862
Szczegóły |
Tytuł |
862 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
862 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 862 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
862 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof K�kolewski
Mi�so papugi
Warszawa: Wydawnictwo von borowiecki, 1997
Na dysk przepisa� : Franciszek Kwiatkowski
Nie zna� �adnego z poj�� ludzkich, by nazwa� stan w jakim si�
znajdowa�. Nie wiedzia� gdzie jest i �e jest. Nie orientowa� si�
gdzie by� przedtem i czy by�. Nie mia� wspomnie�, bo jeszcze nic
si� nie wydarzy�o w jego �yciu, kt�re si� dopiero zacz�o. Nie
mia� o czym my�le�. Rozmy�la� nie maj�c ani jednej my�li,
wspomina� nie maj�c �adnego wspomnienia. Jedynym wspomnieniem by�
brak wspomnie�. Obudzi�o go uczucie nudy, obejmuj�cej wszystko,
zalewaj�cej zielonkaw� p�ynn� pustyni�, na kt�rej dnie by�
zatopiony. By� tylko nud�. Przez bezmiar w�d dociera� monotonny
huk, nigdy nie ust�puj�cy, gdzie� go przyzywaj�cy. Czasem,
sp�aszczony przez p�yn, dociera� inny d�wi�k, budz�c nadziej�, �e
ten stan nie b�dzie trwa� wiecznie. Wszystko jest obmy�lane tak,
by ul�y� przetrwaniu tego stanu, a wyszed�szy z niego nie
wiedzie�, co spotka�o to co�, co nie wie, �e czym� jest.
Byt podzielony jest stalowymi kurtynami zapomnienia, ale pami��
Jaona zacz�a si� nie tylko na d�ugo nim go tak nazwano, w okresie
bezimiennym, ale w tak nieprawdopodobnej chwili, �e kwestionowano
to z odcieniem niech�ci, potem gniewu i obrzydzenia, a� zakazano
mu o tym m�wi�. �e pami�� Jaona mog�a by� wcze�niejsza od
narodzenia, a nawet od pocz�cia, nie chcieli s�ysze�. Mo�e to by�y
wspomnienia �mierci? Mo�e okres poprzedzaj�cy nasze istnienie nie
r�ni si� od tego, kt�ry nast�puje po nim? Gdy mia� sze�� lat,
katechetka kaza�a dzieciom narysowa� jak�� scen� biblijn�. Jaon
narysowa� Jonasza w rybie przypominaj�cej okr�t podwodny. Od pyska
ryby szed� korytarz do brzucha, a od brzucha do ogona. Ogon
przypomina� ster, skrzela - przewody wentylacyjne, a brzuch
kajut�. Wewn�trz niej prorok siedzia� na krze�le przy stoliku
jedz�c ma�� rybk� i czeka� na koniec podr�y, gdy opu�ci sw�j
statek innym wyj�ciem. Katechetka podar�a rysunek z
nieu�wiadomionego wstydu, czy poczucia, �e to blu�nierstwo. W tym
samym okresie upiera� si�, by sta� przed sklepem z rybami w Pasa�u
Stirnera i czeka� a� b�d� przenoszone akwaria, w kt�rych ryby
poddawa�y si� ko�ysaniu, zdziwione i szcz�liwe.
Tam, gdzie by�, nie by�o nikogo, ale wok� by� kto�. Zabezpieczony
w kokonie nie�wiadomo�ci, w jajku niewiedzy, Jaon, jak dowiedzia�
si� potem, �e robi� to or�y (w�r�d zwierz�t uznawa� tylko
drapie�ne) przebija� si� od �rodka w nieznanym kierunku, ku
czemu�, o czego istnieniu nie wiedzia�. Wo�a� drug� istot�, nie
wiedz�c, �e wewn�trz niej jest. Wo�a� matk� nie wiedz�c o jej
istnieniu. Matka z drugiej strony dobija�a si� do niego:
- Jaki jeste�? Kim si� oka�esz? Kim b�dziesz? - pyta�a nie zdaj�c
sobie sprawy z tego, �e on odbiera dudnienie, s�yszy pytaj�cy
g�os, jak w okr�cie podwodnym, gdy rzucaj� bomby g��binowe. Ca�e
miesi�ce nie mog�a go zobaczy�. Po�era�a j� ciekawo�� i obawa. Nie
wiedzia�a kto to. Najbli�sza istota na �wiecie nie by�a jej znana.
Podobnie by�o nim pozna�a jego ojca: mia�a przeczucie �e spotka
go, ale nie umia�a wyobrazi� sobie jak� on posta� przybierze.
Odgadywa�a go we wszystkich spotkanych m�odych m�czyznach, za
ka�dym razem doznaj�c zawodu. Tu osoba, kt�rej oczekiwa�a, by�a
ukryta w niej samej i najbardziej niedost�pna ze wszystkich na
�wiecie.
Jedynym sposobem przenikni�cia jej tajemnicy, by�o okre�lenie jej
przez nazwanie. Chcia�a dowiedzie� si�, jaki b�dzie, a zarazem
nie�wiadomie przez imi� okre�la�a, jakim pragnie go widzie�, czego
od niego oczekuje; uk�ada�a jego los. Jedno imi� nie wystarcza�o.
Nosi� wi�c - poza przydomkami Najniewidzialniejszy, Najniezna�szy
- imi� Micha�, w�dz wodz�w, pierwszy zwyci�zca pierwszego z�a,
Archanio�, kt�ry pokona� bunt. Nie chcia�a by by� wojskowym, ale
aby pokona� bunt w sobie. By� Augustynem, kt�ry uchyli� wr�t
wszech�wiata m�wi�c "w�asna my�l jest faktem ze wszystkich
najpewniejszym", mia� szcz�liw� m�odo��. By� i genialny i
szcz�liwy, i �wi�ty. Ryzykowa�a, �e musi upa�� nisko, by
zrozumie�, �e lepiej wyrzec si� wszystkich maj�tk�w �wiata ni�
jednej my�li. Poci�ga�a j� m�odo�� �w. Franciszka, wyzywaj�ca,
bogata, i tym bardziej szalone znalezienie prawdy, �w. Antoni,
jedyny kt�ry dokonywa� cud�w na jej oczach, odnajduj�c wszystko,
nawet najdrobniejsze przedmioty i �w. Krzysztof - obaj, kt�rzy
mieli Chrystusa na r�kach. Da�aby mu trzydzie�ci imion. Wtedy
prawo dopuszcza�o tak� rzecz w Polsce. Poci�ga�y j�: Dawid,
Salomon, Samuel; chcia�a, by �ywi� si� najdalsz� tradycj�, ale w
przeczuciu niebezpiecze�stwa, jakie mog�o zaci��y� nad jej synem,
odrzuci�a t� my�l. Imi� Jaon wymkn�o si� tym planom. Nigdy nie
nazwa�a go �e�skim imieniem, wiedzia�a, �e b�dzie ch�opcem,
tymczasem nosi� z ni� jej imi� Julianna, by� cz�ci� kobiety, wi�c
dziewczynk�, ma�� Juli�, tacy byli wobec �wiata i prawa. Nie
zwraca�a si� do niego �adnym z tych imion, z ostro�no�ci, by nie
wypowiedzie� go na g�os, by za wcze�nie niczego nie uczyni�, z
zabobonnego szacunku dla nienarodzonej istoty. Zaledwie o�miela�a
si� m�wi� mu "ty". Jak dawniej nienawidzi�a m�wi� do siebie, tak
teraz ca�e dnie przemawia�a, cho� w pokoju by�a sama. Potrafi� da�
jej znak, �e si� nudzi? Czy wiedz�c, �e jest malusie�kim �lepcem,
u�ycza�a mu swoich oczu, by widzia�, co dzieje si� na zewn�trz,
opowiada�a mu, co on wraz z ni� robi:
- Syneczku idziemy ulic�. Ulica to dwa rz�dy dom�w. Domy, to
miejsca gdzie mieszkaj� ludzie. Twoja matka jest cz�owiekiem. Ty
b�dziesz cz�owiekiem. Po obu stronach ulicy s� drzewa. Nikt nie
wie dok�adnie czym s� drzewa i do czego s�u�� Bogu. Wydobywaj� si�
z ziemi, osi�gaj� sw�j kszta�t i wydaj� na �wiat inne drzewa.
Wyja�ni� mo�na tylko to, co zbudowa� cz�owiek, ale co B�g - nie.
Cz�owiek budowa� z tworzywa boskiego i ju� tworzywa nie spos�b
okre�li�.
Znajdowa� si� w g��bi d�wi�ku, przenika� go ca�ego, stawa� si� nim
i wibrowa� wraz z nim tymi wyrazami:
- Przyszli�my ju� do naszego domu. Tu b�dziesz mieszka�. Na
�cianie wisi ogromny kilim. Na przeciwleg�ej, Matka Boska Rajska.
Teraz zagramy w szachy. Bior� czarne figury. Ty dostajesz bia�e.
