8794
Szczegóły |
Tytuł |
8794 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8794 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8794 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8794 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT SHECKLEY
ZWIADOWCA�MINIMUM
PRZE�O�Y� LECH J�CZMYK
Ka�dy ma swoj� pie��. Pi�kna dziewczyna jest jak melodia, a dzielny kosmonauta
kroczy
przez �ycie w grzmocie puzon�w. M�drcy zasiadaj�cy w Radzie Mi�dzyplanetarnej
przywodz� na my�l doskonale zestrojony zesp� instrument�w d�tych; s� geniusze,
kt�rych
�ycie przypomina zawi�y kontrapunkt, i inni, kt�rych szare bytowanie jest tylko
kwileniem
oboju na tle nieub�aganie odmierzaj�cego rytm wielkiego b�bna.
Takie my�li snu�y si� po g�owie Antona Perceverala, kiedy wpatrywa� si� w
b��kitnawe
�y�y na przegubie lewej r�ki. W prawej trzyma� �yletk�.
Bo je�li ka�dy ma swoj� pie��, to jego �ycie mo�na by�o por�wna� do marnie
skomponowanej i jeszcze gorzej wykonywanej symfonii pomy�ek.
Jego przyj�cie na �wiat i lata szkolne up�yn�y pod znakiem nadziei. M�ody
Perceveral
wyr�ni� si� w nauce i awansowa� do ma�ej eksperymentalnej klasy, z�o�onej tylko
z pi�ciuset
uczni�w, gdzie stosowano bardziej zindywidualizowane metody nauczania.
Wkr�tce jednak okaza�o si�, �e mia� widocznie wrodzonego pecha. Prze�ladowa�y go
ca�e
serie drobnych wypadk�w. Przedmioty wykazywa�y dziwn� sk�onno�� �amania si� w
jego
r�kach, czasami te� �ama�y si� jego palce w zetkni�ciu z przedmiotami. Co gorsza
lgn�y do
niego wszystkie mo�liwe i niemo�liwe choroby wieku dzieci�cego, w��cznie z odr�,
�wink�
algiersk�, wysypk�, wietrzn� osp�, zielon� i pomara�czow� febr�.
Wszystko to nie wp�ywa�o na przyrodzone zdolno�ci Perceverala, ale w
zat�oczonym,
�yj�cym pod znakiem konkurencji �wiecie same zdolno�ci nie wystarczaj� �
potrzebny jest
jeszcze �ut szcz�cia, kt�rego zabrak�o Perceveralowi. Przeniesiono go do
zwyk�ej klasy,
gdzie by�o dziesi�� tysi�cy uczni�w, gdzie zar�wno jego k�opoty, jak i mo�liwo��
zara�enia
si� now� chorob� wzros�y.
By� wysokim, chudym okularnikiem, dobrym i pracowitym. Lekarze okre�lili go jako
typ
niezwykle sk�onny do ulegania wypadkom, nie potrafili jednak znale�� przyczyny
tego
zjawiska. Ale niezale�nie od przyczyn fakt pozostawa� faktem. Perceveral by�
jednym z tych
nieszcz�nik�w, dla kt�rych �ycie naje�one jest trudno�ciami nie do przebycia.
Wi�kszo�� ludzi przemyka si� poprzez d�ungl� ludzkiej egzystencji z lekko�ci�
pantery.
Ale dla Perceverala d�ungla roi�a si� od wilczych do��w, side� i pu�apek,
g��bokich przepa�ci
i nieprzebytych rzek, truj�cych grzyb�w i niebezpiecznych zwierz�t. Dla niego
wszystkie
drogi prowadzi�y do kl�ski.
M�ody Perceveral przebrn�� przez studia pomimo swego niezwyk�ego talentu do
�amania
n�g na schodach, skr�cania kostek na kraw�nikach, mia�d�enia �okci w drzwiach
obrotowych, rozbijania nosa o szklane drzwi i tysi�cy innych �miesznych,
smutnych i
bolesnych wypadk�w spadaj�cych na urodzonych pechowc�w. M�nie opieraj�c si�
hipochondrii pr�bowa� wci�� od nowa.
Po uzyskaniu dyplomu wzi�� si� w gar��. Z rozmachem wkroczy� na wysp� Manhattan
wykuwa� sw�j los. Nie szcz�dzi� wysi�k�w, aby pokona� pecha, by zachowa� rado��
�ycia i
optymizm mimo wszystkie trudno�ci.
Ale pech okaza� si� godnym przeciwnikiem. Perceveral traci� kolejne posady, jego
�lad
znaczy�y zepsute dyktafony i podarte kontrakty, zapomniane dokumenty i zagubione
dane;
narastaj�ce crescendo �eber trzaskaj�cych w metro, kostek zwichni�tych w
rynsztokach i
t�uczonych okular�w, korow�d chor�b, w��cznie z zapaleniem w�troby typu J,
marsja�sk�
febr�, wenusja�sk� febr�, nie�pi�czk� i febr� �achotliw�.
Perceveral wci�� jeszcze opiera� si� hipochondrii. Marzy� o kosmosie, o twardych
pionierach zaludniaj�cych Marsa, o nowych osadach na odleg�ych planetach, o
szerokich
przestrzeniach, gdzie z dala od febrycznych plastykowych ziemskich d�ungli
cz�owiek mo�e
odnale�� samego siebie. Z�o�y� podanie o prac� do Zarz�du Zwiadu Kosmicznego i
Osadnictwa i zosta� za�atwiony odmownie. W ten spos�b po�egna� si� z marzeniami
m�odo�ci
� od tej pory ima� si� kolejno r�nych zaj��. Poddawane go analizie, sugestii
hipnotycznej,
sugestii posthipnotycznej i antysugestii � na pr�no.
Wszystko ma swoje granice i ka�da symfonia ma sw�j fina�. Perceveral straci�
wszelk�
nadziej� w wieku lat trzydziestu czterech, kiedy po trzech dniach wyrzucono go z
pracy,
kt�rej szuka� przez dwa miesi�ce. Pomy�la�, �e jest to ostatni fa�szywy akord
utworu, kt�rego
w og�le nie powinno si� by�o rozpoczyna�.
W ponurym nastroju przyj�� mizern� zap�at� wraz z ostatnim wsp�czuj�cym
u�ciskiem
d�oni od ostatniego pracodawcy i zjecha� wind� na d�. Niejasne my�li o
samob�jstwie k��bi�y
si� ju� w jego g�owie, przybieraj�c kolejno postaci ci�ar�wek, kurk�w od gazu,
drapaczy
chmur i most�w.
Winda dotar�a wreszcie do wielkiego marmurowego korytarza, gdzie policjanci z
oddzia�u
specjalnego kierowali t�umem oczekuj�cym na wyj�cie na ulic�. Perceveral stan��
w kolejce,
bezmy�lnie patrz�c na licznik zag�szczenia t�umu, kt�rego strza�ka dochodzi�a
prawie do
czerwonej linii paniki. Po wyj�ciu na ulic� do��czy� do zwartej grupy id�cej w
stron� jego
osiedla.
Samob�jcze my�li nie opuszcza�y go ani na chwil�, przybieraj�c coraz
konkretniejsze
formy. Przez ca�� drog� do domu rozwa�a� kolejne mo�liwe sposoby. Przy swoim
bloku
od��czy� si� od grupy i skr�ci� w bram�.
Przedzieraj�c si� przez t�um dzieci w korytarzach dotar� wreszcie do swojego
pokoju.
Wszed�, zamkn�� drzwi na klucz i wyj�� �yletk� z maszynki do golenia. Potem
po�o�y� si� w
ubraniu na ��ku i opar�szy stopy o przeciwleg�� �cian� przypatrywa� si�
b��kitnawym �y�om
na przegubie r�ki.
Czy potrafi to zrobi�? Czy potrafi to zrobi� szybko i zr�cznie � bezb��dnie i
bez �alu?
Czy te� spartoli i t� robot�, pozwalaj�c, by go wyj�cego zaci�gn�li do szpitala,
gdzie b�dzie
wystawiony na po�miewisko i plotki personelu?
Kiedy tak rozmy�la�, pod jego drzwi wsuni�to ��t� kopert�. By� to telegram,
przybywaj�cy dok�adnie w decyduj�cym momencie. Ten dramatyczny efekt wyda� si�
Perceveralowi nieco podejrzany. Mimo to od�o�y� �yletk� i podni�s� kopert�.
Nadawc� by� Zarz�d Zwiadu Kosmicznego i Osadnictwa, pot�na organizacja, kt�rej
podlega� ka�dy ruch cz�owieka Poza granicami Ziemi. Dr��cymi r�kami otworzy�
kopert� i
przeczyta�, co nast�puje:
Mr Anton Perceveral
Budynek zast�pczy 1993
Okr�g 43825, Manhattan 212, N.Y.
