868

Szczegóły
Tytuł 868
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

868 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 868 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

868 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Kazimierz Korkozowicz Je�d�cy Apokalipsy Od autora G��wnym tematem "Je�d�c�w Apokalipsy" b�d� walki, jakie polski �o�nierz prowadzi� na terenach �wczesnej Rosji. Ich g��wnym bohaterem jest Aleksander Lisowski, posta�, jak s�dz�, ma�o znana szerszemu og�owi, mimo �e jako dow�dca i �o�nierz dor�wnywa� najwi�kszym wodzom swoich czas�w. Historia tylko wspomina, i to niezbyt pochlebnie, �o�nierzy, jakich wychowa�, zwanych wtedy "strace�cami". Gardzili bowiem �mierci�, odznaczali si� nies�ychan� odwag� i wytrzyma�o�ci�, ale te� i ��dz� rabunku. Z tej strony dali si� niestety pozna� i w�asnemu spo�ecze�stwu. I w tej ksi��ce nie pomijam dzia�a� wywiadowczych, jednak o zaw�onym charakterze, gdy� zafrapowa�y mnie pewne zdarzenia znalezione w materia�ach historycznych. Nast�powa�y mianowicie trudne do wyt�umaczenia kolejne zgony �wczesnych, najzdolniejszych polskich dow�dc�w, b�d�cych w sile wieku, i to nie na polach bitew, co by�oby zrozumia�e. Dlatego te�, szukaj�c racjonalnego rozwi�zania owej zagadki, ten aspekt wzi��em g��wnie pod uwag� przy ustawianiu akcji wywiadowczej. Stanowi ona jednak tylko jeden z w�tk�w tej ksi��ki, kt�r� by� mo�e, Czytelniku, zechcesz pozna�. Wprowadzenie Sejm roku 1603, zwo�any na stycze� do Krakowa, mia� rozstrzygn�� sprawy wa�ne i pilne. Jednak nie zaj�� si� nimi, gdy� nami�tno�ci i rozgrywki polityczne zag�usza�y m�wc�w wzywaj�cych do opami�tania, jak hetmani ��kiewski czy Chodkiewicz, kt�rzy nawo�ywali do uchwalenia �rodk�w niezb�dnych do prowadzenia dalszych dzia�a� zbrojnych tak na Rusi, jak i w Inflantach. Nie us�uchano jednak ich ��da�, mimo �e na Inflantach po ostatniej kampanii wojennej pozosta�o niewiele wi�cej ni� dwa tysi�ce szabel, i to �o�nierza wycie�czonego walkami i, z braku �o�du, niedostatkiem. Inflanty, bronione przez Chodkiewicza, by�y krain�, gdzie, jak opisuje Soko�owski: "...mieszka�ca nadwi�la�skich r�wnin razi� ponury i skryty �otwak, przybrany w szar� sukni� niemieckiego kroju i w sk�rzane albo z �yka robione chodaki, obcym by� mu te� mieszczanin Niemiec lub szlachcic inflancki, niezrozumia�ym przemawiaj�cy j�zykiem, wstr�tna chytro�� ch�opa inflanckiego, co go�cia swego got�w by� zabi�, zarzeza�, ud�awi� we �pi�czki. Jakie� dziwne, nieswojskie powietrze wia�o od tych nizin przymorskich. Podr�ny po ca�odziennej w�dr�wce nie mia� gdzie g�owy sk�oni� do spoczynku, bo karczmy i domy go�cinne rzadkie w tym kraju, a po nielicznych mojzach i chatach z chrustu plecionych mieszka� lud gruby, zdradziecki i do zab�jstwa skory albo szlachcic inflancki, Niemiec z rodu, nienawidz�cy obcych. Dodajmy do tego trudno�� komunikacji w kraju pe�nym b�ot nieprzebytych, wody szkodliwe, jako si� w�wczas wyra�ano "niezdrow� konstytucj� powietrza", a pojmiemy �atwo, jak ci�ki by� los �o�nierza polskiego w tej nadba�tyckiej krainie..." W wieku XII zjawili si� tu pierwsi osadnicy i kupcy niemieccy z Lubeki. Po nich Zakon Kawaler�w Mieczowych, t�pi�c tubylc�w, opanowa� kraj. Zbudowali otoczon� murami Ryg� dla str�owania uj�cia D�winy, potem powsta�o miasto biskupie, Dorpat. W d�ugich sporach z zakonem duchowie�stwo stopniowo traci�o ziemi�, zatrzymuj�c w ko�cu tylko jedn� trzeci� obszaru kraju. W pierwszej po�owie XVI wieku zjawi� si� Sas z Wirtembergi g�osz�c lutera�sk� wiar�. Zacz�a si� grabie� maj�tno�ci katolickich klasztor�w i ko�cio��w. Luteranizm rugowa� katolicyzm, a �e pozwala� na rozlu�nienie dyscypliny zakonnej, wi�c Kawalerowie Mieczowi niezbyt go zwalczali. Oko�o roku 1560 luteranizm ju� ca�kowicie opanowa� Inflanty. P�niej i Szwedzi zwr�cili uwag� na ten kraj. Skutkiem wynik�ych walk porozumienie zawarte w 1561 roku w Wilnie znosi�o tytu� wielkiego mistrza i oddawa�o ostatniemu z nich, Gerthardowi Kettlerowi, na warunkach ho�downiczych, ksi�stwo Kurlandii i Semigalii. Ostatecznie w 1569 roku Inflanty zosta�y przy��czone do Korony, a gubernatorem mianowany Grzegorz Chodkiewicz, kasztelan trocki i �wczesny hetman polny Litwy. Ksi��� Kurlandii, jak to ustalono poprzednio, zatrzymywa� jako lenno tereny na zach�d od D�winy. Kr�l szwedzki Jan umar� w 1593 roku. Polskim kr�lem by� ju� jego syn, jako Zygmunt III, obecny sukcesor szwedzkiej korony. Nie �pieszy� jednak z przekazaniem reszty Inflant w polskie w�adanie, przedk�adaj�c swoje interesy dynastyczne ponad dobro kraju, kt�ry powo�a� go na sw�j tron. Natomiast kr�lem Szwecji zosta� wybrany Karol ksi��� Sudermanii, jako Karol IX. Zygmunt pragn�� wszcz�� kroki wojenne przeciw stryjowi, ale sejm 1600 roku odm�wi� mu poparcia. Mimo to, wbrew woli narodu, Zygmunt zdo�a� uwik�a� Polsk� w wojn� ze Szwecj�. Rozpocz�a si� walka o Inflanty, jednak z powodu szczup�o�ci si� jak i chwiejno�ci Zygmunta nie dawa�a rozstrzygaj�cego rezultatu. Ostatni� kampani� u schy�ku 1602 roku prowadzi� sam hetman wielki koronny Jan Zamoyski. S�dziwy ju�, poruczy� dow�dztwo w Inflantach litewskiemu hetmanowi polnemu Janowi Karolowi Chodkiewiczowi. Nadszed� rok 1603. Dotar�y do kraju wie�ci z Rosji, jakoby syn Iwana Gro�nego, Dymitr, nie zgin��. Po �mierci rodzica zasiad� na tronie nieudolny i chorowity starszy brat Dymitra, Fiodor, st�d ca�a w�adza przesz�a w r�ce zausznika zmar�ego cara, Borysa Godunowa. Fiodor zbyt d�ugiego �ycia nie zapowiada�, zatem wa�niejsz� przeszkod� w zdobyciu tronu sta�a si� dla Godunowa osoba drugiego carskiego syna, Dymitra, kt�ry wraz z matk� Mari�, z domu Nagoj, przebywa� z jego rozkazu na zes�aniu w monasterze w Ugliczu. I tam w 1591 roku Godunow wys�a� morderc�w, a kiedy wype�nili dane polecenie, og�osi�, �e carewicz odebra� sobie �ycie w czasie ataku epileptycznego, co nie znalaz�o jednak wiary i w�r�d bojar�w, i w�r�d ludu. Wkr�tce pojawi� si� nieznany m�odzieniec, kt�ry twierdzi�, �e jest owym Dymitrem, �e zdo�a� uratowa� si� i dzi�ki pomocy opiekuna lekarza uj�� siepaczom Godunowa. Po licznych przygodach dosta� si� w ko�cu na dw�r ksi���t Wi�niowieckich w Brahiniu, a potem przyby� do Sambora, gdzie starost� by� wojewoda sandomierski Mniszech, te�� jednego z Wi�niowieckich. Obyczaje panowa�y w�wczas srogie. W bitwach