8494

Szczegóły
Tytuł 8494
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8494 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8494 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8494 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Roman Pisarski O psie, kt�ry je�dzi� kolej� I W�ochy to pi�kny i malowniczy kraj na po�udniu Europy. Ka�dy, kto spojrzy na map�, znajdzie je od razu. Maj� kszta�t ogromnego buta. Na cholewie, a tak�e na obcasie tego buta pe�no jest miast i wsi. ��czy je ze sob� sie� dr�g i tor�w kolejowych. Na mapie wygl�daj� one jak nitki paj�czyny. Nie b�d� wam opisywa� krajobrazu W�och. Kiedy� zapewne przeczytacie wiele ciekawych ksi��ek o tym kraju. Kto wie, mo�e nawet niekt�rzy z was, gdy dorosn�, pojad� do W�och, aby je zwiedzi�. Przekonaj� si� wtedy, �e �aden opis nie potrafi odda� ich pi�kna. Bo trudno s�owami odmalowa� prze�liczny kolor nieba, kt�re jest tam bardziej niebieskie ni� turkus. Trzeba je zobaczy�. Trzeba na w�asne oczy ujrze� malownicze stare miasta i miasteczka w�oskie, cytrynowe i pomara�czowe gaje, g�ry i doliny, aby si� nimi naprawd� zachwyci�. Pos�uchajcie dzi� historii, kt�ra zdarzy�a si� we W�oszech. B�dzie to opowie�� o ludziach i o pewnym psie. O psie, kt�ry jak prawdziwy turysta, sam podr�owa� kolej� po ca�ym kraju. B�dzie to zarazem opowie�� o wielkiej przyja�ni. Nie jest to zmy�lona historia. Chocia� dziwna, zdarzy�a si� naprawd�... Pewnego dnia... Tak, pewnego dnia na w�z�owej stacji Marittima w �rodkowych W�oszech oczekiwano na poci�g, kt�ry szed� z Turynu do Rzymu. By� upalny lipcowy dzie�. S�o�ce, jak to we W�oszech, grza�o tak mocno, �e ludzie musieli chowa� si� w cie�. Na peronie stacyjnym by�o pusto, bo wszyscy podr�ni ukryli si� w poczekalni. Tylko zawiadowca stacji wyszed� przed budynek, w�o�y� urz�dow� czapk� i zapi�� bluz� munduru na ostatni guzik. S�ycha� ju� by�o gwizd zbli�aj�cego si� poci�gu. Zza k�py drzew, kt�re ros�y obok dworca, wysun�a si� b�yszcz�ca elektryczna lokomotywa - za ni� przemkn�� sznur wagon�w. Zatrzyma�y si�. Kiedy do poci�gu wsiad�o kilku pasa�er�w, zawiadowca podni�s� r�k�, daj�c sygna� odjazdu. W tej chwili zobaczy�, �e z ostatniego wagonu wyskoczy� jaki� pies. Poci�g odjecha�, a pies podbieg� do zawiadowcy i zacz�� si� �asi�. Potem pokiwa� ogonem i rozejrza� si� dooko�a. Tu� przy torze sta�a pompa stacyjna. Pies podbieg� do kamiennego zbiornika na wod�, kt�ry sta� obok pompy, i jednym susem wskoczy� na cembrowin�. Kolejarz patrzy�, jak psiak ch�epcze wod�, wreszcie obr�ci� si� na pi�cie i wr�ci� do biura. Zamkn�� starannie drzwi, zdj�� czapk� i pogr��y� si� w swoich papierach. Po chwili us�ysza� skrobanie do drzwi. Uchyli� je i zobaczy� znowu psa. - Czego chcesz? - roze�mia� si�. Pies usiad� przed nim i popatrzy� mu w oczy. - Czego chcesz? - spyta� znowu zawiadowca. - Jeste� g�odny? Spojrza� uwa�nie na kundla. By�o to bardzo mi�e kud�ate psisko podobne troch� do szpica, a troch� do owczarka. Oczy mia�o weso�e i szelmowskie. Jedno ucho stercza�o ostro do g�ry, drugie opada�o w d�. Nadawa�o to psu pocieszny, a zarazem zawadiacki wygl�d. Zawiadowca si�gn�� po sw�j chleb z kawa�kiem sera, pokruszy� go i pocz�stowa� go�cia. Pies by� wida� g�odny, jad� z apetytem, ale nie �apczywie, jak to czasem robi� �le wychowane kundle. Kolejarz pog�aska� go. Poczu� sympati� do tego zwierz�cia i pomy�la�, �e warto si� nim zaopiekowa�. Od dawna chcia� mie� psa-przyjaciela, kt�ry bawi�by si� z dzie�mi i pilnowa� domu. Mieszka� dwadzie�cia kilometr�w od stacji, tu� przy ma�ym kolejowym przystanku. Okolica dooko�a jego domu by�a pusta. "Dzieci ucieszy�yby si�, gdybym im przywi�z� tego psa" - pomy�la� kolejarz. - Pojecha�by� do mnie? - spyta�. Pies zaszczeka� cicho i pomerda� ogonem. Wygl�da�o na to, �e zrozumia�. - B�dzie z tym troch� k�opotu - powiedzia� zawiadowca. Wiedzia�, �e przepisy kolejowe zakazuj� surowo przewo�enia zwierz�t osobowymi poci�gami. Jako kolejarz nie m�g� naruszy� tych przepis�w. Ale bardzo chcia� zabra� psa ze sob�. "Co� trzeba b�dzie wymy�li�" - mrukn��. II Poci�g miejscowy z Marittimy do przystanku obok Piombino, gdzie mieszka� zawiadowca, odchodzi� dopiero wieczorem. W ci�gu kilku godzin, kt�re kolejarz i pies sp�dzili razem, zd��yli si� zaprzyja�ni�. Pies ani na krok nie odst�powa� nowego pana. Chodzi� z nim po ca�ej stacji. P�nym popo�udniem obaj wybrali si� do bufetu. Zawiadowca jad� podwieczorek i cz�stowa� psa. - Sk�d pan go ma? - spyta� bufetowy. - Mi�a psina tak� sympatyczn� mord�... - Przyjecha� rzymskim poci�giem - wyja�ni� zawiadowca. - Wida� kto� chcia� si� go pozby� i wys�a� w podr�. Ludzie maj� r�ne sposoby... - Tak pan my�li? - roze�mia� si� bufetowy. - A bilet mia�? - Podszed� do psa i poda� mu plasterek kie�basy. - Delikatny pies - pochwali�. - Nie rzuca si� jedzenie. Ma honor. - M�dre psisko - przy�wiadczyli kolejarze, kt�rzy siedzieli przy stole. - Jak si� wabi? Zawiadowca wzruszy� ramionami. - Ja bym go nazwa� "Lampo"[] - powiedzia� jeden z kolejarzy. - �ywy jak iskra, �lepie mu si� �wiec�, a i grzbiecie ma jasn� pr�g� - widzicie? Prawdziwa b�ykawica nie pies. - Chod�, Lampo - rzek� zawiadowca. Spodoba�o mu si� to imi�. Wsta�. Zap�aci� w bufecie za podwieczorek i wyszed�. Pies pobieg� za nim. - I co z tob� zrobi�, biedaku? - spyta� cz�owiek - Nie mog� przecie� zabra� ciebie do wagonu. To nie takie proste... Mia�bym przykro�ci... Rozumiesz? Pies pisn�� i popatrzy� panu w oczy. Min� mia� weso�� jakby si� u�miecha�. - A mo�e pobiegniesz za poci�giem? - roze�mia� si� kolejarz. - To podmiejski. Wlecze si� jak ��w. Nie zd��y�by�? Pies pomerda� ogonem. - Zrobione - powiedzia� zawiadowca. - Uwa�aj wi�c. Za kilka minut ruszamy. Spojrza� na zegarek i skierowa� si� na peron. Kiedy poci�g zajecha�, kolejarz