8680

Szczegóły
Tytuł 8680
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8680 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8680 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8680 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bernard Cornwell Excalibur Excalibur nowel of Arthur Prze�o�y� Pawe� Korombel Data wydania oryginalnego 1997 Data wydania polskiego 2000 Dla Johna i Sharon Martin�w Postaci AELLE kr�l Sas�w* [*W poprzednich dw�ch cz�ciach cyklu, w Zimowym monarsze i Nieprzyjacielu Boga, u�yto nazwy Saksonowie.] AGRYKOLA w�dz Gwentu AMHAR nieprawy syn Artura, brat bli�niaczy Loholta ARGANTA ksi�niczka Demetii, c�rka Oengusa Mac Airema ARTUR nieprawy syn Uthera, w�dz Dumnonii, p�niej namiestnik Sylurii ARTUR-BACH wnuk Artura, syn Gwydra i Morwenny BALIG �eglarz, szwagier Derfla BALIN jeden z wojownik�w Artura BALIZ niegdy� druid Dumnonii BORS czempion i kuzyn Lancelota BROCHVAEL kr�l Powys po �mierci Artura BUDYK kr�l Broceliandii, szwagier Artura przez ma��e�stwo z jego siostr�, Ann� BYRTYG kr�l Gwynedu CEINWYN ksi�niczka Powys, umi�owana Derfla CERDYK kr�l Sas�w CHLODWIG kr�l Frank�w CILDYDD rz�dca Aqua Sulis CULHWCH kuzyn Artura, wojownik CUNEGLAS kr�l Powys CYWWYLOGA niegdysiejsza ulubienica Mordreda, obecnie s�u�ka Merlina DAFYDD skryba, przek�adacz opowie�ci Derfla DERFEL narrator tej historii, jeden z wojownik�w Artura, p�niej mnich DIWRNACH kr�l Lleyn EACHERN jeden z w��cznik�w Derfla EINION syn Culhwcha EMRYS biskup Dumnonii, p�niej biskup syluria�skiej Iski ERCE matka Derfla, z Sas�w FERGAL druid Argantu GALAHAD przyrodni brat Lancelota, jeden z wojownik�w Artura GOWEN ksi��� Broceliandii, syn kr�la Budyka GINEWRA �ona Artura @@GWYDR syn Artura, z Ginewry HYDWYGG s�uga Artura IGRAINE kr�lowa Powys, po �mierci Artura oddana za �on� Brochvaelowi ISSA zast�pca Derfla KADWG rybak i niegdysiejszy s�uga Merlina LANCELOT wygnany kr�l Benoic, teraz sprzymierzeniec Cerdyka LANVAL jeden z wojownik�w Artura LIOFA czempion Cerdyka LLADARN jeden z wojownik�w Artura LOHOLT syn Artura z nieprawego lo�a, brat bli�niaczy Amhara MARDOK syn Mordreda, z Cywwylogi MERLIN druid Dumnonii MEURIG kr�l Gwentu, syn Tewdryka MORFANS �Szpetny�, jeden z wojownik�w Artura MORGAN siostra Artura, oddana za �on� Sansunowi MORWENNA c�rka Derfla z Ceinwyn, oddana za �on� Gwydrowi NIALL dow�dca stra�y Arganty, Tarczownik Czarny NIMUE kap�anka Merlina OENGUS MAC AIREM kr�l Demetii, w�dz Tarczownik�w Czarnych OLWENA SREBRNA zauszniczka Merlina i Nimue PERDDEL syn Cuneglasa, p�niej kr�l Powys PEREDUR syn Lancelota PYRLIG bard Derfla SAGRAMOR dow�dca jednego z oddzia��w Artura SANSUM biskup Dumnonii, p�niej opat klasztoru Dinnewrac SCRACHA po�lubiona Issie SEREN (1) c�rka Derfla z Ceinwyn SEREN (2) c�rka Gwydra z Morwenny, wnuczka Artura TALEZYN �Promiennego oblicza�, ws�awiony bard TEWDRYK niegdy� kr�l Gwentu, teraz pustelnik wiary chrze�cija�skiej TUDWAL mnich z Dinnewrac UTHER niegdy� kr�l Dumnonii, dziad Mordreda, ojciec Artura Miejscowo�ci Nazwy oznaczone gwiazdk� s� fikcyjne AQUE SULIS Bath, Avon BEADEWAN Baddow, Essex BURRIAM Usk, Gwent CAER AMBRA* Amesbury, Wiltshire CAER CADARN* South Cadbury, Somerset CAMLANN Dwalish Warran, Dewon (wedle legendy) CELMERESFORT Chelmsford, Essex CIRCUCIM rzymski fort w pobli�u Sennybridge, Powys CORINIUM Cirencester, Gloucestershire DUN CARIC* Castle Cary, Somerset DUNAM Hod Hill, Dorset DURNOVARIA Dorchester, Dorset GLEVUM Gloucester GOBANNIUM Abergavenny, Monmouthshire ISCA (DUMNONIA) Exeter, Devon ISCA (SYLURIA) Caerleon, Gwent LACTODURUM Towcester, Northmaptonshire LEODASHAM Leaden Roding, Essex LINDINIS Ilchester, Somerset LYCCEWORD Letchworth, Herdfordshire MAI DUN Maiden Castle, Dorset MORIDUNUM Carmarthen MYNYDD BADDON Little Solsbury Hill, w pobli�u Bath (wedle legendy) SORVIODUNUM Old Sarum, Wiltshire STEORTFORD Bishop�s Stortfrod, Hertfordshire THUNRESLEA Thundersley, Essex VENTA Winchester, Hampshire WICFORD Wickford, Essex YNYS WAIR wyspa Lunday, Kana� Bristolski YNYS WYDRYN Glastonbury, Somerset CZʌ� PIERWSZA Ogniska Mai Dun #Niewie�ci r�d! Jak�e z�owrogim cieniem odznacza si� on w tej opowie�ci. Kiedy zaczyna�em rzecz o Arturze, mniema�em, i� sk�adam rzecz o m�ach; kronik� pe�n� brz�ku mieczy i �wistu w��czni, wygranych bitew i wytyczanych granic, z�amanych traktat�w i obalonych kr�l�w, bo czy� nie taki jest wizerunek historii? Kiedy wyliczamy genealogi� naszych kr�l�w, nie wymieniamy imion matek i babek, ale powiadamy: Mardok by� synem Mordreda, kt�ry za� by� syna Uthera, kt�ry za� by� synem Kustennina, kt�ry za� by� synem Kynnara i tak dalej, i dalej a� do wielkiego Beli Mawra, praojca nas wszystkich. Historia to opowie�� g�oszona ustami m��w i tworzona przez m��w, ale w tej opowie�ci o Arturze, jak �uska �ososia we wzruszonej strudze, migoce niewie�cie lico. M�owie tworz� histori� i nie da si� zaprzeczy�, �e to m�owie przywiedli Brytani� do upadku. By�y nas setki, wszyscy przyodziani w sk�ry i �elazo, zbrojni w tarcze, miecze i w��cznie, i my�leli�my, �e Brytania le�y u naszych st�p, gdy� byli�my wojownikami, ale starczy�o jednego m�a i jednej niewiasty, by rzuci� Brytani� na kolana, a z tej pary nie kto inny, a niewiasta wyrz�dzi�a wi�ksz� szkod�. Jedna jej kl�twa i armia m��w zesz�a mi�dzy cienie, a ta opowie�� oplata dzieje owej niewiasty, bo ona to by�a wrogiem Artura. - Kto? - spyta niecierpliwie Igraine, kiedy pochyli si� nad t� kart�. Igraine jest moj� kr�low�. Nosi w �onie nowe �ycie, co wielce raduje nas wszystkich. Jej ma��onek to Brochvael, kr�l Powys, a Brochvaelowe rami� jest mi tarcz� w Dinnewrac, ma�ym klasztorze, gdzie pisz� opowie�� o Arturze - na �yczenie mej kr�lowej, zbyt m�odej, by zna� imperatora. Tak zwali�my Artura: imperator, amherawdr w j�zyku Bryt�w, cho� on sam rzadko u�ywa� tego tytu�u. Pisz� w j�zyku Sas�w, gdy� sam jestem Sasem i biskup Sansum, �wi�ty rz�dz�cy nasz� ma�� spo�eczno�ci�, nigdy nie zezwoli�by mi snu� opowie�ci o Arturze. Nienawidzi go, z�orzeczy jego pami�ci, mianuj�c zdrajc�, tak �e Igraine i ja przed�o�yli�my