przewa�nie nie brano je�c�w, chyba tylko dla okupu lub zdobycia si�y roboczej, a grabie�e i gwa�ty nad ludno�ci� by�y zwyk�ym procederem, nawet we w�asnym kraju. Ale te� i w �yciu codziennym, w dniach pokoju, widok krwi r�wnie� nie przera�a� ani nie budzi� wsp�czucia. Pocz�wszy od zabieg�w lekarskich, w czasie kt�rych krajano pacjenta niejako �ywcem, w najlepszym razie tumani�c go gorza�k�, chore za� z�by kowal wyrywa� obc�gami, poprzez praktyki s�dowe stosuj�ce tortury przy �ledztwach i wyrokach. Powszechne by�y rozboje i gwa�ty nie tylko na drogach, lecz i w czasie sejmik�w czy s�siedzkich odwiedzin, kiedy gospodarz nie �a�owa� trunk�w. Tote� na sejmiki czy w go�ci przybywano z szabl� u boku, a przelana krew nie wstrz�sa�a niczyim sumieniem. Zreszt� nie bano si� �mierci tak bardzo jak dzisiaj. Wiara bowiem w po�miertne �ycie k�ad�a si� blaskiem - czy te� cieniem - na ca�e �wczesne bytowanie, stanowi�c bodziec, rzadziej hamulec, wszelkich decyzji czy uczynk�w. Cios zadany szabl� czy no�em by� przeto mniejsz� zbrodni� ni� na przyk�ad nieprzestrzeganie post�w. Zab�jstwo bowiem mia�o ustalon� przez prawo cen� w gotowi�nie na rzecz rodziny zabitego, natomiast z�amanie postu powodowa�o powszechne pot�pienie. �o�nierz wychowany w takich warunkach nie by� skory do litowania si�, a �e przewa�nie pochodzi� z biedoty, tote� by� ��dny �up�w, grabie�y za� dozwala�y wojenne prawa. Zna� swoje rzemios�o nie gorzej ni� w czasie pokoju gospodarzenie na roli. Na og� wywodzi� si� z ubogiej szlachty zwanej szaraczkow�, zagonow� lub wreszcie chodaczkow�, kt�ra poza posiadaniem klejnotu (herbu) ma�o co r�ni�a si� od zwyk�ego ch�opstwa. Nie sta� ich by�o na kosztowne wyposa�enie husarskie jak i bojowego konia. Broni� by�a szabla, czasami pistolety, rusznica lub �uk. Walczyli jednak zawsze konno, w przeciwie�stwie do Kozak�w ukrainnych stanowi�cych w wi�kszo�ci formacje piesze. Na Litwie nazywano ich r�wnie� petyhorcami, w Koronie pancernymi, ale w rejestrach pod t� nazw� figuruj� dopiero od drugiej po�owy XVIII wieku. Stanowili jazd� lekk�, natomiast husarze byli jazd� ci�k�. Jazdy w pe�ni lekkiej, zdolnej do zwiad�w, szybkich rajd�w czy po�cig�w jako formacji specjalnych nie by�o. Zadania te spe�nia�y oddzia�y Lisowskiego, konne sotnie zaporoskie lub nieliczne jeszcze oddzia�y tatarskie. Ale praca na roli, bezpo�rednie obcowanie z natur� dawa�y im odporno�� na trudy wojaczki, nieczu�o�� na mr�z, s�ot� czy spiekot�. Z pokolenia za� na pokolenie przechodzi�o zami�owanie do wszelakiej broni, a wrodzony animusz podnieca� do jej u�ycia. Wyr�nienie si� w tym �rodowisku odwag�, w�adaniem broni� czy koniem nie by�o �atwe. Jednak rozg�os, jaki zdobyli u�wiacki starosta Jan Piotr Sapieha, a zw�aszcza Aleksander Lisowski, przer�s� zwyk�� popularno��. Byli rycerze o znanych w wojsku nazwiskach, jak chocia�by pan Bart�omiej Nowodworski, Kawaler Malta�ski, pan Nikodem Pieni��ek, rycerz o niezr�wnanej zr�czno�ci i sile, kt�ry w pe�nej zbroi konie przeskakiwa�. Stanis�aw Koniecpolski, przysz�y hetman, Jan i Jakub Potoccy, a tak�e ca�a plejada g�o�nych rycerzy jak Zborowski, Stru�, Kiszka i wielu innych. Jednak s�awa Lisowskiego by�a niepor�wnanie wi�ksza. Z wolna jego imi� zacz�a otacza� legenda. By� tematem opowiada� przy �o�nierskich ogniskach, opisywano i podziwiano jego wojenne czyny, a podziwia� by�o co, bo stawa� si� wodzem godnym por�wnania z najwi�kszymi postaciami historii. Odznacza� si� bezprzyk�adn� odwag�, szybko�ci� dzia�ania jak i przebieg�o�ci� decyzji. Jego pragnieniem by�a chwa�a wojenna, dobry ko� pod siod�em, szabla przy boku, stepowy wiatr smagaj�cy twarz i grzmot kopyt p�dz�cej za nim watahy. Natomiast o kozakach polskich, kt�rych potem nazywano pancernymi, tak m�wi G�rski: "...kozacy jest tak�e lekko tylko uzbrojona jazda szwedzka. Nosz� kolczast� zbroj�, na g�owie misiurk�, od kt�rej siatka �elazna spada na ramiona i podpina si� pod brod�. Na popisach szlachta (tj. pacho�ki) jest podobnie ubrana i uzbrojona i ca�a r�nica polega na tym, �e r�wnie� jak w chor�gwiach husarskich, jedni id� przed, a drudzy za muzyk�". Nale�y jednak nieco szerzej tak�e wyja�ni�, kim byli i w jaki spos�b weszli do historii w�a�ciwi Kozacy, bo cz�sto b�dzie o nich mowa. Rekrutowali si� przewa�nie z ch�op�w zbieg�ych spod pa�szczy�nianego ucisku b�d� z takich ludzi, kt�rzy z r�nych, na og� ciemnych przyczyn musieli opu�ci� miejsce zamieszkania, lub te� z osobnik�w zn�conych pe�ni� swobody, stepow� przestrzeni�. Tworzyli tu stanice, zal��ek p�niejszych, podstawowych kom�rek administracyjnych, pa�anki, czyli osiedla, i wreszcie obozy warowne, zwane siczami. Byli jednak i tacy, kt�rzy unikali �ycia zbiorowego i trudnili si� rybo��wstwem, bartnictwem czy te� my�listwem. Zwani byli siromachami, tak jak grodowymi nazywano osiad�ych w mie�cie. Jednak tak jedni, jak i drudzy brali udzia� w wyprawach wojennych. Powsta�y dwa obszary Kozaczyzny: nad Donem, ci���cy ku Moskwie, i nad Dnieprem, zwany Zaporo�em, podleg�y Polsce. U Naruszewicza znajdujemy o Kozakach tak� informacj�: "Pochodzi raczej ich nazwa od tureckiego Chazak, co znaczy rabu�. Byli to pocz�tkowo r�ni zbiegowie i w��cz�dzy, kt�rzy si� skojarzyli i tworzyli coraz bardziej rozrastaj�ce si�, ma�e spo�ecze�stwo. Jedni, osiedleni nad Donem, podlegali Moskwie, drudzy Polsce, Zaporoskimi lub Ni�owymi zwani. Ich g��wn� wysp� by�a Tomak�wka na Dnieprze, bardzo trudna do przyst�pu, bo w tym miejscu Dniepr, �ci�niony ska�ami, leci z nadzwyczajn� bystro�ci�, wzniecan� du�� pochy�o�ci� terenu. Tam te� zaczynaj� si� srogie katarakty zwane porohami, podobnymi do kamiennych stopni, po kt�rych pieni� si� i gna� bystry nurt. By�o ich trzyna�cie i tworzy�y na rzece jakby skalne zapory. Nazywa�y si� kolejno: Kodak, Surski, Lochanny, Tawu�dzany, Kniechinin, Nienasytec, Dzwoniec, Woronich�w, Zabory, Budy�o, Liniec, Liczny, Wolny". Z kolei tak ich opisuje francuski in�ynier Beauplan, kt�ry w s�u�bie Zygmunta III i jego nast�pc�w budowa� na po�udniowych kresach warownie i umocnienia: "Lud ten co rok prawie czyni wycieczk� po Morzu Czarnym z wielk� szkod� Turk�w. Nieraz oni z�upili Krym, Natoli�, palili ogniem Trebizond i �odziami swemi ocierali si� o sam Carogrod, wszystko oni krwi� i mieczem pustosz�, zabrawszy �upy, m�odych je�c�w i dzieci, wracaj� za swoje