8596
Szczegóły |
Tytuł |
8596 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8596 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8596 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8596 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kontynuacja
bestsellera
Hera moja mi�o��
Anna Onichimowska jest autork�
ponad dwudziestu ksi��ek dla dzieci
i m�odzie�y, wielu sztuk teatralnych,
telewizyjnych i radiowych, laureatk�
licznych presti�owych nagr�d
krajowych i zagranicznych.
Jej utwory by�y t�umaczone na
angielski, w�oski, francuski, niemiecki,
chi�ski i korea�ski.
Trzy ksi��ki (wsp�autor: Tom Paxal)
zosta�y opublikowane
w Finlandii po szwedzku.
Utwory Anny Onichimowskiej
ciesz� si� nie tylko nies�abn�cym
powodzeniem u czytelnik�w,
ale r�wnie� du�ym uznaniem
krytyki literackiej.
lot Komety
Anna Onichimowska
lot Komety
�wiat Ksi��ki
Projekt ok�adki
Ma�gorzata Karkowska
Zdj�cie na ok�adce
Flash Press Media
Redaktor prowadz�cy
El�bieta Kobusi�ska
Radakcja merytoryczna
El�bieta �uk
Korekta
Irena Kulczycka
Jolanta Spodar
Copyright � by Anna Onichimowska, 2004
Ali rights reserved
�wiat Ksi��ki
Warszawa 2004
Bertelsmann Media Sp. z o.o.
ul. Roso�a 10
02-786 Warszawa
Sk�ad i �amanie
Felberg
Druk i oprawa
Drukarnia Wydawnictw Naukowych SA, ��d�
ISBN 83-7391-616-4
Nr 4867
KOMETA
Kometa przedstawia si� teraz inaczej: �Ala". Inaczej
wygl�da i inaczej si� zachowuje. Kometa si� zmieni�a.
� To cud - mawia jej matka i biegnie do ko�cio�a, aby
za cud podzi�kowa�.
Ojciec Komety nie wierzy w cuda. Jest czujny.
Dorota dostaje od siostry dziwne maile. Nie wie, co
o nich my�le�. Nie widzia�a Ali zaledwie p� roku, od
kiedy zacz�a studiowa� w Hiszpanii.
Najwa�niejsze, �e jest po odwyku, �e zmieni�a �rodowisko
i �e nie �pa - pisze Dorota do ojca, kt�ry pr�buje od niej
czego� si� dowiedzie�.
Cho�bym wiedzia�a, w co wsi�k�a Kometa, i tak ci nie
powiem - my�li. Jeszcze tego brakowa�o, �ebym donosi-
�a na siostr�.
Kometa zdaje w tym roku matur�. �To cud" - powta-
rza matka. Kometa, podobnie jak jej ojciec, nie wierzy
w cuda. Gdyby nie Nonarkon, wci�� tkwi�aby w g�wnie
po uszy. Zgarn�li j� z ulicy, ca�� pokrwawion�. Drapa�a
si� i drapa�a, nie mog�a przesta�. Musieli j� zwi�za�,
unieruchomi� na dwa dni. Sp�dzi�a w zak�adzie p�
roku.
Wie, co zawdzi�cza sekcie, i zamierza sw�j d�ug sp�a-
ci�. Z nawi�zk�.
�Jeste� naszym ma�ym dzielnym �o�nierzykiem" -
mawia Janas, a ona tylko si� u�miecha. Zauwa�y�a, �e
to na ludzi dzia�a. Jej u�miech. Nie trzeba nic m�-
wi�, wystarczy �y� z u�miechem na ustach. I my�le�
swoje.
Kometa miewa wci�� straszne sny. Niekt�re si� po-
wtarzaj�. Szczeg�lnie cz�sto ten, w kt�rym jest �ysa. Sie-
dzi nad rzek�, po kt�rej p�yn� patyki. Jest pusto, ale
w tej pustce nie ma spokoju. W wodzie tworzy si� lej,
patyki nikn� w g��bi, a ona, Kometa, wie, �e pod��y
w ich �lady. Aby jej wir nie wch�on��, musi wypowie-
dzie� zakl�cie, ale nie mo�e go sobie przypomnie�. Jej
stopy, kolana, brzuch i ramiona nale�� ju� do rzeki, jest
strasznie zimno. Budzi j� w�asny krzyk, jest zlana po-
tem. Czasem p�przytomna, wci�� stara si� przywo�a�
zakl�cie, jakby tylko ono by�o w stanie odp�dzi� ko-
szmary na zawsze.
Kiedy�, gdy otworzy�a oczy, zobaczy�a siedz�cego na
brzegu ��ka ojca. Przestraszy�a si� jeszcze bardziej,
przypomnia�y jej si� fantazje Doroty.
- Co tu robisz? � spyta�a.
- S�ysza�em, jak krzycza�a�. Kilkakrotnie.
- Wydawa�o mi si�, �e tylko raz...
- Tylko raz krzycza�a� wczoraj w nocy.
- Budz� was, tak?
- Tylko mnie. Mam� nic nie jest w stanie obudzi�,
przecie� wiesz.
- Nic si� nie sta�o. Zostaw mnie... - mruczy Ko-
meta. Czuje, �e zakl�cie by�o blisko, ale wtargni�cie oj-
ca przep�oszy�o je na dobre. Czuje r�wnie�, �e niegdy�
wypowiedziane s�owa Doroty staj� si� cia�em i �e blis-
ko�� ojca j� niepokoi. Niewa�ne, �e Dorota k�ama�a.
Wa�ne jest dlaczego, a tego Kometa nie wie. Domy�la
si�, ale nie wie na pewno. Nie jest �atwo spyta� o to
wprost.
6
Przymyka oczy, pr�buj�c sformu�owa� w my�lach py-
tanie do siostry: �Dlaczego m�wi�a� Jackowi, �e ojciec
mnie molestuje?".
Wyobra�a sobie twarz Doroty, wzorowej siostry bli�-
niaczki. No w�a�nie, nie mo�e jej zada� takiego pytania
w mailu, trzeba obserwowa� jej twarz, i widzie� oczy.
Kiedy� ci je zadam, b�d� pewna - my�li, odsuwaj�c si�
jednak od ojca jak najdalej. Nigdy nie wykona� wobec
niej gestu, kt�rego m�g�by si� wstydzi�, ale Kometa ma
wra�enie, �e ci�gle j� �ledzi.
- Pami�tasz ten sen? - pyta ojciec.
- Nie. Id� ju�... - m�wi, a kiedy on wychodzi, wstaje
wolno z ��ka i sunie do �azienki.
Chce si� troch� od�wie�y� i zmieni� przepocon� ko-
szul�. Lustro obejmuje j� w swoich ramach, nad lew�
piersi� litera H w sercu z li�ci, ciekawe, czy kiedy mi
stuknie siedemdziesi�tka, li�cie na tatua�u zwi�dn� ra-
zem z moj� sk�r�... Zn�w my�li o Jacku, wspomina inn�
noc, lata �wietlne temu, noc tatua�u i krzyku.
Mijaj� si� teraz czasami z matk� Jacka na korytarzach
szko�y, ale Gra�yna zawsze przechodzi obok niej oboj�t-
nie.
- Mam przecie� te same usta, oczy i nos, a mnie nie
rozpoznajesz... - szepcze do lustra. - Wystarczy�a zmia-
na fryzury i ciuch�w? - Jeszcze raz zerka do lustra. Czy-
sta koszula zakrywa jej cia�o, na infantylnym ko�nierzy-
ku opieraj� si� dobrze ostrzy�one w�osy. Grzeczna
dziewczynka.
- Co ty tam robisz? - spod drzwi �azienki dobiega
g�os ojca.
Na usta ci�nie jej si� grubia�ska odpowied�, ale odpo-
wiada s�odkim g�osem:
- Siusiu.
I zaraz wychodzi, wie, �e je�li tego nie zrobi, b�dzie
tak stercza�. Pewnie podejrzewa, �e zn�w si� szprycuj�
albo co� w tym gu�cie - my�li ze z�o�ci�. Ta Dorota to
ma dobrze, da�a st�d nog� zaraz po szkole...
Rozbudzi�a si� na dobre, najgorsze to zacz�� my�le�,
wtedy mo�na si� wierci� bezsennie a� do �witu. Mog�a-
by posurfowa� teraz po Internecie albo poczyta�, ale
obawa przed ponown� wizyt� ojca powstrzymuje j�
przed tym.
Mia�a dzisiaj ci�ki dzie�. Mimo �e oblecia�a p�
dzielnicy, sprzeda�a zaledwie dwie ksi��ki. I zarobi�a
pi�� z�otych w ci�gu czterech godzin. Rewelacja. Musz�
powiedzie� Janasowi, �e s� za drogie, ko�acze jej si� po
g�owie. �Jeste� naszym ma�ym dzielnym �o�nierzy-
kiem". Mo�e i dzielnym, ale ma�o skutecznym...
