WYKAZ
Roger Wakefield sta� po�rodku pokoju. Czu� si� osaczony. Uzna�, �e to uzasadnione wra�enie. Otacza� go las przedmiot�w: sto�y zawalone bibelotami i papierami; ci�kie wiktoria�skie meble zas�oni�te przed kurzem prze�cierad�ami, pluszem i we�nianymi szalami; ma�e, plecione dywaniki na wypolerowanej pod�odze, tak niebezpieczne dla nieostro�nego przechodnia. Dwana�cie pokoi pe�nych mebli, ubra� i papier�w. I ksi��ek � m�j Bo�e, ksi��ek!
Gabinet, w kt�rym sta�, na trzech �cianach mia� p�ki z ksi��kami, wszystkie zapchane poza granice pojemno�ci. Horrory w papierowych ok�adkach tworzy�y kolorowe, nier�wne stosy. Oprawione w sk�r� tomy sta�y�ci�ni�te jak sardynki wraz z ksi��kami z klub�w wysy�kowych, starymi woluminami ukradzionymi z nie istniej�cych ju� bibliotek, tysi�cami broszur, papierk�w i zszywanych r�kopis�w.
W pozosta�ych cz�ciach domu by�o podobnie. Ksi��ki i papiery pokrywa�y ka�d� poziom� powierzchni�. Wszystkie szafy a� trzeszcza�y i p�ka�y w szwach. Jego zmar�y przyszywany ojciec prze�y� d�ugie, pe�ne �ycie. O dobrych kilkadziesi�t lat przekroczy� biblijny wiek trzydziestu trzech wiosen. I przez ten czas wielebny Reginald Wakefield nigdy niczego nie wyrzuci�.
Roger st�umi� nieodpart� ch�� natychmiastowego powrotu do Oksfordu, zostawienia domu i ca�ej jego zawarto�ci na �ask� i nie�ask� losu. Spokojnie, powiedzia� do siebie. Zrobi� g��boki wdech. Poradzisz sobie. Z ksi��kami p�jdzie �atwo: wystarczy posortowa� i wezwa� kogo�, �eby je zabra�. Na pewno b�dzie potrzebna ci�ar�wka. Ubrania � nie ma sprawy. �Oxfam� we�mie wszystkie.
Nie mia� poj�cia, co te� �Oxfam� zrobi ze stosem garnitur�w z czarnej ser�y, rocznik mniej wi�cej tysi�c dziewi��set czterdziesty �smy. Mo�e biedni nie b�d� a� tak krytyczni? Zacz�� oddycha� nieco spokojniej. �eby zaj�� si� rzeczami wielebnego, wzi�� miesi�czny urlop na wydziale historii w Oksfordzie. Czy starczy czasu? W chwilach zw�tpienia Roger si� obawia�, �e porz�dkowanie zajmie ca�e lata.
Podszed� do jednego ze stolik�w i podni�s� chi�sk� czark�. By�y w niej niewielkie metalowe prostok�ty; o�owiane gaberlunzies � plakietki wydawane przez parafie osiemnastowiecznym �ebrakom jako co� w rodzaju licencji. Przy lampie sta�a kolekcja kamiennych butelek, a obok rogowa tabakierka ze srebrnymi okuciami. Odda� wszystko do muzeum? � pomy�la� z pow�tpiewaniem. W domu a� kipia�o od przedmiot�w z okresu dzia�ania jakobit�w; wielebny by� historykiem-amatorem, a jego ulubiony teren �owiecki to osiemnasty wiek.
Roger bezwiednie pog�aska� tabakierk�. Wyczu� czarne linie napis�w � nazwiska i daty przewodnicz�cych oraz skarbnik�w Stowarzyszenia Krawc�w z Canongate, z Edynburga, z tysi�c siedemset dwudziestego sz�stego roku. Mo�e powinienem zatrzyma� cz�� doborowych nabytk�w wielebnego... Cofn�� d�o�. Zdecydowanie potrz�sn�� g�ow�.
� Nic z tego, palancie � powiedzia� g�o�no. � To prowadzi do ob��du. � Gdyby zacz�� wybiera� przedmioty, w ko�cu zachowa�by wszystko i zamieszka� w tym potwornym domu, otoczony mas� niepotrzebnych rzeczy. � M�wienie do siebie r�wnie� � mrukn��.
My�l o stertach zabytkowych �mieci przypomnia�a mu o gara�u. Nogi si� pod nim ugi�y. Wielebny, stryjeczny dziadek, adoptowa� pi�cioletniego Rogera. Rodzice ch�opca zgin�li w czasie drugiej wojny �wiatowej: matka podczas Blitzkriegu, ojciec nad ciemnymi wodami kana�u. Wiedziony instynktem zbieracza wielebny zatrzyma� wszystkie rzeczy rodzic�w Rogera. Schowa� je w skrzynkach i kartonach w gara�u. Roger mia� pewno��, �e nikt nie otwiera� �adnego z pude� przynajmniej od dwudziestu lat.
Na my�l o grzebaniu w rzeczach rodzic�w Roger a� j�kn��.
� O, Bo�e! Tylko nie to!
W tym samym momencie rozleg� si� d�wi�k dzwonka u drzwi. Roger z przera�enia ugryz� si� w j�zyk.
Otworzy� drzwi. Zardzewia�e zawiasy zaskrzypia�y g�o�no.
� S�ucham pani� � powiedzia� do stoj�cej za progiem kobiety.
By�a �redniego wzrostu, bardzo �adna. Drobna sylwetka, cera bia�a jak len, masa br�zowych, kr�conych w�os�w upi�tych w lu�ny kok i... najniezwyklejsze w �wiecie, jasne oczy koloru dojrza�ej czere�ni.
Kobieta przenios�a wzrok z jego but�w numer jedena�cie, z gumowymi podeszwami, na twarz ponad trzydzie�ci centymetr�w nad jej g�ow�. U�miechn�a si� szerzej.
� Przepraszam, �e zaczynam od banalnego spostrze�enia � odezwa�a si� �agodnym g�osem. � Ale... Rogerze, jak ty wyros�e�!
Roger poczu�, �e si� rumieni. Kobieta za�mia�a si� i wyci�gn�a r�k�.
� Pan jest Rogerem, prawda? Nazywam si� Claire Randall; by�am star� znajom� wielebnego. Ostatni raz widzia�am pana, gdy mia� pan pi�� lat.
� Ee... znajom� mojego ojca? To pewnie ju� pani wie...
W miejsce u�miechu pojawi� si� wyraz szczerego �alu.
� Tak, s�ysza�am. Serce?
� Mhm, tak. To si� sta�o tak nagle. Dopiero przyjecha�em z Oksfordu, �eby si� zaj��... wszystkim. � Zatoczy� r�k� p�kole na znak, �e chodzi mu o �mier� wielebnego, dom i ca�� jego zawarto��.
� Je�li dobrze pami�tam bibliotek� wielebnego, to b�dzie pan mia� sporo roboty � zauwa�y�a Claire.
� W takim razie mo�e nie powinny�my przeszkadza� � powiedzia� mi�kki g�os z ameryka�skim akcentem.
� Ach, przepraszam. Zapomnia�am. � Claire odwr�ci�a si� do stoj�cej w k�cie ganku dziewczyny, niewidocznej dla Rogera. � Roger Wakefield, moja c�rka Brianna.
Brianna Randall podesz�a bli�ej z nie�mia�ym u�miechem. Roger wpatrywa� si� w ni� przez chwil�. W ko�cu przypomnia� sobie o dobrych manierach. Otworzy� drzwi na o�cie�. Zastanawia� si�, kiedy ostatnio zmienia� koszul�.
� Ale� nie, ale� nie! � powiedzia� serdecznie. � Przerwa dobrze mi zrobi. Zechc� panie wej��?
Wskaza� drog� do gabinetu wielebnego. C�rka, niezbyt atrakcyjna, by�a jedn� z najwy�szych kobiet, jakie Roger kiedykolwiek widzia� z bliska. Co najmniej metr osiemdziesi�t, pomy�la�.
Gdy dziewczyna przechodzi�a przez hol, jej g�owa si�ga�a g�rnej kraw�dzi boazerii. Roger pod�wiadomie si� wyprostowa�, aby osi�gn�� pe�n� wysoko�� stu dziewi��dziesi�ciu centymetr�w. Wchodz�c za kobietami do gabinetu, w ostatniej chwili si� schyli�, �eby nie uderzy� g�ow� o framug� drzwi.
