8599

Szczegóły
Tytuł 8599
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8599 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8599 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8599 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

George R. R. Martin Tuf W�drowiec Prze�o�y� Arkadiusz Nakonieczny Data wydania oryginalnego: 1986 Data wydania polskiego: 1997 Prolog KATALOG SZ�STY NUMER ZNALEZISKA: 37433-800912-5442894 O�RODEK BADA� NAD HISTORI� ROZWOJU KULTURY I WIEDZY SHANDELLOR, WYDZIA� KSENOANTROPOLOGII opis znaleziska: kryszta� z zapisem d�wi�kowym miejsce odkrycia: H�ro Brana (wsp.: SQ19, Y7715, 121) wiek znaleziska: ok. 276 lat standardowych sklasyfikowane pod: rasy podleg�e, Hrangan legendy i mity, Hruun inf. medyczne - choroby, nie zidentyfikowane o�rodki handlowe, opuszczone Halo? Halo? Widz�, �e dzia�a. To dobrze. Nazywam si� Rarik Hortvenzy, jestem pocz�tkuj�cym kupcem i nagrywam to ostrze�enie dla tych, kt�rzy by� mo�e znajd� ten kryszta�. Zapada zmierzch, dla mnie ju� ostatni. S�o�ce skry�o si� za zachodnim urwiskiem, ziemi� zala�a czerwona po�wiata i poma�u, ale niepowstrzymanie zbli�a si� do mnie ciemno��. Na niebie kolejno zapalaj� si� gwiazdy, ale ta najwa�niejsza p�onie bez przerwy w dzie� i w nocy, w nocy i w dzie�. Jest zawsze ze mn�, najja�niejszy obiekt na niebie, zaraz po s�o�cu. Gwiazda �mierci. Dzisiaj pochowa�em Janeel. Od �witu kopa�em gr�b w kamienistej ziemi, a kiedy wreszcie p�nym popo�udniem upora�em si� z tym, kiedy z�o�y�em j� w mogile i przysypa�em ohydnym, wstr�tnym, obcym piachem, kiedy przytoczy�em ostatni kamie�, wyprostowa�em si� i splun��em pod nogi. To wszystko jej wina. Powtarza�em jej to wiele razy, kiedy umiera�a, a� wreszcie, tu� przed �mierci�, przyzna�a mi racj�. To jej wina, �e tu przybyli�my i �e nie odlecieli�my, kiedy jeszcze istnia�a taka mo�liwo��. To jej wina, �e nie �yje - tak, bez w�tpienia - i jej wina, �e kiedy ja umr�, moje cia�o stanie si� pokarmem dla dzikich bestii, drapie�nych lataj�cych stworze� oraz nocnych �owc�w, z kt�rymi zamierzali�my robi� interesy. Gwiazda �mierci �wieci jasnym spokojnym blaskiem, kt�ry jakby nigdy nic sp�ywa na ziemi�. �To nie w porz�dku�, powiedzia�em kiedy� Janeel; �gwiazda �mierci powinna �wieci� na czerwono, powinna �arzy� si� z�owieszczo, spowita szkar�atn� po�wiat�, powinna wype�nia� noc szeptanymi zapowiedziami ognia i krwi. Co ten czysty bia�y blask ma wsp�lnego ze �mierci�?� Na pocz�tku, kiedy wyczarterowany statek wysadzi� nas tutaj i od razu polecia� dalej, gwiazda �mierci by�a zaledwie jedn� z oko�o pi��dziesi�ciu gwiazd pierwszej wielko�ci, jakie mogli�my podziwia� na obcym niebie, wcale nie naj�atwiejsz� do odnalezienia. Wtedy jeszcze �miali�my si� z przes�d�w tych prymitywnych, zacofanych barbarzy�c�w, kt�rzy wierzyli, �e choroba przychodzi z nieba. Wkr�tce potem gwiazda �mierci zacz�a rosn��. Co noc �wieci�a ja�niej, a� wreszcie mo�na j� by�o ogl�da� nawet w dzie�. Zanim to nast�pi�o, wybuch�a zaraza. Po ciemniej�cym niebie sun� latawce. Nie poruszaj�c skrzyd�ami, szybuj� w powietrzu na pr�dach wst�puj�cych; z daleka wygl�daj� prawie pi�knie i przywodz� mi na my�l milcz�ce jak cienie mewaki z mojej ojczyzny, Budakharu, po�o�onego nad �ywym morzem na planecie Razyar. Tutaj jednak nie ma morza, s� tylko g�ry, wzg�rza i pustynie, z bliska za� latawce wcale nie s� pi�kne, tylko przera�aj�ce: po�owy wysoko�ci cz�owieka, z cienk� sk�r� opi�t� na przedziwnym szkielecie z pustych ko�ci. Ich skrzyd�a s� twarde jak arkusze blachy, szpony ostre jak sztylety, oczy czerwone jak roz�arzone w�gle, wielkie ko�ciane grzebienie wyrastaj�ce po�rodku w�skich czaszek przypominaj� zakrzywione no�e. Janeel twierdzi�a, �e latawce s� inteligentne i �e nawet maj� w�asny j�zyk. S�ysza�em ich g�osy - przera�liwie �widruj�ce skrzeczenie, od kt�rego dostaje si� g�siej sk�rki - ale ani ja, ani Janeel nie zdo�ali�my opanowa� ich j�zyka. �Inteligentne�, m�wi�a. B�dziemy z nimi handlowa�. Niestety, nie chcia�y ani nas, ani naszego handlu. Inteligencji wystarczy�o im akurat na tyle, �eby nauczy� si� kra��, ale w ko�cu okaza�o si�, �e jednak co� je z nami ��czy: �mier�. Latawce umieraj�. Umieraj� te� nocni �owcy o silnych, poskr�canych ko�czynach i zdeformowanych r�kach z dwoma kciukami, o oczach p�on�cych w wysoko sklepionych czaszkach niczym w�gle w dogasaj�cym ognisku. �owcy dysponuj� przera�aj�c� si��, a ich oczy doskonale widz� w ciemno�ci, r�wnie� wtedy, kiedy ci�kie burzowe chmury zasnuj� niebo, przes�aniaj�c nawet gwiazd� �mierci. Ukryci w jaskiniach, �owcy opowiadaj� sobie szeptem o wielkich M�zgach, kt�rym niegdy� s�u�yli, a kt�re kiedy� powr�c� i dadz� im sygna� do rozpocz�cia kolejnej wojny. M�zgi jednak nie wracaj�, �owc�w natomiast robi si� coraz mniej - podobnie dzieje si� z latawcami oraz innymi gatunkami zwierz�t i ro�lin. Umieraj� wszyscy, a my razem z nimi. Janeel zapowiada�a, �e ta planeta da nam niezmierzone bogactwo, a tymczasem da�a nam tylko �mier�. W starych atlasach nosi nazw� H�ro Brana, ale ja nie b�d� jej tak nazywa�. Janeel zna�a wiele innych nazw, ja jednak zapami�ta�em tylko jedn�: Hruun. Tak r�wnie� zw� si� nocni �owcy. Kiedy�, je�li wierzy� Janeel, byli niewolnikami, najwi�kszymi nieprzyjaci�mi Hrangan, kt�rzy wymarli przed wiekami, pozostawiaj�c swoich wrog�w - i zarazem poddanych - ich w�asnemu losowi. Kiedy� (tego tak�e dowiedzia�em si� od Janeel) mia�a tu by� kwitn�ca kolonia, za�o�ona przez garstk� zapale�c�w, kt�rzy pragn�li wzbogaci� si� na handlu. Wiedzia�a tak wiele, a ja tak niedu�o, teraz jednak, kiedy j� pochowa�em i splun��em na jej gr�b, wiele rzeczy sta�o si� dla mnie jasnych. Je�li naprawd� byli niewolnikami, to chyba bardzo leniwymi i krn�brnymi, skoro panowie ukarali runn�w, wtr�caj�c ich do piek�a rozja�nionego bezlitosnym blaskiem gwiazdy �mierci. Ostatni statek z zaopatrzeniem dotar� do nas p� roku temu. Mogli�my nim odlecie�. Zaraza ju� szala�a. Latawce bezradnie pe�za�y po zboczach, spada�y z urwisk. Coraz cz�ciej znajdowa�em je u podn�a skalnych �cian, z poszarpanymi skrzyd�ami i g��bokimi ranami, z kt�rych s�czy�a si� bezbarwna ciecz. Nocni �owcy zjawiali si� pokryci