8571
Szczegóły |
Tytuł |
8571 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8571 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8571 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8571 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Walig�rski
Rycerzy trzech
ZAR�CZYNY KMICICA
Pewnego razu by� na �mudzi r�d mo�ny Billewicz�w - od Mendoga si� co prawda wywodz�cy, ale w ostatnich czasach ograniczony ju� tylko do panny Ole�ki Billewicz�wny, jej ciotki, kt�ra nazywa�a si� Kulwiec - Hippocentaurus i tak te� wygl�da�a oraz do Kud�atego �mudzina.
Siedzieli sobie kiedy� w Wodoktach i prz�dli, odzywaj�c si� z rzadka a g�upio, jak to zwykle na �wietej �mudzi.
- Pora by ci ju� za m�� - mrukn�a ciotka Kulwiec�wna, usi�uj�c trafi� g�rn� lew� tr�jk� na praw� doln� sz�stk� w celu przegryzienia nitki.
- Ach, co te� ciotunia... - zasroma�a si� panna i wykona�a szereg czynno�ci przystojnych skromnej szlachciance, a mianowicie strzeli�a oczkiem, tupn�a n�k�, zmierzwi�a brewki, furkn�a noskiem, z�o�y�a r�ce w ma�drzyk, a buzi� w ciup, ciup natomiast z�o�y�a na krze�le, po czym parskn�a, fukn�a, pukn�a, zaplot�a kos� i grzmotn�a Kud�atego �mudzina w pysk.
- Pad�a� - powiedzia� Kud�aty �mudzin, spluwaj�c do dzie�y z pucit�, t� po�ywn� narodow� potraw�, dobr� r�wnie� do uszczel-iania okien i usztywniania z�amanych ko�czyn.
- Oj, pora ci, pora! - upiera�a si� starucha. - A to� pie�dziesi�tka na karku.
- Trzydziestka! - pisn�a rozpaczliwie Ole�ka, rozgl�daj�c si�, czy kto nie s�ucha.
- Trzydziestka w dowodzie osobistym - zgodzi�a si� ciotka - ale poprzedni� dat� urodzenia pod swiat�o odczyta� mo�na, gdy� Kud�aty �mudzin nader niedbale j� by� wyskroba� - A �eby ci�! - krzykn�a pod adresem �mudzina i te� strzeli�a go w pysk.
- Mo�e pan Kmicic si� zjawi, kt�remu dziadek Herakliusz w testamencie swoim mnie zapisa� - szepn�a z nadziej� Ole�ka.
- No, nie wiem, nie wiem, czy w�a�nie ciebie mu zapisa� -pokr�ci�a g�ow� panna Kulwiec�wna. - Po mojemu, to on Kmicicowi konia deresza wa�acha zapisa�, tuczarni� w Lubiczu natomiast miecznikowi Ro�nienieskiemu, a ciebie to chyba J�wie Butrymowi
Bez Nogi.
- I owszem - potwierdzi�a Ole�ka - atoli J�wa Butrym, gdy mnie ujrza� przypadkiem onegdaj rano wynosz�c� �mieci do pojemnika, tedy zaraz polecia� do pana Kmicica i powiedzia�, �e ch�tnie si� zamieni i zamiast mnie we�mie wa�acha.
- A Kmicic si� zgodzi�?
- Pijany by�, to si� zgodzi�.
- Ot, durny - podsumowa�a dyskusje ciotka i dalej wszyscy prz�dli w milczeniu.
A wtem co� zadzwoni�o, zar�a�o, wyr�n�o w okno i do izby wlecia� wraz z okiennic� okutany w barany osobnik.
- A s�owo sta�o si� cia�em! - wykrzykn�y obie bia�og�owy.
- Pad�a� - dorzuci� z zainteresowaniem Kud�aty �mudzin.
Przybysz za� podni�s� si� i powiedzia� troch� be�kotliwie:
- Dzie� dobry. Jestem Sta� Tarkowski!
- Bredzi... - szepn�a panna - By� mo�e oszala� z mi�o�ci? - doda�a z nadzieja, podczas gdy m�odzian uchwyciwszy ciotk� Kulwiec�wn� za gard�o wycharcza�:
- Gdzie moja c�ru� jedyna? Oddaj mi Danu�k�, krzy�acka zarazo!
- Paszo� won! - wyrz�zi�a ciotka i w odruchu samoobrony kopn�a go ko�cistym kolanem w instynktowne miejsce.
Cios by� widocznie skuteczny, gdy� szlachcic zawy�, pobiega� chwil� w k�ko, uderzy� si� w czo�o i rzek�:
- Jam jest Andrzej Kmicic!
- Nareszcie si� przyzna�! - mrukn�a z satysfakcj� ciocia.
Pan Andrzej odzyskuj�c powoli kontenans, j�� przygl�da� si� wszystkim obecnym, aby zgadn��, kt�ra z przytomnych mu os�b ma by� jego narzeczon�. Wreszcie z kawalersk� determinacj� chwyci� za r�ce Kud�atego �mudzina i ku ognisku odwr�ci�, tak nim jak
fryga zakr�ciwszy, a potem uderzy� si� po kontuszu i zakrzykn��:
- Jak mi B�g mi�y, rarytet! Kiedy �lub?
- Pad�a� - wyszepta� skromnie Kud�aty �mudzin, zakrywaj�c swe ma�e oczka w�siskami i spoza nich zerkaj�c figlarnie ku pi�knemu rycerzowi.
- Pa�ska narzeczona tam oto stoi - rzek�a surowo ciotka, wskazuj�c panu Andrzejowi Ole�k�.
- Jezus Maria... - j�kn�� chor��y orsza�ski, pogr��ony kresow� urod� dziewicy.
- Wybacz wa�panno - wyj�ka� - alem zna� jej dziada, podkomorzego Herakliusza Billewicza i nie mog� si� nadziwi� podobie�stwu.
- Prawda, �e istna z niej sk�ra zdarta z nieboszczyka? - zawo�a�a z satysfakcj� Kulwiec�wna.
- Oj, z nieboszczyka, z nieboszczyka...... - mrukn�� rycerz.
- Sk�ra zdarta, ale gdzieniegdzie wypchana! - za�artowa�a ciocia, popychaj�c ich ku sobie, a Kmicica r�wnocze�nie w d�, skutkiem czego rymn�� z hukiem na kolana.
- Kl�czy przed ni�, o r�k� prosi! - wrzasn�a triumfalnie stara dama.
- Wszyscy widzieli! - Tu si�gn�a za dekolt i pob�ogos�awi�a m�od� par� wydobytym stamt�d wisiorkiem.
- Pad�a� - powiedzia� zgorszony �mudzin - Ta� to cycka!
- O, pardon - zarumieni�a si� Kulwiec�wna - My�la�am, �e szkaplerzyk!
I naprawiwszy omy�k�, nakre�li�a w powietrzu krzy�, a po namy�le te� drugi - prawos�awny, bo na kresach nigdy nie by�o wiadomo, jakiej kto wiary.
- Ja bym i Gwiazd� Syjonu dorzuci� - poradzi� Kud�aty �mudzin, spogl�daj�c badawczo na orli profil pana Andrzeja.
Za� pan Andrzej, kt�remu przeja�nia�o si� ju� we �bie, gor�czkowo kombinowa�, jak by si� tu wycofa� ze �wie�o zawartego narzecze�stwa. "Nic inszego - my�la� - jeno musz� na pogard� onej panienki solidnie zapracowa�, w kt�rym to celu chyba portrety jej przodk�w postrzelam. Upit� spal�, Wo�montowicze wymorduj�, panny Pacunelki pogwa�c�, a w ko�cu za Szwedy si� zwi��e - to mo�e jej obrzydn�?"
I drapn�wszy z izby, j�� realizowa� �w ambitny, ale jak�e karko�omny program.
UCZTA W KIEJDANACH
Pewnego razu wybrali si� na uczt� u Radziwi��a panowie rycerze - Kmicic, Wo�odyjowski, Zag�oba i Skrzetuski, kt�ry uciek� na Litw� z obozu mi�dzy Pi�� z Uj�ciem, kiedy to pan Opali�ski przeszed� na szwedzk� stron�. Prawd� m�wi�c, wszyscy wtedy stamt�d uciekli, ale jeden pan Skrzetuski potrafi� to uzasadni� wzgl�dami patriotycznymi, dzi�ki czemu chadza� w aureoli prawego syna zbola�ej ojczyzny. Dodajmy od razu, �e dla uproszczenia akcji wprowadzamy tylko jednego Skrzetuskiego i jednego Radziwi��a. Nasz Radziwi�� nazywa si� Janusz Bogus�aw i nosi si� z polska po cudzoziemsku, k�ad�c kontusz na brabanckie koronki, a na francuskie pludry wci�gaj�c juchtowe buty, obficie wymoszczone wiechciami z angielskiego rajgrasu.
