8494
Szczegóły |
Tytuł |
8494 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8494 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8494 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8494 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Roman Pisarski
O psie, kt�ry je�dzi� kolej�
I
W�ochy to pi�kny i malowniczy kraj na po�udniu Europy. Ka�dy, kto spojrzy na
map�, znajdzie je od razu. Maj� kszta�t ogromnego buta.
Na cholewie, a tak�e na obcasie tego buta pe�no jest miast i wsi. ��czy je
ze sob� sie� dr�g i tor�w kolejowych.
Na mapie wygl�daj� one jak nitki paj�czyny.
Nie b�d� wam opisywa� krajobrazu W�och. Kiedy� zapewne przeczytacie wiele
ciekawych ksi��ek o tym kraju. Kto wie, mo�e nawet niekt�rzy z was, gdy
dorosn�, pojad� do W�och, aby je zwiedzi�. Przekonaj� si� wtedy, �e �aden
opis nie potrafi odda� ich pi�kna. Bo trudno s�owami odmalowa� prze�liczny
kolor nieba, kt�re jest tam bardziej niebieskie ni� turkus. Trzeba je
zobaczy�. Trzeba na w�asne oczy ujrze� malownicze stare miasta i miasteczka
w�oskie, cytrynowe i pomara�czowe gaje, g�ry i doliny, aby si� nimi naprawd�
zachwyci�.
Pos�uchajcie dzi� historii, kt�ra zdarzy�a si� we W�oszech. B�dzie to
opowie�� o ludziach i o pewnym psie. O psie, kt�ry jak prawdziwy turysta,
sam podr�owa� kolej� po ca�ym kraju. B�dzie to zarazem opowie�� o wielkiej
przyja�ni. Nie jest to zmy�lona historia. Chocia� dziwna, zdarzy�a si�
naprawd�...
Pewnego dnia...
Tak, pewnego dnia na w�z�owej stacji Marittima w �rodkowych W�oszech
oczekiwano na poci�g, kt�ry szed� z Turynu do Rzymu. By� upalny lipcowy
dzie�. S�o�ce, jak to we W�oszech, grza�o tak mocno, �e ludzie musieli
chowa� si� w cie�. Na peronie stacyjnym by�o pusto, bo wszyscy podr�ni
ukryli si� w poczekalni. Tylko zawiadowca stacji wyszed� przed budynek,
w�o�y� urz�dow� czapk� i zapi�� bluz� munduru na ostatni guzik. S�ycha� ju�
by�o gwizd zbli�aj�cego si� poci�gu. Zza k�py drzew, kt�re ros�y obok
dworca, wysun�a si� b�yszcz�ca elektryczna lokomotywa - za ni� przemkn��
sznur wagon�w. Zatrzyma�y si�.
Kiedy do poci�gu wsiad�o kilku pasa�er�w, zawiadowca podni�s� r�k�, daj�c
sygna� odjazdu. W tej chwili zobaczy�, �e z ostatniego wagonu wyskoczy�
jaki� pies.
Poci�g odjecha�, a pies podbieg� do zawiadowcy i zacz�� si� �asi�. Potem
pokiwa� ogonem i rozejrza� si� dooko�a. Tu� przy torze sta�a pompa stacyjna.
Pies podbieg� do kamiennego zbiornika na wod�, kt�ry sta� obok pompy, i
jednym susem wskoczy� na cembrowin�. Kolejarz patrzy�, jak psiak ch�epcze
wod�, wreszcie obr�ci� si� na pi�cie i wr�ci� do biura.
Zamkn�� starannie drzwi, zdj�� czapk� i pogr��y� si� w swoich papierach. Po
chwili us�ysza� skrobanie do drzwi. Uchyli� je i zobaczy� znowu psa.
- Czego chcesz? - roze�mia� si�. Pies usiad� przed nim i popatrzy� mu w
oczy.
- Czego chcesz? - spyta� znowu zawiadowca. - Jeste� g�odny?
Spojrza� uwa�nie na kundla. By�o to bardzo mi�e kud�ate psisko podobne
troch� do szpica, a troch� do owczarka.
Oczy mia�o weso�e i szelmowskie. Jedno ucho stercza�o ostro do g�ry, drugie
opada�o w d�. Nadawa�o to psu pocieszny, a zarazem zawadiacki wygl�d.
Zawiadowca si�gn�� po sw�j chleb z kawa�kiem sera, pokruszy� go i
pocz�stowa� go�cia. Pies by� wida� g�odny, jad� z apetytem, ale nie
�apczywie, jak to czasem robi� �le wychowane kundle. Kolejarz pog�aska� go.
Poczu� sympati� do tego zwierz�cia i pomy�la�, �e warto si� nim zaopiekowa�.
Od dawna chcia� mie� psa-przyjaciela, kt�ry bawi�by si� z dzie�mi i pilnowa�
domu. Mieszka� dwadzie�cia kilometr�w od stacji, tu� przy ma�ym kolejowym
przystanku. Okolica dooko�a jego domu by�a pusta. "Dzieci ucieszy�yby si�,
gdybym im przywi�z� tego psa" - pomy�la� kolejarz.
- Pojecha�by� do mnie? - spyta�. Pies zaszczeka� cicho i pomerda� ogonem.
Wygl�da�o na to, �e zrozumia�.
- B�dzie z tym troch� k�opotu - powiedzia� zawiadowca. Wiedzia�, �e przepisy
kolejowe zakazuj� surowo przewo�enia zwierz�t osobowymi poci�gami. Jako
kolejarz nie m�g� naruszy� tych przepis�w. Ale bardzo chcia� zabra� psa ze
sob�. "Co� trzeba b�dzie wymy�li�" - mrukn��.
II
Poci�g miejscowy z Marittimy do przystanku obok Piombino, gdzie mieszka�
zawiadowca, odchodzi� dopiero wieczorem. W ci�gu kilku godzin, kt�re
kolejarz i pies sp�dzili razem, zd��yli si� zaprzyja�ni�. Pies ani na krok
nie odst�powa� nowego pana. Chodzi� z nim po ca�ej stacji.
P�nym popo�udniem obaj wybrali si� do bufetu. Zawiadowca jad� podwieczorek
i cz�stowa� psa.
- Sk�d pan go ma? - spyta� bufetowy. - Mi�a psina tak� sympatyczn� mord�...
- Przyjecha� rzymskim poci�giem - wyja�ni� zawiadowca. - Wida� kto� chcia�
si� go pozby� i wys�a� w podr�. Ludzie maj� r�ne sposoby...
- Tak pan my�li? - roze�mia� si� bufetowy. - A bilet mia�? - Podszed� do psa
i poda� mu plasterek kie�basy.
- Delikatny pies - pochwali�. - Nie rzuca si� jedzenie. Ma honor.
- M�dre psisko - przy�wiadczyli kolejarze, kt�rzy siedzieli przy stole. -
Jak si� wabi?
Zawiadowca wzruszy� ramionami.
- Ja bym go nazwa� "Lampo"[] - powiedzia� jeden z kolejarzy. - �ywy jak
iskra, �lepie mu si� �wiec�, a i grzbiecie ma jasn� pr�g� - widzicie?
Prawdziwa b�ykawica nie pies.
- Chod�, Lampo - rzek� zawiadowca. Spodoba�o mu si� to imi�. Wsta�. Zap�aci�
w bufecie za podwieczorek i wyszed�. Pies pobieg� za nim.
- I co z tob� zrobi�, biedaku? - spyta� cz�owiek - Nie mog� przecie� zabra�
ciebie do wagonu. To nie takie proste... Mia�bym przykro�ci... Rozumiesz?
Pies pisn�� i popatrzy� panu w oczy. Min� mia� weso�� jakby si� u�miecha�.
- A mo�e pobiegniesz za poci�giem? - roze�mia� si� kolejarz. - To
podmiejski. Wlecze si� jak ��w. Nie zd��y�by�?
Pies pomerda� ogonem.
- Zrobione - powiedzia� zawiadowca. - Uwa�aj wi�c. Za kilka minut ruszamy.
Spojrza� na zegarek i skierowa� si� na peron. Kiedy poci�g zajecha�,
kolejarz wszed� do wagonu i opu�ci� okno. Pies zosta� na peronie. Czeka� na
rozkaz.
"Ciekaw jestem, czy zrozumie, o co mi chodzi" - pomy�la� zawiadowca.
Lokomotywa ruszy�a. Kolejarz wychyli� si� z okna i cicho zagwizda�. Lampo
poderwa� si� i zacz�� biec obok poci�gu.