porohy". "S� oni z natury mocni, �atwo wytrzymuj�cy zimno, gor�co, g��d i wszelkie obozowe trudy". "Nie tylko odwa�ni, lecz s� zuchwali i �yciem gardz�cy. Najdzielniej si� potykaj� w taborach, zawarci wozami, strzelaj� nadzwyczaj celnie, dobrze si� broni� za murem. I na morzu maj� swoje zalety". T� opini� uzupe�nia Tyszkowski: "Smuta moskiewska nie tylko powi�kszy�a liczb� Kozaczyzny ukrainnej - da�a jej tak�e poczucie w�asnej si�y, kiedy przed jej or�em dr�a� car i bojarska duma, kiedy b�aga� ich o pomoc Zygmunt i jego hetmani, kiedy zaci�gali si� pod szwedzkie znaki. Zdobywanie grod�w, partyzantka, ci�g�e boje, dalekie rajdy i zagony �upieskie, s�u�ba pod znakomitymi wodzami tego czasu jak ��kiewski, Chodkiewicz, Lisowski, Po�arski, de la Gardie - wszystko to wywar�o g��boki wp�yw na wyszkolenie wojskowe". Tyle co do Kozak�w. Wracaj�c jednak do zagadnienia, o jakie wojsko chodzi, je�li jest mowa o kozakach, to nadal tego nie wiemy, czytaj�c w listach b�d� pami�tnikach z tamtych czas�w: "Nadci�gn�� Sapieha z tysi�cem kozak�w", albo: "wybawi� nas z opresji Zborowski ze swymi kozakami". Dotyczy to zw�aszcza oddzia��w Lisowskiego, gdy� sk�ada�y si� one i z jednych, i z drugich, cz�sto przemieszanych nawet w jednej chor�gwi. Wreszcie na zako�czenie cytat z Podhoreckiego: "Wyszkolona w walkach na stepie w XVI i na pocz�tku XVII wieku jazda polska wyros�a na najlepsz� w Europie, nie maj�c� r�wnego sobie przeciwnika na polach wszystkich bitew staczanych na otwartym polu". Opinia ta w znacznej mierze wyja�nia przyczyn� licznych polskich zwyci�stw, zw�aszcza pod Kircholmem czy K�uszynem, odnoszonych mimo ogromnej przewagi liczebnej przeciwnika. By�o p�ne popo�udnie pierwszej po�owy maja. S�o�ce sta�o jeszcze wysoko nad szar�, z wolna p�yn�c� Wis��, widoczn� przez uchylone okno. Kr�l Zygmunt zajmowa� si� cyzelowaniem z�otego medalu ze swoim wizerunkiem. �a�cuch do niego le�a� obok ju� gotowy, a jego misternie plecione ogniwa tak�e l�ni�y z�otem. Rozrzucone woko�o d�uta i inne narz�dzia grawerskie �wiadczy�y o obeznaniu kr�la z tym rzemios�em. W pewnej chwili odsun�� medal na odleg�o�� ramienia i jaki� czas ogl�da� go krytycznie, po czym od�o�y� na bok i wsta� z kar�a. By� niezbyt wysokiej, ale foremnej postury. Ciemne w�osy okala�y wynios�e czo�o i poci�g��, tr�jk�tn� twarz, co jeszcze bardziej podkre�la�a broda, przyci�ta w klina na szwedzk� mod��. Ma�e, zaci�ni�te usta �wiadczy�y o upartym charakterze, a ciemne oczy spogl�da�y surowo i podejrzliwie. Ubrany by� r�wnie� pod�ug szwedzkiej mody, w szary kaftan z cienkiego sukna, kr�tkie, si�gaj�ce za kolana spodnie i po�czochy. Ci�my z mi�kkiej sk�ry, o kr�tkich, rozchylonych cholewkach, ledwie si�gaj�cych kostek, dope�nia�y stroju. Zbli�y� si� do okna i patrzy� na panoram� rzeki. Od st�p zamku bieg�y ku niej ogrody, dalej wida� by�o w�r�d drzew szare �ciany drewnianych zabudowa�. Szeroki pas Wis�y, przeci�ty nitk� mostu, l�ni� skrami s�onecznego blasku. Sun�y po niej tu i �wdzie kupieckie barki, szkuty i komiegi. Rozleg�o si� dyskretne pukanie do drzwi. Na przyzwalaj�ce mrukni�cie uchyli�y si� i na progu stan�� Czy�, jeden z kr�lewskich sekretarzy. - Co wa�pan masz do mnie? - mrukn�� opryskliwie Zygmunt widz�c, �e dworak czeka na jego s�owa. Obrzuci� go przy tym niech�tnym spojrzeniem, gdy� nie lubi�, gdy mu przeszkadzano w czasie przeznaczonym na osobiste zaj�cia. - Przysz�a poczta, mi�o�ciwy panie. Jego wielmo�no�� pan kanclerz pyta, czy �yczycie sobie, aby zaraz j� przed�o�y�. - Jest a� tak pilna? - Zdawa� si� by� ni� poruszony. - Od kogo? - Od jego wielmo�no�ci hetmana Chodkiewicza. S� te� pono i wie�ci o carewiczu moskiewskim. Zygmunt o�ywi� si�. - O Dymitrze? Dobrze, niech mnie oczekuje w bia�ej komnacie. Zaraz tam przyb�d�. By� to gabinet, w kt�rym kr�l pracowa� i prowadzi� rozmowy, radz�c nad sprawami pa�stwa. Zasta� tam ju� che�mi�skiego biskupa, a obecnie wicekanclerza Piotra Tylickiego. By� to cz�owiek przedsi�biorczy i pracowity, znany z dowcipu, ale i z chciwo�ci na dobra doczesne. Na widok wchodz�cego kr�la z�o�y� mu g��boki uk�on i czeka�, zgodnie z obyczajem, na odezwanie si� monarchy. Ten za� podchodz�c do swego fotela burkn�� niezbyt uprzejmie: - Wasza eminencja uzna�e� za potrzebne mnie niepokoi�? - Dobrze wiadomo�ci warte s� tego, wasza kr�lewska mo��... Dorpat wzi�ty. - Ooo... - To kr�tkie mrukni�cie by�o jedyn� monarsz� reakcj� na us�yszan� wiadomo��. Nie zawiera�o rado�ci, lecz jedynie nieco kostycznego uznania. - Im� Chodkiewicz daje sobie jednak rad� mimo ci�g�ych narzeka�, �e pozostawiamy go bez wsparcia... - dorzuci� po chwili. - Bo te� tak i jest. �o�nierz grozi now� konfederacj�, gdy� wci�� zalegamy z �o�dem. Zygmunt nie podj�� jednak tego w�tku, machn�wszy tylko lekcewa��co d�oni�, i poleci�: - Czytaj, eminencjo, list. Kiedy pisany? - Dwudziestego trzeciego kwietnia. Jak zwykle hetman sk�py w s�owach, kiedy m�wi o sobie. Ale wielki sukces osi�gn��, zwa�ywszy na si�y, jakimi tam rozporz�dza! - Czytaj�e... - powt�rzy� Zygmunt ju� z pewnym zniecierpliwieniem. Tylicki uni�s� wi�c papier nieco bli�ej oczu i rozpocz��: "...Tydzie� ju�, jak Dorpat odebrany. Czeka�em na listy Waszej Kr�lewskiej Mo�ci, kt�re mnie teraz dopiero dosz�y. Warunki poddania si� ich posy�am. Wyszli z chor�gwiami zwinionymi, groty na d�, muszkiety pod pach� trzymaj�c". "...Zostawi�em mieszczan przy ich prawach; przywilej i piecz�� ksi�cia Karola odebra�em i Waszej Kr�lewskiej Mo�ci posy�am - niekt�rzy z nich jeszcze ksi�ciu przychylni". "...Stakelberg, maj�cy znaczne dobra w tym�e porcie, pojecha� do Rewla, sk�d mnie wszystko donosi� b�dzie. W podobnym�e zamiarze Engelhart Tyzenhauz, poufalec ksi�cia, a� do Szwecji si� uda�. Tym zapewni�em zwr�cenie d�br. Wojsko nasze o�wiadczy�o si�, �e kiedy mu do �wi�tego Jana nie zap�ac�, z pola zejdzie i w Litwie swego poszukiwa� b�dzie". "...O �ywno�ci w Kurlandii ani s�ycha�. Ry�anie stu pi��dziesi�ciu ludziom na trzy miesi�ce pos�ali dwie�cie beczek m�ki i sto pi��dziesi�t po�ci s�oniny odwie�li do Kiesi, ale stamt�d jej sprowadzi� nie mo�na..." Kanclerz przerwa� czytanie i spojrza� wyczekuj�co na kr�la. Ten milcza� przez chwil�, wreszcie spyta�: - Czy aby nie zawiedzie si� na nich? - O kim wasza mi�o�� m�wi? - zdziwi� si� Tylicki. - No ten, Stakelberg... Bo Engelharta