8487

Szczegóły
Tytuł 8487
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8487 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8487 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8487 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8487 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

ROBERT E.HOWARD TYGRYSY MORZA PRZEK�AD JAROS�AW KOTARSKI PRZEDMOWA FOREWORD Jak mog� d�wiga� brzemi� m�ki I poci� si� w codziennym trudzie, Gdy w duszy mojej, ju� na wieki, Rozbrzmiewa� b�d� Pikt�w b�bny? (�) B�bny Pikt�w Mam tylko jedno hobby i pasjonuje mnie ono niezmiennie po dzi� dzie�. Chcia�bym unikn�� przypisywania temu znamion tajemniczo�ci, lecz naprawd� trudno jest mi to wyja�ni� i nie do ko�ca sam wszystko rozumiem. Chodzi mianowicie o moje zainteresowanie ludem, kt�ry nosi� nazw� Pikt�w. Zdaj� sobie oczywi�cie spraw� z w�tpliwej zasadno�ci tej nazwy, tak jak jej u�ywam Ludzi tych okre�lano ju� w historii jako Celt�w, barbarzy�c�w czy, nawet, German�w. Niekt�re autorytety wspominaj�, �e przybyli oni do Brytanii po Brytach, a tuz przed pojawieniem si� Gall�w. �Dzicy Piktowie z Galloway�, wspominani cz�sto we wczesnych szkockich legendach i zapisach historycznych, powstali w wyniku wymieszania si� kilku ras � prawdopodobnie Celt�w, plemion cymryckich i galijskich; m�wili za� j�zykiem wywodz�cym si� z cymrycko�galijskiego � w barbarzy�skiej wersji, z domieszk� germa�skiego i skandynawskiego. Sam termin �Pict� by� zapewne u�ywany pierwotnie jedynie w odniesieniu do koczowniczych plemion celtyckich, kt�re osiedli�y si� w Galloway i zasymilowa�y z miejscow�, barbarzy�sk� ludno�ci�. Dla mnie Jednak Pikt, to synonim niewysokiego, ciemnego barbarzy�cy � przybysza z teren�w �r�dziemnomorskich. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem gdy po raz pierwszy zetkn��em si� z tematem, takich w�a�nie ludzi okre�lano jako Pikt�w. O wiele dziwniejsze mo�e si� ju� wyda� moje niegasn�ce nimi zainteresowanie. Po raz pierwszy przeczyta�em o nich studiuj�c histori� Szkocji. By�y to wzmianki zaledwie � i w dodatku � niezbyt pochlebne. Oczywi�cie, lektury mojego dzieci�stwa nie sta�y na zbyt wysokim poziomie, zreszt� �y�em w regionie, gdzie inne ksi��ki by�y rzadko�ci�. Sta�em si� entuzjast� poznawania szkockiej historii i tropi�em j� w ka�dej dost�pnej formie. Czu�em si� dziwnie zwi�zany z tymi ubranymi w kilty g�ralami, zapewne dzi�ki domieszce szkockiej krwi w moich �y�ach. W ksi��kach, kt�re w�wczas czyta�em, Piktowie pojawiali si� sporadycznie, gdy chodzi�o o jakie� walki, kt�re staczali i przegrywali ze Szkotami. Najpe�niejszy opis tego plemienia, jaki w�wczas uda�o mi si� znale��, by� dzie�em kt�rego� z angielskich historyk�w i g�osi�, �e Piktowie to okrutni dzikusi �yj�cy w drewnianych chatach i �e, podobno, legendarny Rob Roy przypomina� swych piktyjskich przodk�w kr�p� budow� cia�a i podobn� im sylwetk� � jakby ma�pi�, z d�ugimi r�kami. Wida� zatem jasno, �e wszystko, co w�wczas czyta�em, nie mia�o na celu gloryfikacji Pikt�w. Gdy mia�em dwana�cie lat, sp�dzi�em jaki� czas w Nowym Orleanie, gdzie w bibliotece na Canal Street znalaz�em ksi��k� traktuj�c� o historii Anglii od czas�w prehistorycznych do najazdu Norman�w. Napisano j� dla m�odzie�y i tak te� przedstawia�a dzieje, z pewno�ci� niezbyt wiernie z historycznego punktu widzenia. Dzi�ki niej jednak po raz pierwszy pozna�em wi�cej szczeg��w dotycz�cych niskich, ciemnosk�rych ludzi, kt�rzy jako pierwsi zasiedlili p�niejsz� Brytani�. Wreszcie mia�em okazj� pozna� ich bli�ej. Pisarz odmalowa� ich wprawdzie w nie najlepszym �wietle � jako barbarzy�c�w, lecz zawsze to by�o co�. Wed�ug niego Piktowie byli k�amliwi, tch�rzliwi, pozbawieni ducha wojowniczo�ci i zawsze kto� ich wyprzedza� w rozwoju, a oni tylko na�ladowali innych. Nie ma w tym wiele prawdy, tote� czu�em do nich spor� sympati� i wtedy w�a�nie zdecydowa�em, �e to oni stan� si� moim ���cznikiem� ze staro�ytno�ci�. Uczyni�em z nich silnych i wojowniczych barbarzy�c�w, da�em im chwalebn� histori� s�awy minionej i wielkiego w�adc� � Brana Mak Morna. Musz� si� przyzna�, �e wyobra�nia nie dopisa�a mi, gdy wybiera�em mu imi�, chocia� posta� przygotowa�em dok�adniej. Wielu w�adc�w z piktyjskich kronik ma celtyckie imiona, lecz chc�c zachowa� zwi�zek z moim, fikcyjnym od�amem tego ludu, musia�em nada� owemu wielkiemu w�adcy imi� niearyjskie. Bran � to z uwagi na mojego innego ulubionego bohatera, z prawdziwej historii � Celta Nennasa, kt�ry pokona� Rzym. Mak Morn za� wzi�� sw�j rodow�d od s�ynnej postaci z dziej�w Irlandii � Galia Mac Morn. Wymow� zmieni�em na Mak (celtycki alfabet nie zawiera �K� , tak� wymow� posiada�o �C�). Tak wi�c, Bran Mak Morn nie posiada celtyckiego odpowiednika (Bran Mac Morn znaczy�by �Kruk � Syn Morna�), ma za to w�asn� wymow�, piktyjsk�, staro�ytn�, si�gaj�c� korzeniami w najdawniejsze czasy. Podobie�stwo do konkretnych imion celtyckich jest czystym przypadkiem. Bran Mak Morn nie zmieni� si�, chocia� min�y lata. Jest wci�� dok�adnie taki, jaki kiedy� wyr�s� w mojej wyobra�ni. To m�czyzna �redniego wzrostu, jego ruchy przypominaj� ch�d pantery, czarne oczy b�yszcz� pod ciemn� grzyw�, jego cera jest �niada. Kiedy by�em ch�opcem, marzy�em by by� niewysokiego wzrostu, mie� d�ugie ko�czyny, ciemne oczy, cofni�ty nieco podbr�dek i d�ugie, proste w�osy. Tak w�a�nie wygl�da� obraz typowego Pikta � ja za� nie by�em zadowolony z moich rzeczywistych, nordyckich rys�w. Moje upodobania wynika�y z silnego zainteresowania si� ow� �r�dziemnomorsk� ras� wywodz�c� si� jeszcze z neolitu, kt�ra jako pierwsza zasiedli�a Brytani�. Zawsze do tego zainteresowania wkrada�a si� odrobina fantazji � nie umieszcza�em ich w zbyt realnych krainach (jak mia�o to miejsce chocia�by z irlandzkimi czy szkockimi highlanderami). Dlatego te�, gdy przysz�a pora pisania o nich, patrzy�em na nich nadal po swojemu.. St�d te� pierwsza opowie�� o Branie Mak Morn (�Ludzie cieni�) jest