8663
Szczegóły |
Tytuł |
8663 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8663 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8663 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8663 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Barrington J. Bayley
Kurs na zderzenie
Przek�ad Joanna Kozak
Rozdzia� pierwszy
Rond Heshke pomy�la�, �e zwyci�stwo bez pychy chyba w�og�le nie jest mo�liwe. Sztandary, sztandary, jak okiem si�gn�� � i�wsz�dzie sztandary.
Na dziedzi�cu Biurpolbloku, siedziby �wiatowego Biura Politycznego, sztandary tworzy�y co� na kszta�t gigantycznego rusztu; jak las kilkudziesi�ciometrowych maszt�w �aglowca. Mimo i� ostatnia wojna z�podgatunkiem dewiant�w � wojna z�Amhrakami � zako�czy�a si� zwyci�stwem ca�e dwadzie�cia lat temu, sztandary wci�� g�osi�y pot�g� militarnego triumfu. Nadal te� celebrowano doroczne parady wojsk, wyg�aszano p�omienne mowy, a�wideory reemitowa�y pe�ne chwalby filmy dokumentalne.
�Walka o�Ziemi� � tak w�a�nie brzmia� oficjalny slogan. Tyle �e Ziemia by�a ju� dawno zdobyta, zdobyta nieodwo�alnie przez Cz�owieka W�a�ciwego, i�Heshke w�g��bi duszy uwa�a�, �e najwy�szy czas wyciszy� troch� triumfalne peany.
Heshke przeci�� dziedziniec, onie�mielony przepychem czerwono-czarnych p��cien, kt�re wch�ania�y przybysza jak mr�wk�. Biurpolblok by� istotnie najwspanialszym z�wielu okaza�ych budynk�w sektora administracyjnego Pradny: jego przeszkolony fronton wznosi� si� ponad tysi�c st�p w�g�r�, a�ca�o�� emanowa�a tak silnym poczuciem w�adzy, �e Heshke natychmiast uzna� swe niedawne obrazoburcze my�li za istne �wi�tokradztwo. Wkroczy� do przestronnego hallu i�na planie wn�trza gmachu odszuka� miejsce, do kt�rego mia� si� uda�.
Wind� dojecha� na dwudzieste pi�tro, po czym rozpocz�� w�dr�wk� tasiemcowymi korytarzami. Zewsz�d mijali go wysocy, przystojni m�czy�ni i�kobiety z�Legion�w Tytana � samozwa�czy Stra�nicy Ziemi, kt�rzy dzier�yli w�a�nie w�adz� polityczn� nad ca�� ludzko�ci�. Nosili l�ni�ce czarno-z�ote uniformy, szczycili si� nieskaziteln� przesz�o�ci� genetyczn� i�rzucali Heshkemu pogardliwe spojrzenia, kt�re ten �wiadomie ignorowa�. Heshke pogodzi� si� ju� z�my�l�, �e ka�da elita wojskowa ma sk�onno�� do przesadnego demonstrowania w�asnej wy�szo�ci � on za� w�ko�cu by� jedynie t�gawym cywilem w��rednim wieku, kt�ry w�dodatku, na ile to naturalnie by�o mo�liwe, w�og�le nie interesowa� si� polityk�. Zajmowa�a go przesz�o��, nie za� przysz�o��.
Dwudzieste pi�tro nale�a�o do Biura Propagandy, a�Heshke wezwany zosta� do Sekcji Archeologicznej � Biurprop (Arch.). Zjawi� si� punktualnie, a�niebrzydka, pewna siebie sekretarka kaza�a mu czeka� na wej�cie do gabinetu zaledwie dziesi�� minut.
Tytan-Major Brourne wsta� na powitanie, darz�c Heshkego jowialnym u�miechem.
� Mi�o was widzie�, obywatelu Heshke. Siadajcie, prosz�.
Za plecami Brourne�a sta� m�odszy od niego m�czyzna w�stopniu kapitana, Heshke nigdy go dot�d nie spotka�. M�czyzna mia� blad� cer�, pogardliw� min� i�wyra�nie zniekszta�con� lew� powiek�. To ostatnie by�o wad� rzadko spotykan� w�r�d Tytan�w i�nadawa�o kapitanowi niepokoj�cy, podejrzliwy wyraz twarzy. Heshke m�g� jedynie przypuszcza�, �e kapitan legitymuje si� zaletami rekompensuj�cymi �w defekt fizyczny, w�przeciwnym bowiem razie nie zosta�by nigdy przyj�ty w�szeregi Tytan�w.
� Tytan-Kapitan Brask � przedstawi� nieznajomego Brourne. � Wezwa�em kapitana na nasz� rozmow� z�przyczyn, kt�re poznacie nieco p�niej.
Brourne rozsiad� si� w�fotelu i�opar� p�asko wielkie d�onie na blacie sto�u. By� masywnym m�czyzn�, nieco zbyt barczystym jak na sw�j wzrost, kt�r� to cech� podkre�la�y jeszcze skrzy�owane czarne pasy uniformu. Jego ciemne, rzedn�ce w�osy, by�y niegdy� g�ste i�mocne; piwne oczy i�wyraziste rysy twarzy z�wolna traci�y ostro�� na skutek biurowej kariery. Heshke wola� dawnego Brourne�a, �wawego i�rzeczowego, od dobrodusznego urz�dnika, kt�ry teraz przed nim siedzia�. Serdeczno�� Brourne�a zawsze zapowiada�a, �e co� si� szykuje.
Heshke spojrza� na map� bada� archeologicznych pokrywaj�c� �cian� za plecami obu m�czyzn. Mapa wykonana by�a rzetelnie, mimo ewidentnych akcent�w podkre�laj�cych szczeg�lne znaczenie, jakie Tytani nadawali znaleziskom historycznym. Wyrazi�cie odzwierciedla�a periodyczny rozw�j i�upadek cywilizacji � sta�y wz�r historii rodu ludzkiego. Heshke wpatrywa� si� w�map�. Nagle Tytan-Major Brourne odezwa� si� ponownie:
� A�jak tam, obywatelu, posuwaj� si� prace przy ruinach?
� Trudno tu m�wi� o�jakich� post�pach, je�li o�to panu chodzi � Heshke nerwowo poprawi� akt�wk�.
� Rozumiem wi�c, �e post�py s� zerowe.
Ton Tytan-Majora sta� si� nagle surowy i�karc�cy.
� Nie mo�na wci�� posuwa� si� do przodu � broni� si� Heshke. � Nale�y przede wszystkim stwierdzi�, jak g��bokiej destrukcji uleg�y obce si�y interwencyjne, jak to si� sta�o, �e niemal wszelki �lad po nich zagin��. W�pewnym sensie mamy szcz�cie, �e takie miejsce jak Ruiny Hatharu w�og�le istnieje.
Brourne podni�s� si� zza biurka i�zacz�� spacerowa� po gabinecie. Jego twarz powa�nia�a z�ka�d� sekund�.
� Zwyci�stwo nale�y do nas. Trzeba je jednak skonsolidowa� � o�wiadczy�. � Je�li mamy da� przysz�ym pokoleniom w�a�ciwy obraz perspektywy historycznej, musimy dog��bnie zbada� i�udokumentowa� dzieje Upadku i�Ciemnowiecza.
Tytan-Kapitan Brask zdawa� si� �ledzi� ca�� scen� z�wy�yn w�asnego punktu obserwacyjnego, podczas gdy Brourne perorowa� dalej:
� Pokonali�my podgatunek dewiant�w, ale dewianci zawsze stanowili mniejsze zagro�enie. Nie musz� wam wyja�nia�, istoty zagro�enia w�a�ciwego czy te� olbrzymiej wagi dziedziny badawczej, kt�r� reprezentujecie, obywatelu Heshke. Doskonale znacie charakter naszej przysz�ej walki: musimy za wszelk� cen� uchroni� si� przed ponownym atakiem si� pozaziemskich.
Brourne zatrzyma� si� i�spojrza� Heshkemu prosto w�oczy.
� Nasza obecna niewiedza jest nie do przyj�cia. Oficjalne uchwa�y stwierdzaj� potrzeb� post�pu w�dziedzinie bada� nad si�ami obcej interwencji.
Heshke nie mia� poj�cia, co powinien odpowiedzie�. Chcia� by� ju� z�powrotem w�tajemniczych rumach, przy mr�wczej pracy w�gronie koleg�w, a�nie tu, w�gabinecie, gdzie odbiera reprymendy z�ust Tytan-Oficer�w.
� W�takim razie nale�y odkopa� nowe osady � zawyrokowa�. � O�miel�, si� stwierdzi�, �e z�Ruin Hatharu wycisn�li�my ju� wszystko, co si� da�o.
