8596

Szczegóły
Tytuł 8596
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8596 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8596 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8596 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Kontynuacja bestsellera Hera moja mi�o�� Anna Onichimowska jest autork� ponad dwudziestu ksi��ek dla dzieci i m�odzie�y, wielu sztuk teatralnych, telewizyjnych i radiowych, laureatk� licznych presti�owych nagr�d krajowych i zagranicznych. Jej utwory by�y t�umaczone na angielski, w�oski, francuski, niemiecki, chi�ski i korea�ski. Trzy ksi��ki (wsp�autor: Tom Paxal) zosta�y opublikowane w Finlandii po szwedzku. Utwory Anny Onichimowskiej ciesz� si� nie tylko nies�abn�cym powodzeniem u czytelnik�w, ale r�wnie� du�ym uznaniem krytyki literackiej. lot Komety Anna Onichimowska lot Komety �wiat Ksi��ki Projekt ok�adki Ma�gorzata Karkowska Zdj�cie na ok�adce Flash Press Media Redaktor prowadz�cy El�bieta Kobusi�ska Radakcja merytoryczna El�bieta �uk Korekta Irena Kulczycka Jolanta Spodar Copyright � by Anna Onichimowska, 2004 Ali rights reserved �wiat Ksi��ki Warszawa 2004 Bertelsmann Media Sp. z o.o. ul. Roso�a 10 02-786 Warszawa Sk�ad i �amanie Felberg Druk i oprawa Drukarnia Wydawnictw Naukowych SA, ��d� ISBN 83-7391-616-4 Nr 4867 KOMETA Kometa przedstawia si� teraz inaczej: �Ala". Inaczej wygl�da i inaczej si� zachowuje. Kometa si� zmieni�a. � To cud - mawia jej matka i biegnie do ko�cio�a, aby za cud podzi�kowa�. Ojciec Komety nie wierzy w cuda. Jest czujny. Dorota dostaje od siostry dziwne maile. Nie wie, co o nich my�le�. Nie widzia�a Ali zaledwie p� roku, od kiedy zacz�a studiowa� w Hiszpanii. Najwa�niejsze, �e jest po odwyku, �e zmieni�a �rodowisko i �e nie �pa - pisze Dorota do ojca, kt�ry pr�buje od niej czego� si� dowiedzie�. Cho�bym wiedzia�a, w co wsi�k�a Kometa, i tak ci nie powiem - my�li. Jeszcze tego brakowa�o, �ebym donosi- �a na siostr�. Kometa zdaje w tym roku matur�. �To cud" - powta- rza matka. Kometa, podobnie jak jej ojciec, nie wierzy w cuda. Gdyby nie Nonarkon, wci�� tkwi�aby w g�wnie po uszy. Zgarn�li j� z ulicy, ca�� pokrwawion�. Drapa�a si� i drapa�a, nie mog�a przesta�. Musieli j� zwi�za�, unieruchomi� na dwa dni. Sp�dzi�a w zak�adzie p� roku. Wie, co zawdzi�cza sekcie, i zamierza sw�j d�ug sp�a- ci�. Z nawi�zk�. �Jeste� naszym ma�ym dzielnym �o�nierzykiem" - mawia Janas, a ona tylko si� u�miecha. Zauwa�y�a, �e to na ludzi dzia�a. Jej u�miech. Nie trzeba nic m�- wi�, wystarczy �y� z u�miechem na ustach. I my�le� swoje. Kometa miewa wci�� straszne sny. Niekt�re si� po- wtarzaj�. Szczeg�lnie cz�sto ten, w kt�rym jest �ysa. Sie- dzi nad rzek�, po kt�rej p�yn� patyki. Jest pusto, ale w tej pustce nie ma spokoju. W wodzie tworzy si� lej, patyki nikn� w g��bi, a ona, Kometa, wie, �e pod��y w ich �lady. Aby jej wir nie wch�on��, musi wypowie- dzie� zakl�cie, ale nie mo�e go sobie przypomnie�. Jej stopy, kolana, brzuch i ramiona nale�� ju� do rzeki, jest strasznie zimno. Budzi j� w�asny krzyk, jest zlana po- tem. Czasem p�przytomna, wci�� stara si� przywo�a� zakl�cie, jakby tylko ono by�o w stanie odp�dzi� ko- szmary na zawsze. Kiedy�, gdy otworzy�a oczy, zobaczy�a siedz�cego na brzegu ��ka ojca. Przestraszy�a si� jeszcze bardziej, przypomnia�y jej si� fantazje Doroty. - Co tu robisz? � spyta�a. - S�ysza�em, jak krzycza�a�. Kilkakrotnie. - Wydawa�o mi si�, �e tylko raz... - Tylko raz krzycza�a� wczoraj w nocy. - Budz� was, tak? - Tylko mnie. Mam� nic nie jest w stanie obudzi�, przecie� wiesz. - Nic si� nie sta�o. Zostaw mnie... - mruczy Ko- meta. Czuje, �e zakl�cie by�o blisko, ale wtargni�cie oj- ca przep�oszy�o je na dobre. Czuje r�wnie�, �e niegdy� wypowiedziane s�owa Doroty staj� si� cia�em i �e blis- ko�� ojca j� niepokoi. Niewa�ne, �e Dorota k�ama�a. Wa�ne jest dlaczego, a tego Kometa nie wie. Domy�la si�, ale nie wie na pewno. Nie jest �atwo spyta� o to wprost. 6 Przymyka oczy, pr�buj�c sformu�owa� w my�lach py- tanie do siostry: �Dlaczego m�wi�a� Jackowi, �e ojciec mnie molestuje?". Wyobra�a sobie twarz Doroty, wzorowej siostry bli�- niaczki. No w�a�nie, nie mo�e jej zada� takiego pytania w mailu, trzeba obserwowa� jej twarz, i widzie� oczy. Kiedy� ci je zadam, b�d� pewna - my�li, odsuwaj�c si� jednak od ojca jak najdalej. Nigdy nie wykona� wobec niej gestu, kt�rego m�g�by si� wstydzi�, ale Kometa ma wra�enie, �e ci�gle j� �ledzi. - Pami�tasz ten sen? - pyta ojciec. - Nie. Id� ju�... - m�wi, a kiedy on wychodzi, wstaje wolno z ��ka i sunie do �azienki. Chce si� troch� od�wie�y� i zmieni� przepocon� ko- szul�. Lustro obejmuje j� w swoich ramach, nad lew� piersi� litera H w sercu z li�ci, ciekawe, czy kiedy mi stuknie siedemdziesi�tka, li�cie na tatua�u zwi�dn� ra- zem z moj� sk�r�... Zn�w my�li o Jacku, wspomina inn� noc, lata �wietlne temu, noc tatua�u i krzyku. Mijaj� si� teraz czasami z matk� Jacka na korytarzach szko�y, ale Gra�yna zawsze przechodzi obok niej oboj�t- nie. - Mam przecie� te same usta, oczy i nos, a mnie nie rozpoznajesz... - szepcze do lustra. - Wystarczy�a zmia- na fryzury i ciuch�w? - Jeszcze raz zerka do lustra. Czy- sta koszula zakrywa jej cia�o, na infantylnym ko�nierzy- ku opieraj� si� dobrze ostrzy�one w�osy. Grzeczna dziewczynka. - Co ty tam robisz? - spod drzwi �azienki dobiega g�os ojca. Na usta ci�nie jej si� grubia�ska odpowied�, ale odpo- wiada s�odkim g�osem: - Siusiu. I zaraz wychodzi, wie, �e je�li tego nie zrobi, b�dzie tak stercza�. Pewnie podejrzewa, �e zn�w si� szprycuj� albo co� w tym gu�cie - my�li ze z�o�ci�. Ta Dorota to ma dobrze, da�a st�d nog� zaraz po szkole... Rozbudzi�a si� na dobre, najgorsze to zacz�� my�le�, wtedy mo�na si� wierci� bezsennie a� do �witu. Mog�a- by posurfowa� teraz po Internecie albo poczyta�, ale obawa przed ponown� wizyt� ojca powstrzymuje j� przed tym. Mia�a dzisiaj ci�ki dzie�. Mimo �e oblecia�a p� dzielnicy, sprzeda�a zaledwie dwie ksi��ki. I zarobi�a pi�� z�otych w ci�gu czterech godzin. Rewelacja. Musz� powiedzie� Janasowi, �e s� za drogie, ko�acze jej si� po g�owie. �Jeste� naszym ma�ym dzielnym �o�nierzy- kiem". Mo�e i dzielnym, ale ma�o