- Czo�em, czo�em panowie bracia! - zawo�a� chytrze Radziwi��, aby ich skaptowa� do swoich niecnych zamiar�w. - Co tam w terenie? Jak nastroje, kurcza ich ma�? - pyta� jowialnie, poklepuj�c ich poufale, jak to zazwyczaj wojewoda, cho�by i wile�ski.
Zaraz te� poczuli si� swojsko i ka�dy zapragn�� popisa� si� przed ksi�ciem swoimi dokonaniami, a mianowicie Skrzetuski tym, �e si� swego czasu ze Zbara�a przekrada�, Kmicic - �e Chowa�skiego podchodzi�, pan Wo�odyjowski - �e jest pierwsz� szabl�
Rzeczpospolitej, a Zag�oba - �e najdowcipniejszy we wszystkim chrze�cija�skim rycerstwie.
Radziwi�� s�ucha�, chwali�, z rzekomego podziwu r�ce i oczy w g�r� podnosi�, ale zaraz opuszcza�, aby ich obj��, co czyni� z wewn�trznymi oporami, gdy� pan Zag�oba cuchn�� okowit�, a pan Skrzetuski nigdy si� dobrze nie wywietrzy� z onej kanalizacji zbaraskiej, przez kt�r� by� si� czo�ga�, a co wi�cej, tak sobie �w rodzaj podr�owania upodoba�, �e nie daj Bo�e, aby gdzie jakie b�ocko albo i gnoj�wk� zobaczy�, tedy zaraz tam hyca� i kryt�
�abk� w paskudztwie si� babra�.
Na szcz�cie dano zna�, �e uczta ju� gotowa, wi�c wszyscy przeszli do wielkiej sali, w kt�rej ju� siedzieli szwedzcy pos�owie.
- Ten gruby, czerwony, to hrabia Loewenhaupt, a ten chudy, zielony, to baron von Dudehoff - wyja�ni� pan Zag�oba.
- A �w siny, zakatarzony?
- A to moja narzeczona Ole�ka Billewicz�wna - wtr�ci� pan Kmicic, po czym doda�, klepi�c si� po szabli: - A je�li si� komu nie podoba, to uszy poobcinam!
- Bez uszu b�dzie jeszcze szpetniejsza - zauwa�y� pan Skrzetuski.
- No, to nie poobcinam - zgodzi� si� Kmicic i przesta� klepa� szable.
W�a�nie w tej chwili ksi��� Radziwi�� chcia� zadzwoni� bu�aw� w kielich na znak, �e b�dzie przemawia�, ale skutkiem zdenerwowania uderzy� w g�ow� ksi�dza biskupa Parczewskiego, kt�ry natychmiast zemdla�.
- Wody, wody! - zawo�a�a wojewodzina wende�ska.
- Kumpotu...! - szepn�� biskup, odzyskuj�c przytomno��. -S�uchamy, s�uchamy! - doda� uprzejmie.
- Mo�ci panowie! - zawo�a� ksi��e. - Wielu spomi�dzy was zdziwi to g�osowanie, ale pragn� zapyta�, kto jest za tym, aby�my przeszli pod panowanie kr�la Karola Gustawa? G�osujemy przez podniesienie mandatu.
Wszyscy grzecznie podnie�li mandaty, tak jak ich przez d�ugie lata uczono.
- Bardzo �adnie! - ucieszy� si� ksi��e. - A wi�c tylko dla czystej formalno�ci spytam, kto w takim razie jest za tym, aby pozosta� pod w�adz� kr�la Jana Kazimierza?
Ten g�upi formalizm spowodowa�, �e wszyscy znowu podnie�li mandaty.
- Wszyscy do pierdla! - rykn�� rozjuszony magnat i ju� po chwili nasi znajomi rycerze siedzieli w solidnym, kiejda�skim podziemiu.
- G�upio wysz�o... - powiedzia� pan Zag�oba.
- To po co �e� wa�� g�osowa�? - spyta� pan Skrzetuski.
- Wszyscy g�osowali, to i jam g�osowa�. A c� to ja jaki� socjaldemokrata jestem, czy co? A wa��, panie Michale, to niby nie g�osowa�e� "za" ?
- G�osowa�em z nawyku "za", ale w�sikami rusza�em "przeciw".
- Akurat komu� si� chcia�o gapi� w pa�skie w�siki! � za�mia� si� Kmicic, kt�ry te� z nimi siedzia� wbrew temu, czego niekt�rzy czytelnicy oczekiwali.
Wtem do lochu wszed� t�pog�owy oficer.
- Jestem Roch Kowalski - przedstawi� si�. - A to jest pani Kowalska - o�wiadczy�, pokazuj�c zardzewia�� szable tkwi�c� beznadziejnie w starej wys�u�onej pochwie.
- Jak�e to tak? - zdziwili si� wi�niowie. - To z w�asn� szabbl� �ywiesz?
- A �ywi�, a co mi tam? - odrzek� butnie Roch. - Jedyna to moja i najmilejsza przyjaci�ka! Hej - doda� marzycielsko pod adresem szabli - �eby� ty tak jeszcze, szelmo, gotowa� umia�a!
- Je�eli nie masz �adnej inszej rodziny - wzruszy� si� pan Zag�oba - to m�w mi wuju.
- A ja nie chce wa�ci m�wi� "wuju" - zaperzy� si� Roch. - Najwy�ej mog� co� do rymu - za�artowa� wulgarnie i powsadza� je�c�w na w�z, �eby ich zawie�� do Birz i wyda� Szwedom.
Wszyscy bardzo si� t� wiadomo�ci ucieszyli, a najbardziej pan Kmicic.
- Nie ma to jak u Szwed�w - m�wi� - smacznie, porno i wytworno, a Szwedki du�e blondyny! Komm hier svenska Fleka, zrobimy cz�owieka! - zacytowa� popularne, skandynawskie przys�owie.
- �wi�ta to prawda - potwierdzi� cnotliwy pan Skrzetuski.
- Opowiada� mi o tym podkanclerzy koronny, pan Hieronim Radziejowski, kt�ren by� tam na saksach i ju� po trzech miesi�cach wr�ci� w�asn� gablot� sze�ciokonn�, a wcale si� specjalnie nie napracowa�, tyle �e po karczmach garnki zmywa�, a nocami po szpitalach nocniki wynosi�, co dla polskiego dygnitarza, chwilowo od nomenklatury odsuni�tego, nie jest �adn� ujm�.
- Do Szweda, do Szweda! - zawo�ali z entuzjazmem rycerze na wie�� o tych wspania�o�ciach.
Ale, niestety, jak to u nas, popili si�, zacz�li przebiera� jeden za drugiego, a wreszcie pan Zag�oba w mundurze Rocha Kowalskiego o�wiadczy�, �e on poprowadzi konw�j. I jak zacz�� prowadzi�, tak wszyscy wpadli w r�ce skonfederowanych chor�gwi i musieli si� do nich przy��czy�. A tak �adnie si� zapowiada�o.
ZAGLOBA HETMANEM
Pewnego razu skonfederowane przeciw Szwedom chor�gwie zebra�y si� pod Bia�ym Stokiem. Na razie nie uda�o im si� zorganizowa� �adnej wi�kszej bitwy, gdy� nikt nie chcia� nikogo s�ucha�. Kiedy� nawet um�wili si� ze Szwedami, �e si� troch� pobij�, ale
gdy si� przed walk� zebrali na narad�, to ka�dy mia� inne pomys�y: jeden ��da�, �eby zacz�� od szar�y husarskiej, inny -�eby okr��y� przeciwnika na tatarsk� mod��, a jeszcze inny � �eby najpierw teren dok�adnie, po niemiecku ostrzela�. I d�ugo to trwa�o, a� wreszcie gdy wszystko uzgodnili i przybyli na um�wione miejsce, to Szwed�w ju� dawno nie by�o, bo zmarzli i odjechali do domu, a uprzednio popisali na drzewach r�ne ordynarne uwagi, gdzie oni maj� takie wojowanie.
- Wybierzemy sobie hetmana, to b�dzie porz�dek - powiedzia� pu�kownik �eromski - Mamy nawet zapasow� bu�aw�, kt�r� kiedy� pan Rewera Potocki do Sapiehy w karty przegra�, ale Sapiesze nijak by�o z dwiema bu�awami naraz wojowa�, gdy� r�ce obie mia�by zaj�te, a wiecie waszmo�ciowie jako on w nosie rad d�uba�...
- Wiemy, wiemy! - zawo�a�o towarzystwo.
- No w�a�nie, dlatego te� ow� wygran� bu�aw� w Bia�ym Stoku ostawi�.
- No, to do wot�w, do wot�w! - zaproponowa� pu�kownik Kotowski. - Ja, osobi�cie, na pana Skrzetuskiego g�osuje, kt�ren jest wojownik wielki i do�wiadczony, a przy tym ma pi�kn� brod� i sze�ciu syn�w, co ju� samo w sobie dostateczn� stanowi r�kojmi�.