ropiej�cymi wrzodami i kupowali od nas parasole, aby uchroni� si� przed promieniami gwiazdy �mierci. Kiedy statek wyl�dowa�, mogli�my wej�� na jego pok�ad i odlecie�, ale Janeel upar�a si�, �eby zosta�. Zna�a nazwy chor�b, kt�re zabija�y latawce i nocnych �owc�w. Zna�a nazwy lek�w, kt�re mia�y uratowa� te stwory. My�la�a, �e je�li co� zostanie nazwane, to od razu przestanie by� gro�ne. Liczy�a na to, �e b�dziemy uzdrowicielami, zdob�dziemy ich zaufanie, a potem bez trudu zbijemy ogromny maj�tek. Wykupi�a ca�y zapas lek�w ze statku, zam�wi�a kolejny transport, po czym przyst�pili�my do walki z chorobami. Zna�a r�wnie� nazw� nast�pnej zarazy, a tak�e wszystkich, kt�re nadesz�y p�niej. By�o ich tak wiele, �e w ko�cu stracili�my rachub�. Najpierw sko�czy�y si� nam leki, wkr�tce potem zabrak�o nazw, dzi� o �wicie za� zacz��em kopa� jej gr�b. By�a wysportowan� kobiet� prowadz�c� bardzo aktywny tryb �ycia, jednak po �mierci zrobi�a si� ca�kiem sztywna, a jej cia�o potwornie spuch�o. Gr�b musia� by� bardzo du�y, �eby pomie�ci� sztywne, opuchni�te zw�oki. Mnie dopad�a inna, bezimienna choroba. Przy ka�dym ruchu pali mnie od �rodka �ywy p�omie�, a moja sk�ra zszarza�a i sta�a si� bardzo krucha. Codziennie rano znajduj� w po�cieli mn�stwo jej fragment�w; otwarte rany, kt�re pozosta�y w miejscach, gdzie odpad�a, nie chc� si� goi�. Gwiazda �mierci wisi niemal dok�adnie nad moj� g�ow�, ogromna i o�lepiaj�co jasna. Teraz ju� wiem, dlaczego �wieci bia�ym �wiat�em. Biel jest kolorem czysto�ci, a ona oczyszcza t� planet�, nawet je�li chwilowo ka�de jej dotkni�cie ko�czy si� cierpieniem i rozk�adem. Ironia losu, prawda? Przywie�li�my mn�stwo broni, sprzedali�my niewiele. Bro� nie mog�a pom�c nocnym �owcom i latawcom w walce z tym przeciwnikiem, wi�c niemal od pocz�tku parasole cieszy�y si� znacznie wi�kszym wzi�ciem ni� lasery. Zabra�em z magazynu miotacz i nala�em sobie kieliszek czerwonego wina. Posiedz� tutaj, w ch�odzie, opowiem o wszystkim temu kryszta�owi, wypij� wino i jeszcze troch� popatrz� na nieliczne ocala�e latawce, szybuj�ce na tle mroczniej�cego nieba. Z daleka naprawd� wygl�daj� jak mewaki. Dopij� wino do ko�ca, spr�buj� sobie przypomnie� szum morza na Razyarze, w kt�ry kiedy� si� ws�uchiwa�em, marz�c o gwiazdach, a kiedy kieliszek b�dzie pusty, si�gn� po miotacz. (d�ugie milczenie) Nie wiem, co jeszcze powiedzie�. Janeel zna�a wiele s��w i nazw, ale dzisiaj j� pochowa�em. (d�ugie milczenie) Je�li kto� to znajdzie... (kr�tka przerwa) Je�li kto� znajdzie to nagranie ju� po tym, jak gwiazda �mierci zga�nie (a nocni �owcy twierdz�, �e w ko�cu to nast�pi), niech nie da si� zwie��: to nie jest przyjazna planeta. Tutaj rz�dz� �mier�, niezliczone choroby i cierpienie. Pr�dzej czy p�niej, gwiazda �mierci zab�y�nie ponownie. (d�ugie milczenie) Wina ju� nie ma. (koniec nagrania) GWIAZDA �MIERCI - Nie - stwierdzi� stanowczo Kaj Nevis. - Wykluczone. Musieliby�my by� idiotami, �eby wybra� w�a�nie kt�ry� z tych ogromnych transportowc�w. - Niby czemu? - prychn�a Celise Waan. - Przecie� musimy si� tam jako� dosta�, prawda? Wiele razy wynajmowa�am statki w Starslipie i wiem, �e s� bardzo wygodne. Za�oga zawsze jest uprzejma, a jedzenie co najmniej przyzwoite. Nevis pos�a� jej mia�d��ce spojrzenie. Mia� twarz jakby stworzon� do wyra�ania ma�o przyjaznych uczu�: o wyj�tkowo ostrych rysach, z ogromnym zakrzywionym nosem i male�kimi czarnymi oczami ukrytymi pod krzaczastymi brwiami. - Po co je wynajmowa�a�? - W celu przeprowadzenia wypraw badawczych, ma si� rozumie� - odpar�a Celise Waan, po czym wzi�a z talerza kolejn� kremow� kulk� i wsun�a j� do ust. - Nadzorowa�am wiele wa�nych program�w naukowych. Pieni�dze przychodzi�y z Centrum. - Je�li pozwolisz, zwr�c� ci uwag� na kilka oczywistych fakt�w - powiedzia� Nevis lodowatym tonem. - To nie jest wyprawa badawcza. Nie zamierzamy analizowa� seksualnych obyczaj�w ras prymitywnych. Nie b�dziemy grzeba� w poszukiwaniu zapomnianej wiedzy, kt�ra teraz nikomu si� na nic nie przyda. Zawi�zali�my nasz ma�y spisek w celu zdobycia skarbu nieoszacowanej warto�ci. Je�eli uda nam si� go znale��, z pewno�ci� nie oddamy go w�adzom. Potrzebujecie mnie, bo tylko ja b�d� wiedzia�, w jaki spos�b up�ynni� go, wykorzystuj�c nie do ko�ca legalne sposoby, co nie przeszkadza wam darzy� mnie tak nik�ym zaufaniem, �e nie chcecie mi powiedzie�, dok�d w�a�ciwie polecimy, a obecny tu Lion wynaj�� sobie nawet osobist� ochron�. Prosz� bardzo, mnie to nie przeszkadza, ale zrozumcie jedno: tutaj, na ShanDellor, nie jestem jedynym cz�owiekiem niegodnym zaufania. Kto� taki jak ja mo�e tutaj w ka�dej chwili zarobi� ca�kiem du�e pieni�dze, wi�c je�li zamierzacie w dalszym ci�gu trzyma� mnie z opask� na oczach i wygadywa� g�upoty o jedzeniu na statkach, to ja rezygnuj�. Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Celise Waan ponownie prychn�a pogardliwie. By�a pot�n�, bynajmniej nie szczup�� kobiet� o wielkiej czerwonej twarzy i dono�nym wilgotnym prychni�ciu. - Starslip ma dobr� reputacj�, a poza tym przepisy reguluj�ce prawa w�asno�ci do znalezionych obiekt�w... - ...nie maj� najmniejszego znaczenia - wpad� jej w s�owo Nevis. - Inne przepisy obowi�zuj� tutaj, na ShanDellor, inne na Kleronomasie, jeszcze inne na Mai, a i tak wszystkie nie s� warte funta k�ak�w. Gdyby potraktowano nas wed�ug prawa ShanDi, dostaliby�my zaledwie jedn� czwart� warto�ci. Zak�adaj�c, �e Lion ma racj� i �e ta wasza gwiazda �mierci jest w�a�nie tym, za co j� uwa�acie, i �e jeszcze dzia�a, ten, kto dostanie j� w swoje r�ce, zdob�dzie niekwestionowan� przewag� militarn� w naszym sektorze. Starslip oraz wszystkie pozosta�e korporacje transportowe s� co najmniej r�wnie chciwe i zaborcze jak ja; r�nica polega na tym, �e s� r�wnie� cholernie pot�ne, do tego stopnia, �e wi�kszo�� planetarnych rz�d�w z niepokojem �ledzi ich poczynania. Nie wiem, czy zwr�cili�cie uwag� na ten drobny fakt, ale jest nas tylko czworo... Pi�cioro, je�li liczy� r�wnie� najemnik�w. - Spojrza� na Rik� Dawnstar, kt�ra obdarzy�a go lodowatym u�miechem. - Mniej, ni� jest kucharzy na du�ym liniowcu, a nawet na ma�ym statku kurierskim zostaliby�my w okamgnieniu zadeptani przez