mu, i� pisz� ewangelij� Pana Naszego Jezusa Chrystusa w j�zyku Sas�w, a �e Sansum nie zna w mowie saskiego, a w pi�mie �adnego j�zyka, to jak do tej pory �w wybieg szcz�liwie os�ania nasz zamiar. Teraz mrok zasnuwa opowie�� i d�o� z trudem sk�ada s�owa. Czasem, gdy my�l� o mym umi�owanym Arturze, po�udnie jego chwa�y jawi mi si� jako s�oneczny dzionek, ale jak�e szybko nadci�gn�y chmury! P�niej, jak ujrzymy, rozbiegn� si� one i s�o�ce kolejny raz oz�oci pejza� jego czyn�w, ale potem nadci�gnie noc i �wietlisty kr�g runie za horyzont, by nigdy nie powr�ci�. Nie kto inny, jak Ginewra, zarzuci� ca�un na oblicze s�o�ca. Sta�o si� to w czas rebelii Lancelota, mniemanego przyjaciela Artura, bezprawnie pragn�cego zasi��� na tronie Dumnonii. Wspomogli go w tym chrze�cijanie, zmyleni przez swych przyw�dc�w, w tym biskupa Sansuma, g�osz�cych, i� ich to �wi�tym obowi�zkiem jest oczy�ci� krain� pogan przed przybyciem Pana Jezusa Chrystusa, kt�ry objawi si� na ziemi po raz wt�ry w Brytanii, w roku pa�skim 500. Lancelota wspom�g� r�wnie� saski kr�l Cerdyk, wiod�c straszliwy atak dolin� rzeki Tamizy i zamierzaj�c rozpo�owi� Brytani�. Dotarliby Sasi do Morza Germa�skiego, a p�nocne kr�lestwa Brytanii odci�liby od po�udniowych, jednakowo�, z �aski Bog�w, pobili�my nie tylko Lancelota i jego chrze�cija�sk� czer�, ale i Cerdyka. Lecz Artur pogn�biwszy wroga, odkry� zdrad� Ginewry. Naszed� j� nag� w ramionach innego m�czyzny i wtedy jego s�o�ce spad�o z niebios. - Doprawdy, nie pojmuj� - m�wi mi pewnego dnia, p�nym latem, Igraine. - Czego nie pojmujesz, zacna pani? - pytam. - Artur kocha� Ginewr�, tak? - Kocha�. - Wi�c czemu jej nie wybaczy�? Ja wybaczy�am mojemu ma��onkowi Nwylle. - Ta by�a mi�o�nic� kr�la, ale dosi�g�a j� choroba sk�ry, dotkliwie szpec�c urod�. Podejrzewam, cho� wystrzega�em si� o to pyta�, �e Igraine si�gn�a po czary, by zniszczy� rywalk�. Moja kr�lowa mo�e i mieni si� chrze�cijank�, ale chrze�cija�stwo to nie religia, kt�ra u�ycza�aby swoim wyznawcom tej s�odkiej drakwi, jak� dla ura�onej duszy jest zemsta. Po ni� trzeba biec do staruchy, kt�ra wie, jakie rwa� zielska i jakie szepta� zakl�cia pod sierpem ksi�yca. - Ty, pani, przebaczy�a� Brochvaelowi - powiadam. - Ale czy on by tobie wybaczy�? Igraine wzdraga si�. - Oczywi�cie, �e nie! Spali�by mnie �ywcem, wedle prawa. - Artur m�g� spali� Ginewr� - m�wi� - i wielu mu to doradza�o, ale on j� zaiste kocha�, kocha� nami�tnie, i to dlatego ani nie m�g� jej zabi�, ani przebaczy�. W ka�dym razie nie od razu. - Wi�c by� g�upcem! - wykrzykuje kr�lowa. Jest bardzo m�oda i ma t� cudown� pewno��, jaka jest w�a�ciwa ludziom w tym wieku. - By� bardzo dumny - m�wi� dalej. Mo�e to duma czyni�a go g�upcem, ale w takim razie nie r�ni�by si� od nas wszystkich. Milcz� chwil�, pogr��ony w my�lach, po czym ci�gn�: - Pragn�� wielu rzeczy, pragn�� wolnej Brytanii i pogn�bienia Sas�w, ale w g��bi duszy pragn�� tej sta�ej pewno�ci, �e jest zacnym m�em, a t� mog�a mu da� tylko Ginewra. A gdy ona leg�a z Lancelotem, wzi�� to za dow�d, �e jest m�em po�lednim. Oczywi�cie, by�o to dalekie od prawdy, ale zada�o cios jego duszy. Krwawy cios. Nigdy nie widzia�em m�a, kt�rego dusza by tak krwawi�a. Ginewra rozszarpa�a mu serce. - Wi�c uwi�zi� j�? - Igraine wzdycha. - Uwi�zi� - potwierdzam i zaczynam wspomina�, jak to musia�em zabra� Ginewr� do chramu �wi�tego Thorna w Ynys Wydryn, gdzie siostra Artura, Morgan, sta�a si� stra�niczk� szwagierki. Te dwie nigdy nie darzy�y si� uczuciem. Jedna poganka, druga chrze�cijanka, i kiedy zamyka�em za Ginewr� wierzeje chramu, ujrza�em co�, co rzadko go�ci�o na jej twarzy - �zy. �Zostanie tam - rzek� mi wcze�niej Artur. - Do �mierci�. - M�czy�ni to g�upcy - powiada Igraine, po czym rzuca mi spojrzenie z ukosa. - By�e� kiedy niewierny Ceinwyn? - Nie - odpowiadam prawdziwie. - A nie kusi�o ci� to kiedy? - O, tak. Po��dliwo�� nie znika ze szcz�ciem, pani. Poza tym, jak�� warto�� mia�aby wierno��, gdyby nie podleg�a pr�bie? - Uwa�asz, �e wierno�� jest tak wiele warta? - pyta, a ja zastanawiam si�, kt�ry� to nadobny wojownik w dru�ynie ma��onka wpad� jej w oko. Brzemienno�� na razie stawia tam� wszelkim zbereze�stwom, ale l�kam si� tego, co mo�e zdarzy� si� potem. Mo�e nic. U�miecha si�. - Chcemy wierno�ci od naszych kochank�w, czy� wi�c nie jest to oczywiste, �e oni chc� jej od nas? Wierno�� to dar sk�adany tym, kt�rych kochamy. Artur podarowa� go Ginewrze, a ona mog�a go zwr�ci�. Lecz pragn�a czego� innego. - Czego to? - S�awy, a jemu ka�da s�awa by�a wstr�tna. Zdobywa� j�, ale si� w niej nie nurza�. Ginewra pragn�a orszaku tysi�ca konnych, �wietlistych chor�gwi p�yn�cych nad jej g�ow� i ca�ej Brytanii le��cej kornie u jej st�p. A on pragn�� tylko jednego: sprawiedliwo�ci i pe�nych gumien po �niwach. - I wolnej Brytanii, i pogn�bienia Sas�w - sucho przypomina mi Igraine. - Tego te� - przyznaj� jej racj�. - I jeszcze jednej rzeczy. Tej pragn�� ponad wszystkie inne. - U�miecham si� na jej wspomnienie, a przychodzi mi na my�l, �e ze wszystkich ambicji Artura t� najtrudniej przysz�o mu zi�ci�, a ta sk�pa garstka ludzi, kt�ra by�a mu przyjaci�mi, nigdy nie mog�a uwierzy�, i� jej to naprawd� pragnie. - M�w dalej - ponagla mnie Igraine, podejrzewaj�c, �e zapadam w drzemk�. - Chcia� jeno kawa�ka ziemi - m�wi�. - Dworzyszcza, stadka byd�a, w�asnej ku�ni. Chcia� zwyczajno�ci. Chcia�, by inni strzegli Brytanii, podczas gdy on b�dzie szuka� szcz�cia. - I nigdy go nie znalaz�? - dopytuje si� moja kr�lowa. - Znalaz� - zapewniam j�, ale nie sta�o si� to tamtego lata Lancelotowej rebelii. To by�o lato krwi, pora zemsty, czasu, w kt�rym Artur przygi�� ku ziemi twardy kark Dumnonii. Lancelot czmychn�� na po�udnie, do ojcowizny w Belgii. Artur pali� si� za nim pogna�, ale naje�d�cy, Sasi Cerdyka, byli wi�kszym niebezpiecze�stwem. Pod koniec rebelii ich armia dosz�a a� do Corinium i zdoby�aby miasto, gdyby bogowie nie zes�ali na ni� zarazy. Wn�trzno�ci Sas�w opr�nia�y si� bez ustanku, rzygali krwi�, s�abli z ka�d� chwil�, a� mi�k�y im kolana, a kiedy zaraza osi�gn�a szczyt, run�li na nich wojowie