8794

Szczegóły
Tytuł 8794
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8794 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8794 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8794 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT SHECKLEY ZWIADOWCA�MINIMUM PRZE�O�Y� LECH J�CZMYK Ka�dy ma swoj� pie��. Pi�kna dziewczyna jest jak melodia, a dzielny kosmonauta kroczy przez �ycie w grzmocie puzon�w. M�drcy zasiadaj�cy w Radzie Mi�dzyplanetarnej przywodz� na my�l doskonale zestrojony zesp� instrument�w d�tych; s� geniusze, kt�rych �ycie przypomina zawi�y kontrapunkt, i inni, kt�rych szare bytowanie jest tylko kwileniem oboju na tle nieub�aganie odmierzaj�cego rytm wielkiego b�bna. Takie my�li snu�y si� po g�owie Antona Perceverala, kiedy wpatrywa� si� w b��kitnawe �y�y na przegubie lewej r�ki. W prawej trzyma� �yletk�. Bo je�li ka�dy ma swoj� pie��, to jego �ycie mo�na by�o por�wna� do marnie skomponowanej i jeszcze gorzej wykonywanej symfonii pomy�ek. Jego przyj�cie na �wiat i lata szkolne up�yn�y pod znakiem nadziei. M�ody Perceveral wyr�ni� si� w nauce i awansowa� do ma�ej eksperymentalnej klasy, z�o�onej tylko z pi�ciuset uczni�w, gdzie stosowano bardziej zindywidualizowane metody nauczania. Wkr�tce jednak okaza�o si�, �e mia� widocznie wrodzonego pecha. Prze�ladowa�y go ca�e serie drobnych wypadk�w. Przedmioty wykazywa�y dziwn� sk�onno�� �amania si� w jego r�kach, czasami te� �ama�y si� jego palce w zetkni�ciu z przedmiotami. Co gorsza lgn�y do niego wszystkie mo�liwe i niemo�liwe choroby wieku dzieci�cego, w��cznie z odr�, �wink� algiersk�, wysypk�, wietrzn� osp�, zielon� i pomara�czow� febr�. Wszystko to nie wp�ywa�o na przyrodzone zdolno�ci Perceverala, ale w zat�oczonym, �yj�cym pod znakiem konkurencji �wiecie same zdolno�ci nie wystarczaj� � potrzebny jest jeszcze �ut szcz�cia, kt�rego zabrak�o Perceveralowi. Przeniesiono go do zwyk�ej klasy, gdzie by�o dziesi�� tysi�cy uczni�w, gdzie zar�wno jego k�opoty, jak i mo�liwo�� zara�enia si� now� chorob� wzros�y. By� wysokim, chudym okularnikiem, dobrym i pracowitym. Lekarze okre�lili go jako typ niezwykle sk�onny do ulegania wypadkom, nie potrafili jednak znale�� przyczyny tego zjawiska. Ale niezale�nie od przyczyn fakt pozostawa� faktem. Perceveral by� jednym z tych nieszcz�nik�w, dla kt�rych �ycie naje�one jest trudno�ciami nie do przebycia. Wi�kszo�� ludzi przemyka si� poprzez d�ungl� ludzkiej egzystencji z lekko�ci� pantery. Ale dla Perceverala d�ungla roi�a si� od wilczych do��w, side� i pu�apek, g��bokich przepa�ci i nieprzebytych rzek, truj�cych grzyb�w i niebezpiecznych zwierz�t. Dla niego wszystkie drogi prowadzi�y do kl�ski. M�ody Perceveral przebrn�� przez studia pomimo swego niezwyk�ego talentu do �amania n�g na schodach, skr�cania kostek na kraw�nikach, mia�d�enia �okci w drzwiach obrotowych, rozbijania nosa o szklane drzwi i tysi�cy innych �miesznych, smutnych i bolesnych wypadk�w spadaj�cych na urodzonych pechowc�w. M�nie opieraj�c si� hipochondrii pr�bowa� wci�� od nowa. Po uzyskaniu dyplomu wzi�� si� w gar��. Z rozmachem wkroczy� na wysp� Manhattan wykuwa� sw�j los. Nie szcz�dzi� wysi�k�w, aby pokona� pecha, by zachowa� rado�� �ycia i optymizm mimo wszystkie trudno�ci. Ale pech okaza� si� godnym przeciwnikiem. Perceveral traci� kolejne posady, jego �lad znaczy�y zepsute dyktafony i podarte kontrakty, zapomniane dokumenty i zagubione dane; narastaj�ce crescendo �eber trzaskaj�cych w metro, kostek zwichni�tych w rynsztokach i t�uczonych okular�w, korow�d chor�b, w��cznie z zapaleniem w�troby typu J, marsja�sk� febr�, wenusja�sk� febr�, nie�pi�czk� i febr� �achotliw�. Perceveral wci�� jeszcze opiera� si� hipochondrii. Marzy� o kosmosie, o twardych pionierach zaludniaj�cych Marsa, o nowych osadach na odleg�ych planetach, o szerokich przestrzeniach, gdzie z dala od febrycznych plastykowych ziemskich d�ungli cz�owiek mo�e odnale�� samego siebie. Z�o�y� podanie o prac� do Zarz�du Zwiadu Kosmicznego i Osadnictwa i zosta� za�atwiony odmownie. W ten spos�b po�egna� si� z marzeniami m�odo�ci � od tej pory ima� si� kolejno r�nych zaj��. Poddawane go analizie, sugestii hipnotycznej, sugestii posthipnotycznej i antysugestii � na pr�no. Wszystko ma swoje granice i ka�da symfonia ma sw�j fina�. Perceveral straci� wszelk� nadziej� w wieku lat trzydziestu czterech, kiedy po trzech dniach wyrzucono go z pracy, kt�rej szuka� przez dwa miesi�ce. Pomy�la�, �e jest to ostatni fa�szywy akord utworu, kt�rego w og�le nie powinno si� by�o rozpoczyna�. W ponurym nastroju przyj�� mizern� zap�at� wraz z ostatnim wsp�czuj�cym u�ciskiem d�oni od ostatniego pracodawcy i zjecha� wind� na d�. Niejasne my�li o samob�jstwie k��bi�y si� ju� w jego g�owie, przybieraj�c kolejno postaci ci�ar�wek, kurk�w od gazu, drapaczy chmur i most�w. Winda dotar�a wreszcie do wielkiego marmurowego korytarza, gdzie policjanci z oddzia�u specjalnego kierowali t�umem oczekuj�cym na wyj�cie na ulic�. Perceveral stan�� w kolejce, bezmy�lnie patrz�c na licznik zag�szczenia t�umu, kt�rego strza�ka dochodzi�a prawie do czerwonej linii paniki. Po wyj�ciu na ulic� do��czy� do zwartej grupy id�cej w stron� jego osiedla. Samob�jcze my�li nie opuszcza�y go ani na chwil�, przybieraj�c coraz konkretniejsze formy. Przez ca�� drog� do domu rozwa�a� kolejne mo�liwe sposoby. Przy swoim bloku od��czy� si� od grupy i skr�ci� w bram�. Przedzieraj�c si� przez t�um dzieci w korytarzach dotar� wreszcie do swojego pokoju. Wszed�, zamkn�� drzwi na klucz i wyj�� �yletk� z maszynki do golenia. Potem po�o�y� si� w ubraniu na ��ku i opar�szy stopy o przeciwleg�� �cian� przypatrywa� si� b��kitnawym �y�om na przegubie r�ki. Czy potrafi to zrobi�? Czy potrafi to zrobi� szybko i zr�cznie � bezb��dnie i bez �alu? Czy te� spartoli i t� robot�, pozwalaj�c, by go wyj�cego zaci�gn�li do szpitala, gdzie b�dzie wystawiony na po�miewisko i plotki personelu? Kiedy tak rozmy�la�, pod jego drzwi wsuni�to ��t� kopert�. By� to telegram, przybywaj�cy dok�adnie w decyduj�cym momencie. Ten dramatyczny efekt wyda� si� Perceveralowi nieco