8725
Szczegóły |
Tytuł |
8725 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8725 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8725 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8725 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stefan �eromski
POWIE�� O UDA�YM WALGIERZU
I
Na progu wynios�ym morza,gdzie sosny rumiane cie� b��kitnawy na jasne piaski rzucaj� �
opar�y si� wozy kr�lewskie.Usta�y zgonione konie,zar�n�y si� w piasku skrzypi�ce ko�a.
Ka�e kr�l rozbi� szkar�atny namiot sw�j.Zwis�a ci�ka,z�ota fr�dzla zas�ony,na wiotki pia-
sek opad�a.A przed zas�on�,na �erdzi g��boko wkopanej szele�ci plemienna stanica,kr�l�w
wojenny proporzec.Czterdzie�ci wnet stan�o sto��w.Siad�a pospo�u dru�yna bojowa.Siad� i
najemnych go�ci t�um:Pieczeniagi i Waregi,Czechy i Morawy,za z�oto �o�du zdradzaj�ce
sw�j r�d Nemety,Sasy,Bawary.
Na siedzisku wynios�ym rozpar� si� kr�l.Szkar�at rodowy Piastowski obleka jego tron i
ziemi� szeroko � daleko.Po prawicy i po lewicy ma kr�l wici�dze swe,ojczyce ziemi.
Cieszy si� kr�l.
Pierwszy to raz od tylu czas�w wielki roztruchan podnosi.Bezcenne migaj� kamionce,l�ni
z�oto,gdy do ust niesie wino zza g�r,zza �wiat�w.Na cze�� dru�yny pije.Krzyczy mu w l�d
i w morze dru�yna wieczn� cze��.
Haw �bia�e morze.Pod sinym,dalekim niebem chluszcze bryzgami fal,na niskie piaski
dumne we�ny wyrzuca.
W�adacz wci�ga nozdrzami wiater s�ony,w siw� daleko�� morskich potok�w oczy zanu-
rza.
� Na twoj� cze��,g��bokie morze!Na twoj� wieczn� s�aw�,�wi�ta,jedyna moja!�wo�a w
p�aszczyzn� ziemi.
� Pie�ni!� wzywa dru�yna.
Wyjdzie z t�umu,gdzie czeladnicy,pacho�y i pos�ugacze wojenni,spomi�dzy chor�gwi
ch�opskich � starc�w kud�atych zgraja.Siwy t�um.Zasi�d� w okr�g.Nastroj� liry.
�piewaj� panu s�owia�sk�,przedwieczn�,wojnopami�tn� pie��.A pie�� jasnego pana za
nogi ob�apia,czo�em mu bije.
A pie�� go wo�a...
Wspar� na mieczu �okie�,na pi�ci wielk� g�ow�,niezwyci�ony.Obr�ci� jasne oczy na
dziady graj�ce.S�ucha.S�ucha,jako ta pie�� uderza w krzyk,pomst� pomstuje.Dym k��bami
siwymi,ogie� dr��cymi j�zory wybucha z niej.Ku niemu leci,ku jego sercu z �elaza,ku
piersiom szlochaj�cym tajemnie pod kolcz� zbroj�,co p�aczu,jako �yw,nie zazna�y.Krze-
mienie proc furcz�,ci�ciwy w pie�ni tej brz�cz� i brzechwy lotnych strza� �wiszcz�.S�ycha�
w niej p�acz �miertelny dzieci�t bezsilnych i dziewek ledwie podros�ych.Ha�ba z niej wo�a
ojczyc�w za siwe kud�y wleczonych ze si� przez d�ugie mosty w kajdany �elazne,w plenice.
Czarna si� dymi krew,co wyp�yn�a bez pomsty z �y� mocnych ch�op�w nieznanymi bro-
niami pobitych w paliszczach,kamienn� ongi ciosanych siekier�,w warownych grodach po-
�rodku bagien i w tynach nad s�odkimi wodami,gdy si� z naje�d�c� piersi� go�� o jego �ela-
zn� pier� siepali.
Wzdycha kr�l.R�k� szarpie g�owni� mieczow�.Krwawymi oczyma,w kt�rych ogie� bu-
cha i dym si� k��bi,wodzi po ludziach.
Nagle si� uczta przerwie.Jeden drugiego pyta:�Czemu� to w�adacz spos�pnia�?�
Postrzeg� kr�l ich milczenie i skin�� r�k� na grajki:
� Milcze�!
Porwie w lew� d�o� czar�,a praw� u�ci�nie jelca straszliwego koncerza.Wstaje olbrzymi.
Cia�o jego obleczone od st�p do g��w w kolczugi sie� stalow�.Kuta koszula pancerna l�ni na
ramionach,a p�ach jej mieni si� i dr�y na wielkich piersiach.Stolica pod stop� �elazn� trzesz-
czy.A w pi�ci zwartej sieczysty brzeszczot raz w raz szcz�ka.
I s�owo wieszcze pada w t�um:
� S�uchajta!
Wodze,namiestnicy i wy,chor�gwie!Na �mier� pij� Sasom,kt�rz y na nasze ziemie
przedwieczne id�.Abym ich,p�ki mego �ywota,tym mieczem i waszym mieczem wyr�ba�,
zdradzieckim �egad�em wy�ga�,�ele�cem grot�w przeb�d�,gar�ci� zem�ciw� po ciemku wy-
dusi�.Ziemi�,nag�ym po�ar�w zagonem wiecznie za nimi chod�my,rzekami b�dziewa ta-
jemnie brodzi�,w morze na �odziach zbiegniemy i na wa�ach bezdennych pod pr�g u�piony
podp�yniem.Z�upimy miasta i sio�a,spalimy siedliszcza do ostatniej przyciesi...
Okrzyk:
� Na �mier� Sasom!
�To wam zapowiadam wszem wobec:nie pozwol� grzeba� trup�w pobitych,gdziekol-
wiek Niemc�w dopadn� � w kraju Dziadoszan czy na piaskach lutyckich.Niechaj z nich ko-
razuny i gugelhauby,nabiodra i plechy nagolenne �upi ciura,trupy ich niechaj wilcy roznosz�
po puszczach,s�py po ska� grzebieniach.Niechaj nagi mi�dzy zasiekami le�nymi le�y pfalc-
graf Burkhard i margraf Gero.Nie zazna czci ani rozkoszy spoczynku w ziemi,kt�ra jest
moja,Frydrych,m�� �elazny,Widredy i graf Folkmar z dwiest� zwalonych rycerzy!Niech
gnij� u wierzchu bagna w potokach krwawych i w pyle!Na wieczn� rzeczy pami�tk� zostan�
niepogrzebani Adelhajd,Ira,Thietmar,Doda i Ludolf.Tak rozkazuj�.A kto by si� woli mojej
sprzeciwi�,przez Boga wiecznie �ywego � biada mu!
Wo�anie:
� Biada mu!
A skoro siad�,ka�e czeladnikom odpasa� sprz�czki sk�rzanych t� umok�w i wywali� przed
braci� wojenn� zgarniony za Odr� �up.Sam rzuca w ci�b� g��bokie czary i kru�e ze z�ota,
rogi i kielichy,sadzone parangonami bezcennej wody,dzbany z kryszta�u przejrzystego jak
woda,greckie amfory i szkatu�y niemieckich majstr�w,cudnie w metalu kowane.Mi�dzy
srogie zast�py w krzywo�lep� hord� Pieczeniag�w ka�e nie�� w darze italskie arbalety,ciso-
we kusze,zaci�gane lewarem z �elaza,hiszpa�skie tarcze i kr�tkie piki.Pieszym chor�gwiom
ch�op�w,odzianym jeno w serdaki a czuje,w sz�yki z rogami i k�y uczynione z ob�upionych
�b�w dzik�w i tur�w,wilk�w i lis�w,uzbrojonym jeno w oszczepy z os�kami,w rogaciny,w
kamienne oksze na d�ugich styliskach a wielkie na ch�opa paw�e,szczodrze rozdaje czekany,
barty i obuchy z �elaza,cepy kolczaste,smycze i arkany z surowego rzemienia.Konnym
swym wojom ka�e nie�� wielkie,obosieczne koncerze,rado�� serca m�skiego,i cudne kapa-
liny z po�yskliwego �elaza,miedziane nag�owne my�nice,czepki kolczate,r�kawice,piachy
przedsobne i zasobne pancerz�w.Rotom drab�w najemnych sypie bez liku,gar�ciami,srebro
i z�oto denar�w kupieckich.
A gdy tak szczodrze kr�l wr�cza dary ka�demu ze swych rycerzy,ka�demu ze swych s�ug,
do ostatniego pachol�cia,s�ycha� od czat dalekich wrzaskliwe has�o rogu.Wszystkie si� oczy
w t� stron� zwr�ci�y i jako czujne ogary pomkn�y w las.Oto wyszed� z brod�w orszak konny
pod czatownicz� stra�� i ku namiotowi pa�skiemu pod��a.Przys�oni� w�dz d�oni� oczy i wil-
cze miota spojrzenie.