Ilu� wniosk�w, my�la� Heshke, mog� ode mnie ��da� na podstawie ja�owych kamiennych ruin i�kilku niecz�ekokszta�tnych szkielet�w? Ilo�� szcz�tk�w i�przedmiot�w by�a doprawdy zdumiewaj�co znikoma.
Wreszcie odezwa� si� m�odszy z�Tytan�w. Precyzyjnie i�pogardliwie.
� Polegamy nie tylko na waszych osi�gni�ciach, obywatelu. Mamy te� w�asne ekipy archeologiczne, kt�re, wybaczcie, odnosz� wi�ksze sukcesy ni� wy.
Mo�na si� by�o spodziewa�, pomy�la� Heshke. Tytani mieli ju� bowiem ideologi�, mieli wiar�. Nietrudno by�o wykopa� kilka drobiazg�w i�przedstawi� je na poparcie wcze�niej ustalonych doktryn. Heshke uwa�a� si� jednak za naukowca, a�nie ideologa, i�fakty by�y dla niego po prostu faktami. Co do obcych si� interwencyjnych by�o stanowczo zbyt ma�o informacji, aby na ich podstawie budowa� jakikolwiek sp�jny obraz.
Istnia�y, naturalnie, pewne podstawowe ustalenia, kt�rych nikt nie podawa� w�w�tpliwo��. Oko�o o�miuset lat wstecz pot�na i�dojrza�a cywilizacja klasyczna uleg�a kompletnemu, katastroficznemu upadkowi. Ciemnowiecze, kt�re po tym nast�pi�o, trwa�o blisko cztery stulecia. Cywilizacj� odbudowano dopiero po up�ywie tych czterystu lat.
Istnia�y wszak�e dowody i�na to, �e w�kt�rym� okresie minionego tysi�clecia obok cywilizacji ludzkiej rozwija�a si� na Ziemi jeszcze inna, pochodzenia pozaziemskiego. Ta r�wnie� uleg�a zniszczeniu � i�to w�niepor�wnanie wi�kszym stopniu. Tak doszcz�tny zanik cywilizacji stanowi� nie lada zagadk�. Mimo �e wci�� jeszcze trwa�y spory o�wiek ruin, kt�re pozosta�y po obecnej cywilizacji, ideologowie Legion�w Tytana ju� zdo�ali wysun�� oczywist�, ich zdaniem, konkluzj�: dawna cywilizacja ludzka pad�a w�walce o�obron� Ziemi przed intruzami. Osi�gn�a sw�j cel, lecz wysi�ek w�o�ony w�walk� okaza� si� nadmierny i�nie pozostawi� energii na przetrwanie.
Wyw�d taki by� nawet do przyj�cia. Wszystko wskazywa�o na to, �e obce budowle uleg�y zniszczeniu w�dzikim zam�cie wojny, prawie wszyscy te� zgadzali si� cc do tego, �e wojna mi�dzy dwiema rasami rzeczywi�cie mia�a miejsce. Jednak co do drugiej cz�ci teorii... Wzrok Heshkego pow�drowa� z�powrotem ku mapie archeologicznej. Nag�y upadek cywilizacji klasycznej trudno by�o uzna� za ewenement w�historii ludzko�ci. Odwrotnie: znano ca�y szereg podobnych upadk�w, wyst�puj�cych w�odst�pach mniej wi�cej dw�ch tysi�cleci, jak gdyby cywilizacja ludzka by�a z�gruntu niezdolna do utrzymania si� o�w�asnych si�ach i�co jaki� czas pada�a pod swym ci�arem. W�r�d Tytan�w zdarzali si� ekstremi�ci, kt�rzy przypisywali �w schemat nawracaj�cym falom obcej inwazji, brak by�o jednak dowod�w na poparcie takiej tezy.
Podobnie jak � mimo intensywnych wysi�k�w Heshkego i�jego licznych koleg�w � nie znaleziono naprawd� przekonywaj�cych dowod�w na to, �e ostatnia cywilizacja, klasyczna, istotnie pad�a pod ciosami obcego ataku. Heshke by� raczej zdania, �e raptowny rozk�ad wewn�trzny cywilizacji, jaki dokona� si� na przestrzeni mniej wi�cej stulecia, znalaz� sw� kulminacj� w�ostatecznym gwa�townym upadku. Co wi�cej, w�przewa�aj�cej cz�ci wykopanych dotychczas dokument�w zdumiewa� brak jakiejkolwiek wzmianki o�interwencji pozaziemskiej. Mimo to Heshke w�jakim� stopniu akceptowa� Tez� o�Interwencji, przynajmniej na zasadzie prawdopodobie�stwa. Obcy przybysze istotnie przecie� nawiedzili Ziemi�, a�mogli przy tym u�y� broni o�nie zbadanych dotychczas efektach dzia�ania.
Heshke zawaha� si�, a�nast�pnie otworzy� akt�wk� i�wydoby� z�niej pakiet l�ni�cych fotografii.
� Nie mog�em si� zdecydowa�, czy pokaza� je panom, czy nie. S� dosy� ciekawe...
Heshke przesun�� zdj�cia na drug� stron� biurka. Brourne i�Brask pochylili si� nad nimi. Fotografie przedstawia�y r�ne uj�cia obcych ruin, w�kt�rych pracowa� Heshke.
� Wpad�y mi w�r�ce ca�kiem niedawno � wyja�ni� Heshke, wyra�nie zmieszany. � Przes�a� mi je kolega, kt�ry bada stare miasto Jejos, to, przeznaczone do rozbi�rki. S�dzimy, �e zdj�cia zosta�y wykonane jakie� trzysta lat temu, ich autorem m�g� by� �wczesny historyk-amator. Z�pocz�tku my�leli�my, �e dowiemy si� czego� nowego, ale...
Heshke ponownie si�gn�� do akt�wki i�poda� swym rozm�wcom kolejny plik zdj��.
� To fotografie wykonane wsp�cze�nie. Dla por�wnania � w�tych samych uj�ciach.
Brourne przenosi� zdumiony wzrok z�jednej odbitki na drug�.
� No i...?
Heshke pochyli� si� ponad blatem.
� Prosz� spojrze� na t� sto�kowat� wie��. Jeszcze dzi� jest, jak wida�, w�ca�kiem niez�ym stanie. A�na tym starym zdj�ciu, tym sprzed trzystu lat, nie ma jej wcale, jest tylko zrujnowana podstawa.
Brourne prychn�� niecierpliwie.
� Niemo�liwe.
� Tak, zgoda � przyzna� Heshke. � Ale takich zagadek jest wi�cej: skrusza�e �ciany, og�lny stopie� zwietrzenia g�az�w � kr�tko m�wi�c, gdyby�my mieli da� wiar� tym fotografiom, oznacza�yby one, �e ruiny s� dzisiaj w�lepszym stanie, s� nowsze ni� trzysta lat temu.
� Wnioski?
Heshke wzruszy� ramionami.
� Wydaje si�, �e zdj�cia by�y z�jakich� powod�w retuszowane. Sfa�szowano je, aby pokaza� ruiny w�stanie gorszym ni� faktyczny.
� Ale po co?
� Nie mam nawet zielonego poj�cia. A�jednak tak w�a�nie musia�o by�. Innego wyja�nienia nie widz�.
� Naturalnie. � Odpowied� Brourne�a zabrzmia�a sarkastycznie i�Heshke natychmiast po�a�owa�, �e w�og�le poruszy� spraw� zdj��. � A�to oznacza�oby zaprzeczenie ich historycznej warto�ci � ci�gn�� Tytan-Major, wpatruj�c si� bacznie w�fotografie, kt�re na koniec wr�czy� Braskowi. � Prosz� wykona� odbitki � poleci�.
Heshke po raz kt�ry� u�wiadomi� sobie, jak bezb��dnie sfa�szowano te zdj�cia. Na widok tych starych, po��k�ych obrazk�w, ciarki przechodzi�y mu po plecach.
Brourne chrz�kn�� i�zwr�ci� si� ponownie do Heshkego:
� Zastanawiamy si�, czy macie do�� zapa�u do realizacji powierzonych wam zada� � o�wiadczy�, a�Heshkemu serce podskoczy�o do gard�a. � By� mo�e nie zdajecie sobie sprawy z�wagi zagro�enia, w�obliczu kt�rego stoimy. Pami�tajcie, �e wasze badania maj� wi�cej ni� jeden cel. Potrzeba nam, oczywi�cie, danych naukowych, musimy wiedzie� jak najwi�cej o�wielkiej wojnie, jak� nasi przodkowie stoczyli z�obcymi agresorami, po to, by�my mogli nada� swej koncepcji politycznej solidne podstawy historyczne. Ale jest i�inny pow�d. Obce si�y ju� raz pr�bowa�y odebra� nam Ziemi�. Kto wie, kiedy zdecyduj� si� na kolejn� pr�b�? Musimy wiedzie�, sk�d przyby�y, musimy upewni� si�, czy nadal czatuj� na nas gdzie� w�przestrzeni. Musimy pozna� ich bro�.