skutecznym... Jak na razie wi�cej dochod�w ma z ankiet. Uda�o jej si� ju� zach�ci� do udzia�u w kursach dziesi�� os�b. To du�o. Od wp�at ka�dej z nich ma procent. Mo�e mie� tylko nadziej�, �e nie wycofaj� si� zbyt szybko. Im d�u- �ej b�d� si� doskonali�, tym wi�ksze b�d� profity Ko- mety. Na Gra�ynie powinna zarobi� du�o, wszystko na to wskazuje. Dzi�ki zarobionym ju� pieni�dzom zosta�a studentk�. Tak instruktorzy nazywaj� wszystkich uczest- nik�w kurs�w. Ciekawe, co si� dzieje z Jackiem... Ju� po raz trzeci tej nocy o nim my�li. Nie wie nawet, czy �yje. Mo�e si� za- �pa� na �mier�. To si� zdarza. Nigdy nie pr�bowa�a go odszuka�. Bo nawet je�li z tego wyszed�, c� maj� teraz ze sob� wsp�lnego? W pudle z kluczami, kt�re przechowuje w pojemniku na po�ciel, jest pewien klucz, kt�rego wygl�d pami�ta wyj�tkowo dok�adnie. Nie tylko wygl�d, nawet ci�ar i d�wi�k, jaki wydaje, gdy sezam si� otwiera. Sezam ogrodu. Kr�lestwo kret�w. Dawno nikt tu nie piel�gno- wa� trawy... Inne zamki domu Niwickich zosta�y zmie- nione, ale nie ten. Sprawdzi�a to z czystej ciekawo�ci, wrzucaj�c do skrzynki Gra�yny ankiet�, a raczej kolejne jej kopie, poniewa� matka Jacka wype�ni�a j� i odes�a�a dopiero za pi�tym razem. Do pi�ciu razy sztuka. Czasem nawet do dziesi�ciu. Nie nale�y rezygnowa�, je�li cz�o- wiek dok�adnie wie, o co mu chodzi. A Kometa wie. Ma jasno wyznaczony cel, do kt�rego d��y. - Nikt mi w jego osi�gni�ciu nie przeszkodzi - mru- czy troch� w poduszk�, a troch� w stron� pokoju rodzi- c�w. JACEK Jacek siedzia�, zas�uchany w wyk�ad. Czasem notowa�, je�li do jakiej� my�li chcia� wr�ci�. Wp�yw nastawienia psychicznego na nasze �ycie. Przes�dy. L�k przed czar- nym kotem, przej�ciem pod drabin�, odwr�conym do g�ry spodem chlebem, przed trzynastk�... - Zdumiewaj�ce, jak cz�sto ulegamy zabobonom i manipulacjom, jak pe�ni jeste�my niewiary i nieufno- �ci we w�asny rozum... Wiedzia�, �e to wszystko prawda, a jednak, na przek�r temu, co przed chwil� us�ysza�, poczu� cie� l�ku. Dzi� jest trzynasty, przemkn�o mu przez g�ow�, ale �wiat za oknem u�miecha� si� do niego, z nabrzmia�ych p�k�w wy�ania�y si� pierwsze listki, oby wszystkie dni by�y jak ten... Wyk�ad w�a�nie si� sko�czy�. Jacek wrzuci� notatnik do plecaka i popatrzy� na ze- garek. - Spieszysz si�? - us�ysza�. Justyna jest jego najlepszym kumplem. Usiedli obok siebie na pierwszych zaj�ciach w pa�dzierniku, i tak ju� zosta�o. Nie opowiada� jej o sobie, nie dojrza� jeszcze do tego, aby otwiera� si� przed kimkolwiek, ale ona szanu- je jego prywatno�� i nie jest w�cibska. 10 - Musz� i�� do biblioteki, wybieram si� ju� od tygo- dnia... - m�wi Jacek. I tak nie ma dzi� na nauk� zbyt wiele czasu, s� um�wieni z matk�. Zadzwoni�a kilka dni temu, nalega- j�c na pilne spotkanie. Nie widzia� jej ponad miesi�c. Justyna w��cza kom�rk� i natychmiast odbiera wia- domo��. Czytaj�c j�, rozja�nia si� jak s�oneczko. - Romek przyjecha�! Jeszcze rano w�tpi�, czy mu si� uda... Ch�opak Justyny studiuje w �odzi, na film�wce, Ja- cek zna go jedynie z opowie�ci oraz ze zdj�cia, kt�re dziewczyna nosi w portfelu. Troch� jej zazdro�ci, �e ma si� do kogo przytuli� cho- cia� od czasu do czasu. Od kiedy wyszed� ze szpitala, a min�� ju� ponad rok, nie pr�bowa� zbli�y� si� do nikogo. Czu� si� wci�� out- siderem, chocia� z wolna zacz�o mu to doskwiera�. Najmocniej kocha� Ralfa. Ojca te�, ale nie tak bezwa- runkowo jak psa. Matka pozostawa�a wci�� daleka. Ju� straci� nadziej�, �e mo�e by� inaczej. Ciekawe, po co chce si� z nimi widzie�. Justyna ca�a ta�czy, wystukuj�c wiadomo��. Dlaczego te dziewczyny uparcie nosz� m�skie buty, przemyka mu przez g�ow�. Przypomina sobie stopy swojej matki, ona nigdy nie za�o�y�aby czego� takiego. S� przed budynkiem, s�o�ce �wieci, wybranie si� do biblioteki wydaje si� teraz Jackowi pomys�em najgor- szym z mo�liwych. - To ja lec�! - m�wi Justyna. - Romek ju� na mnie czeka. Cze��! Jacek �ledzi j� wzrokiem, jak biegnie. �al jej straci� cho�by minut�, kt�r� mog�aby sp�dzi� ze swoim ch�o- pakiem. W bibliotece wype�nia rewers na ksi��ki, kt�re za- mierza przerzuci�. U - Czas ci si� zatrzyma�... - komentuje piegowaty ch�opak, przyjmuj�cy zam�wienia. - Popraw to - stuka w dat�. - Dzi� jest czternasty. Kwietnia - dodaje po chwili. - To super! - Jacek u�miecha si� do niego i siada przy oknie. Czekaj�c na ksi��ki, gapi si� na drzewa, list- ki rozwijaj� si� w oczach, niewielki ptaszek niesie w dzi�bku patyk. �Nie czekaj na mnie - ods�uchuje wiadomo�� od ojca po wyj�ciu z biblioteki � nie zd��� do domu, przyjed� sam do Victorii". Pojad� rowerem - postanawia Jacek, potrzeba ruchu rozpiera go. Przekr�caj�c klucz, przygo- towuje si� na wylewne powitania i rzeczywi�cie pies wy- konuje taniec rado�ci. Gdybym potrafi� wyra�a� uczu- cia, zrobi�bym to samo - my�li ch�opak, si�gaj�c po smycz. Trudno powiedzie�, kto kogo wyprowadza na spacer, Jacek biegnie za Ralfem, kt�ry zna drog� na pami��. Za- trzymuj� si� przy topoli, pies czeka na chwil� wolno�ci, zaraz zacznie si� tarza� i skaka� po trawie, mo�e spotka kt�rego� z kumpli, a mo�e t� ma��, rud�, z podwini�tym ogonem, kt�ra z niejasnych dla Jacka przyczyn wzburza w nim krew. Dzi� jednak jest inaczej ni� zwykle, Jacek nie daje mu szans, by si� wybiega�. Oszala�e�, ch�opie - czyta w �lepiach Ralfa, kiedy zapina mu smycz. - Wyjdziemy wieczorem... - uspokaja go. Te� mi nowina - z�o�ci si� Ralf, wiesz dobrze, �e ruda wieczorem chadza innymi drogami... Po powrocie do domu Jacek przegl�da si� w lustrze, pr�buje spojrze� na siebie oczyma matki, nie jest pe- wien, jaki image odpowiada�by jej najbardziej. Co ci� to obchodzi, pr�buje protestowa� przeciwko w�asnemu na- ginaniu si� do niepewnych gust�w, a jednak przewraca 12 p� szafy, zanim wyjmuje prost� lnian� koszul�. Kurtk� ma jedn�, nie ma si� nad czym zastanawia�. A potem jest ju� tylko p�d, zag�uszaj�cy my�li pisk hamulc�w i �piew klakson�w, smr�d spalin, skoki adre- naliny, gdy czuje przemykaj�ce obok pojazdy. U�ywaj tylko �cie�ek rowerowych - brzmi mu w uszach pro�ba ojca. Czy widzisz tu jak�� �cie�k� - prowadzi z nim nie- my dialog. Wie, �e nie powinien si� sp�ni�, wi�c jest przed cza- sem. Hotel