podejrzany. Mimo to od�o�y� �yletk� i podni�s� kopert�. Nadawc� by� Zarz�d Zwiadu Kosmicznego i Osadnictwa, pot�na organizacja, kt�rej podlega� ka�dy ruch cz�owieka Poza granicami Ziemi. Dr��cymi r�kami otworzy� kopert� i przeczyta�, co nast�puje: Mr Anton Perceveral Budynek zast�pczy 1993 Okr�g 43825, Manhattan 212, N.Y. Szanowny Panie: Trzy lata temu ubiega� si� Pan u nas o prac� w kosmosie. Z przykro�ci� byli�my w�wczas zmuszeni odrzuci� pa�skie podanie. Pozosta� pan jednak w naszej kartotece, kt�ra jest systematycznie uzupe�niana. Z przyjemno�ci� komunikujemy, �e jeste�my gotowi zatrudni� Pana od zaraz na stanowisku, kt�re odpowiada Pa�skim zdolno�ciom i kwalifikacjom. Uposa�enie wynosi dwadzie�cia tysi�cy dolar�w rocznie plus wszystkie przywileje pracownika s�u�y pa�stwowej i nieograniczone mo�liwo�ci awansu. Mamy nadziej�, �e przyjmie Pan nasz� propozycj�. Prosimy o osobiste skontaktowanie si� dla om�wienia szczeg��w. Z powa�aniem William Haskell Zast�pca dyrektora d/s personalnych. Perceveral z�o�y� starannie telegram i wsun�� go z powrotem do koperty. Pocz�tkowa rado�� ust�pi�a miejsca z�ym przeczuciom. Jakie� to zdolno�ci i kwalifikacje predestynuj� go doobj�cia posady za dwadzie�cia tysi�cy rocznie plus dodatki? Mo�e pomylono go z jakim� innym Antonem Perceveralem? To raczej nieprawdopodobne. Zarz�d nie robi takich omy�ek. A je�li znaj� jego nieszcz�sn� przesz�o��, to czego mog� od niego chcie�? Czy jest cho� jedna rzecz, kt�rej ka�dy m�czyzna, kobieta czy nawet dziecko nie potrafi zrobi� od niego lepiej? Perceveral w�o�y� telegram do kieszeni, a �yletk� do pude�ka z przyborami do golenia. Samob�jstwo wyda�o mu si� teraz nieco przedwczesne. Najpierw warto si� dowiedzie�, czego chce od niego Haskell. W siedzibie Zarz�du Zwiadu Kosmicznego i Osadnictwa wpuszczono go natychmiast do prywatnego biura Williama Haskella. Zast�pca dyrektora, wysoki m�czyzna o grubych rysach, przywita� go z podejrzan� wylewno�ci�. � Prosz� bardzo, niech pan siada, panie Perceveral � powiedzia� Haskell. � Papieroska? Mo�e co� do picia? Bardzo si� ciesz�, �e pan przyszed�. � Czy jest pan pewien, �e to w�a�nie o mnie chodzi? � spyta� Perceveral. Haskell zajrza� do teczki le��cej przed nim na biurku. � Zaraz sprawdzimy. Anton Perceveral, lat trzydzie�ci cztery, rodzice: Gregory James Perceveral i Anita Swaans�Perceveral, urodzony w Laketown, stan New Jersey. Zgadza si�? � Tak � powiedzia� Perceveral. � I ma pan prac� dla mnie? � Tak. � Za dwadzie�cia tysi�cy rocznie plus dodatki? � Zgadza si�. � � Czy mo�e mi pan powiedzie�, co to za praca? � Od tego tutaj jestem � powiedzia� Haskell rado�nie. � Stanowisko zwiadowcy kosmicznego. � S�ucham? � Zwiadowcy kosmicznego, czyli pozaziemskiego. S� to ludzie, kt�rzy pierwsi l�duj� na nieznanych planetach, pierwsi osadnicy, kt�rzy dostarczaj� nam najwa�niejszych danych. Dla mnie s� to Drake�owie i Magellanowie naszego wieku. Chyba zgodzi si� pan ze mn�, �e to wielka okazja. Perceveral wsta� z twarz� nabieg�� krwi�. � Je�li pan sko�czy� te �arty, to mo�e ja ju� p�jd�. � Dlaczego? � Ja i kosmiczny zwiadowca! � Perceveral roze�mia� si� gorzko. � Niech pan nie robi ze mnie balona. Czytuj� gazety i wiem, jacy to musz� by� ludzie. � Ciekawe jacy? � Najlepsi synowie Ziemi � powiedzia� Percereval. � Najlepsze m�zgi i najlepsze cia�a. Ludzie o b�yskawicznym refleksie, kt�rzy potrafi� da� sobie rad� w ka�dej sytuacji, dostosowa� si� do ka�dych warunk�w. Czy nie racji? � Tak � powiedzia� Haskell � wszystko to by�o prawd� w pocz�tkowym okresie naszej dzia�alno�ci. I pozwolili�my, aby ten stereotyp utrwali� si� w ludzkich umys�ach � to budzi zaufanie. Ale ten typ zwiadowcy jest ju� od dawna przestarza�y. Na takich ludzi czeka wiele innych mo�liwo�ci, ale zwiadowcami ju� by� nie mog � Czy�by pa�scy nadludzie nie zdali egzaminu? � spyta� u�miechaj�c si� ironicznie Perceveral. � Oczywi�cie �e zdali. I nie ma w tym �adnego paradoksu. Osi�gni�cia naszych pierwszych zwiadowc�w s� do dzi� niedo�cignione. Ci ludzie potrafili wytrzyma� na ka�dej planecie, gdzie by�a cho�by najmniejsza szansa prze�ycia; dzi�ki swojej odporno�ci i wytrzyma�o�ci pokonywali nieprawdopodobne przeszkody. Potrafili sprosta� nadludzkim wprost wymaganiom. Pierwsi zwiadowcy pozostan� na zawsze symbolem si�y i zdolno�ci przystosowawczych gatunku Homo sapiens. � Wi�c dlaczego przestano ich zatrudnia�? � Dlatego, �e zmieni�a si� sytuacja na Ziemi i zmieni�y si� nasze zadania. Na pocz�tku zwiad kosmiczny by� wielk� przygod�, eksperymentem, mia� znaczenie militarne, presti�owe. Ale to nale�y do przesz�o�ci. Przyrost naturalny przybra� charakter lawinowy. Miliony ludzi zala�y stosunkowo sk�po zaludnione tereny Brazylii, Nowej Gwinei i Australii. Ale wkr�tce i tam zrobi�o si� ciasno. W wielkich miastach g�sto�� zaludnienia dosz�a do granicy samoczynnych wybuch�w paniki, powoduj�c znane zjawisko zamieszek weekendowych, a liczba ludno�ci wzrasta�a w dalszym ci�gu dzi�ki post�pom geriatrii ogromnemu spadkowi �miertelno�ci niemowl�t. � Haskell potar� czo�o. � W ten spos�b powsta� zaczarowany kr�g. Ale etyczne problemy wzrostu ludno�ci to nie moja sprawa. Zadaniem naszego Zarz�du by�o znalezienie nowych teren�w osadniczych w mo�liwie jak najkr�tszym czasie. Potrzeba nam planet, kt�re w odr�nieniu od Wenus czy Marsa mog� szybko sta� si� samowystarczalne, kt�re mog�yby poch�on�� miliony ludzi, podczas gdy naukowcy i politycy na Ziemi zastanawialiby si� nad rozwi�zaniem problemu. Aby umo�liwi� jak najszybciej kolonizacj� nowych planet, nale�a�o skr�ci� do minimum okres bada� wst�pnych. � Wszystko to wiem � powiedzia� Perceveral � ale wci�� jeszcze nie widz�, dlaczego nie u�ywacie zwiadowc�w typu optymalnego. � To chyba oczywiste. Szukamy miejsc, gdzie mog� si� osiedli� i �y� zwykli ludzie. Nasi optymalni zwiadowcy nie byli wcale zwyk�ymi lud�mi. Wprost przeciwnie, stanowili oni jakby odr�bny gatunek i nie mogli by� miernikiem dla przeci�tnych �miertelnik�w. S� na przyk�ad szare, monotonne planety, gdzie deszcz pada przez okr�g�y rok, planety, kt�re zwyk�ego cz�owieka