A� z nag�a wsta�.Ci�ko po stopniach idzie z tronu.Zmierza�y wprost ku kr�lewskiemu
sto�kowi wielkie rycerze niemieckie,zakute w �elazo.Forgi wielobarwnych pi�r jakoby ob�o-
ki na czubach krzesanic chwia�y si� na wierzcho�kach ob�ych szyszak�w.Nieustraszone �le-
pia patrza�y zuchwale z widzier�w he�mowych.Ka�dy mia� prawic� �elazn� na klindze mie-
cza,a lewic� �ciska� r�koje�� mizerykordii.Ze �rodka ich,jak gdyby z zamczystego �ona za-
st�pu,wyszed� cz�owiek chudy,z kaprawymi oczyma,z twarz� wykrzywion� od bole�ci.No-
gi mia� bose i nagie a� do kolan,r�ce nagie a� do ramienia.A nago�� jego ko�ci kry�a kapa
wytarta,z n�dznego sukna �a�oby uszyta.Pod ni� wisia�y strz�py mniszego habitu.Na g�owie
mia� czapk� biskupi�,w r�ku biskupi� krzywul�.Ujrzawszy w oddali majestat stan�� skulony,
stopa przy stopie,kolano przy kolanie.Podni�s� r�k� i pokaza� w niej krzy�.
Wnet blada trwoga skupi�a dooko�a wodza dru�yn�.Opat �doradca przysun�� si� do pa�-
skiego boku i szepce:
� Panie!...Bacz...�wi�ty cz�owiek idzie przeciwko tobie.
� Ten�e to z My�ny?
� On.Patrz,p�acze.
� Czeg� p�acze?
�P�aczek on Bo�y.Kaprawy,patrz,z p�akania.Bosy.Bez koszuli i bez nogawic zimie i
lecie.A zamiast �o�a pie� ma bukowy,kt�ry by� sobie wyd�uba� w tajemnicy przed lud�mi.A
obwiedziony jest pie�-�o�e p�otem z tarniny,�eby go kolce wyrywa�y ze snu.G�ow� za�,pa-
nie,uk�ada na poduszce z badyl�w r�y dzikiej.Za dnia,gdy na� nie patrzy nikt,wdziewa na
g�ow� mitr� biskupi� z pnia drzewnego uciosan�,na kt�rej ze wszech stron ci�kie zawiesza
kamienie.
� Czemu� to czyni,powiedz?
� Z�by go,panie,bi�y po g�owie,gdyby si� o sprawach �ywota ziemskiego zaduma�.Patrz,
wielki kr�lu � na tobie zbroja z�ocona z �usek stalowych na sk�r� nieprzebit� naszytych,pod
stop� twoj� szkar�at bezcenny.A na nim ga�gan zetla�y!Wiedz o tym,panie.Zanim pos�uszny
woli cesarskiej po stopniach stolicy biskupiej poszed�,gdy w puszczy,w bratnim eremie
przebywa�,widzieli bracia na zemdlonym od twardej pracy,�e przepasany jest �a�cuchem
�elaznym z kolcami,kt�ry mu w biodra wr�s�,a sk�r� brzucha przetar� i w otwartych wieczy-
�cie ranach go�ych wn�trzno�ci dotyka�.
Duma kr�l.Z g��bi pot�nych piersi wzdycha.A� oto wo�a ku biskupowi:
� Wydam ci cia�a poleg�ych w boju,jeno tu nie p�acz
przede mn�.
Szepce opat do ucha monarchy:
� Panie,ach,panie!...
Patrzy kr�l pod przy�bice,w zawarte maski onego towarzysz�w lwimi oczyma.W oczy ich
patrzy ze straszliwym u�miechem,jak mi�dzy �elazy gorej�.
� Wydam ci cia�a poleg�ych;;z chwa�� je chowaj
w tej ziemi.
Pomruk z�owrogi w dru�ynie.Spinaj� sprz�czki �upie pancernych.Mocno przypasuj�
obojczyki i blachownice,zar�kawia i fartuchy kolczate.Nisko spuszczaj� przy�bice,�eby
ocieni� lica nano�nikami.Trzask s�ycha� miecz�w i pobrz�k ci�ciw.Pomruk g�o�niejszy w
dru�ynie.Gwar.
Schyla si� biskup,podnosi krzy� i b�ogos�awi nim kr�la.
Post�pi� kr�l ku biskupowi.Uj�� d�o� i powi�d� w pokorze bosego ku z�otej zas�onie na-
miotu.Orszak niemiecki za kr�lem.A gdy komornik spu�ci� za nimi zas�on�,rozejdzie si� w
ob�z dru�yna z gwarem z�owrogim,z szeptem zem�ciwym.Zostali jeno na placu czterej.
Stoj� w he�miech zawartych.Jeden ma kamail na g�owie,szyszak z nano�nikiem spadaj�-
cym a� do brody,drugi i trzeci maj� lambrekiny franko�skie.Pai�e dzier�� na lewym ramie-
niu.Na wielkich mieczach si� wsparli.Cierpliwie stoj�.D�ugo czekaj� milcz�cy.A� �w na
czele,kt�rego g�ow� okrywa olbrzymi gocki sz�om,Walgierz o d�oniach pot�nych,o udach
z �elaza a kolanach z miedzi,uderzy g�o�no mieczem w puklerz.
Raz,drugi.
Cisza.
Uderzy Walgierz po wt�re,z �oskotem.
Rozdzieli�a si� z�ota zas�ona.Komornik.
Uderzy Walgierz Uda�y mieczem w puklerz po trzecie.
Rozdzieli�a si� z�ota zas�ona.
Kr�l.
Stoi mi�dzy zas�onami z g�ow� odkryt�,jasnow�osy.R�ka jego za pasem.W oczach za-
duma.Patrzy ku czterem.
� Uda�y...�cicho wyszepta.Milcz� rycerze.
�S�uchasz,patrzysz,mierzysz chytrymi �lepiami me sprawy.Wci�� mrok na twojej twa-
rzy,a chmura na twoim czole.
� Wci�� chmura na moim sercu!
�Wci�� ci� pycha na rumaku oszala�ym unosi.Wci�� ci strzyga o jednym zamku dalekim
szepce po nocach.
� Dusza si� moja wydziera do Ty�ca,praojcowego dworzyszcza,do stolicy mej ziemi.
� Milcz o stolicy twej ziemi!
� Dawno,dawno ju� milcz�.Nazbyt dawno ju� milcz�.
�Byleby� nigdy nie zacz�� przemawia� o tym,co na wieki min�o.Go�cie w moim obo-
zie...
� Dzi� b�d� m�wi�.
� Nie m�w dzi� nic,koni�dzu!
� Dzi� b�d� m�wi� pierwszy raz i ostatni.
� Pilnuj�e dobrze g�owy!
�Oto me s�owo:id� ze stanu z towarzyszami.Niech s�ysz� Niemce,�e z obozu twojego
wychodz�!W dziedzin� moj�,w �upy wi�la�skie powracam.Przed chwil� pi�e�,wodzu,w
d�onie nasze puchar rycerski na zgub� rodu Sas�w.Zaprzysi�ga�e� zemst� �ywym i trupom.A
ledwie si� pokaza� bosy wr�,ju�e� si� przel�k� haniebnie.
� S�dzisz moje uczynki!Ja wasz jedyny s�dzia
i w�dz!Ja �ycia i �mierci pan!�mieje si� hardo Walgierz Uda�y.Spojrz� po sobie z �ela-
znych oknisk w�ciek�e oczy czterech rycerzy.Milcz� �elazne ich usta.
Kr�l rozkazuje:
� Zdejmijcie zbroje.Odpaszcie pasy.Z�o�ycie na
ziemi pai�e,a na nich miecze i w��cznie w krzy�.
Spojrz� po sobie po wt�re z �elaznych jam okrutne oczy.Milcz� �elazne usta.Rozkaz
kr�lewski nie spe�niony.
Szarpie kr�l pas.Porwie miecz.Klasn�� w r�ce.
Biegnie ku niemu komorzych t�um.
Rozkaza�:
� Tr�bi�!
Zawrzasn� rogi.Biegnie rycerstwo.Trzepie si� r�ka kr�lewska ze stopni tronu nad g�owa-
mi zuchwa�ej czw�rcy.
Rozkaza�:
� S�d!Szarpajcie ich w sztuki mieczami.Obur�cz!
Walcie w zdradzieckie piersi obuchy m�ot�w!
Rozruch i zgie�k w dru�ynie.A porwa� za koncerz,za m�ot nikt nie ma si�y.
Nie zadr�a� Walgierz Uda�y i nie uchyli� g�owy ni jeden z towarzysz�w:M�ciw ani Wy-
drzyoko,ni Nosal wielkoramienny.Stali czterej przeciwko wojsku.