Szanowny Panie:
Trzy lata temu ubiega� si� Pan u nas o prac� w kosmosie. Z przykro�ci� byli�my
w�wczas zmuszeni odrzuci� pa�skie podanie. Pozosta� pan jednak w naszej
kartotece, kt�ra jest systematycznie uzupe�niana. Z przyjemno�ci� komunikujemy,
�e jeste�my gotowi zatrudni� Pana od zaraz na stanowisku, kt�re odpowiada
Pa�skim zdolno�ciom i kwalifikacjom. Uposa�enie wynosi dwadzie�cia tysi�cy
dolar�w rocznie plus wszystkie przywileje pracownika s�u�y pa�stwowej i
nieograniczone mo�liwo�ci awansu. Mamy nadziej�, �e przyjmie Pan nasz�
propozycj�. Prosimy o osobiste skontaktowanie si� dla om�wienia szczeg��w.
Z powa�aniem
William Haskell
Zast�pca dyrektora d/s personalnych.
Perceveral z�o�y� starannie telegram i wsun�� go z powrotem do koperty.
Pocz�tkowa
rado�� ust�pi�a miejsca z�ym przeczuciom.
Jakie� to zdolno�ci i kwalifikacje predestynuj� go doobj�cia posady za
dwadzie�cia tysi�cy
rocznie plus dodatki? Mo�e pomylono go z jakim� innym Antonem Perceveralem?
To raczej nieprawdopodobne. Zarz�d nie robi takich omy�ek. A je�li znaj� jego
nieszcz�sn� przesz�o��, to czego mog� od niego chcie�? Czy jest cho� jedna
rzecz, kt�rej
ka�dy m�czyzna, kobieta czy nawet dziecko nie potrafi zrobi� od niego lepiej?
Perceveral w�o�y� telegram do kieszeni, a �yletk� do pude�ka z przyborami do
golenia.
Samob�jstwo wyda�o mu si� teraz nieco przedwczesne. Najpierw warto si�
dowiedzie�, czego
chce od niego Haskell.
W siedzibie Zarz�du Zwiadu Kosmicznego i Osadnictwa wpuszczono go natychmiast do
prywatnego biura Williama Haskella. Zast�pca dyrektora, wysoki m�czyzna o
grubych
rysach, przywita� go z podejrzan� wylewno�ci�.
� Prosz� bardzo, niech pan siada, panie Perceveral � powiedzia� Haskell. �
Papieroska?
Mo�e co� do picia? Bardzo si� ciesz�, �e pan przyszed�.
� Czy jest pan pewien, �e to w�a�nie o mnie chodzi? � spyta� Perceveral.
Haskell zajrza� do teczki le��cej przed nim na biurku.
� Zaraz sprawdzimy. Anton Perceveral, lat trzydzie�ci cztery, rodzice: Gregory
James
Perceveral i Anita Swaans�Perceveral, urodzony w Laketown, stan New Jersey.
Zgadza si�?
� Tak � powiedzia� Perceveral. � I ma pan prac� dla mnie?
� Tak.
� Za dwadzie�cia tysi�cy rocznie plus dodatki?
� Zgadza si�.
� � Czy mo�e mi pan powiedzie�, co to za praca?
� Od tego tutaj jestem � powiedzia� Haskell rado�nie. � Stanowisko zwiadowcy
kosmicznego.
� S�ucham?
� Zwiadowcy kosmicznego, czyli pozaziemskiego. S� to ludzie, kt�rzy pierwsi
l�duj� na
nieznanych planetach, pierwsi osadnicy, kt�rzy dostarczaj� nam najwa�niejszych
danych. Dla
mnie s� to Drake�owie i Magellanowie naszego wieku. Chyba zgodzi si� pan ze mn�,
�e to
wielka okazja.
Perceveral wsta� z twarz� nabieg�� krwi�.
� Je�li pan sko�czy� te �arty, to mo�e ja ju� p�jd�.
� Dlaczego?
� Ja i kosmiczny zwiadowca! � Perceveral roze�mia� si� gorzko. � Niech pan nie
robi
ze mnie balona. Czytuj� gazety i wiem, jacy to musz� by� ludzie.
� Ciekawe jacy?
� Najlepsi synowie Ziemi � powiedzia� Percereval. � Najlepsze m�zgi i najlepsze
cia�a.
Ludzie o b�yskawicznym refleksie, kt�rzy potrafi� da� sobie rad� w ka�dej
sytuacji,
dostosowa� si� do ka�dych warunk�w. Czy nie racji?
� Tak � powiedzia� Haskell � wszystko to by�o prawd� w pocz�tkowym okresie
naszej
dzia�alno�ci. I pozwolili�my, aby ten stereotyp utrwali� si� w ludzkich umys�ach
� to budzi
zaufanie. Ale ten typ zwiadowcy jest ju� od dawna przestarza�y. Na takich ludzi
czeka wiele
innych mo�liwo�ci, ale zwiadowcami ju� by� nie mog
� Czy�by pa�scy nadludzie nie zdali egzaminu? � spyta� u�miechaj�c si�
ironicznie
Perceveral.
� Oczywi�cie �e zdali. I nie ma w tym �adnego paradoksu. Osi�gni�cia naszych
pierwszych zwiadowc�w s� do dzi� niedo�cignione. Ci ludzie potrafili wytrzyma�
na ka�dej
planecie, gdzie by�a cho�by najmniejsza szansa prze�ycia; dzi�ki swojej
odporno�ci i
wytrzyma�o�ci pokonywali nieprawdopodobne przeszkody. Potrafili sprosta�
nadludzkim
wprost wymaganiom. Pierwsi zwiadowcy pozostan� na zawsze symbolem si�y i
zdolno�ci
przystosowawczych gatunku Homo sapiens.
� Wi�c dlaczego przestano ich zatrudnia�?
� Dlatego, �e zmieni�a si� sytuacja na Ziemi i zmieni�y si� nasze zadania. Na
pocz�tku
zwiad kosmiczny by� wielk� przygod�, eksperymentem, mia� znaczenie militarne,
presti�owe.
Ale to nale�y do przesz�o�ci. Przyrost naturalny przybra� charakter lawinowy.
Miliony ludzi
zala�y stosunkowo sk�po zaludnione tereny Brazylii, Nowej Gwinei i Australii.
Ale wkr�tce i
tam zrobi�o si� ciasno. W wielkich miastach g�sto�� zaludnienia dosz�a do
granicy
samoczynnych wybuch�w paniki, powoduj�c znane zjawisko zamieszek weekendowych, a
liczba ludno�ci wzrasta�a w dalszym ci�gu dzi�ki post�pom geriatrii ogromnemu
spadkowi
�miertelno�ci niemowl�t. � Haskell potar� czo�o. � W ten spos�b powsta�
zaczarowany
kr�g. Ale etyczne problemy wzrostu ludno�ci to nie moja sprawa. Zadaniem naszego
Zarz�du
by�o znalezienie nowych teren�w osadniczych w mo�liwie jak najkr�tszym czasie.
Potrzeba
nam planet, kt�re w odr�nieniu od Wenus czy Marsa mog� szybko sta� si�
samowystarczalne, kt�re mog�yby poch�on�� miliony ludzi, podczas gdy naukowcy i
politycy
na Ziemi zastanawialiby si� nad rozwi�zaniem problemu. Aby umo�liwi� jak
najszybciej
kolonizacj� nowych planet, nale�a�o skr�ci� do minimum okres bada� wst�pnych.
� Wszystko to wiem � powiedzia� Perceveral � ale wci�� jeszcze nie widz�,
dlaczego
nie u�ywacie zwiadowc�w typu optymalnego.
� To chyba oczywiste. Szukamy miejsc, gdzie mog� si� osiedli� i �y� zwykli
ludzie. Nasi
optymalni zwiadowcy nie byli wcale zwyk�ymi lud�mi. Wprost przeciwnie, stanowili
oni
jakby odr�bny gatunek i nie mogli by� miernikiem dla przeci�tnych �miertelnik�w.
S� na
przyk�ad szare, monotonne planety, gdzie deszcz pada przez okr�g�y rok, planety,
kt�re
zwyk�ego cz�owieka mog� doprowadzi� do szale�stwa, gdy tymczasem nasz optymalny
zwiadowca jest zbyt zdrowy, by si� przejmowa� monotoni� klimatu. Bakterie zdolne
zabi�
tysi�ce ludzi, jego przyprawiaj� o kr�tkotrwa�y b�l g�owy. Niebezpiecze�stwa,
kt�re mog�
sta� si� przyczyn� katastrofy ca�ej kolonii, on omija, nie zdaj�c sobie z nich
po prostu sprawy.