Artura. Cerdyk pr�bowa� zebra� ludzi, lecz ci uwierzyli, �e bogowie ich opu�cili, wi�c uciekli. - Ale oni wr�c� - rzek� Artur, kiedy stali�my na krwawym pobojowisku, w�r�d szcz�tk�w stra�y tylnej Cerdyka. - Nast�pnej wiosny. Wr�c�. - Otar� Excalibura o zbroczony krwi� p�aszcz i wsun�� go do pochwy. Zapu�ci� brod�, siw�. Dodawa�a mu lat, wielu lat, a b�l, zrodzony z przeniewierstwa Ginewry, �ci�gn�� twarz tak, �e ci, kt�rzy pierwszy raz stawali przed jego obliczem tego lata, dr�eli z boja�ni, a on niczym nie �agodzi� srogo�ci. Dawniej zawsze cierpliwy, wyhodowa� gniew, kt�ry wci�� si� czai�, got�w zawrze� przy byle prowokacji. To by�o lato krwi, pora zemsty i los Ginewry zosta� zamkni�ty za wrotami chramu, kt�rym rz�dzi�a Morgan. Artur skaza� oblubienic� na gr�b za �ycia i jego stra�e mia�y przykazane trzyma� j� tam do ko�ca jej dni. Ginewra, ksi�niczka z Henis Wyren znik�a z tego �wiata. - Nie bzdurz, Derflu! - skarci� mnie Merlin tydzie� p�niej. - Wyjdzie za dwa lata! Pewnie za rok. Gdyby Artur chcia�, �eby znik�a z jego �ycia, odda�by j� p�omieniom, tak jak powinien. Nic tak nie poprawia niewie�ciej obyczajno�ci jak gorej�cy stos, ale m�wi� o tym Arturowi to jak t�uc grochem o �cian�. Ten p�g��wek jest w niej po uszy zakochany! Tak, p�g��wek. Pomy�l tylko! Lancelot �yje, Mordred �yje, Cerdyk �yje i Ginewra �yje! Wygl�da na to, �e je�li jaka� dusza na tym �wiecie chce �y� wiecznie, to najlepiej zrobi, zostaj�c wrogiem Artura. Czuj� si� tak dobrze, jak to tylko mo�liwe, to niezwykle uprzejme z twojej strony, �e zapyta�e�. - A w�a�nie, �e zapyta�em wcze�niej - rzek�em cierpliwie. - Tylko wy�cie mnie zignorowali, panie. - To ten m�j s�uch, Derflu. Ca�kiem go straci�em. - Stukn�� si� w ucho. - Jestem g�uchy jak pie�. To kwestia wieku, Derflu, po prostu starczego wieku. Grzybiej� jak nic. To on tu bzdurzy�. Wygl�da� niepor�wnanie lepiej ni� kiedykolwiek, a jego s�uch - by�em tego pewien - s�u�y� mu r�wnie sprawnie jak wzrok: ostry jak u soko�a, mimo osiemdziesi�ciu czy wi�cej lat. Merlinowi daleko by�o do zgrzybia�o�ci, tryska� �wie�� moc�, jak� zapewni�y mu Skarby Brytanii. Te trzyna�cie starych jak sama Brytania, Skarb�w zagin�o na wieki, ale Merlinowi w ko�cu uda�o si� je odnale��. Mia�y moc zawezwa� staro�ytnych bog�w do Brytanii, moc nigdy nie wypr�bowan�, ale teraz, w roku zamieszek w Dumnonii, Merlin szykowa� si� u�y� ich do wielkich czar�w. Szuka�em Merlina w dniu, w kt�rym zabra�em Ginewr� do Ynys Wydryn. To by� dzie� siek�cego deszczu i wspi��em si� na Tora, na wp� oczekuj�c, �e zastan� Merlina na szczycie, lecz zasta�em wierzcho�ek pusty i smutny. Niegdy� stary druid mia� tam wielki dw�r, z wie�� sn�w, ale domiszcze spalono. Sta�em po�r�d ruin, wielce przygn�biony i samotny. Artur, m�j przyjaciel, by� zraniony. Ceinwyn, moja niewiasta, by�a daleko, w Powys. Morwenna i Serena, moje c�rki, zosta�y z matk�, podczas gdy Dian, najm�odsza, by�a w za�wiatach, wys�ana przez jeden z mieczy Lancelota. Moi przyjaciele byli martwi lub daleko st�d. Sasi zbierali si� do przysz�orocznej walki z nami, m�j dom leg� w zgliszczach, moje �ycie odarto z nadziei. Mo�e udzieli� mi si� smutek Ginewry, ale tamtego rana, na ch�ostanym deszczem wzg�rzu Ynys Wydryn, czu�em si� bardziej samotny ni� kiedykolwiek w �yciu, wi�c ukl�k�em w b�otnych popio�ach dworu i modli�em si� do Bela. B�aga�em boga, by nas uratowa�, i jak dziecko b�aga�em o znak, i� nie jeste�my oboj�tni bogom. Ten znak zes�ano mi po tygodniu. Artur uda� si� na wsch�d, pustoszy� sask� granic�, ale ja zosta�em w Caer Cadarn, czekaj�c na powr�t Ceinwyn i c�rek. Pewnego dnia Merlin i jego towarzyszka, Nimue, przybyli do wielkiego pustego pa�acu w pobli�u Lindinis. Mieszka�em tam ongi, strzeg�c naszego kr�la, Mordreda, ale kiedy ten osi�gn�� wiek m�ski, pa�ac oddano biskupowi Sansumowi na klasztor. Mnisi zostali nast�pnie wyrzuceni z wielkich rzymskich sal, �cigani przez m�ciwych w��cznik�w, tak �e wielki pa�ac zion�� pustk�. Miejscowi ludzie powiadomili nas, �e druid jest w pa�acu. Opowiadano o zjawach, cudownych znakach, bogach przechadzaj�cych si� noc�, wi�c przyk�usowa�em tam, ale nie znalaz�em �ladu Merlina. Kilka setek prostaczk�w obozowa�o u wr�t, z podnieceniem rozprawiaj�c o nocnych wizjach, i na wie�� o nich serce mi si� �cisn�o. Dumnonia zazna�a w�a�nie gor�czki chrze�cija�skiej rebelii, rozp�tanej przez takie w�a�nie szale�cze przes�dy, i wygl�da�o na to, �e poganie zd��aj� na wyprz�dki z chrze�cijanami ku otch�ani szale�stwa. Rozwar�em wrota, przeci��em wyludniony podw�rzec i szybkim krokiem przemierzy�em puste sale Lindinis. Wzywa�em Merlina, ale bez skutku. W jednej z kuchni palenisko tchn�o ciep�em, gdzie indziej �wie�o sprz�tni�to izb�, lecz jedynymi mieszka�cami by�y szczury i myszy. Mimo to coraz wi�cej prostaczk�w gromadzi�o si� w Lindinis. Przybyli z ka�dego zak�tka Dumnonii, gorej�c posp�ln� �a�osn� nadziej�. Zwlekli si� z kalekami i chorymi, czekali cierpliwie do zmierzchu, kiedy wierzeje pa�acu si� otwar�y, a wtedy powlekli si�, poku�tykali, poczo�gali lub zaniesiono ich na zewn�trzny dziedziniec. Przysi�g�bym, �e poprzednio nie u�wiadczy�em nikogo w rozleg�ych budowlach, ale przecie� kto� rozwar� wrota i zapali� smolne szczapy, rzucaj�ce teraz blask na kru�ganki. Do��czy�em do ci�by na dziedzi�cu. Towarzyszy� mi Issa, m�j zast�pca. Zaj�li�my miejsca tu� przy bramie, odziani w ciemne opo�cze. T�um wygl�da� na wie�niak�w. Ubogo odziani, o brudnych wyn�dznia�ych twarzach ludzi, kt�rzy w trudzie i znoju dobywaj� sw�j kawa�ek chleba z ziemi, a przecie� blask pochodni ukazywa� na tych obliczach pe�ni� nadziei. Artur z�yma�by si� na �w widok, bo nie znosi� tego, gdy cierpi�cy szukali nadziei w nadprzyrodzonym, ale jak�e ten t�um jej potrzebowa�! Niewiasty tuli�y chore pachol�ta albo wypycha�y kalekie pociechy przed zbiegowisko, a wszyscy chciwie s�uchali cudownych opowie�ci o Merlinowych zjawach. By�a trzecia nocka cud�w i tyle luda zapragn�o ich do�wiadczy�, �e nie ka�dy zdo�a� wcisn�� si� na podw�rzec. Niekt�rzy przycupn�li na murze, inni mrowili si� w bramie, ale nikt