Woko�o �elazny mur rycerskich ludzi.Na silnych koniach kiry�nicy w zbroi zupe�nej.Pa-
i�e na ich ramieniu rozsia�y wszechmocn� zgroz�,a drzewa w��czni pod pachami �czyhaj�.
Daleko stan�y seciny pieszych chor�gwi.Jasno srebrzone paw�e,wielkie na ch�opa,stwo-
rzy�y r�wny,�mierci� b�yszcz�cy tyn,co idzie daleko,daleko,a� do fal pienistych morza.
Glewie dobyte z pochwy czeka na rozkaz,na cios.W s�o�cu glewie po�yska.Napi�te s� ci�-
ciwy samostrza��w.
I rzek� w ko�o wojenne i w ulic� rycersk� gromowym g�osem Walgierz Uda�y:
�Dru�yno polska,dru�yno bojowa!Schodzi�em z tob�,dru�yno bojowa,ziemie saskie i
ziemie lutyckie.Pali�em z tob� zamczyska i miasta.Tym oto mieczem r�ba�em za dnia w boju
m�e w �elazo okute.T� oto dag� przeszywa�em po nocy serca �pi�cych.A teraz,s�uchaj,
dru�yno bojowa,szarpie mi� s�owy kr�l,kt�ry me ziemie w szpony porwa�.Szarpie mi� w
sztuki jakoby mieczem,przeszywa u�miechy piersi moje jakoby puina�em.Zniewa�a kr�l
mnie,wi�la�skiego koni�dza,w�adc� na Ty�cu i ponad ca�ym �wiatem rzecznym,od niezmie-
rzonych g�r po �yse g�ry,pana wszech puszcz jod�owych a� po mazowsza�skich piask�w
sosny.Bije kr�l s�owem twardszym od obucha okszy w piersi Nosala zza Dunajca,Wydrzy-
oka zza Pilicy i M�ciwa z puszczy,gdzie si� poczyna w ciemno�ciach bo�ych Czarna Nida.
S�uchaj mi�,kr�lu polski!Mnie,wi�la�skiego w�adacza...
�Nie s�ucham ci�,rycerzu Uda�y.Nie znam twej w�adzy i zakazuj� ci zwa� si� panem
�wiata wodnego,ziemii �wi�tej,przez kt�r� bia�a Wis�a idzie.Zakazuj� ci zwa� si� w�ada-
czem puszcz.Obie oce moje si�gaj� za �yse i za niezmierzone g�ry,a r�ce moje si�gaj� w
dalekie morawy.Moje s� dunaje-wody bystre-g��bokie,co ze �nieg�w si� rodz�,i moje s�
strumienie,co z puszczy jod�owej p�yn� niskimi ��kami.Wzi��em ziemie,kt�re swymi nazy-
wasz,�elazn� d�oni�.Jam jest jedyny ich odzier�yciel.Wydar�em ci� z morawskiej pi�ci,ja,
wolny i niezwalczony.A przygarn��em ci� pod m�j proporzec,�eby� nie le�a� u cudzego pro-
gu i �eby� chodaka krzywo�lepej dziczy w�gierskiej nie ca�owa�.Uczyni�em ci� rycerzem
polskim,pozwa�em ci� i powiod�em na zwyci�stwa przeciwko Niemcom,kt�rzy s� wrogowie
na wieki wiek�w mego i twego plemienia.Ziemiom twym kaza�em wrosn�� na wieki w moje
ziemie.Si�om twym kaza�em wrosn�� w moje si�y,w moje r�ce �el azne,w g�os mego rogu,w
po�ysk mojego pancerza.Moje si�y s� z waszych pancerz�w i szczyt�w,pi�ra mego szyszaka
wzdyma wicher waszego krzyku przed bitw�.Moje si�y nie s� moje i nie s� wasze,jeno s�
nasze.A si�y nasze zros�y si� w nasz� rzecz wiekuist�,rzecz pospolit�...Wo�a zuchwale Wal-
gierz Uda�y:
�Kr�lu polski!wychodz� z twojego ko�a,gdy� nie chc� s�u�y� pod twoj� stanic�.Jestem
ci r�wny i w�adzy twojej ju� nie chc� d�wiga�.Dot�d d�wiga�em,a teraz nie chc�.Wracam
na zamek,gdzie ojce moje od pocz�tku czas�w w�ada�y.Ze mn� Wydrzyoko,Nosal i M�ciw.
Ka� mi� por�ba� mieczami,wali� w me piersi m�oty,bi� w moje oczy z kusz.Nie chc� ju�
Niemc�w wojowa� pospo�u z tob�,kt�ry� jest twardy samow�adca,kt�ry� jest straszny na-
je�d�ca,a bosego si� Niemc�w wr� boisz.Nie chc� z tob� wojowa�,bo mi si� wojowa� z
tob� nie podoba!Jak grom spada z wysoko�ci s�owo kr�lewskie:
�Znam ja ci�,w�adco drewnianego zamczyska,hardy ojcowicu n�dznej dziedziny!Widz�
na wylot twe my�li.Chodzi�e� pod moj� spraw� i w cieniu mego proporca na Sasy i na lutyc-
kie sio�a.�akome twoje r�ce czerpa�y moje mienie,a oczy zdradzieckie wypatrywa�y moc
moj�.A teraz chcesz moc moj� w swoim zawrze� zamczysku,za tynem j� przyczai� i prze-
ciwko mojej pi�ci wykr�ci�.'Wzi��em ci� za gardziel t� pi�ci�,gdy� by� w broni sk�rzanej,
kt�r� ci z turze j sk�ry ciura uszy�,a kowal �elaznymi nabi� gwo�dziami.Teraz odziany jeste�
kolczug� z niemieckiej stali,kt�r� z ramienia swego zwlok�em i tobiem z �aski da�.Ale prze-
tnie miecz m�j �uski...
� Na g�owie mojej sz�om pradziad�w!
�A ty,M�ciw!Ty,Wydrzyoko!Ty,Nosal!Da�em wam miasto wilczych sz�yk�w zbroje
rycerskie.Otworz� ja te zbroje na nowo!Znam ja nienasycone wasze gardziele!Znam piersi
pe�ne sza�u k��tni,a �lepia chciwe jak u s�p�w!
Ponuro gorej� oczy towarzysz�w Walgierza.R�ce ich na g�owniach miecz�w,na toporzy-
skach z�o�one � czekaj�.Zawarte milcz� usta.
KONIEC ROZDZIA�U
10
II
Uciek� w noc ciemn� Walgierz Uda�y z obozowiska polskiego kr�la.Z nim Wydrzyoko
towarzysz,z nim Nosal,a tak�e M�ciw.Pu�ci�a ich stra� dodana (rzekomo zmorzona snem),a
otworzy�a im mi�dzy hufcami drog� woln� dru�yna bojowa (rzekomo otumaniona czarami).
Po mostach zrazu mkn�li zbiegowie drewnianych,polsk� sztuk� rzuconych na b�ota i sito-
wia,na trzciny,��ki i bagno.Gdy wyszli z obszaru wodzisk Kaszubskiego Pojezierza,w
pierwszych na suszy siedliskach wyprowadzili zza zaw�r ros�e wierzchowe konie.Odt�d ju�
dniami-nocami p�dzili w cwa�.Ku Ostrowcowi �ysych g�r,z mazowsza�skich r�wnin wyra-
staj�cemu,by�a ich droga.Przeszyli le�ne sosnowe puszcze,suche bory i �wiaty piach�w,
min�li widnie jeziorne,przebrn�li w br�d s�oneczne rzeki i przesadzili strumienie.A� ujrza�
M�ciw i pokaza� daleko sine pasma na niebie.Wparli �ele�ca w boki biegun�w.Dopadli w
skok jod�owych kniej.O ciemnej nocy weszli w nie szlakiem-bezdro�em.Kamie� rudy,od
wody stoczony z wysoka,zgrzyta� pod kp�skim kopytem w suchym �o�ysku ruczaja,kiedy
si� darli pod g�r�.Drzewa wielkoli�ciaste,buki i klony,d�by i jarz�by,stan�y ko�em.Ko-
smate,czarne r�ce jod�owe przywita�y strudzone cia�a i zgonione dusze zbieg�w.
�Teraz �rzecze jeden �ju� my na wi�la�skiej,na ziemi.Niech�e ta naju szuka polski
kr�l.
� Ha--ha!
� Niech�e ta szuka pilnie.
Zst�pili nad ranem w nizin�,ku ��kom zawi�g�ym od niecieczy a utajonym w jod�owym
pustkowiu.Rumiany kwiat g�rski przed oczyma ich po nadrzeczu strumienia.Zapach niewy-
s�owiony p�ynie powietrzem.Ptasz�cy �piew...
Ujrz� z le�nego pobrze�a dolin� rozleg�� mi�dzy puszczami.G�ry nad ni� z p�nocnej
strony wielobarwnym lasem odziane,g�ry z po�udnia.Zachodnie wiatry odgania od doliny
niskiej zas�ona,jakoby sworze� g�rski,a ode wschodu czernieje wynios�a macierz �a�cu-
ch�w,wszystka w tumanie,we mgle.