za�og�. Czy wyobra�acie sobie, �e pozwol� nam zachowa� nasz� zdobycz, kiedy ju� si� zorientuj�, ile jest warta? - Je�li nas oszukaj�, podamy ich do s�du - odpar�a niezbyt pewnym tonem gruba antropolog i zgarn�a z talerza ostatni� kulk�. Kaj Nevis wybuchn�� gromkim �miechem. - Do jakiego s�du? Na jakiej planecie? �eby to zrobi�, musieliby�my przede wszystkim pozosta� przy �yciu, a na to bym zanadto nie liczy�. S�owo daj�, jeste� nie tylko koszmarnie brzydka, ale i wr�cz niewyobra�alnie g�upia! Jefri Lion przys�uchiwa� si� k��tni z niewyra�n� min�. - Dajcie spok�j - przem�wi� wreszcie. - Nie powinni�my traci� zimnej krwi. B�d� co b�d�, to nasza wsp�lna sprawa. Lion by� niskim barczystym m�czyzn� w wojskowej bluzie maskuj�cej, udekorowanej baretkami z jakiej� zapomnianej kampanii. W mrocznym wn�trzu ma�ej restauracji bluza przybra�a szarobur� barw�, niemal identyczn� jak starannie przystrzy�ona broda jej w�a�ciciela. Wysokie czo�o m�czyzny pokryte by�o b�yszcz�c� warstewk� potu. Wiedz�c, jak� reputacj� cieszy si� Kaj Nevis, niezbyt pewnie czu� si� w jego towarzystwie. Spojrza� na pozosta�ych, jakby oczekiwa� od nich wsparcia. Celise Waan wyd�a usta i wbi�a wzrok w talerz, jakby liczy�a na to, �e w ten spos�b ponownie nape�ni go �mietankowymi kulkami. Rica Dawnstar - �najemnik�, jak nazwa� j� Nevis - z kpi�cym b�yskiem w zielonych oczach rozpar�a si� w fotelu. Jej d�ugie, ko�ciste cia�o okryte nieforemnym jednocz�ciowym kombinezonem i elastyczn� zbroj� uplecion� z supercienkiej stalowej prz�dzy, by�o zupe�nie rozlu�nione. To nie jej problem, je�li pracodawcy uznali za stosowne traci� czas na bezproduktywne dyskusje. - Obelgami niczego nie za�atwimy - odezwa� si� Anittas. Nie spos�b by�o stwierdzi�, o czym my�li wysoki cybertech. Jego twarz, sk�adaj�ca si� w r�wnych proporcjach z l�ni�cego metalu, przezroczystego plastyku i cia�a, nie wyra�a�a �adnych uczu�. Spl�t�szy b�yszcz�ce stalowe palce prawej r�ki z br�zowymi ko�c�wkami czuciowymi lewej, przygl�da� si� Nevisowi srebrzystymi oczami osadzonymi w czarnych plastykowych oczodo�ach. - Kaj Nevis zwr�ci� nam uwag� na kilka istotnych szczeg��w. W przeciwie�stwie do nas, jest specjalist� w tych sprawach. Skoro ju� zaprosili�my go do naszego grona, powinni�my uwzgl�dni� jego rady. - S�usznie - popar� cybertecha Jefri Lion. - W takim razie, co proponujesz, Nevis? W jaki spos�b mo�emy dotrze� do gwiazdy �mierci, skoro nie wolno nam korzysta� z us�ug korporacji transportowych? - Potrzebujemy statku - stwierdzi�a Celise Waan. Kaj Nevis u�miechn�� si� pob�a�liwie. - Korporacje transportowe nie maj� monopolu na statki kosmiczne. W�a�nie dlatego zaproponowa�em, �eby�my spotkali si� nie w biurze Liona, tylko tutaj. Knajpa jest w pobli�u portu, wi�c jestem prawie pewien, �e znajdziemy tu naszego cz�owieka. - Czy to jaki� wolny strzelec? - zapyta� Jefri Lion z pow�tpiewaniem w g�osie. - Wi�kszo�� z nich, jak by to powiedzie�... nie cieszy si� najlepsz� opini�. - Ja te� - zwr�ci� mu uwag� Nevis. - Podobno trafiaj� si� w�r�d nich przemytnicy, a nawet piraci. Czy naprawd� musimy ryzykowa�? - Nie musimy i nie ryzykujemy - odpar� Kaj Nevis. - Dowcip polega na tym, �eby znale�� w�a�ciwego cz�owieka, a ja znam mn�stwo ludzi, tych w�a�ciwych i niew�a�ciwych. Widzicie t� ciemnosk�r� kobiet� obwieszon� czarn� bi�uteri�? - Wskaza� j� lekkim ruchem g�owy. - To Jessamyn Caige, w�a�cicielka i kapitan �Wolnego Handlu�. Z pewno�ci� przyj�aby nasz� propozycj�, nawet zbytnio nie targuj�c si� o cen�. Celise Waan dyskretnie zerkn�a we wskazanym kierunku. - A wi�c to ona? Mam nadziej�, �e na jej statku dzia�a sztuczna grawitacja, bo w stanie niewa�ko�ci robi mi si� niedobrze. - Kiedy zamierzasz z�o�y� jej propozycj�? - zapyta� Jefri Lion. - Nie zamierzam - odpar� Nevis. - Par� razy zleca�em jej przewiezienie towaru, ale na pewno nie zaryzykowa�bym podr�y tym wrakiem, nie m�wi�c ju� o wtajemniczeniu jej w tak powa�n� spraw�. Za�oga �Wolnego Handlu" sk�ada si� z dziewi�ciu os�b; wystarczy, �eby rozprawi� si� ze mn� i moj� obstaw�. Bez obrazy, Lion, ale w takich sprawach wy zupe�nie si� nie liczycie. - My�la�em, �e wiesz, i� jestem �o�nierzem - powiedzia� Jefri Lion ura�onym tonem. - Uczestniczy�em w wielu bitwach. - Sto lat temu. Jessamyn za�atwi�aby nas bez drgnienia powieki. - Uwa�nie przyjrza� si� otaczaj�cym go twarzom.- W�a�nie dlatego mnie potrzebujecie. Jeste�cie tak naiwni, �e gdyby nie ja, zaanga�owaliby�cie Jessamyn albo wynaj�liby�cie statek od kt�rej� z korporacji. - Moja siostrzenica pracuje dla do�� znanego niezale�nego kupca - odezwa�a si� Celise Waan. - Kto to taki? - Noah Wackerfuss, ze ��wiata Wyprzeda�y�. Nevis skin�� g�ow�. - Gruby Noah. Znam, znam. Z pewno�ci� wszyscy �wietnie by�my si� bawili, bo na jego statku zawsze panuje zerowa grawitacja. Ci��enie zabi�oby starego degenerata. Trzeba przyzna�, �e Wackerfuss nie jest szczeg�lnie okrutny. Szans� na to, �eby nas nie zabi�, oceniam na pi��dziesi�t do pi��dziesi�ciu. Niestety, jest za to nieprawdopodobnie chciwy i przebieg�y. W najlepszym razie wym�g�by dopuszczenie go do sp�ki, w najgorszym sam zgarn��by ca�� pul�. Dwudziestoosobowa za�oga ��wiata Wyprzeda�y� sk�ada si� wy��cznie z kobiet. Zapyta�a� mo�e kiedy� swoj� siostrzenic�, co konkretnie nale�y do jej obowi�zk�w? Na okr�g�ej twarzy Celise Waan wykwit� szkar�atny rumieniec. - Czy naprawd� musz� wys�uchiwa� insynuacji tego typka? -zapyta�a Liona. - Przecie� to moje odkrycie! S�owo daj�, nie znios� wi�cej zniewag! - S�owne utarczki do niczego nie doprowadz� - powiedzia� Jefri Lion pojednawczym tonem. - Nevis, nie musisz na ka�dym kroku podkre�la� swojej fachowo�ci. Nie bez powodu zwr�cili�my si� w�a�nie do ciebie. Z pewno�ci� masz jaki� pomys�, kogo powinni�my zaanga�owa�? - Oczywi�cie - przyzna� Nevis. - Wi�c m�w - ponagli� go Anittas. - M�j kandydat te� jest niezale�nym kupcem, cho� sk�ama�bym, twierdz�c, �e powodzi mu si� znakomicie. Od p� roku standardowego czeka na jakiekolwiek zlecenie, wi�c przypuszczam, �e skorzysta z pierwszej okazji, jaka mu si� nadarzy. Ma niewielki obdrapany statek o idiotycznej, d�ugiej nazwie, na pewno nie luksusowy, ale sprawny i niezawodny, co