862

Szczegóły
Tytuł 862
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

862 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 862 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

862 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krzysztof K�kolewski Mi�so papugi Warszawa: Wydawnictwo von borowiecki, 1997 Na dysk przepisa� : Franciszek Kwiatkowski Nie zna� �adnego z poj�� ludzkich, by nazwa� stan w jakim si� znajdowa�. Nie wiedzia� gdzie jest i �e jest. Nie orientowa� si� gdzie by� przedtem i czy by�. Nie mia� wspomnie�, bo jeszcze nic si� nie wydarzy�o w jego �yciu, kt�re si� dopiero zacz�o. Nie mia� o czym my�le�. Rozmy�la� nie maj�c ani jednej my�li, wspomina� nie maj�c �adnego wspomnienia. Jedynym wspomnieniem by� brak wspomnie�. Obudzi�o go uczucie nudy, obejmuj�cej wszystko, zalewaj�cej zielonkaw� p�ynn� pustyni�, na kt�rej dnie by� zatopiony. By� tylko nud�. Przez bezmiar w�d dociera� monotonny huk, nigdy nie ust�puj�cy, gdzie� go przyzywaj�cy. Czasem, sp�aszczony przez p�yn, dociera� inny d�wi�k, budz�c nadziej�, �e ten stan nie b�dzie trwa� wiecznie. Wszystko jest obmy�lane tak, by ul�y� przetrwaniu tego stanu, a wyszed�szy z niego nie wiedzie�, co spotka�o to co�, co nie wie, �e czym� jest. Byt podzielony jest stalowymi kurtynami zapomnienia, ale pami�� Jaona zacz�a si� nie tylko na d�ugo nim go tak nazwano, w okresie bezimiennym, ale w tak nieprawdopodobnej chwili, �e kwestionowano to z odcieniem niech�ci, potem gniewu i obrzydzenia, a� zakazano mu o tym m�wi�. �e pami�� Jaona mog�a by� wcze�niejsza od narodzenia, a nawet od pocz�cia, nie chcieli s�ysze�. Mo�e to by�y wspomnienia �mierci? Mo�e okres poprzedzaj�cy nasze istnienie nie r�ni si� od tego, kt�ry nast�puje po nim? Gdy mia� sze�� lat, katechetka kaza�a dzieciom narysowa� jak�� scen� biblijn�. Jaon narysowa� Jonasza w rybie przypominaj�cej okr�t podwodny. Od pyska ryby szed� korytarz do brzucha, a od brzucha do ogona. Ogon przypomina� ster, skrzela - przewody wentylacyjne, a brzuch kajut�. Wewn�trz niej prorok siedzia� na krze�le przy stoliku jedz�c ma�� rybk� i czeka� na koniec podr�y, gdy opu�ci sw�j statek innym wyj�ciem. Katechetka podar�a rysunek z nieu�wiadomionego wstydu, czy poczucia, �e to blu�nierstwo. W tym samym okresie upiera� si�, by sta� przed sklepem z rybami w Pasa�u Stirnera i czeka� a� b�d� przenoszone akwaria, w kt�rych ryby poddawa�y si� ko�ysaniu, zdziwione i szcz�liwe. Tam, gdzie by�, nie by�o nikogo, ale wok� by� kto�. Zabezpieczony w kokonie nie�wiadomo�ci, w jajku niewiedzy, Jaon, jak dowiedzia� si� potem, �e robi� to or�y (w�r�d zwierz�t uznawa� tylko drapie�ne) przebija� si� od �rodka w nieznanym kierunku, ku czemu�, o czego istnieniu nie wiedzia�. Wo�a� drug� istot�, nie wiedz�c, �e wewn�trz niej jest. Wo�a� matk� nie wiedz�c o jej istnieniu. Matka z drugiej strony dobija�a si� do niego: - Jaki jeste�? Kim si� oka�esz? Kim b�dziesz? - pyta�a nie zdaj�c sobie sprawy z tego, �e on odbiera dudnienie, s�yszy pytaj�cy g�os, jak w okr�cie podwodnym, gdy rzucaj� bomby g��binowe. Ca�e miesi�ce nie mog�a go zobaczy�. Po�era�a j� ciekawo�� i obawa. Nie wiedzia�a kto to. Najbli�sza istota na �wiecie nie by�a jej znana. Podobnie by�o nim pozna�a jego ojca: mia�a przeczucie �e spotka go, ale nie umia�a wyobrazi� sobie jak� on posta� przybierze. Odgadywa�a go we wszystkich spotkanych m�odych m�czyznach, za ka�dym razem doznaj�c zawodu. Tu osoba, kt�rej oczekiwa�a, by�a ukryta w niej samej i najbardziej niedost�pna ze wszystkich na �wiecie. Jedynym sposobem przenikni�cia jej tajemnicy, by�o okre�lenie jej przez nazwanie. Chcia�a dowiedzie� si�, jaki b�dzie, a zarazem nie�wiadomie przez imi� okre�la�a, jakim pragnie go widzie�, czego od niego oczekuje; uk�ada�a jego los. Jedno imi� nie wystarcza�o. Nosi� wi�c - poza przydomkami Najniewidzialniejszy, Najniezna�szy - imi� Micha�, w�dz wodz�w, pierwszy zwyci�zca pierwszego z�a, Archanio�, kt�ry pokona� bunt. Nie chcia�a by by� wojskowym, ale aby pokona� bunt w sobie. By� Augustynem, kt�ry uchyli� wr�t wszech�wiata m�wi�c "w�asna my�l jest faktem ze wszystkich najpewniejszym", mia� szcz�liw� m�odo��. By� i genialny i szcz�liwy, i �wi�ty. Ryzykowa�a, �e musi upa�� nisko, by zrozumie�, �e lepiej wyrzec si� wszystkich maj�tk�w �wiata ni� jednej my�li. Poci�ga�a j� m�odo�� �w. Franciszka, wyzywaj�ca, bogata, i tym bardziej szalone znalezienie prawdy, �w. Antoni, jedyny kt�ry dokonywa� cud�w na jej oczach, odnajduj�c wszystko, nawet najdrobniejsze przedmioty i �w. Krzysztof - obaj, kt�rzy mieli Chrystusa na r�kach. Da�aby mu trzydzie�ci imion. Wtedy prawo dopuszcza�o tak� rzecz w Polsce. Poci�ga�y j�: Dawid, Salomon, Samuel; chcia�a, by �ywi� si� najdalsz� tradycj�, ale w przeczuciu niebezpiecze�stwa, jakie mog�o zaci��y� nad jej synem, odrzuci�a t� my�l. Imi� Jaon wymkn�o si� tym planom. Nigdy nie nazwa�a go �e�skim imieniem, wiedzia�a, �e b�dzie ch�opcem, tymczasem nosi� z ni� jej imi� Julianna, by� cz�ci� kobiety, wi�c dziewczynk�, ma�� Juli�, tacy byli wobec �wiata i prawa. Nie zwraca�a si� do niego �adnym z tych imion, z ostro�no�ci, by nie wypowiedzie� go na g�os, by za wcze�nie niczego nie uczyni�, z zabobonnego szacunku dla nienarodzonej istoty. Zaledwie o�miela�a si� m�wi� mu "ty". Jak dawniej nienawidzi�a m�wi� do siebie, tak teraz ca�e dnie przemawia�a, cho� w pokoju by�a sama. Potrafi� da� jej znak, �e si� nudzi? Czy wiedz�c, �e jest malusie�kim �lepcem, u�ycza�a mu swoich oczu, by widzia�, co dzieje si� na zewn�trz, opowiada�a mu, co on wraz z ni� robi: - Syneczku idziemy ulic�. Ulica to dwa rz�dy dom�w. Domy, to miejsca gdzie mieszkaj� ludzie. Twoja matka jest cz�owiekiem. Ty b�dziesz cz�owiekiem. Po obu stronach ulicy s� drzewa. Nikt nie wie dok�adnie czym s� drzewa i do czego s�u�� Bogu. Wydobywaj� si� z ziemi, osi�gaj� sw�j kszta�t i wydaj� na �wiat inne drzewa. Wyja�ni� mo�na tylko to, co zbudowa� cz�owiek, ale co B�g - nie. Cz�owiek budowa� z tworzywa boskiego i ju� tworzywa nie spos�b okre�li�. Znajdowa� si� w g��bi d�wi�ku, przenika� go ca�ego, stawa� si� nim i