Jak na razie wi�cej dochod�w ma z ankiet. Uda�o jej
si� ju� zach�ci� do udzia�u w kursach dziesi�� os�b. To
du�o. Od wp�at ka�dej z nich ma procent. Mo�e mie�
tylko nadziej�, �e nie wycofaj� si� zbyt szybko. Im d�u-
�ej b�d� si� doskonali�, tym wi�ksze b�d� profity Ko-
mety.
Na Gra�ynie powinna zarobi� du�o, wszystko na to
wskazuje. Dzi�ki zarobionym ju� pieni�dzom zosta�a
studentk�. Tak instruktorzy nazywaj� wszystkich uczest-
nik�w kurs�w.
Ciekawe, co si� dzieje z Jackiem... Ju� po raz trzeci tej
nocy o nim my�li. Nie wie nawet, czy �yje. Mo�e si� za-
�pa� na �mier�. To si� zdarza. Nigdy nie pr�bowa�a go
odszuka�. Bo nawet je�li z tego wyszed�, c� maj� teraz
ze sob� wsp�lnego?
W pudle z kluczami, kt�re przechowuje w pojemniku
na po�ciel, jest pewien klucz, kt�rego wygl�d pami�ta
wyj�tkowo dok�adnie. Nie tylko wygl�d, nawet ci�ar
i d�wi�k, jaki wydaje, gdy sezam si� otwiera. Sezam
ogrodu. Kr�lestwo kret�w. Dawno nikt tu nie piel�gno-
wa� trawy... Inne zamki domu Niwickich zosta�y zmie-
nione, ale nie ten. Sprawdzi�a to z czystej ciekawo�ci,
wrzucaj�c do skrzynki Gra�yny ankiet�, a raczej kolejne
jej kopie, poniewa� matka Jacka wype�ni�a j� i odes�a�a
dopiero za pi�tym razem. Do pi�ciu razy sztuka. Czasem
nawet do dziesi�ciu. Nie nale�y rezygnowa�, je�li cz�o-
wiek dok�adnie wie, o co mu chodzi. A Kometa wie. Ma
jasno wyznaczony cel, do kt�rego d��y.
- Nikt mi w jego osi�gni�ciu nie przeszkodzi - mru-
czy troch� w poduszk�, a troch� w stron� pokoju rodzi-
c�w.
JACEK
Jacek siedzia�, zas�uchany w wyk�ad. Czasem notowa�,
je�li do jakiej� my�li chcia� wr�ci�. Wp�yw nastawienia
psychicznego na nasze �ycie. Przes�dy. L�k przed czar-
nym kotem, przej�ciem pod drabin�, odwr�conym do
g�ry spodem chlebem, przed trzynastk�...
- Zdumiewaj�ce, jak cz�sto ulegamy zabobonom
i manipulacjom, jak pe�ni jeste�my niewiary i nieufno-
�ci we w�asny rozum...
Wiedzia�, �e to wszystko prawda, a jednak, na przek�r
temu, co przed chwil� us�ysza�, poczu� cie� l�ku. Dzi�
jest trzynasty, przemkn�o mu przez g�ow�, ale �wiat za
oknem u�miecha� si� do niego, z nabrzmia�ych p�k�w
wy�ania�y si� pierwsze listki, oby wszystkie dni by�y jak
ten...
Wyk�ad w�a�nie si� sko�czy�.
Jacek wrzuci� notatnik do plecaka i popatrzy� na ze-
garek.
- Spieszysz si�? - us�ysza�.
Justyna jest jego najlepszym kumplem. Usiedli obok
siebie na pierwszych zaj�ciach w pa�dzierniku, i tak ju�
zosta�o. Nie opowiada� jej o sobie, nie dojrza� jeszcze do
tego, aby otwiera� si� przed kimkolwiek, ale ona szanu-
je jego prywatno�� i nie jest w�cibska.
10
- Musz� i�� do biblioteki, wybieram si� ju� od tygo-
dnia... - m�wi Jacek.
I tak nie ma dzi� na nauk� zbyt wiele czasu, s�
um�wieni z matk�. Zadzwoni�a kilka dni temu, nalega-
j�c na pilne spotkanie. Nie widzia� jej ponad miesi�c.
Justyna w��cza kom�rk� i natychmiast odbiera wia-
domo��. Czytaj�c j�, rozja�nia si� jak s�oneczko.
- Romek przyjecha�! Jeszcze rano w�tpi�, czy mu si�
uda...
Ch�opak Justyny studiuje w �odzi, na film�wce, Ja-
cek zna go jedynie z opowie�ci oraz ze zdj�cia, kt�re
dziewczyna nosi w portfelu.
Troch� jej zazdro�ci, �e ma si� do kogo przytuli� cho-
cia� od czasu do czasu.
Od kiedy wyszed� ze szpitala, a min�� ju� ponad rok,
nie pr�bowa� zbli�y� si� do nikogo. Czu� si� wci�� out-
siderem, chocia� z wolna zacz�o mu to doskwiera�.
Najmocniej kocha� Ralfa. Ojca te�, ale nie tak bezwa-
runkowo jak psa. Matka pozostawa�a wci�� daleka. Ju�
straci� nadziej�, �e mo�e by� inaczej. Ciekawe, po co
chce si� z nimi widzie�.
Justyna ca�a ta�czy, wystukuj�c wiadomo��. Dlaczego
te dziewczyny uparcie nosz� m�skie buty, przemyka mu
przez g�ow�. Przypomina sobie stopy swojej matki, ona
nigdy nie za�o�y�aby czego� takiego.
S� przed budynkiem, s�o�ce �wieci, wybranie si� do
biblioteki wydaje si� teraz Jackowi pomys�em najgor-
szym z mo�liwych.
- To ja lec�! - m�wi Justyna. - Romek ju� na mnie
czeka. Cze��!
Jacek �ledzi j� wzrokiem, jak biegnie. �al jej straci�
cho�by minut�, kt�r� mog�aby sp�dzi� ze swoim ch�o-
pakiem.
W bibliotece wype�nia rewers na ksi��ki, kt�re za-
mierza przerzuci�.
U
- Czas ci si� zatrzyma�... - komentuje piegowaty
ch�opak, przyjmuj�cy zam�wienia. - Popraw to - stuka
w dat�. - Dzi� jest czternasty. Kwietnia - dodaje po
chwili.
- To super! - Jacek u�miecha si� do niego i siada
przy oknie. Czekaj�c na ksi��ki, gapi si� na drzewa, list-
ki rozwijaj� si� w oczach, niewielki ptaszek niesie
w dzi�bku patyk.
�Nie czekaj na mnie - ods�uchuje wiadomo�� od ojca
po wyj�ciu z biblioteki � nie zd��� do domu, przyjed�
sam do Victorii". Pojad� rowerem - postanawia Jacek,
potrzeba ruchu rozpiera go. Przekr�caj�c klucz, przygo-
towuje si� na wylewne powitania i rzeczywi�cie pies wy-
konuje taniec rado�ci. Gdybym potrafi� wyra�a� uczu-
cia, zrobi�bym to samo - my�li ch�opak, si�gaj�c po
smycz.
Trudno powiedzie�, kto kogo wyprowadza na spacer,
Jacek biegnie za Ralfem, kt�ry zna drog� na pami��. Za-
trzymuj� si� przy topoli, pies czeka na chwil� wolno�ci,
zaraz zacznie si� tarza� i skaka� po trawie, mo�e spotka
kt�rego� z kumpli, a mo�e t� ma��, rud�, z podwini�tym
ogonem, kt�ra z niejasnych dla Jacka przyczyn wzburza
w nim krew. Dzi� jednak jest inaczej ni� zwykle, Jacek
nie daje mu szans, by si� wybiega�. Oszala�e�, ch�opie -
czyta w �lepiach Ralfa, kiedy zapina mu smycz.
- Wyjdziemy wieczorem... - uspokaja go.
Te� mi nowina - z�o�ci si� Ralf, wiesz dobrze, �e ruda
wieczorem chadza innymi drogami...
Po powrocie do domu Jacek przegl�da si� w lustrze,
pr�buje spojrze� na siebie oczyma matki, nie jest pe-
wien, jaki image odpowiada�by jej najbardziej. Co ci� to
obchodzi, pr�buje protestowa� przeciwko w�asnemu na-
ginaniu si� do niepewnych gust�w, a jednak przewraca
12
p� szafy, zanim wyjmuje prost� lnian� koszul�. Kurtk�
ma jedn�, nie ma si� nad czym zastanawia�.
A potem jest ju� tylko p�d, zag�uszaj�cy my�li pisk
hamulc�w i �piew klakson�w, smr�d spalin, skoki adre-
naliny, gdy czuje przemykaj�ce obok pojazdy. U�ywaj
tylko �cie�ek rowerowych - brzmi mu w uszach pro�ba
ojca. Czy widzisz tu jak�� �cie�k� - prowadzi z nim nie-
my dialog.