Brask ponownie w��czy� si� do rozmowy. Jego zimno-b��kitne oczy przeszy� stalowy b�ysk, dodatkowo podkre�laj�c ich niesamowito��.
� Czy znacie najnowsze hipotezy dotycz�ce genezy dewiant�w? Od dawna g�owiono si� nad tym, dlaczego podgatunki zacz�y si� pojawia� ni st�d, ni zow�d w�a�nie w�wczas, gdy naturalna linia ewolucji gatunku ludzkiego skierowa�a si� nieodwo�alnie ku czystej krwi Cz�owiekowi W�a�ciwemu. Wojenny opad radioaktywny nie rozwi�zuje nam tej zagadki, gdy� bro� nuklearna epoki klasycznej by�a radiologicznie czysta. Udowodniono ostatnio, �e ziemskie pole magnetyczne odpycha pot�nie naelektryzowane cz�steczki pochodz�ce z�przestrzeni kosmicznej. Gdyby wskutek zak��cenia tego pola cz�steczki, o�kt�rych mowa, przedosta�y si� na Ziemi�, stopie� mutacji biologicznej osi�gn��by nienaturalnie wysoki poziom. Odkrycie to wi��e si� z�genez� dewiant�w.
Heshke zmarszczy� brwi.
� Czy w�og�le mo�na zak��ci� ziemskie pole magnetyczne? � zapyta� z�niedowierzaniem.
� Teoretycznie tak. Metod dok�adnie nie znamy, ale naturalnie pracujemy nad nimi. Moim zdaniem, nie mo�e by� w�tpliwo�ci co do genezy gatunk�w: s� one wynikiem dzia�ania obcej broni, kt�rej celem by�o zniszczenie naszej czysto�ci genetycznej � zwyrodnienie natury!
Brourne potwierdzi� jego wyw�d skinieniem g�owy.
� Wiemy ponad wszelk� w�tpliwo��, �e dzia�aniu temu uleg� nie tylko cz�owiek. Niekt�re wsp�czesne rasy ps�w te� nie istnia�y na przyk�ad tysi�c lat temu.
Heshke zignorowa� ostatni�, w�tpliw� cz�� wyk�adu i�zg�osi� w�asne zastrze�enie.
� Gdyby istotnie udowodniono fakt ingerencji w�ziemskie pole magnetyczne w�okresie, o�kt�rym mowa, stanowi�oby to znaczne poparcie teorii. Ale nawet w�wczas nie mogliby�my mie� pewno�ci, �e zmiany nie by�y efektem dzia�ania naszej w�asnej broni.
Tytan-Kapitan Brask zareagowa� na t� sugesti� z�oburzeniem.
� Czy Cz�owiek W�a�ciwy m�g�by dokona� zamachu na czysto�� krwi swoich potomk�w? Wyg�osili�cie tez� absurdaln�, niepoj�t�. Ingerencja mog�a pochodzi� jedynie ze �r�de� pozaziemskich, a�wr�g, kt�ry jej dokona�, nadal by� mo�e istnieje i�szykuje nowy atak. Niewykluczone, �e staniemy jeszcze wobec konieczno�ci obrony nie tylko Ziemi, lecz naszych w�asnych gen�w! � Przeszy� Heshkego lodowatym spojrzeniem.
� Tak przedstawiaj� si� fakty, obywatelu Heshke � podsumowa� Brourne tonem �miertelnej powagi. � Czy pojmujecie teraz, dlaczego przyk�adamy tak wielk� wag� do bada� archeologicznych?
Heshke z�wielkim znu�eniem pokiwa� g�ow�. M�czy�y go nie ko�cz�ce si� wywody ideologiczne Tytan�w, cho� rozumia� przyczyny ich nachalnego dydaktyzmu. Dzia�alno�� Tytan�w bywa�a irytuj�ca, lecz stanowili oni niezb�dn� si��.
W tej samej chwili Heshke wstrz�sn�� si� z�obrzydzenia. Wizja obcych paluch�w grzebi�cych w�dziedzictwie genetycznym cz�owieka porazi�a go swoim okropie�stwem.
� Macie panowie racj�, macie absolutn� racj� � przyzna� pokornie. � W�obliczu takiego zagro�enia musimy zmobilizowa� wszystkie si�y. Tylko �e, m�wi�c szczerze, nie bardzo wiem, co m�g�bym zrobi� ponad to, co w�a�nie robi�. Ruiny Hatharu naprawd� s� ju� niemal do cna wyeksploatowane. Nie s�dz�, aby uda�o mi si� wyci�gn�� jakiekolwiek nowe wnioski bez nowych dowod�w.
Tytani spojrzeli po sobie. Brourne skin�� g�ow� i�atmosfera spotkania natychmiast si� rozlu�ni�a.
� Wiemy o�waszych k�opotach � rzek� Tytan-Major. I�mamy dla was nowin�. Do�� daleko st�d dokonano odkrycia, o�kt�rym jeszcze nie wiecie. Chcemy, aby�cie udali si� w�teren.
Heshkego ogarn�a b�oga fala ulgi. Wi�c nie wyrzuc� go, mimo wszystko!
Tytani, podejrzliwi wobec ka�dego, chcieli go po prostu wybada�, sondowali jego morale, aby sprawdzi�, czy sprosta planowanym zadaniom. Chodzi�o najwyra�niej o�misj�, kt�rej nie mogli powierzy� �adnemu z�w�asnych ludzi. Heshke by� przekonany, �e Tytani � gdyby tylko mogli � najch�tniej ca�kowicie zrezygnowaliby z�us�ug ludno�ci cywilnej. Jednak�e naukowcy tyta�scy, pozostawieni samym sobie, nazbyt cz�sto b��dzili w�ostatnim stadium bada�, wiedzeni na manowce �lepym przywi�zaniem do zawczasu sformu�owanych teorii. Heshke by� w�swojej dziedzinie wybitnym, autorytetem. Tytani potrzebowali i�jego, i�jemu podobnych.
Heshke nieraz zastanawia� si�, co by zrobi�, gdyby nieoczekiwanie zaproponowano mu nominacj� na Tytana. Zar�wno przyj�cie, jak i�odrzucenie nios�y w�sobie pierwiastki samob�jstwa.
� Podr�, o�kt�rej m�wi�, ma wyj�tkowo niezwyk�y charakter � ci�gn�� Brourne. � Musz� was uprzedzi�, �e wi��e si� z�ni� pewne ryzyko.
Heshke zamruga� szybko, nie bardzo rozumiej�c, o�co chodzi.
� W�sensie fizycznym?
� Tak, wiem, �e archeolog nie bywa na to przygotowany, ale... � Brourne wzruszy� ramionami i�bagatelizuj�co machn�� r�k�.
� Ale� nie, nie, przeciwnie � przerwa� mu Heshke. � Nasz zaw�d wymaga ci�g�ego ryzyka... nieznane tereny, i�tak dalej. Dok�d wyruszamy? Do rezerwatu dewiant�w?
� Przykro mi, ale szczeg�y s� na razie �ci�le tajne. Zostaniecie powiadomieni w�odpowiednim czasie.
Na pewno chodzi o�rezerwat dewiant�w, my�la� Heshke. Zamkni�te tereny, na kt�rych w�celach badawczych pozwolono �y� nielicznym grupkom dewiant�w, by�y jedynymi obszarami opanowanej i�pilnie strze�onej planety, na kt�rych istnie� mog�o zagro�enie dla zdrowia i��ycia. Tytani musieli tam dokona� nie lada odkrycia mo�e ujawniono nieznan� dotychczas osad� Obcych?
� Co� nieco� mo�e mi pan chyba powiedzie� � nalega� Heshke. � Chcia�bym przynajmniej wiedzie�, czego si� mog� spodziewa�.
Brourne zawaha� si�, co nie by�o w�jego stylu.
� Nasza ekipa natrafi�a na pewne urz�dzenie Obcych, w�ca�kiem dobrym stanie. M�wi�c kr�tko: urz�dzenie na chodzie. Jest to bez w�tpienia najciekawsze z�naszych dotychczasowych znalezisk... Obawiam si�, �e nic wi�cej nie mog� wam powiedzie�. Sam niewiele wiem na ten temat. W�ka�dym razie, b�d�cie przygotowani na rych�e wezwanie.
Brourne wsta�, daj�c do zrozumienia, �e rozmowa dobieg�a ko�ca.
� No c�, to wszystko, obywatelu. Ciesz� si�, �e macie tak wiele zapa�u do dzia�ania. Ufamy, �e staniecie na wysoko�ci zadania, �e zrobicie to dla nas, dla ludzko�ci...