ma znacznie wi�ksze znaczenie. Nie musimy zaprz�ta� sobie g�owy za�og�, bo jej nie zatrudnia, a na dodatek on sam jest troch�... nazwijmy to, dziwny. W�tpi�, �eby z jego strony grozi�o nam jakie� niebezpiecze�stwo. To wielkie ch�opisko, ale mi�kkie, dos�ownie i w przeno�ni. Hoduje koty, nie przepada za lud�mi, ��opie mn�stwo piwa i je stanowczo za du�o. Chyba nawet nie nosi broni. Wed�ug informacji, jakie uda�o mi si� zebra�, ledwo wi��e koniec z ko�cem, t�uk�c si� od planety do planety i sprzedaj�c rozmaite g�upstwa. Wackerfuss uwa�a go za kompletnego niedojopa, ale nawet je�li si� myli, to co mo�e przeciwko nam zdzia�a� jeden cz�owiek? W najgorszym razie, gdyby do czegokolwiek dosz�o, ja i wasz najemnik pozb�dziemy si� go i nakarmimy nim jego koty. - Nie zgadzam si�! - zaprotestowa� Jefri Lion. - Nie chc� �adnych trup�w! - Doprawdy? - zdziwi� si� Nevis, po czym wskaza� Rik� Dawns-tar. - Skoro tak, to po co j� zatrudniasz? - U�miechn�� si� oble�nie do kobiety, a ona zrewan�owa�a mu si� okrutnym skrzywieniem ust. - Oho! - powiedzia� przyciszonym g�osem. - Wiedzia�em, �e tu przyjdzie. Oto on, we w�asnej osobie. Nikt z nich, mo�e z wyj�tkiem Riki Dawnstar, nie mia� wielkiego do�wiadczenia w tajnych operacjach, wszyscy bowiem jak na komend� odwr�cili si� do drzwi i wytrzeszczyli oczy na cz�owieka, kt�ry w�a�nie wszed� do lokalu. By� bardzo wysoki - prawie dwa i p� metra - i d�wiga� przed sob� ogromne, szeroko rozlane brzuszysko. Trzyma� si� bardzo prosto, mia� du�e d�onie, pozbawion� wyrazu poci�g�� twarz, cer� bia�� jak kreda i sk�r� zupe�nie pozbawion� w�os�w. Ubrany by� w jaskrawoniebieskie spodnie i kasztanowat� koszul� o bufiastych r�kawach z wytartymi, lekko postrz�pionymi mankietami. Chyba poczu� na sobie ich wzrok, odwr�ci� bowiem ku nim doskonale oboj�tn� twarz i zrewan�owa� si� pustym spojrzeniem. Pierwsza opu�ci�a oczy Celise Waan, potem uczyni� to Jefri Lion, a na ko�cu Anittas. - Kto to jest? - zapyta� cyborg. - Wackerfuss m�wi na niego Tuffy - powiedzia� Nevis. - Naprawd� nazywa si� Haviland Tuf. Haviland Tuf z delikatno�ci� zupe�nie nie pasuj�c� do jego rozmiar�w usun�� z pola gry ostatni zielony pion, wyprostowa� si� i z satysfakcj� przyjrza� si� planszy. By�o na niej czerwono: czerwone kr��owniki, czerwone niszczyciele, czerwone warownie i czerwone forty planetarne. - Wygl�da na to, �e b�d� zmuszony og�osi� swoje zwyci�stwo. - Znowu! - westchn�a Rica Dawnstar, po czym przeci�gn�a si�, by rozprostowa� zdr�twia�e mi�nie. Skulona w fotelu, sp�dzi�a przy planszy kilka godzin. Porusza�a si� p�ynnie jak lwica i ani na chwil� nie rozstawa�a si� z ig�aczem. Teraz mia�a go w kaburze pod pach�. - A gdybym zdoby� si� na �mia�o�� i zaproponowa� jeszcze jedn� parti�? - zapyta� Tuf. - Wielkie dzi�ki - odpar�a Dawnstar i roze�mia�a si� g�o�no. - Jeste� w tym zbyt dobry. Co prawda mam we krwi zami�owanie do hazardu, ale z tob� to �aden hazard, bo z g�ry mo�na przewidzie� wynik. Znudzi�o mi si� przegrywanie. - Przyznam, �e do tej pory sprzyja�o mi nadzwyczajne szcz�cie - powiedzia� Haviland Tuf. - Bez w�tpienia wyczerpa�em ju� ca�y jego zapas, w zwi�zku z czym podczas najbli�szego starcia pokona mnie pani bez trudu. - Och, ja te� w to nie w�tpi�, ale je�li pozwolisz, zaczekam do chwili, kiedy dojd� do wniosku, �e umieram z nud�w. Na pocieszenie pozostaje mi �wiadomo��, �e przynajmniej jestem lepsza od Liona. Zgadza si�, Jefri? Jefri Lion siedzia� w k�cie sterowni, wertuj�c stosy starych wojskowych czasopism. Maskuj�ca bluza upodobni�a si� do g��bokiego br�zu syntetycznego drewna, kt�rym obito grod�. - W tej grze nie sprawdzaj� si� podstawowe zasady sztuki wojennej - odpar� z irytacj�. - Zastosowa�em identyczn� taktyk� co Stephen Cobalt Northstar, kiedy dowodzi� 13. Flot� w wojnie o Hrakkean. Odpowied� Tufa by�a pozbawiona najmniejszego sensu. Na prawdziwym polu walki przegra�by z kretesem. - Zaiste - rzek� Haviland Tuf. - Ma pan nade mn� ogromn� przewag�. B�d� co b�d�, jest pan znakomitym znawc� historii wojskowo�ci, ja za� tylko skromnym kupcem. Nie dysponuj� nawet cz�stk� pa�skiej ogromnej wiedzy dotycz�cej wielkich bitew historii. Nie w�tpi�, i� swoje zwyci�stwa mog� zawdzi�cza� wy��cznie niedoskona�o�ci zasad rz�dz�cych gr� oraz w�asnej niewybaczalnej ignorancji, tym bardziej wi�c pragn��bym uzupe�ni� ra��ce luki w moim wykszta�ceniu. Gdyby zechcia� pan raz jeszcze zasi��� do gry, m�g�bym starannie przeanalizowa� pa�sk� mistrzowsk� strategi� i wzbogaci� skromny arsena� �rodk�w, jakimi jestem zmuszony si� pos�ugiwa�, nieudolnie d���c do zwyci�stwa. Jefri Lion, kt�rego srebrzysta flota nieodmiennie pierwsza znika�a z planszy podczas wszystkich dotychczasowych rozgrywek, odchrz�kn�� i podrapa� si� po g�owie. - Widzisz, Tuf... Z niezr�cznej sytuacji wybawi�y go przera�liwy wrzask oraz stek przekle�stw, kt�re dobieg�y z s�siedniego pomieszczenia. Haviland Tuf z zaskakuj�c� zwinno�ci� poderwa� si� na nogi i ruszy� do wyj�cia ze sterowni. Rica Dawnstar depta�a mu po pi�tach. W chwili, kiedy wyszli na korytarz, z kajuty mieszkalnej wypad�a Celise Waan, �cigaj�c ma�e czarno-bia�e stworzenie, kt�re przecisn�o si� mi�dzy ich nogami i umkn�o do sterowni. - �apa� go! - wrzasn�a Celise. Mia�a czerwon�, nabrzmia�� twarz, a jej oczy miota�y w�ciek�e b�yski. Drzwi by�y w�skie, Haviland Tuf wysoki i szeroki. - W jakim celu, je�li mo�na wiedzie�? - zapyta�, zast�puj�c jej drog�. Antropolog pokaza�a mu lewe przedrami�. Widnia�y na nim trzy kr�tkie, ale do�� g��bokie zadrapania, z kt�rych s�czy�a si� krew. - Zobacz, co ten dra� mi zrobi�! - Zaiste - odpar� Tuf. - A co pani jemu zrobi�a? Z kajuty wyszed� u�miechni�ty z�o�liwie Kaj Nevis. - Wzi�a go za kark, �eby rzuci� nim o �cian� - wyja�ni�. - Le�a� na moim ��ku! - zaskrzecza�a Celise. - Chcia�am uci�� sobie drzemk�, przychodz�, patrz�, a ten dra� le�y na moim ��ku! - Gwa�townie odwr�ci�a si� do Nevisa. - A ty przesta� g�upio szczerzy� z�by! Wystarczy, �e w pi�tk� musimy t�oczy� si� na tym zasmarkanym dziadowskim statku. Nie zgadzam si�, �eby przez ca�y czas p�ta�y mi si� pod nogami jakie� obrzydliwe zwierz�ta! To wszystko twoja wina, Nevis. Ty nas w to wpakowa�e�, wi�c teraz zr�b