opowiadana przez, obcego gockiego najemnika z rzymskiej armii. W pierwszym za� utworze, kt�ry napisa�em o moim bohaterze, a kt�ry zagin�� mi gdzie�, zanim go jeszcze uko�czy�em, narratorem uczyni�em rzymskiego centuriona z oddzia�u stacjonuj�cego przy Murze. W �Zaginionej rasie� centraln� postaci� jest Bryt, w �Kr�lach nocy� � celtycki ksi���. Dopiero ostatni� histori� � �Robaki ziemi�* � opowiada Pikt w�asnymi s�owami. �Kr�lowie nocy� to opowie�� traktuj�ca o wysi�kach Rzymu, by podporz�dkowa� sobie dzikie ludy Kaledonii. Zgadza si� jedynie czas i og�lny charakter wydarze� � Rzymianom nigdy nie uda�o si� przesun�� swych granic poza to pustkowie. Po paru nieudanych kampaniach cofn�li si� na po�udnie, do Muru. Ich kl�sk� zapewne spowodowa�a unia barbarzy�c�w � i to w�a�nie przedstawi�em: sojusz mi�dzy Celtami, barbarzy�cami i Teutonami. S�dz�, �e kolonizacja wschodniej Kaledonii rozpocz�a si� nied�ugo przed generalnym ich nap�ywem, kt�ry nast�pi� w okresie, gdy tereny te zosta�y ju� zlatynizowane. W �Robakach ziemi� opisa�em kolejne starcie Brana z si�ami Rzymu � jako� trudno mi by�o wyobrazi� go sobie walcz�cego z innym wrogiem. Mo�e to odbicie moich w�asnych niech�ci wobec Imperium � r�wnie trudnych do logicznego wyja�nienia, jak przychylno��, kt�r� darz� Pikt�w. Samo s�owo �Piktowie� ujrza�em po raz pierwszy na mapach umieszczone poza terenami opanowanymi przez Imperium Rzymskie. Ju� samo to mnie zafascynowa�o. Nasuwa�o wyobra�ni wizje straszliwych walk, dzikich atak�w, fanatycznej obrony. B�d�c wrogiem Rzymu, naturaln� kolej� rzeczy, sprzymierzy�em si� z jego wrogami. Szczeg�lnie ch�tnie z tymi, kt�rzy oparli si� wszelkim pr�bom podboju. Czasem, gdy w snach, tych nocnych a nie przelewanych na papier, walczy�em z pancernymi legionami i musia�em cofa� si� pobity, umys� podsuwa� nagle obraz � jakby inwazji z innego �wiata, z nie narodzonej jeszcze przysz�o�ci � obraz mapy, na kt�rej poza granicami Imperium widnia� tajemniczy napis �Piktowie i Szkoci�. Zawsze nadchodzi�y stamt�d nowe si�y � mi�dzy nimi mog�em znale�� schronienie i obron� przed prze�ladowcami, by liza� rany i gromadzi� wojska do nowej wojny. Chcia�bym kiedy� spr�bowa� swoich si� w powie�ci opisuj�cej te tajemnicze stulecia. Pozwala�bym w�wczas sobie tylko na tyle, na ile zezwala mi rzetelna wiedza historyczna. Akcja by�aby oparta na nast�puj�cym pomy�le: Wp�ywy rzymskie powoli s�abn� pod naciskiem teuto�skich w�drowc�w ze wschodu, kt�rzy l�duj� na wybrze�ach Kaledonii i pr� na zach�d. Dochodzi do konfliktu ze starymi celtyckimi osadnikami. Na ruinach przedaryjskiego cesarstwa Pikt�w, dawno ju� osaczonego przez nieprzejednanych wrog�w, owe wojownicze plemiona bezlito�nie si� zmagaj�, by zwr�ci� si� ostatecznie przeciwko wsp�lnemu zagro�eniu � zdobywczym Sasom. By�aby to raczej opowie�� o w�adcach i rz�dzeniu, nie o herosach � cho� podejrzewam, �e nie trzyma�bym si� tego zbyt dok�adnie. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi si� to uda. Robert E. Howard LUDZIE CIENI MEN OF SHADOWS Ze �witu Tworzenia, jego cieni, i z bezkresnego Czasu Mgie�, idziemy � pierwszy wielki nar�d, co najszczytniejszy obra� cel. Dokona� wiedzy pozbawieni, pierwotnej mocy �ebrz�c �ask, idziemy � co� w drodze si� zmieni, przybli�a si�, ja�nieje Blask. Tak przemierzaj�c ziemi szmat i niezbadane morskie szlaki, wci�� budujemy nowy �wiat, gdzie na kamieniach nasze znaki. Chwa�a jest jeszcze tak daleko, nie�mia�o si�ga po ni� lud, historia jednak nie zaczeka, zbuduje j� wy��cznie trud. Cho� tli si� Utracony Ogie�, co naszym tylko kiedy� by�, gdy nowe zjawi� si� narody, po nas zostanie tylko pyl. C�, �e byli�my pierwsz� ras�, i ��czyli�my Stare z Nowym, jak blade chmury, co si� pas� w morza zwierciadle lazurowym. Nowe nadejdzie bez pardonu, prochy rozwieje szkwa� gwa�towny, a my � znikniemy z czasu stronic, pami��, to wiatr nieustaj�cy. Zatraca chwa�� krzepkie Stonehenge, chocia� kamienie nadal b�yszcz�, i tylko z mrok�w s�ycha� szepty �e pierwsi �wiat�a MY strzegli�my. Mimo �e ludzie si� zmieniaj�, to ska�y, b�ota � takie same one jedyne wspominaj�, ostatni lud Wieku Kamienia. Miecz napotka� z trzaskiem inny miecz. � Ailla! A�a�ailla! � dobywa�o si� ze stu dzikich garde�. Natarli na nas ze wszystkich stron; stu na trzydziestu. Stali�my zbici w ciasn� gromadk�, otoczeni tarczami, mi�dzy kt�rymi wystawa�y ostrza. By�y czerwone, tak jak he�my. Mieli�my jedn� przewag� � byli�my dobrze uzbrojeni, atakuj�cy za� prawie wcale. Cho� nadzy, nacierali jednak z tak� zaciek�o�ci�, jakby ich cia�a by�y z �elaza. Na moment odst�pili. Trzymali si� w pewnej odleg�o�ci. Ich cia�a pokrywa�y rany, a �ciekaj�ca krew zdobi�a je niczym ornamenty. Obrzucali nas przekle�stwami. Trzydziestu ludzi! Trzydziestu z grupy, kt�ra jako pi��setosobowa wymaszerowa�a butnie spod �ciany Hadriana. Zeusie, jak mo�na ich by�o tak pos�a�! W pi�� setek mieli�my utorowa� sobie drog� przez krain� roj�c� si� od barbarzy�c�w, kt�rzy ci�gle �yli w minionej dla nas epoce. Ca�ymi dniami maszerowali�my przez wrzosowiska, wyr�bywali�my l�ni�cy karmazynowo szlak w�r�d ��dnych krwi hord. Noc� odpoczywali�my w obwarowanych obozach, gdzie i tak m�g� dosi�gn�� nas bezg�o�ny sztylet. Bitwy, przelana krew, trupy� A wszystko po to jedynie, by siedz�cy w swym pi�knym pa�acu, cesarz us�ysza�, razem z dostojnikami i kobietami, �e kolejna wyprawa zagin�a gdzie� na p�nocy, w mglistych g�rach. Popatrzy�em na tych, kt�rzy byli moimi towarzyszami. Znajdowali si� w�r�d nich Rzymianie, rodowici i z Latinii, byli Brytowie, Germanie, rudow�osi Hiberianie. Wok� kr��y�y wilki w ludzkiej sk�rze, nieustannie zacie�niaj�c kr�g. Mali, w�ochaci, z d�ugimi, mocarnymi ramionami. W�osy d�ugie, opadaj�ce kud�ami na cofni�te, podobnie jak u ma�p, czo�a. Niewielkie, czarne oczy b�yszcza�y jak u w�y. Byli prawie nieodziani, dzier�yli za to ma�e, okr�g�e tarcze; do ataku u�ywali w��czni i szabel o zakrzywionych