wyra�nie nie przewidzia� go�ci na rowerach, wi�c Jacek szuka miejsca do parkowania w pobli�u. Le- dwie zabezpiecza sw�j pojazd, przesuwa si� obok niego srebrzyste volvo. Nie spuszcza z niego wzroku. Jego mat- ka z daleka wygl�da na m�od� lask�, �ledzi jej ruchy, gdy ju� w��cza alarm i idzie zdecydowanym krokiem ku wa- had�owym drzwiom. Wyobra�a sobie scen� pojednania, ju� na to pora. Przypomina sobie wczorajsz� rozmow� z ojcem: mimo �e nie powiedzia� niczego wyra�nie, on te� na to liczy. Jacek wyobra�a sobie, co dzi� zapisze w dzienniku, kt�ry prowadzi od ponad p� roku. Czternasty kwietnia. Rodzina Niwickich postanowi�a zn�w by� razem. Oddaje kurtk� do szatni i rusza wolno w �lad za nienagann� syl- wetk� matki, pe�en dziecinnej nadziei i wiary, �e nigdy na nic nie jest za p�no. OJCIEC Kamil za�o�y� dzi� krawat, kt�ry Gra�yna kiedy� przywioz�a mu z Mediolanu. Nie jest ju� najmodniejszy, ale chce nim co� udowodni�. Podobnie jak koszul�, otrzyman� od niej na Gwiazdk�. Podczas ostatnich �wi�t, kt�re sp�dzili razem, kiedy to by�o? W kieszeni wyczuwa pude�eczko, zegarek od Guccie- go, z�ote cacko, kt�re czeka na swoj� chwil�. Odtwarza w pami�ci moment zakupu. Duty-free, bodaj�e w Ham- burgu. - B�dziesz mia� komitet powitalny, jak zwykle? - za- gadn�� go Piotr, a on roz�o�y� bezradnie r�ce, wzruszaj�c ramionami. Nikomu si� nie przyzna�, �e jego rodzina si� rozsypa�a, �e mieszka tylko z synem. - Nie kupisz swo- jej kobiecie jakiego� prezentu? - dr��y� jego by�y zast�p- ca, a obecny szef. - Pewnie, �e kupi� - odpowiedzia� wtedy i st�d ten zegarek. Pr�buje sobie wyobrazi�, jak Gra�yna obejmuje Jac- ka, jak m�wi im, �e jednak razem jest lepiej, jak obiecu- je zapomnie� o tym, co do zapomnienia si� nadaje. A on wtedy zapina jej na przegubie prost� bransoletk�. Ten zegarek i tak nie spe�nia swoich funkcji, nie ma �adnych cyfr ani nawet kropek, szcz�liwi czasu nie licz�... Mimo 14 �e Kamil nie narzeka na brak wyobra�ni, sielankowy obrazek wydaje mu si� niedorzeczny. - Wiesz, �e od �mierci Micha�ka mama ani razu mnie nie poca�owa�a? - spyta� go kiedy� Jacek. Pr�bowa� jej broni�, t�umaczy�, �e Gra�yna po- trzebuje czasu, �e to si� zmieni. Ale kiedy ani odsta- wienie przez Jacka narkotyk�w, ani dostanie si� na studia nie ociepli�o jej stosunku do syna, zacz�� w to w�tpi�. � To ty mi kiedy� powiedzia�e�, �e zabi�em Mi�ka, a jednak mnie nie skre�li�e�... - brzmia�y mu w uszach s�owa Jacka. Ty te� mnie nie skre�li�e�, mia� wtedy ochot� odpo- wiedzie�, ale zamiast tego poklepa� go po plecach, a po- tem przytuli�. Kiedy Gra�yna zadzwoni�a z propozycj� spotka- nia, by� pewien, �e �ona zaprosi ich do domu. Wyb�r miejsca zaskoczy� go, z niczym mu si� nie kojarzy�o, nigdy tu razem nie byli. Mo�e �atwiej jest skoncentro- wa� si� na sobie, gdy otoczenie nie atakuje wspomnie- niami. Powinni�my sprzeda� dom - my�li Kamil - kupi� co� bardziej kameralnego, Jacek nied�ugo si� usamodzielni, a nam b�dzie lepiej w nowych �cianach. �Jeste�my teraz tacy, jakich nas pragniesz" - wystu- kuje SMS-a, ale go jednak nie wysy�a. M�wi� jej ju� wie- lokrotnie, �e przesta� pi�. Nie tkn�� alkoholu od pi�ciu miesi�cy i dwunastu dni. Liczy je starannie, na margi- nesach kalendarza. Przez wiele tygodni nosi� w teczce piersi�wk� koniaku. Przezorny zawsze ubezpieczony. I codziennie wieczorem m�wi�, pstrykaj�c pogardliwie w zakr�tk�: �Nie potrzebuj� ci�. Nie dzisiaj", a� kiedy� podarowa� butelk� w prezencie. Jackowi pomog�y grupy terapeutyczne, jemu - aku- punktura i wiara w odzyskanie Gra�yny. 15 Kamil nagrywa na sekretarce syna wiadomo��. Nie wypad�o mu nic ekstra, m�g�by zd��y� do domu, ale pragnie by� sam, aby zebra� my�li. Biuro ju� opustosza�o, na stoliku przed nim le�y sto- sik gazet, wertuje strony. Jego uwag� zwracaj� oferty last-minute, na tydzie� na pewno uda�oby mu si� wy- rwa�... Taki wyjazd we dwoje m�g�by wiele zmieni� - my�li zn�w o �onie, kiedy� dzi�ki temu przyszed� na �wiat Misiek... Przypominaj� mu si� wzburzone fale Ad- riatyku, bia�y dom z tarasem, zapach dzikich zi�. Nag�y b�l na wspomnienie ma�ego jest tak silny, �e zamyka oczy, aby powstrzyma� �zy. Nic ani nikt nie zast�pi Mi- cha�ka, ale przecie� zdarza si�, �e ludzie trac� dzieci i p�odz� nast�pne. Dlaczego pomy�la� o tym po raz pierwszy? Zna matki znacznie starsze od Gra�yny... Ser- ce zaczyna mu bi� jak szalone. To jest my�l! M�g�by jej zaproponowa� wyjazd na Sycyli�. Mieli to kiedy� w pla- nach, zgromadzili nawet prospekty i mapy... Jego optymizm ro�nie. Szkoda, �e nie mog� si� na- pi� - my�li - to by mi si� teraz przyda�o, jeden kieliszek, nie wi�cej. Czuje pragnienie tak silne, jak pi�� miesi�cy temu, pi�� miesi�cy i dwana�cie dni. W s�u�bowym bar- ku jest to i owo, ale kluczyk trzyma sekretarka, sam j� o to prosi�. Wysz�a ju� do domu... Kamil grzebie w szufladzie jej biurka, to ten... Obra- ca w d�oniach klucz, tak ma�o trzeba, aby piek�ce prag- nienie zaspokoi� kropelk� brandy, doda mu odwagi i elokwencji, a zapach mo�na zniwelowa� gum� do �u- cia. Sezamie, otw�rz si�... Gapi si� w butelki, niezdolny nagle do podj�cia decyzji. �Jeste�my tacy, jakich nas pragniesz" - przypomina mu si� tre�� niewys�anej wiadomo�ci, zatrzaskuje z hu- kiem barek, narzuca trencz i wybiega z biura. 