� Zaczynam rozumie� � powiedzia� Perceveral.
� Oczywi�cie najlepszym sposobem by�oby zdobywanie planet etapami. Najpierw
zwiadowca, potem podstawowy zesp� badawczy, nast�pnie kolonia eksperymentalna,
sk�adaj�ca si� g��wnie z psycholog�w i socjolog�w potem grupy uczonych, maj�ce
za
zadanie sprawdzenie wynik�w poprzednich grup i tak dalej. Niestety nie mamy na
to czasu
ani pieni�dzy. Nowe tereny potrzebne nam ju� teraz, a nie za pi��dziesi�t lat. �
Haskell
przerwa� i spojrza� bez u�miechu na Perceverala. � Musimy od razu wiedzie�, czy
zwykli
ludzie mog� �y� i rozwija� si� na ka�dej z nowych planet. Oto dlaczego
zmienili�my
wymagania w stosunku do zwiadowc�w.
Perceveral skin�� g�ow�.
� Zwykli zwiadowcy dla zwyk�ych ludzi. Jest tylko jedno �ale��
� S�ucham.
� Nie wiem, o ile jest panu znane moje dotychczasowe �ycie.
� Zupe�nie nie�le � zapewni� go Haskell.
� By� mo�e zauwa�y� pan, �e wykazuj� pewn� sk�onno�� do wypadk�w. Prawd� m�wi�c,
mia�em trudno�ci z �yciem tutaj, na Ziemi.
� Wiem � powiedzia� Haskell z mi�ym u�miechem.
� Wi�c jak dam sobie rad� na obcej planecie? I dlaczego wybrali�cie w�a�nie
mnie?
Dyrektor Haskell wydawa� si� z lekka zak�opotany.
� Pan niezbyt dok�adnie sformu�owa� istot� naszej polityki m�wi�c �zwykli
zwiadowcy
dla zwyk�ych ludzi�. Sprawa nie jest taka prosta. Kolonia sk�ada si� z tysi�cy,
cz�sto z
milion�w ludzi, kt�rzy wykazuj� bardzo r�ny stopie� zdolno�ci
przystosowawczych.
Humanitaryzm: i praworz�dno�� wymagaj�, by wszystkim da� r�wne szanse. Ludzie
musz�
czu� si� pewnie opuszczaj�c Ziemi�, musimy przekona� ich, prawo, a tak�e samych
siebie, �e
nawet najs�abszy z nich otrzyma szans� prze�ycia.
� Niech pan m�wi dalej.
� A zatem � powiedzia� Haskell szybko � kilka lat temu przestali�my zatrudnia�
zwiadowc�w typu optymalnego i przeszli�my na zwiadowc�w o minimalnych szansach
utrzymania si� przy �yciu.
Perceveral przez chwil� rozwa�a� to, co us�ysza�.
� Wi�c potrzebujecie mnie dlatego, �e je�li w jakim� miejscu ja prze�yj�, to
znaczy, �e
mo�e tam �y� ka�dy.
� To mniej wi�cej charakteryzuje nasz� ide� � powiedzia� Haskell z uroczym
u�miechem.
� Ale jakie s� moje szanse?
� Niekt�rzy z naszych zwiadowc�w�minimum doskonale si� spisywali.
� A inni?
� Jest oczywi�cie ryzyko � przyzna� Haskell. � I niezale�nie od potencjalnych
niebezpiecze�stw, zwi�zanych z dan� planet�, s� jeszcze inne, wynikaj�ce z samej
istoty
eksperymentu. Nie mog� panu nawet o nich powiedzie�, gdy� pozbawi�oby to nas
jedynego
elementu kontroli w tym do�wiadczeniu. Mog� tylko stwierdzi�, �e takie
niebezpiecze�stwo
istnieje.
� Niezbyt przyjemne perspektywy.
� To prawda. Ale niech pan pomy�li o nagrodzie oczekuj�cej zwyci�zc�! Zosta�by
pan
za�o�ycielem nowej kolonii! Pa�ska warto�� jako eksperta by�aby nieoceniona.
Mia�by pan
zapewnione czo�owe miejsce w �yciu spo�ecze�stwa. A tak�e ma pan szans� pozby�
si�
pewnych zakorzenionych kompleks�w, odzyska� wiar� we w�asne si�y.
Perceveral skin�� g�ow�.
� Prosz� mi powiedzie� jedn� rzecz. Otrzyma�em dzisiaj pa�ski telegram w
decyduj�cym
momencie. Wygl�da�o to prawie jak�
� Tak, to by�o z g�ry ukartowane � powiedzia� Haskell. � Przekonali�my si�, �e
potrzebni nam ludzie godz� si� na nasze propozycje najch�tniej, kiedy osi�gaj�
pewien
okre�lony stan psychiczny. Pilnie obserwujemy tych nielicznych, kt�rzy
odpowiadaj� naszym
wymaganiom, czekaj�c na odpowiedni moment.
� By�oby wam g�upio, gdyby�cie si� sp�nili o godzin�.
� Ale gdyby�my zwr�cili si� o dzie� wcze�niej, nasza propozycja mog�aby zosta�
odrzucona. � Haskell wsta� zza biurka. � Mo�e zje pan ze mn� lunch, panie
Perceveral?
Mogliby�my om�wi� szczeg�y przy lampce
� Dobrze. Ale jeszcze nic nie obiecuj�.
� Oczywi�cie � powiedzia� Haskell, otwieraj�c przed nim drzwi.
Po lunchu Perceveral odda� si� rozmy�laniom, zwiadowcy bardzo go poci�ga�a mimo
zwi�zanego z ni� ryzyka. Zreszt� nie by�o to bardziej ryzykowne ni� samob�jstwo,
natomiast
o wiele lepiej p�atne. Nagroda za zwyci�stwo by�a niema�a; kara za przegran� nie
wy�sza ni�
ta, jak� zamierza� zap�aci� za swoj� kl�sk� na Ziemi.
Nie osi�gn�� niczego w ci�gu swoich trzydziestu czterech lat �ycia. Co najwy�ej
zademonstrowa� jakie� przeb�yski zdolno�ci, przy�mione zreszt� sk�onno�ci� do
chor�b,
wypadk�w i pomy�ek. Ale Ziemia jest przeludniona, wszyscy s� zagonieni. By� mo�e
jego
pech nie jest wrodzon� cech�, tylko produktem niezno�nych warunk�w?
Praca zwiadowcy przeniesie go w inne �rodowisko. B�dzie sam, zale�ny tylko od
siebie,
odpowiedzialny tylko przed sob�. Ryzyko jest ogromne, ale czy mo�e by� co�
bardziej
niebezpiecznego ni� l�ni�ce ostrze we w�asnej d�oni?
B�dzie to najwi�kszy wysi�ek jego �ycia, ostateczny sprawdzian jego mo�liwo�ci.
B�dzie
walczy� jak nigdy przedtem ze swymi pechowymi sk�onno�ciami. I tym razem rzuci
na szal�
ca�� swoj� odwag� i determinacj�.
Zdecydowa� si�. W ci�gu kilku tygodni przeznaczonych na przygotowania �y� pod
has�em
determinacji: wbija� j� sobie do g�owy, przesyca� ni� swoje nerwy i krew,
powtarza� bez
ko�ca jak buddyjsk� modlitw�, �ni� o niej, czy�ci� ni� z�by i my� r�ce, i
medytowa� nad ni�,
a� jej monotonny refren hucza� mu w g�owie w dzie� i w nocy, z wolna zaczynaj�c
wywiera�
wp�yw na jego czyny.
Wreszcie nadszed� dzie�, kiedy wr�czono mu roczne skierowanie na pewn�
obiecuj�c�
planet�. Haskell �yczy� mu powodzenia i przyrzek� utrzymywa� kontakt za pomoc�
L�
fazowego radia. Perceveral wraz z ekwipunkiem zosta� za�adowany na statek
zwiadowczy
�Queen of Glasgow� i przygoda zacz�a si�.
Podczas miesi�cy sp�dzonych w podr�y Perceveral uporczywie utwierdza� si� w
swojej
determinacji. Zachowywa� jak najdalej id�c� ostro�no�� w stanie niewa�ko�ci,
wystrzega� si�
ka�dego zb�dnego ruchu i analizowa� swoje uczucia.
Ci�g�a samoobserwacja i czujno�� zwolni�y wprawdzie tempo dzia�ania, ale
stopniowo
wchodzi�y w krew. Zacz�� si� formowa� nowy zesp� odruch�w pokonuj�cy stare
nawyki.