- M�dra psina - ucieszy� si� cz�owiek. Kiwn�� r�k� i pokaza� psu kierunek.
Obok toru bieg�a w�ska �cie�ka. Pies trafi� na ni� i p�dzi� r�wno z
poci�giem. Od czasu do czasu zwraca� �eb w stron� okna, szukaj�c oczyma
znajomej sylwetki.
- �mia�o, Lampo, �mia�o! - zach�ca� go kolejarz.
Poci�g sun�� coraz pr�dzej. Lampo nie ustawa� w biegu. Szczekn�� par� razy,
jakby chcia� zawiadomi� swego pana, �e czuje si� doskonale, i p�dzi� jak
chart na wy�cigach. Ale po kilku kilometrach gonitwy zacz�� si� m�czy�. Z
pyska zwiesi� mu si� j�zyk, nogi zacz�y si� pl�ta�. Dysza�.
- Biedaku! - szepn�� kolejarz, kt�ry nie spuszcza� oczu z psa. Kiwn�� r�k�.
- Zosta�! - zawo�a�.
Pies pos�usznie stan��, a potem usiad� na �cie�ce. By� bardzo zm�czony.
Ledwo zipa�.
III
Nazajutrz kolejarz wr�ci� do Marittimy porannym poci�giem. Nie mia� zbyt
wielkiej nadziei, �e zobaczy znowu psa.
"Pewnie si� gdzie� zab��ka� - my�la�. - Albo kto� go przygarn��". Szkoda -
mrukn��.
Wysiad� z poci�gu i skierowa� si� do kancelarii. Pierwsze drzwi by�y
uchylone jak zawsze. Zawiadowca wyj�� klucz, aby otworzy� drugie, wewn�trzne
drzwi, i w tej chwili us�ysza� radosny pisk. Z k�ta korytarza wyskoczy�
Lampo.
- Jeste�! - krzykn�� zawiadowca. Przytuli� �eb psa do swoich kolan.
Lampo �asi� si� i skaka�. Uspokoi� si� wreszcie i wszed� z zawiadowc� do
kancelarii.
- G�odny jeste�? - spyta� kolejarz. Rozwin�� �niadanie. Zjedli je obaj, a
potem pies po�o�y� si� pod sto�em tu� u n�g cz�owieka. Nie przeszkadza� ju�
panu, kt�ry zabra� si� do swojej roboty.
Oko�o godziny dziesi�tej przez stacj� mia� przeje�d�a� pospieszny.
Zawiadowca obci�gn�� na sobie mundur, wzi�� czapk� i wyszed�. Pies pobieg� z
nim.
Poci�g wpad� na stacj� i zatrzyma� si� ze zgrzytem.
- Manttima! - krzykn�� konduktor. Wychyli� si� przez okno i zasalutowa�
zawiadowcy.
- Marittima - powiedzia�a do swojej kole�anki jaka� panienka, kt�ra wyjrza�a
zza szyby restauracyjnego wagonu. Nagle roze�mia�a si� i poci�gn�a
towarzyszk� za r�kaw.
- Sp�jrz na tego psa. - Pokaza�a palcem.
By�o na co patrze�. Zawiadowca sta� w s�u�bowej postawie, wypr�ony jak
struna. W�a�nie podni�s� d�o�, aby da� maszyni�cie sygna� odjazdu. Obok
niego usiad� Lampo. S�u�y�, wyci�gaj�c przednie �apy. Min� mia� uroczyst�.
- Pocieszny pies - roze�mia�a si� dziewczyna w oknie. - Wygl�da tak
dostojnie, jakby to w�a�nie on odprawia� nasz poci�g.
Lampo zaszczeka�. Ogromny mi�dzynarodowy ekspres drgn�� i ruszy� z miejsca.
Zawiadowca poklepa� psa.
- Dzi�kuj� ci, Lampo, za pomoc - powiedzia�.
IV
Tego samego dnia kolejarz z�ama� przepisy. Wieczorem, gdy na stacj� zajecha�
miejscowy poci�g, ukry� psa pod bluz� i wsiad� z nim do wagonu. Znalaz�
pusty przedzia�. Lampo zrozumia�, o co chodzi. Wlaz� pod �awk� i siedzia�
tam jak trusia a� do ko�ca podr�y. W Piombino bez oporu da� si� wysadzi� na
drug� stron� toru. Kiedy poci�g odjecha�, pies dogoni� pana. Nikt na
stacyjce nie domy�li� si�, �e Lampo przyjecha� kolej�.
- Gin� - zawo�a� zawiadowca na widok c�reczki, kt�ra otwiera�a mu drzwi. -
Popatrz, kogo przyprowadzi�em.
Dziewczynka poczerwienia�a z rado�ci i zawo�a�a brata. Ma�y Roberto a�
klasn�� w r�ce.
- Jak on si� nazywa? - spyta�.
- Lampo. To dobry pies.
Weszli wszyscy troje do jadalni, gdzie matka ustawia�a w�a�nie na stole
talerze do kolacji. Lampo wszed� z powag�, pomerda� uprzejmie ogonem w
stron� gospodyni i usiad� grzecznie pod piecem.
- My�l�, �e nie b�dziemy z nim mieli k�opotu - odezwa� si� kolejarz. -
Bardzo m�dre psisko.
Opowiedzia� histori� kundla. Wszyscy wys�uchali jej, kr�c�c g�owami. Nawet
ma�a Adele wychyli�a si� ze swojego ��eczka i s�ucha�a ciekawie.
- Pies - krzycza�a, klaszcz�c w r�czki.
Rodzina siad�a do kolacji. Lampo jad�, bior�c delikatnie podawane k�ski. Nie
spieszy� si� ani nie naprzykrza�. Po kolacji pomacha� grzecznie ogonem,
jakby chcia� podzi�kowa� za pocz�stunek. Potem wysun�� si� za drzwi.
- Chcesz si� przej��? - spyta� zawiadowca. - Dobra my�l.
Wyj�� papierosa, zapali� i wyszed� za psem. Ze zdziwieniem zauwa�y�, �e
Lampo pobieg� w kierunku stacji.
Na przystanek zaje�d�a� w�a�nie ostatni poci�g do Marittimy. Stan��. Pies
dobieg� do peronu, pokr�ci� si� chwil� przy ostatnim wagonie i da� nagle
susa na stopie�. Poci�g ruszy�.
- Lampo! - zawo�a� zdziwiony zawiadowca. Zobaczy�, �e pies znalaz� ju�
wygodne miejsce na platformie wagonu.
- Lampo! - powt�rzy� cz�owiek.
Ale pies nie zeskoczy�. Czerwone �wiat�o latarni wisz�cej nad buforem
oddala�o si� coraz bardziej. Poci�g znikn�� w ciemno�ci.
V
Nast�pnego ranka, jad�c na s�u�b�, kolejarz rozmy�la� o ucieczce swego
przyjaciela. Zawi�d� si� na nim. By�o to przykre. "Dziwny pies" - mrukn��.
Przypomnia� sobie, jak Lampo po raz pierwszy zjawi� si� na stacji. Sk�d
przyjecha�? "W��czykij" - mrukn�� znowu. Zaduma� si�.
Tak, to nie by� taki zwyk�y pies, z tych, kt�re widzi si� co dzie�. Psy nie
podr�uj� same kolej�... A ten...
Najdziwniejsze by�o to, �e Lampo zd��y� na ostatni nocny poci�g. Sk�d
wiedzia�, o kt�rej godzinie trzeba wyj�� z domu?
"Czy�by zna� rozk�ad jazdy? - u�miechn�� si� kolejarz.
- Ale po co ucieka� ode mnie? Dok�d pojecha�?" - zacz�� si� zastanawia�.
Pokr�ci� g�ow�. Tak, to by�a dziwna historia. Gdyby j� komu� opowiedzia�,
spotka�by si� z niedowierzaniem. Ludzie pomy�leliby, �e to bajeczka.
Poci�g dojecha� do Marittimy. Zawiadowca wyj�� z kieszeni s�u�bowe klucze.
Jeszcze nie doszed� do budynku, gdy drzwi biura uchyli�y si�. Wypad� z nich
Lampo. P�dzi� jak prawdziwa b�yskawica. Doskoczy� do kolan pana, a potem
usiad� i zacz�� s�u�y�. Min� mia� tak filutern�, �e zawiadowca wybuchn��
�miechem.
- A wi�c nie uciek�e�? Pilnowa�e� biura, co? Pies pokiwa� ogonem.