Stan�li m�owie w strzemionach,nakryli d�o�mi oczy od blasku rannego s�o�ca,co si� w
wodach dalekich nurza�o.Patrz� w d�.G�ry przed nimi strome,g�ry okr�g�e i pochy�e.Cud-
ne b�amy las�w,bezgraniczny ci�g puszcz,jakoby dym z ziemi wybuch�y,p�ynie z jednego
szczytu na drugi.Tam i sam os�oniona jest ziemia jeno paw�ok� brzozowych bugaj�w,co
zst�puj� ku dolinie uroczej tworz�c widok pi�kno�ci niepor�wnanej.A je�li ma by� widok jej
przyr�wnany,to jedynie do widoku pi�kno�ci piersi dziewiczych,gdy si� przed st�sknionymi
oczyma nagle ods�oni�.A� zako�ysz� si� od szlochania �elazne bary M�ciwowe.Upad� w
szerok� dolin� olbrzymi jego krzyk:
� Dolino moja...Da-dana!...Spyta Nosal:
� Powiadaj,bracie,miana g�r,bo� miejsce to nama obce.
�Tam,widzisz,bracie,macierz tych g�r,�ysica,w kt�rej ciemno�ci bogi mieszkaj� i sk�d
czarna woda,Nida,p�ynie.A idzie woda Nida stela a� do Wi�lice,gdzie koni�dz Wi�limir
w�ada.
� Koni�dz Wi�limir...� �mieje si� cicho Walgierz Uda�y.
�Tamta,widzisz,bracie,siostrzyca �to Strawczana G�ra,a za ni� idzie Bukowa,a za ni�
idzie Klonowa.Nad sio�em moim w�odyczym i nad jeziorzyskiem wielka i �wi�ta g�ra,kt�r�
czcili ojcowie,miejsc tych osad�c� �Radgostowa.Strumienie tam p�yn� z w�woz�w le�nych
do�ami niskimi w kalinach,w cierniach,w g�ogach.S�o�ce ranne szuka tam gwaru w�d v/
g��bokich trawach.A v/�rodku owo,co l�ni pod s�o�cem � woda moja.
� Teraz � rzecze Nosal � domowy pr�g...
�Teraz �rzecze Wydrzyoko �zwleczesz,cz�eku,z ramion,z bioder a z n�g �elazne bla-
chy,zawiesisz na ko�ku ci�ki szczyt,odpaszesz d�ugi miecz od siod�a i drzewo sulicy w k�-
cie postawisz.
� Teraz si� � rzecze M�ciw � obleczesz,bracie,w ochopni� domow� albo si� w kaftan sk�-
rzany odziejesz i p�jdziesz w pachn�cy las na ��w swobodny,na weso�y...
� Albo si� w komorze zamkniesz �oninej...
�Ka�dy o dziedzin� si� swoj� przecie zatroska,co na �asce byl e czyjej zosta�a,gdy my
�wiatami gonili,�eby w Sasa rogacin� ciska�,mieczem go w sztuki r�ba�.
�Ej,dzieci!Podros�y...�wiat!Jako te�...dzieci?...Jako te� to ze �wiergoleniem na kolana
z �elaza rozzute le�� b�d�,a wiesza� si� po ramionach,a w��czy� z k�ta w k�t koncerz,co
krwi tyle wyla�...
Sta� M�ciwa stary dom,gniazdo pograniczne ziemi,na kamienistym wzg�reczku,przy
brzegu wielkiego stawiska.Cztery wielow�eczne lipy os�ania�y jego czarny gontowy dach.A
z lewej strony sk�ania�a si� ku �cianom przychylnymi konary wielka i bardzo stara grusza.
Pie� jej by� rozsadzony,sp�kany.Wid�y konar�w osnute ma�ymi li��mi.W dole ogrodu wy-
rasta� modrzew osobny,uroczy,jasny.Przy drodze dwie wierzby splecione korzeniami,dwa
obumar�e kad�uby,dwa puste wewn�trz korzyska,cho� toczy�y od lat z trzewi�w swoich rude
pr�chno na ziemi�,to przecie ze �ci�tych czub�w puszcza�y strzeliste badyle,�eby za� ch�op-
com na wiosn� nie zabrak�o piszcza�ek.Nad brzegiem wody wznosi�y si� niezmierne pnie bez
ga��zi.To czarne olchy patrzy�y wiecznie w przeczyst� wod�.Wi elka woda le�a�a w mi�kko-
�ci pobrze�nego sitowia,w zielonym �o�u rozkoszy,kt�re sama sobie stworzy�a.Ku niej to
bieg�y z g�r parowy i dolinki,o kt�rych m�wi� M�ciw.Smugi wys�ane by�y cudno�ci� traw,a
w nich szemra�y ciekoty le�nych strumieni i ��kowych ponik�w.Tam to nie p�oszone ptactwo
�piewa�o doko�a wiosennych gniazd...
Bia�e wodne lilie otwiera�y to tu,to tam kielichy na p�ani jeziornej.Wynios�e p�dy sito-
wisk schyla�y si� nad ciemnym nurtem rzeki,kt�ra w p�aszczyzn� stawiska wlewa�a bystre
wody.B��kitne wa�ki na przezroczystych skrzyd�ach snu�y si� nad t� ruchom�,wiecznie �y-
w�,nieustann� wod�.Zdyszane od polot�w nad g��biami,pada�y nadobnice piersiami na ob�y
badyl sitowia i buja�y pospo�u z nim,prac� rannego wiatru ko�ysane.Mg�y wstawa�y z topieli.
M�ciw stan�� pierwszy nad brzegiem.Zapatrzy� si�,zaduma�...Odpasa� rzemie� szyszaka i
odkry� kud�at� g�ow�.Ponurym spojrzeniem ogarn�� towarzysze.Wzni�s� d�o� na znak,�eby
si� �aden nie rusza�.Szepn�� z poga�sk� trwog�:
�Cichajta!Wodnice ze spania wstaj�...Wstawa�y z fal lekkie,�niadobia�e zwoje.Nogi ich
i pow�oki szat jeszcze si� kry�y w topieli,jasne k�dziory cudnych g��w d�wiga� pachn�cy
wiatr ponad k�py l�kliwej trzciny.W g��bokim cieniu,pod urwistymi brzegami,zna� by�o
przezroczyste ich cia�a,ich zmienne lica i oczy b�awe,a ju� za mgnienie �renicy stawa� si� z
nich jeno przejrzysty dym �i nic.�ni�o si� wojom,�e z nich to,z mgie� staj� si� wa�ki b��-
kitne...
Cofn�li uzdy rumak�w i poszli stela w cwa�,pe�ni dumania i czci.W pobli�u M�ciwa dom
czernia� na wzg�rzu.Ogromny jego dach i �ciany stare stwarza�y obraz sw�j �ywy w porannej
wodzie.Tyn z wielkich k��d bitych na pal,a od wn�trza mocno spojonych p�atwami,otacza�
go ze wszech stron.Gdy mocno wi�zane wrota obr�ci�y si� na biegunowych wierciejach i
przed jad�cym zast�pem rozwar�y,ujrzeli dw�r.Sta� przed nimi dawny,przedawny,zbity na
moc,na si��,z bierwion k�adzionych w w�g�y,na wieniec i na zamek.Przyciesie i same p�azy
by�y szerokie na cztery i trzy pi�dzie,utkane w szparach mchem.S�oty jesienne i zadmy zi-
mowe okry�y je rud� polew�.
Zsiad� z konia M�ciw.Uderzy� radosnym ciosem we drzwi.Wnet si� usun�� z�baty wrze-
ci�dz bukowy i uchyli�y skrzypi�ce d�wirza,nabite jesionowymi ko�kami.Zsiedli z koni
przybysze i przekroczyli wysoki pr�g schylaj�c g�owy pod niskim okapem d�wirzowym.Sta-
n�li w izbie czarnej czuprynami si�gaj�c dymu,co wa�em w g�rze sta� grubym.Schylili g�o-
wy w niskim pok�onie przed ogniem po�rodku p�on�cym.Sk�onili si� po wt�re z rado�ci� i
wielk� czci� przed ogniem b�ogos�awionym,co na wielkim palisku z gliny mi�dzy szczepami
smolnymi po�yska�.Sk�onili si� po trzecie przed ogniem wiecznie radosnym...
Obr�ci� oczy M�ciw ku �wiat�u padaj�cemu przez dym z dziury szczytowej �i szepta� po-
zdrowienie domowemu bogu.A pozdrowiwszy domowego boga star� po�� niskie dookolne
�awy z bal�w cisowych i prosi� go�ci pokornie,�eby zasiedli.