wibrowa� wraz z nim tymi wyrazami: - Przyszli�my ju� do naszego domu. Tu b�dziesz mieszka�. Na �cianie wisi ogromny kilim. Na przeciwleg�ej, Matka Boska Rajska. Teraz zagramy w szachy. Bior� czarne figury. Ty dostajesz bia�e. Bior� na siebie b�l i trud �ycia, ty dostaniesz niewinno�� i zwyci�stwo. Wiem z g�ry. Wygrasz t� parti�. Wychodz� pionkiem i ty wychodzisz pionkiem. Zabij mojego. Zmie� go z szachownicy - i dla podkre�lenia jego zwyci�stwa, zrzuci�a pionka na ziemi� i przydepta�a go. - T� luk� wyprowad� swojego hetmana i widzisz, m�j kr�l jest w szachu. Nie oszukuj�, a ty wygrywasz. Ju� przewy�szasz mnie, bo ja ci ka�� siebie przewy�sza�, a ty jeste� pos�uszny. Pos�uguj�c si� moim rozumem, pokonujesz mnie. Nie warto zabija� kr�la. Wszystko na �wiecie jest twoje, nawet przyszli twoi wrogowie b�d� do ciebie nale�e�; bo nale�� do �wiata. Dlatego nie trzeba zabija� - i wsypa�a figury do pude�ka. Jej umiej�tno�� gry w szachy zadziwiaj�co sz�a na prz�d. Mia�a drugiego, dawniejszego partnera. By� nim przysz�y ojciec Jaona. W narzecze�stwie rozegrali par� "gro�nych partii", jakby nie chodzi�o w nich o szachy, tylko o nich, a figury po obu stronach oznacza�y ich rodzic�w, znajomych, ich samych. Ojciec wygrywa� z ni� wszystkie partie. Tego wieczora przegra� siedem pod rz�d. - To czary! - spojrza� na ni� podejrzliwie. Poniewa� nie odwa�y�a mu si� wyzna�, �e doskonali si�, bo grywa z Jaonem (wtedy jeszcze bezimiennym), nie domy�li� si�, �e pokona�y go ich po��czone si�y. Ta wygrana by�a jednym ze �r�de� wiary w przysz�o�� Jaona. Ledwie si� zaznaczy� ju� zwyci�a. Gdyby powiedzia�a o tym m�owi, us�ysza�aby, �e kiedy Rosjanie schwytali go za lini� frontu w 1916 roku i wi�zili samego w celi, te� gra� przeciw sobie. Zrobi� szachy z chleba. Niemcy zacz�li naciera� i zapomniano o nim. Wtedy zjada� figur� po figurze, wyznaczaj�c sobie jedn� na ka�dy posi�ek, bo nie wiedzia� kiedy i kto go odnajdzie. Dopiero teraz pozna�a urok taks�wek warszawskich, pachn�cych sk�r� i benzyn�. Lubi�a to i nie przyprawia�o j� o md�o�ci. Musia�a si� strzec tylko woni przypalonego mleka. Je�dzi�a do muzeum ogl�da� antyczne pos��ki pi�knych ch�opc�w. W bocznej galerii znalaz�a obraz, przed kt�rym sta�a ca�e przedpo�udnie. W mglistym wschodzie czy zachodzie s�o�ca morze, pla�a i niebo by�y przemienione w �wiat�o, rozbite na siedem barw t�czy. Podszed� do niej jaki� m�czyzna, przykl�kn��: - B�agam niech pani mi pozuje. - Oj, �eby nie wyszed� z tego portret innej osoby - odrzek�a matka. - Nie usiedzia�abym spokojnie, bo ten kto� by mi przeszkadza�. M�czyzna zerwa� si� z kl�czek i odszed� po�piesznie. By� to autor obrazu, przed kt�rym zatrzyma�a si� matka Jaona. Przychodzi� przygl�da� si� swojemu dzie�u, napawa� si� zachwytem zwiedzaj�cych. Dziwna odpowied� nieznajomej przestraszy�a malarza. Dr�a� o obraz. Odt�d matka Jaona, ile razy zjawi�a si� w galerii, mia�a za sob� muzealnego detektywa. Nie tylko jej to nie przeszkadza�o, ale rodzi�o wra�enie, jakby to by�a eskorta ze wzgl�du na jej dziecko, jakby ono ju� teraz zwraca�o na siebie uwag�. Raz w tygodniu je�dzi�a na uniwersytet mieszaj�c si� z t�umem m�odzie�y. By�y to czwartki, gdy wyk�ada� s�ynny profesor T.: By� przy Grecji. "Wojny perskie - m�wi� - by�y dla Grek�w �r�d�em strat i l�k�w, ale tak�e triumf�w i upoje�; da�y Maraton, Termopile, Salamin� i Plateje. Da�y ca�� kfilozofi� Grek�w. Z euforii zwyci�stwa wyprowadzili my�l r�wnie �mia�� jak wyzwanie pod Termopilami: Leukippos i Demokryt nie maj�c nawet szk�a powi�kszaj�cego, ujrzeli atomy." Potem profesor T. M�wi� o Platonie, nazywanym tak dla pot�nych bar�w; wyk�adaj�c, przygl�da� si� s�uchaczom przerzucaj�c wzrok z jednego na drugiego i przez sekund� m�wi�c do ka�dego z osobna, patrz�c mu w oczy. A� kiedy� zbieg� z katedry, podszed� do Julianny powoli wstaj�cej z �awki i oniemia�ej na widok s�awnego cz�owieka, zbli�aj�cego si� do niej: - Mi�a pani, cho� to nie wypada, spostrzeg�em pani stan i odt�d staram si� m�wi� lepiej ni� kiedykolwiek, bo przejrza�em chyba pani intencje, do czego m�j wyk�ad ma pos�u�y� i komu. Opowiada�a Jaonowi o jego ojcu, by wiedzia� o nim wszystko, nim si� poznaj�, o jego tajnej misji na ty�ach frontu. "Wtedy Polski nie by�o - obja�nia�a. - Jak si� narodzisz zastaniesz woko�o Polsk�. Tw�j tatu� by� odwa�ny do szale�stwa. Teraz w nadmiernym podziwie, szacunku dla nas, jakby niedowierzaniu, �e taka rzecz jak my - m�wi�a o sobie i Jaonie w niej - jest mo�liwa; pokorny i ostro�ny, otacza nas trwo�liwym szacunkiem, jakby si� nas ba�. Trosze�k� nas unika pod pozorem, by ci nie przeszkadza�." M�wi�a tak, bo to oddalenie by�o dla niej, przewra�liwionej, zapowiedzi� innego, kt�re mia�o nadej��. Opowie�� o tym, jak poznali si� z ojcem, odk�ada�a na potem, gdy ju� b�dzie wiod�a z Jaonem d�ug�, latami trwaj�c� - dok�d syn nie p�jdzie do szko�y - rozmow� i b�d� ksami ca�ymi przedpo�udniami. Wtedy te� przygotuje go na spotkanie ze swoj� matk�, a jego babk�. Wiele dyskutowano o p�odzie z doktorem. Przyk�ada� do jej brzucha s�uchawk� i m�wi�: - Grzeczny. - Co? - wykrzykn�a przysz�a matka Jaona - Na Marsza�kowskiej kopn�� mnie w w�trob�. Ma�y brutal! Nadchodzi� rotmistrz szwole�er�w, uk�oni�am mu si� nisko, a on odsalutowa�; przyznam, uszcz�liwiony, ale i tak zaskoczony, �e nie zaczepi� mnie. - Kawa� ch�opa - odrzek� szorstko doktor s�uchaj�c. - Zajmuje tyle miejsca co bli�niaki. Urodzi pani stare dziecko. Podoba mi si� mieszanka: ojciec atleta i przesubtelniona matka. Ale pani pragnienie kontaktu z dzieckiem jest nadmierne. Pani traktuje p�powin� jak lini� telefoniczn�. - Czuj� tam nieoboj�tny, niezbadany, nieopisany ogrom, bezde�, jakbym mie�ci�a w sobie wszech�wiat. - Trzeba odpocz�� i jemu da� troch� spokoju. Pani przedwcze�nie go budzi. - Nic dla siebie, nic z egoizmu! Wszystko, by nie czu� si� samotny, po to daj� mu odczu� swoj� obecno��. On ju� umie m�wi�! Odpowiada mi ruchami. Ach, gdybym mog�a us�ysze� jego g�os! Doktorze, b�agam, niech pan pozwoli mi na chwileczk� za�o�y� stetoskop. Speszona, jakby pope�nia�a �wi�tokradztwo przy�o�y�a