co�. ��dam, �eby Tuf natychmiast pozby� si� tych szkodnik�w, rozumiesz? Natychmiast! - Przepraszam... Tuf obejrza� si� przez rami�, po czym odsun�� si� na bok. - Czy w�a�nie tego szkodnika masz na my�li? - zapyta�a Dawnstar, wy�aniaj�c si� ze sterowni. Lew� r�k� tuli�a do piersi kota, praw� g�aska�a go po futrze. By�o to ogromne kocisko o d�ugiej szarej sier�ci i ��tych, arogancko patrz�cych �lepiach. Z pewno�ci� wa�y� co najmniej dziesi�� kilogram�w, jednak Rica trzyma�a go bez najmniejszego wysi�ku, jakby by� male�kim kociakiem. - Co, twoim zdaniem, Tuf powinien zrobi� z Muchomorem? Kot zacz�� mrucze�. - Ten, kt�ry mnie skaleczy�, by� mniejszy i czarno-bia�y, ale z tego te� jest kawa� drania. Sp�jrzcie na moj� twarz! Zobaczcie, co ze mn� zrobi�y! Ledwo oddycham, ci�gle si� poc�, a jak tylko po�o�� si� spa�, zaraz kt�ry� z nich �aduje mi si� na pier�! Wczoraj przygotowa�am sobie ma�� przek�sk�, ale musia�am na chwil� wyj��, a kiedy wr�ci�am, ten czarno-bia�y bawi� si� na pod�odze moimi ciastkami! Nic nie da si� ukry� przed tymi potworami. Straci�am ju� dwa pi�ra �wietlne i ulubiony pier�cionek, a teraz to... ta... ten nies�ychany akt agresji! Mam tego dosy�. Domagam si� stanowczo, �eby te zwierz�ta natychmiast zosta�y zamkni�te w �adowni. Natychmiast, s�yszysz mnie? - Dzi�kuj�, wci�� ciesz� si� do�� dobrym s�uchem - odpar� Haviland Tuf. - Je�li do ko�ca naszej podr�y nie odzyska pani swojej w�asno�ci, z przyjemno�ci� wynagrodz� pani wszelkie straty, je�eli jednak chodzi o pani pro�b� dotycz�c� Muchomora i Furii, to co prawda z przykro�ci�, jednak b�d� zmuszony odm�wi�. - Jestem pasa�erem tej kupy z�omu, kt�ra nie wiadomo czemu udaje statek kosmiczny! - zawy�a Celise. - Widz�, �e z niewiadomych powod�w w�tpi pani nie tylko w sprawno�� mojego s�uchu, ale tak�e w inteligencj�. To oczywiste, �e jest pani tutaj pasa�erem. Nie musi pani o tym nikomu przypomina�. Pozwol� sobie jednak zwr�ci� pani uwag�, �e statek, kt�ry tak beztrosko pani obra�a, cho� mo�e skromny i nie najnowocze�niejszy, stanowi jednak ca�y m�j dobytek i jest moim domem. Co wi�cej, cho� jako pasa�er z pewno�ci� cieszy si� pani pewnymi przywilejami, logika nakazuje, aby Muchomorowi i Furii przys�ugiwa�y przywileje jeszcze rozleglejsze, a to z tej prostej przyczyny, �e oboje s� sta�ymi mieszka�cami tego lokalu, je�li wolno mi si� tak wyrazi�. Nie mam zwyczaju bra� pasa�er�w na pok�ad �Rogu Obfito�ci Znakomitych Towar�w po Nadzwyczaj Niskich Cenach�. Jak z pewno�ci� zauwa�yli�cie, z trudem sam mieszcz� si� w jego ciasnych pomieszczeniach; niestety, ostatnio ponios�em do�� bolesne straty finansowe i nie b�d� ukrywa� faktu, �e w chwili, kiedy Kaj Nevis z�o�y� mi swoj� propozycj�, bliski by�em wyczerpania zapasu kredytek. Uczyni�em wszystko, co w mojej mocy, �eby zapewni� wam jak najwi�ksze wygody na pok�adzie mego statku, kt�ry pani darzy trudn� do wyt�umaczenia pogard�, do tego stopnia, �e udost�pni�em wam cz�� mieszkaln�, sam za� umo�ci�em sobie legowisko w sterowni. Przeczuwam, �e coraz szybszymi krokami zbli�a si� chwila, kiedy mimo wszystko zaczn� �a�owa�, �e uleg�em g�upiemu altruistycznemu impulsowi, kt�ry kaza� mi zabra� was na pok�ad, tym bardziej �e moje wynagrodzenie z trudem wystarczy�o na uzupe�nienie zapas�w paliwa i �ywno�ci oraz uiszczenie op�at portowych. Zaczynam podejrzewa�, i� z zimn� krwi� wykorzystali�cie moj� ci�k� sytuacj� finansow�, niemniej jednak jestem cz�owiekiem honoru i uczyni� wszystko, co w mojej mocy, �eby bezpiecznie dostarczy� was do tajemniczego celu waszej podr�y. W zamian oczekuj�, �e b�dziecie przynajmniej tolerowa� obecno�� Muchomora i Furii, tak samo jak ja toleruj� wasz�. - Nies�ychane! - parskn�a z w�ciek�o�ci� Celise Waan. - Zaiste - odpar� Haviland Tuf. - Nie zamierzam ani chwili d�u�ej znosi� takiego traktowania - o�wiadczy�a antropolog. - Nie widz� powodu, dla kt�rego mieliby�my t�oczy� si� tu jak �o�nierze w koszarach. Z zewn�trz ten statek nie wygl�da� na a� tak ma�y! - Wyci�gn�a pulchn� r�k�. - Dok�d prowadz� te drzwi? - Do luk�w, szanowna pani - wyja�ni� spokojnie Tuf. - Jest ich szesna�cie i nawet najmniejszy ma obj�to�� dwukrotnie wi�ksz� od mojej skromnej kwatery. - Aha! - wykrzykn�a triumfalnie Waan. - Wieziesz jaki� �adunek? - Luk numer szesna�cie jest wype�niony po brzegi plastykowymi kopiami masek u�ywanych przez mieszka�c�w planety Coogli podczas orgiastycznych obrz�d�w. Niestety, nie uda�o mi si� sprzeda� masek na ShanDellor, co zawdzi�czam wy��cznie nieuczciwej konkurencji ze strony Noaha Wackerfussa, kt�ry podst�pnie obni�y� cen�, w ten spos�b pozbawiaj�c mnie nadziei na cho�by najskromniejszy zysk. W luku numer dwana�cie zgromadzi�em rzeczy osobiste, rozmaite pami�tki, drobiazgi i bibeloty. Pozosta�e luki s� puste. - Wspaniale! - wykrzykn�a Celise Waan. - Wobec tego urz�dzimy sobie z nich jednoosobowe kajuty. My�l�, �e nie b�dzie problemu z przeniesieniem pos�a�? - Najmniejszego - potwierdzi� Haviland Tuf. - W takim razie na co czekasz? - parskn�a antropolog. - Jak sobie pani �yczy - odpar� Tuf. - Czy zechce pani r�wnie� wypo�yczy� skafander pr�niowy? - A po co, do jasnej cholery? - W lukach nie ma systemu podtrzymywania �ycia - poinformowa�a j� Rica Dawnstar, zanim Tuf zd��y� otworzy� usta. - Nie ma te� powietrza. Ani ogrzewania. Ani ci�nienia. Ani nawet grawitacji. - Powinno by� ci tam ca�kiem wygodnie - wtr�ci� si� Kaj Nevis. - Zaiste - podsumowa� Haviland Tuf. Na statku kosmicznym poj�cia �dzie� i �noc� nie maj� �adnego znaczenia, niemniej jednak cykl funkcjonowania ludzkich organizm�w narzuca pewien rytm, do kt�rego musi dostosowa� si� technologia. Z tego w�a�nie powodu co kilkana�cie godzin na pok�adzie �Rogu Obfito�ci� - tak jak na wszystkich statkach kosmicznych, z wyj�tkiem okr�t�w bojowych i gigantycznych transportowc�w, gdzie obowi�zuje system trzywachtowy - zapada�y ciemno�� i cisza. Nadchodzi�a pora snu. Rica Dawnstar podnios�a si� z koi i odruchowo sprawdzi�a ig�acz. Celise Waan chrapa�a g�o�no, Jefri Lion porusza� si� niespokojnie, tocz�c we �nie za�arte bitwy, Kaj Nevis �ni� o bogactwie i w�adzy. Cybertech r�wnie� spa�, cho� by� to zupe�nie inny, znacznie g��bszy sen. Aby uciec