� Chcia�am przyjecha� wcze�niej � rzek�a Claire, sadowi�c si� wygodniej w ogromnym fotelu. Jedn� ze �cian gabinetu wielebnego zajmowa�o okno. Wpadaj�ce przez nie promienie s�oneczne igra�y na per�owej spince w jasnobr�zowych w�osach. Z upi�tej fryzury wymyka�y si� niesforne loki; Claire bezwiednie odgarn�a kosmyk za ucho.
� W zesz�ym roku ju� wszystko zorganizowa�am, �eby przyjecha�, ale w szpitalu w Bostonie mieli�my gor�cy okres. Jestem lekarzem � wyja�ni�a i u�miechn�a si� leciutko na widok zaskoczonego spojrzenia Rogera. � Bardzo �a�uj�, �e nie uda�o si� uratowa� pa�skiego ojca; ogromnie chcia�am si� z nim spotka�.
Roger zastanawia� si�, dlaczego przyby�y teraz, po �mierci wielebnego. Uzna� jednak, �e niegrzecznie by�oby o to pyta�.
� Mia�y panie okazj� troch� pozwiedza�... � odezwa� si� po chwili
� Tak, przyjecha�y�my samochodem z Londynu � odrzek�a Claire. U�miechn�a si� do c�rki. � Chcia�am pokaza� Bree jej ojczysty kraj. Ma ameryka�ski akcent, lecz jest Angielk�, tak jak ja, chocia� nigdy tu nie mieszka�a.
� Naprawd�? � Roger rzuci� okiem na Briann�. Nie wygl�da na Angielk�, pomy�la�. Du�y wzrost, g�ste, rude w�osy opadaj�ce na ramiona, twarz o mocnych, zdecydowanych rysach, prosty nos, mo�e odrobin� za d�ugi.
� Urodzi�am si� w Ameryce � wtr�ci�a si� Brianna � ale zar�wno mama, jak i tata s�... Byli... Anglikami.
� Byli?
� M�j m�� zmar� dwa lata temu � wyja�ni�a Claire. � S�dz�, �e go pan zna�. To Frank Randall.
� Frank Randall! Oczywi�cie! � Roger uderzy� si� w czo�o, a gdy Brianna zachichota�a, poczu�, �e pal� go policzki. � Zapewne uznaj� mnie panie za sko�czonego durnia, ale dopiero teraz dotar�o do mnie, kim panie s�.
Nazwisko wiele wyja�ni�o; Frank Randall by� znakomitym historykiem i przyjacielem wielebnego; przez ca�e lata wymieniali si� informacjami na temat jakobit�w. Od ostatniej wizyty Franka Randalla w domu wielebnego min�o jednak co najmniej dziesi�� lat.
� Czyli... zamierzaj� panie zwiedza� historyczne miejsca w pobli�u Inverness? � spyta� niepewnie Roger. � By�y ju� panie w Culloden?
� Jeszcze nie � odrzek�a Brianna. � Wybieramy si� tam pod koniec tygodnia. � U�miechn�a si� uprzejmie.
� Na dzisiejsze popo�udnie kupi�y�my bilety na wycieczk� nad Loch Ness � wyja�ni�a Claire. � A jutro mo�e pojedziemy do Fort William albo pokr�cimy si� po Inverness; bardzo si� zmieni�o od mojego ostatniego pobytu.
� Czyli od kiedy? � Roger zastanawia� si�, czy powinien zaoferowa� swoje us�ugi jako przewodnik. Nie mia� zbyt wiele czasu, ale Randallowie byli przyjaci�mi wielebnego. Poza tym wycieczka do Fort William w towarzystwie dwu atrakcyjnych kobiet wydawa�a mu si� o wiele ciekawsza ni� sprz�tanie gara�u.
� Och, od przesz�o dwudziestu lat. Min�o du�o czasu. � W g�osie Claire zabrzmia�a dziwna nuta. Roger rzuci� okiem na pani� Randall. Odpowiedzia�a u�miechem.
� C�, je�li mog� paniom s�u�y� podczas zwiedzania okolic... � zaproponowa� nie�mia�o.
Claire wci�� si� u�miecha�a, ale w jej twarzy co� si� zmieni�o. Mo�na by�oby pomy�le�, �e tylko czeka�a na t� propozycj�. Spojrza�a na c�rk�, potem na Rogera.
� Skoro pan o tym wspomnia�... � rzek�a i u�miechn�a si� szerzej.
� Ale�, mamo! � wykrzykn�a Brianna, prostuj�c si� na krze�le. � Nie zamierzasz chyba przeszkadza� panu Wakefieldowi! Sp�jrz, ile ma roboty! � Wskaza�a gabinet zastawiony kartonami i niebotycznymi stosami ksi��ek.
� To �aden k�opot! � zaprotestowa� Roger.
Claire znacz�co popatrzy�a na c�rk�.
� Nie mia�am zamiaru ci�gn�� pana si�� � powiedzia�a szorstko. � Ale mo�e pan zna� kogo�, kto m�g�by nam pom�c. Szukam osoby, kt�ra dobrze zna histori� osiemnastowiecznych jakobit�w.
Zaciekawiony Roger pochyli� si� w jej stron�.
� Nie specjalizuj� si� w tym okresie, ale co nieco wiem � odpar�. � Trudno zreszt� nie wiedzie�, mieszkaj�c tak blisko Culloden. Tam rozegra�a si� ostatnia bitwa wyja�ni� Briannie. � Zwolennicy ksi�cia Karola zaatakowali ksi�cia Cumberland i zostali wyr�ni�ci w pie�.
� Zgadza si� � potwierdzi�a Claire. � W�a�nie z tym wydarzeniem wi��� si� moje poszukiwania. Si�gn�a do torebki i wyci�gn�a kartk�.
Roger roz�o�y� papier i szybko przebieg� wzrokiem. Lista oko�o trzydziestu nazwisk, samych m�czyzn. U g�ry napisano: �Powstanie jakobit�w w tysi�c siedemset czterdziestym pi�tym roku, Culloden�.
� Ci ludzie walczyli pod Culloden, prawda? � spyta� Roger.
� Tak � odpar�a Claire. � Chc� si� dowiedzie�, ilu z nich prze�y�o bitw�.
Wczytuj�c si� w list�, Roger pociera� d�oni� podbr�dek.
� Pytanie jest proste � powiedzia�. � Ale z odpowiedzi� mo�e by� k�opot. Pod Culloden poleg�o tak wielu popieraj�cych ksi�cia Karola cz�onk�w klan�w, �e nie grzebano ich osobno. Kopano zbiorowe mogi�y, na kt�rych stawiano jedynie kamie� z nazw� klanu.
� Wiem � mrukn�a Claire. � Brianna tam nie by�a, ale ja tak. Bardzo dawno temu. � Wydawa�o mu si�, �e dostrzeg� cie� w jej oczach. Szybko spu�ci�a wzrok i si�gn�a do torebki. Tak, Culloden to wzruszaj�ce miejsce, pomy�la�. Jemu samemu �zy nap�ywa�y do oczu na widok rozleg�ej, podmok�ej przestrzeni i na wspomnienie szlachetno�ci oraz odwagi szkockich g�rali, poleg�ych podczas rzezi, spoczywaj�cych teraz pod zielon� traw�.
Claire poda�a mu jeszcze kilka zapisanych na maszynie kartek. D�ugi, bia�y palec przesuwa� si� po marginesie jednej z nich. Pi�kne r�ce, zauwa�y� Roger; delikatne, wypiel�gnowane, z jednym pier�cionkiem na ka�dej d�oni. Szczeg�lnie uderzaj�cy by� srebrny pier�cionek na prawej r�ce: szeroka, jakobicka obr�czka z przeplatanym wzorem szkockich g�rali, ozdobiona kwiatami ostu.
� Z tego, co wiem, s� to nazwiska �on. Pomy�la�am, �e taki spis mo�e si� przyda�. Wdowy prawdopodobnie ponownie wysz�y za m�� lub wyemigrowa�y. Informacje o nich z pewno�ci� znajduj� si� w ksi�gach parafialnych. Wszyscy mieszkali w obr�bie tej samej parafii; ko�ci� znajdowa� si� w Broch Mordha, spory kawa�ek na po�udnie st�d.
� Dobry pomys� � oceni� Roger, nieco zaskoczony. � Tak w�a�nie rozumuje historyk.