Heshke wsta�, sk�oni� si� zdawkowo i�opu�ci� gabinet.
Rozdzia� drugi
Masywne sto�kowate wie�e. Na ca�ej kuli ziemskiej by�y to szcz�tki architektury Obcych, trwalsze ni� jakiekolwiek inne � prawdopodobnie z�racji swej wyj�tkowej odporno�ci na dzia�anie czasu i�cz�owieka. W�ruinach, kt�re bada� Heshke ze swoj� ekip�, by�o wiele takich wie�.
Heshke powr�ci� na teren wykopaliska o�zachodzie s�o�ca. Ruiny Hatharu � tak nazwano �w teren � nale�a�y do najistotniejszych i�najlepiej zachowanych dowod�w cywilizacji pozaziemskiej. Jej szcz�tki odnajdywano zazwyczaj w�postaci stopionych bry� szk�a, w�miejscach, gdzie atak nuklearny zniszczy� miasta i�osady. Ruiny Hatharu unikn�y uderzenia atomowego, uleg�y jednak powa�nemu zniszczeniu przez rozmaito�� broni o�mniejszej sile ra�enia. Mimo to nadal otacza�a je g�sta aura �ycia, kt�re niegdy� kwit�o w�tym miejscu. Ob�upane mury o�tajemniczych krzywiznach i�zaokr�gleniach nadal pi�y si� ku niebu. Niskie sto�kowate wie�yczki wyrasta�y, zdawa�o si�, zewsz�d i�na wszystkich poziomach. Trudno by�o uwierzy�, �e Obcy sp�dzili na Ziemi stosunkowo niewiele czasu � co wszak musia�o by� prawd�, je�li ufa� w�jakikolwiek sens i�logik� historii. Zar�wno osada Hathar, jak i�inne, wi�ksze, rozsiane po ca�ym �wiecie, wzniesione by�y najwyra�niej z�my�l� o�d�ugoletnim przetrwaniu.
Ekipa ko�czy�a w�a�nie kolejn� dni�wk� skrupulatnego przesiewania ziemi. Heshke pospieszy� do namiotu, w�kt�rym gromadzono znaleziska, z�nadziej�, �e znajdzie tam jaki� nowy przedmiot, mo�e nawet dokument pisany tajemniczym j�zykiem Obcych, kt�rego jak dot�d nikt nie zdo�a� rozszyfrowa�. Jak zwykle czeka�o go rozczarowanie. W�Sektorze P�nocnym, w�sporej budowli nazwanej przez archeolog�w Katedr�, wykopano szklany przedmiot, taki sam, jakich mieli ju� dziesi�tki. Przyj�to, �e by�y to powszechnie u�ywane przedmioty domowego u�ytku, stosowane do wyciskania soku z�owoc�w.
By�o to w�zasadzie wszystko, co na razie uda�o im si� zgromadzi�. Proste przedmioty codziennego u�ytku, podstawowe narz�dzia, troch� mebli. Szkielety dawa�y niejasny obraz konstrukcji fizycznej Obcych. Lecz ich rozwini�ta technologia, maszyny, urz�dzenia, dokumenty � ca�a praktycznie machina niezwykle zaawansowanego w�rozwoju gatunku � uleg�y totalnemu zniszczeniu w�zapami�ta�ym ataku minionych pokole�, kt�re rozbija�y, pali�y i��ciera�y w�proch wszystko, co przypomina�o Obcych. Natrafiono co prawda na kilka przerdzewia�ych, zdekompletowanych urz�dze� mechanicznych, ale ich stan nie pozwala� na przybli�one cho�by odtworzenie zasad pozaziemskiej technologii.
Heshke nie wini� ludzi, kt�rzy dokonali dewastacji: ci ludzie byli �wiadkami pl�drowania w�asnej planety, rozk�adu spo�eczno�ci. A�jednak z�perspektywy czasu ich posuni�cia nale�a�o oceni� jako ma�o inteligentne.
Nie m�g� doczeka� si� chwili, gdy ujrzy urz�dzenie, o�kt�rym m�wi� Brourne.
Obserwowa� w�a�nie m�odego archeologa, zaj�tego czyszczeniem wyciskacza do owoc�w, kiedy poczu� za plecami czyj�� obecno��. Odwr�ci� si� i�zobaczy� swojego zast�pc�, Blare�a Oblomota.
� No i�co tam, Rond � odezwa� si� serdecznie Blare. � Czego chcieli Tytani?
Heshke kaszln�� i�zerkn�� zmieszany na poch�oni�tego prac� m�odego koleg�. By� przekonany, �e kto� z�ekipy musi by� �uchem� Tytan�w i�wiedz�c to czu� si� nieswojo. Ruchem g�owy da� Blare�owi do zrozumienia, �e powinni si� oddali�.
� Mo�e si� napijemy u�ciebie? � zaproponowa�, gdy znale�li si� na powietrzu. Id�c w�stron� kwatery Blare�a, Heshke u�wiadomi� sobie nagle, �e w�obozie panuje nienormalny spok�j. Nawet Blare wydawa� si� nienaturalnie zgaszony. Zaskoczy�o to Heshkego: wiecznie potargany, nieokrzesany Blare zawsze sprawia� wra�enie cz�owieka o�niezachwianej pewno�ci siebie.
Blare uni�s� klap� namiotu i�wpu�ci� Heshkego do �rodka. Usiedli przy drewnianym stoliku, Blare nala� wina.
� Byli tu dzisiaj Tytani � o�wiadczy�. � Zadawali pytania. W�a�ciwie przes�uchiwali wszystkich po kolei.
Heshke zesztywnia�.
� O�co pytali?
� Sprawy polityczne, a�c� by innego? � Blare wzruszy� ramionami, nie patrz�c mu w�oczy. � Wiesz co, wydaje mi si�, �e czuj� zimny powiew nadci�gaj�cej czystki. Tob� te� si� bardzo interesowali.
Heshke odstawi� szklank�. Czu� si� jak sparali�owany. Dotychczas udawa�o mu si� ogranicza� do minimum ingerencj� Tytan�w w�badania Ruin Hatharu. Wiedzia�, czym si� ko�cz� pr�by ��czenia ekip Tytan�w z�naukowcami cywilnymi: Tytani bardzo szybko opanowuj� ster prac i�nadaj� im w�asny kierunek. Pierwszy ofiar� pada obiektywizm naukowy. Heshke nie chcia� dopu�ci� do tego w�Ruinach Hatharu.
R�wnocze�nie uderzy�a go zimna kalkulacja Tytan�w: chcieli przeprowadzi� kontrol� pod jego nieobecno��, a�przecie� to on by� szefem ekipy. Dlaczego?
� O�co pytali w�zwi�zku ze mn�? � zapyta� Oblomota.
� Chcieli, zdaje si�, stwierdzi�, czy jeste�... do ich stronie, tak by to chyba nale�a�o okre�li�. Jeste�? Co tu si� w�og�le dzieje, Rond? Bior� nas pod kuratel�?
Heshke z�namys�em pokr�ci� g�ow�.
� Nie... to co� innego. � Zamilk� na chwil�. � O�Bo�e, to musi by� naprawd� du�a sprawa � wyszepta� w�zdumieniu.
� Co takiego, Rond? � Blare spojrza� na niego z�nowym zainteresowaniem. �wiat�o lampy wyostrzy�o rysy jego twarzy. � No c�, znasz moje pogl�dy. Nie b�d� ukrywa�, �e najad�em si� dzisiaj strachu. Chyba si� st�d ulotni�.
Heshke z�niedowierzaniem zamruga� powiekami.
� Nie b�d� �mieszny, Blare. Nie ma si� czego obawia�. Zwyk�a kontrola, nic poza tym. Dokonali jakiego� istotnego odkrycia i�chc�, �ebym im pom�g�... Nie powinienem ci tego w�a�ciwie m�wi�, ale mam to gdzie�, w�ko�cu wiem niewiele wi�cej ni� ty teraz. Znale�li jakie� urz�dzenie Obcych i�zdaje si�, �e bardzo s� tym przej�ci. Kr�tko m�wi�c, b�d� musia� wyjecha� w�teren. Nie wiem dok�d, domy�lam si� tylko, �e chodzi prawdopodobnie o�rezerwat dewiant�w.
Blare zmarszczy� brwi.
� Naprawd�? Dlaczego tylko �prawdopodobnie�?
� Powiedzieli mi tylko, �e wi��e si� to z�ryzykiem.
Blare mrukn�� w�odpowiedzi:
� Rezerwaty s� ostatnio bardzo spokojne, chyba �e zdarzy si� najazd Tytan�w. Mo�e wcale nie chodzi o�rezerwat?