wszed� do wagonu i opu�ci� okno. Pies zosta� na peronie. Czeka� na rozkaz. "Ciekaw jestem, czy zrozumie, o co mi chodzi" - pomy�la� zawiadowca. Lokomotywa ruszy�a. Kolejarz wychyli� si� z okna i cicho zagwizda�. Lampo poderwa� si� i zacz�� biec obok poci�gu. - M�dra psina - ucieszy� si� cz�owiek. Kiwn�� r�k� i pokaza� psu kierunek. Obok toru bieg�a w�ska �cie�ka. Pies trafi� na ni� i p�dzi� r�wno z poci�giem. Od czasu do czasu zwraca� �eb w stron� okna, szukaj�c oczyma znajomej sylwetki. - �mia�o, Lampo, �mia�o! - zach�ca� go kolejarz. Poci�g sun�� coraz pr�dzej. Lampo nie ustawa� w biegu. Szczekn�� par� razy, jakby chcia� zawiadomi� swego pana, �e czuje si� doskonale, i p�dzi� jak chart na wy�cigach. Ale po kilku kilometrach gonitwy zacz�� si� m�czy�. Z pyska zwiesi� mu si� j�zyk, nogi zacz�y si� pl�ta�. Dysza�. - Biedaku! - szepn�� kolejarz, kt�ry nie spuszcza� oczu z psa. Kiwn�� r�k�. - Zosta�! - zawo�a�. Pies pos�usznie stan��, a potem usiad� na �cie�ce. By� bardzo zm�czony. Ledwo zipa�. III Nazajutrz kolejarz wr�ci� do Marittimy porannym poci�giem. Nie mia� zbyt wielkiej nadziei, �e zobaczy znowu psa. "Pewnie si� gdzie� zab��ka� - my�la�. - Albo kto� go przygarn��". Szkoda - mrukn��. Wysiad� z poci�gu i skierowa� si� do kancelarii. Pierwsze drzwi by�y uchylone jak zawsze. Zawiadowca wyj�� klucz, aby otworzy� drugie, wewn�trzne drzwi, i w tej chwili us�ysza� radosny pisk. Z k�ta korytarza wyskoczy� Lampo. - Jeste�! - krzykn�� zawiadowca. Przytuli� �eb psa do swoich kolan. Lampo �asi� si� i skaka�. Uspokoi� si� wreszcie i wszed� z zawiadowc� do kancelarii. - G�odny jeste�? - spyta� kolejarz. Rozwin�� �niadanie. Zjedli je obaj, a potem pies po�o�y� si� pod sto�em tu� u n�g cz�owieka. Nie przeszkadza� ju� panu, kt�ry zabra� si� do swojej roboty. Oko�o godziny dziesi�tej przez stacj� mia� przeje�d�a� pospieszny. Zawiadowca obci�gn�� na sobie mundur, wzi�� czapk� i wyszed�. Pies pobieg� z nim. Poci�g wpad� na stacj� i zatrzyma� si� ze zgrzytem. - Manttima! - krzykn�� konduktor. Wychyli� si� przez okno i zasalutowa� zawiadowcy. - Marittima - powiedzia�a do swojej kole�anki jaka� panienka, kt�ra wyjrza�a zza szyby restauracyjnego wagonu. Nagle roze�mia�a si� i poci�gn�a towarzyszk� za r�kaw. - Sp�jrz na tego psa. - Pokaza�a palcem. By�o na co patrze�. Zawiadowca sta� w s�u�bowej postawie, wypr�ony jak struna. W�a�nie podni�s� d�o�, aby da� maszyni�cie sygna� odjazdu. Obok niego usiad� Lampo. S�u�y�, wyci�gaj�c przednie �apy. Min� mia� uroczyst�. - Pocieszny pies - roze�mia�a si� dziewczyna w oknie. - Wygl�da tak dostojnie, jakby to w�a�nie on odprawia� nasz poci�g. Lampo zaszczeka�. Ogromny mi�dzynarodowy ekspres drgn�� i ruszy� z miejsca. Zawiadowca poklepa� psa. - Dzi�kuj� ci, Lampo, za pomoc - powiedzia�. IV Tego samego dnia kolejarz z�ama� przepisy. Wieczorem, gdy na stacj� zajecha� miejscowy poci�g, ukry� psa pod bluz� i wsiad� z nim do wagonu. Znalaz� pusty przedzia�. Lampo zrozumia�, o co chodzi. Wlaz� pod �awk� i siedzia� tam jak trusia a� do ko�ca podr�y. W Piombino bez oporu da� si� wysadzi� na drug� stron� toru. Kiedy poci�g odjecha�, pies dogoni� pana. Nikt na stacyjce nie domy�li� si�, �e Lampo przyjecha� kolej�. - Gin� - zawo�a� zawiadowca na widok c�reczki, kt�ra otwiera�a mu drzwi. - Popatrz, kogo przyprowadzi�em. Dziewczynka poczerwienia�a z rado�ci i zawo�a�a brata. Ma�y Roberto a� klasn�� w r�ce. - Jak on si� nazywa? - spyta�. - Lampo. To dobry pies. Weszli wszyscy troje do jadalni, gdzie matka ustawia�a w�a�nie na stole talerze do kolacji. Lampo wszed� z powag�, pomerda� uprzejmie ogonem w stron� gospodyni i usiad� grzecznie pod piecem. - My�l�, �e nie b�dziemy z nim mieli k�opotu - odezwa� si� kolejarz. - Bardzo m�dre psisko. Opowiedzia� histori� kundla. Wszyscy wys�uchali jej, kr�c�c g�owami. Nawet ma�a Adele wychyli�a si� ze swojego ��eczka i s�ucha�a ciekawie. - Pies - krzycza�a, klaszcz�c w r�czki. Rodzina siad�a do kolacji. Lampo jad�, bior�c delikatnie podawane k�ski. Nie spieszy� si� ani nie naprzykrza�. Po kolacji pomacha� grzecznie ogonem, jakby chcia� podzi�kowa� za pocz�stunek. Potem wysun�� si� za drzwi. - Chcesz si� przej��? - spyta� zawiadowca. - Dobra my�l. Wyj�� papierosa, zapali� i wyszed� za psem. Ze zdziwieniem zauwa�y�, �e Lampo pobieg� w kierunku stacji. Na przystanek zaje�d�a� w�a�nie ostatni poci�g do Marittimy. Stan��. Pies dobieg� do peronu, pokr�ci� si� chwil� przy ostatnim wagonie i da� nagle susa na stopie�. Poci�g ruszy�. - Lampo! - zawo�a� zdziwiony zawiadowca. Zobaczy�, �e pies znalaz� ju� wygodne miejsce na platformie wagonu. - Lampo! - powt�rzy� cz�owiek. Ale pies nie zeskoczy�. Czerwone �wiat�o latarni wisz�cej nad buforem oddala�o si� coraz bardziej. Poci�g znikn�� w ciemno�ci. V Nast�pnego ranka, jad�c na s�u�b�, kolejarz rozmy�la� o ucieczce swego przyjaciela. Zawi�d� si� na nim. By�o to przykre. "Dziwny pies" - mrukn��. Przypomnia� sobie, jak Lampo po raz pierwszy zjawi� si� na stacji. Sk�d przyjecha�? "W��czykij" - mrukn�� znowu. Zaduma� si�. Tak, to nie by� taki zwyk�y pies, z tych, kt�re widzi si� co dzie�. Psy nie podr�uj� same kolej�... A ten... Najdziwniejsze by�o to, �e Lampo zd��y� na ostatni nocny poci�g. Sk�d wiedzia�, o kt�rej godzinie trzeba wyj�� z domu? "Czy�by zna� rozk�ad jazdy? - u�miechn�� si� kolejarz. - Ale po co ucieka� ode mnie? Dok�d pojecha�?" - zacz�� si� zastanawia�. Pokr�ci� g�ow�. Tak, to by�a dziwna historia. Gdyby j� komu� opowiedzia�, spotka�by si� z niedowierzaniem. Ludzie pomy�leliby, �e to bajeczka. Poci�g dojecha� do Marittimy. Zawiadowca wyj�� z kieszeni s�u�bowe klucze. Jeszcze nie doszed� do budynku, gdy drzwi biura uchyli�y si�. Wypad� z nich Lampo. P�dzi� jak prawdziwa b�yskawica. Doskoczy� do kolan pana, a potem usiad� i