przed nud� d�ugiej podr�y, Anittas u�o�y� si� na koi, pod��czy� do g��wnego komputera statku i przeszed� w stan spoczynku. Jego cybernetyczna po�owa nadzorowa�a funkcjonowanie organicznej. Oddycha� niezmiernie powoli i regularnie, znacznie obni�y� temperatur� cia�a i prawie nie zu�ywa� energii, ale jego pozbawione powiek, srebrzyste sensory pe�ni�ce funkcj� oczu od czasu do czasu porusza�y si� nieznacznie, jakby �ledzi�y rozgrywaj�ce si� przed nimi, niewidoczne dla innych, sceny. Rica bezszelestnie wy�lizgn�a si� z pomieszczenia i stan�a w otwartych drzwiach sterowni. Haviland Tuf siedzia� przy g��wnym pulpicie z ogromnym szarym kocurem na kolanach i du�ymi bia�ymi r�kami nad klawiatur� komputera. Furia, ma�a czarno-bia�a kotka, bawi�a si� u jego st�p, turlaj�c po pod�odze pi�ro �wietlne. Tuf nie us�ysza� Riki; nikt jej nigdy nie s�ysza�, chyba �e sama tego chcia�a. Oparta o futryn�, przygl�da�a mu si� przez d�u�sz� chwil�. - Nie �pisz - powiedzia�a wreszcie. Tuf odwr�ci� si� razem z fotelem i spojrza� na ni� z kamienn� twarz�. - C� za zdumiewaj�co logiczny wniosek - odpar�. - Siedz� oto przed pani�, przytomny i pogr��ony w pracy, pani za�, opieraj�c si� wy��cznie na powierzchownej obserwacji, stwierdza bezb��dnie, �e nie �pi�. Doprawdy, jestem pe�en podziwu. Rica wesz�a do sterowni i usiad�a na koi Tufa. R�wniutko z�o�ona po�ciel by�a nietkni�ta od poprzedniego okresu spoczynku. - Ja te� nie �pi� - oznajmi�a z u�miechem. - Trudno mi w to uwierzy�. - Lepiej uwierz, Tuf. Nie potrzebuj� wiele snu, najwy�ej dwie albo trzy godziny na dob�. W moim fachu to zaleta. - Nie w�tpi�. - Ale podczas d�ugiej podr�y to raczej powa�na wada. Cholernie si� nudz�. - Mo�e wi�c zechcia�aby pani rozegra� ze mn� jedn� albo dwie partyjki? - Ch�tnie, tyle �e my�l� o zupe�nie innej grze. - Wprost uwielbiam poznawa� nowe gry. - Znakomicie. W takim razie zagramy w Konspiracj�. - Obawiam si�, �e nie znam jej regu�. - Och, s� dziecinnie proste. - Zaiste. - Na bladej poci�g�ej twarzy Tufa nie drgn�� �aden mi�sie�. - Czy mog�aby pani wyra�a� si� nieco ja�niej? - Nie zwyci�y�by� w ostatniej rozgrywce, gdyby Waan po��czy�a ze mn� swoje si�y, kiedy jej to zaproponowa�am. Sojusze przynosz� korzy�ci wszystkim uczestnicz�cym w nich stronom. Ty i ja zupe�nie nie pasujemy do tego towarzystwa. Zostali�my wynaj�ci. Je�li informacje Liona na temat gwiazdy �mierci oka�� si� prawdziwe, tamta czw�rka podzieli mi�dzy siebie wr�cz niewyobra�aln� fortun�, a ty i ja dostaniemy tylko n�dzn� ja�mu�n�. Moim zdaniem, to nie jest sprawiedliwe. - Trudno jest zdefiniowa� sprawiedliwo��, jeszcze trudniej za� j� osi�gn�� - odpar� Haviland Tuf. - Naturalnie, m�g�bym sobie �yczy�, �eby moje wynagrodzenie by�o wy�sze, ale podobne pragnienia �ywi z pewno�ci� wiele os�b. Takie w�a�nie honorarium wynegocjowa�em i nic na to nie poradz�. - Mo�na za��da� wznowienia negocjacji - stwierdzi�a Rica Dawnstar. - Oni nas potrzebuj�, Tuf. Obojga. Przysz�o mi do g�owy, �e gdyby�my po��czyli si�y, mogliby�my... eee... mogliby�my uzyska� lepsze warunki. Na przyk�ad r�wny udzia� w zyskach. Co o tym my�lisz? - Interesuj�ca propozycja - przyzna� kupiec. - Co prawda niekt�rzy mogliby zarzuca� jej nieetyczno��, ale z drugiej strony, bez w�tpienia urzeka ona szczeg�ln� moraln� elastyczno�ci�. Rica Dawnstar d�ugo wpatrywa�a si� w nieruchom� twarz Tufa, po czym u�miechn�a si� kwa�no. - Nie zgadzasz si�, prawda? W g��bi duszy uwa�asz, �e zawsze i wsz�dzie nale�y przestrzega� regu�. - Regu�y stanowi� istot� gier, s� ich sercem, je�li zgodzi si� pani na tak g�rnolotne okre�lenie. Nadaj� naszym nieistotnym zmaganiom sens i znaczenie. - Czasem znacznie wi�ksz� przyjemno�� daje zwalenie figur z planszy - zauwa�y�a Rica. - I szybciej prowadzi do celu. Tuf spl�t� d�ugie bia�e palce. - Chocia� istotnie nie jestem usatysfakcjonowany moim skromnym wynagrodzeniem, to jednak wywi��� si� z umowy, jak� zawar�em z Kajem Nevisem, nie pozwol� natomiast, �eby wyra�a� si� pogardliwie ani o mnie, ani o �Rogu Obfito�ci Znakomitych Towar�w po Nadzwyczaj Niskich Cenach�. Kobieta roze�mia�a si� g�o�no. - Mo�esz si� nie obawia�. W�tpi�, �eby powiedzia� co� niemi�ego na tw�j temat. W�tpi� nawet, �eby o tobie pomy�la�, kiedy ju� da ci kopa w ty�ek. Z zadowoleniem stwierdzi�a, �e jej s�owa chyba wywar�y na Tufie spore wra�enie, poniewa� mrugn�� - co prawda tylko raz, ale powoli i z zastanowieniem. - Zaiste. - Naprawd� nic ci� to nie obchodzi? Nie interesuje ci�, dok�d lecimy ani dlaczego Waan i Lion ujawnili cel podr�y dopiero wtedy, kiedy wszyscy znale�li�my si� na pok�adzie? Ani dlaczego Lion wynaj�� ochroniarza? Nie odwracaj�c wzroku od Riki Dawnstar, Tuf zacz�� g�aska� g�ste szare futro Muchomora. - Przyznaj� ze wstydem, i� ciekawo�� nale�y do moich najwi�kszych wad. Obawiam si�, �e przejrza�a mnie pani na wylot i teraz zamierza bezwzgl�dnie wykorzysta� moj� s�abo��. - Ciekawo�� to pierwszy stopie� do piek�a. - Zaiste - mrukn�� Tuf. - Ale przecie� nikt nie powiedzia�, �e w piekle naprawd� jest nieprzyjemnie - doda�a Rica. - Lion wie, �e chodzi o co� ogromnego i potwornie niebezpiecznego. W�a�nie dlatego potrzebowali kogo� takiego jak Nevis. Teraz jest ich czworo do podzia�u, ale bior�c pod uwag� opini�, jak� cieszy si� Kaj, nale�y w�tpi�, czy b�dzie chcia� dotrzyma� umowy. Ja mam za zadanie dopilnowa�, �eby jej dotrzyma�. - Wzruszy�a ramionami i poklepa�a bro� w kaburze pod pach�. - Opr�cz tego stanowi� co� w rodzaju ubezpieczenia na wypadek innych, nieprzewidzianych okoliczno�ci. - Pozwol� sobie zauwa�y�, �e pani obecno�� r�wnie� mo�e sta� si� przyczyn� rozmaitych komplikacji. Obdarzy�a go lodowatym u�miechem. - Tylko nie m�w o tym Lionowi - odpar�a, po czym wsta�a i przeci�gn�a si�. - Przemy�l sobie t� spraw�, Tuf. Moim zdaniem, Nevis ci� nie doceni�. Nie pope�nij tego samego b��du, szczeg�lnie je�li chodzi o mnie. Nigdy. Mo�e nadej�� chwila, kiedy przyda ci si� sojusznik. Mo�e nawet pr�dzej ni� przypuszczasz. Trzy dni przed ko�cem podr�y Celise Waan przesta�o podoba� si� jedzenie. Tuf po raz sz�sty poda� na obiad pikantn� warzywn� brouhah�, przyrz�dzon� na spos�b halagree�ski. Antropolog przez jaki� czas grzeba�a widelcem