- W takim razie wybaczam wszystko - ci�gn�� �artobliwym g�osem kolejarz. -
S�u�ba to s�u�ba! Poklepa� psa. Lampo nie przestawa� si� �asi�.
- Dobrze ju�, dobrze - powiedzia� zawiadowca - Nie gniewam si� ani troch�.
- Sprytne psisko! - zawo�a� dy�urny ruchu, kt�ry wyszed� w�a�nie ze swojego
pokoiku. - Czy pan wie, �e ten kundelek ca�� noc warowa� w korytarzu pod
drzwiami pa�skiego biura? Nie da� si� nikomu odp�dzi�.
Zawiadowca ju� otworzy� usta, aby opowiedzie� koledze o tym, jak pies sam
wsiad� do poci�gu, aby wr�ci� do Marittimy. Ale powstrzyma� si� w por�.
"Nikt w to nie uwierzy" - pomy�la�.
VI
Wesz�o w zwyczaj, �e Lampo co dzie� wieczorem je�dzi� ze swoim panem na
kolacj� do Piombino. Podr� sp�dza� zwykle pod �awk� wagonu, siedz�c w tym
ukryciu jak mysz pod miot��. Na stacji zeskakiwa� chy�kiem na drug� stron�
poci�gu. Kolejarz nie mia� z nim nigdy k�opotu.
Dzieci czeka�y ju� na go�cia. Piszcza�y z uciechy, gdy Lampo wpada� do domu.
Pies na widok ma�ych przyjaci� okazywa� tyle rado�ci, �e trudno go by�o nie
lubi�. Ma�y Roberto po prostu go kocha�. Pie�ci� i g�aska�, uczy� r�nych
sztuczek. W czasie kolacji pies zawsze siada� obok jego krzes�a. Dzieciak
oddawa� mu najlepsze k�ski.
- Czemu on nie chce u nas mieszka�? - pyta� ojca. - Tutaj mu przecie�
najlepiej... - To kolejowy pies - �mia� si� zawiadowca. - Musi pilnowa�
mojego biura.
- Ale chocia� w niedziel� mo�e u nas zosta� - upiera�y si� dzieci.
- Popro�cie, mo�e zrozumie i zostanie - �artowa� ojciec. - Spr�bujcie mu to
wyt�umaczy�.
Lampo nie dawa� si� jednak uprosi�. Co dzie� po kolacji o tej samej porze
zrywa� si� z miejsca i �egna� z domownikami. Nie pomog�o zamykanie drzwi.
Skaka� wtedy i rzuca� si� na klamk�. Dzieci pogodzi�y si� z losem. Nauczy�y
si� same wypuszcza� psa z domu.
Lampo ani razu nie sp�ni� si� na poci�g. By� mo�e s�ysza� go wcze�niej ni�
wszyscy. W ka�dym razie wybiega� z domu tak punktualnie, jakby w brzuchu
mia� budzik. Zawiadowca razem z dzie�mi odprowadza� go na stacj�, lecz po
pewnym czasie zaniecha� tego zwyczaju. Wiedzia� doskonale, �e pies sam i tak
trafi do poci�gu.
Codziennie rano Lampo oczekiwa� na pana przed biurem. Wita� si� z nim z
prawdziw� psi� serdeczno�ci�, wchodzi� do kancelarii i zjada� tam
przywiezione przez zawiadowc� �niadanie. Przez chwil� siedzia� jeszcze i
patrzy�, jak pan zabiera si� do pracy. Potem wyrusza� na obch�d stacji.
- Oho, Lampo zaczyna dy�ur - �miali si� kolejarze. Znali go ju� wszyscy.
Sta� si� ich ulubie�cem. Byli z niego dumni.
Tak, to by� wyj�tkowy pies. Przywi�za� si� do ludzi i zapewne uwa�a� si� za
pracownika kolei. Lubi� swoj� stacj�. Sta�a si� jego domem. Nie by�o w niej
zak�tka, kt�rego by nie zna�. Co dzie� po wyj�ciu z biura zawiadowcy
przechodzi� wolnym krokiem przez d�ugi, pokryty oszklonym dachem peron.
Kr�ci�o si� po nim zwykle sporo podr�nych, ale Lampo nie zwraca� na nich
uwagi. To nie byli ludzie w mundurach.
- Lampo! - wo�ali robotnicy stacyjni, kt�rzy wychodzili z narz�dziami na
tory. - P�jdziesz z nami? Merda� ogonem i przy��cza� si� do brygady. Na
miejscu pracy siedzia� przygl�daj�c si�, jak robotnicy dokr�caj� �ruby.
Nieraz wys�ugiwali si� nim.
- Zanie� klucz - m�wili. - Na tamten tor.
Podawali mu narz�dzie dla kolegi, kt�ry czeka� z wyci�g ni�t� r�k�. Lampo
bra� do pyska klucz lub m�otek i odnosi� gdzie trzeba. Pocz�tkowo nie mogli
nadziwi� si�, �e taki spryciarz. Potem przywykli do jego pomocy. Tylko
ludzie z przeje�d�aj�cych poci�g�w, widz�c psa przy robocie, otwierali ze
zdziwienia usta.
W po�udnie pies wybiera� si� do bufetu na obiad. Czeka�a ju� na niego gotowa
porcja, kt�r� zjada� nie marudz�c. Wiedzia�, �e nie ma czasu na zbyt d�ugi
odpoczynek. O trzynastej mija�y si� dwa pospieszne poci�gi.
By�a to uroczysta chwila. Zawiadowca wk�ada� czapk�, otrzepywa� mundur i
wychodzi� na peron. Lampo nigdy nie przegapia� okazji, aby towarzyszy� swemu
panu. Warto by�o widzie�, z jak� powag� zachowywa� si� przy odprawie
poci�gu. Kiedy�, gdy zawiadowca o ma�o nie sp�ni� si� na peron, pies
narobi� w biurze tyle ha�asu, �e zbieg�o si� p� stacji. Na tym psie mo�na
by�o polega�!
- Kupi� ci czapk�, Lampo - �mia� si� zawiadowca. - Dobry z ciebie kolejarz.
Kupi� mu pi�kn� obro��. Stolarz stacyjny zrobi� psu skrzynk� na legowisko.
Ustawiono j� w korytarzu obok drzwi biura, gdzie Lampo nocowa�.
Na stacji �y�o kilka bezpa�skich kot�w, kt�re nocowa�y w jednej z szop, na
stryszku gnie�dzi�y si� dzikie go��bie. Nie przeszkadzano im tu mieszka�,
czasem nawet rzucano okruchy. Ale ani koty, ani ptaki nie nale�a�y do
brygady stacyjnej. Lampo nale�a�.
VII
- Sprzedaj pan tego psa - powiedzia� pewnego razu gruby w�a�ciciel winnicy.
Przyszed� znowu na stacj�, prowadz�c za uzd� ma�ego osio�ka. Odbiera�
w�a�nie kilka pustych beczek, kt�re przys�ano mu kolej�.
- Niech mi pan go sprzeda - powt�rzy�. - Dobrze zap�ac�.
Zawiadowca pokr�ci� g�ow�.
- Przyda�by mi si� ten pies - ci�gn�� winiarz. - Potrzebuj� dobrego str�a.
Potoczy� beczk�. Osio�ek strzyg� uszami. Wiedzia�, �e za chwil� obarcz� go
ci�arem.
Rolnik przyturla� nast�pn� beczk�. Zwi�za� obie i w�o�y� je na grzbiet os�a.
- Jeszcze dwie - mrukn�� i roze�mia� si�, widz�c jak osio�ek strzy�e uszami.
Lampo podszed� do k�apoucha i obw�cha� jego zwieszony �eb. Zaszczeka�.
Bardzo lubi� osio�ka. Znali si� doskonale, bo winiarz cz�sto przychodzi� na
dworzec. Osio�ek wyszczerzy� z�by, jakby si� �mia�.
- Patrz pan - powiedzia� rolnik - Lampo przyja�ni si� z moim Grigio. Polubi
i mnie. Nie b�dzie mu �le w winnicy.
Kolejarz wzruszy� ramionami. Ju� nie raz nagabywano go, aby sprzeda� psa.
Nudzi�y go te pro�by. Wiedzia�, �e Lampo wr�ci�by na stacj�.
Osio�ek, obarczony ci�kim �adunkiem, st�kn��. Beczki zas�oni�y go zupe�nie.