s�uchawk� do brzucha i pods�uchiwa�a dziecko. S�ycha� by�o dwa �ycia: jej i jego, jak dwa walcz�ce w�e i zarazem up�r, co� w rodzaju gniewu tej oddzielaj�cej si� cz�stki. Odezwa�o si� mlaskanie, tarcie, bulgotanie i co� jak ciche westchnienie, jakby s�owa: - Blublublublublu... - Nie! - zerwa�a z uszu stetoskop. - To jedyny okres w �yciu gdy si� nie umiera - obja�ni� doktor. - Kosztem przy�pieszenia pani zegara, jego zegar stoi. Umiera� zacznie w chwili narodzin. Istota ludzka rozwija si� i obumiera jednocze�nie. Matka Jaona zas�oni�a uszy. Kolega m�a w banku potajemnie uprawia� astrologi�. Wezwa�a go i poprosi�a, by co� jej powiedzia� o nieznajomym. Kiedy astrolog zaproponowa�, �e mo�e wywo�a� jego dusz�, czekaj�c� na narodzenie, by powiedzia�a kim jest, krzykn�a: - Nie! Nie! Nie! - Mo�e tak lepiej - odrzek� astrolog. - Wywo�any przedwcze�nie m�g�by si� zagubi� i nie trafi� na �wiat. Codziennie wpada�a do ko�cio�a Zbawiciela, przy placu o tej samej nazwie. Pyta�a Boga, czy wolno jej pokazywa� dziecku ko�ci�, o�tarz, jak zwiedzaj�cemu? Czy wolno modli� si� za niego, ale i w jego imieniu? Czy mo�e ju� przedstawi� Bogu dziecko? Czy Stw�rcy wypada przedstawi� Jego dzie�o? I by�a zazdrosna o Boga, o jego udzia� w powo�aniu Jaona na �wiat. W miar� jak zbli�a�o si� rozwi�zanie, g�os doktora by� coraz bardziej niespokojny. Hodowa� Jaona jak owoc i ba� si�, by nie spad� za wcze�nie, by jak ryby nie trzyma� go na powierzchni morza i by jego m�zg ani przez u�amek sekundy nie by� pozbawiony tlenu. Matka dopomina�a si� o Jaona, �e ju� chce go mie� i narzuca�a sw� wol� doktorowi. - To on wydaje pani rozkazy! - krzycza� doktor, wskazuj�c na jej rozd�ty brzuch oskar�ycielskim g�osem. - Znudzi�o mu si� doczeka� swej pory? Pcha si�? Sam chce decydowa� o swoich narodzinach? Mo�e i pocz�� si� sam z siebie? Starcie woli Jaona i doktora sko�czy�o si� przymuszeniem Jaona do pozostania. Dosi�gni�to go zastrzykiem poprzez matk�. Siedemdziesi�t dwie godziny nie by� wypuszczany na �wiat. Trzy dni i trzy noce by� w zamkni�ciu. - Zmieni� pozycj�, przetoczy� si�! Jaki to z�o�nik! - rozpacza� doktor. - C� to za straszny cz�owiek! Obrazi� si�. Odtr�ca �wiat. Odmawia opuszczenia �ona matki. - Bezczelny. Ukarzemy ci�. Nie b�dziesz �y� - krzycza� doktor chc�c przenikn�� do Jaona. - Nie chcesz �y�? Nie chcesz? Wezwany na konsultacj� profesor u�miechn�� si�: - Panie doktorze, do�� tego. Trzeba ratowa� t� kobiet�. Dano jej narkoz�. - Nie pozwol�, by umar� nim si� narodzi - ten g�os doszed� od matki Jaona. Przebudzi�a si� - On ma �y�. Nie ja. Je�li pan mnie ocali, zgnoj� pana w wi�zieniu. - Pani jest nieprzytomna. Nie ma pani prawa mie� krzty �wiadomo�ci. Pani si� to �ni - krzykn�� profesor. Doktor czu� si� winien. B�aga� profesora, kt�rego sam wezwa�, by us�ucha� matki Jaona. - Dziecko jest pod narkoz�. Broni si� przed urodzeniem jak przed �mierci�. Co z niego b�dzie? - m�wi� profesor. Jaon zosta� skazany na �mier� nim si� urodzi�, ale matka ocali�a mu �ycie, oddaj�c swoje, a potem go urodzi�a. Stawka zosta�a zdwojona. To go zobowi�zywa�o �y� podw�jnie. Dwa �ycia otrzyma� w darze. Nie dano mu klapsa. - To dziecko ma ju� rok - krzykn�� profesor i wyszed� ca�y we krwi do �azienki. Po�o�na upu�ci�a ig��, kt�r� miano da� zastrzyk matce Jaona. Rzuci�a si� po nast�pn�, ale rozw�cieczony, wp� ob��kany ze zm�czenia doktor podni�s� ig�� z ziemi: - To nie ma znaczenia. Ona tego nie prze�yje. Jaon mia� zosta� sierot�. Oddalaj�c si�, my�la�a, �e niemowl�ciu ta zamiana - jego �ycie za jej �ycie - nie wyjdzie na korzy��. Wyobrazi�a sobie jego byt bez niej, tu�aczk�. Bezsilno�� ojca, oboj�tno�� stryja, bied� wuja. Nie pozna nigdy jej, swojej matki. Jaka szkoda. - "Jakie moje zdj�cia zostaj�?" - zastanawia�a si�. Zdj�cie z wycieczki, gdy maj�c szesna�cie lat, obejmuje jod�� jak przyjaci�k� i patrzy w obiektyw pytaj�co i czule, nie wiedz�c jeszcze, �e patrzy w odleg�� przysz�o��, w oczy swojego dziecka, kt�re narodzi si� dwadzie�cia lat p�niej. Mia�a umrze� nie zobaczywszy Jaona, nie przywitawszy si� z nim i nie po�egnawszy! - Pan jest przyjacielem naszego rodu? - szepta�a. Obra�a si� pan na noworodka? Karze pan jego matk�? - Moja rola ju� dawno sko�czona - krzykn�� doktor. To tylko pani duch m�wi. - Z�o�ci si� pan na umieraj�c�? Rozkazuj� panu mnie uratowa�. Wystarczy mi dziewi�� lat! Aby doprowadzi� dziecko do dziewi�tego roku �ycia! - Niech pani zamilknie. Nie wolno traci� si�. Jaon us�ysza� ogromny huk �wiata. Przera�liwe �wiat�o zaciera�o kontury. G�osy podp�ywa�y i odp�ywa�y. Potem nagle zas�ona rozdar�a si�. Przejrzenie by�o jak o�lepienie. Wynurzy� si� przed nim �wiat. Ujrza� trzy cienie. Trzy kszta�ty pochylone nad Jaonem tworzy�y jeden. Jaon nie zna� bowiem jedno�ci, ani liczby trzy. Pierwsi ludzie pochyleni nad bali�, w kt�rej k�pali Jaona zlewali si� w jedno, ogromne, nienazwane b�stwo. Nie wiedzia�, �e to s� istoty i kim s� te istoty. Po lewej panowa� nadmierny blask, ra��cy, po prawej, jak kotara, zielonkawa ciemno�� z kt�rej przyszed�. Czas p�yn�� od prawej do lewej spychaj�c kotar� coraz g��biej, dalej, rozszerzaj�c wielkie, wypuk�e osoby. �wiat tworzy� si� na jego oczach z sekundy na sekund�. - Synu nie obra�aj matki. Nie mo�esz tego pami�ta�. To by�oby chorobliwe, wstr�tne. To jest fikcja, fantazja, na kt�r� pozwalasz sobie lekcewa��c matk�. Nabra�abym obrzydzenia do ciebie. Jego pami�� j� gniewa�a, bo wydawa�a jemu nieprzygotowan�, gdy s�dzi�a, �e jest nie�wiadomy. Obna�a�a si� przy nim, ods�ania�a piersi, m�wi�a niekontrolowanie s�owa mi�o�ci nie przeznaczone dla istoty rozumiej�cej, dwa nagie cia�a, podobne do siebie, ledwie rozdzielone, �yj�ce - jak my�la�a - jedn� my�l�, jedn� pami�ci�, maj�c� siedlisko w niej. Oznacza�oby to, �e Jaon jest ska�ony nadmiarem, kt�rego dla niego nie chcia�a. - Zakazuj� ci upiera� si�, �e to pami�tasz - sko�czy�a sp�r matka. �wiat rozszerza� si� z niezwyk�� szybko�ci�, rozwija�, r�s�, dzieli� si� na �wiaty, mno�y�. Trzyg�owy olbrzym, kt�ry w Jaonie budzi� cze�� jako pierwszy kszta�t jaki ujrza�, zacz�� p�ka�; ukaza�y si� luki i