Wie, �e nie powinien si� sp�ni�, wi�c jest przed cza-
sem. Hotel wyra�nie nie przewidzia� go�ci na rowerach,
wi�c Jacek szuka miejsca do parkowania w pobli�u. Le-
dwie zabezpiecza sw�j pojazd, przesuwa si� obok niego
srebrzyste volvo. Nie spuszcza z niego wzroku. Jego mat-
ka z daleka wygl�da na m�od� lask�, �ledzi jej ruchy, gdy
ju� w��cza alarm i idzie zdecydowanym krokiem ku wa-
had�owym drzwiom. Wyobra�a sobie scen� pojednania,
ju� na to pora. Przypomina sobie wczorajsz� rozmow�
z ojcem: mimo �e nie powiedzia� niczego wyra�nie, on
te� na to liczy.
Jacek wyobra�a sobie, co dzi� zapisze w dzienniku,
kt�ry prowadzi od ponad p� roku. Czternasty kwietnia.
Rodzina Niwickich postanowi�a zn�w by� razem. Oddaje
kurtk� do szatni i rusza wolno w �lad za nienagann� syl-
wetk� matki, pe�en dziecinnej nadziei i wiary, �e nigdy
na nic nie jest za p�no.
OJCIEC
Kamil za�o�y� dzi� krawat, kt�ry Gra�yna kiedy�
przywioz�a mu z Mediolanu. Nie jest ju� najmodniejszy,
ale chce nim co� udowodni�. Podobnie jak koszul�,
otrzyman� od niej na Gwiazdk�. Podczas ostatnich
�wi�t, kt�re sp�dzili razem, kiedy to by�o?
W kieszeni wyczuwa pude�eczko, zegarek od Guccie-
go, z�ote cacko, kt�re czeka na swoj� chwil�. Odtwarza
w pami�ci moment zakupu. Duty-free, bodaj�e w Ham-
burgu.
- B�dziesz mia� komitet powitalny, jak zwykle? - za-
gadn�� go Piotr, a on roz�o�y� bezradnie r�ce, wzruszaj�c
ramionami. Nikomu si� nie przyzna�, �e jego rodzina si�
rozsypa�a, �e mieszka tylko z synem. - Nie kupisz swo-
jej kobiecie jakiego� prezentu? - dr��y� jego by�y zast�p-
ca, a obecny szef.
- Pewnie, �e kupi� - odpowiedzia� wtedy i st�d ten
zegarek.
Pr�buje sobie wyobrazi�, jak Gra�yna obejmuje Jac-
ka, jak m�wi im, �e jednak razem jest lepiej, jak obiecu-
je zapomnie� o tym, co do zapomnienia si� nadaje. A on
wtedy zapina jej na przegubie prost� bransoletk�. Ten
zegarek i tak nie spe�nia swoich funkcji, nie ma �adnych
cyfr ani nawet kropek, szcz�liwi czasu nie licz�... Mimo
14
�e Kamil nie narzeka na brak wyobra�ni, sielankowy
obrazek wydaje mu si� niedorzeczny.
- Wiesz, �e od �mierci Micha�ka mama ani razu
mnie nie poca�owa�a? - spyta� go kiedy� Jacek.
Pr�bowa� jej broni�, t�umaczy�, �e Gra�yna po-
trzebuje czasu, �e to si� zmieni. Ale kiedy ani odsta-
wienie przez Jacka narkotyk�w, ani dostanie si� na
studia nie ociepli�o jej stosunku do syna, zacz�� w to
w�tpi�.
� To ty mi kiedy� powiedzia�e�, �e zabi�em Mi�ka,
a jednak mnie nie skre�li�e�... - brzmia�y mu w uszach
s�owa Jacka.
Ty te� mnie nie skre�li�e�, mia� wtedy ochot� odpo-
wiedzie�, ale zamiast tego poklepa� go po plecach, a po-
tem przytuli�.
Kiedy Gra�yna zadzwoni�a z propozycj� spotka-
nia, by� pewien, �e �ona zaprosi ich do domu. Wyb�r
miejsca zaskoczy� go, z niczym mu si� nie kojarzy�o,
nigdy tu razem nie byli. Mo�e �atwiej jest skoncentro-
wa� si� na sobie, gdy otoczenie nie atakuje wspomnie-
niami.
Powinni�my sprzeda� dom - my�li Kamil - kupi� co�
bardziej kameralnego, Jacek nied�ugo si� usamodzielni,
a nam b�dzie lepiej w nowych �cianach.
�Jeste�my teraz tacy, jakich nas pragniesz" - wystu-
kuje SMS-a, ale go jednak nie wysy�a. M�wi� jej ju� wie-
lokrotnie, �e przesta� pi�. Nie tkn�� alkoholu od pi�ciu
miesi�cy i dwunastu dni. Liczy je starannie, na margi-
nesach kalendarza. Przez wiele tygodni nosi� w teczce
piersi�wk� koniaku. Przezorny zawsze ubezpieczony.
I codziennie wieczorem m�wi�, pstrykaj�c pogardliwie
w zakr�tk�: �Nie potrzebuj� ci�. Nie dzisiaj", a� kiedy�
podarowa� butelk� w prezencie.
Jackowi pomog�y grupy terapeutyczne, jemu - aku-
punktura i wiara w odzyskanie Gra�yny.
15
Kamil nagrywa na sekretarce syna wiadomo��. Nie
wypad�o mu nic ekstra, m�g�by zd��y� do domu, ale
pragnie by� sam, aby zebra� my�li.
Biuro ju� opustosza�o, na stoliku przed nim le�y sto-
sik gazet, wertuje strony. Jego uwag� zwracaj� oferty
last-minute, na tydzie� na pewno uda�oby mu si� wy-
rwa�... Taki wyjazd we dwoje m�g�by wiele zmieni� -
my�li zn�w o �onie, kiedy� dzi�ki temu przyszed� na
�wiat Misiek... Przypominaj� mu si� wzburzone fale Ad-
riatyku, bia�y dom z tarasem, zapach dzikich zi�. Nag�y
b�l na wspomnienie ma�ego jest tak silny, �e zamyka
oczy, aby powstrzyma� �zy. Nic ani nikt nie zast�pi Mi-
cha�ka, ale przecie� zdarza si�, �e ludzie trac� dzieci
i p�odz� nast�pne. Dlaczego pomy�la� o tym po raz
pierwszy? Zna matki znacznie starsze od Gra�yny... Ser-
ce zaczyna mu bi� jak szalone. To jest my�l! M�g�by jej
zaproponowa� wyjazd na Sycyli�. Mieli to kiedy� w pla-
nach, zgromadzili nawet prospekty i mapy...
Jego optymizm ro�nie. Szkoda, �e nie mog� si� na-
pi� - my�li - to by mi si� teraz przyda�o, jeden kieliszek,
nie wi�cej. Czuje pragnienie tak silne, jak pi�� miesi�cy
temu, pi�� miesi�cy i dwana�cie dni. W s�u�bowym bar-
ku jest to i owo, ale kluczyk trzyma sekretarka, sam j�
o to prosi�. Wysz�a ju� do domu...
Kamil grzebie w szufladzie jej biurka, to ten... Obra-
ca w d�oniach klucz, tak ma�o trzeba, aby piek�ce prag-
nienie zaspokoi� kropelk� brandy, doda mu odwagi
i elokwencji, a zapach mo�na zniwelowa� gum� do �u-
cia. Sezamie, otw�rz si�... Gapi si� w butelki, niezdolny
nagle do podj�cia decyzji.
�Jeste�my tacy, jakich nas pragniesz" - przypomina
mu si� tre�� niewys�anej wiadomo�ci, zatrzaskuje z hu-
kiem barek, narzuca trencz i wybiega z biura.
16
Jego samoch�d grz�nie w korku, tylko tego brakuje,
�ebym si� sp�ni�, przeklina siebie za bezsensowne
przesiadywanie za biurkiem. Ka�da mijaj�ca minuta
wydaje si� nie mie� ko�ca, ju� niedaleko, pociesza si�,
tkwi�c w miejscu, w tym tempie nie mam szans, patrzy
w panice na zegarek. Udaje mu si� zjecha� na prawy pas,
kto� akurat pr�buje w��czy� si� do ruchu. Tu zaparku-
j� - postanawia Kamil - na piechot� b�d� szybciej.
A potem biegnie, potr�caj�c przechodni�w, ludzka
rzeka stawia mu gniewny op�r.
Jeszcze mam dziesi�� minut, zd��� - pr�buje si�
uspokoi�, zwalnia, nie chce wpa�� do kawiarni czerwony
i zlany potem. W wystawowym lustrze przyg�adza w�o-
sy i poprawia krawat. Jeste�my tacy, jakich nas prag-
niesz...
Chcia�by by� przed ni�. Podnie�� si� z miejsca na wi-
dok �ony, odczytuj�c z jej twarzy to, co ma im do powie-
dzenia. By� ciekaw, jak b�dzie ubrana. Je�eli w spodnie -
my�li, wszystko si� u�o�y. A je�li w sp�dnic�...