Bior� na siebie b�l i trud �ycia, ty dostaniesz niewinno�� i
zwyci�stwo. Wiem z g�ry. Wygrasz t� parti�. Wychodz� pionkiem i ty
wychodzisz pionkiem. Zabij mojego. Zmie� go z szachownicy - i dla
podkre�lenia jego zwyci�stwa, zrzuci�a pionka na ziemi� i
przydepta�a go.
- T� luk� wyprowad� swojego hetmana i widzisz, m�j kr�l jest w
szachu. Nie oszukuj�, a ty wygrywasz. Ju� przewy�szasz mnie, bo ja
ci ka�� siebie przewy�sza�, a ty jeste� pos�uszny. Pos�uguj�c si�
moim rozumem, pokonujesz mnie. Nie warto zabija� kr�la. Wszystko
na �wiecie jest twoje, nawet przyszli twoi wrogowie b�d� do ciebie
nale�e�; bo nale�� do �wiata. Dlatego nie trzeba zabija� - i
wsypa�a figury do pude�ka.
Jej umiej�tno�� gry w szachy zadziwiaj�co sz�a na prz�d. Mia�a
drugiego, dawniejszego partnera. By� nim przysz�y ojciec Jaona. W
narzecze�stwie rozegrali par� "gro�nych partii", jakby nie
chodzi�o w nich o szachy, tylko o nich, a figury po obu stronach
oznacza�y ich rodzic�w, znajomych, ich samych. Ojciec wygrywa� z
ni� wszystkie partie. Tego wieczora przegra� siedem pod rz�d.
- To czary! - spojrza� na ni� podejrzliwie. Poniewa� nie odwa�y�a
mu si� wyzna�, �e doskonali si�, bo grywa z Jaonem (wtedy jeszcze
bezimiennym), nie domy�li� si�, �e pokona�y go ich po��czone si�y.
Ta wygrana by�a jednym ze �r�de� wiary w przysz�o�� Jaona. Ledwie
si� zaznaczy� ju� zwyci�a. Gdyby powiedzia�a o tym m�owi,
us�ysza�aby, �e kiedy Rosjanie schwytali go za lini� frontu w 1916
roku i wi�zili samego w celi, te� gra� przeciw sobie. Zrobi�
szachy z chleba. Niemcy zacz�li naciera� i zapomniano o nim. Wtedy
zjada� figur� po figurze, wyznaczaj�c sobie jedn� na ka�dy
posi�ek, bo nie wiedzia� kiedy i kto go odnajdzie.
Dopiero teraz pozna�a urok taks�wek warszawskich, pachn�cych sk�r�
i benzyn�. Lubi�a to i nie przyprawia�o j� o md�o�ci. Musia�a si�
strzec tylko woni przypalonego mleka. Je�dzi�a do muzeum ogl�da�
antyczne pos��ki pi�knych ch�opc�w. W bocznej galerii znalaz�a
obraz, przed kt�rym sta�a ca�e przedpo�udnie. W mglistym wschodzie
czy zachodzie s�o�ca morze, pla�a i niebo by�y przemienione w
�wiat�o, rozbite na siedem barw t�czy.
Podszed� do niej jaki� m�czyzna, przykl�kn��:
- B�agam niech pani mi pozuje.
- Oj, �eby nie wyszed� z tego portret innej osoby - odrzek�a
matka. - Nie usiedzia�abym spokojnie, bo ten kto� by mi
przeszkadza�.
M�czyzna zerwa� si� z kl�czek i odszed� po�piesznie. By� to autor
obrazu, przed kt�rym zatrzyma�a si� matka Jaona. Przychodzi�
przygl�da� si� swojemu dzie�u, napawa� si� zachwytem
zwiedzaj�cych. Dziwna odpowied� nieznajomej przestraszy�a malarza.
Dr�a� o obraz. Odt�d matka Jaona, ile razy zjawi�a si� w galerii,
mia�a za sob� muzealnego detektywa. Nie tylko jej to nie
przeszkadza�o, ale rodzi�o wra�enie, jakby to by�a eskorta ze
wzgl�du na jej dziecko, jakby ono ju� teraz zwraca�o na siebie
uwag�.
Raz w tygodniu je�dzi�a na uniwersytet mieszaj�c si� z t�umem
m�odzie�y. By�y to czwartki, gdy wyk�ada� s�ynny profesor T.: By�
przy Grecji.
"Wojny perskie - m�wi� - by�y dla Grek�w �r�d�em strat i l�k�w,
ale tak�e triumf�w i upoje�; da�y Maraton, Termopile, Salamin� i
Plateje. Da�y ca�� kfilozofi� Grek�w. Z euforii zwyci�stwa
wyprowadzili my�l r�wnie �mia�� jak wyzwanie pod Termopilami:
Leukippos i Demokryt nie maj�c nawet szk�a powi�kszaj�cego,
ujrzeli atomy." Potem profesor T. M�wi� o Platonie, nazywanym tak
dla pot�nych bar�w; wyk�adaj�c, przygl�da� si� s�uchaczom
przerzucaj�c wzrok z jednego na drugiego i przez sekund� m�wi�c do
ka�dego z osobna, patrz�c mu w oczy. A� kiedy� zbieg� z katedry,
podszed� do Julianny powoli wstaj�cej z �awki i oniemia�ej na
widok s�awnego cz�owieka, zbli�aj�cego si� do niej:
- Mi�a pani, cho� to nie wypada, spostrzeg�em pani stan i odt�d
staram si� m�wi� lepiej ni� kiedykolwiek, bo przejrza�em chyba
pani intencje, do czego m�j wyk�ad ma pos�u�y� i komu.
Opowiada�a Jaonowi o jego ojcu, by wiedzia� o nim wszystko, nim
si� poznaj�, o jego tajnej misji na ty�ach frontu. "Wtedy Polski
nie by�o - obja�nia�a. - Jak si� narodzisz zastaniesz woko�o
Polsk�. Tw�j tatu� by� odwa�ny do szale�stwa. Teraz w nadmiernym
podziwie, szacunku dla nas, jakby niedowierzaniu, �e taka rzecz
jak my - m�wi�a o sobie i Jaonie w niej - jest mo�liwa; pokorny i
ostro�ny, otacza nas trwo�liwym szacunkiem, jakby si� nas ba�.
Trosze�k� nas unika pod pozorem, by ci nie przeszkadza�." M�wi�a
tak, bo to oddalenie by�o dla niej, przewra�liwionej, zapowiedzi�
innego, kt�re mia�o nadej��.
Opowie�� o tym, jak poznali si� z ojcem, odk�ada�a na potem, gdy
ju� b�dzie wiod�a z Jaonem d�ug�, latami trwaj�c� - dok�d syn nie
p�jdzie do szko�y - rozmow� i b�d� ksami ca�ymi przedpo�udniami.
Wtedy te� przygotuje go na spotkanie ze swoj� matk�, a jego babk�.
Wiele dyskutowano o p�odzie z doktorem. Przyk�ada� do jej brzucha
s�uchawk� i m�wi�:
- Grzeczny. - Co? - wykrzykn�a przysz�a matka Jaona - Na
Marsza�kowskiej kopn�� mnie w w�trob�. Ma�y brutal! Nadchodzi�
rotmistrz szwole�er�w, uk�oni�am mu si� nisko, a on odsalutowa�;
przyznam, uszcz�liwiony, ale i tak zaskoczony, �e nie zaczepi�
mnie.
- Kawa� ch�opa - odrzek� szorstko doktor s�uchaj�c. - Zajmuje tyle
miejsca co bli�niaki.
Urodzi pani stare dziecko. Podoba mi si� mieszanka: ojciec atleta
i przesubtelniona matka. Ale pani pragnienie kontaktu z dzieckiem
jest nadmierne. Pani traktuje p�powin� jak lini� telefoniczn�.
- Czuj� tam nieoboj�tny, niezbadany, nieopisany ogrom, bezde�,
jakbym mie�ci�a w sobie wszech�wiat.
- Trzeba odpocz�� i jemu da� troch� spokoju. Pani przedwcze�nie go
budzi.
- Nic dla siebie, nic z egoizmu! Wszystko, by nie czu� si�
samotny, po to daj� mu odczu� swoj� obecno��. On ju� umie m�wi�!
Odpowiada mi ruchami. Ach, gdybym mog�a us�ysze� jego g�os!
Doktorze, b�agam, niech pan pozwoli mi na chwileczk� za�o�y�
stetoskop.
Speszona, jakby pope�nia�a �wi�tokradztwo przy�o�y�a s�uchawk� do
brzucha i pods�uchiwa�a dziecko. S�ycha� by�o dwa �ycia: jej i
jego, jak dwa walcz�ce w�e i zarazem up�r, co� w rodzaju gniewu
tej oddzielaj�cej si� cz�stki. Odezwa�o si� mlaskanie, tarcie,
bulgotanie i co� jak ciche westchnienie, jakby s�owa:
- Blublublublublu...
- Nie! - zerwa�a z uszu stetoskop.
- To jedyny okres w �yciu gdy si� nie umiera - obja�ni� doktor.