16 Jego samoch�d grz�nie w korku, tylko tego brakuje, �ebym si� sp�ni�, przeklina siebie za bezsensowne przesiadywanie za biurkiem. Ka�da mijaj�ca minuta wydaje si� nie mie� ko�ca, ju� niedaleko, pociesza si�, tkwi�c w miejscu, w tym tempie nie mam szans, patrzy w panice na zegarek. Udaje mu si� zjecha� na prawy pas, kto� akurat pr�buje w��czy� si� do ruchu. Tu zaparku- j� - postanawia Kamil - na piechot� b�d� szybciej. A potem biegnie, potr�caj�c przechodni�w, ludzka rzeka stawia mu gniewny op�r. Jeszcze mam dziesi�� minut, zd��� - pr�buje si� uspokoi�, zwalnia, nie chce wpa�� do kawiarni czerwony i zlany potem. W wystawowym lustrze przyg�adza w�o- sy i poprawia krawat. Jeste�my tacy, jakich nas prag- niesz... Chcia�by by� przed ni�. Podnie�� si� z miejsca na wi- dok �ony, odczytuj�c z jej twarzy to, co ma im do powie- dzenia. By� ciekaw, jak b�dzie ubrana. Je�eli w spodnie - my�li, wszystko si� u�o�y. A je�li w sp�dnic�... Oddaj�c p�aszcz do szatni, wymy�la sobie w duchu od zabobonnych durni�w. Wsuwa d�o� do kieszeni mary- narki, pude�eczko z zegarkiem dodaje mu odwagi. A po- tem wchodzi do kawiarni, pewnym krokiem, jak torrea- dor na aren�. Szukaj�c wzrokiem wolnego stolika, widzi ich dwoje, matk� i syna, dopiero siadaj�, a wi�c si� nie sp�ni�, ale jego plan bierze w �eb. Nie udaje mu si� do- strzec, czy Gra�yna ubra�a si� w spodnie, ma lu�ny golf, reszt� zas�ania serweta. MATKA Gra�yna nie ma nawet sekundy, aby zebra� my�li. Od kiedy zacz�a chodzi� na treningi komunikatywno�ci i sesje po�wi�cone autoanalizie, zajmuj� jej one ca�y, wolny od pracy zawodowej czas. Nie tylko same zaj�cia, r�wnie� lektury, dzi�ki kt�rym mo�e pog��bi� wiedz� o sobie samej, znale�� si� na nowo w �wiecie, kt�ry usu- n�� jej si� spod st�p. Nie pami�ta, kiedy ostatnio widzia- �a si� z siostr� albo z jak�� kole�ank�. Co gorsza, zaledwie raz w tygodniu udaje jej si� zadba� o cia�o na sali. Kiedy� bywa�a tu co drugi dzie�. Przegl�da si� w lustrze, ma wci�� dobr� figur�, cho- cia� po rzuceniu palenia przyby�o jej cztery kilo. Za�o�� co� lu�nego - postanawia. Kilka razy zmienia kolczyki, zanim przypomina jej si� spotkanie, w kt�rym ostatnio uczestniczy�a. Zawsze wiedzia�a, jak si� ubra�, aby wy- sy�a� w�a�ciwe sygna�y, teraz jednak jej intuicja zosta�a podbudowana wiedz�. - Jestem kobiet� interesu - m�wi do siebie. Wa�ne jest, aby panowa� nie tylko nad w�asnym wygl�dem, ale r�wnie� nad emocjami - g�osem, mimik�, gestykulacj�. Wszystko to przekazuje sygna�y. - Spotykam si� z mo- im m�em i synem... - Lustro odbija grymas, kt�ry przecina jej twarz. Gra�yna nie ma czasu, aby zanali- zowa�, co �w grymas m�g� oznacza�, na t� chwil� wa�- ne jest, aby nad nim zapanowa�. U�miecha si� do sie- bie, a raczej rozci�ga wargi w czym� na kszta�t u�mie- chu. Ma by� uprzejma. I mi�a. Rozmowa mo�e by� trudna, chocia� wcale nie musi. Wiele zale�y od niej. Jak j� przeprowadzi. I jak jej s�owa b�d� si� mia�y do oczu, ust, d�oni... Z tymi d�o�mi, od kiedy rzuci�a palenie, to prawdziwy dramat. Nie wie, co ma z nimi robi�. Skubie niewidzialne py�ki ze swetra, poprawia fryzur�. Przecie� co� zam�wi� - my�li. Mog� trzyma� fili�ank� kawy albo szklank� soku. Sok lepszy, postana- wia, d�u�ej si� go pije, wysoka szklanka daje oparcie dla palc�w. Zmienia kolczyki po raz sz�sty, poprzednie by�y w�a- �ciwe tylko na pierwszy rzut oka, przypomnia�a sobie w por�, �e by� to prezent od Kamila. - Nie wolno mi gra� na sentymentach - m�wi g�o�- no. - Mam by� rzeczowa. Spokojna i zr�wnowa�ona. Wszystko si� u�o�y. To tylko kwestia czasu... Jej wzrok w�druje w stron� miejsca na �cianie, gdzie wisia� obraz, jeszcze miesi�c temu. Ja�niejsza farba jest dowodem winy. Dostali go w prezencie �lubnym. Nale- �a� do obydwojga. Mia� spor� warto��. Da�a go nam moja matka - uspokaja sumienie - a wi�c by� bardziej m�j. Jednak sprzeda� obrazu jest �wiadectwem tego, �e czas goni. A je�li Kamil b�dzie si� sprzeciwia�? - my�li Gra�y- na, ale zaraz odp�dza obawy jak stado os. Tak jak j� uczono na kursie. �Musisz wierzy�, �e wszystko, co za- mierzasz, jest s�uszne. Musisz wierzy� w sukces i nie do- puszcza� zw�tpienia". Zamierza powt�rzy� to g�o�no przed lustrem, ale dzwoni telefon. - Jak tw�j nastr�j? - s�yszy. - Wszystko w porz�dku? 18 19 - Na razie tak... - Nie mo�e si� powstrzyma� przed westchnieniem. - Na razie?... Widz�, �e jeszcze musisz nad sob� po- pracowa�. - Wiesz, �e si� staram... - �mieje si� Gra�yna, nerwo- wo bawi�c si� kolczykiem. - Czy do tej pory zawiod�a� si� na nas cho� raz? - Nie - odpowiada z najg��bszym przekonaniem. - Nie, nigdy. - Powodzenia. Zadzwo�, jak wr�cisz. Jeste�my z to- b�. Jak zawsze. Pami�taj o tym. Gra�yna chowa telefon do torebki, jeszcze raz lustru- je sw�j wygl�d, wsuwa stopy w mokasyny, s� idealnie dobrane kolorem do spodni. Pr�buje spojrze� na siebie z boku, jak jej radzono. Jest dobrze. Na trawniku przed domem ro�nie ��ty kwiatek, pierwszy tej wiosny, ale Gra�yna go nie dostrzega. Otwiera gara� i bram�, siada za kierownic�. �Jeste�my z tob�" - d�wi�czy jej w uszach. Od kiedy nale�y do Rodziny, nie czuje si� samotna. W dzieci�stwie nie by�a nigdzie zrzeszona, nie je�dzi- �a na kolonie ani obozy. Na studiach stara�a si� by� naj- lepsza, pod ka�dym wzgl�dem. A potem pozna�a Ka- mila. Szybko przyszed� na �wiat Jacek, troch� p�niej Micha�ek. Nie, tylko nie to, nie my�le�, nie teraz... Stoi akurat w korku, bierze g��boki oddech, �jeste�my z tob�"... Gdybym nie wype�ni�a tej ankiety... Ciekawe, czy wk�adaj� je do wszystkich skrzynek pocztowych, czy by� to przypadek, szcz�liwy traf. O ma�y w�os by j� przega- pi�a. Kilka razy wcze�niej znajdywa�a zadrukowane licz- nymi pytaniami kartki papieru, kt�re wraz z reklamami market�w i pobliskich bar�w w�drowa�y do kosza. A� kiedy� przeczyta�a pierwsze pytanie. A potem drugie 20 i trzecie. Mia�a przed sob� wtedy d�ugi wiecz�r. Odpo- wiedzi, kt�rych udziela�a, stawiaj�c krzy�yki w oznaczo- nych polach, by�y rodzajem rozmowy ze sob�. Dotyka�y tego, co wa�ne. Wysy�aj�c ankiet�, nie przypuszcza�a, jakie to b�dzie mia�o znaczenie. �Jeste�my z tob�". Patrzy na zegarek, nie chcia�aby si� sp�ni�. K�tem oka dostrzega rowerzyst�. C� za pomys�, �eby tak klu- czy� mi�dzy samochodami. G�upi szczeniak. Prowokuje los. Gdybym by�a jego matk�... - pomy�la�o jej si�, wje�- d�aj�c na parking przy hotelu. W bocznym lusterku wi- dzi, jak ch�opak zeskakuje z roweru. - Jeste� jego matk�... - szepcze. -Je�li to rzeczywi�cie on... - �ledzi wci�� jeszcze odleg�� sylwetk� - je�li to Ja- cek, rozmowa przebiegnie tak, jak zaplanowa�am... - wr�y sobie, wysiadaj�c z samochodu. Zn�w dzwoni jej kom�rka. Czy�by przypominali mi ponownie, �e s� ze mn� � u�miecha si�, sprawdzaj�c nu- mer. Ale nie, to jej siostra. Nie mam w tej chwili czasu ani ochoty na rozmow� z ni� - my�li i wy��cza telefon. Id�c do szatni, czuje na plecach czyj� wzrok. Zwalnia kroku. - Cze��, mamo - s�yszy obok. Ca�uje Jacka w policzek, lekko, �eby nie pozostawi� �lad�w szminki, i u�miecha si� do niego �yczliwie. HAIKU 1 Mu�ni�cie ust gdzie� blisko ucha. Gra�yna