zacz�� s�u�y�. Min� mia� tak filutern�, �e zawiadowca wybuchn�� �miechem. - A wi�c nie uciek�e�? Pilnowa�e� biura, co? Pies pokiwa� ogonem. - W takim razie wybaczam wszystko - ci�gn�� �artobliwym g�osem kolejarz. - S�u�ba to s�u�ba! Poklepa� psa. Lampo nie przestawa� si� �asi�. - Dobrze ju�, dobrze - powiedzia� zawiadowca - Nie gniewam si� ani troch�. - Sprytne psisko! - zawo�a� dy�urny ruchu, kt�ry wyszed� w�a�nie ze swojego pokoiku. - Czy pan wie, �e ten kundelek ca�� noc warowa� w korytarzu pod drzwiami pa�skiego biura? Nie da� si� nikomu odp�dzi�. Zawiadowca ju� otworzy� usta, aby opowiedzie� koledze o tym, jak pies sam wsiad� do poci�gu, aby wr�ci� do Marittimy. Ale powstrzyma� si� w por�. "Nikt w to nie uwierzy" - pomy�la�. VI Wesz�o w zwyczaj, �e Lampo co dzie� wieczorem je�dzi� ze swoim panem na kolacj� do Piombino. Podr� sp�dza� zwykle pod �awk� wagonu, siedz�c w tym ukryciu jak mysz pod miot��. Na stacji zeskakiwa� chy�kiem na drug� stron� poci�gu. Kolejarz nie mia� z nim nigdy k�opotu. Dzieci czeka�y ju� na go�cia. Piszcza�y z uciechy, gdy Lampo wpada� do domu. Pies na widok ma�ych przyjaci� okazywa� tyle rado�ci, �e trudno go by�o nie lubi�. Ma�y Roberto po prostu go kocha�. Pie�ci� i g�aska�, uczy� r�nych sztuczek. W czasie kolacji pies zawsze siada� obok jego krzes�a. Dzieciak oddawa� mu najlepsze k�ski. - Czemu on nie chce u nas mieszka�? - pyta� ojca. - Tutaj mu przecie� najlepiej... - To kolejowy pies - �mia� si� zawiadowca. - Musi pilnowa� mojego biura. - Ale chocia� w niedziel� mo�e u nas zosta� - upiera�y si� dzieci. - Popro�cie, mo�e zrozumie i zostanie - �artowa� ojciec. - Spr�bujcie mu to wyt�umaczy�. Lampo nie dawa� si� jednak uprosi�. Co dzie� po kolacji o tej samej porze zrywa� si� z miejsca i �egna� z domownikami. Nie pomog�o zamykanie drzwi. Skaka� wtedy i rzuca� si� na klamk�. Dzieci pogodzi�y si� z losem. Nauczy�y si� same wypuszcza� psa z domu. Lampo ani razu nie sp�ni� si� na poci�g. By� mo�e s�ysza� go wcze�niej ni� wszyscy. W ka�dym razie wybiega� z domu tak punktualnie, jakby w brzuchu mia� budzik. Zawiadowca razem z dzie�mi odprowadza� go na stacj�, lecz po pewnym czasie zaniecha� tego zwyczaju. Wiedzia� doskonale, �e pies sam i tak trafi do poci�gu. Codziennie rano Lampo oczekiwa� na pana przed biurem. Wita� si� z nim z prawdziw� psi� serdeczno�ci�, wchodzi� do kancelarii i zjada� tam przywiezione przez zawiadowc� �niadanie. Przez chwil� siedzia� jeszcze i patrzy�, jak pan zabiera si� do pracy. Potem wyrusza� na obch�d stacji. - Oho, Lampo zaczyna dy�ur - �miali si� kolejarze. Znali go ju� wszyscy. Sta� si� ich ulubie�cem. Byli z niego dumni. Tak, to by� wyj�tkowy pies. Przywi�za� si� do ludzi i zapewne uwa�a� si� za pracownika kolei. Lubi� swoj� stacj�. Sta�a si� jego domem. Nie by�o w niej zak�tka, kt�rego by nie zna�. Co dzie� po wyj�ciu z biura zawiadowcy przechodzi� wolnym krokiem przez d�ugi, pokryty oszklonym dachem peron. Kr�ci�o si� po nim zwykle sporo podr�nych, ale Lampo nie zwraca� na nich uwagi. To nie byli ludzie w mundurach. - Lampo! - wo�ali robotnicy stacyjni, kt�rzy wychodzili z narz�dziami na tory. - P�jdziesz z nami? Merda� ogonem i przy��cza� si� do brygady. Na miejscu pracy siedzia� przygl�daj�c si�, jak robotnicy dokr�caj� �ruby. Nieraz wys�ugiwali si� nim. - Zanie� klucz - m�wili. - Na tamten tor. Podawali mu narz�dzie dla kolegi, kt�ry czeka� z wyci�g ni�t� r�k�. Lampo bra� do pyska klucz lub m�otek i odnosi� gdzie trzeba. Pocz�tkowo nie mogli nadziwi� si�, �e taki spryciarz. Potem przywykli do jego pomocy. Tylko ludzie z przeje�d�aj�cych poci�g�w, widz�c psa przy robocie, otwierali ze zdziwienia usta. W po�udnie pies wybiera� si� do bufetu na obiad. Czeka�a ju� na niego gotowa porcja, kt�r� zjada� nie marudz�c. Wiedzia�, �e nie ma czasu na zbyt d�ugi odpoczynek. O trzynastej mija�y si� dwa pospieszne poci�gi. By�a to uroczysta chwila. Zawiadowca wk�ada� czapk�, otrzepywa� mundur i wychodzi� na peron. Lampo nigdy nie przegapia� okazji, aby towarzyszy� swemu panu. Warto by�o widzie�, z jak� powag� zachowywa� si� przy odprawie poci�gu. Kiedy�, gdy zawiadowca o ma�o nie sp�ni� si� na peron, pies narobi� w biurze tyle ha�asu, �e zbieg�o si� p� stacji. Na tym psie mo�na by�o polega�! - Kupi� ci czapk�, Lampo - �mia� si� zawiadowca. - Dobry z ciebie kolejarz. Kupi� mu pi�kn� obro��. Stolarz stacyjny zrobi� psu skrzynk� na legowisko. Ustawiono j� w korytarzu obok drzwi biura, gdzie Lampo nocowa�. Na stacji �y�o kilka bezpa�skich kot�w, kt�re nocowa�y w jednej z szop, na stryszku gnie�dzi�y si� dzikie go��bie. Nie przeszkadzano im tu mieszka�, czasem nawet rzucano okruchy. Ale ani koty, ani ptaki nie nale�a�y do brygady stacyjnej. Lampo nale�a�. VII - Sprzedaj pan tego psa - powiedzia� pewnego razu gruby w�a�ciciel winnicy. Przyszed� znowu na stacj�, prowadz�c za uzd� ma�ego osio�ka. Odbiera� w�a�nie kilka pustych beczek, kt�re przys�ano mu kolej�. - Niech mi pan go sprzeda - powt�rzy�. - Dobrze zap�ac�. Zawiadowca pokr�ci� g�ow�. - Przyda�by mi si� ten pies - ci�gn�� winiarz. - Potrzebuj� dobrego str�a. Potoczy� beczk�. Osio�ek strzyg� uszami. Wiedzia�, �e za chwil� obarcz� go ci�arem. Rolnik przyturla� nast�pn� beczk�. Zwi�za� obie i w�o�y� je na grzbiet os�a. - Jeszcze dwie - mrukn�� i roze�mia� si�, widz�c jak osio�ek strzy�e uszami. Lampo podszed� do k�apoucha i obw�cha� jego zwieszony �eb. Zaszczeka�. Bardzo lubi� osio�ka. Znali si� doskonale, bo winiarz cz�sto przychodzi� na dworzec. Osio�ek wyszczerzy� z�by, jakby si� �mia�. - Patrz pan - powiedzia� rolnik - Lampo przyja�ni si� z moim Grigio. Polubi i mnie. Nie b�dzie mu �le w winnicy. Kolejarz wzruszy� ramionami. Ju� nie raz nagabywano go, aby sprzeda� psa. Nudzi�y go te pro�by. Wiedzia�, �e Lampo wr�ci�by