� Trudno mnie uzna� za historyka � odpar�a sucho Claire Randall. � Ale mieszkaj�c pod jednym dachem z historykiem, przyswoi�am sobie jego metody.
� Naturalnie. � Roger poderwa� si� z krzes�a pod wp�ywem nag�ej my�li. � Jestem potwornym gospodarzem. Prosz� pozwoli�, �e zrobi� paniom drinka, a potem opowiedz� mi panie wi�cej o swoich poszukiwaniach. Mo�e sam b�d� m�g� pom�c.
Na szcz�cie wiedzia�, gdzie w tym ba�aganie znajduj� si� karafki. Szybko poda� go�ciom whisky. Dola� sporo wody do szklanki Brianny, ale zauwa�y�, �e dziewczyna s�czy nap�j, jakby by� to �rodek owadob�jczy, a nie najlepsza Glenfiddich z j�czmienia s�odowanego. Natomiast Claire, kt�ra nie �yczy�a sobie wody, alkohol smakowa� o wiele bardziej.
� C�. � Roger usiad� i ponownie si�gn�� po kartk�. � To bardzo interesuj�cy problem z punktu widzenia bada� historycznych. Powiedzia�a pani, �e m�czy�ni nale�eli do jednej parafii? Byli wi�c cz�onkami jednego klanu. Widz�, �e wielu nosi�o nazwisko Fraser.
Claire przytakn�a. Siedzia�a z d�o�mi splecionymi na kolanach.
� Pochodzili z tej samej posiad�o�ci, niewielkiej g�ralskiej farmy zwanej Broch Tuarach, znanej w okolicy jako Lallybroch. Nale�eli do klanu Fraser�w, chocia� nigdy nie uznali lorda Lovata za swego pana. Wcze�nie przy��czyli si� do powstania. Walczyli w bitwie pod Prestonpans, podczas gdy ludzie Lovata wst�pili w powsta�cze szeregi tu� przed bitw� pod Culloden.
� Naprawd�? Ciekawe. � W osiemnastym wieku, gdy panowa� pok�j, posiadacze niewielkich maj�tk�w zwykle umierali tam, gdzie �yli. Potem chowano ich w porz�dnych grobach na cmentarzu, a daty �mierci skrz�tnie rejestrowano w ksi�gach parafialnych. Jednak pr�ba odzyskania szkockiego tronu przez ksi�cia Karola w tysi�c siedemset czterdziestym pi�tym roku brutalnie przerwa�a ustalony porz�dek.
Po kl�sce pod Culloden nasta� g��d. Wielu g�rali wyemigrowa�o do Nowego �wiata; inni odeszli do miast w poszukiwaniu �ywno�ci i pracy. Bardzo niewielu uparcie trzyma�o si� swojej ziemi i tradycji.
� Fascynuj�cy temat na artyku� � my�la� g�o�no Roger. � Warto prze�ledzi� los tej grupy ludzi. Sprawdzi�, co si� z nimi sta�o. Gorzej, gdyby wszyscy polegli pod Culloden. Istnieje jednak szansa, �e kilku z nich prze�y�o. � Ch�tnie by si� tym zaj��. Zrobi�by sobie mi�� przerw� w przykrych obowi�zkach. Nawet gdyby nie prosi�a o to Claire.
� Tak, chyba mog� paniom pom�c � o�wiadczy�. Ucieszy� si� na widok ciep�ego u�miechu, kt�rym go obdarzy�a pani Randall.
� Naprawd�? Cudownie!
� Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. � Roger z�o�y� kartk� i po�o�y� na stole. � Ale prosz� najpierw powiedzie�, jak si� uda�a podr� z Londynu.
Rozmowa zesz�a na tematy og�lne. Panie Randall opowiedzia�y o wra�eniach z transatlantyckiej podr�y oraz z jazdy samochodem z Londynu. Roger nie s�ucha� zbyt uwa�nie, poniewa� ju� zacz�� planowa� badania. Trapi�o go lekkie poczucie winy: naprawd� nie mia� czasu. Z drugiej strony jednak zagadnienie wydawa�o si� bardzo interesuj�ce. Poza tym praca nad nim b�dzie wymaga�a przejrzenia materia��w wielebnego. Roger wiedzia�, �e w gara�u stoi czterdzie�ci osiem karton�w z napisami: �Jakobici, r�ne�. Na sam� my�l o nich robi�o mu si� s�abo.
Zmusi� si�, �eby przesta� my�le� o sk�adzie rupieci. Rozmowa nagle przesz�a na inny temat.
� Druidzi? � Roger by� oszo�omiony. Podejrzliwie �ypn�� do szklanki, czy aby na pewno dola� wody.
� Nie s�ysza� pan o druidach? � spyta�a Claire, lekko rozczarowana. � Pa�ski ojciec wiele o nich wiedzia�. Ale mo�e uznawa� to za �art, o kt�rym nie warto m�wi�.
Roger podrapa� si� w g�ow�, rozczochruj�c sobie g�ste, czarne w�osy.
� Ma pani racj�, pewnie nie podchodzi� do tego serio.
� C�, sama nie wiem, czy to powa�na sprawa. � Za�o�y�a nog� na nog�. Promie� s�o�ca zal�ni� na jej po�czosze, podkre�laj�c delikatno�� d�ugiej �ydki.
� Kiedy po raz ostatni by�am tu z Frankiem... Bo�e, dwadzie�cia trzy lata temu! Wielebny wyzna�, �e w okolicy dzia�a grupa... Wsp�czesnych druid�w, tak chyba mo�na ich nazwa�. Nie mam poj�cia, w jakim stopniu s� wierni tradycji. Prawdopodobnie nie bardzo. � Teraz Brianna wykaza�a zainteresowanie tematem.
� Wielebny nie m�g� uznawa� ich oficjalnie. Poga�stwo, tajemnicze rytua�y, sam pan wie. Ale do grupy nale�a�a jego gospodyni, pani Graham, wi�c od czasu do czasu dopytywa� si�, co si� tam dzieje. Kiedy� wspomnia� Frankowi o jakiej� ceremonii, kt�ra mia�a si� odby� o �wicie Beltane, czyli pierwszego maja.
Roger potakn��. Pr�bowa� oswoi� si� z my�l�, �e starsza pani Graham, bardzo przyzwoita osoba, mog�aby bra� udzia� w poga�skich ceremoniach i ta�czy� o �wicie w kamiennym kr�gu. S�ysza�, �e podczas niekt�rych druidycznych obrz�d�w palono po�wi�cone ofiary w wiklinowych klatkach. Wizerunek leciwej, szkockiej prezbiterianki jeszcze mniej pasowa�a mu do tego obrazu.
� Na szczycie pobliskiego wzg�rza znajduje si� kr�g stoj�cych g�az�w. Poszli�my tam przed �witem, �eby ich, no c�, szpiegowa�. � Przepraszaj�co wzruszy�a ramionami. � Wie pan, jacy s� naukowcy; zrobi� wszystko, by zg��bi� wiedz� na interesuj�cy ich temat. Post�puj� niedelikatnie i nie maj� wyrzut�w sumienia. � Roger leciutko si� skrzywi�, ale skin�� g�ow�, niech�tnie przyznaj�c Claire racj�.
� Byli tam � ci�gn�a. � Pani Graham te�, wszyscy okryci prze�cierad�ami. �piewali i ta�czyli w kamiennym kr�gu. Frank by� zafascynowany � doda�a z u�miechem. � To robi�o wra�enie, nawet na mnie.
Zamilk�a na chwil�. Patrzy�a na Rogera w zamy�leniu.
� S�ysza�am, �e pani Graham zmar�a par� lat temu. Ale zastanawiam si�... Nie wie pan, czy nie mia�a rodziny? S�dz�, �e cz�onkostwo w takich grupach cz�sto jest dziedziczne; mo�e �yje c�rka lub wnuczka, kt�ra mog�aby mi co� opowiedzie�.
� C�... � zacz�� powoli Roger. � Jest wnuczka. Ma na imi� Fiona. Fiona Graham. Przyjecha�a tu po �mierci babci, �eby pomaga� w domu. Wielebny by� ju� zbyt wiekowy, �eby zosta� sam.
My�l o dziewi�tnastoletniej Fionie odgrywaj�cej rol� stra�niczki starej mistycznej wiedzy odp�dzi�a wizj� pani Graham ta�cz�cej w prze�cieradle. Roger szybko si� opanowa� i m�wi� dalej:
� Niestety, teraz nie ma jej w domu. Ale m�g�bym j� sprowadzi�.