Tyzenhauza znam, zbytnio ufa� mu nie mo�na. Tylicki zmarszczy� na kr�tk� chwil� brwi, zaskoczony tak� reakcj� kr�lewsk� na otrzymane wiadomo�ci. Opanowa� jednak rozdra�nienie i odezwa� si� z o�ywieniem w g�osie: - Pi�kn� jednak wiktori� odni�s� pan Chodkiewicz! I to z tak lich� gar�ci� �o�nierza! Jakem jego list przeczyta�, rad by�em jak z zacnego podarku. - Ow� piecz�� suderma�skiego ksi�cia i przywilej dla Dorpatu wasza wielmo�no�� otrzyma�e�? - Nadesz�y wraz z listem. Teraz trzeba rad� zwo�a� dla rozstrzygni�cia spraw pozostawionych przez hetmana do naszej decyzji. Trzeba by te� znale�� pieni�dze na zaspokojenie �o�nierskieh ��da�; inaczej bez wojska ostawim hetmana. A je�li konfederacj� uczyni� i rusz� na Litw�, poczn� si� grabie�e i niszczenie kraju. - Spieszy� z tym nie zamierzam. Wszelkie pochopne postanowienia licha warte. Biskup poczerwienia� na twarzy. - Z zap�at� �o�du nie nale�y jednak zwleka�. Nie b�d� walczy� o pustych �o��dkach! - Pieni�dzy im z pustego worka nie nasypi� - odpowiedzia� oboj�tnie Zygmunt, jakby nie dostrzegaj�c wzburzenia kanclerza. Potem takim samym tonem dorzuci�: - A co z carewiczem? Pono� te� otrzyma�e�, eminencjo, jakie� wie�ci? - Tak, wasza mi�o��, i to z paru stron. Niekt�rzy pomawiaj� go o szalbierstwo, ale wi�kszo�� twierdzi, �e w istocie jest Dymitrem. Pono� s� na to dowody naocznych �wiadk�w. - A wi�c jednak? M�wcie zatem. - Po wyt�pieniu opornych mu bojar�w jak Romanowowie, Szujscy, Nagoje czy Bielscy car Borys postanowi� pozby� si� syna Iwana Gro�nego, carewicza Dymitra. Skaptowa� przeto niekt�rych jego dworzan, a potem wys�a� do Uglicza - gdzie w monasterze przebywa�a caryca z synem - niejakiego Biatigorskiego z kilkoma pomocnikami, rzekomo dla powi�kszenia dworu carewicza. Biatigorski wszed� w konfidencj� z niejak� Wo�kow�, dozorczyni� ksi���cia, z kt�rym chowa� si� jej w�asny syn Dani�o. Mimo nieustaj�cej czujno�ci carowej zdarzy�a si� sposobno��. Wo�kowa wys�a�a na dziedziniec Dymitra, by bawi� si� z jej synem, ten za�, pouczony zawczasu, chwyci� carewicza za gard�o i przytrzyma�, a zaczajeni siepacze doko�czyli dzie�a. Widzia� ten niecny czyn jaki� diak cerkiewny; przera�ony pobieg� do cerkwi i uderzy� w dzwon. Zbiegli si� ludzie, a ujrzawszy, co zasz�o, wyci�gn�li z ukrycia sprawc�w ohydnego mordu i ukamienowali. Zgin�o przy tym wielu niewinnych dworzan. Gdy wie�� o �mierci Dymitra dotar�a do Borysa, ten zaraz rozg�osi�, �e carewicz sam sobie odebra� �ycie w paroksyzmie gor�czki, co nie znalaz�o wszak�e wiary u ludu. Carow� za� zamkn�� w monasterze, gdzie pono� przebywa pod imieniem Marfy. Jej braci wygna� na Sybir, a wielu mieszka�c�w Uglicza, zbyt g�o�no daj�cych �wiadectwo prawdzie, kaza� straci�. - Je�li tak rzecz si� mia�a, �w m�odzian, kt�ry pojawi� si� u nas, istotnie jest chyba szalbierzem? Sk�d zatem znajduj� si� tacy, co go bior� w obron�? - Relacj� o �mierci podaj� ci, co go zw� samozwa�cem i k�amc�. Natomiast inni daj� wiar� Dymitrowi, kt�ry tak rzecz opisuje: By� u jego ojca, cara Iwana, zaufany lekarz rodem z Niemiec. Pozosta� potem przy carewiczu. Spiskowcy wkr�tce przekonali si�, �e bez jego pomocy nie uzyskaj� dost�pu do pachol�cia. Wezwa� wi�c Godunow owego lekarza do siebie i obieca� mu wielk� nagrod� za pomoc. Ten, b�d�c m�drym cz�owiekiem, poj��, �e je�li odm�wi, sam �ycie straci, bo Borys �wiadka swoich zamierze� przy �yciu nie ostawi, a powierzony jego pieczy m�odzian zginie tak�e. Tote� pozornie przyj�� propozycj� carsk�, ale potem tak spraw� pokierowa�, �e uda�o mu si� w por� zamieni� Dymitra na podobnego ch�opca, niejakiego Siemaszk�, kt�rego w �o�u carewicza u�o�y�, bo rzecz si� mia�a nie za dnia, ale noc�. Tak tedy Siemiaszko odda� swe �ycie za carewicza. Zbrodnia dopiero rankiem wysz�a na jaw, kiedy jeden z dworzan, zaszed�szy do sypialni, ujrza� zw�oki le��ce w pokrwawionej po�cieli. Zaraz te� uderzono w dzwon, zbieg�o si� posp�lstwo i rzuci�o na dworsk� s�u�b�. Lekarz za� wyprowadzi� carewicza z kryj�wki i nawet nie powiadamiaj�c matki w obawie, �e tajemnicy nie zdo�a dochowa�, uciek� na Ukrain� do kniazia M�cis�awskiego, dawniej wygnanego z dworu. Do swej �mierci �w lekarz opiekowa� si� carewiczem kszta�c�c go w r�nych naukach, pono� nawet i �aciny ch�opca nauczy�. Potem mia� carewicz przebywa� w Haszczy, mie�cie nale��cym do rodu Haskich z Boharynia. Tam do szk� chodzi�, nie zdradzaj�c, kim jest. M�wi� te�, �e ostatnio przebywa� w Inflantach, gdzie opiekowali si� nim ojcowie jezuici. - A �wiadkowie? Kim s� i co zeznali? - Kiedy carewicz przebywa� u Wi�niowieckich w Za�u�u, przyjecha� tam niejaki Piotrowski, dworzanin litewskiego kanclerza, Lwa Sapiehy. By� w moskiewskiej niewoli jeszcze za czas�w cara Iwana i widywa� Dymitra, tote� wnet go pozna�. Potem nawet przypomnia� sobie, �e s�u�y� mu jaki� czas r�wnie� w Ugliczu. St�d widzia� pewne znaki na jego ciele, kt�re znalaz� teraz u owego m�czyzny. A znaki te niemo�liwe s� do podrobienia, bo to brodawka na licu i jedno rami� wy�sze. - Samozwaniec m�g� go przekupi� jakowym� znacznym podarkiem albo godno�� przy sobie obieca�... - Swoje zeznania Piotrowski zaprzysi�g� przed ksi�ciem Wi�niowieckim. Uwierzy� trudno, by znalaz� si� cz�ek, co by zbawienie wieczne za doczesne dobro sprzeda�, tote� ksi��� da� wiar� �wiadectwu i zacz�� swemu go�ciowi oddawa� cze�� przynale�n� monarsze. - W jakim wieku jest �w m�odzian? - Ma oko�o dwudziestu paru lat, zatem wiek by si� zgadza�, gdy� zamach mia� miejsce w roku dziewi��dziesi�tym pierwszym. - I teraz dopiero wyzna�, kim jest? Czemu pierwej tego nie uczyni�? - Nie zrobi�by tego chyba i teraz, ale ci�ko zachorowa�, wi�c wezwa� kap�ana i przy spowiedzi wyjawi� swoje pochodzenie. Kap�an, poruszony tak wa�n� wie�ci�, domaga� si� zwolnienia z tajemnicy spowiedzi, czemu Dymitr w mniemaniu, �e dni swoich do�ywa, nie sprzeciwi� si�. Jednak ozdrowia�, a kiedy ksi��� Adam, us�yszawszy o sprawie, zacz�� go przes�uchiwa�, da� mu pami�tnik, w kt�rym wszystkie swoje przygody spisywa�. Pokaza� tak�e z�oty krzy�, wysadzany drogimi kamieniami, jaki zgodnie z obyczajem otrzyma� przy chrzcie od kniazia M�cis�awskiego, by w razie potrzeby m�g� za�wiadczy� o prawdzie jego s��w. - Knia� potwierdzi�? - Tego jeszcze nie wiem, ale my�l�, �e tak si� stanie, bo inaczej Dymitr krzy�a by nie pokaza�. Tego� mniemania