na stacj�. Osio�ek, obarczony ci�kim �adunkiem, st�kn��. Beczki zas�oni�y go zupe�nie. Wida� by�o spod nich tylko jego nogi i uszy. Winiarz chwyci� go za uzd� i poci�gn�� za sob�. Lampo odprowadzi� os�a a� za obr�b budynk�w stacyjnych, potem wr�ci�. Zawiadowca sta� na peronie i patrzy� na psa. "Sprzeda� Lampo? - my�la�. - Nie, za �adne skarby!" Wiedzia� doskonale, �e gdyby tak zrobi�, narazi�by si� kolegom, kt�rzy uwielbiali psa. Sam zreszt� nie przebola�by jego straty. Ale Lampo m�g� uciec. Przyjecha� nie wiadomo sk�d. Co by si� sta�o, gdyby pewnego dnia ogarn�a go t�sknota za dawnym domem? "G�upstwo - pomy�la� zawiadowca. - Lampo nie opu�ci nas nigdy. Przyzwyczai� si�". Wszed� do kancelarii. Lampo siedzia� na progu. - Nie uciekniesz od nas? - spyta� kolejarz. Pies pokr�ci� ogonem. Poliza� pana po r�ce. - Nie zdradzisz nas? Lampo spojrza� na pana z takim oddaniem, �e zawiadowca si� rozczuli�. - Dobry, poczciwy - szepn��, g�adz�c psa po g�owie. Chwyci� go delikatnie za ucho. - Uwa�aj, Lampo - powiedzia�. - S� ludzie, kt�rzy ch�tnie zabraliby ci� od nas. Nie daj si� skusi�. I pilnuj si�. aby ci� kto nie ukrad�. Lampo zaszczeka�. VIII Lato ko�czy�o si� ju�. Pinie rosn�ce przy stacji nie traci� koloru, ale kwiaty na kolejowych rabatach zwi�d�y. Winiarz coraz cz�ciej zjawia� si� na peronie - potrzebowa� ci�gle nowych beczek. W winnicy rozpocz�to zbiory. Lampo urz�dowa� pracowicie, jak zawsze. Zauwa�one tylko, �e od pewnego czasu coraz rzadziej zjawia� si� w bufecie. Czy�by jedzenie mu nie smakowa�o? - Mo�e karmi� go pasa�erowie - domy�la� si� bufetowy. By�o mu przykro, �e Lampo gardzi jego kuchni�. - Jeszcze kto� struje psa - powiedzia� raz do zawiadowcy. - Powinien pan uwa�a�. - Co te� ci przychodzi do g�owy? - �achn�� si� kolejarz. Zaniepokoi� si� jednak. Postanowi� nie lekcewa�y� ostrze�enia. Zacz�� zwraca� baczniejsz� uwag� na swego pupila. Nie Lampo nie przyjmowa� �adnych pocz�stunk�w ani od obcych dzieci, ani od doros�ych. Wi�c gdzie jad�? Pewnego popo�udnia zagadka wyja�ni�a si�. Lampo wybiega� zawsze do popo�udniowego poci�gu. Zawiadowca siedzia� zwykle o tej porze w biurze przy telefonie. Od lat �w poci�g odprawia� jego zast�pca. Lampo nie bra� udzia�u w tej odprawie. Nie chcia�o mu si� s�u�y� z wyci�gni�tymi �apami. Sztuczk� t� popisywa� si� wtedy, gdy wychodzi� do poci�gu z zawiadowc�. Po co wi�c spieszy� si� do popo�udniowego ekspresu? Zast�pca zawiadowcy zauwa�y�, �e pies oczekuj�c na ten poci�g siedzia� zawsze po drugiej stronie toru. Za trzymuj�ce si� wagony zas�ania�y go na kilka minut. Co wtedy robi�? Tego dnia zawiadowca, aby nie p�oszy� psa, ukry� si� w ma�ej budce po drugiej stronie toru. Ekspres zajecha�. Lampo pobieg� truchcikiem w stron� wagonu restauracyjnego. Usiad�, wyci�gn�� �apy i kr�tko zaszczeka�. Okno wagonu opad�o. Pojawi�a si� w nim g�owa kucharza w bia�ym czepku. - Jeste�? - u�miechn�� si� kucharz. Rzuci� psu przygotowan� porcj� smako�yk�w. Lampo zabra� si� do jedzenia. Zawiadowca schowa� si� g��biej w cie� budki. "Nie mo�na psu zabroni� je�� tego, na co ma ochot�" - pomy�la�. Pokr�ci� g�ow�. - "Ten Lampo to spryciarz co si� zowie" - u�miechn�� si�. - "Ale poczciwy" - usprawiedliwi� zaraz pupila. Postanowi� nie m�wi� o tym, co zobaczy�. Bufetowy m�g�by pogniewa� si� na psa. - A jednak powiem - mrukn�� po chwili. - Niech staraj� si� o lepsze jedzenie. Nasz dworcowy bufet ju� od dawna nie dba o go�ci jak nale�y. IX To, co sta�o si� w tydzie� p�niej, poruszy�o ca�� stacj�. Lampo przepad�. Zawiadowca szuka� go wsz�dzie. Kiedy przekona� si�, �e psa nie ma na stacji, poszed� do znajomego winiarza. Jednak ten przysi�ga�, �e o niczym nie wie. Dr�nicy kolejowi, kt�rzy tego dnia wybrali si� na obch�d dalekiego odcinka, przetrz�sn�li po drodze wszystkie zaro�la obok tor�w. Nie da�o to �adnego rezultatu. - Mo�e Lampo wybra� si� do Piombino?- pociesza� zawiadowc� jego m�odszy kolega. - O tej porze? - wzruszy� ramionami zawiadowca. - Przecie� je�dzi tam ze mn� co dzie� wieczorem. - M�g� zat�skni� za dzie�mi. Mo�e chcia� sp�dzi� z nimi ca�y dzie�. To by�o mo�liwe. Kolejarz uspokoi� si�. Wieczorem, pe�en nadziei, pojecha� do domu. Ale okaza�o si�, �e psa w Piombino nikt nie widzia�. - Co mog�o mu si� sta�? - pyta�y dzieci. By�y smutne i rozczarowane, �e Lampo nie przyjecha� z ojcem jak zwykle. - Nie wiem, co mog�o si� sta� - powiedzia� cicho zawiadowca. Kolacja nie smakowa�a mu tego wieczoru. Ma�y Roberto pochlipywa� w k�cie. Gin� skuba�a fartuszek. Nawet matka straci�a humor. Rano dzieci odprowadzi�y ojca na stacj�. Uca�owa� je serdeczniej ni� zwykle. - Uszy do g�ry - powiedzia�. - Przywioz� go dzisiaj. Nie by� pewny, czy uda mu si� dotrzyma� obietnicy. Serce bi�o mu mocno, gdy poci�g zatrzyma� si� w Marittimie. Wyskoczy� z wagonu i skierowa� si� do biura. Jego zast�pca, kt�ry sta� na progu, roz�o�y� r�ce. - Nie ma go - powiedzia�. Zawiadowca wszed� do kancelarii. Dopiero teraz poczu�, jak wzbiera w nim �al. Wyszed� znowu na peron. Kolejarze kr�cili si� po dworcu jak zwykle. Ale opu�ci�a ich ochota do codziennych �arcik�w. - Daj mi szklank� wina, Pi�tro - mrukn�� zawiadowca wchodz�c do bufetu. Usiad� przy kontuarze i zwiesi� g�ow�. - Mogli go otru� - powiedzia� bufetowy. Nape�ni� szklank�. - M�wi�em, �e trzeba uwa�a�... - Nie m�w g�upstw - poderwa� si� zawiadowca. - Nie wierz� w to. Wypi� wino. Nie pomog�o mu, jak si� tego spodziewa�. W sercu czu� rosn�cy niepok�j. W po�udnie wpad� z hukiem na stacj� pospieszny z Turynu. Zawiadowca sta� w swoim zwyk�ym miejscu. W�a�nie podnosi� r�k� do daszka czapki, aby odpowiedzie� na uk�on znajomego konduktora, gdy na peronie rozleg�o si� szczekanie. Z otwartych drzwi ostatniego wagonu wyskoczy� Lampo. Poci�g odjecha� ju�, ale kolejarz nie m�g� si� jeszcze uspokoi�. Najpierw zrobi� surow� min�, potem porwa� psa na r�ce i przytuli� do szyi. Postawi� go znowu na ziemi i znowu si� zmarszczy�. 