rozdzieli� si� na osoby, kt�re mia�y si� okaza� matk�, babk� i jej s�u��c� Maniuni�. Blisko�� ich by�a ogromna, by�y prawie nim, ale rado�� sprawi�o mu poczucie, �e jest osobny. Wr�ci�a nuda; wo�ono go na p�ask, le��cego. Nie wiedzia� zn�w gdzie jest, pod nieruchomym b��kitem, kt�ry zmuszano go kontemplowa�. Parasolowate, rozp�aszczone ga��zie wrastaj�ce w niebo, przesuwaj�ce si� przed oczyma w szybkim - jak mu si� wydawa�o - ruchu, bez ko�ca; rozdzielaj�ce i ��cz�ce si� harmonijnie druty tramwajowe, w ko�cu �yrandol, iskrz�cy si� kryszta�owymi pryzmatami. Ten blask, rozbity, zielonkawo - fio�kowo - r�owy nauczy� go mi�o�ci do kryszta��w, lodu i brylant�w. - Znowu si� obra�a. Nie chce wstawa�. Nie chce chodzi�. Nie chce m�wi� - rozpaczano. Wreszcie powsta� i nie chcia� wi�cej wsi��� do w�zka. Pokocha� od razu samochody. Uwieszony mi�dzy matk� a Maniuni�, p� szed�, p� by� niesiony. Nie wo�a� matki. Mia� poczucie, �e si� wyodr�bni�, ale �e matka dalej zostaje z nim po��czona - i teraz ona jest jego cz�ci�. Jeszcze dobrze nie zna� matki ani Maniuni, gdy pozna� ryb�. We tr�jk� w�drowali pasa�em Stirnera, gdzie mo�na by�o kupowa� wszystko. Matka wybiera�a mi�so, owoce, jarzyny, ryby, kaza�a je wa�y�, pakowa� i nie�� Maniuni. Z magazynu za sklepem rybnym bi� lodowaty ch��d. By�o tu pierwsze morze, jakie pozna� Jaon. Na ca�� �cian� wymalowana by�a scena z po�owu wieloryb�w. Spi�trzona fala sta�a po horyzont, a� sklep wydawa� si� pochylony w bok. Towarzyszy� temu syk powietrza doprowadzanego rybom. Terkot maszynki t�ocz�cej wydawa� si� terkotem silnika stateczku wielorybniczego. Wida� by�o wierzcho�ek g�ry lodowej - i z dzia�ka wystrzelono harpun. Wisia� dym prochu, lina by�a napi�ta, harpun zanurza� si� w ciele i dziki b�l emanowa� z ogromnego wieloryba. �rodek sklepu zajmowa�o akwarium. Klienci wybierali dla siebie ryby wskazuj�c je palcem, a sprzedawca �owi� je na ich oczach w siatk�. Jaon podszed� do szklanej tafli prze�wietlonej silnym �wiat�em przestrzeni wodnej. Do brzegu akwarium podp�yn�a ryba, zatrzyma�a si� i robi�c niewidzialne ruchy p�etwami i ogonem, przygl�da�a si� Jaonowi. Jaon przystawi� twarz do szk�a i patrzy� rybie w oko, pomara�czowo-niebieskie, r�wnie ciekawe jak jego. Oko patrzy�o w oko, z tamtego oka przelewa�o si� w jego oko �wiat�o g��bin, jakie� wspomnienie Jaona. Jaon nie znaj�c s��w, nie umiej�c okre�li� tego, co chce wypowiedzie�, chcia�, by tej ryby nie z�apano, by zawsze tu na niego czeka�a. Wybuchn�� p�aczem, bo nikt go nie rozumia�. Rycz�cego wyniesiono go razem z paczk� �ywych ryb rzucaj�cych si� w szarym papierze. K�tem oka zobaczy� b�ysk brylant�w u jubilera po przeciwnej stronie pasa�u. Do domu doszed� spokojny. Ciemne, ogromne mieszkanie rodzic�w, dot�d p�askie, jak namalowane t�o, w kt�rym si� porusza�, wy�oni�o si� przed nim z niezwyk�� wyrazisto�ci�. By� ryb� w niewidzialnej wodzie. Za pierwszym przedpokojem by� drugi, udaj�cy hall. Tu Jaona rozbierano z czapeczki, szala, rajtuz, przed czterometrowym lustrem, od pod�ogi do sufitu. Ledwie go uwolniono, Jaon podszed� do lustra i ujrza� ch�opczyka, kt�ry szed� ku niemu jakby chcia� si� z nim zderzy�. Jaon zatrzyma� si�, spojrza� po sobie i przekona� si�, �e jest tak samo ubrany, �e to jest on sam. Wyodr�bni� siebie ze �wiata. Przy�o�y� najpierw usta, ca�uj�c siebie w lustrze, potem oko, a� poczu� zimno na ga�ce oka jednocze�nie z zielono�ci� �renicy tak blisk�, �e zala�a ca�y �wiat. Wciska� oko patrz�c i jednocze�nie ogl�daj�c siebie. Przy�o�y� ucho, ale nie by�o nic s�ycha�. Wi�c zacz�� zgniata� nos, licz�c, �e wejdzie w siebie; dwa cia�a: zimne i ciep�e przenikn�y si� na moment, a on pr�bowa� obj�� lustro, ale pe�nej jedno�ci nie osi�gn��. - Zazi�bisz si� - krzykn�a matka. - To lustro to kawa� lodu! Wesz�a Maniunia i Jaon, jak ucze� w szkole j�zykowej, nie robi�cy miesi�cami post�p�w, kt�ry nagle odwa�y� si� powiedzie� co� w obcym j�zyku, wyrzek� wyra�nie: - Maniunia jest s�u�ba! - Przem�wi�! - krzykn�a matka i chwyci�a go na r�ce, i z wdzi�czno�ci� obj�a tak�e Maniuni�, i we tr�jk� szaleni, �miej�cy si�, zacz�li si� kr�ci� w k�ko po przedpokoju. Dr�a�am, �e jest niemow�. A on ca�y czas umia� m�wi�, wszystko rozumia�, tylko milcza�. Maniuniu, ale co oznacza, �e wybra� te pierwsze s�owa? O tobie? Tak Jaon pozna� taniec. Zapach cia�a Maniuni, zawsze troch� spotnia�ej, przesi�kni�tej woni� sma�enia cebuli, uderzy� w jego nozdrza jednocze�nie jeszcze silniej ni� obraz ich trojga, pojawiaj�cych si� to nikn�cych w lustrze, w miar� jak si� kr�cili. Teraz budzenie by�o czym innym ni� dawniej. By�o krzykiem codziennym, ka�dorazowym, do odr�bnego �ycia, jakim by� dzie� z dzik� nadziej� na wszystko. �wiat wy�ania� si� co dzie� wyra�niejszy i bardziej nie wyja�niony. Jaon otwiera� oczy i widzia� uchylone drzwi swego pokoju. Jego przyj�cie na �wiat przemeblowa�o dom i zmieni�o przeznaczenie pokoi. �wiat za� objawia� si� g�stw� n�g sto��w, foteli i krzese� z czarnego d�bu w cienistym jadalnym. Jego cz�� mieszkania by�a pusta. Ojciec by� w biurze, matka spa�a jeszcze w gabinecie ojca. Daleko za oboma przedpokojami znajdowa�a si� kuchnia ze staromodn� wn�k� na ��ka s�u��cych. Wyprawy Jaona w g��b domu, ku terenom Maniuni, zaczyna�y si� natychmiast. Maniunia przygotowywa�a wiadra do palenia w piecach. Obowi�zywa�a cisza. Jaonowi wolno by�o tylko szepta�. Gdy na parapetach grucha�y go��bie, Maniunia otwiera�a okno i przep�dza�a je, by nie obudzi�y pani: - Urodzi�e� si� i teraz twoja mama jest tob� zm�czona. Przekradali si� przez pierwszy i drugi przedpok�j. Za drzwiami gabinetu trwa�a cisza. Najmniejszy d�wi�k nie wydoby� si� stamt�d. Przera�ony, �e matki nie ma w pokoju, �e znik�a, bieg� za Maniuni�. Ranek by� ciemnawy. Niebo widziane przez firanki wielkiego pokoju by�o zamglone. Na �cianie przeciwleg�ego domu poblask zielonkawego neonu, kt�ry w��czono mimo dnia. Maniunia nie zapala�a �wiat�a. Zostawi�a otwarte drzwiczki pieca. Ogie� obejmowa� stos sosnowych szczapek. Patrzy�a w p�omie�, a Jaonowi kaza�a odwr�ci� wzrok. Kaktusy, drzewko pomara�czowe i cytrynowe, chi�ska