s� i ojcowie jezuici, kt�rzy go wzi�li pod opiek�. - Ojcowie jezuici, m�wisz, eminencjo? - spyta� z o�ywieniem Zygmunt. - Sprawa zatem b�aha nie jest i chyba na prawdzie polega... - Sk�onili carewicza do wys�ania papie�owi pisma ze s�owami czci, sami natomiast starania czyni�, by sprawa zbyt wcze�nie nie sta�a si� g�o�na, tote� zakazuj� o niej m�wi�. - S�usznie... Gdzie teraz przebywa? - Jaki� czas by� u ksi�cia Konstantego, ten za� pos�a� go do Sambora, do swego te�cia, wojewody sandomierskiego Mniszcha. Pono� odwiedzi� go tam nuncjusz Rangoni, kt�remu ojcowie przys�ali wiadomo��, gdy� carewicz obiecuje wiar� katolick� w moskiewskim pa�stwie zaprowadzi�. - Wobec tak wielkiej nadziei i nam nie wolno sprawy poniecha�! - ju� z wyra�nym przej�ciem rzuci� Zygmunt. - Wy�lij zaraz, eminencjo, umy�lnego do kanclerza Sapiehy. On sprawy moskiewskie zna najlepiej, tote� i ta na pewno nie jest mu obca. Chcia�bym wiedzie�, co o niej s�dzi. Niech nie zwleka z odpowiedzi�, ja za� rzecz wezm� pod rozwag�... Tylicki sk�oni� si� bez s�owa i uznaj�c pos�uchanie za zako�czone, ruszy� ku drzwiom. Na ganku drewnianego dworzyszcza, zwanego zwykle przez s�u�b� pa�acem, obsiad�o st� kilku m�czyzn o ubiorach �wiadcz�cych, �e wojennego byli rzemios�a. Miejsce u szczytu zajmowa� litewski hetman polny pan Chodkiewicz. By� to m�� w latach czterdziestych, o twarzy otoczonej p�kolist� brod�, surowym obliczu i wydatnym nosie. Oczy odziedziczone po matce, Krystynie ze Zborowskich, mia�y w spojrzeniu dum� i srogo��, kt�re naj�mielszym rycerzom zamyka�y g�b� ch�tn� zwykle do sprzeciwu. Mimo �e by� ju� pocz�tek czerwca, zarzuci� na ramiona deli�. Wiecz�r bowiem ju� si� robi� i wia�o mocno z pobliskiego jeziora Pejpus, a i Ba�tyk nie by� zbyt odleg�y. Po wojennych za� trudach i srogiej zimie hetman nie cieszy� si� pe�nym zdrowiem. Obok niego zajmowa� miejsce Teodor Lacki, pisarz polny litewski, hetma�ski przyjaciel. Barczyste ramiona i pot�ne d�onie zdradza�y wielk� si��. Jako� istotnie by� to rycerz o niepospolitej mocy. Potrafi� na jednej d�oni unie�� za�ywnego cz�eka, posz�stn� karoc� chwyciwszy za tylne ko�a zatrzyma� w biegu, byka, u�apiwszy za rogi, powali� na ziemi�. Cieszy� si� wi�c w�r�d rycerstwa wielk� s�aw�. Po drugiej r�ce pana Chodkiewicza siedzia� niemieckiego pochodzenia wojewoda inflancki, Jerzy Farensbach, ten sam, kt�ry wiernie s�u��c Zygmuntowi, na jego tajne polecenie wszcz�� wojenne kroki przeciwko Szwedom. Starszy ju� wiekiem, o siwym w�sie i takich�e sutych brwiach, by� do�wiadczonym i zdolnym dow�dc�. Przeciwn� stron� sto�u obsiedli Wincenty Woyna, inturski starosta, tak�e dow�dca jeden z przedniejszych, o brodzie wygolonej, ale w�sie na mod�� szwedzk� ostro na ko�cach skr�conym, oraz Pawe� Niszczycki kasztelan sierpecki, stra�nik w hetma�skim sztabie - cz�ek o twarzy pe�nej, rumianej, kr�g�ym nosie i weso�ym spojrzeniu jasnych oczu. Wszak�e w dobroduszno�� jego lica zbytnio nie mo�na by�o wierzy�, gdy� w istocie by� przebieg�y niczym lis. Jednak hetman darzy� go zaufaniem i w�a�nie dlatego powierzy� mu godno�� wojskowego stra�nika. Ten bowiem, zgodnie ze zwyczajem, mia� obowi�zek nie tylko czuwania nad porz�dkiem w wojsku, ale i kierowania wywiadem. Dw�r, gdzie mieli kwater�, nale�a� do niemieckiego szlachcica, kt�ry z powodu niespokojnych czas�w opu�ci� go wraz z rodzin�. Sta�o w nim dwustu ludzi piechoty Fittinga jako hetma�ska stra� przyboczna i stu petyhorc�w Zachariasza dla zwiad�w i s�u�by kurierskiej; reszt� za� �o�nierzy, ma�o co wi�cej ponad tysi�c, kwaterowa�o w pobliskich wioskach, przewa�nie po nadbrze�nych osadach rybackich, gdy� pobliskie jeziora otacza�y bujne ��ki, zapewniaj�c pasz� dla koni i ryb� dla �o�nierzy. S�abe wi�c mia� hetman si�y, kt�rymi wiele zdzia�a� nie m�g�. Ogranicza� jednak jak tylko si� da�o swobod� ruch�w szwedzkich oddzia��w w ich wyprawach po zaopatrzenie. Pieni�dzy na �o�d i inne wydatki mimo ci�g�ych obietnic nie otrzymywa�, wi�c zdobywa� pan Chodkiewicz fundusze r�nymi sposobami: to zaci�ga� po�yczki u mieszczan, to si�ga� i do w�asnej szkatu�y, kt�r� ostatnio zasili�, daj�c pod zastaw jedn� ze swoich maj�tno�ci. I wci�� daremnie s�a� listy do kr�la, bowiem na �o�d tych pieni�dzy w �adnym razie starczy� nie mog�o. Nieomal te� b�aga� litewskich pan�w o udzielenie pomocy w �o�nierzu, chocia�by z w�asnych, prywatnych chor�gwi. O ile kr�l zdawa� si� by� g�uchy na jego molestacje, to litewscy wielmo�e, bardziej rozumiej�c potrzeb� obrony pobliskich Inflant, wsparcie, cho� szczup�e, zacz�li nadsy�a�. Od Lwa Sapiehy przyby� Kamie�ski z rot� piechoty, paru innych zapowiedzia�o wymarsz oddzia��w, lada dzie� oczekiwa� r�wnie� hetman starosty feli�skiego, D�browy. By�o tego jednak wci�� za ma�o, by mo�na by�o my�le� o powa�niejszej rozprawie. Tote� trosk i zgryzot nie brak�o. Teraz za� pan stra�nik otrzyma� wiadomo�ci, kt�re sk�oni�y hetmana do zwo�ania narady. Otrzymawszy g�os, pan Niszczycki oznajmi� je zebranym: - Jak donie�li mi godni zaufania ludzie, Szwedzi przyst�pili do wzmacniania mur�w Narwy, zw�aszcza za� odbudowuj� fortyfikacje samego zamku. Pracuje tam pono� moc ludu pod nadzorem miejscowej za�ogi. T� za� powi�kszono, bo z powodu owej budowy musieli rozwali� cz��� zamkowych umocnie�. Oto, prosz� pan�w braci, pierwsza wiadomo��, kt�r� na �yczenie pana hetmana przekazuj�. O drugiej b�dzie jeszcze czas m�wi�. - To� zawiesi� nam, Pawle, niby krukom przed dzioby, pi�kny k�s sera... - Lacki westchn�� po us�yszeniu tej relacji. Pochmurne zazwyczaj oblicze pana Chodkiewicza rozpogodzi�o si�. - Raczej to ja wa�panom �w k�s podsuwam - rzuci� z b�yskiem w oku. - Warto bowiem rozwa�y�, czy nie skorzysta� z nadarzaj�cej si� okazji, by Szwedom przypomnie�, �e nie oni tu panami! Tote� prosi�em was na narad�, by wsp�lnie pomy�le�, jak rzecz wykona�. Si� nie mamy du�o, tote� Szweda trzeba podej�� z nag�a i nie wdaj�c si� w d�ug� walk�. Sprawa dla piechoty, ale ta ma�o ruchliwa, pos�a� za� konnych, to o ich ruszeniu z kwater wnet Szwedzi b�d� wiedzieli... - A mo�e by Narw� ludzi na tratwach sp�awi�? - mrukn�� Farensbach. - Rzeka od jeziora sitowiem obros�a i przewa�nie lasem p�ynie. Na miejsce noc� podjecha� i z nag�a na brzeg wyskoczy�... - Rada przednia, mo�ci wojewodo! - Hetman z ukontentowania uderzy� si� po kolanie. Wszak�e zaraz