1 - Gdzie� si� w��czy�? - spyta� ostro. - Je�dzi� do Turynu - wyja�ni� jaki� g�os. - No i wr�ci�, jak pan widzi. - Zabra�e� go ze sob�, Edwardo? - zdziwi� si� zawiadowca. Edwardo, elektrotechnik, kt�rego wys�a� wczoraj do Turynu, u�miechn�� si�. - Nie, prosz� pana. Kiedy wsiada�em do poci�gu, widzia�em tylko, �e Lampo wskakuje do ostatniego wagonu. Zdziwi�em si� nawet... - Mog�e� zadzwoni� do nas z Turynu, �e� go widzia� - obruszy� si� zawiadowca. - Od czego telefon? Chodzili�my tu jak struci. - Sk�d mog�em wiedzie�? - roz�o�y� r�ce Edwardo. - Mia�em zreszt� na niego oko. Nie zgubi�bym go. Ale on sam wiedzia�, kiedy wraca� - roze�mia� si�. - Albo mu to pierwszyzna? Wlaz� do powrotnego poci�gu bez mojej pomocy. Bez biletu, oczywi�cie. Taki to cwaniak! - Dobrze, �e wr�ci� - powiedzia� zawiadowca. X Niezwyk�a podr� Lampo do Turynu i jego szcz�liwy powr�t sta�y si� g�o�ne nie tylko na stacji. Kolejarze, dumni ze swego przyjaciela, pochwalili si� jego wyczynem przed lud�mi z miasteczka. Na dworzec zacz�o zagl�da� coraz wi�cej ciekawskich. - Kundel, zwyczajny kundel - dziwi�y si� niekt�re paniusie. Wyobra�a�y sobie, �e pies tak m�dry musi mie� niezwykle rasowy wygl�d. - To nie ma nic do rzeczy - powiedzia� roztropnie pan aptekarz. - Kundle s� w�a�nie najm�drzejsze. Sam mia�em takiego psa... Aptekarz zacz�� opowiada� o swoim psie, lecz przerwa� mu w�a�ciciel cukierni. - Prowadzi�em kiedy� bufet w cyrku - powiedzia� - Widzia�em wiele ps�w. Tresowanych, ma si� rozumie�... - My�li pan, �e to cyrkowy pies? - zaciekawi� si� burmistrz miasteczka. - Nie inaczej. G�ow� da�bym, �e zna r�ne sztuczki. Uciek� z cyrkowej budy, to jasne jak s�o�ce... - Zapomina pan, �e cyrkowcy je�d�� zwykle samochodami, a rzadziej kolej� - pokr�ci� g�ow� aptekarz. - Zreszt� w cyrku nie uczyliby psa rozk�adu jazdy - roze�mia� si�. - W jaki spos�b? I w�a�ciwie po co? Cukiernik wzruszy� ramionami. - Tak czy owak - powiedzia� - to uczony pies. - M�dry - zgodzi� si� aptekarz. Ludzie przychodzili jeszcze przez kilka dni. Bufetowy na dworcu zarabia� teraz znacznie wi�cej. Ciekawscy, kt�rzy odwiedzali jego lokal, pili sporo wina i jedli du�o ciastek. Ale zawiadowca mia� do�� tych go�ci. Tote� odetchn�� z zadowoleniem, gdy ich wizyty wreszcie sko�czy�y si�. Lampo znowu si� ustatkowa�. Jak dawniej "pe�ni� s�u�b�" - pomaga� robotnikom i pilnowa� kancelarii pana. Wieczorem je�dzi� jak dawniej z zawiadowc� na kolacj� do Piombino. Znano go ju� i na tamtej stacji. Nikt nie spodziewa� si�, �e psu przyjdzie kiedy� do g�owy pomys�, aby znowu wyruszy� w nieznane. By�o mu przecie� tak dobrze. Kolejarze rozpieszczali go, jedzenia mia� pod dostatkiem... I taki by� przywi�zany do swojego pana! Ale pewnego dnia znikn�� znowu. Tym razem zawiadowca nie martwi� si� ju�. Wiedzia�, co robi�. Usiad� przy telefonie i zacz�� dzwoni�. W Turynie nikt nie widzia� psa. Nie wiedziano te� o nim ani w Salazzo, ani w Savona, ani w Genui. Dy�urni ruchu, do kt�rych dzwoni� nieznany kolega z ma�ej stacji, byli zdziwieni. "Co za pies?" - pytali. Niekt�rzy nie mogli powstrzyma� si� od �arcik�w i kpin. Inni odk�adali s�uchawk�. Kolejarz nie dawa� za wygran�. Kiedy przekona� si�, �e na p�nocnych stacjach nie ma co szuka�, zacz�� dzwoni� na Po�udnie. W Orbetello jaki� g�os ofukn�� go. - Pajaca pan ze mnie robi? Od kiedy to psy je�d�� same kolej�? Zawiadowca zm�czy� si� ju�, ale jeszcze nie ustawa�. Po raz ostatni podni�s� s�uchawk� i wywo�a� Rzym. Znu�onym g�osem powt�rzy� swoje pytanie. I wtedy dy�urny w Rzymie zapyta�: - Jak wygl�da ten Lampo? - Ma jasn� pr�g� na grzbiecie - wyja�ni� z bij�cym sercem zawiadowca. Opisa� dok�adnie psa. - To ten - roze�mia� si� g�os w s�uchawce. - Jest. Siedzi u nas w dy�urce. Sam tu trafi�. Nakarmili�my go, oczywi�cie... - Dzi�kuj� - ucieszy� si� zawiadowca. Gdyby m�g�, u�ciska�by swego rozm�wc�. - To m�wi pan, �e pies sam przyjecha�? - zaciekawi� si� g�os. - Niebywa�e! - Tak - odpowiedzia� zawiadowca. - Niech go pan wsadzi do pospiesznego, kt�ry idzie do Turynu. - Zrobione! - obieca� kolega na drugim ko�cu drutu. - Mo�e pan by� zupe�nie spokojny. Odzyska pan swojego przyjaciela. Tylko czy pies b�dzie wiedzia�, gdzie ma wysi���? - Tak. Chyba tak - powiedzia� zawiadowca. - A wi�c dobrze. Wy�l� psa, cho� sam zatrzyma�bym go ch�tnie u siebie - powiedzia� g�os. Wy��czy� si�. Zawiadowca po�o�y� s�uchawk� i otar� czo�o. XI Wie�� o niezwyk�ym psie zacz�a roznosi� si� po ca�ych W�oszech. Bo Lampo po kilku tygodniach odpoczynku znowu zacz�� podr�owa�. Trudno mu by�o tego zabroni�. Zawsze zreszt� potrafi� wybra� chwil�, kiedy nie zwracano na niego uwagi. W�lizgiwa� si� wtedy do poci�gu i odje�d�a�. Kolejarze na wielu odleg�ych dworcach znali go ju� i wiedzieli, �e to podr�nik z Marittimy. Stacyjka, o kt�rej istnieniu wiedzia�o dotychczas niewielu, sta�a si� teraz znana w ca�ym kraju. - Przyjecha�! - dzwonili do zawiadowcy koledzy z r�nych miejscowo�ci. - Mo�ecie by� o niego spokojni. Nakarmimy i ode�lemy. Nie zawsze wsadzali psa do poci�gu. Nie wszyscy mieli ochot� si� go pozby�. Pewien kolejarz z Rapallo chcia� go po prostu przyw�aszczy�. Ale Lampo uciek� i wr�ci� do Marittimy. �adna si�a nie mog�aby go zatrzyma� w obcym miejscu. Tylko Marittima by�a jego domem, a tutejsi ludzie - jego rodzin�. Kocha� ich, bo sam by� kochany. Mo�e domy�la� si�, �e sprawia im czasem k�opot, ale wiedzia�, �e nie potrafiliby si� na niego pogniewa�. Rozpieszczali go. Dzieci zawiadowcy przeje�d�a�y nieraz do ojca. Kolejarz u�miecha� si�, bo wiedzia�, dlaczego to robi�. Gin� spacerowa�a wtedy z psem po peronie, a szcz�liwy Roberto �mia� si� jak nigdy w domu. - Kochasz