Zdj�li rycerze ko�paki,�ci�gn�li z ramion blachy ci�kie,odpasali pasy i odsun�li bro�.A
skoro oczy do mroku domowego przywyk�y,ujrzeli z rado�ci� na �cianach ze smolnego
drzewa,kt�re by� powl�k� dym pokostem ciemnobursztynowym,star� praszczur�w bro�.
Szerokie siekiery z br�zu i kr�tkie zamorskie miecze,wielkie rogaciny bukowe i os�ki,ma-
czugi-bunkosze,�liskie od wielu d�oni,co nimi w�ada�y,szczyt y olbrzymie,powleczone sk�r�
zwierz�c�...Przedwieczne tam m�oty na styliskach d�bowych,uczynione nie wiedzie� przez
kogo,za ojc�w,z g�azu twardego kamienia,przeborowane prac� krwaw�...Wielkie tam �uki i
ko�czany pe�ne strza� o be�tach krzemiennych i br�zowych,zaprawnych �mierciono�nym cie-
mierem.Na wbitych w szpary k�ach ody�c�w i na rogach turzych,na wielkich wid�ach jele-
nich wy�wiechtane rzemienie,uzdy zesch�e od s�ot i upa��w,siod�a,popr�gi,ka�czugi ple-
cione,p�tle i arkany z kr�conej sk�ry,a pie�� �mierci �wiszcz�ce proce.
Poczn� si� z kom�r wychyla� g�owy na�o�nych M�ciwa �on,dziewek.Radosny krzyk...
Dzieci...Nie szed� ich wita� M�ciw,gdy� go�ci go�ci�.Wnet ka�e wynie�� z lochu miody-
lipce,dymione po�cie sarnie i dzicze,wnet ka�e dawa� chleby przecudne,s�odkie ko�acze ze
zbo�a w �arnach mielonego,co si� na niwie przywodnej �o�skiego urodzi�o roku,gdy on da-
leko wojowa�.
Hucznie ucztuj� rycerze.R�g turzy,pe�en miodu,z r�k do r�k idzie.
Hucznie ucztuj� rycerze.
Pij� koni�dza Walgierza przezdrowie,co ich z obozu,z �elaznej gar�ci kr�lewskiej wydar�.
Do dom ich wr�ci�,do kom�r �oninych,do kolebek...Chwal� rycerze koni�dza Walgierza
moc,m�dro��,czyn i s�owo.Wynosz� go krzykiem posp�lnym ponad kr�la polskiego...
T�go a bez rachuby pije Walgierz.Chwali M�ciwow� dziedzin�.Wys�awia ciche dolinki i
jeziorzysko,pochy�e,zadumane g�ry,pole zorane i cichy sad,gdzie bia�e kwitn� wi�nie.Wy-
s�awia Walgierz ojce M�ciwa i czci ich �wi�t� bro�.
D�ugo trwa uczta,do ciemne ] trwa nocy.A� run�� koni�dz Walgierz na sk�ry nied�wie-
dzie,warstwami w k�cie izby us�ane.Kamiennym zasn�� snem.
A o p�nocku,o pierwszych kurach,padnie zmora na jego chrapi�ce piersi.Przydusi mu
zmora pot�ne barki jakoby zb�ja kolany,a gardziel �ci�nie kleszczami.�ni si� sen.
Wyp�ywa z pustki nocnej mg�a-wa�ka,��teczka b��kitna,co nad wodami w poranek si�
unasza,co na badylach nocuje,na liliach wodnych �pi �boginka cudnej postaci,dziwnej uro-
dy.Spojrza� w ni� nagle rycerz Walgierz oczyma widz�cymi i pozna� j� w krzyku rado�ci.
Cudki to �ony twarz!
Oczy jej b�awe jak g��boko�� nieba i jak rozdo�y kr�lowego morza.Oczy jej �ywe jak �r�-
dlana woda.Rumiane �miej� si� usta.Senna rozkosz obj�a g�ow� i otoczy�a szyj�.Rozkosz,
kt�rej s�owo nie wypowie,a �piew nie wyda.Wyci�gn�� rycerz r�ce przez sen ku pochy�ym
narcyzom,co we w�osach odmie�ki tkwi�,ku r�y nie�mia�ej na m�odych piersiach.Ali�ci
r�ce jego wro�ni�te s� w g��boko�� ziemi jak g�ry ci�kie,jak ska�y nieporuszone.Wo�a� na
ni�,krzykiem wo�a�!...Brak tchu.Pad�a na piersi wieszczyca b��kitna,wa�ka ulotna,w to
miejsce,gdzie serce wzburzone huczy.A pad�a jakoby z�om strzelistej w Tatrzech g�ry.Po-
czu� koni�dz b�l przera�liwy,bardziej niezno�ny ni� od przeszycia na wskro� cienkim ital-
skim puina�em.Pochwyci� chce r�k�,co mu zada�a cios,pochwyci� d�oni� wojack�,ale jej
uj�� nie zdo�a.Ma j� i nie ma jej wcale.Chwyta j� skurczem �miertelnym,jakby nadwodn�
mg�� chwyta�.Miota si� w m�ce i strasznie walczy,niby pod no�em skrytob�jcy a pod zega-
d�em siepacza.A� oto s�yszy b��kitnej wa�ki tajny-tajny,do duszy m�wi�cy szept:
� Walgierzu,Walgierzu...
� Cudna...
� Jam jest.
� �ono!
�Ju�em nie twoja �m�wi � �ona.Krew w �y�ach krzepnie,a serce staje w biegu.S�owa
si� wymkn� spomi�dzy skostnia�ych warg:
� Kt�e� ty jest,umi�owana?
� Wr�� si�,wr��...
� Dok�d mam wr�ci�?
� Wr�� si�,wr��...
� Czemu tak m�wisz,�ono moja?
� Ju�em nie twoja,rycerzu,�ona.
� Kt�e� ty jest,jasnow�osa?
� Walgierzu,Walgierzu...
� Cudna...
� Jam to jest dusza twoja.
� Ty jeste� dusza moja...
Dusza twoja...
KONIEC ROZDZIA�U
16
III
Spod g�uchej m�ki wsta� rycerz rano.G��boki l�k ozion�� serce upad�e i �al,niebaczny na
wywody rozumu.Dok�dkolwiek zawr�ci� wol�,nie ratunek si� znajdzie,lecz w�t�� mg��
obawy.Raz w raz przekosi dusze trwoga jak dreszcz,co si� z mokrade� wyl�ga.Piersiom
rycerskim brak tchu.Z r�ki omdla�ej czyn wylata...
Zatroska� si� g��boko M�ciw:pod jego dachem dziwo�ona piersi koni�dza dusi�a...Pod je-
go dachem go�cia serce jest oczynione i od strzygi uczynek zosta� zadany.
Siedli do rady towarzysze i ugwarzyli gor�cym s�owem,�e trzeba nie trac�c czasu i�� do
wr� po odczynienie.
Szli tedy wnet wszyscy czterej we �wi�te t�gobory,w puszcz� �ysicy.Zd��ali chy�kiem,
�eby ich za� nie dojrza� �wiadek,a nie doni�s� niemcom z eremu,co u kra�ca puszczy siedz�.
Brn�li woje brzegiem strumienia Czarnej Nidy,urodziwymi w�do�y,w�r�d olch i �wierk�w,
po smugach mokrawiny,k�dy si� �ywa woda w wysokich trawach kr�giem-kr�giem,wst�g�-
wst�g� wije.A gdy si� rozdzieli�y strumienie i rozesz�y,ten ku Strawczanej,a tamten ku
Wielkiej G�rze,ruszyli za �rodkowym,co po ostrych kamykach,po rudych mchach z uro-
czym szmerem pl�sa.Skacze tam strumie� z weselem w g��bi swego �o�yska,be�koce po�r�d
ko�lawych pazur�w jod�owych,biega zdyszany to tu,to tam,na obraz m�odego a zdrowego
ogara.
Weszli za nim rycerze w pustosz,w ciemn� i g�uch� kniej�.Cichy wiatr nuci tam samemu
sobie,ko�ysz�c si� w sp�awach jedli zielonych,co zwisaj� ku ziemi.Cichy tam wiatr,pachn�-
cy wiatr b��dzi,st�pa,wzdycha w puszczy.Kiedy niekiedy sfrunie na trawy.A trawy tam
mokre,wysokie,rubinowe spodem od ukrytej jagody a wielobarwne po wierzchu.Trawy tam
modre i rumiane,z�ote i bia�e od u�miech�w dobrotliwej matki,�wi�tej Pogody.
Przywi��� wici�dze konie do pni�w,odpasz� miecze,zdejm� sk�rzane kaftany.Strach pa-
da w dusze.
Id� ostro�nie w g��boki b�r.