Claire lekcewa��co machn�a delikatn� d�oni�.
� Prosz� sobie nie robi� k�opotu. Innym razem. Ju� i tak zabra�y�my panu zbyt wiele czasu.
Postawi�a pust� szklank� na stoliku pomi�dzy dwoma krzes�ami. Brianna z wyra�nym entuzjazmem dostawi�a swoj�, pe�n�. Zauwa�y�, �e panna Randall obgryza paznokcie. Ten ma�y dow�d niedoskona�o�ci da� mu odwag� do uczynienia nast�pnego kroku. Intrygowa�a go. Nie chcia�, �eby odesz�a, nie pozostawiaj�c mu pewno�ci, �e zn�w j� zobaczy.
� A propos kamiennych kr�g�w � powiedzia� po�piesznie. � S�dz�, �e znam ten, o kt�rym pani wspomnia�a. Jest bardzo efektowny i znajduje si� niedaleko miasteczka. � U�miechn�� si� do Brianny Randall. Automatycznie zarejestrowa� fakt, �e dziewczyna ma trzy pieprzyki na jednym policzku. � Pomy�la�em, �e mogliby�my zacz�� poszukiwania od wycieczki do Broch Tuarach. To w tym samym kierunku, co kamienny kr�g... Ach!
Nag�ym ruchem swej wypchanej torebki Claire Randall str�ci�a obie szklaneczki whisky ze stolika. Alkohol ze spor� ilo�ci� wody zala� Rogerowi uda.
� Bardzo przepraszam � powiedzia�a, wyra�nie zak�opotana. Schyli�a si� i zacz�a zbiera� kawa�ki rozbitego kryszta�u, mimo �e Roger pr�bowa� j� powstrzyma�.
Brianna rzuci�a si� na pomoc z gar�ci� lnianych serwetek z kredensu.
� Ale�, mamo, jak oni pozwalaj� ci operowa�? � gdera�a. � Jeste� taka nieostro�na. Sp�jrz, przez ciebie pan Wakefield ma mokre buty! � Ukl�k�a na pod�odze i zacz�a szybko �ciera� rozlan� szkock� i zbiera� okruchy kryszta�u. � I spodnie.
Wzi�a �wie�� serwetk� ze stosu, kt�ry przytrzymywa�a ramieniem i sprawnie wyciera�a buty Rogera. Jej ruda grzywka powiewa�a przy jego kolanach. Brianna podnios�a g�ow� i zacz�a energicznie trze� mokry sztruks. Roger zamkn�� oczy i gor�czkowo my�la� o straszliwych wypadkach samochodowych, formularzach podatkowych, kosmitach � o czymkolwiek, �eby tylko si� nie skompromitowa�, gdy ciep�y oddech Brianny Randall delikatnie przenika� przez jego mokre spodnie.
� Mo�e reszt� wytrze pan sam? � G�os dochodzi� z bardzo bliskiej odleg�o�ci. Roger uni�s� powieki i zobaczy� par� oczu w kolorze g��bokiego b��kitu oraz szeroki u�miech. Niemrawo wzi�� od Brianny serwetk�. Dysza�, jakby przed chwil� goni�a go lokomotywa.
Pochylaj�c g�ow� nad spodniami, napotka� wzrok Claire Randall. Kobieta przygl�da�a mu si� z politowaniem, a zarazem rozbawieniem. W jasnych oczach nie by�o ju� iskry, kt�r�, jak mu si� zdawa�o, zauwa�y� tu� przed katastrof�. A mo�e widzia� j� tylko w wyobra�ni?
� Odk�d to interesujesz si� druidami, mamo? � Briann� chyba to bawi�o; zauwa�y�am, �e zagryza�a wargi, kiedy rozmawia�am z Rogerem Wakefieldem. U�miech, kt�ry wtedy ukrywa�a, teraz wykwit� na jej twarzy. � Ubierzesz si� w prze�cierad�o i p�jdziesz z nimi ta�czy�?
� To na pewno o wiele weselsze ni� czwartkowe spotkania personelu szpitala � odpar�am. � Chocia� mo�na si� przezi�bi�.
Brianna wybuch�a �miechem, p�osz�c z chodnika dwie sikorki.
� Nie � powiedzia�am powa�nie. � Nie, interesuj� mnie same druidki. Kiedy� zna�am w Szkocji osob�, kt�r� chcia�abym odszuka�. Nie mam jej adresu. Nie kontaktowa�y�my si� przez przesz�o dwadzie�cia lat. Ciekawi�y j� takie dziwactwa: czary, stare wierzenia, folklor. Mieszka�a kiedy� w pobli�u. Pomy�la�am, �e je�li tu jeszcze jest, mo�e nale�e� do takiej grupy.
� Jak si� nazywa?
Potrz�sn�am g�ow�. Spinka zsun�a mi si� z lok�w i wpad�a w wysok� traw� przy chodniku.
� Cholera! � krzykn�am. R�ce mi si� trz�s�y, gdy przeszukiwa�am g�st� traw�. My�l o Geillis Duncan wci�� wytr�ca�a mnie z r�wnowagi. Nawet teraz.
� Nie wiem � powiedzia�am, odgarniaj�c w�osy z zarumienionej twarzy. � To znaczy... Min�o tak du�o czasu, �e na pewno nosi ju� inne nazwisko. By�a wdow�; mog�a ponownie wyj�� za m�� albo wr�ci� do nazwiska panie�skiego.
Brianna straci�a zainteresowanie tematem. Przez chwil� sz�a w milczeniu. Nagle zapyta�a:
� Co my�lisz o Rogerze Wakefieldzie, mamo?
Spojrza�am na ni� badawczo. Mia�a zar�owione policzki, ale mo�e z powodu wiosennego wiatru.
� Wydaje si� bardzo mi�ym m�odym cz�owiekiem � odpowiedzia�am ostro�nie. � Z pewno�ci� jest inteligentny. To jeden z najm�odszych profesor�w w Oksfordzie. � Nie w�tpi�am w jego inteligencj�; zastanawia�am si� tylko, czy ma wyobra�ni�. Akademikom cz�sto jej brakuje. W tym przypadku jednak wyobra�nia by si� przyda�a.
� Ma przepi�kne oczy � stwierdzi�a z rozmarzeniem Brianna. Ca�kiem ignorowa�a kwesti� jego intelektu. � Chyba s� najbardziej zielone na �wiecie?
� Tak, zwracaj� uwag� � przyzna�am. � Zawsze takie by�y; pami�tam, �e je zauwa�y�am, kiedy zobaczy�am go po raz pierwszy, mia� wtedy pi�� lat.
Brianna spojrza�a na mnie, marszcz�c brwi.
� No w�a�nie, mamo! Czy musia�a� powiedzie�: �Jak ty wyros�e�?�, kiedy otworzy� drzwi? Ale wstyd!
Za�mia�am si�.
� C�, kiedy go ostatni raz widzia�am, si�ga� mi do p�pka. A teraz musia�am zadziera� g�ow� � broni�am si�. � Nie mog�am nie dostrzec r�nicy.
� Mamo! � Parskn�a �miechem.
� Ma te� bardzo �adne po�ladki � doda�am, �eby j� jeszcze bardziej roz�mieszy�. � Zauwa�y�am, kiedy schyli� si� po whisky.
� Mamooo! Kto� us�yszy!
By�y�my tu� przy przystanku autobusowym. Sta�y tam dwie lub trzy kobiety oraz starszy m�czyzna w tweedowym garniturze; odwr�cili si� do nas i patrzyli, jak podchodzimy.
� Czy st�d odje�d�aj� autobusy wycieczkowe �Loch-side�? � zapyta�am, patrz�c na oszo�amiaj�ce mrowie og�osze� przyklejonych do tablicy.
� Tak � odpowiedzia�a grzecznie jedna z pa�. � Autobus przyjedzie za jakie� dziesi�� minut. � Obrzuci�a wzrokiem Briann�, kt�ra w d�insach i bia�ej wiatr�wce wygl�da�a bardzo ameryka�sko. A na dodatek mia�a ca�� twarz czerwon� od hamowanego �miechu. � Wybieraj� si� panie nad Loch Ness pierwszy raz?
U�miechn�am si� do niej.
� �eglowa�am po tym jeziorze z m�em, dwadzie�cia par� lat temu, ale moja c�rka nigdy wcze�niej nie by�a w Szkocji.