nas, Lampo? - pyta�y dzieci, g�adz�c puszyst� sier�� psa. Patrzy� na nie z takim przywi�zaniem i mi�o�ci�, �e rozumia�y go bez s��w. Pewnego dnia do Marittimy zadzwoni� redaktor jakiej� gazety. - Czy to u pana jest ten cudowny pies? - spyta�. - Lampo? - roze�mia� si� zawiadowca. - Tak. - Pozwoli pan, �e przyjad� - powiedzia� redaktor. Zjawi� si� nast�pnego dnia z aparatem fotograficznym i sporym notesem. Zrobi� kilka zdj��, a potem d�ugo rozmawia� z zawiadowc� o przygodach psa. Zapisywa� co� w notesie. W dwa dni p�niej w gazecie ukaza� si� bardzo ciekawy artyku�, w kt�rym by�y i fotografie Lampo, i opis jego w�dr�wek. "Lampo to urodzony podr�nik" - napisano czarno na bia�ym. "Jest chlub� ca�ej stacji". - Gazeta chwali�a tak�e kolejarzy. "Tylko ludzie, kt�rzy maj� z�ote serca, mog� przywi�za� do siebie takiego psa" - pisa� redaktor. "Lampo wraca zawsze tam, gdzie czuje si� najlepiej". - Widzisz, Lampo, co� narobi�? - �miali si� kolejarze, kt�rzy przeczytali gazet�. - Teraz nawet w Turynie wszyscy o nas wiedz�. Lampo wysun�� j�zyk. Dysza�, bo by�o mu gor�co. Min� mia� tak�, jakby si� �mia�. "A widzicie - zdawa�y si� m�wi� jego filuterne oczy - co ja potrafi�?" XII - Czy to ty jeste� tym s�ynnym Lampo? - spyta� kelner wagonu restauracyjnego. - Poznaj� ci� z fotografii - powiedzia�. Pospieszny poci�g mija� w�a�nie stacj� w Sapri. By�o to daleko za Neapolem. - Bardzo si� ciesz�, �e przyszed�e� do mnie - odezwa� si� kelner. Lampo da� si� pog�aska�. Usiad� grzecznie na pod�odze w korytarzyku. Kelner przyni�s� mu kawa�ek mi�sa na podstawce. "Takiego psa nie widzia�em jeszcze nigdy w �yciu" - pokr�ci� g�ow�. - "Jeste�my oddaleni prawie tysi�c kilometr�w od tej jego Marittimy - pomy�la�. - W jaki spos�b to psisko przesiad�o si� na nasz poci�g? Musia� przecie� przesi��� si� w Rzymie..." Pies ko�czy� posi�ek. Zliza� resztki jedzenia i odsun�� delikatnie talerz. Pokiwa� przyjacielsko ogonem i zaczai si� �asi�. Kelner pog�adzi� go po g�owie. - Che posse far� per lei? Co mog� jeszcze uczyni� dla pana? - roze�mia� si� - Capisce cio che dico? Czy pan mnie rozumie? Nie prze�pi si� pan po obiedzie? Zaprowadzi� psa do przedzia�u s�u�bowego i przygotowa� mu pos�anie. Potem zamkn�� starannie drzwi. "Chcia�bym mie� tego kundelka - my�la�. - Tylko gdzie bym go hodowa�? Ca�e �ycie sp�dzam w poci�gu..." Wyszed� na korytarzyk i stan�� przy oknie. "W�a�ciwie po co on je�dzi?" - zaczai si� zastanawia� "Lubi zwiedza� obce miasta" - odpowiedzia� sam sobie. Czu�, �e nie jest to w�a�ciwa odpowied�. "A mo�e szuka dawnego w�a�ciciela? - mrukn� - Mo�e nie potrafi o nim zapomnie�? To ca�kiem prawdopodobne...". Zamy�li� si�. Jak inni, usi�owa� wyja�ni� sobie pow�d niezwyk�ych w�dr�wek psa. Sk�d jednak mo�na by�o wiedzie�, kt�ry domys� jest trafny? "Mo�e lubi ruch - pomy�la� znowu. - Lubi p�d poci�gu i turkot k�, kt�re dudni� pod pod�og�. S� przecie� psy, kt�re podr�uj� nawet rakietami". Pokr�ci� g�ow�. Wiedzia� dobrze, �e s�ynne pieski nie wsiada�y przecie� same do rakiet. Wysy�ali je ludzie... Jak baga�... - Tego nikt nie wysy�a� - szepn��. - I w tym ca�a zagadka... Naprawd�, trudno j� rozwi�za�... - Carlo! - zawo�a� z g��bi wagonu kucharz. - Go�cie czekaj� na ciebie. Kelner poszed� mi�dzy stoliki, przy kt�rych siedzieli zg�odniali podr�ni, i zaczai odbiera� zam�wienia. Ale by� roztargniony jak nigdy... Ci�gle my�la� o ma�ym w��cz�dze. W Reggio, daleko na po�udniu, tam gdzie jest sam szpic w�oskiego buta, poci�g zatrzyma� si�. Kelner, kt�ry zd��y� ju� obs�u�y� wszystkich go�ci, odsapn��. Postanowi� zajrze� do psa. Drzwi przedzia�u s�u�bowego by�y uchylone... "Nie zamkn��em dok�adnie" - pomy�la� kelner. Wszed� do przedzia�u. Nagle zaniepokoi� si�. Psa nie by�o. Lampo wysiad� z poci�gu jeszcze w miejscowo�ci Paola. Jaki mia� plan, nie wiadomo. Mo�e uzna� ju�, �e czas wraca�? D�u�sz� chwil� kr�ci� si� po stacji. Nie zwracano na niego uwagi. By� mo�e w Paoli nikt jeszcze o nim nic nie s�ysza�. I o najs�ynniejszych ludziach nie wszyscy i nie wsz�dzie wiedz�, c� dopiero o psie. Lampo czeka� spokojnie na poci�g. Instynkt nie omyli� go - uda�o mu si� trafi� na peron, z kt�rego odchodzi� ekspres w kierunku p�nocnym. Sporo pasa�er�w czeka�o na ten poci�g. Gdy nadszed�, zacz�li si� t�oczy� przy wej�ciach do wagon�w. Lampo usi�owa� w�lizn�� si� mi�dzy wsiadaj�cych, ale odpychano go. Wreszcie, kiedy poci�g rusza�, uda�o mu si� wskoczy� na stopie�. W tej chwili uczu� przeszywaj�cy b�l. Automatyczne drzwi wagonu zatrzasn�y si� i �cisn�y go jak kleszcze. By� tak oszo�omiony, �e nie wyda� z siebie g�osu. - Pies! - krzykn�a jaka� pani. - Patrzcie, co dzieje si� z tym psem! Zadusi si�! Lampo zwiesi� g�ow�. Z oczu ciek�y mu �zy. - Ratunku! - krzycza�a pani. - Zatrzymajcie poci�g! Jaki� pasa�er w g��bi wagonu, nie wiedz�c, o co chodzi, poci�gn�� za r�czk� hamulca. Poci�g stan��. Zrobi�o si� zamieszanie. Konduktorzy zbiegli si�, aby zbada�, co si� sta�o. Pasa�er, kt�ry zatrzyma� poci�g, ociera� pot z czo�a i t�umaczy� si�. - Przecie� kto� wo�a� o ratunek! Dzia�a�em w dobrej wierze. - To chodzi�o o psa - wyja�ni�a pani. - Jakiego psa? Wszyscy rozejrzeli si� dooko�a. - Nie ma go! - Zap�acicie kar� - powiedzia� konduktor. Odezwa�y si� wzburzone g�osy. Tak�e i we W�oszech ludzie potrafi� si� k��ci�. O psie zapomniano. XIII Lampo mia� z�amane dwa �ebra i nog�. W chwili, gdy poci�g zatrzyma� si�, a drzwi uchyli�y, upad� na tor i zsun�� ze stromego nasypu. Ostatkiem si� poczo�ga� si� do k�py krzak�w rosn�cych w rowie. Wpe�z� pod li�cie. Dlatego nie mogli go zobaczy� pasa�erowie z poci�gu. W dwie godziny p�niej znalaz�a go jaka� wie�niaczka, kt�ra p�dzi�a os�a. Usiad�a akurat pod krzakiem, aby odpocz��. - A kto ci� tak oporz�dzi�, chudziaku? - spyta�a. Ostro�nie wyci�gn�a r�k� i dotkn�a