� Mo�e i�nie. Chcia�em ci� tylko zapewni�, �e nie zanosi si� na �adn� czystk�.
� Dzi�kuj� ci, Rond. My�l� jednak, �e i�tak powinienem st�d odej��. Dzi� po po�udniu odnios�em wra�enie, �e szykuje si� grubsza afera. Nie czuj� si� tu bezpiecznie.
Heshke popatrzy� na niego zdumiony.
� O�czym ty, u�diab�a, m�wisz, Blare?
Oblomot poruszy� si� niespokojnie i��ykn�� wina. �wiat�o stoj�cej na bocznym stoliku lampy sprawia�o, �e jego g�owa rzuca�a na p��tno namiotu groteskowe cienie.
� B�d� szczery, pal sze��, czuj�, �e akurat tobie mog� zaufa�. Wiesz, z�kim trzymam, wiesz, �e istnieje opozycja polityczna. Podejrzewam, �e Tytani chc� si� do mnie dobra�, a�je�li tak, to domy�lasz si� pewnie, co b�dzie, je�li tu zostan�.
� Dobra� si�? Do ciebie? � powt�rzy� os�upia�y Heshke. � Naturalnie, �e opozycja istnieje, zawsze istnia�a. Nale�e� do niej nie jest �adn� zbrodni�. Chyba �e...
Zamilk� gwa�townie. Zna� Blare�a Oblomota od wielu lat. Podobnie jak Heshke, Oblomot by� ekspertem w�dziedzinie archeologii, cho� m�odszym i�nie tak do�wiadczonym. Heshke wiedzia� te�, z�jak� pogard� Blare odnosi si� do Tytan�w, zna� jego anarchizuj�co-liberalne pogl�dy. Sk�ada� to jednak zawsze na karb dziwacznych upodoba� wolnomy�lnego kolegi. Nie, nie dziwacznych, skorygowa� natychmiast sam siebie. �Dziwaczne� by�o tu ca�kiem niew�a�ciwym okre�leniem. Blare Oblomot mia� po prostu uroczo kapry�n� osobowo��. Heshkemu nigdy jednak nie przysz�o do g�owy, by podejrzewa� go o�wrogo�� wobec...
Nie doko�czy� tej my�li, podobnie jak zacz�tego przed chwila zdania.
� Pr�dzej czy p�niej musi doj�� do tego, �e dzia�alno�� opozycyjna nie da si� pogodzi� z�chwalebn� postaw� obywatelsk� � rzek� cierpko Blare. � To, co w�czasach pokoju uchodzi za legalne, nawet je�li niezbyt mile widziane, w�warunkach wojennych nabiera cech zdrady stanu. M�wi�c obrazowo, my nadal znajdujemy si� w�stanie wojny. Dla ka�dego nadchodzi wi�c pora podj�cia trudnej i�jednoznacznej decyzji. Ja taka decyzj� podj��em ju� do�� dawno.
Blare potar� policzek. Heshke dostrzeg� w�jego oczach wielkie znu�enie � czy�by Oblomot tak samo jak on reagowa� na kontakt z�Tytanami?
� Blare... nie chcesz chyba powiedzie�, �e nale�ysz do...?
Oblomot skin�� g�ow�.
� W�a�nie to chc� powiedzie�. Brn��em w�to powoli, krok za krokiem. Popychali mnie w�a�ciwie sami Tytani. Od czasu wojen z�dewiantami ich terror zaostrzy� si� zamiast zel�e�. G�osz� coraz bardziej bezkompromisowe pogl�dy, teraz nawet niekt�re my�li mo�na by uzna� za sprzeczne z�prawem, gdyby tylko istnia� spos�b podgl�dania my�li. A�co dopiero przynale�no�� do tajnej organizacji, kt�ra ma na celu zwalczenie Tytan�w wszystkimi dost�pnymi �rodkami, kt�ra w�dodatku uwa�a, �e tak zwanym dewiantom tak�e nale�y si� miejsce na �wiecie...
� Blare! Co ty wygadujesz?
Oblomot wzruszy� ramionami.
� No widzisz. Nawet dla ciebie ta my�l jest nie do przyj�cia. A�przecie� kochasz Tytan�w mniej wi�cej r�wnie gor�co jak ja.
Heshke przygarbi� si�. Oto siedzi przed nim stary przyjaciel. Blare Oblomot, kt�ry w�a�nie wyzna� mu ze spokojem, �e jest zdrajc� rasy, �e prowadzi tajn� dzia�alno�� w�ramach powszechnie krytykowanej podziemnej organizacji, kt�ra podczas ostatniej wojny pomaga�a Amhrakom. Heshke nie potrafi� zebra� my�li, by� kompletnie oszo�omiony.
Z wielkim wysi�kiem zdoby� si� na ton �agodny i�spokojny.
� Mo�na mie� wiele zastrze�e� do Tytan�w � powiedzia� � ale Tytani nie s� �r�d�em swojej ideologii: s� jedynie jej g��wnym narz�dziem. I�takie narz�dzie jest konieczne, Blare. Ziemi trzeba broni�, tak samo jak trzeba broni� prawid�owego post�pu ewolucji. Dziwi� si�, �e tego nie rozumiesz.
� Obrona Ziemi przed obcymi agresorami, to jedno � wpad� mu w�s�owo Blare, � jak dot�d nie musieli�my jej stosowa� od kilku dobrych stuleci. Co za� do dalszej cz�ci... � sm�tnie pokr�ci� g�ow�.
Heshke mia� ju� tego dnia do�� dyskusji, jednak ale m�g� pozwoli�, aby tak brawurowe stwierdzenie pozosta�o bez odpowiedzi.
� Ale? tych spraw nie wolno rozdziela�! � zaprotestowa�. � Krew, kt�ra p�ynie w��y�ach legion�w Tytana, to ta sama krew, kt�r� przelewali ludzie w�walce z�obc� interwencj�. Zagro�enie pozosta�o takie samo i�nie zmieni�o si� nasze najwa�niejsze zadanie: opanowa� i�utrzyma� Ziemi�!
Heshke doskonale zdawa� sobie spraw� z�tego, �e pos�uguje si� sloganami Tytan�w, ale go to nie peszy�o. By�a to cz�� wiary, w�kt�r� nigdy serio nie �mia�by zw�tpi�.
Oblomot jednak tylko u�miechn�� si� sceptycznie.
� Ta sama krew p�ynie i�w �y�ach dewiant�w. Wszyscy jeste�my potomkami Cz�owieka Klasycznego.
� Zgoda, ale...
� Wiem, co zamierzasz powiedzie�. �e tylko my dziedziczymy niezak��cona lini� rozwoju Cz�owieka Klasycznego, a�zatem stanowimy ras� Ludzi W�a�ciwych � inni za� s� produktem aberracji od �naturalnego� toku ewolucji. Tak, masz racj�, jeste�my najbli�si Cz�owiekowi Klasycznemu, przynajmniej pod wzgl�dem fizycznym. Intelektualnym zapewne te�, co do tego nie mam w�tpliwo�ci.
� No widzisz. O�to w�a�nie mi chodzi.
� Zgoda, tylko co z�tego? Nasze podobie�stwo do starego gatunku wcale nie musi oznacza�, �e gatunki m�odsze s� mniej udane. Ani ja, ani moi przyjaciele nie jeste�my wrogami ewolucji. Przeciwnie, usi�ujemy zapobiec hamowaniu ewolucji, jej odwracaniu, bo to w�a�nie pr�buj� uczyni� Tytani. Cech� natury jest r�norodno��, ci�g�e promieniowanie w�kierunku nowych form. Tytani niszcz� wszelk� now� form� i�forsuj� bezkompromisow� jednorodno��. Wierz mi, w�ko�cu wszyscy poniesiemy tego konsekwencje.
Heshke by� przera�ony t� now� dla siebie teori�.
� Tytani twierdz�, �e o�powstaniu dewiant�w zadecydowa� efekt dzia�ania obcej broni wymierzonej w�konstrukcj� genetyczn� cz�owieka � powiedzia�.
� Tak, s�ysza�em ju� podobne teorie. Niewykluczone, �e to prawda. Mo�liwe te�, �e w�identyczny spos�b podzia�a�a nasza w�asna bro�. Ale co z�tego? Przecie� jedynym efektem czynnik�w pobudzaj�cych mutacj� mo�e by� przyspieszenie ewolucji: to, co mia�o si� dokona� na przestrzeni dziesi�tk�w tysi�cleci, zostaje skondensowane w�proces trwaj�cy kilka wiek�w. Podgatunki, kt�re tak skrupulatnie trzebimy, i�tak pr�dzej czy p�niej musia�yby si� rozwin��.
Zapad�a niezr�czna cisza. Heshke westchn�� g��boko i�pokr�ci� g�ow�.