- Kosztem przy�pieszenia pani zegara, jego zegar stoi. Umiera�
zacznie w chwili narodzin. Istota ludzka rozwija si� i obumiera
jednocze�nie.
Matka Jaona zas�oni�a uszy.
Kolega m�a w banku potajemnie uprawia� astrologi�. Wezwa�a go i
poprosi�a, by co� jej powiedzia� o nieznajomym. Kiedy astrolog
zaproponowa�, �e mo�e wywo�a� jego dusz�, czekaj�c� na
narodzenie, by powiedzia�a kim jest, krzykn�a:
- Nie! Nie! Nie! - Mo�e tak lepiej - odrzek� astrolog. - Wywo�any
przedwcze�nie m�g�by si� zagubi� i nie trafi� na �wiat.
Codziennie wpada�a do ko�cio�a Zbawiciela, przy placu o tej samej
nazwie. Pyta�a Boga, czy wolno jej pokazywa� dziecku ko�ci�,
o�tarz, jak zwiedzaj�cemu? Czy wolno modli� si� za niego, ale i w
jego imieniu? Czy mo�e ju� przedstawi� Bogu dziecko? Czy Stw�rcy
wypada przedstawi� Jego dzie�o? I by�a zazdrosna o Boga, o jego
udzia� w powo�aniu Jaona na �wiat.
W miar� jak zbli�a�o si� rozwi�zanie, g�os doktora by� coraz
bardziej niespokojny. Hodowa� Jaona jak owoc i ba� si�, by nie
spad� za wcze�nie, by jak ryby nie trzyma� go na powierzchni morza
i by jego m�zg ani przez u�amek sekundy nie by� pozbawiony tlenu.
Matka dopomina�a si� o Jaona, �e ju� chce go mie� i narzuca�a sw�
wol� doktorowi.
- To on wydaje pani rozkazy! - krzycza� doktor, wskazuj�c na jej
rozd�ty brzuch oskar�ycielskim g�osem. - Znudzi�o mu si� doczeka�
swej pory? Pcha si�? Sam chce decydowa� o swoich narodzinach? Mo�e
i pocz�� si� sam z siebie?
Starcie woli Jaona i doktora sko�czy�o si� przymuszeniem Jaona do
pozostania. Dosi�gni�to go zastrzykiem poprzez matk�.
Siedemdziesi�t dwie godziny nie by� wypuszczany na �wiat. Trzy dni
i trzy noce by� w zamkni�ciu.
- Zmieni� pozycj�, przetoczy� si�! Jaki to z�o�nik! - rozpacza�
doktor. - C� to za straszny cz�owiek! Obrazi� si�. Odtr�ca �wiat.
Odmawia opuszczenia �ona matki. - Bezczelny. Ukarzemy ci�. Nie
b�dziesz �y� - krzycza� doktor chc�c przenikn�� do Jaona. - Nie
chcesz �y�? Nie chcesz?
Wezwany na konsultacj� profesor u�miechn�� si�:
- Panie doktorze, do�� tego. Trzeba ratowa� t� kobiet�.
Dano jej narkoz�.
- Nie pozwol�, by umar� nim si� narodzi - ten g�os doszed� od
matki Jaona. Przebudzi�a si� - On ma �y�. Nie ja. Je�li pan mnie
ocali, zgnoj� pana w wi�zieniu.
- Pani jest nieprzytomna. Nie ma pani prawa mie� krzty
�wiadomo�ci. Pani si� to �ni - krzykn�� profesor.
Doktor czu� si� winien. B�aga� profesora, kt�rego sam wezwa�, by
us�ucha� matki Jaona.
- Dziecko jest pod narkoz�. Broni si� przed urodzeniem jak przed
�mierci�. Co z niego b�dzie? - m�wi� profesor.
Jaon zosta� skazany na �mier� nim si� urodzi�, ale matka ocali�a
mu �ycie, oddaj�c swoje, a potem go urodzi�a. Stawka zosta�a
zdwojona. To go zobowi�zywa�o �y� podw�jnie. Dwa �ycia otrzyma� w
darze. Nie dano mu klapsa.
- To dziecko ma ju� rok - krzykn�� profesor i wyszed� ca�y we krwi
do �azienki.
Po�o�na upu�ci�a ig��, kt�r� miano da� zastrzyk matce Jaona.
Rzuci�a si� po nast�pn�, ale rozw�cieczony, wp� ob��kany ze
zm�czenia doktor podni�s� ig�� z ziemi:
- To nie ma znaczenia. Ona tego nie prze�yje.
Jaon mia� zosta� sierot�. Oddalaj�c si�, my�la�a, �e niemowl�ciu
ta zamiana - jego �ycie za jej �ycie - nie wyjdzie na korzy��.
Wyobrazi�a sobie jego byt bez niej, tu�aczk�. Bezsilno�� ojca,
oboj�tno�� stryja, bied� wuja. Nie pozna nigdy jej, swojej matki.
Jaka szkoda. - "Jakie moje zdj�cia zostaj�?" - zastanawia�a si�.
Zdj�cie z wycieczki, gdy maj�c szesna�cie lat, obejmuje jod�� jak
przyjaci�k� i patrzy w obiektyw pytaj�co i czule, nie wiedz�c
jeszcze, �e patrzy w odleg�� przysz�o��, w oczy swojego dziecka,
kt�re narodzi si� dwadzie�cia lat p�niej. Mia�a umrze� nie
zobaczywszy Jaona, nie przywitawszy si� z nim i nie po�egnawszy!
- Pan jest przyjacielem naszego rodu? - szepta�a. Obra�a si� pan
na noworodka? Karze pan jego matk�?
- Moja rola ju� dawno sko�czona - krzykn�� doktor. To tylko pani
duch m�wi.
- Z�o�ci si� pan na umieraj�c�? Rozkazuj� panu mnie uratowa�.
Wystarczy mi dziewi�� lat! Aby doprowadzi� dziecko do dziewi�tego
roku �ycia!
- Niech pani zamilknie. Nie wolno traci� si�.
Jaon us�ysza� ogromny huk �wiata. Przera�liwe �wiat�o zaciera�o
kontury. G�osy podp�ywa�y i odp�ywa�y. Potem nagle zas�ona
rozdar�a si�. Przejrzenie by�o jak o�lepienie. Wynurzy� si� przed
nim �wiat. Ujrza� trzy cienie. Trzy kszta�ty pochylone nad Jaonem
tworzy�y jeden. Jaon nie zna� bowiem jedno�ci, ani liczby trzy.
Pierwsi ludzie pochyleni nad bali�, w kt�rej k�pali Jaona zlewali
si� w jedno, ogromne, nienazwane b�stwo. Nie wiedzia�, �e to s�
istoty i kim s� te istoty. Po lewej panowa� nadmierny blask,
ra��cy, po prawej, jak kotara, zielonkawa ciemno�� z kt�rej
przyszed�. Czas p�yn�� od prawej do lewej spychaj�c kotar� coraz
g��biej, dalej, rozszerzaj�c wielkie, wypuk�e osoby.
�wiat tworzy� si� na jego oczach z sekundy na sekund�.
- Synu nie obra�aj matki. Nie mo�esz tego pami�ta�. To by�oby
chorobliwe, wstr�tne. To jest fikcja, fantazja, na kt�r� pozwalasz
sobie lekcewa��c matk�. Nabra�abym obrzydzenia do ciebie.
Jego pami�� j� gniewa�a, bo wydawa�a jemu nieprzygotowan�, gdy
s�dzi�a, �e jest nie�wiadomy. Obna�a�a si� przy nim,
ods�ania�a piersi, m�wi�a niekontrolowanie s�owa mi�o�ci nie
przeznaczone dla istoty rozumiej�cej, dwa nagie cia�a, podobne do
siebie, ledwie rozdzielone, �yj�ce - jak my�la�a - jedn� my�l�,
jedn� pami�ci�, maj�c� siedlisko w niej. Oznacza�oby to, �e Jaon
jest ska�ony nadmiarem, kt�rego dla niego nie chcia�a.
- Zakazuj� ci upiera� si�, �e to pami�tasz - sko�czy�a sp�r matka.
�wiat rozszerza� si� z niezwyk�� szybko�ci�, rozwija�, r�s�,
dzieli� si� na �wiaty, mno�y�. Trzyg�owy olbrzym, kt�ry w Jaonie
budzi� cze�� jako pierwszy kszta�t jaki ujrza�, zacz�� p�ka�;
ukaza�y si� luki i rozdzieli� si� na osoby, kt�re mia�y si� okaza�
matk�, babk� i jej s�u��c� Maniuni�. Blisko�� ich by�a ogromna,
by�y prawie nim, ale rado�� sprawi�o mu poczucie, �e jest osobny.