Oddaj�c p�aszcz do szatni, wymy�la sobie w duchu od
zabobonnych durni�w. Wsuwa d�o� do kieszeni mary-
narki, pude�eczko z zegarkiem dodaje mu odwagi. A po-
tem wchodzi do kawiarni, pewnym krokiem, jak torrea-
dor na aren�. Szukaj�c wzrokiem wolnego stolika, widzi
ich dwoje, matk� i syna, dopiero siadaj�, a wi�c si� nie
sp�ni�, ale jego plan bierze w �eb. Nie udaje mu si� do-
strzec, czy Gra�yna ubra�a si� w spodnie, ma lu�ny golf,
reszt� zas�ania serweta.
MATKA
Gra�yna nie ma nawet sekundy, aby zebra� my�li. Od
kiedy zacz�a chodzi� na treningi komunikatywno�ci
i sesje po�wi�cone autoanalizie, zajmuj� jej one ca�y,
wolny od pracy zawodowej czas. Nie tylko same zaj�cia,
r�wnie� lektury, dzi�ki kt�rym mo�e pog��bi� wiedz�
o sobie samej, znale�� si� na nowo w �wiecie, kt�ry usu-
n�� jej si� spod st�p. Nie pami�ta, kiedy ostatnio widzia-
�a si� z siostr� albo z jak�� kole�ank�. Co gorsza, zaledwie
raz w tygodniu udaje jej si� zadba� o cia�o na sali. Kiedy�
bywa�a tu co drugi dzie�.
Przegl�da si� w lustrze, ma wci�� dobr� figur�, cho-
cia� po rzuceniu palenia przyby�o jej cztery kilo. Za�o��
co� lu�nego - postanawia. Kilka razy zmienia kolczyki,
zanim przypomina jej si� spotkanie, w kt�rym ostatnio
uczestniczy�a. Zawsze wiedzia�a, jak si� ubra�, aby wy-
sy�a� w�a�ciwe sygna�y, teraz jednak jej intuicja zosta�a
podbudowana wiedz�.
- Jestem kobiet� interesu - m�wi do siebie. Wa�ne
jest, aby panowa� nie tylko nad w�asnym wygl�dem, ale
r�wnie� nad emocjami - g�osem, mimik�, gestykulacj�.
Wszystko to przekazuje sygna�y. - Spotykam si� z mo-
im m�em i synem... - Lustro odbija grymas, kt�ry
przecina jej twarz. Gra�yna nie ma czasu, aby zanali-
zowa�, co �w grymas m�g� oznacza�, na t� chwil� wa�-
ne jest, aby nad nim zapanowa�. U�miecha si� do sie-
bie, a raczej rozci�ga wargi w czym� na kszta�t u�mie-
chu. Ma by� uprzejma. I mi�a. Rozmowa mo�e by�
trudna, chocia� wcale nie musi. Wiele zale�y od niej.
Jak j� przeprowadzi. I jak jej s�owa b�d� si� mia�y do
oczu, ust, d�oni... Z tymi d�o�mi, od kiedy rzuci�a
palenie, to prawdziwy dramat. Nie wie, co ma z nimi
robi�. Skubie niewidzialne py�ki ze swetra, poprawia
fryzur�. Przecie� co� zam�wi� - my�li. Mog� trzyma�
fili�ank� kawy albo szklank� soku. Sok lepszy, postana-
wia, d�u�ej si� go pije, wysoka szklanka daje oparcie dla
palc�w.
Zmienia kolczyki po raz sz�sty, poprzednie by�y w�a-
�ciwe tylko na pierwszy rzut oka, przypomnia�a sobie
w por�, �e by� to prezent od Kamila.
- Nie wolno mi gra� na sentymentach - m�wi g�o�-
no. - Mam by� rzeczowa. Spokojna i zr�wnowa�ona.
Wszystko si� u�o�y. To tylko kwestia czasu...
Jej wzrok w�druje w stron� miejsca na �cianie, gdzie
wisia� obraz, jeszcze miesi�c temu. Ja�niejsza farba jest
dowodem winy. Dostali go w prezencie �lubnym. Nale-
�a� do obydwojga. Mia� spor� warto��.
Da�a go nam moja matka - uspokaja sumienie -
a wi�c by� bardziej m�j.
Jednak sprzeda� obrazu jest �wiadectwem tego, �e
czas goni.
A je�li Kamil b�dzie si� sprzeciwia�? - my�li Gra�y-
na, ale zaraz odp�dza obawy jak stado os. Tak jak j�
uczono na kursie. �Musisz wierzy�, �e wszystko, co za-
mierzasz, jest s�uszne. Musisz wierzy� w sukces i nie do-
puszcza� zw�tpienia".
Zamierza powt�rzy� to g�o�no przed lustrem, ale
dzwoni telefon.
- Jak tw�j nastr�j? - s�yszy. - Wszystko w porz�dku?
18
19
- Na razie tak... - Nie mo�e si� powstrzyma� przed
westchnieniem.
- Na razie?... Widz�, �e jeszcze musisz nad sob� po-
pracowa�.
- Wiesz, �e si� staram... - �mieje si� Gra�yna, nerwo-
wo bawi�c si� kolczykiem.
- Czy do tej pory zawiod�a� si� na nas cho� raz?
- Nie - odpowiada z najg��bszym przekonaniem. -
Nie, nigdy.
- Powodzenia. Zadzwo�, jak wr�cisz. Jeste�my z to-
b�. Jak zawsze. Pami�taj o tym.
Gra�yna chowa telefon do torebki, jeszcze raz lustru-
je sw�j wygl�d, wsuwa stopy w mokasyny, s� idealnie
dobrane kolorem do spodni.
Pr�buje spojrze� na siebie z boku, jak jej radzono.
Jest dobrze.
Na trawniku przed domem ro�nie ��ty kwiatek,
pierwszy tej wiosny, ale Gra�yna go nie dostrzega.
Otwiera gara� i bram�, siada za kierownic�.
�Jeste�my z tob�" - d�wi�czy jej w uszach. Od kiedy
nale�y do Rodziny, nie czuje si� samotna.
W dzieci�stwie nie by�a nigdzie zrzeszona, nie je�dzi-
�a na kolonie ani obozy. Na studiach stara�a si� by� naj-
lepsza, pod ka�dym wzgl�dem. A potem pozna�a Ka-
mila. Szybko przyszed� na �wiat Jacek, troch� p�niej
Micha�ek.
Nie, tylko nie to, nie my�le�, nie teraz... Stoi akurat
w korku, bierze g��boki oddech, �jeste�my z tob�"...
Gdybym nie wype�ni�a tej ankiety... Ciekawe, czy
wk�adaj� je do wszystkich skrzynek pocztowych, czy by�
to przypadek, szcz�liwy traf. O ma�y w�os by j� przega-
pi�a. Kilka razy wcze�niej znajdywa�a zadrukowane licz-
nymi pytaniami kartki papieru, kt�re wraz z reklamami
market�w i pobliskich bar�w w�drowa�y do kosza. A�
kiedy� przeczyta�a pierwsze pytanie. A potem drugie
20
i trzecie. Mia�a przed sob� wtedy d�ugi wiecz�r. Odpo-
wiedzi, kt�rych udziela�a, stawiaj�c krzy�yki w oznaczo-
nych polach, by�y rodzajem rozmowy ze sob�. Dotyka�y
tego, co wa�ne.
Wysy�aj�c ankiet�, nie przypuszcza�a, jakie to b�dzie
mia�o znaczenie. �Jeste�my z tob�".
Patrzy na zegarek, nie chcia�aby si� sp�ni�. K�tem
oka dostrzega rowerzyst�. C� za pomys�, �eby tak klu-
czy� mi�dzy samochodami. G�upi szczeniak. Prowokuje
los. Gdybym by�a jego matk�... - pomy�la�o jej si�, wje�-
d�aj�c na parking przy hotelu. W bocznym lusterku wi-
dzi, jak ch�opak zeskakuje z roweru.
- Jeste� jego matk�... - szepcze. -Je�li to rzeczywi�cie
on... - �ledzi wci�� jeszcze odleg�� sylwetk� - je�li to Ja-
cek, rozmowa przebiegnie tak, jak zaplanowa�am... -
wr�y sobie, wysiadaj�c z samochodu.
Zn�w dzwoni jej kom�rka. Czy�by przypominali mi
ponownie, �e s� ze mn� � u�miecha si�, sprawdzaj�c nu-
mer. Ale nie, to jej siostra. Nie mam w tej chwili czasu
ani ochoty na rozmow� z ni� - my�li i wy��cza telefon.
Id�c do szatni, czuje na plecach czyj� wzrok. Zwalnia
kroku.
- Cze��, mamo - s�yszy obok.
Ca�uje Jacka w policzek, lekko, �eby nie pozostawi�
�lad�w szminki, i u�miecha si� do niego �yczliwie.
HAIKU 1
Mu�ni�cie ust
gdzie�
blisko ucha.
Gra�yna zam�wi�a sok z czarnej porzeczki, Kamil
ma�� czarn�, a Jacek zielon� herbat�. Dobre jest takie za-
mieszanie na wst�pie, kiedy nie wiadomo dok�adnie co
i jak - my�li Kamil. Jest czas, �eby si� pozbiera�, �eby
si� do siebie przyzwyczai�.