ostrzach. Najwy�szy z nich nie mia� nawet pi�ciu st�p, lecz niezwykle szerokie ramiona zdradza�y niepospolit� si��. Szybcy byli jak koty. Naparli na nas ca�� gromad�. Kr�tka bro� dzikus�w napotyka�a z trzaskiem na nasze miecze. Walka toczy�a si� na ma�y dystans. Im to odpowiada�o, Rzymianie r�wnie� �wiczeni byli w takim sposobie walki, lecz ich tarcze do niej si� nie nadawa�y � zbyt ci�kie, nie pozwala�y na skuteczn� obron�. Dzicy szybko nauczyli si� to wykorzystywa� � atakowali od do�u, pochyleni. Stali�my rami� w rami�, gdy tylko kt�ry� pada�, zaraz zwierali�my szyk. Oni naciskali i naciskali, w ko�cu ich twarze znalaz�y si� tu� przy naszych, a ich zwierz�cy, cuchn�cy oddech uderzy� nas w nozdrza. Ca�y czas krzyczeli, powarkiwali. Stali�my, jakby szyk nasz uczyniono z �elaza � znikn�o wszystko: wrzosy, wzg�rza, czas� Byli�my zwierz�tami walcz�cymi o �ycie. Zatracili�my w walce i umys�y, i dusze. Zamach, cios. Zamach. Cios. Metal pryskaj�cy w spotkaniu z tarczami, bestie wy�aniaj�ce si� z kurzu. Cios! � Twarz znika. Pojawia si� inna, r�wnie okropna. Ca�e lata wychowania, wpajania rzymskich tradycji, ulecia�y jak mg�a rozproszona przez s�o�ce. Zn�w sta�em si� dzikusem przyby�ym z las�w i m�rz, cz�owiekiem pierwotnym, barbarzy�c�, kt�ry potyka si� z przedstawicielami jeszcze starszego barbarzy�stwa, kipi�cymi pragnieniem zemsty i mojej krwi. Jak�e przeklina�em kr�tko�� rzymskiego miecza, kt�rym przysz�o mi teraz walczy�. W��cznia skruszy�a si� na moim pancerzu, miecz roztrzaska� na czubku he�mu powalaj�c mnie na ziemi�. Podd�wign��em si� i odpar�em kolejne uderzenie mocnym ci�ciem. Wtem zastyg�em z uniesion� broni�. Na wrzosowisku panowa�a absolutna cisza. Przede mn� nie by�o ju� �adnych wrog�w. Le�eli w ciszy nadal �ciskaj�c swe szable, a w ich odci�tych i potrzaskanych g�owach wci�� twarze wykrzywia� grymas nienawi�ci. Z naszej trzydziestki, kt�ra im si� przeciwstawi�a, pozosta�o pi�ciu: dw�ch Rzymian, Bryt, Irlandczyk i ja. Cho� wydawa�o si� to nieprawdopodobne, w zetkni�ciu z prawie czterokrotnie liczebniejszym wrogiem or� rzymski zwyci�y�. Pozosta�o nam tylko jedno � pod��y� z powrotem tam, sk�d przyszli�my, omijaj�c wszystkie niebezpiecze�stwa tego dzikiego l�du. Ze wszystkich stron otacza�y nas wysokie g�ry. �nieg bieli� ich szczyty, a i tutaj, gdzie stali�my, nie by�o zbyt ciep�o. Nie mieli�my nawet poj�cia, jak daleko na p�noc zaw�drowali�my. Ten marsz by� ju� tylko zamazanym wspomnieniem rozp�ywaj�cym si� we mgle. Wszystko, co pami�tali�my, to fakt, �e przed kilku dniami niedobitki rzymskiej armii zosta�y rozproszone przez wielk� burz�, wraz z kt�r� pojawili si� tak�e dzicy. Ca�ymi dniami s�ycha� by�o wojenne rogi i pozosta�e, w najliczniejszej zapewne grupie, p� setki Rzymian musia�o co krok walczy� o �ycie. Wrogowie dziko wrzeszcz�c niespodziewanie atakowali. Teraz nagle zapanowa�a cisza. Doko�a nie by�o �ywej duszy. Ruszyli�my zatem na wsch�d, tak jak uciekaj�ce przed nagonk� zwierz�ta. Przedtem jednak obrzuci�em jeszcze raz spojrzeniem pole bitwy. Widok jednego szczeg�u nape�ni� moje serce rado�ci�. Dostrzeg�em martwego barbarzy�c�, kt�ry dzier�y� w d�oni d�ugi, obosieczny miecz. Norma�ski miecz. Na Thora, nie mia�em poj�cia, w jaki spos�b sta� si� jego w�asno�ci�. Najpewniej jaki� Wiking, kompletny ��todzi�b, trafi� kiedy� mi�dzy nich, usi�uj�c wywija� tym narz�dziem z pie�ni� na ustach. Fakt faktem, miecz by� teraz m�j. Sporo si� natrudzi�em, by wyrwa� go z zaci�ni�tej r�ki dzikusa. Z takim mieczem w r�kach czu�em si� pewniej. Kr�tka bro� i tarcze by�y dobre, gdy mia�o si� do czynienia ze �rednio wysokimi przeciwnikami. Ci wrogowie mierzyli czasem i sze�� st�p, zatem uzbrojenie nie mog�o wystarcza�. Ruszyli�my przez g�ry, forsuj�c w�skie p�ki skalne i wspinaj�c si� na strome zbocza. Jak ma�e chrz�szcze brn�li�my przez ogromne masywy g�rskie, przy kt�rych znaczyli�my tyle co nic. Karze�ki. Ca�y czas smaga� nas wiatr, wyj�cy na podobie�stwo gigant�w. Wrogowie czekali na nas. Wyszed� im na spotkanie Bryt, zakr�ci� w��czni�, jeden z dzikus�w z�apa� j�. Bryt rzuci� si� na niego i razem polecieli w przepa��. Wst�pi�a w nas dzika furia, zacz�li�my r�ba� mieczami i po chwili by�o po wszystkim. Czterech tubylc�w le�a�o nieruchomo u naszych st�p. Rzymianin przysiad�, pr�buj�c zatamowa� krew ciekn�c� z rozci�tego ramienia. Zepchn�li�my zabitych ze �cie�ki. R�k� Rzymianina �cisn�li�my sk�rzanymi rzemieniami powy�ej rany i krwawienie usta�o. Pow�drowali�my dalej � naprz�d, ci�gle naprz�d� Ze s�o�cem w�druj�cym nad nami. Przemykali�my �cie�k�, zas�oni�ci przez g�azy, gdy dostrzegli�my nast�pn� grup� tubylc�w. Na ten widok Irlandczyk wyda� okrzyk dzikiej rado�ci i rzuci� si� mi�dzy nich. Tamci opadli go jak wilki. Pierwszy jednak, kt�ry zdo�a� si� zbli�y�, straci� gwa�townie g�ow�, drugi zawy�, gdy jego r�ka oddzieli�a si� od ramienia. Irlandczyk z okrzykiem rozp�ata� pier� nast�pnemu i pozbawi� go g�owy. W�wczas rzucili si� na niego wszyscy r�wnocze�nie. Po kr�tkiej szamotaninie dopi�li swego. Ujrzeli�my, jak unosz� na w��czni rudow�os� g�ow�. Twarz Irlandczyka zdawa�a si� nadal wyra�a� rado�� walki. Odeszli, nie podejrzewaj�c nawet naszej obecno�ci, tote� mogli�my posuwa� si� dalej. Zapad�a noc i ksi�yc nada� wszystkiemu nierzeczywisty wygl�d, rzuci� upiorne cienie. Napotykali�my �lady odwrotu innych grup � a to Rzymianin przeszyty w��czni�, le��cy u st�p przepa�ci, to znowu cia�o bez g�owy, lub gdzie indziej g�owa bez cia�a. Porozbijane he�my, po�amane miecze� W�drowali�my teraz noc�, w dzie� chowaj�c si� pomi�dzy g�azami. Wyruszyli�my r�wno z nastaniem zmroku. W pobli�u cz�sto przechodzi�y grupy tubylc�w, czasem mogli�my nieomal dotkn�� ich, gdyby�my wyci�gn�li z ukrycia r�k�. Pozostawali�my jednak w ukryciu. Nadchodzi� w�a�nie �wit, gdy krajobraz si� zmieni�. Wyszli�my na p�askowy� otoczony ze wszystkich stron, pr�cz po�udniowej, g�rami. Wydawa�o nam si�, �e wreszcie trafili�my na