Wida� by�o spod nich tylko jego nogi i uszy. Winiarz chwyci� go za uzd� i
poci�gn�� za sob�. Lampo odprowadzi� os�a a� za obr�b budynk�w stacyjnych,
potem wr�ci�. Zawiadowca sta� na peronie i patrzy� na psa.
"Sprzeda� Lampo? - my�la�. - Nie, za �adne skarby!" Wiedzia� doskonale, �e
gdyby tak zrobi�, narazi�by si� kolegom, kt�rzy uwielbiali psa. Sam zreszt�
nie przebola�by jego straty. Ale Lampo m�g� uciec. Przyjecha� nie wiadomo
sk�d. Co by si� sta�o, gdyby pewnego dnia ogarn�a go t�sknota za dawnym
domem?
"G�upstwo - pomy�la� zawiadowca. - Lampo nie opu�ci nas nigdy. Przyzwyczai�
si�".
Wszed� do kancelarii. Lampo siedzia� na progu.
- Nie uciekniesz od nas? - spyta� kolejarz.
Pies pokr�ci� ogonem. Poliza� pana po r�ce.
- Nie zdradzisz nas?
Lampo spojrza� na pana z takim oddaniem, �e zawiadowca si� rozczuli�.
- Dobry, poczciwy - szepn��, g�adz�c psa po g�owie.
Chwyci� go delikatnie za ucho.
- Uwa�aj, Lampo - powiedzia�. - S� ludzie, kt�rzy ch�tnie zabraliby ci� od
nas. Nie daj si� skusi�. I pilnuj si�. aby ci� kto nie ukrad�.
Lampo zaszczeka�.
VIII
Lato ko�czy�o si� ju�. Pinie rosn�ce przy stacji nie traci� koloru, ale
kwiaty na kolejowych rabatach zwi�d�y. Winiarz coraz cz�ciej zjawia� si� na
peronie - potrzebowa� ci�gle nowych beczek. W winnicy rozpocz�to zbiory.
Lampo urz�dowa� pracowicie, jak zawsze. Zauwa�one tylko, �e od pewnego czasu
coraz rzadziej zjawia� si� w bufecie. Czy�by jedzenie mu nie smakowa�o?
- Mo�e karmi� go pasa�erowie - domy�la� si� bufetowy. By�o mu przykro, �e
Lampo gardzi jego kuchni�.
- Jeszcze kto� struje psa - powiedzia� raz do zawiadowcy. - Powinien pan
uwa�a�.
- Co te� ci przychodzi do g�owy? - �achn�� si� kolejarz. Zaniepokoi� si�
jednak. Postanowi� nie lekcewa�y� ostrze�enia.
Zacz�� zwraca� baczniejsz� uwag� na swego pupila. Nie Lampo nie przyjmowa�
�adnych pocz�stunk�w ani od obcych dzieci, ani od doros�ych. Wi�c gdzie
jad�?
Pewnego popo�udnia zagadka wyja�ni�a si�. Lampo wybiega� zawsze do
popo�udniowego poci�gu. Zawiadowca siedzia� zwykle o tej porze w biurze przy
telefonie. Od lat �w poci�g odprawia� jego zast�pca.
Lampo nie bra� udzia�u w tej odprawie. Nie chcia�o mu si� s�u�y� z
wyci�gni�tymi �apami. Sztuczk� t� popisywa� si� wtedy, gdy wychodzi� do
poci�gu z zawiadowc�. Po co wi�c spieszy� si� do popo�udniowego ekspresu?
Zast�pca zawiadowcy zauwa�y�, �e pies oczekuj�c na ten poci�g siedzia�
zawsze po drugiej stronie toru. Za trzymuj�ce si� wagony zas�ania�y go na
kilka minut. Co
wtedy robi�?
Tego dnia zawiadowca, aby nie p�oszy� psa, ukry� si� w ma�ej budce po
drugiej stronie toru. Ekspres zajecha�. Lampo pobieg� truchcikiem w stron�
wagonu restauracyjnego. Usiad�, wyci�gn�� �apy i kr�tko zaszczeka�. Okno
wagonu opad�o. Pojawi�a si� w nim g�owa kucharza w bia�ym czepku.
- Jeste�? - u�miechn�� si� kucharz. Rzuci� psu przygotowan� porcj�
smako�yk�w. Lampo zabra� si� do jedzenia.
Zawiadowca schowa� si� g��biej w cie� budki. "Nie mo�na psu zabroni� je��
tego, na co ma ochot�" - pomy�la�. Pokr�ci� g�ow�. - "Ten Lampo to spryciarz
co si� zowie" - u�miechn�� si�. - "Ale poczciwy" - usprawiedliwi� zaraz
pupila.
Postanowi� nie m�wi� o tym, co zobaczy�. Bufetowy m�g�by pogniewa� si� na
psa.
- A jednak powiem - mrukn�� po chwili. - Niech staraj� si� o lepsze
jedzenie. Nasz dworcowy bufet ju� od dawna nie dba o go�ci jak nale�y.
IX
To, co sta�o si� w tydzie� p�niej, poruszy�o ca�� stacj�. Lampo przepad�.
Zawiadowca szuka� go wsz�dzie. Kiedy przekona� si�, �e psa nie ma na stacji,
poszed� do znajomego winiarza. Jednak ten przysi�ga�, �e o niczym nie wie.
Dr�nicy kolejowi, kt�rzy tego dnia wybrali si� na obch�d dalekiego odcinka,
przetrz�sn�li po drodze wszystkie zaro�la obok tor�w. Nie da�o to �adnego
rezultatu.
- Mo�e Lampo wybra� si� do Piombino?- pociesza� zawiadowc� jego m�odszy
kolega.
- O tej porze? - wzruszy� ramionami zawiadowca. - Przecie� je�dzi tam ze mn�
co dzie� wieczorem.
- M�g� zat�skni� za dzie�mi. Mo�e chcia� sp�dzi� z nimi ca�y dzie�.
To by�o mo�liwe. Kolejarz uspokoi� si�. Wieczorem, pe�en nadziei, pojecha�
do domu. Ale okaza�o si�, �e psa w Piombino nikt nie widzia�.
- Co mog�o mu si� sta�? - pyta�y dzieci. By�y smutne i rozczarowane, �e
Lampo nie przyjecha� z ojcem jak zwykle.
- Nie wiem, co mog�o si� sta� - powiedzia� cicho zawiadowca. Kolacja nie
smakowa�a mu tego wieczoru. Ma�y Roberto pochlipywa� w k�cie. Gin� skuba�a
fartuszek. Nawet matka straci�a humor.
Rano dzieci odprowadzi�y ojca na stacj�. Uca�owa� je serdeczniej ni� zwykle.
- Uszy do g�ry - powiedzia�. - Przywioz� go dzisiaj.
Nie by� pewny, czy uda mu si� dotrzyma� obietnicy. Serce bi�o mu mocno, gdy
poci�g zatrzyma� si� w Marittimie. Wyskoczy� z wagonu i skierowa� si� do
biura. Jego zast�pca, kt�ry sta� na progu, roz�o�y� r�ce.
- Nie ma go - powiedzia�.
Zawiadowca wszed� do kancelarii. Dopiero teraz poczu�, jak wzbiera w nim
�al. Wyszed� znowu na peron.
Kolejarze kr�cili si� po dworcu jak zwykle. Ale opu�ci�a ich ochota do
codziennych �arcik�w.
- Daj mi szklank� wina, Pi�tro - mrukn�� zawiadowca wchodz�c do bufetu.
Usiad� przy kontuarze i zwiesi� g�ow�.
- Mogli go otru� - powiedzia� bufetowy. Nape�ni� szklank�. - M�wi�em, �e
trzeba uwa�a�...
- Nie m�w g�upstw - poderwa� si� zawiadowca. - Nie wierz� w to.
Wypi� wino. Nie pomog�o mu, jak si� tego spodziewa�. W sercu czu� rosn�cy
niepok�j.
W po�udnie wpad� z hukiem na stacj� pospieszny z Turynu. Zawiadowca sta� w
swoim zwyk�ym miejscu. W�a�nie podnosi� r�k� do daszka czapki, aby
odpowiedzie� na uk�on znajomego konduktora, gdy na peronie rozleg�o si�
szczekanie. Z otwartych drzwi ostatniego wagonu wyskoczy� Lampo.
Poci�g odjecha� ju�, ale kolejarz nie m�g� si� jeszcze uspokoi�. Najpierw
zrobi� surow� min�, potem porwa� psa na r�ce i przytuli� do szyi. Postawi�
go znowu na ziemi i znowu si� zmarszczy�. 1 - Gdzie� si� w��czy�? - spyta�
ostro.