zam�wi�a sok z czarnej porzeczki, Kamil ma�� czarn�, a Jacek zielon� herbat�. Dobre jest takie za- mieszanie na wst�pie, kiedy nie wiadomo dok�adnie co i jak - my�li Kamil. Jest czas, �eby si� pozbiera�, �eby si� do siebie przyzwyczai�. - �wietnie wygl�dasz � m�wi do �ony i rzeczywi�cie tak uwa�a. Co� mu nie pasuje w jej zachowaniu, ale jesz- cze nie wie co. Dopiero po d�u�szej chwili patrzy na jej palce, �ciskaj�ce szklank�. Palce bez papierosa. - Nie pa- lisz? � pyta. - Nie - odpowiada z u�miechem. - To �wietnie! - cieszy si� Kamil. Rodzina bez na�og�w to w�a�nie my - my�li Jacek, a ojciec ma potrzeb�, �eby obwie�ci� to �onie. - My te�... nie�le si� sprawujemy, prawda, synku? Pytanie jest retoryczne, wi�c �synek" wykonuje tylko gest mog�cy oznacza� wszystko i nic. - To �wietnie... - W g�osie Gra�yny nie ma entuzja- zmu, wyra�nie b��dzi my�lami gdzie indziej. - Teraz mo�emy zacz�� wszystko od pocz�tku - m�wi Kamil. Gra�yna �ciska mocniej szklank�, nagle robi si� ci- cho, a mo�e tylko tak si� wydaje, zielona herbata traci 22 smak, dlaczego ten ojciec zawsze musi wyskoczy� przed orkiestr�, biedny dure� - my�li z rozpacz� Jacek. - W�a�nie to chcia�am wam zaproponowa� - odpo- wiada po chwili Gra�yna. Jacek nie wierzy w�asnym uszom, to niesamowite, a wi�c jednak chce z nimi zn�w mieszka�, rodzina Ni- wickich razem, dlaczego nie, przecie� trzynasty by� wczoraj... Ojciec wyjmuje z kieszeni �liczne pude�eczko, Gra�yna pr�buje go powstrzyma�. - Musimy sprzeda� dom - m�wi szybko. - Zgadzam si� z tob� ca�kowicie. - Kamil promienie- je. - Sam o tym dzisiaj my�la�em. Ten dom jest za du�y. Prze�yli�my w nim piek�o. Trzeba o tym zapomnie�... - O czym?! � pytanie jest ostre jak trza�niecie biczem. - Kochanie... - pr�buje j� obj��, ale Gra�yna odsuwa si� na tyle, na ile pozwala jej miejsce. - Kupimy nowy dom albo apartament w jakim� seksownym miejscu. Wi- dzia�em niedawno prospekt... Dwupoziomowe, prawie dwie�cie metr�w, ochrona, w podziemiu gara�, blisko la- su i metra. - Nie rozumiesz... - Gra�yna panuje nad g�osem, ale przez jej twarz przebiega grymas. Jacek ju� czuje, �e wszystkie nadzieje bior� w �eb, �e niczego nie da si� poskleja�, �e nie pomo�e ju� nawet pi�� miesi�cy i dwana�cie dni abstynencji ojca ani z�oty zegarek od Gucciego, kt�ry w�a�nie Kamil demonstruje jej z rozpacz� na twarzy. Bo on te� ju� wie, tylko nie chce uwierzy�. Stary osio� - my�li Jacek z czu�o�ci�. - Kupi�em go dla ciebie w Hamburgu. Zobacz... - Otwiera pude�eczko. Gra�yna je zamyka, jej d�onie dr��. Chocia� tyle - my�li Jacek. - Prosi�am was o spotkanie, poniewa� musimy ure- gulowa� nasze sprawy - m�wi cicho. Nie tak, jak sobie zaplanowa�a. Nie spodziewa�a si�, �e to b�dzie takie 23 trudne. I takie przykre. My�la�a, �e ma to ju� za sob�. Pr�buje wzbudzi� w sobie gniew. Zabi�e� swojego brata, m�wi� jej oczy, utkwione w Jacku. Przenosi wzrok na Kamila. Nie sprawdzi�e� si� jako m��, przyjaciel i ko- chanek. Przypomina sobie bezsenne przep�akane noce, w towarzystwie dochodz�cego z parteru �piewu tr�bki i brz�ku szk�a. Ma w nozdrzach jego przepojony alkoho- lem oddech. � Z�o�y�am pozew o rozw�d. - G�os Gra�y- ny brzmi teraz oboj�tnie, jakby m�wi�a o zakupie kilo- grama jab�ek. - Z orzeczeniem o winie. - Mojej? - wtr�ca nagle Jacek, nie mo�e tego wytrzy- ma�. - Daj spok�j... - Ojciec bierze go za r�k�. Trzyma si� mnie jak ton�cy brzytwy - przebiega Jac- kowi przez g�ow� - nie chc� by� brzytw� ani jego, ani niczyj� inn�. Pr�buje si� podnie��, niech bujaj� si� sa- mi, ale siedzi w k�cie, �eby si� wydosta�, trzeba by prze- sun�� stolik. - Zgadzasz si�? - pyta matka. - Nie wiem... Jestem zaskoczony... - mamrocze bez- radnie ojciec. - Dlaczego chcia�a�, �ebym by� przy tej rozmowie? - wtr�ca si� Jacek. - Bo dotyczy naszej rodziny, a wi�c r�wnie� ciebie. - Wyci�ga z torebki jakie� papiery i podsuwa ojcu. - Pod- pisz to... Ojciec zachowuje si�, jakby mia� napad analfabety- zmu albo jakby zacz�� potrzebowa� okular�w. - Co to jest? - Dokument stwierdzaj�cy, �e udzielasz mi pe�no- mocnictwa do dysponowania domem. Innymi s�owami, �e zgadzasz si� na jego sprzeda�. Tak b�dzie najpro�ciej. Nie ma w nim �adnej pu�apki, nie b�j si�. Aby rozejrze� si� za kupcami, musz� mie� twoj� zgod�... - t�umaczy mu jak dziecku. 24 _ Postaw krzy�yk - radzi ojcu Jacek. Krzy�yk na now� drog� �ycia - my�li. Marzy ju� tyl- ko o tym, �eby st�d wyj��. �eby wsi��� na rower i poje- cha� do Ralfa. _ Widz�, �e poczucie humoru niewiele ci si� zmieni- �o - stwierdza Gra�yna. _ To krytyka czy wyraz uznania? - pyta Jacek. Patrzy, jak ojciec podpisuje papiery, a Gra�yna natychmiast chowa je do torebki i kiwa na kelnerk�. - Zapomnia�a� jeszcze tego... - Kamil podsuwa jej pude�eczko z zegarkiem. Mierz� si� wzrokiem, Gra�yna prze�yka �lin� i kr�ci g�ow�. - Nie, dzi�kuj�... Daj komu� innemu... - Nie mam komu - wyznaje ojciec. Jego s�owa brzmi� przera�liwie bezradnie. Zalega cisza. Przerywa j� kelnerka, ma nadziej�, �e je- szcze co� zam�wi�, ale chodzi tylko o rachunek. P�aci oj- ciec. Wstaj�. Pude�eczko od Gucciego le�y dok�adnie na �rodku sto�u. - Chcesz to tu zostawi�? Kosztowny napiwek... - Nie wytrzymuje Gra�yna. - To ty chcesz zostawi�. Zegarek jest tw�j. Zr�b z nim, co chcesz. Zostaw kelnerce lub sobie na pami�t- k�. Mo�esz go r�wnie� sprzeda�. Ma jak�� warto��. - Kamil niespodziewanie si� rozgada�, przygl�da si� stoj�- cej obok niego �onie, jest w spodniach, a to mia�o zna- czy�... Gra�yna wzrusza ramionami i wrzuca pude�eczko do torebki. - Dzi�kuj� - m�wi. To niemo�liwe - my�li Kamil - to si� wcale nie zda- rzy�o, to tylko z�y sen. - Skontaktuje si� z tob� m�j adwokat - rzuca na po- �egnanie Gra�yna, zak�adaj�c p�aszcz. 