� Naprawd�? � G�o�no wyra�one niedowierzanie zwr�ci�o uwag� pozosta�ych pa�. Podesz�y do nas, nagle bardzo przyjacielskie. Udziela�y �yczliwych rad i zadawa�y pytania. W ko�cu zza rogu wy�oni� si� du�y, sapi�cy, ��ty autobus.
Brianna zatrzyma�a si�, zanim wesz�a na stopnie. Przez chwil� podziwia�a rysunek, przedstawiaj�cy zielone, w�owe zwoje na tle niebieskiego jeziora otoczonego czarnymi sosnami.
� Zapowiada si� niez�a zabawa � powiedzia�a ze �miechem. � My�lisz, �e zobaczymy potwora?
� Nigdy nic nie wiadomo � odrzek�am.
Przez reszt� dnia Roger nie m�g� si� skupi�. Bezmy�lnie wykonywa� r�ne prace. Ksi��ki czekaj�ce na spakowanie i przekazanie towarzystwu ochrony antyk�w wysypywa�y si� z kartonu; stara ci�ar�wka wielebnego sta�a na podje�dzie z podniesion� mask�; kierowca d�uba� co� przy silniku. Do po�owy opr�niona fili�anka herbaty z mlekiem sta�a przy �okciu Rogera, a on wpatrywa� si� t�po w deszcz. Zapada� wiecz�r.
Wiedzia�, �e powinien si� zaj�� porz�dkowaniem samego serca gabinetu wielebnego. Ksi��ki nie nastr�cza�y mu problem�w: zadanie by�o ogromne, ale polega�o jedynie na decydowaniu, co zachowa� dla siebie, a co przekaza� towarzystwu lub bibliotece szkolnej. Pr�dzej czy p�niej b�dzie si� musia� wzi�� za ogromne biurko. Stosy papier�w nie mie�ci�y si� w wielkich szufladach i wystawa�y z tuzin�w schowk�w. Trzeba te� zdj�� wszystkie ozdoby przypi�te do wy�o�onej korkiem �ciany i zdecydowa�, co z nimi zrobi�. Na my�l o tej robocie zadr�a�oby najtwardsze serce.
Opr�cz og�lnej niech�ci do tej �mudnej pracy Rogera m�czy�o co� jeszcze. Nie chcia� robi� tego wszystkiego, cho� by�o to konieczne. Wola� si� skupi� na zadaniu powierzonym mu przez Claire Randall, na szukaniu cz�onk�w klan�w spod Culloden.
Zaj�cie wydawa�o si� ciekawe, cho� prawdopodobnie nie wymaga�o wiele wysi�ku. Ale nie chodzi�o o to. Nie, pomy�la�, je�li mam by� ze sob� szczery, musz� przyzna�, �e chc� si� zaj�� spraw� Claire Randall, �eby p�j�� do pensjonatu pani Thomas i z�o�y� rezultaty swojej pracy u st�p Brianny. Randall jak rycerz, kt�ry przynosi swej damie g�ow� smoka. Nawet gdyby wyniki nie by�y zachwycaj�ce, potrzebowa� pretekstu, �eby zn�w zobaczy� t� dziewczyn� i z ni� porozmawia�.
Brianna przypomina obraz Bronzina, pomy�la�. Ona i jej matka wywiera�y dziwne wra�enie. Wygl�da�y tak, jakby namalowano je gwa�townymi poci�gni�ciami p�dzla, a jednocze�nie starannie zaznaczono szczeg�y. Odcina�y si� od t�a niczym wygrawerowane w nim postacie. Ale w Briannie by�o tyle fizyczno�ci, jakby dziewczyna zaraz mia�a przem�wi� z ram obrazu Bronzina czy wodzi� wzrokiem za ogl�daj�cym. Roger nigdy nie widzia� malowid�a Bronzina przedstawiaj�cego kobiet� krzywi�c� si� nad szklaneczk� whisky. Gdyby jednak istnia�o takie dzie�o, z pewno�ci� wygl�da�oby tak, jakby pozowa�a do niego Brianna Randall.
� A, do diab�a � powiedzia� na g�os. � Chyba przejrzenie zapisk�w w muzeum Culloden nie zajmie mi jutro du�o czasu? Ty � zwr�ci� si� do biurka i jego zawarto�ci � mo�esz zaczeka� jeden dzie�. Ty te� � poinformowa� korkow� �cian�. Zuchwale wzi�� z p�ki horror. Rozejrza� si� gniewnie, jakby rzuca� wyzwanie meblom, ale nie us�ysza� nic poza mruczeniem elektrycznego kominka. Wy��czy� go, zgasi� �wiat�o i z ksi��k� pod pach� wyszed� z gabinetu.
Po minucie wr�ci�, przeszed� przez ciemny pok�j, wzi�� ze sto�u list� nazwisk i w�o�y� j� do kieszeni koszuli.
� �ebym rano nie zapomnia� o tym cholerstwie.
Poklepa� si� po kieszeni, us�ysza� mi�kki szelest papieru tu� nad sercem i poszed� si� po�o�y�.
Wr�ci�y�my z Loch Ness owiane wiatrem i zmarzni�te od deszczu. Powita�a nas ciep�a kolacja. W salonie napalono w kominku. Brianna zacz�a ziewa� nad jajecznic�. Chwil� potem przeprosi�a i posz�a wzi�� gor�c� k�piel. Wda�am si� w pogaw�dk� z pani� Thomas, w�a�cicielk� pensjonatu. Dopiero o dziesi�tej umy�am si� i przebra�am w koszul� nocn�.
Brianna wcze�nie wstawa�a i k�ad�a si� spa�. Gdy otworzy�am drzwi sypialni, us�ysza�am spokojny oddech c�rki. Stara�am si� cichutko chodzi� po pokoju, wiesza� i sk�ada� rzeczy. Tak czy inaczej niewielkie by�o niebezpiecze�stwo, �e j� obudz�. Mia�a mocny sen. W domu panowa�a g�ucha cisza. Kiedy zabra�am si� do pracy, szelest moich w�asnych ruch�w wydawa� si� ha�asem.
Przywioz�am kilka ksi��ek Franka z zamiarem podarowania ich bibliotece w Inverness. Le�a�y r�wno na dnie mojej walizki. Stanowi�y dobr� podstaw� dla delikatniejszych rzeczy. Wyci�gn�am ksi��ki, po jednej, i po�o�y�am na ��ku. Pi�� tom�w w sztywnej oprawie. �adne, konkretne rzeczy; ka�da po pi��set, sze��set stron, nie licz�c indeks�w i ilustracji.
Dzie�a wszystkie mojego zmar�ego m�a, w pe�nym wydaniu. Na obwolutach wydrukowano fragmenty pochwalnych opinii i komentarzy wszystkich znanych historyk�w. Imponuj�ce dzie�o. Prawdziwy pow�d do dumy. Solidne, ci�kie, m�dre.
Przenios�am ksi��ki na st�, �eby rano ich nie zapomnie�. Tytu�y na grzbietach by�y oczywi�cie r�ne, ale ja u�o�y�am ksi��ki, tak, �eby napis �Frank W. Randall� na ka�dej z nich znajdowa� si� po jednej stronie. Obwoluty l�ni�y w ma�ym snopie �wiat�a lampki nocnej.
W pensjonacie by�o cicho; o tej porze roku nie przyje�d�a�o wielu go�ci, a nieliczni, kt�rzy jednak przybyli, ju� dawno spali. Brianna westchn�a przez sen i obr�ci�a si� na drugi bok. D�ugie pasma rudych w�os�w udrapowa�y si� na jej twarzy. Spod koca wystawa�a d�uga stopa, wi�c delikatnie j� przykry�am.
Impuls, kt�ry ka�e dotkn�� �pi�cego dziecka, nigdy nie ginie. Nawet gdy dziecko jest ju� m�od� kobiet�. Odgarn�am w�osy z twarzy c�rki. Delikatnie pog�aska�am Briann�. U�miechn�a si� przez sen. Wyraz zadowolenia znikn�� tak szybko, jak si� pojawi�. Patrz�c na ni�, u�miecha�am si� dalej. Jak wiele razy przedtem szepn�am: �Bo�e, jeste� do niego taka podobna�.
G�o�no prze�kn�am �lin�. Wzi�am szlafrok z oparcia krzes�a. Kwietniowe noce na szkockich wy�ynach by�y okropnie zimne, ale ja nie by�am jeszcze gotowa, �eby schowa� si� w ciep�ym sanktuarium��ka.