zatroszczy� si�: - Ale jak z powrotem? Pod pr�d na tratwach nie pop�yn�... - Piechota cofnie si� w bliskie lasy i tam da ju� sobie rad�, je�liby nieprzyjaciel odwa�y� si� j� �ciga�. Szwedzi las�w jednak nie lubi�, tote� pogoni mo�na si� nie ba�. Lacki popar� projekt Farensbacha. - Zatem zgoda! Poprowadz� Kami�ski lub Fitting! - zadecydowa� hetman. - Przyka�� zawczasu do rzeki lasami cie�li podes�a� i w odludnym miejscu tratwy szykowa�. Dni pi�� na to wystarczy. - Na miejscu za� niech waszmo�� Niszczycki ka�auz�w * ma gotowych, by �o�nierz nie pob��dzi� - zauwa�y� pan Lacki. Przewodnik�w. - Ci b�d� na czas. - Pan stra�nik u�miechn�� si� dobrodusznie, potem dorzuci�: - A teraz, waszmo�ciowie, druga wiadomo��! Tu� przed nasz� narad� wr�ci� zwiad donosz�c, �e o dwa dni drogi ci�gnie ku nam husarska chor�giew... - Czyja i w wiele koni?! - �ywo spyta� hetman poja�nia�y na obliczu. - Nasi spotkali jej czaty, bo idzie ostro�nie. Chor�giew jest pana Szcz�snego Niewiarowskiego, liczy blisko stu pi��dziesi�ciu towarzyszy, a prowadzi j� Aleksander Lisowski, kt�ry w niej porucznikuje. - Lisowski, powiadasz waszmo��? Jest ich kilku braci, wszyscy wojenni ludzie, ale w�a�nie Aleksander pono� najbardziej si� dot�d odznaczy�... - Znam i ja ten r�d - wtr�ci� Niszczycki. - Za Zygmunta Augusta rodzic ich, Jan herbu Je�, przeni�s� si� z Pomorza na Litw�, znaczne tam maj�c dobra, z kt�rych g��wne Krokoszyn i Wo�ki. Aleksander rozpocz�� s�u�b� u Jana Potockiego jako towarzysz husarski i pod jego komend� walczy�. Na Multanach i Wo�oszczy�nie s�aw� rycersk� si� okry�, tote� do porucznikostwa doszed�. Wzory za� mia� najwy�szej marki, gdy� poza panem Potockim dowodzili w�wczas i sam hetman wielki Zamoyski, i pan ��kiewski, a tak�e Konstanty Wi�niowiecki, Miko�aj Stru�, Dani�owicz, Kazanowski... Przeto �o�nierzem sta� si� znakomitym, jednak harda to dusza i do wojennej dyscypliny z trudem si� nagina. - Zatem mo�e jemu wypraw� powierzy�? - zastanowi� si� wojewoda. - Je�li i odwagi, i do�wiadczenia mu nie brakuje, niech poka�e, do czego zdolny. Tym bardziej �e Szwedzi go nie spostrzeg�, bo owej chor�gwi jeszcze zapewne na oku nie maj�... - Pomy�l� nad tym - mrukn�� Chodkiewicz. - Zwa�y� bowiem trzeba, �e �o�nierz b�dzie utrudzony marszem. - Niewielka to mitr�ga, skoro wolno id� - zauwa�y� Lacki. - Pode�lij mu zatem waszmo�� go�ca, niech chor�giew wyprzedzi i w skok tu si� stawi. Obaczym, co powie... Na rzucone przyzwolenie drzwi, pchni�te siln� r�k�, otworzy�y si� gwa�townie i na progu stan�� rycerz w husarskiej zbroi. By� s�usznego wzrostu, smuk�y i prosty jak pie� m�odego �wierka. Napier�nik l�ni� wypuk�o�ci� o�ci, g�ow� kry� he�m z nakarczkiem i nosalem. Obojczyk, naramienniki i karwasze dope�nia�y ochronnego rynsztunku. Pod nim wida� by�o mocno przetarty �upan, nogi os�ania�y lu�ne szarawary, tkwi�ce w cholewach zab�oconych, rudych but�w. Twarz mia� such�, oczy kierowane na hetmana l�ni�y �ywo�ci� spojrzenia, a ciemny w�s uk�ada� si� dwoma czarnymi skrzyd�ami pod lekko garbatym nosem o ostro zarysowanych nozdrzach. Pan Chodkiewicz odwr�ci� si� od sto�u, za kt�rym siedzia� zaj�ty roz�o�onymi papierami, i obrzuci� rycerza badawczym wzrokiem. Wiedzia�, kogo ma przed sob�, bo przyboczny oficer zg�osi� mu przybysza. Ten przem�wi� sk�aniaj�c si� lekko: - Cze�� i powinny pok�on sk�adam. Czy przed wielmo�nym panem hetmanem staj�? - W istocie - stwierdzi� spokojnie Chodkiewicz. - Ja za� chyba porucznika Lisowskiego ogl�dam? - Tak jest, wasza wielmo�no��. Po�pieszy�em zgodnie z otrzymanym rozkazem, chor�giew ostawuj�c w drodze. T� za� z polecenia mojego rotmistrza, Szcz�snego Niewiarowskiego, do waszej dyspozycji wiod�. Rotmistrza sprawy polityczne zatrzyma�y w Wilnie, ale i on rych�o przyb�dzie do boku waszej wielmo�no�ci. - Rad to s�ysz�, bo ka�da szabla teraz na wag� z�ota! A ju� taka jak Niewiarowskiego za dziesi�� stoi. A o wa�panu te� ju� nieco s�ysza�em... - Mnie za� o waszej wielmo�no�ci wi�cej wiadomo, gdy� nie byle jaki mir macie w�r�d rycerstwa. Tote� rad jestem, �e pod tak� r�k� b�d� s�u�y�! Chodkiewicz �ci�gn�� brwi rzucaj�c zgry�liwie: - Wa�� komplementa chcesz mi prawi� niby dworskiej pannie? Jednak porucznik zdawa� si� nie dostrzega� gniewnego oblicza i tonu wypowiedzi, bo odezwa� si� beztrosko: - Im te� komplement�w nie prawi�. Zwyk�em gada�, co my�l�, tak�e wtedy, kiedy i przygani� musz�. - Tusz�, �e zechcesz mnie oszcz�dzi�... - rzek�, tym razem ju� tylko ironicznie hetman, po czym doda� wracaj�c do sedna sprawy: - Daleko wa�ci ludzie? - Dzi� wiecz�r powinni tu by�. - Wielce zdro�eni drog�? - Wiod� chor�giew jedn� z lepszych w kraju, wasza wielmo�no��! To dla nich fraszka, tym bardziej �e przez ostro�no�� szli�my wolno. - To dobrze, bo mia�bym dla was zadanie, kt�re od razu, z marszu nale�y wykona�. - Rad to s�ysz�, bom oczekiwa�, �e przy waszym boku nud�w nie zaznam. - Tedy odetchnij nieco, bo widz�, �e� z siod�a przede mn� stan��. Pacholik wska�e ci kwater� i zadba o posi�ek. A zasi� staw si� po rozkazy, dowiesz si�, w czym sedno. Po wymianie licznych list�w pomi�dzy zi�ciem i te�ciem, czyli ksi�ciem Konstantym Wi�niowieckim a wojewod� Jerzym Mniszchem, wczesn� wiosn� zjecha� do Sambora carewicz moskiewski Dymitr. Du�o mia� z tym pan wojewoda ambarasu, bo dw�r carewicza ur�s� ju� do kilkudziesi�ciu os�b. Sk�ada� si� ze s�u�by osobistej, w�r�d kt�rej by� oddany, wierny zausznik Grigorij, oraz z towarzysz�cych mu jezuit�w, pe�ni�cych funkcje sekretarzy i nauczycieli, a tak�e z przybocznej, cho� jeszcze nielicznej stra�y. Pr�cz tego sporo by�o i podrz�dniejszej czeladzi, jak wo�nice, stajenni i inni pacho�kowie. POza czered� tej s�u�by przebywali przy Dymitrze r�wnie� wys�annicy niekt�rych rod�w bojarskich, jak M�cis�awskich czy Nagoj�w, by donosi� swym mocodawcom o przebiegu jego sprawy w Polsce i dysponowa� przysy�anymi zapomogami pieni�nymi. Tak znaczna liczba przybysz�w wymaga�a zapewnienia im kwater. Jednak samborski starosta sprosta� temu zadaniu. Zaroi�o si� wi�c w mie�cie po przybyciu carewiczowskiego orszaku. Pan Mniszech pozostawi� go�ciowi nieco czasu na urz�dzenie si� w nowym miejscu, wszak�e wkr�tce prosi� go na powitaln� wieczerz�. Wzi�li w niej udzia� i zaproszeni go�cie z s�siedztwa, kt�rzy zjechali wraz z ma��onkami, ciekawymi ujrze� przysz�ego