25 - Zanim on to zrobi, ja skontaktuj� si� z tob�. Musi- my jeszcze porozmawia�... Jacek stara si� og�uchn��, ale mu si� nie udaje. - Trzymaj si�... - Czuje zbyt bliski zapach jej perfum i mu�ni�cie ust gdzie� blisko ucha. - Pa, mamusiu. - Patrzy jej prosto w oczy, wytrzymu- je jego spojrzenie, a potem odwraca si� od nich i idzie do wyj�cia. - Zobaczymy si� w domu - rzuca do ojca, nie ma ochoty zosta� z nim teraz sam na sam nawet przez minut�, ma potrzeb� ruchu, p�du i wiatru w twarz. HAIKU 2 Ja tu ju� nie mieszkam. Siedz�c w samochodzie, Gra�yna czuje si� jak prze- k�uty balon. Powinna by� z siebie zadowolona, wszystko posz�o jak trzeba, zdoby�a podpis Kamila, a to najwa�- niejsze. Nie jest �atwo dobrze sprzeda� dom, im szybciej si� za to zabierze, tym lepiej. Ciekawe, �e zar�wno m��, jak i syn my�leli, �e zechce zn�w z nimi zamieszka�. Pr�buje to sobie wyobrazi�, w tym jakim� obcym apartamencie, o kt�rym m�wi� Kamil. Nie umie w nim nawet ustawi� mebli, a co do- piero ich wzajemnych relacji. To zamkni�ty rozdzia�, teraz trzeba tylko za�atwi� wszystkie formalno�ci. �Jeste�my z tob�..." Musz� za- dzwoni� do Paw�a - my�li, wje�d�aj�c do gara�u. Otwieraj�c drzwi, s�yszy dzwonek telefonu. No tak, zapomnia�a w��czy� ponownie kom�rk�... Odbiera w ostatniej chwili. To on. Pr�buje mu powiedzie�, jak by�o, w�a�ciwie niewiele jest do opowiadania, mimo to nie potrafi znale�� s��w. - Przyjad� do ciebie wieczorkiem - s�yszy - musimy porozmawia�. Ca�kiem niedawno s�ysza�a to samo. Tyle �e poten- cjalna ponowna rozmowa z Kamilem napawa j� l�kiem, a z Paw�em... 27 Oni s� jak czer� i biel - my�li Gra�yna, u�miechaj�c si� bezwiednie na wspomnienie swego nauczyciela i mi- strza. Bierze szybki prysznic. Ledwie zd��y�a narzuci� do- mow� sukni�, rozlega si� dzwonek. Ju�? Dziwi si�, zer- kaj�c na zegarek, ale otwiera bram�, poprawia w�osy. Po- tem jest ju� za p�no. - Musimy porozmawia�... Ma ochot� zatka� uszy i zacz�� krzycze�. Sterczy przed ni� bezradnie Kamil. Nie znam ci� - my�li Gra�y- na - nie znam ci� takim. - Daj nam szans� - m�wi on. - Prosz�. Gra�yna kr�ci g�ow�, ma gul� w gardle. - Chc� rozwodu. - Czy to na pewno jej g�os? - Ni- czego wi�cej. Nieodwo�alnie. Nie mo�esz tego uszano- wa�? Kamil przechodzi obok niej, rozgl�da si� po salonie. Pewnie zauwa�y� ju� brak obrazu � boi si� Gra�yna, nie wie, �e Kamil niczego nie widzi, jakby �ciany i meble otula�a g�sta mg�a. - Z orzeczeniem o mojej winie, tak? - Tak. - Nie zgadzam si� - m�wi Kamil. - I �aden s�d nie stanie po twojej stronie, wiedz�c, jak potraktowa�a� syna. - Mia�am dw�ch. Kiedy�... - Mieli�my dw�ch. - Id� ju�. Zadzwoni do ciebie m�j adwokat. - Pieprz� twojego adwokata - wyrywa si� Kamilowi, a potem podchodzi do barku, podnosi butelk� whisky i upuszcza j� na kamienn� pod�og�. Brz�k szk�a nak�ada si� na dzwonek do drzwi. - Wiesz, gdzie jest szczotka - warczy Gra�yna. - Re- szt� mo�esz zliza�. Kamil zmierza chwiejnym krokiem ku drzwiom: 28 chyba musz� si� napi�, �eby zn�w chodzi� prosto, pi�� miesi�cy i dwana�cie... dzi� jest trzynasty, trzynasty dzie� sz�stego miesi�ca... Przed nim wyrasta nieznajomy m�czyzna: ach, wi�c to tak... - Ach, wi�c to tak... - powtarza g�o�no. - Pawe�... - Obcy facet wyci�ga do niego r�k�, Kamil potrz�sa ni� energicznie. - Gratuluj� - m�wi, po czym wychodzi, starannie za- mykaj�c drzwi. Gra�yna i Pawe� patrz� na siebie przez chwil�. - On my�la�... - Gra�yna wzrusza z zak�opotaniem ramionami - �e my... Musz� posprz�ta�... - pokazuje rozbit� butelk�. Pawe� idzie za ni� do kuchni, k�adzie jej d�o� na ra- mieniu. - Jeste�my z tob�. Wiesz o tym, prawda? - Wiem... - u�miecha si�. - To wszystko minie. Pomo�emy ci z tym si� upora�. Z tym, co jest, i tym, co by�o. Na treningach radzisz so- bie dobrze, ale wci�� masz k�opoty z praktyk�. To nor- malne, ale musisz pozby� si� barier komunikacyjnych. I umie� stawia� postulaty. - I tak ju� zrobi�am post�py... - Gra�yna broni si� s�abo, my�l�c o rozmowie w kawiarni. - Oczywi�cie. Jeste� dobra i b�dziesz coraz lepsza. Musisz tylko znale�� dla nas wi�cej czasu... Jeszcze wi�cej? To ju� w�a�ciwie niemo�liwe... - Uda ci si� to - Pawe� zdaje si� czyta� w jej my�- lach - kiedy nauczysz si� wykorzystywa� do maksimum ka�d� chwil�. Wykorzystywa� �wiadomie. Staniesz si� bardziej efektywna, gdy wyeliminujesz ze swojego my- �lenia wszystko, co rozprasza, i skupisz si� wy��cznie na sprawach istotnych. Opowiedz mi teraz, jak sobie dzisiaj poradzi�a�, a ja ci zaproponuj� zupe�nie nowy kurs. Re- 29 welacja, zobaczysz. Jest bardzo ograniczona liczba miejsc, ale je�li zdecydujesz si� szybko, na pewno wci�g- n� ci� na list�. - Ju� si� decyduj�... - �mieje si� Gra�yna. Po godzinnym spacerze z Ralfem Jacek by� pewien, �e zastanie ojca w domu, jednak mieszkanie by�o puste. Pr�bowa� si� uczy�, ale nie m�g� skupi� si� nad tekstem, kt�ry czyta�. Pies te� wydawa� si� niespokojny, jakby na- str�j tego dnia udzieli� si� r�wnie� jemu. - Jutro pobawisz si� ze swoj� rud�... � Jacek klepie go po grzbiecie, a Ralf mo�ci si� obok niego na tap- czanie. Wiesz, �e nie o to chodzi - zdaj� si� m�wi� jego �lepia. Nie r�b ze mnie g�upka, czuj�, �e co� si� �wi�- ci... - Ja te� czuj�... - mruczy Jacek. Po kolejnej godzinie zadzwoni na kom�rk� ojca. S�ysz�c g�os Kamila, zag�u- szany przez odg�osy baru, wy��czy� telefon. - Zalewa robaka... - oznajmi� psu, a ten pokiwa� �bem ze zrozu- mieniem. - Szkoda. Tak d�ugo wytrzyma�. Cholerna szkoda. Bior�c taks�wk� po wyj�ciu z knajpy, Kamil poda� kierowcy adres Gra�yny. Dopiero gdy zatrzymali si� przed �pi�c� bram�, zaprotestowa�: - Ja tu ju� nie mieszkam... - Ale gdzie� pan mieszka? � Taks�wkarz miewa� r�- nych klient�w. - Pewnie, �e tak... - Wygrzeba� z kieszeni swoj� wizy- t�wk� i wr�czy� kierowcy. - Niwicki jestem... Ju� w domu powtarza kilkakrotnie Jackowi: - Pami�taj, synu, �eby mie� adres. 