Wr�ci�a nuda; wo�ono go na p�ask, le��cego. Nie wiedzia� zn�w
gdzie jest, pod nieruchomym b��kitem, kt�ry zmuszano go
kontemplowa�. Parasolowate, rozp�aszczone ga��zie wrastaj�ce w
niebo, przesuwaj�ce si� przed oczyma w szybkim - jak mu si�
wydawa�o - ruchu, bez ko�ca; rozdzielaj�ce i ��cz�ce si�
harmonijnie druty tramwajowe, w ko�cu �yrandol, iskrz�cy si�
kryszta�owymi pryzmatami. Ten blask, rozbity, zielonkawo -
fio�kowo - r�owy nauczy� go mi�o�ci do kryszta��w, lodu i
brylant�w.
- Znowu si� obra�a. Nie chce wstawa�. Nie chce chodzi�. Nie chce
m�wi� - rozpaczano.
Wreszcie powsta� i nie chcia� wi�cej wsi��� do w�zka. Pokocha� od
razu samochody. Uwieszony mi�dzy matk� a Maniuni�, p� szed�, p�
by� niesiony. Nie wo�a� matki. Mia� poczucie, �e si� wyodr�bni�,
ale �e matka dalej zostaje z nim po��czona - i teraz ona jest jego
cz�ci�. Jeszcze dobrze nie zna� matki ani Maniuni, gdy pozna�
ryb�. We tr�jk� w�drowali pasa�em Stirnera, gdzie mo�na by�o
kupowa� wszystko. Matka wybiera�a mi�so, owoce, jarzyny, ryby,
kaza�a je wa�y�, pakowa� i nie�� Maniuni.
Z magazynu za sklepem rybnym bi� lodowaty ch��d. By�o tu pierwsze
morze, jakie pozna� Jaon. Na ca�� �cian� wymalowana by�a scena z
po�owu wieloryb�w. Spi�trzona fala sta�a po horyzont, a� sklep
wydawa� si� pochylony w bok. Towarzyszy� temu syk powietrza
doprowadzanego rybom. Terkot maszynki t�ocz�cej wydawa� si�
terkotem silnika stateczku wielorybniczego. Wida� by�o wierzcho�ek
g�ry lodowej - i z dzia�ka wystrzelono harpun. Wisia� dym prochu,
lina by�a napi�ta, harpun zanurza� si� w ciele i dziki b�l
emanowa� z ogromnego wieloryba.
�rodek sklepu zajmowa�o akwarium. Klienci wybierali dla siebie
ryby wskazuj�c je palcem, a sprzedawca �owi� je na ich oczach w
siatk�. Jaon podszed� do szklanej tafli prze�wietlonej silnym
�wiat�em przestrzeni wodnej. Do brzegu akwarium podp�yn�a ryba,
zatrzyma�a si� i robi�c niewidzialne ruchy p�etwami i ogonem,
przygl�da�a si� Jaonowi. Jaon przystawi� twarz do szk�a i patrzy�
rybie w oko, pomara�czowo-niebieskie, r�wnie ciekawe jak jego.
Oko patrzy�o w oko, z tamtego oka przelewa�o si� w jego oko
�wiat�o g��bin, jakie� wspomnienie Jaona. Jaon nie znaj�c s��w,
nie umiej�c okre�li� tego, co chce wypowiedzie�, chcia�, by tej
ryby nie z�apano, by zawsze tu na niego czeka�a. Wybuchn��
p�aczem, bo nikt go nie rozumia�. Rycz�cego wyniesiono go razem z
paczk� �ywych ryb rzucaj�cych si� w szarym papierze. K�tem oka
zobaczy� b�ysk brylant�w u jubilera po przeciwnej stronie pasa�u.
Do domu doszed� spokojny. Ciemne, ogromne mieszkanie rodzic�w,
dot�d p�askie, jak namalowane t�o, w kt�rym si� porusza�, wy�oni�o
si� przed nim z niezwyk�� wyrazisto�ci�. By� ryb� w niewidzialnej
wodzie. Za pierwszym przedpokojem by� drugi, udaj�cy hall. Tu
Jaona rozbierano z czapeczki, szala, rajtuz, przed czterometrowym
lustrem, od pod�ogi do sufitu. Ledwie go uwolniono, Jaon podszed�
do lustra i ujrza� ch�opczyka, kt�ry szed� ku niemu jakby chcia�
si� z nim zderzy�. Jaon zatrzyma� si�, spojrza� po sobie i
przekona� si�, �e jest tak samo ubrany, �e to jest on sam.
Wyodr�bni� siebie ze �wiata. Przy�o�y� najpierw usta, ca�uj�c
siebie w lustrze, potem oko, a� poczu� zimno na ga�ce oka
jednocze�nie z zielono�ci� �renicy tak blisk�, �e zala�a ca�y
�wiat. Wciska� oko patrz�c i jednocze�nie ogl�daj�c siebie.
Przy�o�y� ucho, ale nie by�o nic s�ycha�. Wi�c zacz�� zgniata�
nos, licz�c, �e wejdzie w siebie; dwa cia�a: zimne i ciep�e
przenikn�y si� na moment, a on pr�bowa� obj�� lustro, ale pe�nej
jedno�ci nie osi�gn��.
- Zazi�bisz si� - krzykn�a matka. - To lustro to kawa� lodu!
Wesz�a Maniunia i Jaon, jak ucze� w szkole j�zykowej, nie robi�cy
miesi�cami post�p�w, kt�ry nagle odwa�y� si� powiedzie� co� w
obcym j�zyku, wyrzek� wyra�nie:
- Maniunia jest s�u�ba!
- Przem�wi�! - krzykn�a matka i chwyci�a go na r�ce, i z
wdzi�czno�ci� obj�a tak�e Maniuni�, i we tr�jk� szaleni,
�miej�cy si�, zacz�li si� kr�ci� w k�ko po przedpokoju.
Dr�a�am, �e jest niemow�. A on ca�y czas umia� m�wi�, wszystko
rozumia�, tylko milcza�. Maniuniu, ale co oznacza, �e wybra� te
pierwsze s�owa? O tobie?
Tak Jaon pozna� taniec. Zapach cia�a Maniuni, zawsze troch�
spotnia�ej, przesi�kni�tej woni� sma�enia cebuli, uderzy� w jego
nozdrza jednocze�nie jeszcze silniej ni� obraz ich trojga,
pojawiaj�cych si� to nikn�cych w lustrze, w miar� jak si� kr�cili.
Teraz budzenie by�o czym innym ni� dawniej. By�o krzykiem
codziennym, ka�dorazowym, do odr�bnego �ycia, jakim by� dzie� z
dzik� nadziej� na wszystko. �wiat wy�ania� si� co dzie�
wyra�niejszy i bardziej nie wyja�niony. Jaon otwiera� oczy i
widzia� uchylone drzwi swego pokoju. Jego przyj�cie na �wiat
przemeblowa�o dom i zmieni�o przeznaczenie pokoi. �wiat za�
objawia� si� g�stw� n�g sto��w, foteli i krzese� z czarnego d�bu w
cienistym jadalnym. Jego cz�� mieszkania by�a pusta. Ojciec by� w
biurze, matka spa�a jeszcze w gabinecie ojca. Daleko za oboma
przedpokojami znajdowa�a si� kuchnia ze staromodn� wn�k� na ��ka
s�u��cych. Wyprawy Jaona w g��b domu, ku terenom Maniuni,
zaczyna�y si� natychmiast. Maniunia przygotowywa�a wiadra do
palenia w piecach. Obowi�zywa�a cisza. Jaonowi wolno by�o tylko
szepta�. Gdy na parapetach grucha�y go��bie, Maniunia otwiera�a
okno i przep�dza�a je, by nie obudzi�y pani:
- Urodzi�e� si� i teraz twoja mama jest tob� zm�czona.
Przekradali si� przez pierwszy i drugi przedpok�j. Za drzwiami
gabinetu trwa�a cisza. Najmniejszy d�wi�k nie wydoby� si� stamt�d.
Przera�ony, �e matki nie ma w pokoju, �e znik�a, bieg� za
Maniuni�. Ranek by� ciemnawy. Niebo widziane przez firanki
wielkiego pokoju by�o zamglone. Na �cianie przeciwleg�ego domu
poblask zielonkawego neonu, kt�ry w��czono mimo dnia. Maniunia nie
zapala�a �wiat�a. Zostawi�a otwarte drzwiczki pieca. Ogie�
obejmowa� stos sosnowych szczapek. Patrzy�a w p�omie�, a Jaonowi
kaza�a odwr�ci� wzrok. Kaktusy, drzewko pomara�czowe i cytrynowe,
chi�ska r�a stoj�ca rz�dem w donicach wzd�u� okien i drzwi
balkonowych, rzuca�y cienie. Matka, st�skniona za Jaonem wpad�a,
bieg�a ku niemu. Porwa�a go wysoko:
- Wi�c ty naprawd� istniejesz Jaoniku? To nie sen? �ni� mi si�! -
wo�a�a do Maniuni.
- To wa�ne! To pierwszy sen o nim?
- Nie. Setny, tysi�czny. Dwadzie�cia lat przed tym, nim si�
urodzi�, ju� spotka�am go w �nie.