Proces ten jednak nie odbywa� si� bezbole�nie. Mimo wszystkie wysi�ki Perceveral
nabawi� si� podra�nienia sk�ry, uderzy� g�ow� o �cian� i st�uk� jedn� z
dziesi�ciu par
okular�w, jakie wzi�� ze sob�, cierpia� na skutek b�l�w g�owy i plec�w, mia�
pokaleczone
r�ce i zwichni�ty palec u nogi.
Czu� jednak, �e robi post�py, i jego wiara we w�asne si�y wzros�a powa�nie.
Kt�rego� dnia
zobaczy� wreszcie swoj� planet�, kt�ra otrzyma�a nazw� Theta.
Statek wyl�dowa� na trawiastej, cz�ciowo pokrytej lasem wy�ynie u st�p g�r.
Teren ten
zosta� wybrany automatycznie na podstawie zdj�� lotniczych, ze wzgl�du na
korzystne
warunki: by�a tu woda, drzewo, owoce i rudy metali � doskona�e miejsce na
przysz��
koloni�.
Za�oga �yczy�a mu szcz�cia i odlecia�a. Perceveral patrzy� d�ugo za statkiem
nikn�cym w
chmurach. Potem wzi�� si� do pracy.
Po pierwsze uruchomi� robota. By�a to wielka, czarna, wielofunkcyjna machina,
stanowi�ca typowe wyposa�enie zwiadowc�w i osadnik�w. Robot nie umia� m�wi�,
�piewa�,
deklamowa� ani gra� w karty, jak niekt�re dro�sze modele. Odpowiada� jedynie
przecz�cym
lub potakuj�cym ruchem g�owy � nieciekawe towarzystwo na najbli�szy rok. Jego
zalet�
by�a jednak umiej�tno�� odbierania do�� z�o�onych ustnych polece�, wykonywania
ci�szych
prac oraz pewna zdolno�� przewidywania w sytuacjach problemowych.
Z pomoc� robota Perceveral za�o�y� na r�wninie obozowisko, czujnie obserwuj�c
okolic�
w oczekiwaniu niespodzianek. Zwiad powietrzny nie wykry� �adnych �lad�w
cywilizacji, ale
wszystko mo�e si� zdarzy�. Nie by�o tak�e �adnych danych o faunie planety.
Perceveral pracowa� powoli i ostro�nie, a niemy robot towarzyszy� mu krok w
krok.
Wieczorem tymczasowy ob�z by� gotowy. Po w��czeniu radaru alarmowego Perceveral
po�o�y� si� do ��ka.
O �wicie zerwa� go ze snu przenikliwy d�wi�k syreny. Ubra� si� i wyskoczy� na
zewn�trz.
Powietrze wype�nia�o gniewne brz�czenie jakby stada szara�czy.
� Przynie� szybko dwie strzelby � powiedzia� do robota. � We� te� lornetk�.
Robot skin�� g�ow� i poszed� swoim ko�ysz�cym si� krokiem. Dr��c od porannego
ch�odu
Perceveral rozgl�da� si�, pr�buj�c ustali� �r�d�o szumu. Przebieg� wzrokiem
wilgotn�
r�wnin�, zielony skraj lasu i ska�y poza nim. �adnego ruchu. Nagle ujrza� na tle
wschodz�cego s�o�ca co� na kszta�t niskiej ciemnej chmury. Chmura bardzo szybko
zbli�a�a
si� w stron� obozu, posuwaj�c si� pod wiatr.
Robot wr�ci� z dwiema strzelbami. Perceveral wzi�� jedn�, zostawiaj�c drug�
robotowi i
nakazuj�c mu gotowo�� do strza�u. Robot kiwn�� g�ow�, jego oczy b�ysn�y matowo,
kiedy
zwr�ci� si� w stron� s�o�ca.
Z bliska chmura okaza�a si� ogromnym stadem ptak�w. Perceveral przyjrza� im si�
przez
lornetk�. Mia�y rozmiary ziemskich or��w, ale ich szybki zygzakowaty lot
przypomina� raczej
lot nietoperzy. Nogi mia�y uzbrojone w pot�ne szpony, a d�ugie dzioby je�y�y
si� ostrymi
z�bami. Stworzenia wyposa�one w tak� bro� musia�y by� drapie�nikami. Stado z
g�o�nym
szumem zatoczy�o kr�g i nagle, ze wszystkich stron naraz, ptaki zacz�y pikowa�
ze
z�o�onymi skrzyd�ami i rozcapierzonymi pazurami. Perceveral kaza� robotowi
strzela�.
Stali plecami do siebie, pra��c w g�szcz atakuj�cych bestii. W powietrzu
zawirowa�a
chmura krwawego pierza i ca�e chmary ptak�w spada�y skoszone ich ogniem.
Perceveral i robot bronili si� dzielnie, utrzymuj�c hord� powietrznych wilk�w na
dystans,
a nawet zmuszaj�c je do wycofania si�. Nagle strzelba Perceverala odm�wi�a
pos�usze�stwa.
Bro� mia�a by� za�adowana z gwarancj� siedemdziesi�ciu pi�ciu godzin ci�g�ego
ognia.
Strzelba nie mia�a prawa zawie��! Perceveral sta� przez chwil� os�upia�y,
bezmy�lnie
szcz�kaj�c spustem. Potem cisn�� bezu�yteczn� bro� na ziemi� i rzuci� si� p�dem
do namiotu,
zostawiaj�c robota na placu boju.
Znalaz� dwie zapasowe strzelby, ale� bro� robota r�wnie� zawiod�a. Otoczony
rojem
ptak�w, walczy� wymachuj�c r�kami jak cepami. Krople oliwy wycieka�y mu ze
staw�w,
chwia� si� chwilami bliski utraty r�wnowagi. Kilka ptak�w usiad�o mu na
ramionach,
dziobi�c zajadle kom�rki oczne i anten�. Perceveral chwyci� obie strzelby i
zacz�� szerzy�
spustoszenie w�r�d napastnik�w. Niestety, jedna umilk�a prawie natychmiast;
modli� si� w
duchu, by przynajmniej ta ostatnia okaza�a si� dobra.
Poni�s�szy dotkliwe straty ptaki odlecia�y krzycz�c i pohukuj�c. Perceveral i
robot stali na
placu boju po kolana w pi�rach i zw�glonych cia�ach, cudem nie doznawszy �adnych
obra�e�.
Perceveral spojrza� na cztery strzelby, z kt�rych tylko jedna nadawa�a si� do
u�ytku, i
w�ciek�y pobieg� do namiotu radiowego.
Nawi�za� ��czno�� z Haskellem i powiedzia� mu o ataku ptak�w i o zepsuciu si�
trzech
strzelb. Czerwony ze z�o�ci wymy�la� ludziom odpowiedzialnym za stan sprz�tu.
Wci��
jeszcze nie mog�c z�apa� tchu, czeka� na wyja�nienia i przeprosiny Haskella.
� To mia� by� jeden z element�w kontroli � powiedzia� Haskell.
� Co?
� Wspomnia�em o tym w czasie naszej pierwszej rozmowy. Sprawdzamy minimalne
warunki. Minimalne, prosz� pami�ta�! Musimy wiedzie�, co oczekuje koloni�
z�o�on� z
bardzo r�nego elementu ludzkiego. Dlatego szukamy najni�szego wyznacznika.
� Wiem o tym. Ale przecie� strzelby�
� Drogi Perceveral, za�o�enie nowej kolonii, nawet przy absolutnym minimum
zaopatrzenia, jest fantastycznie kosztown� operacj�. Wyposa�amy naszych
osadnik�w we
wszystko, co najnowsze i najlepsze w dziedzinie uzbrojenia i narz�dzi, ale nie
jeste�my w
stanie uzupe�nia� zapas�w sprz�tu, kt�ry si� popsu�, rzeczy, kt�re uleg�y
zu�yciu. Jest pewien
przydzia� amunicji, sprz�tu i �ywno�ci, kt�ry b�dzie ulega� zu�yciu, ale
osadnicy nie mog�
liczy� na dodatkowe dostawy.
� I mnie te� tak wyposa�yli�cie? � spyta� Perceveral.
� Oczywi�cie. Dla kontroli dali�my panu sprz�t o minimalnej warto�ci. Tylko w
ten
spos�b b�dziemy si� mogli zorientowa�, jakie szans� maj� osadnicy na Thecie.
� Ale to nieuczciwe! Zwiadowcy zawsze dostaj� najlepszy sprz�t!
� Nie, tak by�o dawniej, przy zwiadowcach typu optymalnego. Ale teraz szukamy
dolnej
granicy, mo�liwo�ci i dotyczy to zar�wno zwiadowc�w, jak i sprz�tu. Uprzedza�em
pana, �e
b�d� niespodzianki.