Poprosi�am w�a�cicielk� pensjonatu, �eby zostawi�a ogie� w kominku w salonie. Zapewni�am, �e zgasz� go przed wyj�ciem. Cicho zamykaj�c drzwi, wci�� widzia�am zarys d�ugich n�g i mas� mi�kkich rudych w�os�w na niebieskiej, pikowanej ko�drze.
� Te� imponuj�ce dzie�o � szepn�am do ciemnego korytarza. Salonik by� ciemny i przytulny. Ogie� w kominku p�on�� sta�ym p�omieniem wzd�u� k�ody. Przyci�gn�am niewielki fotel i opar�am stopy o barierk� przed kominkiem. S�ysza�am wszystkie zwyk�e, ciche odg�osy wsp�czesnego �ycia: delikatne mruczenie lod�wki w piwnicy, szum i syczenie grzejnik�w centralnego ogrzewania. Kominek by� raczej dekoracj� ni� konieczno�ci�. Od czasu do czasu z ulicy dobiega� warkot przeje�d�aj�cego samochodu. Ale nad wszystkim panowa�a g��boka cisza g�rskiej nocy. Siedzia�am nieruchomo, pogr��aj�c si� w niej. Min�o dwadzie�cia lat, odk�d do�wiadcza�am tej ciszy. Koj�ca ciemno�� wci�� jednak tu by�a, ko�ysana pomi�dzy g�rami. Z kieszeni szlafroka wyci�gn�am z�o�on� kartk�-kopi� listy, kt�r� da�am Rogerowi Wakefieldowi. �wiat�o z kominka by�o zbyt nik�e, by przy nim czyta�, ale ja nie musia�am widzie� nazwisk. Roz�o�y�am papier na moim os�oni�tym jedwabiem kolanie. �lepo wpatrywa�am si� w nieczytelne linie maszynopisu. Powoli przesuwa�am palec wzd�u� ka�dego wersu, mrucz�c poszczeg�lne nazwiska jak modlitw�. Ciemno�� z zewn�trz wype�ni�a pustk� we mnie. Wypowiadaj�c nazwiska zmar�ych, zrobi�am pierwszy krok wstecz. Wesz�am do pustej ciemno�ci, gdzie czekali.
2
SPISEK SI� ZACIE�NIA
Nast�pnego ranka Roger wyszed� z muzeum w Culloden z dwunastoma stronami notatek i poczuciem rosn�cego oszo�omienia. To, co z pocz�tku wygl�da�o na zwyk�� prac� dla historyka, zdecydowanie przybiera�o bardzo dziwny obr�t. W spisach poleg�ych pod Culloden znalaz� tylko trzy nazwiska z listy Claire Randall. To nie by�o jeszcze nic niezwyk�ego. W armii Karola Stuarta rzadko prowadzono sp�jne wykazy zaci�gu. Niekt�rzy przyw�dcy klan�w do��czyli do ksi�cia chyba wiedzeni kaprysem. Wielu odesz�o z jeszcze bardziej b�ahych powod�w, zanim ktokolwiek zd��y� umie�ci� nazwiska ich ludzi w oficjalnych rejestrach. Dokumentacja armii g�rali, w najlepszym okresie do�� przypadkowa, pod koniec by�a niekompletna. Zreszt� prowadzenie listy �o�d�w i tak nie mia�o wi�kszego sensu, skoro brakowa�o pieni�dzy. Roger ostro�nie wsiad� do starego mini-morrisa. Odruchowo schyli� g�ow�, �eby si� nie uderzy�. Wyj�� spod ramienia teczk�, otworzy� j� i zmarszczy� czo�o nad stronami, kt�re skopiowa�. Prawie wszystkie nazwiska Claire figurowa�y w spisie innej armii. W szeregach danego regimentu klanu �o�nierze mogli zdezerterowa�, gdy rozmiar nadchodz�cej katastrofy sta� si� oczywisty. Niezrozumia�e jednak by�o to, �e wszystkie nazwiska z listy pojawi�y si� w regimencie lorda Lovata, przys�anego w p�niejszym okresie kampanii, w ramach spe�nienia obietnicy wsparcia, z�o�onej Stuartom przez Simona Fasera. Ale Claire wyra�nie powiedzia�a, co potwierdzi�o szybkie spojrzenie na jej zapiski, �e wszyscy ci ludzie pochodzili z Broch Tuarach � posiad�o�ci na po�udniowym zachodzie ziem Faser�w, w�a�ciwie na granicy z ziemiami klanu MacKenziech. Co wi�cej, m�wi�a, �e wymienieni m�czy�ni s�u�yli w armii g�rali od bitwy pod Prestonpans, kt�ra odby�a si� na samym pocz�tku kampanii. Roger potrz�sn�� g�ow�. To nie mia�o sensu. Oczywi�cie, Claire mog�a pomyli� daty. Sama przecie� powiedzia�a, �e nie jest historykiem. Ale nie myli�a si� przecie� co do miejsca? A jak to mo�liwe, �eby m�czy�ni z Broch Tuarach, kt�rzy nie sk�adali przysi�gi wierno�ci przyw�dcy klanu Fraser�w, byli do dyspozycji Simona Frasera? To prawda, lord Lovat nie bez powodu nosi� przezwisko �Stary Lis�, Roger w�tpi� jednak, �eby nawet tak szanowany ksi��� mia� do�� sprytu, �eby zorganizowa� podobn� akcj�. Roger wyjecha� z parkingu. Archiwa w muzeum w Culloden by�y zniech�caj�co niekompletne; w wi�kszo�ci zawiera�y krasom�wcze listy George�a Murraya, w kt�rych lord be�kotliwie rozwodzi� si� na temat problem�w z dostawami �ywno�ci. Roger potrzebowa� o wiele wi�cej. Czekaj, g�upku mrukn�� sam do siebie. Masz sprawdzi�, co si� sta�o z lud�mi, kt�rzy nie zgin�li pod Culloden. Jakie ma znaczenie, jak si� tam dostali, skoro opu�cili pole bitwy w jednym kawa�ku? Nie m�g� jednak przesta� my�le� o poleg�ych. Sprawa by�a bardzo dziwna. Imiona powtarza�y si� bardzo cz�sto. W g�rach chyba po�ow� ch�opc�w urodzonych w danym okresie nazywano Aleksander. Ludzi zwyczajowo kojarzono z miejscem zamieszkania. Czasami nazwy miejscowo�ci u�ywano zamiast nazwiska. Lochiel, jeden z najwi�kszych przyw�dc�w jakobit�w, w rzeczywisto�ci by� Donaldem Cameronem z Lochiel, co bardzo wyra�nie odr�nia�o go od innych Cameron�w o imieniu Donald. Wszyscy g�rale, nie b�d�cy Donaldami lub Alekami, mieli na imi� John. W archiwalnych wykazach znalaz� trzy osoby z listy Claire: Donalda Murraya, Aleksandra MacKenziego Frasera i Johna Grahama Frasera. Nie by�o nazw miejscowo�ci, tylko nazwisko i regiment, w kt�rym s�u�yli. Regiment pana Lovata, regiment Fraser�w.
Bez nazwy miejscowo�ci nie m�g� by� pewien, �e byli to ludzie z listy Claire. W spisie poleg�ych figurowa�o przynajmniej sze�ciu John�w Fraser�w, a wykaz ten r�wnie� by� niekompletny; Anglicy nie przywi�zywali zbytnio wagi do dok�adno�ci � wi�kszo�� dokument�w zosta�a sporz�dzona po fakcie, przez przyw�dc�w klan�w, licz�cych ludzi i sprawdzaj�cych, kto nie wr�ci� do domu. Cz�sto sami przyw�dcy nie wracali do domu, co komplikowa�o spraw�.
Sfrustrowany mocno pociera� d�oni� g�ow�, jakby masa� m�g� stymulowa� prac� jego m�zgu. Je�li trzy nazwiska nie nale�a�y do ludzi z jego listy, tajemnica by�a jeszcze g��bsza. Ponad po�owa armii Karola Stuarta zgin�a pod Culloden. Ludzie Lovata walczyli w samym �rodku. By�o nie do pomy�lenia, �eby trzydziestu �o�nierzy prze�y�o w takim miejscu, bez �adnej ofiary. Ludzie pana Lovata p�no przy��czyli si� do powstania; podczas gdy dezercja szala�a w innych regimentach, kt�re s�u�y�y do�� d�ugo, �eby wiedzie�, po co tam s�, Fraserowie byli bardzo lojalni � i w konsekwencji cierpieli.