nie wtargn�� na kru�ganki, obiegaj�ce z trzech stron dziedziniec, gdy� tego zdobionego kolumnami, zadaszonego przej�cia strzeg�o czterech w��cznik�w; d�ugie drzewca nie dopuszcza�y t�umu. Byli to Tarczownicy Czarni* [* W poprzednich dw�ch cz�ciach cyklu, w Zimowym monarsze i Nieprzyjacielu Boga, wojownik�w tych zwano Czarnymi Tarczami.], irlandzcy wojownicy z Demetii, kr�lestwa Oengusa Mac Airema; zachodzi�em w g�ow�, co porabiaj� tak daleko od rodzinnej ziemi. Ostatki �wiat�a s�czy�y si� z nieba i gacki frun�y nad pochodniami, gdy t�um zadomowi� si� na kocich �bach, wpatruj�c si� w g��wne drzwi, na wprost bramy dziedzi�ca. Czasem g�o�no zaj�cza�a niewiasta, zap�aka�o pachol� i by�o uciszane. W��cznicy przykucn�li w rogach kru�gank�w. Czekali�my. Wydawa�o mi si�, �e jeste�my tam ju� bardzo d�ugo i odbieg�em my�lami ku Ceinwyn i mojej nie�yj�cej Dian, gdy nagle z wn�trza pa�acu dobieg� g�o�ny brz�k �elaza, jakby kto� gruchn�� w��czni� o kocio�. T�umowi zapar�o dech, a niekt�re kobiety powsta�y i ko�ysa�y si� w blasku pochodni. Macha�y wysoko podniesionymi r�kami, wzywa�y bog�w, ale nie dostrzeg�em �adnej zjawy i wielkie drzwi pa�acu pozosta�y zamkni�te. Opu�ci�em d�o� i zamkn�wszy palce na r�koje�ci Hylbewane�a, poczu�em nap�yw otuchy. Roztrz�siony, bliski histerii t�um to nic weso�ego, ale jeszcze bardziej nieweso�a by�a sama jego obecno��, nie s�ysza�em bowiem nigdy, by Merlin potrzebowa� ci�by dla swych czar�w. W rzeczy samej nie cierpia� tych druid�w, kt�rzy wywo�ywali zbiegowiska. �Byle szalbierz potrafi ol�ni� p�g��wk�w�, lubi� gdera�, ale teraz wygl�da�o mi na to, �e to on pragnie ol�ni� prostaczk�w. Uda�o mu si� doprowadzi� ich na kraw�d� histerii, do j�k�w i ko�ysania si�, a gdy metal d�wi�kn�� przenikliwie po raz wt�ry, gromada powsta�a i pocz�a wzywa� Merlina. Drzwi pa�acu rozwar�y si� p�ynnie i niespieszna fala ciszy ogarn�a ci�b�. Przez chwilk� widzieli�my jedynie przepastn� czer�, po czym z mroku wy�oni� si� m�ody woj w pe�nym rynsztunku bojowym i zatrzyma� na najwy�szym stopniu kru�gank�w. Nic w jego wygl�dzie nie mia�o wsp�lnego z czarami, poza urod�. Pi�kny by�. Nie da�o si� tego inaczej nazwa�. W �wiecie powykr�canych ko�czyn, po�amanych n�g, owrzodzonych kark�w, pobli�nionych g�b i um�czonych dusz ten wojownik by� pi�kny. �mig�y, z�otow�osy, o obliczu tak promiennym, �e, opisuj�c je, trza by si�gn�� po takie s�owa jak: �mi3e�, a nawet �delikatne�. �renice mia�y barw� przeczystego b��kitu. Nie nosi� he�mu, tak �e w�osy, d�ugie jak u dzieweczki, opada�y na ramiona. L�ni�cy napier�nik by� bia�y, podobnie jak nagolennice i pochwa miecza. Rynsztunek wygl�da� na wielce kosztowny i zadawa�em sobie pytanie, kim jest �w m�odzian. Zna�em chyba wszystkich wojownik�w Brytanii - przynajmniej tych, kt�rych by�o sta� na tak� zbroj� - ale ten by� mi obcy. U�miechn�� si� do t�umu, po czym da� znak, �e ma ukl�kn��. Issa i ja nie zmienili�my postawy. Mo�e odezwa�a si� w nas pycha woj�w, a mo�e tylko chcieli�my lepiej widzie�. D�ugow�osy wojownik nie odezwa� si�, ale kiedy tylko widzowie opadli na kolana, u�miechn�� si� w podzi�ce, po czym przeszed� kru�gankami, gasz�c pochodnie w rozstawionych wcze�niej st�gwiach z wod�. Zda�em sobie spraw�, �e widowisko starannie przygotowano. Na dziedzi�cu by�o coraz bardziej mroczno, a� jedyne �wiat�o pada�o z dw�ch pochodni przy wielkich drzwiach. Ksi�yc prze�wieca� blado, noc by�a ciemna, a zi�b gryz� do ko�ci. Bia�y wojownik sta� mi�dzy dwiema ostatnimi pal�cymi si� �agwiami. - Dzieci Brytanii - rzek� i g�os ten dor�wnywa� urodzie m�odzie�ca, �agodny, pe�en ciep�a - m�dlcie si� do waszych bog�w! W tych murach s� Skarby Brytanii i niebawem, ju� niebawem, ich moce zostan� uwolnione, tak by�cie je ujrzeli, by�my mogli us�ysze� g�os bog�w przemawiaj�cych do nas. - Z tymi s�owy zgasi� dwie ostatnie pochodnie i nagle ciemno�� zaw�adn�a dziedzi�cem. Nic si� nie wydarzy�o. T�um mamrota�, wzywa� Bela, Gofannona, Grannosa i Dona, by okazali swoj� moc. Ciarki bieg�y mi po sk�rze i �ciska�em r�koje�� Hywelbane�a. Czy bogowie kr��yli wok� nas? Unios�em wzrok ku przestworzom, gdzie gwiezdna �cie�ka �cieli�a si� w�r�d chmur, i wyobrazi�em sobie wielkich bog�w unosz�cych si� tam wysoko, gdy nagle Issie zapar�o dech w piersi. Opu�ci�em wzrok. I mnie te� zapar�o dech. Z ciemno�ci bowiem wy�oni�a si� dzieweczka, ledwie wyros�a z dzieci�stwa, ledwo niewiasta. Delikatna, pi�kna w swej m�odo�ci i wdzi�czna w swej cudowno�ci, nagusie�ka jak nowo narodzona. Szczuplutka, o ma�ych stercz�cych wysoko piersiach i d�ugich udach; w jednej d�oni nios�a p�k lilii, a w drugiej nagi miecz. Ja jeno wyba�usza�em oczy. Albowiem w mroku, przewiercaj�cym do ko�ci lodowatym mroku, jaki zapad� po zaga�ni�ciu p�omieni, dzieweczka gorza�a. Prawdziwie gorza�a. Ja�nia�a migotliwym bia�ym �wiat�em. Nie by�o ono przera�liwe, nie o�lepia�o, tylko towarzyszy�o jej jak gwiezdny py�, rzucony na bia�� sk�r�. Ten delikatny �wietlisty puszek rozrzucony by� na jej ciele, nogach, ramionach, w�osach, lecz nie na obliczu. Lilie ja�nia�y i blask szed� od d�ugiej cienkiej g�owni or�a. Ja�niej�ca dzieweczka sz�a kru�gankami. Zdawa�a si� nie dostrzega� t�umu, kt�ry podsuwa� jej pod oczy usch�e ko�czyny i chore dzieci. Ignorowa�a ich, pod��aj�c lekkim krokiem arkadami, schyliwszy ku kamiennej posadzce ocienion� g�ow�. Jej stopy ledwie muska�y kamie�. By�a zaj�ta sob�, zagubiona w marzeniu, a lud j�cza� i j� wzywa�, lecz ona ani na� spojrza�a. Sz�a i dziwny blask igra� na jej ciele, na ramionach i nogach, d�ugie w�osy zas�ania�y twarz niczym czarna maska po�r�d niesamowitego poblasku, ale jako� instynktownie wyczuwa�em, �e skrywa pi�kne oblicze. Zbli�y�a si� do miejsca, w kt�rym stali�my ja i Issa, i wtem unios�a g�ow�, ten cie� czarny jak skrzyd�o kruka, i spojrza�a w naszym kierunku. W powietrzu rozesz�a si� dziwna wo�, jakby morza, i dzieweczka r�wnie nagle, jak si� pojawi�a, znik�a za drzwiami, a t�um westchn��. - Co to by�o? - spyta� mnie szeptem Issa. - Nie wiem - odpar�em. Zaw�adn�� mn� l�k. To nie by�o szale�stwo, ale co� realnego, bom to