� Nadal twierdz�, �e na Ziemi powinna istnie� tylko jedna rasa � rzek� z�pos�pnym uporem. � Jak mieliby�my, wed�ug ciebie, zareagowa� na, dajmy na to, zmasowany atak Loren�w?
Oblomot z�namys�em pokiwa� g�ow�.
� W�tym konkretnym przypadku musz� si� z�tob� zgodzi�. Lorenowie byli gatunkiem jeszcze bardziej agresywnym ni� my. Trzeba ich by�o unicestwi�, bo tworzyli stan takiego napi�cia, na jakie nasza planeta po prostu nie mog�a sobie pozwoli�. Ale nie poprzestali�my na Lorenach, zaraz dobrali�my si� i�do innych. Lorenowie nam zagra�ali, to prawda, ale Amhrakowie? � Blare u�miechn�� si�. � Nie, Rond. A�Urukuri? Przecie� oni w�og�le nie wiedzieli, z�kt�rej strony trzyma� bro�. Skoro ju� przy tym jeste�my, s�dz�, �e uznanie ich za podgatunek by�o ju� naprawd� mocno naci�gane. Tylko dlatego, �e maj� wyra�ne cechy negroidalne i�pokojowe usposobienie?
� Pomy�l o�gro�bie skrzy�owania ras, zanieczyszczenia naszej krwi krwi� Urukuri albo Amhrak�w � Heshkem wstrz�sn�� dreszcz. � Wyobra� sobie, �e Urukuri albo Amhrak m�g�by zgwa�ci� twoj� c�rk�. Przecie� zdarza�y si� z�ich strony gwa�ty na naszych kobietach.
Oblomot myszkowa� w�kredensiku w�poszukiwaniu nast�pnej butelki. Z�pozoru wcale nie s�ucha� Heshkego. Nagle odezwa� si�, starannie cedz�c s�owa.
� Napij si� jeszcze, Rond. Nie mam do ciebie �alu, �e my�lisz tak, a�nie inaczej. Tytani s� przecie� mistrzami propagandy i�zdo�ali ni� zarazi� wszystkich. Ich propaganda wydaje ci si� nawet zgodna z�logik�. Oto najlepsze potwierdzenie jej walor�w. Ale oni si� myl�.
S�cz�c kolejn� szklank� wina, Heshke odezwa� si� z�wyra�nym rozdra�nieniem:
� Dlaczego, je�li wolno spyta�, spowiadasz si� w�a�nie przede mn�? A�je�li ci� zadenuncjuj�?
� Nie, tobie ufam. Najog�lniej rzecz bior�c, nie jeste� po prostu typem Tytana. Chcia�em, �eby� wiedzia�, czemu odchodz�. A�kiedy b�dzie ju� bardzo �le, co prawdopodobnie wkr�tce nast�pi, chc�, �eby� rozumia�, �e istnieje alternatywa, �e to, co podaj� Tytani, nie jest jedyn� mo�liw� interpretacj� naszego gatunku.
Oblomot uni�s� szklank�, jakby chcia� tr�ci� si� z�Heshkem.
� Za przysz�o��!
� Dok�d p�jdziesz? � spyta� machinalnie HeShke.
� Przez jaki� czas b�d� si� ukrywa�. Mam przyjaci� Oblomot wys�czy� wino do dna. � Przepraszam, �e zrobi�em z�ciebie �zdrajc� rasy�. Nie gniewaj si�, stary.
� Nie ma o�czym m�wi� � odpar� zmieszany Heshke, machaj�c niezgrabnie r�k�. � Wiesz przecie�, �e nigdy bym na ciebie nie doni�s�.
Heshke mia� ju� serdecznie do�� dyskusji z�Oblomotem. Wypi� jeszcze troch� wina i�wyszed�, kieruj�c si� w�stron� w�asnego namiotu. By�a ju� noc, blask pe�ni ksi�yca o�wietla� ruiny niesamowitym, zimnym blaskiem. Heshke spojrza� w�g�r� na ognik satelity i�przez chwil� pomy�la� o�wartach Tytan�w w�przestrzeni, o�samotnych stra�nikach pilnuj�cych dost�pu do Ziemi, czujnie �ledz�cych rubie�e systemu s�onecznego w�oczekiwaniu na sygna� ponownego ataku agresora.
Nast�pnie, po raz nie wiadomo kt�ry, Heshke skupi� sw� uwag� na samych ruinach. Nawet za dnia by�o w�nich co� upiornego, nieziemskiego � Heshke nie potrafi� tego nazwa�, ale zawsze ��czy� swoje dziwne uczucie z�faktem obcego pochodzenia ruin. W�trakcie kr�tkiego marszu do namiotu opar� d�o� na zniszczonym przez czas murze. Mur by� ch�odny, a�minio to wyobra�nia podsun�a Heshkemu fraz� ��ywe kamienie�. Chropawy blok istotnie zdawa� si� pulsowa� �yciem, jakby nadal emanowa� istnieniem tych, kt�rzy go stworzyli. Heshke przypomnia� sobie tajemnicze fotografie i�z rozpacz� pokr�ci� g�ow�. Wie�e i�mury, kt�re z�wolna same si� rekonstruuj�? W�jakim celu fa�szerz stworzy� t� niebywa�� mistyfikacj�?
Dotar�szy do namiotu, Heshke natychmiast po�o�y� si� spa�. Rozmowa z�Oblomotem nie dawa�a mu jednak spokoju. Tak, m�wi� sobie, to prawda, �e Tytani s� mistrzami w�dziedzinie propagandy. Ale ich propaganda dotyczy rzeczywisto�ci, a�nie u�udy, takiej jak na przyk�ad te fotografie. Si�a propagandy Tytan�w le�y w�jej odwo�ywaniu si� do odwiecznych ludzkich pragnie�. Krew i�ziemia. Nie by�o prawie cz�owieka, kt�ry zdo�a�by si� temu oprze�.
A on, Heshke, tak�e by� z�tej krwi, i�z tej ziemi.
Tu� przed �witem obudzi� go warkot odrzutowych helikopter�w.
Heshke, p�przytomny, zwl�k� si� z�pryczy i�wyjrza� przez szpar� w�klapie namiotu. W�samym �rodku obozowiska l�dowa�y w�a�nie dwa helikoptery z�insygniami Legion�w Tytana. Dwa inne ko�owa�y w�powietrzu tu� poza obr�bem ruin.
By�o to klasyczne wojskowe podej�cie. Helikoptery, kt�re nie wyl�dowa�y, pe�ni�y rol� ubezpieczaj�c�. Zaopatrzone by�y przy tym w�o�lepiaj�cej si�y reflektory, kt�rych blask uwydatnia� rze�b� terenu i�wykopalisk.
Heshke ubra� si� po�piesznie i�wyszed� z�namiotu. Ruchomy snop �wiat�a reflektora uderzy� go prosto w�twarz, o�lepi� na par� chwil, po czym przesun�� si� dalej. Kiedy Heshke odzyska� wzrok, ujrza� dw�ch podoficer�w z�Legion�w Tytana, kt�rzy wyra�nie zmierzali w�jego stron�.
� Obywatel Heshke? � zapyta� jeden z�nich.
Heshke kiwn�� g�ow�.
� Prosz� z�nami.
Odwr�cili si� i�pod��yli przodem, pozwalaj�c Heshkemu wlec si� za sob�.
Przy pierwszym helikopterze Heshke dostrzeg� szczup�� sylwetk� Tytan-Kapitana Braska.
� Witam, obywatelu Heshke � Brask powita� go z�wy�szo�ci� pozbawion� jednak niech�ci. � Uprzedzali�my was o�potrzebie gotowo�ci. Tak si� niestety sk�ada, �e jeste�cie nam potrzebni troch� wcze�niej, ni� tego oczekiwali�my.
Heshke milcza�, wci�� jeszcze z�lekka ot�pia�y od snu.
� Chcecie co� z�sob� zabra�? � spyta� uprzejmie Brask. � Ksi��ki, notatki, mapy? A�zreszt�, i�tak damy wam pe�ny ekwipunek.
Heshke odwr�ci� si�. W�eskorcie dw�ch Tytan�w zbli�a� si� w�ich stron� Blare Oblomot. W�tle wida� by�o kilku cz�onk�w ekipy archeologicznej, kt�rzy wy�onili si� z�namiot�w i�w os�upieniu obserwowali rozw�j wydarze�: bia�e figurki w�mroku przed�witu.
� Czy m�j asystent Oblomot tak�e ma uczestniczy� w�tym zadaniu? � zapyta� Heshke.
Brask parskn�� kr�tkim, niemi�ym �mieszkiem.
� Aaa, ten... wiemy o�nim wszystko. On wybiera si� gdzie indziej.