- �wietnie wygl�dasz � m�wi do �ony i rzeczywi�cie
tak uwa�a. Co� mu nie pasuje w jej zachowaniu, ale jesz-
cze nie wie co. Dopiero po d�u�szej chwili patrzy na jej
palce, �ciskaj�ce szklank�. Palce bez papierosa. - Nie pa-
lisz? � pyta.
- Nie - odpowiada z u�miechem.
- To �wietnie! - cieszy si� Kamil.
Rodzina bez na�og�w to w�a�nie my - my�li Jacek,
a ojciec ma potrzeb�, �eby obwie�ci� to �onie.
- My te�... nie�le si� sprawujemy, prawda, synku?
Pytanie jest retoryczne, wi�c �synek" wykonuje tylko
gest mog�cy oznacza� wszystko i nic.
- To �wietnie... - W g�osie Gra�yny nie ma entuzja-
zmu, wyra�nie b��dzi my�lami gdzie indziej.
- Teraz mo�emy zacz�� wszystko od pocz�tku -
m�wi Kamil.
Gra�yna �ciska mocniej szklank�, nagle robi si� ci-
cho, a mo�e tylko tak si� wydaje, zielona herbata traci
22
smak, dlaczego ten ojciec zawsze musi wyskoczy� przed
orkiestr�, biedny dure� - my�li z rozpacz� Jacek.
- W�a�nie to chcia�am wam zaproponowa� - odpo-
wiada po chwili Gra�yna.
Jacek nie wierzy w�asnym uszom, to niesamowite,
a wi�c jednak chce z nimi zn�w mieszka�, rodzina Ni-
wickich razem, dlaczego nie, przecie� trzynasty by�
wczoraj... Ojciec wyjmuje z kieszeni �liczne pude�eczko,
Gra�yna pr�buje go powstrzyma�.
- Musimy sprzeda� dom - m�wi szybko.
- Zgadzam si� z tob� ca�kowicie. - Kamil promienie-
je. - Sam o tym dzisiaj my�la�em. Ten dom jest za du�y.
Prze�yli�my w nim piek�o. Trzeba o tym zapomnie�...
- O czym?! � pytanie jest ostre jak trza�niecie biczem.
- Kochanie... - pr�buje j� obj��, ale Gra�yna odsuwa
si� na tyle, na ile pozwala jej miejsce. - Kupimy nowy
dom albo apartament w jakim� seksownym miejscu. Wi-
dzia�em niedawno prospekt... Dwupoziomowe, prawie
dwie�cie metr�w, ochrona, w podziemiu gara�, blisko la-
su i metra.
- Nie rozumiesz... - Gra�yna panuje nad g�osem, ale
przez jej twarz przebiega grymas.
Jacek ju� czuje, �e wszystkie nadzieje bior� w �eb, �e
niczego nie da si� poskleja�, �e nie pomo�e ju� nawet
pi�� miesi�cy i dwana�cie dni abstynencji ojca ani z�oty
zegarek od Gucciego, kt�ry w�a�nie Kamil demonstruje
jej z rozpacz� na twarzy. Bo on te� ju� wie, tylko nie chce
uwierzy�. Stary osio� - my�li Jacek z czu�o�ci�.
- Kupi�em go dla ciebie w Hamburgu. Zobacz... -
Otwiera pude�eczko.
Gra�yna je zamyka, jej d�onie dr��. Chocia� tyle -
my�li Jacek.
- Prosi�am was o spotkanie, poniewa� musimy ure-
gulowa� nasze sprawy - m�wi cicho. Nie tak, jak sobie
zaplanowa�a. Nie spodziewa�a si�, �e to b�dzie takie
23
trudne. I takie przykre. My�la�a, �e ma to ju� za sob�.
Pr�buje wzbudzi� w sobie gniew. Zabi�e� swojego brata,
m�wi� jej oczy, utkwione w Jacku. Przenosi wzrok na
Kamila. Nie sprawdzi�e� si� jako m��, przyjaciel i ko-
chanek. Przypomina sobie bezsenne przep�akane noce,
w towarzystwie dochodz�cego z parteru �piewu tr�bki
i brz�ku szk�a. Ma w nozdrzach jego przepojony alkoho-
lem oddech. � Z�o�y�am pozew o rozw�d. - G�os Gra�y-
ny brzmi teraz oboj�tnie, jakby m�wi�a o zakupie kilo-
grama jab�ek. - Z orzeczeniem o winie.
- Mojej? - wtr�ca nagle Jacek, nie mo�e tego wytrzy-
ma�.
- Daj spok�j... - Ojciec bierze go za r�k�.
Trzyma si� mnie jak ton�cy brzytwy - przebiega Jac-
kowi przez g�ow� - nie chc� by� brzytw� ani jego, ani
niczyj� inn�. Pr�buje si� podnie��, niech bujaj� si� sa-
mi, ale siedzi w k�cie, �eby si� wydosta�, trzeba by prze-
sun�� stolik.
- Zgadzasz si�? - pyta matka.
- Nie wiem... Jestem zaskoczony... - mamrocze bez-
radnie ojciec.
- Dlaczego chcia�a�, �ebym by� przy tej rozmowie? -
wtr�ca si� Jacek.
- Bo dotyczy naszej rodziny, a wi�c r�wnie� ciebie. -
Wyci�ga z torebki jakie� papiery i podsuwa ojcu. - Pod-
pisz to...
Ojciec zachowuje si�, jakby mia� napad analfabety-
zmu albo jakby zacz�� potrzebowa� okular�w.
- Co to jest?
- Dokument stwierdzaj�cy, �e udzielasz mi pe�no-
mocnictwa do dysponowania domem. Innymi s�owami,
�e zgadzasz si� na jego sprzeda�. Tak b�dzie najpro�ciej.
Nie ma w nim �adnej pu�apki, nie b�j si�. Aby rozejrze�
si� za kupcami, musz� mie� twoj� zgod�... - t�umaczy
mu jak dziecku.
24
_ Postaw krzy�yk - radzi ojcu Jacek.
Krzy�yk na now� drog� �ycia - my�li. Marzy ju� tyl-
ko o tym, �eby st�d wyj��. �eby wsi��� na rower i poje-
cha� do Ralfa.
_ Widz�, �e poczucie humoru niewiele ci si� zmieni-
�o - stwierdza Gra�yna.
_ To krytyka czy wyraz uznania? - pyta Jacek. Patrzy,
jak ojciec podpisuje papiery, a Gra�yna natychmiast
chowa je do torebki i kiwa na kelnerk�.
- Zapomnia�a� jeszcze tego... - Kamil podsuwa jej
pude�eczko z zegarkiem.
Mierz� si� wzrokiem, Gra�yna prze�yka �lin� i kr�ci
g�ow�.
- Nie, dzi�kuj�... Daj komu� innemu...
- Nie mam komu - wyznaje ojciec. Jego s�owa
brzmi� przera�liwie bezradnie.
Zalega cisza. Przerywa j� kelnerka, ma nadziej�, �e je-
szcze co� zam�wi�, ale chodzi tylko o rachunek. P�aci oj-
ciec. Wstaj�. Pude�eczko od Gucciego le�y dok�adnie na
�rodku sto�u.
- Chcesz to tu zostawi�? Kosztowny napiwek... - Nie
wytrzymuje Gra�yna.
- To ty chcesz zostawi�. Zegarek jest tw�j. Zr�b
z nim, co chcesz. Zostaw kelnerce lub sobie na pami�t-
k�. Mo�esz go r�wnie� sprzeda�. Ma jak�� warto��. -
Kamil niespodziewanie si� rozgada�, przygl�da si� stoj�-
cej obok niego �onie, jest w spodniach, a to mia�o zna-
czy�...
Gra�yna wzrusza ramionami i wrzuca pude�eczko do
torebki.
- Dzi�kuj� - m�wi.
To niemo�liwe - my�li Kamil - to si� wcale nie zda-
rzy�o, to tylko z�y sen.
- Skontaktuje si� z tob� m�j adwokat - rzuca na po-
�egnanie Gra�yna, zak�adaj�c p�aszcz.
25
- Zanim on to zrobi, ja skontaktuj� si� z tob�. Musi-
my jeszcze porozmawia�...
Jacek stara si� og�uchn��, ale mu si� nie udaje.
- Trzymaj si�... - Czuje zbyt bliski zapach jej perfum
i mu�ni�cie ust gdzie� blisko ucha.
- Pa, mamusiu. - Patrzy jej prosto w oczy, wytrzymu-
je jego spojrzenie, a potem odwraca si� od nich i idzie do
wyj�cia. - Zobaczymy si� w domu - rzuca do ojca, nie
ma ochoty zosta� z nim teraz sam na sam nawet przez
minut�, ma potrzeb� ruchu, p�du i wiatru w twarz.
HAIKU 2
Ja tu
ju�
nie mieszkam.
Siedz�c w samochodzie, Gra�yna czuje si� jak prze-
k�uty balon. Powinna by� z siebie zadowolona, wszystko
posz�o jak trzeba, zdoby�a podpis Kamila, a to najwa�-
niejsze. Nie jest �atwo dobrze sprzeda� dom, im szybciej
si� za to zabierze, tym lepiej.