r�a stoj�ca rz�dem w donicach wzd�u� okien i drzwi balkonowych, rzuca�y cienie. Matka, st�skniona za Jaonem wpad�a, bieg�a ku niemu. Porwa�a go wysoko: - Wi�c ty naprawd� istniejesz Jaoniku? To nie sen? �ni� mi si�! - wo�a�a do Maniuni. - To wa�ne! To pierwszy sen o nim? - Nie. Setny, tysi�czny. Dwadzie�cia lat przed tym, nim si� urodzi�, ju� spotka�am go w �nie. - �ni� si� pani, jaki jest? - Nie powiem, nie powiem! - wo�a�a rado�nie matka. - By� przystojny. Na jej szlafroku z grubego jedwabiu by�y kwiaty, na kt�rych siada�y motyle. - "Wi�c dzie� trwa od snu do snu? A sen od dnia do dnia?" - my�la� Jaon, ale nie umia� tego powiedzie�. Zasadzono go do �niadania na jego miejscu, po prawej stronie matki, zajmuj�cej szczyt pustego dwunastoosobowego sto�u, nakrytego na jednym ko�cu. Mia� kubek z ludzk� twarz�, o prawdziwym, wypuk�ym nosie i wyba�uszonych oczach. Jak ludo�erca, z czaszki wypija� kakao. Nastr�j �wi�teczny narasta�. Matka, Maniunia i Jaon szykowali si� do wyj�cia po sprawunki. Ubierano Jaona. Matka zak�ada�a ko�nierz z lisa. Pozwoli�a Jaonowi pow�cha� futerko, pachn�ce perfumami i w�o�y� palce mi�dzy jego szcz�ki, by poczu� ostre z�by na palcu. Maniunia zachowa�a tajemnic�, �e wczoraj wyci�gn�� z szafy lisa, w�o�y� mu sznurek w z�by i lis goni� go po ca�ym domu. Jaon ucieka� ci�gn�c za sob� lisa. Chowa� si� w jamie pod kanap�, za nim wpada� lis. Lis te� utrzyma� tajemnic�. Cztery zwierz�ta zamkni�te by�y w szafie: lis, skunks, b�br i opos. Gdy otwiera� drzwi, zwierz�ta nieruchomia�y i udawa�y martwe. Czeka�y, a� Jaon zamknie szaf�, by o�y�. Teraz Jaon spieszy� si� do ryby. Ryba, mia�a nad lisem, jego Nied�wiedziem Bia�ym i misiem przewag�, kt�rej Jaon nie umia� sobie u�wiadomi�. - Mamo, co teraz b�dziemy robili? - Wiesz przecie�. Mama p�jdzie do miasta i mo�e ci� zabierze. - A potem? - Przyjdzie tata i zjemy obiad. - A potem? - Maniunia poda kolacj�. - A potem? - B�dzie noc. P�jdziesz spa�. - A potem? - B�dzie nast�pny dzie�. - I co b�dziemy robili? - P�jdziemy do miasta albo na spacer. - A potem? - B�dzie obiad, kolacja i noc. - A potem? - Zn�w dzie�. - A potem? - Nast�pny dzie�. - A potem? - B�dzie nast�pny dzie�. - Zawsze mamo? - zapyta� z niedowierzaniem Jaon, cho� zmiana pytania oznacza�a, �e ust�puje. - Zobaczysz, b�dziesz mnie co dzie� pyta�: "a co b�dzie potem", a ja ci b�d� odpowiada�: "b�dzie nast�pny dzie�". Jaon poczu� si� pokonany. Przytuli� si� do n�g matki: - Do rybek. Najpierw poszli do tego sklepu cho� nic nie kupowali. - Przepraszam, ale m�j syn - powiedzia�a matka Jaona - upiera si�, by wchodzi� do pana sklepu! - Niech przychodzi codziennie! Ile razy si� zjawi, mam t�um klient�w. Jest moim szcz�liwcem. B�dzie pani dostawa� rabat. - Nie chc� rabatu. Kto przynosi szcz�cie, oddaje innym w�asne. Gdy ryba nareszcie go dostrzeg�a i podp�yn�a, Jaona oderwano od szyby akwarium. - Czemu rybki nie maj� r�k? - dopytywa� si� Jaon. Do nast�pnego sklepu mama Jaona wesz�a i nie sili�a si� nawet, by udawa�, �e chce co� kupi�. By�y tam dwa lustra naprzeciw siebie. Matka, nie rzuciwszy okiem na p�ki, okr�ca�a si� wok� swojej osi i wysz�a, a za ni� ma�y poch�d: Jaon i Maniunia. By�y dwa rywalizuj�ce ze sob� sklepy mi�sne obok siebie. Maniunia b�aga�a pani�: - Wejd�my do jednego i drugiego. - Maniuniu - odpowiada�a matka - czy to �adnie m�czy� ludzi? - Taniej pani policz�, a mnie tak ciekawi, kt�ry... - i tu nie mog�c wym�wi� s�owa zbankrutuje, b�agalnie popatrzy�a na Jaona, ale i dla niego to s�owo by�o za trudne. - Obawiam si�, �e oba sklepy zbankrutuj� - odpowiedzia�a matka. Jaon nie wiedzia�, sk�d si� bierze mi�so. W obu sklepach by�o w najlepszym gatunku, oddzielone od ko�ci, poci�te na kawa�ki. By�o produkowane w fabryce? Jaon jeszcze nic nie wiedzia� o ko�ciach, ani o krwi. Jeden sklep mieli �ydzi, drugi chrze�cijanie. Matka Jaona kupowa�a u �yd�w. U chrze�cijan mia�a uczucie, �e ulega przymusowi, prowadzono bowiem kampani� przeciw handlowi �ydowskiemu. Jaon jeszcze o tym nie wiedzia�, ale te� wola� chodzi� do sklepu �ydowskiego, bo tam w osobnej gablocie by�y dla dzieci ma�e w�dliny z marcepanu. Jaon ��da� kie�baski i prosi�, by mu poci�to na bardzo cienkie plasterki. Do tego by� chleb z marcepana. Chleb i kie�basa smakowa�y jednakowo. Nast�pny by� sklep z pasmanteri�. Dwie stare kobiety powita�y matk� Jaona jak znajom�. Prosi�y, by wybiera�a towary siedz�c. - Mam wyrzuty sumienia. Tyle dr� po�czoch - skar�y�a si� matka - a lubi� tylko jedwabne. W innych czuj� si� przygn�biona. Poprosz� trzy - nie, mo�e cztery pary, cielistych. Po�czochy by�y bardziej cieliste ni� cia�o. - Starsze panie prowadz� handel resztkami materia��w z fabryki bez zezwolenia - cichcem wyszepta�a Maniunia. - Sk�d wiesz - m�wi�a cicho matka. - Na naszej klatce s�u��ce wiedz� wszystko. - Maniuniu, na lito�� bosk�, trzymaj si� od nich z daleka. - Co pani kupi�a? - Cudn� szmatk�. Krepa chi�ska. Matka wesz�a za kotar� oddzielaj�c� sklep od zaplecza i Jaonowi kaza�a zosta�. Wysz�a podniecona. Mia�a w r�ku paczk�. Maniunia przyczepi�a sobie do guzik�w trzy paczuszki. Teraz zbli�yli si� do damskiego salonu fryzjerskiego i Jaon napiera� si�, by stan�li przed witryn�. By�y tam dwa popiersia: brunetki i blondynki, umieszczone tak nisko, �e ich g�owy by�y na wysoko�ci g�owy Jaona. Zagl�da� im w oczy o d�ugich rz�sach, nie zmieniaj�ce wyrazu, nieustannie, jednakowo rozmarzone, s�odkie, przyzywaj�ce: - Mamo, gdzie jest reszta tych pa�? - spyta� Jaon, boj�c si�, �e przeci�to je na p� i cierpi�. - Nie ma syneczku reszty. Te panie s� z wosku - odpowiedzia�a matka. - A my z czego jeste�my mamo? - Z cia�a, kochane dziecko. - A kto robi cia�o? - Bozia - odpowiedzia�a matka, a Maniunia kiwn�a g�ow� z uznaniem. Jaon si�� wci�gn�� matk� do sklepu o nazwie "Ze wszystkim". Tam, w skrzynkach obok siebie, le�a�y figi, orzechy kokosowe, ananasy, banany, karczochy. Sta�y w rz�dach, w odwini�tych workach r�ne gatunki fasoli, kasz, ry��w i m�ki, r�nobarwne - od ciemnobr�zowych do fio�kowych. Z ka�dego wystawa�a deseczka z cen�. Jaon prosi�, by matka kupowa�a wszystkiego