Mijaj�c Heshkego, Oblomot rzuci� mu spojrzenie na wp� b�agalne, na wp� znacz�ce: a�nie m�wi�em? Brask gwa�townie machn�� r�k�.
� Zabierzcie go do majora Brourne�a, Biurpolblok Dwa. Heshke jedzie z�nami.
Heshke bliski md�o�ci patrzy�, jak wprowadzaj� jego przyjaciela na pok�ad drugiego helikoptera. Biurpolblok Dwa, pomy�la�. Nie mia� poj�cia, �e w�og�le istnieje jaki� Numer Dwa � nie wiedzia�, �e budynek, kt�ry odwiedzi� nie dalej jak poprzedniego dnia, to zaledwie Biurpolblok Jeden.
Nagle u�wiadomi� sobie, �e wszystkie jego drobiazgi i�przybory toaletowe zosta�y w�namiocie. Postanowi� jednak nie wraca� po nie. Zdawa�o mu si�, �e Brask zaczyna si� niecierpliwi�, a�poza tym Tytani potrafili z�wielk� skrupulatno�ci� zaopatrzy� cz�owieka we wszystko, co niezb�dne.
Bez s�owa wszed� do helikoptera. Maszyna unios�a si� w�g�r� i�pomkn�a na p�noc.
Nagle od strony helikoptera wioz�cego na pok�adzie Blare�a Oblomota dobieg� ich b�ysk ognia i�odg�os eksplozji. Zaskoczony Heshke wstrzyma� oddech patrz�c, jak p�on�cy kad�ub maszyny pikuje poprzez ciemno�� w�d� ku ziemi.
Brask, kln�c straszliwie, skoczy� na r�wne nogi.
� Idioci! Do �b�w im nie przysz�o, �eby go przeszuka�! Musia� mie� przy sobie granat samob�jczy!
Heshke oderwa� wzrok od p�on�cych w�dole szcz�tk�w helikoptera i�popatrzy� na Braska w�os�upieniu. Brask rzuci� mu z�ukosa ironiczne spojrzenie.
� Wy oczywi�cie nigdy o�czym� takim nie s�yszeli�cie, co? Ci z�podziemia ostatnio ci�gle stosuj� ten numer. Im oszcz�dza to przes�ucha�, a�nas pozbawia kilku ludzi.
Przed Heshkem otwar�y si� nagle zupe�nie nowe obszary ludzkiego dzia�ania.
� Nie... nic nie wiedzia�em...
� Mo�na si� by�o tego po was spodziewa�. Telewizja takich rzeczy nie reklamuje, a�my mamy swoje sposoby, �eby zatka� g�b� plotce. Tak, zorganizowane podziemie rzeczywi�cie istnieje, a�wasz przyjaciel Oblomot rzeczywi�cie do niego nale�a�. O�tym te� nie wiedzieli�cie? A�mo�e jednak tak? � Nieprzenikniony, podejrzliwy wzrok Braska spotka� si� ze spojrzeniem Heshkego.
� Nie, nie wiedzia�em... a� do tej nocy � b�kn�� enigmatycznie Heshke.
Przez chwil� ko�owali nad miejscem katastrofy, czekaj�c, a� wrak si� dopali. Wreszcie jeden z�trzech pozosta�ych helikopter�w przycupn�� na ziemi obok szcz�tk�w zniszczonej maszyny. Dwa ostatnie wraz ze wschodem s�o�ca ruszy�y w�dalsz� drog�, spiesz�c ku celowi, kt�ry nadal by� dla Heshkego tajemnic�.
Rozdzia� trzeci
W mie�cie Cymbel przesiedli si� w�szybki statek mi�dzykontynentalny. Heshke dosta� na pok�adzie �niadanie, ale � mimo i� podr� trwa�a blisko dwie godziny � ani krzty informacji ze strony Braska. Brask raz uda� si� do kabiny pilota, aby odebra� komunikat radiowy i�wr�ci� wyra�nie zaaferowany.
Mkn�c po trajektorii licz�cej pi�� tysi�cy mil, ca�y czas �cigali stref� wschodu s�o�ca, tote� gdy wreszcie wyl�dowali, nadal trwa� wczesny poranek. Miejsce wygl�da�o na prywatne l�dowisko. Natychmiast pojawi� si� samoch�d, kt�ry mia� ich dowie�� do niskiego, masywnego betonowego budynku, widocznego w�odleg�o�ci kilkuset jard�w od miejsca l�dowania.
Ledwie znale�li si� za progiem, Heshke poczu� typow� dla Tytan�w atmosfer� precyzji dzia�a� i�nieustannej krz�taniny. W�korytarzach unosi� si� jednostajny szum, kt�rego �r�d�a nie mo�na by�o ustali�. Symbole o�nieczytelnym dla Heshkego znaczeniu wskazywa�y drog� do poszczeg�lnych wydzia��w. Heshke zwr�ci� si� do Braska.
� Gdzie my jeste�my?
� Na terenie �ci�le tajnej stacji badawczej.
� Czy to urz�dzenie jest w�a�nie tutaj?
Brask kiwn�� g�ow�.
� Po to w�a�nie powsta� ca�y o�rodek: aby bada� urz�dzenie, o�kt�re pytacie.
Heshke w�zdumieniu uni�s� brwi.
� Kiedy je wobec tego znaleziono?
� Przesz�o pi�� lat temu.
� Pi�� lat? I�ca�y czas trzymali�cie to w�tajemnicy?
Brask u�miechn�� si� z�wy�szo�ci�.
� Cierpliwo�ci, obywatelu. Wkr�tce wszystko b�dzie dla was jasne.
Podeszli do ci�kich drzwi strze�onych przez dw�ch uzbrojonych Tytan�w. Brask wyj�� przepustk�. Drzwi otworzy�y si� z�westchnieniem pneumatycznego zamka.
Po drugiej stronie strze�onych drzwi panowa� wi�kszy spok�j.
� T�dy dojdziemy do g��wnych pomieszcze� laboratoryjnych � poinformowa� Heshkego Brask. � Wkr�tce pozna pan swoich nowych koleg�w. Dzie� rozpoczyna si� tutaj sesj� ideologiczn�... mo�e zechcia�by pan zobaczy�, jak to wygl�da? Zdaje si�, �e w�a�nie dobiega ko�ca.
Heshke bez entuzjazmu kiwn�� g�ow�. Brask poprowadzi� go wzd�u� korytarza, z�kt�rego wchodzi�o si� do niewielkiej auli. Oko�o dwustu m�czyzn i�kobiet w�bia�ych kitlach wpatrywa�o si� w�du�y ekran, na kt�rym wy�wietlano ilustracje do tekstu komentarza.
Heshke zwr�ci� uwag� na mistrzowskie operowanie obrazem. Kiedy weszli, na ekranie widnia� rzewny pejza� s�o�ca zachodz�cego za poro�ni�te lasem wzg�rza. Na pierwszym planie szafirowe morze bi�o o�inkrustowane kamieniami skaliste wybrze�e.
Pejza� przeistoczy� si� nagle w�kola� wirus�w i�bakterii glebowych. Heshke uzna� gwa�towne przej�cie z�przestronnego �wiata las�w, morza i�s�o�ca w�niewidzialny go�ym okiem, mikroskopijny �wiatek na samej granicy �ycia za szczeg�lnie efektowny chwyt. Wyk�ad natychmiast zaabsorbowa� jego uwag� i�Heshke z�prawdziwym zainteresowaniem ws�ucha� si� w�dojrza�y, sugestywny g�os towarzysz�cy projekcji, kt�ry spaja� poszczeg�lne obrazy w�logiczn� ca�o��.
� Oto esencja �ycia w�zarodku � p�yn�� aksamitny g�os z�audio�cie�ki. � W�tych oto zal��kowych cz�stkach �ycia koncentruje si� ca�a istota ducha i�esencji planety Ziemi. Te ziarna wszystkich przysz�ych istnie� powsta�y w�wyniku przepot�nej destylacji energii drzemi�cej w�kamieniu, glebie, s�o�cu, wodzie i��wietle. Od tej chwili ja�owa Ziemia j�a wytwarza� DNA, z�kt�rego to DNA, jak olbrzym z�morskich otch�ani, wy�oni� si� kulminacyjny produkt ca�ej reakcji: byt, dla kt�rego wszelkie pozosta�e przejawy ziemskiego �ycia s� ledwie platform�. Zjawisko to nazywamy esencj� kulminacyjn�, b�d� te� esencj� ludzk�.
Wyk�adowi towarzyszy�a po�pieszna i�osza�amiaj�ca sekwencja obraz�w. Wirusy ust�pi�y pola migawkom spirali DNA, nast�pnie, jedna po drugiej, pojawi�y si� projekcje ta�cz�cych chromosom�w i�j�der kom�rkowych w�stadium podzia�u, przeplatane obrazami rozmaitych gatunk�w istot �ywych w�kolejnych etapach procesu ewolucji.