widzia�, ale co takiego widzia�em? Bogini�? Lecz sk�d ta wo� morza? - Mo�e to jeden z duch�w Manawydana. - By� on bogiem morza i jego nimfy z pewno�ci� rozsiewa�y wok� siebie s�ony zapach. D�ugo czekali�my na drugie zjawisko, a kiedy si� ukaza�o, by�o mniej imponuj�ce ni� �wietlista nereida. Na dachu pa�acu wyr�s� jaki� zarys, czarny kszta�t, kt�ry z wolna sta� si� uzbrojonym, odzianym w opo�cz� wojownikiem w he�mie monstrualnych rozmiar�w, zwie�czonym poro�em wielkiego byka. M�� ten by� ledwo widoczny w pomroce, lecz kiedy chmura ze�lizgn�a si� z ksi�yca, ujrzeli�my go w ca�ym przepychu i t�um zaj�cza� na widok jego wyci�gni�tych ramion, chocia� twarz skrywa�y policzki wielkiego he�mu. Zbrojny we w��czni� i w miecz, sta� przez chwil�, a potem znik�. M�g�bym przysi�c, �e towarzyszy� temu stukot dach�wki, osuwaj�cej si� po drugiej stronie dachu. A potem, dok�adnie w chwili gdy wojownik znikn��, zn�w pojawi�a si� naga dzieweczka, tyle �e tym razem jakby wyros�a z niczego na najwy�szym stopniu kru�gank�w. W jednej chwili panowa�a tam ciemno��, a w nast�pnej pojawi�o si� smuk�e ja�niej�ce cia�o, proste i �wietliste. Twarz zas�ania� mrok, podobnie jak poprzednio, tak �e mo�na by pomy�le�, i� w�o�y�a cienist� mask�, okolon� jasnymi w�osami. Sta�a nieruchomo przez jaki� czas, po czym zata�czy�a z wolna, obci�gaj�c wdzi�cznie stopy, gdy zawi�ymi kroczkami pl�sa�a wok� tego samego miejsca na kru�gankach lub te� przecina�a je na skos. Ta�cz�c, wbija�a wzrok pod nogi. Wydawa�o mi si�, �e wcze�niej musia�a sk�pa� si� w migotliwym nieziemskim blasku, miejscami bowiem by� silniejszy ni�li gdzie indziej, ale z pewno�ci� nie by�o to dzie�o r�k ludzkich. Issa i ja kl�czeli�my, gdy� to, co widzieli�my, musia�o by� znakiem od bog�w. �wiat�o w ciemno�ci, pi�kno po�r�d szcz�tk�w. Nimfa ta�czy�a. Blask jej cia�a powoli nik�, a potem, kiedy sta�a si� jedynie westchnieniem b�yszcz�cej cudowno�ci w cieniach arkad, zatrzyma�a si�, roz�o�y�a ramiona, rozstawi�a nogi, spozieraj�c ku nam �mia�o, i znik�a. Po chwili wyniesiono z pa�acu dwie p�on�ce g�ownie. T�um krzycza� ju�, wzywa� bog�w i domaga� si� przybycia Merlina, kt�ry w ko�cu zjawi� si� u wej�cia do pa�acu. Bia�y wojownik ni�s� jedn� z jasnych pochodni, a jednooka Nimue drug�. Stary druid przystan�� na najwy�szym stopniu, wysoki, w d�ugiej bia�ej szacie. Pozwala� t�umowi si� wyszumie�. Siwa broda, opadaj�ca niemal do pasa, by�a zapleciona w warkoczyki przetkane czarnymi wst��kami, podobnie d�ugie siwe w�osy spleciono w warkocze i zawi�zano. Wspiera� si� na czarnej lasce i po chwili uni�s� j�, daj�c t�umowi znak, �e ma zamilkn��. - Czy co� si� pojawi�o? - zapyta� z niepokojem. - Tak, tak! - odkrzykn�� t�um i stara, m�dra, z�o�liwa twarz Merlina przybra�a wyraz zaskoczenia i zadowolenia, jakby nie wiedzia�, co wydarzy�o si� na dziedzi�cu. U�miechn�� si�, po czym usun�wszy si� na bok, da� znak r�k�. Z pa�acu wysz�o dwoje dzieci, ch�opiec i dziewczynka, nios�c Kocio� z Clyddno Eiddyn. Wi�kszo�� Skarb�w Brytanii to by�y drobne przedmioty, nawet powszechnie spotykane, ale Kocio� by� prawdziwym skarbem, najwi�kszej mocy po�r�d trzynastu innych. By�a to wielka srebrna misa ozdobiona z�ot� snycerk� obrazuj�c� woj�w i bestie. Malcy borykali si� z wa��cym sporo Kot�em, ale uda�o im si� postawi� go ko�o druida. - Mam Skarby Brytanii! - og�osi� Merlin i t�um westchn�� w odpowiedzi. - Niebawem, ju� niebawem, moc Skarb�w zostanie uwolniona. Brytania wr�ci do dawnej chwa�y. Nasi wrogowie zostan� pokonani! - Przerwa�, czekaj�c, a� echa wiwat�w ucichn� na dziedzi�cu. - Tej nocy ujrzeli�cie moc bog�w, ale to by�y jedynie drobiazgi, niewiele znacz�ce drobiazgi. Niebawem przekona si� o nich ca�a Brytania, ale je�li mam wezwa� bog�w, to potrzebuj� waszej pomocy. T�um wrzeszcza�, �e uczyni, co tylko zdo�a, i Merlin u�miecha� si� szeroko z aprobat�. Ta �askawo�� wzbudzi�a moje podejrzenia. Po cz�ci wyczuwa�em, �e zwodzi prostaczk�w, ale nawet on - powiada�em sobie - nie potrafi�by sprawi�, by dzieweczka ja�nia�a w ciemno�ci. Widzia�em j� i tak gor�co pragn��em wierzy� w cudowno�� wizji, �e wspomnienie tamtego smuk�ego, l�ni�cego cia�a przekona�o mnie, i� bogowie nas nie porzucili. - Musicie przyby� na Mai Dun! - rzek� stanowczo Merlin. - Musicie przyby� na tak d�ugo, jak b�dziecie mogli, musicie przynie�� ze sob� jad�o. Je�li macie or�, nie zapomnijcie o nim. B�dziemy pracowa� na Mai Dun i nasz trud b�dzie d�ugi i ci�ki, ale w �wi�to Samain, kiedy umarli chodz�, razem wezwiemy bog�w. Wy i ja! - Przerwa� i skierowa� koniec laski w t�um. Czarny dr�g kiwa� si�, jakby szukaj�c kogo� w ci�bie, a potem zatrzyma� si� na mnie. - Szlachetny Derflu Cadarn! - zagrzmia� Merlin. - Panie...? - rzek�em pytaj�co, skr�powany tym nag�ym wezwaniem mnie z t�umu. - Ty zostaniesz, Derflu. Reszta teraz odejdzie. Id�cie do waszych domostw, gdy� bogowie nie zjawi� si� przed wili� Samain. Id�cie do waszych domostw, zatroszczcie si� o wasze pola, potem przyb�d�cie na Mai Dun. Przynie�cie topory, jad�o i przygotujcie si� na widok bog�w w ca�ym blasku! Ju�, dalej! Dalej! T�um wyruszy� pos�usznie. Wielu zatrzymywa�o si�, by dotkn�� mej opo�czy, jako �e by�em jednym z wojownik�w, kt�rzy zabrali Kocio� z Clyddno Eiddyn z kryj�wki na Ynys Mon, co przynajmniej w oczach niechrze�cijan przysporzy�o mi s�awy. Dotykali te� Issy, gdy� on r�wnie� by� wojownikiem Kot�a, ale kiedy t�um si� rozproszy�, m�j zast�pca zaczeka� przy wrotach, podczas gdy ja poszed�em przywita� si� z Merlinem. Kiedy spyta�em druida o zdrowie, zby� mnie niecierpliwie, pytaj�c od razu, czy podoba�y mi si� przedziwne wydarzenia tego wieczora. - Co to by�o? - spyta�em. - Co by�o co? - odpar� niewinnie. - Dzieweczka w ciemno�ci. Wytrzeszczy� oczy w udawanym zadziwieniu. - Wi�c zn�w si� objawi�a? To ci dopiero! Czy to by�o dziewcz� ze skrzyd�ami, czy ta, kt�ra �wieci? �wietlista dzieweczka! Nie mam poj�cia, kim ona mo�e by�, Derflu. Nie potrafi� rozwi�za� wszystkich zagadek tego �wiata. Sp�dzi�e� za du�o czasu z Arturem i jemu podobnymi, kt�rzy wierz�, i� wszystko ma proste wyt�umaczenie, ale, niestety, bogowie