po trochu w male�kich torebkach, by m�g� za�o�y� sklep i sprzedawa� Maniuni. Pa�stwo �aty�scy, w szarych fartuchach, pe�ni powagi, poruszali si� powoli. W sklepie poza nimi trojgiem nie by�o klient�w. Weszli do bocznej sali z herbat�, oddzielonej od sali kawy - bo tam by� elektryczny Murzyn kiwaj�cy g�ow�. Maniunia nosi�a czasem czarne, murzy�skie po�czochy. By�a tam te� papuga z czekolady, naturalnej wielko�ci. Ara, o upierzeniu z�oto - granatowo - zielono - srebrzystym: - Mamo, kup mi papug�. Tylko chc�, by by�a w klatce. Nadesz�a pani �aty�ska, troch� ura�ona. - Prosz� kilo herbaty "Kwiat Cejlonu" - powiedzia�a matka. - Tyle nie mog� sprzeda�, bo mi si� ko�czy - odrzek�a pani �aty�ska; zwa�y�a pi�tna�cie deko i poda�a Maniuni, kt�ra i t� paczk� zawiesi�a na guziku. Pani �aty�ska czeka�a, a� wyjd�, jakby byli natr�tami. Jaon chcia� jeszcze i�� do sali z dziczyzn�, ale matka zawr�ci�a go i wyprowadzi�a ze sklepu: - Im �al jest sprzedawa� towary - powiedzia�a matka. - Maj� wszystko i boj� si�, �e kto� im to zdekompletuje. Mo�e d�ugo marzyli, by mie� ten sklep? Raz pani �aty�ska nie sprzeda�a mi grapefruit�w, bo trzeba by by�o zepsu� dekoracj�. Dalej by�o Oko Opatrzno�ci nad optykiem i zegar, na kt�rym wida� by�o up�yw czasu: wskaz�wka minut posuwa�a si� skokami, w spos�b widoczny, nieustannie, niezmordowanie. Jaon jak zahipnotyzowany patrzy� na to emanowanie czasu. - Mamo, czy jest drzewo kaszowe? - pyta� Jaon. Cho� wiedzia�, �e nie ma, za ka�dym razem pyta�: - A kluskowe? - Nie ma synu - wzdycha�a matka. - A chlebowe? - Jest... - A kopalnie cukru? - Do��. - Mamo, kup mi cz�owieka - naprzykrza� si� Jaon. - Albo daj mi Maniuni�. - Maniuni nie dostaniesz - odpowiada�a matka. - Mamo, czy ka�dy na �wiecie jest czyim� dzieckiem? - Tak. - Pani �aty�ska te�? A gdzie teraz mieszka babcia? - Kiedy� ci powiem. - Pojedziemy tam? - Nie. Nie zobaczysz babci. Babcia bardzo ci� kocha�a. - To by�o dawno? - Niedawno. - To dlaczego mnie ju� nie kocha? - Bo jej nie ma - matce za�ama� si� g�os. Ju� mnie nie pytaj - wyszepta�a. - Min�li�cie si� na tym �wiecie. Babka zna�a ci�, cho� ty jej nie znasz. Wi�kszo�� przestr�g, kt�re kieruj� pod twoim adresem synu, pochodz� od niej, bo kierowa�a je do mnie, gdy by�am ma�a, a ja ich nie zapomnia�am. Zbli�a�a si� godzina, gdy trzeba by�o stawia� obiad, bo ojciec mia� nied�ugo przyj�� z biura. Listopadowe s�o�ce by�o za domem. Chmury wysy�a�y �wiat�o. Pali�y si� neony i nie gaszono o�wietlenia witryn, z nich te� bra�a si� jasno��. Pr�szy� leciutko �nieg, ledwie dostrzegalny, ale nadaj�cy przestrzeni inny wymiar i za�amuj�cy �wiat�o. Wczesne popo�udnie przypomina�o wiecz�r, uroczystszy ni� wszystkie, jakie dot�d Jaon prze�y�. Od wilgotnych chodnik�w bi�a po�wiata, a niebo by�o ciemne. Wr�ble oblepia�y drzewa i gwa�townie �wierka�y. Pachnia�o spalinami i nawozem ko�skim, w obie strony jecha�y doro�ki z podniesionymi budami. Przeszed� kto� pal�cy cygaro. Zapachnia�y mandarynki wystawione w skrzynce na ulic�. Z bar�w uderza� zapach �wie�ych potraw. Czerwone kokosowe chodniki si�ga�y daleko na ulic� i zaprasza�y. Pod markizami sta�y drzewka cytrynowe i chronili si� pos�a�cy, w�saci, w okr�g�ych czapkach. - Zaczynaj� si� najkr�tsze dni roku - powiedzia�a matka. Z restauracji wyszed� kelner i poda� kopert� pos�a�cowi, kt�ry poprawi� czapk� i ruszy� biegiem. Sypn�o bia�ymi krupami jak mann�. Pociemnia�o; zadar� g�ow� w g�r� i chwyta� ustami �nieg, coraz g�stszy, a� stali si� biali, jak trzy ba�wanki. Powitanie ojca ka�dego dnia by�o uroczyste, jakby wraca� z daleka. Maniunia co chwila bieg�a do okna, by wypatrywa�. W pewnej chwili krzykn�a przera�liwym g�osem: - Pan idzie! Matka uchyli�a drzwi na klatk� schodow�, Jaon sta� w drzwiach do drugiego przedpokoju. Ojciec podni�s� w g�r� matk� i poca�owa�, a potem uni�s� Jaona i poca�owa�. Maniunia odebra�a od niego teczk� i p�aszcz. - Mam wielkiej wagi nowin� - powiedzia� ojciec. - Dyrektor Woynicki z �on� z�o�� nam wizyt�. Dzi� mieli�my d�u�sz� rozmow�. Pod koniec, gdy wychodzi�em z jego gabinetu, dotkn�� mojego ramienia i powiedzia�: "Opowiada�em o panu w domu. �ona interesuje si� pa�stwem, a ja stwierdzi�em, �e nie mam zaszczytu zna� pana �ony. Czy nie zrobimy pa�stwu k�opotu, gdyby�my pewnego dnia, po uprzednim um�wieniu si�, z�o�yli pa�stwu wizyt�?" Matka porwa�a Jaona i unios�a w g�r�. - Tryumf! - krzykn�a. - Jako prawdopodobny termin tej wizyty ustalili�my nast�pn� sobot�, o pi� tej. Pa�stwo Woyniccy wybieraj� si� do nas z c�reczk�, r�wie�nic� Jaona. Licz� na to, �e dzieci si� zaprzyja�ni�, bo Nika, jak j� nazywaj�, jest te� jedynaczk�. Woyniccy boj� si�, by nie czu�a si� samotna i nie ros�a w odosobnieniu. - Obawiam si� ich zetkni�cia. Ani jedno, ani - jak m�wisz - drugie nie zna dzieci. Maniunia wesz�a, otworzy�a kredens i zacz�a nakrywa� do sto�u. Jaon my�la�, jak zniesie tak d�ugie oczekiwanie na Nik�. Wieczorem nie m�g� usn��. Matka �piewa�a mu. Nie chcia� ko�ysanki, wi�c matka uk�ada�a mu piosenk�: "... i jechali u�ani. Ko�o domu �licznej Hani. Lecz kwater� wyznaczy� im sier�ant w�saty Z daleka od jej chaty W nocy kuna, �piew daleki, za walk� t�sknota Rankiem w�r�d p�l p�dz� u�ani. T�um wyleg� i pragnie im w dani �wi�te przekaza� my�li i wol�, �e dla Boga, Polski i siebie Chc� zachowa� sw� ziemi� i rol�. Piosenka oddala�a si� wraz z u�anami, b�ysn�a jeszcze w kurzu szabla, czy ostroga. Obudziwszy si�, Jaon stwierdzi�, �e przespa� sporo. By�a ju� bitwa: Wzi�� komendant lornetk�, patrzy w odleg�e dale Widzi b�ysk, ruch To wr�g! To wr�g! P�d�cie i wyjd�cie na ty� olszynki, Tam uderzajcie jakby w nasz� stron�, Gnaj�c wroga na jego koni ogonach Na nasze bagnety. Cofn� si� nasze pikiety, Kt�re wpuszcz� go, a potem zamkn� I nie wypuszcz� A� ostatnia uleci z nich dusza. Jaon widzia� t� dusz�, jak ulatuje. Z chi�skiej krepy kupionej u starszych pa� za kotar� ju� jest uszyta suknia; bez cia�a w �rodku, pusta, b�yszcz�ca i przezroczysta zarazem, mieni�c si� wzlatywa�a wy�ej i wy�ej. Krzykn�� i obudzi� si�. Matka kl�cza�a przy jego ��ku i przypatrywa�a si� mu. - Mamo