mog� doprowadzi� do szale�stwa, gdy tymczasem nasz optymalny zwiadowca jest zbyt zdrowy, by si� przejmowa� monotoni� klimatu. Bakterie zdolne zabi� tysi�ce ludzi, jego przyprawiaj� o kr�tkotrwa�y b�l g�owy. Niebezpiecze�stwa, kt�re mog� sta� si� przyczyn� katastrofy ca�ej kolonii, on omija, nie zdaj�c sobie z nich po prostu sprawy. � Zaczynam rozumie� � powiedzia� Perceveral. � Oczywi�cie najlepszym sposobem by�oby zdobywanie planet etapami. Najpierw zwiadowca, potem podstawowy zesp� badawczy, nast�pnie kolonia eksperymentalna, sk�adaj�ca si� g��wnie z psycholog�w i socjolog�w potem grupy uczonych, maj�ce za zadanie sprawdzenie wynik�w poprzednich grup i tak dalej. Niestety nie mamy na to czasu ani pieni�dzy. Nowe tereny potrzebne nam ju� teraz, a nie za pi��dziesi�t lat. � Haskell przerwa� i spojrza� bez u�miechu na Perceverala. � Musimy od razu wiedzie�, czy zwykli ludzie mog� �y� i rozwija� si� na ka�dej z nowych planet. Oto dlaczego zmienili�my wymagania w stosunku do zwiadowc�w. Perceveral skin�� g�ow�. � Zwykli zwiadowcy dla zwyk�ych ludzi. Jest tylko jedno �ale�� � S�ucham. � Nie wiem, o ile jest panu znane moje dotychczasowe �ycie. � Zupe�nie nie�le � zapewni� go Haskell. � By� mo�e zauwa�y� pan, �e wykazuj� pewn� sk�onno�� do wypadk�w. Prawd� m�wi�c, mia�em trudno�ci z �yciem tutaj, na Ziemi. � Wiem � powiedzia� Haskell z mi�ym u�miechem. � Wi�c jak dam sobie rad� na obcej planecie? I dlaczego wybrali�cie w�a�nie mnie? Dyrektor Haskell wydawa� si� z lekka zak�opotany. � Pan niezbyt dok�adnie sformu�owa� istot� naszej polityki m�wi�c �zwykli zwiadowcy dla zwyk�ych ludzi�. Sprawa nie jest taka prosta. Kolonia sk�ada si� z tysi�cy, cz�sto z milion�w ludzi, kt�rzy wykazuj� bardzo r�ny stopie� zdolno�ci przystosowawczych. Humanitaryzm: i praworz�dno�� wymagaj�, by wszystkim da� r�wne szanse. Ludzie musz� czu� si� pewnie opuszczaj�c Ziemi�, musimy przekona� ich, prawo, a tak�e samych siebie, �e nawet najs�abszy z nich otrzyma szans� prze�ycia. � Niech pan m�wi dalej. � A zatem � powiedzia� Haskell szybko � kilka lat temu przestali�my zatrudnia� zwiadowc�w typu optymalnego i przeszli�my na zwiadowc�w o minimalnych szansach utrzymania si� przy �yciu. Perceveral przez chwil� rozwa�a� to, co us�ysza�. � Wi�c potrzebujecie mnie dlatego, �e je�li w jakim� miejscu ja prze�yj�, to znaczy, �e mo�e tam �y� ka�dy. � To mniej wi�cej charakteryzuje nasz� ide� � powiedzia� Haskell z uroczym u�miechem. � Ale jakie s� moje szanse? � Niekt�rzy z naszych zwiadowc�w�minimum doskonale si� spisywali. � A inni? � Jest oczywi�cie ryzyko � przyzna� Haskell. � I niezale�nie od potencjalnych niebezpiecze�stw, zwi�zanych z dan� planet�, s� jeszcze inne, wynikaj�ce z samej istoty eksperymentu. Nie mog� panu nawet o nich powiedzie�, gdy� pozbawi�oby to nas jedynego elementu kontroli w tym do�wiadczeniu. Mog� tylko stwierdzi�, �e takie niebezpiecze�stwo istnieje. � Niezbyt przyjemne perspektywy. � To prawda. Ale niech pan pomy�li o nagrodzie oczekuj�cej zwyci�zc�! Zosta�by pan za�o�ycielem nowej kolonii! Pa�ska warto�� jako eksperta by�aby nieoceniona. Mia�by pan zapewnione czo�owe miejsce w �yciu spo�ecze�stwa. A tak�e ma pan szans� pozby� si� pewnych zakorzenionych kompleks�w, odzyska� wiar� we w�asne si�y. Perceveral skin�� g�ow�. � Prosz� mi powiedzie� jedn� rzecz. Otrzyma�em dzisiaj pa�ski telegram w decyduj�cym momencie. Wygl�da�o to prawie jak� � Tak, to by�o z g�ry ukartowane � powiedzia� Haskell. � Przekonali�my si�, �e potrzebni nam ludzie godz� si� na nasze propozycje najch�tniej, kiedy osi�gaj� pewien okre�lony stan psychiczny. Pilnie obserwujemy tych nielicznych, kt�rzy odpowiadaj� naszym wymaganiom, czekaj�c na odpowiedni moment. � By�oby wam g�upio, gdyby�cie si� sp�nili o godzin�. � Ale gdyby�my zwr�cili si� o dzie� wcze�niej, nasza propozycja mog�aby zosta� odrzucona. � Haskell wsta� zza biurka. � Mo�e zje pan ze mn� lunch, panie Perceveral? Mogliby�my om�wi� szczeg�y przy lampce � Dobrze. Ale jeszcze nic nie obiecuj�. � Oczywi�cie � powiedzia� Haskell, otwieraj�c przed nim drzwi. Po lunchu Perceveral odda� si� rozmy�laniom, zwiadowcy bardzo go poci�ga�a mimo zwi�zanego z ni� ryzyka. Zreszt� nie by�o to bardziej ryzykowne ni� samob�jstwo, natomiast o wiele lepiej p�atne. Nagroda za zwyci�stwo by�a niema�a; kara za przegran� nie wy�sza ni� ta, jak� zamierza� zap�aci� za swoj� kl�sk� na Ziemi. Nie osi�gn�� niczego w ci�gu swoich trzydziestu czterech lat �ycia. Co najwy�ej zademonstrowa� jakie� przeb�yski zdolno�ci, przy�mione zreszt� sk�onno�ci� do chor�b, wypadk�w i pomy�ek. Ale Ziemia jest przeludniona, wszyscy s� zagonieni. By� mo�e jego pech nie jest wrodzon� cech�, tylko produktem niezno�nych warunk�w? Praca zwiadowcy przeniesie go w inne �rodowisko. B�dzie sam, zale�ny tylko od siebie, odpowiedzialny tylko przed sob�. Ryzyko jest ogromne, ale czy mo�e by� co� bardziej niebezpiecznego ni� l�ni�ce ostrze we w�asnej d�oni? B�dzie to najwi�kszy wysi�ek jego �ycia, ostateczny sprawdzian jego mo�liwo�ci. B�dzie walczy� jak nigdy przedtem ze swymi pechowymi sk�onno�ciami. I tym razem rzuci na szal� ca�� swoj� odwag� i determinacj�. Zdecydowa� si�. W ci�gu kilku tygodni przeznaczonych na przygotowania �y� pod has�em determinacji: wbija� j� sobie do g�owy, przesyca� ni� swoje nerwy i krew, powtarza� bez ko�ca jak buddyjsk� modlitw�, �ni� o niej, czy�ci� ni� z�by i my� r�ce, i medytowa� nad ni�, a� jej monotonny refren hucza� mu w g�owie w dzie� i w nocy, z wolna zaczynaj�c wywiera� wp�yw na jego czyny. Wreszcie nadszed� dzie�, kiedy wr�czono mu roczne skierowanie na pewn� obiecuj�c� planet�. Haskell �yczy� mu powodzenia i przyrzek� utrzymywa� kontakt za pomoc� L� fazowego radia. Perceveral wraz z ekwipunkiem zosta� za�adowany na statek zwiadowczy �Queen of Glasgow� i przygoda zacz�a si�. Podczas miesi�cy sp�dzonych w podr�y Perceveral uporczywie utwierdza� si� w swojej determinacji. Zachowywa� jak najdalej id�c� ostro�no�� w stanie niewa�ko�ci, wystrzega� si� ka�dego zb�dnego ruchu i analizowa� swoje uczucia. Ci�g�a samoobserwacja i