� Tak, to prawda � westchn�� Perceveral. � Ale� Zreszt� dobrze. Czy chowa pan w
zanadrzu jeszcze jakie�?
� W�a�ciwie nie � powiedzia� Haskell po chwili namys�u. � Zar�wno pan sam, jak i
sprz�t przedstawiacie najni�sz� jako��. Tego wymaga istota eksperymentu.
Perceveral wyczu� co� wymijaj�cego w tej odpowiedzi, ale Haskell nie chcia�
wdawa� si�
w szczeg�y. Rozmowa zasta�a zako�czona i Perceveral wr�ci� do chaosu swojego
obozowiska.
Zacz�� od tego, �e przy pomocy robota przeni�s� ob�z do lasu dla ochrony przed
powt�rnymi atakami ptak�w. W czasie tej pracy zauwa�y�, �e co najmniej po�owa
lin jest
przetarta, baterie elektryczne s�abn�, a p��tno namiot�w nad�arte jest ple�ni�.
W pocie czo�a
naprawia� to wszystko, zdzieraj�c sobie sk�r� z r�k i rani�c palce. Potem
nawali� mu
generator.
Straci� trzy dni, staraj�c si� znale�� przyczyn� awarii za pomoc� �le
wydrukowanej
instrukcji obs�ugi w niemieckim, kt�ra by�a do��czona do urz�dzenia. Zdawa�o mu
si�, �e
wszystkie cz�ci s� poprzestawiane i nic nie dzia�a. Wreszcie odkry�, �e
instrukcja dotyczy
zupe�nie innego modelu. Wyszed� z siebie, kopn�� generator z ca�ej si�y, omal
nie �ami�c
sobie palca u nogi. Po chwili wzi�� si� jednak w gar�� i pracowa� przez nast�pne
cztery dni,
ustalaj�c drobiazgowo r�nice mi�dzy swoim modelem a opisanym w broszurce, a�
wreszcie
uruchomi� generator.
Ale ptaki i tu go znalaz�y � pikuj�c pomi�dzy drzewami, porywa�y z obozu
jedzenie,
zanim zd��y� wycelowa�. Ich ataki kosztowa�y Perceverala par� okular�w i brzydk�
ran� na
szyi. Pracowicie utka� sieci i przy pomocy robota zawiesi� je na ga��ziach ponad
obozem.
Ptaki by�y zaskoczone. Perceveral nareszcie mia� chwil� czasu, aby skontrolowa�
zapasy
�ywno�ci. Przy okazji stwierdzi�, �e wiele konserw by�o pod�ej jako�ci, a inne
zapasy pad�y
ofiar� jakiej� paskudnej ple�ni. I jedne i drugie nadawa�y si� tylko do
wyrzucenia. Wiedzia�,
�e je�li natychmiast nie podejmie jakich� krok�w, zostanie na zim� bez �ywno�ci.
Przeprowadzi� seri� analiz miejscowych owoc�w, traw, jag�d i jarzyn. Okaza�o
si�, �e s�
w�r�d nich po�ywne i zdrowe. W��czy� je do swego menu, po czym dosta�
dokuczliwej
wysypki alergicznej. Pracuj�c uporczywie i wykorzystuj�c wszystkie mo�liwo�ci
podr�cznej
apteczki wyleczy� si� z wysypki i przyst�pi� do pr�b, maj�cych na celu
znalezienie ro�liny
wywo�uj�cej przykre objawy. Ale w�a�nie kiedy sprawdza� wyniki, do namiotu wlaz�
robot i
poprzewraca� prob�wki, wylewaj�c bezcenne odczynniki. Dalsze pr�by Perceveral
musia�
przeprowadza� na sobie � w rezultacie wykre�li� z jad�ospisu jeden rodzaj jag�d
i �dwie
jarzyny. Na szcz�cie inne owoce by�y znakomite, a z ziarna mo�na by�o piec
doskona�y
chleb. Perceveral zebra� nasiona i p�n� wiosn� skierowa� robota do pracy w
polu.
Robot od �witu do nocy pracowa� w polu, a Perceveral w tym czasie zapoznawa� si�
bli�ej
z okolic�. Znalaz� g�adkie, p�askie kamienie ze �ladami liter czy cyfr i nawet
ze
schematycznymi rysunkami drzew, g�r i ob�ok�w. Doszed� do przekonania, �e na
planecie
�y�y lub nawet �yj� gdzie� nadal istoty rozumne. Niestety, nie mia� czasu na
dalsze
poszukiwania w tym kierunku, gdy� w czasie obchodu gospodarstwa stwierdzi�, �e
robot
zasia� zbo�e o wiele za g��boko. Ziarno zosta�o zmarnowane i Perceveral obsia�
pola jeszcze
raz w�asnor�cznie.
Zbudowa� r�wnie� drewniany sza�as i magazyny w miejsce zbutwia�ych namiot�w.
Powoli
przygotowywa� si� do przetrwania zimy. I r�wnie� powoli narasta�o w nim
podejrzenie, �e
robot zaczyna nawala�.
Wielka, czarna wszechstronna maszyna nadal wykonywa�a swoje zadania ale jej
ruchy
stawa�y si� nerwowe i traci�a panowanie nad swoj� si��. Masywne naczynia p�ka�y
w jej
u�cisku, a narz�dzia rolnicze gi�y si� i �ama�y. Perceveral zleci� robotowi
oczyszczanie p�l z
chwast�w, ale w czasie gdy r�kami wyrywa� on zielsko, jego wielkie p�askie stopy
tratowa�y
kie�kuj�ce zbo�e. Pr�by r�bania drzewa ko�czy�y si� zazwyczaj z�amaniem
siekiery. Chata
dr�a�a w posadach, kiedy robot wchodzi�, a drzwi nieraz wyskakiwa�y z zawias�w.
Perceveral zastanawia� si�, co pocz�� wobec tych oznak sklerozy robota. Nie m�g�
go
zreperowa�, gdy� machina by�a tak skonstruowana, �e mo�na j� by�o rozmontowa�
wy��cznie
w macierzystej fabryce, przy u�yciu specjalnych narz�dzi, Pozostawa�o jedynie w
og�le
zrezygnowa� z us�ug robota, ale wtedy Perecveral zosta�by zupe�nie sam.
Na razie wyznacza� mu coraz to prostsze zadania i wi�cej prac bra� na siebie.
Mimo to stan
robota stale si� pogarsza�. Pewnego wieczoru, gdy Perceveral jad� kolacj�, robot
zatoczy� si�
na piec str�caj�c garnek gotuj�cego si� ry�u.
Na szcz�cie Perceveral wyrobi� sobie ju� niez�y refleks i b�yskawicznie uchyli�
si�, tak �e
wrz�ca masa trafi�a go w rami�, a nie w twarz.
Tego ju� by�o za wiele. Obecno�� robota stawa�a niebezpieczna. Opatrzywszy sobie
oparzenia Perceveral postanowi� wy��czy� robota i samotnie kontynuowa� walk� o
�ycie.
Zdecydowanym g�osem wyda� rozkaz wy��czenia.
Robot spojrza� tylko w jego stron� i jak gdyby nigdy nic dalej kr�ci� si� po
chacie, nie
reaguj�c na swoj� podstawow� komend�. Perceveral powt�rzy� rozkaz, robot
pokr�ci� g�ow� i
zacz�� uk�ada� drzewo przy kuchni. Co� si� zaci�o. Trzeba b�dzie wy��czy�
robota r�cznie
� tylko �e na l�ni�cej powierzchni maszyny nie by�o ani �ladu kontaktu
wy��czaj�cego
dop�yw energii. Mimo to Perceveral wyj�� skrzyneczk� z narz�dziami i zbli�y� si�
do robota.
Ku jego zdumieniu robot cofn�� si�, unosz�c obronnym gestem ramiona�
� St�j! � krzykn�� Perceveral.
Robot cofa� si� w dalszym ci�gu, a� plecami dotkn�� �ciany. Perceveral zawaha�
si�,
zastanawiaj�c si�, co tu jest nie w porz�dku. Maszyny nie mog�y odmawia�
wykonania
rozkazu, a gotowo�� do po�wi�cenia ��ycia� by�a zaprogramowana w ka�dym robocie.
Perceveral zbli�y� si� do robota, zdecydowany wy��czy� go za wszelk� cen�. Robot
pozwoli� mu podej�� i nagle zada� mu cios swoj� pancern� pi�ci�. Perceveral
zrobi� unik,
pr�buj�c trzymanym w r�ku kluczem francuskim z�ama� anten� robota. Ten jednak
b�yskawicznie wci�gn�� anten� i powt�rnie zada� cios, tym razem trafiaj�c.