- �ni� si� pani, jaki jest? - Nie powiem, nie powiem! - wo�a�a
rado�nie matka. - By� przystojny.
Na jej szlafroku z grubego jedwabiu by�y kwiaty, na kt�rych
siada�y motyle. - "Wi�c dzie� trwa od snu do snu? A sen od dnia do
dnia?" - my�la� Jaon, ale nie umia� tego powiedzie�. Zasadzono go
do �niadania na jego miejscu, po prawej stronie matki, zajmuj�cej
szczyt pustego dwunastoosobowego sto�u, nakrytego na jednym ko�cu.
Mia� kubek z ludzk� twarz�, o prawdziwym, wypuk�ym nosie i
wyba�uszonych oczach. Jak ludo�erca, z czaszki wypija� kakao.
Nastr�j �wi�teczny narasta�. Matka, Maniunia i Jaon szykowali si�
do wyj�cia po sprawunki. Ubierano Jaona. Matka zak�ada�a ko�nierz
z lisa. Pozwoli�a Jaonowi pow�cha� futerko, pachn�ce perfumami i
w�o�y� palce mi�dzy jego szcz�ki, by poczu� ostre z�by na palcu.
Maniunia zachowa�a tajemnic�, �e wczoraj wyci�gn�� z szafy lisa,
w�o�y� mu sznurek w z�by i lis goni� go po ca�ym domu. Jaon
ucieka� ci�gn�c za sob� lisa. Chowa� si� w jamie pod kanap�, za
nim wpada� lis. Lis te� utrzyma� tajemnic�. Cztery zwierz�ta
zamkni�te by�y w szafie: lis, skunks, b�br i opos. Gdy otwiera�
drzwi, zwierz�ta nieruchomia�y i udawa�y martwe. Czeka�y, a� Jaon
zamknie szaf�, by o�y�. Teraz Jaon spieszy� si� do ryby. Ryba,
mia�a nad lisem, jego Nied�wiedziem Bia�ym i misiem przewag�,
kt�rej Jaon nie umia� sobie u�wiadomi�.
- Mamo, co teraz b�dziemy robili?
- Wiesz przecie�. Mama p�jdzie do miasta i mo�e ci� zabierze.
- A potem?
- Przyjdzie tata i zjemy obiad.
- A potem?
- Maniunia poda kolacj�.
- A potem?
- B�dzie noc. P�jdziesz spa�.
- A potem?
- B�dzie nast�pny dzie�.
- I co b�dziemy robili?
- P�jdziemy do miasta albo na spacer.
- A potem?
- B�dzie obiad, kolacja i noc.
- A potem?
- Zn�w dzie�.
- A potem?
- Nast�pny dzie�.
- A potem?
- B�dzie nast�pny dzie�.
- Zawsze mamo? - zapyta� z niedowierzaniem Jaon, cho� zmiana
pytania oznacza�a, �e ust�puje.
- Zobaczysz, b�dziesz mnie co dzie� pyta�: "a co b�dzie potem", a
ja ci b�d� odpowiada�: "b�dzie nast�pny dzie�".
Jaon poczu� si� pokonany. Przytuli� si� do n�g matki:
- Do rybek.
Najpierw poszli do tego sklepu cho� nic nie kupowali.
- Przepraszam, ale m�j syn - powiedzia�a matka Jaona - upiera si�,
by wchodzi� do pana sklepu!
- Niech przychodzi codziennie! Ile razy si� zjawi, mam t�um
klient�w. Jest moim szcz�liwcem. B�dzie pani dostawa� rabat.
- Nie chc� rabatu. Kto przynosi szcz�cie, oddaje innym w�asne.
Gdy ryba nareszcie go dostrzeg�a i podp�yn�a, Jaona oderwano od
szyby akwarium.
- Czemu rybki nie maj� r�k? - dopytywa� si� Jaon.
Do nast�pnego sklepu mama Jaona wesz�a i nie sili�a si� nawet, by
udawa�, �e chce co� kupi�. By�y tam dwa lustra naprzeciw siebie.
Matka, nie rzuciwszy okiem na p�ki, okr�ca�a si� wok� swojej osi
i wysz�a, a za ni� ma�y poch�d: Jaon i Maniunia.
By�y dwa rywalizuj�ce ze sob� sklepy mi�sne obok siebie. Maniunia
b�aga�a pani�:
- Wejd�my do jednego i drugiego.
- Maniuniu - odpowiada�a matka - czy to �adnie m�czy� ludzi?
- Taniej pani policz�, a mnie tak ciekawi, kt�ry... - i tu nie
mog�c wym�wi� s�owa zbankrutuje, b�agalnie popatrzy�a na Jaona,
ale i dla niego to s�owo by�o za trudne.
- Obawiam si�, �e oba sklepy zbankrutuj� - odpowiedzia�a matka.
Jaon nie wiedzia�, sk�d si� bierze mi�so. W obu sklepach by�o w
najlepszym gatunku, oddzielone od ko�ci, poci�te na kawa�ki. By�o
produkowane w fabryce? Jaon jeszcze nic nie wiedzia� o ko�ciach,
ani o krwi. Jeden sklep mieli �ydzi, drugi chrze�cijanie. Matka
Jaona kupowa�a u �yd�w. U chrze�cijan mia�a uczucie, �e ulega
przymusowi, prowadzono bowiem kampani� przeciw handlowi
�ydowskiemu. Jaon jeszcze o tym nie wiedzia�, ale te� wola�
chodzi� do sklepu �ydowskiego, bo tam w osobnej gablocie by�y dla
dzieci ma�e w�dliny z marcepanu. Jaon ��da� kie�baski i prosi�, by
mu poci�to na bardzo cienkie plasterki. Do tego by� chleb z
marcepana. Chleb i kie�basa smakowa�y jednakowo.
Nast�pny by� sklep z pasmanteri�. Dwie stare kobiety powita�y
matk� Jaona jak znajom�. Prosi�y, by wybiera�a towary siedz�c.
- Mam wyrzuty sumienia. Tyle dr� po�czoch - skar�y�a si� matka - a
lubi� tylko jedwabne. W innych czuj� si� przygn�biona. Poprosz�
trzy - nie, mo�e cztery pary, cielistych.
Po�czochy by�y bardziej cieliste ni� cia�o.
- Starsze panie prowadz� handel resztkami materia��w z fabryki bez
zezwolenia - cichcem wyszepta�a Maniunia.
- Sk�d wiesz - m�wi�a cicho matka.
- Na naszej klatce s�u��ce wiedz� wszystko.
- Maniuniu, na lito�� bosk�, trzymaj si� od nich z daleka.
- Co pani kupi�a?
- Cudn� szmatk�. Krepa chi�ska.
Matka wesz�a za kotar� oddzielaj�c� sklep od zaplecza i Jaonowi
kaza�a zosta�. Wysz�a podniecona. Mia�a w r�ku paczk�. Maniunia
przyczepi�a sobie do guzik�w trzy paczuszki. Teraz zbli�yli si� do
damskiego salonu fryzjerskiego i Jaon napiera� si�, by stan�li
przed witryn�. By�y tam dwa popiersia: brunetki i blondynki,
umieszczone tak nisko, �e ich g�owy by�y na wysoko�ci g�owy Jaona.
Zagl�da� im w oczy o d�ugich rz�sach, nie zmieniaj�ce wyrazu,
nieustannie, jednakowo rozmarzone, s�odkie, przyzywaj�ce:
- Mamo, gdzie jest reszta tych pa�? - spyta� Jaon, boj�c si�, �e
przeci�to je na p� i cierpi�.
- Nie ma syneczku reszty. Te panie s� z wosku - odpowiedzia�a
matka.
- A my z czego jeste�my mamo?
- Z cia�a, kochane dziecko.
- A kto robi cia�o?
- Bozia - odpowiedzia�a matka, a Maniunia kiwn�a g�ow� z
uznaniem.
Jaon si�� wci�gn�� matk� do sklepu o nazwie "Ze wszystkim". Tam, w
skrzynkach obok siebie, le�a�y figi, orzechy kokosowe, ananasy,
banany, karczochy. Sta�y w rz�dach, w odwini�tych workach r�ne
gatunki fasoli, kasz, ry��w i m�ki, r�nobarwne - od
ciemnobr�zowych do fio�kowych. Z ka�dego wystawa�a deseczka z
cen�. Jaon prosi�, by matka kupowa�a wszystkiego po trochu w
male�kich torebkach, by m�g� za�o�y� sklep i sprzedawa� Maniuni.
Pa�stwo �aty�scy, w szarych fartuchach, pe�ni powagi, poruszali
si� powoli. W sklepie poza nimi trojgiem nie by�o klient�w. Weszli
do bocznej sali z herbat�, oddzielonej od sali kawy - bo tam by�
elektryczny Murzyn kiwaj�cy g�ow�. Maniunia nosi�a czasem czarne,
murzy�skie po�czochy. By�a tam te� papuga z czekolady, naturalnej
wielko�ci. Ara, o upierzeniu z�oto - granatowo - zielono -
srebrzystym:
- Mamo, kup mi papug�. Tylko chc�, by by�a w klatce.