- Je�dzi� do Turynu - wyja�ni� jaki� g�os. - No i wr�ci�, jak pan widzi.
- Zabra�e� go ze sob�, Edwardo? - zdziwi� si� zawiadowca.
Edwardo, elektrotechnik, kt�rego wys�a� wczoraj do Turynu, u�miechn�� si�.
- Nie, prosz� pana. Kiedy wsiada�em do poci�gu, widzia�em tylko, �e Lampo
wskakuje do ostatniego wagonu. Zdziwi�em si� nawet... - Mog�e� zadzwoni� do
nas z Turynu, �e� go widzia� - obruszy� si� zawiadowca. - Od czego telefon?
Chodzili�my tu jak struci.
- Sk�d mog�em wiedzie�? - roz�o�y� r�ce Edwardo.
- Mia�em zreszt� na niego oko. Nie zgubi�bym go. Ale on sam wiedzia�, kiedy
wraca� - roze�mia� si�. - Albo mu to pierwszyzna? Wlaz� do powrotnego
poci�gu bez mojej pomocy. Bez biletu, oczywi�cie. Taki to cwaniak!
- Dobrze, �e wr�ci� - powiedzia� zawiadowca.
X
Niezwyk�a podr� Lampo do Turynu i jego szcz�liwy powr�t sta�y si� g�o�ne
nie tylko na stacji. Kolejarze, dumni ze swego przyjaciela, pochwalili si�
jego wyczynem przed lud�mi z miasteczka. Na dworzec zacz�o zagl�da� coraz
wi�cej ciekawskich.
- Kundel, zwyczajny kundel - dziwi�y si� niekt�re paniusie. Wyobra�a�y
sobie, �e pies tak m�dry musi mie� niezwykle rasowy wygl�d.
- To nie ma nic do rzeczy - powiedzia� roztropnie pan aptekarz. - Kundle s�
w�a�nie najm�drzejsze. Sam mia�em takiego psa...
Aptekarz zacz�� opowiada� o swoim psie, lecz przerwa� mu w�a�ciciel
cukierni.
- Prowadzi�em kiedy� bufet w cyrku - powiedzia� - Widzia�em wiele ps�w.
Tresowanych, ma si� rozumie�...
- My�li pan, �e to cyrkowy pies? - zaciekawi� si� burmistrz miasteczka.
- Nie inaczej. G�ow� da�bym, �e zna r�ne sztuczki. Uciek� z cyrkowej budy,
to jasne jak s�o�ce...
- Zapomina pan, �e cyrkowcy je�d�� zwykle samochodami, a rzadziej kolej� -
pokr�ci� g�ow� aptekarz. - Zreszt� w cyrku nie uczyliby psa rozk�adu jazdy -
roze�mia� si�. - W jaki spos�b? I w�a�ciwie po co?
Cukiernik wzruszy� ramionami.
- Tak czy owak - powiedzia� - to uczony pies.
- M�dry - zgodzi� si� aptekarz.
Ludzie przychodzili jeszcze przez kilka dni. Bufetowy na dworcu zarabia�
teraz znacznie wi�cej. Ciekawscy, kt�rzy odwiedzali jego lokal, pili sporo
wina i jedli du�o ciastek. Ale zawiadowca mia� do�� tych go�ci. Tote�
odetchn�� z zadowoleniem, gdy ich wizyty wreszcie sko�czy�y si�.
Lampo znowu si� ustatkowa�. Jak dawniej "pe�ni� s�u�b�" - pomaga� robotnikom
i pilnowa� kancelarii pana. Wieczorem je�dzi� jak dawniej z zawiadowc� na
kolacj� do Piombino. Znano go ju� i na tamtej stacji.
Nikt nie spodziewa� si�, �e psu przyjdzie kiedy� do g�owy pomys�, aby znowu
wyruszy� w nieznane. By�o mu przecie� tak dobrze. Kolejarze rozpieszczali
go, jedzenia mia� pod dostatkiem... I taki by� przywi�zany do swojego pana!
Ale pewnego dnia znikn�� znowu.
Tym razem zawiadowca nie martwi� si� ju�. Wiedzia�, co robi�. Usiad� przy
telefonie i zacz�� dzwoni�. W Turynie nikt nie widzia� psa. Nie wiedziano
te� o nim ani w Salazzo, ani w Savona, ani w Genui. Dy�urni ruchu, do
kt�rych dzwoni� nieznany kolega z ma�ej stacji, byli zdziwieni. "Co za
pies?" - pytali. Niekt�rzy nie mogli powstrzyma� si� od �arcik�w i kpin.
Inni odk�adali s�uchawk�.
Kolejarz nie dawa� za wygran�. Kiedy przekona� si�, �e na p�nocnych
stacjach nie ma co szuka�, zacz�� dzwoni� na Po�udnie. W Orbetello jaki�
g�os ofukn�� go.
- Pajaca pan ze mnie robi? Od kiedy to psy je�d�� same kolej�?
Zawiadowca zm�czy� si� ju�, ale jeszcze nie ustawa�. Po raz ostatni podni�s�
s�uchawk� i wywo�a� Rzym. Znu�onym g�osem powt�rzy� swoje pytanie. I wtedy
dy�urny w Rzymie zapyta�:
- Jak wygl�da ten Lampo?
- Ma jasn� pr�g� na grzbiecie - wyja�ni� z bij�cym sercem zawiadowca. Opisa�
dok�adnie psa.
- To ten - roze�mia� si� g�os w s�uchawce. - Jest. Siedzi u nas w dy�urce.
Sam tu trafi�. Nakarmili�my go, oczywi�cie...
- Dzi�kuj� - ucieszy� si� zawiadowca. Gdyby m�g�, u�ciska�by swego rozm�wc�.
- To m�wi pan, �e pies sam przyjecha�? - zaciekawi� si� g�os. - Niebywa�e!
- Tak - odpowiedzia� zawiadowca. - Niech go pan wsadzi do pospiesznego,
kt�ry idzie do Turynu.
- Zrobione! - obieca� kolega na drugim ko�cu drutu. - Mo�e pan by� zupe�nie
spokojny. Odzyska pan swojego przyjaciela. Tylko czy pies b�dzie wiedzia�,
gdzie ma wysi���?
- Tak. Chyba tak - powiedzia� zawiadowca.
- A wi�c dobrze. Wy�l� psa, cho� sam zatrzyma�bym go ch�tnie u siebie -
powiedzia� g�os. Wy��czy� si�. Zawiadowca po�o�y� s�uchawk� i otar� czo�o.
XI
Wie�� o niezwyk�ym psie zacz�a roznosi� si� po ca�ych W�oszech. Bo Lampo po
kilku tygodniach odpoczynku znowu zacz�� podr�owa�. Trudno mu by�o tego
zabroni�. Zawsze zreszt� potrafi� wybra� chwil�, kiedy nie zwracano na niego
uwagi. W�lizgiwa� si� wtedy do poci�gu i odje�d�a�. Kolejarze na wielu
odleg�ych dworcach znali go ju� i wiedzieli, �e to podr�nik z Marittimy.
Stacyjka, o kt�rej istnieniu wiedzia�o dotychczas niewielu, sta�a si� teraz
znana w ca�ym kraju.
- Przyjecha�! - dzwonili do zawiadowcy koledzy z r�nych miejscowo�ci. -
Mo�ecie by� o niego spokojni. Nakarmimy i ode�lemy.
Nie zawsze wsadzali psa do poci�gu. Nie wszyscy mieli ochot� si� go pozby�.
Pewien kolejarz z Rapallo chcia� go po prostu przyw�aszczy�. Ale Lampo
uciek� i wr�ci� do Marittimy. �adna si�a nie mog�aby go zatrzyma� w obcym
miejscu. Tylko Marittima by�a jego domem, a tutejsi ludzie - jego rodzin�.
Kocha� ich, bo sam by� kochany. Mo�e domy�la� si�, �e sprawia im czasem
k�opot, ale wiedzia�, �e nie potrafiliby si� na niego pogniewa�.
Rozpieszczali go.
Dzieci zawiadowcy przeje�d�a�y nieraz do ojca. Kolejarz u�miecha� si�, bo
wiedzia�, dlaczego to robi�. Gin� spacerowa�a wtedy z psem po peronie, a
szcz�liwy Roberto �mia� si� jak nigdy w domu.
- Kochasz nas, Lampo? - pyta�y dzieci, g�adz�c puszyst� sier�� psa. Patrzy�
na nie z takim przywi�zaniem i mi�o�ci�, �e rozumia�y go bez s��w.