przej�cie ku zbawczym r�wninom. Zatrzymali�my si� nad jeziorem. Nie by�o wida� nawet �ladu wroga, � ni ob�oku dymu na niebie. Nagle Rzymianin uni�s� r�k� do twarzy i upad� bezg�o�nie. W jego ciele tkwi�a w��cznia. Zbadali�my wzrokiem jezioro. �adnej �odzi, nic nie m�ci�o jego g�adkiej powierzchni. W nadbrze�nych zaro�lach r�wnie� nie dostrzegli�my ruchu. Odwr�cili�my si�, by zlustrowa� wrzosowisko. Drugi Rzymianin pad� na twarz z tkwi�c� w plecach w��czni�. Doby�em miecza i zdziwiony rozgl�da�em si� woko�o. Wrzosy by�y tak niskie, �e nie ukry�yby nawet Kaledo�czyka. Na jeziorze nie by�o nawet najl�ejszej fali, c� zatem mog�o spowodowa�, �e jedna z trzcin si� poruszy�a, gdy inne ani drgn�? Podszed�em bli�ej i przyjrza�em si� wodzie. Przy podejrzanej trzcinie zauwa�y�em du�y b�bel powietrza. Zrobi�em jeszcze kilka krok�w i� obrzydliwa g�ba gapi�a si� na mnie tu� spod powierzchni jeziora! B�yskawiczny ruch, i m�j miecz pod��y� w kierunku wroga. W sam� por�, by odtr�ci� mierz�c� w moje serce w��czni�. Woda wzburzy�a si� i wychyn�a z niej sylwetka dzikusa � z zatkni�tymi za pas dzidami, rurk� do oddychania �ciskan� ci�gle w ma�piej d�oni. Teraz wiedzia�em ju�, dlaczego tylu Rzymian gin�o nad brzegami jezior. Odrzuci�em tarcz� i wszystko co zb�dne � pr�cz miecza, sztyletu i pancerza. Poczu�em narastaj�c� pasj�. By�em sam, we wrogim kraju, w�r�d dzikus�w ��dnych mojej krwi. Na Thora 1 Wotana, naucz� ich! Poka��, jak odchodzi z tego �wiata Norman! Z ka�d� chwil� uchodzi�a ze mnie og�ada, coraz mniej by�o we mnie cywilizowanego Rzymianina, wychowanka starej kultury, coraz silniejsze by�y prymitywne instynkty, ��dza krwi. Narasta� we mnie gniew, podsycany typowo nordyck� pogard� dla wroga. By�em w znakomitym nastroju, got�w do ka�dego bestialskiego czynu. Thor wie, jak walczy�em dot�d, wie, �e nic wygas�a we mnie dusza Normana, walecznego Normana, g��bsza i bardziej tajemnicza ni� czelu�cie Morza P�nocnego! By�em Normanem o ow�osionych piersiach, ��tobrodym barbarzy�c�, ju� nie Rzymianinem. Wkroczy�em tutaj, mi�dzy wrzosowiska, tak pewnie, jak bym znajdowa� si� u siebie. Kin�e byli Piktowie? Niedorozwini�tymi kar�ami, kt�rych plemi� ju� wymiera�o. Dlaczego a� taka nienawi�� mn� zaw�adn�a? Nic dziwnego. W�a�ciwie im bardziej poddawa�em si� instynktom, tym mocniej rozpala� si� we mnie p�omie� nietolerancji. By� jeszcze jeden pow�d, z kt�rego w�wczas nie zdawa�em � sobie sprawy. Piktowie byli lud�mi z innej epoki. Celtowie i Normanowie wyparli ich nadchodz�c z p�nocy. Gdzie� w moim umy�le zakodowane by�y lata srogiej walki. Do tego wszystkiego do��czy�y jeszcze niestworzone historie opowiadane o Piktach. Widywa�em ich kromlechy w ca�ej Brytanii. Widzia�em te� wielki mur obronny wzniesiony opodal Corinium. Wiedzia�em, �e celtyccy druidzi nienawidz� ich w spos�b wprost niewyobra�alny. Nawet kap�ani. Lecz i oni nie s� w stanie wyja�ni�, w jaki spos�b Piktowie wznie�li te olbrzymie bariery, ani po co to uczynili. Odpowied� nasuwa�a si� jedna: czary. Co wi�cej, sami Piktowie uwa�aj� si� za szczeg�lnie uzdolniony nar�d, co pot�guje tylko pog�oski. Zacz��em si� zn�w zastanawia�, w jakim w�a�ciwie celu zosta�o pi�ciuset wojownik�w wys�anych na tak� strace�cz� wypraw�. Niekt�rzy w swoim czasie twierdzili, �e po to, by uj�� pewnego piktyjskiego kap�ana. Inni m�wili, �e mamy dotrze� do ich przyw�dcy, Brana Mak Morna. Nikt jednak nie wiedzia� niczego na pewno. Mo�e jedynie dowodz�cy nami oficer zna� pow�d wyprawy, ale on dawno ju� nie �y�. Chcia�em spotka� Brana Mak Morna. M�wiono, �e nie ma on sobie r�wnego w boju � tak w pojedynk� jak i z dru�yn�. Nie spotka�em jednak dot�d nikogo, kto wygl�da�by na tyle powa� � nie, by m�c by� owym wodzem. Inna sprawa, �e chocia� walczyli jak wilki, panowa�a w�r�d nich pewna dyscyplina. Mo�e jednak go spotkam � pomy�la�em � i je�li jest taki, jak powiadaj�, stanie ze mn� do walki. Pogardzi�em schronieniem. Koniec z tym. Tak jak sta�em, zacz��em �piewa� dzik� pie��, rytm wybijaj�c mieczem na tarczy. Niech Piktowie nadejd�! By�em got�w polec jak wojownik. Przemierzy�em kilka mil i wreszcie za ma�ym wzg�rzem natkn��em si� na nich. Je�li s�dzili, �e na widok kilku setek zbrojnych m��w odwr�c� si� i zaczn� ucieka�, bardzo si� mylili. Pod��y�em ku nim, nie przerywaj�c pie�ni. Jeden ruszy� w moj� stron� z pochylon� g�ow�. Napotka� jednak na cios miecza, kt�ry rozci�� go niemal na p�. Zjawi� si� nast�pny, zamierzy� si� na mnie z dzid�, lecz odtr�ci�em j� i zubo�y�em jego brzuch o nieco wn�trzno�ci. Potem ju� wyskoczy�o ich wielu. Oczy�ci�em jednym pot�nym ci�ciem przestrze� wok� siebie i ustawi�em si� plecami do ska�y. Miecz wykonywa� teraz solidn� prac� � �adnego ci�cia nie trzeba by�o powtarza�. Jaki� dzikus chcia� mnie uderzy� kieruj�c cios z do�u, lecz jego bro� ze�lizgn�a si� po moim pancerzu, ja za� nie chybi�em. Osaczali mnie jak wilki, nie mog�c jednak wiele zdzia�a� swoimi kr�tkimi szablami. Pr�buj�cych podej�� bli�ej czeka�a utrata g�owy. Musia�em jednak uchyli� si� przed w��czni� jednego z nich, stanowczo wy�szego ni� przeci�tnie, i nim odzyska�em r�wnowag�, jaki� miecz dosi�gn�� mojego prawego ramienia. Potem drugi poczu�em na he�mie. Zachwia�em si�, ci��em na �lepo i w tym momencie otrzyma�em cios w��czni� w prawe rami�. Upad�em, szybko si� jednak podnios�em. Wspania�ym ci�ciem roztr�ci�em wrog�w. Czu�em, �e wraz z up�ywaj�c� krwi� opuszczaj� mnie si�y. � Wyda�em ryk godny lwa i rzuci�em si� do przodu, tn�c na lewo i prawo, zdaj�c si� wy��cznie na pancerz, je�li chodzi o os�on�. Wszystko, co pami�tam z tej chwili, to krew. Podnosi�em si�, upada�em, prawe rami� zwisa�o mi bezw�adnie, �ciska�em zatem bro� w lewej d�oni. W ko�cu upad�em na dobre. Mn�stwo w��czni znalaz�o si� natychmiast przy mojej piersi, kto� jednak roztr�ci� wojownik�w. Rozleg� si� przyw�dczy g�os: � Przesta�cie! Ten cz�owiek ma �y�! Podnios�em g�ow� i ujrza�em, jak przez mg��, poci�g��, ciemn� twarz