- Nie wiem, co tu synowie do rzeczy maj� - mrukn�� kwa�no Wo�odyjowski, sam na bu�aw� hetma�sk� �asy - zw�aszcza, �e dwaj najstarsi dziwnie do Bohuna podobni.
- To nie prawda! - wrzasn�� oburzony Skrzetuski. - Nie dwaj, tylko jeden troch� podobny, a to dlatego �e Helena przestraszy�a si� Bohuna, gdy j� przydyba� w barze, o czem pan Zag�oba mo�e za�wiadczy�!
- W barze czy w landarze, grunt �e zdrowe g�wniarze! - rzek� sentencjonalnie Zag�oba, chc�c czym pr�dzej uci�� dra�liwy temat, szczeg�lnie i� trzeci z kolei syn pa�stwa Skrzetuskich urodzi� si� z bielmem na oku i od ma�ego lubi� sobie popi�.
- To mo�e pan Kmicic hetmanem chcia�by zosta�? � spyta� pu�kownik Lipnicki wysuwaj�c szuflad�, w kt�rej zal�ni�a poz�ocista bu�awa. Kmicic, jako �e by� gor�czka, skoczy� po ni� bez s�owa, ale nie zd��y�, gdy� Lipnicki szuflad� zatrzasn��, mia�d��c dwa palce m�odemu zago�czykowi.
- Cha, cha, cha! Ale go splantowa�! - rykn�li oficerowie z w�a�ciwym ich zawodowi poczuciem humoru.
- Wolej mi by�o zgin��! - lamentowa� Kmicic. - I jak�e ja teraz pi�� w�dek w knajpie na migi zam�wi�?
- To zamawiaj p� litra. To jest akurat pi�� w�dek. � Poradzi� �yczliwie Lipnicki, kt�ry nigdy d�ugo urazy nie �ywi�. - A teraz do wot�w panowie, do wot�w!
- Zag�oba, bracie, wysu� moj� kandydatur� - b�aga� szeptem Wo�odyjowski. - A ja za to nikomu nie powiem, �e� Burleja w Zbara�u nie usiek�!
- Pst! - Zag�oba rozejrza� si� podejrzliwie. - Jak to, powiadasz, �em go nie usiek�?
- A pewno, �e nie. Przecie to ksi�dz Muchowiecki monstrancj� go zat�uk�, ale ba� si� przyzna� do takowej profanacji.
- No dobrze... - zgodzi� si� niech�tnie Zag�oba i zaproponowa� pana Micha�a na hetmana.
- Wo�odyjowskiego? - skrzywi� si� Skrzetuski. - Pewnie �e dobry z niego �o�nierz, ale co z tego, gdy kurdupel.
- Nie jestem kurdupel - zapia� ma�y rycerz - Jestem �redniego wzrostu. Prawda, J�wa?
J�wa Butrym Bez Nogi, totumfacki i przyboczny Wo�odyjowskiego, spojrza� ponuro po obecnych i k�ad�c d�o� na r�koje�ci gar�acza rzek� dobitnie:
- Pan pu�kownik Wo�odyjowski jest �redniego wzrostu.
- Pewnie �e �redniego - przyznali wszyscy ob�udnie.
Na to podst�pny namiestnik �eromskiego, pan Jachowicz, spyta� z pozorn� �yczliwo�ci�:
- A kt� wam te nog� tak galanto ober�n��, m�j �e� ty dzielny J�wo?
- Te� pan pu�kownik Wo�odyjowski! - odpar� z uznaniem J�wa.-A to wtedy, gdy swego s�ynnego, polskiego m�ynka �wiczy� szabl�, a jam niechc�cy wszed� do izby.
- W takim razie pan Wo�odyjowski liczy sobie r�wno metr trzydzie�ci sze�� - stwierdzi� z triumfem Jachowicz zmierzywszy protez� J�wy.
- No, to nie mamy kandydata! - zasmuci� si� �eromski. - Chyba... - doda� po chwili namys�u - . . chyba �eby�my obrali pana Zag�ob�...
- Nie ma zgody. Zag�oba to op�j! - wrzasn�� Kmicic, kt�ry dla zag�uszenia b�lu w zranionej r�ce upi� si� tymczasem siwuch�.
- Nie tylko op�j, ale i lubie�nik! - dorzuci� Skrzetuski.
- I jeszcze w dodatku blagier! - uzupe�ni� Wo�odyjowski.
- Rochu, wuja ci obra�aj�! - zap�aka� Zag�oba.
- Kto wuja obra�a, ten jakoby ojczyzn�, matk� nasz� obra�a�! -o�wiadczy� Roch Kowalski i mu�ni�ciem pot�nej pi�ci rozci�gn�� Wo�odyjowskiego na pod�odze.
- J�wa Butrym do mnie - rozkaza� ma�y rycerz, - Soroka, bierz ich! - wybe�kota� Kmicic.
- Rz�dzian, �ubu-du! - zarz�dzi� Skrzetuski.
Zaczem wierni goryle utworzyli w po�rodku izby wiruj�ce k��bowisko. Kurz podni�s� si� z nie trzepanego dywanu i przys�oni� walcz�cych. S�ycha� by�o tylko dopinguj�ce okrzyki oficer�w, straszliwe �omotanie jakoby m�ot�w bij�cych w kowad�a i od czasu
do czasu okrzyki:
- Ale� ty! No, no, no! Tylko nie po oczach! Gryziesz, chamie? - i tym podobne.
Wreszcie z pod�ogi d�wign�� si� zwyci�ski Roch Kowalski i chwyciwszy bu�aw� pod�� j� panu Zag�obie. �w za� uj�� j� ostro�nie, uca�owa� i wzni�s�szy oczy w gore rzek�:
- Za grzechy moje, przyjmuje! - Z kt�rego to tekstu korzysta� ju� zreszt� przed nim Jarema Wi�niowiecki, a po nim Jarema Maciszewski. Zaraz te� zabrzmia�o tradycyjne "sto lat" i starzy towarzysze ruszyli hurm� z gratulacjami.
- I od czego, ojciec, zaczniesz swe rz�dy? - spyta� poufale Skrzetuski, kt�ry poprzednio by� wprawdzie kandydaturze Zag�oby przeciwny, ale wybranemu w tak demokratyczny spos�b pierwszy r�k� u�cisn��.
- Zaczn� od tego - odrzek� Zag�oba, bawi�c si� od niechcenia bu�aw�. - Zaczn� od tego, �e postaram si� sobie przypomnie�, kto mnie tu nazwa� blagierem, �wini� i opojem.
PORWANIE RADZIWI��A
Pewnego razu nasi rycerze doszli do wniosku, ze Szwedzi nie utrzymaj� si� zbyt d�ugo w Polsce, gdy� nie maj� �adnych szans w starciu z tutejsz� - ogromnie rozbudowan� - administracj�, kt�ra niby im si� podporz�dkowuje i niby wsp�pracuje, ale r�wnocze�nie wci�ga ich w swoje skomplikowane tryby i przepisy nie maj�ce odpowiednika w �adnym innym kraju na �wiecie z wyj�tkiem, by� mo�e, Kucowo�oszy i niekt�rych pogranicznych prowincji cesarstwa chi�skiego.
- Nie ma rady - powiedzia� pan Zag�oba. - Trzeba si� jednak czym� zas�u�y� Janowi Kazimierzowi, bo jak wr�ci na sto�ek, to da nam takiego dubla, ze si� nie pozbieramy. Zastan�wmy si� jeno, co by mu sprawi�o najwi�ksz� przyjemno��?
- To mo�e ja porw� Radziwi��a - zaofiarowa� si� Kmicic. � Dla mnie takowy proceder to nie nowina, gdy� Chowa�skiego nie jeden raz podchodzi�em. Po prawdzie ani razu nie podszed�em, chocia� na palcach podchodzi�em, ale taki mia� s�uch ten kacap, ze w ostatniej chwili odwr�ci� si� do mnie z pyskiem: "A ty, szto? ". To ja wtedy musia�em �ga�, ze po zapa�ki przyszed�em. Radziwi��a jednak podejd�, gdy� skutkiem nadci�nienia, w uszach tak mu szumi i� Szwedowie u�ywaj� go nawet jako zag�uszczki do t�umienia hase� wolno�ciowych rozlegaj�cych si� ju� to tu, to tam, po cale Polszcze!
Radziwi�� bawi� aktualnie w Pilwiszkach, sk�d rozsy�a� po kraju listy, zawieraj�ce mn�stwo ciekawych pomys��w dotycz�cych pozbycia si� element�w antyszwedzkich. W tym celu ksi��� doradza�: obmow�, intryg�, tortury, wkr�canie palc�w w kurki,
lewatyw� z towotu, zatrzymanie na czterdzie�ci osiem godzin, pohukiwanie w krzakach dla postrachu, a zw�aszcza podtruwanie konfederat�w gotowymi wytworami �wczesnego, niedoskona�ego jeszcze przemys�u spo�ywczego. Na widok pana Andrzeja wielki zdrajca
ucieszy� si�, byli bowiem spokrewnieni przez niejakiego Kiszk�. Pokrewie�stwo przez Kiszk� jest co prawda okr�ne, a mo�e si� nawet okaza� k�opotliwe, jednak�e pokrewie�stwem pozostaje, co by si� o nim nie m�wi�o.