Pewnego dnia do Marittimy zadzwoni� redaktor jakiej� gazety.
- Czy to u pana jest ten cudowny pies? - spyta�.
- Lampo? - roze�mia� si� zawiadowca. - Tak.
- Pozwoli pan, �e przyjad� - powiedzia� redaktor.
Zjawi� si� nast�pnego dnia z aparatem fotograficznym i sporym notesem.
Zrobi� kilka zdj��, a potem d�ugo rozmawia� z zawiadowc� o przygodach psa.
Zapisywa� co� w notesie. W dwa dni p�niej w gazecie ukaza� si� bardzo
ciekawy artyku�, w kt�rym by�y i fotografie Lampo, i opis jego w�dr�wek.
"Lampo to urodzony podr�nik" - napisano czarno na bia�ym. "Jest chlub�
ca�ej stacji". - Gazeta chwali�a tak�e kolejarzy. "Tylko ludzie, kt�rzy maj�
z�ote serca, mog� przywi�za� do siebie takiego psa" - pisa� redaktor. "Lampo
wraca zawsze tam, gdzie czuje si� najlepiej".
- Widzisz, Lampo, co� narobi�? - �miali si� kolejarze, kt�rzy przeczytali
gazet�. - Teraz nawet w Turynie wszyscy o nas wiedz�.
Lampo wysun�� j�zyk. Dysza�, bo by�o mu gor�co. Min� mia� tak�, jakby si�
�mia�. "A widzicie - zdawa�y si� m�wi� jego filuterne oczy - co ja
potrafi�?"
XII
- Czy to ty jeste� tym s�ynnym Lampo? - spyta� kelner wagonu
restauracyjnego. - Poznaj� ci� z fotografii - powiedzia�.
Pospieszny poci�g mija� w�a�nie stacj� w Sapri. By�o to daleko za Neapolem.
- Bardzo si� ciesz�, �e przyszed�e� do mnie - odezwa� si� kelner.
Lampo da� si� pog�aska�. Usiad� grzecznie na pod�odze w korytarzyku. Kelner
przyni�s� mu kawa�ek mi�sa na podstawce.
"Takiego psa nie widzia�em jeszcze nigdy w �yciu" - pokr�ci� g�ow�. -
"Jeste�my oddaleni prawie tysi�c kilometr�w od tej jego Marittimy -
pomy�la�. - W jaki spos�b to psisko przesiad�o si� na nasz poci�g? Musia�
przecie� przesi��� si� w Rzymie..."
Pies ko�czy� posi�ek. Zliza� resztki jedzenia i odsun�� delikatnie talerz.
Pokiwa� przyjacielsko ogonem i zaczai si� �asi�. Kelner pog�adzi� go po
g�owie. - Che posse far� per lei? Co mog� jeszcze uczyni� dla pana? -
roze�mia� si� - Capisce cio che dico? Czy pan mnie rozumie? Nie prze�pi si�
pan po obiedzie?
Zaprowadzi� psa do przedzia�u s�u�bowego i przygotowa� mu pos�anie. Potem
zamkn�� starannie drzwi.
"Chcia�bym mie� tego kundelka - my�la�. - Tylko gdzie bym go hodowa�? Ca�e
�ycie sp�dzam w poci�gu..."
Wyszed� na korytarzyk i stan�� przy oknie.
"W�a�ciwie po co on je�dzi?" - zaczai si� zastanawia�
"Lubi zwiedza� obce miasta" - odpowiedzia� sam sobie. Czu�, �e nie jest to
w�a�ciwa odpowied�.
"A mo�e szuka dawnego w�a�ciciela? - mrukn� - Mo�e nie potrafi o nim
zapomnie�? To ca�kiem prawdopodobne...".
Zamy�li� si�. Jak inni, usi�owa� wyja�ni� sobie pow�d niezwyk�ych w�dr�wek
psa. Sk�d jednak mo�na by�o wiedzie�, kt�ry domys� jest trafny?
"Mo�e lubi ruch - pomy�la� znowu. - Lubi p�d poci�gu i turkot k�, kt�re
dudni� pod pod�og�. S� przecie� psy, kt�re podr�uj� nawet rakietami".
Pokr�ci� g�ow�. Wiedzia� dobrze, �e s�ynne pieski nie wsiada�y przecie� same
do rakiet. Wysy�ali je ludzie... Jak baga�...
- Tego nikt nie wysy�a� - szepn��. - I w tym ca�a zagadka... Naprawd�,
trudno j� rozwi�za�...
- Carlo! - zawo�a� z g��bi wagonu kucharz. - Go�cie czekaj� na ciebie.
Kelner poszed� mi�dzy stoliki, przy kt�rych siedzieli zg�odniali podr�ni, i
zaczai odbiera� zam�wienia. Ale by� roztargniony jak nigdy... Ci�gle my�la�
o ma�ym w��cz�dze.
W Reggio, daleko na po�udniu, tam gdzie jest sam szpic w�oskiego buta,
poci�g zatrzyma� si�. Kelner, kt�ry zd��y� ju� obs�u�y� wszystkich go�ci,
odsapn��. Postanowi� zajrze� do psa. Drzwi przedzia�u s�u�bowego by�y
uchylone...
"Nie zamkn��em dok�adnie" - pomy�la� kelner. Wszed� do przedzia�u. Nagle
zaniepokoi� si�.
Psa nie by�o.
Lampo wysiad� z poci�gu jeszcze w miejscowo�ci Paola. Jaki mia� plan, nie
wiadomo. Mo�e uzna� ju�, �e czas wraca�?
D�u�sz� chwil� kr�ci� si� po stacji. Nie zwracano na niego uwagi. By� mo�e w
Paoli nikt jeszcze o nim nic nie s�ysza�. I o najs�ynniejszych ludziach nie
wszyscy i nie wsz�dzie wiedz�, c� dopiero o psie.
Lampo czeka� spokojnie na poci�g. Instynkt nie omyli� go - uda�o mu si�
trafi� na peron, z kt�rego odchodzi� ekspres w kierunku p�nocnym. Sporo
pasa�er�w czeka�o na ten poci�g. Gdy nadszed�, zacz�li si� t�oczy� przy
wej�ciach do wagon�w. Lampo usi�owa� w�lizn�� si� mi�dzy wsiadaj�cych, ale
odpychano go. Wreszcie, kiedy poci�g rusza�, uda�o mu si� wskoczy� na
stopie�. W tej chwili uczu� przeszywaj�cy b�l. Automatyczne drzwi wagonu
zatrzasn�y si� i �cisn�y go jak kleszcze.
By� tak oszo�omiony, �e nie wyda� z siebie g�osu.
- Pies! - krzykn�a jaka� pani. - Patrzcie, co dzieje si� z tym psem! Zadusi
si�!
Lampo zwiesi� g�ow�. Z oczu ciek�y mu �zy.
- Ratunku! - krzycza�a pani. - Zatrzymajcie poci�g!
Jaki� pasa�er w g��bi wagonu, nie wiedz�c, o co chodzi, poci�gn�� za r�czk�
hamulca. Poci�g stan��.
Zrobi�o si� zamieszanie. Konduktorzy zbiegli si�, aby zbada�, co si� sta�o.
Pasa�er, kt�ry zatrzyma� poci�g, ociera� pot z czo�a i t�umaczy� si�.
- Przecie� kto� wo�a� o ratunek! Dzia�a�em w dobrej wierze.
- To chodzi�o o psa - wyja�ni�a pani.
- Jakiego psa?
Wszyscy rozejrzeli si� dooko�a.
- Nie ma go!
- Zap�acicie kar� - powiedzia� konduktor. Odezwa�y si� wzburzone g�osy.
Tak�e i we W�oszech ludzie potrafi� si� k��ci�.
O psie zapomniano.
XIII
Lampo mia� z�amane dwa �ebra i nog�. W chwili, gdy poci�g zatrzyma� si�, a
drzwi uchyli�y, upad� na tor i zsun�� ze stromego nasypu. Ostatkiem si�
poczo�ga� si� do k�py krzak�w rosn�cych w rowie. Wpe�z� pod li�cie. Dlatego
nie mogli go zobaczy� pasa�erowie z poci�gu.
W dwie godziny p�niej znalaz�a go jaka� wie�niaczka, kt�ra p�dzi�a os�a.
Usiad�a akurat pod krzakiem, aby odpocz��.