tego, kt�ry to powiedzia�. By� to szczup�y, ciemnow�osy m�czyzna, kt�ry z ledwo�ci� m�g�by mi si�gn�� do ramienia. Wygl�da� jednak na zwinnego i silnego. Str�j jego, g�adki i dopasowany, uzupe�nia� d�ug prosty miecz. Cho� m�czyzna nie przypomina� typowego Pikta, wida� by�o, �e ma nad tymi lud�mi absolutn� w�adz�. Wszystko to odnotowa�em le��c, bowiem prawie nie mog�em pod�wign�� si� na r�kach. � Widzia�em ci� ju� � powiedzia�em, ku wielkiemu jego zdziwieniu. � Bywa�e� na polu bitwy. Zawsze prowadzi�e� Pikt�w, kiedy ich wodzowie znikali gdzie� na ty�ach. Kim jeste�? Ledwo uda�o mi si� to powiedzie�, gdy wszystko wok� zawirowa�o i opad�em na wrzosy. Us�ysza�em jednak, jak tamten m�wi�: � Opatrzcie jego rany. Potem dajcie mu pi� i je��! Ich j�zyk zna�em od Pikt�w, kt�rzy przychodzili do nas handlowa�. Polecenia wodza zosta�y wykonane. Powoli wraca�a mi; �wiadomo��, jednak po wypiciu piwa, zrobionego z wrzos�w, zasn��em. Gdy si� obudzi�em, ksi�yc by� wysoko na niebie. Nie mia�em ani broni, ani he�mu. Kilku uzbrojonych Pikt�w pe�ni�o przy mnie stra�. Spostrzeg�szy, �e ju� nie �pi�, powiedli mnie za sob� przez wrzosowisko. Doszli�my do wzg�rza, na szczycie kt�rego p�on�� ogie�. Na g�azie przy ognisku siedzia� ich przyw�dca, a wok� � jak duchy �wiata Ciemno�ci � stali piktyjscy wojownicy. Bez strachu wpatrywa�em si� w jego oblicze. Czu�em, �e cz�owiek ten r�ni si� od wszystkich, kt�rych pozna�em dotychczas. Obawia�em si� jednak jakiej� bij�cej ze� dziwnej si�y, kt�ra wyr�nia�a go spo�r�d innych. Mia�em wra�enie, jakby patrzy� na ludzi gdzie� z wysoka, bogatszy od nich o wiekow� wiedz� i do�wiadczenie. Siedzia� z r�k� wspart� na podbr�dku, oczami skierowanymi na mnie. � Kim jeste�? � Obywatelem Rzymu. � Rzymskim �o�nierzem. Jednym z wilk�w, kt�re ju� zbyt d�ugo szarpi� �wiat � podsumowa�. Pomi�dzy wojownikami przeszed� pomruk. � No c�, s� i tacy, kt�rych bardziej nie lubimy ni� Rzymian. Lecz ty jeste� Rzymianinem, prawda? A zatem Rzymianie s� wy�si, ni� my�la�em. A twoja broda? Dlaczego z��k�a? Na ten sarkastyczny ton unios�em wy�ej g�ow�. Odpar�em dumnie: � Z pochodzenia jestem Normanem. Horda wyda�a dziki okrzyk i post�pi�a krok do przodu. Jeden ruch r�ki wodza zatrzyma� ich. Jego oczy by�y nadal utkwione w mojej twarzy. � Moje plemi� nie jest zbyt rozgarni�te � powiedzia�. � Nienawidz� Norman�w bardziej ni� Rzymian, gdy� ci�gle naje�d�aj� oni nasze wybrze�a. Jednak to Rzymianie zas�uguj� na wi�ksz� nienawi��. � Ale ty nie jeste� Piktem! � Jestem Medyterianinem. � Z Kaledonii? � Ze �wiata. � To kim ty w�a�ciwie jeste�? � Bran Mak Morn. � Co?! Spodziewa�em si� jakiego� giganta, monstrum, wynaturzonego kar�a, wytworu ich rasy. � Nie jeste� taki jak oni. � Jestem taki, jak nasz lud wygl�da� kiedy� � odpar�. Linia wodz�w zachowa�a czysto�� krwi od wiek�w. Od wiek�w przeszukujemy �wiat, by odnajdywa� kobiety, kt�re nadal posiadaj� cechy Starej Rasy. � Dlaczego nienawidzisz innych ludzi? � w ko�cu spyta�em zaciekawiony. � Wasze okrucie�stwo jest tym, z czego s�yniecie mi�dzy wszystkimi innymi narodami. � A za co mieliby�my ich kocha�? � jego czarne oczy rozjarzy�y si� dziko. � Jeste�my spychani z naszych teren�w Przez ka�de w�druj�ce plemi�, pozbawiani �yznych ziem, zmuszani do osiedlania si� na nieu�ytkach. Karlejemy na ciele i na umy�le. Popatrz na mnie! Tylko ja zachowa�em postaw�, jaka niegdy� cechowa�a m�j nar�d. Byli�my wtedy najwy�ej rozwini�t� ras� na �wiecie! Mimowolnie zadr�a�em na d�wi�k nienawi�ci, kt�r� wibrowa� jego g�os. Spomi�dzy rz�d�w wojownik�w wy�oni�a si� dziewczyna i zaj�a miejsce przy wodzu. Szczup�a i wstydliwa ma�a pi�kno��, dziecko jeszcze w�a�ciwie. Rysy Mak Morna z�agodnia�y, gdy otoczy� j� ramieniem. Wyraz zamy�lenia pojawi� si� w jego spojrzeniu. � Moja siostra, Normanie � przedstawi� s�. � Doniesiono mi, �e pewien bogaty kupiec z Corinium oferowa� tysi�c sztuk z�ota temu, kto mu j� dostarczy. Wyczu�em nut� smutku w jego g�osie. By�o ciemniej, ksi�yc schowa� si� ju� na zachodzie. G�os wodza przerwa� cisz�. � Ten kupiec wys�a� szpiega poza �cian�. Odes�a�em mu g�ow� tego wys�annika. Nagle wyr�s� przede mn� jaki� m�czyzna. Nie zauwa�y�em, kiedy nadszed�. By� bardzo stary i nie nosi� nic pr�cz przepaski biodrowej. D�uga, bia�a broda opada�a mu na piersi. Cia�o mia� wytatuowane od st�p do g�owy. Twarz pokrywa�y tysi�ce zmarszczek, sk�ra �uszczy�a si� jak u w�a. Spod szerokich brwi patrzy�y wielkie oczy, nawiedzone jakby wizjami. W�r�d wojownik�w zapanowa�o poruszenie. Dziewczyna przytuli�a si� mocniej do Mak Morna, by�a przestraszona. � B�g wojny dosiad� nocnego wiatru � przem�wi� nagle starzec. � Jastrz�bie poczu�y krew. Dziwne stopy przemierzaj� drogi Albionu. Dziwne wios�a burz� Morze P�nocne. � Podziel si� z nami swoj� wiedz�, czarowniku � nakaza� Mak Morn. � Rozgniewa�e� starych bog�w, wodzu � podj�� tamten. � �wi�tynie W�a s� opuszczone. Bia�y B�g Ksi�yca nie �wi�tuje ju� nad ludzkim cia�em. Panowie Powietrza spogl�daj� w d� z niezadowoleniem. Hai! M�wi�, �e w�dz zszed� z w�a�ciwej drogi. � Wystarczy � g�os Mak Morna by� szorstki. � Pot�ga W�a ju� nie istnieje. Nar�d Pikt�w nie sk�ada ju� ofiar si�om ciemno�ci. Wyprowadzi�em go z mrok�w zabobonu i nie znios� czyichkolwiek sprzeciw�w. Zapami�taj to sobie, czarowniku. Starzec przeni�s� na mnie swe wielkie, rozpalone oczy. � Widz� tu ��tow�osego dzikusa � zabrzmia� jego przenikliwy szept. � Widz� mocny umys� i mocne cia�o, nad kt�rymi m�g�by �wi�towa� B�g. Mak Morn zwleka� z odpowiedzi�. Dziewczyna obj�a jego szyj� i wyszepta�a co�. � W Piktach pozosta�y jeszcze resztki cz�owieczych uczu� i �askawo�ci � powiedzia� z nut� szyderstwa w g�osie. � To dziecko prosi, bym pu�ci� ci� wolno. M�wi� po celtycku, wojownicy jednak rozumieli i pomruk niezadowolenia przebieg� mi�dzy nimi. � Nie! � wyrzuci� z siebie czarownik. Jego up�r przekroczy� granice cierpliwo�ci wodza. Wsta�. � Powiedzia�em, �e o �wicie Norman odejdzie