G�o�ny d�wi�k klaksonu przerwa� jego skupienie. Roger zjecha� na bok, �eby przepu�ci� du�� ci�ar�wk�. My�lenie nie idzie w parze z prowadzeniem samochodu, uzna�. Je�li b�d� tak robi� dalej, wjad� na mur.
Przez chwil� siedzia� nieruchomo, zastanawiaj�c si�. Impuls nakazywa� mu jecha� do pensjonatu pani Thomas i powiedzie� Claire o wynikach dotychczasowych poszukiwa�. Fakt, �e mog�oby si� to wi�za� ze sp�dzeniem paru chwil z Briann� Randall, uatrakcyjnia� jeszcze ten pomys�.
Z drugiej strony jednak, instynkt historyka domaga� si� danych. Roger nie by� pewien, czy Claire mo�e mu ich dostarczy�. Nie mia� poj�cia, dlaczego mia�aby powierzy� mu to zadanie, a jednocze�nie przeszkadza� mu, podaj�c niedok�adne informacje. To nie by�o rozs�dne, a Claire Randall by�a uderzaj�co rozs�dn� osob�.
By� jednak incydent z whisky. Roger zarumieni� si� na samo wspomnienie. By� pewien, �e zrobi�a to celowo � a �e nie wygl�da�a na skor� do takich dowcip�w, by� zmuszony za�o�y�, �e zrobi�a to, �eby nie zaprosi� Brianny do Broch Tuarach. Czy chcia�a, �eby sam trzyma� si� z dala od tego miejsca, czy �eby tylko nie zabiera� tam Brianny? Im wi�cej o tym my�la�, tym bardziej by� przekonany, �e Claire Randall ukrywa co� przed c�rk�. Nie m�g� jednak sobie wyobrazi�, o co chodzi�o. Nie mia� r�wnie� zielonego poj�cia, jaki to mia�o zwi�zek z nim albo z zadaniem, kt�rego si� podj��.
Nie zamierza� rezygnowa� z dw�ch powod�w: Brianny i czystej ciekawo�ci. Chcia� wiedzie�, co si� dzieje, i by� zdecydowany to sprawdzi�.
Zamy�lony lekko uderza� pi�ci� w kierownic�, ignoruj�c ha�as przeje�d�aj�cych samochod�w. Wreszcie podj�� decyzj�, w��czy� silnik i wyjecha� na drog�. Na nast�pnym rondzie skr�ci� w stron� centrum Inverness i stacji kolejowej.
Poci�giem �Flying Scotsman� m�g� zajecha� do Edynburga w ci�gu trzech godzin. Kustosz zajmuj�cy si� dokumentami Stuart�w by� bliskim przyjacielem wielebnego. Roger mia� punkt zaczepienia, cho� bardzo zadziwiaj�cy. Z listy zawieraj�cej nazwiska �o�nierzy regimentu pana Lovata wynika�o, �e tych trzydziestu ludzi s�u�y�o pod kapitanem Jamesem Fraserem z Broch Tuarach. Cz�owiek ten by� jedynym ogniwem ��cz�cym Broch Tuarach i Fraser�w z Lovat. Roger zastanawia� si�, dlaczego Jamesa Frasera nie by�o na li�cie Claire.
�wieci�o s�o�ce, co rzadko zdarza si� w po�owie kwietnia, wi�c Roger opu�ci� szyb� po stronie kierowcy, �eby wpu�ci� ciep�y wiatr.
Musia� zosta� na noc w Edynburgu. Po powrocie p�nym popo�udniem nast�pnego dnia, by� tak zm�czony d�ug� jazd� poci�giem, �e tylko zjad� gor�c� kolacj�, kt�r� wmusi�a w niego Fiona, i pad� na ��ko. Dzi� jednak wsta� pe�en energii i determinacji. Pojecha� samochodem do miasteczka Broch Mordha, w pobli�u posiad�o�ci zwanej Broch Tuarach. Mo�e i Claire Randall nie chcia�a, �eby pojecha�a tam jej c�rka, ale jego nie mog�a powstrzyma� od pow�szenia w tej okolicy.
Znalaz� samo Broch Tuarach albo przynajmniej tak za�o�y�; zobaczy� ogromny stos kamieni, otaczaj�cy zawalone szcz�tki jednej ze starych brochs, czyli wie�, u�ywanych w zamierzch�ej przesz�o�ci do mieszkania i obrony. Zna� celtycki do�� dobrze, �eby wiedzie�, �e nazwa ta oznacza �wie�� zwr�con� na p�noc�, wi�c zastanawia� si� przed chwil�, jak mo�na by�o nada� tak� nazw� okr�g�ej wie�y.
W pobli�u znajdowa� si� dw�r i budynki gospodarcze, r�wnie� w ruinach, cho� sporo z nich si� zachowa�o. Na palu przy drzwiach widnia�a tablica agenta nieruchomo�ci, z wyblak�ymi, prawie nieczytelnymi napisami. Roger stan�� na wzniesieniu obok domu i rozejrza� si�. Na pierwszy rzut oka nie dostrzega� nic, co mog�oby t�umaczy�, dlaczego Claire nie chcia�a, �eby przyjecha�a tu jej c�rka.
Zaparkowa� przy drzwiach i wysiad�. Miejsce by�o pi�kne, ale bardzo odleg�e; ostro�ne � �eby nie uszkodzi� miski olejowej � przejechanie morrisem wyboist� �cie�k� od g��wnej drogi zaj�o mu trzy kwadranse.
Dom by� opuszczony i mo�e niebezpieczny. Roger nie wszed� do �rodka � niczego by tam nie znalaz�. Nad drzwiami wygrawerowano nazwisko FRASER, kt�re widnia�o r�wnie� na wi�kszo�ci ma�ych kamieni nagrobnych na dawnym cmentarzu rodzinnym. Nie dostrzeg� tam �adnego innego nazwiska z listy. Musia� jecha� dalej; wed�ug mapy miasteczko Broch Mhorda by�o oddalone o sze�� kilometr�w.
Tak, jak si� obawia�, ma�y, miejski ko�ci� zosta� zamkni�ty wiele lat temu. Roger wypatrywa� okolicznych mieszka�c�w, ale w odpowiedzi otrzyma� jedynie t�pe lub wrogie spojrzenia. W ko�cu jaki� wiekowy rolnik o�wiadczy� z pow�tpiewaniem, �e stare zapiski parafialne mog�y zosta� przekazane muzeum w Fort William, a mo�e w Inverness, gdzie mieszka� duchowny, kt�ry kolekcjonowa� takie �mieci.
Zm�czony i zakurzony, ale nie zniech�cony Roger powl�k� si� do samochodu zaparkowanego przy miejskim pubie. Takie sytuacje cz�sto zdarzaj� si� podczas naukowych bada�. By� do tego przyzwyczajony. Jedno piwo � no, mo�e dwa, bo dzie� by� wyj�tkowo upalny � i z powrotem do Fort William.
Ale bym si� czu�, pomy�la� kwa�no, gdyby dane, kt�rych szukam, by�y w archiwum wielebnego. Zosta�bym w ten spos�b ukarany za zaniedbywanie pracy i fanfaronad� przed dziewczyn�. Podczas pobytu w Edynburgu zdo�a� wyeliminowa� tylko trzy nazwiska, kt�re znalaz� w muzeum w Culloden. Okaza�o si�, �e wszystkie trzy osoby nale�a�y do innych regiment�w i nie s�u�y�y w grupie z Broch Tuarach.
Dokumenty Stuart�w zajmowa�y kilka sal oraz niezliczone skrzynki w podziemiach muzeum, wi�c oczywi�cie nie przeprowadzi� wyczerpuj�cych bada�. Ale znalaz� duplikat jednej z list �o�d�w, kt�r� widzia� w muzeum w Culloden. Wed�ug tego spisu wszyscy m�czy�ni s�u�yli w regimencie pod dow�dztwem pana Lovata, czyli m�odego Simona � syna Starego Lisa. Stary dra� nie�le si� ustawi�, pomy�la� Roger; wys�a� dziedzica do walki za Stuart�w, a sam zosta� w domu i ca�y czas twierdzi�, �e jest lojalnym poddanym kr�la Geordiego. Nie wysz�o mu to na dobre.