Perceveral zwali� si� na pod�og� i zamkn�� oczy, przygotowany na �miertelny
cios. Robot
sta� nad nim, b�yskaj�c czerwonymi �wiate�kami oczu i zaciskaj�c stalowe pi�ci,
nagle
odwr�ci� si� i wyszed� na dw�r, po drodze demoluj�c drzwi. Perceverala doszed�
odg�os
r�bania drzewa.
Roz�o�y� apteczk� i opatrzy� sobie st�uczony bok. Robot sko�czy� prac� i
zameldowa� si�
po dalsze rozkazy. Dr��cym g�osem Perceveral wys�a� go do oddalonego �r�d�a po
wod�.
Robot pos�ucha�, nie wykazuj�c �adnych agresywnych sk�onno�ci, a Perceveral z
trudem
dowl�k� si� do namiotu radiowego.
� Nie powinien pan pr�bowa� go wy��cza� � powiedzia� Haskell, kiedy us�ysza�, co
si�
wydarzy�o. � On nie ma tego w programie; czy pan nie zauwa�y�? Dla swego
w�asnego
dobra nie powinien pan tego wi�cej robi�.
� Ale dlaczego?
� Poniewa�, jak pan si� zapewne ju� domy�la, robot dzia�a jako element kontroli
jako�ci. Pa�skiej jako�ci.
� Nie rozumiem � powiedzia� Perceveral � po co wam kontrola jako�ci?
� Czy naprawd� trzeba to panu t�umaczy�? � spyta� Haskell zniecierpliwiony. �
Zatrudnili�my pana jako zwiadowc� o minimalnych zdolno�ciach. Nie �rednich i nie
wybitnych. Minimalnych.
� Tak, ale�
� Prosz� mi pozwoli� doko�czy�. Ju� pan zapomnia�, jak to by�o przez te
trzydzie�ci
cztery lata na Ziemi? Nieustannie prze�ladowa�y pana wypadki, choroby i w og�le
wszelkie
nieszcz�cia. I dlatego wys�ali�my pana na Thet�. Ale pan si� zmieni�, panie
Perceveral.
� Stara�em si�.
� Oczywi�cie � powiedzia� Haskell. � Spodziewali�my si� tego. Wi�kszo�� naszych
zwiadowc�w zmienia si� w nowym otoczeniu; zaczynaj�c wszystko od nowa bior� si�
w
gar�� i dokonuj� rzeczy, kt�re nigdy by im si� uda�y na Ziemi. Ale to nie jest
to, o co nam
chodzi i dlatego musimy zr�wnowa�y� zmiany w ich charakterze. Koloni�ci nie
przyje�d�aj�
na now� planet� po to, by pracowa� nad sob�. A poza tym w ka�dej grupie s�
ludzie
nieostro�ni, nie m�wi�c o starych, s�abowitych, roztargnionych, ryzykantach,
dzieciach i tak
dalej. Nasz standard zwiadowcy o minimalnych zdolno�ciach gwarantuje szans�
utrzymania
si� przy �yciu na nowej planecie. Czy wreszcie zaczyna pan rozumie�?
� My�l�, �e tak�
� Dlatego w�a�nie potrzebna nam jest sta�a kontrola, aby nie osi�gn�� pan
�redniego lub
nawet wy�szego poziomu zdolno�ci, kt�re s� dla naszych cel�w nieprzydatnej
� I po to jest robot � powiedzia� Perceveral drewnianym g�osem.
� Tak. Robot jest tak zaprogramowany, �e dzia�a jako kontroler pa�skich
mo�liwo�ci. I
odpowiednio reaguje na zmiany. Dop�ki pa�skie zdolno�ci �yciowe utrzymuj� si�
poni�ej
ustalonego poziomu � robot dzia�a normalnie. Ale w miar� jak pan si� rozwija,
staje si�
zr�czniejszy i bardziej odporny, robot dzia�a coraz gorzej. Zaczyna psu� rzeczy,
kt�re pan
powinien zepsu�, podejmuje za pana b��dne decyzje�
� To jest nieuczciwe!
� Panie Perceveral, zapomina pan, �e my nie prowadzimy sanatorium i naszym celem
nie
jest robienie z pana cz�owieka. Interesuje nas tylko praca, za kt�r� p�acimy i
kt�r� ma pan
wykona�. Pozwol� sobie przypomnie�, �e alternatyw� tej pracy by�o samob�jstwo.
� Dobra! � krzykn�� Perceveral. � Zrobi�, co do mnie nale�y. Chc� tylko
wiedzie�, czy
wolno mi rozmontowa� tego cholernego robota?
� Wolno panu � powiedzia� Haskell ciszej � je�li pan potrafi. Ale szczerze panu
odradzam. To jest zbyt niebezpieczne. Robot nie pozwoli si� unieruchomi�.
� O tym ja b�d� decydowa�, a nie on � powiedzia� Perceveral i odwiesi�
s�uchawk�.
Wiosna min�a pod znakiem ci�g�ych k�opot�w z robotem. Perceveral kaza� mu robi�
dalekie wyprawy w g�ry, ale robot nie chcia� si� zbytnio oddala�. Perceveral
pr�bowa� wi�c
nie dawa� mu �adnych polece�, ale czarny potw�r nie chcia� pozostawa� bezczynny
i sam
wyznacza� sobie zadania, szerz�c spustoszenie w magazynach i na polach.
Broni�c si� Perceveral zleci� robotowi najbardziej nieszkodliw� prac�, jaka mu
przysz�a do
g�owy: kaza� mu kopa� studni�, w nadziei, �e si� w niej w ko�cu pogrzebie. Ale
zawzi�ty
robot triumfalnie co wiecz�r wy�ania� si� spod ziemi i w�azi� do chaty,
strz�saj�c piach w
jedzenie Perceverala, zara�aj�c go chorobami sk�ry, t�uk�c talerze i szyby w
oknach.
Perceveral znosi� to zaciskaj�c z�by z bezsilnej z�o�ci. Robot wydawa� mu si�
teraz
uciele�nieniem drugiej, gorszej po�owy jego samego � niezdarnego i pechowego
Perceverala. Obserwuj�c nieszcz�sne poczynania robota mia� wra�enie, �e patrzy
na samego
siebie w krzywym zwierciadle, na swoj� s�abo��, kt�ra przybra�a materialne
kszta�ty.
Pr�bowa� uwolni� si� od tej my�li, ale robot coraz bardziej kojarzy� mu si� z
w�asnymi
niszczycielskimi pop�dami, kt�re wymkn�y si� spod kontroli i buszuj� na
swobodzie.
Perceveral pracowa�, a jego zmora czai�a mu si� za plecami, zawsze obecna i jak
wszystkie
twory fantazji niepokonana. Ta zmora �y�a z nim, patrzy�a na niego, kiedy jad�,
by�a przy
nim, gdy spa�.
Perceveral wykonywa� swoj� prac� coraz lepiej. Jednak ka�dego dnia z niepokojem
oczekiwa� zachodu s�o�ca i gro�by nocy, kiedy to robot sta� przy jego ��ku,
jakby
zastanawiaj�c si�, czy nie nadesz�a ju� godzina ostatecznego porachunku. Co rana
obmy�la�
nowe sposoby pozbycia si� niszczycielskiej zmory. Z czasem ta niezno�na sytuacja
skomplikowa�a si� jeszcze bardziej.
Przez kilka dni pada�y ulewne deszcze. Kiedy si� wreszcie przeja�ni�o,
Perceveral poszed�
obejrze� zasiewy. Robot st�pa� ci�ko za nim, nios�c narz�dzia. Nagle mokra
ziemia zapad�a
si�, tworz�c szczelin�. Perceveral skoczy� i zawis� na stromym zboczu, a robot
wyci�gn�� go
na r�wny grunt, omal mu przy tym nie wyrywaj�c r�ki.
Ogl�daj�c zapadlin� Perceveral zobaczy�, �e pod ziemi� przebiega tunel. Wida�
by�o
wyra�ne �lady kopania i z jednej strony wylot korytarza biegn�cego g��boko pod
ziemi�.
Perceveral wr�ci� po bro� i latark�. Tak uzbrojony ze�lizn�� si� do zapadliska,
o�wietli�
wn�trze tunelu i zobaczy� wielki, pokryty sier�ci� kszta�t, kryj�cy si�
po�piesznie za zakr�tem.
Wygl�da�o to jak ogromny kret.
Nareszcie odkry� now� form� �ycia na planecie!