czujno�� zwolni�y wprawdzie tempo dzia�ania, ale stopniowo wchodzi�y w krew. Zacz�� si� formowa� nowy zesp� odruch�w pokonuj�cy stare nawyki. Proces ten jednak nie odbywa� si� bezbole�nie. Mimo wszystkie wysi�ki Perceveral nabawi� si� podra�nienia sk�ry, uderzy� g�ow� o �cian� i st�uk� jedn� z dziesi�ciu par okular�w, jakie wzi�� ze sob�, cierpia� na skutek b�l�w g�owy i plec�w, mia� pokaleczone r�ce i zwichni�ty palec u nogi. Czu� jednak, �e robi post�py, i jego wiara we w�asne si�y wzros�a powa�nie. Kt�rego� dnia zobaczy� wreszcie swoj� planet�, kt�ra otrzyma�a nazw� Theta. Statek wyl�dowa� na trawiastej, cz�ciowo pokrytej lasem wy�ynie u st�p g�r. Teren ten zosta� wybrany automatycznie na podstawie zdj�� lotniczych, ze wzgl�du na korzystne warunki: by�a tu woda, drzewo, owoce i rudy metali � doskona�e miejsce na przysz�� koloni�. Za�oga �yczy�a mu szcz�cia i odlecia�a. Perceveral patrzy� d�ugo za statkiem nikn�cym w chmurach. Potem wzi�� si� do pracy. Po pierwsze uruchomi� robota. By�a to wielka, czarna, wielofunkcyjna machina, stanowi�ca typowe wyposa�enie zwiadowc�w i osadnik�w. Robot nie umia� m�wi�, �piewa�, deklamowa� ani gra� w karty, jak niekt�re dro�sze modele. Odpowiada� jedynie przecz�cym lub potakuj�cym ruchem g�owy � nieciekawe towarzystwo na najbli�szy rok. Jego zalet� by�a jednak umiej�tno�� odbierania do�� z�o�onych ustnych polece�, wykonywania ci�szych prac oraz pewna zdolno�� przewidywania w sytuacjach problemowych. Z pomoc� robota Perceveral za�o�y� na r�wninie obozowisko, czujnie obserwuj�c okolic� w oczekiwaniu niespodzianek. Zwiad powietrzny nie wykry� �adnych �lad�w cywilizacji, ale wszystko mo�e si� zdarzy�. Nie by�o tak�e �adnych danych o faunie planety. Perceveral pracowa� powoli i ostro�nie, a niemy robot towarzyszy� mu krok w krok. Wieczorem tymczasowy ob�z by� gotowy. Po w��czeniu radaru alarmowego Perceveral po�o�y� si� do ��ka. O �wicie zerwa� go ze snu przenikliwy d�wi�k syreny. Ubra� si� i wyskoczy� na zewn�trz. Powietrze wype�nia�o gniewne brz�czenie jakby stada szara�czy. � Przynie� szybko dwie strzelby � powiedzia� do robota. � We� te� lornetk�. Robot skin�� g�ow� i poszed� swoim ko�ysz�cym si� krokiem. Dr��c od porannego ch�odu Perceveral rozgl�da� si�, pr�buj�c ustali� �r�d�o szumu. Przebieg� wzrokiem wilgotn� r�wnin�, zielony skraj lasu i ska�y poza nim. �adnego ruchu. Nagle ujrza� na tle wschodz�cego s�o�ca co� na kszta�t niskiej ciemnej chmury. Chmura bardzo szybko zbli�a�a si� w stron� obozu, posuwaj�c si� pod wiatr. Robot wr�ci� z dwiema strzelbami. Perceveral wzi�� jedn�, zostawiaj�c drug� robotowi i nakazuj�c mu gotowo�� do strza�u. Robot kiwn�� g�ow�, jego oczy b�ysn�y matowo, kiedy zwr�ci� si� w stron� s�o�ca. Z bliska chmura okaza�a si� ogromnym stadem ptak�w. Perceveral przyjrza� im si� przez lornetk�. Mia�y rozmiary ziemskich or��w, ale ich szybki zygzakowaty lot przypomina� raczej lot nietoperzy. Nogi mia�y uzbrojone w pot�ne szpony, a d�ugie dzioby je�y�y si� ostrymi z�bami. Stworzenia wyposa�one w tak� bro� musia�y by� drapie�nikami. Stado z g�o�nym szumem zatoczy�o kr�g i nagle, ze wszystkich stron naraz, ptaki zacz�y pikowa� ze z�o�onymi skrzyd�ami i rozcapierzonymi pazurami. Perceveral kaza� robotowi strzela�. Stali plecami do siebie, pra��c w g�szcz atakuj�cych bestii. W powietrzu zawirowa�a chmura krwawego pierza i ca�e chmary ptak�w spada�y skoszone ich ogniem. Perceveral i robot bronili si� dzielnie, utrzymuj�c hord� powietrznych wilk�w na dystans, a nawet zmuszaj�c je do wycofania si�. Nagle strzelba Perceverala odm�wi�a pos�usze�stwa. Bro� mia�a by� za�adowana z gwarancj� siedemdziesi�ciu pi�ciu godzin ci�g�ego ognia. Strzelba nie mia�a prawa zawie��! Perceveral sta� przez chwil� os�upia�y, bezmy�lnie szcz�kaj�c spustem. Potem cisn�� bezu�yteczn� bro� na ziemi� i rzuci� si� p�dem do namiotu, zostawiaj�c robota na placu boju. Znalaz� dwie zapasowe strzelby, ale� bro� robota r�wnie� zawiod�a. Otoczony rojem ptak�w, walczy� wymachuj�c r�kami jak cepami. Krople oliwy wycieka�y mu ze staw�w, chwia� si� chwilami bliski utraty r�wnowagi. Kilka ptak�w usiad�o mu na ramionach, dziobi�c zajadle kom�rki oczne i anten�. Perceveral chwyci� obie strzelby i zacz�� szerzy� spustoszenie w�r�d napastnik�w. Niestety, jedna umilk�a prawie natychmiast; modli� si� w duchu, by przynajmniej ta ostatnia okaza�a si� dobra. Poni�s�szy dotkliwe straty ptaki odlecia�y krzycz�c i pohukuj�c. Perceveral i robot stali na placu boju po kolana w pi�rach i zw�glonych cia�ach, cudem nie doznawszy �adnych obra�e�. Perceveral spojrza� na cztery strzelby, z kt�rych tylko jedna nadawa�a si� do u�ytku, i w�ciek�y pobieg� do namiotu radiowego. Nawi�za� ��czno�� z Haskellem i powiedzia� mu o ataku ptak�w i o zepsuciu si� trzech strzelb. Czerwony ze z�o�ci wymy�la� ludziom odpowiedzialnym za stan sprz�tu. Wci�� jeszcze nie mog�c z�apa� tchu, czeka� na wyja�nienia i przeprosiny Haskella. � To mia� by� jeden z element�w kontroli � powiedzia� Haskell. � Co? � Wspomnia�em o tym w czasie naszej pierwszej rozmowy. Sprawdzamy minimalne warunki. Minimalne, prosz� pami�ta�! Musimy wiedzie�, co oczekuje koloni� z�o�on� z bardzo r�nego elementu ludzkiego. Dlatego szukamy najni�szego wyznacznika. � Wiem o tym. Ale przecie� strzelby� � Drogi Perceveral, za�o�enie nowej kolonii, nawet przy absolutnym minimum zaopatrzenia, jest fantastycznie kosztown� operacj�. Wyposa�amy naszych osadnik�w we wszystko, co najnowsze i najlepsze w dziedzinie uzbrojenia i narz�dzi, ale nie jeste�my w stanie uzupe�nia� zapas�w sprz�tu, kt�ry si� popsu�, rzeczy, kt�re uleg�y zu�yciu. Jest pewien przydzia� amunicji, sprz�tu i �ywno�ci, kt�ry b�dzie ulega� zu�yciu, ale osadnicy nie mog� liczy� na dodatkowe dostawy. � I mnie te� tak wyposa�yli�cie? � spyta� Perceveral. � Oczywi�cie. Dla kontroli dali�my panu sprz�t o minimalnej warto�ci. Tylko w ten spos�b b�dziemy si� mogli zorientowa�, jakie szans� maj� osadnicy na Thecie. � Ale to nieuczciwe! Zwiadowcy zawsze dostaj� najlepszy sprz�t! � Nie, tak by�o dawniej, przy zwiadowcach typu optymalnego. Ale