rzadko decyduj� si� na jasn� wypowied�. Mo�e przyda�by� si� do czego� i zani�s� Kocio� do pa�acu? Podnios�em wielkie naczynie i zataszczy�em je do reprezentacyjnej sali kolumnowej. Kiedy by�em w niej za dnia, zasta�em j� pust�, ale teraz sta�a tam �awa, niski st� i cztery �elazne postumenty pod oliwne lampki. M�ody przystojny wojownik w bia�ej zbroi, kt�rego w�osy opada�y na ramiona, u�miecha� si� z �awy, podczas gdy Nimue, odziana w marn� czarn� szat� zapala�a lampy. - Ta sala by�a pusta dzi� po po�udniu - powiedzia�em oskar�ycielskim tonem. - Musia�e� mie� zwidy - rzuci� lekko Merlin. - Ale by� mo�e po prostu uznali�my za w�a�ciwe ci si� nie objawia�. Czy znasz ksi�cia Gowena? - Wskaza� na m�odzie�ca, kt�ry wsta� i sk�oni� mi si�. - Gowen jest synem kr�la Broceliandii, Budyka, a przez to bratankiem Artura. - Ksi���... - przywita�em m�odzie�ca. S�ysza�em o nim, ale nigdy nie spotka�em. Broceliandia to kr�lestwo Bryt�w za morzem, w Armoryce, i ostatnio, gdy Frankowie ostro nacierali zza swej granicy, go�cie stamt�d byli rzadko�ci�. - Poznanie ci� to dla mnie zaszczyt, panie Derflu - rzek� dwornie Gowen. - Twoja s�awa rozesz�a si� daleko poza Brytani�. - Nie opowiadaj bzdur, Gowenie - rzuci� opryskliwie Merlin. - S�awa Derfla nigdzie si� nie rozesz�a, natomiast na pewno uderzy�a do jego pustej �epetyny. Gowen jest tu, aby mi pom�c - wyja�ni� mi. - W czym? - W ochronie Skarb�w, oczywi�cie. Jest znamienitym �ucznikiem, tak mi przynajmniej powiedziano. Czy to prawda, Gowenie? Jak tam z twoj� znamienito�ci�? Ksi��� tylko si� u�miechn��. Nie wygl�da� na znamienitego woja, gdy� mia� jeszcze mleko pod nosem, liczy� sobie pi�tna�cie, mo�e szesna�cie wiosen i nie musia� si� goli�. D�ugie jasne w�osy przydawa�y obliczu panie�skiej urody, a bia�a zbroja, kt�ra uprzednio wydawa�a mi si� tak kosztowna, okaza�a si� warstw� wapna na zwyczajnym �elazie. Gdyby nie jego pewno�� siebie i niezaprzeczalna g�adko�� lica, budzi�by �miech. - Co wi�c porabia�e� od naszego ostatniego spotkania? - spyta� mnie w�adczo Merlin i to w�a�nie wtedy opowiedzia�em mu o Ginewrze, a on zbeszta� mnie, kiedy wyrazi�em przekonanie, i� prze�yje reszt� swoich dni za kratami. - Artur to p�g��wek - powtarza� z uporem. - Ginewra mo�e i jest sprytna, ale na co mu ona. Jemu trzeba kogo� zwyczajnego i g�upiutkiego, kto grza�by mu �o�e, kiedy on gryzie si� Sasami. - Siad� na �awie i u�miechn�� si�, kiedy dwoje pachol�t, kt�re wytaska�y Kocio� na dziedziniec, teraz przynios�o mis� z chlebem i serem oraz dzbanek miodu. - Kolacja! - zawo�a� z rado�ci�. - Przy��cz si� do mnie, Derflu, bo chcemy z tob� pogwarzy�. Siadaj! Przekonasz si�, �e posadzka jest wcale wygodna. Siadaj obok Nimue. Us�ucha�em go. Jak do tej pory Nimue nie zwraca�a na mnie uwagi. Jej oczod�, w kt�rym brakowa�o oka, wyrwanego przez kr�la, by� przykryty opask�, a w�osy, uci�te przy sk�rze, nim wyruszyli�my na po�udnie do morskiego pa�acu Ginewry, odrasta�y, chocia� nadal by�y tak kr�tkie, �e przydawa�y jej ch�opi�cego wygl�du. Robi�a wra�enie rozgniewanej, ale ona zawsze wydawa�a si� rozgniewana. Po�wi�ci�a �ycie jednemu celowi, poszukiwaniu bog�w, i nie cierpia�a wszystkiego, co odci�ga�o j� z tej drogi, by� mo�e uwa�a�a wi�c, �e ironiczne �arciki Merlina to strata czasu. Nimue i ja wychowali�my si� razem i od czasu dzieci�stwa nieraz uratowa�em jej �ycie, dba�em, by mia�a co w�o�y� na grzbiet i do ust, a ona wci�� traktowa�a mnie jak g�upca. - Kto rz�dzi Brytani�? - spyta�a mnie znienacka. - �le postawione pytanie! - napad� na ni� Merlin z nieoczekiwan� gwa�towno�ci�. - �le postawione pytanie! - No...? - naciska�a mnie, nie po�wi�caj�c krzty uwagi druidowi. - Nikt nie rz�dzi Brytani� - odpar�em. - W�a�ciwa odpowied� - rzek� m�ciwie Merlin. Jego rozdra�nienie poruszy�o Gowena, kt�ry sta� za �aw�, patrz�c z niepokojem na Nimue. Ba� si� jej, ale nie mog�em mie� o to do niego pretensji. Budzi�a l�k u wi�kszo�ci ludzi. - Kto wi�c rz�dzi Dumnoni�? - spyta�a mnie. - Artur - odpar�em. Nimue rzuci�a Merlinowi triumfuj�ce spojrzenie, ale druid tylko pokr�ci� g�ow�. - W�a�ciwe s�owo to rex i je�li kt�re� z was chocia� lizn�o �aciny, powinno wiedzie�, �e rex to �kr�l�, nie �imperator�. �Imperator� to imperator. Czy mamy rzuci� wszystko na szal�, dlatego �e jeste�cie niewyedukowani? - Artur rz�dzi Dumnoni� - upiera�a si� Nimue. Merlin zignorowa� j�. - Kto jest tu kr�lem? - spyta� mnie w�adczo. - Mordred, oczywi�cie. - Oczywi�cie - powt�rzy� po mnie. - Mordred! - Cisn�� tym imieniem w Nimue: - Mordred! Odwr�ci�a si�, jakby j� nudzi�. Czu�em si� zagubiony, nie rozumia�em ani troch� istoty ich sporu i nie mog�em si� dowiedzie�, gdy� para dzieci wysz�a zza zas�ony wisz�cej u wej�cia do sali, przynosz�c mi chleb i ser. Kiedy k�adli przede mn� misy, poczu�em nik�� wo� morza, posmak soli i wodorost�w, towarzysz�ce nagiemu zjawisku, lecz pachol�ta wr�ci�y za zas�on� i dziwna wo� przepad�a wraz z ich widokiem. - Tak wi�c - zacz�� Merlin z zadowoleniem cz�eka, kt�ry wygra� sp�r - czy Mordred ma dzieci? - Kilkoro z pewno�ci� - odpar�em. - Nie ma takiej liczby dziewek, kt�ra zaspokoi�aby jego chu�. - Jak to w przypadku kr�la - stwierdzi� oboj�tnie druid. - I ksi���t - doda�. - Czy niewolisz dziewki, Gowenie? - Nie, panie. - Jasnow�osy m�odzieniec wydawa� si� wstrz��ni�ty t� sugesti�. - Mordred zawsze by� chutliwy - ci�gn�� Merlin. - W tym wzgl�dzie wda� si� w ojca i dziada, chocia� musz� powiedzie�, i� obaj byli o niebo �agodniejsi ni� m�ody Mordred. A Uther, ten to dopiero nie potrafi� oprze� si� ��dzy na widok pi�knego liczka. Ani szpetnego, jak ju� go napad�o. Tymczasem Artur nigdy nie przymusza� niewiast, by rozk�ada�y pod nim nogi. W tym wzgl�dzie jest do ciebie podobny, Gowenie. - Mi�o mi to s�ysze� - b�kn�� ksi��� i Merlin przewr�ci� oczami w udawanej irytacji. - Co wi�c Artur uczyni z Mordredem? - spyta� mnie w�adczo. - Czeka tu na niego wi�zienie, panie - odpar�em, wskazuj�c na pa�ac. - Wi�zienie! - Druid robi� wra�enie rozbawionego. - Ginewra zamkni�ta, biskup Sansum pod kluczem, jak tak dalej b�dzie, to