Przez kilka nast�pnych dni ostro�nie bada� tunele. Kilkakrotnie mign�y mu szare
krecie
cienie, ale zawsze kry�y si� przed nim w mrocznych labiryntach.
Postanowi� zmieni� taktyk�. Zapu�ci� si� zaledwie kilkaset metr�w w g��b
g��wnego
korytarza i pozostawi� tam dar w postaci owoc�w. Kiedy powr�ci� nast�pnego dnia,
owoc�w
nie by�o. Na ich miejscu le�a�y dwie bry�ki o�owiu.
Ta wymiana trwa�a tydzie�, a� pewnego dnia, kiedy Perceveral przyni�s� kolejn�
porcj�
owoc�w, zjawi� si� wielki kret. Zbli�a� si� do Perceverala powoli, wyra�nie
zdenerwowany.
S�dz�c z ruch�w razi�o go �wiat�o latarki, wi�c Perceveral zas�oni� reflektor.
Czeka� bez
ruchu. Kret podchodzi� wolno na tylnych �apach, ruszaj�c nosem, a ma�e,
pomarszczone
r�czki mia� splecione na piersi. Wreszcie zatrzyma� si�, wpatrzony w Perceverala
wy�upiastymi oczami. Potem schyli� si� i wydrapa� na ziemi jaki� znak.
Perceveral nie
wiedzia�, co to znaczy, ale sam gest wskazywa� na obecno�� rozumu, j�zyka i
zdolno�ci do .
abstrahowania. Narysowa� podobny znak, �eby da� to samo kretowi do zrozumienia.
Tak rozpocz�a si� pierwsza pr�ba nawi�zania kontaktu mi�dzy odmiennymi istotami
rozumnymi. Robot sta� z ty�u, b�yskaj�c oczami i obserwuj�c pr�b� porozumienia
si�
cz�owieka i kreta. Spotkanie z kretami oznacza�o nowe obowi�zki dla Perceverala.
W
dalszym ci�gu musia� pracowa� w polu i w ogrodzie, naprawia� sprz�t i pilnowa�
robota,
tylko �e wszystkie wolne chwile wykorzystywa� na nauk� j�zyka kret�w, kt�re nie
szcz�dzi�y
wysi�k�w, by mu w tym pom�c. Stopniowo uczyli si� nawzajem rozumie�, polubili
si� i
zaprzyja�nili. Perceveral dowiadywa� si� o ich �yciu codziennym, o niech�ci do
�wiat�a, o ich
podziemnych wyprawach i umi�owaniu wiedzy. Sam z kolei opowiada� im o cz�owieku.
� A co to za metalowa rzecz? � dopytywa�y si� krety�
� S�uga cz�owieka.
� Ale ona stoi za tob� i wytrzeszcza oczy. Ta metalowa rzecz ci� nienawidzi. Czy
one
wszystkie nienawidz� ludzi?
� Nie � wyja�ni� Perceveral. � To jest szczeg�lny przypadek.
� My si� tego boimy. Czy wszystkie metalowe rzeczy s� takie gro�ne?
� Nie, tylko niekt�re.
� Trudno nam jest my�le� i rozmawia�, kiedy ta metalowa rzecz patrzy na nas. Czy
tak
jest z nimi zawsze?
� Czasami to denerwuje � przyzna� Perceveral. � Ale nie obawiajcie si�, robot
nie zrobi
wam krzywdy.
Ale krety nie by�y zupe�nie przekonane. Perceveral przeprasza� je za ci�k�,
chwiejn� i
natr�tn� machin�, m�wi� o wykorzystaniu maszyn w s�u�bie cz�owieka i o licznych
u�atwieniach �yciowych, mo�liwych dzi�ki ich zastosowaniu. Ale krety wci�� nie
dowierza�y
i ze strachem cofa�y si� na widok robota.
Mimo to, po d�ugotrwa�ych negocjacjach, Perceveral zawar� z nimi traktat. W
zamian za
dostawy �wie�ych owoc�w, kt�re by�y bardzo cenione, a trudno osi�galne w
podziemnym
�wiecie, krety zgodzi�y si� na dostarczanie wiadomo�ci o z�o�ach metali oraz o
�r�d�ach
wody i ropy naftowej na u�ytek przysz�ych osadnik�w. Dalej traktat oddawa� ca��
powierzchni� planety osadnikom z Ziemi, potwierdzaj�c panowanie kret�w pod
powierzchni�. Takie rozwi�zanie zadowala�o obie strony i zar�wno Perceveral jak
i w�dz
kret�w podpisali kamienny dokument z takimi zakr�tasami, na jakie tylko pozwoli�
oporny
materia�.
Aby przypiecz�towa� traktat, Perceveral wyda� uczt�: wraz z robotem przynie�li
kretom w
darze mn�stwo pi�knych owoc�w. Wilgotnookie, pokryte szarym futrem stworzenia
zebra�y
si� wok� piszcz�c ochoczo.
Robot postawi� na ziemi kosz z owocami, ale robi�c krok do ty�u po�lizn�� si� na
g�adkim
kamieniu, straci� r�wnowag� i zwali� si� jak d�ugi, przygniataj�c jednego z
kret�w.
Natychmiast zerwa� si� na nogi, pr�buj�c podnie�� go swoimi niezgrabnymi
�elaznymi
�apskami. Na pr�no jednak � biedne stworzenie mia�o z�amany kr�gos�up.
Pozosta�e krety
uciek�y, unosz�c cia�o zabitego towarzysza. Perceveral i robot zostali sami w
tunelu po�r�d
stos�w owoc�w.
Tej nocy Perceveral d�ugo rozmy�la�. Widzia� przekl�t� logik� ca�ego wydarzenia.
Przy
zastosowaniu kryterium minimalnych szans r�wnie� kontakty z mieszka�cami innych
planet
musz� zawiera� element niepewno�ci, niedowierzania, a nawet uwzgl�dnia� wypadki
�miertelne. Jego spotkania z lud�mi�kretami przebiega�y widocznie zbyt g�adko.
Robot po
prostu wni�s� poprawk� do sytuacji i pope�ni� b��d, kt�ry powinien by� zrobi� on
sam.
Ale chocia� Perceveral rozumia� logik� wydarze�, nie m�g� si� z ni� pogodzi�.
Ludzie�
krety byli jego przyjaci�mi, a on zawi�d� ich zaufanie. Nie mo�e by� teraz mowy
o
wzajemnym zrozumieniu, o wsp�pracy z przysz�ymi osadnikami. W ka�dym razie tak
d�ugo,
dop�ki po podziemnych korytarzach b�dzie si� rozbija� robot.
Perceveral postanowi� go zniszczy�. Postanowi� twardo podda� pr�bie swoje z
trudem
zdobyte umiej�tno�ci i pozby� si� raz na zawsze tej snuj�cej si� za nim zmory. A
gdyby
nawet mia� to przyp�aci� �yciem, to przecie� zaledwie rok temu chcia� pope�ni�
samob�jstwo
dla znacznie mniej wa�nych powod�w.
Ponownie nawi�za� kontakt z kretami i om�wi� z nimi spraw�. Zgodzi�y si� mu
pom�c,
gdy� nawet te �agodne stworzenia wiedzia�y, co to zemsta. Wyst�pi�y nawet z
kilkoma
projektami, kt�re by�y zadziwiaj�co ludzkie, krety bowiem r�wnie� zna�y pewne
formy
wojny. Perceveral przysta� na ich plany.
Za tydzie� krety by�y gotowe. Perceveral wzi�� ze sob� do tunelu robota z
koszami
owoc�w, jakby znowu wydawa� uczt�. Gospodarzy nie by�o nigdzie wida�. Perceveral
wraz z
robotem zag��biali si� coraz dalej w podziemne labirynty, o�wietlaj�c sobie
drog� latark�,
�wieci� czerwono oczami i trzyma� si� blisko Perceverala depcz�c mu niemal po
pi�tach.
Tak doszli do podziemnej groty. W ciemno�ci rozleg� si� cichy gwizd i Perceveral
ruszy�
przed siebie sprintem. Robot przeczu� niebezpiecze�stwo, pr�bowa� p�j�� w jego
�lady, ale
potkn�� si�, zahamowany przez swoj� zaprogramowan� niezdarno��, i rozsypa�
owoce. Z
ciemno�ci kryj�cej g�rn� cz�� groty spad�y liny, oplataj�c mu g�ow� i ramiona.
Pr�bowa�
rozerwa� mocne sznury, ale coraz ich wi�cej spada�o ze �wistem. Oczy robota
b�yszcza�y,
kiedy zrywa� liny z r�k. Z ciemnych korytarzy wypad�a chmara kret�w � p�ta coraz
g�ciej
oplata�y robota, kt�ry wysila� si� tak, �e a� mu olej kapa� ze staw�w r�k i n�g.