30 - B�d� pami�ta�... - uspokaja go Jacek. �eby tylko jutro z tego wylaz� - my�li z rozpacz�. �eby nie poszed� wci�g. - Pi�� miesi�cy i trzyna�cie dni - powiedzia� ojciec, a potem zaintonowa� fa�szywie: - �Trzynastego wszystko zdarzy� si� mo�e, trzynastego �wiat w r�owym kolo- rze...". HAIKU 3 Trzynasty dzie� Kamila. Trzynasty dzie� Kamila trwa� r�wny tydzie�. Towa- rzyszy� mu czysty d�wi�k tr�bki i p�acz saksofonu w do znudzenia tych samych standardach jazzowych. Jacek czu� si� bezradny. - Wylej� go z roboty � m�wi� do Ralfa. � I co my wte- dy zrobimy? Mo�e to by� b��d te dzienne studia. Po- szed�bym na zaoczne, znalaz� jak�� prac�... No, co masz tak� min�? - wydawa�o mu si�, �e pies puszcza do niego oko. - Wiem, �e to nie jest proste, ale m�g�bym rozk�a- da� towar w markecie albo je�dzi� na rowerze z reklam� na plecach... Albo by� chodz�cym s�upem og�oszenio- wym... - Widzia� kiedy� co� takiego i wywar�o to na nim silne wra�enie. Zna� teori�, �e ka�dy powinien sam pi� piwo, kt�rego nawarzy�, zgodnie z kt�r� nie powinien os�ania� ojca, ale przezwyci�aj�c wstyd, zadzwoni� do jego szefa. - Chcia�bym poprosi� w imieniu ojca o urlop... - wy- j�ka� po wst�pnych uprzejmo�ciach. - Sam nie mo�e zadzwoni�? - Nie... - Rozmawia�em z twoj� matk�... - przyzna� po chwi- li Piotr. - Telefonowa�em na kom�rk�, nie zg�asza� si�, wi�c zadzwoni�em do domu. Nie wiedzia�em, �e mie- 32 szkacie oddzielnie. Wyobra�asz sobie, nic mi nie powie- dzia�- _ A ona... moja matka... co panu powiedzia�a? _ W�a�ciwie nic. By�a bardzo oficjalna. Kamil jest w domu? - Tak. - Postaram si� wpa�� po po�udniu. Daj mi adres... Po zaj�ciach na uczelni Jacek wr�ci� prosto do domu. Pok�j ojca by� zamkni�ty, nie dochodzi� stamt�d, o dzi- wo, �aden d�wi�k. Nacisn�� ostro�nie klamk�, ust�pi�a. Kamil le�a� na tapczanie. Sprawia� wra�enie, �e �pi z otwartymi oczami. W pokoju by� niesamowity ba�a- gan, widoczny nawet w p�mroku. �mierdzia�o alkoho- lem. Jacek rozsun�� zas�ony i otworzy� szeroko okno. Ralf stan�� w progu, rozgl�daj�c si� ze zdumieniem. - Nie wchod�... - pogrozi� mu Jacek i pies si� cofn��. - Jacu�... - Ojciec spr�bowa� si� unie��. - Co u ciebie, synku? - Fantastycznie. Znakomicie. Odlotowo. Mieszkanie z tob� pod jednym dachem to prawdziwa frajda. Mo�e by� si� umy�? - Umy�? - powt�rzy� wolno ojciec. - Tak, pewnie, �e tak, czemu nie... - Po�o�y� si� z powrotem, twarz� do �ciany. Jacek us�ysza�, �e co� jeszcze m�wi, wi�c pochyli� si� nad nim. - Tak mi wstyd... - mamrota� w k�ko Kamil. - Tak mi wstyd... Jacek zbiera� z furi� porozrzucane p�yty, puste i pe�ne butelki, szklanki z dziwnymi resztkami, zeschni�te ka- napki, kt�re w przyp�ywie lito�ci zrobi� mu chyba przed czteroma dniami. Sam nie wiedzia�, kogo w tej chwili nienawidzi� bardziej - matk�, przez kt�r� Kamil zn�w si� rozsypa�, czy ojca, kt�ry swoj� wpadk� usprawiedli- wia� decyzj� Gra�yny. 33 Bujajcie si� sami � t�uk�o mu si� zn�w po g�owie, gdy przyszed� Piotr. - Tam jest pa�ski zast�pca... � Jacek kopn�� uchylo- ne drzwi. � Je�li liczy pan na przedyskutowanie z nim strategii rozwojowych firmy, mo�e nie stan�� na wyso- ko�ci zadania. - Przesta�. - Piotr chwyci� go za ramiona. - Tw�j oj- ciec jest chory. - Nie chory, tylko ubzdryngolony... - Jacek czu�, �e jego cierpliwo�� si� sko�czy�a. Mia� ochot� wrzesz- cze�, odreagowa� jako� stres. Gwizdn�� na psa. - Idzie- my... Piotr rzuci� okiem na skulon� na tapczanie posta�. - Alkoholizm to bardzo podst�pna choroba - powie- dzia� do plec�w Jacka. - Podobnie jak narkomania... To by�o jak smagni�cie biczem. - Wyszed�em z tego... - Jacek chwyci� smycz. - Tw�j ojciec jest z ciebie dumny. Cz�sto to powta- rza - us�ysza� ju� z d�oni� na klamce. - Poczekaj... - uspokoi� Ralfa. - Dumny? - odwr�ci� si�, z niedowierzaniem. - Ze mnie? - Z ciebie. Zreszt� sam widzisz... Jeste� silniejszy od niego. - Nie mog� tego s�ucha�. - Jacek potrz�sn�� g�ow�. - Kamil nie wzi�� do ust ani kropli przez kilka mie- si�cy, doce� to. Mo�e nast�pnym razem uda mu si� wy- trwa� w trze�wo�ci o tydzie� d�u�ej. - A mo�e w og�le nie przestanie pi�? Sk�d pan wie? Do tej pory �y� nadziej�, teraz wszystko si� rozsypa�o. - Jacek wzruszy� ramionami. - Rodzice si� rozwodz� - po- wiedzia� po chwili. - Dom b�dzie sprzedany. Poprosz� ich... Mo�e by mi kupili mieszkanie. Chcia�bym miesz- ka� sam. Nie mam ju� rodziny. Co ci przysz�o do g�owy, �eby mu si� zwierza� - prze- mkn�o mu przez g�ow� ze zdumieniem. 34 - Je�li na to p�jd�... - powiedzia� Piotr po chwili - b�dziesz musia� sam utrzyma� mieszkanie, jak s�dz�... Do ko�ca studi�w masz jeszcze du�o czasu. Jak to sobie wyobra�asz? - Mog� studiowa� i pracowa�. Nie mam du�ych wy- maga�... - Umiesz co� robi�? - Szef ojca przyjrza� mu si� uwa�nie. - Zdj�cia - odpowiedzia� po chwili. - Robi� dobre zdj�cia. Trzynasty dzie� Kamila zdawa� si� nie mie� ko�ca, a jego pocz�tek zaton�� w rzece niepami�ci. Rzece zmie- niaj�cych si� trunk�w, z kt�rymi zamkn�� si� w swoim pokoju, wychodz�c z rzadka jedynie po to, aby uzupe�- ni� zapasy. Dom wydawa� mu si� pe�en ps�w, mia� do Jacka �al za sprowadzenie do domu kolejnych czworo- nog�w. Usi�owa� z nim na ten temat rozmawia�, bardzo grzecznie, ale jego syn zachowywa� si� arogancko. Nie lubi mnie - my�la� Kamil i by�o mu przykro. Kilka ra- zy pr�bowa� dzwoni� do Gra�yny. Nie pami�ta� po co, by�o jednak co�, co powinni om�wi�, by� pewien. Cza- sem si� dziwi�, �e jest ci�gle ciemno, �e jedna noc prze- chodzi w drug�, nie zahaczaj�c o dzie�. A potem nagle przyszed� wstyd. By� wielki i ci�ki. Szczypa� go w powieki. I w�a�nie kiedy chcia� co� na ten wstyd zaradzi�, zobaczy� Piotra. - Pan tu nie mieszka - powiedzia� ze spokojn� pew- no�ci�, a Piotr si� z nim zgodzi�. * - Dzisiaj pobiegamy razem... - powiedzia� Jacek, kie- dy wreszcie wyszli, i ruszy� truchtem. Ralf bieg� przy nodze, na kr�tkiej smyczy. 35 M�g�bym tak biec do sko�czenia �wiata - pomy�la� ch�opak. Jakie to by�oby proste. Tylko biec, nic wi�cej. Nawet nie musia�bym mie� �adnego celu. Chocia� cel za- wsze mo�na sobie wymy�li�. Ju� mia� skr�ci� w boczn� uliczk�, gdy zauwa�y�, �e ma rozwi�zane sznurowad�o. - Zaczekaj... - poprosi� Ralfa. Podnosz�c oczy, zobaczy� stoj�c� naprzeciwko dziew- czyn�. Przygl�da�a mu si� uwa�nie. �adnie ostrzy�one w�osy, lekki makija�, d�insy, �a- kiecik, czy�bym j� zna�? Kometa u�miecha si� do niego, stoi i milczy. Ciekawe, kiedy za�apiesz - my�li z zaciekawieniem. Gdybym nie by�a grzeczn� dziewczynk�, pokaza�abym ci tatua�, od razu by� sobie przypomnia�, ale takich rzeczy nie robi si� na ulicy... - To ty? - pyta Jacek. Ma ochot� jej dotkn��, �eby si� upewni�. Albo uciec i zapomnie� o tym spotkaniu. Na zawsze. - Ja - przytakuje Kometa. - HAIKU 4 Komety spadaj� nie w por�. Stoj�, milcz�c, naprzeciwko siebie w poczuciu, �e spe�ni� si� cud. Obydwoje �yj�. - Nie s�dzi�em, �e jeszcze ci� zobacz�... - m�wi Jacek, ostro�nie dobieraj�c s�owa. Pr�buje sobie przypomnie�, gdzie widzia� j� po raz ostatni. Pami�ta opuszczony dom, uczucie zimna, kilka chudych postaci, w�r�d nich Ko- met�. Przekrzywiona peruka na �ysej czaszce, wojskowe buciory i krew. Du�o krwi. Ci�gle si� drapa�a. Pr�bowali wi�za� jej r�ce, ale wtedy krzycza�a. Nikt nie m�g� tego znie��. Stoj�ca naprzeciwko niego posta� wydaje si� duchem z innego �wiata. A on? Przecie� nie pami�ta, jak sam wy- gl�da�... Ralf zaczyna si� niecierpliwi�, wcale mu si� nie podo- ba niespodziewany post�j. - Spacer z pieskiem - stwierdza Kometa. - Czyli... gdzie� tu mieszkasz? - Nie poznajesz Ralfa? - Ch�opak klepie go uspoka- jaj�co po grzbiecie. Kometa kr�ci g�ow�. Nie do wiary - my�li Jacek - uratowali�my mu �ycie. Przypomina sobie cie� psa, przywi�zanego drutem do siatki. Uwolnili go wsp�lnie, by� taki s�aby, �e nie m�g� chodzi�. 