Zwa�y na drodze ich,wykroty,do�y.Tramy przed czasy upad�e gnij� w wieczystym poko-
ju.Zwali� je wicher z zachodu lec�cy,straszliwe skoki �wista-Po�wista,gdy p�dz�c na wiel-
kich koniach grzywiastych chmur,z grzmotem pod kopytami a piorunem u lewego boku,
depta� puszcz�.Ponad zgni�ymi truch�ami jode� pieni� si� cudne bugaje m�odocianych jode-
�ek,chciwe na wod�,ciche potomki Lela-Polela.Olbrzymie g�azy,obleczone w grube ko�u-
chy mch�w,we �nie tam �pi� nieprzespanym.Szemrze w�r�d nich ukryty g�os strumyka.
Wiedzie pogwarem w g�r� a w g�r�,pod szczyt,jak m�ody wiemy pies.
A� oto we dwie strony odchyli si� zwarty jod�owy b�r i uka�e si� widnia polany.A na po-
lanie buki niezmierne,buki g�uche,buki piorunowe k�p� samotn� kr�luj�.G�owy ich,co burz
tysi�cem wzgardzi�y,zaw�dy we mg�ach.Ramiona konar�w krzy�uj� si� pomi�dzy sob�.
Pl�cz� si� twarde r�zgi i dotykaj� li�cie.
Z dala tu p�yn� podr�ne chmury nocowa� na wid�ach konar�w,owija� si� o wielkie �niaty
i �ni� ch�odnymi rankami o ziemi nisko rozleg�ej.Z ga��zi buk�w rozchodz� si� i zst�puj� w
r�ne strony na garbat� i p�ask� ziemi� dzikie,srebrnosiwe paw�e gradowe,pos�pne bia�e
kud�y �nie�yc i bure,senne k�dziele d�d�u.Tam si� w stalowych ga��ziach hoduj� czerwone
wst�gi piorunu.Pnie ze wszech stron otacza wielki tyn.Zaparte w nim na g�ucho wr�t wie-
rzeje.
Przyszli czterej do wr�t i ko�ac� z �oskotem � raz,drugi,trzeci.A gdy raz trzeci ko�ac�
pot�nymi pi�ciami,cicho si� wr�tnie rozsun�y na prawo i na lewo.
�wi�ta przed nimi kontyna.
W cieniu buk�w starych-prastarych kryje si� jej wysoki dach i �ciany z cisowych �niat�w.
A wko�o niej trawy a trawy.Nie deptany kwietny �an,niwa bodze po�wi�cona.Ko�ci tam
koni Swaroga w zio�ach bielej�.Grzbietu koni Swaroga nie dosiad� przenigdy cz�owiek.Nie
okie�zna� ich uzd� je�dziec ani opasa� popr�giem.Nie zniewa�y� ich rzemie� ki�cienia ani
dotkn�o pog�askanie.Nie obci��y�a ich przenigdy praca ani og�uszy� zgie�k boju o ludzkie
krzywdy.
�y�y tu wieszcze rumaki w trawniku �wi�tej Pogody.Wod� pi�y,gdy wola,ze �r�dliska
wiecznie �ywego Czarnej Nidy,co z g��bin g�ry bije,a spod przycie�!bo�nicy baniami przej-
rzystymi wytryska.Staro�� je do snu wiekuistego �mierci� u�pi�a.W owych si� zio�ach,na
puchach kwiat�w pod bukami uk�ad�y spa� z dobrawoli na wieki.
Swarog rozwi�za� ich �y�y,a pi�kne k��by i l�ni�ce �opatki w zw�oki gnij�ce zamieni�.Lel-
Polel obmy� czystymi wodami z chmur na bukach osiad�ych ko�ci bia�e,krew struchla��,a
cia�o zgni�e po��czy� z ziemi� i niewidzialnymi drogami poni�s� do g��bokich korzeni buko-
wych.�wist-Po�wist osuszy�,co si� osta�o,i prochem �ycie rodz�cym rozni�s� po puszczy,a
rozda� kwiatom i mchom.
Rogi tam,kr�gi,piszczele lotnych n�g �wi�tych jeleni puszcza�skich,kt�re na dni ostatnie
staro�ci przysz�y by�y pa�� si� w ogrodzie � i strudzone d�ugo�ci� �ywota,zasn�y u drzwi
kontyny.
Ko�ci tam bia�e i kielce wygi�te wieprza dzikiego,co bezpiecznie przychodzi� z pustyni le-
�nej gni� pod progiem wysokim...Ko�ci tam wilka,co stary i zapad�oboki,z �elaznymi od
g�odu �lepiami,a pod ok��ci� zimow� przemarz�y,przyw��czy� si� na chwil� ostatni�...
�ni� ponad �r�d�em,co jak serce w piersi cz�owieka wiecznie w �onie ziemi bije,k�py
dzi�gielu.W pierzastych li�ciach rozkwit� kwiat.Tajemny kwiat,co tynem bezpiecznym ota-
cza dom cz�owieka od uroku czarownicy...Tajemny kwiat,co za dnia weseli widokiem
swoim upad�e serce,a nocnym zapachem odgania cie� chodz�cy doko�a w�g��w i niweczy
wielki strach nocny pod strzechami.
Patrz� ku s�o�cu nie zmru�onymi oczyma promieniste z�ocienie.Jasna ich moc za si�dm�
g�r� a za dziesi�t� rzek� odgoni widmo z�o�liwe,jeno o �wicie wsta�,gdy jeszcze ��ka ros�
opita,rwij jasne g��wki z�ocieniowe i pilnie no� na sercu.
Pod ciemnym tynem �jak gdyby poblask na wodach zorzy wieczornej.Lecz to nie zorzy
poblask na wodach,jeno ciemnoniebieskich dzwonk�w zatoka.Na powik�anych odn�kach,
jakoby na rusztowaniach ciesielskich,przedziwnej si�y wisz� dzwony,w kt�re ranna zorza
dzwoni.Sk�oni� si� barwic� swoj� oczom przybysz�w dzwony z zorzy porannej przez wiatr i
s�o�ce tkane.I pozdrawiaj� oczy przybysz�w nadobne kwiaty,plemieniu ludzkiemu przy-
chylne,a darowuj� oczom t� barw�,kt�rej,ponad wszystkie inne,trwo�� si� dziwo�ony.
Wielobarwne motyle,rzekomo lataj�ca ��ka,snu�y si� nad kwiatami ss�c z nich tajemne
pokarmy.Jask�ki �miga�y �ywo dooko�a �cian bo�nicy z piskiem,�wiadkiem rado�ci �ywo-
ta.Znosi�y �er piskl�tom do gniazd przytulonych u szczytu kontyny pod g�owicami Swaroga.
Szerokie,boczne podstrzesza �wi�tyni pe�ne by�y go��bich gniazd.Gruchanie p�yn�o stamt�d
dwiema �ywymi falami.P�omienista wiewi�rka przemkn�a po ga��ziach i skokiem znik�a w
szczytowym dymniku.
Jakoby na jej znak,na oznajmienie,stan�� na progu Dziad prastary.Kud�y siwe pasmami
sp�ywa�y na jego ramiona,a bia�a broda na piersi.Przera�liwe i gro�ne oczy miota�y ogie�
spod wielkich brwi.Zgarbiony by�,wsparty na kiju,odziany w �achman.W r�ce,dygoc�cej
jakoby z zimnicy,trzyma� kazubek z osikowej kory,i rubinowe jagody sypa�y si� z naczynia
w traw�.
Ujrzawszy obcych,straszliwych ludzi,wej�cie sob� zapar� i rozkrzy�owa� r�ce.
Rzek� M�ciw pokornie:
� Wr�u,my swoi...Milcza�.
� Dziadu,patrz na mnie.
Spojrza� na niego wr� i d�ugo przebija oszczepami oczu.A� wyszepce.
� Krzy� na twej piersi.
� Krzy� na mej piersi,lecz w sercu bogi.
� Czeg� to chcesz?
��eby� z jednego spomi�dzy nas urok odczyni�.Zwiesi� dziad g�ow� na piersi.Duma.
Mamroce:
� Odczyni� urok...
A� si� nagle poderwie jak jastrz�b ugodzony strza��.krzyczy:
�Id�ta borem �lasem ku widni,id�ta do niemc�w,co dzwonami strasznymi w kniej� bij�!
Niech�e ta woma urok odczynia.
Chwieje si� jego stara g�owa.Usta wykrzywia i oczy bielmem zaw��czy g��boki b�l.
Splataj� si� ko�lawe,s�kate r�ce.�piewa samemu sobie:
� Spali�y kloc...
Kloc stary,kloc wielgi,kloc �wi�ty w dymie,w dymie.Ogie� go �re...
Pobi�y �elaznymi broniami �wi�te jelenie.Podusi�y ptaki-krogulce.Gniazda zdepta�y no-
gami.Zma�ci�y trawy ko�skim kopytem i wyci�y kos� �wiec�c�...
�wi�te buki wyr�ba�y od cna �elazn� siekier�.Upad� na ziemi� buk...
Zako�ysa� si� nikiej ga��� od wiatru.Pe�ne �ez zamkn�� oczy.Zaszlocha�:
� �wistu--�wistu-Po�wistu...