wolny. Odpowiedzia�a mu pe�na dezaprobaty cisza. � Czy kto� odwa�y si� stan�� przeciwko mnie? � rzuci�. Na to odezwa� si� czarownik. � S�uchaj wodzu. Prze�y�em ponad sto lat. Widzia�em wodz�w przybywaj�cych i odchodz�cych. Widzia�em wielu zdobywc�w. Walczy�em z magicznymi si�ami druid�w w ich mrocznych lasach. Zbyt d�ugo ju� szydzisz z mej pot�gi, cz�owieku Starej Rasy. Wyzywam ci�! B�dziemy walczy�. Nie pad�o ani jedno s�owo wi�cej. M�czy�ni weszli w o�wietlony migotliwym blaskiem ognia kr�g. � Je�li zwyci��, W�� i �bik powr�c�, ty za� zostaniesz na zawsze moim s�ug�. Je�li uda si� tobie, s�u�y� b�d� ja. Czarownik i w�dz stan�li naprzeciw siebie. Pe�gaj�ce p�omyki o�wietli�y ich twarze. Oczy spotka�y si� i rozgorza�a mi�dzy nimi walka nie l�ejsza od tej na miecze. Oczy czarownika rozszerza�y si�, wodza za� mala�y. Wydawa�y si� z nich emanowa� nieokie�znane pot�gi tocz�ce walk�. By�em przekonany, �e na tym polega �w staro�ytny spos�b pojedynkowania si�. Tym razem by� to konflikt mi�dzy Starym i Nowym. Za czarownikiem sta�y tysi�cleciami gromadzone sekrety, tajemnice, zapomniane przez innych si�y. Mak Morna wspiera�o czyste i jaskrawe �wiat�o nowego dnia, rodz�cej si� cywilizacji, si�a ludzi, kt�rzy mieli nadej�� i ich misji. Czarownik uosabia� Wiek Kamienia, w�dz za� Cywilizacj� Zachodu. Wynik tego starcia mia� zadecydowa� o przysz�o�ci ca�ego narodu Pikt�w. Obaj m�czy�ni zdawali si� wk�ada� w walk� olbrzymi wysi�ek. �y�y wyst�pi�y na czo�o wodza. Oczy obydwu b�yszcza�y i migota�y. Nagle czarownik westchn�� ci�ko. Zas�oni� z krzykiem oczy i upad� na wrzosy niczym pusty worek. � Wystarczy � wykrztusi�. � Zwyci�y�e� Wodzu. Powoli podni�s� si�. Napi�cie opad�o, za� oczy wszystkich spocz�y na zwyci�zcy. Bran Mak Morn potrz�sn�� g�ow�, jakby chcia� odegna� oszo�omienie. Usiad� na g�azie, a dziewczyna oplot�a go ramionami, szepcz�c mu co� �agodnym, weso�ym g�osem. � Miecz Pikt�w jest szybki � be�kota� czarownik. � Or� Pikta jest silny. Hai! Narodzi� si� wielki, pomi�dzy lud�mi Zachodu. Popatrz na pradawny ogie� Zaginionej Rasy, Wilku z Wrzosowiska! Hai! M�wi on, �e rasa znalaz�a wodza, kt�ry j� poprowadzi. Czarownik wst�pi� na odgarni�te z ogniska w�gle mamrocz�c do siebie. Roztr�caj�c je, zaintonowa� dziwn�, na wp� rymowan�, lecz nie pozbawion� dzikiego rytmu pie��: Jeziora si� srebrz� dawnych bog�w snami, nocami duchy igraj� z wrzosami, nocny wiatr si� przeci�ga, a zamglony ksi�yc �lizga si� po wodzie b�yszcz�c nad falami. Od szczytu do szczytu krzycz� czarownice, szary wilk w gonitwie ujada bez ko�ca, ponad wrzos si� wznosi z�ote miecza oko, jakie� �wiat�o b�yszczy � s�o�ce w�druj�ce. Starzec udeptywa� w�gle utrzymuj�c rytm i przystaj�c od czasu do czasu, by wrzuci� co� pomi�dzy nie. Bogowie wrzos�w i jezior bogowie, w�adcy g�r i bagien, kt�rych nie przeb�agam, ksi�ycowy mistrzu bia�ego ksi�yca, uka� nam swoje szakalowe lica, Boski W�u, niech wszech�wiata nie wypu�ci ju� tw�j u�cisk. Patrz � to rzeczy niewidoczne, oto p�on� b��dne ognie, oto chodz� w ogni �arze, spr�buj zgadn��, o czym marz�! Siedem ogni, wszystkie z�ote, ku� je m�otem b�g Albionu, teraz � numer sze�� i jeden, kszta�t nadaj� naszej schedzie Drzewo, to co jest z oddali, Tam gdzie gwiazda ranna, spoza morza, sanda�owe czy sosnowe, dotkn� teraz jego czar�w, morskich w�y, mew, ich �aru. Pyl magiczny mnie odmieni, cie� cz�owiekiem teraz b�dzie, dym uniesie si� nad wi�zy. Ogie� b�yszczy ciep�em br�zu pali to, co przy niesione, przez ocean nie�askawie. Powie wszystko, jak pragniemy. Pomi�dzy w�glami pe�za�y bladoniebieskie ogniki, pojawiaj�ce si� nagle i znikaj�ce z trzaskiem, kt�ry nios�o daleko w ciszy. Ob�oczki dymu wzbija�y si� wysoko, a� utworzy�y ciemn� chmur�. Na niebie �wietlista Mlecznej Drogi rzeka, nad wrzosem, nad g�r�, nad mg��, nad dolin�. Starych ziem bogowie s� bardzo daleko, lecz Twory ciemno�ci nie gin�, nie gin�. A wy si� wpatrujecie, ile kt�ry mo�e, w ten p�omie� mistyczny, co �wieci jak gwiazda s�uchajmy raz jeszcze � mimo bog�w mrocznych ostatniej historii o Rasie bez nazwy. Dym otoczy� starca, dostrzec mo�na by�o tylko jego po��k�e oczy. G�os zdawa� si� dobiega� sk�d� z daleka, jakby z niematerialnych zupe�nie otch�ani. Nie przypomina� te� g�osu cz�owieka, brzmia� w�asnym �yciem, �yciem czego�, czego byt si�ga samych pocz�tk�w zamierzch�ych wiek�w, a co wykorzystuje czarownika jedynie jako medium. W�wczas to dostrzeg�em jeszcze co� dziwniejszego. Stoj�ca dooko�a horda by�a nieruchoma jak niemi go�cie z za�wiat�w. Wok� nich falowa�y wrzosy, nad nimi zwisa�o mroczne niebo z niewielk� tylko ilo�ci� gwiazd. Ich obrzydliwe twarze rozmywa�y si� w ciemno�ciach, roz�wietlone jedynie od czasu do czasu blaskiem migoc�cych ogni. Bran Mak Morn siedzia�, jak statua z br�zu, z twarz� rozlu�nion�, spokojnie wpatruj�c si� w p�omienie. Ca�o�ci dope�nia� obraz op�tanej twarzy czarownika, z wytrzeszczonymi teraz oczami i bia�� brod�. � Pot�na rasa ze �r�dziemia! Twarze dzikus�w o�y�y, ich oczy zab�ys�y. Zastanawia�em si� nad s�owami czarownika. �aden chyba cz�owiek nie by� w stanie ucywilizowa� tych pierwotnych ludzi. Byli niepohamowani, niezwyci�eni, lecz bi� od nich duch dziko�ci, �ywio�owo�� Wieku Kamienia. � Starsi ni� pokryte �niegiem wzg�rza Kaledonii. Wojownicy post�pili naprz�d, zaciekawieni. Opowie�� wyra�nie ich zainteresowa�a, chocia� niew�tpliwie wys�uchiwali jej ju� wielokrotnie od kolejnych starc�w i wodz�w. � Normanie � tok jego mowy zosta� nagle przerwany. � Co le�y na Zachodzie, za Kana�em? � Wyspa Hibernia. Dlaczego jednak pytasz? � A za ni�? � Wyspy, kt�re Celtowie zw� Aran. � A jeszcze dalej? � Nie wiem naprawd�, czemu pytasz o to. Tam ko�czy si� ju� ludzka wiedza. �aden statek nie pop�yn�� dalej. Uczeni twierdz� jednak, �e istnieje tam pewna kraina i nazywaj� s� Thule. To gdzie� na ko�cu �wiata, nikt jej nie widzia�. � Hai! Pot�ny Ocean Zachodni obmywa brzegi wielu nieznanych kontynent�w, nieodgadnionych