w potrawie, po czym odsun�a talerz, skrzywi�a si� i zapyta�a: - Czy naprawd� nie mogliby�my dosta� czego� prawdziwego do jedzenia? Tuf nabra� na widelec troch� apetycznie pachn�cej papki, podni�s� j� do oczu, obejrza� uwa�nie z lewej, z prawej, nast�pnie z g�ry i z do�u, pow�cha�, na koniec za� ostro�nie dotkn�� palcem. - Zaiste, nie pojmuj� przyczyny pani niezadowolenia - oznajmi� wreszcie. - Co prawda moje niedoskona�e zmys�y mog� by� zawodne, niemniej jednak, je�libym mia� wierzy� ich �wiadectwu, to musia�bym stwierdzi�, �e potrawa ta jest stuprocentowo prawdziwa. Rzecz jasna, wypowiadam si� na temat porcji, kt�ra trafi�a na m�j talerz. Mo�na wyobrazi� sobie sytuacj�, �e tylko ona jedna istnieje naprawd�, reszta za� to tylko niematerialne z�udzenia, ja jednak nie przypuszczam, aby rzeczy mia�y si� w�a�nie w ten spos�b. - Doskonale wiesz, o co mi chodzi! - parskn�a Waan. - Chc� mi�sa! - Zaiste - odpar� Haviland Tuf. - Ja natomiast pragn� ogromnego bogactwa. Takie fantazje, cho� bez w�tpienia przyjemne, niestety, maj� to do siebie, �e nadzwyczaj trudno je zrealizowa�. - Mam do�� tych cholernych warzyw! - zaskrzecza�a Celise Waan. - Chcesz powiedzie�, �e na ca�ym tym przekl�tym statku nie ma ani grama prawdziwego mi�sa? Tuf spl�t� palce pod brod�. - Nie mia�em najmniejszego zamiaru wprowadza� pani w b��d - o�wiadczy� spokojnie. - Ja co prawda nie jadam mi�sa, przyznaj� jednak ochoczo, i� na pok�adzie �Rogu Obfito�ci Znakomitych Towar�w po Nadzwyczaj Niskich Cenach� znajduje si� jego niewielki zapas. Na wykrzywionej grymasem w�ciek�o�ci twarzy kobiety pojawi� si� triumfalny u�miech. Przyjrza�a si� kolejno pozosta�ym osobom siedz�cym przy stole. Rica Dawnstar na pr�no usi�owa�a zachowa� powag�, Kaj Nevis nawet nie udawa�, �e stara si� to uczyni�, Jefri Lion natomiast sprawia� wra�enie czym� zaniepokojonego. - A widzicie? - zapyta�a z m�ciw� satysfakcj�. - M�wi�am, �e najlepsze kawa�ki chowa dla siebie! - Chwyci�a sw�j talerz i rzuci�a nim z ca�ej si�y. Talerz dolecia� do przeciwleg�ej �ciany, odbi� si� i wyl�dowa� na nie zas�anej koi Riki Dawnstar, kt�ra u�miechn�a si� s�odko. - Nie wiem, czy pami�tasz, Waan, ale w�a�nie zamieni�y�my si� miejscami. - Niewa�ne. - Celise Waan machn�a r�k�. - Wreszcie si� porz�dnie najem. Pewnie teraz wszyscy b�dziecie chcieli si� przy��czy�? - Sk�d�e znowu, moja droga - zapewni�a j� Rica, wycieraj�c sw�j talerz kawa�kiem cebulowego chleba. Lion podrapa� si� nerwowo po nosie. - Je�li zdo�asz wyrwa� to mi�so Tufowi, jest twoje - zapewni� j� pospiesznie Kaj Nevis. - Wy�mienicie. Tuf, dawaj �arcie na st�! Kupcowi nawet nie drgn�a powieka. - Rzeczywi�cie, wed�ug umowy, kt�r� zawar�em z Kajem Nevisem, jestem zobowi�zany �ywi� was podczas podr�y. Co prawda nie okre�lili�my rodzaju po�ywienia, niemniej jednak jestem got�w pogodzi� si� z losem i zastosowa� si� do waszych �ycze�. C�, zawsze wykorzystywano moj� dobroduszno�� i naiwno�� i chyba ju� nie uda mi si� tego zmieni�. Tak si� jednak sk�ada, �e ja r�wnie� mam pewn� zachciank�. Je�li zgodz� si� spe�ni� pani kaprys, czy pani zgodzi si� spe�ni� m�j? - Co masz na my�li? - zapyta�a podejrzliwie antropolog. Tuf roz�o�y� r�ce. - Doprawdy, nic wielkiego. W zamian za mi�so, kt�rego tak pani po��da, pragn� odrobiny wyrozumia�o�ci. Ostatnio sta�em si� okropnie dociekliwy i pragn��bym, aby zaspokoi�a pani moj� ciekawo��, mimo i� Rica Dawnstar ostrzeg�a mnie niedawno, �e folgowanie takim zgubnym zachciankom mo�e doprowadzi� mnie do mitycznego miejsca zwanego przez niekt�rych piek�em. - Nie mia�abym nic przeciwko temu - mrukn�a oty�a kobieta. - Zaiste. Mimo to jestem got�w zaryzykowa�. Proponuj� pani transakcj� wymienn�: po�ywienie, kt�rego tak stanowczo si� pani domaga, w zamian za male�ki okruch informacji. Wkr�tce dotrzemy do uk�adu Hro B�rana, dok�d za�yczyli�cie sobie, abym was dowi�z�. Pragn� wiedzie�, dlaczego postanowili�cie tu przyby� oraz czym jest owa tajemnicza gwiazda �mierci, o kt�rej tak cz�sto rozmawiacie. Celise Waan ponownie rozejrza�a si� po twarzach wsp�biesiadnik�w. - Domagam si� tylko tego, co mi si� nale�y, a on stawia dodatkowe warunki. Jefri, powiedz mu, co o tym my�lisz! - Ehm... - odchrz�kn�� Jefri Lion. - Moim zdaniem, nic si� nie stanie, je�li mu powiesz. I tak ju� nied�ugo sam si� dowie. - A ty, Nevis? Ty te� si� zgadzasz? - Czemu nie? Przecie� teraz to ju� nie ma �adnego znaczenia. Powiedz mu, je�li tak bardzo zale�y ci na tym mi�sie, albo nie m�w, je�li nie chcesz. Mnie jest wszystko jedno. Waan jeszcze przez chwil� piorunowa�a wzrokiem Kaja Nevisa, po czym przenios�a pal�ce spojrzenie na nieruchom� twarz Havilanda Tufa, skrzy�owa�a ramiona i powiedzia�a: - W porz�dku, skoro tego chcecie. Wy�piewam wszystko, �eby dosta� porz�dny obiad. - Wystarczy, je�li pani zwyczajnie opowie - zapewni� j� Tuf. Kobieta zignorowa�a jego uwag�. - B�d� si� streszcza�. Odkrycie gwiazdy �mierci to m�j najwi�kszy sukces i uwie�czenie zawodowej kariery, ale nikt z was nie dysponuje wystarczaj�c� wiedz� ani kultur� osobist�, �eby oceni� i doceni� ogrom pracy, jaki w to w�o�y�am. Pracuj� na ShanDellor w O�rodku Bada� nad Histori� Rozwoju Kultury i Wiedzy. Specjalizuj� si� w prymitywnych kulturach, kt�re rozwin�y si� na skolonizowanych planetach pozbawionych w wyniku Wielkiej Wojny kontaktu z reszt� Wszech�wiata i ulegaj�cych w odosobnieniu powolnemu rozk�adowi. Taki los spotka� wiele zamieszkanych przez ludzi planet i wi�kszo�� z nich zosta�a ju� dok�adnie zbadana, ja jednak najwi�ksz� uwag� po�wi�ca�am planetom podbitym przez inne rasy. Jedn� z nich by�a Hro B�rana, niegdy� kwitn�ca kolonia i wymarzone miejsce rozrodcze dla Hruun, daktyloid�w oraz pomniejszych ras podbitych przez Hrangan, obecnie niemal zupe�nie zapomniana i wr�cz niewyobra�alnie zacofana. Pozosta�a na niej zaledwie garstka inteligentnych istot, te za�, kt�re ocala�y, wiod� trudne, kr�tkie i niebezpieczne �ycie, chocia�, jak u wi�kszo�ci gin�cych kultur, tam tak�e przetrwa�y przekazy o dawno minionym z�otym wieku. Spo�r�d nich najbardziej interesuj�ca jest legenda o gwie�dzie �mierci. Warto zaznaczy�, �e rozmiary zniszcze� na Hro B�rana s� ogromne, a wyludnienie niemal