Nadesz�a pani �aty�ska, troch� ura�ona.
- Prosz� kilo herbaty "Kwiat Cejlonu" - powiedzia�a matka.
- Tyle nie mog� sprzeda�, bo mi si� ko�czy - odrzek�a pani
�aty�ska; zwa�y�a pi�tna�cie deko i poda�a Maniuni, kt�ra i t�
paczk� zawiesi�a na guziku. Pani �aty�ska czeka�a, a� wyjd�, jakby
byli natr�tami.
Jaon chcia� jeszcze i�� do sali z dziczyzn�, ale matka zawr�ci�a
go i wyprowadzi�a ze sklepu:
- Im �al jest sprzedawa� towary - powiedzia�a matka. -
Maj� wszystko i boj� si�, �e kto� im to zdekompletuje. Mo�e d�ugo
marzyli, by mie� ten sklep? Raz pani �aty�ska nie sprzeda�a mi
grapefruit�w, bo trzeba by by�o zepsu� dekoracj�.
Dalej by�o Oko Opatrzno�ci nad optykiem i zegar, na kt�rym wida�
by�o up�yw czasu: wskaz�wka minut posuwa�a si� skokami, w spos�b
widoczny, nieustannie, niezmordowanie. Jaon jak zahipnotyzowany
patrzy� na to emanowanie czasu.
- Mamo, czy jest drzewo kaszowe? - pyta� Jaon. Cho� wiedzia�, �e
nie ma, za ka�dym razem pyta�:
- A kluskowe?
- Nie ma synu - wzdycha�a matka.
- A chlebowe?
- Jest...
- A kopalnie cukru?
- Do��.
- Mamo, kup mi cz�owieka - naprzykrza� si� Jaon. - Albo daj mi
Maniuni�.
- Maniuni nie dostaniesz - odpowiada�a matka.
- Mamo, czy ka�dy na �wiecie jest czyim� dzieckiem?
- Tak.
- Pani �aty�ska te�? A gdzie teraz mieszka babcia?
- Kiedy� ci powiem.
- Pojedziemy tam?
- Nie. Nie zobaczysz babci. Babcia bardzo ci� kocha�a.
- To by�o dawno?
- Niedawno.
- To dlaczego mnie ju� nie kocha?
- Bo jej nie ma - matce za�ama� si� g�os. Ju� mnie nie pytaj -
wyszepta�a. - Min�li�cie si� na tym �wiecie. Babka zna�a ci�, cho�
ty jej nie znasz. Wi�kszo�� przestr�g, kt�re kieruj� pod twoim
adresem synu, pochodz� od niej, bo kierowa�a je do mnie, gdy by�am
ma�a, a ja ich nie zapomnia�am.
Zbli�a�a si� godzina, gdy trzeba by�o stawia� obiad, bo ojciec
mia� nied�ugo przyj�� z biura. Listopadowe s�o�ce by�o za domem.
Chmury wysy�a�y �wiat�o. Pali�y si� neony i nie gaszono
o�wietlenia witryn, z nich te� bra�a si� jasno��. Pr�szy� leciutko
�nieg, ledwie dostrzegalny, ale nadaj�cy przestrzeni inny wymiar i
za�amuj�cy �wiat�o. Wczesne popo�udnie przypomina�o wiecz�r,
uroczystszy ni� wszystkie, jakie dot�d Jaon prze�y�. Od wilgotnych
chodnik�w bi�a po�wiata, a niebo by�o ciemne. Wr�ble oblepia�y
drzewa i gwa�townie �wierka�y. Pachnia�o spalinami i nawozem
ko�skim, w obie strony jecha�y doro�ki z podniesionymi budami.
Przeszed� kto� pal�cy cygaro. Zapachnia�y mandarynki wystawione w
skrzynce na ulic�. Z bar�w uderza� zapach �wie�ych potraw.
Czerwone kokosowe chodniki si�ga�y daleko na ulic� i zaprasza�y.
Pod markizami sta�y drzewka cytrynowe i chronili si� pos�a�cy,
w�saci, w okr�g�ych czapkach.
- Zaczynaj� si� najkr�tsze dni roku - powiedzia�a matka.
Z restauracji wyszed� kelner i poda� kopert� pos�a�cowi, kt�ry
poprawi� czapk� i ruszy� biegiem. Sypn�o bia�ymi krupami jak
mann�. Pociemnia�o; zadar� g�ow� w g�r� i chwyta� ustami �nieg,
coraz g�stszy, a� stali si� biali, jak trzy ba�wanki.
Powitanie ojca ka�dego dnia by�o uroczyste, jakby wraca� z daleka.
Maniunia co chwila bieg�a do okna, by wypatrywa�. W pewnej chwili
krzykn�a przera�liwym g�osem:
- Pan idzie!
Matka uchyli�a drzwi na klatk� schodow�, Jaon sta� w drzwiach do
drugiego przedpokoju. Ojciec podni�s� w g�r� matk� i poca�owa�, a
potem uni�s� Jaona i poca�owa�. Maniunia odebra�a od niego teczk�
i p�aszcz.
- Mam wielkiej wagi nowin� - powiedzia� ojciec. - Dyrektor
Woynicki z �on� z�o�� nam wizyt�. Dzi� mieli�my d�u�sz� rozmow�.
Pod koniec, gdy wychodzi�em z jego gabinetu, dotkn�� mojego
ramienia i powiedzia�: "Opowiada�em o panu w domu. �ona interesuje
si� pa�stwem, a ja stwierdzi�em, �e nie mam zaszczytu zna� pana
�ony. Czy nie zrobimy pa�stwu k�opotu, gdyby�my pewnego dnia, po
uprzednim um�wieniu si�, z�o�yli pa�stwu wizyt�?"
Matka porwa�a Jaona i unios�a w g�r�.
- Tryumf! - krzykn�a.
- Jako prawdopodobny termin tej wizyty ustalili�my nast�pn�
sobot�, o pi� tej. Pa�stwo Woyniccy wybieraj� si� do nas z
c�reczk�, r�wie�nic� Jaona. Licz� na to, �e dzieci si�
zaprzyja�ni�, bo Nika, jak j� nazywaj�, jest te� jedynaczk�.
Woyniccy boj� si�, by nie czu�a si� samotna i nie ros�a w
odosobnieniu.
- Obawiam si� ich zetkni�cia. Ani jedno, ani - jak m�wisz - drugie
nie zna dzieci.
Maniunia wesz�a, otworzy�a kredens i zacz�a nakrywa� do sto�u.
Jaon my�la�, jak zniesie tak d�ugie oczekiwanie na Nik�.
Wieczorem nie m�g� usn��. Matka �piewa�a mu. Nie chcia� ko�ysanki,
wi�c matka uk�ada�a mu piosenk�:
"... i jechali u�ani.
Ko�o domu �licznej Hani.
Lecz kwater� wyznaczy� im sier�ant w�saty
Z daleka od jej chaty
W nocy kuna, �piew daleki, za walk� t�sknota
Rankiem w�r�d p�l p�dz� u�ani.
T�um wyleg� i pragnie im w dani
�wi�te przekaza� my�li i wol�,
�e dla Boga, Polski i siebie
Chc� zachowa� sw� ziemi� i rol�.
Piosenka oddala�a si� wraz z u�anami, b�ysn�a jeszcze w kurzu
szabla, czy ostroga. Obudziwszy si�, Jaon stwierdzi�, �e przespa�
sporo. By�a ju� bitwa:
Wzi�� komendant lornetk�, patrzy w odleg�e dale
Widzi b�ysk, ruch
To wr�g! To wr�g!
P�d�cie i wyjd�cie na ty� olszynki,
Tam uderzajcie jakby w nasz� stron�,
Gnaj�c wroga na jego koni ogonach
Na nasze bagnety.
Cofn� si� nasze pikiety,
Kt�re wpuszcz� go, a potem zamkn�
I nie wypuszcz�
A� ostatnia uleci z nich dusza.
Jaon widzia� t� dusz�, jak ulatuje. Z chi�skiej krepy kupionej u
starszych pa� za kotar� ju� jest uszyta suknia; bez cia�a w
�rodku, pusta, b�yszcz�ca i przezroczysta zarazem, mieni�c si�
wzlatywa�a wy�ej i wy�ej. Krzykn�� i obudzi� si�. Matka kl�cza�a
przy jego ��ku i przypatrywa�a si� mu.
- Mamo czemu nie �piewasz?
- U�ani zwyci�yli. S� zm�czeni, zmorzy� ich sen - g�os matki sta�
si� �ciszony, niewyra�ny, pochyli�a g�ow�, opar�a o brzeg ��ka
Jaona i g��boko usn�a. Jaon le�a� nieruchomo i cicho, by jej nie
zbudzi�. Czy obudzi� si� jeszcze raz tej nocy, czy mi�dzy tym a
nast�pnym przebudzeniem by� jeszcze ca�y dzie�, zapomniany? Matki
nie by�o. Spod drzwi do wielkiego pokoju s�czy�o si� �wiat�o.