- Najni�sze swoje us�ugi jwm�c panu jkm�c psc tsc polecam! -zawo�a� grzecznie Kmicic.
- A kogo� ja widz�? - zrewan�owa� si� Janusz Bogus�aw.
- To� to m�c psc chor orsz z kisz kap!
Kmicic sk�oni� po polsku - do ziemi czapk�, co prawda nie hetma�sk�, bo bez czaplego za otokiem pi�rka, ale ca�kiem jeszcze porz�dn�. Ksi��� za� �cisn�� go za g�ow�, a Kmicic ksi�cia za kolano, co wprawi�o Radziwi��a w nerwowy chichot. Nu�e tedy pan Andrzej cmoka� ksi�cia po r�kach, a ksi��� pana Andrzeja w ramie, a� rozochocili si� obaj i nieomal rozfiglowali.
- Ponied�wiadkujem si�? - spyta� magnat.
- Ponied�wiadkujem! - zawo�a� chor��y orsza�ski.
Tu odstawili obaj ramiona od tu�owi, a g�owy przechylili na boki i j�li si� okr��a� nawzajem jakoby dwa nied�wiedzie zazdrosne o jedna samice, a� wypatrzywszy odpowiedni moment przypadli do siebie i pochwycili w mocarne obj�cia, poklepuj�c jeden
drugiego po plecach i l�d�wiach, �lini�c po policzkach i pomrukuj�c z zadowolenia, a kt�ry to ceremonia� odprawiwszy po trzykro�, odst�pili od siebie i stali, ci�ko dysz�c od mi�ego wysi�ku.
- Co tam nowego i jksia�m�ci? - odezwa� si� wreszcie Kmicic. - Czy jokswlklitwszm�c psc msc zdr�w?
- Dzi�kuje, pchor wszm�c piecz wo� z bur i kur piecz � odrzek� Radziwi��. - Ze zdrowiem u mnie nie bardzo, gdy� zgaga mnie piecze, choroba francuska z�era, �lepa kicha nawala, ci�nienie rozsadza, reumatyzmy jakie� �upi�, a artretyzm ruchy hamuje, chocia� z drugiej strony biegunka biega� przymusza.
- Ale poza tym? - spyta� sugeruj�co pan Andrzej.
- Ale poza tym, wszystko w porz�dku! - odpowiedzia� automatycznie wielki zdrajca, raz jeszcze potwierdzaj�c stara prawd�, i� nie ma takiej wypowiedzi, jakiej nie mo�na by uzyska�, formu�uj�c odpowiednio pytanie.
- Troch� �wie�ego powietrza i jak r�k� odj�� - doradza� Kmicic, przypomniawszy sobie, po co tu przyby�. - Ot, mam tu na podw�rku konia wielkiej krwi, kt�ren dziwnie pod siod�em chodzi. Czy nie zechcia�by� wkm�c psc ziu osobi�cie go dosi���?
- A i owszem! - zawo�a� �atwowierny ksi���.
I obaj wyszli na podw�rzec, gdzie wachmistrz Wierny Soroka trzyma� niedu�ego, gruboko�cistego kuca o wielkim �bie i niepewnej ma�ci, przypuszczalnie ichtiolowej.
- Nie jest ci on szczeg�lnie urodziwy... - kr�ci� nosem Radziwi��, ale Kmicic rozejrza� si� doko�a, przytkn�� palec do warg i wyszepta� tajemniczo: - Pst, to jest ko� Przewalskiego!
- Jezus Maria! - zakrzykn�� ksi��� i r�wnie� zni�aj�c glos, spyta�: - A kto to jest Przewalski?
- Tego nie wiem - odrzek� szczerze pan Andrzej. - Ale gdym tego konia rabowa�... Tfu, chcia�em rzec gdym go kupowa�, tedy poprzedni w�a�ciciel, chocia� dobrze wykrwawiony, zdo�a� mi wycharcze� przed skonaniem, ze jest to ko� Przewalskiego.
- Dosi�d�my go tedy - Radziwi�� prze�o�ywszy nog� przez kuca, znalaz� si� na jego grzbiecie.
- Bierz go! - krzykn�� straszliwym g�osem pan Kmicic do swoich ludzi, kt�rzy uchwyciwszy z obu stron za cugle ruszyli �wawym kurcgalopem. Ksi�ciu przez jaki� czas stopy wlok�y si� po ziemi z obu stron malutkiego wierzchowca, a� wreszcie w trosce o swe
nowe, holenderskie ci�my dal za wygrana i stan�� obun� na drodze, a konik bez trudu wybieg� spod niego i weso�o poskaka� za porywaczami.
- Zawraca� po takiego syna! - rozkaza� pan Andrzej, ale jego ludzie nie byli ju� zdolni do �adnego dzia�ania, gdy� na widok og�upia�ego magnata, stoj�cego w rozkroku i trzymaj�cego kurczowo kawa�ek cugli, zacz�li tarza� si� po ��ce w konwulsjach �miechu. Wreszcie i Kmicic - w porywie weso�o�ci - run�� na ziemie, gubi�c przy okazji kr�cic�, kt�ra przy upadku wypali�a, osmalaj�c i og�uszaj�c w�a�ciciela. Zaraz tez wierny Soroka skleci� nosze kaza� i zataczaj�c si� jeszcze ze �miechu wi�z� ukochanego dow�dc� przez lasy g��bokie, bo z tak przerobiona facjat� wstyd by�o go ludziom pokaza�. W Pilwiszkach natomiast pozosta� rozkraczony wielki zdrajca Radziwi��, czym do reszty o�mieszy� si� w oczach szlachty, kt�ra od tego dnia j�a go masowo odst�powa�, przechodz�c do obozu prorz�dowego.
I to by�a autentyczna, patriotyczna zas�uga pana Andrzeja, b�d�ca rezultatem m�drej, przemy�lanej i przekonsultowanej z aktywem akcji. I nie jest wa�ne, ze na pocz�tku rycerzom o cos innego chodzi�o.
Najwa�niejsze, ze im w og�le co�kolwiek wysz�o.
OBRONA CZ�STOCHOWY
Pewnego razu pan Kmicic w�druj�c po Polsce z Wiernym Sorok� i nie bardzo wiernymi, ale nie tak t�pymi jak Soroka Kiemliczami, wst�pi� do karczmy w Kruszynie i zam�wi� sobie s�ynny tamtejszy filet z morszczuka, a do tego wino "Basztowe". Ledwie jednak
rozpocz�� konsumpcj�, gdy do jego stolika przysiedli si� panowie Wrzeszczynowicz i Lisola i zacz�li rozmawia� po niemiecku, �eby nikt nie zrozumia�. M�wili, �e Szwedzi lada chwila maj� obrobi� skarbiec jasnog�rski. Kmicic, kt�ry gada� po niemiecku jako i po naszemu, pr�dziutko doko�czy� morszczuka, popi� winem i pop�dzi� do Cz�stochowy,
s�usznie rozumuj�c, �e przy takim rabunku bandyci mog� w po�piechu upu�ci� jaki� cenny drobia�d�ek. Ledwie to jednak pomy�la�, gdy odbi�o mu si� siark� tak mocno, �e a� zlecia� z konia, a r�wnocze�nie co� zacz�o dzwoni� i hucze�.
- Co z wasz� wielmo�no�ci�? - spyta� Wierny Soroka, pochylaj�c si� troskliwie nad le��cym.
- Z g�by zion� siark�, a w uszach mi dzwoni i huczy... -poskar�y� si� m�ody rycerz.
- Dzwoni� dzwony jasnog�rskie - wyja�ni� Soroka - a huczy artyleria forteczna. Widocznie ojczaszkowie na wszelki przypadek lufy sobie przedmuchuj�.
- A sk�d siarka? - j�kn�� pan Andrzej i znowu bekn�o mu si� smrodliwie, �e a� konie przysiad�y pod Kiemliczami.
- Ha! - zawo�a� w nag�ym ol�nieniu. - Nic inszego, jeno to musi by� zapowied� m�k piekielnych, bom planowa� �wi�tokradztwo!
- Jakich tam m�k piekielnych - mrukn�� sceptycznie stary Kiemlicz. - To te jabole siark� zaprawiaj�, �eby ich pokr�ci�o!