kogokolwiek Artur spotka, ten sko�czy za kratkami! Wszyscy b�dziemy na wodzie i gliniastym chlebie. Ale� g�upiec z tego Artura! Powinien rozwali� �eb Mordredowi. - Mordred by� dzieckiem, kiedy odziedziczy� koron�, i Artur rz�dzi� kr�lestwem za jego niepe�noletno�ci, lecz potem, stosownie do obietnicy uczynionej wielkiemu kr�lowi Utherowi, przekaza� ber�o Mordredowi. Ten nadu�y� w�adzy, a nawet zawi�za� spisek, maj�cy na celu u�miercenie Artura, i to w�a�nie ten spisek zach�ci� Sansuma i Lancelota do rewolty. Mordreda czeka�o teraz odosobnienie, chocia� Artur uwa�a� niez�omnie, i� prawy kr�l Dumnonii, w kt�rym p�ynie krew bog�w, winien by� traktowany z szacunkiem, nawet pozbawiony w�adzy. Mia� by� trzymany pod stra�� w wystawnym pa�acu, op�ywaj�c we wszelkie luksusy, kt�rych po��da�, ale pozbawiony mo�liwo�ci czynienia z�ego. - Wi�c mniemasz, �e Mordred na pewno ma b�karty? - Na kopy, jak my�l�. - Je�li ci si� to kiedykolwiek zdarza - burkn�� Merlin. - Podaj mi jakie� imi�, Derflu! Podaj mi imi�! Zastanowi�em si� chwil�. Je�li chodzi�o o znajomo�� grzech�w Mordreda, to znajdowa�em si� w lepszej sytuacji ni� inni, bo by�em mu stra�nikiem za czas�w pachol�ctwa, czyni�c to r�wnie niech�tnie, co marnie. Nigdy nie uda�o mi si� zast�pi� mu ojca, a chocia� moja Ceinwyn stara�a si� by� mu matk�, te� zawiod�a w swoich usi�owaniach, tak �e wstr�tne ch�opaczysko wyros�o na ponurego nikczemnika. - By�a tu jedna s�u�ka i uczepi� si� jej na d�ugo - powiedzia�em. - Jej imi�! - rzuci� w�adczo Merlin, chocia� mia� usta pe�ne sera. - Cywwyloga. - Cywwyloga! - Owo imi� chyba wzbudzi�o w nim rozbawienie. - I m�wisz, �e obdarzy� t� Cywwylog� bachorem? - Ch�opcem, je�li to by�o jego dzieci�, co zapewne zgadza si� z prawd�. - A ta Cywwyloga - m�wi�c to, wymachiwa� no�em - gdzie mo�e si� podziewa�? - Pewnie gdzie� niedaleko. Nie pod��y�a za nami do grobu Ermida i Ceinwyn zawsze podejrzewa�a, �e Mordred da� jej pieni�dze. - Mia� ku niej s�abo��? - My�l�, �e tak. - C� za ulga wiedzie�, �e jest jaki� promyczek dobra w tym strasznym ch�opcu. Znalaz�by� j�, Gowenie? - Spr�buj�, panie - rzek� z oddaniem ksi���. - Nie pr�buj, znajd�! - burkn�� Merlin. - Jak ona wygl�da, Derflu, ta dziewka o dziwacznym imieniu? Cywwyloga! - Przysadzista, t�ustawa, czarnow�osa - powiedzia�em. - Jak do tej pory uda�o si� nam ograniczy� poszukiwania do ka�dej dziewki w Brytanii, kt�ra nie sko�czy�a drugiej dziesi�tki lat. Czy sta� ci� na jakie� szczeg�y? Ile lat mia�oby teraz dziecko? - Sze�� i je�li nie zawodzi mnie pami��, ma rude w�osy. - A dziewczyna? Pokr�ci�em g�ow�. - Udatnych kszta�t�w, ale niezbyt warta zapami�tania. - Wszystkie dziewcz�tka s� warte zapami�tania - rzek� g�rnolotnie Merlin. - Zw�aszcza takie, kt�re nosz� imi� Cywwyloga. Znajd� j�, Gowenie. - Czemu pragniecie j� znale��, panie? - zapyta�em. - Czy ja wsadzam nos w twoje sprawy?! - zahucza� Merlin. - Czy ja staj� przed tob� i zadaj� g�upie pytania o w��cznie i miecze? Czy narzucam si� z idiotycznymi dociekaniami co do tego, jak wymierzasz sprawiedliwo��? Czy obchodz� mnie twoje �niwa? Czy, kr�tko m�wi�c, robi� z siebie utrapienie, wtr�caj�c si� w twoje �ycie, Derflu? - Nie, panie. - W takim razie, b�agam, nie b�d� ciekaw mojego. Nies�dzone myszy poj�� zamys�y or�a. Teraz zjedz ser, Derflu. Nimue nie chcia�a je��, zas�piona, rozgniewana tym, jak stary druid zby� jej twierdzenie, �e Artur jest prawdziwym w�adc� Dumnonii. Merlin ignorowa� j�, wol�c dra�ni� si� z Gowenem. Nie wspomina� ju� Mordreda ani nie m�wi�, co zamierza uczyni� na Mai Dun, chocia� wreszcie rozgada� si� o Skarbach, kiedy odprowadza� mnie do bram pa�acu, przy kt�rych nadal czeka� na mnie Issa. Czarna laska druida stuka�a o kamienne p�yty, gdy szli�my dziedzi�cem, z kt�rego poprzednio t�um przypatrywa� si� przychodz�cym i znikaj�cym zjawom. - Widzisz, potrzebuj� prostaczk�w, bo je�li mamy wezwa� bog�w, trzeba b�dzie setnie si� napoci� i Nimue nie dokona niczego sama - rzek�. - Potrzebujemy setki luda, mo�e wi�cej! - Do czego? - Przekonasz si�, przekonasz si�. Gowen przypad� ci do gustu? - Zda si� ch�tny. - O, tak, ch�tny ci on jest, ale czy oka�e si� godny podziwu? Psy s� ch�tne. Jakbym widzia� Artura w czasach m�odzie�czych. Ca�y ten zapa� do dobrych uczynk�w. - Roze�mia� si�. - Panie, co wydarzy si� na Mai Dun? - spyta�em niespokojny, szukaj�c otuchy. - Wezwiemy bog�w, oczywi�cie. To skomplikowany rytua� i mog� si� tylko modli�, by poszed�, jak trzeba. Oczywi�cie l�kam si�, �e nie przyniesie efektu. Nimue, jak zapewne spostrzeg�e�, jest przekonana, i� post�puj� zupe�nie nie tak, jak powinienem, ale jeszcze si� przekonamy, jeszcze si� przekonamy. - Jaki� czas st�pa� bez s�owa. - Lecz je�li dope�nimy go, jak trzeba, co za widok si� nam uka�e! Bogowie przybywaj�cy w pe�ni swej mocy. Manawydan bie��cy z morskich odm�t�w, sk�pany w wodzie i cudowny. Taranis rozdzieraj�cy niebiosa piorunem, Bel ci�gn�cy ogie� z nieba i Don k�uj�cy chmury ognist� w��czni�. To dopiero dusza ucieknie w pi�ty chrze�cijanom, h�! - Zadrepta� z czystego zadowolenia, tanecznie, acz niezbyt udanie. - Biskupi poszczaj� si� w swoje czarne szatki, h�? - Ale nie mo�ecie by�, panie, tego pewni - rzek�em, szukaj�c w nim pewno�ci, kt�ra doda�aby mi ducha. - Nie bzdurz, Derflu. Czemu zawsze chcesz ode mnie, bym natchn�� ci� pewno�ci�? To, co mog� uczyni�, to dope�ni� rytua�u i mie� nadziej�, �e zrobi�em wszystko, jak trzeba! Ale dzi� wieczorem by�e� �wiadkiem nie byle czego, prawda? Czy to nie doda�o ci pewno�ci? Zawaha�em si�, rozwa�aj�c, czy nie �wiadkowa�em jakiemu� kuglarstwu. Ale jakie kuglarstwo mo�e sprawi�, �e sk�ra dzieweczki l�ni w ciemno�ci? - A czy bogowie uderz� na Sas�w? - zapyta�em. - To dlatego ich wzywamy, Derflu - rzek� cierpliwie Merlin. - Celem jest odzyska� Brytani� tak�, jaka by�a za dawnych dni, kiedy jej doskona�o�ci nie skazili Sasi ani chrze�cijanie. - Przystan�� przy wrotach i popatrywa� na mroczne pola i lasy. - Zaiste, kocham Brytani� - rzek� nagle cichszym g�osem. - Zaiste kocham t� wysp�. To wyj�tkowe miejsce. - Po�o�y� mi d�o� na ramieniu. - Lancelot