S�ysza� przyt�umione g�osy rodzic�w. Matka m�wi�a:
- Wczoraj na spacerze mia�am dziwn� rozmow� z naszym synem. Pyta�
mnie: "czy ja jestem ja, czy ja jestem on. Bo wy m�wicie o mnie
on". My rzeczywi�cie przy nim, nie doceniaj�c, ile on ju� rozumie,
m�wimy o nim "On", jakby mog�o chodzi� o Jego Majestat, a my
jakby�my byli jego dworzanami. Par� razy pr�bowa� zreszt�
powiedzie� o sobie "on", ale go napomnia�am.
- Co odpowiedzia�a�? - odezwa� si� ojciec.
- Jeste� Jaon. Przerazi�o mnie, by nie by� dla siebie dwoma
osobami.
- �adnie brzmi. Jak Jazon - odrzek� ojciec. - On nie wie, �e jest
czym� oddzielnym od �wiata, bo w�a�ciwie on jeszcze nie czuje, �e
si� urodzi�. Dla niego on sam, misie, twoje lisy i ryby to jedno.
- Ale zdobywca Z�otego Runa, Jazon, jaka to mi�a posta�! Cho�
dzia�a� podst�pem, by� nie lojalny... - i matka jeszcze raz
zmieni�a temat:
- Czy tych Woynickich zostawimy na kolacj�?
Ojciec musia� kiwn�� g�ow�, bo m�wi�a dalej:
- Dziczyzna i dr�b? Indyk i zaj�c? Ba�anty by�yby za wystawne?
Indyk, zaj�c i ba�ant, du�e jak ludzie, sz�y ko�o siebie
ulic� Marsza�kowsk�, ale Jaon nie wiedzia� dok�adnie, jak
wygl�daj�, wi�c czu�, �e s� podobne do papugi, misia i lisa.
Potem
papuga-ba�ant, nie rozpo�cieraj�c skrzyde�, oderwa� si� od ziemi i
ju� by�o rano. Jaon by� sam w pokoju z zas�oni�tymi kotarami, z
przepe�niaj�cym go uczuciem, o kt�rym p�niej dowiedzia� si�, �e
jest szcz�ciem. Chcia� krzykn��, ale w por� przypomnia� sobie, �e
matka �pi. "Mamo, gdzie ja by�em, gdy to widzia�em" - chcia�
zapyta�. Jaon wybieg� do wielkiego pokoju z zamiarem zapytania
Maniuni. Ale wida� zaspa�, bo piec by� ju� gor�cy i Maniuni nie
by�o. Pobieg� do kuchni.
- Mama pozwoli�a ci tu by�? - zapyta�a Maniunia.
- Chcia�em o co� zapyta�, ale zapomnia�em o co - powiedzia� Jaon i
w tej chwili w drzwiach kuchni ukaza�a si� mama. Zaabsorbowana
my�l�, kt�ra wida� j� obudzi�a, nie zauwa�y�a niestosowno�ci,
kt�ra si� wydarzy�a: Jaon w kuchni.
- Maniuniu, szykujemy przyj�cie, kt�re b�dzie mia�o wielkie
znaczenie dla twoich pa�stwa.
- Wyprawa na zaj�ca! Wyprawa na zaj�ca! - krzycza� Jaon. Zaj�c tu
b�dzie! Pozna si� z misikami.
- Nasz ma�y bzdury - powiedzia�a matka.
W chwili gdy byli gotowi i Jaon sta� niecierpliwy mi�dzy matk� a
Maniuni� przed drzwiami mieszkania, zabrzmia� gwa�townie
naci�ni�ty dzwonek. Maniunia podskoczy�a:
- Bo�e, kto to?
Ba�a si� dzwonk�w. Raz gdy dzwoniono na ni� z pokoju upu�ci�a
talerz. Nie umia�a te� szybko otwiera� i sprawnie odsuwa� rygli.
Zniecierpliwiony go�� zadzwoni� zn�w. By� to �ebrak. Gdy zobaczy�
przed sob� dwie kobiety i dziecko, stoj�ce za drzwiami, ca�kowicie
ubrane, te� drgn��:
- Padam z g�odu. Zemdla�em, polali mnie wod�. Nic nie dali.
Przekl��em ich - uni�s� si� - B�g s�ysza�. Wie, co z nimi zrobi.
Stali na przeciw siebie, obserwuj�c si�. Maniunia cofn�a si� do
kuchni, wynios�a gruby kawa� chleba i poda�a �ebrakowi.
- Co? - krzykn�� �ebrak. Bogaci rzucaj� zuchelek, co spad� ze
sto�u? A co zjem za godzin�? - wrzeszcza� i cisn�� chlebem w
Maniuni�.
Matka gwa�townie zatrzasn�a drzwi.
- Boj� si� teraz wyj�� - powiedzia�a.
- Ten nie bierze chleba. Musi by� co najmniej pi�� groszy -
powiedzia�a Maniunia.
- Czemu nie m�wi�a�? Sk�d bra�a� pi�� groszy?
- Dawa�am od siebie.
- O g�upia, g�upia, kochana Maniunia - powiedzia�a matka. Wychyl
si� przez okno i zawo�aj dozorc�. Nie powinien go tu wpuszcza�.
Maniunia pobieg�a do okna, uszcz�liwiona, �e odegra wa�n� rol�,
ale cofn�a si�. Ba�a si� wysoko�ci:
- �ebrak ucieka - powiedzia�a.
- Maniuniu, powiedz, dozorca dostaje w �ap� od �ebrak�w?
- Pani nie kaza�a rozmawia� ze s�u��cymi, ale powiem. Bez zgody
dozorcy, nie prze�lizgn��by si�. P� dnia obchodzi taki wielki
dom. Gdy kogo� nie ma, czeka na strychu i wraca. Jego rejon jest
od ko�cio�a do pomnika. Obchodzi dwa domy dziennie. Gdy spotka� u
nas na podw�rzu innego �ebraka, waln�� go. Tamten upad�. Sk�ada
kapita� na ksi��eczk�. Wi�c dlaczego dawa�a� mu pi�� groszy?
- �eby nie przeklina�.
- Boisz si�.
- Mo�e i dozorca si� go boi?
- Zabraniam ci dawa� mu grosza. Ile mu da�a�? Ile razy? Zwr�c� ci
t� sum�.
- Mamo, dlaczego ja jestem? - przerwa� Jaon - Sk�d si� wzi��em?
- Urodzi�e� si�. Bo rodzice chcieli ci� mie� - poprawi�a si�.
Chcieli by� istnia�.
- Co to znaczy?
- Twoi rodzice wzi�li �lub i postanowili ci� mie�.
- Po co?
- Dla ciebie. �eby� by� szcz�liwy.
- To ja nie jestem tw�j, tylko sw�j?
- Mama ci da�a ciebie w prezencie - wtr�ci�a si� Maniunia.
- Jakby� zgad�a Maniuniu - pochwali�a j� matka. - Ale nie, �eby
bawi� si� sob�, jak misiem czy lalk�.
- Sk�d wiedzia�a�, �e to ja si� urodz�?
- Nie wiedzia�am, �e to ty. Nie zna�am ci� przedtem.
- Jak mnie nie zna�a�, to jak mog�a� chcie� mnie mie�, jeszcze
wcale nie by�a� moj� mamusi�?
- By�am zawsze, nawet jak nie wiedzia�am, czy b�dziesz istnia�.
- Nawet jak by�a� ma�a jak ja, ju� by�a� moj� mamusi�?
- Nawet wtedy.
- Gdzie ja by�em przedtem?
- Nie wiem syneczku.
- Nie wiesz? A gdyby�cie mnie nie mieli, co by�oby ze mn�?
- Nikt nie wie.
- A dlaczego nie urodzi� si� m�j braciszek, tylko ja?
- Bozia chcia�a �eby� to by� ty.
- Co robi braciszek, kt�ry si� nie urodzi�? Mamusiu, dlaczego kto�
jest sob�? Czemu ja jestem ja, a nie jestem tob�?
- Nie wiadomo syneczku.
- Dzieci si� bior� z ma��e�stwa?
- Mo�na to tak okre�li�.
- Po co ludzie maj� dzieci? �eby one mia�y dzieci?
- Kto wie, czy tak nie jest?
- Czym si� r�ni� dziewczynki od ch�opc�w?
- Nie widzisz, �e dziewczynki s� ubrane w sukienki, a ch�opcy w
spodenki?
- Woleli�cie bym by� ch�opcem i ubrali�cie mnie w spodenki?
- Wygl�da�e� na ch�opczyka.
- Mamo, b�agam, nie ubierajcie mnie nigdy w sukienk�.
- Dobrze, dziecko.
- A dlaczego ci pa�stwo, co przyjd� wol� mie� dziewczynk�?
- Synu, tylko nie o�mielaj si� pyta� ich, gdy przyjd�.
- Mamo czesz si� tak - wykrzykn�� Jaon i zacz�� ci�gn�� matk� do
fryzjera z woskowymi g�owami na wystawie.