teraz szukamy dolnej granicy, mo�liwo�ci i dotyczy to zar�wno zwiadowc�w, jak i sprz�tu. Uprzedza�em pana, �e b�d� niespodzianki. � Tak, to prawda � westchn�� Perceveral. � Ale� Zreszt� dobrze. Czy chowa pan w zanadrzu jeszcze jakie�? � W�a�ciwie nie � powiedzia� Haskell po chwili namys�u. � Zar�wno pan sam, jak i sprz�t przedstawiacie najni�sz� jako��. Tego wymaga istota eksperymentu. Perceveral wyczu� co� wymijaj�cego w tej odpowiedzi, ale Haskell nie chcia� wdawa� si� w szczeg�y. Rozmowa zasta�a zako�czona i Perceveral wr�ci� do chaosu swojego obozowiska. Zacz�� od tego, �e przy pomocy robota przeni�s� ob�z do lasu dla ochrony przed powt�rnymi atakami ptak�w. W czasie tej pracy zauwa�y�, �e co najmniej po�owa lin jest przetarta, baterie elektryczne s�abn�, a p��tno namiot�w nad�arte jest ple�ni�. W pocie czo�a naprawia� to wszystko, zdzieraj�c sobie sk�r� z r�k i rani�c palce. Potem nawali� mu generator. Straci� trzy dni, staraj�c si� znale�� przyczyn� awarii za pomoc� �le wydrukowanej instrukcji obs�ugi w niemieckim, kt�ra by�a do��czona do urz�dzenia. Zdawa�o mu si�, �e wszystkie cz�ci s� poprzestawiane i nic nie dzia�a. Wreszcie odkry�, �e instrukcja dotyczy zupe�nie innego modelu. Wyszed� z siebie, kopn�� generator z ca�ej si�y, omal nie �ami�c sobie palca u nogi. Po chwili wzi�� si� jednak w gar�� i pracowa� przez nast�pne cztery dni, ustalaj�c drobiazgowo r�nice mi�dzy swoim modelem a opisanym w broszurce, a� wreszcie uruchomi� generator. Ale ptaki i tu go znalaz�y � pikuj�c pomi�dzy drzewami, porywa�y z obozu jedzenie, zanim zd��y� wycelowa�. Ich ataki kosztowa�y Perceverala par� okular�w i brzydk� ran� na szyi. Pracowicie utka� sieci i przy pomocy robota zawiesi� je na ga��ziach ponad obozem. Ptaki by�y zaskoczone. Perceveral nareszcie mia� chwil� czasu, aby skontrolowa� zapasy �ywno�ci. Przy okazji stwierdzi�, �e wiele konserw by�o pod�ej jako�ci, a inne zapasy pad�y ofiar� jakiej� paskudnej ple�ni. I jedne i drugie nadawa�y si� tylko do wyrzucenia. Wiedzia�, �e je�li natychmiast nie podejmie jakich� krok�w, zostanie na zim� bez �ywno�ci. Przeprowadzi� seri� analiz miejscowych owoc�w, traw, jag�d i jarzyn. Okaza�o si�, �e s� w�r�d nich po�ywne i zdrowe. W��czy� je do swego menu, po czym dosta� dokuczliwej wysypki alergicznej. Pracuj�c uporczywie i wykorzystuj�c wszystkie mo�liwo�ci podr�cznej apteczki wyleczy� si� z wysypki i przyst�pi� do pr�b, maj�cych na celu znalezienie ro�liny wywo�uj�cej przykre objawy. Ale w�a�nie kiedy sprawdza� wyniki, do namiotu wlaz� robot i poprzewraca� prob�wki, wylewaj�c bezcenne odczynniki. Dalsze pr�by Perceveral musia� przeprowadza� na sobie � w rezultacie wykre�li� z jad�ospisu jeden rodzaj jag�d i �dwie jarzyny. Na szcz�cie inne owoce by�y znakomite, a z ziarna mo�na by�o piec doskona�y chleb. Perceveral zebra� nasiona i p�n� wiosn� skierowa� robota do pracy w polu. Robot od �witu do nocy pracowa� w polu, a Perceveral w tym czasie zapoznawa� si� bli�ej z okolic�. Znalaz� g�adkie, p�askie kamienie ze �ladami liter czy cyfr i nawet ze schematycznymi rysunkami drzew, g�r i ob�ok�w. Doszed� do przekonania, �e na planecie �y�y lub nawet �yj� gdzie� nadal istoty rozumne. Niestety, nie mia� czasu na dalsze poszukiwania w tym kierunku, gdy� w czasie obchodu gospodarstwa stwierdzi�, �e robot zasia� zbo�e o wiele za g��boko. Ziarno zosta�o zmarnowane i Perceveral obsia� pola jeszcze raz w�asnor�cznie. Zbudowa� r�wnie� drewniany sza�as i magazyny w miejsce zbutwia�ych namiot�w. Powoli przygotowywa� si� do przetrwania zimy. I r�wnie� powoli narasta�o w nim podejrzenie, �e robot zaczyna nawala�. Wielka, czarna wszechstronna maszyna nadal wykonywa�a swoje zadania ale jej ruchy stawa�y si� nerwowe i traci�a panowanie nad swoj� si��. Masywne naczynia p�ka�y w jej u�cisku, a narz�dzia rolnicze gi�y si� i �ama�y. Perceveral zleci� robotowi oczyszczanie p�l z chwast�w, ale w czasie gdy r�kami wyrywa� on zielsko, jego wielkie p�askie stopy tratowa�y kie�kuj�ce zbo�e. Pr�by r�bania drzewa ko�czy�y si� zazwyczaj z�amaniem siekiery. Chata dr�a�a w posadach, kiedy robot wchodzi�, a drzwi nieraz wyskakiwa�y z zawias�w. Perceveral zastanawia� si�, co pocz�� wobec tych oznak sklerozy robota. Nie m�g� go zreperowa�, gdy� machina by�a tak skonstruowana, �e mo�na j� by�o rozmontowa� wy��cznie w macierzystej fabryce, przy u�yciu specjalnych narz�dzi, Pozostawa�o jedynie w og�le zrezygnowa� z us�ug robota, ale wtedy Perecveral zosta�by zupe�nie sam. Na razie wyznacza� mu coraz to prostsze zadania i wi�cej prac bra� na siebie. Mimo to stan robota stale si� pogarsza�. Pewnego wieczoru, gdy Perceveral jad� kolacj�, robot zatoczy� si� na piec str�caj�c garnek gotuj�cego si� ry�u. Na szcz�cie Perceveral wyrobi� sobie ju� niez�y refleks i b�yskawicznie uchyli� si�, tak �e wrz�ca masa trafi�a go w rami�, a nie w twarz. Tego ju� by�o za wiele. Obecno�� robota stawa�a niebezpieczna. Opatrzywszy sobie oparzenia Perceveral postanowi� wy��czy� robota i samotnie kontynuowa� walk� o �ycie. Zdecydowanym g�osem wyda� rozkaz wy��czenia. Robot spojrza� tylko w jego stron� i jak gdyby nigdy nic dalej kr�ci� si� po chacie, nie reaguj�c na swoj� podstawow� komend�. Perceveral powt�rzy� rozkaz, robot pokr�ci� g�ow� i zacz�� uk�ada� drzewo przy kuchni. Co� si� zaci�o. Trzeba b�dzie wy��czy� robota r�cznie � tylko �e na l�ni�cej powierzchni maszyny nie by�o ani �ladu kontaktu wy��czaj�cego dop�yw energii. Mimo to Perceveral wyj�� skrzyneczk� z narz�dziami i zbli�y� si� do robota. Ku jego zdumieniu robot cofn�� si�, unosz�c obronnym gestem ramiona� � St�j! � krzykn�� Perceveral. Robot cofa� si� w dalszym ci�gu, a� plecami dotkn�� �ciany. Perceveral zawaha� si�, zastanawiaj�c si�, co tu jest nie w porz�dku. Maszyny nie mog�y odmawia� wykonania rozkazu, a gotowo�� do po�wi�cenia ��ycia� by�a zaprogramowana w ka�dym robocie. Perceveral zbli�y� si� do robota, zdecydowany wy��czy� go za wszelk� cen�. Robot pozwoli� mu podej�� i nagle zada� mu cios swoj� pancern� pi�ci�. Perceveral zrobi� unik, pr�buj�c trzymanym w r�ku kluczem francuskim