czemu nie �piewasz? - U�ani zwyci�yli. S� zm�czeni, zmorzy� ich sen - g�os matki sta� si� �ciszony, niewyra�ny, pochyli�a g�ow�, opar�a o brzeg ��ka Jaona i g��boko usn�a. Jaon le�a� nieruchomo i cicho, by jej nie zbudzi�. Czy obudzi� si� jeszcze raz tej nocy, czy mi�dzy tym a nast�pnym przebudzeniem by� jeszcze ca�y dzie�, zapomniany? Matki nie by�o. Spod drzwi do wielkiego pokoju s�czy�o si� �wiat�o. S�ysza� przyt�umione g�osy rodzic�w. Matka m�wi�a: - Wczoraj na spacerze mia�am dziwn� rozmow� z naszym synem. Pyta� mnie: "czy ja jestem ja, czy ja jestem on. Bo wy m�wicie o mnie on". My rzeczywi�cie przy nim, nie doceniaj�c, ile on ju� rozumie, m�wimy o nim "On", jakby mog�o chodzi� o Jego Majestat, a my jakby�my byli jego dworzanami. Par� razy pr�bowa� zreszt� powiedzie� o sobie "on", ale go napomnia�am. - Co odpowiedzia�a�? - odezwa� si� ojciec. - Jeste� Jaon. Przerazi�o mnie, by nie by� dla siebie dwoma osobami. - �adnie brzmi. Jak Jazon - odrzek� ojciec. - On nie wie, �e jest czym� oddzielnym od �wiata, bo w�a�ciwie on jeszcze nie czuje, �e si� urodzi�. Dla niego on sam, misie, twoje lisy i ryby to jedno. - Ale zdobywca Z�otego Runa, Jazon, jaka to mi�a posta�! Cho� dzia�a� podst�pem, by� nie lojalny... - i matka jeszcze raz zmieni�a temat: - Czy tych Woynickich zostawimy na kolacj�? Ojciec musia� kiwn�� g�ow�, bo m�wi�a dalej: - Dziczyzna i dr�b? Indyk i zaj�c? Ba�anty by�yby za wystawne? Indyk, zaj�c i ba�ant, du�e jak ludzie, sz�y ko�o siebie ulic� Marsza�kowsk�, ale Jaon nie wiedzia� dok�adnie, jak wygl�daj�, wi�c czu�, �e s� podobne do papugi, misia i lisa. Potem papuga-ba�ant, nie rozpo�cieraj�c skrzyde�, oderwa� si� od ziemi i ju� by�o rano. Jaon by� sam w pokoju z zas�oni�tymi kotarami, z przepe�niaj�cym go uczuciem, o kt�rym p�niej dowiedzia� si�, �e jest szcz�ciem. Chcia� krzykn��, ale w por� przypomnia� sobie, �e matka �pi. "Mamo, gdzie ja by�em, gdy to widzia�em" - chcia� zapyta�. Jaon wybieg� do wielkiego pokoju z zamiarem zapytania Maniuni. Ale wida� zaspa�, bo piec by� ju� gor�cy i Maniuni nie by�o. Pobieg� do kuchni. - Mama pozwoli�a ci tu by�? - zapyta�a Maniunia. - Chcia�em o co� zapyta�, ale zapomnia�em o co - powiedzia� Jaon i w tej chwili w drzwiach kuchni ukaza�a si� mama. Zaabsorbowana my�l�, kt�ra wida� j� obudzi�a, nie zauwa�y�a niestosowno�ci, kt�ra si� wydarzy�a: Jaon w kuchni. - Maniuniu, szykujemy przyj�cie, kt�re b�dzie mia�o wielkie znaczenie dla twoich pa�stwa. - Wyprawa na zaj�ca! Wyprawa na zaj�ca! - krzycza� Jaon. Zaj�c tu b�dzie! Pozna si� z misikami. - Nasz ma�y bzdury - powiedzia�a matka. W chwili gdy byli gotowi i Jaon sta� niecierpliwy mi�dzy matk� a Maniuni� przed drzwiami mieszkania, zabrzmia� gwa�townie naci�ni�ty dzwonek. Maniunia podskoczy�a: - Bo�e, kto to? Ba�a si� dzwonk�w. Raz gdy dzwoniono na ni� z pokoju upu�ci�a talerz. Nie umia�a te� szybko otwiera� i sprawnie odsuwa� rygli. Zniecierpliwiony go�� zadzwoni� zn�w. By� to �ebrak. Gdy zobaczy� przed sob� dwie kobiety i dziecko, stoj�ce za drzwiami, ca�kowicie ubrane, te� drgn��: - Padam z g�odu. Zemdla�em, polali mnie wod�. Nic nie dali. Przekl��em ich - uni�s� si� - B�g s�ysza�. Wie, co z nimi zrobi. Stali na przeciw siebie, obserwuj�c si�. Maniunia cofn�a si� do kuchni, wynios�a gruby kawa� chleba i poda�a �ebrakowi. - Co? - krzykn�� �ebrak. Bogaci rzucaj� zuchelek, co spad� ze sto�u? A co zjem za godzin�? - wrzeszcza� i cisn�� chlebem w Maniuni�. Matka gwa�townie zatrzasn�a drzwi. - Boj� si� teraz wyj�� - powiedzia�a. - Ten nie bierze chleba. Musi by� co najmniej pi�� groszy - powiedzia�a Maniunia. - Czemu nie m�wi�a�? Sk�d bra�a� pi�� groszy? - Dawa�am od siebie. - O g�upia, g�upia, kochana Maniunia - powiedzia�a matka. Wychyl si� przez okno i zawo�aj dozorc�. Nie powinien go tu wpuszcza�. Maniunia pobieg�a do okna, uszcz�liwiona, �e odegra wa�n� rol�, ale cofn�a si�. Ba�a si� wysoko�ci: - �ebrak ucieka - powiedzia�a. - Maniuniu, powiedz, dozorca dostaje w �ap� od �ebrak�w? - Pani nie kaza�a rozmawia� ze s�u��cymi, ale powiem. Bez zgody dozorcy, nie prze�lizgn��by si�. P� dnia obchodzi taki wielki dom. Gdy kogo� nie ma, czeka na strychu i wraca. Jego rejon jest od ko�cio�a do pomnika. Obchodzi dwa domy dziennie. Gdy spotka� u nas na podw�rzu innego �ebraka, waln�� go. Tamten upad�. Sk�ada kapita� na ksi��eczk�. Wi�c dlaczego dawa�a� mu pi�� groszy? - �eby nie przeklina�. - Boisz si�. - Mo�e i dozorca si� go boi? - Zabraniam ci dawa� mu grosza. Ile mu da�a�? Ile razy? Zwr�c� ci t� sum�. - Mamo, dlaczego ja jestem? - przerwa� Jaon - Sk�d si� wzi��em? - Urodzi�e� si�. Bo rodzice chcieli ci� mie� - poprawi�a si�. Chcieli by� istnia�. - Co to znaczy? - Twoi rodzice wzi�li �lub i postanowili ci� mie�. - Po co? - Dla ciebie. �eby� by� szcz�liwy. - To ja nie jestem tw�j, tylko sw�j? - Mama ci da�a ciebie w prezencie - wtr�ci�a si� Maniunia. - Jakby� zgad�a Maniuniu - pochwali�a j� matka. - Ale nie, �eby bawi� si� sob�, jak misiem czy lalk�. - Sk�d wiedzia�a�, �e to ja si� urodz�? - Nie wiedzia�am, �e to ty. Nie zna�am ci� przedtem. - Jak mnie nie zna�a�, to jak mog�a� chcie� mnie mie�, jeszcze wcale nie by�a� moj� mamusi�? - By�am zawsze, nawet jak nie wiedzia�am, czy b�dziesz istnia�. - Nawet jak by�a� ma�a jak ja, ju� by�a� moj� mamusi�? - Nawet wtedy. - Gdzie ja by�em przedtem? - Nie wiem syneczku. - Nie wiesz? A gdyby�cie mnie nie mieli, co by�oby ze mn�? - Nikt nie wie. - A dlaczego nie urodzi� si� m�j braciszek, tylko ja? - Bozia chcia�a �eby� to by� ty. - Co robi braciszek, kt�ry si� nie urodzi�? Mamusiu, dlaczego kto� jest sob�? Czemu ja jestem ja, a nie jestem tob�? - Nie wiadomo syneczku. - Dzieci si� bior� z ma��e�stwa? - Mo�na to tak okre�li�. - Po co ludzie maj� dzieci? �eby one mia�y dzieci? - Kto wie, czy tak nie jest? - Czym si� r�ni� dziewczynki od ch�opc�w? - Nie widzisz, �e dziewczynki s� ubrane w sukienki, a ch�opcy w spodenki? - Woleli�cie bym by� ch�opcem i ubrali�cie mnie w spodenki? - Wygl�da�e� na ch�opczyka. - Mamo, b�agam, nie ubierajcie mnie nigdy w sukienk�. - Dobrze, dziecko. - A dlaczego ci pa�stwo, co