Chodzisz stronami,borami a po g�rzystych wierzcho�kach.Grzmot lata po ostrych ska-
�ach,a wiater ma�ci lipy po g�rach.We wody pieron tw�j bije,w kamienie,w cha�upy,w
kostnice.
Pali,tratuje...
Przychod�...
Polelu-Polelu-Polelu...
Bij z wierzcho�ka,z wysoka!� Strzelaj czerwon� proc�!
Polelu!� Wyci�gn�� r�ce w �wiat i pocz�� wzywa�::
� �wistu--�wistu-Po�wistu!
Przychod�!
Wielgi,wielga�ny,okropny!
Latasz teraz turniami,po wysokich,po g�rach.�migasz po sio�ach,po wodach,po �ali-
skach dalekich.
Uderz we wielgie,we skrzyd�a,w szerokie!
Przychod�!
Bij krzywym nosem i rwij ostrym pazurem.Zakwicz,zaskowycz,zawyj jako za ma�ymi
wilczyca w kniei.
Rozdujesz p�omyczek ma�y-malu�ki,rozdmuchasz we skrzyd�o tylo�ne jako po�a� borowa
od Jeleniej G�ry po Kamie�.
B�dziesz se chybko polata� nad dymem,b�dziesz se fruwa� i wartko wia� krzy�ami w
ogniu,szubienicami po g�rach.B�dziesz se walnie ta�cowa� we zgliszczach,w popio�ach
b�dziesz si� bawi�.
B�dziesz se po�wistywa� dadana-da w piecowiskach wyzi�b�ych,da na wysokich,na gro-
bach...
A gdy �piew dziada sta� si� cichy,a gdy r�ce jego v przestrze� podane st�a�y,gdy oczy w
przestrze� vbite zastyg�y �daleko �daleko �daleko zaszumia� g�rski b�r.Rozszed� si� w
puszczy jod�owej os�uch wichrowego polotu.Zda�o si� tym,co s�uchali,�e g�ucha ziemia
st�ka od wielkich krok�w,gdy idzie przez bory,asy wezwany wicher-b�g.Ci�ciwa jego �uku
t�skny wydaje d�wi�k,a ko�czan pe�nostrza�y szele�ci nad kniejami.Padnie na jedle,na mo-
drzewie,na cisy i na sosny podmuch-szum.Poda go knieja kniei.Wzdyma si� g�os na g�rach,
rozwija si� jako chor�giew bojowa,jako proporzec kr�lewski.
U�miech na twarzy dziada.
A skoro buki,piastuny chmur,buki wzgardliwe,buki ponadle�ne w harfiany g�os uderzy�y,
pad� na oblicze WRӯ.Kud�y jego d�ugie rozwia�y si� w badylach traw i wpe�z�y pomi�dzy
kwiaty.Siwy w�os okr�ci� si� dooko�a szypu�ek,zahaczy� na odn�kach i plewach.I zst�pi�
powiew �wistu-Po�wistu z ga��zi buk�w na wynios�e,na liliowe,na bia�e,rumiane i ��te
zio�a.Zako�ysa� si� kwiecisty �an.Westchn�a od wonnych szmer�w,od �askawych szele-
st�w,zagra�a ze wszech strun ��ka bodze po�wi�cona.A wonny powiew jakoby dym szed�
przez szeroko�� tam i sam �ni to westchnienie,ni to pok�on,ni to u�miech ocknionej dzieci-
ny w majowe rano,ni to zal�knienie starca,co wita wchodz�c� w progi �mier�.I wraz z za-
gajem badyl�w,wraz z wiotkimi ki�ciami tysi�cznika chwia�y si� tam i sam w�osy rozwiane
wr�owe.
Gdy zamilk� powiew i ucich� szmer,a trawy rozko�ysane w ciszy natchnionej nieme i cze-
kaj�ce stan�y,d�wign�� si� wolno dziad.Twarz jego jako u trup�w,oczy nie widz�,jak za
dnia oczy sowy.Zgrabia�e r�ce szukaj� w przestrzeni.Zwr�ci�a si� skostnia�a twarz wr� w
koni�dza Walgierza stron�,a przepa�ciste oczy uderz� we� jako krzemienne groty �lepych
polotnych strza�.Szepc� uschni�te wargi:
� Woju wysoki...
Z�a twoja,woju wysoki,dola.
Hej,bardzo z�a twoja dola!
S�ycha�,jak ziemia w g��boko�ci nad tob� g�ucho st�ka,a woda nad tob� szlocha.
S�awa twoja g��boko wzdycha �och,g��boko,a nisko twoja s�awa w lochach p�acze,och,
bardzo nisko...
Wysoko twoja chwa�a polata,szeroko,daleko wieje.A chwale twojej ko�ca nie ma.Id�,
woju mocny,do stoku,co haw ze ziemi bije,nachyl si� nisko,nisko nad wod�.I patrz.A sko-
ro samego siebie zobaczysz,przypatrz si�,woju,dobrze,�eby� �widzisz �samego siebie
pozna� po czasach...
KONIEC ROZDZIA�U
22
IV
�mieje si� w g�os z bredni dziadowej.
P�dzi w cwa�.
W konie!W stron� tynieckiego zamczyska,ku s�o�cu!Za nim dwaj towarzysze.Wydrzy-
oko i Nosal.Miecze trzaskaj� w strzemiona,parska biegun wypocz�ty.
W piersi Walgierza serce rado�nie �omoce.T�skno mu do Wis�y-wody,do widoku g�r o
�witaniu,g�r,co daleko we mg�ach b��kitniej�.Obc� mu ka�da puszcza,d�ug� mu ka�da dro-
ga,a ziemia zda si� wielka nad �wiat.Kiedy niekiedy przemknie si� w dreszczach cielesnych
my�l urocza jak widok ��k wi�la�skich w pod-wio�nie:
�W cisowej komorze czeka,w cisowej Cudna �ona �ni.W podziemiu j�czy koni�dz �upy
wi�lickiej,Wi�limierz...�
I przyjdzie wnet do ucha,nie czekany w ko�skim t�tencie,s�abego szept wietrzyka:
�Uczy� mu dobrze,woju wysoki...Pu�� mu win� z dobrawoli,a kar� zakl�t� skr��.Ode-
mknij kluczem ciemnic�.Zajrzyj w mrok,wejd�.Straszny jest mrok ciemnicy.Wyrwij s�abe-
go z kuny �elaznej.We��e go,we� w ramiona...Ugo�� go chlebem,nap�j go miodem.Za-
wrzyj z nim pobratymstwo na �ycie i �mier� przeciwko polskiemu i przeciwko czeskiemu
kr�lowi.Pu��e go,pu�� na koniu bogato siod�anym w Wi�lic�,w star� ojczyzn�...�
Serce rycerza dr�y.Oczy si� �miej� ku niebu.A my�l jak zapach kwiatowy dymi si� w du-
szy:
�Takem zaiste postanowi�.Tak mu uczyni�.Przez tw� przyczyn�,Cudna �ono...�
Jakby w nagrod� za ow� my�l,jakby w przedziwnym powinowactwie z postanowieniem �
rozchyl� si� het-het lasy szerokie.Wi�la�skie ��gi!Wida� z wy�yny kwieciste,nieogarnione
oczyma.Wierzby tam po nadwodziu rosochate,wikle si� srebrz� w porannej mgle.Daleko
dumaj� k�py sokor�w,daleko w b��kitach ton� bia�e brzozy.W brzegach rozkosznych p�ynie
po�yskliwa Wis�a-woda.Toczy si� popod wzg�rza okr�g�e i chlupie w gliny ��te osypisk,
toczy si� popod ska�y wapienne i wst�g� b��kitu ich bia�e stopy otacza.Wraca si� w ��ki i
zanurza si� w lasy...A nad ni� krzyk wiosenny czajek.Na skale bia�ej,na skale wysokiej za-
mek drewniany basztami w niebo strzela.
� Tyniec wida�...� szepc� druhowie.
Wepr� rycerze �ele�ca w boki biegun�w i sadz� w skok ��kami kwietnymi.Wp�aw p�yn�
przez Wis��-rzek�.Skoro za� bystry ko� strz��nie ze siebie wod� na brzegu,uderzy Walgierz
w r�g.Uderzy raz,uderzy drugi,w hejna� radosny,w d�wi�k rodowy.
Pad�a z �oskotem brona nad rowem.Rozwar�y si� cisowe podwoje...
Cudna w nich �ona!
Stoi we s�o�cu.S�o�ce w jej w�osach jasnobia�ych nurza si� jakby w sobie samym.
Jak�e jest pi�kna!
Promie� s�o�ca wiecznego,gdy spad� z niebios na ziemi�,gdy ziemi� czarn� nawiedzi� i
spoi� si� z ni� u�ciskiem � zaprawd� w ni� si� przemieni�.
Nie wierzy oczom swym Walgierz Uda�y.Nie wierzy uszom swym.U�miecha si� do wi-
dziad�a sennego,do duszy swej,do wieszczycy na jawie stoj�cej.