z�ama� anten� robota. Ten jednak b�yskawicznie wci�gn�� anten� i powt�rnie zada� cios, tym razem trafiaj�c. Perceveral zwali� si� na pod�og� i zamkn�� oczy, przygotowany na �miertelny cios. Robot sta� nad nim, b�yskaj�c czerwonymi �wiate�kami oczu i zaciskaj�c stalowe pi�ci, nagle odwr�ci� si� i wyszed� na dw�r, po drodze demoluj�c drzwi. Perceverala doszed� odg�os r�bania drzewa. Roz�o�y� apteczk� i opatrzy� sobie st�uczony bok. Robot sko�czy� prac� i zameldowa� si� po dalsze rozkazy. Dr��cym g�osem Perceveral wys�a� go do oddalonego �r�d�a po wod�. Robot pos�ucha�, nie wykazuj�c �adnych agresywnych sk�onno�ci, a Perceveral z trudem dowl�k� si� do namiotu radiowego. � Nie powinien pan pr�bowa� go wy��cza� � powiedzia� Haskell, kiedy us�ysza�, co si� wydarzy�o. � On nie ma tego w programie; czy pan nie zauwa�y�? Dla swego w�asnego dobra nie powinien pan tego wi�cej robi�. � Ale dlaczego? � Poniewa�, jak pan si� zapewne ju� domy�la, robot dzia�a jako element kontroli jako�ci. Pa�skiej jako�ci. � Nie rozumiem � powiedzia� Perceveral � po co wam kontrola jako�ci? � Czy naprawd� trzeba to panu t�umaczy�? � spyta� Haskell zniecierpliwiony. � Zatrudnili�my pana jako zwiadowc� o minimalnych zdolno�ciach. Nie �rednich i nie wybitnych. Minimalnych. � Tak, ale� � Prosz� mi pozwoli� doko�czy�. Ju� pan zapomnia�, jak to by�o przez te trzydzie�ci cztery lata na Ziemi? Nieustannie prze�ladowa�y pana wypadki, choroby i w og�le wszelkie nieszcz�cia. I dlatego wys�ali�my pana na Thet�. Ale pan si� zmieni�, panie Perceveral. � Stara�em si�. � Oczywi�cie � powiedzia� Haskell. � Spodziewali�my si� tego. Wi�kszo�� naszych zwiadowc�w zmienia si� w nowym otoczeniu; zaczynaj�c wszystko od nowa bior� si� w gar�� i dokonuj� rzeczy, kt�re nigdy by im si� uda�y na Ziemi. Ale to nie jest to, o co nam chodzi i dlatego musimy zr�wnowa�y� zmiany w ich charakterze. Koloni�ci nie przyje�d�aj� na now� planet� po to, by pracowa� nad sob�. A poza tym w ka�dej grupie s� ludzie nieostro�ni, nie m�wi�c o starych, s�abowitych, roztargnionych, ryzykantach, dzieciach i tak dalej. Nasz standard zwiadowcy o minimalnych zdolno�ciach gwarantuje szans� utrzymania si� przy �yciu na nowej planecie. Czy wreszcie zaczyna pan rozumie�? � My�l�, �e tak� � Dlatego w�a�nie potrzebna nam jest sta�a kontrola, aby nie osi�gn�� pan �redniego lub nawet wy�szego poziomu zdolno�ci, kt�re s� dla naszych cel�w nieprzydatnej � I po to jest robot � powiedzia� Perceveral drewnianym g�osem. � Tak. Robot jest tak zaprogramowany, �e dzia�a jako kontroler pa�skich mo�liwo�ci. I odpowiednio reaguje na zmiany. Dop�ki pa�skie zdolno�ci �yciowe utrzymuj� si� poni�ej ustalonego poziomu � robot dzia�a normalnie. Ale w miar� jak pan si� rozwija, staje si� zr�czniejszy i bardziej odporny, robot dzia�a coraz gorzej. Zaczyna psu� rzeczy, kt�re pan powinien zepsu�, podejmuje za pana b��dne decyzje� � To jest nieuczciwe! � Panie Perceveral, zapomina pan, �e my nie prowadzimy sanatorium i naszym celem nie jest robienie z pana cz�owieka. Interesuje nas tylko praca, za kt�r� p�acimy i kt�r� ma pan wykona�. Pozwol� sobie przypomnie�, �e alternatyw� tej pracy by�o samob�jstwo. � Dobra! � krzykn�� Perceveral. � Zrobi�, co do mnie nale�y. Chc� tylko wiedzie�, czy wolno mi rozmontowa� tego cholernego robota? � Wolno panu � powiedzia� Haskell ciszej � je�li pan potrafi. Ale szczerze panu odradzam. To jest zbyt niebezpieczne. Robot nie pozwoli si� unieruchomi�. � O tym ja b�d� decydowa�, a nie on � powiedzia� Perceveral i odwiesi� s�uchawk�. Wiosna min�a pod znakiem ci�g�ych k�opot�w z robotem. Perceveral kaza� mu robi� dalekie wyprawy w g�ry, ale robot nie chcia� si� zbytnio oddala�. Perceveral pr�bowa� wi�c nie dawa� mu �adnych polece�, ale czarny potw�r nie chcia� pozostawa� bezczynny i sam wyznacza� sobie zadania, szerz�c spustoszenie w magazynach i na polach. Broni�c si� Perceveral zleci� robotowi najbardziej nieszkodliw� prac�, jaka mu przysz�a do g�owy: kaza� mu kopa� studni�, w nadziei, �e si� w niej w ko�cu pogrzebie. Ale zawzi�ty robot triumfalnie co wiecz�r wy�ania� si� spod ziemi i w�azi� do chaty, strz�saj�c piach w jedzenie Perceverala, zara�aj�c go chorobami sk�ry, t�uk�c talerze i szyby w oknach. Perceveral znosi� to zaciskaj�c z�by z bezsilnej z�o�ci. Robot wydawa� mu si� teraz uciele�nieniem drugiej, gorszej po�owy jego samego � niezdarnego i pechowego Perceverala. Obserwuj�c nieszcz�sne poczynania robota mia� wra�enie, �e patrzy na samego siebie w krzywym zwierciadle, na swoj� s�abo��, kt�ra przybra�a materialne kszta�ty. Pr�bowa� uwolni� si� od tej my�li, ale robot coraz bardziej kojarzy� mu si� z w�asnymi niszczycielskimi pop�dami, kt�re wymkn�y si� spod kontroli i buszuj� na swobodzie. Perceveral pracowa�, a jego zmora czai�a mu si� za plecami, zawsze obecna i jak wszystkie twory fantazji niepokonana. Ta zmora �y�a z nim, patrzy�a na niego, kiedy jad�, by�a przy nim, gdy spa�. Perceveral wykonywa� swoj� prac� coraz lepiej. Jednak ka�dego dnia z niepokojem oczekiwa� zachodu s�o�ca i gro�by nocy, kiedy to robot sta� przy jego ��ku, jakby zastanawiaj�c si�, czy nie nadesz�a ju� godzina ostatecznego porachunku. Co rana obmy�la� nowe sposoby pozbycia si� niszczycielskiej zmory. Z czasem ta niezno�na sytuacja skomplikowa�a si� jeszcze bardziej. Przez kilka dni pada�y ulewne deszcze. Kiedy si� wreszcie przeja�ni�o, Perceveral poszed� obejrze� zasiewy. Robot st�pa� ci�ko za nim, nios�c narz�dzia. Nagle mokra ziemia zapad�a si�, tworz�c szczelin�. Perceveral skoczy� i zawis� na stromym zboczu, a robot wyci�gn�� go na r�wny grunt, omal mu przy tym nie wyrywaj�c r�ki. Ogl�daj�c zapadlin� Perceveral zobaczy�, �e pod ziemi� przebiega tunel. Wida� by�o wyra�ne �lady kopania i z jednej strony wylot korytarza biegn�cego g��boko pod ziemi�. Perceveral wr�ci� po bro� i latark�. Tak uzbrojony ze�lizn�� si� do zapadliska, o�wietli� wn�trze tunelu i zobaczy� wielki, pokryty sier�ci� kszta�t, kryj�cy si� po�piesznie za zakr�tem. Wygl�da�o to jak ogromny kret. Nareszcie odkry� now� form� �ycia na planecie! Przez