spali� tw�j dom. Gdzie wi�c teraz mieszkasz? - Musz� zbudowa� sobie nowy - powiedzia�em, chocia� nie mia� on stan�� w grodzie Ermid, gdzie wyzion�a ducha moja ma�a Dian. - Dun Caric jest pusty - rzek� druid. - Pozwol� ci tam zamieszka�, ale pod jednym warunkiem: gdy dokonam swego dzie�a i bogowie zostan� z nami, b�dzie mi wolno tam przyby� i umrze�. - Mo�ecie tam przyby� i �y�, panie. - Umrze�, Derflu, umrze�. Jestem stary. Pozosta�o mi jedno zadanie i podejm� si� go na Mai Dun. - Nie spuszcza� d�oni z mojego ramienia. - Wydaje ci si�, �e wiesz, co ryzykuj�? Wyczu�em w nim l�k. - O jakim ryzyku m�wicie, panie? - spyta�em niezr�cznie. Sowa zahucza�a w ciemno�ci i Merlin, przekrzywiwszy g�ow�, czeka� na jej powt�rne wo�anie, ale si� nie rozleg�o. - Ca�e moje �ycie - odezwa� si� po chwili - szuka�em sposob�w, by sprowadzi� z powrotem bog�w do Brytanii, a teraz mam ku temu �rodki, ale nie wiem, czy nie zawiod�. Lub te�, czy jestem w�a�ciwym m�em, kt�ry ma dope�ni� rytua�u. Nie wiem nawet, czy go do�yj�. - D�o� na moim ramieniu zacisn�a si� mocniej. - Id�, Derflu, id�. Musz� lec spa�, jutro bowiem udam si� na po�udnie. Ale przyb�d� do Durnovarii w �wi�to Samain. Przyb�d� i b�d� �wiadkiem obecno�ci bog�w. - Stawi� si� tam, panie. U�miechn�� si� i odszed�. Gdy wraca�em do Caer, oszo�omiony, przepe�niony nadziej� i ogarni�ty l�kiem, rozwa�aj�c, gdzie czary zabior� nas teraz lub czy te� rzuc� nas w pustk�, ale do st�p Sas�w, kt�rzy zjawi� si� wiosn�. Albowiem je�li Merlin nie zdo�a wezwa� bog�w Brytanii, niechybnie czeka�a nas zag�ada. Powoli, jak poruszony staw, kt�ry zastyga, Brytania osi�ga�a spok�j. Lancelot przycupn�� w Vencie, l�kaj�c si� zemsty Artura. Mordred, nasz prawy kr�l, przyby� do Lindinis, gdzie okazywano mu wszelkie honory, ale otaczali go w��cznicy. Ginewra pozostawa�a w Ynys Wydryn, uginaj�c si� pod ci�kim spojrzeniem Morgan, podczas gdy Sansum, ma��onek Morgan, by� uwi�ziony w go�cinnych kwaterach Emrysa, biskupa Durnovarii. Sasi wycofali si� poza swoje granice, chocia� po �niwach obie strony by�y gotowe naje�d�a� si� nawzajem, nie okazuj�c lito�ci wrogom. Sagramor, numidyjski dow�dca Artura, strzeg� granicy saskiej, podczas gdy Culhwch, kuzyn Artura i kolejny raz jeden z jego komendant�w, obserwowa� belgijsk� granic� Lancelota ze swojej fortecy w Dunam. Nasz sprzymierzeniec, kr�l Powys, Cuneglas, zostawi� setk� w��cznik�w pod komend� Artura, nast�pnie powr�ci� do swego kr�lestwa i po drodze napotka� siostr�, ksi�niczk� Ceinwyn, wracaj�c� do Dumnonii. Ceinwyn by�a moja, tak jak ja by�em jej, chocia� przysi�ga�a nigdy nie wychodzi� za m��. Zjawi�a si� z naszymi c�rkami wczesn� jesieni� i przyznaj�, �e nie zazna�em prawdziwego szcz�cia, dop�ki nie przyby�a. Natkn��em si� na ni� w drodze na po�udnie i d�ugo trzyma�em w ramionach, prze�y�em bowiem takie chwile, kiedym my�la�, �e nigdy wi�cej jej nie ujrz�. By�a pi�kna ta moja Ceinwyn, z�otow�osa ksi�niczka, niegdy�, dawno temu, obiecana Arturowi, a gdy zerwa� zar�czyny dla Ginewry, obiecana innym wielkim ksi���tom, jednak�e ona uciek�a ze mn� i �miem rzec, i� s�usznie post�pili�my. Nasz nowy dom w Dun Caric le�a� nieopodal Cear Cadran, na p�noc. Dun Caris znaczy �wzg�rze przy pi�knej strudze� i nazw� dobrano nale�ycie, miejsce by�o bowiem urocze i spodziewa�em si�, �e prze�yj� w nim szcz�liwe chwile. D�bowy dw�r sta� na wzg�rku, zadaszony strzech�, w s�siedztwie wielu budynk�w gospodarskich, a wszystko to otoczone staraw� palisad�. Ludzie mieszkaj�cy w wiosce u podn�a wzg�rza wierzyli, �e dw�r nawiedzaj� duchy, albowiem Merlin zezwoli� wiekowemu druidowi, Balizowi, do�y� tam swoich dni. Moi w��cznicy jednak uprz�tn�li paj�czyny i robactwo, a potem pozbyli si� rytualnych parafernalii zmar�ego starca. Nie w�tpi�em, i� wie�niacy mimo l�ku przed starym dworzyszczem zabrali kot�y, tr�jnogi i wszystko, co przedstawia�o jak�� warto��, tak �e nam zosta�y w�owe sk�ry, zesch�e ko�ci, rozpadaj�ce si� ptasie truch�a, a wszystko spowite g�stymi paj�czynami. Wiele ko�ci by�o ludzkich, ca�e stosy; pochowali�my te szcz�tki w przer�nych jamach, tak �eby duchy zmar�ych nie mog�y si� scali�, powr�ci� i prze�ladowa� nas. Artur przys�a� mi kilkudziesi�ciu m�odzian�w. Mia�em wyszykowa� ich na wojownik�w i ca�� jesie� trwa�a nauka w�adania w��czni� i tarcz�, a raz w tygodniu, bardziej z poczucia obowi�zku ni�li dla przyjemno�ci, odwiedza�em Ginewr� w pobliskim Ynys Wydryn. Wioz�em jej w podarku jad�o, a gdy nasta�y ch�ody - wielk� szub� z nied�wiedziego futra. Czasami przywozi�em jej syna, ale ona nie za bardzo umia�a si� zachowa� w jego kompanii. Opowie�ci o �owieniu ryb w strumieniu Dun Caric czy my�liwskich zabawach w naszych kniejach nudzi�y j�. Sama uwielbia�a polowa�, ale ta przyjemno�� zosta�a jej odebrana, wi�c dla rozrywki przechadza�a si� jedynie po okolicach chramu. Uroda jej nie opu�ci�a, przeciwnie, �a�osna kondycja sprawi�a, �e te wielkie oczy jarzy�y si� jak nigdy do tej pory, chocia� nie pozwoli�a sobie na s�owo skargi. By�a na to zbyt dumna, ale i tak dobrze widzia�em, i� daleko jej do szcz�cia. Morgan dawa�a si� jej we znaki, nieustannie s�czy�a do ucha chrze�cija�skie nauki i oskar�enia, �e jest wszetecznic� babilo�sk�. Ginewra znosi�a to cierpliwie i jedyne, na co u�ali�a si� z pocz�tkiem jesieni, kiedy noce wyd�u�y�y si�, a pierwsze przymrozki ubieli�y dolinki, to zbytni ch��d w komnatach. Artur po�o�y� temu kres, rozkazuj�c, by Ginewra zu�ywa�a tyle opa�u, ile chcia�a. Kocha� j� nadal, chocia� z�yma� si� na d�wi�k jej imienia. Co do niej, to nie wiedzia�em, kogo lubuje. Zawsze prosi�a mnie o nowiny o m�u, ale ni razu nie wspomnia�a Lancelota. Artur te� by� wi�niem, lecz jedynie w�asnych katuszy. Jego domem, je�li by�o takie miejsce na ziemi, kt�re mo�na by nazwa� jego domem, by� kr�lewski pa�ac w Durnovarii, ale wola� obje�d�a� Dumnoni�, od fortecy do fortecy, przygotowuj�c nas wszystkich na wojn� z Sasami, kt�ra musia�a przyj�� z nowym rokiem, chocia� je�li przedk�ada� jakie� miejsce nad inne, to by�o nim Dun Caric. Widzieli�my go z dworu, po czym r�g hucza� na al