W dokumencie napisano, �e dow�dc� by� Simon Fraser M�odszy. Nie wymieniono natomiast Jamesa Frasera. Jednak�e imi� i nazwisko pojawia�o si� w wielu rozkazach armii, memorandach i innych dokumentach. Niestety, samo nazwisko nie potwierdza�o jednoznacznie, �e by� to James Fraser z Broch Tuarach; imi� James w�r�d g�rali by�o imieniem r�wnie popularnym, jak Duncan czy Robert. Tylko w jednym dokumencie znalaz� Jamesa Frasera z drugim imieniem, kt�re mog�oby pom�c w identyfikacji, ale nie podano z kolei danych jego ludzi.
Roger wzruszy� ramionami. Z irytacj� odp�dzi� nag�� chmur� natr�tnych komar�w. Dok�adne przeszukanie zbior�w w Edynburgu zaj�oby kilka lat. Roger wszed� do ciemnego pubu, wype�nionego zapachem piwa.
S�cz�c zimne, gorzkie ale, analizowa� dotychczasowe wyniki poszukiwa� oraz mo�liwo�ci, kt�re mu zosta�y. Mia� jeszcze czas, �eby jecha� do Fort William, chocia� to oznacza�oby, �e wr�ci do Inverness bardzo p�no. A je�li nie znajdzie nic w muzeum Fort William, to, jak na ironi�, nast�pnym logicznym posuni�ciem b�dzie porz�dne przeszukanie archiwum wielebnego.
A potem? Wypi� ostatnie krople piwa i poprosi� o nast�pny kufel. Prawdopodobnie najlepszym, najszybszym rozwi�zaniem by�oby przeszukanie wszystkich cmentarzy i obszar�w poch�wk�w w okolicy Broch Tuarach. W�tpi�, �eby panie Randall zosta�y w Inverness przez nast�pne dwa lub trzy lata i cierpliwie czeka�y na wyniki.
Dotkn�� schowanego w kieszeni notesu, wiernego towarzysza historyka. Przed opuszczeniem Broch Mhorda powinien przynajmniej rzuci� okiem na stary cmentarz. Nigdy nie wiadomo, co mo�e tam znale��, a przynajmniej nie trzeba b�dzie wraca�.
Nast�pnego popo�udnia Roger zaprosi� panie Randall na podwieczorek po��czony ze sprawozdaniem z dotychczasowych dokona�.
� Odszuka�em kilka nazwisk z naszej listy � powiedzia� Claire w drodze do gabinetu. � To bardzo dziwne; nie potwierdzi�em, �eby kt�rykolwiek z �o�nierzy na pewno zgin�� pod Culloden. My�la�em, �e mam takich trzech, ale okaza�o si�, �e to tylko zbie�no�� nazwisk. � Spojrza� na doktor Randall; sta�a nieruchomo, mocno �ciskaj�c oparcie fotela, jakby zapomnia�a, gdzie jest.
� Mo�e pani usi�dzie? � zaproponowa� Roger. Claire nieznacznie drgn�a, kiwn�a g�ow� i przysiad�a na skraju fotela. Roger spojrza� na ni� z ciekawo�ci�. Poda� jej swoje notatki i m�wi� dalej:
� Jak ju� m�wi�em, to dziwne. Nie znalaz�em wszystkich nazwisk; b�d� chyba musia� pow�szy� w rejestrach parafialnych i na cmentarzach w pobli�u Broch Tuarach. Wi�kszo�� tych zapisk�w znalaz�em w�r�d papier�w ojca. Przypuszcza�em, �e wpadn� na trop przynajmniej kilku poleg�ych w bitwie. Je�li, jak pani twierdzi, wszyscy s�u�yli w jednym z regiment�w Frasera, to byli prawie w �rodku ognia walki.
� Wiem � odpar�a dziwnym g�osem. Schyli�a si� nad biurkiem, wi�c nie widzia� wyrazu jej twarzy. Wi�kszo�� dokument�w Roger przepisa� r�cznie. Technologia fotokopiowania jeszcze nie dotar�a do archiwum rz�dowego, w kt�rym znajdowa�y si� dokumenty Stuart�w. By�o jednak par� oryginalnych kartek, wykopanych ze stos�w osiemnastowiecznych zbior�w wielebnego Wakefielda. Claire bardzo delikatnie i ostro�nie przewraca�a kartki.
� Ma pan racj�, to jest dziwne. � Teraz w jej g�osie rozpozna� emocj�: ekscytacj� z nutk� satysfakcji i ulgi.
� Prosz� mi powiedzie�... � zawaha�a si�. � Co si� sta�o z tymi lud�mi, kt�rzy nie zgin�li pod Culloden?
Zaskoczy�o go troch�, �e ta sprawa jest dla niej tak istotna, ale pos�usznie wyj�� i otworzy� teczk� z notatkami.
� Dw�ch zaci�gn�o si� na statek; wyemigrowali do Ameryki wkr�tce po Culloden. Czterech zmar�o �mierci� naturaln� oko�o roku p�niej. Nic dziwnego, po bitwie panowa� straszliwy g��d. Nazwisko ostatniego znalaz�em w dokumentach parafii, ale innej ni� ta, z kt�rej pochodzi�. Jestem jednak pewien, �e to jeden z poszukiwanych przez pani� ludzi.
Dopiero kiedy jej ramiona si� rozlu�ni�y, zauwa�y�, jaka by�a spi�ta.
� Szuka� dalej? � zapyta� w nadziei, �e us�yszy twierdz�c� odpowied�. Znad ramienia Claire obserwowa� Briann�. Sta�a przy korkowej �cianie, zwr�cona bokiem. Sprawia�a wra�enie zupe�nie nie zainteresowanej spraw�. Roger dostrzeg� jednak pionow� zmarszczk� mi�dzy jej brwiami.
Mo�e, podobnie jak on, czu�a dziwn� atmosfer� t�umionego podekscytowania, kt�ra otacza�a matk� jak pole elektryczne. By� tego �wiadom od chwili, kiedy Claire wesz�a do pokoju, a prezentowane rewelacje tylko nasili�y wra�enie. Pomy�la�, �e gdyby jej dotkn��, przeskoczy�aby pomi�dzy nimi iskra.
Jego my�li przerwa�o pukanie do drzwi gabinetu. Wesz�a Fiona Graham. Pcha�a barek z imbrykiem, fili�ankami, ozdobnymi serwetkami, trzema rodzajami kanapek, ciasteczkami z kremem, biszkoptem, tartinkami z d�emem oraz placuszkami z m�ki j�czmiennej.
� Ooo! � zawo�a�a na ten widok Brianna. � Czy to wszystko dla nas, czy spodziewa si� pan jeszcze tuzina go�ci?
Claire Randall z u�miechem przygl�da�a si� przygotowaniom. Napi�cie jeszcze nie ust�pi�o, ale st�umi�a je z ogromnym wysi�kiem. Roger spojrza� na jej d�o�, zaci�ni�t� w fa�dach sp�dnicy tak mocno, �e kraw�d� pier�cionka wbija�a si� w cia�o.
� Po tak obfitym podwieczorku nie b�dziemy je�� przez nast�pnych kilka tygodni � rzek�a Claire. � Wygl�da cudownie!
Twarz Fiony poja�nia�a. Dziewczyna by�a niska, pulchna i �adna. Przypomina�a ma��, br�zow� kurk�. Roger westchn�� cicho. Cieszy� si�, �e mo�e tak wystawnie przyj�� go�ci, ale doskonale wiedzia�,�e podwieczorek ma wywrze� wra�enie na nim, nie na paniach Randall. Dziewi�tnastoletnia Fiona mia�a jedn�, wielk� �yciow� ambicj�: wyj�� za m��. Najlepiej za cz�owieka sukcesu. Przed tygodniem, gdy Roger przyjecha� zaj�� si� sprawami wielebnego, uzna�a, �e asystent na wydziale historii jest najlepsz� parti� w Inverness.
Od tego momentu tuczy�a go jak �wi�teczn� g�, czy�ci�a mu buty, uk�ada�a kapcie i szczoteczki do z�b�w, �cieli�a ��ko, czy�ci�a p�aszcz, kupowa�a wieczorn� gazet� i k�ad�a obok talerza, masowa�a mu kark, gdy pracowa� par� godzin przy biurku. Ci�gle te� pyta�a, czy jest mu wygodnie, czy ma dobry nastr�j i czy jest zdr�w. Nigdy przedtem nie do�wiadczy� tyle domowej troski. Co wi�cej, czu� jej