Ale Kmicic ju� tego nie dos�ysza�, p�dzi� bowiem w kierunku klasztoru, aby ostrzec ojc�w paulin�w i w ten spos�b zmaza� sw�j niedosz�y grzech. Ksi�dz przeor Kordecki nie od razu uwierzy� obcemu przybyszowi, ale ten wyspowiada� mu si� kim jest i prosi�, aby m�g� w klasztorze wyst�powa� pod jakim� pseudonimem, a to na wypadek, gdyby Szwedzi jednak wygrali i zacz�li szuka� pomsty na przeciwnikach.
- Chwalebna to przezorno�� synu - odrzek� troch� cierpko zacny przeor - i nie b�d� si� jej przeciwia�, obierz sobie tedy miano od jakie� sprawy, kt�r� najbardziej na tym �wiecie ukocha�e�.
A m�wi�c tak, mia� na my�li takie szczytne, cho� przybrane nazwiska, jak np. "Ojczyznowski J�zef", "Mgr in�. Patryjotyczniak" i im podobne.
Kmicic my�la�, my�la�, a �e najbardziej lubi� baby, wi�c powiedzia�:
- Mo�e ja bym si� nazywa� Babiuch albo Babinicz?
- To ju� lepiej Babinicz! - zakrzykn�� Kordecki, �egnaj�c si� odruchowo. - A teraz - rozkaza� - dalej�e wszyscy opatrywa� wa�y!
- My ju� sobie opatrzylim! - zawo�ali ch�rem Kiemlicze, i kopni�ci przez Soroke wylecieli za bram� forteczn�, gdzie si� zreszt� p�niej okazali bardzo, a bardzo przydatni.
Tymczasem nadci�ga� genera� Miller i pod os�on� nocy usi�owa� podst�pnie dosta� si� do klasztoru, pukaj�c z g�upia frant w odrzwia bocznej furty.
- Wer da? - krzykn�� doskona�� niemczyzn� Kmicic, trzymaj�cy tam stra�.
- Ist Herr Kordetzky zu Hause? - zapyta� kulturalnie Miller, nadaj�c swemu g�osowi mi�kkie brzmienie.
- Kordecki szlafen, und zi auch szlafen gejen, morgen curuk komen! - poradzi� pan Andrzej.
- Aber ich habe keine Platz zum schlafen... - �ali� si� chytry �o�dak. - Ach, wie kalt, wie kalt... - zap�aka�, k�api�c naumy�lnie z�bami.
- Kalt? Kalt? - upewni� si� Kmicic. - Glajch wird warm! � co m�wi�c obla� naje�d�c�w gor�cym kapu�niakiem z wk�adk�, przyniesionym z klasztornej kuchni. �atwo poj�� jak potworn� panik� wywo�a�a ta akcja w obozie szwedzkim. Ca�e pu�ki b��ka�y si� w rozpaczliwym nie�adzie do rana, bior�c cz�sto swoich za nieprzyjaci� i niszcz�c si� wza-
jemnie. W ciemno�ci krzy�owa�y si� trwo�ne okrzyki, j�ki i paniczne pytania: "Ty, jak si� czy�ci plamy z kapu�niaku? "Korzystaj�c z zamieszania, okoliczne ch�opstwo uzyska�o nagle �wiadomo�� narodow� i uderzy�o na wra�e magazyny, a obro�cy wypadli za mury, nie daj�c nikomu pardonu. A potem wracali zdyszani, umazani krwi� jak wilcy, kt�rzy uczynili rze� owczarni.
U przechodu czeka� na nich ksi�dz Kordecki. Liczy� ich i u�miecha� si� dobrotliwie na widok okrwawionych junackich twarzy, zesztywnia�ych od posoki w�s�w i dymi�cej jeszcze od mordu broni, na kt�r� bu�czucznie ponasadzali ur�ni�te nieprzyjacielskie cz�onki, a nawet r�ce i nogi.
Jeden tylko pan Kmicic nie wraca�. Umy�li� sobie bowiem, i� korzystaj�c z okazji da drapaka z tej, zbyt jak na jego temperament �wi�tobliwej, twierdzy, gdzie jedyna dobrze widziana rozrywka by�o �wiczenie si� bato�kami.
Przebra� si� tedy m�ody rycerz za star� �ebraczk� Konstancj�, �yj�c� dostatnio ze zbierania butelek na ziemi niczyjej i skrzypi�c g�o�no stawami biodrowymi przemyka� si� na zach�d, gdy wtem ujrza� przed sob� jakiego� cz�eka, kt�ry usi�owa� ukry� w lufie ogromnej armaty t�giego, �l�skiego krupnioka, ukradzionego zapewne w czasie bitewnego tumultu.
- Pan starosta Jaworowski! - wykrzykn�� odruchowo Kmicic.
- Jam ci jest... - przyzna� si� starosta.
Jako� to on by�. Ten pot�ny i pi�kny m�czyzna najd�u�ej spo�r�d magnat�w polskich pozostawa� w szwedzkiej s�u�bie, o co niekt�rzy �ywili do� pretensje, zw�aszcza �e mia� w przysz�o�ci zosta� kr�lem polskim, do�� znanym Janem Trzecim Sobieskim. Obdarzony ogromnym apetytem i ponad miar� pazerny seksualnie, niecz�sto mia� w obozie szwedzkim okazj� do zaspokojenia obu tych nami�tno�ci.
Teraz, nagle spad�o mu jak z nieba jedno i drugie. Powiedziawszy wi�c dowcipnie "Na�ci piesku kie�basy! ", wsun�� aluzyjnie krupnioka do armaty i ruszy� w stron� rzekomej �ebraczki Konstancji, podkr�caj�c zalotnie w�sa. Pan Kmicic struchla� i w�osy stan�y mu d�bem na g�owie, za� przed oczami stan�o straszne widmo nierycerskiej �mierci. Zaraz te� zacz�li si� �ciga� wok� kolubryny, Sobieski ca�y w lansadach, amorach i prysiudach, Kmicic za� ze skromnie spuszczonymi oczami i wysoko dla u�atwienia ucieczki podkasan� sp�dnic�. Stan�li wreszcie po obu ko�cach gigantycznej lufy, dysz�c ci�ko.
- Czego si� boisz g�upia? - perswadowa� starosta Jaworowski. - Czemu nie chcesz i�� na ca�o��? I wpadaj�c w tradycyjny styl kresowych zalot�w zanuci� od niechcenia:
Mo�odyciu, mo�odyciu
Szto wtikajesz, ja twij Hryciu,
Stara maty pisz�a spaty,
Chody meni pokuchaty, juhu!
Pan Andrzej za� od�piewa� mu skromnie:
Ne choczu, ne choczu
Bo sobi zamoczu...
Nie doko�czy� i pisn�wszy cie�ko, znowu rzuci� si� do ucieczki, ale zaraz run�� na ziemie, poci�gaj�c niechc�cy za sznurek od armaty. Ogromna kolubryna hukn�a i rozpad�a si� w kawa�ki, a masywny krupniok wylecia� z niej i zabiwszy po drodze dwadzie�cia pi�� tysi�cy nieprzyjaci�, bez jednego wyj�tku heretyk�w, wpad� do klasztoru. Bardzo dobrze, �e do klasztoru, bo obro�com ko�czy�y si� ju� zapasy �ywno�ci. Tymczasem pan Andrzej omdla� i dosta� si� do niewoli. Pomi�my milczeniem ohydne praktyki, jakich si� na nim dopuszcza� w�a�ciciel prywatnego ro�na, emerytowany pu�kownik Kuklinowski. Wszyscy�my winni wdzi�czno�� poczciwym Kiemliczom, kt�rzy delikatnie �ci�gn�li Kmicica z okrutnego urz�dzenia, a nadziali na nie paskudnego prywaciarza.
Pan Andrzej usiad� wygodnie przy ogniu. Jedn� d�oni� mierzwi� w zamy�leniu sw� podgolon�, p�ow� czupryn�, drug� za� obraca� od niechcenia ro�en z Kuklinowskim. Nagle wsta�, a za nim Kiemlicze.
- Co wasza mi�o�� rozka�e? - spyta� starszy, spogl�daj�c z uwielbieniem na swego dow�dc�.
- Jedziemy na �l�sk! - powiedzia� Kmicic.
- Sprowadzi� najja�niejszego pana do kraju?
- Nie, uruchomi� pierwszy na �wiecie grill przy dworze najja�niejszego pana!
I czterej je�d�cy skoczyli w ciemno��, a na prymitywnym ro�nie skwiercza� pu�kownik Kuklinowski, rozw�cieczony, �e to nie on pierwszy wpad� na ten pomys�.
Pewnego razu najja�niejszy pan kr�l Jan Kazimierz na pierwsz� wie�� o wkroczeniu Szwed�w uciek� do ziomkostwa na �l�sk Opolski i zacz�� stamt�d s�a� uniwersa�y i o�wiadczenia, �e jest bardzo przywi�zany do swego narodu i �e ten nar�d powinien za niego gin��, bo to i �adnie, i patriotycznie. Apele te na wszelki przypadek podpisywa� nie jako kr�l, jeno Kroll. W�a�nie siedzia� nad kolejnym wst�pniakiem, gdy do komnaty wszed� pan Andrzej Kmicic i run�� z hukiem do stop kr�lewskich.