W ciszy
podziemia s�ycha� by�o tylko �wist zarzucanych lin, chrz�st staw�w robota i
suchy trzask
p�kaj�cych sznur�w.
Perceveral w��czy� si� do walki. Wsp�lnie omotywali robota coraz cia�niej, tak
by si�
wreszcie nie m�g� poruszy�. Mimo to zrzucano wci�� nowe liny, a� upad� jak
wielki kokon, z
kt�rego wystawa�y tylko stopy i g�owa.
Ludzie�krety zapiszcza�y zwyci�sko; swoimi t�pymi pazurami usi�owa�y wydrapa�
robotowi oczy, a kiedy zasun�� stalowe powieki, sypa�y mu piasek w stawy.
Perceveral
odepchn�� t�um, zamierza� stopi� robota w p�omieniu swojej strzelby laserowej.
Strzelba jednak odm�wi�a pos�usze�stwa, zanim zd��y� si� rozgrza�. Wtedy krety
przywi�za�y koniec liny do st�p robota i poci�gn�y go korytarzem, kt�ry
prowadzi� na skraj
g��bokiej przepa�ci. Zepchn�wszy wroga s�ucha�y, jak obija� si� o wyst�py
granitowych ska�.
Gdy kreci lud wiwatowa�, Perceveral czu� si� paskudnie. Wr�ci� do chaty i nie
wstawa� z
��ka przez dwa dni, t�umacz�c sobie, �e nie by�o to zab�jstwo cz�owieka ani w
og�le �ywej
istoty � po prostu unieszkodliwi� niebezpieczn� maszyn�. Ale nie potrafi�
zapomnie�
milcz�cego towarzysza, kt�ry rami� w rami� z nim walczy� z ptakami, uprawia�
jego pole i
r�ba� dla niego drzewo. I chocia� robot by� niezgrabny i psu� wszystko, do czego
si� dotkn��,
robi� to w spos�b mu bliski. Pocz�tkowo Perceveral czu� si� tak, jakby umar�a
cz�� jego
samego. Ale pociesza�y go wieczorne odwiedziny kret�w, a praca w polu i w
magazynach nie
zostawia�a czasu na rozmy�lania. By�a jesie�, czas �niw. Perceveral wzi�� si� do
pracy. Wraz
ze znikni�ciem robota wr�ci�a jego w�asna chroniczna sk�onno�� do
nieszcz�liwych
wypadk�w. Stawi� jej czo�a z wiar� we w�asne si�y. Przed pierwszym �niegiem
prace
zwi�zane ze �niwami i zabezpieczeniem zbior�w zosta�y zako�czone. Jego roczna
s�u�ba na
Thecie dobiega�a ko�ca.
Wys�a� do Haskella szczeg�owy raport o perspektywach �ycia na planecie z jej
niebezpiecze�stwami i potencjalnymi mo�liwo�ciami, przekaza� tre�� swojej umowy
z
kretami i zako�czy� wnioskiem o przys�anie osadnik�w. Po dw�ch tygodniach
Haskell
odpowiedzia�:
� Zrobi� pan kawa� roboty. Dyrekcja zdecydowa�a, �e Theta stuprocentowo
odpowiada
naszemu standardowi�minimum. Natychmiast wysy�amy statek z osadnikami.
� Wi�c m�j zwiad jest sko�czony?
� Tak jest. Statek powinien przyby� za trzy miesi�ce. Spraw� mo�emy uzna� za
zamkni�t�. Gratuluj� panu, panie Perceveral. B�dzie pan za�o�ycielem nowej
kolonii!
� Nie wiem, jak panu dzi�kowa�, panie Haskell�
� Nie ma mi pan za co dzi�kowa�. Wprost przeciwnie. A propos, jak pan sobie
poradzi� z
robotem?
� Zniszczy�em go � powiedzia� Perceveral i opisa� wypadek z zabiciem kreta oraz
dalszy
rozw�j sytuacji.
� Hmm � mrukn�� Haskell.
� Powiedzia� pan, �e to nie jest sprzeczne z przepisami.
� To prawda. Robot by� cz�ci� pa�skiego ekwipunku � tak samo jak strzelby,
namioty i
zapasy �ywno�ci. I podobnie jak tamte rzeczy by� elementem pa�skich trudno�ci
�yciowych.
Mia� pan prawo zrobi� z nim wszystko, co pan potrafi.
� Wi�c o co chodzi?
� Nic, miejmy nadziej�, �e go pan rzeczywi�cie zniszczy�. Modele kontroluj�ce
jako��
zwiadowc�w s� bardzo odporne. Maj� zaprogramowany instynkt samozachowawczy czy i
s�
przystosowane do samoczynnej naprawy uszkodze�. Cholernie trudno zniszczy�
takiego na
dobre.
� My�l�, �e mi si� uda�o � powiedzia� Perceveral.
� Miejmy nadziej�. Znalaz�by si� pan w niez�ych opa�ach, gdyby si� okaza�o, �e
robot
wyszed� z tego ca�o.
� Dlaczego? Mo�e si� m�ci�?
� Oczywi�cie nie. Robot nie zna uczu�.
� Wi�c dlaczego?
� Problem polega na tym, �e zadaniem robota by�o przeciwdzia�anie wszelkim
post�pom,
jakie pan robi� rozwijaj�c swoje zdolno�ci, co osi�ga� siej�c wok� siebie
zniszczenie.
� To prawda. I gdyby wr�ci�, wszystko zacznie si� od nowa.
� Gorzej. Robot by� z dala od pana przez d�u�szy czas. Je�li jeszcze dzia�a, to
nagromadzi� ca�� seri� zaleg�ych incydent�w. Zanim przyst�pi do normalnych
obowi�zk�w,
b�dzie musia� roz�adowa� zapas niszczycielskich akt�w, kt�rych powinien dokona�
w ci�gu
ca�ego tego okresu. Na tym polega niebezpiecze�stwo.
Perceveral nerwowo prze�kn�� �lin�.
� I oczywi�cie b�dzie si� stara� roz�adowa� je w jak najkr�tszym czasie, aby
powr�ci� do
normalnej pracy.
� Oczywi�cie. Statek przyb�dzie najwcze�niej za jakie� trzy miesi�ce. Radz�
upewni� si�,
czy robot jest rzeczywi�cie unieruchomiony. Nie chcieliby�my straci� pana teraz.
� To mi�e z pana strony � powiedzia� Perceyeral. � Zaraz si� tym zajm�.
Zabra� niezb�dne rzeczy i zszed� do podziemnych tuneli. Krety zaprowadzi�y go na
skraj
przepa�ci. Uzbrojony w palnik acetylenowy, pi�k� do metalu, �om i m�ot, zacz��
powoli
schodzi� na dno rozpadliny.
Trafi� na miejsce od razu: spomi�dzy dw�ch wielkich g�az�w stercza�o zgniecione
rami�
robota, nieco dalej wala�y si� kawa�ki rozbitej kom�rki ocznej. Natkn�� si�
tak�e na wielki
k��b poszarpanych i poci�tych lin. Ale robota nie by�o.
Perceveral wdrapa� si� z powrotem na g�r�, ostrzeg� krety i poszed� przygotowa�
si� na
spotkanie.
Przez dwana�cie dni nic si� nie wydarzy�o. Pierwsz� wiadomo�� przyni�s�
wystraszony
kret. Robot znowu pojawi� si� w podziemnych korytarzach, przemierzaj�c mroczne
labirynty i
b�yskaj�c swoim jedynym okiem; widziano, jak kieruje si� pewnie w stron�
g��wnego tunelu.
Krety oczekiwa�y go z linami, ale robot nie da� si� powt�rnie zaskoczy�. Uchyli�
si� przed
p�tlami i zaatakowa� krety. Zabi� sze��, a pozosta�e zmusi� do ucieczki.
Perceveral wys�ucha� wiadomo�ci i zwolni� pos�a�ca nie przerywaj�c pracy.
Uko�czy� ju�
przygotowania obronne w tunelach, po czym przyst�pi� do montowania strzelby z
czterech
popsutych. Pracowa� do p�na w nocy, sprawdzaj�c troskliwie ka�d� cz��, zanim
j�
wmontowa� w odpowiednie miejsce. Male�kie detale wirowa�y mu przed oczami, palce
mia�
jak z drewna. Pos�uguj�c si� pincet� i lup�, niezwykle starannie zacz�� sk�ada�
bro�.
Nagle odezwa�o si� radio.
� Anton? � spyta� g�os Haskella. � Co z robotem.
� Spodziewam si� go lada chwila.
� Obawia�em si� tego. S�uchaj,