Ciekawe, �e zar�wno m��, jak i syn my�leli, �e zechce
zn�w z nimi zamieszka�. Pr�buje to sobie wyobrazi�,
w tym jakim� obcym apartamencie, o kt�rym m�wi�
Kamil. Nie umie w nim nawet ustawi� mebli, a co do-
piero ich wzajemnych relacji.
To zamkni�ty rozdzia�, teraz trzeba tylko za�atwi�
wszystkie formalno�ci. �Jeste�my z tob�..." Musz� za-
dzwoni� do Paw�a - my�li, wje�d�aj�c do gara�u.
Otwieraj�c drzwi, s�yszy dzwonek telefonu. No tak,
zapomnia�a w��czy� ponownie kom�rk�... Odbiera
w ostatniej chwili. To on.
Pr�buje mu powiedzie�, jak by�o, w�a�ciwie niewiele
jest do opowiadania, mimo to nie potrafi znale�� s��w.
- Przyjad� do ciebie wieczorkiem - s�yszy - musimy
porozmawia�.
Ca�kiem niedawno s�ysza�a to samo. Tyle �e poten-
cjalna ponowna rozmowa z Kamilem napawa j� l�kiem,
a z Paw�em...
27
Oni s� jak czer� i biel - my�li Gra�yna, u�miechaj�c
si� bezwiednie na wspomnienie swego nauczyciela i mi-
strza.
Bierze szybki prysznic. Ledwie zd��y�a narzuci� do-
mow� sukni�, rozlega si� dzwonek. Ju�? Dziwi si�, zer-
kaj�c na zegarek, ale otwiera bram�, poprawia w�osy. Po-
tem jest ju� za p�no.
- Musimy porozmawia�...
Ma ochot� zatka� uszy i zacz�� krzycze�. Sterczy
przed ni� bezradnie Kamil. Nie znam ci� - my�li Gra�y-
na - nie znam ci� takim.
- Daj nam szans� - m�wi on. - Prosz�.
Gra�yna kr�ci g�ow�, ma gul� w gardle.
- Chc� rozwodu. - Czy to na pewno jej g�os? - Ni-
czego wi�cej. Nieodwo�alnie. Nie mo�esz tego uszano-
wa�?
Kamil przechodzi obok niej, rozgl�da si� po salonie.
Pewnie zauwa�y� ju� brak obrazu � boi si� Gra�yna, nie
wie, �e Kamil niczego nie widzi, jakby �ciany i meble
otula�a g�sta mg�a.
- Z orzeczeniem o mojej winie, tak?
- Tak.
- Nie zgadzam si� - m�wi Kamil. - I �aden s�d nie
stanie po twojej stronie, wiedz�c, jak potraktowa�a�
syna.
- Mia�am dw�ch. Kiedy�...
- Mieli�my dw�ch.
- Id� ju�. Zadzwoni do ciebie m�j adwokat.
- Pieprz� twojego adwokata - wyrywa si� Kamilowi,
a potem podchodzi do barku, podnosi butelk� whisky
i upuszcza j� na kamienn� pod�og�. Brz�k szk�a nak�ada
si� na dzwonek do drzwi.
- Wiesz, gdzie jest szczotka - warczy Gra�yna. - Re-
szt� mo�esz zliza�.
Kamil zmierza chwiejnym krokiem ku drzwiom:
28
chyba musz� si� napi�, �eby zn�w chodzi� prosto, pi��
miesi�cy i dwana�cie... dzi� jest trzynasty, trzynasty
dzie� sz�stego miesi�ca...
Przed nim wyrasta nieznajomy m�czyzna: ach, wi�c
to tak...
- Ach, wi�c to tak... - powtarza g�o�no.
- Pawe�... - Obcy facet wyci�ga do niego r�k�, Kamil
potrz�sa ni� energicznie.
- Gratuluj� - m�wi, po czym wychodzi, starannie za-
mykaj�c drzwi.
Gra�yna i Pawe� patrz� na siebie przez chwil�.
- On my�la�... - Gra�yna wzrusza z zak�opotaniem
ramionami - �e my... Musz� posprz�ta�... - pokazuje
rozbit� butelk�.
Pawe� idzie za ni� do kuchni, k�adzie jej d�o� na ra-
mieniu.
- Jeste�my z tob�. Wiesz o tym, prawda?
- Wiem... - u�miecha si�.
- To wszystko minie. Pomo�emy ci z tym si� upora�.
Z tym, co jest, i tym, co by�o. Na treningach radzisz so-
bie dobrze, ale wci�� masz k�opoty z praktyk�. To nor-
malne, ale musisz pozby� si� barier komunikacyjnych.
I umie� stawia� postulaty.
- I tak ju� zrobi�am post�py... - Gra�yna broni si�
s�abo, my�l�c o rozmowie w kawiarni.
- Oczywi�cie. Jeste� dobra i b�dziesz coraz lepsza.
Musisz tylko znale�� dla nas wi�cej czasu...
Jeszcze wi�cej? To ju� w�a�ciwie niemo�liwe...
- Uda ci si� to - Pawe� zdaje si� czyta� w jej my�-
lach - kiedy nauczysz si� wykorzystywa� do maksimum
ka�d� chwil�. Wykorzystywa� �wiadomie. Staniesz si�
bardziej efektywna, gdy wyeliminujesz ze swojego my-
�lenia wszystko, co rozprasza, i skupisz si� wy��cznie na
sprawach istotnych. Opowiedz mi teraz, jak sobie dzisiaj
poradzi�a�, a ja ci zaproponuj� zupe�nie nowy kurs. Re-
29
welacja, zobaczysz. Jest bardzo ograniczona liczba
miejsc, ale je�li zdecydujesz si� szybko, na pewno wci�g-
n� ci� na list�.
- Ju� si� decyduj�... - �mieje si� Gra�yna.
Po godzinnym spacerze z Ralfem Jacek by� pewien, �e
zastanie ojca w domu, jednak mieszkanie by�o puste.
Pr�bowa� si� uczy�, ale nie m�g� skupi� si� nad tekstem,
kt�ry czyta�. Pies te� wydawa� si� niespokojny, jakby na-
str�j tego dnia udzieli� si� r�wnie� jemu.
- Jutro pobawisz si� ze swoj� rud�... � Jacek klepie
go po grzbiecie, a Ralf mo�ci si� obok niego na tap-
czanie.
Wiesz, �e nie o to chodzi - zdaj� si� m�wi� jego
�lepia. Nie r�b ze mnie g�upka, czuj�, �e co� si� �wi�-
ci...
- Ja te� czuj�... - mruczy Jacek. Po kolejnej godzinie
zadzwoni na kom�rk� ojca. S�ysz�c g�os Kamila, zag�u-
szany przez odg�osy baru, wy��czy� telefon. - Zalewa
robaka... - oznajmi� psu, a ten pokiwa� �bem ze zrozu-
mieniem. - Szkoda. Tak d�ugo wytrzyma�. Cholerna
szkoda.
Bior�c taks�wk� po wyj�ciu z knajpy, Kamil poda�
kierowcy adres Gra�yny. Dopiero gdy zatrzymali si�
przed �pi�c� bram�, zaprotestowa�:
- Ja tu ju� nie mieszkam...
- Ale gdzie� pan mieszka? � Taks�wkarz miewa� r�-
nych klient�w.
- Pewnie, �e tak... - Wygrzeba� z kieszeni swoj� wizy-
t�wk� i wr�czy� kierowcy. - Niwicki jestem...
Ju� w domu powtarza kilkakrotnie Jackowi:
- Pami�taj, synu, �eby mie� adres.
30
- B�d� pami�ta�... - uspokaja go Jacek. �eby tylko
jutro z tego wylaz� - my�li z rozpacz�. �eby nie poszed�
wci�g.
- Pi�� miesi�cy i trzyna�cie dni - powiedzia� ojciec,
a potem zaintonowa� fa�szywie: - �Trzynastego wszystko
zdarzy� si� mo�e, trzynastego �wiat w r�owym kolo-
rze...".
HAIKU
3
Trzynasty
dzie�
Kamila.
Trzynasty dzie� Kamila trwa� r�wny tydzie�. Towa-
rzyszy� mu czysty d�wi�k tr�bki i p�acz saksofonu w do
znudzenia tych samych standardach jazzowych. Jacek
czu� si� bezradny.
- Wylej� go z roboty � m�wi� do Ralfa. � I co my wte-
dy zrobimy? Mo�e to by� b��d te dzienne studia. Po-
szed�bym na zaoczne, znalaz� jak�� prac�... No, co masz
tak� min�? - wydawa�o mu si�, �e pies puszcza do niego
oko. - Wiem, �e to nie jest proste, ale m�g�bym rozk�a-
da� towar w markecie albo je�dzi� na rowerze z reklam�
na plecach... Albo by� chodz�cym s�upem og�oszenio-
wym... - Widzia� kiedy� co� takiego i wywar�o to na nim
silne wra�enie.