- A kto ci� tak oporz�dzi�, chudziaku? - spyta�a. Ostro�nie wyci�gn�a r�k�
i dotkn�a psa. Patrzy� jej w oczy, jakby prosi� o ratunek. Zbada�a jego
rany.
Poczu�a tak� lito��, �e o ma�o si� nie rozp�aka�a. Delikatnie podnios�a
Lampo i wsadzi�a go do wielkiego kosza, umocowanego na grzbiecie osio�ka.
- Ju� si� m�j Pi�tro tob� zajmie - mrukn�a. M�� jej by� owczarzem i umia�
nastawia� z�amane ko�ci. Zaopiekowa� si� Lampo. Nie wr�y� mu jednak
d�ugiego �ycia.
- Okrutnie pobity - powiedzia�. - Mo�e si� wyli�e, ale nie widzi mi si�, aby
tak by�o. - Pokr�ci� g�ow�. Zabanda�owa� psa jak kuk��.
Lampo chorowa� bardzo d�ugo. Dopiero po miesi�cu zacz�� chodzi� po podw�rku.
Utyka� ci�gle na nog�.
- To mu ju� chyba zostanie - mrucza� owczarz. - Noga rozprostuje si�
jeszcze, ale i tak b�dzie kr�tsza.
Masowa� psu �ap�. Lampo liza� go po r�ce. Przywi�za� si� do tego cz�owieka.
Ale w sercu czu� dziwny niepok�j. Kiedy zasypia�, nawiedza�y go jakie� sny,
bo skomla� jak ma�e szczeni�.
Starzy karmili go, czym mogli. Chocia� byli biedni, nie �a�owali mu mleka i
kaszy. Razu pewnego, gdy zabili kur�, dali mu spory kawa�ek mi�sa. Jednak
taka uczta nie trafia�a si� co dzie�.
Przysz�a ju� zima. Tego roku by�a ostrzejsza ni� zwykle. Nawet tu na
Po�udniu spad� raz �nieg. A deszcze la�y bardzo cz�sto. Lampo wola� siedzie�
w cha�upie. Mia� wygodne legowisko obok kuchennego pieca.
- No i jak tam, piesku? - pyta�a gospodyni. Bardzo polubi�a tego znajd�.
- Nie mamy dzieci ani wnuk�w - m�wi�a. - Ale mamy ciebie, chudzino.
Patrzy� jej w oczy. Kocha� tych ludzi i czu�, �e nie mo�e ich opu�ci�. Nie
odzyskiwa� jednak spokoju. Robi� si� coraz smutniejszy i bardziej apatyczny.
- Przyjdzie wiosna, piesku - pociesza�a go kobieta.
- Cni ci si� za zielon� traw�, wiem. Przyjdzie wiosna, to ozdrowiejesz. A
mo�e ju� dzi� pobiega�by� po polu? - Otworzy�a drzwi.
Nie rusza� si� z pos�ania.
- S�aby� jeszcze jak mucha - pokiwa�a g�ow� staruszka.
XIV
Pocz�tkowo zawiadowca nie martwi� si�, gdy Lampo znowu si� zawieruszy�.
Zdarza�o si� to przecie� nie pierwszy raz. Wiedzia�, �e pies, cho�by
zaw�drowa� daleko, wr�ci po kilku dniach. Lecz po tygodniu zaczai si�
powa�nie niepokoi�.
Dzwoni� ju� kilkakrotnie do wielu koleg�w, ale na �adnej stacji nie widziano
psa.
- Mogli go ukra�� i wywie�� nie wiadomo gdzie - mrucza� bufetowy. Ten
cz�owiek wszystko zawsze widzia� w ciemnych kolorach.
- Mogli go i ukra�� - wzdychali kolejarze. Chodzili smutni i przygl�dali si�
uwa�nie przeje�d�aj�cym poci�gom.
- Mam pomys� - powiedzia� kt�rego� dnia zast�pca.
- Mo�e zwr�ciliby�my si� o pomoc do znajomego redaktora? Nie mo�emy dzwoni�
bez ko�ca na wszystkie dworce.
A je�li og�osimy komunikat o psie w gazecie, to przeczytaj� nie tylko
kolejarze.
Zawiadowca skorzysta� z rady kolegi i zadzwoni� do redakcji. W kilka dni
p�niej w gazecie ukaza� si� komunikat o zaginionym psie wraz z jego
fotografi�. Artyku� przeczyta�o bardzo wiele os�b. Kilku czytelnik�w
napisa�o do redakcji gazety, �e widzia�o psa.
"Mam pieska, kt�ry si� b��ka� - zwierza�a si� pewna staruszka z Mediolanu. -
Ale ten pies nie ma pr�gi na grzbiecie". - "Zaopiekowa�em si� osieroconym
szczeniakiem - donosi� jaki� pan. - Jest to m�ody buldog. Czy Lampo jest
buldogiem?" - pyta� pan, chocia� powinien by� wiedzie� z opisu umieszczonego
w gazecie, jak wygl�da� zaginiony pies.
Prawie wszystkie listy pochodzi�y od ludzi albo roztargnionych, albo
nieuwa�nych. A niekt�rzy korespondenci pisali, bo chcieli wyrazi� kolejarzom
swoje szczere wsp�czucie.
Szczeg�lnie mi�y by� zbiorowy list uczni�w pewnej szko�y w Turynie. Napisali
oni wprost na stacj�. "Bardzo nam przykro, �e Lampo zgin�� - tak zaczyna�
si� list. - My dobrze rozumiemy pana zmartwienie. W naszej szkole w zesz�ym
roku tak�e by� pies, kt�ry mieszka� u dozorcy. Bardzo go lubili�my, ale ten
pies wpad� pod samoch�d...".
List by� bardzo serdeczny, lecz kolejarzy nie pocieszy�. Przeciwnie,
posmutnieli jeszcze bardziej.
Redaktor gazety po kilku tygodniach umie�ci� jeszcze jedno og�oszenie. I tym
razem nie pomog�o. Ani ten, ani poprzedni numer gazety nie trafi� do ma�ej
wioski na po�udniu W�och. Zreszt� starzy ludzie, kt�rzy przygarn�li Lampo,
nie czytali dziennik�w...
Przysz�a wiosna. Wybuch�a od razu, jak to bywa w Kalabrii. Pewnego dnia
zazieleni�y si� drzewa, a migda�owce i magnolie pokry�y si� r�owymi
kwiatami.
Lampo przyszed� ju� zupe�nie do si�. Ca�ymi dniami wylegiwa� si� w s�o�cu
lub �azi� po podw�rku. Ci�gle by� smutny.
- Dziwny stw�r z ciebie - mrucza� jego opiekun. - Powiniene� skaka� jak
pies, a �azisz jak �limak. Przecie� kulas ci� ju� nie boli?
Lampo k�ad� �eb na kolanach staruszka i patrzy� mu w oczy.
- Co ci� gn�bi? - pyta� owczarz. - Nie martw si�, nie zginiesz. �ebym
wiedzia�, co ci jest, tobym ci pom�g�. Ale nie wiem...
Podejrzewa� jednak, �e pies musi t�skni� za dawnym opiekunem. Tote� nie
zdziwi� si�, gdy kt�rego� dnia Lampo znikn�� i nie pokaza� si� wi�cej.
- Ano c� - powiedzia� stary. - Tak ju� wida� musia�o by�. Prawd� m�wi�c,
spodziewa�em si� tego...
- Nie frasuj si� - pociesza� �on�, kt�ra ociera�a nos w fartuch. Bardzo
zmarkotnia�a po stracie psa.
- Nie frasuj si� - mrucza�. - Jakby mu �le by�o u dawnego pana, to by do
niego nie wraca�. A je�li chcia� wr�ci� to znaczy, �e mu tam by�o dobrze...
Uda�o mu si� po jakim� czasie uspokoi� staruszk�. Ale psa wspominali oboje
jeszcze bardzo d�ugo...
XV
Zawiadowca siedzia� w kancelarii, gdy Lampo wszed� i zbli�y� si� cicho do
sto�u. Tr�ci� pana w r�k� wilgotnym nosem i usiad� u jego n�g. Dr�a� na
ca�ym ciele.
- Lampo - wyszepta� cz�owiek. Podobnie jak pies, nie m�g� wydoby� z siebie
g�osu. Obu �omota�y serca.
W kilka minut p�niej o powrocie psa wiedzia�a ju� ca�a stacja. Kolejarze
st�oczyli si� w ma�ym pokoju i podawali sobie ulubie�ca z r�k do r�k.
- Jaki zmizerowany! - u�ala� si� bufetowy.