kilka nast�pnych dni ostro�nie bada� tunele. Kilkakrotnie mign�y mu szare krecie cienie, ale zawsze kry�y si� przed nim w mrocznych labiryntach. Postanowi� zmieni� taktyk�. Zapu�ci� si� zaledwie kilkaset metr�w w g��b g��wnego korytarza i pozostawi� tam dar w postaci owoc�w. Kiedy powr�ci� nast�pnego dnia, owoc�w nie by�o. Na ich miejscu le�a�y dwie bry�ki o�owiu. Ta wymiana trwa�a tydzie�, a� pewnego dnia, kiedy Perceveral przyni�s� kolejn� porcj� owoc�w, zjawi� si� wielki kret. Zbli�a� si� do Perceverala powoli, wyra�nie zdenerwowany. S�dz�c z ruch�w razi�o go �wiat�o latarki, wi�c Perceveral zas�oni� reflektor. Czeka� bez ruchu. Kret podchodzi� wolno na tylnych �apach, ruszaj�c nosem, a ma�e, pomarszczone r�czki mia� splecione na piersi. Wreszcie zatrzyma� si�, wpatrzony w Perceverala wy�upiastymi oczami. Potem schyli� si� i wydrapa� na ziemi jaki� znak. Perceveral nie wiedzia�, co to znaczy, ale sam gest wskazywa� na obecno�� rozumu, j�zyka i zdolno�ci do . abstrahowania. Narysowa� podobny znak, �eby da� to samo kretowi do zrozumienia. Tak rozpocz�a si� pierwsza pr�ba nawi�zania kontaktu mi�dzy odmiennymi istotami rozumnymi. Robot sta� z ty�u, b�yskaj�c oczami i obserwuj�c pr�b� porozumienia si� cz�owieka i kreta. Spotkanie z kretami oznacza�o nowe obowi�zki dla Perceverala. W dalszym ci�gu musia� pracowa� w polu i w ogrodzie, naprawia� sprz�t i pilnowa� robota, tylko �e wszystkie wolne chwile wykorzystywa� na nauk� j�zyka kret�w, kt�re nie szcz�dzi�y wysi�k�w, by mu w tym pom�c. Stopniowo uczyli si� nawzajem rozumie�, polubili si� i zaprzyja�nili. Perceveral dowiadywa� si� o ich �yciu codziennym, o niech�ci do �wiat�a, o ich podziemnych wyprawach i umi�owaniu wiedzy. Sam z kolei opowiada� im o cz�owieku. � A co to za metalowa rzecz? � dopytywa�y si� krety� � S�uga cz�owieka. � Ale ona stoi za tob� i wytrzeszcza oczy. Ta metalowa rzecz ci� nienawidzi. Czy one wszystkie nienawidz� ludzi? � Nie � wyja�ni� Perceveral. � To jest szczeg�lny przypadek. � My si� tego boimy. Czy wszystkie metalowe rzeczy s� takie gro�ne? � Nie, tylko niekt�re. � Trudno nam jest my�le� i rozmawia�, kiedy ta metalowa rzecz patrzy na nas. Czy tak jest z nimi zawsze? � Czasami to denerwuje � przyzna� Perceveral. � Ale nie obawiajcie si�, robot nie zrobi wam krzywdy. Ale krety nie by�y zupe�nie przekonane. Perceveral przeprasza� je za ci�k�, chwiejn� i natr�tn� machin�, m�wi� o wykorzystaniu maszyn w s�u�bie cz�owieka i o licznych u�atwieniach �yciowych, mo�liwych dzi�ki ich zastosowaniu. Ale krety wci�� nie dowierza�y i ze strachem cofa�y si� na widok robota. Mimo to, po d�ugotrwa�ych negocjacjach, Perceveral zawar� z nimi traktat. W zamian za dostawy �wie�ych owoc�w, kt�re by�y bardzo cenione, a trudno osi�galne w podziemnym �wiecie, krety zgodzi�y si� na dostarczanie wiadomo�ci o z�o�ach metali oraz o �r�d�ach wody i ropy naftowej na u�ytek przysz�ych osadnik�w. Dalej traktat oddawa� ca�� powierzchni� planety osadnikom z Ziemi, potwierdzaj�c panowanie kret�w pod powierzchni�. Takie rozwi�zanie zadowala�o obie strony i zar�wno Perceveral jak i w�dz kret�w podpisali kamienny dokument z takimi zakr�tasami, na jakie tylko pozwoli� oporny materia�. Aby przypiecz�towa� traktat, Perceveral wyda� uczt�: wraz z robotem przynie�li kretom w darze mn�stwo pi�knych owoc�w. Wilgotnookie, pokryte szarym futrem stworzenia zebra�y si� wok� piszcz�c ochoczo. Robot postawi� na ziemi kosz z owocami, ale robi�c krok do ty�u po�lizn�� si� na g�adkim kamieniu, straci� r�wnowag� i zwali� si� jak d�ugi, przygniataj�c jednego z kret�w. Natychmiast zerwa� si� na nogi, pr�buj�c podnie�� go swoimi niezgrabnymi �elaznymi �apskami. Na pr�no jednak � biedne stworzenie mia�o z�amany kr�gos�up. Pozosta�e krety uciek�y, unosz�c cia�o zabitego towarzysza. Perceveral i robot zostali sami w tunelu po�r�d stos�w owoc�w. Tej nocy Perceveral d�ugo rozmy�la�. Widzia� przekl�t� logik� ca�ego wydarzenia. Przy zastosowaniu kryterium minimalnych szans r�wnie� kontakty z mieszka�cami innych planet musz� zawiera� element niepewno�ci, niedowierzania, a nawet uwzgl�dnia� wypadki �miertelne. Jego spotkania z lud�mi�kretami przebiega�y widocznie zbyt g�adko. Robot po prostu wni�s� poprawk� do sytuacji i pope�ni� b��d, kt�ry powinien by� zrobi� on sam. Ale chocia� Perceveral rozumia� logik� wydarze�, nie m�g� si� z ni� pogodzi�. Ludzie� krety byli jego przyjaci�mi, a on zawi�d� ich zaufanie. Nie mo�e by� teraz mowy o wzajemnym zrozumieniu, o wsp�pracy z przysz�ymi osadnikami. W ka�dym razie tak d�ugo, dop�ki po podziemnych korytarzach b�dzie si� rozbija� robot. Perceveral postanowi� go zniszczy�. Postanowi� twardo podda� pr�bie swoje z trudem zdobyte umiej�tno�ci i pozby� si� raz na zawsze tej snuj�cej si� za nim zmory. A gdyby nawet mia� to przyp�aci� �yciem, to przecie� zaledwie rok temu chcia� pope�ni� samob�jstwo dla znacznie mniej wa�nych powod�w. Ponownie nawi�za� kontakt z kretami i om�wi� z nimi spraw�. Zgodzi�y si� mu pom�c, gdy� nawet te �agodne stworzenia wiedzia�y, co to zemsta. Wyst�pi�y nawet z kilkoma projektami, kt�re by�y zadziwiaj�co ludzkie, krety bowiem r�wnie� zna�y pewne formy wojny. Perceveral przysta� na ich plany. Za tydzie� krety by�y gotowe. Perceveral wzi�� ze sob� do tunelu robota z koszami owoc�w, jakby znowu wydawa� uczt�. Gospodarzy nie by�o nigdzie wida�. Perceveral wraz z robotem zag��biali si� coraz dalej w podziemne labirynty, o�wietlaj�c sobie drog� latark�, �wieci� czerwono oczami i trzyma� si� blisko Perceverala depcz�c mu niemal po pi�tach. Tak doszli do podziemnej groty. W ciemno�ci rozleg� si� cichy gwizd i Perceveral ruszy� przed siebie sprintem. Robot przeczu� niebezpiecze�stwo, pr�bowa� p�j�� w jego �lady, ale potkn�� si�, zahamowany przez swoj� zaprogramowan� niezdarno��, i rozsypa� owoce. Z ciemno�ci kryj�cej g�rn� cz�� groty spad�y liny, oplataj�c mu g�ow� i ramiona. Pr�bowa� rozerwa� mocne sznury, ale coraz ich wi�cej spada�o ze �wistem. Oczy robota b�yszcza�y, kiedy zrywa� liny z r�k. Z ciemnych korytarzy wypad�a chmara kret�w � p�ta coraz g�ciej