Zna� teori�, �e ka�dy powinien sam pi� piwo, kt�rego
nawarzy�, zgodnie z kt�r� nie powinien os�ania� ojca,
ale przezwyci�aj�c wstyd, zadzwoni� do jego szefa.
- Chcia�bym poprosi� w imieniu ojca o urlop... - wy-
j�ka� po wst�pnych uprzejmo�ciach.
- Sam nie mo�e zadzwoni�?
- Nie...
- Rozmawia�em z twoj� matk�... - przyzna� po chwi-
li Piotr. - Telefonowa�em na kom�rk�, nie zg�asza� si�,
wi�c zadzwoni�em do domu. Nie wiedzia�em, �e mie-
32
szkacie oddzielnie. Wyobra�asz sobie, nic mi nie powie-
dzia�-
_ A ona... moja matka... co panu powiedzia�a?
_ W�a�ciwie nic. By�a bardzo oficjalna. Kamil jest
w domu?
- Tak.
- Postaram si� wpa�� po po�udniu. Daj mi adres...
Po zaj�ciach na uczelni Jacek wr�ci� prosto do domu.
Pok�j ojca by� zamkni�ty, nie dochodzi� stamt�d, o dzi-
wo, �aden d�wi�k. Nacisn�� ostro�nie klamk�, ust�pi�a.
Kamil le�a� na tapczanie. Sprawia� wra�enie, �e �pi
z otwartymi oczami. W pokoju by� niesamowity ba�a-
gan, widoczny nawet w p�mroku. �mierdzia�o alkoho-
lem. Jacek rozsun�� zas�ony i otworzy� szeroko okno.
Ralf stan�� w progu, rozgl�daj�c si� ze zdumieniem.
- Nie wchod�... - pogrozi� mu Jacek i pies si� cofn��.
- Jacu�... - Ojciec spr�bowa� si� unie��. - Co u ciebie,
synku?
- Fantastycznie. Znakomicie. Odlotowo. Mieszkanie
z tob� pod jednym dachem to prawdziwa frajda. Mo�e
by� si� umy�?
- Umy�? - powt�rzy� wolno ojciec. - Tak, pewnie, �e
tak, czemu nie... - Po�o�y� si� z powrotem, twarz� do
�ciany.
Jacek us�ysza�, �e co� jeszcze m�wi, wi�c pochyli� si�
nad nim.
- Tak mi wstyd... - mamrota� w k�ko Kamil. - Tak
mi wstyd...
Jacek zbiera� z furi� porozrzucane p�yty, puste i pe�ne
butelki, szklanki z dziwnymi resztkami, zeschni�te ka-
napki, kt�re w przyp�ywie lito�ci zrobi� mu chyba przed
czteroma dniami. Sam nie wiedzia�, kogo w tej chwili
nienawidzi� bardziej - matk�, przez kt�r� Kamil zn�w
si� rozsypa�, czy ojca, kt�ry swoj� wpadk� usprawiedli-
wia� decyzj� Gra�yny.
33
Bujajcie si� sami � t�uk�o mu si� zn�w po g�owie, gdy
przyszed� Piotr.
- Tam jest pa�ski zast�pca... � Jacek kopn�� uchylo-
ne drzwi. � Je�li liczy pan na przedyskutowanie z nim
strategii rozwojowych firmy, mo�e nie stan�� na wyso-
ko�ci zadania.
- Przesta�. - Piotr chwyci� go za ramiona. - Tw�j oj-
ciec jest chory.
- Nie chory, tylko ubzdryngolony... - Jacek czu�,
�e jego cierpliwo�� si� sko�czy�a. Mia� ochot� wrzesz-
cze�, odreagowa� jako� stres. Gwizdn�� na psa. - Idzie-
my...
Piotr rzuci� okiem na skulon� na tapczanie posta�.
- Alkoholizm to bardzo podst�pna choroba - powie-
dzia� do plec�w Jacka. - Podobnie jak narkomania...
To by�o jak smagni�cie biczem.
- Wyszed�em z tego... - Jacek chwyci� smycz.
- Tw�j ojciec jest z ciebie dumny. Cz�sto to powta-
rza - us�ysza� ju� z d�oni� na klamce.
- Poczekaj... - uspokoi� Ralfa. - Dumny? - odwr�ci�
si�, z niedowierzaniem. - Ze mnie?
- Z ciebie. Zreszt� sam widzisz... Jeste� silniejszy od
niego.
- Nie mog� tego s�ucha�. - Jacek potrz�sn�� g�ow�.
- Kamil nie wzi�� do ust ani kropli przez kilka mie-
si�cy, doce� to. Mo�e nast�pnym razem uda mu si� wy-
trwa� w trze�wo�ci o tydzie� d�u�ej.
- A mo�e w og�le nie przestanie pi�? Sk�d pan wie?
Do tej pory �y� nadziej�, teraz wszystko si� rozsypa�o. -
Jacek wzruszy� ramionami. - Rodzice si� rozwodz� - po-
wiedzia� po chwili. - Dom b�dzie sprzedany. Poprosz�
ich... Mo�e by mi kupili mieszkanie. Chcia�bym miesz-
ka� sam. Nie mam ju� rodziny.
Co ci przysz�o do g�owy, �eby mu si� zwierza� - prze-
mkn�o mu przez g�ow� ze zdumieniem.
34
- Je�li na to p�jd�... - powiedzia� Piotr po chwili -
b�dziesz musia� sam utrzyma� mieszkanie, jak s�dz�...
Do ko�ca studi�w masz jeszcze du�o czasu. Jak to sobie
wyobra�asz?
- Mog� studiowa� i pracowa�. Nie mam du�ych wy-
maga�...
- Umiesz co� robi�? - Szef ojca przyjrza� mu si�
uwa�nie.
- Zdj�cia - odpowiedzia� po chwili. - Robi� dobre
zdj�cia.
Trzynasty dzie� Kamila zdawa� si� nie mie� ko�ca,
a jego pocz�tek zaton�� w rzece niepami�ci. Rzece zmie-
niaj�cych si� trunk�w, z kt�rymi zamkn�� si� w swoim
pokoju, wychodz�c z rzadka jedynie po to, aby uzupe�-
ni� zapasy. Dom wydawa� mu si� pe�en ps�w, mia� do
Jacka �al za sprowadzenie do domu kolejnych czworo-
nog�w. Usi�owa� z nim na ten temat rozmawia�, bardzo
grzecznie, ale jego syn zachowywa� si� arogancko. Nie
lubi mnie - my�la� Kamil i by�o mu przykro. Kilka ra-
zy pr�bowa� dzwoni� do Gra�yny. Nie pami�ta� po co,
by�o jednak co�, co powinni om�wi�, by� pewien. Cza-
sem si� dziwi�, �e jest ci�gle ciemno, �e jedna noc prze-
chodzi w drug�, nie zahaczaj�c o dzie�.
A potem nagle przyszed� wstyd. By� wielki i ci�ki.
Szczypa� go w powieki. I w�a�nie kiedy chcia� co� na ten
wstyd zaradzi�, zobaczy� Piotra.
- Pan tu nie mieszka - powiedzia� ze spokojn� pew-
no�ci�, a Piotr si� z nim zgodzi�.
*
- Dzisiaj pobiegamy razem... - powiedzia� Jacek, kie-
dy wreszcie wyszli, i ruszy� truchtem. Ralf bieg� przy
nodze, na kr�tkiej smyczy.
35
M�g�bym tak biec do sko�czenia �wiata - pomy�la�
ch�opak. Jakie to by�oby proste. Tylko biec, nic wi�cej.
Nawet nie musia�bym mie� �adnego celu. Chocia� cel za-
wsze mo�na sobie wymy�li�. Ju� mia� skr�ci� w boczn�
uliczk�, gdy zauwa�y�, �e ma rozwi�zane sznurowad�o.
- Zaczekaj... - poprosi� Ralfa.
Podnosz�c oczy, zobaczy� stoj�c� naprzeciwko dziew-
czyn�. Przygl�da�a mu si� uwa�nie.
�adnie ostrzy�one w�osy, lekki makija�, d�insy, �a-
kiecik, czy�bym j� zna�?
Kometa u�miecha si� do niego, stoi i milczy. Ciekawe,
kiedy za�apiesz - my�li z zaciekawieniem. Gdybym nie
by�a grzeczn� dziewczynk�, pokaza�abym ci tatua�, od
razu by� sobie przypomnia�, ale takich rzeczy nie robi
si� na ulicy...
- To ty? - pyta Jacek. Ma ochot� jej dotkn��, �eby si�
upewni�. Albo uciec i zapomnie� o tym spotkaniu. Na
zawsze.
- Ja - przytakuje Kometa.
-
HAIKU 4
Komety
spadaj�
nie w por�.
Stoj�, milcz�c, naprzeciwko siebie w poczuciu, �e
spe�ni� si� cud. Obydwoje �yj�.