37 Kometa pracuje nad tym, aby zapomnie�. Pomaga jej w tym Rodzina. �Musisz oczy�ci� umys� ze z�ych wspo- mnie�. Wyrzuci� z pami�ci wszystko, co przeszkadza ci �y�. Wszystko i wszystkich" - powtarza Janas. Jacka te� pewnie by ju� wyrzuci�a, gdyby nie to, �e jest synem Gra�yny. Jak to los dziwnie si� plecie... Chocia� nie mo�na po- wiedzie� w tym wypadku, aby losowi nie pomog�a. Kur- sy s� kosztowne, szczeg�lnie kursy wy�szego stopnia. Do udzia�u w nich warto zach�ca� ludzi maj�cych kas�. Plecak zaczyna jej ci��y�, dziesi�� egzemplarzy ksi��- ki, dziesi�� na dziesi��, bo nie sprzeda�a dzi� niczego. Jeszcze m�oda godzina, Kometa u�miecha si� do Jacka, dlaczego ty nie mia�by� by� tym pierwszym, na dobry pocz�tek... - Pobiega�abym z wami, ale nie jestem dzisiaj w for- mie... Poza tym przeszkadza mi garb... - Zdejmuje ple- cak, stawia przy nodze. - To jak, poka�esz mi, gdzie mie- szkasz? - przyst�puje do ataku. - Nie dzisiaj... - kr�ci g�ow� Jacek. Kometa nie lubi, kiedy jej si� odmawia, jednak umie zapanowa� nad twarz�. - Trudno. Mi�o by�o ci� zobaczy�... - wyg�asza g�ad- k� formu�k�, za chwil� odwr�ci si� do niego plecami i odejdzie. Wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa po- winien j� zatrzyma�... I tak si� dzieje. - Je�li chcesz na mnie zaczeka� w tej dziupli na rogu - s�yszy za sob� jego g�os - b�d� za dwadzie�cia minut. * By� za dwadzie�cia pi��; musia� jeszcze zamieni� s�o- wo z Piotrem, kt�ry tkwi� wci�� przy ojcu. Siedzia�a w k�cie, pogr��ona w lekturze, popijaj�c co- l�. Grzeczna dziewczynka. K�tem oka zauwa�y�a, kiedy wszed�, nie podnios�a jednak wzroku znad ksi��ki. 38 _ Co czytasz? - pad�o pytanie, na kt�re liczy�a. Pokaza�a ok�adk�. - Tykanedia - przeczyta� t�oczony z�otymi literami tytu�, a nieco poni�ej zach�t�: - �Wst�p do Rodziny!" Przerzuci� par� stron i podni�s� w zdumieniu brwi. - Interesuj� ci� sekty? By�a przyzwyczajona do r�nych pyta� i mia�a w za- nadrzu wiele wariant�w odpowiedzi. U�miechn�a si� po swojemu. - Sekta to brzmi negatywnie. Chc� si� doskonali�, to chyba nic z�ego? Dlaczego akurat za pomoc� takich ksi��ek, ci�nie mu si� na usta, ale tylko kr�ci g�ow�: - Nic z�ego... - powtarza za ni� jak echo. Nagle Kometa w roli pilnej studentki nawet ryzy- kownych system�w religijnych wydaje mu si� absurdal- nie zachwycaj�ca. Zbli�a do niej twarz, ca�uje j� w usta, lekko, ale jednak. - Witaj. Co� ci si� pomyli�o - my�li Kometa, ale nie protestu- je, ciekawa, co b�dzie dalej. Jacek zamawia piwo. - A teraz opowiadaj... - Nie dzisiaj... � Kometa kr�ci g�ow�. - Dzi� twoja kolej. - Przesta�em �pa�. Troch� to trwa�o, nie by�o lekko, sama wiesz, jak to jest. Mieszkam z moim starym. Stu- diuj� psychologi�. Tyle w skr�cie. - Psychologi�? W takim razie powiniene� te� to przeczyta�! - Macha mu przed nosem ksi��k�. - Zrozu- miesz, jakich g�upot ci� ucz�. W gruncie rzeczy niewiele si� zmieni�a�, Kometo - my�li Jacek. To tylko pozory, zewn�trzna skorupka. Je- ste� gotowa wydrapa� mi oczy, je�li b�d� mia� inne zda- nie. Na jakikolwiek temat. - Po�yczysz mi j�? - pyta. 39 - Nigdy. - Dziewczyna kr�ci g�ow�. - To moja biblia. Ale je�li chcesz... mog� ci sprzeda�. Mam jeszcze jeden egzemplarz, kupi�am dla przyjaci�ki, nie dogada�y�my si�, ju� to zdoby�a... - Ile? - Jacek obraca w d�oniach ok�adk� w poszuki- waniu ceny, ale nic nie jest napisane. Kwota, wymieniona przez Komet�, nie brzmi zach�- caj�co. - Zdoby�am po cenie promocyjnej. W ksi�garni b�- dzie o wiele dro�ej. Ale nie my�l, �e ci� namawiam... - Ju� chowa ksi��k� z powrotem do plecaka, gdy po- wstrzymuje j� w p� ruchu. - Dobra, niech b�dzie. - Odlicza pieni�dze. - Ciekaw jestem, w co si� teraz bawisz... Ma ochot� spyta� o Dorot�, jej siostr� bli�niaczk�, ale si� powstrzymuje. B�dzie na to czas - my�li, bo wie, �e ich drogi zn�w si� przeci�y. Kometa spogl�da przez okno na ciemne niebo. Jacek �ledzi jej wzrok. - Spad�a� mi dzi� pod nogi ca�kiem jak kometa... - �artuje, ale dziewczyna tym razem si� nie u�miecha. - Mam na imi� Ala, pami�tasz? Patrzy na ni�, zaskoczony. Nigdy nie u�ywa�a praw- dziwego imienia. - Dla mnie jeste� Kometa - m�wi stanowczo. Dziewczyna wstaje. - Uwa�aj - m�wi. - Komety zawsze spadaj� nie w por�. - Kiedy ci� zn�w zobacz�? - Jacek r�wnie� si� pod- nosi, ale zatrzymuje go gestem d�oni. - Wychodz� sama. - Nie mam twojego numeru telefonu! - wo�a za ni�, ale nawet si� nie odwraca i niknie w mroku. HAIKU 5 Wiedzia�a, �e masz d�ugi nos. Piotr zdoby� dla Kamila jakie� leki, po kt�rych ojciec Jacka wyciszy� si� i zacz�� znowu sypia�. - Za jakie� trzy dni powinien wr�ci� do pionu - oznajmi� ch�opcu. - Ugotuj mu jak�� zup�, je�li potra- fisz. I nie os�dzaj go. Z zup� p�jdzie mi �atwiej... Jacek opanowa� si� z tru- dem, aby nie powiedzie� tego g�o�no. Ciekawe, jak d�u- go b�dziesz gra� dobrego wujka - my�la� o Piotrze. Je�li zacznie ci nawala� w pracy, sam go os�dzisz... Przez ostatnie dni tyle si� dzia�o, �e nie mia� jak sku- pi� si� na nauce. Ucieka� z domu do czytelni, aby unik- n�� cho�by i �pi�cej blisko�ci ojca. Kiedy� przysiad�a si� do niego Justyna. - Mam zaproszenie dla dw�ch os�b na przedpremie- rowy pokaz... - tu wymieni�a tytu� filmu, kt�rego wej- �cia na ekrany oczekiwali nie tylko kinomani. - To propozycja? � spyta�. Par� os�b odwr�ci�o si� w ich stron�. Wyszli na ko- rytarz. - Jasne. - Justyna roze