przyjd� wol� mie� dziewczynk�? - Synu, tylko nie o�mielaj si� pyta� ich, gdy przyjd�. - Mamo czesz si� tak - wykrzykn�� Jaon i zacz�� ci�gn�� matk� do fryzjera z woskowymi g�owami na wystawie. - Moja pani to m�czennica - j�kn�a Maniunia, a Jaon teraz par� ku modystce, kt�ra ustawi�a w oknie na drewnianych manekinach g��w kapelusze z woalkami: - Mamo, gdzie s� twarze tych pa�? Mamo, no� to na buzi - nalega� Jaon my�l�c o woalce. - Wtedy jeste� naj�adniejsza. - Bo ju� nie jestem taka m�oda i woalka przes�ania mi twarz. Szkoda, �e nie pozna�e� matki dwadzie�cia lat temu. - Dlaczego ci� wtedy nie pozna�em? - Rodzice nie mogli ci� mie�. - Czemu, mamo? - Byli za biedni... - ... dziecko mo�na mie� gdy si� ma tyle pieni�dzy, co tatu�? - ...ale czy by� mnie zna�, jak� jestem? Rodz�c ci�, narodzi�am si� powt�rnie - odpowiedzia�a matka Jaona, odpowiadaj�c sobie, nie jemu. - Mamo, powiedz, co ty m�wisz? - Zapami�taj moje s�owa, by kiedy� je zrozumie�. - Jaon, nie m�cz mamusi - wtr�ci�a si� Maniunia. - Milcza� dwa lata, teraz chce sobie wynagrodzi�. Niekt�re s�owa wymawia dla samej przyjemno�ci wymawiania ich - odrzek�a matka. - Mlllleko. Mmllleko. Inaczej si� m�wi, inaczej smakuje. Doszli do sklepu pa�stwa �aty�skich. Zobaczywszy ca�� tr�jk�, pani �aty�ska zrobi�a min� pe�n� niezadowolenia. Matka i Maniunia wesz�y do bocznej sali, gdzie rz�dami wisia�y, g�owami w d�, zaj�ce. Ka�dy mia� na pyszczku papierowy tamponik. Przez niekt�re przesi�k�a krew, skrzep�a, prawie czarna. - Mamo, co im si� sta�o? - krzykn�� Jaon. - Czu�am, �e tak b�dzie. Zawsze ba�am si� tej chwili - powiedzia�a matka ni do siebie, ni do Maniuni i zwr�ci�a si� do Jaona: - To s� zaj�czki na piecze�. - Ale im si� co� sta�o. Nie ruszaj� si�. - Pani sobie �yczy? - wtr�ci�a si� pani �aty�ska zirytowanym g�osem. - Teraz rozmawiam z synem - i zwr�ci�a si� do Jaona: - Synku. One nie �yj�. Musisz si� dowiedzie�, �e jest �mier�. - I co z nimi b�dzie? - Zaj�czki b�d� zjedzone. - My je zjemy? - Jednego. Gdy przyjedzie do ciebie dziewczynka, kt�rej na imi� Nika. - Nie chc� je�� zaj�czka, jak on nie �yje. - Jad�by� �ywego? Jego by bola�o. - Kto zrobi� to zaj�czkowi? - Pan my�liwy. Musia� zabi� zaj�czka, by�my go mieli jak przyjd� rodzice Niki i Nika. - To zabijemy pana my�liwego. - Cz�owieka nie wolno zabija�. - A tw�j lis przedtem �y�? - �y�. - Mamo, ale ty nie umrzesz? - Nie mog� ci tego obieca�. - Obiecaj! - krzykn�� Jaon, przera�ony. - Nie mam nad tym w�adzy. Nie ode mnie to zale�y. - A od kogo? - Tak chce B�g. Jaon my�la� do tej chwili, �e rodzice byli jego bogami, tajnymi kr�lami �wiata, kt�rzy ukrywaj� si� w�r�d zwyk�ych ludzi, by wypr�bowa�, czy b�dzie dzielny. Matka zaniepokojona jego milczeniem, doda�a: - A jak wyobra�a�e� sobie Jaoniku? �e twoja matka i ojciec �yj� od pocz�tku �wiata? Jak�e byliby starzy. Gdyby ci, kt�rzy si� narodzili nie umierali, nie by�oby miejsca ani dla twoich rodzic�w, ani potem dla ciebie. - Wi�c z �ycia nie ma innego wyj�cia tylko trzeba umrze� przez �mier�? - nie rozumia� jeszcze Jaon. - Ka�dy to musi przej�� synku. - Wi�c wszyscy umr�? - Wszyscy. Teraz ci powiem. Kiedy� pyta�e� o babci�, gdzie jest. Teraz domy�lasz si�? - Nie, mamo. - Nie ma jej ju� na �wiecie. - Babunia nie �yje, tak samo jak zaj�czek? - Tak samo. - Wi�c jak kto� jest ma�ym dzieckiem, to kiedy� te� umrze? To po co go rodzi�? - Synku, dr�a�am przed t� rozmow�. - Wstydzisz si�, �e urodzi�a� mnie i przez to musz� umrze�? Nie przejmuj si� mamo, mnie jest tak dobrze, tak si� ciesz�. A cz�owiek mo�e urodzi� si� drugi raz? - Niekt�rzy m�wi�, �e tak. Ale ma innych rodzic�w. Nie by�by� moim synem. - To nie chc�. Nie chc� obcej pani - przerazi� si� Jaon. - Dosy�, moje kochane dziecko. Musimy kupi� zaj�ca. - Nie kupuj zaj�ca. - Dobrze, nie kupimy. - To popro�, by sprzedali papug�. Matka pokr�ci�a g�ow�; gdy wychodzili, pani �aty�ska zawo�a�a za nimi: - Czym wi�c mo�na s�u�y�? Matka, nie zatrzymuj�c si�, lekko odwr�ciwszy g�ow� powiedzia�a: - Mo�e zdecyduje si� pani sprzeda� papug�? - Nie ma mowy. I prosz� nie przychodzi� do tego sklepu. Pani si� u nas nie podoba. Pani chce nam udowodni�, �e jeste�my z�ymi kupcami. Niech pani znajdzie lepszych. - O, to nie b�dzie trudno - rzek�a matka pogodnie. - �eby mie� takiego smolucha s�u��c�, tak� niedorajd�! - krzycza�a za nimi pani �aty�ska, by dotkn�� matk� Jaona, obra�aj�c Maniuni�. Maniunia rozp�aka�a si�. - Pani musi si� za mnie wstydzi� - szlocha�a. Jaon chwyci� r�k� Maniuni i przycisn�� do ust. To dopiero przerazi�o Maniuni�. Wyrwa�a r�k�: - Paniczowi nie wolno ca�owa� w r�k� s�u��cej. Pani wyrzuci mnie ze s�u�by. Niech jeszcze zobaczy to sklepikarka, to nas obgada na ca�� ulic�. Jaonowi sta�y �zy w oczach. Maniunia ukl�k�a przy nim i poca�owa�a go w r�k�. Matka poca�owa�a r�k� na g�owie Maniuni. - Mamo, sk�d si� wzi�a Maniunia? - spyta� Jaon. - Maniunia pracowa�a u twojej babki. Gdy twoja babka zachorowa�a, poprosi�a mnie, abym po jej �mierci wzi�a j� do nas. Pod wiecz�r Jaonowi wyda�o si�, �e powraca do czego�, co ju� prze�y�, a co go strasznie m�czy�o, poczu� dojmuj�c� nud�, senno��, kontury si� zatar�y i wszystko oddali�o. Rodzice byli odlegli, poruszali si� podobnie do rybek w basenie. - Jeste�cie wieloryby - powiedzia� i polecia� w d� z fal�. Zbudzi� go krzyk matki: - Jaonie, Jaonie! - wo�a�a go, by wraca�. - Jezu! - krzycza�a - on ma 41 stopni gor�czki! - Jaonie - b�aga�a go - oddaj mi chor�bk�; oddaj. Ja b�d� chora za ciebie. Pojawi�a si� zn�w trzecia osoba. By� to wielki, ogromny olbrzym. Odchyla� mu powieki, zagl�da� w oczy i w g��b Jaona, przez usta. Oczy olbrzyma by�y dobre, tylko za blisko patrzy�y. Nie chcia� Jaona porwa�, ale ocali�. - Mamo - powiedzia� Jaon. - Kto� tam czeka na mnie, by si� urodzi�? - Synu, �le zrozumia�e�. Bozia nie da�aby si� urodzi� nikomu, kto czeka�by na �mier� ma�ego ch�opca. Jaonowi �al by�o rozstawa� si� z matk�. Zapomnia� o ojcu. By�o mu �al, �e nie b�dzie doros�y, nie pozna �ycia mu przeznaczonego. Tak kr�tko tu by� i wr�ci sk�d przyby�. Co tam jest, co go czeka? Nie pami�ta�. Raj? B�dzie to ogr�d,