w�adc� moskiewskiego pa�stwa. Ucztowano wi�c gwarnie i weso�o do p�nych nocnych godzin. Tote� by�o ju� dobrze po p�nocy, kiedy Dymitr, nieco tylko podchmielony, bo trunk�w u�ywa� z umiarem, powr�ci� na kwater�. Czeka� tam na niego �w wierny s�uga i zaufany doradca, Grigorij Paw�owicz Suchecki. Twierdzi�, �e po ojcu, ruskim szlachcicu, posiada� dobra nadane przez Iwana Gro�nego, ale ziemi� zagarn�li niecni stryjowie, jego skazuj�c na w��cz�g� po �wiecie. Jako� ma�o by�o pobliskich krain, gdzie nie postawi�by stopy. W Otoma�skim imperium sp�dzi� sporo lat, a tak�e i w tatarskim Chanacie, w swojej w��cz�dze zaw�drowa� nawet do Persji. By� okiem i uchem swego pana Dymitra, a tak�e jego najwierniejszym doradc�, traktuj�c m�odzie�ca nieomal jak w�asnego syna. Niski, szczup�y jak zapa�ka, nosi� wystrz�pion� kozi� br�dk�, mi�sisty nos zwisa� mu nad grubymi wargami, a nieco sko�ne, zielone oczy patrzy�y przebiegle spod nabrzmia�ych powiek. Jak twierdzili niekt�rzy, do diabelskiego wygl�du tylko rog�w brakowa�o mu na �bie. Siedzia� w krze�le z por�czami, i z g�ow� przechylon� do ty�u spa�, pochrapuj�c przez nastroszone w�sy. Nie obcinany knot stoj�cej na stole �wiecy skwiercza� z nadmiaru roztopionego wosku, kt�ry, �ciekaj�c, tworzy� zastyg�y warkocz. Dymitr zbli�y� si� do �pi�cego i z u�miechem na twarzy tr�ci� go w rami�. - Ej, Grigorij, �wieca wnet zga�nie! Suchecki ockn�� si� i poderwa� z krzes�a. - Wybaczcie, wasza mi�o��, alem zm�czy� si� czekaniem. - Nie szkodzi, daj now� �wiec�, bo ostaniem bez �wiat�a. Dymitr by� m�odym m�czyzn� o smuk�ej i zgrabnej postaci. Mia� jasne w�osy o rudawym odcieniu, niebieskie oczy, nieco zadarty nos i du�e usta, kt�rych u�miech, ukazuj�c biel z�b�w, przysparza� twarzy wdzi�ku m�odo�ci. Ubrany w polski str�j nosi� pod deli� at�asowy, szmaragdowy �upan, zapinany na ozdobne guzy, przepasany szerokim, bogato wyszywanym z�ot� nici� pasem. Rzuci� deli� na pos�anie i skin�wszy na s�ug�, uni�s� w g�r� r�ce. Grigorij zrozumia� ten gest, bo przyst�pi� do carewicza i uj�wszy koniec jego pasa zacz�� go zwija�, Dymitr za� z wolna obraca� si� wok� siebie. Nieskory do rozm�w, jak zwykle wola� milcze�, ale s�uga, ciekaw przebiegu wieczerzy, zagadn�� carewicza: - Godnie was przyj�to? - Przyzna� trzeba, �e z wielk� grzeczno�ci�. Jad�o by�o obfite, trunk�w a� nadmiar, wszyscy za� wielce mi przyja�ni... - Widz�, �e w trunkach nie pofolgowali�cie sobie. To i dobrze, bo w zapr�szonej g�owie j�zyk zbyt ch�tny do mielenia byle czego. Dymitr u�miechn�� si�. - Wiesz, �em do nich nieskory... A zreszt� by�em ci pos�uszny, stary... - Klepn�� s�ug� przyjacielskim gestem po ramieniu. Suchecki sko�czy� odwijanie pasa i od�o�y� go na skrzyni�. Dymitr opad� na opr�nione krzes�o i wyci�gn�� przed siebie nogi, unosz�c jedn� do �ci�gania obuwia. - A jak gospodarz? M�wili�cie co� o sprawie? - zapyta� Suchecki. - Nie dla ludzkich ona uszu, tote� nie pora by�a ku temu... - S�usznie, tym bardziej �e teraz okazji b�dzie do��. A jak panna, c�rka pana wojewody? Pono� to wielkiej urody dziewka. - Maryna? - Dymitr w milczeniu zapatrzy� si� przed siebie. Dopiero po chwili odezwa� si� m�wi�c wolno, jakby odmawia� modlitw�: - Gibka niby �ania, pier� ma wysok� i smuk�� posta�. Czarne w�osy, mi�kkie i po�yskliwe, czo�o g�adkie, a pod nim dwoje tako� czarnych brwi niby krucze skrzyd�a nad ciemnymi oczami. Bia�e ma lica, a usta czerwone, kt�re zdaj� si� czeka� na poca�unki... - Zn�w zamilk�, ale zaraz dorzuci�: - Nie ma takiej drugiej na �wiecie... Ona jedna, tylko jedna... Suchecki u�miechn�� si� pod w�sem. Widz�, �e bardziej ni� wino zamroczy�a ci my�li. - Od pierwszego wejrzenia, Grigorij... Jakem tylko j� ujrza�, zda�o mi si�, �e anio�a ogl�dam, co na ziemi� zst�pi�... Ani kroku zrobi�, ani s�owa przem�wi� nie mog�em! Na szcz��cie oprzytomnia�em na czas, by nale�ycie j� powita�. - Jak by�a odziana? Bogate mia�a szaty? - Szaty? - Dymitr jakby si� ockn��. - Nie wiem... - I doda� bezradnie: - Chyba w bia�� sukni�, ale przy tej bieli tym czarniejsze zda�y si� w�osy, tym czerwie�sze usta... - I�cie dok�adny opis! - prychn�� ironicznie Grigorij. - Zatem wi�cej chyba w czasie tej wieczerzy ogl�da�e� widok�w, ni�li smakowa�e� potraw. - Bom si� od pierwszego wejrzenia zadurzy�, czego ty, stary capie, poj�� nie umiesz. Wszystko teraz mam za nic krom pragnienia, by j� zdoby�! - G�upstwa gadasz! - zawo�a� bezceremonialnie Suchecki rozgniewany tym o�wiadczeniem. - Bacz, by� si�gaj�c po koron� nie zapl�ta� si� w babskie kiecki. Jeszcze by tego brakowa�o! - Nie poniecham jej, Grigorij... - Dymitr spojrza� z wyrzutem na s�ug�. - P�omie� mnie ogarn�� i tylko ona zdolna go ugasi�. - Wasza mi�o��, opami�taj si�... kamienist� i strom� masz przed sob� drog�, a dopiero na ni� wst�pi�e�. Czy chcesz kolasie przysporzy� �adunku? - Krew w tobie wystyg�a, Grigorij, i nie mo�esz mnie poj��! Zreszt� nie przysporz� sobie k�opot�w ubiegaj�c si� o wzgl�dy tej dziewczyny. Jej rodzic ju� teraz jest mi przychylny, a do tego osta�by przecie� te�ciem moskiewskiego cara! Tym wi�ksz� wi�c i bardziej gorliw� oka�e mi pomoc, a za nim p�jd� i inni polscy panowie, chocia�by z po��dania, by i dla siebie zdoby� godno�ci na dworze swojej rodaczki. Jednak Suchecki nie da� si� przekona�. - To zgo�a nie takie pewne. Nie zapominajcie, wasza mi�o��, �e nie wszyscy wierz� w wasze prawa. - Je�li nie wierz�, rych�o to uczyni�, bo prawda musi zwyci�y�! - Ale t� prawd� znamy tylko my, zatem nale�y jej dowie��. A dowody, jakimi dysponujesz, aczkolwiek maj� swoj� wag�, przecie� nie s� niezbite... Dymitr spojrza� badawczo na s�ug�. - Czy�by� i ty we mnie w�tpi�? Te lata przebywania przy mnie nie da�y ci pewno�ci? Suchecki spojrza� z wyrzutem na carewicza. - Ma�om ci da� dowod�w swej wierno�ci i mi�owania? Dymitr obr�ci� si� i po�o�y� d�o� na ramieniu starego. - Wybacz mi te s�owa... Wiem, �e tylko na tobie mog� naprawd� polega�. - Tedy nie m�wmy ju� o tym. Wszak�e nie zmieniam mniemania, �e sam sobie przysparzasz k�opot�w, tote� �ci�gnij wodze ��dzom. W poezji si� lubujesz, blask�w ksi�yca i �piewu ptaszk�w szukasz miast jako przysz�y w�adca mnogich lud�w surowo i zimno sprawy rozs�dza�. Natury nie zmienisz, to prawda, ale chocia� s�uchaj rady! - Nie widz� nijakiej gro�by, kt�rej ubieganie si� o r�k� Maryny mia�oby przyczyni�... - A ja