- Ratunku! - wrzasn�� przestraszony monarcha, chowaj�c si� podprymasa Leszczy�skiego, kt�rego stale trzyma� przy sobie, �eby mie� kogo zapyta�, co si� pisze przez samo "h", a co przez "u" otwarte.
- Uspok�j si�, Jasiu - perswadowa�a Maria Ludwika, wyci�gaj�c go spod sutanny. - Ten pan nazywa si� Babinicz i przyjecha� nam�wi� ci�, �eby� wraca� do kraju.
- Nie chc�! Nie pojad� do kraju! - upiera� si� kr�l, tupi�c n�kami. - Nikt mnie tam nie lubi, magnaci mnie nie lubi�, szlachta mnie nie lubi, ch�opi mnie nie lubi�, nawet dzieci mnie nie lubi�.
- Musisz wraca� do kraju - t�umaczy�a cierpliwie kr�lowa. - Przecie� jeste� kr�lem i powiniene� siedzie� na tronie z ber�em i z�otym jab�uszkiem w r�ce.
- Z jab�uszkiem mog� - zgodzi� si� wreszcie Jan Kazimierz. - Ale przecie� w kraju s� Szwedzi, kt�rzy tak�e mnie nie lubi�.
- Pan Babinicz m�wi, �e Szwed�w wsz�dy bij� - odezwa� si� kanclerz koronny, pan Koryci�ski.
- Bij�, bij�! - potwierdzi� Kmicic. - Ja sam wracam z Cz�stochowy, gdzie si�a nadokazywa�em i na ro�nie by�em przypiekany, skutkiem czego jestem cz�ciowo nadw�glony i nawet po trochu si� krusz�, zw�aszcza gdy jad� na koniu truchtem.
- Niech kto obejrzy te rany jako dow�d prawdy - rozkaza� kr�l.
- Ja to zrobi� osobi�cie - zaofiarowa�a si� kr�lowa.
Us�yszawszy to dworzanie j�li dyskretnie chichota� po k�tach, jeden drugiego szturcha� i szepta� sobie do uszu, a� wreszcie zdenerwowa�o to Jana Kazimierza, szczeg�lnie i� Kmicic i Maria Ludwika d�ugo nie powracali. Skoczy� m�ody dworzanin Tyzenhaus i przyprowadzi� ich po ma�ej chwili.
- No i co, no i co? - pyta� niecierpliwie kr�l. - Czy pan Babinicz ci pokaza�?
- Pokaza�... - odrzek�a kr�lowa, bawi�c si� wachlarzem.
- I co? Du�y uszczerbek na zdrowiu?
- Taki sobie... - mrukn�a jej kr�lewska mo��, jakby czym� zdegustowana.
- A zatem wracamy do kraju! - zdecydowa� bohaterski monarcha.
- Prosz� mi poda� gumiaki.
Wyjechali wkr�tce i jechali bardzo dziwn� i okr�n� drog�, zaproponowan� przez pana Sienkiewicza. Wsz�dy wychodzi�a im na spotkanie ludno�� zgrzebna i p�owa. Chyl�c si� do stop kr�lewskich, wo�a�a:
- A witaj�e nam, witaj, jasny gospodynie!
Kurpie przynosili mi�d z le�nych barci, Kaszubi smakowite dorsze i nototenie, Poznaniacy oszcz�dne s�owo poparcia, �owiczanki za� w�asnor�cznie utkane pasiaki, aby by�o w co poubiera� szwedzkich je�c�w. Wreszcie z krzak�w wyskoczy� Krakowiak ca�y w
ferezyjach, sukmanach i mosi�nych brz�kade�kach, z ob��dem w oczach, bo mu kos� na sztorc wywin�o, i zakrzykn�wszy po swojemu: "Oj, dana oj, dana!" pu�ci� przed orszakiem ogromnego pawia, aby gwardia kr�lewska mog�a pawimi pi�ry czapki swoje na narodow�
mod�� przystroi�.
- Wida�, �e wszystko ku lepszemu si� obraca - m�wi� z rozja�nionym obliczem. - Wychodzimy z do�ka! Trza jeno Szweda z ojczyzny mi�ej wyp�dzi�, a tego bez waszej pomocy nie uczyni�. No, wi�c jak, pomo�ecie?
- Dopom� B�g! - wo�a�o wymijaj�co ch�opstwo, pami�taj�c, �e kr�lowie bywaj� dobrzy tylko w historycznych chwilach, gdy im ziemia spod n�g, a tron spod zadka usuwa.
Tak dojechali a� do Tatr i zanurzyli si� w jak�� szczelin� skaln�, d�ug� i prost�. Gdy za� byli ju� w po�owie, nagle kraw�dzie w�wozu zadrga�y, polecia�y z nich pnie drzewne i okruchy ska�, a jednocze�nie rozleg�o si� przera�liwe wycie i okrzyki:
- Ciupagami psubrat�w!
- G�rale! G�rale - zacz�to krzycze� w orszaku kr�lewskim.
- Ojciec, pra�? - spytali m�odzi Kiemlicze.
- Wia�! - zakomenderowa� przytomnie stary Kiemlicz. Wiedzia�, �e z g�ralami nie ma �art�w, �e gdy sobie popij�, czyli zawsze, tedy radzi cepr�w rabuj�, kr�l nie kr�l, Szwed nie Szwed, Niemiec nie Niemiec, cho�by nawet i zachodni.
Zaraz te� orszak zawr�ci� i uciek� z powrotem na �l�sk, a na miejscu starcia pozosta� jedynie og�uszony butelk� m�ody rycerz. Znaleziono go dopiero wieczorem i postawiono przed obliczem g�ralskiej milicji ludowej, czyli starego Wawrzka D�d�ownicy.
- Imi� i nazwisko? - spyta� rzeczowo Wawrzek.
- Zdziwi si� pan - odrzek� pan Andrzej - ale jam nie Babinicz. Jam Kmicic... - to rzek�szy, zwis� jak martwy na r�kach milicjant�w.
- Do Matysiak�w! - zarz�dzi� roztropnie Wawrzu� D�d�ownica.
LUBOMIRSKI - SHOW
Pewnego razu marsza�ek koronny ksi��� Jerzy Lubomirski postanowi� ugo�ci� wyg�odzonego na Opolszczy�nie Jana Kazimierza. Kr�l otrzymawszy zaproszenie zacz�� lamentowa�, �e nie ma co na siebie w�o�y�, bo wszystko mu si� w podro�y wytar�o. Molestowa� tedy sw�j nieliczny orszak o ro�ne cz�ci garderoby, biegaj�c po kwaterach z okrzykami:
- �ugowski, masz jaki czysty podkoszulek? Wyd�ga, po�ycz skarpetki! Koryci�ski, jak my�lisz, wejd� w twoje spodnie?
Oni za� migali si� jak mogli, albowiem monarcha �w rzadko oddawa� wypo�yczon� odzie�, a je�li odda�, to w stanie godnym po�a�owania. Skombinowano w ko�cu kostium, na kt�ry z�o�y�y si� lakierki kawalera Noyersa, bia�e po�czochy zrabowane przez wachmistrza Sorok� okolicznemu rabinowi, pluderki obcis�e, przefarbowane na czarno z kaleson�w kanclerza Koryci�skiego, a podwi�zane u kolan kokardami, aby nie opad�y oraz koszula z �abotem, haftowana w z�ote kaczuszki i r�owe kotki, mocno woniej�ca pi�mem, zosta�a bowiem zarekwirowana u pu�kownika Wolfa, m�nego, chocia� zniewie�cia�ego dow�dcy najemnych dragon�w, o kt�rym podw�adni mawiali z mi�o�ci� "Unsere deutsche Tante", czyli "nasza szkopska ciota". Na wierzch wreszcie na�o�y� najja�niejszy pan kr�tk�, spacerow� sutann� arcybiskupa gnie�nie�skiego, za� g�ow� przyozdobi� jedn� z peruk Marii Ludwiki, o d�ugich, angielskich lokach. Skompletowana garderoba, mocno wymi�ta w jukach i zaplamiona w czasie po�piesznych posi�k�w, wymaga�a przepierki.
Bystry pan Kmicic szybko zaimprowizowa� polow� pralnie, wykorzystuj�c do tego celu rodzin� Kiemlicz�w.
- Ojciec, pra�? - zapytali Kosma i Damian.
- Pra�! - zarz�dzi� stary Kiemlicz. - Pfu! - skrzywi� si� trzymaj�c ostro�nie w palcach cze�� stroju kr�lowej. - Sk�d u najja�niejszej pani takie zasrane reformy?