Ostatnim s�owom lektora towarzyszy� obraz m�odego nagiego m�czyzny o�boskiej budowie i�urodzie (musia� to by� bardzo starannie wybrany Tytan). Posta� sta�a z�rozpostartymi ramionami, w�powodzi padaj�cego od ty�u �wiat�a. Z�wolna rozp�yn�a si� wreszcie w�obraz Ziemi dryfuj�cej w�oceanie wszech�wiata.
� A�zatem � ci�gn�� g�os, tonem trze�wym ju� i�konkretnym � ewolucja to nie seria przypadk�w, lecz logiczny proces, zmierzaj�cy ku z�g�ry wiadomemu celowi. Wynika st�d, �e Ziemia z�natury swojej zdolna jest wytworzy� tylko jeden dominuj�cy gatunek, a�cel ten okre�la zarazem jej przeznaczenie. St�d kolejny wniosek, �e prawid�owo�� ta dotyczy wszystkich planet w�ca�ym wszech�wiecie. Ziemia jest nasz� matk�, naszym domem, nasz� opok�. Z�jej gleby czerpiemy swoj� krew. Jeste�my dzie�mi Ziemi i�nikt jej nam nie odbierze.
Wygaszeniu ekranu towarzyszy� pot�ny akord symfoniczny. Heshke by� oczarowany. Krew i�ziemia, powt�rzy� znowu w�my�lach. Wyk�ad mia� wiele element�w fascynuj�cych i�odpychaj�cych zarazem: mistycyzm, ba�wochwalcze uwielbienie Ziemi, wiar� w�przeznaczenie. Ale kto wie, pomy�la� Heshke, mo�e co� w�tym jest. Mo�e ewolucja naprawd� przebiega w�taki spos�b.
Widzowie powstali z�miejsc i�w ciszy zacz�li opuszcza� sal�. Brask szturchn�� Heshkego.
� Teraz mo�ecie pozna� ludzi, z�kt�rymi przyjdzie wam pracowa�.
Na sali pozosta�o jeszcze trzech widz�w. Przeszli do niewielkiego stolika na ty�ach auli. Brask i�Heshke przy��czyli si� do nich.
Dwaj m�czy�ni nosili opaski i�wygl�dali na klasycznych Tytan�w. Trzeci, cywil, odr�nia� si� od nich ju� na pierwszy rzut oka, gdy� do�� widocznie utyka�. Popatrywa� przy tym czujnie dooko�a, jakby z��alem, �e znajduje si� w�a�nie tu, a�nie gdzie� indziej, a�jego usta stale wykrzywia� gorzki grymas.
Brask dokona� prezentacji.
� Tytan-Porucznik Vardanian, Tytan-Porucznik Spawart, obywatel Leard Ascar, A�to, panowie, obywatel Rond Heshke.
Wszyscy sk�onili si� sobie zdawkowo.
� Czy panowie r�wnie� s� archeologami? � zapyta� Heshke najuprzejmiej, jak potrafi�, gdy� nazwiska nowo poznanych nic mu nie m�wi�y.
� Nie, jeste�my fizykami � wyja�ni� kr�tko Leard Ascar. G�os mia� dok�adnie taki sam jak wyraz twarzy � drwi�cy, ironiczny.
Brask poprosi� ich gestem, by usiedli
� Pora wyja�ni� wam co� nieco�, obywatelu � zwr�ci� si� do Heshkego. � Mam nadziej�, �e potraficie sprawnie asymilowa� niezwyk�e informacje? Ta umiej�tno�� bardzo si� teraz przyda.
Brask wcisn�� jaki� guzik umieszczonej na stoliku niewielkiej konsolety. Olbrzymi ekran rozjarzy� si�, ale przez chwil� pozosta� pusty.
� Wiecie ju�, �e odkryli�my sprawnie dzia�aj�ce urz�dzenie Obcych. Wyobra�ali�cie sobie pewnie, �e znaleziono je w�wykopaliskach. Ot� nie: znaleziono je na powierzchni ziemi, na ��ce, z�dala od jakichkolwiek znanych ruin cywilizacji Obcych. W�dodatku ca�kiem przypadkowo. Co wi�cej, wszystko wskazuje na to, �e jest to urz�dzenie zupe�nie nowe.
Na ekranie pojawi� si� obraz. T�o odpowiada�o opisowi Braska: trawiasta ��ka, zamkni�ta w�oddali szpalerem drzew. Na pierwszym planie tkwi� srebrzysty cylinder o�zaokr�glonych brzegach, opatrzony matowymi, m�tnawymi okienkami. Wzrost Tytana stoj�cego obok dla por�wnania rozmiar�w; pozwala� stwierdzi�, �e urz�dzenie mierzy oko�o siedmiu st�p �rednicy i�oko�o dwunastu st�p d�ugo�ci.
� Jak widzicie, jest to rodzaj pojazdu � ci�gn�� Brask. � Wewn�trz znajdowali si� dwaj Obcy, kt�rzy, jak przypuszczamy, zmarli przez uduszenie na kr�tko przed znalezieniem obiektu. Jako pierwsi przedstawiciele obcej rasy, kt�rych mo�emy obserwowa� w�stanie nienaruszonym, wzbogacili oni znakomicie nasz� wiedz� na temat wroga.
Ekran opustosza� na moment, po czym ukaza� si� na nim kolejny obraz. Cylinder by� tym razem otwarty. Obaj jego pasa�erowie, widoczni tylko cz�ciowo z�uwagi na niewygod� filmowania przez w�az, przypi�ci byli pasami do umieszczonych jeden przy drugim kube�kowych foteli. By�y to drobne w�ochate stworzenia o�wydatnych ryjkach i�r�owych krecich �apkach, wielko�ci mniej wi�cej m�odego szympansa. Po chwili obraz zmieni� si� i�ukaza� te same dwa cia�a wyeksponowane znacznie lepiej, gdy� rozpi�te na p�ytach w�laboratorium Tytan�w.
Heshke by� przej�ty jak nigdy, mimo to z�satysfakcj� odnotowa� fakt, �e znalezione okazy w�du�ym stopniu przypomina�y wyniki rekonstrukcji dokonanych na podstawie szkielet�w.
� Wi�c by� to statek kosmiczny � powiedzia� Heshke.
� I�my�my, naturalnie, z�pocz�tku tak s�dzili � pad�a odpowied�. � Ale pomylili�my si�. Dopiero �mudne ekspertyzy z�mechanizmem urz�dzenia dowiod�y, czemu ono naprawd� s�u�y�o.
Heshke zauwa�y�, �e wszyscy fizycy wpatruj� si� w�pod�og�, jakby rozmowa na ten temat by�a dla nich wyj�tkowo �enuj�ca.
� Okaza�o si�, �e urz�dzenie dzia�a na ca�kiem obcych nam zasadach � ci�gn�� Brask. � Mo�na by�o z�jego pomoc� osi�gn�� ruch w�przestrzeni, aczkolwiek jedynie na niewielkich odleg�o�ciach wykluczaj�cych podr�e mi�dzygwiezdne, kr�tko m�wi�c, jako produkt uboczny. W�a�ciwy cel konstrukcji by� zgo�a inny. W�a�ciwym celem by�o przemieszczanie si� w�czasie. Urz�dzenie, kt�re tak przypadkowo wpad�o nam w�r�ce, okaza�o si� machin� czasu.
Fizycy nadal nie podnosili wzroku. Heshke odczeka� chwil�, daj�c swym my�lom czas na zasymilowanie rewelacji.
Czas. Machina czasu. Marzenie archeologa.
� Pochodz� zatem z�przesz�o�ci � odezwa� si� w�ko�cu, patrz�c na zdj�cie obcych podr�nik�w po czasie.
Brask kiwn�� g�ow�.
� Tak nale�a�oby s�dzi�. Zasady podr�owania w�czasie opanowali zapewne w�ostatnim stadium swojego pobytu na Ziemi, za p�no, aby uczyni� z�nich jakikolwiek po�ytek. Mo�emy jedynie mie� nadziej�, �e ich macierzysta planeta nadal nie zna sekretu machiny czasu. Szczerze m�wi�c, my�l�, �e gdyby go tam znano, ju� odczuliby�my tego skutki.
� Doprawdy � b�kn�� pod nosem Heshke � to wszystko jest... przera�aj�ce.
� Wy�cie to powiedzieli � zareplikowa� Brask.
Heshke chrz�kn�� nerwowo.
� Czy ten wyjazd w�teren, o�kt�rym by�a mowa... czy chodzi o�wycieczk� w�czasie?
� Mo�liwe. Niewykluczone.
� N