ca�kowite, pomimo nieszczeg�lnie ci�kich warunk�w. Dlaczego? Zar�wno zdegenerowani potomkowie Hruun�w, jak i daktyloidalnych kolonist�w, chocia� traktuj� si� z trudn� do zrozumienia wrogo�ci� i nie utrzymuj� ze sob� �adnych kontakt�w, t�umacz� to w identyczny spos�b: gwiazda �mierci. W co trzecim pokoleniu, kiedy ju�, ju� wydaje si�, �e najgorsze min�o, kiedy populacja zaczyna si� odbudowywa�, gwiazda �mierci zaczyna nagle rosn�� dos�ownie z tygodnia na tydzie�, a kiedy staje si� najwi�kszym i najja�niejszym obiektem na nocnym niebie, na planet� spadaj� straszliwe zarazy, ka�da kolejna gorsza od poprzedniej. Znachorzy i szamani s� bezsilni. Zbo�a gnij� albo usychaj�, zwierz�ta gin�, trzy czwarte populacji umiera, a ci, co ocaleli, musz� zaczyna� wszystko od pocz�tku. Zaraz potem gwiazda �mierci przygasa i maleje, i przez kolejne dwa pokolenia na Hro B�rana panuje spok�j. Tak g�osi legenda. Haviland Tuf s�ucha� opowie�ci z kamienn� twarz�. - Interesuj�ce - powiedzia�. - Przypuszczam jednak, i� nasza ekspedycja zosta�a zorganizowana nie po to, a przynajmniej nie tylko po to, by umo�liwi� pani kontynuowanie bada�? - Nie - przyzna�a Celise Waan - chocia� kiedy� mia�am taki zamiar, bo uwa�a�am, i nadal uwa�am, �e ta legenda stanowi znakomity materia� na obszern� monografi�. Usi�owa�am uzyska� od O�rodka stypendium, kt�re pozwoli�oby mi prowadzi� prace badawcze tam, na miejscu, ale moja pro�ba zosta�a za�atwiona odmownie. By�am w�ciek�a na tych kr�tkowzrocznych g�upc�w. Jedn� z os�b, kt�rym opowiedzia�am o tej sprawie, by� m�j kolega Jefri Lion. - Zgadza si� - potwierdzi� Lion. - Jak wiecie, ja z kolei pasjonuj� si� histori� wojskowo�ci. Od razu wyczu�em, �e mo�e chodzi� o co� wa�nego i zacz��em grzeba� w bazie danych O�rodka. Co prawda nasze archiwa nie s� tak obszerne jak na Avalonie albo Newholme, ale nie mia�em czasu na dok�adne �ledztwo. Nale�a�o dzia�a� jak najpr�dzej, poniewa� moja teoria... a w�a�ciwie du�o wi�cej ni� tylko teoria... Kr�tko m�wi�c, uwa�am, a raczej jestem pewien, �e wiem, czym jest owa tajemnicza gwiazda �mierci. To nie legenda, Tuf, tylko prawda! Gwiazda �mierci jest bardzo stara, ale nadal dzia�a i wykonuje polecenia, kt�re wydano jej ponad tysi�c lat temu, przed Upadkiem. Nadal nie wiesz? Naprawd� niczego si� nie domy�lasz? - Przyznaj� ze wstydem, �e nie. By� mo�e dlatego, �e brakuje mi pa�skiej wiedzy i orientacji w tych sprawach. - To okr�t wojenny, kupcze! Okr�t wojenny kr���cy wok� Hro B�rana po bardzo wyd�u�onej orbicie eliptycznej. Jedna z najstraszliwszych broni, jakie Stara Ziemia wytworzy�a podczas wojny z Hranganami, dysponuj�ca co najmniej r�wnie niszczycielsk� si�� jak ca�a mityczna Diabelska Flota, kt�r� rzekomo wys�ano w kosmos na kr�tko przed Upadkiem. R�nica polega na tym, �e nasza gwiazda mo�e by� wykorzystana z osza�amiaj�cym skutkiem tak�e do pokojowych cel�w. To skarbnica najbardziej zaawansowanych biogenetycznych osi�gni�� Imperium, w pe�ni sprawne narz�dzie zdolne realizowa� zadania nieosi�galne, wydawa�oby si�, ju� dla nikogo! - Zaiste - b�kn�� Haviland Tuf. - To biowojenna jednostka operacyjna In�ynierskiego Korpusu Ekologicznego! - oznajmi� triumfalnie Jefri Lion. - I jest nasza - doda� z ponurym u�miechem Kaj Nevis. - Tylko nasza. Tuf przez par� sekund mierzy� Nevisa beznami�tnym spojrzeniem, po czym ledwo dostrzegalnie skin�� g�ow� i podni�s� si� z fotela. - Moja ciekawo�� zosta�a zaspokojona - oznajmi�. - Nie pozostaje mi nic innego, jak wywi�za� si� z umowy. - Ach! - westchn�a Celise Waan. - Moje mi�sko! - Jest tego poka�na ilo��, cho� przyznaj�, �e trudno m�wi� o jakim� urozmaiceniu - doda� Tuf, wyci�gaj�c ze schowka spory karton, kt�ry nast�pnie wzi�� pod pach� i przyni�s� do sto�u. - To ca�y zapas mi�sa, jaki mam na statku. Ufam, i� zdo�a przyrz�dzi� je pani w spos�b, kt�ry b�dzie pani najbardziej odpowiada�. Niestety, nie mog� r�czy� ani za smak, ani za jako��, ale zapewniam, �e do tej pory do moich uszu nie dotar�y �adne skargi. Rica Dawnstar wybuchn�a dzikim �miechem, Kaj Nevis zarechota� g�o�no, Haviland Tuf natomiast zacz�� metodycznie wyjmowa� z pud�a puszki z karm� dla kot�w i ustawia� je przed Celise Waan w szybko rosn�c� piramid�. Furia bezszelestnie wskoczy�a na st� i zacz�a cichutko mrucze�. - Jest mniejszy, ni� my�la�am - stwierdzi�a Celise, jak zwykle rozdra�nionym tonem. - Szanowna pani, wzrok potrafi p�ata� rozmaite figle - odpar� Haviland Tuf. - G��wny ekran mojego statku ma zaledwie metr �rednicy, w zwi�zku z czym ka�dy obiekt, jaki mo�emy na nim podziwia�, b�dzie nam si� wydawa� znacznie mniejszy, ni� jest w rzeczywisto�ci. Zapewniam pani�, �e statek, kt�ry teraz widzimy, jest imponuj�cych rozmiar�w. - Jak bardzo imponuj�cych? - zapyta� Kaj Nevis. Tuf spl�t� palce i po�o�y� d�onie na poka�nej wypuk�o�ci brzucha. - Trudno mi je precyzyjnie okre�li�, poniewa� �R�g Obfito�ci Znakomitych Towar�w po Nadzwyczaj Niskich Cenach� jest tylko skromn� jednostk� handlow�, wyposa�on� w aparatur� nie najnowszej generacji, w zwi�zku z czym... - W takim razie w przybli�eniu - przerwa� mu Nevis. - W przybli�eniu - powt�rzy� Tuf. - Bardzo prosz�. Bior�c pod uwag� k�t, pod jakim si� zbli�amy, jestem sk�onny oceni� d�ugo�� tej jednostki na prawie trzydzie�ci kilometr�w, szeroko�� na pi��, wysoko�� za� na trzy, przy czym �r�dokr�cie oraz przednia wie�yczka wznosz� si� na niemal kilometr ponad g��wny pok�ad. Wszyscy - nawet Anittas, kt�ry obudzi� si� z komputerowego snu zaraz po tym, jak Haviland Tuf wy��czy� nap�d gwiezdny - zgromadzili si� w sterowni i z zapartym tchem wpatrywali si� w ekran. Nawet Celise Waan wydawa�a si� do g��bi poruszona. W milczeniu po�erali wzrokiem ciemny, wyd�u�ony kszta�t unosz�cy si� w�r�d gwiazd. Chocia� przy tym powi�kszeniu mo�na by�o dostrzec zaledwie kilka przy�mionych �wiate�ek, kolos zdawa� si� emanowa� gro�n�, trudn� do zdefiniowania energi�, �wiadcz�c� o tym, �e z pewno�ci� nie jest martwym wrakiem. - A wi�c mia�em racj�... - wyszepta� wreszcie Jefri Lion g�osem dr��cym ze wzruszenia. - To okr�t bojowy Korpusu! Nic innego nie mo�e by� a� tak wielkie. - A niech mnie! - wykrztusi� u�miechni�ty od ucha do ucha Kaj Nevis. - W�tpi�, �eby