- No, no, no! Tylko nie zasrane reformy! - wrzasn�� z okna karety Jan Kazimierz, kt�ry w�a�nie pracowa� nad kolejnym etapem reformy, maj�cej ul�y� ch�opom, co zamierza� og�osi� pierwszego kwietnia w katedrze lwowskiej, zapomniawszy, �e to prima aprilis,
co p�niej odbi�o si� ujemnie na realizacji tej�e reformy, a i kilku nast�pnych.
Obsztorcowani Kiemlicze wzi�li si� do prania i w p� godziny wszystko by�o czy�ciutkie, a pan Andrzej z zadowoleniem przelicza� honoraria pobrane za us�ug�.
Wtem naprzeciw kr�lowi wyskoczy� marsza�ek Lubomirski ca�y wysadzany diamentami. Jedn� r�k� przytrzymywa� kr�lewskie strzemi�, drug� za� zerwa� z plec�w weneck� deli� i rzuci� j� pod monarsze stopy, co od tygodnia mozolnie trenowa�. Na ten widok wy-
lecia�y w powietrze tysi�ce czapek, a tak�e furgon z prochem trafiony wystrzelon� z tej okazji rac�.
- Panie marsza�ku - rzek� kr�l. - Tobie restauracj� b�dziem zawdzi�cza�!
- Mi�o�ciwy panie! - odpowiedzia� Lubomirski. - Restauracja gotowa na twoje przybycie! - to m�wi�c, wprowadzi� go�cia do pi�knie przyozdobionej restauracji "Turystyczna" i usadzi� kr�lana wywy�szeniu dla orkiestry, przy osobnym stoliku. Nast�pnie kla�ni�ciem d�oni da� znak do rozpocz�cia wyst�p�w. Prezentowa�y si� mnogie zespo�y wojskowe, �piewaj�c pie�ni patriotyczne specjalnie na te okazje u�o�one, a wykonywa�y je z tym wi�kszym zapa�em, i� za najlepszy utw�r pan marsza�ek obieca� wr�czy� pier�cie�, kt�ry mia� na palcu. Pierwsi wyst�pili husarze pod bu�aw� Rocha Kowalskiego i rykn�li gromko:
Zbud� si� szlachcianko,
Popatrz kochanko,
W zachodni� stron�!
My z zagranicy,
Daj �liwowicy
W usta spragnione!
- Dziwnie pi�kna to pie�� - m�wi� Jan Kazimierz, ocieraj�c oczy. - I bardzo trafnie trudy naszego powrotu zosta�y w niej uj�te.Pewien tedy jestem, i� musia� j� napisa� jaki� zawodowy wojskowy.
- Jam to uczyni� - przyzna� Skrzetuski. - Patriotyzmy tak mi� rozsadza�y, i� musia�em im da� jakow�� folg�! Oj, nie trzeba, nietrzeba... - zacz�� r�kami macha�, widz�c, i� kr�l wypisuje mu kwit do kasy pa�stwowej. - To� ja ze szczerego serca! � tu zap�aka�, kolana kr�lewskie u�cisn�� i cenny papier porwawszy pobieg� z nim do skarbca, gdy� p�no ju� by�o i okienko przed nosem mogli mu, nie daj Bo�e, zatrzasn��. Wyst�py za� trwa�y dalej, a� wyg�odniali dworzanie zacz�li rozgl�da� si� niespokojnie, chrz�ka�, prze�yka� nerwowo �lin�, a nawet demonstracyjnie nadgryza� paprocie i asparagusy, g�sto dla ozdoby na sto�ach poustawiane. Widz�c to Lubomirski, taktownie wyprosi� artyst�w, wypychaj�c ich w�asnor�cznie za drzwi, a opornych kopi�c dyskretnie w zady. Potem porwa� bogato rze�biony puchar i wychyli� go za kr�lewskie zdrowie, a nast�pnie paln�� si� cennym naczyniem w g�ow�, doznaj�c licznych, ale chwalebnych obra�e�. Ten pe�en godno�ci, gospodarski gest wywo�a� w sali ogromny entuzjazm. Hetmani, biskupi, jenera�owie i inni dygnitarze powstali z miejsc i chwytaj�c r�ne naczynia sto�owe, rozbijali je na �bach sobie b�d� najbli�ej siedz�cym. Nawet kr�l jegomo�� uni�s� obur�cz ogromn� waz� z groch�wka i podrzuciwszy j�, pozwoli� aby roztrzaska�a si� na wielmo�nym ciemieniu.
- Waza, waz� rozbi�! Dobry to jest omen! - zawo�a� w proroczym natchnieniu nuncjusz Widon, robi�c przejrzyst� aluzj� do faktu, �e obaj przeciwnicy polityczni, czyli Jan Kazimierz i Karol Gustaw, z tego samego, szwedzkiego rodu Waz�w pochodzili i prawd� m�wi�c we mi�ej swej Szwecji mogli si� byli t�uc. Woleli jednak, jako zreszt� i r�ni p�niejsi wodzowie, na wygodnym polskim poligonie spory za�atwia�, ojczyzny w�asnej nie rujnuj�c i nie za�miecaj�c. Kiedy kadra kierownicza tak weso�o zabawia�a si�, na dziedzi�cu zamkowym i w przyleg�ej Lubowli r�wnie� t�uczono co popad�o. Celowali w tym zw�aszcza m�odzi Kiemlicze rozbijaj�c kolekcj� musztard�wek. Wkr�tce zap�on�y pierwsze domy, daj�c baraszkuj�cym wygodne i wy�mienite o�wietlenie. W blaskach po�ar�w uwijali si� dzielni obro�cy ojczyzny, za� ciemne ch�opstwo okoliczne sta�o wok� z rozdziawionymi g�bami, m�wi�c do siebie w uniesieniu:
- Zaiste, prawda jest, i� Szwedowie tym ludziom si� nie opr�, gdy� takowej rozpierduchy, jako �ywo, nigdy uczyni� nie potrafili!
OBLʯENIE TYKOCINA
Pewnego razu nasi rycerze oblegali Tykocin, w kt�rym � �eby skutecznie zredukowa� ilo�� ro�nych obl�e� - bronili si�: kr�l szwedzki, najemny Szkot Hassling - Ketling of Elgin, porucznik chor�gwi piatyhorskiej pan Char�amp oraz, oczywi�cie, Janusz Bogus�aw Radziwi��, kt�ry mia� przy sobie Ole�k�, �eby zrobi� tym na z�o�� Kmicicowi.
- Dzi� pa�ski wielki dzie�, panie Onufry! - m�wi� Wo�odyjowski do Zag�oby. - Za chwil� ma przyby� Karol Gustaw i ofiarowa� panu Zamojskiemu Lubelszczyzn� w dziedziczne w�adanie.
- To dlaczego� to ma by� m�j wielki dzie�? - spyta� zdumiony Zag�oba.
- Jak to, zapomnia�e� wa��? - dziwili si� rycerze. � Przecie� na aktywie ustalono, i� jako najwi�kszy kawalarz we ca�ym rycerstwie, masz w zamian zaofiarowa� kr�lowi szwedzkiemu Niderlandy.
- Musze sobie to zapisa�! - zawo�a� pan Zagloba. - Co ja mu mam ofiarowa�?
- Niderlandy.
W tej chwili rozleg�o si� pukanie.
- Kto tam? - spyta� Skrzetuski, za� pot�ny glos odrzek�:
- Najja�niejszy kr�l Szwed�w, Got�w i Wandal�w, wielki ksi��� Finlandii, Estonii, Karelii, Bremy, Werdy, Szczecina, Pomerani, ksi��� Rugii, pan Ingrii, Wismarku i Bawarii, hrabia Paladynu Re�skiego, Juliahu, Kliwii i Bergu!
- W porz�dku - rzek� Skrzetuski. - W�a�cie wszyscy, a ostatni �eby zamkn�� drzwi.
Wszed� Karol Gustaw, uginaj�c si� pod ci�arem przys�uguj�cych mu tytu��w.
- O, dobrze �e pana widz�! - ucieszy� si� Zagloba, kt�ry chcia� jak najpr�dzej wywi�za� si� z powierzonego zadania.
- Ot� zosta�em upowa�niony, �eby zaofiarowa� jego szwedzkiej mo�ci Inflanty!
- To parsu topsze! - ucieszy�a si� szwedzka mo��. - W�a�nie o to chcia�em prosi�! - i uradowany pobieg� do Tykocina, nuc�c pod rozcapierzonym ze skandynawska w�sem popularn� piosenk� z okolic Sztokholmu:
Nie byda, nie byda,
Szpajzowa� rezyda,
nie chc� tego dreku,
Poszpajzuje szpeku!
- Idioto - powiedzia� Kmicic, pukaj�c Zag�ob� palcem w bielmo. - Mia�e� mu da� Niderlandy, a da�e� Inflanty. Oj, poci�gnie si� teraz ta wojna, poci�gnie! - co rzek�szy, stan�� na czele swoich wiernych Tatar�w i wybi� po mordzie ich wodza - Akbah - Ulana,
bez kt�rego to zabiegu �w rasowy Azjata nie by� w stanie zrozumie� �adnego rozkazu.