- Nie s�dzi�em, �e jeszcze ci� zobacz�... - m�wi Jacek,
ostro�nie dobieraj�c s�owa. Pr�buje sobie przypomnie�,
gdzie widzia� j� po raz ostatni. Pami�ta opuszczony dom,
uczucie zimna, kilka chudych postaci, w�r�d nich Ko-
met�. Przekrzywiona peruka na �ysej czaszce, wojskowe
buciory i krew. Du�o krwi. Ci�gle si� drapa�a. Pr�bowali
wi�za� jej r�ce, ale wtedy krzycza�a. Nikt nie m�g� tego
znie��.
Stoj�ca naprzeciwko niego posta� wydaje si� duchem
z innego �wiata. A on? Przecie� nie pami�ta, jak sam wy-
gl�da�...
Ralf zaczyna si� niecierpliwi�, wcale mu si� nie podo-
ba niespodziewany post�j.
- Spacer z pieskiem - stwierdza Kometa. - Czyli...
gdzie� tu mieszkasz?
- Nie poznajesz Ralfa? - Ch�opak klepie go uspoka-
jaj�co po grzbiecie.
Kometa kr�ci g�ow�. Nie do wiary - my�li Jacek -
uratowali�my mu �ycie. Przypomina sobie cie� psa,
przywi�zanego drutem do siatki. Uwolnili go wsp�lnie,
by� taki s�aby, �e nie m�g� chodzi�.
37
Kometa pracuje nad tym, aby zapomnie�. Pomaga jej
w tym Rodzina. �Musisz oczy�ci� umys� ze z�ych wspo-
mnie�. Wyrzuci� z pami�ci wszystko, co przeszkadza ci
�y�. Wszystko i wszystkich" - powtarza Janas. Jacka te�
pewnie by ju� wyrzuci�a, gdyby nie to, �e jest synem
Gra�yny.
Jak to los dziwnie si� plecie... Chocia� nie mo�na po-
wiedzie� w tym wypadku, aby losowi nie pomog�a. Kur-
sy s� kosztowne, szczeg�lnie kursy wy�szego stopnia.
Do udzia�u w nich warto zach�ca� ludzi maj�cych kas�.
Plecak zaczyna jej ci��y�, dziesi�� egzemplarzy ksi��-
ki, dziesi�� na dziesi��, bo nie sprzeda�a dzi� niczego.
Jeszcze m�oda godzina, Kometa u�miecha si� do Jacka,
dlaczego ty nie mia�by� by� tym pierwszym, na dobry
pocz�tek...
- Pobiega�abym z wami, ale nie jestem dzisiaj w for-
mie... Poza tym przeszkadza mi garb... - Zdejmuje ple-
cak, stawia przy nodze. - To jak, poka�esz mi, gdzie mie-
szkasz? - przyst�puje do ataku.
- Nie dzisiaj... - kr�ci g�ow� Jacek.
Kometa nie lubi, kiedy jej si� odmawia, jednak umie
zapanowa� nad twarz�.
- Trudno. Mi�o by�o ci� zobaczy�... - wyg�asza g�ad-
k� formu�k�, za chwil� odwr�ci si� do niego plecami
i odejdzie. Wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa po-
winien j� zatrzyma�... I tak si� dzieje.
- Je�li chcesz na mnie zaczeka� w tej dziupli na rogu -
s�yszy za sob� jego g�os - b�d� za dwadzie�cia minut.
*
By� za dwadzie�cia pi��; musia� jeszcze zamieni� s�o-
wo z Piotrem, kt�ry tkwi� wci�� przy ojcu.
Siedzia�a w k�cie, pogr��ona w lekturze, popijaj�c co-
l�. Grzeczna dziewczynka. K�tem oka zauwa�y�a, kiedy
wszed�, nie podnios�a jednak wzroku znad ksi��ki.
38
_ Co czytasz? - pad�o pytanie, na kt�re liczy�a.
Pokaza�a ok�adk�.
- Tykanedia - przeczyta� t�oczony z�otymi literami
tytu�, a nieco poni�ej zach�t�: - �Wst�p do Rodziny!"
Przerzuci� par� stron i podni�s� w zdumieniu brwi.
- Interesuj� ci� sekty?
By�a przyzwyczajona do r�nych pyta� i mia�a w za-
nadrzu wiele wariant�w odpowiedzi. U�miechn�a si�
po swojemu.
- Sekta to brzmi negatywnie. Chc� si� doskonali�, to
chyba nic z�ego?
Dlaczego akurat za pomoc� takich ksi��ek, ci�nie mu
si� na usta, ale tylko kr�ci g�ow�:
- Nic z�ego... - powtarza za ni� jak echo.
Nagle Kometa w roli pilnej studentki nawet ryzy-
kownych system�w religijnych wydaje mu si� absurdal-
nie zachwycaj�ca. Zbli�a do niej twarz, ca�uje j� w usta,
lekko, ale jednak.
- Witaj.
Co� ci si� pomyli�o - my�li Kometa, ale nie protestu-
je, ciekawa, co b�dzie dalej. Jacek zamawia piwo.
- A teraz opowiadaj...
- Nie dzisiaj... � Kometa kr�ci g�ow�. - Dzi� twoja
kolej.
- Przesta�em �pa�. Troch� to trwa�o, nie by�o lekko,
sama wiesz, jak to jest. Mieszkam z moim starym. Stu-
diuj� psychologi�. Tyle w skr�cie.
- Psychologi�? W takim razie powiniene� te� to
przeczyta�! - Macha mu przed nosem ksi��k�. - Zrozu-
miesz, jakich g�upot ci� ucz�.
W gruncie rzeczy niewiele si� zmieni�a�, Kometo -
my�li Jacek. To tylko pozory, zewn�trzna skorupka. Je-
ste� gotowa wydrapa� mi oczy, je�li b�d� mia� inne zda-
nie. Na jakikolwiek temat.
- Po�yczysz mi j�? - pyta.
39
- Nigdy. - Dziewczyna kr�ci g�ow�. - To moja biblia.
Ale je�li chcesz... mog� ci sprzeda�. Mam jeszcze jeden
egzemplarz, kupi�am dla przyjaci�ki, nie dogada�y�my
si�, ju� to zdoby�a...
- Ile? - Jacek obraca w d�oniach ok�adk� w poszuki-
waniu ceny, ale nic nie jest napisane.
Kwota, wymieniona przez Komet�, nie brzmi zach�-
caj�co.
- Zdoby�am po cenie promocyjnej. W ksi�garni b�-
dzie o wiele dro�ej. Ale nie my�l, �e ci� namawiam... -
Ju� chowa ksi��k� z powrotem do plecaka, gdy po-
wstrzymuje j� w p� ruchu.
- Dobra, niech b�dzie. - Odlicza pieni�dze. - Ciekaw
jestem, w co si� teraz bawisz...
Ma ochot� spyta� o Dorot�, jej siostr� bli�niaczk�, ale
si� powstrzymuje. B�dzie na to czas - my�li, bo wie, �e
ich drogi zn�w si� przeci�y.
Kometa spogl�da przez okno na ciemne niebo. Jacek
�ledzi jej wzrok.
- Spad�a� mi dzi� pod nogi ca�kiem jak kometa... -
�artuje, ale dziewczyna tym razem si� nie u�miecha.
- Mam na imi� Ala, pami�tasz?
Patrzy na ni�, zaskoczony. Nigdy nie u�ywa�a praw-
dziwego imienia.
- Dla mnie jeste� Kometa - m�wi stanowczo.
Dziewczyna wstaje.
- Uwa�aj - m�wi. - Komety zawsze spadaj� nie
w por�.
- Kiedy ci� zn�w zobacz�? - Jacek r�wnie� si� pod-
nosi, ale zatrzymuje go gestem d�oni.
- Wychodz� sama.
- Nie mam twojego numeru telefonu! - wo�a za ni�,
ale nawet si� nie odwraca i niknie w mroku.
HAIKU 5
Wiedzia�a,
�e masz
d�ugi nos.
Piotr zdoby� dla Kamila jakie� leki, po kt�rych ojciec
Jacka wyciszy� si� i zacz�� znowu sypia�.
- Za jakie� trzy dni powinien wr�ci� do pionu -
oznajmi� ch�opcu. - Ugotuj mu jak�� zup�, je�li potra-
fisz. I nie os�dzaj go.
Z zup� p�jdzie mi �atwiej... Jacek opanowa� si� z tru-
dem, aby nie powiedzie� tego g�o�no. Ciekawe, jak d�u-
go b�dziesz gra� dobrego wujka - my�la� o Piotrze. Je�li
zacznie ci nawala� w pracy, sam go os�dzisz...
Przez ostatnie dni tyle si� dzia�o, �e nie mia� jak sku-
pi� si� na nauce. Ucieka� z domu do czytelni, aby unik-
n�� cho�by i �pi�cej blisko�ci ojca. Kiedy� przysiad�a si�
do niego Justyna.
- Mam zaproszenie dla dw�ch os�b na przedpremie-
rowy pokaz... - tu wymieni�a tytu� filmu, kt�rego wej-
�cia na ekrany oczekiwali nie tylko kinomani.
- To propozycja? � spyta�.
Par� os�b odwr�ci�o si� w ich stron�. Wyszli na ko-
rytarz.
- Jasne. - Justyna roze