psa. Patrzy� jej w oczy, jakby prosi� o ratunek. Zbada�a jego rany. Poczu�a tak� lito��, �e o ma�o si� nie rozp�aka�a. Delikatnie podnios�a Lampo i wsadzi�a go do wielkiego kosza, umocowanego na grzbiecie osio�ka. - Ju� si� m�j Pi�tro tob� zajmie - mrukn�a. M�� jej by� owczarzem i umia� nastawia� z�amane ko�ci. Zaopiekowa� si� Lampo. Nie wr�y� mu jednak d�ugiego �ycia. - Okrutnie pobity - powiedzia�. - Mo�e si� wyli�e, ale nie widzi mi si�, aby tak by�o. - Pokr�ci� g�ow�. Zabanda�owa� psa jak kuk��. Lampo chorowa� bardzo d�ugo. Dopiero po miesi�cu zacz�� chodzi� po podw�rku. Utyka� ci�gle na nog�. - To mu ju� chyba zostanie - mrucza� owczarz. - Noga rozprostuje si� jeszcze, ale i tak b�dzie kr�tsza. Masowa� psu �ap�. Lampo liza� go po r�ce. Przywi�za� si� do tego cz�owieka. Ale w sercu czu� dziwny niepok�j. Kiedy zasypia�, nawiedza�y go jakie� sny, bo skomla� jak ma�e szczeni�. Starzy karmili go, czym mogli. Chocia� byli biedni, nie �a�owali mu mleka i kaszy. Razu pewnego, gdy zabili kur�, dali mu spory kawa�ek mi�sa. Jednak taka uczta nie trafia�a si� co dzie�. Przysz�a ju� zima. Tego roku by�a ostrzejsza ni� zwykle. Nawet tu na Po�udniu spad� raz �nieg. A deszcze la�y bardzo cz�sto. Lampo wola� siedzie� w cha�upie. Mia� wygodne legowisko obok kuchennego pieca. - No i jak tam, piesku? - pyta�a gospodyni. Bardzo polubi�a tego znajd�. - Nie mamy dzieci ani wnuk�w - m�wi�a. - Ale mamy ciebie, chudzino. Patrzy� jej w oczy. Kocha� tych ludzi i czu�, �e nie mo�e ich opu�ci�. Nie odzyskiwa� jednak spokoju. Robi� si� coraz smutniejszy i bardziej apatyczny. - Przyjdzie wiosna, piesku - pociesza�a go kobieta. - Cni ci si� za zielon� traw�, wiem. Przyjdzie wiosna, to ozdrowiejesz. A mo�e ju� dzi� pobiega�by� po polu? - Otworzy�a drzwi. Nie rusza� si� z pos�ania. - S�aby� jeszcze jak mucha - pokiwa�a g�ow� staruszka. XIV Pocz�tkowo zawiadowca nie martwi� si�, gdy Lampo znowu si� zawieruszy�. Zdarza�o si� to przecie� nie pierwszy raz. Wiedzia�, �e pies, cho�by zaw�drowa� daleko, wr�ci po kilku dniach. Lecz po tygodniu zaczai si� powa�nie niepokoi�. Dzwoni� ju� kilkakrotnie do wielu koleg�w, ale na �adnej stacji nie widziano psa. - Mogli go ukra�� i wywie�� nie wiadomo gdzie - mrucza� bufetowy. Ten cz�owiek wszystko zawsze widzia� w ciemnych kolorach. - Mogli go i ukra�� - wzdychali kolejarze. Chodzili smutni i przygl�dali si� uwa�nie przeje�d�aj�cym poci�gom. - Mam pomys� - powiedzia� kt�rego� dnia zast�pca. - Mo�e zwr�ciliby�my si� o pomoc do znajomego redaktora? Nie mo�emy dzwoni� bez ko�ca na wszystkie dworce. A je�li og�osimy komunikat o psie w gazecie, to przeczytaj� nie tylko kolejarze. Zawiadowca skorzysta� z rady kolegi i zadzwoni� do redakcji. W kilka dni p�niej w gazecie ukaza� si� komunikat o zaginionym psie wraz z jego fotografi�. Artyku� przeczyta�o bardzo wiele os�b. Kilku czytelnik�w napisa�o do redakcji gazety, �e widzia�o psa. "Mam pieska, kt�ry si� b��ka� - zwierza�a si� pewna staruszka z Mediolanu. - Ale ten pies nie ma pr�gi na grzbiecie". - "Zaopiekowa�em si� osieroconym szczeniakiem - donosi� jaki� pan. - Jest to m�ody buldog. Czy Lampo jest buldogiem?" - pyta� pan, chocia� powinien by� wiedzie� z opisu umieszczonego w gazecie, jak wygl�da� zaginiony pies. Prawie wszystkie listy pochodzi�y od ludzi albo roztargnionych, albo nieuwa�nych. A niekt�rzy korespondenci pisali, bo chcieli wyrazi� kolejarzom swoje szczere wsp�czucie. Szczeg�lnie mi�y by� zbiorowy list uczni�w pewnej szko�y w Turynie. Napisali oni wprost na stacj�. "Bardzo nam przykro, �e Lampo zgin�� - tak zaczyna� si� list. - My dobrze rozumiemy pana zmartwienie. W naszej szkole w zesz�ym roku tak�e by� pies, kt�ry mieszka� u dozorcy. Bardzo go lubili�my, ale ten pies wpad� pod samoch�d...". List by� bardzo serdeczny, lecz kolejarzy nie pocieszy�. Przeciwnie, posmutnieli jeszcze bardziej. Redaktor gazety po kilku tygodniach umie�ci� jeszcze jedno og�oszenie. I tym razem nie pomog�o. Ani ten, ani poprzedni numer gazety nie trafi� do ma�ej wioski na po�udniu W�och. Zreszt� starzy ludzie, kt�rzy przygarn�li Lampo, nie czytali dziennik�w... Przysz�a wiosna. Wybuch�a od razu, jak to bywa w Kalabrii. Pewnego dnia zazieleni�y si� drzewa, a migda�owce i magnolie pokry�y si� r�owymi kwiatami. Lampo przyszed� ju� zupe�nie do si�. Ca�ymi dniami wylegiwa� si� w s�o�cu lub �azi� po podw�rku. Ci�gle by� smutny. - Dziwny stw�r z ciebie - mrucza� jego opiekun. - Powiniene� skaka� jak pies, a �azisz jak �limak. Przecie� kulas ci� ju� nie boli? Lampo k�ad� �eb na kolanach staruszka i patrzy� mu w oczy. - Co ci� gn�bi? - pyta� owczarz. - Nie martw si�, nie zginiesz. �ebym wiedzia�, co ci jest, tobym ci pom�g�. Ale nie wiem... Podejrzewa� jednak, �e pies musi t�skni� za dawnym opiekunem. Tote� nie zdziwi� si�, gdy kt�rego� dnia Lampo znikn�� i nie pokaza� si� wi�cej. - Ano c� - powiedzia� stary. - Tak ju� wida� musia�o by�. Prawd� m�wi�c, spodziewa�em si� tego... - Nie frasuj si� - pociesza� �on�, kt�ra ociera�a nos w fartuch. Bardzo zmarkotnia�a po stracie psa. - Nie frasuj si� - mrucza�. - Jakby mu �le by�o u dawnego pana, to by do niego nie wraca�. A je�li chcia� wr�ci� to znaczy, �e mu tam by�o dobrze... Uda�o mu si� po jakim� czasie uspokoi� staruszk�. Ale psa wspominali oboje jeszcze bardzo d�ugo... XV Zawiadowca siedzia� w kancelarii, gdy Lampo wszed� i zbli�y� si� cicho do sto�u. Tr�ci� pana w r�k� wilgotnym nosem i usiad� u jego n�g. Dr�a� na ca�ym ciele. - Lampo - wyszepta� cz�owiek. Podobnie jak pies, nie m�g� wydoby� z siebie g�osu. Obu �omota�y serca. W kilka minut p�niej o powrocie psa wiedzia�a ju� ca�a stacja. Kolejarze st�oczyli si� w ma�ym pokoju i podawali sobie ulubie�ca z r�k do r�k. - Jaki zmizerowany! - u�ala� si� bufetowy. Niekt�rzy ocierali ukradkiem �zy. Lampo ockn�� si� wreszcie z odr�twienia i zacz�� skaka�. Biega� od przyjaciela do przyjaciela, szczeka� i piszcza�. - Opowiadasz o swoich przygodach? - �miali si� ludzie. - O, bracie, gdyby� umia� m�wi�... Zawiadowca zawi�z� wieczorem psa do Piombino. Aby przygotowa� dzieci na dobr� nowin�, pos�a� do domu znajomego dr�nika. Sam poczeka� z psem na stacyjce. Dr�nik sprawi� si� jak nale�y. Najpierw zmru�y� oko, a potem wypali� od razu: - Co by�cie zrobili, gdyby tak Lampo wr�ci�? - Widzia� go pan? - spyta� podejrzliwie Rober to. - Nie widzia�em - powiedzia� sprytnie dr�nik - ale gadaj� ludzie, �e on ju� jest. - Nie wierz� - pokr�ci� g�ow� ch�opiec. - Nie wierzysz? To chod�! - za�mia� si� dr�nik. Dzieci pobieg�y p�dem na stacj�. Lampo wyrwa� si� panu i pop�dzi� im naprzeciw. Wpadli na siebie i odta�czyli przed domem taniec rado�ci. Malutka Adele, kt�ra zaczyna�a ju� chodzi�, wysz�a na pr�g. Obj�a psa za szyj�. - Zostaniesz dzisiaj z nami - m�wi�y dzieci. - Bo jak nie, to pogniewamy si� na zawsze. Gdzie� by� tak d�ugo? Roberto, bawi�c si� z przyjacielem, zauwa�y� zgrubienie na jednej z jego �ap. Pokaza� je ojcu. - To �lad z�amania - stwierdzi� zawiadowca, przyjrzawszy si� dok�adniej nodze. Pokiwa� g�ow�. - Teraz rozumiem, dlaczego nie by�o go tak d�ugo - mrukn��. Nast�pnego dnia na stacj� w Marittimie przyjecha� jaki� nieznany kolejarz. Jak si� okaza�o, w�a�nie on przywi�z� Lampo wczorajszym poci�giem. - Wiedzia�em, �e to wasz pies - powiedzia� do zawiadowcy. - Wysadzi�em go tutaj, ale chcia�bym go jeszcze zobaczy�. Mam dzisiaj wolny dzie�, wi�c wst�pi�em... Opowiada�, �e psa przekaza� mu kolega, kt�ry przyjecha� daleko z Po�udnia. Kolega ten s�ysza� kiedy� o wypadku psa i pami�ta� go z poci�gu. Potem o nim zupe�nie zapomnia�, ale pozna� go, kiedy przed tygodniem Lampo zaczai odwiedza� dworce w Reggio, Palmi, Paola i Sapri. Pies b��ka� si� od jednej stacji do drugiej, jakby szuka� czyjego� �ladu. Wreszcie trafi� na poci�g id�cy do Rzymu. Wtedy przypomnia� go sobie kelner z wagonu restauracyjnego. On w�a�nie poradzi� konduktorowi, aby w Rzymie przesadzi� psa na poci�g tury�ski. - Gdzie Lampo mia� ten wypadek? - spyta� zawiadowca. - W Palmi albo w Reggio. Nie wiem tego dok�adnie - powiedzia� kolejarz. - W ka�dym razie daleko st�d... Go�� pobawi� si� z Lampo, posiedzia� jeszcze godzin� i pojecha�. Tego samego dnia zadzwoni� znajomy redaktor, kt�ry dowiedzia� si� ju� o powrocie ma�ego podr�nika. To, co teraz us�ysza�, bardzo go zaciekawi�o. Zapowiedzia�, �e zjawi si� nazajutrz. - W dwa dni potem w gazecie ukaza� si� artyku� ozdobiony zdj�ciami psa. By�y tam tak�e podobizny kolejarzy, a nawet zdj�cie domku zawiadowcy i fotografie jego dzieci. "Lampo, kt�ry zawsze wraca" - brzmia� tytu� artyku�u. Redaktor przypomnia� raz jeszcze o niezwyk�ych zami�owaniach psa i pochwali� jego prawie ludzki rozum. Powr�t Lampo z dalekiego Po�udnia zosta� opisany tak pi�knie i ciekawie, �e czytelnicy wyrywali sobie gazet� z r�k. Potem posypa�y si� listy do redakcji. Dzieci i doro�li zacz�li coraz natarczywiej domaga� si�, aby napisa� im wi�cej o cudownym psie. Tak�e zawiad9wca dosta� sporo list�w z rozmaitymi zapytaniami i pro�bami o fotografie Lampo. Oczywi�cie, nie m�g� wszystkim odpisywa�... Wkr�tce na stacji zjawili si� wys�annicy rzymskiej telewizji. Nakr�cili ca�� rolk� filmu. Radio zacz�o nadawa� kolejne audycje o psie-podr�niku. Jeden z muzyk�w skomponowa� pi�kn� piosenk� i da� j� nagra� na p�yt�. Po miesi�cu wszyscy W�osi znali jej melodi�. By�a bardzo weso�a, a w jej refrenie powtarza�o si� szczekanie psa. Pewnego wieczoru przed domkiem zawiadowcy w Piombino zatrzyma�a si� elegancka czarna limuzyna. Wysiad� z niej jaki� pan. - Jestem ameryka�skim filmowcem - powiedzia�. - Chc� kupi� tego psa. - On nie jest na sprzeda� - powiedzia� zawiadowca. - Dam pi��dziesi�t dolar�w - u�miechn�� si� pan. - Nie rozstan� si� z Lampo - wzruszy� ramionami kolejarz. - Sto dolar�w. - Nie. - Pi��set - powiedzia� filmowiec. Wyj�� portfel. Ale zawiadowca pokiwa� przecz�co g�ow�. - �le pan robi - mrukn�� Amerykanin. - Krzywdzi pan psa, kt�remu u mnie powodzi�oby si� lepiej. Okrada pan siebie i swoj� rodzin�... - Nie mog� si� z nim rozsta� - powiedzia� zdecydowanie kolejarz. Amerykanin bez s�owa wsiad� do limuzyny i zatrzasn�� drzwiczki. XVI Naczelnik z dyrekcji kolejowej, kt�ry wezwa� do siebie zawiadowc�, by� w bardzo z�ym humorze. Chodzi� po swoim gabinecie i marszczy� brwi. Kiedy zawiadowca wszed�, powita�o go gro�ne milczenie. Kolejarz stan�� przy biurku. - Domy�la si� pan, o co chodzi? - spyta� wreszcie prze�o�ony. Zawiadowca poblad�. - Tak - powiedzia�. - Trzeba z tym sko�czy�! - wybuchn�� naczelnik. - Kolej, drogi panie, nie jest ani cyrkiem, ani ogrodem zoologicznym. Dworce nie s� i nie mog� by� przytu�kami dla zwierz�t! Kolejarz milcza�. - Nawet lubi� psy - powiedzia� �agodniejszym tonem naczelnik. - Ale nie mog� pozwoli�, aby na pa�skiej stacji dzia�y si� takie rzeczy jak ostatnio... Nie mo�emy dostarcza� rozrywek publiczno�ci. A tymczasem Marittima sta�a si� ju� weso�ym miasteczkiem. Mo�e pan zacznie sprzedawa� bilety wst�pu? Naczelnik zaczyna� wyra�nie kpi�. Zawiadowca wiedzia�, �e nie jest to w�a�ciwie z�y cz�owiek. Mia� jednak opini� s�u�bisty i lubi� za takiego uchodzi�. I, co tu gada�, racja by�a teraz po jego stronie... Sprawa Lampo sta�a si� zbyt g�o�na... - Widzia�em niedawno fotografi� tego psa - mrukn�� naczelnik. - Jaki� dowcipni� sportretowa� go z kolejow� czapk� na �bie i fajk� w pysku. Czy pan nie uwa�a, �e to godzi w powag� naszego munduru? - Tak - powiedzia� zawiadowca. - Ale nie ja kaza�em zrobi� to zdj�cie... - "Lampo przy semaforze", "Lampo w czasie s�u�by", "Lampo w wagonie restauracyjnym" - zacz�� wylicza� naczelnik. - S