�Ty� to jest zaprawd� dusza moja...� � szepta samemu sobie.
Szybkimi kroki przypad�a do strzemienia rycerza.
R�ce do jego �elaznych ramion wyci�ga...
D�wi�cz� bale lipowe,w prastarej puszczy ciosane,pod ci�arem stopy �elaznej zaduma-
nego,kiedy szepcz�c,nie widz�c w komnaty zamkowe idzie.Szumi� nad jego szyszakiem
drzewa zamkowe.Pachn� ku niemu z dzieci�cych lat znajome trawniki.Chwiej� si� w jego
stron� p�awiny domowych krzew�w.
Nie widzi nic,nie s�yszy nic...
Och,szepty teraz ciche...
T�sknota ju� sko�czona,ju� ukojone westchnienia i usch�e �zy.Ju� si� oczy w oczach za-
mkn�y niby ob�oki �egluj�ce od kra�c�w �wiata � w g��binach jezior.S�owa nurzaj� si� w
s�owa,usta nurzaj� si� w usta.A ka�de s�owo jest jako dym kadzid�a,ka�de westchnienie
pada do kolan �ony,do st�p si� schyla,na twarz upada we czci,�lad jej ca�uje.Nazwy nie-
znane,pogwary cudze,rzekomo z zaziemskiego j�zyka,sp�ywaj� z warg.Wci�ga rycerz
oczyma rozkosz widoku sprz�t�w i szat �oninych,a r�k� dr��c� od zachwytu,od szcz�snej
trwogi,g�aska d�ug�,g�aska jedwabn�,rozpuszczon� burz� w�os�w.
Westchn�� po cichu ze szcz�cia.
Zakry� oczy,stan�� i duma.
Duma o tym,�e niewiadome moce da�y mu oto tak� chwil�.Duma o tym,�e nie na pr�no
uszed� z obozu i polskiego zdradzi� kr�la,bo oto zi�ci� si� sen,spe�ni�a t�skna ��dza.Dobrze
uczyni�...Duma o w�osach �oninych pieszcz�c je r�k� chciw� i sen �ni o jej oczach za�mio-
nych marzeniami patrz�c si� w nie bez ko�ca.Sta� si� bezsilny,dobry,szcz�liwy jak ptaszek
le�ny,co na ga��zce kalinowej �piewa w boru.Sta� si� �askawy jak kwiat na b�oniu od wiatru
ko�ysany.
Wiedzie go �ona cicho,cicho...
Wiedzie go �ona sennymi kroki.W tajne id� sienie,w alkierze,w bokowe �wietlice.Do
baszty,do baszty,gdzie z dawien dawna ulubiona izba ich otworem stoi...
Odpasa� koni�dz po drodze i rzuci� na ziemi� ci�ki miecz.Zwali� z ramienia puklerz ol-
brzymi.Szybko pozdziera� r�kawice �elazne,co lubej d�onie uwieraj�.Rozprz�ga pr�dko
sprz�czki blachownie pancerza.Rzuca za siebie sz�om,�eby nano�na stal poca�unkowi ja-
snych oczu nie wadzi�a.Ju� twarda przy�bica nie stoi mi�dzy bezsilnymi czo�ami...
A� oto pr�g mi�osnej �wietlicy.
Pozdrawia Walgierz oczyma rozkosznice-�ciany i u�miech szcz�cia posy�a ciemnej bi-
zanty�skiej kotarze.
Wstrzyma� si� u proga � w mod�ach duszy jakoby w g�stym ob�oku.
W owej to chwili rzuci niewidzialna r�ka rzemienny stryk na jego szyj�.
Zdusi p�tlica gardziel rycerza.
Mrok w oczach!
Strach!
P�aty krwi,zielone krzy�e,ko�a ogniste.Huk w g�owie!
Run�� olbrzymi Walgierz na wznak.Ciemno mu w oczach.Tchu nie ma!
B�ysk my�li:
��mier� nag�a moja...�
Chichot nad nim �onin �i jeszcze czyj�.Przez bogi!� i jeszcze czyj�...Cienki puina� prze-
ra�enia z wolna,na wskro�,idzie przez serce:
�Wi�limierz!�
Pochwyci� rycerz Walgierz dech w piersi.Straszliwy gniew szarpie si� w sercu.Pierwsz�
my�l siepie z pochwy m�zgu jak miecz:
�Jeszcze si� wydr�!�
Ale nim oczy rozewrze�,sto r�k skr�puje mu ramiona i l�d�wie rzemiennymi p�tami,sto
kolan przydusi piersi.Wlok� go za bujne w�osy.Wykr�cili z jab�ek ramiennych r�ce obie i
spoili �okcie rzemieniem!Sp�tali nogi w kostkach i kolanach,a w usta wbili z paku� t�ok
skr�cony.Ci�gn� go dysz�c � tam � ku �cianie.Mamrot t�uszczy.Pr�dkie a kr�tkie rozkazy.
A w �cian� wbity �elazny s�up.
Kuny przy nim zamczyste na r�ce i na nogi,okr�g�e skoblice na gardziel i pod pachy.
Sprawnie zamkn�li nieud�wignione kajdany �elaznymi kluczami.M�oty ci�kimi zakuli na
�ywym,zdyszanym ciele sztaby zagi�te.
Zaklepali.Na wieki wieczne zaklepali.Na wieki wieczne zaklepali.
KONIEC ROZDZIA�U
26
V
Dnie,noce,miesi�ce,lata...
D�ugie s� dnie Walgierzowe,a noce s� nieprzemierzone.
Zst�puje noc.Idzie mrok.Jak wilk zapad�oboki,wychylaj�cy si� z lasu na �up,na �er,czai
si� mrok...Ciemno�� pracowicie zatyka w�skie szpary mi�dzy pr�tami okiennych krat.Strach
pe�za po nagich �cianach,zgryzota si� wa��sa z k�ta w k�t,a bose nogi zmory,nogi z mg�y,
st�paj� w ciszy.
Rozsun�a si� niespodziewanie wielka zas�ona,kt�r� by� Walgierz Uda�y onego czasu na
carogrodzkich kupcach zdoby�.Blask ognia uderza w oczy � i widok..
Tam w g��bi!
W g��bi,na sk�rach nied�wiedzich,w boju na puszczy r�k� Walgi erza zabitych...Tam w
g��bi Cudna �ona w ramionach le�y zwyci�zcy.�miej� si� w g�os obydwoje po�r�d piesz-
czoty.Odwraca g�ow� Cudna �ona i m�wi w ciemno��:
� Wi�niu!Wi�niu,czy jeszcze �pisz?Kochanek dorzuci� z krzykiem:
�Wi�niu,czy �pisz?Zbud� si�,ospalcze,i patrz!�w milczy,do �elaznego s�upa podo-
bien,na kt�rym wisi z dawien dawna.Powieki si� raz na zawsze zawar�y i oczy patrz� w g��-
bin� nieszcz�cia,w jaskini� wewn�trznej ciemno�ci.W�wczas Cudna �ona rozepnie p�gwi-
c�,zwlecze z ramion o�wik,szat� zwierzchni�,a gz�o rozchyli.Nagim ramieniem otoczy
szyj� zwyci�zcy.�piewa mu w czerwone usta mi�osn� piosneczk�,kt�r� by�a m�owi daw-
niej �piewa�a.A piosenka jest cicha,cicha,padwanek p�szeptany,p�nucony o le�nym
ptaszku,o s�owiczku i o ga��zce nad wod� kaliny.S�ucha Walgierz piosenki ma�ej,w kt�rej
jakoby w kropli rosy mie�ci si� wszystek �wiat.A po ka�dym nawrocie padwanka,a po ka�-
dym poca�unku s�yszy w ciemnic� sw� zlatuj�ce pytanie:
�Wi�niu,czy �pisz?Och,�pi.Zamkni�te ma oczy na tryby tak twarde,jak twarde s�
ogniwa kajdan�w.G�owa na piersi zwalona.Palce r�k twardy �a�cuch obj�y...
Wezm� wtedy oboje szcz�liwi lamp� i zst�pi� ku niemu z wysoka.�wiec� mu p�omie-
niem w oczodo�y.Palcami mu d�wigaj� powieki mocno zawarte.A czyni� tak dop�ty,a� je
otworzy i patrzy w nich ranami �miesznymi �renic,plugawym wstydem oczu.Wtedy z nad-
miaru uciechy chichoc� oboje.Wiedz� dobrze,szcz�liwi,�e skoro si� te oczy rozewr�,ju�
ich zawrze� niespos�b.Wiedz�,�e b�d� bezsilnie na rozkosz ich patrza�y,p�ki nie posn� od
szcz�cia znu�eni.
A gdy oni posn� wysoko,jego le��cego tak nisko otocz� widma bezsenne i zmory wiecz-
nie �yj�ce.Chodzi dooko�a g�owy zabit