wysp� Daleko, za jego niezmierzonymi wodami, le�� dwa wielkie kontynenty. Tak wielkie, �e nawet przy mniejszym z nich Europa zdaje si� by� kar�em. Dwa kontynenty, oba o�ywiane przez wspania�e, stare cywilizacje. Te plemiona mieszka�y tam ju� za czas�w, gdy na naszych ziemiach by�y tylko bagna i lasy pe�ne gad�w i ma�p. Kontynenty te s� tak .wielkie, �e si�gaj� od lod�w i �nieg�w p�nocy do �nieg�w po�udnia. Za nimi le�y nast�pny wielki ocean � Morze Cichych W�d. Dalej � wiele wysp, kt�re niegdy� by�y szczytami g�r wielkiego l�du, zaginionej krainy Lemurii. Kontynenty s� bli�niacze, ��czy je w�ski skrawek l�du. Zachodnie brzegi p�nocnego s� dzikie i niedost�pne. Wznosz� si� tam ku niebu olbrzymie g�ry. Ich szczyty by�y jednak niegdy� wyspami, na nie w�a�nie przyby�o Bezimienne Plemi�, w�druj�ce od p�nocy. By�o to wiele tysi�cy lat temu, cz�owiek zm�czy�by si�, nim by je zliczy�. Tysi�c mil na p�noc i wsch�d rozci�ga�y si� tereny tego plemienia. A� ku r�wninom nad p�nocnymi kana�ami oddzielaj�cymi ten l�d od Azji! � Azji! � wykrzykn��em zdumiony. Starzec potrz�sn�� gniewnie g�ow�, obrzucaj�c mnie dzikim spojrzeniem. � Tam w�a�nie, w mrokach nienazwanej przesz�o�ci, rozwin�o si� owo plemi�, z istot wodnych staj�c si� ma�pami, z ma�p stworzeniami podobnymi ju� do ludzi, na koniec za� � tworz�c pierwotny obraz cz�owieka. Bardzo d�ugo pozostawali oni jeszcze dzicy i wojowniczy. Prymitywni, lecz do�wiadczeni w my�listwie, z kt�rego �yli przez wieki. Silni, chocia� niewysocy czy pot�ni. Zgrabni raczej i muskularni, jak pantery. �aden obecny nar�d nie m�g�by si� im przeciwstawi�. Zreszt� � oni byli pierwsi. Ubierali si� w zwierz�ce sk�ry, pos�ugiwali narz�dziami wyciosanymi z kamienia. Swe siedziby za�o�yli na zachodnich wyspach, kt�re obmywa�o s�oneczne morze. Pozostali tam bardzo d�ugo, wiele tysi�cy lat. Teren tam bogaty i �yzny, �atwo zatem porzucili bro� i zaj�li si� bardziej pokojow� dzia�alno�ci�. Nauczyli si� sporz�dza� lepsze narz�dzia, poleruj�c kamie�. Posiedli umiej�tno�� uprawy zb� i owoc�w. Los si� do nich u�miechn��. Nauczyli si� prz��� i tka�, budowa� chaty. Nieobca by�a im obr�bka sk�r i garncarstwo. Daleko na zach�d za wzburzonymi falami, le�a� pod�wczas rozleg�y, ponury l�d � Lemuria. Stamt�d przybyli na �odziach Morscy Ludzie. Dziwna rasa, pochodz�ca najprawdopodobniej od jakich� potwor�w morskich. Byli jak rekiny � mogli godzinami przebywa� pod wod�. Pojawiali si� wielokrotnie, plemieniu zawsze jednak udawa�o si� ich, odeprze�. Niekt�rzy pod��yli za nimi a� na Lemuri�. Na wschodzie i � po�udniu tego, l�du rozci�ga�y si� wielkie lasy, zamieszka�e przez srogie bestie i ma�poludy. Mija�y wieki i Bezimienne Plemi� stawa�o si� coraz silniejsze, coraz bieglejsze w rzemio�le, ich sztuka wojenna jednak podupada�a. Lemurianie za to nie zrezygnowali z podboj�w. W�wczas to pot�ne trz�sienie ziemi przetoczy�o si� przez �wiat. Niebo zamieni�o si� miejscem z morzem, a l�d zawirowa� mi�dzy nimi. Przy wt�rze grom�w wyspy zachodu zosta�y wyd�wigni�te ponad morza i uformowa�y wielkie masywy g�rskie. Lemuria znikn�a pod falami, zostawiaj�c po sobie tylko jedn� olbrzymi�, g�rzyst� wysp� otoczon� innymi, mniejszymi � dawnymi wierzcho�kami g�r. Pojawi�y si� wulkany, zalewaj�ce law� wszystko, co �y�o, ros�o czy zosta�o stworzone. Plemi� rozpocz�o tedy w�dr�wk� na wsch�d, spychaj�c ma�poludy na trasie marszu. Osiedli�o si� nast�pnie na drugie wieki na szerokich, bogatych r�wninach. Zdarzy�o si� jednak inne nieszcz�cie � od Arktyki nasun�y si� wielkie po�acie lodu i plemi� musia�o zn�w ucieka�. W�dr�wka ta trwa�a tym razem tysi�ce lat. Ruszyli na po�udnie p�dz�c przed sob� bestie podobne do ludzi. W ko�cu, po wielkiej wojnie, zepchn�li je do�� daleko, by mie� spok�j. One, pod��aj�c przez morza i wyspy, dotar�y do Afryki. P�niej przedosta�y si� tak�e do Europy, gdzie zasta�y miejscowe ma�poludy. W Europie znale�li si� dawni mieszka�cy Lemurii � owa Druga Rasa. Byli niscy, kr�pi, z oczami przypominaj�cymi rybie. Mieli oni sw�j w�asny spos�b na �ycie. O rzemio�le wiedzieli niewiele, posiedli jednak spore umiej�tno�ci architektoniczne, od Bezimiennego Plemienia nauczyli si� wiele o wyrobie narz�dzi i obr�bce kamienia. Ogromne pola lodowe nada� spycha�y Bezimienne Plemi� na po�udnie. Nie dotar�y wprawdzie do po�udniowego l�du, lecz i bez tego by� on wystarczaj�co niewdzi�czn� krain�. Wilgotn�, bagnist�, pe�n� w�y. Plemi� zbudowa�o zatem �odzie i po�eglowa�o ku l�dowi otoczonemu wod� � ku Atlantydzie. Atlantydzi byli Trzeci� Ras�. Okazali si� gigantami, pi�knie zbudowanymi. �yli w jaskiniach i trudnili si� �owiectwem. Kiedy nie polowali i nie bili si� mi�dzy sob�, wykorzystywali czas na malowanie i rysowanie na �cianach swych jaski� postaci ludzi i zwierz�t. Nie mogli jednak dor�wna� Bezimiennemu Plemieniu w rzemio�le i zostali wyparci. Oni r�wnie� pod��yli do Europy, gdzie musieli prowadzi� walki z lud�mi�bestiami. Mi�dzy rasami trwa�a wojna, a zwyci�zcy spychali pokonanych na gorsze ziemie. �y� tam pewien bardzo m�dry czarownik, kt�ry rzuci� na Atlantyd� kl�tw�, decyduj�c, �e powinna ona pozosta� nie znana wszystkim ludzkim plemionom. �aden okr�t stamt�d nie mia� zawita� do innych brzeg�w, �aden obcy okr�t nie m�g� zbli�y� si� do niej. Otoczona nieprzebytymi morzami mia�a Atlantyda pozosta� sama do czasu, gdy odkryj� j� ponownie okr�ty z g�owami w�y umieszczonymi na dziobach, przybywaj�ce z m�rz p�nocy. W�wczas cztery zast�py stocz� walk� na Wyspie Morskich Mgie� i wielki w�dz wy�oni si� z Bezimiennego Plemienia. Przeszli zatem do Afryki, gdzie wybrze�em dotarli do Morza �rodkowego, otoczonego s�onecznymi brzegami. Tam osiedlili si�, przez kolejne wieki ro�li w si�� i pot�g�, stamt�d rozprzestrzenili si� dalej. Od afryka�skich pusty� a� po Sine Morze, od Nilu a� po wzg�rza Albionu. Wsz�dzie uprawiali ziemi�, wypalali garnki, tkali materia�y. �yli pomi�dzy jeziorami Alp, w�r�d wzniesionych przez siebie �wi�ty� na r�wninach Brytanii. Ca�y ten czas toczyli walk� z Atlantydami, wypieraj�c ich. Tamci z kolei rugowali rudobrodych �owc�w renifer�w. Wtedy z p�nocy nadci�gn�li Celtowie, dzier��cy miecze i w��cznie z br�zu. Przybyli z krainy Bezkresnych �nieg�w, znad brzeg�w dalekiego Morza P�nocnego. Stali si� Czwart� Ras�. Piktowie uchodzili przed nimi. Wr�g to by� pot�ny � m�czy�ni silni i wysocy, bardzo dobrze zbudowani, o szarych oczach i g�stych czuprynach. Gdziekolwiek Celtowie i Piktowie toczyli walki, ci pierwsi zawsze wygrywali. Piktowie bowiem, podczas wielu lat �ycia w pokoju, zapomnieli sztuki walki. W ko�cu zostali zepchni�ci na nieu�ytki. Tak by�o w przypadku Pikt�w z Alby. Zepchni�to ich na zach�d i na p�noc, gdzie wymieszali si� z rudow�osymi olbrzymami, kt�rych sami niegdy� wyparli z r�wnin. Nie mia�o to wielkiego zwi�zku z dawn� tradycj�, lecz jak tu trzyma� si� tradycji, maj�c n� na gardle� Wieki mija�y i rasa karla�a. Zgrabni, niewysocy i czarnow�osi ludzie, w po��czeniu z plemionami rudych dzikus�w, uformowali dziwn� mieszank� � o spaczonych cia�ach i umys�ach. Zaprawia�a si� ona jednak w bojach, ros�a jej waleczno��, zapominaj�c wszak�e o innych umiej�tno�ciach. Tylko linia wodz�w pozosta�a niezmieniona. I dlatego w�a�nie jeste� taki jak przodkowie, Branie Mak Morn, Wilku z Wrzosowisk. Przez moment zapanowa�a cisza. Milcz�cy kr�g s�ucha� w rozmarzeniu, jak milknie echo g�osu czarownika. Tylko nocny wiatr lekko szumia�. Po chwili rozdmucha� on na powr�t ognisko, kt�re buchn�o wysokim p�omieniem rzucaj�c jasny blask. Czarownik odezwa� si� znowu. � S�awa Bezimiennego Plemienia umar�a, jak �nieg wpadaj�cy do morza, czy dym rozwiewaj�cy si� w powietrzu. Odesz�a w niepami��. Znikn�a gloria Atlantydy, upad�o Imperium Lemurian. Ludzie Wieku Kamienia topniej� jak szron na s�o�cu. Przyszli�my z mrok�w i odchodzimy w mrok. Jeste�my cieniami. Jeste�my ludem z cieni� Nasze dni min�y. Wilki wa��saj� si� po �wi�tyniach Boga Ksi�yca. W�e wodne p�ywaj� w naszych zatopionych miastach. Cisza zalega�a nad Lemuri�, kl�twa nad Atlantyd�. Dzicy o czerwonej sk�rze zaj�li zachodnie l�dy, spaceruj� po dolinie Zachodniej Rzeki i wa�ach wybudowanych jeszcze przez Lemurian podczas walki z Bogiem Morza. Na po�udniu imperium Toltek�w z Lemurii rozpada si� w proch. Staro�ytne ludy odchodz�. Ludzie Nowego �witu staj� si� coraz pot�niejsi. Starzec wyj�� z ognia p�on�c� pochodni� i b�yskawicznie zakre�li� ni� w powietrzu tr�jk�t i ko�o. Mistyczny symbol zdawa� si� w jaki� dziwny spos�b trwa� w powietrzu jeszcze przez chwil�. � Ko�o bez pocz�tku � kontynuowa� czarownik. � Ko�o bez ko�ca. W�� z ogonem w paszczy, kt�ry oplata �wiat. I Mistyczna Tr�jca: Pocz�tek, Trwanie, Koniec. Tworzenie, Ochrona, Zniszczenie. Zniszczenie, Ochrona, Tworzenie. �aba, Jajo i W��. W��, �aba i Jajo. �ywio�y: Ogie�, Powietrze i Woda. I falliczne symbole� B�g ognia si� �mieje� Dziko��, z jak� Piktowie gapili si� w ogie�, wzbudza�a we mnie l�k. P�omienie opada�y, wznosi�y si�,, strzela�y. Przekszta�ci�y si� w jak�� dziwn� ��t� mg��, nie b�d�c� ni ogniem ni dymem, ni par� � po��czeniem raczej tego wszystkiego. Ca�y �wiat i niebo zdawa�y si� by� mg��. Sta�em si� niematerialn� istot�, z kt�rej na pewno istnia�a tylko para oczu. Nagle, w�r�d tej ��tej mg�y, zacz�y si� rysowa� niewyra�ne obrazy. Pojawia�y si� i znika�y. Przesz�o�� przesuwa�a si� przed nami w trudnym do ustalenia porz�dku. Ujrza�em pole bitwy, na nim ludzi podobnych do Brana Mak Morna. Naprzeciw sta�a horda wysokich i szczup�ych wojownik�w uzbrojonych w miecze i w��cznie z br�zu. Gallowie? Potem pojawi�o si� inne pole bitwy i poczu�em, �e jest to obraz odleg�y od poprzedniego o setki lat. Powt�rnie ujrza�em uzbrojonych w or� z br�zu, tym razem jednak wycofywali si� oni przed ��tow�osymi wojownikami, kt�rzy r�wnie� pos�ugiwali si� broni� z br�zu. By� to niew�tpliwie obraz nadchodz�cych Bryt�w, od kt�rych wyspa ta wzi�a sw� obecn� nazw� � Brytania. Z kolei ujrza�em seri� zamazanych scen, zmieniaj�cych si� tak szybko, �e nie mog�em niczego rozpozna�. Odnios�em jednak wra�enie, �e s� to obrazy wielkich dokona�, prze�omowych wydarze�. Przez moment zamajaczy�a czyja� twarz. Twarz stanowcza, o stalowych oczach i ��tych w�sach nad cienkimi wargami. By� to zapewne celtycki w�dz Brennus, kt�rego galijskie hordy zburzy�y Rzym. Potem ujrza�em inne oblicze � m�odego cz�owieka o aroganckim wygl�dzie, o rysach zm�conych wyrazem okrucie�stwa. Twarz p�boga i degenerata. Cezar! Zamglona pla�a. Cienisty las. Bitewny zgie�k. Legiony nacieraj�ce na hordy Caractacusa. Odchodz�ce w dal �ata chwa�y i pot�gi Rzymu. Legiony powracaj�ce z triumfem, z setkami pojmanych je�c�w. Korpulentni senatorowie, szlachetnie urodzeni, za�ywaj�cy rozrywki w luksusowych �a�niach, na bankietach. Kupcy i mo�ni odpoczywaj�cy w Osstii, Massilii czy Aqua Sulae. Potem, jak dla kontrastu, dzikie brody lud�w z reszty �wiata. Srogoocy, ��tobrodzi Normanowie, pot�nie zbudowani Germanie, nieposkromieni i ognistow�osi dzicy z Walii oraz Dammonii wraz z ich przeciwnikami, Silurami Piktyjskimi. Przesz�o�� pocz�a si� zamazywa�. Jej miejsce powoli zajmowa�a tera�niejszo��. I przysz�o��! Narody i armie pojawia�y si�, znika�y� � Oto upada Rzym! � g�os czarownika ponownie przerwa� cisz�. � Nogi Wandali depcz� Forum. Dzikie hordy przeci�gaj� Via Appia. ��tow�osi przybysze gwa�c� dziewice ze �wi�ty� Westalek. Rzym upada! Wrzask triumfu rozdar� nocn� cisz�. � Widz� Brytani� poddaj�c� si� norma�skim mieczom. Widz� Pikt�w schodz�cych z g�r. Gwa�t, ogie� i walk�! We mgle pojawi�a si� twarz Brana Mak Morna. � Chwa�a Wielkiemu! Widz� nar�d Pikt�w d���cy ku nowemu �wiat�u! Wilk! Wilk zwyci�a! I wilcze wycie w�r�d rannych ch�od�w. Ju� �wit nastaje, gdy przesz�e cienie hord� przyjd� w go�ci. Niezmienna s�awa! Powr�ci dzi� echem, nie cieniem triumfu. Wylania si� nar�d, dawne Wilcze Plemi�!

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!