- Moja pani to m�czennica - j�kn�a Maniunia, a Jaon teraz par� ku
modystce, kt�ra ustawi�a w oknie na drewnianych manekinach g��w
kapelusze z woalkami: - Mamo, gdzie s� twarze tych pa�? Mamo, no�
to na buzi - nalega� Jaon my�l�c o woalce. - Wtedy jeste�
naj�adniejsza.
- Bo ju� nie jestem taka m�oda i woalka przes�ania mi twarz.
Szkoda, �e nie pozna�e� matki dwadzie�cia lat temu.
- Dlaczego ci� wtedy nie pozna�em?
- Rodzice nie mogli ci� mie�.
- Czemu, mamo?
- Byli za biedni...
- ... dziecko mo�na mie� gdy si� ma tyle
pieni�dzy, co tatu�?
- ...ale czy by� mnie zna�, jak� jestem?
Rodz�c ci�, narodzi�am si� powt�rnie - odpowiedzia�a matka Jaona,
odpowiadaj�c sobie, nie jemu.
- Mamo, powiedz, co ty m�wisz?
- Zapami�taj moje s�owa, by kiedy� je zrozumie�.
- Jaon, nie m�cz mamusi - wtr�ci�a si� Maniunia.
- Milcza� dwa lata, teraz chce sobie wynagrodzi�. Niekt�re s�owa
wymawia dla samej przyjemno�ci wymawiania ich - odrzek�a matka.
- Mlllleko. Mmllleko. Inaczej si� m�wi, inaczej smakuje.
Doszli do sklepu pa�stwa �aty�skich. Zobaczywszy ca�� tr�jk�, pani
�aty�ska zrobi�a min� pe�n� niezadowolenia. Matka i Maniunia
wesz�y do bocznej sali, gdzie rz�dami wisia�y, g�owami w d�,
zaj�ce. Ka�dy mia� na pyszczku papierowy tamponik. Przez niekt�re
przesi�k�a krew, skrzep�a, prawie czarna.
- Mamo, co im si� sta�o? - krzykn�� Jaon.
- Czu�am, �e tak b�dzie. Zawsze ba�am si� tej chwili - powiedzia�a
matka ni do siebie, ni do Maniuni i zwr�ci�a si� do Jaona:
- To s� zaj�czki na piecze�.
- Ale im si� co� sta�o. Nie ruszaj� si�.
- Pani sobie �yczy? - wtr�ci�a si� pani �aty�ska zirytowanym
g�osem.
- Teraz rozmawiam z synem - i zwr�ci�a si� do Jaona:
- Synku. One nie �yj�. Musisz si� dowiedzie�, �e jest �mier�.
- I co z nimi b�dzie?
- Zaj�czki b�d� zjedzone.
- My je zjemy?
- Jednego. Gdy przyjedzie do ciebie dziewczynka, kt�rej na imi�
Nika.
- Nie chc� je�� zaj�czka, jak on nie �yje.
- Jad�by� �ywego? Jego by bola�o.
- Kto zrobi� to zaj�czkowi?
- Pan my�liwy. Musia� zabi� zaj�czka, by�my go mieli jak przyjd�
rodzice Niki i Nika.
- To zabijemy pana my�liwego.
- Cz�owieka nie wolno zabija�.
- A tw�j lis przedtem �y�?
- �y�.
- Mamo, ale ty nie umrzesz?
- Nie mog� ci tego obieca�.
- Obiecaj! - krzykn�� Jaon, przera�ony.
- Nie mam nad tym w�adzy. Nie ode mnie to zale�y.
- A od kogo?
- Tak chce B�g.
Jaon my�la� do tej chwili, �e rodzice byli jego bogami, tajnymi
kr�lami �wiata, kt�rzy ukrywaj� si� w�r�d zwyk�ych ludzi, by
wypr�bowa�, czy b�dzie dzielny. Matka zaniepokojona jego
milczeniem, doda�a:
- A jak wyobra�a�e� sobie Jaoniku? �e twoja matka i ojciec �yj� od
pocz�tku �wiata? Jak�e byliby starzy. Gdyby ci, kt�rzy si�
narodzili nie umierali, nie by�oby miejsca ani dla twoich
rodzic�w, ani potem dla ciebie.
- Wi�c z �ycia nie ma innego wyj�cia tylko trzeba umrze� przez
�mier�? - nie rozumia� jeszcze Jaon.
- Ka�dy to musi przej�� synku.
- Wi�c wszyscy umr�?
- Wszyscy. Teraz ci powiem. Kiedy� pyta�e� o babci�, gdzie jest.
Teraz domy�lasz si�?
- Nie, mamo.
- Nie ma jej ju� na �wiecie.
- Babunia nie �yje, tak samo jak zaj�czek?
- Tak samo.
- Wi�c jak kto� jest ma�ym dzieckiem, to kiedy� te� umrze? To po
co go rodzi�?
- Synku, dr�a�am przed t� rozmow�.
- Wstydzisz si�, �e urodzi�a� mnie i przez to musz� umrze�? Nie
przejmuj si� mamo, mnie jest tak dobrze, tak si� ciesz�. A
cz�owiek mo�e urodzi� si� drugi raz?
- Niekt�rzy m�wi�, �e tak. Ale ma innych rodzic�w. Nie by�by� moim
synem.
- To nie chc�. Nie chc� obcej pani - przerazi� si� Jaon.
- Dosy�, moje kochane dziecko. Musimy kupi� zaj�ca.
- Nie kupuj zaj�ca.
- Dobrze, nie kupimy.
- To popro�, by sprzedali papug�.
Matka pokr�ci�a g�ow�; gdy wychodzili, pani �aty�ska zawo�a�a za
nimi:
- Czym wi�c mo�na s�u�y�?
Matka, nie zatrzymuj�c si�, lekko odwr�ciwszy g�ow� powiedzia�a:
- Mo�e zdecyduje si� pani sprzeda� papug�?
- Nie ma mowy. I prosz� nie przychodzi� do tego sklepu. Pani si� u
nas nie podoba. Pani chce nam udowodni�, �e jeste�my z�ymi
kupcami. Niech pani znajdzie lepszych.
- O, to nie b�dzie trudno - rzek�a matka pogodnie.
- �eby mie� takiego smolucha s�u��c�, tak� niedorajd�! - krzycza�a
za nimi pani �aty�ska, by dotkn�� matk� Jaona, obra�aj�c Maniuni�.
Maniunia rozp�aka�a si�.
- Pani musi si� za mnie wstydzi� - szlocha�a.
Jaon chwyci� r�k� Maniuni i przycisn�� do ust. To dopiero
przerazi�o Maniuni�. Wyrwa�a r�k�:
- Paniczowi nie wolno ca�owa� w r�k� s�u��cej. Pani wyrzuci mnie
ze s�u�by. Niech jeszcze zobaczy to sklepikarka, to nas obgada na
ca�� ulic�.
Jaonowi sta�y �zy w oczach. Maniunia ukl�k�a przy nim i poca�owa�a
go w r�k�. Matka poca�owa�a r�k� na g�owie Maniuni.
- Mamo, sk�d si� wzi�a Maniunia? - spyta� Jaon.
- Maniunia pracowa�a u twojej babki. Gdy twoja babka zachorowa�a,
poprosi�a mnie, abym po jej �mierci wzi�a j� do nas.
Pod wiecz�r Jaonowi wyda�o si�, �e powraca do czego�, co ju�
prze�y�, a co go strasznie m�czy�o, poczu� dojmuj�c� nud�,
senno��, kontury si� zatar�y i wszystko oddali�o. Rodzice byli
odlegli, poruszali si� podobnie do rybek w basenie.
- Jeste�cie wieloryby - powiedzia� i polecia� w d� z fal�.
Zbudzi� go krzyk matki:
- Jaonie, Jaonie! - wo�a�a go, by wraca�.
- Jezu! - krzycza�a - on ma 41 stopni gor�czki!
- Jaonie - b�aga�a go - oddaj mi chor�bk�; oddaj. Ja b�d� chora za
ciebie.
Pojawi�a si� zn�w trzecia osoba. By� to wielki, ogromny olbrzym.
Odchyla� mu powieki, zagl�da� w oczy i w g��b Jaona, przez usta.
Oczy olbrzyma by�y dobre, tylko za blisko patrzy�y. Nie chcia�
Jaona porwa�, ale ocali�.
- Mamo - powiedzia� Jaon. - Kto� tam czeka na mnie, by si�
urodzi�?
- Synu, �le zrozumia�e�. Bozia nie da�aby si� urodzi� nikomu, kto
czeka�by na �mier� ma�ego ch�opca.
Jaonowi �al by�o rozstawa� si� z matk�. Zapomnia� o ojcu. By�o mu
�al, �e nie b�dzie doros�y, nie pozna �ycia mu przeznaczonego. Tak
kr�tko tu by� i wr�ci sk�d przyby�. Co tam jest, co go czeka? Nie
pami�ta�. Raj? B�dzie to ogr�d,