Niekt�rzy ocierali ukradkiem �zy. Lampo ockn�� si� wreszcie z odr�twienia i
zacz�� skaka�. Biega� od przyjaciela do przyjaciela, szczeka� i piszcza�.
- Opowiadasz o swoich przygodach? - �miali si� ludzie. - O, bracie, gdyby�
umia� m�wi�...
Zawiadowca zawi�z� wieczorem psa do Piombino. Aby przygotowa� dzieci na
dobr� nowin�, pos�a� do domu
znajomego dr�nika. Sam poczeka� z psem na stacyjce.
Dr�nik sprawi� si� jak nale�y. Najpierw zmru�y� oko, a potem wypali� od
razu:
- Co by�cie zrobili, gdyby tak Lampo wr�ci�?
- Widzia� go pan? - spyta� podejrzliwie Rober to.
- Nie widzia�em - powiedzia� sprytnie dr�nik - ale gadaj� ludzie, �e on ju�
jest.
- Nie wierz� - pokr�ci� g�ow� ch�opiec.
- Nie wierzysz? To chod�! - za�mia� si� dr�nik.
Dzieci pobieg�y p�dem na stacj�. Lampo wyrwa� si� panu i pop�dzi� im
naprzeciw. Wpadli na siebie i odta�czyli przed domem taniec rado�ci. Malutka
Adele, kt�ra zaczyna�a ju� chodzi�, wysz�a na pr�g. Obj�a psa za szyj�.
- Zostaniesz dzisiaj z nami - m�wi�y dzieci. - Bo jak nie, to pogniewamy si�
na zawsze. Gdzie� by� tak d�ugo?
Roberto, bawi�c si� z przyjacielem, zauwa�y� zgrubienie na jednej z jego
�ap. Pokaza� je ojcu.
- To �lad z�amania - stwierdzi� zawiadowca, przyjrzawszy si� dok�adniej
nodze. Pokiwa� g�ow�.
- Teraz rozumiem, dlaczego nie by�o go tak d�ugo - mrukn��.
Nast�pnego dnia na stacj� w Marittimie przyjecha� jaki� nieznany kolejarz.
Jak si� okaza�o, w�a�nie on przywi�z� Lampo wczorajszym poci�giem.
- Wiedzia�em, �e to wasz pies - powiedzia� do zawiadowcy. - Wysadzi�em go
tutaj, ale chcia�bym go jeszcze zobaczy�. Mam dzisiaj wolny dzie�, wi�c
wst�pi�em...
Opowiada�, �e psa przekaza� mu kolega, kt�ry przyjecha� daleko z Po�udnia.
Kolega ten s�ysza� kiedy� o wypadku psa i pami�ta� go z poci�gu. Potem o nim
zupe�nie zapomnia�, ale pozna� go, kiedy przed tygodniem Lampo zaczai
odwiedza� dworce w Reggio, Palmi, Paola i Sapri. Pies b��ka� si� od jednej
stacji do drugiej, jakby szuka� czyjego� �ladu. Wreszcie trafi� na poci�g
id�cy do Rzymu. Wtedy przypomnia� go sobie kelner z wagonu restauracyjnego.
On w�a�nie poradzi� konduktorowi, aby w Rzymie przesadzi� psa na poci�g
tury�ski.
- Gdzie Lampo mia� ten wypadek? - spyta� zawiadowca.
- W Palmi albo w Reggio. Nie wiem tego dok�adnie - powiedzia� kolejarz. - W
ka�dym razie daleko st�d... Go�� pobawi� si� z Lampo, posiedzia� jeszcze
godzin� i pojecha�. Tego samego dnia zadzwoni� znajomy redaktor, kt�ry
dowiedzia� si� ju� o powrocie ma�ego podr�nika. To, co teraz us�ysza�,
bardzo go zaciekawi�o. Zapowiedzia�, �e zjawi si� nazajutrz.
- W dwa dni potem w gazecie ukaza� si� artyku� ozdobiony zdj�ciami psa. By�y
tam tak�e podobizny kolejarzy, a nawet zdj�cie domku zawiadowcy i fotografie
jego dzieci.
"Lampo, kt�ry zawsze wraca" - brzmia� tytu� artyku�u. Redaktor przypomnia�
raz jeszcze o niezwyk�ych zami�owaniach psa i pochwali� jego prawie ludzki
rozum. Powr�t Lampo z dalekiego Po�udnia zosta� opisany tak pi�knie i
ciekawie, �e czytelnicy wyrywali sobie gazet� z r�k. Potem posypa�y si�
listy do redakcji. Dzieci i doro�li zacz�li coraz natarczywiej domaga� si�,
aby napisa� im wi�cej o cudownym psie. Tak�e zawiad9wca dosta� sporo list�w
z rozmaitymi zapytaniami i pro�bami o fotografie Lampo. Oczywi�cie, nie m�g�
wszystkim odpisywa�...
Wkr�tce na stacji zjawili si� wys�annicy rzymskiej telewizji. Nakr�cili ca��
rolk� filmu. Radio zacz�o nadawa� kolejne audycje o psie-podr�niku. Jeden
z muzyk�w skomponowa� pi�kn� piosenk� i da� j� nagra� na p�yt�. Po miesi�cu
wszyscy W�osi znali jej melodi�. By�a bardzo weso�a, a w jej refrenie
powtarza�o si� szczekanie psa.
Pewnego wieczoru przed domkiem zawiadowcy w Piombino zatrzyma�a si�
elegancka czarna limuzyna. Wysiad� z niej jaki� pan.
- Jestem ameryka�skim filmowcem - powiedzia�. - Chc� kupi� tego psa.
- On nie jest na sprzeda� - powiedzia� zawiadowca. - Dam pi��dziesi�t
dolar�w - u�miechn�� si� pan.
- Nie rozstan� si� z Lampo - wzruszy� ramionami kolejarz.
- Sto dolar�w.
- Nie.
- Pi��set - powiedzia� filmowiec. Wyj�� portfel. Ale zawiadowca pokiwa�
przecz�co g�ow�.
- �le pan robi - mrukn�� Amerykanin. - Krzywdzi pan psa, kt�remu u mnie
powodzi�oby si� lepiej. Okrada pan siebie i swoj� rodzin�...
- Nie mog� si� z nim rozsta� - powiedzia� zdecydowanie kolejarz.
Amerykanin bez s�owa wsiad� do limuzyny i zatrzasn�� drzwiczki.
XVI
Naczelnik z dyrekcji kolejowej, kt�ry wezwa� do siebie zawiadowc�, by� w
bardzo z�ym humorze. Chodzi� po swoim gabinecie i marszczy� brwi. Kiedy
zawiadowca wszed�, powita�o go gro�ne milczenie. Kolejarz stan�� przy
biurku.
- Domy�la si� pan, o co chodzi? - spyta� wreszcie prze�o�ony. Zawiadowca
poblad�.
- Tak - powiedzia�.
- Trzeba z tym sko�czy�! - wybuchn�� naczelnik. - Kolej, drogi panie, nie
jest ani cyrkiem, ani ogrodem zoologicznym. Dworce nie s� i nie mog� by�
przytu�kami dla zwierz�t!
Kolejarz milcza�.
- Nawet lubi� psy - powiedzia� �agodniejszym tonem naczelnik. - Ale nie mog�
pozwoli�, aby na pa�skiej stacji dzia�y si� takie rzeczy jak ostatnio... Nie
mo�emy dostarcza� rozrywek publiczno�ci. A tymczasem Marittima sta�a si� ju�
weso�ym miasteczkiem. Mo�e pan zacznie sprzedawa� bilety wst�pu?
Naczelnik zaczyna� wyra�nie kpi�. Zawiadowca wiedzia�, �e nie jest to
w�a�ciwie z�y cz�owiek. Mia� jednak opini� s�u�bisty i lubi� za takiego
uchodzi�. I, co tu gada�, racja by�a teraz po jego stronie... Sprawa Lampo
sta�a si� zbyt g�o�na...
- Widzia�em niedawno fotografi� tego psa - mrukn�� naczelnik. - Jaki�
dowcipni� sportretowa� go z kolejow� czapk� na �bie i fajk� w pysku. Czy pan
nie uwa�a, �e to godzi w powag� naszego munduru?
- Tak - powiedzia� zawiadowca. - Ale nie ja kaza�em zrobi� to zdj�cie...
- "Lampo przy semaforze", "Lampo w czasie s�u�by", "Lampo w wagonie
restauracyjnym" - zacz�� wylicza� naczelnik. - S