Zaraz tez poszli zagonem w ziemie elektorskie, r�n�c tamtejsz� ludno��, na szcz�cie heretyck�, oraz gwa�c�c i �upi�c, ale z rzadka tylko pal�c, gdy� pan Andrzej postanowi� ograniczy� palenie.
Tymczasem w Tykocinie ksi��� Radziwi�� umy�li� straszliw� zemst� na m�odym rycerzu, bezczeszcz�c uwiezion� Ole�k�. Urz�dza� wi�c na jej cze�� turnieje i festyny, a raz nawet przebi� rohatyn� trabanta, co mu przysz�o tym �atwiej, �e trabant, jako wiadomo, pokryty jest tektur�. Panna rada by�a tym siurpryzom. Atoli gdy jurny magnat bra� si� do amor�w, tedy ucieka�a mu po zamkowych komnatach, korytarzach i wirydarzach, a� wreszcie w�azi�a na solidny gda�ski rega�, gdzie nie m�g� jej dosi�gn��, tylko nogami tupa�, oczami przewraca� i mawia� do zaufanego Sakowicza:
- Okrutna z tej panny regalistka!
Oblegaj�cy zasi� czynili ju� ostatnie przygotowania do szturmu, co sz�o im niezbyt sporo na skutek niejasnych rozkaz�w pana kasztelana Czarnieckiego, kt�ren za m�odu w g�b� postrzelon, srebrna protez� kaza� sobie wstawi�, dzi�ki czemu brz�ka� bardzo melodyjnie, ale niezbyt zrozumiale.
- Bzzzzzzzz zzzzz - rozkaza� pan Czarniecki.
- Tak jest! - krzykn�li na wszelki wypadek rycerze, a na ten dow�d subordynacji rozja�ni�o si� oblicze ukochanego.
BITWA POD PROSTKAMI
Pewnego razu w lipcu Wo�odyjowski, Skrzetuski, Kmicic i Zag�oba siedzieli nad rzeczk�, �owi�c ryby, mocz�c nogi, a od czasu do czasu w�a��c do wody, bo upa� by� tego dnia niezwyk�y. Wok� by�o s�ycha� �piew ptak�w, a w oddali niezrozumiale pokrzykiwania
kasztelana Czarnieckiego, kt�ry usi�owa� ich odnale�� i sk�oni� do wojowania, ale na szcz�cie byli dobrze ukryci w�r�d trzcin i oczeret�w.
- Istny tu raj na ziemi - mrukn�� Skrzetuski, zak�adaj�c na haczyk robaka. - S�oneczko grzeje, woda pluszcze, ptacy �wiergol�, a ryby bior�.
Pan Wo�odyjowski spojrza� w rozmarzeniu na rzek�:
- Wa�ki w s�onku igraj� - dorzuci� - a wod� trupy sp�ywaj�. Ani chybi wielka bitwa musia�a si� gdzie odby�. Hej, panie Zag�obo! - zawo�a� starego rycerza, kt�ry wozi� si� po rzecznejtafli na rozd�tym szwedzkim rajtarze jakoby na dmuchanym pontonie. - Wi�cej naszych sp�ywa czy nieprzyjaci�?
- Fifty - fifty - odkrzykn�� Zagloba, przypatruj�c si� zw�okom. - Ot, graf Waldek p�ynie, a tam pan Kotowicz, dalej Hassun - bej, kt�ry ord� dowodzi�... Jest i Izrael...
- A co ma do tego Izrael? - zdenerwowa� si� pan Kmicic. - Ci, to musz� si� wsz�dy wepcha�.
- Przecie to szwedzki jenera�, major o nazwisku Izrael � mitygowa� go pan Skrzetuski.
- Pan podskarbi Gosiewski nadp�ywa! - wrzasn�� Zag�oba, oddaj�c mimowolnie honory zas�u�onemu dow�dcy.
Za Gosiewskim nadp�yn�li dwaj dow�dcy regiment�w piechoty, bracia Engel.
- Zaraz nadp�yn� bracia Marx! - za�artowa� pan Wo�odyjowski, ale, zamiast nich nadp�yn�� Hassling - Ketling i do�� nieoczekiwanie powiedzia�:
- Czo�em waszmo�ciom!
- Ketling, �ywiesz? - ucieszyli si� rycerze.
- Yes - odrzek� oszcz�dnie, jak na Szkota przysta�o.
- No to czego z trupami p�ywasz? Chod� do nas i opowiadaj, gdzie ta bitwa si� rozegra�a?
- Pod Prostkami - wyja�ni� Ketling, zdejmuj�c i wykr�caj�c sw� kraciast� sp�dniczk� i wystawiaj�c na s�once sw� szkocka kobz�.
- Pod Prostkami - prychn�� pogardliwie Zag�oba - pod czym to si� ju� ludzie nie bij�! A powiedz�e nam go�ciu mi�y, kto zwyci�y�?
- Zwyci�y�a s�uszna sprawa - odrzek� Szkot, co niczego nie wyja�nia�o, gdy� dla pana Ketlinga coraz to insza sprawa stawa�a si� s�uszna, w zale�no�ci od tego w czyje wpada� r�ce.
- M�wi�c krotko - upiera� si� Skrzetuski - Polacy wygrali czy Szwedzi?
- Tego nie wiem, gdy� od wielkiego upa�u b�d�c bliski apopleksji, roztropnie upad�em prosto do wody i w mi�ym ch�odziku ju� trzy godziny dryfuj�.
Pan Wo�odyjowski popatrzy� na niego surowo i rzek�:
- Nie milej ci by�o, taki synu, �ycie za wiar� prawdziw� postrada�?
- Milej - zgodzi� si� Ketling - gdybym wiedzia� z ca�� pewno�ci�, kt�ra prawdziwa. Po ojcu albowiem jestem luteraninem, jednak dla uzyskania spadku w Kurlandii musia�em przej�� na katolicyzm i ju� chcia�em w tym wytrwa�, gdy mnie pod Warszawa Tatarowie na arkan ucapili i w�a�nie g�ow� mi mieli toporkiem odr�ba�, gdy wtem cudownie nawr�cony, na mahometanizm nagle przeszed�em i przez kompanijnego mu��� na pniu zosta�em ochrzczony.
- Obrzezany kozikiem, po muzu�ma�sku! - skrzywi� si� Kmicic.
- Gdy nad g�ow� toporek, tedy furda pisiorek - odrzek� filozoficznie Ketling, chocia� wida� by�o, �e boleje nad strat�.
- Nie martw si�, wasze� - pociesza� Skrzetuski - nader wielkie jeszcze przed tob� mo�liwo�ci, gdy� sko�czywszy ze Szwedy uderzymy najpewniej na Kozak�w, wspieraj�cych Rakoczego, a w on czas by� mo�e znowu w niewole popadniesz i na prawos�awie przej�� b�dzie ci dane.
- Nie tylko - popar� Zagloba - A judaizm? A buddyzm? A Towarzystwo Krzewienia Kultury �wieckiej? Byle� tylko do lutera�skiej wiary nie nawraca�, gdy� ich ministrowie niemieck� mow� si� pos�uguj�, kt�rej Pan B�g najpewniej nie znosi, zw�aszcza i� modlitwy te� maj� dziwaczne, zaczynaj�ce si� przewa�nie od s��w: "Ich melde gehorsam..."
- Tako� i przys�owia Niemcy maj� nader g�upie - doda� Wo�odyjowski. - Co dziwne, gdy� przys�owia s� m�dro�ci� narod�w, a jaka� dla przyk�adu mo�e by� m�dro�� we przes�owiu "H�nde hoch"?
- Kapitan von R�ssel p�ynie, m�j dobry znajomy! - ucieszy� si� Zag�oba, wskazujac zw�oki pozbawione g�owy. - Musz� go obszuka�, gdy� by� mi winien dwie�cie talar�w za tajn� informacj� wojskow�, kt�r� przeda�em mu z drugiej r�ki! - co rzek�szy stary rycerz
skoczy� ra�no do wody.
- Mi�o tu, ale nudno - stwierdzi� Skrzetuski, zarzucaj�c w�dk� - a i ryba jako� przesta�a bra�...
- Bierze, bierze! - zwr�ci� mu uwag� Kmicic, ukazuj�c ta�cz�cy sp�awik. - I to jaka� du�a bestia. Pewnie karp albo i sum!
Zacz�li ci�gn�� obaj, obserwuj�c z�owion� sztuk�.
- Chyba sum, bo z w�sami!
- Z w�sami to lin. Sum natomiast bywa z jajami.
- A ten i z w�sami, i z jajami!
- Moim zdaniem, to jest pan Zag�oba! - zawo�a� Ketling.
- Nie, to na pewno sum! - upiera� si� Skrzetuski