oplata�y robota, kt�ry wysila� si� tak, �e a� mu olej kapa� ze staw�w r�k i n�g. W ciszy podziemia s�ycha� by�o tylko �wist zarzucanych lin, chrz�st staw�w robota i suchy trzask p�kaj�cych sznur�w. Perceveral w��czy� si� do walki. Wsp�lnie omotywali robota coraz cia�niej, tak by si� wreszcie nie m�g� poruszy�. Mimo to zrzucano wci�� nowe liny, a� upad� jak wielki kokon, z kt�rego wystawa�y tylko stopy i g�owa. Ludzie�krety zapiszcza�y zwyci�sko; swoimi t�pymi pazurami usi�owa�y wydrapa� robotowi oczy, a kiedy zasun�� stalowe powieki, sypa�y mu piasek w stawy. Perceveral odepchn�� t�um, zamierza� stopi� robota w p�omieniu swojej strzelby laserowej. Strzelba jednak odm�wi�a pos�usze�stwa, zanim zd��y� si� rozgrza�. Wtedy krety przywi�za�y koniec liny do st�p robota i poci�gn�y go korytarzem, kt�ry prowadzi� na skraj g��bokiej przepa�ci. Zepchn�wszy wroga s�ucha�y, jak obija� si� o wyst�py granitowych ska�. Gdy kreci lud wiwatowa�, Perceveral czu� si� paskudnie. Wr�ci� do chaty i nie wstawa� z ��ka przez dwa dni, t�umacz�c sobie, �e nie by�o to zab�jstwo cz�owieka ani w og�le �ywej istoty � po prostu unieszkodliwi� niebezpieczn� maszyn�. Ale nie potrafi� zapomnie� milcz�cego towarzysza, kt�ry rami� w rami� z nim walczy� z ptakami, uprawia� jego pole i r�ba� dla niego drzewo. I chocia� robot by� niezgrabny i psu� wszystko, do czego si� dotkn��, robi� to w spos�b mu bliski. Pocz�tkowo Perceveral czu� si� tak, jakby umar�a cz�� jego samego. Ale pociesza�y go wieczorne odwiedziny kret�w, a praca w polu i w magazynach nie zostawia�a czasu na rozmy�lania. By�a jesie�, czas �niw. Perceveral wzi�� si� do pracy. Wraz ze znikni�ciem robota wr�ci�a jego w�asna chroniczna sk�onno�� do nieszcz�liwych wypadk�w. Stawi� jej czo�a z wiar� we w�asne si�y. Przed pierwszym �niegiem prace zwi�zane ze �niwami i zabezpieczeniem zbior�w zosta�y zako�czone. Jego roczna s�u�ba na Thecie dobiega�a ko�ca. Wys�a� do Haskella szczeg�owy raport o perspektywach �ycia na planecie z jej niebezpiecze�stwami i potencjalnymi mo�liwo�ciami, przekaza� tre�� swojej umowy z kretami i zako�czy� wnioskiem o przys�anie osadnik�w. Po dw�ch tygodniach Haskell odpowiedzia�: � Zrobi� pan kawa� roboty. Dyrekcja zdecydowa�a, �e Theta stuprocentowo odpowiada naszemu standardowi�minimum. Natychmiast wysy�amy statek z osadnikami. � Wi�c m�j zwiad jest sko�czony? � Tak jest. Statek powinien przyby� za trzy miesi�ce. Spraw� mo�emy uzna� za zamkni�t�. Gratuluj� panu, panie Perceveral. B�dzie pan za�o�ycielem nowej kolonii! � Nie wiem, jak panu dzi�kowa�, panie Haskell� � Nie ma mi pan za co dzi�kowa�. Wprost przeciwnie. A propos, jak pan sobie poradzi� z robotem? � Zniszczy�em go � powiedzia� Perceveral i opisa� wypadek z zabiciem kreta oraz dalszy rozw�j sytuacji. � Hmm � mrukn�� Haskell. � Powiedzia� pan, �e to nie jest sprzeczne z przepisami. � To prawda. Robot by� cz�ci� pa�skiego ekwipunku � tak samo jak strzelby, namioty i zapasy �ywno�ci. I podobnie jak tamte rzeczy by� elementem pa�skich trudno�ci �yciowych. Mia� pan prawo zrobi� z nim wszystko, co pan potrafi. � Wi�c o co chodzi? � Nic, miejmy nadziej�, �e go pan rzeczywi�cie zniszczy�. Modele kontroluj�ce jako�� zwiadowc�w s� bardzo odporne. Maj� zaprogramowany instynkt samozachowawczy czy i s� przystosowane do samoczynnej naprawy uszkodze�. Cholernie trudno zniszczy� takiego na dobre. � My�l�, �e mi si� uda�o � powiedzia� Perceveral. � Miejmy nadziej�. Znalaz�by si� pan w niez�ych opa�ach, gdyby si� okaza�o, �e robot wyszed� z tego ca�o. � Dlaczego? Mo�e si� m�ci�? � Oczywi�cie nie. Robot nie zna uczu�. � Wi�c dlaczego? � Problem polega na tym, �e zadaniem robota by�o przeciwdzia�anie wszelkim post�pom, jakie pan robi� rozwijaj�c swoje zdolno�ci, co osi�ga� siej�c wok� siebie zniszczenie. � To prawda. I gdyby wr�ci�, wszystko zacznie si� od nowa. � Gorzej. Robot by� z dala od pana przez d�u�szy czas. Je�li jeszcze dzia�a, to nagromadzi� ca�� seri� zaleg�ych incydent�w. Zanim przyst�pi do normalnych obowi�zk�w, b�dzie musia� roz�adowa� zapas niszczycielskich akt�w, kt�rych powinien dokona� w ci�gu ca�ego tego okresu. Na tym polega niebezpiecze�stwo. Perceveral nerwowo prze�kn�� �lin�. � I oczywi�cie b�dzie si� stara� roz�adowa� je w jak najkr�tszym czasie, aby powr�ci� do normalnej pracy. � Oczywi�cie. Statek przyb�dzie najwcze�niej za jakie� trzy miesi�ce. Radz� upewni� si�, czy robot jest rzeczywi�cie unieruchomiony. Nie chcieliby�my straci� pana teraz. � To mi�e z pana strony � powiedzia� Perceyeral. � Zaraz si� tym zajm�. Zabra� niezb�dne rzeczy i zszed� do podziemnych tuneli. Krety zaprowadzi�y go na skraj przepa�ci. Uzbrojony w palnik acetylenowy, pi�k� do metalu, �om i m�ot, zacz�� powoli schodzi� na dno rozpadliny. Trafi� na miejsce od razu: spomi�dzy dw�ch wielkich g�az�w stercza�o zgniecione rami� robota, nieco dalej wala�y si� kawa�ki rozbitej kom�rki ocznej. Natkn�� si� tak�e na wielki k��b poszarpanych i poci�tych lin. Ale robota nie by�o. Perceveral wdrapa� si� z powrotem na g�r�, ostrzeg� krety i poszed� przygotowa� si� na spotkanie. Przez dwana�cie dni nic si� nie wydarzy�o. Pierwsz� wiadomo�� przyni�s� wystraszony kret. Robot znowu pojawi� si� w podziemnych korytarzach, przemierzaj�c mroczne labirynty i b�yskaj�c swoim jedynym okiem; widziano, jak kieruje si� pewnie w stron� g��wnego tunelu. Krety oczekiwa�y go z linami, ale robot nie da� si� powt�rnie zaskoczy�. Uchyli� si� przed p�tlami i zaatakowa� krety. Zabi� sze��, a pozosta�e zmusi� do ucieczki. Perceveral wys�ucha� wiadomo�ci i zwolni� pos�a�ca nie przerywaj�c pracy. Uko�czy� ju� przygotowania obronne w tunelach, po czym przyst�pi� do montowania strzelby z czterech popsutych. Pracowa� do p�na w nocy, sprawdzaj�c troskliwie ka�d� cz��, zanim j� wmontowa� w odpowiednie miejsce. Male�kie detale wirowa�y mu przed oczami, palce mia� jak z drewna. Pos�uguj�c si� pincet� i lup�, niezwykle starannie zacz�� sk�ada� bro�. Nagle odezwa�o si� radio. � Anton? � spyta� g�os Haskella. � Co z robotem. � Spodziewam si� go lada chwila. � Obawia�em si� tego. S�uchaj,