tak, i to powa�n�. Powiniene� jako ruski car wprowadzi� na tron z ruskiego rodu ma��onk�. Obca, a do tego innej wiary, miast zjedna� pog��bi nienawi�� nieprzychylnych nam bojarskich rod�w. I co jeszcze wa�niejsze, prawos�awnego duchowie�stwa! A s� te� zapewne i tacy, co ju� teraz szukaj� w�r�d swoich c�rek ma��onki dla ciebie. Dymitr u�miechn�� si� beztrosko. - Z g�ry trzeba za�o�y�, �e nie wszystkie moje decyzje przypadn� im do smaku. Ale niczego za darmo nie da si� osi�gn��. Zamierzam �y� w zgodzie z bojarami, lecz i oni b�d� musieli p�j�� na ust�pstwa, chocia�by w sprawie wiary. Chyba rozumiesz, �e bez katolickiego chrztu pomocy tu nie uzyskam, a wi�c si�y zbrojnej. A bez niej niczego nie osi�gn�. Skoro wi�c tak� cen� przyjdzie mi zap�aci�, polska carowa daje r�kojmi� dotrzymania przeze mnie obietnic. Tote� k�ad�c na wag� obie mo�liwo�ci, w�a�nie carowa z polskiego rodu przewa�a szal�. Bez chrztu i takiej gwarancji mog� tu tylko szuka� s�u�by na kt�rym� z pa�skich dwor�w, a nie si�ga� po koron�! M�j wyb�r ��czy pragnienie serca z racj� stanu, temu chyba nie zaprzeczysz? Suchecki u�miechn�� si� pod w�sem. - NIe od dzi� wiem, �e nie brak ci bystro�ci. Wyw�d mo�e by� i s�uszny, ale i moje obawy nie s� bez podstaw. - Nie maj�c innej, musimy i�� t� drog�, jaka przed nami le�y. Bogu jeno dzi�kowa�, �em rozgorza� mi�owaniem ku dziewce, kt�ra pomoc� mi b�dzie w dalszych przedsi�wzi�ciach. Oby tylko i ona okaza�a mi przychylno��! - Zbyt silny blask ma carska korona, by mu nie ulec. O to mo�esz by�, wasza mi�o��, spokojny. - Oj, Grigorij, Grigorij... - westchn�� Dymitr. - Lubujesz si� w kraszeniu grochu nie s�onin�, ale �ojem... Zawsze dostrzegasz jeno ciemne barwy. A przecie� �wiat jest pe�en tylu pi�knych kolor�w! Zrz�da jeste�, stary, i tyle. - Dymitr wsta� z fotela. - No, pora spocz��, bo rych�o zacznie �wita�. By�a ju� pe�nia lata. Przez otwarte na taras drzwi sz�y do jadalnej komnaty fale gor�cego powietrza. Widoczne na zewn�trz drzewa p�awi�y si� w s�o�cu, nieruchome, jakby zmo�one spiekot�. W komnacie panowa� jednak ch��d, bo grube bale, z jakich stawiana by�a samborska siedziba pana starosty, zabezpiecza�y przed upa�ami lata i ch�odami najsro�szych nawet zim. U kra�ca d�ugiego sto�u siedzia�o trzech m�czyzn, spo�r�d kt�rych poczesne miejsce zajmowa� oty�y m�� o orlim nosie i czarnych oczach, odziany w szat� duchown�. Pelerynka na ramionach �wiadczy�a, �e piastuje wysok� godno�� w ko�cielnej hierarchii. Istotnie, by� to jego eminencja Rangoni, papieski nuncjusz, kt�ry, jako �e sprawa by�a nader wa�na, osobi�cie przyby� do Sambora na narad�. Po jego lewej r�ce siedzia� ojciec Pomaski z Zakonu Jezuit�w, po prawej pan domu, sandomierski wojewoda i mi�dzy innymi starosta samborski Jerzy Mniszech. Jego siwa broda i w�sy oraz poorana bruzdami twarz �wiadczy�y o podesz�ym ju� wieku. Ko�czy� w�a�nie sw� wypowied�: - ...go�cy chodz� teraz coraz cz��ciej. W ostatnim miesi�cu a� trzech ich by�o, dw�ch za� od siebie musia�em mu da�, bo tak�e pisma wysy�a�. - Wiesz, wasza wielmo�no��, co pisa�? - Jego eminencja zerkn�� spod oka na wojewod�. Ten jednak nie dostrzeg� w pytaniu niczego osobliwego. - Wchodzi� w konfidencj� z pos�a�cami nie uchodzi�o. A zreszt� piecz�tuje po trzykro�... - Dok�d je�d��? - G��wnie na Ukrain�, ale tak�e i do Moskwy. Zapanowa�o chwilowe milczenie, kt�re ponownie przerwa� monsignore Rangoni, tym razem zwracaj�c si� do ksi�dza Pomaskiego: - A co wy s�dzicie o Dymitrze, ojcze Franciszku? Czy nie obawiacie si� szalbierstwa, o kt�re pomawiaj� go przeciwnicy? O ile wiem, jeste�cie z nim w konfidencji, a nawet w przyja�ni? - Tak, to prawda... Polubi�em tego m�odzie�ca i ufam, �e jest tym, za kogo si� podaje. - Czy istotnie pragnie zaprowadzi� katolick� wiar� tak�e i w moskiewskim pa�stwie? Czy nie mami nas tylko obietnicami dla zdobycia przychylno�ci i pomocy? - Hm... - Ojciec Franciszek opu�ci� g�ow� i jaki� czas obraca� kciukami z�o�onych d�oni. - Hm... - powt�rzy� mrukni�cie, zanim zacz�� m�wi�: - �ywi obawy przed w�asnym duchowie�stwem, kt�re, wprowadziwszy nowy obrz�dek, wrogim sobie uczyni. A ma ono w moskiewskim narodzie mir wielki i pos�uch. Tote� l�ka si� nie tyle o w�asne sumienie, co o skutki takiego kroku. Gdyby wi�c by� szalbierzem, to z takimi skrupu�ami by si� nie zdradza�, natomiast obiecywa�by wszystko dla dora�nej korzy�ci. Wszak�e jestem przekonany, �e uda mi si� nak�oni� go do podj�cia decyzji. - Niech�e tedy B�g was wspiera w tych zabiegach! - Amen - odpowiedzia� z powag� ojciec Franciszek dorzucaj�c po chwili: - Jakie jeszcze dacie polecenia, wasza eminencjo? Pytanie to nie by�o mi�e uszom pana wojewody, bo nie zamierza� - maj�c w�asne cele na oku - wprz�ga� si� w nuncjuszowy rydwan. Tote� dla podkre�lenia, �e te polecenia nie dotycz� jego osoby, wsta� od sto�u, niby dla zaczerpni�cia ch�odniejszego powietrza, i skierowa� si� ku otwartym drzwiom. Mia� przed sob� g�szcz parku poprzecinany wst�gami �cie�ek. Korony drzew p�awi�y si� w s�o�cu, ale pod ich ga��ziami panowa� mroczny cie� wr�cy wytchnienie od panuj�cego upa�u. By� zafrasowany, bo narasta�y pieni�ne trudno�ci, terminy kwarty za starostwa min�y, a on ich zn�w nie zap�aci�, raty dzier�awne tako� zalega�y. Nawet krok ostateczny, jakim by�a sprzeda� cz��ci rodowych d�br, nie pokry� zobowi�za�. By�o wi�c czym si� frasowa�. Zaja�nia� jednak mira� zdobycia nie tylko wielkich bogactw, ale i splendoru dost�pnego ma�o komu, i to nie w dalekiej i mglistej przysz�o�ci, lecz teraz, bo szansa by�a w zasi�gu r�ki. Coraz bardziej bowiem kusz�ce propozycje, obietnice i coraz wyra�niejsze aluzje jego go�cia zdradza�y, �e uleg� on powabom Maryny, tote� c�rka zacz�a jasno rysowa� si� jako g��wna osnowa nadziei i �mia�ych plan�w. Starsza, Urszula, wysz�a za Konstantego Wi�niowieckiego, m�odsz� czeka� los chyba o wiele wspanialszy. Impreza by�a wszak niepewna i mocno hazardowa - zdawa� sobie z tego spraw�. Jednak nie przychodzi�o jako� na my�L wojewodzie, jak bardzo nara�a w�asne dziecko na liczne i gro�ne niebezpiecze�stwa. Zreszt� ju� od m�odo�ci zdradza� brak skrupu��w w osi�ganiu korzy�ci, bo bra�o si� przecie� od dziewek str�czonych Zygmuntowi Augustowi cz��� ich zarobk�w, ba, nawet wymusza�o ich podzia�! A po �mierci kr�la zagarn�o si� sporo kosztowno�ci i sprz�t�w pod w�asny dach,